7822

Szczegóły
Tytuł 7822
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7822 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7822 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7822 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

IAN McDONALD Chaga Prze�o�y�a Agnieszka Fuli�ska Dla Rachel Hellen Bankhead Przedmowa Wprawdzie akcja powie�ci rozgrywa si� w tym samym miej- scu, co akcja mego opowiadania z 1990 r. �W stron� Kilimand�a- ro", a t�o wydarze� i wiele postaci oraz sytuacji ma z nim du�o wsp�lnego, to jednak �Chaga" nie jest jego kontynuacj�, ale sta- nowi raczej rozszerzenie i udoskonalenie zawartych tam pomy- s��w. Czytelnicy mog� dostrzec sporo pozornych niekonsekwen- cji: s� one zamierzone, a �W stron� Kilimand�aro" powinno si� czyta� jako robocz� wersj� powie�ci. Dzi�kuj� firmie CEM Computers za uratowanie sporej cz�ci ksi��ki przed cybernetycznym niebytem. (Zawsze zapisuj kopie. Zawsze zapisuj kopie). Dzi�kuj� r�wnie� Trishy zajej nieocenio- n� pomoc we wczesnej fazie powstawania powie�ci, jak r�wnie� we wszystkich sprawach. Gobelin gwiazd �wiat�o prawie ju� zgas�o. Wrzosowiska i s�one bagna po- krywaj�ce Przyl�dek sk�pa�y si� w liliowej po�wiacie p�- nego lata. Na tle cumulus�w zarysowa�y si� wzg�rza po przeciwnej stronie zatoki. Na maszcie telewizyjnym migota�y �wia- t�a naprowadzania. Psy wyskoczy�y w zapadaj�c� ciemno��. Wolne duchy. Pier- wotne si�y. Kr�liki rozbieg�y si� w stron� swych piaszczystych dziur pomi�dzy korzeniami janowca. Horace by� zbyt stary i artretyczny, aby zabija�. Bieg� dla samej przyjemno�ci biegu, p�ki jeszcze by� do tego zdolny. Weterynarz zdiagnozowa� CMDR. Nieodwracal- ny proces. Os�onki mielinowe w dolnej partii jego kr�gos�upa b�- d� zanika�, a� tylne �apy ulegn� parali�owi. Nie b�dzie m�g� cho- dzi�. B�dzie robi� pod siebie. A potem ju� tylko bilet w jedn� stron� na pokryty gum� st�. Dziewczyna mia�a nadziej�, �e nie b�dzie musia�a przy tym by�. Na razie niech biegn�. Niech poluj�. Niech z�api�, co potra- fi� �je�li potrafi�. - Bieg, Horace! Bieg, Paddy! - krzycza�a Gaby McAslan. Psy wystrzeli�y jak podw�jna b�yskawica: wi�kszy bia�o-br�zowy, mniej- szy czarny. Kiedy trafi�y na trop, zanurkowa�y w g�ste zaro�la ja- nowca, z trzaskiem rozgarniaj�c suche, zrudzia�e ga��zie zesz�o- rocznych ro�lin. Wzg�rza Antrim rysowa�y si� czerni� na ciemnofioletowym niebie: Knockagh ze stoj�cym na szczycie obeliskiem, Carnmoney, Cave Hill, o kt�rym m�wiono, �e z profilu przypomina Napole- ona, chocia� Gaby nigdy nie zdo�a�a si� tego dopatrzy�, Divis, Black Mountain. Belfast stanowi� p�kul� bursztynowej po�wiaty w zag��bieniu zatoki: niechlujne, niezdrowe migotanie. Poni�ej czarnych wzg�rz szereg ��tobia�ych �wiate� tuli� si� do linii brzego- wej. Fort William. Greenisland. Carrickfergus ze sw� wielk� nor- ma�sk� twierdz�. Kilroot, Whitehead, a na samym ko�cu pulsuj�- ce rozb�yski latarni morskiej, znacz�cej pocz�tek otwartego morza. Odpowiada�y jej b�yski towarzyszek na Lighthouse Island i w Dona- ghadee. Jest taka chwila, jedna chwila, m�wi� jej ojciec, kiedy wszystkie b�yski stapiaj� si� w jeden. Patrzy�a na te �wiat�a przez ca- �e �ycie i jeszcze nigdy nie uda�o jej si� uchwyci� tego momentu. Niebo tego wieczora wydawa�o si� ogromne i wysokie, nazna- czone nielicznymi wczesnymi gwiazdami. Letni tr�jk�t: Altair, De- neb, Vega. W�a�nie zachodzi� Arkturus, gwiazda przewodnia staro- �ytnych �eglarzy arabskich. Gwiazda Sindbada. Corona Borealis, korona lata. Na jeden z tych delikatnych klejnot�w sk�ada�o si� grono czterystu galaktyk. Ich �wiat�o podr�owa�o przez miliard lat, aby pa�� na Gaby McAslan, a nast�pnie si� od niej oddala�o. Znajomo�� ich imion i natury nie jest w stanie nic im ode- bra�. Pozostaj� gwiazdami: odleg�ymi, podlegaj�cymi prawom i procesom przekraczaj�cym d�ugo�� ludzkiego �ycia. W ich wyso- kim, staro�ytnym �wietle mo�na ujrze� siebie. Nie jeste�my koro- n� stworzenia pod opieku�cz� os�on� nieba. Jeste�my otoczonymi ogniem dzikimi, jasnymi atomami osobowo�ci. Psy wypad�y spomi�dzy zaro�li janowca bez �upu, dysz�c i szczerz�c z�by. Zagwizda�a na nie. �cie�ka skr�ca�a wzd�u� zruj- nowanego kamiennego muru i bagnistego terenu. ��ty tatarak i potargane sitowie. W�owe �lady rower�w g�rskich w pyle, a tak- �e wyra�niejszy �lad motocykli terenowych. Ojciec nie b�dzie za- dowolony. Niech ludzie rozkoszuj� si� Przyl�dkiem o w�asnych si- �ach: pieszo lub peda�uj�c - takiego w�a�nie ducha stara� si� tchn�� w to miejsce. Bulgot silnik�w motocykli i zgrzyt skrzy� bie- g�w zabija� t� atmosfer�. Marky nigdy nie rozumia� tego miejsca. Nie potrafi� odczu�, jak pachnie dzie� ani co to znaczy by� male�kim jasnym punktem pod zatrwa�aj�co b�yszcz�cymi gwiazdami. Pozostawia� za sob� �la- dy opon samochodowych lub motocyklowych, nigdy k� roweru albo st�p. Wspi�a si� na niskie, pokryte porostami ska�y i stan�a na kraw�dzi l�du. Psy szala�y, rozpryskuj�c wod� w �wirowej zatoczce, udaj�c, �e p�ywaj�. Paddy, ten ma�y czarny, zatacza� k�ka z p�- kiem wodorost�w w pysku, zapraszaj�c Gaby do zabawy. P�niej. Wci�gn�a powietrze. S�l morska, martwe szcz�tki wysychaj�ce na brzegu, nap�ywaj�cy od strony l�du s�odki zapach janowca i ba- giennych mieczyk�w, ziemi, kt�ra przemokni�ta w upale i �wie- tle dnia �agodnie paruje o zmierzchu. W dole, na brzegu morza, zbudowa�a kr�g z kamieni i rozpa- li�a niewielki ogie�. Uznawane to by�o na Przyl�dku za grzech g��wny, ale c�rka stra�nika powinna mie� jakie� specjalne prawa. Usiad�a na skale i karmi�a p�omienie wyrzuconym na brzeg drew- nem. Wybielone ga��zie, kawa�ki starych pude� na ryby, usmolone i nabite gwo�dziami fragmenty drewnianych kratownic i starych korkowych sp�awik�w. Drewno trzaska�o i skrzypia�o. Iskry wzbija- �y si� wysoko w pachn�ce nocne powietrze. - Nie, wola�abym nie, nie dzi� wiecz�r, Marky - powiedzia�a przez telefon. Ma�y ekranik wideo wyostrza� mimik� jego twarzy. Gaby zawsze przychodzili wtedy na my�l aktorzy niemego kina. Gruby makija�, przesadzona ekspresja. Mi�o��. Nienawi��. Strach. Odrzucenie. Uczucia Marky'ego odbija�y si� na jego twarzy w wi- deofonie, oto problem. - Musz� pomy�le�. Potrzebuj� troch� cza- su dla siebie, tylko dla siebie. Musz� oddali� si� od wszystkiego, mo�e wtedy zdo�am spojrze� za siebie i zobaczy�, czego naprawd� chc�. Rozumiesz? Wiedzia�a, �e zrozumia� z tego tylko tyle, �e �nie" wypowie- dziane w niedzielny wiecz�r oznacza�o �nie" na zawsze. Odpro- wadzi� j� do schodk�w wiod�cych do samolotu. Psy podbieg�y do niej. Z posklejanej sier�ci na ich brzuchach kapa�a woda. Dysza�y. Pragn�y, aby wyznaczy�a im jakie� zadanie. - Przepraszam. Za minut�, dobrze? Id�cie sobie i zabijcie co� same. Na otwartym morzu czarne nurzyki muska�y wod�, nawo�uj�c si� wysokimi, p�aczliwymi g�osami. W dniu, kiedy og�oszono wyniki, nie dane by�o jej si� wyspa�. Najpierw ojciec, wr�ciwszy z porannego obchodu swego ma�ego kr�lestwa, przyszed� z herbat�, kt�rej pozwoli�a ostygn��. Potem zimne nosy ps�w pod ciep�� pierzyn� i ci�kie �apy na �ebrach. Nast�pnie koty, walcz�ce o miejsce na jej piersi. A na koniec Reb, ci�gn�ca za r�g ko�dry, z krzykiem: - Chod�, chod�, musisz przyj�� i zobaczy�! Stara szko�a, kiedy ju� przestanie si� by� jej cz�stk�, staje si� dziwnym miejscem. Klasy i korytarze wydaj� si� mniejsze ni� zapa- mi�tane. Pracownicy zmienili si� nieznacznie: nie s� ju� w�adczy- mi personami, ale wsp�ocale�cami. Nie mia�a ochoty otwiera� cienkiej br�zowej koperty na oczach najbli�szych. W zaciszu roz- klekotanego saaba ojca roz�o�y�a kartk� papieru. Oceny by�y do- bre. Wi�cej ni� wystarczaj�co dobre, �eby dosta� si� na kurs dzien- nikarstwa sieciowego. I by�o to chyba gorsze, ni� gdyby si� okaza�y nie do�� dobre, poniewa� b�dzie teraz musia�a wybiera� mi�dzy wyjazdem do Londynu a pozostaniem. Hannah i Rebecca - ka�da odpowiednio do swojego tempe- ramentu � uraczy�y j� u�ciskami i wzruszeniem ramion. Ojciec od- korkowa� butelk� prawdziwego szampana, kupion� specjalnie na t� okazj�. Jego wieloletnia przyjaci�ka Sonya, kt�ra by�a do�� roz- wa�na, aby nie wprowadza� si� do tego pe�nego kobiet domu, przysz�a na uroczysty obiad. Marky te� przyszed�. Wszyscy byli przekonani, �e Gaby pojedzie do Anglii. Wszyscy z wyj�tkiem Mar- ky'ego i samej Gaby. Po jej ognisku pozosta�y tylko czerwone w�gielki przysypane bia�ym popio�em. Marky. Mia� prac� w banku, forda, pieni�dze, kiedy wszyscy byli bankrutami. Mia� dobre i drogie ciuchy, p�yty, kt�re jeszcze niedawno by�y na topie, i instrumenty, kt�re wygl�da�y, jakby nie mo�na by�o na nich gra�. Zim� grywa� w hokeja, latem uprawia� windsurfmg. O ka�dej porze roku wymaga� od swoich dziewczyn, aby sta�y obok i podziwia�y go. Pewnego dnia b�dzie mia� pi�kny dom, pi�kn� �on�, pi�kne dzieci i �ycie tak martwe, jak ta pusta skorupka kraba le��ca szczypcami do g�ry na piaszczystej pla�y. Gaby wrzuci�a martwego kraba do ognia. Chitynowy pancerz zaskrzypia� i zasycza�, nogi skr�ci�y si� i sczez�y w ogniu. Marky wyobra�a� sobie, �e bawi�c si� trzy razy w tygodniu za- pi�ciem jej stanika i wyrzucaj�c kondom przez okno samochodu, zdo�a powstrzyma� j� przed wyjazdem do Londynu i dziennikar- stwem sieciowym. Ale� z niego g�upiec. Tym, co mog�o j� tu za- trzyma�, nigdy nie by�by m�czyzna. Wykorzystywa�a go jako pre- tekst. Naprawd� chodzi�o o to miejsce, ten Przyl�dek, kt�ry zna- �a przez cale swoje �ycie, wraz z jego porami roku i pogod�. Cho- dzi�o o Wartowni� na cyplu i jej grube �ciany pilnuj�ce l�du, mo- rza oraz tych, kt�rzy mieszkali w ich wn�trzu. O z�ote rozrzedzone �wiat�o jesiennych dni, srebrny szron na martwych, br�zowych pa- prociach w styczniowe poranki, dr�enie niewielkiego skrawka l�- du pod uderzeniami sztormowych fal, kiedy wichry zdawa�y si� napiera� na dom niczym para ogromnych r�k, a dostawszy si� do wn�trza przez szpary, szczeliny i przewody wentylacyjne, podry- wa�y dywan do g�ry, jakby by� ci�kim zielonym morzem. Chodzi- �o o ma�e pla�e na niewielkich wysepkach po stronie otwartego morza, znane wy��cznie tym, kt�rzy wios�owali po p�ytkich odp�y- wowych lagunach. O co�, co by�o zakorzenione w tej ziemi. O l�k, �e by� mo�e czerpa�a swe si�y z fizycznej obecno�ci miejsca, do- mu i ludzi, �e oderwana od nich stanie si� blada i przezroczysta, �e ju� nie b�dzie cz�owiekiem. � Istniej� dwa i tylko dwa absolutne �r�d�a l�ku - powiedzia� ojciec pewnej sztormowej nocy, kiedy wicher d�� w okna. - Unice- stwienie przez samotno�� i unicestwienie przez t�um. Tracimy swo- j� to�samo��, kiedy jeste�my sami i nie ma nikogo, w kim mogliby- �my zobaczy� swoje odbicie, kto zapewni�by nas, �e istniejemy, �e jeste�my co� warci. Tracimy je tak�e w t�umie innych: anonimowi, zbici w mas�, przyt�oczeni be�kotem. Gaby by�a na tyle doros�a, �eby poj��, i� l�ka si� unicestwienia przez t�um. W samotno�ci, w tym miejscu zawieszonym pomi�dzy �ywio�ami, istnia�a. Odej�� oznacza�o przy��czy� si� do t�umu. Na tym polega� jej problem. � Dajcie mi znak - powiedzia�a. Owady zabrz�cza�y. Odgoni- �a je od twarzy i d�ugich, prostych w�os�w o barwie mahoniu. Ty- le gwiazd. Oko przyzwyczajone do ciemno�ci mo�e dostrzec w po- godn� noc cztery tysi�ce gwiazd. Niebo przeci�a konstelacja � samolot lec�cy wzd�u� wybrze�a w kierunku miejskiego lotniska. To nie by� znak. Po drugiej stronie zatoki poruszy�o si� grono �wiate�. Nocny prom z o�wietlonym pok�adem. To te� nie by� znak. Saturn wraz ze swymi ksi�ycami znajdowa� si� wci�� poni�ej linii horyzontu, za wzg�rzami Szkocji. Oto, co najlepiej charakte- ryzuje Marky'ego. Istniej� gdzie� tajemnice, kt�re porwa�yby ka�- dego, kto jeszcze umia�by si� dziwi�. Ale dla Marky'ego s� one zbyt odleg�e i zbyt ma�e, aby dostrzec je go�ym okiem, a zatem nieistotne. Ile razy m�wi�a mu, �e jest pozbawiony duszy? Najbar- dziej interesowa�o go, czy Gaby pozwoli mu wsun�� r�k� za swoje d�insy. Czu�a politowanie dla ludzi, kt�rych nigdy nie porusza�y rzeczy wi�ksze od nich samych. - Chod�cie, pieski. - Wychyn�y z ciemno�ci, pe�ne oczeki- wania na co�, co w ko�cu si� wydarzy. - Wracamy. Przysypa�a popi� ogniska ��tym piaskiem i pow�drowa�a do domu pod ja�niej�cymi gwiazdami. Psy bieg�y zygzakiem przed ni�, kieruj�c si� w�chem. W wychodz�cym na zatok� saloniku zwini�ta wygodnie na so- fie Reb podgl�da�a niedzielne wyniki sportowe w telewizji, pracu- j�c r�wnocze�nie nad gobelinem. By�o to ogromne dzie�o: d�uga na osiem st�p mapa zodiaku. W z�oto-niebieskich fa�dach Kozio- ro�ca i Barana mrucza�y koty. Reb pracowa�a nad tym ju� sze�� miesi�cy: je�li utrzyma tempo jednego znaku na miesi�c, zajmie jej to nast�pne sze��. Gaby podziwia�a oddanie, z jakim jej naj- m�odsza siostra zabiera�a si� do d�ugiego, pracoch�onnego zada- nia. Pod wieloma wzgl�dami Rebecca by�a najlepsza z nich. - Dwa zero � powiedzia�a Reb, nie podnosz�c wzroku znad ig�y. - Przegrali. - Cholera - odrzek�a Gaby McAslan. - Marky nagra� si� na sekretark�. - O cholera. Id� zrobi� kaw�. Chcesz? - Hannah jest w kuchni, zabawia si� z jednym ze swoich ma- �ych chrze�cija�skich przyjaci�. - O niech to, cholera. Tato? - Na g�rze, usi�uje wypatrzy�, co si� dzieje na Saturnie. -I co? -Jacy� jajog�owi w wiadomo�ciach wyjechali w�a�nie z now� teo- ri� czego� tam. Osobi�cie bardziej przejmuj� si� wynikiem dwa zero. - Sezon og�rkowy. - Gab... Zatrzyma�a si� z r�k� na framudze drzwi, na kt�rej za pomo- c� metalowej linijki i cyrkla wydrapano na wieki ich zmieniaj�cy si� wzrost. - Zas�ugujesz na kogo� lepszego ni� Marky. Olej go, zanim on zd��y ola� ciebie. Dziwne, m�dre dziecko. Dzieli�a je r�nica czterech lat, a mi- mo to Reb by�a bli�sza Gaby ni� Hannah, �rednia siostra, kt�ra wi�kszo�� �ycia sp�dza�a na d�ugim, samotnym poszukiwaniu przy- nale�no�ci. Zesp� teatralny, si�ownia, harcerze, ko�o przewodni- k�w, szkolne ch�ry, dru�yny sportowe, a teraz du�a liczba ma�ych grup chrze�cija�skich, kt�re przegania�y j� od spotkania do spo- tkania. Solidna teologia, pomy�la�a Gaby. Je�li pozostaliby za d�u- go w jednym miejscu, mog�yby im zacz�� przychodzi� do g�owy dziwne pomys�y zwi�zane z seksem. Co przyw�dcy tych grup mieliby do powiedzenia o tajemni- czych wydarzeniach na Japecie? Zapewne co� na temat ko�ca �wiata. Wartownia by�a najlepszym domem, jaki mo�na sobie wyma- rzy� na dorastanie. Mia�a odpowiedni� ilo�� naro�nik�w, zakr�- t�w i zakamark�w zapewniaj�cych prywatno��, a zarazem wystar- czaj�co rozleg�y widok na morze, aby umo�liwi� otwarcie si�, gdy ju� zaczynasz zamyka� si� w sobie. Wszystkie te zalety ��czy�y si� w Pokoju Pogodowym. W wiosce istnia�a tradycja, w my�l kt�rej ka�de pokolenie mieszka�c�w powinno doda� co� trwa�ego do Wartowni. Poprzedni lokator wybudowa� now� jadalni�, kt�ra pachnia�a woskowanym drewnem boazerii, a widok z niej rozta- cza� si� na trzy strony: na przysta�, cypel i otwarte morze. Obecni mieszka�cy umie�cili nadbud�wk� dok�adnie ponad jadalni�. By- �o to pomieszanie cieplarni z obserwatorium, gabinetem i wie�� czarodzieja. Szklane �ciany zapewnia�y niezr�wnane widoki na wy- brze�e po obu stronach zatoki. Sprawia�o to wra�enie, �e stoi si� na mostku skalnego okr�tu, podczas gdy fale rozbijaj� si� o ka- mienny dzi�b. Jesieni� sztormy opryskiwa�y pian� okna, a wiatr wy� pod okapem i szarpa� nadstawkami komina oraz anten� sate- litarn�, a wtedy stawa�e� si� Lataj�cym Holendrem, p�dz�cym bez ko�ca wraz ze sw� za�og� przekl�tych wprost w oko wiecznego hu- raganu. - Dwa zero, Gab. - Wiem, Reb mi powiedzia�a. Ojciec zagryz� z�by w udanym zmartwieniu i potrz�sn�� g�o- w�. Przynajmniej dzi� wieczorem nie puszcza tych okropnych punkowych nagra� z lat siedemdziesi�tych. �Z�otych lat", jak upar- cie powtarza�. Ka�de pokolenie uwa�a lata, w kt�rych wchodzi�o w �ycie spo�eczne, za z�ote lata. - Pom� mi. Przesun�li teleskop wraz z podstaw� do otwartego okna. By� to dobry teleskop, najlepszy, jaki mo�na by�o kupi� za pieni�dze, kt�- rymi dysponowali. Tak zawsze post�powa� ojciec: kupowa� rzeczy do- bre, drogie, ale nigdy bez zastanowienia. Oto jedna z rodzicielskich m�dro�ci, jakie przekaza� c�rkom. Pozostawa�o wci�� nie rozwi�za- n� domow� tajemnic�, jakim sposobem mia� zawsze znacznie wi�cej pieni�dzy, ni� mog�y mu zapewni� wszystkie jego drobne zaj�cia: troch� str�owania, troch� pisania, troch� wynajmowania �odzi. - Marky zostawi� wiadomo��. Gaby mia�a nadziej�, �e nawet w ciemnym pokoju ojciec zdo- �a dostrzec, jak si� krzywi. Jedyne �wiat�o emitowa�y monitory. -Jak wygl�da�? -Jak Rudolf Valentino w roli Skrzywdzonej Niewinno�ci. O, mog�aby� to przycisn��? Ni�szy ekran wy�wietli� koordynaty siedemnastego ksi�yca Saturna. G�rny pokazywa� zdj�cie tego, co pozosta�o z jasnej stro- ny Jap� ta. - To z Hubble'a? Ojciec skin�� g�ow�. - Musz� ci� kosztowa� kilka pens�w. - Daj� za darmo. Niby trac�, ale zyskuj� nowych subskryben- t�w dla Astronomy Net. W ko�cu nie codziennie ksi�yc staje si� czarny. Gaby poruszy�a mysz�. Ekran zamruga� do niej. Teleskop przesun�� si� na komputerowo sterowanym statywie. Ojciec po- chyli� si� nad okularem. - Doskonale. - Lepiej zadowoli�by� si� zdj�ciami z Hubble'a. Tutaj b�- dziesz mia� tylko bia�� kropk�, kt�ra zniknie, kiedy rozdzielczo�� zrobi si� za ma�a. - Czasami zastanawiam si� ze wstydem, jak mog�em wyhodo- wa� tak nieromantyczne stworzenie jak ty, Gabrielo McAslan. Je- �li dzisiaj nast�pi ca�kowite zaczernienie, chcia�bym je obejrze� swoim w�asnym, go�ym i zaczerwienionym okiem. - A zdecydowali si� ju�, czy to Wewn�trzne Wulkany, czy Czarny �nieg? - Obstawiaj� Czarny �nieg, aleja tak nie uwa�am. Sk�d mia�- by si� ca�kiem znienacka wzi�� ten kosmiczny �nieg? Jakim sposo- bem umkn��by oku satelity? I dlaczego zbiera si� jednocze�nie ze wszystkich stron? Je�li poczyta�aby� sobie biuletyny informacyjne, znalaz�aby� teorie od ponownego rozwoju Obcych po Pana Boga z garnkiem czarnej kosmicznej farby. Wszystko to b�dzie absolut- nie pewne, gdy w 2008 dotrze tam sonda NASA. Gaby spojrza�a przez teleskop. Mia�a nadziej�, �e ojciec nie wyczuje zapachu dymu w jej w�osach. Na wszelki wypadek zmieni- �a podkoszulek. Na ten z masturbuj�c� si� zakonnic�. Jej ulubio- ny, chocia� ojciec nie pochwala� noszenia go na oczach m�od- szych, �atwo ulegaj�cych emocjom si�str. Wyregulowa�a okular. W wieku osiemnastu lat lepiej zna�a Uk�ad S�oneczny ni� stolic� prowincji, w kt�rej mieszka�a. W Uk�adzie S�onecznym nie da si� wyl�dowa� w niew�a�ciwej dzielnicy z powodu mylnej nazwy. Nikt nie wypisuje �Iochaid Ar La" na zboczu Mons Olympus ani nie maluje kraw�dzi ksi�ycowych krater�w na czerwono-bia�o-nie- biesko. Zagadka Japeta z jego p�kulami - ciemn� i jasn� - fascyno- wa�a pokolenia astronom�w, pisarzy s.f. i mi�o�nik�w tajemnic. Misje �Voyagera" uczyni�y spraw� jeszcze bardziej tajemnicz�. Te- leskop Hubble'a zerkn�� w stron� Saturna i doda� do atlas�w Uk�adu S�onecznego kilka zdj�� jasnej strony, ale nic nie doda� do debaty Casini Regio. Nowa generacja wielkich teleskop�w orbi- talnych przenios�a zainteresowania z astronomii planetarnej na wspania�o�ci zwi�zane z narodzinami i �mierci� gwiazd w b�ysz- cz�cych ob�okach gazu dalekich galaktyk. Podobnie uczynili zawo- dowi ogl�dacze gwiazd. Niebieskie podw�rko pozostawiono ama- torom. I w�a�nie w�oski listonosz, a w wolnym czasie obserwator planet, zauwa�y�, �e jasna strona Japeta jakby si� skurczy�a, odk�d ostatni raz na ni� patrzy�. Wprowadzi� swoje spostrze�enia do Astronomy Net. Le�a�y tam prawie przez miesi�c, zbieraj�c jedy- nie komputerowy kurz, a nast�pnie, kiedy sta�y si� przedmiotem plotek, zosta�y wy�miane przez profesjonalist�w, a� wreszcie kt�ry� z nich odwa�y� si� spojrze�* przez zaopatrzony w zwierciad�o sfe- ryczne teleskop na Mauna Kea w stron� systemu Saturna. W czasie gdy profesjonali�ci k��cili si� i wykr�cali od odpowie- dzi, poczernia�o sze��dziesi�t procent powierzchni Japeta. Tego ju� nie mo�na by�o lekcewa�y�. Zawieszono programy, od nowa u�o�ono terminarze, znaleziono fundusze. Hubble'a i jego braci na powr�t skierowano ku Saturnowi. To, co zobaczono, opisano na pierwszych stronach wszystkich biuletyn�w informacyjnych. Nie chodzi�o nawet o to, �e Japet stawa� si� czarny, ale o to, w ja- ki spos�b to przebiega�o. Ciemno�� zacie�nia�a si� dok�adnie ze wszystkich stron: k�ko jasnego, bia�ego lodu kurczy�o si� niczym coraz bardziej skupiany promie� �wiat�a. Dziesi�� dni p�niej pozosta�a ju� tylko bia�a plama o �redni- cy pi��dziesi�ciu mil, otoczona ze wszystkich stron ciemno�ci�. Kto� obliczy�, �e czer� pokrywa�a Japeta z pr�dko�ci� dziesi�ciu mil na godzin�. G�rny monitor pokazywa� istot� katastrofy. Na ciemnym dys- ku NASA umie�ci�a siatk� topograficzn�. Utwory geologiczne na powierzchni Japeta zosta�y nazwane imionami zaczerpni�tymi z �Pie�ni o Rolandzie". Sam Roland by� jednym z pierwszych, kt�- rzy padli; jego serdeczny druh Olivier i pot�ny cesarz Karol Wiel- ki nie wytrwali du�o d�u�ej. Upad�o pole bitwy Roncevaux i tylko Hamon sta� przeciwko zacie�niaj�cej si� ciemno�ci. Nied�ugo i on padnie i nie b�dzie ju� wi�cej bohater�w. - Co to mo�e by�? - szepn�a Gaby. Przez pok�j przemkn�o �wiat�o z Copeland Islands. Pomy�la�a o Markym, kt�ry tkwi� gdzie� tam w ciemno�ci w swoim samochodzie, ze swymi kumpla- mi, hamburgerami i drogim sprz�tem muzycznym graj�cym ta- ni� muzyk�. Nieszcz�sny cz�owiek, kt�ry nie l�ka si� ani troch� niebia�skich pot�g. Mo�na si� przed nimi schowa�, udawa�, �e nie istniej�, i ograniczy� swoje �ycie w�asn� niewiedz�, mo�na te� wyj�� ze swego solidnego, bezpiecznego domu w noc i wywo�a� je, nadaj�c im by� mo�e w ten spos�b sens dla siebie samego i ca- �ego �wiata. Ojciec zast�pi� Gaby przy teleskopie. - Trzydzie�ci mil do pe�nego zaciemnienia - powiedzia�, maj- struj�c przy okularze. Zdj�cia z Hubble'a aktualizowano co p� minuty. G�rny ekran nagle zamruga�. Pojawi�a si� nowa wiadomo��. Gaby prze- czyta�a. - Tato... S�dz�, �e powiniene� to zobaczy�. - Wydaje mi si�, �e nie obejrzymy pe�nego zaciemnienia. Ja- net w�a�nie chowa si� za horyzont. A niech to. - Hyperion znikn��. Natychmiast znalaz� si� przy niej. To w�a�nie by�o na ekranie. Biuletyn og�lnosieciowy: 8 wrze- �nia 2002 roku, o godzinie 20.35 czasu Greenwich, naukowcy ob- s�uguj�cy orbitalne Obserwatorium Ma�ych Obiekt�w Miyama po- wiadomili, �e Hyperion, szesnasty ksi�yc Saturna, znik� z ich monitor�w. Wjednej chwili. Ca�kowicie. Niewyt�umaczalnie. - O Jezu - powiedzia� nabo�nie ojciec Gaby. - Jak to si� mog�o sta�? - zapyta�a Gaby. - Nie mam poj�cia. Nie s�dz�, aby ktokolwiek mia�. Na g�rze ekranu pojawi�y si� ikonki poczty elektronicznej: to rozkrzycza� si� ca�y serwis informacyjny Irlandzkiej Lokalnej Sie- ci Astronomicznej. - Ca�y ksi�yc - rzek�a Gaby. W komputerze pojawia�y si� naj- �wie�sze informacje z NASA. Zdj�cia zrobione przez �Voyagera" i symulacje Hyperiona: zwi�d�y ziemniak, ksi�ycek o wymiarach trzysta pi��dziesi�t na dwie�cie pi��dziesi�t mil. I po nim. Ostat- nie sekundy satelity pojawia�y si� na ekranie klatka po klatce, opracowywane przez Miyam�. Na dwudziestu zdj�ciach nie dzia- �o si� nic. Na dwudziestym pierwszym Hyperion zdawa� si� zrzu- ca� powierzchni�, jakby to by�a sk�rka z pomara�czy. W szczeli- nach ja�nia�o �wiat�o, wy�ania�o si� spomi�dzy grani i grzbiet�w. Klatki od dwudziestej drugiej do trzydziestej drugiej by�y bia�e. Ca�kiem bia�e. Na trzydziestej trzeciej nie by�o nic. Po prostu prze- strze� kosmiczna i gwiazdy, i ani �ladu po kilku bilionach ton ska- listego lodu zwanego Hyperionem. Ca�kowity czas zag�ady ksi�yca wyni�s� 4 sekundy i 48 set- nych. D�bowe drzwi Pokoju Pogodowego otworzy�y si�. Psy wpa- d�y do wn�trza i biega�y doko�a, machaj�c ogonami. By�y czym� podekscytowane. Za nimi wesz�a Rebecca. Wygl�da�a na prze- straszon�. - Powiedzieli o tym w wiadomo�ciach - o�wiadczy�a. - Prze- rwali nawet Spitting Image. - Nie pozosta�o po nim nic, co mia�oby wi�cej ni� sto st�p �rednicy - odczyta� z ekranu ojciec. - Inaczej Zesp� Ma�ych Obiekt�w znalaz�by to. Pr�buj� nam wm�wi�, �e to by�o uderze- nie komety. - I �e nast�pny ksi�yc zrobi si� ca�y czarny? - spyta�a Gaby. - S�dz�, �e rozs�dni ludzie powinni si� tego ba� - odpowie- dzia�a Reb. - Rozs�dni ludzie boj� si� - doda� ojciec. Monitor pokazywa� w k�ko ostatnie chwile Hyperiona. Wierz�, �e znajd� tam odpowied�, pomy�la�a Gaby. Wierz�, �e b�dzie to sensowna odpowied�, �e istniej� ludzie, kt�rzy potrafi� wyt�umaczy�, dlaczego �wiat nieustannie ich zaskakuje. To nie mu- si by� logiczne, wybaczalne ani nawet normalne, ale tylko wyt�uma- czalne w jakikolwiek spos�b. Musisz wi�c odej��, poniewa� chcesz by� t� osob�, kt�ra znajdzie odpowied� na pytanie dlaczego. Teraz okaza�o si� to �atwe. Zaskakuj�ce, jak prosta okaza�a si� decyzja, kiedy ju� j� podj�a. Ogie� na Przyl�dku i �mier� pewne- go ksi�yca dopomog�y jej, ale przecie� wiedzia�a od samego po- cz�tku, odk�d wys�a�a zg�oszenie na kurs dziennikarstwa sieciowe- go, �e w ko�cu pojedzie. Chcia�a powiedzie� im, �e mia�a racj� i �e jest gotowa, ale ojciec t�umaczy� Reb, co naprawd� oznacza�y wszystkie te informacje nap�ywaj�ce z Sieci. Horace podszed� do niej, oczekuj�c zainteresowania. Zmierz- wi�a delikatn�, mi�kk� sier�� zajego uchem. Pokaza�a mu drog�, kt�r� si� uda: daleko poza �wiat�a promu, kt�re ogl�da�a z Przy- l�dka, daleko poza po�wiat� l�du, nawet poza zasi�g latarni mor- skich, na otwarte morze i do kraju po jego drugiej stronie. Ale Horace by� tylko du�ym, starym br�zowo-bialym psem cierpi�cym na zanik systemu nerwowego i nic nie rozumia�. Nocny (ot przez Afryk� I Wideodziennik, 23 marca 2008 10 tysi�cy st�p nad r�wnikiem Przekonamy si� teraz, czy to prawda. Ten efekt si�y Corioli- sa. Dr Dan prawdopodobnie s�dzi, �e albo jestem nienor- malna, albo zarazi�am si� ameb�, ale je�li si� ma PDU, kt�ry potrafi poda� dok�adny czas i zlokalizowa� ka�dy punkt na planecie, to jak�e mo�na si� oprze� pokusie przeprowadzenia sta- rego eksperymentu p�kul i sp�uczki? Bo�e, mam nadziej�, �e nikt nie ma prawdziwej ameby i nie po- trzebuje wej��. Mamrotanie z toalety po lewej stronie. Pewnie s�dz�, �e �ykam prochy albo zaliczam w samolocie numerek do kolekcji. Teraz ogl�damy umywalk� w airbusie A-330 Kenijskich Linii Lotniczych. PDU podaje, �e podr�ujemy z szybko�ci� 880 mil na godzin� i znajdujemy si� dwana�cie kilometr�w na p�noc od r�wnika. Co r�wna si� - zaraz, musz� przycisn�� kilka klawiszy - jakim� pi��dziesi�ciu sekundom. Dzie... dziesi��. Poci�gam za sp�uczk�. Oho! Woda sp�ywa, wi- ruj�c zgodnie ze wskaz�wkami zegara. Trzy, dwa, jeden - r�wnik. Woda sp�ywa r�wnomiernie ze wszystkich stron. Teraz jestem ju� na po�udniowej p�kuli i... prosz�! Woda kr�ci si� przeciwnie do wskaz�wek zegara. Gaby McAs�an dowiod�a, �e Ziemia porusza si� w przestrzeni kosmicznej. Rozumiecie, nie by�am ca�kowicie pewna, �e to dzia�a. Gaby McAslan wy��czy�a kamer�. Za�oga samolotu zaczyna�a si� niepokoi�. Najwyra�niej czytali �Port lotniczy". Pow�cha�a my- d�o, od�o�y�a je, otworzy�a ma�e szafki i przejrza�a ich zawarto��. �yletki mog� si� przyda�. M�ska woda kolo�ska pachnia�a nie naj- gorzej. Kondomy. Towarzysze lotu. Wzi�a pe�n� gar��, kieruj�c si� raczej nadziej� ni� potrzeb� zabezpieczenia. Strupek po szcze- pieniach przeciw malarii, ��tej febrze i HIV 1 oraz 2 zasw�dzia� wsp�czuj�co. Gdy znalaz�a si� z powrotem w przedziale pierwszej klasy, doktor Dan zam�wi� dla niej kolejnego burbona na rz�dowy ra- chunek. - No i jak, dzia�a? -Jego g�os by� mi�y i bardzo g��boki. - Dzia�a. Zamiesza� drinka plastikowym patykiem w kszta�cie wyd�u�o- nej �yrafy. - Podejrzewam, �e to jaki� rodzaj raka - powiedzia�. Pierw- sza klasa zosta�a obudzona sokiem z owoc�w M�ki Pa�skiej i bu- �eczkami podgrzanymi w kuchence mikrofalowej. Samolot za- cz�� ju� schodzi� do l�dowania. - M�wi� o Chadze. Istniej� choroby, kt�re po�eraj� cz�owieka od wewn�trz, mog� te� ist- nie� choroby narod�w. Opanowuje toto kraj, wysysa z niego si�y, zabija wszystko, co napotka na swej drodze, i rozmna�a si�. My tu siedzimy nad naszymi bu�eczkami, a to co� tymczasem ro�nie, rozprzestrzenia si�. Nigdy nie zasypia. Nawet imi�, jakie mu nadano, nie nale�y do niego, ale zosta�o zapo�yczone od ludu, kt�ry tu kiedy� mieszka�. Czym innym mo�e toto by�, je�li nie rakiem, panno McAslan? Spojrza� za okno. W ciemno�ci przed�witu wida� by�o jedy- nie odblask silnik�w i migotanie �wiate� ostrzegawczych. - Na dodatek tak wcze�nie w dziele budowania narodu. C�, mamy za sob� niespe�na pi��dziesi�t lat historii i nagle bum! - Uderzy� lekko d�oni� w d�o�. - Z pewno�ci� B�g nie jest �askawy dla Kenii. Jak tylko rewolucja informacyjna pozwoli�a nam zaj�� nale�ne miejsce w �wiecie, okaza�o si�, �e musimy wyci�ga� r�k� do Narod�w Zjednoczonych. Na pewno nie b�dzie nast�pnych pi��dziesi�ciu lat. Jak oni to wyliczaj�? Dwadzie�cia lat i ca�e pa�- stwo b�dzie opanowane? Siedemdziesi�t lat to nie historia naro- du. Dlaczego to si� nie przydarzy�o gdzie� we Francji lub Anglii, gdzie maj� a� za du�o historii? Dlaczego nie w Chinach lub In- diach, gdzie maj� tyle przesz�o�ci, �e nie wiedz�, co z ni� robi�? Al- bo w Ameryce, gdzie przynajmniej mogliby zacz�� robi� z siebie park tematyczny zamiast innej planety. Zawodowe podr�e nauczy�y Gaby McAslan nie cierpie� kom- puter�w dokonuj�cych rezerwacji lotniczych za ich z�o�liwe po- czucie humoru. Zawsze posadz� ci� obok okropnych ludzi. Obok straszliwie ciamkaj�cych przy jedzeniu. Obok faceta z wyrastaj�- cym z nosa d�ugim w�osem, od kt�rego nie b�dziesz w stanie ode- rwa� wzroku, a� opanuje ci� ��dza wyci�gni�cia r�ki i wyrwania go z cebulk�. Obok nastolatka, kt�rego discman b�dzie sycza� i szep- ta� w najwy�szych rejestrach. Obok cz�owieka, kt�ry zna na pa- mi�� ca�y ��ywot Briana" Monty Pythona. Czasami komputery dawa�y si� ub�aga�. I sp�ywa�a na ciebie ich �aska. - Wybaczy mi pani, je�li b�d� blu�ni� - powiedzia� wielki, ci�ko zbudowany czarny m�czyzna siedz�cy ko�o niej, kiedy air- bus wtacza� si� na g��wny pas lotniska Heathrow i bra� rozp�d do startu. - Obawiam si�, �e nie znosz� zbyt dobrze latania. Wpi� paznokcie w por�cze fotela i utkwi! wzrok w swoich sto- pach. - O Jezu - szepn�� nabo�nie, kiedy samolot oderwa� si� od ziemi. By� to doktor Daniel Oloitip. Masaj, cho� patrz�c na niego, trudno by�oby si� tego domy�li�. - Zrobi� si� ze mnie miejski stw�r, u�izany i mi�kki - wyja�ni� tonem przeprosin. -A przede wszystkim stary. - Podoba mi si� pa�skie ucho � odpowiedzia�a Gaby, przy- gl�daj�c si� przedziurawionemu i rozci�gni�temu a� po �uchw� p�atkowi jego prawego ucha. Doktor Daniel Oloitip wyci�gn�� z torby pod siedzeniem metalow� kaset� po filmie Fuji i wsun�� j� w p�telk�. - To najnowsza moda. Wyrzucaj� je tysi�cami z autobus�w na safari. Nie pasuje to do ulubionych obrazk�w Agencji Rozwoju Kraj�w Zamorskich. Doktor Dan by� politykiem, cz�onkiem parlamentu z okr�- gu Amboseli i po�udniowego Kajiado. Wraca� na wesele c�rki z podr�y po stolicach Unii Europejskiej, w kt�rych stara� si� uzyska� pomoc. Uwa�a� to za strat� czasu. Europejczycy byli grzeczni, ale pieni�dzy nie dawali. Nie zamierzali po�ycza� na- rodowi, kt�ry mo�e znikn��, zanim nadejdzie czas sp�aty pierw- szych rat. - Co za ironia, �e wystali akurat mnie z puszk� na ja�mu�n�, skoro to m�j okr�g wyborczy pierwszy przestanie istnie�. Ju� po�o- wa jest stracona i mog� jedynie mie� nik�� satysfakcj� ze �wiado- mo�ci, �e b�d� pierwszym reprezentantem obcej planety w parla- mencie. W nast�pnych wyborach b�d� werbowa� Obcych. Doktor Dan po�o�y� swoj� ��t� plastikow� �yraf� do miesza- nia w szparze na kraw�dzi sk�adanego stolika. Gaby s�czy�a burbo- na, kt�rego jej kupi�, i wyobra�a�a sobie przemykaj�c� pod brzu- chem airbusa Keni�. Czarna Afryka, gdzie� tam w dole, w ciemno�ci przed�witu. Cudowne nazwy: Eldoret i Kisumu, Lon- gonot i wzg�rza Nandi, Nyeri i Ngong. Jezioro Nakuru, jezioro Naivasha, jezioro Baringo. G�ra Elgon i g�ra Kenia. Aberdares, obecnie Nyandarua. Ridge Valley. Jedne z pierwszych miejsc na- zwane przez ludzi. Wspania�e, staro�ytne nazwy. Podczas schodzenia samolotu czu�a w uszach zmian� ci�nie- nia. Kapitan w��czy� radio pok�adowe. Wyl�dujemy za tyle i tyle minut. Temperatura taka i taka, pr�dko�� wiatru taka i taka. Pro- sz� ustawi� zegarki na czas wschodnioafryka�ski, obywatele pa�stw innych ni� Kenia proszeni s� o przygotowanie kart wjazdo- wych. Przypominamy, �e zgodnie z obowi�zuj�cymi przepisami nale�y zadeklarowa� ca�� obc� walut� wwo�on� do kraju i �e wwo- �enie waluty kenijskiej jest nielegalne. Dzi�kuj�. Schodzili w d� i ca�e oczekiwanie, kt�re udawa�o, �e jest tyl- ko niepokojem przed d�ug� podr�, sta�o si� skurczem podnie- cenia na dnie �o��dka. Wielki airbus nadlatywa� ponad tymi wszystkimi pot�nymi, staro�ytnymi nazwami, kieruj�c si� ku no- wemu miastu, nowym przyjacio�om, nowej pracy, nowemu �yciu. Ku sieci SkyNet i Nairobi, i dalej na po�udnie, nie tak zn�w dale- ko na mapie, ale ku samej granicy wyobra�ni, ku Chadze. �adnej z tych rzeczy, podobnie jak Chagi, nie da�o si� ju� powstrzyma�. Ju� nie. Jej r�ce dr�a�y tak mocno, �e z trudem zdo�a�a wype�ni� kart� wjazdow�. Doktor Dan u�miechn�� si�, kiedy w rubryce �za- trudnienie" wpisa�a: Dziennikarz serwisu multimedialnego. - Ludzie Zachodu zawsze przyje�d�ali do mojego kraju z ja- kiego� konkretnego powodu - powiedzia�. - Z powodu zwierz�t, z powodu wybrze�a. A teraz tym powodem sta�a si� Chaga. Nikt nie przyje�d�a po prostu do Kenii. To jakby nie wystarcza, nieste- ty. Niech pani b�dzie dobra dla mojego kraju, Gaby McAslan, to dobry kraj. �wiat powinien o tym wiedzie�, je�li ju� nie wie o ni- czym innym. Lekki wstrz�s zachwia� samolotem. - Ojej. - Doktor Dan zamkn�� oczy i uchwyci! si� por�czy fo- tela. Na jego czole pojawi�y si� krople potu. Ponownie rozleg� si� g�os kapitana. Na lewo widz� pa�stwo �wiat�a Nairobi. Tam w�a- �nie wyl�dujemy. Samolotem znowu zatrz�s�o. Klapy podnios�y si�. Airbus skr�ci� ostro. Gaby spojrza�a w d� na ��te �wiat�a, roz- rzucone niczym ziarno na wysokiej, ciemnej r�wninie. Samolot skr�ci� gwa�townie w prawo. Silniki zawy�y. Gaby krzykn�a i chwyci�a oparcie fotela przed sob�. Doktor Dan z�apa� za ram� okienka, usi�uj�c doda� sobie odwagi, ale nie da si� nicze- go trzyma�, gdy leci si� na ziemi� z pr�dko�ci� trzystu mil na go- dzin�. Wszystkie plastikowe �yrafy pospada�y ze stolik�w. Stewar- desy si� zatacza�y. Karty wjazdowe frun�y niczym przera�one ptaki. Gaby zobaczy�a jaki� kszta�t w oknie: upiorny, blady, skrzy- dlaty kszta�t znacznie bli�ej, ni� cokolwiek mia�o prawo si� znajdo- wa�. Przez moment �wiat�a drugiego samolotu o�wietli�y kabin� airbusa, a potem znikn�y. Gaby i doktor Dan wpatrywali si� w siebie. By� to wzrok lu- dzi, kt�rzy s�yszeli �opot skrzyde� anio�a �mierci - bia�ego, szyb- kiego i zawsze znajduj�cego si� bli�ej, ni� mo�na by s�dzi�. - Widzia�am inny samolot - wyszepta�a Gaby. - Wielki, bia�y samolot. Lecia� prosto na nas. M�czyzna skin�� g�ow�. - Ma�o brakowa�o - wycharcza�. - To by� samolot UNECTA. Kapitan przeprosi� przez g�o�niki i doda�, �e do zderzenia brakowa�o niewiele, ale sytuacja ca�y czas by�a pod kontrol� i wy- l�dujemy za trzy minuty. M�wi� to tonem wskazuj�cym na to, �e sam bardzo si� cieszy, i� za chwil� b�dzie na ziemi. Pojawi� si� na- pis PROSZ� ZAPI�� PASY/NIE PALI�. Gaby us�ysza�a podnosz�- cy na duchu grzechot wysuwaj�cych si� k�. Trzy minuty p�niej byli na ziemi. Ko�owali przez d�ugi czas, �eby znale�� miejsce. Wszyscy wydawali si� bardzo przej�ci olbrzymim samolotem trans- portowym pomalowanym na bia�o, z przedstawiaj�cym niebiesk� g�r� i podw�jny p�ksi�yc logo UNECT Afri�ue na ogonie. Zaczekali z zabraniem swoich rzeczy, a� samolot opustosze- je. Na p�ycie lotniska by�o ch�odniej, ni� Gaby mog�a si� spodzie- wa� po Afryce R�wnikowej. Pasma szaro�ci i ciemnej czerwieni o�wietla�y niebo za g��wn� wie�� kontroln�. Na dole schodk�w doktor Dan u�cisn�� d�o� Gaby. - Mi�ego wesela - powiedzia�a Gaby. - Ma�e szans�, jak s�dz�. Pan m�ody nie jest dobrym cz�owie- kiem. Zreszt� moja c�rka te� nie jest dobr� kobiet�. Wi�c mo�e wszystko si� u�o�y. Je�li si� nie u�o�y, za��dam zwrotu pi��dziesi�- ciu kr�w, kt�re da�em temu nicponiowi jako posag. Spod wyj�cia dla pasa�er�w wysun�� si� czarny mercedes. - Mi�o by�o pani� pozna�, Gaby McAslan. Niew�tpliwie, je�li wzi�� pod uwag� nasze profesje, spotkamy si� znowu. Mam tak� nadziej�. Z ca�� pewno�ci� b�d� sobie pani� przypomina�, wcho- dz�c do ka�dej samolotowej �azienki. U�miechn�� si� �obuzersko i wsiad� do samochodu. Nie odje�d�aj! - chcia�a zawo�a� Gaby, samotna na p�ycie obok wielkiego bia�ego samolotu. Nie opuszczaj mnie. Zgubili jej baga�. Czeka�a, a� pojawi si� na ta�mie, dop�ki nie przyszed� facet, �eby zatrzyma� podajnik. Powiedzia� jej, gdzie mo�e z�o�y� skarg� i �eby si� nie martwi�a. Oficer imigracyjny w�a�nie zapada� w drzemk�, kiedy si� pojawi�a. Podstemplowa� jej paszport, sprawdzi� �wiadectwa szczepie� i zapewni� ze wspa- nia�ym, szerokim u�miechem, �e jej baga� znajdzie si� bardzo szybko. Zobaczy pani. M�wi�ca �wietnie po angielsku elegancka kobieta w okienku linii lotniczych powt�rzy�a s�owa oficera i u�miechn�a si�. Przywioz� baga� do jej hotelu. Gdzie si� za- trzymuje? W PanAfric. Ale tylko na trzy dni, zanim znajdzie lo- kum na d�u�ej. W wielkiej hali przylot�w sta� tylko jeden cz�owiek. By� to ni- ski, kr�py m�czyzna w �rednim wieku, ubrany w wymi�ty lniany garnitur stanowi�cy umundurowanie m�skiej cz�ci personelu East Africa. Jego czarne w�osy by�y przerzedzone nad czo�em, za to na karku pozwolono im rosn��. Wygl�da�o to tak, jakby skalp zsun�� mu si� do ty�u. Nosi� okr�g�e okulary, przez kt�re sprawia� wra�enie sowy na obficie zakrapianych wakacjach. Tekturowa ta- bliczka z wyra�nie wypisanym Gabriela McAslan nie wydawa�a si� szczeg�lnie potrzebna. - T. P. Costello? - Gabriela McAslan? - Gaby. U�cisn�li sobie r�ce. - To ca�y tw�j dobytek? - spyta� niski m�czyzna. By� szefem oddzia�u SkyNet News w Nairobi, ale nigdy nie pozby� si� p�- nocnodubli�skiego akcentu. Zabra� ch�opaka z Barrytown nie jest trudno, znacznie trudniej jest pozbawi� go resztek Barry- town. - Zgubili m�j baga�. - Znajdzie si�. To najdziwniejsze w tym kraju. Wygl�da na to- talny chaos, ale wszystko jako� si� toczy. Na parkingu by�o jeszcze ch�odniej ni� na p�ycie lotniska. Od- dech Gaby zamienia� si� w ob�oczek pary. Szara po�wiata by�a na tyle jasna, �e bia�e �wiat�o reflektor�w wydawa�o si� w niej ol�nie- waj�ce i nierzeczywiste. Na drzwiczkach i masce du�ej toyoty land- cruisera l�ni�o logo sieci SkyNet. Jestem tutaj, powiedzia�a do siebie Gaby McAslan, zapinaj�c pas. To ja, to dzieje si� naprawd�. Nie. Nie potrafi�a w to uwie- rzy�. Pomi�dzy ni� a faktem jej obecno�ci w Afryce istnia�a wci�� szyba, co� na kszta�t ekranu telewizora. -Jaklot? �Je�li pomin�� utrat� wszystkich moich doc/csnych d�br i prawie �e zderzenie z samolotem UNECTA podczas l�dowania, prawie tak dobry jak ka�dy d�ugodystansowy lot. - Cholerne antonowy - powiedzia� T. P. Costello, wsuwaj�c kart� kredytow� do parkometru. - Powinno sieje z�omowa� dwa- dzie�cia lat temu, ale jak zwykle ONZ balansuje na cienkiej linie. Zm�drzej�, jak zgin� setki os�b. - Ma�o brakowa�o. ^�o�nierze w b��kitnych he�mach przy sta�ym punkcie kontrol- nym skin�li, �eby jecha� dalej. - Spotka�am za to interesuj�cego faceta. Mo�e by� po�ytecz- ny. Doktor Daniel Oloitip. T. P. Costello roze�mia� si�. - Doktor Dan. Jest w porz�dku. Jeden z bia�ych kapeluszy, jak s�dz�. Przynajmniej nie li�e ty�ka tym z UNECTA do tego stop- nia, �eby na ka�de ich ziewni�cie wy�piewywa� �Bo�e b�ogos�aw Ameryk�". Afryka�skie rozwi�zania afryka�skich problem�w, oto jego has�o. Zgadzam si� z nim. - Poza tym, �e jest to r�wnie� problem Azji, Ameryki Po�u- dniowej i Oceanu Indyjskiego. Jechali teraz g��wn� szos�, szerok� dwupasm�wk�. Wi�kszo�� latarni jeszcze si� pali�a. Mimo wczesnej pory ruch ju� by� do�� du�y. Sznur taks�wek wyje�d�a� z miasta, niekt�re z przyczepio- nymi do baga�nik�w zbiornikami na biogaz. Wielkie cysterny z benzyn� p�dzi�y do miasta w p�mroku poranka. Zagro�enie wy- brze�a sprawi�o, �e produkty naftowe sta�y si� drogocenne. Wsz�- dzie wida� by�o ma�e japo�skie busy z pe�nymi pakunk�w baga�- nikami na dachach. Ka�dy p�ka� w szwach od pasa�er�w. Co odwa�niejsi podr�owali uchwyceni bok�w i przesuwanych drzwi- czek. Znajdowali si� kilka cali od asfaltu, a pojazdy sprawia�y wra- �enie, �e mog� je�dzi� tylko zjedna pr�dko�ci� -jak najwi�ksz� - ale uwieszeni pasa�erowie byli wystarczaj�co zblazowani, aby po- macha�, wyszczerzy� si� lub pokaza� j�zyk bia�ej kobiecie w wiel- kim landcruiserze. - Matatu � powiedzia� T. P. Costello. - Co� pomi�dzy autobu- sem i taks�wk�. Ta�sze ni� jedno i drugie i przera�liwie niebez- pieczne. Je�d�� po ca�ym przekl�tym kraju: po g�rach, przez pu- stynie, przez bagna. Prawdopodobnie s� nawet takie, kt�re pr�buj� przedrze� si� przez Chag�. Wsz�do-sakramencko-bylskie. U�ywaj ich tylko w najwi�kszej potrzebie. Zahamowa�, tr�bi�c r�wnocze�nie na zielony mikrobus hiace, kt�ry zajecha� im drog�. Matatu zamruga� bezczelnie ostrzegaj�- cymi przed niebezpiecze�stwem �wiat�ami i przyspieszy�. W tyl- nym oknie pojawi�y si� wyszczerzone twarze. Pan jest twoim zbawie- niem� g�osi�a nalepka na szybie. Po obu stronach szosy wiod�cej z lotniska t�oczy�y si� n�dzne osiedla. Szeregi blaszanych bud i tekturowych chat rozci�ga�y si� dalej, ni� wzrok Gaby si�ga� w szarym �wietle. Mieszka�cy slums�w obudzili si� i krz�tali ju� przed rozpocz�ciem dnia, jak zawsze bie- dota. Kobiety z plastikowymi g�siorami tworzy�y kolejki przy wsp�lnej studni albo stawia�y poniszczone puszki po margarynie na podsycanym drewnem ogniu. Niekt�re nios�y na g�owach wor- ki z ziarnem. Na workach widnia� napis DAR NARODU STAN�W ZJEDNOCZONYCH. Niekt�re kobiety szorowa�y dzieci na gan- chat, inne wyciska�y pranie i rozwiesza�y je, aby wysch�o. Ty- si�ce s�up�w bladoniebieskiego dymu wznosi�o si� i miesza�o z wi- sz�c� nisko w ch�odnym porannym powietrzu mgie�k�. Dzieci znajdowa�y si� wsz�dzie. Sta�y wzd�u� szosy z palcami �w buziach, toczy�y ci�kie opony traktor�w po kr�tych i ciasnych zau�kach, odp�dza�y celnymi rzutami kamieni wyn�dznia�e psy lub sparszywia�e kozy. By�y chude i n�dznie ubrane, ale Gaby nie dostrzeg�a �adnego, kt�re by si� nie �mia�o. Opu�ci�a szyb� i wyci�gn�a kamer� wideo. - Na twoim miejscu od�o�y�bym to - powiedzia� T. P. - Chyba �e chcesz oberwa� kamieniem. Nie �ebym si� tym specjalnie przejmowa�, ale mogliby nie trafi�, a nie mam ochoty p�aci� za now� szyb� do tego powoziku. S�dzisz, �e tu jest �le? M�wi� ci, to ca�kiem niez�e miejsce. Powinna� zobaczy� Pumwani. Jezu. Dzie- si�� milion�w ludzi. Populacja Nairobi podwaja si� co pi�� lat. Je- �li chodzi o mnie, zaryzykowa�bym z Chag�, ale ONZ m�wi ewa- kuowa�, wi�c ewakuujemy. Pewnego dnia braknie im na to miejsc. Co do tego nie ma w�tpliwo�ci, pozostaje tylko pytanie: kiedy, ale oni tego nie widz�. Tak jest zawsze, gdy usi�uje si� dostosowa� woj- skowe pomys�y do sytuacji, kt�ra ca�kowicie wymyka si� wojsko- wemu sposobowi my�lenia, jak na przyk�ad inwazja Obcych. Sprzedawcy rozpostarli plastikowe p�achty na skrawkach t�u- stej, czerwonej ziemi i rozk�adali swe towary. Sterty niekszta�tnych pomara�czy, chwiejne piramidy puszek sprite'a, kolby kukurydzy czerniej�ce na samochodowych ko�pakach wype�nionych w�glem drzewnym. Ludzie odganiali muchy od ro�n�w z piek�cym si� mi�sem �migni�ciami podartej na strz�py gazety. Dzieci poderwa- �y si� na widok bia�ych twarzy, na ich palcach zakr�ci�y si� l�ni�ce k�ka. - Bransolety karmy, tak je nazywaj�. - T. P. zatr�bi� g�o�no i objecha� domowej roboty beczkow�z - czyli walcowaty pojem- nik po oleju na ko�ach samochodowych, ci�gni�ty przez wyn�dz- nia�ego kucyka. - Oszuka�stwo dla wyznawc�w New Age. W rze- czywisto�ci s� to �wiat�owody. Wygrzebuj� je szybciej, ni� Telekomunikacja Kenijska jest zdolna je k�a��. Zabawne, ale s� lu- dzie, kt�rzy kupi� to zaledwie po pi�ciu minutach pobytu. Specy- fika tego miejsca: zawsze kto� b�dzie usi�owa� ci sprzeda� jaki� szmelc. Nad slumsami pojawi� si� bia�y samolot. Lecia� bardzo nisko i szybko. Jego wysuni�te ko�a wygl�da�y jak szpony drapie�nego ptaka. Wydawa� si� stanowczo za du�y i za ci�ki, aby utrzyma� si� w powietrzu na tych �miesznych skrzyd�ach. Gaby skuli�a si�, kie- dy z wyciem silnik�w przemkn�� nad autostrad� i oddali� si� ku �wiat�om progowym. - Kiedy� by� tu po prostu busz - powiedzia� T. P. - Wsz�dzie martwe gazele tomi. �adnej drogi. Przechadzaj�ce si� �yrafy. Za- trzymywa�e� si�. OK. Czas na katechizm. - Przygl�da� si� Gaby tak d�ugo, jak pozwoli� ruch na drodze. - Pierwsza zasada: ze swoj� cer� nie wychod� nigdzie bez kapelusza co najmniej przez sze�� miesi�cy. Czerniak nie jest ci potrzebny do szcz�cia. Co b�dziesz robi�? - Nosi� kapelusz. - Dok�adnie. Zasada druga: masz zielone oczy, prawda? No� ciemne okulary. Ca�y czas. - Nie potrzebuj�. Zrobi�am sobie fotochromizacj� �renic. Wystarczy na rok. - Nie tutaj. Maksimum sze�� miesi�cy przy poziomie ultrafio- letu na tej wysoko�ci. Nie zapomnij powt�rzy� zabiegu, obejdziesz si� bez kurzych �apek. Bielizna. - Bawe�niana. �adnych sztucznych w��kien. Nie oddychaj�. -1 co dostaniesz? - Ple�niawki, je�li b�d� mia�a szcz�cie. I �adnych obcis�o�ci. - Zgadza si�. A je�li z�apiesz grzybic�? - Tampon umaczany w �ywym jogurcie. - Nie b�d� raczej mia� okazji wypr�bowa�, ale tak m�wi�. Pie- ni�dze. - Trzyma� w bucie, ale zawsze mie� sto szyling�w pod r�k� dla naci�gaczy. Nie wygl�da� zamo�nie. - Ostatnio bandy strasz� strzykawkami wype�nionymi krwi� zara�on� wirusem HIV. Czy im wierzysz, czy nie, to twoja spra- wa, ale nie ufaj swoim szczepionkom. HIV 4 gra na nosie Insty- tutowi Pasteura i wracasz do domu w plastikowym worku po sze- �ciu miesi�cach. A zatem �adnych nie zabezpieczonych fiutk�w, bia�ych, czarnych ani w jakimkolwiek innym kolorze. Co zro- bisz? - Zostan� zakonnic�. - Doskonale. I uwa�aj, kiedy idziesz do dentysty albo �cinasz w�osy, co zreszt� powinna� zrobi�. P� cala na ca�ej g�owie. - Pr�dzej wsadz� sobie ig�� do oka. - No wi�c gotuj si� i lep przez ca�y czas. Decyzja nale�y do ciebie. Woda. - Nie ufa�, nawet w hotelach. My� z�by w butelkowanej. �ad- nego lodu do drink�w, obiera� wszystkie owoce, sa�atki traktowa� z najwy�sz� ostro�no�ci�. I nie pi� piwa prosto z butelki. - Ci dwaj faceci - wskaza� r�k� na dw�ch m�czyzn id�cych skrajem szosy i trzymaj�cych si� za r�ce � geje czy po prostu przy- jaciele? - Po prostu przyjaciele. M�czy�ni w Afryce nie maj� proble- m�w z okazywaniem uczu� przedstawicielom tej samej p�ci. - Dobra dziewczynka. My�l�, �e dasz sobie tu rad�. Rzecz ja- sna szok kulturowy nigdy nie przychodzi od razu. Czeka, a� po- czujesz si� pewnie i nabierzesz przekonania, �e wiesz ju� wszyst- ko, co trzeba. Wtedy uderza. Mo�e ci� zabi�. Masz trzydniow� rezerwacj� w PanAfric. Przykro mi, ale nie da�o si� d�u�ej. W przeciwie�stwie do UNECTA musimy liczy� si� z ostrymi pra- wami rynku. A UNECTA niestety wywindowa�a prywatny rynek wynajmu gdzie� w jonosfer�. Najlepiej zamieszka� w jakim� ta- nim prywatnym hoteliku i przygotowa� si� na bieganie piechot�. Co powinna� zrobi�? Gaby McAslan nie odpowiedzia�a. S�o�ce wypar�o poranne mg�y. Z�ote �wiat�o zala�o blaszane dachy slums�w; nieco dalej, wysoko ponad otaczaj�cymi je dzielnicami biedoty, wznosi�y si� wie�e Nairobi. �wiat�o odbija�o si� w niezliczonych oknach, czy- ni�c z nich filary ognia wyrastaj�ce z ciemnej ziemi. Gaby pod- nios�a kamer� i filmowa�a przez brudne szyby landcruisera. To nie wyjdzie, to nigdy nie wychodzi na wideo. Sama czynno�� ujmo- wania w ramk� kadru zabija magi�, ale mo�e na dysku zachowa si� cho�by echo, drobna cz�steczka tej chwili. Wjechali ju� w ruch miejski: prywatne samochody - w wi�k- szo�ci teren�wki � i autobusy, ��to-zielone, nigdy nie myte po- twory rzygaj�ce czarnymi dieslowskimi spalinami. Zamiast okien mia�y metalowe pr�ty. T. P. zakl�� siarczy�cie, kiedy jeden z nich za- jecha� mu drog� na rondzie (keepie-leftiew suahili, jak poinformo- wa� Gaby). Przejechali obok du�ego ko�cio�a i krytego targu, ko- �o stadionu pi�ki no�nej i dworca autobusowego. Min�li tory ko- lejowe i skr�cili w trzypasmow� autostrad� ci�gn�c� si� pomi�dzy parkiem i centrum Nairobi. Gaby obserwowa�a pi�kn�, wysok� czarn� kobiet� w czerwonym jednocz�ciowym dresie, biegn�c� wzd�u� drogi. Porusza�a si� z p�ynn�, nie�wiadom� gracj�, a� Ga- by poczu�a si� kanciasta i �le posk�adana. S�o�ce sta�o ju� wysoko. Strumienie �wiat�a wpada�y w szerokie aleje pomi�dzy budynkami. T. P. skierowa� landcruisera w Kenyatta Avenue i jecha� naprze- ciw porannego sznura samochod�w w g�r� p�ytkiej doliny poro- �ni�tej eukaliptusami i akacjami. Piesi zape�niali utworzone przez zniszczone kraw�dzie autostrady pobocza z czerwonej gliny. Re- klamy pasty do z�b�w ozdabia�y przystanki autobusowe. T. P. skr�- ci� w wij�cy si� betonowy podjazd, kt�ry pojawi� si� znienacka po lewej. Prowadzi� do bezosobowego, utrzymanego w typowym mi�- dzynarodowym stylu hotelu, usadowionego na zboczu wzg�rza. -Jeste� na miejscu. Moja rada jest taka: id� prosto do ��ka i ode�pij wszystko. Ca�onocne loty powoduj� zaburzenia zegara biologicznego. Zreszt� oczekujemy ci� dopiero jutro. Za�atwimy ci konto we Wschodnioafryka�skim Teleporcie, ale to zajmuje tro- ch� czasu, wi�c tw�j PDU nie przyda si� na wiele przez par� naj- bli�szych dni. Pochyli� si� i otworzy� drzwi od strony Gaby. - Wybacz, �e musz� ci� wyrzuci� w taki spos�b, ale czeka na mnie koniec �wiata. Wysiadaj�c, s�ysza�a, jak mrucza�: - A swoj� drog�, co to za miejsce dla irlandzkich dziewczyn? Drzwi trzasn�y. Ko�a zapiszcza�y. Odjecha�. Pozosta�a sama z baga�em podr�cznym i ciuch