7649

Szczegóły
Tytuł 7649
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7649 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7649 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7649 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JAMES PATTERSON ZABAWA W CHOWANEGO Przek�ad: Marek Rudnik Wydanie oryginalne: 1996 Wydanie polskie: 1997 Carole Anne, Isabelle Anne i Mary Ellen: matkom dzie�a Prolog Zabawa w chowanego I Le�a�am bez ruchu, wci�ni�ta pod pod�og� werandy, przez kt�r� wchodzi�o si� do naszego domu w pobli�u West Point. Tuli�am twarz do zimnej, przemarzni�tej ziemi, za�cielonej suchymi li��mi. By�am pewna, �e wkr�tce zgin�. Razem z c�reczk�. W g�owie ko�ata�y si� s�owa piosenki Crosby�ego, Stillsa i Nasha � �Nasz dom jest wspania�ym miejscem�. � Nie p�acz... prosz�, tylko nie p�acz � szepn�am do ucha ma�ej. Nie by�o wyj�cia... �adnej drogi ucieczki. Do tego z dzieckiem na r�ku. Nie by�am g�upia. Przeanalizowa�am ju� wszystkie mo�liwo�ci. Wiedzia�am, �e nie mam najmniejszych szans. Phillip zabije nas, kiedy tylko tu dotrze. Nie mog�am do tego dopu�ci�. Ale nie mia�am poj�cia w jaki spos�b go powstrzyma�. Delikatnie przys�ania�am d�oni� usta Jennie. � Nie wolno ci odezwa� si� ani s�owem, kochanie. Kocham ci�. Nie wolno ci wyda� �adnego d�wi�ku. S�ysza�am, jak Phillip szaleje w domu, nad nami. W naszym domu. Biega� z pi�tra na pi�tro, przetrz�sa� wszystkie pokoje, przewraca� meble. By� w�ciek�y, zdesperowany. I szalony. Bardziej ni� kiedykolwiek dot�d. Tym razem za spraw� kokainy, ale wiedzia�am, �e to by� tylko katalizator. Nie radzi� sobie z w�asnym �yciem. � Wychod�, wychod�, gdziekolwiek jeste�, Maggie... Wychod�cie, Maggie... Jennie... To tw�j tatu�. Tatu� i tak ci� znajdzie! � krzycza�, a� ochryp�. � Wychod�, Maggie... Koniec zabawy! Maggie, rozkazuj� ci wyj��, gdziekolwiek, do diab�a, si� chowasz... Ty niepos�uszna dziwko... Le�a�am dr��c pod star� werand�. Z�by zn�w zacz�y mi szcz�ka�. To nie mog�o dzia� si� naprawd�. Wydarzenia, w kt�rych uczestniczy�am, by�y wprost niewyobra�alne. Delikatnie tuli�am do siebie c�reczk�, kt�ra ze strachu zmoczy�a si�. � Nie wolno ci p�aka�. Nie p�acz. Jeste� tak� grzeczn� dziewczynk�. Tak bardzo ci� kocham... Jennie, patrz�c mi powa�nie prosto w oczy, ze zrozumieniem pokiwa�a g�ow�. Chcia�am, �eby wszystko okaza�o si� tylko nocnym koszmarem. By �ycie wr�ci�o do normalno�ci. Ale to nie by� z�y sen. Tak jak zawa� serca mojej matki, kiedy ja � trzynastolatka � zosta�am z ni� sama w domu. Tylko teraz sytuacja wygl�da�a du�o gorzej. S�ysza�am m�a � mojego m�a � biegaj�cego w t� i z powrotem po schodach. Wci�� wrzeszcza�... Nie przestawa� ani na chwil� od ponad godziny. I wali� pi�ciami w �ciany. Kapitan Phillip Bradford. Wyk�adowca matematyki w Akademii. Oficer i d�entelmen. Takie przynajmniej panowa�o powszechnie przekonanie. Ludzie chcieli w to wierzy�, podobnie jak ja. Godzina zamieni�a si� w dwie. A� wreszcie up�yn�y trzy godziny w absolutnych ciemno�ciach, na zimnie i w ciasnocie. W istnym piekle. Na szcz�cie Jennie zasn�a. Przyciska�am j� do piersi, staraj�c si�, by traci�a jak najmniej ciep�a. Sama pragn�am zasn��, podda� si�, ale wiedzia�am, �e mi nie wolno. Dopiero �wita�o. Jedna z szale�czych godzin Phillipa. Trzecia, mo�e czwarta rano. Nagle rozleg� si� trzask frontowych drzwi, przypominaj�cy grzmot. G�o�ne kroki zadudni�y tu� nad moj� g�ow�. Jennie obudzi�a si�. � Ciii � szepn�am. � Maggie! Wiem, �e tu jeste�. Wiem! Nie jestem g�upi. Nie masz gdzie uciec. � Tato... Tato! � zawo�a�a Jennie, jak robi�a to wielokrotnie z daj�cego jej poczucie bezpiecze�stwa ��eczka. Pod werand� wdar�a si� b�yskawica. Ostre, przera�aj�ce �wiat�o o�lepi�o mnie. Jakby w przywyk�e do ciemno�ci oczy wbi�o si� tysi�c ostrych od�amk�w. � Mam ci�! Tu jeste�! Maggie i Jennie. Tutaj s� moje dziewczynki � zawo�a� Phillip triumfalnie. Jego g�os by� tak ochryp�y, �e w innych okoliczno�ciach nie rozpozna�abym go. By�am nawet w stanie uwierzy�, �e ten m�czyzna wcale nie jest moim m�em. Jak�e m�g�by nim by�? Z lufy trzymanej przez niego broni b�ysn�o i rozleg�y si� dwa og�uszaj�ce wybuchy. Wypali� prosto w nas. Zamierza� zabi� mnie albo Jennie. Mo�e nas obie. Ale mia�am niespodziank� dla Phillipa. Teraz moja kolej! Nacisn�am spust. II Czasami wydaje mi si�, �e zosta�am napi�tnowana przera�aj�c� szkar�atn� liter�. Wielkim M, jak morderczyni. Wiem, �e to uczucie nigdy ju� mnie nie opu�ci. Jakie� to niesprawiedliwe. Straszne. I nieludzkie. Wspomnienia s� niepe�ne i chaotyczne, ale jednocze�nie tak wyra�ne i przera�aj�ce, �e zdaj� si� rozrywa� m�j umys�. Nigdy ju� mnie nie opuszcz�. Opowiem wam wszystko, nie oszcz�dzaj�c nikogo, szczeg�lnie siebie. Wiem, �e pragniecie pozna� prawd�. Wiem, �e to wielka sensacja. Odczu�am ju�, co znaczy by� takim �ywym �newsem�. A wy? Czy mo�ecie sobie wyobrazi�, jak to jest? Miejscowi dziennikarze z Newburgh, Comwall i Middletown t� pierwsz� strzelanin� uznali za najstraszniejsz� �tragedi� rodzinn�� w historii West Point. Ja za� mia�am wra�enie, �e ca�a historia przydarzy�a si� zupe�nie komu� innemu. Nie mnie i Jennie, ani nawet nie Phillipowi, cho� tak bardzo zas�u�y� na los, jaki go spotka�. Jednak po dwunastu latach, gdy czas pom�g� mi wyrzuci� wszystko z pami�ci, druga �mier� sprawi�a, �e przesz�o�� znowu stan�a mi przed oczami z przera�aj�c� wyrazisto�ci�. Obsesyjnie staram si� znale�� odpowied� na pytanie, kt�re bez przerwy kr��y mi po g�owie: czy rzeczywi�cie jestem morderczyni�? Czy zabi�am nie jednego, ale dw�ch m��w? Sama ju� nie wiem. Naprawd� nie wiem! Jestem zupe�nie zdezorientowana. Robi si� tu strasznie zimno... Czasami my�l�, �e prawie tak zimno, jak w tamto Bo�e Narodzenie, kiedy zgin�� Phillip. A mnie pozostaje tylko siedzie� w tej wi�ziennej celi, cierpie� i czeka� na rozpocz�cie procesu. Postanowi�am wi�c wszystko spisa� � dla siebie, ale jednocze�nie i dla was. Opowiem wam, co prze�y�am. Kiedy to przeczytacie, dokonacie w�asnej oceny. W�a�nie w ten spos�b dzia�a nasz system prawny, prawda? B�dziecie moimi s�dziami. Aha, i wierz� wam. Jestem ufn� osob�. Zapewne w�a�nie dlatego si� tu znalaz�am, wpl�tana w tak straszne k�opoty. Ksi�ga pierwsza Przekle�stwo losu ROZDZIA� 1 Wczesna zima roku 1984 Zn�w �nieg. Kolejne Bo�e Narodzenie. Niemal rok up�yn�� od �mierci Phillipa � lub, jak okre�laj� to niekt�rzy, od jego zab�jstwa. Siedzia�am w ��tej taks�wce, jad�cej zasypanymi topniej�cym �niegiem ulicami Nowego Jorku. Pr�bowa�am zachowa� spok�j, ale nie sz�o mi najlepiej. Obiecywa�am sobie, �e nie b�d� si� ba�, ale ba�am si�, i to bardzo. Na zewn�trz, za mokrymi szybami samochodu, nawet �wi�ci Miko�ajowie Armii Zbawienia wygl�dali �a�o�nie. W tak� pogod� psa nie da�o si� wygoni� z domu, a ci, kt�rzy musieli wyj�� na ulic�, przemykali chy�kiem z r�kami wbitymi g��boko w kieszenie. Policjanci kieruj�cy ruchem wygl�dali jak zapomniane �nie�ne ba�wany. Nawet go��bie znik�y gdzie� z parapet�w i dach�w. Popatrzy�am na moje odbicie w szybie. D�ugie blond w�osy, kt�rymi zawsze si� szczyci�am, piegi nie daj�ce si� ukry� nawet pod grubym makija�em, troch� nieproporcjonalny nos i piwne oczy, kt�re odzyska�y ju� przynajmniej cz�� swego zwyk�ego blasku. Do tego ma�e usta o do�� grubych wargach... wed�ug Phillipa, gdy �artowa� jeszcze w szcz�liwych czasach, jakby stworzone do francuskiej mi�o�ci. My�l o nim sprawi�a, �e wstrz�sn�� mn� dreszcz. Sam pomys� uprawiania seksu wywo�ywa� u mnie przera�enie. Up�yn�� rok od tej okropnej strzelaniny w West Point. Powr�t do normalno�ci, zar�wno pod wzgl�dem fizycznym, jak i umys�owym, by� powolny. I wiedzia�am, �e du�o mi jeszcze brakuje. Noga wci�� bola�a, a umys� nie funkcjonowa� tak sprawnie jak przedtem. Nadal l�kiem reagowa�am na byle ha�as. Na ka�dej ciemnej ulicy widzia�am nieistniej�ce zagro�enie. Kiedy� potrafi�am �wietnie panowa� nad swymi uczuciami, ale utraci�am t� zdolno��. P�aka�am zupe�nie bez powodu, w�cieka�am si� na s�siad�w, kt�rzy pr�bowali by� mili, by�am bezsensownie podejrzliwa w stosunku do przyjaci� i ba�am si� obcych. Czasami wprost sama siebie nienawidzi�am! Oczywi�cie przeprowadzono dochodzenie, ale nie dosz�o do procesu s�dowego. Gdyby Jennie nie zosta�a poszkodowana, gdybym to tylko ja by�a zbroczona krwi� z rannej nogi, by� mo�e ju� wtedy trafi�abym do wi�zienia. Ale fakt, i� trzyletnie dziecko tak�e odnios�o obra�enia, uwiarygodni� moje zeznania, z kt�rych wynika�o, �e dzia�a�am w samoobronie. �aden prokurator nie by� zainteresowany wniesieniem oskar�enia, a Akademii Wojskowej wyra�nie zale�a�o na wyciszeniu ca�ej sprawy. By�o przecie� oczywiste, �e oficerowie nie atakuj� swoich �on i dzieci. W West Point one w og�le nie istnia�y. By�y�my niczym scenografia dla karier naszych m��w. Wsiad�am wi�c w samolot i przylecia�am do Nowego Jorku, gdzie wynaj�am mieszkanie z dwoma sypialniami. Znajdowa�o si� na trzecim pi�trze do�� ponurego gmachu na Zachodniej Siedemdziesi�tej Pi�tej Ulicy. Zapisa�am Jennie do przedszkola. Nasze �ycie zacz�o toczy� si� w nieco wolniejszym tempie. Ale nie uda�o mi si� znale�� tego, czego pragn�am najbardziej: kresu b�lu i pocz�tku nowego istnienia. Mia�am dwadzie�cia pi�� lat. I nosi�am pi�tno w kszta�cie litery M � pi�tno mordercy. Odebra�am komu� �ycie, nawet je�li rzeczywi�cie zrobi�am to w samoobronie. Do odwa�nych �wiat nale�y, t�umaczy�am sobie. Tego dnia naprawd� zdoby�am si� na odwag�. Goni�am za marzeniem, kt�re prze�ladowa�o mnie przez ostatnich kilkana�cie lat. Mo�e w�a�nie dzisiaj rozpoczn� nowe �ycie. Ale czy dobrze robi�am? Czy by�am nale�ycie przygotowana? A mo�e pope�niam straszne g�upstwo? Kurczowo �ciska�am teczk� pe�n� piosenek, kt�re napisa�am w ci�gu minionego roku. Piosenki � muzyka i s�owa � by�y moim sposobem pozbywania si� b�lu i wyra�ania nadziei na lepsze jutro. Tak naprawd� uk�ada�am je od dziesi�tego czy jedenastego roku �ycia � zazwyczaj tylko w g�owie, ale czasami tak�e przelewa�am na papier. Podoba�y si� wszystkim i by�y chyba jedyn� rzecz�, kt�ra mi naprawd� nie�le wychodzi�a. Ale czy wystarczaj�co dobrze? Ostatnio s�ucha�y ich jedynie Jennie oraz wiewi�rka imieniem Smooch i cho� �akn�am wszelkiego uznania, zdawa�am sobie przecie� spraw�, �e ich opinia nie jest miarodajna. Wkr�tce jednak moj� tw�rczo�� oceni profesjonalista. Jecha�am zaprezentowa� swe dzie�a Barry�emu Kahnowi � temu Barry�emu Kahnowi � piosenkarzowi i kompozytorowi, kt�rego dziesi�� lat temu s�ucha�a ca�a Ameryka. Teraz by� jednym z najwi�kszych producent�w p�ytowych na �wiecie. Barry Kahn chcia� pozna� moje piosenki. Tak przynajmniej twierdzi�. ROZDZIA� 2 Sta�am jak sparali�owana. A dalej sz�o jeszcze gorzej. � Sp�ni�a� si� � stwierdzi� sucho. To by�y jego pierwsze s�owa. � Pracuj� wed�ug �cis�ego rozk�adu dnia. � To przez ten �nieg � wyja�ni�am. � Ca�� wieczno�� trwa�o znalezienie taks�wki, a kiedy ju� mi si� uda�o, nie mo�na by�o jecha� szybciej. Zaczyna�am si� denerwowa� i pogania� kierowc�, a ten wci�� zwalnia� i... Jezu, pomy�la�am. Przecie� wygaduj� okropne brednie. Musz� si� zebra� do kupy. Natychmiast! Patrzy� na mnie zimnym wzrokiem. Sprawia� wra�enie prawdziwego drania. � Powinna� wyj�� wcze�niej z domu. Mam nabity plan dnia. Planuj� wszystko z wyprzedzeniem. Ty te� mog�aby� tak robi�. Napijesz si� kawy? Ta nag�a uprzejmo�� zupe�nie mnie zaskoczy�a. � Tak, poprosz�. Zadzwoni� na sekretark�. � Z cukrem i �mietank�? � zapyta�, a ja odruchowo przytakn�am. Pojawi�a si� sekretarka. � Kawa dla panny Bradford, Lynn. Ciasteczka? � Zaprzeczy�am ruchem g�owy. � Dla mnie te� tylko kawa � poleci� swoim charakterystycznym g�osem. Odes�a� Lynn gestem d�oni, po czym zasiad� za biurkiem i zamkn�� oczy. Zastanawia�am si�, kim, u licha, jest ten facet? Jak na m�j gust by� tu� po czterdziestce, mia� ciemne w�osy, wyra�nie przerzedzone z przodu, d�ugi nos, w�skie usta i kilkudniowy zarost. Pospolita twarz (fani uwa�aj�cy go za �seksownego� zwracali chyba raczej uwag� na walory jego duszy, a nie na wygl�d zewn�trzny), na kt�rej odbija�y si� trudne prze�ycia, a jednocze�nie wewn�trzny spok�j. Podczas naszego pierwszego spotkania by� ubrany jak przeci�tny m�czyzna, w flanelowe spodnie i niebiesk� koszul�. Barry Kahn sprawia� wra�enie osoby spokojnej i, mimo demonstrowanej osch�o�ci, raczej niegro�nej. Patrz�c na niego pomy�la�am, �e zapewne jest kawalerem i mieszka samotnie. Nie interesowa�o mnie to w�a�ciwie, ale takie nasun�y mi si� refleksje. Mam oko do szczeg��w. W kontaktach z lud�mi zawsze zwracam na nie uwag�. Lynn wr�ci�a z kaw� w porcelanowych fili�ankach. Odebra�am swoj�, przy okazji polewaj�c sobie d�o�. Zapewne nie wygl�da�am na pewn� siebie. W�a�ciwie musia�am sprawia� wra�enie idiotki. Tak przynajmniej si� wtedy czu�am. A by�am po prostu przera�ona! Jakbym nagle znalaz�a si� noc� w ogromnym lesie. Barry wsta�, by zaoferowa� pomoc, ale beztrosko machn�am r�k�. � Wszystko w porz�dku � zapewni�am. � Nic si� nie sta�o. Spokojnie. I prosz� nie zwraca� uwagi na szkar�atne M. Kahn ponownie usiad�. � Niez�a z ciebie literatka � skwitowa�. To mia� by� zapewne komplement. W szpitalu, w kt�rym przechodzi�am rehabilitacj� i komponowa�am piosenk� za piosenk�, postanowi�am napisa� do niego list, w kt�rym wyra�a�am podziw dla jego tw�rczo�ci i nadziej�, �e pewnego dnia zechce zapozna� si� z moimi wypocinami. Po wys�aniu tego pierwszego, zabra�am si� za pisanie kolejnych i w kwietniu wysy�a�am je ju� regularnie co tydzie�. Listy pochodz�ce z g��bi serca, do cz�owieka, kt�rego w og�le nie zna�am. O rety! Wiem, �e to dziwne, ale tak w�a�nie post�pi�am. Teraz nie da�o si� ju� tego odwo�a�. Nie odpisa� na �aden z list�w, wi�c nie wiedzia�am nawet, czy kt�rykolwiek z nich przeczyta�. Jedno tylko by�o oczywiste � nigdy nie zosta�y odes�ane. Nie powstrzymywa�o mnie to od pisywania coraz to nowych. W�a�ciwie to chyba te listy utrzymywa�y mnie przy �yciu. Dzi�ki temu mog�am do kogo� m�wi�, mimo �e ten kto� nie odpowiada� ani s�owem. W pewnym sensie to pisanie pomog�o mi w rehabilitacji. Stopniowo stawa�am si� coraz silniejsza i zacz�am wierzy�, i� pewnego dnia zn�w poczuj� si� dobrze. Na szcz�cie Jennie pozbiera�a si� znacznie szybciej ode mnie, cho� i w jej psychice chyba ju� do ko�ca �ycia pozostanie jaka� skaza. Moja siostra przyje�d�a�a z dalekich przedmie�� Nowego Jorku i opiekowa�a si� ni�. Pozwalano ma�ej bez ogranicze� odwiedza� mnie w szpitalu. By�a zafascynowana moim w�zkiem i elektrycznym ��kiem. Wzrusza�o mnie, ilekro� tul�c si� prosi�a: � Za�piewaj piosenk�, mamusiu. Tylko jak�� now�. Cz�sto jej �piewa�am. �piewa�am nam obu. Ka�dego dnia pisa�am now� piosenk�. Nagle zdarzy�a si� zadziwiaj�ca rzecz. Cud. Do szpitala w West Point przyszed� zaadresowany do mnie list. Droga Maggie W porz�dku, wygra�a�. Nie mam zielonego poj�cia, dlaczego Ci odpisuj�. Wszystkiemu chyba winne moje mi�kkie serce, co wcale mi si� nie podoba. Lepiej, by� zachowa�a to wy��cznie do swojej wiadomo�ci. M�wi�c szczerze, Tw�j list poruszy� mnie. Dostaj� mn�stwo korespondencji; wi�kszo�� sekretarka od razu wyrzuca do kosza. A listy, kt�re mi przekazuj�, zazwyczaj wyrzucam sam. Ale Ty... Ty jeste� inna. U�wiadamiasz mi, �e s� jeszcze gdzie� prawdziwi ludzie, a nie tylko pochlebcy, pr�buj�cy za wszelk� cen� wedrze� si� do mojego studia. Czuj�, �e pozna�em Ci� ju� troch�. To bardzo pomaga mi zrozumie�, o czym do mnie piszesz. S�owa piosenek, kt�re mi przes�a�a�, zrobi�y na mnie du�e wra�enie. To bez w�tpienia amatorszczyzna � musisz dopiero nauczy� si� pisa� teksty � ale ma w sobie si��, bo zawiera czytelny dla s�uchacza przekaz. Nie oznacza to oczywi�cie, i� (a) nauka przyniesie jakikolwiek rezultat, (b) b�dziesz w stanie �y� z pisania. Ale w porz�dku, po�wi�c� Ci p� godziny, o kt�re tak prosi�a�, by �raz na zawsze stwierdzi�, czy masz talent do pisania czy nie.� Kiedy wyjdziesz ze szpitala, skontaktuj si� z Lynn Needham � moj� sekretark� � �eby um�wi� spotkanie. Na razie nie pisz, prosz�, kolejnych list�w. I tak zaj�a� mi wystarczaj�co du�o czasu. Zamiast pisa� do mnie, napisz kilka naprawd� dobrych kawa�k�w! ROZDZIA� 3 Podpisa� si� �Barry�. I oto teraz znalaz�am si� przed nim, czuj�c si� zupe�nie nie na miejscu, jakbym by�a jednym z tych �pochlebc�w�, kt�rzy za wszelk� cen� chcieli �wedrze� si� do jego studia. Nie stara�am si� wywrze� na nim wra�enia swoim ubiorem. To nie by�o w moim stylu. Mia�am na sobie bia�� bluzk� bez ko�nierzyka, r�ow� kamizelk�, d�ug� czarn� sp�dnic� i buty na p�askim obcasie. By�am tu. A o to mi przecie� chodzi�o. Tak si� stara�am, aby wyzby� si� ca�ego swego pesymizmu, nie mie� �adnych negatywnych my�li... ale jednocze�nie czu�am, �e takie wspania�e rzeczy nigdy nie zdarzaj� si� ludziom tak zwyczajnym jak ja. To po prostu niemo�liwe. � �piewasz swoje piosenki, czy tylko je piszesz? � zapyta�. � Tak�e �piewam, a przynajmniej mam nadziej�, �e mo�na to nazwa� �piewaniem. � Przesta� si� t�umaczy�, Maggie, my�la�am jednocze�nie. Nie musisz przecie� za nic przeprasza�. � Wyst�powa�a� kiedy� profesjonalnie? � �piewa�am w klubowych ch�rkach w okolicach West Point. Ale przesta�am, bo nie podoba�o si� to mojemu m�owi. � Wiele rzeczy mu si� nie podoba�o, prawda? � Uwa�a�, �e si� �szlajam�. Nie m�g� znie��, �e inni m�czy�ni na mnie patrz�. � Wi�c go zastrzeli�am, doda�am w duchu. � Ale teraz chcesz spr�bowa�? �piewa� przed publiczno�ci�? Czujesz si� na si�ach? Serce zabi�o mi mocniej na my�l o czym� takim. � Tak, czuj� si� na si�ach. � Ciesz� si�. � Gestem r�ki wskaza� przepi�kny, l�ni�cy czarny fortepian Steinway�a, stoj�cy w rogu gabinetu. � Zaczniemy od sprawdzianu bez �wiadk�w. Masz co� ze sob�? Si�gn�am po teczk�. � Ca�e mn�stwo. Chce pan pos�ucha� ballad? Blues�w? Skrzywi� si�. � Nie, Maggie. Za�piewaj tylko jedn� piosenk�. To przes�uchanie, nie koncert. Jedn� piosenk�?, pomy�la�am. Zrobi�o mi si� ciemno przed oczami. Nie mia�am poj�cia, kt�ry utw�r wybra�. Jedn� piosenk�? Wzi�am ze sob� co najmniej trzydzie�ci, a teraz sta�am zdezorientowana, zrozpaczona i zawstydzona, jakbym by�a ca�kiem naga. We� si� w gar��. To przecie� zwyk�y cz�owiek. �piewa�a� te piosenki po tysi�ckro�, powtarza�am sobie. � S�ucham, Maggie � powiedzia�, zerkaj�c na zegarek. Odetchn�am g��boko i usiad�am do fortepianu. Jestem do�� wysoka i mam tego �wiadomo��, wol� wi�c siedzie�. Z tego miejsca widzia�am przez okno t�um na Broadwayu. Zn�w to przera�enie, jakbym znalaz�a si� w ciemnym lesie. W porz�dku, powiedzia�am sobie. Jestem tu, gdzie jestem i wyst�puj� przed Barrym Kahnem. Zrobi� wszystko, �eby opad�a mu szcz�ka. Potrafi� tego dokona�. � Utw�r nosi tytu� �Kobieta z ksi�yca�. Opowiada o... kobiecie nocami sprz�taj�cej biura w niewielkim miasteczku i podczas pracy zawsze spogl�daj�cej na ksi�yc. Marzy, by kiedy� stan�� na jego powierzchni. Zerkn�am na jednoosobowe audytorium. Jezu, by�am w jego biurze. Ta kobieta przy jego fortepianie to ja. Odchyli� si� w fotelu, stopy wspar� na dolnej szufladzie biurka, spl�t� palce i przymkn�� oczy. Nie odezwa� si� ani s�owem. Melodia �Kobiety z ksi�yca� przypomina�a napisane przez Barry�ego ��wiat�o naszych czas�w�. Zacz�am gra� i �piewa� mi�kkim, dr��cym g�osem, kt�ry nagle wyda� mi si� ponury i taki zwyczajny. Gdy ci�gn�am, mia�am wra�enie, �e ca�y m�j wysi�ek idzie na marne. Sko�czy�am. Milczenie. Kiedy o�mieli�am si� na niego spojrze�, siedzia� w zupe�nym bezruchu. � Dzi�kuj� � przem�wi� wreszcie. Czeka�am. Nic wi�cej jednak nie zamierza� powiedzie�. Schowa�am nuty z powrotem do teczki. � �adnej krytyki? � zapyta�am obawiaj�c si� odpowiedzi, chcia�am jednak us�ysze� co� wi�cej ni� tylko zwyk�e �dzi�kuj�. Wzruszy� ramionami. � Jak mog� krytykowa� w�asne dziecko? To przecie� moja muzyka, nie twoja. M�j g�os, tylko odtwarzany przez ciebie. Nie jestem zainteresowany. Czu�am p�on�ce purpur� policzki. By�am okropnie upokorzona, a jednocze�nie w�ciek�a. � Mia�am nadziej�, �e b�dzie pan zadowolony. Napisa�am j� na pa�sk� cze��. Chcia�am jak najpr�dzej uciec, ale zmusi�am si� do pozostania na miejscu. � Rozumiem. To dla mnie zaszczyt. Ale wydawa�o mi si�, �e przyjecha�a�, aby za�piewa� w�asne piosenki. Je�li chcia�bym us�ysze� echo, poszed�bym do tunelu metra i sam za�piewa�. Wszystkie twoje utwory przypominaj� moje? Nie, do cholery. Nie s� podobne do niczyich piosenek! � Chodzi o to, czy mam co� bardziej oryginalnego? � W�a�nie o oryginalno�� mi chodzi. Jest niezb�dnym elementem. Zacz�am gor�czkowo przerzuca� kartki. Moje palce dr�a�y i nie mia�am w nich czucia. W g�owie maszerowa�a mi ca�a orkiestra wojskowa. � Pos�ucha pan jeszcze jednej? Wsta�. Pokr�ci� g�ow�, wyra�nie zdegustowany. � Naprawd�, Maggie, nie wydaje mi si�... � Mam jedn�. Wiele. Nie pa�skich, tylko swoich w�asnych. � Obiecywa�am sobie przecie�, �e nie b�d� si� t�umaczy�. Westchn�� ci�ko i z rezygnacj� machn�� r�k�. � Skoro ju� tu jeste�... jeszcze jedn�. Tylko jedn�, Maggie. Wyj�am �Chabrowy b��kit�. Piosenka przypomina�a nieco stary przeb�j Carole King. Mo�e nie by�a wystarczaj�co oryginalna. Kolejny plagiat? Szum w moim m�zgu wci�� przybiera� na sile, a� zamieni� si� w huk, jakby pod czaszk� przeje�d�a� poci�g. Z trudem powstrzymywa�am si� przed ucieczk�. Schowa�am t� piosenk� i wybra�am inn� � �Nie�ask�. Tak, to zdecydowanie lepszy wyb�r. Napisa�am j� niedawno, ju� po przyje�dzie do Nowego Jorku. Jedna piosenka. Czu�am na sobie wzrok Barry�ego Kahna i wyczuwa�am jego narastaj�ce zniecierpliwienie. Wyda�o mi si�, �e w pokoju zrobi�o si� gor�co. Nie patrzy�am ju� na niego. Nie odrywa�am oczu od nut �Nie�aski�. Utw�r opowiada� o moim ma��e�stwie z Phillipem i by� bardzo osobisty. Pocz�tkowy zachwyt, mi�o��, kt�r� my�la�am, �e czuj�, p�niej narastaj�cy terror, utrata wzgl�d�w m�a i coraz trudniejsze �ycie u jego boku. Jedna piosenka. Odwr�ci�am si� do instrumentu, odetchn�am g��boko i zacz�am gra�. Pocz�tkowo �piewa�am bardzo delikatnie, ze stopniowo narastaj�cym zaanga�owaniem, na nowo prze�ywaj�c dawne zdarzenia. Phillip, ja, Jennie, nasz dom... Gdy �piewa�am, zauwa�y�am, �e w pokoju co� si� zmieni�o. Zapanowa�a w nim atmosfera zrozumienia, kt�rej oczekiwa�am pisz�c te listy. Poczu�am zwi�zek mi�dzy mn� i tym m�czyzn� siedz�cym w milczeniu przy biurku. Sko�czy�am i czeka�am chyba ca�� wieczno��, a� co� powie. Wreszcie odwr�ci� si� w moj� stron�. Wci�� mia� zamkni�te oczy. Wygl�da� tak, jakby cierpia� z powodu b�lu g�owy. Potem spojrza� na mnie. � Nie powinna� rymowa� �mnie� z �dnie� � powiedzia�. � To nie najszcz�liwsze zestawienie. Od biedy pasuje do tego, co robi�a� do tej pory, ale jest niedopuszczalne w powa�niejszej, zawodowej dzia�alno�ci. Nagle zacz�am p�aka�. Nie potrafi�am si� powstrzyma�, cho� �zy by�y ostatni� rzecz� na �wiecie, kt�rej teraz chcia�am. Ogarn�a mnie w�ciek�o�� na sam� siebie. � Hej � zawo�a�, ale ja ju� wcisn�am kartk� do teczki i bieg�am w stron� drzwi. � Hej � powt�rzy�. � Przesta� p�aka�. Zaczekaj chwil�. Odwr�ci�am si� do niego. � Przepraszam, �e zaj�am tyle pa�skiego cennego czasu. Ale je�li zwraca pan uwag� na byle rym, podczas gdy ja otwieram swoje wn�trze, nie widz� szans, by�my mogli wsp�pracowa�. I prosz� si� nie obawia�. Nie b�d� ju� pana wi�cej niepokoi�. Dopad�am drzwi, min�am zaskoczon� Lynn Needham i wskoczy�am do windy. Pieprzy� go. Pieprzy� Barry�ego Kahna. By�am wystarczaj�co zahartowana, aby da� sobie rad� z tym, co czu�am. Zreszt� � musia�am, mia�am przecie� pod opiek� ma�e dziecko. To w�a�nie dlatego ze szpitala pisa�am jeszcze do kilku innych studi�w muzycznych opr�cz tego, nale��cego de Kahna. Jutro spr�buj� dosta� si� do jednego z nich. A potem... do kolejnych. Do wszystkich jakie istniej�, je�li tylko oka�e si� to konieczne. Komu� chyba wreszcie spodobaj� si� moje teksty i muzyka. By�y zbyt dobre, zbyt szczere, by po ich wys�uchaniu nic nie poczu�. Twoja strata, Barry Kahnie, panie Snobie. Po�wi�� sw�j cenny czas wa�niejszym sprawom! Mam nadziej�, �e jeszcze o mnie us�yszysz! ROZDZIA� 4 Czy kiedykolwiek korci�o was, by powiedzie�, a nawet wykrzycze�: �Nie jestem taka g�upia. Jestem w porz�dku. I mam talent.� Wykrzycza�am te s�owa na Times Square. Tak po prostu. Nik� nie zwr�ci� na to uwagi. Potraktowano mnie jako jeszcze jedn� z wielu kr�c�cych si� wsz�dzie wariatek. Snu�am si� bez celu przez kilka godzin, nie zwracaj�c uwagi na padaj�cy �nieg, i wreszcie posz�am do przedszkola Jennie na Zachodniej Siedemdziesi�tej Trzeciej Ulicy, �eby j� stamt�d odebra�. Czu�am si� jak �mie� i tylko mia�am nadziej�, �e tak nie wygl�dam. Cholera, co za dzie�. � Uczcijmy t� okazj� � powiedzia�am. � Jutro pocz�tek ferii �wi�tecznych. U�ci�nij swoj� ukochan� mam� i p�jdziemy do jakiej� wspania�ej restauracji. Tylko my dwie. Gdzie chcesz zje��? W �Lut�ce�? A mo�e w �Rumpelmayer�s�? Jennie zaduma�a si�, powa�nie marszcz�c czo�o i skrobi�c si� po brodzie, jak robi�a zawsze, kiedy musia�a podj�� wa�n� decyzj�. � A mo�e do McDonald�sa? P�niej mog�yby�my p�j�� do kina. � Dla ciebie wszystko! � roze�mia�am si� i uj�am j� za r�czk�. � M�j s�odki kr�liczku, ty jeste� dla mnie najwa�niejsza. I lubisz moje piosenki. � Kocham je, mamusiu. Zacz�y�my szczebiota�, jak zawsze. By�y�my najlepszymi przyjaci�kami, kumoszkami, papu�kami nieroz��czkami, duchowymi siostrami... Nigdy �adna z nas nie b�dzie sama, bo przecie� mia�y�my siebie. � Jak up�yn�� ci dzie�, kochanie? Musisz by� twarda tu, w Nowym Jorku. Na szcz�cie wiem, �e obie damy sobie rad�. � W przedszkolu by�o fajnie. Mam now� przyjaci�k� � Julie Goodyear. Jest naprawd� zabawna. A pani Crolius powiedzia�a, �e m�dra ze mnie dziewczynka. � Bo jeste� m�dra. A poza tym �adna i bardzo mi�a. Chocia� jednocze�nie okropnie ma�a. � I tak kiedy� ci� przerosn�. Zobaczysz. � Na pewno. B�dziesz mia�a ze dwa metry wzrostu. Tak sobie beztrosko plotkowa�y�my. Kumoszki, najlepsze przyjaci�ki. W�a�ciwie sobie ca�kiem dobrze sobie radzi�y�my. Powoli przyzwyczai�y�my si� ju� do Nowego Jorku. No i na ile to si� da�o, zapomina�y�my o Phillipie. Do diab�a z Barrym Kahnem � twoja strata, panie Snobie! By�o ju� zupe�nie ciemno, gdy wr�ci�y�my do domu. Ca�a moja z�o�� znikn�a i teraz patrzy�am na pospolity fronton naszego budynku z obaw� i niedowierzaniem. Cholera, chyba b�dziemy musia�y pomieszka� tu jeszcze przez pewien czas. Na przyk�ad do ko�ca �ycia, pomy�la�am. Otworzy�am frontowe drzwi, kt�re jak zwykle zaskrzypia�y. Normalna rzecz w tym mie�cie. Cholera! W korytarzu i na p�pi�trze nie pali�o si� �wiat�o. Jedynie przez okno na klatce schodowej s�czy� si� s�aby blask ulicznej lampy. � Strasznie tu � szepn�a Jennie. � Nie � uspokoi�am j� pewnym g�osem. � W Wielkim Jab�ku to nic nowego. Uj�am j� za r�k� i zacz�y�my wspina� si� po schodach. Nagle zatrzyma�am si�. Napi�am odruchowo wszystkie mi�nie i przycisn�am dziecko do siebie, chc�c je obroni�. Kto� siedzia� bez ruchu w cieniu na pi�trze. Kto� wysoki i dobrze zbudowany. Niedobrze. Rzeczywi�cie by�o tu strasznie. Ostro�nie zrobi�am krok w stron� milcz�cej postaci. � Halo. Kto to? Kto tam jest? � zawo�a�am, przypominaj�c sobie wszystkie przera�aj�ce historie na temat Nowego Jorku. Przed oczami stan�o mi r�wnie� tamto wydarzenie z West Point. Siedz�ca posta� mia�a chyba jakie� nakrycie g�owy. Dziwnego kszta�tu kapelusz? Co� cholernie nietypowego. Phillip, przebieg�o mi przez my�l. Wiedzia�am, �e to niemo�liwe, ale skojarzenie by�o szybsze od �wiadomo�ci. Phillip uwielbia� wyskakiwa� nagle zza krzak�w lub z szafy, wiedz�c jak bardzo si� przestrasz� i traktuj�c to jako �wietny dowcip. Kiedy�, w czasie Halloween, w�o�y� india�ski pi�ropusz i skoczy� na mnie z tomahawkiem. Nigdy w �yciu nie przel�k�am si� tak, jak wtedy. W ko�cu to jednak ja skoczy�am do niego z broni� w r�ku i strzela�am... strzela�am... Ale Phillip nie �y�, a przecie� nawet w Nowym Jorku nie ma duch�w. Zbli�y�am si� jeszcze odrobin�. Posta� wci�� ani drgn�a. � Hej! � zawo�a�am ponownie. � To wcale nie jest zabawne. Prosz� si� odezwa�. Cho� s�owem. G�os naszych krok�w przypomnia� mi ch�d Phillipa, gdy cicho kr��y� po domu szukaj�c nas. Bliska histerii odwa�y�am si� wspi�� na pi�tro. Za moimi plecami Jennie wyszepta�a przera�ona: � Kto to, mamusiu? Drugi raz to si� ju� nie powt�rzy, pomy�la�am. Ju� nie zrobi nam krzywdy. Nie, do cholery! Rzuci�am si� na zagra�aj�c� nam posta�, wymierzaj�c cios swoj� ci�k� teczk�. Trafi�am drania. Przewr�ci� si�, a ja natychmiast u�wiadomi�am sobie, co zrobi�am. � O, m�j Bo�e! Nie wierz�! � Wybuchn�am �miechem, cho� napi�cie nie do ko�ca jeszcze ust�pi�o. � Kurcz� blade. Jennie biegiem pokona�a kilka ostatnich schodk�w, �miej�c si� wraz ze mn�. �Phillip� okaza� si� ogromnym koszem pe�nym, wartych �adnych kilkaset dolar�w, d�ugich r�. Otworzy�am do��czony do niego bilecik. Dla Maggie Bradford. Oto prezent z okazji pierwszego dnia powrotu do �ask. Jeste� szalona, ale je�li naprawd� zale�y Ci na tej pracy, zatrudniam Ci�. Sprawi�a�, �e zmarnowa�em sw�j ca�y dzisiejszy �cenny czas�. Wierz mi. Barry Z perspektywy czasu z pewno�ci� mo�na to uzna� za zabawne zdarzenie. Bez w�tpienia ze szcz�liwym zako�czeniem. Ale kiedy pisz� te s�owa, powraca pytanie, kt�re wcale nie jest zabawne. W ka�dym razie nie dla mnie. Czy zawsze, kiedy nadchodz� k�opoty, moim pierwszym odruchem jest ch�� zabijania? Czy pope�ni�am nie jedno, ale dwa morderstwa? Wielu ludzi tak w�a�nie uwa�a. Jednym z nich jest prokurator po�udniowej dzielnicy Nowego Jorku. Za pierwszym razem chodzi�o o Phillipa Bradforda. A p�niej... p�niej by� Will. ROZDZIA� 5 San Diego, Kalifornia, lipiec 1967 Sze�cioletni Will Shepherd �ni� o Indianach. Dzikich i bezlitosnych. Przybywali do niego falami, na mustangach, ze strza�ami d�ugimi niczym w��cznie, wycelowanymi prosto w jego serce. Kocha� ten dreszcz emocji, ten film uporczywie odtwarzany we w�asnej g�owie. Kocha� zagro�enie. Us�ysza� plusk! To nie mia�o sensu. Otworzy� oczy, natychmiast z powrotem je zamkn�� i zasn��. Zn�w Indianie i kowboje. �adnych plusk�w. Przynajmniej w jego filmie. Obudzi� si� ponownie, za kwadrans �sma. Ubra� si� cicho, by nie obudzi� �pi�cego brata Palmera i zszed� na pogr��ony w absolutnej ciszy parter domu. W kuchni pokroi� chleb, posmarowa� go mas�em orzechowym oraz d�emem i nala� sobie mleka. �niadanie dla jednego. Komu potrzebna by�a mama? W�a�ciwie po co mu ktokolwiek? Will zobaczy� swoj� twarz i nieuczesan� czupryn� odbijaj�ce si� w l�ni�cym tosterze. U�wiadomi� sobie, �e tak naprawd�, bardzo t�skni za mam�. T�skni za przygotowywanymi przez ni� �niadaniami. Wiedzia�, �e odesz�a i zamieszka�a gdzie� w Los Angeles. Nie musia� ju� by� �wiadkiem tych jej okropnych k��tni z ojcem, ale teraz wola�by nawet to, ni� ci�g�e milczenie. Czasami on i Palmer t�sknili za ni� tak, �e p�akali w najg�upszych momentach. Ale na co dzie� nienawidzi� jej. Na co dzie�, jednak nie dzisiaj. Plusk w basenie? Nagle Willy sobie przypomnia�. Zebra� naczynia i wstawi� je do zlewu, po czym wybieg� przez rozsuwane drzwi do zalanego promieniami s�o�ca ogrodu. Okr��y� r�g bia�o-niebieskiego domu i dopad� skraju basenu. Zatrzyma� si� tam tak gwa�townie, �e o ma�o nie wpad� do wody i zacz�� wrzeszcze� tak przera�aj�co, �e obudzi� m�odszego brata, kt�rego g�owa pojawi�a si� w oknie. Will krzycza� tak g�o�no, �e na pomoc przybiegli s�siedzi. Zacz�li tuli� go do siebie i starali si� os�oni� przed widokiem, na kt�ry i tak zd��y� si� ju� napatrze�, i kt�rego zapewne nigdy w �yciu nie zapomni. Sze�cioletni ch�opiec zobaczy� unosz�cego si� na powierzchni migotliwej wody ojca, w czerwonym szlafroku i be�owych, lu�nych spodniach. Na jednej stopie mia� ��ty kape�. Drugi, le��cy na wodzie, wygl�da� jak kwiat lilii. Oczy ojca by�y szeroko otwarte i jakby wpatrzone w ch�opca. To twoja wina, zdawa�y si� m�wi�. Niegrzeczne dziecko. To twoja wina, Will. Widzisz co narobi�e�! To wszystko twoja wina! O 5:52 Anthony Shepherd wyszed� z domu, postanowiwszy utopi� si� we w�asnym basenie. Willowi wydawa�o si�, �e cz�� jego samego uton�a wraz z ojcem. Kilka dni po tym samob�jstwie Will i Palmer sp�dzili ostatnie popo�udnie w Kalifornii na przegl�dzie ubra� i zabawek. Musieli wybra� tyle, ile mie�ci�o si� w czterech walizkach. Ani jednej rzeczy wi�cej. Matka nie chcia�a wzi�� ich do siebie. Nikt nie wyja�ni� ch�opcom, dlaczego. G�upia dziwka, my�la� Will, u�ywaj�c brzydkich s��w us�yszanych od ojca podczas k��tni z �on�. Bra�mi zaopiekowa�a si� niania, ale mog�a robi� to tylko przez kilka dni. Wreszcie dowiedzieli si�, �e polec� do Anglii, do ludzi, kt�rzy zgadzaj� si� ich przygarn��. Mieli zacz�� nowe �ycie u swych ciotek � Eleanor i Vannie � kt�rych nigdy nawet nie widzieli. To w�a�nie one za��da�y, by maksymalnie ograniczy� baga�e. Na gwarnym, pe�nym krz�taniny mi�dzynarodowym lotnisku Los Angeles dwaj podobni do siebie blond ch�opcy siedzieli zdezorientowani, czekaj�c na lot. Towarzyszy� im doktor Engles � jeden z nielicznych przyjaci� ojca. Doktor opowiada� im o Londynie, g�upiej kr�lowej i jeszcze g�upszej zmianie wart przed Pa�acem Buckingham, o kt�rej kiedy� czyta�a Willowi matka. Ale Will nie s�ucha�, o czym m�wi� ten g�upi doktor Engles. Zn�w widzia� przed sob� ojca p�ywaj�cego w basenie i przewiercaj�cego go wzrokiem. � Szanowni pa�stwo � dotar�o do uszu ch�opca. � Lot numer czterysta jedena�cie linii Pan American z Nowego Jorku do Londynu. Doktor wyci�gn�� r�k�, �eby poprowadzi� Willa. � No chod� � powiedzia�. Malec ugryz� go z ca�ych si�, a� do krwi. � Cholera! � sykn�� Engles, szturchaj�c go drug� r�k�. � Ty g�wniarzu! Potworze! Will wyszczerzy� z�by zbroczone krwi�. � Nie chc� jecha� do �adnej Anglii � zawy�. � Chc� zosta� tutaj! Prosz�, tato. Prosz�, mamo. Prosz�, niech kto� mi pomo�e. To nie ja zabi�em tat�. Nie chcia�em tego zrobi�. Tato, przesta� tak na mnie patrze�. Tato, prosz�... ROZDZIA� 6 Will nigdy nie zapomni pierwszych kilku godzin w Anglii. Wraz z bratem r�wnie dobrze mogli trafi� na Ksi�yc. Ciotka Eleanor wysz�a po nich na lotnisko. Ch�opiec zauwa�y�, �e ta oty�a kobieta o twarzy bladej jak �ciana, obawia�a si� jego bardziej ni� on jej. Od razu poczu� do niej niech��. Nic mi nie mo�e zrobi�, uzna�. Nikt nigdy nie zrobi mi krzywdy, a ju� na pewno nie ona. Ciotka wyja�ni�a, �e jej siostra Vannie zosta�a w domu, aby przygotowa� powitaln� kolacj�. B�dzie smakowa� jak trawa, pomy�la�. Anglia to najgorsze miejsce na Ziemi. W drodze z lotniska Heathrow ciotce Eleanor ani na chwil� nie zamyka�y si� usta, wi�c ch�opcy nie mieli nawet sposobno�ci rozejrze� si� wok�. Ilekro� odwr�cili od niej wzrok, tr�ca�a ich palcem, by ponownie skupi� na sobie uwag�. Will powa�nie my�la� o odgryzieniu tego wbijaj�cego mu si� pod �ebra palucha. � Znaczna wi�kszo�� londy�czyk�w mieszka poza centrum miasta, w pobli�u g�stej sieci stacji metra. My, na przyk�ad, mieszkamy w Fulham, i to ju� od dawna. Od czasu, gdy wasza matka wyjecha�a, �eby zbi� fortun� w Ameryce. Zapewne jej si� to uda�o, kiedy wysz�a za waszego ojca. Odziedziczy wszystkie jego pieni�dze, a wy dostaniecie tylko tyle, ile zdecyduje si� wam podarowa�. My obie na pewno nie dostaniemy nic, ale na dobr� spraw� nie liczy�y�my, �e kiedykolwiek otrzymamy od niej cokolwiek. To nie w jej stylu. Masz racj�, nie spodziewaj si� niczego od mojej mamy, przyzna� w duchu Will. Wiedzia�, �e ciotka uczy historii w szkole podstawowej i zapewne dlatego by�a tak gadatliwa. Jednak obrzydliwie �mierdzia�a potem i jakim prawem wygadywa�a takie rzeczy o jego mamie? Jak zauwa�y�, Palmerowi tak�e si� nie podoba�a. By� na tyle sprytny, �e aby mie� spok�j, udawa� �pi�cego. Wreszcie taks�wka zatrzyma�a si� przed trzypi�trowym domem z czerwonej ceg�y, z ma�ymi oknami i sze�cioma schodkami prowadz�cymi do frontowych drzwi. � Jeste�my na miejscu � obwie�ci�a weso�o ciotka, ale Will my�la� teraz o drzewach i otwartych przestrzeniach San Diego. Te wspomnienia sprawi�y, �e w oczach zal�ni�y mu �zy. Podobne do siebie jak dwie krople wody domy ci�gn�y si� po obu stronach ulicy, a rosn�ce przed nimi drzewa by�y skar�owacia�e, powykr�cane przez wiatr, i na dodatek ca�kowicie pozbawione li�ci. Palmer wzi�� jedn� walizk�, ciotka drug�, za� Will musia� z ogromnym wysi�kiem taszczy� a� dwie. Zanim doszli do drzwi, te otworzy�y si� i stan�a w nich kobieta ubrana w obcis�e, czarne spodnie i tego samego koloru golf. Z gard�a Willa doby� si� cichy j�k. Poczu�, jak serce wali mu w piersi, a policzki zaczynaj� pali�. Kobieta by�a m�oda, a jej popielatobr�zowe w�osy si�ga�y �opatek. Oczy mia�a b��kitne, a sk�r� jasn� i delikatn�. To moja mama, przebieg�o mu przez g�ow�. Oczywi�cie natychmiast u�wiadomi� sobie, �e to niemo�liwe. Ciotka Vannie � najm�odsza siostra matki � by�a uderzaj�co podobna do kobiety, kt�ra kiedy�, dawno temu, tuli�a ch�opca do piersi, m�wi�a, �e go kocha, a p�niej nagle odesz�a. Jego serce wype�ni�a dziwna mieszanina strachu i zachwytu. Chcia� natychmiast pa�� jej w ramiona, a jednocze�nie z krzykiem rzuci� si� do ucieczki. � Zdejmijcie buty, zanim wejdziecie � powiedzia�a Vannie. � Nie chcemy chyba, �eby b�oto roznios�o si� po ca�ym domu, prawda? Jego nowy dom. Anglia. Nowe �ycie. Prywatny horror. To by� dopiero pocz�tek. ROZDZIA� 7 Legenda narodzi�a si� bardzo wcze�nie. I nigdy ju� nie zgas�a. �Will jest bardzo inteligentnym i rozs�dnym ch�opcem, ale jednocze�nie po mistrzowsku wykorzystuje sw�j urok osobisty, bezczelno�� i k�amstwo�. Takie zdanie napisa� dyrektor szko�y podstawowej Fulham Road wiosn� roku 1970. �Gdyby bardziej przyk�ada� si� do nauki, jego oceny by�yby znacznie lepsze, ale interesuje go tylko sport, w kt�rym ma wybitne osi�gni�cia, oraz wszczynanie b�jek z kolegami, po�r�d kt�rych uchodzi za niepokonanego. Zastanawia mnie, czy ch�opiec jest �wiadomy elementarnych zasad �ycia w spo�ecze�stwie i r�nic mi�dzy rzeczywisto�ci� a fantazj��. Will �wietnie zdawa� sobie spraw� z tych r�nic, ale w zale�no�ci od w�asnych potrzeb wybiera� to, co bardziej odpowiada�o mu w danym momencie. Podczas weekend�w ch�opiec cz�sto wybiera� si� na piesze wycieczki po okolicy. Pewnego dnia, maj�c jedena�cie lat, us�ysza� okrzyki dobiegaj�ce od strony stadionu oddalonego o nieca�e dwa kilometry od domu. Zaintrygowany poszed� sprawdzi�, co si� tam dzieje. Wyda� ca�e tygodniowe kieszonkowe, aby wej�� na trybun�. Stamt�d zobaczy� fascynuj�cy widok: dwudziestu dw�ch m�czyzn podzielonych na dwie grupy, lecz po��czonych wsp�lnym celem. Grali w gr� nazywan� w Anglii futbolem, cho� w Stanach okre�lenie to oznacza�o zupe�nie inn� konkurencj� sportow�, kt�r� widywa� tylko w telewizji. Sam gra� w pi�k� no�n� w szkole, wyr�niaj�c si� spo�r�d r�wie�nik�w, ale by�a to wy��cznie bez�adna kopanina pi�ki przez zgraj� dzieciak�w. Tutaj za� dostrzeg� symetri�, geometri� i porz�dek tak pi�kny i naturalny jak fale morskie. M�czyzna z pi�k� pop�dzi� naprz�d. Inny bieg� w pewnej odleg�o�ci, a kolejny pojawi� si� na skrzydle. Ten ostatni otrzyma� podanie i, nie zwalniaj�c ani na moment, skierowa� si� ku bramce, �cigany przez jednego z przeciwnik�w, kt�ry nagle rzuci� mu si� pod nogi i zdo�a� wybi� pi�k�, kt�ra tym razem trafi�a do zawodnika z jego dru�yny. I natychmiast wszystko uleg�o odwr�ceniu. Na boisku zapanowa� ruch przypominaj�cy odp�yw. Broni�cy zmienili si� w atakuj�cych, atakuj�cy za� przyst�pili do obrony. Willowi przypomina�o to obraz w kalejdoskopie, kt�ry dosta� od ojca, gdy mia� pi�� lat. I ten ha�as! Wraz z ka�dym przej�ciem pi�ki lub zagro�eniem kt�rej� z bramek, t�um hucza� i szumia�, a gdy w pewnej chwili pad� gol, aplauz przybra� na sile do tego stopnia, �e ch�opcu wyda�o si�, i� pop�kaj� mu b�benki, a serce przestanie bi�. Tej nocy we �nie przysz�a do niego matka. Patrzy� z przera�eniem, jak ca�uje martwe oczy ojca i �mieje si� upiornie do syna. Jej z�by by�y zbroczone krwi�. Widzisz, co narobi�e�, Will? To wszystko twoja wina. Pewnego ranka, kilka dni p�niej, na ulicy natkn�� si� na zb��kanego psa o br�zowej sier�ci. Wreszcie znalaz� przyjaciela w tej cholernej Anglii. � Chod�, piesku. Chod� ze mn� � zawo�a� i kilkakrotnie poklepa� si� po udzie. � Nie b�j si�. Zaw�drowa� do miejskiego parku, a zwierzak pod��a� za nim jak cie�. Nie wiedzia�, dlaczego ogarn�a go fala w�ciek�o�ci. W�a�ciwie to uczucie towarzyszy�o mu cz�sto, odk�d opu�ci� Kaliforni�. Odk�d ojciec si� zabi�. To samob�jstwo by�o dla niego strasznym prze�yciem. Wci�� czu� si� za nie odpowiedzialny i, co wi�cej, wbi� sobie do g�owy, �e sam tak�e sko�czy w ten spos�b. Usiad� na brzegu niewielkiego stawu. Pies wci�� trzyma� si� blisko. By� jego nowym koleg�. Will wreszcie wyrwa� si� z zamy�lenia, pokr�ci� g�ow� i mrukn�� do towarzysza: � Pope�niasz du�y b��d zostaj�c ze mn�. Przynosz� pecha. Nie �artuj�. Zwierzak zapiszcza� i wyci�gn�� �ap� w stron� ch�opca. Ale w Willu wezbra�a w�ciek�o��. Na ojca, na ciotki, na Palmera. Czu� si� tak, jakby jaka� obr�cz �ciska�a mu piersi. W uszach dzwoni�o. �wiat zabarwi� si� na czerwono. Si�gn�� r�k� do zimnej wody i chwyci� spory kamie�. Bez najmniejszego ostrze�enia wymierzy� nim psu cios w g�ow�. Zamachn�� si� po raz drugi i czworon�g przewr�ci� si�, skowycz�c. Smutne br�zowe oczy patrzy�y z wyrzutem. Ch�opiec uderza� i uderza�, a� pies przesta� si� rusza�. Nie wiedzia�, dlaczego to zrobi�. Przecie� polubi� tego zwierzaka. W ka�dym razie stwierdzi�, �e z�o�� znikn�a, jakby nigdy jej nie by�o. Odpr�y� si�. W�a�ciwie zupe�nie nic nie czu�. W tym momencie odkry�, �e potrafi by� dobry, ale gdzie� w g��bi jego osobowo�ci czai si� z�o. Jakby by�o dw�ch Will�w. ROZDZIA� 8 Will od pocz�tku wiedzia�, �e drzemie w nim co� wielkiego, i wcale nie dziwi�o go to odkrycie, cho� dla innych stanowi�o zaskoczenie. Will Shepherd by� najm�odszym w historii graczem podstawowej jedenastki szko�y w Fulham. Maj�c zaledwie jedena�cie lat zdo�a� nak�oni� trenera, by pozwoli� mu �wiczy� z dru�yn�. Natychmiast trafi� do pierwszego sk�adu i ku zazdro�ci koleg�w, starszych o dobrych sze��, siedem lat, zosta� najlepszym strzelcem. Numerem jeden! Gdy mia� ledwie dwana�cie lat, Fulham zwyci�y�o w rozgrywkach ligi londy�skich szk� i utrzyma�o mistrzowski tytu� a� do czasu odej�cia Willa z dru�yny. Jako czternastolatek strzeli� dziewi�� bramek w meczu wygranym przez jego dru�yn� 12-0. Ch�opak by� d�ugonogi i wysoki jak na sw�j wiek, a przy tym zadziwiaj�co sprawny fizycznie. Ponadto niewiarygodnie szybki. Jego trener twierdzi�, �e biega jak strza�a. Mkn�� po boisku jak najszybsi napastnicy w jego ojczystym ameryka�skim futbolu. Trenowa� codziennie, po�wi�caj�c na to ca�y wolny czas, a� pi�ka sta�a si� niemal przed�u�eniem jego stopy, czy te� satelit� po��czonym z ni� jak�� niewidzialn� si��. W soboty i niedziele �wiczy� ca�y dzie� � szesna�cie godzin na dob�. Boisko sta�o si� jego prawdziwym domem, zamiast tego g�wnianego miejsca, w kt�rym mieszka�y ciotki i Palmer. Lokalni dziennikarze uczynili z niego szkoln� legend� Londynu. Zachwycali si� jego radosnym, a przy tym niezwykle skutecznym stylem gry, umiej�tno�ci� pokierowania jej przebiegiem, podkre�laj�c dziwny w ich mniemaniu fakt, i� pochodzi� ze Stan�w. Ale oni nic nie rozumieli. �aden z nich nie wiedzia�, �e Will skrycie doskonali� sw�j indywidualny styl. Mia� go od samego pocz�tku. Uzna�, �e musi by� inny, rozpoznawalny, powinien wyr�nia� si� spo�r�d innych graczy, bo w przeciwnym razie zostanie uznany za samotnika. �wietnie rozumia�, co w jego �yciu oznacza ta gra: angielski futbol pozwoli mu unikn�� samotno�ci i obaw. Sport i wszystko, co z nim zwi�zane spowoduje, �e nigdy ju� nie b�dzie my�la� o p�acz�cej matce i p�ywaj�cym w basenie ojcu. Futbol stanowi� jedyn� bro�, kt�ra mog�a go ocali�. Musia�a. ROZDZIA� 9 Wiosna roku 1985 Przez p�tora roku pod okiem Barry�ego Kahna �wiczy�am gr� na fortepianie, a� wydawa�o mi si�, �e star�am palce; do ko�ci. Rozpocz�li�my od tekst�w i zasad dotycz�cych ich pisania, stworzonych przez Boba Dylana, Joni Mitchell, Rodgersa i Harta, Johnny�ego Mercera oraz samego Barry�ego, wed�ug kt�rych ci�ka praca nawet miernot� potrafi wznie�� na wy�yny. Kaza� mi wci�� pisa� i zmienia� to, co napisa�am. Zmusza� do wnikania coraz g��biej w moj� przesz�o�� tak, �e zdarza�y si� dni, kiedy gotowa by�am b�aga� go, by da� mi wreszcie spok�j. Ale nigdy tego nie zrobi�am. W duchu pragn�am, by naciska� mnie jeszcze bardziej. By� bezwzgl�dny, a ja pozostawa�am twarda i nieust�pliwa. � Wypierasz si� samej siebie � mawia�. � Ukrywasz w�asne uczucia za tanimi rymami i sentymentalnymi bzdurami. � Albo: � Ty chyba nic nie czujesz. Widz� to, bo nic nie jeste� w stanie mi przekaza�. A je�li ja niczego nie odbieram, to pomy�l, jak zareaguje publiczno��. Ukrzy�uj� ci�, Maggie. � Jaka publiczno��? � zapyta�am. � Nie widzisz jej? Nie wyobra�asz sobie tych t�um�w, kt�re s�uchaj� twoich piosenek? Je�li tak jest naprawd�, wyno� si� st�d. Przesta� marnowa� m�j czas. Pracowa�am wi�c jeszcze ci�ej, a� oboje byli�my usatysfakcjonowani. Wtedy z kolei zaj�am si� zg��bianiem sztuki komponowania. Tu tak�e Barry by� wymagaj�cy i niewyrozumia�y, cho� wiedzia�am, �e z muzyk� radz� sobie lepiej ni� ze s�owami. Pisz�c j�, czu�am swoisty komfort. Pewnego dnia stwierdzi� wreszcie, �e panuj� nad ni� jak nad wod� z kranu. Gdy chc�, jest zimna lub parzy w r�ce, leje si� strumieniem b�d� kapie po kropli. Czasem mia�am wra�enie, �e zazdro�ci� mi tego. A mnie to wyra�nie imponowa�o. W tym wsp�zawodnictwie wyra�nie mu dor�wnywa�am. Wreszcie przyszed� czas na �piewanie i tutaj dopiero Barry okaza� si� prawdziwym mistrzem. Nauczy� mnie w�a�ciwej dykcji, akcentowania i wyra�ania emocji. Pokaza�, jak �piewa si� przed publiczno�ci�, a jak pos�ugiwa� si� mikrofonem w studiu nagraniowym. Stwierdzi�, �e m�j g�os jest naturalny, w przeciwie�stwie do wielu innych piosenkarzy, cho� zaznaczy�, �e jego os�d niewiele tu znaczy. � Zdecyduj� o tym sami s�uchacze. Kto na przyk�ad m�g� przewidzie�, �e g�os Boba Dylana podbije serca publiczno�ci. A przecie� tak w�a�nie si� sta�o. Tw�j p�ynie z g��bi duszy. Jeste� w stanie wyrazi� intonacj� nastr�j pasuj�cy do twoich tekst�w. Potrafisz wyrazi� nim trosk�, ch��d, znudzenie, �yczliwo�� i mi�o��. Kocham jego brzmienie! Naprawd�? Wreszcie zas�u�y�am na komplement. Zapami�ta�am go, s�owo po s�owie. �wiczy�am w pobliskim studiu nagraniowym Power Station. Nie tylko wykonywa�am w�asne utwory, ale tak�e wyst�powa�am w roli pos�a�ca, na okr�g�o biegaj�c po kanapki i kaw�. Zawsze chodzi�am ubrana w czarn� sukienk� do samej ziemi. M�wiono: �Wysoka blondynko w czarnej sukience, mo�esz przynie�� nam kanapki?�. Odpowiada�am: �Jasne, nie ma sprawy; z czym?� Nie mog�am pogodzi� si� z takim traktowaniem. Wiedzia�am, �e Barry nie zrobi�by czego� takiego �adnemu m�czy�nie. Ale t�umaczy� mi, �e to wa�na cz�� mojej pracy, a je�li mi si� nie podoba, mog� i�� gdzie indziej. Wiedzia�am, �e nie ma �adnego �gdzie indziej�. Pozostawa�a tylko Jennie � kumoszka i �wiat�o w moim �yciu. By�a tak�e Lynn Needham, kt�ra sta�a si� moj� blisk� przyjaci�k�, czasami opiekunk� do dziecka, przewodnikiem po Nowym Jorku i wsparciem w trudnych chwilach. By�a nasza klitka � legowisko niesprawiedliwo�ci � w kt�rej lubi�am tylko jedno: star� wann� stoj�c� po�rodku kuchni. Uwielbia�am bra� gor�ce k�piele w morzu piany. Zdarza�y si� okazjonalne wyj�cia z m�czyznami, ale �aden z tych kontakt�w nie rokowa� na przysz�o��. Zacz�am przypomina� sobie, jak czu�am si� przed poznaniem Phillipa � za wysoka, skromna i ma�om�wna, zakompleksiona z setki powod�w, ze zbyt ma�ym biustem. Ale tak naprawd� uzmys�owi�am sobie, �e boj� si� kolejnego zwi�zku. Nie chcia�am by� zmuszona do opowiadania, co zdarzy�o si� z Phillipem... nie, raczej Phillipowi. Wci�� na piersi nosi�am t� szkar�atn� liter� i nie wierzy�am, �e kiedykolwiek uda mi si� j� usun��. Nie, nie by�o �adnego �gdzie indziej�. ROZDZIA� 10 Zosta�am wi�c dziewczyn� od kanapek i kawy... Ale wiecie co? To i tak by�o znacznie lepsze od mojego dotychczasowego �ycia. Czasami nie mog�am ju� �cierpie� tego biegania do sklepu. Nienawidzi�am bycia �blondynk� w czarnej sukience�. Ale jednocze�nie kocha�am ten stan rzeczy, bo oznacza� tak�e pisanie, komponowanie, nauk�. Stanowi�am cz�� czego�, co czasami potrafi�o by� bardzo pi�kne i wzruszaj�ce. Pewnego ranka Lynn Needham zajrza�a do klitki w �muzycznej fabryce�, w kt�rej siedzia�am. � Lepiej rzu� wszystko, mo�e z wyj�tkiem tej gor�cej kawy. Wzywa ci� nasz pan i w�adca. Barry stara� si� po�wi�ca� mi czas dopiero pod koniec dnia, wi�c by�o to niew�tpliwie nietypowe wezwanie. Biegiem pop�dzi�am do jego biura. Musia�am liczy� si� z tym, �e jego czas rzeczywi�cie by� cenny. � Mam dobr� i z�� wiadomo�� � o�wiadczy�. Znajdowali�my si� w tym samym pomieszczeniu, w kt�rym kiedy� pierwszy raz uda�o mi si� wyst�pi�, po to tylko, by wkr�tce potem zosta� zwyk�ym