8267
Szczegóły |
Tytuł |
8267 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8267 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8267 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8267 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Bernhard Schlink
Lektor
Prze�o�y�a Maria Podlasek-Ziegler
Wydanie oryginalne: - 1995
Wydanie polskie: - 2002
Cz�� Pierwsza
1
Kiedy mia�em pi�tna�cie lat, zachorowa�em na ��taczk�. Choroba
zacz�a si� jesieni�, a sko�czy�a na wiosn�. Im by�o zimniej i
ciemniej w starym roku, tym bardziej opada�em z si�. Dopiero wraz
z pocz�tkiem nowego roku zacz�o mi si� polepsza�. Stycze� by�
ciep�y, matka przygotowa�a wi�c dla mnie ��ko na balkonie.
Widzia�em niebo, s�o�ce, chmury i s�ysza�em dzieci bawi�ce si�
na podw�rzu. Pewnego razu w lutym wczesnym wieczorem us�ysza�em
�piewaj�cego kosa. Pierwsze kroki zaprowadzi�y mnie z ulicy
Blumenstrasse, gdzie mieszkali�my na drugim pi�trze masywnego
domu wybudowanego na prze�omie wiek�w, na Bahnhofstrasse. Tam,
gdzie zwymiotowa�em w pewien poniedzia�ek w pa�dzierniku w drodze
ze szko�y do domu. Ju� od wielu dni by�em wtedy s�aby, tak s�aby
jak jeszcze nigdy w �yciu. Ka�dy krok kosztowa� mnie sporo
wysi�ku. Kiedy w domu lub szkole wchodzi�em po schodach, ledwo
trzyma�em si� na nogach. Nie mia�em tak�e apetytu. Nawet gdy
zasiada�em do sto�u g�odny, wkr�tce pojawia�o si� uczucie
obrzydzenia. Rano budzi�em si� z zaschni�tymi ustami i poczuciem,
�e moje organy s� ci�kie i nie le�� wewn�trz cia�a na w�a�ciwym
miejscu. Wstydzi�em si� tego, �e by�em taki s�aby. Wstydzi�em si�
zw�aszcza wtedy, gdy zwymiotowa�em. R�wnie� i to nie przytrafi�o
mi si� jeszcze nigdy w �yciu. Moje usta wype�ni�y si� czym�,
pr�bowa�em wszystko po�kn��, zacisn��em wargi, zas�oniwszy je
r�k�, jednak to przela�o si� przez usta i palce. Potem opar�em
si� o �cian� domu i patrzy�em na wymiociny u swoich st�p,
prze�ykaj�c z trudem masy �luzu. Kobieta, kt�ra si� mn� zaj�a,
zrobi�a to niemal obcesowo. Uj�a mnie za rami� i zaprowadzi�a
przez ciemn� bram� na podw�rze. G�r� z okna do okna rozci�gni�te
by�y sznury, na kt�rych wisia�o pranie. Na podw�rzu zmagazynowane
by�o drewno; w otwartym warsztacie jazgota�a pi�a i lecia�y
wi�ry. Obok drzwi prowadz�cych na podw�rze znajdowa� si� kurek
od wody. Kobieta odkr�ci�a go, umy�a w pierwszej kolejno�ci moj�
r�k�, a nast�pnie chlusn�a mi w twarz wod�, kt�r� nabra�a w
zag��bienie d�oni. Otar�em si� chusteczk� do nosa.
- We� to drugie! - Obok kurka sta�y dwa wiadra, chwyci�a jedno
z nich i nape�ni�a je wod�. Ja nape�ni�em drugie i pod��y�em w
�lad za ni� przez korytarz. Zamachn�a si�
szeroko, woda plusn�a o chodnik, zmywaj�c wymiociny do
rynsztoka. Wzi�a mi z r�ki wiadro i pu�ci�a na chodnik kolejny
strumie� wody.
Wyprostowa�a si� i zobaczy�a, �e p�acz�. - Ch�opczyku -
powiedzia�a ze zdziwieniem - ch�opczyku. - Wzi�a mnie w ramiona.
By�em od niej niewiele wi�kszy, czu�em jej biust na swojej
piersi, w ciasnym obj�ciu czu�em sw�j nieprzyjemny oddech i jej
�wie�y pot i nie wiedzia�em co pocz�� z r�kami. Przesta�em
p�aka�.
Zapyta�a, gdzie mieszkam, odstawi�a wiadra na korytarz i
odprowadzi�a mnie do domu. Sz�a obok, w jednej r�ce nios�c moj�
teczk�, drug� trzymaj�c mnie za rami�. Z ulicy Bahnhofstrasse na
Blumenstrasse nie jest daleko. Sz�a szybko, ze zdecydowaniem,
przez co �atwiej by�o mi dotrzyma� jej kroku. Po�egna�a si� przed
naszym domem.
Tego samego dnia matka sprowadzi�a lekarza, kt�ry stwierdzi�
��taczk�. Opowiedzia�em jej kiedy� o tej kobiecie. Nie s�dz�,
�ebym j� w innym przypadku odwiedzi�. Dla matki by�o jednak
oczywiste, �e gdy tylko b�d� m�g�, kupi� z kieszonkowego bukiet
kwiat�w, przedstawi� si� i podzi�kuj�. W ten spos�b pod koniec
lutego poszed�em na Bahnhofstrasse.
2.
Dom na Bahnhofstrasse dzi� ju� nie istnieje. Nie wiem, kiedy i
dlaczego zosta� zburzony. Przez wiele lat nie by�em w rodzinnym
mie�cie. Nowy dom, zbudowany w latach siedemdziesi�tych albo
osiemdziesi�tych, ma pi�� pi�ter oraz zaadaptowane na mieszkanie
poddasze, obywa si� bez wykuszy, balkon�w i pokrywa go g�adki,
jasny tynk. Liczne dzwonki zapowiadaj� liczne ma�e mieszkania.
S� to mieszkania, do kt�rych cz�owiek si� wprowadza i z kt�rych
si� wyprowadza, tak jak wynajmuje i odstawia samoch�d. Na
parterze znajduje si� teraz sklep komputerowy; wcze�niej by�a tam
samoobs�ugowa drogeria, sklep spo�ywczy i wypo�yczalnia kaset
wideo. Stary dom mia� t� sam� wysoko��, a przy tym cztery
kondygnacje; parter z piaskowcowych cios�w szlifowanych
diamentem, a powy�ej trzy pi�tra z ceg�y z piaskowcowymi
wykuszami, balkonami i obramieniami okien. Do klatki schodowej
na parterze prowadzi�o kilka stopni, na dole szerszych, w�szych
u g�ry, z obydwu stron otoczonych murkami, kt�re podtrzymywa�y
metalow� balustrad� i u do�u zako�czone by�y �limacznic�. Po obu
bokach drzwi sta�y kolumny, z rog�w architrawu jeden lew
spogl�da� w g�r� ulicy Bahnhofstrasse, a drugi w d�. Brama,
przez kt�r� kobieta zaprowadzi�a mnie na podw�rze do kurka od
wody, by�a bocznym wej�ciem.
Ju� jako ma�y ch�opiec zwr�ci�em uwag� na ten dom. Dominowa� on
w szeregu dom�w. My�la�em, �e je�li stanie si� jeszcze ci�szy
i szerszy, s�siaduj�ce z nim budynki b�d� musia�y ust�pi� na bok
i zrobi� mu miejsce. Wewn�trz wyobra�a�em sobie klatk� schodow�
ze sztukateri�, lustrami i orientalnym wzorzystym chodnikiem,
kt�ry przytrzymuj� na stopniach wypolerowane do po�ysku mosi�ne
pr�ty. Spodziewa�em si�, �e w wielkopa�skim domu mieszkaj� wielcy
panowie. Poniewa� pociemnia� on jednak z up�ywem lat od dymu
poci�g�w, w ponurych barwach wyobra�a�em sobie jego
arystokratycznych mieszka�c�w, kt�rzy mo�e zdziwaczeli, byli
g�usi albo niemi, garbaci albo kulawi.
W p�niejszych latach ten dom ci�gle mi si� �ni�. Sny by�y
podobne: odmiany jednego snu i tematu. Id� przez obce miasto i
widz� �w dom. Stoi w szeregu budynk�w w dzielnicy, kt�rej nie
znam. Id� dalej, zmieszany, gdy� znam dom, lecz nie znam-
dzielnicy. P�niej przychodzi mi do g�owy, �e ju� go widzia�em.
Nie my�l� przy tym o Bahnhofstrasse w rodzinnym mie�cie, lecz o
innym mie�cie lub innym kraju. We �nie jestem na przyk�ad w
Rzymie, widz� tam ten dom i przypominam sobie, �e widzia�em go
ju� w Bernie. To wy�nione wspomnienie mnie uspokaja; widok domu
w innym otoczeniu nie wydaje mi si� dziwniejszy ni� przypadkowe
spotkanie ze starym przyjacielem w obcej scenerii. Zawracam w
kierunku domu, wchodz� po schodach. Chc� wej�� do �rodka.
Naciskam klamk�.
Kiedy widz� ten dom na wsi, sen trwa d�u�ej albo lepiej pami�tam
p�niej jego szczeg�y. Jad� samochodem. Po prawej stronie widz�
dom, jad� jednak dalej, w pierwszej chwili zmieszany tylko
dlatego, �e dom, kt�rego miejsce jest niew�tpliwie w szeregu
budynk�w przy miejskiej ulicy, stoi w szczerym polu. Potem
przychodzi mi do g�owy, �e ju� go widzia�em i to wprawia mnie w
podw�jne zmieszanie. Kiedy sobie przypominam, gdzie go spotka�em,
zawracam. We �nie droga jest zawsze pusta, mog� zawr�ci� z
piskiem opon i jecha� z powrotem z du�� pr�dko�ci�. Boj� si�, �e
mog� si� sp�ni�, jad� wi�c szybciej. Po chwili go widz�.
Otoczony jest polami; rzepak, zbo�e lub winogrona w Palatynacie,
lawenda w Prowansji. Okolica jest r�wninna albo pokryta najwy�ej
�agodnymi wzg�rzami. Nie ma �adnych drzew. Dzie� jest bardzo
pogodny, �wieci s�o�ce, dr�y powietrze, a droga b�yszczy od
upa�u. Przeciwpo�arowe mury przydaj� domowi odosobnionego,
niedoko�czonego wygl�du. Mog�yby one otacza� jakikolwiek budynek.
Dom nie jest bardziej ponury ni� ten na Bahnhofstrasse. Jednak
okna pokryte s� ca�kowicie kurzem i nie wida� przez nie
przedmiot�w znajduj�cych si� w pomieszczeniach, nawet firanek.
Dom jest �lepy.
Zatrzymuj� si� na skraju drogi, przechodz� na drug� stron�,
zmierzaj�c w kierunku wej�cia. Nikogo nie wida�, nic nie s�ycha�,
nawet odg�osu silnika, wiatru, ptaka. �wiat jest martwy. Wchodz�
na g�r� po schodach i naciskam klamk�. Nie otwieram jednak drzwi.
Budz� si� i wiem tylko tyle, �e chwyci�em za klamk� i j�
nacisn��em. Po chwili przypominam sobie sen w ca�o�ci i �e ju�
mi si� to �ni�o.
3.
Nie zna�em nazwiska tej kobiety. Z bukietem kwiat�w w r�ku sta�em
niezdecydowany przed drzwiami i dzwonkami. Najch�tniej
zawr�ci�bym. Z domu wyszed� jednak jaki� m�czyzna, zapyta�, kogo
szukam, i pos�a� mnie do pani Schmitz mieszkaj�cej na trzecim
pi�trze.
�adnej sztukaterii, �adnych luster, �adnego chodnika.
Niepor�wnywalna z przepychem fasady skromna uroda, kt�r� klatka
schodowa kiedy� mo�e si� odznacza�a, dawno przemin�a. Czerwona
farba na stopniach by�a �rodkiem wytarta, t�oczone, zielone
linoleum przyklejone przy schodach do �ciany na wysoko�ci
ramienia - zniszczone, a tam, gdzie w balustradzie brakowa�o
pr�t�w, naci�gni�ty by� sznurek. Pachnia�o �rodkami czysto�ci.
Mo�liwe, �e dopiero p�niej zwr�ci�em na to wszystko uwag�.
Zawsze by�o tam r�wnie n�dznie, jak czysto i zawsze czu� by�o ten
sam zapach �rodk�w czysto�ci, zmieszany czasem z zapachem kapusty
albo grochu, pieczeni albo gotuj�cej si� bielizny. O pozosta�ych
mieszka�cach domu nigdy niczego si� nie dowiedzia�em, zna�em
tylko te zapachy, wycieraczki przed drzwiami mieszka� i wizyt�wki
pod przyciskami dzwonk�w. Nie przypominam sobie, �ebym
kiedykolwiek spotka� kogo� na klatce schodowej.
Nie pami�tam ju� tak�e, jak powita�em pani� Schmitz.
Prawdopodobnie u�o�y�em sobie w g�owie dwa, trzy zdania o mojej
chorobie, jej pomocy, mojej wdzi�czno�ci i je wyrecytowa�em.
Zaprowadzi�a mnie do kuchni.
Kuchnia by�a najwi�kszym pomieszczeniem w mieszkaniu. Sta� tam
piec i zlew, wanna i piecyk �azienkowy, st� i dwa krzes�a,
kredens, szafa i sofa. Sofa przykryta by�a czerwon� aksamitn�
narzut�. W kuchni nie by�o okna. �wiat�o wpada�o przez szyby w
drzwiach prowadz�cych na balkon - sk�pe �wiat�o; jasno by�o tam
tylko wtedy, gdy drzwi pozostawa�y otwarte. W�wczas s�ysza�o si�
dochodz�cy ze stolarni na podw�rzu jazgot pi�y i czu�o si� zapach
drewna. Do mieszkania nale�a� ponadto w�ski, ciasny pok�j z
bufetem, sto�em, czterema krzes�ami, fotelem z wysokim oparciem
i piecem. Ten pok�j zim� prawie nigdy nie by� ogrzewany, a i
latem rzadko si� z niego korzysta�o. Jego okno wychodzi�o na
Bahnhofstrasse;
wida� by�o przez nie teren dawnego dworca przekopany wzd�u� i
wszerz, na kt�rym tu i �wdzie po�o�ono ju� fundamenty pod nowe
budynki s�du i urz�d�w. Wreszcie do mieszkania nale�a�a r�wnie�
ciemna ubikacja. Gdy �mierdzia�o w ubikacji, �mierdzia�o tak�e
w przedpokoju.
Nie pami�tam ju�, o czym rozmawiali�my w kuchni. Pani Schmitz
prasowa�a; na stole roz�o�y�a we�niany koc i prze�cierad�o,
wyjmowa�a z kosza jedn� wypran� rzecz po drugiej, prasowa�a,
sk�ada�a i odk�ada�a j� na jedno z dw�ch krzese�. Na drugim
siedzia�em ja. Prasowa�a r�wnie� bielizn� osobist�, nie chcia�em
wtedy patrzy�, nie potrafi�em jednak odwr�ci� wzroku. Mia�a na
sobie podomk� bez r�kaw�w w kolorze niebieskim w ma�e, wyblak�e
czerwone kwiaty. P�owe w�osy si�gaj�ce do ramion spi�a na karku
klamr�. Jej nagie ramiona by�y bia�e. Ruchy r�k podnosz�cych
�elazko, prowadz�cych i odstawiaj�cych je, a potem sk�adaj�cych
i odk�adaj�cych wyprane rzeczy by�y wolne i skoncentrowane, tak
samo wolno i z koncentracj� porusza�a si�, schyla�a i
wyprostowywa�a. Jej �wczesn� twarz przes�oni�y w mojej pami�ci
jej p�niejsze twarze. Kiedy przywo�uj� j� tak�, jaka by�a
w�wczas, wtedy pojawia si� bez twarzy. Musz� t� twarz
rekonstruowa�. Wysokie czo�o, wysokie ko�ci policzkowe,
bladoniebieskie oczy, pe�ne, r�wnomiernie wykrojone wargi bez
zag��bie�, mocny podbr�dek. Szeroka, surowa kobieca twarz. Wiem,
�e wydawa�a mi si� pi�kna. Tego pi�kna nie mam ju� jednak przed
oczami.
4.
- Zaczekaj - powiedzia�a, kiedy si� podnios�em i chcia�em odej��
- ja te� musz� wyj��, p�jd� z tob�.
Czeka�em w przedpokoju, kiedy ona przebiera�a si� w kuchni. Drzwi
by�y uchylone. Zdj�a podomk� i sta�a w jasnozielonej halce.
Przez oparcie krzes�a przewieszone by�y dwie po�czochy. Wzi�a
jedn� z nich i zwin�a w rolk�, chwytaj�c na przemian to praw�
r�k�, to lew�. Balansowa�a przez chwil� na jednej nodze, opar�szy
na jej kolanie pi�t� drugiej nogi, pochyli�a si� w prz�d,
na�o�y�a zrolowan� po�czoch� na czubki palc�w, postawi�a stop�
na krze�le, naci�gn�a po�czoch� na �ydk�, kolano i udo,
przechyli�a si� w bok i przymocowa�a po�czoch� do podwi�zki.
Wyprostowa�a si�, zdj�a stop� z krzes�a i si�gn�a po drug�
po�czoch�.
Nie mog�em oderwa� od niej wzroku. Od jej karku i od jej ramion,
od jej piersi, kt�re halka bardziej otula�a, ni� zas�ania�a, od
jej pupy, na kt�rej halka by�a napi�ta, kiedy opiera�a stop� na
kolanie, a potem postawi�a j� na krze�le, od jej nogi, z pocz�tku
nagiej i bia�ej, a p�niej l�ni�cej jedwabi�cie w po�czosze.
Poczu�a m�j wzrok. Znieruchomia�a, si�gaj�c po drug� po�czoch�,
odwr�ci�a si� w stron� drzwi i spojrza�a mi w oczy. Nie wiem, jak
patrzy�a - ze zdziwieniem, pytaj�co, znacz�co, z nagan�?
Poczerwienia�em. Przez kr�tk� chwil� sta�em z pal�c� twarz�.
P�niej nie wytrzyma�em, wypad�em z mieszkania, zbieg�em p�dem
po schodach i wybieg�em z domu.
Szed�em wolno. Bahnhofstrasse, Hausserstrasse, Blumenstrasse -
od lat by�a to moja droga do szko�y. Zna�em tu ka�dy dom, ka�dy
ogr�d i ka�dy p�ot, ten, kt�ry co roku by� �wie�o odmalowywany,
ten, kt�rego drewno tak poszarza�o i zbutwia�o, �e mog�em je
rozgnie�� w r�ce, metalowe ogrodzenia, wzd�u� kt�rych biega�em
jako dziecko, dzwoni�c w ich pr�ty kijem, i wysokie ceglane mury,
za kt�rymi moja fantazja wyczarowywa�a rzeczy cudowne i
przera�aj�ce, dop�ki nie wdrapa�em si� na nie i nie zobaczy�em
nudnych rz�d�w zaniedbanych grz�dek z kwiatami, jagodami i
warzywami. Zna�em bruk i asfalt na ulicy oraz zmieniaj�ce si�
p�yty, u�o�one w fale bazaltowe klocki, asfalt i szuter na
chodniku.
Wszystko by�o mi znajome. Kiedy serce przesta�o szybciej uderza�,
a twarz p�on��, spotkanie mi�dzy kuchni� a przedpokojem wydawa�o
si� ju� dalekie. By�em z�y. Uciek�em jak dziecko, zamiast
zareagowa� tak suwerennie, jak si� tego po sobie spodziewa�em.
Nie mia�em ju� dziewi�ciu, mia�em pi�tna�cie lat. Jednak
pozostawa�o dla mnie zagadk�, na czym mia�aby polega� taka
suwerenna reakcja. Drug� zagadk� by�o samo spotkanie mi�dzy
kuchni� a przedpokojem. Dlaczego nie mog�em oderwa� od niej
wzroku? Mia�a bardzo mocne i bardzo kobiece cia�o, pe�niejsze ni�
dziewcz�ta, kt�re mi si� podoba�y i za kt�rymi si� ogl�da�em.
By�em pewien, �e nie zwr�ci�bym na ni� uwagi, gdybym j� zobaczy�
na basenie. Nie ukazywa�a r�wnie� wi�cej nago�ci ni� dziewcz�ta
i kobiety, kt�re tam ju� widzia�em. Poza tym by�a znacznie
starsza od dziewcz�t, o kt�rych marzy�em. Po trzydziestce? Trudno
jest oszacowa� wiek, kt�rego si� jeszcze nie przekroczy�o lub nie
przekroczy w najbli�szym czasie.
Wiele lat p�niej wpad�em na to, �e nie mog�em oderwa� od niej
wzroku nie tylko z powodu jej sylwetki, lecz ze wzgl�du na
pozycje i ruchy jej cia�a. Prosi�em swoje kobiety, �eby nak�ada�y
po�czochy, nie chc�c jednak obja�nia� tej pro�by, opowiada� o
zagadce spotkania mi�dzy kuchni� a przedpokojem. Dlatego pro�ba
odbierana by�a jako �yczenie dotycz�ce podwi�zek, koronek i
innych erotycznych ekstrawagancji i je�li zosta�a spe�niona, to
w kokieteryjnej pozie. To nie dlatego nie mog�em oderwa� od niej
wzroku. Ona nie pozowa�a, nie kokietowa�a. Nie przypominam sobie,
�eby to kiedykolwiek robi�a. Pami�tam, �e jej cia�o, jego pozycje
i ruchy sprawia�y czasami wra�enie oci�a�ych. Nie znaczy to, �e
ona by�a tak ci�ka. Wydawa�o si� raczej, �e zamkn�a si� we
wn�trzu swojego cia�a, pozostawiaj�c je samemu sobie i w�asnemu
spokojnemu rytmowi, nie zak��canemu �adnym rozkazem g�owy i
zapomnia�a o �wiecie zewn�trznym. Zapomnia�a tak samo o ca�ym
�wiecie, kiedy nak�ada�a po�czochy, i wida� to by�o w jej
pozycjach i ruchach. Jednak wtedy nie by�a oci�a�a, lecz p�ynna,
pe�na wdzi�ku, uwodzicielska - uwodzenie, kt�re nie ma nic
wsp�lnego z piersiami, pup� i nogami, lecz jest zaproszeniem, by
we wn�trzu cia�a zapomnie� o �wiecie. Tego wtedy nie wiedzia�em -
o ile to teraz wiem, a nie pr�buj� sobie wszystkiego tylko
wyt�umaczy�. Jednak gdy my�la�em w�wczas o tym, co mnie tak
podnieci�o, wraca�o podniecenie. �eby rozwik�a� t� zagadk�,
przywo�a�em w pami�ci owo spotkanie, i znikn�� dystans, kt�ry sam
stworzy�em, robi�c z niego zagadk�. Znowu mia�em wszystko przed
oczami i znowu nie mog�em oderwa� wzroku od tego obrazu.
5.
Tydzie� p�niej znowu sta�em przed jej drzwiami.
Przez ca�y tydzie� usi�owa�em o niej nie my�le�. Nie by�o jednak
takiej rzeczy, kt�ra mog�aby mnie poch�on�� i rozproszy� moj�
uwag�; lekarz nie pozwoli� mi jeszcze chodzi� do szko�y, po
miesi�cach czytania mia�em dosy� ksi��ek, a koledzy do mnie
wprawdzie zagl�dali, jednak by�em chory tak d�ugo, �e te wizyty
nie mog�y ju� przerzuci� pomostu mi�dzy ich �yciem codziennym a
moim i by�y coraz kr�tsze. Mia�em chodzi� na spacery, codziennie
troch� dalej, nie przem�czaj�c si�. Wysi�ek by mi si� przyda�.
C� to za zakl�ty czas - czas choroby w dzieci�stwie i latach
m�odzie�czych! �wiat zewn�trzny, �wiat wolnego czasu na podw�rzu,
w ogrodzie albo na ulicy dociera do pokoju chorego jedynie w
formie przyt�umionych odg�os�w. Wewn�trz panoszy si� �wiat
historii i postaci, o kt�rych chory czyta. Pod wp�ywem gor�czki
przyt�piaj�cej zmys�y i wyostrzaj�cej wyobra�ni� jego pok�j
przekszta�ca si� w nowe, znajome i obce zarazem pomieszczenie;
we wzorach zas�ony i tapety ukazuj� si� poczwarne g�by potwor�w,
a krzes�a, sto�y, rega�y i szafa spi�trzaj� si� w g�ry, budowle
albo statki, b�d�ce jednocze�nie w zasi�gu r�ki i w oddaleniu.
Podczas d�ugich nocnych godzin choremu towarzysz� uderzenia
zegara na ko�cielnej wie�y, pomruk przeje�d�aj�cych niekiedy
samochod�w i odblask ich reflektor�w przesuwaj�cy si� po �cianach
i suficie. S� to godziny bez snu, lecz nie bezsenne godziny, nie
godziny niedoboru, lecz godziny obfito�ci. Wspomnienia, t�sknoty,
obawy, pragnienia aran�uj� labirynty, w kt�rych chory gubi si�,
odnajduje, znowu si� gubi. S� to godziny, podczas kt�rych
wszystko jest mo�liwe, tak rzeczy dobre, jak i z�e. To mija,
kiedy chory poczuje si� lepiej. Je�li choroba trwa�a jednak do��
d�ugo, pok�j chorego jest wtedy zaimpregnowany tym wszystkim, a
powracaj�cy do zdrowia, cho� nie ma ju� gor�czki, gubi si�
jeszcze w labiryntach. Co rano budzi�em si� z wyrzutami sumienia,
czasami ze zwilgotnia�ymi lub poplamionymi spodniami pi�am.
Obrazy i sceny, kt�re mi si� �ni�y, nie by�y przyzwoite.
Wiedzia�em, �e matka, proboszcz, kt�ry przygotowywa� mnie do
konfirmacji i kt�rego obdarza�em g��bokim szacunkiem, starsza
siostra, kt�rej powierza�em tajemnice
dzieci�cych lat, mnie na pewno nie zgani�. Napomn� mnie jednak
w czu�y, zatroskany spos�b, kt�ry by� gorszy od nagany.
Szczeg�lnie nieprzyzwoite by�o to, �e je�li nie �ni�em pasywnie
o tych obrazach i scenach, fantazjowa�em o nich aktywnie. Nie
wiem, sk�d zebra�em na tyle odwagi, �eby p�j�� do pani Schmitz.
Czy moralne wychowanie obraca si� niejako przeciw sobie? Skoro
po��dliwe spojrzenie by�o r�wnie naganne, co zaspokojenie
po��dania, aktywne fantazjowanie r�wnie naganne, co
wyfantazjowany akt - dlaczego wi�c nie chcie� zaspokojenia i
aktu? Co dzie� przekonywa�em si� na nowo, �e nie potrafi�
porzuci� grzesznych my�li. Wtedy zapragn��em r�wnie� grzesznego
czynu.
By�a jeszcze kolejna refleksja. P�j�cie tam mog�o by�
niebezpieczne. Jednak realno�� tej gro�by by�a w�a�ciwie znikoma.
Pani Schmitz powita mnie ze zdziwieniem, wys�ucha
usprawiedliwienia mojego dziwacznego zachowania i uprzejmie mnie
po�egna. Niebezpieczniej by�o tam nie i��; ryzykowa�em, �e nie
uwolni� si� od swoich fantazji. A wi�c s�usznie post�powa�em,
id�c tam. Ona zachowa si� normalnie,ja zachowam si� normalnie i
wszystko znowu wr�ci do normy. Tak w�wczas m�drkowa�em,
zamieniaj�c po��danie w pozycj� osobliwej moralnej kalkulacji i
t�umi�c wyrzuty sumienia. Przez to nie zdoby�em si� jednak na
odwag�, �eby p�j�� do pani Schmitz. Jedn� rzecz� by�o uk�ada�
sobie w g�owie, dlaczego matka, obdarzany g��bokim szacunkiem
ksi�dz i starsza siostra, gdyby si� gruntownie zastanowili, nie
mogliby mnie powstrzymywa�, lecz musieliby prosi�, �ebym do niej
poszed�. Czym� zupe�nie innym by�o faktycznie do niej p�j��. Nie
wiem, dlaczego to zrobi�em. Dzi� w tamtych zdarzeniach dostrzegam
pewien wz�r, wed�ug kt�rego przez ca�e moje �ycie my�lenie i
dzia�anie ��czy�y si� ze sob� lub si� nie ��czy�y. My�l�,
dochodz� do jakiego� wniosku, utrwalam wniosek w decyzji i
przekonuj� si�, �e dzia�anie jest rzecz� sam� w sobie i mo�e by�
nast�pstwem decyzji, ale nie musi. Nazbyt cz�sto robi�em w ci�gu
�ycia rzeczy, na kt�re si� nie zdecydowa�em, a nie robi�em tego,
na co si� zdecydowa�em. Co�, czymkolwiek by to nie by�o, zaczyna
dzia�a�; prowadzi do kobiety, kt�rej nie chc� ju� widzie�, robi
w stosunku do prze�o�onego uwag�, przez kt�r� musz� nadstawia�
g�ow�, nadal pali papierosy, chocia� zdecydowa�em si� rzuci�
palenie, i rzuca palenie, kiedy doszed�em do przekonania, �e
jestem i zostan� palaczem. Nie twierdz�, �e my�lenie i
podejmowanie decyzji nie ma wp�ywu na dzia�anie. Jednak dzia�anie
nie jest automatycznie wynikiem tego, co wcze�niej zosta�o
pomy�lane i zdecydowane. Ma ono swoje w�asne �r�d�o i w r�wnie
samodzielny spos�b jest moim dzia�aniem, tak jak moje my�lenie
jest moim my�leniem, a moje decydowanie moim decydowaniem.
6.
Nie zasta�em jej w domu. Brama kamienicy by�a uchylona, wszed�em
po schodach na g�r�, zadzwoni�em i poczeka�em chwil�. Zadzwoni�em
jeszcze raz. W mieszkaniu wszystkie drzwi by�y otwarte, widzia�em
to przez szyb� drzwi wej�ciowych, rozpoznaj�c w przedpokoju
lustro, wieszak na ubrania i zegar. S�ysza�em jego tykanie.
Usiad�em na stopniach i czeka�em. Nie czu�em ulgi, jak to zwykle
bywa, kiedy powzi�wszy jak�� decyzj�, kto� ma niedobre uczucie,
boi si� konsekwencji, cieszy si� wi�c, �e wykona� postanowienie,
konsekwencje go jednak omin�y. Nie by�em r�wnie� rozczarowany.
Postanowi�em j� zobaczy� i czeka�, a� przyjdzie. Zegar w
przedpokoju wybija� ka�dy kwadrans, ka�de p� godziny i ka�d�
pe�n� godzin�. Pr�bowa�em nad��a� za jego cichym tykaniem i
liczy� wraz z nim owe dziewi��set sekund mi�dzy jednym uderzeniem
a drugim, jednak ci�gle co� odwraca�o moj� uwag�. Na podw�rzu
jazgota�a pi�a stolarza, z kt�rego� mieszkania w kamienicy
dochodzi�y g�osy albo muzyka, zatrzasn�y si� jakie� drzwi. Po
chwili us�ysza�em, jak kto� wchodzi po schodach r�wnomiernym,
powolnym, oci�a�ym krokiem. Liczy�em na to, �e ten kto� mieszka
na drugim pi�trze. Je�li mnie zobaczy - jak mia�em wyja�ni�, co
tutaj robi�? Jednak kroki nie zatrzyma�y si� na drugim pi�trze.
Zbli�a�y si� coraz bardziej. Podnios�em si�. To by�a pani
Schmitz. W jednej r�ce trzyma�a w�glark� z koksem, w drugiej
pojemnik z brykietami. Mia�a na sobie mundur, marynark� i
sp�dnic�, pozna�em wi�c, �e by�a konduktork� tramwajow�. Nie
widzia�a mnie, dop�ki nie znalaz�a si� na pode�cie. Nie mia�a
zirytowanego, zdziwionego czy ironicznego spojrzenia - nic z tych
rzeczy, kt�rych si� obawia�em. Wygl�da�a na zm�czon�. Kiedy
odstawi�a w�giel i w kieszeni marynarki zacz�a szuka� klucza,
na ziemi zabrz�cza�y monety. Pozbiera�em pieni�dze i jej poda�em.
- Na dole w piwnicy stoj� jeszcze dwie w�glarki. Nape�nisz je i
przyniesiesz na g�r�? Drzwi s� otwarte.
Zbieg�em p�dem po schodach. Drzwi prowadz�ce do piwnicy by�y
otwarte, pali�o si� tam �wiat�o, na dole przy d�ugich piwnicznych
schodach odnalaz�em kom�rk� z desek.
Drzwi do niej by�y tylko przymkni�te, na ryglu wisia�a otwarta
k��dka. W tym du�ym pomieszczeniu koks pi�trzy� si� a� do otworu
pod sufitem, przez kt�ry wsypywano go z ulicy. Po jednej stronie
u�o�one by�y porz�dnie warstwy brykietu, a po drugiej sta�y
w�glarki.
Nie wiem, jaki b��d pope�ni�em. W domu r�wnie� przynosi�em z
piwnicy w�giel i nigdy nie mia�em z tym k�opot�w. Tam koks nie
by� jednak usypany tak wysoko. Nape�nianie pierwszej w�glarki
posz�o nie�le. Kiedy z�apa�em za uchwyty drugiej i chcia�em
nabra� koksu przy ziemi, g�ra zosta�a wprawiona w ruch. Ma�e
bry�ki w du�ych, a du�e w ma�ych podskokach stoczy�y si� w d�,
ni�ej wszystko zacz�o si� obsuwa�, a przy ziemi toczy� i
przemieszcza�. W g�r� wzbi�a si� chmura czarnego py�u.
Zatrzyma�em si� przestraszony, dosta�em kilkoma bry�kami i po
chwili sta�em w koksie po kostki.
Kiedy g�ra znieruchomia�a, wyszed�em z koksu, nape�ni�em drug�
w�glark�, rozejrza�em si� za miot��, zgarn��em ni� do kom�rki
bry�ki, kt�re wypad�y na korytarz piwnicy, zamkn��em drzwi i
wynios�em na g�r� obydwie w�glarki. Kobieta zdj�a marynark�,
rozlu�ni�a krawat, rozpi�a guzik bluzki u samej g�ry i siedzia�a
przy kuchennym stole ze szklank� mleka. Na m�j widok za�mia�a si�
najpierw powstrzymywanym, st�umionym �miechem, a potem na ca�e
gard�o. Pokazywa�a na mnie palcem, drug� r�k� uderzaj�c w st�. -
Jak ty wygl�dasz, ch�opczyku, jak ty wygl�dasz! - Wtedy i ja
zobaczy�em w lustrze nad zlewem swoj� czarn� twarz i zawt�rowa�em
jej �miechem.
- Tak nie mo�esz i�� do domu. Napuszcz� ci wody na k�piel i
wytrzepi� twoje rzeczy. - Podesz�a do wanny i odkr�ci�a kurek.
Dymi�ca woda wlewa�a si� do wanny ze szmerem. - Zdejmuj ubrania
ostro�nie, nie chc� mie� w kuchni czarnego py�u. Zawaha�em si�,
zdj��em sweter, koszul� i znowu si� zawaha�em. Woda szybko si�
podnosi�a, wanna by�a ju� prawie pe�na.
- Chcesz si� k�pa� w butach i spodniach? Ch�opczyku, ja nie
patrz�. - Kiedy jednak zakr�ci�em kran i zdj��em nawet slipy,
mierzy�a mnie spokojnie wzrokiem. Poczerwienia�em, wszed�em do
wanny i zanurzy�em si� ca�kowicie w wodzie. Kiedy si� wynurzy�em,
by�a z moimi rzeczami na balkonie. S�ysza�em, jak uderza but o
but, trzepie spodnie i sweter. Krzykn�a co� w d�, przez w�glowy
py� i wi�ry, z do�u kto� na to odkrzykn��, a ona si� za�mia�a.
Wr�ciwszy do kuchni, po�o�y�a moje rzeczy na krze�le. Rzuci�a ku
mnie jedynie szybkie spojrzenie. - We� szampon i umyj sobie
w�osy. Zaraz przynios� frotowy r�cznik. - Wyj�a co� z szafy i
wysz�a z kuchni.
My�em si�. Woda w wannie by�a brudna, dola�em wi�c �wie�ej, �eby
pod jej strumieniem wyp�uka� g�ow� i twarz. Potem le�a�em,
s�ysza�em buzuj�cy piecyk, czu�em na twarzy zimne powietrze
nap�ywaj�ce przez uchylone kuchenne drzwi, a na ciele ciep��
wod�. By�o mi przyjemnie. To uczucie by�o podniecaj�ce i moje
przyrodzenie st�a�o.
Nie podnios�em wzroku, kiedy wesz�a do kuchni, lecz dopiero
wtedy, gdy sta�a ju� przy wannie. W rozpostartych ramionach
trzyma�a du�y r�cznik. - Chod�! - By�em odwr�cony do niej
plecami, podnosz�c si� i wychodz�c z wanny. Otuli�a mnie od ty�u
w r�cznik, od st�p do g��w, i zacz�a wyciera� do sucha. Po
jakim� czasie upu�ci�a r�cznik na pod�og�. Nie mia�em odwagi si�
poruszy�. Podesz�a do mnie tak blisko, �e poczu�em na plecach jej
piersi, a na pupie jej brzuch. Ona te� by�a naga. Obj�a mnie
ramionami, k�ad�c jedn� r�k� na moich piersiach, a drug� na
sztywnym przyrodzeniu.
- Po to tu przecie� przyszed�e�!
- Ja... - Nie wiedzia�em co powiedzie�. Nie powiedzia�em ani tak,
ani nie. Odwr�ci�em si� do niej. Nie widzia�em jej wyra�nie.
Stali�my zbyt blisko siebie. By�em jednak pora�ony obecno�ci� jej
nagiego cia�a. - Jak�e jeste� pi�kna! - Ach, ch�opczyku, co ty
m�wisz. - Za�mia�a si�, zarzucaj�c mi ramiona na szyj�. I ja
wzi��em j� w ramiona.
Ba�em si�: dotykania, ca�owania, tego, �e jej si� nie spodobam
i jej nie sprostam. Kiedy jednak obejmowali�my si� ju� przez
jaki� czas, czu�em jej zapach, jej ciep�o i si��, wszystko sta�o
si� oczywiste. Poznawanie jej cia�a za pomoc� r�k i ust,
spotkanie naszych ust i wreszcie ona nade mn�, oko w oko, a� do
mojego orgazmu, kiedy zacisn��em mocno powieki i pr�bowa�em si�
pocz�tkowo opanowa�, wreszcie zacz��em jednak krzycze� tak
g�o�no, �e st�umi�a ten krzyk r�k� na moich ustach.
7.
Nast�pnej nocy zakocha�em si� w niej. Nie spa�em g��boko,
t�skni�em za ni�, �ni�em o niej, mia�em wra�enie, �e j� czuj�,
dop�ki nie zauwa�y�em, �e obejmowa�em poduszk� albo ko�dr�. Usta
mia�em obola�e od ca�owania. Moje przyrodzenie ci�gle drga�o, nie
chcia�em si� jednak onanizowa�. Nigdy wi�cej nie chcia�em si� ju�
onanizowa�. Pragn��em by� z ni�.
Czy zakocha�em si� w niej za to, �e ze mn� spa�a? Do dzisiaj, po
nocy sp�dzonej z kobiet�, pojawia si� uczucie, �e by�em
rozpieszczany i musz� to wynagrodzi� - tej kobiecie, przynajmniej
staraj�c si� j� pokocha�, jak r�wnie� �wiatu, kt�remu stawiam
czo�o.
Jedno z nielicznych, �ywych wspomnie�, jakie zachowa�em z
wczesnego dzieci�stwa, dotyczy pewnego zimowego poranka, kiedy
mia�em cztery lata. Pok�j, w kt�rym w�wczas spa�em, nie by�
ogrzewany, rano i wiecz�r by�o w nim cz�sto bardzo zimno.
Pami�tam ciep�� kuchni� i gor�cy piec, ci�ki stalowy sprz�t, w
kt�rym widoczny by� ogie�, kiedy za pomoc� pogrzebacza odsuwa�o
si� p�yty i obr�cze zakrywaj�ce otwory w blasze, i na kt�rym
zawsze sta�a w pogotowiu miednica ciep�ej wody. Matka przysun�a
do pieca krzes�o, na kt�rym sta�em, podczas gdy ona my�a mnie i
ubiera�a. Pami�tam przyjemne uczucie ciep�a i rozkosz, jak�
sprawia�o mi mycie i ubieranie w tym cieple. Pami�tam tak�e, �e
zawsze gdy przychodzi�a mi na my�l ta sytuacja, zadawa�em sobie
pytanie, dlaczego matka mnie tak rozpieszcza�a. Czy by�em chory?
Czy rodze�stwo dosta�o co�, czego ja nie dosta�em? Czy w ci�gu
dnia czeka�a mnie jaka� nieprzyjemna, trudna rzecz i musia�em
przez to przej��?
Poniewa� kobieta, dla kt�rej w my�lach nie mia�em imienia, tak
rozpieszcza�a mnie. Po po�udniu, nast�pnego dnia poszed�em do
szko�y. Pragn��em ponadto zademonstrowa� dopiero co zdobyt�
m�sko��. Nie chcia�em si� bynajmniej przechwala�. Czu�em jednak,
�e by�em w pe�ni si� i mia�em przewag�, i z owym poczuciem
chcia�em stan�� przed szkolnymi kolegami i nauczycielami.
Wyobra�a�em sobie tak�e, chocia� z ni� o tym nie rozmawia�em, �e
jako konduktorka cz�sto musia�a pracowa� do wieczora, do nocy.
Jak mia�bym j� codziennie widywa�, gdybym musia� zosta� w domu
i m�g� odbywa� jedynie rekonwalescencyjne spacery?
Kiedy przyszed�em od niej do domu, rodzice i rodze�stwo siedzieli
ju� przy kolacji. - Dlaczego wracasz tak p�no? Matka martwi�a
si� o ciebie. - G�os ojca by� raczej zirytowany ni� zatroskany.
Powiedzia�em, �e zgubi�em drog�; zaplanowa�em spacer na g�r�
Molkenkur przez cmentarz Ehrenfriedhof, b��dz�c jednak przez
d�u�szy czas, trafi�em w ko�cu do Nussloch.
- Nie mia�em pieni�dzy i z Nussloch musia�em wraca� pieszo. -
Mog�e� z�apa� okazj�. - M�odsza siostra robi�a to czasami, czego
rodzice nie pochwalali.
Starszy brat parskn�� lekcewa��co.
- Molkenkur i Nussloch - to zupe�nie r�ne kierunki. Starsza
siostra spojrza�a na mnie badawczo.
- Jutro p�jd� do szko�y.
- To uwa�aj dobrze na geografii. Jest p�noc, po�udnie, a s�o�ce
wschodzi... Matka przerwa�a bratu.
- Jeszcze trzy tygodnie, tak powiedzia� lekarz.
- Skoro potrafi przej�� do Nussloch przez Ehrenfriedhof i z
powrotem, to r�wnie dobrze mo�e i�� do szko�y. Jemu nie brakuje
si�, jemu brak pi�tej klepki. - Jako mali ch�opcy ci�gle bili�my
si� z bratem, p�niej zwalczali�my si� werbalnie. B�d�c trzy lata
starszy ode mnie, przewy�sza� mnie pod ka�dym wzgl�dem. Kiedy�
przesta�em mu si� odwzajemnia� i jego bojowy zapa� trafia� w
pr�ni�. Od tego czasu ogranicza� si� do gderania.
- Co o tym s�dzisz? - Matka zwr�ci�a si� do ojca. Ten od�o�y� n�
i widelec na talerz, odchyli� si� w ty� i spl�t� r�ce na podo�ku.
Milcza�, patrz�c przed siebie w zamy�leniu, jak za ka�dym razem,
gdy matka zwraca�a si� do niego w sprawie dzieci albo domu. Znowu
zastanawia�em si�, czy rzeczywi�cie rozmy�la nad pytaniem matki,
czy nad swoj� prac�. By� mo�e pr�bowa� nawet zastanowi� si� nad
pytaniem matki, skoro ju� raz pogr��y� si� w my�lach, nie m�g�
jednak my�le� o niczym innym, jak tylko o swojej pracy. By�
profesorem filozofii, my�lenie stanowi�o jego �ycie - my�lenie,
czytanie, pisanie i nauczanie. Czasami mia�em uczucie, �e my,
jego rodzina, jeste�my dla niego niczym domowe zwierz�ta. Pies,
z kt�rym wychodzi si� na spacer, i kot, z kt�rym cz�owiek si�
bawi, nawet mrucz�cy kot, zwijaj�cy si� na podo�ku w k��bek i
pozwalaj�cy si� g�aska� - to kto� mo�e lubi�, mo�e tego nawet w
pewien spos�b potrzebowa�, a jednak kupowanie pokarmu,
czyszczenie kociej ubikacji i wizyty u weterynarza to ju�
w�a�ciwie za du�y k�opot. �ycie toczy si� bowiem gdzie indziej.
Pragn��em, �eby�my my, rodzina, byli jego �yciem. Czasami
�yczy�em te� sobie, �eby gderaj�cy brat i zuchwa�a m�odsza
siostra byli inni. Jednak tego wieczoru nagle zacz��em ich
wszystkich strasznie lubi�. Moja
m�odsza siostra. Prawdopodobnie nie by�o �atwo by� najm�odsz� z
czworga rodze�stwa i bez pewnej zuchwa�o�ci nie mog�aby si�
przebi�. M�j starszy brat. Mieli�my wsp�lny pok�j i dla niego
by�o to z pewno�ci� trudniejsze do zniesienia ni� dla mnie, a
poza tym kiedy zachorowa�em, musia� mi zwolni� pok�j i spa� na
kanapie w salonie. Jak mia� nie gdera�? M�j ojciec. Dlaczego my,
dzieci, mia�yby�my by� jego �yciem? Dorastali�my, wkr�tce
wkroczyli�my w doros�o�� i opu�cili�my dom. Czu�em si� tak,
jakby�my ostatni raz siedzieli razem przy okr�g�ym stole pod
pi�cioramiennym mosi�nym �yrandolem z pi�cioma �wiecami,
jakby�my jedli ostatni posi�ek ze starych talerzy z zielonymi
pn�czami na brzegach, jakby�my po raz ostatni tak poufale ze sob�
rozmawiali. Czu�em si� jak podczas po�egnania. Jeszcze tu
wprawdzie przebywa�em, lecz jednocze�nie by�em ju� daleko st�d.
T�skni�em do domu, do matki, ojca i rodze�stwa, lecz pragn��em
tak�e by� z t� kobiet�.
Ojciec spojrza� w moj� stron�.
- �Jutro p�jd� do szko�y" - tak powiedzia�e�, nieprawda?
- Tak. - Zauwa�y� wi�c, �e zwr�ci�em si� do niego, a nie do matki
i nie powiedzia�em, �e si� zastanawiam, czy mam p�j�� do szko�y.
Skin�� g�ow�.
- Id� do szko�y. Je�li to b�dzie ponad twoje si�y, to zostaniesz
po prostu w domu jak dotychczas.
By�em zadowolony. Jednocze�nie mia�em uczucie, �e teraz nast�pi�o
po�egnanie.
8.
Przez nast�pne dni kobieta mia�a rann� zmian�. Przychodzi�a do
domu o dwunastej, a ja dzie� w dzie� opuszcza�em ostatni� lekcj�,
�eby czeka� na ni� na pode�cie przed jej mieszkaniem. Brali�my
prysznic i kochali�my si�, tu� przed wp� do drugiej ubiera�em
si� pospiesznie i wybiega�em z kamienicy. O wp� do drugiej
jedli�my obiad. W niedziel� obiad by� ju� o dwunastej, jednak
wtedy jej ranna zmiana wcze�niej si� zaczyna�a i ko�czy�a.
Z ch�ci� zrezygnowa�bym z prysznica. By�a pedantycznie czysta,
co rano my�a si� pod natryskiem, a ja lubi�em zapach perfum,
�wie�ego potu i tramwaju, kt�ry przynosi�a z pracy. Lubi�em
jednak r�wnie� jej mokre, namydlone cia�o; lubi�em, gdy mnie
namydla�a, i lubi�em j� namydla�, a ona nauczy�a mnie to robi�
bez zawstydzenia, z oczywist�, zaw�aszczaj�c� gruntowno�ci�. Gdy
si� kochali�my, bra�a mnie r�wnie� z oczywisto�ci� w posiadanie.
Jej usta bra�y moje, jej j�zyk bawi� si� moim, m�wi�a mi, gdzie
i jak mam jej dotyka�, a kiedy siedzia�a na mnie w pozycji
je�d�ca, a� do orgazmu istnia�em tylko dla niej, gdy� ze mn�, u
mnie szuka�a rozkoszy. Nie oznacza to, �e sama nie by�a czu�a i
nie dawa�a mi rozkoszy. Robi�a to jednak dla zabawy, dop�ki i ja
nie nauczy�em si� bra� jej w posiadanie.
To by�o p�niej. Nigdy mi si� to ca�kiem nie uda�o. Przez d�ugi
czas nie by�o mi zreszt� tego brak. By�em m�ody, szybko mia�em
orgazm, a kiedy potem wraca�em powoli do �ycia, z ch�ci�
pozwala�em jej siebie posi���. Patrzy�em na ni�, gdy by�a nade
mn�, na jej brzuch, kt�ry nad p�pkiem tworzy� g��bok� bruzd�, na
jej piersi, praw� odrobin� wi�ksz� od lewej, jej twarz z
otwartymi ustami. Opiera�a r�ce na moich piersiach i odrywa�a je
w ostatnim momencie, chwytaj�c si� za g�ow� i wydaj�c
bezd�wi�czny, j�kliwy, gard�owy krzyk, kt�ry za pierwszym razem
mnie przerazi�, a na kt�ry p�niej czeka�em z upragnieniem. Po
tym wszystkim byli�my wyczerpani. Cz�sto na mnie zasypia�a.
S�ysza�em pi�� na podw�rzu i g�o�ne nawo�ywania rzemie�lnik�w,
kt�rzy przy niej pracowali i pr�bowali j� przekrzycze�. Kiedy
pi�a milk�a, do kuchni dociera� s�aby odg�os ruchu ulicznego z
Bahnhofstrasse. Gdy us�ysza�em nawo�uj�ce, bawi�ce si� dzieci,
wiedzia�em, �e min�a
pierwsza i sko�czy�a si� szko�a. S�siad wracaj�cy do domu na
przerw� obiadow� rozsypywa� na balkonie pokarm dla ptak�w, do
kt�rego zlatywa�y si� gruchaj�ce go��bie.
- Jak masz na imi�? - Zapyta�em j� sz�stego albo si�dmego dnia.
Zasn�a na mnie i akurat si� budzi�a. Unika�em dot�d
bezpo�redniego zwracania si� do niej, per pani lub per ty.
Zerwa�a si�.
- Co?
- Jak masz na imi�!
- Dlaczego o to pytasz? - Spojrza�a na mnie nieufnie.
- Ty i ja... znam twoje nazwisko, lecz nie znam twojego imienia.
Chc� wiedzie�, jak masz na imi�. Co w tym jest...
Zacz�a si� �mia�.
- Nic, ch�opczyku, nie ma w tym nic niew�a�ciwego. Mam na imi�
Hanna. - �mia�a si� dalej, nie mog�c si� uspokoi�, zarazi�a mnie
tym �miechem. - Patrzy�a� tak dziwnie.
- By�am jeszcze pogr��ona w p�nie. Jak ty si� nazywasz?
My�la�em, �e to wiedzia�a. Szkolnych rzeczy nie nosi�o si� w
torbie, lecz pod pach� - to by�o akurat modne; kiedy je k�ad�em
na jej kuchennym stole, moje nazwisko widnia�o na wierzchu, na
zeszytach, jak r�wnie� na ksi��kach. Nauczy�em si� oprawia� je
w mocny papier i nakleja� na nich nalepki z tytu�em ksi��ki i
swoim nazwiskiem. Ona nie zwr�ci�a jednak na to uwagi.
- Nazywam si� Michael Berg.
- Michael, Michael, Michael. - Wypr�bowa�a imi�. - M�j ch�opczyk
ma na imi� Michael, jest studentem...
- Uczniem.
- ...jest uczniem, ma, ile, siedemna�cie lat?
By�em dumny z dw�ch dodatkowych lat, kt�re mi do�o�y�a, i
skin��em g�ow�. - ...ma siedemna�cie lat i gdy doro�nie, chce
zosta� s�awnym... - Zawaha�a si�. - Nie wiem, kim chc� zosta�.
- Uczysz si� jednak pilnie.
- Czyja wiem. - Powiedzia�em jej, �e jest dla mnie wa�niejsza ni�
nauka i szko�a. �e chcia�bym bywa� u niej cz�ciej. - I tak b�d�
siedzia�. - Gdzie b�dziesz siedzia�? - Wyprostowa�a si�. By�a to
pierwsza powa�na rozmowa, jak� ze sob� przeprowadzili�my.
- W dziesi�tej klasie. Zbyt du�o opu�ci�em podczas ostatnich
miesi�cy, kiedy by�em chory. Gdybym chcia� zaliczy� t� klas�,
musia�bym pracowa� jak g�upi. Teraz musia�bym by� w szkole. -
Opowiedzia�em jej o wagarach. - Precz. - Odwin�a ko�dr�. - Precz
z mojego ��ka. I nie przychod� wi�cej, skoro
nie robisz tego, co do ciebie nale�y. Twoja praca jest g�upia?
G�upia? Jak ci si� wydaje, co to znaczy sprzedawa� i dziurkowa�
bilety. - Podnios�a si�, stan�a naga w kuchni i zacz�a udawa�
konduktork�. Lew� r�k� otworzy�a ma�� teczk� z biletowymi
bloczkami, kciukiem tej samej d�oni, na kt�rym tkwi� gumowy
naparstek, oderwa�a dwa bilety, opu�ci�a lu�no praw� r�k�,
chwytaj�c uchwyt dyndaj�cego na przegubie d�oni dziurkacza, i
nacisn�a go dwa razy. - Dwa razy Rohrbach. - Wypu�ci�a
dziurkacz, wyci�gn�a r�k�, przyj�a banknot, otworzy�a portfel
na brzuchu, wsun�a do niego banknot, zamkn�a go i z
umieszczonych na zewn�trz pojemnik�w na monety wycisn�a drobne
do wydania. - Kto nie ma jeszcze bilet�w? - Spojrza�a na mnie. -
G�upia praca? Ty nie wiesz, co to znaczy g�upia praca.
Siedzia�em na kraw�dzi ��ka. By�em jak og�uszony.
- Przykro mi. B�d� robi�, co do mnie nale�y. Nie wiem, czy dam
rad�, za sze�� tygodni jest koniec roku szkolnego. Spr�buj�. Nie
dam na pewno rady, je�li nie b�d� ci� ju� m�g� widywa�... - W
pierwszym momencie chcia�em powiedzie�: kocham ci�. Po chwili
przesz�a mi jednak na to ochota. By� mo�e mia�a racj�, z
pewno�ci� mia�a racj�. Nie mia�a jednak prawa ��da� ode mnie,
�ebym wi�cej robi� dla szko�y i od tego uzale�nia�, czy si�
zobaczymy, czy nie. - Nie mog� ci� nie widywa�.
Zegar na korytarzu wybi� godzin� wp� do drugiej.
- Musisz i��. - Zawaha�a si�. - Od jutra mam drug� zmian�. B�d�
w domu o wp� do sz�stej, ty te� mo�esz przyj��. Je�li wcze�niej
popracujesz. Stali�my nadzy naprzeciw siebie, lecz nawet w swoim
mundurze nie wyda�aby si� mi bardziej odpychaj�ca. Nie rozumia�em
ca�ej tej sytuacji. Czy chodzi�o jej o mnie? Czy o siebie? Je�li
moja praca jest g�upia, to co dopiero jej - czy to j� dotkn�o?
Ja jednak wcale nie powiedzia�em, �e moja albo jej praca jest
g�upia. A mo�e nie chcia�a mie� za kochanka nieudacznika? Czy
by�em jednak jej kochankiem? Kim dla niej by�em? Marudzi�em z
ubieraniem, maj�c nadziej�, �e co� powie. Ona nic jednak nie
powiedzia�a. Wreszcie by�em gotowy, ona nadal sta�a naga, a kiedy
obj��em j� na po�egnanie, nie zareagowa�a.
9.
Dlaczego jestem taki smutny, kiedy my�l� o tamtych czasach? Czy
z powodu t�sknoty za przebrzmia�ym szcz�ciem - a by�em
szcz�liwy podczas nast�pnych tygodni, kiedy naprawd� pracowa�em
jak g�upi, dzi�ki czemu zaliczy�em klas�, i kiedy kochali�my si�
tak, jakby nic innego na �wiecie si� nie liczy�o. Czy z powodu
wiedzy o tym, co nast�pi�o p�niej, i �e p�niej wysz�o na jaw
tylko to, co ju� przez ca�y czas by�o?
Dlaczego? Dlaczego co�, co by�o pi�kne, kruszy si� nam z
perspektywy czasu, bo skrywa�o ohydne prawdy? Dlaczego zatruwa
to wspomnienie szcz�liwych lat ma��e�skich, gdy si� okazuje, �e
druga osoba przez ca�e lata mia�a kochanka? Gdy� w takiej
sytuacji nie mo�na by� szcz�liwym? Jednak by�o si� szcz�liwym!
Czasami pami�� ju� wtedy sprzeniewierza si� szcz�ciu, gdy koniec
by� bolesny. Gdy� szcz�cie wtedy jest prawdziwe, je�li trwa
wiecznie? Gdy� bole�nie mo�e si� ko�czy� tylko to, co by�o
bolesne, w nie�wiadomy, nierozpoznany spos�b? Czym jest jednak
nie�wiadomy, nierozpoznany b�l?
Wracam my�l� do tamtych czas�w i mam przed oczami siebie. Nosi�em
eleganckie ubrania, kt�re pozosta�y po bogatym wujku i trafi�y
do mnie wraz z wieloma parami dwukolorowych but�w: czarno-
br�zowych, czarno-bia�ych, z zamszu i g�adkiej sk�ry. Mia�em zbyt
d�ugie ramiona i zbyt d�ugie nogi, nie na ubrania - ich r�kawy
i nogawki matka mi przed�u�y�a - przeszkadza�y one jednak w
koordynacji ruch�w. Okulary pochodzi�y z taniej serii kasy
chorych, a w�osy by�y rozwichrzon� szczotk�, cho�bym robi� nie
wiem co. W szkole nie by�em ani dobry, ani z�y; wydaje mi si�,
�e wielu nauczycieli tak naprawd� mnie nie dostrzega�o, podobnie
jak uczniowie, kt�rzy w klasie nadawali ton. Nie lubi�em tego,
jak wygl�da�em, jak si� ubiera�em i porusza�em, co osi�gn��em i
co znaczy�em. Ile� by�o we mnie jednak energii, ile� ufno�ci, �e
pewnego dnia b�d� pi�kny i m�dry, przewy�szaj�cy innych i
podziwiany, ile� oczekiwa�, kiedy styka�em si� z nowymi lud�mi
i sytuacjami.
Czy dlatego jestem smutny? Z powodu zapa�u i wiary, kt�ra mnie
w�wczas przepe�nia�a i wymog�a na �yciu obietnic�, jakiej ono
przenigdy nie mog�o dotrzyma�? Czasami w twarzach dzieci i
nastolatk�w dostrzegam ten sam zapa� i wiar� i patrz� na
nie z tym samym smutkiem, z jakim my�l� o sobie z tamtego okresu.
Czy ten smutek to smutek sam w sobie? Czy jest on smutkiem
ogarniaj�cym nas wtedy, gdy z perspektywy czasu krusz� si� pi�kne
wspomnienia, gdy� wspominane szcz�cie by�o nie tylko wytworem
sytuacji, lecz obietnicy, kt�ra nie zosta�a dotrzymana? Ona -
musz� zacz�� nazywa� j� Hann�, tak jak w�wczas zacz��em j�
nazywa� Hann� - ona nie istnia�a oczywi�cie dzi�ki obietnicy,
lecz stworzy�a j� wy��cznie sytuacja.
Zapyta�em j� o przesz�o�� i by�o tak, jakby tre�� odpowiedzi
wydobywa�a z zakurzonej skrzyni. Dorasta�a w Siedmiogrodzie, w
wieku siedemnastu lat przyjecha�a do Berlina i zosta�a robotnic�
u Siemensa, a gdy mia�a dwadzie�cia jeden lat, trafi�a do wojska.
Od ko�ca wojny utrzymywa�a si� na powierzchni, imaj�c si�
przer�nych zaj��. W zawodzie konduktorki tramwajowej, kt�ry
wykonywa�a od kilku lat, lubi�a mundur, ruch, zmieniaj�ce si�
obrazy i toczenie si� k� pod nogami. Poza tym go nie lubi�a. Nie
mia�a rodziny. Sko�czy�a trzydzie�ci sze�� lat. Wszystko to
opowiada�a tak, jakby to nie by�o jej �ycie, lecz �ycie kogo�
innego, kogo dobrze nie zna i kto j� nic nie obchodzi. Gdy
chcia�em wiedzie� co� dok�adniej, cz�sto nie pami�ta�a ju�, jak
to by�o, nie rozumia�a tak�e, dlaczego mnie interesuje, co si�
sta�o z jej rodzicami, czy mia�a rodze�stwo, jak �y�a w Berlinie
i co robi�a w wojsku. - Pytasz o takie rzeczy, ch�opczyku!
Tak samo by�o z przysz�o�ci�. Nie snu�em oczywi�cie plan�w
dotycz�cych ma��e�stwa i rodziny. Bli�szy by� mi jednak zwi�zek
Juliena Sorela z madame de Renal ni� ten z Mathilde de la Mole.
Cieszy�em si�, �e Felix Krull znalaz� si� w ko�cu w ramionach
matki, a nie c�rki. Siostra, kt�ra studiowa�a germanistyk�,
opowiada�a przy obiedzie o sporze, czy pana von Goethego i pani�
von Stein ��czy� mi�osny zwi�zek, a ja ku zdumieniu rodziny
broni�em tego stanowczo. Wyobra�a�em sobie, jak m�g� wygl�da�
nasz zwi�zek za pi��, dziesi�� lat. Pyta�em Hann�, jak ona to
sobie wyobra�a. Ona nie mia�a ochoty wybiega� my�l� nawet do
Wielkanocy, kiedy podczas ferii chcia�em z ni� wyjecha� na
rowerach. Jako matka i syn mogli�my wynaj�� wsp�lny pok�j i by�
razem przez ca�� noc. Dziwne, �e to wyobra�enie, ta propozycja
nie wprawia�a mnie w zak�opotanie. Podr�uj�c z matk�, walczy�bym
o w�asny pok�j. Wydawa�o mi si� to niestosowne, �eby w moim wieku
matka towarzyszy�a mi podczas wizyty u lekarza czy przy zakupie
nowego p�aszcza albo wyje�d�a�a po mnie, gdy wraca�em z jakiej�
podr�y. Kiedy sz�a razem ze mn� i po drodze spotykali�my koleg�w
ze szko�y, ba�em si�, �eby mnie nie wzi�li za maminsynka.
Pokazywanie si� z Hann�, kt�ra mimo �e by�a o dziesi�� lat
m�odsza od matki, mog�a by� moj� matk�, nie przeszkadza�o mi.
Napawa�o mnie dum�.
Gdy dzisiaj widz� trzydziestosze�cioletni� kobiet�, uwa�am, �e
jest m�oda. Kiedy natomiast widz� dzisiaj pi�tnastoletniego
ch�opca, mam przed sob� dziecko. Podziwiam,
ile pewno�ci zyska�em dzi�ki Hannie. Sukces w szkole sprawi�, �e
nauczyciele nagle zwr�cili na mnie uwag�, i zapewni� mi ich
respekt. Dziewcz�ta, z kt�rymi mia�em do czynienia, zauwa�y�y,
�e si� ich nie ba�em, i to im si� podoba�o. Nie�le czu�em si� w
swojej sk�rze.
W pami�ci jasno roz�wietlaj�cej i dok�adnie utrwalaj�cej pierwsze
spotkania z Hann� zlewaj� si� tygodnie mi�dzy nasz� rozmow� i
ko�cem roku szkolnego. Jedn� z przyczyn jest regularno��, z jak�
spotykali�my si� i z jak� te spotkania przebiega�y. Innym powodem
jest to, �e nigdy wcze�niej nie mia�em tak wype�nionych dni, moje
�ycie nie by�o nigdy wcze�niej tak szybkie i zag�szczone. Kiedy
wspominam prac� podczas tamtych tygodni, mam wra�enie, jakbym
zasiad� przy biurku i przy nim pozosta�, dop�ki nie nadrobione
zosta�o wszystko to, co straci�em podczas ��taczki, dop�ki nie
nauczy�em si� wszystkich s��wek, nie przeczyta�em wszystkich
tekst�w, nie przeprowadzi�em wszystkich matematycznych dowod�w
i nie po��czy�em chemicznych zwi�zk�w. O Republice Weimarskiej
i Trzeciej Rzeszy czyta�em ju� w czasie choroby. R�wnie� nasze
spotkania pozosta�y w mojej pami�ci jako jedno d�ugie spotkanie.
Od czasu naszej rozmowy odbywa�y si� one zawsze po po�udniu: gdy
Hanna mia�a trzeci� zmian�, od trzeciej do wp� do pi�tej, poza
tym o wp� do sz�stej. O si�dmej jad�o si� u nas kolacj� i z
pocz�tku Hanna mnie ponagla�a, �ebym by� w domu punktualnie. Po
pewnym czasie nie sko�czy�o si� jednak na p�torej godziny,
zacz��em wi�c wymy�la� wym�wki i opuszcza� kolacje.
Wi�za�o si� to z g�o�n� lektur�. Dzie� po naszej rozmowie Hanna
zapyta�a, czego ucz� si� w szkole. Opowiedzia�em o epopejach
Homera, mowach Cycerona i historii Hemingwaya o starym cz�owieku
i jego walce z ryb� i morzem. Chcia�a us�ysze�, jak brzmi grecki
i �acina, przeczyta�em jej wi�c fragment z �Odysei" i m�w przeciw
Katylinie.
- Uczysz si� tak�e niemieckiego?
- Co masz na my�li?
- Uczysz si� tylko j�zyk�w obcych, czy w przypadku w�asnego
j�zyka te� mo�na si� jeszcze czego� nauczy�?
- Czytamy teksty. - Podczas mojej choroby klasa czyta�a �Emili�
Galotti" i �Intryg� i mi�o��" i wkr�tce trzeba by�o napisa� o tym
wypracowanie. Musia�em wi�c przeczyta� obydwie sztuki, robi�em
to, gdy upora�em si� z innymi przedmiotami. Wtedy by�o p�no,
czu�em zm�czenie i nast�pnego dnia nie wiedzia�em ju�, o czym
czyta�em, musia�em wi�c zaczyna� wszystko od pocz�tku. -
Przeczytaj mi to!
- Sama przeczytaj, przynios� ci te sztuki.
- Masz taki pi�kny g�os, ch�opczyku, wola�abym pos�ucha� ciebie,
ni� czyta� sama.
- Ach, czy ja wiem.
Kiedy jednak przyszed�em nast�pnego dnia i chcia�em j� poca�owa�,
odsun�a si�. - Najpierw musisz mi co� przeczyta�.
Nie �artowa�a. Przez p� godziny musia�em jej czyta� �Emili�
Galotti", zanim wzi�a mnie pod natrysk, a potem do ��ka. Teraz
i ja by�em zadowolony z prysznica. Po��danie, z kt�rym
przyszed�em, min�o w trakcie g�o�nej lektury. Czytanie sztuki
na g�os tak, �eby r�ni aktorzy byli w miar� rozpoznawalni i
�ywi, wymaga niema�ej koncentracji. Pod prysznicem po��danie
znowu si� wzmog�o. G�o�ne czytanie, prysznic, kochanie si�, a
p�niej le�enie obok siebie przez chwil� - to by� rytua� naszych
spotka�.
By�a uwa�n� s�uchaczk�. Jej �miech, jej lekcewa��ce parskanie i
jej oburzone albo aprobuj�ce okrzyki nie pozostawia�y
w�tpliwo�ci, �e z napi�ciem �ledzi�a fabu�� i �e zar�wno Emili�,
jak i Luiz� uwa�a�a za g�upie g�si. Niecierpliwo��, z jak� mnie
czasem prosi�a, �ebym czyta� dalej, wyp�ywa�a z nadziei, �e
g�upota w ko�cu minie. - To przecie� nie do wiary! - Czasami sam
nie mog�em si� doczeka� dalszego czytania. Gdy dni by�y d�u�sze,
czyta�em d�u�ej, �eby by� z ni� w ��ku o zmierzchu. Kiedy na
mnie zasypia�a, pi�a milcza�a na podw�rzu, kos �piewa�, a po
kolorach i przedmiotach w kuchni pozostawa�y jedynie ja�niejsze
i ciemniejsze odcienie szaro�ci, by�em w pe�ni szcz�liwy.
10.
W pierwszy dzie� ferii wielkanocnych wsta�em o czwartej rano.
Hanna mia�a rann� zmian�. Kwadrans po czwartej wyje�d�a�a na
rowerze do zajezdni tramwajowej, a o wp� do pi�tej wyrusza�a
tramwajem do Schwetzingen. W czasie jazdy w tamt� stron�, tak mi
powiedzia�a, tramwaj by� cz�sto pusty. Zape�nia� si� dopiero w
drodze powrotnej.
Wsiad�em na drugim przystanku. Drugi wagon by� pusty, w pierwszym
Hanna sta�a przy motorniczym. Waha�em si�, czy wsi��� do