10290
Szczegóły |
Tytuł |
10290 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10290 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10290 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10290 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
HENRY KUTTNER
MUTANCI
TYTU� ORYGINA�U MUTANT
PRZE�O�Y�A MA�GORZATA GO�EWSKA
ROZDZIA� 1
Musia�em jako� prze�y�, a� do chwili gdy mnie znajd�. B�d� szukali wraku samolotu i w
ko�cu go odnajd�, mnie tak�e. Ale trudno by�o czeka�.
Pusty, niebieski dzie� rozci�ga� si� ponad bia�ymi szczytami g�r. .Nadesz�a roz�wietlona
noc typowa dla tych wysoko�ci i r�wnie pusta. Nigdzie ani �ladu odrzutowca lub helikoptera.
By�em zupe�nie sam.
Kilkaset lat temu, kiedy nie by�o telepat�w, samotno�� nie by�a ludziom obca, ale ja
jeszcze nigdy nie znalaz�em si� zamkni�ty w ko�cistym wi�zieniu w�asnej czaszki, tak
szczelnie i dok�adnie odci�ty od reszty ludzi. G�uchota i �lepota nie dotkn�yby mnie tak
bardzo. Dla telepaty nie stanowi� one najmniejszej przeszkody.
Od kiedy m�j samolot rozbi� si� za barier� g�r, by�em odci�ty od reszty mojego gatunku.
Jest co�, co sprawia, �e sta�y kontakt my�li trzyma cz�owieka przy �yciu. Odci�ta ko�czyna
obumiera z braku tlenu. Ja za� umiera�em z braku� W naszym j�zyku nie istnieje s�owo, dla
wyra�enia tego, co powoduje, �e telepaci tworz� jedno��. Lecz bez tego cz�owiek jest sam, a
istota ludzka nie potrafi d�ugo �y� w osamotnieniu.
Nas�uchiwa�em. Wyt�a�em t� cz�� umys�u, kt�ra zbiera nies�yszalne g�osy innych.
S�ysza�em jedynie wycie wiatru. Widzia�em wiruj�ce, pierzaste kaskady �niegu. Widzia�em
g�stniej�cy mrok. Podnios�em wzrok na szkar�atny szczyt wschodni. Zachodzi�o s�o�ce.
By�em sam.
Zapada�a noc, a ja szuka�em sygna��w. Pierwsza gwiazda zamigota�a, rozb�ys�a i
znieruchomia�a nade mn�. Pojawi�y si� inne, powia�o ch�odem i w ko�cu ca�e niebo p�on�o
w gwia�dzistym marszu na zach�d.
Zrobi�o si� ciemno, pozosta�y tylko gwiazdy i ja. Po�o�y�em si�, przesta�em nas�uchiwa�.
Nie ma moich ludzi.
Wpatrywa�em si� w gwiezdn� otch�a�. Dlaczego w�a�ciwie mia�bym �y�? Bez trudu, bez
najmniejszego trudu mog� pogr��y� si� w ciszy, w kt�rej nie ma samotno�ci, bo nie ma w
niej �ycia. Penetrowa�em okolice, lecz m�j umys� nie natrafi� na �adn� my�l. Skierowa�em si�
ku w�asnej pami�ci i dopiero tam poczu�em si� nieco lepiej.
Wspomnienia telepaty si�gaj� bardzo daleko. Znacznie dalej, du�o wcze�niej ni� jego
narodziny.
Widz� jasno dwie�cie lat wstecz. Dopiero� wtedy wyra�ne i ostre telepatycznie przekazane
wspomnienia staj� si� postrz�pionymi i wyblak�ymi wspomnieniami drugiego Stopnia,
pochodz�cymi z ksi��ek. Literatura z kolei czerpie z Egiptu i Babilonu. Jednak to nie to samo
co wspomnienia pierwszego stopnia, nie pozbawione sensoryczno�ci, przekazywane
telepatycznie m�odym przez starszych, z pokolenia na pokolenie. Naszych biografii nie
spisuje si� w ksi�gach: s� zapisem w naszych my�lach i wspomnieniach, szczeg�lnie
�ywoty�Klucze przekazywane w nietkni�tej formie, tak jak wiedli je nasi najwi�ksi
przyw�dcy�
Oni ju� odeszli, a ja jestem sam.
Nie. Niezupe�nie sam. Pozosta�y mi wspomnienia: Burkhalter i Barton, McNey, Linc Cody
i Jeff Cody� Wprawdzie ju� od dawna nale�� do krainy umar�ych, ale w mojej pami�ci s�
nadal pe�ni �ycia. Mog� przywo�a� ka�d� my�l, ka�de uczucie, zapach butwiej�cej trawy�
gdzie to jest?� odg�os pospiesznych krok�w� czyich?�. na �wirowanej �cie�ce.
Jak �atwo by�oby odpr�y� si� i umrze�.
Nie. Zaraz. B�d� czujny. Oni �yj�. Burkhalter, Barton i �ywoty�Klucze s� nadal realne,
chocia� ludzie ju� odeszli. To twoi ludzie. Nie jeste� sam.
Burkhalter i Barton, McNey, Linc i Jeff nie umarli. Pami�taj o nich. �y�e� telepatycznie
ich �yciem w miar�, jak si� go uczy�e�, �y�e� tak jak oni i mo�esz prze�y� to raz jeszcze. Nie
jeste� sam.
Zatem b�d� czujny. Niech ta ta�ma filmowa zacznie si� kr�ci�. Nie b�dziesz sam, staniesz
si� Edem Burkhalterem dwie�cie lat temu. Poczujesz na twarzy zimny wiatr od szczyt�w
Sierry, poczujesz zapach wonnej trawy, poznasz my�li twojego syna�. syna grajka�
Zacz�o si�.
Bjdern Edem Burkhalterem.
Dwie�cie lat temu�
* * *
SYN GRAJKA
Zielony wspina� si� po szklanych g�rach, a ze szczelin spoziera�y na niego kud�ate twarze
gnom�w. Jeszcze tylko jeden krok w nie ko�cz�cej si� odysei Zielonego. Mia� ju� za sob�
mn�stwo przyg�d: w Krainie P�omieni, w�r�d Zmieniaczy Wymiar�w, z Miejskimi
Ma�poludami, kt�re z szyderczym u�miechem bawi�y si� promieniami �mierci, grzebi�c w nich
szerokimi, niezgrabnymi paluchami. Trole jednak, b�d�c mistrzami magii, u�y�y czar�w, aby
go powstrzyma�. Zakipia�y niewielkie wiry energii, o kt�re mia� si� potkn�� Zielony:
wspaniale umi�niony, przystojny niczym b�g, bezw�osy od st�p do g��w i po�yskuj�cy
bladozielonym blaskiem. Wiry tworzy�y wymy�lny wz�r. Aby przej��, nale�a�o starannie
wybiera� drog� mi�dzy nimi i strzec si� jasno��tych pu�apek.
Kud�ate gnomy, ukryte w szklanych za�omach, obrzuca�y go z�o�liwym, zazdrosnym
spojrzeniem.
Al Burkhalter, kt�ry niedawno osi�gn�� dojrza�y wiek lat o�miu, le�a� pod drzewem, �uj�c
�d�b�o trawy. Rozmarzy� si� do tego stopnia, �e ojciec musia� go lekko szturchn��, aby
przywr�ci� przytomny wyraz p�przymkni�tym oczom. Pogoda sprzyja�a marzeniom: s�o�ce
grza�o mocno, a od bia�ych szczyt�w na wschodzie wia� ch�odny wiatr. W powietrzu unosi�
si� ci�ki zapach trawy, sprawiaj�c, �e Ed Burkhalter poczu� zadowolenie, i� jego syn nale�y
do drugiego pokolenia urodzonego ju� po Eksplozji. Sam przyszed� na �wiat dziesi�� lat po
zrzuceniu ostatniej bomby, ale wspomnienia drugiego stopnia te� bywaj� nieprzyjemne.
� Hej, Al � powiedzia� do syna, kt�ry obdarzy� go �askawym spojrzeniem.
� Cze��, tato.
� Chcesz pojecha� ze mn� do miasta?
� Nie � odpar� Al, natychmiast zapadaj�c w odr�twienie.
Burkhalter uni�s� nie istniej�ce brwi i ju� zamierza� odej��, gdy pod wp�ywem impulsu
zrobi� co�, na co rzadko sobie pozwala� bez milcz�cej zgody drugiej strony: u�y� swoich
telepatycznych zdolno�ci do przenikni�cia my�li Ala. Sam przed sob� si� przyzna�, �e si�
waha, �e wyczuwa pod�wiadom� niech�� do takiego post�powania, mimo i� Al
zdecydowanie ju� wyr�s� z nieprzyjemnej i nieludzkiej bezkszta�tno�ci umys�owego
niemowl�ctwa. We wcze�niejszym okresie umys� Ala szokowa� swoim wyobcowaniem.
Burkhalter przypomnia� sobie kilka nieudanych do�wiadcze�, jakie przeprowadzi� przed
narodzinami Ala � niewielu przysz�ych ojc�w potrafi oprze� si� pokusie eksperymentowania
z m�zgiem p�odu. Sko�czy�o si� to koszmarami, jakich Burkhalter nie �ni� od czas�w
m�odo�ci. Widzia� w nich ogromne, t�ocz�ce si� masy, przera�aj�cy bezmiar i inne r�wnie
straszne obrazy. Wspomnienia sprzed narodzin to sprawa dra�liwa i nale�y je pozostawi�
wykwalifikowanym psychologom pami�ci.
Teraz Al dojrzewa� i marzy�, jak ka�dy, w jasnych barwach. Uspokojony, Burkhalter
poczu�, i� spe�ni� sw�j obowi�zek kontroli i zostawi� syna, kt�ry dalej �u� traw� i duma�.
Ed poczu� przyp�yw niespodziewanej tkliwo�ci, a zarazem bolesnego, bezradnego
wsp�czucia, jakie miewa� dla istot bezbronnych, niezdolnych jeszcze wchodzi� w konflikt z
t� dziwnie skomplikowan� spraw� nazywan� �yciem. Konflikty i rywalizacja nie wymar�y
wraz z ko�cem wojen. Konfliktem jest przystosowywanie si� nawet do w�asnego otoczenia, a
ka�da rozmowa pojedynkiem. R�wnie� Al stanowi� dwojaki problem. Tak, j�zyk wznosi
bariery, co w pe�ni potrafi� oceni� �ysi, poniewa� ta bariera mi�dzy nimi nie funkcjonuje.
Krocz�c drog� prowadz�c� do centrum miasta, Burkhalter u�miechn�� si� gorzko i
szczup�ymi palcami przeczesa� dobrze utrzyman� peruk�. Obcy cz�sto wyra�ali zdziwienie,
dowiaduj�c si�, �e jest jednym z �ysych, telepat�. Rzucali mu zdumione spojrzenia, lecz
dobre wychowanie nie pozwala�o im pyta�, jak to jest by� kim� takim, chocia� pali�a ich
ciekawo��. Burkhalter nie unika� takich rozm�w.
� Po Eksplozji moi rodzice mieszkali niedaleko Chicago. To dlatego.
� Aha � zdziwione spojrzenie. � S�ysza�em, �e wtedy powsta�o wiele� � wahanie.
� Fenomen�w albo mutacji. Zdarza�o si� i to, i to. Nadal nie wiem, do kt�rej kategorii si�
zaliczam � dodawa� czasami z rozbrajaj�cym u�miechem.
� Ty nie mo�esz by� fenomenem! � protestowa� zbyt gor�co rozm�wca.
� Na terenach dotkni�tych radioaktywno�ci�, w pobli�u miejsc, gdzie spad�y bomby,
powsta�y bardzo osobliwe okazy. Zasz�y bardzo dziwne zmiany w protoplazmie zarodk�w.
Wi�kszo�� z nich wymar�a, nie mog�y si� rozmna�a�. Mo�na jeszcze spotka� kilku takich
osobnik�w w sanitoriach� na przyk�ad z dwiema g�owami. Mimo to pytaj�cy zawsze
odczuwali za�enowanie.
� To znaczy, �e potrafisz czyta� moje my�li� w tej chwili?
� M�g�bym, ale tego nie robi�. To wymaga du�o wysi�ku, chyba �e chodzi o drugiego
telepat�. My, �ysi� nie� po prostu tego nie robimy. Cz�owiek obdarzony nadmiernie
rozwini�tymi mi�niami nie bije innych, chyba Nie zale�y mu na zbiorowej bijatyce. �ysi
maj� �wiadomo�� drzemi�cego zagro�enia: linczu. A roztropni �ysi unikaj� nawet sugestii o
tym� dodatkowym zmy�le. M�wimy, �e jeste�my po prostu inni i nie wdajemy si� w
szczeg�y.
Jedno wszak pytanie dawa�o si� nieodmiennie wyczu�, chocia� nie zawsze pada�o wprost.
� Gdybym to ja by� telepat�� a ile ty rocznie zarabiasz?
Odpowied� przyjmowali z niedowierzaniem. Cz�owiek, kt�ry potrafi czyta� my�li, m�g�by
zarabia� krocie, gdyby zechcia�. Dlaczego Ed Burkhalter zadowala si� posad� specjalisty od
semantyki w wydawnictwie Modoc Publishing Town, skoro jedna podr� do miasta
naukowc�w pozwoli�aby mu zdoby� tajemnice, dzi�ki kt�rym zdoby�by fortun�?
Istnia�y po temu zasadnicze powody. Jednym z nich by� instynkt samozachowawczy. To
on w�a�nie nakazywa� Burkhalterowi i wielu jemu podobnym nosi� peruki. Byli jednak i tacy,
kt�rzy ich nie nosili.
Modoc by�o miastem bli�niaczym Pueblo, po drugiej stronie g�r, na po�udnie od pustyni,
gdzie ongi� rozci�ga�o si� Denver. W Pueblo znajdowa�y si� drukarnie, fotolinotypy i
maszyny przetwarzaj�ce r�kopisy na ksi��ki po wcze�niejszej obr�bce w Modoc. Pueblo
dysponowa�o baz� helikopter�w dostawczych, a jej kierownik, Oldfield, od tygodnia domaga�
si� r�kopisu �Psycho�historii�, jakiego� autora z New Yale, kt�ry do tego stopnia
zaanga�owa� si� w swoje dawne problemy emocjonalne, �e ucierpia�a na tym literacka strona
dzie�a. K�opot polega� na tym, �e �w autor nie mia� zaufania do Burkhaltera. Ten za�, nie
b�d�c ani ksi�dzem, ani psychologiem, musia� przyj�� obie role, nie przyznaj�c si� do tego
znerwicowanemu autorowi.
Rozleg�e budynki wydawnictwa przypomina�y bardziej o�rodek wypoczynkowy ni�
zabudowania o charakterze utylitarnym. Wynika�o to z konieczno�ci, poniewa� autorzy to
szczeg�lny rodzaj ludzi. Nierzadko trzeba by�o ich nak�ania� do poddania si� hydroterapii,
aby nabrali odpowiedniej kondycji przed podj�ciem pracy z semantykami nad swoj� ksi��k�.
Nikt nie zamierza� ich gry��, ale oni nie zdawali sobie z tego sprawy i albo przera�eni
chowali si� po k�tach, albo szar�owali, u�ywaj�c j�zyka zrozumia�ego tylko dla nielicznych.
Jem Quayle, autor �Psycho�historii�, nie pasowa� do �adnej z tych grup: by� po prostu
og�uszony intensywno�ci� swoich odkry�. Jego �yciorys idealnie kwalifikowa� go do
emocjonalnego zaanga�owania w przesz�o�� a to niebagatelna sprawa, w przypadku
zaawansowanej pracy naukowej tego typu.
Dr Moon, cz�onek zarz�du, siedzia� przy po�udniowej bramie i jad� jab�ko, kt�re obiera�
starannie swoim srebrnym sztyletem. Moon by� niski, gruby i bezkszta�tny, mia� niewiele
w�os�w, ale nie by� telepat�. �ysi byli zupe�nie pozbawieni ow�osienia. Prze�kn�� kawa�ek
jab�ka i pomacha� r�k� w kierunku Burkhaltera.
� Ed� hep� chcia�em z tob� porozmawia�.
� Bardzo prosz� � odpowiedzia� uprzejmie Burkhalter i znieruchomia�, ko�ysz�c si�
na pi�tach. G��boko zakorzeniony odruch kaza� mu przysi��� obok cz�onka zarz�du. Z
oczywistych powod�w �ysi nigdy nie stali w obecno�ci siedz�cych nie�telepat�w. Ich oczy
spotka�y si� na tym samym poziomie.
� O co chodzi? � zapyta� Burkhalter.
� Wczoraj przylecia� do sklepu transport jab�ek z Szasty. Powiedz Ethel, �eby kupi�a,
dop�ki jeszcze s�. Skosztuj. � Moon przygl�da� si� swemu towarzyszowi, kt�ry zjad� k�s i
przytakn��. � Dobre. Powiem jej, �eby zrobi�a zapas. Ale dzisiaj nasz helikopter jest w
naprawie. Ethel co� w nim popsu�a.
� I to si� nazywa gwarancja � odpar� ponuro Moon. � W Huron zacz�li robi� �wietne,
nowe modele. M�j b�dzie z Michigan. S�uchaj, dzwonili rano z Pueblo w sprawie ksi��ki
Quayle�a.
� Oldfield?
� To sw�j cz�owiek � potwierdzi� Moon. � Pyta�, czy nie m�g�by� przes�a� chocia�
paru rozdzia��w?
Burkhalter potrz�sn�� g�ow�.
� Raczej nie. Ju� na samym pocz�tku jest kilka poj�� abstrakcyjnych, kt�re wymagaj�
wyja�nienia, a Quayle jest� � zawaha� si�.
� Co z nim?
Burkhalter pomy�la� o kompleksie Edypa, kt�ry wykry� w umy�le Quayle�a, ale by�o to co�
u�wi�conego, mimo i� nie pozwala�o autorowi dokona� trze�wej interpretacji Dariusza.
� Jego wywody s� m�tne. Nie mog� ich pu�ci� w takiej formie. Wczoraj przetestowa�em
je na trzech osobach i otrzyma�em od ka�dej z nich inn� interpretacj�. Na razie �Psycho�
historia� dla ka�dego ma inn� wymow�. Krytycy nie�le by nam natarli uszu, gdyby�my
wydali j� w obecnej formie. Czy mo�esz go jeszcze troch� przytrzyma�?
� Zobaczymy � Moon nie by� pewny. � Mam powie�� z tez�, kt�r� m�g�bym mu
tymczasem podrzuci�. Taki lekki, zast�pczy erotyzm, zupe�nie nieszkodliwy. A na dodatek
ju� dosta�a atest semantyczny. Zatrzymywali�my j� dla ilustratora, ale mog� j� da�
Dumanowi. Tak, chyba da si� to zrobi�. Prze�l� maszynopis do Pueblo, a ryciny, mog�
poczeka�. Weso�y jest nasz �ywot, Ed.
� Czasami a� za weso�y � zauwa�y� Burkhalter. Wsta�, po�egna� Moona skinieniem
g�owy i uda� si� na poszukiwanie Quayle�a, kt�ry wygrzewa� si� w s�o�cu na jednym z
taras�w.
Quayle by� szczup�ym, wysokim m�czyzn� o zatroskanej twarzy i nieobecnym spojrzeniu
��wia. Spoczywa� na le�ance z flexiglasu od g�ry przypiekany bezpo�rednio przez s�o�ce, a
od do�u lizany przez promienie odbite przy pomocy przezroczystego kryszta�u. Burkhalter
�ci�gn�� koszul� i opad� na le�ak obok pisarza. Quayle zerkn�� na g�adki tors Burkhaltera i
poczu�, jak wzbiera w nim obrzydzenie: �ysy� �adnej intymno�ci� nic mu do tego�
sztuczne brwi i rz�sy; ale to jednak�
Co� szpetnego, w ka�dym razie.
Burkhalter dyplomatycznie przycisn�� w��cznik i na ekranie ukaza�a si� strona �Psycho�
historii�, powi�kszona i czytelna. Quayle przygl�da� si� arkuszowi, na kt�rym czytelnicy
zakodowali swoje uwagi. Burkhalter dopatrzy� si� w nich odmiennych interpretacji tego, co
winno oby� si� bez wyja�nie�. Skoro trzech czytelnik�w zrozumia�o dany akapit na trzy
r�ne sposoby, to co mia� na my�li Quayle? Ostro�nie zg��bia� my�li autora, �wiadomy
bezu�ytecznych zabezpiecze� wzniesionych przeciwko jego ingerencji, barier z gliny, ponad
kt�rymi jego wejrzenie przeciska�o si� jak przenikliwy podmuch wiatru. �aden zwyk�y
�miertelnik nie by� w stanie zamkn�� swego umys�u przed �ysymi. Oni natomiast mogli
chroni� swoj� intymno�� przed innymi telepatami� przynajmniej doro�li. Pewne
emocjonalne pasmo wybi�rcze�
Jest. Wprawdzie nieco pogmatwane. Dariusz: nie tylko s�owo lub obraz, lecz drugie �ycie.
Rozproszone i fragmentaryczne. Okruchy d�wi�k�w i zapach�w, wspomnie� i emocji.
Uwielbienie i nienawi��. Pal�ca bezradno��. Czarny huragan o zapachu �ywicy przetaczaj�cy
si� nad map� Europy i Azji. Coraz mocniejszy zapach sosny, straszliwe upokorzenie i
wspomnienie b�lu� oczy� Wyjd�!
Burkhalter odsun�� od siebie mikrofon dyktografu i wyci�gni�ty spogl�da� w g�r� przez
przyciemnione szk�a, kt�re za�o�y� ju� wcze�niej.
� Wyszed�em natychmiast. Tak jak mi kaza�e� � o�wiadczy�. � I nadal jestem na
zewn�trz.
Quayle oddycha� z trudem.
� Dzi�kuj�. Przepraszam. Dlaczego nie ��dasz pojedynku..? � zapyta�.
� Nie chc� si� z tob� pojedynkowa�. Nigdy jeszcze nie splami�em krwi� swojego sztyletu.
Poza tym rozumiem, co czujesz. Prosz� nie zapomina�, �e na tym polega moja praca, panie
Quayle. Dowiaduj� si� niejednego� i zapominam.
� To jest ingerencja. Powtarzam sobie, �e to nieistotne, ale moje prawo do tajemnicy�
jest wa�ne.
Burkhalter nie traci� cierpliwo�ci. � Spr�bujmy inaczej, a� znajdziemy co�, co nie b�dzie
zbyt osobiste. A je�eli zapytam, czy podziwiasz Dariusza?
Podziw� zapach sosen� Burkhalter natychmiast przerwa� milczenie. � Jestem na
zewn�trz. Dobrze?
� Dzi�ki � szepn�� Quayle. Odwr�ci� si� plecami do pytaj�cego. Po chwili przem�wi�.
� To g�upie� takie odwracanie si�. Przecie� nie musisz widzie� mojej twarzy, �eby zna�
moje my�li.
� Przed moim wej�ciem musisz rozwin�� powitalny kobierzec � radzi� mu Burkhalter.
� Chyba to prawda. Chocia� pozna�em paru �ysych� i mi si� nie podobali.
� Jest ich sporo, masz racj�. Ja te� ich znam. To ci, kt�rzy nie nosz� peruk.
Quayle podj�� w�tek.
� Czytaj� czyje� my�li i, dla zabawy, wprawiaj� go w zak�opotanie. Powinno si� ich�
lepiej kszta�ci�.
Burkhalter mru�y� oczy w s�o�cu.
� Tak ju� jest, panie Quayle. �ysi te� maj� swoje problemy. Musz� dostosowa� si� do
�ycia w �wiecie bez telepatii. Podejrzewam, i� niejeden �ysy uwa�a, �e jego specyficzne
zdolno�ci si� marnuj�. S� zawody, do kt�rych taki cz�owiek jak ja jest idealny�
� Cz�owiek! � Burkhalter przechwyci� skrawek my�li Quayle�a. Zignorowa� go i z
kamienn� twarz� ci�gn�� temat.
� Semantyka zawsze przysparza�a trudno�ci, nawet w krajach, gdzie pos�ugiwano si�
tylko jednym j�zykiem. Wykwalifikowany �ysy jest �wietnym t�umaczem. I chocia� nie ma
�ysych w policji, cz�sto z ni� wsp�pracujemy. To jest troch� tak, jakby�my byli maszyn�
zdoln� do wykonywania zaledwie kilku operacji.
� Kilku wi�cej, ni� potrafi� ludzie � zauwa�y� Quayle. Oczywi�cie, pomy�la�
Burkhalter, pod warunkiem, �e mogliby�my konkurowa� na r�wni z lud�mi pozbawionymi
zdolno�ci telepatycznych. Czy zagraliby z nim w pokera? Poczu� w ustach nieprzyjemny
smak goryczy. Czy jest jakie� rozwi�zanie? Rezerwaty dla �ysych? Izolacja? Czy nar�d
�lepc�w potrafi�by zaufa� widz�cym? Mo�e zostaliby zmiecieni � to najskuteczniejsze
rozwi�zanie, taki system kontroli i r�wnowagi, kt�ry wykluczy� mo�liwo�� wojny.
Przypomnia� sobie, jak obr�cono w proch Red Bank, prawdopodobnie s�usznie. Red Bank
zaczyna�o przerasta� samo siebie, a w�asna duma stanowi�a istotny czynnik: nikt nie godzi�
si� na utrat� twarzy, dop�ki mia� sztylet u pasa. Podobnie sprawa si� mia�a w przypadku
tysi�cy miasteczek w ca�ej Ameryce. Ka�de z nich specjalizowa�o si� w jednej dziedzinie: w
produkcji helikopter�w � Huron i Michigan, w uprawie warzyw � Conoy i Diego, odzie�,
szkolnictwo, sztuka, maszyny � ka�da miejscowo�� pilnie obserwowa�a pozosta�e. O�rodki
naukowo�badawcze by�y nieco wi�ksze, czemu nikt si� nie sprzeciwia�, bowiem in�ynierowie
nigdy nie zaczynali wojny, opr�cz sytuacji przymusowych. Zaledwie par� miast szczyci�o si�
liczb� mieszka�c�w przekraczaj�c� kilkaset rodzin. By�o to najskuteczniejsze zastosowanie
zasady kontroli i r�wnowagi: ilekro� gdzie� zaobserwowano oznaki rozrastania si�, a co za
tym idzie, ch�� przej�cia roli stolicy, i dalej, utworzenia mocarstwa imperialistycznego �
dokonywano niwelacji. Jednak od d�u�szego ju� czasu to si� nie zdarza�o. Przypadek Red
Bank m�g� okaza� si� pomy�k�.
Z geopolitycznego punktu widzenia taki uk�ad by� doskona�y, z socjologicznego � tak�e
do przyj�cia, mimo koniecznych zmian. Wyst�pi�o zjawisko drzemi�cego w pod�wiadomo�ci
awanturnictwa. Waga praw jednostki ros�a wraz z post�pem decentralizacji. Ludzko�� uczy�a
si�.
Przyswoi�a sobie system monetarny oparty g��wnie na wymianie, nauczy�a si� lata�: nikt
ju� nie je�dzi� samochodami. Uczono si� nowych rzeczy, lecz nikt nie zapomina� o Eksplozji.
W kryj�wkach nie opodal ka�dego miasta przechowywano bomby zdolne dok�adnie i w
fantastyczny spos�b unicestwi� ca�e miasto. Takie same �adunki zastosowano do niszczenia
miasta podczas Eksplozji.
Ka�dy wiedzia�, jak zrobi� tak� bomb�. By�y to mechanizmy cudownie i straszliwie proste,
ich cz�ci �atwo dost�pne, a monta� nietrudny. Wystarczy�o wzbi� si� helikopterem ponad
miasto, zrzuci� jajo i dokona� kasacji.
Opr�cz malkontent�w i osobnik�w nieprzystosowanych, obecnych w ka�dym
spo�ecze�stwie, zamieszkuj�cych wyludnione obszary poza miastami, nikt nie wierzga�. W
obawie przed kasacj� w�drowne plemiona nigdy nie dokonywa�y najazd�w ani nie ��czy�y si�
w du�e grupy.
Tw�rcy w pewnym stopniu tak�e nale�eli do nieprzystosowanych, lecz nie byli aspo�eczni,
wi�c mieszkali tam, gdzie chcieli, i malowali, pisali, komponowali, chroni�c si� w swoich
w�asnych �wiatach. Naukowcy, r�wnie trudni z innych powod�w, �ci�gali do nieco
wi�kszych miast, ��cz�c si� w ma�e konstelacje i dokonywali wybitnych osi�gni��.
A �ysi� znajdowali zatrudnienie tam, gdzie im by�o wolno.
Wszyscy nie�telepaci postrzegali �wiat zupe�nie inaczej ni� Burkhalter, kt�ry by�
niezwykle wyczulony na element cz�owiecze�stwa. Przypisywa� ludzkim warto�ciom g��bsze,
pe�niejsze znaczenie, bez w�tpienia dlatego, i� widzia� cz�owieka tak�e w wymiarach innych
ni� codzienne. Poza tym, w pewnym sensie musia� spogl�da� na ludzko�� z zewn�trz.
Jednak sam te� by� cz�owiekiem. Bariera wzniesiona przez telepati� sprawia�a, �e ludzie
stali si� podejrzliwi wobec niego, bardziej podejrzliwi, ni� gdyby mia� dwie g�owy. Mogliby
mu w�wczas wsp�czu�. Ale w tej sytuacji�
W tej sytuacji, za pomoc� skanera wy�wietli� nowe strony maszynopisu.
� Daj mi zna� � zawr�ci� si� do Quayle�a.
Quayle odgarn�� z czo�a siwe w�osy.
� Jestem ca�y rozdygotany � zaprotestowa�. � Korelowanie w�asnego materia�u to dla
mnie nie lada wysi�ek.
� Mo�na przecie� przesun�� termin publikacji � zauwa�y� Burkhalter mimochodem i
ucieszy� si�, �e Quayle nie podejmuje tematu. On tak�e nie lubi� pora�ek.
� Nie, nie. Musz� to zrobi� teraz.
� Oczyszczenie psychiczne�
� No tak, mo�e z psychologiem, ale nie z�
�� nie z �ysym. Wielu psycholog�w korzysta z naszej pomocy. I maj� dobre wyniki.
Quayle w��czy� dozownik dymu tytoniowego i wdycha� powoli.
� Wydaje mi si� nie znam �ysych zbyt dobrze. Nie za dobrze� Kiedy� widzia�em
kilku w zak�adzie psychiatrycznym. Czy jestem niedelikatny?
� Nie. Ka�da mutacja mo�e otrze� si� o margines. Odnotowano wiele niepowodze�.
Promieniowanie twarde sprowokowa�o wyst�pienie jednej mutacji w�a�ciwej: pozbawionych
ow�osienia telepat�w, ale nie wszyscy odpowiadali normie. Umys� ludzki to niezwyk�y
mechanizm� wiadomo. To koloid, kt�ry � obrazowo m�wi�c � balansuje na ostrzu szpilki.
Telepatia jest w stanie ujawni� ewentualne skazy. I dlatego mo�na powiedzie�, i� Eksplozja
sta�a si� przyczyn� strasznej liczby przypadk�w ob��du. Nie tylko w�r�d �ysych, ale tak�e
w�r�d innych mutacji, kt�re w�wczas powsta�y. Z t� tylko r�nic�, �e w�r�d �ysych, prawie
zawsze odnotowuje si� przypadki paranoi.
� Oraz ot�pienia umys�owego � Quayle uwolni� si� od przykrego zak�opotania,
przerzucaj�c ci�ar rozmowy na Burkhaltera.
� Tak, oraz demencji. Gdy chory umys� obci��ony dziedzicznie posi�dzie instynkty
telepatyczne, nie potrafi nad nimi panowa�. Jest zdezorientowany. Paranoicy kryj� si� w
swoim �wiecie wewn�trznym, natomiast cierpi�cy na demencj� nie zdaj� sobie sprawy z tego,
�e ten �wiat istnieje. S� jeszcze inne r�nice, ale t� uwa�am za podstawow�.
� To przera�aj�ce � odezwa� si� Quayle. � Nie przychodzi mi na my�l �adna
historyczna paralela.
� Bo jej nie ma.
� Do czego to mo�e doprowadzi�?
� Nie wiem � zaduma� si� Burkhalter. � My�l�, �e do asymilacji z naszej strony. Na
razie up�yn�o za ma�o czasu. Posiadamy pewn� specjalizacj� i jeste�my u�yteczni w
pewnych zawodach.
� Je�eli wam to wystarczy. Bo ci �ysi, kt�rzy nie chc� nosi� peruk�
� Podejrzewam, �e maj� takie porywcze charaktery, w ko�cu wszyscy dadz� si� wybi� w
pojedynkach � Burkhalter u�miechn�� si�. � Niewielka strata. Pozostali maj� to, czego im
trzeba: akceptacj�. Nie mamy ani rog�w, ani aureoli.
Quayle pokiwa� g�ow�.
� Chyba si� ciesz�, �e nie jestem telepat�. Umys� ludzki jest i tak wielk� tajemnic�, bez
otwierania nowych drzwi. Dzi�kuj�, �e pozwoli�e� mi si� wygada�. Zdaje si�, �e ju� sporo z
siebie wyrzuci�em. Wracamy do tekstu?
� Dobrze.
Na ekranie zamigota�y kolejne stronice ksi��ki. Rezerwa Quayle�a zmala�a, a jego my�li
sta�y si� bardziej klarowne, dzi�ki czemu Burkhalter m�g� dotrze� do prawdziwego znaczenia
twierdze� dotychczas m�tnych. Praca posuwa�a si� do przodu, semantyk nagrywa� na
dyktograf zredagowane wersje i tylko dwa razy natkn�li si� na przeszkody emocjonalne. W
po�udnie zrobili przerw�. Burkhalter przyja�nie skin�� g�ow� i wyszed�, zabieraj�c przeka�nik
do swojego pokoju, gdzie z rekordera odczyta� kilka zarejestrowanych rozm�w. Po ich
przes�uchaniu w jego niebieskich oczach pojawi� si� niepok�j.
Podczas lunchu rozmawia� z doktorem Moonem. Trwa�o to tak d�ugo, �e kawa nie
wystyg�a tylko dzi�ki fili�ankom indukcyjnym, lecz Burkhalter mia� niejeden problem do
om�wienia. Zna� Moona od dawna. Uwa�a�, �e grubas nale�y do garstki tych, w kt�rych fakt
czyjej� przynale�no�ci do �ysych nie budzi� pod�wiadomej odrazy.
� Nigdy w �yciu si� nie pojedynkowa�em, doktorze. Nie mam odwagi.
� Nie mo�esz sobie pozwoli� na brak odwagi. Nie wolno ci nie przyj�� tego wyzwania,
Ed. Nie wypada.
� Ale ten Reilly� nawet go nie znam.
� Ja o nim s�ysza�em. Ma pod�y charakter i wiele pojedynk�w na swoim koncie.
Burkhalter uderzy� d�oni� w st�.
� To nonsens! Nie zrobi� tego!
� Hm, twoja �ona nie mo�e z nim walczy� � zauwa�y� trze�wo Moon. � Natomiast
je�eli Ethel czyta�a my�li pani Reilly i je rozg�asza�a, to Reilly ma powody.
� My�lisz, �e nie wiem, czym to grozi? � Burkhalter zni�y� g�os. � Ethel nie wczytuje
si� w my�li bardziej ni� ja. To b�dzie koniec� dla nas. I dla wszystkich �ysych.
� Ale nie dla tych, kt�rzy odmawiaj� noszenia peruki. Oni�
� To g�upcy. Robi� z�� opini� wszystkim �ysym. Po pierwsze, Ethel nie czyta my�li i nie
czyta�a my�li pani Reilly. Po drugie, Ethel nie plotkuje.
� Madame Reilly jest niew�tpliwie typem histerycznym � zauwa�y�a Moon. �
Wiadomo�� o tym skandalu, czy co to tam by�o, rozesz�a si� i pani Reilly przypomnia�a sobie,
�e niedawno widzia�a Ethel. To jest taki typ cz�owieka, kt�ry zawsze musi znale�� sobie
koz�a ofiarnego. By�bym sk�onny podejrzewa�, �e sama si� wygada�a i musia�a to jako�
ukry�, �eby ma��onek nie mia� do niej pretensji.
� Nie zamierzam podejmowa� wyzwania Reilly�ego � o�wiadczy� z uporem Burkhalter.
� B�dziesz musia�.
� S�uchaj, mo�e..?
� Co takiego?
� Ach, nic. Mia�em pewien pomys�, kt�ry m�g� by� skuteczny. Niewa�ne. Zdaje si�, �e
znalaz�em wyj�cie. I tak jedyne. Na pojedynek si� nie odwa��, to jest pewne.
� Nie jeste� tch�rzem.
� �ysi boj� si� jednej rzeczy � stwierdzi� Ed. � Opinii publicznej. Wiem, �e zabi�bym
Reilly�ego. I dlatego nigdy w �yciu si� nie pojedynkowa�em.
Moon pi� kaw�.
� Hm. My�l�
� Nie m�w. Mam jeszcze jedn� spraw�. Zastanawiam si�, czy nie powinienem wys�a�
Ala do szko�y specjalnej.
� A co ch�opcu dolega?
� Zapowiada si� na wspania�ego przest�pc�. Dzwoni�a dzisiaj do mnie jego nauczycielka.
Trzeba by�o s�ysze� playback. Al pos�uguje si� dziwnym j�zykiem i zachowuje si� dziwnie.
Robi paskudne numery kolegom� je�eli w og�le ich ma.
� Wszystkie dzieci s� okrutne.
� Dzieci nie wiedz�, co to znaczy i dlatego s� okrutne. Nie znaj� empatii. Lecz Al� �
Burkhalter roz�o�y� r�ce w bezradnym ge�cie � �Al jest na dobrej drodze, aby sta� si�
m�odym tyranem. Wygl�da na to, �e na niczym mu nie zale�y� tak przynajmniej twierdzi
nauczycielka.
� Na razie nie widz� w tym niczego nadzwyczajnego.
� Nie to jest najgorsze. On si� robi bardzo egotyczny. Za bardzo. Nie chc�, by wyr�s� na
takiego �ysego bez peruki, o jakich m�wi�e� � Burkhalter nie wymieni� drugiej mo�liwo�ci:
szale�stwa, paranoi.
� Musi sk�d� bra� przyk�ad. Z domu? Niemo�liwe, Ed. Gdzie on jeszcze bywa?
� Tam gdzie wszyscy. Zupe�nie normalne �rodowisko.
� Wydawa�o mi si�, �e �ysi dysponuj� nadzwyczajnymi mo�liwo�ciami w dziedzinie
wychowywania m�odzie�y. Co� takiego jak� kontakt my�lowy?
� Tak. Ale� nie wiem. Problem w tym � Burkhalter zni�y� g�os do szeptu � �e ja sam
nie chc� by� r�ny od innych. My�my nie chcieli urodzi� si� telepatami. Mo�e to wspania�e
na d�u�sz� met�, ale jestem jedn� osob� i mam sw�j w�asny mikrokosmos. Ci od socjologii
d�ugoterminowej nie bior� tego pod uwag�. Potrafi� znale�� odpowiedzi, ale i tak ka�dy,
telepata czy nie, p�ki �yje, musi walczy� na w�asn� r�k�. I to wcale nie jest takie proste jak
zwyczajna bitwa. To co� znacznie trudniejszego: konieczno�� nieustannego trzymania si� na
baczno�ci, konieczno�� dopasowania si� do �wiata, kt�ry nas nie chce.
Moon by� za�enowany.
� Czy ty si� nad sob� nie rozczulasz, Ed?
Burkhalter otrz�sn�� si�.
� Tak, doktorze. Ale dam sobie rad�.
� Zrobimy to razem � o�wiadczy� Moon, chocia� Burkhalter nie spodziewa� si� po nim
zbyt wiele. Moon b�dzie si� stara�, ale zwyczajnemu cz�owiekowi zrozumienie, i� �ysy jest�
takim samym cz�owiekiem, przychodzi z niesamowitym trudem. Ludzie szukali r�nicy i
znajdowali j�.
Niemniej jednak musi wszystko wyja�ni�, zanim ponownie spotka Ethel. M�g�by z
�atwo�ci� ukry� t� informacj�, ale Ethel zauwa�y barier� my�low� i zacznie si� zastanawia�.
Ich i tak idealny zwi�zek by� jeszcze doskonalszy dzi�ki dodatkowemu kontaktowi, kt�ry
rekompensowa� im nieuchronne, na wp� wyczuwalne odsuni�cie od reszty �wiata.
� Jak ci idzie �Psycho�historia�? � zagadn�� Moon po chwili.
� Lepiej ni� si� spodziewa�em. Znalaz�em nowy spos�b na Quayle�a. Opowiadam mu o
sobie i to go chyba otwiera. Dodaje mu tyle pewno�ci siebie, �e potrafi udost�pni� mi swoje
my�li. Chyba, mimo wszystko, uda si� nam zrobi� te pocz�tkowe rozdzia�y dla Oldfielda.
� �wietnie. I tak nie damy mu si� pogania�. Gdyby�my mieli wypuszcza� ksi��ki w takim
tempie, to r�wnie dobrze mo�na wr�ci� do okresu semantycznego chaosu. Ale my si� nie
damy!
Burkhalter wsta�.
� Pora na mnie. Do zobaczenia.
� Sprawa Reilly�ego�
� Niech poczeka � Burkhalter wyszed� i uda� si� pod adres zarejestrowany przez
monitor. Dotkn�� sztyletu przy pasie. Pojedynki nie satysfakcjonuj� �ysych, ale�
Jaka� powitalna my�l pojawi�a si� w jego m�zgu. Przechodz�c pod �ukiem prowadz�cym
na teren osiedla, Burkhalter zatrzyma� si� i u�miechn�� do Sama Shane�a, �ysego spod
Nowego Orleanu, kt�ry nosi� p�omiennorud� peruk�. Nie musieli rozmawia�.
Osobiste pytanie dotycz�ce umys�owego, moralnego i fizycznego dobrostanu.
Ciep�e zadowolenie. A u ciebie, Burkhalter? Przez moment Burkhalter niemal widzia�, z
czym kojarzy si� Shane�owi symbol jego nazwiska.
Zwiastun k�opot�w.
Serdeczna, ciep�a gotowo�� pomocy. �ysych ��czy�a mocna wi�.
Burkhalter pomy�la�: wsz�dzie, gdzie si� zjawi�, spotykam si� z tak� sam�
podejrzliwo�ci�. Jeste�my odmie�cami.
Gdzie indziej to przybiera na sile, my�la� Shane. Jest nas w Modoc Town du�o. Ludzie s�
zawsze bardziej ostro�ni tam, gdzie nie stykaj� si� codziennie z� nami.
Ch�opak�
Ja te� mam problem, my�la� Shane. Martwi� si�. Moje dwie dziewczynki�
Przest�pczo��?
Tak.
Jakie� cechy wsp�lne?
Nie wiem. Niejeden �ysy mia� takie same k�opoty z w�asnymi dzie�mi.
Cechy wt�rne mutacji? Ujawnione w drugim pokoleniu?
W�tpi�, my�la� ponuro Shane, os�aniaj�c to poj�cie niepewnym pytaniem. Zastanowimy
si� nad tym p�niej. Musz� odej��.
Burkhalter westchn�� i poszed� swoj� drog�. Liczne zabudowania okala�y centrum
wydawnicze w Modoc. Semantyk przeszed� przez park i zbli�a� si� do celu swojej w�dr�wki.
Dotar� do rozleg�ego, p�kolistego budynku, kt�ry okaza� si� pusty, wi�c od�o�y� spraw�
Reilly�ego na p�niej i, rzuciwszy okiem na czasomierz, przeci�� wzg�rze w kierunku szko�y.
Jak przewidywa�, by�a w�a�nie przerwa. Dostrzeg� Ala pod drzewem, w pewnej odleg�o�ci od
koleg�w, kt�rzy oddawali si� przyjemnie okrutnej zabawie w Eksplozj�.
Wys�a� swoj� my�l przodem.
Zielony by� ju� pod samym szczytem g�ry. Kosmate gnomy gna�y jego tropem, nies�usznie
celuj�c w swoj� ofiar� �wiatlob�yskami. Lecz Zielony zwinnie uskakiwa� na boki. Ska�y
pochyla�y si�
� Al.
� nad nim spychane przez gnomy gotowe nawet�
� Al. � Burkhalter nada� my�li imi�, wdzieraj�c si� w umys� syna. Rzadko stosowa� ten
spos�b, poniewa� ch�opiec by� praktycznie bezbronny wobec tego typu ingerencji.
� Cze��, tato � odpowiedzia� Al spokojnie. � Co si� sta�o?
� Dosta�em twoj� opini� od nauczycielki.
� Ja nic nie zrobi�em.
� Poinformowa�a mnie, o co chodzi. Pos�uchaj, synu. Nie wbijaj sobie g�upot do g�owy.
� Nie wbijam.
� Jak uwa�asz, czy �ysy jest lepszy, czy gorszy od nie��ysego?
Al niepewnie przest�powa� z nogi na nog�. Nie odpowiedzia�.
� No, c� � zacz�� Burkhalter. � I tak, i nie. A to dlatego, �e �ysi mog� komunikowa�
si� my�lami, lecz �yj� w �wiecie, w kt�rym wi�kszo�� ludzi tego nie potrafi.
� Bo s� g�upi � zawyrokowa� Al.
� Nie tacy g�upi, skoro s� do niego przystosowani lepiej ni� ty. R�wnie dobrze mo�na by
powiedzie�, �e �aba jest lepsza od ryby, bo jest zwierz�ciem ziemnowodnym � Burkhalter
telepatycznie poszerzy� i wyja�ni� zagadnienie.
� Mhm� tak, rozumiem.
� By� mo�e � cedzi� Burkhalter � trzeba ci porz�dnie z�oi� ty�ek. Ta my�l nie by�a zbyt
genialna. O co ci chodzi�o, powt�rz?
Al usi�owa� ukry� swoj� my�l, wygaszaj�c j�. Ojciec zacz�� usuwa� barier�, co
przychodzi�o mu bez trudu, ale si� powstrzyma�. Al przygl�da� si� ojcu wzrokiem zupe�nie
nie�synowskim� jak ryba. To by�o jasne.
� Je�eli jeste� a� takim egotykiem � zauwa�y� Burkhalter � mo�e zrozumiesz inne
wyt�umaczenie. Czy wiesz, dlaczego �ysi nie zajmuj� eksponowanych stanowisk?
� Jasne � o�wiadczy� niespodziewanie Al. � Bo si� boj�.
� Czego?
� Czego..? � Niezwyk�y obraz: mieszanina czego� dziwnie znanego. � Nie��ysych.
� Gdyby�my zajmowali stanowiska, na kt�rych mogliby�my wykorzysta� nasze zdolno�ci
telepatyczne, nie��ysi p�kliby z zazdro�ci� szczeg�lnie wtedy, gdyby�my odnosili sukcesy.
Ale nawet gdyby to �ysy wynalaz� ulepszon� �apk� na myszy, zarzucono by mu, i� wyszpera�
ten pomys� spo�r�d my�li jakiego� nie��ysego. Pojmujesz?
� Tak, tato � Nie pojmowa�. Burkhalter westchn�� i podni�s� wzrok. Na jednym z
pag�rk�w rozpozna� c�rk� Shane�a, kt�ra siedzia�a sama pod wielkim g�azem. Tu i tam
widzia�o si� inne, samotne postacie. Daleko na wschodzie o�nie�ony �a�cuch G�r Skalistych
odcina� si� postrz�pion� lini� od b��kitu nieba.
� Al � podj�� Burkhalter � Nie chc�, �eby� si� stawia�. Ten �wiat jest ca�kiem fajny, a
ludzie zamieszkuj�cy go, generalnie rzecz bior�c, s� dobrymi lud�mi. Zasada przeci�tno�ci.
Byliby�my nierozs�dni, gdyby�my d��yli do zdobycia maj�tku czy w�adzy, poniewa�
zmobilizowa�oby to przeciwko nam� a i tak nie s� nam potrzebne. Nikt z nas nie do�wiadcza
biedy. Znajdujemy prac�, wykonujemy j� i jeste�my w miar� szcz�liwi. Posiadamy pewne
atuty, kt�rych nie maj� nie��ysi, na przyk�ad, w ma��e�stwie. Blisko�� my�li jest tak samo
wa�na, jak kontakt fizyczny. Nie chcia�bym jednak, �eby� uwa�a�, �e to, i� nale�ysz do
�ysych, czyni ci� bogiem. W dalszym ci�gu � dorzuci� po namy�le � potrafi� ci nie�le z�oi�
sk�r�, gdyby� nadal zamierza� wprowadzi� w �ycie pomys�, kt�ry w tej chwili ci chodzi po
g�owie.
Al prze�kn�� �lin� i pospiesznie si� wycofa�.
� Przepraszam. Ju� nie b�d� tego robi�.
� I nie zapominaj o w�osach. Nie zdejmuj w szkole peruki. Mo�esz u�ywa� tego kleid�a,
kt�re stoi w szafce w �azience.
� Dobrze, ale� pan Venner nie nosi peruki.
� Przypomnij mi, �eby�my razem przeprowadzili badania historyczne na temat zoot�
man�w. Zapewne brak peruki jest jedyn� zalet� pana Vennera, je�eli mo�na to nazwa� zalet�.
. � Ale on robi pieni�dze.
� Ka�dy by je robi� w takim sklepie. Ale, sam to zauwa�ysz, ludzie u niego nie kupuj�,
jak nie musz�. To w�a�nie mam na my�li, m�wi�c o stawianiu si�. S� tacy �ysi jak Venner,
ale zapytaj go kiedy�, czy jest szcz�liwy. Wiedz, �e ja jestem. Na pewno bardziej ni�
Venner. Jasne?
� Tak, tato � Ch�opiec spokornia�, ale tylko pozornie. Nadal gn�biony niepokojem
Burkhalter skin�� g�ow� i odszed�. Przechodz�c obok c�rki Shane�a, pochwyci� urywek: �na
szczycie Szklanej G�ry bombardowa� gnomy g�azami, dop�ki�
Wycofa� si�. To bezwiedne ocieranie si� o wra�liwe umys�y jest zdecydowanie naganne w
przypadku dzieci. Wobec doros�ych �ysych by� to odruch instynktowny, jak uchylanie
kapelusza: odwzajemniany albo nie. Doro�li mogli wznie�� barier�, wyciszy� si� lub
odpycha� intruza, koncentruj�c si� na jednej intymnej my�li, do kt�rej nie wolno wtargn��.
Od strony po�udnia nadlatywa� helikopter, ci�gn�c za sob� sznur szybowc�w.
Oznakowanie wskazywa�o, i� jest to transport mro�onek z Po�udniowej Ameryki. Burkhalter
postanowi� kupi� argenty�sk� wo�owin�. Dosta� nowy przepis, kt�ry chcia� wypr�bowa�: z
rusztu i z sosem barbecue. Mile widziana odmiana po tygodniu jedzenia mi�sa z piecyka
mikrofalowego. Pomidory, chili� pycha. Co jeszcze? No, tak. Pojedynek z Reillym.
Mimochodem dotkn�� r�koje�ci sztyletu i mrukn�� drwi�co. Mo�e urodzi� si� pacyfist�?
Teraz, kiedy w jego my�lach rz�dzi�y szczeg�y kolacji z rusztu, trudno mu by�o powa�nie
traktowa� pojedynki, chocia� wszyscy si� nimi przejmowali.
Taka jest prawda. Cywilizacja toczy si� przez kontynenty stuletnimi falami, lecz ka�da
pojedyncza fala, mimo i� �wiadoma swojego udzia�u w przyp�ywie, jest jednak bardziej
zainteresowana w�asn� kolacj�. Przecie� to bez r�nicy, chyba �e kto� ma tysi�c st�p
wysoko�ci, boski umys� i bosk� d�ugowieczno��. Ludzie nie rozumieli wielu spraw�
szczeg�lnie ci podobni Vennerowi, temu dziwakowi, kt�ry mimo i� nie kwalifikowa� si� do
zak�adu, by� typem potencjalnego paranoika. Odmowa noszenia peruki klasyfikowa�a go jako
indywidualist�, ale r�wnie� jako ekshibicjonist�. Je�eli nie wstydzi si� braku ow�osienia, to
dlaczego si� z nim obnosi. Ponadto by� cz�owiekiem poryw�czym i je�eli ludzie pomiatali
nim, to tylko dlatego, �e ich prowokowa� swoim post�powaniem..
Natomiast Al� Ch�opak zmierza ku czemu� zbli�onemu do przest�pczo�ci. Normalna
droga rozwoju dziecka nie mo�e tak wygl�da�, my�la� Burkhalter. Nie udawa� eksperta, lecz
by� wystarczaj�co m�ody, aby pami�ta� swoje formatywne lata. Pi�trzy�o si� w�wczas przed
nim wi�cej trudno�ci ni� teraz przez Alem. W tamtych czasach �ysi byli wielk� nowo�ci� i
kuriozum. Podejmowano kroki, aby mutant�w izolowa�, sterylizowa�, a nawet
eksterminowa�.
Westchn��. Gdyby przyszed� na �wiat przed Eksplozj�, wszystko mog�oby si� inaczej
u�o�y�. Trudno powiedzie�. Mo�na studiowa� histori�, ale nie mo�na jej prze�y�. W
przysz�o�ci zapewne powstan� telepatyczne biblioteki i wtedy stanie si� to mo�liwe. Na razie
spo�r�d tylu szans, �wiat zaakceptowa� tylko nieliczne. W ko�cu przestanie si� traktowa�
�ysych jak wybryk natury i dopiero w�wczas prawdziwy post�p stanie si� mo�liwy.
To nie ludzie tworz� histori�, pomy�la� Burkhalter. Jej autorami s� narody, a nie jednostki.
Zatrzyma� si� pod domem Reilly�ego. Tym razem gospodarz otworzy� g�rn� cz�� drzwi.
Postawny, piegowaty i zezowaty olbrzym z ogromnymi d�o�mi, a na dodatek, zauwa�y�
Burkhalter, wspaniale umi�niony. Opar� �apska na dolnej cz�ci drzwi i zapyta�.
� Kim pan jest?
� Nazywam si� Burkhalter.
W oczach Reilly�ego b�ysn�o zrozumienie i czujno��.
� Aha. Dosta� pan moje wezwanie?
� Tak � odpar� Burkhalter. � Chcia�em to om�wi�. Mog� wej��?
� Okay � odsun�� si� i wpu�ci� go�cia do holu prowadz�cego do obszernego salonu
ton�cego w rozproszonym �wietle s�cz�cym si� przez �ciany pokryte szklist� mozaik�. �
Chce pan ustali� termin?
� Przyszed�em powiedzie�, �e nie ma pan racji.
� Chwileczk� � Reilly macha� r�k�. � �ona akurat wysz�a, ale wszystko mi
powiedzia�a. Nie podoba mi si� pods�uchiwanie cudzych my�li. To nieuczciwe. Powinien by�
pan pouczy� swoj� �on�, �e ma pilnowa� w�asnego nosa� albo trzyma� j�zyk za z�bami.
Burkhalter cierpliwie t�umaczy�.
� Daj� s�owo honoru, Reilly, �e Ethel nie czyta�a my�li pa�skiej ma��onki.
� Tak powiedzia�a?
� No� nie pyta�em jej.
� Oczywi�cie � tryumfowa� Reilly.
� Nie musz�. Znam j� dobrze. I� sam te� nale�� do �ysych.
� Wiem o tym i tak�e o tym, �e by� mo�e i teraz czyta pan moje my�li � zawaha� si�. �
Prosz� opu�ci� m�j dom. Lubi� swoje tajemnice. Spotkamy si� jutro o �wicie, je�eli to panu
odpowiada. A teraz prosz� wyj��. � Sprawia� wra�enie cz�owieka, kt�rego trapi jaka� my�l,
jakby przypomnia� sobie co�, czego nie chcia� ujawni�.
Burkhalter szlachetnie opar� si� pokusie.
� �aden �ysy nie czyta�
� Pr�dzej, prosz� wyj��!
� Prosz� pos�ucha�! Nie ma pan �adnych szans w pojedynku ze mn�!
� Czy pan wie, ile ju� mam naci��?
� A czy kiedykolwiek pojedynkowa� si� pan z �ysym?
� Jutro zrobi� jeszcze g��bsze naci�cie. Niech pan wyjdzie, dobrze?
Burkhalter cedzi� przez zaci�ni�te z�by:
� Cz�owieku, czy ty nie rozumiesz, �e podczas pojedynku b�d� m�g� czyta� twoje my�li?!
� Nic mnie to nie� Co?!
� Zawsze b�d� p� skoku przed tob�. Niezale�nie od tego, jak bardzo instynktowne b�d�
twoje ruchy, twoja my�l zawsze wyprzedzi je o u�amek sekundy. B�d� zna� wszystkie twoje
sztuczki i s�abo�ci. Twoja technika b�dzie dla mnie otwart� ksi�g�. Cokolwiek sobie
pomy�lisz�
� Nie � zaprotestowa� Reilly. � O, nie. Sprytny pan jest, ale to bzdura.
Burkhalter zawaha� si�, powzi�� decyzj� i skoczy�, odsuwaj�c na bok fotel.
� Niech pan zdejmie sztylet i zostawi zapi�t� pochw�. Poka�� panu, jak to wygl�da.
Oczy Reilly�ego zab�ys�y.
� Chce pan ju� teraz..?
� Nie � Burkhalter odepchn�� drugi fotel. Zsun�� z pasa sztylet wraz z pochw� i upewni�
si�, �e jest zapi�ta. � Mamy tutaj sporo miejsca. Zaczynamy..
Reilly spojrza� spode �ba, odpi�� sztylet i trzymaj�c go niezgrabnie, zbity z tropu zapi�t�
pochw�, nagle ruszy� do przodu. Lecz nie dosi�gn�� Burkhaltera, poniewa� ten przewidzia�
jego ruch i pochw� swojego sztyletu trafi� Reilly�ego w brzuch.
� I to by�by koniec walki � oznajmi� Burkhalter.
W odpowiedzi jego oponent wykona� pchni�cie w d� zako�czone ciosem w gard�o.
Burkhalter woln� r�k� os�oni� szyj�, a drug� pchn�� Reilly�ego dwukrotnie w serce. Piegi
wyra�nie odcina�y si� na bladej twarzy olbrzyma, kt�ry nie zamierza� si� poddawa�.
Spr�bowa� jeszcze paru wypad�w, podst�pnych i sprawnych cios�w, kt�re nie przynios�y
�adnych efekt�w, bo Burkhalter je przewidzia�. Za ka�dym razem os�ania� d�oni� miejsce, w
kt�re Reilly mierzy� i nie trafia�.
Reilly niech�tnie opu�ci� rami�. Zwil�y� j�zykiem wargi, prze�kn�� �lin�. Burkhalter
przypina� sztylet.
� Burkhalter � warkn�� Reilly � jeste� diab�em.
� Wcale nie. Po prostu boj� si� ryzykowa�. Czy naprawd� uwa�a pan, �e �atwo jest by�
�ysym?
� Ale skoro umiecie czyta� my�li�?
� Prosz� si� zastanowi�, jakie mia�bym szans� na prze�ycie, gdybym anga�owa� si� w
pojedynki? Wygl�da�oby to nieco nienaturalnie. Nikomu by si� to nie podoba�o i
sko�czy�bym szybko. Nie mog� si� pojedynkowa�, bo pope�ni�bym morderstwo i wszyscy by
o tym wiedzieli. Tylko z tego powodu wycierpia�em wiele drwin i prze�kn��em wiele obelg.
Teraz, je�eli tego pan sobie �yczy, jestem gotowy prze�kn�� kolejn� i przeprosi�. Przyznam
si� do ka�dego zarzutu. Ale nie b�d� si� pojedynkowa�, Reilly.
� Tak, rozumiem. Ciesz�, �e� �e pan przyszed�. � Reilly by� nadal blady. �
Wpakowa�bym si� w pu�apk�.
� Ale nie moj� � zastrzeg� si� Burkhalter. � Odm�wi�bym pojedynku. �ysi wcale nie s�
wybra�cami losu. Maj� swoje s�abe strony� tak�, jak na przyk�ad ta. Nie mo�emy robi�
sobie wrog�w. I dlatego nigdy nie czytamy cudzych my�li bez pozwolenia.
� To brzmi rozs�dnie. Mniej wi�cej � Reilly zamy�li� si�. � Wycofuj� swoje wyzwanie.
� Dzi�kuj� � Burkhalter wyci�gn�� d�o�, kt�r� jego przeciwnik przyj�� niezbyt ch�tnie.
� Rozumiem, �e sprawa jest za�atwiona, tak?
� Tak � Reilly bardzo pragn�� pozby� si� go�cia. Wracaj�c do wydawnictwa, Burkhalter
pogwizdywa�.
Teraz mo�e Ethel powiedzie�. Musi to uczyni�, poniewa� tajemnica mog�aby zniszczy�
��cz�c� ich telepatyczn� blisko��, kt�ra nie polega�a na tym, �e ich my�li sta�y otworem, lecz
na tym, i� partner natychmiast dostrzeg�by ka�d� przeszkod� i ten idealny kontakt straci�by na
idealno�ci. I chocia� to dziwne, ma��onkowie potrafili uszanowa� nawzajem swoj� odr�bno��
pomimo tak niezwyk�ej blisko�ci.
Ethel b�dzie si� zapewne niepokoi�, ale konflikt zosta� za�egnany, a poza tym te� nale�a�a
do �ysych, chocia� nie by�o tego po niej wida� dzi�ki kasztanowej, bujnej peruce i d�ugim
rz�som. R�wnie� jej rodzice mieszkali w okolicach Seattle podczas Eksplozji i p�niej
jeszcze, zanim podj�to szczeg�owe badania nad skutkami promieniowania.
Wiatr omiata� Modoc i wia� dalej, na po�udnie dolin� Utah. Burkhalter pomy�la�, �e
chcia�by teraz znale�� si� sam w swoim helikopterze, pod niebiesk�, pust� kopu�� nieba. Tam
w g�rze panowa� dziwny spok�j, dany �ysym na ziemi jedynie na dalekim odludziu.
Przypadkowe urywki my�li nieustannie unosi�y si� w powietrzu, odbierane pod�wiadomie i
zawsze obecne jak ledwie s�yszalny odg�os ig�y na p�ycie gramofonowej. To dlatego prawie
wszyscy �ysi lubili lata� i byli �wietnymi pilotami. Podniebne przestworza stanowi�y ich
niebiesk� samotni�.
Niestety, jest teraz w Modoc, a na dodatek sp�nia si� na sesj� z Quaylem. Przyspieszy�
kroku. W holu g��wnym natkn�� si� na Moona, poinformowa� go spiesznie i enigmatycznie o
za�atwieniu kwestii pojedynku i odszed�. Grubas patrzy� za nim z pytaj�cym wyrazem twarzy.
Rekorder zapisa� jedynie po��czenie z Ethel. Z playbacku Burkhalter dowiedzia� si�, �e �ona
niepokoi si� o syna i prosi Eda, aby skontaktowa� si� ze szko��. Ju� to zrobi�� chyba, �e
ch�opak ju� zd��y� co� nabroi�. Burkhalter przedzwoni� do szko�y, �eby sprawdzi�. Nic si�
nie zmieni�o.
Quayle siedzia� w tym samym solarium co przedtem i cierpia� z powodu pragnienia.
Burkhalter kaza� poda� im kilka drink�w w prze�wiadczeniu, i� pomog� autorowi troch� si�
rozlu�ni�. Quayle studiowa� z zapa�em map� historyczn�, pod�wietlaj�c kolejne warstwy
czasowe w miar� cofania si� w przesz�o��.
� Prosz� popatrze� � powiedzia�, przebiegaj�c palcami po klawiszach. � Widzi pan, jak
zmieniaj� si� granice Niemiec? I Portugalii? Prosz� zwr�ci� uwag� na stref� wp�yw�w.
Teraz� � Strefa wp�yw�w portugalskich zacz�a si� gwa�townie kurczy� pocz�wszy od
roku 1600, podczas gdy inne pa�stwa wysuwa�y macki, przejmuj�c w�adz� nad morzami.
Burkhalter s�czy� drinka.
� Niewiele z tego przetrwa�o.
� Nie, poniewa�� co panu jest?
� S�ucham?
� Wygl�da pan na wyczerpanego.
� Nie wiedzia�em, �e to wida� � odpar� ponuro Burkhalter. � W�a�nie uda�o mi si�
wykr�ci� od pojedynku.
� Zawsze uwa�a�em, �e ten zwyczaj jest bez sensu � wyzna� Quayle. � Jak to si� sta�o?
Od kiedy mo�na si� z tego wypl�ta�?
Burkhalter wyja�ni�, a pisarz poci�gn�� drinka.
� Trudna sprawa � parskn�� � Zdaje si�, �e los �ysych wcale nie jest godny
pozazdroszczenia.
� Czasami zdecydowanie trudny. � Pod wp�ywem chwili opowiedzia� o swoim synu. �
Rozumie mnie pan, prawda? Sam nie wiem, jakie wymagania nale�y stawia� m�odemu
�ysemu. To przecie� mutant, a mutacja o w�a�ciwo�ciach telepatycznych jeszcze nie mia�a
czasu si� sprawdzi�. Nie mo�emy ustawia� mechanizm�w kontrolnych, bo potomstwo �winek
morskich i kr�lik�w nie b�dzie mia�o zdolno�ci telepatycznych. Pr�bowano tego, prosz� mi
wierzy�. Poza tym� dzieci �ysych wymagaj� szczeg�lnego treningu, kt�ry pom�g�by im
poradzi� sobie w doros�ym �yciu.
� Pan chyba jest ca�kiem nie�le przystosowany.
� Nauczy�em si� tego. Jak wi�kszo�� my�l�cych �ysych. Dlatego nie jestem zamo�ny, ani
nie zajmuj� si� polityk�. Kupujemy bezpiecze�stwo dla naszego gatunku za cen� rezygnacji z
pewnych jednostkowych korzy�ci. Jeste�my zak�adnikami losu� i los nas oszcz�dza. Ale te�
i dostajemy za to swoist� zap�at�. W walucie przysz�ych korzy�ci� negatywnych korzy�ci,
bo my chcemy jedynie przetrwa� i zdoby� akceptacj� wi�c na razie musimy sobie
odmawia� wielu korzy�ci pozytywnych. Takie ob�askawianie losu.
� Zap�ata dla grajka � stwierdzi� Quayle.
� Jeste�my grajkami. �ysi jako grupa. Nasze dzieci. I to si� r�wnowa�y: w rzeczywisto�ci
p�acimy sobie. Gdybym chcia� w spos�b nieuczciwy wykorzysta� swoje zdolno�ci
telepatyczne� m�j syn nie po�y�by d�ugo. A �ysi zostaliby zg�adzeni. Al musi si� tego
nauczy�, a w�a�nie robi si� bardzo aspo�eczny.
� Wszystkie dzieci s� aspo�eczne � zauwa�y� pisarz. � S� wcieleniem indywidualizmu.
Uwa�am, �e niepokoj�ca by�aby jedynie sytuacja, w kt�rej odchylenie od normy wi�za�oby
si� z jego zdolno�ci� telepatii.
� Co� w tym jest � Burkhalter ostro�nie zbada� stan umys�u Quayle�a i stwierdzi�, i�
dawny antagonizm znacznie os�ab�. U�miechn�� si� pod nosem i dalej zwierza� si� ze swoich
k�opot�w. Doros�y �ysy musi by� przystosowany, inaczej przepadnie.
� �rodowisko jest r�wnie wa�ne jak dziedziczenie. Jedno uzupe�nia drugie. Je�eli dziecko
jest prawid�owo wychowywane, nie powinno mie� �adnych trudno�ci� chyba �e do g�osu
dojdzie dziedziczenie.
� To nie wykluczone. Tak ma�o wiadomo o mutacji telepatycznej. Je�eli brak ow�osienia
jest cech� wt�rn�, to nie wiadomo, jakie jeszcze cechy mog� si� ujawni� w trzecim czy
czwartym pokoleniu. Mo�na si� zastanawia�, czy telepatia jest rzeczywi�cie dobra dla
umys�u.
� Hm, hm � odezwa� si� Quayle. � Prawd� powiedziawszy, to mnie napawa pewnym
niepokojem�
� Tak jak i Reilly�ego.
� Owszem � przytakn�� Quayle, chocia� por�wnanie nie przypad�o mu do gustu. � Ale
przecie�� je�eli jaka� mutacja jest chybiona, powinna wymrze�. Nie b�dzie w stanie si�
rozmna�a�.
� A hemofilia?
� Ile os�b cierpi na hemofili�? � dopytywa� si� Quayle. � Patrz� na to zagadnienie z
punktu widzenia psycho�historyka. Gdyby telepaci istnieli ju� dawniej, sprawy potoczy�yby
si� nieco inaczej.
� Sk�d pan wie, �e ich nie by�o?
Quayle zamruga�.
� No, tak. Rzeczywi�cie. W �redn