7822
Szczegóły |
Tytuł |
7822 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7822 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7822 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7822 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
IAN McDONALD
Chaga
Prze�o�y�a Agnieszka Fuli�ska
Dla
Rachel Hellen Bankhead
Przedmowa
Wprawdzie akcja powie�ci rozgrywa si� w tym samym miej-
scu, co akcja mego opowiadania z 1990 r. �W stron� Kilimand�a-
ro", a t�o wydarze� i wiele postaci oraz sytuacji ma z nim du�o
wsp�lnego, to jednak �Chaga" nie jest jego kontynuacj�, ale sta-
nowi raczej rozszerzenie i udoskonalenie zawartych tam pomy-
s��w. Czytelnicy mog� dostrzec sporo pozornych niekonsekwen-
cji: s� one zamierzone, a �W stron� Kilimand�aro" powinno si�
czyta� jako robocz� wersj� powie�ci.
Dzi�kuj� firmie CEM Computers za uratowanie sporej cz�ci
ksi��ki przed cybernetycznym niebytem. (Zawsze zapisuj kopie.
Zawsze zapisuj kopie). Dzi�kuj� r�wnie� Trishy zajej nieocenio-
n� pomoc we wczesnej fazie powstawania powie�ci, jak r�wnie�
we wszystkich sprawach.
Gobelin gwiazd
�wiat�o prawie ju� zgas�o. Wrzosowiska i s�one bagna po-
krywaj�ce Przyl�dek sk�pa�y si� w liliowej po�wiacie p�-
nego lata. Na tle cumulus�w zarysowa�y si� wzg�rza po
przeciwnej stronie zatoki. Na maszcie telewizyjnym migota�y �wia-
t�a naprowadzania.
Psy wyskoczy�y w zapadaj�c� ciemno��. Wolne duchy. Pier-
wotne si�y. Kr�liki rozbieg�y si� w stron� swych piaszczystych dziur
pomi�dzy korzeniami janowca. Horace by� zbyt stary i artretyczny,
aby zabija�. Bieg� dla samej przyjemno�ci biegu, p�ki jeszcze by�
do tego zdolny. Weterynarz zdiagnozowa� CMDR. Nieodwracal-
ny proces. Os�onki mielinowe w dolnej partii jego kr�gos�upa b�-
d� zanika�, a� tylne �apy ulegn� parali�owi. Nie b�dzie m�g� cho-
dzi�. B�dzie robi� pod siebie. A potem ju� tylko bilet w jedn�
stron� na pokryty gum� st�. Dziewczyna mia�a nadziej�, �e nie
b�dzie musia�a przy tym by�.
Na razie niech biegn�. Niech poluj�. Niech z�api�, co potra-
fi� �je�li potrafi�.
- Bieg, Horace! Bieg, Paddy! - krzycza�a Gaby McAslan. Psy
wystrzeli�y jak podw�jna b�yskawica: wi�kszy bia�o-br�zowy, mniej-
szy czarny. Kiedy trafi�y na trop, zanurkowa�y w g�ste zaro�la ja-
nowca, z trzaskiem rozgarniaj�c suche, zrudzia�e ga��zie zesz�o-
rocznych ro�lin.
Wzg�rza Antrim rysowa�y si� czerni� na ciemnofioletowym
niebie: Knockagh ze stoj�cym na szczycie obeliskiem, Carnmoney,
Cave Hill, o kt�rym m�wiono, �e z profilu przypomina Napole-
ona, chocia� Gaby nigdy nie zdo�a�a si� tego dopatrzy�, Divis,
Black Mountain. Belfast stanowi� p�kul� bursztynowej po�wiaty
w zag��bieniu zatoki: niechlujne, niezdrowe migotanie. Poni�ej
czarnych wzg�rz szereg ��tobia�ych �wiate� tuli� si� do linii brzego-
wej. Fort William. Greenisland. Carrickfergus ze sw� wielk� nor-
ma�sk� twierdz�. Kilroot, Whitehead, a na samym ko�cu pulsuj�-
ce rozb�yski latarni morskiej, znacz�cej pocz�tek otwartego morza.
Odpowiada�y jej b�yski towarzyszek na Lighthouse Island i w Dona-
ghadee. Jest taka chwila, jedna chwila, m�wi� jej ojciec, kiedy
wszystkie b�yski stapiaj� si� w jeden. Patrzy�a na te �wiat�a przez ca-
�e �ycie i jeszcze nigdy nie uda�o jej si� uchwyci� tego momentu.
Niebo tego wieczora wydawa�o si� ogromne i wysokie, nazna-
czone nielicznymi wczesnymi gwiazdami. Letni tr�jk�t: Altair, De-
neb, Vega. W�a�nie zachodzi� Arkturus, gwiazda przewodnia staro-
�ytnych �eglarzy arabskich. Gwiazda Sindbada. Corona Borealis,
korona lata. Na jeden z tych delikatnych klejnot�w sk�ada�o si�
grono czterystu galaktyk. Ich �wiat�o podr�owa�o przez miliard
lat, aby pa�� na Gaby McAslan, a nast�pnie si� od niej oddala�o.
Znajomo�� ich imion i natury nie jest w stanie nic im ode-
bra�. Pozostaj� gwiazdami: odleg�ymi, podlegaj�cymi prawom
i procesom przekraczaj�cym d�ugo�� ludzkiego �ycia. W ich wyso-
kim, staro�ytnym �wietle mo�na ujrze� siebie. Nie jeste�my koro-
n� stworzenia pod opieku�cz� os�on� nieba. Jeste�my otoczonymi
ogniem dzikimi, jasnymi atomami osobowo�ci.
Psy wypad�y spomi�dzy zaro�li janowca bez �upu, dysz�c
i szczerz�c z�by. Zagwizda�a na nie. �cie�ka skr�ca�a wzd�u� zruj-
nowanego kamiennego muru i bagnistego terenu. ��ty tatarak
i potargane sitowie. W�owe �lady rower�w g�rskich w pyle, a tak-
�e wyra�niejszy �lad motocykli terenowych. Ojciec nie b�dzie za-
dowolony. Niech ludzie rozkoszuj� si� Przyl�dkiem o w�asnych si-
�ach: pieszo lub peda�uj�c - takiego w�a�nie ducha stara� si�
tchn�� w to miejsce. Bulgot silnik�w motocykli i zgrzyt skrzy� bie-
g�w zabija� t� atmosfer�.
Marky nigdy nie rozumia� tego miejsca. Nie potrafi� odczu�,
jak pachnie dzie� ani co to znaczy by� male�kim jasnym punktem
pod zatrwa�aj�co b�yszcz�cymi gwiazdami. Pozostawia� za sob� �la-
dy opon samochodowych lub motocyklowych, nigdy k� roweru
albo st�p.
Wspi�a si� na niskie, pokryte porostami ska�y i stan�a na
kraw�dzi l�du. Psy szala�y, rozpryskuj�c wod� w �wirowej zatoczce,
udaj�c, �e p�ywaj�. Paddy, ten ma�y czarny, zatacza� k�ka z p�-
kiem wodorost�w w pysku, zapraszaj�c Gaby do zabawy. P�niej.
Wci�gn�a powietrze. S�l morska, martwe szcz�tki wysychaj�ce na
brzegu, nap�ywaj�cy od strony l�du s�odki zapach janowca i ba-
giennych mieczyk�w, ziemi, kt�ra przemokni�ta w upale i �wie-
tle dnia �agodnie paruje o zmierzchu.
W dole, na brzegu morza, zbudowa�a kr�g z kamieni i rozpa-
li�a niewielki ogie�. Uznawane to by�o na Przyl�dku za grzech
g��wny, ale c�rka stra�nika powinna mie� jakie� specjalne prawa.
Usiad�a na skale i karmi�a p�omienie wyrzuconym na brzeg drew-
nem. Wybielone ga��zie, kawa�ki starych pude� na ryby, usmolone
i nabite gwo�dziami fragmenty drewnianych kratownic i starych
korkowych sp�awik�w. Drewno trzaska�o i skrzypia�o. Iskry wzbija-
�y si� wysoko w pachn�ce nocne powietrze.
- Nie, wola�abym nie, nie dzi� wiecz�r, Marky - powiedzia�a
przez telefon. Ma�y ekranik wideo wyostrza� mimik� jego twarzy.
Gaby zawsze przychodzili wtedy na my�l aktorzy niemego kina.
Gruby makija�, przesadzona ekspresja. Mi�o��. Nienawi��. Strach.
Odrzucenie. Uczucia Marky'ego odbija�y si� na jego twarzy w wi-
deofonie, oto problem. - Musz� pomy�le�. Potrzebuj� troch� cza-
su dla siebie, tylko dla siebie. Musz� oddali� si� od wszystkiego,
mo�e wtedy zdo�am spojrze� za siebie i zobaczy�, czego naprawd�
chc�. Rozumiesz?
Wiedzia�a, �e zrozumia� z tego tylko tyle, �e �nie" wypowie-
dziane w niedzielny wiecz�r oznacza�o �nie" na zawsze. Odpro-
wadzi� j� do schodk�w wiod�cych do samolotu.
Psy podbieg�y do niej. Z posklejanej sier�ci na ich brzuchach
kapa�a woda. Dysza�y. Pragn�y, aby wyznaczy�a im jakie� zadanie.
- Przepraszam. Za minut�, dobrze? Id�cie sobie i zabijcie co�
same.
Na otwartym morzu czarne nurzyki muska�y wod�, nawo�uj�c
si� wysokimi, p�aczliwymi g�osami.
W dniu, kiedy og�oszono wyniki, nie dane by�o jej si� wyspa�.
Najpierw ojciec, wr�ciwszy z porannego obchodu swego ma�ego
kr�lestwa, przyszed� z herbat�, kt�rej pozwoli�a ostygn��. Potem
zimne nosy ps�w pod ciep�� pierzyn� i ci�kie �apy na �ebrach.
Nast�pnie koty, walcz�ce o miejsce na jej piersi. A na koniec Reb,
ci�gn�ca za r�g ko�dry, z krzykiem:
- Chod�, chod�, musisz przyj�� i zobaczy�!
Stara szko�a, kiedy ju� przestanie si� by� jej cz�stk�, staje si�
dziwnym miejscem. Klasy i korytarze wydaj� si� mniejsze ni� zapa-
mi�tane. Pracownicy zmienili si� nieznacznie: nie s� ju� w�adczy-
mi personami, ale wsp�ocale�cami. Nie mia�a ochoty otwiera�
cienkiej br�zowej koperty na oczach najbli�szych. W zaciszu roz-
klekotanego saaba ojca roz�o�y�a kartk� papieru. Oceny by�y do-
bre. Wi�cej ni� wystarczaj�co dobre, �eby dosta� si� na kurs dzien-
nikarstwa sieciowego. I by�o to chyba gorsze, ni� gdyby si� okaza�y
nie do�� dobre, poniewa� b�dzie teraz musia�a wybiera� mi�dzy
wyjazdem do Londynu a pozostaniem.
Hannah i Rebecca - ka�da odpowiednio do swojego tempe-
ramentu � uraczy�y j� u�ciskami i wzruszeniem ramion. Ojciec od-
korkowa� butelk� prawdziwego szampana, kupion� specjalnie na
t� okazj�. Jego wieloletnia przyjaci�ka Sonya, kt�ra by�a do�� roz-
wa�na, aby nie wprowadza� si� do tego pe�nego kobiet domu,
przysz�a na uroczysty obiad. Marky te� przyszed�. Wszyscy byli
przekonani, �e Gaby pojedzie do Anglii. Wszyscy z wyj�tkiem Mar-
ky'ego i samej Gaby.
Po jej ognisku pozosta�y tylko czerwone w�gielki przysypane
bia�ym popio�em.
Marky. Mia� prac� w banku, forda, pieni�dze, kiedy wszyscy
byli bankrutami. Mia� dobre i drogie ciuchy, p�yty, kt�re jeszcze
niedawno by�y na topie, i instrumenty, kt�re wygl�da�y, jakby nie
mo�na by�o na nich gra�. Zim� grywa� w hokeja, latem uprawia�
windsurfmg. O ka�dej porze roku wymaga� od swoich dziewczyn,
aby sta�y obok i podziwia�y go. Pewnego dnia b�dzie mia� pi�kny
dom, pi�kn� �on�, pi�kne dzieci i �ycie tak martwe, jak ta pusta
skorupka kraba le��ca szczypcami do g�ry na piaszczystej pla�y.
Gaby wrzuci�a martwego kraba do ognia. Chitynowy pancerz
zaskrzypia� i zasycza�, nogi skr�ci�y si� i sczez�y w ogniu.
Marky wyobra�a� sobie, �e bawi�c si� trzy razy w tygodniu za-
pi�ciem jej stanika i wyrzucaj�c kondom przez okno samochodu,
zdo�a powstrzyma� j� przed wyjazdem do Londynu i dziennikar-
stwem sieciowym. Ale� z niego g�upiec. Tym, co mog�o j� tu za-
trzyma�, nigdy nie by�by m�czyzna. Wykorzystywa�a go jako pre-
tekst. Naprawd� chodzi�o o to miejsce, ten Przyl�dek, kt�ry zna-
�a przez cale swoje �ycie, wraz z jego porami roku i pogod�. Cho-
dzi�o o Wartowni� na cyplu i jej grube �ciany pilnuj�ce l�du, mo-
rza oraz tych, kt�rzy mieszkali w ich wn�trzu. O z�ote rozrzedzone
�wiat�o jesiennych dni, srebrny szron na martwych, br�zowych pa-
prociach w styczniowe poranki, dr�enie niewielkiego skrawka l�-
du pod uderzeniami sztormowych fal, kiedy wichry zdawa�y si�
napiera� na dom niczym para ogromnych r�k, a dostawszy si� do
wn�trza przez szpary, szczeliny i przewody wentylacyjne, podry-
wa�y dywan do g�ry, jakby by� ci�kim zielonym morzem. Chodzi-
�o o ma�e pla�e na niewielkich wysepkach po stronie otwartego
morza, znane wy��cznie tym, kt�rzy wios�owali po p�ytkich odp�y-
wowych lagunach. O co�, co by�o zakorzenione w tej ziemi. O l�k,
�e by� mo�e czerpa�a swe si�y z fizycznej obecno�ci miejsca, do-
mu i ludzi, �e oderwana od nich stanie si� blada i przezroczysta,
�e ju� nie b�dzie cz�owiekiem.
� Istniej� dwa i tylko dwa absolutne �r�d�a l�ku - powiedzia�
ojciec pewnej sztormowej nocy, kiedy wicher d�� w okna. - Unice-
stwienie przez samotno�� i unicestwienie przez t�um. Tracimy swo-
j� to�samo��, kiedy jeste�my sami i nie ma nikogo, w kim mogliby-
�my zobaczy� swoje odbicie, kto zapewni�by nas, �e istniejemy, �e
jeste�my co� warci. Tracimy je tak�e w t�umie innych: anonimowi,
zbici w mas�, przyt�oczeni be�kotem.
Gaby by�a na tyle doros�a, �eby poj��, i� l�ka si� unicestwienia
przez t�um. W samotno�ci, w tym miejscu zawieszonym pomi�dzy
�ywio�ami, istnia�a. Odej�� oznacza�o przy��czy� si� do t�umu. Na
tym polega� jej problem.
� Dajcie mi znak - powiedzia�a. Owady zabrz�cza�y. Odgoni-
�a je od twarzy i d�ugich, prostych w�os�w o barwie mahoniu. Ty-
le gwiazd. Oko przyzwyczajone do ciemno�ci mo�e dostrzec w po-
godn� noc cztery tysi�ce gwiazd. Niebo przeci�a konstelacja �
samolot lec�cy wzd�u� wybrze�a w kierunku miejskiego lotniska.
To nie by� znak.
Po drugiej stronie zatoki poruszy�o si� grono �wiate�. Nocny
prom z o�wietlonym pok�adem.
To te� nie by� znak.
Saturn wraz ze swymi ksi�ycami znajdowa� si� wci�� poni�ej
linii horyzontu, za wzg�rzami Szkocji. Oto, co najlepiej charakte-
ryzuje Marky'ego. Istniej� gdzie� tajemnice, kt�re porwa�yby ka�-
dego, kto jeszcze umia�by si� dziwi�. Ale dla Marky'ego s� one
zbyt odleg�e i zbyt ma�e, aby dostrzec je go�ym okiem, a zatem
nieistotne. Ile razy m�wi�a mu, �e jest pozbawiony duszy? Najbar-
dziej interesowa�o go, czy Gaby pozwoli mu wsun�� r�k� za swoje
d�insy. Czu�a politowanie dla ludzi, kt�rych nigdy nie porusza�y
rzeczy wi�ksze od nich samych.
- Chod�cie, pieski. - Wychyn�y z ciemno�ci, pe�ne oczeki-
wania na co�, co w ko�cu si� wydarzy. - Wracamy.
Przysypa�a popi� ogniska ��tym piaskiem i pow�drowa�a do
domu pod ja�niej�cymi gwiazdami. Psy bieg�y zygzakiem przed
ni�, kieruj�c si� w�chem.
W wychodz�cym na zatok� saloniku zwini�ta wygodnie na so-
fie Reb podgl�da�a niedzielne wyniki sportowe w telewizji, pracu-
j�c r�wnocze�nie nad gobelinem. By�o to ogromne dzie�o: d�uga
na osiem st�p mapa zodiaku. W z�oto-niebieskich fa�dach Kozio-
ro�ca i Barana mrucza�y koty. Reb pracowa�a nad tym ju� sze��
miesi�cy: je�li utrzyma tempo jednego znaku na miesi�c, zajmie
jej to nast�pne sze��. Gaby podziwia�a oddanie, z jakim jej naj-
m�odsza siostra zabiera�a si� do d�ugiego, pracoch�onnego zada-
nia. Pod wieloma wzgl�dami Rebecca by�a najlepsza z nich.
- Dwa zero � powiedzia�a Reb, nie podnosz�c wzroku znad
ig�y. - Przegrali.
- Cholera - odrzek�a Gaby McAslan.
- Marky nagra� si� na sekretark�.
- O cholera. Id� zrobi� kaw�. Chcesz?
- Hannah jest w kuchni, zabawia si� z jednym ze swoich ma-
�ych chrze�cija�skich przyjaci�.
- O niech to, cholera. Tato?
- Na g�rze, usi�uje wypatrzy�, co si� dzieje na Saturnie.
-I co?
-Jacy� jajog�owi w wiadomo�ciach wyjechali w�a�nie z now� teo-
ri� czego� tam. Osobi�cie bardziej przejmuj� si� wynikiem dwa zero.
- Sezon og�rkowy.
- Gab...
Zatrzyma�a si� z r�k� na framudze drzwi, na kt�rej za pomo-
c� metalowej linijki i cyrkla wydrapano na wieki ich zmieniaj�cy
si� wzrost.
- Zas�ugujesz na kogo� lepszego ni� Marky. Olej go, zanim
on zd��y ola� ciebie.
Dziwne, m�dre dziecko. Dzieli�a je r�nica czterech lat, a mi-
mo to Reb by�a bli�sza Gaby ni� Hannah, �rednia siostra, kt�ra
wi�kszo�� �ycia sp�dza�a na d�ugim, samotnym poszukiwaniu przy-
nale�no�ci. Zesp� teatralny, si�ownia, harcerze, ko�o przewodni-
k�w, szkolne ch�ry, dru�yny sportowe, a teraz du�a liczba ma�ych
grup chrze�cija�skich, kt�re przegania�y j� od spotkania do spo-
tkania. Solidna teologia, pomy�la�a Gaby. Je�li pozostaliby za d�u-
go w jednym miejscu, mog�yby im zacz�� przychodzi� do g�owy
dziwne pomys�y zwi�zane z seksem.
Co przyw�dcy tych grup mieliby do powiedzenia o tajemni-
czych wydarzeniach na Japecie? Zapewne co� na temat ko�ca
�wiata.
Wartownia by�a najlepszym domem, jaki mo�na sobie wyma-
rzy� na dorastanie. Mia�a odpowiedni� ilo�� naro�nik�w, zakr�-
t�w i zakamark�w zapewniaj�cych prywatno��, a zarazem wystar-
czaj�co rozleg�y widok na morze, aby umo�liwi� otwarcie si�, gdy
ju� zaczynasz zamyka� si� w sobie. Wszystkie te zalety ��czy�y si�
w Pokoju Pogodowym. W wiosce istnia�a tradycja, w my�l kt�rej
ka�de pokolenie mieszka�c�w powinno doda� co� trwa�ego do
Wartowni. Poprzedni lokator wybudowa� now� jadalni�, kt�ra
pachnia�a woskowanym drewnem boazerii, a widok z niej rozta-
cza� si� na trzy strony: na przysta�, cypel i otwarte morze. Obecni
mieszka�cy umie�cili nadbud�wk� dok�adnie ponad jadalni�. By-
�o to pomieszanie cieplarni z obserwatorium, gabinetem i wie��
czarodzieja. Szklane �ciany zapewnia�y niezr�wnane widoki na wy-
brze�e po obu stronach zatoki. Sprawia�o to wra�enie, �e stoi si�
na mostku skalnego okr�tu, podczas gdy fale rozbijaj� si� o ka-
mienny dzi�b. Jesieni� sztormy opryskiwa�y pian� okna, a wiatr
wy� pod okapem i szarpa� nadstawkami komina oraz anten� sate-
litarn�, a wtedy stawa�e� si� Lataj�cym Holendrem, p�dz�cym bez
ko�ca wraz ze sw� za�og� przekl�tych wprost w oko wiecznego hu-
raganu.
- Dwa zero, Gab.
- Wiem, Reb mi powiedzia�a.
Ojciec zagryz� z�by w udanym zmartwieniu i potrz�sn�� g�o-
w�. Przynajmniej dzi� wieczorem nie puszcza tych okropnych
punkowych nagra� z lat siedemdziesi�tych. �Z�otych lat", jak upar-
cie powtarza�. Ka�de pokolenie uwa�a lata, w kt�rych wchodzi�o
w �ycie spo�eczne, za z�ote lata.
- Pom� mi.
Przesun�li teleskop wraz z podstaw� do otwartego okna. By� to
dobry teleskop, najlepszy, jaki mo�na by�o kupi� za pieni�dze, kt�-
rymi dysponowali. Tak zawsze post�powa� ojciec: kupowa� rzeczy do-
bre, drogie, ale nigdy bez zastanowienia. Oto jedna z rodzicielskich
m�dro�ci, jakie przekaza� c�rkom. Pozostawa�o wci�� nie rozwi�za-
n� domow� tajemnic�, jakim sposobem mia� zawsze znacznie wi�cej
pieni�dzy, ni� mog�y mu zapewni� wszystkie jego drobne zaj�cia:
troch� str�owania, troch� pisania, troch� wynajmowania �odzi.
- Marky zostawi� wiadomo��.
Gaby mia�a nadziej�, �e nawet w ciemnym pokoju ojciec zdo-
�a dostrzec, jak si� krzywi. Jedyne �wiat�o emitowa�y monitory.
-Jak wygl�da�?
-Jak Rudolf Valentino w roli Skrzywdzonej Niewinno�ci. O,
mog�aby� to przycisn��?
Ni�szy ekran wy�wietli� koordynaty siedemnastego ksi�yca
Saturna. G�rny pokazywa� zdj�cie tego, co pozosta�o z jasnej stro-
ny Jap� ta.
- To z Hubble'a?
Ojciec skin�� g�ow�.
- Musz� ci� kosztowa� kilka pens�w.
- Daj� za darmo. Niby trac�, ale zyskuj� nowych subskryben-
t�w dla Astronomy Net. W ko�cu nie codziennie ksi�yc staje si�
czarny.
Gaby poruszy�a mysz�. Ekran zamruga� do niej. Teleskop
przesun�� si� na komputerowo sterowanym statywie. Ojciec po-
chyli� si� nad okularem.
- Doskonale.
- Lepiej zadowoli�by� si� zdj�ciami z Hubble'a. Tutaj b�-
dziesz mia� tylko bia�� kropk�, kt�ra zniknie, kiedy rozdzielczo��
zrobi si� za ma�a.
- Czasami zastanawiam si� ze wstydem, jak mog�em wyhodo-
wa� tak nieromantyczne stworzenie jak ty, Gabrielo McAslan. Je-
�li dzisiaj nast�pi ca�kowite zaczernienie, chcia�bym je obejrze�
swoim w�asnym, go�ym i zaczerwienionym okiem.
- A zdecydowali si� ju�, czy to Wewn�trzne Wulkany, czy
Czarny �nieg?
- Obstawiaj� Czarny �nieg, aleja tak nie uwa�am. Sk�d mia�-
by si� ca�kiem znienacka wzi�� ten kosmiczny �nieg? Jakim sposo-
bem umkn��by oku satelity? I dlaczego zbiera si� jednocze�nie ze
wszystkich stron? Je�li poczyta�aby� sobie biuletyny informacyjne,
znalaz�aby� teorie od ponownego rozwoju Obcych po Pana Boga
z garnkiem czarnej kosmicznej farby. Wszystko to b�dzie absolut-
nie pewne, gdy w 2008 dotrze tam sonda NASA.
Gaby spojrza�a przez teleskop. Mia�a nadziej�, �e ojciec nie
wyczuje zapachu dymu w jej w�osach. Na wszelki wypadek zmieni-
�a podkoszulek. Na ten z masturbuj�c� si� zakonnic�. Jej ulubio-
ny, chocia� ojciec nie pochwala� noszenia go na oczach m�od-
szych, �atwo ulegaj�cych emocjom si�str. Wyregulowa�a okular.
W wieku osiemnastu lat lepiej zna�a Uk�ad S�oneczny ni� stolic�
prowincji, w kt�rej mieszka�a. W Uk�adzie S�onecznym nie da si�
wyl�dowa� w niew�a�ciwej dzielnicy z powodu mylnej nazwy. Nikt
nie wypisuje �Iochaid Ar La" na zboczu Mons Olympus ani nie
maluje kraw�dzi ksi�ycowych krater�w na czerwono-bia�o-nie-
biesko.
Zagadka Japeta z jego p�kulami - ciemn� i jasn� - fascyno-
wa�a pokolenia astronom�w, pisarzy s.f. i mi�o�nik�w tajemnic.
Misje �Voyagera" uczyni�y spraw� jeszcze bardziej tajemnicz�. Te-
leskop Hubble'a zerkn�� w stron� Saturna i doda� do atlas�w
Uk�adu S�onecznego kilka zdj�� jasnej strony, ale nic nie doda� do
debaty Casini Regio. Nowa generacja wielkich teleskop�w orbi-
talnych przenios�a zainteresowania z astronomii planetarnej na
wspania�o�ci zwi�zane z narodzinami i �mierci� gwiazd w b�ysz-
cz�cych ob�okach gazu dalekich galaktyk. Podobnie uczynili zawo-
dowi ogl�dacze gwiazd. Niebieskie podw�rko pozostawiono ama-
torom. I w�a�nie w�oski listonosz, a w wolnym czasie obserwator
planet, zauwa�y�, �e jasna strona Japeta jakby si� skurczy�a, odk�d
ostatni raz na ni� patrzy�. Wprowadzi� swoje spostrze�enia do
Astronomy Net. Le�a�y tam prawie przez miesi�c, zbieraj�c jedy-
nie komputerowy kurz, a nast�pnie, kiedy sta�y si� przedmiotem
plotek, zosta�y wy�miane przez profesjonalist�w, a� wreszcie kt�ry�
z nich odwa�y� si� spojrze�* przez zaopatrzony w zwierciad�o sfe-
ryczne teleskop na Mauna Kea w stron� systemu Saturna.
W czasie gdy profesjonali�ci k��cili si� i wykr�cali od odpowie-
dzi, poczernia�o sze��dziesi�t procent powierzchni Japeta. Tego
ju� nie mo�na by�o lekcewa�y�. Zawieszono programy, od nowa
u�o�ono terminarze, znaleziono fundusze. Hubble'a i jego braci
na powr�t skierowano ku Saturnowi. To, co zobaczono, opisano
na pierwszych stronach wszystkich biuletyn�w informacyjnych.
Nie chodzi�o nawet o to, �e Japet stawa� si� czarny, ale o to, w ja-
ki spos�b to przebiega�o. Ciemno�� zacie�nia�a si� dok�adnie ze
wszystkich stron: k�ko jasnego, bia�ego lodu kurczy�o si� niczym
coraz bardziej skupiany promie� �wiat�a.
Dziesi�� dni p�niej pozosta�a ju� tylko bia�a plama o �redni-
cy pi��dziesi�ciu mil, otoczona ze wszystkich stron ciemno�ci�.
Kto� obliczy�, �e czer� pokrywa�a Japeta z pr�dko�ci� dziesi�ciu
mil na godzin�.
G�rny monitor pokazywa� istot� katastrofy. Na ciemnym dys-
ku NASA umie�ci�a siatk� topograficzn�. Utwory geologiczne na
powierzchni Japeta zosta�y nazwane imionami zaczerpni�tymi
z �Pie�ni o Rolandzie". Sam Roland by� jednym z pierwszych, kt�-
rzy padli; jego serdeczny druh Olivier i pot�ny cesarz Karol Wiel-
ki nie wytrwali du�o d�u�ej. Upad�o pole bitwy Roncevaux i tylko
Hamon sta� przeciwko zacie�niaj�cej si� ciemno�ci. Nied�ugo i on
padnie i nie b�dzie ju� wi�cej bohater�w.
- Co to mo�e by�? - szepn�a Gaby. Przez pok�j przemkn�o
�wiat�o z Copeland Islands. Pomy�la�a o Markym, kt�ry tkwi�
gdzie� tam w ciemno�ci w swoim samochodzie, ze swymi kumpla-
mi, hamburgerami i drogim sprz�tem muzycznym graj�cym ta-
ni� muzyk�. Nieszcz�sny cz�owiek, kt�ry nie l�ka si� ani troch�
niebia�skich pot�g. Mo�na si� przed nimi schowa�, udawa�, �e
nie istniej�, i ograniczy� swoje �ycie w�asn� niewiedz�, mo�na te�
wyj�� ze swego solidnego, bezpiecznego domu w noc i wywo�a�
je, nadaj�c im by� mo�e w ten spos�b sens dla siebie samego i ca-
�ego �wiata.
Ojciec zast�pi� Gaby przy teleskopie.
- Trzydzie�ci mil do pe�nego zaciemnienia - powiedzia�, maj-
struj�c przy okularze.
Zdj�cia z Hubble'a aktualizowano co p� minuty. G�rny
ekran nagle zamruga�. Pojawi�a si� nowa wiadomo��. Gaby prze-
czyta�a.
- Tato... S�dz�, �e powiniene� to zobaczy�.
- Wydaje mi si�, �e nie obejrzymy pe�nego zaciemnienia. Ja-
net w�a�nie chowa si� za horyzont. A niech to.
- Hyperion znikn��.
Natychmiast znalaz� si� przy niej.
To w�a�nie by�o na ekranie. Biuletyn og�lnosieciowy: 8 wrze-
�nia 2002 roku, o godzinie 20.35 czasu Greenwich, naukowcy ob-
s�uguj�cy orbitalne Obserwatorium Ma�ych Obiekt�w Miyama po-
wiadomili, �e Hyperion, szesnasty ksi�yc Saturna, znik� z ich
monitor�w. Wjednej chwili. Ca�kowicie. Niewyt�umaczalnie.
- O Jezu - powiedzia� nabo�nie ojciec Gaby.
- Jak to si� mog�o sta�? - zapyta�a Gaby.
- Nie mam poj�cia. Nie s�dz�, aby ktokolwiek mia�.
Na g�rze ekranu pojawi�y si� ikonki poczty elektronicznej: to
rozkrzycza� si� ca�y serwis informacyjny Irlandzkiej Lokalnej Sie-
ci Astronomicznej.
- Ca�y ksi�yc - rzek�a Gaby. W komputerze pojawia�y si� naj-
�wie�sze informacje z NASA. Zdj�cia zrobione przez �Voyagera"
i symulacje Hyperiona: zwi�d�y ziemniak, ksi�ycek o wymiarach
trzysta pi��dziesi�t na dwie�cie pi��dziesi�t mil. I po nim. Ostat-
nie sekundy satelity pojawia�y si� na ekranie klatka po klatce,
opracowywane przez Miyam�. Na dwudziestu zdj�ciach nie dzia-
�o si� nic. Na dwudziestym pierwszym Hyperion zdawa� si� zrzu-
ca� powierzchni�, jakby to by�a sk�rka z pomara�czy. W szczeli-
nach ja�nia�o �wiat�o, wy�ania�o si� spomi�dzy grani i grzbiet�w.
Klatki od dwudziestej drugiej do trzydziestej drugiej by�y bia�e.
Ca�kiem bia�e. Na trzydziestej trzeciej nie by�o nic. Po prostu prze-
strze� kosmiczna i gwiazdy, i ani �ladu po kilku bilionach ton ska-
listego lodu zwanego Hyperionem.
Ca�kowity czas zag�ady ksi�yca wyni�s� 4 sekundy i 48 set-
nych.
D�bowe drzwi Pokoju Pogodowego otworzy�y si�. Psy wpa-
d�y do wn�trza i biega�y doko�a, machaj�c ogonami. By�y czym�
podekscytowane. Za nimi wesz�a Rebecca. Wygl�da�a na prze-
straszon�.
- Powiedzieli o tym w wiadomo�ciach - o�wiadczy�a. - Prze-
rwali nawet Spitting Image.
- Nie pozosta�o po nim nic, co mia�oby wi�cej ni� sto st�p
�rednicy - odczyta� z ekranu ojciec. - Inaczej Zesp� Ma�ych
Obiekt�w znalaz�by to. Pr�buj� nam wm�wi�, �e to by�o uderze-
nie komety.
- I �e nast�pny ksi�yc zrobi si� ca�y czarny? - spyta�a Gaby.
- S�dz�, �e rozs�dni ludzie powinni si� tego ba� - odpowie-
dzia�a Reb.
- Rozs�dni ludzie boj� si� - doda� ojciec.
Monitor pokazywa� w k�ko ostatnie chwile Hyperiona.
Wierz�, �e znajd� tam odpowied�, pomy�la�a Gaby. Wierz�, �e
b�dzie to sensowna odpowied�, �e istniej� ludzie, kt�rzy potrafi�
wyt�umaczy�, dlaczego �wiat nieustannie ich zaskakuje. To nie mu-
si by� logiczne, wybaczalne ani nawet normalne, ale tylko wyt�uma-
czalne w jakikolwiek spos�b. Musisz wi�c odej��, poniewa� chcesz
by� t� osob�, kt�ra znajdzie odpowied� na pytanie dlaczego.
Teraz okaza�o si� to �atwe. Zaskakuj�ce, jak prosta okaza�a si�
decyzja, kiedy ju� j� podj�a. Ogie� na Przyl�dku i �mier� pewne-
go ksi�yca dopomog�y jej, ale przecie� wiedzia�a od samego po-
cz�tku, odk�d wys�a�a zg�oszenie na kurs dziennikarstwa sieciowe-
go, �e w ko�cu pojedzie. Chcia�a powiedzie� im, �e mia�a racj�
i �e jest gotowa, ale ojciec t�umaczy� Reb, co naprawd� oznacza�y
wszystkie te informacje nap�ywaj�ce z Sieci.
Horace podszed� do niej, oczekuj�c zainteresowania. Zmierz-
wi�a delikatn�, mi�kk� sier�� zajego uchem. Pokaza�a mu drog�,
kt�r� si� uda: daleko poza �wiat�a promu, kt�re ogl�da�a z Przy-
l�dka, daleko poza po�wiat� l�du, nawet poza zasi�g latarni mor-
skich, na otwarte morze i do kraju po jego drugiej stronie. Ale
Horace by� tylko du�ym, starym br�zowo-bialym psem cierpi�cym
na zanik systemu nerwowego i nic nie rozumia�.
Nocny (ot
przez Afryk�
I
Wideodziennik, 23 marca 2008
10 tysi�cy st�p nad r�wnikiem
Przekonamy si� teraz, czy to prawda. Ten efekt si�y Corioli-
sa. Dr Dan prawdopodobnie s�dzi, �e albo jestem nienor-
malna, albo zarazi�am si� ameb�, ale je�li si� ma PDU,
kt�ry potrafi poda� dok�adny czas i zlokalizowa� ka�dy punkt na
planecie, to jak�e mo�na si� oprze� pokusie przeprowadzenia sta-
rego eksperymentu p�kul i sp�uczki?
Bo�e, mam nadziej�, �e nikt nie ma prawdziwej ameby i nie po-
trzebuje wej��. Mamrotanie z toalety po lewej stronie. Pewnie s�dz�,
�e �ykam prochy albo zaliczam w samolocie numerek do kolekcji.
Teraz ogl�damy umywalk� w airbusie A-330 Kenijskich Linii
Lotniczych. PDU podaje, �e podr�ujemy z szybko�ci� 880 mil na
godzin� i znajdujemy si� dwana�cie kilometr�w na p�noc od
r�wnika. Co r�wna si� - zaraz, musz� przycisn�� kilka klawiszy -
jakim� pi��dziesi�ciu sekundom.
Dzie... dziesi��. Poci�gam za sp�uczk�. Oho! Woda sp�ywa, wi-
ruj�c zgodnie ze wskaz�wkami zegara. Trzy, dwa, jeden - r�wnik.
Woda sp�ywa r�wnomiernie ze wszystkich stron. Teraz jestem ju�
na po�udniowej p�kuli i... prosz�! Woda kr�ci si� przeciwnie do
wskaz�wek zegara. Gaby McAs�an dowiod�a, �e Ziemia porusza
si� w przestrzeni kosmicznej.
Rozumiecie, nie by�am ca�kowicie pewna, �e to dzia�a.
Gaby McAslan wy��czy�a kamer�. Za�oga samolotu zaczyna�a
si� niepokoi�. Najwyra�niej czytali �Port lotniczy". Pow�cha�a my-
d�o, od�o�y�a je, otworzy�a ma�e szafki i przejrza�a ich zawarto��.
�yletki mog� si� przyda�. M�ska woda kolo�ska pachnia�a nie naj-
gorzej. Kondomy. Towarzysze lotu. Wzi�a pe�n� gar��, kieruj�c
si� raczej nadziej� ni� potrzeb� zabezpieczenia. Strupek po szcze-
pieniach przeciw malarii, ��tej febrze i HIV 1 oraz 2 zasw�dzia�
wsp�czuj�co.
Gdy znalaz�a si� z powrotem w przedziale pierwszej klasy,
doktor Dan zam�wi� dla niej kolejnego burbona na rz�dowy ra-
chunek.
- No i jak, dzia�a? -Jego g�os by� mi�y i bardzo g��boki.
- Dzia�a.
Zamiesza� drinka plastikowym patykiem w kszta�cie wyd�u�o-
nej �yrafy.
- Podejrzewam, �e to jaki� rodzaj raka - powiedzia�. Pierw-
sza klasa zosta�a obudzona sokiem z owoc�w M�ki Pa�skiej i bu-
�eczkami podgrzanymi w kuchence mikrofalowej. Samolot za-
cz�� ju� schodzi� do l�dowania. - M�wi� o Chadze. Istniej�
choroby, kt�re po�eraj� cz�owieka od wewn�trz, mog� te� ist-
nie� choroby narod�w. Opanowuje toto kraj, wysysa z niego si�y,
zabija wszystko, co napotka na swej drodze, i rozmna�a si�. My
tu siedzimy nad naszymi bu�eczkami, a to co� tymczasem ro�nie,
rozprzestrzenia si�. Nigdy nie zasypia. Nawet imi�, jakie mu
nadano, nie nale�y do niego, ale zosta�o zapo�yczone od ludu,
kt�ry tu kiedy� mieszka�. Czym innym mo�e toto by�, je�li nie
rakiem, panno McAslan?
Spojrza� za okno. W ciemno�ci przed�witu wida� by�o jedy-
nie odblask silnik�w i migotanie �wiate� ostrzegawczych.
- Na dodatek tak wcze�nie w dziele budowania narodu. C�,
mamy za sob� niespe�na pi��dziesi�t lat historii i nagle bum! -
Uderzy� lekko d�oni� w d�o�. - Z pewno�ci� B�g nie jest �askawy
dla Kenii. Jak tylko rewolucja informacyjna pozwoli�a nam zaj��
nale�ne miejsce w �wiecie, okaza�o si�, �e musimy wyci�ga� r�k�
do Narod�w Zjednoczonych. Na pewno nie b�dzie nast�pnych
pi��dziesi�ciu lat. Jak oni to wyliczaj�? Dwadzie�cia lat i ca�e pa�-
stwo b�dzie opanowane? Siedemdziesi�t lat to nie historia naro-
du. Dlaczego to si� nie przydarzy�o gdzie� we Francji lub Anglii,
gdzie maj� a� za du�o historii? Dlaczego nie w Chinach lub In-
diach, gdzie maj� tyle przesz�o�ci, �e nie wiedz�, co z ni� robi�? Al-
bo w Ameryce, gdzie przynajmniej mogliby zacz�� robi� z siebie
park tematyczny zamiast innej planety.
Zawodowe podr�e nauczy�y Gaby McAslan nie cierpie� kom-
puter�w dokonuj�cych rezerwacji lotniczych za ich z�o�liwe po-
czucie humoru. Zawsze posadz� ci� obok okropnych ludzi. Obok
straszliwie ciamkaj�cych przy jedzeniu. Obok faceta z wyrastaj�-
cym z nosa d�ugim w�osem, od kt�rego nie b�dziesz w stanie ode-
rwa� wzroku, a� opanuje ci� ��dza wyci�gni�cia r�ki i wyrwania go
z cebulk�. Obok nastolatka, kt�rego discman b�dzie sycza� i szep-
ta� w najwy�szych rejestrach. Obok cz�owieka, kt�ry zna na pa-
mi�� ca�y ��ywot Briana" Monty Pythona.
Czasami komputery dawa�y si� ub�aga�. I sp�ywa�a na ciebie
ich �aska.
- Wybaczy mi pani, je�li b�d� blu�ni� - powiedzia� wielki,
ci�ko zbudowany czarny m�czyzna siedz�cy ko�o niej, kiedy air-
bus wtacza� si� na g��wny pas lotniska Heathrow i bra� rozp�d do
startu. - Obawiam si�, �e nie znosz� zbyt dobrze latania.
Wpi� paznokcie w por�cze fotela i utkwi! wzrok w swoich sto-
pach.
- O Jezu - szepn�� nabo�nie, kiedy samolot oderwa� si� od
ziemi.
By� to doktor Daniel Oloitip. Masaj, cho� patrz�c na niego,
trudno by�oby si� tego domy�li�.
- Zrobi� si� ze mnie miejski stw�r, u�izany i mi�kki - wyja�ni�
tonem przeprosin. -A przede wszystkim stary.
- Podoba mi si� pa�skie ucho � odpowiedzia�a Gaby, przy-
gl�daj�c si� przedziurawionemu i rozci�gni�temu a� po �uchw�
p�atkowi jego prawego ucha. Doktor Daniel Oloitip wyci�gn��
z torby pod siedzeniem metalow� kaset� po filmie Fuji i wsun�� j�
w p�telk�.
- To najnowsza moda. Wyrzucaj� je tysi�cami z autobus�w na
safari. Nie pasuje to do ulubionych obrazk�w Agencji Rozwoju
Kraj�w Zamorskich.
Doktor Dan by� politykiem, cz�onkiem parlamentu z okr�-
gu Amboseli i po�udniowego Kajiado. Wraca� na wesele c�rki
z podr�y po stolicach Unii Europejskiej, w kt�rych stara� si�
uzyska� pomoc. Uwa�a� to za strat� czasu. Europejczycy byli
grzeczni, ale pieni�dzy nie dawali. Nie zamierzali po�ycza� na-
rodowi, kt�ry mo�e znikn��, zanim nadejdzie czas sp�aty pierw-
szych rat.
- Co za ironia, �e wystali akurat mnie z puszk� na ja�mu�n�,
skoro to m�j okr�g wyborczy pierwszy przestanie istnie�. Ju� po�o-
wa jest stracona i mog� jedynie mie� nik�� satysfakcj� ze �wiado-
mo�ci, �e b�d� pierwszym reprezentantem obcej planety w parla-
mencie. W nast�pnych wyborach b�d� werbowa� Obcych.
Doktor Dan po�o�y� swoj� ��t� plastikow� �yraf� do miesza-
nia w szparze na kraw�dzi sk�adanego stolika. Gaby s�czy�a burbo-
na, kt�rego jej kupi�, i wyobra�a�a sobie przemykaj�c� pod brzu-
chem airbusa Keni�. Czarna Afryka, gdzie� tam w dole,
w ciemno�ci przed�witu. Cudowne nazwy: Eldoret i Kisumu, Lon-
gonot i wzg�rza Nandi, Nyeri i Ngong. Jezioro Nakuru, jezioro
Naivasha, jezioro Baringo. G�ra Elgon i g�ra Kenia. Aberdares,
obecnie Nyandarua. Ridge Valley. Jedne z pierwszych miejsc na-
zwane przez ludzi. Wspania�e, staro�ytne nazwy.
Podczas schodzenia samolotu czu�a w uszach zmian� ci�nie-
nia. Kapitan w��czy� radio pok�adowe. Wyl�dujemy za tyle i tyle
minut. Temperatura taka i taka, pr�dko�� wiatru taka i taka. Pro-
sz� ustawi� zegarki na czas wschodnioafryka�ski, obywatele
pa�stw innych ni� Kenia proszeni s� o przygotowanie kart wjazdo-
wych. Przypominamy, �e zgodnie z obowi�zuj�cymi przepisami
nale�y zadeklarowa� ca�� obc� walut� wwo�on� do kraju i �e wwo-
�enie waluty kenijskiej jest nielegalne. Dzi�kuj�.
Schodzili w d� i ca�e oczekiwanie, kt�re udawa�o, �e jest tyl-
ko niepokojem przed d�ug� podr�, sta�o si� skurczem podnie-
cenia na dnie �o��dka. Wielki airbus nadlatywa� ponad tymi
wszystkimi pot�nymi, staro�ytnymi nazwami, kieruj�c si� ku no-
wemu miastu, nowym przyjacio�om, nowej pracy, nowemu �yciu.
Ku sieci SkyNet i Nairobi, i dalej na po�udnie, nie tak zn�w dale-
ko na mapie, ale ku samej granicy wyobra�ni, ku Chadze. �adnej
z tych rzeczy, podobnie jak Chagi, nie da�o si� ju� powstrzyma�.
Ju� nie. Jej r�ce dr�a�y tak mocno, �e z trudem zdo�a�a wype�ni�
kart� wjazdow�. Doktor Dan u�miechn�� si�, kiedy w rubryce �za-
trudnienie" wpisa�a: Dziennikarz serwisu multimedialnego.
- Ludzie Zachodu zawsze przyje�d�ali do mojego kraju z ja-
kiego� konkretnego powodu - powiedzia�. - Z powodu zwierz�t,
z powodu wybrze�a. A teraz tym powodem sta�a si� Chaga. Nikt
nie przyje�d�a po prostu do Kenii. To jakby nie wystarcza, nieste-
ty. Niech pani b�dzie dobra dla mojego kraju, Gaby McAslan, to
dobry kraj. �wiat powinien o tym wiedzie�, je�li ju� nie wie o ni-
czym innym.
Lekki wstrz�s zachwia� samolotem.
- Ojej. - Doktor Dan zamkn�� oczy i uchwyci! si� por�czy fo-
tela. Na jego czole pojawi�y si� krople potu. Ponownie rozleg� si�
g�os kapitana. Na lewo widz� pa�stwo �wiat�a Nairobi. Tam w�a-
�nie wyl�dujemy. Samolotem znowu zatrz�s�o. Klapy podnios�y
si�. Airbus skr�ci� ostro. Gaby spojrza�a w d� na ��te �wiat�a, roz-
rzucone niczym ziarno na wysokiej, ciemnej r�wninie.
Samolot skr�ci� gwa�townie w prawo. Silniki zawy�y. Gaby
krzykn�a i chwyci�a oparcie fotela przed sob�. Doktor Dan z�apa�
za ram� okienka, usi�uj�c doda� sobie odwagi, ale nie da si� nicze-
go trzyma�, gdy leci si� na ziemi� z pr�dko�ci� trzystu mil na go-
dzin�. Wszystkie plastikowe �yrafy pospada�y ze stolik�w. Stewar-
desy si� zatacza�y. Karty wjazdowe frun�y niczym przera�one
ptaki. Gaby zobaczy�a jaki� kszta�t w oknie: upiorny, blady, skrzy-
dlaty kszta�t znacznie bli�ej, ni� cokolwiek mia�o prawo si� znajdo-
wa�. Przez moment �wiat�a drugiego samolotu o�wietli�y kabin�
airbusa, a potem znikn�y.
Gaby i doktor Dan wpatrywali si� w siebie. By� to wzrok lu-
dzi, kt�rzy s�yszeli �opot skrzyde� anio�a �mierci - bia�ego, szyb-
kiego i zawsze znajduj�cego si� bli�ej, ni� mo�na by s�dzi�.
- Widzia�am inny samolot - wyszepta�a Gaby. - Wielki, bia�y
samolot. Lecia� prosto na nas.
M�czyzna skin�� g�ow�.
- Ma�o brakowa�o - wycharcza�. - To by� samolot UNECTA.
Kapitan przeprosi� przez g�o�niki i doda�, �e do zderzenia
brakowa�o niewiele, ale sytuacja ca�y czas by�a pod kontrol� i wy-
l�dujemy za trzy minuty. M�wi� to tonem wskazuj�cym na to, �e
sam bardzo si� cieszy, i� za chwil� b�dzie na ziemi. Pojawi� si� na-
pis PROSZ� ZAPI�� PASY/NIE PALI�. Gaby us�ysza�a podnosz�-
cy na duchu grzechot wysuwaj�cych si� k�. Trzy minuty p�niej
byli na ziemi. Ko�owali przez d�ugi czas, �eby znale�� miejsce.
Wszyscy wydawali si� bardzo przej�ci olbrzymim samolotem trans-
portowym pomalowanym na bia�o, z przedstawiaj�cym niebiesk�
g�r� i podw�jny p�ksi�yc logo UNECT Afri�ue na ogonie.
Zaczekali z zabraniem swoich rzeczy, a� samolot opustosze-
je. Na p�ycie lotniska by�o ch�odniej, ni� Gaby mog�a si� spodzie-
wa� po Afryce R�wnikowej. Pasma szaro�ci i ciemnej czerwieni
o�wietla�y niebo za g��wn� wie�� kontroln�. Na dole schodk�w
doktor Dan u�cisn�� d�o� Gaby.
- Mi�ego wesela - powiedzia�a Gaby.
- Ma�e szans�, jak s�dz�. Pan m�ody nie jest dobrym cz�owie-
kiem. Zreszt� moja c�rka te� nie jest dobr� kobiet�. Wi�c mo�e
wszystko si� u�o�y. Je�li si� nie u�o�y, za��dam zwrotu pi��dziesi�-
ciu kr�w, kt�re da�em temu nicponiowi jako posag.
Spod wyj�cia dla pasa�er�w wysun�� si� czarny mercedes.
- Mi�o by�o pani� pozna�, Gaby McAslan. Niew�tpliwie, je�li
wzi�� pod uwag� nasze profesje, spotkamy si� znowu. Mam tak�
nadziej�. Z ca�� pewno�ci� b�d� sobie pani� przypomina�, wcho-
dz�c do ka�dej samolotowej �azienki.
U�miechn�� si� �obuzersko i wsiad� do samochodu.
Nie odje�d�aj! - chcia�a zawo�a� Gaby, samotna na p�ycie
obok wielkiego bia�ego samolotu. Nie opuszczaj mnie.
Zgubili jej baga�. Czeka�a, a� pojawi si� na ta�mie, dop�ki
nie przyszed� facet, �eby zatrzyma� podajnik. Powiedzia� jej, gdzie
mo�e z�o�y� skarg� i �eby si� nie martwi�a. Oficer imigracyjny
w�a�nie zapada� w drzemk�, kiedy si� pojawi�a. Podstemplowa�
jej paszport, sprawdzi� �wiadectwa szczepie� i zapewni� ze wspa-
nia�ym, szerokim u�miechem, �e jej baga� znajdzie si� bardzo
szybko. Zobaczy pani. M�wi�ca �wietnie po angielsku elegancka
kobieta w okienku linii lotniczych powt�rzy�a s�owa oficera
i u�miechn�a si�. Przywioz� baga� do jej hotelu. Gdzie si� za-
trzymuje? W PanAfric. Ale tylko na trzy dni, zanim znajdzie lo-
kum na d�u�ej.
W wielkiej hali przylot�w sta� tylko jeden cz�owiek. By� to ni-
ski, kr�py m�czyzna w �rednim wieku, ubrany w wymi�ty lniany
garnitur stanowi�cy umundurowanie m�skiej cz�ci personelu
East Africa. Jego czarne w�osy by�y przerzedzone nad czo�em, za
to na karku pozwolono im rosn��. Wygl�da�o to tak, jakby skalp
zsun�� mu si� do ty�u. Nosi� okr�g�e okulary, przez kt�re sprawia�
wra�enie sowy na obficie zakrapianych wakacjach. Tekturowa ta-
bliczka z wyra�nie wypisanym Gabriela McAslan nie wydawa�a si�
szczeg�lnie potrzebna.
- T. P. Costello?
- Gabriela McAslan?
- Gaby.
U�cisn�li sobie r�ce.
- To ca�y tw�j dobytek? - spyta� niski m�czyzna. By� szefem
oddzia�u SkyNet News w Nairobi, ale nigdy nie pozby� si� p�-
nocnodubli�skiego akcentu. Zabra� ch�opaka z Barrytown nie
jest trudno, znacznie trudniej jest pozbawi� go resztek Barry-
town.
- Zgubili m�j baga�.
- Znajdzie si�. To najdziwniejsze w tym kraju. Wygl�da na to-
talny chaos, ale wszystko jako� si� toczy.
Na parkingu by�o jeszcze ch�odniej ni� na p�ycie lotniska. Od-
dech Gaby zamienia� si� w ob�oczek pary. Szara po�wiata by�a na
tyle jasna, �e bia�e �wiat�o reflektor�w wydawa�o si� w niej ol�nie-
waj�ce i nierzeczywiste. Na drzwiczkach i masce du�ej toyoty land-
cruisera l�ni�o logo sieci SkyNet.
Jestem tutaj, powiedzia�a do siebie Gaby McAslan, zapinaj�c
pas. To ja, to dzieje si� naprawd�. Nie. Nie potrafi�a w to uwie-
rzy�. Pomi�dzy ni� a faktem jej obecno�ci w Afryce istnia�a wci��
szyba, co� na kszta�t ekranu telewizora.
-Jaklot?
�Je�li pomin�� utrat� wszystkich moich doc/csnych d�br
i prawie �e zderzenie z samolotem UNECTA podczas l�dowania,
prawie tak dobry jak ka�dy d�ugodystansowy lot.
- Cholerne antonowy - powiedzia� T. P. Costello, wsuwaj�c
kart� kredytow� do parkometru. - Powinno sieje z�omowa� dwa-
dzie�cia lat temu, ale jak zwykle ONZ balansuje na cienkiej linie.
Zm�drzej�, jak zgin� setki os�b.
- Ma�o brakowa�o.
^�o�nierze w b��kitnych he�mach przy sta�ym punkcie kontrol-
nym skin�li, �eby jecha� dalej.
- Spotka�am za to interesuj�cego faceta. Mo�e by� po�ytecz-
ny. Doktor Daniel Oloitip.
T. P. Costello roze�mia� si�.
- Doktor Dan. Jest w porz�dku. Jeden z bia�ych kapeluszy, jak
s�dz�. Przynajmniej nie li�e ty�ka tym z UNECTA do tego stop-
nia, �eby na ka�de ich ziewni�cie wy�piewywa� �Bo�e b�ogos�aw
Ameryk�". Afryka�skie rozwi�zania afryka�skich problem�w, oto
jego has�o. Zgadzam si� z nim.
- Poza tym, �e jest to r�wnie� problem Azji, Ameryki Po�u-
dniowej i Oceanu Indyjskiego.
Jechali teraz g��wn� szos�, szerok� dwupasm�wk�. Wi�kszo��
latarni jeszcze si� pali�a. Mimo wczesnej pory ruch ju� by� do��
du�y. Sznur taks�wek wyje�d�a� z miasta, niekt�re z przyczepio-
nymi do baga�nik�w zbiornikami na biogaz. Wielkie cysterny
z benzyn� p�dzi�y do miasta w p�mroku poranka. Zagro�enie wy-
brze�a sprawi�o, �e produkty naftowe sta�y si� drogocenne. Wsz�-
dzie wida� by�o ma�e japo�skie busy z pe�nymi pakunk�w baga�-
nikami na dachach. Ka�dy p�ka� w szwach od pasa�er�w. Co
odwa�niejsi podr�owali uchwyceni bok�w i przesuwanych drzwi-
czek. Znajdowali si� kilka cali od asfaltu, a pojazdy sprawia�y wra-
�enie, �e mog� je�dzi� tylko zjedna pr�dko�ci� -jak najwi�ksz� -
ale uwieszeni pasa�erowie byli wystarczaj�co zblazowani, aby po-
macha�, wyszczerzy� si� lub pokaza� j�zyk bia�ej kobiecie w wiel-
kim landcruiserze.
- Matatu � powiedzia� T. P. Costello. - Co� pomi�dzy autobu-
sem i taks�wk�. Ta�sze ni� jedno i drugie i przera�liwie niebez-
pieczne. Je�d�� po ca�ym przekl�tym kraju: po g�rach, przez pu-
stynie, przez bagna. Prawdopodobnie s� nawet takie, kt�re
pr�buj� przedrze� si� przez Chag�. Wsz�do-sakramencko-bylskie.
U�ywaj ich tylko w najwi�kszej potrzebie.
Zahamowa�, tr�bi�c r�wnocze�nie na zielony mikrobus hiace,
kt�ry zajecha� im drog�. Matatu zamruga� bezczelnie ostrzegaj�-
cymi przed niebezpiecze�stwem �wiat�ami i przyspieszy�. W tyl-
nym oknie pojawi�y si� wyszczerzone twarze. Pan jest twoim zbawie-
niem� g�osi�a nalepka na szybie.
Po obu stronach szosy wiod�cej z lotniska t�oczy�y si� n�dzne
osiedla. Szeregi blaszanych bud i tekturowych chat rozci�ga�y si�
dalej, ni� wzrok Gaby si�ga� w szarym �wietle. Mieszka�cy slums�w
obudzili si� i krz�tali ju� przed rozpocz�ciem dnia, jak zawsze bie-
dota. Kobiety z plastikowymi g�siorami tworzy�y kolejki przy
wsp�lnej studni albo stawia�y poniszczone puszki po margarynie
na podsycanym drewnem ogniu. Niekt�re nios�y na g�owach wor-
ki z ziarnem. Na workach widnia� napis DAR NARODU STAN�W
ZJEDNOCZONYCH. Niekt�re kobiety szorowa�y dzieci na gan-
chat, inne wyciska�y pranie i rozwiesza�y je, aby wysch�o. Ty-
si�ce s�up�w bladoniebieskiego dymu wznosi�o si� i miesza�o z wi-
sz�c� nisko w ch�odnym porannym powietrzu mgie�k�.
Dzieci znajdowa�y si� wsz�dzie. Sta�y wzd�u� szosy z palcami
�w buziach, toczy�y ci�kie opony traktor�w po kr�tych i ciasnych
zau�kach, odp�dza�y celnymi rzutami kamieni wyn�dznia�e psy
lub sparszywia�e kozy. By�y chude i n�dznie ubrane, ale Gaby nie
dostrzeg�a �adnego, kt�re by si� nie �mia�o.
Opu�ci�a szyb� i wyci�gn�a kamer� wideo.
- Na twoim miejscu od�o�y�bym to - powiedzia� T. P. - Chyba
�e chcesz oberwa� kamieniem. Nie �ebym si� tym specjalnie
przejmowa�, ale mogliby nie trafi�, a nie mam ochoty p�aci� za
now� szyb� do tego powoziku. S�dzisz, �e tu jest �le? M�wi� ci, to
ca�kiem niez�e miejsce. Powinna� zobaczy� Pumwani. Jezu. Dzie-
si�� milion�w ludzi. Populacja Nairobi podwaja si� co pi�� lat. Je-
�li chodzi o mnie, zaryzykowa�bym z Chag�, ale ONZ m�wi ewa-
kuowa�, wi�c ewakuujemy. Pewnego dnia braknie im na to miejsc.
Co do tego nie ma w�tpliwo�ci, pozostaje tylko pytanie: kiedy, ale
oni tego nie widz�. Tak jest zawsze, gdy usi�uje si� dostosowa� woj-
skowe pomys�y do sytuacji, kt�ra ca�kowicie wymyka si� wojsko-
wemu sposobowi my�lenia, jak na przyk�ad inwazja Obcych.
Sprzedawcy rozpostarli plastikowe p�achty na skrawkach t�u-
stej, czerwonej ziemi i rozk�adali swe towary. Sterty niekszta�tnych
pomara�czy, chwiejne piramidy puszek sprite'a, kolby kukurydzy
czerniej�ce na samochodowych ko�pakach wype�nionych w�glem
drzewnym. Ludzie odganiali muchy od ro�n�w z piek�cym si�
mi�sem �migni�ciami podartej na strz�py gazety. Dzieci poderwa-
�y si� na widok bia�ych twarzy, na ich palcach zakr�ci�y si� l�ni�ce
k�ka.
- Bransolety karmy, tak je nazywaj�. - T. P. zatr�bi� g�o�no
i objecha� domowej roboty beczkow�z - czyli walcowaty pojem-
nik po oleju na ko�ach samochodowych, ci�gni�ty przez wyn�dz-
nia�ego kucyka. - Oszuka�stwo dla wyznawc�w New Age. W rze-
czywisto�ci s� to �wiat�owody. Wygrzebuj� je szybciej, ni�
Telekomunikacja Kenijska jest zdolna je k�a��. Zabawne, ale s� lu-
dzie, kt�rzy kupi� to zaledwie po pi�ciu minutach pobytu. Specy-
fika tego miejsca: zawsze kto� b�dzie usi�owa� ci sprzeda� jaki�
szmelc.
Nad slumsami pojawi� si� bia�y samolot. Lecia� bardzo nisko
i szybko. Jego wysuni�te ko�a wygl�da�y jak szpony drapie�nego
ptaka. Wydawa� si� stanowczo za du�y i za ci�ki, aby utrzyma� si�
w powietrzu na tych �miesznych skrzyd�ach. Gaby skuli�a si�, kie-
dy z wyciem silnik�w przemkn�� nad autostrad� i oddali� si� ku
�wiat�om progowym.
- Kiedy� by� tu po prostu busz - powiedzia� T. P. - Wsz�dzie
martwe gazele tomi. �adnej drogi. Przechadzaj�ce si� �yrafy. Za-
trzymywa�e� si�. OK. Czas na katechizm. - Przygl�da� si� Gaby tak
d�ugo, jak pozwoli� ruch na drodze. - Pierwsza zasada: ze swoj�
cer� nie wychod� nigdzie bez kapelusza co najmniej przez sze��
miesi�cy. Czerniak nie jest ci potrzebny do szcz�cia. Co b�dziesz
robi�?
- Nosi� kapelusz.
- Dok�adnie. Zasada druga: masz zielone oczy, prawda? No�
ciemne okulary. Ca�y czas.
- Nie potrzebuj�. Zrobi�am sobie fotochromizacj� �renic.
Wystarczy na rok.
- Nie tutaj. Maksimum sze�� miesi�cy przy poziomie ultrafio-
letu na tej wysoko�ci. Nie zapomnij powt�rzy� zabiegu, obejdziesz
si� bez kurzych �apek. Bielizna.
- Bawe�niana. �adnych sztucznych w��kien. Nie oddychaj�.
-1 co dostaniesz?
- Ple�niawki, je�li b�d� mia�a szcz�cie. I �adnych obcis�o�ci.
- Zgadza si�. A je�li z�apiesz grzybic�?
- Tampon umaczany w �ywym jogurcie.
- Nie b�d� raczej mia� okazji wypr�bowa�, ale tak m�wi�. Pie-
ni�dze.
- Trzyma� w bucie, ale zawsze mie� sto szyling�w pod r�k�
dla naci�gaczy. Nie wygl�da� zamo�nie.
- Ostatnio bandy strasz� strzykawkami wype�nionymi krwi�
zara�on� wirusem HIV. Czy im wierzysz, czy nie, to twoja spra-
wa, ale nie ufaj swoim szczepionkom. HIV 4 gra na nosie Insty-
tutowi Pasteura i wracasz do domu w plastikowym worku po sze-
�ciu miesi�cach. A zatem �adnych nie zabezpieczonych fiutk�w,
bia�ych, czarnych ani w jakimkolwiek innym kolorze. Co zro-
bisz?
- Zostan� zakonnic�.
- Doskonale. I uwa�aj, kiedy idziesz do dentysty albo �cinasz
w�osy, co zreszt� powinna� zrobi�. P� cala na ca�ej g�owie.
- Pr�dzej wsadz� sobie ig�� do oka.
- No wi�c gotuj si� i lep przez ca�y czas. Decyzja nale�y do
ciebie. Woda.
- Nie ufa�, nawet w hotelach. My� z�by w butelkowanej. �ad-
nego lodu do drink�w, obiera� wszystkie owoce, sa�atki traktowa�
z najwy�sz� ostro�no�ci�. I nie pi� piwa prosto z butelki.
- Ci dwaj faceci - wskaza� r�k� na dw�ch m�czyzn id�cych
skrajem szosy i trzymaj�cych si� za r�ce � geje czy po prostu przy-
jaciele?
- Po prostu przyjaciele. M�czy�ni w Afryce nie maj� proble-
m�w z okazywaniem uczu� przedstawicielom tej samej p�ci.
- Dobra dziewczynka. My�l�, �e dasz sobie tu rad�. Rzecz ja-
sna szok kulturowy nigdy nie przychodzi od razu. Czeka, a� po-
czujesz si� pewnie i nabierzesz przekonania, �e wiesz ju� wszyst-
ko, co trzeba. Wtedy uderza. Mo�e ci� zabi�. Masz trzydniow�
rezerwacj� w PanAfric. Przykro mi, ale nie da�o si� d�u�ej.
W przeciwie�stwie do UNECTA musimy liczy� si� z ostrymi pra-
wami rynku. A UNECTA niestety wywindowa�a prywatny rynek
wynajmu gdzie� w jonosfer�. Najlepiej zamieszka� w jakim� ta-
nim prywatnym hoteliku i przygotowa� si� na bieganie piechot�.
Co powinna� zrobi�?
Gaby McAslan nie odpowiedzia�a. S�o�ce wypar�o poranne
mg�y. Z�ote �wiat�o zala�o blaszane dachy slums�w; nieco dalej,
wysoko ponad otaczaj�cymi je dzielnicami biedoty, wznosi�y si�
wie�e Nairobi. �wiat�o odbija�o si� w niezliczonych oknach, czy-
ni�c z nich filary ognia wyrastaj�ce z ciemnej ziemi. Gaby pod-
nios�a kamer� i filmowa�a przez brudne szyby landcruisera. To
nie wyjdzie, to nigdy nie wychodzi na wideo. Sama czynno�� ujmo-
wania w ramk� kadru zabija magi�, ale mo�e na dysku zachowa
si� cho�by echo, drobna cz�steczka tej chwili.
Wjechali ju� w ruch miejski: prywatne samochody - w wi�k-
szo�ci teren�wki � i autobusy, ��to-zielone, nigdy nie myte po-
twory rzygaj�ce czarnymi dieslowskimi spalinami. Zamiast okien
mia�y metalowe pr�ty. T. P. zakl�� siarczy�cie, kiedy jeden z nich za-
jecha� mu drog� na rondzie (keepie-leftiew suahili, jak poinformo-
wa� Gaby). Przejechali obok du�ego ko�cio�a i krytego targu, ko-
�o stadionu pi�ki no�nej i dworca autobusowego. Min�li tory ko-
lejowe i skr�cili w trzypasmow� autostrad� ci�gn�c� si� pomi�dzy
parkiem i centrum Nairobi. Gaby obserwowa�a pi�kn�, wysok�
czarn� kobiet� w czerwonym jednocz�ciowym dresie, biegn�c�
wzd�u� drogi. Porusza�a si� z p�ynn�, nie�wiadom� gracj�, a� Ga-
by poczu�a si� kanciasta i �le posk�adana. S�o�ce sta�o ju� wysoko.
Strumienie �wiat�a wpada�y w szerokie aleje pomi�dzy budynkami.
T. P. skierowa� landcruisera w Kenyatta Avenue i jecha� naprze-
ciw porannego sznura samochod�w w g�r� p�ytkiej doliny poro-
�ni�tej eukaliptusami i akacjami. Piesi zape�niali utworzone przez
zniszczone kraw�dzie autostrady pobocza z czerwonej gliny. Re-
klamy pasty do z�b�w ozdabia�y przystanki autobusowe. T. P. skr�-
ci� w wij�cy si� betonowy podjazd, kt�ry pojawi� si� znienacka po
lewej. Prowadzi� do bezosobowego, utrzymanego w typowym mi�-
dzynarodowym stylu hotelu, usadowionego na zboczu wzg�rza.
-Jeste� na miejscu. Moja rada jest taka: id� prosto do ��ka
i ode�pij wszystko. Ca�onocne loty powoduj� zaburzenia zegara
biologicznego. Zreszt� oczekujemy ci� dopiero jutro. Za�atwimy ci
konto we Wschodnioafryka�skim Teleporcie, ale to zajmuje tro-
ch� czasu, wi�c tw�j PDU nie przyda si� na wiele przez par� naj-
bli�szych dni.
Pochyli� si� i otworzy� drzwi od strony Gaby.
- Wybacz, �e musz� ci� wyrzuci� w taki spos�b, ale czeka na
mnie koniec �wiata.
Wysiadaj�c, s�ysza�a, jak mrucza�:
- A swoj� drog�, co to za miejsce dla irlandzkich dziewczyn?
Drzwi trzasn�y. Ko�a zapiszcza�y. Odjecha�. Pozosta�a sama
z baga�em podr�cznym i ciuch