13876
Szczegóły |
Tytuł |
13876 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13876 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13876 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13876 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GEORGE HERBERT WELLS
OPOWIE�CI FANTASTYCZNE
NIEWIDZIALNY CZ�OWIEK
ROZDZIA� I
PRZYBYCIE DZIWNEGO CZ�OWIEKA
Na pocz�tku lutego, w dzie� wietrzny i �nie�ny, zjawi� si� jaki� nieznajomy
cz�owiek.
Przyszed� pieszo ze stacji Bramblehurst, nios�c niewielki kuferek. By� owini�ty
od st�p do
g��w, mia� bardzo ciep�e r�kawiczki, a du�y pil�niowy kapelusz os�ania� mu twarz
tak
szczelnie, �e wida� by�o jedynie koniec b�yszcz�cego nosa. �nieg osiad� grub�
warstw� na
jego ramionach i piersiach, os�aniaj�c bia�ym pokrowcem tak�e i kuferek.
Na wp� �ywy dowl�k� si� do gospody �Pod Dyli�ansem� i rzuci� walizk� przed
lad�.
� Pok�j i ognia! � zawo�a�. � Dajcie ogrzany pok�j, pr�dzej, na mi�o�� bosk�!
Otrz�sn�� �nieg i uda� si� za gospodyni�, pani� Hall, do bawialni, aby si� z ni�
um�wi� o
mieszkanie. Dzi�ki paru suwerenom rzuconym na st� porozumienie by�o szybkie.
Zakwaterowa� si� od razu w gospodzie.
Pani Hall rozpali�a ogie� na kominku i pozostawi�a go samego na chwil�,
odchodz�c dla
przygotowania wieczerzy w�asnymi r�koma.
Go�� przybywaj�cy w porze zimowej na sta�e do Iping by� nies�ychan� gratk� dla
ober�ystki, pani Hall; postanowi�a wi�c dowie��, �e zas�uguje na takie wyj�tkowe
szcz�cie.
Skoro tylko s�onina zacz�a parska� na patelni, a �lamazarna pos�ugaczka,
Millie, zosta�a
zagrzana do
po�piechu paru dosadnymi zach�tami, pani Hall zanios�a obrus, talerze i szklanki
do
bawialni i nakry�a do sto�u z wielkim szykiem.
Cho� ogie� pali� si� jasno w kominie, ku swemu zdziwieniu zobaczy�a, �e go��
stoi w
kapeluszu na g�owie i w p�aszczu i odwr�cony do niej plecami patrzy przez okno
na zasypane
�niegiem podw�rze.
R�ce trzyma� skrzy�owane z ty�u. Zauwa�y�a, �e nie zdj�� r�kawiczek. Spostrzeg�a
r�wnie�, �e �nieg, niedostatecznie strzepni�ty z p�aszcza, topniej�c w ciep�ym
pokoju sp�ywa
strugami na posadzk�.
� Czy mog� zabra� pa�ski p�aszcz i kapelusz i wysuszy� je w kuchni? � spyta�a.
� Nie � mrukn�� pod nosem.
Sadz�c, �e nie dos�ysza� jej pytania, zamierza�a je powt�rzy�.
Odwr�ci� si� i spojrza� na ni� przez rami�.
� Wol� zatrzyma� i jedno, i drugie � rzek� z naciskiem.
Spostrzeg�a, �e ma szafirowe okulary i pod ko�nierzem p�aszcza bujne faworyty,
kt�re
zas�aniaj� mu zupe�nie policzki.
� Jak pan sobie �yczy � rzek�a z niezadowoleniem. � Za chwil� b�dzie zupe�nie
ciep�o
w pokoju � doda�a.
Nic na to nie powiedzia� i znowu zwr�ci� si� twarz� ku oknu. Pani Hall czuj�c,
�e nie
wci�gnie go do gaw�dy, postawi�a reszt� naczynia na stole, czyni�c to w tempie
staccatowym,
po czym wysun�a si� z bawialni.
Gdy powr�ci�a za chwil�, sta� jeszcze przy oknie, jak gdyby skamienia�, w
p�aszczu z
podniesionym ko�nierzem i w kapeluszu ze spuszczonym rondem.
Postawi�a jaja i s�onin� zamaszy�cie, z ha�asem. i zawo�a�a na ca�e gard�o:
� �niadanie podane!
� Dzi�kuj� � odpar� i ani drgn��, dop�ki nie zamkn�a drzwi za sob�. Wtedy
odwr�ci�
si� i przyst�pi� do sto�u z widocznym po�piechem.
Id�c do kuchni zacna matrona s�ysza�a szcz�k �y�ki obracanej w rondelku.
� Niezno�na dziewucha! � mrukn�a. � Ona si� z tym do jutra nie upora.
Wzi�a z r�k pos�ugaczki musztard�, w mgnieniu oka zaprawi�a ni� sos, nie
omieszkuj�c
wy�a j�� Millie za jej powolno��. Wszak ona, pani Hall, zd��y�a usma�y� jaja ze
s�onin�,
nakry� st�, poda� �niadanie, a ta �babra si� jeszcze z g�upi� musztard�. I to
dla nowego
go�cia, takiego, co chce zamieszka� na d�u�ej! Istne utrapienie z t� s�u�b�!
Nape�ni�a sosjerk� i postawiwszy uroczy�cie na z�oto�czarnej tacy zanios�a do
bawialni.
Gdy otwiera�a drzwi, go�� szybko si� poruszy�; zd��y�a jednak dostrzec, �e jaki�
bia�y
przedmiot znikn�� pod sto�em.
Wygl�da�o na to, �e go�� nachyla si�, aby co� podnie�� z ziemi. Postawi�a
sosjerk� na stole
i teraz dopiero zauwa�y�a, �e p�aszcz i kapelusz le�� na krze�le przed ogniem.
Para mokrych,
ociekaj�cych wod� but�w grozi�a rdz� l�ni�cej blasze przed kominkiem.
�mia�o podesz�a do krzes�a.
� Mog� chyba wzi�� i te rzeczy do wysuszenia? � spyta�a tonem nie dozwalaj�cym
sprzeciwu.
� Prosz� zostawi� kapelusz � rzek� go�� cicho i niewyra�nie, przy czym podni�s�
g�ow�
i bystro na ni� spojrza�.
Przez chwil� sta�a wpatrzona w niego i tak zdziwiona, �e s�owa zamar�y jej na
ustach.
Doln� cz�� twarzy go�cia os�ania�a serweta � jego w�asna � usta i szcz�ki za�
by�y
zupe�nie zakryte. Dlatego te� m�wi� g�osem przyt�umionym.
Ale nie zdziwi�o to pani Hall, natomiast wprowadzi� j� w zdumienie fakt, �e ca�e
czo�o nad
niebieskimi okularami by�o os�oni�te bia�ym banda�em, �e drugi banda� zakrywa�
oczy,
pozostawiaj�c odkryty tylko spiczasty i bardzo czerwony nos, ani odrobiny nie
poblad�y od
ciep�a, b�yszcz�cy tak jak przedtem.
Go�� mia� na sobie aksamitn� kurtk� brunatnego koloru z wysokim czarnym,
zakrywaj�cym szyj� ko�nierzem. Czarne, szczeciniaste w�osy przeziera�y k�pkami
spod
banda�y, nadaj�c mu tym bardziej cudaczny wygl�d, za� g�owa owini�ta by�a czym�
tak
niezwyk�ym, �e pani Hall stan�a jak wryta.
Go�� nie odejmowa� serwety, podtrzymuj�c j� r�k� ubran� w ciemnobr�zow�
r�kawiczk�,
i wpatrywa� si� w pani� Hall przez nieprzeniknione ciemne okulary.
� Prosz� zostawi� kapelusz� � powt�rzy� niewyra�nie przez serwet�.
Pani Hall zacz�a w�a�nie powraca� do siebie, och�on�wszy z wra�enia. Po�o�y�a
kapelusz
na krze�le przy ogniu.
� Nie wiedzia�am� nie sadzi�am� � t�umaczy�a si� l�kliwie i urwa�a zafrasowana.
� Dzi�kuj� � rzek� ch�odno, przenosz�c wzrok z jej twarzy na drzwi, a potem z
drzwi na
ni�.
� Wysusz� nale�ycie�� rzek�a zabieraj�c ubranie i wynosz�c je z pokoju.
W drzwiach spojrza�a raz jeszcze na jego twarz os�oni�t� banda�ami i serwet�.
Dreszcz j�
przebieg� mimo woli, gdy zamyka�a za sob� drzwi, a na twarzy jej �malowa�o si�
zdumienie.
� W �yciu moim� nigdy jeszcze� � mrucza�a id�c cichym krokiem do kuchni, a by�a
tak zaj�ta swoimi my�lami, �e zapomnia�a nawet spyta� Millie, czy d�ugo b�dzie
si� jeszcze
grzeba�a przy kominie.
Go�� siedzia� i nas�uchiwa�, dop�ki odg�os jej krok�w nie umilk�, po czym
spojrza� w okno
i dopiero wtedy zdj�� serwet� i zabra� si� do jedzenia.
Wzi�� do ust jeden k�s, spojrza� podejrzliwie w okno, wzi�� drugi k�s, nast�pnie
wsta� i z
serwet� w r�ku przeszed� si� po pokoju, wreszcie zasun�� w oknie firank�
pogr��aj�c pok�j w
p�cieniu.
Spokojniejszym ju� krokiem powr�ci� do sto�u i do swego �niadania.
�Biedak, mia� jaki� wypadek, operacje czy co� podobnego�� � my�la�a pani Hall
dok�adaj�c w�gla pod p�yt�. Przystawi�a krzes�o i rozpi�a na nim ubranie swego
go�cia.
�Podobniejszy do upiora ni� do �ywego cz�owieka� A jeszcze zakrywa si� t�
serwet��
Mo�e ma usta skaleczone?�
Odwr�ci�a si� nagle, bo przypomnia�a sobie wa�niejsze sprawy.
� C� u licha! � zawo�a�a grzmi�cym g�osem na Millie. � D�ugo b�dziesz ty mi
sta�a
jak gapa? Roboty huk, a ona si� nie ruszy do niczego!
A kiedy posz�a sprz�tn�� po �niadaniu, utwierdzi�a si� jeszcze w swoich
domys�ach, �e
go�� ma usta zranione albo �e zosta� oszpecony w jakim� wypadku; doln� cz��
twarzy
os�oni� bowiem fularem, kt�ry mu zakrywa� ca�e usta. Siedzia� w rogu, ty�em do
okna;
najedzony i rozgrzany przemawia� teraz uprzejmie i by� sk�onniejszy do rozmowy.
Odb�ysk
ognia na kominku dodawa� jego okularom blasku i jakby wyrazu.
� Mam troch� pakunk�w � powiedzia� � zostawi�em je na stacji Bramblehurst. Kiedy
m�g�bym je tu sprowadzi�?
Odpowiedzia�a mu, �e nie pr�dzej ni� jutro.
� Jutro? � podchwyci�. � Czy nie mo�na by wcze�niej?
� Nie.
� Czy za dobre pieni�dze nie poszed�by kto z taczkami na kolej?
Pani Hall, rada ze sposobno�ci, zacz�a si� rozgadywa�.
� Droga g�rzysta� � m�wi�a. � Mieli�my tutaj taczki, ale s�u�ba po�ama�a. Ju� to
zda�
si� na ich r�ce! Nie ma dla nich nic �wi�tego! W zesz�ym roku na tej drodze
wywr�ci� si�
pow�z� stangret i pan zabici na miejscu� Tak, tak, prosz� pana, o wypadek �atwo
w ka�dej
chwili�
Ale go�� nie da� si� zbi� z tropu.
� Zapewne� � odpar� spogl�daj�c na ni� przez swoje nieprzeniknione szk�a.
� �atwiej nabi� guza, ni� si� z niego wyleczy� � trzepa�a dalej wymowna
jejmo��. �
Syn mojej siostry, Tom, kosz�c traw� zrani� sobie r�k� kos�. Sta�o si� to w
jednej chwili, a
potem trzy miesi�ce nosi� r�k� na temblaku. Nie m�g� nic robi�, a co si� przy
tym nacierpia�!
Bo�e odpu��! Pan nie uwierzy, ale od tego czasu nie mog� patrze� na kos�.
� Rozumiem to � przyzna� go��.
� Bali�my si�, �e trzeba b�dzie robi� operacj� tak z nim by�o �le.
Go�� za�mia� si� nagle, a �miech ten by� podobny do szczekania, i urwa�.
� Tak z nim by�o �le? � powt�rzy�.
� Tak. To nie by�y �arty. Musia�am go opatrywa� w�asnymi r�koma, bo siostra
zaj�ta
ma�ymi. Trzeba by�o owija� i odwija� banda�e� tote� mog� �mia�o powiedzie�, �e
nabra�am
wprawy. Umiem si� obchodzi� z ranami jak cyrulik� i gdybym tak �mia�a spyta�
� Prosz� poda� zapa�ki. Zgas�a mi fajeczka� � przerwa� jej nagle nieznajomy.
Stropi�o to pani� Hall. �Ale brutal� Za jej dobre ch�ci, za jej serce� Jest�e tu
sprawiedliwo�� na �wiecie?� Spojrza�a na niego pragn�c mu wyrazi� swoj� pogard�,
ale nagle
przypomnia�a sobie dwa suwereny i posz�a po zapa�ki.
� Dzi�kuj� � rzek� ch�odno. Odwr�ci� si� do niej plecami i wyjrza� przez okno.
Pewnie nie lubi� s�ucha� o operacjach i banda�ach. Trudno. Ka�dy cz�owiek ma
swoj�
s�ab� stron�.
Nie �mia�a ju� o nic pyta�, jednak mrukliwo�� i nie�grzeczno�� go�cia
rozdra�ni�y j� w
najwy�szym stopniu i biedna Millie mia�a si� tego dnia z pyszna.
Nieznajomy pozosta� w bawialni do czwartej nie daj�c pani Hall najmniejszego
pretekstu
do wej�cia. Siedzia� i pali� fajk� przy kominku� a mo�e po prostu drzema��
Kilka razy ciekawe ucho przy�o�one do dziurki od klucza s�ysze� mog�o jakie�
mruczenie,
to znowu odg�os krok�w. Nieznajomy widocznie lubi� m�wi� g�o�no do siebie, cho�
niech�tnie rozmawia� z lud�mi.
ROZDZIA� II
PIERWSZE WRA�ENIA PANA TEDDY HENFREYA
O czwartej po po�udniu, gdy mrok ju� zapada�, a pani Hall wybiera�a si� wej�� do
bawialni
i zapyta� go�cia, czy nie napije si� herbaty, w tej w�a�nie chwili do gospody
wkroczy�
zegarmistrz, Teddy Henfrey.
� Psi czas! � zawo�a� od progu, przytupuj�c nogami.
Na dworze �nieg pada� coraz obficiej.
Pani Hall przyzna�a, �e pogoda okropna, i zauwa�y�a, �e Teddy ma ze sob� pude�ko
z
przyrz�dami.
� Skoro pan tu przyszed�e� � rzek�a � mo�e by� rzuci� okiem na zegar w bawialni.
Co
prawda idzie i dobrze bije, ale wskaz�wka wskazuj�ca godziny nie chce si�
porusza� i stoi
wci�� na sz�stej.
Zaprowadzi�a go przed drzwi bawialni, zapuka�a i wesz�a.
Otwieraj�c drzwi spostrzeg�a, �e go�� siedzi w fotelu przed kominkiem i
najpewniej
drzemie, bo zabanda�owana g�owa zwiesza�a si� w jedn� stron�.
Pok�j o�wietla�y jedynie czerwone odblaski g�owni. K�ty by�y ciemne, niewyra�ne,
a
ciemno�ci wydawa�y si� pani Hall jeszcze wi�ksze, bo przed chwil� zapali�a lamp�
w izbie
szynkowej i by�a o�lepiona �wiat�em.
Zda�o jej si�, �e go�� ma usta szeroko otwarte i tak ogromne, �e si�gaj� uszu.
By�o to wra�enie chwilowe, ale straszne, a ta obwi�zana g�owa i otwarta paszcza
mog�y si�
przy�ni� i dr�czy� jak zmora. Nieznajomy odwr�ci� si�, wsta� i podni�s� r�k� do
twarzy.
Pani Hall otworzy�a drzwi na o�cie�, aby wpu�ci� jak najwi�cej �wiat�a, i
zobaczy�a go�cia
wyra�niej: trzyma� przy ustach fular zas�aniaj�c si� nim tak, jak poprzednio
serwet�.
Gospodyni pomy�la�a, �e jej si� przywidzia�o.
� Czy pan pozwoli? Przyszed� tu zegarmistrz. Chce obejrze� zegar� � rzek�a
opanowuj�c chwilowy przestrach.
� Obejrze� zegar? � powt�rzy� nieznajomy rozgl�daj�c si� doko�a jak cz�owiek
zbudzony ze snu. � Niech ogl�da � m�wi� z zas�oni�tymi ustami.
Pani Hall wysz�a po lamp�. Go�� wsta� i przeci�gn�� si� leniwie. Wniesiono
�wiat�o. Teddy
Henfrey przest�pi� pr�g pokoju i znalaz� si� naprzeciw obanda�owanej postaci.
Potem
opowiada�, jak �ciarki go przesz�y� na ten widok.
� Dobry wiecz�r! � rzek� nieznajomy patrz�c na niego przez ciemne okulary,
kt�re,
wedle s��w pani Hall, czyni�y go podobnym do kraba.
� S�dz�, �e panu nie przeszkadzam? � spyta� pan Henfrey.
� Bynajmniej � odpar� nieznajomy � cho� s�dzi�em � tu zwr�ci� si� do pani Hall �
�e
pok�j ten jest mi oddany do wy��cznego u�ytku.
� Zdawa�o mi si�, �e pan b�dzie wola� mie� zegar naprawiony � b�kn�a pani Hall.
� Zapewne� zapewne� � mrukn�� go�� � ale ja przede wszystkim lubi� by� sam i nie
znosz�, �eby mi przeszkadzano.
Odwr�ci� si� plecami do kominka i wsun�� r�ce w kieszenie.
� Jak si� uporacie z tym zegarem, poprosz� o herbat�, ale nie pierwej, a� si�
sko�czy
reperacja.
Pani Hall zamierza�a w�a�nie wyj�� z pokoju � tym razem nie wszczyna�a rozmowy
nie
chc�c w obecno�ci Henfreya nara�a� si� na impertynencje go�cia � gdy ten zapyta�
j�, czy
pos�a�a ju� po jego pakunki na dworzec Bramblehurst. Odpowiedzia�a kr�tko, �e
poczciarz
obieca� je wzi�� na sw�j w�zek i �e je przywiezie nazajutrz.
� Czy nie mo�na by wcze�niej? � zapyta� nieznajomy.
Z wielk� godno�ci� i spokojem upewni�a go, �e to jest niemo�liwe.
� Musz� wyja�ni� � doda� � �e zajmuj� si� badaniami przyrody. Nie mog�em zrobi�
tego wcze�niej, bo by�em g�odny i zzi�bni�ty.
� Tak? � zawo�a�a pani Hall ze zdziwieniem, cho� niezupe�nie rozumia�a, co to
znaczy.
� W moich kufrach s� rozmaite przyrz�dy naukowe.
� S� one zapewne panu potrzebne?
� Dlatego te� chcia�bym je mie� jak najpr�dzej, �eby rozpocz�� dalsze badania.
� Ma si� rozumie�.
� Przyjecha�em tutaj do Iping po to tylko, �eby mie� spok�j i pracowa� w
samotno�ci �
m�wi� k�ad�c nacisk na te s�owa. � Nie znosz�, �eby mi przeszkadzano w robocie.
Przy tym
mia�em wypadek�
�By�am tego pewna�� � pomy�la�a pani Hall.
� Zmusza mnie to tak�e do trzymania si� z dala od ludzi. Mam s�aby wzrok, a
chwilami
tak mnie oczy bol�, �e musz� siedzie� po ciemku i zamyka� si� w pokoju. Zdarza
si� to od
czasu do czasu� Nie teraz, na szcz�cie. Wtedy lada szelest, wej�cie obcej osoby
do pokoju
dra�ni mnie okropnie. Chce, �eby o tym pami�tano.
� Dobrze � odpowiedzia�a pani Hall. � Je�li wolno zapyta�
� S�dz�, �e nie ma ju� nic wi�cej do powiedzenia � odrzek� nieznajomy z w�a�ciw�
sobie stanowczo�ci�.
Pani Piali zachowa�a swoje pytania i dowody wsp�czucia do lepszej sposobno�ci.
Po jej wyj�ciu nieznajomy stan�� przy kominku przygl�daj�c si�, jak twierdzi�
potem pan
Henfrey, naprawie zegara.
Pan Henfrey pracowa� pod sam� lamp�; blask jej o�wieca� jego r�ce, k�ka i
spr�yny,
pozostawiaj�c w cieniu reszt� pokoju, a kiedy spojrza� przed siebie, w oczach
miga�y mu
r�nokolorowe plamy.
Poniewa� by� z natury ciekawy, rozebra� wi�c maszyneri� zegara tylko dlatego,
�eby
d�u�ej zabawi� i nawi�za� rozmow� z nieznajomym. Ale ten sta� milcz�cy i
ch�odny, tak
ch�odny, �e to a� dra�ni�o pana Henfreya.
Mia� on chwilami takie uczucie, jak gdyby by� sam w pokoju; spogl�da� przed
siebie i
widzia� w g�stwinie zielonych plamek obanda�owan� g�ow� i ciemne okulary. Raz
spojrza�
ciekawie: para oczu i para okular�w skrzy�owa�y si� z sob�; Henfrey nie m�g�
wytrzyma�
�spojrzenia� tych szkie� i spu�ci� oczy.
By�o mu niera�no. Chcia�by pogada� Od czego tu zacz��! Powie, �e zima niezwykle
ostra w tym roku. Mia� to by� pr�bny strza�. Wycelowa�.
� Pogoda�� b�kn��.
� Czemu pan nie ko�czysz i nie odejdziesz sobie? � zagadn�� go nieznajomy ze �le
t�umion� w�ciek�o�ci�. � Masz pan nastawi� wskaz�wk�. Chwilka roboty, a pan si�
z tym
guzdrzesz i udajesz zaj�tego. To po prostu szarlataneria!
� Zaraz sko�cz� za minutk�. Zdawa�o mi si� Pan Henfrey zaraz te� sko�czy�
robot� i
odszed�, ale by� bardzo niezadowolony.
� Tam do licha. Trzeba czasem, przecie� naprawi� zegar! To nie cz�owiek, ale
jakie�
licho! Nie pozwala patrze� na siebie� A jest te� na co! � my�la� brodz�c po
�niegu. �
Gdyby ci� poszukiwa�a policja, to i wtedy nie m�g�by� si� szczelniej owin�� i
zabanda�owa�
Na rogu spotka� Halla, kt�ry o�eni� si� by� niedawno z w�a�cicielk� ober�y �Pod
Dyli�ansem�. Trudni� si� wi�c teraz dostaw� towar�w z Iping do stacji w�z�owej w
Sidderbridge. Stamt�d te� w�a�nie powraca�, zabawiwszy troch� w drodze.
� Jak si� masz, Teddy? � rzek� do pana Henfreya.
� Zastaniesz �adn� niespodziank� w domu! � odpar� Teddy.
� C� tam nowego? � spyta� Hall zaciekawiony.
� Nowy go�� do was zawita�. Winszuj�!
Tu pocz�� opisywa� nieznajomego w wymownych s�owach.
� Wygl�da, jak gdyby si� przebra� albo jakby chcia� si� ukrywa�. Ja, co prawda,
na
waszym miejscu chcia�bym widzie� te� twarz cz�owieka, kt�rego przyjmuje pod m�j
dach,
ale kobiety nie zastanawiaj� si� nad niczym, zw�aszcza je�li chodzi o
nieznajomych.
Rozgo�ci� si� ju� u was, a nie powiedzia� nawet swojego nazwiska.
� Co te� ty m�wisz? � zawo�a� Hall, kt�ry niezwykle powoli pojmowa�, o co
chodzi.
� M�wi� szczer� prawd� � ci�gn�� dalej Teddy. � Wzi�� pok�j na tydzie�. Nie
b�dziesz
m�g� pozby� si� go przed tygodniem, cho�by to by� nawet diabe� we w�asnej
osobie. A jutro
nadejd� jego pakunki. Ma ich podobno sporo. Daj Bo�e, �eby w pakach by�o co�
wi�cej
opr�cz kamieni. �ycz� ci tego, Hall.
Opowiedzia� przy tej sposobno�ci, jak jego ciotk� w Hastings jaki� nieznajomy
oszuka� za
pomoc� pustych kuferk�w.
Hall by� zaniepokojony i pe�en podejrze�.
� Do widzenia! � rzek�. � Musz� ja w to wnikn��.
Teddy poszed� dalej; by�o mu znacznie l�ej na sercu.
Zamiast jednak .,w to wnikn��, Hall zosta� porz�dnie z�ajany przez �on�, �e za
d�ugo
bawi� w Sidderbridge; na jego nie�mia�e pytania o go�cia odburkiwa�a niech�tnie
i
wymijaj�co.
Ale ziarno podejrzenia, kt�re Teddy zasia� w umy�le pana Halla, kie�kowa�o w
cicho�ci
mimo strachu przed �ona.
Tote� gdy nieznajomy poszed� spa�, co nast�pi�o o p� do dziesi�tej, pan Hall
�mia�o
wszed� do bawialni, obejrza� meble �ony, a�eby pokaza�, �e on jest tu panem, nie
za� �w
nieznajomy, i ze szczer� pogard� popatrza� na jakie� r�wnanie matematyczne
skre�lone na
kartce papieru. Id�c na spoczynek zaleci� pani Hall, aby si� dobrze przyjrza�a
pakunkom
go�cia, gdy nazajutrz przyjd� ze stacji.
� Pilnuj w�asnego nosa, a do mnie si� nie wtr�caj! � odpowiedzia�a mu na te rady
pani
Hall.
By�a tym opryskliwsza dla m�a, i� w g��bi duszy czu�a, �e ten obcy cz�owiek
jest jednak
bardzo dziwny, i sama ba�a go si� po trosze.
W�r�d nocy obudzi�a si� nagle. �ni�y jej si� du�e. bia�e g�owy w kszta�cie rzepy
lub
brukwi, osadzone na patykach i b�yskaj�ce czarnymi jak w�giel oczyma. Te g�owy
goni�y j� i
zia�y siark�. Ale �e pani Hall by�a osob� rozs�dn�, wi�c opanowa�a strach,
przewr�ci�a si� na
drugi bok i zasn�a w najlepsze.
ROZDZIA� III
TYSI�C I JEDNA FLASZKA
W taki spos�b dwudziestego dziewi�tego lutego, z pierwsz� odwil��, dziwna ta
osobisto��
sp�yn�a z mgie� niesko�czono�ci do Iping.
Nazajutrz przywieziono pakunki nieznajomego, a by�y to niezwykle pakunki:
najprz�d
para kuferk�w, jakie m�g�by mie� ka�dy rozs�dny cz�owiek, potem paczka z
ogromnymi
grubymi ksi��kami, by�y te� mi�dzy innymi pisane dziwnym pismem manuskrypty,
dalej
skrzynki, paczki i walizek co niemiara, a we wszystkich jakie� przedmioty
owini�te w s�om�.
Hall dowodzi�, �e to nic innego, tylko butelki.
Nieznajomy wyszed� przed dom w p�aszczu, w kapeluszu i r�kawiczkach, aby powita�
swoje baga�e, kt�re Fearenside przywi�z� z kolei.
� Nareszcie przysz�y! Tak d�ugo czeka�em � rzek� podchodz�c do w�zka.
Zdj�� najmniejsz� skrzynk�. Wtem pies Fearenside�a zacz�� ujada� i w chwili gdy
nieznajomy ze swoim pakunkiem wst�powa� na schody, rzuci� si� na niego z
wyszczerzonymi
z�bami.
Hall, kt�ry sta� tak�e w drzwiach gaw�dz�c z Fearenside�em, odskoczy� na bok
przestraszony.
� Do nogi! � krzykn�� Fearenside i podni�s� batog.
Widzieli obaj, �e z�by psa chwyci�y r�kawiczk�, widzieli, �e pies podskoczy� do
g�ry i
z�apa� za spodnie; ale w tej chwili bicz Fearenside�a powstrzyma� jego z�owrogie
zamiary.
Pies podwin�� ogon pod siebie i schowa� si� mi�dzy ko�a w�zka.
Sta�o si� to w mgnieniu oka. Nieznajomy spojrza� na swoje r�kawiczki i spodnie,
po czym
wszed� do gospody. S�yszeli, �e od razu uda� si� do swego sypialnego pokoju na
g�r�.
� Ty ga�ganie, bestio przekl�ta! � mrucza� Fearenside gramol�c si� na w�zek z
biczem
w r�ku. Pies ukry� si� jeszcze g��biej mi�dzy ko�a.
� Chod� no tu, chod�, sprawi� ci lanie. Hall przypatrywa� si� temu.
� Uk�si� go � rzek� wreszcie. � Trzeba by p�j�� zobaczy�.
I pod��y� za nieznajomym. W sieni spotka� �on�.
� Pies Fearenside�a pok�sa� go�cia � nie omieszka� jej oznajmi�.
Poszed� wprost na g�r�, a poniewa� drzwi od pokoju nieznajomego by�y otwarte,
wi�c
wszed� bez ceremonii, b�d�c z natury sk�onnym do serdecznych z lud�mi stosunk�w.
Zas�ony by�y spuszczone i w pokoju panowa� p�mrok. Hall zobaczy� co� jakby
r�kaw bez
r�ki i twarz z trzema niewyra�nymi plamami na bia�ym tle, twarz przypominaj�c�
bia�y kwiat
bratka.
Potem otrzyma� silne uderzenie w piersi, krzykn��, upad�, drzwi zatrzasn�y si�
za nim i
zosta�y zamkni�te na klucz. Sta�o si� to tak nagle, �e nie mia� czasu
zmiarkowa�, jak si� to
sta�o. Przed oczyma mign�y mu jakie� niewyra�ne kszta�ty, potem uczu� b�l i
pchni�cie. I oto
teraz sta� na schodach zastanawiaj�c si�, co te� to by� mog�o i co on takiego
widzia��
Po chwili wr�ci� do gromadki, kt�ra si� utworzy�a przed gospod�. Fearenside po
raz trzeci
opowiada�, jak pies rzuci� si� na nieznajomego; pani Hall czyni�a mu wym�wki
dowodz�c, �e
jego pies nie ma prawa zn�ca� si� nad jej go��mi.
Huxter, kupiec korzenny, wypytywa� ci�gle, jak to by�o, a Sandy Wadgers, kowal,
wyda�
s�d o tej sprawie; kobiety i dzieci plot�y tymczasem od rzeczy: �e nie powinno
si� trzyma�
takich ps�w, co k�saj�; zastanawia�y si�, dlaczego on chcia� k�sa�, i dowodzi�y,
�e na
dobrego cz�owieka by si� nie rzuci�.
Pan Hall stan�� na progu i s�ucha�, i sam sobie wierzy� nie chcia�, �e tak
dziwne rzeczy
zdarzy�y si� na g�rze. Zreszt� s�ownik jego by� za ubogi dla opisania tych
silnych wra�e�.
� Go�� nie chce opatrunku� � odpowiedzia� na pytania �ony. � Ot, lepiej zanios�
jego
rzeczy na g�r�.
� Trzeba mu natychmiast wypali� rany � radzi� Huxter � szczeg�lnie je�li s�
nabrzmia�e.
� Naturalnie, to pierwsza rzecz �� wt�rowa�a jaka� dama spo�r�d grupy s�uchaczy.
Nagle pies warkn��.
Na progu ukaza� si� nieznajomy, os�oni�ty szczelnie jak przed chwil�; mia�
ko�nierz
podniesiony do g�ry, a kapelusz spuszczony na oczy.
� Chcia�bym mie� moje pakunki jak najpr�dzej � rzek� niecierpliwie.
Jeden z obecnych zauwa�y�, �e ma inne r�kawiczki i spodnie.
� Czy pana pok�sa�? � pyta� Fearenside. � Przepraszam� Bardzo mi przykro�
� Nic mi nie jest. Nie zadrapa� nawet sk�ry � brzmia�a odpowied�. � Spieszcie
si� z
tymi rzeczami.
Pani Hall zapewnia, �e zakl�� pod nosem.
Skoro wedle jego wskaz�wek wniesiono pierwsz� skrzynk� do bawialni, nieznajomy
przypad� do niej skwapliwie i zacz�� j� odpakowywa� rozrzucaj�c s�om� po
pod�odze z
widocznym lekcewa�eniem posadzki pani Hall; wydobywa� p�kate flaszki nape�nione
jakim�
proszkiem i ma�e, w�skie, zawieraj�ce bia�y p�yn, dalej niebieskie flaszki z
napisem: trucizna,
okr�g�e flaszki z d�ugimi, wysmuk�ymi szyjkami, buteleczki ze szklanymi,
drewnianymi,
porcelanowymi korkami, butelki owini�te w sk�r�, butelki od wina, buteleczki od
oliwy.
Ustawia� je rz�dem na kominku, na serwantce, na pod�odze, na p�kach od ksi��ek,
na oknie,
wsz�dzie gdzie tylko by�o miejsce.
Apteka w Bramblehurst nie mog�a si� poszczyci� po�ow� tych flaszek. By�o na co
spojrze�!
Opr�nia�a si� skrzynka za skrzynk�, wydaj�c coraz nowe szwadrony butelek, a�
wreszcie
wszystkie skrzynki opustosza�y, a pod�oga i st� pokry�y si� s�om�. Opr�cz
butelek jedynymi
przedmiotami, kt�re si� z tych skrzy� wy�oni�y, by�y retorty i starannie
opakowana waga.
Skoro tylko wydobyto zawarto�� skrzynek, nieznajomy zbli�y� si� do okna i zabra�
si� do
roboty nie zwa�aj�c na rozrzucon� s�om�, nie dbaj�c, i� ogie� wygas� na kominku,
i nie
my�l�c o ksi��kach, kt�re pozosta�y jeszcze w pakach w sieni, ani te� o
walizkach
wniesionych do jego pokoju na g�r�.
Gdy pani Hall przynios�a mu obiad, by� ju� tak zaj�ty wlewaniem p�yn�w z flaszek
do
retorty, �e wcale nie s�ysza� jej wej�cia; ockn�� si� dopiero, gdy postawi�a
tac� na stole, a
uczyni�a to g�o�niej, ni� nale�a�o, pragn�c okaza� swe niezadowolenie z
zarzuconej s�om�
pod�ogi.
W�wczas odwr�ci� g�ow�, ale natychmiast zwr�ci� j� znowu ku oknu; zd��y�a jednak
spostrzec, �e nie mia� okular�w. Le�a�y one przy nim na stole. Spostrzeg�a
r�wnie�, �e ma
wpadni�te oczy, kt�re robi� takie wra�enie, jak gdyby wydr��ono z nich �renice.
W�o�y�
natychmiast okulary i zwr�ci� si� wprost do niej. Chcia�a ubolewa� nad
nieporz�dkiem w
pokoju, lecz uprzedzi� j� odzywaj�c si� g�osem gniewnym, rozdra�nionym :
� Wymawiam sobie, �eby pani wchodzi�a bez pukania.
� Puka�am, ale pan�
� By� mo�e. Jestem zaj�ty badaniami� bardzo wa�nymi� Najmniejsza przeszkoda,
byle skrzypni�cie drzwiami� Zmuszony jestem pani� prosi�
� Naturalnie, mo�e si� pan zamyka� od �rodka, skoro potrzeba koniecznie takiego
spokoju.
� Dobra my�l! � podchwyci� nieznajomy.
� Je�eli mi wolno si� odezwa�
� Nie trzeba. S�oma zawadza? Wpisz j� pani do rachunku.
Mrukn�� co� pod nosem. Brzmia�o to jak przekle�stwo.
Wygl�da� strasznie z butelk� w jednej r�ce, z retort� w drugiej, rozsierdzony,
zaczepny.
Pani Hall struchla�a, ale �e by�a z natury niewiast� rezolutn�, wiec nadrabia�a
min�.
� Chcia�abym wiedzie�, ile pan uwa�a��
� Dopisz pani szylinga. Wszak to dosy�?
� Niech i tak b�dzie � odpar�a pani Hall nakrywaj�c st� obrusem.
Odwr�ci� si� i usiad� do niej ty�em.
Przez ca�e popo�udnie pracowa� przy drzwiach zamkni�tych, jak to stwierdzi�a
gospodyni,
przewa�nie w milczeniu.
Raz jednak da� si� s�ysze� brz�k szk�a, jak gdyby kto� podni�s� nagle st� i
flaszeczki
pospada�y na ziemi�. Potem s�ycha� by�o kroki przebiegaj�ce pok�j. Boj�c si�,
czy nie sta�o
si� jakie� nieszcz�cie, pani Hall podesz�a do drzwi i nas�uchiwa�a.
� Nie mog� � mrucza� nieznajomy � nie mog� Trzykro� sto tysi�cy! Czterykro�
sto tysi�cy! Wszystko na nic! Cierpliwo�ci! Cierpliwo�ci! Szale�cze!
Do uszu pani Piali dolecia� brz�k pens�w; musia�a biec do izby szynkowej i ku
wielkiemu
swojemu �alowi nie dos�ucha�a reszty monologu.
Gdy powr�ci�a pod drzwi, w pokoju by�o ju� cicho; kiedy niekiedy rozlega� si�
tylko
chrz�st szk�a lub posuni�cie krzes�a po pod�odze. Nieznajomy zasiad� znowu do
pracy.
Wieczorem przynios�a mu herbat�; przy tej sposobno�ci zobaczy�a pot�uczone szk�o
na
posadzce i plamy, jakby od roztopionego z�ota. Zwr�ci�a mu na to uwag�.
� Prosz� wpisa� do rachunku� � odburkn�� nieznajomy. � Niech�e ja wreszcie mam
spok�j! Wpisujcie sobie do rachunku, co chcecie�
� Ja co� panu powiem..: � m�wi� tajemniczo Fearenside. By�o to wieczorem;
siedzieli
sobie w�a�nie w piwiarni.
� C� takiego? � pyta� Teddy Henfrey zaciekawiony.
� Ten drab, co to go m�j pies pok�sa�� jest czarny! Dojrza�em przez dziur� w
r�kawiczkach i w spodniach� Powiadam, �e czarny jak m�j kapelusz�
� To niepodobna! � zaprzeczy� Henfrey. � Nos ma przecie� czerwony�
� Prawda� � przyzna� Fearenside. � Ale nogi i r�ce ma czarne. Ot co powiem: ten
cz�owiek jest �aciaty. P� Murzyna� Czarna krew nie zmiesza�a si� dobrze z nasz�
i porobi�y
si� �aty� Takie wypadki zdarzaj� si� nie tylko pomi�dzy ko�mi, ale i w�r�d
ludzi�
ROZDZIA� IV
PAN CUSS BADA NIEZNAJOMEGO
Opowiedzia�em szczeg�owo, w jakich okoliczno�ciach nieznajomy przyby� do Iping,
a
uczyni�em to chc�c wyt�umaczy�, dlaczego wzbudzi� tak wielk� ciekawo��.
Lecz z wyj�tkiem paru drobnych wypadk�w pomin� milczeniem pierwsze chwile jego
pobytu.
Nieznajomy go�� miewa� nieraz z pani� Hall drobne zatargi o porz�dek, lecz
zawsze
przekonywa� gospodyni� dodatkow� zap�at�. Trwa�o tak do ko�ca kwietnia, kiedy to
zacz�y
si� objawia� pierwsze braki pieni�ne.
Hall nie znosi� nieznajomego; przy ka�dej sposobno�ci radzi� go si�. pozby� i
wykazywa�
korzy�ci takiego kroku; ale jego niech�� by�a bierna i ogranicza�a si� do
unikania go�cia.
� Poczekam do lata� � przedk�ada�a mu energiczna ma��onka. � Jak arty�ci zaczn�
si�
zje�d�a�, wtedy pogadamy. Zanadto wymagaj�cy, to prawda, ale p�aci akuratnie i
do
rachunk�w nie zagl�da.
Go�� nie chodzi� nigdy do ko�cio�a i nie robi� �adnej r�nicy pomi�dzy niedziel�
a dniem
powszednim. Pani Hall zauwa�y�a, �e nie pracuje tak jak inni, statecznie,
porz�dnie.
Raz schodzi� do bawialni wcze�nie i by� zaj�ty przez ca�y dzie� do p�nego
wieczora. To
znowu wstawa� p�no, przechadza� si� po pokoju, ca�ymi godzinami pr�nowa�,
pali�
fajeczk� albo drzema� w fotelu. Nie utrzymywa� �adnych stosunk�w ze �wiatem.
Humor mia� tak�e dziwny: by� zawsze rozdra�niony, gniewny, przychodzi�y te� na
niego
jakie� napady, w�wczas t�uk�, druzgota�, co mu wpad�o w r�k�, nie pytaj�c, szk�o
nie szk�o,
meble nie meble. Mia� zwyczaj m�wienia ci�gle do siebie, ale cho� pani Hall
nadstawia�a
dobrze uszu nakrywaj�c do sto�u, a nieraz te� i pods�uchiwa�a pod drzwiami, to,
co s�ysza�a,
by�o dla niej zupe�nie niezrozumia�e, jakkolwiek wypowiadano w rodzimym j�zyku.
Rzadko bardzo wychodzi� we dnie, ale za to o zmroku, bez wzgl�du na deszcz,
ch��d i
wszelk� niepogod� zwyk� by� wyrusza� na spacery owini�ty tak szczelnie, �e mu
zaledwie
nos by�o wida�; wybiera� zwykle do przechadzek miejsca ustronne, odleg�e i
ocienione g�sto
drzewami. Wracaj�cy do domu wie�niacy i rzemie�lnicy przestraszali si�, gdy
nagle spoza
krzak�w ukazywa�a im si� g�owa obanda�owana, os�oni�ta kapeluszem, i posta�
d�uga, jakby
drewniana.
Kt�rego� wieczoru Teddy Henfrey, wychodz�c oko�o dziewi�tej z szynku �Pod
Czerwon�
R, zobaczy� nagle przed sob� czaszk� bia��, jakby trupi�, wetkni�t� w ciemny
fa�dzisty
p�aszcz. To go�� pani Hall przechadza� si� z kapeluszem w r�ku. Dzieci widz�c go
o zmroku
pierzcha�y przera�one, a potem w nocy mia�y niespokojne sny i krzycza�y ze
strachu przed
widziad�em.
Nie wiadomo, kto kogo bardziej nie cierpia�: on dzieci czy te� dzieci jego, lecz
to pewne,
�e pomi�dzy obu stronami istnia�a wyra�na antypatia.
Ma si� rozumie�, �e cz�owiek tak cudaczny musia� by� przedmiotem cz�stych rozm�w
w
takiej zapad�ej wiosce, jak Iping.
Co do przedmiotu jego zaj�� i zakresu jego pracy zdania by�y podzielone.
Pani Hall zapytywana o to odpowiada�a niezmiennie, �e jej go�� jest �badaczem
robi�cym
do�wiadczenia�; m�wi�c te s�owa ka�d� sylab� wymawia�a z osobna, ostro�nie, jak
gdyby si�
ba�a kt�r�� po�kn��.
Je�li j� pytano, co robi taki badacz, podnosi�a zwykle g�ow� do g�ry i z pewn�
wy�szo�ci�
odpowiada�a, �e ka�dy cz�owiek wykszta�cony powinien sam o tym wiedzie�, daj�c
do
zrozumienia, �e jej go�� robi �wa�ne odkrycia�. Napomyka�a, �e podczas
do�wiadcze�
zdarzy� mu si� wypadek, dlatego sk�r� na twarzy i na r�kach ma zupe�nie
bezbarwn�, jakby
martw�, i nie lubi, gdy mu si� przygl�daj�.
Poza jej plecami wyra�ano przypuszczenia, �e nieznajomy jest po prostu
zbrodniarzem
pragn�cym si� ukry� przed policj� i �e to jedynie sk�ania go do os�aniania
twarzy.
Ta my�l wysz�a z m�drej g�owy znanego ju� nam pana Teddy Henfreya. Ale nie
s�yszano,
aby jaka� g�o�niejsza zbrodnia zdarzy�a si� w po�owie lub w ko�cu lutego.
Taka hipoteza, przeszed�szy przez alembik �wiat�ego umys�u pana Gould,
nauczyciela
szk�ki ludowej, zabarwi�a si� innym odcieniem. Pan Gould twierdzi�, �e
nieznajomy jest
anarchist� i �e wyrabia jakie� straszne materia�y wybuchowe; postanowi� przeto
zwr�ci� na
niego baczniejsz� uwag� wyr�czaj�c w tyra opiesza�� policj�. Tote� ilekro� go
spotka�,
patrza� na niego badawczym wzrokiem. Wst�powa� te� cz�sto do pani Hall i
zr�cznie j�
wypytywa�, ale ta walka potajemna nie przynosi�a �adnych owoc�w.
Inne przekonania �ywi� pan Fearenside. Ten stanowczo dowodzi�, �e to �diabelski
mieszaniec� i �e jest ��aciaty�. S�uchaj�c tego Silas Durgan przedk�ada�, �e
nieznajomy,
zamiast robi� wynalazki, powinien si� pokazywa� na jarmarkach, a z pewno�ci�
zebra�by
wi�cej pieni�dzy.
Inni wreszcie dowodzili, �e to jest po prostu nieszkodliwy wariat. To
wyja�nienie
t�umaczy�o najlepiej r�ne cudactwa nieznajomego i trafia�o do przekonania
wi�kszo�ci
obywateli Iping. Mieszka�cy Sussex maj� umys�y trze�we, niesk�onne do przes�d�w
i wiary
w nadprzyrodzone si�y, tote� dopiero po wypadkach wynik�ych na pocz�tku kwietnia
po raz
pierwszy zacz�to widzie� w tym wszystkim dzia�anie z�ego ducha; ale w�wczas
dawa�y temu
pos�uch jedynie kobiety.
Bez wzgl�du jednak na swe zapatrywania i przypuszczenia wszyscy mieszka�cy Iping
zgodnie nie cierpieli go�cia pani Hall. Jego ci�g�e rozdra�nienie mog�o by�
zrozumia�e dla
cz�owieka pracuj�cego umys�owo i �yj�cego w mie�cie, by�o za� rzecz� niepoj�t�
dla
prostych wie�niak�w w Sussex.
Bo i kt� w tej zapad�ej wiosce m�g� zrozumie� b��kanie si� po nocy, l�k przed
ludzk�
ciekawo�ci�, zamykanie okiennic, gaszenie �wiec i lampy, jadanie zawsze w
samotno�ci; kto
m�g� pochwala� takie dziwne post�pki?
Gdy nieznajomy przechodzi� ulicami wioski, usuwano mu si� z drogi, a gdy ju�
przeszed�,
m�odzi ch�opcy ze zwyk�� u m�odzie�y sk�onno�ci� do drwin i na�ladownictwa
podnosili
ko�nierze i szli za nim przedrze�niaj�c jego ch�d i ruchy. Kr��y�a te� w owym
czasie
piosenka ludowa pod tytu�em Czlowiek�upi�r. Panna Satchell za�piewa�a j� kiedy�
na
wiejskim koncercie przy �wietle ko�cielnych kandelabr�w. Odt�d, skoro tylko
nieznajomy
ukaza� si� z dala, wiejskie �obuzy bieg�y za nim wo�aj�c: �Cz�owiek�upi�r!
Cz�owiek�upi�r!�
Felczer Cuss po�erany by� ciekawo�ci�. Banda�e budzi�y w nim profesjonalne
zainteresowanie, a wie�� o tysi�cu i jednej flaszce przejmowa�a go zawistnym
szacunkiem.
Przez ca�y kwiecie� i maj czyha� tylko na sposobno��, aby porozmawia� z
nieznajomym;
wreszcie oko�o Zielonych �wi�tek skorzysta� z okazji i podczas zbierania sk�adek
na
sprowadzenie do wsi piel�gniarki poszed� z list� do pani Hall.
Zdziwi� si� wielce s�ysz�c, �e ta zacna matrona nie zna nazwiska swego go�cia.
� Poda� mi jakie� � m�wi�a �� ale nie dos�ysza�am�
Cuss wszed� do bawialni bez pukania:
W g��bi pokoju piskliwy g�os zakl�� siarczy�cie:
� . Przepraszam za moj� �mia�o�� � rzek� Cuss.
Drzwi zamkn�y si� i pani Hall nie mog�a s�ysze� dalszej rozmowy. Przez nast�pne
dziesi�� minut dolatywa�y j� tylko szepty, petem us�ysza�a okrzyk zdziwienia,
szastanie
nogami, odg�os padaj�cego krzes�a, wybuch �miechu i szybkie kroki na schodach.
Do sieni wbieg� Cuss, blady, z b��dnymi oczyma: Pozostawi� drzwi otwarte i nie
zwracaj�c
najmniejszej uwagi na gospodyni� przelecia� przez sie� i wybieg� na dw�r;
s�ysza�a jego
przy�pieszone kroki na go�ci�cu. Bieg� z kapeluszem w r�ku.
Pani Hall sta�a spogl�daj�c na otwarte drzwi bawialni, potem do uszu jej
dolecia�
st�umiony �miech nieznajomego. Ze swego punktu obserwacyjnego nie mog�a dojrze�
jego
twarzy. Drzwi od bawialni zamkn�y si� znowu i dom ogarn�a cisza.
Cuss poszed� wprost do pastora, pana Bunting.
� Czy ja oszala�em? � zawo�a� wchodz�c w skromne progi duchownego. � Czy ja
wygl�dam na wariata?
� Co si� sta�o? � rzek� pastor odk�adaj�c zeszyt z przysz�ym kazaniem.
� Ten cz�owiek z ober�y�
� No i c�?
� Dajcie mi si� czego� napi�! � wo�a� Cuss padaj�c na krzes�o.
Gdy uspokoi� nerwy kieliszkiem taniego sherry � by� to jedyny trunek odpowiedni
do
�rodk�w pastora � opowiedzia� mu swoj� rozmow� z nieznajomym.
� Wszed�em � m�wi� nie mog�c jeszcze z�apa� tchu � i przedstawi�em mu list� ze
sk�adkami na piel�gniark�. Schowa� r�ce w kieszenie i usiad� na krze�le.
Poci�ga� nosem.
Wida�, �e ma okropny katar. Powiedzia�em mu, �e dosz�o do moich uszu, jakoby
zajmowa�
si� sprawami naukowymi. Odpar�: �Tak� i kichn��. Nic dziwnego, �e jest
zakatarzony: tak si�
opatula. Zawini�ty od st�p do g��w. Wygl�da na mumi�. Przed�o�y�em mu projekt
utworzenia
funduszu na sta�� piel�gniark� chorych w naszej wiosce, a m�wi�c rozgl�da�em si�
doko�a.
Wsz�dzie butelki, flaszeczki, retorty, wagi; w pokoju unosi� si� dziwny zapach.
Zapyta�em,
czy podpisze. Odpowiedzia�, �e si� namy�li. Spyta�em go prosto z mostu, nad czym
pracuje,
czy zaj�ty jest badaniami. Odpowiedzia�: �Tak�. Czy to s� badania d�ugie?
Mozolne? � Na
to pytanie ju� si� zniecierpliwi�. �Diablo mozolne!� � rzek� takim g�osem, jak
gdyby mnie
odsy�a� do diab�a. � Tak? � podchwyci�em. Ten wykrzyknik, nie wiem dlaczego,
doprowadzi� go do w�ciek�o�ci. Ju� pierwej kipia�, a teraz wybuch� jak wrz�cy
kocio�, kiedy
nie mo�e pary z siebie wydoby�. �Co panu do mnie?� � zawo�a�. � �Co pan tu nos
w�cibia?� � Przeprosi�em go grzecznie. Zakaszla� i kichn��. Potem ju� spokojniej
m�wi�, �e
zaj�ty by� sporz�dzaniem pewnego przepisu. Wchodzi�o tam pi�� ingrediencji.
Wsypa� je do
retorty, odwr�ci� si� na chwil�. Okno by�o otwarte, wiatr uni�s� papier z
przepisem. W�a�nie
pali�o si� na kominku. Papier frun�� i wpad� w ogie�. On rzuci� si� za nim, ot
tak, i wydoby� z
p�on�cych g�owni. W chwili tej, dla pokazania mi, jak to by�o, wyci�gn�� rami�
� No i c�?
� W r�kawie nie by�o r�ki� � Ha? � pomy�la�em, � Spali� sobie r�k� Ma zapewne
korkow�, ale teraz j� wyj��. Potem jednak zastanowi�em si�, �e to dziwne. Je�eli
on nie ma
r�ki, to c� porusza si� w r�kawie? A powiadam panu, �e r�kaw by� pusty,
przynajmniej do
�okcia. Widzia�em to przez dziur� w ubraniu. � Wielki Bo�e! � krzykn��em. On
spojrza� na
mnie tymi strasznymi szklanymi oczyma, potem rzuci� okiem na sw�j r�kaw�
� I c� dalej?
� Umilk�, popatrzy� na mnie i w�o�y� r�kaw do kieszeni. � �M�wi�em � ci�gn��
dalej
� �e przepis pali� si�. Prawda?� � Zakaszla� pytaj�co. � Jakim sposobem. �
rzek�em �
mo�esz pan porusza� pustym r�kawem? � �Pustym r�kawem?� � zagadn��. � Tak,
pustym
r�kawem � powt�rzy�em. � �To jest pusty r�kaw? Czy� pan widzia�, �e to pusty
r�kaw?�
Wyprostowa� si� jak struna. I ja si� podnios�em. Post�pi� trzy kroki i stan��
tu� obok mnie.
Kichn�� znowu. Ja ani drgn��em, cho� ta owini�ta g�owa i te szklane �lepia mog�
najodwa�niejszego przestraszy�. � �Powiedzia�e� pan, �e to jest pusty r�kaw?� �
rzek�. �
�Naturalnie � powt�rzy�em. Milcza� przez chwil�, potem wyj�� r�kaw z kieszeni i
wzni�s�
r�k�, jak gdyby chcia� mi j� znowu pokaza�. Spojrza�em� Zimny pot wyst�pi� mi na
czo�o.
� R�kaw jest pusty � rzek�em odchrz�kn�wszy dla dodania sobie odwagi. Chcia� co�
powiedzie�. Strach mnie porwa�. Wyci�gn�� r�kaw w moj� stron� powoli, bardzo
powoli, ot
tak; mia�em go sze�� cali przed oczyma. Ciarki mnie przesz�y, gdym widzia�, jak
ten pusty
r�kaw si� zbli�a. A potem�
� No i c�?
� Potem jakie� dwa palce chwyci�y mnie za nos..:
Bunting roze�mia� si�.
� Dobrze si� panu �mia� � zawo�a� Cuss � ale ja przestraszy�em, si� okropnie.
Porwa�em go za r�kaw, potrz�sn��em nim i wybieg�em z pokoju jak oparzony.
Cuss umilk�. Nie mo�na by�o w�tpi� w szczero�� jego strachu. Obraca� si� na
krze�le, by�
bardzo wzburzony; wypi� drugi kieliszek lichego wina, kt�rym go pocz�stowa�
pastor.
� Kiedym go wzi�� za r�kaw � m�wi� dalej Cuss � to poczu�em pod palcami cia�o i
ko�ci�
� Wi�c r�kaw nie by� pusty?
Pan Bunting spojrza� na Cussa podejrzliwie.
� To dziwna historia� � rzek� � to istotnie bardzo dziwna historia! � powt�rzy�
z
naciskiem.
ROZDZIA� V
KRADZIE� NA PROBOSTWIE
O kradzie�y na probostwie dowiedziano si� od pastora i jego �ony. Zdarzy�o si�
to nad
ranem w drugi dzie� Zielonych �wi�tek, w dniu dorocznych zabaw w I ping.
Pani pastorowa obudzi�a si� nagle przed �witaniem, co jej si� wyda�o, �e kto�
otworzy�, a
potem zamkn�� drzwi od sypialnego pokoju. Nie obudzi�a m�a. lecz usiad�a na
��ku i
nas�uchiwa�a. Dolecia� j� wyra�ny tupot bosych n�g; drepta�y po s�siedniej
bawialni,
wreszcie oddali�y si� d���c przez sie� ku schodom.
Teraz dopiero pani Bunting obudzi�a m�a, cichutko, ostro�nie. W�o�y� okulary,
szlafrok i
pantofle, wyszed� po ciemku na schody i nadstawi� ucha. S�ysza� wyra�nie
chodzenie po
swoim gabinecie na dole, otwieranie biurka, a wreszcie silne kichni�cie.
Powr�ci� do pokoju, sypialnego, uzbroi� si� w najgro�niejszy or�, jaki mia� pod
r�k�� w
pogrzebacz i zszed� ze schod�w, jak m�g� najciszej. Pani Bunting wygl�da�a przez
uchylone
drzwi.
By�o oko�o czwartej po p�nocy; ciemno�ci ju� si� przerzedzi�y. W sieni
zarysowywa�y si�
�ciany i sprz�ty, drzwi do gabinetu tworzy�y czarn� plam�.
Doko�a panowa�a cisza przerywana tylko skrzypieniem schod�w pod nogami pana
Buntinga i szelestem dolatuj�cym z gabinetu.
Nagle co� brz�k�o, potem s�ycha� by�o otwieranie szuflady i szelest papier�w,
nast�pnie
rozleg�o si� p�g�o�ne przekle�stwo i potarcie zapa�ki. ��ty b�ysk o�wietli�
pracowni�.
Pan Bunting zszed� ju� by� i przez szpar� w drzwiach m�g� widzie� pulpit,
otwart�
szuflad� oraz p�on�c� na pulpicie �wiec�, ale z�odzieja nie widzia��
Sta� namy�laj�c si�, co robi�; pani Bunting, blada i przera�ona, zst�powa�a
powoli ze
schod�w id�c na odsiecz m�owi. Jedno tylko podtrzymywa�o pastora na duchu,
mianowicie
pewno��, �e z�odziej by� miejscowy, osiad�y we wsi.
Oboje ma��onkowie s�yszeli brz�k pieni�dzy, co �wiadczy�o, �e rabu� odszuka� ich
krwawe oszcz�dno�ci: dwa funty szterlingi w z�otej monecie po p� suwerena.
D�wi�k ten pobudzi� odwag� pana Buntinga. Chwyci� pogrzebacz i wpad� do pokoju,
a
�ona za nim.
� Poddaj si�! � zawo�a� gro�nie pastor. Wtem umilk� przera�ony. W pokoju nie
by�o
nikogo�
Jednak przed chwil� s�yszeli kroki i brz�k pieni�dzy. S�uch przecie� ich nie
myli�� Stali
oszo�omieni, wreszcie pani Bunting zajrza�a pod biurko, m�� jej podni�s� serwet�
zakrywaj�c� stolik do kart, potem pani pastorowa zagl�da�a za firanki, a pan
pastor grzeba� w
popio�ach kominka; pani pastorowa przerzuca�a papiery w koszu, a pan pastor
zaziera� do
koszyka z w�glem. Potem oboje stan�li na �rodku i patrzyli na siebie w niemym
zdziwieniu.
� By�bym przysi�g�! � szepn�� pan Bunting.
� �wieca! � odszepn�a pani Bunting. � Kto zapali� �wiec�?
� �wieca! pali� �wiec�?
� Szuflada otwarta, pieni�dzy nie ma� � m�wi� pastor.
Pani pastorowa podbieg�a do drzwi.
� To niepoj�te, to nies�ychane! � wo�a�a.
W sieni rozleg�o si� kichni�cie. Wybiegli oboje; w chwili tej drzwi od kuchni
stan�y
otworem.
� Bierz �wiec�! � krzykn�� pan Bunting. S�yszeli oboje odsuwanie rygla. Pastor
widzia�
otwieraj�ce si� drzwi na podw�rze. Nikt przez te uchylone drzwi nie wyszed�;
otworzy�y
si� i zamkn�y same�
W chwili tej zgas�a �wieca przyniesiona przez pani� Bunting z gabinetu. Stali
oboje na
progu obawiaj�c si� wej�� do kuchni.
Izba by�a pusta. Zamkn�li znowu i zaryglowali drzwi prowadz�ce na podw�rze,
zajrzeli we
wszystkie k�ty, nawet do st�giewki z woda, i wreszcie zeszli do piwnicy.
W ca�ym domu nie znale�li �ywej duszy, pomimo naj�ci�lejszych poszukiwa�.
By�o ju� dobrze widno, a oni jeszcze ze �wiec� lustrowali ka�dy pok�j z osobna.
� To nies�ychane! � powtarza� pastor po raz dwudziesty mo�e.
� Patrz� Zuzia schodzi z poddasza � szepn�a pani pastorowa. � Schowaj si� za
drzwi,
a jak wejdzie do kuchni, wracaj na g�r�.
ROZDZIA� VI
MEBLE OSZALA�Y!
Tego samego dnia, drugiego Zielonych �wi�tek, skore �wit, zanim jeszcze
utrapiona Millie
wsta�a do swych codziennych obowi�zk�w, ma��onkowie Hall, obudziwszy si�
wcze�niej ni�
zwykle, zeszli do piwnicy. Wiod�y ich tam tajemnicze sprawy b�d�ce w �cis�ym
zwi�zku z
piwem sprzedawanym w gospodzie.
Zaledwie znale�li si� w piwnicy, gdy pani Hall przypomnia�a sobie, �e zostawi�a
w pokoju
sypialnym butelk� z salsaparill�.
Poniewa� by�a ekspertem i g��wn� sprawczyni� zmian w sk�adzie chemicznym piwa,
zatem Hall zosta� wyprawiony na g�r� po butelk�.
Przechodz�c przez sie� zdziwi� si�, �e drzwi od pokoju go�cia s� otwarte. Wszed�
do
sypialni, znalaz� butelk�. Wracaj�c zdumia� si� widz�c, �e drzwi wchodowe s�
zamkni�te
tylko na klamk�, cho� zosta�y wieczorem zaryglowane.
Nie by� z natury domy�lny, jednak od razu zestawi� ten fakt z drugim, a
mianowicie z
otwartymi drzwiami pokoju go�cia, i dostrzeg� pomi�dzy obu faktami pewien
zwi�zek.
Przypomnia�y mu si� te� ostrze�enia pana Henfreya.
Wczoraj wieczorem sam przy�wieca� �onie, gdy zamyka�a drzwi na rygiel� Sta�
chwile,
przygl�da� si� od ryglowanym, drzwiom, wreszcie, nie rozstaj�c si� z butelk�,
powr�ci� na
g�r�.
Zapuka� do drzwi nieznajomego. Nie by�o odpowiedzi. Zapuka� znowu, popchn��
drzwi i
wszed�.
Przypuszczenia jego sprawdzi�y si�. ��ko by�o puste, pok�j r�wnie�, a co
dziwniejsza,
zastanowi�o to nawet niebystrego wcale pana Halla, na krze�le le�a�o ubranie,
jedyny garnitur
nieznajomego, i banda�e, kt�rymi mia� owini�t� g�ow�. Nawet kapelusz o szerokim
rondzie
pozosta� na ��ku.
Hall wszystko to rozwa�a�, powoli wyprowadzaj�c wnioski. Rozmy�lania te przerwa�
mu
gro�ny g�os �ony dochodz�cy z piwnicznych czelu�ci.
� Czeg� si� bawisz? � krzycza�a pani Hall. Pobieg� do niej co tchu.
� Joasiu� � szepta� p�dz�c po schodach. � To co m�wi� Henfrey, jest wida�
prawd�.
Jego w pokoju nie ma, a drzwi otwarte�
Pani Hall nie mog�a w pierwszej chwili zrozumie�, a gdy wreszcie poj�a, o co
chodzi, nie
ufaj�c jak zwykle m�owi zapragn�a przekona� si� na w�asne oczy i zobaczy�
pusty pok�j.
Hall, wci�� z butelk� w r�ku, szed� naprz�d.
� Jego nie ma, a ubranie jest� � m�wi�. � Jak on m�g� wyj�� bez ubrania? To
dziwne!
Gdy wychodzili z piwnicy do sieni, widzieli wyra�nie, �e drzwi wchodowe
otworzy�y si�,
a potem zamkn�y same. Pani Hall wysun�a si� naprz�d i pobieg�a na g�r�.
W sieni kto� kichn��. Hall id�cy o par� krok�w za �on� s�ysza� to kichniecie;
ona us�ysza�a
je tak�e, ale by�a pewna, �e to m�� kicha. Wbieg�a, otworzy�a drzwi do pokoju
go�cia i
rozejrza�a si�.
� To dziwne! � rzek�a p�g�osem.
Tu� za plecami us�ysza�a znowu kichni�cie; odwr�ci�a si� i ku wielkiemu swojemu
zdziwieniu spostrzeg�a, �e Hall jest jeszcze na schodach. Po chwili jednak by�
ju� przy niej.
Nachyli�a si�, powiod�a r�k� po ubraniu i po po�cieli.
� Ch�odna� � o�wiadczy�a. � Wyszed� co najmniej przed godzin��
Nag�e zdarzy�o si� co� dziwnego. Ko�dra podskoczy�a w g�r�, potem opad�a, tak
zupe�nie,
jak gdyby jaka� niewidzialna r�ka ods�oni�a ��ko i zakry�a je zaraz. W tej�e
chwili le��cy na
��ku kapelusz nieznajomego podskoczy� i uderzy� pani� Hall; potem skoczy�a
g�bka,
nast�pnie krzes�o z ubraniem nieznajomego zawirowa�o w powietrzu; ubranie spad�o
na
ziemie, cztery drewniane nogi zawis�y gro�nie nad g�owa pani Hall.
Gospodyni krzykn�a, krzes�o uderzy�o j� w plecy i wypchn�o za drzwi, w ten sam
spos�b
obszed�szy si� z jej ma��onkiem.
Wylecieli oboje. Za nimi trzasn�y drzwi; kto� zamkn�� je na klucz od wewn�trz�
Potem
s�ycha� by�o piekielny harmider, jak gdyby triumfalny taniec ��ka ze sto�kami,
wreszcie
zapanowa�a cisza.
Pani Hall zemdla�a wpadaj�c w otwarte ramiona swego ma��onka.
Przy pomocy Millie, obudzonej tym ha�asem, zdo�a� on znie�� t�ust� jejmo�� na
d� i
zastosowa� zwyk�e �rodki u�ywane dla przywracania zmys��w damom.
� To duchy! Nic innego, tylko duchy! � m�wi�a ocucona pani Hall. � Czyta�am o
tym
w gazetach� Wiem� sto�y i krzes�a podskakuj� i chodz� w powietrzu !
� Napij si� jeszcze troch�, Joasiu, to ci� pokrzepi� � namawia� Hall dolewaj�c
jej ginu.
� Zamknij go! � krzykn�a nagle. � Niech on mi si� nie pokazuje na oczy!
Powinnam
by�a domy�li� si�. Takie straszne oczy i g�owa owini�ta� i nigdy nie chodzi� do
ko�cio�a� I
te flaszki� tyle flaszek� Na co to porz�dnemu cz�owiekowi? Po wpuszcza� duchy w
moje
meble! Takie porz�dne, wys�u�one meble! Moja matka siadywa�a na tym krze�le, jak
by�am
jeszcze dzieckiem� I pomy�le�, �e to samo krzes�o zamierza�o si� na mnie i
podnosi�o nogi!
� Jeszcze kropelk�, Joasiu, dla uspokojenia nerw�w�
Posiali s�u��c� po pana Sandy Wadgersa, kowala.
� Pan Hall k�ania si� � m�wi�a � a meble na g�rze staj� d�ba� Mo�e pan do nas
zajdzie?
Pan Wadgers by� cz�owiekiem bywa�ym i wielce pomys�owym. Zmiarkowa� od razu, co
si� �wi�ci.
� To s� czary� � o�wiadczy�. � Nic nie pomo�e, tylko trzeba zawiesi� na sznurku
podkow�
Ma��onkowie chcieli, �eby poszed� na g�r�; ale jemu nie by�o pilno. Wola�
wypytywa�:
jak to w�a�ciwie by�o?
Do rozmowy przy��czy� si� obudzony wrzaw� pan Huxter, w�a�ciciel sklepu z
tytoniem z
przeciwka. Anglosaski zmys� parlamentarny ujawni� si� tu w pe�ni: by�o du�o
bezowocnej
gadaniny.
� Rozwa�my naprz�d fakty� � m�wi� pan Sandy Wadgers. � Zastan�wmy si�, czy
mamy prawo otwiera� drzwi przemoc��
Nagle drzwi pokoju na g�rze otworzy�y si� same. Zebrani na narad� zobaczyli
schodz�c�
ze schod�w posta� w p�aszczu, kapeluszu i ciemnych okularach.
Nieznajomy przeszed� przez sie� i stan��.
� Patrzcie!� � rzek�.
Oczy zgromadzonych pow�drowa�y za jego wyci�gni�tym palcem i ujrza�y butelk�
salsaparilli stoj�c� przy drzwiach od piwnicy.
Wym�wiszy to s�owo nieznajomy wszed� do bawialni i zanikn�� im drzwi przed
nosem,
bezlito�nie i z�o�liwie. Milczeli, dop�ki nie przebrzmia� zgrzyt klucza.
� Nie� to przechodzi ludzkie poj�cie! � odezwa� si� wreszcie pan Wadgers. �
Wejd�
pan, za��daj wyja�nienia� � rzek� do pana Halla.
M�� ober�ystki nie od razu zrozumia�, co ma zrobi�, a gdy mu to prze�o�ono
wyra�niej,
namy�la� si�. Dopiero popchni�ty przez �on� otworzy� drzwi i zacz��:
� Przepraszam�
� Id� pan do diab�a i zamknij drzwi za sob�!� � hukn�� nieznajomy grzmi�