5572
Szczegóły |
Tytuł |
5572 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5572 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5572 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5572 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
S. P. SOMTOW
pawilon �nie�nych kobiet
Alles Vergangliche
Ist nur ein Gleichnis...
FAUST
1. Opiera�a si� o po�y�kowany g�az, kt�ry wystawa� ze �niegu i �wiru w skalnym
ogrodzie posiad�o�ci doktora Mayuzumiego. Jedna d�o� skromnie zakrywa�a �ono -
Japo�czycy straszliwie boj� si� w�os�w �onowych, kt�re z tego powodu stanowi�
ostatnie tabu ich pornografii - druga bezw�adnie opad�a na czo�o. Strumyczek
krwi wyp�ywa� z k�cika jej ust i �cieka� po smuk�ej szyi, obok piersi, a� do
ka�u�y przy lewym udzie.
Kiedy zjawi�am si� tam z notesem i aparatem fotograficznym, t�um k��bi� si� na
krytym ganku, otaczaj�cym ze wszystkich stron prostok�tny skalny ogr�d. Oddechy
wisia�y w zimnym, spokojnym powietrzu i nikt jeszcze nie dotkn�� cia�a, nawet
policja.
Nie przyjecha�am do Sapporo, �eby robi� reporta� o rze�niku; przyjecha�am na
Festiwal �niegu. By�am w mie�cie dopiero od paru godzin. W�a�nie zacz�am si�
rozpakowywa�, kiedy odebra�am telefon z tokijskiego biura i musia�am z�apa�
taks�wk� do tej posiad�o�ci tu� za miastem. Nawet nie zd��y�am narzuci�
p�aszcza.
Powiedzie�, �e by�o zimno, to grube niedom�wienie. Ale ja czu�am to zimno przez
ca�y czas, jeszcze odk�d by�am winchinchala w rezerwacie Pine Ridge w
Po�udniowej Dakocie. Sta�am tam w bluzie Benettona i w reebokach i wygl�da�am
ca�kiem nie na miejscu. Ignorowa�am zimno.
Oficer policji rozmawia� z pras�. Nie przypominali reporter�w ze Stateside;
przestrzegali kolejno�ci dziobania - ludzie z Yomiuri i Asahi Shimbun dostali
najlepsze miejsca, brukowce pokornie kuli�y si� z ty�u i nie odzywa�y si� bez
pytania - powa�ni, pilnuj�cy kolejki, gryzmol�cy solennie w notesach. Wszyscy
nosili ciemne garnitury.
Uczy�am si� japo�skiego w Berkeley, ale niewiele rozumia�am, wi�c tylko sta�am i
gapi�am si� na zw�oki. Ka�de pasemko zlepionych blond w�os�w znajdowa�o si� na
w�a�ciwym miejscu. To by�o dzie�o artysty.
W�a�nie te w�osy przypomnia�y mi nagle, kim ona by�a. Wi�c jednak nie chodzi�o o
zwyk�y reporta�.
�nieg zaczyna� zaciera� r�kodzie�o artysty - pr�szy� na w�osy, wybiela� piegi.
�mia�a si� przez ca�� drog� z San Francisco do portu lotniczego Narita. Wci��
mia�am w torebce jej wizyt�wk�.
Zrobi�am zdj�cie. Kiedy b�ysn�� flesz, wszyscy zamarli i jednocze�nie odwr�cili
si� do mnie, niczym wielog�owy potw�r. Niesamowite, jak oni to robi�. Potem
wszyscy zaprezentowali te wymuszone, lekcewa��ce u�miechy, kt�rymi mnie
cz�stowano przez ca�y tydzie�, odk�d przyjecha�am do Japonii.
- S�uchajcie - powiedzia�am wreszcie - jestem z "Oakland Tribune".
Nagle u�wiadomi�am sobie, �e w�r�d tych karnie uszeregowanych reporter�w nie ma
ani jednej kobiety. Zreszt� tam nigdzie nie by�o kobiet. Poczu�am si� jeszcze
bardziej nieswojo. Nikt nie odezwa� si� do mnie ani s�owem. Niewa�ne, �e moje
ubranie odcina�o si� od czarno-szaro-bia�ego t�a niczym paw w kurniku. By�am
kobiet�, by�am gaijin; nie istnia�am.
W ko�cu oficer policji co� wymamrota�. Dziennikarze za�miali si� ch�rem i
wr�cili do swoich notatek. Jeden reporter, kt�ry chyba mnie po�a�owa�,
powiedzia�:
- Ameryka�ski konsulat wkr�tce tutaj b�dzie. Prosz� rozmawia� z nimi.
- Jasne, pewnie - burkn�am. Nie by�am w nastroju do wys�uchiwania bzdur. -
S�uchajcie no, koledzy, ja znam t� kobiet�. Mog� j� zi-den-ty-fi-ko-wa�,
wakarimashita?
Wielog�owy potw�r ponownie wykona� zwrot. Za przyspawanymi u�miechami kry�a si�
konsternacja. Odnios�am przemo�ne wra�enie, �e wed�ug nich w og�le nie powinnam
si� odzywa�.
W tej samej chwili przyjechali ludzie z konsulatu. Zaaferowany �ysy m�czyzna z
teczk� i szczup�a czarna kobieta. B�ysn�y flesze. Kobieta, podobnie jak ja, nie
planowa�a wizyty w posiad�o�ci Mayuzumiego w zimowe popo�udnie. By�a wystrojona
od wielkiego dzwonu, pewnie wybiera�a si� na jakie� dyplomatyczne przyj�cie.
- Jestem Esmeralda O'Neil - powiedzia�a do oficera policji. - Rozumiem, �e
ameryka�ska obywatelka zosta�a... - urwa�a, kiedy zobaczy�a zw�oki.
Policjant zwr�ci� si� bezpo�rednio do �ysego m�czyzny. �ysy ust�pi� miejsca
Murzynce. Do policjanta jako� nie dociera�o, �e Esmeralda O'Neil jest szefow�
�ysego.
- S�uchajcie - odezwa�am si�. - Mog� wam powiedzie�, kim ona jest.
Tym razem zwr�cono na mnie wi�ksz� uwag�. B�ysn�y kolejne flesze. Esmeralda
odwr�ci�a si� do mnie.
- Ty jeste� Marie, prawda? Marie Raniony Ptak. Uprzedzono nas, �e przyjedziesz i
�eby si� tob� zaj�� - ci�gn�a. - Mia�am nadziej�, �e spotkamy si� dzi�
wieczorem na przyj�ciu.
- Nie otrzyma�am zaproszenia - rzuci�am z irytacj�.
- Kim ona jest? - zapyta�a Esmeralda. Szybko odzyskiwa�a r�wnowag�; prawdziwy
dyplomata, pomy�la�am.
- Nazywa si� Molly Danzig. Jest tancerk�. Siedzia�a obok mnie podczas lotu z San
Francisco. Pracuje... pracowa�a w barze karaoke tutaj, w Sapporo... lokal na
dachu wie�owca Otani Prince Towers...
- Wiesz co� jeszcze o niej, skarbie?
- Raczej nie.
Znowu popatrzy�a na cia�o.
- Jezu Chryste, ja pierdol�... - Odwr�ci�a si� do oficera policji i zacz�a co�
mu klarowa� szybkim japo�skim. Potem znowu zwr�ci�a si� do mnie.
- S�uchaj, kotku - zacz�a. - Tutaj lada chwila rozp�ta si� istne piek�o; CNN
ju� jest w drodze. Mo�e p�jdziesz z nami na przyj�cie? - Potem, bior�c mnie pod
rami�, �eby jej pomocnik nie us�ysza�, doda�a: - Nie wiesz, jak tu jest, kotku.
Machismo a� po dziurki w nosie. Da�abym wszystko za godzink� zwyk�ej babskiej
pogaduchy. Wi�c... przyj�cie?
- No, nie wiem... troch� si� boj�, �e b�d� intruzem...
- Ale� skarbie, przecie� ju� jeste� intruzem! W tej chwili stoimy na terenie
posiad�o�ci Mayuzumiego... a przyj�cie wydaje w�a�nie doktor Mayuzumi, �eby
powita� zagranicznych dygnitarzy na �wi�cie �niegu...
S�ysza�am co nieco o tym Mayuzumim. Tekstylia, piwo, komputery osobiste. Macza�
palce w licznych interesach.
Japo�scy reporterzy zbierali si� ju� do odej�cia. Wychodzili rz�dem, poczynaj�c
od najwa�niejszych gazet, ko�cz�c na brukowcach. Dopiero wtedy zauwa�y�am
m�czyzn� ze szkicownikiem.
Najpierw wzi�am go za Amerykanina. Nawet z drugiego ko�ca skalnego ogrodu
widzia�am, �e mia� wyj�tkowo przenikliwe niebieskie oczy. Kl�cza� przy
balustradzie ganku. Pomimo zimna ubrany by� tylko w d�insy i podkoszulek. Mia�
d�ugie czarne w�osy i g�st� brod�. By� bardzo ow�osiony... prawie jak
nied�wied�... Azjaci z regu�y nie maj� ow�osienia.
Policjant szczekn�� do niego rozkaz. M�czyzna odsun�� si�. Lecz co� w mowie
jego cia�a, co� jakby uleg�o�� i jednocze�nie wyzwanie, zdradzi�y jego
przynale�no�� do rasy ludzi pokonanych, pozbawionych nadziei. To by�o tak
bole�nie znajome, �e zapomnia�am o samokontroli i tylko gapi�am si� na niego.
Tak samo zawsze zachowywa�a si� moja matka, kiedy przychodzi� pracownik opieki
spo�ecznej. Albo ksi�dz z misji �w. Franciszka. Albo kiedy przyszli wsadzi�
mojego tat� do wi�zienia na weekend, bo wychla� za du�o mniwakan i zak��ca�
porz�dek. Wszystkie moje ciotki i wujkowie zachowywali si� tak wobec bia�ych
ludzi. Jedynym, kt�ry tego nie robi�, by� dziadek Mahtowashte'. Dlatego, �e by�
zbyt zaj�ty porozumiewaniem si� z nied�wiedziami, �eby zwraca� uwag� na
rzeczywisty �wiat.
Dziadek zabra� mnie na moj� pierwsz� komuni�. Nikt inny nie przyszed�. Dziadek
ukl�k� obok mnie i zawo�a� g�o�no: "Te cholerne klechy nie wiedz�, co ten rytua�
naprawd� znaczy". Kazali mu zaczeka� przed ko�cio�em.
Bo�e, jak ja nienawidzi�am swojego dzieci�stwa. Jak ja nienawidzi�am Po�udniowej
Dakoty.
M�czyzna odwzajemni� moje spojrzenie z nagim zaciekawieniem. Tego r�wnie�
przedtem tutaj nie widzia�am. Tutaj ludzie nigdy nie patrzyli ci w oczy. Sta�am
si� niewidzialn� kobiet�. Przysz�o mi do g�owy, �e oboje jeste�my niewidzialni,
on i ja.
Przesta�am s�ucha� Esmeraldy, kt�ra papla�a o �yciu towarzyskim w Sapporo -
wyja�nia�a, �e nie liczy si� wy��cznie piwo, �e l�ni�ce nowoczesne biurowce i
idealnie czyste aleje stanowi� jedynie fasad� - i dalej wpatrywa�am si� w
m�czyzn�. Chocia� patrzy� prosto na mnie, ani na chwil� nie przerywa�
szkicowania.
- W ka�dym razie, skarbie, dam ci swoj� wizyt�wk�... i... tutaj odbywa si�
przyj�cie... Otani Prince Towers... na dachu, z osza�amiaj�cym widokiem na
wyka�czane �nie�ne rze�by.
Esmeralda zbiera�a si� do wyj�cia, a ja rzuci�am zdawkowo, �e wkr�tce si�
zobaczymy. Potem spyta�am:
- Nie wiesz, kim jest ten cz�owiek?
- To Ishii, �nie�ny rze�biarz. Przyjecha�a�, �eby zrobi� z nim wywiad?
Okaza�o si�, jak bardzo rozstroi� mnie widok mojej towarzyszki podr�y martwej,
le��cej w �niegu. Aki Ishii, jeden z Wielkich Mistrz�w, znajdowa� si� na mojej
li�cie os�b; mia�am w aktach jego fotografi�. Chocia� zdj�cie by�o czarno-bia�e.
Nie spodziewa�am si� tych oczu.
A on ju� zbli�a� si� do mnie, id�c d�u�sz� drog� po ganku.
- Przemijanie i pi�kno... - powiedzia� do mnie. G�os mia� mi�kki i cichy. -
Przemijanie i pi�kno to kamienie w�gielne mojej sztuki. Chyba to Goethe
powiedzia�, �e wszystkie rzeczy przemijaj�ce to tylko metafory... czy powinni�my
schwyta� t� chwil�, panno Raniony Ptak? Czy te� czas jeszcze nie dojrza� do
wywiadu?
- Pan mnie zna? - zdziwi�am si�. Nagle ogarn�� mnie niewyt�umaczalny strach.
Mo�e dlatego, �e zostali�my tylko we dwoje... nawet zw�oki ju� zabrano, a
Amerykanie tupi�c odeszli po ganku.
Temperatura spad�a jeszcze bardziej. W ko�cu zacz�am dygota�.
- Znam pani�, panno Raniony Ptak... pozwolisz, �e b�d� m�wi� Marie... poniewa�
"Tribune" uprzejmie przys�a�a mi list. Od razu ci� rozpozna�em. Co� w twojej
mowie cia�a, widoczne poczucie wyobcowania; zachowywa�a� si� tak nawet przy
swoich rodakach. Widzisz, ja to rozumiem, poniewa� jestem Ainu.
Ainu... to nabiera�o sensu. Ainu byli pierwotnymi mieszka�cami tej wyspy -
niebieskoocy neolityczni nomadowie, zepchni�ci w zimno przez ostentacyjne
przeznaczenie japo�skich zdobywc�w. Zosta�o tylko p�tora tysi�ca Ainu czystej
krwi. Byli jak Lakotowie - jak moi ludzie. Jedni i drudzy byli obcy we w�asnym
kraju.
Przysz�o mi do g�owy, �e trafi�am na wielki temat, wa�ny temat. Och, obs�uga
festiwalu by�aby dostatecznie interesuj�ca - na ca�ym �wiecie nie ma niczego
podobnego do �wi�ta �niegu w Sapporo, ca�e akry �niegu spi�trzonego w ogromne
budowle, kt�re topniej� przy pierwszej odwil�y. To afirmacja pi�kna i
przemijania zgodnie z filozofi� zen, tak mi powiedziano... a teraz s�ysza�am,
jak sam Wielki Mistrz wypowiada� te s�owa nad miejscem seksualnej zbrodni...
s�owa tak dobrze pasuj�ce zar�wno do sztuki, jak do rzeczywisto�ci.
- Czy mog� ci towarzyszy� na przyj�ciu, Marie? - zaproponowa�. Za jego japo�skim
akcentem kry� si� �lad innego j�zyka, mo�e niemieckiego. Pami�ta�am z jego
dossier, �e w m�odo�ci chyba studiowa� w Heidelbergu, na stypendium Instytutu
Goethego. Akcent by� dziwaczny, lecz ca�kiem atrakcyjny. Ten m�czyzna zaczyna�
mi si� podoba�.
Razem wyszli�my ze skalnego ogrodu. Mia� ameryka�ski samoch�d - mustanga -
zaparkowany przy bramie.
- Wiem, �e kierownica jest po niew�a�ciwej stronie - powiedzia� przepraszaj�co -
ale b�d� prowadzi� ostro�nie, obiecuj�.
Nie dotrzyma� obietnicy. Trzydzie�ci kilometr�w do �r�dmie�cia Sapporo by�y
przera�aj�ce. Mustang �lizga� si�, zarzuca�, podskakiwa� obok ma�ych �wi�tynek
otulonych �niegiem, obok brzydkich postmodernistycznych blok�w, obok szeregowych
domk�w o �cianach z ry�owego papieru, st�oczonych przy w�skich alejkach. �nieg
przygina� i �ama� ga��zie drzew. Zachodz�ce s�o�ce b�yszcza�o na szklistych
dach�wkach, kobaltowob��kitnych lub pomara�czowo-zielonych. Cieszy�am si�, �e
prowadzi� tak �ywio�owo. Dzi�ki temu mniej my�la�am o Molly Danzig, �miej�cej
si� z tego, jak naci�ga�a frajer�w w barze karaoke, opowiadaj�cej �wi�skie
historyjki o znajomych m�czyznach, poch�aniaj�cej samolotowe jedzenie w
przerwach mi�dzy chichotami... Molly Danzig, przez �mier� w��czona we wzorzec
uporz�dkowanej elegancji, jakiej ani razu nie przejawi�a podczas dwunastu
godzin, kt�re przesiedzia�am obok niej w samolocie z San Francisco.
*
Przyj�cie by�o oczywi�cie imponuj�cym spektaklem. Ci ludzie naprawd� wiedzieli,
jak si� urz�dza imprez�. Najwy�sze pi�tro hotelu zosta�o przerobione na
plastykow� i styropianow� replik� zimowej krainy cud�w. Trzej kucharze zwijali
si� jak w ukropie za dwudziestopi�ciometrowym barem sushi. Gdzie indziej
kelnerzy w idiotycznych pseudofrancuskich uniformach kroili pattiserie,
porcjowali piecze� i nalewali zup� z waz w kszta�cie �ab�dzi. Kandelabry
migota�y. Plastykowe �nie�ynki pr�szy�y z urz�dzenia pod sufitem. Mo�na by�o
sfinansowa� film fabularny, gdyby zastawi� ubrania go�ci - od Gucciego,
Armianiego, Diora - i te kimona po 5000 dolar�w. Wprawdzie Aki na�o�y� stylowy
czarny sk�rzany p�aszcz, ale ja czu�am si� beznadziejnie �le ubrana jak na tak�
gal�. Nie pomaga�o, �e wszyscy starannie nas ignorowali. Aki i ja poruszali�my
si� jakby w prywatnej ba�ce oboj�tno�ci.
Jedna �ciana by�a ca�a ze szk�a. W dole wida� by�o park Odori, po drugiej
stronie g��wnego ci�gu Sapporo, szerokiego na chyba ze sto metr�w. �niegowe
rze�by nabiera�y kszta�t�w. Po rozpocz�ciu festiwalu zostan� rz�si�cie
o�wietlone. Teraz wygl�da�y jak widmowe kad�uby wyci�gaj�ce si� do ksi�yca. W
tym roku wybrano temat "Czasy staro�ytne"; po jednej stronie parku wznosi� si�
niedoko�czony Partenon, z przodu sta�o Koloseum, egipska �wi�tynia wraz ze
Sfinksem, babilo�ski ziggurat... wszystko ze �niegu.
Wielkie proscenium wype�nia�o jeden koniec sali, a na nim sta� korpulentny
m�czyzna i pijackim g�osem zawodzi� do mikrofonu. Piosenka brzmia�a jak
"Strangers in the Night" w wersji disco. Nie by�o orkiestry.
- Jezu! - j�kn�am. - Powinni zastrzeli� wykonawc�.
- Niezbyt rozs�dny pomys� - sprzeciwi� si� Aki. - Ten cz�owiek to doktor
Mayuzumi we w�asnej osobie.
- Karaoke? - zapyta�am. W Oakland jest tylko jeden bar karaoke i nigdy tam nie
by�am. Opis nawet si� zgadza�. Kiedy doktor Mayuzumi zszed� ze sceny, �egnany
chaotycznymi oklaskami, wepchni�to tam kogo� innego w�r�d wybuch�w �miechu. Tym
kim� okaza�a si� Esmeralda O'Neil. Zacz�a �piewa� japo�ski przeb�j pop,
wykonuj�c ersatz gest�w Motown i tanecznych krok�w.
- Och - powiedzia� Aki - przecie� w tym klubie pracowa�a twoja... przyjaci�ka.
Panna... Danzig. - Wym�wi� jej nazwisko "Danjigu".
- Walnijmy sobie porz�dnego drinka - zaproponowa�am wreszcie.
Usiedli�my przy barze sushi. Wypili�my troch� gor�cej sake, a potem Aki zam�wi�
jedzenie. Kucharz wyj�� ze zbiornika par� �ywych krewetek olbrzym�w, wykona�
kilka b�yskawicznych ruch�w no�em i umie�ci� dwie bezg�owe krewetki na talerzu.
Ich ogony podrygiwa�y.
- To si� nazywa odori - oznajmi� Aki - ta�cz�ce krewetki... w Stanach trudno je
znale��.
Patrzy�am na pulsuj�ce ogony krewetek. Z pewno�ci� nie czuj� b�lu. Z pewno�ci�
to czysty odruch. Ogon jaszczurki wci�� si� rzuca, kiedy go oderwiesz.
Aki co� wymamrota�.
- Co m�wi�e�?
- Przeprasza�em krewetki za odebranie im �ycia - wyja�ni�. Rozejrza� si�
ukradkiem. - To zwyczaj Ainu. Japo�ce tego nie zrozumiej�.
Takie rzeczy robi� m�j dziadek.
- Jedz - zach�ci� mnie Ainu. Oczy mu b�yszcza�y. Nie mog�am si� oprze�.
Podnios�am pa�eczkami jedn� krewetk�, zanurzy�am j� na mgnienie w miseczce z
sosem sojowym, wrzuci�am do ust.
- Co czujesz? - zapyta�.
- Trudno opisa�. - Skr�ca�a si�, w�druj�c przez moje gard�o. Lecz kiedy
wszystkie smaki eksplodowa�y jednocze�nie, sos sojowy, zielony chrzan, nieumar�a
krewetka o konsystencji pasty do z�b�w i delikatnym aromacie... by�a w tym
nieomal synestezja... co� radosnego... co� obscenicznego.
- To typowo japo�skie - oznajmi� �nie�ny rze�biarz Ainu - ta niemal erotyczna
potrzeba, �eby wyssa� si�� �yciow� innego stworzenia... Bada�em to, Marie. Nie
b�d�c Japo�czykiem, nie pojmuj� tego intuicyjnie; mog� tylko nads�uchiwa� w
cieniu, zbiera� po nich resztki, kiedy przemykam obok nich ze spuszczonymi
oczami. Lecz tobie, Marie, tobie mog� spojrze� prosto w twarz.
I spojrza�. Spos�b, w jaki wymawia� moje imi�, zawiera� obietnic� mrocznej
intymno�ci. Nie mog�am odwr�ci� wzroku. Jeszcze raz mowa cia�a tego m�czyzny
przywo�a�a co� z mojego dzieci�stwa. To by� m�j ojciec, kt�ry si�ga� po mnie w
zimow� noc, w sypialni z wybitym oknem, gdzie jego oddech przesycony alkoholem
wisia� w ksi�ycowym powietrzu. A ja mocno zaciska�am powieki i wzywa�am Wielk�
Tajemnic�. Jezu, jak ja nienawidzi�am ojca. Chocia� nie my�la�am o nim od
dziesi�ciu lat, by� jedynym m�czyzn� w moim �yciu. Poczu�am si� ura�ona,
bezbronna i zgwa�cona, wszystko naraz. I wci�� nie mog�am odwr�ci� wzroku. Potem
przyfrun�a Esmeralda i uratowa�a mnie.
- Nie przestajesz pracowa� ani na chwil�, co, kotku? - zagadn�a i zam�wi�a dla
siebie par� odori.
- Co z Molly Danzig? - zapyta�am. - S� jakie� wiadomo�ci...
- Skarbie, ta dziewczyna po prostu znik�a ze znanego wszech�wiata. Prasa milczy
jak gr�b. W telewizji nic. Nawet CNN musia�a si� powstrzyma� na kilka dni.
Ca�kowite zaciemnienie... nawet konsulat poproszono, �eby zaczeka� z
informowaniem najbli�szych krewnych... wiesz, to przez ten festiwal. Kwestia
zachowania twarzy.
- Czy to ci� nie wkurza?
- Wcale! Robi� karier� w dyplomacji, skarbie; ta dziewczyna nie rozko�ysze
�adnej �odzi. - Z apetytem wgryz�a si� w drgaj�cego skorupiaka. - Mm-mm, dobre.
- �adnych zahamowa�, �adnej skruchy.
Rozejrza�am si�. Uczestnicy przyj�cia nadal obchodzili nas szerokim �ukiem, ale
od czasu do czasu dostrzega�am spojrzenia i s�ysza�am chichoty. Czy�bym wpada�a
w paranoj�?
- Wszyscy o tym wiedz�, prawda? - rzuci�am.
- O tym? - powt�rzy�a niewinnie Esmeralda.
- O tym! O morderstwie, o kt�rym nikomu nie wolno m�wi�! Dlatego wszyscy omijaj�
mnie jak wczorajsz� ryb�; wiedz�, �e j� zna�am. Cuchn� �mierci� tej dziewczyny.
- To nic, kotku. - �ykn�a sake.
Aki poci�gn�� mnie za r�kaw.
- Widz�, �e nie czujesz si� tutaj najlepiej. Mo�e zmyjemy si� st�d, chyba tak
m�wicie wy, Amerykanie?
Wiedzia�am, do czego to prowadzi. Wzbudza� we mnie poci�g. Wzbudza� we mnie
strach. Musia�am napisa� artyku� i wiedzia�am, �e dobry artyku� czasami kosztuje
ci� kawa�ek duszy. Jak du�y kawa�ek? Nie chcia�am od razu ulega�, wi�c
powiedzia�am:
- Marz�, �eby obejrze� �nie�ne rze�by. Teraz, kiedy park jest pusty, w �rodku
nocy.
- Twoje �yczenie jest dla mnie rozkazem - zapewni�, ale mia�am dziwne uczucie,
�e to on rozkazuje. Podobnie jak wampir, Aki musia� najpierw otrzyma�
zaproszenie, zanim uderzy�.
*
W blasku ksi�yca w�drowali�my obok Zegarowej Wie�y, jedynej rosyjskiej budowli
pozostawionej na Hokkaido, w stron� wie�owca telewizji, kt�ry dominowa� nad
wschodnim kra�cem Odori-Koen. Park by� d�ugi i w�ski. Wzd�u� alejek pi�trzy�y
si� g�ry �niegu.
Przywie�li dodatkowy �nieg ci�ar�wkami. Kilku m�czyzn, pracuj�cych po
godzinach, przekopywa�o �opatami �cie�ki i uklepywa�o �nie�ne nasypy. Cz�owiek
na drabinie go�ymi r�kami kszta�towa� belkowanie korynckiej kolumny. Mg�a
k��bi�a si� wok� naszych st�p i wyci�ga�a macki. Nie zapyta�am Akiego, dlaczego
park i krewetki zombi nazywa�y si� tak samo; mia�am przeczucie, �e odpowied� za
bardzo mnie zdenerwuje.
Powoli szli�my przez milowy park w stron� tableau, stanowi�cego osobiste dzie�o
Akiego - wiedzia�am z moich notatek, �e to mia� by� centralny punkt festiwalu,
klasyczna reprezentacja S�du Parysa.
- Co my�lisz o Sapporo? - zapyta� mnie nagle Aki.
- Jest...
- Nie musisz m�wi�. To brzydkie miejsce. Ca�e wypucowane, wyglansowane do
po�ysku i zapchane centrami handlowymi, ale wci�� miasto jest zbyt nowe i
rozpaczliwie poszukuje czego�, co mog�oby nazwa� dusz�.
- No, ten Festiwal �niegu...
- Za�o�ony w 1950 roku. Staro�ytna kultura z puszki. Disneyland japo�skiej
wra�liwo�ci.
Nie tego przyjecha�am s�ucha�. Mia�am ju� napisan� po�ow� artyku�u, zanim
wsiad�am do samolotu. Chcia�am rozmawia� o tradycji, o starym odbitym w nowym.
Szli�my dalej.
Ludzie k�ad� si� spa� wcze�nie w Japonii. Prawie nie by�o s�ycha� ulicznego
ruchu. D�ugi w�� ci�ar�wek wy�adowanych �niegiem ci�gn�� si� przez ca�� d�ugo��
parku i skr�ca� na p�noc przy ko�cu rzeki Sosei. Na przeci�tn� �nie�n� rze�b�
potrzeba trzystu ci�ar�wek �niegu. �nieg przywo�ono z g�r.
Wi�kszo�� rze�b odgrodzono linami. Od czasu do czasu mijali�my rzemie�lnik�w,
kt�rzy przerywali prac�, k�aniali si� zgrabnie i wyszczekiwali s�owo: sensei.
Aki szed� przodem. Nie dotyka� mnie. Tutaj nie pochwala si� publicznych
kontakt�w pomi�dzy dwiema p�ciami. Z ulg� przyj�am to do wiadomo�ci.
- Fatalna sprawa z t� dziewczyn� Danjigu - powiedzia� Aki. - Cz�sto j� widywa�em
w klubie karaoke; chyba podoba�a si� Mayuzumiemu.
Molly m�wi�a co� o bogatych t�ustych biznesmenach. Wola�abym, �eby zmieni�
temat. Poprosi�am:
- Opowiedz mi co� o swojej sztuce, Aki.
- Czy to wywiad? - Nasze kroki budzi�y echo. Sople lodu d�wi�cza�y na drzewach.
- Ale m�wi�em ju� o pi�knie i przemijaniu.
- Czy dlatego szkicowa�e� trupa Molly? My�la�am, �e to troch�... makabryczne.
U�miechn�� si�. Nikt nas nie widzia�. Na ulotn� sekund� musn�� moj� r�k� d�oni�.
Sparzy�a mnie. Odsun�am si� o kilka krok�w.
- Wi�c czego pan szuka w swojej sztuce, panie Ishii? - zapyta�am swoim
najlepszym reporterskim g�osem.
- Odkupienia - odpar�. - A ty?
Wola�am nie my�le� o tym, czego ja szukam.
- Czasami czuj� si� troch� jak Faust - ci�gn�� - kt�ry chwyta z otch�ani kilka
ulotnych fragment�w pi�kna, a w zamian oddaje... wszystko.
- Dusza za pi�kno? - zapyta�am. - Dosy� romantyczne.
- Och, wszystko przez tych cholernych Niemc�w, Goethego, Schillera: �mier�,
przemienienie, odkupienie, weltschmerz... w tutejszych szko�ach naprawd� mo�na
si� zarazi� teuto�skim ponuractwem.
Nie mog�am powstrzyma� �miechu.
- A fakt, �e jeste� Ainu? - zapyta�am. - Czy to r�wnie� wp�ywa na twoj�
artystyczn� wizj�?
- Nie chc� o tym m�wi�.
Wi�c byli�my podobni, oboje wci�� uciekali�my przed w�asn� to�samo�ci�. Aki
zdecydowanie ruszy� naprz�d, ksi�yc w pe�ni przydawa� mu wielki, faluj�cy cie�.
Przed nami wznosi�a si� �ciana �niegu. Tu i tam widzia�am wyrze�bione schody.
- Pomog� ci wej�� - zaproponowa�. Zacz�� ju� wspina� si� na nasyp. Moje reeboki
grz�z�y w �niegowych stopniach.
- Nie martw si� - rzuci� - moi uczniowie wyg�adz� je rano. Chod�.
Stopnie by�y strome. Raz czy dwa musia� mnie podci�ga�.
- Tam b�dzie rampa - wyja�ni� - �eby widzowie mogli gromadzi� si� po drugiej
stronie.
Stali�my teraz na �niegowej p�ce i spogl�dali�my w d�, na stworzone przez
niego tableau. Tutaj, w najwy�szym punkcie parku, dmucha� ostry wiatr. Przesta�o
pada� i powietrze by�o czyste, lecz miejskie �wiat�a za mocno rozja�nia�y niebo,
�eby pokaza�o si� du�o gwiazd. Sztuczna g�ra otacza�a nas z trzech stron;
czwart� zajmowa�a niedoko�czona rampa dla widz�w; ca�y teren wygl�da� jak
otwarty pawilon.
Aki powiedzia�:
- Rozejrzyj si� dooko�a. Jest rok 1200 przed Chrystusem. Stoimy na zboczach g�ry
Ida, w mitologicznym �wicie. Sp�jrz... tam... za granicami parku... kalekie
wie�e Ilium.
To by�y Otani Prince Towers, l�ni�ce od neon�w, wygl�daj�ce zza bli�niaczych
szczyt�w. Z�udzenie optyczne - nasyp wysoki najwy�ej na trzydzie�ci st�p,
dziwaczna wymuszona perspektywa, blask ksi�yca, faluj�ca mg�a - kt�re jakim�
sposobem wci�gn�o ca�e miasto w �wiat fantazji.
- Chod� - rozkaza�, bior�c mnie za r�k� i zst�pili�my w dolin�. Zrujnowana
rotunda wznosi�a si� ze sterty gruz�w. Satyr gra� na fletni, a centaur spa� pod
rozwalonym murem. Trudno by�o uwierzy�, �e to wszystko zrobiono ze �niegu. Na
murze widnia�a p�askorze�ba s�ynnego s�du: Parys, nastoletnia wersja
"My�liciela" Rodina, pochylony, siedz�cy na g�azie; trzy wdzi�cz�ce si� boginie;
z�ote jab�ko w r�ku ch�opca.
- Teraz zajrzyj za mur - poleci� Aki.
Zobaczy�am grot� wydr��on� w boku nasypu. Przy wej�ciu, w tej samej pozie co na
p�askorze�bie, siedzia� tr�jwymiarowy Parys; za nim, w g��bi pieczary, sta�y
trzy postacie o odwr�conych twarzach.
- Ale... - zacz�am. - Przecie� tableau nie wida� z rampy! Mo�na zobaczy�
najwy�ej ty� g�owy Parysa, wygi�cie ramienia Ateny. Widzowie zobacz� tylko
relief na zrujnowanym murze.
- Przecie� w�a�nie o to chodzi w rze�bie, Marie - odpar� Aki. M�wi� teraz
szybciej, gestykulowa�. - Ustawiam natur� przed lustrem, a wewn�trz lustra jest
nast�pne lustro i odbija odbicie natury, kt�re stworzy�em... odbicia w
odbiciach... sztuka w sztuce... prawda tylko przelotnie, bole�nie dostrze�ona...
a to, co najpi�kniejsze, pozostaje niewidzialne... chod�, Marie. Zobaczysz m�j
ukryty �wiat. Chod�. Chod�.
Chwyci� mnie za r�k�. Razem zeszli�my na d�. System rusztowa�, zas�oni�tych
przez �nie�ne granie, prowadzi� do groty. Niczym ch�opiec pokazuj�cy swoj� farm�
mr�wek, Aki zdradza� coraz wi�ksze przej�cie, coraz wi�kszy niepok�j w miar�,
jak zbli�ali�my si� do centrum jego wszech�wiata. Kiedy dotar� do pos�gu Parysa,
zacz�� si� denerwowa�. Ignoruj�c mnie kompletnie, podszed� do rze�by, �eby
poprawi� fa�dk� na p�aszczu ch�opca, przyg�adzi� mu w�osy. Parys jeszcze nie
mia� twarzy.
Zaciekawiona, w jaki spos�b Wielki Mistrz przedstawi� trzy pi�kne boginie,
odwr�ci�am si� od niego i ruszy�am w g��b pieczary. Ch��d nasili� si� ju� po
kilku krokach od wej�cia. Tunel zdawa� si� opada� w niesko�czon� ciemno��;
pewnie nast�pna iluzja, zakr�t, fa�szywa perspektywa... chyba �e naprawd�
prowadzi� do jakiego� podziemnego labiryntu.
Boginie jeszcze nie by�y wyko�czone. Dwie nie mia�y twarzy. Trzecia - Hera,
bogini ma��e�skiej wierno�ci i ortodoksji - mia�a twarz Molly Danzig.
Pomy�la�am, �e ksi�ycowa po�wiata k�amie albo zawiod�y mnie nerwy. Ale nie by�o
w�tpliwo�ci. Podesz�am blisko. Podobie�stwo by�o niesamowite. Nawet gdyby �nieg
zacz�� oddycha�, nie dozna�abym wi�kszego wstrz�su. A te oczy... czym by�y?...
jakie� wypolerowane klejnoty osadzone w �niegu... oczy wilgotne od �niegu, jakby
p�aka�y... czu�am, jak wali mi serce.
Wycofa�am si�. W ramiona Akiego.
- Jezu - wykrztusi�am - to jest chore, to jest zboczone...
- Ale ju� ci wyja�nia�em problem pi�kna i przemijania - powiedzia� �agodnie Aki.
- Obserwowa�em t� dziewczyn�, odk�d zacz�a pracowa� w klubie karaoke; jej
gwa�towna �mier� jest, jak wy to m�wicie, synchroniczna. Ofiara, �eby tchn��
�ycie w moj� sztuk�.
Molly Danzig potrz�sn�a g�ow�. Chyba. Jej oczy zab�ys�y. Albo odbi�y �wiat�o
ksi�yca. Odetchn�a. Albo mo�e wiatr w niej westchn��. Albo m�j strach. Strach
unieruchomi� mnie na chwil�, a potem...
- Poca�uj mnie - szepn��. - Nie rozumiesz, �e oboje nale�ymy do ludzi-
nied�wiedzi? Jeste� pierwsza, kt�r� spotka�em.
- Nie! - Wyrwa�am si� z jego u�cisku i pobieg�am. Lodow� �cie�k�, gdzie wilgotny
wiatr ch�osta� mnie w twarz, obok Partenonu, Koloseum i Sfinksa. Obok
spi�trzonego �niegu. �nieg wpada� mi do but�w i sp�ywa� za ko�nierz. Znowu
pada�o. Przebieg�am na drug� stron� ulicy. Dygota�am. Nie z zimna, z
przera�enia.
Jezu, zl�k�am si� iluzji, powiedzia�am sobie, kiedy dotar�am do fasady Otani.
Wzi�am g��boki oddech. Obiektywno��. Obiektywno��. Rozejrza�am si�. Nikogo nie
zobaczy�am. Przez chwil� sta�am na schodach i zastanawia�am si�, jak z�apa�
taks�wk� o pierwszej nad ranem.
W�a�nie wtedy Esmeralda i jej korpulentny asystent wy�onili si� z obrotowych
drzwi i sp�yn�li po schodach. Esmeralda nosi�a d�ugie futro z tego rodzaju, w
jakim nara�asz si� na wandalizm konserwatyst�w, je�li pr�bujesz je nosi� na
ulicach Kalifornii. Zobaczy�a mnie i wykrzykn�a:
- Marie, z�otko, podwie�� ci� do hotelu?
W milczeniu kiwn�am g�ow�. Podjecha�a limuzyna. W�adowali�my si� do �rodka.
Kiedy ruszyli�my ulic�, znowu go zobaczy�am. Sta� na skraju parku. Wpatrywa� si�
w nas intensywnie. I szkicowa�. Szkicowa�.
Das Unzulangliche
Hier wird's Erreignis.
FAUST
2. Ludzie-nied�wiedzie...
Kiedy by�am dzieckiem, widzia�am, jak m�j dziadek rozmawia� z nied�wiedziami.
Hotel, w kt�rym si� zatrzyma�am, to by� ryokan drugiej kategorii, hotel z
rodzaju tradycyjnych, poniewa� chcia�am naprawd� posmakowa� japo�skiego stylu
�ycia. Zapach mat tatami. Masochistyczny voyeuryzm wsp�lnej �a�ni. Rzuca�am si�
i wierci�am na futonie, marz�c o wodnym ��ku w San Mateo. I huku odleg�ego
przyp�ywu. Ale nie �ni�am o Kalifornii.
We �nie znowu by�am winchinchala. We �nie le�a�am w chacie ojca. P�noc i mro�ny
wiatr wyj� przez wybite szyby. Kr�c� si� na zasikanym materacu na pod�odze. Mo�e
gdzie� tam p�acze dziecko. Wilgotna d�o� zakrywa mi usta.
- Musz� utuli� dziecko, ate - szepcz�.
- Igmu yelo - odpowiada m�j ojciec. "To tylko kot". Dziecko wrzeszczy, ile si� w
p�ucach. Tato mia�d�y mnie mi�dzy udami. Nawet jego pot zmienia si� w l�d.
Wyciekam przez jego palce. Zbiegam po schodach, kt�re prowadz� w d� w d� w d�
w d� przez jaskinie w d� w d� do...
- Przesta�!
Z polnej drogi, kt�ra biegnie wzd�u� zamarzni�tego strumienia obok szopy, wida�
pokr�con� g�r� tu� na granicy Pustkowia. Wierzcho�ek jest �ci�ty. Pragn� wej��
na gra�, gdzie b�d� sta�a naga na wietrze i ujrz� wizje, i poznam wszystko, co
nadejdzie, i zmieni� si� w �nie�n� kobiet�, jak te inne kobiety, kt�re sta�y tam
i �ni�y, a� prze�ni�y si� w kolumny z ��tego i czerwonego kamienia.
- Tunkashila! - krzycz�. - Dziadku!
Uciekam od wiatru, kt�ry jest oddechem mojego ojca, cuchn�cym mniwakanem.
Nagle wiem, �e m�czyzna, kt�ry mnie �ciga, jest nied�wiedziem. Nie ogl�dam si�,
ale czuj� jego cie� przygniataj�cy mnie na �niegu. Uciekam do dziadka, bo wiem,
�e z nim b�d� bezpieczna, on narysuje kr�g na ziemi i wewn�trz wszystko b�dzie
ciep�e, dalekie od zagro�enia, a potem po�o�y fajk� w �wi�tym kr�gu i powie do
nied�wiedzia: "Spokojnie, m�j synu, spokojnie".
Uciekam od zimna, ale tak jakbym ucieka�a od siebie. Wmarzn� w t� g�r� jak
wszystkie tamte kobiety, od pocz�tku wszech�wiata a� do teraz, kobiety ta�cz�ce
w powolnym kr�gu wok� umieraj�cego ognia. Biegn� przez tunel, kt�ry staje
si�...
Podmorskim tunelem. Jad� w poci�gu-torpedzie na wysp� Hokkaido, do Japonii nie
znanej nikomu, Japonii rozleg�ych otwartych przestrzeni i samotnych o�nie�onych
szczyt�w, i nowiutkich miast, kt�re nie maj� duszy. Wygl�dam przez okno, kiedy
poci�g piszczy, zagl�dam do betonowej jaskini. Widz� oczy Molly Danzig i
zastanawiam si�, czy s� prawdziwe, zastanawiam si�, czy Aki wyrwa� je trupowi i
osadzi� w twarzy �nie�nej kobiety.
�nie�na kobieta potrz�sa g�ow�. Jej oczy to g��bokie kr�gi wype�nione krwi�.
- Nie, ate, nie, ate - szepcz�.
"Spokojnie, m�j synu", m�wi dziadek do nied�wiedzia, kt�ry staje d�ba nad
pawilonem �nie�nych kobiet. Dziadek daje mi mi�d na drewnianej �y�ce. Znowu
wk�ada fajk� do ust i wydmuchuje k�ka dymu na nied�wiedzia, kt�ry warczy cicho,
a potem chy�kiem umyka z powrotem do o�nie�onego lasu.
Kr�gi. Kr�gi. Zataczam kr�gi. Nie ma wyj�cia. Tunel zap�tli� si� beznadziejnie.
Zmieni� si� w �nieg.
*
Wizyt�wka Molly Danzig: blok mieszkalny kilka przecznic na zach�d od miejskiego
browaru. Oko�o pi�tnastu minut jazdy metrem od mojego ryokan. Zapach chmielu
przesyca� powietrze. �nie�na zaspa pi�trzy�a si� przy automacie do coca-coli z
tymi smuk�ymi japo�skimi puszkami. Na rogu mechaniczny gliniarz kierowa� ruchem.
�nieg pokrywa� jego metalowe ramiona. Kiedy pierwszy raz zobaczy�am tak�
maszyn�, my�la�am, �e to �art; tokijski przewodnik poinformowa� mnie wynio�le,
�e maj� je od dwudziestu lat.
Popo�udnie by�o szare. Niebo i budynek mia�y t� sam� barw� �mierci, szare szare
szare.
Wjecha�am wind� na dziesi�te pi�tro. Nie wiem, co spodziewa�am si� znale��.
Powiedzia�am sobie: "Hej, siostro, jeste� reporterk�, mo�e na razie wyciszyli t�
histori�, ale nie d�u�ej ni� na tydzie�". Mia�am w torebce sw�j ma�y Pewny
Strza�, tak na wszelki wypadek.
Hol: wytarty dywan, nudna nowoczesna sztuka przy windzie. Ten blok mieszkalny
m�g� sta� wsz�dzie. Schemat kolorystyczny na�ladowa� nowe odcinki "Policjant�w z
Miami". Ruszy�am korytarzem, �ledz�c numery mieszka�. Jej powinno by� na ko�cu,
17a. Uchylone drzwi. Staruszek w roboczym kombinezonie malowa� drzwi.
Zamalowywa� numer mieszkania. Zamalowywa� nazwisko Molly. Jeden ruch p�dzla mo�e
wymaza� �ycie.
Przepchn�am si� obok niego do �rodka. Wiedzia�am z g�ry, jak powinno wygl�da�
mieszkanie Molly. Zawsze si� �mia�a, wi�c przypuszcza�am, �e zobacz� wyzywaj�ce
plakaty albo dziwaczne meble. Uwielbia�a rozmawia� o m�czyznach - ja nie - wi�c
wyobrazi�am sobie jak�� pot�n�, zuchwa�� falliczn� rze�b� stercz�c� na �rodku
pokoju. Wcale tak nie by�o. Panowa� absolutny spok�j.
Okna by�y szeroko otwarte. W mieszkaniu by�o zimniej ni� na zewn�trz. Wiatr
wzdycha� w salonie, maty tatami na pod�odze przypr�szy� �nieg. �adnych mebli.
�adnych plakat�w Chippendales�w na �cianach. Wiatr dmuchn�� mocniej. P�atki
�niegu upstrzy�y moj� twarz.
Kuchnia: dwie czarki zimnej herbaty na kontuarze. Kuchenka wci�� by�a w��czona.
Wy��czy�am j�. Nadgryziony kawa�ek sushi le�a� na b��kitno-bia�ym talerzu.
Zrobi�am kilka zdj��. Zastanawia�am si�, czy policja zdj�a odciski palc�w z
czarek do herbaty.
Us�ysza�am d�wi�k. Najpierw pomy�la�am, �e to wiatr. Wia� teraz silniej i w�r�d
�wiszcz�cych westchnie� us�ysza�am kobiecy g�os. Nuci�.
Wr�ci�am do salonu. �nieg przemoczy� mi buty. Dygota�am. Kobieta �piewa�a
kontraltem, nieziemskim, erotycznym. S�ysza�am te� kapanie wody. Dochodzi�o zza
rozsuwanych drzwi shoji. Pewnie sypialnia.
Wiedzia�am, �e musz� tam wej��. Uzbroi�am si� wewn�trznie i rozsun�am shoji.
P�atki �niegu zawirowa�y. Wiatr hula� tutaj na ca�ego. Przez panoramiczne okno
widzia�am browar miejski i siatk� ulic miasta, regularn� jak papier milimetrowy,
a w dali o�nie�one g�ry. Czu�am zapach zwietrza�ego piwa w �niegu, kt�ry osiada�
na moich policzkach.
Nucenie rozbrzmia�o g�o�niej. Drzwi �azienki by�y uchylone. Kapa�a woda.
- Molly?
Czu�am, jak wali mi serce. Gwa�townie otworzy�am drzwi �azienki.
- Ale�... Marie, s�onko... wcale si� ciebie nie spodziewa�am.
Esmeralda spojrza�a na mnie z wanny, namydlaj�c si� leniwie.
- Przez ca�y czas wiedzia�a�, kim ona jest - oskar�y�am j�.
- Na tym polega moja praca, skarbie - odpar�a. - Niezbyt wielu ameryka�skich
obywateli jest w Sapporo, jak mo�e zauwa�y�a�, ale rejestruj� ich wszystkich.
Podasz mi tamten r�cznik? Je�li �adnie poprosz�?
Dr�two wykona�am polecenie. Dlaczego pyta�a mnie, kim jest zmar�a dziewczyna,
skoro ju� j� zna�a?
- Oszuka�a� mnie!
- W szkole dyplomacji, Marie, ucz� ci�, �eby pozwala� m�wi� innym. W ten spos�b
cz�sto klient sam kopie sobie gr�b.
- Ale co ty tu robisz...?
- To jest moje mieszkanie. Molly Danzig je podnajmowa�a. Mam apartament w
ambasadzie, gdzie zwykle nocuj�, ale w naszym budynku cz�sto wy��czaj� ciep��
wod�.
Si�gn�a po r�cznik i wy�lizn�a si� z wanny. Parowa�a; mia�a j�drne, wspania�e
cia�o i nawet kiedy by�a naga, wydawa�a si� ubrana; pewnie zawdzi�cza�a to
swojemu dyplomatycznemu obyciu. Lakotowie to skromni ludzie. Czu�am si�
za�enowana.
- Wierz mi, to nie jest St Louis. To znaczy, kotku - doda�a, si�gaj�c po
suszark� do w�os�w - �e dostaj� rz�dow� pensj� z niebotycznymi dodatkami,
op�acone mieszkanie, nikogo na utrzymaniu... ale gdyby nie te wszystkie
przyj�cia z darmowym �arciem, sta�abym w kolejce do cholernej zupki z
dobroczynno�ci. Zapomnijmy o tym i chod�my na zakupy, Marie.
- Dobrze. - Na razie nie mia�am poj�cia, co dalej robi� z artyku�em. Zdoby�am
trzy czy cztery kawa�ki, ale jako� nie pasowa�y do siebie... mo�e nawet nie
nale�a�y do tej samej uk�adanki. Mo�e potrzebowa�am popo�udnia sp�dzonego na
bezmy�lnym kupowaniu pami�tek.
*
Esmeralda zawioz�a mnie do galerii Tanuki-koji, labiryntu podziemnych pasa�y
handlowych, kt�ry zaczyna si� gdzie� w �rodku miasta i pe�znie coraz dalej,
poch�aniaj�c stacje metra i podziemia Otani Prince. Zaparkowa�a w strefie
dostawczej ("Plakietki gaimusho, skarbie... nie odholuj� �adnego dyplomatycznego
wozu, nie ma mowy!") i chocia� dopiero min�o po�udnie, zesz�y�my do �wiata
neonowej nocy.
Kiedy osi�gn�a� granice wytrzyma�o�ci, kiedy wszystko ci si� pomiesza�o i
czujesz, �e zaraz wybuchniesz, czasami jedynym lekarstwem s� zakupy. Nigdy nie
chodzi�am na zakupy, kiedy by�am dzieckiem. Tak, czasami brali�my pikapa i
wlekli�my si� do Belvidere lub Wall, gdzie przynajmniej mog�am sobie popatrze�
na mechaniczne szakale po dwadzie�cia pi�� cent�w albo na sztucznego
dwudziestopi�ciometrowego dinozaura, kt�ry wznosi� si� w�r�d �niegu po kolana.
Zakupy by�y na�ogiem przej�tym od japis�w i WASP�w w Berkeley. Ale szybko si�
zarazi�am. Potrafi�am nami�tnie kupowa�. Tak samo Esmeralda. Dopiero po godzinie
czy dw�ch u�wiadomi�am sobie, �e dla niej, podobnie jak dla mnie, rozrzutne
zakupy stanowi�y przede wszystkim mechanizm obronny. Kiedy ju� troch� oswoi�y�my
si� ze sob�, zauwa�y�am, �e Esmeralda m�wi dwoma odmiennymi j�zykami,
posiadaj�cymi oddzielne zestawy mimiki i gest�w; r�ni�y si� tak bardzo, jak
angielski i Lakota dla moich rodzic�w, tylko �e oba by�y angielskie, a ona
swobodnie przeskakiwa�a z jednego na drugi.
W�drowa�y�my kolejnymi korytarzami, obok ma�ych stoisk z makaronem, gdzie z
przodu sta�y szklane gabloty z plastykowym jedzeniem, obok przybytk�w I Love
Kitty i wypo�yczalni kimon, i sklep�w z zabawkami strze�onych przez mechaniczne
Godzille, obok automat�w z napojami, kt�re wyrzuca�y smuk�e puszki piwa Sapporo
i mro�onej kawy. Mijali nas ludzie zaj�ci w�asnymi sprawami. Betonowe alejki
by�y �liskie od rozmi�k�ego �niegu naniesionego z g�ry. Jaskrawe neony zlewa�y
si� w �wiat�ocie�.
Oko�o sz�stej ugina�y�my si� pod ci�arem zakup�w. G��wnie �miecie - wachlarze,
kapelusze, okrycia, orientalne ozdoby do mojego mieszkania w Oakland, poczt�wki
pokazuj�ce Ainu w narodowych strojach, z rytualnymi tatua�ami, w futrach i
paciorkach - chocia� �adnych Ainu nie widywa�o si� w antyseptycznym �rodowisku
Sapporo.
- Co wiesz o Ainu? - zapyta�am Esmerald�.
- To dzikusy. �nie�ni ludzie, co� w rodzaju Eskimos�w... oddaj� cze��
nied�wiedziom, odprawiaj� szama�skie rytua�y... tylko dla turyst�w... Japo�czycy
zmusili ich, �eby przyj�li japo�skie imiona, i teraz oni ju� nie mog� m�wi� w
Ainu.
Dobrze zna�am t� histori�. M�j dziadek Mahtowashte' opowiada� mi to samo. "Mog�
m�wi� do nied�wiedzi", powiedzia�, "bo raz, kiedy by�em ch�opcem, nied�wied�
przyszed� do mnie we �nie i nada� mi imi�". I wr�czy� mi kawa�ek chleba
zanurzony w miodzie, a ja m�wi�am: "Tunkashila, zr�b tak, �ebym mog�a st�d
odej��... zabierz ode mnie to wszystko".
- Tutaj jest wi�cej Ainu, ni� ci si� wydaje. Wielu krzy�owa�o si� z
Japo�czykami. Ju� nie wygl�daj� jak Ainu, ale... ludzie wci�� maj� uprzedzenia.
Nie afiszuj� si� z tym, nie jak tw�j przyjaciel Aki. Wi�kszo�� pr�buje si�
dostosowa�. Straciliby sw�j status spo�eczny, zdolno�ci kredytowe, wp�ywy...
Wiedzia�em wszystko na ten temat. Przez ca�e �ycie ucieka�am, pr�bowa�am si�
dostosowa�.
- Chod� - powiedzia�a Esmeralda - czas na kaw�.
Wesz�y�my do kawiarni, wcisn�y�my si� w male�kie foteliki i zam�wi�y�my po
fili�ance Blue Mountain, 750 jen�w za porcj�. Male�kie fili�anki kawy i wysokie
szklanki �r�dlanej wody.
- Pom� mi, Esmeraldo - poprosi�am. - Jezu, ca�kiem si� pogubi�am.
- To nie jest takie miejsce, jakiego si� spodziewa�a�.
Neonowa b��kitno-r�owa reprodukcja "Fali" Hokusaiego zapala�a si� i gas�a w
oknie. Dalej alejka pogr��ona by�a w cieniu. �wist poci�g�w metra przebija� si�
przez muzak New Age i szmer rozm�w. Ciekawa by�am, czy s�o�ce ju� zasz�o w
�wiecie na g�rze.
- Wyobra�a�a� sobie ma�e, eleganckie gejsze, ceremonie herbaty, samurajskie
miecze... sprytne gad�ety... t�umy. I trafi�a� na Hokkaido, kt�ra ma niewiele
wsp�lnego z prawdziw� Japoni�, kt�ra wygl�da raczej jak Idaho w styczniu, gdzie
miasta s� nowe, a ludzie poszukuj� nowych dusz...
- Czasami m�wisz jak ten rze�biarz, Esmeraldo.
- Och, Aki... czy ju� si� z nim r�n�a�, kotku? Jest dobry w ��ku.
- Nie jestem �atwa - odpar�am gniewnie. W�a�ciwie w pewnym sensie by�am
dziewic�.
O Bo�e, pami�ta�am nas dwoje w pieczarze, pami�ta�am oczy Molly Danzig,
pami�ta�am, jak patrzy� mi prosto w oczy, jakby mnie osacza�. W�ochaty samiec.
St�pa oci�ale. Nied�wied� grizzly, kt�ry tropi mnie w �niegu.
- Marie? Co ci jest? - �ykn�a kawy. - Nie daj� dolewki... pi�� dolc�w i �adnej
cholernej dolewki. - Wys�czy�a kaw� do ko�ca. - Ale wiesz, powinna� go pozna�.
Wiesz, jak trudno gor�cej Amerykance znale�� tutaj kogo� do ��ka? Ci ludzie
nawet nie wiedz�, �e istniejesz... och, s� uprzejmi i tak dalej, ale nie uwa�aj�
nas za ludzi. Czarni, Indianie, biali, Ainu, wszyscy wygl�damy dla nich tak
samo... wszyscy jeste�my czarnuchami. Poza tym ka�dy tutaj wie, �e wszyscy
Amerykanie maj� AIDS.
- AIDS? - powt�rzy�am.
- Pokr�cisz si� tutaj, kotku, to zobaczysz, jak si� czuje Haita�czyk u nas w
domu. Hej, raz pieprzy�am si� z Mayuzumim... ale czu�am si� jak taka
nadmuchiwana lalka. - Roze�mia�a si� troch� za g�o�no. Uczennica przy s�siednim
stoliku zachichota�a i zakry�a usta d�oni�. - A Molly Danzig... bardzo mu si�
podoba�a... nawet p�aci� jej czynsz... lubi� j� mie� przy sobie, kiedy chcia�
pofolgowa� swoim sekretnym na�ogom... pewnie uwa�a�, �e to by�o takie zwierz�ce.
- Molly by�a...
- G�wno, s�onko, wszyscy si� kurwimy, tak czy inaczej! - doda�a.
Czu�am si� przyparta do muru.
- Aki mnie przera�a.
- Ja my�l�! Ale to jedyny facet w tym ca�ym przekl�tym kraju, kt�ry ma tyle
przyzwoito�ci, �eby nie odwraca� si� ty�em i nie zasypia�, jak tylko sko�czy.
Neonowa fala rozb�yskiwa�a i gas�a. Nagle o n tam by�. W oknie. B��kitna i
r�owa po�wiata opromienia�a jego zwierz�ce rysy.
- To on! - szepn�am.
Oczy Akiego b�yszcza�y. Mia� ze sob� szkicownik. Jego d�o� nieustannie porusza�a
si� drobnymi, wypracowanymi ruchami.
- Czego on chce? - zapyta�am. - Wyjd�my st�d, zanim...
- O co ci chodzi, s�onko? Um�wi�am si� z nim tutaj.
Aki zamkn�� szkicownik i wszed� do kawiarni. Kelnerka poderwa�a si�, wykona�a
uk�on i wyrecytowa�a ceremonialne powitanie rytmicznie jak automat. On ani na
chwil� nie oderwa� wzroku od mojej twarzy.
- Ale... on j� zna�, nie rozumiesz? Zna ciebie... zna mnie... i ona nie �yje, a
jedna z trzech bogi� w jego rze�bie ma jej twarz... a dwie pozosta�e nie maj�
twarzy...
Esmeralda wybuchn�a �miechem. Po raz pierwszy wypowiedzia�am na g�os to
podejrzenie... do kt�rego nie przyznawa�am si� nawet sama przed sob�. Zdawa�am
sobie spraw�, jak niedorzecznie zabrzmia�o.
Ogarn�� mnie wstyd. Spu�ci�am oczy. Wbi�am spojrzenie w br�zowy kr��ek fili�anki
z kaw�, jakbym za pomoc� hipnozy chcia�a si� przenie�� do strefy fantom�w. Ale
s�ysza�am jego kroki. Ostro�ne, skradaj�ce si� kroki.
Stan�� nade mn�. Czu�am jego oddech. Pachnia� miodem i papierosami. Powiedzia�:
- Rozumiem, Marie. Tam jest upiornie w �wietle ksi�yca. Stoisz po�rodku
milionowego miasta, lecz we wn�trzu mojego �nie�nego pawilonu jeste� r�wnie�
wewn�trz mojej sztuki, wyrze�bionej kreacji. Mo�na si� przestraszy�.
Dotkn�� mojej szyi. Przeszy� mnie ciep�y dreszcz.
- To nie mia�o nic wsp�lnego z tob� - us�ysza�am w�asny g�os. - To co� innego...
co� z mojej przesz�o�ci... my�la�am, �e o tym zapomnia�am.
- Ach - powiedzia�. Zamiast cofn�� r�k� zacz�� g�aska� m�j kark powolnymi,
kolistymi ruchami. Na mgnienie wyobrazi�am sobie, �e odgryza mi g�ow�. Ale nie
wpad�am w panik�, tylko coraz bardziej odpr�a�am si� pod �agodnym naciskiem
jego d�oni... zapada�am w studni� mrocznego erotyzmu... dr�a�am na ca�ym ciele.
- Dzi� wieczorem kultura! - o�wiadczy� Aki. - Specjalne przedstawienie nowej
sztuki bunraku, "Sarome-sama", wystawionej przez fundacj� Mayuzumiego dla
podniesienia moralno�ci... zagranicznych dygnitarzy.
- Bunraku? - Nie mia�am najmniejszej ochoty ogl�da� kukie�kowego teatrzyku z nim
i z Esmerald�. S�ysza�am o bunraku na wyk�adach z japo�skiej kultury w Berkeley
- g��wnie jod�owanie, brzd�kanie i drewniane figurki w kosztownych kostiumach,
st�paj�ce po scenie z zab�jcz� elegancj�.
Ale ona nie da�a si� ub�aga�.
- Kotku, przecie� wszyscy tam b�d�. I to jest absolutnie niesamowite nowe
przedstawienie... pewnie, tradycyjny teatr lalkowy, ale scenariusz adaptowany z
"Salome" Oscara Wilde'a... prze�o�ony na �redniowieczne japo�skie realia... och,
skarbie, nigdzie nie zobaczysz czego� takiego.
- Ale moje ubranie... - zacz�am. Sama czu�am si� jak kukie�ka.
- Dziewczyno - prychn�a Esmeralda, opieraj�c r�ce na biodrach - a od czego s�
karty kredytowe?
*
"Niesamowite" bynajmniej nie wystarcza�o na opisanie przedstawienia, kt�re
obejrzeli�my w centrum kulturalnym Bunka Kaikan. Niesamowicie zrobi�o si� ju�
przy wst�pnych przem�wieniach, pierwszym doktora Mayuzumiego i drugim attache
kulturalnego niemieckiej ambasady, kt�re rozwodzi�y si� w niesko�czono�� nad
koncepcj� kulturowego synkretyzmu oraz unii Wschodu i Zachodu. Gdzie� miejsce
bardziej odpowiednie od Hokkaido, wyspy tak bogatej w mi�dzykulturowe rezonanse,
kt�rej ludno�� w r�wnej mierze podlega�a wp�ywom prymitywnej kultury
tajemniczych Ainu, Japonii, Rosji oraz - w naszym nowoczesnym �wiecie - sieci...
ach... "Makudonarudo Hambaga"...
Uprzejmy �miech; wyobrazi�am sobie Ronalda McDonalda paraduj�cego z samurajskim
mieczem.
S�dzi�am, �e wst�pne mowy potrwaj� kr�tko; ci�gn�y si� w niesko�czono��. Lecz
po wszystkim obiecano obfity bufet na koszt fundacji Mayuzumiego. Zobaczy�am
samego Mayuzumiego, siedz�cego samotnie w lo�y na g�rnej kondygnacji niczym
kr�l. Esmeralda i ja zaj�y�my miejsca z przodu, obok przej�cia, z Akim
po�rodku. Obie nosi�y�my kreacje od Hanae Mori, na kt�re szarpn�y�my si� w
podziemnej galerii.
�wiat�a przygas�y. Brz�k samisenu przeci�� powietrze; potem punktowy reflektor
o�wietli� starucha w czerni, kt�ry wyg�asza� narracj�, inwokacje oraz wszystkie
kwestie bohater�w z tym samym dychawicznym za�piewem. Istotnie zanosi�o si� na
kulturowy synkretyzm; sceneri� - pa�ac Heroda w Judei - zamieniono na
siedemnastowieczny japo�ski zamek, kr�l Herod i jego �ona-manipulantka stali si�
szogunem i gejsz�, a Salome okaza�a si� ksi�niczk� z w�osami si�gaj�cymi
pod�ogi. Jan Chrzciciel, do kt�rego Salome - w rewizjonistycznym tek�cie Oscara
Wilde'a - zapa�a�a zakazan� i na koniec nekrofilsk� nami�tno�ci�, by� jezuickim
misjonarzem. Centralne miejsce sceny zajmowa�a masywna cysterna, w kt�rej le�a�
uwi�ziony Jan. Interpretacja tak mnie zafascynowa�a, �e prawie zapomnia�am, i�
siedz� obok m�czyzny, kt�rego podejrzewam o morderstwo.
W teatrze bunraku lalkarze ubrani s� na czarno i nie pr�buj� si� chowa�, kiedy
manipuluj� kukie�kami. Ka�da z g��wnych postaci mia�a po trzech operator�w.
Wystarczy�o zaledwie par� minut, �eby wtopili si� w t�o... to przypomina�o
sztuk� niewidzialno�ci ninja. Bohaterowie miotali si� po scenie, trzepotali
powiekami, wyci�gali szyje i wyginali d�onie, wrzeszcz�c w paroksyzmach emocji.
Ameryka�ska publiczno�� nie siedzia�aby tak cicho, pomy�la�am.
Dziwaczne rytmy wprawi�y mnie w trans. Skrobanie samisenu, piskliwe, przeci�g�e
zawodzenie fletu, g�uche tok-tok-tok drewnianego b�bna nie ��czy�y si� w g�adk�,
homofoniczn� faktur� jak w zachodniej muzyce. Ka�dy d�wi�k by� oddzielnym
w��knem, upartym dysonansem. Narrator �piewa� albo przemawia� sepleni�cym
falsetem. W jednej scenie, jako Salome, jego g�os wzni�s� si� do piskliwego,
nami�tnego krzyku, kt�ry brzmia� jak sama esencja kobiecej ��dzy, kobiecej
frustracji. On mnie zna, pomy�la�am... widzia�, jak uciekam od ojca,
przepe�niona strachem i mi�o�ci�. Ledwie mog�am uwierzy�, �e m�czyzna potrafi
przedstawi� takie uczucia. Na ty�ach audytorium widzowie wybuchn�li ha�a�liwym
aplauzem. Z kontekstu domy�li�am si�, �e to by�a scena, kiedy Salome pragnie
poca�owa� Jana w usta, a on j� odtr�ca, i wtedy po raz pierwszy kie�kuje w niej
my�l, �eby za��da� jego odci�tej g�owy... poniewa� kukie�ka Salome rzuci�a si�
na pod�og� sceny, a trzej lalkarze gwa�townie poci�gali za sznurki, kiedy
miota�a si� w dzikiej imitacji kobiecej rozpaczy.
Jezu, pomy�la�am, ja to znam.
Spojrza�am na Akiego i zauwa�y�am, �e ogl�da� si� do ty�u, na lo�� Mayuzumiego.
W�r�d burzy oklask�w Mayuzumi wykona� drobny gest prawym palcem wskazuj�cym. Aki
szepn�� co� do ucha Esmeraldy.
- Musz� wyj��, kotku... zaraz wracam - powiedzia�a.
Ona i Aki wy�lizn�li si� z rz�du siedze�.
Czy tych troje ��czy� jaki� zboczony zwi�zek? Wyobrazi�am sobie Akiego i
Esmerald� w sk�rzanych strojach i zwi�zanego Mayuzumiego - w�a�ciciel
niewolnik�w odgrywaj�cy niewolnika... W przeciwie�stwie do mnie Esmeralda nie
mia�a zahamowa�. Mo�e przedstawienie tak ich podnieci�o, �e wymkn�li si� do
jednej z tych os�awionych kawiarni, takich z prywatnymi gabinetami...
Nie chcia�am o tym my�le� i po chwili skupi�am ca�� uwag� na przedstawieniu. Nie
rozumia�am japo�skiego - by� zbyt archaiczny - ale zna�am oryginaln� sztuk�, a
wszystko rozgrywa�o si� tak powoli, �e mia�am mn�stwo czasu na odgadywanie
kontekstu.
Nast�pi� taniec siedmiu zas�on - nie w stylu maroka�skiej restauracji, tylko
zawi�y balet przy akompaniamencie b�bna i fletu, i szybsza cz�� z nag�ymi
ruchami g�owy i brwi, z ramionami obscenicznie pieszcz�cymi powietrze... siedem
zas�on to by�y �lubne kimona z haftowanego brokatu... ��danie uci�tej g�owy
�wi�tego, �eby zaspokoi� ��dz� Sarome-sama... zab�jca, jego katana opisuje
l�ni�cy �uk, opada do cysterny... prze�kn�am �lin�... jakim cudem to s�
drewniane kukie�ki, je�eli czuj� ich nagie emocje wyrywaj�ce si� na zewn�trz?
B�ben zacz�� uderza�, dudni� krok za krokiem, kiedy kat znika� w lochu...
Dudnienie wzmog�o si�... flet zapiszcza�... samisen zawarcza�... us�ysza�am
krzyk. To ja krzycza�am.
G�owa wynurzy�a si� z cysterny, wystrzeli�a w stron� nadscenia