13775
Szczegóły |
Tytuł |
13775 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13775 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13775 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13775 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ks. EDWARD STANIEK
W TROSCE O SUMIENIE
Rozważania nad Dekalogiem
WYDAWNICTWO SW. STANISŁAWA B. M.
ARCHIDIECEZJI KRAKOWSKIEJ
KRAKÓW 1996
¦
Projekt okładki: Urszula Pabian
Imprimatur: Kuria Metropolitalna w Krakowie
L. 3781/85/87, 3 X 1987
+ Kazimierz Górny, wikariusz generalny
Ks. Jan Dyduch, kanclerz
Wydanie II
ISBN 83-85903-39-9
Skład i druk: Wydawnictwo św. Stanisława B.M.
Groźna herezja
Upłynęło ponad dziesięć lat od wygłoszenia cyklu kazań katechizmowych opartych o Dekalog. Nie starciły one nic ze swej aktualności. Po orędziu o potrzebie doskonalenia sumienia, jakie ogłosił Jan Paweł II w Skoczowie, ich wymowa stała się jeszcze wyraźniej s za.
Pisząc słowo wstępne do ponownego wydania tekstu tych kazań, pragnę jedynie zwrócić uwagę na pojawienie się nowej groźnej herezji, która głosi ubóstwienie sumienia. Dla wielu ludzi sumienie staje się wyższą normą niż Boże prawo ujęte w Dekalogu. To ubóstwienie sumienia jest potrzebne dla etyki sytuacyjnej, która na wszelkie sposoby chce opanować serca współczesnego człowieka.
Sumienie jest najbliższą, ale nie najwyższą normą moralności. Więcej samo sumienie, jako najniższy trybunał sprawiedliwości, będzie sądzone w imię Dekalogu przez samego Boga. Wielu uważa, że będą sądzeni według swego sumienia, nie dodając - o ile ono jest prawe. Jeśli sumienie z ich winy nie jest prawe, czyli nie jest zharmonizowane z Dekalogiem, na progu wieczności poniosą odpowiedzialność nie tylko za złe czyny z których się sami usprawiedliwiali, ale i za zniszczenie sumienia lub brak troski o jego prawość. Dotykamy najważniejszej sprawy naszego pokolenia. Jeśli nie uda się obronić sumienia przed tą niebezpieczną herezją w skali społecznej, to trzeba to uczynić we własnym sercu. Współczesny świat potrzebuje świadków prawego sumienia.
Tomik, który oddaję w ręce czytelników, zamyka zasadniczo cykl najważniejszych tematów, dotyczących życia religijno-morał-
nego. Zatrzymuję się w nim na sumieniu, a ściśle mówiąc na jego obiektywnym ujęciu w formie przykazań Dekalogu.
Rzecz jasna nie chodzi o całościowe i wyczerpujące omówienie zagadnienia. Od tego są opasłe tomy podręczników teologii moralnej i społecznej nauki Kościoła. Chodzi raczej o przyjacielskie zaproszenie do odkrywania bogactwa mądrości i miłości, jakie Bóg zawarł w Dekalogu. Mam na myśli przede wszystkim pomoc, jakiej można udzielić sumieniu, ciągle zagrożonemu od wewnątrz przez egoistycznie nastawiony subiektywizm, zaś od zewnątrz przez szereg akcji, jakie podejmuje świat celem zagłuszenia jego wołania. Chodzi o wezwanie do wspólnego wysiłku ludzi dobrej woli, o świadome podjęcie pracy zmierzającej do budowy życia w oparciu o prawo, przekazane przez samego Boga w sumieniu każdego człowieka.
Tomik powstawał przez szereg miesięcy. Jest to bowiem cykl spisanych z taśmy magnetofonowej kazań niedzielnych, wygłoszonych w kościele Sióstr Felicjanek. W zasadzie pozostawiłem formę słowa mówionego - co ma swoje plusy, ale i minusy. Z tych ostatnich najpoważniejszym są powtórzenia, których przy przekładzie słowa mówionego na pisane nie zawsze można uniknąć.
Poruszone tu problemy mogą niejednego czytelnika denerwować, a nawet poważnie niepokoić. Nie ze wszystkim łatwo się zgodzić, nawet gdy wymagania stawia sam Bóg, a co dopiero gdy w nieudolny sposób przekazuje je człowiek. Dawało się to zresztą zauważyć już w trakcie głoszenia tych kazań. Szereg współczesnych problemów jest tak obolałych, że jakiekolwiek ich dotknięcie wywołuje krzyk bólu, a czasem po prostu skurcz strachu przed bólem. Nie wszystkie problemy mają podane rozwiązanie, zresztą nie o to chodzi. Recepty na życie nie ma. Jest ukazana dro-ga.Trzeba ją przebyć, a o tym, jaki należy postawić krok,
w konkretnym momencie decyduje sam człowiek, który tą drogą wędruje. On też bierze pełną odpowiedzialność za wybór i jego następstwa. Celem kazań było ukazanie piękna i wartości Bożej drogi życia oraz niebezpiecznych pułapek, jakie się na niej znajdują. Chciałem przestrzec przed fałszywym krokiem i jego konsekwencjami.
Pragnę przy okazji podziękować moim słuchaczom za wytrwałość w uczestniczeniu w tych rozważaniach. Ich zainteresowanie pomagało mi w przejściu tą drogą do końca. Szczególnie dziękuję tym, którzy - podejmując pewne tematy - stawiali konkretne pytania, podawali argumenty uzupełniające, a niejednokrotnie łagodzili - ich zdaniem - moje zbyt ostre wypowiedzi. Kazanie zawsze jest owocem współpracy Boga, kaznodziei i słuchaczy. Ci ostatni, choć najmniej zdają sobie z tego sprawę, w wielkim stopniu decydują zarówno o' problematyce jak i sposobie jej przedstawienia. Oby ten tomik ubogacił wielu, a jeśli zasieje niepokój, oby to był niepokój twórczy.
Kraków, 11 sierpnia 1996
SUMIENIE I DEKALOG
Sumienie i egoizm
Jednym z największych skarbów, jaki człowiek otrzymuje od Boga, jest sumienie. W pierwszych latach życia nie dochodzi ono do głosu, ponieważ potrzebuje dwu narzędzi, które rozwijają się w późniejszym okresie życia człowieka - rozumu i woli. W miarę jak dziecko zaczyna myśleć i rozróżniać, co dobre, a co złe, sumienie wzywa go do czynienia dobra i unikania zła.
Sumienie to głos Boga, który pragnie prowadzić człowieka drogą dobra. Jest to jednak głos delikatny, ponieważ nie może ograniczać wolności człowieka. W naszych czasach ta delikatność stanowi o jego słabości. Obok sumienia, w sercu człowieka mieszka jeszcze druga, niezwykle agresywna siła. Jest nią egoizm. Posiada przewagę nad sumieniem choćby z tej racji, że dochodzi do głosu znacznie wcześniej niż ono.
Sumienie rozróżnia rzeczy dobre i złe, nakazuje czynić pierwsze, a unikać drugich. Egoizm posługuje się rozróżnianiem rzeczy na przyjemne i nieprzyjemne, zmuszając niejako człowieka do sięgania po pierwsze i unikania drugich. Najczęściej podziały te się nie pokrywają i nakaz sumienia, by czynić dobro, egoizm odbiera jako trudny, wymagający ofiary, a więc nieprzyjemny, zaś zakazane zło traktuje jako owoc rozkoszy, niosący przyjemność. Sumienie przy tym liczy się zawsze z dobrem innych ludzi, egoizm natomiast nie bierze pod uwagę innych, lecz jedynie swoją własną przyjemność. Sumienie liczy się z wiecznością i ocenia wszystko w jej perspektywie, podczas gdy egoizm nawet nie chce liczyć się
ze śmiercią, która stanowi jego całkowitą klęskę. Egoizm zmierza do pełnego wykorzystania chwili obecnej, wyciskając z niej możliwie wiele dla siebie. Sumienie szanuje wolność, egoizm utożsamia wolność z robieniem tego, co się mu podoba, pogrążając człowieka w niewoli własnych zachcianek.
Egoizm prowadzi walkę z sumieniem i zmierza do tego, by przestało się odzywać. Każde pójście za egoizmem jest klęską sumienia, które głośno płacze, wypełniając serce człowieka goryczą. Są to tak zwane wyrzuty sumienia. Sumienie w ten sposób wzywa do naprawy popełnionego zła. Jeśli to zostanie uczynione, ono znów przejmuje kierownictwo w sercu człowieka i wypełnia je pokojem. Jeśli do jednego zła dany człowiek zacznie dodawać następne złe czyny, sumienie powoli milknie.
To jest mniej więcej tak, jak gdyby sumienie było idealnie czystym obrusem i jeśli pojawi się na nim plama, reaguje natychmiast, by usunięto tę plamę. Jeśli natomiast człowiek nie usunie tej plamy, a nawet w miarę czasu plam przybywa, obrus brudzi się jeszcze mocniej, stopniowo przestaje reagować, nie wzywa do oczyszczenia, staje się zbrukaną ścierką.
Bóg przemawia do człowieka przez sumienie, nawet wszelkie słowo zewnętrzne skierowane jest do sumienia i dopiero sumienie czyni je owocnym. Ono musi wydawać rozporządzenia, by człowiek mógł działać. Zło natomiast i świat przemawiają do człowieka przez egoizm i dlatego w sercu ustawicznie trwa wielkie zmaganie sumienia z egoizmem, które w rzeczywistości jest zmaganiem Boga - ze złem - o danego człowieka.
Doskonałość zasadza się na ochronieniu i udoskonaleniu sumienia, a niedoskonałość na oddaniu steru w ręce egoizmu. W pierwszym wypadku człowiek staje się posłuszny Bogu, w drugim posłuszny złu.
10
Metody niszczenia sumienia
W poprzednim rozważaniu zwróciłem uwagę na wartość sumienia i jego zagrożenie ze strony egoizmu. Dziś pragnę nieco dokładniej ukazać samą metodę niszczenia sumienia. Działanie egoizmu zmierza zasadniczo w trzech kierunkach: do nieliczenia się z nakazami sumienia, a więc do łamania sumienia; do zacierania granicy między dobrem i złem, czyli do osłabienia pracy i bystrości umysłu, który jest odpowiedzialny za ocenę moralną; wreszcie do osłabienia woli. Sumienie bowiem posługuje się rozumem i wolą, i jeśli jedno z tych narzędzi nie jest w pełni sprawne, jego działanie jest ograniczone. Egoizm bazuje z reguły na uczuciach i namiętnościach, one bowiem oceniają rzeczywistość pod kątem przyjemności, a nie pod kątem dobra i zła moralnego.
Zastanówmy się nieco dłużej nad istotą tego destruktywnego działania na sumienie. Pierwsza forma polega na lekceważeniu jego nakazów. Sumienie mówi: „nie kradnij", ale okazja jest wyjątkowa i dany człowiek decyduje się na kradzież. Sumienie przez tę kradzież zostaje uszkodzone. Druga kradzież jest już łatwiejsza, sumienie tak głośno nie krzyczy, następna staje się jeszcze łatwiejsza, aż wreszcie sumienie przestaje reagować. Egoizm przez doraźną korzyść odnosi zwycięstwo. On teraz dyktuje człowiekowi sposób postępowania, a nie sumienie. Jak długo sumienie potępia czyn, tak długo istnieje szansa naprawy. Kiedy znika już niepokój sumienia, nawrócenie staje się prawie niemożliwe. Jedynie jakieś bardzo mocne uderzenie łaski może jeszcze człowieka uratować. Ginekologowi najtrudniej zrobić pierwszą „skrobankę". Kiedy zrobi ich kilka tysięcy, to już jego sumienie nie reaguje na kolejne
11
popełniane przez niego morderstwa. Podobnie jest ze zdradą małżeńską, z zaniedbaniem modlitwy, z kłamstwem itd. To jest tak, jakby czułą wagę obciążyć ponad miarę ciężarem i doprowadzić do zniszczenia sprężyny. Taka waga już nie spełnia swej roli. Sumienie również można tak zniszczyć, że nie będzie reagowało na grzech.
Druga forma niszczenia sumienia to świadome pozostawanie w niewiedzy odnośnie tego, co jest dobre, a co ze. Wtedy człowiek robi to, co mu się podoba, usprawiedliwiając się, że nie wie, dlaczego coś miałoby być złe. Bardzo częsta forma niszczenia sumienia i to nawet u ludzi inteligentnych. Spotkałem wielu takich, którzy mając okazję do pogłębienia swej wiedzy na tematy moralne, odchodzili z uśmiechem, oświadczając: „Lepiej tego nie wiedzieć, bo życie jest wtedy łatwiejsze. Jak będę wiedział, to muszę według tego żyć". Ci biedni ludzie nie odkrywają, że zawiniona niewiedza nie tylko ich nie usprawiedliwia, lecz jeszcze bardziej obciąża. Jak się przed Bogiem usprawiedliwią, skoro na słowa: „nie wiedziałem", Bóg odpowie: „ale mogłeś wiedzieć"?
To tu należy szukać jednej z przyczyn rezygnowania z uczestnictwa w niedzielnej Mszy św. Trafnie to ujął młody inżynier: „Po co będę chodził? Aby słuchać, czego mi nie wolno? Mnie wszystko wolno, a księża ciągle zabraniają właśnie tego, na co ja mam ochotę. Lepiej nic nie wiedzieć i żyć na własną rękę". To przykład zaniedbania troski o doskonalenie sumienia, a często, jeśli ono miało w początkach właściwą formację, skuteczna metoda niszczenia jego wrażliwości.
Wreszcie trzecia forma: Osłabienie woli. Sumienie to nie tylko głos mówiący, co dobre, a co złe, lecz również siła nakazująca czynienie dobra, a unikanie zła. Ta siła posługuje się wolą człowieka. Jeśli wola jest słaba, to sumienie jest bezradne.
12
Człowiek pójdzie za tym, co łatwe i przyjemne, a nie za tym, co dobre. Stąd też zło przez egoizm zabiega usilnie o osłabienie woli. Dokonuje się to najczęściej przez nałogi, zwłaszcza bazujące na namiętnościach. Dramatem zaś dodatkowym jest utopienie człowieka w alkoholu, narkomanii lub lekomanii. Tu w grę wchodzi nie tylko nałóg, lecz i organiczny głód trucizny, która w danym momencie daje nieco przyjemności. Wola jest dodatkowo osłabiona przez agresywne żądanie ciała domagającego się trunku. Alkohol jak i narkotyki osłabiają nie tylko wolę, lecz również ograniczają używanie rozumu, a więc uniemożliwiają jasną ocenę tego, co dobre, a co złe. Warto dodać, że i tu, podobnie jak w wypadku zawinionej niewiedzy, odpowiedzialność człowieka za czyny popełnione nawet na skutek słabej woli i braku rozeznania, jest zawarta w odpowiedzialności za pierwsze upicie się lub za użycie narkotyków.
Można również niszczyć sumienie, gdy się nie słucha jego wezwania do czynienia dobra. Egoizm nie chce podjąć trudu. Sumienie wzywa, wydaje polecenie, ale się go nie słucha. Polecenia zostają nie wykonane. Po pewnym czasie sumienie nie wzywa do czynienia dobra. Już nie niepokoi człowieka. Zostało uszkodzone. To dlatego przepraszamy Boga nie tylko za złe czyny, ale i za zaniedbanie dobra.
i Bóg wspomaga sumienie
Mówiąc o sumieniu zwróciłem uwagę na delikatność jego głosu, który zawsze szanuje wolność człowieka. Zaznaczyłem również, że z naszego punktu widzenia ta delikatność często jest traktowana jako słabość. Agresywność egoizmu wymagałaby moc-
13
nogo i równie agresywnego przeciwnika. Dziś pragnę zaznaczyć, że sumienie może stać się mocniejsze niż egoizm - a dokonuje się to przez ciągle doskonalenie siły woli. Jeśli dobre sumienie ma do dyspozycji silną wolę, to jego zwycięstwo nad egoizmem nie jest trudne.
Bóg znając delikatność sumienia spieszy mu z pomocą, którą ofiaruje w bardzo różnorodny sposób. Może to być przykład uczciwych i sprawiedliwych ludzi, żyjących według poleceń sumienia. Oni dowodzą, że można wędrować przez życie w pełnym posłuszeństwie Bogu. Jeśli zaś oni mogą to czynić, to nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy i my tak postępowali.
Jeszcze skuteczniejszą pomocą są upomnienia ludzi zatroskanych o nasze dobro. Bóg posługuje się wobec nas swoimi prorokami. Niełatwo ich słuchać, czasem traktujemy ich jako naszych wrogów, w rzeczywistości są posłańcami Boga walczącymi o nasze sumienie.
Może to być matka lub ojciec, którzy upominają swoje dziecko. Jakże często u źródeł awantur między rodzicami i dziećmi jest właśnie troska o to, by one słuchały sumienia, a nie wędrowały za zachciankami egoizmu. Rodzice mają obowiązek upomnieć się
0 sumienie syna, córki, nawet gdy liczą dziewięćdziesiąt lat i są na łasce swoich dzieci.
Takim człowiekiem, którym Bóg się posługuje w budzeniu sumienia, może być żona wobec męża, lub mąż wobec żony. Spotkałem bardzo wzorową rodzinę. Najstarszy syn zdał w tym roku maturę. Atmosfera wyjątkowo miła. Dzielę się z nimi radością
1 mówię: „jak to miło spotkać dom pełen zgody i miłości". Na to mąż się uśmiecha i powiada: „ale od początku tak nie było". Dwa lata po ślubie zaczął wysiadywać z kolegami w restauracji, popijać piwo i grywać w karty. Pewnego dnia zjawiła się żona z pogrze-
14 . : ¦
baczem w ręku i zrobiła awanturę. Piwo i karty poleciały na ziemię: „gdzie twoje miejsce, chciałeś grać w karty, trzeba się było nie żenić. Marsz do domu". Nie chciał robić większej sceny. Zapłacił za rozbity kufel i wrócił do domu. Tydzień nie odzywał się do żony. Ale doszedł do wniosku, że ona ma rację. „Trzeba się było nie żenić". Zmienił postępowanie.
To żona zbudowała ten miły dom. Bywa i tak, że aż pogrzebaczem trzeba sięgać do sumienia, by je obudzić, by wezwać do wierności. Żona okazała się w rękach Boga narzędziem ratowania sumienia męża i szczęścia rodzinnego.
Takim człowiekiem może być przyjaciel. Jego upomnienie jest najskuteczniejsze. Zagrożenie odejściem, zerwaniem kontaktu zmusza do dokonania wyboru. Oto przyprowadzono mnie do ciężko chorego człowieka. Po drodze zaznaczono, że to nałogowy alkoholik. Leży na łóżku w skrajnym ubóstwie, jest trzeźwy i płacze. Całe wyznanie było połączone z potokiem łez. „Straciłem wszystko". Rozpoczęło się od straty bardzo dobrego przyjaciela. Kiedy po raz trzeci przyprowadził mnie upitego do domu, na drugi dzień oświadczył krótko: „albo ja i nasza przyjaźń, albo wódka - wybieraj". Wybrałem wódkę. Później odeszła żona i zabrała dzieci. Ona również jasno postawiła sprawę: „albo ja i dzieci, albo wódka". Wybrałem wódkę. Później przepiłem wszystko - i odeszli wszyscy. Zostałem sam. Dziś widzę, że Bóg mnie wiele razy upominał, a ja głupio wybierałem. Straciłem wszystko. Widzi ksiądz, dziś wiem, że nigdy nie ma tak, by tylko źli ludzie byli obok człowieka. Zawsze są również dobrzy, tylko że ich nie chcemy słuchać.
Trzeba umieć przyjąć człowieka, który upomina się o nasze sumienie. Trzeba też umieć upomnieć drugiego, gdy Bóg chce się nami posłużyć, by go uratować. Bóg ciągle wysyła proroków
15
J
ratujących sumienia ludzkie, a i my sami możemy być nimi wobec swoich bliskich. Bóg wspomaga sumienie przez sprawiedliwych i mądrych ludzi. Odrzucenie ich głosu jest odrzuceniem łaski!
Dramat grzechu
Ile razy mamy do czynienia ze zwycięstwem egoizmu nad sumieniem, tyle razy mamy do czynienia z grzechem. Jest to sięganie po owoc zakazany, najczęściej po jakąś formę przyjemności, doraźną korzyść, z pominięciem rozróżnienia między dobrem i złem. Z poprzednich rozważań jasno wynika, że jest to zawsze cios wymierzony w sumienie, to rana, która krwawi, a jeśli te cięcia sa ponawiane, może dojść do zamordowania sumienia.
Każdy zatem grzech jest stratą, a nie zyskiem. Człowiek szkodzi samemu sobie. Jak w naszym organizmie istnieje tajemniczy zmysł samoobrony, a zniszczenie go czyni organizm nieodpornym na choroby i prowadzi do ruiny, tak w życiu moralnym sumienie natychmiast reaguje bólem na złe czyny, domagając się ich naprawy. Jak człowiek, nie licząc się z prawami organizmu doprowadza do choroby, a nawet śmierci, tak nie przestrzegając praw sumienia może doprowadzić do duchowej śmierci.
Grzech jest zawsze lekceważeniem Boga, który przez sumienie mówi do człowieka, ale jest również niszczeniem dzieła Bożego. Człowiek działa wtedy wbrew Bogu, na własną rękę, niszcząc siebie samego. Niszczy tym samym możliwość współpracy z Bogiem. Jeśli murarz, zamiast przyjść do pracy w określonym dniu i wykonać zaplanowane zadanie, upije się, to nie tylko szkodzi sobie, ale i przedsiębiorstwu, obciąża kolegów dodatkową pracą, nie wykonując swojego zadania, opóźnia oddanie do użytku
16
obiektu. Odpowiedzialność jest nie tylko za upicie, lecz za wszystkie szkody wynikające z zaniedbania. Każdy człowiek jest pracownikiem Boga i grzech zawsze prowadzi do takiej dezorganizacji pracy zaplanowanej przez Stwórcę.
Jeśli robotnik zamiast wykonać to, co Bóg zaplanował, na własną rękę robi fuchę, to nie tylko jego sprawa, lecz i całego dzieła. Jego kradzież odbija się na całej budowie. W przedsiębiorstwie Boga wszystko jest dokładnie określone. Tu nikt nie może robić tak, jak się mu podoba. U Boga plany życia są opieczętowane, trzeba je dokładnie zrealizować.
Poważne nieposłuszeństwo Bogu jest równoznaczne z zerwaniem kontaktu z Nim. Spotkanie z Bogiem dokonuje się w sumieniu. To przez sumienie Bóg mówi do człowieka i przez sumienie człowiek mówi do Boga. Jest to zatem najistotniejsza więź decydująca o losach człowieka. Jeśli sumienie zostanie zniszczone, o spotkaniu nie ma mowy.
Nieposłuszeństwo sumieniu jest nieposłuszeństwem Bogu. Niewierność sumieniu jest niewiernością Bogu. Sumienie jest fundamentem zaufania i miłości, ono decyduje o odpowiedzialności człowieka. To w sumieniu Bóg jest obrażany lub wielbiony. W sumieniu też Bóg nagradza człowieka, udzielając mu pokoju, i w sumieniu go karze - wypełniając niepokojem.
Jeśli sumienie jest fundamentem zaufania i miłości - grzech, niszcząc tę miłość, obraża Boga. Niewierność sumieniu jest obrazą Boga, jak niewierność przyjaźni jest obrazą przyjaciela. Wprawdzie niewierność ta szkodzi przede wszystkim niewiernemu, lecz jego przyjaciel cierpi, została bowiem zniszczona więź między nimi. Cierpi również dlatego, że dostrzegając niewierność swego przyjaciela boleje nad nim. Tego rodzaju ból dosięga Boga. Jest to ból z powodu nieszczęść, jakie sobie gotuje ten, kogo kochał, idąc za
17
głosem egoizmu, a nie za jego wezwaniem. Bóg jak prawdziwy przyjaciel czeka na powrót tego, kogo kocha. Chociaż bywa, że odejście jest tak dalekie, iż głos czekającego przyjaciela już do odchodzącego nie dociera.
Czasem grzech może być awanturą zrobioną Bogu za to, że odważył się upomnieć człowieka. Po takiej awanturze Przyjaciel milknie i, mimo że jest blisko, nie odzywa się. Szanuje wolność człowieka nawet wtedy, gdy ona prowadzi go w przepaść nieszczęścia. Nie zostaje mu nic innego, jak czekać na wezwanie S.O.S. zaginionego przyjaciela, o ile takie wezwanie zostanie nadane.
Dekalog obiektywną normą moralną
Najskuteczniejszym wsparciem sumienia ze strony Boga było publiczne ogłoszenie Dekalogu, czyli dziesięciu przykazań, które w sposób obiektywny ukazują, co jest dobre, a co złe. Ogólne zasady: dobro należy czynić, a zła unikać, oraz: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe, Bóg - przez Mojżesza - rozpisał na szczegółowe przykazania, wskazując, co jest dobre, a co złe.
Samo sformułowanie przykazań posiada charakter nakazu, a więc taki, jak polecenia sumienia. Każde z nich jest adresowane bezpośrednio do jednostki, dlatego są sformułowane w liczbie pojedynczej, a nie mnogiej, mimo iż Dekalog został przekazany narodowi wybranemu jako prawo obowiązujące społeczność. Jest to prawo sumienia, podane do publicznej wiadomości. Bóg polecił je przepisać Mojżeszowi na kamiennych tablicach w tym samym brzmieniu, w jakim jest ono wyryte w sercu każdego człowieka.
Całość Dekalogu dzieli się na dwie części. Pierwsze trzy przykazania normują nasze odniesienie do Boga, domagając się od
18
człowieka zawierzenia, modlitwy i zarezerwowania czasu przeznaczonego na spotkanie z Nim. Pozostałe przykazania ujmują w normy relacje międzyludzkie. Jest to zatem prawo religijno-moralne.
Ogłaszając - przez Mojżesza - Dekalog, Bóg miał na uwadze zasadniczo dwie sprawy. Po pierwsze, by człowiek nie gubiąc się w subiektywizmie, mógł właściwie ocenić wartość swego postępowania, by wiedział, co jest dobre, a co złe. Ponieważ prawo to zostało objawione, zyskało dodatkowy, niepodważalny autorytet głosu samego Boga. Odtąd prawo sumienia ma obiektywną podstawę do rozważań i dyskusji. To obiektywne ujęcie prawa moralnego stanowi wezwanie do możliwie doskonałego zapoznania się z jego wymaganiami. Kto opowiada się po stronie sumienia, komu zależy na jego doskonaleniu, staje przed Dekalogiem jako przed całożyciowym zadaniem, które trzeba wykonać. Wykonanie to, czyli zachowanie poszczególnych przykazań, jest jednak niemożliwe bez troski o coraz doskonalsze ich poznawanie.
Drugi cel ogłoszenia Dekalogu miał charakter społeczny. Bóg przez Mojżesza organizował życie społeczne narodu wybranego. Nie ma zaś społeczności bez prawa. Zgoda na przestrzeganie określonego prawa decyduje o powstaniu społeczności. Prawo łączy ludzi. Cały zatem Dekalog trzeba rozważać zarówno z punktu widzenia jednostki, a więc sumienia konkretnego człowieka, jak i z punktu widzenia społecznego, to znaczy grupy ludzi, którzy pragną wspólnie żyć według tego prawa.
Życie religijno-moralne ze swej istoty ma charater społeczny. Wspólne zachowywanie Dekalogu ułatwia jednostce życie według jego zasad i odwrotnie, wysiłek jednostki celem jego zachowania jest cennym wkładem w tworzenie atmosfery szacunku dla Bożego
19
prawa we wspólnocie. Te dwa aspekty wzajemnie się uzupełniają i warunkują.
Zachowanie Dekalogu przez jednostkę żyjącą w środowisku odrzucającym jego nakazy jest bardzo trudne i w pewnych wypadkach wymaga heroizmu. Bóg zawsze wspomaga tych, którzy są Mu wierni. Czyni to najczęściej nie przez usuwanie trudności, lecz umacnianie i wspieranie człowieka, by był zdolny je pokonać. Przykład wspólnoty ludzi opowiadających się za Dekalogiem stanowi jedną z najcenniejszych pomocy, jaką można otrzymać tu na ziemi, pomocy ułatwiających życie według Bożych przykazań. Zaufanie, jakim można darzyć swoje środowisko i przykład innych, to wartość wprost nieoceniona. Odkrywa się ją w sytuacjach szczególnie trudnych, gdy człowiek szuka i potrzebuje wsparcia życzliwej ręki.
Spróbujmy dziś wspomnieć spotkanych w życiu ludzi, którzy dali nam przykład wiernego zachowania Dekalogu. Podziękujmy szczególnie za tych, którzy są blisko nas i trwają na wytyczonej przez Boga drodze życia.
Sumienie najbliższą normą moralną
Tydzień temu przedstawiłem Dekalog jako obiektywną normę moralności. Zwróciłem również uwagę na to, że dziesięć przykazań to prawo sumienia, z polecenia Boga spisane przez Mojżesza na kamiennych tablicach.
Dziś chciałbym jasno podkreślić, że istnieje pewna różnica między tymi dwoma ujęciami tego samego prawa. Polega zaś ona na tym, że jedno jest wypisane na zimnych, martwych tablicach z kamienia, a drugie na żywym sercu człowieka. Ma to swoje
20
daleko idące konsekwencje. Dekalog jest normą niezależną od człowieka, sumienie zaś jest ściśle związane z jego losami. Kamienne tablice nie reagują na zmieniające się sytuacje, w jakich znajduje się człowiek, a jego żywe serce ustawicznie musi na nie reagować. W sercu bowiem zapada decyzja co do działania, czy nie działania, serce dokonuje wyboru.
Sytuacje życiowe są niepowtarzalne. Każda jest inna i w każdej człowiek winien zachować prawo Dekalogu, o tym jednak, w jaki sposób ma to uczynić, decyduje właśnie sumienie. Ono uzwględnia wszystkie okoliczności i ono odpowiada za decyzje. Dotykamy tu sprawy wielkiej wagi. Znając przykazania Dekalogu i wiedząc, że stanowią one główną normę rełigijno-rno-ralną, musimy pamiętać, że o wcieleniu jej w życie decyduje sumienie. Poszczególne decyzje mogą być w pewnych sytuacjach bardzo trudne, ale sumienie musi je podjąć i musi ponieść wszystkie związane z tym konsekwencje - doczesne i wieczne.
Sumienie więc stanowi najbliższą normę moralną, która decyduje o wartości naszego czynu. Według tej normy będziemy przez Boga sądzeni. Ponieważ jest to sprawa czysto osobista, nikt prócz Boga nie potrafi w stu procentach sprawiedliwie osądzić danego człowieka. W świetle Dekalogu możemy osądzić jego czyn, ale nie potrafimy dokładnie ocenić stopnia jego odpowiedzialności. Stąd Jezus wzywa: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni".
Sumienie można doskonalić przez coraz głębsze zrozumienie norm Dekalogu, czyli poznanie, co jest dobre, a co złe. Można też wpływać na sprawność podejmowanej przez niego decyzji, umacniając wolę.
Cykl kazań, który rozpoczynamy, będzie miał na celu właśnie to głębsze zrozumienie przykazań Bożych. Chodzi o to, byśmy
21
z całym przekonaniem kierowali się w życiu wskazaniami Boga, zatroskanego o nasze dobro.
Prawo Boże należy zachowywać, a nie zmieniać
W naszym wieku, głośniej niż zwykle, ludzie, nawet ochrzczeni, domagają się od Kościoła rozwodów i prawa do powtórnego małżeństwa, uznania stosunków przedmałżeńskich za dozwolone, prawa do przerywania ciąży, możliwości skracania cierpienia nieuleczalnie chorych itd... Nietrudno zauważyć, że chodzi o żądania zmierzające do zmiany ustanowionego przez Boga prawa. Człowiekowi bowiem wydaje się, że gdyby on urządził świat według własnych praw, ten byłby znacznie lepszy, a życie wygodniejsze.
Popatrzmy na to z punktu widzenia „chłopskiego rozumu". Pan Bóg podał dziesięć krótkich zdań Dekalogu, obejmując w nich całe życie tak indywidualne, jak i społeczne. Każdy człowiek, uczony i prosty, jest w stanie nie tylko zrozumieć poszczególne żądania prawa Boskiego, ale nawet nauczyć się ich na pamięć. Tymczasem ludzkie prawa są tak zawiłe, że mimo iż obejmują tysiące paragrafów, domagają się ciągłych uzupełnień i poprawek. Żaden adwokat, sędzia czy prokurator nie jest w stanie nauczyć się tego prawa na pamięć. Któreż zatem z tych praw jest doskonalsze: ludzkie czy Boskie?
Dlaczego ludzie żądają zmiany prawa Boskiego? Odpowiedź jest prosta. Ponieważ nie chce się im podjąć trudu zachowania tego prawa. Skoro trudno budować miłość w jednym małżeństwie, szukają innego. Skoro trudno zachować czystość w narzeczeń-
22
stwie, mają pretensje do prawa Boskiego. Skoro trudno wychować dziecko, chcą decydować o jego życiu...
Nie łudźmy się. Gdyby rzeczywiście prawo Boże odrzucono, mielibyśmy jeszcze więcej rozbitych małżeństw, jeszcze więcej nieszczęśliwych matek, jeszcze więcej kłamców, oszustów, złodziei, morderców... Życie na ziemi stałoby się nie rajem, ale piekłem, w którym w imię prawa jeden człowiek pożerałby drugiego.
Tylko głupiec może sądzić, że drogą do szczęścia jest zmiana prawa Boskiego. Mądry wie, że drogą tą - i to jedyną - jest możliwie jak najdoskonalsze zachowanie prawa Boskiego.
Kościół nigdy nie zmieni prawa Bożego, został bowiem ustanowiony, by tego prawa strzec, by je przypominać i pomagać ludziom w jego zachowaniu. Kościół ma ukazywać drogę do szczęścia, a nie do piekła.
Dekalog jest piękny w całości
Dekalog stanowi bardzo zwartą całość. I im doskonalej jest zachowane każde jego przykazanie, tym łatwiej nim żyć. Posłużę się tu porównaniem. To jest tak jak z samochodem. Jeśli jest doskonale przygotowany do drogi - jazda jest wygodna, szybka i łatwa. Wystarczy jednak niewielka usterka, by jazda stała się trudna i niebezpieczna. Jedna nie dokręcona śruba może spowodować tragedię. Oczywiście zawsze możliwe jest uszkodzenie w czasie jazdy. Na przykład ktoś najedzie na gwóźdź i trzeba z kołem wędrować do wulkanizatora. Ale jeśli ktoś świadomie odkręci koło, to nawet gdyby cały wóz był sprawny, o podróży nie ma co myśleć.
23
Podobnie jest z Dekalogiem. Jeśli ktoś popełni grzech, to jakby najechał na gwóźdź. Stara się więc możliwie szybko naprawić uszkodzoną część przez łaskę sakramentu pokuty i, zachowując szacunek dla Dekalogu, wędruje przez życie dalej wyznaczoną przez Boga drogą. Ale jeśli świadomie usunie jedno przykazanie, to zachowanie pozostałych staje się bardzo trudne. Na przykład jeśli ktoś zdradza żonę, odchodzi i zawiera nowy związek małżeński, czyli świadomie i dobrowolnie usuwa przykazanie szóste, to w tej sytuacji zachowanie przez niego pozostałych przykazań staje się sto razy trudniejsze niż wówczas, gdyby trwał w wierności złożonej przysiędze małżeńskiej.
Dziś spotyka się często ludzi narzekających na trud zachowania Dekalogu. Czasami słyszy się skierowaną do Boga skargę, że jest nieludzki. Najczęściej narzekanie to pochodzi od ludzi, którzy świadomie odrzucili jedno z przykazań Dekalogu i albo mordują poczęte dzieci, albo kradną, nie szanują rodziców lub lekceważą dzień święty. Nie należy się wtedy dziwić, że pozostałe przykazania są dla nich nieznośnym ciężarem.
Mówię o tym, bo rzadko kiedy w rozmowach na temat poszczególnych przykazań pamięta się, że jest to zaledwie jeden element wielkiej zwartej całości. Kto nie dostrzeże wewnętrznego związku poszczególnych przykazań ze sobą, ten nigdy nie odkryje piękna Dekalogu. A przecież jest to najdoskonalszy kodeks prawa, jaki kiedykolwiek istniał na ziemi.
PRZYKAZANIA
24
PRZYKAZANIE PIERWSZE
Jam jest Pan, Bóg twój
Nieustannie chodzimy, pracujemy, śpimy, a nawet grzeszymy na oczach Boga, który wszystko widzi, słyszy, wie, który ciągle nas stwarza, podtrzymuje, wspomaga. Jesteśmy i żyjemy w Jego dłoniach.
Rzadko to dostrzegamy. Czasem mijają miesiące, lata całe, w których o tej bliskiej obecności Boga zapominamy. Nawet gdy się do Niego zwracamy słowami pacierza, nie zawsze pamiętamy
0 Jego wzroku, który na nas spoczywa, nie czujemy dłoni Boga, które nas podtrzymują, nie dostrzegamy Ojca, który nas kocha. Najczęściej mówimy i myślimy o Bogu, który przed wiekami stworzył świat, który w starożytności rozmawiał z Abrahamem
1 Mojżeszem, który dwadzieścia wieków temu zesłał Syna swego.
Tymczasem pierwsze słowa Dekalogu wzywają do ciągłej pamięci o przynależności do Boga. „Jam jest Pan, Bóg twój", tzn. nie Abrahama, Izaaka, Jakuba, ale twój. Ten, który ciebie stworzył, który ciebie kocha i zbawia. Panu Bogu nie chodzi o to, abyśmy podziwiali w Nim Ojca wszystkich ludzi, On chce, abyśmy widzieli w Nim własnego Ojca. Nie chodzi Mu o to, byśmy mówili o Jego miłości do wszystkich ludzi, lecz byśmy przeżyli to, że On nas kocha.
Można dokładnie znać Biblię, można wiele wiedzieć o Bogu, z którym rozmawiał Dawid, Samuel, Jeremiasz, św. Paweł i inni,
27
ale z tego jeszcze nie wynika, że znamy naszego Boga. To ciągle jest Bóg cudzy - Bóg Dawida, Samuela, Pawła...
Bóg objawia się jako Źródło Wody Żywej i można o Nim mówić na podstawie opowiadań tych, którzy z tego Źródła pili, ale wtedy to zawsze będzie mówienie o Bogu cudzym. Kiedy jednak podejdziemy do tego Źródła i osobiście zaczerpniemy z niego wody, poznając jej smak i wartość, wówczas będzie to spotkanie z Bogiem własnym.
Bóg objawia się jako Ogień i możemy o Nim mówić na podstawie świadectwa tych, którzy się przy tym Ogniu ogrzali, ale to zawsze będzie mówienie o Bogu cudzym. Kiedy jednak podejdziemy sami i poczujemy jego ciepło, poznamy swojego Boga.
Pierwsze słowa Dekalogu wzywają do szukania osobistego spotkania z Bogiem Żywym, do spotkania z Jego wzrokiem, do dotknięcia Jego ręki, do zamienienia z Nim kilku słów sam na sam. Przy takim nastawieniu stajemy wobec jakiejś wielkiej tajemnicy, budzącej w nas z jednej strony pragnienie spotkania i doświadczenia Jej bogactwa, a z drugiej lęk przed czymś nieznanym. Jedno jest pewne. Miejscem spotkania z tajemnicą Boga jest nasze serce. Prawdziwy Bóg, niedostępny dla oczu i uszu ciała, objawia się w sercu i tylko tam można Go spotkać.
Należy dokładnie odczytać pierwsze słowa Dekalogu, one bowiem stanowią klucz do właściwego zrozumienia następnych przykazań. Kto rzeczywiście pragnie spotkania z Żywym Bogiem jako Bogiem własnym, a nie cudzym, ten z ust Jego usłyszy dalsze przykazania. Temu On powie: Mojego imienia nie wymawiaj na próżno, zachowaj święty charakter niedzieli, kochaj swoją matkę i ojca... Odtąd Dekalog nie będzie zbiorem czcigodnych ustaw, przekazanych przez Mojżesza, lecz żywym, aktualnym wezwaniem mojego Boga. Wykonanie takiego wezwania nie będzie dla nas
28
utrapieniem, lecz wspaniałym i konkretnym zadaniem, wyznaczonym nam przez Boga,
Wybawiciel z domu niewoli
W ciągu najbliższych kilku minut zatrzymam się jeszcze raz nad samym wprowadzeniem do Dekalogu. W poprzednim rozważaniu zwróciłem uwagę na słowa: „Jam jest Pan, twój Bóg", dziś zatrzymam się nad sformułowaniem: „który cię wywiódł z domu niewoli".
Człowiek dzisiejszy jest zgubiony. Stał się bowiem niewolnikiem albo innych ludzi, albo samego siebie. W tym zagubieniu, w tym osamotnieniu, w tej bezradności czeka na kogoś, kto by wyprowadził go z tego „domu niewoli". Wystarczy porozmawiać z różnymi ludźmi, aby zobaczyć, do jakiego stopnia jesteśmy zagubieni.
Oto rozmawiam z lekarzem, dla którego najwyższą normą są wytyczne współczesnej medycyny. Kiedy mu zwracam uwagę na nieuczciwość jego postępowania, odpowiada, że „współczesna medycyna na to pozwala". To nieważne, że prawo Boże zabrania, ważne, że medycyna pozwala. W dyskusji z młodym wychowawcą pytam, dlaczego uczy wychowanka kłamstwa. W odpowiedzi słyszę to samo: „współczesna pedagogika na to pozwala". Najwyższą normą dla niego nie jest prawo Boskie, lecz wytyczne współczesnej pedagogiki. Roztrzęsiona dziewczyna, zapytana dlaczego usunęła ciążę, odpowiada: „wyrzuciliby mnie z domu". Opinia domu jest ważniejsza, aniżeli powaga Boskiego prawa.
Ileż to błędów popełniła już ludzkość i ciągle nie chce zawierzyć Bogu. Najlepszym przykładem są tu tzw. osiągnięcia
29
w medycynie. Ile to razy rozreklamowane lekarstwo po dziesięciu latach okazało się sto razy bardziej szkodliwe niż pomagające. Wystarczy tu wymienić choćby chemiczne środki antykoncepcyjne, które powodowały kalectwo dzieci lub schorzenia matek. Dziś już wiadomo, że ingerencje w organizm ludzki mogą w pełni ujawnić swe zgubne skutki dopiero w trzecim, a nawet piątym pokoleniu. Kto ze specjalistów może to przewidzieć?
Chrześcijanin każde usłyszane zdanie musi ocenić według Boskiego prawa, bo jedynym specjalistą od życia jest Bóg i tylko Bóg. Wszyscy specjaliści tego świata popełniają błędy. Jedynym specjalistą, który zna ludzkie życie w całości, bo zna naszą przyszłość, jest Bóg. Mądrość człowieka polega na zawierzeniu Bogu. Nie opiniom ludzkim, nie specjalistom z różnych zakresów wiedzy, ale właśnie Bogu. O tyle oni mają rację, o ile zgadzają się z prawem Boskim. Jeżeli się nie zgadzają, na pewno popełniają błąd. Cały dramat zagubionych ludzi dziesiejszego świata polega na tym, że nie usłyszeli w swoim sercu tego pierwszego wezwania: „Jam jest Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z domu niewoli".
Samo spotkanie z Bogiem jest momentem ocalenia, momentem ratunku z „domu niewoli", z „domu zagubienia". A jeśli te słowa usłyszy chrześcijanin, to zawarta jest w nich wielka radość, ponieważ dla niego Bóg to nie tylko Pan, ale i Ojciec. Dekalog dla chrześcijanina rozpoczyna się od wyznania Boga: Jam jest Pan, twój Bóg i twój Ojciec, który cię wywiódł z domu niewoli, by zaprowadzić do swego domu. Ileż w tym wyznaniu jest szczęścia!
Stwórca i Sędzia świata, sama Mądrość, Dobroć, Piękno, Wszystkowiedzący i Wszechmocny Bóg jest moim Ojcem. Spotkanie z Nim na płaszczyźnie miłości Ojca wobec dziecka i dziecka wobec Ojca może przeobrazić życie. Znika „dom niewoli", „dom
30
zagubienia", „dom samotności". Nigdy nie jestem sam. Bóg jest moim Ojcem, On jest ze mną. On moim domem.
Mądrość człowieka polega na umiejętności uznania Boga, zawierzeniu Mu i umiłowaniu Go jako Ojca. Przy takim spotkaniu człowiek już nie określa, co dla niego dobre, a co złe, co powinien czynić, a czego unikać, o tym bowiem decyduje Bóg. On jeden doskonale wie, co dobre, a co złe. On jeden dokładnie wie, jak należy przejść przez życie, by je wygrać, by nie zmarnować ani jednej jego godziny. Kochający Ojciec w trosce o nasze szczęście podaje swoje ojcowskie upomnienia. Jest ich dziesięć. Ujęte zostały w przykazania i ukazują drogę naszego życia. Wyryte są w sumieniu każdego człowieka, a dla społeczności w formie publicznego prawa spisane zostały na kamiennych tablicach przez Mojżesza na górze Synaj. Odtąd nikt nie potrafi się wytłumaczyć, że ich nie zna.
Zawierzenie Bogu, to znak mądrości człowieka i fundament posłuszeństwa Jego prawu. Po posłuszeństwie Bogu rozpoznaje się zarówno stopień zawierzenia, jak i wielkość mądrości. Nietrudno zatem zauważyć, że w tym ujęciu gruntowna znajomość przykazań jest dowodem troski o mądrość. Ktokolwiek wysila się, by je ominąć, by o nich nie wiedzieć, by się usprawiedliwić, by kroczyć swoimi własnymi ścieżkami, lekceważąc upomnienie samego Boga, ten zawsze postępuje niemądrze. Stawianie bowiem własnej „mądrości" nad mądrością Boga jest głupotą i inaczej tego nazwać nie można.
Nie warto też dyskutować z ludźmi niewierzącymi na temat wartości przykazań Dekalogu. Zrozumienie przykazań zależy bowiem od przyjęcia sercem tego pierwszego wyznania Boga: „Jam jest Pan, twój Bóg". To jest klucz do otwarcia bogactwa wszystkich upomnień Boga. Dyskusja na temat wartości Dekalogu
31
z niewierzącymi jest podobna do rozmowy ze ślepym o kolorach, czyli jest czystym nieporozumieniem. Nie wdawajmy się w takie dyskusje, uczyńmy wszystko, co w naszej mocy, by w zawierzeniu Bogu odkryć całe bogactwo mądrości człowieka, a wtedy życie nasze będzie najwspanialszym argumentem przemawiającym za wartością Bożych przykazań.
Współczesne bożki
Każdy, kto nie wierzy w Boga, kto nie uznaje Go jako najwyższej wartości, ten, chcąc nie chcąc, sam ubóstwia jedną z rzeczy stworzonych, czyniąc ją w swoim świecie najwyższą wartością. To jest bóstwo. Bożek ten może się zmieniać. W miarę bowiem, jak człowiek osiąga to, o czym marzył, rzecz przestaje być dla niego bożkiem i sięga po następną. Dla młodego chłopca takim spędzającym sen z powiek bożkiem może być np. rower, a gdy go już posiądzie, zaczyna tęsknić za motorem lub samochodem. Z drugiej strony bożki są tolerancyjne i ten sam człowiek może czcić nie jednego, ale kilka bożków. Bożek to ta wartość, której w danym momencie podporządkowujemy swoje życie. Zawsze tak jest, że wartość ta nami rządzi, a nie my nią, chciaż bardzo rzadko to dostrzegamy, a jeszcze rzadziej potrafimy się do tego przyznać.
Trudno podać wyczerpującą listę współczesnych bożków, zresztą kto wie, czy udałoby się ją zamknąć. Dla przykładu jednak spróbujmy wymienić niektóre z najpopularniejszych bożków współczesnego świata.
32
Pieniądz. Wielu współczesnych ludzi żyje służąc jedynie bogactwu. To ich bóstwo. Za pieniądz potrafią oddać wszystko, łącznie ze swoją godnością, wiarą, duszą. Bóstwo bezwzględne. Ono często rozbija małżeństwa, wyciska łzy osieroconym dzieciom, niszczy więzy przyjaźni, a swoich czcicieli zamienia w nieczułe na potrzeby człowieka chciwe bestie. Pieniądz jest bożkiem numer jeden naszego świata. On rządzi nie tylko jednostkami, ale polityką naszego globu.
Kult tego bożka polega na ciągłym gromadzeniu, liczeniu, zbieraniu, powiększaniu mienia. Jego czcicielami są ludzie, którym zawsze za mało, którzy ciągle zabiegają i pragną czegoś więcej. Ale pieniądz to słaby bożek. Jego wyznawcy ani na moment nie są bezpieczni, ciągle żyją w niepokoju, wzajemnie się okradają, a nawet mordują. To bożek żerujący na ludzkiej chciwości i zazdrości, to jest na uczuciach bardzo często goszczących w ludzkich sercach, stąd też czcicieli ma wielu. Jezus znał pokusę służenia temu bożkowi. Wzywał do ubóstwa, a od swoich uczniów żądał, by nie nosili ani trzosa, ani torby.
Przemoc. Oto drugi bożek tego świata. Bożek strachu. Słudzy jego, uzbrojeni we wszystkie dostępne środki, sieją przerażenie. Potrafią podporządkować sobie prawo, instytucje, pieniądze, środki przekazu - wszystko. Najczęściej sięgają po władzę, bo wówczas mogą z pozycji siły zmuszać innych do oddawania pokłonu ich bóstwu - przemocy.
Czcicieli ma wielu. Jedni, to słudzy tego bożka. Są oni albo bogaci, uzbrojeni w rakiety nuklearne, celebrujący wielkie parady wojskowe, demonstrujący siłę, albo biedni, sięgający po kamienie lub laskę. Inni, a są ich tysiące i miliony, to ludzie zastraszeni,
33
bijący pokłon tej wszechwładnej apokaliptycznej bestii. On też podporządkowuje sobie najczęściej kult innych bożków - pieniądza, seksu, władzy.
Jezus znał potęgę tego bożka i dlatego wzywał uczniów, by nieśli pokój światu idąc doń bez sandałów, boso i bez laski, by nie obawiali się być bezbronnymi. Zaznaczał przy tym wyraźnie: „Posyłam was, jak owce między wilki".
Ciało ze wszystkimi jego namiętnościami i pragnieniami wciąż głodnymi, wciąż poszukującymi zaspokojenia. Temu bożkowi służy moda, osiemdziesiąt procent sztuki kulinarnej, nocne lokale, często film i prasa. Dla niejednego człowieka celem życia jest ciągłe napełnianie brzucha lub zaspokajanie seksu. Żyją po to, by wzbudzić głód ciała, a jeśli decydują się na trud pracy, to po to, by zarobić na pokarm dla niego.
Bożek, który jeśli nie zostanie podporządkowany silną wolą duchowi, to w krótkim czasie potrafi zniszczyć człowieka, strącając go znacznie niżej niż zwierzęta. Ciało jest zdolne opanować wszystko i połamać wszelkie normy życia moralnego i religijnego. Czcicieli tego bożka spotykamy na każdym kroku. Są ich miliony. Jedni się tego wstydzą, inni się z tego szczycą, wszyscy jednak - zamiast rządzić ciałem - zgadzają się, by ono rządziło nimi. Jezus znał potęgę tego bożka, wiedział jak trudno jego czcicielom wyrwać się z tego „domu niewoli", dlatego wezwał uczniów do odwagi: „Jeżeli ręka twoja gorszy cię, odetnij ją. Lepiej ci bowiem bez ręki wejść do królestwa, niż mając ręce być wrzuconym do piekła".
Alkohol. Dla milionów współczesnych ludzi najwyższą wartością, za którą oddadzą ostatni grosz i ostatni gram swej god-
34
ności, jest kieliszek. Bożek upadlający człowieka, odbierający swym czcicielom pieniądze, zdrowie, rozum, szczęście - wszystko. Jest to bożek mający swoich „apostołów", namawiających lub zmuszających do picia, terroryzujących otoczenie. Bożek, który nic nie daje, a tylko niszczy. Łowi ludzi słabych, niedojrzałych, głupich. Mądry nigdy nie złoży mu pokłonu. Jest wszędzie i wszędzie ma swoich wyznawców. Straszny bożek, żądający codziennie ofiar z ludzi. Nie ma ani jednego dnia, by w Polsce ktoś nie oddał życia temu bożkowi, nie padł jego ofiarą. Śmiertelne zatrucia alkoholem, wypadki drogowe, spowodowane przez pijanych kierowców, wypadki w pracy, morderstwa.
Ten bożek ma swoje świątynie, swoich czcicieli, swoje ceremonie. Wyznawców rzuca na kolana, na twarz - nierzadko w błoto. Mają swoje pacierze ordynarnych słów i przekleństw, swoje śpiewy niszczące spokój innych ludzi. Prawie nikt im w tym nie przeszkadza, bo to jest jedna z religii tego świata. Oni mają tu swoje miejsca i swoje prawa. Demoniczny bożek zdobywający wciąż swoich wyznawców, czcicieli, których zamienia w swoich niewolników, zmierzając do ich całkowitego zniszczenia. Straszne bóstwo tego świata.
Bożków doczesnego świata jest wiele. Może nim być telewizor, sport, samochód, troska o własne zdrowie, stanowisko w pracy, może być jedynak w rodzinie i wiele innych wartości doczesnych. To są owe „cudze bogi", przed którymi przestrzega Bóg w pierwszym przykazaniu Dekalogu: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną".
Istota nakazu Bożego jest zawarta w słowach: „przede Mną". Bóg bowiem nie odmawia wartości temu, co dobre, ale przypomina, że tylko wówczas wartości doczesne mogą być wykorzystane we właściwy sposób, jeśli nie będą wysuwać się „przed Niego".
35
Można je cenić, można się nimi posługiwać, można się nimi ubogacać, ale jedynie wówczas, gdy człowiek ani przez moment nie zapomni, że najwyższą wartością, która decyduje o wykorzystaniu wszystkich pozostałych, jest sam Bóg. Jeżeli człowiek o tym zapomni i którąś ze wspomnianych tu wartości doczesnych postawi przed Bogiem lub ustawi na równi z Nim, to wówczas On wyda go na łup tego bożka i los człowieka jest przesądzony.
Czasem zdarza się, że wyznawcy bożków tego świata, tj. pieniędzy, przemocy, ciała, alkoholu i innych, przychodzą do katolickiego kościoła, sądząc, że można pogodzić służbę owym bożkom z kultem Jedynego Boga. Jest to jednak wielkie nieporozumienie, bo warunkiem spotkania z Bogiem jest podporządkowanie Jemu wszelkich innych wartości: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną".
Każdy służy swojemu Bogu
Nawiązując do kazania na temat współczesnych bożków pragnę dziś zwrócić uwagę na coś, co utrudnia zrozumienie pierwszego przykazania dekalogu. Chodzi o to, że o współczesnych bożkach ani się nie myśli, ani się nie mówi w kategoriach religijnych.
W pociągu rozmawiałem z oficerem wojskowym. W przedziale kilka osób. W trakcie rozmowy oficer wyraża zdumienie, że ja, dysponując wiedzą, potrafię służyć tak bzdurnej ideologii. Przecież to oczywiste, że Bóg nie istnieje, czy warto zatem poświęcić dla ułudy życie. Odpowiedziałem krótko: przecież pan też służy bogu. Oburzył się na mnie, twierdząc, że jest ateistą z prze-
36
konania i już dawno odrzucił naiwne nauki, jakie słyszał na katechezie.
Czasu było sporo, postanowiłem mu zatem wyjaśnić, że odszedł od jedynego Boga, by służyć innemu, że zdradził jednego na rzecz innego i właściwie zmienił tylko religię, a to, że inaczej nazywa swoją służbę, to nie zmienia faktycznego stanu rzeczy.
Różnimy się, proszę pana, jedynie Bogiem, któremu