12466
Szczegóły |
Tytuł |
12466 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12466 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12466 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12466 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jacek Ross
Co zdarzyło się w kopalni „Złoty Jar”
Słońce z wolna poczęło wynurzać się znad ciemnozielonych grzbietów gór . Jego
promienie jeszcze nieśmiało , ale już coraz intensywniej błądziły wśród świerków
. Górny
szyb kopalni "Złoty Jar" witał dzień odgłosem górniczych kilofów z uporem
kruszących
skały oraz szumem taśmociągu zwożącego pokruszone skały w dół i napędzanego
energią
niewielkiego strumienia . W odległości kilkunastu metrów od szybu stał uzbrojony
w pikę
mężczyzna . Kornelius , bo tak miał na imię ów mężczyzna , kończył właśnie nocną
służbę
wartowniczą . Żołnierz oparł nogę na pniu zwalonego drzewa i rozejrzał się po
okolicy .
Kopalnia pracowała normalnym rytmem . Górnicy z mozołem wyciągali pokruszone
kilofami kamienie na powierzchnię szybu . Tam kilku kolejnych młotami rozbijało
je na
coraz drobniejsze kamyki w wyniku czego uzyskiwali złotonośny piasek . Wrzucali
go
następnie na solidną , skonstruowaną z mocnej , garbowanej skóry taśmę podpartą
na
drewnianych nóżkach zakończonych małymi kółkami . Te z kolei połączone pasami z
grupą
większych kół napędzanych przez wodę przepływającego obok strumienia poruszały
taśmą .
Taśmociąg przenosił piasek w dół jaru , kilkadziesiąt metrów poniżej posterunku
Korneliusa
, po czym zrzucał go wprost na sita odsiewające piasek od złota . W ostatniej
fazie dwóch
ludzi na samym dole po raz kolejny przeglądało to, co pozostało w sitach
wyciągając z nich
samorodki i złoty piasek . Cały mechanizm z pewnością usprawniał pracę kopalni .
Była to
jedna z tych nowinek jakie w ostatnich czasach dotarły do królestwa Horamoe .
Niby wciąż
do wydobycia złota potrzebna była przede wszystkim siła mięśni , jednak liczba
ludzi
potrzebna do tego była mniejsza co czyniło wydobycie bardziej opłacalnym .
Nie miało to jednak większego znaczenia dla rycerzy z kopalnianego garnizonu .
Służba tutaj nie należała do przyjemnych . W samym środku gór i lasów , w oddali
od osad
ludzkich żołnierze nawet gdy mieli czas wolny nudzili się . Największym
urozmaiceniem
monotonii kopalni był przyjeżdżający co tydzień wóz z zaopatrzeniem . Gdy raz na
jakiś
czas wraz z prowiantem przywieziono beczkę (lub dwie) wina rycerze świętowali to
wydarzenie . Mieli wtedy jedno wesołe popołudnie . Choć w zamiarze kwatermistrza
beczka
miała im starczyć na dłuższy czas to i tak wypijali ją od razu . Cóż lepszego
mieli do roboty ?
Wokół jak okiem sięgnąć tylko lasy i góry ... Najbardziej jednak doskwierał im
brak kobiet .
Tydzień wolnego raz na dwa miesiące , z którego i tak cztery dni zajmowała im
podróż do
najbliższego miasta to było mało . Niestety po wybuchu wojny z królestwem
Tantlonu i te
przepustki skończyły się. Część garnizonu pilnującego kopalni wyjechała na front
, gdzie
wojska królewskie doznawały kolejnych klęsk i potrzebny był im każdy wolny miecz
.
Sytuacji nie polepszało nawet istnienie w odległości dnia drogi kilku wiosek .
Dowódca
zakazał bowiem rycerzom jakichkolwiek kontaktów z wieśniakami po ich ostatniej
"wyprawie" na te tereny kiedy to dzielni wojacy patrolując okolicę oddalili się
nieco i wpadli
do osady . Z wiejskiego magazynu wynieśli i wypili beczkę piwa , po czym
podchmieleni
próbowali siłą zaciągnąć kilka dziewek do lasu . Nie zdołali jednak za wiele
zdziałać gdyż
chłopi za pomocą wideł i kos "wyperswadowali" wojom , że nie są tu mile widziani
.
Skończyło się na tym , że garnizon kopalni stracił kilku kolejnych ludzi . Dwóch
ciężko
rannych odwieziono do najbliższego miasta , a pozostałych , aby uspokoić nieco
wzburzonych wieśniaków , dowódca kazał karnie przenieść na najcięższy odcinek
frontu .
Nic więc dziwnego , że atmosfera w kopalni "Złoty Jar" pogarszała się z dnia na
dzień
. Pomimo wprowadzenia 12 godzinnych wart i patroli rycerze potwornie nudzili się
. Przez
resztę dnia wylegiwali się na łóżkach i grali w karty . Nieraz wybuchały bójki .
Szczególnie
gdy któryś ze snujących się po kopalni i również znudzonych górników jakąś
zaczepką
słowną obraził żołnierza . Czasem kończyło się to źle , tak jak w zeszły piątek
gdy jeden z
rycerzy podczas walki pchnął górnika sztyletem przez co tamten ciężko ranny
musiał zostać
odwieziony do miasta . Dla napastnika skończyło się to tylko karą chłosty i
dwóch dni
karceru gdyż przy obecnym stanie osobowym garnizonu potrzebny był każdy zbrojny
człowiek .
Pogrążonego we własnych myślach Korneliusa otrzeźwił nagle krzyk jednego z
górników . Odgłos dochodził z miejsca , w którym robotnicy kruszyli skały
podawane im
przez kolegów z szybu . Spośród trzech , którzy pracowali w ten sposób dwóch
nagle
rzuciło się do ucieczki . Minęli w panice posterunek Korneliusa i pobiegli w dół
jaru . Rycerz
obrócił się i spojrzał w kierunku porzuconego przez górników miejsca pracy ...
Trzeci z
robotników leżał na ziemi w kałuży krwi . Natychmiast ruszył w jego kierunku .
Podbiegł do miejsca zdarzenia niemal równocześnie z dwoma łucznikami , którzy
stali na straży w niewielkiej drewnianej wieżyczce zbudowanej na stoku jaru .
Niestety
górnik nie żył . Wyglądało na to , że upadł na ziemię uderzając tyłem głowy w
kamień .
Jednak aby aż tak mocno rozbić sobie głowę musiał uderzyć z ogromnym impetem .
Jakim
cudem nawykły do ciężkiej pracy mężczyzna mógł nagle , bez żadnej przyczyny ,
paść
bezwładnie jak kłoda i uderzyć głową w skałę ? Może ktoś mu w tym pomógł ?
Po chwili na miejsce zdarzenia dotarł dowódca kopalnianego garnizonu - Vantat .
Był
to mężczyzna w wieku około czterdziestu lat , chudy i wysoki , o twarzy pooranej
bliznami i
zmarszczkami . Podległych mu żołnierzy traktował oschle i surowo , ale zawsze
trzymał się
regulaminu . Zarządzając garnizonem starał się jak tylko mógł by wszystko było
zapięte na
ostatni guzik , jednak pomimo jego starań sytuacja nieraz wymykała się z pod
kontroli .
Denerwował się wówczas i miotał obelgi na każdego kto mu się nawinął . Tak było
i tym
razem . Dowódca obejrzał zwłoki górnika , przeklął kilka razy po czym kazał
przyprowadzić
dwóch zbiegłych towarzyszy martwego mężczyzny złapanych właśnie przez straże .
Niestety przesłuchanie dwóch nieszczęśników nie przyniosło rozwiązania problemu
.
Górnicy na wszystkie świętości przysięgali , że nie dotknęli nawet kolegi , a to
on sam nagle i
zupełnie bez żadnej przyczyny padł na plecy uderzając głową o kamień . Coraz
bardziej
wściekły i zdezorientowany Vantat kazał zamknąć ich w celi aby później dokończyć
przesłuchanie , następnie zaś rzuciwszy jeszcze parę przekleństw kazał
żołnierzom i
robotnikom rozejść się i ponownie zabrać do swoich zajęć .
Reszta warty minęła Korneliusowi spokojnie . Jednak gdy po jej zakończeniu
schodził
w dół jaru do kwater rycerzy był świadkiem dziwnego zdarzenia . Najpierw pod
bramę
podeszło dwóch żebraków w łachmanach . Niczego nie chcieli , o nic nie prosili ,
nie
powiedzieli nawet słowa tylko stali nieruchomo przez kwadrans wpatrując się w
strażników
. W końcu jeden z rycerzy zniecierpliwiwszy się wygonił ich krzycząc „Wynocha
dziady !” .
Żebracy bez pośpiechu i zdenerwowania obrócili się i skierowali do odległego o
kilkadziesiąt metrów lasu , po czym znikli za drzewami . Pomimo , że pozornie
nie była to
zbyt dziwna scena jako , że żebracy i włóczędzy pojawiali się tu co jakiś czas ,
to Kornelius
patrząc na tych dwóch ludzi poczuł dziwne przeczucie . Coś niepokojącego było we
wzroku
i w poruszaniu się przybyszów . Jednak już po kilku sekundach wzruszył ramionami
i
skierował kroki w stronę budynku , w którym czekał na niego ciepły posiłek. Po
dwunastu
godzinach służby zasłużył sobie na odpoczynek ...
Jednak gdy tylko stanął na progu drzwi do jadalni usłyszał zza pleców głośny
krzyk i
chwilę później uderzenia metalu o metal . Odwrócił się . Widok jaki ujrzał
wprawił go w
osłupienie . Dwóch rycerzy stojących na wieży strażniczej walczyło ze sobą ! Jak
to było
możliwe ?! Po co mieliby to robić ? Byli to ludzie , którzy znali się od dawna i
nigdy nie było
między nimi żadnych konfliktów . A tym czasem teraz walczyli ze sobą na śmierć i
życie . Z
pewnością nie była to zabawa , bo co chwilę jeden z mieczy uderzał , to w tarczę
, to w drugi
miecz , a siła tych uderzeń sądząc po dźwięku i potężnych zamachach musiała być
spora .
Wokół wieży natychmiast zrobiło się zbiorowisko , lecz zanim kilku innych
rycerzy weszło
na nią jeden z walczących zadał cios , którego przeciwnik nie zdołał sparować .
Miecz wbił
się głęboko w ciało człowieka i tylko stłumiony krzyk oznajmił kopalni utratę
kolejnego
żołnierza . Ułamek sekundy później ciało bezwładnie zawisło na barierce , po
czym spadło z
wieży . Nie zdołano jednak ująć zabójcy . Ten jak tylko zobaczył obok siebie
próbujących go
obezwładnić ludzi popełnił samobójstwo wbijając sobie miecz w brzuch . Zginął
śmiercią
swojej ofiary ...
Jaki obłęd mógł paść na rycerzy ? Obaj w swoich rodzinnych stronach zostawili
żony
i dzieci . Czy ryzykowaliby życie tak głupio ? Gdyby posprzeczali się to co
najwyżej pobiliby
się i to po służbie by nie podpadać za bardzo Vantatowi ... Tymczasem dwóch
młodych ,
zdrowych na umyśle mężczyzn nagle rzuciło się na siebie z mieczami po czym jeden
z nich
zabił drugiego , a sam popełnił samobójstwo ... To brzmiało niewiarygodnie .
Gdyby ktoś
kilka dni wcześniej powiedział Korneliusowi , że będzie świadkiem takiej sceny
na pewno
zostałby przez niego wyśmiany .
Na dziedzińcu zrobiło się ogromne zamieszanie . Ludzie biegali tam i z powrotem
.
Jedni biegli w kierunku zdarzenia , pytając mijane osoby co się stało , inni
wykonując jakieś
wykrzykiwane przez wściekłego Vantata rozkazy biegli w kierunku budynków ...
Kornelius
tymczasem podszedł wolnym krokiem w stronę bramy i wyjrzał na zewnątrz . Ciała
rycerzy
zostały już zabrane do środka obozu . Teren wokół kopalni był pusty . Panował
idealny
spokój . Przygrzewało letnie , popołudniowe słońce , wiał lekki , orzeźwiający ,
górski wiatr i
ani żywego ducha ... Jednak w pewnej chwili wydawało mu się , że przez ułamek
sekundy
na skraju lasu , tuż za pierwszym rzędem drzew mignęły dwie szare postacie .
Zamknął oczy
, otworzył je i spojrzał ponownie ... Postacie znikły . Może były tylko
złudzeniem umysłu
zmęczonego kilkunastogodzinną wartą ?
Gdy zamieszanie nieco się już uspokoiło Kornelius zmęczonym krokiem ruszył
wreszcie na posiłek . Gdy zjadł , zanim udał się na zasłużony spoczynek musiał
jeszcze
wysłuchać niespodziewanej odprawy Vantata . Dowódca nakazał podwojenie patroli i
wzmożenie czujności i uwagi oraz zgłaszanie wszelkich podejrzanych sytuacji .
Chyba sam
nie wiedział na co mają zwracać uwagę , ale dla żołnierzy najważniejsze było to
, że teraz
zostali całkowicie pozbawieni wolnego czasu . Tylko kilkanaście godzin snu i
ponownie
służba ... W końcu dowódca skończył swoją mowę i żołnierze mogli się rozejść .
„Nareszcie
sen” – pomyślał Kornelius . Oczy same kleiły mu się do snu ...
Nie dane mu jednak było spać zbyt długo . Po kilku godzinach snu zbudziło go
energiczne szarpanie kolegi . Już chciał rzucić kilka przekleństw i obrócić się
na drugi bok ,
gdy na wieczornym niebie ujrzał łunę pożaru i wypełniający cały dziedziniec dym
.
- Co się stało do cholery ? – zapytał .
- Jeden z górników dostał szału i podpalił zbrojownię . Musisz wstać i pomóc nam
gasić . Tak zarządził Vanatat.
- No to się wyspałem ... Co się stało z tym górnikiem ?
- Uciekł do lasu . Zdaje mi się , że jak ugasimy zbrojownię to będziemy musieli
iść go
poszukać ...
- Coraz lepiej ...
Konieczność wstania i wzięcia udziału w nocnym poszukiwaniu ogarniętego szałem
górnika nie wzbudziła u Korneliusa zbyt wielkiego zachwytu . Jednak teraz lepiej
było nie
podpadać Vantatowi , ta historia na pewno wyprowadziła go z równowagi . Ubrał
się , wziął
miecz i wyszedł na dziedziniec ...
U podnóża Złotego Jaru gdzie mieściła się kopalnia o tej samej nazwie zmierzch
zapadał zwykle dość szybko . Słońce nie musiało chować się całkowicie za
horyzont , by
położone na północnym stoku budynki pokrył cień . Tak było i tym razem . Noc
pojawiła się
wcześnie i gwałtownie zarazem . Z minuty na minutę widoczność stawała się coraz
mniejsza
, aż w końcu nad północną częścią horyzontu zamigotały pierwsze gwiazdy . Na
południowym stoku musiało być jeszcze dość jasno , lecz w kopalni panowała już
noc . W
takich właśnie warunkach przyszło rycerzom wyruszyć w las . Podzieleni na
dziesięć
trzyosobowych grup mieli za zadanie odnalezienie górnika-podpalacza zanim zgubi
się w
gęstwinie lub zjedzą go wilki . Kornelius został dowódcą jednej z takich grup .
Pomimo , że
wizyta w ciemnym gąszczu drzew nie była zbyt przyjemną perspektywą machnął ręką
do
swoich podopiecznych i raźnym krokiem opuścili mury kopalni .
Po chwili zanurzyli się w lesie . Zanim ich oczy zdążyły przywyknąć do ciemności
przez chwilę poruszali się po omacku . „Jesteśmy teraz świetnym celem dla
kogokolwiek.” –
pomyślał Kornelius . Sam nie wiedział czemu , ale zaczynał mieć coraz gorsze
przeczucia .
Szli lasem kilka minut w całkowitych ciemnościach . Gęsty , iglasty parasol
zasłaniał
dokładnie światło gwiazd i księżyca . W lesie panowała absolutna cisza . Rycerze
co kilkaset
metrów przystawali i zaczynali wsłuchiwać się w tą ciszę w nadziei usłyszenia
jakiegoś
szmeru mogącego ich naprowadzić na szukaną osobę . Niestety szmeru nie było .
Tylko cisza
, która coraz bardziej niepokoiła Korneliusa . Cisza , która sprawiała , że złe
przeczucia
zaczynały rosnąć i nabierać sił . Choć był człowiekiem odważnym i wiele razy
brał udział w
nocnych patrolach i wyprawach to zaczynał go atakować lęk . Lęk irracjonalny .
Lęk o
nieznanej przyczynie . Najgorszy , bo trudny do przezwyciężenia . Łapał go za
żołądek
niczym jakieś lodowate łapsko niewidzialnego stwora . Zaczynał pomału ogarniać
umysł i
paraliżować ruchy . „Czego ja się właściwie boję ?” zapytał sam siebie . Te
tereny choć
odludne uważane były za spokojne . Nie widywano tu zbyt często trolli , goblinów
, ani
rozbójników . Spojrzał na swoich podwładnych ... „Nie , chyba nie zauważyli
niczego ”.
Wzruszył ramionami i przyspieszył kroku . Odchylając mieczami natrętne gałęzie
drzew i
czepiające się ubrań kolczaste gałązki krzewów przedzierali się wolno przez
gęsty zagajnik .
Lęk chwilowo opadł , choć Kornelius sam nie wiedział czemu się pojawił i czemu
tak nagle
zniknął . Po kilku minutach marszu , w ciszy , którą co jakiś czas zakłócał
jedynie dźwięk
łamanej suchej gałązki po niezbyt wprawnym kroku jednego z rycerzy , wyszli na
niewielką
polankę . Było to kilkanaście metrów trawy poprzeplatanej niskimi krzewami i
wrzosem .
Podwładni Korneliusa chcieli od razu na nią wejść , lecz on zatrzymał ich ruchem
ręki .
Wyuczona podczas wielu lat służby czujność kazała mu stanąć w cieniu i
obserwować przez
chwilę przeciwległą ścianę lasu . Na środku polanki , w świetle księżyca byliby
łatwym
celem np. dla kogoś uzbrojonego w łuk ...
Minęła minuta ciszy . Minuta w takiej chwili wydaje się być wiecznością .
Kornelius
spojrzał na swoich podwładnych . Rozglądali się z uwagą dookoła , jednak była to
czujność
typu : „Dowódca mi kazał to robię . On pewnie wie lepiej po co .” . Dopiero
teraz dotarło do
niego jaki sens miała jego decyzja . Przecież nie ścigają grupy niebezpiecznych
zbójców tylko
jednego , niegroźnego górnika . „Czego znów się boję ? Chyba zostałem
paranoikiem ...” –
pomyślał . „Szukając górnika powinniśmy robić dużo hałasu , to wtedy przestraszy
się i
zacznie uciekać . W tej chwili pewnie siedzi cicho , ukryty gdzieś w krzakach i
mogliśmy
przejść tuż obok niego nie widząc go ” . Ruszył na środek polanki . Jednak nagle
znów
ścisnęło mu gardło . Strach . Nieuzasadniony , bezmyślny strach . Cały czas
powtarzał sobie
racjonalne argumenty , że nie ma się czego bać , jednak nieracjonalne uczucia
nie słuchają
racjonalnych argumentów . Lęk wciskający się gdzieś z podświadomości zalewał
znów jego
umysł niczym trucizna . Nagle odniósł wrażenie , że krzak po przeciwnej stronie
polanki
poruszył się . Ruszył błyskawicznie unosząc miecz i ciął z rozmachem i złością
krzak . Lęk
potęgował złość . Złość na samego siebie i swoje nieracjonalne obawy . Ciął
kilka razy
powietrze i gałązki po czym opuścił broń . Podbiegli do niego dwaj pozostali
rycerze ...
- Co się stało panie kapralu ? – zawołał pierwszy stłumionym głosem .
- Eee ... nic , krzak się ruszał ... chyba ...
- Pan to ma wzrok – dodał drugi – to pewnie był zając . Już uciekł .
- Taak – mruknął Kornelius .
Chwilowo wstyd wobec podwładnych zdominował strach . Spojrzał na nich ... W
wątłym świetle księżyca nie mógł dostrzec czy naprawdę nie zauważyli co się z
nim dzieje ,
czy też ich słowa były ironią . „Chodźmy” rzucił tylko i ruszył w kierunku
ściany lasu .
Znów szli w absolutnej ciemności . Tym razem by zdławić wciąż narastający lęk
Kornelius
spróbował oddalić swe myśli od miejsca , w którym się znalazł . Przypomniał
sobie swoją
ostatnią wizytę w mieście i pewną dziewczynę , którą poznał . Trzy dni to było
za mało by
dokonać bliższego zapoznania , lecz umówił się z nią na spotkanie następnym
razem .
Wiedział gdzie mieszkała . Lecz czy będzie na niego czekać dwa miesiące aż
dostanie
przepustkę i czy wobec ostatnich wydarzeń w ogóle będą przepustki ? „Nie ważne ,
ważne
żebym czymś zajął wyobraźnię” – pomyślał niepewny . Coraz bardziej wydawało mu
się , że
w leśnej gęstwinie coś (ktoś) czyha na niego . Coś tajemniczego i złego .
Próbował się
uwolnić od tej natrętnej myśli , lecz ona uparcie wracała . Przyczepił się więc
swojego
wspomnienia o dziewczynie i starał się zająć nim cały umysł . Wyobraził sobie
jej długie ,
bujne , złociste włosy . Opadały tak miękko i powabnie na ramiona ... Ramiona
szczupłe i
delikatne , podkreślające swym szlachetnym wyglądem wygiętą uroczo szyję ... A
nad nią
różowe policzki , kuszące usta i ząbki ... Długie , wystające ząbki ... Kły ...
„Zaraz , zaraz , coś
tu jest nie tak ... ” Lecz już było za późno ... Jego wybranka zaczęła zmieniać
kolor , na
skórze pojawiła się sierść , a oczy nabrały dzikiego wyrazu . Skóra zmieniła się
w łuskę , a
paznokcie w potężne , zakrzywione szpony . „Stop !” pomyślał . Zatrzymał się ,
zamknął
oczy , otworzył je , pomrugał powiekami ... Stwór zniknął , lecz las wyglądał
coraz straszniej
... Czarne pnie drzew zaczęły rosnąć w jego oczach i dominować nad nim niczym
potężne
olbrzymy . Jakieś lodowate zimno falami przeszło po jego ciele . Zaczęło mu się
kręcić w
głowie . I ten szum ... Narastający szum ... Początkowo myślał , że to wzmógł
się wiatr , lecz
szum narastał i krępował mu myśli . Rozejrzał się niepewnie wokół . Jego
podwładni stali
wpatrując się to w niego , to w las i czekając na rozkazy , których on nie był w
stanie wydać .
Chciał coś zrobić , coś powiedzieć , lecz nie mógł ... Nie wiedział czemu ...
Miał wrażenie
jakby wszystko wokół niego zaczęło wirować , a on sam zaczął spadać w jakąś
niewidzialną
otchłań ...
- Panie kapralu ! Tam coś jest , rusza się w krzakach . – szepnął jeden z
rycerzy , po
czym z uniesionym mieczem zaczął skradać się do pobliskich krzaków .
- Stójcie – odezwał się głos Korneliusa ...
Lecz to nie on mówił , choć wypowiadały to jego usta ... Rycerz czuł się coraz
bardziej obco we własnym ciele . Słyszał swój głos , ale nie wypowiadał go
świadomie .
Zdawało mu się , że odlatuje . Świat wirował ... Narastał szum ... Nieznośny
szum ...
Wirowanie ... Ziemia zapadająca się pod nogami ... Szum ... i ciemność ...
Ciemność zapadła
niczym kurtyna w teatrze . Ostatnią rzeczą jaką widział była jego dłoń wznosząca
w górę
miecz ...
Obudził się w kopalnianym więzieniu z potwornym bólem głowy . Przez chwilę nie
mógł zrozumieć gdzie jest i co się stało . „Las ... Ciemność ... Strach ... No
tak , straciłem
przytomność .” Odruchowo dotknął głowy sprawdzając czy nie jest ranny . Nie był
, jednak
całe ubranie miał brudne od krwi . Z pewnością nie była to jego krew , więc
czyja ? Rozejrzał
się po pomieszczeniu . Była to jedna z dwóch więziennych izb kopalni . Razem z
nim
przebywało w niej jeszcze dwóch rycerzy . Ani on , ani oni nie byli skuci .
Współwięźniowie
wspięci na palcach z zaciekawieniem obserwowali przez okno dziedziniec , jednak
obudzenie
się Korneliusa nie uszło ich uwadze ...
- O pan wariat się obudził – rzekł ze śmiechem jeden z nich podchodząc do
Korneliusa.
- Jak mnie nazwałeś ?
- Szok już minął ? A może jeszcze za wcześnie mówić mu co zrobił ? – zwrócił się
do
drugiego , który wciąż patrzył się przez okno .
- A mów mu co chcesz ... I tak go stryczek nie minie .
- Czyja to krew ?
- Oj kochany , kochany , narobiłeś wczoraj niezłego bałaganu . Vantat mało sam
nie
zwariował z wściekłości .
- Ale o co chodzi ?
- I on się pyta o co chodzi – mruknął więzień spod okna – Przez ciebie tu
siedzimy .
- Wróciłeś z patrolu cały zakrwawiony – zignorował uwagę pierwszy więzień -
Miałeś szaleństwo w oczach i nie odpowiadałeś na pytania . Potem rzuciłeś się na
strażnika , który próbował odebrać ci miecz . W końcu zostałeś obezwładniony .
Wtedy straciłeś przytomność ...
- Co ? Ja nic nie pamiętam ...
- Nie powiedziałem jeszcze najgorszego . Rano znaleziono zwłoki rycerzy ,
którymi
dowodziłeś . Nosiły ślady uderzeń miecza ... Lekarz oglądając rany stwierdził ,
że ktoś
zaatakował ich od tyłu , z zaskoczenia . To wszystko jednoznacznie sugeruje ...
- Miałbym zabić moich ludzi ? – przerwał mu Kornelius .
- Nie ty pierwszy wpadłeś w szał w tym wariatkowie i pewnie nie ty ostatni –
wzruszył ramionami więzień spod okna .
Kornelius opadł bezsilnie na podłogę . Nigdy nie przypuszczał , że może go
spotkać
coś takiego . Jak to możliwe ?! „Straciłem zmysły ? To niemożliwe .” – pomyślał
. Gdy w
kopalni zdarzyły się pierwsze przypadki szaleństwa dziwił się bardzo , ale
wzruszał
ramionami. Myślał sobie , że ci ludzie już wcześniej musieli mieć coś z głową .
Szaleństwo
nie przychodzi ot tak sobie . Nie bez przyczyny . A teraz on sam ... Zabił dwóch
bezbronnych
ludzi . Bezbronnych , bo niespodziewających się napaści ze strony dowódcy ,
któremu ufali .
To była potworna zbrodnia . Poczuł jak ścisnęło go w żołądku . Nie był to jednak
tym razem
strach , choć miał prawo obawiać się , że przyjdzie mu teraz pożegnać się z
życiem . Był to
głos sumienia . Jak u zbrodniarza , który w pewnym momencie widzi ogrom swoich
zbrodni i
nawraca się nie rozumiejąc jak mógł dokonać tak strasznych czynów . „Zaraz ,
zaraz . Nie
mogę dopuścić do tego , by się samemu oskarżać . Przecież ja nic nie zrobiłem .
Nie przy
udziale świadomości . To ... to nie byłem ja ... ” – pomyślał . „Może ktoś
dosypał mi jakiejś
trucizny do jedzenia . ” Z zamyślenia wyrwał go głos więźnia spod okna :
- Chodźcie prędko . Znowu się zaczyna .
- Kto tym razem ? – zapytał drugi więzień podbiegając do okna .
- Levenbruck i Gockson . Rzucili się na siebie ... No chodźcie , ominie was
najlepsze .
Gockson ma sztylet ... Oj ... i już po zawodach ... wbił mu ten sztylet w szyję
... haha
... ale szkoda , że tak szybko , nie było zabawy ... o , a teraz wywija
sztyletem przed
strażnikami próbującymi go rozbroić ... hehe szybki jest ...
- Was to bawi ? – rzekł zdezorientowany Kornelius .
- A co nam pozostało ? To istne szaleństwo . Prawdziwy dom wariatów . Jak nie
chcesz stracić zmysłów to nie możesz podchodzić do tego na poważnie . To już z
resztą drugi raz dziś . Rano dwóch górników kilofami zatłukło rycerza . Zanim
zdążono ich obezwładnić zniszczyli część napędu taśmociągu i popełnili
samobójstwo
. Człowiek w końcu obojętnieje jak patrzy na takie rzeczy .
- Ale ... giną ludzie ... przecież .
- Tak wiemy – odezwał się drugi z więźniów wracając na środek pomieszczenia –
Ludzie zaczynają szeptać między sobą , że kopalnia została zaatakowana .
- Zaatakowana ? Przez kogo ?
- Przez czarowników . Ludzie mówią , że nikt stąd nie wyjdzie żywy ...
- To nieprawdopodobne .
- Tylko pomyśl . Tyle przypadków szaleństwa w krótkim czasie ? Zresztą sam chyba
powinieneś pamiętać co się z tobą stało .
- Niewiele zapamiętałem . Ciemność , szum i słowa wypowiadane moimi ustami , ale
nie przeze mnie ...
- To by pasowało . Słyszałeś może kiedyś o magii umysłu ?
- Magii umysłu ?
- To magowie , którzy za pomocą telepatii z dużej odległości mogą opanować twój
umysł . Twój umysł zasypia , a kontrolę nad ciałem przejmuje czarownik ...
- Ale jak ? Wydaje mi się , że to nie możliwe , nie ma czegoś takiego .
Zastanawiałem
się raczej nad tym czy ktoś nam nie dosypał czegoś do jedzenia . Rosną tu w
okolicy
takie grzyby , które ...
- Eee co ty ... te grzyby to my dawno ... zresztą nie ważne ...
- Nie ważne jak i kto to robi . Wszyscy zginiemy – dodał więzień spod okna –
Prędzej
lub później ...
Kornelius zamyślił się . Czarownicy ? Magia ? Telepatia ? To brzmiało
nieprawdopodobnie , ale im dłużej nad tym myślał tym bardziej dochodził do
wniosku , że to
właściwie jedyne sensowne rozwiązanie tej zagadki . Trwała przecież wojna .
Kopalnia
„Złoty jar” choć znajdująca się dość daleko od frontu mogła zostać celem ataku .
To było
przecież bardzo cenne miejsce , przynoszące królestwu spory dochód . Przejąć
kopalnię ,
zniszczyć ją lub chociaż unieruchomić na pewien czas znaczyło zmniejszyć dostawy
złota .
Złota tak niezbędnego podczas wojny . W dodatku przerzucenie jednego czy kilku
ludzi w te
odległe od frontu tereny nie było rzeczą niemożliwą . Teraz już był pewien . To
był atak .
- O znowu coś się zaczyna – krzyknął nagle więzień spod okna wciąż obserwujący
dziedziniec – Złapali kogoś za murami kopalni i prowadzą na dziedziniec ... To
jakichś dwóch żebraków w łachmanach ... O już biegnie Vantat , pewnie będzie ich
przesłuchiwać ...
„Żebracy !” – ta myśl jak błyskawica przeleciała przez głowę Korneliusowi . „Że
też
wcześniej na to nie wpadłem !” . Poderwał się gwałtownie na nogi , skoczył do
drzwi i zaczął
uderzać w nie pięściami i krzyczeć , że musi się natychmiast widzieć z dowódcą .
Dwójka
współwięźniów myśląc , że znów dostał ataku szaleństwa przerażona odsunęła się
pod
przeciwległą ścianę gotowa w każdej chwili do odparcia ataku ... Po pół minucie
do
pomieszczenia wpadł strażnik .
- Czego ?! – Krzyknął , przygotowując miecz do ewentualnego ciosu .
- Wiem jaka jest przyczyna szaleństwa , muszę widzieć się z dowódcą – rzekł
Kornelius odskakując w głąb celi , by strażnik nie pomyślał sobie , że chce go
zaatakować .
- Pan kapitan jest zajęty . Jak masz coś do powiedzenia powiedz mi .
- Tobie nie mogę . Mógłbyś od tego dostać szaleństwa , tak jak ja , jak Gockson
, jak
Hafander , jak ...
- Poczekaj . Zaraz mu przekażę , ale uprzedzam , że jak go zdenerwujesz to
możesz
oberwać ...
Drzwi zamknęły się z hukiem . Kornelius zastanawiał się przez chwilę czy nie
popełnia błędu. Jeśli to nie żebracy są przyczyną to może skomplikować swoją
sytuację . Z
drugiej strony co miał do stracenia ? Nie udowodni w inny sposób , że nie zabił
dwóch ludzi
świadomie ... Uśmiechnął się i mrugnął pojednawczo do swoich przerażonych
współwięźniów . „Nic dziwnego , że się mnie boją , przecież wczoraj zabiłem
dwóch
uzbrojonych rycerzy .” – pomyślał . Nie zdążył jednak z nimi porozmawiać , bo
znów
skrzypnęły drzwi . Stanęło w nich dwóch uzbrojonych rycerzy , a za nimi dowódca
garnizonu.
„Związać go !” – rzekł surowym głosem .
Zabrano go na dziedziniec . Sytuacja nie wyglądała na groźną . Na środku placu
stało
dwóch żebraków . Mieli skrępowane ręce i byli pilnowani przez dwóch strażników .
Wokół
nich zrobiło się zbiegowisko . Wszyscy gapili się na dwóch nieznajomych i na
wyprowadzanego z aresztu Korneliusa . Zaprowadzono go pod drzwi budynku
administracji
. Wyszedł z nich królewski zarządca kopalni – niski , pulchny człowieczek w
szaro-zielonym
uniformie urzędnika . Wycelował w Korneliusa swój gruby paluch i rzekł :
- Jeśli to wybieg mający na celu wyłganie się od odpowiedzialności to gorzko
tego
pożałujesz.
- Mów prędko co wiesz – warknął Vantat .
- Niech pan każe odsunąć się swoim ludziom . To co powiem musi zostać między
nami , albo bezpieczeństwo kopalni będzie zagrożone .
Vantat spojrzał badawczo na Korneliusa . Spoglądał tak przez kilka sekund
zastanawiając się najwyraźniej czy to nie jest jakiś wybieg mający na celu
zamach na niego i
na zarządcę . W końcu jednak kazał odsunąć się rycerzom , ale wyciągnął miecz i
przystawił
jego ostrze do pleców Korneliusa .
- Drgnij chociaż , a przebiję cię zanim zdołasz pomyśleć – syknął mu do ucha .
Kornelius przełknął nerwowo ślinę czując ostrze pomiędzy łopatkami , po czym
zaczął
wyjaśnienia :
- Widziałem tych dwóch żebraków wczoraj obok bramy . Wpatrywali się w
strażników na wieży , po czym wygonieni poszli w las . Chwilę później ci
strażnicy
rzucili się na siebie . Wczoraj w nocy widziałem jednego z nich tuż przed tym
jak
straciłem świadomość – nagiął nieco prawdę , by uwiarygodnić opowieść – Jestem
pewien , że to czarownicy choć nie wyglądają na nich ...
- Czarownicy ? – parsknął śmiechem zarządca – Widziałeś kiedyś na własne oczy
czarownika ?
- Nie .
- A ja , wierz mi synu , widziałem paru w swoim życiu . Magowie są wyjątkowo
wyniośli . Żadnemu z nich duma nie pozwoliłaby ubrać się w łachmany ...
- Ale trwa wojna , a kopalnia jest ważnym obiektem ...
- Dość tych bzdur !
- Chwileczkę – przerwał mu nagle Vantat – Tu się dzieją tak dziwne rzeczy , że
jestem
gotów uwierzyć w tą opowieść . Na szczęście moi ludzie już ich złapali . Już ja
z nich
wyciągnę kim są , komu szpiegują i co mają wspólnego z ostatnimi wydarzeniami .
- Musi ich pan zabić . Natychmiast ! – rzekł z niespodziewaną dla samego siebie
stanowczością Kornelius – Oni są zbyt niebezpieczni ...
- Jeszcze czego ? – odezwał się znów zarządca – Mamy zabijać na środku
dziedzińca
dwóch bezbronnych cywili ? Żeby wybuchł bunt wśród robotników albo rycerzy ?
Panie kapitanie niech pan ich przesłucha i wyciągnie z nich informacje . Jeśli
to
faktycznie przebrani czarownicy to wydusimy to z nich . A z tobą – znów
wycelował
paluchem w Korneliusa - jeszcze sobie porozmawiamy . I lepiej dla ciebie , żebyś
miał
rację co do tych żebraków .
Vantat machnął ręką na strażników , by zabrali Korneliusa do celi , a sam ruszył
w
kierunku dwóch nieznajomych w łachmanach . Kornelius spojrzał na nich .
Rozglądali się
bezmyślnie w różnych kierunkach nie sprawiając wrażenia jakby wiedzieli o czym
była mowa
na drugim końcu placu . Z resztą nie tylko nie wyglądali groźnie , ale wręcz
sprawiali
wrażenie takich co do trzech nie umieliby zliczyć . Było jednak pewne , że jeśli
to byli
czarownicy umiejący zapanować nad ludzkim umysłem to zagranie dziadów w
łachmanach z
pewnością było dla nich łatwym zadaniem ...
Dowódca szedł wolno krokiem spokojnym , ale zdecydowanym . W połowie drogi
zatrzymał się jednak , by rzucić okiem na Korneliusa odprowadzanego do celi .
Rycerz stał
już na schodkach prowadzących do aresztu . Wzrok Vantata wprawił go w pierwszej
chwili w
zdumienie . To nie był już pełen dumy i pewności siebie władczy wzrok dowódcy .
Pojawił
się w nim strach ... Strach ? Przez głowę Korneliusa w ułamku sekundy przemknął
cały tabun
myśli . „ Zabij ich !!” – krzyknął nagle ku zdumieniu wszystkich wokół .
Szarpnął się
próbując wyrwać z pomiędzy dwóch strażników , lecz ci byli szybsi . Poczuł
uderzenie pięści
w skroń i padł na ziemię ... Nie stracił jednak przytomności ... Rycerze
podnieśli go by zawlec
do celi , jednak na chwilę przystanęli , by obejrzeć co dzieje się na środku
dziedzińca ...
Vantat niczym dźgnięty nożem przez krzyk Korneliusa wyciągnął miecz i ruszył
szybko w kierunku żebraków . Ci jednak nie zaniepokoili się ani trochę . Z
kamiennymi
twarzami patrzyli spokojnie na kapitana . Zbyt spokojnie ... Vantat zatrzymał
się tuż przed
nimi , uniósł miecz w górę ... Jednak jego ruchy zaczęły się robić wolne ...
coraz wolniejsze ...
Gdy już wydawało się , że uderzy jednego z żebraków niespodziewanie opuścił
miecz jakby
nabrał nagle wątpliwości . Rozejrzał się niepewnie wokół ... Kornelius zamknął
oczy „Za
późno .” pomyślał . Otworzył oczy ponownie słysząc krzyki . Spojrzał na
dziedziniec ... Oto
realizował się jego najgorszy koszmar . Żebracy siedzieli wciąż żywi w tym samym
miejscu .
Jeden z nich miał przymknięte oczy . Obok leżały zakrwawione zwłoki dwóch
żołnierzy , a
nad nimi oszalały i wściekły Vantat z zakrwawionym mieczem ... W kopalni
zapanował chaos
... Kapitan był zbyt dobrym szermierzem żeby można go było łatwo rozbroić , w
dodatku jego
podwładni nie mieli pewności czy mogą zabić swojego dowódcę . Ludzie krzyczeli i
biegali
... Już nikt nie przejmował się ani pilnowaniem Korneliusa , ani zwracaniem
uwagi na
żebraków . Część przerażonych pracowników kopalni próbowała uciec poza mury i
dalej w
las ... Zaczął do nich strzelać uzbrojony w kuszę strażnik na wieży , on
najwyraźniej też został
opanowany przez czarowników . W pewnej chwili szybki jak błyskawica Vantat
pojawił się
przed bladym jak śmierć zarządcą . Poderżnął mu gardło bez wahania ... Kornelius
zamknął
oczy . „To już koniec” pomyślał „Nikt z nas nie ujdzie stąd żywy” ... Krzyki ,
odgłosy walki ,
jęki rannych i chaos ... „Zabijcie go” krzyczał ktoś , „uciekajmy” ktoś inny ...
Lecz nie było
już ratunku ... Potęga magii umysłu uderzyła na kopalnię z całą siłą ...
Tak zakończyła swoją działalność Królewska Kopalnia Złota „Złoty Jar” ...