8122
Szczegóły |
Tytuł |
8122 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8122 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8122 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8122 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Martin Scott
Thraxas i wojowniczy mnisi
Przek�ad Anna Czajkowska
Tytu� orygina�u THRAXAS AND THE WARRIOR MONKS
Wersja angielska 1999
Wersja polska 2000
1
Makri wkracza do tawerny �Pod M�ciwym Toporem� z mieczem przy boku i
notatkami z lekcji filozofii w r�ku. Po szyi dziewczyny sp�ywa pot.
- Na zewn�trz jest upalniej ni� w orkijskim piekle - narzeka.
Chrz�kam potakuj�co. Na nic wi�cej nie mam si�y. W tawernie te� panuje piekielny
upa�. Ledwo mi si� udaje donie�� piwo do ust.
Makri zaraz rozpoczyna zmian�. Zdejmuje m�sk� tunik�, kt�r� nosi, kiedy wybiera
si�
do miasta, i rzucaj� za bar, a potem polewa twarz i szyj� wod� z dzbanka. Woda
�cieka po
sk�pym bikini z kolczugi, kt�re ukazuje jej figur� niemal w ca�ej okaza�o�ci.
Str�j ten
zapewnia nieprzerwany strumie� napiwk�w rzucanych przez doker�w, marynarzy,
najemnik�w-barbarzy�c�w i inne szumowiny, chlaj�ce w naszej tawernie.
Makri mieszka w ma�ym pokoiku na g�rze. Kilka pokoi dalej w tym samym korytarzu
mieszkam ja. Nazywam si� Thraxas, i kiedy nie jest a� tak gor�co, �e nie mo�na
si� ruszy�,
zarabiam na �ycie jako prywatny detektyw.
�Najlepszy Magiczny Detektyw w ca�ym Turai�, g�osi napis na moich drzwiach, No
c�, przyznaj�, moje magiczne umiej�tno�ci s� obecnie nadw�tlone i
systematycznie ulegaj�
ograniczeniu, niemniej jednak, cho� nie sprawiam si� tak dobrze jak pa�acowy
czarownik,
wci�� jeszcze znam par� zakl��. Nadal mam te� doskonale wyostrzone zmys�y, kt�re
wyrabiaj� sobie ludzie studiuj�cy magi�. Poza tym, kiedy prowadz� �ledztwo, nie
brak mi
determinacji. My�l� wi�c, �e ten napis jest do�� celny.
Nie zawraca�em sobie g�owy dopisywaniem, �e pobieram niskie op�aty. Wszyscy ju�
i
tak o tym wiedz�. Odk�d straci�em prac� w pa�acu, nie mog� powiedzie�, �eby
powodzi�o mi
si� najlepiej.
Unosz� niemal bezw�adn� d�o� i prosz� o kolejne piwo Gurda, starzej�cego si�
barbarzy�c� z P�nocy, w�a�ciciela tawerny �Pod M�ciwym Toporem�.
- - Czyli nie masz zamiaru pracowa�? - pyta Makri. Lekcewa��co macham r�k�.
- - Zosta�o mi jeszcze sporo z poprzedniej zap�aty.
Sze�� tygodni wcze�niej wyci�gn��em z opa��w pretora Cyceriusza, a Cyceriusz to
w
naszym mie�cie wa�na figura, znacznie wa�niejsza ni� zwyk�y senator. A teraz
wa�niejsza
nawet ni� zwyk�y pretor, bowiem m�j eksklient w�a�nie wygra� wybory na
wicekonsula,
dzi�ki czemu jest drugim najwy�szym urz�dnikiem pa�stwowym po konsulu Kaliuszu,
kt�ry
odpowiada tylko przed kr�lem.
- Tak rozmy�lam na g�os, podnosz�c dzbanek. - Musz� przyzna�, �e stary Cyceriusz
nie posk�pi� pieni�dzy. I nie bez powodu. Nie wygra�by tych wybor�w, gdybym nie
ocali�
jego reputacji.
Makri prycha pogardliwie. Ta niezno�na dziewczyna kwituje pogardliwym
prychni�ciem wiele moich wypowiedzi. Zazwyczaj mi to nie przeszkadza. Po
pierwsze, jest
moj� przyjaci�k�, a ja mam niewielu przyjaci� w tym ohydnym mie�cie. Po
drugie, cz�sto
pomaga mi w pracy. Oczywi�cie nie w prowadzeniu �ledztwa. Raczej w bijatykach.
Tutaj, w
portowej dzielnicy Dwana�cie M�rz, ubogiej i pe�nej przest�pc�w, ludzie nie
lubi� by�
obiektem �ledztwa. Gdy prowadz� dochodzenie, zwykle wiem, �e pr�dzej czy p�niej
b�d�
musia� u�y� miecza. Nie przeszkadza mi to, bo nie�le sobie z nim radz�. Ale
Makri,
uciekinierka z orkijskiej stajni gladiator�w, to jedna z najbardziej
niebezpiecznych
wojowniczek, jakie kiedykolwiek chodzi�y po ziemi. Nie przesadzam. To co, �e ma
tylko
dwadzie�cia jeden lat i pracuje jako barmanka, aby zarobi� na chleb i nauk� w
Kolegium
Czcigodnej Federacji Gildii - dajcie jej do jednej r�ki miecz, do drugiej top�r,
przed ni�
postawcie rz�d nieprzyjaci�, a jatka b�dzie wr�cz niewiarygodna.
Przez siedem lat walczy�a jako gladiatorka w orkijskim wi�zieniu. Tam
doprowadzi�a
sw� technik� niemal do doskona�o�ci, a jednocze�nie znienawidzi�a Ork�w. Wszyscy
ludzie
ich oczywi�cie nienawidz�, pomimo obowi�zuj�cego obecnie traktatu pokojowego,
ale
nienawi�� Makri jest wyj�tkowo zaciek�a. Dlatego fakt, �e sama ma w �y�ach nieco
orkijskiej
krwi, staje si� dla niej jeszcze trudniejszy do zniesienia. Makri jest te� w
cz�ci Elfem.
Stanowi to mieszank� na tyle niezwyk��, �e wywo�uje nieprzychylne komentarze.
Jednak gdy
Makri podaje drinki, a jej d�ugie czarne w�osy opadaj� na br�zowe ramiona,
go�cie zazwyczaj
zapominaj� o swoich uprzedzeniach.
- Utyjesz - oznajmia Makri.
Z satysfakcj� klepi� si� po wielkim brzuchu.
- Daj mu spok�j - m�wi Gurd, u�miechaj�c si� szeroko i nalewaj�c mi kolejny
dzbanek. - Podczas upa�u Thraxas nie lubi zbyt ci�ko pracowa�. Pami�tam, �e
podczas
wojny z Orkami nigdy nie uda�o nam si� zmusi� go, aby uczciwie walczy� przez
ca�y dzie�,
je�li �wieci�o s�o�ce.
Ignoruj� t� k�amliw� obelg�. Podczas wojny z Orkami walczy�em ci�ko jak
cholera,
m�wi� wam. Niech si� ze mnie �miej�. Zas�u�y�em na odpoczynek. W zesz�ym roku o
tej
samej porze w��czy�em si� po przystani w poszukiwaniu szalonego p�-Orka, kt�ry
zabi�
o�miu m�czyzn (ma�o brakowa�o, a ja by�bym dziewi�tym). Teraz, suto op�acony
przez
Cyceriusza, mog� odpoczywa� przez reszt� upalnego lata, jestem wi�c szcz�liwy
jak Elf na
drzewie.
- Jeszcze jedno piwo, Gurd.
Gurd ma oko�o pi��dziesi�tki, ogorza�� twarz i niemal zupe�nie siwe w�osy. Z
wiekiem jednak nie zmniejszy�y si� jego musku�y, kt�re napinaj� si�, kiedy
nalewa mi piwo i
podaje je ponad barem.
- Nie kusi ci�, �eby si� tym zaj��? - pyta, wskazuj�c artyku� w �S�awetnej i
wiarygodnej kronice wszystkich wydarze� �wiatowych�, cienkiej gazetce o kiepskim
druku,
kt�ra specjalizuje si� w opisywaniu zbrodni i skandali trapi�cych Turai.
Zerkam na tekst.�
- �mier� czarownika? Nie, spasuj�. To i tak by� ma�o wa�ny czarownik.
Kronika donosi, i� wspomnianego czarownika, Taliusza Zielone Oko, znaleziono
wczoraj martwego w jego domu w Thamlinie. Zrodzi�o si� podejrzenie, �e zosta�
otruty, wi�c
jego s�u��cych aresztowano. Pami�tam Taliusza z czas�w, gdy pracowa�em w pa�acu.
By�
niezbyt wa�n� figur�; bardziej interesowa� si� stawianiem horoskop�w m�odym
arystokratom
ni� powa�nym uprawianiem magii. Co nie znaczy, �e jego �mier� zostanie
potraktowana
lekko. Uprawianie zawodu czarownika okaza�o si� ostatnio w Turai bardzo
niebezpieczne.
Zaledwie miesi�c temu Tas ze Wschodniej B�yskawicy zosta� zabity razem z
Miriuszem
Je�d��cym na Or�ach (obaj mieli pewne zwi�zki ze spraw�, nad kt�r� pracowa�em).
Poniewa�
czarownicy s� wa�ni dla ka�dego pa�stwa, szczeg�lnie tak ma�ego jak Turai, a ich
poda� jest
ograniczona, s�dz�, �e stra�nicy b�d� bardzo pracowicie zajmowa� si� t� spraw�.
Niech si�
zajmuj�. Je�li stary Taliusz rozdra�ni� swoich s�u��cych do tego stopnia, �e go
otruli,
zapewne dosta� to, na co zas�u�y�. Ci pa�acowi czarownicy to degeneraci.
Wi�kszo�� z nich to
narkomani. Albo pijacy. Albo i jedno, i drugie.
- Nalej mi jeszcze piwa, Gurd.
Czytam kronik� do ko�ca. Du�o w niej informacji o przest�pstwach, ale tak to ju�
jest
w Turai. Jakiego� pretora oskar�ono o szmuglowanie do miasta dwa, w�z ze z�otem
zosta�
porwany w drodze do kr�lewskiego skarbca, kto� w�ama� si� do domu simnijskiego
ambasadora...
Odrzucam gazet�. Niech si� tym zajm� stra�nicy. Za to im p�ac�.
Drzwi otwieraj� si� z rozmachem i do �rodka wkraczaj� dwaj nieznani osobnicy. To
na pewno �o�nierze, ale nie zwykli najemnicy, kt�rzy przybywaj� do Turai, aby
si� zaci�gn��
do kr�lewskiej armii. Obaj podchodz� do baru i zamawiaj� piwo. Gurd nalewa im
kilka kufli,
a oni odchodz� do stolika, aby odpocz�� od upa�u.
Wy�szy z przyby�ych, gro�nie wygl�daj�cy osobnik z kr�tko ostrzy�on� g�ow� i
ogorza�� twarz� mijaj�c m�j stolik zatrzymuje si� i wbija we mnie wzrok.
Spogl�dam na
niego bez zainteresowania. Pozna�em drania, ale mam nadziej�, �e on mnie nie
rozpozna.
�ycie by�oby wtedy o wiele �atwiejsze. Pod sto�em moja r�ka kieruje si�
automatycznie ku
g�owni miecza.
- - Thraxas - syczy nieznajomy.
- - Czy my si� znamy? - pytam.
- - Dobrze wiesz, �e tek. Przez ciebie sp�dzi�em pi�� lat na galerze.
- Przeze mnie? Ja ci� nie zmusza�em, �eby� okrada� tego elfijskiego ambasadora.
To fakt, rzeczywi�cie zebra�em dowody, kt�re pomog�y w pos�aniu go na galery.
Facet
wyci�ga miecz z �atwo�ci� �wiadcz�c� o d�ugiej praktyce. Ten ni�szy idzie w jego
�lady i bez
dalszej dyskusji skacz� ku mnie, a w oczach maj� mord.
Szybko unosz� si� z krzes�a. To co, �e mam czterdzie�ci trzy lata i wielki
brzuch -
nadal potrafi� si� zwija�, je�li zajdzie potrzeba. Pierwszy napastnik wymierza
cios mieczem;
odparowuj� go, a moja riposta sprawia, �e leci w ty� i z jego piersi bucha krew.
Potem
odwracam si�, aby stawi� czo�o drugiemu.
Drugi ju� jest martwy. W kr�tszym czasie ni� mnie zaj�o pozbycie si� swego
przeciwnika, Makri zd��y�a chwyci� miecz ukryty za barem, wskoczy� pomi�dzy nas
i
wyko�czy� jego koleg�.
- Dzi�ki, Makri.
Gurd trzyma w d�oni sw�j stary top�r i wydaje si� rozczarowany, �e nikogo nie
zostawili�my dla niego.
- - Staj� si� powolny - mruczy.
- - O co posz�o? - pyta Makri.
- - Jakie� pi�� lat temu ograbili elfijskiego ambasadora. Zabrali mu pieni�dze,
kiedy
le�a� pijany w burdelu w Kushni. Stra�nicy nie potrafili ich odszuka�, ale mnie
si� uda�o. Z
galer wr�cili zapewne przed kilkoma miesi�cami.
A teraz s� martwi. Za ka�dym razem, kiedy kogo� wsadz� za kratki on zarzeka si�,
�e
mnie dopadnie, zazwyczaj jednak nie spe�nia swojej gro�by. To po prostu m�j
pech, �e ta
para wkroczy�a dzi� do tawerny �Pod M�ciwym Toporem�. A raczej ich pech.
Z przyzwyczajenia obszukuj� trupy, bez rezultat�w. Nic nie ��czy ich z �adnym z
naszych gang�w. Najprawdopodobniej po prostu rozkoszowali si� wolno�ci� przed
ponownym wkroczeniem na przest�pcz� �cie�k�. Nie ciesz� si�, �e zostali zabici,
ale r�wnie�
niezbyt si� tym przejmuj�. I tak by ich powieszono, gdyby po raz kolejny co�
nabroili. Jeden z
nich ma na szyi sakiewk�, niestety pust�. Ani jednej monety. Nast�pnej kradzie�y
zapewne
dokonaliby gdzie� w pobli�u.
Krew s�czy si� na pod�og�.
- Zajm� si� tym ba�aganem - m�wi Makri i odnosi miecz za bar, gdzie zazwyczaj
le�y
on obok zapasowego topora, kilku no�y i gwiazdek do rzucania. Makri lubi bro�.
�ciera krew, a potem schyla si�, aby podnie�� pust� sakiewk�, kt�r� rzuci�em na
pod�og�.
- �adny haft - ocenia. - Przyda mi si� nowa.
Siedem lat sp�dzonych w stajni gladiator�w uodporni�o Makri na kontakt ze
�mierci�.
Bez skrupu��w zawiesza sobie na szyi sakiewk� zamordowanego cz�owieka, bo
spodoba� jej
si� haft.
Gurd i ja wyci�gamy cia�a na zewn�trz. Nikt nie zwraca na to wi�kszej uwagi. W
Dwunastu Morzach zw�oki na ulicy to codzienno��. Wi�kszo�� mieszka�c�w jest zbyt
zaj�ta
zarabianiem na �ycie, �eby zwraca� na nie uwag�.
�api� przechodz�cego ch�opca i daj� mu monet�, aby zani�s� stra�nikom wiadomo��
o
tym, co si� sta�o. Oni te� zbytnio si� tym nie przejm�, poniewa� jednak jestem
licencjonowanym detektywem, lepiej wsp�pracowa� ze str�ami prawa, ni� si� im
nara�a�.
W tawernie Makri wyczy�ci�a ju� pod�og�, a teraz wyciera bar. Ja bior� sobie
nast�pne
piwo i siadam, aby odpocz��. Z minuty na minut� robi si� coraz upalniej. Tawerna
zaczyna
si� zape�nia�. W mie�cie ostatnio mia�y miejsce zamieszki i poniewa� wielu
zniszcze� nadal
jeszcze nie naprawiono, prace s� w toku. W porze obiadowej tawerna pe�na jest
robotnik�w
spragnionych strawy po porannej zmianie sp�dzonej na rusztowaniu. Gurd dzi�ki
temu
zarabia. Zarabia te� Tanrose, kt�ra przygotowuje i sprzedaje w tawernie
jedzenie. Jest �wietn�
kuchark�, kupuj� wi�c na obiad jeden z jej wielkich plack�w z dziczyzn�.
Poniewa� po
ostatniej sprawie mam mn�stwo pieni�dzy przysi�g�em sobie, �e przetrwam reszt�
piekielnie
upalnego lata bez zaj�cia. A dzisiejsza bijatyka nieprzyjemnie przypomina�a
prac�.
- - Jak to si� sta�o, �e ambasador Elf�w wyl�dowa� pijany w burdelu w Kushni? -
pyta
p�niej Makri.
- - Chcia� si� zabawi�. Zaraz potem musia� wr�ci� w nie�asce na Po�udniowe
Wyspy,
a ca�a sprawa zosta�a zatuszowana. Kr�l nie zaakceptuje niczego, co mog�oby
zepsu� nasze
stosunki z Elfami.
Zamawiam nast�pne piwo i zastanawiam si�, czy nie wzi�� kolejnego placka.
Nieoczekiwany wysi�ek fizyczny zazwyczaj bardzo zaostrza m�j apetyt.
- Wszystko zaostrza tw�j apetyt - komentuje z szerokim u�miechem czyszcz�ca
sto�y
Makri.
2
Po zjedzeniu placka z dziczyzn� ob�adowuj� si� ciastami Tanrose i kupuj� kolejne
piwo, aby je zabra� na g�r�.
- - Za du�o pijesz - zauwa�a Tanrose.
- - Po odej�ciu �ony potrzebne mi jest jakie� hobby.
- - Znalaz�e� sobie to hobby znacznie wcze�niej. Nie mog� zaprzeczy�.
�Pod M�ciwym Toporem� zajmuj� dwa pokoje, jeden do spania a drugi do pracy.
Biuro ma te� drzwi zewn�trzne, z kt�rych schodki prowadz� bezpo�rednio na ulic�,
tak �e
klienci mog� mnie odwiedza� nie przechodz�c przez tawern�. Zamierza�em przespa�
ca�e
popo�udnie, ale zanim zd��y�em si� po�o�y�, s�ysz� gor�czkowe walenie w drzwi.
Otwieram
je i do �rodka wbiega m�ody m�czyzna. Wpada na mnie, odbija si� i l�duje na
�rodku
pokoju, przera�ony i zdezorientowany.
- - Oni mnie powiesz�! - wo�a. - Nie pozw�l im na to!
- - Co? Kto?
- - Ja go nie zabi�em! To k�amstwo! Pom� mi!
�widruj� go wzrokiem. W moim pokoju panuje zwyk�y rozgardiasz, a jego obecno��
jeszcze pogarsza spraw�. Ch�opak jest w strasznym stanie i przez d�u�szy czas
nie mog�
zrozumie�, o co mu chodzi. Wreszcie popycham go na krzes�o i rozkazuj�, �eby
gada� do
rzeczy, albo wynosi� si� z mojego biura. Uspokaja si�, ale ci�gle nerwowo zerka
na drzwi
Jakby oczekiwa�, �e w ka�dej chwili mog� tu wpa�� jego prze�ladowcy.
Podchodz� do drzwi i mamrocz� kilka zda�, z kt�rych sk�ada si� standardowe
zakl�cie
zamykaj�ce. To popularne zakl�cie i nie trzeba szczeg�lnie zna� si� na magii,
aby je
wykorzysta�, jednak m�odemu cz�owiekowi dodaje to otuchy.
- - A teraz powiedz mi, co si� dzieje. Jest za gor�co, �ebym tu sta� i zgadywa�.
Kim
jeste�, kto ci� �ciga i dlaczego?
- - Stra�nicy! Twierdz�, �e zabi�em Drantaaxa!
- Drantaaxa? Tego rze�biarza? Kiwa g�ow�.
Drantaax to w naszym mie�cie znana osobisto��. Nasz najlepszy rze�biarz. Jeden z
najlepszych na ca�ym �wiecie. Szanowany za swoje prace nawet przez arystokracj�,
kt�ra
zazwyczaj patrzy z g�ry na rzemie�lnik�w. Jego pos�gi ozdabiaj� wiele �wi�ty�
Turai, a
nawet sam pa�ac.
- - Drantaax zosta� zesz�ej nocy zamordowany. Ale ja tego nie zrobi�em!
- - Dlaczego kto� mia�by twierdzi�, �e to ty go zabi�e�? I w og�le kim jeste�?
- - Jestem Grosex, czeladnik Drantaaxa. Zesz�ej nocy pracowa�em razem z nim.
Mamy du�o pracy, bo ko�czymy w�a�nie nowy pos�g �w. Kwatyniusza do Sanktuarium.
Pracowali�my nad nim od wielu dni... ale teraz Drantaax nie �yje. D�gni�to go w
plecy.
- - Gdzie wtedy by�e�?
Odpowiada, �e w s�siednim pomieszczeniu. Kiedy wr�ci� do warsztatu, znalaz�
Drantaaxa martwego, z no�em w plecach. Potem zjawi�a si� Kalia, �ona rze�biarza,
i zacz�a
krzycze�.
- Kalia wezwa�a stra�nik�w. Przez ca�y czas wrzeszcza�a na mnie, wo�a�a, �e to
ja go
zabi�em. Ale nie zrobi�em tego.
Zwiesza g�ow�. Ch�opak trzyma si� teraz tylko dzi�ki napi�ciu nerw�w ale wida�,
�e
czuj� si� �le. Proponuj� mu pa�eczk� thazis. Thazis, �agodny narkotyk, nadal
jest w Turai
nielegalne, ale wszyscy i tak go u�ywaj� - no, a przynajmniej wszyscy w
dzielnicy Dwana�cie
M�rz. Kiedy Grosex wdycha dym, jego �ci�gni�ta twarz si� uspokaja.
Domagam si� wi�cej szczeg��w. Marszcz� brwi, gdy dowiaduj� si�, �e zamiast
czeka� na stra�nik�w uciek� z miejsca zbrodni. Ch�opak podaje te� interesuj�cy
fakt, �e n�
wystaj�cy z plec�w Drantaaxa by� jego w�asno�ci�. Unosz� brew. Nietrudno
zrozumie�,
dlaczego wszyscy my�l�, �e on to zrobi�. Ca�� noc sp�dzi� kryj�c si� po zau�kach
i
zastanawiaj�c si�, co robi� - a teraz jest tutaj, aby zatrudni� detektywa,
kt�ry, m�wi�c
szczerze, niezbyt ma na to ochot�. Nadal jest mi zbyt gor�co. Nie potrzebuj�
pracy, a on
r�wnie dobrze mo�e by� winny jak cholera.
Facet wygl�da �a�o�nie. Chocia� przyzwyczai�em si� ju� niemal do wszystkiego, co
zdarza si� w Turai, prawie mi go �al.
Zn�w rozlega si� walenie w drzwi.
- Otwiera�, tu Stra� Obywatelska!
Poznaj� ten g�os. To Toliusz. Jako prefekt dzielnicy Dwana�cie M�rz sprawuje
kontrol� nad Stra�� w tym rejonie. Oczywi�cie pogardza mn�. Stra�nicy nie lubi�
prywatnych
detektyw�w. To dziwne, �e zjawi� si� tu prefekt we w�asnej osobie. Zazwyczaj
uwa�a si� za
zbyt wa�n� figur�, aby wyj�� na ulic� i odwala� policyjn� robot�.
Ignoruje walenie, ale ono nie cichnie.
- - Thraxas, otwieraj. Wiem, �e Grosex tam jest.
- - Nie ma tu nikogo opr�cz mnie.
- - Nasz czarownik twierdzi inaczej.
Zerkam na Grosexa. Je�li stra�nicy uznali spraw� za wystarczaj�co powa�n�, aby
szuka� go przy pomocy urz�dowego czarownika, ma naprawd� du�e k�opoty.
Nadal staram si� zdecydowa�, co robi�, kiedy decyzja zostaje podj�ta za mnie.
Prefekt
rozkazuje swoim ludziom wy�ama� drzwi. Nie s� one zbyt mocne, zakl�cie
zamykaj�ce
r�wnie�. Ku mojej wielkiej irytacji drzwi �ami� si� pod ci�arem ci�kich but�w
stra�nik�w,
kt�rzy wpadaj� do pokoju.
Wybucham gniewem.
- Co wy sobie my�licie, �eby wpada� tutaj i si�� wdziera� si� do pokoju?! Nie
mo�ecie
tu wej�� bez nakazu!
Prefekt Toliusz macha mi przed oczami nakazem i przepycha si� obok mnie.
Formularz najprawdopodobniej nie zosta� wype�niony jak nale�y, ale nie trac�
czasu na
k��tni�.
- Je�li zrobi jeden niew�a�ciwy ruch, aresztujcie go - rozkazuje stra�nikom
Toliusz.
Potem staje przed Grosexem. Czeladnik, wyczerpany, ubrany w zakurzon� robocz�
tunik�, kuli si� ze strachu przed ubranym w tog� z ��t� lam�wk� prefektem.
- Masz powa�ne k�opoty - syczy Toliusz, chwytaj�c Grosexa gwa�townie za tunik�.
-
Dlaczego zabi�e� rze�biarza?
Czeladnik bezradnie zapewnia o swej niewinno�ci. Prefekt Toiiusz krzywi si�
szyderczo, a potem popycha go w ramiona dw�ch pot�nych stra�nik�w.
- Zabierzcie go. Gdyby pr�bowa� ucieka�, zabijcie. A je�li chodzi o ciebie,
Thraxasie... - odwraca si� do mnie. - Nie wa� si� znowu przeszkadza�
przedstawicielom
prawa. Je�eli us�ysz� cho�by plotk�, �e zajmujesz si� t� spraw�, spadn� na
ciebie jak kl�twa.
Odwraca si�, aby odej��, ale zatrzymuje si� jeszcze przy zniszczonych drzwiach.
- Nie wahaj si� za��da� od w�adz odszkodowania - m�wi ze �miechem. Ka�de takie
podanie musi oczywi�cie zosta� podpisane przez prefekta.
Po z�apaniu podejrzanego i obra�eniu mnie prefekt jest szcz�liwy jak Elf na
drzewie,
wi�c oddala si� z u�miechem. Stra�nicy odchodz�, ci�gn�c za sob� Grosexa. Kiedy
widz� go
po raz ostatni, wpychaj� go w�a�nie do krytego wozu Stra�y, chocia� nadal
�a�o�nie
wykrzykuje, �e jest niewinny.
Zamykam to, co zosta�o z moich drzwi. Ko�cz� piwo, a potem schodz� na d� do
Makri.
- - Pracuj� - oznajmiam. - Mam spraw�.
- - Od kiedy?
- - Od chwili gdy prefekt Toliusz rozbi� mi drzwi i zaci�gn�� mojego klienta do
wi�zienia. Nie chcia�em pracowa�, ale teraz w�ciek�em si� bardziej ni� zraniony
smok i
dlatego porusz� niebo, ziemi� i trzy ksi�yce, �eby pokaza� Toliuszowi, �e nie
jestem
cz�owiekiem, kt�rego mo�na tak traktowa�. Id� prowadzi� dochodzenie. Zobaczymy
si�
p�niej.
Wychodz� na ulic� Kwintesencji z mieczem przy boku i ponur� determinacj� w
sercu.
Kiedy by�em starszym inspektorem �ledczym w pa�acu, ludzie traktowali mnie z
szacunkiem.
Od tego czasu powodzi�o mi si� znacznie gorzej, aJe nie pozwol�, �eby jaki� ma�y
tyran, taki
jak prefekt Toliusz, �azi� mi po g�owie.
Na ulicy jest gor�cej ni� w orkijskim piekle; w powietrzu unosi si� smr�d ryb
nap�ywaj�cy z targu przy przystani. Musz� si� przedziera� przez kupy gruzu wok�
jakiego�
nowego placu budowy, w miejscu, gdzie stare domy zosta�y zniszczone podczas
zamieszek.
Zamiast nich budowniczowie wznosz� po obu stronach w�skiej ulicy nowe kamienice
czynszowe. Cztery pi�tra to w Turai prawnie dopuszczalne maksimum, ale te
prawdopodobnie b�d� wy�sze. Wi�ksze zyski dla budowniczych i w�a�cicieli tych
slams�w.
A tak�e dla Toliusza. Prefekci dogl�daj� spraw budownictwa w swoim rejonie, a
Toliusz
zbiera niez�e �ap�wki, przymykaj�c oczy na �amanie prawa. Jedna z korzy�ci,
jakie przynosi
ze sob� to stanowisko. Wi�kszo�� prefekt�w post�puje tak samo. Podobnie
pretorzy. W tym
mie�cie korupcja dotar�a na same szczyty. Budowniczowie z kolei s� w zmowie z
Bractwem,
przest�pcz� organizacj�, kt�ra rz�dzi po�udniow� cz�ci� miasta. Musz� by�.
Niewiele tu
mo�na zrobi�, o ile nie jest w to wmieszane Bractwo.
W Dwunastu Morzach mamy dwa posterunki Stra�y Obywatelskiej. G��wny,
znajduj�cy si� w pobli�u, kierowany jest przez prefekta Toliusza, w mniejszym
za�, przy
przystani, rz�dzi kapitan Railee. Znam go dobrze, ale on uparcie zabrania swoim
ludziom
przekazywania mi jakichkolwiek informacji. Mam te� swoj� wtyczk� na g��wnym
posterunku, stra�nika Jevoxa. Jevox nie ma nic przeciwko temu, �eby od czasu do
czasu
zdradzi� mi jak�� ciekawostk�, poniewa� kilka lat wcze�niej uratowa�em od
stryczka jego
ojca, ale nie mog� ryzykowa�, �e tak szybko wpadn� na prefekta Toliusza. Toliusz
nie sp�dza
tu zbyt wiele czasu - cz�ciej wyleguje si� w jakim� burdelu lub barze w Kushni,
wydaj�c
pieni�dze z �ap�wek - ale by� mo�e nadal, przes�uchuje biednego Grosexa.
Sytuacja si� wyja�nia, kiedy z posterunku wychodzi stra�nik Jevox i na m�j widok
zaczyna robi� ostrzegawcze miny. Chowam si� za rogiem. Wygl�dam ostro�nie i
dostrzegam
Toliusza i dw�ch stra�nik�w, kt�rzy prowadz� skutego kajdankami Grosexa do
krytego wozu.
W�z odje�d�a, Jevox za� znajduje si� w jego konnej eskorcie. Moje oficjalne
�r�d�a b�d�
musia�y zaczeka�, trzeba wi�c pomy�le� o tych nieoficjalnych. Id� dalej, nie
zwracaj�c uwagi
na �ebrak�w. Jest ich zbyt wielu, �eby post�powa� inaczej.
Przy ko�cu ulicy Kwintesencji skr�cam w ulic� Spokoju, �a�osn�, brudn� alejk�
pe�n�
prostytutek i narkoman�w. Prostytutki mnie ignoruj�. Narkomani wyci�gaj� r�ce i
�ebrz�.
Odk�d dwa, pot�ny narkotyk, opanowa�o miasto kilka lat temu, coraz wi�cej
narkoman�w
w��czy si� po ulicach, przez co dzielnica Dwana�cie M�rz sta�a si� niebezpieczna
dla ludzi
wychodz�cych po zmroku, czy te� o ka�dej innej porze.
Dalej na ulicy Spokoju znajduje si� �Syrena�, tawerna ciesz�ca si� tak z��
s�aw�, �e
nikt, kto ma rozs�dek, pozycj� lub poczucie w�asnej godno�ci nie zbli�y�by si�
nawet na
kilometr do tego miejsca. Ja cz�sto tam bywam. W �Syrenie� mo�na zazwyczaj
znale��
Kerka, mojego informatora, rozwalonego przy stole lub le��cego na pod�odze,
je�li dwa
w�a�nie go powali�o. Kerk handluje narkotykiem, �eby na niego zarobi�, i zdobywa
wiele
przydatnych informacji, kt�re sprzedaje r�wnie� po to, aby zdoby� pieni�dze na
dwa.
Znajduj� go przed tawera�, le��cego na spalonej s�o�cem ziemi. Przy jego stopach
widz� pusty dzban po piwie, a powietrze woko�o nasycone jest �atwym do
rozpoznania
aromatem spalonego dwa.
Budz� go szturchni�ciem nogi. Kerk spogl�da na mnie swymi wielkimi oczami, kt�re
sugeruj�, �e gdzie� tam na jego drzewie genealogicznym mo�na znale�� elfijskich
przodk�w.
Nie by�oby w tym nic dziwnego. Elfy odwiedzaj�ce miasta w Krainach Ludzi nie
wzdragaj�
si� przed wizytami u pracuj�cych tam prostytutek. Po�udniowe Wyspy Elf�w to mo�e
i raj na
ziemi, a�e prostytucja jest tam rzadko�ci�. M�ode Elfy musz� jako� zaspokaja�
swoje
potrzeby.
- - Czego chcesz? - mamrocze Kerk.
- - Wiesz co� o Drantaaxie?
Narkoman automatycznie wysuwa r�k�. Wk�adam w jego d�o� ma�� monet�, jedn�
dziesi�t� gurana.
- - Rze�biarz. Zabity zesz�ej nocy.
- - Wiesz co� jeszcze?
- - Zad�gany przez swego czeladnika. Tak m�wi�.
Po jego oczach poznaj�, �e wie co� wi�cej. Wk�adam w wysuni�t� d�o� kolejn�
monet�.
- - Czeladnik sypia� z jego �on�.
- - Czy to plotka, czy te� potwierdzony fakt?
- - Plotka. Ale wiarygodna.
S�o�ce pali. W w�skim przesmyku ulicy Spokoju upa� jest nie do zniesienia.
Maszerowa�em przez pustynie, gdzie bywa�o ch�odniej. Kerk nie wie nic wi�cej,
ale b�dzie
mia� uszy otwarte. Daj� mu jeszcze jedn� monet�, a on si� zbiera, ma ju� bowiem
do��, aby
kupi� troch� dwa.
Odwracam si� i odchodz�. Niewiele si� dowiedzia�em, ale informacja by�a ciekawa.
Sytuacja zawsze staje si� bardziej interesuj�ca, kiedy czeladnik sypia z �on�
majstra. Niestety
zwi�ksza to r�wnie� prawdopodobie�stwo, �e Grosex rzeczywi�cie zabi� Drantaaxa,
a ja nie
chc�, aby to by�a prawda. Nie mam jednak �adnego rozs�dnego powodu, aby wierzy�
w jego
niewinno��, poza niejasnym wra�eniem, �e nie k�ama�. No i g��bok� niech�ci� do
prefekta
Toliusza.
�mierdziuszki, ma�e czarne ptaszki, kt�re opanowa�y miasto, siedz� zm�czone
upa�em
na �cianach dom�w. Kilka z nich zrywa si� w powietrze z �wierkaniem, bo
przestraszy� je
kamie� rzucony przez ch�opaka nosz�cego ��t� chust�, kt�ra jest odznak� Kr�l�w
Koolu,
miejscowego gangu m�odzie�owego. Ch�opak podnosi kolejny kamie�.
- Rzu� we mnie, ma�y, a wt�ocz� ci go do gard�a, a potem do�o�� takie zakl�cie,
�e
kiszki ci zgnij�.
Ch�opak wycofuje si�. Jako detektyw nie jestem zbyt popularny w�r�d Kr�l�w
Koolu,
wiedz� jednak, �e nie powinni ze mn� zadziera�. Kiedy prowadz� dochodzenie w
dzie� tak
upalny jak ten, nie jestem w nastroju do �art�w.
Kiedy przechodz�, krzywi si� szyderczo. Ja odpowiadam tym samym. Dzieciaki.
Dop�ki nie pojawi�o si� dwa, krad�y owoce na rynku. Teraz rabuj� z broni� w
r�ku, �eby
zarobi� na narkotyki. Turai schodzi na psy, i to szybko. Je�li tutejsza ludno��
nie wyko�czy
si� sama zamieszkami, kradzie�ami i narkotykami, kr�l Lamarchus z Nioj nadejdzie
z
P�nocy i zetrze nas z powierzchni ziemi. Potrzebny mu tylko jaki� pretekst, i
to
niekoniecznie dobry.
Poniewa� zrobi�em pewne post�py, postanawiam odwiedzi� tawern� �Pod M�ciwym
Toporem�, zanim p�jd� sprawdzi�, czego uda mi si� dowiedzie� w pracowni
Drantaaxa.
Skoro mam przed sob� ca�y dzie� pracy potrzebuj� piwa, a mo�e i troch� jedzenia.
Chodzi mi
te� po g�owie my�l, �e powinienem znale�� w ksi��kach kilka zakl��. Szczerze
przyznaj�, �e
obecnie kiepski ze mnie czarownik - m�czy mnie nawet noszenie w pami�ci
standardowego
zakl�cia obronnego - nadal jednak znam par� sztuczek. Nie�le mnie wkurzy�o, �e
prefekt
Toliusz m�g� sobie tak po prostu wparowa� do mojego pokoju i zaaresztowa�
Grosexa tu�
pod moim nosem. Moja reputacja mo�e ucierpie�, je�li moich klient�w b�d�
spotyka� takie
przygody.
Tak si� skoncentrowa�em na przemykaniu w�r�d zalegaj�cego ulic� gruzu, �e
dopiero
po sekundzie lub dw�ch dociera do mnie wygl�d osoby, kt�ra wita mnie u drzwi
tawerny.
Jestem przyzwyczajony do dziwnych widok�w na ulicach Turai: �piewaj�cy
pielgrzymi,
pot�ni barbarzy�cy z P�nocy, czasem ubrany na zielono Elf. No i oczywi�cie
sama Makri z
jej czerwono-br�zowym cia�em opi�tym bikini z kolczugi. Na dodatek ostatnio
przek�u�a
sobie nos, aby nosi� w nim k�eczko, ozdob� bardzo rzadk� w mie�cie, co nie
uzyska�o mojej
aprobaty. Zrobili to dla niej Palax i Kaby, para w�drownych �piewak�w i muzyk�w,
kt�rzy
wygl�daj� coraz bardziej malowniczo - w�osy ufarbowane na krzykliwe kolory,
ubrania
jeszcze jaskrawsze i twarze poprzek�uwane w wielu miejscach. Pomimo to jednak
nie by�em
przygotowany na widok kobiety chodz�cej na bosaka - co za �mieszny i
niebezpieczny
pomys�, bior�c pod uwag� stan naszych ulic! - ubranej w d�ug� sp�dnic� ozdobion�
znakami
zodiaku i z girland� kwiat�w we w�osach.
Mrugam oczami jak g�upiec, kiedy ten cudak staje przede mn�. Nie przychodzi mi
do
g�owy �aden pow�d, dla kt�rego kto� m�g�by chodzi� na bosaka.
- Hej, Thraxasie - m�wi Makr i, pojawiaj�c si� z tac�. - To Mniszek. Chce
zaproponowa� ci prac�.
Zanim zd��y�em o�wiadczy�, �e nikt nie mo�e mie� na imi� Mniszek, kobieta bierze
mnie za r�k�, patrzy mi g��boko w oczy i oznajmia, �e na pewno przysz�a do
w�a�ciwego
cz�owieka.
- - Widz�, �e masz dusz� pe�n� wsp�czucia. Makri chichocze gdzie� z ty�u.
- - Chcesz mnie zatrudni�?
- - Tak. W imieniu delfin�w.
- - Delfin�w?
- - Delfin�w mieszkaj�cych w zatoce.
- Tych, kt�re potrafi� rozmawia� z lud�mi - dodaje Makri. Chrz�kam. Ludzie
rzeczywi�cie gadaj�, �e te delfiny potrafi� m�wi�. Osobi�cie jako� nie mog� w to
uwierzy�.
- One tak�e �piewaj� - dodaje Mniszek weso�o. Z trudem udaje mi si� zapanowa�
nad
sob�.
- Jestem zapracowanym cz�owiekiem. Czy ten wyk�ad o faunie ma jaki� cel?
- - Ale� tak. Delfiny s� w okropnych tarapatach. Kto� ukrad� ich uzdrowicielski
kamie�. Chc� ci� zatrudni�, aby� go odzyska�.
- - Ich uzdrowicielski kamie�?
- Dok�adnie. Jest dla nich bardzo cenny, bo spad� z nieba. Mniszek u�miecha si�
s�odko, a ja porzucam wszystkie pr�by zapanowania nad sob�.
- Mog�aby� zej�� mi z drogi? Jestem zapracowanym cz�owiekiem i w�a�nie prowadz�
�ledztwo. Prawdziwe �ledztwo w sprawie morderstwa. Nie mam czasu sta� tutaj i
s�ucha�, jak
jaka� wariatka z kwiatami we w�osach bredzi o delfinach i uzdrowicielskim
kamieniu, kt�ry
spad� z nieba. A teraz przepraszam.
Przepycham si� obok niej, Mniszek jednak zn�w zagradza mi drog�.
- Koniecznie musisz im pom�c!
- - Poszukaj innego detektywa.
- - Delfinom zale�y na tobie. Uzna�y, �e reprezentujesz ten sam poziom.
Ledwo si� powstrzymuj�, �eby jej nie uderzy�. Makri, jak widz�, uwa�a ca��
spraw�
za bardzo zabawn�. Niech sama idzie i pomaga delfinom. Ja musz� zaj�� si�
morderstwem.
Ruszam na g�r�, nawet nie zatrzymuj�c si�, aby wzi�� piwo. Potrzebuj� czego�
mocniejszego. Wyci�gam butelk� Hee> alkoholu p�dzonego w g�rach za miastem. Po
niedawnych sukcesach naby�em lepszy gatunek ni� ten, na kt�ry zazwyczaj mnie
sta�, ale i
tak alkohol piecze mnie w gardle, kiedy prze�ykam. Potrz�sam g�ow� i nalewam
sobie kolejny
kieliszek. Gadaj�ce delfiny - akurat! Mam do�� problem�w z Orkami, Elfami i
Lud�mi. Ryby
mog� same si� o siebie zatroszczy�.
Po spotkaniu z idiotycznym Mniszkiem i wys�uchaniu bredni o delfinach wracam do
prawdziwego �wiata i ruszam do pracowni Drantaaxa. Ju� do�� si� nachodzi�em w
tym upale,
�api� wi�c pow�z, rozsiadam si� i pozwalam, aby konny w�z wi�z� mnie przez
Dwana�cie
M�rz i dalej na p�noc, do Pashish. Pashish to spokojniejsza dzielnica,
zamieszkana przez
rodziny ubogich, lecz przyzwoitych robotnik�w, kt�rzy utrzymuj� nasze miasto.
Nie ma tu
przepychu, ulice s� jednak nieco szersze i mniej obskurne ni� w s�siedztwie
przystani. W
pobli�u mieszka m�j przyjaciel, czarownik Astrath Potr�jny Ksi�yc, do kt�rego
zapewne
p�niej wpadn�.
W czasie jazdy rozmy�lam o dw�ch sprawach. Po pierwsze, kto zabi� Drantaaxa?
Kiedy nieco och�on��em z gniewu wywo�anego wtargni�ciem Toliusza, dostrzegam
tak�e, �e
zabra�em si� do roboty bez �adnej zap�aty, co jak na mnie jest do�� niezwyk�e.
Nie bawi� si�
przecie� w �ledztwo dla przyjemno�ci - ja tym zarabiam na �ycie. Oficjalnie nie
mam nawet
klienta. Grosex zosta� zatrzymany, zanim zd��y� mnie zatrudni�. Przychodzi mi do
g�owy
niepokoj�ca my�l, �e jako m�ody czeladnik nie �mierdzi groszem. By� mo�e wyda�
swoje
n�dzne zarobki na prezenty dla �ony rze�biarza.
Musz� po prostu wierzy�, �e wszystko p�jdzie dobrze. Chocia� nie narzekam na
brak
got�wki, nie znaczy to, �e nagle sta�em si� altruist�. Bior�c pod uwag� pecha,
kt�ry mnie
ostatnio prze�laduje, wkr�tce zn�w b�d� biedakiem. Najprawdopodobniej zaraz po
najbli�szym wy�cigu rydwan�w.
Pow�z staje na rogu, zatrzymany przez grup� �piewaj�cych pielgrzym�w �piesz�cych
do Sanktuarium �w. Kwatyniusza w zachodniej cz�ci miasta. Wyci�gam r�k� i bior�
gazet�
od ulicznego sprzedawcy. �S�awetna i wiarygodna kronika wszystkich wydarze�
�wiatowych� zawsze ch�tnie opisuje drastyczne wydarzenia, a �mier� rze�biarza to
doskona�y
temat. Morderstwa s� w naszym mie�cie na porz�dku dziennym, jednak Drantaax by�
na tyle
s�ynny, aby ta wiadomo�� sta�a si� wa�na. W Turai pracuje wielu r�nych
artyst�w,
skuszonych mitem bogactwa, jaki nadal kr��y w�r�d dekadenckich wy�szych warstw
naszego
spo�ecze�stwa, �aden jednak nie cieszy� si� tak� s�aw� jak Drantaax.
Kronika wyja�nia, �e pos�g, nad kt�rym pracowa� - naturalnych rozmiar�w figura
�w.
Kwatyniusza na koniu - zosta� w cz�ci sfinansowany przez Prawdziwy Ko�ci� w
Nioj.
Gazeta opisuje wydarzenie do�� og�lnie, bez bli�szych szczeg��w, a potem
dodaje, �e pos�g
znikn��. Zak�adam, �e to pomy�ka skryby. W Turai mamy wielu sprytnych
przest�pc�w, ale
nie wyobra�am sobie, �eby kto� m�g� uciec niezauwa�ony z pos�giem z br�zu
przedstawiaj�cym m�czyzn� na koniu naturalnej wielko�ci. B�g jeden wie, ile co�
takiego
mo�e wa�y�. Ale te pieni�dze z Nioj to z�a wiadomo��. Nioj to pa�stwo
fundamentalistyczne.
Kr�l jest tam jednocze�nie Naczelnym Pontyfikiem, a na dodatek to fanatyk
religijny, ma
wi�c teraz doskona�y pow�d, aby gniewa� si� na Turai.
Dom Drantaaxa znajduje si� na drugim ko�cu Pashish, gdzie mieszka�com �yje si�
nieco mniej uci��liwie. Ulice s� czyste, a chodniki w dobrym stanie. Wysiadam
kilka dom�w
wcze�niej, p�ac� wo�nicy i dochodz� pieszo. Domu i warsztatu pilnuj� dwaj
stra�nicy. Kiedy
ich informuj�, �e jestem tu z powodu �ledztwa, patrz� na mnie z kamiennymi
twarzami i nie
chc� si� ruszy�.
- Tego mi tylko by�o trzeba - rozlega si� g�os za moimi plecami. - Thraxas
wpychaj�cy
swoje wielkie brzuszysko w sprawy Stra�y.
Odwracam si�.
- Witam, kapitanie Rallee. Ciesz� si�, �e to pan zajmuje si� spraw�.
- To uczucie jest nieodwzajemnione. Czego chcesz? Kapitan Rallee i ja znamy si�
od
dawna. Razem walczyli�my podczas wojny z Orkami. We tr�jk� z Gurdem prze�yli�my
kilka
mro��cych krew w �y�ach przyg�d, kt�rymi nadal zabawiam s�uchaczy podczas
popijaw �Pod
M�ciwym Toporem�. Po wojnie, kiedy zosta�em starszym detektywem w pa�acu,
kapitan
Rallee r�wnie� sp�dzi� tam wiele czasu, zanim straci� zaufanie Rycjusza, w�wczas
wicekonsula, i zn�w znalaz� si� na posterunku. Jego rewir przy przystani
obejmuje jeden z
najtrudniejszych rejon�w miasta, a to nie byle co. Rallee nie przejmuje si� tym,
�e bywa tam
niebezpiecznie - nie jest to bowiem cz�owiek, kt�ry wzdraga si� przed
wype�nianiem swoim
obowi�zk�w - uwa�a jednak, �e stra�nik z jego do�wiadczeniem powinien ju� dosta�
jak��
lepsz� posad�.
Chocia� kiedy� byli�my niemal zaprzyja�nieni i obu nas wyrzuci� z pa�acu
Rycjusz,
odsun�li�my si� od siebie przez ostatnie lata. Ja jestem wolnym strzelcem,
Rallee za�
stra�nikiem, a te dwa gatunki ludzi nigdy nie �yj� ze sob� w zgodzie. Kapitan
odda� mi ju�
kilka przys�ug i wie, �e nie jestem g�upcem, jednak fakt, �e to on zajmuje si�
spraw� nie
stanowi gwarancji, �e otrzymam pomoc Stra�y.
- Jak si� �yje w Stra�y Obywatelskiej?
- Lepiej ni� na wi�ziennej galerze. Skoro jednak pojawi�e� si� ty, mo�e si� to
zmieni.
M�wi� mu, �e dobrze si� trzyma, co jest prawd�. Kapitan starzeje si� jako�
�adniej ode
mnie. W�osy zwi�zuje w kucyk z ty�u g�owy, tak jak ja, ale jego s� jasne i
l�ni�ce. Podobnie
w�s. M�j zaczyna ju� siwie�. S�dz�, �e m�j stary kompan nadal podoba si�
kobietom.
Kapitan ignoruje komplement.
- - Pracujesz nad t� spraw�, czy te� po prostu wpychasz nos dla przyjemno�ci?
- - Po prostu zarabiam na �ycie, panie kapitanie. Grosex zatrudni� mnie, zanim
Toliusz
go dopad�.
- - Ten czeladnik? Zatrudni� ci�? A jak ci zap�aci�?
- - Da� standardow� zaliczk� - k�ami�.
Kapitan prycha i informuje mnie, �e Grosex nie mia� grosza przy duszy, nie
m�wi�c
ju� o trzydziestu guranach na zaliczk� potrzebn� do zatrudnienia detektywa.
- Zatem to prawda, �e mia� romans z �on� Drantaaxa? Kapitan wzrusza ramionami.
- - Tak m�wi�. S�u��cy zeznali, �e Kalia z jakiego� powodu by�a bardzo
szcz�liwa.
- - Gdzie on jest teraz?
- - W wi�zieniu. A ty si� z nim nie zobaczysz. Toliusz zamkn�� ch�opaka na trzy
spusty i nie zaryzykuje utraty uznania, jakie przynios�o mu szybkie zatrzymanie
sprawcy.
Straci je, gdy pozwoli ci porozmawia� ze swoim klientem. Kiepsko z nim,
Thraxasie.
Prawdziwy Ko�ci� w Turai straci� wiele czasu, aby przekona� Ko�ci� z Nioj do
sfinansowaniu pos�gu. Zamierzali zaprosi� kilku nioja�skich kleryk�w na
ceremoni� jego
ods�oni�cia. Pewnie dzi�ki temu mia�y si� poprawi� stosunki mi�dzy naszymi
pa�stwami.
Teraz rze�biarz jest martwy, a pos�g znikn��. Kr�lowi Lamachusowi na pewno si�
to nie
spodoba.
- - Gdzie jest �ona Drantaaxa? Musz� z ni� pom�wi�.
- Nie mo�esz. Zaczyna mnie to irytowa�.
- - Co pana ugryz�o, kapitanie? Odk�d to detektywowi zabrania si� porozmawia� ze
�wiadkiem?
- - Nikt ci niczego nie zabrania. Nie mo�esz z ni� porozmawia�, bo znikn�a.
Uciek�a,
zanim tu dotarli�my.
Kapitan wyja�nia, �e po znalezieniu cia�a Kalia wys�a�a s�u��cego, aby
zawiadomi�
stra�nik�w. Kiedy przybyli, ju� jej nie by�o.
- Nikt nie widzia�, jak wychodzi�a. Kalia wymkn�a si� podczas zamieszania. Mamy
wi�c teraz jednego martwego rze�biarza, jedn� zaginion� �on� i jeden zaginiony
pos�g.
- - Pos�g naprawd� zagin��? Jak kto� m�g�by go przenie��? Kapitan wzrusza
ramionami.
- - Nie mam poj�cia. Ale naprawd� znikn��. Ca�e dwie tony.
- - Toliusz wytropi� u mnie Grosexa przy pomocy czarownika. Czy ten czarownik
nie
mo�e odnale�� pos�gu?
- - Najwyra�niej nie. Uprzedzaj�c twoje pytanie - nie, na miejscu zbrodni nie
znaleziono �adnych oznak u�ycia magii. Nasi ludzie przeszukali ca�y dom i nie
znale�li
najmniejszego jej �ladu. Nie wiadomo, jak pos�g zdo�a� znikn��. S�u��cy
zarzekaj� si�, �e
Drantaax pracowa� nad nim jeszcze tego samego ranka. Jego �ona znalaz�a cia�o
tu� po
zab�jstwie, nie by�o wi�c czasu na to, aby przetransportowa� gdzie� pos�g. A
jednak znikn��.
- - Dlaczego Toliusz jest tak pewien, �e rze�biarza zabi� Grosex?
- - To jego n� tkwi� w ciele.
- - No i co? To nic nie znaczy. Ka�dy m�g� u�y� tego no�a.
- - By� mo�e. Zobaczymy, co powie nasz czarownik, kiedy zbada narz�dzie zbrodni,
s�dz� jednak, �e znajdzie na nim aur� czeladnika. A teraz jestem zaj�ty. Je�li
nie masz nic
przeciwko temu, zajm� si� prac�.
- - Musz� zajrze� do �rodka.
- - Id� do diab�a.
Kapitan Rallee by� kiedy� oficerem ��cznikowym pomi�dzy Pa�acem Sprawiedliwo�ci,
g��wn� siedzib� stra�y, a Ochron� Pa�acow�. Mi�a, wygodna posadka, chocia�
oczywi�cie po
wielu latach sp�dzonych na walce z turajsk� przest�pczo�ci� na pewno na ni�
zas�u�y�. A
teraz z powrotem patroluje ulice i niezbyt mu si� to podoba. Rzadko jest w
dobrym nastroju.
- - No, o co chodzi? Mam prawo zajrze� do �rodka.
- - �O co chodzi?� O to, �e prefekt Toliusz siedzi mi na g�owie, �eby�my t�
spraw�
za�atwili tak szybko, jak to mo�liwe, aby Prawdziwy Ko�ci� i Niojanie byli
zadowoleni. Z
kolei konsul Kaliusz pop�dza mnie, abym szybko znalaz� skradzione kr�lewskie
z�oto, �e nie
wspomn� o milionie innych spraw, od pielgrzym�w okradanych w sanktuarium do
o�miu
zab�jstw zwi�zanych z dwa, kt�re pope�niono w Kushni w ci�gu ostatnich dw�ch
dni. Czy to
ci wystarczy?
Chrz�kam ze wsp�czuciem, zauwa�am jednak, �e jako prawny przedstawiciel
Grosexa mam prawo obejrze� miejsce zbrodni. Kapitan duma o tym przez chwil�. Nie
chce,
abym tam wchodzi�, jednak�e trzeba mu odda� sprawiedliwo�� - nie jest to
cz�owiek, kt�ry
�amie prawo.
- Wobec tego zajrzyj. Je�li zjawi si� Toliusz i wsadzi ci� do wi�zienia, nie
przylatuj do
mnie z p�aczem.
W tym momencie, kiedy mamy w�a�nie wej�� do domu, z wielu wie� wznosz�cych si�
nad miastem rozlega si� wezwanie do popo�udniowych mod��w, musimy wi�c ukl�kn��
i
pochyli� g�owy ku ziemi. W Turai nie mo�na si� od tego wymiga�. Trzy razy
dziennie
odbywaj� si� oficjalne mod�y i ka�dy, kto nie ukl�knie, b�dzie mia� problemy z
w�adzami.
Kl�kam wi�c i modl� si� obok kapitana Rallee i jego dw�ch stra�nik�w, co jest w
gruncie
rzeczy zabawne, chocia� podczas pracy nieraz musia�em si� modli� w du�o
dziwniejszym
towarzystwie. Raz zdarzy�o si� nawet, �e z kim� walczy�em, kiedy rozbrzmia�o
wezwanie,
musia�em wi�c ukl�kn�� obok faceta, a potem wsta� i go zabi�. No c�,
przynajmniej poszed�
na spotkanie ze swoim Stw�rc� dobrze przygotowany.
Upa� jest okropny i musz� dobrze si� stara�, aby nie zasn��. Kiedy rozbrzmiewa
wezwanie do zako�czenia mod��w, ze znu�eniem podnosz� si� na nogi.
- - Robisz si� powolny, Thraxasie - zauwa�a kapitan Rallee. - Czas, aby� znikn��
z
ulicy. Otw�rz sobie tawcrn�.
- - Szybko bym przepi� ca�y interes.
Wchodzimy do domu, gdzie zabieram si� do badania miejsca zbrodni pod czujnym
okiem stra�nika, kt�remu nakazano chodzi� za mn� i pilnowa�, �ebym nie robi�
nic, czego
robi� nie powinienem.
Dom Drantaaxa to standardowy budynek, by� mo�e nieco wykwintniej szy ni�
wi�kszo�� podobnych, ale bez przesady. Gdyby nie znakomite rze�by zdobi�ce
pokoje, ogr�d
i centralny dziedziniec, mo�na by go wzi�� za mieszkanie �rednio zamo�nego
kupca. Pos�gi
s� jednak pi�kne. Nawet niewy�wiczone oko, takie jak moje, dostrze�e od razu, �e
s�
znacznie lepsze, ni� wi�kszo�� tych, kt�re mo�na zobaczy� w �wi�tyniach i
bibliotekach
naszego miasta.
Du�y warsztat Drantaaxa przylega do tylnej �ciany domu, jednak na miejscu
zbrodni
niewiele jest do zobaczenia, za wyj�tkiem bladej plamy krwi w miejscu, gdzie
le�a�o cia�o i
wielkiej pustki tam, gdzie powinien znajdowa� si� pos�g. Skupiani si�, �eby
sprawdzi�, czy
zdo�am wyczu� magi�. Nie zdo�a�em. Jestem pewien, �e nikt jej tu nie u�ywa� w
ci�gu
ostatnich kilku dni. Wed�ug kapitana Rallee pos�g na pewno sta� tu jeszcze
wczoraj. Widzia�
go pontyfik Prawdziwego Ko�cio�a, przys�any, aby zobaczy�, jak idzie praca.
Pos�g zosta� wykonany z br�zu. Drantaax kszta�tuje swoje dzie�a w gipsie i
wysy�a
modele do odlewni, kt�ra je dla niego odlewa i odsy�a w sze�ciu kawa�kach.
P�niej rze�biarz
sk�ada wszystkie cz�ci, szlifuje je, dokonuje ewentualnych poprawek, no i
prosz� - powstaje
pos�g z br�zu. Takie pos�gi s� puste w �rodku, ale i tak �wi�ty, ko� i cok�
musia�y razem
wa�y� kilka ton, poniewa� Drantaax z�o�y� ju� ca�o��.
A teraz pos�gu nie ma. Znikn��. Nikt niczego nie widzia�. Do przewiezienia
gotowego
dzie�a potrzeba sze�ciu m�czyzn z podno�nikiem i specjalnym wzmocnionym wozem.
Ogl�dam ko�owroty zamocowane w warsztacie specjalnie do podnoszenia ci�kich
dzie�
sztuki. To z pewno�ci� k�opotliwy proces. Nie da si� go przeprowadzi� w
po�piechu. Kto�
jednak przeni�s� pos�g i nikt niczego nie widzia�. �aden z s�siad�w ani �aden z
przechodni�w, kt�rych zdo�ali odszuka� stra�nicy nie dostrzeg� niczego dziwnego
w domu
lub w jego okolicy. Po drugiej stronie ulicy codziennie siedzi �ebrak, kt�ry
przysi�ga, �e w
dniu morderstwa z dziedzi�ca nie wyjecha� �aden w�z.
- Nie m�g� tak po prostu znikn��.
Kapitan Rallee informuje mnie sucho, �e sam ju� doszed� do takiego wniosku.
- A stary Hazjusz Wspania�y twierdzi, �e nie u�ywano tu magii? Bardzo dziwne.
W warsztacie znajduj� si� r�wnie� inne dzie�a sztuki - niekt�re w trakcie
tworzenia,
inne ju� gotowe. Pi�kne i jak s�dz� cenne dla kolekcjoner�w. �adne nie jest tak
du�e. S�
w�r�d nich popiersia, kt�re m�g�by wynie�� jeden cz�owiek. Dlaczego wi�c
z�odziej
zdecydowa� si� zabra� ze sob� co� tak masywnego? I na dodatek niemo�liwego do
sprzedania, nawet w Turai, ulubionym schronieniu nieuczciwych kupc�w.
Za domem jest grz�dka, gdzie ma�a marmurowa nimfa le�na spoczywa po�r�d
czerwonych kwiat�w. Kwiaty nie�le wytrzymywa�y szalony upa�, ale ju� zaczynaj�
wi�dn��.
P�atki pokrywaj� �cie�k�, tworz�c ma�� plam� czerwieni. W �rodku dostrzegam co�
��tego.
Schylam si�, aby obejrze� to z bliska. W�r�d czerwonych p�atk�w le�y te� kilka
��tych.
Zn�w patrz� na grz�dk�. Nie ma na niej ��tych kwiat�w. Dziwne. Mo�e te kwiaty
mia�y
tak�e po kilka ��tych p�atk�w, kt�re akurat wszystkie spad�y? A mo�e nie?
Podnosz�
tajemnicze p�atki i wk�adam je do sakiewki, kt�r� nosz� przy pasie na takie
w�a�nie okazje.
Rozgl�dam si� jeszcze przez jaki� czas, ale niczego nowego si� nie dowiaduj�.
Kapitan Rallee twierdzi, �e nie ma �adnych informacji o miejscu pobytu �ony
Drantaaxa. Je�li
co� wie, nie chce mi powiedzie�. Tr�jk� s�u��cych b�dzie trzyma� pod kluczem do
przes�uchania i nie wygl�da na to, �ebym w najbli�szym czasie m�g� z nimi
porozmawia�.
Dochodz� do wniosku, �e czas odej��.
Musz� szybko zobaczy� si� z Grosexem, ale poniewa� jestem w pobli�u domu
Astratha Potr�jnego Ksi�yca, postanawiam odwiedzi� go najpierw. Astrath to
czarownik, i to
dobry, mo�e wi�c b�dzie m�g� mi pom�c.
Gdy id� ulic�, nagle dochodz� do wniosku, �e jestem �ledzony. Zawsze potrafi� to
wyczu�, to taki instynkt. W ten spos�b mi�dzy innymi manifestuje si� wra�liwo��,
jak�
wyrobi�em sobie jako czeladnik czarownika; a kt�ra s�u�y�a mi dobrze, kiedy
by�em
najemnikiem. Uczucie to nie opuszcza mnie, kiedy docieram do domu Astratha.
Dzwoni� do
drzwi i rozgl�dam si� szybko, ale nie dostrzegam nikogo.
S�u��cy wprowadza mnie do domu, kt�ry jest o wiele mniejszy, ni� mo�na by
oczekiwa� w przypadku czarownika tak pot�nego jak Astrath Potr�jny Ksi�yc.
Podobnie
jak mnie, nie wiod�o mu si� najlepiej. Astrath wpad� w tarapaty kilka lat temu i
ma szcz�cie,
�e w og�le jest jeszcze w mie�cie. Pracowa� wtedy jako oficjalny czarownik na
Stadionie
Superbiusza, a jego obowi�zkiem by�o pilnowanie, aby wszystkie walki i wy�cigi
rydwan�w
odbywa�y si� uczciwie i bez u�ycia magii.
Obywatele Turai s� na tym punkcie bardzo wra�liwi - nikt nie lubi, kiedy okazuje
si�,
�e na rydwan, na kt�ry postawi� kto� rzuci� z�y urok. Czarownik ze Stadionu ma
wi�c wa�ne
zadanie. Po serii podejrzanych wynik�w rozesz�a si� pog�oska, �e Astrath w
zamian za
�ap�wki przymyka oko na magiczne oszustwa. Grozi� mu d�ugi pobyt w wi�zieniu, a
mo�e i
publiczny lincz, aleja namota�em troch� i oczy�ci�em jego imi�. No, mo�e
niezupe�nie
oczy�ci�em, poniewa� by� winny jak diabli, ale tak nam�ci�em, �e w s�dzie nie
mo�na by�o
przedstawi� �adnego dowodu. W wyniku tego Astrathowi uda�o si� unikn��
wyrzucenia z
Gildii Mag�w, ale musia� poda� si� do dymisji. Skandal zmusi� go te� do
opuszczenia bogatej
willi w Thamlinie, wyl�dowa� wi�c w Pashish, gdzie s�u�y biedakom.
Cz�sto prosz� go o rad�. To co, �e ma s�abo�� do przyjmowania �ap�wek - kiedy w
gr� wchodzi magia, jest chytry jak simnijski lis. Szczodrze dzieli si� te�
jad�em i napitkiem, i
zazwyczaj cieszy si� na m�j widok. Nikt z jego dawnych przyjaci� z Gildii Mag�w
nie
zbli�y�by si� teraz do niego na kilometr, odczuwa wi�c brak inteligentnej
konwersacji.
Kiedy wchodz�, Astrath natychmiast nakazuje s�u��cemu, aby przyni�s� wino i
owoce. Jego niedu�y pok�j pe�en jest ksi��ek, eliksir�w i innych magicznych
akcesori�w,
musi wi�c zrzuci� kilka zwoj�w, �eby zrobi� miejsce na karafk�.
- - Jak si� �yje? - pytam.
- - Lepiej ni� na wi�ziennej galerze, ale niewiele. Je�li b�d� musia� postawi�
nast�pny
horoskop tutejszej sprzedawczyni ryb, przysi�gam, �e zatruj� jej nast�pny po��w.
To mnie
dobija, Thraxasie. Baba ma czterna�cioro dzieci i chce wiedzie� wszystko, co
ka�de z nich
czeka w przysz�o�ci. Niby jak mam zgadn��, czy jej si�dma c�rka dobrze wyjdzie
za m��?
Wzdycha i nalewa wino. Rozmawiamy przez chwil� o wydarzeniach w mie�cie i
spekulujemy, czy sytuacja poprawi si� teraz, gdy Cyceriusz zosta� wicekonsulem,
i czy zbli�a
si� wojna z Nioj lub Mattesh.
- S�ysza�e� o Drantaaxie? S�ysza�.
- �wietny rze�biarz. Kiedy tylko dowiedzia�em si� o morderstwie, sprawdzi�em
koniunkcje, aby zobaczy�, czy b�d� m�g� si� czego� dowiedzie�. Niestety jednak
ksi�yce nie
by�y dobrze ustawione.
Pot�ni czarownicy, tacy jak Astrath Potr�jny Ksi�yc, potrafi� czasem spojrze�
w
przesz�o��. Na szcz�cie dla jurajskich przest�pc�w jest to bardzo trudne
zadanie i zupe�nie
niewykonalne, je�li nasze trzy ksi�yce znajdowa�y w niew�a�ciwych fazach w
por�wnaniu z
ich obecn� pozycj� na niebie. Od czasu do czasu czarownicy z Pa�acu
Sprawiedliwo�ci
dokonuj� niezwyk�ych wyczyn�w: rozwi�zuj� trudne sprawy kryminalne, zagl�daj�c w
otch�anie czasu i dowiaduj�c si� dok�adnie, kto gdzie by� i co si� sta�o. To
jednak rzadko��.
Zazwyczaj stra�nicy musz� chodzi� po ulicach i zadawa� pytania, tak samo jak ja.
Opowiadam Astrathowi o wszystkim, co wiem, i pytam go o pos�g.
- Jak s�dzisz, w jaki spos�b mogli go przenie��?
G�adzi brod�. Brody s� rzadko�ci� w Turai, ale lubi� je czarownicy i cz�onkowie
kilku
innych gildii, na przyk�ad nauczyciele i bajarze.
- - �adnych �lad�w magii?
- - �adnych. Stra�nicy ich nie znale�li, a ja sam przysi�g�bym, �e nikt nie
wypowiedzia� tam ostatnio �adnego zakl�cia. Chocia� by�em zaledwie czeladnikiem
czarownika, w moim zawodzie cz�owiek uczy si� takie rzeczy wyczuwa�.
- - Dobry czarownik m�g� ukry� �lady magii, Thraxasie. Kt�ry czarownik ze Stra�y
bada� to miejsce?
- - Hazjusz Wspania�y.
- - Sam stary Hazjusz, co? To musi by� wa�ne, skoro stra�nicy sprowadzili go z
Pa�acu Sprawiedliwo�ci. No c�, to zmienia posta� rzeczy. �aden czarownik nie
zdo�a�by
ukry� �lad�w swojej aury lub swoich zakl�� przed starym Hazjuszem. To upierdliwy
staruszek, ale zna si� na magii. Pos�g musia� zosta� wyniesiony r�cznie.
- - Niemo�liwe. Nie by�o na to czasu. Jeszcze rano pos�g sta� w warsztacie.
Kilka
os�b przysi�ga, �e go widzia�o. A warsztat Drantaaxa znajduje si� na g��wnej
ulicy w
Pashish. Nie ma mowy, �eby kto� nie zobaczy�, jak pos�g wyje�d�a na wozie. Do
za�adowania go potrzeba sze�ciu m�czyzn i dw�ch godzin