12466

Szczegóły
Tytuł 12466
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12466 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12466 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12466 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jacek Ross Co zdarzyło się w kopalni „Złoty Jar” Słońce z wolna poczęło wynurzać się znad ciemnozielonych grzbietów gór . Jego promienie jeszcze nieśmiało , ale już coraz intensywniej błądziły wśród świerków . Górny szyb kopalni "Złoty Jar" witał dzień odgłosem górniczych kilofów z uporem kruszących skały oraz szumem taśmociągu zwożącego pokruszone skały w dół i napędzanego energią niewielkiego strumienia . W odległości kilkunastu metrów od szybu stał uzbrojony w pikę mężczyzna . Kornelius , bo tak miał na imię ów mężczyzna , kończył właśnie nocną służbę wartowniczą . Żołnierz oparł nogę na pniu zwalonego drzewa i rozejrzał się po okolicy . Kopalnia pracowała normalnym rytmem . Górnicy z mozołem wyciągali pokruszone kilofami kamienie na powierzchnię szybu . Tam kilku kolejnych młotami rozbijało je na coraz drobniejsze kamyki w wyniku czego uzyskiwali złotonośny piasek . Wrzucali go następnie na solidną , skonstruowaną z mocnej , garbowanej skóry taśmę podpartą na drewnianych nóżkach zakończonych małymi kółkami . Te z kolei połączone pasami z grupą większych kół napędzanych przez wodę przepływającego obok strumienia poruszały taśmą . Taśmociąg przenosił piasek w dół jaru , kilkadziesiąt metrów poniżej posterunku Korneliusa , po czym zrzucał go wprost na sita odsiewające piasek od złota . W ostatniej fazie dwóch ludzi na samym dole po raz kolejny przeglądało to, co pozostało w sitach wyciągając z nich samorodki i złoty piasek . Cały mechanizm z pewnością usprawniał pracę kopalni . Była to jedna z tych nowinek jakie w ostatnich czasach dotarły do królestwa Horamoe . Niby wciąż do wydobycia złota potrzebna była przede wszystkim siła mięśni , jednak liczba ludzi potrzebna do tego była mniejsza co czyniło wydobycie bardziej opłacalnym . Nie miało to jednak większego znaczenia dla rycerzy z kopalnianego garnizonu . Służba tutaj nie należała do przyjemnych . W samym środku gór i lasów , w oddali od osad ludzkich żołnierze nawet gdy mieli czas wolny nudzili się . Największym urozmaiceniem monotonii kopalni był przyjeżdżający co tydzień wóz z zaopatrzeniem . Gdy raz na jakiś czas wraz z prowiantem przywieziono beczkę (lub dwie) wina rycerze świętowali to wydarzenie . Mieli wtedy jedno wesołe popołudnie . Choć w zamiarze kwatermistrza beczka miała im starczyć na dłuższy czas to i tak wypijali ją od razu . Cóż lepszego mieli do roboty ? Wokół jak okiem sięgnąć tylko lasy i góry ... Najbardziej jednak doskwierał im brak kobiet . Tydzień wolnego raz na dwa miesiące , z którego i tak cztery dni zajmowała im podróż do najbliższego miasta to było mało . Niestety po wybuchu wojny z królestwem Tantlonu i te przepustki skończyły się. Część garnizonu pilnującego kopalni wyjechała na front , gdzie wojska królewskie doznawały kolejnych klęsk i potrzebny był im każdy wolny miecz . Sytuacji nie polepszało nawet istnienie w odległości dnia drogi kilku wiosek . Dowódca zakazał bowiem rycerzom jakichkolwiek kontaktów z wieśniakami po ich ostatniej "wyprawie" na te tereny kiedy to dzielni wojacy patrolując okolicę oddalili się nieco i wpadli do osady . Z wiejskiego magazynu wynieśli i wypili beczkę piwa , po czym podchmieleni próbowali siłą zaciągnąć kilka dziewek do lasu . Nie zdołali jednak za wiele zdziałać gdyż chłopi za pomocą wideł i kos "wyperswadowali" wojom , że nie są tu mile widziani . Skończyło się na tym , że garnizon kopalni stracił kilku kolejnych ludzi . Dwóch ciężko rannych odwieziono do najbliższego miasta , a pozostałych , aby uspokoić nieco wzburzonych wieśniaków , dowódca kazał karnie przenieść na najcięższy odcinek frontu . Nic więc dziwnego , że atmosfera w kopalni "Złoty Jar" pogarszała się z dnia na dzień . Pomimo wprowadzenia 12 godzinnych wart i patroli rycerze potwornie nudzili się . Przez resztę dnia wylegiwali się na łóżkach i grali w karty . Nieraz wybuchały bójki . Szczególnie gdy któryś ze snujących się po kopalni i również znudzonych górników jakąś zaczepką słowną obraził żołnierza . Czasem kończyło się to źle , tak jak w zeszły piątek gdy jeden z rycerzy podczas walki pchnął górnika sztyletem przez co tamten ciężko ranny musiał zostać odwieziony do miasta . Dla napastnika skończyło się to tylko karą chłosty i dwóch dni karceru gdyż przy obecnym stanie osobowym garnizonu potrzebny był każdy zbrojny człowiek . Pogrążonego we własnych myślach Korneliusa otrzeźwił nagle krzyk jednego z górników . Odgłos dochodził z miejsca , w którym robotnicy kruszyli skały podawane im przez kolegów z szybu . Spośród trzech , którzy pracowali w ten sposób dwóch nagle rzuciło się do ucieczki . Minęli w panice posterunek Korneliusa i pobiegli w dół jaru . Rycerz obrócił się i spojrzał w kierunku porzuconego przez górników miejsca pracy ... Trzeci z robotników leżał na ziemi w kałuży krwi . Natychmiast ruszył w jego kierunku . Podbiegł do miejsca zdarzenia niemal równocześnie z dwoma łucznikami , którzy stali na straży w niewielkiej drewnianej wieżyczce zbudowanej na stoku jaru . Niestety górnik nie żył . Wyglądało na to , że upadł na ziemię uderzając tyłem głowy w kamień . Jednak aby aż tak mocno rozbić sobie głowę musiał uderzyć z ogromnym impetem . Jakim cudem nawykły do ciężkiej pracy mężczyzna mógł nagle , bez żadnej przyczyny , paść bezwładnie jak kłoda i uderzyć głową w skałę ? Może ktoś mu w tym pomógł ? Po chwili na miejsce zdarzenia dotarł dowódca kopalnianego garnizonu - Vantat . Był to mężczyzna w wieku około czterdziestu lat , chudy i wysoki , o twarzy pooranej bliznami i zmarszczkami . Podległych mu żołnierzy traktował oschle i surowo , ale zawsze trzymał się regulaminu . Zarządzając garnizonem starał się jak tylko mógł by wszystko było zapięte na ostatni guzik , jednak pomimo jego starań sytuacja nieraz wymykała się z pod kontroli . Denerwował się wówczas i miotał obelgi na każdego kto mu się nawinął . Tak było i tym razem . Dowódca obejrzał zwłoki górnika , przeklął kilka razy po czym kazał przyprowadzić dwóch zbiegłych towarzyszy martwego mężczyzny złapanych właśnie przez straże . Niestety przesłuchanie dwóch nieszczęśników nie przyniosło rozwiązania problemu . Górnicy na wszystkie świętości przysięgali , że nie dotknęli nawet kolegi , a to on sam nagle i zupełnie bez żadnej przyczyny padł na plecy uderzając głową o kamień . Coraz bardziej wściekły i zdezorientowany Vantat kazał zamknąć ich w celi aby później dokończyć przesłuchanie , następnie zaś rzuciwszy jeszcze parę przekleństw kazał żołnierzom i robotnikom rozejść się i ponownie zabrać do swoich zajęć . Reszta warty minęła Korneliusowi spokojnie . Jednak gdy po jej zakończeniu schodził w dół jaru do kwater rycerzy był świadkiem dziwnego zdarzenia . Najpierw pod bramę podeszło dwóch żebraków w łachmanach . Niczego nie chcieli , o nic nie prosili , nie powiedzieli nawet słowa tylko stali nieruchomo przez kwadrans wpatrując się w strażników . W końcu jeden z rycerzy zniecierpliwiwszy się wygonił ich krzycząc „Wynocha dziady !” . Żebracy bez pośpiechu i zdenerwowania obrócili się i skierowali do odległego o kilkadziesiąt metrów lasu , po czym znikli za drzewami . Pomimo , że pozornie nie była to zbyt dziwna scena jako , że żebracy i włóczędzy pojawiali się tu co jakiś czas , to Kornelius patrząc na tych dwóch ludzi poczuł dziwne przeczucie . Coś niepokojącego było we wzroku i w poruszaniu się przybyszów . Jednak już po kilku sekundach wzruszył ramionami i skierował kroki w stronę budynku , w którym czekał na niego ciepły posiłek. Po dwunastu godzinach służby zasłużył sobie na odpoczynek ... Jednak gdy tylko stanął na progu drzwi do jadalni usłyszał zza pleców głośny krzyk i chwilę później uderzenia metalu o metal . Odwrócił się . Widok jaki ujrzał wprawił go w osłupienie . Dwóch rycerzy stojących na wieży strażniczej walczyło ze sobą ! Jak to było możliwe ?! Po co mieliby to robić ? Byli to ludzie , którzy znali się od dawna i nigdy nie było między nimi żadnych konfliktów . A tym czasem teraz walczyli ze sobą na śmierć i życie . Z pewnością nie była to zabawa , bo co chwilę jeden z mieczy uderzał , to w tarczę , to w drugi miecz , a siła tych uderzeń sądząc po dźwięku i potężnych zamachach musiała być spora . Wokół wieży natychmiast zrobiło się zbiorowisko , lecz zanim kilku innych rycerzy weszło na nią jeden z walczących zadał cios , którego przeciwnik nie zdołał sparować . Miecz wbił się głęboko w ciało człowieka i tylko stłumiony krzyk oznajmił kopalni utratę kolejnego żołnierza . Ułamek sekundy później ciało bezwładnie zawisło na barierce , po czym spadło z wieży . Nie zdołano jednak ująć zabójcy . Ten jak tylko zobaczył obok siebie próbujących go obezwładnić ludzi popełnił samobójstwo wbijając sobie miecz w brzuch . Zginął śmiercią swojej ofiary ... Jaki obłęd mógł paść na rycerzy ? Obaj w swoich rodzinnych stronach zostawili żony i dzieci . Czy ryzykowaliby życie tak głupio ? Gdyby posprzeczali się to co najwyżej pobiliby się i to po służbie by nie podpadać za bardzo Vantatowi ... Tymczasem dwóch młodych , zdrowych na umyśle mężczyzn nagle rzuciło się na siebie z mieczami po czym jeden z nich zabił drugiego , a sam popełnił samobójstwo ... To brzmiało niewiarygodnie . Gdyby ktoś kilka dni wcześniej powiedział Korneliusowi , że będzie świadkiem takiej sceny na pewno zostałby przez niego wyśmiany . Na dziedzińcu zrobiło się ogromne zamieszanie . Ludzie biegali tam i z powrotem . Jedni biegli w kierunku zdarzenia , pytając mijane osoby co się stało , inni wykonując jakieś wykrzykiwane przez wściekłego Vantata rozkazy biegli w kierunku budynków ... Kornelius tymczasem podszedł wolnym krokiem w stronę bramy i wyjrzał na zewnątrz . Ciała rycerzy zostały już zabrane do środka obozu . Teren wokół kopalni był pusty . Panował idealny spokój . Przygrzewało letnie , popołudniowe słońce , wiał lekki , orzeźwiający , górski wiatr i ani żywego ducha ... Jednak w pewnej chwili wydawało mu się , że przez ułamek sekundy na skraju lasu , tuż za pierwszym rzędem drzew mignęły dwie szare postacie . Zamknął oczy , otworzył je i spojrzał ponownie ... Postacie znikły . Może były tylko złudzeniem umysłu zmęczonego kilkunastogodzinną wartą ? Gdy zamieszanie nieco się już uspokoiło Kornelius zmęczonym krokiem ruszył wreszcie na posiłek . Gdy zjadł , zanim udał się na zasłużony spoczynek musiał jeszcze wysłuchać niespodziewanej odprawy Vantata . Dowódca nakazał podwojenie patroli i wzmożenie czujności i uwagi oraz zgłaszanie wszelkich podejrzanych sytuacji . Chyba sam nie wiedział na co mają zwracać uwagę , ale dla żołnierzy najważniejsze było to , że teraz zostali całkowicie pozbawieni wolnego czasu . Tylko kilkanaście godzin snu i ponownie służba ... W końcu dowódca skończył swoją mowę i żołnierze mogli się rozejść . „Nareszcie sen” – pomyślał Kornelius . Oczy same kleiły mu się do snu ... Nie dane mu jednak było spać zbyt długo . Po kilku godzinach snu zbudziło go energiczne szarpanie kolegi . Już chciał rzucić kilka przekleństw i obrócić się na drugi bok , gdy na wieczornym niebie ujrzał łunę pożaru i wypełniający cały dziedziniec dym . - Co się stało do cholery ? – zapytał . - Jeden z górników dostał szału i podpalił zbrojownię . Musisz wstać i pomóc nam gasić . Tak zarządził Vanatat. - No to się wyspałem ... Co się stało z tym górnikiem ? - Uciekł do lasu . Zdaje mi się , że jak ugasimy zbrojownię to będziemy musieli iść go poszukać ... - Coraz lepiej ... Konieczność wstania i wzięcia udziału w nocnym poszukiwaniu ogarniętego szałem górnika nie wzbudziła u Korneliusa zbyt wielkiego zachwytu . Jednak teraz lepiej było nie podpadać Vantatowi , ta historia na pewno wyprowadziła go z równowagi . Ubrał się , wziął miecz i wyszedł na dziedziniec ... U podnóża Złotego Jaru gdzie mieściła się kopalnia o tej samej nazwie zmierzch zapadał zwykle dość szybko . Słońce nie musiało chować się całkowicie za horyzont , by położone na północnym stoku budynki pokrył cień . Tak było i tym razem . Noc pojawiła się wcześnie i gwałtownie zarazem . Z minuty na minutę widoczność stawała się coraz mniejsza , aż w końcu nad północną częścią horyzontu zamigotały pierwsze gwiazdy . Na południowym stoku musiało być jeszcze dość jasno , lecz w kopalni panowała już noc . W takich właśnie warunkach przyszło rycerzom wyruszyć w las . Podzieleni na dziesięć trzyosobowych grup mieli za zadanie odnalezienie górnika-podpalacza zanim zgubi się w gęstwinie lub zjedzą go wilki . Kornelius został dowódcą jednej z takich grup . Pomimo , że wizyta w ciemnym gąszczu drzew nie była zbyt przyjemną perspektywą machnął ręką do swoich podopiecznych i raźnym krokiem opuścili mury kopalni . Po chwili zanurzyli się w lesie . Zanim ich oczy zdążyły przywyknąć do ciemności przez chwilę poruszali się po omacku . „Jesteśmy teraz świetnym celem dla kogokolwiek.” – pomyślał Kornelius . Sam nie wiedział czemu , ale zaczynał mieć coraz gorsze przeczucia . Szli lasem kilka minut w całkowitych ciemnościach . Gęsty , iglasty parasol zasłaniał dokładnie światło gwiazd i księżyca . W lesie panowała absolutna cisza . Rycerze co kilkaset metrów przystawali i zaczynali wsłuchiwać się w tą ciszę w nadziei usłyszenia jakiegoś szmeru mogącego ich naprowadzić na szukaną osobę . Niestety szmeru nie było . Tylko cisza , która coraz bardziej niepokoiła Korneliusa . Cisza , która sprawiała , że złe przeczucia zaczynały rosnąć i nabierać sił . Choć był człowiekiem odważnym i wiele razy brał udział w nocnych patrolach i wyprawach to zaczynał go atakować lęk . Lęk irracjonalny . Lęk o nieznanej przyczynie . Najgorszy , bo trudny do przezwyciężenia . Łapał go za żołądek niczym jakieś lodowate łapsko niewidzialnego stwora . Zaczynał pomału ogarniać umysł i paraliżować ruchy . „Czego ja się właściwie boję ?” zapytał sam siebie . Te tereny choć odludne uważane były za spokojne . Nie widywano tu zbyt często trolli , goblinów , ani rozbójników . Spojrzał na swoich podwładnych ... „Nie , chyba nie zauważyli niczego ”. Wzruszył ramionami i przyspieszył kroku . Odchylając mieczami natrętne gałęzie drzew i czepiające się ubrań kolczaste gałązki krzewów przedzierali się wolno przez gęsty zagajnik . Lęk chwilowo opadł , choć Kornelius sam nie wiedział czemu się pojawił i czemu tak nagle zniknął . Po kilku minutach marszu , w ciszy , którą co jakiś czas zakłócał jedynie dźwięk łamanej suchej gałązki po niezbyt wprawnym kroku jednego z rycerzy , wyszli na niewielką polankę . Było to kilkanaście metrów trawy poprzeplatanej niskimi krzewami i wrzosem . Podwładni Korneliusa chcieli od razu na nią wejść , lecz on zatrzymał ich ruchem ręki . Wyuczona podczas wielu lat służby czujność kazała mu stanąć w cieniu i obserwować przez chwilę przeciwległą ścianę lasu . Na środku polanki , w świetle księżyca byliby łatwym celem np. dla kogoś uzbrojonego w łuk ... Minęła minuta ciszy . Minuta w takiej chwili wydaje się być wiecznością . Kornelius spojrzał na swoich podwładnych . Rozglądali się z uwagą dookoła , jednak była to czujność typu : „Dowódca mi kazał to robię . On pewnie wie lepiej po co .” . Dopiero teraz dotarło do niego jaki sens miała jego decyzja . Przecież nie ścigają grupy niebezpiecznych zbójców tylko jednego , niegroźnego górnika . „Czego znów się boję ? Chyba zostałem paranoikiem ...” – pomyślał . „Szukając górnika powinniśmy robić dużo hałasu , to wtedy przestraszy się i zacznie uciekać . W tej chwili pewnie siedzi cicho , ukryty gdzieś w krzakach i mogliśmy przejść tuż obok niego nie widząc go ” . Ruszył na środek polanki . Jednak nagle znów ścisnęło mu gardło . Strach . Nieuzasadniony , bezmyślny strach . Cały czas powtarzał sobie racjonalne argumenty , że nie ma się czego bać , jednak nieracjonalne uczucia nie słuchają racjonalnych argumentów . Lęk wciskający się gdzieś z podświadomości zalewał znów jego umysł niczym trucizna . Nagle odniósł wrażenie , że krzak po przeciwnej stronie polanki poruszył się . Ruszył błyskawicznie unosząc miecz i ciął z rozmachem i złością krzak . Lęk potęgował złość . Złość na samego siebie i swoje nieracjonalne obawy . Ciął kilka razy powietrze i gałązki po czym opuścił broń . Podbiegli do niego dwaj pozostali rycerze ... - Co się stało panie kapralu ? – zawołał pierwszy stłumionym głosem . - Eee ... nic , krzak się ruszał ... chyba ... - Pan to ma wzrok – dodał drugi – to pewnie był zając . Już uciekł . - Taak – mruknął Kornelius . Chwilowo wstyd wobec podwładnych zdominował strach . Spojrzał na nich ... W wątłym świetle księżyca nie mógł dostrzec czy naprawdę nie zauważyli co się z nim dzieje , czy też ich słowa były ironią . „Chodźmy” rzucił tylko i ruszył w kierunku ściany lasu . Znów szli w absolutnej ciemności . Tym razem by zdławić wciąż narastający lęk Kornelius spróbował oddalić swe myśli od miejsca , w którym się znalazł . Przypomniał sobie swoją ostatnią wizytę w mieście i pewną dziewczynę , którą poznał . Trzy dni to było za mało by dokonać bliższego zapoznania , lecz umówił się z nią na spotkanie następnym razem . Wiedział gdzie mieszkała . Lecz czy będzie na niego czekać dwa miesiące aż dostanie przepustkę i czy wobec ostatnich wydarzeń w ogóle będą przepustki ? „Nie ważne , ważne żebym czymś zajął wyobraźnię” – pomyślał niepewny . Coraz bardziej wydawało mu się , że w leśnej gęstwinie coś (ktoś) czyha na niego . Coś tajemniczego i złego . Próbował się uwolnić od tej natrętnej myśli , lecz ona uparcie wracała . Przyczepił się więc swojego wspomnienia o dziewczynie i starał się zająć nim cały umysł . Wyobraził sobie jej długie , bujne , złociste włosy . Opadały tak miękko i powabnie na ramiona ... Ramiona szczupłe i delikatne , podkreślające swym szlachetnym wyglądem wygiętą uroczo szyję ... A nad nią różowe policzki , kuszące usta i ząbki ... Długie , wystające ząbki ... Kły ... „Zaraz , zaraz , coś tu jest nie tak ... ” Lecz już było za późno ... Jego wybranka zaczęła zmieniać kolor , na skórze pojawiła się sierść , a oczy nabrały dzikiego wyrazu . Skóra zmieniła się w łuskę , a paznokcie w potężne , zakrzywione szpony . „Stop !” pomyślał . Zatrzymał się , zamknął oczy , otworzył je , pomrugał powiekami ... Stwór zniknął , lecz las wyglądał coraz straszniej ... Czarne pnie drzew zaczęły rosnąć w jego oczach i dominować nad nim niczym potężne olbrzymy . Jakieś lodowate zimno falami przeszło po jego ciele . Zaczęło mu się kręcić w głowie . I ten szum ... Narastający szum ... Początkowo myślał , że to wzmógł się wiatr , lecz szum narastał i krępował mu myśli . Rozejrzał się niepewnie wokół . Jego podwładni stali wpatrując się to w niego , to w las i czekając na rozkazy , których on nie był w stanie wydać . Chciał coś zrobić , coś powiedzieć , lecz nie mógł ... Nie wiedział czemu ... Miał wrażenie jakby wszystko wokół niego zaczęło wirować , a on sam zaczął spadać w jakąś niewidzialną otchłań ... - Panie kapralu ! Tam coś jest , rusza się w krzakach . – szepnął jeden z rycerzy , po czym z uniesionym mieczem zaczął skradać się do pobliskich krzaków . - Stójcie – odezwał się głos Korneliusa ... Lecz to nie on mówił , choć wypowiadały to jego usta ... Rycerz czuł się coraz bardziej obco we własnym ciele . Słyszał swój głos , ale nie wypowiadał go świadomie . Zdawało mu się , że odlatuje . Świat wirował ... Narastał szum ... Nieznośny szum ... Wirowanie ... Ziemia zapadająca się pod nogami ... Szum ... i ciemność ... Ciemność zapadła niczym kurtyna w teatrze . Ostatnią rzeczą jaką widział była jego dłoń wznosząca w górę miecz ... Obudził się w kopalnianym więzieniu z potwornym bólem głowy . Przez chwilę nie mógł zrozumieć gdzie jest i co się stało . „Las ... Ciemność ... Strach ... No tak , straciłem przytomność .” Odruchowo dotknął głowy sprawdzając czy nie jest ranny . Nie był , jednak całe ubranie miał brudne od krwi . Z pewnością nie była to jego krew , więc czyja ? Rozejrzał się po pomieszczeniu . Była to jedna z dwóch więziennych izb kopalni . Razem z nim przebywało w niej jeszcze dwóch rycerzy . Ani on , ani oni nie byli skuci . Współwięźniowie wspięci na palcach z zaciekawieniem obserwowali przez okno dziedziniec , jednak obudzenie się Korneliusa nie uszło ich uwadze ... - O pan wariat się obudził – rzekł ze śmiechem jeden z nich podchodząc do Korneliusa. - Jak mnie nazwałeś ? - Szok już minął ? A może jeszcze za wcześnie mówić mu co zrobił ? – zwrócił się do drugiego , który wciąż patrzył się przez okno . - A mów mu co chcesz ... I tak go stryczek nie minie . - Czyja to krew ? - Oj kochany , kochany , narobiłeś wczoraj niezłego bałaganu . Vantat mało sam nie zwariował z wściekłości . - Ale o co chodzi ? - I on się pyta o co chodzi – mruknął więzień spod okna – Przez ciebie tu siedzimy . - Wróciłeś z patrolu cały zakrwawiony – zignorował uwagę pierwszy więzień - Miałeś szaleństwo w oczach i nie odpowiadałeś na pytania . Potem rzuciłeś się na strażnika , który próbował odebrać ci miecz . W końcu zostałeś obezwładniony . Wtedy straciłeś przytomność ... - Co ? Ja nic nie pamiętam ... - Nie powiedziałem jeszcze najgorszego . Rano znaleziono zwłoki rycerzy , którymi dowodziłeś . Nosiły ślady uderzeń miecza ... Lekarz oglądając rany stwierdził , że ktoś zaatakował ich od tyłu , z zaskoczenia . To wszystko jednoznacznie sugeruje ... - Miałbym zabić moich ludzi ? – przerwał mu Kornelius . - Nie ty pierwszy wpadłeś w szał w tym wariatkowie i pewnie nie ty ostatni – wzruszył ramionami więzień spod okna . Kornelius opadł bezsilnie na podłogę . Nigdy nie przypuszczał , że może go spotkać coś takiego . Jak to możliwe ?! „Straciłem zmysły ? To niemożliwe .” – pomyślał . Gdy w kopalni zdarzyły się pierwsze przypadki szaleństwa dziwił się bardzo , ale wzruszał ramionami. Myślał sobie , że ci ludzie już wcześniej musieli mieć coś z głową . Szaleństwo nie przychodzi ot tak sobie . Nie bez przyczyny . A teraz on sam ... Zabił dwóch bezbronnych ludzi . Bezbronnych , bo niespodziewających się napaści ze strony dowódcy , któremu ufali . To była potworna zbrodnia . Poczuł jak ścisnęło go w żołądku . Nie był to jednak tym razem strach , choć miał prawo obawiać się , że przyjdzie mu teraz pożegnać się z życiem . Był to głos sumienia . Jak u zbrodniarza , który w pewnym momencie widzi ogrom swoich zbrodni i nawraca się nie rozumiejąc jak mógł dokonać tak strasznych czynów . „Zaraz , zaraz . Nie mogę dopuścić do tego , by się samemu oskarżać . Przecież ja nic nie zrobiłem . Nie przy udziale świadomości . To ... to nie byłem ja ... ” – pomyślał . „Może ktoś dosypał mi jakiejś trucizny do jedzenia . ” Z zamyślenia wyrwał go głos więźnia spod okna : - Chodźcie prędko . Znowu się zaczyna . - Kto tym razem ? – zapytał drugi więzień podbiegając do okna . - Levenbruck i Gockson . Rzucili się na siebie ... No chodźcie , ominie was najlepsze . Gockson ma sztylet ... Oj ... i już po zawodach ... wbił mu ten sztylet w szyję ... haha ... ale szkoda , że tak szybko , nie było zabawy ... o , a teraz wywija sztyletem przed strażnikami próbującymi go rozbroić ... hehe szybki jest ... - Was to bawi ? – rzekł zdezorientowany Kornelius . - A co nam pozostało ? To istne szaleństwo . Prawdziwy dom wariatów . Jak nie chcesz stracić zmysłów to nie możesz podchodzić do tego na poważnie . To już z resztą drugi raz dziś . Rano dwóch górników kilofami zatłukło rycerza . Zanim zdążono ich obezwładnić zniszczyli część napędu taśmociągu i popełnili samobójstwo . Człowiek w końcu obojętnieje jak patrzy na takie rzeczy . - Ale ... giną ludzie ... przecież . - Tak wiemy – odezwał się drugi z więźniów wracając na środek pomieszczenia – Ludzie zaczynają szeptać między sobą , że kopalnia została zaatakowana . - Zaatakowana ? Przez kogo ? - Przez czarowników . Ludzie mówią , że nikt stąd nie wyjdzie żywy ... - To nieprawdopodobne . - Tylko pomyśl . Tyle przypadków szaleństwa w krótkim czasie ? Zresztą sam chyba powinieneś pamiętać co się z tobą stało . - Niewiele zapamiętałem . Ciemność , szum i słowa wypowiadane moimi ustami , ale nie przeze mnie ... - To by pasowało . Słyszałeś może kiedyś o magii umysłu ? - Magii umysłu ? - To magowie , którzy za pomocą telepatii z dużej odległości mogą opanować twój umysł . Twój umysł zasypia , a kontrolę nad ciałem przejmuje czarownik ... - Ale jak ? Wydaje mi się , że to nie możliwe , nie ma czegoś takiego . Zastanawiałem się raczej nad tym czy ktoś nam nie dosypał czegoś do jedzenia . Rosną tu w okolicy takie grzyby , które ... - Eee co ty ... te grzyby to my dawno ... zresztą nie ważne ... - Nie ważne jak i kto to robi . Wszyscy zginiemy – dodał więzień spod okna – Prędzej lub później ... Kornelius zamyślił się . Czarownicy ? Magia ? Telepatia ? To brzmiało nieprawdopodobnie , ale im dłużej nad tym myślał tym bardziej dochodził do wniosku , że to właściwie jedyne sensowne rozwiązanie tej zagadki . Trwała przecież wojna . Kopalnia „Złoty jar” choć znajdująca się dość daleko od frontu mogła zostać celem ataku . To było przecież bardzo cenne miejsce , przynoszące królestwu spory dochód . Przejąć kopalnię , zniszczyć ją lub chociaż unieruchomić na pewien czas znaczyło zmniejszyć dostawy złota . Złota tak niezbędnego podczas wojny . W dodatku przerzucenie jednego czy kilku ludzi w te odległe od frontu tereny nie było rzeczą niemożliwą . Teraz już był pewien . To był atak . - O znowu coś się zaczyna – krzyknął nagle więzień spod okna wciąż obserwujący dziedziniec – Złapali kogoś za murami kopalni i prowadzą na dziedziniec ... To jakichś dwóch żebraków w łachmanach ... O już biegnie Vantat , pewnie będzie ich przesłuchiwać ... „Żebracy !” – ta myśl jak błyskawica przeleciała przez głowę Korneliusowi . „Że też wcześniej na to nie wpadłem !” . Poderwał się gwałtownie na nogi , skoczył do drzwi i zaczął uderzać w nie pięściami i krzyczeć , że musi się natychmiast widzieć z dowódcą . Dwójka współwięźniów myśląc , że znów dostał ataku szaleństwa przerażona odsunęła się pod przeciwległą ścianę gotowa w każdej chwili do odparcia ataku ... Po pół minucie do pomieszczenia wpadł strażnik . - Czego ?! – Krzyknął , przygotowując miecz do ewentualnego ciosu . - Wiem jaka jest przyczyna szaleństwa , muszę widzieć się z dowódcą – rzekł Kornelius odskakując w głąb celi , by strażnik nie pomyślał sobie , że chce go zaatakować . - Pan kapitan jest zajęty . Jak masz coś do powiedzenia powiedz mi . - Tobie nie mogę . Mógłbyś od tego dostać szaleństwa , tak jak ja , jak Gockson , jak Hafander , jak ... - Poczekaj . Zaraz mu przekażę , ale uprzedzam , że jak go zdenerwujesz to możesz oberwać ... Drzwi zamknęły się z hukiem . Kornelius zastanawiał się przez chwilę czy nie popełnia błędu. Jeśli to nie żebracy są przyczyną to może skomplikować swoją sytuację . Z drugiej strony co miał do stracenia ? Nie udowodni w inny sposób , że nie zabił dwóch ludzi świadomie ... Uśmiechnął się i mrugnął pojednawczo do swoich przerażonych współwięźniów . „Nic dziwnego , że się mnie boją , przecież wczoraj zabiłem dwóch uzbrojonych rycerzy .” – pomyślał . Nie zdążył jednak z nimi porozmawiać , bo znów skrzypnęły drzwi . Stanęło w nich dwóch uzbrojonych rycerzy , a za nimi dowódca garnizonu. „Związać go !” – rzekł surowym głosem . Zabrano go na dziedziniec . Sytuacja nie wyglądała na groźną . Na środku placu stało dwóch żebraków . Mieli skrępowane ręce i byli pilnowani przez dwóch strażników . Wokół nich zrobiło się zbiegowisko . Wszyscy gapili się na dwóch nieznajomych i na wyprowadzanego z aresztu Korneliusa . Zaprowadzono go pod drzwi budynku administracji . Wyszedł z nich królewski zarządca kopalni – niski , pulchny człowieczek w szaro-zielonym uniformie urzędnika . Wycelował w Korneliusa swój gruby paluch i rzekł : - Jeśli to wybieg mający na celu wyłganie się od odpowiedzialności to gorzko tego pożałujesz. - Mów prędko co wiesz – warknął Vantat . - Niech pan każe odsunąć się swoim ludziom . To co powiem musi zostać między nami , albo bezpieczeństwo kopalni będzie zagrożone . Vantat spojrzał badawczo na Korneliusa . Spoglądał tak przez kilka sekund zastanawiając się najwyraźniej czy to nie jest jakiś wybieg mający na celu zamach na niego i na zarządcę . W końcu jednak kazał odsunąć się rycerzom , ale wyciągnął miecz i przystawił jego ostrze do pleców Korneliusa . - Drgnij chociaż , a przebiję cię zanim zdołasz pomyśleć – syknął mu do ucha . Kornelius przełknął nerwowo ślinę czując ostrze pomiędzy łopatkami , po czym zaczął wyjaśnienia : - Widziałem tych dwóch żebraków wczoraj obok bramy . Wpatrywali się w strażników na wieży , po czym wygonieni poszli w las . Chwilę później ci strażnicy rzucili się na siebie . Wczoraj w nocy widziałem jednego z nich tuż przed tym jak straciłem świadomość – nagiął nieco prawdę , by uwiarygodnić opowieść – Jestem pewien , że to czarownicy choć nie wyglądają na nich ... - Czarownicy ? – parsknął śmiechem zarządca – Widziałeś kiedyś na własne oczy czarownika ? - Nie . - A ja , wierz mi synu , widziałem paru w swoim życiu . Magowie są wyjątkowo wyniośli . Żadnemu z nich duma nie pozwoliłaby ubrać się w łachmany ... - Ale trwa wojna , a kopalnia jest ważnym obiektem ... - Dość tych bzdur ! - Chwileczkę – przerwał mu nagle Vantat – Tu się dzieją tak dziwne rzeczy , że jestem gotów uwierzyć w tą opowieść . Na szczęście moi ludzie już ich złapali . Już ja z nich wyciągnę kim są , komu szpiegują i co mają wspólnego z ostatnimi wydarzeniami . - Musi ich pan zabić . Natychmiast ! – rzekł z niespodziewaną dla samego siebie stanowczością Kornelius – Oni są zbyt niebezpieczni ... - Jeszcze czego ? – odezwał się znów zarządca – Mamy zabijać na środku dziedzińca dwóch bezbronnych cywili ? Żeby wybuchł bunt wśród robotników albo rycerzy ? Panie kapitanie niech pan ich przesłucha i wyciągnie z nich informacje . Jeśli to faktycznie przebrani czarownicy to wydusimy to z nich . A z tobą – znów wycelował paluchem w Korneliusa - jeszcze sobie porozmawiamy . I lepiej dla ciebie , żebyś miał rację co do tych żebraków . Vantat machnął ręką na strażników , by zabrali Korneliusa do celi , a sam ruszył w kierunku dwóch nieznajomych w łachmanach . Kornelius spojrzał na nich . Rozglądali się bezmyślnie w różnych kierunkach nie sprawiając wrażenia jakby wiedzieli o czym była mowa na drugim końcu placu . Z resztą nie tylko nie wyglądali groźnie , ale wręcz sprawiali wrażenie takich co do trzech nie umieliby zliczyć . Było jednak pewne , że jeśli to byli czarownicy umiejący zapanować nad ludzkim umysłem to zagranie dziadów w łachmanach z pewnością było dla nich łatwym zadaniem ... Dowódca szedł wolno krokiem spokojnym , ale zdecydowanym . W połowie drogi zatrzymał się jednak , by rzucić okiem na Korneliusa odprowadzanego do celi . Rycerz stał już na schodkach prowadzących do aresztu . Wzrok Vantata wprawił go w pierwszej chwili w zdumienie . To nie był już pełen dumy i pewności siebie władczy wzrok dowódcy . Pojawił się w nim strach ... Strach ? Przez głowę Korneliusa w ułamku sekundy przemknął cały tabun myśli . „ Zabij ich !!” – krzyknął nagle ku zdumieniu wszystkich wokół . Szarpnął się próbując wyrwać z pomiędzy dwóch strażników , lecz ci byli szybsi . Poczuł uderzenie pięści w skroń i padł na ziemię ... Nie stracił jednak przytomności ... Rycerze podnieśli go by zawlec do celi , jednak na chwilę przystanęli , by obejrzeć co dzieje się na środku dziedzińca ... Vantat niczym dźgnięty nożem przez krzyk Korneliusa wyciągnął miecz i ruszył szybko w kierunku żebraków . Ci jednak nie zaniepokoili się ani trochę . Z kamiennymi twarzami patrzyli spokojnie na kapitana . Zbyt spokojnie ... Vantat zatrzymał się tuż przed nimi , uniósł miecz w górę ... Jednak jego ruchy zaczęły się robić wolne ... coraz wolniejsze ... Gdy już wydawało się , że uderzy jednego z żebraków niespodziewanie opuścił miecz jakby nabrał nagle wątpliwości . Rozejrzał się niepewnie wokół ... Kornelius zamknął oczy „Za późno .” pomyślał . Otworzył oczy ponownie słysząc krzyki . Spojrzał na dziedziniec ... Oto realizował się jego najgorszy koszmar . Żebracy siedzieli wciąż żywi w tym samym miejscu . Jeden z nich miał przymknięte oczy . Obok leżały zakrwawione zwłoki dwóch żołnierzy , a nad nimi oszalały i wściekły Vantat z zakrwawionym mieczem ... W kopalni zapanował chaos ... Kapitan był zbyt dobrym szermierzem żeby można go było łatwo rozbroić , w dodatku jego podwładni nie mieli pewności czy mogą zabić swojego dowódcę . Ludzie krzyczeli i biegali ... Już nikt nie przejmował się ani pilnowaniem Korneliusa , ani zwracaniem uwagi na żebraków . Część przerażonych pracowników kopalni próbowała uciec poza mury i dalej w las ... Zaczął do nich strzelać uzbrojony w kuszę strażnik na wieży , on najwyraźniej też został opanowany przez czarowników . W pewnej chwili szybki jak błyskawica Vantat pojawił się przed bladym jak śmierć zarządcą . Poderżnął mu gardło bez wahania ... Kornelius zamknął oczy . „To już koniec” pomyślał „Nikt z nas nie ujdzie stąd żywy” ... Krzyki , odgłosy walki , jęki rannych i chaos ... „Zabijcie go” krzyczał ktoś , „uciekajmy” ktoś inny ... Lecz nie było już ratunku ... Potęga magii umysłu uderzyła na kopalnię z całą siłą ... Tak zakończyła swoją działalność Królewska Kopalnia Złota „Złoty Jar” ...