15997

Szczegóły
Tytuł 15997
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

15997 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 15997 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 15997 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

15997 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Ewa Przybylska PTASI INSTYNKT I Julia dostrzeg�a g�ow� Jerzego p�yn�c� nad t�umem wiernych. Rozst�-powali si� przed nim skwapliwie, cho� z ca�� pewno�ci� nie z uprzejmo�ci. Po prostu rozsuwa� ich bezceremonialnie w swoim marszu g��wn� naw� a� pod sklepienie ch�ru. W�a�nie �piewacy przypomnieli o sobie. Gruchn�y pienia wcale nie anielskie. Julia s�ucha�a nieuwa�nie tej coniedzielnej kakofonii. Poch�ania�o j� oczekiwanie. Na iskr�, kt�ra przebiega�a przez ni� jak b�ysk, gdy tylko ciemna g�owa ukazywa�a si� w polu widzenia. Wstydzi�a si� tego, lecz r�wnocze�nie czeka�a, jak czeka si� na smak osza�amiaj�cego wina. Jerzy w�a�nie przystan�� za jej plecami. Dotkn�� lekko jej ramienia. Nie obejrza�a si�. Stali obok siebie nieruchomo, a dla niej tylko ta znieruchomia�a blisko�� liczy�a si� w tej chwili, reszta, ch�r i ca�a ta liturgia by�y tylko poz�acanym t�em. Obr�ci�a si� lekko ku niemu. Nie napotka�a oczu. Wzrok jego, pe�en gniewu, skierowany by� w jaki� punkt poza ni�. Ciemne oczy jakby czego� zabrania�y. Zaskoczona posz�a za nimi. W�a�nie wierni padli na kolana. Szczup�a sylwetka Ma�gorzaty, ju� nie os�oni�ta nikim, przybli�y�a si� jakby na wyci�gni�cie r�ki. Kolorowy witra� zalewa� jaskrawym �wiat�em g�owy modl�cych si�. Kapelusz Ma�gorzaty mia� rubinowy kolor krwi. Drobna twarz, o kt�rej m�wiono, �e jest bardzo pi�kna, biela�a w czerwonawym p�cieniu szerokiego ronda. Nagle zdj�a kapelusz, jakby j� uwiera�. Potrz�sn�a g�ow�, w�osy wymkn�y si� spod klamry i rozsypa�y na czerwieni p�aszcza. Wci�� patrzy�a na nich. Julia pos�a�a jej u�miech. Ma�gorzata nie odwzajemni�a go. Wcisn�a szybkim ruchem kapelusz na g�ow�, spu�ci�a rondo, przekroczy�a kl�cz�c� 5 posta�, po czym r�wnie bezceremonialnie, jak Jerzy przed chwil�, ruszy�a ku wyj�ciu. Jerzy odprowadzi� j� wzrokiem, nadal pe�nym gniewu. Wci�� stali po�r�d kl�cz�cych jak dwa obeliski, a� wreszcie czyja� d�o� �ci�gn�a ich w d�. � Gniewa si�? � spyta�a szeptem Julia. � Kto? � odszepn��. � Przecie� wiesz. � Ach, ta! � mrukn��. Pom�g� jej wsta�. Obejrza� si�. Nie widzia�a jego twarzy, ale czu�a, �e nadal nie jest ten sam. Poprowadzi� j� do wyj�cia, os�aniaj�c przed pchaj�cym si� t�umem. By�a to jednak troska najzupe�niej mechaniczna, tak to odebra�a. Wci�� si� rozgl�da�, jakby kogo� szukaj�c. Dostrzeg� proboszcza przecinaj�cego dziedziniec. � Przepraszam � mrukn�� i odszed�. Lecz nie by�a to osoba, kt�rej szuka�, z ca�� pewno�ci� nie. Julia usun�a si� pod mur, przygl�daj�c si�, jak pertraktuje z ksi�dzem, surowo, nieust�pliwie, omal niegrzecznie. Wiedzia�a, o co targuj� si�, jak dwaj kupcy. � Nic si� nie zmieni� � us�ysza�a kpi�cy g�os Ma�gorzaty. � Wci�� ten sam centu�. Lecz wygl�da na to, �e trafi�a kutwa na kutw�. Zasz�a Juli� od plec�w. Stan�a na wprost, wysoka, niezwyk�a elegancka. U�miecha�a si� mi�o, oczy zachowuj�c pe�ne ironii. � Jeste� pono� bardzo inteligentna, s�ysza�am � ci�gn�a, wci�� patrz�c przez rami� na tamtych dw�ch. � C�, wielka szkoda... � Co on ci zrobi�? � spyta�a Julia spokojnie. � Nie uwi�d� mnie, je�eli to mia�a� na my�li. Do g�owy by mi nie przysz�o, �e chcia�abym by� uwiedziona w�a�nie przez niego � przyjrza�a si� Julii. � No c�, wszystkiego najlepszego, ma�a. Spadli�cie po raz drugi z ambony. Mam nadziej�, �e to tw�j przedostatni upadek. � Dlaczego przedostatni? � spyta�a Julia nadal spokojnie, wiedz�c, �e zdradzaj� j� oczy, na pewno zm�cone. � Bo zlatuje si� z ambony trzy razy, je�li si� nie myl� � odrzek�a Ma�gorzata. � Z ka�dym obrz�dkiem jestem na bakier, tyle chyba o mnie s�ysza�a�. Kiwn�a g�ow�. Odwr�ci�a si�, czerwony kapelusz przesuwa� si� chwil� 6 za a�urowym murem z cegie�, potem ca�a posta� Ma�gorzaty ukaza�a si� raz jeszcze w otwartej bocznej furtce, a� wreszcie znikn�a. � Czego chcia�a? � spyta� Jerzy podchodz�c. � Pogratulowa�. � Nie ona. � Zbie�no�� uczu�? � za�artowa�a Julia. �achn�� si�. � Przesiedzia�em z ni� cztery lata w liceum, potem sze�� na medycynie. Gdziekolwiek si� obr�ci�em, wyrasta�a obok jak k�uj�cy oset. Po co si� tutaj przywlok�a? � Pochodzi st�d. Jak my. � Niezupe�nie. Co ci nagada�a? � w twarzy mia� gniew, a tak�e co� jeszcze, czego nie potrafi�a nazwa�, ale co rozprasza�o go tak dalece, �e nie potrafi� skupi� wzroku ani na niej, ani na przepychaj�cym si� t�umie. � Nic � odpowiedzia�a. Jak zza grubej �ciany zachrobota� w niej niepok�j, uczucie dziwne, pojawiaj�ce si� zawsze, gdy tylko nastroje ich rozbiega�y si�. � A� dziwne � mrukn��. Uj�� j� pod rami� i poprowadzi� ku bocznej nawie. Ruszyli wolno ku ��kom. Po w�skiej, asfaltowej drodze, przecinaj�cej ��ki, ugania�y si� motorynki. Jazgot silnik�w �ciga� ich a� do zakola rzeki, szoruj�cej po piaszczystym dnie. Trzciny zw�a�y i tak ju� w�skie koryto, nad brzegami siedzieli w�dkarze i moczyli swoje kije, zatopieni po g�owy w tatarakach. Od lasu nadci�ga�a powoli zwiewna mgie�ka, jak zwykle w jesieni. Obj�� j� na chwil� ramieniem. Gdy tak stali blisko siebie, schowani za k�p� zrudzia�ych bz�w, wszystko przesta�o si� znowu liczy�. Dostrzeg� to natychmiast. Przyci�gn�� bli�ej. Spojrza�a na niego pod g�r�, dostrzeg�a b�ysk satysfakcji w jego oczach. To by�o w�a�nie to, czego nie umia�a poj��, a co mia�o dla niej smak goryczy. Odsun�a si�, ju� podzielona mi�dzy uniesienie, kt�re wci�� trwa�o, a uczucie narastaj�cego zawodu. Usiedli na pag�rku. Wszystko prztrd nimi i wok� nich by�o ciche, zatopione w zieleni, jakby zapomniane przez krzykliwy �wiat. Tutaj czas mia� inny rytm, inne przemijanie, niekiedy odnosi�a wra�enie, �e mog�aby go z �atwo�ci� zatrzyma�, na jak d�ugo by chcia�a. � Zawsze z �alem st�d wyje�d�am � odezwa�a si� cicho. � Cholerna dziura � mrukn��. 7 � Dziura, owszem. Ale dlaczego cholerna? � Bo jest. � Nie lubisz Borowa? � Dwadzie�cia lat temu by�o dla mnie Pary�em. Ca�e �ycie dogania�em innych. Lecz niebawem zostawi� ich w tyle. Zamilk�. Zapad� w jedno ze swych nag�ych zamy�le�, nie tyle gorzkich, ile mami�cych go wspania�� iluzj�, marzeniem o przewadze jakiejkolwiek i nad kimkolwiek, o odegraniu si�, zna�a to, m�wi� o tym wiele razy. We-ssa�o go na kr�tko, ale tak wszechw�adnie, i� na mgnienie zapomnia�, �e nie jest tutaj sam. Spogl�da�a na niego spod powiek, jak zwykle poruszona, Sta�a po jego stronie, wiedzia� o tym, i tak ju� mi�dzy nimi zostanie, aczkolwiek by�a to strona niekiedy dla niej najzupe�niej obca. Dotkn�a jego r�ki. Nie od razu zareagowa�. Patrzy� na ni� d�ugo, surowo�� odp�yn�a z jego twarzy. � Jeste� podobna do Catherine Deneuve, wiesz? � Ju� to m�wi�e� ze sto razy. � Ale twoje w�osy s� naturalne. Maj� kolor pszenicy. � To te� m�wi�e�. � A m�wi�em, �e pod t� anielsk� pow�ok� siedzi czarownica, kt�ra chce mnie porwa� na miotle? � Dopiero chce? Jeszcze nie porwa�a? Za�miali si�. Znowu zamilkli, zapatrzeni przed siebie. � By�a� ju� w domu? � spyta� znienacka. � Kiedy? � odrzek�a zdziwiona. � Prosto z ko�cio�a przyszli�my tutaj. � Rzeczywi�cie � mrukn��. � A rano ciebie w domu nie by�o. � By�am u krawcowej. � Powiedzieli mi. � By�e� u nas? Prosto z dworca? � spyta�a zaskoczona. � Po prostu wst�pi�em po ciebie � wyja�ni� niech�tnie. � S�dz�, �e to do�� naturalne, prawda? � Oczywi�cie � powiedzia�a, ale on nie s�ucha�. � I za moment odmaszerowa�em do znajomych � doko�czy�. � Mog�e� poczeka� u nas � powiedzia�a. � Jeszcze si� na mnie napatrz� � mrukn��. � Niekiedy mam wra�enie, �e ich nie lubisz � powiedzia�a z �alem. I 8 � Te� mam takie wra�enie � odrzek�. � Zreszt� z pe�n� wzajemno�ci�. Umilk�a. To tak�e by�o nie do naprawienia. Odk�d po raz pierwszy przekroczy� pr�g ich domu, ju� nie tylko jako by�y kolega Piotra, natychmiast co� mi�dzy nimi wyros�o. Nawet ojciec, zawsze dla wszystkich serdeczny, zatraca� swoj� bezpo�rednio�� i przys�uchiwa� si� rozmowie z nieokre�lonym bli�ej u�miechem. � Ta wasza Marianna! � odezwa� si� Jerzy. � To jest dopiero numer. Trz�sie domem. Nawet twoja matka cichnie, gdy jej s�u��ca zabiera g�os. � Nie jest s�u��c�. S� sobie bli�sze ni� siostry. � Co ty m�wisz? � zdziwi� si� ironicznie. � Nigdy bym twojej matki nie podejrzewa�, �e zejdzie ze swojej wysoko�ci do kogokolwiek. Jeste� tego pewna? � Najzupe�niej. Jak twojej obiektywno�ci � odrzuci�a ura�ona. Znowu umilkli. Siedzia� p�profilem, zatopiony w rozmy�laniach, niezbyt mi�ych chyba, bo brwi mia� �ci�gni�te. By�a to niew�tpliwie bardzo �adna twarz, z oczyma, kt�re jej kole�anki nazywa�y niepokoj�cymi. By�y niepokoj�ce, by�y niespokojne, zawsze i nie tylko one, to tak�e chyby si� ju� ??? zmieni. Spogl�da�a na niego k�tem oka, jeszcze nieco ura�ona, ale ju� owa przedziwna mieszanka czu�o�ci i smutku obejmowa�a j� wszechw�adnie. Raptem wsta�. Poda� jej r�k� i poderwa� ku g�rze. Si�ga�a mu do ramienia, chocia� by�a wysoka. Znowu spogl�da� dok�d� nad jej g�ow�. � Nigdy nie chcia�bym ciebie zrani� � rzek� nieoczekiwanie. � Wiem � odrzek�a zaskoczona. Pu�ci� j�. Nadal stali na wzg�rzu, z dolink� rzeki pod nogami. Lecz zielony pejza� niewiele go obchodzi�. Spogl�da� przed siebie zas�piony. � Cokolwiek si� wydarzy, pami�taj, zawsze jeste� dla mnie ponad tym � odezwa� si� p�g�osem. � Co si� sta�o, Jerzy? � spyta�a cicho. Dostrzeg� jej niepok�j. U�miechn�� si�, obr�ci� twarz� ku czerwonym dachom miasteczka le��cego w dole. � Ws�uchaj si� w t� pozorn� cisz� � rzek�. � Przyjrzyj tej pozornej sielance. Nawet sobie nie wyobra�asz, co kot�uje si� pod tymi pi�knie wypalanymi dach�wkami, pod t� ob�ud�. W rzeczy samej wsz�dzie jest podobnie, lecz w takim kojcu jak ten, ostrzej to wida�. Wsz�dzie trzeba walczy�, wydziera� innym, jeste�my jak psy bij�ce si� o ko��, od g�ry do \ 9 do�u przez wszystkie warstwy, je�eli co� takiego, je�eli chodzi o mentalno��, jeszcze istnieje. Lecz nie wszyscy musz� rozdawa� ciosy, nie patrz�c komu. Jest co� takiego, jak beniaminiki tatusia czy dobrego splotu okoliczno�ci. Nigdy nie by�em czyim� beniaminkiem. A cz�owiek bez poparcia niewiele w tym kraju znaczy. Pi�� system�w przemienie, lecz w Polsce nic si� nie zmieni, uk�ady, uk�ady, uk�ady! Nikt, cho�by najgenialniejszy, nie jest w stanie przedrze� si� przez te zasieki. Ca�e klany rodzinne w�adaj� niepodzielnie klinikami, w pa�stwowych salach operacyjnych, pa�stwowymi �rodkami, robi si� prywatne operacje za ci�kie pieni�dze. Codziennie na to patrz�! W kraju, gdzie bezprawie jest obowi�zuj�cym prawem, a zabawa w udawanie Greka narodowym sposobem na prze�ycie, nikt normalny nie ma szans, absolutnie nikt, chyba �e otworzy w�asn� klinik� albo spakuje manatki i ruszy w �wiat. Wtedy te nasze patriotyczne w�adze, wci�� udaj�c Greka, zaczn� rozpacza� nad przeciekaj�cym krwiobiegiem i na tym poprzestan�. Bo napraw� musieliby zacz�� od siebie! S�ucha�a, nie przerywaj�c. W miar� jak m�wi�, g�os jego traci� gorycz, a nabiera� twardo�ci i nienawi�ci. Tylko do kogo? S�ysza�a to ju� wiele razy, w najbardziej nieoczekiwanych momentach, lecz wci�� od nowa zaskakiwa� j� swoim nieprzejednaniem. Mia�a ochot� powiedzie� mu, poczekaj, b�d� cierpliwy, jeszcze odegrasz swoj� wielk� rol�, wejdziesz do w�asnej sterylnej sali, pe�nej chrom�w, i dokonasz, czego nikt przed tob� nie zdo�a�. Wierzy� w to, ale on ze swoj� gwa�town�, niecierpliw� ambicj� nie ufa� niczyim s�owom. Niekiedy w�tpi�a, czy ufa� jej. � Na pewno nic nie zasz�o, Jerzy? � spyta�a cicho. Ucich� raptownie. -*- Co si� mia�o zdarzy�? � odrzek�. � Chocia� tak � doda� po chwili. � Musz� wraca� do Poznania najbli�szym poci�giem. Mam dy�ur za koleg�. Pewnie to zepsu�o mi humor. Popo�udnie mia�o by� tylko dla nas. � Skoro musisz! � powiedzia�a z �alem. � Jestem lekarzem � powiedzia� nie patrz�c na ni�. � Czekaj� nas nieustaj�ce zmiany plan�w i nag�e rezygnacje, przygotuj si� na to. Mo�e nadejdzie taki czas, �e przestaniesz mnie za to lubi�, kobiety bywaj� zazdrosne o nieobecno�� � zamilk�, popatrzy� na ni�. � Na wszelki wypadek z�� przysi�g�, Julio � rzek� �artobliwie, oczy zachowuj�c uwa�ne. � Przyrzeknij na tym tu zielonym balkonie, �e nie opu�cisz swego Romea, nawet wtedy, gdy przestanie by� do niego podobny. 10 � Przyrzekam � odpowiedzia�a podobnym tonem, unosz�c d�o� ku g�rze. � Przecie� ka�dej chwili mog� o tym zapomnie�. Roze�mia� si�, oczy zachowuj�c napi�te. � Jed� ze mn� � zaproponowa� nagle. � Odprowad� mnie ze cztery stacje albo nawet do samego Poznania. Trzeba jako� uczci� ten nasz drugi upadek z ambony. Nie chc� si� jeszcze z tob� rozstawa�. Mo�esz przecie� chocia� raz naruszy� wasz u�wi�cony porz�dek niedzieli i zostawi� ich samych przy obiedzie � nadal patrzy� na ni� uwa�nie, jakby kontrolowa� reakcj�. G�os mia� �artobliwy, ale oczy temu przeczy�y. Julia nie pojmowa�a, dlaczego. Dziwny niepok�j znowu zachrobota� jak zza grubej �ciany, ale tylko na moment, na mgnienie. Potem odepchn�a go. � Nie musisz nalega� � powiedzia�a weso�o. � Od dawna mam ochot� zrobi� co� na przek�r Mariannie. Pewnie mnie zabije. � Nie ciebie. Jest za�lepiona. � Tak jak ty? � spyta�a �artobliwie. � Nie znam tego uczucia � odrzek� jakby z �alem. � Ale� znasz je. Biel i chrom przyspieszaj� ci t�tno. � Lecz zaostrzaj� ,wzrok. Nigdzie nie czuj� si� tak... oszukany, jak w�a�nie tam. Schodzili z pag�rka ku stacji kolejowej. Widzia�a profil Jerzego. Znowu by� ko�o niej tylko po�ow� siebie. Lecz czy to mo�e mie� jakie� istotne znaczenie, dla niej, dla nich, przecie� zawsze wraca� do niej na zielony balkon, jak do jedynego miejsca na ziemi, w kt�rym czu� si� bezpiecznie, powiedzia� jej to sam wielokro�. Julia sta�a w cieniu wielkiego kasztana. By�a sz�sta, a zatem i podwieczorek zjedli bez niej. W ch�odnej jadalni zapewne nie by�o ju� nikogo, nawet nieugi�ta Marianna zrezygnowa�a z czekania i kr��enia od okien do drzwi swojej sterylnej kuchi, do kt�rej tylko kot Belzebub i, w drodze �aski, Julia mieli prawo wst�pu. �aska jednak�e sko�czy�a si�, przynajmniej tego niedzielnego popo�udnia. Wci�� w dziwnym nastroju, jaki zawsze zostawia po sobie smutek i niedosyt obcowania, przygl�da�a si� swemu domowi. Nie by� najpi�kniejszy w miasteczku, ale mia� to, co Marianna nazywa�a szykiem, a Adam z czu�� ironi� � histori� bez st�chlizny. Wtem w ogrodzie ukaza� si� Piotr. Jej starszy brat by� wysoki, lecz nie 11 . zy\ rodzinnej smuk�o�ci. Mia� prawie sto dziewi��dziesi�t centy- odzieazi stUi ? wygl�da� przysadzi�cie nawet w najlepiej skrojonym metr�w ao Sje sam dobrodusznie naigrawa�. Julia czeka�a na niego uu ' . om Bv�adlanieqo Juli� z Werony, tak m�wi� od najdawniejszych zu�miecneiN- ? 'at 'nie dotar� do furtki, by� ju� dwa kroki od drzewa, pod kt�rym sta�a. - krzvd�o nie tyle z rozmachem, ile z roztargnieniem niew�a�ciwym Cl 5\ szcze jej nie dostrzeg�, lecz to nie g��bki cie�, w kt�rym sta�a, by� S� \/czvn�- ??^ w takim stanie, �e nie m�g� dostrzec niczego. Julia tego pr ? ^ njeg0 zaskoczona. Stan�� raptownie. G�os Teresy, z natury stale obra�ony, zatrzyma� go w p�ruchu. Obr�ci� si� skwapli- � '�' nok�j zburzy� do reszty wrodzon� �agodno�� jego twarzy vie, niep chowo cofn�a si� g��biej w cie�. Teresa zbli�y�a si� do m�a Julia �ul . __.....___, , ...... .._,..,;�__.___.__.__:��:� � ? wvbieQ� a� za parkan, wysup�a� sylwetk� Julii z ochronnego cienia. WZr^_A to ty � powiedzia�a niech�tnie. obr�ci� si� tak�e. Nim otworzy� usta, Teresa odsun�a go niecierpli-poC|esz�a do Julii. wie' rratuluj�! � zaatakowa�a ostro, a jej niedu�e czarne oczy wwier- H�v sie W Ju'1^- J lia cofn�a si� o krok. Teresa post�pi�a za ni�. _ popisa�a� si�! Czym? � spyta�a Julia spokojnie, patrz�c na brata. ~~ 7awsze m�wi�am, kto milczy, ten knuje! �wietnie udawa�a�! � _ fin�a P'otra za r�kaw, ale on spojrza� szybko w inn� stron�, jak przyci�g^ podobnych sytuacjach. � No, powiedz jej! Przypomnij tej wa- zawszedzjnnej maskotce, jak� to intryg� namota�a! � cofn�a si�, szarp- SZe) p' tra mocniej za r�kaw, ale on wci�� ucieka� wzrokiem, unikaj�c oczu r l- Nie b�d� tch�rzem! Powt�rz, co sam przed chwil� g�o�no powie- ?" ' No odwa� si�! � obr�ci�a si� ku Julii. � �Dok�adnie tego po nim d eS'dzje'wa�em". Tak powiedzia�. Ja bym doda�a, po nich. Tego drania kto� upowa�ni�! ra natychmiast zrozumia�a, kogo dotyczy� epitet. Obaj z Piotrem mieli U \n trzydzie�ci, z czego cztery lata przesiedzieli w s�siednich �aw-PrZ<hSZ rzygladaja.0 si� sobie. Piotr z ciekawo�ci�, Jerzy wrogo. Dopiero i ' l t p�niej, gdy sama wesz�a mi�dzy nich, zrozumia�a powody. I cie-W' " i wrogo�� wyp�ywa�y z podobnych �r�de�. Byli dla siebie irytuj�c� kawos . njch mja� . stosunek do otoczenia, dobroduszno��, zagadk�. ^^ J 12 zdaniem Jerzego, by�a zawsze wielce podejrzana i na og� cechowa�a g�upc�w. � Milczysz, jak zwykle! � powiedzia�a szorstko Teresa. � To jednak niczego nie zmieni! � poprawi�a kapelusz. Dok�dkolwiek si� udawa�a, cho�by dwa kroki od domu, wk�ada�a na g�ow� kapelusz. Odk�d us�ysza�a, �e pod szerokim rondem oczy jej wygl�daj� niezwykle interesuj�co, nie opuszcza�a domu bez tego rekwizytu. Julia popatrzy�a bratowej w oczy, istotnie, jakby powi�kszone. Mimo woli u�miechn�a si�. � Weso�o ci? � podchwyci�a Teresa. � No to weso�ej zabawy w domu! � uj�a Piotra pod rami� i uprowadzi�a go. Julia spogl�da�a za nimi, a� znikn�li za naro�nikiem s�siedniej posesji, owej wiejskiej stonogi, jak j� nazywa�a Marianna. Piotr nie obejrza� si� ani razu. Julia wpatrywa�a siew niezliczone przybud�wki s�siad�w, przyklejane do mur�w w miar�, jak kolejno �eni�y si� ich dzieci. Piotra i Teresy nie by�o ju� za nimi wida�, lecz wci�� pobrzmiewa� w jej uszach pe�en triumfu g�os Teresy. Piotr nie powiedzia� ani s�owa. Ten jej starszy brat natychmiast przestawa� by� sob�, gdy tylko obok wybucha� konflikt. Lecz, na Boga, jaki� to konflikt pojawi� si� w to s�oneczne, wrze�niowe popo�udnie, przemieniaj�c stanowczego m�czyzn� w milcz�cy cie�. Cofn�a si� a� po sam pie� drzewa, a� za mrok rzucany przez koron�. Dom by� cichy, jakby nie zamieszkany. Dostrzeg�a Mariann�, utykaj�c� w stron� furtki. Mign�a drobna, zaci�ta twarz, trzasn�a bramka, r�ce wymachiwa�y zbyt gwa�townie torebk�, zbyt � nawet jak na Mariann� i cel, do kt�rego zmierza�a, jak co niedziel�. Na nieszpory, traktowane jak obowi�zek nie do pomini�cia, bo skoro cz�owiek urodzi� si� w pewnej wierze, no to ju� trudno. Julia u�miechn�a si� mimo woli, niepok�j w niej r�s�. Ma�a, chroma sylwetka Marianny znikn�a za stonog�, jeszcze chwila, a odezw� si� nawo�uj�ce dzwony, ulica zape�ni si� wiernymi, kt�rym by�o �al niedzielnego przedpo�udnia na modlitw�. Wci�� schowana w cie�, z rosn�cym niepokojem, my�la�a o Adamie. Ten jej brat-bli�niak, z kt�rym spiskowa�a ju� przed narodzeniem, nie zostawi�by jej nigdy bez ostrze�enia, nawet w najbardziej bezpiecznym mroku. Ruszy�a. Wielkie lipy zacienia�y okna, odbieraj�c im jasno��. Tylko z drugiej strony domu p�on�y dwa �wiat�a. Dostrzeg�a d�ugi cie� na firance, cie� ojca zapad� si� za chwil� w fotel pod oknem, w miejsce najbardziej 13 ulubione. Drugiego cienia nie by�o wida�. Pchn�a drzwi. Nikt nie zawo�a�, to ty, dziecko. Nikt nie zapyta�, dlaczego si� sp�nia. Nikt nie otworzy� drugich, wewn�trznych drzwi, musia�a zrobi� to sama. Ojciec nie ruszy� si� z fotela. Matka obejrza�a si� znad szuflady, po czym wr�ci�a do czynno�ci wykonywanej jakby cudzymi r�koma. Julia podesz�a do niej, lecz matka uchyli�a si� przed poca�unkiem. __ Przepraszam __ powiedzia�a Julia cicho. � Odprowadzi�am Jerzego a� do Poznania. � Siadaj! � odrzek�a sucho matka, nie patrz�c. Julia obejrza�a si� na ojca. Wpatrywa� si� w swoje r�ce. � Co si� sta�o, mamo? � spyta�a Julia cicho. Matka znieruchomia�a. Przygl�da�a si� chwil� Julii, po czym bez s�owa wskaza�a krzes�o. Julia usiad�a. � Musz� wiedzie�, czy to by� wasz wsp�lny pomys� � powiedzia�a matka oschle. __ Nie rozumiem � odrzek�a Julia patrz�c to na jedno, to na drugie. � Postawi� warunki. Albo zapiszemy na was oboje dom po babci, dwie parcele nad jeziorem, stawy i las z prawem dowolnego dysponowania, albo on si� wycofuje � zrelacjonowa�a matka drewnianym g�osem. � Z czego si� wycofuje? � spyta�a Julia cicho. � Z ma��e�stwa. Julia wsta�a, opar�a si� o �cian� oszo�omiona. � Bra�a� w tym udzia�? � dotar� do niej g�os matki. � Przecie� wiesz, �e dom jest dla Adama, bo tutaj osi�dzie. �e nie jest do sprzedania. Boisz si� o spadek? Ju� teraz? Julia wpatrywa�a si� w matk�, w uszach t�tni�o a� do og�uszenia. � Odpowiedz! � nakaza�a matka, podchodz�c. � Nie chc� tego s�ucha�! � wybuchn�a Julia. Drzwi zamkn�y si� za ni�. Dopad�a swego pokoju na pi�trze. Chwil� sta�a w progu, kurczowo uczepiona klamki, tarasuj�c sob� przej�cie, ka�demu, kto by si� zjawi�. Lecz �adne z nich dwojga nie posz�o za ni�. Drzwi nie mia�y klucza, przystawi�a wi�c, w gwa�townym pragnieniu bezpiecze�stwa, krzes�o do polakierowanej p�aszczyzny i usiad�a na nim. Na Boga, dlaczego to zrobi�? Kim w�a�ciwie jest cz�owiek, kt�rego wybra�a? A mo�e to tylko on j� wybra� ze �ci�le okre�lonego powodu? T�tnienie w uszach powoli �cicha�o, pojawi� si� lodowaty ch��d. Wsta�a spod drzwi. Podesz�a do okna, by�o szeroko otwarte, noc czuwa�a ju� i 14 w ogrodzie, ciemna, bezksi�ycowa, lecz Julia rozr�nia�a wszystko tam w dole, ostro, a� do o�lepienia wyra�nie. Za ciemno�ci� ogrodu, za czerni� drzew, za ma�ym parowem sta� dom babki, najpi�kniejszy w okolicy, od roku nie zamieszkany. Dom, o kt�rego kupno stara�o si� kilkana�cie os�b najzupe�niej bezskutecznie, bo to by�oby tak, jakby sprzeda� kogo� bardzo bliskiego. Jeszcze dalej pol�niewa�y trzy stawy z taplaj�cymi si� karpiami, a za nimi ci�gn�� si� wzd�u� rzeki las. By�y jeszcze wielkie, bogate pok�ady gliny pod ��kami, ale o tym pewnie zapomnia�. To by�a cena, za kt�r� chcia� si� sprzeda�. Patrzy�a w noc. Rozpacz, zatykaj�ca oddech, rozmywa�a si�, powoli ust�puj�c uczuciu, kt�re podobne by�o do upokorzenia. Kt�re w�a�ciwie nim by�o a� do samego dna, Histeria, gdzie� tam w ka�dym cz�owieku drzemi�ca, kusi�a �atwo�ci� ucieczki, zanurzy� si� w niej, podda� ca�kowicie, uciec w krzyk, w k�amstwo, w cokolwiek. Ale nie potrafi�a tego. P�acz zad�awi� si� sam, zanim go us�ysza�a. Trwa�a tylko cisza, og�uszaj�ca cisza, nic wi�cej. Nagle zamar�a. Nieodleg�y wiecz�r sprzed kilkunastu dni podszed� do niej nagle z ca�ym swym urokiem i zgrzytem, kt�ry go przeci��. Zanurzy�a si� bezwiednie w mi�kko�� trawy, zapach jej jeszcze d�ugo czu�a w swoich w�osach, rozrzucanych, przegarnianych palcami. �wierszcze koncertowa�y, jakby i je ogarn�o szale�stwo. Podesz�a do fotela i osun�a si�. Tamten wiecz�r wci�� by� w niej. Nie by�a wtedy przygotowana do niego, jak dzisiaj do poznania prawdy do sobie i o drugim cz�owieku. Prawdy niekiedy przeczuwanej, ale ci�gle spychanej poza granice rozs�dku. Nieprawda, powiedzia�a sobie m�ciwie, by�y ci mi�e jego s�owa, jego gesty, jego szepty, by�y upragnione, nie oszukuj si�, czeka�a� na jego gwa�towno�� i przyj�a� j� zgodnie ze swoim pragnieniem, kt�re tkwi�o w tobie konsekwentnie zak�amywane. Tymczasem by� to tylko test, nic wi�cej. Taktyczny manewr, dodatkowe zabezpieczenie na wypadek, gdyby� nie zaakceptowa�a planu, nic wi�cej, by�a� tylko kart� w rozgrywce o pieni�dze, niczym wi�cej... Powtarza�a te s�owa, chc�c si� nimi og�uszy�. Lecz nie by�o to mo�liwe. Sk�d si� nagle w niej wzi�o to przenikliwe widzenie, powi�kszaj�ce ka�dy ruch, ka�dy najcichszy niuans g�osu, sk�d si� wzi�a ta obezw�adniaj�ca wiedza o minionym czasie, teraz ju� bezu�yteczna. Si�gn�a po papierosy, pozostawione przez Jerzego. Zakrztusi�a si� dymem. I tego nie potrafi�a, wychowano j� w rodzinnej oran�erii jak ozdobn� ro�lin�. Ros�a w tym ci- 15 chym miasteczku, podziwiana skrycie, ma�a, g�upia aptekarz�wna, kt�rej przysz�o nagle wydoro�le�. Roze�mia�a si� szydliwie, przera�ona swoim �miechem. Przera�ona trze�wo�ci�, kt�rej w sobie nie podejrzewa�a, ale kt�ra z ca�� pewno�ci� tkwi�a w niej od pocz�tku, nie dopuszczana do g�osu, w przeciwnym razie przesta�aby by� subteln� dziewczyn�, stworzeniem zwiewnym, chowanym dla kogo� innego, nie dla tego, kto ma liczyd�a w oczach. Nie mia� liczyde�, mia� komputery. Wsta�a. Ranek wkracza� w�a�nie do ogrodu, w w�t�ym, ju� jesiennym �wietle sad zabiera� si� do powolnego obumierania, tylko trawa zieleni�a si� nadal aksamitnie. Zza drzew prze�witywa�a biel altany. Chowali si� w niej zawsze z Adamem przed gniewem doros�ych, gdzie si� podzia�y dzieci bli�niaczo do siebie podobne, dok�d odp�yn�� tak nagle tamten czas? Dostrzeg�a Mariann� wchodz�c� do ogrodu. Z g�ry wydawa�a si� by� jeszcze ni�sza, ot, ma�y przecinek na tle zieleni, tylko chromanie z tej perspektywy zosta�o jakby ukryte i wszystko to, co � jak mawia�a sama __ sprawi�o, �e �aden jej nie zechcia�. Na �wiecie ju� tak jest, t�umaczy�a jej wielokro�, zaplataj�c warkocze, �e wszyscy wol� baby mocne, bogate i proste, a ja by�am biedna i krzywa. Nie b�dziesz ty nigdy mocna, dziecka tote� pilnuj si�, aby bogactwo nie wysz�o ci na z�e. Nie wysz�o na z�e, wysz�o na najgorsze, powtarza�a to sobie w k�ko, obserwuj�c Mariann�, wyczytuj�c z jej ruch�w prawd� o tym, co sta�o si� tutaj wczoraj wczesnym przedpo�udniem, gdy lodowatym g�osem wy�o�y� im swoje warunki i chwil� zapewne trwa�o, zanim poj�li, o co mu chodzi. Lecz Marianna odgad�a ju� po pierwszym s�owie, by�o to bardziej ni� pewne. I my�la�a o tym do tej chwili, ani na moment nie zapominaj�c, gdy tak automatycznie wykonywa�a swe codzienne gospodarskie obowi�zki. Uwolnione kury zapuszcza�y si� jeszcze ostro�nie w g��b sadu, ci�gle czekaj�c, a� posypie si� ziarno, ale Marianna trwa�a zaciek�a i oboj�tna i opr�cz kilku grudek ziemi, ci�ni�tych w g�szcz, nie otrzyma�y nawet s�owa. Belzebub, perski ksi���, wyszed� sk�dsi� i zacz�� si� ociera� o nogi Marianny, ale i on zosta� odtr�cony. W pewnej chwili Marianna podnios�a g�ow� ku oknom. Julia cofn�a si� szybko a� pod �cian�. Us�ysza�a pukanie do drzwi. Nie zareagowa�a. Wobec tego weszli bez zapraszenia. Nie spali tej nocy, to by�o widoczne. Ojciec siad� w fotelu, zapali� papierosa, lecz zaraz zgasi�. Popatrzy� na Juli� bezradnie. Ten wysoki cz�owiek nie zrobi�by nigdy niczego przeciw niej. Lecz nigdy te�, 16 zrozumia�a to dawno bez �alu, nie zrobi�y czego� dla niej, gdyby ta szczup�a, �adna kobieta, kt�ra zaj�a w�a�nie drugi fotel, by�a temu przeciwna. Tych dwoje by�o zro�ni�tych ze sob� jak ona z Adamem. Ale nie by�a to umowa oparta na r�wno�ci. Patrzy�a na rodzic�w, wiedz�c z czym przyszli. Matka odruchowo pstrykn�a kontaktem, szaro�� pokoju ust�pi�a przed �wiat�em. Lampa poz�oci�a w�osy matki i tak z�ote z natury, bez nitki siwizny. �wiat�o zdradzi�o te�, co matka prze�y�a w d�ug� bezsenn� noc. � To szanta�ysta! � podj�a cicho, lecz gwa�townie. � Liczy, �e nas o�mieszy, �e si� przed tym ugniemy. Pytam po raz trzeci, bra�a� w tym udzia�? � odczeka�a, ale Julia trwa�a nieruchoma, zapatrzona w ogr�d. � By� niezwykle pewny siebie... w tej rozmowie. Zbyt pewny siebie, jakby mia� twoje poparcie � umilk�a nagle, jakby pod wp�ywem jakiej� my�li. Spyta�a szybko: � Mia� mo�e dodatkowe podstawy do tej pewno�ci? � znowu umilk�a. � Jeste� mo�e... � spyta�a szeptem, boj�c si� wym�wi� to do ko�ca. Julia nie zareagowa�a. � Odpowiedz! � krzykn�a cicho matka, ju� w panice. Wsta�a, usiad�a na powr�t, w g�osie mia�a strach i pogard�. � To dlatego by� taki arogancki! Wiedzia�, �e nie mamy wyj�cia. �e w�a�nie tym nas zmusi. Odpowiedz, spodziewasz si� dziecka?! � Nie wiem � odrzek�a Julia g�ucho. Patrzy�a teraz na matk�. Gdzie si� podzia�a dobro� i m�dro��, sk�d si� tutaj wzi�a ta wystraszona kobieta, Jezusmaryja, dlaczego nikogo nie pr�buj� broni�, ani siebie przed nimi, ani ich przed sob�. � Naprawd� nie wiem, mamo. Zapad�a cisza. Siedzieli skamieniali w fotelach i wpatrywali si� w c�rk�, w t� swoj� wyhodowan� w cieplarni ro�lin�, o kt�rej mniemali, �e jest wyj�tkowa. Zawiod�a ich, z ca�� pewno�ci� zawiod�a, lecz oni zawiedli j� r�wnie�. W�a�ciwie zna�a ju� koniec tej rozmowy. � Nie wiesz? � wyszepta�a matka ze zgroz�. Wsta�a rozdygotana. � Jak mog�a�! Jak mog�a�! � Daj spok�j, Marylu � odezwa� si� ojciec. � Dobrze wiesz, �e sytuacja jest bez wyj�cia. � Mo�na si� nie zgodzi� � rzek� niepewnie ojciec. � A co potem? � odrzuci�a szeptem matka. � Mo�e wyja�nisz, co potem? Jeste�my tutaj do dwustu lat, to zobowi�zuje. Jerzy o tym wiedzia�, ten plebejusz rozumia� lepiej ni� ty, jak� rol� gramy w miasteczku sam� 2 � Ptasi instynkt 17 swoj� obecno�ci� i tym, co zrobili nasi przodkowie. Nie ma tutaj jednego znacz�cego obiektu, kt�rego by nie sfinansowali szczodrze. Po�owa historii miasteczka to my! � Czasy si� zmieni�y, Marylu � przypomnia� nie�mia�o ojciec. � Splugawi�y. W tym rzecz. Zapad�a cisza. Spogl�dali na ni�, oboje przera�eni, z tym �e l�k matki by� uczuciem agresywnym. Lecz co znaczy agresja cz�owieka przypartego do muru, nic, zupe�nie nic, jak�� dodatkow� szarpanin�, dla cudzych oczu szalon� albo nawet �mieszn�, nic wi�cej, niestety, nic. � Jakie jest twoje zdanie, Julio? � odezwa�a si� matka. __ Qno sje nje |jCZy zadecydowa�a� za mnie. Jerzy zna� ci� lepiej ode mnie. � Jak �miesz! � powiedzia�a matka ostro. By� tu ju� g�os stratega. Wczoraj rano by�a pi�kn�, subteln� kobiet�, kt�ra by za swoje dziecko odda�a �ycie. Przed po�udniem pewien zaradny m�ody cz�owiek przemieni� j� w gniewn� istot�, kt�ra broni�a si� przed nim zza grubego muru z lodu i wzgardy. Dzisiejszy ranek wyja�ni� jej, �e jest jedynie zwyk�� wystraszon� kobiet�, kt�ra, jak wszystkie tutaj, b��d nazywa wstydem, a wstyd kmpromitacj�, m�dro�� za� polega na szybkim umarzaniu fakt�w. Julia nie zdawa�a sobie sprawy, �e m�wi to p�g�osem. Pozna�a to po ich os�upieniu. Ojciec wsta�, wpatrywa� si� w ni� pe�en zgrozy. Matka podesz�a szybko, z�apa�a Juli� za r�ce i spojrza�a w twarz, i ju� nie mog�a oderwa� oczu. Wpatrywa�y si� w siebie, nie znajduj�c s��w. Wreszcie Julia powiedzia�a cicho: � Przepraszam. Matka pu�ci�a jej r�ce. Odwr�ci�a si� bez s�owa i wysz�a z pokoju. � Zrani�a� j�! � odezwa� si� ojciec. � Mog�a mnie uderzy� z wszystkich si�, by�oby to naturalne � odrzek�a cicho Julia. � Mog�a wyrzuci� Jerzego za drzwi z zakazem wst�pu kiedykolwiek. Mog�a si� nie zgodzi�! __ Kiedy� zrozumiesz � odpowiedzia� ojciec. � Mo�e wcze�niej, ni� by� tego sobie �yczy�a. Strach ci� do tego zmusi, l�k przed o�mieszeniem, przed utrat� miejsca, kt�re dot�d zajmowa�a�. By� mo�e oboje z mam� grzeszymy pych�, lecz czy to nie jest lepsze od braku honoru? � S�dzisz, tato, �e to... honor zmusi mnie do zgody? Zamilk�. Patrzy� na ni�, ????? nagle ods�oni�a przed nim co�, czego 18 dot�d nie zauwa�a�, o czym nawet przez mgnienie nigdy nie pomy�la�, poniewa� ta, kt�rej to r�wnie� tyczy�o, by�a zawsze poza wszelkim os�dem. Czeka�a. Wpatrywali si� w siebie, przez moment mia�a nadziej�, �e pozwoli, je�li nie run��, to chocia� drgn�� jednej jedynej cegie�ce w swoim r�wno zbudowanym �wiecie. Ale on rzek� tylko samym brze�kiem warg, wci�� os�upia�y. � C�ruchna! I zamilk�. Widzia�a, �e wi�cej nie mo�e si� po nim spodziewa�. Marianna wesz�a bez pukania, bezceremonialnie podci�gn�a �aluzje, po czym odgarn�wszy po�ciel przysiad�a na brzegu tapczanu. Zapatrzy�a si� w Juli�. Jej chuda twarz o ostrym nosie i r�wnie ostrym podbr�dku, podanym do przodu, wyra�a�a up�r. W tej chwili Julia nie by�a jej ulubion� r�, od dwudziestu lat hodowan�. � Z r�nych powod�w ludzie si� �eni� � odezwa�a si� wprost. � Nie chc� o tym m�wi�! � A b�dziesz! � na to Marianna. � Chc� mie� spok�j, Mara. � Namiesza�a� i chcesz mie� spok�j? � spyta�a zgry�liwie Marianna. � Ja? � Julia usiad�a. � A, to Jerzy spodziewa si� dziecka, nie ty? � zdziwi�a si� Marianna. Julia zamilk�a. W ostrym �wietle przedpo�udnia pok�j straci� swoj� wczorajsz� nierealno��. Marianna zbiera�a okruchy z przyniesionej tacy i zjada�a je. Wygl�da�a jak stara przem�drza�a ptaszyca, kt�ra nie zamierza zmieni� zdania. Dot�d w obecno�ci Marianny zawsze wszystko wraca�o b�yskawicznie na w�a�ciwe sobie miejsce, ale nie dzi�, nie teraz, a w�a�ciwie ju� nigdy, my�la�a Julia z rozpacz�. By�o to ju� jednak pozbawione bezradno�ci czy wczorajszego og�uszenia. By�a tylko niewiara, �e co� takiego przydarzy�o si� w�a�nie jej. � Wszystko mi si� nagle rozsypa�o, nianiu � odezwa�a si� cicho. � Wida� nie by�o mocne. Julia ucich�a. By�o fa�szywe w obojgu. K�amliwe od pocz�tku do ko�ca, ot, �mieszne zauroczenie cz�owiekiem, kt�ry mia� liczyd�a w oczach. Ale kt�ry potrafi� przewr�ci� jej �wiat do g�ry nogami. Czyni� to ka�dego dnia, gdy tylko si� widzieli, a ona ch�tnie bra�a pozory za prawd�, g�upia, zadufana w sobie dziewczyna. Nie, to przecie� niemo�liwe, aby wszystko by�o 19 tylko k�amstwem i zimnym wyrachwaniem, nie m�g� przecie� udawa� cho�by wtedy, gdy oszala�y �wierszcze... Marianna wypatrywa�a si� w ni� uwa�nie. � Spu�� rolety! � powiedzia�a do tej czujnej twarzy. � Wysz�abym za gorszego � rzek�a Marianna, nie ruszaj�c si� z miejsca. � Ale potem mia�by ze mn� ci�ko do samego ko�ca. � Chc� by� sama � powiedzia�a Julia. � Wygl�da na to, �e nie tak pr�dko b�dziesz sama � odrzek�a bezlito�nie Marianna. Wsta�a. Mia�a wzrost kilkunastoletniej, niewyro�ni�tej dziewczynki, a twarz kobiety du�o starszej ni� jej metryka. By�a to bowiem fizys cz�owieka, kt�ry wi�cej przeszed� w pierwszych latach swego �ycia ni� wszyscy w tym domu razem wzi�ci. Tak m�wi�a ka�demu, gdy w domu wydarza�o si� co�, czego nie mo�na by�o nazwa� szcz�ciem. Dzisiaj jednak nie wspomnia�a o tym. Wpatrywa�a si� w Juli� twardo, lecz Julia wiedzia�a, �e jest to po prostu uczucie, kt�re chcia�a jej przekaza�, poniewa� w�a�nie ono b�dzie najbardziej potrzebne. � Raz si� omyli�a� � powiedzia�a. � Trudno. Lecz ten drugi raz zadecyduj lepiej. Zamkn�a za sob� drzwi. Odg�osy ku�tykania niebawem ucich�y, potem da� si� s�ysze� g�os matki o co� dopytuj�cy i odburkni�cie Marianny, tak�e nieczytelne. Czyje� ciche kroki wst�powa�y po schodach, powoli, z oci�ganiem, wreszcie przystan�y pod drzwiami. Ale nikt nie zapuka�. Bali si� rozmowy z ni�, jak ona z nimi. Wstrzymywali oddech, ona tutaj w ��ku, oni tam za drzwiami � i tak ju� zostanie. Odt�d b�d� si� wzajemnie unika�, u�ywa� dla wszystkiego zast�pczych s��w, a i tak ka�de b�dzie aluzj�. Dzie� wyd�u�y siew niesko�czono��, a te dwa tygodnie, kt�re ich dziel� od �lubu, stan� si� koszmarem. W co przemieni si� p�niejszy czas, nie umia�a sobie wyobrazi�. Nakry�a ko�dr� twarz, przesta�, nakaza�a sobie m�ciwie, to pycha ci� boli, jak tych tam w dole. Umilk�a raptownie. My�li pierzchn�y, pe�na oszo�omienia zda�a sobie spraw�, �e nigdy dot�d nie pomy�la�a o rodzicach, to ci tam w dole. Siedzia�a bez tchu, gardz�c sob�. Nagle przy�apa�a si�, �e opr�cz wzgardy pozna�a tak�e nienawi��. Lecz nie by�a pewna, do kogo. Julia siedzia�a przy biurku pod samym oknem, z brukowanym rynkiem jak na d�oni, z kulistymi g�owami klon�w tu� za zakurzon� szyb�, o krok od ludzi, kt�rzy dostrzegaj�c j� tam siedz�c� w cieniu, pozdrawiali �yczliwym uniesieniem r�ki. Byli jej �yczliwi, przynajmniej dot�d tak o sobie my�leli, 20 lecz prawda o uczuciach jest zawsze tylko szczero�ci� chwili, niczym wi�cej. Bawi�a si� d�ugopisem, oboj�tna, �e plami jej d�onie i sukienk�. Rudzielec tymczasem przepad� pod sufitem. M�wiono o nim, �e nie potrafi robi� m�drych interes�w. I prosz�, okaza�o si�, �e zrobi� najlepszy w �wiecie. Siedzia� sobie beztrosko na czubku drabiny i zamiast odnotowywa� ksi��ki i podawa� jej tytu�y w d�, czyta� sobie po prostu, zapewne jak�� dziecinad�, najpewniej �Robinsona Crusoe". By� du�o m�drzejszy od niej, postawi� grub� krech� mi�dzy sob� a reszt� �wiata, wybra� biblioteczne paj�czyny i ksi��kowe teorie, kt�rych nie b�dzie sprawdza� w �yciu. � Ahoj, tam w dole! � odezwa� si�. � �yjesz jeszcze? � Tak jakby. � Nie poganiasz cz�owieka? � A sied� sobie tam do rana. � Bene � odrzek� dzi�kczynnie. Popatrzy�a na niego w g�r�. Na kt�rym� tam szczeblu drabiny spoczywa�y wielkie stopy, jedna tylko w skarpetce. Nad nimi, owini�te wok� �ydek, biela�y portki, kt�re kiedy� by�y niebieskie. Zamiast g�owy widzia�a rosochaty krzew, odbity cieniem na suficie. � Kiedy by�e� u fryzjera? � spyta�a. � Sk�d mam wiedzie� � odrzek� niezbyt przytomnie. � Uczesz si� na kucyka � doradzi�a. � To modne. � Nie mam jeszcze �ysiny � odrzek�. � Kucyki maj� go�o na czubku, nie zauwa�y�a� tego? Na przyk�ad taki Sojka. � To ty wiesz, kto to jest Sojka? � A kto to jest? � odrzek�. � Widzia�em go w telewizji, to wszystko. Powinienem mo�e wiedzie�? Julia roze�mia�a si�. Ksi�garnia mia�a kszta�t wyd�u�onej kiszki. �wiat�o od okien dociera�o tylko do biurka. Mebla, przy kt�rym si� uczy�, gdy mia� lat siedem. Lecz zapewne nawet swego wyro�ni�cia nie zauwa�y�, �mieszny, kosmaty rudzielec. Poprawi�a si� na krze�le, tak�e z odleg�ej epoki, i spr�bowa�a znale�� dla n�g wygodniejsz� pozycj�, To, co oboje teraz robili, nazywa�o si� gdzie indziej remanentem. Lecz w tym miejscu wszelkie terminologie zmienia�y znaczenie. Ilekro� tutaj przychodzi�a, ulega�a z�udzeniu, �e wszystko mo�na cofn�� w czasie, albo chocia� zatrzyma� czas. A jeszcze nie tak dawno by�a przekonana, �e ca�y ten wspania�y �wiat, namalowany cudzym pi�rem, gdzie� istnieje naprawd�, mo�e istnieje na- 21 wet tu� obok i pewnego dnia objawi si� jej w ca�ym swoim zniewalaj�cym uroku. Wierzy�a, �e bogactwo struktur ludzkich pochowa�o si� z m�dro�ci pod pospolite uniformy, aby po prostu przetrwa� skromniej albo czeka� na pi�kno poznania. By�a prze�wiadczona najg��biej, �e wszystkie te ludzkie ptaki, prze�migaj�ce ko�o niej, to najpi�kniejsza ozdoba i prosz�, oto w�a�nie jeden z nich przemkn��, aby nigdy nie wr�ci�. Przemykaj�c zabra� ze sob� co� nie do powt�rzenia z kimkolwiek, cofnij si�, czasie, prosz� ci�, zr�b wyj�tek raz jeden jedyny na miliony lat i przywr�� lekko�� powietrzu. Albo nie, rozka� �wierszczom zamilkn��, odbierz zapach trawie i ca�� jej zielono��, na kr�tko, na mgnienie bodaj, pozw�l �wiatu odzyska� naturalne proporcje albo odbierz mi pami��. Odbierz mi j�, zr�b to, prosz� ci�, tamten dniu i wszystkie, odejd�cie ode mnie, zniknijcie na zawsze, przecie� by�y�cie tylko k�amstwem, zwyk�ym zabezpieczaj�cym manewrem, niczym wi�cej. � M�wi si�? � krzykn�� z g�ry. � M�wi, m�wi � odrzek�a p�przytomnie. Ucich� na chwil�, zanik� szelest kartek przewracanych odruchowo i oto nagle zjecha� w d�. Przyjrza� si� Julii badawczo, ale nie rzek� s�owa. Z paj�czyn� w rudych kud�ach, z kurzem na czerwonym swetrze i uczernio-nym nosem wygl�da� jak strach na wr�ble. Ale jak my�l�cy strach. Nie powiedzia� jednak, co my�li, patrz�c na ni�. � Wiesz, co czyta�em? � zapyta�. � �Robinsona Crusoe". � Sk�d wiesz? � spyta� zdziwiony. � Czytasz go od lat dziesi�ciu. � Zgadza si� � powiedzia� z zadowoleniem, rozgl�daj�c si� za taboretem. Przyci�gn�� go nog�, po czym rozsiad� si�, d�ugie no�yska lokuj�c omal w witrynie. � Sam jestem Robinsonem. Rozbi�o mnie przy naszej ma�ej wysepce zwanej Borowem. Siedz� tutaj, czekaj�c na wielki statek, kt�rym nigdy nie odp�yn�, bo lubi� bezludne wyspy, bo zwariowa�em. Wszyscy tak m�wi�. Zamiast robi� w mi�sie czy w drewnie, robi� w ksi��kach, i to za w�asne pieni�dze. Ty tak�e jeste� Robinsonem, Julio. Zawsze nim by�a�. Wyrzuci�o ci� na brzeg z dalekiej galaktyki, dostrzeg�a� to od razu, gdy� tylko milion milion�w lat temu wesz�a do przedszkola. Zlaz�em z drzewa i wgapi�em si�. Roze�mia�a si�. � Do dzi� s�ysz� te wszystkie krochmalone falbanki, kt�rymi szele�ci- 22 �am � powiedzia�a. � Marianna by�a konserwatywna, a dom ba� si� protestowa�, tak wi�c pomaszerowa�am wystrojona jak baletnica. � Chodzi�a� ta�cz�c. � Mariannie si� to nie podoba�o. Podobno ta�cz�c kr�ci si�, no wiesz czym, a to nie dla panienek. Parskn�li �miechem. � Nadal czyta bez okular�w? � spyta�, wci�� �miej�c si�. � Nadal. � I wszystko s�yszy? � Absolutnie. � To lepiej id� ju� do domu, bo przyleci z awantur�. � Nie przyleci. Jestem w nie�asce. � U niej? � spyta� zdziwiony. � U niej. � To gorzej � rzek�. � Ona jest zbyt konkretna, aby zrozumie�, �e my tutaj obcujemy nie ze sob�, lecz z wycinkiem wieczno�ci. To cytat z moich my�li. G��bokie, co? � Jak przepa��. � Bez tego wycinka by�bym ubogi. Ile mo�na prze�y� swoim jedynym bardzo kr�tkim �yciem? � A� nadto wiele � odrzek�a. Spojrza� bystro, trzepn�� w jak�� ksi��k�, przedmucha� wibruj�cy kurz, wci�� przygl�daj�c si� Julii spod rudych brwi. � Kto ci dokopa�? � spyta�. Nie odpowiedzia�a. Czyj� sznapsbaryton krzykn�� w poszerzaj�c� si� szpar� drzwi: � Co to, Grzegorz, siedzisz tam czy nie? Po czym Maniu�, kr�l piwoszy, wkroczy� do wn�trza. Da� ju� sobie rad� z dziennym przydzia�em, by�o to wida� z daleka. Doko�ysa� si� do biurka, siad� okrakiem na taborecie, z kt�rego str�ci� ksi��ki, wypowiedzia� kilka uwag o marnym �wiecie, na kt�rym przysz�o mu �y�, i przyst�pi� do rzeczy. � Jeste� kumpel czy nie? � Nie handluj� piwem, Maniu� � skr�ci� dialog Grzegorz. � To sprzedaj sto patoli za jeden. � A jak wygl�da sto patoli z bliska? � zainteresowa� si� ksi�garz. � Oddam, jak s�owo honoru. 23 � Co to jest honor, Maniu�? � �eby taki uczony jak ty nie wiedzia�? � zgorszy� si� Maniu�. Pomil-cza� chwil�. � Komuna by�a lepsza � oznajmi� � cz�owiek pi� za swoje, chocia� kradzione. A teraz za marny zasi�ek � potoczy� wzrokiem, zatrzyma� go na Julii, szurn�� nog� nie wstaj�c, jakby dopiero teraz zobaczy� dziewczyn� i wyjawi� pogl�d miasteczka: � Nie wypada, Grzegorz. Tak sam na sam z cudz� narzeczon�. � P�ac� jej � wyja�ni� Grzegorz. __ j0 co jnnego � zgodzi� si� Maniu�. � To jest umowa o prac�. Nie wiedzia�em, �e ona musi dorabia�. Sam kiedy� mia�em umow�. Cz�owiek sobie posiedzia�, pogada� z kolesiami, obr�ci� kilka fuli, a pierwszego przyszed� i wzi�� swoje. Honorowo by�o, nie to, co teraz � wsta�, znowu szurn�� nog� w stron� Julii: � Do widzenia, panno Julciu � rzek� grzecznie, po czym oci�gaj�c si� ruszy� do drzwi. Tam upewni� si� jeszcze, bez wiary w skutek. � Naprawd� odmawiasz kumplowi? Chodzi�em z tob� do szko�y. � Tutaj ka�dy z ka�dym chodzi� � odrzek� ksi�garz. _ Tez prawda � zgodzi� si� Maniu�. � Jakbym pogrzeba� w pami�ci, to bym i ministra w�r�d kumpli znalaz�! Zamkn�� drzwi. Ksi�garz doskoczy�, przekr�ci� klucz, ale zaraz znowu otworzy�. _ Wprawdzie jest umowa � rzek� � lecz narzeczony tak�e. Jeszcze mi do�o�y albo co gorszego. � Nie do�o�y � odrzek�a. Obr�ci� si� szybko. Ale spyta� tylko: � Chlu�niemy sobie po herbacie? Poszed� za ni� na zaplecze. � Gdy tak patrz� na Maniusia, to jakbym widzia� �wiat w mikroskopijnym pomniejszeniu. Drabina ludzka zawieszona w pijanym kosmosie. � Ja widz� �wiat w powi�kszeniu � powiedzia�a. Zabra�a szklanki z herbat� i wynios�a do sklepu. � Kto� ci jednak dokopa� � stwierdzi�. Nie odpowiedzia�a. Uni�s� d�o� na przeprosiny. � Osiemna�cie lat temu wesz�a� ze swoj� matk�, ca�a w bielach i falbankach, a we mnie grom strzeli�. By� to tw�j pierwszy publiczny wyst�p, milcz�cy, pe�en cichego oporu. Zrozumia�em, �e jeste� wyj�tkowa. Nie wepchn�a� si� w k�t, jak normalni buntownicy, zapud�owani w-przedszko- 24 lu. Nie bucza�a� monotonnie, dzia�aj�c paniom na nerwy. Po prostu usiad�a� przy stole niema, jak teraz, patrz�ca przed siebie, jakby wko�o nikogo nie by�o. Poradzi�em ci wtedy cicho, rycz! Jak si� ryczy, to one wo�aj� matki i wypuszczaj�. Nawet na mnie nie spojrza�a�. Jak dzi�. U�miechn�a si�. � Pewnie nie by�o wtedy ze mn� Adama. Dlatego. � Nie by�o. Ten tw�j cholerny bli�niak, z kt�rym prowadza�a� si� po mie�cie, wali� w z�by ka�dego, kto ciebie tkn��. Oberwa�em sto tysi�cy razy! Teraz nie widz� go w pobli�u, pytam wi�c �agodnie, co si� wydarzy�o, �e patrzysz i nie widzisz? � Odwrotnie. Przejrza�am. � Nie bierz ludzi powa�nie. Wylecisz na ksi�yc, wr�cisz po tysi�cu lat i zastaniesz ich w tym samym miejscu, z tym samym nietkni�tym m�zgiem. � Wylecia�am i wr�ci�am. � I zasta�a� co� zmienionego? Spojrzeli na siebie uwa�nie. � Ciebie cho�by. Raczy�e� zej�� dla mnie z drabiny. To bardzo wiele. � O, przepraszam. Zawsze odbija�em od mojej wyspy, gdy tylko dostrzeg�em tw�j bia�y �agiel. Nie m�w mi dzisiaj, �e niepotrzebnie. � Powiem ci dzisiaj. Niepotrzebnie. � Takich rzeczy nigdy nie wie si� na pewno � odrzek� spokojnie. Umilk�, zrobi� g�ow� ruch ku szybie. Spojrza�a. Twarz Jerzego przylgn�a do zakurzonej tafli. Julia mia�a wra�enie, �e zajrza� jej prosto w oczy. Nie ruszy�a si�. Czu�a, jak krew odp�ywa jej z policzk�w. � Widzisz to samo, co ja? � spyta� cicho rudzielec. � Tak. Twarz Jerzego znikn�a. Chwil� widzieli oboje cie� mi�dzy drzewami, potem szaro�� wch�on�a wszystko. Ale nie ukry�a blado�ci jej twarzy. Milczeli. Rudzielec miesza� w pustej szklance coraz szybciej, szk�o zabrz�cza�o, a� spad�o. � O co posz�o? � spyta� estro�nie. � O drobiazgi. � Ju� w podstawowej nie zna� drobiazg�w. Wali� w z�by ka�dego, kto si� tylko u�miechn��. Bo by� to zawsze u�miech z niego, nigdy do niego. Kuzyn siedzia� z nim w jednej �awce, zbieraj�c dw�je, poniewa� ca�� inteligencj� zu�ywa� na bezpieczne przetrwanie. Julia nie zareagowa�a. Wysz�a do �azienki, sp�uka�a policzki wod�, w lustrze widzia�a t� sam� twarz co zawsze, no, mo�e z jakim� cieniem w oczach zamiast weso�ego p�omyczka, dostrzeganego przez innych. � P�jd� ju� � powiedzia�a, wr�ciwszy. Rudzielec klapn�� w ok�adk� ksi��ki. � Odprowadzi� ci�? � Wr�� na wysp� � odrzek�a. By�o ju� prawie ciemno. Ruszy�a przez ��ki, najbardziej okr�n� drog� do domu. Jerzy wy�oni� si� nagle z cienia, uj�� j� pod �okie�. Czeka� na jej protest, czu�a to. Nie usun�a r�ki. Natychmiast odzyska� pewno�� siebie. G�os nabra� ponownie aroganckich nutek, tak dobrze jej znanych, kt�re jeszcze nie tak dawno urzeka�y j�, poniewa� bra�a je za niezale�no��. � Dzwoni�em z Poznania kilka razy � powiedzia�. � Do domu? � spyta�a zaskoczona. � A dlaczeg� by nie? � odrzek� lekko. � Za ka�dym razem s�ysza�em, �e wysz�a� do ksi�garni. � Zgadza si�. � Co ty widzisz w tym rudzielcu? � spyta� �artobliwie. � Rudzielca � odrzek�a spokojnie. Zamilk�, odczeka� chwil�, po czym zaatakowa� wprost. � Nie d�saj si�! Nasza... nasz � poprawi� � uk�ad jest poza jak�kolwiek gr�. No, dobrze, przyznaj�, powinienem by� uprzedzi� ciebie �-odczeka�. � Nie uprzedza�em, bo za dobrze ciebie znam. Uciek�aby� po pierwszym s�owie � znowu odczeka�, doda�, ju� z irytacj�: � Nie rozumiesz? W ko�cu o twoj� przysz�o�� te� tu chodzi! Milcza�a. �ci�gn�� j� na traw�, na starym miejscu, na wzg�rzu. Zalew, rzeka, dachy miasteczka by�y ju� ledwo widoczne, szaro�� wch�ania�a wszystko powoli, a� nagle przed swoj� twarz� Julia poczu�a przylegaj�cy welon mg�y. Odruchowo cofn�a si�. Jerzy wci�� m�wi�. Ka�de s�owo by�oby argumentem nie do odparcia, gdyby uznawali identyczn� hierarchi� warto�ci. Ale tak nie by�o. To, co dla niego oznacza�o triumf, dla niej mia�o smak pora�ki, na Boga, dlaczego widzi to dopiero dzi�, czy�by tak bardzo pragn�a by� ok�amywana? S�ucha�a milcz�c. Wilgotny welon nadal oblepia� jej twarz. Zanurza�a machinalnie d�o� w wilgo� trawy i przyk�ada�a do czo�a. Obj�� j� ramieniem. � Boli ci� g�owa? � spyta� troskliwie. 26 � Nie wiem. Odsun�� si�. Odbiera� jej milczenie jak nieustaj�cy wyrzut, tylko tak, ju� niech�tny, ju� nieco agresywny. � D�ugo jeszcze b�dziesz si� gniewa�? � spyta�. � Czy gniew jest w�a�ciwym okre�leniem? � odrzek�a. � No dobrze � powiedzia� gniewnie. � Pogardzasz mn�, prawda? � A by�oby za co? � Nie jestem panienk� z dobrego domu! � wybuchn��. � Z rodziny, kt�rej korzenie si�gaj� pi�ciu wiek�w, przynajmniej tyle si� naliczy�a twoja wynios�a matka. Jestem, jaki jestem! Od dziecka walczy�em o przetrwanie. � Ode mnie zale�a�o to przetrwanie? �achn�� si�. � I kr�lowie omawiali posagi c�rek! Nie odezwa�a si�. Nie odsun�a, gdy ponownie obj�� j� przez plecy, jak dawniej. Tkwi�a bierna, nie by�o czego wyja�nia�, nie by�o o czym m�wi�, wszystko ju� uporz�dkowa� sam, ze wszystkiego si� przed sob� rozliczy� i teraz zosta�o mu tylko przekona� j�, w�a�ciwie ju� przekonan�, bo kt� by si� opar� tak logicznym wywodom. � Pos�uchaj, ma�a � odezwa� si�. � Nie m�w do mnie ma�a � przerwa�a sucho. � W porz�dku � mrukn��. � Potrzebujesz czasu. Ale nie masz go zbyt wiele. Chyba wiesz, o czym m�wi�, prawda? Zesztywnia�a. Tak�e zamilk�. Bawi� si� jej w�osami jak dawniej. Lecz nie czu�a dawnej iskry, zbiegaj�cej po ramieniu. � B�dziesz mnie znowu lubi�a � m�wi� cicho tym swoim niskim g�osem, w kt�rym ju� pojawi�y si� tony kiedy� odbieraj�ce oddech. � Zrozumiesz, �e chcia�em dla nas jak najlepiej. Mi�o�� m�czyzny nie zawsze mo�e by� romantyczna... � A zdarzenie... sprzed dw�ch tygodni by�o dla ciebie romantycznym zapomnieniem si� czy tylko cz�ci� gry o przetrwanie? Znieruchomia�. Odsun�� si� nieco. � Nie chcia�em ciebie zrani� � rzek� cicho. � To nie jest odpowied�. � M�czyzna nie mo�e ukry� swego... zainteresowania kobiet�. Tyle chyba wiesz? Tego nie mo�na udawa�. � Fizjologia przypadku nie interesuje mnie � odrzek�a ch�odno. 27 � Na razie � odrzuci�. � Tylko na razie. Za jaki� czas b�dziesz musia�a j� dostrzec, czy ci si� to spodoba, czy nie. Zejdziesz wtedy ze swojej wysoko�ci na ziemi�. Opanuj si� wi�c. � To ty si� opanuj � powiedzia�a, nadal ch�odna a� do odr�twienia. � Nie obna�aj si� tak przede mn�. Za mn� stoi dom, parcele, stawy, las i glina, o kt�rej zapomnia�e�, a kt�rej cena idzie w g�r�. Mo�esz to straci�. Zerwa� si�. Odbieg� kilka

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!