15939
Szczegóły |
Tytuł |
15939 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15939 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15939 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15939 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARGIT SANDEMO
CIEMNO��
Saga o Kr�lestwie �wiat�a 15
Z norweskiego prze�o�y�a IWONA ZIMNICKA
POL - NORDICA
Otwock
Jest to trzecia i ostatnia cz�� wielotomowej trylogii.
Cze�� pierwsza nosi tytu� �Saga o Ludziach Lodu�, druga to �Saga o
Czarnoksi�niku�.
Ka�d� z tych serii mo�na czyta� niezale�nie od innych.
RODZINA CZARNOKSIʯNIKA
LUDZIE LODU
INNI
Stra�nicy: Rok, Tell, Kiro, Goram
Faron, pot�ny Obcy
Oriana i Thomas
Lilja, m�oda dziewczyna
Paula i Helge, Wareg
Misa, Tam, Chor, Tich i ma�a Kata, Madragowie
Geri i Freki, dwa wilki
Ponadto w Kr�lestwie �wiat�a mieszkaj� ludzie wywodz�cy si� z rozmaitych epok,
tajemniczy Obcy, Lemuryjczycy, duchy M�riego, duchy przodk�w Ludzi Lodu, elfy wraz z
innymi duszkami przyrody, istoty zamieszkuj�ce Star� Twierdz� oraz wiele r�nych zwierz�t.
Poza tym w po�udniowej cz�ci Kr�lestwa �wiat�a �yj� Atlantydzi, a w Kr�lestwie
Ciemno�ci - znane i nieznane plemiona.
Wn�trze Ziemi
(jedna po�owa)
STRESZCZENIE
Kr�lestwo �wiat�a le�y w samym centrum Ziemi. O�wietla je �wi�te S�o�ce, poza
jego granicami rozci�ga si� Ciemno��, nieznana i przera�aj�ca.
Wielkim celem Obcych jest zaprowadzenie trwa�ego pokoju na Ziemi i uratowanie
przed zniszczeniem planety Tellus. �eby si� to mog�o uda�, ludzie musz� si� gruntownie
odmieni�. Mo�na to osi�gn�� jedynie poprzez stworzenie specjalnego eliksiru, kt�ry
wykorzeni z�o z ludzkich umys��w.
Obcy, Lemuryjczycy i Madragowie oraz cz�� zamieszkuj�cych w Kr�lestwie �wiat�a
ludzi zdobyli ju� wszystko, czego potrzeba do stworzenia eliksiru. Cudowny wywar jest
gotowy do zaniesienia go mieszka�com Ziemi. Najpierw jednak trzeba go z wielk�
ostro�no�ci� wypr�bowa� na nieszcz�snych istotach, zamieszkuj�cych Ciemno�ci. Mroczn�
krain� roz�wietl� �wi�te S�o�ca, lecz stanie si� to dopiero wtedy, gdy b�dzie pewno��, �e
eliksir dzia�a. �wi�te S�o�ce bowiem wzmacnia nie tylko dobro� u zwyk�ych dobrych ludzi.
Mo�e ono r�wnie� pog��bi� tkwi�ce w nich z�o.
W�a�nie dlatego nale�y dzia�a� bardzo ostro�nie.
CZʌ� I
STARA MI�O�� RDZEWIEJE
1
Pokonali G�ry Czarne i ich centralny punkt, samo serce.
Lecz chocia� nikt w Kr�lestwie �wiat�a o tym nie wiedzia�, poniewa� nikt nigdy nie
zapuszcza� si� w te strony, serce mia�a tak�e Ciemno��. A mo�e raczej nale�a�oby je nazwa�
Okiem Ciemno�ci? By�o tam bowiem niedu�e g�adkie le�ne jezioro, ukryte w�r�d mrocznych
pni i wysokich ska�. Oko, a raczej oczko...
Nie ono jednak by�o najwa�niejsze.
Otacza�a je niezwykle pi�kna polana. Prawdziwie idylliczny pejza� z ca�ym morzem
intensywno�ci barw. Tak, tak, w�a�nie barw, niezwyk�ych jak na Ciemno��, w kt�rej
kr�lowa�o przecie� �wiat�o szare niczym o zmierzchu i nieprzyjemnie blada ro�linno��. W
tym miejscu natomiast skupi�a si� cala uroda uciemi�onej natury, jak gdyby milcz�cy
smutek, kt�ry panowa� w Ciemno�ci, odwa�y� si� wreszcie ukaza� w pe�ni, a pozwolono
drzewom swobodnie wy�piewywa� sw�j �al w tej niewielkiej, po�o�onej daleko na uboczu
dolinie.
Serce Ciemno�ci bowiem by�o innego rodzaju ni� j�dro G�r Czarnych. Tu nie czu�o
si� z�a, drapie�nej agresywno�ci, jedynie cich� samotno��. Prawie...
Bo by�o tu te� co� jeszcze.
Co�, co patrzy�o, jak p�ynie czas, cierpliwie czeka�o. T�skni�o za czym�, co kiedy�
istnia�o i znikn�o, a mo�e... Mo�e by� to jedynie sen?
Do Serca Ciemno�ci nie dotar� nigdy nikt z Kr�lestwa �wiat�a, miejsce to czeka�o od
tysi�cy lat, t�skni�o t�sknot� niezwykle siln�, tragiczn� i... niebezpieczn�!
- Najdro�sza Berengario - m�wi�a do c�rki zatroskana Amalie, dok�adaj�c do baga�u
c�rki zapasowa par� but�w. - Postaraj si� zachowywa� porz�dnie w czasie tej wyprawy!
- Porz�dnie? - powt�rzy�a dziewczyna z min� niewini�tka, ale w k�cikach oczu ju�
czai� si� �miech. - A czy bywa inaczej?
- Owszem! Dosta�am list od dyrektora szko�y, niepokoi go twoje zachowanie podczas
przerw.
- Kochana mamo, nic przecie� nie poradz� na to, �e ch�opcy t�ocz� si� wok� mnie
ca�ymi stadami.
- To prawda, ale nie musisz ich do tego zach�ca�,
- Phi, przecie� to zabawne, troch� si� z nimi podroczy�!
Jej ojciec, delikatny poeta Rafael, po kt�rym Berengaria odziedziczy�a sw� frapuj�c�
urod�, stwierdzi� �agodnie:
- Mo�esz sobie zyska� z�� s�aw�, przecie� wiesz.
- E tam, ka�dy ch�opak i dziewczyna w szkole wie, �e jestem nieprzekupn� dziewic�.
To przecie� tylko zabawa!
- Mo�e nie wszyscy patrz� na to w taki sam spos�b. Prosz� ci�, Berengario, nie
przynie� wstydu M�riemu. Nie wpakuj si� w �aden ambaras z ch�opcami podczas tej
wyprawy! Szczeg�lnie uwa�aj na Armasa, on jest teraz taki wra�liwy.
- Dobrze, dobrze, b�d� zachowywa� si� tak cnotliwie, jak panienka z ko�cielnego
ch�ru, chocia� wiele bym da�a za to, by m�c odczyta� my�li takich panien. Nie b�jcie si�,
kochani rodzice, w tej wyprawie nie wezm� udzia�u �adni interesuj�cy ch�opcy, skoro nie
wolno mi zarzuci� sieci na Armasa i jego ura�one uczucia. Jori to tylko ma�y Jori, Goram za�
to Lemuryjczyk. Owszem, bardzo ch�tnie skrad�abym Jaskariego tej niezdecydowanej Elenie,
ale on niestety z nami nie jedzie. Dobrze, dobrze, na pewno b�d� trzyma� si� w ryzach.
Rodzice nie wygl�dali na w pe�ni przekonanych.
Niew�tpliwie jednak byli niezwykle dumni z ol�niewaj�co pi�knej c�rki, chocia� z
powodu swego nieokie�znanego temperamentu, gwa�townych zmian nastroju i
lekkomy�lno�ci Berengaria stanowi�a nie wysychaj�ce �r�d�o ich zmartwie�. Jako nastolatka
by�a ca�kiem nie do opanowania. Teraz za�, gdy min�� jej ju� dwudziesty rok �ycia, dawa�o
si� zauwa�y� w niej �lady pewnej dojrza�o�ci. Dziewczyna jednak z ca�ych si� stara�a si� to
ukry�.
W�a�ciwie Amalie i Rafael z ulg� przyj�li fakt, �e mi�dzy ich c�rk� a Okiem Nocy
nigdy do niczego nie dosz�o. Istnia�a wszak obawa, �e r�nica kultur, w jakich wyro�li,
doprowadzi do powa�nych nieporozumie�, zw�aszcza �e Berengari� trudno by by�o obdarzy�
mianem najlepszego dyplomaty na �wiecie. Bez zachwytu przyj�li tak�e wiadomo��, �e c�rka
zakocha�a si� w Armasie, on wszak by� w po�owie Obcym, a jego ojciec mia� w stosunku do
syna naprawd� wielkie plany. Teraz jednak Armas bardzo wyra�nie pokaza�, �e podoba mu
si� raczej zupe�nie inny typ kobiet.
Ach, tak gor�co pragn�li, by znalaz�a dobrego m�a! Kogo� takiego, kto zdo�a�by nad
ni� zapanowa�, aby wreszcie nabra�a troch� rozumu i zmieni�a si� w ustabilizowan�, dojrzale
my�l�c� kobiet�. Oni w�a�ciwie ju� zrezygnowali z pr�b ujarzmienia swojej nieobliczalnej
c�rki.
Oby tylko ta wyprawa si� powiod�a!
A wi�c zn�w postanowiono zapu�ci� si� w Ciemno��, odwiedzi� wszystkie �yj�ce tam
znane i nieznane plemiona.
Nikt dok�adnie nie wiedzia�, jak wiele stworze� mieszka w Ciemno�ci, istnia�y wszak
wielkie obszary, o kt�rych eksploracj� Obcy nigdy si� nie zatroszczyli. Postanowili chyba
zostawi� wszystkie te �ywe istoty w spokoju.
Teraz jednak podj�li decyzj�, �e nale�y pospieszy� im z pomoc� i zanie�� �wiat�o. A
to by�a ju� zupe�nie inna sprawa.
Zdecydowali, �e trzeba zacz�� od krainy Timona, od Wareg�w z Doliny Mgie�.
Wiedzieli, �e tam spotkaj� wielu rozs�dnie my�l�cych ludzi, pod bardzo wieloma wzgl�dami
podobnych do nich samych.
W sk�ad tej pierwszej ekspedycji w��czyli Helgego i Gondagila, obu wywodz�cych si�
z rodu Wareg�w. Istnia�a jednak mo�liwo��, �e nikt w krainie Timona ju� ich nie pozna.
Ale nie, na pewno znajdzie si� kto� znajomy, nie up�yn�o wszak a� tak wiele czasu,
przynajmniej odk�d Helge opu�ci� Dolin� Mgie�. Gondagil wprawdzie przeni�s� si�
wcze�niej, lecz przecie� musz� go pami�ta�! Mi�dzy innymi z tego powodu w grupie
opuszczaj�cej Kr�lestwo �wiat�a i wyruszaj�cej na now� i - zupe�nie wyj�tkowo - przyjemn�
wypraw� panowa�o ogromne napi�cie.
W�a�nie dlatego wzi�� w niej udzia� Marco, z czystej ciekawo�ci. Pragn�� si�
przekona�, jak b�dzie przebiega�, przynajmniej na pocz�tku, realizacja nowego zamys�u,
chcia� zobaczy� na w�asne oczy, jak dzia�a eliksir. Podobne marzenia o udziale w wyprawie
snu�a zapewne wi�kszo�� mieszka�c�w Kr�lestwa �wiat�a, lecz uczestnicy tej ekspedycji
zostali bardzo starannie dobrani, zreszt� odg�rnym postanowieniom nie nale�a�o si�
sprzeciwia�. Nikt jednak nie chcia� powstrzymywa� Marca, na to cieszy� si� zbyt wielkim
autorytetem, za� pozostali cz�onkowie grupy ogromnie byli radzi z jego towarzystwa.
Tym razem wys�annicy z Kr�lestwa �wiat�a nie przedsi�wzi�li �adnych �rodk�w
bezpiecze�stwa. Moc G�r Czarnych zosta�a pokonana, a �miertelnie gro�ny ss�cy wir,
wci�gaj�cy do wn�trza g�r �ywe istoty i gondole, przesta� istnie�. Dlatego te� tym razem
postanowiono wyruszy� wielk� gondol�, w kt�rej pomieszcz� si� wszyscy uczestnicy
wyprawy do krainy Wareg�w. W ten spos�b uniknie si� te� konfrontacji z potworami,
�yj�cymi w pobli�u muru. Bestiami zdecydowano zaj�� si� p�niej, mog�o si� to bowiem
okaza� niezwykle trudnym zadaniem.
M�ri, czarnoksi�nik, siedzia� w gondoli i obserwowa� grup�, na kt�rej przyw�dc� go
wyznaczono. By�a to, jego zdaniem, do�� szczeg�lnie dobrana gromadka. Oczywi�cie dobrze,
�e s� z nimi trzej Stra�nicy. Z Goramem ��czy�a M�riego wprawdzie jedynie przelotna
znajomo��, panowa�o jednak przekonanie, �e to osoba ze wszech miar godna zaufania. Jori
by� rodzonym wnukiem M�riego, szale�cem, kt�ry mimo wszystko w sprawach najwy�szej
wagi zawsze si� sprawdza�. Armasa za� M�ri zna� od samego urodzenia, to Stra�nik, kt�remu
naprawd� nic nie mo�na zarzuci�.
Czarnoksi�nika niepokoi�y raczej dziewcz�ta Berengaria jest jak dzika klacz
puszczona luzem a przez to mo�e okaza� si� niebezpieczna. Nale�a�o by przypuszcza�, �e
dziewczyna troch� spu�ci z tonu po tym, jak Oko Nocy wybra� zamiast niej Ma�ego Ptaszka,
za� kolejny obiekt jej uczu�, Armas, pokocha� dziewczyn� pochodz�c� z G�r Czarnych, kt�r�
w tak tragiczny zreszt� spos�b utraci�. Dla nikogo nie pozostawa�o tajemnic�, �e Armas wci��
bardzo boleje nad t� strat�.
Berengaria jednak nie pozwala�a, by drobiazgi zak��ca�y jej dobry humor. Jak zawsze
weso�a i rozszczebiotana, siedzia�a na rufie gondoli i rado�nie flirtowa�a z s�siadami.
Nareszcie mog�a wybra� si� razem z nimi, pokaza�, �e i ona si� do czego� nadaje!
Co Sassa ma do roboty podczas tej wyprawy, tego M�ri nie by� w stanie poj��.
Oczywi�cie, to jeszcze w�a�ciwie dziecko, kt�re zapewne uspokoi przera�onych
mieszka�c�w Ciemno�ci ju� sam� swoj� delikatno�ci�. Ale do czego mo�e przyda� si�
grupie? B�dzie tylko przeszkadza�. Faron twierdzi�, �e w G�rach Czarnych Sassa by�a im
bardzo pomocna, lecz M�ri mia� co do tego powa�ne w�tpliwo�ci.
Cieszy� si�, �e s� z nimi duchy: pani Wody, Tengel Dobry i duch Ziemi. Tak,
wszystkie trzy doprawdy wspania�e!
Goram kierowa� gondol�, Jori przekomarza� si� z Berengaria, jak gdyby wybrali si� na
niedzieln� wycieczk�. C� to za grupa, kt�r� przysz�o mu dowodzi�?
Wspaniale, �e jest z nimi Marco! Dobrze te�, �e Helge i Gondagil, obserwuj�cy z g�ry
krain� potwor�w, przynajmniej z pozoru zachowuj� spok�j. M�ri jednak wyczuwa� ich
napi�cie pod mask� oboj�tno�ci.
Z powrotem w Ciemno��. Za ka�dym razem zapomina�, jak mroczne i ponure jest to
kr�lestwo, jak ch�odne i przera�aj�ce w�r�d swoich tajemniczych cieni.
Tam, w oddali, wida� mg�� spowijaj�c� inny krajobraz. To kraj Timona; Helgemu i
Gondagilowi odruchowo napi�y si� mi�nie. Ich dawna ojczyzna. Jakie to b�dzie uczucie,
gdy zn�w j� zobacz�? Jak zostan� przyj�ci?
Tym razem r�wnie� Sassa nie by�a zadowolona ze sk�adu ekspedycji. Owszem,
dobrze, �e jest Marco, ale on ju� wkr�tce mia� wr�ci� do Kr�lestwa �wiat�a. Dziewczynka
t�skni�a za Faronem, Dolgiem, Ramem i wszystkimi innymi, z kt�rymi tyle prze�y�a w
G�rach Czarnych. Teraz nie zabrano te� Madrag�w, brakowa�o jej g�osu Indry, nie by�o Siski
ani Tsi.
W poprzedniej ekspedycji bra�o udzia� tylu obdarzonych niezwyk�ymi mocami
pot�nych uczestnik�w. Czego dokona� s� w stanie ci?
Sassa nie na �arty si� niepokoi�a.
Nie da�o si� tego powiedzie� o Berengarii, dziewczyn� rozsadza�a wprost ch��
dzia�ania. Ciemno�� zna�a z poprzedniego wypadu, kiedy to sprowadzali jelenie olbrzymie. Z
tamtym zadaniem poradzi�a sobie doskonale, je�li nie bra� pod uwag� owej niezwykle
gwa�townej wymiany zda� z Okiem Nocy i kilku dyskusji z Markiem...
To wi�c b�dzie dla niej drobnostka, lecz, ach, jak�e to wszystko ciekawe! Czu�a si�
niemal, jakby dost�pi�a �aski bog�w.
Gdyby tylko by� tu kto�, w kim mog�aby si� chocia� troszeczk� zakocha�! Oczywi�cie
jest Armas, lecz on siedzi milcz�cy i ponury, pogr��ony w rozpaczy nad sw� utracon� Kari.
Czy nie m�g�by wreszcie zauwa�y� jej, Berengarii? Najwy�szy ju� na to czas!
Jori to zabawny ch�opak, ale on nie nadaje si� na obiekt westchnie�. Goram za�...?
Hm, z wygl�du nie najgorszy, ale dla niej jaki� taki za bardzo obcy. W dodatku nie sprawia�
wra�enia bodaj odrobin� ni� zainteresowanego, cho� jak szalona prze�ciga�a si� w g�o�nych
�artach z Jorim wy��cznie po to, �eby wywrze� na kim� wra�enie. Goram siedzia� tylko j przy
tablicy rozdzielczej i udawa�, �e jest zaj�ty zupe�nie innymi sprawami ni� jej wyj�tkowe
dowcipy. Nawet nie odwr�ci� g�owy, ani razu!
Pozostali m�czy�ni, M�ri, Marco, Helge i Gondagil, nie mogli by� brani pod uwag�.
A duchy? Na c� jej duchy?
Berengaria westchn�a i postanowi�a skupi� si� na czekaj�cym j� zadaniu.
O, tak, Goram dobrze j� s�ysza�, lecz jego my�li zajmowa�o co innego.
G��boko zrani� tak� mi�� dziewczyn�, by� tego �wiadom i czu�, �e jest mu bardzo
przykro.
Ale co mo�e na to poradzi�? Nie powinien podsyca� w niej uczucia, kt�re nigdy nie
zostanie odwzajemnione. Lilja jest taka m�oda, nied�ugo znajdzie sobie innego.
�arty Berengarii bardzo go rozprasza�y. Musia� skoncentrowa� si� na prowadzeniu
gondoli.
Serce Ciemno�ci, Dusza Ciemno�ci, czeka�a.
2
Iwan by� starszym Waregiem dr�czonym tysi�cem dolegliwo�ci i smutk�w, z kt�rych
nieustannie zwierza� si� wszystkim, szczeg�lnie za� swej �onie, kt�ra cierpliwie opiekowa�a
si� nim i jego s�abo�ciami. G�upia ta jego Maria! Niekiedy o�miela�a si� twierdzi�, �e ma
reumatyzm i g�owa j� boli.
G�owa boli? A c� to jest w por�wnaniu z jego niezwykle powa�nym przypadkiem?
Reumatyzm? Co ona wie o reumatyzmie? Nikt wszak nie mo�e mie� takiego reumatyzmu jak
on!
Na przyk�ad tak jak teraz. Wr�ci� w�a�nie z pracy w polu i ledwo zdo�a� dowlec si� do
��ka.
- Okryj mnie jeszcze jednym kocem, Mario! Od tego wiatru uda mam zimne jak l�d,
nie mog� nawet nimi poruszy�. Daj mi do picia co� ciep�ego, bo ju� czuj� pieczenie w gardle.
I te moje plecy... Tak, tak, Mario, Pan B�g pope�ni� straszliw� omy�k�, kiedy stwarza� �wiat.
Powinien urz�dzi� go tak, �eby inni czuli, co cz�owieka boli! Pospiesz si� wreszcie, okryj
mnie! Ile czasu mo�na podnosi� si� z krzes�a? I co za miny stroisz, c� to za grymasy?
Powiadam ci, ty nie masz poj�cia, czym jest b�l...
- To tylko... reumatyzm. Ju� id�, m�j kochany - odpowiedzia�a cierpliwie Maria.
Przed oczami wirowa�y jej ciemne plamy wywo�ane uporczywym b�lem g�owy, a
kiedy wstawa�a, w biodro jakby wbija�y si� no�e. Zanios�a jednak m�owi co� ciep�ego do
picia, nie mo�na wszak dopu�ci� do tego, by si� przezi�bi�. I tak ju� dostatecznie cierpia�.
- Okropnie podrapa�em sobie r�k� - poskar�y� si� Iwan. - Tym chropowatym
trzonkiem od siekiery. Strasznie mnie boli. Masz czym przewi�za�?
Maria przynios�a pod�u�ny ga�gan do obanda�owania. Z pocz�tku mia�a k�opoty z
odnalezieniem ranki, a kiedy ju� przypadkiem jej dotkn�a, Iwan wrzasn��:
- Ca�kiem ju� ci si� w g�owie pomiesza�o, niezdaro! Uwa�aj troch�! Zobacz, przez
ciebie a� ca�y drgn��em, a m�j kr�gos�up tego nie znosi!
Z przeci�g�ym westchnieniem po�o�y� si� na pos�aniu i przymkn�� oczy.
- Ty nie wiesz, Mario, co to znaczy cierpie�! Ten tw�j niby to b�l g�owy i to, co
nazywasz reumatyzmem... Co to jest? Nic, absolutnie nic. Mnie g�owa nigdy nie bola�a, nigdy
w �yciu, wymy�li�a� sobie co� tylko po to, �ebym si� nad tob� u�ala�.
Maria wyjrza�a przez ma�e okienko.
- A c� to, na mi�o�� bosk�, jest? Iwanie, do naszej wioski przybyli go�cie! Taka
gondola jak te z Kr�lestwa �wiat�a!
Stary poderwa� si� jak dwudziestolatek.
- Co ty m�wisz? Wyjmij moj� od�wi�tn� koszul�! Pr�dko!
Wybieg�, nie czekaj�c na Mari�, kt�ra z wielkim wysi�kiem wsun�a bol�ce r�ce w
r�kawy starego kaftana i pocz�apa�a za nim.
Ca�a wioska zbieg�a si� ju� na rynku. No c�, ca�a, to mo�e przesada, niekt�rzy
pochowali si� po domach z l�ku przed obcymi, wi�kszo�� jednak dobrze wiedzia�a, �e ze
strony wys�annik�w z Kr�lestwa �wiat�a nie maj� si� czego obawia�. Ich zaskoczenie nie
mia�o granic, gdy w�r�d go�ci ujrzeli Helgego i zaginionego od tak dawna Gondagila. Jeszcze
wi�ksze by�o ich zdziwienie faktem, �e Gondagi� wcale si� nie zestarza�, podczas gdy jego
r�wie�nicy w wiosce byli starcami albo wr�cz ze staro�ci pomarli.
Duch�w nie widzieli i uznali, �e prawie wszyscy, kt�rzy wysiedli z gondoli, s�
lud�mi. W ca�ej grupie wyr�niali si� tylko trzej: Lemuryjczyk, jaki� tajemniczy m�czyzna,
kt�ry wygl�da� jak czarownik pranordyckiego plemienia, i ol�niewaj�cy urod� m�czyzna...
Lemuryjczykiem by� Goram. Bardziej o�wieceni mieszka�cy krainy Timona wiedzieli, �e jest
on r�wnie� Stra�nikiem. �w czarownik za� to oczywi�cie M�ri.
Iwan i jego Maria trzymali si� z ty�u, ale i tak s�yszeli, jak go�cie m�wi� o jakim�
napoju, kt�ry wszyscy musz� wypi�, aby wreszcie w ich �wiecie, pojawi�o si� �wiat�o.
Nie zdawali sobie natomiast sprawy, jak wielkie jest to prze�ycie dla Gondagila. Tak
d�ugo czeka� na moment, w kt�rym b�dzie m�g� przynie�� �wiat�o swemu ludowi.
Iwan �achn�� si� w g��bi ducha. Co te� oni sobie wyobra�aj�? �e b�dzie pi� jak��
trucizn�? Jeszcze od tego umrze! To przecie� jasne, ci obcy chc�, �eby wszyscy w ich krainie
zgin�li, bo w ten spos�b b�d� mogli zaw�adn�� bogactwem Wareg�w. Ich ziemia jest przecie�
taka urodzajna i wszystkim plemionom z Ciemno�ci chodzi tylko o to, by j� zdoby�. O, nie,
stary Iwan tak �atwo nie da si� oszuka�.
Przemawia� czarownik o wyrazistych oczach, ten o imieniu M�ri:
- Zapewne rozumiecie, �e mo�emy mie� k�opoty z waszymi s�siadami, potworami.
Podejmiemy pr�b� zmuszenia ich do wypicia napoju w taki czy inny spos�b. Wy jednak
jeste�cie rozs�dnymi lud�mi, z kt�rymi mo�na wsp�pracowa�, dlatego te� m�wimy wprost:
eliksir usunie wszystkie wrogie i z�e my�li z waszych g��w. To absolutnie konieczne, aby
�wi�te S�o�ce mog�o zacz�� dzia�a� tutaj, w Ciemno�ci. My, kt�rzy przybywamy dzisiaj do
was, wszyscy wypili�my swoje porcje. Lecz aby�cie nie podejrzewali nas o to, �e pr�bujemy
was oszuka�, bo niekt�rzy z was tak w�a�nie teraz m�wi� sobie w duchu, to najpierw sami
spr�bujemy napoju i na w�asne oczy si� przekonacie, �e to nie jest trucizna.
Iwana, kiedy us�ysza� s�owa przybysza, zak�u�o w sercu. Czy�by ten cz�owiek potrafi�
czyta� w my�lach?
Po M�rim zabra� g�os w�dz:
- Dzi�kujemy, �e wybrali�cie nas jako pierwszych, kt�rzy maj� otrzyma� �wiat�o.
Czyni to z nas poniek�d waszych powinowatych. Zanim jednak odprawimy t� ceremoni�,
zapraszamy was na uczt�.
Go�cie przyj�li jego propozycj� z podzi�kowaniem i t�um zacz�� si� rozchodzi�, lecz i
tak mieszka�cy Krainy Mgie� zarzucili przybysz�w tysi�cem pyta�.
Iwan i Maria podeszli do niezwykle pi�knego m�czyzny, kt�ry mia� niesamowit�,
po�yskuj�c� ciemno sk�r� i ca�y ubrany by� na czarno.
Marco odpowiedzia� na pytania Iwana:
- Nie, nie mo�emy wam da� �wi�tego S�o�ca, dop�ki wszystkie plemiona w
Ciemno�ci nie wypij� naszego eliksiru. Inaczej kto� m�g�by was napa�� i stara� si� odebra�
wam S�o�ce.
- Czy ten nap�j potrafi r�wnie� uleczy� z chor�b? - dopytywa� si� Iwan.
Marco przyjrza� mu si� badawczo.
- A czy ty jeste� ci�ko chory?
Iwan natychmiast skuli� si� i przygarbi�.
- Ach, panie, jedynie B�g zna niewypowiedziane cierpienia, kt�re tak cierpliwie
znosz� w milczeniu.
Ca�e moje �ycie jest nie ko�cz�c� si� udr�k�. Gdybym tylko m�g� pozby� si� ca�ego
tego b�lu, nigdy nie prosi�bym nikogo o nic wi�cej!
Kt�ry� z jego s�siad�w roze�mia� si� w g�os.
- Ale na co by� si� wtedy uskar�a�, Wania?
Stary prychn�� ura�ony.
- Ty niczego nie rozumiesz, nigdy wszak nie do�wiadczy�e� b�lu. To w�a�nie stale
powtarzam, szczeg�lnie mojej �onie, kt�ra nie pojmuje, jak strasznie si� m�cz�. B�g
powinien by� urz�dzi� �wiat tak, by cz�owiek m�g� pokaza� innym, jak bardzo go boli. O, oni
powinni do�wiadczy� b�lu, takiego wiecznego, nie maj�cego ko�ca b�lu...
Marco przenosi� spojrzenie z Iwana na Mari� z wyrazem zamy�lenia na twarzy. Potem
za�, z pozoru oboj�tnie, powiedzia�:
- Nie jestem Bogiem, posiadam jednak pewne zdolno�ci. Zaprowad� mnie do swego
domu, Iwanie, zobaczymy, co da si� zrobi�.
Iwan rozdziawi� g�b�.
- Co takiego? Czy�by wasza wysoko�� uwa�a�, �e potrafi pokaza� Marii m�j b�l?
Przela� na ni� wszystkie moje plagi?
- I odwrotnie, ty zaznasz jej dolegliwo�ci.
- Ha! - wykrzykn�� stary triumfalnie. - Tego jej niby to b�lu g�owy? I tak zwanego
reumatyzmu?
- I zapalenia p�cherza - doda�a Maria cicho.
- Zapalenia p�cherza? Jakby by�o o czym m�wi�!
Ona bez przerwy skar�y si� na takie drobnostki, wasza wysoko��.
Odruchowo zwraca� si� do Marca �wasza wysoko��. Nie on jeden tak post�powa�.
- Wydaje mi si�, �e Maria nie skar�y si� tak cz�sto, jak mog�aby to robi� - stwierdzi�
Marco.
- Prawie nie mija tydzie� bez jej marudzenia, �eby zainstalowa� ubikacj� wewn�trz
domu. Jakie� wielkopa�skie zachcianki, ot i tyle! Do tej pory zawsze wystarcza�a nam
wyg�dka ko�o domu, dlaczego wi�c nagle mia�aby przesta� by� dobra?
Tak rozmawiaj�c, podeszli do domu Iwana i Marii. Kobieta pospieszy�a przodem,
�eby sprz�tn�� przynajmniej najgorszy ba�agan, zostawiony przez Iwana. Marco zauwa�y�,
jak trudno jej si� pr�dko porusza�, Iwan tak�e kula�, demonstracyjnie poj�kuj�c, lecz na
Marcu zdawa�o si� to nie wywiera� �adnego wra�enia.
W�a�ciwie ta niewielka pr�ba przekracza�a nieco zakres jego mo�liwo�ci, Marco
bowiem zawsze pilnie uwa�a�, by nie wykorzystywa� swoich szczeg�lnych zdolno�ci bez
nadzwyczajnego powodu, ale wst�pi� w niego ma�y diablik i szkoda mu si� zrobi�o starej
kobiety. Eksperyment zreszt� wydawa� mu si� zabawny, nigdy dotychczas niczego takiego
nie pr�bowa�.
Podczas gdy jego przyjaciele starali si� jak najdok�adniej odpowiada� na pytania
zaciekawionych mieszka�c�w wioski, Marco przest�pi� pr�g ma�ej chatki staruszk�w.
W �rodku by�o do�� ciemno, ale ogie� na palenisku dawa� ciep�o i nieco �wiat�a.
Przyjrza� si� obojgu badawczo.
- Na kilka minut zamienicie si� ze sob� na swoje zmys�y. Musz� zrobi� to z
wszystkimi zmys�ami naraz, bo trudno mi b�dzie oddzieli� zmys� czucia. Wymieracie si�
wi�c tak�e wzrokiem, s�uchem, smakiem i w�chem.
- Doprawdy potrafisz to, panie? - zdumia�a si� Maria.
- Tak, ale nie wiem, czego do�wiadczycie. Nie jestem bowiem w stanie przenikn�� w
wasze umys�y. Jedynie wy b�dziecie wiedzie�, co tak naprawd� si� sta�o.
- A wi�c niech to si� wreszcie zacznie! - ponagli� go Iwan. - Czeka�em na to od tak
wielu lat, teraz ona wreszcie zobaczy!
- Usi�d�cie wi�c.
Marco wyci�gn�� r�ce nad sto�em i uj�� d�onie staruszk�w, oni tak�e musieli wzi�� si�
za r�ce i w ten spos�b utworzy� si� zamkni�ty kr�g.
Iwan i Maria poczuli, jak od tego nieziemskiego m�czyzny z Kr�lestwa �wiat�a
p�ynie w ich cia�a niesamowicie pot�na si�a. Ta chwila by�a �wi�ta.
Potem Marco z��czy� ich d�onie, sam za� stan�� z boku.
Poprosi�, by zamkn�li oczy.
W izbie zapad�a grobowa cisza.
Nagle co� sta�o si� z obojgiem jednocze�nie.
Pomarszczona twarz Marii wyg�adzi�a si� przy wt�rze g��bokiego westchnienia ulgi.
Za to Iwan zacz�� g�o�no krzycze�. Skuli� si�, pu�ci� r�ce �ony i z�apa� si� za g�ow�.
Zaraz potem jeszcze mocniej zgi�� si� wp�, bo zapalenie p�cherza zaatakowa�o ostrym
b�lem, kt�rego �miertelnie si� przerazi�. A jeszcze chwil� p�niej wyprostowa� nogi,
krzywi�c si� od strasznych b�l�w ko�ci. Od dudnienia w karku i g�owie zbiera�o mu si� na
wymioty.
- Ach nie, nie, zabierz to ode mnie, zabierz! Przecie� ja umieram! - zaskowycza�.
- Nie, wcale nie umierasz - rzek� �agodnie Marco.
- Odczuwasz po prostu chroniczne b�le Marii. Ludzie r�nie znosz� ten sam b�l.
- Dobrze, dobrze, b�dzie ubikacja w domu, obiecuj�!
- Przyrzekasz, �e nie b�dziesz ju� zadr�cza� otoczenia narzekaniem na swoje drobne
dolegliwo�ci? S�uchanie wiecznie niezadowolonych ludzi to nic przyjemnego.
- Tak, przyrzekam, tylko zabierz to ode mnie, d�u�ej ju� nie znios�!
Maria popatrzy�a na Marca prosz�cym wzrokiem. Zrozumia� j� i �yczliwie skin��
g�ow�.
Potem przerwa� eksperyment. Maria drgn�a, gdy b�l powr�ci� do jej cia�a, Iwan z
westchnieniem ulgi opad� na krzes�o.
Marco zwr�ci� si� do staruszki:
- Musisz pami�ta�, �e wszystko b�dzie wygl�da�o inaczej, kiedy dostaniecie �wi�te
S�o�ce. W jego promieniach wr�ci wasza m�odo��, a wraz ze staro�ci� znikn� te� wszystkie
choroby. Je�li jednak chcesz, mog� uwolni� ci� od najwi�kszych cierpie� ju� teraz.
Maria u�miechn�a si� ze smutkiem.
- Skoro radzi�am sobie do tej pory, to wytrzymam jeszcze, dop�ki nie zjawi si� tu
S�o�ce. Nie chc� ci� wi�cej k�opota�, panie. Dostatecznie du�� rado�ci� jest ju� samo to, �e
m�j Iwan nabra� rozumu.
- A wi�c dobrze, i pami�taj, �e kiedy otworz� si� mury Kr�lestwa �wiat�a, b�dziecie
mogli dosta� wiele nowoczesnych sprz�t�w i urz�dze�, na przyk�ad �azienk� z ca�ym
odpowiednim wyposa�eniem i �atw� w obs�udze kuchni�. B�dziecie mie� ciep�o i wiele, wiele
wi�cej.
- Czy to prawda?
- Oczywi�cie. Czy mo�emy teraz do��czy� do innych?
Wstali. Stary Iwan w milczeniu powl�k� si� za nimi.
3
Gondagil i Helge niezmiernie si� przerazili, widz�c, jak bardzo postarzeli si� ich
dawni r�wie�nicy.
Szczeg�lnie zaskoczony by� Gondagil, kt�ry d�u�ej przebywa� poza Ciemno�ci�.
Wielu jego r�wnolatk�w zmar�o, Iwana i Mari� za� pami�ta� jako par� dzieciak�w,
bawi�cych si� przy drodze w pobli�u jego domu. Przekonanie si� na w�asne oczy, czym jest
r�nica w czasie, by�o zaiste straszne.
Nagle zat�skni� za domem w Kr�lestwie �wiat�a, za Mirand� i synkiem, nazwanym
Haram na pami�tk� przyjaciela, kt�rego Gondagil by� kiedy� zmuszony zabi�. Dla Gondagila
by�o to czym� w rodzaju zado��uczynienia za grzech.
Zdawa� sobie spraw�, �e mieszka�cy osady nie mog� otrzyma� �wi�tego S�o�ca
jeszcze w tej chwili. Wiedzia� jednak tak�e, �e w gondoli le�y kilka sporych S�o�c, na
wypadek gdyby ekspedycja okaza�a si� nieoczekiwanie prosta i pr�dko j� zako�czyli,
przynajmniej w tej cz�ci Ciemno�ci. Mroczne kr�lestwo podzielono na sektory, ten pierwszy
znali najlepiej. Tu le�a�a kraina Timona, d�uga dolina potwor�w, osada niemiecka i kilka
g�rskich wiosek. Sektor �w rozci�ga� si� a� do morza piasku i g�rskiej �ciany Siski.
Gondagil u�miechn�� si� leciutko pod nosem. Wiedzia�, jak niezmiernie dumna jest
Siska z tego, �e w�a�ciwie ca�e pasmo g�r zosta�o nazwane jej imieniem. I tak mia�o zosta� na
ca�� wieczno��, nazwa ta figurowa�a nawet na mapach w Kr�lestwie �wiat�a.
Inne sektory nie by�y tak dobrze znane. No, mo�e poza tym po�o�onym na po�udnie
st�d obszarem, przez kt�ry wiod�a trasa wielkiej ekspedycji, tam gdzie znajdowa�a si� osada
rybacka, z kt�rej pochodzi� Staro, i gdzie mia�a sw�j pocz�tek potworna Dolina R�, kt�ra
utraci�a ju� ca�kiem sw� niebezpieczn� moc.
By�a te� odgraniczona, zamkni�ta cz��, w kt�rej le�a�a osada Siski. Wiedzieli
r�wnie� o istnieniu na zach�d od niej kilku innych wiosek zamieszkanych przez ludzi. Ten
sektor rozci�ga� si� na p�noc od nale��cej do Obcych cz�ci Kr�lestwa �wiat�a.
Poza tym... ca�a reszta pozostawa�a ziemi� nieznan�. Mog�y si� tam znajdowa� �ywe
istoty wszelkiego mo�liwego rodzaju, nic o nich nie wiedzieli. W�wczas gdy ksi�na wraz z
rodzin� czarnoksi�nika przybywali do Kr�lestwa �wiat�a, po drodze napotkali jakie�
niezwykle stworzenia, mi�kkie, jakby jedwabiste... Nic jednak wtedy nie mogli zobaczy�,
wok� panowa�y nieprzeniknione ciemno�ci, bo wysoki �a�cuch g�r, wznosz�cy si� wzd�u�
mur�w Kr�lestwa �wiat�a, przes�ania� blask �wi�tego S�o�ca.
Nieszcz�ni ci, kt�rych tam wys�ano!
Gondagil zacz�� si� niecierpliwi�. Z ca�ego serca pragn�� przynie�� mieszka�com
rodzinnej wioski �wiat�o, nie m�g� si� ju� doczeka�, kiedy uporaj� si� z pozosta�� cz�ci�
tego sektora. Osada niemiecka i g�rskie wioski na pewno nie nastr�cz� trudno�ci. Wielk�
niewiadom� pozostawa�y natomiast potwory, by�o ich takie mn�stwo, w�ciek�ych i pe�nych
nienawi�ci, krwio�erczych kanibali. Jak zdo�aj� wmusi� w nie wszystkie tajemniczy eliksir?
Sta� w sali biesiadnej wodza i patrzy�, jak M�ri i jego pomocnicy prowadz� powa�n�
rozmow� z mieszka�cami wioski, pragn�c uspokoi� ich, zanim przyst�pi� do rozdzielania
drogocennych kropli napoju. Madragowie twierdzili, �e potrzeba ich naprawd� niewiele,
nap�j zosta� rozcie�czony wod� tak, aby w og�le da�o si� prze�kn�� t� odrobin�.
Poniewa� nie wszyscy mieszka�cy byli obecni, go�cie postanowili jeszcze zajrze� do
dom�w, by o nikim nie zapomniano. Niezwykle wa�ne, aby ka�dy, dos�ownie ka�dy
mieszkaniec wioski wypi� eliksir, a niewielk� buteleczk� zamierzano r�wnie� pozostawi� pod
piecz� wodza, by u�ywa� jej w przysz�o�ci. Ka�de nowo narodzone dziecko b�dzie musia�o
prze�kn�� kropelk� eliksiru pokoju.
Us�ysza� je przez �cian�, sycz�ce, niemal szepcz�ce g�osy, lecz s�uch mia� dobry i to
by�y domowe g�osy. �aden gro�ny obcy.
- Chodz� od domu do domu, tutaj te� przyjd�. Co teraz zrobimy?
- Nic. Po prostu uciekniemy do lasu. Ale s�siad mi m�wi�, �e wszyscy dostan� co�
dobrego. My mieliby�my nie dosta�? I on?
- Teraz ju� za p�no, uciec te� nie zd��ymy, bo tamci ju� id�. Nikt nie mo�e si� o
niczym dowiedzie�, on przecie� nie �yje, tak m�wili�my.
- Wiem o tym, lecz je�li znajd�...
- Nie znajd�.
- A jak on zacznie krzycze�?
- Ja si� tym zajm�. Zobacz, omin�li nas, zd��ymy.
Kroki rozleg�y si� bli�ej. Skuli� si� pod �cian�.
Musz� by� cicho. Nikt nie mo�e si� dowiedzie�, �e istniej�. Nikt! Bo wtedy b�d�
musia� umrze�. Tak powiedzia� ojciec. Takie prawo panuje w krainie Timona. Prawo
ustanowione przez samego Timona. Tylko ten, kto jest w stanie prze�y� na w�asn� r�k�, ma
prawo do istnienia. Dla innych nie ma miejsca.
Prawo silniejszego.
Strach, strach, strach.
Nie wolno p�aka�! Nie wolno, tak m�wi matka. Nie wolno p�aka�.
Musz� by� cicho.
Idzie ojciec.
Co on robi? Zawi�zuje mi usta? Ale ja... ja nie zamierzam nic powiedzie�!
Co ojciec i matka chc� zrobi�?
�Uciekniemy do lasu�, ojciec zn�w to powtarza.
W domu zapada cisza.
Jestem sam. Boj� si�!
Stukanie do drzwi. Musz� by� cicho.
W domu wodza wszystkich ogarn�� podnios�y nastr�j. Wypito eliksir.
Gondagil zauwa�y�, �e ludzie patrz� na siebie jakby nowymi oczyma, u�miechali si�
�yczliwie, w spojrzeniach pojawi�a si� �agodno��.
To dzia�a! Wywar Madrag�w dzia�a, pomy�la�.
Waregowie nie nale�eli wprawdzie do najstraszniejszych istot �yj�cych w Ciemno�ci,
by� to jednak twardy lud, kt�ry musia� przystosowa� si� do surowego klimatu. Tu naprawd�,
jak zreszt� cz�sto bywa, obowi�zywa�o prawo silniejszego. Mimo to Waregowie, gdy zasz�a
taka potrzeba, potrafili okaza� cz�owiecze�stwo. Tak, tak, Waregowie to dobrzy ludzie,
wys�annicy z Kr�lestwa �wiat�a z czasem b�d� musieli stawi� czo�o znacznie trudniejszym
zadaniom.
Zapad�a cisza. W�dz rozejrza� si� doko�a.
- A gdzie to si� podziali Elis i Natasza?
Nikt nie wiedzia�. Armas i Berengaria, kt�rych zalaniem by�o obej�� wszystkie domy,
spytali natychmiast, gdzie mieszka ta para. Okaza�o si�, �e w przedostatnim domu pod samym
lasem.
- Stukali�my tam - wyja�ni� Armas. - Ale poniewa� nikt nie odpowiedzia�, doszli�my
do wniosku, �e s� tutaj.
Mieszka�cy wioski popatrzyli na siebie zdziwieni.
- Ale czy oni nie maj� przypadkiem dziecka? - wtr�ci� si� Helge. - Natasza
spodziewa�a si� potomka przed moim wyjazdem.
W�dz pokr�ci� g�ow�.
- Niestety, dziecko przysz�o na �wiat martwe.
- O, nie! - zaprotestowa� Helge stanowczo. - Tak na pewno si� nie sta�o. Widzia�em
Natasz� w lesie tego samego dnia, gdy by�em tu po raz ostatni. Ona nios�a niemowl�, jestem
got�w da� za to g�ow�. P�aka�a i ucisza�a dziecko, kt�re nie przestawa�o wrzeszcze�.
Pobieg�em, nie czekaj�c, jestem pewien, �e mnie nie zauwa�y�a. Towarzyszy�a mi wtedy
matka i tak�e widzia�a dziecko, ona jednak ju� nie �yje i nie mo�e potwierdzi� moich s��w.
W sali zapad�a cisza.
- To bardzo dziwne - stwierdzi� w�dz.
Jaka� kobieta odezwa�a si� po namy�le:
- Cz�sto przecie� m�wili�my, �e z domku Nataszy od czasu do czasu noc� s�ycha�
jakie� krzyki, ale ona twierdzi, �e to Elisa dr�cz� koszmarne sny...
- Oni jedz� bardzo du�o jak na dwoje ludzi - zauwa�y� kto� inny.
Jaki� cz�owiek przyzna�:
- Cz�sto mnie to dziwi�o... S� tacy tajemniczy i nigdy nie zapraszaj� nikogo do siebie.
- Zawsze maj� zaci�gni�te zas�ony - przypomnia� jeszcze kto�.
- A ja raz do nich zapuka�em - doda� inny. - S�ysza�em, �e s� w domu, ale nag�e
zrobi�o si� ca�kiem cicho i nie otworzyli mi. Takie post�powanie mo�e zrazi�, lecz je�li maj�
jak�� tajemnic� do ukrycia...?
- P�jd� tam - zdecydowa� w�dz. - Nie, nie, nie wszyscy naraz!
Wybra� dwoje mieszka�c�w miasteczka oraz Marca i Berengari�, reszta musia�a
zosta�.
Berengaria nie by�a pewna, czy ma ochot� bra� w tym udzia�. Zastanawia�a si�, ile
czasu up�yn�o, odk�d Helge opu�ci� wiosk�, usi�owa�a obliczy� to wed�ug czasu
obowi�zuj�cego w Ciemno�ci, lecz jej si� nie uda�o.
Dotarli do chaty Elisa i Nataszy. W�dz zastuka�
Jak mo�na si� by�o spodziewa�, nikt wewn�trz si� nie odezwa�.
Berengaria szepn�a z nadziej�:
- Mo�e s� w domu, tylko si� nas boj�? Mo�e boj� si� wypi� eliksir?
Nikt jej nie odpowiedzia�. Odkryli, �e drzwi zamkni�te s� na skobel od zewn�trz,
czym pr�dzej wi�c je otworzyli.
Izba by�a bardzo ciemna, lecz ca�kiem spora. Marco zapali� kieszonkow� latark� i
snopem �wiat�a omi�t� �ciany.
- Talerze i sztu�ce dla trzech os�b - mrukn�a kobieta z ludu Timona. - I trzy krzes�a.
- Nie podoba mi si� to - przyzna� w�dz przygn�biony. - Czy�by�my byli a� tak
nieludzcy?
Berengaria poj�a, o co mu chodzi.
- Czy tu, u was, kto� musi ukrywa� dziecko? - spyta�a.
- Wiele trzeba, �eby tak si� sta�o, ale mamy swoje prawa.
W tym czasie Marco obszed� pokoje.
- Czy pozwolicie, �e poprosz� o wsparcie jednego z naszych pomocnik�w?
- Oczywi�cie! - W�dz wyrazi� zgod�, cho� nie bardzo pojmowa�, o co mu chodzi.
- Tengelu Dobry, zechcia�by� sprawdzi�, czy w tym domu nie ma wi�cej
pomieszcze�?
- Zaraz to zrobi� - rozleg� si� jaki� dochodz�cy nie wiadomo sk�d g�os.
Mieszka�cy wioski drgn�li przestraszeni.
Wkr�tce �w nieznajomy g��boki g�os rozleg� si� zn�w:
- Za tym wielkim piecem s� jakie� drzwi.
W tajemniczym g�osie d�wi�cza�o takie przygn�bienie, �e wszyscy popatrzyli na
siebie zaniepokojeni. Nie zapowiada�o si� nic dobrego.
Po chwili poszukiwa� odkryli wreszcie mechanizm otwieraj�cy ukryte drzwi.
Rozsun�y si�.
W pomieszczeniu za nimi panowa�a absolutna ciemno��. Dostrzegli jednak jakie�
��ko, jakie�...
Z garde� tych, kt�rzy mieli mo�liwo�� zajrze� do �rodka, wydoby� si� g��boki j�k.
Kieszonkowa latarka Marca o�wietli�a posta� skulon� w k�cie pos�ania.
- My�l�, �e nadesz�a pora, by zmieni� nasze prawa - zduszonym g�osem powiedzia�
w�dz.
Berengaria poczu�a, jak gard�o jej si� zaciska. Do oczu nap�yn�y �zy, lecz nie zrobi�a
nic, by je ukry�.
Ch�opak siedz�cy na ��ku m�g� mie� nieco mniej
ni� dwadzie�cia lat. Usta zatkano mu chustk�, d�onie mia� swobodne, lecz mimo wszystko nie
by� w stanie sam wyci�gn�� knebla, bo jego r�ce jakby nie istnia�y. Zamiast nich stercza�y
tylko kikuty. Nogi mia� r�wnie kr�tkie, nie d�u�sze ni� uda normalnie zbudowanego
dwulatka. Najgorsze jednak, �e nie wida� by�o w og�le oczu, w ich miejscu widnia�a jedynie
zwyk�a g�adka sk�ra.
Czy�by ten kaleki ch�opiec prze�y� ca�e swoje �ycie w tym ma�ym ciemnym
schowku?
Nie, to nieprawda. Wiele wskazywa�o na to, �e rodzice robili dla syna, co mogli,
zabierali go ze sob� do wi�kszej izby, jada� razem z nimi, lecz nikt nie m�g� go zobaczy�. To
by�o niezmiernie wa�ne, sprawa �ycia i �mierci. Prawa krainy Timona zabrania�y
mieszka�com utrzymywa� przy �yciu takich, kt�rzy byli dla innych ci�arem.
- C� za rodzicielska mi�o�� - westchn�a Berengaria wzruszona.
- To prawda - zawt�rowali jej inni zd�awionymi g�osami.
Marco zdj�� chustk� z ust ch�opca.
- Nie b�j si� - rzek� �agodnie. - Nie chcemy wyrz�dzi� ci �adnej krzywdy.
Ch�opak oddycha� z trudem, zna� po nim by�o wyra�nie, �e jest do szale�stwa
wystraszony.
Odezwa� si� natomiast zaskakuj�co czysto i wyra�nie:
- Gdzie matka i ojciec? Rodzice wszystko wyja�ni�...
- Nie trzeba, my i tak rozumiemy - odpar� w�dz. - Ale oni na pewno wkr�tce tu si�
zjawi�.
Podni�s� ch�opca, �eby przenie�� go do wi�kszej izby, biedak z pocz�tku gwa�townie
zaprotestowa�, powiedzia�, �e mo�e i�� sam, ale pr�dko ust�pi�, jak gdyby pogodzi� si� z
losem, jakby przeczuwa� zbli�aj�c� si� �mier�.
Marco powt�rnie zapewni�, �e nie spotka go z ich strony �adna krzywda, a potem
nagle skierowa� �wiat�o latarki na twarz ch�opca.
Ch�opak drgn�� i pr�bowa� si� os�oni�.
- On ma oczy - oznajmi� Marco przygn�biony. - Widz�ce oczy. Potrzeba jedynie
drobnego zabiegu w Kr�lestwie �wiat�a.
- No a r�ce? R�ce i nogi? - dopytywa� si� w�dz.
- Mo�e i z tym da si� co� zrobi� - z wahaniem odpar� Marco.
- To chyba niemo�liwe.
- Nie wiem.
Berengaria popatrzy�a na niego.
- Wci�� nie wierzysz, �e zachowa�e� swoj� uzdrowicielsk� moc?
U�miechn�� si� ze smutkiem.
- Chyba w�a�nie tak jest.
Nagle drzwi si� otworzy�y i do �rodka wpadli Elis i Natasza. Spostrzeg�szy, co si�
sta�o, uderzyli w krzyk.
- B�d�cie spokojni - o�wiadczy� w�dz. - O nic was nie obwiniamy. I ch�opca te� nie
skrzywdzimy. Przeciwnie, nasi go�cie obiecali mu pom�c.
Natasza wybuchn�a p�aczem, Elis za� spyta�:
- Chcecie powiedzie�, �e ukrywali�my go zupe�nie niepotrzebnie przez wszystkie te
lata?
- Wstyd mi, ale musz� przyzna�, �e to by�o konieczne. Gdyby�cie pokazali dziecko
zaraz po urodzeniu, �le by z nim by�o. Ale teraz... No c�, nie wiem. Tyle si� zmieni�o... Tak
d�ugo utrzymywali�cie go przy �yciu, wys�annicy Kr�lestwa �wiat�a pragn� go uratowa�, my
sami za� wypili�my wywar, kt�rego wy troje z tego domu jeszcze nie posmakowali�cie. Ten
wywar uczyni� nas �agodnymi i bardziej ludzkimi.
Berengaria, kt�ra mia�a przy sobie niedu�� buteleczk� napoju, zaproponowa�a go
ma��onkom. Inni mieszka�cy wioski zapewnili, �e p�yn �w nie jest w �adnym stopniu
niebezpieczny, po jego wypiciu wszyscy poczuli si� spokojniejsi, bardziej rado�ni i pe�ni
otuchy.
- Zostali�cie tylko wy - doda� w�dz. - A nasi go�cie najpierw wypili go przy nas, �eby
udowodni�, i� nic z�ego nas od tego nie spotka.
Po chwili wahania rodzice ch�opca zgodzili si� wypi� eliksir, a poniewa� od
cudownych kropli Madrag�w poczuli si� lepiej, nap�yn�� do nich spok�j i �yczliwsze
nastawienie do �wiata, wyra�nie odetchn�li.
- Wasz syn jest inteligentny, prawda? - spyta� Marco.
- Och, tak, bardzo! - przy�wiadczyli rodzice jedno przez drugie.
Berengaria dostrzeg�a ogromn� niepewno�� i wahanie Marca.
- Potrafisz - szepn�a. - Wiem, �e potrafisz! Pom� mu, wyd�u� r�ce i nogi, na pewno
mo�esz to zrobi�, wiem o tym!
- Ale ja nie jestem przekonany - odpar� Marco po cichu.
Rodzice ch�opca nie bardzo wiedzieli, co my�le�, ukradkiem, nie bez l�ku, zerkali na
tego nieziemsko pi�knego go�cia.
Berengaria ich uspokaja�a;
- Marco jest bardzo szczeg�ln� osob�, pom�g� ju� wielu ludziom.
- Tak�e takim jak nasz syn? - spytali z niedowierzaniem.
- Dotkni�tym podobnym kalectwem. Potrafi tak�e przemieni� niebezpieczne
drapie�niki w ro�lino�erne zwierz�ta, umie te� wiele innych rzeczy. Marco potrafi wszystko.
- Nie zap�dzaj si� za daleko - przestrzeg� j� Marco.
- Nie umie tylko kocha� - wypali�a Berengaria nietaktownie. - To znaczy... ach, jak �le
si� wyrazi�am!
- Rzeczywi�cie, nie najlepiej - przyzna� Marco.
Odwr�ci� si� do innych i poprosi�, by pozwolono mu na chwil� wyj��. Chcia�
zastanowi� si� nad sytuacj�, wczu� si� w ni� i sprawdzi�, co mo�e uczyni� dla ch�opca.
Siad� na �aweczce przed domem, opar� si� plecami o �cian� z bali, pozwoli� my�lom
w�drowa�. Usi�owa� stwierdzi�, jak wiele magicznej si�y zosta�o mu po owym fatalnym
b��dzie Tsi, kt�ry da� mu si� napi� jasnej wody.
Zdawa� sobie spraw�, �e jego moc zosta�a znacznie zredukowana albo raczej, �e si�
odmieni�a. Nie bardzo rozumia�, co si� dzieje z jego cia�em i dusz�, lecz �e co� si� dzia�o, nie
da�o si� zaprzeczy�.
Jeszcze nigdy Marco nie czu� si� tak bardzo bezradny.
4
Podczas gdy mieszka�cy wioski zaj�li si� rozmow�, Berengaria wymkn�a si� za
Markiem. Po cichutku usiad�a przy nim.
Ksi��� wygl�da� na zrezygnowanego.
- Nie wiem ju�, co potrafi�, Berengario. Tak bardzo chcia�bym pom�c temu
nieszcz�liwemu ch�opcu, lecz pomy�l, co b�dzie, je�li sprawi� wam zaw�d. Je�li na przyk�ad
powiedzie mi si� tylko w po�owie? By�oby to znacznie gorsze, ni� gdybym w og�le nic
pr�bowa�!
- Ale zdo�a�e� przecie� zes�a� sen na Lilj� w lesie, uda�o ci si� te� ca�e mn�stwo
innych rzeczy, na przyk�ad ta sztuczka z hipochondrykiem Iwanem.
- To by�y drobiazgi - broni� si� Marco, kr�c�c g�ow�. - Teraz chodzi o ca�e �ycie tego
ch�opca. Boj� si�, moja kochana!
Berengaria podnios�a si� i rzek�a rezolutnie:
- Sprowadz� M�riego.
- Rzeczywi�cie, to nie jest g�upi pomys�. Zaczekam tutaj.
M�ri przyszed� od razu, Berengaria po drodze wyt�umaczy�a mu, w czym rzecz.
Marco podni�s� g�ow�, gdy podeszli do �awki.
- M�ri, czy nie lepiej, �eby wszystkim zaj�li si� lekarze z Kr�lestwa �wiat�a?
- Drogi przyjacielu - odpar� M�ri. - Oni s� niezwykle sprawni, lecz wiedza medyczna
ma swoje granice. Tylko ty mo�esz uczyni� z tego ch�opca w pe�ni cz�owieka.
- Ale dzieci thalidomidowe w �wiecie na powierzchni Ziemi musia�y radzi� sobie
same i zrobi�y to naprawd� doskona�e. Jego u�omno�� jest podobna, tyle �e na dodatek
jeszcze pozbawiony jest wzroku. Co si� stanie, je�li damy jemu i jego rodzicom nadziej�, a
potem tylko pogorsz� spraw�?
M�ri zamy�li� si�.
- Czy jest tu Tengel? - spyta� wreszcie.
- Jest w �rodku, w tym domu.
Tengel zaraz stawi� si� na wezwanie. M�ri poprosi� go o sprowadzenie Shiry.
Gdy Tengel znikn��, czarnoksi�nik o�wiadczy�:
- Uwa�am, �e powiniene� wys�ucha�, co o swoich do�wiadczeniach z jasn� wod� ma
do powiedzenia Shira. R�wnie� ona zosta�a wyposa�ona w niezwyk�e talenty, r�wnie� ona
wypi�a niczym nie rozcie�czon� wod� ze �r�d�a.
- Tsi - Tsungga tak�e - wtr�ci�a si� Berengaria.
- Owszem, lecz on nie posiada� takiej mocy jak Shira i ja. W jego wi�c przypadku
wszystko si� po prostu polepszy�o.
M�ri u�miechn�� si� p�g�bkiem, Marco dobrze wiedzia�, co my�li. Zbyt gwa�townego
�polepszenia� nie zaobserwowali u elfa, i bardzo dobrze, chcieli mie� Tsi takiego, jakim by�:
prostego, naiwnego i dobrodusznego.
- Daj mi r�k�, Marco - poprosi� M�ri.
Marco natychmiast us�ucha�, czarnoksi�nik siedzia� w milczeniu, usi�uj�c wychwyci�
wibracje nap�ywaj�ce od ksi�cia Czarnych Sal.
Wreszcie powiedzia�:
- Masz racj�, twoje pr�dy si� odmieni�y, wci�� jednak zdumiewa mnie wielko�� twej
mocy. Jest jaka� niesamowita si�a, kt�rej promieniowanie wyczuwam. Przep�ywa przez moj�
r�k� i rozlewa si� po ca�ym ciele i duszy. Owszem, jest nieco inna - u�miechn�� si� M�ri. -
S�dz� jednak, �e nie masz si� czego obawia�, sytuacja nie jest a� tak dramatyczna.
- Ale utraci�em wiar� w siebie.
- C�, to... rzeczywi�cie mo�e by� tragiczne w skutkach. No, ale jest Tengel! I
sprowadzi� Shir� a� z miasta duch�w w Kr�lestwie �wiat�a. Witaj, Shiro! Czy jeste� w stanie
przywr�ci� naszemu przyjacielowi Marcowi odrobin� wiary w siebie?
Berengaria nie widzia�a duch�w, zrozumia�a jednak, �e dla Marca i M�riego s�
widoczne, us�ysza�a natomiast pi�kny g�os Shiry, m�wi�cy z orientalnym akcentem:
- Marco, wiem, co teraz czujesz, prze�ywa�am dok�adnie to samo przez wiele lat po
tym, jak Mar podst�pem poda� mi jasn� wod�. Ale ty mo�esz by� spokojny, twoja pot�na
si�a powr�ci, a raczej ona jest w tobie ca�y czas, tyle �e w nieco innej formie. Wkr�tce
przekonasz si�, co si� w tobie zmieni�o, ale uwierz mnie i M�riemu: to nie jest nic
powa�nego.
Berengaria us�ysza�a w g�osie Shiry nutki �wiadcz�ce o tym, �e Taran - gaika si�
u�miecha. Wszystkim doda�o to otuchy.
Marco tak�e si� u�miechn��, cho� odrobin� niepewnie.
- Uwa�asz wi�c, �e mog� pom�c temu ch�opcu?
- Nikt inny na �wiecie poza tob� nie jest w stanie tego uczyni� - zapewni�a Shira z
wielk� powag�. - Zostaniemy tam z tob� w �rodku, b�dziemy dodawa� ci si�, postaramy si�,
by� zn�w uwierzy� w siebie.
M�ri musia� wr�ci� do pozosta�ych mieszka�c�w wioski, lecz Marco i Berengaria
weszli do domu nieszcz�liwego ch�opca. Towarzyszy� im Tengel Dobry, a poniewa� Shira
przyrzek�a wspiera� Marca, ona tak�e wemkn�a si� do �rodka.
- Zrobi� dla niego, co w mojej mocy - o�wiadczy� Marco Nataszy i Elisowi, ale
g��bokie westchnienie �wiadczy�o o tym, �e tak do ko�ca nie jest pewien swych mo�liwo�ci. -
Je�li zostawicie mnie z nim sam na sam przez jaki� czas...
Rodzice przyj�li t� propozycj� z niepokojem, wreszcie jednak si� zgodzili. Marco
wola�, by wyszli, wiedzia� bowiem, �e pr�ba uleczenia ch�opca mo�e by� niezwykle
przykrym prze�yciem dla kogo�, kto na to patrzy. Poza Tengelem i Shir�, kt�rych nikt
przecie� nie widzia�, jedynym �wiadkiem podj�tej przez niego pr�by mia�a by� Berengaria.
Marco chcia�, �eby trzyma�a ch�opca za r�k�. W ten spos�b mog�a doda� mu otuchy.
Wszyscy inni opu�cili pok�j.
Berengaria nigdy nie by�a �wiadkiem tak wa�nego przedsi�wzi�cia podejmowanego
przez Marca. Ksi��� postanowi� nie dotyka� oczu ch�opca, to by�o raczej zadanie dla
chirurg�w ze szpitala w Kr�lestwie �wiat�a. Postanowi� spr�bowa� zrobi� to, czego nie m�g�
uczyni� nikt inny: wyprostowa� i wyd�u�y� skurczone, zniekszta�cone r�ce i nogi, poprawi�
zdeformowane d�onie i stopy, zaj�� si� nie istniej�cymi palcami. Czyli zmieni� geny
ch�opaka.
Samo znieczulenie w�a�ciwie nie nastr�cza�o problem�w. Marco nie mia� wprawdzie
�adnego �rodka usypiaj�cego, ale te� i go nie potrzebowa�. Zwykle g�adzi� tylko oczy pacjenta
i to na og� wystarcza�o, by dana osoba zapad�a w letarg.
Ale ten ch�opiec nie mia� oczu. Co pocz�� w takiej sytuacji?
Ch�opiec dr�a� ze strachu.
Berengaria uj�a niewielki kawa�ek cia�a, kt�ry mia� wyobra�a� d�o�, �eby cho� troch�
go uspokoi�.
- Jak masz na imi�? - spyta�a naj�yczliwiej jak umia�a.
- Misza, to znaczy Michai� - odpar� niepewnie.
- Wobec tego b�d� nazywa� ci� Misz�. Ja mam na imi� Berengaria.
- S�ysza�em. Berengaria... to bardzo pi�kne imi�. A ty masz taki mi�y g�os, weso�y.
Jeste� dziewczynk�, prawda?
Berengari� jego s�owa przyprawi�y o wstrz�s. Nie u�wiadamia�a sobie, �e izolacja
ch�opca by�� tak totalna.
- Owszem, zgadza si�, jestem dziewczyn�, mniej wi�cej w tym samym wieku co ty.
Mo�e nieco starsz�, ale tego nie powiedzia�a g�o�no. Chcia�a, �eby ch�opak czu� si�
bezpiecznie.
Marco pokiwa� g�ow� z uznaniem. R�wnie� on zorientowa� si�, �e s�owa Berengarii
uspokoi�y przera�onego m�odego cz�owieka.
- Teraz troch� si� zdrzemniesz, Misza - powie - i dzia� cicho.
W ka�dym razie mia� nadziej�, �e ch�opiec zapadnie w sen. Powi�d� d�oni� po jego
twarzy tak, jak post�powa� z wieloma innymi w ci�gu swego d�ugiego �ycia. Wiedzia�, �e
ch�opca czekaj� niezno�ne b�le, mog�ce wystraszy� pacjenta do szale�stwa, w ka�dym razie
tego pacjenta. Misza wszak nie wiedzia� nic o tym, co dzieje si� wok� niego.
- Pomo�emy ci - szeptem zwr�ci� si� Tengel do Marca.
Ksi��� Czarnych Sal podzi�kowa� skinieniem g�owy. Jeszcze raz powi�d� r�kami po
twarzy ch�opca, kt�ra wyda�a si� ca�kiem urodziwa. Misza by� typowym Waregiem, mia�
jasne w�osy i regularne rysy.
- Misza? - odezwa�a si� ostro�nie Berengaria, a potem odwr�ci�a si� do Marca. -
Wydaje mi si�, �e zasn��.
Marco przyni�s� niedu�� drzazg� z paleniska i delikatnie uk�u� ch�opca. �adnej
reakcji.
- Na razie przynajmniej jako� mi si� uda�o - mrukn�� Marco do siebie. - Wobec tego
mo�emy zaczyna�. Ale mam poczucie, �e to nieodpowiedzialny eksperyment.
- Poradzisz sobie - rozleg� si� mi�kki g�os Shiry.
Marco westchn��.
- Gdybym tylko m�g� mie� tak� pewno��... Wyjd� teraz, Berengario, to mo�e by�
nieprzyjemne.
Dziewczyna nie ruszy�a si� z miejsca.
- On mo�e si� obudzi�, a wtedy b�dzie mnie potrzebowa�.
Marco doskonale wiedzia�, �e pr�by nam�wienia Berengarii na cokolwiek innego
ani�eli to, co wbi�a sobie do g�owy, na nic si� nie zdadz�. Zawsze wynika�a z tego jedynie
awantura.
- Dobrze, tylko potem si� nie skar�! - ostrzeg� i zabra� si� do dzie�a.
Berengaria siedzia�a, patrz�c, jak Marco zajmuje si� r�kami Miszy, jak trzyma je
delikatnie mi�dzy w�asnymi kszta�tnymi d�o�mi i jakby wyci�ga, formuje wed�ug w�asnej
woli, jak pracuje nad �okciami ch�opca tak, by by�y sprawne. Po up�ywie pewnego czasu
zorientowa�a si�, �e Marco zajmuje si� jednocze�nie odtwarzaniem wszystkiego, co kryje si�
pod sk�r�: �y�, �ci�gien i nerw�w. Mog�o si� to wydawa� bardzo prost� rzecz�, ona jednak
widzia�a pot, od kt�rego czarne w�osy lepi�y mu si� do czo�a, i przygn�bienie, maluj�ce si� na
twarzy.
Berengaria zorientowa�a si�, �e up�yn�o wiele godzin dopiero wtedy, gdy nagle
u�wiadomi�a sobie, jak od d�ugiego siedzenia w niewygodnej pozycji strasznie rozbola� j�
krzy�. Marco zajmowa� si� teraz d�o�mi Miszy, formowa� palce tam gdzie przedtem by�y
jedynie kikuty lub te� nie by�o ich wcale. Berengaria