13056

Szczegóły
Tytuł 13056
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13056 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13056 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13056 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jan Twardowski Wiersze o miłości i wierze Wybór i posłowie Waldemar Smaszcz W JARZĘBINACH Krew płynie z Twojego boku wakacje a taki blady i właśnie dlatego wierzę żeś wszechmogący słaby że w jarzębinach wisisz dzwońce cię podziobały właśnie dlatego kocham że jesteś wielki mały rozeszły się całkiem drogi zgubiło się i odkryło pozostał człowiek i Pan Bóg mój grzech moja miłość 1983 część pierwsza SZEDŁ MŁYN MOJE ŻYCIE Przez najbliższych którzy pojawili się żeby odejść Przy Bogu który się ukrył żeby być Między miłością a miłością — tam gdzie stoi krzyż W śmierć poza śmiercią Przy dzieciach śmiejących się na cały głos Przy kamieniu co zgłupiał cokolwiek się stało Przy króliku co biegnie jakby but uciekał JEŚLI Jeśli mi zaczną wypominać że jestem do niczego że piszę trzy po trzy ograniczony jak ryba co daje się oglądać tylko z profilu że to co wymyśliłem jest dobre — ale pięćdziesiąt lat temu uśmiecham się — mój Boże tylko tyle ile można o mnie gorszego powiedzieć 1980 PODOBIEŃSTWA Miłości podobna tylko do miłości prawdo podobna tylko do prawdy szczęście podobne do szczęścia śmierci podobna do śmierci serce podobne do serca chłopaku z uśmiechem od ucha do ucha podobny do tego jakim byłeś kiedyś przestańcie się nareszcie tak wygłupiać przecież nawet Bóg podobny tylko do Boga nie istnieje 1976 WIERSZ Z CHRZANEM W ŚRODKU Wzruszenie — to czasu przemijanie był dom ale już go nie ma znikły świętej pamięci gęsi kaczki drzewa fotel na ganku strzelba co drażniła wyżła pani co miała przyjść kwadrans po trzeciej lecz nie przyszła liście brzozy co jesienią żółkną zawsze pierwsze bardzo starych poetów nieczytane wiersze portret nieznośnej babki milutki jak trzeba liść chrzanu pamiątka u siebie pieczonego chleba chłopiec co wyznał miłość i zginął na wojnie tak kochał że z nosem urwanym umierał spokojnie szczęście — to przemijanie nam też zniknąć trzeba 1996 BOCIAN Bocian nas przynosi szara gęś zabierze anioł jak grzeszną świnkę ucałuje szczerze 1994 KŁOPOT Przyszedł mówił że się zmartwił pytam: co takiego — nie zawsze się szczęści. — Trochę nie na temat — odpowiedział na to — przyśnił mi się nocą właśnie ksiądz po śmierci milczał nie wiedziałem z jakiej zacząć strony a on skurczył się jeszcze jak lew przeziębiony 1989 AKACJO Akacjo z lat sztubackich obdzierana z liści kocha lubi szanuje — pytano pokaż oskubana jak Polak uspokój nieprawdę serce potrzebne nawet kiedy nikt nie kocha mniej samotne wtedy kiedy jest samotne 1989 (z cyklu: Nad starą Biblią) TREN Ziemio Święta z uczniowskiego atlasu, z Biblii starej nagimi górami — coś się stało od jakiegoś czasu ze mną samym, z ludzkimi sercami Zapomniano o Bogu jedynym Gorejącym krzewie, Stróżu naszym Patrzaj. Ludzie teraz nieszczęśliwi, niepojęci jak kruk przy Eliaszu Kwiat libański na skroni uwiędnie — Źle nam wróżą judaszowe drzewa — Przyjaciółko, co nas spotka, co będzie na pustyni, kędy Boga nie ma? Synogarlic przycicha wołanie, syjońskie drogi świerszczami łkają — Przyjaciółko, co się z nami stanie między ludźmi, którzy Boga nie znają? 1951 TAK Pierwsza Komunia z białą kokardą jak w śniegu z ogonem ptak ufaj jak chłopiec z buzią otwartą Bogu się mówi — tak Nie rycz jak osioł nie drzyj jak żaba wytrwaj choć nie wiesz jak choćby się cały Kościół zawalił Bogu się mówi — tak Miłość zerwaną znieś jak gorączkę z chusteczką do nosa w łzach święte cierpienie pocałuj w rączkę Bogu się mówi – tak 1998 WIERSZ DO NAJŚWIĘTSZEJ PANNY Słów nie lubisz, bo cóż znaczą słowa — więc poświęcam Twojej świętej pieczy — celę, książki, notatki z wykładów, inferiorów, w klęczniku rzeczy — I jeszcze mszał w szufladzie — mój Boże — mój Boże — tę stronę znam na pamięć, a tutaj się mylę — tu wstążeczkę odgarnę, a tu grudkę włożę — tej ziemi co i w mojej zadźwięczy mogile. I jeszcze moje serce — (o nim nic nie powiem bo nie pękło mi z bólu w płonącej Warszawie — więc jak dawną manierkę porzucę je w rowie — krzyżem tylko opatrzę i tak je zostawię) A to jest moja śmieszność — jak mi służy wiernie we wszystkich moich wierszach, których nikt nie zliczy więc po mszale i sercu poświęcam Ci ciernie — ogród pełen silentium i ziarnko goryczy. Przebacz wiersze mi wszystkie łaskawie zagaś we mnie sny czarnoleskie i bez wierszy cichutko daj popatrzeć w Twoje święte oczy niebieskie 1947 BYŁO wiersze staroświeckie co wzruszają teraz z rymami jak należy z przecinkiem i kropką z dworem co znikł nagle cicho i na zawsze a wiadomo cisza większa niż milczenie i pamięć już posłuszna gdy przeszłość przychodzi z babcią co na werandzie cerowała dziurę bez nożyczek zębami przegryzając nitkę tuż przy koszu na grzyby by się nie sparzyły z wujem co się gazetą niepotrzebnie zajął więc pomagał mu diabeł ale kopnął anioł ze smutkiem przemijania jagód jarzyn jeżyn gdyby śmierci nie było nikt z nas już by nie żył przemijamy jak wszystko by w ten sposób przetrwać uczucia bez łapówek i rąbanka grzechów wielka miłość co zawsze wydaje się łatwa i wie już tak od razu że nie wie co będzie choć za młodu drży serce a na starość noga wszystko co najcenniejsze spaliło się w piekle wiersze staroświeckie niemodne naiwne ten sam baran co wtedy ale szczęście inne 1985 CHCIAŁBYM Chciałem ją zatrzymać cała wieś się śmiała — nie wiesz że w końcu maja odlatuje czajka chciałem świerszcza posłuchać chichotały drzewa chciałem niebo przygarnąć ale pomyślałem tylko na wigilię pierwsza gwiazda w oczach chciałem babcię mieć jeszcze przedwojenną po wojnie do Jezusa poszła nie do mnie 1981 PROŚBA Martwię się o przeszłość dreptałem jak kulfon straszy mnie teraźniejszość by wytrwać na drogach została tylko przyszłość by się chociaż raz cieszyć jeszcze jej nie zbrudziłem cała w rękach Boga 1984 MŁYN Przez najbliższych którzy pojawili się żeby odejść przy Bogu który się ukrył żeby być między miłością a miłością — tam gdzie stoi krzyż w śmierć poza śmiercią przy dzieciach śmiejących się na cały głos przy kamieniu co zgłupiał cokolwiek się stało przy króliku co biegnie jakby but uciekał szedł młyn moje życie 1983 * * * Że właśnie taki dzień, że właśnie takie dnie zmęczenia w oczach cień, spokoju trochę w śnie — że wiśni pełen sad, że wolna droga w świat maleńki, opuszczony, w powstaniu obtłuczony Pan Jezus zamyślony powtarza — Rzucisz mnie — ok. 1944 WAŻNE To że wszystko dzieje się inaczej to cierpienie tędy owędy ten dzień bez kochanej ręki ten ból i tak dalej ten mróz że tylko jeden piec mnie zrozumiał gdy kładłem serce do zimnego łóżka ta jesień lekko chora po tej stronie świata ta małpa bez małpy powiedz ze to właśnie ważne 1980 * * * Własnego kapłaństwa się boję, własnego kapłaństwa się lękam i przed kapłaństwem w proch padam, i przed kapłaństwem klękam W lipcowy poranek mych święceń dla innych szary zapewne — jakaś moc przeogromna z nagła poczęła się we mnie Jadę z innymi tramwajem — biegnę z innymi ulicą — nadziwić się nie mogę swej duszy tajemnicą 1948 (z cyklu: Nad starą Biblią) DZIEŁO RĄK KAINOWYCH I poznał Kain żonę swoją i zbudował miasto i nazwał imię jego od imienia syna swego Genesis 4. 17 Ucałuję cię Biblio, bo w tobie są słowa że Kain pierwsze miasto na ziemi zbudował — stąd pewnie w miastach wszystkich, w miejskich strutych kwiatach — w obłędzie ulic chodząc — widzę złego brata. Wiejska parafio moja, pocieszny Żbikowie — kto twe kaczki wychwali, twe stawy opowie — ławki co przed domami, cmentarniane duchy, pomidory na oknach, budy, psie łańcuchy… (Azali twarze tutaj rzewne, jak zawsze u nas w maju a lampa jeszcze nie rozbita rozkwita przy ruczaju? Azali już na brewiarz w sadzie czeremchy spadły szaty… a malw naręcza… a begonie… a szałwii aromaty…?) 1946 ZIEMIA ŚWIĘTA Przez tęsknoty zawiłej pragnienie — dla tysięcy lat spełnionych przeczuć — Czemu ciągle przesłaniasz mi Ziemię — jak miniony dzień przesłonił wieczór? I dziś niebo nad miastem się łzawi śmierć jednako i nas żywych łamie — a ja Ciebie zobaczę jak Mojżesz z łzą na sercu, w cmentarnej bramie. 1952 O LUDZKIM SERCU POD WIELKIM BALDACHIMEM Cóż że albą przy ołtarzach jaśnieję drży ornatów grubo tkanych złoto Msza się kończy w zakrystii na klęczkach będę szary maleńki potem Cóż że wielki mi niosą baldachim w dzwony hucząc w procesjach nad głową To dla Boga. Sam na sam zostanę z swoim ludzkim sercem na nowo 1957 POWIEDZ Kopciuszku tobie się udało oddzielić mak od popiołu przez jedną noc powiedz jak oddzielić kota od kotki ból od miłości łzę od doświadczeń smutek od czasu mądrość od starości i nie mieć już słonia lat 1980 NA DOBRANOC Rozgadana wiedza wymowna poezja przez radio Szopen mówić do mnie będzie całuję cię na dobranoc mój krzyżyku niemy bo milczy tylko prawda i nieszczęście 1979 OGIEŃ Patrzę Jezus na brzegu wydawał się łatwy taki do serca na co dzień Mówił: — Przyjdź czekam tylko nie licz na cuda do mnie się idzie przez ogień 1997 W NIEBIE Trzeba minąć świętego Piotra z ciężkim kluczem Agnieszkę z barankiem przy twarzy Teresę co jeszcze kaszle bo marzła w klasztorze trzeba przepychać się przez męczenników co stanęli z krzyżem i utworzyli korek obok skromnego bociana obok Agaty co częstuje solą obok świętego Franciszka w wilkiem (zdejmuje mu kaganiec żeby mógł poziewać) obok świętego Stanisława z zeszytem do polskiego — i widzę wreszcie moją matkę w nie spalonym domu przyszywa guzik co się gubił stale Ile trzeba przejść nieba żeby ją odnaleźć 1980 PRZESZŁOŚĆ Nie dokończyć już przerwanej rozmowy nie dorzucić jednego słowa Matko Boża powiedz dlaczego przeszłość nieruchoma zatrzymało się tam i z powrotem wszystko w jedną i w drugą stronę nic nie może się z miejsca poruszyć przeminęło więc osądzone niepodobna miłości dawnej już nie ranić rozsądniej zacząć zatrzasnęła się przeszłość. Osiołek podszedł. Wyje pod ścianą płaczu 1978 NA BIURKU Tu leży mapa co się zmienia po każdej wojnie już nie taka sama tam znaczki pocztowe znowu trochę inne klej niby farba rozpuszczona w wodzie teczka o którą pies potrącił nosem pióro wieczne jak kłamstwo bo wcale nie wieczne przyszły długopisy i już się nie przyda książka pamiętnik damy chyba dawno temu mówią że tylko trzy razy jej nie było w domu w dniu ślubu w dniu chrztu dziecka i swego pogrzebu kalendarz jak nieszczęście, potwór — liczy milcząc tylko serce odmierza czas w odwrotną stronę w szufladzie stary pieniądz co wyszedł z obiegu z Piłsudskim ciekawostka maleńka liryka tak czysta że się za nią już nic nie kupuje a te fotografie to moi umarli bez których przecież niepodobna istnieć szlachetni dziś na pewno skoro ich nie widać 1977 (z cyklu Nad starą Biblią) Z BREWIARZEM W RĘKU 1 Skąd jesteś? Z Ziemi Świętej, z tęsknoty gorącej znam proroctwa mesjańskie i księgi Kabały — a kasztany za oknem, storczyki tlejące — to tylko garść jałmużny ojczyzny przybranej Figa cień mi przerzuca przez brewiarz jak potok, budzi mnie płacz Kaina i oddech Cedronu — a księżyc podwarszawski — tragiczny powstaniec, przybłęda z moich pustyń — gość w przybranym domu Skąd jesteś? Z Ziemi Świętej, gdzie jagody winne, psalmy, jadło, napoje… i milczenie inne A to gwiazdy siostrzyce znad jodeł Libanu na postrach kurów nocnych. W mym przybranym kraju ogromne jest nieszczęście. Służące ciekawie spragnionemu pomiaru niezgłębionej sprawy 2 Obłoki z wełny tkane i córy Lotowe zstępujące w mrok grzechu jak wargi pąsowe, potop huczący falą i proroków żale — padające jak widmo w uszy Jeruzalem. Saulowy miecz w górach i Rut złote rżysko, i Mojżesz pływający w trzcinowej kołysce — Dawida pieśni, Rachab sprośnej burze — wszystko to co mi Boga odsłania jak różę. 1951 O SPACERZE PO CMENTARZU WOJSKOWYM Że też wtedy beze mnie przewracali się w hełmie lecąc twarzą bledziutką na bruk Jurku z Wojtkiem i Jankiem klękam z lampką i wiankiem z czarnym kloszem sutanny u nóg Przeminęło, odeszło w milczeniu jak pod kocem na wycieczce ziemia — świecę lampkę rękoma obiema gdzie pod hełmem dawnych oczu nie ma Warszawa, sierpień 1947 OBRAZEK Znalazłem swój obrazek całkiem przypadkowo szedłem leżał przy drodze może jak liść grabu co się trzyma przez zimę żeby spaść na wiosnę z brewiarza wprost wyleciał a bliski jak człowiek bez którego żyć trudno gdy się lata śpieszą bo tylko umierając umiemy być sami (choć samotność to niezła zabawa dla duszy zwłaszcza gdy się przez grzechy dochodzi do zalet) był wieczór i nie mogłem go sprawdzić po ciemku dopiero przy lampie zobaczyłem wszystko ukrytego Jezusa ksiądz we mszy podawał a On swoje ciernie wkładał mu na głowę dziś nie lubią pobożnych obrazków z morałem nawet tak oswojonych że wracają same dobrze uciec nie umiał i już nic poza tym 1977 WIGILIA Już wzdychał na myśl o Bożym Narodzeniu o tym jak naprawdę było zaczaj się modlić do świętej rewolucji w Betlejem od której liczymy czas kiedy znowu zaczaj merdać puszysty ogon tradycji wprosiła się choinka elegancko ubrana mlaskały kluski z makiem kura po wigilii spieszyła na rosół potem milczenie większe niż żal i już na gwiazdkę szalik przytulny jak kotka żeby się nie ubierać za cienko i nie kasłać za grubo zdrzemnął się na dwóch fotelach wydawało mu się że słowo ciałem się stało — i mieszkało poza nami nawet usłyszał że za oknem przyszedł Pan Jezus prosty jak kościół z jedną tylko malwą obdarty ze śniegu i polskich kolęd za wcześnie za późno nie w porę 1968 ŻEBY WRÓCIĆ Można mieć wszystko żeby odejść czas młodość wiarę własne siły świętej pamięci dom rodzinny skrzynkę dla szpaków i sikorek miłość wiadomość nieomylną że nawet Pan Bóg niepotrzebny potem już tylko sama ufność trzeba nic nie mieć żeby wrócić 1977 ŻEBY SIĘ OBUDZIĆ Żeby się obudzić rano doprowadzić włosy do opamiętania umyć się i ubrać postawić czajnik z gwizdkiem odgarnąć z okna samotny deszcz trzeba się oprzeć na tym co wymyka się jak mokry kamyk na sekundzie której już nie ma na myśli której nie sposób dotknąć na sile ciążenia co oddala tego kogo się kocha kochamy od razu dwie osoby niemożliwe do kochania bo tę co za blisko i tę za daleko i chyba nawet dlatego umieramy żeby nas było widać i nie widać 1976 NA RĘCE Nazywają cię brzydulą uciekają w te pędy po kolei biorę ciebie na ręce jak królika na szczęście śmierci — chwilo największej nadziei 1997 W ALBUMIE Choćby się nosem kręciło, na babcię pyskowało, szczęście zawsze ogromne, gdy lat jeszcze mało. 1998 POŻEGNANIE SZKOŁY Po dzwonku idźcie, chłopcy, w świat i wy, dojrzałe damy, choć mnie, waszemu księdzu, łzy znów tłoczą się jak chamy. Z dziewcząt swych będę zawsze rad, chłopcami zachwycony — choć czas podziobie wszystkich nas jak indyk rozżalony. Ulicą będę sobie szedł — cichutko rozważając: Jeszcze pięć lat, nie pozna mnie, dorosła panna Zając. Bdurska Basia, Kowalewska, warczące na mnie jak na pieska, Zawadzki pełen animuszu, zawsze w wesołym kapeluszu. W gorzką niepamięć wpadnie ksiądz z dziennikiem, dzwonkiem, szkołą — lecz może lepiej niźli ja przypomni Bogu znowu woźny, choć czasem widzi źle, może odnajdzie pod zegarem rekolekcyjną starą łzę, miłość, co jak dwa żubry beczy — wiele nieważnych ważnych rzeczy, śmierć, co uciszy nam nazwisko, o Bogu nam przypomni wszystko. Żegnajcie. Pora już, jak marchew najzwyklejsza Bóg będzie dla was rósł, a ja się będę zmniejszał. I spadnę wreszcie w szary kąt, tak jak parasol to umie lub pies z rodzinnej fotografii, co zaczął wyć w albumie. 1998 PRYMICJA O wiersze smutne moje, w tym stroju pełnym haftu przed krzyżem Pańskim stoję Jurkowi na Powązkach wojskowa dźwięczy sława, a mnie tasiemka alby zakwitła u rękawa O Jezu poduczony, z tą szramą i tą różą, na chłopców spójrz z Powiśla, co do mszy przy mnie służą Niech jednym choć oddechem westchnienie mi powierzą czupurnych rówieśników co pod gruzami leżą 1947 DO ALBUMU Samotność — to droga do Boga najkrócej prosta szczęśliwa nareszcie nikt nie przeszkadza sobą nie zakrywa 1995 GORĘTSZA OD SPOJRZENIA. Żeby nie być taką czcigodną osobą której podają parasol którą do Rzymu wysyłają w telewizji jak srebrnym nieboszczykiem kręcą wieszają przy gwiazdach filmowych Ale być chlebem który krają żywicą którą z sosny na kadzidło skrobią czymś z czego robią radio żeby choremu przy termometrze śpiewało zegarem który w samolocie jak obrazek ze świętym Krzysztofem leci żółtym dla dzieci balonem — a zawsze hostią małą gorętszą od spojrzenia co się zmienia w ofierze 1958 STOPNIOWANIE Pięć kropli deszcz ulewa coś niecoś kawałek kawał kanonik prałat zawał 1989 TEORIE Podnoszę Cię we mszy świętej niezgrabnie rękoma obiema choć mówią że usprawiedliwia Cię tylko że Cię nie ma nie pierwszy raz nie ostatni patrzę w Twe oczy Panie choć mówią że zabili Cię żydzi a teraz chrześcijanie lecz wszystkie nasze teorie spisane nie spisane najpierw są niedorzeczne potem niebezpieczne a wreszcie dawno znane więc tylko słyszę sercem Twe dłonie zawsze żywe aż łzy w kolejce stają — niemądre i prawdziwe 1975 MODLITWA Któryś się modlił bo było Ci za ciasno w pacierzu któryś rozgrzeszył Magdalenę nie słuchając jej grzechów tylko łez któryś nie tłumaczył do końca cierpienia który wygadanym kaznodziejom kładziesz do ust gąbkę ciszy odsłaniasz czas jak piękno któryś widział na audiencji w Betlejem trzech monarchów na klepisku ziemi jak trzy złote placki który masz więcej niż pięć ran który się nie gniewasz na ceremonie niewiary Proszę Cię o kryjówkę w cienkim kąciku Twych ludzkich rąk przed zgrają formuł 1966 DZIECIŃSTWO WIARY Moja święta wiaro z klasy 3b z coraz dalej i bliżej kiedy w kościele było tak cicho że ciemno a w domu wciąż to samo więc inaczej kiedy święty Antoni ostrzyżony i zawsze z grzywką odnajdywał zagubione klucze a Matka Boska była lepsza bo przedwojenna kiedy nie miała pretensji do nikogo nawet zmokła kawka a miłość była tak czysta że karmiła Boga wielka i dlatego możliwa kiedy martwiłem się żeby Pan Jezus nie zachorował bo by się komunia nie udała kiedy rysowałem diabła bez rogów — bo samiczka proszę ciebie moja wiaro malutka powiedz swojej starszej siostrze — wierze dorosłej żeby nie tłumaczyła — dopiero wtedy można naprawdę uwierzyć kiedy się to wszystko zawali 1976 BEZ NAS Odejdźmy już nie wróćmy nareszcie samotność będzie sama miłość bez chęci posiadania Bóg bez pytań rozpacz bez reklamacji piękno bez estetyki niebo białe po burzy po deszczu niebieskie jeszcze trochę pomarudzi ostatnie słowo jak bezradny baran jeszcze wiatr szarpnie oknem bo ciepło spotka zimno poskacze zielony pasikonik który porzucił wielkość żeby wybrać szczęście jeszcze zaboli długopis co mi został po matce ale wszystko będzie już naprawdę bo bez nas 1974 KRWI PRZENAJŚWIĘTSZA Krwi Przenajświętsza z Litanii słabość moją, nędzę ogarnij już mnie przemień zawsze niedobrego z grzechem każdym — w białą iskrę śniegu świat uratuj na włosku wiszący — Krwi Przenajświętsza z kielichów daj nam płakać nad sobą po cichu przy ołtarzach, w tramwajach, na bruku w Sakramencie Bożego Słuchu 1962 WSZYSTKO CO DAWNE Dlaczego dom rodzinny widać choć go nie ma i lampę co zgaszono trzydzieści lat temu i psa co szczeka groźnie a chciał nas powitać wciąż rzeczywiste to co niemożliwe czemu to co nie jest chlebem ważniejsze od chleba czemu ci co odeszli są bardziej obecni i nawet dawna miłość co straszyła grzechem stroi miny zabawne bo stała się duchem miłość to samotność co łączy najbliższych stąd czyste nawet co jest zbyt gorące fotografie prawdziwe — bo już niepodobne choćbyś nie chciał stać w miejscu tylko się śpieszył jak nagietki co kwitną przed dziesiątą rano czemu ból pisze wiersze nie idiotka ręka wszystko po to by pytać co nas łączy z ciałem 1974 DAWNA WIGILIA Przyszła mi na wigilię zziębnięta głuchociemna z gwiazdą jak z jasną twarzą — wigilia przedwojenna z domem co został jeszcze na cienkiej fotografii z sercem co nigdy umrzeć porządnie nie potrafi z niemądrym bardzo piórem skrobiącym w kałamarzu z przedpotopowym świętym z Piłsudskim w kalendarzu z mamusią co od nieszczęść zasłonić chciała łzami podając barszcz czerwony co śmieszył nas uszkami z lampą z czajnikiem starym wydartym chyba niebu z całą rodziną jeszcze to znaczy sprzed pogrzebów Nad stołem mym samotnym zwiesiła czułą głowę nad wszystkie figi z makiem — dziś już posoborowe Przyszła usiadła sobie. Jak żołnierz pomilczała Jezusa z klasy pierwszej z opłatkiem mi podała 1971 NA OBRAZKU MIŁOSIERDZIA BOŻEGO Tak łatwo nad ołtarzem we Mszy się pochylić, hostię lekką, drobną, niepozorną zmienić w Ciało Chrystusa, unieść ponad głowy w samotność Świętych Pańskich i w ciszę ogromną. Jak trudno jednak siebie, własne szare życie uświęcić, przeistoczyć. W duszy karmić spokój. Wiem to, i mimo wszystko, Jezu, ufam Tobie, bo masz taką zwyczajną, ludzką ranę w boku. 1959 * * * Nie mówią o Tobie nie piszą oddalają w ciemność przechodzą mimo chcą zasłonić jednym palcem jakbyś już poszedł na prowincję zakładają okulary przeciwniebieskie obcinają oczy świętym niezadowoleni jakby wiara stała na jednej krzywej nodze jakbyś miał usta z filmu niemego Klękam w świeżych ranach mszy 1964 JEST CZAS U nas wakacje. Nic się nie dzieje usiadły liście lnu siedem tysięcy pszczół bez urlopu pracuje za darmo nikt z nas się teraz nie śpieszy jest czas Rozmawiamy — pani stale co rok młodsza tylko się kapelusz jak Pałac Kultury starzeje zresztą wszystko wiadomo, bo nikt nie wie czytamy o sympatycznej świętej, która poszła z grzechem do nieba opodal milczący po upadku kamień jemu wierzę 1983 RÓŻNE SAMOTNOŚCI Przyszedłem ci podziękować za samotności różne za taką gdy nie ma nikogo lub gdy się razem płacze i taką że niby dobrze ale zupełnie inaczej za najbliższą kiedy nic nie wiadomo i taką że wiem po cichu ale nie powiem nikomu za taką kiedy się kocha i taką kiedy się wierzy że szczęście się połamało bo mnie się nie należy jest samotnością wiadomość list dworzec pusty milczenie pieniądz genialnie chory minuty jak ciężkie kamienie czas zawsze szczery bo każe iść dalej i prędzej mogą być nawet nią włosy których dotknęły ręce są samotności różne na ziemi w piekle i w niebie tak rozmaite że jedna ta co prowadzi do Ciebie 1978 SPOTKANIE PIĄTKOWE W któryś piątek, gdy płakało serce, wszedłeś nagle zamkniętymi drzwiami i na głowie złożyłeś mi ręce, ręce swoje pokryte ranami. To Ty, Jezu, co się z Tobą stało…? krzyż rzuciłeś w pobliskich kasztanach cierpień ziemskich mi teraz zbyt mało, ukrytemu nagle w Twoich ranach. A co będzie, gdy odejdziesz nocą? ból powróci, smutek, niepokoje… słyszę jeszcze, choć brzozy trzepocą — szept jak potok: — Kochaj rany moje. 1959 WOŁANIE Bliższy od reguł życia wewnętrznego przepisów na zbawienie odwrotna strono rozpaczy świecący nawet niewierzącym jak ogromne ciało dobroci ile razy klękam przed Tobą bojaźliwy i spokojny z wszystkimi dowodami na istnienie Boga w torbie mózgu i spuszczonym pyskiem sumienia prosząc abyś mnie nauczył cierpienia bez pytań 1965 RACHUNEK SUMIENIA czy nie przekrzykiwałem Ciebie czy nie przychodziłem stale wczorajszy czy nie uciekałem w ciemny płacz ze swoim sercem jak piątą klepką czy nie kradłem Twojego czasu czy nie lizałem zbyt czule łapy swego sumienia czy rozróżniałem uczucia czy gwiazd nie podnosiłem których dawno nie ma czy nie prowadziłem eleganckiego dziennika swoich żalów czy nie właziłem do ciepłego kąta broniąc swej wrażliwości jak gęsiej skórki czy nie fałszowałem pięknym głosem czy nie byłem miękkim despotą czy nie przekształcałem ewangelii w łagodną opowieść czy organy nie głuszyły mi zwykłego skowytu psiaka czy nie udowadniałem słonia czy modląc się do Anioła Stróża — nie chciałem być przypadkiem aniołem a nie stróżem czy klękałem kiedy malałeś do szeptu… 1967 SKĄD PRZYSZŁO Zło jest romantyczne a dobro zwyczajne dobro wciąż na ostatku bo zło jest ciekawe a przecież białych kwiatów najwięcej na świecie dopiero po nich żółte a potem czerwone czemu się rozum karmi tajemnicą a chwila niepewności wciąż sprzyja nauce po tylu rewolucjach biedne ptaki bose i ćma tak bardzo mała że żyje za krótko czemu deszcz słyszysz z góry a śnieg trochę z boku i skąd nagle przyszło to wielkie wzruszenie jakby dzwonek z lat szkolnych przyłożył do ucha dzieciństwo co minęło na zawsze zostało tylko się z młodości zrobiła starucha 1976 WESTCHNIENIE Broń mnie przed hasłem: „smutny święty to żaden święty” przed nadzieją gwarantującą mój własny stan posiadania przed modlitwą o aureolę jak o bezpieczny daszek nad głową przed świętym kapitalizmem duszy także żebym nie szukał dziury zamiast mostu nie kochał aż do znienawidzenia nie zakładał ogródka podejrzeń nie trąbił jak pogrzeb z orkiestrą żebym się nie wzruszał tak sentymentalnym i zemerytowanym osłem jakim jest księżyc nie wyjadał ciepła z przedwojennych fotografii nie ułatwiał sobie wszystkiego gładki jak sarnie uszy nie spowiadał na gumowej poduszce nie podlizywał się wiernym mówiąc że nawet grzech pierworodny jest przytulny 1966 DO PATRONA DOBREJ SŁAWY O niedzisiejszy święty mój w litaniach nie wzywany — przed złym rozgłosem stale broń — Patronie Dobrej Sławy. Bo czy niepamięć ludzkich serc czy bramy triumfalne — jednako czeka na nas kąt gdzie wszystkie groby czarne. Chroń mnie od wielkich hucznych bitw męczeństwa — i więzienia — śmierć dla Chrystusa ześlij mi najprostszą/ z przemęczenia. O niedzisiejszy święty mój wzgardzony, zapomniany — podaj mi rękę w taką śmierć — Patronie Dobrej Sławy. 1959 O POWROCIE PO STUDIACH DO DOMU RODZINNEGO Nagle dzwonek i w naszą rozmowę wpadnie siostra jak jabłko z ogrodu, w światło wnosząc kokardy brązowe. — Choć się śmieją — dochowałeś wiary, powracając, czy masz serce czyste? a ja patrzę, jak wiatr z nieba strąca z gwiazd na siostrę złociste zapałki. — Co z nauką? O mych studiach mowa, a ja widzę przez sen i akację — wiewióreczkę, przed którą klękałem, chcąc ją złapać w wakacje minione. — Czy pamiętasz z balii okręt na stawie? a ja chwytam nagle siostrę za ręce — by przypomnieć jeszcze kwiaty z procesji, co je niosła Jezusowi w sukience. 1949 ZA PALEC Lecą lata a ja jak wtedy niemoralny bo morały prawię błagam Ciebie przyjdź stań jak zielarz co przed zimą zasłania dziurawiec gotów z piekła wyciągnąć za serdeczny palec 1996 LIST Właśnie dostałem list na cztery bite strony z wymalowanym sercem wyczytałem że będę szczęśliwy więc przychodzę do Ciebie Jezu frasobliwy bo już tylko cierpienie może mi pomóc 1987 STARUSZKA Tu będzie fotografia którą rozstrzelali Niemcy tam lampa co się w dzieciństwie spaliła szpak powróci na miejsce za oknem przy skrzynce tu listy z ciszą w środku, miłość je zabiła niby głogi za bardzo do siebie podobne obok drobiazg na półce rozpaczy szkielecik i kapelusz z lat szkolnych co młodość udaje jak brodacz co swą brodą zasłania podbródek i teraz wie, że wszystko jest razem śmierć, radość, niebo i ziemia bo ustawia rzeczy których nie ma 1983 MATKA BOSKA POWSTAŃCZA Bóg Ci słońca na dłonie Twoje nie żałował ani ciszy na usta Twe zbyt mało dał — broń bym zdobył dla Ciebie, o głodzie wędrował, potajemnie orzechy na ołtarz Ci rwał. Najświętsza, utracona, z rozkazami spalona — w barykady równoczarnym strumieniu — z Tobą twarz zapłakana, z Tobą bitwy do rana i uśmiechy, i sen na kamieniu. Ok. 1944 * * * Spać się kładę, a tu mi się śni — idzie za mną poprzez ciemną noc. Odblask winnic, galilejskich pól, chleb i wino, niezwietrzała sól — z przypowieści jedno proste słowo z betlejemską gwiazdą kolorową, tyberiadzkiej wody cichy gwar — stągwie z drzewa, osłów smutnych czar, pod księżycem, który w chmurze leży, krwawe światło Ostatniej Wieczerzy, Wieczernika tajemnicze drzwi — Mszał z obrazkiem i ciernisty wieniec — Zapatrzony w lampy oblubieniec. Matko Boska — nakłoń twarz jasną, zmęczonemu dozwól mocniej zasnąć. 1959 OKRUCHY Babiego lata kruchą nić ze szkolnej mej jesieni — z Łazienek starych jeden liść i szept w klasztornej sieni kolędy, siostry jasną twarz — z rączkami na obrusie — może po wojnach jeszcze dasz, maleńki mój Chrystusie. 1948 ZAUFAŁEM DRODZE Zaufałem drodze wąskiej takiej na łeb na szyję z dziurami po kolana takiej nie w porę jak w listopadzie spóźnione buraki i wyszedłem na łąkę stała święta Agnieszka — nareszcie — powiedziała — martwiłam się już że poszedłeś inaczej prościej po asfalcie autostradą do nieba — z nagrodą od ministra i ze cię diabli wzięli 1981 REANIMACJA Święty Bartłomieju od modlitwy odchodzę brak mi tchu zdycham naucz mnie modlić się tak jak się oddycha 1996 * * * W miasteczku, w którym ludzie wymieniają uśmiechy gdzie nie ma nic niezwykłego, w pokoiku, o który kasztan się roztrąca, gdzie żyjesz poza sobą Mówiąc „Aniele Stróżu” — rozmyślasz co rano, że święty drepce tam, gdzie fruwa anioł Nikt twych trudów nie liczy, a jeśli ocenia — to słusznie, że ci przyjdzie umrzeć z przemęczenia Złóż swój żal do pamiątek — i pomódl się ze mną — o tę świętość — najprostszą, jak wróbel powszednią 1950 * * * Nic mnie nie załamało ani pustka po życzliwym spojrzeniu ani zbieranie na tacę ani to że o mało nie zwichnąłem palca stukając w konfesjonał ani pytania osiemnastoletnich ani anonimy których koperty nawet syczą — ani dowody w które trzeba najpierw uwierzyć ani wierni którzy się nienawidzą w tramwajach ani cnota płacząca jak nieszczęśliwe szczęście ani kaznodzieje ze złotymi zębami ani obawa że nie dam rady nie dojdę wywrócę się jeszcze przed płotem Królestwa Niebieskiego bogatsi zostaną coraz bogatsi a biedni coraz biedniejsi nawet ptaki śpiewają ze strachu nic mnie nie załamało bo wciąż widzę Ciebie Matko Najświętsza zamiast berła — trzymasz kłębek włóczki cerujesz teologię 1964 NOWALIJKI Wiara gdy jeszcze nie umiemy wierzyć nadzieja gdy jeszcze nie umiemy ufać miłość kiedy jeszcze nie umiemy kochać śmieją się świeże pąki nowalijki listki że starość przychodzi po wszystkim 1987 MALINA Malina dzieciństwo przypomina dom rodzinny z chorobą kłopoty babcię co dawała na poty 1993 KUBEK Nie chcę z poduszką krzesełka pieca łopatki wiaderka zegarka pieniędzy kuferka Szekspira szafy sweterka skarbonki trąbki pudełka domu co stał się już duchem lecz przywróć mi święty Antoni mój kubek z jednym uchem 1998 BEZE MNIE Niosłem swoją wiarę niewierzącym pułkownikowi który mnie wylał na zbitą głowę profesorowi który żartował — zakonnicy chodzą już w adidasach ale gęsi boso pani prezes która śpiewała przez telefon dzień się złamał wieczór się zestarzał wszyscy w dołku — głupieją uczelnie — mój Boże po co się wtrącałem w to co zrobisz lepiej beze mnie 1986 BOŻE NARODZENIE Podszedł na palcach niedowiarek bo Konstytucja nie zabrania do Matki Bożej. Mówił do Niej — tak nam się wszystko poplątało partia przy końcu zbaraniała niech Cię za rękę choć potrzymam w Noc Szczęśliwego Rozwiązania 1983 PO DRUGIEJ STRONIE OBRAZKA Święta Małgorzato wizytko w ofierze cała i wszystka zapomniana ukryta jak krew bez nazwiska mówią że wyszłaś z mody twe życie za niewygodne może się ciebie na dobre razem z łaciną zgubiło kto mi opowie w rozpaczy o źródle co dla mnie biło świętych co stoją w słońcu znajdujemy w cieniu 1978 STALE Staję się stale mniejszy w mieście które jak inflacja rośnie we wszechświecie co się rozszerza a kurczy wśród tych co mnie znaleźli i widzą że mnie nie ma nic ze mnie nie zostanie bo i to za dużo 1986 SŁOWA Do ostatniej chwili nie przestawał mówić jakby chciał język wyciągnąć poza śmierć klęcząc przy jego łóżku tłumaczyłem mu tam słowa już nic nie znaczą nie zawracają ludziom głowy nie można za nie otrzymać żadnego honorarium niemodne jak wiarus dzwoniący nogami nie kłamią dłużej niż żyją nieporadne jak nie oblizane jeszcze cielę tłumaczyłem mu że czeka go tylko jedno słowo które jest milczeniem 1968 NIE ANIOŁ STRÓŻ Mojego Anioła Stróża nie widać choć nie zazdrości archaniołom nie strzeże nikogo jak na obrazku przewraca kładkę po której idę rzuca w przepaść na zbitą głowę wyciąga za nogawki pyta — jak leci mówię mu nieprzyzwoity po łacinie banał — Aniele tobie łatwo bo nie masz ciała ale mnie sempiterna zabolała nie rozumie strzeżonego Pan Bóg nie strzeże do Boga idzie się na całego przez kładkę skopaną przez miłość która wyszła bokiem przez rozpacz ze szczegółami przez korek uliczny w którym ugrzęzło pogotowie z syreną czasem jak stonoga co pomyliła nogi i stanęła jak noga tłumaczył i ja tłumaczę ale na obrazkach inaczej 1985 JESZCZE Jeszcze się trzymasz własnego szczęścia za włosy odkładasz sobie w byle garnuszku piszesz pamiętnik to znaczy stawiasz sobie pomnik dlatego powietrze karmi cię skąpo nie prowadzą niewidzialne ręce to co wielkie nie przychodzi mimo woli ból daremny — bo nie umierasz nie umiesz oddać siebie jakże masz dostać wszystko 1979 KOŁO DOMU Koło domu rodzinnego szła matka święty kaczor niezgrabna pamiątka o pół drogi od dzieciństwa czajka i kukułka co ostrzega do końca z gwiazd jak zawsze tylko pierwsza bliska przez omyłkę modli się do śniegu gdy wracałem biegły do mnie drzewa wszystko było tak naprawdę że nie ma 1979 PRZESZŁOŚĆ Kiedy nie umiałem jeszcze płakać i być poważnym Z panią od francuskiego nie można było wytrzymać kiedy rysowałem kredką skośne oczy lisa a wojna jeszcze nie spaliła szafy z żółtej czereśni kiedy ławka bez oparcia w parku była najwygodniejsza kiedy układaliśmy wiersz pewien dziad na swoich zębach siadł — nagle krzyknął przerażony ktoś mnie ugryzł z tamtej strony — kiedy psy na dworze szczekały częściej rano a głośniej wieczorem kiedy chciałoby się do serca przytulić owcę i wilka kiedy nie mogliśmy się nadziwić że można po spowiedzi zjeść całego Boga na wszystko czas był jeszcze dzisiaj już go nie ma 1976 SPOKÓJ Wciąż się denerwujemy o nic tyle hałasu rozdarty na przeszłość i przyszłość święty spokój czasu wieś Stanowo, 1997 CO ZOSTAŁO WE MNIE Nie o grzechy mnie pytaj co zostało we mnie He szczerości tego co już było dawno ile uśmiechów wcześniejszych od myśli niewinności jak długowłosego jamnika albumu z wierszem „kto bibułę buchnie niech mu łapa spuchnie” snu od bólu głowy liścia wiązu co drapie serca widzącego bez okularów barwy której się uczyłem jak muzyki kamienia wystrzelonego z procy który nie doleciał jeszcze do ziemi modlitwy szumiącej jak ogień siostry przy rodzinnym stole jak niebieska ostróżka pokazującej mi język po drugiej stronie lampy słów wciąż czujnych by nie uśpić krzywdy sumienia tak wiernego jak anioł i zwierzę i tego niewiadomego — co dalej 1969 * * * Z wodą święconą na czubkach palców z głową Jezusa na sumieniu oddechem odgarniałem stronice brewiarza szukałem tylko jednego obrazka z dawna wypisanym czterowierszem Matko Najświętsza daj mi serce czyste i proste w kościele zimnym chuchać tulić zmarzniętą hostię 1964 DOBRANOCKA Pan Jezus nagle jeszcze jaśniejszy, Pod gwiazdą królów trzech. Mamusia czujna jak strażak, Kiedy usypia mnie śnieg. 1998 W SZPITALU Ni to staruszka ni dziewczynka wyczesały się włosy i został jeden chudy warkoczyk może blizna po liściu w szpitalu oczy tak smutne jak w haremie w listopadzie kiedy chomik śmiesznie zasypia już bez lekarza bo zląkł się prawdy mówiłem o Bogu — nie mogła zrozumieć pytałem o flirty — pozapominała patrząc na mnie jak w nadmuchany kołnierz prosiła tylko abym umył jej ręce usta twarz bo chce umierać czysta 1979 * * * Wszyscy łakną rozmnożenia chleba, paralityk cały w Lourdes się kąpie, nawet biskup chce się dostać do nieba, tak bez grzechu, wygodnie, porządnie. A ja spadam stałe z pieca na łeb, jak słój z dżemem pękam na schodach. 1958 MÓJ BOŻE Sikorka co podrosła biskup co zmizerniał pani co włosy suszyła ręcznikiem a teraz mężowi w domu suszy głowę wołała „mój ty piesku” a teraz nie woła bo miłość nieszczęśliwa ucieka od szczęścia wytresowana oswojonych gryzie oślica która bardziej dziwi nie wtedy gdy mówi ale kiedy milczy stryj co po śmierci wpadł nagle do domu przy partyjnym zięciu usiadł niewidzialny przyszedłem ukląkłem pytałem mój Boże dlaczego jest niewiara gdy wszystko być może 1989 TELEFON Przed chwilą nieznajoma nagle zadzwoniła podała adres tego co właśnie umierał więc poszedłem go szukać. Wieczór był zbyt szorstki chociaż trochę powolny i ciemny jak wrona szli przy mnie obojętni co się nie dziwili że sen — ciała ludzi którzy śpią oddziela choć leżą obok siebie we śnie są daleko może dlatego bliscy i tacy samotni tak jakby się bawili jeszcze w chowanego miłość bierze nam ręce i na krzyżu składa szli także niewierzący lub inaczej tacy którzy właśnie w to wierzą w co wierzyć potrzeba biegła jeszcze dziewczynka co długo krzyczała na swojego tatusia żeby nie umierał o wszyscy niewidzialni o nas zatroskani — i ty telefonie cymbale brzęczący co masz tylko z nami dostęp do wzruszenia mówimy wszyscy razem bo wciąż kogoś nie ma 1976 NIE TAK NIE TAK Moja dusza mi nie wierzy moje serce ma co do mnie wątpliwości mój rozum mnie nie słucha moje zdrowie ucieka moja młodość umarła moje fotografie rodzinne nie żyją mój kraj jest już inny nawet piekło zmyliło bo zimne nakryłem się cały żeby mnie nie było widać ale łza wybiegła i rozebrała się do naga 1977 SZCZĘŚCIE PO CHOROBIE Radości byle jakie podwyżki ubogie ciemność co nos do nosa drugiego przybliża narzeczem bez jutra jak dwie ręce krzyża nieszczęście jak szczęście po ciężkiej chorobie — to nic — mówię do serca — wyruszamy w drogę 1996 LIST DO MATKI BOSKIEJ W pierwszych słowach donoszę nic się nie zmieniło żółta pliszka się cieszy swoim czarnym dziobem łosoś wraca do rzeki w której się urodził mrówki się oblizują jak na nie przystało sarna leczy się ślazem więc mniej pokasłuje las tak rzeczywisty że zdaje się zjawą pszczoła nie zna Szopena ale jest muzyką śmierć jak zwykle niziutko układa na ziemi świętym można tu zostać nawet na podwórku rzucając kurom ziarno staroświecką modą znów najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą a piękno jest najbliżej gdy czas się oddala żadna ryba nie traci nawet jednej łuski sroka z wąskim ogonem powtarza dowcipy rzeczy mają własną po umarłych pamięć więc pamięta mą matkę czajniczek rozbity dla słowika w czerwcu każda noc za mała ponieważ wierzy w miłość nie boi się dała śpiewa że serce żywe a już nieśmiertelne bocian dalej podnosi tylko lewą nogę piszę list bo Cię przecież zobaczyć nie mogę myślę jednak że chyba czasem Ciebie słyszę bo skąd się nagle bierze ten szept kiedy zasnę 1978 REKOLEKCJE Przynoszę, Matko, na Jasną Górę kapłaństwo moje Stanąłem w samym kącie kaplicy boję się podejść Nie w łożach ojców z twarzą na wale klasztornym spałem Księżyc jak czapla wciąż chodził po mnie srebrnym hejnałem Biję się w piersi jak tłukły kule za Kordeckiego Weź me kapłaństwo na ręce teraz jak Syna swego Niechaj zaświeci święte i czyste w kaplicy a mnie niech zdepcą butami w drodze pątnicy 1957 DZIECIŃSTWO Zabrałeś mi dzieciństwo a ono powraca z chłopcem który biega po lesie za sójką co mieszka raz wysoko albo całkiem nisko po przeszłość trzeba wznieść się by się przed nią schylić zabrałeś moją młodość a ona się zjawia mówi jakie nad Polską było niebo czyste a starczyło na zawsze by spojrzeć raz tylko zabierz wszystko co boli by wróciło do mnie 1978 POŻEGNANIE WIEJSKIEJ PARAFII Pożegnać wikariatkę na niewielkim piętrze zabrać Biblię w tłumoczek kazania gorętsze a sad sobie zostanie z gęsiami i płotem strasząc konie proboszcza kasztanów bełkotem Niechaj memu następcy kwiatem w brewiarz spada wart bo lepszy ode mnie i mądrzej spowiada Jeszcze skryję się w kościół. Nie chciej tu mnie widzieć, bo ksiądz płacząc sam siebie jak grzechu się wstydzi Tylko spojrzeć. Ten święty z pospolitą głową jakieś śmieszne serduszko z wstążeczką różową spośród wotów świecące jak żuczek z ukrycia w czas co na usługach i śmierci i życia Pora odejść. Nie płoszyć myszy i pacierzy patronów dobrej sławy złej sowy na wieży Pora odejść żal tając jak iskry niezgasłe że mnie ze wsi zabrali by pokrzywdzić miastem Tak smutno psy porzucać. Tak zapomnieć trudno wodę w stawie mierzoną złocistą sekundą las z dzięciołem kukułkę uczącą w gęstwinie jak śmiesznie jest powtarzać tylko własne imię przybłędę co na rzece wywrócił się z łódką i spoczywa pod krzyżem krzywym z niezabudką Żal szkoły dzieci w ławkach woźnej z pękiem kluczy chociaż lepiej że przyjdzie tu ktoś inny po mnie stopnie gorsze postawi lecz czegoś nauczy Żal kulawych i głuchych chorego w szpitalu bardzo dawnej paniusi w przedpowstańczym szalu przygotowań do wilii smutnej oczywiście gdy opłatek od matki drży na poczcie w liście Jeszcze tu kiedyś wrócę. Nocą po kryjomu wiersz o świętej Teresce dokończyć w tym domu Po cmentarzu pobłądzę. Ty dłońmi dobrymi przebacz wszystko. Pochowaj między najgorszymi 1952 DO ŚWIĘTEGO ANTONIEGO szukam ewangelii z przedsoborowych tłumaczeń spod gęsiego pióra Jakuba Wujka w której czytano „onego czasu” fruwały ptaki niebieskie rósł kąkol nieogolony pacholę podawało koszyk na pustyni dzień się nachylił na Taborze Jezus jaśniał jak śnieg martwił się o rentę nie rządca lecz włodarz jedno słowo „maluczko” krzyczało szeptem biegły po ciemku panny głupie a ciało jak ciało było mdłe szukam ewangelii Kiedy dzieciństwo było jak zawsze raz tylko Święty Antoni Padewski Ratowniku Pośpieszny niech utyje chwała Twoja — niech się znajdzie zguba moja 1986 * * * Bywało — w łąki nas zabiorą łudząc to wstążki to tańcami — niżeś pomyślał taką porą że Jezus płynie z chorągwiami. A te wyprawy po owoce — ze świecą z którą ćmy lipcowe — niżeś pomyślał w takie noce kapturem mnisim chłodzić głowę. Raz — to w wakacje byłeś chory — a ja u nóg twych z lampą dużą — niżeś pomyślał w te wieczory o celi tej pod dzwonu różą. Niech cię okwitną tak czereśnie — maków przy furcie krwawa straż — a jeśli kiedy umrę we śnie — o nie patrz w twarz, o nie patrz w twarz. 1947 STARE FOTOGRAFIE Tylko fotografi