1768

Szczegóły
Tytuł 1768
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1768 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1768 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1768 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DAVID EDDINGS Ostatnia Walka Czarodziej�w V tom Belgariady PROLOG B�d�cy pocz�tkiem i ko�cem stworzenia wyj�tek z Ksi�gi Toraka S�uchajcie mnie, o wy Angarakowie, gdy� jam jest Torak, B�g Bog�w i Kr�l Kr�l�w. Padajcie przed mym Imieniem i oddawajcie cze�� w modlitwach i ofiarach, gdy� jam jest Bogiem waszym i Panem nad wszystkimi kr�lestwami Angarak�w. A wielki b�dzie gniew m�j, je�li urazicie mnie. By�em, nim �wiat zosta� stworzony. B�d�, gdy g�ry w piach si� obr�c�, gdy morza w martwe ka�u�e si� zmieni�, gdy ziemia wyschnie i nic ju� nie b�dzie. Gdy� jam by� przed Czasem i b�d� po nim. Z niedo�cig�ych wy�yn Bosko�ci wejrza�em w przysz�o��. I ujrza�em, �e by�y dwa Przeznaczenia, kt�re z nie ko�cz�cych si� korytarzy Wieczno�ci p�dz� ku wzajemnemu zderzeniu. Ka�de Przeznaczenie by�o Absolutem, a po ich ostatecznym spotkaniu wszystko, co by�o podzielone, stanie si� jedno�ci�. W chwili tej wszystko, co by�o, wszystko, co jest, i wszystko, co jeszcze b�dzie, powinno zebra� si� w jednym D��eniu. Z powodu Widzenia mego doprowadzi�em do po��czenia mych sze�ciu braci, aby stworzy� wszystko, co jest, wype�niaj�c wymagania Przeznacze�. Tak wi�c nadali�my bieg s�o�cu i ksi�ycowi, i stworzyli�my t� ziemi�. Pokryli�my j� puszczami i pastwiskami, i stworzyli�my bydl�ta, ptactwo i ryby, by wype�ni� nimi l�dy, niebo i wody, kt�re uczynili�my. Lecz Ojciec nasz nie ucieszy� si� kreacj�, kt�r� sprawi�em. Odwr�ci� swe oblicze od dzie�a naszego, by kontemplowa� Absolut. Pow�drowa�em samotnie na wy�yny Korimu i za��da�em, by zaakceptowa�, com uczyni�. Lecz On wzgardzi� dzie�em moim i odwr�ci� si� ode mnie. Wtedy wyrzuci�em go ze swego serca i zszed�em na d�, osierocony na wieki. Raz jeszcze zwo�a�em mych braci i po��czyli�my swe si�y i stworzyli�my cz�owieka, by by� narz�dziem woli naszej. Stworzyli�my cz�owieka jako wiele narod�w. A ka�demu narodowi zezwolili�my, by przybra� sobie Boga spo�r�d nas. A narody wybra�y pomi�dzy nami, poza tym �e �aden nar�d nie wybra� Aldura, a �w by� zawsze przeciwny i rozgoryczony, �e nie dali�my mu zwierzchnictwa. Wtedy Aldur odszed� spo�r�d nas i magicznymi sztuczkami usi�owa� odci�gn�� od nas s�ugi nasze. Lecz nieliczni byli, kt�rzy uznali go. Lud m�j zwa� siebie Angarakami. By�em z nich bardzo zadowolony i powiod�em ich do wy�yn Korimu, kt�rych ju� nie ma, i objawi�em im natur� D��enia, dla kt�regom uczyni� �wiat. Wtedy oni oddali mi cze�� w modlitwach i z�o�yli mi ofiary ca�opalne. A ja b�ogos�awi�em im, a oni rozwijali si� i stawali si� liczniejsi. W swej wdzi�czno�ci wznie�li dla mnie o�tarz i z�o�yli mi w ofierze swoje najpi�kniejsze dziewice i swoich najdzielniejszych m�odzie�c�w. I zn�w by�em z nich bardzo zadowolony, i zn�w b�ogos�awi�em im, wi�c rozwijali si� lepiej ni� inne ludy i rozmna�ali si� niezmiernie. Wtedy serce Aldura wype�ni�a zawi�� o oddawan� mi cze�� i za�lepi�a go z�o�� do mnie. Wi�c w mrocznych zakamarkach swej duszy uknu� spisek przeciwko mnie: wzi�� kamie� i tchn�� w niego �ycie, co mog�o pokrzy�owa� szyki D��eniu memu. A kamieniem tym chcia� zdoby� w�adz� nade mn�. Tak zrodzi� si� Cthrag Yaska. A odwieczna wrogo�� do mnie zosta�a zamkni�ta wewn�trz Cthrag Yaska. A Aldur zasiad� wraz z tymi, kt�rych zwa� swymi uczniami, i knu�, jak kamie� powinien da� mu zwierzchnictwo. Zrozumia�em, �e przekl�ty kamie� oddzieli� Aldura ode mnie i od braci jego. I uda�em si� do Aldura i czyni�em mu wym�wki, b�agaj�c, by zdj�� z kamienia niegodziwy czar i odj�� mu �ycie, kt�rym go natchn��. Uczyni�em to, by Aldur nie m�g� by� d�u�ej oddzielony od swych braci. Zaprawd�, nawet p�aka�em i poni�y�em si� przed nim. Lecz diabelski kamie� zaw�adn�� ju� dusz� Aldura, i Aldur zamkn�� swe serce przede mn�. I zrozumia�em wtedy, �e kamie�, stworzony przeze�, ujarzmi mego brata po wsze czasy. A on przem�wi� do mnie lekcewa��co i zmusi� do dzia�ania. Wtedy przez mi�o��, jak� �ywi�em do niego, i by ochroni� go przed fatalnym biegiem wydarze�, kt�ry objawi�o moje Widzenie, powali�em mego brata Aldura i odebra�em mu przekl�ty kamie�. I ponios�em Cthrag Yaska daleko, by zniewoli� go m� moc�, by st�umi� zawart� w nim pod�o�� i zd�awi� niegodziwo��, dla kt�rej by� stworzony. Tak wi�c sta�o si�, �e wzi��em na siebie brzemi� spraw. Aldur zagniewa� si�. Uda� si� do braci naszych i fa�szywie przem�wi� przeciwko mnie. A ka�dy z nich przyszed� do mnie i przemawia� lekcewa��co, nakazuj�c, bym zwr�ci� Aldurowi to, co spaczy�o jego dusz�, a co zabra�em mu, by wyzwoli� go od uroku. Lecz ja odm�wi�em. Wtedy oni przygotowali si� do wojny. Niebo pociemnia�o od dym�w z ich ku�ni, gdy ich ludy wykuwa�y �elazne bronie, by rozla� na ziemi� krew mych Angarak�w. Gdy min�� rok, ich armie pomaszerowa�y naprz�d i wkroczy�y na ziemie Angarak�w. A bracia moi widnieli na czele armii. Czy� wtedy nie by�em wielce niech�tny, by wznie�� m� r�k� przeciwko nim? Lecz nie mog�em pozwoli�, by zrabowali ziemie ludu mego czy te� przelali krew tych, kt�rzy mnie czcili. A wiedzia�em, �e z wojny pomi�dzy moimi bra�mi a mn� mo�e wynikn�� jedynie wielkie nieszcz�cie. A w zmaganiach tych Przeznaczenia, kt�re widzia�em, mog�y zmierzy� si� ze sob� przedwcze�nie, a wszech�wiat rozpad�by si� przy tym spotkaniu. Wybra�em wi�c to, czego si� obawia�em, lecz co by�o lepszym wyj�ciem z sytuacji ni� to, co przewidzia�em. Wznios�em przekl�ty Cthrag Yaska i obr�ci�em go przeciwko samej ziemi. A wype�nia�o mnie D��enie jednego Przeznaczenia, podczas gdy D��enie drugiego zamkni�te by�o wewn�trz kamienia, kt�ry stworzy� Aldur. Ci�ar tego wszystkiego spocz�� na nas i ziemia nie mog�a nas unie��. Wtedy jej pow�oka rozwar�a si� pode mn�, a morze ruszy�o, by zala� suchy l�d. W ten spos�b narody zosta�y rozdzielone od siebie tak, �e nie mog�y zbli�y� do siebie i przela� swej krwi. Lecz tak wielka by�a pod�o��, kt�r� Aldur zaku� we wn�trzu kamienia, �e ten porazi� mnie ogniem, gdy tylko wznios�em go, by podzieli� �wiat i zapobiec fatalnemu rozlewowi krwi. W chwili gdy wydawa�em mu rozkazy, buchn�� przera�liwym ogniem i porazi� mnie. R�ka, w kt�rej trzyma�em go, zosta�a strawiona, a oko, kt�rym spogl�da�em na niego, o�lep�o. Po�owa mej twarzy zosta�a zeszpecona jego �arem. I ja, kt�ry by�em najpi�kniejszym po�r�d mych braci, sta�em si� odra�aj�cym dla wszystkich, i �eby nie unikali mnie, musz� kry� swe oblicze za stalow� mask�. �miertelna udr�ka nape�ni�a mnie przez z�o, jakie mi uczyniono, a b�l, kt�ry nie b�dzie st�umiony, dop�ki plugawy kamie� nie zostanie pozbawiony swej diabelskiej mocy i nie pokaja si� za sw� pod�o��, zamieszka� we mnie. Lecz czarne morze stan�o pomi�dzy ludem moim i tymi, kt�rzy wyruszyli przeciwko niemu, a moi wrogowie uciekli przera�eni tym, com uczyni�. Zaprawd�, nawet bracia moi uciekli ze �wiata, kt�ry�my uczynili i nigdy wi�cej nie �mieli wyst�pi� przeciwko mnie. Lecz wci�� knuli spiski ze zwolennikami swymi. Wtedy poprowadzi�em lud sw�j do opustosza�ych teren�w Mallorei i nakaza�em im, by w skrytym miejscu zbudowali warowne miasto. Nazwali je Cthol Mishrak, jako przypomnienie cierpienia, kt�rego za nich do�wiadczy�em. A ja ukry�em ich miasto w chmurze, kt�ra po wsze czasy b�dzie nad nim. Wtedy wzi��em skrzyni� z kutego �elaza, a w niej umie�ci�em Cthrag Yaska, aby diabelski kamie� nigdy wi�cej nie mia� swobody uwolnienia swej mocy w niszczycielskim b�ysku. Przez tysi�c lat i przez jeszcze kolejne tysi�c lat mozoli�em si�, walcz�c z kamieniem, by m�c uwolni� go od kl�twy pod�o�ci, kt�r� na�o�y� na niego Aldur. Liczne i wielkie by�y czary i zakl�cia, kt�re rzuca�em na uparty kamie�, lecz on wci�� rozpala� si� diabelskim p�omieniem, gdy zbli�a�em si� do niego, i czu�em jego przekle�stwo ci���ce nad �wiatem. A wtedy Belar, najm�odszy i najzuchwalszy z mych braci, zawi�za� przeciwko mnie spisek wraz z Aldurem, tym kt�ry wci�� �ywi� w swej duszy nienawi�� i zazdro��. I Belar przem�wi� w duchu do swojego nieokrzesanego ludu, Alorn�w, i podjudzi� ich przeciwko mnie. Duch Aldura pos�a� Belgaratha, ucznia, kt�rego najpe�niej nas�czy� swym jadem, by przy��czy� si� do nich. A plugawym podszeptom Belgaratha uleg� Cherek, w�dz Alorn�w, i jego trzej synowie. Z pomoc� diabelskich czar�w przekroczyli odgradzaj�ce morze, kt�rego stworzy�, i wkradli si� noc�, jak z�odzieje, do miasta Cthol Mishrak. Ukradkiem i pod�ym podst�pem przekradli si� przez �elazn� wie�� i dotarli do skrzyni, w kt�rej przetrzymywano diabelski kamie�. Najm�odszy syn Chereka, kt�rego ludzie zwali Riva o �elaznej D�oni, by� tak omotany czarami i zakl�ciami, �e m�g� podnie�� przekl�ty kamie� i nie straci� �ycia. I uciekli z kamieniem na Zach�d. Z wojownikami spo�r�d mego ludu goni�em ich, aby kl�twa Cthrag Yaska nie pad�a zn�w na ziemi�. Lecz cz�owiek zwany Riva o �elaznej D�oni wzni�s� kamie� i skierowa� jego diabelski ogie� na m�j lud. Tak wi�c z�odzieje uciekli, unosz�c do swych ziem na zachodzie z�o zawarte w kamieniu. Wtedy zburzy�em warowne miasto Cthol Mishrak, a lud m�j musia� w pop�ochu ucieka� z jego ruin. I podzieli�em Angarak�w na plemiona. Nadrak�w osadzi�em na p�nocy, by strzegli dr�g, kt�rymi nadeszli z�odzieje. Barczystych Thull�w, zdolnych do noszenia ci�ar�w, osadzi�em po�rodku. Murg�w, najsro�szy z mych lud�w, pos�a�em na po�udnie. Najliczniejszych za� zatrzyma�em przy sobie w Mallorei, by s�u�yli mi i rozmna�ali si� do dnia, gdy b�d� potrzebowa� armii przeciwko zachodowi. Ponad wszystkimi ludami ustanowi�em Grolim�w, nauczy�em ich czar�w i magii, i stali si� kap�anami i strzegli gorliwo�ci wszystkich innych. A nakaza�em im, by utrzymywali ogie� na mych o�tarzach i nie ustawali w swoich ofiarach dla mnie. Belgarath w swej nikczemno�ci pos�a� Riv� z przekl�tym kamieniem, by rz�dzi� Wysp� Wiatr�w. A wtedy Belar str�ci� na ziemi� dwie gwiazdy. Z nich Riva wyku� miecz, a z Cthrag Yaska uczyni� ga�k� na jego r�koje�ci. A gdy Riva chwyci� miecz, wszech�wiat zadr�a� wok� mnie, a ja za��da�em od mego Widzenia, by otworzy�o si� przede mn� i objawi�o mi to, co uprzednio ukry�o. Ujrza�em, �e znaj�ca czary c�rka Belgaratha powinna zosta� kiedy� moj� oblubienic�, i uradowa�em si�. Lecz r�wnie� ujrza�em, �e Dziecko �wiat�a wywiedzie si� z l�d�wi Rivy, i b�dzie ono narz�dziem Przeznaczenia przeciwnego temu Przeznaczeniu, kt�re da�o mi D��enie. Wtedy nadejdzie dzie�, w kt�rym b�d� musia� zbudzi� si� z jakiego� d�ugiego snu i zmierzy� si� z mieczem Dziecka �wiat�a. A tego dnia dwa przeznaczenia zderz� si�, i tylko jeden zwyci�zca prze�yje, i jedno Przeznaczenie b�dzie istnie� od tego czasu. Lecz kt�re, to nie zosta�o mi objawione. D�ugo duma�em nad Widzeniem, lecz nic wi�cej si� nie objawi�o. I min�o tysi�c lat, a nawet wi�cej. Wtedy przyzwa�em do siebie Zedara, m�drego i sprawiedliwego cz�owieka, kt�ry zbieg� przed pod�o�ci� nauk Aldura i przyszed� do mnie got�w do s�u�by. I pos�a�em go do pa�acu Ludzi W�y, kt�rzy mieszkali na zachodzie, po�r�d bagien. Ich Bogiem by� Issa, wiecznie leniwy i ospa�y, pozostawiaj�cy lud, kt�ry zwa� siebie Nyissanami, wy��cznym rz�dom ich kr�lowej. A Zedar podsun�� jej pewne, mi�e sercu pomys�y. A ona pos�a�a swoich morderc�w, jako emisariuszy, do pa�acu potomk�w Rivy. Tam dokonali oni mordu oszcz�dzaj�c tylko jedno dziecko, ono samo wybra�o utopienie si� w morzu. Tak wi�c uczyni�em Widzenie nieprawdziwym, bo jak�e mia�o narodzi� si� Dziecko �wiat�a, je�li nie pozosta� nikt, kto by pocz�� je. I tak zapewni�em, �e D��enie moje b�dzie w mocy i �e z�o Aldura i jego braci nie zniszczy �wiata, kt�rego stworzenie to ja spowodowa�em. Kr�lestwa Zachodu, kt�re us�ucha�y rad i oszuka�czych czar�w nikczemnych Bog�w i z�ych czarownik�w, przemienia si� w py�. A ja udr�cz� tych, kt�rzy usi�uj� sprzeciwia� si� mi i krzy�owa� moje plany. I b�d� zrujnowani, i padn� przede mn�, sk�adaj�c siebie samych w ofierze na moich o�tarzach. A nadejdzie czas, gdy obejm� w�adanie i zwierzchnictwo nad ca�� ziemi�, a wszystkie ludy b�d� mymi. S�uchajcie mnie, wy, ludzie i b�jcie si� mnie. Padajcie przede mn� i oddawajcie mi cze��. Gdy� jam jest Torak, po wsze czasy Kr�l Kr�l�w, B�g Bog�w, i B�g jedyny na tym �wiecie, kt�rym uczyni�. CZʌ� PIERWSZA GAR OG NADRAK ROZDZIA� I Doprawdy co� zdecydowanie ponurego jest w d�wi�ku dzwonk�w noszonych przez mu�y - stwierdzi� Garion. Przede wszystkim mu� nie by� szczeg�lnie pi�knym zwierz�ciem, a ledwie uchwytna zmienno�� jego chodu przenosi�a �a�obn� nut� na zawieszony na szyi dzwonek. Mu�y stanowi�y w�asno�� Mulgera, drasa�skiego kupca, ko�cistego, odzianego w zielony kubrak m�czyzny o surowym spojrzeniu, kt�ry za op�at� zezwoli�, by Garion, Silk i Belgarath towarzyszyli mu w drodze do Gar og Nadrak. Mu�y ugina�y si� pod ci�arem niesionych towar�w, a sam Mulger wygl�da�, jakby d�wiga� brzemi� wyrobionych z g�ry os�d�w i uprzedze� niemal tak ci�kich, jak przepe�nione juki mu��w. Silk i zacny kupiec od pierwszego wejrzenia zapa�ali do siebie niech�ci�. Silk ca�� podr� na wsch�d przez faliste wrzosowiska w kierunku postrz�pionych g�rskich szczyt�w stanowi�cych granic� pomi�dzy Drasnia a ziemiami Nadrak�w umila� sobie dr�czeniem rodaka. Ich dyskusje, balansuj�ce na kraw�dzi k��tni, dzia�a�y Garionowi na nerwy, tak samo jak niezno�ne d�wi�ki dzwonk�w noszonych przez mu�y Mulgera. Rozdra�nienie Gariona w tym szczeg�lnym okresie mia�o bardzo specyficzne �r�d�o. Ba� si�, a pr�by ukrycia tego faktu przed samym sob� spe�za�y na niczym. Wyja�niono mu dok�adnie znaczenie tajemnych s��w Kodeksu Mrin. Jecha� na spotkanie, kt�re los zaplanowa�, nim powsta� �wiat, i nie by�o absolutnie �adnego sposobu, by go unikn��. Spotkanie b�d�ce ostatecznym wynikiem nie jednego, lecz dw�ch odmiennych Proroctw, wi�c je�li nawet potrafi�by jedno nich przekona�, �e gdzie� kiedy� pope�niono b��d, drugie Proroctwo i tak, bez lito�ci lub chocia�by najmniejszej uwagi dla jego osobistych uczu�, doprowadzi�oby do konfrontacji. - S�dz�, �e gubisz sedno sprawy, Ambarze - m�wi� Mulger do Silka z t� szczeg�ln� nut�, kt�rej niekt�rzy ludzie u�ywaj�, gdy rozmawiaj� z kim�, kim szczerze gardz�. - M�j patriotyzm, lub jego brak, nie ma nic do rzeczy. Powodzenie Drasni zale�y od handlu, i je�li wy, ludzie ze S�u�by Zagranicznej, b�dziecie maskowa� swoj� dzia�alno�� podaj�c si� za kupc�w, to wkr�tce szanowny Drasanin nigdzie nie b�dzie serdecznie witany. - Mulger, dzi�ki instynktowi, z kt�rym, jak si� wydaje, rodz� si� wszyscy Drasanie, natychmiast zorientowa� si�, �e Silk nie by� tym, za kogo si� podawa�. - Och, Mulger, daj spok�j - z impertynenck� protekcjonalno�ci� odpowiedzia� Silk - nie b�d� taki naiwny. Wszystkie kr�lestwa na tym �wiecie ukrywaj� swoj� szpiegowsk� dzia�alno�� w dok�adnie ten sam spos�b. Tolnedranie tak robi�; Murgowie tak robi�: nawet Thullowie tak robi�. Czego ty chcesz ode mnie - �ebym chodzi� z przypi�t� do piersi tabliczk� z napisem "Szpieg"!? - Szczerze, Ambarze, g... mnie obchodzi, co robisz - odci�� si� Mulger, wyraz zaci�to�ci pojawi� si� na jego szczup�ej twarzy, - Chc� jedynie powiedzie�, �e coraz bardziej m�czy mnie to, i� gdziekolwiek si� udam, jestem wci�� obserwowany, tylko dlatego �e wy jeste�cie nieufni. Silk z zuchwa�ym, szerokim u�miechem wzruszy� ramionami. - Tak zbudowany jest �wiat, Mulger. M�g�by� ju� si� przyzwyczai�, gdy� to si� nie zmieni. Mulger bezradnie rzuci� okiem na ma�ego cz�owieczka o twarzy �asicy, gwa�townie odwr�ci� si� i odjecha�, by dotrzyma� towarzystwa mu�om. - Czy aby nie posuwasz si� za daleko? - zagadn�� Belgarath, wybudz�j�c si� z lekkiej drzemki, w jak� zazwyczaj zapada� w podr�y. - Je�li go zbytnio rozz�o�cisz, to wyda ci� stra�y granicznej i nigdy nie dostaniesz si� do Gar og Nadrak. - Mulger nawet s�owa nie pi�nie, stary druhu - zapewni� go Silk. - Je�liby to zrobi�, zatrzymano by na przes�uchanie tak�e jego, a nie ma na �wiecie kupca, kt�ry nie ukrywa�by w swych tobo�kach rzeczy, kt�re nie powinny tam by�. - Dlaczego po prostu nie zostawisz go w spokoju? - spyta� Belgarath. - Bo przynajmniej mam jakie� zaj�cie - wzruszywszy ramionami wyja�ni� Silk. - W innym razie musia�bym podziwia� krajobraz, a wschodnia Drasnia nudzi mnie. Belgarath chrz�kn�� z gorycz�, naci�gn�� na g�ow� szary kaptur i ponownie zapad� w drzemk�. Garion powr�ci� do swych melancholijnych rozmy�la�. Cierniste krzaki porastaj�ce faliste wrzosowiska mia�y przygn�biaj�cy szarozielony kolor, a P�nocny Szlak Karawan wi� si� jak zakurzona, bia�a blizna pomi�dzy nimi. Od niemal dw�ch tygodni niebo by�o zaci�gni�te chmurami, jednak nie znalaz�oby si� w nich �ladu wilgoci. Ci�ko posuwali si� przez pos�pny, szary �wiat zmierzaj�c ku wy�aniaj�cym si� przed nimi na widnokr�gu pot�nym g�rom. Gariona najbardziej denerwowa�a niesprawiedliwo�� tego wszystkiego. Nigdy nie prosi� si� o �adn� z tych rzeczy. Nie chcia� by� czarownikiem. Nie chcia� by� Riva�skim Kr�lem. Nie by� nawet pewien, czy naprawd� chcia� po�lubi� ksi�niczk� Ce'Nedr� - aczkolwiek w tym przypadku mia� mieszane uczucia. Drobniutka Wielka Ksi�niczka Imperium umia�a by� - najcz�ciej gdy czego� chcia�a - ca�kowicie cudowna. Jednak�e najcz�ciej nie chcia�a mc, i wtedy wychodzi� na jaw jej prawdziwy charakter. Je�liby �wiadomie ugania� si� za kt�r�kolwiek z tych rzeczy, to z niejak� rezygnacj� potrafi�by pogodzi� si� z ci���cym na nim obowi�zkiem. Lecz nie by�a mu dana jakakolwiek mo�liwo�� wyboru, wi�c zapragn�� zapyta� oboj�tnego nieba "Dlaczego ja?" Jecha� obok swojego drzemi�cego dziadka, za jedynego towarzysza maj�c cich� pie�� Klejnotu Aldura, co zreszt� by�o kolejnym powodem do irytacji. Klejnot, osadzony na r�koje�ci wielkiego miecza przywi�zanego rzemieniami do plec�w Gariona, z jakim� g�upim zapa�em �piewa� do niego nieprzerwanie. Mo�na by�o zrozumie�, �e Klejnot nie posiada� si� z rado�ci z powodu nadci�gaj�cego spotkania z Torakiem, lecz to Garion mia� zmierzy� si� z Bogiem-Smokiem Angaraku, i to jego krew mog�a by� przelana. Uwa�a�, �e nieustaj�ca weso�o�� Klejnotu - zwa�ywszy wszystko - by�a, skromnie m�wi�c, w bardzo z�ym gu�cie. P�nocny Szlak Karawan przekracza� granic� pomi�dzy Drasnia a Gar og Nadrak na w�skiej skalistej prze��czy, gdzie po obu stronach prostej bramy sk�adaj�cej si� z pojedynczej, poziomej �erdzi sta�y naprzeciw siebie dwa odzia�y wojska: jeden drasa�ski i jeden nadracki. Fizycznie - �erd� by�a nieistotn� zapor�. Jednak symbolicznie - by�a bardziej onie�mielaj�ca ni� bramy Vo Mimbre, czy te� Tol Honeth. Po jednej jej stronie sta� Zach�d, a po drugiej Wsch�d. Jeden ma�y krok m�g� przenie�� kogo� z jednego �wiata do ca�kowicie odmiennego, drugiego �wiata, a Garion pragn�� z ca�ych si�, by nie musia� robi� tego kroku. Jak przewidzia� Silk, na granicy Mulger nie pisn�� s��wka o swych podejrzeniach zar�wno drasa�skiemu �o�nierzowi uzbrojonemu w pik�, jak i odzianemu w sk�r� Nadrakowi, tote� bez przeszk�d wjechali w g�ry Gar og Nadrak. Szlak karawan, po przekroczeniu granicy, pi�� si� stromo w g�r� w�skiego w�wozu, bokiem bystro sp�ywaj�cego g�rskiego potoku. Skaliste �ciany w�wozu by�y pionowe, czarne i przyt�aczaj�ce. Niebo nad g�owami zw�zi�o si� do brudnej szarej wst��ki, a d�wi�k dzwonk�w mu��w odbija� si� echem od ska�, by towarzyszy� po�piesznemu i dudni�cemu bulgotaniu potoku. Belgarath obudzi� si� i bacznie rozejrza� woko�o. Z ukosa spojrza� na Silka, co spowodowa�o, �e ma�y cz�owieczek zamilk�. Odchrz�kn��. - Chcemy ci podzi�kowa�, zacny Mulgerze, i �yczy� ci powodzenia w handlu. Mulger spojrza� ostro na starego czarownika; w jego oczach widnia� wyraz zdziwienia. - Opu�cimy ci� u wylotu tego w�wozu - g�adko kontynuowa� Belgarath z uprzejmym wyrazem twarzy. - Mamy co� do za�atwienia w okolicy. - Wykona� do�� nieokre�lony gest. Mulger kaszln��. - Nie chc� nic o tym wiedzie� - oznajmi�. - Nie chcesz - zapewni� Belgarath. - I prosz�, by� nie traktowa� zbyt powa�nie komentarzy Ambara. To prze�miewca, wiec cz�sto m�wi rzeczy, kt�rych wcale nie my�li, poniewa� cieszy go denerwowanie ludzi. Je�li pozna�by� go naprawd�, to przekona�by� si�, �e nie jest wcale taki z�y. Mulger obrzuci� Silka d�ugim, ci�kim spojrzeniem i pozostawi� wypowied� Belgaratha bez komentarza. - Powodzenia w waszych sprawach, jakie by nie by�y - powiedzia� niech�tnie, zmuszony powiedzie� to bardziej z kurtuazji ni� z nadmiaru gor�cych uczu�. - Ty i m�odzieniec nie byli�cie z�ymi towarzyszami podr�y. - Twymi d�u�nikami jeste�my, cny Mulgerze - doda� Silk z drwi�c� dworno�ci� - Go�cinno�� twa zaiste wyborn� by�a. Mulger ponownie spojrza� na Silka. - Naprawd� ci� nie lubi�, Ambarze - powiedzia� bez ogr�dek. - I niech tak zostanie. - Jestem zdruzgotany - u�miechn�� si� szeroko Silk. - Nie zaczynaj znowu - warkn�� Belgarath. -Zrobi�em wszystko, by przekona� go do siebie - zaprotestowa� Silk. Belgarath odwr�ci� si� do niego plecami. - Naprawd� zrobi�em - odwo�a� si� Silk do Gariona, z oczami pe�nymi zwodnej szczero�ci. - Ja r�wnie� ci nie wierz� - powiedzia� Garion. Silk westchn�� ci�ko. - Nikt mnie nie rozumie - poskar�y� si�. Potem roze�mia� si� i pogwizduj�c weso�o pojecha� w g�r� w�wozu. U wylotu w�wozu opu�cili Mulgera i pognali na lewo od szlaku karawan przez gmatwanin� ska� i skar�owacia�ych drzew. Przystan�li na grani kamiennego w�skiego grzbietu i obserwowali powolny marsz mu��w, dop�ki nie znikn�y z pola widzenia. - Dok�d zmierzamy? - zapyta� Silk, rzucaj�c ukradkowe spojrzenie na chmury p�dz�ce nad ich g�owami. - S�dzi�em, �e jedziemy do Yar Guark. - I tak te� jest - odpowiedzia� Belgarath, skubi�c sw� brod� - ale zatoczymy ko�o i zajedziemy do miasta z przeciwnej strony. Zapatrywania Mulgera czyni� podr�owanie z nim nieco ryzykownym. W nieodpowiedniej chwili mog�oby mu si� to i owo wymkn��. Poza tym Garion i ja musimy zadba� o co�, zanim tam dotrzemy. - Starzec rozejrza� si� woko�o. - O, tam powinni�my to zrobi� - powiedzia� wskazuj�c na p�ytk� zielon� dolin� g�rsk� ukryt� w odleg�ym ko�cu pasma. Sprowadzi� ich na d� do doliny i zsiad� z konia. Silk, prowadz�cy ich jedyne juczne zwierz�, zatrzyma� si� obok ma�ego rozlewiska ze �r�dlan� wod� i przywi�za� konie do stoj�cego przy brzegu uschni�tego pniaka. - C� wi�c musimy zrobi�, dziadku? - spyta� Garion zsuwaj�c si� z siod�a. - Je�eli nie zamierzamy sp�dzi� ca�ej podr�y na odpowiadaniu na pytania, to musimy tak zrobi� - powiedzia� starzec - aby tw�j miecz mniej rzuca� si� w oczy. - Zamierzasz uczyni� go niewidzialnym? - z nadziej� zapyta� Silk. - Poniek�d, �e si� tak wyra�� - odpowiedzia� Belgarath. - Garionie, otw�rz sw�j umys� przed Klejnotem. Pozw�l, by m�wi� do ciebie. Garion zmarszczy� brwi. - Nie rozumiem. - Po prostu odpr� si�. Klejnot zrobi reszt�. Bardzo go ekscytujesz, ale ty nie zwracaj zbytniej uwagi, je�li b�dzie ci robi� jakie� propozycje. Ma on powa�nie ograniczone rozumienie prawdziwego �wiata. Po prostu odpr� si� i postaw sw�j umys� w co� w rodzaju u�pienia. Musz� przem�wi� do niego, a mog� uczyni� to jedynie przez ciebie, gdy� nie b�dzie s�ucha� nikogo innego. Garion opar� si� o drzewo. Po chwili poczu�, �e umys� wype�ni�y mu r�nego rodzaju osobliwe sceny. �wiat, kt�ry widzia� w tych obrazach, zabarwiony by� delikatn� niebiesk� mgie�k�, wszystko zdawa�o si� kanciaste, jak gdyby zbudowane bez p�askich powierzchni, z ostrymi krystalicznymi kraw�dziami. Ujrza� �ywy obraz siebie samego p�dz�cego na koniu, z ja�niej�cym mieczem w d�oni i ca�� hord� m�czyzn bez twarzy uciekaj�cych z jego drogi. G�os Belgaratha ostro zabrzmia� mu w g�owie. - Przesta� - zrozumia�, �e s�owa nie jego tyczy�y, lecz �e Belgarath przez niego przemawia� do Klejnotu. Potem g�os starca przycich� do �agodnego pomruku, informuj�cego, wyja�niaj�cego jakie� sprawy. Odpowiedzi tej drugiej, krystalicznej �wiadomo�ci brzmia�y odrobin� dra�liwie, jednak najwidoczniej ostatecznie zawarto jakie� porozumienie, gdy� umys� Gariona rozja�ni� si�. Belgarath kr�ci� g�ow� z ponurym wyrazem twarzy. - Czasami jest tak, jakbym rozmawia� z dzieckiem - powiedzia�. - Nie ma on �adnego wyobra�enia o liczbach, a nawet nie jest w stanie poj�� znaczenia s�owa "niebezpiecze�stwo". - On wci�� tu jest - z lekkim rozczarowaniem zauwa�y� Silk. - Wci�� widz� ten miecz. - To dlatego �e wiesz o nim - powiedzia� Belgarath. - Inni ludzie nie zwr�c� na niego uwagi. - Jak mo�na przegapi� co� tak wielkiego!? - zaprotestowa� Silk. - To bardzo skomplikowane - odpowiedzia� Belgarath. - Klejnot po prostu zamierza sk�oni� ludzi, by nie postrzegali go, podobnie jak miecza. Je�li b�d� przygl�da� si� uwa�nie, mog� spostrzec, �e Garion nosi co� na plecach, ale nie b�d� na tyle zaciekawieni, aby docieka�, co te� to naprawd� jest. W rzeczy samej, wielu ludzi nie zauwa�y nawet samego Gariona. - Czy usi�ujesz powiedzie�, �e Garion b�dzie niewidzialny? - Nie. On jest, chwilowo, w pewien spos�b "niezauwa�alny". Ruszajmy. Tu, w g�rach, noc szybko zapada. Yar Guark by�o zapewne najszpetniejszym miastem, jakie Garion kiedykolwiek widzia�. Zabudowania ci�gn�y si� sznurem po obu stronach zm�conej ��tej rzeczki, a b�otniste, nie brukowane ulice pi�y si� w g�r� na strome zbocza, kt�re prze�amuj�cy si� strumie� wy��obi� we wzg�rzach. Za miastem brzegi prze�omu pozbawione by�y jakiejkolwiek ro�linno�ci. Ciemnia�y tam szyby g�rnicze wydr��one w zboczach wzg�rz i wielkie wyryte w ziemi wyrobiska. Pomi�dzy wykopami bi�y �r�d�a, b�otnista woda sp�ywa�a ze zboczy zamulaj�c rzeczk�. Miasto by�o byle jakie, a budowle wygl�da�y nieco prowizorycznie. W wi�kszo�ci wzniesiono je z k��d i nie ociosanego kamienia, a kilkana�cie dom�w wyko�czono p��tnem. Na ulicach roi�o si� od wychud�ych, ciemnolicych Nadrak�w, wielu by�o pijanych. Gdy wjechali do miasta, przed karczm� wybuch�a gro�na burda, wi�c zatrzymali si�, podczas gdy jakie� dwa tuziny Nadrak�w tarza�o si� w b�ocie, usi�uj�c z du�� doz� powodzenia unieszkodliwi� lub nawet okaleczy� si� wzajemnie. S�o�ce sk�ania�o si� ju� ku zachodowi, gdy na ko�cu b�otnistej ulicy znale�li ober��. By� to du�y, kwadratowy budynek o parterze wzniesionym z kamienia, a pi�trze wykonanym z drewnianych bali, ze stajniami dobudowanymi z ty�u. Zostawili konie, wynaj�li na noc pok�j i w poszukiwaniu kolacji weszli do przypominaj�cej chlew jadalni. �awy w sali by�y cokolwiek rozchybotane, blaty sto��w wysmarowane t�uszczem, za�miecone okruchami i rozsypanymi resztkami jedzenia, na �a�cuchach wisia�y kopc�ce lampy oliwne, a nad wszystkim dominowa� zapach gotowanej kapusty. Liczni kupcy z r�nych stron �wiata spo�ywali wieczerz� nieufni, skupieni w zwarte ma�e grupki oddzielone od siebie wzajemn� podejrzliwo�ci�. Belgarath, Silk i Garion zasiedli przy wolnym stole i zjedli gulasz podany w drewnianych czarkach przez podpitego ober�yst� w zat�uszczonym fartuchu. Kiedy sko�czyli, Silk spojrza� ku otwartemu przej�ciu wiod�cemu do gwarnego szynku i pytaj�co popatrzy� na Belgaratha. Starzec pokr�ci� g�ow�. - Lepiej nie - powiedzia�. - Nadrakowie to bardzo dra�liwi ludzie, a stosunki z Zachodem s� obecnie nieco napi�te. Nie ma sensu szuka� guza. Silk pos�pnie skin�� g�ow� i poprowadzi� schodami do po�o�onego na zapleczu ober�y pokoju, kt�ry wynaj�li na noc. Garion uni�s� w g�r� ociekaj�c� �wieczk� i z uwag� przyjrza� si� zbitym z desek ��kom stoj�cym pod �cianami pokoju. Do drewnianych ram przywi�zane by�y sznury, na kt�re rzucono wypchane s�om� sienniki, wyle�ane i niezbyt czyste. Z szynku dochodzi�y podniesione i ochryp�e g�osy. - Nie s�dz�, by�my si� wyspali tej nocy - zauwa�y�. - G�rnicze miasta to nie osady rolnicze - stwierdzi� Silk. - Rolnicy czuj� potrzeb� dobrych manier, nawet je�li s� pijani. G�rnicy w swej naturze maj� raczej awanturnicze sk�onno�ci. Belgarath wzruszy� ramionami. - Wkr�tce si� ucisz�. Wi�kszo�� z nich straci �wiadomo�� na d�ugo przed p�noc�. - Obr�ci� si� do Silka. - Chc�, by� rano, gdy tylko sklepy zostan� otwarte, kupi� nam jakie� inne ubrania, najlepiej u�ywane. Je�li b�dziemy wygl�dali jak poszukiwacze z�ota, to nikt nie zwr�ci na nas zbytniej uwagi. Kup trzonek do kilofa i par� oskard�w. Przywi�zany je na pokaz, na zewn�trz tobo��w niesionych przez naszego jucznego konia. - Mam wra�enie, �e ju� to wcze�niej robi�e�. - Kiedy�. To por�czne przebranie. Przede wszystkim poszukiwacze z�ota s� szalem, wi�c ludzie nie dziwi� si�, je�li pojawiaj� si� oni w dziwnych miejscach. - Starzec za�mia� si� kr�tko. - Kiedy� nawet znalaz�em z�oto: �y�� tak grub� jak twoje rami�. Na twarzy Silka pojawi� si� wyraz zaciekawienia. - Gdzie? Belgarath wzruszy� ramionami. - Gdzie� tu w okolicy - odpowiedzia� wykonuj�c nieokre�lony gest. - W�a�ciwie zapomnia�em. - Belgarath! - z nut� udr�ki w g�osie zaprotestowa� Silk. - Nie brnij w �lep� uliczk� - poradzi� mu Belgarath. - Prze�pijmy si�. Chc� wynie�� si� st�d jutro rano tak wcze�nie, jak to tylko mo�liwe. Niebo, zaci�gni�te od tygodni chmurami, przeja�nia�o w ci�gu nocy. Gdy Garion obudzi� si�, wzesz�e dopiero s�o�ce z�ocistym potokiem sp�ywa�o przez brudne okno. Belgarath siedzia� przy surowym, zbitym z desek stole stoj�cym po drugiej stronie pokoju studiuj�c pergaminow� map�. Silka ju� nie by�o. - Przez chwil� my�la�em, �e zamierzasz przespa� po�udnie - powiedzia� starzec, gdy Garion usiad� i przeci�gn�� si�. - Ostatniej nocy mia�em k�opoty z za�ni�ciem - odci�� si� Garion. - Nieco zbyt g�o�no by�o na dole. - Tacy s� Nadrakowie. Nag�a my�l zaprz�tn�a Gariona. - Jak my�lisz, co w tej chwili robi ciocia Pol? - spyta�. - Pewnie �pi. - Nie tak p�no. - Tam gdzie ona jest, jest znacznie wcze�niej. - Nie rozumiem. - Riva le�y tysi�c pi��set mil na zach�d - wyja�ni� Belgarath. - S�o�ce nie dotrze tam jeszcze przez kilka godzin. Garion zamruga� oczami. - Nie pomy�la�em o tym - przyzna�. - Nawet ci� o to nie podejrzewa�em. Drzwi otworzy�y si�, wszed� Silk ze �ci�gni�tymi gniewnie brwiami, d�wigaj�c dziesi�tek tobo�k�w. Cisn�� zawini�tka na pod�og� i podszed� do okna, mrucz�c pod nosem przekle�stwa. - C� ci� tak wkurzy�o? - zapyta� �agodnie Belgarath. - Zechcia� by� spojrze� na to? - Silk pomacha� przed starcem kawa�kiem pergaminu. - W czym problem? - Belgarath wzi�� pergamin i przeczyta� go. - Ca�a ta sprawa mia�a miejsce lata temu - o�wiadczy� Silk z irytacj� w g�osie. - Dlaczego te rzeczy wci�� kr���? - Opis jest barwny - przyzna� Belgarath. - Zauwa�y�e� to? - Silk by� wyra�nie �miertelnie obra�ony - Czy wed�ug ciebie wygl�dam jak szczur? - "...brzydki m�czyzna o szczurzej twarzy" - czyta� Belgarath - "o chytrym spojrzeniu i d�ugim, spiczastym nosie. Notoryczny oszust przy grze w ko�ci". - Pozwolisz? - O czym to jest? - spyta� Garion. - Kilka lat temu mia�em tu drobne nieporozumienie z w�adzami - pogardliwie wyja�ni� Silk. - W zasadzie nic powa�nego, ale oni wci�� puszczaj� to w obieg. - Gniewnie gestykulowa� nad pergaminem, kt�ry Belgarath wci�� czyta� z rozbawion� min�. - Posun�li si� nawet tak daleko, �e wyznaczyli nagrod�. - Zaduma� si� przez moment. - Aczkolwiek musz� nadmieni�, �e suma jest pochlebiaj�ca - doda�. - Czy kupi�e� to, po co ci� pos�a�em? - zapyta� Belgarath. - Oczywi�cie. - Przebierzmy si� wiec i znikajmy, zanim twoja nieoczekiwana s�awa przyci�gnie t�umy. Znoszone nadrackie odzienia wykonane by�y przewa�nie ze sk�ry: obcis�e czarne spodnie, dopasowane kamizelki i lniane tuniki o kr�tkich r�kawach. - Nie zawraca�em sobie g�owy butami - powiedzia� Silk. - Nadrackie buty s� doskonale niewygodne; pewnie dlatego �e nie dotar�o do nich jeszcze, i� istnieje r�nica pomi�dzy lewym a prawym. - W�o�y� na bakier spiczast� filcow� czapk�. - Jak wam si� podoba? - zapyta� przyjmuj�c poz� jak do portretu. - Czy� nie przypomina szczura? - spyta� Belgarath Gariona. Silk spojrza� na niego z rozgoryczeniem, lecz nic nie powiedzia�. Zeszli na d�, wyprowadzili konie z przybudowanej do ober�y stajni i dosiedli ich. Ca�y czas, gdy jechali przez Yar Guark, Silk mia� kwa�n� min�. Kiedy dotarli na szczyt wzg�rza po�o�onego na p�noc od miasta, zsun�� si� z konia, podni�s� kamie� i cisn�� nim z w�ciek�o�ci� w kierunku zgrupowanych poni�ej budynk�w. - Ul�y�o ci? - zapyta� zaciekawiony Belgarath. Silk pogardliwie prychn��, ponownie dosiad� konia i poprowadzi� drog� wiod�c� w d� na drug� stron� wzg�rza. ROZDZIA� II Przez kilka nast�pnych dni jechali przez pe�ne ska� i kar�owatych drzew odludzie. Z dnia na dzie�, gdy coraz g��biej zapuszczali si� pomi�dzy o�nie�one g�rskie szczyty, s�o�ce stawa�o si� cieplejsze, a niebo coraz bardziej b��kitne. By�y tam szlaki kr�te, w��cz�gowskie �cie�ki klucz�ce pomi�dzy o�lepiaj�co bia�ymi szczytami przez wy�ynne bladozielone ��ki, na kt�rych polne kwiaty ugina�y si� w podmuchach g�rskiego wiatru. W powietrzu unosi� si� �ywiczny zapach wiecznie zielonych ro�lin, a od czasu do czasu widzieli jelenia skubi�cego traw�, przystaj�cego na chwil�, by wielkimi, zdziwionymi oczami przyjrze� si� przeje�d�aj�cym. Belgarath posuwa� si� pewnie, prowadz�c ich w na wsch�d; by� teraz czujny i uwa�ny. W tych g�rach nie zdradza� oznak p�drzemki, w kt�rej zazwyczaj podr�owa� po lepiej oznaczonych drogach, i nawet nieco m�odziej wygl�da�. Natykali si� na innych podr�nych - w wi�kszo�ci na odzianych w sk�ry Nadrak�w - aczkolwiek spostrzegli te� grup� Drasan, pracuj�cych na stromym stoku, a raz w oddali co�, co wygl�da�o na Tolnedran. Rozmawiali z obcymi kr�tko i ostro�nie. G�ry Gar og Nadrak by�y, w najlepszym razie, sporadycznie patrolowane, wiec ka�dy cz�owiek, kt�ry tam dotar�, musia� sam dba� o swoje bezpiecze�stwo. Skupione milczenie gromadki podr�nych raz tylko zosta�o przerwane, a uczyni� to gadatliwy, dosiadaj�cy os�a stary poszukiwacz z�ota, kt�ry pewnego poranka wy�oni� si� z niebiesko zabarwionych cieni drzew. Mia� rozczochrane siwe w�osy i dobrane nie do pary ubranie - sprawia�o wra�enie skompletowanego z porzuconych rzeczy, kt�re znalaz� gdzie� przy tej lub innej drodze. Jego ogorza�a, pokryta zmarszczkami twarz by�a pogodna jak u cudownie uleczonego, a niebieskie oczy b�yszcza�y weso�o. Przy��czy� si� do nich bez najmniejszego przywitania i bez �ladu niepewno�ci, czy mo�e nie jest mile widziany, i natychmiast zacz�� m�wi� tak, jak gdyby na nowo podejmowa� dopiero co przerwan� rozmow�. W jego g�osie i sposobie zachowania by�o co� komicznego, co natychmiast uj�o Gariona. - Musi z dziesi�� lat albo lepiej, jak jecha�em t� �cie�k� - zacz��, podryguj�c na swoim o�le, gdy znalaz� si� obok Gariona. - Nigdy wi�cej nie zjad� na d�u�ej w t� cz�� g�r. Wszystkie koryta tutejszych strumieni przeszukano chyba ze sto razy. W kt�r� stron� jedziecie? - Tak naprawd� to nie jestem pewien - wymijaj�co odpowiedzia� Garion. - Nigdy przedtem tu nie by�em, wiec jad� za innymi. - Znale�liby�ta lepsze z�otono�ne piaski, gdyby�ta pop�dzili na p�noc - doradzi� cz�owieczek na o�le - w pobli�e kraju Morindim�w. Oczywi�cie, musita by� tam ostro�ni, ale jak to powiadaj� "nie ryzykujesz, nie zarobisz". - Mru��c oczy badawczo spojrza� na Gariona. - Nie jeste� Nadrakiem, co? - Sendarem - kr�tko odpar� Garion. - Nigdy nie by�em w Sendarii - zaduma� si� stary poszukiwacz z�ota. - Po prawdzie to z wyj�tkiem tych okolic nigdy nigdzie nie by�em. - Z wyrazem nieprzemijaj�cej mi�o�ci spojrza� woko�o na pokryte �niegiem szczyty g�r i ciemnozielone lasy. - I po prawdzie to nigdy nie chcia�em pojecha� gdzie indziej. Przez siedemdziesi�t lat przekopa�em te g�ry od ko�ca do ko�ca i nigdy nic wielkiego mi z tego nie przysz�o, z wyj�tkiem przyjemno�ci przebywania tu. Chocia� onegdaj znalaz�em w rzece bry��, kt�ra zawiera�a tak du�o czerwonego z�ota, i� wygl�da�a, jakby krwawi�a. W g�rach z�apa�a mnie zima i omal nie zamarz�em na �mier� usi�uj�c wydosta� si� stamt�d. - Czy wr�ci�e� tam z nastaniem wiosny? - Garion nie potrafi� powstrzyma� pytania. - Zamierza�em, lecz tamtej zimy strasznie popi�em; mia�em kup� z�ota. Tak czy owak alkohol pomiesza� mi we �bie. Nast�pnego roku, gdy ruszy�em, zabra�em ze sob� kilka bary�ek piwa do towarzystwa. To nigdy nie wr�y nic dobrego. Gdy dostaniesz si� w wysokie g�ry, alkohol przyt�pia ci�, wi�c nie postrzegasz rzeczy w spos�b, w jaki powiniene�. - Odchyli� si� do ty�u w siodle, drapi�c si� w zadumie po brzuchu. - Zjecha�em z r�wnin w po�o�one na p�nocy g�ry, w kierunku ziem Morindim�w. Zdaje si�, �e my�la�em wtedy, i� podr�owanie mo�e by� �atwiejsze z dala od p�askiego terenu. Wi�c, kr�tko m�wi�c, przekroczy�em granic� Morindim�w, a oni uwi�zili mnie. Przez mniej wi�cej dzie� tak bardzo by�em zaj�ty beczk� piwa, �e by�em nie�le wstawiony, kiedy mnie zgarn�li. Na szcz�cie, jak s�dz�. Morindimowie s� przes�dni, wi�c pomy�leli, �e jestem nawiedzony. Prawdopodobnie w�a�nie to uratowa�o mi �ycie. Trzymali mnie jakie� pi�� lub sze�� miesi�cy, pr�buj�c zrozumie� znaczenie ukryte w moim majaczeniu; gdy wreszcie otrze�wia�em i zrozumia�em sytuacj�, do�o�y�em wszelkich stara�, by bredzi� jak najwi�cej. W ko�cu zm�czy�o ich to, wi�c nie pilnowali mnie ju� tak troskliwie, no i uciek�em. Wcze�niej dozna�em pewnego rodzaju za�mienia pami�ci, gdzie dok�adnie by�a tamta rzeka. Szukam jej co jaki� czas, gdy jestem w tych stronach. - Jego mowa wydawa�a si� bez�adna, lecz spojrzenie starych niebieskich oczu by�o bardzo przenikliwe. - Wielki miecz nosisz, ch�opcze. Kogo zamierzasz nim zabi�? Pytanie pad�o tak szybko, �e Garion nie mia� nawet chwili, by poczu� si� zaskoczonym. - �mieszna sprawa z tym twoim mieczem - doda� przebiegle stary obdartus. - Wygl�da, jakby wychodzi� ze sk�ry, aby nie rzuca� si� w oczy. - Nast�pnie obr�ci� si� do przygl�daj�cego mu si� spokojnie Belgaratha. - Nie zmieni�e� si� specjalnie - zauwa�y�. - A ty wci�� gadasz za du�o - odpar� Belgarath. - Co par� lat staj� si� �asy na rozmowy - przyzna� starzec na o�le. - Czy twoja c�rka zdrowa? Belgarath skin�� g�ow�. - Przystojna kobieta, twoja c�rka; aczkolwiek z�o�nica. - To si� specjalnie nie zmieni�o. - Nie przypuszcza�em, �e si� zmieni - zachichota� stary poszukiwacz z�ota i zawaha� si� na chwil�. - Wydaje si�, �e na po�udniu mo�e doj�� do wrzenia. Mn�stwo obcych w czerwonych tunikach w��czy si� woko�o, a ze starych, od lat nie u�ywanych o�tarzy wznosi si� dym. Zn�w uaktywnili si� Grolimowie, a wszystkie ich no�e s� �wie�o naostrzone. Nadrakowie, kt�rzy przyje�d�aj� tu, w g�ry, wci�� ogl�daj� si� za siebie. - Przerwa� na chwil� spogl�daj�c wprost na Belgaratha. - S� te� inne znaki - doda�. - Wszystkie zwierz�ta s� nerwowe, tak jak przed wielk� burz�, a czasami w nocy, je�li uwa�nie s�ucha�, to mo�na us�ysze� dobiegaj�cy z oddali, jak gdyby z Mallorei, d�wi�k przypominaj�cy grzmot. Ca�y �wiat wydaje si� niespokojny. Nabieram podejrze�, �e wkr�tce ma si� wydarzy� co� niezmiernie wa�nego, by� mo�e co�, w co b�dziecie zamieszani. Rzecz w tym, �e oni wiedz�, �e tu jeste�cie. Nie liczy�bym zbytnio, �e b�dziecie w stanie prze�lizn�� si� nie zwracaj�c na siebie niczyjej uwagi. - Wzruszy� ramionami, jak gdyby umywa� r�ce od ca�ej tej sprawy. - Pomy�la�em sobie tylko, �e chcieliby�cie wiedzie�. - Dzi�kuj� - odpar� Belgarath. - Powiedzenie tego nic mnie nie kosztowa�o - starzec ponownie wzruszy� ramionami. - S�dz�, �e pojad� w t� stron� - wskaza� na p�noc. - W ostatnich kilku miesi�cach zbyt wielu obcych przybywa w g�ry. Zaczyna by� t�oczno. Jestem ju� bliski podj�cia decyzji o wyje�dzie st�d, wi�c my�l�, �e p�jd� poszuka� sobie wy�ej nieco wi�cej prywatno�ci. - Zawr�ci� os�a i odjecha� truchtem. - Powodzenia - rzuci� przez rami� na po�egnanie, po czym znikn�� w niebieskawych cieniach pod drzewami. - O ile dobrze zrozumia�em, znasz go. - Silk podzieli� si� swoim spostrze�eniem z Belgarathem. Stary czarodziej skin�� g�ow�. - Spotka�em go jakie� trzydzie�ci lat temu. Polgara przyjecha�a do Gar og Nadrak, by dowiedzie� si� kilku rzeczy. Po tym, jak ju� zebra�a wszystkie informacje, kt�re chcia�a uzyska�, zawiadomi�a mnie, a ja przyjecha�em tu i odkupi�em j� od cz�owieka, kt�ry by� jej w�a�cicielem. Wyruszyli�my do domu, ale w g�rach z�apa�a nas przedwczesna, �nie�yca. Wtedy on spotka� nas brn�cych przez �nieg i zabra� do jaskini, w kt�rej zaszywa si�, gdy �nieg staje si� zbyt g��boki. Naprawd� ca�kiem wygodna jaskinia; z tym tylko wyj�tkiem, �e on upiera si� wprowadza� do niej swojego os�a. Jak sobie przypominam, on i Pol k��cili si� o to przez ca�� zim�. - Jak si� nazywa? - z zaciekawieniem zapyta� Silk. Belgarath wzruszy� ramionami. - Nigdy nie powiedzia�, a niegrzecznie jest pyta�. Jednak�e Gariona zamurowa�o s�owo "odkupi�em". Wybuch�o w nim jakie� poczucie obrazy moralno�ci. - Kto� by� w�a�cicielem cioci Pol? - z niedowierzaniem za��da� wyja�nie�. - To jest nadracki zwyczaj - wyja�ni� Silk. - Kobiety w ich spo�ecze�stwie uwa�ane s� za w�asno��. Kobiecie nie przystoi pokazywa� si� bez w�a�ciciela. - Ona by�a niewolnic�?! - Garionowi coraz bardziej biela�y kostki palc�w zaciskaj�cych si� pi�ci. - Oczywi�cie, �e nie by�a niewolnic� - powiedzia� Belgarath. - Czy potrafisz, w cho�by najmniejszym stopniu, wyobrazi� sobie swoj� cioci� godz�c� si� na co� takiego? - Ale powiedzia�e�... - Powiedzia�em, �e odkupi�em j� od m�czyzny, kt�ry by� jej w�a�cicielem. Ich wzajemny zwi�zek to by�a czysta formalno��, nic wi�cej. Potrzebowa�a w�a�ciciela, aby mog�a tutaj dzia�a�, a on jako w�a�ciciel tak nadzwyczajnej kobiety zdoby� wielkie powa�anie u innych m�czyzn. - Belgarath zrobi� kwa�n� min�. - Odkupienie jej kosztowa�o mnie maj�tek. Czasami zastanawiam si�, czy naprawd� by�a tego warta. - Dziadku! - Wierz mi, �e by�aby oczarowana tym ostatnim spostrze�eniem - chytrze powiedzia� Silk. - Silk, nie jestem pewien, czy koniecznie nale�y jej to powt�rzy�. - Nigdy nie wiadomo - za�mia� si� Silk. - Pewnego dnia m�g�bym potrzebowa� czego� od ciebie. - To wstr�tne. - Wiem. - Silk u�miechn�� si� szeroko i rozejrza� woko�o. - Tw�j przyjaciel zada� sobie wiele trudu, aby ci� ujrze� - stwierdzi�. - Co si� za tym kry�o? - Chcia� mnie ostrzec. - O tym �e w Gar og Nadrak panuje napi�cie? To wiedzieli�my ju� wcze�niej. - Jego ostrze�enie by�o o wiele powa�niejsze, ni� ci si� wydaje. - To, co m�wi�, nie brzmia�o zbyt powa�nie. - M�wisz tak, bo go nie znasz. - Dziadku - zapyta� nagle Garion - jak zdo�a� zobaczy� m�j miecz? S�dzi�em, �e zadbali�my o to. - Garionie, on widzi wszystko. Potrafi raz rzuci� spojrzeniem na drzewo, a dziesi�� lat p�niej dok�adnie powiedzie�, ile mia�o li�ci. - Czy jest czarownikiem? - O ile wiem, nie. To tylko dziwny starzec, kt�ry kocha g�ry. Nie wie, co si� dzieje, poniewa� nie chce wiedzie�. Gdyby naprawd� chcia�, to prawdopodobnie potrafi�by dowiedzie� si� o wszystkim, co dzieje si� na �wiecie. - Zatem jako szpieg zbi�by maj�tek - zaduma� si� Silk. - Nie zale�y mu na maj�tku. Czy� to nie rzuca si� w oczy? Gdy tylko potrzebuje pieni�dzy, po prostu wraca nad rzek�, o kt�rej wspomnia�. - Ale przecie� powiedzia�, �e zapomnia�, jak tam trafi� - zaprotestowa� Garion. Belgarath prychn��. - On przez ca�e �ycie nigdy niczego nie zapomnia�. - Starzec zapatrzy� si� skierowanym gdzie� w dal, nic nie widz�cym wzrokiem. - Na �wiecie jest tylko kilku podobnych mu ludzi; ludzi, kt�rych ani troch� nie interesuje to, co robi� inni. By� mo�e nie jest to taka z�a cecha. Gdybym mia� jeszcze jedno �ycie, nie mia�bym nic przeciwko post�powaniu w ten sam spos�b. - Po czym, na powr�t bardzo czujnym wzrokiem, rozejrza� si� woko�o. - Wybierzmy tamt� �cie�k� - zaproponowa�, wskazuj�c ledwie widoczny szlak przecinaj�cy na ukos otwart� ��k� us�an� kawa�kami poblad�ych od s�o�ca i wody k��d. - Je�li to, co m�wi�, jest prawd�, to my�l�, �e b�dziemy chcieli unika� wszelkich wi�kszych osad. Ta droga zbacza dalej na p�noc, tam gdzie nie ma zbyt wielu ludzi. Wkr�tce potem teren zacz�� opada� i wszyscy trzej posuwali si� �wawo naprz�d, zje�d�aj�c z g�r na niziny, ku bezmiarowi las�w Nadraku. Szczyty wok� nich opada�y ku zalesionym podn�om. Raz, gdy wyjechali na szczyt wzniesienia, ujrzeli w dole ocean drzew. Puszcza ci�gn�a si� a� za widnokr�g; ciemna ziele� poni�ej niebieskiego nieba. Wia� lekki wiatr, a szum towarzysz�cy jego przej�ciu ponad tysi�cami drzew ni�s� w sobie jaki� rodzaj nieutulonego �alu, smutnego wspomnienia minionych wiosen i lat, kt�re ju� nigdy nie powr�c�. W pewnej odleg�o�ci, wy�ej na zboczu, sta�a wioska, bez�adne skupisko dom�w nad kraw�dzi� wielkiej dziury w ziemi, szpetnego wyrobiska w czerwonej glinie stoku. - Osada g�rnicza - stwierdzi� Belgarath. - Pow�szmy troch� i sprawd�my, co si� dzieje. Ostro�nie zjechali ze wzg�rza. Gdy podjechali bli�ej, Garion spostrzeg�, �e wioska ma taki sam prowizoryczny wygl�d jak Yar Guark. Budynki wzniesiono w ten sam spos�b - nie okorowane k�ody i nie obrobione g�azy - a na nisko opadaj�ce dachy po�o�ono du�e kamienie, aby uchroni� gonty przed zerwaniem podczas zimowych zamieci. Nadrakowie chyba nie przywi�zywali zbytniej wagi do zewn�trznego wygl�du swoich budowli. Zdawali si� ca�kowicie zadowoleni, mog�c wprowadzi� si�, gdy tylko uko�czono �ciany i dachy, i mog�c po�wi�ci� si� innym sprawom, bez zajmowania si� drobnymi pracami wyko�czeniowymi nadaj�cymi ten wygl�d trwa�o�ci, kt�ry Sendarowie czy Tolnedranie uwa�aj� za niezb�dny. Ca�a osada wygl�da�a jak odzwierciedlenie postawy "mo�e by�", co z pewnych powod�w razi�o Gariona. Niekt�rzy z zamieszkuj�cych wiosk� g�rnik�w wyszli na gliniaste ulice, aby obserwowa� wjazd obcych. Ich czarne sk�rzane odzienia upaprane by�y czerwon� ziemi�, a wzrok srogi i podejrzliwy. Nastr�j boja�liwej ostro�no�ci, zaprawiony odrobin� prowokuj�cej wojowniczo�ci, unosi� si� nad ca�ym tym miejscem. Silk gwa�townym ruchem g�owy wskaza� du�y, niski budynek z nie wyko�czonym rysunkiem ki�ci winogron wymalowanym na trz�s�cym si� w podmuchach wiatru szyldzie zawieszonym na froncie obok dwuskrzyd�owych drzwi. Szeroka, zadaszona weranda otacza�a budynek, a wystrojeni w sk�ry Nadrakowie rozwalali si� na stoj�cych wzd�u� niej �awach, obserwuj�c rozwijaj�c� si� na �rodku ulicy walk� ps�w. Belgarath skin�� g�ow�. - Tak, ale zajd�my od boku - poradzi� - na wypadek gdyby�my musieli wychodzi� w po�piechu. Przy bocznej werandzie zsiedli z koni, przywi�zali je do �erdzi i weszli do �rodka. Wn�trze karczmy by�o zadymione i mroczne, jako �e okna nie stanowi�y dominuj�cej cechy nadrackich budowli. Sto�y i �awy tylko pobie�nie ociosane, a jedyne o�wietlenie pochodzi�o z podwieszonych �a�cuchami do krokwi kopc�cych oliwnych lamp. Pod�oga by�a powalana b�otem i za�miecona resztkami jedzenia. Pod sto�ami i �awami p�ta�y si� bezpa�skie psy, w powietrzu unosi� si� zapach skis�ego piwa i nie mytych cia�, a pomieszczenie by�o zat�oczone mimo ledwie wczesnego popo�udnia. Wielu m�czyzn mia�o ju� dobrze w czubie. By�o g�o�no, jako �e darcie si� na ca�e gard�o wydawa�o si� ulubionym zaj�ciem rozwalonych przy sto�ach lub b��kaj�cych si� po sali Nadrak�w. Belgarath przepchn�� si� do stoj�cego w k�cie sto�u, przy kt�rym siedzia� samotny, gapi�cy si� w sw�j pusty kufel m�czyzna o kaprawych oczach i obwis�ych wargach. - Nie masz nic przeciw temu, by�my si� dosiedli, co? - do�� niegrzecznie zapyta� starzec, siadaj�c bez oczekiwania na odpowied�. - A co by to da�o, gdybym mia�? - zapyta� cz�owiek z kuflem. By� nie ogolony, mia� podkr��one i przekrwione oczy. - Niewiele - powiedzia� bez ogr�dek Belgarath. - Jeste�cie tu nowi, co? - Nadrak przyjrza� si� wszystkim trzem z niewielkim �ladem zaciekawienia, usi�uj�c z niejak� trudno�ci� skupi� wzrok. - Naprawd� nie s�dz�, aby to by� tw�j interes - odpowiedzia� niegrzecznie Belgarath. - Masz niewyparzony j�zyk jak na cz�owieka w twoim wieku - zwr�ci� mu uwag� Nadrak z�owieszczo zwijaj�c d�o� w pi��. - Przyszed�em tu si� napi�, nie bi� - chrapliwym g�osem o�wiadczy� Silk. - P�niej mo�e m�g�bym zmieni� zdanie, ale teraz chc� si� napi�. - Wyci�gn�� r�k� i z�apa� za rami� mijaj�cego ich szynkarza. - Piwa - za��da�. - I �eby nie trwa�o to ca�y dzie�. - Trzymaj �apy przy sobie - warkn�� szynkarz. - Jeste� z nim? - wskaza� na Nadraka, do kt�rego dosiedli si�. - Siedzimy z nim, no nie? - Chcesz trzy czy cztery kufle? - Ja chc� jeden. Na razie. Przynie� te� innym, co zechc�. Stawiam pierwsz� kolejk�. Szynkarz chrz�kn�� cierpko i przecisn�� si� przez t�um, przystaj�c na chwil�, by ze swojej drogi kopniakiem przep�dzi� psa. Wydawa�o si�, �e propozycja Silka ugasi�a wojowniczo�� ich nadrackiego kompana. - Z�� por� wybrali�cie na przyjazd do miasta - powiedzia�. - Ca�y region roi si� od mallorea�skich werbownik�w. - Byli�my wysoko w g�rach - powiedzia� Belgarath. - Prawdopodobnie wr�cimy tam za mniej wi�cej dzie�. Nie interesuje nas zbytnio to, co dzieje si� tutaj, na nizinach. - Skoro ju� tu jeste�cie, to lepiej aby�cie si� zainteresowali, je�li nie chcecie spr�bowa� wojskowego chleba. - Czy gdzie� toczy si� wojna? - zapyta� Silk. - Prawdopodobnie b�dzie, przynajmniej tak m�wi�. Gdzie� na po�udniu, w Mishrak ac Thull. Silk prychn�� pogardliwie. - Nigdy nie spotka�em dobrze wojuj�cego Thulla. - Tu nie chodzi o Thull�w, raczej o Alorn�w. Obrali sobie kr�low� - je�li potraficie wyobrazi� sobie co� takiego, a ona zamierza napa�� na Thull�w. - Kr�lowa? - zakpi� Silk. - Zatem o wojsku wie niewiele. Niech Thullowie sami z ni� walcz�. - Powiedz to mallorea�skim werbownikom - zaproponowa� Nadrak. - Czy musia�e� warzy� to piwo? - Silk zagrzmia� na szynkarza, kt�ry wraca� z czterema du�ymi pe�nymi kuflami. - S� te� inni klienci, przyjacielu - odpar� szynkarz. - Je�li nie chcesz tego piwa, id� poszuka� innego. Dwana�cie pens�w. - Trzy pensy za kufel!? - wykrzykn�� Silk. - Ci�kie czasy. Silk, gderaj�c, zap�aci�. - Dzi�ki - powiedzia� Nadrak, z kt�rym siedzieli, bior�c jeden z kufli. - Nie ma za co - z przek�sem powiedzia� Silk. - Co tu robi� Malloreanie? - spyta� Belgarath. - Ob�aw� na wszystkich, kt�rzy potrafi� powsta� z miejsca, zobaczy� b�yskawic� i us�ysze� grzmot. Werbuj� za pomoc� kajdan zak�adanych na nogi, wi�c nieco trudno im odm�wi�. Zabrali ze sob� r�wnie� Grolim�w, a Grolimowie trzymaj� na widoku te swoje no�e do wypruwania wn�trzno�ci, jako jaki� rodzaj przestrogi, co mog�oby si� przydarzy� temu, kto zbytnio by si� sprzeciwia�. - Pewnie mia�e� racj�, gdy powiedzia�e�, �e wybrali�my z�� por�, aby zjecha� z g�r - powiedzia� Silk. Nadrak skin�� g�ow�. - Grolimowie m�wi�, �e Torak porusza si� we �nie. - To niezbyt dobra wiadomo�� - odpar� Silk. - My�l�, �e mogliby�my wypi�. - Nadrak podni�s� sw�j kufel. - Czy tam na pomocy, w g�rach, znale�li�cie co� wartego kopania? Silk przecz�co pokr�ci� g�ow�. - Kilka �lad�w, to wszystko. Przep�ukiwali�my �o�yska potok�w w poszukiwaniu czystego z�ota. Nie mamy wyposa�enia do dr��e