16826

Szczegóły
Tytuł 16826
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16826 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16826 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16826 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Sandor Marai Dziennik (fragmenty) Przek�ad, opracowanie, przypisy i pos�owie Teresy Worowskiej Czytelnik Warszawa 2004 Tytu� orygina�u Napl� ) Heirs of Sandor Marai, Vorosvary-Weller Publishing, Toronto Projekt oklejki i karty tytu�owej Lijklema Design Karolina i Hans Lijklema Indeks nazwisk sporz�dzi�a Maria Mirecka Redaktor Maria Mirecka Redaktor techniczny Hanna Or�owska Korekta Anna Pi�tkowska � Copyright for the Polish translation by Teresa Worowska, Warszawa 2004 � Copyright for the Polish edition by Sp�dzielnia Wydawnicza �Czytelnik", Warszawa 2004 ISBN 83-07-02957-0 1943 Chwile, w kt�rych taka cisza - w nas i wok� nas - �e zdaje si�, jakbym s�ysza� sekretne tykanie mechanizmu poruszaj�cego �wiat. Przebudzenia zimowym �witem, kiedy czujesz, �e jeszcze ci�gle jeste� zdrowy, wiek ni czas nie naruszy�y ci� jeszcze. Pogodny, cho� dr��cy z zimna, ubierasz si� w lodowatym pokoju. Na ulicy mro�ny wiatr miecie �niegiem, pierwsze tramwaje pluj� w ciemno�� ��tym, chropawym �wiat�em, jak pijacy, gdy o �wicie kaszl� g�osem przypominaj�cym d�wi�k p�kni�tego dzwonu. �a�nia parowa w zimowe poranki. Jestem jednym z pierwszych go�ci. Woda czysta, zielonkawa jak szk�o. Jednooki aptekarz niczym cyklop samotnie mokn�cy u �r�d�a. Masa�ysta pracowicie mi�tosi i ugniata twoje mi�nie, to rodzaj pochwa�y za to, �e jeszcze nie zbutwia�e� zanurzony w marynatach i pomyjach �ycia. Masa�ysta nosi pseudonim Viktor, cho� naprawd� na imi� ma Karoly. Dlaczego? �To jego artystyczny przydomek" - odpowiada �aziebny. Zimowy poranek w kawiarni po wyj�ciu z �a�ni parowej. Herbata, zimne mi�so, gazety. Bezpieczne schronienie, jakiego udziela cywilizacja. I �wiadomo��, �e ten b�ogostan jest bardziej kruchy ni� szklanka z herbat�, kt�r� podnosisz do ust. Tamta chwila, kiedy z moj� pierwsz� mi�o�ci� szed�em po r�ysku pomi�dzy stogami �yta. Mam czterna�cie lat, ona trzyna�cie. Na bosych szczup�ych nogach nosi sanda�y. Trzymamy si� za r�ce jak Ja� i Ma�gosia z bajki. Nic si� poza tym nie dzieje. Wok� nas r�wnina, stogi. Niebo ko�o- ru fio�kowego, zbli�a si� deszcz. Napi�cie w powietrzu i w naszych sercach staje si� nie do wytrzymania. Idziemy tak d�ugo, plecy pokrywa mi g�sia sk�rka, a jej oczy wype�niaj� si� �zami. To koniec lata, przyroda w pe�nej krasie, lecz �miertelnie smutna. Nast�pnego dnia wyje�d�am, wracam do miasta. Nigdy wi�cej jej nie widzia�em. Letnie popo�udnie na ska�ach Cap d'Antibes. Mimozy i kaktusy z rozkosz� wystawiaj� si� do s�o�ca. W g��bi, u podn�a ska�y morze, ciemnoniebieskie, nieruchome jak szk�o. Tajemniczy spok�j i szafir Morza �r�dziemnego: jakby anio�y po ca�otygodniowym niebia�skim praniu wla�y niebiesk� farbk� do tej balii. Za plecami mam ��ty pa�acyk w stylu empire, to hotel. Na le�aku pod drzewem mimozy le�y prawie naga m�oda kobieta, ch�onie s�o�ce, cisz� i poruszenia wiatru tak samo jak drzewa, ska�y, morze. Jedno�� i harmonia we wszystkim, co �yje i istnieje. S�ony zapach morskiej wody i cierpka, surowa wo� kwiat�w. Ze szczytu ska�y nachylam si� nad tafl� i widz� swoje odbicie w g��bi, w l�ni�cym, szafirowym, kryszta�owym lustrze wody. Mam trzydzie�ci lat. Jestem szcz�liwy. Letnie popo�udnie w Bartfie. Pok�j w gospodzie, w kt�rej kiedy� zatrzyma�a si� sama kr�lowa El�bieta. W lesie po�r�d sosen ma�y sztuczny basen, kt�rego �r�dlana woda ogrzewana jest par�. W kot�owni pal� �ywicznym drzewem sosnowym, wok� basenu unosi si� w powietrzu mieszanka zapachu �ywicy, pary i dymu. Przy le�nych �cie�kach rydze, cierpkawe bor�wki. Ju� tu kiedy� by�em, w dzieci�stwie, z matk�. Ze szczyt�w g�r wida� Polsk�. Wszystko tu wonne od macierzanki. W pobli�u zamek Rakoczego i jego lipy. P�ywam na plecach w letniej wodzie, a ponad szczytami g�r, nad sosnami jasny b��kit letniego nieba, bez chmurki. Nie czuj� swojego cia�a: wszystko mnie unosi, woda, ziemia, niebo. Gdzie� w oddali, w wiosce o pi�tej po po�udniu zaczynaj� gra� Cyganie. v Deszczowe przedpo�udnie w parku w G�d�ll�. Ju� od godziny stoj� przed wej�ciem do zamku przed dwoma wyprostowanymi jak struna huzarami. Nagle pojawia si� kr�l. Ma na sobie mundur z podniesionym ko�nierzem. Po lewej st�pa m�ody oficer. Powoli, z r�kami w kieszeniach kr�l rusza rozmi�k�ymi od deszczu alejkami parku, po�r�d mokrych drzew. Widz� go drugi raz w �yciu. Ma m�od� zaczerwienion� twarz. Przez chwil� zatrzymuje na mnie wzrok, niezorientowany. M�j uk�on odwzajemnia bezradnym, przyjaznym gestem. W mie�cie ju� wrze rewolucja. W tamtej chwili mam osiemna�cie lat i wiem, �e panowanie tego m�odego kr�la nie potrwa d�ugo. Pozosta�y mu miesi�ce, mo�e nawet tylko tygodnie. Bardzo mi go �al, tego samotnego kr�la b��kaj�cego si� w deszczu pomi�dzy drzewami parku. Jest tak bezdomny, jak bywaj� tylko kr�lowie na chwil� przed swym upadkiem. K�pielisko w Trypolisie o czwartej po po�udniu. Przyjecha�em tu z Leptis Magna autem, w temperaturze czterdziestu stopni. Powietrze jak roztopione �elazo w chwili, gdy wyj�te z pieca trafia do wlewki. ��ty piasek pustyni i nic innego. Wizja granatu morza za ��tym piaskiem. Dwie godziny po betonowej drodze do Bengazi. Nigdzie ani jednej oazy. I ta pewno��, �e �ywio�y s� silniejsze od auta i je�li przyjdzie nam si� zatrzyma� o trzeciej po po�udniu w samym �rodku pustyni z odkrytymi g�owami - zginiemy na pewno. Ogarniaj�ca nas oboj�tno�� i pogodna rezygnacja na chwil� przed pora�eniem s�onecznym, jak zawsze, gdy cz�owiek spotyka si� z �ywio�em, z odwieczn� pot�g�: najwy�ej umrzemy! Jakby ta mo�liwo��, mo�liwo�� �mierci, by�a, gdy stoi si� oko w oko z �ywio�em, dobra i podnosz�ca na duchu; jakby cz�owiek powiedzia�: wracamy do domu. A potem morze. W cementowej kabinie skorpiony, zakrwawiona wata i paj�czyny. Morze, kt�re nie jest tu ani ch�odne, ani nawet letnie, lecz inne. To praojczyzna, praojczyzna wszystkich Europejczyk�w, �r�dziemnomorska swojsko��, prawody, w kt�rych si� pocz�li�my. Bior� ci� w ramiona i ko�ysz�. W tej wodzie, w wodzie Morza �r�dziemnego, jest co� szczeg�lnego: inaczej jest letnia, inne ma fale, inny kolor i zapach ni� ocean. Przez godzin� pe�nia szcz�cia ducha i cia�a. Moje cia�o nie zachowuje w wodzie �adnej odr�bno�ci. Jak embrion w wodach p�odowych, prze�ywani t� godzin� w doskona�ym ukryciu i poczuciu bezpiecze�stwa. O si�dmej wieczorem na rogu ulicy w Londynie kto� przemawia do t�umu. Pada deszcz. Londyn w deszczu mi�kki i �liski jak wodny stw�r, zak�opotany i niezdarny z powodu swoich wymiar�w. W zielonym �wietle ulicznych lamp gazowych twarze ludzi nabieraj� upiornego wyrazu. Jakby s�ucha� tu m�wcy t�um topielc�w na dnie morza. Jest to chwila, w kt�rej nadesz�a wie��, �e rozpocz�a si� wojna W�och�w z Abisyni�. Ludzie s�uchaj�, utkwiwszy szklany wzrok w m�wcy, kt�ry wymachuje parasolem. Wracam z biblioteki, ca�e popo�udnie ogl�da�em wizerunki asyryjskich ksi�niczek. Boli mnie g�owa. Przetkany per�owymi �wiat�ami deszczowy londy�ski zmierzch otula mnie niczym ogromny kompres. Ludzie stoj� nieruchomo wok� m�wcy. To milczenie i znieruchomienie niepokoj� i przera�aj� bardziej ni� wszelki ha�as, krzyki, gro�by. To Anglicy. Ich milczenie jest straszne. Po raz pierwszy dane mi jest zrozumie� co�, co do tej pory zna�em tylko z literatury, wiedzia�em o tym z drugiej r�ki: oni gniewaj� si� inaczej ni� my na kontynencie. Gniewaj� si� wytrwale, refleksy ich nerw�w potrafi� ten gniew rozci�gn�� w czasie. Zaczynaj� si� gniewa� dzi�, w czwartek, i mo�e dopiero po dziesi�ciu latach powiedz�, o co si� pogniewali. Stoj� pomi�dzy nimi oniemia�y. Jeszcze nigdy nie czu�em si� w�r�d ludzi tak beznadziejnie samotnie i obco. W Kisk�r�s grzebiemy J. Przed �mierci� podci�gn�� si� na ��ku, wygrzeba� z szuflady pistolet i strzeli� sobie w skro�. Ale �y� jeszcze przez kilka godzin: kula prze�lizgn�a si� wzd�u� �cianek czaszki i utkwi�a gdzie� w m�zgu. Umar� o �wicie i do ostatniej chwili by� przytomny. Kobieta, kt�rej �mierci by� winien i dla kt�rej umar�, nic nie wie o �mierci m�a: w godzinie jego pogrzebu umiera w Budapeszcie. M�czyzn� przygotowuj� do poch�wku w pokoiku za aptek�: skro� zalepiaj� leukoplastem wielko�ci jednopeng�wki1, jakby to by� zwyk�y /.operowany przez chirurga czyrak. Zmar�y twarz ma ju� ��t�, bez wyrazu, jak larwa. Wok� trumny wiejskie kwiaty. Ten pok�j by� pe�nym ciep�a i rozkoszy gniazdkiem wielkiego uczucia. Tu przywi�z� swoj� mi�o��, m�od� kobiet�, do tego brudnego miasteczka, w kt�rym niemal wida� skacz�ce jak pch�y w kurzu ulicznym bakcyle gru�licy. Tu ich szalona mi�o�� sta�a si� krwaw�, naprawd� krwaw� rzeczywisto�ci�, jak z groszowych powie�ci. Zami�owali si� tu na �mier� w przeci�gu roku zaledwie. Najch�tniej wszystko bym tu sfotografowa� i opisa�, sprz�ty w pokoju, o�wietlenie, twarz zmar�ego. To, co widz�, jest niewypowiedzianie naiwne i majestatyczne, gdy ju� spe�nione i ujawnione: bezsensowna, okrutna, bezwzgl�dna nami�tno��. Wok� trumny modl� si� ch�opki S�owaczki, zawodz� z p�aczliw� monotoni� jak grecki ch�r. Sz., szuler, kt�ry na dwa tygodnie przed matur� o�miu koleg�w z klasy ogra� w oko do ostatniego grosza. By�y to dzikie zmagania prowadzone ka�dego popo�udnia na stancji jednego z nas. Nasze ubrania i sprz�ty pow�drowa�y ju� do lombardu, a Sz. ci�gle wygrywa�, gonili�my ju� wi�c resztkami. Kt�rego� popo�udnia zosta� zdemaskowany: gra� fa�szywymi kartami. Pora�eni tym odkryciem odprawili�my nad nim s�d. Pochodzi� z biednej rodziny, wychowywa�a go matka-wdowa, a on utrzymywa� si� z korepetycji. Nie skr�cili�my mu karku, skazali�my go jedynie na zwyczajn� pogard� i wykluczenie ze wsp�lnoty. Po dwudziestu pi�ciu latach szuler idzie teraz naprzeciw mnie ulic�. Posiwia�, zm�nia�, wygl�da szacownie. Nie poznaje mnie, w zak�opotaniu odwzajemnia moje pytaj�ce spojrzenie. Przechodzimy obok siebie bez s�owa i czuj�, �e kara zosta�a ju� odbyta, role s�dzi�w i oskar- 1 Peng� - w�gierska jednostka pieni�na, pozostaj�ca w obiegu do wprowadzenia forinta w sierpniu 1946 r. �onego uleg�y przedawnieniu, a wina i wyrok utraci�y wszelki sens. Kar� jest bowiem co innego: Starzejemy si�. Nie tylko choroba nadchodzi niespodziewanie: tak�e ozdrowienie. Kt�rego� ranka budzisz si�, temperatura bez zmian, b�le w ciele takie same jak wczoraj. A jednak czujesz, �e co� si� sta�o..To nast�puje jak atak. Wczoraj przed za�ni�ciem rozmy�la�e� jeszcze nad problemem �mierci i niesko�czono�ci. Rankiem, trzymaj�c termometr w ustach, my�lisz ju�, �e portierowi na po�egnanie wystarczy chyba dwadzie�cia peng�. Goethe powiedzia�, �e Niemcy odnosz� si� do arcydzie� z zal�knieniem i ponur� atencj�. W krajach roma�skich na widok arcydzie�a u�miechaj� si�: ten u�miech to wyraz wdzi�czno�ci. �ycie zatraca ju� dla cz�owieka ludzkie wymiary. Wszystko staje si� nadludzkie, kolosalne i gigantyczne. Ju� tylko literatura zachowuje ludzkie proporcje, tylko kilka duch�w strze�e jeszcze miar z Greenwich. Kt�rego� dnia runie ten kolos na glinianych nogach, ten cz�owiek rozd�ty do t�umu i zrozpaczony porzuci to, co kolosalne, by powr�ci� do tego, co ma ludzk� skal�. A wtedy zn�w potrzeba b�dzie pisarzy, wiernych stra�nik�w prawdziwych miar. Ka�da linijka, kt�r� zapisuj� - czy pisz� artyku�, czy studium, fragment powie�ci czy nawet te notatki - budzi we mnie niewypowiedziane napi�cie i niepok�j. To uczucie nie przemija z latami, z do�wiadczeniem, z rutyn� zdobyt� w rzemio�le - c� to za rzemios�o! - lecz przeciwnie, wzrasta. W porze dnia, kt�r� po�wi�cam pracy, wszystko mnie denerwuje i przeszkadza, rozmowa telefoniczna wytr�ca mnie z r�wnowagi, a wiadomo��, �e kto� ma mnie odwiedzi�, �e musz� si� wywi�za� z codziennego zadania �na czas", unicestwia mnie dos�ow- 10 nie, jest jak strach przed atakiem b�lu fizycznego. Gdyby ci, kt�rzy u wa�aj�mnie za cz�owieka �zadufanego" i �pe�nego swady", wiedzieli, jak� cen� trzeba zap�aci� za owo �zadufanie" i �swad�"!... �yj� ju� tylko pomi�dzy linijkami moich prac - a jakie� one niedoskona�e, biedne, jak przygn�biaj�co n�dzne s� te linijki! - wszystko inne to tylko przygotowanie, zbieranie si� do tych kilku zda�. Czytanie, jedzenie, spanie, ca�e zachwycaj�ce misterium �ycia stanowi tylko rekwizyt i przygotowanie do pracy, i w coraz wi�kszym stopniu ju� tylko to. I jak tu nie umiera�? Dostojewski tak mnie m�czy, jakbym si� zamkn�� w jednym pokoju z szale�cem, ale takim szale�cem, kt�ry mo�e kiedy� zostanie og�oszony �wi�tym. Nie mog� si� pogodzi� z tym, �e perspektyw� cz�owieka jest ta organiczna bezkresno��, jestem Europejczykiem, ufam raczej miarom i danym kartograficznym. Op�r, jaki czuj� wobec jego stylu, topnieje w p�omieniu temperatury dzie�a niczym o��w w �arze kot�a. Dostojewski zmiata wszelki op�r: to jest co� wi�cej ni� �literatura", z tym nie spos�b dyskutowa�. Albo trzeba si� do niego przy��czy�, albo uciec. I w�a�nie nad tym zastanawia si� teraz �wiat, oceniaj�c rzeczywisto��, kt�ra z dzie� Dostojew-skiego powsta�a do �ycia; ale to ju� ostatnia rzecz, jak� cz�owiek Zachodu mo�e w tej chwili jeszcze przeciwstawi� rosyjskiemu mesjani-zmowi. Sko�czy�em czterdzie�ci trzy lata, jestem schorowany, sfatygowany; sk�d wi�c to uczucie, �e pomi�dzy m�odo�ci� a staro�ci� jest jeszcze jedna epoka, w kt�rej odczucie �ycia jest gor�tsze ni� w m�odo�ci? I co mo�e jeszcze przynie�� staro��, kiedy nadejdzie? Ile m�drej rado�ci, niemej, ukrytej intymno�ci? �ycie jest pe�ne i doskona�e, to rzecz pewna. A z czasem przyjdzie �mier�, jak�e znajoma, niestraszna - z ka�dym rokiem bardziej znajoma i swojska. 11 Ten nieszcz�nik nie daje mi spokoju swoimi telefonami i �projektami literackimi", jakby nak�ania� mnie, �ebym jako cichy wsp�lnik przyst�pi� do jego interesu - dzier�awy szaletu dworcowego. Odcedzi� z pospiesznego i niepohamowanego przegadania wszystko to, co w Braciach Karamazow jest fatum i tre�ci�, i wyczyta� z nich ewangeliczne pos�anie, to dla czytelnika m�cz�ce zadanie. W ko�cu jednak dyskutuje si� z szale�cem; ale si�a tego szale�ca poruszy�a i spustoszy�a �wiat. I jeszcze ci�gle pustoszy. Po przeczytaniu dwudziestu pi�ciu-trzydziestu stron jestem wyko�czony, zdenerowanie, jakie wywo�uje we mnie jego ton i gadatliwo�� dygresji, trwa jeszcze d�ugo po od�o�eniu ksi��ki. I nie spos�b si� od niego uwolni�! Wydaje mi si� najzupe�niej mo�liwe - co mo�e kt�rego� dnia udokumentuje policja - �e Dostojewski zabi� cz�owieka. Uroczyste posiedzenie Akademii. Siedz� obok osiemdziesi�ciosze-�cioletniego profesora A., przede mn� chudziutki pan Cs., kt�ry przek�ada epigramaty Marcjalisa, ale wstydliwie opuszcza co pikantniej -sze fragmenty. Profesor A. z zaciekawieniem i zazdro�ci� obserwuje pana Cs., po czym zwraca si� do mnie: �Dobrze si� trzyma - m�wi z kwa�nym uznaniem, wskazuj�c na pana Cs. - Osiemdziesi�t cztery lata". Jak aktorka, kt�ra komentuje rywalk�. Ale jaka� uczciwa tu atmosfera, jak bardzo twierdz� i bastionem jest po dzi� dzie� ta Akademia, jak �post�powa", wr�cz rewolucyjna w por�wnaniu z wszelk� m�odocian� reakcj�... W tych �cianach, pomi�dzy tymi osiemdziesi�ciolatkami czuj� si� jak u siebie. Choroba pozbawia pragnie�. Sztuczne podniecenie, kt�re w naszym �wiecie ka�e ludziom goni� za przygodami, jest ca�kowicie bezp�odne i zapewne wymuszone. Cia�o, natura s� w dziedzinie p�ciowo�ci znacznie skromniejsze i bardziej intymne, ni� s�dzimy poch�oni�ci erotycznymi zawodami. Sp�jrz na wielkie, silne zwierz�ta, jak�e s� skromne w mi�o�ci! Jak rzadkim, dzikim �wi�tem s� dla nich gody! Tylko cz�o- 12 wiek rzuca si� na rozmaite cia�a grubo powy�ej naturalnej potrzeby - i to nie on prze�ywa akt seksualny, lecz jego pr�no��. Na Wyspie1, w pokoju hotelowym na trzecim pi�trze. Jak�e cz�sto tu mieszka�em w r�nych okresach �ycia i w r�nych nastrojach! Teraz jestem tu jako chory, ale taki chory, kt�ry, jak powiada Montherlant, rankiem z pirack� g�b� spogl�da z ��ka na wkraczaj�c� piel�gniark�. Przed oknem d�b, kt�rego korona si�ga wysoko ponad dach trzypi�trowego budynku. �wieci s�o�ce i majowy wiatr p�dzi wody Dunaju. Po raz pierwszy od miesi�cy czuj�, �e warto i dobrze jest pracowa�. Pod oknem gra wiatru i wody. Mam wra�enie, �e od jakiego� czasu widz� poruszenia mechanizmu �wiata -jakby wiatr, woda i �wiat�o wzbiera�y tak�e we mnie. Co na mnie jeszcze czeka, kiedy si� zestarzej�? Podejrzewam, �e zestarze� si� b�dzie wspaniale. Wszystko zg�-�ci si�, zasuszy, b�dzie s�odkie i ca�kiem gorzkie. Ka�dej nocy oczekujemy nalot�w. W�asny, nagle skurczony los nosimy jakby w podr�cznej torbie, kt�r� bierzemy w lew� r�k�, dok�dkolwiek ruszamy. Przera�enie, jak b�d� sp�dza� czas, czym wype�ni� pozosta�� cz�� �ycia? I przera�enie, �e tyle ju� czasu zmarnowa�em. Pogodzi� si� z tym, �e swoj� cen� ma nie tylko �ycie, lecz tak�e �mier�. Trzeba za ni� zap�aci� b�lem, udr�k�, niepoj�tymi cierpieniami. �ycia nie daj� �darmo"? W ka�dym razie najcz�ciej daj� je do�� tanio. Ale �mier� jest zawsze koszmarnie droga, dos�ownie: koszmarnie. Nie tylko poeci miewaj� natchnienie, czasem ca�e pokolenie ulega wsp�lnemu natchnieniu. Na pocz�tku XIX wieku owo wyrastaj�ce ponad odr�bne jednostki natchnienie pokoleniowe by�o zjawiskiem w ska- 1 Wyspa Ma�gorzaty na Dunaju. 13 li �wiatowej. W literaturze w�gierskiej ten sam wsp�lny p�d unosi� Ara-nya, Pet�fiego, Vorosmartyego1, za� na pocz�tku wieku - pokolenie �Nyugatu"2. Ale na og� jest tak, jak i dzi� - poeta pozostaje samotny. Jego pokolenie nie doznaje wsp�lnego natchnienia. W pojedynk� oczekuje �aski i niebia�skiego g�osu. Trudny to los. Szcz�cie jest kwesti� dyscypliny. Tego, czego brak dostrzega� Ortega y Gasset w Hiszpanii na pocz�tku wieku - brak �nowej arystokracji ducha", �duchowego kr�gos�upa narodu", cho� istniej� pojedyncze wybitne umys�owo�ci - dzi� brakuje ca�ej Europie. Ten sam op�r we wszystkim, co pisz�, w artyku�ach prasowych taki sam jak w tych notatkach. A jednocze�nie zamiar, wola silniejsze od wszelkich moich s�abo�ci i zw�tpienia: nie porzuci� zadania, przywi�za� si� do masztu statku, do ostatniej chwili wytrwa� w tym dziwnym starciu, kt�re jest pierwszym wielkim kryzysem w moim �yciu, kryzysem niewiary, braku wiary w sens w�asnej pracy. Byle tylko nie ulec pokusie, nawet na chwil�. Raczej zdechn�� pomi�dzy dwoma z�ymi, g�uchymi zdaniami. Dyscyplina... doznanie niemal tak samo silne jak morfina, jak wszelkie euforyczne odurzenie, wi�ksze prze�ycie ni� walka i dyskusja. Utrzyma� samodyscyplin� i obserwowa�, jak ods�ania si� �ycie, jak ludzie odrzucaj� maski; milcze� i obserwowa� - co za prze�ycie! 1 Janos Arany, Sandor Petofi, Mihaly Vorosmarty - wielcy poeci w�gierskiego romantyzmu. 2 �Nyugat" - dos�ownie �Zach�d", skupiaj�ce najwybitniejszych tw�rc�w epoki pismo literackie ukazuj�ce si� w latach 1908-1941. 14 Ksi��� Machiavellego w nowym w�gierskim przek�adzie. Czytam go po po�udniu w kawiarni, z ow� wewn�trzn� akceptacj�, z jak� czytelnik od wiek�w potakuje autorowi, kt�ry nieoczekiwanie do�y� ca�kowitego wype�nienia si� rad i przepowiedni jego dzie�a. Teraz ju� rozumiem, dlaczego ta ksi��ka by�a - jak niesie wie�� -jedn� z ulubionych lektur, livre de chevet1 pewnego mojego znajomego w ostatnich latach. Metoda, jak� niegdysiejszy kronikarz domowy Cesare Borgii zaleca� swojemu ksi�ciu, jest zaskakuj�co prosta. Najlepiej u�mierci� - powtarza uparcie, niczym tez� g��wn�, kt�ra mo�e by� w ko�cu urzeczywistniona na rozmaite sposoby, ale kt�rej jednoznaczna i zwi�z�a formu�a nie podlega, wed�ug autora, dyskusji. U�mierci� nale�y rodziny przeciwnik�w, mieszka�c�w prowincji i miast. U�mierci�, bo ten, kto si� boi, jest tak samo niebezpieczny jak ten, kto nienawidzi. U�mierci�, bo tak jest najpro�ciej i najpewniej. Rada nie jest nowa. Przeto ksi��ka jeszcze ci�gle �yje i znajduje rezonans; z g��bin XV wieku odzywa si� g�os, kt�rego przekonywaj�ca si�a nie os�ab�a do dzi�. Teraz, po czterystu latach, okazuje si� nie mniej modna ni� najnowsze bestsellery. Wojna pojawiaj�ca si� w moich snach: jestem poddawany operacji, kt�r� nale�y ju� bezwzgl�dnie zako�czy�. Przyjaciele ostrzegaj� mnie, �e �to niekorzystnie dla pisarza, gdy jego nazwisko przestaje si� pojawia�..." - ale� m�wimy o dw�ch zupe�nie r�nych rzeczach! Uwa�am, �e nic tak nie szkodzi pisarzowi, ni� gdy jego nazwisko �pojawia si�" nazbyt cz�sto. Postanowi�em porzuci� dziennikarstwo - a dlaczego? Bo pisarz w pewnym wieku, w pewnym stadium swego rozwoju nie mo�e ju� bezkarnie pisa� do gazet. Taka jest prawda, a wszystko inne stanowi tylko pretekst. To be�kotliwe, bezbarwne komentowanie wydarze� i zjawisk, 1 livre de chevet - lektura do poduszki 15 ten upadek druku publicznego dzi�, gdy nie ma wolnej prasy, stanowi dla pisarza g��bokie upokorzenie i �r�d�o zaka�enia. Co innego pisa� w czasie pokoju, gdy istnieje wolno�� prasy, pisa� bez ogranicze�, z w�asnej ch�ci, o podr�ach, o rozmaitych wydarzeniach... Mo�e kiedy�. Ale teraz musz� zamilkn��, schroni� si� w tym dzienniku, w powie�ciach, w pismach, kt�re dyktuje mi los, sumienie, godno�� s�owa pisanego. Nie mog� inaczej. Ta ofiara wywr�ci mo�e do g�ry nogami ca�y m�j �uporz�dkowany tryb �ycia" - ale bez z�o�enia ofiary nie wype�ni si� zadania. Urodzi�em si�, by by� pisarzem, i to wszystko: kt�rego� dnia, jak wida�, trzeba przyj�� t� rol� bez reszty. Powie�� Bernanosa Pami�tnik wiejskiego proboszcza. Hausty czystego powietrza na ka�dej stronicy. Od Mostu San Luis Rey Wildera nie czu�em w ksi��ce wsp�czesnej takiej harmonii, wsp�lnego oddechu pisarza i tematu. (Kolacja z panem X. i jego �on�. Wr�cili w�a�nie z W�och, gdzie z niecierpliwym skowytem w ka�dej chwili oczekuje si� inwazji. �Jak kobieta - m�wi pani X. - Italia wspomina Mussoliniego jak kobieta m�czyzn�; od czas�w staro�ytno�ci nikt nie obejmowa� jej gor�cej. Italia w tym obj�ciu zarazi�a si� od niego chorob� i ukrad� jej klejnoty; ale by� wspania�ym kochankiem!"). P�ki cz�owiek pragnie by� szcz�liwy, przypomina alchemika, kt�ry wierzy, �e w trakcie wytapiania z�ota nie wolno mu my�le� o bia�ym s�oniu. I eksperyment nigdy mu si� nie udaje. Ale kt�rego� dnia, kiedy my�la� ju� o wszystkim, tak�e o bia�ym s�oniu, u�wiadamia sobie, �e czasami by� naprawd� szcz�liwy. Cz�owiek jest szcz�liwy, kiedy - zawsze nie�wiadomie - odczuwa wi� z si�ami Natury. Czasem w ��ku, czasem przy warsztacie pracy... natura nie jest wybredna, gdy szuka scenerii dla swoich dzie�. Pod koniec czwartego roku wojny, gdy w ci�gu dwudziestu czterech godzin mo�e zosta� zniszczone miasto, w kt�rym mieszkam, i 16 /gin�� wiele r�nych rzeczy, do kt�rych jestem przywi�zany, a w ko�cu mog� zgin�� tak�e ja sam, czuj� taki spok�j, jak rzadko dot�d w �yciu. Jestem spokojny i niemal zadowolony; pracuj� i robi� tylko to, na co mam ch��; niczego nie chc� od �wiata, niczego mu nie zazdroszcz�... Ciesz� si� z pi�knej pogody, z talerzyka malin, z sensownego zdania w ksi��ce. Pascal mia� racj�, cz�owiek jest potworem. Nie, Pascal nie mia� racji, cz�owiek jest cudem. Wiecz�r na G�rze Szechenyiego1: po raz pierwszy od sze�ciu miesi�cy pozwalam sobie na kr�tki spacer, od stacyjki kolejki z�batej do wie�y widokowej, i odkrywam na nowo cudowno�� swobody chodzenia. Wiecz�r jest letni i wietrzny, wracam taks�wk�, podziwiam oboj�tne pi�kno �wiata, odczuwam wdzi�czno�� i spok�j. �wiat dzieje si� tak�e we mnie, nie tylko w czasie i przestrzeni. Ja te� jestem przestrzeni�. M�j pies jest chory, stary, ma astm� i powi�kszenie serca; smutny, szuka pocieszenia, nie je, znosi sw�j los i czeka na �mier�... W ci�gu minionych jedenastu lat niewiele stworze� sta�o mi si� tak bliskich jak ten bia�y pies. Je�li musz� odda� go �wiatu, z kt�rego na chwil� wychyli� si� ku mnie, nie stanie si� nic szczeg�lnego; ja, cz�owiek, prze�ywam �wiadomo�� straty; ale znosi� ze zrozumieniem i spokojem t� �wiadomo��, to nieko�cz�ce si� tracenie, beznadziejne odchodzenie wszystkiego, co jest dla nas wa�ne, wydaje mi si� zadaniem ponad ludzkie si�y. Platona dzie�a wszystkie po w�giersku; wzruszaj�ce i wielkie osi�gni�cie. Niewiele narod�w - nawet te wielkie - mo�e si� pochwali� takim dokonaniem w latach wojny. 1 Szechenyi-hegy 1 2 - Dziennik 17 W nocy czytam wyg�oszon� przed s�dziami mow� obro�cz� Sokratesa. T�umaczenie g�adkie, nie zauwa�a si� go. Jak�e jasne, czyste tchnienie w tych prostych zdaniach. I jaka odwieczna beznadziejno��! �yj� w�r�d cud�w. Jak�e jestem czasem �lepy, �e tego nie widz� i nie czuj�! W ka�dej chwili spotyka mnie cud, cud wsp�zale�no�ci, cud powtarzalno�ci, cud zrz�dzenia... przedmioty, ludzie i sytuacje w cudowny spos�b przynale�� do mnie, ale i ja sam wed�ug jakiego� doskona�ego porz�dku i systemu przynale�� do wszystkiego. Cuda, wszystko jest cudem. Ale po�r�d tego ci�gu cud�w bywaj� chwile, w kt�rych -jak s�dz� - B�g opuszcza mnie, pozostawia mi prawo decyzji. To chwila mojej odpowiedzialno�ci. Ta odpowiedzialno�� nadaje ludzkiemu �yciu tragiczny sens. Od dw�ch dni nie potrafi� skupi� si� na czytaniu. Nie dzia�a jaka� �rubka, napi�cie atmosferyczne zwiastuje �wiatu katastrof�, a przez to tajemniczy mechanizm gdzie� w m�zgu nie jest w stanie odbiera� ani s��w Platona, ani wiadomo�ci z gazety. W ci�gu tych dw�ch dni czytam o historii i sam prze�ywam histori�: Anglicy wyl�dowali na Sycylii. Los kontynentu, na kt�rym �yj�, decyduje si� w tych dniach na d�ugi czas. Czytam, pracuj�, �yj� wed�ug planu dnia najlepiej jak potrafi�, niczym szaleniec, kt�ry wierzy w swoj� mani� nawet wtedy, gdy trz�sienie ziemi burzy wok� niego �wiat. Lecz jestem przekonany, �e racj� ma ten szaleniec we mnie i w ka�dym cz�owieku, kt�ry w tych dniach przyk�adnie wykonuje swoje obowi�zki, sumiennie wype�nia powierzone mu zadania. Los Sycylii, los Europy, atak Anglik�w, wszystko to przeminie. My�l i praca pozostan�. Wy��czam radio, kt�re podaje, �e oddzia�y angielskie zaj�y Syrakuzy, i powracam do biurka, do Platona i do pracy. Wszystko to ani nie stanowi ucieczki, ani nie jest poz�. By�oby sztuczne, gdybym si� teraz cieszy�, �e Sycylia czy Vamosgyork zosta�y zaj�te przez tych czy tamtych. To jest rzecz �wiata. A moj� rzecz� jest ��czy� ze sob� poj�cia za pomoc� podmiotu 18 i orzeczenia - i czyni� to nawet wtedy, albo wr�cz szczeg�lnie wtedy, kiedy wali si� �wiat. Gdy pisarz milczy z w�asnej woli - a wi�c nie z lenistwa czy bezradno�ci, lecz z pe�n� �wiadomo�ci�, z zamiarem wychowawczym -w�wczas jego milczenie bardziej niepokoi ni� wszystko, co dotychczas powiedzia�. Prze�y�em dot�d czterdzie�ci trzy lata. A je�li przyjdzie mi �y� jeszcze drugie tyle? I do�yj� osiemdziesi�ciu sze�ciu lat? Czy wi�cej b�d� wiedzia�? B�d� szcz�liwszy? Wi�cej b�dzie pewno�ci w moich przypuszczeniach na temat Boga, ludzi, natury i �wiata nadprzyrodzonego? Nie s�dz�. Zdobycie do�wiadcze� wymaga czasu, ale czas nie pog��bia do�wiadczenia poza pewien stopie� poznania. B�d� po prostu stary, ni mniej, ni wi�cej. Kaniku�a. Bombardowanie Rzymu. Anglicy, W�osi i Niemcy walcz� na Sycylii w temperaturze 75 stopni. Na froncie rosyjskim og�lna ofensywa, trwa �najwi�ksza bitwa pancerna w historii �wiata". Gor�cy wiatr, nawet wieczorem. Wszystko w punkcie wrzenia, i w naturze, i w ludzkim �wiecie. Wiadomo�� o bombardowaniu Rzymu wstrz�sn�a mn� bardziej ni� wszystko, o czym podczas tej wojny s�ysza�em i czego do�wiadczy�em, dotkn�a mnie silniej i bole�niej ni� dotychczasowe dwa bombardowania Budapesztu, kt�re tu prze�y�em. W tych dniach zrozumia�em, �e Rzym jest jedn� z najwa�niejszych prywatnych spraw ludzko�ci. Co noc oczekujemy bombardowania; wojna z ka�dym dniem zbli�a si� do naszych stron; w mieszkaniach zdejmuj� wewn�trzne okna i chowaj� po piwnicach, bo nie ma szk�a na szyby, ci�gle wypadaj�ce z powodu podmuch�w. Czytam Platona i Goethego - Pa�stwo i Powinowactwa z wyboru. 19 W Goethem zachwyca mnie teraz ten cudowny spok�j, z jakim podchodzi do przedmiotu swoich rozwa�a�; w�a�ciwie nie u�ywa �chwyt�w gatunkowych", m�wi tylko o tym, co najwa�niejsze, cicho, spokojnie, bezpo�rednio, z bosk� pogod� ducha i konsekwencj�, a zawsze dotykaj�c g��bi, lecz pozostaj�c jednocze�nie na powierzchni, ludzki i swobodny... Materia�, z kt�rym si� zmaga, topnieje mu w r�kach, daje si� ugniata� i formowa�, kszta�towa� pod palcami. Rzadko kiedy artysta bywa� w trakcie tych zmaga� tak suwerenny jak on, mo�e jeszcze tylko Leonardo da Vinci. Po raz trzeci przerabiam niewielki liryczny szkic pt. Chiny, i jest coraz gorszy. Ju� nigdy nie b�dzie tym, czym by� w moim zamiarze. Do czego� takiego potrzeba �aski. Anglicy zaj�li Palermo. By�o to jedno z naszych ulubionych miejsc. Widz� oczami duszy, jak ukontentowany Montgomery wybiera sobie pok�j w hotelu �Pellegrino". Latem przyje�d�ali tu jego dziadkowie i rodzice. W tym roku i on przyjecha� na Sycyli�, wprawdzie czo�giem, ale przyjecha�. To wspania�e miasto: ju� nie Europa, jeszcze nie ca�kiem Afryka, uosobienie �r�dziemnomorskiego dostatku i rozmaito�ci, pi�kno dzikie, ale oswojone. Ostatni raz widzia�em je w zapadaj�cym zmroku z pok�adu odp�ywaj�cego statku. C'est une belle ville, tout de meme!1.., - powiedzia� oparty o por�cz francuski kapitan statku z takim samym uznaniem, z jakim handlarz win z Bordeaux rozprawia�by o nektarze z greckich mit�w. Nieprawdopodobne miasto, stolica legend. Teraz dzieli los Warszawy. Szkic Chiny przerobi�em po raz czwarty. Teraz ju� jest dobry. C'est une belle ville... - To jednak pi�kne miasto! 20 Upad� Mussolini i w�oski system faszystowski. T� wiadomo�� przekazuje mi po niemiecku nieznany g�os o wp� do dwunastej w nocy; przez pomy�k� po��czono go z moim mieszkaniem. �wiat naprawd� jest ma�y: Mussolini ust�pi� o jedenastej, a o wp� do dwunastej dowiedzia�em si� o tym we w�asnym mieszkaniu od jakiego� obcego cz�owieka. Zachowa�em fotografi� Mussoliniego wykonan� podczas Marcia su Roma1: w pasiastych spodniach, czarnej koszuli, bia�ych kamaszach na nogach prowadzi t�um na Kwiryna�. Wygl�da jak wystrojony na niedziel� czeladnik, kt�ry, wybieraj�c si� na �wi�to strzeleckie, wk�ada bia�e kamasze do pasiastych spodni. P�niej by� ju� i kim� innym, i kim� wi�cej. Lecz przede wszystkim sta� si� praojcem owej sztucznej hodowli ludzkiej, kt�ra z narodu czyni maszyn� do rozrodu, a potem dla swojego potomstwa szuka miejsca na �wiecie. Przystrzyg� umys�y, przyzwyczai� ludzi do os�anianej narodowym sztandarem ograniczono�ci. Nie by� okrutny, to prawda. By� porywczy i niecierpliwy, to tak�e prawda. Budowa� drogi i szpitale... ale kto nie buduje dr�g i szpitali, gdy rz�dzi pa�stwem? �wiat dr�y teraz w posadach. Kr�l, ten smutny karze�ek, wyci�gn�� zardzewia�� szabelk�... ale to ju� nie pomo�e ani dynastii sabaudzkiej, ani W�ochom. I teren dzia�a� wojennych powoli zbli�a si� do nas. Dziennik J�zsefa Telekiego po francusku. Odwiedzi� Ludwika XV w Wersalu. �Kr�l jest miernej postury i niezbyt m�dry" - pisze o synu Kr�la-S�o�ce. X. wr�ci� z W�och. W dniu, w kt�rym przep�dzono Mussoliniego, X. przyjecha� z �on� do Wenecji. Zatrzymali si� w �Danielli", nie wiedzieli o niczym. Rano wchodzi pokojowy i rozpromieniony powiada: - Festal... - idka.festa.1 - pytaj�. - Mussolini precz!... - powiada na to z szerokim u�miechem i r�k� pokazuje, �e dyktator sko�czony. Tak dobieg�a ko�ca trwaj�ca dwadzie�cia jeden lat dyktatura. 1 Marcia su Roma - Marsz na Rzym 21 W oknach dom�w weneckich powywieszano sze��setletnie, osiem-setletnie brokaty i wschodnie dywany. Wszyscy �piewali. Na Lido t�um: niemieccy �o�nierze, kt�rzy z ponurymi minami pilnowali porz�dku, i k�pi�cy si� W�osi. Bo�e, daj mi si��, bym wiernie wytrwa� przy tej g��bszej od rozs�dku jasno�ci, kt�ra przeb�yskuje mi w duszy i wskazuje, co mam czyni�, pisa�, my�le�! Ju� tylko o to prosz�... tylko o to? Ale� to najwi�cej. Niemcy stracili wszystko: zwyci�stwo, mo�liwo�� kompromisu, wszystko. Pozosta�o im tylko wybiera� pomi�dzy zemst� angielsk� a rosyjsk�. Ale wydaje si�, �e spotkaj� ich obie. Ewakuacja ludno�ci z Hamburga i Berlina. Urzeczywistnia si� powie�� Wellsa: w�drowne hordy na europejskich szosach, ruiny opuszczonych metropolii, terror samolot�w w powietrzu... W tych dniach o�ywa Europa nomad�w. Ale oto przychodzi mi do g�owy teraz, pod koniec czwartego roku wojny, w samym �rodku bombardowa� Rzymu i Berlina, �e �miertelnie si� nudz�. Od dw�ch dni w Kassie1 z �on� i psem, z baga�ami. Przywie�li�my troch� rzeczy - ubrania, bielizn�, po�ciel i zastaw� sto�ow�- by uratowa� je od bombardowania, i przechowamy je tu, by nie pozosta� zupe�nie bez niczego, je�li pod nasz� nieobecno�� bomby fosforowe, kt�re w dzisiejszych wiadomo�ciach porannych radio angielskie obieca�o Budapesztowi, spal� mi mieszkanie. Ale ta podr� jest najzupe�niej bezcelowa. Nie ma sensu ucieka� przed bombami; to raczej niewygoda, jak� oznacza brak odzie�y - a zupe�nie nie spos�b kupi� dzi� czegokolwiek - sk�oni�a nas do tego, 1 Dzi� Koszyce. 22 by stara� si� uratowa� przynajmniej troch� najpotrzebniejszych rzeczy. Ale ani mieszkania, ani swego trybu �ycia, ani �ycia samego, je�li los tak zrz�dzi, uratowa� i tak nie zdo�am. Przez kilka tygodni chc� podr�owa�, tu lub gdzie indziej, a potem wr�c� do Budapesztu, by razem z innymi czeka� na bomby i nieuchronny los. Kassa nie porusza mnie ju�, nie niepokoi, nie s�ysz� g�osu czarodziejskiego dzwonu zatopionego w g��binach dzieci�stwa. Nie odczuwam �adnego podniecenia, gdy chodz� po tych ulicach; dzieci�stwo min�o, nie tylko w rzeczywisto�ci, tak�e i we mnie. �wiat�o przy ko�cu lata. Pierwszy jesienny promie� o czwartej po po�udniu cudownie �agodnie prze�wietla kasztany w starym kassa�skim ogrodzie publicznym. �wiat nagle wydaje si� bogaty i okryty b�ogos�awie�stwem. Lecz je�li nawet prze�yj�, ju� i tak nie zobacz� Europy, jak� zna�em. I je�li po�yj� jeszcze dwadzie�cia lat, odwiedz� mo�e Lubek� czy Hamburg pe�ne osiedli blokowisk. I Neapol, przy kt�rym pozostanie mo�e jeszcze Wezuwiusz... A moje mieszkanie w Budapeszcie, na rogu ulicy Vermezo, te cztery pokoje, ca�y m�j dobytek na tej ziemi, moje ksi��ki? Gdy si� to sko�czy, b�dziemy m�drzy jak Hiob na �mietnisku z kawa�kiem skorupy w r�ce. Mam dreszcze, ale nie wolno mi chorowa�, teraz nie. Musz� zebra� wszystkie si�y, �eby zapanowa� nad sytuacj� i odeprze� pokusy niewiary, wygodnictwa, tch�rzostwa. Nie b�d� mia� mieszkania? No i co z tego? Wszystko, co ludzkie, ma sw�j koniec, czemu� nie mia�bym utraci� rzeczy mi przynale�nych? Bomba fosforowa podpali dzi� czy jutro pi�� tysi�cy tom�w mego ksi�gozbioru? S� jeszcze ksi��ki w bibliotekach �wiata. A moje meble, ubrania, pami�tki z podr�y, z r�nych etap�w �ycia... tak, wszystko to w ka�dej chwili mo�e by� zniszczone. (Radio angielskie codziennie obiecuje i zapowiada bombardowanie Budapesztu, a Anglicy dotrzymuj� s�owa). B�d� bezdomny, bez ojczyzny, zginie wszystko, co zebra�em i co ma dla mnie warto��; ale 23 moja dusza, dop�ki �yj�, nale�y tylko do mnie. My�l� o tym dniem i noc�. Musz� pracowa� do ostatniej chwili, obserwowa� �ycie, ludzi, p�ki �yj�, zrozumie� ewenement �wiata i cz�owieka, to, co z�o�one i niepoj�te... a reszta to tylko ma�o wa�ny dodatek. Nie wolno mi teraz by� chorym. Ten nar�d nie jest �bohaterski", chwa�a Bogu, cokolwiek deklamuj� o nim marni poeci i ob�udni wychowawcy. Babits1 ma racj�: ten nar�d jest tylko s�odko rozleniwiony. Wie, �e prze�y� jest wa�niejszym przykazaniem, ni� szar�owa�. Jest pewien kr�g piekielny, kt�rego Dante zapomnia� opisa�: kiedy cz�owiek nie mo�e by� ani chwili sam. G��boko to odczuwam na hotelowym wygnaniu, w pokoju, do kt�rego puka ka�de chrz�kni�cie s�siad�w. Na �wiecie czterdzie�ci, a w s�o�cu nawet pi��dziesi�t cztery stopnie gor�czki. Od wielu dni ca�y kraj zmieni� si� w komor� ciepln�. Wszystko wrze i p�onie. (W nocy zrzucono na Berlin dwa miliony kilogram�w bomb, Chark�w pad�...). O, szcz�liwi oboj�tni! Figura rodem z wodewilu: prowincjonalny lekarz, kt�ry nie potrafi rozmawia� ze swymi chorymi o niczym innym, jak tylko o w�asnych chorobach. Trzeci tydzie� mam stan podgor�czkowy 37,4 stopnia. I �adnych objaw�w. Cz�owiek unosi si� w tej gor�czce, jakby p�yn�� ponad ziemi�. Tak kr��� i �yj� bohaterowie powie�ci Juliena Greena. Kiedy kat uni�s� odci�t� g�ow� Marii Stuart, by pokaza� j� lordom, spod eleganckiej rudej peruki potoczy� si� kr�tko ostrzy�ony, pokryty 1 Mihaly Babits (1883-1941)-wybitny poeta pocz�tku XX w. i przez pewien okres naczelny redaktor czasopisma �Nyugat". 24 rzadkim, siwawym w�osem czerep... Jak�e cz�sto podobna sytuacja zdarza si� w literaturze, gdy krytyk albo czas ukazuj� nam wspania��, ozdobn� czaszk� zmar�ej wielko�ci! My�l�, �e Adler ma racj�, kiedy wyja�nienia wi�kszo�ci �tragedii mi�osnych" doszukuje si� w asocjalnych postawach partner�w. Cz�owiek rozpieszczony, nie umiej�cy r�wnowa�y� swoich kompleks�w ni�szo�ci i niedoskona�o�ci, we wsp�lnocie mi�osnej przyjmuje tak�e postaw� ura�on�, roszczeniow� i wyczekuj�c�, nie mog�c si� pogodzi� z tym, �e wszelka wsp�lnota ludzka - tak�e ta prastara, najprostsza mi�osna wsp�lnota pary ludzkiej - wymaga od partner�w socjalnej wsp�pracy. Talleyrand Duffa Coopera. Znakomita ksi��ka, najlepsza �zbeletryzowana biografia", jak� kiedykolwiek mia�em w r�ce. Ten angielski dyplomata opowiada jak rasowy pisarz osiemnastowieczny. M�dre i trafne, co pisze o potrzebie rozkoszy Talleyranda, o tej niezaspokojonej, nieugaszonej ��dzy rozkoszy, kt�ra znajduje roz�adowanie dopiero w pracy. Ka�dy naprawd� sensualny typ dochodzi w ko�cu do pracy, bo w niej znale�� mo�e najwy�szy stopie� spe�nienia. Rozpustnik nasyca si� odpadkami; mistrz rozkoszy - szczytem wszystkiego, prac�. Lady Chatterley w prowincjonalnym kurorcie. Hrabina X. przyjecha�a z m�em. Nosi wielkie historyczne nazwisko, m�oda i bardzo pi�kna kobieta. Przypadkiem wiem, �e przed kilkoma miesi�cami zdradzi�a swego m�odego i bardzo bogatego m�a z le�niczym z w�asnych posiad�o�ci, niedomytym fajt�ap�, chcia�a porzuci� dom, tr�jk� dzieci, wielkie nazwisko i maj�tek, by zamieszka� razem z tym prostym samcem, kt�ry zrozpaczony, bezradny i og�upia�y naturalnie trz�s� si� ze strachu w tej burzy uczu�. Hrabina �wszystko wyzna�a" m�owi, le�niczy zosta� wyrzucony. Hrabia przebaczy� �onie. A teraz przyjechali tu na odpoczynek. 25 Po kolacji zawieramy znajomo��. Rozmawiamy o literaturze i o polityce. Nie ma nic bardziej groteskowego od sytuacji, w kt�rych ten trzeci wie o wszystkim, co pozosta�a dw�jka uwa�a za najg��bsz� tajemnic� swego �ycia. Nie �a�uj� ani hrabiego, ani hrabiny. �al mi le�niczego. Ksi��ka Duffa Coopera doskona�a; pod wzgl�dem znajomo�ci przedmiotu, wizji i umiej�tno�ci przedstawienia, a tak�e dzi�ki ch�odnemu, m�dremu, zwi�z�emu tokowi narracji znacznie przewy�sza dzie�a modnych profesjonalnych biograf�w. Czego nauczy� si� Talleyrand przez osiemdziesi�t trzy lata, pod Burbonami, jakobinami, Robespierre 'em, w okresie Restauracji, Ludwika XVIII, Karola X i Ludwika Filipa? W okresie terroru, podczas ameryka�skiej emigracji, w dziesi�cioleciach napoleo�skich? Nauczy� si� nast�puj�cych rzeczy: By� wielkim panem, wi�c nigdy si� nie obra�a�. Gdy go obra�ono, ze spokojem trwa� na posterunku i czeka�, a� czas albo wydarzenia dowiod� jego racji. Nigdy si� nie skar�y�. W kwestii pieni�dzy nie mia� zahamowa�. Na Kongresie Wiede�skim zaprzyja�ni� si� z carem Aleksandrem, a rok p�niej chcia� go naci�gn�� na pewn� sum�. Car odm�wi� po�yczki. Talleyrand nie obrazi� si�. Ch�tnie przyjmowa� pieni�dze od obcych rz�d�w, ale Francji nigdy nie zdradzi�. Uznawa� kilka zasad i zasadom tym - on, kt�ry nie podporz�dkowywa� si� nigdy nikomu - pozosta� wierny: by�a to zasada monarchii konstytucyjnej, wolno�ci prasy, zasada wolno�ci i porz�dku. Nigdy od nich nie odst�pi�. Prze�y� wszystkich. W dniach przewrot�w pa�stwowych siedzia� w domu i gra� w wista. Mia� dobre wyczucie momentu historycznego: do zwyci�zcy nie przy��cza� si� ani o moment wcze�niej, ni� to by�o konieczne. Tak dobrze zna� ludzi, �e ju� nimi nie gardzi�. Zupe�nie nie przejmowa� si� opini� publiczn�: mogli o nim pisa� i 26 rozpowiada�, co chcieli. Ale zawsze wyczuwa� panuj�c� w�a�nie ide� i nie przeciwstawia� si� jej. Natomiast na staro�� do przesady bra� sobie do serca opini� potomnych, wezwa� do siebie Balzaka i czarowa� go, chcia� mie� �dobr� pras�" po �mierci. Kobiety i polityk� uwa�a� za interes tej samej natury. Robespierre Sieburga. Ciekawy wyb�r tematu: pisa� o kim�, kogo wyrzek� si� w�asny nar�d i ludzko��. Pisa� o kim�, o kim nie mo�emy powiedzie� nic dobrego. We wst�pie autor broni samego siebie, a nie swego bohatera. Ale ani tematu, ani bohatera nie wybiera si� przypadkiem. Kto pisze o Robespierze, chcia�by w g��bi serca m�c przyzna� mu racj�. Pe�nia jesieni w Egerze, owoce, moszcz, s�onecznie. Dzie� po dniu co� si� dzieje: uwolnienie Mussoliniego, pada Bria�sk, pod Salerno desant l�dowy i ci�ka bitwa. Wszystko to wydaje mi si� ca�kowicie nierzeczywiste. Nie �wiat jest �daleko", to ja jestem �daleko", jak kto�, kto z o�owianym obci��nikiem szcz�liwie zanurzy� si� w g��binach morza wzburzonego przez tornado. A wi�c terror. Sieburg daje sumienny i precyzyjny obraz tego procesu: w jaki spos�b Idea kilku ambitnych filozof�w-pi�knoduch�w staje si� rzeczywisto�ci�, by zmieni� si� w jatki i szafot. Proces jest logiczny: ka�da Idea - a wi�c tak�e Wolno�� czy Lud - staj�c si� praktyk� polityczn�, prowadzi na szafot swoich wyznawc�w. Niewykluczone, �e za pi�� lat b�d� wyka�cza� ludzi w imi� planu Beveridge'a. �Podejrzanym" staje si� ka�dy niepokorny, a wi�c jednostka, kt�ra odwa�a si� my�le�. Cokolwiek dzieje si� na �wiecie, jest on �wiatem t�um�w, w ich oczach jestem i b�d� �podejrzany" i zas�uguj� na szafot. A dlaczego? A chocia�by dlatego, �e wi��� krawat tak a nie inaczej i poniewa� o�mielam si� my�le�. 27 Dzie� w Egerze w piwnicach burmistrza, gdzie przy �wiecach kr��ymy pomi�dzy beczkami pe�nymi starego wina bikaver. W winnicy wiele drzew owocowych, ca�y sad; jab�onie, na ka�dej trzy-cztery kwintale Jonatana. O zmroku starszy pan gra na skrzypcach, siedzimy na ganku przy �wiecach, przy zimnym kurcz�ciu, chlebie i czerwonym winie i s�uchamy muzyki. Wzg�rze sk�pane jest w zapachu winogron i owoc�w. Rosjanie dzi� rano zaj�li Smole�sk. Praca pisarska... Ile nieporozumie� naros�o wok� tego poj�cia! Z ciekawskich spojrze� prowincjonalnej publiczno�ci wynika, �e nie odpowiadam wyobra�eniom o pisarzu - cz�owieku pracy i istocie towarzyskiej - jakie ukszta�towa�y wyznania lichych wierszoklet�w i reporta�e z tygodnik�w kulturalnych. Nie �yj� �jak w powie�ci", nie mam opadaj�cych lok�w i sumiennie p�ac� rachunki. Gdyby wiedzieli, �e ta przygoda, kt�rej podejrzany odblask zdaj� si� dostrzega� na czo�ach artyst�w, jest czym� zupe�nie innym! To po prostu odmiana pracy przymusowej. Plan dnia. �cis�y rozk�ad zaj��. Podporz�dkowanie �ycia towarzyskiego, posi�k�w, owszem, nawet �ycia p�ciowego s�u�bie pisania. Od rana do wieczora przygotowania do tej p�torej, najwy�ej dw�ch godzin, podczas kt�rych jestem w stanie pracowa�. Jem owoce, �eby m�c pracowa� - cho� nie lubi� owoc�w; nie pij� wina, �eby m�c pracowa� - cho� lubi� wino. Oszcz�dne gospodarowanie mijaj�cym czasem przy zadaniu, kt�re nie ma ko�ca - tego nie zrozumie nikt, kto nie zna owego przymusu. Czeka na mnie kobieta? Niech czeka. Czeka �wiat? Niech czeka. To koszmar. Ale nikt o tym nie wie. Pa�dziernik. Po trzech tygodniach po�egnanie z Egerem. Ten barok z pocz�tku zesz�ego wieku taki sympatyczny, ludzki. Architektura miasta przechowuje pogodn� m�dro��, wyra�aj�c� si� w trybie �ycia mieszka�c�w. I wsz�dzie - na ulicy, w towarzystwie, te w�skie, ob�udne tureckie oczy! Sprytne miasto. Wieczorami pije wino, w samym �rodku wojny �wiatowej nakrywa si� ko�dr� na uszy i zadowolone. 28 O dziesi�tej wieczorem zdejmuj� z p�ki pi�knie oprawiony zesz�o-wieczny tom Racine'a i zaczynam czyta� Fedr�. Jestem na pocz�tku drugiego aktu, gdy cicho graj�ce w pokoju obok radio nagle milknie, a nast�pnie zaczyna chrypie�: �Uwaga, alarm przeciwlotniczy!". I podaje jakie� liczby. Anglicy naruszyli nasz obszar powietrzny. Odrywam wzrok od Fedry i nas�uchuj�. Teraz mamy to codziennie, t� zabaw� w wilki i pastuszk�w, i powoli ju� si� do niej przyzwyczajamy. Mo�e nic si� nie stanie, a mo�e za kilka chwil wylec� w powietrze wraz z ca�� nasz� dzielnic�. Czy naprawd� �mo�na si� do tego przyzwyczai�"? Obserwuj�c siebie, musz� odpowiedzie� z g��bokim zdziwieniem, �e tak. Nie mam w sercu ani strachu, ani oburzenia. Oboj�tny los trzyma mnie na swej d�oni. Ja te� jestem oboj�tny. Przewracam kartk�, skupiam si� na rz�eniu Hippolita. Francuzi stawiaj� Racine'a wy�ej Szekspira, na przyk�ad Jules Renard. To przesada, jak s�dz�. Zamykam ksi��k� i zasypiam. W Budapeszcie. Znowu w naszym mieszkaniu. Nie mam niczego innego, tylko te ksi��ki w pokoju. Jest mi�dzy nimi z tysi�c, kt�re s� mi szczeg�lnie, g��boko bliskie. Je�li te ksi��ki przepadn�... c�, nie stanie si� ze mn� nic specjalnego. Ale stanowi� dla mnie �r�d�o si�y. Bez nich staj� si� w pewien spos�b g�uchy. To moja ojczyzna ten pok�j pe�en ksi��ek. W obcych bibliotekach nie m�g�bym odnale�� wi�zi z duchem, kt�ry przemawia do mnie w tym pokoju, po�r�d tych ksi��ek. Je�li jutro bomba spustoszy to wszystko, b�d� bezdomny. Trzeba si� z tym liczy�. Ale nie trzeba narzeka�. Bomba kr��y gdzie� w powietrzu nad naszymi g�owami i w ka�dej chwili mo�e spa��. W�a�ciwie musia�by sta� si� cud, �eby nie spad�a. Ale trzeba wierzy� w ten cud. Tylko nie liczy� na nikogo i nie pok�ada� w niczym nadziei. Milcze� i pracowa�, p�ki si� da. I z wdzi�czn� rado�ci� patrzy� na ksi��ki, na moich przyjaci�, dop�ki jeszcze mo�na. Nie spos�b sobie zupe�nie wyobrazi�, co si� stanie ze �wiatem, z europejsk� form� �ycia, z nami? Ju� nawet si� nad tym nie zastanawiam, nie planuj� niczego. Zrozumia�em, �e sens tej wojny jest nast�- 29 puj�cy: spot�nia�e t�umy poszukuj� innych form �ycia. Urodzi�em si� na prze�omie epok, trzeba to znie�� z pokor�. Ju� sam fakt, �e wiem o tym, wiele znaczy. T., m�j agent teatralny, przyjecha� z Hamburga. Prze�y� tam czterna�cie dni, podczas kt�rych to dwuip�milionowe miasto zosta�o spustoszone; spod ruin wydobyto dotychczas sto pi��dziesi�t tysi�cy trup�w, oblicza si�, �e sze��dziesi�t-osiemdziesi�t tysi�ey pozosta�o jeszcze pod gruzami, potrzeba lat, by to zniszczone w osiemdziesi�ciu procentach miasto uprz�tn�� z gruz�w. T. z �on� prze�yli bombardowania i pozostali w mie�cie, w dalszym ci�gu �yj� tam i pracuj�. Jak mo�na prze�y� takie masowe spustoszenie? Oboj�tnie. Po przemini�ciu pierwszego strachu i odrazy dobroczynna natura ludzka pogr��a umys� w oboj�tno�ci. �ycie mog�oby jeszcze obdarzy� mnie jakim� pi�knem - czym� zb�dnym. Czym� w podarunku, na odchodne. Nie nadaj� si� ju� do tego, co nazywa si� �yciem towarzyskim; dlatego nie przyjmuj� zaprosze�, chyba �e w niewybaczalny spos�b mia�bym obrazi� zapraszaj�cych swoj� odmow�. Ale nawet wtedy, c� to za wysi�ek przebywa� z lud�mi i �prowadzi� konwersacj�"! Jestem w stanie znie�� tylko cud, najzwyklejszy cud porozumienia, przydarzaj�cy si� czasami podczas bezpo�redniej rozmowy z kim�. Ale w towarzystwie takie cuda si� nie zdarzaj�. Mi�o�� jest pewnym stanem systemu nerwowego, kt�ry przemija. Ale ten szczeg�lny stan nerw�w wzbudza czasami w duszy ludzkiej tak wielkie napi�cie, jakie prze�ywaj� tylko �wi�ci w chwilach najwi�kszej ekstazy. Wieczorem w ko�ciele. G��boka cisza. O�tarz pogr��ony w mroku. Czuj�, �e B�g jest tu, tu tak�e, jak kto�, kto w ministerstwie ma swoje 30 godziny przyj��, i dziwi� si�, jak znajduje czas, by by� nawet tu, w ko�ciele, gdy �wiat we wszystkich swoich atomach szuka go i czeka na�? Kiedy wreszcie sko�czy si� wojna, ludzie pogrzebi� swoich zmar�ych i natychmiast, bezzw�ocznie wymy�l� mi�o��, dro�yzn�, bezrobocie, poda�, strajk i krach na gie�dzie. Kto� strzeli sobie w �eb, bo na interesie, kt�ry zawar� z Dani�, uda�o mu si� zarobi� tylko pi�� procent, podczas gdy on liczy� na osiem. Ludzie przestan� si� ba� bomb i od razu zaczn� si� ba� konkurencji w interesie, staro�ci i tego, �e Mariska nie przyjdzie na randk� o sz�stej po po�udniu. Wielka nami�tno�� - w mi�o�ci czy w sztuce -jest zawsze radosna. Pseudonami�tno�� jest ponura, patetyczna i zadyszana. Bombardowano Sofi�. Kr��y nad nami ptak �mierci z metalowym dziobem. A wojna coraz mniej zrozumia�a, coraz dziksza, coraz wi�cej determinacji. Niemcy nie poradz� �wiatu, ale jeszcze ci�gle maj� do�� si�y, by uczyni� wojn� straszliwsz�. I czemu� nie mieliby u�y� tej si�y, akurat oni, ci osobliwi nihili�ci? Patrze� coraz g��biej, zagl�da� do wn�trza. Ale obejrze� wszystko tak�e i na �wiecie. I wiedzie�, �e nie ma nadziei na prawdziwy pok�j pomi�dzy lud�mi. Pok�j jest tylko w nas, g��boko, tam gdzie nie dociera ju� larum tego �wiata, gdzie cz�owiek pozostaje sam na sam z Bogiem. W nieustannym zagro�eniu nalotami �ycie staje si� podobne do mg�y czy snu. Domy nie stoj� ju� zdecydowanie i mocno na swoich miejscach, zdaje si�, �e wszystko unosi si� nad ziemi�, w tej chwili jeszcze tu jest, ale za chwil� ju� tego nie b�dzie. Przypomina to jazd� autem w g�stej jak puree grochowe mgle: tak w�a�nie �yjemy. Nikt nie 31 widzi dalej swojego nosa. Ka�dy �yje chwil�. Nikt nie prze�ywa w�asnego losu, lecz jaki� bezosobowy, obcy los, jeste�my jak dane statystyczne. To nieprawda, �e w zagro�onym bombardowaniem mie�cie wybucha nastr�j przypominaj�cy ostatnie dni Pompei, �e ludzie bez opami�tania goni� za rozkosz� i rozrywkami, nie. Radio angielskie codziennie obiecuje Budapesztowi bomby, a w Budapeszcie nudz� si�, z�oszcz� czy kln� z powodu wezwa� podatkowych tak samo, jak w spokojnym, bezpiecznym Vera Cruz. Nie jest to zapewne najwi�ksze nieszcz�cie, jakie w dzisiejszym �wiecie mo�e cz�owieka dotkn��, ale jednak nieprzyjemnie jest codziennie widywa� pewnych siebie urz�dnik�w pa�stwowych rozje�d�aj�cych si� samochodami do swoich urz�d�w i rozpieraj�cych si� w autach, kt�re utrzymywane s� z podatk�w wp�acanych mi�dzy innymi przeze mnie do skarbu pa�stwa. Jednocze�nie za� dzia�alno�� tych chronionych w�adz� gryzipi�rk�w skierowana jest g��wnie na to, by mi odebra�, kolejno i konsekwentnie, wszystko, co mi jeszcze pozosta�o1. Kt�rego� dnia ludzie powiedz� wreszcie: do�� ju� tego! Wszyscy b�d� to powtarza� jednym g�osem. I naturalnie to oni pierwsi, eleganccy czynownicy biurokratycznego absolutyzmu, b�d� si� starali w��czy� do nowego c