Hunter Davies - The Beatles
Szczegóły |
Tytuł |
Hunter Davies - The Beatles |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Hunter Davies - The Beatles PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Hunter Davies - The Beatles PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Hunter Davies - The Beatles - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Tytuł oryginału:
THE BEATLES
Copyright © by Hunter Davies 1968, 1985, 2002, 2009
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2013
Copyright © for the translation by Aleksandra Machura
Biuro Tłumaczeń i-translations 2013
Współpraca przy tłumaczeniu – Aleksandra Kubiak
Redakcja i korekta
Joanna Mika-Orządała, Sonia Miniewicz, Kamil Misiek
Redakcja merytoryczna
Piotr Metz
Opracowanie typograficzne i skład
Agnieszka Szatkowska
Joanna Pelc
Okładka
Paweł Szczepanik
Cover photograph
Getty Images / Flash Press Media
ISBN EPUB: 978-83-7924-113-2
ISBN MOBI: 978-83-7924-114-9
Strona 6
www.wsqn.pl
opracowanie wydania epub
lesiojot
Strona 7
Spis treści
Okladka
Strona tytułowa
Karta redakcyjna
Przedmowa
Część 1
Rozdział 1 John
Rozdział 2 John i The Quarrymen
Rozdział 3 Paul
Rozdział 4 Paul i The Quarrymen
Rozdział 5 George
Rozdział 6 George i The Quarrymen
Rozdział 7 John w Art College
Rozdział 8 Od The Quarrymen do The Moondogs
Rozdział 9 Stu, Szkocja i The Silver Beatles
Rozdział 10 Casbah
Rozdział 11 Hamburg
Rozdział 12 Astrid i Klaus
Rozdział 13 Liverpool: Litherland i The Cavern
Rozdział 14 Dreptanie w miejscu – Liverpool i Hamburg
Rozdział 15 Brian Epstein
Rozdział 16 Brian menedżerem Beatlesów
Rozdział 17 Decca i Pete Best
Rozdział 18 Ringo
Rozdział 19 Ringo i Beatlesi
Część 2
Rozdział 20 George Martin i Dick James
Rozdział 21 Trasy
Rozdział 22 Beatlemania
Rozdział 23 Stany Zjednoczone
Rozdział 24 Wielka Brytania i powrót do Stanów Zjednoczonych
Rozdział 25 Koniec tras koncertowych
Rozdział 26 Śmierć Briana Epsteina
Rozdział 27 Beatlesi – od narkotyków do Maharishiego
Część 3
Rozdział 28 Przyjaciele i rodzice
Rozdział 29 Imperium Beatlesów
Rozdział 30 Beatlesi i ich muzyka
Rozdział 31 John
Rozdział 32 Paul
Rozdział 33 George
Rozdział 34 Ringo
Strona 8
Posłowie 1985
Aneks A - Memento mori: 2009
Aneks B - Dyskografia oryginalnych nagrań Beatlesów<
Dodatek - Na dachu Apple Records
Zdjęcia oraz podziękowania
Strona 9
Przedmowa
Dokładnie czterdzieści lat temu1 – no, może nie aż tak dokładnie –
ukazało się pierwsze wydanie niniejszej książki. Wyszła w roku 1968 i
nigdy bym nie przypuszczał, że po tylu latach ktoś nadal będzie chciał ją
drukować. Znakomita jej część to wierny zapis wydarzeń z tamtego okresu
– niezmieniona, szczera relacja z pierwszej ręki, dokładny zapis tego, co
Beatlesi myśleli i robili w latach sześćdziesiątych, a także skąd się w ogóle
wzięli. Dziś traktuje się ją jako „źródło pierwotne”, co chyba zasadniczo
oznacza, że można czerpać z niej cytaty i inne informacje, ponieważ siłą
rzeczy wielu spośród tamtych osób nie ma już wśród nas i nie można z
nimi porozmawiać. Udało mi się oprzeć pokusie, by przepisywać lub
zmieniać oryginał, wygładzać lub polerować go z dzisiejszej perspektywy,
gdy wszyscy jesteśmy starsi i mądrzejsi. Za to tutaj, w Przedmowie,
postanowiłem dodać nowy materiał, próbując mniej więcej doprowadzić
historię zespołu do dzisiaj i zawrzeć najnowsze wydarzenia, jak również
wytłumaczyć czytelnikowi, jak w ogóle doszło do powstania tej książki.
Również na końcu dodałem kilka uwag i przemyśleń na temat osób, o
których wspominam, a których nie ma już wśród nas. Część z nich
poznałem w latach sześćdziesiątych, część natomiast w późniejszym
okresie.
Przygotowując niniejsze wydanie, przeglądałem swoje archiwum z
materiałami, płytami i pamiątkami – archiwum to naturalnie stale się
rozrasta, ponieważ nadal jestem zapalonym, niepoprawnym
kolekcjonerem wszystkiego, co związane z Beatlesami. Natknąłem się na
odręcznie zapisane słowa piosenki, o których kompletnie zapomniałem.
Jest to pismo George’a, co bez problemu rozpozna każdy fan zespołu, ale
sama piosenka nie doczekała się nagrania, ba!, chyba nawet nie doczekała
się muzyki. Na drugiej stronie znajdują się odręcznie zapisane wytyczne,
jak dotrzeć do wiejskiej posiadłości Briana Epsteina w Sussex. Pewnie
Brian napisał je dla George’a. Tak więc jako pamiątka po Beatlesach
kartka ta ma podwójną wartość.
Oto osiem linijek zapisanych przez George’a:
Cieszę się, że to tylko sen,
gdy spotykam ludzi podobnych tobie.
Strona 10
To tylko sen, a przez ciebie jest nieprzyzwoity
przez to, co myślisz, i to, co robisz.
Nie masz pojęcia, jak bardzo cierpię
i jak bardzo ci zazdroszczę tego, czego nie możesz.
Czasami wydaje mi się, że nie masz szans,
Ale zarazem wiem, że to nieprawda.
W tekście jest tylko jedno skreślenie, zbędnego „s” przy pierwszym that,
z czego wnoszę, że nie jest to brudnopis. Jestem pewien, że w wersji
ostatecznej dodałby też apostrofy w takich słowach jak youre, ponieważ
oczywiście skończył szkołę średnią. Wiersz ten trąci lekko młodzieńczym
lękiem egzystencjalnym – być może powstał kilka lat wcześniej i leżał
gdzieś zapomniany, póki nie poprosiłem George’a o próbkę charakteru
pisma. Dziś już dokładnie nie pamiętam, kiedy konkretnie dał mi tę
kartkę i co wtedy powiedział, ale wydaje mi się, że musiało to być w
pierwszej połowie 1967 roku, gdy odwiedziłem go w Esher. Mógł mieć
wówczas około dwudziestu trzech, dwudziestu czterech lat.
Wcześniej poprosiłem o próbki charakteru pisma Johna i Paula, jakieś
fragmenty piosenek, które mógłbym wykorzystać w książce, więc tę samą
prośbę skierowałem do George’a. Wtedy właśnie trafiła do mnie ta kartka.
Później jednak George dał mi coś znacznie cenniejszego – odręcznie
zapisane słowa piosenki Blue Jay Way, która weszła do repertuaru
Beatlesów (płyta Magical Mystery Tour). Oczywiście była to o wiele większa
gratka niż ten strzępek papieru, który dostałem wcześniej i którego
ostatecznie nie wykorzystałem w książce ani w jej kolejnych wydaniach.
Wrzuciłem go do szuflady i zupełnie o nim zapomniałem. Aż do dziś.
Oczywiście jest już za późno, by spytać autora, co zainspirowało go do
napisania tych słów, kiedy powstały, skąd je wziął i czy kiedykolwiek
doczekały się podkładu muzycznego.
Skontaktowałem się nawet z wdową po George’u, Olivią, ponieważ
potrzebowałem jej zgody na opublikowanie tego tekstu. Potwierdziła, że
to pismo George’a i że czytając te słowa, słyszy nawet jego głos, jednak
niestety nie wie nic na ich temat, ponieważ zostały zapisane na długo
zanim się poznali. Fragment ten przesłałem też do pierwszej żony
George’a, Pattie Boyd. I ona potwierdziła autentyczność pisma, ale nic
więcej nie była w stanie mi powiedzieć.
Mam zamiar przekazać tę pamiątkę British Library, by uzupełniła
kolekcję Beatlesów. Znajdują się tam piosenki Johna i Paula, wystawione
w sali z manuskryptami, obok rękopisów Szekspira, tekstu Wielkiej karty
swobód, Beethovena czy Wordswortha, jednak do tej pory biblioteka nie
dysponowała piosenkami napisanymi ręką George’a. Wszystkie te utwory
Beatlesów to skrawki papieru, które zbierałem z podłogi w studiu przy
Strona 11
Abbey Road. Beatlesi pozwalali mi je zatrzymać na pamiątkę, miały też
posłużyć jako pomoc w pisaniu niniejszej biografii. W innym przypadku
trafiłyby do kosza lub zostały spalone. Zawsze zbieram różne zapiski,
notatki, listy, dokumenty, bilety i inne śmieci związane z książką, nad
którą aktualnie pracuję. Naturalnie nie miałem wówczas pojęcia, że wiele
lat później okażą się aż tak wartościowe – pierwszą aukcję memorabiliów
związanych z muzyką popularną zorganizował w 1981 roku dom aukcyjny
Sotheby’s. Gdy przekazywałem je British Museum, sądziłem nawet, że nie
będą ich chcieli, uznając je za zbyt trywialne i mało doniosłe. Te, które
jeszcze posiadam, zapisałem w testamencie narodowi brytyjskiemu.
Olivia Harrison oraz przedstawiciele British Library są zadowoleni, że
wreszcie kolekcja wzbogaci się o próbkę pisma George’a, która trafi do sali
z manuskryptami i znajdzie się obok notatek Paula i Johna. Opowiadam tę
historię, żeby uzmysłowić czytelnikowi, że czterdzieści lat temu nie
sądziłem nawet, iż skrawek ten warto zamieścić w książce. W ciągu tych
czterech dekad trochę się pozmieniało.
Jeden z licznych „ekspertów od Beatlesów”, których jest dziś na świecie
cała masa, a wszyscy niebywale mądrzy i oczytani, z pewnością
przedstawi nam kilka pomysłów dotyczących genezy i interpretacji tych
słów. Kim była dziewczyna, o której marzył? Czy chodziło o ówczesną
żonę, Patti, czy o kogoś innego? Może kogoś z lat młodzieńczych? A może
w ogóle nie chodziło o dziewczynę? Ja podejrzewam, że adresatem był
chłopak, a konkretnie John Lennon. George miał zaledwie czternaście lat,
gdy poznał Johna – macho i lidera grupy – a John, jak wiemy, potrafił być
zarówno okrutny, jak i nieprzyzwoity. Z drugiej jednak strony George był
fantastycznym gitarzystą, znacznie lepszym niż John, i być może z tego
powodu John trochę mu zazdrościł? Wielu twierdziło, że John nie ma
szans na dobre życie i nigdy nie znajdzie sensownej pracy, czego i sam
zainteresowany się obawiał. Ale George czuł, że to nieprawda, i wierzył w
Johna – może właśnie tę wiarę wyrażają dwie ostatnie linijki
odnalezionego tekstu? Uczeni będą analizować każdy wers, zastanawiając
się, czy którykolwiek z nich mógł zostać zaczerpnięty z innego źródła.
Jakie były poetyckie inspiracje? Czy youre so unaware of the pain that I bear
to dobry rym wewnętrzny, czy może jest raczej nieudolny, chaotyczny i
wtórny? Zostawię to ekspertom. Może to zabawne, ale mnie już nic nie
jest w stanie zdziwić, jeśli chodzi o zainteresowanie Beatlesami. Co
więcej, im większy dystans czasowy, tym jawią nam się więksi i bardziej
niezwykli.
Był taki okres w połowie lat siedemdziesiątych, gdy wszystko
wskazywało na to, że gwiazda Beatlesów gaśnie, że przegoniły ich nowe,
bardziej popularne zespoły i bardziej przebojowi wokaliści, że nowe
trendy i nowa muzyka poślą Beatlesów do lamusa. Jeśli spojrzymy na
Strona 12
statystyki, możemy uznać, że faktycznie tak się stało. Nowi wykonawcy,
jak Michael Jackson, sprzedawali swoje albumy w niebotycznych
nakładach, bijąc nawet niektóre z rekordów sprzedaży ustanowionych
przez The Beatles. Ale ostatecznie Beatlesi jako wielka twórcza siła nie
zniknęli. W każdym rankingu, czy to głosami muzyków, czy fanów, zawsze
pojawiają się jako ten najważniejszy, najbardziej inspirujący, najbardziej
kochany i najwspanialszy zespół w historii świata. Sgt. Pepper jest
najczęściej wymieniany jako najlepszy album w historii muzyki, podobnie
zresztą jak sama okładka. Ich stare piosenki i płyty, wydawane wciąż na
nowo w różnych wersjach (na przykład Anthology), po dziś dzień sprzedają
się w milionach egzemplarzy. W roku 2000 składanka utworów, które
dotarły do pierwszego miejsca list przebojów, sama trafiła na szczyty list
aż w trzydziestu czterech krajach.
Na początku lat osiemdziesiątych zostałem poproszony o przyjęcie roli
niezależnego eksperta, ponieważ jeden ze studentów Uniwersytetu
Londyńskiego pisał pracę doktorską na temat słów piosenek Beatlesów.
Pomyślałem, że ktoś mnie wkręca. Nie mogłem uwierzyć, że tak szacowna
instytucja zgodziła się na taki numer. Dziś w szkołach, College’ach i na
uniwersytetach na całym świecie dzieci i młodzież uczą się o Johnie,
Paulu, George’u i Ringo. Beatlesów się studiuje, analizuje i bada. Co roku
wychodzi na ich temat więcej książek niż kiedykolwiek wcześniej, a co
tydzień gdzieś na świecie ktoś organizuje konferencję, której są tematem.
W samej Japonii w roku poświęconym Beatlesom odbywa się aż
czterdzieści niezależnych imprez. Znajduje się tam też wspaniałe muzeum
Johna Lennona. W przeróżnych krajach dziesiątki zespołów złożonych z
sobowtórów Beatlesów działają i na okrągło grają w klubach i na
koncertach.
Stosunkowo późno Liverpool zorientował się, że sławne chłopaki
działają na turystów jak magnes. Obecnie miasto posiada hotel o nazwie
Hard Day’s Night, lotnisko przemianowano na Port Lotniczy im. Johna
Lennona w Liverpoolu, a co roku setki tysięcy osób biorą udział w
wycieczkach z przewodnikiem śladami Beatlesów. Czynszowy dom, w
którym kiedyś mieszkał Paul, obecnie pod opieką National Trust2, jest
otwarty dla zwiedzających, podobnie jak szeregowiec, który zajmowali
John i jego ciotka Mimi. Szacuję, że mniej więcej pięć tysięcy osób na
całym świecie utrzymuje się dziś z Beatlesów – pisarzy, badaczy,
handlarzy, profesorów, artystów, osób związanych z turystyką i
muzealnictwem. Tymczasem nawet u szczytu swej potęgi Apple –
organizacja założona przez Beatlesów3 – nie zatrudniała więcej niż
pięćdziesięciu pracowników.
Strona 13
Ceny pamiątek po Beatlesach osiągają poziom trudny do ogarnięcia,
zwłaszcza jeśli dana rzecz pretenduje do miana oryginału. W roku 2008
odręczny zapis piosenki A Day in the Life został sprzedany przez
nowojorski dom aukcyjny Bonhams za milion trzysta tysięcy funtów. Cena
za zestaw autografów całej czwórki złożonych na fotografii może sięgać
pięciu tysięcy funtów. Dla porównania w 1981 roku, gdy rynek na
beatlesowskie memorabilia dopiero się rozkręcał, cena takiego zestawu
wynosiła pięćdziesiąt funtów. W 1975 roku włamano się nam do domu, a
jedną ze skradzionych rzeczy była płyta Sgt. Pepper, którą podpisała dla
mnie cała czwórka. Z ubezpieczalni otrzymałem trzy i pół funta, czyli
koszt nowej płyty. Podpisów nie dało się wycenić, miały jedynie wartość
sentymentalną. Dziś są warte pięćdziesiąt tysięcy funtów.
Kilka tygodni temu spotkała mnie kolejna bolesna strata. Przez
czterdzieści lat, czyli od pierwszego wydania książki, miałem w domu
oryginalne odbitki czterech pierwszych zdjęć Beatlesów autorstwa Ringo,
które wykonał specjalnie na potrzeby książki. Wisiały u mnie w
przedpokoju. Nie wiedziałem, że ubikacja na górze przecieka, dopóki na
ramkach nie pojawiła się pleśń. Na nieszczęście trzech zdjęć nie dało się
uratować.
Bardzo mnie śmieszy, gdy włoscy lub inni europejscy fani futbolu
śpiewają Yellow Submarine – z własnymi słowami, oczywiście. Zawsze się
wtedy zastanawiam, czy Sony, które jest obecnie właścicielem praw
autorskich do utworów Beatlesów, będzie się ubiegać o tantiemy od stacji
telewizyjnych, które transmitują te śpiewy. Pewnie większość włoskich
kibiców nie ma nawet pojęcia, że to piosenka Beatlesów. W roku 2007
Daniel Levitin, profesor muzyki na Uniwersytecie McGill w Montrealu,
przewidywał, że słowa i muzyka Beatlesów są znane tak szerokim masom
na całym świecie, że za sto lat będą traktowane tak, jak traktuje się
tradycyjne rymowanki dla dzieci. „Większość zapomni, kto je stworzył.
Będą tak głęboko zakorzenione w kulturze popularnej, że będzie nam się
zdawało, iż są z nami od zawsze, niczym Zuzanna, This Land Is Your Land
czy Panie Janie”.
W tym samym roku sędzia z Montany podczas odczytywania
uzasadnienia wyroku skazującego mężczyznę za kradzież piwa, popisał
się znajomością twórczości Beatlesów. Gdy spytano oskarżonego, jaki
wymiar kary byłby jego zdaniem na miejscu, rzekomo odpowiedział: „Jak
mawiali Beatlesi, Let It Be4”. Te słowa zainspirowały sędziego do użycia
czterdziestu dwóch tytułów utworów Beatlesów w podsumowaniu
wyroku:
Nie trzeba się udawać w interpretacyjną Magiczną wyprawę w nieznane, by
wiedzieć, że Słowo mówi: zostaw. Ufam, że możemy Spotkać się w tym
Strona 14
rozumieniu. Gdybym miał przymknąć oko na pański czyn, musiałbym
zupełnie zignorować Ten jeden dzień z życia, czyli 21 kwietnia 2006 roku. Tego
wieczoru powiedział pan sobie: Czuję się świetnie, spożywając piwo. Później,
nie wiem, czy dla Pieniędzy, Czy po prostu chciał pan Nie wzbudzać podejrzeń,
ale ostatecznie został pan Głupkiem na wzgórzu… Mam nadzieję, że W wieku
sześćdziesięciu czterech lat powie pan sobie Trzeba było być mądrzejszym…5
W starych archiwach bez przerwy ktoś buszuje w poszukiwaniu
rzekomo istniejących nieupublicznionych filmów, taśm i nieznanych
fotografii. Zazwyczaj są to te same ujęcia, które znamy, tylko pod ciut
innym kątem, mniej lub bardziej wyraźne. Wcale nie powstrzymuje to
fotografów przed umieszczaniem ich w książkach i na wystawach, czy
drukowaniem i sprzedawaniem serii limitowanych z podpisem autora za
setki funtów. Boże broń, nie krytykuję, skoro sam odkopałem stare zapiski
George’a i sam zawsze rzucam się na „nowe” fotki. Niedawno zresztą
nabyłem jedno zdjęcie, którego wcześniej nie widziałem. Zrobiono je w
moim rodzinnym Carlisle w 1963 roku, gdy Beatlesi występowali w kinie
Lonsdale. Zdjęcie – które okropnie mnie śmieszy – przedstawia członków
zespołu w windzie z operatorką tejże o wyjątkowo dzikiej aparycji.
Wykonał je Jim Turner z „Cumberland News” i, owszem, poprosiłem go o
autograf.
Oprócz wyszperanych nowości ciągle odgrzewane i na nowo oceniane
są starocie, na wypadek gdyby jakiś element czy aspekt został wcześniej
przeoczony. Sądziłem, że już wszystkie materiały archiwalne BBC na
temat Beatlesów się wyczerpały, a tymczasem jedna z teczek z 1962 roku
jakiś czas temu doczekała się ponownego badania. Okazało się, że Beatlesi
mieli przesłuchanie do programu radiowego w Manchesterze. Znaleziono
notatkę z tego przesłuchania, którą sporządził producent programu, a
czytamy w niej między innymi: „Paul McCartney nie, John Lennon tak.
Niebanalny zespół, nie tak rockandrollowy jak większość. Bardziej
country i western z tendencją do grania muzyki. Ogólnie – tak”. Wydaje
mi się, że to dość istotny komentarz, ponieważ zwykle słyszy się, że to głos
Paula był powszechnie bardziej akceptowany.
Kolejny temat to zapaleńcy i kujony, którzy bez końca analizują słowa
piosenek Beatlesów w nadziei na jakąś świeżą perspektywę albo robią
zestawienia i statystyki, które nikomu innemu nie przyszłyby nawet do
głowy. Ben Schott, dobrze znany ze swego Miscellany6, stworzył Beatles
Miscellany, które ukazało się w „Timesie” w czerwcu 2007 roku, jako część
specjalnej wkładki wydanej w czterdziestą rocznicę premiery płyty Sgt.
Pepper. (Rocznice: doskonała wymówka, by publikować jeszcze więcej).
Ben przeanalizował wszystkie piosenki Beatlesów pod kątem najczęściej
pojawiających się słów, tworząc listę stu czternastu najpopularniejszych.
Strona 15
Na szczycie znalazły się: you [ty] (260 razy), I [ ja] (178), to [do] (149), me
[mnie] (137) oraz love [miłość] (125). Listę zamykają: yesterday [wczoraj]
(11), hand [ręka] (10) oraz lonely [samotny] (10). Fascynujące, nieprawdaż?
Niedawno mój przyjaciel Rod Davis – z oryginalnego składu The
Quarrymen – przysłał mi ciekawy materiał badawczy. Wiedział, podobnie
jak my wszyscy, że jego kumpel ze szkoły John Lennon urodził się w
Liverpoolu o szóstej trzydzieści rano 9 października 1940 roku podczas
nalotu bombowego. Informacja o nalocie powtarza się w każdej książce,
ale Rod zaczął się zastanawiać, czy to aby na pewno prawda. Podjął się
więc wyprawy do archiwum prasowego British Library w Colindale w
północnym Londynie i przestudiował każdy numer „Liverpool Echo” z
października 1940 roku w poszukiwaniu informacji o nalotach. Znalazł
wiadomość o bombardowaniu przeprowadzonym przez trzydzieści lub
czterdzieści samolotów, ale dziesiątego, nie dziewiątego października.
Rod stwierdził więc, że faktycznie można powiedzieć, iż John przyszedł
na świat w okresie nalotów, ale nie istnieją dowody na to, że w dniu jego
narodzin miasto było bombardowane. Mam nadzieję, że to wyjaśnia całą
sprawę w sposób wystarczający.
Kto więc jest źródłem informacji, której najwyraźniej nie poprzedziły
wnikliwe badania? Chyba ja. Gdy czytelnik dojdzie do rozdziału o Johnie,
przeczyta: „Mały chłopiec przyszedł na świat podczas nalotu
bombowego”. Taką relację usłyszałem od samego Johna, który powtarzał
ją słowo w słowo po ciotce Mimi i ojcu Fredzie. Była to rodzinna legenda,
nadal żywa jeszcze w 1968 roku. Nie mam zamiaru teraz jej zmieniać.
Gdybym chciał się sugerować wszystkimi większymi i mniejszymi
nowymi odkryciami oraz teoriami i opiniami, musiałbym co roku na
nowo przepisywać całą książkę. Jest to kolejny powód, dla którego
postanowiłem pozostawić wersję z 1968 roku bez zmian. To relacja
rzetelna w takim stopniu, w jakim było to możliwe.
Niemniej są fakty, o których należy wspomnieć, by zaktualizować
opowieść o Beatlesach. Mimo że nadal interesuje nas głównie to, co działo
się wtedy, czyli gdy Beatlesi byli na szczycie, koncertowali i tworzyli, to
historia toczy się dalej. Tragiczne odejście w listopadzie 2001 roku
George’a Harrisona – najmłodszego Beatlesa – oznacza, że została ich już
tylko dwójka. George miał pięćdziesiąt osiem lat i od jakiegoś czasu
chorował na raka. Informację o jego śmierci zamieściły na pierwszych
stronach wszystkie gazety, a wyrazy uznania dla jego osoby płynęły
zewsząd – od czołowych polityków po gwiazdy muzyki. George był zawsze
postrzegany jako ten cichy, ten, który unikał rozgłosu i którego nie
interesowały media, spotkania z fanami czy podgrzewanie reakcji
tłumów. Przez jakiś czas był nawet traktowany jako na wpół pustelnik – w
latach 1982–1987 nie wydał żadnej płyty. W roku 1989 pojawił się – bardzo
Strona 16
dobrze przyjęty przez publiczność – jego album Cloud Nine. W roku 1991 i
1992 znowu był obecny w mediach i koncertował, po czym nastąpił
kolejny okres ciszy. Na początku roku 2001 wyszła reedycja jego klasyki –
albumu All Things Must Pass. Większość czasu George poświęcał swoim
domom, ogrodom, myślom, wiódł życie kontemplacyjne i tworzył muzykę
tylko dla siebie.
To okrutna ironia losu, że ktoś, kto wycofał się z życia publicznego,
pragnąc żyć w spokoju, otarł się o śmierć, gdy nieznany napastnik
wtargnął do jego domu i dźgnął go nożem. Stało się to w roku 1999 w
pobliżu Henley. Na szczęście George doszedł do siebie. Do samego końca
był bardzo uduchowiony. Nadal interesował się muzyką i religią hinduską,
nawet gdy pozostali Beatlesi już dawno porzucili ten temat. Zachował też
doskonałe poczucie humoru. Ostatnią piosenkę, nad którą pracował tuż
przed śmiercią w 2001 roku, Horse to the Water, opatrzył taką oto linijką
na temat praw autorskich: „Spoczywaj w Pokoju, Sp. z o.o. 2001”.
Moje osobiste wrażenie na temat George’a mogę streścić tak: głęboka
powaga połączona z samoświadomością. Godzinami potrafił mówić o
teorii reinkarnacji, aż miałem ochotę ziewać lub krzyczeć, po czym
przerywał i wyśmiewał się z samego siebie, przybierając zabawny ton
głosu. Pewnego razu byłem u niego w Esher i przez dłuższą chwilę
próbował wyjaśnić mi jakieś swoje przemyślenia natury duchowej. Nagle
zadzwonił telefon. George podniósł słuchawkę i z akcentem z
robotniczych dzielnic Londynu oznajmił: „Sklep z winem w Esher”.
Przeżyli go jego żona Olivia, którą poślubił w 1978 roku, urodzona w
Meksyku w 1948, a wychowana w Ameryce, oraz ich syn, jedyne dziecko
George’a, Dhani, który przyszedł na świat w roku ślubu rodziców. „Dhani”
w sanskrycie oznacza „bogaty”.
Kolejnym przykrym wydarzeniem, które przyciągnęło uwagę mediów,
był rozwód Paula i Heather Mills w 2008 roku. Tematem tym media
karmiły się przez wiele miesięcy, podobnie zresztą jak całym ich
burzliwym związkiem. Linda, pierwsza żona Paula, zmarła w roku 1998
na raka piersi. Ta sama choroba była przyczyną śmierci mamy Paula,
Mary. Paul bardzo wiele zawdzięcza Lindzie, a ich małżeństwo było
długie, szczęśliwe i oboje się w nim realizowali. Praktycznie cały czas
spędzali razem, więc po jej śmierci Paul był załamany, zdruzgotany,
zagubiony i bardzo samotny. „Czy cokolwiek mnie jeszcze czeka w życiu?”,
pytał siebie samego. Przez dwa lata nie był w stanie komponować.
Rok po śmierci Lindy (1998) spotkał Heather Mills. Poznali się podczas
jednej z ceremonii wręczenia nagród i bardzo zaimponowała mu jej praca
na rzecz organizacji charytatywnych oraz determinacja w walce z własną
niepełnosprawnością po częściowej amputacji nogi. Heather była od
niego o dwadzieścia pięć lat młodsza, przez krótki czas pracowała jako
Strona 17
modelka. Oprócz silnego charakteru na pewno przemówiła do niego
również jej uroda. Na pewno nie było to zauroczenie, a miłość – od
pierwszego wejrzenia. Media nie były co do tego przekonane. Paul stał się
przecież ikoną, dobrem narodowym, więc wszyscy się zastanawiali, czy
Heather ma czyste intencje. Tym samym sugerowano, że może zależy jej
na pieniądzach. Przyglądano się jej pochodzeniu, ujawniając, że kariera w
świecie mody nie była aż tak oszałamiająca, jak twierdziła sama
zainteresowana. Kwestionowano jej uczciwość, udowadniając
niefrasobliwy stosunek do prawdy. Paul stał za nią murem. Twierdził, że
media są po prostu, jak zawsze, zawistne i złośliwe i nie mają żadnych
podstaw, by ją krytykować. W kilku plotkarskich gazetach pojawiły się
artykuły, że dzieci Paula też nie darzą Heather nadmierną sympatią –
informacjom tym zaprzeczyli i Paul, i Heather.
Czytając te doniesienia praktycznie bez znajomości faktów,
pomyślałem, że może historia jednak lubi się powtarzać. Gdy Jim, ojciec
Paula, ożenił się po raz drugi, ani Paul, ani jego brat Michael nie zapałali
szczególną miłością do macochy. Osobiście uważałem to za
niesprawiedliwe. Jim wydawał mi się taki szczęśliwy i zadowolony – po
długim okresie samotności, kiedy zmagał się z wychowywaniem dwóch
synów w pojedynkę, wreszcie odnalazł szczęście.
Szum wokół Heather, Paula i ich relacji wzmógł się, gdy wyszło na jaw,
że w ich małżeństwie faktycznie nie układa się najlepiej. Gdy tylko ogłosili
informację o planach rozwodowych, wyciekły przeróżne niepoparte
dowodami zarzuty na temat zachowania obu małżonków – ich źródłem
rzekomo była każda ze stron. Wszystko to mogło pozostać w sferze plotek,
czyli w królestwie informacji niesprawdzonych i mało wiarygodnych, ale
sędzia prowadzący sprawę rozwodową, ku zaskoczeniu większości,
zdecydował się upublicznić proces.
W marcu 2008 roku sędzia Bennet zdecydował, że szczegóły ugody
rozwodowej, liczącej łącznie pięćdziesiąt osiem stron, mogą zostać
ujawnione. Uzasadnił tę decyzję chęcią położenia kresu spekulacjom
pojawiającym się w mediach. Skutek był oczywiście odwrotny – wszyscy
poznali intymne szczegóły życia pary, które inaczej pozostałyby
tajemnicą. Doprowadziło to do jeszcze większej fali spekulacji i plotek. W
wyroku sądowym czytamy, że para poznała się w roku 1999, zaręczyła 22
lipca 2001 roku, pobrała 11 lipca 2002 roku, a rozstała 29 kwietnia roku
2006. Małżeństwo w oczach sędziego trwało więc cztery lata, ponieważ
para nie mieszkała razem de facto aż do zawarcia małżeństwa. Ujawniono,
że przed ślubem Paul stosował środki antykoncepcyjne, ponieważ w
tamtym okresie nie chciał mieć więcej potomstwa. Ich jedyne dziecko,
Beatrice, urodziło się 28 października 2003 roku.
Strona 18
Większość tych pięćdziesięciu ośmiu stron dotyczy kwestii
finansowych. Heather początkowo zażądała stu dwudziestu pięciu
milionów funtów, Paul zaoferował szesnaście milionów. Heather
utrzymywała, że majątek Paula wart jest osiemset milionów – ta kwota
pojawiała się w wielu gazetach przez kilka następnych lat. Paul
zaprzeczył, a jego księgowy potwierdził, że jest to jedynie czterysta
milionów funtów. Heather upierała się, że na życie potrzebuje trzech
milionów dwustu pięćdziesięciu tysięcy funtów rocznie, z czego czterysta
dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy wyszczególnione było jako fundusz
wakacyjny, trzydzieści dziewięć tysięcy – na wino, mimo że, jak zauważył
sędzia, Heather nie pije alkoholu. Domagała się też sześciuset dwudziestu
siedmiu tysięcy funtów rocznie na działalność charytatywną, z czego sto
dwadzieścia tysięcy miała przeznaczyć na przeloty helikopterem, a sto
dziewięćdziesiąt dwa tysiące na loty czarterowe. Sędzia określił te żądania
jako „absurdalne”. Heather twierdziła również, że potrzebuje pięciuset
czterdziestu dwóch tysięcy funtów rocznie na ochronę dla siebie i
Beatrice. Dla porównania, z tego, co udało się ustalić, Paul funkcjonuje
praktycznie bez ochrony – wiadomość dość zaskakująca w świetle tego, co
stało się z Johnem Lennonem i również George’em. Wygląda na to, że Paul
nie ma żadnych ochroniarzy w swoim londyńskim domu, a jeśli chodzi o
posiadłość w Sussex – po prostu polega na pracownikach, ufając, że będą
czujni w obliczu jakichś podejrzanych zajść. W zeznaniu Paula czytamy,
że żadne z jego dzieci w okresie dzieciństwa – a każde z nich chodziło do
szkoły publicznej – nie miało ochroniarzy, chyba że towarzyszyły ojcu
podczas trasy koncertowej.
W dokumencie widnieją pełne adresy zarówno jego posiadłości w
Sussex o powierzchni tysiąca pięciuset akrów, którą sędzia określił jako
„skromną własność”, jak i domu w Londynie. Zapaleni fani zespołu znają
oczywiście te adresy, ale obecnie każdy podejrzany typ, któremu
wcześniej były one nieznane, może być wdzięczny sędziemu. Paul
poczynił ciekawą uwagę, gdy wyjaśniał, że większość dzisiejszych
dochodów z muzyki pochodzi z materiału, który powstał na długo przed
znajomością z Heather. Przyznał, że muzyka, którą stworzył w trakcie ich
małżeństwa, czyli w latach 2001–2006, nie ma się aż tak dobrze jak starsze
utwory: „Stworzyłem nowy materiał w trakcie naszego małżeństwa i
mimo że został on dobrze przyjęty przez krytykę, nie jest zbyt
dochodowy”.
Możemy się też zapoznać z długą listą rzeczy będących w posiadaniu
Paula – są na niej między innymi domy i dzieła sztuki, w tym obrazy
Picassa i Renoira – oraz jego interesów, z których większość była nieznana
nawet najbardziej zagorzałym fanom. Przyznając, że Heather była
„oddana sprawom charytatywnym” oraz miała „silny charakter i
Strona 19
stanowczą osobowość”, sędzia uznał ją zarazem za mało wiarygodnego
świadka z uwagi na niedokładność i nie najlepsze wrażenie, jakie robiła w
tej roli. Określił ją jako największego wroga dla samej siebie, osobę
fałszywą o „zmiennej i wybuchowej naturze”. Paula z kolei ocenił jako
szczerego i precyzyjnego. Jeszcze przed rozprawą rozwodową część
osobistych zarzutów Heather pod adresem Paula wyciekła do prasy,
między innymi na temat zażywania narkotyków i alkoholu oraz
agresywnego zachowania. Do tych historii sędzia odniósł się bardzo
pobieżnie, określając je jako nieistotne dla sprawy, ponieważ ta miała
dotyczyć ugody finansowej.
Ostatecznie sędzia przyznał Heather kwotę dwudziestu czterech
milionów trzystu tysięcy funtów, czyli o około stu milionów mniej, niż
żądała. Paul wyszedł więc z całej sprawy finansowo dużo lepiej, niż mógł,
zachował też dobre imię, nawet jeśli musiał ujawnić szczegóły, które na
pewno wolałby zatrzymać dla siebie. Stres, ból i rozmiar nieszczęścia,
które było udziałem ich obojga w następstwie tego rozwodu, musiały być
niewyobrażalne. Znakomitą większość dwóch lat musieli poświęcić na
składanie zeznań, spotkania z prawnikami i księgowymi, śledztwo,
reagowanie na oskarżenia i oszczerstwa, w efekcie czego ich życie
prywatne stało się własnością całego świata. Wyszło na jaw między
innymi to, jak bardzo hojny był Paul podczas ich pierwszego roku
znajomości, gdy wpompował w Heather i jej rodzinę ogromne pieniądze
w postaci domów, pożyczek i darowizn. Wiele faktów ujawnionych przez
sędziego będzie doskonałą pożywką dla biografów Paula przez wiele
następnych lat, przede wszystkim jednak stanowiły one żniwa dla prasy.
Dlaczego to wszystko musiało się wydarzyć? Dlaczego Paul, zwykle tak
ostrożny i sprytny, zwykle prześwietlający ludzi, ich charaktery i historię
– w przeciwieństwie na przykład do Johna, który wierzył każdemu, kto
pukał do jego drzwi – dał się wmanewrować w tę sytuację? Była to
najpewniej wypadkowa pożądania, miłości i samotności po śmierci
ukochanej Lindy.
***
Jeśli chodzi o rewelacje na temat innych osób z otoczenia Beatlesów,
najbardziej zaskakująca, ba!, niewiarygodna, wiadomość dotyczy Mimi
Smith – ciotki Johna, która go wychowała. Mimi odegrała istotną rolę w
jego wczesnym życiu i w swojej książce przedstawiłem ją, zgodnie z
relacją Johna i rodziny samej Mimi, jako osobę surową, snobistyczną,
staroświecką i autorytarną. Taka też jawiła mi się podczas licznych
rozmów, które z nią przeprowadziłem. Niewątpliwie miała silny charakter
i nie bała się iść pod prąd. Wcześnie owdowiała, a jej mężem był dość
Strona 20
nieciekawy, mało ambitny typ imieniem George, były mleczarz. Mimi
utrzymywała, że „prowadził gospodarstwo mleczarskie”. Zmarła w roku
1992, a w 2007 przyrodnia siostra Johna, Julia Baird, w swojej książce pod
tytułem Imagine This: Growing Up with My Brother John Lennon7 napisała,
że Mimi, mieszkając w Liverpoolu i wychowując Johna, miała
jednocześnie wieloletni romans z jednym ze swoich lokatorów –
studentem o dwadzieścia lat od niej młodszym, który później
wyemigrował do Nowej Zelandii. Julia nigdy nie lubiła Mimi, więc
początkowo miałem wątpliwości co do prawdziwości tych informacji.
Podejrzewałem, że jest to wymysł autorki książki, ale dziś fakt ten
potwierdza wielu znawców historii Beatlesów. Mimi naturalnie nie może
temu zaprzeczyć. Nadal trudno mi w to uwierzyć. Mimi – ze wszystkich
ludzi akurat ona. Wniosek z tego, że nigdy nie należy się kierować
pozorami. Jaka szkoda, że John się o tym nie dowiedział, po tych
wszystkich reprymendach, których nasłuchał się od niej przez lata na
temat swojego zachowania i rzekomo pozostawiającej wiele do życzenia
postawy. Już sobie wyobrażam jego zdziwienie, jak mówi: „Ożeż kurwa”,
po czym zwija się ze śmiechu i przeciera mokre od łez okulary.
Kolejna tego typu rewelacja, tym razem na temat George’a, pojawiła się
w książce autorstwa jego pierwszej żony, Pattie Boyd. Pattie pisze, że
George miał romans z Maureen, żoną Ringo, gdy oba małżeństwa były już
w fazie schyłkowej. Ta plotka jakoś nie zaskoczyła mnie aż tak, jak historia
o Mimi.
Wiele pikantnych szczegółów ujrzało światło dzienne dopiero po latach,
część z pewnością jeszcze poznamy. Główni bohaterowie tych anegdot i
opowieści zazwyczaj już nie żyją, jak Mimi, George czy Maureen, nie
zdementują więc pomówień i plotek i nie przedstawią własnej wersji
zdarzeń. Być może przydałby się jakiś sędzia, który spojrzałby na fakty,
orzekł, co naprawdę zaszło, i oczywiście na koniec podzielił się z nami
swoją wiedzą.
Dwaj żyjący Beatlesi mają się bardzo dobrze i oby tak było jeszcze przez
długi czas. Obaj wystąpili w 2008 roku na uroczystości z okazji ogłoszenia
Liverpoolu Europejskim Miastem Kultury. Obaj są niezwykle
zapracowani, choć Ringo przebywa głównie za granicą, a konkretnie w
Stanach, gdzie jeździ w trasy z zespołem All-Starr Band. W ciągu tych
wszystkich lat skład zespołu zmieniał się, a sam Ringo okazjonalnie
koncertował z różnymi sławnymi muzykami. Regularnie wydaje też płyty.
W roku 2000, w wieku sześćdziesięciu lat, zapowiedział, że kończy
karierę, jednak skończyło się wyłącznie na deklaracji. Ringo jest wciąż
aktywny artystycznie nie dla pieniędzy – muzyka po prostu czyni go