15760
Szczegóły |
Tytuł |
15760 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15760 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15760 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15760 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MUMIA POWRACA
John Whitman
Przek�ad Edyta Jaczewska
AMBER
MUMIA
POWRACA
John Whitman
Przek�ad Edyta Jaczewska
ANBER
Tytu� orygina�u THE MUMMY RETURNS
Redaktor serii ZBIGNIEW FONIOK
Redakcja stylistyczna BEATA S�AMA
Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
MA�GORZATA K�KIEL EWA LUBEREK
Ilustracja na ok�adce Copyright O 2001 by CliffNielsen
Sk�ad WYDAWNICTWO AMBER
KSI�GARNIA INTERNETOWA WYDAWNICTWA AMBER
Tu znajdziesz informacje o nowo�ciach i wszystkich naszych ksi��kach! Tu kupisz wszystkie nasze ksi��ki! http://www.amber.supermedia.pl
Copyright � 2001 Universal Studios Publishing Rights
a division of Universal Studios Licensing, Inc. The Mummy and Mummy Returns are trademarks
and copyrights of Universal Studios.
Ali rights reserved under International and Pan-American Copyright Conventions. Published by arrangement with Universal Studios Licensing, Inc.
For the Polish edition Copyright � 2002 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7245-940-1
rok 4000 p,n.e.
Prolog
Wojownik wspi�� si� chwiejnym krokiem na szczyt piaskowej wydmy, a jego drog� znaczy�y cia�a wrog�w i �lady krwi.
Pad� na kolana i j�kn�� z b�lu. Rana w jego boku broczy�a krwi�. Czu�, �e g�owa mu p�onie. Bia�a czaszka l�ni�a w s�o�cu. Przed laty, w czasie plemiennego rytua�u w ojczystym Akadzie zdj�to mu sk�r� z g�owy, ods�aniaj�c nag� ko��.
Tamten b�l by� jednak niczym w por�wnaniu z udr�k� niedawnej pora�ki. Uni�s� g�ow� i rykn�� z w�ciek�o�ci� ku niebu i s�o�cu.
-Jajestem Kr�lem Skorpionem! Nikt mnie nie pokona!
- Nie ujdziesz �mierci! - zawo�a� nagle jaki� g�os.
Wojownik poderwa� si� na r�wne nogi i obr�ciwszy si�, stan�� twarz� w twarz z teba�skim �o�nierzem. Przez ostatni� godzin� zmierzy� si� ju� z tuzinem takich jak on.
Przed rokiem Kr�l Skorpion najecha� Egipt od wschodu, z Akadu.
Przed tygodniem przeprowadzi� przez pustyni� dzie-si�ciotysi�czn� armi�, wierz�c, �e z mur�w egipskiego miasta Teby nie pozostanie kamie� na kamieniu.
Wczoraj, ku swemu zaskoczeniu, wojska Kr�la Skorpiona, z�o�one z zaprawionych w bojach weteran�w, wpad�y w pu�apk� zastawion� przez Egipcjan i zosta�y zdziesi�tkowane. Sam kr�l ledwo uszed� z �yciem, mieczem toruj�c sobie drog� ucieczki na pustyni� Ahm Shere.
Egipcjanie ruszyli jego �ladem. Kr�l Skorpion, odk�d najecha� te ziemie, zabi� tysi�ce ich braci i egipscy �o�nierze poprzysi�gli, �e nie spoczn�, p�ki nie obedr� go �ywcem ze sk�ry. Kr�l-wojownik ju� ca�y dzie� i noc obywa� si� bez snu. Sze�� razy spotyka� teba�skie patrole poszukuj�ce go na pustyni i sze�� razy zwyci�a� w walce. Teraz spogl�da� na kolejnego �o�nierza.
Ranny, ale nieustraszony, wielki wojownik zawo�a� szyderczo:
- Egipski psie! Razem ze mn� spotkasz boga Anubi-sa!
Egipcjanin zaatakowa�. Kr�l Skorpion z okrzykiem wzni�s� w g�r� kr�tki miecz. Kiedy zada� straszliwy cios, na jego nadgarstku zal�ni�a bransoleta ze z�otym skorpionem, a �o�nierz leg� martwy u jego st�p.
Kr�l Skorpion nie zd��y� nacieszy� si� zwyci�stwem.
- Tam jest! - dobieg� z oddali g�os.
M�ny wojownik ujrza� oddzia� rydwan�w nadci�gaj�cych jak huragan od strony pobliskiej wydmy. Odnalaz�a go ca�a egipska armia.
- Nie! � krzykn�� gniewnie Kr�l Skorpion. - Nie pokonacie mnie!
Rozejrza� si�, ale nie mia� dok�d ucieka�. Gdy egipskie rydwany by�y ju� blisko, kr�l raz jeszcze spojrza� w niebiosa.
- Anubisie! - wezwa� wielkiego boga umar�ych. -Anubisie, wys�uchaj mnie! Podaruj mi armi�, bym zniszczy� swych wrog�w, a... zbuduj� ci piramid� ze z�ota. Oddam ci moj� dusz�!
Jego s�owa roztapia�y si� niczym drobinki piasku w bezmiarze pustyni. Zdawa�o si�, �e modlitwa kr�la pozostanie bez odpowiedzi.
Nagle wojownik poczu�, �e co� pe�znie po jego stopie. Spojrza� w d� i zobaczy� ma�ego, �miertelnie jadowitego skorpiona. Z�apa� go z okrutnym okrzykiem, a skorpion u��dli� go swoim kolcem. Kr�l poczu�, jak trucizna zaczyna kr��y� w jego �y�ach, lecz zamiast go zabi�, doda�a mu
si�.
Kr�l Skorpion roze�mia� si� triumfalnie/W�o�y� skorpiona do ust i powoli prze�u�.
Po chwili pustynia znikn�a, a z piasku wyros�y drzewa i ro�liny; w jednej cudownej chwili powsta�a ca�a oaza.
W cieniu drzew zacz�o budzi� si� do �ycia co� mrocznego; Z ziemi zacz�y wy�ania� si� setki wojownik�w o g�owach szakali, potwor�w przepe�nionych z�em i moc� Anu-bisa. Wszyscy wydali zgodnie bitewny okrzyk, kt�ry wstrz�sn�� niebem.
Kr�l Skorpion za�mia� si�. Zn�w mia� w�asn� armi�.
Od tamtego dnia min�� rok, a ziemie Egiptu wci�� sp�ywa�y krwi�. Kr�l Skorpion ponownie przemierzy� pustyni�, wycinaj�c w pie� wszystkich, kt�rzy o�mielili si� stawi� mu op�r. Wreszcie zwr�ci� si� przeciwTebom, miejscu swej kl�ski, maj�c u boku piekielnych wojownik�w Anubisa. Zr�wna� miasto z ziemi� i wymordowa� jego mieszka�c�w.
Kr�l Skorpion sta� w�r�d ruin Teb, wdychaj�c dymne opary pora�ki wielkiego miasta. Nagle ujrza� przed sob� ciemn� posta�, spowit� dymem i p�omieniami, kt�ra spogl�da�a na niego gniewnym wzrokiem. Na szakalim pysku malowa� si� szyderczy u�miech.
- Anubis - wyszepta� Kr�l-Skorpion.
- Przyszed�em po zap�at� - o�wiadczy� b�g. Kr�l Skorpion sk�oni� si� nisko.
- Mam odda� ci moj� dusz�? A co uczynisz z wojownikami Anubisa? - spyta�, wskazuj�c stoj�c� w pogotowiu armi�.
- Wr�c� do wiecznych piask�w i czeka� b�d� na nast�pne przebudzenie. Ty za� pod��ysz za mn�, by oczekiwa� tego, co jest ci przeznaczone.
Kr�l Skorpion poczu�, �e jaka� zimna d�o� �ciska mu serce. Z cia�a kr�la wydarto sam� esencj� �ycia. Przesta� cokolwiek odczuwa�.
rok 1033 n.e.
Rozdzia� pierwszy
Kompleks �wi�ty� liczy� sobie ponad pi�� tysi�cy lat. Mury wzniesiono z sze�ciotonowych kamiennych blok�w, pot�ne kolumny podpiera�y sklepienia, wznosz�c si� na dziesi�� metr�w w g�r�. �wi�tynie przetrwa�y wojny i rebelie, opar�y si� te� niszczycielskiemu dzia�aniu
czasu.
Pod �wi�tyniami znajdowa� si� labirynt katakumb; komnat pe�nych tajemnic. Zdawa�o si�, �e w ich mrocznym wn�trzu unosi si� historia ca�ej cywilizacji, jakby przechowywano tam wspomnienia minionego �wiata.
Po jakim� czasie wszystkie egipskie �wi�tynie s� takie same, pomy�la� Rick 0'Connell i ziewn��, przechadzaj�c si� pomi�dzy majestatycznymi murami.
Od pierwszej przygody O'Connella w krainie faraon�w min�o dziesi�� lat. O ma�y w�os nie sta�a si� ona ostatni�. Wi�kszo�� wsp�czesnych archeolog�w i poszukiwaczy skarb�w zadowala�a si� poznawaniem staro�ytnego
Egiptu poprzez obcowanie z jego zabytkami i skarbami, tymczasem 0'Connell swojej przygody ze staro�ytno�ci� omal nie przyp�aci� �yciem. Przed dziesi�ciu laty, wraz z innymi poszukiwaczami skarb�w przypadkiem o�ywi� prastar� mumi�; uwolni� z grobu cz�owieka zwanego Imho-tepem, kt�rego skazano na wieczn� �mier� za �ycia. Imhotepa uda�o si� pokona�, ale zanim to nast�pi�o, ca�y �wiat stan�� na kraw�dzi zag�ady. Niewiele te� brakowa�o, by 0'Connell straci� Evelyn, jedyn� mi�o�� swojego �ycia, kt�r� pr�bowano z�o�y� w ofierze.
Po tak niebezpiecznych przygodach ka�dy normalny cz�owiek poszuka�by sobie bezpieczniejszego hobby, jak cho�by kolekcjonowanie lasek dynamitu albo udzia� w walkach byk�w. Ale nie C.Connell. Zamiast zmieni� zainteresowania, o�eni� si� z Evelyn i wr�ci� na te piaszczyste obszary, dziel�c z �on� egiptologiczn� pasj�. Ostatnie dziesi�� lat sp�dzili, podr�uj�c mi�dzy domem w Londynie a ruinami staro�ytnego Egiptu i ci�ko pracuj�c przy wydobywaniu z ziemi starych ko�ci.
O'Connell w�a�ciwie lubi� to zaj�cie. Od czasu do czasu trafiali na antyczne klejnoty lub cenne zabytki, dzi�ki kt�rym zapomina� o upale i odorze p�yn�w do balsamowania zw�ok. Poza tym musia� przyzna�, �e czu� nieodparty poci�g do prastarych egipskich ruin.
Z zamy�lenia wyrwa� go cichy szelest piasku. Obr�ci� si� na pi�cie, rozpinaj�c klapki futera��w na biodrach, i z szybko�ci� wskazuj�c� na spor� praktyk�, wyrwa� z kabur dwa rewolwery.
Wyloty obu luf znalaz�y si� dok�adnie na wysoko�ci twarzy o�mioletniego ch�opca.
10
- Tato! -Alex!
O'Connell natychmiast cofn�� palce ze spust�w i z irytacj� wsun�� rewolwery na miejsce.
Jego syn spojrza� na wystaj�c� z futera��w bro�, wci�� maj�c przed oczami lufy mierz�ce w jego twarz. Prze�kn�� g�o�no �lin�.
- Chyba mi serce stan�o. O'Connell pokr�ci� g�ow�.
- Przecie� kaza�em ci czeka� w �wi�tyni. -Ale, tato...
-�adnych �ale", Alex. Tu na dole jest niebezpiecznie, zw�aszcza dla ma�ych ch�opc�w, kt�rzy podkradaj� si� do mnie chy�kiem.
-Aleja tam widzia�em tw�j tatua�! - powiedzia� Alex, pokazuj�c na r�k� ojca.
Na grzbiecie d�oni O'Connella wytatuowano r�� wiatr�w wskazuj�c� po�udnie, a rozpostarte nad ni� skrzyd�a soko�a tworzy�y kszta�t piramidy. W �rodku widnia�o Oko Horusa.
- Co takiego? - spyta� zbity z tropu O'Connell. -Widzia�em tw�j tatua�. Na �cianie obok wej�cia jest
kartusz, kt�ry wygl�da dok�adnie tak samo, z piramid� i okiem, i tak dalej.
0'Connell wzruszy� ramionami.
- No c�, to chyba dowodzi, �e Egipcjanie mieli do�� rozumu, by tatua�e umieszcza� na �cianach, a nie na w�asnej sk�rze.
Zgi�� i rozprostowa� palce d�oni, po raz nie wiadomo kt�ry przygl�daj�c si� tatua�owi. Mia� go od tak dawna, �e
11
nawet nie pami�ta� ju�, kto i gdzie mu go zrobi�. Mgli�cie przypomina� sobie sierociniec i twarze starych ludzi patrz�cych na niego z g�ry. Potem by�y liczne rodziny zast�pcze i szko�y. W ko�cu zostawi� za sob� wszelkie wspomnienia z dawnych lat. Przyzwyczai� si� do tatua�u takjak do innych blizn z czas�w dzieci�stwa. Ostatnio jednak coraz cz�ciej spogl�da� na niego. Mo�e dlatego, �e by� coraz starszy? Nie, na pewno nie. Nigdy nie zachowywa� si� tak, jak nakazywa� to jego wiek, nigdy te� nie cierpia� na nadmiar rozs�dku.
0'Connell oderwa� wzrok od tatua�u i spojrza� w niecierpliwe oczy syna.
- Pos�uchaj - powiedzia� - zaraz tam p�jd� i obejrz� ten kartusz. A teraz zmykaj.
-Ale...
- �adnych �ale". Wracaj do �wi�tyni, kolego. Alex nad�sa� si�.
-1 co mam robi�? Jego ojciec j�kn��.
- Nie mam poj�cia. Zaskocz mnie.
Rozdzia� drugi
Evelyn 0'Connell sta�a przed opiecz�towanymi drzwiami, starannie omiataj�c piasek i kurz z p�askorze�by przedstawiaj�cej dwie walcz�ce wr�cz egipskie ksi�niczki. Scena nie by�a typowa dla tego okresu historycznego, ale wydawa�a si� Evelyn dziwnie znajoma. By� mo�e podobn� p�askorze�b� widzia�a kiedy� na fotografii lub cho�by gdzie� o niej czyta�a, zw�aszcza �e jej pasja do wszystkiego co egipskie zacz�a si� jeszcze w czasach, kiedy Evelyn nosi�a mysie ogonki.
Kobieta stoj�ca teraz przed opiecz�towanymi drzwiami zupe�nie nie przypomina�a dziewczynki, kt�r� kiedy� zauroczy� egzotyczny �wiat faraon�w. Evelyn 0'Connell sp�dzi�a ponad dziesi�� lat, badaj�c tajemnice Egiptu, i chocia� nigdy nie przysz�oby jej to do g�owy, wygl�da�a zupe�nie jak siostra ksi�niczek z p�askorze�by. Ju� dawno temu porzuci�a tradycyjne angielskie he�my korkowe i ubrania khaki na rzecz stroj�w, jakie nosi�y miejscowe kobiety.
13
Cieniutkie p��tno i gaza w Anglii mog�yby razi�, ale w gor�cym klimacie p�nocnej Afryki Evelyn czu�a si� w nich doskonale.
Zatopiona w my�lach Evelyn zauwa�y�a czarnego w�a, kt�ry sun�� po piasku, dopiero kiedy prze�lizgn�� si� po jej stopie. Natychmiast rozpozna�a w nim jeden z najbardziej jadowitych gatunk�w egipskich w�y. Zmarszczy�a brwi.
- Wynocha! - rzuci�a kr�tko i szybkim kopni�ciem pos�a�a w�a w powietrze.
0'Connell w�a�nie wszed� do komnaty i ledwie zd��y� si� uchyli�. W�� przelecia� nad nim i uderzy� w przeciwleg�� �cian�.
0'Connell wyprostowa� si�.
- Nabierasz wprawy.
Evelyn u�miechn�a si� z dum�.
- Czego chcia� Alex?
- Pokaza� mi co�, co znalaz� - wyja�ni� Rick. - Na czym sko�czyli�my?
Zaciera� przez chwil� r�ce, przygl�daj�c si� opiecz�towanym drzwiom. Potem, stanowczym gestem chirurga prosz�cego o skalpel, wyci�gn�� d�o�.
- M�otek.
Evelyn zamaszystym gestem po�o�y�a na niej niewielki m�otek. 0'Connell ostro�nie postuka� nim w drzwi i od�upa� kilka male�kich okruch�w kamienia.
- D�uto - za��da� z �artobliw� powag�.
Evelyn poda�a mu narz�dzie, a on starannie wyr�wna� powierzchni�, nad kt�r� pracowa�.
- Pilnik - za�yczy� sobie poszukiwacz przyg�d.
Z przesadn� delikatno�ci� dotkn�� nim szczeliny drzwi.
14
Stoj�ca obok Evelyn j�kn�a.
- To potrwa wieki! Dobra, zr�bmy to tak, jak lubisz -powiedzia�a, wr�czaj�c mu pot�ny �om.
0'Connell u�miechn�� si� szeroko, wsun�� �om w szczelin� i drzwi run�y z trzaskiem na ziemi�.
Komnata pe�na by�a tarantuli, skorpion�w i w�y, ulubie�c�w i stra�nik�w sporej grupy zbutwia�ych mumii.
Evelyn wesz�a do �rodka i spojrza�a na wszystkie te okropno�ci, jak na wystaw� dzie� sztuki.
- Od chwili, kiedy przy�ni� mi si� tamten sen, my�la�am tylko o tym miejscu - powiedzia�a z zachwytem.
O'Connell zmarszczy� nos.
- Moje sny tak nie pachn�.
- Czuj� si�, jakbym kiedy� ju� tu by�a... Wiem, �e tu kiedy� by�am.
0'Connell spojrza� na ni� sceptycznie, a potem rozejrza� si� po komnacie.
- S�uchaj, Evy, przykro mi sprowadza� ci� na ziemi�, ale tu nikogo nie by�o. Przez ponad trzy tysi�ce lat.
Ze �ciany wystawa� uchwyt na pochodni�. Evelyn z�apa�a go i poci�gn�a mocno w d�. Nagle otworzy�o si� ukryte wej�cie do nast�pnego korytarza. U�miechn�a si� do siebie.
- Wi�c sk�d ja tak dobrze wiem, dok�d mam i��?
Rozdzia� trzeci
Alex wdrapa� si� d�ugim szybem prowadz�cym z kata-kumb do wn�trza �wi�tyni, rozkopuj�c po drodze ma�e kopczyki naniesionego tam piasku. Tata jak zwykle zabrania mu ka�dej dobrej zabawy. Bo co to za frajda dla o�miolatka jecha� na drugi koniec �wiata, do Egiptu, �azi� po zasypanych piaskiem �wi�tyniach. Nie wolno mu nawet zej�� do katakumb, �eby obejrze� sobie grobowce i mumie. Po prostu czysta niesprawiedliwo��.
Kiedy Alex znalaz� si� na �rodku �wi�tyni, spojrza� na sarkofag oparty o �cian�. Stan�� w rozkroku, trzymaj�c d�onie przy biodrach jak rewolwerowiec got�w w ka�dej chwili si�gn�� po bro�. Szybkim jak b�yskawica ruchem wyrwa� z tylnej kieszeni spodni proc� i wymierzy� z niej do kamiennej trumny.
- Tu jest niebezpiecznie - powiedzia�, na�laduj�c ojca. -Zw�aszcza dla mumii, kt�re podkradaj� si� do mnie chy�kiem. ' **��
16
Wsun�� kamyk w uchwyt procy, naci�gn�� j� i strzeli�. Kamyk przelecia� przez sal� i uderzy� wyrze�bion� na sarkofagu posta� dok�adnie mi�dzy oczami.
- S�ysza�e� to?
Alex zastyg� bez ruchu. Ten g�os nie nale�a� ani do matki, ani do ojca.
- Nie marud�. To jaki� szczur, czy co�.
G�osy dochodzi�y z jednego z wielu korytarzy, wychodz�cych z g��wnej sali �wi�tyni. Nieznajomi m�wili szeptem, ale kamienny korytarz dzia�a� jak pot�ny megafon i ch�opiec s�ysza� ka�de ich s�owo.
- Zamknijcie si�. Zr�bmy swoje i wracajmy szybko do domu.
Alex zaniepokoi� si� nie na �arty. Wiedzia� doskonale, �e w �wi�tyni nie powinien przebywa� nikt niepowo�any. Na dodatek przestraszy� go ton tych g�os�w. To by�y twarde, bezduszne g�osy ludzi, kt�rych mama nazywa�a kanaliami, a tata konkurencj�.
Ch�opiec rozejrza� si� niespokojnie, szukaj�c jakiej� kryj�wki. Jedn� ze �cian �wi�tyni podpiera�o wysokie na ponad dwana�cie metr�w rusztowanie. Podbieg� do niego i w par� sekund wspi�� si� na sam szczyt. Po�o�y� si� p�asko na brzuchu na deskach.
Z jednego z korytarzy wysz�o �mia�o trzech m�czyzn. W r�kach mieli gro�nie wygl�daj�ce bu�aty, a zza pas�w wystawa�y im rewolwery.
Szef tr�jki rozejrza� si� po wn�trzu �wi� mi, sprytnymi oczami. Widok staro�ytn:
2 - Mumia powraca
dny-
i dzie� sztuki nie wzrusza� go - nie obchodzi� go zesz�y tydzie�, a co dopiero minione tysi�clecie.
Red Lasher interesowa� si� wy��cznie tym, by wykona� swoj� robot� i dosta� zap�at�. Mia� nadziej�, �e Jacques i Spivey nie sprawi�, i� po�a�uje wci�gni�cia ich w t� histori�. Dawali sobie rad�, p�ki robota sz�a zgodnie z planem, ale nie wiedzia�, jak si� zachowaj� w razie niespodzianek. No c�, je�eli nie sprawi� si� dobrze, to gdy tylko za�atwi 0'Connell�w, zajmie si� nimi i b�dzie po wszystkim.
- Dobra - warkn�� - przejrzyjcie te graty. Zobaczcie, czy tu tego nie ma. "wyci�gn�� zza pasa pistolet.
- O'Connell�w bior� na siebie.
Poni�ej, w katakumbach, Evelyn ruszy�a w g��b ukrytego w �cianie korytarza. Zastanawia�a si�, gdzie mog�a czyta� o tym miejscu. Nie przychodzi�a jej na my�l �adna ksi��ka, ani pergamin, ani papirus z hieroglifami, w kt�rym by�aby o nim jaka� wzmianka. A przecie� wszystko wydawa�o jej si� takie znajome...
Korytarz ko�czy� si� obszern� mroczn� komnat�. Wsun�a do �rodka pochodni� i dostrzeg�a pokryte paj�czynami �ciany i przegni�e fragmenty jakich� sprz�t�w. Jednak kiedy p�omie� pochodni zamigota�, o�wietlaj�c wn�trze, Evelyn odnios�a wra�enie, �e pomieszczenie o�wietla inne, znacznie ja�niejsze �wiat�o. Nagle sceneria si� zmieni�a; w mgnieniu oka znikn�y minione cztery tysi�ce lat, a Eve-lyn ujrza�a komnat� tak�, jak� by�a w czasach najwi�kszej �wietno�ci Egiptu.
18
Nie by�a sama. Przez drzwi naprzeciwko wesz�a egipska ksi�niczka. Wkomnacie zajej plecami Evelyn dostrzeg�a dw�ch stra�nik�w pilnuj�cych ma�ej ozdobnej szkatu�ki. Zobaczy�a, �e ksi�niczka zatrzaskuje drzwi i obraca umieszczon� na nich s�oneczn� tarcz�: dwa razy w prawo i raz w lewo. Zamkn�wszy drzwi, ksi�niczka ruszy�a do wyj�cia, a jej pi�kna twarz zwr�ci�a si� w stron� Evelyn. Evelyn drgn�a i odskoczy�a do ty�u...
...i zn�w znalaz�a si� w swoich czasach. Wok� niej by�y tylko proch, py� i zamkni�te drzwi.
Evelyn przetar�a oczy, ale wizja nie powr�ci�a. Poruszy�a pochodni�, pr�buj�c przywo�a� te same obrazy.
0'Connell przygl�da� jej si� ze zdziwieniem.
- Hm. Wiesz, je�eli zaczniesz ni� macha� naprawd� szybko, b�dziesz mog�a napisa� w powietrzu swoje imi�...
Evelyn zaj�kn�a si�, a potem zdo�a�a wykrztusi�:
- Przed chwil� mia�am wizj�! Jak tamt� ze snu, ale bardziej wyra�n�, jakbym naprawd� znalaz�a si� tu w staro�ytnych czasach.
0'Connell gwizdn��.
- Dobra, sny rozumiem, ale wizje to ju� lekka przesada. Dobrze si� czujesz?
- Nic mi nie jest. - Pochwyci�a jego niedowierzaj�ce spojrzenie. - Naprawd�.
- Dobrze... - wycedzi� 0'Connell. Podszed� do drzwi z �omem w d�oniach. Wbijaj�c narz�dzie w szczelin�, szarpn�� raz, drugi, trzeci... ale drzwi ani drgn�y. Sapn�� i mocniej uj�� narz�dzie. - Skoro faktycznie by�a� tu ju� kiedy�, poka� mi jak to dra�stwo otworzy�!
19
Odsun�� si� od drzwi. Narz�dzie nie zdo�a�o ich nawet zarysowa�.
Evelyn podesz�a spokojnie, uj�a tarcz� s�oneczn� i obr�ci�a j� tak samo, jak zrobi�a to w jej wizji ksi�niczka. Zamek otworzy� si�, a drzwi uchyli�y z sykiem.
0'Connell podni�s� r�ce do g�ry gestem kapitulacji.
- Okay, teraz zaczynam si� ciebie ba�.
- Teraz i ja si� siebie boj�.
Ze szczytu rusztowania Alex obserwowa�, jak dwaj uzbrojeni ludzie przetrz�saj� �wi�tyni�.
- Tu jej nie ma, Jacques - mrukn�� jeden. - Nie zostawiliby jej na samym wierzchu.
-Jakby� si� na tym zna�, Spivey - odpar� drugi.
- No c�, znam si� na ludziach. Nikt nie zostawi�by na widoku rzeczy wartej takiej forsy, a ju� na pewno nie tu.
Jacques przesta� na moment grzeba� w�r�d drobnych przedmiot�w ustawionych na jednej z p�ek i spioruno-wa� wzrokiem towarzysza.
- P�ac� nam za szukanie, wi�c szukajmy. Spivey spojrza� na niego r�wnie ostro. -Wola�bym by� na dole z Redem. Lepiej si� nadaj� do
zabijania ni� do grzebania w tych grotach.
Alex czu�, �e za chwil� stanie mu serce. Od pocz�tku wiedzia�, �e ci ludzie to nic dobrego, ale my�la�, �e s� tylko z�odziejami grobowc�w. Czy oni naprawd� przyszli tu zabi� mu mam� i tat�?
Zastanawia� si�, jak zej�� na d�, ale zdawa� sobie spraw�, �e najmniejszy ruch mo�e zdradzi� jego obecno��.
20
Trafi� d�oni� na le��cy na platformie kamyk. Wsun�� go w uchwyt procy, naci�gn�� j� i strzeli� a� �wisn�o. Kamyk uderzy� Spiveya w ty� g�owy.
- Au! - wrzasn�� zbir. - Co� mnie uderzy�o! Obr�ci� si� na pi�cie, ale Alex dobrze si� schowa�.
- O co ci chodzi?
- Co tam marudzisz? - warkn�� Jacques, wpychaj�c zabytkowe drobiazgi do swojej torby.
Spivey jeszcze raz rozejrza� si� po sali i potar� g�ow�.
- Co� mnie ugryz�o. Albo uderzy�o. W g�ow�.
- Szkoda, �e ci jej nie urwa�o - wymamrota� pod nosem Jacques. - Szukaj dalej.
Alex wstrzyma� oddech i wymaca� nast�pny kamyk. �wist!
Kamyk tak mocno strzeli� Spiveya w plecy, �e m�czyzna a� podskoczy�.
- O m�j Bo�e, to boli!
Tym razem Jacques widzia�, co si� sta�o. Schyli� si� i podni�s� kamyk. Zimnym wzrokiem zacz�� lustrowa� wn�trze �wi�tyni.
Poni�ej, u wej�cia do katakumb, Red Lasher us�ysza� krzyk Spiveya i zakl��, �e wynaj�� do tej roboty tak kiepskiego fachowca. Ju� on da Spiveyowi pow�d do wrzask�w. Ale to potem. Najpierw musi wykona� swoje zadanie, czyli jak najszybciej zabi� Ricka i Evelyn O'Connell�w.
Rozdzia� czwarty
Evelyn post�pi�a par� krok�w w g��b otwartej komnaty. Kr�g �wiat�a pochodni stopniowo rozja�nia� mroczne wn�trze. Obejrza�a si� na m�a i zrobi�a kolejny krok.
Z ciemno�ci �ypn�a na ni� z�owrogo twarz mumii. Evelyn krzykn�a i rzuci�a si� w ty�. 0'Connell natychmiast wyskoczy� przed ni� i uderzy� �omem, odcinaj�c mumii g�ow�. G�owa przekozio�kowa�a w powietrzu i odbi�a si� od �ciany.
Cia�o mumii ani drgn�o. Tak naprawd�, jego wygl�d wyra�nie wskazywa� na to, �e nie poruszy�o si� ani razu od czterech tysi�cy lat. Mimo to 0'Connellowi wcale nie zrobi�o si� g�upio. W przesz�o�ci mumie zrobi�y im ju� kilka paskudnych niespodzianek i, jego zdaniem, ka�dy pretekst by� dobry, �eby z�oi� im sk�r�.
By�y tam w�a�ciwie dwie mumie. Obie w stroju �o�nierzy.
- Stra�nicy z mojej wizji - szepn�a Evelyn.
22
Mi�dzy stra�nikami sta�a ozdobna skrzynka ze z�otym dyskiem na wieku. Evelyn pokiwa�a g�ow� ze zrozumieniem i podbieg�a do niej.
- Kr�l Skorpion - szepn�a.
0'Connell nigdy nie s�ysza� o Kr�lu Skorpionie, ale s�owa �ony zapachnia�y mu pieni�dzmi. Oboje ze zdumieniem wpatrywali si� w skrzynk�.
Evelyn m�wi�a dalej:
- Uwa�a si�, �e to mityczna posta�. Nic po nim nie zosta�o, nie znaleziono �adnych dowod�w, �adnych wskaz�wek...
0'Connell zaczyna� mie� z�e przeczucia.
- Mo�e nie chcieli, �eby kto� to znalaz�.
- Otw�rzmy j� - powiedzia�a Evelyn, patrz�c na niego z b�yskiem w oku.
O'Connell zna� ju� to spojrzenie. Zazwyczaj widywa� je w lustrze w te dni, kiedy wierzy�, �e si� wzbogaci. Liczne do�wiadczenia podpowiada�y mu jednak, co w takie dni zwykle go spotyka. K�opoty.
- Sam nie wiem, Evelyn. Mo�e to nie jest dobry pomys�.
- To tylko skrzynka. �adna skrzynka jeszcze nikomu nie zrobi�a krzywdy.
O'Connell zacisn�� z�by.
- Tak, na pewno. I ��adna ksi��ka nie zrobi�a jeszcze nikomu krzywdy", pami�tasz te s�owa? Mi�so�erne skarabeusze, �mierciono�ne burze piaskowe, mumie, kt�re rozdzieraj� ludzi na strz�py, a potem zmieniaj� si� w pot�nych czarownik�w... M�wi ci to co�?
Evelyn wzruszy�a ramionami i niecierpliwie dotkn�a wieka skrzynki.
- Przesta�, nie mo�emy si� teraz wycofa�.
23
0'Connell zastanawia� si� chwil�. Co z�ego mo�e si� zdarzy�? Ilu egiptolog�w i poszukiwaczy przyg�d dosi�g�a zemsta staro�ytnych za to, �e otwierali ich grobowce i zabierali skarby? Niewielu. Szansa, �e im samym przytrafi si� to po raz drugi by�a naprawd�...
- Dobra - powiedzia�. -Ale pami�taj, ja tu by�em g�osem rozs�dku.
- Cho� raz w �yciu... - odpar�a Evelyn z u�miechem, chwytaj�c �om i zabieraj�c si� do otwierania skrzynki.
Alex patrzy�, jak dw�ch z�odziei grobowc�w szuka go po ca�ej �wi�tyni. Ten o zimnych oczach, Jacques, wygl�da� na �ebskiego faceta, ale i on nie domy�li� si�, gdzie ch�opiec si� ukry�. Gdy m�czy�ni odwr�cili si� do niego plecami, jeszcze raz strzeli� z procy.
Kamyk lecia� w kierunku g�owy Spiveya, ale w ostatniej chwili Jacques obr�ci� si� na pi�cie i z�apa� go w powietrzu, zaledwie par� centymetr�w od celu. Jacques spojrza� w stron�, z kt�rej nadlecia� kamie� i wbi� wzrok w Aleksa, zanim ch�opiec zd��y� schyli� g�ow�.
Oczy Aleksa rozszerzy�y si� ze strachu, gdy Jacques u�miechn�� si� z�ym u�miechem i strzaska� w d�oni kamyk na py�.
- Zajm� si� tym - powiedzia� Jacques, unosz�c do g�ry miecz.
0'Connell obserwowa�, jak Evelyn pr�buje otworzy� skrzynk�. Poniewa� zwykle to on zajmowa� si� grubsz�
24
robot�, musia� przyzna�, �e z przyjemno�ci� popatrzy sobie teraz na jej wysi�ki. Wyda�o mu si� nawet, �e s�yszy jakie� przekle�stwa. Opar� si� niedbale o najbli�sz� mumi�.
- Dzi�ki za pomoc, kolego � za�artowa�, spogl�daj�c na pozbawiony g�owy korpus.
I wtedy dostrzeg�, �e na szyi mumii wisi na �a�cuszku z�oty kluczyk.
- Hm. Wiesz co, Evy? - powiedzia�.
- S�uchaj no - sapn�a - mo�e... nie mam... tyle si�y... co ty... ale jestem pewna, �e potrafi�... otworzy� to dra�-stwo!
- Te� jestem pewien, �e potrafisz - powiedzia�, zdejmuj�c �a�cuszek z szyi mumii. - Zw�aszcza kluczykiem.
Evelyn rzuci�a mu spojrzenie, w kt�rym irytacja miesza�a si� z wdzi�czno�ci�. Cofn�a si�, a O'Connell wsun�� kluczyk w zamek skrzynki. Klucz obr�ci� si� z �atwo�ci�, stare zapadki klikn�y i zaskoczy�y. Kiedy O'Connell uni�s� wieko, rozleg� si� cichy �wist, a ze �rodka ulecia�o powietrze zamkni�te tam przez cztery tysi�ce lat.
Wewn�trz skrzynki le�a�a kunsztowna, gruba z�ota bransoleta.
Evelyn wyda�a d�ugie westchnienie zdziwienia.
- Bransoleta Anubisa.
Kryj�c si� za za�omem korytarza, Red us�ysza�, jak Evelyn wymawia te magiczne s�owa. Tego w�a�nie szukali. O'Connellowie bardzo u�atwili mu zadanie.
Opu�ci� rewolwer, mierz�c O'Connellowi w plecy. Najpierw za�atwi m�a, potem rozprawi si� z �on�.
25
Przez przymkni�te oko dostrzeg�, �e kobieta pochyla si� i bierze do r�ki b�yszcz�cy przedmiot. Nagle �ciany i posadzka j�kn�y. Gdzie� w najg��bszych zakamarkach �wi�tyni kamie� otar� si� o kamie�. Ziemia zatrz�s�a mu si� pod stopami.
Red zakl��, opu�ci� bro�, odwr�ci� si� i pobieg� przed siebie.
0'Connell i Evelyn pr�bowali utrzyma� si� na nogach, gdy �ciany i posadzka zatrz�s�y si� wko�o nich. Eve-lyn odruchowo od�o�y�a bransolet� na miejsce i zatrzasn�a wieko skrzynki.
- Troch� na to za p�no, nie s�dzisz? - powiedzia� 0'Connell.
Evelyn wcisn�a mu skrzynk� do r�k. -W��j� do plecaka.
- Mam lepszy pomys� - stwierdzi� 0'Connell. - Zostawmy j� tutaj.
- Troch� na to za p�no, nie s�dzisz?
0'Connell wrzuci� skrzynk� do plecaka i za�o�y� go na rami�, a potem oboje zacz�li biec korytarzem.
Alex cofa� si� powoli, gdy Jacques zacz�� pi�� si� po rusztowaniu. Z�odziej z kr�tkim mieczem w z�bach i oczami utkwionymi w miejscu, w kt�rym dostrzeg� Aleksa, szczebel po szczeblu zbli�a� si� do szczytu rusztowania. Alex chcia� ucieka�, ale nie mia� dok�d.
- Jac�ues posieka ci� na kawa�ki, synu!
26
Nagle, potykaj�c si�, do sali wpad� Red.
- Wyno�my si� st�d! - wrzasn��. Spivey zdziwi� si�.
- O czym ty m�wisz? Jeszcze niczego nie znale�li�my!
- Postara� si� o to kto inny - uci�� Red. - Zaufaj mi! Wybieg� ze �wi�tyni, a Spivey ruszy� jego �ladem. Na rusztowaniu Jac�ues spojrza� gro�nie na Aleksa,
a potem zsun�� si� po jednym ze wspornik�w i zeskoczy� lekko na ziemi�. Zatrzyma� si� na chwil�, kopn�� desk� podtrzymuj�c� konstrukcj� rusztowania i biegiem rzuci� si� do wyj�cia.
Rusztowanie zacz�o si� chwia�. Alex wyci�gn�� r�ce, rozpaczliwie pr�buj�c utrzyma� r�wnowag�. Rusztowanie przechyli�o si� na bok i uderzy�o w pot�n� kolumn�. Kiedy za�ama�y si� deski, Alex z�apa� si� kolumny i przytrzyma� ze wszystkich si�. Zamkn�� oczy i zagryz� z�by, a rusztowanie z hukiem run�o na ziemi�, wzbijaj�c tumany kurzu.
Kiedy ha�as ucich�, Alex zda� sobie spraw�, �e nic mu nie jest. Ze�lizn�� si� na posadzk�, zdumiony, �e uda�o mu si� wyj�� bez szwanku. Wszystkie te wstrz�sy zaszkodzi�y jednak kolumnie. Pot�ny pylon zadr�a� w posadach, przechyli� si� i uderzy� w s�siedni, a ten run�� na nast�pny. Ch�opiec patrzy�, jak wielkie kamienny przypory w zwolnionym tempie sk�adaj� si� jak kostki domina, niszcz�c staro�ytn� budowl�.
- O kurcz�! - powiedzia�.
27
0'Connell i Evelyn wybiegli z ukrytej komnaty w chwili, gdy do s�siedniej wdar� si� pot�ny strumie� wody. Nast�pny gejzer wybuch� tu� przed nimi, zagradzaj�c im drog� ucieczki. Rozgl�daj�c si� na prawo i lewo, 0'Connell zauwa�y� odga��zienie korytarza. Z�apa� Eve-lyn za r�k� i rzuci� si� p�dem w tamt� stron�.
Tunel mia� tylko kilka metr�w i ko�czy� si� �lep� �cian�.
- Dobra, nast�pnym razem ty prowadzisz - powiedzia� 0'Connell.
Zawr�cili, ale wodaju� wype�nia�a korytarz. Strumie�, kt�ry w nich uderzy� niemal zbi� ich z n�g. Uda�o im si� utrzyma� g�owy nad powierzchni�, ale woda w kilka sekund dosi�g�a poziomu sklepienia i zakry�a ich.
O'Connell rozejrza� si�, usi�uj�c dostrzec co� przez ciemn� mulist� wod�. Zawsze przecie� jest jakie� wyj�cie, je�li szuka si� go dostatecznie wytrwale.
Nie zobaczy� jednak niczego poza �lep� �cian�, do kt�rej dotarli przed chwil�. Nie mieli dok�d pop�yn��, dok�d ucieka�. Przygarn�� Evelyn do siebie i przytuli� mocno, kiedy ko�czy� im si� ostatni oddech.
Alex patrzy�, jak kolejne kolumny opieraj� si� jedna
0 drug�. Ostatnia zachwia�a si� pod naporem pozosta�ych
1 trwa�a tak przez moment, trzeszcz�c i broni�c si� przed upadkiem. Potem jednak, niczym trac�cy si�y olbrzym, upad�a na �cian� i z hukiem wyrwa�a z niej kilka pi�cioto-nowych blok�w kamienia.
Ku zdumieniu Aleksa, przez otw�r run�a woda, a za ni� dwa ludzkie cia�a. Pr�d zani�s� je niemal pod nogi Aleksa.
28
To byli rodzice. Kompletnie mokrzy, niebotycznie zdziwieni i niezdolni wykrztusi� s�owa. Alex prze�kn�� �lin�. - Hm... Mamo... tato... Mog� wszystko wyja�ni�.
CConnell i Evelyn wybiegli z ukrytej komnaty w chwili, gdy do s�siedniej wdar� si� pot�ny strumie� wody. Nast�pny gejzer wybuch� tu� przed nimi, zagradzaj�c im drog� ucieczki. Rozgl�daj�c si� na prawo i lewo, CConnell zauwa�y� odga��zienie korytarza. Z�apa� Eve-lyn za r�k� i rzuci� si� p�dem w tamt� stron�.
Tunel mia� tylko kilka metr�w i ko�czy� si� �lep� �cian�.
- Dobra, nast�pnym razem ty prowadzisz - powiedzia� CConnell.
Zawr�cili, ale wodaju� wype�nia�a korytarz. Strumie�, kt�ry w nich uderzy� niemal zbi� ich z n�g. Uda�o im si� utrzyma� g�owy nad powierzchni�, ale woda w kilka sekund dosi�g�a poziomu sklepienia i zakry�a ich.
CConnell rozejrza� si�, usi�uj�c dostrzec co� przez ciemn� mulist� wod�. Zawsze przecie� jest jakie� wyj�cie, je�li szuka si� go dostatecznie wytrwale.
Nie zobaczy� jednak niczego poza �lep� �cian�, do kt�rej dotarli przed chwil�. Nie mieli dok�d pop�yn��, dok�d ucieka�. Przygarn�� Evelyn do siebie i przytuli� mocno, kiedy ko�czy� im si� ostatni oddech.
Alex patrzy�, jak kolejne kolumny opieraj� si� jedna
0 drug�. Ostatnia zachwia�a si� pod naporem pozosta�ych
1 trwa�a tak przez moment, trzeszcz�c i broni�c si� przed upadkiem. Potem jednak, niczym trac�cy si�y olbrzym, upad�a na �cian� i z hukiem wyrwa�a z niej kilka pi�cioto-nowych blok�w kamienia.
Ku zdumieniu Aleksa, przez otw�r run�a woda, a za ni� dwa ludzkie cia�a. Pr�d zani�s� je niemal pod nogi Aleksa.
28
To byli rodzice. Kompletnie mokrzy, niebotycznie zdziwieni i niezdolni wykrztusi� s�owa. Alex prze�kn�� �lin�. - Hm... Mamo... tato... Mog� wszystko wyja�ni�.
Rozdzia� pi�ty
Zgodnie z legend�, nawet gwiazdy nie chcia�y �wieci� nad Hamunaptr�, Miastem Umar�ych.
Jednak tej nocy nad prastarymi ruinami zap�on�y reflektory, omiataj�c ka�dy skrawek terenu wykopalisk i ca�� otaczaj�c� go bateri� d�wig�w i buldo�er�w.
Ponad setka egipskich kopaczy pracowa�a bezustannie pod czujnym okiem pi��dziesi�ciu uzbrojonych po z�by m�czyzn w czerwonych turbanach i d�ugich czarnych szatach.
W centrum ca�ej tej krz�taniny tkwi� namiot, obszerny jak pawilon i czarny jak ruiny umar�ego miasta. Wewn�trz namiotu wysoki muskularny m�czyzna i szczup�a ciemnow�osa kobieta stali przy stole, na kt�rym le�a�y dwie ksi�gi.
M�czyzna nazywa� si� Lok-Neh. Na czole mia� wyra�nie wypisane pragnienie w�adzy. Niegdy� z�odziej, szuler i zab�jca wybra� w ko�cu karier�, kt�ra po��czy�a wszystkie te trzy profesje. Jako dow�dca oddzia�u najemnik�w
30
w czerwonych turbanach znalaz� najlepszy spos�b zaspokojenia zar�wno ��dzy krwi, jak i ��dzy pieni�dza.
Stoj�ca obok niego kobieta by�a bardziej tajemnicza, a jej motywacje bardziej skomplikowane. Dlaczego ta m�oda pi�kno�� zadawa�a si� z najgorszymi m�tami �rodkowego Wschodu, Lok-Neh nie potrafi� odgadn��, a Meela mu si� nie zwierza�a. M�g� jednak za�wiadczy�, �e jej hart ducha potrafi� zdeprymowa� najodwa�niejszych m�czyzn, a na temat Hamunaptry i innych staro�ytnych ruin posiada�a wiedz�, o jakiej naukowcy mogli tylko marzy�.
Lok-Neh podni�s� ze sto�u czarn� sk�rzan� ksi�g� i uderzy� ni� o blat.
- Ksi�ga Umar�ych daje �ycie.
Postuka� palcem w le��c� obok z�ot� ksi�g�.
- Ksi�ga �ywych je odbiera.
Meela zmys�owym ruchem pog�adzi�a palcami obie ksi�gi i rzuci�a Lok-Nehowi diaboliczny u�miech. -Jeste�my coraz bli�ej.
- Istotnie - odpar� Lok-Neh. - Teraz, je�eli Kustosz potrafi zrealizowa� cho�by po�ow� swoich przechwa�ek, wszystko potoczy si� zgodnie z planem.
W tej w�a�nie chwili Kustosz sta� jakie� trzydzie�ci metr�w od nich, na kraw�dzi piaszczystego wykopu, sk�d obserwowa� pracuj�cych na dole kopaczy.
Nagle, omal nie rozje�d�aj�c kilku robotnik�w, podjecha� land-rover i zahamowa� z piskiem opon. Z wozu wyskoczyli Red,Jacques i Spivey.
- Macie to? - spyta�.
31
- Hm, prawie - powiedzia� Red. - Co� si� sta�o... Kustosz zmarszczy� brwi.
- Co si� niby mog�o sta�?
Zanim ktokolwiek zdo�a� mu odpowiedzie�, ziemia zatrz�s�a si�, niemal zbijaj�c ich wszystkich z n�g.
- Co� mniej wi�cej takiego - odpar� Red.
Ledwie zdo�ali otrz�sn�� si� z zaskoczenia, gdy ziemia zatrz�s�a si� ponownie. Robotnicy zacz�li si� niepokoi�, rozgl�daj�c si� nerwowo po piaszczystych �cianach, kt�re w ka�dej chwili mog�y si� na nich zawali�.
G�upcy, pomy�la� Kustosz, boj� si� tego, czego nie powinni si� l�ka�, a o tym, czego powinni si� ba�, nie maj� poj�cia.
Nast�pna chwila dowiod�a, �e mia� racj�.
Z dna wykopu wyr�s� kopiec piasku. Robotnicy cofn�li si� i przygl�dali mu si� w os�upieniu. Nagle kopiec otworzy� si�, a z jego szczytu wzbi�y si� w nocne powietrze tysi�ce czarnych owad�w.
Wielko�ci pi�ci, szybkonogie i �ar�ocznie poruszaj�ce �uwaczkami, z grzechotem rozpe�z�y si� po piasku jak szybko rosn�ca plama.
- Skarabeusze! - krzykn�� kto�. - Uciekajcie! Kilkudziesi�ciu ludzi zacz�o wspina� si� po �cianach
wykopu, piasek jednak obsuwa� si� pod nimi i wygl�da�o to tak, jakby pr�bowali pop�yn�� w g�r� wodospadu.
Krzyki bezskutecznie szukaj�cych drogi ucieczki kopaczy nios�y si� w nocnym powietrzu g�o�nym echem.
Nie mieli dok�d ucieka�. Skrzyp! Skrzyp!
Wci�� rosn�ca chmara skarabeuszy szybko dogoni�a robotnik�w i zacz�a zjada� ich �ywcem.
32
- S�odki Jezu! - st�kn�� Red i cofn�� si� przera�ony, gdy robotnicy znikali pod masami g�odnych owad�w.
Kustosz u�miechn�� si� tylko i powiedzia�:
-Jeste�my coraz bli�ej.
Jeden z robotnik�w, ci�ko dysz�c, wydosta� si� z wykopu. Na jego ciele nie by�o wida� ani jednego skarabeusza, ale pod sk�r� wi�o si� i porusza�o kilkana�cie guzk�w, wygryzaj�c drog� do organ�w wewn�trznych. Kopacz otworzy� usta, by krzykn��, ale wypad�y z nich tylko skarabeusze i piasek.
Red i jego podw�adni rzucili si� do land-rovera. Zbyt przera�eni, by si�gn�� po bro�, podnie�li r�ce �a�osnym obronnym gestem, a skarabeusze rzuci�y si� w ich stron�.
Kustosz tylko uni�s� d�onie. Ca�a armia ludzi w czerwonych turbanach skierowa�a si� w jego stron� z miotaczami p�omieni i zagoni�a skarabeusze z powrotem do wykopu.
Kustosz ju� si� odwraca�, kiedy us�ysza�, �e kolejna grupa kopaczy nawo�uje go z o�ywieniem.
- Tutaj! - krzykn�� jeden z nich, wskazuj�c palcem jeden z d�wig�w pracuj�cych w�r�d ruin.
Z chwytaka d�wigu zwisa� ogromny kamienny blok. Kolejny u�miech przemkn�� przez usta Kustosza.
- Znale�li�my go - rozpromieni� si�. - Znale�li�my!
Meela i Lok-Neh podeszli szybko do wykopu; dwaj s�u��cy nie�li za nimi �wi�te ksi�gi. Meela odebra�a z�ot� ksi�g� z r�k s�u��cego, bez wzruszenia spogl�daj�c na pe�n� grozy scen�.
Zwr�ci�a si� do Lok-Neha.
3 - Mumia powraca
33
- U�yli tej ksi�gi, �eby przekl�� Imhotepa, zgadza si�?
- Tak - odpar� m�czyzna.
- To jedyna rzecz, kt�ra mo�e mu zaszkodzi�?
-Tak.
Meela skin�a g�ow�, a potem wrzuci�a z�ot� ksi�g� w sam �rodek wykopu. Skarabeusze ucieka�y przed ni� ze skrzekiem, jakby sama obecno�� ksi�gi razi�a je �ywym
ogniem.
Potem, przywo�awszy Kustosza, Meela i Lok-Neh ruszyli w stron� d�wigu, by przyjrze� si� znalezisku.
Red i jego ludzie z wahaniem wysiedli z wozu.
-Widzieli�cie to? - spyta� Jac�ues z niedowierzaniem.
- Tamta ksi��ka by�a ze z�ota! Z czystego z�ota! - �lini�
si� Spivey.
Red otar� pot z czo�a.
- A bierz j� sobie, prosz� bardzo - powiedzia�, wskazuj�c w stron� wykopu.
Patrzyli, jak buldo�er spycha do niego pryzm� piasku, zasypuj�c za jednym zamachem skarabeusze, ksi�g� i cia�a kopaczy.
Kustosz, Meela i Lok-Neh podeszli do d�wigu w chwili, gdy gigantyczny kamienny blok delikatnie opuszczano na ziemi�. W skale zatopiona by�a ohydnie zniekszta�cona ludzka posta� o powyginanych ko�czynach, zastyg�a w wyrazie potwornej m�ki.
- Imhotep - u�miechn�� si� rado�nie Kustosz. Imhotep. Jedna z najmo�niejszych osobisto�ci staro�ytnego Egiptu. Cz�owiek, kt�ry zdradzi� faraona, uwo-
34
dz�c jego �on�, kt�rego skazano na najgorsz� �mier�, jak� potrafili zada� staro�ytni - �mier� ta oznacza�a wieczne cierpienie i zabrania�a jakiejkolwiek �ywej istocie zak��ca� miejsca spoczynku potwora. Jego grobowiec zosta� ju� raz otwarty, a przebudzona z martwych mumia Imhotepa przeobrazi�a si� w czarownika, kt�ry dzi�ki swojej mocy omal nie zaw�adn�� �wiatem. Powiod�oby mu si�, gdyby nie pewien poszukiwacz przyg�d, nazwiskiem Rick CConnell i przysz�a egiptolo�ka, Evelyn Carnahan.
Meela zbli�y�a si� powoli i czule pog�adzi�a policzek
zmar�ego.
Za jej plecami Lok-Neh uni�s� ma�� czarn� urn� pokryt� skomplikowanym pismem.
- Musimy teraz zbudzi� tych, kt�rzy mu s�u�yli.
Kustosz obr�ci� si� do Reda i jego kompan�w, kt�rzy wreszcie dogonili reszt� grupy. Zauwa�y� przy tym samotnego kopacza, kt�ry wci�� jeszcze pracowa� na wykopalisku, uderzaj�c oskardem w blok skalny. Kustosz pomy�la� przelotnie, �e nie zna tego cz�owieka, ale w ostatnim miesi�cu naj�� do pracy tak wielu robotnik�w... Nie zastanawia� si� nad tym d�u�ej.
Pstrykni�ciem palc�w przywo�a� do siebie trzech z�odziei grobowc�w.
- Dajcie mi to.
Red wyci�gn�� przed siebie puste r�ce.
-Jak... hm... m�wi�em ju� panu, okazja przesz�a nam
ko�o nosa.
W oczach Kustosza pojawi�a si� lodowata w�ciek�o��.
- Potrzebujemy tej bransolety. Lok-Neh rzuci� si� do nich.
35
- Musimy j� mie�, zanim si� otworzy! Ze �wistem wyrwa� z pochwy miecz.
Meela ju� u�miechn�a si� do Lok-Neha zach�caj�co, ale po chwili zawaha�a si�, delikatnie dotkn�a ramienia Kustosza i powiedzia�a:
- M�wi�am ci, �e Lok-Neh i ja powinni�my byli zaj�� si� tym sami.
Kustosz spojrza� na ni� niech�tnie.
- Nie chcia�em, �eby twoja... hm... przesz�o��... pogmatwa�a spraw�.
- S�uchajcie pa�stwo - powiedzia� Red uspokajaj�co -nie ma si� czym martwi�. Wiemy, gdzie ona jest. Zajmiemy si� tym.
Kustosz pokr�ci� g�ow�.
- Nie, my si� tym zajmiemy. Dla was mam teraz inne zadanie.
Meela zmarszczy�a brwi.
- Gdzie jest bransoleta?
- W drodze do pi�knego miasta Londynu - odpar� Red. Kustosz spojrza� na pozosta�� dw�jk� i skin�� g�ow�.
- Zatem musimy jecha� do Londynu.
Kustosz jeszcze raz obejrza� si� w stron� samotnego robotnika. Oskard le�a� jednak na ziemi, a m�czyzna znikn��.
Rozdziaf sz�sty
W Londynie la�o. Rozp�ta�a si� jedna z tych gwa�townych burz, od kt�rych dr�y ca�e niebo. Deszcz bi�
0 okiennice, a b�yskawice rozdziera�y ciemno�� nocy. Ka�dy uczciwy cz�owiekju� dawno poszuka� sobie schronienia -��cznie z 0'Connellami, kt�rzy w�a�nie dotarli do swojego przestronnego domu na przedmie�ciach.
Rick ledwo zd��y� rzuci� walizy w holu na parterze, a Evelyn ju� siedzia�a w bibliotece, przegl�daj�c ksi��ki
1 notatki. By� to ogromny dwupoziomowy pok�j, od pod�ogi do sufitu zastawiony rega�ami z ksi��kami i antycznymi dzie�ami sztuki.
- Zgodnie z moimi badaniami - zacz�a - ta bransoleta stanowi co� w rodzaju przewodnika. Wskazuje drog� do zaginionej oazy Ahm Shere.
0'Connell pad� na fotel i po�o�y� nogi na biurku, nie przejmuj�c si� wod�, kt�ra kapa�a z jego but�w na d�bowy blat.
37
- Evy, wiem, o czym my�lisz, ale wybij to sobie z g�owy. Przed chwil� wr�cili�my do domu.
Evelyn u�miechn�a si� przebiegle.
- I to jest w�a�nie pi�kne. Jeste�my ju� spakowani!
- Podaj mi cho� jeden sensowny pow�d - powiedzia� 0'Connell znu�onym tonem.
Evelyn usiad�a mu na kolanach i przytuli�a si� czule do niego.
- Kochanie, to oaza. Pi�kna, fascynuj�ca, romantyczna oaza.
0'Connell musia� przyzna�, �e brzmi to interesuj�co.
- Palmy? Odludna pla�a? Ch�odna woda?
- Mhm - Evelyn poca�owa�a go w kark. O'Connellowi spodoba� si� poca�unek, wi�c odczeka�
chwil�, zanim powiedzia�:
- Dobrze. A gdzie jest ukryty haczyk?
Evelyn ze�lizn�a si� z jego kolan i wr�ci�a do swoich ksi��ek.
- Och, to podobno miejsce spoczynku armii Anubisa - powiedzia�a lekkim tonem.
0'Connell zgarbi� si� i schowa� twarz w d�oniach. -Widzisz? Wiedzia�em, �e co� tu si� kryje. Pozw�l, �e zgadn�: t� armi� dowodzi pewnie Kr�l Skorpion? Evelyn pokiwa�a g�ow�.
- Budzi si� tylko raz na sze�� tysi�cy lat.
-1 je�li kto� go nie zabije, spustoszy ca�y �wiat? Evelyn podnios�a g�ow� znad ksi��ek.
- Sk�d wiedzia�e�?
0'Connell rzuci� jej znacz�ce spojrzenie.
- Domy�li�em si�. To si� zawsze tak ko�czy.
38
Evelyn wzi�a go pod rami� i poprowadzi�a po schodach na pi�tro biblioteki, m�wi�c:
- W tysi�c sto pi��dziesi�tym roku przed Chrystusem Ramzes IV wys�a� ostatni� znan� ekspedycj�, kt�rej uda�o si� dotrze� do tej oazy. Ponad tysi�c ludzi.
-1 �aden z nich nie wr�ci�.
- Sk�d wiesz?
- Domy�lam si� - westchn��. - To si� zawsze tak ko�czy.
Evelyn zastanowi�a si� przez chwil�.
- Czyja ci ju� m�wi�am, �e tam jest z�ota piramida?
- Nie - odpar� 0'Connell, wci�� nieprzekonany. U szczytu schod�w Evelyn doda�a oboj�tnie:
- Aleksander Wielki wys�a� swoje oddzia�y, �eby j� odnale��.
- Chwa�a mu za to - powiedzia� 0'Connell i wzruszy� ramionami.
- Cezar te�.
- Co za facet.
-1 Napoleon! - doda�a Evelyn.
- No, ale my nie musimy, prawda? - powiedzia� O'Connell. -Jeste�my na to za m�drzy.
- No c�, rzeczywi�cie, �adna z wypraw nie wr�ci�a -przyzna�a.
O'Connell pokiwa� g�ow�.
- Dzi�ki Bogu, �e mamy wi�cej rozumu ni� oni. Evelyn u�miechn�a si� i zacz�a zdejmowa� z p�ek
mapy.
39
- Evy, wiem, o czym my�lisz, ale wybij to sobie z g�owy. Przed chwil� wr�cili�my do domu.
Evelyn u�miechn�a si� przebiegle.
-1 to jest w�a�nie pi�kne. Jeste�my ju� spakowani!
- Podaj mi cho� jeden sensowny pow�d - powiedzia� 0'Connell znu�onym tonem.
Evelyn usiad�a mu na kolanach i przytuli�a si� czule do niego.
- Kochanie, to oaza. Pi�kna, fascynuj�ca, romantyczna oaza.
0'Connell musia� przyzna�, �e brzmi to interesuj�co.
- Palmy? Odludna pla�a? Ch�odna woda?
- Mhm - Evelyn poca�owa�a go w kark. 0'Connellowi spodoba� si� poca�unek, wi�c odczeka�
chwil�, zanim powiedzia�:
- Dobrze. A gdzie jest ukryty haczyk?
Evelyn ze�lizn�a si� z jego kolan i wr�ci�a do swoich ksi��ek.
- Och, to podobno miejsce spoczynku armii Anubisa - powiedzia�a lekkim tonem.
0'Connell zgarbi� si� i schowa� twarz w d�oniach. -Widzisz? Wiedzia�em, �e co� tu si� kryje. Pozw�l, �e zgadn�: t� armi� dowodzi pewnie Kr�l Skorpion? Evelyn pokiwa�a g�ow�.
- Budzi si� tylko raz na sze�� tysi�cy lat.
-1 je�li kto� go nie zabije, spustoszy ca�y �wiat? Evelyn podnios�a g�ow� znad ksi��ek.
- Sk�d wiedzia�e�?
O'Connell rzuci� jej znacz�ce spojrzenie.
- Domy�li�em si�. To si� zawsze tak ko�czy.
38
Evelyn wzi�a go pod rami� i poprowadzi�a po schodach na pi�tro biblioteki, m�wi�c:
-W tysi�c sto pi��dziesi�tym roku przed Chrystusem Ramzes IV wys�a� ostatni� znan� ekspedycj�, kt�rej uda�o si� dotrze� do tej oazy. Ponad tysi�c ludzi.
-1 �aden z nich nie wr�ci�.
- Sk�d wiesz?
- Domy�lam si� - westchn��. - To si� zawsze tak ko�czy.
Evelyn zastanowi�a si� przez chwil�.
- Czyja ci ju� m�wi�am, �e tam jest z�ota piramida?
- Nie - odpar� O'Connell, wci�� nieprzekonany. U szczytu schod�w Evelyn doda�a oboj�tnie:
- Aleksander Wielki wys�a� swoje oddzia�y, �eby j� odnale��.
- Chwa�a mu za to - powiedzia� O'Connell i wzruszy� ramionami.
- Cezar te�.
- Co za facet.
-1 Napoleon! - doda�a Evelyn.
- No, ale my nie musimy, prawda? - powiedzia� O'Connell. -Jeste�my na to za m�drzy.
- No c�, rzeczywi�cie, �adna z wypraw nie wr�ci�a -przyzna�a.
O'Connell pokiwa� g�ow�.
- Dzi�ki Bogu, �e mamy wi�cej rozumu ni� oni. Evelyn u�miechn�a si� i zacz�a zdejmowa� z p�ek
mapy.
39
Alex wtarga� do biblioteki imponuj�cych rozmiar�w skrzynk� i postawi� j� z hukiem.
- Uch, to dra�stwo wa�y chyba cholern� ton�!
- Alex! - zawo�a�a Evelyn karc�co z galeryjki na pi�trze. -Jak ty si� wyra�asz?!
Ch�opiec uni�s� dumnie g�ow� i powt�rzy�, perfekcyjnie na�laduj�c wymow� angielskiego arystokraty:
- Troch� to ci�kie.
Nagle ze �rodka skrzynki dobieg�o g�o�ne klikni�cie. Co to? Pochyli� si� i zacz�� nas�uchiwa�. Cisza. A przecie� przed chwil� wyra�nie co� s�ysza�. Wyci�gn�� z kieszeni kluczyk i zacz�� otwiera� antyczn� skrzynk�...
Na g�rze 0'Connell i Evelyn pogr��eni byli w dyskusji. 0'Connell nagle zrobi� co�, czego nie robi� nigdy: podszed� do najbli�szej p�ki i zdj�� z niej ksi��k�. Potem zrobi� co� jeszcze bardziej niewiarygodnego: zacz�� j� czyta�. Pokiwa� g�ow� ze zrozumieniem i powiedzia�:
- Evy, ten pierwszy dziwaczny sen mia�a� dok�adnie sze�� tygodni temu, prawda?
Evelyn dobrze go pami�ta�a - w�a�nie ten sen sprawi�, �e rozpocz�li poszukiwania w tej, a nie innej cz�ci Egiptu.
- Tak, chyba tak � odpar�a.
- No c� - powiedzia� 0'Connell - wyobra� sobie, �e dok�adnie wtedy przypada� egipski Nowy Rok... Pocz�tek Roku Skorpiona.
Evelyn nie pomy�la�a o tym wcze�niej.
- Masz... masz racj� - przyzna�a zaskoczona.
40
Jej m�� pokiwa� g�ow�.
-Ja tylko radz� zachowa� ostro�no��.
Alex zajrza� do skrzynki i zobaczy� bransolet� Kr�la Skorpiona. By�a rozpi�ta! Dziwne. Poczu�, �e ten przedmiot go przyci�ga. Nie wiedzia�, czy sprawia to jego w�asna ciekawo��, czy jaka� inna pot�na si�a. Musia� j� za�o�y�. Spojrza� szybko na g�r�. Rodzice wci�� si� spierali. Podci�gn�� r�kaw i wsun�� bransolet� na r�k�. Klik! Zatrzasn�a si�. Alex odskoczy� do ty�u, ze zdumieniem wpatruj�c si� w bransolet�.
- Do tej pory raczej nie byli�my ostro�ni - wytkn�a Evelyn.
O'Connell wzruszy� ramionami.
- Nigdy przedtem nie miewa�a� halucynacji z udzia�em staro�ytnych ksi�niczek. W tamtej �wi�tyni niewiele nas ju� dzieli�o od kupna ma�ej zgrabnej dzia�ki ziemi.
- A po c� mieliby�my kupowa� ziemi�? - Evelyn spojrza�a na niego, skonfundowana.
- Chodzi�o mi o kwater� na cmentarzu - wyja�ni� jej 0'Connell. - O ma�o nie zgin�li�my.
Evelyn westchn�a.
- Och, dzi�ki Bogu. Wola�abym umrze�, ni� kupowa� ziemi�.
O'Connell od�o�y� ksi��ki i przyci�gn�� Evelyn do siebie.
41
- Evy, nigdy bym sobie nie darowa�, gdyby sta�a ci si� krzywda. Tylko ty i Alex co� dla mnie znaczycie na tym �wiecie.
Evelyn pochyli�a si� do m�a.
- No c� - za�artowa�a - Stowarzyszenie Naukowe Bembridge istotnie b�aga mnie, �ebym zgodzi�a si� kierowa� Muzeum Brytyjskim.
Alex ju� chcia� wo�a� rodzic�w na pomoc, gdy nagle dom zacz�� si� rozp�ywa�. Ch�opiec znalaz� si� na wielkiej, pustynnej r�wninie. Przed nim sta�y trzy gigantyczne piramidy i ogromny Sfinks. Zna� to miejsce; by� tam kiedy� z rodzicami. Poszuka� w my�lach w�a�ciwej nazwy. Giza. P�askowy� Giza. Tylko �e piramidy i Sfinks wygl�da�y teraz inaczej. Kiedy widzia� je przedtem, by�y troch� obt�uczone i zniszczone. W tej chwili wygl�da�y jak nowe.
Po chwili, jak we �nie, jaka� si�a unios�a Aleksa nad Nil i pustyni�. Lecia� jak na skrzyd�ach soko�a, nie zatrzymuj�c si�, p�ki nie dotar� do nast�pnego s�ynnego miejsca, kt�re zwiedza� z rodzicami, do �wi�tyni Amona w Kar-naku.
Raptem wizja sko�czy�a si� i Alex zn�w by� w domu. Oniemia�y wpatrywa� si� w bransolet� na swoim nadgarstku. Zacz�� szuka� zapi�cia, ale znikn�o. Jego brzegi stopi�y si�, jakby bransoleta mia�a pozosta� na jego r�ce na zawsze.
42
0'Connell poca�owa� Evelyn, a potem cofn�� si� nieco, chc�c spojrze� w jej pi�kne oczy - oczy, kt�re przyjrza�y mu si� z takim wsp�czuciem, kiedy przed laty spotkali si� po raz pierwszy. Tkwi� wtedy w piekielnym egipskim wi�zieniu. Ona by�a osch�a, on zachowa� si� wr�cz bezczelnie, ale nawet wtedy jej spojrzenie by�o pe�ne wsp�czucia.
Evelyn u�miechn�a si� do niego i przyci�gn�a go mocniej do siebie.
- M�wi�am ci ju�, �e ci� kocham?
O'Connell zmarszczy� brwi, spogl�daj�c ponad jej ramieniem. -Jonatan.
- S�ucham? - Evelyn zamruga�a gwa�townie.
- Jonatan - powt�rzy� O'Connell g�osem, kt�ry zabrzmia� jak warkni�cie.
Odsun�� j� od siebie i zrobi� par� krok�w, patrz�c na �yrandol, kt�ry wisia� pod sufitem biblioteki. Zwisa� z niego r�owy koronkowy stanik.
Evelyn przewr�ci�a oczami i roze�mia�a si�.
-Jonatan! - rykn�� O'Connell.
Zatrzyma� si� tylko na chwil� i krzykn�� w stron� parteru biblioteki:
- S�uchaj no, Alex, zachowuj si� grzecznie przez par� minut, dobra?
Alex szybkim ruchem opu�ci� r�kaw, zakrywaj�c bransolet� i zatrzasn�� wieko skrzynki. -Jasne! - odpar�.
43
Ch�opiec podni�s� skrzynk� i zdziwi� si� nagle, jak �ek-ka jest bez bransolety. Otworzy� j� ponownie, wzi�� ze sto�u jaki� wazonik, wrzuci� go do �rodka i zn�w zamkn�� skrzynk�. Przy odrobinie szcz�cia szybko pozb�dzie si� bransolety z nadgarstka i nikt o niczym si� nie dowie.
Matka zesz�a ze schod�w chwil� p�niej.
- Cieszysz si�, �e jeste� ju� w domu? - spyta�a, mierzwi�c mu w�osy.
-Jak nigdy - odpar� Alex i u�miechn�� si� z przymusem.
Rozdzia� si�dmy
Jonatan Carnahan w�a�nie zajmowa� si� tym, co lubi� najbardziej: flirtowa� z pi�kn� dziewczyn�, kt�ra ta�czy�a Varsity Dr�g tak stylowo, �e od tygodni by�a na ustach ca�ego Londynu.
By j� oczarowa�, u�y� sprawdzonej i niezawodnej metody. W r�wnych cz�ciach sk�ada�y si� na ni� pieni�dze i komplementy, wzmocnione podw�jn� porcj� czego�, co mo�na by �agodnie okre�li� jako koloryzowanie fakt�w.
Kiedy prowadzi� tancerk� przez hol domu siostry, obejmowa� j� jednym ramieniem, a drug� r�k� toczy� pojedynek z wyimaginowanym przeciwnikiem za pomoc� ozdobnego z�otego ber�a.
- ...potem zabi�em mumi� i wszystkich jej pacho�k�w, i ukrad�em to ber�o!