7664

Szczegóły
Tytuł 7664
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7664 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7664 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7664 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

James, Oliver Curwood B�yskawica Ilustracje Andrzej Tomczak Redaktor Teresa Jasiunas r Redaktor techniczny Lidia W�jcik Opracowano na podstawie autoryzowanego przek�adu Jerzego Marlicza �B�yskawica" J. O. Curwooda, wydanego przez Wydawnictwo �DoWa Ksi��ka", Wroc�aw � Katowice 1946 � KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA RSW �Prasa�Ksi��ka�Ruch" Szczecin � Koszalin 1985 r. Wydanie I. Ark. wyd, 5,0 Ark. druk. 5,0 Papier gazetowy, rolowy 63 cm. Oddano do sk�adania w pa�dzierniku 1984 r. Druk uko�czono w marcu 1985 r. Drtik; Prasowe Zak�ady Graficzne w Koszalinie. Zam. D-577 C-12 Cena z� 35,� ROZDZIA� I B�yskawica Niesamowite i tajemnicze szepty nocy podbiegunowej dr�a�y w powietrzu. By� zmierzch, wczesny zmierzch d�ugich szarych miesi�cy; bezs�oneczny mrok opada� szybko na zakrzep�y kraj, po�o�ony na p�nocnym cyplu ameryka�skiego kontynentu powy�ej Kr�gu Polarnego. Ziemi� kry�o tylko niespe�na dwana�cie cali �niegu, mia�kiego i twardego niby kryszta�ki cukru, lecz ziemia sama zamarza�a na cztery stopy w g��b. By�o sze��dziesi�t stopni poni�ej zera. Z nagiego szczytu lodowego wzniesienia, g�ruj�cego nad bia�� roztocz� przesmyku Bathurst, B�yskawica, siedz�c na zadzie, obserwowa� sw�j �wiat. By�a to trzecia zima w �yciu B�yskawicy, jego trzecia d�uga noc. P�mrok, wieszcz�cy jej nadej�cie, napawa� go dziwnym niepokojem. W niczym nie przypomina� zmierzchu dalej na po�udniu, stwarza� obszern�, szar�, chaotyczn� pustk�, poprzez kt�r� wzrok bieg� w niesko�czono��, lecz niej widzia� nic. Ziemia i powietrze, morze i r�wnina stapia�y si� w jedno. Brak�o chmury, nieba, linii horyzontu, ksi�yca, s�o�ca, gwiazd, To >y�o znacznie gorsze ni� prawdziwa noc. P�niej nieco ziemia' wy�oni si� z chaosu i ka�demu ruchowi B�yskawicy pocznie towarzyszy� jego cie�. Na razie jednak �wiat przypomina� czarn� studni� wype�nion� d�wi�kami, kt�rych nigdy nie lubi�, a kt�re czasem budzi�y w nim wielk� t�sknot� i dziwne poczucie osamotnienia. Brak�o wiatru, mimo to w podniebnym burym k��bowisku polatywa�y szepty i j�ki, �cigane nieustannym ujadaniem bia�ych lis�w. Tych lis�w B�yskawica''nienawidzi�. Nienawidzi� ponad wszystko inne. W nerwowym ujadaniu udziela�y mu co� z w�asnego bolesnego szale�stwa. Najch�tniej rozdar�by je na strz�py. Gor�co pragn�� zd�awi� ich g�osy raz na zawsze i oswobodzi� od nich ziemi�. Lecz by�y dziwnie lotne i trudne do schwytania. Z do�wiadczenia przekona� si� o tym. Siedz�c na lodowym postumencie zmarszczy� wargi obna�aj�c mlecz-nobia�e k�y. Warczenie wezbra�o mu w gardle i zwolna wsta�. By� wspania�ym okazem dzikiej bestii. W�tpliwe, czy pomi�dzy Keewatin i Wielkim Nied�wiedziem tuzin wilk�w m�g�by mu wzrostem dor�wna�. Zreszt�, niezupe�nie przypomina� wilka. Pier� mia� szerok� i wysoko nosi� du�y �eb. W ruchach jego brak�o podst�pnej czujno�ci. Wodzi� wzrokiem otwarcie i bez l�ku. Grzbiet mia� prosty, wargi podci�gni�te, a futro f �agodnej, nieuchwytnie burej barwy zaj�cy le�nych. W masywnej czaszce oczy siedzia�y szeroko nad twardym, zarysem szcz�k. Ogon stercza� prosto, a nie zwisa� jak kita wilcza. B�yskawica bowiem by� miesza�cem. Przed laty dwudziestu przodek jego by� psem, olbrzymim dogiem du�skim. D�u�szy czas krew doga ��czy�a si� z krwi� wilcz�, a� w pi�tym pokoleniu zatraci�a wszelk� cech� pierwotn�. Pe�nych lat pi�tna�cie przodkowie B�yskawicy to by�y wilki � zg�odnia�e bestie, ��dne krwi i �upu, na wielkim bia�ym barren*. Gdy mkn�y r�wnin�, grzbiety ich i �apy tylne osiada�y nisko, kity im si� w �niegu wlek�y, �lepia mia�y w�sko osadzone, do bia�ych lis�w nie czu�y �adnej szczeg�lnej nienawi�ci. B�yskawica, stoj�c na lodowym pag�rku, r�wnie ma�o wiedzia� o swym psim pochodzeniu, jak ma�o pojmowa� tajemnicze hukania i j�ki kr���ce mu nad g�ow� pod niewidzialnym stropem nieba. By� wilkiem. Na wilczy spos�b szczerzy� d�ugie k�y. Lecz w g��bi ja�ni dzikiej i pierwotnej, zahartowanej w walce o byt �r�d ustawicznych walk morderczych, g�odu i �mierci �* g�os olbrzymiego doga, przodka sprzed �wier�wiecza niemal, sili� si� ju� przem�wi�. B�yskawica odpowiedzia� na zew w ten sam spos�b, w jaki odpowiada� na� poprzednio. Na �lepo, bez widocznej przyczyny, nic nie rozumiej�c, doznaj�c tylko wielkiej t�sknoty za �wiatem, zst�pi� z lodowego urwiska ku morzu. Morzem by� przesmyk Bathurst. Jak Zatoka Koronacyjna stanowi cz�� Oceanu Arktycznego, tak przesmyk Bathurst stanowi cz�� Zatoki Koronacyjnej. Szeroki u wej�cia, lecz zw�aj�cy si� p�niej niemal do roitmiaru kobiecego palca, si�ga na dwie�cie mil w g��b ziemi Mackenzie, tak �e po jego lodzie mo�na odby� podr�, od pozbawionych nawet traw i chaszczy dziedzin mors�w i bia�ych nied�wiedzi po krain� poros�� ja�owcem, brzoz� i cedrem, le��c� za wielkim barren. Jest to �w d�ugi otwarty szlak, wiod�cy od Ziemi Ksi�cia Alberta w d�, ku zalesionym obszarom, kaprys stref podbiegunowych, najkr�tsza droga ��cz�ca eskimoskie igloo z Melville Sound ze starym fortem Re-liance, po�o�onym o pi��set irdl dalej �a po�udnie, na granicy ziem cywilizowanych. B�yskawica zwr�ci� �eb w�a�nie na po�udnie i wch�on�� nozdrzami powietrze. Warkni�cie zamar�o mu w krtani, przechodz�c w niski skowyt. Zapomnia� o bia�ych lisach. Ruszy� z miejsca, truchtem na razie, taflf * mm * barren (ahg.) � pustkowie, nieu�ytki, nieurodzajny obszar ziemi. � lecz po up�ywie stu metr�w przeszed� w cwa�. Jego wielkie bure cielsko �miga�o coraz szybciej. Raz, gdy mia� dwa lata, pewien Cree i pewien bia�y cz�owiek widzieli go lec�cym przez r�wnin� i Indianin rzek�: � Weja mekaw susku waol Jest szybki jak B�yskawica! W chwili obecnej B�yskawica rwa� w�a�nie tak jak wtenczas. Bieg nie stanowi� dla� �adnego trudu. To by�a jego gra, jego rado�� �ycia! Nie �ciga� bynajmniej zwierzyny. Nie by� wcale g�odny. Mimo to w�ada� nim dziki dreszcz, rozkosz p�du, wspania�a gra musku��w w pi�knym i niestrudzonym ciele upaja�y go do szale�stwa. Mi�nie spe�nia�y ka�d� zachciank� tak nieomylnie, jak precyzyjny mechanizm spe�nia wol� cz�owieka. Na sw�j pierwotny spos�b B�yskawica doznawa� w�asnej pot�gi. Najbardziej lubi� gna� pod gwiazdami i ksi�ycem na wy�cigi ze swym cieniem, jedyn� rzecz� na ca�ej dalekiej p�nocy, kt�rej nie potrafi� w biegu zwyci�y�. Dzisiejszego dnia czy te� nocy dzisiejszej � gdy� w�a�ciwie nie by�o to ani jedno, ani drugie � szale�stwo p�du gorza�o w jego krwi. Oko�o dwudziestu minut �ciga� si� tak z niczym, a� wreszcie stan��. Boki jego unosi�y si� i opada�y w szybkim oddechu, lecz zziajany nie by�. Zaledwie ruch �ap usta�, ju� g�owa czujnie unios�a si� do g�ry, �lepia niestrudzenie przeszywa�y chaotyczn� pustk� na przedzie, a nozdrza �owi�y wo� wszelk�. W powietrzu istnia�o co�, co kaza�o mu skr�ci� pod prostym k�tem do poprzedniego szlaku, mi�dzy rzadkie chaszcze wzd�u� wybrze�a. Te chaszcze �wiadczy�y o pot�nych mocach �yciowych podbiegunowego l�du. Ros�y kar�owate, wy�wiechtane i zmierzwione. Mo�na by�o przypu�ci�, i� mr�z je zaskoczy� w chwili bolesnych kurczy i skrzep�y tak w m�cz�cej agonii. i Ten odwieczny las nie strzeli� nigdy wy�ej ni� ochronna pokrywa �niegu zim�. Mia� mo�e sto lat, mo�e pi��set, mo�e tysi�c, a jego najpot�niejsze drzewo, o pniu grubo�ci ludzkiej nogi, si�ga�o tylko barku B�yskawicy. Miejscami zaro�la g�stnia�y. Tu i �wdzie tworzy�y niez�e kryj�wki. Wielkie kr�liki �nie�ne kica�y tu i tam. Olbrzymia bia�a sowa poszybowa�a g�r�. B�yskawica dwukrotnie obna�y� k�y na widok Upiornych cieni bia�ych liS�W. Lecz nie wyda� g�osu. Co�, silniejsze znacznie ni� niena- wi�� d� tych stworze�, w�ada�o nim obecnie. Szed� dalej. Wo� t�a�a w powietrzu. B�yskawica, zwr�cony ku niej czo�em, st�pa� otwarcie i bez l�ku. ' W'odleg�o�ci p� mili trafi� na w�sk� dolink� � blizn� w jtonie ziemi � wy��obion� niegdy� ostr� kraw�dzi� przedhistorycznego lodowca. By�a ciasna, g��boka i dziwaczna, podobna do skalnej szczeliny. Dwana�cie d�ugich skok�w i przeby�by j� od brzegu po brzeg. Noc podbiegunowa gromadzi�a na dnie g�ste cienie. Ros�y tam chaszcze, co� na kszta�t prawdziwego lasu nawet, co zima bowiem wichry lec�ce z bar- �h ren zawala�y dolin� �niegiem po wr�by, wi�c krzaki i drzewa chroni) ko�uch zasp wysokich na dziesi�� do pi�tnastu metr�w. Obecnie czernia�y zwarte i ponure. B�yskawica jednak wiedzia�, �e je�li zada sobie trud, znajdzie tu �ycie. Szybko pod��y� jedn� z kraw�dzi. Nie by� niczym wi�cej, jak tylko cieniem stanowi�cym cz�� Og�lnego mroku. Lecz istnia�o tu wiele oczu stworzonych do �ycia w ciemno�ci i te obserwowa�y go z�o�liwie. Spo�r�d zaro�li ulecia�y raptem w g�r� bia�e widma s�w �nie�nych. Zatrzepota�y ponad nim wielkie skrzyd�a. Us�ysza� gniewne k�apanie morderczych dziob�w. Wiedz�c o ich obecno�ci B�yskawica ani przystan��, ani odczu� trwog�. Na jego miejscu lis co pr�dzej poszuka�by bezpiecznej kryj�wki. Nawet czystej krwi wilk, warcz�c, zwr�ci�by kroki w kierunku barren. Lecz ten potomek psa nie dba� o nic. Nie l�ka� si� s�w. Nie l�ka� si� nawet wielkich bia�ych nied�wiedzi. Wiedzia� doskonale, �e nie potrafi zabi� Wapuska, potwora p�l lodowych, �e natomiast Wapusk zgniecie gp bez trudu jednym ciosem olbrzymiej �apy. Mimo to nie doznawa� l�ku. Na ca�ym �wiecie jedna rzecz tylko nape�nia�a go uszanowaniem i ta w�a�nie wyros�a przed nim raptem jako cie� w pomroce. ROZDZIA� H Stra�nicy prawa By�a to chata zbudowana z drzewa dobytego z g��bi lodowcowej dolinki. Nad dachem g�rowa� komin, a z komina bi� dym. B�yskawica zw�szy� wo� dymu z odleg�o�ci mili. Dobrych par� minut tkwi� teraz bez ruchu. Potem z wolna j�� zatacza� ko�o, a� si� znalaz� na wprost �ciany opatrzonej oknem. W ci�gu ostatniego p�rocza po raz trzeci wykonywa� ten sam manewr, by wreszcie, kucn�wszy na zadzie, patrze� w okno. Dwa razy przybywa� noc�; obecnie wybra� si� pod os�on� zimowej pomroki. Okno p�on�o zawsze �wiat�em bij�cym z wn�trza chaty. Teraz �wieci�o r�wnie�. Widok ten przypomina� B�yskawicy prostok�tn� plam� s�o�ca. Z rudego t�a sz�o co�, bladoz�ote. B�yskawica zna� ogie�, lecz zanim zna- 6 laz� chat�, nie Wiedzia� wcale, �e mo�e istnie� podobne dziwo: ogie� bez p�omieni. Doznawa� szczeg�lnego wra�enia, �e �wiat zmierzch�, poniewa� s�o�ce ukry�o si� we wn�trzu tej chaty. W szerokiej piersi serce bi�o mu gwa�townie i oczy l�ni�y gor�czkowo, podczas gdyf obserwowa� okno oddalone o sto stop mniej wi�cej. Wstecz, poprzez dwadzie�cia pokole� wilczych, �yj�ca w nim kropla psiej krwi wraca�a niby go��b do gniazda, ku ja�ni wielkiego doga, kt�ry sypia� w kr�gu ognia bia�ego cz�owieka, odczuwa� dotyk jego r�k, zna� s�o�ce i ciep�o oraz pieszczot� g�osu pana. U boku B�yskawicy, gdy tak patrra� w �wiec�ce okno, siedzia� duch Skagena. Skagen si� w niego wciela�. To on nim kierowa� przez mrok ku chacie otulonej woni� dymu. B�yskawica nic o tym nie wiedzia�. Nurzaj�c l�d�wie w �niegu, milcz�co zwraca� pysk ku chacie i �wiat�u, a w jego dzikim sercu ros�y wielka t�sknota i wielkie osamotnienie. Nie rozumia� swego stanu. By� przecie� Wilkiem, krew z krwi dwudziestu pokole� wilczych. Mimo to, gdy tak trwa� na czatach, duch Skagena warowa� u jego boku., W chacie na skraju lodowcowej doliny, plecami zwr�cony do �elaznego piecyka do czerwono�ci rozpalonego ja�owcem, siedzia� kapral Pelletier z Kr�lewskiej P�nocno-Zachodniej Konnej Policji i na g�os odczytywa� �o�nierzowi Sandy 0'Connorowi zako�czenie oficjalnego raportu. Raport ten, przeznaczony dla nadinspektora Starnesa dowodz�cego dywizj� M. w forcie Churchilla, mia� odby� siedemset mil wynosz�c� dr�g? na po�udnie za po�rednictwem eskimoskich sa� i psiego zaprz�gu. Zako�czenie raportu brzmia�o jak nast�puje: - =-^ Pozwol� �pbie doda� nast�puj�cych par� s��w, tycz�cych karibu i wilk�w. Chodzi mi o podkre�lenie gro�by g�odu, jaki czeka tej zimy dalek� p�noc. Karibu, w ogromnych stadach, emigruj� nja poludnio--za�h�d i do p� zimy odejd� wszystkie. Ten ruch nie jest bynajmniej spowodowany biwakiem paszy. Po�osty i mchy znajduj� si� w ilo�ci dostatecznej pod �wier�metitow� zaledwie warstw� �niegu J Pod�ug mego zdania win� ponosz� wilki. Nie poluj� one w lu�nych/gromadach, lecz zbiesraj� si� w olbrzymie hordy. Szeregowy 0'Connor'i ja sam widzieli�my pi�ciokrotnie stada licz�ce od pi��dziesi�ciu do trzystu sztuk. Na pewnym szlaku, tiia przestrzeni siedmiu mil, policzyli�my trupy dwustu rozszarpanych karibu. W innym zn�w wypadku nn przestrzeni mil dziewi�ciu le�a�o przesz�o sto szkielet�w. Rze� trzydziestu do czterdziestu sztuk przez mniejsze stada zaliczy� toale�y do rzeczy codziennych. Starzy Eskimosi twierdz�, �e raz na ludzkie pokolenie wilki ogarnia sza� krwi. Zbiemj� si� wtenczas w olbrzymie gromady i oga�acaj� ze zwierzyny ca�y kmj, morduj�c to, co nie zdo�a uj��. Zdaniem Eskimos�w, takiej zimy z�e duchy triumfuj� nad dobrymi, ze wzgl�du za� na �w zabobon trudno jest sk�oni� ludno�� do udzia�u w wielkicH ob�awach, jakie mogliby�my zorganizowa�. Mam jednak nadziej�, �e uda mi si� �ro�*. s- by�y ��* ~ siecznego �.- � Znakorr. W g��bi b��kitr nam�wi� m�odzie� {do jakiejkolwiek akcji i w tym kierunku obaj z szeregowcem O'Connorem pracujemy gorliwie. Pozostaj� z szacunkiem, pos�uszny s�uga Franciszek Pelletier kapral, dow�dca patrolu. Pomi�dzy kapralem a szeregowcem sta� st� z �upanej jedliny. Wisia�a nad nim blaszana lampa wype�niona t�uszczem, kt�rej �wiat�o bi�o oknem. Pelletier i 0'Connor przed siedmiu miesi�cami ju� obj�li �w posterunek na ko�cu �wiata, tote� zapomnieli nawet o istnieniu brzytwy, a cywilizacja zda�a im si�, egzystowa� na innej planecie. By�o co prawda miejsce, gdzie prawo czuwa�o jeszcze dalej na p�noc: wyspa Hershel. Lecz wyspy Hershel, wyposa�onej w trwa�e baraki i pewien komfort, wykwint nawet, nie nale�a�o r�wna� z t� cha�up�. Dwaj m�czy�ni, siedz�cy w �wietle lampy, pasowali doskonale do owej dzikiej g�uszy, nad kt�r� trzymali stra�. 0'Connor o barkach olbrzyma, rudow�osy i rudobrody zaciska� pot�ne czerwone pi�ci na �rodku sto�u i u�miecha� si� do Pelletiera. Czupryna i zarost kaprala by�y czarne niby skrzyd�a kruka. U�miecha� si� r�wnie�, troch� niepewnie. Siedem miesi�cy piek�a oraz perspektywa jeszcze pi�ciomiesi�cznego tu pobytu, nie nadwer�y�y bynajmniej poczucia kole�e�stwa. � Znakomicie! � o�wiadczy� 0'Connor ze szczerym zachwytem w g��bi b��kitnych oczu. � Gdybym ja m�g� tak pisa�, Pe��y, by�bym na po�udniu, nie za� tutaj, a Kathleen by�aby moj� �on�. Tylko �e� zapomnia� o jednej rzeczy, Pelly! Nie wspomnia�e� wcale tego, co ci m�wi�em... O wodzach stad... Pelletier potrz�sn�� g�ow�. �� Brzmi to zbyt naiwnie! �> rzek�. � Zbyt ma�o prawdopodobnie. 0'Connor wsta� od sto�u i przeci�gn�� si�. � Niech licho porcie prawdopodobie�stwo! �- burkn��. � Czy� tu cho� cokolwiek zdradza jaki taki sens? M�wi� ci, Pelly, �e Eskimosi, cho� gdacz� niby kury, maj� jednak racj�. Je�li to nie wilko�aki prowadz� stada, w takim razie jestem Negrem, nie za� bia�ym! Nale�a�oby wi�c tylko dosta� w r�ce tych przyw�dc�w! Urwa� nagle zwracaj�c twarz ku oknu. A Pelletier zesztywnia� ca�y i r�wnie� s�uch wyt�y�. Spomi�dzy wielkich szcz�k B�yskawicy wytrysn�� w�a�nie ponury zew � �a�obny, daleko si�gaj�cy lament s�any wprost w siwy chaos nieba. By� to, poprzez dwadzie�cia pokole� wilczych, krzyk wzywaj�cy bia�ych pan�w � pan�w, co pomarli dawno lub zapomnieli o istnieniu s�ugi. �aden wilk polarny nie posiada� g�osu o g��bszym brzmieniu ani nios�cego na dalsz� odleg�o��. Rodzi� si� niski, st�umiony, pe�en urok- liwego smutku, by nap�cznie� stopniowo i wstrz�sn�� �wiatem w szalonym, w�adczym wyciu. W tych stronach wycie wilka jest nie tylko objawem �ycia, jest r�wnie� objawem �mierci. Ponad wszystko inne budzi strach i groz�. Pustynia otwiera szeroko uszy i s�ucha, lecz jednocze�nie skulona dr�y w panicznym l�ku. Tak w�a�nie wy� B�yskawica pod adresem ma�ej chaty na brzegu lodowcowej doliny. Nim za� echo jego zewu zamar�o na rozleg�ym barren, ju� drzwi chaty si� otwar�y i w ka�u�y �wiat�a stan�� cz�owiek. By� to 0'Connor. Wlepiaj�c oczy w mrok, podrzuci� raptem do ramienia co� d�ugie i l�ni�ce. B�yskawica ju� dwukrotnie przedtem widywa� b�ysk ognia i s�ysza� trzask gromu id�cy w �lad za podobnym ruchem cz�owieka. Za drugim razem jakby pr�t rozpalony przejecha� mu po �opatce. Instynkt podszepn�� mu teraz, �e w chwili obecnej �mier� kr��y mu nad g�ow�. Skr�ci� wi�c i poch�on�a go ciemno��. Lecz nie bieg�. Nie ba� si� wcale. Natomiast jego dzika, krwio�ercza ja�� toczy�a srogi b�j. Duch doga Skagena walczy� o prawo istnienia i � przegrywa�. Tote� gdy po chwili B�yskawica wyci�gn�! si� zn�w w szalonym cwale � duch Skagena nie bieg� ju� u jego boku. ROZDZIA� III MuMkun Hukn�� strza�. �miertelnie gwizdn�a kula. Dzika krew wilcza niby p�omie� rozpali�a zn�w �y�y B�yskawicy. Duch Skagena pierzch�. Pierzch� urok cz�owieka. Kropla psiej krwi uton�a w powodzi dziko�ci. W ci�gu paru godzin B�yskawica by� odszczepie�cem w�asnego klanu, lecz teraz wraca� do� znowu. Sta� si� jeszcze bardziej pierwotnym, wspania�ym, nieustraszonym korsarzem bia�ych pusty�, opryszkiem �nie�nych wydm, kakea iskootao � piekielnikiem �r�d zwierz�t. 0'Con-nor i jego fuzja dokonali natychmiastowej przemiany. Bia�a r�wnina, mila za mil�, umyka�a mu spod �ap. Nie ba� si� jednak; jego p�d nie mia� nic wsp�lnego z ucieczk�. �mier� by�a dla� 10 ny - ka� przygoc Gdy tera: krwionych �l rzecz� blisk� i dobrze znan�, ociera� si� o ni� wci�� i" przez ni� �y�. Nigdy nie odwraca� si� do niej ty�em/ Lecz czu�y instynkt w spos�b w�a�ciwy oceni� �wist kuli CConnora. Z t� �mierci� niepodobie�stwem by�o walczy� i zwyci�stwo nie le�a�o tu w granicach mo�liwo�ci. To by�a �mier� podst�pna i nieuczciwa, a podst�pu i fa�szu B�yskawica nienawidzi�. Nienawi�� t� wzi�� w spadku po Skagenie, bowiem wielki dog tak�e ca�y by� prawo�ci�. Ow�adn�� nim nowy pop�d. Uczucie samotno�ci, kt�re go do chaty zawlek�o, oraz zew dawno zmar�ych pokole� zast�pi�a inna, silniejsza ch�� � ch�� powrotu do stada. Czar prys�. By� zn�w wilkiem, tylko wilkiem. Prosto niby wiedziony kompasem �miga� poprzez barren � pi�� mil, siedem, dziewi��. Pod koniec dziesi�tej mili przystan�� i, spiczaste uszy zwracaj�c w stron� wiatru, s�ucha�. Po chwili zn�w ruszy� dalej, lecz w ci�gu najbli�szych trzech mil zatrzymywa� si� trzykrotnie. A� za trzecim razem s�aby i daleki dobieg� go d�wi�k. To Baloo rzuca� braciom zew � na �owy! Baloo � morderca, Baloo � niestrudzony, Baloo, kt�remu szybko�� �ap, wzrost olbrzyma i pot�na moc mi�ni odda�y w�adz� nad stadem. B�yskawica kucn�� na zadzie i pos�a� w przestrze� odpowied�. Nie on jeden. Z po�udnia, wschodu, zachodu i p�nocy wy�y inne wilki. Baloo stanowi� o�rodek tej zawieruchy. Jego nuta brzmia�a przeci�g�ej, cz�ciej, bardziej znacz�co i te spo�r�d wilk�w, kt�re trapi� g��d mi�sa oraz ��dza krwi, skr�ci�y w jego stron�. Pojedynczo, parami, to zn�w samotnie truchtem �pieszy�y przez barren. Od tygodnia nie zdarzy�a si� im wi�ksza zdoibyc�, tote� d�ugie k�y i czerwieni� nabieg�e oczy pragn�y widoku zwierzyny i smaku jad�a. Ch�� �eru i mordu ow�aa��a B�yskawic� na r�wni z innymi. Nim odnalaz� przyw�dc�, stado zebra�o si� ju� cz�ciowo. Zwierz�ta bieg�y teraz milcz�c, rami� przy ramieniu, niby upiorne wcielenie dziko�ci: pot�na moc szcz�k i k��w, si�a mi�ni napi�tych do walki. Pocz�tkowo by�o ich pi��dziesi�t, J�cz cyfra ros�a szybko, a� przekroczy�a setk�. Prowadzi� Baloo. W 1jym zbiorowisku jeden wilk tylko m�g� si� z nim r�wna� co do wzrostu i mocy, a tym by� B�yskawica. Dlatego te� Baloo go nie�awidzi�. Pan i w�adca hordy wyczuwa� niebezpiecznego rywala. Mimo to na razie nie dosz�o mi�dzy nimi do walki. Gra� tu r�wnie� rol� wp�yw doga Skagena, bowiem B�yskawica absolutnie w�adzy nie po��da�, r�ni�c si� tym kra�cowo od ka�dego innego wilka. Widzia� rado�� �ycia we w�asnej sile i m�odo�ci oraz w zdolno�ci mordu i podboju. Nieraz dnie i tygodnie sp�dza� na samotnych �owach. W podobnych okresach zbywa� milczeniem nawo�ywanie stada. Sam jeden szuka� przyg�d. Sam jeden cwa�owa� przez �niegi. Gdy teraz wraca� do gromady, Baloo przywita� go wejrzeniem przekrwionych �lepi i wrogo obna�y� bia�e k�y, osadzone w pot�nych szcz�- 11 kach. B�yskawica jednak wcale nie odczuwa� ch�ci walki ze stworzeniem w�asnego gatunku. Bywa�o, �e si� bi�, lecz wy��cznie w swej obronie, pod przymusem niejako, a zwyci�ywszy darowywa� �ycie pokonanemu, miast rozszarpa� go na. strz�py, jak by to uczyni� Baloo. Niejednokrotnie odpdszcza� win� s�abszym i drobniejszym wilkom, nie ��daj�c krwawej zap�aty, do kt�rej go upowa�nia�a si�a jego �ap i szcz�k. Mimo to gorza� mu czasem w sercu p�omie� mordu. W chwili obecnej �w p�omie� gorza� r�wnie�. Ch�� zab�jstwa ow�adn�a nim ca�kowicie, nie ��cz�c si� zreszt� wcale z my�l� o wielkim Baloo. Tote� B�yskawica, wmieszany w t�um wsp�braci, bieg� pos�usznie niemal u samych pi�t wodza. Pod Kr�giem Polarnym nie tylko ludzie, lecz tak�e wilki prowadzi� musz� zajad��, walk� o prawo istnienia. Baloo i jego horda nie bieg�y tak, jak biegn� wilki le�ne. Zwierz�ta zd�awi�y w sobie wszelkie podniecenie, a raz zwietrzywszy trop milcza�y ju� niby zakl�te. Mkn�c tak mroczn� r�wnin�, same do szarego cienia podobne, zlane w jedn� bry�� i jednym wiedzione instynktem, przypomina�y potwornego wil-ko�aka. Kto�, stoj�cy na uboczu, us�ysza�by je, jak mijaj� w g�uchym t�tencie niezliczonych �ap, w zziajanym oddechu, w klekocie paszcz i okxopnymr niskim skowycie. W gardzieli B�yskawicy wzbiera� te� ten�e skowyt. To by�a jego gra, to ca�a warto�� istnienia. Nie zwa�a� wcale na m�od� wilczyc�, biegn�c� u jego boku. By�o to �liezne8 szczup�e stworzenie, kt�re ca�ym wysi�kiem zwinnego cia�a stara�o mu si� kroku dor�wna�. B�yskawica trzykrotnie u�owi� na swym karku jej zziajany oddech. Raz skr�ci� nieco i wtenczas pyskiem musn�a mu �opatk�. W wilczycy budzi� si� instynkt macierzy�ski silniejszy nawet ni� ch�� mordu. Lecz jego dzie� i godzina jeszcze �ie nadesz�y. Szala� w nim dzikij (poryw; do�cign�� to, co niewidzialne czeka na przedzie, zatopi� k�y w �ywym mi�sie i ch�epta� pe�n� paszcz� ciep��, wonn� krew. Pierwszy z ca�ej zgrai u�owi� rzecz, kt�rej setka siwych pysk�w daremnie szuka�a w powietrzu: wo� stada karibu. Jeszcze �wier� mili! Zapach st�a� i- Baloo ostro skr�ci� na po�udnio-zach�d. Tempo stada wzros�o, Z wolna, nieznacznie potworny cie�, z�o�ony z setki mkn�cych cia�, pocz�� si� wyd�u�a� i rozprasza�. Wilki sz�y w tyralierk�. Nie pad� �aden sygna�. Baloo przyw�dca nie rzuci� �adnego rozkazu. Mimo to mog�o si� zdawa�, i� has�o jakie� przelecia�o gromad� od jednej bestii do drugiej i ka�dy wilk je zrozumia�. Gdyby rzecz mia�a miejsce przy �wietle dziennym, by�by to widok niezwyk�y. Ze zwartej kolumny my�liwych powsta� bojowy �a�cuch d�ugi na sto pi��dziesi�t metr�w mniej wi�cej. Najsilniejsze i najszybsze zwierz�ta, �wiadomie zda si�, obj�y najbardziej odpowiedzialne posterunki u obu kra�c�w linii. Karibu pas�y si� niespe�na o mil�. B�yskawica dal raptem szalonego susa. Po raz pierwszy rozwin�� 12 ; V sw� wrodzon� szybko��. Przesta� si� liczy� z instynktem stada i. prawem wodza do przewodnictwa. Zapomnia� do reszty o m�odej wilczycy tak dzielnie pilnuj�cej jego boku. Zr�wna� si� z Baloo. Min�� go. Jego p�d by� p�dem wichru. Na przestrzeni p� mili wygra� przesz�o sto metr�w i by� sam. Ciep�y zapach �ywego mi�sa �askota� mu nozdrza. Szare cienie wyros�y przed nim w mroku i prosto jak strza�a wpad� pomi�dzy nie. W tym�e mgnieniu buchn�� dziki wrzask gromady. Bestie, milcz�ce do chwili ataku, wy�y teraz niby zgraja pot�pie�c�w. Ponury zew, niesiony sprzyjaj�cym wiatrem, si�ga� o pi�� mil w g��ib toarren, Jak bezlitosna armia Hun�w siwe wilki run�y na zdobycz.- W chwili ataku karibu by�y rozproszone na znacznej przestrzeni. Przy pomocy �opat rog�w dobywa�y w�a�nie spod �niegu zmarzni�ty zielony mech i dopiero napa�� B�yskawicy da�a im pierwsz� przestrog�. Przed nim samym zreszt� ratowa�yby si� natychmiastow� ucieczk�, bez paniki, lecz widok straszliwej hordy wywo�a� zrozumia�y pop�och. Na zakrzep�ej r�wninie zadudni� raptowny t�tent racic niby oddalony grom. W obliczu niebezpiecze�stwa owce i barany instynktownie t�ocz� si� jak najcia�niej. Reny i karibu maj� ten�e zwyczaj. B�yskawica, niesiony rozp�dem, wpad! o dobre sto jard�w w g��b stada i wczepi� ju� z�by w gard�o m�odego byka, gdy przera�one zwierz�ta j�y si� wok� niego t�oczy�. Opasa�y go ciasnym, mia�d��cym pier�cieniem. Nie puszcza� mimo to, wieszaj�c swe sto czterdzie�ci funt�w ko�ci i mi�ni u szyi! ofiary. 'S�ysza� chrz�st gniecionych cia� i �oskot racic, warczenie i wycie zgrai, lecz sam nie wyda� cienia d�wi�ku spomi�dzy zwartych szcz�k. Bracia jego pracowali zajadle, atakuj�c parami lub po dw�ch czy trzech; B�yskawica wola� sam jeden zdobywa� swoje mi�so. ��-.'� Przewali�a si� po nim lawina cia�, twarde racice bi�y bole�nie, g�r� hucza�y tr�cane w p�dzie rogi. B�yskawica coraz g��bie'j nurza� k�y. Przesta� oddycha�. Wyt�y� ca�y zas�b si�. Przednimi �apami wsparty w ziemi�, napi�ty niby olbrzyrdia spr�yna, miotn�� si� raptem wstecz i krew karibu- bluz��a niby/'potok na poradlone �niegi. Gdy B�yskawica chwiejnie uni�s� si� znad zdobyczy, dwadzie�cia karibu le�a�o ju� pokotem. Niedobitki maruder�w pierzch�y. G��wne stado, licz�ce oko�o tysi�ca sztuk, w dzikim pop�ochu zmyka�o na po�ud-nio-zaehod, . Wilki by�y g�odne, lecz nawet najostrzejszy g��d nie m�g� si� r�wna� eo do nat�enia z szalon� rozkosz� mordu, wi�c od powalonej zwierzyny, pijana posok� banda ruszy�a w dalszy po�cig. Jedynie ostateczne wyczerpanie mog�o powstrzyma� bezmy�ln� rze�. Jak d�ugo praeowa�y' �apy i szcz�ki, wilki urywa�y pojedyncze sztuki z uciekaj�cego stada. Gdy ostatni �upie�cy wr�cili z pogoni, na trzysmilowym szlaku zbrukanym krwi� le�a�o, sze��dziesi�t martwych lub dogorywaj�cych karibu. Uczt� rozpocz�to od najp�niej pad�ych stworze�. B�yskawica zabi� jeszcze jedno zwierz�, lecz tym razem nie o w�asnych si�ach. Walka by�a d�uga i ci�ka. Dosta� niejedno p�hni�cie rog�w; parokrotnie v?padl pod twarde racice i kto wie, czym by si� 'to sko�czy�o, gdyby nie nag�a pomoc nowej p*ary szcz�k. Mimo zapachu bitewnego B�yskawica dostrzeg� szalony sus smuk�ej siwej bestii, us�ysza� dzikie, zajad�e warczenie i k�apanie ostrych z�b�w. Gdy za� krwawej roboty dokonano, stwierdzi�, �e to m�oda wilczyca przysz�a mu z pomoc�. Teraz mia�a paszcz� uwalan� posok�, broczy�a krwi� z paru ran i dysza�a ci�ko, nie mog�c tchu u�owi� � mimo to pe�na rado�ci i triumfu stan�a tu� u boku B�yskawicy. Zabili we dwoje! W ca�ej jej postawie widnia�a szalona duma. Zabili razem, ona i oni Na krwawym polu zniszczenia B�yskawica, oboj�tny dotychczas, dozna� raptem nowego uczucia. A Muhikun zziajana i pokaleczona dotkliwie zrozumia�a instynktownie, �e wygrana nale�y do niej. Przej�ty now� rol� B�yskawica wyszarpn�� wielk� dziur� pod �eb* iami karibu, gdy Muhikun czeka�a potulnie, a� otw�r b�dzie do�� du�y. Potem obok siebie le��c p�asko na brzuchu rozpocz�li uczt�. Cia�o m�odej wilczycy, ciep�e i podatne, tuli�o si� do cia�a B�yskawicy. W ca�ej pe�ni dawa�a mu odczu� rado�� posiadania. Nie jad� te� zbyt �ar�ocznie, tylko wydziera� z tuszy lu�ne kawa�y mi�sa, by towarzyszka mog�a si� �atwiej nasyci�. Ilekro� za� inne wfflki ich mija�y lub sikoro w pobli�u odzywa�o si� warczenie i k�apanie k��w, Muhikun gniewnie �wieci�a oczyma. Ona pierwsza spostrzeg�a wielki bury kszta�t zachodz�cy z drugiej strony powalonego karibu, przystaj�cy tam i b�yszcz�cymi �lepiami spogl�daj�cy w d�, na nich. B�yskawica, maj�c pysk pe�en mi�sa, us�ysza� jak w gardle safmfci wzbiera ostrzegawczy warkot. Przyj�� go oboj�tnie. Nie by� wcale k��tliwy. P� tuzina wilk�w mog�o bra� udzia� w uczcie bez wywo�ania -w nim zawi�ci. Lecz Muhikun sz�o mniej o jad�o, a znacznie wi�cef o ca�kowite odosobnienie od bandy. Nie chcia�a, by ktokolwiek si� mi�dzy nich wtr�ca�. Intruzem by� Baloo, olbrzymi przyw�dca zgrai. Bezczelnie pocz�� szarpa� mi�so. W nast�pnym mgnieniu Muhikun strzeli�a naprz�d niby siwy pocisk. Jej d�ugie bia�e k�y rozdar�y bok dow�dcy i Baloo skr�ci� w miejscu z okropnym rykiem b�lu i w�ciek�o�ci. B�yskawica wtenczas dopiero spostrzeg�, co si� dzieje i jeszcze szybciej ni� Muhikun przesadzi� jednym skokiem pad�o karibu. Baloo trzyma� w�a�nie wilczyc� za gardziel, gdy B�yskawica na� uderzy� i wraz z chrz�stem dartego mi�sa obie pot�ne bestie run�y w �nieg. Potomek psa o u�amek sekundy pierwszy porwa� si� na nogi. Muhikun czo�ga�a si� ku niemu na brzuchu. Oddycha�a ci�ko, jak gdyby �kaj�c, a z jej rozdartego gard�a bluzga�a krew. te. ku wag jes: . -dzie triur i rr. mgr.. lii B�yskawica u�owi� j�k samki i raptem duch Skagena przem�wi� w nim silniej ni� kiedykolwiek. Poprzez wieloletni mrok natura psia wo�a�a o sprawiedliwo��. Pod�wiadomie bardziej mu o sprawiedliwo�� sz�o ni� o zemst�. Pies instynktownie broni s�abszych, zatem nie ukrzywdzi suki. Dla Ba�o� by�o kwesti� oboj�tn�, czy rozerwie gardziel wilczycy czy wilka. Lecz B�yskawica, rycerski do szpiku ko�ci, wyczu� w tyra osobist� zniewag�, najci�sz� z kiedykolwiek doznanych. Baloo porwa� si� z ziemi i oto stali na wprost siebie, podczas gdy w krtani Muhikun zamiera� cichy skowyt przechodz�c w przed�miertne charczenie. Z wolna, nieznacznymi ruchy, sun�c naraz to cal, to dwa, pocz�li zatacza� ko�o. Momentalnie wilki znajduj�ce si� w pobli�u, porzuciwszy uozt�, opasa�y zawodnik�w bacznym kr�giem. By� to Uczu nipuwiin, Kr�g �mierci, %, kt�rego jeden tylko mia� wyj�� z �ydem. Baloo, prawy wilk, kroczy� przezornie, skulony lekko. Uszy trzy ma� zje�one, lecz cia�o sprawia�o wra�enie zwini�tej spr�yny, a kita wlek�a si�'po �niegu. B�yskawica, wilk z wygl�du, post�powa� zupe�nie inaczej. Od �ba po ogon by� napi�ty niby struna i ka�dy mi�sie� otwarcie gotowa� do walki. Baloo dwukrotnie przewy�sza� go wiekiem, ezyli �e ust�powa� mu w sile i wytrwa�o�ci. Lecz Baloo �ycie ca�e sp�dzi� na szermierce. By� przebieg�y, pe�en forteli, chytry niby lis w doborze strategii. Niespodzianie, podczas gdy pozornie toczy� dalej pierwotne ko�o, wykona� nag�y wypad. Ruch by� tak szybki i nieoczekiwany, �e zanim B�yskawica zdo�a� si� zastawi� czy umkn��, k�y wodza rozdar�y mu gardziel na pe�nych sze�� cali. Bajecznie zwinny w napa�ci stary zabijaka okaza� si� jeszcze zwinnie jszy w od^wrocie. Ledwie cios zada�, ju� B�yskawica run�� naprz�d ca�� sw� olbrzymi� moc�. Lecz Baloo, miast skoczy� w prawo czy lewo, uczyni� zn�w rzecz nieprzewidzian�: rozp�aszczy� si� na �niegu tak raptownie, i� B�yskawica do p� cia�a znalaz� si� ponad nim. Baczny niby zawodowy bokser Baloo momentalnie skorzysta� z okazji. Wyrzuci� g�ow� w bok, potem w' g�r� i z�bami niby no�em rozdar� brzuch przeciwnika. ...../ By� to okropny cids, ci�szy ni� poprzedni. Krew chlusn�a z otwartej rany. P� cala g��biej i wn�trzno�ci wyp�yn�yby na wierzch. Mi�dzy jednym uderzeniem a drugim ubieg�o zaledwie dwadzie�cia sekund, W normalnych warunkach Baloo uzyska�by przygniataj�c� przewag�, gdy� wilk ranny dwukrotnie, kt�rego w�asny cios trafi� w pr�nie. jest ju� graczem sko�czonym. Godzi si� jedynie na akcj� obronn�, bardziej zreszt� niebezpieczn� i beznadziejn� ni� ryzykowny atak. Lecz tu w�a�nie dziedzictwo Skagena popar�o B�yskawic�, t�umi�c niewczesny triumf wodza. Potomek psa skoczy� powt�rnie i trzecia rana przeora�a mu sk�r� i mi�nie, tym razem na �opatce. Na mgnienie oka upad�, lecz tylko na mgnienie, by� mo�e na p� sekundy. Po raz trzeci miotn�� si� na wro- 15 remrac war�a je tego po czym le�a�a ju� detor B�yskawica, tkwi�c czekawszy chwil�, kucn pysk ku niebu, a �� mia�y dobrze. Bowiem i sz�cy w�adz� nad sta�t bia�ym, zakrzep�ym bar Po latach dwudztafi \ ga i wreszcie k�y trafi�y na k�y. B�yskawica rykn��. Zwar� szcz�ki z okropnym chrz�stem i Baloo grzmotn�� o ziemi�, warcz�c i wij�c si� z b�lu. Dobre �wier� minuty trzymali si� wzajem za paszcze. A� Baloo zdo�a� si� uwolni� i zn�w zdradliwie uderzaj�c bokiem, przeci�� mi�nie B�yskawicy do �eber. Posoka B�yskawicy hojnie ju� zbroczy�a aren� walki i wo� jej syci�a powietrze. Szcz�ki Baloo /krwawi�y. Trzydzie�ci lufo czterdzie�ci wilk�w tworzy�o ciasny kr�g widz�w, a coraz to przybywa� nowy zwierz zwabiony d�wi�kiem lub zapachem boju. Muhikun nie uczyni�a �adnego ruchu od chwili, gdy bezskutecznie usi�owa�a bli�ej podpe�zn��. Pod jej piersi� naciek�a ka�u�a krwi; oczy zm�tnia�y. Lecz jak d�ugo mog�a co� widzie�, nie spuszcza�a wzroku z walcz�cych. B�yskawica dostrzeg� teraz nieuchwytn� sylwetk� wroga poprzez opar �lepej w�ciek�o�ci. Nie czu� wcale ran. Duch Skagena wcieli� si� we� ponownie, kieruj�c mi�niami jego i m�zgiem. Ongi�, przed laty dwudziestu, �aden wilk bodaj nie m�g� sprosta� olbrzymiemu dogowi. W chwili obecnej Skagen i B�yskawica stanowili jedno. Baioo raz po raz ci�� i szarpa� straszliwymi Mami, lecz poprzez rzuty jego z�b�w B�yskawica par� naprz�d nieustraszenie. Szuka� mo�liwo�ci �miertelnego chwytu. Dwukrotnie prawie �e mu si� powiod�o. Za trzecim razem porwa� wroga ca�ym pyskiem za kark. By� to czysto psi chwyt. Nie dar�. Po prostu zaciska� szcz�ki tak w�a�nie, jakby to na jego miejscu uczyni� Skagen. Kr�g widz�w o krwawych �lepiach przyst�pi� bli�ej. Z g�uchym chrz�stem p�k� kr�gos�up Baloo. Walka by�a sko�czona. Up�yn�a dobra minuta, zanim B�yskawica rozlu�ni� szcz�ki i cofn�� si� chwiejnie. Wyczekuj�ca zgraja spi�trzy�a si� natychmiast nad martwym wodzem i j�a rwa�, na strz�py jego cia�o. By�o to prawo gromady -� wiekowa tradycja najwy�szej pogardy dla zwyci�onych. B�yskawica samotnie tkwi� u boku Muhilkun. M�oda wilczyca daremnie usi�owa�a pcranie�� g�ow�. Przymkn�a gasn�ce oczy. Potem otwar�a je z wysi�kiem, a B�yskawica, skoml�c, musn�� nosem jej pysk. Pr�bowa�a da� mu odpowied�, lecz tylko g�uchy j�k wyszed� z podartego gard�a. A� Raptowny deszcz przebieg� jej pi�kne, smuk�e cia�o, po czym le�a�a ju� cicho, bez westchnie�. B�yskawica, tkwi�c ponad ni�, wiedzia�, �e nadesz�a �mier�. Wyczekawszy chwil�, kucn�� w �niegu na skrwawionych l�d�wiach i uni�s� pysk ku niebu, a wilki, rw�ce ciep�e cia�o Baloo, us�ysza�y go i zrozumia�y dobrze. Bowiem z gard�a B�yskawicy buchn�� krzyk triumfu g�osz�cy w�adz� nad stadem. Lecz w krzyku tym, lec�cym daleko ponad bia�ym, zakrzep�ym barren, brzmia�a tak�e nuta �alu i goryczy. Po latach dwudziestu duch psa pokona� krew wilcz�. 131 ROZDZIA� IV Podst�p my�liwski Nadesz�a w�a�nie Okenanis, czyli Pora Siedmiu Gwiazd. Lecz zamiast siedmiu, p�on�o ich chyba siedem milion�w. Min�a ponura ciemno�� zmierzchu i �wiat podbiegunowy le�a� l�ni�cy i z�oty pod piecz� D�ugiej Nocy. , Wysoko na niebie, tam k�dy w letnie po�udnie winno by�o gorze�, wisia�a nieustanna srebrzysta jasno��, s�abo migoc�ce per�owym odblaskiem serce nocy samej. Tu� wok� per�owego j�dra kupi�y si� gwiazdy. Niezliczone i ciche, nieruchome i martwe, p�on�ce wiecznie � wszak brak�o s�o�ca i ksi�yca dla st�umienia ich blasku � o�wieca�y zakrzep�y �wiat niby uparte i niech�tne oczy. Zazdrosnym wejrzeniem �ledzi�y bardziej migotliwy i pi�kniejszy przepych zorzy polarnej. Dzisiejszej nocy czy te� dnia dzisiejszego, bowiem noc i dzie� zmieniaj� si� stale zale�nie od up�ywu godzin, cho� nie wida� s�o�ca i ksi�yca � zorza polarna przypomina�a wielobarwn� szat� wr�ki. W ci�gu dwu godzin Kesik Munitoowi � Bogini Nieba, wiod�a swe igraszki, jak gdyby chc�c okaza� pot�g� w�adzy si�gaj�cej nawet pod biegun, roztacza�a fantastyczne, czary i fosforyzuj�c� migotliwo��. Przez dwie godziny wiewa�y jej sztandary o wszystkich barwach t�czy, szala�a, owiana przepychem gor�cych ogni, rozp�ta�a zawrotny wir dziesi�ciu tysi�cy giWciteh tancerek w jaskrawych woalach, pokre�li�a niebo smugami z�otych i purpurowych dr�g, �cie�ek oran�owych i szkar�atnych, to zn�w koloru diamentu. Wreszcie, niby znu�ona, zaprzesta�a skomplikowanych szale�stw i pocz�a malowa� niebo jednolit� warstw� �ywej czerwieni. Ogl�da�y j� niejedne oczy ludzkie na przestrzeni dwu tysi�cy mil. Daleko na po�udniu mieszka�cy wiosek i miast, samotni traperzy lub w�drowcy podziwiali �czary znad bieguna". Lecz bezpo�rednio pod ni� dr�a�y um�czone dusze, a lodowce ziemi zakrzep�ej odbija�y wizerunki jej igrzysk. �wiat le�a� martwy, bia�y i cichy. By�o przera�liwie zimno, tak zimno, �e w powietrzu nie zm�conym �adnym powiewem brzmia�y nieraz suche, o;&re trzaski, Od czasu do czasu spo�r�d �a�cuch�w g�r lodowych nad Zatok� Koronacyjn� lecia� g�os wybuchu niby strza� armatni; dzia�o si� to wtenczas, gdy jeden z lodowc�w p�ka� na dwoje lub wali� si� jak podci�ty. Echo eksplozji, powtarzane bez ko�ca, j�cza�o upiornie nad. zakrzep�� powierzchni� przesmyku Bathurst. Straszliwy mr�z rodzi� w przestrzeni czarodziejskie i tajemnicze d�wi�ki. Nieraz mog�o ƣ-K ze u U= ss� zdawa�, �e grono �y�wiarzy uskrzydlone brz�cz�c� \ stal� leci drog� podniebn�. S�ycha� by�o szelest ubra�, gwar g�os�w i dalekie wybuchy �miechu. Jednak cz�owiek okutany w futra, w dobrym kapturze nasuni�tym na uszy, nie zdawa�by sobie sprawy z nisko�ci temperatury, bowiem wobec zupe�nego braku wiatru powietrze by�o prawie �e �agodne. Przed ma�� drewnian� chatynk�, zbudowan� na kraw�dzi lodowcowej doliny, sta� kapral Pelletier w towarzystwie szeregowca O'Con-nora. Nieco dalej w g��bi tkwi� Eskimos zakapturzony i owini�ty w futra, maj�c przy sobie sanie z zaprz�giem sze�ciu ps�w. P�tora miesi�ca temu Pelletier wys�a� ostatni raport do dowodz�cego dywizj� M. w forcie Churchilla, przestrzegaj�c przed tym w�a�nie, co nadesz�o obecnie � kl�sk� g�odu i �mierci, oraz szele�stwem wilk�w. Kapral spojrza� na szkar�atn� �un� zorzy, barwi�c� zach�d nieba i rzek�: � Patrz, 0'Connor! Mikoo Hao, pierwsza Czerwona Noc tej zimy! Mamy szcz�cie! Eskimosi dostan� krwi, ile tylko zapragn� i id� 0 zak�ad, �e ka�dy wr�bita st�d po Zatok� Franklina odprawia teraz czary, zaklinaj�c duchy i sk�adaj�c im w ofierze stosowne mod�y. �owcy z wybrze�a winni ju� by� w drodze. �ci�gn� do nas jak jeden m��! 0'Connor sceptycznie wzruszy� szerokimi ramionami. Do swego kaprala mia� wielkie zaufanie. Kocha� mi�o�ci� m�czyzny tego romantycznego Francuza, stwardnia�ego w huraganach, kt�ry p� �ycia sp�dzi� pod Kr�giem Polarnym. Lecz mia� swe w�asne zdanie co do powodzenia olbrzymich �ow�w wilczych, nad urzeczywistnieniem kt�rych pracowa� zreszt� z ca�kowit� lojalno�ci�. W ci�gu dwu tygodni jego niezdarne paluchy owija�y kapsu�ki strychniny p�atkami sad�a karibu. Ufa� truci�nie. Wierzy�, i� rozsiane po barren liczne trutki sprowadz� �mier�* � czyj�kolwiek. Lecz co do �ow�w... Jest to jedyna nasza mo�liwo�� i jedyna okazja dla nich! � m�wi� Pelletier wci�� /Wpatrzony w szkar�atne niebo. � Jt�li zdo�amy wegna� hord� do pu�apki, je�li chocho�owa bestii padnie � ocalimy przez to pi�� tysi�cy g��w karibu. Byle tylko Olee John ze swymi reniferami nie zawi�d�, sprawa jest ubita! Powodzenie oznacza mo�liwo�� dalszych wielkich �ow�w wzd�u� wybrze�a przez ca�y okres zimowy 1 �miem twierdzi�, �e wynikn� st�d dla nas dwie nowe szar�e: sier�anta i kaprala! Tu zachichota� ufnie w stron� kolegi. � Je�li si� nawet mylisz co do awansu � odpar� Szkot � zostanie nam w ka�dym razie przyjemno�� �ow�w! Jazda Pelly! Podejrzewam, �e termometr pokaza�by obecnie co� oko�o sze��dziesi�ciu stopni! Ej, ty, Um Gluk, ruszamy! No, dalej, ju� jeste�my w drodze! Otulony w futra Eiskimos o�y�. Jego przeniikliwy g�os wyda� komen- 19 d�, d�ugi bicz gwizdn�� ponad grzbietami sfory i malamuty przej�to dreszczem szlaku skoczy�y przed siebie r�wn� bur� lini�. Bieg znaczy�y skomleniem i skowytem, ostro k�apa�y paszczami 9tpskDJPJ7L �0 MF&-/gonitwy pod coraz g��bsz� czerwieni� nieba. Na przestrzeni wielu mil w d� i w g�r� dzikiego wybrze�a Zatoki Koronacyjnej oraz wzd�u� poszarpanych kraw�dzi przesmyku Bathurst trwa� nocy owej ruch niezwyk�y. Ch�oszcz�ca d�o� g�odu panowa�a ponad krajem, tote� w odpowiedzi na zew PelMiera mieiszfea�ey igloo ockn�li si� z odwiecznej drzemki. Ra�nie nastawili ucha. Oto przedstawiciel w�adzy w imieniu �bia�ego kr�la" obiecywa� im pomoc, przyrzeka� u�y� pot�nych czar�w przeciwko demonom, kt�re op�ta�y stada wilcze i po�o�y� kres bezmy�lnej rzezi. Ob�z wodza Topeka mia� by� miejscem og�lnej zbi�rki. Jego szybkobiegacze w�a�nie roznie�li wsz�dy wie�� o zamierzonych wielkich �owach, a Topek sam przestrzega�, �e je�li hord wilczych nie uda si� wybi� do nogi lub chocia� znacznie przetrzebi�, g��d i n�dza zagoszcz� w kraju. Wiernie powtarza� s�owa najwy�szej w�adzy, uosobionej przez kaprala Pelletiera i szeregowca O'Connora. Pod szkar�atnym niebem dr�a� dreszcz oczekiwania. W ci�gu niezliczonych pokole� lud znad Zatoki Koronacyjnej wierzy�, �e por� zimow� dusze zbrodniarzy zamieszkuj� cia�a wilcze. Tote� jedynie sceptyczna m��d� wa�y�a si� wyst�pi� czynnie. Inna sprawa jest walczy� z ogromnym bia�ym nied�wiedziem, a zupe�nie co innego stawi� ezo�o z�ym duchom. Ostatecznie jednak oko�o dwustu �owc�w �ci�gn�o do wsi Topeka. Byli obwieszeni amuletami i zbrojni od sjfc�p do g��w. Niewielu tylko posiada�o rusznice, za dobrych czas�w wytargowane od wielorybnik�w, niekt�rzy d�wigali harpuny, inni assegai, dzidy u�ywane normalnie przy wyprawach na foki. Najdalej z zachodu przyby� Olee John, Eskimos, kt�ry wzi�� �lub z �on� na wz�r tta�ych. Ten przywi�d� ze sob� dziesi�ciu ludzi, spo�r�d najdzielniejszych �owc�w swojej wsi, oraz stado z�o�one z pi��dziesi�ciu ren�w. Zorza zgas�a w�a�nie niby lampa, kt�rej zbrak�o t�uszczu, gdy Pelletier i 0'Connor dotarli na miejsce po sze�ciogodzinnej podr�y. Uradowani potrz�sali prawic� Topeka i gotowi byli niemal u�ciska� Olee Johna. Przez kilka godzin jeszcze my�liwi �ci�gali zewsz�d. Wraz z przybyciem ostatniej gromady, znad lodowych p�l powia� straszliwy wicher, nios�c krupy �nie�ne twarde niby grad. Zami�t� barren do czysta. Wype�ni� wszelkie szczeliny i, zatar� wszelkie �lady. Wreszcie umilk�, r�wnie niespodzianie, jak si� zacz��. Ob�z Topeka zawrza� teraz gor�czkowym �yciem. Trzy dni i trzy noce kipia�a wyt�ona praca. Wywiadowcy odnale�li miejsce odpowied- 20 nie na pu�apk� i rozpocz�to skomplikowany manewr. Sz�o o zwabienie wilk�w do tego saka. Pi�ciokrotnie stado ren�w wyrusza�o na pustyni� pod kienmMem i os�on� T�peka, Olee Johna i jego my�liwych; pi�ciokrotnie z niczym wracano do wioski, przy czym zwierz�ta i ludzie bliscy byli zupe�nego wyczerpania. Mimo to na szlaku nie rozbrzmia�o ani razu charakterystyczne wycie; dzika horda jakby pod ziemi� wsi�k�a. Po�r�d odcisk�w racic rozsiano setki zatrutych przyn�t, lecz nikt nie widzia� na oczy cho�by jednego wilczego pad�a. W t�pych obliczach m�odych my�liwych eskimoskich r�s� wyraz nie-wys�owionej trwogi. Znachorzy, wr�bici i starzy ojcowie rodzin mieli jednak racj�; wilki by�y op�tane przez diab�a. R�wnie dobrze mo�na by walczy� z wiatrem. Nawet Topek i Olee J�hn tracili wiar� w powodzenie przedsi�wzi�cia, a w sercu Pelletiera r�s� szalony niepok�j. Przegrana znaczy�a w 1;ym wypadku utrat� po�owy z trudem zdobytego presti�u. Zatem po raz sz�sty i ostatni Topek, Olee John, m�odzi �owcy i stado ren�w ruszyli na trudn� wypraw�. �r�d pozosta�ej we wsi ludno�ci niejeden wr�y� szeptem, �e obra�eni bogowie rzuc� teraz kl�tw� na ziemi� i morze. ROZDZIA� V Mistyk Wychudzeni okropnym g�odem, �wiec�c �ebrami przez sk�r�, maj�c boki wpadni�te po wielodniowym, daremnym poszukiwaniu jad�a � B�yskawica i jego wataha bia�ych wilk�w szli wytrwale ku p�nocy. Nie tworzyli ju� zwartego szyku, jak przed miesi�cem, kiedy stada karibu g�sto pokrywa�y barren. Rozproszyli si� na znacznej przestrzeni niby pobita armia w odwrocie. Od nocy owej, kiedy B�yskawica zwyci�y� i zabi� Baloo, zagarniaj�c w ten sos�b dow�dztwo, trafi�a si� im zaledwie jedna poka�niejsza zdobycz. Potem nast�pi� tydzie� szalonej zamieci, a gdy zamie� min�a � karibu znik�y. Na szczerym barren nie le�a�a nawet wo� racic. W pustyni bezbrze�nej, nieskalanej �adnym tropem zgin�y tak kompletnie, jakby nigdy nie istnia�y. Gdyby B�yskawica skr�ci� na zach�d, szukaj�c zacisznego legowiska po�r�d sp�kanych ska� pobrze�a, odnalaz�by je bez trudu i w chwili obecnej krwio�ercza zgraja ty�aby z dniem ka�dym, wisz�c u pi�t rozproseonych i przetrzebionych stad. Lecz po ustaniu zamieci wilki ruszy�y na po�udmo-wsch�d, a g��d towarzyszy� im wiernie. Je�liby lud Topeka wiedzia�, �e straszna horda powraca na teren dawnych �ow�w, nie by�oby �ow�w, nie by�oby jednego bo�ka w g��bi chat, do kt�rego by nie zanoszono mod��w. Ktokolwiek bowiem twierdzi� teraz, i� diabe� zamieszkuje cia�a wilk�w, nie przesadza� ani troch�. To by�y wcielone diab�y! Ob��d g�odu p�on�� w ich sercach i w krwawych, ledwo widz�cych �lepiach. Inne zwierz�ta znosz� g��d w spos�b naturalny: s�abn� stopniowo i gin�. Wilk reaguje na brak jad�a niby na gwa�townie podniecaj�c� trucizn�. Przy �wietle miliarda gwiazd i w blasku srebrzystego l�nienia niebios horda B�yskawicy, licz�ca do stu pi��dziesi�ciu g��w, sun�a pe�na dzikiej podejrzliwo�ci. Przypominali band� podupad�ych korsarzy, gdy� ka�dy wyczekiwa� jeno okazji dla skutecznego poder�ni�cia gard�a s�siada. Czerwonookie, nie znaj�ce snu, o dzi�s�ach r�wnie bia�ych jak reszta cia�a zakrzep�ych w zg�odnia�ym skurczu, nas�uchiwa�y bacznie gro�nego warczenia i szcz�ku k��w, kt�ry by oznacza� jeszcze jedn� ofiar� z ich w�asnego grona. Gdy tak bieg�y przez barren, �aden zwierz nie zawy�, �aden nie wyda� g�osu. Ruchoma, widmowa horda szkielet�w par�a milcz�c �r�d srebrnego l�nienia nocy. B�yskawica jedynie ze sw� kropl� psiej krwi, spu�cizn� sprzed dwudziestu pokole�, nie podleg� oparom szale�stwa. By� g�odny. G�odowa� na r�wni z innymi. Jego olbrzymie cielsko schud�o przera�liwie. Oczy krwi� nabieg�y. P�on�� ca�y ��dz� jad�a, lecz duch Skagena go ocali�. Nie dosta� ob��du i nienawi�� go nie za�lepi�a. Mia� czysto psi wstr�t do kanibalizmu. Ze dwadzie�cia razy widnia�, jak stado rozpoczyna bratob�jcz� walk� i jak potjem ucztuje nad cia�ami w�asnych poleg�ych. W takich chwilach trzyma� si� na uboczu, a w gardle jego, zamiast morderczego ryku, trwa� cichy, t�skny skowyt. W miar� jak dawny teren �owiecki le�a� coraz bli�ej, r�s� urok chaty bia�ych ludzi, stoj�cej na kraw�dzi lodowcowej doliny. Pami�ta�, co prawda, gwizd kuli 0'Connora nad swoj� g�ow�, lecz instynkt g�rowa� nad strachem. Skagen, przodek sprzed lat dwudziestu^ t�skni� w nim do ��tego s�o�ca wewn�trz chaty, do woni dymu, do tego czego�, czego B�yskawica-wilk zupe�nie nie m�g� poj��. Ze skowytem w gardle B�yskawica cofn�� si� w g��b stada, a� widmowe cienie otoczy�y go zewsz�d. �r�d innych wilk�w sprawia� wra�enie olbrzyma. Biegn�c nie kuli� si� i nie przypada� do ziemi. W siwym 22 . mroku s�ysza� k�apanie paszcz, a gdy ociera� si� o kt�rego z towarzyszy, wita�o go straszne warczenie. Wyczuwa� gro�b� tych g�os�w, lecz nie budzi�y w nim �adnej nienawi�ci. W pewnej chwili nieznacznie skr�ci� na wsch�d. Chata le�a�a w�a�nie w tamtej stronie. Nie rozum, bynajmniej, go poci�ga�. Chata nie da�a mu nic, pr�cz woni dymu i ��tego blasku. Pocisk z r�ki jej mieszka�c�w gwizdn�� mu nad g�ow�. Mimo to, pchany dziwnym impulsem, wprawia� cia�o w ruch mechaniczny. Znalaz� si� na kraw�dzi stada i tu przystan��, obserwuj�c mijaj�ce go ostatnie cienie. Potem skr�ci� na p�noco-wsch�d. Przyspiesza� biegu. Nie by� to jednak p�d dawnego B�yskawicy, kt�ry przed paru tygodniami mkn�� niby wiatr po zamarz�ej g�adzi przesmyku Bathurst. W ruchach jego brak�o szczerego upojenia lotem. Mi�nie przesta�y odczuwa� radosny dreszcz akcji. �apy mia� zbola�e. Ustawiczna, m�cz�ca rozpacz le�a�a pod �ebrami. Nie potrafi� ju� r�wnie lekko jak ongi� k�apa� sztywn� paszcz�, widzia� bardzo �le, a po up�ywie zaledwie p� mili dysza� urywanie i ci�ko. Gdy przystan�� wreszcie, by� kompletnie zziajany. Czas jaki� trwa� nas�uchuj�c. Wyg�odzony do szcz�tu, prostowa� jednak olbrzymie cielsko i w �wietle gwiazd �lepia mu gorza�y zuchowato. G��boko wci�gn�� oddech i pocz�� wietrzy�. Spu�cizna sprzed laty dwudziestu, kropla psiej krwi, przem�wi�a w nim na nowo. Czujnie i ostro�nie spojrza� w kierunku zg�odnia�ego stada. Obecnie nie mia� �adnej ochoty do� wraca�/ nie chcia� r�wnie�, by stado go odnalaz�o. W zupe�nej samotno�ci rozkoszowa� si� ca�kowit� swobod�. Stado znik�o, a wraz z nim znik�y chciwe k�apania paszcz i dziki warkot gardzieli. B�yskawica by� temu rad niezmiernie. Powietrze by�o czyste, nieskalane nareszcie ci�kim oparem ob��du. Gwiazdy l�ni�y jasno. Noc le�a�a przed nim daleka i rozleg�a, pe�na nowych mi�ych obietnic. Nie m�g� wyrozumie�, dok�adnie, co by to by�y za obietnice. W obecnej chwili ponad wszystko inne pragn�� jakiego� �eru. Chata u kraw�dzi lodowcowej dojiny nie da�a mu nic pr�cz woni dymu, widoku �wiat�a i gro�by tajemniczej, a niespodzianej �mierci. Mimo to ponownie skr�ci� w jej kierunku. Bieg� dobry kwadrans. W�drowa� z wiatrem i dwukrotnie w ci�gu tego kwadransa przystawa�, by wci�gn�� w nozdrza �wie�y powiew. Za drugim razem sta� d�u�ej ni� za pierwszym. S�abo u�owi� w powietrzu jak�� wo�, wo� wilcz� i warkn�� g�ucho. O p� mili dalej zatrzyma� si� po raz trzeci, a warczenie w jego gardle ozwa�o si� zn�w, g��bsze jednak i gro�niejsze. Wo� bi�a silniej ni� poprzednio, mimo �e oddala� si� od stada. Przy�pieszy� wi�c biegu, doznaj�c uczucia ponurej niech�ci. Wiatr by� dla� ksi�g� otwart�. W nim jedynie czyta� wszystko. Ot� wiatr donosi�, �e w nocnej �mie, ukryty przed wzrokiem, kto� d��y za nim krok w krok. 23 ,'�: �.�.� "> �"�:;�:�.-.- Przystan�� po raz czwarty i wywarcza� ponur� przestrog�. Wo� by�a coraz silniejsza. Tajemniczy prze�ladowca nie tylko dotrzymywa� kroku, lecz dop�dza� go. Tym razem B�yskawica czeka�. W�os mu si� je�y� i mi�nie sztywnia�y w poczuciu walki. Min�a ledwie kr�tka chwila, a ju� dojrza� cie� sun�cy z wolna w �wietle gwiazd, zbli�aj�cy si� coraz, p�pe�zn�cy w milczeniu. Cie� przystan�� o pi��dziesi�t st�p najwy�ej. Potem sun�� znowu, krok za krokiem, wahaj�co, ostro�n