12695

Szczegóły
Tytuł 12695
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12695 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12695 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12695 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Nicholas Evans W P�TLI Nicholas Evans by� scenarzyst� filmo- wym i producentem, zanim zosta� pisa- rzem. Jego debiutancka powie�� Zakli- nacz koni okaza�a si� najwi�ksz� sensacj� wydawnicz� ostatniej dekady, sprzedano kilka milion�w egzemplarzy. R�wnie� w Polsce zosta�a uznana za bestseller ro- ku. Na podstawie ksi��ki nakr�cono film, kt�ry niedawno wszed� na ekrany kin. G��wn� rol� gra Robert Redford, kt�ry jest zarazem re�yserem i producentem fil- mu. W p�tli to druga powie�� Nicholasa Evansa, na kt�r� z ut�sknieniem czeka� ca�y czytelniczy �wiat. Ju� od pierwszych stron fascynuje i wci�ga b�yskotliwymi opisami gwa�townych nami�tno�ci, zde- rzenia gor�cej mi�o�ci z zagorza�� niena- wi�ci�, a tak�e obrazami dzikiej, lecz pi�knej przyrody. Niew�tpliwie powie�� W p�tli powt�- rzy sukces Zaklinacza koni. Nicholas Evans W P�TLI T�umaczy� Jerzy �ozi�ski Tytu� orygina�u THE LOOP Copyright � by Nicholas Evans 1998 Ali rights reserved Copyright � for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c, Pozna� 1998 Opracowanie graficzne serii i projekt ok�adki Lucyna Talejko-Kwiatkowska Fotografia na ok�adce Piotr Chojnacki Redaktor serii Tadeusz Zysk Wszystkie postacie i zdarzenia przedstawione w tej ksi��ce zosta�y wymy�lone, po- dobnie jak miasteczko Hope w stanie Montana. Wszelkie podobie�stwa do rzeczy- wistych wypadk�w �w i miejsc s� ca�kowicie przypadkowe. Wszystko, co sprawia Pot�ga �wiata, uk�ada si� w ko�o. Niebo jest okr�g�e, a s�ysza�em, �e okr�g�a jest te� Ziemia, podobnie jak gwiazdy. Wiatr najsilniej dmie, kiedy zakr�ca si� w spiral�. Ptaki wij� okr�g�e gniazda, albowiem ich religia nie r�ni si� od naszej. S�o�ce wschodzi i zachodzi, biegn�c po okr�gu. Tak samo czyni ksi�yc, podobnie jak ono okr�g�y. Tak�e i pory roku uk�adaj� si� w wielkie ko�o, niezmiennie powracaj�c w to samo miejsce. �ycie cz�owieka to ko�o, kt�re od dzieci�stwa wraca do dzieci�stwa. I tak jest ze wszystkim, co sprawia Pot�ga. Czarny �o�, Siuks Oglala (1863-1950) Ksi��k� t� dedykuj� mej matce, Eileen, oraz pami�ci ojca, Tony 'ego Evansa PODZI�KOWANIA Przygotowuj�c si� do napisania tej ksi��ki, najwi�cej skorzysta- �em z prac: Of Volves and Men Barry'ego Lopeza, War Against the Wolf pod redakcj� Ricka Mclntyre'a, Wolf Wars Hanka Fischera, The Wolf L. Davida Mecha, a tak�e The Company ofVolves Petera Steinharta. Prosz�, by szczeg�lne podzi�kowania za pomoc zechcia�y przy- j�� nast�puj�ce osoby: Bob Ream, Doug Smith, Dan McNulty, Ralph Thisted, Sara Walsh, Rachel Wolstenholme, Tim i Terry Tew, Barbara i John Krause, J.T. Weisner, Ray Krone, Bob i Ernestine Neal, Richard Kenck, Jason Campbell, Chuck Jonkel, Jeremy Mos- sop, Huw Alban Davies, John Clayton, Dan Gibson, Ed Enos, Kim McCann, Sherry Heimgartner. S�owa wdzi�czno�ci niech przyjm�: rodzina Cobb�w, Ed Bangs, Mik� Jiminez, Carter Niemeyer, Bruce Weide, Pat Tucker, a tak�e Koani, jedyny wilk, kt�rego szczerze mog� nazwa� przyjacielem. Ursula Mackenzie, Linda Shaughnessy, Tr�cy Devine, Robert Bookman, Caradoc King i wspania�a Carole Baron to osoby, kt�rym dzi�kuj� za cierpliwo��, wyrazy otuchy, rad�, przenikliwo�� i przy- ja�� okazywane podczas pisania tej ksi��ki. LATO l. Niekt�rzy s�dz�, �e zapach morderstwa mo�e trwa� w jakim� miejscu przez lata. Powiadaj�, �e nape�nia on ziemi� i powoli przenika do kr�tych korzeni, tak �e w ko�cu wszystko, co tu wyra- sta, od k�pki ple�ni po najwy�sze drzewo, daje o nim �wiadectwo. By� mo�e wilk czu� to, kiedy owego popo�udnia milczkiem sun�� przez las, a jego ko�cisty grzbiet ociera� si� o najni�sze ga��zie sosen i jode�. I by� mo�e owa wnikaj�ca do jego nozdrzy opowie�� o tym, i� sto lat wcze�niej pad�o tu tak wielu jego krewniak�w, powinna by�a go zawr�ci�. A przecie� szed� uparcie przed siebie. Wyruszy� poprzedniego wieczoru, pozostawiaj�c pobratymc�w w g�rskiej krainie, gdzie nawet teraz, w czerwcu, kwit�y jeszcze wiosenne kwiaty, a p�aty przybrudzonego �niegu kry�y si� w szcze- linach przed s�o�cem. Najpierw brzegiem grani skierowa� si� na p�noc, a potem skr�ci� na wsch�d i pod��y� �ladem kr�tego kanio- nu, kt�ry wod� ze stopionego �niegu odprowadza� w d�, ku doli- nom i nizinom. Trzyma� si� zboczy i unika� �cie�ek, szczeg�lnie tych, kt�re bieg�y nad wod�, gdy� o tej porze spotyka�o si� tutaj czasami ludzi. Nawet po nocy, je�li tylko by�o to mo�liwe, stara� si� nie porzuca� mroku panuj�cego pod drzewami. Porusza� si� truch- tem tak lekkim, i� mo�na by pomy�le�, �e �apy nie dotykaj� w og�le ziemi. A tak�e, �e d��y do jakiego� celu. Kiedy wsta�o s�o�ce, zatrzyma� si� przy wodzie, aby si� napi�, potem znalaz� ma�� jam� wysoko w skale i przespa� w niej skwar po�udnia. Teraz, gdy schodzi� w kierunku dna doliny, podr� zrobi�a si� trudniejsza. Zbocze by�o strome, a zwalone drzewa pokrywa�y je tak g�sto, jak gdyby by�y przygotowane na rozpa�k� w jakim� ba�niowym piecu. Wilk musia� starannie wyszukiwa� drog�, a nie- kiedy cofa� si� nawet i wynajdywa� inn� �cie�k�, aby nie zak��ci� ciszy zdradzieckim trzaskiem zesch�ej ga��zi. Gdzieniegdzie mi�- dzy konarami prze�wieca�o s�o�ce i wykrawa�o stawy jasnej zielo- no�ci, kt�re samiec zawsze ostro�nie omija�. By� czterolatkiem, przyw�dc� stada. Mia� d�ugie nogi i niemal kruczoczarn� sier�� i tylko na bokach, szyi i wok� nozdrzy wida� by�o leciutkie smugi szaro�ci. Co jaki� czas opuszcza� �eb, aby obw�cha� krzak czy k�pk� trawy, a potem zadziera� �ap�, aby �w dawno porzucony teren oznaczy� jako sw�j. Kiedy indziej zatrzy- mywa� si�, podnosi� �eb i ze zmru�onymi, �wiec�cymi ��to �lepia- mi chwyta� w nozdrza wonne informacje, niesione z dna doliny przez pr�dy powietrzne. Za kt�rym� razem wyczu� co� znacznie bli�szego, obejrza� si� i dostrzeg� dwie sarny o bia�ych ogonach, star� i m�od�, kt�re zastyg�y o kilkana�cie jard�w w snopie s�onecznego �wiat�a i wpa- trywa�y si� w niego. Tak�e i on nie spuszcza� z nich �lepi i trwali tak we wsp�lnocie, kt�r� rozumia�a nawet sarenka; przez chwil� porusza�y si� tylko paprocie i owady wiruj�ce nad �bami zwierz�t. A potem, jak gdyby sarny znaczy�y dla niego tyle samo co insekty, wilk odwr�ci� pysk i znowu zacz�� w�szy�. Z odleg�o�ci ponad p�torej mili nadp�ywa�y zmieszane zapachy doliny. Byd�o, psy, ostra wo� nale��cych do ludzi maszyn. A cho- cia� nawet bez �adnej wcze�niejszej wiedzy powinien rozumie� gro�b� zwi�zan� z takimi rzeczami, to jednak ruszy� dalej w d�, a sarny nieodgadnionym spojrzeniem czarnych �lepi odprowadza�y go, a� znikn�� mi�dzy drzewami. Dolina, w kt�r� wst�powa� wilk, ci�gn�a si� jakie� dziesi�� mil na wsch�d, coraz szersz� kotlin� schodz�c do miasteczka Hope. Jej brzegi wyznacza�y dwie granie, zbocza pokrywa� g�sty, sosnowy las, a kiedy widzia�o siej� z g�ry, wydawa�o si�, �e wyci�ga t�skne ramiona ku wielkiej, wyblak�ej od s�o�ca r�wninie, kt�ra od wschodniego skraju miasta ci�gn�a si� a� po horyzont, a nawet poza niego. W najszerszym miejscu dolina liczy�a sobie od grani do grani cztery mile. Trudno j� by�o uzna� za wymarzone miejsce na wypas zwierz�t, chocia� wielu ludzi z tego si� utrzymywa�o, a paru sta�o si� nawet bogaczami. Tak czy owak za du�o by�o tutaj bylicy, kamieni, a ka�d� wi�ksz� po�a� trawy przecina� znienacka strumie�, zaro�ni�ty krzewami, z g�azami szczerz�cymi si� z dna. W po�owie doliny kilkana�cie tych potok�w ��czy�o si�, tworz�c rzeczk�, kt�ra pomi�dzy k�pami topoli sp�ywa�a do Hope, a potem dalej do Mis- souri. Wszystko to mo�na by�o dojrze� z miejsca, gdzie wilk si� zatrzyma�. Sta� na wapiennej ostrodze, kt�ra wyziera�a spomi�dzy drzew niczym dzi�b skamienia�ego statku. Ni�ej skaliste zbocze stromo opada�o do miejsca, gdzie las i g�ra ust�powa�y pastwiskom. W cieniu i na s�o�cu pas�y si� grupkami czarne krowy i ciel�ta, a na skraju ��ki sta�o ma�e gospodarstwo. Spogl�da�o z g�ry na �uk potoku, kt�rego brzegi porasta�y brzo- zy i dzikie wi�nie. Po jednej stronie przytula�y si� do domu zabudo- wania i ogrodzony bia�ym p�otem wybieg dla koni. Drewniane �ciany pomalowane by�y na ciemnoczerwony kolor. Od po�udnio- wej strony znajdowa� si� d�ugi ganek, teraz, gdy s�o�ce osiada�o na wzg�rzach, zalany ostatkami s�onecznego z�ota. Okna wzd�u� gan- ku sta�y otworem, a lekki wietrzyk porusza� firankami. Gdzie� ze �rodka dobiega�o gaworzenie radia i mo�e dlatego nikt nie us�ysza� p�aczu dziecka. Ciemnogranatowy w�zek na ganku zako�ysa� si� odrobin�, a para r�owiutkich r�czek wznios�a si�, �eby zwr�ci� na siebie uwag�, nikt si� jednak nie zjawi�. Uciszone w ko�cu dotykiem s�onecznych promieni na d�oniach, dziecko ucich�o i samo zacz�o gaworzy�. I s�ysza� to tylko wilk. Kathy i Clyde Hicksowie �yli w bordowym domu ju� prawie od dw�ch lat, a gdyby Kathy chcia�a by� szczera wobec siebie (czego, oczywi�cie, nie stara�a si� robi�, bo je�li nic nie mo�na zmieni�, to po co jeszcze zadr�cza� sam� siebie), musia�aby powiedzie�, �e go nienawidzi. No dobrze, nienawi�� by�a mo�e za mocnym s�owem. W lecie, na przyk�ad, by�o zupe�nie przyjemnie, chocia� nawet wtedy mia�o si� uczucie, �e zbyt daleko st�d do cywilizacji: bez �adnej os�ony. A o zimach lepiej by�o w og�le nie my�le�. Przenie�li si� tutaj przed dwoma laty, wkr�tce po �lubie. Kathy mia�a nadziej�, �e dziecko zmieni jej opini� na temat miejsca i w pewnym sensie rzeczywi�cie tak si� sta�o. Mia�a przynajmniej do kogo otworzy� usta, kiedy Clyde zajmowa� si� gospodarstwem, chocia� rozmowa jak na razie by�a raczej jednostronna. Mia�a dwadzie�cia trzy lata i czasami �a�owa�a, �e nie poczeka�a troch� z ma��e�stwem, zamiast zawiera� je zaraz po college'u. Sko�czy�a studia agrotechniczne na Montana State University w Bozeman, a jedyn� z tego korzy�ci� by�y trzy dni w tygodniu, kt�re po�wi�ca�a na za�atwianiu dla ojca papierkowej roboty w g��wnym kompleksie rancza. O miejscu, gdzie mieszkali rodzice, zawsze my�la�a jako o domu i cz�sto dochodzi�o do k��tni z Clyde'em, gdy je tak g�o�no nazy- wa�a. By�o to raptem kilka mil od nich, ilekro� jednak wsiada�a do samochodu, aby wraca�, odczuwa�a w �rodku mo�e nie tyle b�l, ile t�py �al. Natychmiast stara�a si� go odegna�, przemawiaj�c do dziecka siedz�cego na tylnym fotelu albo znajduj�c w radiu muzyk� country, kt�r� nastawia�a naprawd� g�o�no, a jeszcze g�o�niej przy- �piewywa�a. W�a�nie teraz mia�a nastawion� ulubion� stacj� i kiedy czy�ci�a kukurydz� i patrzy�a na psy �pi�ce na s�o�cu pod stodo��, poczu�a si� troch� lepiej. Grali kawa�ek, kt�ry jej si� podoba�, Kanadyjka o pot�nym g�osie opowiada�a swojemu ch�opakowi, jak to jest fajnie, kiedy �podwozi j� na traktorze". Kathy zawsze zaczyna�a si� przy tym �mia�. M�j Bo�e, nie powinna tak wydziwia�. Mia�a dobrego m�a i pi�kne, zdrowe dziecko, a nawet je�li �yli gdzie� na ko�cu �wiata, to przynajmniej mieli sw�j w�asny k�t. W Hope by�o wiele os�b w jej wieku, kt�re za co� takiego da�yby sobie obci�� r�k�. A ona sama by�a wysoka, mia�a wspania�e w�osy, a chocia� po ci��y nie odzyska�a dawnej sylwetki, to przecie� wiedzia�a, �e mog�a si� przejecha�, na jakim by chcia�a traktorze. Kathy nigdy nie mia�a kompleksu ni�szo�ci. By�a c�rk� Bucka Caldera. A w tej okolicy to naprawd� co� znaczy�o. Ranczo ojca nale�a�o do najwi�kszych po tej stronie Heleny i Kathy wzrastaj�c, czu�a si� lokaln� ksi�niczk�. Jedn� z rzeczy, kt�re nie podoba�y jej si� w ma��e�stwie, by�a konieczno�� porzucenia swojego nazwiska. i n Zaproponowa�a nawet Clyde'owi, �e wzorem kobiet, kt�re robi� dzi� wielk� karier�, przyjmie podw�jne nazwisko, Kathy Calder- -Hicks. Clyde zgodzi� si�, poniewa� jednak widzia�a, �e mu to nie w smak, wi�c aby go udobrucha�, czyni�c tradycji zado��, zosta�a Kathy Hicks. Spojrza�a na zegar. Zbli�a�a si� sz�sta. Clyde i ojciec byli w polu i robili co� z irygacj�, a na kolacj� wszyscy mieli si� stawi� o si�d- mej. W ka�dej chwili mog�a si� zjawi� matka z ciastem, kt�re upiek�a na deser. Kathy uprz�tn�a zlew i u�o�y�a kukurydz� w garn- ku. Wytar�a r�ce w fartuch i �ciszy�a radio. Teraz musia�a ju� tylko obra� kartofle, a kiedy upora si� z nimi, Buck Junior na ganku b�dzie ju� z pewno�ci� domaga� si� w g�os jedzenia, wi�c go nakarmi, a potem jak najpi�kniej wyk�pie i wystroi na powitanie dziadka. Krowy na g�rnej ��ce jak na komend� podnios�y �by, gdy wilk wynurzy� si� spomi�dzy drzew. Zatrzyma� si� na skraju trawy, jak gdyby daj�c im okazj�, �eby mu si� dobrze przypatrzy�y. Nigdy dot�d nie widzia�y jeszcze takiego stworzenia. By� mo�e uzna�y go za kojota, wi�kszego od tych, kt�re widywa�y, i ciemniejszego. Kojot by� gro�ny tylko dla ma�ego cielaka. By� mo�e wydal im si� podobny do ps�w z rancza, kt�re biega�y czasami mi�dzy nimi, a trzeba by�o na nie zwraca� uwag� tylko wtedy, gdy k�apa�y ko�o p�cin i trzeba by�o i�� tam, gdzie nie bardzo chcia�o si� i��. Wilk natomiast ledwie musn�� je spojrzeniem. Wszystkie jego zmys�y skupione by�y na czym� innym, na czym� ko�o domu, opu�ci� wi�c �eb i spojrza� ponad ��k� w tym kierunku. Porusza� si� teraz bardzo wolno, ostro�nie, ale kr�w nie omin��, tylko przeszed� mi�dzy nimi, jego brak zainteresowania by� jednak tak wyra�ny, i� bardzo szybko powr�ci�y do skubania trawy. Wraz z tym, jak s�o�ce chowa�o si� za wzg�rzami, linia cienia posuwa�a si� po trawie przed domem, a potem wpe�z�a na ganek, niczym przybieraj�ca podczas przyp�ywu woda, tak �e najpierw szaro�ci� zosta�y zalane ko�a, potem sp�d dzieci�cego w�zka, jed- nocze�nie za� bordowe �ciany jeszcze bardziej pociemnia�y. Wilk doszed� ju� teraz do skraju ��ki i zatrzyma� si� przy p�ocie, do kt�rego Clyde doprowadzi� rur�, pod ni� ustawiaj�c star� ema- liowan� wann� dla byd�a, na wypadek gdyby strumie� wysech�. Para srok wzlecia�a z k�py wierzb nad strumieniem i zrobi�a nad wilkiem kilka kr�g�w, szydz�c z niego, jak gdyby wiedzia�y, jaki ma tutaj interes, ale ma�o je to obchodzi�o. Nie zwr�ci� na nie uwagi, natomiast z w�zka odleg�ego teraz nie wi�cej ni� o dwadzie�cia jard�w dobieg� w miar� udatnie podrobiony przez dziecko g�os ptasi, z upodobaniem kilkakrotnie powt�rzony. W domu zaterkota� telefon. Dzwoni�a matka Kathy. Ciasto si� przypali�o, ale nie trzeba si� martwi�, bo w lod�wce znajdzie si� co� innego. � Aha, i Luk� powiedzia�, �e te� przyjdzie, je�li nie masz nic przeciwko temu. � Oczywi�cie, �e nie. Luk�, brat Kathy, sko�czy� w�a�nie osiemna�cie lat. By� bardzo mi�y dla dziecka, ilekro� spotkali si� na ranczo, ale mi�dzy nim i Kathy nie uk�ada�o si� zbyt dobrze, a od czasu jej ma��e�stwa Luk� pojawi� si� w domku ledwie kilka razy. W dzieci�stwie nie byli ze sob� blisko, ale nikt nie by� blisko z Lukiem. Z wyj�tkiem, oczywi- �cie, mamy. Tylko ona potrafi�a da� sobie rad� z jego j�kaniem. Kathy by�a na to zawsze zbyt niecierpliwa. Nawet kiedy doros�a na tyle, aby by� troch� bardziej wyrozumia�a, i tak nie mog�a znie�� faktu, �e trzeba by�o za niego ko�czy� zdania, kiedy si� zablokowa�. Od czasu kiedy przed kilkoma miesi�cami sko�czy� liceum, nie widzia�a go jeszcze. Mia�a wra�enie, �e stawa� si� coraz wi�kszym odludkiem, zawsze sam na pustkowiu i tylko z tym �miesznym koniem do towarzystwa. Tak czy owak mia� przyj�� na kolacj�. I dobrze. Matka zapyta�a, jak dziecko, a Kathe powiedzia�a, �e �wietnie i �e chyba musz� ko�czy�, gdy� zbli�a si� czas karmienia, a poza tym ma jeszcze troch� rzeczy do zrobienia. Odk�ada�a s�uchawk�, kiedy psy zacz�y warcze�. Normalnie nie zwr�ci�aby na to uwagi, psy bowiem zawsze ujada�y i sro�y�y si� na tego czy innego przyb��d�. Teraz jednak by�o w ich g�osach co� takiego, co kaza�o jej spojrze� w okno. Maddie, stara suka collie, z ogonem podwini�tym pod siebie przemy ka�a si� pod �cian� stodo�y, powarkuj�c do ty�u. Prince, ��ty labrador, kt�rego Kathy dosta�a od ojca, kiedy si� tu przenosi�a, szczerzy� k�y i skaka� to do przodu, to do ty�u. Uszy to stawa�y � w szpic, to k�ad�y si� g�adko, jak gdyby pies nie by� pewien siebie i dlatego szczekanie przeplata� pe�nym niepokoju popiskiwaniem. �lepia wpatrywa�y si� w co� poza domem, na ��ce. Kathy zmarszczy�a czo�o. Chyba lepiej b�dzie, je�eli wyjdzie, �eby zobaczy�, o co chodzi. Garnek, w kt�rym gotowa�a kukurydz�, zacz�� sycze�, podesz�a wi�c do piecyka i przykr�ci�a p�omie�. Kiedy wysz�a na podw�rko kuchennymi drzwiami z ekranem, collie ju� gdzie� znikn�a. Prince, wydawa�o si�, poczu� ulg� na jej widok. � Ej, Prince, co tu si� dzieje? Pies zrobi� ruch w jej kierunku, ale potem jakby zmieni� zdanie. By� mo�e jej obecno�� doda�a mu odwagi, szczekaj�c bowiem na ca�� gardziel, rzuci� si� za r�g domu, zostawiaj�c za sob� ob�ok kurzu. Dopiero teraz spad�o to na ni�. Dziecko. Co� na ganku dobiera�o si� do dziecka. Pu�ci�a si� biegiem. Nied�wied�. Albo puma. Bo�e, jak�e� mog�a by� taka durna? Kiedy wybieg�a zza domu, natychmiast zobaczy�a tu� pod gan- kiem wielkiego, czarnego psa, przypominaj�cego niemieckiego ow- czarka, kt�ry spr�y� si�, czekaj�c na atak labradora. � Wyno� si� st�d! Won!!! Zobaczy�a ��ty b�ysk �lepi i wtedy ju� wiedzia�a, �e to nie pies. Prince gwa�townie zatrzyma� si� przed wilkiem i przypad� do ziemi na �apach rozstawionych tak szeroko, �e brzuchem niemal dotyka� piachu. Z obna�onymi k�ami warcza� i poszczekiwa�, ale zaciek�o�ci by�o w tym tak niewiele, i� w ka�dej chwili m�g� odwr�ci� si� i uciec. Wilk sta� nieruchomo, tylko jakby bardziej jeszcze ur�s�, pot�ny naprzeciw psa. Puszysty ogon uni�s� sztyw- no, powoli �ci�gn�� wargi, ukaza� bia�e k�y i warkn��. A potem znienacka chwyta� ju� k�ami gard�o labradora, by powali� go i cisn�� nim w powietrze, jak gdyby nie by� ci�szy od kr�lika. Pies zaskowycza�, a Kathy w jednym b�ysku wyobrazi�a sobie, jak wilk robi to samo z dzieckiem, wrzasn�a wi�c i skoczy�a na ganek. W�zek znajdowa� si� na drugim ko�cu i mo�na by pomy�le�, �e bieg�a do niego ca�e mile. O Bo�e, b�agam, nie pozw�l mu umrze�. Nie daj, prosz�! Nie widzia�a na w�zku �adnych uszkodze�, ale nawet pomimo psiego zawodzenia s�ysza�a, �e dziecko si� nie odzywa, i na sam� my�l o tym, co zobaczy, targn�� ni� szloch. Kiedy dobieg�a w ko�cu, ba�a si� zajrze� do �rodka, ale prze- mog�a si�, dziecko za� spojrza�o na ni� i rozci�gn�o buzi� w gumo- wym u�miechu, z krzykiem wi�c porwa�a je i przytuli�a. Zrobi�a to tak gwa�townie, �e malec uderzy� w p�acz, a przygarnia�a go tak mocno, i� krzycza� coraz g�o�niej. Odwr�ci�a si� teraz, opar�a plecami o �cian� i spojrza�a w d�. Wilk sta� nad labradorem z opuszczonym pyskiem i Kathy natychmiast zrozumia�a, �e pies zdycha; �apy drgn�y mu tak, jak to czasami dzia�o si� podczas snu, a potem znieruchomia�y. Mia� rozerwane gard�o, a brzuch otwarty niczym wypatroszona ryba. Po��k�� traw� zalewa�a czerwie�. Kathy krzykn�a znowu, a wilk spojrza� na ni� tak, jakby w og�le nie pami�ta� ojej istnieniu. Patrzy� na ni� nieruchomo i widzia�a krew po�yskuj�c� na jego pysku. � Wyno� si�! Precz! Won!!! Rozejrza�a si� za czym� do rzucenia, ale nie by�o ju� po co. Wilk ucieka� i za moment zanurkowa� pod p�otem, by pobiec, klucz�c pomi�dzy krowami, kt�re wszystkie oderwa�y si� od trawy i zacie- kawione przygl�da�y si� widowisku. Na skraju ��ki zatrzyma� si� i obejrza� na Kathy, kt�ra sta�a nad martwym psem, przyciska�a dziecko i p�aka�a. Potem odwr�ci� si� i znikn�� w cieniu lasu. 2. Biura zespo�u tropienia wilk�w S�u�by Ochrony Przyrody �y- wej Stan�w Zjednoczonych znajdowa�y si� w spokojnej dzielnicy Heleny na trzecim pi�trze budynku z czerwonej ceg�y. Na zewn�trz nie by�o �adnego znaku, kt�ry by o tym informowa�, a gdyby nawet by�, to i tak zapewne nie pozosta�by d�ugo. Dooko�a mieszkali ludzie, kt�rzy nie przepadali za �adnymi urz�dami, a ju� zw�aszcza takimi, kt�rych jedynym celem by�a ochrona najbardziej obrzydli- wych stworze�, jakimi m�g� si� popisa� Pan B�g. Dan Prior i jego podw�adni dobrze wiedzieli, �e kiedy chodzi�o o wilki, najlepiej by�o nie robi� zbyt wiele szumu wok� sprawy. W poczekalni sta�a gablota, z kt�rej mniej czy bardziej przyja�nie spogl�da� na ich wysi�ki wypchany wilk. Plakietka z bo- ku gabloty informowa�a, �e jest to Canis lupus irremotus, wilk z p�nocnych G�r Skalistych, ale z przyczyny, kt�rej nie zna� ju� nikt w biurze, znany on by� jako Fred. Dan mia� zwyczaj rozmawiania z Fredem, szczeg�lnie podczas d�ugich wieczor�w, kiedy wszyscy inni szli ju� do dom�w, jemu zostawiaj�c zmaganie si� z kolejn� polityczn� awantur�, w jakie raz po raz wpl�tywali ich co bardziej �wawi pobratymcy Freda. Przy takich okazjach Dan czasami obdarza� swego milcz�cego kompana bardziej dosadnymi okre�leniami. Dzisiaj na szcz�cie na nic takiego si� nie zanosi�o. Po raz pierwszy od niepami�tnych czas�w Dan zamierza� wyj��; z pracy wcze�nie. Mia� randk�, a poniewa� nieostro�nie zdradzi� si� z tym, przez ca�y tydzie� w biurze nabijano si� z niego. Kiedy otwiera� drzwi wyj�ciowe, wcze�niej wepchawszy do teczki jakie� papiery, wszyscy wykrzykn�li zgodnym ch�rem: � Mi�ego wieczoru, Dan! � Serdeczne dzi�ki � powiedzia� przez zaci�ni�te z�by, co zosta�o powitane �miechem. � Czy kto� m�g�by mi wyja�ni�, co jest.tak cholernie interesuj�cego w moim prywatnym �yciu? Donna, sekretarka, wyszczerzy�a z�by. By�a du��, dobrotliw� kobiet� pod czterdziestk�, prowadz�c� biuro z pogod� ducha, kt�ra nie opuszcza�a jej nawet w najtrudniejszych momentach. Wzruszy�a ramionami. � Chyba to, �e dot�d nic o nim nie by�o s�ycha�. � Wszyscy jeste�cie zwolnieni. Machn�� r�k�, zasugerowa� Fredowi, �eby przep�oszy� im troch� te u�mieszki z twarzy i w�a�nie robi� krok przez pr�g, kiedy zadzwo- ni� telefon. � Nic ma mnie � powiedzia� bezg�o�nie do Donny i tyle go by�o wida�. Nacisn�� guzik windy i czeka�, s�uchaj�c, jak kable ocieraj� si� o stalowe drzwi. Z lekkim trzaskiem kabina stan�a. � Dan! Z r�k� na klamce poczeka� na nadbiegaj�c� Donn�. � Mam co� na pocz�tek tego twojego nowego prywatnego �ycia. � Wiesz co, Donna? A ja ju� my�la�em, �eby da� ci podwy�k�. � Przepraszam, ale pomy�la�am, �e lepiej ci� zawiadomi�. Dzwoni� farmer z Hope, Clyde Hicks. Powiada, �e przed chwil� wilk chcia� po�re� jego dziecko. Po dwudziestu minutach i sze�ciu telefonach Dan jecha� samo- chodem do Hope. Cztery rozmowy przeprowadzi� ze stra�nikami dzikiej zwierzyny, le�nikami oraz innymi pracownikami S�u�by Ochrony Przyrody �ywej, ale �aden z nich nic nie s�ysza� na temat wilka grasuj�cego w okolicach Hope. Pi�t� odby� z agentem kon- troli drapie�nik�w, Billem Rimmerem, po to aby on tak�e pojecha� do Hope i przeprowadzi� sekcj� zabitego psa. Ostatni telefon przeznaczony by� dla Sally Peters, niedawno rozwiedzionej dyrektor do spraw marketingu w firmie sprzedaj�cej pasz� dla byd�a. Dwa miesi�ce Dan zbiera� si� na odwag�, aby zaproponowa� jej spotkanie. S�dz�c po tym, jak zareagowa�a na informacj�, �e musi odwo�a� wsp�ln� kolacj�, nast�pnym razem � je�li taki si� w og�le zdarzy � potrwa to jeszcze d�u�ej. Z Heleny do Hope by�a prawie godzina drogi i kiedy z autostrady mi�dzystanowej Dan skr�ca� na zach�d w kierunku g�r, kt�re ciemnia�y na tle jasnor�owego nieba, mia� czas, aby rozmy�la�, dlaczego to tak jest, �e ka�dy, kto zajmowa� si� wilkami, musia� w ko�cu dosta� od nich za swoje. Przez lata pozna� wielu biolog�w, kt�rzy specjalizowali si� w innych zwierz�tach, od ryj�wek po pingwiny, a chocia� by�o pomi�dzy nimi paru popapra�c�w, to jednak zasadniczo udawa�o im si� brn�� przez �ycie w spos�b, kt�ry nie r�ni� ich od reszty ludzko�ci. I tylko nauka o wilkach okazywa�a si� sfer� nadzwyczaj niebezpieczn�. Jej reprezentanci przodowali we wszystkich kategoriach: roz- wodach, kryzysach nerwowych, samob�jstwach. Na tym tle Dan wyr�nia� si� ca�kiem pozytywnie. Jego ma��e�stwo trwa�o niemal szesna�cie lat i niewykluczone, �e stanowi�o to jaki� rekord. I nawet je�li jego eks, Mary, nie rozmawia�a z nim, to jednak Ginny, ich c�rka, kt�ra dwudziestego ko�czy�a czterna�cie lat, uwa�a�a, �e jako ojciec jest w porz�dku. Wi�cej, uwielbia�a go i by�o to uczucie odwzajemniane. Je�li jednak nie liczy� Ginny, jakimi jeszcze su- kcesami m�g�by si� popisa� on, czterdziestojednolatek, po tych wszystkich latach sp�dzonych na opiece nad wilkami? Uciekaj�c przed odpowiedzi� na w�asne pytanie, Dan nachyli� si� i w��czy� radio. Pomi�dzy reklamami i wsz�dobylsk� muzyk� country (kt�rej nie polubi� po trzech latach sp�dzonych w Montanie) natrafi� na lokalne wiadomo�ci. Ostatnia z nich ani troch� nie poprawi�a jego nastroju. M�wi�a o �wilczej napa�ci" na ranczo w pobli�u Hope i o tym, jak wnuk jednej z najbardziej powa�anych w okolicy osobisto�ci, Bucka Caldera, unikn�� pewnej �mierci tylko dzi�ki po�wi�ceniu domowego labradora, kt�ry przyp�aci� to �yciem. Dan j�kn��. Media ju� si� dorwa�y. Tego tylko by�o potrzeba. A co gorsza, zd��yli ju� przeprowadzi� telefoniczny wywiad z Cal- derem. Dan s�ysza� o nim, ale nigdy si� nie poznali. G��boki, nieszczery g�os polityka; wszystkie ��d�a ocieka�y miodem. Rz�d federalny rozpu�ci� te wszystkie dzikie wilki w Yellowsto- ne, a teraz zaroi�o si� od nich wsz�dzie i nie jest bezpieczna �adna matka ani �adne dziecko. A czy wolno nam broni� si� przed nimi, chroni� nasz inwentarz i nasze maj�tki? Nie, nie wolno. I dlaczego? Poniewa� rz�d wmawia nam, �e te bestie nadal nale�� do zagro�o- nych gatunk�w. Ot� tyle samo w tym sensu, ile sprawiedliwo�ci! Wywiad sko�czy� si� i Dan wy��czy� radio. Facet mia� troch� racji. Jeszcze par� lat temu w ca�ym regionie by�o ledwie kilka wilk�w, kt�re kontynentalnym dzia�em wodnym przyw�drowa�y z Kanady. Potem, po zaciek�ych sporach pomi�dzy ekologami a farmerami, rz�d postanowi� w ramach ochrony gatunku odnowi� stado wilk�w. Kosztem wielkich wydatk�w schwytano w Kanadzie sze��dziesi�t sze�� wilk�w, przewieziono do parku Yellowstone oraz Idaho i tam uwolniono. W odpowiedzi na powszechne protesty farmerom mieszkaj�cym na tak zwanych �eksperymentalnych terenach" pozwolono zastrze- li� ka�dego wilka, kt�ry zaatakowa�by ich dobytek. Tymczasem wilki szybko si� mno�y�y, a poniewa� kiepsko si� zna�y na mapie (czy mo�e, przeciwnie, poniewa� nie�le si� zna�y), przenios�y si� w okolice, gdzie za zabicie wilka grozi�a grzywna do 100 000 dolar�w, a nawet wi�zienie. Hope nale�a�o do takich w�a�nie okolic. Co wi�cej, wilk�w serdecznie tutaj nienawidzono. Je�li jeden istotnie pokaza� si� dzi- siaj, trzeba go by�o jak najszybciej wytropi�. Mniej wi�cej dziesi�� lat temu S�u�ba Przyrody �ywej przepro- wadzi�a w ca�ym stanie spotkania, na kt�rych ludzie mogli da� wyraz swoim opiniom o rz�dowym programie ochrony wilk�w. Niekt�re z nich odbywa�y si� w bardzo burzliwej atmosferze, ale to w Hope pobi�o wszystkie rekordy. Przed ratuszem sta�a spora grupa uzbrojonych m�odych rancze- r�w i drwali, kt�rzy przez ca�y czas wznosili wrogie okrzyki, w �rodku za�, gdzie bro� by�a zakazana, wcale nie by�o mniej gro�nie. Poprzednikowi Dana, cz�owiekowi o legendarnych talen- tach dyplomatycznych, uda�o si� zapanowa� nad sal�, kiedy jednak zebranie dobieg�o ko�ca, dw�ch drwali przypar�o go do �ciany, obrzucaj�c pogr�kami. Wychodzi� z ratusza o wiele bledszy ni� tam wchodzi�, na schodach za� zobaczy�, �e kto� obla� jego samo- ch�d galonem czerwonej farby. W oddali zamajaczy�o Hope. Nale�a�o do tego typu mie�cin, przez kt�re przeje�d�a si� i na- tychmiast o tym zapomina. Jedna centralna ulica d�uga na kilkaset jard�w, z �ebrami kilku przecznic. Na jednym jej ko�cu znajdowa� si� podupad�y hotel, na drugim szko�a, a mi�dzy nimi by�y stacja benzynowa, sklep spo�ywczy, sklep metalowy, gospoda, pralnia samoobs�ugowa i ku�nierz. Wi�kszo�� z pi�ciu tysi�cy mieszka�c�w �y�a w dolinie, a za- spokojeniu ich r�norakich potrzeb duchowych s�u�y�y dwa ko�cio- �y i dwie knajpy. By�y te� dwa sklepy z upominkami, co �wiadczy�o raczej o optymizmie ni� ekonomicznym my�leniu, chocia� bowiem letni tury�ci cz�sto przeci�gali przez Hope, zatrzymywali si� tutaj raczej rzadko. Pr�buj�c temu zaradzi�, a tak�e wychodz�c naprzeciw potrze- bom skromnej lecz rosn�cej grupy tych, kt�rzy kupowali tutaj dzia�ki, jeden z tych sklep�w (bez w�tpienia lepszy) zainstalowa� automat cappuccino. Nazywa� si� �Paragon" i Dan, gdy czasami t�dy przeje�d�a�, zatrzymywa� si� na kaw�, a tak�e za spraw� w�a�cicielki. Pochodzi�a z Nowego Jorku i by�a �adna. Nazywa�a si� Ruth Michaels, a podczas dw�ch czy trzech rozm�w uda�o mu si� ustali� 18 tyle, i� prowadzi�a galeri� sztuki na Manhattanie, a gdy rozpad�o si� jej ma��e�stwo, przyjecha�a do Montany na wakacje, po czym zakochawszy si� w okolicy �zosta�a. Z ch�ci� dowiedzia�by si� o niej znacznie wi�cej. Cappuccino nie bardzo odpowiada�o gustom miejscowych, kt�- rzy woleli kaw� s�absz� i zaparzan�, tak�, jak� serwowano po drugiej stronie ulicy w barze �U Nelly". I oto ze smutkiem, ale bez specjalnego zdziwienia Dan zobaczy� na frontowym oknie Ruth informacj� �Na sprzeda�". Dalej, przed zapuszczonym barem, trafnie nazwanym �Ostatni Post�j", gdzie um�wi� si� z Billem Rimmerem, zobaczy� pick-upa i jego w�a�ciciela. Urodzi� si� i wychowa� w Montanie, czego po- twierdzeniem by� stetson i sumiaste blond w�sy. Poniewa� mierzy� sze�� st�p i sze�� cali, Dan zawsze czu� si� przy nim jak karze�ek. By� par� lat m�odszy, znacznie lepiej si� te� trzyma�, a Dan nie potrafi�by w�a�ciwie wyt�umaczy�, dlaczego go tak lubi. Gdy wysiad� z samochodu, Bill powita� go siarczystym klepni�- ciem w rami�. � No i jak tam, stary? � M�wi�c szczerze, Bill, mia�em na wiecz�r przyjemniejsze plany ni� spotkanie z tob�. � Ty dopiero potrafisz przem�wi� cz�owiekowi do serca, Dan. Co, jedziemy? � Chyba tak, chocia� zdaje si�, �e nie b�dziemy wcale pierwsi. S�ysza�e� w radio? � Mhm. Podobno na miejscu jest ju� tak�e ekipa TV. � Cudownie. � Sukinsyn znalaz� sobie pi�kne miejsce na wyst�p. � Poczekaj, Bill, nie wiemy jeszcze, czy to na pewno by� wilk. Wsiedli do pick-upa i ruszyli ulic� G��wn�. By�o ju� prawie wp� do �smej i Dan zacz�� si� martwi�, �e mo�e zrobi� si� ciemno. Miejsce napadu zawsze lepiej ogl�da� za dnia, a poza tym ci, kt�rych �ci�gn�a wie�� o �wilczej napa�ci", najpewniej zadeptali ju� wszystkie �lady. On i Rimmer zacz�li pracowa� niemal w tym samym czasie. Ich poprzednicy byli w znacznym stopniu odpowiedzialni za program �odbudowy wilczego stada" i nied�ugo po jego rozpocz�ciu podali si� do dymisji w�a�ciwie z tych samych powod�w. Przejechali si� na wilkach: mieli ju� do�� nieustannych wa�ni z farmerami, kt�rzy uwa�ali, �e urz�dnicy nic nie robi�, aby kontrolowa� wilcz� inwa- zj�, oraz z ekologami, kt�rzy zarzucali im brak opieki nad zagro�o- nymi drapie�nikami. Trudno si� wybroni� w takiej sytuacji. Rimmer by� zatrudniony w Inspekcji Szk�d Zwierz�cych, kt�ra podlega�a departamentowi rolnictwa, i to do niego zwracano si� w pierwszej kolejno�ci, kiedy gospodarze mieli k�opoty z drapie�ni- kami: nied�wiedziami, kojotami, pumami czy wilkami. By� �led- czym, s�dzi�, a je�li wymaga�a tego potrzeba � tak�e wykonawc� wyroku. Biolog z wykszta�cenia, nie afiszowa� si� ze swoj� mi�o�ci� do dzikich zwierz�t, a poniewa� sprawnie pos�ugiwa� si� te� strzelb� i sid�ami, szanowali go nawet ci, kt�rzy z wrodzon� nieufno�ci� odnosili si� do urz�dnik�w wszelkiej ma�ci. Nosi� si� jak kowboj, a poniewa� �atwo nawi�zywa� kontakt z ranczerami, lepiej od Dana dawa� sobie rad� z rozsierdzonymi w�a�cicielami cielaka czy owcy, gdy zwierz� powali� wilk, prawdzi- wy czy rzekomy. Dla nich Dan by� zawsze przybyszem ze Wschod- niego Wybrze�a. G��wna jednak r�nica polega�a na tym, �e o ile w Billu widzieli oni osob�, kt�ra mo�e pom�c rozwi�za� problem, o tyle Dan by� dla nich tym, kt�ry go powodowa�. Dlatego te� Dan czu� si� zawsze pewniej, kiedy mia� u boku Rimmera, szczeg�lnie w obliczu takiej jak ta sytuacji. Zjechali z asfaltu na szar� �wir�wk�, kt�ra zakolami bieg�a w kierunku g�r. Przez chwil� milczeli, zas�uchani w terkot k�, kt�re zostawia�y za sob� welon py�u. Dan czu� na twarzy ciep�y, wieczorny powiew. Nad pasem bylicy pomi�dzy drog� a ciemnie- j�cym pasmem nadrzecznych topoli jastrz�b zatacza� ko�a, wypa- truj�c wieczornej przek�ski. Dan pierwszy przerwa� cisz�. � S�ysza�e� kiedy�, �eby wilk rzuci� si� na dziecko? � Nie. Pewnie chodzi�o mu tylko o psa. � I ja tak my�l�. A co z tym Calderem? Znasz go? � Spotkali�my si� par� razy. Trudny facet. � Co masz namy�li? Rimmer u�miechn�� si� i jednym palcem poprawi� rondo kape- lusza na czole. � Sam zobaczysz. ->n Na szczycie masywnej bramy z sosnowych bali zatkni�to czasz- k� byka. Danowi przypomnia�o to wej�cie do roller-coastera na Florydzie utrzymanego w stylu Dzikiego Zachodu i nazwanego �Kanion Zag�ady", gdzie zesz�ego lata bez pami�ci za�ywali prze- ja�d�ek z Ginny. Podskakuj�c na wybojach, min�li drewnian� tabliczk� �Ranczo Caldera", obok kt�rego widnia�a mniejsza, �wie�o namalowana: �Hicksowie". �Mo�e nie ma w tym �adnej drwiny", pomy�la� Dan. Ujechali jeszcze z mil� pomi�dzy poro�ni�tymi krzewami pa- g�rkami, a� zamajaczy�o przed nimi ranczo. Wyra�nie odcina�o si� na tle nieba, przysiad�e na po�udniowym stoku niskiego wzniesie- nia, kt�re tyle� chroni�o przed zimowymi wichurami, ile zapewnia�o widok na najlepsze pastwiska w domenie Caldera. Chocia� dom zbudowany z masywnych, pobielonych bali mia� dwie kondygna- cje, to jednak z racji swej d�ugo�ci wydawa� si� niski i mocno osadzony w ziemi. Przed nim znajdowa�o si� rozleg�e betonowe podw�rze, po jednej stronie obramowane ci�giem poka�nych, �wie�o odmalowa- nych na bia�o zabudowa�, a po drugiej naje�one stercz�cymi w nie- bo trzema srebrnymi silosami, kt�re niczym rakiety wznosi�y si� nad korralami. Kawa�ek dalej rozpoczyna�o si� pastwisko, na kt�- rego skraju roz�o�ysta topola wyrasta�a ze skorupy forda T, kt�r� rdza powlek�a t� sam� ma�ci� co pas�ce si� wok� konie. Te podnios�y �by, �ledz�c pick-upa i ci�gn�cy si� za nim wachlarz py�u. Na rozje�dzie skr�cili w lewo, a po dw�ch dalszych milach ze szczytu pag�rka zobaczyli w g�stniej�cym mroku ciemny kszta�t domku Hicks�w. Rimmer zwolni�, aby mogli si� rozejrze�. Od frontu zaparkowa�o sze�� czy siedem pojazd�w, a chocia� naro�nik domu zas�ania� troch� widok, mo�na by�o zobaczy� t�u- mek ludzi, kt�ry zebra� si� wok� tylnego ganku. Kto� zainstalowa� reflektor i co kilka chwil b�yska�y flesze. Dan westchn��. � A mo�e by tak wr�ci� do domu? � Chyba istotnie wygl�da to troch� na cyrk. � Mhm. A teraz jest czas klaun�w. � Ja raczej mia�em na my�li cyrk rzymski, gdzie ci� rzucali na po�arcie lwom. � Serdeczne dzi�ki, Bill. Zatrzymali si� przy innych autach, a potem, okr��aj�c dom, poszli na ty�, gdzie znajdowali si� inni. Kto� w�a�nie m�wi� i Dan natychmiast rozpozna� ten g�os. Na ganku, w powodzi �wiat�a, m�oda reporterka telewizyjna przeprowadza�a wywiad z Buckiem Calderem. Mia�a na sobie czer- wony kostium mniej wi�cej o dwa numery za ma�y. Calder g�rowa� nad ni�. By� wysoki, wzrostem dor�wnuj�cy Billowi Rimmerowi, ale znacznie od niego pot�niejszy. Bary mia� szerokie niczym okno, kt�re widnia�o za nim. Jasny stetson i bia�a koszula podkre�la�y opalenizn�. W �wiat- �ach reflektora po�yskiwa�y szaroniebieskie oczy i Dan uzna�, �e to one w�a�nie, a nie postura decydowa�y o w�adczym obej�ciu. Wpa- trywa�y si� w reporterk� z tak� ironiczn� natarczywo�ci�, �e ta wydawa�a si� zahipnotyzowana. Dan spodziewa� si� zobaczy� dziadka, kt�rym Calder bez w�tpienia by�, tymczasem widzia� cz�o- wieka pewnego siebie i przekonanego, �e robi na innych wra�enie. Obok niego, o wiele bardziej speszeni, stali Kathy i Clyde Hicksowie. Kathy trzyma�a dziecko, kt�re rozszerzonymi ze zdzi- wienia oczyma wpatrywa�o si� w dziadka. Za nimi by� st�, a na nim co� p�katego i ��tego; dopiero po chwili Dan zorientowa� si�, �e to zw�oki psa. � Wilk to morderczy automat � m�wi� Calder. � Po�re wszystko, co si� nadarzy. I gdyby nie ta biedna, dzielna psina, ofiar� pad�by m�j wnuk. Chocia� mo�e ten tutaj Buck Junior najpierw za�atwi�by go sierpowym w pysk. T�um zareagowa� �miechem. Z kilkunastoosobowego grona Dan zna� tylko fotografa i ch�opaka z miejscowej gazety, kt�ry skrz�tnie co� notowa�. Reszta ludzi to byli pewnie s�siedzi i rodzina. Dwie twarze zwr�ci�y jego uwag�, urodziwa kobieta po czterdziestce i stoj�cy obok wysoki m�odzieniec, kt�ry nie m�g� mie� wi�cej ni� dwadzie�cia lat. Stali odrobin� na uboczu i nie podzielali og�lnego aplauzu. � �ona i syn Caldera � mrukn�� Rimmer. Kobieta mia�a g�ste czarne w�osy, utkane siwizn�, kt�re zebrane w lu�ny kok ods�ania�y d�ug�, blad� szyj�. Odblask jej melancho- lijnego pi�kna mo�na by�o te� dostrzec na twarzy syna. Na ganku nagle zapanowa�a cisza. Reporterka, onie�mielona 10 wzrokiem Caldera, zamilk�a. On, niczym gwiazdor, b�ysn�� ku niej bia�ymi z�bami. � Chcesz mnie jeszcze spyta� o co�, kochanie, czy na tym ju� ko�czymy? Tym razem �miechy przyprawi�y j� o rumieniec. Obejrza�a si� na kamerzyst�, kt�ry skin�� g�ow�. � To chyba ju� wszystko � powiedzia�a. � Dzi�kuj�, panie Calder. Bardzo dzi�kuj�. To by�o �wietne wyst�pienie. Calder nieznacznie przytakn��, spojrza� w kierunku Dana i Billa i przes�a� im powitalny gest. Wszyscy si� obr�cili. � Widz� tam dw�ch pan�w, kt�rych te� mog�aby� o co� spy- ta�. Ja w ka�dym razie mam do nich par� pyta�. Z mroku stodo�y Luk� Calder spogl�da� na podw�rze, gdzie robili sekcj�. Kl�cza� obok otwartych drzwi i g�aska� Maddie, kt�ra le�a�a z pyskiem na �apach, od czasu do czasu popiskuj�c, zezuj�c na niego i oblizuj�c wargi. Wtedy Luk� g�adzi� j� jeszcze mocniej i znowu si� uspokaja�a. Rimmer u�o�y� labradora na folii rozpostartej na opuszczonej klapie pick-upa. Dooko�a ustawi� kilka lamp, aby m�c pos�ugiwa� si� skalpelem. Drugi facet, specjalista od wilk�w, kt�ry przyjecha� z Rimmerem, filmowa� wszystko na wideo, podczas gdy ojciec i Clyde milcz�c stali z boku. Matka i Kathy przygotowywa�y w do- mu kolacj�. Wszyscy inni, na szcz�cie, ju� si� wynie�li. Ta upiorna reporterka z telewizji spyta�a, czy mog�aby zosta� i nakr�ci� sekcj�, ale Rimmer powiedzia� �nie". Ten od wilk�w, Prior, zgodzi� si� odpowiedzie� na kilka g�upkowatych pyta�, w istocie zbywaj�c je niczym, a potem grzecznie odprawi� kobiet�, m�wi�c, �e musz� zabiera� si� do roboty, dop�ki cia�o psa nie zesztywnia�o. Zdejmowali z niego sk�r� jak z sarny, a Rimmer przez ca�y czas g�o�no komentowa�, co robi i co spostrzeg�. Luk� widzia�, jak wy�aniaj� si� zakrwawione, r�owe mi�nie Prince'a. � Silny krwotok wewn�trzny i kolejne �lady z�b�w u nasady szyi. G��bokie rany k�ute. Widzisz, Dan? Tutaj. Teraz je mierz�. Te dwa otwory s� odleg�e o prawie dwa cale. Pot�ne zwierz�. To musia� by� przewodnik, pomy�la� Luk�, ten wielki i czarny. M Od wielu miesi�cy wiedzia�, �e w okolicy s� wilki. Po raz pierwszy us�ysza� je w �rodku zimy, gdy wszystko by�o przykryte grub� warstw� �niegu, on za� wybra� si� na narty, co najbardziej lubi�, gdy� by� wtedy mo�liwie najdalej od ludzi i cywilizacji. Znalaz� tropy i natychmiast si� zorientowa�, �e s� zbyt wielkie na kojota; po nich doszed� do trupa zagryzionego �osia. A potem, pewnego kwietniowego dnia zobaczy� tego czarnego. Najpierw na nartach, a potem ju� tylko w butach wdrapa� si� na wysok� gra� i tam si� zatrzyma�, aby odpocz��. Dzie� by� bez- chmurny, ci�gle mro�ny, ale ju� wyczuwa�o si� zapowied� wiosny. I kiedy tak siedzia� na skale, zapatrzony w s�siedni� dolin�, nagle jego uwag� przyci�gn�� wynurzaj�cy si� spomi�dzy drzew wilk. Przebieg� przez pole topniej�cego �niegu, kt�rego g�rny skraj przy- tyka� do zbocza pokrytego kamieniami i ga��ziami, a potem znikn�� w nim, ka��c Luke'owi zastanawia� si�, czy to wszystko mu si� czasem nie przywidzia�o. Tam w�a�nie by�a jama, w kt�rej przed porodem skry�a si� samica. W ci�gu nast�pnych tygodni Luk� zobaczy� inne wilki. Kiedy �nieg stopnia�, nieustannie je�dzi� tu konno, zawsze przedtem upewniwszy si�, �e przybywa pod wiatr. Przywi�zywa� Ksi�ycowe Oko spory kawa�ek wcze�niej, a potem pieszo ju� dociera� na gra�. Ostatnich kilka jard�w pe�z� na brzuchu, z lornetk� w r�ku, a� wreszcie m�g� spojrze� w dolin�. Potrafi� le�e� tutaj ca�ymi godzinami, czasami nie widz�c ani jednego, a czasami wszystkie. Nikomu o tym nie powiedzia�. Potem kt�rego� popo�udnia pierwszego tygodnia w maju zoba- czy� ma�e. By�y puchate i czarne, niezbyt pewnie trzyma�y si� na �apach, ale ca�a pi�tka wygrzeba�a si� z nory, mru��c w s�o�cu �lepka. Matka z obwis�ymi sutkami dumnie stan�a z boku, podczas gdy ojciec i dw�jka starszych wilcz�t obw�chiwa�a szczeni�ta, jak gdyby witaj�c je w �wiecie. Pod koniec czerwca znikn�y i zacz�� si� niepokoi�, �e kto� je zabi�. Potem jednak odnalaz� je na innej ��ce, dalej w g�r� kanionu. Luke'owi wydawa�o si�, �e to bezpieczniejsze miejsce, okolone drzewami i �agodnym stokiem zbiegaj�ce ku potokowi, w kt�rym ma�e tapla�y si� i bawi�y. Kt�rego� poranka zobaczy�, jak jedno ze starszych wilcz�t powraca truchtem z polowania, dumne jak gdyby wygra�o los na loterii, a szczeniaki biegn� przez ��k� na powitanie, obskakuj�c je i li��c po pysku, a� wreszcie przystan�o, ziewn�o i zwymiotowa�o dla nich po�ywienie, dok�adnie jak w ksi��kach. ��ka zakwit�a, a Luk� obserwowa�, jak szczeniaki pr�buj� z�a- pa� pszczo�� czy motyla i ucz� si� polowa� na myszy, a by�o to cz�sto tak komiczne, i� tylko z najwy�szym trudem udawa�o mu si� nie rykn�� �miechem. Czasami, gdy matka lub ojciec wylegiwali si� w s�o�cu, malcy podkradali si� do nich, na brzuchach pe�zn�c przez krzaki i bujn� traw�. Luk� by� pewien, �e rodzice dobrze wiedzieli, co si� dzieje, i tylko udawali sen. Kiedy szczeniaki by�y ju� dostatecznie blisko, rzuca�y si� na starych i wtedy zaczyna� si� riarmider, gdy� ca�e stado gania�o si� po ��ce, przewracaj�c jedno drugie i podskubuj�c, a� wreszcie wszyscy zwalali si� w jedn� gromadk� zm�czonych wilk�w. Przypatruj�c si� temu, Luk� zanosi� milcz�ce mod�y, mo�e niekoniecznie do Boga, kt�rego istnienia niewiele dot�d znajdowa� �wiadectw, ale przynajmniej do si�y, kt�ra rz�dzi�a tymi sprawami, aby wilkom starczy�o sprytu na to, aby pozosta� tu, gdzie by�y bezpieczne, i nie schodzi� w d� doliny. Mod�y si� nie spe�ni�y. I wpatruj�c si� teraz w ojca dumnie stoj�cego na ganku, Luk� by� z�y na wilka. Nie za to, �e zabi� psa siostry, chocia� by�o mu go szkoda, ale za tak idiotyczne nara�anie reszty. Czy� to niem�dre zwierz� naprawd� nie wiedzia�o, jak ludzie tutaj reaguj� na wilki? Ojciec dobrze zna� mi�o�� Luke'a do g�r i wiedzia�, �e jego pasja do samotnych w�dr�wek odci�ga go od rancza, gdzie powinien pracowa� jak pozostali synowie. I dzisiaj, zanim pojawili si� wszy- scy ci ludzie, spyta� go, czy nigdzie nie dostrzeg� �ladu wilk�w. Luk� potrz�sn�� g�ow�, ale zamiast poprzesta� na tym, z jakiej� idiotycznej przyczyny spr�bowa� powiedzie�, �e nie, nie widzia� �adnych �lad�w. K�amstwo tak zasznurowa�o mu krta�, �e ojciec odszed�, zanim jemu uda�o si� rozpocz�� zdanie. I pozosta�o nie wym�wione, jak milion innych martwych zda�, kt�re ni�s� w sobie. Na podw�rzu sekcja dobieg�a ko�ca; Dan Prior wy��czy� kamer� i pomaga� teraz Rimmerowi przy sprz�taniu. Ojciec i Clyde podeszli bli�ej; ca�a czw�rka zacz�a rozmawia�, z czego Luk� nie m�g� ju� !� teraz wy�owi� ani s�owa. Poklepa� collie, wsta� i wyszed� ze stodo�y, zatrzymuj�c si� kawa�ek od nich w nadziei, �e go nie spostrzeg�. � No c�, nie ulega w�tpliwo�ci, �e to wilk � oznajmi� Rim- mer. � A czy by�y tu w og�le jakie� w�tpliwo�ci? � za�mia� si� ojciec Luk�'a. � Moja c�rka widzia�a go na w�asne oczy, a mam wra�enie, i� potrafi odr�ni� wilka od dzi�cio�a. � Z pewno�ci�, prosz� pana. Ojciec zauwa�y� Luk�'a, kt�ry teraz by� ju� z�y na siebie, �e ruszy� si� z bezpiecznego ukrycia. � Panowie, to m�j syn, Luk�. Luk�, poznaj pan�w Priora i Rimmera. Walcz�c z ch�ci�, aby odwr�ci� si� i uciec, Luk� podszed� i u�cisn�� d�onie obydw�m. Powiedzieli �Cze��", na co Luk� tylko kiwn�� g�ow�, unikaj�c ich spojrze�, aby czasem nie pr�bowali go zmusi� do rozmowy. Jak zwykle, ojciec natychmiast zacz�� m�wi�, zarazem ratuj�c go przed kompromitacj�, jak i skazuj�c na kolejn� pora�k�. W istocie chodzi�o tylko o niego: nie znosi� tych momen- t�w, gdy ludzie dowiadywali si�, �e wspania�y Buck Calder ma syna j�ka��. � Wyja�nijcie zatem panowie, jak to mo�liwe, �e nikt nas nie uprzedzi� o obecno�ci wilk�w. � Panie Calder � odpar� Dan � od dawna wiadomo, �e potrafi� odbywa� bardzo d�ugie w�dr�wki. A poniewa�, jak pan wie, ich populacja w naszym stanie wzros�a... Buck zachichota� szyderczo: � Ach, tak, obi�o mi si� co� o uszy. � ...wi�c nie jest tak �atwo powiedzie�, gdzie kt�ry z nich jest w tym w�a�nie momencie. � Aczkolwiek wszystkie rzekomo maj� obro�e sygnalizacyj- ne. � Niekt�re tak, ale nie wszystkie. Pa�ska c�rka jest pewna, �e ten wilk by� bez obro�y. Jak do tej chwili nie mamy �adnych informacji o wilkach w tych stronach. To mo�e by� basior, kt�ry od��czy� si� od stada, kto wie, mo�e wiele, wiele mil st�d. Nie mo�na wykluczy�, i� przy��czy� si� teraz do jakich� oznakowanych wilk�w; b�dziemy to sprawdza�. Zaczniemy jutro rano. 1A � Tak� mam nadziej�, panie Prior, �e do�o�ycie wszelkich stara�. My�l�, �e tego samego oczekuje Clyde. � Buck obj�� ramieniem zi�cia, a ten ponuro przytakn��. � No dobrze, a co zrobicie, jak je ju� znajdziecie? � Zanim podejmiemy jak�kolwiek decyzj�, musimy troch� wi�cej si� dowiedzie� � odrzek� Dan. � Rozumiem, oczywi�cie, pan�w zaniepokojenie, ale je�li to mo�e by� jakim� pocieszeniem, to musz� stwierdzi�, �e nie wydarzy�o si� jeszcze w Ameryce P�nocnej, aby zdrowy wilk zabi� cz�owieka. � Tak pan twierdzi? � Tak. Jestem niemal pewien, �e temu tutaj chodzi�o tylko o psa. To poczucie w�asno�ci terytorium. � Doprawdy? A sk�d pan jest, panie Prior, �e o�miel� si� spyta�? � Pracuj� w Helenie, panie Calder. � Nie, mnie chodzi o miejsce, gdzie si� pan urodzi� i wycho- wa�. Zgaduj�, �e gdzie� na wschodzie. � Ca�kiem s�usznie. W Pittsburghu. � Hm, w Pittsburghu. Dorasta� pan w mie�cie? � Istotnie. � Wi�c pa�skim terytorium jest miasto? � W pewnym sensie tak. � Wi�c niech pan pozwoli, �e co� panu powiem. � Ojciec zawiesi� g�os, a Luk� dojrza� w jego oczach ten wyraz ironicznej pogardy, kt�rej ba� si� przez ca�e �ycie, zawsze bowiem poprzedza- �a uwag� tak zjadliw� i bezlitosn�, �e chcia�o si� przed ni� ucieka� na kraj �wiata. � Tutaj jest nasze terytorium i my tak�e znamy co� takiego jak �poczucie w�asno�ci terytorium". � Zapad�a ci�ka cisza, a Buck nie spuszcza� oczu z Dana. � I nie chcemy tutaj �adnych wilk�w, panie Prior. 3. Buck Calder zosta� ochrzczony jako Henry Clay Calder III, nigdy jednak nie podoba�a mu si� my�l, �e mia�by by� w jakiejkol- wiek dziedzinie trzeci czy cho�by drugi, i dla tych, kt�rzy go lubili i nie lubili, zawsze o wiele bardziej by� �Buckiem", �Bysiorem" ni� Henrym. Przydomek przylgn�� do niego wtedy, gdy jako czternastolatek zebra� wszystkie mo�liwe nagrody podczas szkolnego rodeo, a gdy nic ju� nie by�o do zdobycia, okaza�o si�, �e ma z�amane dwa palce i p�kni�ty obojczyk. Ju� wtedy bardziej zorientowanym w spra- wach �wiata kole�ankom szkolnym nie umkn�� zmys�owy aspekt przydomku. By� bohaterem plotek powtarzanych z szeroko otwar- tymi oczyma, a tak�e surowego i �ci�le damskiego dochodzenia, kt�re przeprowadzono po tym, gdy jego przydomek pojawi� si� na �cianie dziewcz�cej toalety zrymowany z czasownikiem r�ni�cym si� tylko jedn� liter�. Gdyby dziewcz�ta uzna�y za stosowne podzieli� si� tymi sekre- tami ze swymi matkami, te okaza�yby mo�e niewielkie zaskoczenie, jako �e w poprzedniej generacji uczennice z Hope bardzo podobne uczucia �ywi�y do ojca Bucka, Henry'ego II, kt�ry, jak wszystko na to wskazuje, wypracowa� tak swoist� metod� poca�unku, �e dziew- cz�ta nigdy ju� tego nie zapomina�y. Mo�na przeto przypu�ci�, �e zdobywczo�� wobec kobiet by�a dobrze zabezpieczona w genety- cznych zasobach m�skiej linii Calder�w. �adne tego typu informacje nie zachowa�y si� o dziadku Bucka, Henrym I, a historia za�wiadczy�a jedynie o jego wielkiej niez�o- mno�ci, gdy� to on w roku 1912 za�adowa� do poci�gu zmierzaj�- cego do Akron w Ohio kilka kr�w i kur, m�od� �on� oraz jej pianino, i ruszy� na Zach�d. Po dotarciu na miejsce zorientowali si�, �e wszystkie najlepsze grunty zosta�y ju� rozchwytane, Henry wype�ni� wi�c papiery na ziemi� daleko pod g�rami, gdzie nikt si� nie spieszy�, aby pr�bowa� szcz�cia. Dom powsta� w miejscu, gdzie dzisiaj rozsiada� si� g��w- ny budynek rancza. A chocia� niezliczone rzesze innych poddawa�y si�, nie mog�c podo�a� suszom, wiatrowi i zimom, podczas kt�rych pada�y nawet najbardziej odporne zwierz�ta, Calderowie jako� wszystko przetrzymali i tylko pianino nigdy ju� nie brzmia�o tak jak przed podr�. Henry kupowa� dzia�ki, kt�rych jego s�siedzi nie mogli sp�aci�, tak wi�c domena Caldera powoli pe�z�a coraz dalej w kierunku 98 Hope. Maj�c wyra�ne ambicje dynastyczne, nada� synowi swoje imi�, aby inicja� H.C. sta� si� przedmiotem dumy. Ojciec Bucka nigdy nie chodzi� do college'u, ale ka�d� chwil� woln� od uganiania si� za kobietami przeznacza� na czytanie wszy- stkiego, co wi�za�o si� z hodowl� byd�a. Bibliotece kaza� sprowa- dza� ka�d� pozycj�, o kt�rej gdzie� us�ysza�, prenumerowa� te� publikowane w Europie wydawnictwa dla hodowc�w. Ojciec uwa- �a�, i� niekt�re z artyku��w czytanych mu przez m�odszego Hen- ry'ego s� nazbyt nowinkarskie, wszystkiego jednak s�ucha�. To za namow� syna przestawi� si� na hodowl� rasowych hereford�w, zamiast produkowa� tylko byd�o rze�ne. Buck wzrasta� ju� w znacznym dostatku i nieobca mu by�a arogancja zwi�zana ze statusem rodziny. �adne ranczo nie by�o tak wielkie jak ich, �aden ranczer nie by� sprytniejszy od ojca. Niekt�- rzy oczekiwali, lub przynajmniej marzyli, �e legendarny impet Calder�w przyga�nie nieco w trzecim pokoleniu, tymczase