8122

Szczegóły
Tytuł 8122
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8122 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8122 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8122 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Martin Scott Thraxas i wojowniczy mnisi Przek�ad Anna Czajkowska Tytu� orygina�u THRAXAS AND THE WARRIOR MONKS Wersja angielska 1999 Wersja polska 2000 1 Makri wkracza do tawerny �Pod M�ciwym Toporem� z mieczem przy boku i notatkami z lekcji filozofii w r�ku. Po szyi dziewczyny sp�ywa pot. - Na zewn�trz jest upalniej ni� w orkijskim piekle - narzeka. Chrz�kam potakuj�co. Na nic wi�cej nie mam si�y. W tawernie te� panuje piekielny upa�. Ledwo mi si� udaje donie�� piwo do ust. Makri zaraz rozpoczyna zmian�. Zdejmuje m�sk� tunik�, kt�r� nosi, kiedy wybiera si� do miasta, i rzucaj� za bar, a potem polewa twarz i szyj� wod� z dzbanka. Woda �cieka po sk�pym bikini z kolczugi, kt�re ukazuje jej figur� niemal w ca�ej okaza�o�ci. Str�j ten zapewnia nieprzerwany strumie� napiwk�w rzucanych przez doker�w, marynarzy, najemnik�w-barbarzy�c�w i inne szumowiny, chlaj�ce w naszej tawernie. Makri mieszka w ma�ym pokoiku na g�rze. Kilka pokoi dalej w tym samym korytarzu mieszkam ja. Nazywam si� Thraxas, i kiedy nie jest a� tak gor�co, �e nie mo�na si� ruszy�, zarabiam na �ycie jako prywatny detektyw. �Najlepszy Magiczny Detektyw w ca�ym Turai�, g�osi napis na moich drzwiach, No c�, przyznaj�, moje magiczne umiej�tno�ci s� obecnie nadw�tlone i systematycznie ulegaj� ograniczeniu, niemniej jednak, cho� nie sprawiam si� tak dobrze jak pa�acowy czarownik, wci�� jeszcze znam par� zakl��. Nadal mam te� doskonale wyostrzone zmys�y, kt�re wyrabiaj� sobie ludzie studiuj�cy magi�. Poza tym, kiedy prowadz� �ledztwo, nie brak mi determinacji. My�l� wi�c, �e ten napis jest do�� celny. Nie zawraca�em sobie g�owy dopisywaniem, �e pobieram niskie op�aty. Wszyscy ju� i tak o tym wiedz�. Odk�d straci�em prac� w pa�acu, nie mog� powiedzie�, �eby powodzi�o mi si� najlepiej. Unosz� niemal bezw�adn� d�o� i prosz� o kolejne piwo Gurda, starzej�cego si� barbarzy�c� z P�nocy, w�a�ciciela tawerny �Pod M�ciwym Toporem�. - - Czyli nie masz zamiaru pracowa�? - pyta Makri. Lekcewa��co macham r�k�. - - Zosta�o mi jeszcze sporo z poprzedniej zap�aty. Sze�� tygodni wcze�niej wyci�gn��em z opa��w pretora Cyceriusza, a Cyceriusz to w naszym mie�cie wa�na figura, znacznie wa�niejsza ni� zwyk�y senator. A teraz wa�niejsza nawet ni� zwyk�y pretor, bowiem m�j eksklient w�a�nie wygra� wybory na wicekonsula, dzi�ki czemu jest drugim najwy�szym urz�dnikiem pa�stwowym po konsulu Kaliuszu, kt�ry odpowiada tylko przed kr�lem. - Tak rozmy�lam na g�os, podnosz�c dzbanek. - Musz� przyzna�, �e stary Cyceriusz nie posk�pi� pieni�dzy. I nie bez powodu. Nie wygra�by tych wybor�w, gdybym nie ocali� jego reputacji. Makri prycha pogardliwie. Ta niezno�na dziewczyna kwituje pogardliwym prychni�ciem wiele moich wypowiedzi. Zazwyczaj mi to nie przeszkadza. Po pierwsze, jest moj� przyjaci�k�, a ja mam niewielu przyjaci� w tym ohydnym mie�cie. Po drugie, cz�sto pomaga mi w pracy. Oczywi�cie nie w prowadzeniu �ledztwa. Raczej w bijatykach. Tutaj, w portowej dzielnicy Dwana�cie M�rz, ubogiej i pe�nej przest�pc�w, ludzie nie lubi� by� obiektem �ledztwa. Gdy prowadz� dochodzenie, zwykle wiem, �e pr�dzej czy p�niej b�d� musia� u�y� miecza. Nie przeszkadza mi to, bo nie�le sobie z nim radz�. Ale Makri, uciekinierka z orkijskiej stajni gladiator�w, to jedna z najbardziej niebezpiecznych wojowniczek, jakie kiedykolwiek chodzi�y po ziemi. Nie przesadzam. To co, �e ma tylko dwadzie�cia jeden lat i pracuje jako barmanka, aby zarobi� na chleb i nauk� w Kolegium Czcigodnej Federacji Gildii - dajcie jej do jednej r�ki miecz, do drugiej top�r, przed ni� postawcie rz�d nieprzyjaci�, a jatka b�dzie wr�cz niewiarygodna. Przez siedem lat walczy�a jako gladiatorka w orkijskim wi�zieniu. Tam doprowadzi�a sw� technik� niemal do doskona�o�ci, a jednocze�nie znienawidzi�a Ork�w. Wszyscy ludzie ich oczywi�cie nienawidz�, pomimo obowi�zuj�cego obecnie traktatu pokojowego, ale nienawi�� Makri jest wyj�tkowo zaciek�a. Dlatego fakt, �e sama ma w �y�ach nieco orkijskiej krwi, staje si� dla niej jeszcze trudniejszy do zniesienia. Makri jest te� w cz�ci Elfem. Stanowi to mieszank� na tyle niezwyk��, �e wywo�uje nieprzychylne komentarze. Jednak gdy Makri podaje drinki, a jej d�ugie czarne w�osy opadaj� na br�zowe ramiona, go�cie zazwyczaj zapominaj� o swoich uprzedzeniach. - Utyjesz - oznajmia Makri. Z satysfakcj� klepi� si� po wielkim brzuchu. - Daj mu spok�j - m�wi Gurd, u�miechaj�c si� szeroko i nalewaj�c mi kolejny dzbanek. - Podczas upa�u Thraxas nie lubi zbyt ci�ko pracowa�. Pami�tam, �e podczas wojny z Orkami nigdy nie uda�o nam si� zmusi� go, aby uczciwie walczy� przez ca�y dzie�, je�li �wieci�o s�o�ce. Ignoruj� t� k�amliw� obelg�. Podczas wojny z Orkami walczy�em ci�ko jak cholera, m�wi� wam. Niech si� ze mnie �miej�. Zas�u�y�em na odpoczynek. W zesz�ym roku o tej samej porze w��czy�em si� po przystani w poszukiwaniu szalonego p�-Orka, kt�ry zabi� o�miu m�czyzn (ma�o brakowa�o, a ja by�bym dziewi�tym). Teraz, suto op�acony przez Cyceriusza, mog� odpoczywa� przez reszt� upalnego lata, jestem wi�c szcz�liwy jak Elf na drzewie. - Jeszcze jedno piwo, Gurd. Gurd ma oko�o pi��dziesi�tki, ogorza�� twarz i niemal zupe�nie siwe w�osy. Z wiekiem jednak nie zmniejszy�y si� jego musku�y, kt�re napinaj� si�, kiedy nalewa mi piwo i podaje je ponad barem. - Nie kusi ci�, �eby si� tym zaj��? - pyta, wskazuj�c artyku� w �S�awetnej i wiarygodnej kronice wszystkich wydarze� �wiatowych�, cienkiej gazetce o kiepskim druku, kt�ra specjalizuje si� w opisywaniu zbrodni i skandali trapi�cych Turai. Zerkam na tekst.� - �mier� czarownika? Nie, spasuj�. To i tak by� ma�o wa�ny czarownik. Kronika donosi, i� wspomnianego czarownika, Taliusza Zielone Oko, znaleziono wczoraj martwego w jego domu w Thamlinie. Zrodzi�o si� podejrzenie, �e zosta� otruty, wi�c jego s�u��cych aresztowano. Pami�tam Taliusza z czas�w, gdy pracowa�em w pa�acu. By� niezbyt wa�n� figur�; bardziej interesowa� si� stawianiem horoskop�w m�odym arystokratom ni� powa�nym uprawianiem magii. Co nie znaczy, �e jego �mier� zostanie potraktowana lekko. Uprawianie zawodu czarownika okaza�o si� ostatnio w Turai bardzo niebezpieczne. Zaledwie miesi�c temu Tas ze Wschodniej B�yskawicy zosta� zabity razem z Miriuszem Je�d��cym na Or�ach (obaj mieli pewne zwi�zki ze spraw�, nad kt�r� pracowa�em). Poniewa� czarownicy s� wa�ni dla ka�dego pa�stwa, szczeg�lnie tak ma�ego jak Turai, a ich poda� jest ograniczona, s�dz�, �e stra�nicy b�d� bardzo pracowicie zajmowa� si� t� spraw�. Niech si� zajmuj�. Je�li stary Taliusz rozdra�ni� swoich s�u��cych do tego stopnia, �e go otruli, zapewne dosta� to, na co zas�u�y�. Ci pa�acowi czarownicy to degeneraci. Wi�kszo�� z nich to narkomani. Albo pijacy. Albo i jedno, i drugie. - Nalej mi jeszcze piwa, Gurd. Czytam kronik� do ko�ca. Du�o w niej informacji o przest�pstwach, ale tak to ju� jest w Turai. Jakiego� pretora oskar�ono o szmuglowanie do miasta dwa, w�z ze z�otem zosta� porwany w drodze do kr�lewskiego skarbca, kto� w�ama� si� do domu simnijskiego ambasadora... Odrzucam gazet�. Niech si� tym zajm� stra�nicy. Za to im p�ac�. Drzwi otwieraj� si� z rozmachem i do �rodka wkraczaj� dwaj nieznani osobnicy. To na pewno �o�nierze, ale nie zwykli najemnicy, kt�rzy przybywaj� do Turai, aby si� zaci�gn�� do kr�lewskiej armii. Obaj podchodz� do baru i zamawiaj� piwo. Gurd nalewa im kilka kufli, a oni odchodz� do stolika, aby odpocz�� od upa�u. Wy�szy z przyby�ych, gro�nie wygl�daj�cy osobnik z kr�tko ostrzy�on� g�ow� i ogorza�� twarz� mijaj�c m�j stolik zatrzymuje si� i wbija we mnie wzrok. Spogl�dam na niego bez zainteresowania. Pozna�em drania, ale mam nadziej�, �e on mnie nie rozpozna. �ycie by�oby wtedy o wiele �atwiejsze. Pod sto�em moja r�ka kieruje si� automatycznie ku g�owni miecza. - - Thraxas - syczy nieznajomy. - - Czy my si� znamy? - pytam. - - Dobrze wiesz, �e tek. Przez ciebie sp�dzi�em pi�� lat na galerze. - Przeze mnie? Ja ci� nie zmusza�em, �eby� okrada� tego elfijskiego ambasadora. To fakt, rzeczywi�cie zebra�em dowody, kt�re pomog�y w pos�aniu go na galery. Facet wyci�ga miecz z �atwo�ci� �wiadcz�c� o d�ugiej praktyce. Ten ni�szy idzie w jego �lady i bez dalszej dyskusji skacz� ku mnie, a w oczach maj� mord. Szybko unosz� si� z krzes�a. To co, �e mam czterdzie�ci trzy lata i wielki brzuch - nadal potrafi� si� zwija�, je�li zajdzie potrzeba. Pierwszy napastnik wymierza cios mieczem; odparowuj� go, a moja riposta sprawia, �e leci w ty� i z jego piersi bucha krew. Potem odwracam si�, aby stawi� czo�o drugiemu. Drugi ju� jest martwy. W kr�tszym czasie ni� mnie zaj�o pozbycie si� swego przeciwnika, Makri zd��y�a chwyci� miecz ukryty za barem, wskoczy� pomi�dzy nas i wyko�czy� jego koleg�. - Dzi�ki, Makri. Gurd trzyma w d�oni sw�j stary top�r i wydaje si� rozczarowany, �e nikogo nie zostawili�my dla niego. - - Staj� si� powolny - mruczy. - - O co posz�o? - pyta Makri. - - Jakie� pi�� lat temu ograbili elfijskiego ambasadora. Zabrali mu pieni�dze, kiedy le�a� pijany w burdelu w Kushni. Stra�nicy nie potrafili ich odszuka�, ale mnie si� uda�o. Z galer wr�cili zapewne przed kilkoma miesi�cami. A teraz s� martwi. Za ka�dym razem, kiedy kogo� wsadz� za kratki on zarzeka si�, �e mnie dopadnie, zazwyczaj jednak nie spe�nia swojej gro�by. To po prostu m�j pech, �e ta para wkroczy�a dzi� do tawerny �Pod M�ciwym Toporem�. A raczej ich pech. Z przyzwyczajenia obszukuj� trupy, bez rezultat�w. Nic nie ��czy ich z �adnym z naszych gang�w. Najprawdopodobniej po prostu rozkoszowali si� wolno�ci� przed ponownym wkroczeniem na przest�pcz� �cie�k�. Nie ciesz� si�, �e zostali zabici, ale r�wnie� niezbyt si� tym przejmuj�. I tak by ich powieszono, gdyby po raz kolejny co� nabroili. Jeden z nich ma na szyi sakiewk�, niestety pust�. Ani jednej monety. Nast�pnej kradzie�y zapewne dokonaliby gdzie� w pobli�u. Krew s�czy si� na pod�og�. - Zajm� si� tym ba�aganem - m�wi Makri i odnosi miecz za bar, gdzie zazwyczaj le�y on obok zapasowego topora, kilku no�y i gwiazdek do rzucania. Makri lubi bro�. �ciera krew, a potem schyla si�, aby podnie�� pust� sakiewk�, kt�r� rzuci�em na pod�og�. - �adny haft - ocenia. - Przyda mi si� nowa. Siedem lat sp�dzonych w stajni gladiator�w uodporni�o Makri na kontakt ze �mierci�. Bez skrupu��w zawiesza sobie na szyi sakiewk� zamordowanego cz�owieka, bo spodoba� jej si� haft. Gurd i ja wyci�gamy cia�a na zewn�trz. Nikt nie zwraca na to wi�kszej uwagi. W Dwunastu Morzach zw�oki na ulicy to codzienno��. Wi�kszo�� mieszka�c�w jest zbyt zaj�ta zarabianiem na �ycie, �eby zwraca� na nie uwag�. �api� przechodz�cego ch�opca i daj� mu monet�, aby zani�s� stra�nikom wiadomo�� o tym, co si� sta�o. Oni te� zbytnio si� tym nie przejm�, poniewa� jednak jestem licencjonowanym detektywem, lepiej wsp�pracowa� ze str�ami prawa, ni� si� im nara�a�. W tawernie Makri wyczy�ci�a ju� pod�og�, a teraz wyciera bar. Ja bior� sobie nast�pne piwo i siadam, aby odpocz��. Z minuty na minut� robi si� coraz upalniej. Tawerna zaczyna si� zape�nia�. W mie�cie ostatnio mia�y miejsce zamieszki i poniewa� wielu zniszcze� nadal jeszcze nie naprawiono, prace s� w toku. W porze obiadowej tawerna pe�na jest robotnik�w spragnionych strawy po porannej zmianie sp�dzonej na rusztowaniu. Gurd dzi�ki temu zarabia. Zarabia te� Tanrose, kt�ra przygotowuje i sprzedaje w tawernie jedzenie. Jest �wietn� kuchark�, kupuj� wi�c na obiad jeden z jej wielkich plack�w z dziczyzn�. Poniewa� po ostatniej sprawie mam mn�stwo pieni�dzy przysi�g�em sobie, �e przetrwam reszt� piekielnie upalnego lata bez zaj�cia. A dzisiejsza bijatyka nieprzyjemnie przypomina�a prac�. - - Jak to si� sta�o, �e ambasador Elf�w wyl�dowa� pijany w burdelu w Kushni? - pyta p�niej Makri. - - Chcia� si� zabawi�. Zaraz potem musia� wr�ci� w nie�asce na Po�udniowe Wyspy, a ca�a sprawa zosta�a zatuszowana. Kr�l nie zaakceptuje niczego, co mog�oby zepsu� nasze stosunki z Elfami. Zamawiam nast�pne piwo i zastanawiam si�, czy nie wzi�� kolejnego placka. Nieoczekiwany wysi�ek fizyczny zazwyczaj bardzo zaostrza m�j apetyt. - Wszystko zaostrza tw�j apetyt - komentuje z szerokim u�miechem czyszcz�ca sto�y Makri. 2 Po zjedzeniu placka z dziczyzn� ob�adowuj� si� ciastami Tanrose i kupuj� kolejne piwo, aby je zabra� na g�r�. - - Za du�o pijesz - zauwa�a Tanrose. - - Po odej�ciu �ony potrzebne mi jest jakie� hobby. - - Znalaz�e� sobie to hobby znacznie wcze�niej. Nie mog� zaprzeczy�. �Pod M�ciwym Toporem� zajmuj� dwa pokoje, jeden do spania a drugi do pracy. Biuro ma te� drzwi zewn�trzne, z kt�rych schodki prowadz� bezpo�rednio na ulic�, tak �e klienci mog� mnie odwiedza� nie przechodz�c przez tawern�. Zamierza�em przespa� ca�e popo�udnie, ale zanim zd��y�em si� po�o�y�, s�ysz� gor�czkowe walenie w drzwi. Otwieram je i do �rodka wbiega m�ody m�czyzna. Wpada na mnie, odbija si� i l�duje na �rodku pokoju, przera�ony i zdezorientowany. - - Oni mnie powiesz�! - wo�a. - Nie pozw�l im na to! - - Co? Kto? - - Ja go nie zabi�em! To k�amstwo! Pom� mi! �widruj� go wzrokiem. W moim pokoju panuje zwyk�y rozgardiasz, a jego obecno�� jeszcze pogarsza spraw�. Ch�opak jest w strasznym stanie i przez d�u�szy czas nie mog� zrozumie�, o co mu chodzi. Wreszcie popycham go na krzes�o i rozkazuj�, �eby gada� do rzeczy, albo wynosi� si� z mojego biura. Uspokaja si�, ale ci�gle nerwowo zerka na drzwi Jakby oczekiwa�, �e w ka�dej chwili mog� tu wpa�� jego prze�ladowcy. Podchodz� do drzwi i mamrocz� kilka zda�, z kt�rych sk�ada si� standardowe zakl�cie zamykaj�ce. To popularne zakl�cie i nie trzeba szczeg�lnie zna� si� na magii, aby je wykorzysta�, jednak m�odemu cz�owiekowi dodaje to otuchy. - - A teraz powiedz mi, co si� dzieje. Jest za gor�co, �ebym tu sta� i zgadywa�. Kim jeste�, kto ci� �ciga i dlaczego? - - Stra�nicy! Twierdz�, �e zabi�em Drantaaxa! - Drantaaxa? Tego rze�biarza? Kiwa g�ow�. Drantaax to w naszym mie�cie znana osobisto��. Nasz najlepszy rze�biarz. Jeden z najlepszych na ca�ym �wiecie. Szanowany za swoje prace nawet przez arystokracj�, kt�ra zazwyczaj patrzy z g�ry na rzemie�lnik�w. Jego pos�gi ozdabiaj� wiele �wi�ty� Turai, a nawet sam pa�ac. - - Drantaax zosta� zesz�ej nocy zamordowany. Ale ja tego nie zrobi�em! - - Dlaczego kto� mia�by twierdzi�, �e to ty go zabi�e�? I w og�le kim jeste�? - - Jestem Grosex, czeladnik Drantaaxa. Zesz�ej nocy pracowa�em razem z nim. Mamy du�o pracy, bo ko�czymy w�a�nie nowy pos�g �w. Kwatyniusza do Sanktuarium. Pracowali�my nad nim od wielu dni... ale teraz Drantaax nie �yje. D�gni�to go w plecy. - - Gdzie wtedy by�e�? Odpowiada, �e w s�siednim pomieszczeniu. Kiedy wr�ci� do warsztatu, znalaz� Drantaaxa martwego, z no�em w plecach. Potem zjawi�a si� Kalia, �ona rze�biarza, i zacz�a krzycze�. - Kalia wezwa�a stra�nik�w. Przez ca�y czas wrzeszcza�a na mnie, wo�a�a, �e to ja go zabi�em. Ale nie zrobi�em tego. Zwiesza g�ow�. Ch�opak trzyma si� teraz tylko dzi�ki napi�ciu nerw�w ale wida�, �e czuj� si� �le. Proponuj� mu pa�eczk� thazis. Thazis, �agodny narkotyk, nadal jest w Turai nielegalne, ale wszyscy i tak go u�ywaj� - no, a przynajmniej wszyscy w dzielnicy Dwana�cie M�rz. Kiedy Grosex wdycha dym, jego �ci�gni�ta twarz si� uspokaja. Domagam si� wi�cej szczeg��w. Marszcz� brwi, gdy dowiaduj� si�, �e zamiast czeka� na stra�nik�w uciek� z miejsca zbrodni. Ch�opak podaje te� interesuj�cy fakt, �e n� wystaj�cy z plec�w Drantaaxa by� jego w�asno�ci�. Unosz� brew. Nietrudno zrozumie�, dlaczego wszyscy my�l�, �e on to zrobi�. Ca�� noc sp�dzi� kryj�c si� po zau�kach i zastanawiaj�c si�, co robi� - a teraz jest tutaj, aby zatrudni� detektywa, kt�ry, m�wi�c szczerze, niezbyt ma na to ochot�. Nadal jest mi zbyt gor�co. Nie potrzebuj� pracy, a on r�wnie dobrze mo�e by� winny jak cholera. Facet wygl�da �a�o�nie. Chocia� przyzwyczai�em si� ju� niemal do wszystkiego, co zdarza si� w Turai, prawie mi go �al. Zn�w rozlega si� walenie w drzwi. - Otwiera�, tu Stra� Obywatelska! Poznaj� ten g�os. To Toliusz. Jako prefekt dzielnicy Dwana�cie M�rz sprawuje kontrol� nad Stra�� w tym rejonie. Oczywi�cie pogardza mn�. Stra�nicy nie lubi� prywatnych detektyw�w. To dziwne, �e zjawi� si� tu prefekt we w�asnej osobie. Zazwyczaj uwa�a si� za zbyt wa�n� figur�, aby wyj�� na ulic� i odwala� policyjn� robot�. Ignoruje walenie, ale ono nie cichnie. - - Thraxas, otwieraj. Wiem, �e Grosex tam jest. - - Nie ma tu nikogo opr�cz mnie. - - Nasz czarownik twierdzi inaczej. Zerkam na Grosexa. Je�li stra�nicy uznali spraw� za wystarczaj�co powa�n�, aby szuka� go przy pomocy urz�dowego czarownika, ma naprawd� du�e k�opoty. Nadal staram si� zdecydowa�, co robi�, kiedy decyzja zostaje podj�ta za mnie. Prefekt rozkazuje swoim ludziom wy�ama� drzwi. Nie s� one zbyt mocne, zakl�cie zamykaj�ce r�wnie�. Ku mojej wielkiej irytacji drzwi �ami� si� pod ci�arem ci�kich but�w stra�nik�w, kt�rzy wpadaj� do pokoju. Wybucham gniewem. - Co wy sobie my�licie, �eby wpada� tutaj i si�� wdziera� si� do pokoju?! Nie mo�ecie tu wej�� bez nakazu! Prefekt Toliusz macha mi przed oczami nakazem i przepycha si� obok mnie. Formularz najprawdopodobniej nie zosta� wype�niony jak nale�y, ale nie trac� czasu na k��tni�. - Je�li zrobi jeden niew�a�ciwy ruch, aresztujcie go - rozkazuje stra�nikom Toliusz. Potem staje przed Grosexem. Czeladnik, wyczerpany, ubrany w zakurzon� robocz� tunik�, kuli si� ze strachu przed ubranym w tog� z ��t� lam�wk� prefektem. - Masz powa�ne k�opoty - syczy Toliusz, chwytaj�c Grosexa gwa�townie za tunik�. - Dlaczego zabi�e� rze�biarza? Czeladnik bezradnie zapewnia o swej niewinno�ci. Prefekt Toiiusz krzywi si� szyderczo, a potem popycha go w ramiona dw�ch pot�nych stra�nik�w. - Zabierzcie go. Gdyby pr�bowa� ucieka�, zabijcie. A je�li chodzi o ciebie, Thraxasie... - odwraca si� do mnie. - Nie wa� si� znowu przeszkadza� przedstawicielom prawa. Je�eli us�ysz� cho�by plotk�, �e zajmujesz si� t� spraw�, spadn� na ciebie jak kl�twa. Odwraca si�, aby odej��, ale zatrzymuje si� jeszcze przy zniszczonych drzwiach. - Nie wahaj si� za��da� od w�adz odszkodowania - m�wi ze �miechem. Ka�de takie podanie musi oczywi�cie zosta� podpisane przez prefekta. Po z�apaniu podejrzanego i obra�eniu mnie prefekt jest szcz�liwy jak Elf na drzewie, wi�c oddala si� z u�miechem. Stra�nicy odchodz�, ci�gn�c za sob� Grosexa. Kiedy widz� go po raz ostatni, wpychaj� go w�a�nie do krytego wozu Stra�y, chocia� nadal �a�o�nie wykrzykuje, �e jest niewinny. Zamykam to, co zosta�o z moich drzwi. Ko�cz� piwo, a potem schodz� na d� do Makri. - - Pracuj� - oznajmiam. - Mam spraw�. - - Od kiedy? - - Od chwili gdy prefekt Toliusz rozbi� mi drzwi i zaci�gn�� mojego klienta do wi�zienia. Nie chcia�em pracowa�, ale teraz w�ciek�em si� bardziej ni� zraniony smok i dlatego porusz� niebo, ziemi� i trzy ksi�yce, �eby pokaza� Toliuszowi, �e nie jestem cz�owiekiem, kt�rego mo�na tak traktowa�. Id� prowadzi� dochodzenie. Zobaczymy si� p�niej. Wychodz� na ulic� Kwintesencji z mieczem przy boku i ponur� determinacj� w sercu. Kiedy by�em starszym inspektorem �ledczym w pa�acu, ludzie traktowali mnie z szacunkiem. Od tego czasu powodzi�o mi si� znacznie gorzej, aJe nie pozwol�, �eby jaki� ma�y tyran, taki jak prefekt Toliusz, �azi� mi po g�owie. Na ulicy jest gor�cej ni� w orkijskim piekle; w powietrzu unosi si� smr�d ryb nap�ywaj�cy z targu przy przystani. Musz� si� przedziera� przez kupy gruzu wok� jakiego� nowego placu budowy, w miejscu, gdzie stare domy zosta�y zniszczone podczas zamieszek. Zamiast nich budowniczowie wznosz� po obu stronach w�skiej ulicy nowe kamienice czynszowe. Cztery pi�tra to w Turai prawnie dopuszczalne maksimum, ale te prawdopodobnie b�d� wy�sze. Wi�ksze zyski dla budowniczych i w�a�cicieli tych slams�w. A tak�e dla Toliusza. Prefekci dogl�daj� spraw budownictwa w swoim rejonie, a Toliusz zbiera niez�e �ap�wki, przymykaj�c oczy na �amanie prawa. Jedna z korzy�ci, jakie przynosi ze sob� to stanowisko. Wi�kszo�� prefekt�w post�puje tak samo. Podobnie pretorzy. W tym mie�cie korupcja dotar�a na same szczyty. Budowniczowie z kolei s� w zmowie z Bractwem, przest�pcz� organizacj�, kt�ra rz�dzi po�udniow� cz�ci� miasta. Musz� by�. Niewiele tu mo�na zrobi�, o ile nie jest w to wmieszane Bractwo. W Dwunastu Morzach mamy dwa posterunki Stra�y Obywatelskiej. G��wny, znajduj�cy si� w pobli�u, kierowany jest przez prefekta Toliusza, w mniejszym za�, przy przystani, rz�dzi kapitan Railee. Znam go dobrze, ale on uparcie zabrania swoim ludziom przekazywania mi jakichkolwiek informacji. Mam te� swoj� wtyczk� na g��wnym posterunku, stra�nika Jevoxa. Jevox nie ma nic przeciwko temu, �eby od czasu do czasu zdradzi� mi jak�� ciekawostk�, poniewa� kilka lat wcze�niej uratowa�em od stryczka jego ojca, ale nie mog� ryzykowa�, �e tak szybko wpadn� na prefekta Toliusza. Toliusz nie sp�dza tu zbyt wiele czasu - cz�ciej wyleguje si� w jakim� burdelu lub barze w Kushni, wydaj�c pieni�dze z �ap�wek - ale by� mo�e nadal, przes�uchuje biednego Grosexa. Sytuacja si� wyja�nia, kiedy z posterunku wychodzi stra�nik Jevox i na m�j widok zaczyna robi� ostrzegawcze miny. Chowam si� za rogiem. Wygl�dam ostro�nie i dostrzegam Toliusza i dw�ch stra�nik�w, kt�rzy prowadz� skutego kajdankami Grosexa do krytego wozu. W�z odje�d�a, Jevox za� znajduje si� w jego konnej eskorcie. Moje oficjalne �r�d�a b�d� musia�y zaczeka�, trzeba wi�c pomy�le� o tych nieoficjalnych. Id� dalej, nie zwracaj�c uwagi na �ebrak�w. Jest ich zbyt wielu, �eby post�powa� inaczej. Przy ko�cu ulicy Kwintesencji skr�cam w ulic� Spokoju, �a�osn�, brudn� alejk� pe�n� prostytutek i narkoman�w. Prostytutki mnie ignoruj�. Narkomani wyci�gaj� r�ce i �ebrz�. Odk�d dwa, pot�ny narkotyk, opanowa�o miasto kilka lat temu, coraz wi�cej narkoman�w w��czy si� po ulicach, przez co dzielnica Dwana�cie M�rz sta�a si� niebezpieczna dla ludzi wychodz�cych po zmroku, czy te� o ka�dej innej porze. Dalej na ulicy Spokoju znajduje si� �Syrena�, tawerna ciesz�ca si� tak z�� s�aw�, �e nikt, kto ma rozs�dek, pozycj� lub poczucie w�asnej godno�ci nie zbli�y�by si� nawet na kilometr do tego miejsca. Ja cz�sto tam bywam. W �Syrenie� mo�na zazwyczaj znale�� Kerka, mojego informatora, rozwalonego przy stole lub le��cego na pod�odze, je�li dwa w�a�nie go powali�o. Kerk handluje narkotykiem, �eby na niego zarobi�, i zdobywa wiele przydatnych informacji, kt�re sprzedaje r�wnie� po to, aby zdoby� pieni�dze na dwa. Znajduj� go przed tawera�, le��cego na spalonej s�o�cem ziemi. Przy jego stopach widz� pusty dzban po piwie, a powietrze woko�o nasycone jest �atwym do rozpoznania aromatem spalonego dwa. Budz� go szturchni�ciem nogi. Kerk spogl�da na mnie swymi wielkimi oczami, kt�re sugeruj�, �e gdzie� tam na jego drzewie genealogicznym mo�na znale�� elfijskich przodk�w. Nie by�oby w tym nic dziwnego. Elfy odwiedzaj�ce miasta w Krainach Ludzi nie wzdragaj� si� przed wizytami u pracuj�cych tam prostytutek. Po�udniowe Wyspy Elf�w to mo�e i raj na ziemi, a�e prostytucja jest tam rzadko�ci�. M�ode Elfy musz� jako� zaspokaja� swoje potrzeby. - - Czego chcesz? - mamrocze Kerk. - - Wiesz co� o Drantaaxie? Narkoman automatycznie wysuwa r�k�. Wk�adam w jego d�o� ma�� monet�, jedn� dziesi�t� gurana. - - Rze�biarz. Zabity zesz�ej nocy. - - Wiesz co� jeszcze? - - Zad�gany przez swego czeladnika. Tak m�wi�. Po jego oczach poznaj�, �e wie co� wi�cej. Wk�adam w wysuni�t� d�o� kolejn� monet�. - - Czeladnik sypia� z jego �on�. - - Czy to plotka, czy te� potwierdzony fakt? - - Plotka. Ale wiarygodna. S�o�ce pali. W w�skim przesmyku ulicy Spokoju upa� jest nie do zniesienia. Maszerowa�em przez pustynie, gdzie bywa�o ch�odniej. Kerk nie wie nic wi�cej, ale b�dzie mia� uszy otwarte. Daj� mu jeszcze jedn� monet�, a on si� zbiera, ma ju� bowiem do��, aby kupi� troch� dwa. Odwracam si� i odchodz�. Niewiele si� dowiedzia�em, ale informacja by�a ciekawa. Sytuacja zawsze staje si� bardziej interesuj�ca, kiedy czeladnik sypia z �on� majstra. Niestety zwi�ksza to r�wnie� prawdopodobie�stwo, �e Grosex rzeczywi�cie zabi� Drantaaxa, a ja nie chc�, aby to by�a prawda. Nie mam jednak �adnego rozs�dnego powodu, aby wierzy� w jego niewinno��, poza niejasnym wra�eniem, �e nie k�ama�. No i g��bok� niech�ci� do prefekta Toliusza. �mierdziuszki, ma�e czarne ptaszki, kt�re opanowa�y miasto, siedz� zm�czone upa�em na �cianach dom�w. Kilka z nich zrywa si� w powietrze z �wierkaniem, bo przestraszy� je kamie� rzucony przez ch�opaka nosz�cego ��t� chust�, kt�ra jest odznak� Kr�l�w Koolu, miejscowego gangu m�odzie�owego. Ch�opak podnosi kolejny kamie�. - Rzu� we mnie, ma�y, a wt�ocz� ci go do gard�a, a potem do�o�� takie zakl�cie, �e kiszki ci zgnij�. Ch�opak wycofuje si�. Jako detektyw nie jestem zbyt popularny w�r�d Kr�l�w Koolu, wiedz� jednak, �e nie powinni ze mn� zadziera�. Kiedy prowadz� dochodzenie w dzie� tak upalny jak ten, nie jestem w nastroju do �art�w. Kiedy przechodz�, krzywi si� szyderczo. Ja odpowiadam tym samym. Dzieciaki. Dop�ki nie pojawi�o si� dwa, krad�y owoce na rynku. Teraz rabuj� z broni� w r�ku, �eby zarobi� na narkotyki. Turai schodzi na psy, i to szybko. Je�li tutejsza ludno�� nie wyko�czy si� sama zamieszkami, kradzie�ami i narkotykami, kr�l Lamarchus z Nioj nadejdzie z P�nocy i zetrze nas z powierzchni ziemi. Potrzebny mu tylko jaki� pretekst, i to niekoniecznie dobry. Poniewa� zrobi�em pewne post�py, postanawiam odwiedzi� tawern� �Pod M�ciwym Toporem�, zanim p�jd� sprawdzi�, czego uda mi si� dowiedzie� w pracowni Drantaaxa. Skoro mam przed sob� ca�y dzie� pracy potrzebuj� piwa, a mo�e i troch� jedzenia. Chodzi mi te� po g�owie my�l, �e powinienem znale�� w ksi��kach kilka zakl��. Szczerze przyznaj�, �e obecnie kiepski ze mnie czarownik - m�czy mnie nawet noszenie w pami�ci standardowego zakl�cia obronnego - nadal jednak znam par� sztuczek. Nie�le mnie wkurzy�o, �e prefekt Toliusz m�g� sobie tak po prostu wparowa� do mojego pokoju i zaaresztowa� Grosexa tu� pod moim nosem. Moja reputacja mo�e ucierpie�, je�li moich klient�w b�d� spotyka� takie przygody. Tak si� skoncentrowa�em na przemykaniu w�r�d zalegaj�cego ulic� gruzu, �e dopiero po sekundzie lub dw�ch dociera do mnie wygl�d osoby, kt�ra wita mnie u drzwi tawerny. Jestem przyzwyczajony do dziwnych widok�w na ulicach Turai: �piewaj�cy pielgrzymi, pot�ni barbarzy�cy z P�nocy, czasem ubrany na zielono Elf. No i oczywi�cie sama Makri z jej czerwono-br�zowym cia�em opi�tym bikini z kolczugi. Na dodatek ostatnio przek�u�a sobie nos, aby nosi� w nim k�eczko, ozdob� bardzo rzadk� w mie�cie, co nie uzyska�o mojej aprobaty. Zrobili to dla niej Palax i Kaby, para w�drownych �piewak�w i muzyk�w, kt�rzy wygl�daj� coraz bardziej malowniczo - w�osy ufarbowane na krzykliwe kolory, ubrania jeszcze jaskrawsze i twarze poprzek�uwane w wielu miejscach. Pomimo to jednak nie by�em przygotowany na widok kobiety chodz�cej na bosaka - co za �mieszny i niebezpieczny pomys�, bior�c pod uwag� stan naszych ulic! - ubranej w d�ug� sp�dnic� ozdobion� znakami zodiaku i z girland� kwiat�w we w�osach. Mrugam oczami jak g�upiec, kiedy ten cudak staje przede mn�. Nie przychodzi mi do g�owy �aden pow�d, dla kt�rego kto� m�g�by chodzi� na bosaka. - Hej, Thraxasie - m�wi Makr i, pojawiaj�c si� z tac�. - To Mniszek. Chce zaproponowa� ci prac�. Zanim zd��y�em o�wiadczy�, �e nikt nie mo�e mie� na imi� Mniszek, kobieta bierze mnie za r�k�, patrzy mi g��boko w oczy i oznajmia, �e na pewno przysz�a do w�a�ciwego cz�owieka. - - Widz�, �e masz dusz� pe�n� wsp�czucia. Makri chichocze gdzie� z ty�u. - - Chcesz mnie zatrudni�? - - Tak. W imieniu delfin�w. - - Delfin�w? - - Delfin�w mieszkaj�cych w zatoce. - Tych, kt�re potrafi� rozmawia� z lud�mi - dodaje Makri. Chrz�kam. Ludzie rzeczywi�cie gadaj�, �e te delfiny potrafi� m�wi�. Osobi�cie jako� nie mog� w to uwierzy�. - One tak�e �piewaj� - dodaje Mniszek weso�o. Z trudem udaje mi si� zapanowa� nad sob�. - Jestem zapracowanym cz�owiekiem. Czy ten wyk�ad o faunie ma jaki� cel? - - Ale� tak. Delfiny s� w okropnych tarapatach. Kto� ukrad� ich uzdrowicielski kamie�. Chc� ci� zatrudni�, aby� go odzyska�. - - Ich uzdrowicielski kamie�? - Dok�adnie. Jest dla nich bardzo cenny, bo spad� z nieba. Mniszek u�miecha si� s�odko, a ja porzucam wszystkie pr�by zapanowania nad sob�. - Mog�aby� zej�� mi z drogi? Jestem zapracowanym cz�owiekiem i w�a�nie prowadz� �ledztwo. Prawdziwe �ledztwo w sprawie morderstwa. Nie mam czasu sta� tutaj i s�ucha�, jak jaka� wariatka z kwiatami we w�osach bredzi o delfinach i uzdrowicielskim kamieniu, kt�ry spad� z nieba. A teraz przepraszam. Przepycham si� obok niej, Mniszek jednak zn�w zagradza mi drog�. - Koniecznie musisz im pom�c! - - Poszukaj innego detektywa. - - Delfinom zale�y na tobie. Uzna�y, �e reprezentujesz ten sam poziom. Ledwo si� powstrzymuj�, �eby jej nie uderzy�. Makri, jak widz�, uwa�a ca�� spraw� za bardzo zabawn�. Niech sama idzie i pomaga delfinom. Ja musz� zaj�� si� morderstwem. Ruszam na g�r�, nawet nie zatrzymuj�c si�, aby wzi�� piwo. Potrzebuj� czego� mocniejszego. Wyci�gam butelk� Hee> alkoholu p�dzonego w g�rach za miastem. Po niedawnych sukcesach naby�em lepszy gatunek ni� ten, na kt�ry zazwyczaj mnie sta�, ale i tak alkohol piecze mnie w gardle, kiedy prze�ykam. Potrz�sam g�ow� i nalewam sobie kolejny kieliszek. Gadaj�ce delfiny - akurat! Mam do�� problem�w z Orkami, Elfami i Lud�mi. Ryby mog� same si� o siebie zatroszczy�. Po spotkaniu z idiotycznym Mniszkiem i wys�uchaniu bredni o delfinach wracam do prawdziwego �wiata i ruszam do pracowni Drantaaxa. Ju� do�� si� nachodzi�em w tym upale, �api� wi�c pow�z, rozsiadam si� i pozwalam, aby konny w�z wi�z� mnie przez Dwana�cie M�rz i dalej na p�noc, do Pashish. Pashish to spokojniejsza dzielnica, zamieszkana przez rodziny ubogich, lecz przyzwoitych robotnik�w, kt�rzy utrzymuj� nasze miasto. Nie ma tu przepychu, ulice s� jednak nieco szersze i mniej obskurne ni� w s�siedztwie przystani. W pobli�u mieszka m�j przyjaciel, czarownik Astrath Potr�jny Ksi�yc, do kt�rego zapewne p�niej wpadn�. W czasie jazdy rozmy�lam o dw�ch sprawach. Po pierwsze, kto zabi� Drantaaxa? Kiedy nieco och�on��em z gniewu wywo�anego wtargni�ciem Toliusza, dostrzegam tak�e, �e zabra�em si� do roboty bez �adnej zap�aty, co jak na mnie jest do�� niezwyk�e. Nie bawi� si� przecie� w �ledztwo dla przyjemno�ci - ja tym zarabiam na �ycie. Oficjalnie nie mam nawet klienta. Grosex zosta� zatrzymany, zanim zd��y� mnie zatrudni�. Przychodzi mi do g�owy niepokoj�ca my�l, �e jako m�ody czeladnik nie �mierdzi groszem. By� mo�e wyda� swoje n�dzne zarobki na prezenty dla �ony rze�biarza. Musz� po prostu wierzy�, �e wszystko p�jdzie dobrze. Chocia� nie narzekam na brak got�wki, nie znaczy to, �e nagle sta�em si� altruist�. Bior�c pod uwag� pecha, kt�ry mnie ostatnio prze�laduje, wkr�tce zn�w b�d� biedakiem. Najprawdopodobniej zaraz po najbli�szym wy�cigu rydwan�w. Pow�z staje na rogu, zatrzymany przez grup� �piewaj�cych pielgrzym�w �piesz�cych do Sanktuarium �w. Kwatyniusza w zachodniej cz�ci miasta. Wyci�gam r�k� i bior� gazet� od ulicznego sprzedawcy. �S�awetna i wiarygodna kronika wszystkich wydarze� �wiatowych� zawsze ch�tnie opisuje drastyczne wydarzenia, a �mier� rze�biarza to doskona�y temat. Morderstwa s� w naszym mie�cie na porz�dku dziennym, jednak Drantaax by� na tyle s�ynny, aby ta wiadomo�� sta�a si� wa�na. W Turai pracuje wielu r�nych artyst�w, skuszonych mitem bogactwa, jaki nadal kr��y w�r�d dekadenckich wy�szych warstw naszego spo�ecze�stwa, �aden jednak nie cieszy� si� tak� s�aw� jak Drantaax. Kronika wyja�nia, �e pos�g, nad kt�rym pracowa� - naturalnych rozmiar�w figura �w. Kwatyniusza na koniu - zosta� w cz�ci sfinansowany przez Prawdziwy Ko�ci� w Nioj. Gazeta opisuje wydarzenie do�� og�lnie, bez bli�szych szczeg��w, a potem dodaje, �e pos�g znikn��. Zak�adam, �e to pomy�ka skryby. W Turai mamy wielu sprytnych przest�pc�w, ale nie wyobra�am sobie, �eby kto� m�g� uciec niezauwa�ony z pos�giem z br�zu przedstawiaj�cym m�czyzn� na koniu naturalnej wielko�ci. B�g jeden wie, ile co� takiego mo�e wa�y�. Ale te pieni�dze z Nioj to z�a wiadomo��. Nioj to pa�stwo fundamentalistyczne. Kr�l jest tam jednocze�nie Naczelnym Pontyfikiem, a na dodatek to fanatyk religijny, ma wi�c teraz doskona�y pow�d, aby gniewa� si� na Turai. Dom Drantaaxa znajduje si� na drugim ko�cu Pashish, gdzie mieszka�com �yje si� nieco mniej uci��liwie. Ulice s� czyste, a chodniki w dobrym stanie. Wysiadam kilka dom�w wcze�niej, p�ac� wo�nicy i dochodz� pieszo. Domu i warsztatu pilnuj� dwaj stra�nicy. Kiedy ich informuj�, �e jestem tu z powodu �ledztwa, patrz� na mnie z kamiennymi twarzami i nie chc� si� ruszy�. - Tego mi tylko by�o trzeba - rozlega si� g�os za moimi plecami. - Thraxas wpychaj�cy swoje wielkie brzuszysko w sprawy Stra�y. Odwracam si�. - Witam, kapitanie Rallee. Ciesz� si�, �e to pan zajmuje si� spraw�. - To uczucie jest nieodwzajemnione. Czego chcesz? Kapitan Rallee i ja znamy si� od dawna. Razem walczyli�my podczas wojny z Orkami. We tr�jk� z Gurdem prze�yli�my kilka mro��cych krew w �y�ach przyg�d, kt�rymi nadal zabawiam s�uchaczy podczas popijaw �Pod M�ciwym Toporem�. Po wojnie, kiedy zosta�em starszym detektywem w pa�acu, kapitan Rallee r�wnie� sp�dzi� tam wiele czasu, zanim straci� zaufanie Rycjusza, w�wczas wicekonsula, i zn�w znalaz� si� na posterunku. Jego rewir przy przystani obejmuje jeden z najtrudniejszych rejon�w miasta, a to nie byle co. Rallee nie przejmuje si� tym, �e bywa tam niebezpiecznie - nie jest to bowiem cz�owiek, kt�ry wzdraga si� przed wype�nianiem swoim obowi�zk�w - uwa�a jednak, �e stra�nik z jego do�wiadczeniem powinien ju� dosta� jak�� lepsz� posad�. Chocia� kiedy� byli�my niemal zaprzyja�nieni i obu nas wyrzuci� z pa�acu Rycjusz, odsun�li�my si� od siebie przez ostatnie lata. Ja jestem wolnym strzelcem, Rallee za� stra�nikiem, a te dwa gatunki ludzi nigdy nie �yj� ze sob� w zgodzie. Kapitan odda� mi ju� kilka przys�ug i wie, �e nie jestem g�upcem, jednak fakt, �e to on zajmuje si� spraw� nie stanowi gwarancji, �e otrzymam pomoc Stra�y. - Jak si� �yje w Stra�y Obywatelskiej? - Lepiej ni� na wi�ziennej galerze. Skoro jednak pojawi�e� si� ty, mo�e si� to zmieni. M�wi� mu, �e dobrze si� trzyma, co jest prawd�. Kapitan starzeje si� jako� �adniej ode mnie. W�osy zwi�zuje w kucyk z ty�u g�owy, tak jak ja, ale jego s� jasne i l�ni�ce. Podobnie w�s. M�j zaczyna ju� siwie�. S�dz�, �e m�j stary kompan nadal podoba si� kobietom. Kapitan ignoruje komplement. - - Pracujesz nad t� spraw�, czy te� po prostu wpychasz nos dla przyjemno�ci? - - Po prostu zarabiam na �ycie, panie kapitanie. Grosex zatrudni� mnie, zanim Toliusz go dopad�. - - Ten czeladnik? Zatrudni� ci�? A jak ci zap�aci�? - - Da� standardow� zaliczk� - k�ami�. Kapitan prycha i informuje mnie, �e Grosex nie mia� grosza przy duszy, nie m�wi�c ju� o trzydziestu guranach na zaliczk� potrzebn� do zatrudnienia detektywa. - Zatem to prawda, �e mia� romans z �on� Drantaaxa? Kapitan wzrusza ramionami. - - Tak m�wi�. S�u��cy zeznali, �e Kalia z jakiego� powodu by�a bardzo szcz�liwa. - - Gdzie on jest teraz? - - W wi�zieniu. A ty si� z nim nie zobaczysz. Toliusz zamkn�� ch�opaka na trzy spusty i nie zaryzykuje utraty uznania, jakie przynios�o mu szybkie zatrzymanie sprawcy. Straci je, gdy pozwoli ci porozmawia� ze swoim klientem. Kiepsko z nim, Thraxasie. Prawdziwy Ko�ci� w Turai straci� wiele czasu, aby przekona� Ko�ci� z Nioj do sfinansowaniu pos�gu. Zamierzali zaprosi� kilku nioja�skich kleryk�w na ceremoni� jego ods�oni�cia. Pewnie dzi�ki temu mia�y si� poprawi� stosunki mi�dzy naszymi pa�stwami. Teraz rze�biarz jest martwy, a pos�g znikn��. Kr�lowi Lamachusowi na pewno si� to nie spodoba. - - Gdzie jest �ona Drantaaxa? Musz� z ni� pom�wi�. - Nie mo�esz. Zaczyna mnie to irytowa�. - - Co pana ugryz�o, kapitanie? Odk�d to detektywowi zabrania si� porozmawia� ze �wiadkiem? - - Nikt ci niczego nie zabrania. Nie mo�esz z ni� porozmawia�, bo znikn�a. Uciek�a, zanim tu dotarli�my. Kapitan wyja�nia, �e po znalezieniu cia�a Kalia wys�a�a s�u��cego, aby zawiadomi� stra�nik�w. Kiedy przybyli, ju� jej nie by�o. - Nikt nie widzia�, jak wychodzi�a. Kalia wymkn�a si� podczas zamieszania. Mamy wi�c teraz jednego martwego rze�biarza, jedn� zaginion� �on� i jeden zaginiony pos�g. - - Pos�g naprawd� zagin��? Jak kto� m�g�by go przenie��? Kapitan wzrusza ramionami. - - Nie mam poj�cia. Ale naprawd� znikn��. Ca�e dwie tony. - - Toliusz wytropi� u mnie Grosexa przy pomocy czarownika. Czy ten czarownik nie mo�e odnale�� pos�gu? - - Najwyra�niej nie. Uprzedzaj�c twoje pytanie - nie, na miejscu zbrodni nie znaleziono �adnych oznak u�ycia magii. Nasi ludzie przeszukali ca�y dom i nie znale�li najmniejszego jej �ladu. Nie wiadomo, jak pos�g zdo�a� znikn��. S�u��cy zarzekaj� si�, �e Drantaax pracowa� nad nim jeszcze tego samego ranka. Jego �ona znalaz�a cia�o tu� po zab�jstwie, nie by�o wi�c czasu na to, aby przetransportowa� gdzie� pos�g. A jednak znikn��. - - Dlaczego Toliusz jest tak pewien, �e rze�biarza zabi� Grosex? - - To jego n� tkwi� w ciele. - - No i co? To nic nie znaczy. Ka�dy m�g� u�y� tego no�a. - - By� mo�e. Zobaczymy, co powie nasz czarownik, kiedy zbada narz�dzie zbrodni, s�dz� jednak, �e znajdzie na nim aur� czeladnika. A teraz jestem zaj�ty. Je�li nie masz nic przeciwko temu, zajm� si� prac�. - - Musz� zajrze� do �rodka. - - Id� do diab�a. Kapitan Rallee by� kiedy� oficerem ��cznikowym pomi�dzy Pa�acem Sprawiedliwo�ci, g��wn� siedzib� stra�y, a Ochron� Pa�acow�. Mi�a, wygodna posadka, chocia� oczywi�cie po wielu latach sp�dzonych na walce z turajsk� przest�pczo�ci� na pewno na ni� zas�u�y�. A teraz z powrotem patroluje ulice i niezbyt mu si� to podoba. Rzadko jest w dobrym nastroju. - - No, o co chodzi? Mam prawo zajrze� do �rodka. - - �O co chodzi?� O to, �e prefekt Toliusz siedzi mi na g�owie, �eby�my t� spraw� za�atwili tak szybko, jak to mo�liwe, aby Prawdziwy Ko�ci� i Niojanie byli zadowoleni. Z kolei konsul Kaliusz pop�dza mnie, abym szybko znalaz� skradzione kr�lewskie z�oto, �e nie wspomn� o milionie innych spraw, od pielgrzym�w okradanych w sanktuarium do o�miu zab�jstw zwi�zanych z dwa, kt�re pope�niono w Kushni w ci�gu ostatnich dw�ch dni. Czy to ci wystarczy? Chrz�kam ze wsp�czuciem, zauwa�am jednak, �e jako prawny przedstawiciel Grosexa mam prawo obejrze� miejsce zbrodni. Kapitan duma o tym przez chwil�. Nie chce, abym tam wchodzi�, jednak�e trzeba mu odda� sprawiedliwo�� - nie jest to cz�owiek, kt�ry �amie prawo. - Wobec tego zajrzyj. Je�li zjawi si� Toliusz i wsadzi ci� do wi�zienia, nie przylatuj do mnie z p�aczem. W tym momencie, kiedy mamy w�a�nie wej�� do domu, z wielu wie� wznosz�cych si� nad miastem rozlega si� wezwanie do popo�udniowych mod��w, musimy wi�c ukl�kn�� i pochyli� g�owy ku ziemi. W Turai nie mo�na si� od tego wymiga�. Trzy razy dziennie odbywaj� si� oficjalne mod�y i ka�dy, kto nie ukl�knie, b�dzie mia� problemy z w�adzami. Kl�kam wi�c i modl� si� obok kapitana Rallee i jego dw�ch stra�nik�w, co jest w gruncie rzeczy zabawne, chocia� podczas pracy nieraz musia�em si� modli� w du�o dziwniejszym towarzystwie. Raz zdarzy�o si� nawet, �e z kim� walczy�em, kiedy rozbrzmia�o wezwanie, musia�em wi�c ukl�kn�� obok faceta, a potem wsta� i go zabi�. No c�, przynajmniej poszed� na spotkanie ze swoim Stw�rc� dobrze przygotowany. Upa� jest okropny i musz� dobrze si� stara�, aby nie zasn��. Kiedy rozbrzmiewa wezwanie do zako�czenia mod��w, ze znu�eniem podnosz� si� na nogi. - - Robisz si� powolny, Thraxasie - zauwa�a kapitan Rallee. - Czas, aby� znikn�� z ulicy. Otw�rz sobie tawcrn�. - - Szybko bym przepi� ca�y interes. Wchodzimy do domu, gdzie zabieram si� do badania miejsca zbrodni pod czujnym okiem stra�nika, kt�remu nakazano chodzi� za mn� i pilnowa�, �ebym nie robi� nic, czego robi� nie powinienem. Dom Drantaaxa to standardowy budynek, by� mo�e nieco wykwintniej szy ni� wi�kszo�� podobnych, ale bez przesady. Gdyby nie znakomite rze�by zdobi�ce pokoje, ogr�d i centralny dziedziniec, mo�na by go wzi�� za mieszkanie �rednio zamo�nego kupca. Pos�gi s� jednak pi�kne. Nawet niewy�wiczone oko, takie jak moje, dostrze�e od razu, �e s� znacznie lepsze, ni� wi�kszo�� tych, kt�re mo�na zobaczy� w �wi�tyniach i bibliotekach naszego miasta. Du�y warsztat Drantaaxa przylega do tylnej �ciany domu, jednak na miejscu zbrodni niewiele jest do zobaczenia, za wyj�tkiem bladej plamy krwi w miejscu, gdzie le�a�o cia�o i wielkiej pustki tam, gdzie powinien znajdowa� si� pos�g. Skupiani si�, �eby sprawdzi�, czy zdo�am wyczu� magi�. Nie zdo�a�em. Jestem pewien, �e nikt jej tu nie u�ywa� w ci�gu ostatnich kilku dni. Wed�ug kapitana Rallee pos�g na pewno sta� tu jeszcze wczoraj. Widzia� go pontyfik Prawdziwego Ko�cio�a, przys�any, aby zobaczy�, jak idzie praca. Pos�g zosta� wykonany z br�zu. Drantaax kszta�tuje swoje dzie�a w gipsie i wysy�a modele do odlewni, kt�ra je dla niego odlewa i odsy�a w sze�ciu kawa�kach. P�niej rze�biarz sk�ada wszystkie cz�ci, szlifuje je, dokonuje ewentualnych poprawek, no i prosz� - powstaje pos�g z br�zu. Takie pos�gi s� puste w �rodku, ale i tak �wi�ty, ko� i cok� musia�y razem wa�y� kilka ton, poniewa� Drantaax z�o�y� ju� ca�o��. A teraz pos�gu nie ma. Znikn��. Nikt niczego nie widzia�. Do przewiezienia gotowego dzie�a potrzeba sze�ciu m�czyzn z podno�nikiem i specjalnym wzmocnionym wozem. Ogl�dam ko�owroty zamocowane w warsztacie specjalnie do podnoszenia ci�kich dzie� sztuki. To z pewno�ci� k�opotliwy proces. Nie da si� go przeprowadzi� w po�piechu. Kto� jednak przeni�s� pos�g i nikt niczego nie widzia�. �aden z s�siad�w ani �aden z przechodni�w, kt�rych zdo�ali odszuka� stra�nicy nie dostrzeg� niczego dziwnego w domu lub w jego okolicy. Po drugiej stronie ulicy codziennie siedzi �ebrak, kt�ry przysi�ga, �e w dniu morderstwa z dziedzi�ca nie wyjecha� �aden w�z. - Nie m�g� tak po prostu znikn��. Kapitan Rallee informuje mnie sucho, �e sam ju� doszed� do takiego wniosku. - A stary Hazjusz Wspania�y twierdzi, �e nie u�ywano tu magii? Bardzo dziwne. W warsztacie znajduj� si� r�wnie� inne dzie�a sztuki - niekt�re w trakcie tworzenia, inne ju� gotowe. Pi�kne i jak s�dz� cenne dla kolekcjoner�w. �adne nie jest tak du�e. S� w�r�d nich popiersia, kt�re m�g�by wynie�� jeden cz�owiek. Dlaczego wi�c z�odziej zdecydowa� si� zabra� ze sob� co� tak masywnego? I na dodatek niemo�liwego do sprzedania, nawet w Turai, ulubionym schronieniu nieuczciwych kupc�w. Za domem jest grz�dka, gdzie ma�a marmurowa nimfa le�na spoczywa po�r�d czerwonych kwiat�w. Kwiaty nie�le wytrzymywa�y szalony upa�, ale ju� zaczynaj� wi�dn��. P�atki pokrywaj� �cie�k�, tworz�c ma�� plam� czerwieni. W �rodku dostrzegam co� ��tego. Schylam si�, aby obejrze� to z bliska. W�r�d czerwonych p�atk�w le�y te� kilka ��tych. Zn�w patrz� na grz�dk�. Nie ma na niej ��tych kwiat�w. Dziwne. Mo�e te kwiaty mia�y tak�e po kilka ��tych p�atk�w, kt�re akurat wszystkie spad�y? A mo�e nie? Podnosz� tajemnicze p�atki i wk�adam je do sakiewki, kt�r� nosz� przy pasie na takie w�a�nie okazje. Rozgl�dam si� jeszcze przez jaki� czas, ale niczego nowego si� nie dowiaduj�. Kapitan Rallee twierdzi, �e nie ma �adnych informacji o miejscu pobytu �ony Drantaaxa. Je�li co� wie, nie chce mi powiedzie�. Tr�jk� s�u��cych b�dzie trzyma� pod kluczem do przes�uchania i nie wygl�da na to, �ebym w najbli�szym czasie m�g� z nimi porozmawia�. Dochodz� do wniosku, �e czas odej��. Musz� szybko zobaczy� si� z Grosexem, ale poniewa� jestem w pobli�u domu Astratha Potr�jnego Ksi�yca, postanawiam odwiedzi� go najpierw. Astrath to czarownik, i to dobry, mo�e wi�c b�dzie m�g� mi pom�c. Gdy id� ulic�, nagle dochodz� do wniosku, �e jestem �ledzony. Zawsze potrafi� to wyczu�, to taki instynkt. W ten spos�b mi�dzy innymi manifestuje si� wra�liwo��, jak� wyrobi�em sobie jako czeladnik czarownika; a kt�ra s�u�y�a mi dobrze, kiedy by�em najemnikiem. Uczucie to nie opuszcza mnie, kiedy docieram do domu Astratha. Dzwoni� do drzwi i rozgl�dam si� szybko, ale nie dostrzegam nikogo. S�u��cy wprowadza mnie do domu, kt�ry jest o wiele mniejszy, ni� mo�na by oczekiwa� w przypadku czarownika tak pot�nego jak Astrath Potr�jny Ksi�yc. Podobnie jak mnie, nie wiod�o mu si� najlepiej. Astrath wpad� w tarapaty kilka lat temu i ma szcz�cie, �e w og�le jest jeszcze w mie�cie. Pracowa� wtedy jako oficjalny czarownik na Stadionie Superbiusza, a jego obowi�zkiem by�o pilnowanie, aby wszystkie walki i wy�cigi rydwan�w odbywa�y si� uczciwie i bez u�ycia magii. Obywatele Turai s� na tym punkcie bardzo wra�liwi - nikt nie lubi, kiedy okazuje si�, �e na rydwan, na kt�ry postawi� kto� rzuci� z�y urok. Czarownik ze Stadionu ma wi�c wa�ne zadanie. Po serii podejrzanych wynik�w rozesz�a si� pog�oska, �e Astrath w zamian za �ap�wki przymyka oko na magiczne oszustwa. Grozi� mu d�ugi pobyt w wi�zieniu, a mo�e i publiczny lincz, aleja namota�em troch� i oczy�ci�em jego imi�. No, mo�e niezupe�nie oczy�ci�em, poniewa� by� winny jak diabli, ale tak nam�ci�em, �e w s�dzie nie mo�na by�o przedstawi� �adnego dowodu. W wyniku tego Astrathowi uda�o si� unikn�� wyrzucenia z Gildii Mag�w, ale musia� poda� si� do dymisji. Skandal zmusi� go te� do opuszczenia bogatej willi w Thamlinie, wyl�dowa� wi�c w Pashish, gdzie s�u�y biedakom. Cz�sto prosz� go o rad�. To co, �e ma s�abo�� do przyjmowania �ap�wek - kiedy w gr� wchodzi magia, jest chytry jak simnijski lis. Szczodrze dzieli si� te� jad�em i napitkiem, i zazwyczaj cieszy si� na m�j widok. Nikt z jego dawnych przyjaci� z Gildii Mag�w nie zbli�y�by si� teraz do niego na kilometr, odczuwa wi�c brak inteligentnej konwersacji. Kiedy wchodz�, Astrath natychmiast nakazuje s�u��cemu, aby przyni�s� wino i owoce. Jego niedu�y pok�j pe�en jest ksi��ek, eliksir�w i innych magicznych akcesori�w, musi wi�c zrzuci� kilka zwoj�w, �eby zrobi� miejsce na karafk�. - - Jak si� �yje? - pytam. - - Lepiej ni� na wi�ziennej galerze, ale niewiele. Je�li b�d� musia� postawi� nast�pny horoskop tutejszej sprzedawczyni ryb, przysi�gam, �e zatruj� jej nast�pny po��w. To mnie dobija, Thraxasie. Baba ma czterna�cioro dzieci i chce wiedzie� wszystko, co ka�de z nich czeka w przysz�o�ci. Niby jak mam zgadn��, czy jej si�dma c�rka dobrze wyjdzie za m��? Wzdycha i nalewa wino. Rozmawiamy przez chwil� o wydarzeniach w mie�cie i spekulujemy, czy sytuacja poprawi si� teraz, gdy Cyceriusz zosta� wicekonsulem, i czy zbli�a si� wojna z Nioj lub Mattesh. - S�ysza�e� o Drantaaxie? S�ysza�. - �wietny rze�biarz. Kiedy tylko dowiedzia�em si� o morderstwie, sprawdzi�em koniunkcje, aby zobaczy�, czy b�d� m�g� si� czego� dowiedzie�. Niestety jednak ksi�yce nie by�y dobrze ustawione. Pot�ni czarownicy, tacy jak Astrath Potr�jny Ksi�yc, potrafi� czasem spojrze� w przesz�o��. Na szcz�cie dla jurajskich przest�pc�w jest to bardzo trudne zadanie i zupe�nie niewykonalne, je�li nasze trzy ksi�yce znajdowa�y w niew�a�ciwych fazach w por�wnaniu z ich obecn� pozycj� na niebie. Od czasu do czasu czarownicy z Pa�acu Sprawiedliwo�ci dokonuj� niezwyk�ych wyczyn�w: rozwi�zuj� trudne sprawy kryminalne, zagl�daj�c w otch�anie czasu i dowiaduj�c si� dok�adnie, kto gdzie by� i co si� sta�o. To jednak rzadko��. Zazwyczaj stra�nicy musz� chodzi� po ulicach i zadawa� pytania, tak samo jak ja. Opowiadam Astrathowi o wszystkim, co wiem, i pytam go o pos�g. - Jak s�dzisz, w jaki spos�b mogli go przenie��? G�adzi brod�. Brody s� rzadko�ci� w Turai, ale lubi� je czarownicy i cz�onkowie kilku innych gildii, na przyk�ad nauczyciele i bajarze. - - �adnych �lad�w magii? - - �adnych. Stra�nicy ich nie znale�li, a ja sam przysi�g�bym, �e nikt nie wypowiedzia� tam ostatnio �adnego zakl�cia. Chocia� by�em zaledwie czeladnikiem czarownika, w moim zawodzie cz�owiek uczy si� takie rzeczy wyczuwa�. - - Dobry czarownik m�g� ukry� �lady magii, Thraxasie. Kt�ry czarownik ze Stra�y bada� to miejsce? - - Hazjusz Wspania�y. - - Sam stary Hazjusz, co? To musi by� wa�ne, skoro stra�nicy sprowadzili go z Pa�acu Sprawiedliwo�ci. No c�, to zmienia posta� rzeczy. �aden czarownik nie zdo�a�by ukry� �lad�w swojej aury lub swoich zakl�� przed starym Hazjuszem. To upierdliwy staruszek, ale zna si� na magii. Pos�g musia� zosta� wyniesiony r�cznie. - - Niemo�liwe. Nie by�o na to czasu. Jeszcze rano pos�g sta� w warsztacie. Kilka os�b przysi�ga, �e go widzia�o. A warsztat Drantaaxa znajduje si� na g��wnej ulicy w Pashish. Nie ma mowy, �eby kto� nie zobaczy�, jak pos�g wyje�d�a na wozie. Do za�adowania go potrzeba sze�ciu m�czyzn i dw�ch godzin