13056
Szczegóły |
Tytuł |
13056 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13056 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13056 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13056 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jan Twardowski
Wiersze o miłości i wierze
Wybór i posłowie Waldemar Smaszcz
W JARZĘBINACH
Krew płynie z Twojego boku
wakacje a taki blady
i właśnie dlatego wierzę
żeś wszechmogący słaby
że w jarzębinach wisisz
dzwońce cię podziobały
właśnie dlatego kocham
że jesteś wielki mały
rozeszły się całkiem drogi
zgubiło się i odkryło
pozostał człowiek i Pan Bóg
mój grzech moja miłość
1983
część pierwsza
SZEDŁ MŁYN MOJE ŻYCIE
Przez najbliższych którzy pojawili się żeby odejść
Przy Bogu który się ukrył żeby być
Między miłością a miłością — tam gdzie stoi krzyż
W śmierć poza śmiercią
Przy dzieciach śmiejących się na cały głos
Przy kamieniu co zgłupiał cokolwiek się stało
Przy króliku co biegnie jakby but uciekał
JEŚLI
Jeśli mi zaczną wypominać
że jestem do niczego
że piszę trzy po trzy
ograniczony jak ryba
co daje się oglądać tylko z profilu
że to co wymyśliłem jest dobre — ale pięćdziesiąt lat temu
uśmiecham się — mój Boże
tylko tyle
ile można o mnie gorszego powiedzieć
1980
PODOBIEŃSTWA
Miłości podobna tylko do miłości
prawdo podobna tylko do prawdy
szczęście podobne do szczęścia
śmierci podobna do śmierci
serce podobne do serca
chłopaku z uśmiechem od ucha do ucha
podobny do tego jakim byłeś kiedyś
przestańcie się nareszcie tak wygłupiać
przecież nawet Bóg podobny tylko do Boga nie istnieje
1976
WIERSZ Z CHRZANEM W ŚRODKU
Wzruszenie — to czasu przemijanie
był dom ale już go nie ma
znikły świętej pamięci gęsi kaczki drzewa
fotel na ganku
strzelba co drażniła wyżła
pani co miała przyjść kwadrans po trzeciej lecz nie przyszła
liście brzozy co jesienią żółkną zawsze pierwsze
bardzo starych poetów nieczytane wiersze
portret nieznośnej babki milutki jak trzeba
liść chrzanu pamiątka u siebie pieczonego chleba
chłopiec co wyznał miłość i zginął na wojnie
tak kochał że z nosem urwanym umierał spokojnie
szczęście — to przemijanie nam też zniknąć trzeba
1996
BOCIAN
Bocian nas przynosi
szara gęś zabierze
anioł jak grzeszną świnkę
ucałuje szczerze
1994
KŁOPOT
Przyszedł
mówił że się zmartwił
pytam: co takiego
— nie zawsze się szczęści.
— Trochę nie na temat — odpowiedział na to
— przyśnił mi się nocą właśnie ksiądz po śmierci
milczał
nie wiedziałem z jakiej zacząć strony
a on skurczył się jeszcze jak lew przeziębiony
1989
AKACJO
Akacjo z lat sztubackich
obdzierana z liści
kocha lubi szanuje — pytano
pokaż
oskubana jak Polak
uspokój nieprawdę
serce potrzebne nawet kiedy nikt nie kocha
mniej samotne wtedy kiedy jest samotne
1989
(z cyklu: Nad starą Biblią)
TREN
Ziemio Święta z uczniowskiego atlasu,
z Biblii starej nagimi górami —
coś się stało od jakiegoś czasu
ze mną samym, z ludzkimi sercami
Zapomniano o Bogu jedynym
Gorejącym krzewie, Stróżu naszym
Patrzaj. Ludzie teraz nieszczęśliwi,
niepojęci jak kruk przy Eliaszu
Kwiat libański na skroni uwiędnie —
Źle nam wróżą judaszowe drzewa —
Przyjaciółko, co nas spotka, co będzie
na pustyni, kędy Boga nie ma?
Synogarlic przycicha wołanie,
syjońskie drogi świerszczami łkają —
Przyjaciółko, co się z nami stanie
między ludźmi, którzy Boga nie znają?
1951
TAK
Pierwsza Komunia z białą kokardą
jak w śniegu z ogonem ptak
ufaj jak chłopiec z buzią otwartą
Bogu się mówi — tak
Nie rycz jak osioł nie drzyj jak żaba
wytrwaj choć nie wiesz jak
choćby się cały Kościół zawalił
Bogu się mówi — tak
Miłość zerwaną znieś jak gorączkę
z chusteczką do nosa w łzach
święte cierpienie pocałuj w rączkę
Bogu się mówi – tak
1998
WIERSZ DO NAJŚWIĘTSZEJ PANNY
Słów nie lubisz, bo cóż znaczą słowa —
więc poświęcam Twojej świętej pieczy —
celę, książki, notatki z wykładów,
inferiorów, w klęczniku rzeczy —
I jeszcze mszał w szufladzie —
mój Boże — mój Boże —
tę stronę znam na pamięć,
a tutaj się mylę —
tu wstążeczkę odgarnę,
a tu grudkę włożę —
tej ziemi co i w mojej zadźwięczy mogile.
I jeszcze moje serce —
(o nim nic nie powiem
bo nie pękło mi z bólu w płonącej Warszawie —
więc jak dawną manierkę porzucę je w rowie —
krzyżem tylko opatrzę i tak je zostawię)
A to jest moja śmieszność —
jak mi służy wiernie
we wszystkich moich wierszach, których nikt nie zliczy
więc po mszale i sercu poświęcam Ci ciernie —
ogród pełen silentium i ziarnko goryczy.
Przebacz wiersze mi wszystkie łaskawie
zagaś we mnie sny czarnoleskie
i bez wierszy cichutko daj popatrzeć
w Twoje święte oczy niebieskie
1947
BYŁO
wiersze staroświeckie co wzruszają teraz
z rymami jak należy z przecinkiem i kropką
z dworem co znikł nagle cicho i na zawsze
a wiadomo cisza większa niż milczenie
i pamięć już posłuszna gdy przeszłość przychodzi
z babcią co na werandzie cerowała dziurę
bez nożyczek zębami przegryzając nitkę
tuż przy koszu na grzyby by się nie sparzyły
z wujem co się gazetą niepotrzebnie zajął
więc pomagał mu diabeł ale kopnął anioł
ze smutkiem przemijania jagód jarzyn jeżyn
gdyby śmierci nie było nikt z nas już by nie żył
przemijamy jak wszystko by w ten sposób przetrwać
uczucia bez łapówek i rąbanka grzechów
wielka miłość co zawsze wydaje się łatwa
i wie już tak od razu że nie wie co będzie
choć za młodu drży serce a na starość noga
wszystko co najcenniejsze spaliło się w piekle
wiersze staroświeckie niemodne naiwne
ten sam baran co wtedy
ale szczęście inne
1985
CHCIAŁBYM
Chciałem ją zatrzymać cała wieś się śmiała
— nie wiesz że w końcu maja odlatuje czajka
chciałem świerszcza posłuchać chichotały drzewa
chciałem niebo przygarnąć ale pomyślałem
tylko na wigilię pierwsza gwiazda w oczach
chciałem babcię mieć jeszcze przedwojenną po wojnie
do Jezusa poszła nie do mnie
1981
PROŚBA
Martwię się o przeszłość dreptałem jak kulfon
straszy mnie teraźniejszość by wytrwać na drogach
została tylko przyszłość
by się chociaż raz cieszyć
jeszcze jej nie zbrudziłem
cała w rękach Boga
1984
MŁYN
Przez najbliższych którzy pojawili się żeby odejść
przy Bogu który się ukrył żeby być
między miłością a miłością — tam gdzie stoi krzyż
w śmierć poza śmiercią
przy dzieciach śmiejących się na cały głos
przy kamieniu co zgłupiał cokolwiek się stało
przy króliku co biegnie jakby but uciekał
szedł młyn moje życie
1983
* * *
Że właśnie taki dzień, że właśnie takie dnie
zmęczenia w oczach cień, spokoju trochę w śnie —
że wiśni pełen sad, że wolna droga w świat
maleńki, opuszczony, w powstaniu obtłuczony
Pan Jezus zamyślony powtarza — Rzucisz mnie —
ok. 1944
WAŻNE
To że wszystko dzieje się inaczej
to cierpienie tędy owędy
ten dzień bez kochanej ręki
ten ból i tak dalej
ten mróz że tylko jeden piec mnie zrozumiał
gdy kładłem serce do zimnego łóżka
ta jesień lekko chora po tej stronie świata
ta małpa bez małpy
powiedz ze to właśnie ważne
1980
* * *
Własnego kapłaństwa się boję,
własnego kapłaństwa się lękam
i przed kapłaństwem w proch padam,
i przed kapłaństwem klękam
W lipcowy poranek mych święceń
dla innych szary zapewne —
jakaś moc przeogromna
z nagła poczęła się we mnie
Jadę z innymi tramwajem —
biegnę z innymi ulicą —
nadziwić się nie mogę
swej duszy tajemnicą
1948
(z cyklu: Nad starą Biblią)
DZIEŁO RĄK KAINOWYCH
I poznał Kain żonę swoją i zbudował miasto
i nazwał imię jego od imienia syna swego
Genesis 4. 17
Ucałuję cię Biblio, bo w tobie są słowa
że Kain pierwsze miasto na ziemi zbudował —
stąd pewnie w miastach wszystkich, w miejskich strutych kwiatach —
w obłędzie ulic chodząc — widzę złego brata.
Wiejska parafio moja, pocieszny Żbikowie —
kto twe kaczki wychwali, twe stawy opowie —
ławki co przed domami, cmentarniane duchy,
pomidory na oknach, budy, psie łańcuchy…
(Azali twarze tutaj rzewne, jak zawsze u nas w maju
a lampa jeszcze nie rozbita
rozkwita przy ruczaju?
Azali już na brewiarz w sadzie
czeremchy spadły szaty…
a malw naręcza… a begonie… a szałwii aromaty…?)
1946
ZIEMIA ŚWIĘTA
Przez tęsknoty zawiłej pragnienie —
dla tysięcy lat spełnionych przeczuć —
Czemu ciągle przesłaniasz mi Ziemię —
jak miniony dzień przesłonił wieczór?
I dziś niebo nad miastem się łzawi
śmierć jednako i nas żywych łamie —
a ja Ciebie zobaczę jak Mojżesz
z łzą na sercu, w cmentarnej bramie.
1952
O LUDZKIM SERCU POD WIELKIM BALDACHIMEM
Cóż że albą przy ołtarzach jaśnieję
drży ornatów grubo tkanych złoto
Msza się kończy w zakrystii na klęczkach
będę szary maleńki potem
Cóż że wielki mi niosą baldachim
w dzwony hucząc w procesjach nad głową
To dla Boga. Sam na sam zostanę
z swoim ludzkim sercem na nowo
1957
POWIEDZ
Kopciuszku tobie się udało
oddzielić mak od popiołu
przez jedną noc
powiedz jak oddzielić
kota od kotki
ból od miłości
łzę od doświadczeń
smutek od czasu
mądrość od starości
i nie mieć już słonia lat
1980
NA DOBRANOC
Rozgadana wiedza
wymowna poezja
przez radio Szopen mówić do mnie będzie
całuję cię na dobranoc mój krzyżyku niemy
bo milczy tylko prawda i nieszczęście
1979
OGIEŃ
Patrzę Jezus na brzegu
wydawał się łatwy
taki do serca na co dzień
Mówił: — Przyjdź
czekam
tylko nie licz na cuda
do mnie się idzie przez ogień
1997
W NIEBIE
Trzeba minąć świętego Piotra z ciężkim kluczem
Agnieszkę z barankiem przy twarzy
Teresę co jeszcze kaszle
bo marzła w klasztorze
trzeba przepychać się przez męczenników
co stanęli z krzyżem i utworzyli korek
obok skromnego bociana
obok Agaty co częstuje solą
obok świętego Franciszka w wilkiem
(zdejmuje mu kaganiec żeby mógł poziewać)
obok świętego Stanisława z zeszytem do polskiego
— i widzę wreszcie moją matkę
w nie spalonym domu
przyszywa guzik co się gubił stale
Ile trzeba przejść nieba żeby ją odnaleźć
1980
PRZESZŁOŚĆ
Nie dokończyć już przerwanej rozmowy
nie dorzucić jednego słowa
Matko Boża powiedz dlaczego
przeszłość nieruchoma
zatrzymało się tam i z powrotem
wszystko w jedną i w drugą stronę
nic nie może się z miejsca poruszyć
przeminęło więc osądzone
niepodobna miłości dawnej
już nie ranić rozsądniej zacząć
zatrzasnęła się przeszłość. Osiołek
podszedł. Wyje pod ścianą płaczu
1978
NA BIURKU
Tu leży mapa co się zmienia
po każdej wojnie już nie taka sama
tam znaczki pocztowe znowu trochę inne
klej niby farba rozpuszczona w wodzie
teczka o którą pies potrącił nosem
pióro wieczne jak kłamstwo bo wcale nie wieczne
przyszły długopisy i już się nie przyda
książka pamiętnik damy chyba dawno temu
mówią że tylko trzy razy jej nie było w domu
w dniu ślubu w dniu chrztu dziecka i swego pogrzebu
kalendarz jak nieszczęście, potwór — liczy milcząc
tylko serce odmierza czas w odwrotną stronę
w szufladzie stary pieniądz co wyszedł z obiegu
z Piłsudskim ciekawostka maleńka liryka
tak czysta że się za nią już nic nie kupuje
a te fotografie to moi umarli
bez których przecież niepodobna istnieć
szlachetni dziś na pewno skoro ich nie widać
1977
(z cyklu Nad starą Biblią)
Z BREWIARZEM W RĘKU
1
Skąd jesteś? Z Ziemi Świętej, z tęsknoty gorącej
znam proroctwa mesjańskie i księgi Kabały —
a kasztany za oknem, storczyki tlejące —
to tylko garść jałmużny ojczyzny przybranej
Figa cień mi przerzuca przez brewiarz jak potok,
budzi mnie płacz Kaina i oddech Cedronu —
a księżyc podwarszawski — tragiczny powstaniec,
przybłęda z moich pustyń — gość w przybranym domu
Skąd jesteś? Z Ziemi Świętej, gdzie jagody winne,
psalmy, jadło, napoje… i milczenie inne
A to gwiazdy siostrzyce znad jodeł Libanu
na postrach kurów nocnych. W mym przybranym kraju
ogromne jest nieszczęście. Służące ciekawie
spragnionemu pomiaru niezgłębionej sprawy
2
Obłoki z wełny tkane i córy Lotowe
zstępujące w mrok grzechu jak wargi pąsowe,
potop huczący falą i proroków żale —
padające jak widmo w uszy Jeruzalem.
Saulowy miecz w górach i Rut złote rżysko,
i Mojżesz pływający w trzcinowej kołysce —
Dawida pieśni, Rachab sprośnej burze —
wszystko to co mi Boga odsłania jak różę.
1951
O SPACERZE PO CMENTARZU WOJSKOWYM
Że też wtedy beze mnie
przewracali się w hełmie
lecąc twarzą bledziutką na bruk
Jurku z Wojtkiem i Jankiem
klękam z lampką i wiankiem
z czarnym kloszem sutanny u nóg
Przeminęło, odeszło w milczeniu
jak pod kocem na wycieczce ziemia —
świecę lampkę rękoma obiema
gdzie pod hełmem dawnych oczu nie ma
Warszawa, sierpień 1947
OBRAZEK
Znalazłem swój obrazek całkiem przypadkowo
szedłem leżał przy drodze może jak liść grabu
co się trzyma przez zimę żeby spaść na wiosnę
z brewiarza wprost wyleciał a bliski jak człowiek
bez którego żyć trudno gdy się lata śpieszą
bo tylko umierając umiemy być sami
(choć samotność to niezła zabawa dla duszy
zwłaszcza gdy się przez grzechy dochodzi do zalet)
był wieczór i nie mogłem go sprawdzić po ciemku
dopiero przy lampie zobaczyłem wszystko
ukrytego Jezusa ksiądz we mszy podawał
a On swoje ciernie wkładał mu na głowę
dziś nie lubią pobożnych obrazków z morałem
nawet tak oswojonych że wracają same
dobrze uciec nie umiał
i już nic poza tym
1977
WIGILIA
Już wzdychał na myśl o Bożym Narodzeniu o tym jak naprawdę było
zaczaj się modlić do świętej rewolucji w Betlejem
od której liczymy czas
kiedy znowu zaczaj merdać puszysty ogon tradycji
wprosiła się choinka
elegancko ubrana
mlaskały kluski z makiem
kura po wigilii spieszyła na rosół
potem milczenie większe niż żal
i już na gwiazdkę szalik przytulny jak kotka
żeby się nie ubierać za cienko
i nie kasłać za grubo
zdrzemnął się na dwóch fotelach
wydawało mu się że słowo ciałem się stało — i mieszkało poza nami
nawet usłyszał że za oknem
przyszedł Pan Jezus
prosty jak kościół z jedną tylko malwą
obdarty ze śniegu i polskich kolęd
za wcześnie za późno nie w porę
1968
ŻEBY WRÓCIĆ
Można mieć wszystko żeby odejść
czas młodość wiarę własne siły
świętej pamięci dom rodzinny
skrzynkę dla szpaków i sikorek
miłość wiadomość nieomylną
że nawet Pan Bóg niepotrzebny
potem już tylko sama ufność
trzeba nic nie mieć
żeby wrócić
1977
ŻEBY SIĘ OBUDZIĆ
Żeby się obudzić rano
doprowadzić włosy do opamiętania
umyć się i ubrać
postawić czajnik z gwizdkiem
odgarnąć z okna samotny deszcz
trzeba się oprzeć na tym co wymyka się jak mokry kamyk
na sekundzie której już nie ma
na myśli której nie sposób dotknąć
na sile ciążenia co oddala tego kogo się kocha
kochamy od razu dwie osoby niemożliwe do kochania
bo tę co za blisko i tę za daleko
i chyba nawet dlatego umieramy
żeby nas było widać i nie widać
1976
NA RĘCE
Nazywają cię brzydulą
uciekają w te pędy po kolei
biorę ciebie na ręce
jak królika na szczęście
śmierci — chwilo największej nadziei
1997
W ALBUMIE
Choćby się nosem kręciło, na babcię pyskowało,
szczęście zawsze ogromne, gdy lat jeszcze mało.
1998
POŻEGNANIE SZKOŁY
Po dzwonku idźcie, chłopcy, w świat
i wy, dojrzałe damy,
choć mnie, waszemu księdzu, łzy
znów tłoczą się jak chamy.
Z dziewcząt swych będę zawsze rad,
chłopcami zachwycony —
choć czas podziobie wszystkich nas
jak indyk rozżalony.
Ulicą będę sobie szedł —
cichutko rozważając:
Jeszcze pięć lat, nie pozna mnie,
dorosła panna Zając.
Bdurska Basia, Kowalewska,
warczące na mnie jak na pieska,
Zawadzki pełen animuszu,
zawsze w wesołym kapeluszu.
W gorzką niepamięć wpadnie ksiądz
z dziennikiem, dzwonkiem, szkołą —
lecz może lepiej niźli ja
przypomni Bogu znowu
woźny, choć czasem widzi źle,
może odnajdzie pod zegarem
rekolekcyjną starą łzę,
miłość, co jak dwa żubry beczy —
wiele nieważnych ważnych rzeczy,
śmierć, co uciszy nam nazwisko,
o Bogu nam przypomni wszystko.
Żegnajcie. Pora już,
jak marchew najzwyklejsza
Bóg będzie dla was rósł,
a ja się będę zmniejszał.
I spadnę wreszcie w szary kąt,
tak jak parasol to umie
lub pies z rodzinnej fotografii,
co zaczął wyć w albumie.
1998
PRYMICJA
O wiersze smutne moje,
w tym stroju pełnym haftu przed krzyżem Pańskim stoję
Jurkowi na Powązkach wojskowa dźwięczy sława,
a mnie tasiemka alby zakwitła u rękawa
O Jezu poduczony, z tą szramą i tą różą,
na chłopców spójrz z Powiśla, co do mszy przy mnie służą
Niech jednym choć oddechem westchnienie mi powierzą
czupurnych rówieśników co pod gruzami leżą
1947
DO ALBUMU
Samotność — to droga do Boga
najkrócej prosta szczęśliwa
nareszcie nikt nie przeszkadza
sobą nie zakrywa
1995
GORĘTSZA OD SPOJRZENIA.
Żeby nie być taką czcigodną osobą
której podają parasol
którą do Rzymu wysyłają
w telewizji jak srebrnym nieboszczykiem kręcą
wieszają przy gwiazdach filmowych
Ale być chlebem
który krają
żywicą którą z sosny na kadzidło skrobią
czymś z czego robią radio
żeby choremu przy termometrze śpiewało
zegarem który w samolocie jak obrazek ze świętym Krzysztofem leci
żółtym dla dzieci balonem —
a zawsze hostią małą
gorętszą od spojrzenia
co się zmienia w ofierze
1958
STOPNIOWANIE
Pięć kropli deszcz ulewa
coś niecoś kawałek kawał
kanonik prałat zawał
1989
TEORIE
Podnoszę Cię we mszy świętej
niezgrabnie rękoma obiema
choć mówią
że usprawiedliwia Cię tylko że Cię nie ma
nie pierwszy raz nie ostatni
patrzę w Twe oczy Panie
choć mówią
że zabili Cię żydzi a teraz chrześcijanie
lecz wszystkie nasze teorie
spisane nie spisane
najpierw są niedorzeczne
potem niebezpieczne
a wreszcie dawno znane
więc tylko słyszę sercem Twe dłonie zawsze żywe
aż łzy w kolejce stają — niemądre i prawdziwe
1975
MODLITWA
Któryś się modlił bo było Ci za ciasno w pacierzu
któryś rozgrzeszył Magdalenę nie słuchając jej grzechów tylko łez
któryś nie tłumaczył do końca cierpienia
który wygadanym kaznodziejom kładziesz do ust gąbkę ciszy
odsłaniasz czas jak piękno
któryś widział na audiencji w Betlejem trzech monarchów na klepisku ziemi
jak trzy złote placki
który masz więcej niż pięć ran
który się nie gniewasz na ceremonie niewiary
Proszę Cię o kryjówkę
w cienkim kąciku Twych ludzkich rąk
przed zgrają formuł
1966
DZIECIŃSTWO WIARY
Moja święta wiaro z klasy 3b
z coraz dalej i bliżej
kiedy w kościele było tak cicho że ciemno
a w domu wciąż to samo więc inaczej
kiedy święty Antoni ostrzyżony i zawsze z grzywką
odnajdywał zagubione klucze
a Matka Boska była lepsza bo przedwojenna
kiedy nie miała pretensji do nikogo nawet zmokła kawka
a miłość była tak czysta że karmiła Boga
wielka i dlatego możliwa
kiedy martwiłem się żeby Pan Jezus nie zachorował bo by się komunia nie udała
kiedy rysowałem diabła bez rogów — bo samiczka
proszę ciebie moja wiaro malutka
powiedz swojej starszej siostrze — wierze dorosłej
żeby nie tłumaczyła
— dopiero wtedy można naprawdę uwierzyć
kiedy się to wszystko zawali
1976
BEZ NAS
Odejdźmy już nie wróćmy
nareszcie samotność będzie sama
miłość bez chęci posiadania
Bóg bez pytań
rozpacz bez reklamacji
piękno bez estetyki
niebo białe po burzy po deszczu niebieskie
jeszcze trochę pomarudzi ostatnie słowo jak bezradny baran
jeszcze wiatr szarpnie oknem bo ciepło spotka zimno
poskacze zielony pasikonik który porzucił wielkość żeby wybrać szczęście
jeszcze zaboli długopis co mi został po matce
ale wszystko będzie już naprawdę
bo bez nas
1974
KRWI PRZENAJŚWIĘTSZA
Krwi Przenajświętsza z Litanii
słabość moją, nędzę ogarnij
już mnie przemień zawsze niedobrego
z grzechem każdym — w białą iskrę śniegu
świat uratuj na włosku wiszący —
Krwi Przenajświętsza z kielichów
daj nam płakać nad sobą po cichu
przy ołtarzach, w tramwajach, na bruku
w Sakramencie Bożego Słuchu
1962
WSZYSTKO CO DAWNE
Dlaczego dom rodzinny widać choć go nie ma
i lampę co zgaszono trzydzieści lat temu
i psa co szczeka groźnie a chciał nas powitać
wciąż rzeczywiste to co niemożliwe
czemu to co nie jest chlebem ważniejsze od chleba
czemu ci co odeszli są bardziej obecni
i nawet dawna miłość co straszyła grzechem
stroi miny zabawne bo stała się duchem
miłość to samotność co łączy najbliższych
stąd czyste nawet co jest zbyt gorące
fotografie prawdziwe — bo już niepodobne
choćbyś nie chciał stać w miejscu tylko się śpieszył
jak nagietki co kwitną przed dziesiątą rano
czemu ból pisze wiersze
nie idiotka ręka
wszystko po to by pytać
co nas łączy z ciałem
1974
DAWNA WIGILIA
Przyszła mi na wigilię zziębnięta głuchociemna
z gwiazdą jak z jasną twarzą — wigilia przedwojenna
z domem co został jeszcze na cienkiej fotografii
z sercem co nigdy umrzeć porządnie nie potrafi
z niemądrym bardzo piórem skrobiącym w kałamarzu
z przedpotopowym świętym z Piłsudskim w kalendarzu
z mamusią co od nieszczęść zasłonić chciała łzami
podając barszcz czerwony co śmieszył nas uszkami
z lampą z czajnikiem starym wydartym chyba niebu
z całą rodziną jeszcze to znaczy sprzed pogrzebów
Nad stołem mym samotnym zwiesiła czułą głowę
nad wszystkie figi z makiem — dziś już posoborowe
Przyszła usiadła sobie. Jak żołnierz pomilczała
Jezusa z klasy pierwszej z opłatkiem mi podała
1971
NA OBRAZKU MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
Tak łatwo nad ołtarzem we Mszy się pochylić,
hostię lekką, drobną, niepozorną
zmienić w Ciało Chrystusa, unieść ponad głowy
w samotność Świętych Pańskich i w ciszę ogromną.
Jak trudno jednak siebie, własne szare życie
uświęcić, przeistoczyć. W duszy karmić spokój.
Wiem to, i mimo wszystko, Jezu, ufam Tobie,
bo masz taką zwyczajną, ludzką ranę w boku.
1959
* * *
Nie mówią o Tobie
nie piszą
oddalają w ciemność
przechodzą mimo
chcą zasłonić jednym palcem
jakbyś już poszedł na prowincję
zakładają okulary przeciwniebieskie
obcinają oczy świętym
niezadowoleni
jakby wiara stała na jednej krzywej nodze
jakbyś miał usta z filmu niemego
Klękam w świeżych ranach mszy
1964
JEST CZAS
U nas wakacje. Nic się nie dzieje
usiadły liście lnu
siedem tysięcy pszczół bez urlopu
pracuje za darmo
nikt z nas się teraz nie śpieszy
jest czas
Rozmawiamy
— pani stale co rok młodsza
tylko się kapelusz jak Pałac Kultury starzeje
zresztą wszystko wiadomo, bo nikt nie wie
czytamy o sympatycznej świętej, która poszła z grzechem do nieba
opodal milczący po upadku kamień
jemu wierzę
1983
RÓŻNE SAMOTNOŚCI
Przyszedłem ci podziękować
za samotności różne
za taką gdy nie ma nikogo
lub gdy się razem płacze
i taką że niby dobrze
ale zupełnie inaczej
za najbliższą kiedy nic nie wiadomo
i taką że wiem po cichu ale nie powiem nikomu
za taką kiedy się kocha i taką kiedy się wierzy
że szczęście się połamało bo mnie się nie należy
jest samotnością wiadomość
list dworzec pusty milczenie
pieniądz genialnie chory
minuty jak ciężkie kamienie
czas zawsze szczery bo każe iść dalej i prędzej
mogą być nawet nią włosy
których dotknęły ręce
są samotności różne
na ziemi w piekle i w niebie
tak rozmaite że jedna
ta co prowadzi do Ciebie
1978
SPOTKANIE PIĄTKOWE
W któryś piątek, gdy płakało serce,
wszedłeś nagle zamkniętymi drzwiami
i na głowie złożyłeś mi ręce,
ręce swoje pokryte ranami.
To Ty, Jezu, co się z Tobą stało…?
krzyż rzuciłeś w pobliskich kasztanach
cierpień ziemskich mi teraz zbyt mało,
ukrytemu nagle w Twoich ranach.
A co będzie, gdy odejdziesz nocą?
ból powróci, smutek, niepokoje…
słyszę jeszcze, choć brzozy trzepocą —
szept jak potok: — Kochaj rany moje.
1959
WOŁANIE
Bliższy od reguł życia wewnętrznego
przepisów na zbawienie
odwrotna strono rozpaczy
świecący nawet niewierzącym jak ogromne ciało dobroci
ile razy klękam przed Tobą bojaźliwy i spokojny
z wszystkimi dowodami na istnienie Boga w torbie mózgu
i spuszczonym pyskiem sumienia
prosząc
abyś mnie nauczył
cierpienia bez pytań
1965
RACHUNEK SUMIENIA
czy nie przekrzykiwałem Ciebie
czy nie przychodziłem stale wczorajszy
czy nie uciekałem w ciemny płacz ze swoim sercem jak piątą klepką
czy nie kradłem Twojego czasu
czy nie lizałem zbyt czule łapy swego sumienia
czy rozróżniałem uczucia
czy gwiazd nie podnosiłem których dawno nie ma
czy nie prowadziłem eleganckiego dziennika swoich żalów
czy nie właziłem do ciepłego kąta broniąc swej wrażliwości jak gęsiej skórki
czy nie fałszowałem pięknym głosem
czy nie byłem miękkim despotą
czy nie przekształcałem ewangelii w łagodną opowieść
czy organy nie głuszyły mi zwykłego skowytu psiaka
czy nie udowadniałem słonia
czy modląc się do Anioła Stróża —
nie chciałem być przypadkiem aniołem a nie stróżem
czy klękałem kiedy malałeś do szeptu…
1967
SKĄD PRZYSZŁO
Zło jest romantyczne a dobro zwyczajne
dobro wciąż na ostatku bo zło jest ciekawe
a przecież białych kwiatów najwięcej na świecie
dopiero po nich żółte a potem czerwone
czemu się rozum karmi tajemnicą
a chwila niepewności wciąż sprzyja nauce
po tylu rewolucjach biedne ptaki bose
i ćma tak bardzo mała że żyje za krótko
czemu deszcz słyszysz z góry a śnieg trochę z boku
i skąd nagle przyszło to wielkie wzruszenie
jakby dzwonek z lat szkolnych przyłożył do ucha
dzieciństwo co minęło na zawsze zostało
tylko się z młodości zrobiła starucha
1976
WESTCHNIENIE
Broń mnie przed hasłem: „smutny święty to żaden święty”
przed nadzieją gwarantującą mój własny stan posiadania
przed modlitwą o aureolę jak o bezpieczny daszek nad głową
przed świętym kapitalizmem duszy
także
żebym nie szukał dziury zamiast mostu
nie kochał aż do znienawidzenia
nie zakładał ogródka podejrzeń
nie trąbił jak pogrzeb z orkiestrą
żebym się nie wzruszał tak sentymentalnym
i zemerytowanym osłem jakim jest księżyc
nie wyjadał ciepła z przedwojennych fotografii
nie ułatwiał sobie wszystkiego gładki jak sarnie uszy
nie spowiadał na gumowej poduszce
nie podlizywał się wiernym mówiąc że nawet grzech pierworodny jest przytulny
1966
DO PATRONA DOBREJ SŁAWY
O niedzisiejszy święty mój
w litaniach nie wzywany —
przed złym rozgłosem stale broń —
Patronie Dobrej Sławy.
Bo czy niepamięć ludzkich serc
czy bramy triumfalne —
jednako czeka na nas kąt
gdzie wszystkie groby czarne.
Chroń mnie od wielkich hucznych bitw
męczeństwa — i więzienia —
śmierć dla Chrystusa ześlij mi
najprostszą/ z przemęczenia.
O niedzisiejszy święty mój
wzgardzony, zapomniany —
podaj mi rękę w taką śmierć —
Patronie Dobrej Sławy.
1959
O POWROCIE PO STUDIACH DO DOMU RODZINNEGO
Nagle dzwonek i w naszą rozmowę
wpadnie siostra jak jabłko z ogrodu,
w światło wnosząc kokardy brązowe.
— Choć się śmieją — dochowałeś wiary,
powracając, czy masz serce czyste?
a ja patrzę, jak wiatr z nieba strąca
z gwiazd na siostrę złociste zapałki.
— Co z nauką? O mych studiach mowa,
a ja widzę przez sen i akację —
wiewióreczkę, przed którą klękałem,
chcąc ją złapać w wakacje minione.
— Czy pamiętasz z balii okręt na stawie?
a ja chwytam nagle siostrę za ręce —
by przypomnieć jeszcze kwiaty z procesji,
co je niosła Jezusowi w sukience.
1949
ZA PALEC
Lecą lata a ja jak wtedy
niemoralny bo morały prawię
błagam Ciebie przyjdź
stań jak zielarz
co przed zimą zasłania dziurawiec
gotów z piekła wyciągnąć
za serdeczny palec
1996
LIST
Właśnie dostałem list
na cztery bite strony
z wymalowanym sercem
wyczytałem że będę szczęśliwy
więc przychodzę do Ciebie
Jezu frasobliwy
bo już tylko cierpienie może mi pomóc
1987
STARUSZKA
Tu będzie fotografia którą rozstrzelali Niemcy
tam lampa co się w dzieciństwie spaliła
szpak powróci na miejsce za oknem przy skrzynce
tu listy z ciszą w środku, miłość je zabiła
niby głogi za bardzo do siebie podobne
obok drobiazg na półce rozpaczy szkielecik
i kapelusz z lat szkolnych co młodość udaje
jak brodacz co swą brodą zasłania podbródek
i teraz wie, że wszystko jest razem
śmierć, radość, niebo i ziemia
bo ustawia rzeczy których nie ma
1983
MATKA BOSKA POWSTAŃCZA
Bóg Ci słońca na dłonie Twoje nie żałował
ani ciszy na usta Twe zbyt mało dał —
broń bym zdobył dla Ciebie, o głodzie wędrował,
potajemnie orzechy na ołtarz Ci rwał.
Najświętsza, utracona, z rozkazami spalona —
w barykady równoczarnym strumieniu —
z Tobą twarz zapłakana, z Tobą bitwy do rana
i uśmiechy, i sen na kamieniu.
Ok. 1944
* * *
Spać się kładę, a tu mi się śni —
idzie za mną poprzez ciemną noc.
Odblask winnic, galilejskich pól,
chleb i wino, niezwietrzała sól —
z przypowieści jedno proste słowo
z betlejemską gwiazdą kolorową,
tyberiadzkiej wody cichy gwar —
stągwie z drzewa, osłów smutnych czar,
pod księżycem, który w chmurze leży,
krwawe światło Ostatniej Wieczerzy,
Wieczernika tajemnicze drzwi —
Mszał z obrazkiem i ciernisty wieniec —
Zapatrzony w lampy oblubieniec.
Matko Boska — nakłoń twarz jasną,
zmęczonemu dozwól mocniej zasnąć.
1959
OKRUCHY
Babiego lata kruchą nić
ze szkolnej mej jesieni —
z Łazienek starych jeden liść
i szept w klasztornej sieni
kolędy, siostry jasną twarz —
z rączkami na obrusie —
może po wojnach jeszcze dasz,
maleńki mój Chrystusie.
1948
ZAUFAŁEM DRODZE
Zaufałem drodze
wąskiej
takiej na łeb na szyję
z dziurami po kolana
takiej nie w porę jak w listopadzie spóźnione buraki
i wyszedłem na łąkę stała święta Agnieszka
— nareszcie — powiedziała
— martwiłam się już
że poszedłeś inaczej
prościej
po asfalcie
autostradą do nieba — z nagrodą od ministra
i ze cię diabli wzięli
1981
REANIMACJA
Święty Bartłomieju
od modlitwy odchodzę
brak mi tchu
zdycham
naucz mnie modlić się
tak jak się oddycha
1996
* * *
W miasteczku, w którym ludzie wymieniają uśmiechy
gdzie nie ma nic niezwykłego,
w pokoiku, o który kasztan się roztrąca,
gdzie żyjesz poza sobą
Mówiąc „Aniele Stróżu” — rozmyślasz co rano,
że święty drepce tam, gdzie fruwa anioł
Nikt twych trudów nie liczy, a jeśli ocenia —
to słusznie, że ci przyjdzie umrzeć z przemęczenia
Złóż swój żal do pamiątek —
i pomódl się ze mną —
o tę świętość —
najprostszą, jak wróbel powszednią
1950
* * *
Nic mnie nie załamało
ani pustka po życzliwym spojrzeniu
ani zbieranie na tacę
ani to że o mało nie zwichnąłem palca stukając w konfesjonał
ani pytania osiemnastoletnich
ani anonimy których koperty nawet syczą —
ani dowody w które trzeba najpierw uwierzyć
ani wierni którzy się nienawidzą w tramwajach
ani cnota płacząca jak nieszczęśliwe szczęście
ani kaznodzieje ze złotymi zębami
ani obawa że nie dam rady nie dojdę
wywrócę się jeszcze przed płotem Królestwa Niebieskiego
bogatsi zostaną coraz bogatsi a biedni coraz biedniejsi
nawet ptaki śpiewają ze strachu
nic mnie nie załamało
bo wciąż widzę Ciebie Matko Najświętsza
zamiast berła — trzymasz kłębek włóczki
cerujesz teologię
1964
NOWALIJKI
Wiara gdy jeszcze nie umiemy wierzyć
nadzieja gdy jeszcze nie umiemy ufać
miłość kiedy jeszcze nie umiemy kochać
śmieją się świeże pąki
nowalijki listki
że starość przychodzi po wszystkim
1987
MALINA
Malina dzieciństwo przypomina
dom rodzinny z chorobą kłopoty
babcię co dawała na poty
1993
KUBEK
Nie chcę z poduszką krzesełka
pieca łopatki wiaderka
zegarka pieniędzy kuferka
Szekspira szafy sweterka
skarbonki trąbki pudełka
domu co stał się już duchem
lecz przywróć mi święty Antoni
mój kubek z jednym uchem
1998
BEZE MNIE
Niosłem swoją wiarę niewierzącym
pułkownikowi który mnie wylał na zbitą głowę
profesorowi który żartował — zakonnicy
chodzą już w adidasach
ale gęsi boso
pani prezes która śpiewała przez telefon
dzień się złamał wieczór się zestarzał
wszyscy w dołku — głupieją uczelnie
— mój Boże po co się wtrącałem
w to co zrobisz lepiej beze mnie
1986
BOŻE NARODZENIE
Podszedł na palcach niedowiarek
bo Konstytucja nie zabrania
do Matki Bożej. Mówił do Niej
— tak nam się wszystko poplątało
partia przy końcu zbaraniała
niech Cię za rękę choć potrzymam
w Noc Szczęśliwego Rozwiązania
1983
PO DRUGIEJ STRONIE OBRAZKA
Święta Małgorzato wizytko
w ofierze cała i wszystka
zapomniana ukryta
jak krew bez nazwiska
mówią że wyszłaś z mody
twe życie za niewygodne
może się ciebie na dobre
razem z łaciną zgubiło
kto mi opowie w rozpaczy
o źródle co dla mnie biło
świętych co stoją w słońcu
znajdujemy w cieniu
1978
STALE
Staję się stale mniejszy
w mieście które jak inflacja rośnie
we wszechświecie co się rozszerza a kurczy
wśród tych co mnie znaleźli
i widzą że mnie nie ma
nic ze mnie nie zostanie bo i to za dużo
1986
SŁOWA
Do ostatniej chwili nie przestawał mówić
jakby chciał język wyciągnąć poza śmierć
klęcząc przy jego łóżku tłumaczyłem mu
tam słowa już nic nie znaczą
nie zawracają ludziom głowy
nie można za nie otrzymać żadnego honorarium
niemodne jak wiarus dzwoniący nogami
nie kłamią dłużej niż żyją
nieporadne jak nie oblizane jeszcze cielę
tłumaczyłem mu że czeka go
tylko jedno słowo które jest milczeniem
1968
NIE ANIOŁ STRÓŻ
Mojego Anioła Stróża nie widać
choć nie zazdrości archaniołom
nie strzeże nikogo jak na obrazku
przewraca kładkę po której idę
rzuca w przepaść na zbitą głowę
wyciąga za nogawki
pyta — jak leci
mówię mu nieprzyzwoity po łacinie banał
— Aniele tobie łatwo bo nie masz ciała
ale mnie sempiterna zabolała
nie rozumie strzeżonego Pan Bóg nie strzeże
do Boga idzie się na całego
przez kładkę skopaną
przez miłość która wyszła bokiem
przez rozpacz ze szczegółami
przez korek uliczny w którym ugrzęzło pogotowie z syreną
czasem jak stonoga co pomyliła nogi i stanęła jak noga
tłumaczył i ja tłumaczę
ale na obrazkach inaczej
1985
JESZCZE
Jeszcze się trzymasz własnego szczęścia za włosy
odkładasz sobie w byle garnuszku
piszesz pamiętnik to znaczy stawiasz sobie pomnik
dlatego powietrze karmi cię skąpo
nie prowadzą niewidzialne ręce
to co wielkie nie przychodzi mimo woli
ból daremny — bo nie umierasz
nie umiesz oddać siebie
jakże masz dostać wszystko
1979
KOŁO DOMU
Koło domu rodzinnego
szła matka
święty kaczor niezgrabna pamiątka
o pół drogi od dzieciństwa
czajka i kukułka co ostrzega do końca
z gwiazd jak zawsze tylko pierwsza bliska
przez omyłkę modli się do śniegu
gdy wracałem biegły do mnie drzewa
wszystko było tak naprawdę
że nie ma
1979
PRZESZŁOŚĆ
Kiedy nie umiałem jeszcze płakać i być poważnym
Z panią od francuskiego nie można było wytrzymać
kiedy rysowałem kredką skośne oczy lisa
a wojna jeszcze nie spaliła szafy z żółtej czereśni
kiedy ławka bez oparcia w parku była najwygodniejsza
kiedy układaliśmy wiersz
pewien dziad na swoich zębach siadł — nagle krzyknął przerażony
ktoś mnie ugryzł z tamtej strony —
kiedy psy na dworze szczekały częściej rano a głośniej wieczorem
kiedy chciałoby się do serca przytulić owcę i wilka
kiedy nie mogliśmy się nadziwić że można po spowiedzi
zjeść całego Boga
na wszystko czas był jeszcze
dzisiaj już go nie ma
1976
SPOKÓJ
Wciąż się denerwujemy
o nic tyle hałasu
rozdarty na przeszłość i przyszłość
święty spokój czasu
wieś Stanowo, 1997
CO ZOSTAŁO WE MNIE
Nie o grzechy mnie pytaj
co zostało we mnie
He szczerości tego co już było dawno
ile uśmiechów wcześniejszych od myśli
niewinności jak długowłosego jamnika
albumu z wierszem „kto bibułę buchnie niech mu łapa spuchnie”
snu od bólu głowy
liścia wiązu co drapie
serca widzącego bez okularów
barwy której się uczyłem jak muzyki
kamienia wystrzelonego z procy który nie doleciał jeszcze do ziemi
modlitwy szumiącej jak ogień
siostry przy rodzinnym stole jak niebieska ostróżka
pokazującej mi język po drugiej stronie lampy
słów wciąż czujnych by nie uśpić krzywdy
sumienia tak wiernego jak anioł i zwierzę
i tego niewiadomego — co dalej
1969
* * *
Z wodą święconą na czubkach palców
z głową Jezusa na sumieniu
oddechem odgarniałem stronice brewiarza
szukałem tylko jednego
obrazka
z dawna wypisanym czterowierszem
Matko Najświętsza daj mi
serce czyste i proste
w kościele zimnym chuchać
tulić zmarzniętą hostię
1964
DOBRANOCKA
Pan Jezus nagle jeszcze jaśniejszy,
Pod gwiazdą królów trzech.
Mamusia czujna jak strażak,
Kiedy usypia mnie śnieg.
1998
W SZPITALU
Ni to staruszka ni dziewczynka
wyczesały się włosy
i został jeden chudy warkoczyk
może blizna po liściu
w szpitalu oczy tak smutne jak w haremie
w listopadzie kiedy chomik śmiesznie zasypia
już bez lekarza bo zląkł się prawdy
mówiłem o Bogu — nie mogła zrozumieć
pytałem o flirty — pozapominała
patrząc na mnie jak w nadmuchany kołnierz
prosiła tylko
abym umył jej ręce
usta twarz
bo chce umierać czysta
1979
* * *
Wszyscy łakną rozmnożenia chleba,
paralityk cały w Lourdes się kąpie,
nawet biskup chce się dostać do nieba,
tak bez grzechu, wygodnie, porządnie.
A ja spadam stałe z pieca na łeb,
jak słój z dżemem pękam na schodach.
1958
MÓJ BOŻE
Sikorka co podrosła biskup co zmizerniał
pani co włosy suszyła ręcznikiem
a teraz mężowi w domu suszy głowę
wołała „mój ty piesku”
a teraz nie woła
bo miłość nieszczęśliwa ucieka od szczęścia
wytresowana oswojonych gryzie
oślica która bardziej dziwi
nie wtedy gdy mówi ale kiedy milczy
stryj co po śmierci wpadł nagle do domu
przy partyjnym zięciu usiadł niewidzialny
przyszedłem ukląkłem pytałem mój Boże
dlaczego jest niewiara gdy wszystko być może
1989
TELEFON
Przed chwilą nieznajoma nagle zadzwoniła
podała adres tego co właśnie umierał
więc poszedłem go szukać. Wieczór był zbyt szorstki
chociaż trochę powolny i ciemny jak wrona
szli przy mnie obojętni co się nie dziwili
że sen — ciała ludzi którzy śpią oddziela
choć leżą obok siebie we śnie są daleko
może dlatego bliscy i tacy samotni
tak jakby się bawili jeszcze w chowanego
miłość bierze nam ręce i na krzyżu składa
szli także niewierzący lub inaczej tacy
którzy właśnie w to wierzą w co wierzyć potrzeba
biegła jeszcze dziewczynka co długo krzyczała
na swojego tatusia żeby nie umierał
o wszyscy niewidzialni o nas zatroskani
— i ty telefonie cymbale brzęczący
co masz tylko z nami dostęp do wzruszenia
mówimy wszyscy razem bo wciąż kogoś nie ma
1976
NIE TAK NIE TAK
Moja dusza mi nie wierzy
moje serce ma co do mnie wątpliwości
mój rozum mnie nie słucha
moje zdrowie ucieka
moja młodość umarła
moje fotografie rodzinne nie żyją
mój kraj jest już inny
nawet piekło zmyliło bo zimne
nakryłem się cały żeby mnie nie było widać
ale łza wybiegła
i rozebrała się do naga
1977
SZCZĘŚCIE PO CHOROBIE
Radości byle jakie
podwyżki ubogie
ciemność co nos do nosa drugiego przybliża
narzeczem bez jutra
jak dwie ręce krzyża
nieszczęście jak szczęście po ciężkiej chorobie
— to nic — mówię do serca
— wyruszamy w drogę
1996
LIST DO MATKI BOSKIEJ
W pierwszych słowach donoszę nic się nie zmieniło
żółta pliszka się cieszy swoim czarnym dziobem
łosoś wraca do rzeki w której się urodził
mrówki się oblizują jak na nie przystało
sarna leczy się ślazem więc mniej pokasłuje
las tak rzeczywisty że zdaje się zjawą
pszczoła nie zna Szopena ale jest muzyką
śmierć jak zwykle niziutko układa na ziemi
świętym można tu zostać nawet na podwórku
rzucając kurom ziarno staroświecką modą
znów najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą
a piękno jest najbliżej gdy czas się oddala
żadna ryba nie traci nawet jednej łuski
sroka z wąskim ogonem powtarza dowcipy
rzeczy mają własną po umarłych pamięć
więc pamięta mą matkę czajniczek rozbity
dla słowika w czerwcu każda noc za mała
ponieważ wierzy w miłość nie boi się dała
śpiewa że serce żywe a już nieśmiertelne
bocian dalej podnosi tylko lewą nogę
piszę list bo Cię przecież zobaczyć nie mogę
myślę jednak że chyba czasem Ciebie słyszę
bo skąd się nagle bierze ten szept kiedy zasnę
1978
REKOLEKCJE
Przynoszę, Matko, na Jasną Górę
kapłaństwo moje
Stanąłem w samym kącie kaplicy
boję się podejść
Nie w łożach ojców
z twarzą na wale klasztornym spałem
Księżyc jak czapla
wciąż chodził po mnie srebrnym hejnałem
Biję się w piersi jak tłukły kule za Kordeckiego
Weź me kapłaństwo na ręce teraz
jak Syna swego
Niechaj zaświeci święte i czyste w kaplicy
a mnie niech zdepcą butami w drodze pątnicy
1957
DZIECIŃSTWO
Zabrałeś mi dzieciństwo a ono powraca
z chłopcem który biega po lesie za sójką
co mieszka raz wysoko albo całkiem nisko
po przeszłość trzeba wznieść się by się przed nią schylić
zabrałeś moją młodość a ona się zjawia
mówi jakie nad Polską było niebo czyste
a starczyło na zawsze by spojrzeć raz tylko
zabierz wszystko co boli
by wróciło do mnie
1978
POŻEGNANIE WIEJSKIEJ PARAFII
Pożegnać wikariatkę na niewielkim piętrze
zabrać Biblię w tłumoczek kazania gorętsze
a sad sobie zostanie z gęsiami i płotem
strasząc konie proboszcza kasztanów bełkotem
Niechaj memu następcy kwiatem w brewiarz spada
wart bo lepszy ode mnie i mądrzej spowiada
Jeszcze skryję się w kościół. Nie chciej tu mnie widzieć,
bo ksiądz płacząc sam siebie jak grzechu się wstydzi
Tylko spojrzeć. Ten święty z pospolitą głową
jakieś śmieszne serduszko z wstążeczką różową
spośród wotów świecące jak żuczek z ukrycia
w czas co na usługach i śmierci i życia
Pora odejść. Nie płoszyć myszy i pacierzy
patronów dobrej sławy złej sowy na wieży
Pora odejść żal tając jak iskry niezgasłe
że mnie ze wsi zabrali by pokrzywdzić miastem
Tak smutno psy porzucać. Tak zapomnieć trudno
wodę w stawie mierzoną złocistą sekundą
las z dzięciołem
kukułkę uczącą w gęstwinie
jak śmiesznie jest powtarzać tylko własne imię
przybłędę co na rzece wywrócił się z łódką
i spoczywa pod krzyżem krzywym z niezabudką
Żal szkoły dzieci w ławkach woźnej z pękiem kluczy
chociaż lepiej że przyjdzie tu ktoś inny po mnie
stopnie gorsze postawi lecz czegoś nauczy
Żal kulawych i głuchych chorego w szpitalu
bardzo dawnej paniusi w przedpowstańczym szalu
przygotowań do wilii smutnej oczywiście
gdy opłatek od matki drży na poczcie w liście
Jeszcze tu kiedyś wrócę. Nocą po kryjomu
wiersz o świętej Teresce dokończyć w tym domu
Po cmentarzu pobłądzę. Ty dłońmi dobrymi
przebacz wszystko. Pochowaj między najgorszymi
1952
DO ŚWIĘTEGO ANTONIEGO
szukam ewangelii z przedsoborowych tłumaczeń
spod gęsiego pióra Jakuba Wujka
w której czytano „onego czasu”
fruwały ptaki niebieskie
rósł kąkol nieogolony
pacholę podawało koszyk na pustyni
dzień się nachylił
na Taborze Jezus jaśniał jak śnieg
martwił się o rentę nie rządca lecz włodarz
jedno słowo „maluczko” krzyczało szeptem
biegły po ciemku panny głupie
a ciało jak ciało było mdłe
szukam ewangelii
Kiedy dzieciństwo było jak zawsze raz tylko
Święty Antoni Padewski Ratowniku Pośpieszny
niech utyje chwała Twoja — niech się znajdzie zguba moja
1986
* * *
Bywało — w łąki nas zabiorą
łudząc to wstążki to tańcami —
niżeś pomyślał taką porą
że Jezus płynie z chorągwiami.
A te wyprawy po owoce —
ze świecą z którą ćmy lipcowe —
niżeś pomyślał w takie noce
kapturem mnisim chłodzić głowę.
Raz — to w wakacje byłeś chory —
a ja u nóg twych z lampą dużą —
niżeś pomyślał w te wieczory
o celi tej pod dzwonu różą.
Niech cię okwitną tak czereśnie —
maków przy furcie krwawa straż —
a jeśli kiedy umrę we śnie —
o nie patrz w twarz, o nie patrz w twarz.
1947
STARE FOTOGRAFIE
Tylko fotografi