10106

Szczegóły
Tytuł 10106
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10106 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10106 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10106 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Cykl sze�ciu wyk�ad�w Stanis�awa Lema, kt�re opublikowa� magazyn ITD w roku 1978. Wyk�ady zosta�y przygotowane do publikacji przez Zofi� i Jerzego Kluz�w. Po latach odszuka� je i wskanowa� Andrzej �leszy�ski z Radio Olsztyn. Nie wiadomo czy istniej� kolejne wyk�ady Lema traktuj�ce o poszukiwaniach Obcych mimo, �e ostatni wyk�ad w oryginale ko�czy� si� magicznym skr�tem c.d.n. CZY JESTE�MY SAMI W KOSMOSIE? Cykl wyk�ad�w Stanis�awa Lema opublikowanych przez ITD w roku 1978 Wyk�ad 1 W ubieg�ym roku potyka�em si� na �amach prasy krajowej i radzieckiej z astronomem profesorem J�zefem Szk�owskim z Radzieckiej Akademii Nauk. Profesor Szk�owski, kt�ry dawniej twierdzi�, �e istnieje wiele cywilizacji, wymieni� sw�j optymistyczny pogl�d na mniemanie, �e cywilizacja ziemska jest praktycznie jedyna i je�li ju� nie we wszech�wiecie, to w ka�dym razie w naszej galaktyce czyli w ca�ej Drodze Mlecznej. Polemizowa�em z nim podnosz�c, �e pesymizm jest jeszcze przedwczesny. Jednak�e przyb�r danych, przede wszystkim astrofizycznych, kt�re uzyskali�my w ci�gu ostatnich lat, a nawet miesi�cy, by� taki, �e powa�nie nadw�tli� m�j uprzedni optymizm. Je�li nawet nie optymizm co do g�sto�ci wyst�powania cywilizacji, to w ka�dym razie moje oczekiwania, �e sprawa nawi�zania kontaktu nie jest beznadziejnie trudna. Pozwol� sobie w najwi�kszym skr�cie rzecz przedstawi�, poczynaj�c od tego jak si� ona wy�ania�a w szatach naukowych. Nie b�d� bawi� si� w opowiadanie pre i historii. �e od zamierzch�ych czas�w ludzie itd... Nie! Wszystko zaczniemy od p�nych lat pi��dziesi�tych, kiedy to Cocconi i Morrison og�osili w pi�mie ameryka�skim artyku�, w kt�rym m�wili, �e gdyby cywilizacje kosmiczne istnia�y, mog�yby porozumiewa� si� drog� radiow�. Niewiele czasu up�yn�o i w roku 1960 astronom ameryka�ski Drake w obserwatorium Green Bank w Stanach Zjednoczonych "uruchomi�" program OZMA. Nas�uchiwa�o si� wtedy dwie gwiazdy, Tau ceti i jak�� drug�. Aparatura i ca�y projekt kosztowa�y oko�o miliona dolar�w. Jest to bardzo skromna kwota w por�wnaniu z projektem 4 Cyklop, o kt�rym ju� od paru lat m�wi si� w Ameryce. Projekt ten mia�by kosztowa� grubo ponad 29, a niekt�rzy m�wi�, �e nawet 50 miliard�w dolar�w. Miliard to 1000 milion�w, r�nica wi�c jest istotna. inwestowa� oczywi�cie warto, je�li ma si� rozs�dne nadzieje na odbi�r jakichkolwiek sygna��w. W 1970 roku odby�a si� w Biurakanie pierwsza ameryka�sko-radziecka konferencja na temat ��czno�ci kosmicznej. Oficjalnie nazywa�a si� Communication Extraterrestrial Inteligence - w skr�cie CETI. B�d� m�wi� jak to wygl�da�o nieca�ych osiem lat temu w Biurakanie i co�my si� w mi�dzyczasie takiego dowiedzieli, co podwa�y�o moje optymistyczne mniemanie, bo jeszcze wtedy mo�na by�o utrzymywa�, �e 10 a nawet 109 cywilizacji, czyli zamieszka�ych �wiat�w mo�e istnie� w naszej galaktyce. Przeci�tna odleg�o�� mi�dzycywilizacyjna by�a w szacunkach stale z roku na rok powi�kszana, dlatego, �e nie odbierano �adnych sygna��w. W programie OZMA nast�pi�a kupa bada� zar�wno ameryka�skich jak i radzieckich, a nawet australijskich. Zebrano tyle materia�u, i� mo�na go dzi� opracowa� statystycznie. Badania przeprowadzano w najrozmaitszych wariantach, koncentruj�c si� na poszczeg�lnych uk�adach gwiezdnych, a nawet innych galaktykach poza nasz� Drog� Mleczn�. Sygna�y odbierano w kilkuset r�nych cz�stotliwo�ciach radiowych. Zaciekle dyskutowano. W czasie tych dyskusji uczeni dochodzili do niezbitych prze�wiadcze� co do tego jakie pasmo cz�stotliwo�ci b�dzie najw�a�ciwszym przeno�nikiem sygna��w. P�niej przychodzili inni, kt�rzy logicznie wyja�niali, �e nic podobnego i twierdzili, �e ca�kiem inne pasmo b�dzie najlepsze. By�o to troch� tak, jakby kto� b�d�c kawalerem i szykuj�c si� do korespondencji mi�osnej z przysz�� wybrank�, wybra� sobie ca�� mas� papierk�w w najpi�kniejszych kolorach, cudowne koperty, da� na nich wydrukowa� dooko�a serduszka itd. A jedyna s�aba strona tego przedsi�wzi�cia by�aby taka, �e �adnej wybranki na razie nie ma i nie ma z kim korespondowa�. Ale wszyscy byli tak absolutnie przekonani, �e pr�dzej czy p�niej w ko�cu kto� si� zamelduje, �e te w�a�nie sprawy byty naczelne. To znaczy kwestionowanie samego istnienia innych uchodzi�o za niezasadne. By�o to oczywi�cie racjonalne, bo jakby zacz�� od tego, �e nikogo nie ma, wtedy w og�le nic nie warto robi�. St�d mo�na powiedzie�, by� du�y optymizm w tym oczekiwaniu. Wed�ug wiedzy dzisiejszej, kt�ra w�a�ciwie nie r�ni si� specjalnie od tej, kt�ra panowa�a lat temu osiem. w zakresie planetologicznym i powstawania gwiazd, w mg�awicy spiralnej takiej jak nasza, powstaj� w ramionach, gazowo-py�owych zg�stki. Zg�stki te z czasem zaczynaj� si� koncentrowa�. Robi� si� coraz bardziej podobne do p�askiego placka ze zgrubieniem centralnym, takiego jaki mo�na wywa�kowa� z ciasta na stolnicy. Po jakim� czasie dzi�ki kondensacji powstaj� w nim planety, a z centralnego wybrzuszenia powstaje gwiazda centralna. W ten spos�b powstaj� systemy s�oneczne. Jest to obraz bardzo przemawiaj�cy do umys�u tak d�ugo, dop�ki nie zaczyna si� bada� go matematycznie. W�wczas powstaj� grupy problem�w, z kt�rymi wszyscy mieli k�opoty. Tw�rc� tego obrazu by� Laplace i matematycznie nawet nie usi�owa� go bada�, bo nie mia� �adnych danych na warunki graniczne. Zak�adamy, �e istniej� pewne prawa, kt�re s� uniwersalne i powszechnie wa�ne. Np. prawo zachowania momentu, prawo zachowania energii itd. Wiadomo wi�c, �e gdy mamy wiruj�c� chmur� gazow�, to powszechne ci��enie sprawia, �e cz�steczki b�d� ci��y�y do�rodkowo. A wirowanie spowoduje w�a�nie sp�aszczenie si� w placek. Ale s� r�wnie� si�y promieniste i magnetyczne, kt�re przeciwdzia�aj� zbyt silnemu zag�szczeniu si� centrum. Po jakim� czasie, kiedy dochodzi do zg�szczenia, temperatura podwy�sza si�. A podwy�szona temperatura oznacza promieniowanie id�ce od�rodkowo. To promieniowanie powoduje, �e ca�yob�ok gazowy staje si� elastyczny i przeciwstawia si� si�om grawitacyjnym �ciskaj�cym go, podobnie jakby reagowa�a okr�g�a g�bka plastykowa, gdyby�my chcieli j� �cisn��. Im bardziej �ciskamy, tym bardziej chce si� rozpr�y�. Jak wobec tego mog�o doj�� do powstania planet? Sk�din�d wiadomo. �e nie jest to zjawisko nadzwyczajne. Istniej� uk�ady gwiazdowe krotne i prawdopodobnie istniej� te� liczne systemy takich galaktyk jak nasza. Czyli, �e jako� natura daje sobie rad�. Nie wiedzieli�my jednak jak to si� dzieje i optymi�ci m�wili: skoro to jako� tam powstaje, czy wa�ne jest �eby�my ju� teraz znali mechanizm szczeg�owy? Je�eli b�dziemy m�wili o planetogenezie, wtedy oczywi�cie trzeba b�dzie bardzo dok�adnie to zbada�. Ale skoro planetogeneza w naszych rozwa�aniach jest tylko przes�ank� wst�pn� dalszych rozwa�a� dotycz�cych ju� ��czno�ci z cywilizacjami, zak�adamy optymistycznie, �e planet jest huk i tak si� mniej wi�cej robi�o. Tylko potem okaza�o si�, �e trudno�ci w sporz�dzeniu modelu matematycznego system�w planetarnych s� olbrzymie. W uk�adach planetarnych zachodz� pewne regularno�ci, np. prawo Titiusa-Bodego, kt�re polega na tym, �e najpierw mamy �rodkow� grup� ma�ych planet, a potem planety olbrzymy. Wszystko wskazuje, i� jakie� prawid�owo�ci dzia�a�y, ale bardzo dok�adnie nie mo�na by�o ich ustali�. Dopiero par� lat temu zauwa�ono, �e mia� racj� pewien astronom, kt�ry przed konferencj� biuraka�ska wysun�� hipotez�, kt�rej si� w naukach przyrodniczych bardzo nie lubi, bo wygl�da jakby by�a sporz�dzona ad hoc. Powiedzia� mianowicie, �e by�a sobie gdzie� w odleg�o�ci paru �at �wietlnych gwiazda. A tutaj by� taki wiruj�cy placek - mg�awica, w kt�rej mia�o powsta� s�o�cem planetarne. Nagle ta gwiazda zamieni�a si� w gwiazd� Now� i wys�a�a fale udarowe na galaktyk�. Gdy dotar�y tutaj, nast�pi�y rozmaite, bardzo ciekawe i skomplikowane rezonanse. Tak popularnie m�wi�c zachowa�a si� wzgl�dem ca�ego uk�adu jak spychacz w stosunku do rozmaitego �miecia. Da�a takiego kopniaka wszystkiemu, �e powsta�y r�ne fale i diabli wiedz� co jeszcze. Jednym s�owem, powsta� system s�oneczny, kt�rego bez kopniaka by nie by�o. Jest to bardzo nielubiana przez przyrodnik�w droga. Zak�ada istnienie z boku si�y pomocniczej. I teraz jak obliczy�, jak cz�sta i w jakiej odleg�o�ci powstaj�ce systemy planetarne dostaj� takie pchni�cie. Czy ono musi by� bardzo specyficznie skierowane, czy nie, �eby powsta� uk�ad planetarny, w kt�rym b�dzie mog�o powsta� �ycie? Czy wyliczenie tego jest w og�le mo�liwe? Jest to rozmno�enie potwornej ilo�ci bardzo skomplikowanych problem�w, na kt�re trudno odpowiedzie�. Jedno jest dzisiaj prawie ju� pewne. Faktycznie by�a Nowa! Zosta�o to wykryte, bo w materiale meteorytowym stwierdzono istnienie pewnych izotop�w aluminium, kt�re musia�y zosta� tam niejako wmro�one. Mniej wi�cej przypada to na 4 miliardy 700 milion�w lat temu. Sam proces formowania si� dysku trwa� oko�o 100 milion�w lat i wtedy w�a�nie zdarzy�a si� korzystna okoliczno�� z Now�, kt�ra da�a pchni�cie. Zaraz oczywi�cie mo�na sobie pomy�le�, �e gdyby , gwiazda Nowa troch� bli�ej nas powsta�a, ale ju� w trakcie istnienia �ycia, kt�re by�oby wysoko rozwini�te, to oczywi�cie skutki by�yby wr�cz odwrotne. Dzisiaj zreszt� s�dzi si�, �e od czasu do j czasu (w interwa�ach astronomicznie du�ych) bywa�y takie przej�cia naszego systemu planetarnego, ��cznie z kawa�kiem r�kawa spiralnego, w kt�rym siedzimy. Przechodz�c ko�o gwiazd, kt�re w tym w�a�nie momencie mia�y ochot� eksplodowa� jak Nowe lub Super Nowe, Ziemia otrzymywa�a kolosalne ilo�ci promieniowania bardzo twardego. Dosy� nagminnie powtarza si�, to co profesor Szk�owski powiedzia� przed 17 czy 18 laty, �e zag�ada dinozaur�w by�a w du�ej mierze spowodowana w�a�nie tym, i� Ziemia dosta�a wtedy pot�n� dawk� bardzo twardego promieniowania kosmicznego przechodz�c ko�o gwiazdy Nowej. Nie wiemy czy b�dzie mo�na kiedykolwiek to sprawdzi�. Obecnie ustalenie tego jest na granicy niemo�liwo�ci. W roku 1970 znane ju� byty prace ameryka�skiego astronoma Dole'a, kt�ry pierwszy zacz�� "bawi� si�" w modelowanie matematyczne powstawania planet. Pos�ugiwa� si� przy tym odpowiednio zaprogramowanym komputerem. Okaza�o si�, i� przy losowym roz�o�eniu materia��w w ob�oku pierwotnym, rzeczywi�cie te sympatyczne planety chc� si� w ten spos�b uk�ada� do S�o�ca, �e najpierw powstaj� ma�e planety, potem wi�ksze i znowu mniejsze. Przyczyn� zjawiska jest segregacja materia�u. L�ejszy leci dalej, a ci�szy zostaje bli�ej. M�wi� oczywi�cie w potwornym uproszczeniu i ka�dy szanuj�cy si� profesor astronomii o wysokim ci�nieniu krwi, m�g�by dosta� apopleksji s�ysz�c mnie. Pocz�tkowo s�dzono, �e to czy planety s� dalej czy bli�ej od swojego s�o�ca, nie ma wi�kszego znaczenia. W latach pi��dziesi�tych, kiedy astronomia by�a rozwini�ta, optymistycznie przedstawiano taki obraz: na Merkurym, jako najbli�szej S�o�cu planecie, �ycie powsta� nie mog�o. Tam temperatura jest taka, �e po s�onecznej stronie o��w mo�e si� roztapia� od promieniowania. Wenus prawdopodobnie porastaj� tropikalne d�ungle. S� efekty cieplarniane, wywo�ane du�� ilo�ci� dwutlenku w�gla w atmosferze, czyli �ycie niew�tpliwie istnieje. Na Ziemi z grubsza wiemy jak wszystko wygl�da. A Mars - zimno przykro i do domu daleko, ale �ycie mo�liwe, bo wskazuj� na to kana�y. P�niej zacz�o si� badanie systemu s�onecznego sondami. Wtedy uczonych spotka�y dwie niespodzianki. Jedna olbrzymia i wstrz�saj�ca. Okaza�o si�, �e Wenus jest rodzajem piek�a, gdzie padaj� deszcze z kwasu siarkawego, temperatura przeci�tna wynosi 500�C a ci�nienie przekracza 90 atmosfer i o �yciu nie ma mowy. Druga niespodzianka te� by�a przykra. Na Marsie nie jest wcale tak strasznie zimno jak s�dzono. Bia�e czapy biegunowe wcale nie s� utworzone z dwutlenku w�gla, jak sam s�dzi�em i takie g�upstwa w ksi��kach wypisywa�em, tylko po prostu ca�kiem zwyczajnie z zamarzni�tej wody. Jednym s�owem, Mars znajduje si� w permanentnej epoce lodowcowej, tylko, �e lodu nie jest tam tak du�o, jakby i by�o w podobnych warunkach na Ziemi. W 1977 roku uczony Hart zacz�� prowadzi� badania, u�ci�laj�c program pierwotny, kt�ry rozpocz�� Dole, polegaj�cy na komputerowym modelowaniu warunk�w powstania �ycia, przy czym ten starszy cz�owiek robi� to w jednym z o�rodk�w NASA. Interesowa� si� g��wnie tym, jakie warunki ograniczaj�ce na powstanie �ycia nak�ada atmosfera planetarna i perypetie jakie ona przechodzi w czasie. Trzeba zaznaczy�, �e gdy zaczyna� t� robot�, mniej przysi�ga� na dane, kt�re zaczerpn�� od swego poprzednika. Dole mianowicie s�dzi�, �e pier�cie� wok� S�o�ca - przestrze�, w kt�rej s� warunki sprzyjaj�ce �yciu, jest dosy� szeroka. Zaczyna si� ko�o Wenus, a ko�czy si� ko�o Marsa. Pier�cie� ten nie obejmowa� jednak ani Wenus ani Marsa, gdy� s�dzono, �e jedna planeta jest zbyt blisko, a druga zbyt daleko od S�o�ca. Wydawa�o si�, �e przedzia�, w kt�rym Ziemia mog�aby by� umiejscowiona jest szeroki. I Czym teraz Hart zasmuci� nie tylko mnie. Okaza�o si�, �e gdyby�my znajdowali si� o 5 milion�w kilometr�w bli�ej albo dalej od S�o�ca. wtedy nie by�oby �adnej ewolucji �ycia. Ja do was niczego nie m�wi�bym, bo ani mnie ani was by nie by�o. Nie by�oby te� nikogo i niczego co mia�oby cokolwiek wsp�lnego z �yciem. Jest te� oczywi�cie inna bardzo niesympatyczna sytuacja z punktu widzenia naukowego. My nie lubimy w nauce, �eby takie wa�ne istoty jak ludzie, powstawa�y na zasadzie rzadkich przypadk�w. Bo tam, gdzie wszystko zale�a�oby od trafu, w og�le �adnej nauki by� nie mo�e. A wszystko wygl�da w�a�nie w ten nieprzyjemny spos�b, kt�ry dopiero za�wita� astronomom, kiedy zacz�li zestawia� dwa dziwaczne obrazy Wenus i Marsa ze �rodkow� Ziemi�. Wyniki eksperyment�w modelowania cyfrowego w du�ej mierze zale�� od tego, jakie dane w�o�y si� do maszyny. Maszyna jest jak absolutnie uczciwy m�ynek do orzech�w. Je�eli mi�dzy orzechy wrzuci si� kasztany, tort orzechowy nie b�dzie z tego dobrze smakowa�. Danymi mo�na wi�c oczywi�cie manipulowa�. Mamy ju� jednak pewne niezale�ne dane, �e by�o tak jak powiem. By�a pierwotna atmosfera Ziemi, tej kt�ra powsta�a w�a�nie 4 miliardy 700 milion�w lat temu. Nie musimy si� nawet zastanawia� z czego si� sk�ada�a, poniewa� ka�da gwiazda (a wi�c i S�o�ce) przechodzi faz� tzw. Byka - od jednej gwiazdy ze zbioru Byka - i wtedy nast�puje bardzo gwa�towny wydmuch gaz�w z gwiazdy. Zdmuchuje on wtedy ze wszystkich znajduj�cych si� w pobli�u planet ich pierwotne atmosfery. Tak jakby kto� dmuchn�� na dmuchawiec! Wi�c dopiero potem, gdy S�o�ce troch� si� uspokoi�o, powsta�a wt�rna, ale te� jeszcze nie taka jak dzisiaj atmosfera, sk�adaj�ca si� z pary wodnej, metanu, amoniaku, dwutlenku w�gla. Metan i dwutlenek w�gla oddzia�ywa�y zbawiennie. M�ode gwiazdy promieniuj� u zarania swych dziej�w s�abiej ni� w pe�ni doros�ego �ywota. Przeci�tny czas istnienia takiej gwiazdy wynosi oko�o 10 miliard�w lat. Jest to liczba korzystna, kt�ra pozwala nam zorientowa� si�, �e je�eli ludzko�� b�dzie mia�a przej�ciowe trudno�ci, b�d� one trwa�y jeszcze co najmniej 4 miliardy lat. Zanim si� gwiazda "rozpali" i wejd� kolejno "w akcj�" poszczeg�lne cykle syntezy j�drowej, jej moc emisyjna jest prawie 25 procent mniejsza. S�o�ce by�o wi�c na pocz�tku o tyle ch�odniejsze, �e gdyby�my si� dzisiaj pod nim znajdowali, zaraz mieliby�my bardzo szybko okropn� epok� lodowcow� z zamarzni�ciem ocean�w do samego dna. By�oby zjawisko nieodwracalne, gdy� nast�puje wtedy ca�kowite wymro�enie pary wodnej z atmosfery, powstaj� quasi-lustrzane powierzchnie, a l�d odbija znakomicie promieniowanie s�oneczne. Czyli koniec! Nawet gdyby potem nast�pi�o wielkie ocieplenie S�o�ca i tak nic nie pomog�oby, poniewa� Ziemia okryta srebrzyst� lodow� pow�ok� odrzuca�aby promieniowanie w kosmos i ju� nic nie da�oby si� zrobi�. Ale tak si� mile z�o�y�o, �e atmosfera zawiera�a ogromne ilo�ci dwutlenku w�gla i amoniaku. Oba te sk�adniki wytwarzaj� tzw. efekt cieplarniany. Wpuszczaj�, tak jak szyba w cieplarni, ciepln� emisj� s�oneczn� do �rodka i nie wypuszczaj� jej na zewn�trz. Dzi�ki temu efektowi mieli�my wtedy temperatur� do 4�C w skali rocznej. Pow�oka chmur by�a praktycznie stuprocentowa. Przy wysokiej temperaturze parowanie by�o kolosalne, a� do ca�kowitego nasycenia. I co si� p�niej sta�o? Zacz�a dzia�a� nast�puj�ca reakcja: du�e ilo�ci dwutlenku w�gla wi�za�y si� z krzemianami. Reakcji tej sprzyja woda. Dwutlenku w�gla i amoniaku, kt�re znakomicie rozpuszczaj� si� w wodzie by�o coraz mniej w atmosferze. W tym momencie powsta�o zapewne pierwsze �ycie, kt�re jeszcze nie bazowa�o na tlenie. Jego pierwociny odkrywamy obecnie jako metanowce. Tak naprawd� dok�adnie jeszcze nie wiemy jak si� metanowce maja do innych �ywych form. Nie s� bowiem ani ro�linami ani zwierz�tami. Jest to co� trzeciego, cholernie odmiennego. K�opoty pochodz� st�d, �e nie uda�o si� metanowc�w wcisn�� do �adnego istniej�cego uk�adu. Jest to po prostu co� wcze�niejszego. Wyk�ad 2 Przypuszcza si�, �e gdyby nie nast�pi�o oczyszczenie niebios, tzn. masowe wypadanie wody z chmur, a tym samym podwy�szenie si� poziomu ocean�w, gdyby nie obni�enie temperatury; je�li by nie zosta�a uruchomiona fotosynteza; dzi�ki kt�rej pojawi� si� w du�ej ilo�ci tlen w atmosferze - to nigdy nie by�oby na Ziemi inteligencji, jakkolwiek by�aby by� mo�e bogata flora, a mo�e nawet fauna pochodz�ca od metanowc�w. Przypuszczenie to wynika st�d, �e aby takie ruchliwe organizmy, jakimi jeste�my, mog�y istnie�, energetyka tego procesu musi by� do�� wydajna. Ot� nie znamy wydajniejszych proces�w ni�eli przy uczestnictwie tlenu. Natomiast efektywno�� reakcji opartych na metanie jest znacznie gorsza. Nie by�o �adnych mo�liwo�ci, by one mog�y utworzy� przej�cie ku fotosyntezie. Fotosynteza to ro�liny. A ro�liny to baza, zielony akumulator, na kt�rym stoi ca�e �ycie. My wszyscy jeste�my niesympatycznymi paso�ytami. Nie tylko spo�ywamy, w spos�b nikczemny i b�d�cy naruszeniem podstawowego sojuszu wszystkiego co �yje, naszych zwierz�cych pobratymc�w, nie tylko rzucamy si� z z�bami na nieszcz�sne indyki, wo�y i �winie, ale tak�e m�czymy szpinak i kapust�. Nie chodzi ju� w tej chwili czy mamy do tego prawo, czy nie, tylko po prostu o to, �e wszystko co �ywe, spo�ywa inne �ycie, a ro�liny z punktu widzenia etyki zachowuj� si� najszlachetniej, bo korzystaj� z energii s�onecznej. �yj�c w ten spos�b nikogo nie krzywdz�. Szpinak jest wi�c bez winy, a my jedz�c go pope�niamy zbrodni�. Oczywi�cie, nie by�o jeszcze nigdy takiego etyka, kt�ry by tego rodzaju koncepcj� g�osi�, poniewa� mi�dzy napisaniem jednego, a rozpocz�ciem pisania drugiego traktatu, sam musia�by zasi��� do obiadu. Nagminno�� wykroczenia nie jest �adnym usprawiedliwieniem. C� tu du�o m�wi� - �yj�c mordujemy wszyscy. W tym sensie jest to paso�ytnictwo powszechne. Teraz zreszt� ludzko��, jest na najlepszej drodze, aby w ramach og�lnego post�pu wszystko wytru� i wyt�pi�, mi�dzy innymi i ro�liny. W�wczas dzi�ki konsekwentnemu podci�ciu ga��zi, na kt�rej siedzimy, wszyscy marnie zginiemy. Ale to wchodzi w zakres futurologii, a ja teraz uprawiam co� w rodzaju retrologii, bo m�wi� o tym, co by�o. Powracam wi�c do tematu. Prosz� zwr�ci� uwag� na nast�puj�c� ciekawostk�. Je�eli popatrze� na protok�y paleontologiczne, zauwa�a si� dziwn� rzecz. Mianowicie najstarsza era, nazwana paleozoiczn� by�a zaledwie par�set milion�w lat temu, a �ycie na Ziemi istnieje prawie od 4 miliard�w lat. Przez 3 miliardy lat drepta�o wi�c sobie w miejscu. Najpierw by�y metanowce, a potem rozmaite algi. W atmosferze nie by�o tlenu i nie by�o ozonu. Ozon jest parasolem ratuj�cym nas przed promieniami ultrafioletowymi. Gdyby wtedy �ycie pr�bowa�o wyj��, w sensie ewolucyjnym z oceanu nie mog�o tego zrobi�, poniewa� frakcja nadfioletowa promieniowania s�onecznego dzia�a absolutnie zab�jczo. Na nas obecnie dzia�a mniej zab�jczo, bo mo�emy w�o�y� marynark� albo kapelusz. Ale sk�d pierwotne meduzy mia�y wzi�� marynark�? W zwi�zku z tym musia� powsta� koniecznie nad kul� ziemsk� parasol z�o�ony z ozonu. �eby powsta� ozon, musia� by� w atmosferze wolny tlen. Jak widzicie, wyliczam warunki, kt�re musia�y to wszystko spowodowa�. Mniej wi�cej trzy i p� miliarda lat temu, dwutlenek w�gla zosta� ju� silnie z atmosfery wyp�ukany. Ilo�� azotu powa�nie wzros�a, ale tlenu prawie w og�le nie by�o. Im mniej by�o dwutlenku w�gla w atmosferze, tym s�abszy by� efekt cieplarniany. Temperatura gwa�townie spada�a, a w ni�szej temperaturze zacz�y pada� deszcze. B�yskawicznie (tj. w skali powstania planety w par� milion�w lat) mieli�my oceany podobne do dzisiejszych i niebo prawie zupe�nie czyste. S�o�ce nie mia�o jeszcze dzisiejszej temperatury. Przypuszcza si�, �e wynosi�a ona na jego powierzchni oko�o 5 tysi�cy stopni Celsjusza. Do dzisiejszej emisji troch� mu brakowa�o. �rednia temperatura roczna Ziemi spad�a wtedy poni�ej 10�C. Tu nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak ma�o brakowa�o, aby nas nie by�o. Gdyby�my wtedy mieli o 1,5�C mniejsz� �redni� roczn� temperatur�, nast�pi�oby nieodwracalne zlodowacenie. Przysz�a wtedy epoka lodowcowa, ale jedna z �agodniejszych. S�o�ce grza�o tymczasem coraz mocniej, pojawi�y si� w oceanach zielone algi, kt�re zacz�ty produkowa� tlen. By�o to bardzo chytre z ich strony, o czym nawet nie wiedzia�y. Wystarczy wej�� 10 - 15 metr�w pod wod� by nie dochodzi�o ju� promieniowanie ultrafioletowe. Gdy algi nasyci�y wod� tlenem, zacz�� si� on w ko�cu wydziela� do atmosfery i z czasem powsta�a otoczka ozonowa. A w�wczas �ycie mog�o ju� wyle�� na l�d i tak si� pomale�ku zacz�o... Wtedy te� okaza�o si�, �e energetyka zaproponowana przez ten drugi rzut ewolucji, tzn. energetyka tlenowc�w jest niepor�wnywalnie znakomitsza i wydajniejsza i tak samo jak przegra�o kolejnictwo parowe z elektrycznym, tak musia�a energetyka metanowa przegra� z tlenow�. Odt�d ju� zacz�y si� rozwija� tylko istoty, z kt�rych my bierzemy pocz�tek. By�o to bardzo niedawno, bo zaledwie przed 3,5 miliardami lat. Musia� jednak up�yn�� co najmniej miliard lat zanim �ycie na tyle okrzep�o, �e powsta�y wielokom�rkowce. Gdy uczy�em si� w gimnazjum w latach trzydziestych, zaczynano m�wi�, �e epoka paleozoiczna by�a par�set milion�w lat temu. O tych miliardach lat; kt�re byty przedtem nikt nic nie wiedzia�. Uczyli nas, �e ca�a Ziemia istnieje w og�le tylko 2 miliardy lat. Obecnie wszystko potroi�o si� w perspektywie wstecz. C� z tego wynika? Jakie osobliwe warunki musz� by� spe�nione? A co dzieje si�, je�eli planeta jest o 5 milion�w km bli�ej albo dalej od S�o�ca? Je�li jest o 5 milion�w km bli�ej, wtedy nie dochodzi do skroplenia chmur, przeciwnie temperatura z 42�C zaczyna rosn�� coraz bardziej w g�r� a� do 500�C i mamy ju� Wenus ze wszystkimi konsekwencjami. A gdy jest o 5 milion�w km dalej, wtedy temperatura spada grubo poni�ej 10�C i robi si� solidna, nieodwracalna epoka lodowcowa i zn�w �ycia nie ma. Czyli powstaje koszmarna perspektywa, �e ludzko�� ma prawo do miana sieroty w skali galaktycznej. Czy naprawd� jest tak niedobrze i czy nie ma �adnej nadziei, �eby z kim� pogada�, o tym powiem innym razem. Wyk�ad 3 Zespo�y wszystkich danych wyprowadzone z rozmaitych dziedzin przyrodoznawstwa jako prawo natury, zdawa�y si� pierwotnie wskazywa�, i� wszelkie poszczeg�lne procesy ustopniowania s� podstaw� naszej egzystencji planetarnej i �e s� one bardzo typowe i powszechne. S�o�ce jest gwiazd� typow�, powstawanie planet jest zjawiskiem banalnym i powszechnym. Narodziny i wynikanie �ycia z form ni�szych do coraz to wy�szych zapewne te� jest takim zjawiskiem, podobnie jak wzrost naturalnej sprawno�ci inteligencji. Jednym s�owem, powstawanie istot rozumnych musia�o z kolei zapocz�tkowa� faz� nast�pn� - powstawania proces�w natury socjalnej, a wreszcie cywilizacji naukowo-technicznej. Z jednej strony powiadaj�, �e ca�y zesp� proces�w, kt�ry stworzy� w ko�cu cz�owieka i nasz� cywilizacj� jest typowy i znajduje si� na g��wnej osi proces�w nawet w skali kosmogonicznej. Z drugiej strony m�wi�, �e fakty obserwacyjne i dane upo�rednione wynikaj�ce np. z modelowania matematycznego genezy powstania planet, wskazuj�, i� jeste�my prawie sami, �e jest mo�e jedna lub najwy�ej kilka cywilizacji w galaktyce i nie trzeba przywo�ywa� hipotez ad hoc, �eby wyt�umaczy� nasz� "jedyno��". Hipotezy ad hoc s� tego rodzaju, �e gdy np. kto� znajduje si� na Saharze, w nocy my�li sobie tak: Jestem tu sam. Widocznie przede mn� by�y t�umy ludzi, lecz na ka�dego kto� napad�, rozbi� mu m�otkiem g�ow�, po czym zakopa� w piasku. Dlatego w�a�nie jestem sam. Hipotezy nie ad hoc, maj�ce moc twierdze� og�lnych powiadaj�: Pustynie prawie zawsze s� ca�kowicie bezludne. I wtedy nie potrzeba �adnych dodatkowych wyja�nie�, dlaczego nikogo dooko�a nie ma. Przypu��my, �e zacz�liby�my wymy�la� specjalne hipotezy tego typu i� ka�da cywilizacja naukowo-techniczna ma sk�onno�ci samozagra�alne i prawie ka�da ko�czy atomowym samob�jstwem, albo �e �ycie jest zjawiskiem pojawiaj�cym si� dlatego nadzwyczajnie rzadko w kosmosie poniewa� jest przypadkiem podobnym do takiego, jakby�my mieli rzuca� dziesi�tkiem milion�w monet naraz i ��dali �eby wszystkie spad�y or�em do g�ry. S� to wi�c zjawiska nies�ychanie nieprawdopodobne. Czyli, �e nam przypad�a g��wna wygrana. W�wczas sprawa staje si� dra�liwa, bo z punktu widzenia przyrodoznawczego nic z tego nie zachodzi. No c�, jeste�my samotni i stanowimy wyj�tek w og�lnej skali proces�w kosmicznych. Ale w ludzkim rozumowaniu sprawa ta ma nieprzyjemny zapach, bo co to w�a�ciwie ma znaczy�, �e jeste�my monstrum, ekstremalnym dziwol�giem, wybrykiem sil energetyczno-materialnych. Na zdrowy rozs�dek jest to dziwaczne, poniewa� na og�l przyzwyczaili�my si� patrze� na rozmaite urz�dzenia od ich strony funkcjonalnej. Wiadomo, S�o�ce jest, ogrzewa nas i �wieci, by �ycie na Ziemi istnia�o. Wprawdzie wiemy, �e S�o�ca nikt nie stworzy� i nikt nie podkr�ci� mu tak parametr�w, aby�my mogli opala� si� latem, a zim� �eby�my nie zamarzli. Niemniej widzimy funkcjonalny sens S�o�ca. A tu nagle okazuje si� i� wszech�wiat, ta potwornie wielka maszyna ma wydajno�� w kategoriach wytwarzania cywilizacji istot rozumnych tak ma��, �e w�a�ciwie prawie r�wn� zeru, skoro istotnie mia�oby by� prawd�, �e w ka�dej galaktyce siedzi jedna cywilizacja. Wtedy pojawia si� szok zdumienia. Ta olbrzymia budowla kosmiczna w�a�ciwie nic nie robi, tylko z wolna spopiela si�, rozprzestrzenia si� w ucieczce materii z galaktyki i z tego tak ma�o powstaje. Wszystko co m�wi� w kategoriach przyrodoznawczych jest bezsensowne, poniewa� zak�ada pewnego rodzaju celowo��, tzn. ukryty postulat, �e kosmos zosta� specjalnie ca�y stworzony, by produkowa� cywilizacje. Na dodatek mia� ich produkowa� mo�liwie du�o i tak, �eby w nich przyjemnie si� dzia�o. Odczuwamy pewnego rodzaju pretensje do natury, je�li nie wszystko zachodzi tak jakby�my sobie tego �yczyli. Aczkolwiek nie wyra�amy ich m�wi�c konkretnie i� mamy do kogo� �al o to, �e pada deszcz albo �e jest trz�sienie ziemi. Postawa nasza w stosunku do przyrody jest postaw� pewnych, mo�e przemilczanych roszcze�. Ludzie nie uwa�aj�, �e wszystko jest w porz�dku i tak ma by�, kiedy Ziemia otwiera si� i przy �oskocie grom�w zostaj� poch�oni�ci razem ze swoimi miastami przez gotuj�c� si� law�. Tymczasem okaza�o si�, �e nie ma w�a�ciwie �adnego p�kni�cia w �a�cuchach ustopniowanych proces�w, kt�re poczynaj�c od astrogenezy, a ko�cz�c na socjogenezie wytwarzaj� cywilizacje. Trzeba najpierw zacz�� od tego, �e jeszcze kilkadziesi�t lat temu, a wi�c niedawno, kosmos jawi� si� naukom przyrodniczym jako zacisze. S�dzono, �e epoka gwa�townych wybuch�w dawno min�a i teraz jest cicho i spokojnie. I wszystkie gwiazdy, z wyj�tkiem bardzo rzadkich statystycznie przypadk�w, jak Nowe czy Super Nowe, r�wnomiernie pracuj�, przetwarzaj�c w rozmaitych cyklach syntezy j�drowej, nadwy�ki masy na promieniowanie energetyczne. Zasadniczo wi�c nic si� nie dzieje. Tymczasem wygl�da na to, �e jest to miejsce niespokojne, z gwa�townymi erupcjami, eksplozjami itd. Je�li ma doj�� do powstania cywilizacji w jakim� zak�tku galaktyki, musi on spe�nia� pewne warunki, przede wszystkim zwi�zane z jego umiejscowieniem. Nie mo�e np. wyklu� si� szcz�liwie z jajeczka i szczebiota� ptaszek, na kowadle parowego m�ota, kt�ry co nied�ugi czas wali w kowad�o z okropn� si��. Jest to zrozumia�e i nie wymaga �adnych wyja�nie�. Mo�na wi�c powiedzie� tak: prawdopodobnie musi najpierw zachodzi� bardzo wysoki stopie� izolacji pewnego systemu od zak��ce� zewn�trzpochodnych, �eby �ycie mog�o powsta� i nic go nagle nie przytrzasn�o, lub ca�kowicie nie zniszczy�o. Tu zreszt� "na dwoje babka wr�y�a", bo z jednej strony mo�na sobie doskonale uzmys�owi�, �e porcja promieniowania przy wybuchu owej lub Super Nowej, w pewnych okoliczno�ciach i przy pewnej wielko�ci dawki, mo�e by� bod�cem, kt�ry spowoduje gwa�towny skok w mutacji organizm�w na danej planecie. A je�li te wielko�ci b�d� przekroczone, w�wczas nast�pi� hekatomby i masowe wymieranie, mo�e do tej pory naczelnych gatunk�w. Czyli jednym s�owem jest to bardzo brutalna interwencja, kt�ra mo�e mie� bardzo daleko id�ce konsekwencje. Wygubienie gad�w da�o np. szans� rozwoju ssak�w. Ale dlaczego ssaki nie mia�yby by� wtedy gwa�townie pora�one radiacyjnie na razie wyt�umaczy� sobie nie mo�emy. Z punktu widzenia poznawczego by�oby przyjemnie, gdyby okaza�o si� np., �e na l�dach �ycie gatunk�w, kt�re s� wra�liwe na radiacj� uleg�o zag�adzie, a przynajmniej zdziesi�tkowaniu. W morzu natomiast, gdzie promieniowanie dzi�ki os�onie wodnej nie dochodzi tak dobrze, �ycie "przechowa�o si�" i po g�upich 50 czy 100 milionach lat wylaz�o na powr�t na l�d. Nic takiego jednak nie zasz�o by wyt�umaczenie bardzo �adnie uk�ada�o si� w logiczn� ca�o��. Tak dobrze by� nie chce! I to stanowi zagadk�. Faktem jest, �e wysoki stopie� izolacji systemu, w kt�rym powstaje �ycie jest przes�ank� niezb�dn�. R�wnocze�nie mo�liwe, �e gdyby izolacja by�a za dobra tzn. gdyby w czasie ewolucji nie godzi�y w Ziemi� �adne porcje promieniowania - wtedy mo�e nast�pi�aby stagnacja, zamarcie lub zamieranie procesu ewolucyjnego. I by� mo�e niczego bardziej nie trzeba w tej chwili Ziemi ni� nowego "�upni�cia" Nowej, kt�re by nasz niesympatyczny gatunek w du�ej mierze zlikwidowa�o. Nie gwa�townie, tylko wskutek szybkiego gromadzenia si� i wzrostu szk�d genowych dziedziczno�ci populacyjnej, tzn., �e powiedzmy ju� po 300 latach ma�o kto kr�ci�by si� tutaj, a powsta�aby odmiana jakiego� superhomo. Oczywi�cie s� to spekulacje, nie maj�ce najmniejszej podstawy realnej, tym bardziej nieszkodliwe, bo z krytycznych moich s��w nie wynika, �e mog� spowodowa� wybuch Super Nowej w astronomicznym pobli�u Ziemi. Nie ulega to w�tpliwo�ci, dlatego mo�na spokojnie o tym m�wi� jako o hipotezie. Zastanawiaj�c si�, co wynika�oby w zakresie poznawczym z ewentualnej unikalno�ci, lub prawie unikalno�ci cywilizacji ziemskiej, przynajmniej w naszej galaktyce, musimy doj�� do szeregu bardzo ciekawych wniosk�w. Je�eli cywilizacji - wsp�istniej�cych oczywi�cie - by�oby 10 lub 20 na galaktyk�, wynika�oby z tego, �e przeci�tna odleg�o�� jest spora - rz�du 1000 lat �wietlnych! Jakie� wtedy dialogi s� mo�liwe? Ewentualnie mo�liwy jest monolog, je�li kto� b�d�c szalonym optymist� b�dzie du�o inwestowa� w emisj� sygna��w. Ca�y projekt ameryka�ski Cyklop, zreszt� nie zrealizowany, zak�ada� dok�adn� inwigilacj� gwiazd w promieniu mniej wi�cej 1000 lat �wietlnych wok� Ziemi. A je�eli przeci�tna wynios�aby 2000 lat �wietlnych, czego wykluczy� nie mo�na, wtedy przecie� ca�y projekt nie ma sensu. Gdybym by� ministrem skarbu kraju bardzo bogatego, do kt�rego zwr�cono by si� o inwestycje, odm�wi�bym, powo�uj�c si� na najnowsze dane i hipotezy, wyg�aszane przez koleg�w tego, kt�ry ��da�by pieni�dzy. Galaktyk jest przecie� mn�stwo. Je�li powiem 108 czy 109 b�dzie to bardzo niski szacunek. Ale je�eli nawet wyeliminowa� galaktyki bardzo odleg�e, to pozostaje tak skromnie 107 tych, kt�re mog�yby by� naszymi partnerami. S� to ju� wielko�ci wystarczaj�co spore. W gromadzie lokalnej mamy odleg�o�ci rz�du miliona lat �wietlnych, kt�re wcale nie s� du�e, a gdy wykroczymy dalej, si�gaj� one setek milion�w lat �wietlnych. No c�, jest to przecie� ju� nie w kategoriach �ycia ludzkiego, a nawet cywilizacji naukowo technicznej, tylko ca�ej antropogenezy! Czym jest wi�c interwa� �ycia ludzkiego, generacji, czy 300 lat trwania cywilizacji naukowo technicznej w por�wnaniu z tymi dystansami. Przecie� dla ka�dego normalnego cz�owieka, powiedzenie: "Wysy�asz bracie list, a odpowied� dostaniesz ju� za 2 miliony lat" znaczy nigdy! Nie mo�emy si� spodziewa� absolutnie �adnych zdumiewaj�cych odkry� po komunikatach wysy�anych przy takich odleg�o�ciach. Dlaczego? To ca�kiem proste. Nadawany komunikat musi zak�ada� zawsze konkretnego odbiorc�. Prawd istotnych, kt�re nie s� bana�ami i nie maj� wsp�czynnika historycznego i sytuacyjnego, czyli nie s� zwi�zane sensem z miejscem i czasem powstania, nie ma. Wszystko jest historyczne, przynajmniej je�li chodzi o histori� cz�owieka. Doskonale o tym wiemy. Prawdy, kt�re nie maj� tego charakteru s� niezmiernie banalne i mog� by� uniewa�nione. Je�li np. m�wi�: Wszyscy ludzie s� �miertelni, albo wszystkie istoty �ywe s� �miertelne, czy generalizuj�c, wszystkie istoty powstaj�ce w naturalnych planetarnych procesach ewolucji s� �miertelne - to wcale nie jestem pewien, �e jest to teza wa�na uniwersalnie w ca�ym kosmosie. Kto� m�g� si� przecie� tak urz�dzi�, �e jest nie�miertelny. Chc� wi�c powiedzie�, �e tego rodzaju generalizacje, kt�re dla nas s� prawdami trywialnymi przez swoj� oczywisto��, mog� traci� moc prawdy gdzie� daleko w specyficznych warunkach. Wyk�ad 4 W Biurakanie powiedziano, �e gdyby szesnastowiecznemu matematykowi, kt�ry siedzia� i pi�knie pisa�, ukaza� si� anio� z p�on�cym mieczem, lub w mniej teatralny spos�b, przedstawi� formu�� Einsteina E = mc2, uczony ten nie zrozumia�by niczego. Ka�dy rodzaj wyja�nie� by�by tu niewystarczaj�cy, gdy� poj�cia materii i energii, kt�re zak�ada wsp�czesna fizyka, by�y mu obce. Aby to zrozumie� musia�by przej�� ca�y kurs fizyki a� do roku 1920. Je�eli wi�c nawet miano by nas informowa� z g��bi kosmosu o czymkolwiek istotnym i je�eli robi�yby to istoty, kt�rych anatomia, fizjologia, historia ewolucji, a tak�e historia w sensie dziej�w powszechnych by�y tak odmienne od naszych, �e wsp�czynniki wszystkich okoliczno�ci musia�yby by� uwzgl�dnione przy komunikowaniu i dostosowane do naszych warunk�w, naszej anatomii, fizjologii itd., w�wczas nie mo�emy spodziewa� si� absolutnie �adnych rewelacji po sygna�ach, kt�re by do nas dochodzi�y z odleg�o�ci przekraczaj�cych dziesi�tki lub nawet miliony lat �wietlnych. Nie m�wi� ju� nawet o tym, �e im bardziej stosunek czasu nas�uchu stosowanego na Ziemi, do dystansu, zbli�a si� do zera, tym bardziej nieprawdopodobny jest sam odbi�r sygna��w. C� to musia�yby by� za dziwaczne istoty, wr�cz gwiazdowe maszyny, by przez dziesi�tki milion�w czy nawet miliardy lat bez przerwy nadawa�y sygna�y, aby na Ziemi, ci kt�rzy uruchamiaj� aparatur� w czasie nieprawdopodobnie kr�tkim, odebrali je. Musieliby nadawa� bezustannie, bo nie mogli wiedzie�, �e kiedy nadawali 300 milion�w lat temu. wtedy tutaj kr�ci�y si� tylko rozmaite diplodoki z d�ugimi ogonami. One nie zajmowa�y si� przecie� ��czno�ci� kosmiczn�, bo chodzi�y na czterech nogach, a jako gady jurajskie, m�zgu mia�y tyle co nic! Pomijam te� fakt, �e w zakresie wszystkich dzia�a� ��czno�ciowych, by�by to najbardziej marnotrawny typ sygnalizacji jaki tylko mo�na sobie wyobrazi�. Dochodzi jeszcze okoliczno��, �e je�li rzeczywi�cie cywilizacje rozmieszczone s� rzadko, lub znajduj� si� tylko "nieliczne sztuki" w poszczeg�lnych galaktykach, wtedy prawdopodobie�stwo, �eby sygna�y zesz�y si� z odbiorcami �ywymi, staje si� bardzo ma�e. Je�eli nawet powiedzie� sobie optymistycznie, �e cywilizacja mo�e by� bardzo d�ugo -15 milion�w lat - a czas istnienia galaktyk b�dzie rz�du 18 do 20 miliard�w lat, zak�adaj�c, �e by� kiedy� pocz�tek ka�dej cywilizacji, w�wczas nigdy nie wychodzi na to, �eby one mog�y istnie� wsp�cze�nie. Powiedzmy sobie szczerze, przy takich interwa�ach czasu, sprawa ��czno�ci jest marzeniem �ci�tej g�owy. Zak�adam oczywi�cie, �e m�wi� w kategoriach rozumowania ziemskiego! �aden racjonalny argument nie mo�e by� przytoczony na rzecz takiego post�powania, �eby jaka� cywilizacja zdecydowa�a si� na wybudowanie nadajnika, kt�ry mia�by dzia�a� przez miliardy lat, by�by samonaprawczy, korzysta�by z mocy gwiazdowych i emitowa�by w kosmos informacj�, �e kto� tutaj siedzi, lub ostro�niej m�wi�c, �e kto� kiedy� by� i zbudowa� maszyn� do nadawania. S�dz�, �e w takim wypadku motywacja mog�aby by� chyba tylko religijna, traktowana jako pos�annictwo, bo w kategoriach materialnych nie zosta�aby niczym odp�acona. Je�eli kto� staje na brzegu morza i macha chusteczk� do odp�ywaj�cych statk�w - w�wczas wydatkowana energia i koszty w�asne s� nik�e i ka�dy mo�e sobie na to pozwoli�. Natomiast gdyby kto� mia� p� energii ca�ej planety zu�y� na takie machanie, nie robi�by tego zbyt d�ugo. Tym bardziej, �e informacja jak� przekazuje jest typu: "Ja tu jestem i macham do was". Musi wi�c mi�dzy sygna�em, a zainwestowanymi �rodkami by� zachowany stosunek, kt�ry nam wydawa�by si� intuicyjnie racjonalny. Gdy przestaje on by� racjonalny, motywacja mo�e istnie� dalej, ale musi mie� charakter mistyczny. Jednym s�owem, wynika z tego, i� bardzo gwa�towna w szacunkach redukcja ilo�ci cywilizacji, powoduje nie tylko wyk�adniczy wzrost trudno�ci technicznych, ale i kwestionuje sensowno�� przedsi�wzi��, kt�re mia�yby na celu nadawanie sygna��w. Odbieranie jest bez por�wnania ta�sze, ale powstaje wtedy pytanie: Czy do nas rzeczywi�cie "kiwaj�" i czy wobec tego w og�le warto traci� czas i pieni�dze? Nie doszed�em jeszcze tak daleko w mojej desperacji na temat unikalno�ci �ycia w kosmosie, �ebym uwa�a�, �e przygotowanie wek�w na zim� jest roztropniejsz� i bardziej korzystn� dzia�alno�ci�, ani�eli zajmowanie si� opracowywaniem program�w CETI i SETI. Nie, tak nie s�dz�. Niemniej jednak sprawa ta w przedziwny spos�b odmienia si�, kiedy w ni� wchodzi�. U�yj� por�wnania obrazowego. Gdy zbli�amy si� do g�r ze strefy r�wnin, widzimy najpierw na horyzoncie dalekie pasmo, kt�re r�wnie dobrze mo�e by� nisko lec�c� chmur�. P�niej pojawiaj� si� sylwety, ale jeszcze p�askie. Gdy wje�d�amy w krajobraz g�rski, nast�puje kolosalne zr�nicowanie perspektyw. Widzimy poszczeg�lne wielkie formacje wy��cznie we fragmentach, bardzo cz�sto w rozmaitych stereoprojekcyjnych skr�tach. kt�re powoduj�, i� mamy pewnego rodzaju chybotanie orientacji gdzie jeste�my. Orientacj� odzyskujemy. gdy wejdziemy na g�r�. Ot� my nie jeste�my na g�rze i st�d powstaje szczeg�lne wra�enie, �e kosmos zezwala na wytwarzanie cywilizacji jako na nies�ychanie rzadkie wyj�tki. I wtedy tajemnicze silencium universum kosmosu w�a�ciwie rozwiewa si� w spos�b niestety do�� banalny. Jest to tak jak w powie�ci Agaty Christie "Dziesi�ciu Murzyn�w". Najpierw by�o ich dziesi�ciu. Potem kto� zabi� jednego i zosta�o dziewi�ciu itd. To znaczy, �e nie ma jakiego� tajemniczego p�kni�cia w �a�cuchu przyczyn sprawczych. Za ka�dym kolejnym krokiem musimy "odstrzeli�" troch� cywilizacji, kt�rym si� nie uda�o. tzn. �e ich pierwociny mog�y ewentualnie stanowi� szczebel do nast�pnego etapu, na kt�rym dopiero buduje si� nast�pne pi�tro, a� wreszcie na samej g�rze powstaje cywilizacja. Musimy jednak uwa�a�, �eby nie popa�� w swoist�, przesad�, by�my si� nie dali zanadto otumani� rzadko�ci� i wyj�tkowo�ci�. Tutaj niestety czekaj� na nas wszystkie pu�apki, kt�re zastawia teoria prawdopodobie�stwa oraz statystyka matematyczna i fizyczna, kiedy chodzi o zjawiska rzadkie. Prosz� wzi�� pod uwag� taki przypadek. W swoim czasie by�y losowania samochod�w na ksi��eczki oszcz�dno�ciowe. Przyjmijmy, �e na tysi�c ksi��eczek jest do wylosowania jeden samoch�d, a ksi��eczek jest w og�le tysi�c. Wtedy ten kto za�o�y sobie tysi�c ksi��eczek "mur beton" wie, �e wygra samoch�d. Ale je�eli jest dwa tysi�ce ksi��eczek i dwa samochody, to w dalszym ci�gu na tysi�c ksi��eczek przypada jeden samoch�d, lecz kto za�o�y sobie tysi�c ksi��eczek mo�e nie wygra� ani jednego samochodu, bo mo�e on by� wylosowany pomi�dzy ksi��eczkami drugiego tysi�ca. Im wi�ksza b�dzie liczba, tym wi�ksze mog� by� odchylenia. Jest granica, od kt�rej zaczynaj� si� paradoksy. Mianowicie im bardziej zwi�kszamy zbiory, na kt�rych dokonujemy operacji i zastanawiamy si� nad oczekiwaniem matematycznym, okazuje si�, �e gdy oczekiwanie zbli�a si� do niesko�czono�ci, wszystko absolutnie mo�e si� zdarzy�. Do�� nieprawdopodobne jest np. aby gdzie� w kosmosie z atom�w cyny wykrystalizowa�a si� puszka, w kt�rej znajdowa�by si� substancja dziwnie podobna do wieprzowiny w galarecie, na dodatek, by w niezwyk�y spos�b po��czy�y si� jakie� atomy i zrobi�a si� celuloza, a na niej pojawi� si� napis "Zak�ady Mi�sne Gdzie� Tam". Czy jest to mo�liwe? Mo�na by obliczy� to znikome prawdopodobie�stwo, ale przecie� s� to igraszki. Ka�dy uczciwy fizyk powinien da� sobie obci�� g�ow� za to, �e w ca�ym kosmosie nigdy nic takiego zdarzy� si� nie mo�e, gdyby nawet kosmos trwa� nie kilkana�cie, a setki miliard�w lat. Kolosalne trudno�ci wynikaj� st�d, �e nie bardzo mo�emy przyst�pi� do statystycznego oszacowania sytuacji i jest to tym trudniejsze im bardziej prawdopodobna jest bardzo niska g�sto�� psychozoiczna - taka pewnego rodzaju sta�a kosmiczna. I nie jest to, jak powiedzia�em, �adne misterium. Po prostu rzecz w�a�ciwie trywialna, kt�ra przypomina odpowied� na pytanie w rodzaju: Dlaczeg� nie wszyscy doro�li ludzie zastanawiaj� si� nad sensem istnienia? Mo�na po prostu powiedzie�, �e bardzo wielu ludzi nigdy nie staje si� doros�ymi, gdy� umieraj� jako zarodki lub dzieci. Okoliczno�ci powoduj�cych, �e ludzie w og�le nie dochodz� do wieku doros�ego jest wiele. Gdy kto� nie spe�nia tej podstawowej przes�anki uniemo�liwia odpowied� na to pytanie. Tak samo, czy mo�na twierdzi�, �e Ziemianie mieli wyj�tkowe szcz�cie i wszystko dobrze si� im uda�o, skoro teraz zaczyna nam �wita�, �e powstanie cywilizacji jest p�nym skutkiem procesu przypominaj�cego bieg slalomowy. Na stoku poustawiane s� bramki i trzeba w bardzo specyficzny spos�b przejecha�. Ka�dy te� doskonale wie, nawet czysto intuicyjnie, �e gdyby�my zrobili loteryjk� - takie zamkni�te pude�ko z gwo�dziami w desce i z g�ry wrzucaliby�my kuleczki, wtedy one roz�o�� si� wed�ug krzywej normalnej. Ale je�li z boku zrobimy dziurk� i b�dziemy powtarzali przebiegi kulek, mo�e jeden raz na pi��dziesi�t w zale�no�ci od konfiguracji gwo�dzik�w, jedna kulka nam wyskoczy. Nie b�dzie to �aden cud, tylko szczeg�lne odbicie. Mo�e to w�a�nie jest wypadek, kiedy powstaje cywilizacja? My nie mo�emy stwierdzi�, �e nale�ymy do krzywej normalnej rozk�adu cywilizacji, bo by� mo�e, jest to w�a�nie co� tak rzadkiego! Nic konkretnego na ten temat powiedzie� nie mo�emy. W ka�dym razie je�eliby stara� si� nada� zagadnieniu kszta�t i sens racjonalny, nie musi tkwi� w tym �adna otch�anna zagadka i tajemnica. Zagadka i tajemnica tkwi�yby wtedy, gdyby�my powiedzieli: Uda�o nam si� wysokie prawdopodobie�stwo przypisa� tezie, �e ca�y kosmos zosta� przez kogo� tak skonstruowany, �e wytwarza cywilizacje, co prawda bardzo rzadko ale za to bardzo sympatyczne, a czasem jeden raz na pi��dziesi�t niesympatyczne, w�a�nie takie jak nasza. Albo jeszcze gorzej. Nikt wcale nawet nie zamierza�, �eby cywilizacja by�a niesympatyczna, tylko by�o troch� tak, jak z gospodyni�, kt�ra do�� dobrze robi torty. Nie jest powiedziane, �e ka�dy tort si� udaje. Raz nie wysz�o i zrobi� si� zakalec. Za ka�dym razem, kiedy przypisujemy tej sprawie intencjonalno��, obracamy tym samym kosmos w rodzaj maszyny do produkowania cywilizacji. Wtedy mamy jej do wyrzucenia, �e w tak malej mierze wykonuje tego rodzaju rzeczy porz�dnie, a przewa�nie zajmuje si� g�upstwami, jak np. wybuchy Super Nowych, czy wykonywanie czarnych dziur. S� to pretensje po prostu dziecinne i zupe�nie bezsensowne. Niemniej jednak podejrzewam, �e ostatni �lad stronniczo�ci, tej kt�ra ma charakter odpowiedzi na roszczenia, by� i jest jeszcze przypisywany kosmosowi przez wielu uczonych zajmuj�cych si� problematyk� CETI i SETI. To znaczy, �e ich optymistyczne oczekiwania wysokich g�sto�ci cywilizacyjnych kosmosu i odnalezienie Innych nie wynikaj� wy��cznie z nauki, ale z pewnego rodzaju prze�wiadczenia, �e by�oby fajnie, gdyby mo�na by�o pogada� z kim� przez przestrze� kosmiczn� i �eby�my nie mieli poczucia naszej nadzwyczajnej i wyj�tkowej samotno�ci we wszech�wiecie. St�d w�a�nie pochodz� powiedzonka takie jak: "bracia rozumni". Mam wra�enie, �e to co m�wi� jest tytko insynuacj�, bo nie mo�na tego udowodni�, a ka�dy mo�e si� powo�a� na argumenty racjonalne. Wyk�ad 5 Do tematu dzisiejszego wyk�adu sprowokowa� mnie list, kt�ry otrzyma�em od pana Zbigniewa Blani. Pan Blania przes�a� mi r�wnie� kaset� z nagran� wypowiedzi� kierowcy spod Konina, kt�ry ostatnia widzia� Zielonych. Nie przes�uchan� kaset� odes�a�em z powrotem i napisa�em zwi�le okrutny list, �e b�agam go uprzejmie, �eby zaprzesta� pr�b nawracania mnie na wiar� w UFO. Dlaczego post�pi�em tak brzydko? Niekiedy pe�ni� rol� rzecznika prasowego nauki. Zak�ada si�, �e nauka powinna by� maksymalnie otwarta i kiedy spotyka si� z faktami nieznanymi, lub nawet ca�kowicie sprzecznymi z ca�ym dotychczasowym dorobkiem, nie powinna z g�ry odrzuca� nie zbadanego materia�u. Jak wiadomo, s�d sprawiedliwy to taki, kt�ry rozpatruje strony bez wzgl�du na to, jak sprawa a priori nieprawdopodobnie wygl�da. Moje stanowisko w najwi�kszym skr�cie jest takie: Zaczn� od uwagi pozornie marginesowej. Na podstawie bada� opinii publicznej w Anglii stwierdzono, �e ju� wi�ksza liczba ludzi wierzy tam w r�ne lataj�ce talerze i go�ci z kosmosu ni� w Boga. Mo�e wi�c istnie� nawr�t popadni�cia w kompletn� ciemnot�, wiar� w przes�dy itd., tak jak istnieje wt�rny analfabetyzm u niekt�rych os�b, kt�re si� uczy�y czyta� i pisa�. Niezidentyfikowane talerze lataj�ce s� podzbiorem pi�knego zbioru, do kt�rego nale��: tr�jk�t bermudzki oraz r�ne astronautyczne szlachetne istoty, co to przylecia�y do nas przed wiekami, jak powiada Daniken i jego uczniowie, a�eby uszcz�liwi� r�d ludzki. Wszystko to bardzo si� rozmno�y�o z dw�ch powod�w. Jest poda� i jest popyt. Popyt jest tak kolosalny, �e dzisiaj ka�dy cz�owiek, kt�ry ma �atwo�� w operowaniu fantazj�, i kt�ry chce zarobi�, mo�e to z �atwo�ci� uczyni�, je�li p�jdzie do wydawcy z jak�� histori�. Nie wiem tylko dlaczego w pewnych dziedzinach wyobra�nia jest zacie�niona. Ta znaczy z ca�ego szerokiego widma kolor�w wybrano dla tych facet�w, kt�rzy kr�c� si� ostatnio po Polsce, ziele�. Przecie� m�g�by cho� jeden fioletowy si� zjawi�! Powy�sze przypadki tworz� zwarty blok, do kt�rego do��cz� inne elementy, a mianowicie telepati�, telekinez�, jasnowidzenie itd. Par� lat temu, pisz�c na temat zjawisk pozazmys�owych, pr�bowa�em znale�� wsp�lne fenomeny tych zagadnie�. Pierwszy jest taki, �e wszystkie tego rodzaju zjawiska nie przekraczaj� pewnego progu ziszczenia. Tak jak nikt np. nie mo�e przyprowadzi� Zielonego za r�k�. Pan Blania chce mi przywie�� faceta, kt�ry go widzia�. Ja za� chc� Zielonego zobaczy�! Faceta, kt�ry "widzia�" mog� sam tak odegra�, �e wszyscy si� zadziwi�. Przecie� pisanie ksi��ek fantastycznych to m�j zaw�d. Wiem jak si� konstruuje niesprzeczn� fabu��, �eby nie mo�na jej by�o w �aden spos�b odr�ni� od autentycznego protoko�u zaj��. Zapewniam, �e zrobi� to lepiej, ni� kierowca spod Konina. Nie o to wi�c chodzi, �eby si� spotka� z kim�, kto opowiada r�ne dziwne rzeczy. Istniej� pewne gradacje prawdopodobie�stwa zjawisk i mo�na powiedzie� tak: jest zastanawiaj�ce, �e w historii dziej�w, pewne fenomeny pojawiaj� si� w rozmaitych przebraniach. i to jest druga charakterystyczna ich w�asno��. Od czasu do czasu wraca moda na takie zjawiska jak lewitacja. O lewitacji, czyli o wznoszeniu si� w powietrze modl�cych si� kap�an�w, mo�na przeczyta� w "Faraonie" Prusa. A Prus przecie� tego nie wymy�li�! W Anglii jest teraz guru, kt�ry twierdzi, �e unosi si� z �atwo�ci� do 15 cm. Dw�ch pastor�w z Niemiec ofiarowa�o mu 1000 marek za to, �eby zechcia� si� tak utrzyma� przez dziesi�� sekund. On jednak nie utrzymuje si� d�u�ej ni� jedn� dziesi�t� sekundy, to znaczy tak d�ugo, jak ka�dy cz�owiek gdy podskoczy. Gdy na cyrkowym namiocie jest napis: "tu przecina si� �yw� kobiet�, po czym ona w dw�ch kawa�kach wzbija si� w powietrze i zrasta si�" - nikt nie idzie tam w przekonaniu, �e tak dzieje si� naprawd�. Wszyscy dzisiaj wiedz�, �e mamy do czynienia z trickiem, lecz by�y czasy, �e brano to zupe�nie serio. Chc� przez to powiedzie�, �e s� pewne rzeczy, w kt�re ludzie szcz�liwie na przestrzeni ostatnich paru tysi�cy lat przestali wierzy�. Pewien obywatel Izraela, Uri Geler, zarobi� w Stanach Zjednoczonych mn�stwo pieni�dzy, gn�c "si�� woli" �y�ki i widelce. Kiedy przy�apano go na oszustwie, okaza�o si�, �e tak d�ugo jak mieszka� w Izraelu, by� zwyczajnym sztukmistrzem i wyst�powa! w kabaretach. Gdy zrozumia�, �e zarabia marny grosz w por�wnaniu z tym ile m�g�by mie� pieni�dzy jako "prawdziwy" sztukmistrz, natychmiast nim zosta�. Jednym s�owem, mimo ogromnej ilo�ci rozmaitych oszustw w tej sferze, wszyscy, kt�rzy s� rzecznikami tr�jk�t�w bermudzkich, zielonych ludzik�w itd, o�wiadczaj�: Podobnie jak istniej� fa�szywe cuda, od kt�rych ko�ci� odrzeka si�, tak te� tutaj ma miejsce ca�a masa lipy, bujdy, k�amstw, histerii i zwidze�. Jednak poza tym jest jeszcze twardy rdze� autentycznych fenomen�w i tu trzeba wierzy�. W�wczas ja wypowiadam znowu swoje: to zastanawiaj�ce, �e dzisiaj widzi si� zielonych ludzik�w i przedmioty lataj�ce o kszta�tach podobnych do pojazd�w, a dawniej widzia�o si� Faetona na wozie ognistym. W XVIII - IX wieku w Anglii ;"modne by�y" cmentarze, karczmy na rozstajach dr�g, wisielce i zielone trupy, kt�re wy�azi�y z grobu. Folkloryzm tych nieboszczyk�w i