8194
Szczegóły |
Tytuł |
8194 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8194 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8194 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8194 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
H. P. Lovecraft
Duch ciemno�ci
Dedykowane Robertowi Blochowi
Widzia�em ziej�c� pustk� mrocznego �wiata,
Gdzie czarne planety kr��� bez celu,
Gdzie kr��� w przera�eniu niezauwa�alne,
Bez wiedzy, po��dania, imienia.
Nemezis
Ostro�ni badacze zawahaj� si� przed podwa�eniem powszechnego przekonania, �e
Robert Blake zgin�� od pioruna
albo z powodu silnego nerwowego szoku, spowodowanego elektrycznym wy�adowaniem.
To fakt, �e okno, do kt�rego
by� zwr�cony twarz�, nie zosta�o st�uczone, ale natura nie raz ju� dowiod�a, �e
sta� j� na najdziwniejsze czyny. Wyraz
jego twarzy m�g� po prostu wynika� z do�� specyficznego uk�adu mi�ni, nie
maj�cego �adnego zwi�zku z tym, co
zobaczy�, natomiast notatki w jego pami�tniku maj� niew�tpliwy zwi�zek z bujn�
wyobra�ni� rozbudzon� przez
powszechnie panuj�ce przes�dy i jakie� dawne sprawy przez niego odkryte. Je�eli
za� chodzi o niezwyk�e wydarzenia,
jakie mia�y miejsce w opustosza�ym ko�ciele na Federalnym Wzg�rzu - wnikliwy
analityk ochoczo skojarzy je z
szarlataneri�, �wiadom� czy te� nie�wiadom�, z jak� w pewnym stopniu Blake by�
potajemnie zwi�zany.
Bo przecie� ofiara by�a pisarzem i malarzem ca�kowicie oddanym dziedzinie mit�w,
snu, terroru i zabobon�w,
skwapliwie poszukuj�cym scen i efekt�w niezwyk�ych w Milwaukee. Zna� zdaje si�
r�ne stare opowie�ci, cho� w
pami�tniku temu zaprzecza, a jego �mier� st�umi�a zapewne w zarodku jaki�
potworny �art, kt�ry mia� potem znale��
odzew w literaturze.
W�r�d tych jednak�e, kt�rzy badali i korelowali ca�y ten przypadek, kilku
obstaje przy mniej racjonalnych i
powszechnych teoriach. Sk�onni s� traktowa� Blake'a dos�ownie i w szczeg�lny
spos�b uwypuklaj� pewne fakty, takie
jak niew�tpliwy autentyzm starego ko�cielnego zapisu, potwierdzone istnienie
jeszcze przed 1877 rokiem
znienawidzonej i nieortodoksyjnej sekty "Gwiezdna M�dro��", odnotowane
znikni�cie w 1893 w�cibskiego reportera
Edwina M. Lillibridge'a, a ponad wszystko - wyraz niesamowitego l�ku na
wykrzywionej twarzy zmar�ego m�odego
pisarza. Jeden spo�r�d owych badaczy w stanie kra�cowego fanatyzmu wrzuci� do
zatoki przedziwnych kszta�t�w
kamie� i r�wnie zadziwiaj�co ozdobion� metalow� skrzyni�, znalezion� w starej
ko�cielnej iglicy - ciemnej, bez okien,
nie za� w tej wie�y, w kt�rej wymienione przedmioty znajdowa�y si� pierwotnie,
jak wspomniane jest w pami�tniku
Blake'a. Cho� tak szeroko zosta�o to pot�pione zar�wno przez czynniki oficjalne,
jak i nieoficjalne, cz�owiek �w -
powszechnie szanowany lekarz, przejawiaj�cy zami�owanie do dziwacznego folkloru
- o�wiadczy�, �e uwolni� ziemi� od
czego�, co grozi�o zbyt wielkim niebezpiecze�stwem, aby mo�na by�o �y�
spokojnie.
Czytelnik sam musia� dokona� wyboru mi�dzy tymi dwoma szko�ami opinii. Dokumenty
podaj� istotne szczeg�y z
pewnym sceptycyzmem, pozostawiaj�c innym naszkicowanie obrazu, jaki widzia�
Blake - albo udawa�, �e widzi. Teraz,
po dok�adniejszym zapoznaniu si� z pami�tnikiem, w spokoju i bez po�piechu
postarajmy si� podsumowa� ten
tajemniczy �a�cuch wydarze� z punktu widzenia ich g��wnego aktora.
M�ody Blake powr�ci� do Providence zim� z 1934 na 1935 rok i zaj�� pi�tro
s�dziwego domu przy poros�ym traw�
dziedzi�cu opodal College Street - na szczycie ogromnego wzg�rza od strony
wschodniej, w pobli�u kampusu Brown
University i tu� za zbudowan� z marmuru bibliotek� Johna Haya. By�o to przytulne
i fascynuj�ce miejsce, po�r�d
niewielkiej ogrodowej oazy przypominaj�cej wie�, gdzie ogromne, przyjacielskie
koty wygrzewa�y si� w s�o�cu na
dachu pobliskiej szopy. Kwadratowy dom w stylu georgia�skim kryty niskim dachem
ze �wietlikami, klasyczne drzwi
wej�ciowe z amatorsk� rze�b�, okna z ma�ymi szybkami i r�ne ozdoby wczesno
dziewi�tnastowiecznego rzemios�a.
Wewn�trz by�y sze�ciodzia�owe drzwi, pod�oga z szerokich desek, kr�te schody w
stylu kolonialnym, bia�e kominki z
okresu Arama, a w tylnej cz�ci domu kilka pokoi po�o�onych trzy stopnie poni�ej
normalnego poziomu.
Z gabinetu Blake'a, du�ego pokoju od po�udniowego zachodu, z jednej strony wida�
by�o frontow� cz�� ogrodu,
podczas gdy z okien od zachodu - przed jednym z nich sta�o biurko - rozci�ga�
si� widok na wzg�rze i wspania��
panoram� rozpo�cieraj�cych si� poni�ej dach�w w mie�cie, spoza kt�rych jarzy�y
si� tajemnicze zachody s�o�ca. Na
dalekim horyzoncie rysowa�y si� rozleg�e purpurowe zbocza, a na ich tle, w
odleg�o�ci oko�o dw�ch mili, wznosi�o si�
widmowe Federalne Wzg�rze, naje�one dachami, niezbyt strome, kt�rego odleg�e
zarysy falowa�y tajemniczo,
przybieraj�c fantastyczne kszta�ty, kiedy dym z komin�w w mie�cie k��bi� si�
ponad nimi i spowija� je swymi oparami.
Blake doznawa� dziwnego uczucia, �e patrzy na jaki� nie znany mu wieczysty
�wiat, kt�ry m�g�by znikn�� we �nie, cho�
mo�e by nie znikn��, gdyby kiedykolwiek spr�bowa� go odnale�� i wkroczy� do�
osobi�cie.
Kaza� sobie przys�a� z domu wi�kszo�� potrzebnych mu ksi��ek i kupi� par�
antycznych mebli pasuj�cych do tego
mieszkania, po czym zabra� si� do pi�ra i p�dzla, �yj�c samotnie i wykonuj�c
samodzielnie wszystkie najprostsze prace
domowe. Pracowni� mia� od p�nocnej strony na poddaszu, wype�nion� wspania�ym
�wiat�em wpadaj�cym przez
�wietliki. Tej zimy napisa� pi�� najlepszych opowiada� - "Zwierz� ryj�ce pod
ziemi�", "Schody w krypcie", "Shaggai",
"W dolinie Prath" oraz "Biesiadnik z gwiazd". Namalowa� te� sze�� obraz�w,
b�d�cych studium niesamowitych
krajobraz�w.
O zachodzie s�o�ca cz�sto siadywa� przy biurku i rozmarzony wpatrywa� si� sennie
w rozleg�y teren - w ciemne wie�e
Memorial Hall widoczne poni�ej, dzwonnic� s�du w stylu georgia�skim, wynios�e
wie�yczki w dolnej cz�ci miasta i
rozmigotany, spiczasto zako�czony kopiec w oddali, kt�rego nieznane uliczki i
szczyty dach�w, rozstawione jak w
labiryncie, �ywo pobudza�y jego wyobra�nie. Od kilku okolicznych znajomych
dowiedzia� si�, �e to rozleg�e zbocze jest
zamieszkiwane przez W�och�w, cho� wi�kszo�� ze znajduj�cych si� tam dom�w
pochodzi z czas�w jankeskich, a tak�e
irlandzkich. Cz�sto wpatrywa� si� przez lornetk� w ten nieosi�galny �wiat,
widoczny tylko spoza k��bi�cego si� dymu, i
wybiera� sobie poszczeg�lne dachy, kominy oraz wie�yczki rozmy�laj�c nad
kryj�cymi si� w nich dziwami pe�nymi
przer�nych tajemnic. Nawet ogl�dane przez lornetk� Federalne Wzg�rze wydawa�o
si� obce, prawie ba�niowe i jakby
zwi�zane z nierealnymi, a tak niepoj�tymi cudami znajduj�cymi wyraz w
opowiadaniach i obrazach Blake'a. Wra�enie
trwa�o jeszcze d�ugo potem, jak wzg�rze spowi� fioletowy mrok usiany b�yskiem
latar� niby gwiazdy, a zalew �wiat�a z
gmachu s�dowego i czerwony napis na budynku Industrial Trust rozsnuwa�y �un� tak
jaskrawej po�wiaty, �e noc
zdawa�a si� by� grotesk�.
Spo�r�d wszystkich budowli na Federalnym Wzg�rzu najbardziej fascynowa� Blake'a
ogromny, ciemny ko�ci�.
Podczas dnia sta� pe�en niezwyk�ej godno�ci, natomiast o zachodzie s�o�ca
ogromna wie�a i spiczasta iglica majaczy�y
czerni� na tle rozp�omienionego nieba. Wydawa�o si�, �e wznosi si� na jakim�
specjalnie podwy�szonym terenie,
albowiem ponura fasada i zaokr�glona cz�� od p�nocy, z opadaj�cym dachem i
ostro zako�czonymi oknami od g�ry
wznosi�a si� wynio�le nad skupiskiem kalenic i komin�w otaczaj�cych ko�ci�.
Zbudowany z kamienia, wygl�da�
niezwykle ponuro i surowo, zna� na nim by�o �lady dymu i sztorm�w, szalej�cych
przez ca�e stulecia a mo�e i d�u�ej.
Styl, jak zdo�a� to stwierdzi� patrz�c przez lornetk�, nale�a� do wczesnego
neogotyku poprzedzaj�cego majestatyczny
okres Upjohna, zawiera� te� linie i proporcje z okresu georgia�skiego. Zbudowany
by� zapewne w 1810 albo 1815 roku.
W miar� jak mija�y miesi�ce, Blake obserwowa� t� odleg��, zdumiewaj�c� budowl� z
coraz wi�kszym
zainteresowaniem. Poniewa� w olbrzymich oknach nigdy nie pojawia�o si� �wiat�o,
przekonany by�, �e ko�ci� jest
opustosza�y. Im d�u�ej si� przygl�da�, tym usilniej pracowa�a jego wyobra�nia,
a� w ko�cu obudzi�o to w nim
najdziwniejsze my�li. By� przekonany, �e owa szczeg�lna aura opustoszenia w�ada
nad ca�ym otoczeniem, nawet
go��bie i jask�ki stroni�y od zadymionych okap�w ko�cio�a. Wok� innych wie� i
dzwonnic dostrzega� liczne stada
ptak�w, tutaj jednak nigdy si� nie zatrzymywa�y. Blake pokazywa� ten ko�ci�
r�nym znajomym, ale nikt nie by� na
Federalnym Wzg�rzu i nie mia� poj�cia, co si� teraz dzieje w tym ko�ciele, nikt
te� nie zna� jego przesz�o�ci.
Wiosn� Blake'a ogarn�� niepok�j. Zacz�� pisa� z dawna zaplanowan� powie�� -
g��wnie o przetrwaniu kultu czarownic
w Maine - ale zupe�nie mu nie sz�o. Coraz wi�cej przesiadywa� przy oknie
wychodz�cym na zach�d i wpatrywa� si� w
dalekie wzg�rze i czarn�, krzyw� wie��, od kt�rej stroni�y ptaki. Kiedy na
drzewach w ogrodzie pojawi�y si� delikatne
listki, �wiat okry�o nowe pi�kno, a mimo to Blake by� coraz bardziej
niespokojny. Wtedy to w�a�nie po raz pierwszy
przysz�o mu na my�l, �eby si� wybra� do miasta, potem wej�� �mia�o na tajemnicze
zbocze i znale�� si� w tym
spowitym dymem �wiecie uroje�.
Pod koniec kwietnia, tu� przed okryt� tajemnic� wiek�w noc� Walpurgii, Blake
wybra� si� w nieznane. Brn�c przez
niezliczon� ilo�� uliczek na kra�cu miasta i odra�aj�ce zapuszczone podw�rka,
natkn�� si� w ko�cu na alej�
prowadz�c� w g�r� do zniszczonych wiekami schod�w, pochylonych doryckich
portyk�w i do kopu� z zamglonymi
szybkami. Czu�, �e droga ta prowadzi do znanego od dawna, a nieosi�galnego
�wiata za mg��. Znajdowa�y si� tam
obdrapane bia�o-niebieskie tabliczki z nazwami ulic, kt�re nic dla niego nie
znaczy�y, a po chwili zauwa�y� dziwne,
ciemne twarze przechodz�cych ludzi i napisy w obcym j�zyku nad jakimi� dziwnymi
sklepami, w budynkach koloru
wyblak�ego br�zu. Nigdzie nie dostrzega� tych przedmiot�w, kt�re widzia� z
oddali; tak wi�c raz jeszcze poj��, �e
Federalne Wzg�rze widziane z daleka by�o �wiatem urojonym, kt�rego nigdy nie
dosi�gnie stopa ludzka.
Co pewien czas zniszczona fasada ko�cio�a albo rozpadaj�ca si� iglica wie�y
wy�ania�y si� przed jego oczami, ani razu
jednak nie dojrza� poczernia�ej, masywnej budowli, kt�rej poszukiwa�. Kiedy
zapyta� sprzedawc� w sklepie o wielki
kamienny ko�ci�, ten tylko u�miechn�� si� i potrz�sn�� g�ow�, cho� m�wi�
swobodnie po angielsku. Blake wspi�� si�
wy�ej, ale tutaj ca�y teren wyda� mu si� jeszcze bardziej obcy, osza�amiaj�cy
labirynt cichych uliczek bezkre�nie
wiod�cych gdzie� na po�udnie. Przeszed� przez dwie albo trzy szerokie aleje i
wtedy wyda�o mu si�, �e mign�a mu
znajoma wie�a. Znowu spyta� jakiego� kupca o masywny ko�ci� zbudowany z
kamienia i tym razem m�g�by przysi�c,
�e zdziwienie, jakie �w okaza�, by�o sztuczne. Na jego ciemnej twarzy pojawi�
si� l�k, kt�ry chcia� ukry�, ale praw� r�k�
zrobi� jaki� dziwny znak.
Nagle po lewej stronie wy�oni�a si� czarna wie�a na tle przes�oni�tego chmurami
nieba, ponad rz�dami br�zowych
dach�w os�aniaj�cych pokr�tne uliczki prowadz�ce na po�udnie. Blake z miejsca j�
rozpozna� i ruszy� w tym kierunki,
przez brudne, niewybrukowane uliczki, prowadz�ce w g�r� do g��wnej alei.
Dwukrotnie zb��dzi�, nie mia� ju� jednak
odwagi pyta� o drog� starc�w ani kobiet siedz�cych na progach dom�w, ani te�
dzieci, kt�re pokrzykuj�c bawi�y si� w
b�ocie na ponurych uliczkach.
Wreszcie na po�udniowym zachodzie zobaczy� wyra�nie wie��, a na ko�cu alei
wznosi�a si� ogromna kamienna
budowla. Sta� przez moment na wietrznym, niezabudowanym placu, wy�o�onym brukiem
i otoczonym po przeciwleg�ej
stronie wysokim murem. A wi�c, koniec jego poszukiwa�, bo na wysokim, p�askim
wzniesieniu, otoczonym �elazn�
barier� i zaros�ym chwastami, a zabezpieczonym w�a�nie tym usypanym wa�em -
oddzielny, pomniejszy �wiat wznosi�
si� ca�e sze�� st�p nad okolicznymi ulicami - sta�a ponura, ogromna budowla,
kt�rej autentyczno��, mimo zupe�nie
nowej perspektywy, nie podlega�a �adnej w�tpliwo�ci.
Opustosza�y ko�ci� by� w stanie kompletnego zniszczenia. Niekt�re kamienne
przypory zupe�nie si� rozlecia�y, a kilka
delikatnych kwiaton�w ledwie widnia�o po�r�d brunatnego zielska i trawy.
Okopcone gotyckie okna nie by�y nawet
pot�uczone, cho� futryny w wielu miejscach powypada�y. Blake zastanawia� si�,
jak to mo�liwe, �e te pomalowane na
ciemne kolory szybki tak dobrze przetrwa�y, cho� woko�o by�o tylu ch�opc�w, a
wiadomo, jakie maj� zwyczaje ch�opcy
na ca�ym �wiecie. Masywne wrota zachowa�y si� nietkni�te i by�y szczelnie
zaryglowane. Na wierzchu obwa�owania
otaczaj�cego ca�y ten teren znajdowa�o si� zardzewia�e �elazne ogrodzenie,
kt�rego brama - na szczycie schod�w
prowadz�cych od placu - by�a zamkni�ta na k��dk�. Pustka i rozk�ad okrywa�y to
miejsce niczym ca�un, natomiast
okapy, pod kt�rymi nie chcia�y si� gnie�dzi� ptaki, i czarne �ciany nie
obro�ni�te bluszczem by�y tak ponure i
z�owieszcze, �e Blake nie by�by w stanie tego wyrazi�.
Na placu znajdowa�o si� niewiele ludzi, lecz Blake zauwa�y� policjanta stoj�cego
od strony p�nocnej, podszed� wi�c
do niego, �eby dowiedzie� si� czego� o ko�ciele. By� to wysoki, pot�ny
Irlandczyk, tote� Blake zdumia� si�, gdy w
odpowiedzi zrobi� tylko znak krzy�a i szepn��, �e ludzie tutaj nawet o nim nie
wspominaj�. Na usilne naleganie Blake'a
wyja�ni� po�piesznie, �e w�oscy ksi�a ostrzegaj� wszystkich przed tym ko�cio�em
i twierdz�, �e zamieszkiwa� tu
niegdy� jaki� potw�r i pozostawi� swoje �lady. On sam nas�ucha� si� o tym
potworze od ojca, kt�ry z kolei pami�ta�
jeszcze z dzieci�stwa r�ne opowie�ci.
Dawnymi czasy przebywa�a tu jaka� sekta - sekta banit�w, kt�ra przywo�ywa�a
straszne rzeczy z nieznanych g��bi
nocy. Sprowadzono zacnego ksi�dza, aby wyp�dzi� to, co przyby�o, cho�
poniekt�rzy twierdzili, �e tylko �wiat�o
zdo�a�oby tego dokona�. Gdyby �y� ojciec O'Malley, potrafi�by wiele powiedzie�.
Teraz jednak nic wi�cej zrobi� nie
mo�na, jak tylko zostawi� to w spokoju. Obecnie nie wyrz�dza ju� nikomu krzywdy;
za� ci, kt�rzy mieli z tym do
czynienia, ju� nie �yj� albo s� gdzie� daleko. Uciekli jak szczury, kiedy
zacz�y kr��y� z�owieszcze pog�oski w roku
1877 i kiedy zacz�to si� zastanawia� nad tym, �e w s�siedztwie coraz to kto�
bezpowrotnie znika. Kt�rego� dnia, z
braku spadkobierc�w, wkroczy tu zarz�d miasta i przejmie t� budowl� na w�asno��,
ale nic dobrego nie spotka tego,
kto si� jej dotknie. Lepiej, aby pozostawi� to w spokoju, cho�by na wiele lat,
a� si� samo rozleci, bo w przeciwnym
razie zostan� poruszone moce, kt�re powinny spoczywa� na zawsze w swej czarnej
otch�ani.
Po odej�ciu policjanta Blake sta� w miejscu i wpatrywa� si� w ponur� strzelist�
budowl�. Poruszy� go do g��bi fakt, �e
tak jak wszystkim, i jemu wydawa�a si� gro�na, i zastanawia� si�, czy w tych
starych opowie�ciach, o jakich wspomina�
policjant, tkwi cho� ziarno prawdy. Najprawdopodobniej by�y to tylko legendy, do
kt�rych przyczyni� si� z�owrogi
wygl�d tego miejsca, ale nawet je�li tak by�o istotnie, to jedna z tych legend
zosta�a ju� pobudzona do �ycia. Spoza
rozproszonych chmur wy�oni�o si� popo�udniowe s�o�ce, ale nie by�o ju� w stanie
rozja�ni� pokrytych plamami i
sczernia�ych �cian starej wie�y wyrastaj�cej z wysokiego wzniesienia. Dziwne, �e
wiosenna ziele� nie obj�a br�zowych,
uschni�tych zaro�li na otoczonym �elaznym ogrodzeniem dziedzi�cu. Blake
spostrzeg�, �e bezwiednie zbli�y� si� do
obwa�owania i zardzewia�ego p�otu w nadziei, �e mo�e znajdzie jakie� przej�cie.
Ta poczernia�a �wi�tynia wabi�a
nieprzeparcie. W pobli�u schod�w nie by�o �adnego otworu w ogrodzeniu, jednak�e
od strony p�nocnej okaza�o si�, �e
brakuje kilku pr�t�w. M�g� wej�� po schodach i w�skim obmurowaniem na zewn�trz
ogrodzenia dosta� si� do otworu.
Skoro wszyscy tak dr�� przed tym miejscem, nie napotka ze strony tutejszych
mieszka�c�w na �aden sprzeciw. Nim
ktokolwiek zd��y� zauwa�y�, znalaz� si� na g�rze i wewn�trz ogrodzenia. Wtedy
obejrza� si�, a na placu kilka os�b
najwyra�niej cofa�o si� do ty�u wykonuj�c taki sam znak praw� r�k�, jak
w�a�ciciel sklepu, ko�o kt�rego przechodzi�.
Kilka okien zamkn�o si� z hukiem, a jaka� t�ga kobieta wypad�a na ulic�, aby
wci�gn�� grupk� dzieci do
rozpadaj�cego si�, nie pomalowanego domu. Otw�r w p�ocie mo�na by�o przej�� bez
trudu, tote� po chwili Blake
przedziera� si� ju� po�r�d zbutwia�ej, skot�owanej g�stwiny zaro�li na
opustosza�ym dziedzi�cu. Tu i �wdzie wala�y si�
zniszczone resztki kamieni nagrobkowych, �wiadcz�ce o tym, �e niegdy� grzebano w
tym miejscu zmar�ych; musia�y to
by� jednak bardzo odleg�e czasy. Ten masywny ko�ci� robi� z bliska
przyt�aczaj�ce wra�enie, jednak�e Blake zwalczy�
ogarniaj�cy go dziwny nastr�j i zbli�y� si� chc�c wypr�bowa� trzy ogromne wrota
we frontowej cz�ci ko�cio�a.
Wszystkie by�y jednak mocno zaryglowane, wobec tego postanowi� obej�� doko�a t�
cyklopow� budowl� w
poszukiwaniu jakich� mniejszych drzwi albo jakiego� mo�liwego do pokonania
otworu. Nie by� pewien, czy rzeczywi�cie
pragnie dosta� si� do �rodka tej nawiedzonej, opustosza�ej i mrocznej �wi�tyni,
jednak�e jej tajemniczo�� przyci�ga�a
go nieprzeparcie.
Ziej�ce czarn� pustk� i nie zabezpieczone piwniczne okno na ty�ach ko�cio�a
zapewnia�o dogodne przej�cie.
Zajrzawszy do �rodka Blake zobaczy� podziemn� czelu�� wype�nion� paj�czyn� i
kurzem i lekko rozja�nion�
promieniami zachodz�cego s�o�ca. Rumowisko gruzu, stare bary�ki, po�amane meble
i skrzynki - oto, co dojrza�, cho�
wszystko pokrywa� ca�un kurzu zacieraj�cy wyrazisto�� wszelkich kontur�w.
Pokryte rdz� resztki pieca do ogrzewania
�wiadczy�y, �e budynek ten by� w u�yciu jeszcze w czasach wiktoria�skich.
Jak w zamroczeniu, prawie nie�wiadomie, Blake wczo�ga� si� przez okienko i
stan�� na betonowej pod�odze pokrytej
grub� warstw� kurzu i gruzem. Piwnica by�a ogromna, bez �adnego przepierzenia, a
w odleg�ym prawym rogu, mimo
g�stego mroku, zauwa�y� czarne, �ukowate sklepienie, najwyra�niej prowadz�ce ku
schodom. Zaw�adn�o nim
przyt�aczaj�ce uczucie, gdy sobie u�wiadomi�, �e znajduje si� wewn�trz tego
widmowego budynku, ale stara� si� je
zwalczy� pr�buj�c si� zorientowa� w otoczeniu. Znalaz� ca��, nietkni�t� bary�k�
w zwa�ach kurzu i potoczy� j� pod okno,
�eby u�atwi� sobie wyj�cie. Nast�pnie, zebrawszy si� na odwag�, ruszy� przez t�
obszern�, wype�nion� paj�czyn�
przestrze� w kierunku �ukowatego sklepienia. Prawie d�awi�c si� wszechobecnym
kurzem i ca�y omotany paj�czyn�
dotar� do zniszczonych schod�w prowadz�cych w zupe�n� ciemno��. Nie mia� �adnego
�wiat�a, wymacywa� drog�
r�kami. Na ostrym zakr�cie napotka� zamkni�te drzwi, u kt�rych po kr�tkich
poszukiwaniach odnalaz� star� klamk�.
Otworzy�y si� do wewn�trz korytarza, wy�o�onego zjedzon� przez korniki boazeri�,
do kt�rego przedostawa�o si� troch�
�wiat�a.
Stan�wszy na parterze Blake zacz�� b�yskawicznie bada� teren. Wszystkie
wewn�trzne drzwi by�y nie zamkni�te, m�g�
wi�c swobodnie przechodzi� z pomieszczenia do pomieszczenia. Ogromna nawa robi�a
wprost niesamowite wra�enie,
tumany i zwa�y kurzu pokrywa�y �awki, o�tarz, ambon� z klepsydr� i daszek nad
ni�, a grube paj�cze liny ci�gn�y si�
pomi�dzy ostro zako�czonymi �ukami sklepienia kru�ganku, oplataj�c liczne
gotyckie kolumny. Nad ca�ym tym
milcz�cym pustkowiem igra�o odra�aj�ce o�owiane �wiat�o, bo promienie
zachodz�cego s�o�ca przedostawa�y si�
poprzez prawie �e czarne szybki w oknach absydy.
Malowid�a na tych szybkach pokrywa�o tyle kurze, �e nie spos�b by�o si�
zorientowa�, co przedstawiaj�, ale to, co
zdo�a� odr�ni�, raczej mu si� nie podoba�o. Wzory by�y w przewa�aj�cej cz�ci
konwencjonalne, a poniewa� posiad�
znajomo�� wszelkiego dziwnego symbolizmu, dopatrzy� si� w�r�d nich powi�zania ze
staro�ytnymi malowid�ami. Kilka
postaci �wi�tych mia�o wyraz nudy, niepomnych na krytycyzm wiernych, za� jedno z
okien zdawa�o si� by� tylko
ciemn� przestrzeni� z rozrzuconymi spiralami do�� dziwnego blasku. Kiedy Blake
odwr�ci� wzrok od okien, zauwa�y�, �e
okryty paj�czyn� krzy� nad o�tarzem nie jest normalnym krzy�em, ale przypomina
pierwotny krzy� aukh albo ansata z
mrocznych egipskich czas�w.
W zakrystii, znajduj�cej si� za absyd�, Blake znalaz� spr�chnia�e biurko i p�ki
a� do sufitu pe�ne zbutwia�ych,
rozpadaj�cych si� ksi��ek. Tutaj po raz pierwszy dozna� prawdziwego wstrz�su, bo
tytu�y tych ksi��ek okaza�y si�
bardzo wymowne. By�y to czarne, zakazane ksi�gi, o jakich wi�kszo�� zdrowych na
umy�le ludzi nigdy w �yciu nie
s�ysza�a albo najwy�ej wie�� o nich dociera�a w potajemnych i pe�nych l�ku
szeptach wyj�ty spod prawa i przera�aj�cy
skarbiec sekret�w w�tpliwej natury i starych regu�, kt�re ws�cza�y si�
bezustannie w strumie� czasu, pocz�wszy od
epoki pierwotnego cz�owieka, a nawet od okresu tych mrocznych, legendarnych dni,
kiedy nie by�o jeszcze ludzi. Blake
niekt�re z tych ksi��ek czyta� - �aci�sk� wersj� odra�aj�cej ksi��ki
"Necronomicon", z�owr�bn� "Liber Ivonis",
nies�awn� "Cultes des Goules" Comte'a d'Erlette, "Unaussprechlichet Kulten" von
Junzta oraz starego Ludviga Prinna
diaboliczn� ksi�g� "De Vermis Mysteriis". Inne zna� tylko ze s�yszenia albo w
og�le o nich nie wiedzia�, jak na przyk�ad
"Pnakotic Manuscripts", "Book of Dzyan" oraz rozpadaj�cy si� wolumin zupe�nie
nieokre�lonego charakteru, zawieraj�cy
jednak znaki i wykresy osza�amiaj�ce, nie obce cz�owiekowi studiuj�cemu
okultyzm. A wi�c kr���ce tutaj pog�oski nie
by�y bezpodstawne. To miejsce stanowi�o niegdy� siedzib� z�a starszego ni�
ludzko�� i o szerszym zasi�gu ni� znany
nam wszech�wiat.
W rozlatuj�cym si� biurku znajdowa�a si� oprawna w sk�r� ksi�ga zapis�w,
wype�niona notatkami w jakim� dziwnym
kryptograficznym pi�mie. R�kopis sk�ada� si� z powszechnie znanych tradycyjnych
symboli u�ywanych dzisiaj w
astronomii, a niegdy� w alchemii, astrologii i innych w�tpliwych sztukach - by�y
wi�c s�o�ce, ksi�yc, planety, postacie i
znaki zodiaku - zgrupowane na ca�ych stronicach tekstu, z odst�pami i
paragrafami, co �wiadczy�o o tym, �e ka�dy
symbol odpowiada� jakiej� literze alfabetu.
W nadziei, �e potem rozszyfruje ten kryptogram, Blake wsun�� ksi��k� do kieszeni
p�aszcza. Wiele ksi�g stoj�cych na
p�kach tak go zafascynowa�o, �e postanowi� je jeszcze kiedy� wypo�yczy�. Dziwi�
si�, �e tak d�ugo sta�y przez nikogo
nie tkni�te. Czy�by by� pierwszym cz�owiekiem, kt�ry przezwyci�y� ten
parali�uj�cy i tak powszechny l�k, z powodu
kt�rego to miejsce przez sze��dziesi�t lat by�o opustosza�e i nikt tu nawet nie
zajrza�?
Dokonawszy inspekcji parteru Blake ruszy� przez ca�� widmow� naw� ku frontowej
kruchcie, gdzie dojrza� drzwi i
schody prowadz�ce zapewne do sczernia�ej wie�y i iglicy - tak dobrze mu znanych
z odleg�o�ci. Wspinanie si� by�o
do�wiadczeniem zaskakuj�cym, bo kurz zalega� ca�ymi pok�adami, za� paj�ki tutaj,
w tym zaduszonym miejscu,
zadzia�a�y najowocniej. Schody by�y kr�te, z w�skimi drewnianymi stopniami, a co
pewien czas mija� Blake przes�oni�te
kurzem okna, z kt�rych rozci�ga�a si� przyprawiaj�ca o zawr�t g�owy panorama
miasta. Cho� nie wida� by�o �adnych
lin, spodziewa� si� znale�� jeden albo nawet kilka dzwon�w w tej wie�y, kt�rej
w�skie, os�oni�te �aluzjami ostro�ukowe
okna obserwowa� tak cz�sto przez lornetk�. Spotka�o go jednak rozczarowanie, bo
kiedy wspi�� si� ju� na sam szczyt
schod�w, nie dostrzeg� �adnych dzwon�w, a znajduj�ce si� tam pomieszczenie
po�wi�cone by�o zupe�nie innym celom.
Mia�o jakie� pi�tna�cie st�p kwadratowych i cztery ostro�ukowe okna, przez kt�re
s�czy�o si� s�abe �wiat�o, by�y
bowiem os�oni�te okiennicami z przegni�ych ju� desek, kt�re zosta�y potem
umocowane nast�pnymi szczelnymi
okiennicami, tak�e ju� zbutwia�ymi. Po�rodku zakurzonej pod�ogi wznosi� si�
kamienny filar o dziwnym dosy� kszta�cie,
oko�o czterech st�p wysoki, �rednicy za� oko�o dw�ch st�p, pokryty wsz�dzie
wyrytymi niezbyt starannie i zupe�nie
nieczytelnymi hieroglifami. Na filarze spoczywa�a metalowa skrzynia o
niesymetrycznych wymiarach; uniesiona
pokrywa trzyma�a si� na zawiasach, a w �rodku znajdowa�o si� co�, co pod kurzem,
nagromadzonym przez dziesi�tki
lat, wygl�da�o na jaki� przedmiot w kszta�cie jajka albo te� nieregularnej kuli
wielko�ci oko�o czterech cali. Wok� filara
sta�o ko�em siedem gotyckich krzese� z wysokim oparciem, ca�kiem nie�le
zachowanych, a za nimi, wzd�u� �cian
wy�o�onych ciemn� boazeri�, widnia�o siedem wielkich pos�g�w z krusz�cego si�,
pomalowanego czarn� farb� gipsu,
przypominaj�cego zagadkowo rze�bione megality z tajemniczej Wyspy Wielkanocnej.
W jednym rogu tego omotanego
paj�czyn� pomieszczenia znajdowa�a si� drabina wmontowana w �cian�, po kt�rej
wchodzi�o si� do drzwi zapadowych,
a prowadz�cych do pozbawionej okien iglicy.
Kiedy Blake przywyk� do tego s�abego o�wietlenia, zauwa�y� dziwne p�askorze�by
na otwartej skrzyni z ��tawego
metalu. Zbli�ywszy si� zacz�� �ciera� kurz r�koma i chustk� do nosa, a wtedy
zobaczy� monstrualne i zupe�nie nieznane
mu postacie, kt�re najprawdopodobniej �y�y, ale nie przypomina�y �adnego
istnienia, jakie mog�oby si� rozwin�� na tej
planecie. Czterocalowy kulisty kszta�t okaza� si� prawie czarnym, czerwono
pr��kowanym wielo�cianem, o kilku
nieregularnych p�askich powierzchniach; by� to albo bardzo cenny gatunek
kryszta�u, albo imitacja wykonana z jakiego�
minera�u, wyrze�bionego i oszlifowanego do po�ysku. Nie dotyka� dno skrzynki,
by� zawiedzony na metalowym kr��ku
podtrzymywanym siedmioma dziwnie zaprojektowanymi wspornikami, wk�adaj�cymi si�
symetrycznie do k�t�w
wewn�trznych �cian skrzynki u g�ry. Kamie� ten, raz odkryty, fascynowa� Blake'a
z coraz wi�ksz� si��. Nie m�g� od
niego oderwa� oczu, a wpatruj�c si� w jego b�yszcz�c� powierzchni�, odnosi�
wra�enie, �e jest ca�kiem przezroczysty,
za� wewn�trz znajduj� si� zarysy �wiat�w pe�nych dziw�w. Przesuwa�y mu si� przed
oczyma nieznane planety z
wielkimi kamiennymi wie�ami, inne zn�w z olbrzymimi g�rami pozbawionymi �lad�w
�ycia i jeszcze dalsze
przestrzenie, w kt�rych tylko ruch zamglonej czerni �wiadczy� o istnieniu
�wiadomo�ci i woli.
Kiedy wreszcie oderwa� wzrok, zauwa�y� jaki� dziwny stos kurzu w k�cie wie�y
ko�o drabiny. Dlaczego przyci�gn��
jego uwag�, nie potrafi�by powiedzie�, lecz co� w jego konturach pobudzi�o
prawie u�pion� �wiadomo�� Blake'a.
Przedzieraj�c si� w tym kierunku poprzez wisz�ce paj�czyny zacz�� podejrzewa�
co� niezwyk�ego. Z pomoc� chustki do
nosa odkry� wreszcie prawd�, od kt�rej dech mu zapar�o. By� to ludzki szkielet,
kt�ry musia� tu tkwi� ju� od bardzo
dawna. Ubranie by�o w strz�pach, jednak�e guziki i szcz�tki materia�u
przemawia�y za szarym garniturem. Znalaz� tam
jeszcze inne szcz�tki - but�w, metalowych klamer, spinek od mankiet�w, spinki do
krawatu o zupe�nie zatartym
wzorze, znak reportera z dawn� nazw� "Providence Telegram" i rozpadaj�cy si�
sk�rzany portfel. Blake przejrza� go
dok�adnie i znalaz� kilka starych rachunk�w, reklamowy kalendarz na rok 1883,
par� wizyt�wek na nazwisko "Edwin M.
Lillibridge" oraz kartk� z notatkami pisanymi o��wkiem.
Notatki te szczeg�lnie go zainteresowa�y, tote� przeczyta� je dok�adnie przy
oknie wychodz�cym na zach�d. Nie
powi�zany ze sob� tekst zawiera� nast�puj�ce sformu�owania:
"Prof. Enoch Bowen wr�ci� z Egiptu w maju 1844 - w lipcu kupi� stary ko�ci�
Dobrej Woli - jego archeologiczne prace
i studia z zakresu okultyzmu znane powszechnie".
"Dr Drowne z 4-tego ko�cio�a Baptysty ostrzega przed Gwiezdn� M�dro�ci� podczas
mszy 29 grudnia 1844".
"Kongregacja 97 pod koniec 1845".
"1846, 3 znikni�cia - po raz pierwszy wspomniano o �wiec�cym Trapezoedrze".
"1848, 7 znikni�� - pocz�tek opowie�ci o krwawych ofiarach".
"Badania 1953 bez rezultatu - opowie�� o jakich� odg�osach".
"Ojciec O'Malley m�wi o otaczaniu czci� diab�a na podstawie skrzynki znalezionej
w egipskich ruinach - powiada, �e
przywo�uj� co�, co nie mo�e istnie� w �wietle. Ucieka przy s�abym o�wietleniu,
ca�kowicie znika przy pe�nym �wietle.
Wtedy trzeba to przywo�a� ponownie. Prawdopodobnie dowiedzia� si� o tym od
Francisa X Feeneya, kt�ry wyzna� to na
�o�u �mierci, a do��czy� do Gwiezdnej M�dro�ci w 1849. Ci ludzie twierdz�, �e
�wiec�cy Trapezoedr pokazuje im niebo i
inne �wiaty oraz �e Duch Ciemno�ci wyjawia im r�ne tajemnice".
"Opowie�� o Orrinie B. Eddy, 1857. Przywo�uj� go wpatruj�c si� w kryszta�, maj�
tak�e sw�j w�asny, sekretny j�zyk".
"200 a nawet wi�cej w zgrom. 1863, nie licz�c m�czyzn znajduj�cych si� w
czo��wce".
"Irlandzcy ch�opcy gromadz� si� t�umnie w ko�ciele w 1869 po znikni�ciu Patricka
Regana".
"Tajemniczy artyku� w J., 14 marca, 1972, ale nikt o nim nie wspomina".
"6 znikni��, 1876 - tajny komitet wzywa mera Doyle".
"Akcja obiecana w lutym 1977 - ko�ci� zamkni�ty w kwietniu".
"Gang - ch�opcy z Federalnego Wzg�rza - zagro�ony. Dr ... i cz�onkowie Rady
Parafialnej w maju".
"181 os�b opuszcza miasto pod koniec 1977 - nazwiska nie wymienione".
"Zaczynaj� kr��y� upiorne opowie�ci, 1880 - pr�ba sprawdzenia wiarygodno�ci
pog�oski, �e �adna ludzka istota nie
wst�pi�a do ko�cio�a od 1877".
"Poprosi� Lanigana o fotografi� tego miejsca zrobion� w 1851".
Blake wsun�� kartk� do notesu, w�o�y� do kieszeni p�aszcza, po czym popatrzy�
uwa�nie na zakurzony szkielet.
Znaczenie notatek by�o oczywiste, a cz�owiek ten bez w�tpienia w poszukiwaniu
dziennikarskiej sensacji, kt�rej nikt nie
mia� odwagi stawi� czo�a. Kto wie... mo�e nawet nikt nie mia� poj�cia o jego
zamierzeniu? Ale ju� nigdy wi�cej nie
powr�ci� do swej redakcji. Czy�by jaki� wszechpot�ny l�k zm�g� go w ko�cu i
przyprawi� o atak serca? Blake pochyli�
si� nad opalizuj�cym szkieletem i stwierdzi�, �e znajduje si� w do�� niezwyk�ym
stanie. Niekt�re ko�ci ca�kiem si�
rozpad�y, inne zn�w porozszczepia�y si� na ko�cach. Jedne dziwnie po��k�y, inne
wygl�da�y tak, jakby si� zw�gli�y.
Zw�glenie zna� te� by�o na niekt�rych szcz�tkach ubrania. A ju� w szczeg�lnym
stanie by�a czaszka - mia�a ��te
plamy, a na czubku jakby prze�ar� j� jaki� ostry kwas. Blake nie potrafi� sobie
wyobrazi�, co si� dzia�o z tym szkieletem
w ci�gu czterdziestu lat cichego przebywania w tym grobie.
Nim zda� sobie z tego spraw�, znowu wpatrywa� si� w kamie�, kt�ry pobudza� jego
wyobra�ni� i roztacza� przed
oczami spowite mg�� widowisko. Dostrzeg� ca�� procesj� ludzki odzianych w togi z
kapturami, kt�rych zarysy nie
przypomina�y ludzkich postaci, i patrzy� na bezkresne mile pustyni otoczonej
rze�bionymi, si�gaj�cymi nieba
monolitami. Widzia� wie�e i mury w mrocznej podmorskiej g��bi, a tak�e wiruj�c�
przestrze�, w kt�rej smugi czarnej
mg�y przes�ania�y nik�e, rozmigotane opary w kolorze zimnej purpury. A jeszcze
dalej dostrzega� bezkresn� zatok�
ciemno�ci, gdzie bry�owate i p�bry�owate kszta�ty by�y rozpoznawalne tylko
dlatego, �e ko�ysa�y si� chwiejnie, a
niezbyt wyra�ne oznaki ich mocnej konstrukcji �wiadczy�y jakby o porz�dku
g�ruj�cym nad chaosem i podsuwa�y klucz
do wszystkich paradoks�w i arkan�w znanych nam na �wiecie.
Nagle ca�y ten czar prys� pod wp�ywem przyt�aczaj�cego, nieokre�lonego l�ku,
kt�ry prawie zacz�� d�awi� Blake'a.
Oddali� si� od kamienia czuj�c bezcielesn� obecno�� czego�, co obserwuje go z
przera�aj�c� natarczywo�ci�. Czu� si�
usidlony przez co�, co nie by�o umiejscowione w kamieniu, ale co poprzez ten
kamie� wpatrywa�o si� w niego i co ju�
b�dzie mu nieustannie towarzyszy�, cho� niedostrzegalne fizycznie. Miejsce to
zacz�o mu dzia�a� na nerwy,
wystarczy�o zreszt� samo to koszmarne odkrycie, jakiego dokona�. Zapada� ju�
zmrok, a Blake nie mia� ze sob� latarki,
postanowi� wi�c wyj�� st�d natychmiast.
Wtem, w coraz bardziej g�stniej�cym mroku, wyda�o mu si�, �e widzi jaki� nik�y
blask dobywaj�cy si� z tego
niesymetrycznego kamienia. Nie chcia� patrze�, ale co� go do tego zmusza�o.
Czy�by to by�a radioaktywna
fosforescencja? W notatkach zmar�ego dziennikarza wspomniane jest o �wiec�cym
Trapezoedrze, co to by� mo�e?
Czym jest ten opuszczony matecznik kosmicznego z�a? Czego tutaj dokonano i co
jeszcze si� czai w tym mroku, od
kt�rego stroni� ptaki? Wyda�o mu si�, �e gdzie� z pobli�a dolecia� jaki�
nieuchwytny fetor, cho� nie mo�na by�o okre�li�
jego �r�d�a. Blake chwyci� wieko otwartej skrzyni o zatrzasn��. Bez oporu
poruszy�y si� zawiasy i skrzynia zosta�a
szczelnie zamkni�ta, a w niej �w l�ni�cy kamie�.
Podczas odg�osu zamykania rozleg�y si� jakie� szmery w wieczystej ciemno�ci
wie�y, wysoko pod sufitem. Na pewno
szczury - jedyne �ywe stworzenia, mog�ce obwieszcza� sw� obecno�� w tej
przekl�tej budowli, do kt�rej wtargn��
Blake. A jednak odg�osy te straszliwie go przerazi�y, rzuci� si� jak oszala�y w
d� kr�tych schod�w, a potem przez
upiorn� naw� do piwnicy i wydosta� si� na pusty, spowity ju� mrokiem
dziedziniec. Min�� rozliczne �cie�ki i uliczki
Federalnego Wzg�rza, kt�re zaprowadzi�y go na normalne ulice uniwersyteckiej
dzielnicy, wy�o�one swojskimi
chodnikami z ceg�y.
Blake przez kilka nast�pnych dni nikomu nie wspomina� ani s�owem o swojej
wprawie. Rozczytywa� si� w rozmaitych
ksi�gach, wertowa� w mie�cie ca�e stosy gazet wydawanych w ci�gu wielu lat i
rozpracowywa� z zapami�taniem
kryptogram napotkany w oprawnej w sk�r� ksi�dze, kt�r� znalaz� w zakrystii.
Szyfr, jak si� przekona�, nie by� prosty,
po d�ugim okresie wyt�onej pracy stwierdzi�, �e nie jest to zapis w j�zyku
angielskim a ni te� w �acinie, grace,
francuskim, hiszpa�skim, w�oskim czy niemieckim. Postanowi� si�gn�� do
najg��bszych �r�de� swojej edukacji.
Co wiecz�r jak dawniej spogl�da� na zach�d i wpatrywa� si� w czarn� wie�� po�r�d
stromych dach�w tego odleg�ego i
prawie ba�niowego �wiata. Teraz jednak nape�nia�a go jakim� nowym l�kiem. Zna�
ju� bowiem kryj�ce si� w niej
dziedzictwo wiedzy powi�zanej ze z�em, tym bardziej wi�c fantazja ponosi�a go
niepohamowanie w najdziwniejszych
kierunkach. Z nadchodz�c� wiosn� wraca�y ptaki, a kiedy obserwowa� ich lot o
zachodzie s�o�ca, wiedzia�, �e unika�y
pos�pnej, samotnej wie�y jeszcze bardziej ni� dotychczas. Je�eli stado ptak�w
zbli�y�o si� do niej, zawraca�o i
rozprasza�o si� w panik� - wyobra�a� sobie szale�czy trzepot ich skrzyde�,
kt�rego nie m�g� us�ysze� z odleg�o�ci tylu
mil.
W czerwcu, wedle pami�tnika Blake'a, odni�s� on zwyci�stwo nad kryptogramem.
Odkry�, �e to by� zapis w j�zyku
Aklo, kt�rym pos�ugiwali si� wyznawcy szata�skiego staro�ytnego kultu, z czym
zetkn�� si� przypadkowo prowadz�c
niegdy� badania naukowe. Pami�tnik jest dziwnie pow�ci�gliwy odno�nie tego, co
Blake odczyta�, ale niew�tpliwe jest
jedno, �e wyniki jego docieka� nape�ni�y go l�kiem i wprowadzi�y zam�t w jego
�ycie. W pami�tniku s� wzmianki o
Duchu Ciemno�ci, kt�ry budzi si�, je�eli kto� zajrzy w g��b �wiec�cego
Trapezoedru, i o ob��ka�czym domniemaniu, �e
zostaje przywo�any z g��bi chaosu. On to, zgodnie z panuj�cym przekonaniem,
posiad� ca�� wiedz� i ��da
najstraszliwszych ofiar. W niekt�rych notatkach Blake'a wyczuwa si� l�k, gdy�
duch, a Blake uwa�a, �e zosta�
przywo�any, grasuje w ca�ej okolicy, tylko �wiat�a uliczne s� dla� wa�em
ochronnym, kt�rego nie mo�e przekroczy�.
O �wiec�cym Trapezoedrze wspomina cz�sto, zw�c go oknem wszystkich czas�w i
przestrzeni, i tropi ca�� jego
histori�, pocz�wszy od dni, kiedy zosta� uformowany na ciemnej Yuggoth, nim
jeszcze stare B�stwa sprowadzi�y go na
ziemi�. Strze�ony pieczo�owicie i umieszczony w tej dziwnej skrzyni przez
krynoidy z Antarktydy, zosta� ocalony od
zag�ady przez ludzi-w�y z Volusii i przez ca�e eony bacznie strzeg�y go w
Lemurii pierwsze istoty ludzkie. Przemierzy�
najdziwniejsze l�dy i morza, zosta� zatopiony wraz z Atlantyd�, a potem rybak
minojski wy�owi� go w sieci i sprzeda�
ciemnosk�rym kupcom z mrocznego Khem. Faraon Nephren-Ka zbudowa� wok� tego
kamienia �wi�tyni� z krypt� bez
okien, dzi�ki czemu jego imi� zosta�o wyryte na wszystkich monumentach i
uwiecznione w r�nych zapisach. Potem
spa� w ruinach tej �wi�tyni, kt�r� kap�ani i nowy faraon zburzyli, ale jaki�
archeolog znowu go wykopa� ku zgubie
ludzko�ci.
Na pocz�tku lipca gazety jakby uzupe�niaj� zapiski Blake'a, cho� w spos�b
pobie�ny i prawie �e przypadkowy, tylko
wi�c pami�tnik zwr�ci� uwag� na zawarte w nich wiadomo�ci. Okazuje si�, �e nowa
fala przera�enia ogarn�a Federalne
Wzg�rze, poniewa� jaki� obcy przybysz wtargn�� do ko�cio�a zion�cego groz�.
W�osi szeptali co� o jakim� niezwyk�ym
zamieszaniu, stukocie i drapaniu, rozlegaj�cym si� w wie�y pozbawionej okien, i
prosili swoich kap�an�w o wyp�dzenie
istoty, kt�ra nawiedza ich w snach. Twierdzili, �e co� ci�gle waruje przy ich
drzwiach, czekaj�c, a� si� �ciemni, by
wtargn�� do �rodka. Wiadomo�ci prasowe napomyka�y o zakorzenionych tu od dawna
przes�dach, ale nie rzuca�y
�adnego �wiat�a na �r�d�o ich pochodzenia. M�odzi reporterzy w obecnych czasach
najwyra�niej nie znali odleg�ej
przesz�o�ci. Opisuj�c to wszystko w pami�tniku Blake objawia do�� dziwny wyrzut
sumienia, m�wi o konieczno�ci
zakopania �wiec�cego Trapezoedru i o zlikwidowaniu tego, co spowodowa�, przez
o�wietlenie owej strasznej, wysokiej
wie�y. Ale jednocze�nie przejawia granicz�ce z niebezpiecze�stwem zafascynowanie
i przyznaje, �e ow�adni�ty jest
nienormalnym wprost pragnieniem - wyst�puj�cym nawet w jego snach - aby raz
jeszcze wybra� si� do tej przekl�tej
wie�y i popatrze� w g��b �wiec�cego kamienia, kryj�cego w sobie tajemnice
kosmosu.
Jednak�e gazeta poranna z 17 lipca nape�ni�a pisz�cego pami�tnik jakim�
szczeg�lnym przera�eniem. By�y to znowu
wiadomo�ci o niepokoju wci�� panuj�cym na Federalnym Wzg�rzu, w tonie
p�artobliwym, ale dla Blake'a mia�o to
wymow� tragiczn�. Nocna burza zak��ci�a system o�wietlenia miasta na pe�n�
godzin�, w przeci�gu kt�rej W�osi
popadli w l�k bliski szale�stwu. Ci, kt�rzy mieszkali w pobli�u ko�cio�a,
twierdzili, �e to co�, znajduj�ce si� w wie�y,
skorzysta�o z wygaszonych latar� i przedostawszy si� do ko�cio�a, miota�o si�
tam i �omota�o w odra�aj�cy, oble�ny
spos�b. Potem znowu przenios�o si� do wie�y, sk�d dochodzi�y odg�osy t�uczonego
szk�a. Mo�e to przebywa� wsz�dzie,
gdzie zalega ciemno��, umyka za� przed �wiat�em.
Kiedy w��czona pr�d, w wie�y rozleg�o si� zdumiewaj�ce szamotanie, bo nawet
najs�abszy promyk �wiat�a
przes�czaj�cy si� przez osmolone, przes�oni�te okiennicami okna by� dla tej
rzeczy nie do niesienia. W�r�d
szamotaniny w�lizgn�o si� to do swej mrocznej wie�y w odpowiednim momencie,
gdy� pod wp�ywem d�ugotrwa�ego
o�wietlenia mog�oby si� znowu znale�� w otch�ani, z kt�rej wywo�a� je szalony
obcy przybysz. Podczas owej godziny
ciemno�ci rozmodlony t�um zgromadzi� si� wok� ko�cio�a trzymaj�c w deszczu
zapalone �wiece i lampy os�oni�te
papierem i parasolami - �wietlna gwardia maj�ca ocali� miasto od mary nocnej,
grasuj�cej w ciemno�ci. Ci, kt�rzy stali
najbli�ej ko�cio�a, twierdzili, �e by� moment, kiedy zewn�trzne wrota za�omota�y
z�owieszczo.
Ale nawet to jeszcze nie by�o najgorsze. Wieczorem w "Biuletynie" Blake
przeczyta�, co odkryli dwaj reporterzy.
Poruszeni dziwnymi i pe�nymi l�ku opowie�ciami, na przek�r zal�knionemu t�umowi
W�och�w, wczo�gali si� przez
piwniczne okno do wn�trza ko�ci�, jako �e drzwi nie mogli otworzy�.
Stwierdzili, �e kurz w kruchcie i upiornej nawie
zosta� w dziwny spos�b wymieciony, a wsz�dzie doko�a le�a�y porozrzucane
zbutwia�e poduszki i obite satyn� �awki.
Zewsz�d unosi�a si� ohydna wo�, a tu i �wdzie widnia�y ��te �lady i plamy,
b�d�ce jakby pozosta�o�ci� zw�glenia po
po�arze. Otworzywszy drzwi prowadz�ce do wie�y i zatrzymawszy si� na chwil�,
gdy� wyda�o im si�, �e s�ysz� odg�osy
jakby drapania, stwierdzili, �e w�skie spiralne schody s� zupe�nie czyste.
W samej wie�y zastali podobn� sytuacj�, kurz by� tam prawie wymieciony.
Wspominali o siedmiok�tnym kamiennym
filarze, o powywracanych gotyckich krzes�ach i dziwacznych gipsowych pos�gach;
zdumiewaj�ce, ale w og�le nie
napomkn�li o metalowej skrzyni i rozpadaj�cym si� szkielecie. Najbardziej jednak
zaniepokoi� si� Blake - poza
wzmiankami o �ladach zw�glenia i nieprzyjemnym zapachu - podanymi szczeg�ami w
ko�cowej partii opisu reporter�w
odno�nie pot�uczonego szk�a. Wszystkie ostro�ukowe okna w wie�y zosta�y wybite,
a dwa w spos�b zdumiewaj�cy i
najwyra�niej w po�piechu przes�oni�te wyrwanym z �aw ko�cielnym satynowym
obiciem i w�osiem z poduszek.
Wszystko to zosta�o upchni�te pomi�dzy zewn�trzne okiennice. Resztki satyny i
k�py w�osia le�a�y porozrzucane na
�wie�o wymiecionej pod�odze, tak jakby komu� przeszkodzono w ca�kowitym
zaciemnieniu wie�y, jak za dawnych dni,
kiedy wszystkie okna by�y szczelnie zas�oni�te.
Po��k�e plamy i �lady zw�glenia zauwa�ono te� na drabinie prowadz�cej do
szczytu wie�y pozbawionej okien,
jednak�e kiedy reporter wszed� po niej i otworzywszy trap o�wietli� latark�
mroczne i cuchn�ce pomieszczenie,
dostrzeg� tylko panuj�cy tam mrok i stos bezkszta�tnych szcz�tk�w zgromadzonych
przy jakiej� szczelinie. Werdykt
oczywi�cie by� jeden - szarlataneria. Kto� p�ata� figla przes�dnym mieszka�com
wzg�rza albo te� jaki� fanatyzm
postanowi� roznieca� w nich strach, najprawdopodobniej dla ich rzekomego dobra.
Mo�liwe te�, �e jacy� m�odzi i
nieodpowiedzialni miejscowi ludzie zainscenizowali tak wymy�lny �art dla
zewn�trznego �wiata. Najbardziej zabawny
by� fina� tego zdarzenia, gdy� policja postanowi�a wys�a� swego inspektora, �eby
zweryfikowa� sprawozdanie
reporter�w. Trzej kolejni inspektorzy znale�li wybieg dla unikni�cia wyznaczonej
im misji, dopiero czwarty, acz
niech�tnie, musia� pojecha�, a powr�ciwszy nie wni�s� nic nowego do relacji
reporter�w.
Od tego momentu pami�tnik Blake'a wykazuje narastaj�ce objawy podenerwowania i
grozy. Jego autor wyrzuca sobie
bezczynno�� i rozwodzi si� szeroko nad konsekwencjami nast�pnego wy��czenia
�wiat�a. Sprawdzono, �e trzykrotnie -
podczas burzy - telefonowa� do zespo�u energetycznego ogarni�ty panik� i b�aga�,
aby podj�to wszelkie �rodki
ostro�no�ci i nie dopuszczono do awarii pr�du. Kilkakrotnie zaznacza si� w
pami�tniku niepok�j, gdy� reporterzy
ogl�daj�c mroczn� izb� w wie�y nie natkn�li si� na metalow� skrzyni� i kamie�
ani na rozpadaj�cy si� szkielet.
Przypuszcza�, �e te rzeczy zosta�y usuni�te - ale przez kogo lub co i gdzie, nie
mia� poj�cia. Najwi�ksze obawy jednak
wykazywa� w zwi�zku ze swoj� osob� i tym niesamowitym powi�zaniem, jakie
wyczuwa�, mi�dzy w�asnym umys�em i
owym zaczajonym koszmarem w odleg�ej wie�y - ow� straszn� rzecz� zespolon� z
noc�, kt�r� z powodu w�asnej
brawury wyci�gn�� z nieprzeniknionego mroku. Nieustannie odczuwa� wyrzut
sumienia, a ludzie, kt�rzy go w tym czasie
odwiedzali, pami�taj�, �e przesiadywa� przy biurku oderwany od rzeczywisto�ci i
przez zachodnie okno wpatrywa� si� w
t� odleg�� strzelist� wie�� wy�aniaj�c� si� spoza dymu k��bi�cego si� nad
miastem. W jego notatkach bezustannie
pojawiaj� si� wzmianki o jakich� strasznych snach i coraz bardziej
zacie�niaj�cym si�, niesamowitym powi�zaniu z ow�
tajemnicz� rzecz� podczas sn�w. Wspomina na przyk�ad, �e kt�rej� nocy zbudzi�
si� i stwierdzi�, �e jest ubrany,
znajduje si� na ulicy i bezwiednie schodzi z College Hill, zmierzaj�c w kierunki
zachodnim. Ci�gle te� podkre�la, �e ta
rzecz w wie�y dobrze wie, gdzie go mo�na znale��.
Przez tydzie� po trzydziestym lipca Blake zdradza� za�amanie psychiczne. nie
ubiera� si�, a jedzenie zamawia�
telefonicznie. Przyjaciele zagl�daj�cy do niego wspominaj� co� o sznurach, kt�re
trzyma� przy ��ku. T�umaczy� si�
tym, �e z powody nocnych w�dr�wek musi sobie co wiecz�r p�ta� nogi w kostkach,
maj�c nadziej�, �e go to
powstrzyma albo przynajmniej zbudzi si� przy ich rozwi�zywaniu.
W pami�tniku opisa� swoje koszmarne doznanie, kt�re przyczyni�o si� do
ca�kowitego za�amania psychicznego.
Trzydziestego lipca po�o�y� si� wieczorem do ��ka i nagle znalaz� si� w
nieprzeniknionym mroku, w kt�rym z trudem
torowa� sobie drog�. Dostrzeg� tylko kr�tkie, horyzontalne strumienie bladego,
niebieskawego �wiat�a, czu� jaki�
straszliwy fetor i s�ysza� gdzie� w g�rze ponad sob� dziwn� kakofoni� cichych,
tajemniczych d�wi�k�w. Ilekro� si�
poruszy�, natychmiast si� o co� potyka�, a ka�dy odg�os wywo�ywa� pewnego
rodzaju odpowied� w g�rze - odg�os
dziwnego szumu mieszaj�cego si� z ostro�nym pocieraniem drzewa o drzewo.
Wymacuj�c drog� r�koma natkn�� si� na kamienn� kolumn� z pustym wierzcho�kiem,
innym zn�w razem okaza�o si�,
�e po drabinie wmontowanej w �cian�, kurczowo przytrzymuj�c si� szczebli, wspina
si� niezdarnie tam, sk�d rozchodzi
si� straszny fetor i sk�d bije we� piek�cy �ar. Przed oczami jego przesuwa�y si�
jak w kalejdoskopie przedziwne
obrazy, co pewien czas przemieniaj�c si� w ogromn�, nieprawdopodobn� otch�a�
nocy, w kt�rej wirowa�y s�o�ca i
�wiaty jeszcze g��bszej ciemno�ci. Przysz�y mu na my�l stare legendy
Ostatecznego Chaosu, w kt�rego wn�trzu
spoczywa sobie wygodnie niewidomy b�g-idiota Azathoth, Pan Wszystkich Rzeczy,
otoczony hord� bezmy�lnych i
bezkszta�tnych tancerek, uko�ysany cich�, monotonn� melodi� szata�skiego fletu
trzymanego w ohydnych szponach.
Nagle jaki� ostry sygna� z zewn�trznego �wiata wyrwa� go z odr�twienia i
u�wiadomi� mu ca�y koszmar sytuacji, w
jakiej si� znalaz�. Nie mia� poj�cia, co to by�o - mo�e jaki� sp�niony odg�os
fajerwerk�w rozb�yskuj�cych przez ca�e
lata na Federalnym Wzg�rzu, kt�rymi mieszka�cy czcili rozmaitych swoich �wi�tych
i patron�w albo te� �wi�tych
czczonych jeszcze w ich rodzinnych wioskach we W�oszech. W ka�dym razie skutek
by� taki, �e krzykn�� na ca�y g�os,
zeskoczy� w najwi�kszym przera�eniu z drabiny i na o�lep torowa� sobie drog� w
zagraconym i spowitym g�stym
mrokiem pomieszczeniu.
Z miejsca zda� sobie spraw�, gdzie si� znajduje, i nie bocz�c na nic zacz��
p�dzi� w d� po spiralnych schodach,
obcieraj�c sk�r� i potykaj�c si� na ka�dym zakr�cie. Potem ucieka� przez
ogarni�t� nocn� zmor� naw�, pe�n� rozsianej
paj�czyny, kt�rej widmowe �ukowate sklepienie si�ga�o kr�lestwa z�owieszczego
cienia, przedar� si� przez za�miecon�
piwnic� na �wiat powietrza i o�wietlonych ulic; p�dz�c jak szalony po widmowym
wzg�rzu szemrz�cych kalenic znalaz�
si� w ponurym, cichym mie�cie wysokich, czarnych wie�yc i pokonawszy stromy
teren w kierunku wschodnim dotar�
wreszcie do starych drzew okalaj�cych jego dom.
Nazajutrz rano, kiedy odzyska� �wiadomo��, le�a� na pod�odze w gabinecie,
kompletnie ubrany. By� zakurzony i
omotany paj�czyn�, ca�e cia�o mia� obola�e i podrapane. Spojrzawszy w lustro
zobaczy�, �e w�osy ma osmalone, a
wierzchnie okrycie przesi�kni�te jest jakim� potwornym zapachem. Wtedy to
w�a�nie nerwy odm�wi�y mu
pos�usze�stwa. Potem ju� snu� si� tylko po mieszkaniu w szlafroku, zupe�nie
wyczerpany, i prawie nic nie robi�, tylko
wygl�da� przez zachodnie okno i dr�a� na sam� my�l o nadci�gaj�cej burzy,
wpisuj�c oszala�e l�kiem uwagi w swoim
pami�tniku.
8 sierpnia, tu� przed p�noc�, rozp�ta�a si� straszna burza. B�yskawice szala�y
nad ca�ym miastem, dwukrotnie
uderzy� piorun. Pada� ulewny deszcz, a nieustannie rozlegaj�ce si� grzmoty
sp�dza�y sen z oczu tysi�com ludzi. Blake
by� p�przytomny z l�ku o o�wietlenie elektryczne i oko�o pierwszej po p�nocy
usi�owa� si� dodzwoni� do dyspozytorni
energetycznej, ale niestety ��czno�� by�a ju� przerwana ze wzgl�d�w
bezpiecze�stwa. Wszystko notowa� w pami�tniku
- du�ymi, nerwowymi i nieczytelnymi literami, wykazuj�c coraz bardziej
nasilaj�cy si� strach i rozpacz - a robi� to na
wyczucie, po ciemku.
Musia� u siebie u pokoju zgasi� �wiat�o, �eby co� widzie� przez okno, a jak si�
okazuje, wi�kszo�� czasu sp�dzi� przy
biurku wpatruj�c si� z niepokojem ponad l�ni�cymi w deszczu milami dach�w
miejskich dom�w w konstelacj� dalekich
�wiate� znacz�cych Federalne Wzg�rze. Co pewien czas po omacku robi� notatki w
pami�tniku, a oderwane zdania,
takie jak: "Nie mog� wy��czy� �wiat�a", "Ono wie, gdzie jestem", "Musz� to
zniszczy�", "Przywo�uje mnie, ale mo�e tym
razem nie chce mnie skrzywdzi�", s� rozrzucone na dw�ch stronicach.
�wiat�o zgas�o w ca�ym mie�cie. Sta�o si� to dwana�cie minut po drugiej, wedle
odnotowanych danych w elektrowni,
jednak pami�tnik Blake'a tego nie precyzuje. Jest tylko nast�puj�cy zapis:
"�wiat�o wy��czona - Bo�e dopom� mi". Na
Federalnym Wzg�rzu ludzie byli r�wnie zaniepokojeni jak Blake, przemokni�ci do
suchej nitki skupili si� na placu i
uliczkach otaczaj�cych z�owrogi ko�ci� ze �wiecami os�oni�tymi parasolami, z
latarkami, lampami, krucyfiksami i
innymi dziwnymi symbolami zakl��, w�a�ciwymi obszarom po�udniowych W�och.
B�ogos�awili ka�dy przeb�ysk na niebie,
robi�c tajemnicze i pe�ne l�ku gest praw� r�k�, gdy wskutek oddalaj�cej si�
burzy b�yskawice pojawia�y si� coraz
rzadziej, a� w ko�cu ca�kiem usta�y. Nasilaj�cy si� wiatr pogasi� prawie
wszystkie �wiece, a ca�� sceneri� okry� gro�ny
mrok. Kto� wyrwa� ze snu ojca Merluzzo z ko�cio�a Spirito Santo, kt�ry
natychmiast po�pieszy� na ponury plac i
wypowiedzia� kilka koj�cych s��w. Nikt nie mia� w�tpliwo�ci, �e z mrocznej wie�y
dochodz� jakie� pe�ne niepokoju i
dziwne odg�osy.
Na potwierdzenie tego, co si� zdarzy�o o 2.35, mamy zeznanie ksi�dza, m�odego,
inte