10244
Szczegóły |
Tytuł |
10244 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10244 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10244 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10244 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KIRY� BU�YCZOW
�NIE�KA
Tylko raz widzia�em, jak ginie statek. Inni nigdy tego nie widzieli.
Nie jest to straszne, gdy� cz�owiek nie ma czasu przenie�� si� my�lami na jego
pok�ad i odbiera� wszystko tak, jakby katastrofa przytrafi�a si� jemu.
Patrzyli�my z mostka, jak pr�bowali wyl�dowa� na planetce. Wydawa�o si�, �e ju�
si� im to udaje. Szybko�� by�a jednak zbyt du�a.
Ich statek dotkn�� dna pochy�ej rozpadliny, lecz zamiast znieruchomie� nadal
sun�� przed siebie, jakby zamierza� schowa� si� we wn�trzu kamienia. Ale
kamienne koryto wcale nie zamierza�o podda� si� metalowi i statek zacz�� si�
rozlewa� niczym kropla wody, kt�ra spad�a na szk�o. Ruch jego stawa� si� coraz
wolniejszy; drobnymi bryzgami i bezd�wi�cznie jakie� jego cz�ci oddziela�y si�
od podstawowej masy statku i czarnymi kropelkami wzlatywa�y nad dolin�, szukaj�c
miejsc nadaj�cych si� na to, by mog�y opa�� i znieruchomie�. A potem ten
niesko�czony, trwaj�cy oko�o minuty, ruch usta�.
Statek by� martwy. Dopiero teraz, z op�nieniem, moja �wiadomo�� zrekonstruowa�a
gruchot p�kaj�cych przepierze�, j�ki p�kaj�cego metalu, wycie uciekaj�cego
powietrza kryszta�kami osiadaj�cego na �cianach. �ywe istoty, kt�re tam by�y, na
pewno zd��y�y us�ysze� jedynie pocz�tek tych d�wi�k�w.
Na ekranie widnia�o wielokrotnie powi�kszone p�kni�te czarne jajko otoczone
potokami zamarzni�tego bia�ka. - Po wszystkim - powiedzia� kto�.
Odebrali�my ich wo�anie o pomoc i pod��yli�my na ratunek. I ujrzeli�my zag�ad�
statku.
Z bliska, kiedy spu�cili�my kuter i dotarli�my do doliny, wszystko to, co
widzieli�my, nabra�o w�a�ciwych rozmiar�w i odpowiedniej tragiczno�ci,
wywodz�cej si� st�d, �e cz�owiek m�g� przymierzy� to, co si� sta�o, do siebie:
Czarne kropki przekszta�ci�y si� w kawa�ki metali o wymiarach boiska do
siatk�wki, cz�ci silnik�w, dysze i fragmenty kolumn hamulc�w - w po�amane
zabawki giganta. Mia�o si� wra�enie, �e kiedy statek, roztrzaskuj�c si�, wciska�
si� w ska�y, kto� wsadzi� w jego wn�trze r�k� i wypatroszy� go. W odleg�o�ci
pi��dziesi�ciu metr�w od statku znale�li�my dziewczyn�. By�a w skafandrze -
wszyscy oni, poza kapitanem i wachtowymi, zd��yli w�o�y� skafandry. Wida�
znalaz�a si� w pobli�u luku, kt�ry wylecia� przy uderzeniu. Wyrzuci�o, j� ze
statku tak, jak wylatuje ze szklanki z narzanem ba�ka powietrza. To, �e
pozosta�a przy �yciu, nale�y zaliczy� do owych fantastycznych przypadk�w, kt�re
powtarzaj� si� nieustannie od chwili, kiedy cz�owiek po raz pierwszy uni�s� si�
w powietrze. Ludzie wypadali z samolot�w na wysoko�ci pi�ciu kilometr�w i jakim�
cudem spadali na bardzo strome za�nie�one zbocze czy te� wierzcho�ki sosen,
wykr�caj�c si� zadrapaniami i siniakami. Przenie�li�my j� na kuter. By�a w
szoku, ale doktor Striesznyj nie pozwoli� mi zdj�� jej he�mu, cho� ka�dy z nas
rozumia�, �e je�li nie udzielimy jej pomocy, mo�e umrze�. Doktor mia� racj�. Nie
znali�my sk�adu ich atmosfery i nie wiedzieli�my, jakie �mierciono�ne dla nas, a
nieszkodliwe dla niej wirusy �yj� sobie na jej bia�ych, b�yszcz�cych, kr�tko
ostrzy�onych w�osach.
Teraz wypada powiedzie�, jak wygl�da�a ta dziewczyna i dlaczego obawy doktora
wyda�y si� mnie, i nie tylko mnie, przesadzone, a nawet niepowa�ne.
Przyzwyczaili�my si� wi�za� niebezpiecze�stwo z istotami nieprzyjemnymi dla
naszego oka. Jeszcze w dwudziestym wieku pewien psycholog twierdzi�, �e
dysponuje niezawodnym testem dla kosmonauty lec�cego ku odleg�ym planetom.
Trzeba tylko zapyta� go, co zrobi, je�li spotka si� z sze�ciometrowym paj�kiem
O odra�aj�cym wygl�dzie. Pierwsz� instynktown� reakcj� badanego by�o
wyci�gni�cie blastera i w�adowanie w paj�ka ca�ego magazynka. A przecie� paj�k
m�g� si� okaza� spaceruj�cym samotnie miejscowym poet�, pe�ni�cym obowi�zki
sta�ego sekretarza dobrowolnego towarzystwa ochrony drobnych ptak�w i
pasikonik�w.
Oczekiwa� podst�pu ze strony delikatnej dziewczyny, kt�rej d�ugie rz�sy rzuca�y
cie� na blade policzki, kt�rej twarz wywo�ywa�a pragnienie, by ujrze�, jakiego
koloru s� jej oczy, oczekiwa� podst�pu ze strony tej dziewczyny, nawet w postaci
wirus�w, by�o jako� nie po m�sku.
Nikt tego nie powiedzia�, ja te�, ale mia�em wra�enie, �e doktor Striesznyj czu�
si� jak drobny �ajdak, biurokrata, kt�ry w imi� litery instrukcji zadaje b�l
bezbronnemu go�ciowi.
Nie widzia�em, jak sterylizowa� najcie�sze ig�y, by wprowadzi� je do wn�trza
skafandra i pobra� pr�bki powietrza. Nie wiedzia�em te�, jakie s� wyniki jego
prac, gdy� zn�w ruszyli�my w stron� statku z zamiarem dostania si� do jego
wn�trza i odnalezienia jeszcze jakiego� ocala�ego cz�onka za�ogi. By�o to
bezmy�lne zaj�cie - jedno z tych bezmy�lnych zaj��, kt�rych nie mo�na zaniecha�
nie doprowadziwszy ich do ko�ca.
- Niedobrze - powiedzia� doktor. Us�yszeli�my jego s�owa w chwili, gdy
usi�owali�my dosta� si� do wn�trza statku. Nie by�o to �atwe, gdy� niczym packa
nad muchami wisia�a nad nami jego zgnieciona �ciana.
- Co z ni�? - zapyta�em,
- Jeszcze �yje - odpowiedzia� doktor. - Ale my nie jeste�my w stanie jej pom�c.
To �nie�ka.
Nasz doktor ma sk�onno�� do poetyckich por�wna�, kt�rych przejrzysto�� nie
zawsze jest zrozumia�a dla nie wtajemniczonych.
- Przyzwyczaili�my si� - kontynuowa� doktor i chocia� g�os jego d�wi�cza� w
moich s�uchawkach tak, jakby zwraca� si� do mnie, wiedzia�em, �e m�wi przede
wszystkim do otaczaj�cych go w kajucie kutra os�b. - Przyzwyczaili�my si�
uwa�a�, �e podstaw� wszelkiego �ycia stanowi woda.
U niej t� podstaw� stanowi amoniak.
Znaczenie jego s��w dotar�o do mnie nie od razu. Do pozosta�ych r�wnie�.
- Przy ziemskim ci�nieniu - powiedzia� doktor - amoniak kipi przy minus 33, a
zamarza przy minus 78 stopniach.
I wtedy wszystko sta�o si� jasne.
Poniewa� w nausznikach panowa�a cisza, wyobrazi�em sobie, w jaki spos�b patrz�
na dziewczyn�, kt�ra sta�a si� dla nich fantomem. Gdy tylko zdejmuje si� mu
he�m, mo�e przekszta�ci� si� w ob�ok pary.
Szturman Bauer my�la� na g�os w nieodpowiedniej chwili popisuj�c si� erudycj�.
- Co� takiego przewidziano teoretycznie. Ci�ar atomowy moleku�y amoniaku wynosi
17, wody - 18. Pojemno�� ciepln� maj� prawie jednakow�. Amoniak r�wnie �atwo jak
woda traci jon wodoru. W og�le to uniwersalny rozpuszczalnik.
Zawsze zazdro�ci�em ludziom, kt�rzy nie musz� si�ga� po informator, by odnale��
w nim informacje, kt�re nigdy si� nie przydaj�. Prawie nigdy.
- Ale w niskich temperaturach amoniakowe bia�ka b�d� zbyt stabilne - zaoponowa�
doktor, jakby dziewczyna by�a jedynie konstrukcj� teoretyczn�, modelem zrodzonym
przez fantazj� Gleba Bauera.
Nikt nie odezwa� si� s�owem.
P�torej godziny przedzierali�my si� przez oddzia�y roztrzaskanego statku, zanim
znale�li�my nie uszkodzone butle z amoniakiem. By�o to znacznie mniejszym cudem
ni� to, co wydarzy�o si� wcze�niej.
Zaszed�em do szpitala, jak zawsze, zaraz po wachcie.
W szpitalu pachnia�o amoniakiem. W og�le ca�y nasz statek przesi�kn�� zapachem
amoniaku. Walka z jego ulatnianiem si� nie mia�a jednak sensu.
Doktor pokas�ywa� sucho. Siedzia� przed d�ugim rz�dem prob�wek i butli. Z
niekt�rych z nich wychodzi�y w�e gumowe i rury gin�ce za przepierzeniem. Nad
iluminatorem czernia�o niewielkie jajowate k�ko g�o�nika.
- �pi? - zapyta�em.
- Nie, ju� pyta�a, gdzie jeste� - odpowiedzia� doktor. G�os jego by� g�uchy i
zrz�dliwy. Doln� cz�� jego twarzy przykrywa� filtr. Doktor musia� ka�dego dnia
rozwi�zywa� kilka nierozwi�zalnych problem�w zwi�zanych z karmieniem, leczeniem
i psychoterapi� jego pacjentki i zrz�dliwo�� jego pog��bia�a przepe�niaj�ca go
duma, gdy� lecieli�my ju� trzeci tydzie�, a Snie�ka by�a zdrowa. Tyle tylko, �e
przera�liwie si� nudzi�a.
Poczu�em pieczenie w oczach. Drapa�o w gardle. Mog�em sobie obmy�li� jaki�
filtr, ale wydawa�o mi si�, �e ujawni�bym w ten spos�b swe obrzydzenie. Na
miejscu �nie�ki nie by�oby mi przyjemnie, gdyby moi gospodarze zbli�aj�c si� do
mnie wk�adali maski przeciwgazowe.
Twarz �nie�ki niczym stary portret w owalnej ramie widnia�a w iluminatorze.
- Fitaj - powiedzia�a.
Potem szcz�kn�a translatorem, gdy� wyczerpa�a prawie ca�y zapas s��w, jakim
dysponowa�a. Wiedzia�a, �e niekiedy pragn� us�ysze� jej g�os, jej prawdziwy
g�os, i przed w��czeniem translatora m�wi�a do mnie kilka s��w.
- Co robisz? - zapyta�em.
D�wi�kowa izolacja nie by�a pe�na i us�ysza�em, jak za przegr�dk� rozleg� si�
�wiergot. Jej usta poruszy�y si� i translator odpowiedzia� mi z op�nieniem
kilku sekund, w czasie kt�rych mog�em si� napawa� widokiem jej twarzy i ruchem
jej �renic zmieniaj�cych barw� jak morze w wietrzny, pochmurny dzie�.
- Przypominam sobie to, czego uczy�a mnie mama odpowiedzia�a ch�odnym i
oboj�tnym g�osem translatora. Nigdy nie my�la�am, �e b�d� musia�a sama
przygotowywa� sobie posi�ki. S�dzi�am, �e mama jest dziwaczk�, ale teraz to
wszystko si� przydaje.
Roze�mia�a si�, nim jeszcze translator zd��y� przet�umaczy� jej s�owa.
- Poza tym ucz� si� czyta� - powiedzia�a.
- Wiem. Pami�tasz liter� "y"?
- To bardzo �mieszna litera. Ale jeszcze �mieszniejsz� liter� jest "f ". Wiesz,
po�ama�am jedn� ksi��k�.
Doktor podni�s� g�ow�, odwracaj�c si� od strumyka �mierdz�cej pary wydobywaj�cej
si� z prob�wki, i powiedzia�:
- Mog�em pomy�le� chwil� przed daniem jej ksi��ki. Plastyk kartek w temperaturze
minus pi��dziesi�ciu stopni staje si� kruchy:
- No i rozkruszy� si� - powiedzia�a �nie�ka.
Kiedy doktor wyszed�, po prostu stali�my naprzeciw siebie. Gdy si� dotkn�o
szk�a, by�o ono ch�odne. Jej natomiast wydawa�o si� prawie gor�ce. Mieli�my
czterdzie�ci minut do powrotu Bauera, kt�ry przytaszczy dyktafon i zacznie
m�czy� �nie�k� niezliczonymi pytaniami. A jak u was to? A jak u was tamto? A jak
przebiega w waszych warunkach taka a taka reakcja?
�nie�ka przedrze�nia�a Bauera i skar�y�a mi si�: "Przecie� ja nie jestem
biologiem. Mog� mu nak�ama� i b�dzie wstyd". Przynosi�em jej widok�wki i
fotografie ludzi, miast oraz ro�lin. �mia�a si�, wypytywa�a o detale, kt�re mnie
wydawa�y si� nieistotne, a nawet niepotrzebne, a potem nagle przestawa�a pyta� i
patrzy�a jakby przeze mnie.
- Co z tob�?
- Nudz� si�. I boj�.
- Przecie� bezwarunkowo dowieziemy ci� do domu.
- Nie dlatego si� boj�.
A tego dnia zapyta�a mnie:
- Masz podobizn� dziewczyny?
- Jakiej? - zapyta�em.
- Tej, kt�ra czeka na ciebie w domu.
- Nikt na mnie nie czeka w domu.
- Nieprawda - powiedzia�a �nie�ka. Potrafi�a by� strasznie kategoryczna.
Zw�aszcza wtedy gdy w co� nie wierzy�a. Na przyk�ad nie uwierzy�a w istnienie
r�.
- Dlaczego mi nie wierzysz? �nie�ka nie odpowiedzia�a.
... Ob�ok p�yn�cy nad morzem przes�oni� s�o�ce i fale zmieni�y barw� - sta�y si�
ch�odne i szare, tylko przy brzegu woda mia�a zielonkawy odcie�. �nie�ka nie
potrafi�a ukry� swych nastroj�w i my�li. Kiedy by�o jej dobrze, oczy mia�a
niebieskie, nawet fioletowe. Ale natychmiast blak�y, szarza�y, kiedy by�o jej
smutno, i stawa�y si� zielone, kiedy si� z�o�ci�a. Nie powinienem by� zobaczy�
jej oczu. Kiedy je otworzy�a po raz pierwszy na pok�adzie naszego statku,
odczuwa�a b�l. Oczy by�y. czarne, bezdenne, a my w �aden spos�b nie mogli�my jej
pom�c przed zako�czeniem przebudowy laboratorium. �pieszyli�my si� tak, jakby
statek w ka�dej chwili mia� eksplodowa�, a ona milcza�a.
Dopiero po trzech godzinach mogli�my przenie�� j� do laboratorium, gdzie zosta�
doktor, kt�ry pom�g� jej w zdj�ciu he�mu.
Nast�pnego dnia jej oczy b�yszcza�y przezroczystym, liliowym zaciekawieniem i
tylko ciut pociemnia�y, kiedy napotka�y m�j wzrok...
Wszed� Bauer. Pojawi� si� wcze�niej ni� zwykle i by� z tego bardzo zadowolony.
�nie�ka u�miechn�a si� do niego i powiedzia�a:
- Akwarium do pa�skich us�ug.
- Nie zrozumia�em, �nie�ko - odpar� Bauer. - A w akwarium do�wiadczalny mi�czak.
- Powiedzia�bym raczej - z�ota rybka - Bauera nie tak �atwo zbi� z tropu.
�nie�ka coraz cz�ciej by�a w z�ym nastroju. Ale c� si� dziwi�, skoro ca�e
tygodnie sp�dza�a w pomieszczeniu o wymiarach dwa na trzy metry. Por�wnanie z
akwarium by�o dobre.
- Id� - powiedzia�em, ale �nie�ka nie odpowiedzia�a jak zwykle: "Przychod� jak
najszybciej".
Jej szare oczy ze smutkiem patrzy�y na Gleba, jakby ten by� dentyst�.
Spr�bowa�em przeanalizowa� sw�j stan i zrozumia�em, �e jest on sprzeczny z
natur�. Z r�wnym powodzeniem mog�em si� zakocha� w portrecie Marii Stuart czy
te� w statuetce Nefretete. A mo�e by�o to wsp�czucie dla samotnej istoty, za
kt�rej �ycie odpowiedzialno�� w zadziwiaj�cy spos�b zmieni�a i z�agodzi�a
stosunki mi�dzy nami, cz�onkami za�ogi? �nie�ka przynios�a do nas co� dobrego,
zmuszaj�cego wszystkich do mimowolnego doskonalenia si�, stawania si�
szlachetniejszymi i lepszymi ni� przed pierwszym spotkaniem. Oczywista
beznadziejno�� mojej nami�tno�ci rodzi�a w sercach otaczaj�cych mnie ludzi co�
po�redniego pomi�dzy wsp�czuciem a zawi�ci�, cho� uczu� tych, jak wiadomo, nie
da si� ze sob� pogodzi�. Czasami pragn��em, �eby kto� za�artowa� sobie ze mnie,
u�miechn�� si�, bym m�g� wybuchn��, wstawi� si� i w og�le zacz�� zachowywa� si�
gorzej od innych. Ale nikt sobie na to nie pozwala�. W oczach swych towarzyszy
by�em szcz�liwie chory, a to r�ni�o mnie i oddala�o od innych.
Wieczorem doktor Striesznyj wywo�a� mnie przez g�o�nik i powiedzia�:
- �nie�ka ci� wzywa.
- Sta�o si� co�?
- Nic si� nie sta�o. Nie denerwuj si�.
Pobieg�em do szpitala. �nie�ka czeka�a na mnie przy iluminatorze.
- Wybacz - powiedzia�a - ale nagle pomy�la�am sobie, �e je�li umr�, to nie
zobacz� ci� ju� wi�cej.
- Bzdury - mrukn�� doktor.
Mimo woli spojrza�em na tarcze przyrz�d�w.
- Posied� ze mn� - powiedzia�a �nie�ka.
Doktor wkr�tce wyszed�, wymy�liwszy sobie jaki� pretekst.
- Chc� ci� dotkn�� - powiedzia�a �nie�ka.
- To niesprawiedliwe, �e nie mo�na ci� dotkn�� tak, by si� przy tym nie
poparzy�.
- Mnie jest �atwiej - powiedzia�em. - Ja co najwy�ej odmro�� sobie co�.
- Szybko dolecimy? - zapyta�a �nie�ka.
- Tak - odpowiedzia�em. - Za cztery dni.
- Nie chc� lecie� do domu - oznajmi�a - bo dop�ki jestem tu, mog� sobie
wyobrazi�, �e ci� dotykam. A tam ciebie nie b�dzie. Po�� d�o� na szkle.
Us�ucha�em jej.
�nie�ka opar�a g�ow� o szk�o, a ja wyobrazi�em sobie, �e moje palce przenikaj�
przez przezroczyst� mas� i spoczywaj� na jej g�owie.
- Nie odmrozi�em sobie r�ki?
�nie�ka podnios�a g�ow� i wysili�a si� na u�miech.
- Musimy znale�� neutraln� planet� - powiedzia�em.
- Jak�?
- Neutraln�. Tak�, na kt�rej by�oby zawsze minus czterdzie�ci stopni.
- To zbyt gor�co.
- Minus czterdzie�ci pi��. Wytrzymasz?
- Oczywi�cie - odpowiedzia�a �nie�ka.
- Ale czy� b�dziemy mogli �y� razem, je�li zawsze trzeba b�dzie tylko cierpie�?
- �artowa�em.
- Wiem, �e �artowa�e�.
- Nie b�d� m�g� pisa� do ciebie list�w. Potrzebny by�by specjalny papier, taki,
kt�ry by nie parowa�. A poza tym ten zapach amoniaku...
- A czym pachnie woda? Nie ma dla ciebie �adnego zapachu? - zapyta�a.
- �adnego.
- Jeste� zdumiewaj�co niepoj�tny. - No i poprawi� ci si� humor.
- Czy pokocha�abym ci�, gdyby�my byli jednej krwi?
- Nie wiem. Ja najpierw ci� pokocha�em, a dopiero p�niej dowiedzia�em si�, �e
nigdy nie b�d� m�g� by� z tob�.
Ostatniego dnia �nie�ka by�a nerwowa i cho� m�wi�a do mnie, �e nie wyobra�a
sobie, jak rozstanie si� z nami, ze mn�, b��dzi�a my�lami gdzie� daleko. Kiedy
pakowa�em w laboratorium rzeczy, kt�re mia�a zabra� ze sob�, przyzna�a mi si�,
�e najbardziej boi si� tego, �e nie doleci do domu. By�a ju� tam i w�drowa�a
mi�dzy mn�, kt�ry tu zostawa�, a swym �wiatem, kt�ry na ni� czeka�.
Obok nas ju� od p� godziny lecia� ich statek patrolowy i na mostku kapita�skim
bez chwili wytchnienia trzeszcza� translator z trudem radz�cy sobie z
przek�adem. Do laboratorium przyszed� Bauer i powiedzia�, �e l�dujemy na terenie
kosmoportu. Spr�bowa� przeczyta� zapisan� nazw�. �nie�ka poprawi�a go jakby
mimochodem i natychmiast zapyta�a, czy dobrze sprawdzi� jej skafander.
- Zaraz go sprawdz� - odpowiedzia� Gleb. - Czego si� boisz? Przecie� b�dziesz
mia�a do przej�cia wszystkiego trzydzie�ci krok�w.
- I chc� je przej�� - powiedzia�a nie rozumiej�c, �e obrazi�a Gleba.
- Sprawd� jeszcze raz - poprosi�a mnie.
- Dobrze - odpowiedzia�em.
Gleb wzruszy� ramionami i wyszed�. Po trzech minutach wr�ci� i roz�o�y� na stole
skafander. Butle g�ucho stukn�y o plastyk, a �nie�ka skrzywi�a si� tak, jakby
j� uderzono. Potem wystuka�a na drzwiach przedniej komory:
- Podaj mi skafander. Sama sprawdz�.
Uczucie obco�ci, kt�re pojawi�o si� mi�dzy nami, powodowa�o u mnie autentyczny
b�l w skroniach: wiedzia�em, �e si� rozstajemy, ale powinni�my byli rozsta� si�
nie w ten spos�b.
Usiedli�my �agodnie. �nie�ka by�a ju� w skafandrze. My�la�em, �e wyjdzie do
laboratorium, ale nie zaryzykowa�a tego, dop�ki nie us�ysza�a w g�o�niku g�osu
kapitana:
- Za�oga naziemna w�o�y� skafandry. Temperatura na zewn�trz - minus pi��dziesi�t
trzy stopnie...
Luk by� otwarty. Stali przy nim ci, kt�rzy chcieli si� po�egna� ze �nie�k�.
Wysforowa�em si� przed rozmawiaj�c� z doktorem �nie�k� i wyszed�em na placyk
przy trapie.
Nad tym bardzo obcym �wiatem pe�z�y niskie ob�oki i si�pi� deszcz. W odleg�o�ci
trzydziestu metr�w od statku zatrzyma� si� niski ��ty pojazd, w pobli�u kt�rego
na mokrych kamiennych p�ytach sta�o kilku ludzi. Byli oni bez skafandr�w. To
zrozumia�e - kto wk�ada w domu te flaki. Male�ka grupa witaj�cych zagubi�a si� w
nie maj�cym ko�ca terenie kosmodromu, kt�rego granice znikn�y za zas�on�
deszczu i tylko z lewa czarnym wzg�rzem wznosi� si� jaki� inny statek.
Podjecha� jeszcze jeden pojazd, z kt�rego tak�e wysiedli ludzie. Us�ysza�em, �e
�nie�ka podesz�a do mnie.
Odwr�ci�em si�. Pozostali cz�onkowie za�ogi cofn�li si� zostawiaj�c nas samych.
�nie�ka nie patrzy�a na mnie. Stara�a si� odgadn��, kto wyszed� jej na
spotkanie. I nagle pozna�a.
Podnios�a r�k� i pomacha�a ni�. Od grupy witaj�cych oderwa�a si� kobieta, kt�ra
pobieg�a po p�ytach w stron� trapu. �nie�ka rzuci�a si� w d�, w jej stron�.
A ja sta�em. Sta�em dlatego, �e by�em jedyn� osob� na statku, kt�ra nie
po�egna�a si� ze �nie�k�. Poza tym dlatego, �e trzyma�em zawini�tko z jej
rzeczami. No i wreszcie dlatego, �e z racji zajmowanego stanowiska wchodzi�em w
sk�ad za�ogi naziemnej i powinienem by� pracowa� na dole, asystowa� Bauerowi w
czasie rozm�w z kierownictwem kosmodromu. Nie mogli�my si� zatrzyma� tu d�u�ej i
po godzinie powinni�my byli odlecie�. Kobieta powiedzia�a co� do �nie�ki, ta
za�mia�a si� i odrzuci�a he�m. He�m upad� i potoczy� si� po p�ytach. �nie�ka
przeci�gn�a r�k� po w�osach. Kobieta przytuli�a si� policzkiem do jej policzka,
a ja pomy�la�em sobie, �e obu im jest ciep�o. Patrzy�em na nie, by�y daleko.
�nie�ka powiedzia�a co� do kobiety i nagle pobieg�a z powrotem w stron� statku.
Wchodzi�a po trapie patrz�c na mnie i zrywaj�c r�kawiczki.
- Wybacz - powiedzia�a. - Nie po�egna�am si� z tob�. To nie by� jej g�os - m�wi�
translator znajduj�cy si� nad lukiem przezornie w��czony przez kt�rego� z
naszych. Ale s�ysza�em r�wnie� jej g�os.
- Zdejmij r�kawic� - powiedzia�a. - Tu jest tylko minus pi��dziesi�t stopni.
Odpi��em r�kawic�, ale nikt mnie nie powstrzymywa�, cho� kapitan i doktor
s�yszeli i zrozumieli jej s�owa.
Nie poczu�em zimna. Ani wtedy, ani p�niej, kiedy wzi�a moj� r�k� i na moment
przycisn�a j� do policzka. Wyrwa�em r�k�, ale by�o ju� za p�no. Na oparzonym
policzku pozosta� purpurowy �lad mojej d�oni.
- To nic - powiedzia�a �nie�ka potrz�saj�c r�kami, by tak nie bola�o. - To
przejdzie. A je�li nie przejdzie, to te� dobrze.
- Zwariowa�a� - powiedzia�em
- W�� r�kawic�, odmrozisz r�k� - powiedzia�a �nie�ka.
Z do�u kobieta krzycza�a co� do niej.
�nie�ka patrzy�a na mnie, a jej ciemnoniebieskie, prawie czarne oczy by�y
zupe�nie suche...
Kiedy ju� podeszli do pojazdu, �nie�ka zatrzyma�a si� i podnios�a r�k� �egnaj�c
si� ze mn� i z nami wszystkimi. - Wpadnij potem do mnie - rzek� doktor. -
Wysmaruj� ci i zabanda�uj� r�k�.
- Nie boli mnie - powiedzia�em.
- P�niej b�dzie bole� - odpowiedzia� lekarz.
przek�ad : Micha� Siwiec