15939

Szczegóły
Tytuł 15939
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15939 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15939 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15939 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MARGIT SANDEMO CIEMNO�� Saga o Kr�lestwie �wiat�a 15 Z norweskiego prze�o�y�a IWONA ZIMNICKA POL - NORDICA Otwock Jest to trzecia i ostatnia cz�� wielotomowej trylogii. Cze�� pierwsza nosi tytu� �Saga o Ludziach Lodu�, druga to �Saga o Czarnoksi�niku�. Ka�d� z tych serii mo�na czyta� niezale�nie od innych. RODZINA CZARNOKSIʯNIKA LUDZIE LODU INNI Stra�nicy: Rok, Tell, Kiro, Goram Faron, pot�ny Obcy Oriana i Thomas Lilja, m�oda dziewczyna Paula i Helge, Wareg Misa, Tam, Chor, Tich i ma�a Kata, Madragowie Geri i Freki, dwa wilki Ponadto w Kr�lestwie �wiat�a mieszkaj� ludzie wywodz�cy si� z rozmaitych epok, tajemniczy Obcy, Lemuryjczycy, duchy M�riego, duchy przodk�w Ludzi Lodu, elfy wraz z innymi duszkami przyrody, istoty zamieszkuj�ce Star� Twierdz� oraz wiele r�nych zwierz�t. Poza tym w po�udniowej cz�ci Kr�lestwa �wiat�a �yj� Atlantydzi, a w Kr�lestwie Ciemno�ci - znane i nieznane plemiona. Wn�trze Ziemi (jedna po�owa) STRESZCZENIE Kr�lestwo �wiat�a le�y w samym centrum Ziemi. O�wietla je �wi�te S�o�ce, poza jego granicami rozci�ga si� Ciemno��, nieznana i przera�aj�ca. Wielkim celem Obcych jest zaprowadzenie trwa�ego pokoju na Ziemi i uratowanie przed zniszczeniem planety Tellus. �eby si� to mog�o uda�, ludzie musz� si� gruntownie odmieni�. Mo�na to osi�gn�� jedynie poprzez stworzenie specjalnego eliksiru, kt�ry wykorzeni z�o z ludzkich umys��w. Obcy, Lemuryjczycy i Madragowie oraz cz�� zamieszkuj�cych w Kr�lestwie �wiat�a ludzi zdobyli ju� wszystko, czego potrzeba do stworzenia eliksiru. Cudowny wywar jest gotowy do zaniesienia go mieszka�com Ziemi. Najpierw jednak trzeba go z wielk� ostro�no�ci� wypr�bowa� na nieszcz�snych istotach, zamieszkuj�cych Ciemno�ci. Mroczn� krain� roz�wietl� �wi�te S�o�ca, lecz stanie si� to dopiero wtedy, gdy b�dzie pewno��, �e eliksir dzia�a. �wi�te S�o�ce bowiem wzmacnia nie tylko dobro� u zwyk�ych dobrych ludzi. Mo�e ono r�wnie� pog��bi� tkwi�ce w nich z�o. W�a�nie dlatego nale�y dzia�a� bardzo ostro�nie. CZʌ� I STARA MI�O�� RDZEWIEJE 1 Pokonali G�ry Czarne i ich centralny punkt, samo serce. Lecz chocia� nikt w Kr�lestwie �wiat�a o tym nie wiedzia�, poniewa� nikt nigdy nie zapuszcza� si� w te strony, serce mia�a tak�e Ciemno��. A mo�e raczej nale�a�oby je nazwa� Okiem Ciemno�ci? By�o tam bowiem niedu�e g�adkie le�ne jezioro, ukryte w�r�d mrocznych pni i wysokich ska�. Oko, a raczej oczko... Nie ono jednak by�o najwa�niejsze. Otacza�a je niezwykle pi�kna polana. Prawdziwie idylliczny pejza� z ca�ym morzem intensywno�ci barw. Tak, tak, w�a�nie barw, niezwyk�ych jak na Ciemno��, w kt�rej kr�lowa�o przecie� �wiat�o szare niczym o zmierzchu i nieprzyjemnie blada ro�linno��. W tym miejscu natomiast skupi�a si� cala uroda uciemi�onej natury, jak gdyby milcz�cy smutek, kt�ry panowa� w Ciemno�ci, odwa�y� si� wreszcie ukaza� w pe�ni, a pozwolono drzewom swobodnie wy�piewywa� sw�j �al w tej niewielkiej, po�o�onej daleko na uboczu dolinie. Serce Ciemno�ci bowiem by�o innego rodzaju ni� j�dro G�r Czarnych. Tu nie czu�o si� z�a, drapie�nej agresywno�ci, jedynie cich� samotno��. Prawie... Bo by�o tu te� co� jeszcze. Co�, co patrzy�o, jak p�ynie czas, cierpliwie czeka�o. T�skni�o za czym�, co kiedy� istnia�o i znikn�o, a mo�e... Mo�e by� to jedynie sen? Do Serca Ciemno�ci nie dotar� nigdy nikt z Kr�lestwa �wiat�a, miejsce to czeka�o od tysi�cy lat, t�skni�o t�sknot� niezwykle siln�, tragiczn� i... niebezpieczn�! - Najdro�sza Berengario - m�wi�a do c�rki zatroskana Amalie, dok�adaj�c do baga�u c�rki zapasowa par� but�w. - Postaraj si� zachowywa� porz�dnie w czasie tej wyprawy! - Porz�dnie? - powt�rzy�a dziewczyna z min� niewini�tka, ale w k�cikach oczu ju� czai� si� �miech. - A czy bywa inaczej? - Owszem! Dosta�am list od dyrektora szko�y, niepokoi go twoje zachowanie podczas przerw. - Kochana mamo, nic przecie� nie poradz� na to, �e ch�opcy t�ocz� si� wok� mnie ca�ymi stadami. - To prawda, ale nie musisz ich do tego zach�ca�, - Phi, przecie� to zabawne, troch� si� z nimi podroczy�! Jej ojciec, delikatny poeta Rafael, po kt�rym Berengaria odziedziczy�a sw� frapuj�c� urod�, stwierdzi� �agodnie: - Mo�esz sobie zyska� z�� s�aw�, przecie� wiesz. - E tam, ka�dy ch�opak i dziewczyna w szkole wie, �e jestem nieprzekupn� dziewic�. To przecie� tylko zabawa! - Mo�e nie wszyscy patrz� na to w taki sam spos�b. Prosz� ci�, Berengario, nie przynie� wstydu M�riemu. Nie wpakuj si� w �aden ambaras z ch�opcami podczas tej wyprawy! Szczeg�lnie uwa�aj na Armasa, on jest teraz taki wra�liwy. - Dobrze, dobrze, b�d� zachowywa� si� tak cnotliwie, jak panienka z ko�cielnego ch�ru, chocia� wiele bym da�a za to, by m�c odczyta� my�li takich panien. Nie b�jcie si�, kochani rodzice, w tej wyprawie nie wezm� udzia�u �adni interesuj�cy ch�opcy, skoro nie wolno mi zarzuci� sieci na Armasa i jego ura�one uczucia. Jori to tylko ma�y Jori, Goram za� to Lemuryjczyk. Owszem, bardzo ch�tnie skrad�abym Jaskariego tej niezdecydowanej Elenie, ale on niestety z nami nie jedzie. Dobrze, dobrze, na pewno b�d� trzyma� si� w ryzach. Rodzice nie wygl�dali na w pe�ni przekonanych. Niew�tpliwie jednak byli niezwykle dumni z ol�niewaj�co pi�knej c�rki, chocia� z powodu swego nieokie�znanego temperamentu, gwa�townych zmian nastroju i lekkomy�lno�ci Berengaria stanowi�a nie wysychaj�ce �r�d�o ich zmartwie�. Jako nastolatka by�a ca�kiem nie do opanowania. Teraz za�, gdy min�� jej ju� dwudziesty rok �ycia, dawa�o si� zauwa�y� w niej �lady pewnej dojrza�o�ci. Dziewczyna jednak z ca�ych si� stara�a si� to ukry�. W�a�ciwie Amalie i Rafael z ulg� przyj�li fakt, �e mi�dzy ich c�rk� a Okiem Nocy nigdy do niczego nie dosz�o. Istnia�a wszak obawa, �e r�nica kultur, w jakich wyro�li, doprowadzi do powa�nych nieporozumie�, zw�aszcza �e Berengari� trudno by by�o obdarzy� mianem najlepszego dyplomaty na �wiecie. Bez zachwytu przyj�li tak�e wiadomo��, �e c�rka zakocha�a si� w Armasie, on wszak by� w po�owie Obcym, a jego ojciec mia� w stosunku do syna naprawd� wielkie plany. Teraz jednak Armas bardzo wyra�nie pokaza�, �e podoba mu si� raczej zupe�nie inny typ kobiet. Ach, tak gor�co pragn�li, by znalaz�a dobrego m�a! Kogo� takiego, kto zdo�a�by nad ni� zapanowa�, aby wreszcie nabra�a troch� rozumu i zmieni�a si� w ustabilizowan�, dojrzale my�l�c� kobiet�. Oni w�a�ciwie ju� zrezygnowali z pr�b ujarzmienia swojej nieobliczalnej c�rki. Oby tylko ta wyprawa si� powiod�a! A wi�c zn�w postanowiono zapu�ci� si� w Ciemno��, odwiedzi� wszystkie �yj�ce tam znane i nieznane plemiona. Nikt dok�adnie nie wiedzia�, jak wiele stworze� mieszka w Ciemno�ci, istnia�y wszak wielkie obszary, o kt�rych eksploracj� Obcy nigdy si� nie zatroszczyli. Postanowili chyba zostawi� wszystkie te �ywe istoty w spokoju. Teraz jednak podj�li decyzj�, �e nale�y pospieszy� im z pomoc� i zanie�� �wiat�o. A to by�a ju� zupe�nie inna sprawa. Zdecydowali, �e trzeba zacz�� od krainy Timona, od Wareg�w z Doliny Mgie�. Wiedzieli, �e tam spotkaj� wielu rozs�dnie my�l�cych ludzi, pod bardzo wieloma wzgl�dami podobnych do nich samych. W sk�ad tej pierwszej ekspedycji w��czyli Helgego i Gondagila, obu wywodz�cych si� z rodu Wareg�w. Istnia�a jednak mo�liwo��, �e nikt w krainie Timona ju� ich nie pozna. Ale nie, na pewno znajdzie si� kto� znajomy, nie up�yn�o wszak a� tak wiele czasu, przynajmniej odk�d Helge opu�ci� Dolin� Mgie�. Gondagil wprawdzie przeni�s� si� wcze�niej, lecz przecie� musz� go pami�ta�! Mi�dzy innymi z tego powodu w grupie opuszczaj�cej Kr�lestwo �wiat�a i wyruszaj�cej na now� i - zupe�nie wyj�tkowo - przyjemn� wypraw� panowa�o ogromne napi�cie. W�a�nie dlatego wzi�� w niej udzia� Marco, z czystej ciekawo�ci. Pragn�� si� przekona�, jak b�dzie przebiega�, przynajmniej na pocz�tku, realizacja nowego zamys�u, chcia� zobaczy� na w�asne oczy, jak dzia�a eliksir. Podobne marzenia o udziale w wyprawie snu�a zapewne wi�kszo�� mieszka�c�w Kr�lestwa �wiat�a, lecz uczestnicy tej ekspedycji zostali bardzo starannie dobrani, zreszt� odg�rnym postanowieniom nie nale�a�o si� sprzeciwia�. Nikt jednak nie chcia� powstrzymywa� Marca, na to cieszy� si� zbyt wielkim autorytetem, za� pozostali cz�onkowie grupy ogromnie byli radzi z jego towarzystwa. Tym razem wys�annicy z Kr�lestwa �wiat�a nie przedsi�wzi�li �adnych �rodk�w bezpiecze�stwa. Moc G�r Czarnych zosta�a pokonana, a �miertelnie gro�ny ss�cy wir, wci�gaj�cy do wn�trza g�r �ywe istoty i gondole, przesta� istnie�. Dlatego te� tym razem postanowiono wyruszy� wielk� gondol�, w kt�rej pomieszcz� si� wszyscy uczestnicy wyprawy do krainy Wareg�w. W ten spos�b uniknie si� te� konfrontacji z potworami, �yj�cymi w pobli�u muru. Bestiami zdecydowano zaj�� si� p�niej, mog�o si� to bowiem okaza� niezwykle trudnym zadaniem. M�ri, czarnoksi�nik, siedzia� w gondoli i obserwowa� grup�, na kt�rej przyw�dc� go wyznaczono. By�a to, jego zdaniem, do�� szczeg�lnie dobrana gromadka. Oczywi�cie dobrze, �e s� z nimi trzej Stra�nicy. Z Goramem ��czy�a M�riego wprawdzie jedynie przelotna znajomo��, panowa�o jednak przekonanie, �e to osoba ze wszech miar godna zaufania. Jori by� rodzonym wnukiem M�riego, szale�cem, kt�ry mimo wszystko w sprawach najwy�szej wagi zawsze si� sprawdza�. Armasa za� M�ri zna� od samego urodzenia, to Stra�nik, kt�remu naprawd� nic nie mo�na zarzuci�. Czarnoksi�nika niepokoi�y raczej dziewcz�ta Berengaria jest jak dzika klacz puszczona luzem a przez to mo�e okaza� si� niebezpieczna. Nale�a�o by przypuszcza�, �e dziewczyna troch� spu�ci z tonu po tym, jak Oko Nocy wybra� zamiast niej Ma�ego Ptaszka, za� kolejny obiekt jej uczu�, Armas, pokocha� dziewczyn� pochodz�c� z G�r Czarnych, kt�r� w tak tragiczny zreszt� spos�b utraci�. Dla nikogo nie pozostawa�o tajemnic�, �e Armas wci�� bardzo boleje nad t� strat�. Berengaria jednak nie pozwala�a, by drobiazgi zak��ca�y jej dobry humor. Jak zawsze weso�a i rozszczebiotana, siedzia�a na rufie gondoli i rado�nie flirtowa�a z s�siadami. Nareszcie mog�a wybra� si� razem z nimi, pokaza�, �e i ona si� do czego� nadaje! Co Sassa ma do roboty podczas tej wyprawy, tego M�ri nie by� w stanie poj��. Oczywi�cie, to jeszcze w�a�ciwie dziecko, kt�re zapewne uspokoi przera�onych mieszka�c�w Ciemno�ci ju� sam� swoj� delikatno�ci�. Ale do czego mo�e przyda� si� grupie? B�dzie tylko przeszkadza�. Faron twierdzi�, �e w G�rach Czarnych Sassa by�a im bardzo pomocna, lecz M�ri mia� co do tego powa�ne w�tpliwo�ci. Cieszy� si�, �e s� z nimi duchy: pani Wody, Tengel Dobry i duch Ziemi. Tak, wszystkie trzy doprawdy wspania�e! Goram kierowa� gondol�, Jori przekomarza� si� z Berengaria, jak gdyby wybrali si� na niedzieln� wycieczk�. C� to za grupa, kt�r� przysz�o mu dowodzi�? Wspaniale, �e jest z nimi Marco! Dobrze te�, �e Helge i Gondagil, obserwuj�cy z g�ry krain� potwor�w, przynajmniej z pozoru zachowuj� spok�j. M�ri jednak wyczuwa� ich napi�cie pod mask� oboj�tno�ci. Z powrotem w Ciemno��. Za ka�dym razem zapomina�, jak mroczne i ponure jest to kr�lestwo, jak ch�odne i przera�aj�ce w�r�d swoich tajemniczych cieni. Tam, w oddali, wida� mg�� spowijaj�c� inny krajobraz. To kraj Timona; Helgemu i Gondagilowi odruchowo napi�y si� mi�nie. Ich dawna ojczyzna. Jakie to b�dzie uczucie, gdy zn�w j� zobacz�? Jak zostan� przyj�ci? Tym razem r�wnie� Sassa nie by�a zadowolona ze sk�adu ekspedycji. Owszem, dobrze, �e jest Marco, ale on ju� wkr�tce mia� wr�ci� do Kr�lestwa �wiat�a. Dziewczynka t�skni�a za Faronem, Dolgiem, Ramem i wszystkimi innymi, z kt�rymi tyle prze�y�a w G�rach Czarnych. Teraz nie zabrano te� Madrag�w, brakowa�o jej g�osu Indry, nie by�o Siski ani Tsi. W poprzedniej ekspedycji bra�o udzia� tylu obdarzonych niezwyk�ymi mocami pot�nych uczestnik�w. Czego dokona� s� w stanie ci? Sassa nie na �arty si� niepokoi�a. Nie da�o si� tego powiedzie� o Berengarii, dziewczyn� rozsadza�a wprost ch�� dzia�ania. Ciemno�� zna�a z poprzedniego wypadu, kiedy to sprowadzali jelenie olbrzymie. Z tamtym zadaniem poradzi�a sobie doskonale, je�li nie bra� pod uwag� owej niezwykle gwa�townej wymiany zda� z Okiem Nocy i kilku dyskusji z Markiem... To wi�c b�dzie dla niej drobnostka, lecz, ach, jak�e to wszystko ciekawe! Czu�a si� niemal, jakby dost�pi�a �aski bog�w. Gdyby tylko by� tu kto�, w kim mog�aby si� chocia� troszeczk� zakocha�! Oczywi�cie jest Armas, lecz on siedzi milcz�cy i ponury, pogr��ony w rozpaczy nad sw� utracon� Kari. Czy nie m�g�by wreszcie zauwa�y� jej, Berengarii? Najwy�szy ju� na to czas! Jori to zabawny ch�opak, ale on nie nadaje si� na obiekt westchnie�. Goram za�...? Hm, z wygl�du nie najgorszy, ale dla niej jaki� taki za bardzo obcy. W dodatku nie sprawia� wra�enia bodaj odrobin� ni� zainteresowanego, cho� jak szalona prze�ciga�a si� w g�o�nych �artach z Jorim wy��cznie po to, �eby wywrze� na kim� wra�enie. Goram siedzia� tylko j przy tablicy rozdzielczej i udawa�, �e jest zaj�ty zupe�nie innymi sprawami ni� jej wyj�tkowe dowcipy. Nawet nie odwr�ci� g�owy, ani razu! Pozostali m�czy�ni, M�ri, Marco, Helge i Gondagil, nie mogli by� brani pod uwag�. A duchy? Na c� jej duchy? Berengaria westchn�a i postanowi�a skupi� si� na czekaj�cym j� zadaniu. O, tak, Goram dobrze j� s�ysza�, lecz jego my�li zajmowa�o co innego. G��boko zrani� tak� mi�� dziewczyn�, by� tego �wiadom i czu�, �e jest mu bardzo przykro. Ale co mo�e na to poradzi�? Nie powinien podsyca� w niej uczucia, kt�re nigdy nie zostanie odwzajemnione. Lilja jest taka m�oda, nied�ugo znajdzie sobie innego. �arty Berengarii bardzo go rozprasza�y. Musia� skoncentrowa� si� na prowadzeniu gondoli. Serce Ciemno�ci, Dusza Ciemno�ci, czeka�a. 2 Iwan by� starszym Waregiem dr�czonym tysi�cem dolegliwo�ci i smutk�w, z kt�rych nieustannie zwierza� si� wszystkim, szczeg�lnie za� swej �onie, kt�ra cierpliwie opiekowa�a si� nim i jego s�abo�ciami. G�upia ta jego Maria! Niekiedy o�miela�a si� twierdzi�, �e ma reumatyzm i g�owa j� boli. G�owa boli? A c� to jest w por�wnaniu z jego niezwykle powa�nym przypadkiem? Reumatyzm? Co ona wie o reumatyzmie? Nikt wszak nie mo�e mie� takiego reumatyzmu jak on! Na przyk�ad tak jak teraz. Wr�ci� w�a�nie z pracy w polu i ledwo zdo�a� dowlec si� do ��ka. - Okryj mnie jeszcze jednym kocem, Mario! Od tego wiatru uda mam zimne jak l�d, nie mog� nawet nimi poruszy�. Daj mi do picia co� ciep�ego, bo ju� czuj� pieczenie w gardle. I te moje plecy... Tak, tak, Mario, Pan B�g pope�ni� straszliw� omy�k�, kiedy stwarza� �wiat. Powinien urz�dzi� go tak, �eby inni czuli, co cz�owieka boli! Pospiesz si� wreszcie, okryj mnie! Ile czasu mo�na podnosi� si� z krzes�a? I co za miny stroisz, c� to za grymasy? Powiadam ci, ty nie masz poj�cia, czym jest b�l... - To tylko... reumatyzm. Ju� id�, m�j kochany - odpowiedzia�a cierpliwie Maria. Przed oczami wirowa�y jej ciemne plamy wywo�ane uporczywym b�lem g�owy, a kiedy wstawa�a, w biodro jakby wbija�y si� no�e. Zanios�a jednak m�owi co� ciep�ego do picia, nie mo�na wszak dopu�ci� do tego, by si� przezi�bi�. I tak ju� dostatecznie cierpia�. - Okropnie podrapa�em sobie r�k� - poskar�y� si� Iwan. - Tym chropowatym trzonkiem od siekiery. Strasznie mnie boli. Masz czym przewi�za�? Maria przynios�a pod�u�ny ga�gan do obanda�owania. Z pocz�tku mia�a k�opoty z odnalezieniem ranki, a kiedy ju� przypadkiem jej dotkn�a, Iwan wrzasn��: - Ca�kiem ju� ci si� w g�owie pomiesza�o, niezdaro! Uwa�aj troch�! Zobacz, przez ciebie a� ca�y drgn��em, a m�j kr�gos�up tego nie znosi! Z przeci�g�ym westchnieniem po�o�y� si� na pos�aniu i przymkn�� oczy. - Ty nie wiesz, Mario, co to znaczy cierpie�! Ten tw�j niby to b�l g�owy i to, co nazywasz reumatyzmem... Co to jest? Nic, absolutnie nic. Mnie g�owa nigdy nie bola�a, nigdy w �yciu, wymy�li�a� sobie co� tylko po to, �ebym si� nad tob� u�ala�. Maria wyjrza�a przez ma�e okienko. - A c� to, na mi�o�� bosk�, jest? Iwanie, do naszej wioski przybyli go�cie! Taka gondola jak te z Kr�lestwa �wiat�a! Stary poderwa� si� jak dwudziestolatek. - Co ty m�wisz? Wyjmij moj� od�wi�tn� koszul�! Pr�dko! Wybieg�, nie czekaj�c na Mari�, kt�ra z wielkim wysi�kiem wsun�a bol�ce r�ce w r�kawy starego kaftana i pocz�apa�a za nim. Ca�a wioska zbieg�a si� ju� na rynku. No c�, ca�a, to mo�e przesada, niekt�rzy pochowali si� po domach z l�ku przed obcymi, wi�kszo�� jednak dobrze wiedzia�a, �e ze strony wys�annik�w z Kr�lestwa �wiat�a nie maj� si� czego obawia�. Ich zaskoczenie nie mia�o granic, gdy w�r�d go�ci ujrzeli Helgego i zaginionego od tak dawna Gondagila. Jeszcze wi�ksze by�o ich zdziwienie faktem, �e Gondagi� wcale si� nie zestarza�, podczas gdy jego r�wie�nicy w wiosce byli starcami albo wr�cz ze staro�ci pomarli. Duch�w nie widzieli i uznali, �e prawie wszyscy, kt�rzy wysiedli z gondoli, s� lud�mi. W ca�ej grupie wyr�niali si� tylko trzej: Lemuryjczyk, jaki� tajemniczy m�czyzna, kt�ry wygl�da� jak czarownik pranordyckiego plemienia, i ol�niewaj�cy urod� m�czyzna... Lemuryjczykiem by� Goram. Bardziej o�wieceni mieszka�cy krainy Timona wiedzieli, �e jest on r�wnie� Stra�nikiem. �w czarownik za� to oczywi�cie M�ri. Iwan i jego Maria trzymali si� z ty�u, ale i tak s�yszeli, jak go�cie m�wi� o jakim� napoju, kt�ry wszyscy musz� wypi�, aby wreszcie w ich �wiecie, pojawi�o si� �wiat�o. Nie zdawali sobie natomiast sprawy, jak wielkie jest to prze�ycie dla Gondagila. Tak d�ugo czeka� na moment, w kt�rym b�dzie m�g� przynie�� �wiat�o swemu ludowi. Iwan �achn�� si� w g��bi ducha. Co te� oni sobie wyobra�aj�? �e b�dzie pi� jak�� trucizn�? Jeszcze od tego umrze! To przecie� jasne, ci obcy chc�, �eby wszyscy w ich krainie zgin�li, bo w ten spos�b b�d� mogli zaw�adn�� bogactwem Wareg�w. Ich ziemia jest przecie� taka urodzajna i wszystkim plemionom z Ciemno�ci chodzi tylko o to, by j� zdoby�. O, nie, stary Iwan tak �atwo nie da si� oszuka�. Przemawia� czarownik o wyrazistych oczach, ten o imieniu M�ri: - Zapewne rozumiecie, �e mo�emy mie� k�opoty z waszymi s�siadami, potworami. Podejmiemy pr�b� zmuszenia ich do wypicia napoju w taki czy inny spos�b. Wy jednak jeste�cie rozs�dnymi lud�mi, z kt�rymi mo�na wsp�pracowa�, dlatego te� m�wimy wprost: eliksir usunie wszystkie wrogie i z�e my�li z waszych g��w. To absolutnie konieczne, aby �wi�te S�o�ce mog�o zacz�� dzia�a� tutaj, w Ciemno�ci. My, kt�rzy przybywamy dzisiaj do was, wszyscy wypili�my swoje porcje. Lecz aby�cie nie podejrzewali nas o to, �e pr�bujemy was oszuka�, bo niekt�rzy z was tak w�a�nie teraz m�wi� sobie w duchu, to najpierw sami spr�bujemy napoju i na w�asne oczy si� przekonacie, �e to nie jest trucizna. Iwana, kiedy us�ysza� s�owa przybysza, zak�u�o w sercu. Czy�by ten cz�owiek potrafi� czyta� w my�lach? Po M�rim zabra� g�os w�dz: - Dzi�kujemy, �e wybrali�cie nas jako pierwszych, kt�rzy maj� otrzyma� �wiat�o. Czyni to z nas poniek�d waszych powinowatych. Zanim jednak odprawimy t� ceremoni�, zapraszamy was na uczt�. Go�cie przyj�li jego propozycj� z podzi�kowaniem i t�um zacz�� si� rozchodzi�, lecz i tak mieszka�cy Krainy Mgie� zarzucili przybysz�w tysi�cem pyta�. Iwan i Maria podeszli do niezwykle pi�knego m�czyzny, kt�ry mia� niesamowit�, po�yskuj�c� ciemno sk�r� i ca�y ubrany by� na czarno. Marco odpowiedzia� na pytania Iwana: - Nie, nie mo�emy wam da� �wi�tego S�o�ca, dop�ki wszystkie plemiona w Ciemno�ci nie wypij� naszego eliksiru. Inaczej kto� m�g�by was napa�� i stara� si� odebra� wam S�o�ce. - Czy ten nap�j potrafi r�wnie� uleczy� z chor�b? - dopytywa� si� Iwan. Marco przyjrza� mu si� badawczo. - A czy ty jeste� ci�ko chory? Iwan natychmiast skuli� si� i przygarbi�. - Ach, panie, jedynie B�g zna niewypowiedziane cierpienia, kt�re tak cierpliwie znosz� w milczeniu. Ca�e moje �ycie jest nie ko�cz�c� si� udr�k�. Gdybym tylko m�g� pozby� si� ca�ego tego b�lu, nigdy nie prosi�bym nikogo o nic wi�cej! Kt�ry� z jego s�siad�w roze�mia� si� w g�os. - Ale na co by� si� wtedy uskar�a�, Wania? Stary prychn�� ura�ony. - Ty niczego nie rozumiesz, nigdy wszak nie do�wiadczy�e� b�lu. To w�a�nie stale powtarzam, szczeg�lnie mojej �onie, kt�ra nie pojmuje, jak strasznie si� m�cz�. B�g powinien by� urz�dzi� �wiat tak, by cz�owiek m�g� pokaza� innym, jak bardzo go boli. O, oni powinni do�wiadczy� b�lu, takiego wiecznego, nie maj�cego ko�ca b�lu... Marco przenosi� spojrzenie z Iwana na Mari� z wyrazem zamy�lenia na twarzy. Potem za�, z pozoru oboj�tnie, powiedzia�: - Nie jestem Bogiem, posiadam jednak pewne zdolno�ci. Zaprowad� mnie do swego domu, Iwanie, zobaczymy, co da si� zrobi�. Iwan rozdziawi� g�b�. - Co takiego? Czy�by wasza wysoko�� uwa�a�, �e potrafi pokaza� Marii m�j b�l? Przela� na ni� wszystkie moje plagi? - I odwrotnie, ty zaznasz jej dolegliwo�ci. - Ha! - wykrzykn�� stary triumfalnie. - Tego jej niby to b�lu g�owy? I tak zwanego reumatyzmu? - I zapalenia p�cherza - doda�a Maria cicho. - Zapalenia p�cherza? Jakby by�o o czym m�wi�! Ona bez przerwy skar�y si� na takie drobnostki, wasza wysoko��. Odruchowo zwraca� si� do Marca �wasza wysoko��. Nie on jeden tak post�powa�. - Wydaje mi si�, �e Maria nie skar�y si� tak cz�sto, jak mog�aby to robi� - stwierdzi� Marco. - Prawie nie mija tydzie� bez jej marudzenia, �eby zainstalowa� ubikacj� wewn�trz domu. Jakie� wielkopa�skie zachcianki, ot i tyle! Do tej pory zawsze wystarcza�a nam wyg�dka ko�o domu, dlaczego wi�c nagle mia�aby przesta� by� dobra? Tak rozmawiaj�c, podeszli do domu Iwana i Marii. Kobieta pospieszy�a przodem, �eby sprz�tn�� przynajmniej najgorszy ba�agan, zostawiony przez Iwana. Marco zauwa�y�, jak trudno jej si� pr�dko porusza�, Iwan tak�e kula�, demonstracyjnie poj�kuj�c, lecz na Marcu zdawa�o si� to nie wywiera� �adnego wra�enia. W�a�ciwie ta niewielka pr�ba przekracza�a nieco zakres jego mo�liwo�ci, Marco bowiem zawsze pilnie uwa�a�, by nie wykorzystywa� swoich szczeg�lnych zdolno�ci bez nadzwyczajnego powodu, ale wst�pi� w niego ma�y diablik i szkoda mu si� zrobi�o starej kobiety. Eksperyment zreszt� wydawa� mu si� zabawny, nigdy dotychczas niczego takiego nie pr�bowa�. Podczas gdy jego przyjaciele starali si� jak najdok�adniej odpowiada� na pytania zaciekawionych mieszka�c�w wioski, Marco przest�pi� pr�g ma�ej chatki staruszk�w. W �rodku by�o do�� ciemno, ale ogie� na palenisku dawa� ciep�o i nieco �wiat�a. Przyjrza� si� obojgu badawczo. - Na kilka minut zamienicie si� ze sob� na swoje zmys�y. Musz� zrobi� to z wszystkimi zmys�ami naraz, bo trudno mi b�dzie oddzieli� zmys� czucia. Wymieracie si� wi�c tak�e wzrokiem, s�uchem, smakiem i w�chem. - Doprawdy potrafisz to, panie? - zdumia�a si� Maria. - Tak, ale nie wiem, czego do�wiadczycie. Nie jestem bowiem w stanie przenikn�� w wasze umys�y. Jedynie wy b�dziecie wiedzie�, co tak naprawd� si� sta�o. - A wi�c niech to si� wreszcie zacznie! - ponagli� go Iwan. - Czeka�em na to od tak wielu lat, teraz ona wreszcie zobaczy! - Usi�d�cie wi�c. Marco wyci�gn�� r�ce nad sto�em i uj�� d�onie staruszk�w, oni tak�e musieli wzi�� si� za r�ce i w ten spos�b utworzy� si� zamkni�ty kr�g. Iwan i Maria poczuli, jak od tego nieziemskiego m�czyzny z Kr�lestwa �wiat�a p�ynie w ich cia�a niesamowicie pot�na si�a. Ta chwila by�a �wi�ta. Potem Marco z��czy� ich d�onie, sam za� stan�� z boku. Poprosi�, by zamkn�li oczy. W izbie zapad�a grobowa cisza. Nagle co� sta�o si� z obojgiem jednocze�nie. Pomarszczona twarz Marii wyg�adzi�a si� przy wt�rze g��bokiego westchnienia ulgi. Za to Iwan zacz�� g�o�no krzycze�. Skuli� si�, pu�ci� r�ce �ony i z�apa� si� za g�ow�. Zaraz potem jeszcze mocniej zgi�� si� wp�, bo zapalenie p�cherza zaatakowa�o ostrym b�lem, kt�rego �miertelnie si� przerazi�. A jeszcze chwil� p�niej wyprostowa� nogi, krzywi�c si� od strasznych b�l�w ko�ci. Od dudnienia w karku i g�owie zbiera�o mu si� na wymioty. - Ach nie, nie, zabierz to ode mnie, zabierz! Przecie� ja umieram! - zaskowycza�. - Nie, wcale nie umierasz - rzek� �agodnie Marco. - Odczuwasz po prostu chroniczne b�le Marii. Ludzie r�nie znosz� ten sam b�l. - Dobrze, dobrze, b�dzie ubikacja w domu, obiecuj�! - Przyrzekasz, �e nie b�dziesz ju� zadr�cza� otoczenia narzekaniem na swoje drobne dolegliwo�ci? S�uchanie wiecznie niezadowolonych ludzi to nic przyjemnego. - Tak, przyrzekam, tylko zabierz to ode mnie, d�u�ej ju� nie znios�! Maria popatrzy�a na Marca prosz�cym wzrokiem. Zrozumia� j� i �yczliwie skin�� g�ow�. Potem przerwa� eksperyment. Maria drgn�a, gdy b�l powr�ci� do jej cia�a, Iwan z westchnieniem ulgi opad� na krzes�o. Marco zwr�ci� si� do staruszki: - Musisz pami�ta�, �e wszystko b�dzie wygl�da�o inaczej, kiedy dostaniecie �wi�te S�o�ce. W jego promieniach wr�ci wasza m�odo��, a wraz ze staro�ci� znikn� te� wszystkie choroby. Je�li jednak chcesz, mog� uwolni� ci� od najwi�kszych cierpie� ju� teraz. Maria u�miechn�a si� ze smutkiem. - Skoro radzi�am sobie do tej pory, to wytrzymam jeszcze, dop�ki nie zjawi si� tu S�o�ce. Nie chc� ci� wi�cej k�opota�, panie. Dostatecznie du�� rado�ci� jest ju� samo to, �e m�j Iwan nabra� rozumu. - A wi�c dobrze, i pami�taj, �e kiedy otworz� si� mury Kr�lestwa �wiat�a, b�dziecie mogli dosta� wiele nowoczesnych sprz�t�w i urz�dze�, na przyk�ad �azienk� z ca�ym odpowiednim wyposa�eniem i �atw� w obs�udze kuchni�. B�dziecie mie� ciep�o i wiele, wiele wi�cej. - Czy to prawda? - Oczywi�cie. Czy mo�emy teraz do��czy� do innych? Wstali. Stary Iwan w milczeniu powl�k� si� za nimi. 3 Gondagil i Helge niezmiernie si� przerazili, widz�c, jak bardzo postarzeli si� ich dawni r�wie�nicy. Szczeg�lnie zaskoczony by� Gondagil, kt�ry d�u�ej przebywa� poza Ciemno�ci�. Wielu jego r�wnolatk�w zmar�o, Iwana i Mari� za� pami�ta� jako par� dzieciak�w, bawi�cych si� przy drodze w pobli�u jego domu. Przekonanie si� na w�asne oczy, czym jest r�nica w czasie, by�o zaiste straszne. Nagle zat�skni� za domem w Kr�lestwie �wiat�a, za Mirand� i synkiem, nazwanym Haram na pami�tk� przyjaciela, kt�rego Gondagil by� kiedy� zmuszony zabi�. Dla Gondagila by�o to czym� w rodzaju zado��uczynienia za grzech. Zdawa� sobie spraw�, �e mieszka�cy osady nie mog� otrzyma� �wi�tego S�o�ca jeszcze w tej chwili. Wiedzia� jednak tak�e, �e w gondoli le�y kilka sporych S�o�c, na wypadek gdyby ekspedycja okaza�a si� nieoczekiwanie prosta i pr�dko j� zako�czyli, przynajmniej w tej cz�ci Ciemno�ci. Mroczne kr�lestwo podzielono na sektory, ten pierwszy znali najlepiej. Tu le�a�a kraina Timona, d�uga dolina potwor�w, osada niemiecka i kilka g�rskich wiosek. Sektor �w rozci�ga� si� a� do morza piasku i g�rskiej �ciany Siski. Gondagil u�miechn�� si� leciutko pod nosem. Wiedzia�, jak niezmiernie dumna jest Siska z tego, �e w�a�ciwie ca�e pasmo g�r zosta�o nazwane jej imieniem. I tak mia�o zosta� na ca�� wieczno��, nazwa ta figurowa�a nawet na mapach w Kr�lestwie �wiat�a. Inne sektory nie by�y tak dobrze znane. No, mo�e poza tym po�o�onym na po�udnie st�d obszarem, przez kt�ry wiod�a trasa wielkiej ekspedycji, tam gdzie znajdowa�a si� osada rybacka, z kt�rej pochodzi� Staro, i gdzie mia�a sw�j pocz�tek potworna Dolina R�, kt�ra utraci�a ju� ca�kiem sw� niebezpieczn� moc. By�a te� odgraniczona, zamkni�ta cz��, w kt�rej le�a�a osada Siski. Wiedzieli r�wnie� o istnieniu na zach�d od niej kilku innych wiosek zamieszkanych przez ludzi. Ten sektor rozci�ga� si� na p�noc od nale��cej do Obcych cz�ci Kr�lestwa �wiat�a. Poza tym... ca�a reszta pozostawa�a ziemi� nieznan�. Mog�y si� tam znajdowa� �ywe istoty wszelkiego mo�liwego rodzaju, nic o nich nie wiedzieli. W�wczas gdy ksi�na wraz z rodzin� czarnoksi�nika przybywali do Kr�lestwa �wiat�a, po drodze napotkali jakie� niezwykle stworzenia, mi�kkie, jakby jedwabiste... Nic jednak wtedy nie mogli zobaczy�, wok� panowa�y nieprzeniknione ciemno�ci, bo wysoki �a�cuch g�r, wznosz�cy si� wzd�u� mur�w Kr�lestwa �wiat�a, przes�ania� blask �wi�tego S�o�ca. Nieszcz�ni ci, kt�rych tam wys�ano! Gondagil zacz�� si� niecierpliwi�. Z ca�ego serca pragn�� przynie�� mieszka�com rodzinnej wioski �wiat�o, nie m�g� si� ju� doczeka�, kiedy uporaj� si� z pozosta�� cz�ci� tego sektora. Osada niemiecka i g�rskie wioski na pewno nie nastr�cz� trudno�ci. Wielk� niewiadom� pozostawa�y natomiast potwory, by�o ich takie mn�stwo, w�ciek�ych i pe�nych nienawi�ci, krwio�erczych kanibali. Jak zdo�aj� wmusi� w nie wszystkie tajemniczy eliksir? Sta� w sali biesiadnej wodza i patrzy�, jak M�ri i jego pomocnicy prowadz� powa�n� rozmow� z mieszka�cami wioski, pragn�c uspokoi� ich, zanim przyst�pi� do rozdzielania drogocennych kropli napoju. Madragowie twierdzili, �e potrzeba ich naprawd� niewiele, nap�j zosta� rozcie�czony wod� tak, aby w og�le da�o si� prze�kn�� t� odrobin�. Poniewa� nie wszyscy mieszka�cy byli obecni, go�cie postanowili jeszcze zajrze� do dom�w, by o nikim nie zapomniano. Niezwykle wa�ne, aby ka�dy, dos�ownie ka�dy mieszkaniec wioski wypi� eliksir, a niewielk� buteleczk� zamierzano r�wnie� pozostawi� pod piecz� wodza, by u�ywa� jej w przysz�o�ci. Ka�de nowo narodzone dziecko b�dzie musia�o prze�kn�� kropelk� eliksiru pokoju. Us�ysza� je przez �cian�, sycz�ce, niemal szepcz�ce g�osy, lecz s�uch mia� dobry i to by�y domowe g�osy. �aden gro�ny obcy. - Chodz� od domu do domu, tutaj te� przyjd�. Co teraz zrobimy? - Nic. Po prostu uciekniemy do lasu. Ale s�siad mi m�wi�, �e wszyscy dostan� co� dobrego. My mieliby�my nie dosta�? I on? - Teraz ju� za p�no, uciec te� nie zd��ymy, bo tamci ju� id�. Nikt nie mo�e si� o niczym dowiedzie�, on przecie� nie �yje, tak m�wili�my. - Wiem o tym, lecz je�li znajd�... - Nie znajd�. - A jak on zacznie krzycze�? - Ja si� tym zajm�. Zobacz, omin�li nas, zd��ymy. Kroki rozleg�y si� bli�ej. Skuli� si� pod �cian�. Musz� by� cicho. Nikt nie mo�e si� dowiedzie�, �e istniej�. Nikt! Bo wtedy b�d� musia� umrze�. Tak powiedzia� ojciec. Takie prawo panuje w krainie Timona. Prawo ustanowione przez samego Timona. Tylko ten, kto jest w stanie prze�y� na w�asn� r�k�, ma prawo do istnienia. Dla innych nie ma miejsca. Prawo silniejszego. Strach, strach, strach. Nie wolno p�aka�! Nie wolno, tak m�wi matka. Nie wolno p�aka�. Musz� by� cicho. Idzie ojciec. Co on robi? Zawi�zuje mi usta? Ale ja... ja nie zamierzam nic powiedzie�! Co ojciec i matka chc� zrobi�? �Uciekniemy do lasu�, ojciec zn�w to powtarza. W domu zapada cisza. Jestem sam. Boj� si�! Stukanie do drzwi. Musz� by� cicho. W domu wodza wszystkich ogarn�� podnios�y nastr�j. Wypito eliksir. Gondagil zauwa�y�, �e ludzie patrz� na siebie jakby nowymi oczyma, u�miechali si� �yczliwie, w spojrzeniach pojawi�a si� �agodno��. To dzia�a! Wywar Madrag�w dzia�a, pomy�la�. Waregowie nie nale�eli wprawdzie do najstraszniejszych istot �yj�cych w Ciemno�ci, by� to jednak twardy lud, kt�ry musia� przystosowa� si� do surowego klimatu. Tu naprawd�, jak zreszt� cz�sto bywa, obowi�zywa�o prawo silniejszego. Mimo to Waregowie, gdy zasz�a taka potrzeba, potrafili okaza� cz�owiecze�stwo. Tak, tak, Waregowie to dobrzy ludzie, wys�annicy z Kr�lestwa �wiat�a z czasem b�d� musieli stawi� czo�o znacznie trudniejszym zadaniom. Zapad�a cisza. W�dz rozejrza� si� doko�a. - A gdzie to si� podziali Elis i Natasza? Nikt nie wiedzia�. Armas i Berengaria, kt�rych zalaniem by�o obej�� wszystkie domy, spytali natychmiast, gdzie mieszka ta para. Okaza�o si�, �e w przedostatnim domu pod samym lasem. - Stukali�my tam - wyja�ni� Armas. - Ale poniewa� nikt nie odpowiedzia�, doszli�my do wniosku, �e s� tutaj. Mieszka�cy wioski popatrzyli na siebie zdziwieni. - Ale czy oni nie maj� przypadkiem dziecka? - wtr�ci� si� Helge. - Natasza spodziewa�a si� potomka przed moim wyjazdem. W�dz pokr�ci� g�ow�. - Niestety, dziecko przysz�o na �wiat martwe. - O, nie! - zaprotestowa� Helge stanowczo. - Tak na pewno si� nie sta�o. Widzia�em Natasz� w lesie tego samego dnia, gdy by�em tu po raz ostatni. Ona nios�a niemowl�, jestem got�w da� za to g�ow�. P�aka�a i ucisza�a dziecko, kt�re nie przestawa�o wrzeszcze�. Pobieg�em, nie czekaj�c, jestem pewien, �e mnie nie zauwa�y�a. Towarzyszy�a mi wtedy matka i tak�e widzia�a dziecko, ona jednak ju� nie �yje i nie mo�e potwierdzi� moich s��w. W sali zapad�a cisza. - To bardzo dziwne - stwierdzi� w�dz. Jaka� kobieta odezwa�a si� po namy�le: - Cz�sto przecie� m�wili�my, �e z domku Nataszy od czasu do czasu noc� s�ycha� jakie� krzyki, ale ona twierdzi, �e to Elisa dr�cz� koszmarne sny... - Oni jedz� bardzo du�o jak na dwoje ludzi - zauwa�y� kto� inny. Jaki� cz�owiek przyzna�: - Cz�sto mnie to dziwi�o... S� tacy tajemniczy i nigdy nie zapraszaj� nikogo do siebie. - Zawsze maj� zaci�gni�te zas�ony - przypomnia� jeszcze kto�. - A ja raz do nich zapuka�em - doda� inny. - S�ysza�em, �e s� w domu, ale nag�e zrobi�o si� ca�kiem cicho i nie otworzyli mi. Takie post�powanie mo�e zrazi�, lecz je�li maj� jak�� tajemnic� do ukrycia...? - P�jd� tam - zdecydowa� w�dz. - Nie, nie, nie wszyscy naraz! Wybra� dwoje mieszka�c�w miasteczka oraz Marca i Berengari�, reszta musia�a zosta�. Berengaria nie by�a pewna, czy ma ochot� bra� w tym udzia�. Zastanawia�a si�, ile czasu up�yn�o, odk�d Helge opu�ci� wiosk�, usi�owa�a obliczy� to wed�ug czasu obowi�zuj�cego w Ciemno�ci, lecz jej si� nie uda�o. Dotarli do chaty Elisa i Nataszy. W�dz zastuka� Jak mo�na si� by�o spodziewa�, nikt wewn�trz si� nie odezwa�. Berengaria szepn�a z nadziej�: - Mo�e s� w domu, tylko si� nas boj�? Mo�e boj� si� wypi� eliksir? Nikt jej nie odpowiedzia�. Odkryli, �e drzwi zamkni�te s� na skobel od zewn�trz, czym pr�dzej wi�c je otworzyli. Izba by�a bardzo ciemna, lecz ca�kiem spora. Marco zapali� kieszonkow� latark� i snopem �wiat�a omi�t� �ciany. - Talerze i sztu�ce dla trzech os�b - mrukn�a kobieta z ludu Timona. - I trzy krzes�a. - Nie podoba mi si� to - przyzna� w�dz przygn�biony. - Czy�by�my byli a� tak nieludzcy? Berengaria poj�a, o co mu chodzi. - Czy tu, u was, kto� musi ukrywa� dziecko? - spyta�a. - Wiele trzeba, �eby tak si� sta�o, ale mamy swoje prawa. W tym czasie Marco obszed� pokoje. - Czy pozwolicie, �e poprosz� o wsparcie jednego z naszych pomocnik�w? - Oczywi�cie! - W�dz wyrazi� zgod�, cho� nie bardzo pojmowa�, o co mu chodzi. - Tengelu Dobry, zechcia�by� sprawdzi�, czy w tym domu nie ma wi�cej pomieszcze�? - Zaraz to zrobi� - rozleg� si� jaki� dochodz�cy nie wiadomo sk�d g�os. Mieszka�cy wioski drgn�li przestraszeni. Wkr�tce �w nieznajomy g��boki g�os rozleg� si� zn�w: - Za tym wielkim piecem s� jakie� drzwi. W tajemniczym g�osie d�wi�cza�o takie przygn�bienie, �e wszyscy popatrzyli na siebie zaniepokojeni. Nie zapowiada�o si� nic dobrego. Po chwili poszukiwa� odkryli wreszcie mechanizm otwieraj�cy ukryte drzwi. Rozsun�y si�. W pomieszczeniu za nimi panowa�a absolutna ciemno��. Dostrzegli jednak jakie� ��ko, jakie�... Z garde� tych, kt�rzy mieli mo�liwo�� zajrze� do �rodka, wydoby� si� g��boki j�k. Kieszonkowa latarka Marca o�wietli�a posta� skulon� w k�cie pos�ania. - My�l�, �e nadesz�a pora, by zmieni� nasze prawa - zduszonym g�osem powiedzia� w�dz. Berengaria poczu�a, jak gard�o jej si� zaciska. Do oczu nap�yn�y �zy, lecz nie zrobi�a nic, by je ukry�. Ch�opak siedz�cy na ��ku m�g� mie� nieco mniej ni� dwadzie�cia lat. Usta zatkano mu chustk�, d�onie mia� swobodne, lecz mimo wszystko nie by� w stanie sam wyci�gn�� knebla, bo jego r�ce jakby nie istnia�y. Zamiast nich stercza�y tylko kikuty. Nogi mia� r�wnie kr�tkie, nie d�u�sze ni� uda normalnie zbudowanego dwulatka. Najgorsze jednak, �e nie wida� by�o w og�le oczu, w ich miejscu widnia�a jedynie zwyk�a g�adka sk�ra. Czy�by ten kaleki ch�opiec prze�y� ca�e swoje �ycie w tym ma�ym ciemnym schowku? Nie, to nieprawda. Wiele wskazywa�o na to, �e rodzice robili dla syna, co mogli, zabierali go ze sob� do wi�kszej izby, jada� razem z nimi, lecz nikt nie m�g� go zobaczy�. To by�o niezmiernie wa�ne, sprawa �ycia i �mierci. Prawa krainy Timona zabrania�y mieszka�com utrzymywa� przy �yciu takich, kt�rzy byli dla innych ci�arem. - C� za rodzicielska mi�o�� - westchn�a Berengaria wzruszona. - To prawda - zawt�rowali jej inni zd�awionymi g�osami. Marco zdj�� chustk� z ust ch�opca. - Nie b�j si� - rzek� �agodnie. - Nie chcemy wyrz�dzi� ci �adnej krzywdy. Ch�opak oddycha� z trudem, zna� po nim by�o wyra�nie, �e jest do szale�stwa wystraszony. Odezwa� si� natomiast zaskakuj�co czysto i wyra�nie: - Gdzie matka i ojciec? Rodzice wszystko wyja�ni�... - Nie trzeba, my i tak rozumiemy - odpar� w�dz. - Ale oni na pewno wkr�tce tu si� zjawi�. Podni�s� ch�opca, �eby przenie�� go do wi�kszej izby, biedak z pocz�tku gwa�townie zaprotestowa�, powiedzia�, �e mo�e i�� sam, ale pr�dko ust�pi�, jak gdyby pogodzi� si� z losem, jakby przeczuwa� zbli�aj�c� si� �mier�. Marco powt�rnie zapewni�, �e nie spotka go z ich strony �adna krzywda, a potem nagle skierowa� �wiat�o latarki na twarz ch�opca. Ch�opak drgn�� i pr�bowa� si� os�oni�. - On ma oczy - oznajmi� Marco przygn�biony. - Widz�ce oczy. Potrzeba jedynie drobnego zabiegu w Kr�lestwie �wiat�a. - No a r�ce? R�ce i nogi? - dopytywa� si� w�dz. - Mo�e i z tym da si� co� zrobi� - z wahaniem odpar� Marco. - To chyba niemo�liwe. - Nie wiem. Berengaria popatrzy�a na niego. - Wci�� nie wierzysz, �e zachowa�e� swoj� uzdrowicielsk� moc? U�miechn�� si� ze smutkiem. - Chyba w�a�nie tak jest. Nagle drzwi si� otworzy�y i do �rodka wpadli Elis i Natasza. Spostrzeg�szy, co si� sta�o, uderzyli w krzyk. - B�d�cie spokojni - o�wiadczy� w�dz. - O nic was nie obwiniamy. I ch�opca te� nie skrzywdzimy. Przeciwnie, nasi go�cie obiecali mu pom�c. Natasza wybuchn�a p�aczem, Elis za� spyta�: - Chcecie powiedzie�, �e ukrywali�my go zupe�nie niepotrzebnie przez wszystkie te lata? - Wstyd mi, ale musz� przyzna�, �e to by�o konieczne. Gdyby�cie pokazali dziecko zaraz po urodzeniu, �le by z nim by�o. Ale teraz... No c�, nie wiem. Tyle si� zmieni�o... Tak d�ugo utrzymywali�cie go przy �yciu, wys�annicy Kr�lestwa �wiat�a pragn� go uratowa�, my sami za� wypili�my wywar, kt�rego wy troje z tego domu jeszcze nie posmakowali�cie. Ten wywar uczyni� nas �agodnymi i bardziej ludzkimi. Berengaria, kt�ra mia�a przy sobie niedu�� buteleczk� napoju, zaproponowa�a go ma��onkom. Inni mieszka�cy wioski zapewnili, �e p�yn �w nie jest w �adnym stopniu niebezpieczny, po jego wypiciu wszyscy poczuli si� spokojniejsi, bardziej rado�ni i pe�ni otuchy. - Zostali�cie tylko wy - doda� w�dz. - A nasi go�cie najpierw wypili go przy nas, �eby udowodni�, i� nic z�ego nas od tego nie spotka. Po chwili wahania rodzice ch�opca zgodzili si� wypi� eliksir, a poniewa� od cudownych kropli Madrag�w poczuli si� lepiej, nap�yn�� do nich spok�j i �yczliwsze nastawienie do �wiata, wyra�nie odetchn�li. - Wasz syn jest inteligentny, prawda? - spyta� Marco. - Och, tak, bardzo! - przy�wiadczyli rodzice jedno przez drugie. Berengaria dostrzeg�a ogromn� niepewno�� i wahanie Marca. - Potrafisz - szepn�a. - Wiem, �e potrafisz! Pom� mu, wyd�u� r�ce i nogi, na pewno mo�esz to zrobi�, wiem o tym! - Ale ja nie jestem przekonany - odpar� Marco po cichu. Rodzice ch�opca nie bardzo wiedzieli, co my�le�, ukradkiem, nie bez l�ku, zerkali na tego nieziemsko pi�knego go�cia. Berengaria ich uspokaja�a; - Marco jest bardzo szczeg�ln� osob�, pom�g� ju� wielu ludziom. - Tak�e takim jak nasz syn? - spytali z niedowierzaniem. - Dotkni�tym podobnym kalectwem. Potrafi tak�e przemieni� niebezpieczne drapie�niki w ro�lino�erne zwierz�ta, umie te� wiele innych rzeczy. Marco potrafi wszystko. - Nie zap�dzaj si� za daleko - przestrzeg� j� Marco. - Nie umie tylko kocha� - wypali�a Berengaria nietaktownie. - To znaczy... ach, jak �le si� wyrazi�am! - Rzeczywi�cie, nie najlepiej - przyzna� Marco. Odwr�ci� si� do innych i poprosi�, by pozwolono mu na chwil� wyj��. Chcia� zastanowi� si� nad sytuacj�, wczu� si� w ni� i sprawdzi�, co mo�e uczyni� dla ch�opca. Siad� na �aweczce przed domem, opar� si� plecami o �cian� z bali, pozwoli� my�lom w�drowa�. Usi�owa� stwierdzi�, jak wiele magicznej si�y zosta�o mu po owym fatalnym b��dzie Tsi, kt�ry da� mu si� napi� jasnej wody. Zdawa� sobie spraw�, �e jego moc zosta�a znacznie zredukowana albo raczej, �e si� odmieni�a. Nie bardzo rozumia�, co si� dzieje z jego cia�em i dusz�, lecz �e co� si� dzia�o, nie da�o si� zaprzeczy�. Jeszcze nigdy Marco nie czu� si� tak bardzo bezradny. 4 Podczas gdy mieszka�cy wioski zaj�li si� rozmow�, Berengaria wymkn�a si� za Markiem. Po cichutku usiad�a przy nim. Ksi��� wygl�da� na zrezygnowanego. - Nie wiem ju�, co potrafi�, Berengario. Tak bardzo chcia�bym pom�c temu nieszcz�liwemu ch�opcu, lecz pomy�l, co b�dzie, je�li sprawi� wam zaw�d. Je�li na przyk�ad powiedzie mi si� tylko w po�owie? By�oby to znacznie gorsze, ni� gdybym w og�le nic pr�bowa�! - Ale zdo�a�e� przecie� zes�a� sen na Lilj� w lesie, uda�o ci si� te� ca�e mn�stwo innych rzeczy, na przyk�ad ta sztuczka z hipochondrykiem Iwanem. - To by�y drobiazgi - broni� si� Marco, kr�c�c g�ow�. - Teraz chodzi o ca�e �ycie tego ch�opca. Boj� si�, moja kochana! Berengaria podnios�a si� i rzek�a rezolutnie: - Sprowadz� M�riego. - Rzeczywi�cie, to nie jest g�upi pomys�. Zaczekam tutaj. M�ri przyszed� od razu, Berengaria po drodze wyt�umaczy�a mu, w czym rzecz. Marco podni�s� g�ow�, gdy podeszli do �awki. - M�ri, czy nie lepiej, �eby wszystkim zaj�li si� lekarze z Kr�lestwa �wiat�a? - Drogi przyjacielu - odpar� M�ri. - Oni s� niezwykle sprawni, lecz wiedza medyczna ma swoje granice. Tylko ty mo�esz uczyni� z tego ch�opca w pe�ni cz�owieka. - Ale dzieci thalidomidowe w �wiecie na powierzchni Ziemi musia�y radzi� sobie same i zrobi�y to naprawd� doskona�e. Jego u�omno�� jest podobna, tyle �e na dodatek jeszcze pozbawiony jest wzroku. Co si� stanie, je�li damy jemu i jego rodzicom nadziej�, a potem tylko pogorsz� spraw�? M�ri zamy�li� si�. - Czy jest tu Tengel? - spyta� wreszcie. - Jest w �rodku, w tym domu. Tengel zaraz stawi� si� na wezwanie. M�ri poprosi� go o sprowadzenie Shiry. Gdy Tengel znikn��, czarnoksi�nik o�wiadczy�: - Uwa�am, �e powiniene� wys�ucha�, co o swoich do�wiadczeniach z jasn� wod� ma do powiedzenia Shira. R�wnie� ona zosta�a wyposa�ona w niezwyk�e talenty, r�wnie� ona wypi�a niczym nie rozcie�czon� wod� ze �r�d�a. - Tsi - Tsungga tak�e - wtr�ci�a si� Berengaria. - Owszem, lecz on nie posiada� takiej mocy jak Shira i ja. W jego wi�c przypadku wszystko si� po prostu polepszy�o. M�ri u�miechn�� si� p�g�bkiem, Marco dobrze wiedzia�, co my�li. Zbyt gwa�townego �polepszenia� nie zaobserwowali u elfa, i bardzo dobrze, chcieli mie� Tsi takiego, jakim by�: prostego, naiwnego i dobrodusznego. - Daj mi r�k�, Marco - poprosi� M�ri. Marco natychmiast us�ucha�, czarnoksi�nik siedzia� w milczeniu, usi�uj�c wychwyci� wibracje nap�ywaj�ce od ksi�cia Czarnych Sal. Wreszcie powiedzia�: - Masz racj�, twoje pr�dy si� odmieni�y, wci�� jednak zdumiewa mnie wielko�� twej mocy. Jest jaka� niesamowita si�a, kt�rej promieniowanie wyczuwam. Przep�ywa przez moj� r�k� i rozlewa si� po ca�ym ciele i duszy. Owszem, jest nieco inna - u�miechn�� si� M�ri. - S�dz� jednak, �e nie masz si� czego obawia�, sytuacja nie jest a� tak dramatyczna. - Ale utraci�em wiar� w siebie. - C�, to... rzeczywi�cie mo�e by� tragiczne w skutkach. No, ale jest Tengel! I sprowadzi� Shir� a� z miasta duch�w w Kr�lestwie �wiat�a. Witaj, Shiro! Czy jeste� w stanie przywr�ci� naszemu przyjacielowi Marcowi odrobin� wiary w siebie? Berengaria nie widzia�a duch�w, zrozumia�a jednak, �e dla Marca i M�riego s� widoczne, us�ysza�a natomiast pi�kny g�os Shiry, m�wi�cy z orientalnym akcentem: - Marco, wiem, co teraz czujesz, prze�ywa�am dok�adnie to samo przez wiele lat po tym, jak Mar podst�pem poda� mi jasn� wod�. Ale ty mo�esz by� spokojny, twoja pot�na si�a powr�ci, a raczej ona jest w tobie ca�y czas, tyle �e w nieco innej formie. Wkr�tce przekonasz si�, co si� w tobie zmieni�o, ale uwierz mnie i M�riemu: to nie jest nic powa�nego. Berengaria us�ysza�a w g�osie Shiry nutki �wiadcz�ce o tym, �e Taran - gaika si� u�miecha. Wszystkim doda�o to otuchy. Marco tak�e si� u�miechn��, cho� odrobin� niepewnie. - Uwa�asz wi�c, �e mog� pom�c temu ch�opcu? - Nikt inny na �wiecie poza tob� nie jest w stanie tego uczyni� - zapewni�a Shira z wielk� powag�. - Zostaniemy tam z tob� w �rodku, b�dziemy dodawa� ci si�, postaramy si�, by� zn�w uwierzy� w siebie. M�ri musia� wr�ci� do pozosta�ych mieszka�c�w wioski, lecz Marco i Berengaria weszli do domu nieszcz�liwego ch�opca. Towarzyszy� im Tengel Dobry, a poniewa� Shira przyrzek�a wspiera� Marca, ona tak�e wemkn�a si� do �rodka. - Zrobi� dla niego, co w mojej mocy - o�wiadczy� Marco Nataszy i Elisowi, ale g��bokie westchnienie �wiadczy�o o tym, �e tak do ko�ca nie jest pewien swych mo�liwo�ci. - Je�li zostawicie mnie z nim sam na sam przez jaki� czas... Rodzice przyj�li t� propozycj� z niepokojem, wreszcie jednak si� zgodzili. Marco wola�, by wyszli, wiedzia� bowiem, �e pr�ba uleczenia ch�opca mo�e by� niezwykle przykrym prze�yciem dla kogo�, kto na to patrzy. Poza Tengelem i Shir�, kt�rych nikt przecie� nie widzia�, jedynym �wiadkiem podj�tej przez niego pr�by mia�a by� Berengaria. Marco chcia�, �eby trzyma�a ch�opca za r�k�. W ten spos�b mog�a doda� mu otuchy. Wszyscy inni opu�cili pok�j. Berengaria nigdy nie by�a �wiadkiem tak wa�nego przedsi�wzi�cia podejmowanego przez Marca. Ksi��� postanowi� nie dotyka� oczu ch�opca, to by�o raczej zadanie dla chirurg�w ze szpitala w Kr�lestwie �wiat�a. Postanowi� spr�bowa� zrobi� to, czego nie m�g� uczyni� nikt inny: wyprostowa� i wyd�u�y� skurczone, zniekszta�cone r�ce i nogi, poprawi� zdeformowane d�onie i stopy, zaj�� si� nie istniej�cymi palcami. Czyli zmieni� geny ch�opaka. Samo znieczulenie w�a�ciwie nie nastr�cza�o problem�w. Marco nie mia� wprawdzie �adnego �rodka usypiaj�cego, ale te� i go nie potrzebowa�. Zwykle g�adzi� tylko oczy pacjenta i to na og� wystarcza�o, by dana osoba zapad�a w letarg. Ale ten ch�opiec nie mia� oczu. Co pocz�� w takiej sytuacji? Ch�opiec dr�a� ze strachu. Berengaria uj�a niewielki kawa�ek cia�a, kt�ry mia� wyobra�a� d�o�, �eby cho� troch� go uspokoi�. - Jak masz na imi�? - spyta�a naj�yczliwiej jak umia�a. - Misza, to znaczy Michai� - odpar� niepewnie. - Wobec tego b�d� nazywa� ci� Misz�. Ja mam na imi� Berengaria. - S�ysza�em. Berengaria... to bardzo pi�kne imi�. A ty masz taki mi�y g�os, weso�y. Jeste� dziewczynk�, prawda? Berengari� jego s�owa przyprawi�y o wstrz�s. Nie u�wiadamia�a sobie, �e izolacja ch�opca by�� tak totalna. - Owszem, zgadza si�, jestem dziewczyn�, mniej wi�cej w tym samym wieku co ty. Mo�e nieco starsz�, ale tego nie powiedzia�a g�o�no. Chcia�a, �eby ch�opak czu� si� bezpiecznie. Marco pokiwa� g�ow� z uznaniem. R�wnie� on zorientowa� si�, �e s�owa Berengarii uspokoi�y przera�onego m�odego cz�owieka. - Teraz troch� si� zdrzemniesz, Misza - powie - i dzia� cicho. W ka�dym razie mia� nadziej�, �e ch�opiec zapadnie w sen. Powi�d� d�oni� po jego twarzy tak, jak post�powa� z wieloma innymi w ci�gu swego d�ugiego �ycia. Wiedzia�, �e ch�opca czekaj� niezno�ne b�le, mog�ce wystraszy� pacjenta do szale�stwa, w ka�dym razie tego pacjenta. Misza wszak nie wiedzia� nic o tym, co dzieje si� wok� niego. - Pomo�emy ci - szeptem zwr�ci� si� Tengel do Marca. Ksi��� Czarnych Sal podzi�kowa� skinieniem g�owy. Jeszcze raz powi�d� r�kami po twarzy ch�opca, kt�ra wyda�a si� ca�kiem urodziwa. Misza by� typowym Waregiem, mia� jasne w�osy i regularne rysy. - Misza? - odezwa�a si� ostro�nie Berengaria, a potem odwr�ci�a si� do Marca. - Wydaje mi si�, �e zasn��. Marco przyni�s� niedu�� drzazg� z paleniska i delikatnie uk�u� ch�opca. �adnej reakcji. - Na razie przynajmniej jako� mi si� uda�o - mrukn�� Marco do siebie. - Wobec tego mo�emy zaczyna�. Ale mam poczucie, �e to nieodpowiedzialny eksperyment. - Poradzisz sobie - rozleg� si� mi�kki g�os Shiry. Marco westchn��. - Gdybym tylko m�g� mie� tak� pewno��... Wyjd� teraz, Berengario, to mo�e by� nieprzyjemne. Dziewczyna nie ruszy�a si� z miejsca. - On mo�e si� obudzi�, a wtedy b�dzie mnie potrzebowa�. Marco doskonale wiedzia�, �e pr�by nam�wienia Berengarii na cokolwiek innego ani�eli to, co wbi�a sobie do g�owy, na nic si� nie zdadz�. Zawsze wynika�a z tego jedynie awantura. - Dobrze, tylko potem si� nie skar�! - ostrzeg� i zabra� si� do dzie�a. Berengaria siedzia�a, patrz�c, jak Marco zajmuje si� r�kami Miszy, jak trzyma je delikatnie mi�dzy w�asnymi kszta�tnymi d�o�mi i jakby wyci�ga, formuje wed�ug w�asnej woli, jak pracuje nad �okciami ch�opca tak, by by�y sprawne. Po up�ywie pewnego czasu zorientowa�a si�, �e Marco zajmuje si� jednocze�nie odtwarzaniem wszystkiego, co kryje si� pod sk�r�: �y�, �ci�gien i nerw�w. Mog�o si� to wydawa� bardzo prost� rzecz�, ona jednak widzia�a pot, od kt�rego czarne w�osy lepi�y mu si� do czo�a, i przygn�bienie, maluj�ce si� na twarzy. Berengaria zorientowa�a si�, �e up�yn�o wiele godzin dopiero wtedy, gdy nagle u�wiadomi�a sobie, jak od d�ugiego siedzenia w niewygodnej pozycji strasznie rozbola� j� krzy�. Marco zajmowa� si� teraz d�o�mi Miszy, formowa� palce tam gdzie przedtem by�y jedynie kikuty lub te� nie by�o ich wcale. Berengaria