Zajdel Janusz - Inspekcja
Szczegóły |
Tytuł |
Zajdel Janusz - Inspekcja |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zajdel Janusz - Inspekcja PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Zajdel Janusz - Inspekcja PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Zajdel Janusz - Inspekcja - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janusz A. Zajdel
Inspekcja
Inspektor Kirs sięgnął do kieszeni i wydobył na chybił trafił jedną z
kilkunastu zwiniętych kartek. Rozprostował ją, odczytał, a potem poszukał
na mapie Księżyca tej właśnie wylosowanej stacji. Selene-13 leżała u
podnóża niewielkiego grzbietu górskiego po Tamtej Stronie. Inspektor
skrzywił się, westchnął, ale skierował pojazd w stronę szlaku numer
siedem. Zaprogramował trasę, włączył automatycznego kierowcę i wyciągnął
się wygodnie w półleżącej pozycji na fotelu. Sięgnął po najnowszy numer
„Wiadomości Księżycowych", lecz przekartkował go tylko pobieżnie, bo
podskoki pojazdu utrudniały czytanie. Zerknął tylko na krótką notatkę o
nowym nie zidentyfikowanym obiekcie, zauważonym kilka dni temu nad Tamtą
Stroną. Dwa obserwatoria zameldowały równocześnie o pojawieniu się czegoś
w rodzaju dużego bolidu o nietypowych parametrach lotu. Żadna jednak
stacja sejsmograficzna nie zanotowała odpowiednio silnego wstrząsu, jaki
musiałby towarzyszyć upadkowi dużej bryły na powierzchnię globu.
- Znów jakieś „latające spodki" - powiedział inspektor do siebie,
odkładając biuletyn. Ziewnął patrząc na monotonny, płaski krajobraz Morza
Humboldta. Po prawej stronie, nieco z tyłu, widniał krater Mercurius; w
jego cieniu kryły się zabudowania Bazy Centralnej.
Inspektor należał do ludzi, którzy swe obowiązki zawodowe traktują
niezwykle poważnie. Gdyby nie ta cecha, z pewnością nie zostałby nigdy
inspektorem bezpieczeństwa pracy, i to w dodatku - w Zarządzie Okręgu
Księżycowego. Od kilku lat był więc Kirs postrachem kierowników stacji
księżycowych. Należało mu przyznać, że miał nie lada „oko": wypatrzył
każde uchybienie nie dając się zwieść ani pięknie wypucowanym sprzętem
ratunkowym, ani rojem kolorowych tabliczek z hasłami i ostrzeżeniami na
ścianach.
Inspektor, jak sam mawiał, lubił działać przez zaskoczenie, bo tylko w
ten sposób mógł poznać prawdę bez upiększeń. Spośród kilkunastu stacji
wytypowanych do kontroli wybierał więc jedną, drogą losowania, już po
wyjeździe z Centrali.
Tym razem los padł na Selene-13. Kirs znał dobrze ten typ stacji
księżycowej, choć w tej właśnie, położonej po Tamtej Stronie, nie był
jeszcze od chwili jej założenia. Stację zlokalizowano w dość odludnej
części Księżyca, dojazd do niej był uciążliwy i dlatego kontrolowano ją
niezbyt często. Dla tak sumiennego jednakże inspektora, jakim był Robert
Kirs, trudy podróży nie mogły odgrywać żadnej roli. Tłukąc się po
kamienistym szlaku w małym pojeździe terenowym, w myślach układał sobie
plan działania. Oczyma duszy widział już te typowe, drobne uchybienia, ten
na pozór niewinny bałaga nik, towarzyszący zwykle pracy stacji
księżycowych, a szczególnie takich, które nie są zbyt często nękane przez
inspektorów Związku.
Pojazd minął grupę czterech małych kraterów, leżących u stóp
południowego stoku Endymiona. Tu już mniej trzęsło, więc automat znacznie
przyspieszył jazdę. Inspektor sięgnął po tom opowiadań fantastycznych.
Budynki stacji Selene-13 rzucały krótkie czarne krótkie cienie na
srebrzystoszary piasek. Pojazd podjechał do wrót śluzy wjazdowej. Ci ze
stacji dostrzegli go już wcześniej, bo nad wrotami migało pomarańczowe
światło sygnalizujące gotowość ich otwarcia. Po chwili mógł już wjechać do
środka.
W śluzie nie było nikogo, co inspektor przyjął z uznaniem. Dopiero gdy
zewnętrzne wrota zamknęły się, a manometr na ścianie komory wskazał
normalne ciśnienie, przez drzwiczki w głębi weszły dwie osoby w lekkich
skafandrach próżniowych. Inspektor założył hełm, sprawdził szczelność
swego skafandra i otworzył kopułkę pojazdu. Podniósł prawą dłoń w zwykłym
geście powitania. Odpowiedzieli mu tak samo i wskazali drogę do wnętrza
stacji. W szatni, gdzie wszyscy trzej zdejmowali ubiory próżniowe, bystrym
okiem obejrzał wyposażenie osobiste gospodarzy i znów musiał w duchu
przyznać, że wszystko jest w największym porządku. Przedstawił się, tamci
oświadczyli, że im bardzo miło, i zaprosili do dalszych pomieszczeń.
Oglądając kolejno poszczególne urządzenia i instalacje stacji, a
następnie odzież i sprzęt ochronny, inspektor czuł się jak na wystawie
poświęconej bezpieczeństwu pracy w Kosmosie. Każdy drobiazg, każdy
szczegół wyposażenia był jak żywcem wyjęty z podręcznika bhp.
Kiedy oglądał pomieszczenia siłowni jądrowej, w podświadomości jego
zakiełkowały jakieś niejasne podejrzenia. Wiedział, że nikt przecież nie
uprzedzał pracowników stacji o jego wizycie - to było zupełnie niemożliwe.
Z drugiej jednak strony, w jego wieloletniej praktyce nie zdarzyło się
jeszcze, aby wszystko w kontrolowanym obiekcie było w tak idealnym
porządku!
Kierownik stacji oprowadzał inspektora po różnych zakamarkach, otwierał
wszystkie drzwi i sam demonstrował działanie klimatyzacji, instalacji
przeciwpożarowej, sygnalizatorów promieniowania.
Laboratorium chemiczne było dla inspektora ostatnią szansą znalezienia
choć jednej, symbolicznej usterki. Ale i tu spotkało go to samo
zaskoczenie. Wszystkie wyciągi działały sprawnie, stężenia substancji
toksycznych w powietrzu okazały się znikome, pracownicy używali prawidłowo
pełnego zestawu sprzętu i odzieży ochronnej...
Inspektor czuł się coraz bardziej niepewnie. „Coś mi się tu nie podoba"
- myślał, schodząc do pokoju kierownika stacji. Po przejrzeniu instrukcji
bezpieczeństwa, regulaminów pracy, świadectw przeszkolenia pracowników,
wyników badań lekarskich i kilku innych dokumentów wiedział już, że
niczego nie znajdzie, że w protokóle kontroli nie będzie mógł zamieścić
najdrobniejszej uwagi krytycznej. „Ale to przecież zupełnie niemożliwe! -
myślał przerzucając dokumenty. - Nigdzie nie widziałem czegoś podobnego!
To tak, jakby wszystko zrobione było na pokaz. Nie do wiary, żeby oni na
co dzień tak starannie przestrzegali wszystkiego, co zawierają przepisy!
Ale właściwie dlaczegóż by nie? - skarcił sam siebie w myślach. - Przecież
o to walczym y i wreszcie kiedyś osiągniemy wszędzie ten wzorowy stan bhp,
tę pełną odpowiedzialności postawę kierownictwa i załóg..."
Naprawdę jednak nie był przekonany, bo wiedział skądinąd, jakie
trudności i problemy napotyka praca na stacjach księżycowych. Jadąc tu
gotów był służyć pomocą w rozwiązywaniu trudnych spraw. Zdecydowany był
nawet na drobne ustępstwa - wiadomo, przepisy nigdy nie nadążą za
rozwijającą się techniką i trzeba je czasem poprawić, zmieniając
„nieżyciowe" paragrafy. Lecz tu nawet te najtrudniejsze do spełnienia,
gdzie indziej z reguły omijane przepisy - respektowano z całą
dokładnością.
- Bardzo dobrze, znakomicie... - powiedział na wpół do siebie, na wpół
do kierownika stacji, który siedział naprzeciw, przy biurku.
- Staramy się, inspektorze! - kierownik uśmiechnął się z zadowoleniem.
Inspektor wydobył z teczki blankiet protokołu. Prawie z żalem
przekreślił na krzyż rubrykę „zauważone usterki".
„Żeby tak chociaż jakiś drobiazg - pomyślał podpisując. - Odnoszę
wrażenie, jak gdyby ci wszyscy ludzie byli aniołami albo automatami.
Czyżby naprawdę cz łowiek mógł postępować w sposób tak idealny, wykazywać
tyle dyscypliny w kwestii bhp"
Kiedy wręczył kopię kierownikowi stacji, ten uśmiechał się wciąż tak
samo uprzejmie, lecz inspektorowi wydawało się, że za tym uśmiechem kryje
się odrobina złośliwej satysfakcji. Pewnie myśli sobie teraz: ot i masz,
bracie, przejechałeś się kawał drogi, chciałeś nas przyłapać, a tu nic z
tego!
Inspektor, powtarzając w myślach wciąż swoje „nie do wiary, zupełnie
nie do wiary", podszedł do radiostacji alarmowej stojącej w kącie pokoju
kierownika.
- Działa? - spytał już tylko dla formalności.
- Oczywiście - powiedział kierownik stacji.
- Proszę uruchomić.
Kierownik przekręcił wyłącznik. Zapaliły się światełka kontrolne.
- Proszę nadać tekst kontrolny - powiedział inspektor.
Kierownik stacji włączył mikrofon i zaczął mówić. Inspektor siedział i
słuchał w rosnącym osłupieniu. Przez dziesięć minut, bez chwili przerwy,
ten człowiek rzucał w mikrofon szeregi słów i liczb nie zająknąwszy się
ani razu! A gdy z centrum łączności przyszła odpowiedź potwierdzająca
pełną zrozumiałość tekstu, inspektor wiedział już wszystko. Przez myśl
przebiegła mu czytana w drodze notatka o nie zidentyfikowanym obiekcie
latającym, zauważonym po tej stronie Księżyca. Tak! To jedyne wyjaśnienie
niezwykłej historii!
- Znasz to na pamięć - krzyknął inspektor. - Nie widziałem człowieka,
który potrafiłby pamiętać kolejność i brzmienie kilkuset słów i liczb nie
powiązanych w sensowny tekst! Ty nie możesz być człowiekiem! Ani ty, ani
wszyscy inni. Teraz już rozumiem, skąd ten cudowny stan bhp na waszej
stacji!... Co też mówię! Na naszej stacji, którą wy opanowaliście
podstępem !
Inspektor chciał chwycić mikrofon, ale silne uderzenie w czoło
odtrąciło go do tyłu.
- Zgadłeś, ale nie na wiele ci się to przyda -powiedział złowrogo
tamten, ściągając z twarzy cienką powłokę maski, spod której ukazała się
obca twarz nieznanej, nieziemskiej istoty. - Już stąd nie wyjedziesz.
Jesteśmy zwiadem cywilizacji z układu Procyona. Ta stacja jest nam
chwilowo potrzebna. Myśleliśmy, że się -od nas sam odczepisz. Dlatego
pozwoliliśmy ci tu buszować. Jesteśmy dobrze przygotowani na takie wizyty.
Utrzymujemy stację w stanie zgodnym z wszystkimi waszymi przepisami i
długo jeszcze nikt nas nie rozpozna.
- Mylisz się! Od początku wiedziałem, że coś tu jest nie w porządku.
- Jak to?
- Po prostu, jesteście zbyt dokładni jak na ludzi! Zbyt doskonale
stosujecie się do wszystkich instrukcji.
- Nie rozumiem ! Czyżby te instrukcje nie obowiązywały
- Owszem, obowiązują, ale w warunkach normalnej pracy zdarzają się
zwykle drobne, a niekiedy i poważne uchybienia i niedociągnięcia. To, co
zastałem u was, było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe!
- To i tak nie ma teraz znaczenia - „kierownik" wydał kilka
bulgotliwych, głośnych dźwięków... Do pokoju wpadło dwóch osobników i
wywlekli inspektora na korytarz. Otworzyli jakieś drzwi i cisnęli go w
głąb ciemnego pomieszczenia.
I nspektor Kirs otworzył oczy. Leżał na podłodze swego pojazdu obok
fotela, z którego widocznie zsunął się na wybojach. Obok niego spoczywał
tomik opowiadań fantastycznych. Inspektor przetarł oczy, wciąż pod
wrażeniem koszmaru sprzed kilku chwil. Dopiero gdy wydźwignął się na fotel
i wyjrzał przez okno, upewnił się, że to był tylko sen. Pojazd stał przed
wrotami śluzy wjazdowej stacji Selene-13. Nad wrotami migało pomarańczowe
światło sygnalizujące gotowość otwarcia. Po chwili mógł już wjechać do
środka.
W śluzie stał mechanik w poplamionym smarami skafandrze, bez rezerwowej
butli tlenowej, i popukiwał palcem w szybę manometru ciśnienia
wewnętrznego, który zaciął się właśnie w położeniu „próżnia kosmiczna".
Inspektor dopiął skafander i otworzył kopułkę pojazdu. Zeskoczył na
podłogę trafiając prosto w kałużę rozlanego oleju. Dalszą drogę w kierunku
wnętrza stacji odbył na siedzeniu. Wstając nie miał już najmniejszych
wątpliwości, że nie znalazł się wśród przybyszów z Procyona.