9485

Szczegóły
Tytuł 9485
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9485 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9485 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9485 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

GUSTAW FLAUBERT PANI BOVARY Z francuskiego prze�o�y�a Aniela Mici�ska �WIAT KSI��KI Tytu� orygina�u MADAME BOVARY Pos�owie Jan Tomkowski Projekt oprawy i stron tytu�owych Cecylia Stanis^ewska Konsultacja redakcyjna Hanna Machlejd-Mo�cicka Redakcja techniczna Alicja Jablo�ska-Cbod^e� Korekta Ewa Wo^niakowska � Copyright for the Polish translation by Anna Mici�ska-Zag�rska Pos�owie (�) copyright by Jan Tomkowski, 1999 Bertelsmann Media Sp. z 0.0., Warszawa 1999 Druk i oprawa w GGP ISBN 83-7227-117-8 Nr 2129 MARII ANTONIEMU JULIUSZOWI SENARDOWI cz�onkowi palestry paryskiej, by�emu przewodnicz�cemu Zgromadzenia Narodowego, by�emu ministrowi spraw wewn�trznych Drogi i znakomity przyjacielu, prosz� mi pozwoli� wypisa� Pa�skie nazwisko na czele tej ksi��ki i to nawet nad jej dedykacj�; to zw�aszcza Panu zawdzi�czam bowiem jej wyj�cie w �wiat. Dzie�o moje, odk�d sta�o si� przedmiotem Pa�skiej wspania�ej mowy obro�czej, nabra�o dla mnie samego jakiej� niespodziewanej powagi. Prosz� zatem przyj�� na tym miejscu ho�d mojej wdzi�czno�ci, kt�ra wszelako, cho�by by�a najg��bsza, nigdy przecie� nie dor�wna Pa�skiej wymowie i po�wi�ceniu. Gustaw Flaubert Pary�, 12 kwietnia 1857 roku Ludwikowi Bouilhet ierwsza i Odrabiali�my lekcje, kiedy wszed� dyrektor, a za nim nowy ubrany po miejsku i ch�opak do pos�ug z du�ym pulpitem. Drzemi�cy przebudzili si� i wszyscy zerwali�my si� jakby zaskoczeni przy pracy. Dyrektor skinieniem kaza� nam usi���, po czym zwracaj�c si� do wychowawcy: � Panie Roger � powiedzia� p�g�osem � polecam panu tego ucznia, przyj�ty jest do pi�tej. Je�li wyr�ni si� wzorowym zachowaniem i prac�, przejdzie do starszych, dok�d go ju� wiek powo�uje. Nowy, pozostawiony w k�cie za drzwiami, tak �e ledwie go by�o wida�, by� to ch�opiec ze wsi, lat oko�o pi�tnastu, wy�szy od ka�dego z nas. Mia� w�osy obci�te r�wno nad czo�em, jak wiejski ministrant, min� roztropn� i bardzo zak�opotan�. Cho� barczysty nie by�, jego zielona sukienna kurtka z czarnymi guzikami wpija�a mu si� mocno w ramiona, a spod mankiet�w wyziera�y, nienawyk�e do odzie�y, czerwone przeguby. Z ��- 7 GUSTAW FLAUBERT tawych, wysoko na szelkach podci�gni�tych spodni wysuwa�y si� nogi w niebieskich po�czochach. Grube, �le oczyszczone buty podbite by�y gwo�dziami. Rozpocz�o si� wydawanie lekcji. S�ucha�, pilnie nadstawiaj�c uszu, jak na kazaniu. Nie �mia� ani n�g skrzy�owa�, ani oprze� si� na �okciu, a gdy o drugiej rozleg� si� dzwonek, wychowawca musia� mu zwr�ci� uwag�, �e pora stan�� z nami w szeregu. Mieli�my zwyczaj, wchodz�c do klasy, rzuca� czapki na ziemi�, by mie� potem wolniejsze r�ce. Nale�a�o ju� od progu cisn�� je pod �awk� w taki spos�b, �eby uderzy�y 0 �cian�, wzniecaj�c tumany kurzu; taki by� nasz fason. Nowy jednak nie zauwa�y� tego czy te� nie �mia� zastosowa� si� do naszego obyczaju, do��, �e po sko�czonej modlitwie siedzia� jeszcze z czapk� na kolanach. Skomplikowane to by�o nakrycie g�owy, co� niby czapka futrzana, rogatywka, okr�g�y kapelusz i czepek bawe�niany jednocze�nie; s�owem, jedna z tych ubogich rzeczy, kt�rych niema brzydota wielk� ma si�� wyrazu, jak twarz g�upca. Jajowata, wyd�ta przez fiszbiny zaczyna�a si� trzema r�wnoleg�ymi wa�eczkami; potem, przedzielone czerwonym pasem, bieg�y na przemian raby aksamitu 1 zaj�czej sk�rki, a wreszcie nast�powa� rodzaj woreczka zako�czonego kartonowym wielobokiem zdobnym w skomplikowany dese� z sutaszu. Stamt�d, na d�ugim a zbyt cienkiem sznureczku, zwisa� z�oty chwa�cik. By�a nowa, daszek jej b�yszcza�. - Wsta� - powiedzia� profesor. Wsta�, czapka spad�a. Klasa wybuch�a �miechem. Schyli� si�, by j� podnie��. S�siad str�ci� j� �okciem, nowy podni�s� j� raz jeszcze. - Zostaw�e ten he�m! - powiedzia� profesor, kt�ry by� cz�owiekiem dowcipnym. PANI BOYARY Uczniowie zn�w rykn�li �miechem, a biedny ch�opiec tak si� stropi�, �e ju� sam nie wiedzia�, czy ma czapk� trzyma� w r�ku, czy zostawi� na ziemi, czy w�o�y� na g�ow�. Wreszcie usiad�, k�ad�c j� sobie na kolanach. - Wsta� - powt�rzy� profesor - i powiedz, jak si� nazywasz. Nowy wybe�kota� co� niezrozumia�ego. - Powt�rz. I zn�w ten sam nieartyku�owany be�kot zg�uszony wrzaskami klasy. - G�o�niej - krzykn�� profesor - g�o�niej! W�wczas nowy powzi�� jakby ostateczn� decyzj�, otworzy� usta, jak m�g� najszerzej, i rzuci� z g��bi p�uc, niby okrzyk, s�owo: Karbovary. Odpowiedzia� mu wrzask i piski, wzrastaj�ce wci�� crescendo (wyli, szczekali, tupotali nogami, powtarzaj�c: Karbovary! Karbovary!). Z czasem w milkn�cej z trudem wrzawie odr�ni� da�y si� poszczeg�lne g�osy, to zn�w, jakby �le ugaszona petarda, wytryska� w jakiej� �awce t�umiony wybuch �miechu. Grad zadanych za kar� �wicze� uciszy� jednak klas� i do profesora dotar�o wreszcie imi� Karola Bovary. Musia� je podyktowa�, przesylabizowa�, odczyta�. Po czym profesor kaza� biedakowi zasi��� w o�lej �awce, u st�p katedry. Bovary wsta�, ale zawaha� si�. - Czego szukasz? - spyta� profesor. - Mojej czap... - szepn�� nie�mia�o nowy, rzucaj�c doko�a niepewne spojrzenia. - Pi��set wierszy za kar�, ca�a klasa! - Ten w�ciek�y okrzyk powstrzyma�, niby Quos ego, now� burz�. - Sied�cie� spokojnie - napomina� zgorszony profesor, wycieraj�c czo�o wyj�t� z kapelusza chustk�. - A co do ciebie, n o w y, to przepiszesz mi dwadzie�cia razy ridiculus sum. Potem �agodniejszym ju� g�osem: - A o czapk� b�d� spokojny, znajdzie si�, nikt ci jej nie ukrad�. Wr�ci�a cisza. G�owy pochyli�y si� nad zeszytami, a nowy wytrwa� we wzorowej postawie ca�e dwie godziny, cho� od czasu do czasu kulki papieru, rzucane zr�cznie ko�cem pi�ra, obryzgiwa�y go atramentem. Wyciera� twarz d�oni� i siedzia� nieruchomo ze spuszczonymi oczyma. Wieczorem w sali, gdzie odrabiali�my lekcje, wyci�gn�� z pulpitu ochraniacze na r�kawy, pouk�ada� swoje drobiazgi i starannie poliniowa� papier. Widzieli�my, jak zadaj�c sobie wiele trudu, wertowa� s�ownik, pilnie wyszukuj�c s��wka. Zapewne dzi�ki dobrej woli, kt�rej da� dowody, nie przeniesiono go do ni�szej klasy, bo chocia� gramatyk� zna� nie�le, zdania jego pozbawione by�y elegancji. Pocz�tki �aciny zawdzi�cza� wiejskiemu proboszczowi, gdy� rodzice przez oszcz�dno�� pos�ali go do szko�y, jak mogli najp�niej. Ojciec jego, pan Karol Dionizy Bart�omiej Bovary, by�y chirurg wojskowy, pope�niwszy nadu�ycia w roku 1812 przy poborze rekruta, zmuszony by� s�u�b� opu�ci�. Wykorzysta� w�wczas swe wdzi�ki, chwytaj�c w lot sze��dziesi�ciotysi�czny posag, kt�ry mu si� nawin�� w osobie c�rki kupca-czapnika, rozkochanej w jego zgrabnej figurze. Urodziwy samochwa� g�o�no dzwoni� ostrogami, nosi� faworyty si�gaj�ce w�s�w, a na palcach pe�no pier�cionk�w, ubiera� si� jaskrawo i marsowy wygl�d ��czy� z poufa�ym obej�ciem komiwoja�era. Dwa czy trzy lata po �lubie �y� z fortuny �ony, jada� dobrze, wstawa� p�no, pali� tyto� w du�ych porcelanowych fajkach, przesiadywa� w kawiarniach, a do domu wraca� wieczorem, dopiero po sko�czonym spektaklu. Te�� jego umar�, nic mu prawie nie zostawiaj�c. Bovary by� oburzony. Rzuci� si� w wir interes�w, straci� cz�� maj�tku w manufakturze i wycofa� si� na wie�: chcia� gospodarowa�. Ale �e na uprawie roli zna� si� nie lepiej ni� na perkalikach, zaje�d�a� konie, zamiast je posy�a� do p�uga, spija� jab�ecznik w butelkach, zamiast sprzedawa� go beczkami, zjada� najpi�kniejsze okazy drobiu, a buty do polowania smarowa� sad�em z w�asnych wieprzy, spostrzeg� wi�c wkr�tce, �e lepiej da� spok�j wszelkiej spekulacji. Za cen� dwustu frank�w rocznie wynaj�� w okolicznej wsi, na pograniczu Caux i Pikardii, sadyb�, p�ferm�, p�dworek, i tam zamkn�� si� w wieku lat czterdziestu pi�ciu, smutny, zgorzknia�y, z�orzecz�c niebu, pe�en �alu do wszystkich, twierdz�c, �e jest zniech�cony do ludzi i pragnie �y� w spokoju. �ona szala�a niegdy� za nim, ale jej mi�o�� niewolnicza jeszcze bardziej go od niej odstr�cza�a. Weso�a, pe�na �ycia, kochaj�ca, na staro�� (niby zwietrza�e wino, kt�re zmienia si� w ocet) sta�a si� trudna w po�yciu, wrzaskliwa, nerwowa. Tyle si� kiedy� nacierpia�a bez skarg, kiedy goni� za wszystkimi sp�dniczkami we wsi, kiedy wraca� wieczorem nie wiedzie� sk�d, z�ajdaczony i cuchn�cy winem, a� wreszcie zbuntowa�a si� w niej duma. Umilk�a, d�awi�c w�ciek�o�� z niemym stoicyz-mem i wytrwa�a tak do �mierci. Stale mia�a jakie� pilne sprawy do za�atwienia, bywa�a u rejenta, u prezesa s�du, pami�ta�a o terminach p�atno�ci, uzyskiwa�a prolongaty, a w domu prasowa�a, szy�a, pra�a, dozorowa�a robotnik�w, p�aci�a rachunki. Tymczasem za� pan ma��onek, nie troszcz�c si� o nic, nad�sany, drzema� apatycznie, budzi� si� tylko po to, �eby powiedzie� jej 10 11 GUSTAW FLAUBERT PANI BOYARY co� przykrego, i ca�ymi dniami wysiadywa� przy kominku, pal�c fajk� i spluwaj�c w popi�. Kiedy urodzi�o im si� dziecko, oddano je do mamki, a potem w domu rozpieszczano brzd�ca jak ksi���tko. Matka karmi�a go konfiturami, ojciec pozwala� biega� boso i pozuj�c na filozofa, mawia� nawet, �e malec m�g�by chodzi� ca�kiem nago jak zwierz�tko. Wyrobi� sobie w przeciwie�stwie do pragnie� matczynych idea� dziecka pe�nego m�sko�ci i wedle tego idea�u chcia� wychowa� syna surowo, po sparta�sku, aby mia� mocn� budow�. Kaza� mu sypia� w nie opalanym pokoju, nauczy� pi� rum wielkimi �ykami i wy�miewa� si� z procesji. Ale ma�y, z natury �agodny, nie by� odpowiednim materia�em dla jego metod. Nie odst�powa� matki; bawi�a go wycinankami z tektury, opowiada�a bajki - by� to nie ko�cz�cy si� monolog pe�en melancholijnej weso�o�ci i szczebiotliwych przymila�. W swym samotnym �yciu przenios�a na t� g��wk� dziecinn� ca�� sw� pr�no��, wszystkie zawiedzione nadzieje. Marzy�a o wybitnych stanowiskach, widzia�a go ju� ros�ym, pi�knym, m�drym, dobrze sytuowanym, s�dzi� lub in�ynierem. Nauczy�a go czyta� i nawet gra� kilka kr�tkich piosenek na starym fortepianie. Ale pan Bovary lekcewa�y� sztuki pi�kne, m�wi�, �e ,,na nic si� to wszystko nie zda". Bo czy� b�d� mieli kiedy na to, by op�aci� szko�y pa�stwowe albo kupi� mu stanowisko urz�dnika czy te� sklep? Zreszt� m�czyzna ,,byle mia� pewno�� siebie, zawsze do czego� na tym �wiecie dojdzie". Pani Bovary zagryza�a wargi, a dzieciak wa��sa� si� po wsi. Chodzi� za p�ugiem i grudkami ziemi ciska� w odlatuj�ce wrony. Jad� o�yny rosn�ce wzd�u� row�w, pogania� �erdzi� indyki, grabi� siano, biega� po lesie, gdy by�a s�ota, gra� w klasy pod ko�cieln� krucht�, a w uro- czyste �wi�ta b�aga� zakrystiana, by wolno mu by�o zadzwoni�. Wiesza� si� wtedy ca�ym cia�em na grubym sznurze, a wielki dzwon unosi� go w swym locie. Tote� r�s� jak d�b. Mia� mocne r�ce i rumiane policzki. Wreszcie kiedy sko�czy� dwana�cie lat, matka dopi�a swego: zacz�� si� uczy�. Obarczono tym proboszcza. Ale lekcje by�y tak kr�tkie i nieregularne, �e niewielki by� z nich po�ytek. Odbywa�y si� w jakich� przypadkowych okoliczno�ciach, w zakrystii, na stoj�co, w po�piechu mi�dzy chrzcinami a pogrzebem; czasem zn�w proboszcz posy�a� po ch�opca wieczorem, gdy odm�wi� ju� Anio� Pa�ski i nie mia� nic innego do roboty. Wchodzili w�wczas na g�r�, zasiadali w jego pokoju, muszki i �my kr�ci�y si� wok� �wiecy, ciep�o by�o, dziecko zasypia�o, a staruszek, drzemi�c z r�koma na brzuchu, zaczyna� wkr�tce chrapa� z otwartymi ustami. Zdarza�o si� te�, �e proboszcz, gdy wraca� z wiatykiem od chorego z pobliskiej wsi, spotyka� Karola uganiaj�cego si� po polach; wo�a� go, napomina� przez kwadrans i korzystaj�c z okazji, kaza� mu u st�p drzewa odmienia� jaki� czasownik. Przerywa� im deszcz albo znajomy przechodzie�. Zreszt� proboszcz zawsze by� z ch�opca zadowolony i m�wi� nawet, �e �m�odzieniec" ma �wietn� pami��. Ale Karol nie m�g� na tym poprzesta�. Pani by�a energiczna. Pan, zawstydzony, a mo�e zniech�cony, ust�pi� bez oporu. Poczekano rok, by ch�opak przygotowa� si� do pierwszej komunii. Min�o jeszcze sze�� miesi�cy i z pocz�tkiem nast�pnego roku Karol zosta� wys�any do gimnazjum w Rouen. Ojciec odwi�z� go osobi�cie w ko�cu pa�dziernika, w dzie� jarmarku na �w. Romana. Nikt z nas nie potrafi�by dzi� przywo�a� �adnego 12 GUSTAW FLAUBERT zwi�zanego z nim wspomnienia. By� to ch�opak z natury �agodny, bawi� si� na pauzach, pracowa� pilnie, na lekcjach uwa�a�, w sypialni spa� dobrze, w refektarzu jad� z apetytem. Raz na miesi�c w niedziel� odwiedza� swego opiekuna, hurtownika towar�w �elaznych z ulicy Ganterie, kt�ry wyprawia� go do portu, by obejrza� sobie statki, a potem o si�dmej przed kolacj� odprowadza� do gimnazjum. Ka�dego czwartku wieczorem pisa� d�ugi list do matki czerwonym atramentem i piecz�towa� trzema op�atkami, potem przegl�da� notatki z historii albo czyta� stary tom Anacharsis poniewieraj�cy si� w sali, gdzie odrabiali�my lekcje. Na spacerze gaw�dzi� ze s�u��cym, kt�ry podobnie jak on pochodzi� ze wsi. Dzi�ki swej pilno�ci nale�a� do uczni�w �rednich, a nawet raz uda�o mu si� by� pierwszym z przyrody. Ale z ko�cem trzeciego roku rodzice odebrali go ze szko�y, by kszta�ci� si� na lekarza, przekonani, �e sam dobrnie jako� a� do egzaminu ko�cowego. Matka wynaj�a mu pok�j na czwartym pi�trze przy ulicy Eau-de-Robec, u znajomego farbiarza. Om�wi�a z gospodarzem warunki, zdoby�a meble, st� i dwa krzes�a, sprowadzi�a ze wsi stare wi�niowe ��ko, kupi�a ma�y piecyk �elazny i zapas drzewa, by ciep�o by�o jej biednemu dziecku. Potem z ko�cem tygodnia wyjecha�a, udzielaj�c mu tysi�cznych przestr�g, gdy� teraz mia� ju� by� pozostawiony samemu sobie. Program wyk�ad�w przeczytany na afiszu oszo�omi� go zupe�nie: wyk�ady z anatomii, z patologii, z fizjologii, z farmacji, wyk�ady z chemii i botaniki, �wiczenia w klinice, terapeutyka, nie licz�c ju� higieny i poszczeg�lnych ga��zi medycyny, wszystkie te nazwy, kt�rych etymologia by�a mu zupe�nie obca, wydawa�y PANI BOYARY rnu si� wrotami do sanktuari�w pe�nych mrocznego dostoje�stwa. Nic nie rozumia�. I chocia� s�ucha� pilnie, nie m�g� si� w niczym po�apa�. Pracowa� jednak, mia� oprawione zeszyty, chodzi� na wszystkie wyk�ady, nie opu�ci� ani jednego �wiczenia. Wykonywa� drobne zaj�cia codzienne jak ko� w kieracie, kt�ry kr�ci si� w k�ko z zas�oni�tymi oczyma, nie wiedz�c po co. �eby mu zaoszcz�dzi� wydatk�w, matka posy�a�a mu co tydzie� kawa� pieczonej ciel�ciny, kt�r� zjada� po powrocie ze szpitala, stukaj�c miarowo podeszw� 0 �cian�. Potem musia� biec na wyk�ady do kliniki 1 wraca�, przemierzywszy wszystkie ulice. Wieczorem, po skromnej kolacji u gospodarza, szed� do swego pokoju i zabiera� si� zn�w do pracy w wilgotnym ubraniu, kt�re parowa�o na ciele przy rozgrzanym do czerwono�ci piecyku. W pi�kne wieczory letnie, kiedy ciep�e jeszcze ulice pustoszej�, a w bramach przed domami s�u��ce graj� w wolanta, otwiera� okno i wspiera� si� na �okciu. W dole, tu� pod nim, p�yn�a mi�dzy mostami i �luzami ��ta, fio�kowa i niebieska rzeka, zmieniaj�c t� dzielnic� Rouen w plugaw� miniatur� Wenecji. Robotnicy przykucni�ci na brzegu myli r�ce. Na tyczkach przytwierdzonych wysoko u poddaszy suszy�y si� na wietrze motki bawe�ny. Na wprost okna poza dachami rozci�ga�o si� wielkie, czyste niebo z czerwonym, zachodz�cym s�o�cem. Jak dobrze musia�o by� tam! Jak �wie�o w bukowym gaju! Rozdyma� nozdrza, by ch�on�� mi�e, nie docieraj�ce do� zapachy wsi. Schud�, wyci�gn�� si�, twarz jego przybra�a jaki� bolesny, niemal interesuj�cy wyraz. Zaniedba� si�, nie czu� si� ju� zwi�zany dawnymi GUSTAW FLAUBERT PANI BOYARY postanowieniami. Raz opu�ci� �wiczenia, nazajutrz wyk�ad i rozkoszuj�c si� lenistwem, nie powr�ci� ju� do pracy. Zacz�� chodzi� po knajpach i nami�tnie grywa� w domino. Zamkn�� si� co wiecz�r w brudnym lokalu, rzuca� na marmurowy blat ma�e baranie kostki, znaczone czarnymi punktami, wydawa�o mu si� cennym aktem stwierdzaj�cym jego niezale�no�� i wzbudza�o szacunek do samego siebie. By�o to jakby wtajemniczenie w sprawy tego �wiata, dorwanie si� do zakazanych rozrywek. Gdy wchodz�c, k�ad� r�k� na klamce, doznawa� rozkoszy niemal zmys�owej. Objawi�o si� w nim w�wczas wiele t�umionych dot�d sk�onno�ci. Porywa� go Beranger, nauczy� si� rozmaitych piosenek, kt�re wy�piewywa� przygodnym znajomym, robi� poncz i pozna� wreszcie mi�o��. Dzi�ki tego rodzaju pracom przygotowawczym �ci�� si� na egzaminie. A w domu tego� dnia wyczekiwano na�, by uczci� jego sukces! Ruszy� piechot�, przystan�� na skraju wsi, pos�a� po matk� i opowiedzia� jej ca�� prawd�. Przebaczy�a mu, zrzucaj�c ca�� win� na profesor�w i oskar�aj�c ich o niesprawiedliwo��, uspokoi�a troch� i obieca�a rzecz za�atwi�. Pan Bovary dowiedzia� si� prawdy dopiero w pi�� lat potem, ale �e zd��y�a si� ju� do tego czasu postarze�, nie przej�� si� ni� zbytnio. Zreszt� nie dopuszcza� nawet my�li, �eby jego potomek m�g� by� g�upcem. Karol zabra� si� zn�w do roboty i pracuj�c bez wytchnienia, uczy� si� wszystkiego na pami��. Zda� z do�� dobrym wynikiem. C� to by� za pi�kny dzie� dla jego matki! Wyda�a wspania�y obiad. Gdzie b�dzie praktykowa�? W Tostes. By� tam tylko jeden stary lekarz. Od dawna pani Bovary czyha�a na jego �mier�. Starowina nie zwin�� jeszcze manatk�w, a ju� Karol osiedli� si� naprzeciw, niby spadkobierca. Nie do�� jednak by�o wychowa� syna, wykszta�ci� go na lekarza i wynale�� dobr� praktyk� w Tostes, nale�a�o go jeszcze o�eni�. Tote� znalaz�a mu �on�: wdow� po komorniku z Dieppe. Mia�a ona czterdzie�ci pi�� lat i tysi�c dwie�cie frank�w renty. Pani Dubuc, cho� brzydka, sucha jak szczapa i ca�a w pryszczach jak wiosn� drzewo okryte p�kami, mia�a licznych konkurent�w. Stara Bovary, by dopi�� celu, potrafi�a wszystkich uprzedzi� i nawet zr�cznymi intrygami uda�o si� jej pokrzy�owa� plany popieranego przez ksi�y rze�nika. Karol widzia� w ma��e�stwie zmian� na lepsze. My�la�, �e b�dzie mia� wi�cej swobody i stanie si� wreszcie panem swej osoby i swych pieni�dzy. Ale pani� by�a �ona; dyktowa�a, co ma m�wi�, a czego nie m�wi�, kaza�a po�ci� w pi�tki, ubiera� si� wedle jej upodoba� i dr�czy� upomnieniami pacjent�w, kt�rzy zalegali z op�at�. Otwiera�a jego listy, �ledzi�a ka�dy krok, a kiedy w gabinecie lekarskim przyjmowa� kobiety, pods�uchiwa�a przez cienkie przepierzenie. Rano na pierwsze �niadanie ��da�a czekolady. Wymaga�a rozmaitych wzgl�d�w, a� do znudzenia. Skar�y�a si� ustawicznie na nerwy, na p�uca, na zawroty g�owy. Dra�ni� j� odg�os krok�w, a gdy zostawa�a sama - przera�a�a samotno��. Je�li odwiedzi� j� kto, ach! to chyba po to, by zobaczy� jej �mier�. Wieczorem, gdy wraca� Karol, wyci�ga�a spod ko�dry d�ugie, chude ramiona, zarzuca�a mu je na szyj�, prosi�a, by usiad� na brzegu ��ka, i zaczyna�a si� skar�y�: zapomnia� o niej, kocha inn�! 1 rzepowiedziano jej wszak, �e b�dzie nieszcz�liwa! 16 GUSTAW FLAUBERT Ko�czy�o si� zwykle na tym, �e prosi�a o jaki� syrop i o troch� wi�cej mi�o�ci. II Pewnej nocy oko�o jedenastej obudzi� ich t�tent konia, kt�ry zatrzyma� si� tu� pod bram�. S�u��ca otworzy�a okienko na poddaszu i pertraktowa�a przez chwil� ze stoj�cym na ulicy cz�owiekiem. Przyjecha� po lekarza. Mia� list. N a s t a z j a, dr��c z zimna, zbieg�a ze schod�w i otworzy�a jedne po drugich zamki i zasuwy. Pos�aniec zostawi� konia i wraz ze s�u��c� zjawi� si� nagle w pokoju. Z we�nianej czapki przybranej szarymi chwastami wyj�� list zawini�ty w szmatk� i poda� go nie�mia�o Karolowi. Nastazja sta�a przy ��ku ze �wiec�. Karol, wsparty �okciem na poduszce, czyta�, a pani skromnie odwr�ci�a si� do �ciany, pokazuj�c plecy. W li�cie opatrzonym b��kitn�, woskow� piecz�tk� b�agano pana Bovary, by niezw�ocznie przyjecha� do Bertaux zestawi� z�aman� nog�. Ot� z Tostes do Bertaux jest trzy dobre mile drog� przez Longueville i Saint-Victor. Noc by�a ciemna. Pani Bovary obawia�a si� dla m�a jakiego� wypadku. Postanowiono wi�c, �e ch�opak stajenny pojedzie przodem, a Karol wyruszy w trzy godziny p�niej, gdy wzejdzie ksi�yc. Na spotkanie mieli wys�a� z fermy ch�opca, kt�ry wska�e mu drog� i otworzy wrota. O czwartej nad ranem Karol otulony w p�aszcz ruszy� do Bertaux. Rozgrzany jeszcze ciep�em snu, da� si� wkr�tce uko�ysa� �agodnym truchtem spokojnego zwierz�cia. Ilekro� ko� zatrzymywa� si� przed do�ami opasanymi cierniem, kt�re ch�opi zwykli kopa� wzd�u� zaora- PANI BOYARY nego pola, budzi� si� nagle, przypomina� sobie szybko z�aman� nog� i usi�owa� od�wie�y� w pami�ci wszystko, co wiedzia� o podobnych wypadkach. Deszcz usta�, �wita�o; na ogo�oconych ga��ziach jab�oni siedzia�y skulone ptaszki, a ch�odny wiatr poranku je�y� ich male�kie pi�rka. Jak okiem si�gn�� rozci�ga�a si� p�aszczyzna; na olbrzymiej, szarej przestrzeni gubi�cej si� pod mrocznym niebem rysowa�y si� na horyzoncie z rzadka rozsiane ciemnofio�kowe k�py drzew wok� ferm. Karol czasami otwiera� oczy, ale po chwili znu�enie i senno�� pogr��a�y go w rodzaj drzemki, w kt�rej ostatnie wra�enia miesza�y mu si� z odleg�ymi wspomnieniami, rozdwaja� si�, by� r�wnocze�nie studentem i cz�owiekiem �onatym, widzia� siebie le��cego w ��ku, jak przed chwil�, i przebiegaj�cego sal� operacyjn�, jak przed laty. Zapach ciep�ych kataplazm�w miesza� mu si� ze �wie�ym zapachem rosy; s�ysza� metaliczny szcz�k ��ek przetaczanych po szpitalnym korytarzu i oddech �pi�cej �ony... Przeje�d�aj�c przez Vassonville, spostrzeg� tu� nad rowem siedz�cego na trawie ch�opca. - Czy to pan jest lekarzem? - spyta� dzieciak, a na twierdz�c� odpowied� Karola chwyci� w r�k� saboty i zacz�� biec przed koniem. Lekarz, gaw�dz�c ze swym przewodnikiem, dowiedzia� si�, �e pan Rouault, jeden z najbogatszych rolnik�w w okolicy, z�ama� nog� onegdaj, wracaj�c wieczorem od s�siada, gdzie ��wi�towali Trzech Kr�li". �ona jego umar�a przed dwoma laty. Mieszka� teraz sam z �panienk�", kt�ra pomaga�a mu w domowym gospodarstwie. Koleiny wrzyna�y si� coraz g��biej w drog�. Zbli�ali si� do Bertaux. Ch�opak znik� w dziurze �ywop�otu, a po chwili zjawi� si� ju� od strony podw�rza i otworzy� wrota. Ko� �lizga� si� na mokrej trawie. Karol schyli� 18 GUSTAW FLAUBERT PANI BOYARY g�ow�, przeje�d�aj�c pod ga��ziami. Psy podw�rzowe ujada�y przy budzie, rw�c si� na �a�cuchach. Gdy wjecha�, do Bertaux, ko� jego sp�oszy� si� i da� pot�nego susa w bok. Ferma by�a dobrze zagospodarowana. Przez otwarte wrota stajni wida� by�o ros�e konie robocze wyjadaj�cej spokojnie siano z nowych drabek. Wzd�u� budynk�w, nad du�ymi kupami nawozu unosi� si� lekki, b��kitnawy opar; w�r�d kur i indyk�w przechadza�o si� pi�� czy sze�� pawi, chluba normandzkich podw�rek. Owczarnia by�a d�uga, stodo�a wysoka o �cianach g�adkich jak d�o�. Pod szop� sta�y dwa du�e wozy i cztery p�ugi z ca�ym ekwipunkiem chom�t i bat�w. B��kitne woj�okowe podbicie uprz�y przybrudzone by�o troch� cienk� warstw� py�u pr�sz�cego ze strychu. Podw�rze wysadzonej w r�wnych odst�pach drzewami wznosi�o si� z lekka, a nad sadzawk� rozlega�o si� weso�e g�ganie stadka g�si. Na spotkanie pana Bovary wysz�a na pr�g m�oda kobieta w niebieskiej we�nianej sukni, przybranej trzema falbanami; wprowadzi�a go do kuchni, gdzie p�on�� wielki ogie�. Doko�a w garnuszkach rozmaitych kszta�t�w bulgota�o �niadanie czeladzi. Nad kominem suszy�a] si� wilgotna odzie�. �opatka, szczypce i rurka od miechu (wszystko olbrzymich rozmiar�w) l�ni�y jak wypo�ero-1 wana stal, a w baterii porozwieszanych na �cianach rondli odbija� si� jasny, chybotliwy p�omie� ogniska i pierwszej blaski s�o�ca wpadaj�cego przez kwadratowe szybki. Karol wszed� na pi�tro do pokoju chorego; ten le�a� spocony pod ko�drami, odrzuciwszy daleko bawe�niany czepek. By� to ma�y, gruby cz�owieczek lat pi��dziesi�-1 ciu, o jasnej cerze i b��kitnych oczach, dobrze wy�ysia�y I i z kolczykami w uszach. Tu� przy ��ku na krze�le sta�a I du�a karafka w�dki, z kt�rej poci�ga� raz po raz dla I dodania sobie otuchy. Gdy zobaczy� lekarza, opu�ci�o go podniecenie i zamiast kl��, jak czyni� to od dwunastu godzin, zacz�� poj�kiwa� z cicha. Z�amanie by�o proste, bez �adnych komplikacji. Karol nie m�g�by sobie �yczy� �atwiejszego. Przypominaj�c wi�c sobie, jak jego mistrzowie zwykli si� byli zachowywa� przy ��ku rannych, zacz�� pociesza� chorego. Bo jak lancet oliwy, tak pacjent potrzebuje czu�ych s��w chirurga. Pos�ano do wozowni po deszczu�ki, by sporz�dzi� �ubki. Karol wybra� jedn�, poci�� na kawa�ki i wyg�adza� od�amkiem szk�a, tymczasem s�u��ca dar�a prze�cierad�o na banda�e, a panna Emma przygotowywa�a poduszeczki. Ale �e marudzi�a d�ugo, zanim znalaz�a pude�ko do rob�t, ojciec zniecierpliwi� si�; nic nie odpowiedzia�a, ale szyj�c, k�u�a si� w palce i podnosi�a je potem do ust, by wyssa� krew. Karol by� zaskoczony po�yskiem jej paznokci. Cieniutkie, b�yszcz�ce, wypolerowane staranniej ni� ko�� s�oniowa z Dieppe, mia�y kszta�t migda�u. R�ka jej jednak nie by�a �adna, nie do�� bia�a, w stawach mo�e zbyt sucha, troch� za d�uga, brak�o jej te� mi�kko�ci w rysunku. Za to oczy mia�a naprawd� pi�kne; piwne, wydawa�y si� niemal czarne, tak by�y ocienione rz�sami, i rzuca�y wprost przed siebie �mia�e spojrzenia pe�ne naiwnej zuchwa�o�ci. Po sko�czonym opatrunku pan Rouault poprosi� lekarza, aby przed odjazdem zechcia� co� przegry��. Karol zszed� do du�ej izby na parterze. U st�p ��ka o perkalowym, wzorzystym baldachimie w tureckie desenie, na ma�ym stoliczku zastawione by�y dwa nakrycia ze srebrnymi kubkami. Z wysokiej d�bowej szafy stoj�cej na wprost okna dolatywa� zapach irys�w i wilgotnych prze�cierade�. W rogach pokoju ustawione by�y worki zbo�a, kt�re nie mog�o pomie�ci� si� na pobliskim 20 21 GUSTAW FLAUBERT PANI BOYARY strychu, dok�d wiod�y trzy kamienne schodki. Dla ozdoby na zielonej, sp�kanej od wilgoci �cianie zawieszona by�a na gwo�dziu g�owa Meduzy w z�otej ramie, wyrysowana czarnym o��wkiem i nosz�ca u do�u wykaligrafowany gotykiem napis: �Mojemu drogiemu ojcu". Rozmawiali o chorym, o pogodzie, o strasznych ch�odach i wilkach, kt�re nocami nawiedza�y pola. Panna Rouault nie lubi�a wiejskiego �ycia, tym bardziej �e teraz prawie sama musia�a prowadzi� ca�e gospodarstwo. Zimno by�o, wi�c dygota�a, jedz�c, i rozchyla�a przy tym swe mi�siste wargi; kiedy zapada�o milczenie, przygryza�a je lekko. Szyja jej wychyla�a si� z bia�ego, wyk�adanego ko�nierzyka. Cienki, przez �rodek g�owy biegn�cy roz-dzia�ek delikatn� lini� obrysowywa� kszta�t czaszki. Dwa czarne, l�ni�ce, jakby z jednego kruszcu ulane pasma w�os�w, spod kt�rych wysuwa�y si� tylko koniuszki jej uszu, sp�ywa�y ku ty�owi w obfity w�ze�, faluj�c lekko na skroniach w spos�b, kt�ry wiejski lekarz widzia� po raz pierwszy w �yciu. Policzki jej by�y r�owe. Mi�dzy dwa guziki stanika, jak u m�czyzny, wsuni�te by�y szk�a w szylkretowej oprawie. Karol poszed� na g�r� po�egna� si� z panem Rouault. Kiedy wr�ci� do izby, panna Emma sta�a przy oknie oparta czo�em o szyb� i patrzy�a na tyczki fasoli, kt�re wiatr poprzewraca� w ogrodzie. � Szuka pan czego�? � spyta�a. - Tak, pani, szukam szpicruty. Zajrza� na ��ko, potem za drzwi, pod krzes�a. Tymczasem panna Emma dostrzeg�a j� na ziemi, mi�dzy �cian� a workami; schyli�a si�. Karol pospieszy� uprzejmie, wyci�gn�� r�k� w tym samym kierunku i musn�� przy tym plecy pochylonej przed nim dziewczyny. Wyprostowa�a si� ca�a zarumieniona i spogl�daj�c na Karola przez rami�, poda�a mu pejcz. Zamiast za trzy dni, jak obiecywa�, wr�ci� do Bertaux ju� nazajutrz, a potem regularnie odwiedza� ich dwa razy na tydzie�, nie licz�c przypadkowych wizyt. Wszystko zreszt� uk�ada�o si� jak najpomy�lniej. Kuracja okaza�a si� prawid�owa i pan Rouault szybko wraca� do zdrowia. Kiedy po czterdziestu sze�ciu dniach zacz�� o w�asnych si�ach przechadza� si� po swej, jak j� nazywa�, ruderze, zacz�to uwa�a� pana Bovary za bardzo zdolnego cz�owieka. Stary Rouault m�wi�, �e najlepsi lekarze z Yvetot i z Rouen nie potrafiliby go lepiej wykurowa�. Karol nie zastanawia� si�, dlaczego z tak� przyjemno�ci� je�dzi zawsze do Bertaux. A gdyby nawet pomy�la� 0 tym, gorliwo�� sw� przypisa�by zapewne temu, i� wypadek by� powa�ny, lub te� nadziei zysku. Czy dlatego jednak wizyty te wydawa�y mu si� na tle jednostajnych zaj�� codziennych wyj�tkowo mi�� rozrywk�? W owe dni wstawa� wcze�nie, wyrusza� galopem, nie szcz�dz�c konia, potem przed bram� zsiada�, wyciera� buty o traw� 1 wk�ada� czarne r�kawiczki. Z przyjemno�ci� wje�d�a� w podw�rze. Lubi� opiera� si� ramieniem o rozchylaj�ce si� wrota, lubi� koguta piej�cego na parkanie i nadbiegaj�cych mu na spotkanie ch�opc�w do pos�ug. Lubi� stodo�� i stajnie. Lubi� ojca Rouault, kt�ry klepa� go po ramieniu i nazywa� swoim zbawc�. Lubi� ma�e saboty panny Emmy na kamiennych, czysto wymytych p�ytach kuchni. Wysokie obcasy dodawa�y jej wzrostu, a kiedy sz�a przed nim, drewniane podeszwy, podnosz�c si� szybko, stuka�y o sk�rzany sp�d trzewik�w. Odprowadza�a go zawsze na ganek do pierwszego schodka. Czeka�a, a� przyprowadz� konia. Ju� si� byli 22 23 GUSTAW FLAUBERT PANI BOYARY po�egnali. Sta�a, milcz�c, owiana rze�wym podmuchem; ma�e, figlarne, wymykaj�ce si� loczki porusza�y si� lekko na wietrze, a tasiemki zwi�zanego w pasie fartucha furkota�y jak chor�giewki. Pewnego razu, gdy by�a odwil� i kora drzew ocieka�a wilgoci�, a �nieg topi� si� na dachach, wr�ci�a od progu! po parasolk�. S�o�ce, przenikaj�c przez szarob��kitny, mieni�cy si� jedwab, rzuca�o ruchome plamy na jej blade policzki. U�miecha�a si� spod parasolki do �agodnego ciep�a i s�ycha� by�o, jak krople wody, jedna po drugiej, uderza�y o napi�t� mor�. Gdy Karol zacz�� bywa� w Bertaux, m�oda pani, Bovary wypytywa�a go z pocz�tku o zdrowie chorego! i nawet w ksi��ce rachunkowej o podw�jnej bucha�terii wybra�a dla pana Rouault pi�kn� bia�� kart�. Ale kiedy dosz�a j� wiadomo��, �e ma on c�rk�, si�gn�a po bli�szej informacje; dowiedzia�a si� w�wczas, �e panna Rouault, I wychowana w klasztorze urszulanek, otrzyma�a staranne wykszta�cenie, to znaczy, uczy�a si� geografii, ta�ca,! rysunk�w, umia�a haftowa� i gra� na fortepianie. To ju� by�o ponad jej si�y! �Wi�c to dlatego on tak promienieje � my�la�a �I dlatego kiedy jedzie do niej, wk�ada now� kamizelk�, niej zwa�aj�c nawet na deszcz, kt�ry mo�e j� zniszczy�? Ach! i Ta kobieta, ta kobieta..." Powzi�a do niej instynktown� nienawi��. Z pocz�tku pozwala�a sobie na aluzje, kt�rych Karol wcale nie rozumia�, potem na z�o�liwe przycinki; puszcza� wszyst-1 ko mimo uszu, obawiaj�c si� burzy. Wreszcie spyta�a I wprost, bez ogr�dek, czemu je�dzi do Bertaux, skoro I pan Rouault jest ju� zdrowy, a ,,ci ludzie" nie raczyli mu 1 dot�d zap�aci�? Ach, to zapewne dlatego, �e jest tam j pewna osoba, kt�ra umie go pi�knie bawi� rozmo1 hafciarka, m�drala. Ach! wi�c to tak, trzeba mu panien z miasta! I dodawa�a zaraz: � C�rka starego Rouault, miejska panienka! C� znowu! Dziadek ich by� pastuchem i maj� krewniaka, kt�ry o w�os, a mia�by spraw� s�dow� za pobicie. Nie ma si� z czego puszy� i pokazywa� w ko�ciele w jedwabnych sukniach, jak hrabianka. Zreszt�, biedny stary, gdyby nie zesz�oroczna kapusta by�by w wielkim k�opocie, nie mia�by nawet czym sp�aci� zaleg�ych rat dzier�awnych. Karol dla �wi�tego spokoju zrezygnowa� z wizyt w Bertaux. W porywie mi�o�ci, szlochaj�c i ca�uj�c go na przemian, Heloiza kaza�a mu przysi�c z r�k� na ksi��ce do nabo�e�stwa, �e ju� tam nigdy nie wr�ci. Ale nami�tne pragnienie buntowa�o si� w nim przeciw tej uleg�o�ci i z naiwn� hipokryzj� wierzy�, �e zakaz odwiedzania Emmy daje mu prawo kochania jej. A przy tym wdowa by�a chuda, mia�a d�ugie z�by i niezale�nie od pory roku nosi�a zawsze t� sam� czarn� chustk�, kt�rej spiczasty koniuszek zwiesza� si� mi�dzy �opatkami, a sztywn� jej kibi� obciska�a przykr�tka suknia na kszta�t futera�u, ods�aniaj�c czarne, szerokie, skrzy�owane w kostkach wst��ki trzewik�w i szare po�czochy. Matka Karola odwiedza�a ich czasem. Ale synowa potrafi�a ju� po paru dniach naostrzy� j� przeciw Karolowi jak brzytewk�. Prze�ciga�y si� w robieniu mu uwag, nie szcz�dz�c z�o�liwych przycink�w. Nie powinien jada� tak wiele! I po co to pierwszego lepszego cz�stowa� w�dk�? Nie nosi ciep�ej bielizny? - Co za up�r! Zdarzy�o si� z pocz�tkiem wiosny, �e rejent z In-gouville, u kt�rego z�o�one by�y fundusze pani Dubuc, pop�yn�� z pomy�lnym wiatrem, wywo��c powierzone niu kapita�y. Heloiza by�a wprawdzie wsp�w�a�cicielk� statku, ocenianego na sze�� tysi�cy frank�w, i domu przy GUSTAW FLAUBERT PANI BOYARY ulicy Franciszka�skiej; jednak z ca�ego tak os�awionego maj�tku nie wnios�a do wsp�lnego gospodarstwa nic pr�cz paru sprz�t�w i kilku szmat. Nale�a�o rzecz wyja�ni�. Dom w Dieppe okaza� si� z�arty hipotekami a� do fundament�w. B�g jeden wiedzia�, ile z�o�one mia�a u rejenta, a udzia� w statku nie przekracza� tysi�ca talar�w. K�ama�a wi�c jejmo��! W porywie gniewu, grzmotn�wszy krzes�em o pod�og�, pan Bovary oskar�y� �on�, �e unieszcz�liwi�a syna, sprz�gaj�c go ze star� szkap�, kt�rej sk�ra niewarta by�a wyprawy. Przyjechali do Tostes. Rozm�wili si�. Dosz�o do burzliwych wyja�nie�. Heloiza z p�aczem rzuci�a si� m�owi na szyj�, zaklinaj�c go, by broni� jej przed rodzicami. Karol uj�� si� za ni�. Obrazili si� wi�c i odjechali. Ale cios by� zadany. W tydzie� potem dosta�a krwotoku, rozwieszaj�c bielizn� na podw�rku, a nazajutrz, kiedy Karol odwr�cony plecami zaci�ga� firank� w oknie, powiedzia�a: �Ach! M�j Bo�e!", westchn�a i zemdla�a. Nie �y�a! Co za dziw! Kiedy Karol wr�ci� z cmentarza do domu, nie zasta� na dole nikogo. Poszed� na pi�tro do swego pokoju. W alkowie wisia�a jeszcze jej suknia; opar� si� o biurko i pogr��ony w bolesnej zadumie, przesiedzia� tak do wieczora. Kocha�a go jednak! III Pewnego ranka ojciec Rouault przyni�s� Karolowi nale�no�� za z�o�enie z�amanej nogi: siedemdziesi�t pi�� frank�w srebrnymi dwufrank�wkami i indyczk�. Dowiedzia� si� o jego nieszcz�ciu i pociesza�, jak umia�. 26 - Wiem, co to jest! - m�wi�, klepi�c go po ramieniu. -I ja przez to przeszed�em. Kiedy straci�em moj� biedn� nieboszczk�, ucieka�em w pole, szukaj�c samotno�ci, rzuca�em si� na ziemi� u st�p drzewa, p�aka�em, wymy�la�em Panu Bogu, chcia�em by� jak te zawieszone na drzewach krety, z�arte przez robactwo � zdechn�� po prostu! A kiedy my�la�em, �e inni w tej chwili maj� przy sobie swoje dobre �oneczki, �e mog� przytuli� si� do nich, wali�em kijem o ziemi�, by�em jak nieprzytomny, je�� nawet nie mog�em i trudno w to uwierzy�, ale na sam� my�l, �e m�g�bym p�j�� do knajpy, bra�o mnie obrzydzenie. I c�, dzie� schodzi� za dniem, wiosna za zim�, a na dok�adk� przysz�a jesie� po lecie i tak kruszyna po kruszynie rozesz�o si� to wszystko, a w�a�ciwie zapad�o, bo gdzie� tam w g��bi le�y co� zawsze, jakby kto ci�ar na piersi po�o�y�. Ale �e to los nas wszystkich, nie mo�na tak si� zadr�cza� i chcie� umrze� dlatego, �e inni umarli. Trzeba si� z tego otrz�sn��, panie Bovary. Jako� to minie. Niech pan nas odwiedzi. Moja c�rka cz�sto wspomina pana i powiada, �e ju� pan o nas zapomnia�. Nadchodzi wiosna, zapolujemy sobie na kr�liki, rozerwie si� pan troch�. Karol poszed� za jego rad�. Odwiedzi� ich w Bertaux i zasta� wszystko po staremu. Nic si� tam od pi�ciu miesi�cy nie zmieni�o. Tylko grusze ju� kwit�y, a poczciwy Rouault, zdr�w teraz, wnosi� du�o o�ywienia, kr�c�c si� po podw�rku. S�dzi�, �e lekarzowi ze wzgl�du na jego smutne po�o�enie nale�y okazywa� szczeg�lne wzgl�dy, prosi�, by nie zdejmowa� czapki, m�wi� �ciszonym g�osem jak do chorego i udawa� nawet, �e si� gniewa, i� czego� l�ejszego nie przygotowano na jego intencj� do jedzenia, bltej �mietanki lub kompotu z gruszek. Opowiada� GUSTAW FLAUBERT zabawne historyjki. Karol, zaskoczony w�asnym u�miechem, wspomnia� nagle �on� i spochmurnia�. Ale gdy podano kaw�, nie my�la� ju� o niej. I w miar� jak przyzwyczaja� si� �y� samotnie, coraz mniej o niej my�la�. Cieszy�a go nie znana mu dot�d niezale�no�� i czyni�a samotno�� zno�niej sz�. M�g� teraz zmienia� godziny posi�k�w, wychodzi� i wraca�, nie opowiadaj�c si� nikomu, a kiedy by� bardzo zm�czony, wyci�gn�� si� wygodnie na ca�� szeroko�� ��ka. Cacka�' si� wi�c ze sob� i pie�ci�, przyjmuj�c wyrazy wsp�czucia, kt�rych mu nie szcz�dzono. �mier� �ony nie zaszkodzi�a mu bynajmniej w praktyce. Przez miesi�c powtarzano wci��: �Ach! Biedny cz�owiek! C� za nieszcz�cie!". Imi� jego by�o na wszystkich ustach. Klientela wzros�a. Przy tym m�g� je�dzi� do Bertaux, kiedy mu si� podoba�o. �ywi� jakie� nieokre�lone nadzieje, czu� si� niemal szcz�liwy, a gdy przegl�da� si� w lustrze, przyczesuj�c faworyty, zdawa�o mu si�, �e wyprzystojnia�. Pewnego dnia zjawi� si� oko�o trzeciej; wszyscy byli w polu; wszed� do kuchni, lecz w pierwszej chwili nie zauwa�y� Emmy. Okiennice by�y zamkni�te, przez szpary wpada�y d�ugie, cieniutkie smugi blasku, odbija�y si� w za�amaniach mebli i rzuca�y drgaj�ce plamy na sufit. Na stole po brudnych szklankach �azi�y muchy i bzykaj�c, topi�y si� na dnie w nie dopitym jab�eczniku. Blask j padaj�cy z komina nadawa� aksamitnego po�ysku osiad�ym na blasze sadzom i b��kitnym odcieniem powleka� zimne popio�y. Mi�dzy oknem a kominem siedzia�a Emma. Szy�a. Nie mia�a �adnej narzutki i na jej nagich ramionach widnia�y kropelki potu. Stosownie do wiejskich obyczaj�w spyta�a, czyby si� czego� nie napi�. Odm�wi�, ale nalega�a i �miej�c si�, zaproponowa�a wreszcie, �e wypije z nim razem kieliszek likieru, j PANI BOYARY Si�gn�a do szafy po butelk� curacao, nape�ni�a po brzegi jeden kieliszek, a do drugiego wla�a kilka kropel i tr�ciwszy si� z Karolem, podnios�a kieliszek do ust. Ale �e by� prawie pusty, musia�a przechyli� si� w ty�, by pi�; wyci�gaj�c szyj� i wydymaj�c wargi, �mia�a si� z daremno�ci swych wysi�k�w, a koniuszek jej j�zyka, przeciskaj�c si� mi�dzy drobnymi z�bkami, raz po raz liza� dno kieliszka. Siad�a i pochyli�a si� zn�w nad robot�. Cerowa�a bia�� bawe�nian� po�czoszk�. G�ow� mia�a spuszczon�. Milcza�a. Karol te� nic nie m�wi� i patrz�c na smug� kurzu, kt�r� lekki podmuch, wiej�cy do�em przez szpar� od drzwi, p�dzi� po kamiennych p�ytach, s�ysza� tylko krew t�tni�c� w czaszce i dalekie gdakanie nios�cej si� gdzie� na podw�rzu kury. Emma, by si� orze�wi�, przyk�ada�a od czasu do czasu d�onie do policzk�w i ch�odzi�a je potem na �elaznych pr�tach komina. Zacz�a si� skar�y�, �e od wiosny cierpi na zawroty g�owy, i spyta�a, czy nie pos�u�y�yby jej morskie k�piele. P�niej opowiada�a mu o klasztorze, a on o swoich czasach szkolnych, i potoczy�a si� rozmowa. Poszli do jej pokoju, bo chcia�a mu pokaza� nuty, ksi��ki, kt�re dosta�a w nagrod�, i wie�ce z d�bowych li�ci z�o�one na dnie szafy. M�wi�a mu potem o swej matce, o cmentarzu i nawet pokazywa�a grz�dk� w ogrodzie, z kt�rej zrywa�a kwiaty na jej gr�b w pierwszy pi�tek ka�dego miesi�ca. Ale ich ogrodnik nie zna� si� na niczym, jak zreszt� wszyscy tu na wsi! Chcia�aby, przynajmniej w zimie, mieszka� w mie�cie, cho� w lecie jest mo�e jeszcze nudniej, bo dnie tak si� d�u��! � Zale�nie od tego, co �owi�a, g�os jej by� czysty, przenikliwy lub stawa� si� nagle omdlewaj�cy i w przeci�g�ych modulacjach przechodz�cych w szept prawie zdawa�a si� m�wi� sama do 28 29 GUSTAW FLAUBERT PANI BOYARY siebie. Weso�a, chwilami otwiera�a szeroko naiwne oczy, to zn�w przymyka�a na wp� powieki i ze znudzonym wejrzeniem b��dzi�a gdzie� daleko my�lami. Wieczorem, wracaj�c do domu, stara� si� przypomnie� sobie i uzupe�ni� ka�de jej zdanie, aby mie� dok�adny obraz jej �ycia z okresu, kiedy si� jeszcze nie znali. Ale widzia� j� zawsze tak�, jak� zobaczy� po raz pierwszy, albo tak�, jak� przed chwil� po�egna�. My�la� o tym, co si� z ni� stanie, kiedy wyjdzie za m�� - i za kogo? Niestety! Ojciec Rouault by� bardzo bogaty, a ona... tak pi�kna! Ale twarz jej stawa�a mu ci�gle przed oczyma i brz�cza�o mu co� monotonnie ko�o uszu, niby uprzykrzona mucha: �A gdyby� si� tak o�eni�, gdyby� si� o�eni�!". W nocy nie m�g� spa�, gard�o mia� �ci�ni�te. Wsta�, by napi� si� troch� wody, i otworzy� okno; niebo usiane by�o gwiazdami, wia� ciep�y wiatr, z daleka s�ycha� | by�o naszczekiwanie ps�w. Zwr�ci� g�ow� w stron� Bertaux. Pomy�la�, �e w�a�ciwie niczym nie ryzykuje, prosz�c o r�k� Emmy, i postanowi� skorzysta� z pierwszej nadarzaj�cej si� okazji. Ale ilekro� si� nadarza�a, strach, �e nie znajdzie odpowiednich s��w, zamyka� mu usta. Stary Rouault nie mia� nic przeciw, by pozby� si� c�rki, kt�ra nie by�a mu w domu �adn� pomoc�. Usprawiedliwia� j� w duchu, uwa�aj�c, �e jest zbyt wykszta�cona, aby si� po�wi�ci� pracy na roli. �Przekl�ty zaw�d - my�la� - nikomu jeszcze nie przyni�s� milion�w". Rzeczywi�cie, daleki by� biedak od zrobienia maj�tku, ubo�a� z roku na rok. By� wprawdzie �wietnym kupcem i zna� wszystkie fortele tego zawodu, ale mniej ni� ktokolwiek inny nadawa� si� do uprawy roli i do prowadzenia fermy. Do pracy skory nie by�, a w tym, co dotyczy�o bezpo�rednio jego wyg�d, nie umia� si� 30 ogranicza�; dobrze jad�, porz�dnie si� wysypia� i nie szcz�dzi� na opa�. Lubi� t�gi jab�ecznik, t�ust� piecze� barani� i dobrze ubit� �mietan�. Jada� sam w kuchni, przy piecu, na ma�ym stoliku, kt�ry przynoszono mu ju� ca�kiem nakryty, jak w teatrze. Kiedy wi�c spostrzeg�, �e Karol rumieni si� przy c�rce, co oznacza�o, �e lada dzie� poprosi o jej r�k�, zawczasu rzecz rozwa�y�. Mia� go za cherlaka, nie by� to zi�� po jego my�li, ale uchodzi� za przyzwoitego cz�owieka, by� oszcz�dny, wykszta�cony i nie mia�by zapewne wielkich wymaga� co do posagu. A �e Rouault zmuszony by� w�a�nie sprzeda� dwadzie�cia dwa akry ziemi, �e by� porz�dnie zad�u�ony u murarza i u rymarza, �e nale�a�o zmieni� pras� w t�oczarni, powiedzia� sobie: �Je�li mnie o ni� poprosi, to mu j� dam". Oko�o �wi�tego Micha�a Karol przyjecha� na trzy dni do Bertaux. Ostatni dzie� jak i poprzednie zszed� na odk�adaniu o�wiadczyn z kwadransa na kwadrans. Ojciec Rouault odprowadza� go w�sk� �cie�ynk� - mieli si� ju� rozsta�. Chwila nadesz�a. �Kiedy si� sko�czy �ywop�ot" - pomy�la�, a gdy min�li �ywop�ot: - Ojcze Rouault - wyszepta� - chcia�bym co� panu powiedzie�. Przystan�li. Karol milcza�. - Ale� prosz�, niech pan m�wi! Albo to ja nie wiem o wszystkim? - powiedzia� stary, �miej�c si� dobrodusznie. - Ojcze Rouault... ojcze Rouault... - b�ka� Karol. ~ Ja tam bardzo ch�tnie, ale cho� to pewnie po my�li ma�ej, trzeba j� jednak o zdanie zapyta�. Id��e pan teraz, a )a p�jd� do domu. Je�eli powie tak, niech�e pan uwa�a, nie ma pan po co wraca�, �eby ludzie nie gadali, no i ma�a by�aby za bardzo wzruszona, ale �eby pan sobie krwi nie GUSTAW FLAUBERT psu�, otworz� szeroko okiennice; dojrzy pan st�d, trzeba si� tylko przez p�ot przechyli�. Odszed�. Karol przywi�za� konia do drzewa, pobieg� na �cie�k� i czeka�. Min�o p� godziny; potem naliczy� jeszcze na zegarku dziewi�tna�cie minut. Nagle z trzaskiem otwar�a] si� okiennica, dr�a�y jeszcze �elazne pr�ty. Nazajutrz ju� o dziewi�tej Karol by� w fermie. Emma zarumieni�a si�, gdy wszed�, i lekkim u�miechem stara�a si� pokry� zmieszanie. Ojciec Rouault u�ciska� przysz�ego zi�cia; rozmow� o interesach od�o�yli na p�niej. Zreszt� czasu by�o do��, bo wypada�o zaczeka�, a� si� sko�czy �a�oba Karola, to jest do przysz�ej wiosny. Zima zesz�a im na tym oczekiwaniu. Panna Rouault zaj�ta by�a przygotowaniem wyprawy. Cz�� jej zam�wi- i �a w Rouen, a koszule i czepki nocne szy�a sama wed�ug! wypo�yczonych �urnali m�d. Kiedy Karol zjawia� si�! w fermie, omawiano przygotowania weselne; zastana-J wiali si�, w jakim pokoju zasi�d� do sto�u, ile b�dzie! potraw i jakie zak�ski. Emma chcia�a wzi�� �lub o p�nocy przy pochodniachM ale stary Rouault nie rozumia� tych zachcianek. Odby�o! si� wi�c huczne wesele; zaproszono czterdzie�ci trzy oso-1 by; siedzieli za sto�em szesna�cie godzin. Uroczysto�ci I ponowi�y si� nazajutrz i trwa�y jeszcze przez kilka dni. I IV Juz od wczesnego ranka zacz�y si� zje�d�a� powozy pe�ne go�ci, jednokonne kariolki, szarabany o dw�ch ko�ach i stare bryczki bez bud, a ch�opcy z okolicznych wsi, st�oczeni na zwyk�ych wozach, trz�li si�, jad�c ostro PANI BOYARY truchtem i trzymali si� por�czy, �eby nie upa��. Zjawiali si� go�cie z ca�ej okolicy w promieniu dziesi�ciu mil, z Goderville, z Normanville, z Cany. Zaproszeni zostali wszyscy krewni obu rodzin, posz�y w niepami�� wa�nie z niekt�rymi przyjaci�mi, napisano nawet do znajomych od dawna straconych z oczu. Od czasu do czasu s�ycha� by�o zza �ywop�otu trzask bicza, otwierano w�wczas bram� i zaje�d�a�a galopem bryka. Konie jak wryte stawa�y przed gankiem, a z powozu wysypywa� si� t�um go�ci, przeci�gaj�c si� i rozcieraj�c kolana. Panie w czepeczkach mia�y suknie uszyte z miejska, zegarki na z�otych �a�cuszkach, pelerynki skrzy�owane w pasie lub kolorowe chusteczki spi�te na plecach szpilk� i ods�aniaj�ce z ty�u szyj�. Kilku wyrostk�w, ubranych podobnie jak ich ojcowie, nie �mia�o si� porusza� w nowych strojach (niejeden dosta� tego dnia pierwsz� w �yciu par� but�w). Ko�o nich sta�y, milcz�c, kilkunastoletnie dziewcz�ta, siostry czy kuzynki, w bia�ych sukniach od pierwszej komunii, pod�u�onych na t� uroczysto��. Czerwone, wystraszone, z w�osami posklejanymi r�an� pomad�, zdawa�y si� my�le� tylko o tym, �eby nie zawala� bia�ych r�kawiczek. Brak�o parobk�w do wyprz�gania koni, zakasuj�c wi�c r�kawy, panowie sami zabrali si� do roboty. Ubrani byli rozmaicie, zale�nie od pozycji spo�ecznej, we fraki, surduty, marynarki - paradne stroje, chluba rodziny, wyjmowane z szafy tylko na wielkie uroczysto�ci. Rozwiewa�y si� d�ugie po�y tu�ur-kow o zaokr�glonych ko�nierzach i wielkich workowatych kieszeniach; z grubymi sukiennymi kurtkami sz�y w parze czapki z daszkiem otoczonym metalow� obw�d-3, by�y i kuse fraczki z dwoma guzikami z ty�u, Niec�cymi jak para oczu, o kr�tkich, jakby toporem 32 33 GUSTAW FLAUBERT odr�banych po�ach. Niekt�rzy (ale ci oczywi�cie zasi��d mieli na samym ko�cu sto�u) mieli od�wi�tne bluzji z wyk�adanym ko�nierzem, drobno zmarszczone na; plecach i nisko wszyte w pasek. Koszule wydyma�y si� na piersiach jak pancerze; g�owy by�y kr�tko ostrzy�one, a� uszy stercza�y; ci, kt�rzy wstali przed �witem i golili si� prawie po ciemku,] mieli sko�ne szramy na twarzy, pod nosem, na szcz�kacW lub nask�rek zdarty z policzk�w ca�ymi p�atami wielko-i �ci talara. Wiatr zaogni� blizny i wszystkie te bia�e, t�ustej kwitn�ce twarze poc�tkowane by�y r�owymi plamami.! Z fermy do gminy by�o tylko p� mili, udano si� tam wi�c pieszo i pieszo te� powr�cono, po dope�nieniu ko�cielnych obrz�dk�w. Orszak weselny, zrazu jednolita jak barwna wst�ga wij�ca si� �cie�k� w�r�d zielonych) zb�, rozci�gn�� si� wkr�tce i podzieli� na ma�e gromadki, kt�re gaw�dzi�y i przystawa�y chwilami. Na czele szed� grajek ze skrzypcami przystrojonymi w barwna wst�gi, za nim troch� bez�adnie nowo�e�cy, rodzice i przyjaciele. Dzieci pozostawa�y w tyle, bawi�c siei i wyskubuj�c �d�b�a owsa. Suknia Emmy, troch� przy-1 d�uga, wlok�a si� po ziemi. Emma zatrzymywa�a si� wi�c niekiedy, unosi�a j� lekko i delikatnie, nie zdejmuj�c r�kawiczek, wyskubywa�a szorstkie trawy i osty, a Karol stoj�c przy niej ze zwieszonymi r�koma, czeka�, a� sko�czy. Ojciec Rouault w nowym, jedwabnym kapeluszu i w nowym ubraniu o zbyt d�ugich r�kawach, si�gaj�cych palc�w, prowadzi� pani� Bovary-matk�. Pan Bovary-ojciec, pogardzaj�c w duchu ca�ym tym �wiatkiem, zjawi� si� w skromnej kurtce wojskowego kroju, zapi�tej na jeden rz�d guzik�w, i zaleca� si� obcesowo do; m�odej, p�owow�osej wie�niaczki, kt�ra dyga�a, rumieni�a si� i nie wiedzia�a, co odpowiedzie�. Pozostali go�cie 34 PANI BOYARY rozmawiali o interesach albo p�atali sobie figle za plecami, staraj�c si� zawczasu wznieci� weso�o��. Z daleka dochodzi�o wci�� rz�polenie grajka. Kiedy spostrzeg�, �e orszak pozosta� w tyle, przystawa� na chwil�, by zaczerpn�� tchu, smarowa� powolutku smyczek kalafoni�, �eby struny g�o�niej d�wi�cza�y, i rusza� zn�w w drog�, to podnosz�c, to zn�w opuszczaj�c gryf skrzypiec dla lepszego pochwycenia rytmu. D�wi�k instrumentu p�oszy� z daleka ma�e ptaszki. St� zastawiono pod wozowni�. Znalaz�y si� na nim cztery pieczenie wo�owe, sze�� kurcz�t, duszona ciel�cina, trzy �wiartki baranie, a po�rodku pieczone prosi� przybrane czterema kie�baskami ze szczawiem. Po rogach sta�y karafki z w�dk�. S�odki jab�ecznik, musuj�c w butelkach, otacza� korki g�st� pian�, a kieliszki ju� zawczasu nape�nione by�y winem a� po brzegi. Na wielkich p�miskach z ��t� galaretk�, kt�ra drga�a za ka�dym potr�ceniem sto�u, wypisane by�y kolorowym maczkiem monogramy nowo�e�c�w. Ciasta i torty piek� cukiernik sprowadzony z Yvetot. Stara� si�, jak m�g�, bo by� to pierwszy jego wyst�p w okolicy. Deser by� arcydzie�em i powitany zosta� okrzykami podziwu. Na niebieskiej tekturowej podstawie w kszta�cie �wi�tyni z portykami, kolumnad�, pos��kami ze stiuku ustawionymi w niszach, usianymi z�otymi gwiazdami z papieru, sta�a wie�a z ciasta otoczona pomniejszymi fortyfikacjami z tataraku, migda��w, rodzynk�w i pomara�czowych sk�rek. Wreszcie na najwy�szej kondygnacji przedstawiaj�cej zielon� ��czk� w�r�d ska� i jezior z konfitur, w�r�d okr�t�w z �upinek orzecha ko�ysa� si� ma�y arnorek na czekoladowej hu�tawce, kt�rej s�upy ozdobione by�y, niby kulkami, p�kami �wie�ych r�. Jedli do wieczora; kto by� zm�czony siedzeniem, szed� GUSTAW FLAUBERT przej�� si� troch� na podw�rze albo do stodo�y na parti�! kr�gli i wraca� zn�w do sto�u. Wreszcie kilka os�b zdrzemn�o si�, niekt�rzy chrapali nawet. Ale przy kawiej o�ywili si� wszyscy. �piewali, mocowali si�, nosili ci�ary, pr�bowali d�wign�� w�z na ramionach, dowcip-j kowali i ca�owali panie. Wieczorem, gdy przysz�a poraj odjazdu, konie po chrapy spasione owsem wierzga�y, stawa�y d�ba, a� p�ka�a uprz��, a panowie kl�li lub wybuchali �miechem. W ca�ej okolicy wida� by�o w t�! ksi�ycow� noc p�dz�ce galopem po ka�u�ach, wybojach i bezdro�ach bryczki, z kt�rych wychyla�y si� kobiety, byl chwyci� lejce Ci, co zostali w Bertaux, sp�dzili ca�� noc w kuchni, pij�c. Dzieci posn�y pod �awkami. Panna m�oda b�aga�a ojca, by oszcz�dzono jej tradycyjnych �art�w. Mimo to jeden z jej kuzyn�w, handlarz rybami (przywi�z� nawet par� fl�der w �lubnym podar-j ku), usi�owa� wdmuchiwa� wod� przez dziurk� od klucza. Stary Rouault nadszed� jednak w por� i wyt�umaczy� mu, �e powa�ne stanowisko jego zi�cia nie pozwala na takie �arciki. Krewniak z trudem da� si� przekona� tym argumentem i pomawiaj�c w duchu ojca Rouault o dum�, przy��czy� si� do czterech czy pi�ciu siedz�cych w k�