14978

Szczegóły
Tytuł 14978
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14978 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14978 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14978 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Beata Andrzejczuk Ja, mój Tata i reszta świata DOM WYDAWNICZY fAfAEL Korekta i redakcja Agata Chadzińska Anna Kendziak Agata Pindel-Witek Opracowanie komputerowe Anna Kendziak Projekt okładki Andrzej Witek Rysunki Justyna Kamykowska Ol A '*. -o. i J ■ KraW w o ISBN 83-89431-92-0 © 2005 Dom Wydawniczy „ Rafael" ul. Grzegórzecka 69 31-559 Kraków tel./fax (0*12) 41114 52 e-mail: [email protected] www.rafael.pl Druk: EKODRUK, tel. (0*12) 267 36 60 mn^oo5 Tato kręcił się po kuchni. — Jacuś! - zawołał. - Pobiegnij szybko do piwnicy i przynieś słoik kiszonych ogórków! Klucze leżą na półce - dodał. Jacuś wziął klucze. Wyszedł z mieszkania i zszedł schodami w dół. Zatrzymał się przed drzwiami piwnicy. Włożył klucz do zamka i przekręcił go. Potem pchnął powoli drzwi. W środku panowała ciemność. Za nic tam nie we]dzie\ Me co powie tato? Pewnie będzie się śmiał z Jacka, że jest straszyportek. Nie! Trzeba się przełamać i wejść. Jacek delikatnie ręką próbował znaleźć kontakt. Jest! Nacisnął. Słabe światło rozproszyło ciemność. Jeden stopień w dół, drugi... Jacuś ostrożnie stawiał stopy na schodach. Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Coś skoczyło, zakotłowało się. Zawrócił tak szybko, jak tylko było to możliwe. Zatrzasnął z hukiem drzwi. Za nic na świecie tam nie wejdzie! — Gdzie masz ogórki? - zapytał tatuś, gdy Jacek stanął przed nim z pustymi rękoma. — Chyba się zamek zepsuł - skłamał chłopiec. - Nie mogłem otworzyć drzwi. — Trudno - rzekł tato. - Obejdziemy się bez ogórków. * * * Niebo przybierało coraz ciemniejszą barwę. Było już prawie sine. Jacek z przerażeniem wpatrywał się w widok za oknem. Słyszał, jak głośno wali mu serce, a dziwny niepokój ściska żołądek. — Będzie burza - powiedział tato. - Nic dziwnego - dodał. - Po takich upalnych dniach powinna być burza. Nagle niebo przecięła błyskawica, potem druga. Jacek liczył w myślach: raz, dwa, trzy, cztery, pięć... Do sześciu już nie doliczył. Usłyszał potworny grzmot, aż podskoczył ze strachu. „A jak piorun uderzy w dom?" - myślał. Wprawdzie wszystkie bloki i domy mają piorunochrony, ale Jacek i tak nie czuł się bezpiecznie. I znów błyskawica przeszyła niebo. „Raz, dwa..." -liczył Jacek. Nagle grzmot! I błyskawica! I od razu grzmot! — O rety - szepnął Jacuś. - To znaczy, że pioruny biją tuż, tuż! Pędem rzucił się do łazienki i zamknął drzwi. W łazience nie było okien. Nie widział więc błyskawic, ale wciąż słyszał grzmoty. Wszedł szybko do wanny i nakrył głowę ręcznikiem Pomyślał, że dłużej tego nie wytrzyma! — Jacek! Jacek! - tato dobijał się do drzwi. - Co ty tam tak długo robisz? Chłopiec zerwał się na równe nogi. Chyba zasnął w tej wannie. — Już wychodzę tato - zawołał i powoli uchylił drzwi. — Przestraszyłeś się burzy? - zapytał tato, uważnie przyglądając się synkowi. Zawstydzony Jacek spuścił oczy. Przenigdy nie powie tacie, że boi się burzy. Zresztą nie tylko burzy, ale też ciemności, szczurów, wypraw na strych i do piwnicy, i jeszcze paru innych rzeczy. — Nie boję się jakiejś głupiej burzy - powiedział i czmychnął szybko do pokoju, żeby tatuś nie odkrył prawdy. * * * Jechali na rowerach już dłuższy czas. Powietrze było rześkie po deszczu, a słońce przedzierało się przez chmury. J — Popatrz, tato! - Jacek zatrzymał nagle rower. Tatuś także stanął i spojrzał w kierunku, który wskazywał synek. — To skoki na bungee - odparł tato. — Pojedźmy tam - zachęcał Jacuś. — Dobrze - zgodził się tatuś i już po chwili stali w pobliżu ogromnego dźwigu, z którego zwisała lina. — Będzie skakał - pisnął z podziwem chłopiec, wpatrując się w młodego mężczyznę. Rzeczywiście. Winda ruszyła w górę, wioząc śmiałka. Tatuś i Jacek zadarli głowy. Mężczyzna był już na samej górze. Widzieli, jak instruktor przypinał go pasami, coś do niego mówił, tłumaczył. Potem młody człowiek stanął na krawędzi. Instruktor rozpoczął odliczanie i... młody mężczyzna poszybował w dół niczym ptak. Cały czas krzyczał, ale nie był to krzyk strachu czy przerażenia. Raczej okrzyk radości. Wszyscy na dole zamarli w bezruchu i ciszy. — Skocz, tatusiu - powiedział Jacek. — Nie skoczę - odparł tatuś. — Dlaczego? - zdziwił się chłopiec. — Bardzo się boję takiej wysokości - powiedział. — Boisz się? - Jacek nie dowierzał własnym uszom. - Tatusiu, to ty jesteś tchórzem. — Mylisz się - powiedział młody człowiek, który jeszcze przed chwilą skakał na bungee, a teraz stanął tuż obok nich. - Trzeba mieć w sobie wiele odwagi, by przyznać się, że czegoś naprawdę się boimy. Potem poklepał Jacka po ramieniu, uśmiechnął się i odszedł. •к -к -к — Boję się, tato - wyszeptał Jacuś, gdy tatuś powtórnie poprosił go, aby przyniósł ogórki z piwnicy. - Boję się sam chodzić do piwnicy. — W takim razie pójdziemy razem - wykrzyknął wesoło tato. Wziął klucze z półki, a potem objął Jacka ramieniem. — Strach można pokonać - rzekł. — To znaczy, że ty też spróbujesz kiedyś skoczyć na bungee? - zapytał chłopiec. — Tego nie mogę ci obiecać - roześmiał się tato. jf bysiu przeżywał praw-^_JBdziwe chwile grozy! Jutro miał jechać na piknik ze swoją grupą starszaków. Pani obiecała ognisko, pieczenie kiełbasek i wiele fajnych zabaw. Problem w tym, że zbiórkę zapowiedziała na szóstą rano! Przecież tato za nic w świecie nie wstanie o piątej! Tato zawsze zasypia i na pewno ciągle spóźnia się do pracy, chociaż chodzi na ósmą. A mama jak na złość wyjechała i wróci dopiero pojutrze. Trzeba będzie szybko coś wymyślić! Ale co? — Przywiąż sobie rękę do łóżka - poradziła Alusia. — Jak to? - zdziwił się Zby-siu. — Normalnie. Sznurkiem - tłumaczyła Alusia. - Gdy będziesz chciał się przewrócić w nocy na drugi bok, sznurek pociągnie cię za rękę i obudzisz się. — Eeeee, to głupi pomysł - wtrącił Romek. - Ja przez całą noc się kręcę, wiercę i przewracam z boku na bok, więc w ogóle nie mógłbym spać. — Lepiej w ogóle nie spać, niż nie pojechać na piknik - broniła się Alusia. — Włóż sobie coś pod prześcieradło - powiedział poważnie Antek. - Będzie ci niewygodnie, więc będziesz się budził. — A czy ja jestem księżniczką na ziarnku grochu? - zezłościł się Zbysiu. — Lepiej żebyś był księżniczką - roześmiała się Ala. - Inaczej nic nie poczujesz i będziesz spał jak suseł. — Hmm - zastanawiał się Zbysiu i minę miał coraz bardziej markotną. — A dlaczego po prostu nie poprosisz tatę, żeby cię obudził? - zapytał Romcio. — Bo mój tato, gdy tylko dzwoni budzik, od razu go wyłącza i śpi dalej. — To jak wstaje do pracy? - zapytała Alusia. — Mama go budzi, a tato zrywa się wtedy na równe nogi i krzyczy: „Jestem już spóźniony!". I tak codziennie. — To masz problem - poważnie powiedział Antek. - Praca taty nie ma kół, więc nie odjedzie, ale twój autokar z całą pewnością tak. — No właśnie - zmartwił się Zbysiu. — Wiem! - zawołała Alusia. -Włącz telewizor przed snem. W nocy jest dużo reklam, będą cię budzić. iSSfeSSS* T' -.■-'-' .- ¥ — Pewnie będą, ale co chwilę. W nocy są prawie same reklamy - powiedział Antek. - Lepiej obejrzyj jakiś straszny film. Moja babcia mówiła, że oglądała niedawno taki film, po którym całą noc spać nie mogła. Wszystko wskazywało na to, że aby nie zaspać, to najlepiej wcale nie spać. * * * Zbysiu wykąpał się, sprawdził, czy wszystko ma przygotowane na jutrzejszy piknik, i zajrzał do pokoju. Tato leżał już w łóżku. — Idź spać - polecił tatuś. - Musimy się porządnie wyspać. Jutro bardzo wcześnie trzeba wstać. Zbysiu pomyślał, że tato, jak zwykle, o niczym innym nie myśli, tylko o spaniu. Prawdziwy z niego śpioch. A niech tam! Zbysiu nie zmruży nawet oka. Nie minęła chwila, a tato chrapał, że hej! Chłopiec wskoczył do łóżka i włączył telewizor. Teraz trzeba było znaleźć tylko kanał ze strasznym filmem. O, jest! Muzyka niepokojąca, na ekranie mroczno, a człowiek w czarnej pelerynie rozgląda się dookoła zabójczym wzrokiem. Zbysiu wpatrywał się w ekran i o mało oddechu nie stracił ze strachu. To chyba nie był dobry pomysł. Chłopiec co chwila chował głowę pod kołdrę, a później, to już w ogóle nie miał odwagi, żeby się spod niej wychylić. Wtedy postanowił wypróbować sposób z reklamami. Przełączył więc kanał. Reklam było co niemiara, ale powieki Zbysia stawały się coraz cięższe i cięższe. Co tu robić? Pod prześcieradło nic nie będzie wkładał. Co to, to nie! Księżniczką na ziarnku grochu być nie zamierzał! — No, tak -westchnął Zby-siu. - Może jednak lepiej zabawić się w księżniczkę, niż nie pojechać na piknik? Wstał z łóżka. Trzeba coś znaleźć, żeby włożyć ł pod prześcieradło. Wolnym krokiem po omacku wyszedł do przedpokoju. Usłyszał jakiś szmer i stanął jak wryty. Sparaliżował go strach! — To wszystko wina tego filmu - pomyślał. Zebrał się na odwagę i ruszył na przód. W świetle wpadającym z ulicy do pokoju taty ujrzał zarys wazonu z kwiatami. To były róże, które mama przyniosła z pracy. — Będą w sam raz - ucieszył się Zbysiu i włożył pod prześcieradło cały bukiet. Ojej, jak kłuły! Kto by pomyślał. W końcu leżały pod grubym frotowym prześcieradłem. No, ale nawet jak 4 zaśnie, to na pewno za chwilę się obudzi! Na wszelki wypadek postanowił przywiązać rękę sznurkiem do łóżka. Ot tak, żeby mieć stuprocentową pewność. Jak postanowił, tak zrobił. Cóż to była za noc! Zbysiu budził się co chwilę. Róże kłuły, w reklamach telewizyjnych proponowali a to masło, a to czekoladki, a to klej do klejenia wszystkiego, a na dodatek sznurek sprawił, że Zbysiowi zdrętwiała cała ręka. Prawdziwy koszmar, a nie spokojna noc! * * * — Wstawaj, śpiochu! - Zbysiu poczuł, że ktoś delikatnie dotyka jego ramienia. Pomyślał, że za nic na świecie nie wstanie. Tak dobrze mu się przecież śpi. — Nie chcesz jechać na piknik? - dobiegł do jego uszu głos. Piknik? Jaki piknik? O rety! Przecież dziś miał jechać <z$u?J na Piknik! — Która godzina tato? *-. - zerwał się na równe nogi. — Już czas wstawać. Na stole w kuchni masz śniadanie - odparł tatuś. Był ubrany, ogolony i pachniał wodą kolońską. - A co robią róże koło twojego łóżka i ten sznurek? - zapytał. 14Г No pewnie. Zbysiowi musiało być tak niewygodnie, że wyrzucił róże i odwiązał sznurek. Tylko zupełnie nie pamiętał, kiedy to zrobił. Musiał być bardzo zaspany. — I jeszcze jedno - dodał tatuś. - Nie wolno małym chłopcom oglądać telewizji w nocy. Zbysiu spuścił głowę. Posprzątał róże i spałaszował śniadanie. — Pospiesz się - ponaglał tato. - Jesteśmy już spóźnieni. — Spóźnieni?! - przeraził się chłopiec. - To która jest godzina? — Piąta trzydzieści. Zostało nam tylko pół godziny. — To dlaczego mówisz, że jesteśmy spóźnieni? - zapytał Zbysiu. Tatuś roześmiał się i odparł: — Sam nie wiem. Zawsze tak mówię. Chyba z przyzwyczajenia, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się spóźnić. — Przecież zawsze, gdy dzwoni budzik, wyłączasz go i śpisz dalej - zdziwił się Zbysiu. — Bo wiem, że mama i tak mnie obudzi - śmiał się tato. - A budzik nastawiam o kilka minut wcześniej, żeby sobie jeszcze troszkę poleżeć w łóżku. * * * — Miłego pikniku! - zawołał tatuś, gdy autokar ruszył z miejsca. Zbysiu pomachał tatusiowi przez szybę. W tej chwili jednak marzył jedynie o tym, aby się porządnie wyspać. Zamknął więc oczy i postanowił się zdrzemnąć. - Spiochu-zawołałaAlusia-jedziemynapiknik Przegapisz całą drogę - szarpała Zbysia za ramię Śpiochu? Alusia nazwała go śpiochem? No, tak bvłrTZ Jei°utatuś z ca* Pewnością śpiochem nie był! A on Zbysiu? W tej chwili był największym śpiochem świata! y Tato tak krzyczał, że aż poczerwieniał ze złości. — Jak można codziennie coś niszczyć?! Raz w miesiącu, to jestem w stanie zrozumieć! Nawet raz w tygodniu, też zrozumiem! Ale dzień w dzień?! Kuba spuścił oczy. Sam nie wiedział, jak to możliwe. I wcale tego nie chciał. — W poniedziałek - wyliczał tato - rozbiłeś dziesięć jajek, niosąc je ze sklepu. A sklep jest na dole. I nawet po schodach nie musiałeś wchodzić. Jest winda... — Ja ї\іе rozbiłem ^ek po drodze, tylko w domu - przerwał Kuba. — Jak to w domu? - zdziwił się tatuś. — Zwyczajnie. Położyłem torbę z jajkami na krześle. Potem zdjąłem kurtkę, buty i usiadłem na tym krześle. £-4 P p — Nie na krześle, tylko na jajkach - niecierpliwił się tatuś. - Usiadłeś na jajkach! — Na krześle z jajkami - burknął Kuba. — We wtorek zepsułeś zegarek! - mówił podniesionym głosem tato. — Chciałem naprawić - wtrącił Kuba. — Może i chciałeś naprawić, ale zepsułeś! Rozkręciłeś calusieńki. I teraz można go tylko wyrzucić! A to był jedyny budzik w naszym domu! Przez to zaspałem w środę do pracy! — I tak byś zaspał, bo zegarek był zepsuty. Tato podrapał się w głowę. — Może chciałeś dobrze, ale w środę stłukłeś ulubiony wazon mamy. — Nie ja stłukłem, tylko piłka - tłumaczył Kuba. — Ach tak! - westchnął tatuś. - To znaczy, że piłka sama grała w domu? Przecież tyle razy powtarzamy: „Nie wolno grać w piłkę w domu!". — Ja nie grałem - odparł Kuba. - Podrzucałem ją tylko na lewej nodze. Ona sama poleciała na wazon. — Samo nic się nie robi - powiedział tatuś. Zamyślił się chwilę, a potem dodał: — W czwartek... zaraz... Nie, niemożliwe żebyś nic nie zrobił w czwartek. — W czwartek nic nie zrobiłem. To ty w czwartek zniszczyłeś komodę! — Ja ją zniszczyłem?! - tatuś aż podskoczył na krześle. - Rzeczywiście - przyznał w końcu - ja ją zniszczyłem. A może pamiętasz dlaczego? — Jasne, że pamiętam - zrezygnowany odparł Kuba. - Byłem sam w domu i ktoś zadzwonił. Otworzyłem drzwi. Stał za nimi pan, który zapytał: „Czy jest ktoś z dorosłych w domu?". Powiedziałem prawdę, że nie ma. A on na to: „To zamknij szybko drzwi i nikomu już nie otwieraj". — I dlatego mnie nie chciałeś wpuścić do domu? - dopytywał się tato. — Ten pan powiedział wyraźnie: „Nikomu już nie otwieraj". Wystraszyłem się bardzo, bo to mógł być przecież złodziej lub bandyta. Pomyślałem, że ma rację. Postanowiłem, że już nikogo do domu nie wpuszczę. Ta komoda nie była taka ciężka, więc najpierw zamknąłem drzwi, a potem, żeby było jeszcze bezpieczniej, przysunąłem komodę. — No, właśnie! - zawołał tato. - Musiałem wywarzać drzwi i przy okazji zniszczyła się komoda. Nawet słowem się nie odezwałeś, a ja myślałem, że coś ci się stało! — Pewnie, że się stało! Wiesz, jaki byłem przestraszony, gdy usłyszałem, że ktoś wyważa drzwi?! - odpowiedział Kuba. - Schowałem się do szafy i siedziałem cicho jak mysz pod miotłą. Nawet oddech wstrzymałem - przypomniał sobie chłopiec. - Skąd jiJ!C?^ 1 • І \ 'S?? mogłem wiedzieć, że zapomniałeś kluczy - dodał. — To teraz piątek. Pamiętam doskonale. Zniszczyłeś spodnie. — Nie ja je zniszczyłem, tylko pies sąsiada. — Drażniłeś go. Mógł cię pogryźć. — Wszyscy wiedzą, że on jest łagodny i nie gryzie - wyjaśnił Kuba. — Jak widać, nawet tego łagodnego psa wyprowadziłeś z równowagi. Ściągnął ci spodnie z pupy. Tak się wściekł! Szkoda, że na dodatek je poszarpał. — Wolałbym, żeby tylko je poszarpał, a nie ściągnął - szepnął zawstydzony Kuba. — Może będziesz miał nauczkę - roześmiał się tato. - Ale uciekałeś do domu, aż się za tobą kurzyło! — Bardzo śmieszne, tato - chłopiec zrobił obrażoną minę. — W sobotę zwaliłeś na siebie szafkę. — Sama spadła. Nie moja wina, że jest tak kiepsko przymocowana. — Nie spadłaby, gdybyś wyjął z niej papier kolorowy, zamiast wisieć na drzwiczkach. Całe szczęście, że była lekka i nikomu nic się nie stało. A w niedzielę zniszczyłeś klawiaturę od komputera. — Wolałbyś, żebym zniszczył komputer? - oburzył się Kuba. - Wściekłem się, bo przegrałem z komputerem! — Mogłeś nic nie niszczyć. — Musiałem komputerowi pokazać, kto jest górą! - zaprotestował Kuba. — Obawiam się, że to on ci pokazał. Nie będziesz w nic grał przez najbliższe dni, bo nie zamierzam kupować teraz nowej klawiatury. — To znaczy, że ty jesteś górą - zmartwił się Kuba. — Wiesz co - westchnął tatuś - powiem ci po męsku! Jesteś gamoń i fajtłapa. Musisz nad sobą popracować. Pomyśl o tym! * * * Kuba siedział nad książką, a tatuś przy czymś majsterkował. Mama weszła do mieszkania i, patrząc na tatę, wycedziła przez zaciśnięte zęby: — Mam tego dość. Samochód znów jest poobijany - w poniedziałek jedna stłuczka, a dziś kolejna. We wtorek spalony czajnik, bo włączyłeś go bez wody. W środę wysadzone korki w całym domu przez to twoje majsterkowanie. W czwartek spalone ziemniaki, ^zapatrzyłeśsię na mecz piłki nożney, o/tóc**£ uctaEjteB doYAatego prania swoją ulubioną czerwoną koszulkę, no i mamy teraz wszystko różowe. W piątek zalałeś sąsiadów, bo napuszczałeś wodę do wanny i o tym zapomniałeś. W sobotę poszedłeś grać w tenisa i zamiast podać piłkę, rzuciłeś rakietą - teraz jest połamana. W niedzielę jeździłeś na rowerze po dziurach i przebiłeś dętkę. Mama wymieniła to wszystko jednym tchem i usiadła na tapczanie. — Tato! - krzyknął Kuba. - Powiem ci tak po męsku! Jesteś gamoń i fajtłapa. Musisz nad tym popracować. Tato zawstydził się bardzo i przeprosił mamę za to, że był taki roztrzepany. Potem zwrócił się do Kuby: — Wiesz co, może razem nad sobą popracujemy? Będzie nam raźniej! — Oczywiście! - ucieszył się Kuba. - W końcu jaki ojciec, taki syn! Mama się roześmiała, pogłaskała Kubę po głowie i cmoknęła w czoło tatę. — Pracujcie pilnie, a ja was i tak kocham moje gamonie - powiedziała. XІ \ f ojtuś przyglądał się у V dłuższą chwilę tatusiowi. — Dlaczego masz siwe włosy? - zapytał. - Przecież jesteś młody. Tatuś roześmiał się. — To od zmartwień-powiedział nie przestając się śmiać. — Tato Jacka jest starszy od ciebie, a ma czarne włosy - zauważył Wojtuś. - Może byś sobie ufarbował? — Lubię swoje siwe włosy - odparł pogodnie tato. - Nie chcę farbować. — A tamte stare lubiłeś?-zapytał Wojtek. — Które stare? — No wcześniej - wyjaśnił chłopiec. - Jak jeszcze nie były siwe. — Pewnie, że lubiłem - odpowiedział tatuś. iĄ — To dlaczego nie chcesz zafarbować? - nie dawał za wygraną Wojtuś. — Bo to kobiety farbują włosy - powiedział tatuś. —- Nieprawda. Tato Izy farbuje. Ostatnio miał czerwone, a wcześniej takie jasne z ciemnymi pasemkami. — Wojtku, nie chcę farbować włosów - powiedział tato stanowczo. - A teraz wskakuj czym prędzej do łóżka. Wojtuś położył się, ale nie mógł zasnąć. Myślał o włosach taty. Skoro tato lubił swoje ciemne włosy, to pewnie by się cieszył, gdyby znów takie miał. Może tacie pomóc w odzyskaniu dawnego koloru włosów? * * * Pomysł Wojtuś już miał. Teraz trzeba go tylko zrealizować. Może wlać farbę do szamponu? Tylko ta farba była jakaś dziwna. Wojtuś wyciągnął z pudełka tubkę z farbą i pojemnik z płynem. Po co aż tyle rzeczy do farbowania włosów? Odkręcił tubkę, zawartość wcisnął do butelki z szamponem taty, potem ostrożnie od potem ostrożnie odkręcił pojemnik z płynem i wlał do środka. Teraz należało wszystko wymieszać i gotowe. Butelka od szamponu była na szczęście żółta i nieprzezroczysta. Wojtuś miał nadzieję, że tatuś nic nie zauważy. Wiele rzeczy robił automatycznie, nie patrząc co bierze do ręki. Gdy mama w miejsce cukru pomyłkowo postawiła sól, tatuś posolił herbatę bez namysłu. A więc wszystko było gotowe. Woda nalewała się do wanny, Wojtek ukradkiem obserwował tatę. Tatuś kręcił się po domu, wesoło pogwizdując. W końcu zniknął za drzwiami łazienki. Chłopiec cierpliwie czekał. Aż tu nagle! — Aaaaaaaaa! - wrzasnął w łazience tato. - Wojtku! Wojtku! - krzyczał. - Co to ma być?! Wojtek czmychnął czym prędzej pod stół i wstrzymał oddech. — Jestem cały czarny! - dobiegło go zza drzwi i tato wyleciał z łazienki, jak z procy. Miał czarną twarz, czarną szyję i czarne ręce. Włosy też miał czarne, tak jakoś do połowy. Po chwili wb\eg\ z powrotem &o\azien\d. Chwycii szczoteczkę do rąk i zaczął szorować, co się dało. — Wojtku! Wojtku! - krzyknął. - Wyłaź spod tego stołu! Wiem, że tam jesteś! Wojtuś powoli wychylił się spod stołu. Tato stał teraz, pochylając się nad nim z zagniewaną miną. — Co było w butelce z szamponem? — Farba do włosów - wydukał Wojtuś. - Tatusiu, ja prze... przepraszam. Ja chciałem, żebyś się cieszył, że znów masz czarne włosy - tłumaczył. - Mówiłeś, że je lubiłeś. — Mówiłem, że siwe też lubię - odparł tato. - No ładnie narozrabiałeś. Nie ma co! Muszę zadzwonić do ciotki Oli. Może coś wymyśli. Przecież nie pokażę się tak jutro w pracy. A za dwa dni wraca mama. I co sobie o mnie pomyśli? - powiedział i podniósł słuchawkę. Wykręcił numer. Nie minęło pół godziny, a ciotka Ola już była. — Hi, hi, hi - roześmiała się na widok taty, ale jemu do śmiechu wcale nie było. — Musisz mi pomóc coś z tym zrobić - rzekł. — Ręce, szyję i twarz wyszorujemy sokiem z cytryny - odparła fachowo. - Z włosami będzie kłopot. Może je zostaw, dopóki się same nie zmyją? - zaproponowała nieśmiało. — Nie ma mowy - powiedział tato. Ciotka Ola pobiegła do sklepu i wróciła z jakimiś pojemniczkami, których zawartość miała sprawić, że włosy taty znów będą siwe. Niestety, tak się nie stało. Włosy taty co chwilę miały inny kolor: fioletowy, pomarańczowy, nawet zielony, z całą jednak pewnością nie były siwe. Ciotka Ola załamała ręce. — Nic się nie da zrobić - rzekła. — Mam jeszcze plan awaryjny - powiedział tatuś i wyjrzał na korytarz, czy nikt nie idzie. Korytarz był pusty, więc tato wyszedł pospiesznie z mieszkania. Gdy wrócił, ciotka Ola i Wojtuś otworzyli buzie ze zdziwienia. Zaniemówili i stali w osłupieniu. Pierwsza głos odzyskała ciotka Ola. — No całkiem nieźle - powiedziała. — Lepszy tatuś siwy czy łysy? - zapytał tato, patrząc na Wojtka i gładząc głowę łysą jak kolano. — Nieważne czy jesteś siwy czy łysy - wyrzucił z siebie Wojtek. - Najważniejsze, że jesteś! - powiedział i przytulił się mocno do taty. Jacuś kręcił się, wiercił i nie mógł usiedzieć na miejscu. Pani w wielkim kapeluszu spoglądała znad okularów. ,Co ten dzieciak wyprawia?' - czytał Jacuś w jej spojrzeniu. Zresztą było mu wszystko jedno, co sobie o nim pomyśli. Cały dygotał ze strachu. — Boję się - wyznał w końcu. — Jesteś mężczyzną, a mężczyzna nie może być tchórzem - powiedział tatuś poważnie i przygładził włosy. - Zresztą pani znieczuli ci ząb. — Jak się znieczula ząb? - denerwował się Jacuś. — Bierze się strzykawkę i robi zastrzyk - tłumaczył tata. — A zastrzyk boli? - dopytywał Jacek. — Zastrzyk? - zastanawiał się tato. - Hmm... Jakby ci to powiedzieć... - przerwał i nie f skończył, bo drzwi otworzyły się i stanęła w nich pani dentystka. Ubrana była w biały fartuch, a na nosie miała okulary. Wyglądała niezwykle groźnie. Jacuś jeszcze bardziej zaczął dygotać. — Kto pierwszy? - zapytała pani dentystka. - Pan czy syn? — Jak to: ja czy syn? - nie rozumiał tatuś i znów przygładził włosy, tym razem nerwowym ruchem. — Pańska żona zapisała was obu - powiedziała dentystka. 'G"7 - O, proszę - przerzuciła kartki w zeszycie i pokazała tacie. - To pana nazwisko? - upewniła się. — Tak - odpowiedział tato i zrobił się blady jak ściana. - Moje nazwisko i imię też moje. — To może pan pierwszy - zaprosiła do gabinetu ruchem ręki. - Pokaże pan chłopcu na własnym przykładzie, że dentysta to nic strasznego. — Źle się czuję - szepnął tatuś i wstał, a nogi miał jak z waty, aż się pod nim uginały. — Tatusiu - Jacuś przyglądał się ojcu uważnie - ty chyba nie... nie... stchórzyłeś? — Ja? - tatuś otworzył szeroko swoje niebieskie oczy - Nie, skąd! Ja tylko... — Chodź już - zniecierpliwił się Jacek i wziął ojca za rękę. - Pani czeka. * * * Weszli razem, a chłopcu zrobiło się żal tatusia, który był blady jak ściana. Pani dentystka rozłożyła narzędzia. — Tatusiu, nie bój się - szepnął Jacuś. - Ja tu jestem przy tobie i nic złego ci się nie stanie. Nic nie będzie bolało - próbował uspokoić ojca. - Pani znieczuli zaraz ząb. — Jacusiu - powiedział tato błagalnym tonem - nic nie mów, synku. Nie chcę słyszeć o żadnym znieczuleniu - dodał i kurczowo trzymał syna ze rękę. Pani dentystka obniżyła fotel i skierowała światło lampy na usta taty. — Aaaaaaaa! - krzyknął tato. - Boli! — Ja jeszcze nic nie zaczęłam robić - zapewniała dentystka. - Nawet nie dotknęłam. — Tato - prosił Jacuś - nie krzycz. Wstyd mi przynosisz. Do taty nic nie docierało. Pani dentystka powiedziała: — Proszę otworzyć usta. Jeszcze szerzej. Tato znów chciał krzyknąć, ale kątem oka zobaczył Jacka. Postanowił wziąć się w garść. Otworzył szeroko usta. Pani dentystka była zadowolona. — O, tak - ucieszyła się. - Teraz jest dobrze. Oglądała zęby taty małym lustereczkiem. — Nie będzie bolało - powiedziała. - Dziura w zębie jest mała. W samą porę pan przyszedł - uśmiechnęła się. - Wszyscy się mnie boją, a ja chcę dla was jak najlepiej. — To znaczy, że jak dziurka jest mała, to nie boli? - zapytał Jacek. — Wcale nie boli - odpowiedziała pani dentystka i wprawnym ruchem oczyściła ząb taty, potem wypłukała, wstała, znów usiadła, wymieszała małym mieszadełkiem jakieś składniki i założyła plombę. — To dlaczego ludzie nie przychodzą z małymi dziurkami? - dopytywał się Jacek. — Bo się boją - wyjaśniła. - Strach przed bólem jest większy niż sam ból. A na dodatek nie są świadomi, że tego bólu może w ogóle nie być. — Czy z tatą wszystko w porządku? - spytał nagle Jacek, przyglądając się uważnie ojcu. Tato miał . \ \ t zamknięte oczy i wciskał się w fotel. Pewnie chciał się w niego zapaść tak, żeby być niewidocznym. Usta miał otwarte tak szeroko, że można było bez trudu wepchnąć w nie całą bułkę. Wciąż kurczowo trzymał synka ze rękę. — Mam nadzieję, że nie zemdlał - śmiała się dentystka. - Zaraz sprawdzimy - delikatnie dotknęła ramienia taty. - Już po wszystkim! - powiedziała wprost do jego ucha. — Już po wszystkim? - zdziwił się ojciec. - Czy ja nadal żyję? — Żyjesz - Jacuś klepnął tatę po ramieniu. - Tylko niepotrzebnie się tak bałeś. Ja się wcale nie boję! Popatrz tylko! - zawołał i odważnie wskoczył na fotel. Po kwadransie ząb był już zaplombowany, a Jacuś dumny z siebie, jak nigdy przedtem. — Wie pani - zwrócił się do dentystki - będę przychodził z małymi dziurkami. Wtedy nic, a nic nie boli! - powiedział, a potem spojrzał na bladego wciąż tatę. - Chodź wracamy do domu - pociągnął tatę za rękaw. Pani dentystka pomachała im na pożegnanie, a Jacuś, tak aby tatuś nie usłyszał, cichutko szepnął: — Muszę się tatą zaopiekować, bo biedactwo wciąż jeszcze nie może dojść do siebie. Ale niech się pani nie martwi! Zrobię wszystko, aby tatuś polubił dentystę - i łobuzersko puścił do niej oko. Jeszcze wczoraj dzień zapowiadał się wyjątkowo. Tato obiecał zabrać Tomcia na ryby. Ale dziś? Na dworze było jeszcze ciemno, a tato stał już nad jego łóżkiem i mówił: — Wstawaj. Nie ma czasu - i tarmosił Tomcia za rękę. — Jeszcze troszeczkę - chłopiec naciągnął kołdrę i odwrócił się plecami. - Tato, zgaś światło - prosił. — Nic z tego - odparł tatuś. - Wstawaj, ale to już. Właściwie Tomcio mógłby zostać w domu. To prawda, że wczoraj bardzo się cieszył ż tego wyjazdu. Ale to było wczoraj. — Wstawaj, Tomku - niecierpliwił się tato. — Już - Tomcio przetarł oczy. - Dlaczego musimy jechać, przecież jest jeszcze ciemno? - zapytał i ziewnął. — Zanim dojedziemy, będzie jasno - odpowiedział tato. Tomcio podrapał się po głowie. Nic nie rozumiał. Skoro będzie jasno, to co to za różnica kiedy pojadą? Nie spytał jednak o nic więcej. — Jedz śniadanie - poganiał tato. Tomcio popatrzył na kromkę chleba, ale wcale nie był głodny. — Szybciej, bo i tak jesteśmy spóźnieni - niecierpliwił się tato. Tomcio zjadł więc kanapki i już po chwili byli w samochodzie. *■•*•* Wcale nie było jasno, gdy dojechali. Tylko tak jakoś szarawo. — Pachnie mokrą wodą - stwierdził Tomek. — A widziałeś kiedyś suchą wodę? - roześmiał się tatuś. Tomek nie widział suchej wody, ale wydawało mu się, że ta woda tutaj była taka bardziej mokra, bo normalna woda przecież tak mocno nie pachnie. — Wskakuj - powiedział tato i odczepił łańcuch od kółka. Siedzieli w drewnianej łódce. Tatuś delikatnie wiosłem odepchnął łódkę od brzegu. Wypłynęli na jezioro. Tomcio ziewnął. — Wiesz - odezwał się głośno - Grzesiek ma nowy... — Ciii - tatuś przyłożył palec do ust. - Trzeba być cicho - pouczył Tomka. — Przecież ryby nie mają uszu - zdziwił się Tomek. ■■■ ■■'',' і ВЧ, — Ciii - szepnął znów tatuś. — Czy ryby słyszą? - nie dawał za wygraną Tomek. — Nie mają uszu, ale słyszą całym ciałem - wyjaśnił tatuś. Tomek nie rozumiał, jak można słyszeć ciałem, ale postanowił się nie odzywać. Na jeziorze nic się nie działo. Dookoła cisza i spokój. Tatuś zarzucił wędkę i siedział wpatrzony w wodę. Nic nie mówił. Tomkowi coraz bardziej się nudziło. Ryby zaczęły brać i tatuś był zadowolony. — To płotki - mówił. Tomcio udawał, że też się cieszy, ale zupełnie inaczej wyobrażał sobie to łowienie ryb. I co on teraz powie kolegom w przedszkolu? Prawdy nie powie za nic na świecie, bo co może być ciekawego w siedzeniu kilka godzin w łódce i gapieniu się w wodę? A do tego nawet odzywać się nie wolno! Tomek w tej chwili bardzo żałował, że już jest wystarczająco duży na łowienie ryb. Tatuś złapał na wędkę okonia. — Duży nie jest - szepnął. - Ale to zawsze okoń. Wrócili do brzegu i tato wreszcie zaczął mówić. Opowiadał o rybach, o wodzie, o ciszy i spokoju. — Ja to lubię - zapewnił. - Tak odpoczywam - dodał łagodnie. Tomcio pokiwał głową i nie bardzo wiedział, co ma na to wszystko odpowiedzieć. — Nie bój się - odezwał się tato. - Nie będę cię zmuszał, jeśli tego nie polubisz - obiecał. Tomek ucieszył się, bo już myślał, że zamiast grać z chłopakami w piłkę, będzie musiał co sobotę siedzieć w tej głupiej łódce. * * * — Zostań z rybami - powiedział nieoczekiwanie tato. - Ja zaraz wrócę. Ryby pływały w dużym wiadrze. Tomek przyglądał im się z zaciekawieniem. Nagle żal mu się zrobiło tych niedużych stworzonek. Tatuś tyle pięknych rzeczy o nich opowiadał, że chyba się nie pogniewa, jeśli Tomek je wypuści z powrotem do jeziorka. I nie namyślać się długo, chłopiec przechylił wiadro z wodą. — Co ja zrobiłem? - pomyślał po chwili. - Tato się wścieknie. Łowił je przez parę godzin. Tato właśnie nadchodził. — Dlaczego to zrobiłeś? - oczy miał wielkie ze zdziwienia. — Żal mi ich było - szepnął Tomcio i było mu strasznie wstyd. No to teraz tato da mu popalić. Karę ma murowaną! — Trudno - powiedział tato i teraz zdziwił się dla odmiany Tomek. — Nie jesteś zły? - zapytał. — Chciałeś dobrze dla ryb - wyjaśnił tato. - A to dużo znaczy. Chodź wracamy do domu. ■к -к -к Właściwie to Tomcio wcale nie był taki pewny, że już więcej nie pojedzie na ryby. Okazało się, że tatuś na łódce był zupełnie inny niż w domu. Spokojny, cierpliwy i nawet o wypuszczenie ryb się nie gniewał. No i chciał z Tomkiem spędzić czas. A przecież nigdy nikogo nie zabierał ze sobą na ryby! I Vi Я I «SM F^ awełek bardzo się cieszył. X* To miały być wspaniałe trzy dni w miejscu, w którym pełno było wesołych miasteczek, lodów, rurek z kremem i automatów do gier. — Mamo, kiedy pójdziemy zobaczyć to wszystko? - dopytywał się niecierpliwie. — Pójdziesz z tatusiem - odparła mama. - Ja rozpakuję nasze rzeczy. — Tato! Tato! - Pawełek nie mógł się doczekać - chodźmy już! Mamusia odłożyła na półkę różowe ręczniki i spojrzała błagalnym wzrokiem na tatę. — Tylko proszę cię, kochanie - powiedziała - nie spełniaj wszystkich zachcianek Pawełka. Niektóre atrakcje są niebezpieczne dla dzieci. Jeszcze zakręci mu się w głowie, albo zrobi sobie krzywdę. WWMM4IIVIVMM\NM4IIMW і — Nie martw się, Marysiu - rzekł tato czule do mamy. - Będę go dobrze pilnował. * * * — Tato! - zawołał Pawełek. - Chodźmy na to wirujące koło. Tatuś popatrzył i podrapał się po głowie. — No, nie wiem-odparł. - Mama chyba nie byłaby zadowolo- ^ na. Jesteś za mały na taką karuzelę. Ale ja się wcale nie boję- próbował przekonać tatę. - Wiesz co? - wpadł na pomysł tatuś. - Kupię ci loda, a sam sprawdzę, czy to jest bezpieczne - i popędził na ogromne koło, które wirowało z zawrotną prędkością we wszystkich kierunkach. — I co? - dopytywał Pawełek, gdy tato dziwnie blady zszedł z powrotem na ziemię. — Przykro mi - odpowiedział. - Mama gniewałaby się na mnie, gdybym pozwolił ci pojechać na tej karuzeli. — To może kolejka górska? - Pawełek podskoczył z radości. I — Hmm - zastanawiał się tatuś. - Ta kolejka jest dużo większa od tej w naszym mieście. Sam nie wiem. O! Zobacz, jakie ma ostre zakręty! - tatuś uważnie obserwował jazdę kolejki. - Najpierw sam sprawdzę - zdecydował. - Chodź, kupię ci loda, żebyś nie był smutny. Chociaż tyle z tego było dobrego, że Pawełek zjadał drugiego już wielkiego loda. Tato tymczasem śmigał w wagoniku kolejki górskiej. — I co? — zapytał Pawełek, gdy kolejka zatrzymała się. — Przykro mi, synku. Ta kolejka strasznie szarpie. — Ale tato, ja chcę na kolejkę - prosił Pawełek. — Mama byłaby niezadowolona, gdybym się zgodził - rzekł tato. — To może pójdziemy do pałacu strachów - zaproponował chłopiec. — Do pałacu strachów? - przeraził się tato. - A skąd mam wiedzieć, co tam jest w środku? A jak są jakieś okropności? No, nie wiem - wahał się. - Ciocia Hanka zemdlała kiedyś na ulicy, jak zobaczyła dziewczynkę przebraną za diabła - przypomniał sobie. — To idź i sprawdź - powiedział zrezygnowany Pawełek. - Tylko nie zapomnij mi kupić loda - dodał. I tato popędził po dużego loda, a potem zniknął w pałacu strachów. — Mogę? - zapytał Paweł, gdy tato zakończył swój pobyt w mrocznym zamczysku. — Przykro mi, synku - powiedział tato. - Tam naprawdę można najeść się strachu. Potem będą ci się śniły kosz mary po nocach i mama będzie miała do mnie pretensję. — To w takim razie chcę ( pójść na f te samolociki -Pawełek нъ p L wskazał ręką na karuzelę. - Tego już mi nie możesz zabronić, tato - upierał się. - Zobacz, tam nawet maluchy latają. — No, dobrze - zgodził się ojciec. - Ale idę z tobą - dodał. - Tak na wszelki wypadek, żeby mama się nie gniewała, że cię zostawiłem bez opieki. — Tato - przeraził się chłopiec. - Przecież to ob-ciach! Wszyscy będą się z nas śmiali! — Jeśli nie chcesz, to nie pójdziemy. — No, dobra - skrzywił się Pawełek. - Chodźmy. Lepiej już było przejechać się z tatą, niż z niczego nie skorzystać. Dziwne, że tatę wpuścili. Gruby wprawdzie nie jest, ale to karuzela dla małych dzieci. Pani dziwnie się tacie przyglądała, zwłaszcza, że bawił się doskonale. / -■■ • ліч#")|£ '•*?•>,: — Tato korzysta ze wszystkiego, jak leci, i dla dorosłych, i dla dzieci - burknął Pawełek. * * * Potem poszli jeszcze na strzelnicę. Pawełek strzelił dwa razy i chybił, więc dostał loda, a tato wystrzelał naboje do końca. — Żeby się nie zmarnowały - powiedział. Odwiedzili też salon z automatami do gier i tato kupił Pawełkowi loda, ponieważ najpierw sam musiał sprawdzić, czy gry nie są zbyt brutalne. — Jest w nich bardzo dużo agresji i mama byłaby niezadowolona, gdybym pozwolił ci w nie grać - powiedział, "fó ——.. gdy zagrał już w kilka. '*\\ X Ч4^ W końcu zgodził się \ Jr\ ^ na grę, w której jeź- с-'ІІ^ dziło się samocho-:&s> dem, ale w tym 4V/ czasie, gdy Pa- C^?C\ wełek jechał - ' *rJ czerwonym, tato jechał niebieskim. — Jak zagramy razem, to będzie weselej - wyjaśnił. - Będą super wyścigi! — Tato gra we wszystko, jak leci, i dla dorosłych, i dla dzieci - szepnął Paweł. Zrobiło się już bardzo późno i trzeba było wracać. — To może na zakończenie dnia wstąpimy do tej wielkiej lodziarni - zaproponował tatuś. Pawełkowi na samą myśl o lodach zrobiło się niedobrze, ale tato się uparł i zamówił sobie ogromną porcję lodów. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Pawełek nie ma na nie ochoty. ■*• * * — Jak się bawiliście? - zapytała mama, nakrywając do stołu. — Wspaniale - powiedział tatuś. - Musimy to powtórzyć. Może jutro? - zwrócił się do Pawełka. Chłopiec przestraszył się nie na żarty, słysząc te słowa. — Może ty, tatusiu, jutro odpoczniesz, a mnie popilnuje mama? - wykrztusił. Mama postawiła pokrojony chleb na stole i przyglądała się badawczo raz tacie, raz Pawełkowi. Po kolacji tato włączył telewizor i obejrzał z Pawełkiem kilka kreskówek. Potem zaczął się film dla dorosłych z czerwonym znaczkiem i tatuś kazał synkowi iść spać. Paweł zrobił obrażoną minę. — Tato ogląda wszystko, jak leci, i dla dorosłych, i dla dzieci - burknął pod nosem, ale wszystko usłyszała mama. I gdy tato oglądał film, Pawełek musiał jej opowiedzieć, jak minął dzień z tatą. Mamusia kilka razy zatykała usta ręką, żeby nie wybuchnąć śmiechem, ale Pawełkowi wcale nie było do śmiechu. * * * Nazajutrz mama obiecała, że pójdzie z Pawełkiem do wesołego miasteczka, ale chłopiec cały dzień przeleżał w łóżku. Bardzo bolał go brzuch. Nic dziwnego! Kogo by nie bolał po tylu porcjach lodów? W dzień wyjazdu Paweł był już zdrowy, cała rodzina wybrała się więc do parku zabaw. Pawełek poszedł na samochodziki i nawet do pałacu strachów. Niestety, na to szybko wirujące koło mamusia się nie zgodziła. Dała jednak zgodę na inne zabawy. Biedny tatuś siedział na ławeczce i tylko patrzył. — To twoja kara, bo przebrała się zabaw miara - roześmiała się mamusia i pogłaskała tatę po głowie. - Teraz Paweł leci, bo to jest zabawa specjalnie dla dzieci. Pawełkowi było jednak żal tatusia. Przecież zrobił to wszystko tylko z troski o syna. — Pozwól tacie przejechać się ze mną na tej dużej karuzeli - poprosił. — No, dobrze - odparła po chwili zastanowienia, a tatuś bardzo się ucieszył. — A może ty, mamo, też z nami pójdziesz? - zapytał Paweł. — Ja? - zdziwiła się mama. — Tak - roześmiał się Pawełek. - Bo najszczęśliwsze mamy miny, kiedy razem się bawimy! I cała trójka poszła na dużą karuzelę. Było bardzo wesoło! Tato Michała uważał, że jest najlepszym tatą na świecie. Dlatego, gdy mama pełna obaw przygotowywała się do wyjazdu na cały tydzień, uspokajał ją, jak tylko potrafił. — Możesz być pewna, że wszystkiego dopilnuję. — Jestem pewna, tylko... - zawahała się mama - tylko o jedną rzecz się niepokoję. — O co chodzi, kochanie? - spytał tato. Mama wzruszyła ramionami i nic już nie powiedziała. Pewnie nie chciała robić tacie przykrości albo najzwyczajniej w świecie, nie chciała mówić o tym, co myślała. * * * — Kochanie, zrób Michasio-wi śniadanie - prosiła czasami mama. Фъ?> Mn ж *.. - Uhf ," г ШІШШШ^Ш^Ш ь .... ,.^ щ___^ — Zaraz - odpowiadał tatuś. — Kochanie, kup w sklepie masło, bo nie mam czym chleba posmarować - mówiła innym razem. — Zaraz - odpowiadał tatuś. — Czy mógłbyś wyrzucić śmieci? - pytała, gdy z kosza wszystko wysypywało się na podłogę. — Zaraz - mówił z uśmiechem. — Zepsuło mi się żelazko - informowała. — Zaraz naprawię - obiecywał. I tak dzień w dzień. Mama aż się trzęsła, gdy to słyszała, a tatuś z zadowoloną miną obejmował ją czule w pasie i mówił: — Widzisz, jakiego masz dobrego męża. Nigdy niczego ci nie odmówiłem. I wtedy mama marszczyła groźnie brwi, a jej usta robiły się wąskie jak kreseczka. Tato odskakiwał jak porażony prądem i w mig wszystko było zrobione. No tak, ale teraz mamy miało nie być przez cały tydzień! * * * Michasiowi zapowiadał się tydzień pełen wrażeń, chociażby dlatego, że po raz pierwszy w życiu miał jechać sam do przedszkola, i to autobusem! Wprawdzie tylko trzy przystanki, ale to zawsze coś! Tatuś musiał bardzo wcześnie wstawać do pracy i nie było sensu budzić Michała. Pani Kalinowska obiecała, że przypilnuje, żeby Michaś ubrał się, zjadł coś i zamknął mieszkanie. — Tato - powiedział chłopiec - miałeś mi wytłumaczyć, jak dojechać do przedszkola. — Zaraz - rzekł tato i przełączył kanał w telewizorze. Michaś poszedł więc bawić się do swojego pokoju, a po godzinie znów podszedł do taty. — Tato, kiedy pójdziemy na przystanek, żebyś mi wszystko wytłumaczył? - zapytał. — Zaraz, synku. Tylko skończę myć naczynia. Michaś poszedł więc pograć w nową grę komputerową. Minęło sporo czasu, więc postanowił sprawdzić, co porabia tato. — Tatusiu, czy możemy już pójść? — Zaraz, mój smyku - odpowiedział ojciec. - Tylko się skończą wiadomości sportowe. — Tato, jestem głodny. Już czas na kolację - przypomniał Michaś. Michał odszedł ze smętną miną. Z szafki kuchennej wyciągnął płatki i zalał je mlekiem. Pusty karton wyrzucił do kosza. — No, ładnie - mruknął do siebie. - Na śniadanie nie starczy już mleka. Tato! - krzyknął. - Trzeba kupić mleko! Zaraz pojadę do nocnego sklepu i kupię - odkrzyknął tato. Michaś żałował, że nie potrafi, tak jak mama, zrobić wąskich usteczek i tak groźnie zmarszczyć brwi. Zjadł płatki i położył się na tapczanie. Prawie już spał, gdy poczuł, jak tatuś szarpie go za ramię. —Michałku - powiedział tato - wiem, że już bardzo późno, ale muszę ci wytłumaczyć, jak dojechać do przedszkola. Michaś, przecierając oczy, podszedł za tatą do okna. Właściwie nie podszedł, ale tatuś go tam zaciągnął. W ciemności majaczył słup z tablicą. ї^^^г ігіНШШШМІ^^Н ^ШШ^^^^^^^^^^^^^^Ш — То jest przystanek autobusowy - powiedział tato, pokazując palcem przez szybę. — Tato, wiem o tym. Przecież codziennie jeżdżę z tego przystanku z mamą. — To bardzo dobrze, że wiesz - ucieszył się tatuś. - Mądry chłopak - pochwalił syna. Michał ze zdziwieniem pokiwał głową. Co też ten tato wyprawia? Zrywa go z łóżka zaspanego i pokazuje przystanek pod domem. — To właściwie wszystko wiesz - powiedział zadowolony tatuś. - Na biurku położyłem bilet autobusowy. Musisz go mieć zawsze przy sobie. Wysiądziesz na trzecim przystanku. Ten tu pod domem, to jest przystanek zerowy - tłumaczył. - Zaczniesz liczyć od następnego. Potrafisz liczyć do trzech? - upewniał się. Tego już było za wiele! Co ten tato sobie myśli, przecież nawet maluchy potrafią do trzech policzyć. — Idę spać - rzekł zły Michał i szybko poszedł do swojego pokoju. •k * * Rano Michaś stał na przystanku i czekał na autobus. Był trochę głodny, bo płatki musiał zjeść bez mleka. No, ale co tam! Podjechał pierwszy autobus, potem drugi i trzeci. — Chłopczyku, a ty na jaki czekasz? - zapytała starsza pani. — Nie mam pojęcia - odparł szczerze. - Tatuś zapomniał mi powiedzieć. 49 — A dokąd chcesz dojechać? — Do przedszkola! Na ulicę Kasprowicza. Starsza Pani popatrzyła na rozkład jazdy i powiedziała: — Jedziemy tym samym. Ten autobus ma numer 130. Jedynka, trójka i zero. Michaś odetchnął z ulgą. Teraz już codziennie czekał na autobus numer 130, a tatuś dzień w dzień zostawiał na biurku jeden bilet. — Tato - zapytał w końcu Michał. - Po co mi tyle biletów? Nie zgubiłem przecież tego, który dałeś mi pierwszego dnia. Tato wpatrywał się w Michała blady i przerażony. — A nie skasowałeś tego biletu? - wykrztusił. — Nie - odpowiedział Michaś. - Nic mi nie mówiłeś o kasowaniu. Powiedziałeś tylko, że jak przyjdzie pan kontroler, to mam pokazać bilet. Tato zrobił się jeszcze bardziej blady. — Idziemy na przystanek! - krzyknął. - Wsiądziemy do autobusu i razem przejedziemy te trzy przystanki, a ja ci po drodze wszystko wytłumaczę. — Tatusiu - bronił się chłopiec - ale po co? Jutro wraca mama i nie będę więcej sam jeździł. Tato był jednak nieubłagany, ale przynajmniej Michał dowiedział się, że po wejściu do autobusu należy skasować bilet. * * * Wraz z powrotem mamy wszystko wróciło do normy. — Kochanie - zwróciła się do taty - chciałam ubić śmietanę, ale mikser nie działa. Czy mógłbyś naprawić? — Oczywiście, skarbie - odparł tato. - Zaraz to zrobię... - i pogrążył się w lekturze gazety. Mama usiadła na kanapie. Wzięła do ręki kartkę i długopis, i coś zaczęła notować. — Co robisz? - zaciekawił się Michaś. — Układam rymowanki - roześmiała się mama. - Chcesz posłuchać? - zapytała i zaczęła czytać: „Nie ma rady na taty wady, ale i tak go bardzo kochamy, bo na całym świecie jednego go mamy!". — To prawda - pomyślał Michaś. - A dzięki tacie może mama zostanie poetką? Nawet nieźle jej idzie! \ / \ f i^da zatrzymała się V у na czwartym piętrze. Tato otworzył drzwi i przepuścił Patryka przodem. Chłopiec wsiadł do windy i już po chwili zaczął kaszleć, udawać, że się dusi i zatykać nos. — Takie śmierdzące perfumy nie są powodem do dumy - wykrztusił w końcu. Młoda kobieta, starannie ubrana, uczesana i wyperfumo-wana, oblała się rumieńcem. — Patryku! -wrzasnął tato. - Jak ty się zachowujesz?! - po czym przygładził włosy i zwrócił się do kobiety. - Przepraszam panią bardzo za zachowanie mojego syna. Winda zatrzymała się na parterze i kobieta w pośpiechu opuściła kabinę. — Co ty wyprawiasz?-tato był cały czerwony ze złości. Patryk wzruszył ramionami. — Przecież sam mnie uczyłeś, że nie należy kłamać, a szczerość to bardzo dobra cecha. Tatuś chciał wszystko wytłumaczyć synkowi jeszcze raz, ale nie zdążył. Patryk podbiegł do Eli, która wyszła na spacer ze swoim pieskiem. — Cześć, Elka! Ten kundel ma pysk jak moja szufelka - zaśmiał się. — Nieprawda - oburzyła się dziewczynka. -Jest piękny, a ty tak mówisz, bo w ogóle nie masz psa! - obróciła się na pięcie i odeszła. Tato złapał się za głowę. Co też Patryk dziś wyczynia? *** Weszli do przedszkola. W holu siedział już Michał. Jego babcia wiązała chłopcu sznurowadła przy pantoflach. — Michał butów wiązać nie umie! Pewnie ma braki w rozumie - krzyknął Patryk. — Z rozumem u niego wszystko dobrze - powiedziała babcia. - Tylko paluszki ma mało sprawne. — Jak ktoś paluszków używać nie umie, to też ma braki w rozumie - zrymował swoim zwyczajem Patryk. Tato już nic nie powiedział, tylko stał zamyślony, opierając się o ścianę. — Cześć, tato - chłopiec pomachał na pożegnanie ręką i popędził po schodach do swojej sali. БЗ &?® "^ łj^ri Мм — Pani Ola zmieniła fryzurę! - piszczała Kasia. - Zobaczcie! Pani przedszkolanka poprawiła włos