16926

Szczegóły
Tytuł 16926
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16926 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16926 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16926 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Nora Roberts Druga mi�o�� Nataszy T�umaczy�a Barbara Janowska Tytu� orygina�u: Taming Natasha ROZDZIA� PIERWSZY - Dlaczego wszyscy przystojni m�czy�ni zwykle s� ju� �onaci? - To podchwytliwe pytanie? - Natasza posadzi�a na ladzie du�� porcelanow� lalk� i odwr�ci�a si� do swojej wsp�pracownicy. - No dobrze, Annie, jakiego to przystojnego m�czyzn� masz na my�li? - Tego urodziwego wysokiego blondyna, kt�ry stoi przed wystaw� ze swoj� eleganck� �on� i �liczn� c�reczk�. - Annie westchn�a przeci�gle. - Wygl�daj� jak z reklamy w magazynie rodzinnym. - To mo�e wejd� i kupi� kt�r�� z reklamowanych zabawek. Natasza cofn�a si� o krok i z zadowoleniem przyjrza�a grupce lalek w staroangielskich strojach. Wygl�da�y dok�adnie tak, jak chcia�a. By�y wytworne, pe�ne dystynkcji i gracji. Sklep z zabawkami by� nie tylko jej miejscem pracy, ale i najwi�ksz� przyjemno�ci�. Sama wybiera�a ka�d� rzecz, od najmniejszej grzechotki po najwi�kszego pluszowego misia, zwracaj�c uwag� na jako�� i nie pomijaj�c �adnego szczeg�u. W ko�cu to by� jej sklep i to ona odpowiada�a za sprzedawane w nim towary. Zale�a�o jej na najwy�szej jako�ci i na zadowoleniu ka�dego klienta. Jednakowo traktowa�a zar�wno tego, kt�ry kupowa� lalk� za pi��set dolar�w, jak i tego, kt�ry kupowa� miniaturowy samochodzik za dwa dolary. - Wiem - westchn�a Annie. - Szkoda, �e nie widz�, jaki ma kolor oczu. Ale ma tak� szczup��, ko�cist� twarz. Jestem pewna, �e jest niesamowicie inteligentny i �e bardzo cierpia�. Natasza rzuci�a jej przez rami� kr�tkie rozbawione spojrzenie. Annie, wysoka i chuda, mia�a serce mi�kkie jak wosk. - A ja jestem pewna, �e jego �ona by�aby zafascynowana twoj� wyobra�ni� - stwierdzi�a. - To przywilej, nie, raczej obowi�zek kobiety snu� wyobra�enia o takich m�czyznach jak ten. Natasza nie zamierza�a spiera� si� z przyjaci�k�. - Masz racj�. Otw�rz sklep. - Tylko jedna lalka - powiedzia� Spence, lekko poci�gaj�c c�reczk� za koniuszek ucha. - Dwa razy bym si� zastanowi� nad wprowadzeniem do tego domu, gdybym wiedzia�, �e znajduje si� w odleg�o�ci kilkuset metr�w od sklepu z zabawkami. - Gdyby� m�g�, kupi�by� jej ca�y cholerny sklep z zabawkami - odezwa�a si� kobieta stoj�ca obok niego. - Nie zaczynaj, Nino - rzuci� p�g�osem. Drobna blondynka w r�owym �akiecie z lnu wzruszy�a ramionami, po czym przenios�a wzrok na dziewczynk�. - Mia�am na my�li, �e tw�j tatu� rozpieszcza ci�, bo bardzo ci� kocha. Zreszt� zas�ugujesz na prezent. W czasie przeprowadzki by�a� bardzo grzeczna. Frederica Kimball wyd�a doln� warg�. - Podoba mi si� m�j nowy dom. - Wsun�a r�czk� w d�o� ojca, daj�c tym wyraz solidaryzowania si� z nim przeciwko ca�emu �wiatu. - Mam podw�rko i hu�tawk� tylko dla siebie. Od czasu gdy przed trzema laty po raz pierwszy otworzy�a drzwi sklepu, uczyni�a z niego jedno z najlepiej prosperuj�cych przedsi�biorstw w ma�ym uniwersyteckim mie�cie na obrze�ach Wirginii Zachodniej. Kosztowa�o j� to wiele pracy i samozaparcia, ale sukces zawdzi�cza�a g��wnie temu, �e doskonale rozumia�a dzieci i mia�a z nimi �wietny kontakt. Nie chcia�a, by jej klienci opuszczali sklep z jak�� zabawk�. Chcia�a, by opuszczali go z zabawk� w�a�ciw�. - Chyba zaraz wejd� - rzuci�a Annie, poprawiaj�c kr�tko przyci�te kasztanowe w�osy. - Ta ma�a ju� nie mo�e usta� w miejscu, tak si� niecierpliwi. Mog� otworzy�? Natasza, jak zawsze dok�adna, spojrza�a na zegar wisz�cy na �cianie. - Mamy jeszcze pi�� minut. - No to co? M�wi� ci, ten facet jest wprost niewiarygodny. - Chc�c mu si� lepiej przyjrze�, Annie przesun�a pude�ka z grami planszowymi. - �eby� wiedzia�a. Co najmniej metr osiemdziesi�t, bajecznie zbudowany, najwspanialsze ramiona, jakie kiedykolwiek widzia�am. O rety, tweedowa marynarka. Nie my�la�am, �e zg�upiej� na punkcie faceta w tweedowej marynarce. - Zg�upia�aby� nawet na punkcie m�czyzny w d�insach. - Prawie wszyscy faceci, jakich znam, chodz� w d�insach - mrukn�a. Zerka�a zza rega��w, �eby sprawdzi�, czy m�czyzna wci�� stoi przed sklepem. - Latem musia� si� nie�le wysiedzie� na pla�y - zauwa�y�a. - Jest cudownie opalony i ma w�osy rozja�nione s�o�cem. O Bo�e, u�miecha si� do tej ma�ej. Chyba si� zakocha�am. - Nie pierwszy raz - skwitowa�a z u�miechem Natasza. - Wci�� ci si� wydaje, �e si� zakocha�a�. - Sam siebie oszukuj�, wmawiaj�c sobie, �e to bez znaczenia, �e ona niczego nie pami�ta. - To jeszcze nic nie znaczy, �e chce mie� lalk� z rudymi w�osami i niebieskimi oczami. - Rude w�osy i niebieskie oczy - powt�rzy� nerwowo. - Takie jak Angela. Ona pami�ta, Nino. I nie mo�na tego lekcewa�y�. - Wcisn�� r�ce w kieszenie i odszed� o par� krok�w. Trzy lata, pomy�la�. To ju� prawie trzy lata. Freddie jeszcze nosi�a pieluchy. Ale pami�ta Angel�, pi�kn�, lekkomy�ln� Angel�. Nawet kto� najbardziej liberalny nie uzna�by, �e Angela nadaje si� na matk�. Nigdy jej nie przytuli�a ani nie za�piewa�a na dobranoc, nie uko�ysa�a ani nie ukoi�a. Wpatrywa� si� w ma�� lalk� z porcelanow� buzi�, ubran� w jasnoniebiesk� sukienk�. D�ugie cienkie palce, ogromne rozmarzone oczy. Oczy Angeli. Nieprawdopodobnie pi�kne. I zimne jak ze szk�a. Kocha� j� tak, jak m�czyzna mo�e kocha� dzie�o sztuki, podziwiaj�c na odleg�o�� doskona�o�� formy i wci�� doszukuj�c si� ukrytego w niej znaczenia. Mimo to uda�o im si� stworzy� cudown�, przemi�� c�reczk�, kt�ra jako� chowa�a si� przez pierwsze lata swego �ycia niemal bez udzia�u rodzic�w. B�dzie musia� jej to wynagrodzi�. Spence na moment przymkn�� oczy. Zamierza� zrobi� wszystko, co w jego mocy, �eby da� Freddie mi�o��, oparcie i poczucie bezpiecze�stwa, na jakie zas�u�y�a. Poczucie rzeczywisto�ci. To s�owo mog�o si� wydawa� banalne, ale najlepiej oddawa�o sens tego, czego pragn�� dla c�reczki - prawdziwych, silnych wi�z�w rodzinnych, po prostu prawdziwej rodziny. Dziewczynka kocha�a go. Czu� dreszcz wzruszenia, Nina obrzuci�a wzrokiem wysokiego smuk�ego m�czyzn� i ma�� zgrabn� dziewczynk�. Mieli takie same uparte podbr�dki. Je�eli dobrze pami�ta�a, jeszcze nigdy nie zdo�a�a �adnego z nich przekona�. - Wydaje mi si�, �e tylko ja nie widz� dobrych stron przeprowadzki z Nowego Jorku. - Nina przybra�a nagle cieplejszy ton i pog�aska�a dziewczynk� po w�osach. -Troch� si� o was martwi�. Nic na to nie poradz�. Chc� tylko, �eby� by�a szcz�liwa, kochanie. Ty i tw�j tatu�. - Jeste�my. - �eby przerwa� panuj�ce napi�cie, Spen-ce chwyci� Freddie w ramiona. - Prawda, buziaczku? - Ona by chcia�a, �eby bardziej. - Nina �cisn�a d�o� Spence'a. - Otwieraj�. - Dzie� dobry. - S� szare, zauwa�y�a Annie, patrz�c w oczy Spence'a. Cudownie szare, westchn�a w duchu. - Czym mog� s�u�y�? - spyta�a. - Moja c�rka jest zainteresowana lalk�. - Spence wypu�ci� Freddie z obj��. - A wi�c jeste� we w�a�ciwym miejscu. - Annie w poczuciu obowi�zku skierowa�a swoj� uwag� ku dziewczynce. Rzeczywi�cie by�a urocza. Mia�a szare oczy ojca i jasne rozwiane w�osy. - Jak� lalk� by� chcia�a? - �adn� - odpar�a bez wahania Freddie. - �adn�, z rudymi w�osami i niebieskimi oczami. - Jestem pewna, �e co� znajdziemy. - Wyci�gn�a r�k� do dziewczynki. - Chcesz si� rozejrze�? Dziewczynka zerkn�a w stron� ojca, a widz�c w jego oczach przyzwolenie, poda�a r�k� Annie i posz�a razem z ni� w g��b sklepu. - Do diab�a - skrzywi� si� Spence. Nina po raz drugi �cisn�a jego d�o�. - Spence... gdy tylko pomy�la� o jej oczach b�yszcz�cych tak szczeg�lnie, gdy j� utula� do snu, o drobnych ramionkach oplataj�cych jego szyj�, gdy si� pochyla� nad jej ��eczkiem. By� mo�e nigdy sobie nie wybaczy, �e kiedy by�a malutka, by� tak bardzo poch�oni�ty w�asnymi problemami, w�asnym �yciem. Ale teraz wszystko si� zmieni�o. Nawet przeprowadzk� zorganizowa� z my�l� o niej. Us�ysza� �miech dziewczynki i ponure my�li ust�pi�y miejsca rado�ci. Nie by�o nic s�odszego ponad �miech dziecka. Mo�na by wok� niego zbudowa� ca�� symfoni�. Nie b�dzie jej przeszkadza�. Niech si� nacieszy widokiem tych wszystkich lalek, zanim jej przypomni, �e tylko jedna b�dzie do niej nale�a�a. Mia� teraz chwil� czasu, by rozejrze� si� po sklepie. By� pi�kny i jasny. Cho� niewielki, mie�ci� w sobie wszystko, o czym dziecko mog�o zamarzy�. Z sufitu zwiesza�a si� z�ota �yrafa i ogromny pies. Na jednej z lad ustawiono rz�dy kolejek, samochod�w i samolocik�w, wszystkie w weso�ych kolorach, a tu� obok miniaturowe mebelki dla lalek. Obok modelu stacji kosmicznej sta�o staro�wieckie pude�ko z wyskakuj�cym ze �rodka diabe�kiem. I oczywi�cie by�y lalki. Du�o pi�knych lalek w najrozmaitszych strojach, usadowionych przy ma�ych stoliczkach z serwisami do herbaty. Ca�o��, cho� przemy�lana w najdrobniejszych szczeg�ach, sprawia�a wra�enie improwizacji, a nawet pewnego chaosu. To miejsce musia�o urzeka� dzieci. By�a to istna jaskinia Aladyna, w kt�rej ka�dy m�g� dla siebie co� znale��. Us�ysza� radosny �miech c�reczki. Ju� wiedzia�, �e nie uda mu si� jej powstrzyma� od regularnych wizyt w tym bajkowym �wiecie. To by�a jedna z przyczyn, dla kt�rych zdecydowa� si� przeprowadzi� do ma�ego miasta. Chcia�, by jego c�rka �& 11 pozna�a urok ma�ych sklep�w, w kt�rych sprzedawcy b�d� znali jej imi�. �eby mog�a chodzi� sama z jednego ko�ca miasta na drugi, bezpieczna i spokojna. �eby nikt jej nie uprowadzi�, nie oszuka�, nie wci�gn�� w narkotyki. Tutaj nie potrzeba alarm�w i wymy�lnych system�w bezpiecze�stwa, mur�w odgradzaj�cych od ulicy i chroni�cych od intruz�w. Nawet taka ma�a dziewczynka jak Freddie b�dzie si� tutaj czu�a u siebie. I mo�e on, poma�u, stopniowo, odzyska spok�j i r�wnowag� ducha. Od niechcenia wzi�� do r�ki pozytywk�. By�a zrobiona z delikatnej porcelany, ozdobiona wdzi�czn� figurk� Cyganki w d�ugiej czerwonej sukni. W uszach mia�a z�ote ko�a, w r�ku trzyma�a tamburyn. By� pewien, �e nawet na Pi�tej Alei nie znalaz�by nic bardziej oryginalnego. Zastanawia� si�, jak w�a�ciciel m�g� postawi� to cacko w miejscu, gdzie �atwo mog�y je uszkodzi� wsz�dobylskie dzieci�ce r�ce. Zaciekawiony, przekr�ci� kluczyk i obserwowa� figurk� obracaj�c� si� wok� male�kiego porcelanowego ogniska. Czajkowski. Natychmiast pozna� charakterystyczne d�wi�ki utworu, kt�ry dobrze zna� i lubi�. Przedziwne, pomy�la�, ta muzyka w takim miejscu. A p�niej podni�s� wzrok i zobaczy� Natasz�. Patrzy� i nie m�g� oderwa� od niej wzroku. Sta�a par� krok�w od niego, obserwuj�c go z lekko pochylon� g�ow�. Mia�a ciemne w�osy jak tancerka z pozytywki, bujne loki otacza�y jej twarz i w bez�adzie sp�ywa�y na ramiona. Ciemn� karnacj� podkre�la�a prosta czerwona suknia. Nie by�a delikatna. Mimo �e niewysoka, sprawia�a wra�enie silnej. Mo�e to z powodu twarzy, z wysokimi ko��mi policzkowymi i pe�nymi ustami bez �ladu szminki... 12 �& DRUGA MI�O�� N A T A S Z Y Oczy mia�a prawie tak ciemne jak w�osy, z ci�kimi powiekami i d�ugimi rz�sami. By�o w niej co� bardzo zmys�owego. Aura zmys�owo�ci otacza�a j� tak, jak inne kobiety otacza zapach perfum. Pierwszy raz od lat poczu� nag�y przyp�yw po��dania. Natasza od razu si� zorientowa�a. Oburzy�o j� to. C� to za m�czyzna, pomy�la�a. Wchodzi do sklepu z �on� i c�rk�, a po�era wzrokiem inn� kobiet�? Tacy m�czy�ni nie byli w jej gu�cie. Podesz�a do niego. Zdecydowana zignorowa� to spojrzenie, tak jak w przesz�o�ci ignorowa�a podobne. - Mog� panu w czym� pom�c? - spyta�a. Pom�c? Ale� tak, natychmiast dostarczy� mu tlenu. Nie mia� poj�cia, �e na widok kobiety cz�owiekowi mo�e dos�ownie zabrakn�� tchu w piersiach. - Kim pani jest? - spyta�. - Natasza Stanislaski - przedstawi�a si� z lodowatym u�miechem. - Jestem w�a�cicielk� tego sklepu. Mia�a lekko schrypni�ty g�os, a nieznaczny s�owia�ski akcent przydawa� mu szczeg�lnego erotyzmu. Spence'owi skojarzy� si� z muzyk� rozbrzmiewaj�c� z pozytywki. Pachnia�a myd�em, niczym wi�cej, uwodzicielskim zapachem �wie�o�ci. Nie odzywa� si�. Unios�a brwi. Takie zbicie m�czyzny z tropu mog�o by� nawet zabawne, ale ona by�a w pracy, a m�czyzna mia� �on�. - Pa�skiej c�rce podobaj� si� trzy lalki i nie mo�e si� zdecydowa�, kt�r� wybra�. Mo�e pan jej doradzi? - Za chwil�. Pani ma taki akcent... rosyjski? - Tak. - Zastanawia�a si�, czy nie powinna mu powiedzie�, �e jego �ona czeka przy drzwiach, najwyra�niej znudzona i zniecierpliwiona. fr 13 - Od kiedy mieszka pani w Ameryce? - Od sz�stego roku �ycia. - Spojrza�a na niego zimno. - By�am mniej wi�cej w wieku pa�skiej c�rki. A teraz przepraszam, ale... Po�o�y� jej d�o� na ramieniu, zanim zd��y�a odej��. Cho� zdawa� sobie spraw�, i� nie powinien tego robi�, zaskoczy� go wyraz niepohamowanej z�o�ci w jej wzroku. - Przepraszam, chcia�em spyta� o t� pozytywk�. Natasza skierowa�a na ni� wzrok w chwili, gdy muzyka dobieg�a ko�ca. - To jedna z naszych najcenniejszych, r�czna robota. Jest pan ni� zainteresowany? - Jeszcze si� nie zdecydowa�em, ale pomy�la�em, �e mo�e pani nie wie, �e ona tutaj stoi. - Nie rozumiem... - Takiej rzeczy nikt nie szuka w sklepie z zabawkami. By�oby szkoda, gdyby jakie� dziecko j� zniszczy�o. Natasza przesun�a pozytywk� bli�ej �ciany. - Mo�na by naprawi�. - Wzruszy�a ramionami. - Uwa�am, �e dzieci te� powinny s�ucha� muzyki, nie s�dzi pan? - Tak - zgodzi� si� i po raz pierwszy na jego twarzy pojawi� si� u�miech. Annie mia�a racj�, przyzna�a w duchu Natasza, on naprawd� jest atrakcyjny. Mimo irytacji co� j� do niego ci�gn�o i, co dziwne, wyczuwa�a w nim pokrewn� dusz�. - Szczerze m�wi�c, ca�kowicie si� z pani� zgadzam. Mo�e mogliby�my porozmawia� o tym przy kolacji - doda�. Natasza z trudem si� opanowa�a. Mia�a pory wcz� natur�, ale przypomnia�a sobie, �e ten m�czyzna jest w jej sklepie nie tylko z �on�, ale i z c�rk�. Nie powiedzia�a tego, co cisn�o jej si� na usta, ale Spence i tak zorientowa� si�, co my�li. 14 �& - Nie - uci�a i odwr�ci�a si� od niego. - Panno... - zaczaj Spence, ale w tym momencie podbieg�a Freddie, nios�c du�� mi�kk� lalk� z materia�u. - Tatusiu, patrz, prawda, �e �liczna? - Oczy jej b�yszcza�y. Wszystko mo�na by�o o tej lalce powiedzie�, pr�cz tego, �e jest �liczna, pomy�la� Spence. Mia�a wprawdzie rude w�osy, ale na tym podobie�stwo do Angeli si� ko�czy�o. Odetchn�� z ulg�. Znaj�c c�rk�, wiedzia�, �e czeka na jego opini�. Zastanowi� si� przez chwil�. - To najlepsza lalka, jak� dzisiaj widzia�em - stwierdzi� w ko�cu. - Naprawd�? Przykucn��, by spojrze� dziewczynce w oczy. - Naprawd�. Masz �wietny gust, buziaczku. - Mog� j� wzi��? - spyta�a, przyciskaj�c lalk� do piersi. - My�la�em, �e to dla mnie - za�artowa�. - Zapakuj� j� - powiedzia�a Natasza cieplejszym tonem. Mo�e i jest bufonem, ale kocha swoj� c�rk�. - B�d� j� nios�a. - Freddie przycisn�a lalk� mocniej do siebie. - Dobrze. W takim razie dam ci dla niej wst��k� do w�os�w. Jak� by� chcia�a? - Niebiesk�. - B�dzie niebieska. - Natasza podesz�a do kasy. Nina rzuci�a okiem na lalk� i skrzywi�a si� lekko. - Kochanie, czy na pewno ta podoba ci si� najbardziej? - Tacie si� podoba - mrukn�a dziewczynka, schylaj�c g�ow�. - Tak. Bardzo mi si� podoba - potwierdzi� z wymownym spojrzeniem i si�gn�� po portfel. fo 15 Matka z pewno�ci� nie jest anio�em, uzna�a Natasza. Ale to jeszcze nie daje m�czy�nie prawa do zwracania si� do ekspedientki w ten spos�b. Wzi�a banknot, wyda�a reszt� i si�gn�a po niebiesk� wst��k�. - Prosz� - powiedzia�a do Freddie. - My�l�, �e lalce spodoba si� nowy dom. - B�d� si� ni� opiekowa�a - zapewni�a dziewczynka, usi�uj�c zwi�za� lalce w�osy. - Czy tutaj mo�na przyj�� ogl�da� zabawki, czy trzeba kupowa�? - spyta�a. Natasza u�miechn�a si�, wzi�a inn� wst��k� i zwi�za�a dziewczynce w�osy w ko�ski ogon. - Mo�esz przychodzi�, kiedy zechcesz. - Spence, naprawd� musimy ju� i��. - Nina sta�a w otwartych drzwiach. - Masz racj�. - Zawaha� si�. To przecie� ma�e miasto, u�wiadomi� sobie. A je�li Freddie mo�e tu przychodzi�, to i on b�dzie m�g�. - Mi�o mi by�o pani� pozna� - doda�, u�miechaj�c si� do Nataszy. - Do widzenia. - Odczeka�a, a� wyjd�, i wybuchn�a niepowstrzymanym potokiem s��w. - O co chodzi? - Annie wychyli�a si� zza rega�u. - Ten m�czyzna! - Tak - westchn�a przeci�gle Annie. - Ten m�czyzna... - Przychodzi z �on� i dzieckiem do sklepu z zabawkami, a potem patrzy na mnie tak, jakby chcia� po�re� mnie wzrokiem. - Cicho. - Annie przycisn�a r�k� do serca. - Nie podniecaj mnie, prosz�. - Uwa�am, �e to skandal. - Natasza uderzy�a pi�ci� w lad�. - Zaprasza� mnie na kolacj�. - Co? - W oczach Annie pojawi� si� b�ysk zachwytu, 16 �& DRUGA MI�O�� N A T A S Z Y ale szybko zgas�, gdy zobaczy�a wyraz twarzy Nataszy. - Masz racj�. To skandal, zwa�ywszy, �e jest �onaty, nawet je�li jego �ona wygl�da jak zimna ryba. - Nie interesuj� mnie jego problemy ma��e�skie -�achn�a si� Natasza. - Nie... - zawaha�a si� Annie, wci�� jeszcze bujaj�c my�lami w ob�okach. - Domy�lam si�, �e odm�wi�a�. - Oczywi�cie, a co� ty my�la�a?! - Natasza z trudem wydobywa�a z siebie g�os. - Tak w�a�nie my�la�am - szybko zgodzi�a si� Annie. - Ale� ten facet ma tupet! - ci�gn�a Natasza czerwona z oburzenia. - Przychodzi tu i robi mi niedwuznaczne propozycje. - No, nie! - Annie chwyci�a j� za rami�. - Naprawd� robi� ci propozycje? Tutaj? - Wzrokiem - wyja�ni�a Natasza. - Trudno by�o si� nie domy�li�. - Irytowa�o j�, �e m�czy�ni cz�sto zwracaj� uwag� tylko na jej wygl�d. Chc� widzie� tylko jej cia�o, pomy�la�a z niesmakiem. Pocz�tkowo, gdy nie wiedzia�a jeszcze, co te spojrzenia i aluzje naprawd� znacz�, tolerowa�a je. Ale szybko przesta�a. - Gdyby nie ta s�odka dziewczynka, strzeli�abym go w pysk. - Natasza nie przebiera�a w s�owach. Po raz drugi uderzy�a pi�ci� w lad�. Annie zbyt cz�sto by�a �wiadkiem wzburzenia przyjaci�ki, by nie wiedzie�, jak j� uspokoi�. - By�a s�odka, prawda? - podchwyci�a. - Ma na imi� Freddie. Oryginalnie, co? Natasza g��boko zaczerpn�a tchu. Pociera�a d�o�. - Tak. - Powiedzia�a mi, �e dopiero co przenie�li si� do Shepherdstown z Nowego Jorku. Ta lalka ma by� jej pierwszym nowym przyjacielem. ' �& 17 - Biedna ma�a. - Natasza a� nadto dobrze zna�a l�ki i stresy towarzysz�ce dziecku w nowym miejscu. Mniejsza o ojca, zdecydowa�a. - Chyba jest w tym samym wieku co JoBeth Riley. - Zapomnia�a ju� o swoim wzburzeniu i podnios�a s�uchawk� telefonu. Nie zaszkodzi zadzwoni� do pani Riley. Spence sta� w oknie pokoju muzycznego i patrzy� na grz�dki pe�ne kwiat�w. Ogr�d za oknem i trawnik, kt�ry a� si� prosi�, by o niego zadba�, by�y czym� ca�kiem nowym w jego �yciu. Nigdy jeszcze nie kosi� trawy. U�miechn�� si� na sam� my�l o kosiarce. Przed domem r�s� du�y, roz�o�ysty klon. Li�cie by�y ciemnozielone. Za par� tygodni po��kn� i zaczn� opada�. Lubi� widok na Central Park West z okna swego nowojorskiego mieszkania, gdy zmieniaj�cy si� wygl�d drzew oznajmia� kolejn� por� roku. Tutaj jednak by�o ca�kiem inaczej. Tutaj trawa, kwiaty i drzewa, na kt�re patrzy�, nale�a�y do niego. To jego oko mia�y cieszy� i to on mia� o nie dba�. Tutaj m�g� pozwoli� Freddie wyj�� z lalkami z domu i nie martwi� si�, gdy straci j� z oczu. B�dzie mi tu dobrze, my�la�, b�d� wi�d� normalne �ycie. Czu� to ju� wtedy, gdy pierwszy raz przylecia�, by porozumie� si� z dziekanem, a potem kiedy ogl�da� ten du�y dom, pe�en zakamark�w, w towarzystwie depcz�cej mu po pi�tach agentki nieruchomo�ci. Nie musia�a si� stara�. Zosta� sprzedany w chwili, gdy przekroczy� jego pr�g. Rozmy�lania przerwa� mu widok kolibra, kt�ry przysiad� na p�atku petunii. W tym momencie by� ju� bardziej ni� kiedykolwiek pewny, �e decyzja o p u s z c z e n i a ^ e w ^ T T ^ s ^ Jorku by�a s�uszna. y ^ ^ H 4 i � i r � ? ^ % 2 l 18 -ft DRUGA MI�O�� N A T A S Z Y �Chcesz spr�bowa� wiejskiego �ycia? Szybko ci si� znudzi". S�owa Niny d�wi�cza�y mu w uszach, gdy obserwowa� promienie s�o�ca ta�cz�ce na kolorowych skrzyde�kach ptaszka. Trudno j� by�o wini� za te s�owa, zwa�ywszy, �e zawsze lubi� by� w samym �rodku wydarze�. Nie m�g� zaprzeczy�, �e gustowa� w tych wszystkich przyj�ciach przeci�gaj�cych si� do wczesnych godzin rannych, w eleganckich kolacjach w najlepszych lokalach, b�d�cych ukoronowaniem udanego wieczoru w filharmonii czy operze. Urodzi� si� w �wiecie blasku, dobrobytu i presti�u. Ca�e �ycie obraca� si� tam, gdzie akceptowano tylko to, co najlepsze. I dobrze si� czu� w takiej atmosferze. Lato w Monte Carlo, zima w Nicei lub w Cannes. Weekendy w Cancun lub na Arubie. Nie m�g� wykre�li� tego etapu ze swego �ycia, ale �a�owa�, �e wcze�niej nie u�wiadomi� sobie odpowiedzialno�ci, jaka na nim spoczywa. Zrobi� to teraz. Ku w�asnemu zaskoczeniu i ku zaskoczeniu wszystkich, kt�rzy go znali, cieszy� si� z tej decyzji. To zas�uga Freddie. Ona wszystko zmieni�a. Pomy�la� o niej i w tej samej chwili ujrza�, jak biegnie przez trawnik, przyciskaj�c do piersi now� lalk�. Tak jak przypuszcza�, kierowa�a si� prosto do hu�tawki. Usiad�a, trzymaj�c lalk� na kolanach. U�miecha�a si�, mrucz�c co� do siebie pod nosem. Ogarn�a go fala czu�o�ci, jakiej nie zazna� nigdy przedtem. By�o to uczucie tak dojmuj�ce, �e nieomal sprawiaj�ce b�l. Nie odrywa� wzroku od c�rki. Hu�ta�a si�, ca�y czas tul�c do siebie lalk� i szepcz�c jej do ucha jakie� sobie tylko znane tajemnice. Cieszy�o go, �e Freddie wybra�a skromn�, szmacian� lalk�. Mog�a wybra� �& 19 jedn� z tych najdro�szych, z buzi� z chi�skiej porcelany, ubran� w wykwintn� sukni�. Tymczasem zdecydowa�a si� na tak�, kt�ra wygl�da�a, jakby sama potrzebowa�a mi�o�ci. Przez ca�y ranek nie m�wi�a o niczym innym, tylko o sklepie z zabawkami, i Spence wiedzia�, �e marzy o tym, by p�j�� tam jeszcze raz. O, nie, ona o nic nie poprosi. W ka�dym razie nie wprost. Zrobi� to za ni� jej oczy. Bawi�o go i zarazem wprawia�o w zak�opotanie, �e Freddie, maj�c zaledwie pi�� lat, instynktownie pos�uguje si� wypr�bowanymi kobiecymi sztuczkami. On te� my�la� o sklepie z zabawkami, a �ci�lej m�wi�c - o jego w�a�cicielce. Ona nie ucieka�a si� do �adnych sztuczek. Okaza�a jawnie, co o nim my�li. Skrzywi� si� z niesmakiem na wspomnienie swego nietaktownego zachowania. Wyszed�em z wprawy, pomy�la� z ironi�. Co wi�cej, nie przypomina� sobie, kiedy ostatnio do�wiadczy� tak silnego podniecenia. By�o to jak grom z jasnego nieba, jak uderzenie pioruna. Tymczasem jej reakcja... Mro��ca. Spence raz jeszcze odtworzy� w pami�ci scen�, jaka si� mi�dzy nimi rozegra�a. Kobieta by�a w�ciek�a. Zanim jeszcze zd��y� cokolwiek powiedzie�, sta�a si� uosobieniem furii. Nawet nie stara�a si� by� uprzejma, odmawiaj�c mu. Ograniczy�a si� do kr�tkiego lodowatego �nie", do jednej sylaby. Zareagowa�a tak, jakby, nie przymierzaj�c, poprosi�, by posz�a z nim do ��ka. Oczywi�cie, �e chcia�by. Ju� w chwili gdy j� ujrza�, wyobrazi� sobie, �e niesie j� do jakiego� ciemnego le�nego zak�tka, gdzie ziemia jest pokryta mi�kkim mchem, a niebo przys�oni�te koronami drzew. Tam m�g�by si� rozkoszowa� smakiem jej pe�nych, zmys�owych ust, tam m�g�by odda� si� dzikiej nami�tno�ci, jak� obiecywa�a jej twarz, dzikiemu, nieokie�znanemu seksowi, zapominaj�c o miejscu i czasie, o tym co dobre, a co z�e. Wielkie nieba, zdumia� si�, przecie� zachowuje si� jak nastolatek. Nie, zachowuje si� jak m�czyzna, kt�ry od lat jest bez kobiety. Nie wiedzia�, czy powinien by� wdzi�czny Nataszy Stanislaski, �e obudzi�a w nim u�pione potrzeby, czy wr�cz przeciwnie. Jednego w ka�dym razie by� pewien - �e pragnie zn�w j� zobaczy�. - Jestem ju� spakowana. - W drzwiach sta�a Nina. Westchn�a cicho. Spence nie reagowa�, bez reszty zaprz�tni�ty w�asnymi my�lami. - Spencer... - Podchodz�c bli�ej, Nina podnios�a g�os. - Powiedzia�am, �e jestem ju� spakowana. - Co? Ach, tak. - U�miechn�� si� rozkojarzony. - B�dzie nam ciebie brakowa�o, Nino. - Raczej b�dziesz zadowolony, widz�c moje plecy - skorygowa�a i poca�owa�a go lekko w policzek. - Nie. - �cieraj�c z jego sk�ry �lad szminki, zauwa�y�a, �e teraz u�miechn�� si� szczerze i spontanicznie. - Doceniam to, co dla nas zrobi�a�. Wiem, jak bardzo jeste� zaj�ta. - Nie mog�am pozwoli�, �eby m�j brat sam penetrowa� dzikie ost�py Wirginii Zachodniej. - Uj�a jego d�o� z niek�amanym wzruszeniem. - Spence, jeste� pewien, �e po- st�pi�e� s�usznie? Zapomnij o wszystkim, co m�wi�am, i przemy�l wszystko jeszcze raz. To dla was du�a zmiana. A co b�dziesz tutaj robi� w wolnym czasie? - Kosi� traw�. - Roze�mia� si� na widok wyrazu jej twarzy. - Siedzia� na ganku. Mo�e znowu zaczn� komponowa�. -ft 21 - M�g�by� komponowa� w Nowym Jorku. - W ci�gu ostatnich lat nie napisa�em nawet dw�ch takt�w - przypomnia� jej. - W porz�dku. - Machn�a r�k�. - Ale skoro chcia�e� zmiany, mog�e� przenie�� si� na Long Island czy nawet do Connecticut. - Podesz�a do fortepianu. - Nino, naprawd� podoba mi si� tutaj. Wierz mi, to najlepsza rzecz, jak� mog�em zrobi� dla Freddie. I dla siebie - doda�. - Mam nadziej�, �e si� nie mylisz. - Kocha�a go, wi�c u�miechn�a si�, nie chc�c si� z nim d�u�ej spiera�. - Mimo to uwa�am, �e najdalej za p� roku b�dziesz z powrotem w Nowym Jorku. A tymczasem, poniewa� to dziecko ma tylko ciotk�, licz�, �e b�dziesz mnie na bie��co informowa� o wszystkim, co si� dzieje. - Spojrza�a na paznokcie, zmartwiona drobnym odpryskiem lakieru. - T e n pomys� ze szko�� publiczn�... - Nino, nie zaczynaj znowu. - Niewa�ne. - Wyci�gn�a do niego r�k�. - Nie ma sensu ci�gn�� tej dyskusji, skoro musz� zd��y� na samolot. A poza tym, to w ko�cu twoje dziecko. - No w�a�nie. Nina postuka�a palcem w wypolerowan� powierzchni� fortepianu. - Spence, wci�� masz poczucie winy z powodu Ange-li. Widz� to. Niepotrzebnie. U�miech znik� z jego twarzy. - Wymazanie pewnych b��d�w wymaga czasu. - Ona ci� unieszcz�liwi�a - ci�gn�a Nina. - Ju� w pierwszym roku waszego ma��e�stwa by�y problemy. Och, ty nie by�e� skory do zwierze� - doda�a. - Ale inni a� si� palili, �eby opowiada� wszystko wszystkim doko�a. 22 & DRUGA MI�O�� N A T A S Z Y I mnie r�wnie�. By�o tajemnic� poliszynela, �e nie chcia�a dziecka. - A czy ja by�em du�o lepszy, skoro chcia�em mie� dziecko tylko po to, �eby wype�ni�o pustk� w moim ma��e�stwie? Dziecko to powa�ny obowi�zek. - Pope�nia�e� b��dy. Ale zrozumia�e� to i naprawi�e�. Angela nigdy w �yciu nie czu�a si� winna. Gdyby nie umar�a, i tak by� si� rozwi�d� i przej�� opiek� nad Freddie. Wysz�oby na to samo. Wiem, �e to brzmi cynicznie, ale prawda cz�sto jest okrutna. Nie chc� my�le�, �e przeprowadzi�e� si� tutaj, �e tak nagle zmieni�e� swoje �ycie tylko dlatego, �e starasz si� nadrobi� co�, co ju� dawno min�o. - Mo�e po cz�ci tak jest. Ale jest i co� wi�cej. - W y -ci�gn�� r�k�, czekaj�c a� Nina podejdzie. - Sp�jrz na ni�. - Wskaza� na ��k� przed oknem, gdzie Freddie wci�� si� hu�ta�a, unosz�c si� wysoko w powietrze niczym koliber. - Ona jest szcz�liwa. I ja te�. ROZDZIA� DRUGI - Wcale si� nie boj�. - Oczywi�cie, �e nie. - Spence patrzy� na dzieln� twarzyczk� c�rki odbijaj�c� si� w lustrze i delikatnie g�adzi� jej w�osy. Nawet gdyby g�os jej nie dr�a�, i tak by wiedzia�, �e jest przera�ona. Sam czu� w ucisk w �o��dku. - Niekt�re dzieci mo�e p�acz�. - Jej du�e oczy ju� by�y wilgotne. - Ale ja nie. - Zobaczysz, b�dzie ci si� podoba�o - uspokaja� j�, cho� wcale nie by� tego taki pewien. K�opot bycia rodzicem polega i na tym, �e zawsze trzeba robi� dobr� min� do z�ej gry i nigdy nie traci� pewno�ci siebie. - Pierwszy dzie� w szkole zawsze bywa troch� nieprzyjemny, ale kiedy ju� si� tam zadomowisz i poznasz kole�anki i koleg�w, b�dziesz bardzo zadowolona. - Naprawd�? - Patrzy�a na niego z nadziej� po��czon� z niedowierzaniem. - Lubi�a� chodzi� do przedszkola, prawda? - To wymijaj�ce stwierdzenie, przyzna� w duchu, ale nie mo�e czyni� obietnic, kt�rych m�g�by nie dotrzyma�. - Tak. - Spu�ci�a wzrok, wpatruj�c si� w ��tego wielb��da stoj�cego na biureczku. - Ale tu nie b�dzie Amy iPam. - B�dziesz mia�a nowe przyjaci�ki. Ju� pozna�a� Jo-Beth. - My�la� o weso�ej czarnow�osej dziewczynce, kt�ra odwiedzi�a ich z matk� przed paroma dniami. 24 �& DRUGA MI�O�� N A T A S Z Y - Tak. JoBeth jest mi�a, ale... - Jak mia�a mu wyt�umaczy�, �e JoBeth zna ju� wszystkie dziewczynki? - Mo�e p�jd� jutro? - Popatrzy�a na niego pytaj�co. Ich spojrzenia spotka�y si� w lustrze. Opar� brod� na jej ramieniu. Pachnia�a lawendowym myde�kiem, kt�re uwielbia�a, bo by�o w kszta�cie dinozaura. Patrzy� na ich twarze obok siebie. By�a bardzo podobna do niego, tyle �e mia�a �agodniejsze, subtelniejsze rysy i wydawa�a mu si� niesko�czenie pi�kna. - Mog�aby�, ale wtedy to jutro by�by tw�j pierwszy dzie� w szkole. I zn�w burcza�oby ci w brzuszku z przej�cia. - A burczy? - Pewno, jeszcze jak! Nie s�yszysz? Ale mnie te�. Ja te� id� dzi� do szko�y. - Naprawd�? - Otworzy�a szeroko oczy. - Oczywi�cie. Studenci ju� czekaj� na swego nowego profesora. Freddie bawi�a si� r�ow� kokard�, kt�r� zawi�za� jej na ko�cu warkocza. Wiedzia�a, �e to nie to samo, ale nic nie powiedzia�a, bo nie chcia�a go martwi�. S�ysza�a kiedy�, jak rozmawia� z cioci� Nin�, i pami�ta�a, jaki by� z�y, kiedy ciocia zarzuca�a mu, �e wyrywa jej bratanic� ze �rodowiska, w kt�rym si� wychowywa�a. Freddie nie bardzo rozumia�a, co to znaczy wyrywa� ze �rodowiska, ale wiedzia�a, �e jej tata by� smutny i nawet gdy ciocia Nina wyjecha�a, wci�� mia� ten sam zatroskany wyraz twarzy. Nie chcia�a go teraz martwi� i nie chcia�a, �eby pomy�la�, �e ciocia Nina mia�a racj�. Gdyby wr�cili do Nowego Jorku, hu�tawki by�yby tylko w parku. Poza tym podoba� jej si� ten du�y dom i nowy pok�j. I tata pracowa� tak blisko, �e b�dzie w domu wcze�nie, na -ft_25 d�ugo przed kolacj�. Postanowi�a ju� si� nie d�sa� i uzna�a, �e skoro chce tutaj zosta�, musi p�j�� do szko�y. - B�dziesz w domu, jak wr�c�? - spyta�a. - My�l�, �e tak. A je�li nie, to b�dzie Vera - powiedzia�, maj�c na my�li ich d�ugoletni� gosposi�. - Opowiesz mi wszystko, co by�o w szkole. - Uni�s� j� i poca�owa� w czubek g�owy. Wyda�a mu si� taka ma�a w obszernym bia�o-r�owym dresie. W jej du�ych szarych oczach malowa� si� smutek, dolna warga dr�a�a. Z trudem powstrzymywa� si�, by nie chwyci� jej w ramiona i nie obieca�, �e nigdy nie b�dzie musia�a i�� do szko�y ani w �adne inne miejsce, kt�re budzi�oby w niej l�k. - Zobaczymy, co Vera da�a ci na drugie �niadanie - powiedzia�. Dwadzie�cia minut p�niej sta� na poboczu szosy, trzymaj�c dziewczynk� za r�k�. Niemal tak samo przera�ony jak ona, obserwowa� du�y ��ty autobus szkolny zje�d�aj�cy ze wzg�rza. Nagle przysz�o mu do g�owy, �e powinien sam odwozi� j� do szko�y, przynajmniej przez kilka pierwszych dni. Powinien z ni� by�, a nie zostawia� w autobusie pe�nym obcych dzieci. Z drugiej strony, mo�e lepiej potraktowa� ca�� rzecz normalnie, pozwoli� jej wej�� w grup� r�wie�nik�w, by od pocz�tku sta�a si� jedn� z nich. Czy jednak pozwoli� jej jecha� samej? To jeszcze dziecko. Jego dziecko. A je�li post�puje niew�a�ciwie? To nie jest kwestia wyboru koloru sukienki. Tylko dlatego, �e nadszed� okre�lony dzie� i godzina, ma powiedzie� c�rce, �eby wsiad�a do tego autobusu, a potem odej�� jak gdyby nigdy nic? A je�li kierowca straci panowanie nad kierownic�? A sk�d mo�e wiedzie�, czy kto� powie Freddie, do kt�rego autobusu ma wsi��� po lekcjach? 26 �& DRUGA MI�O�� N A T A S Z Y Autobus zatrzyma� si�. Odruchowo zacisn�� d�o� na r�czce dziewczynki. A kiedy drzwi otworzy�y si�, by� niemal got�w uciec z ni� gdzie pieprz ro�nie. - Dzie� dobry. - Za kierownic� siedzia�a du�a, t�ga kobieta. U�miecha�a si� do nich przyja�nie. Za ni� przepycha�a si� i pokrzykiwa�a gromadka dzieci. - Zapewne profesor Kimball? - zwr�ci�a si� do Spence'a. - Tak. - Mia� ju� na ko�cu j�zyka t�umaczenie, dlaczego nie pozwoli Freddie jecha� autobusem. - Jestem Dorothy Mansfield - przedstawi�a si� kobieta. - Dzieciaki nazywaj� mnie pann� D. A ty pewnie jeste� Frederica? - zwr�ci�a si� do Freddie. - Tak, prosz� pani. - Dziewczynka zagryz�a doln� warg� i wtuli�a twarz w r�kaw marynarki ojca. - To znaczy, Freddie - doda�a po chwili. - �wietnie. - Panna D. pos�a�a jej szeroki u�miech. - Podoba mi si�. Frederica to stanowczo za d�ugie. No, to wskakuj, Freddie. Dzi� jest tw�j wielki dzie�. Johnie Har-man, oddaj ksi��k� Mikeyowi, chyba �e chcesz siedzie� za mn� do ko�ca tygodnia. Wiesz, �e tu nie ma �art�w. Freddie, �ykaj�c �zy, postawi�a stop� na pierwszym stopniu. Po chwili wahania wesz�a na drugi. - Czemu nie usi�dziesz z JoBeth i Lisa? - zaproponowa�a panna D. Odwr�ci�a si� do Spence'a i mrugn�a porozumiewawczo. - Prosz� si� nie martwi�, profesorze. Zaopiekujemy si� Freddie. Drzwi zasun�y si� automatycznie i autobus ruszy�. Spence sta� w miejscu, odprowadzaj�c go wzrokiem, dop�ki nie znikn�� za zakr�tem. Nie m�g� narzeka� na brak zaj��. Od chwili gdy wszed� do college'u, nie mia� ani sekundy czasu. Musia� przestu- iV 27 diowa� harmonogram, pozna� wsp�pracownik�w, obejrze� instrumenty, przejrze� nuty. Uczestniczy� w zebraniu wydzia�u, potem zjad� lunch w sto��wce, wreszcie zabra� si� do przegl�dania papier�w. Zna� ju� ten rytua�. Tak samo by�o trzy lata temu, gdy obejmowa� stanowisko w Juilliard School of Musie. Tym razem jednak, podobnie jak Freddie, by� w mie�cie nowy i musia� dopiero pozna� tutejsze �rodowisko i panuj�ce obyczaje. Martwi� si� o c�rk�. W czasie lunchu wyobra�a� j� sobie w szkolnej sto��wce, pachn�cej mas�em orzechowym i kartonami mleka. Pewnie siedzi skulona na ko�cu sto�u, przestraszona, samotna, nieszcz�liwa, podczas gdy inne dzieci rozmawiaj�, �miej� si�, �artuj�. Oczyma duszy widzia� j� gdzie� w k�ciku, patrz�c� t�sknie, jak inne dzieci biegaj�, krzycz�, bawi� si�. Takie prze�ycia pozostawiaj� trwa�y �lad w psychice dziecka. A wszystko dlatego, �e pozwoli� jej wsi��� do tego przekl�tego ��tego autobusu. Pod koniec dnia mia� ju� takie poczucie winy, jakby sam maltretowa� dzieci. By� pewien, �e jego ma�a c�reczka wr�ci do domu zalana �zami, zdruzgotana rygorem pierwszego dnia w szkole. Nieraz zadawa� sobie pytanie, czy jednak Nina nie mia�a racji. Mo�e powinien zosta� w Nowym Jorku, gdzie Freddie mia�a przyjaci�ki i bliskie osoby, gdzie czu�a si� u siebie? Z neseserem w r�ku i marynark� przerzucon� przez rami� wyruszy� do domu. Mia� do przej�cia niewiele ponad kilometr. By�o bardzo ciep�o jak na t� por� roku. Wykorzysta pogod� i dop�ki nie nadejdzie zima, b�dzie chodzi� piechot� do szko�y i z powrotem. Ju� zd��y� zakocha� si� w tym mie�cie. By�y tu �adne ma�e sklepiki i stare domy wzd�u� g��wnej ulicy, wysadza- 28 �& DRUGA MI�O�� N A T A S Z Y nej drzewami. Miasto by�o dumne ze swego college'u, a tak�e ze swojej historii, tradycji i presti�u. Ulica pi�a si� w g�r�. Tylko gdzieniegdzie p�yty chodnika by�y p�kni�te w miejscach, gdzie podminowa�y je korzenie drzew. Mimo przeje�d�aj�cych samochod�w by�o na tyle cicho, by m�c us�ysze� szczekanie psa czy muzyk� dochodz�c� z okolicznych dom�w. Jaka� kobieta, sadz�ca bratki wok� ganku, podnios�a g�ow� i pomacha�a do niego. Spence u�miechn�� si� i te� pozdrowi� j� ruchem r�ki. Nawet mnie nie zna, pomy�la�, a jednak mnie pozdrowi�a. Ju� si� cieszy� na nast�pne spotkanie. Mo�e dla odmiany b�dzie sadzi� cebulki albo odgarnia� �nieg sprzed domu... Czu� unosz�cy si� w powietrzu zapach jesieni. Z jakich� bli�ej niewyt�umaczalnych powod�w ogarn�a go nag�a rado��. Nie, nie pope�ni� b��du. On i Freddie b�d� tu u siebie. Nie minie tydzie�, a to miasto stanie si� ich domem. Zatrzyma� si� przy kraw�niku, czekaj�c a� przejedzie furgonetka. Po drugiej stronie ulicy zobaczy� znany mu ju� szyld sklepu z zabawkami. �Zabawny Domek". Podoba mi si�, pomy�la�. Trafna nazwa. Zapowiada zabaw� i rado��, tak jak jego wystawa, na kt�rej domki dla lalek, pucu�owate lalki i malutkie czerwone samochodziki obiecywa�y w �rodku prawdziwy skarbiec dla dzieci. W tym momencie nie by� w stanie my�le� o niczym innym jak o znalezieniu czego�, co wywo�a�oby u�miech na twarzy jego c�rki. Rozpieszczasz j�, zad�wi�cza�y mu w uszach s�owa Niny. A wi�c? Rzuci� okiem w lewo i w prawo i szybko przeszed� na drug� stron� ulicy. Jego ma�a dziewczynka wkroczy�a do autobusu szkolnego tak dzielnie, jak �o�nierz �& 29 wyruszaj�cy na pole bitwy. Nie b�dzie zatem nic z�ego, je�li dostanie co� w nagrod�. Dzwonek w drzwiach odezwa� si�, gdy tylko przekroczy� pr�g sklepu. W �rodku unosi� si� mi�y zapach. Mi�ta, pomy�la� i u�miechn�� si�. Z g��bi sklepu dochodzi�y d�wi�ki pozytywki. S�ucha� ich z przyjemno�ci�. - Ju� do pani id�. U�wiadomi� sobie, �e ju� zapomnia�, jak cudownie brzmi ten g�os. Tym razem nie zrobi z siebie g�upca. Dzi� jest przygotowany na jej widok, na g�os i zapach. Przyszed� tutaj, �eby kupi� prezent dla c�rki, a nie podrywa� w�a�cicielk� sklepu. A zreszt� - u�miechn�� si� do du�ej pluszowej pandy - dlaczego nie mia�by zrobi� jednego i drugiego? - Jestem pewna, �e Bonnie b�dzie zachwycona - powiedzia�a Natasza, nios�c miniaturow� karuzel� dla swojej klientki. - To pi�kny prezent urodzinowy. - Zobaczy�a j� par� tygodni temu i od tego czasu o niczym innym nie m�wi. - Babcia Bonnie udawa�a, �e nie przejmuje si� cen�. - Chyba jest ju� na tyle du�a, �eby si� z ni� nale�ycie obchodzi�. - Bonnie to bardzo rozs�dna dziewczynka - powiedzia�a Natasza i w tej samej chwili zauwa�y�a Spence'a stoj�cego przy ladzie. - Zaraz do pana podejd� - rzuci�a. Temperatura jej g�osu obni�y�a si� co najmniej o dwadzie�cia stopni. - Prosz� si� nie spieszy� - odpar�, nie podejmuj�c jej wojowniczego tonu. By�o jasne, �e postanowi�a go nie lubi�. To mo�e by� interesuj�ce, pomy�la�, dotrze� do przyczyn jej stosunku do niego. I spr�bowa� go zmieni�, doda� w duchu. 30 fr - Pi��dziesi�t pi�� dolar�w, pani Mortimer - powiedzia�a Natasza. - Ale�, kochana, tu jest cena sze��dziesi�t siedem dolar�w - zaprotestowa�a pani Mortimer. Natasza, kt�ra zna�a trudn� sytuacj� finansow� klientki, u�miechn�a si� tylko. - Ach, przepraszam. Nie m�wi�am pani, �e jest przeceniona? - Nie. - Pani Mortimer westchn�a z ulg�, odliczaj�c banknoty. - Mam dzi� dobry dzie� - u�miechn�a si�. - Bonnie te�. - Natasza obwi�za�a paczk� r�ow� wst��k�. - To ulubiony kolor Bonnie. Prosz� z�o�y� jej ode mnie �yczenia. - Oczywi�cie. - Babcia ostro�nie wzi�a pakunek. -Nie mog� si� ju� doczeka�, �eby zobaczy�, jak rozwija paczk�. Do widzenia, Nataszo. Natasza zaczeka�a, a� pani Mortimer wyjdzie. - �yczy pan sobie czego�? - zwr�ci�a si� do Spence'a. - Nawet bardzo. - Nie rozumiem - unios�a brwi. - Wie pani, co mam na my�li. - Mia� absurdaln� ochot� poca�owa� j� w r�k�. To niewiarygodne, pomy�la�. Mam trzydzie�ci pi�� lat, a zadurzy�em si� w kobiecie, kt�rej prawie nie znam. - Wspomina�em o tym poprzednio. - Tak? Czy c�rka jest zadowolona z lalki? - zmieni�a temat. - Zadowolona to ma�o. Ona j� kocha. Wie pani... -Wielkie nieba, j�ka si� jak uczniak. Pi�� minut w jej obecno�ci, a czuje si� jak nastolatek przed pierwsz� randk�. Z trudem si� opanowa�. - My�l�, �e poprzednio jako� nie mogli�my si� porozumie�. Powinienem przeprosi�? - Je�li pan chce. - W�a�nie dlatego, �e wygl�da� na DRUGA MI�O�� N A T A S Z Y �& 31 skruszonego i troch� skr�powanego, nie zamierza�a u�atwia� mu sprawy. - Przyszed� pan tylko po to? - Nie. - Oczy mu pociemnia�y. Natasza zastanawia�a si�, czy si� nie pomyli�a. Mo�e nie by� taki ca�kiem bezbronny. By�o co� g��bokiego w tych oczach, co� silniejszego i bardziej niebezpiecznego. A najbardziej zdumia�o j� to, �e uzna�a to za podniecaj�ce. Czuj�c niesmak do siebie, pos�a�a mu zdawkowy u�miech. - Co� jeszcze? - Szukam czego� dla c�rki. Do diab�a z t� wspania�� rosyjsk� ksi�niczk�, pomy�la�. Ma teraz wa�niejsze sprawy do za�atwienia. - Co by pan chcia�? - Sam nie wiem. - Rzeczywi�cie tak by�o. Od�o�y� neseser i rozejrza� si� po sklepie. Natasza podesz�a bli�ej. - Na urodziny? - Nie - wzruszy� ramionami. - Dzi� jest pierwszy raz w szkole i by�a taka... dzielna, kiedy wsiada�a do autobusu. Tym razem Natasza u�miechn�a si� spontanicznie i serdecznie. Spence'owi zamar�o serce. - Prosz� si� nie martwi� - uspokoi�a go. - Jak wr�ci do domu, na pewno b�dzie mia�a bardzo du�o do opowiadania. Wydaje mi si�, �e pierwszy dzie� jest trudniejszy dla rodzic�w ni� dla dzieci. - To najd�u�szy dzie� w moim �yciu - przyzna�. Roze�mia�a si�. W tym pomieszczeniu pe�nym lalek i pluszowych misi�w jej �miech zabrzmia� g��boko i niezwykle zmys�owo. - Wygl�da na to, �e oboje zas�u�yli�cie na prezent. 32 �& DRUGA MI�O�� N A T A S Z Y Poprzednio ogl�da� pan pozytywk�. Mam jeszcze jedn�, kt�ra mo�e si� panu spodoba�. Posz�a na zaplecze. Spence stara� si� nie zwraca� uwagi na delikatne ko�ysanie jej bioder i unosz�cy si� wok� dyskretny zapach perfum. Przynios�a drewnian� pozytywk� z ma�ymi figurkami kota, skrzypiec, krowy i ksi�yca. Rozbrzmia� �Stardust", a kiedy pozytywka przesta�a gra�, zobaczy� roze�mianego psa. - �liczna - zachwyci� si�. - To jedna z moich ulubionych. - Uzna�a, �e m�czyzna, kt�ry tak bardzo kocha swoj� c�rk�, nie mo�e by� z�y. U�miechn�a si�. - My�l�, �e to b�dzie mi�a pami�tka pierwszego dnia szko�y. Gdy tylko us�yszy muzyk�, przypomni sobie, �e jej tata o niej my�la�. - Je�li ten tata prze�yje pierwsz� klas�. - Przesun�� wzrok na Natasz�. - Dzi�kuj�. To �wietny pomys�. To najdziwniejsze, co mog�o jej si� przytrafi�. Ich cia�a nie dotyka�y si�, a jednak przechodzi� j� dreszcz. Na chwil� zapomnia�a, �e on jest klientem, ojcem, m�em. By� teraz tylko m�czyzn�. Mia� oczy koloru rzeki o zmierzchu. Jego wargi by�y nieprawdopodobnie poci�gaj�ce, n�c�ce. Na przek�r sobie, zacz�a si� zastanawia�, jak by si� czu�a, gdyby dotkn�� nimi jej ust, jak wygl�da�aby jego twarz, gdyby ich usta si� zetkn�y, a jej oczy odbija�y w jego oczach. Skonsternowana odst�pi�a o krok. - Zapakuj� - powiedzia�a ch�odniejszym tonem. Zaintrygowany t� nag�� zmian�, podszed� z ni� do lady. Czy�by dostrzeg� co� w jej pi�knych oczach? A mo�e tylko tak mu si� wydawa�o, bo tego pragn��? Nagle znowu sta�y si� lodowate. Dlaczego? - Nataszo... - Po�o�y� r�k� na jej d�oni. DRUGA MI�O�� N A T A S Z Y �& 33 Powoli podnios�a na niego wzrok. Zacz�a ju� nienawidzi� siebie za to, �e zwr�ci�a uwag� na jego r�ce. Mia� szlachetne d�onie, silne, ale smuk�e, z d�ugimi palcami. W jego g�osie by� spok�j i cierpliwo��, dzia�aj�ce koj�co na jej rozedrgane nerwy. - S�ucham. - Dlaczego mam wci�� wra�enie, �e utopi�aby mnie pani w �y�ce wody? - Myli si� pan - zaprotestowa�a. - Wcale tak nie my�l�. - Nie brzmi to zbyt przekonywaj�co. - Czu� pod palcami jej d�o�, mi�kk� i siln� zarazem. - Nie bardzo wiem, co takiego zrobi�em, �e traktuje mnie pani jak wroga. - A wi�c musi si� pan nad tym zastanowi�. P�aci pan czekiem czy got�wk�? Niecz�sto spotyka� si� z odmow�. Ugodzi�o to jego ego niczym ��d�o osy. Niewa�ne, �e jest pi�kna. Nie zamierza d�u�ej wali� g�ow� w mur. - Got�wk� - odpowiedzia�. S�ysz�c d�wi�k dzwonka u drzwi, cofn�� r�k� z jej d�oni. Do sklepu wpad�a tr�jka roze�mianych dzieci. Rudow�osy ch�opak o twarzy usianej piegami wspi�� si� na palce przy ladzie. - Mam trzy dolary - oznajmi�. Natasza st�umi�a �miech. - Jest pan dzi� bardzo bogaty, panie Jensen. Pos�a� jej szeroki u�miech, ukazuj�c puste miejsce po przednim z�bie. - Oszcz�dza�em. Chc� samoch�d wy�cigowy. Natasza tylko unios�a brwi, wydaj�c Spence'owi reszt�. - A czy twoja mama wie, �e zamierzasz tutaj wyda� oszcz�dno�ci swojego �ycia? - Jej ma�y klient milcza�. - Scott? 34 & Ch�opiec przest�powa� z nogi na nog�. - Nie powiedzia�a, �e nie mog�. - I nie powiedzia�a, �e mo�esz - doda�a Natasza. Opar�a si� o lad� i uszczypn�a go w policzek. - Id� do domu i spytaj mam�. Samoch�d b�dzie na ciebie czeka�. - AleNata... - Nie chcesz chyba, �eby twoja mama by�a na mnie z�a? Ch�opiec zastanowi� si� przez chwil�. Natasza wiedzia�a, �e bije si� z my�lami. - Chyba nie - przyzna� w ko�cu. - A wi�c id� i spytaj, a ja zatrzymam dla ciebie jeden samochodzik. - Przyrzekasz? - upewni� si�. Natasza po�o�y�a r�k� na sercu. - Przyrzekam. - Rzuci�a okiem na Spence'a i z jej oczu znik�o ca�e rozbawienie. - Mam nadziej�, �e prezent b�dzie si� Freddie podoba�. - Na pewno. - Wyszed� ze sklepu, �a�uj�c, �e nie jest dziesi�cioletnim ch�opcem bez jednego z�ba. Natasza zamkn�a sklep o sz�stej. S�o�ce jeszcze grza�o, by�o duszno. Pomy�la�a o pikniku w cieniu drzew. To przyjemniejsza wizja ni� posi�ek z kuchenki mikrofalowej, ale w tej chwili zupe�nie nierealna. W drodze do domu min�a par� wchodz�c� pod r�k� do restauracji. Kto� pozdrowi� j� z przeje�d�aj�cego samochodu, pomacha�a do niego. Mog�a wst�pi� do pubu i posiedzie� z godzin� przy szklaneczce wina, gaw�dz�c ze znajomymi. Nie mia�aby najmniejszych problem�w ze znalezieniem towarzystwa do kolacji. Prawie wszyscy tutaj si� znali. Wystarczy�o powiedzie� s��wko. DRUGA MI�O�� N A T A S Z Y �& 35 Ale nie by�a w towarzyskim nastroju. Nawet w�asne towarzystwo wydawa�o jej sienie do zniesienia. To przez ten upa�, powiedzia�a sobie. Upa�, kt�ry wisia� w powietrzu przez ca�e lato i nie zamierza� ust�pi� miejsca jesieni. To ten upa� sprawia�, �e wci�� by�a niespokojna, �e od�ywa�y wspomnienia. Bo to w�a�nie w lecie jej �ycie zmieni�o si� nieodwracalnie. Nawet teraz, po latach, gdy widzia�a r�e w pe�nym rozkwicie czy us�ysza�a brz�czenie pszcz�, czu�a b�l. I po raz kolejny zaczyna�a si� zastanawia�, co by by�o... Jak wygl�da�oby teraz jej �ycie, gdyby... Nienawidzi�a siebie za takie gry wyobra�ni. Teraz te� kwit�y r�e, mimo upa�u i braku deszczu. Posadzi�a je na niewielkiej grz�dce przed swoim mieszkaniem. Piel�gnowa�a je z rado�ci� i b�lem. Muskaj�c ich r�owe p�atki, zadawa�a sobie pytanie, czym�e by�oby �ycie bez obu tych uczu�? Delikatny zapach r� towarzyszy� jej do samych drzwi. W mieszkaniu panowa�a cisza. My�la�a, czy nie warto by�oby sprawi� sobie kota albo papu�ek, �eby kto� wita� j�, gdy wraca�a wieczorem, �eby j� kocha� i by� od niej zale�ny. Ale p�niej uzmys�owi�a sobie, �e by�oby nie w porz�dku zostawia� �ywe stworzenie samo, kiedy sz�a do sklepu. W��czy�a muzyk� i zrzuci�a buty. To te� wywo�ywa�o wspomnienia. Romeo i Julia Czajkowskiego. Widzia�a siebie ta�cz�c� w rytm tych romantycznych fraz, otacza�o j� �wiat�o, muzyka pulsowa�a niczym krew, jej ruchy by�y p�ynne, kontrolowane. Potr�jny piruet wykonywa�a z najwy�sz� gracj� bez najmniejszego wysi�ku. To ju� przesz�o��, napomnia�a siebie. Tylko s�abi �a�uj� tego, co min�o. 36 A Przebra�a si�, jak zwykle, w lu�n� domow� sukni� bez r�kaw�w. Sp�dnic� i bluzk� powiesi�a od razu do szafy. Porz�dku nauczono j� jeszcze w dzieci�stwie. W lod�wce mia�a mro�on� herbat� i jedno z tych gotowych da�, kt�re wystarczy�o na moment wstawi� do kuchenki mikrofalowej. By�a na nie skazana, cho� szczerze ich nienawidzi�a. Roze�mia�a si�, naciskaj�c guzik. Zachowuj� si� jak stara kobieta, pomy�la�a rozdra�niona i wyko�czona upa�em. Westchn�a i przy�o�y�a do czo�a zimn� szklank�. Ten m�czyzna na ni� podzia�a�. Dzisiaj w sklepie przez par� chwil w�a�ciwie zacz�a go lubi�. By� taki wzruszaj�cy, tak si� troszczy� o c�rk�, chcia� da� jej co� w nagrod� za to, �e dzielnie stawi�a czo�o nowej szkole. Podoba�o jej si� brzmienie jego g�osu, spos�b, w jaki u�miecha� si� oczami. Przez chwil� wydawa�o jej si�, �e znalaz�aby z nim wsp�lny j�zyk, �e mogliby razem �mia� si� i rozmawia� do woli. P�niej jednak to si� zmieni�o. Przyzna�a, �e po cz�ci i ona by�a winna, ale nie umniejsza�o to jego winy. Poczu�a co�, czego nie czu�a przez bardzo d�ugi czas. Poczu�a podniecenie, po��danie. By�a o to na siebie z�a i wstydzi�a si�. A na niego by�a w�ciek�a. To tylko nerwy, pomy�la�a, wyjmuj�c danie z kuchenki. Podrywa� j�, jakby by�a naiwn� idiotk�, a potem spokojnie poszed� do domu z �on� i c�rk�. Kolacja z nim, te� co�. Wbi�a widelec w dymi�cy makaron z owocami morza. Tego typu m�czyzna oczekiwa�by zap�aty za wsp�lny wiecz�r. �wiece i wino, pomy�la�a ironicznie. Aksamitny g�os, uwodzicielskie oczy, zr�czne r�ce. I brak serca. Dok�adnie taki jak Anthony. Zirytowana odstawi�a na ifr 37 bok talerz i si�gn�a po szklank�. Teraz by�a ju� m�drzejsza ni� wtedy, gdy mia�a osiemna�cie lat. Du�o m�drzejsza. I du�o silniejsza. Nie by�a ju� kobiet�, kt�ra da�aby si� zwie�� urokowi i s�odkim s��wkom. Ale ten m�czyzna nie by� s�odki. On