12450

Szczegóły
Tytuł 12450
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12450 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12450 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12450 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marta Tomaszewska Tapatiki kontra Mandiable Rozdzia� I WYPRAWA DO RUIN ZAMKU. GDZIE JEST GURUL? Pewnego sierpniowego popo�udnia Tapati siedzia�a w oknie Domu Tapatik�w na Jod�owej Polanie i wyobra�a�a sobie, �e jest lato. Trzeba by�o doprawdy mie� jej fantazj�, �eby w to uwierzy�. Pomi�dzy ko�ysz�cymi si� niemrawo w b��kicie nieba opas�ymi, nap�cznia�ymi chmurami ugania� si� silny, zimny wiatr, ujadaj�c niby owczarek po�r�d stada os�ab�ych z przejedzenia owiec, kt�re trzeba sp�dzi� z pastwiska; a chmury jakby ze z�o�ci, �e przerywa im sjest�, p�cznia�y jeszcze bardziej i zamieniaj�c si� w deszcz, wymyka�y si� prze�ladowcy. Wiatr naturalnie spada� z deszczem na ziemi� i rozw�cieczony, kr�ci� wierzcho�kami jode� z tak� si��, �e w ogromnym szumie zatacza�y si� jak pijane. I tak by�o codziennie. Wiosna, kt�ra wybuch�a nad Jod�ow� Polan� niby bomba z zieleni�, kwiatami, ptakami, ciep�ymi wiaterkami i wiosenn� rado�ci�, najwidoczniej spieszy�a si�, jakby pragn�a przeskoczy� lato i upodobni� si� do jesieni, czym najbardziej martwi� si� Dziadek. Te osobliwe zaburzenia pogody niepokoj�co potwierdza�y przypuszczenia posterunku Stra�y Granicznej Galaktyki na Szmaragdowej Gwie�dzie, �e Mandiable-Po�eracze Kwitn�cych Planet, z kt�rymi mieszka�cy Tapatii stoczyli szereg wojen zako�czonych po latach walk ostatecznym zwyci�stwem, zamierzaj� tym razem zaatakowa� Ziemi�. Co wi�cej, Klif milcza�. Od czasu ostatniego meldunku, w kt�rym przekazywa�, �e atakuj� go Fabokle, meldunku urwanego w p� s�owa - jak gdyby Klif musia� ratowa� si� ucieczk� - �aden sygna� nie przychodzi� z Ksi�yca. Dy�ury w Obserwatorium przynosi�y wi�c ci�gle to samo, czyli nic. A statek Apollo, bez kt�rego stereolot Tapatik�w (statek, jak wiadomo, przebywaj�cy odleg�o�ci nie wi�ksze ni� sto pi��dziesi�t tysi�cy kilometr�w) nie m�g� polecie�, mia� wystartowa� dopiero w pa�dzierniku! Nic wi�c dziwnego, �e Dziadek chodzi� chmurny i z�y, w nastroju bynajmniej nie wskazanym przy paskudnej pogodzie, co wszystkim psu�o i tak ju� nie najlepsze humory. Ka�dy ratowa� si� jak m�g� przed tymi humorami i przed t� pogod�. Tapatik ze Zgryzikiem budowali model stereolotu (by pozosta� na pami�tk�, kiedy przybysze z Tapatii odlec� na sw� rodzinn� planet�). Bimbel szlifowa� do swojej ukochanej lunety nowe szk�a, kt�re mia�y mu zast�pi� dawne, bohatersko strzaskane w czasie ataku gliptodonta na Wielkiej Mesie w pobli�u Diabelskiej G�ry. Dziadek bez ko�ca czy�ci� fajki lub siedzia� w Obserwatorium, zaj�ty jakimi� tajemniczymi, bli�ej nieokre�lonymi obserwacjami. Babcia cz�sto przebywa�a u Mamy Piastka, od kt�rej uczy�a si� prz��� na ko�owrotku. Robot kuchenny XL, kt�rego Mali Mieszka�cy Pog�rza przestali si� wreszcie ba�, w wolnych chwilach schodzi� do wsi i pozwala� si� podziwia� (wys�awiaj�c przy okazji pod niebiosa zalety swej pani, czyli Babci, jedynej osoby na Tapatii, kt�ra jeszcze czasem sama, osobi�cie gotowa�a). Tapati wreszcie... Tapati s�ucha�a ba�ni opowiadanych przez Piastka, a czasem przez sam� Kociub�, marzy�a o spotkaniu z Kotem Niepowszednim z Lipowej Doliny i cz�sto - jak w�a�nie tego sierpniowego popo�udnia - siadywa�a w oknie domu Tapatik�w i wyobra�a�a sobie, �e jest lato. Dzisiaj jednak pr�no wysila�a wyobra�ni�: s�o�ce i r�owe ob�oczki przegrywa�y z wiatrem, deszczem i chmurami. Wia�o silniej ni� zwykle, chmury przypomina�y g�bki nasi�kni�te czarnym atramentem, a w Wysokich G�rach pada� �nieg. Tapati nie wierzy�a w�asnym oczom, kiedy ten �nieg zobaczy�a;. Przetar�a je szybko i pomy�la�a: Ja przecie� nie chcia�am wyobrazi� sobie �niegu, skoro wi�c widz� �nieg, to znaczy, �e �nieg pada naprawd�. Ale to jest ca�kiem niemo�liwe. Zeskoczy�a z okna i pobieg�a do gara�u, pewna, �e znajdzie tam Bimbla. Bimbel, kt�ry lubi� pracowa� nad swoj� lunet� w pobli�u Tapatika i Zgryzika, buduj�cych (jak ju� wiemy) model stereolotu, by� tam istotnie. - Czy przez t� twoj� lunet� ju� co� wida�? - spyta�a troch� wynio�le, bo jedynak Cioci Babili, mimo swego wyczynu w czasie Akcji Ratowniczej na Wielkiej Mesie, ci�gle wydawa� si� jej raczej antypatyczny. - To zale�y, kto spojrzy - odburkn�� Bimbel, doskonale zdaj�c sobie spraw� z antypatii kuzynki. - Mnie tam wszystko jedno kto, byle kto� spojrza� na Wysokie G�ry i powiedzia�, co tam widzi. Bimbel waha� si� przez chwil�, jego nieposkromiona ciekawo�� jednak silniejsza by�a od ch�ci podroczenia si� z Tapati. Wsta�, wyszed� przed gara� i wycelowa� lunet� w stron� Wysokich G�r. - Co widzisz? - spyta�a niecierpliwie Tapati. - Widz�, �e pada �nieg - odpar� Bimbel, rozczarowany. I chcia� jeszcze doda�, �e �nieg zasypie wej�cie do podziemi w ruinach zamku, co oznacza�oby odci�cie drogi przebywaj�cemu w nich Gurulowi. Chcia�, ale... nie powiedzia�. Zbyt dobrze pami�ta� reakcj� Tapati na sw�j komentarz, kt�ry wyg�osi�, gdy wypatrzy� w tych�e ruinach ognisko. O ma�o nie zemdla�a, a przecie� on, Bimbel, tylko za�artowa� sobie, �e kto� piecze na ro�nie jej Gurula!... - Wi�c jednak naprawd� pada �nieg - zdumia�a si� Tapati. - W drugiej po�owie sierpnia. I nagle jej serce zabi�o: druga po�owa sierpnia? To znaczy, �e ju� mija termin wyznaczony przez Gurula! Mo�na by wi�c zorganizowa� nast�pn� wypraw�! Pierwsza wyprawa do ruin zamku na zboczu Wysokich G�r, gdzie jak wszyscy przypuszczali (cho� nikt nie mia� ca�kowitej pewno�ci), przebywa� Gurul ze swym niepodobnym do innych robotem Tymoteuszem Drugim, odby�a si� w trzy dni po triumfalnym powrocie stereolotu (pilotowanego ca�kiem przypadkowo przez Tapatika) z Akcji Ratowniczej na Wielkiej Mesie. Teraz tak to si� nazywa�o: Triumfalny Powr�t z Akcji Ratowniczej. Jak gdyby wszyscy zapomnieli, �e stereolot, w kt�rym Tapatik obja�nia� Zgryzikowi spos�b uruchamiania statku przy (jak s�dzi�) wy��czonych silnikach i na ziemi, wystartowa� z Jod�owej Polany na skutek z�o�liwego kawa�u pragn�cego pom�ci� zniewag� Bimbla. A dolecia� do Wielkiej Mesy tylko dlatego, �e Tapatik, po raz pierwszy w �yciu siedz�cy za sterami, nie pos�ucha� Dziadka i zrobi� sobie samowoln� wycieczk�. Przez ca�e trzy dni �wi�towano na Jod�owej Polanie ten powr�t oraz - co nie mniej wa�ne - koniec przykrej niezgody mi�dzy rodzin� Tapatik�w a Ma�ymi Mieszka�cami Pog�rza. Trzeciego dnia Tapati, kt�ra niepokoi�a si� bardzo o Gurula, od miesi�cy (�ci�le: od chwili wyl�dowania stereolotu Tapatik�w na Ziemi) przebywaj�cego samotnie w Wysokich G�rach, powiedzia�a do Piastka: - S�uchaj, Piastek! Je�eli nie dotrzymasz obietnicy i nie p�jdziesz ze mn� do ruin zamku, to ja ciebie wi�cej nie chc� zna�. Brzmia�o to bardzo gro�nie i zdecydowanie, tote� Piastek, z kt�rego serca Tapati wypar�a nawet telewizj�, przestraszy� si� nie na �arty i ju� nie pr�bowa� dyskutowa� (podaj�c wa�ne powody usprawiedliwiaj�ce odk�adanie istotnie planowanej od dawna wyprawy). - Kiedy chcesz p�j��? - zapyta� tylko (ruch jego r�ki odgarniaj�cej z czo�a p�owe w�osy zdradza� rozterk�). - Jutro - odpar�a nieust�pliwie Tapati. Ani ona, ani Piastek nie mieli poj�cia, �e Dziadek zupe�nie przypadkowo - akurat ko�o nich przechodzi� szukaj�c Chochli, kt�ra po ucieczce z pierwszego przyj�cia po powrocie (a siedzia�a, pami�tacie, na honorowym miejscu, bo i ona, najtch�rzliwsze stworzenie na Pog�rzu, nale�a�a do bohater�w Akcji Ratowniczej), jeszcze nie wr�ci�a i nie pokaza�a si� wi�cej na Jod�owej Polanie -by� �wiadkiem ca�ej sceny. Co wybawi�o nieszcz�snego wielbiciela Tapati ze straszliwego k�opotu. - C� to, kruszynko, spiskujecie za moimi plecami? Wybierasz si� na t� wypraw� beze mnie?! Czy�by� zapomnia�a, �e zgodzi�em si� p�j�� na czele i nawet zarz�dzi�em zapraw� przed wypraw�? Nie pami�tasz? Tapati odwr�ci�a si�, zaskoczona. G�os Dziadka hucza�, ale jego oczy pod krzaczastymi brwiami �wieci�y w�a�ciwym im figlarnym blaskiem. - Ale�, Dziadku! - powiedzia�a z wyrzutem. - Wiesz dobrze, �e ja najbardziej lubi�, jak robimy co� wszyscy razem. Tylko my�la�am ... - Od my�lenia to ja jestem, kruszynko! - zagrzmia� Dziadek poprawiaj�c na szyi sw� okropn� czerwon� chustk� w ��te grochy. - Chcesz i�� jutro? �wietnie, idziemy jutro. Do�� ju� tego �wi�towania, jeszcze troch�, a XL przepali si� od pichcenia, czego nale�y zaoszcz�dzi� Babci! A poza tym trzeba wytrz�sn�� z siebie to jedzenie, bo tylko patrze�, jak brzuchy nam wyrosn� i stereolot nas nie uniesie! Piastek odetchn��; on, co prawda, wola�by jak najcz�ciej by� sam na sam z Tapati. Ale tak powa�ne przedsi�wzi�cie jak wyprawa do ruin zamku na zboczu Wysokich G�r, gdzie nigdy nie by�, cho� urodzi� si� i mieszka� w pobli�u tych stromych, urwistych zboczy i gro�nych szczyt�w, budzi�a w nim l�k. Och, poszed�by z Tapati, sam przecie� zaproponowa� jej, �e wybior� si� na poszukiwanie... By�o to w�wczas, gdy Tapati z takim smutkiem patrzy�a na Gurula, kt�ry nie po�egnawszy si� z nikim (nawet z ni�!) poszed� sobie gdzie�, nie bardzo wiadomo dok�d, ale w ka�dym razie daleko od stereolotu i Jod�owej Polany, a jego d�uga, ��ta sylwetka nik�a w fioletowych cieniach Wysokich G�r... Ale teraz by� bardzo rad, �e Dziadek tak zdecydowanie przej�� inicjatyw�... - Je�eli szukasz Chochli - powiedzia� z wdzi�czno�ci� - to siedzi w swoim Domku w Korzeniach Starego Buka. - Nie szukam �adnej Chochli! - hukn�� Dziadek, a jego dolna warga zadr�a�a z irytacji. Naturalnie szuka� Chochli, o czym ka�dy wiedzia�. By�o ju� bowiem spraw� powszechnie znan�, �e Chochla, jako jedyne stworzenie w ca�ym wszech�wiecie, podziwia�a jego okropn� czerwon� chustk� w ��te grochy, a Dziadek bardzo lubi� by� podziwiany, wszystko jedno z jakiego powodu, byle cz�sto... - Oj, Dziadku - roze�mia�a si� Tapati - kiedy ty b�dziesz doros�y! - Nigdy! - odpar� z moc� Dziadek wymachuj�c wygas�� fajk�. -Wol� si� najpierw zestarze�. A w og�le to zabieramy si� do pakowania plecak�w, skoro mamy jutro wyruszy�. Gdzie Babcia? Gdzie Tapatik? Zwo�aj wszystkich. Natychmiast do roboty. No i zap�dzi� wszystkich do roboty... I czy� trzeba dodawa�, �e jego plecak pakowa�a Babcia? Dziadek w ostatniej chwili (czytaj: w momencie, gdy przyst�powali do pakowania) przypomnia� sobie. �e zostawi� w Obserwatorium Wa�ne Obliczenia i musi je w�a�nie teraz doko�czy�, bo je�eli natychmiast tego nie zrobi - to zapomni, czy powinien doda�, czy odj�� pi�� od podstawowej liczby i ca�� prac� diabli wezm�... - A ty by� przecie� tego nie chcia�a, Dusieczko? - wo�a� patrz�c natchnionym (i troch� niespokojnym) wzrokiem na Babci�. - Ale� sk�d. Tiku - zaprzeczy�a Babcia i po�o�y�a jego pusty plecak obok swego... Wyruszyli wczesnym rankiem. Pogoda jeszcze wtedy wyj�tkowo nie kaprysi�a. Wiosna by�a po prostu wiosn�, nie przybiera�a si� w cudze pi�rka, wdzi�czy�a si� do s�o�ca wszystkimi swymi barwami a ono, zachwycone, wdzi�czy�o si� do niej. Wszyscy wi�c byli w znakomitych humorach. Zw�aszcza Dziadek, kt�ry mia� okazj� do za�o�enia swego historycznego stroju �wysokog�rskiego", pochodz�cego z okresu s�ynnych i brzemiennych w skutki wypad�w na tajemnicz� G�r� Arunczumalaj. - Ja ci m�wi�, Tapati - szepn�� Tapatik, odci�gaj�c sw� siostr�-bli�niaczk� na bok - Dziadek tylko dlatego nie zgodzi� si�, �eby�my polecieli na aerotraxach, �e chcia� znowu ubra� si� w te ciuchy. Ta ca�a gadanina o konieczno�ci rozprostowania zardzewia�ych mi�ni to tylko mowa-trawa. Szepn�� i szybko uciek�. Wiedzia�, �e Tapati nie znosi, kiedy w ten spos�b dogaduje Dziadkowi. Ale nie m�g� si� oprze� pokusie, tym bardziej �e marzy� o tym, by si� pos�u�y� dwoma ziemskimi wyra�eniami, kt�re przyswoi� sobie ogl�daj�c wraz z Piastkiem telewizj� Ludzi... Tapati zreszt� nie by�a w stanie gniewa� si� na niego. Tak bardzo cieszy�a si�, �e wreszcie id� na t� wypraw�, �e nied�ugo zobaczy Gurula! - �e te� ty, kruszynko, masz takie nabo�e�stwo do tego ja�nie-pana - pokpiwa� Dziadek, widz�c jej podniecenie. - No dobrze, ju� dobrze, kruszynko, nie chmurz si�. Wybacz� mu to jego ja�nie-pa�stwo, je�eli zrobi co� po�ytecznego, to znaczy stwierdzi, czy nasz r�d wywodzi si� z Ziemi, czy nie. B�d� co b�d� taki by� naukowy cel naszej ekspedycji. Ale mamy wa�niejsze sprawy na g�owie, wi�c gdyby on zrobi� chocia� to... Trzeba tu powiedzie�, �e Dziadek, bardziej ni� si� do tego przyznawa�, ciekaw by�, czy Ziemia jest rzeczywi�cie (jak to sam og�osi� na Tapatii) kolebk� rodu Tapatik�w. I ta ciekawo�� sprawi�a, �e prowadzi� wycieczk� w morderczym tempie, wi�c kiedy po dw�ch godzinach marszu dotarli do podn�a Wysokich G�r, zdobycie naj�agodniejszego nawet zbocza wydawa�o si� absolutnym niepodobie�stwem. A zamierzali wej�� na jedno z bardziej stromych. Zanosi�o si� na to, �e b�d� musieli rozbi� ob�z i przez kilka dni odpoczywa�. Dziadek po prostu szala� - z bezsilnej z�o�ci. Pad� w mi�kk�, pachn�c� traw� jak inni i jak inni, r�k� i nog� nie by� w stanie poruszy�. Mimo to raz po raz czyni� desperackie pr�by zmobilizowania swoich, a zw�aszcza cudzych si�, wyczerpanych, doskonale to wiedzia�, z jego winy... - Mi�czaki! Francuskie pieski! - wo�a�, a raczej dysza�, bezskutecznie pr�buj�c podnie�� si� z miejsca. - Czego si� �miejecie? -sapa�, cho� nikt nie mia� si�y nawet si� u�miechn��. - Czy to znowu taka dziwota, �e ja, stary, mam pewne trudno�ci, kt�re zreszt� zaraz przezwyci��?... Uni�s� si� na kolana, po czym rymn�� jak d�ugi z powrotem na ziemi� i le�a� ju� bez s�owa z min� tak okropnie nieszcz�liw�, �e Babcia ulitowa�a si� wreszcie nad nim. I nad wszystkimi. - Zdaje si�, �e przez pomy�k� wzi�am jednak aerotraxy, chocia� sobie tego nie �yczy�e�. Tiku. Zapakowa�am je, zanim powiedzia�e�, �eby nie bra�! Zamierza�am je wyj�� z plecak�w, chyba jednak w tym ca�ym zamieszaniu zapomnia�am i... Dziadek (bezsilny, os�ab�y Dziadek) wsta�. - Dusiu! - zawo�a�, tym razem g�osem normalnym i �wie�ym. -Jeste� najcudowniejsz� Babci� w ca�ym wszech�wiecie! Co prawda ostatnio jako� cz�sto o r�nych rzeczach zapominasz - doda� sil�c si� na surowo�� (co mu absolutnie nie wysz�o, bo ca�y promienia�). Dziadek okropnie nie znosi� op�nie� w tym, co sobie zaplanowa�! Przypi�li wi�c aerotraxy (Babcia zabra�a dwa zapasowe: dla Piastka i dla Zgryzika) i polecieli. Bardzo wolno, �eby nie przeoczy� ruin zamku. Cho� dobrze widoczne z Jod�owej Polany, znika�y gdzie�, gdy si� patrzy�o od podn�a g�r. W tak dobrym miejscu zbudowali t� pot�n�, niegdy� warown� twierdz� rycerze-rozb�jnicy, b�d�cy swego czasu postrachem nie tylko okolicznej ludno�ci. G�ra by�a szara, nie rozja�niona najmniejsz� barwn� plam�. Na zboczu naje�onym ska�ami i g�azami, zboczu, kt�re wygl�da�o jak kamienna �ciana por�bana siekierami rozw�cieczonych olbrzym�w, nic nie ros�o: ani drzewa, ani krzaki, ani najmarniejsza bodaj trawka. W og�le nie by�o wida� �ladu �ycia. Jedynie ptaki przelatywa�y czasem lotem chwiejnym i niepewnym, jakby zab��kane w tej niego�cinnej, kamienistej krainie. Co wi�cej, widocznie ba�y si� nawet pisn��, bo �aden nie �piewa� przelatuj�c, a przecie� by�a wiosna, czyli pora, kiedy ptakom po prostu dzioby si� nie zamykaj�. - Je�eli tutaj mieszka�y kiedy� jakie� istoty z rodu Tapatik�w, to ja nie jestem Tapatik! - rzek� Tapatik rozgl�daj�c si� wok� z odraz�. - A ten Gurul to musi mie� jeszcze wi�kszego fio�a, ni� my�la�em. �eby si� z w�asnej woli zamelinowa� w takim miejscu! Ja bym si� wcale nie �mia�, gdyby go tutaj dawno albo w og�le nie by�o! - Ka�dy z naszych dostojnych kuzyn�w Guru-l-�w-Ta-pa-tik chodzi po g�rach jak kozica. Zapomnia�e�, �e oni czuj� si� dobrze tylko wtedy, gdy s� wy�ej ni� inni - burkn�� Dziadek, znowu z�y, bo i jemu g�ra bardzo si� nie podoba�a. - Mo�e to nie ta g�ra? - powiedzia�a z nadziej� Tapati. - Ju� by�my przecie� zobaczyli ruiny. I w tym w�a�nie momencie Piastek, szcz�liwy Piastek (sk�ra na nim cierp�a na my�l, czego si� podj��: samemu przyprowadzi� Tapati tutaj!), wyci�gn�� przybrudzony palec ku niebu i zawo�a�: - Na pewno tam! - W niebie! - za�mia� si� z�o�liwie Bimbel. - Dziadku, on ju� nic nie potrafi zobaczy� na ziemi, odk�d przelecia� si� stereolotem! - Cicho b�d�! - rzek�a gniewnie Tapati. Ona od razu wiedzia�a, o co chodzi. Niebo nad szarym zboczem wydawa�o si� odrobin� mniej b��kitne, ale ptak, kt�rego Piastek wskaza� palcem (bo naturalnie wskaza� nie niebo, tylko co innego), rysowa� si� ostro na tym jakby przydymionym b��kicie, taki by� ogromny. Opada� ku zboczu wolno, na niemal nieruchomych skrzyd�ach. - Ten ptak! Tam! - powiedzia�a. - On cz�sto kr��y nad ruinami. Widzia�am go z Jod�owej Polany. - Je�eli ten ptak tu mieszka, to jest tak samo pomylony jak Gurul - paln�� Tapatik (by� dzisiaj wyj�tkowo dokuczliwy, bo czu� si� troch� nieswojo w ciszy szarych kamieni. Poza tym bardzo przyzwyczai� si� do tego, �e jest bohaterem, dow�dc�, a tutaj nie by� ani jednym, ani drugim). Nikt nie zwr�ci� uwagi na jego kolejn� uszczypliwo��. No, mo�e niezupe�nie nikt: Babcia co� sobie pomy�la�a, ale by�a to tak dziwna my�l, �e odsun�a j� jako kuku�cz�. Bo mianowicie pomy�la�a sobie, �e Tapatik po powrocie z Akcji Ratowniczej jako� dziwnie upodobni� si� do... Bimbla. Ale mo�e to dlatego, �e Bimbel (Bimbel!) jest teraz o wiele mniej z�o�liwy... Zmienili kierunek lotu i wkr�tce zobaczyli ruiny zamku. Powiedzie�, �e by�o to miejsce dzikie i pos�pne, to doprawdy za ma�o. Z zamku, a raczej warownej twierdzy, niewiele zosta�o. Ale to, co zosta�o - skrawki mur�w, baszty jakby po�amane ciosami maczugi, schody urywaj�ce si� w powietrzu, okna zawieszone w pustce, pe�no zardzewia�ego �elastwa i w og�le r�nych trudnych do zidentyfikowania przedmiot�w - wszystko, zaros�e kamieniami, beznadziejnie opuszczone i zaniedbane, budzi�o groz� (tak pomy�la�a Tapati). Tapati (obdarzona niezwyk�� wyobra�ni� Tapati) patrz�c wyobrazi�a sobie natychmiast, �e kto� zbudowa� ten zamek w jakim� innym �wiecie (czytaj: na innej planecie), a potem go w ca�o�ci gdzie� przewozi� i w�a�nie tu, w tym miejscu, przypadkiem lub z konieczno�ci upu�ci� i naturalnie zamek si� rozbi�, roztrzaskuj�c przy okazji zbocze g�ry. Stali z minami dosy� niepewnymi, jakby ka�dy osobno rozwa�a� decyzj�, czy trzeba st�d ucieka� ju�, czy te� mo�e za ma�� chwil� (bo co powiedz� inni?). - Mo�e by�my napili si� soku ananasowego? - zaproponowa�a Babcia. - Nie wiem jak wy, ale ja mam okropne pragnienie, kiedy patrz� na takie resztki. Nie wiadomo, co bardziej podzia�a�o: ta zupe�nie zwyk�a propozycja czy s�owo �resztki", kt�re od razu zmniejszy�o groz� bij�c� od potrzaskanych mur�w. W ka�dym razie zrobi�o si� przyjemniej. - Ja bym si� napi� czego� mocniejszego - za�artowa� Dziadek, poprawiaj�c na szyi sw� czerwon� chustk� w ��te grochy. A Tapati, kt�ra oderwa�a oczy od spadaj�cego (w jej wyobra�ni) i roztrzaskuj�cego si� w huku i �oskocie zamku, spojrza�a ju� przytomniej i zapyta�a. - No dobrze, ale gdzie jest Gurul? Natychmiast wszyscy zapomnieli o soku ananasowym. W�a�nie! Gdzie jest Gurul? Wypatrywali b�ysku jego ��tej szaty w�r�d kamieni - na pr�no. Bimbel sam, z w�asnej woli (co zauwa�y�a tylko Babcia), wdrapa� si� na g�az i przy�o�ywszy do oczu sw� ukochan� lunet�, ogl�da� ruiny dos�ownie centymetr po centymetrze. - Nie widz� ani Gurula, ani tego jego robota - rzek� schodz�c. - My�l�, �e trzeba zacz�� od nawo�ywa� - podsun�a Babcia. -W g�rach g�os dobrze niesie. Wi�c je�eli Gurul gdzie� tu jest, to chocia� nas nie dojrza�, mo�e us�yszy. - Niez�a my�l - przyzna� �askawie Dziadek. - Tylko ja proponuj�, �eby�my wo�ali wszyscy razem, na komend�. B�dzie g�o�niej. Uwaga. Raz... dwa... trzy! - Gu-rul! Gu-rul! Gu-rul! G�os istotnie ni�s� si� �wietnie w przejrzystym g�rskim powietrzu i nawet str�ci� ze zbocza kilka mniejszych kamyk�w. Na Gurula jednak nie podzia�a�. - M�wi�em, �e go tu nie ma - mrukn�� Tapatik. - Nie ma rady, musimy uda� si� na poszukiwania - westchn�� Dziadek. - Zabraniam jednak �a�enia po tych kamieniach. W��czy� aerotraxyl - Uwa�ajcie, �eby nie zaczepi� o jak�� star� armat� albo o ostrze miecza - doda�a Babcia. - A w og�le to trzymajmy si� lepiej razem. Jak na Ksi�ycu. Po kilkunastu minutach fruwania nad rumowiskiem wypatrzyli jedynie �lady wielkiego ogniska, kt�re kto� (nie tak dawno chyba) tutaj rozpali� na czym�, co od biedy mo�na by uzna� za zamkowy dziedziniec (o ile nie by�a to pod�oga zamkowej komnaty). - Wi�c jednak mia�em racj� - nie wytrzyma� Bimbel. - Kto� naprawd� pali� tutaj ognisko! Dobrze widzia�em! Nie musia� dodawa�, �e tym kim� nie by� Gurul, ka�dy wiedzia�, �e Guru-l-Tapa- tik nie zni�a� si� do tak prozaicznych zaj�� jak rozpalanie ognisk. - Kto m�g� si� tutaj wdrapa�? - spyta� Dziadek z irytacj� (bo pow�tpiewa�, czy on, zdobywca G�ry Arunczumalaj, potrafi�by osi�gn�� to zbocze). - Po Wysokich G�rach czasem chodz� taternicy - wyja�ni� Piastek. - Zgryzik nawet kiedy� wi... - urwa� patrz�c wok� ze zdumieniem. - Ale gdzie jest Zgryzik? Zgryzika nie by�o. A raczej by�. Tylko zupe�nie gdzie indziej. Jako skrzat (s�owia�ski) domowy, przyzwyczajony do myszkowania po r�nych kryj�wkach i zakamarkach, szybko mia� dosy� tego, jak to pogardliwie okre�la�, szukania z powietrza. Skorzystawszy wiec z chwili zamieszania, kt�ra nast�pi�a po odkryciu pozosta�o�ci tajemniczego ogniska, opu�ci� si� na ziemi� i rozpocz�� fachowe szperanie. Z nadziej�, �e to w�a�nie on znajdzie Gurula i b�dzie znowu bohaterem jak w�wczas, gdy we wn�trzu rozbitego samolotu znalaz� brakuj�c� �rubk� do radia. Albowiem i Zgryzik bardzo polubi� �by� bohaterem". Us�ysza�, �e go wo�aj�. Zamierza� dop�ty udawa�, �e nie s�yszy, dop�ki czego� nie znajdzie, bodaj �ladu obecno�ci Gurula, zawstydzi� si� jednak, bo w g�osach nawo�uj�cych d�wi�cza� niepok�j. Boj� si� o mnie, �e gdzie� wpad�em albo co - pomy�la� wzruszony. - Tu jestem! - zawo�a� i nacisn�wszy guzik aerotraxu uni�s� si� w g�r�. - Gurula nie znalaz�em - rzek�, gdy nadlecieli. - Ani tego robota - doda� szybko, �eby powstrzyma� Dziadka, w kt�rego oczach mo�na by�o wyczyta� gniewne s�owa, t�ocz�ce si� ju� na ko�cu jego j�zyka. - Jest tu tylko co�... - Zgryzik zawaha� si� - co� dziwnego, o tu... Nie wiem, co to jest, co� jakby zardzewia�a zbroja czy w og�le zardzewia�e �elastwo. Tu le�y, przy tej dziurze. Wskaza� g�ow� ow� dziur� i - odskoczy�, przera�ony. Bo to, co nazwa� zardzewia�� zbroj� czy te� zardzewia�ym �elastwem, wsta�o! I w dodatku przem�wi�o! - Nazywa� mnie, Tymoteusza Drugiego, robota zaprogramowanego do glansowania trzewik�w ja�nie wielmo�nych pan�w Guru-l-�w-Tapa-tik zardzewia�ym �elastwem! - zazgrzyta� swym zardzewia�ym g�osem niepodobny do innych Gurulowy robot Tymoteusz Drugi. W tej chwili zreszt� nieopisanie brudny, odrapany, cudacznie powgniatany, by� niepodobny nie tylko do innych robot�w z Tapa- tii, ale i... do samego siebie. A �ci�le: by� niepodobny do samego siebie tylko do momentu, kiedy si� odezwa�. Bo kiedy si� odezwa� we w�a�ciwy sobie arogancki i zarozumia�y spos�b, wszyscy (poza Zgryzikiem, kt�ry go nie widzia� przedtem) natychmiast go rozpoznali. - Tymoteusz Drugi! - rzek� ze zdumieniem Dziadek. - Ja go znalaz�em! Ja go znalaz�em! - wo�a� och�on�wszy z przera�enia Zgryzik (znowu bohater). Tymoteusz Drugi pogardliwie wzruszy� ramionami, czemu towarzyszy�o nieprzyjemne dla ucha skrzypienie, jakby kto� ostrym no�em przejecha� po szkle. - Gdzie jest tw�j pan?! - zapyta�a Tapati wlepiaj�c w niego srogie spojrzenie. Niepodobny do innych robot nie raczy� odpowiedzie�, tylko wskaza� g�ow� (jak to poprzednio zrobi� Zgryzik) w kierunku dziury, przy kt�rej dopiero co le�a�. Gestowi towarzyszy�y dziwne piski - z g�owy robota wypad�y ��todziobe piskl�ta, szcz�liwie ju� na tyle podros�e, �e mog�y, rozwin�wszy skrzyde�ka, bez szwanku opa�� na ziemi�! - O raju, trzymajcie mnie! - wo�a� tupi�c rado�nie Tapatik. -Ptaki uwi�y sobie gniazdo w jego �epetynie, ha! ha! ha! �mieli si� wszyscy, nawet Tapati. Ale to ona pierwsza spowa�nia�a. Przypad�a do kolan Dziadka, co zawsze czyni�a w wielkim strapieniu. - Dziadku! On pokaza� t� dziur�! Czy my�lisz, �e... Gurul tam wpad�? - pyta�a g�osem, w kt�rym ju� s�ycha� by�o �zy. - Ale� sk�d, kruszynko! - zagrzmia� Dziadek. - On najwy�ej wszed� tam z w�asnej woli. No nie p�acz, zaraz si� wszystkiego dowiemy. - I zwr�ci� si� do Tymoteusza Drugiego, kt�ry sta� nieporuszony, cho� bia�y strumyk ptasiego �ajna sp�ywa� z jego nie przeci��onego my�leniem czo�a: - Gadaj szybko, gdzie jest Gurul! Niepodobny do innych robot milcza� przez sekund� czy dwie (bo d�u�ej nie wytrzyma� gro�nego spojrzenia Dziadka). - M�j pan - zazgrzyta� wreszcie obra�onym tonem - bada podziemia tego zamku. Gdyby kto� o niego pyta�, mam powiedzie�, �e wyjdzie w drugiej po�owie miesi�ca sierpnia. M�j pan prosi�, �eby mu nie przeszkadza�. Aha, i jeszcze - robot wyra�nie walczy� z sob� (tak� trudno�� sprawia�o mu powiedzenie czego� przyjemnego) - prosi�, �eby pozdrowi� od niego jak�� bzzy, grr, przepraszam, co� mi si� zacina, jak�� Tapati. A ja mog� kszt...kch... przepraszam, ja mog� spa�. Dobra... gzzy, grr... noc... grych. Co rzek�szy wygi�� si� dziwacznie, przez kr�tki moment sta� pochylony do ty�u niemal pod k�tem prostym, potem run�� na ziemi� w brz�ku i �oskocie dok�adnie w to samo miejsce, z kt�rego niedawno wsta�. I zaraz zasn��. - No, no - mrukn�� Dziadek w pe�nej oszo�omienia ciszy (w tej ciszy s�ycha� by�o jedynie, jak bije serce poruszonej, szcz�liwej - Gurul nie zapomnia� o niej! - Tapati). -Je�eli Gurul z w�asnej woli zszed� do podziemi, to oznacza tylko jedno: natrafi� na co� interesuj�cego. Przypomnij mi, Dusieczko - zwr�ci� si� do Babci - �eby�my tu wr�cili w drugiej po�owie sierpnia. Chcia�bym wiedzie�, co ten dziwak wyszpera�. Druga po�owa sierpnia. Pami�taj, Dusiu. I w�a�nie by�a - dok�adnie - druga po�owa sierpnia... Rozdzia� II CZY DZIADEK ZWARIOWA�?! - Babciu - powiedzia�a Tapati wbiegaj�c na werand� - ju� mo�esz przypomnie� Dziadkowi, �e chcia� si� wybra� na drug� wypraw� do ruin zamku. Mogliby�my p�j�� nawet jutro! Babcia, okutana w grub� we�nian� chust� - dar Kociuby -przyszywa�a �abki do ��tych firanek, kt�re zamierza�a zawiesi� we wszystkich oknach, �eby chocia� w domu by�o s�onecznie, skoro pogoda tego lata (z zagadkowej przyczyny) upodoba�a sobie kolor szary i tylko od czasu do czasu, bardzo rzadko, pozwala�a s�o�cu wychyli� z�ot� twarz zza chmur. - Ja pami�tam, dziecinko, pami�tam. Sama si� dzisiaj nad tym zastanawia�am. Ale w Wysokich G�rach sypie �nieg. - No w�a�nie! W�a�nie dlatego powinni�my polecie� tam jak najszybciej! Bo mo�e �nieg zasypa� wej�cie do tych loch�w, kt�re bada Gurul, i on nie mo�e si� wydosta�. Trudno przecie� liczy� na tego okropnego robota Tymoteusza Drugiego. - Ten �nieg szybko stopnieje. A Gurul... Nie s�dz�, �eby potrzebna mu by�a pomoc. On najlepiej radzi sobie w�a�nie w�wczas, gdy nikt mu nie pomaga. Gurulowie nie lubi� przyjmowa� pomocy od kogokolwiek, bo nie lubi� si� czu� zobowi�zani. - Zobowi�zani? Nie rozumiem. Babciu... - Kto nie umie dawa�, nie umie przyjmowa� - powiedzia�a Babcia, pr�buj�c nawlec ig��. -Ale naturalnie, dziecinko, mo�emy zapyta� Dziadka, czy nie ma ochoty na now� wycieczk�. Tylko trzeba z tym poczeka� do wieczora. - Dziadek jest znowu w Obserwatorium i robi te swoje obliczenia! Och, Babciu, co on tak oblicza i oblicza?! I tylko z tego obliczania robi si� coraz bardziej z�y. Ostatnio do Dziadka w og�le odezwa� si� nie mo�na. On jest zupe�nie jak nie Dziadek. - Dziadek niczego nie oblicza - powiedzia� Tapatik, kt�ry wychodz�c z pokoju us�ysza� s�owa siostry. - W�a�nie dlatego wywiesza na drzwiach t� kartk� z napisem: �Nie przeszkadza�. Obliczam". �eby nikt nie wszed� i nie zobaczy� tego, co ja zobaczy�em. Bo Dziadek tylko udaje, �e oblicza, a tak naprawd� to rysuje r�ne r�no�ci. O raju, trzymajcie mnie, widzia�em, jak rysowa� szanown� Kociub� lec�c� na odkurzaczu, ha, ha, ha! M�wi� wam, jakie to by�o �mieszne! O ma�o si� nie zdradzi�em, �e... Zmieszany, ugryz� si� w j�zyk, ale ju� by�o za p�no. - �e podgl�dasz - doko�czy�a Babcia walcz�c z nitk�, kt�ra nie chcia�a przej�� przez uszko ig�y. Tapatik poczerwienia� i chcia�, korzystaj�c z tego, �e Babcia na niego nie patrzy, wycofa� si� po angielsku, czyli po prostu umkn��. Nie, nie przed spodziewanymi wym�wkami (Babcia na og� wym�wek nie robi�a), a przed uczuciem wstydu: uwa�a� bowiem, �e jest nazbyt pal�ce, a on nie lubi si� poci�, bo wtedy brzydko pachnie. Uchyli� ju� drzwi, gdy Babcia podnios�a g�ow� znad roboty. - Tapatik, nawlecz mi ig�� - powiedzia�a jak gdyby nigdy nic. Tapatik wstawi� nog� mi�dzy drzwi, jakby si� ba�, �e kto� mu je przed nosem zatrza�nie. - Babciu, ja... ja zostawi�em mleko na gazie i ono w�a�nie w tej chwili kipi - wykrztusi�, czerwony, i znik�. By�o to piramidalne k�amstwo, o czym Tapatik wiedzia� (i wiedzia�, �e Babcia wie), ale rozumowa� z pewn� doz� logiki, �e skoro i tak ju� si� najad� wstydu, to mo�e zje�� jeszcze troch�, a nawet w pewnym sensie robi dobry uczynek: bo je�eli ucieknie, nikt nie b�dzie czu�, jak on si� poci... Babcia pokiwa�a g�ow�. - Wiesz co, Tapati - powiedzia�a ponawiaj�c pr�by nawleczenia ig�y - przysz�o mi na my�l, �e od czasu powrotu z Akcji Ratowniczej Tapatik zaczyna mie� w stosunku do Dziadka uczucia rywalizacyjne. - Tapatik ma dobre serce - rzek�a gor�co Tapati, kt�ra nie bardzo rozumia�a, co to znaczy uczucia rywalizacyjne. - Daj t� ig��, Babuniu. Nawlok� ci. I w og�le ci pomog� - doda�a m�nie, bo nie znosi�a szy�, a �abek do przyszycia by�a ca�a g�ra. Siedzia�y wi�c na werandzie i przyszywa�y �abki do firanek w kolorze s�o�ca, a tymczasem chmury, w�ciek�e na zak��caj�cy ich spok�j wiatr, znowu bluzn�y deszczem. Bluzga�o, rozj�trzone, z tak� furi�, �e zrobi�o si� zupe�nie ciemno i robot kuchenny XL pozapala� �wiat�a we wszystkich pokojach (oraz na werandzie), pozostawiaj�c Tapati do zapalenia to jedno, kt�re sama lubi�a zapala� - �wiat�o ma�ej latarenki nad drzwiami wej�ciowymi. Ka�dy, kto wraca� wieczorem, w nocy lub w wywo�anych kaprysami pogody ciemno�ciach, zobaczywszy z daleka t� latarenk�, to �wiat�o domu, wiedzia�, �e jest ju� blisko, �e na niego czekaj�... Deszcz nie przesta� pada� do wieczora. Dziadek przyszed� z Obserwatorium przemoczony, bo zapomnia� zabra� parasol (doprawdy dziwne przeoczenie, skoro co dzie� pada�o), i z�y. Babcia i Tapati uzna�y, �e nie jest to odpowiedni moment na poruszanie sprawy wycieczki do ruin zamku. Zreszt� nie by�o czasu, �eby z nim o czymkolwiek porozmawia�. Dziadek bowiem zamkn�� si� w �azience i le�a� w wannie przez ca�e p� godziny (normalnie wychodzi� po dziesi�ciu minutach), a potem oznajmiwszy, �e nie b�dzie jad� kolacji, poszed� do Domu Chorej Pani na telewizj�. - Dziadkowi chyba co� jest - powiedzia�a Tapati, zatroskana. -Nie zjad� kolacji i poszed� na telewizj�! On si� chyba rozchorowa�. Babciu? - S�dz�, dziecinko, �e on si� po prostu bardzo gryzie swoj� bezsilno�ci� - odpar�a �agodnie Babcia. - Wie, �e Klif na Ksi�ycu musi by� w powa�nych tarapatach, skoro nie daje znaku �ycia. Podejrzewa, �e Mandiable mog� wkr�tce zaatakowa� Ziemi� i - a� do pa�dziernika - nie mo�e nic zrobi�. A poza tym Dziadek si� nudzi... - W�a�nie! Dlatego trzeba zorganizowa� now� wycieczk� do Wysokich G�r - stwierdzi�a rezolutnie Tapati. - Ja dzisiaj porozmawiam z Dziadkiem na ten temat. Do rozmowy jednak nie dosz�o. Bo oto co si� sta�o jeszcze tego samego wieczoru, tylko trzy kwadranse p�niej: Babcia i Tapati przy pomocy XL-a rozwiesza�y w oknach s�oneczne firanki i... o ma�o nie spad�y z parapetu. Bo w przedpokoju rozleg� si� straszliwy rumor, jakby galopowa�o, a potem raptownie zatrzyma�o si� w miejscu stado dzikich koni. Nie by�y to jednak oczywi�cie ani dzikie konie, ani inne zwierz�ta, tylko Dziadek, Tapatik, Bimbel, Piastek i Zgryzik. Biegli w takiej w�a�nie kolejno�ci i z takim ob��dnym po�piechem, �e wywr�cili stojak na parasole tudzie� wieszak na kapelusze. Tapatik pierwszy zdo�a� si� wypl�ta� i blady wpad� do pokoju. - Babciu! - zawo�a� autentycznie przestraszony. - Dziadek chyba zwariowa�. Ogl�dali�my w�a�nie Dziennik Telewizyjny i Dziadek nagle zerwa� si�, i... - Tere fere! - zagrzmia� Dziadek wpadaj�c tu� za nim. - Jak kto� kogo� nie rozumie, to zaraz pos�dza go o to, �e zwariowa�! Nic si� nie przejmuj, Dusiu. Nie zamierza�em zwariowa� i nie zwariowa�em. Po prostu jutro lecimy na Ksi�yc. No, co tak patrzysz, Dusiu? Naprawd� nie zwariowa�em. Czy�by� mia�a co do tego jakie� w�tpliwo�ci? - W�tpienie jest cech� umys��w wybitnych - rzek�a skromnie Babcia. - Ja tylko nie bardzo rozumiem, dlaczego masz na g�owie ten kapelusz. Raczej nie jest zbyt twarzowy... - Ja? Kapelusz?! - krzykn�� ze zgroz� Dziadek (uznawa� wy��cznie czapeczki z pomponikami). - To chyba ty, Dusiu, nie jeste� przy zdrowych zmys�ach - doda� oskar�ycielsko i popatrzywszy po wszystkich z komicznie zdumion� min�, ostro�nie poruszy� g�ow�. A Bimbel (rozchichotany Bimbel) ju� mu podsuwa� pod nos lustro. I Dziadek chc�c nie chc�c musia� zobaczy�. A zobaczy� wielk�, rozwichrzon� g�ow�, g�ow� obie�y�wiata,, w��cz�gi lub hippisa, po�rodku kt�rej tkwi� male�ki (ale bardzo wytworny) czarny cylinder, zapomniany w domu Tapatik�w przez jednego z Izik�w, elegant�w i smakoszy... - Zabierzcie mi st�d zaraz tego idiot�! - zawo�a� Dziadek, otrz�saj�c si� ze wstr�tem. - No dobrze ju�, dobrze - doko�czy� w�r�d og�lnego �miechu. - Nie odpowiadam za kapelusze, kt�re same pchaj� si� na moj� g�ow�! A w og�le dosy� �art�w! Siadajcie. I s�uchajcie! Nie mamy sekundy do stracenia. Przed chwil� w Dzienniku Telewizyjnym Ludzi podano, �e wystrzelono Naukow� Stacj� Orbitaln�... Urwa�, jakby oczekuj�c entuzjazmu r�wnego temu, kt�ry rozpromienia� jego twarz, jak i okrzyk�w podziwu (bo min� mia� tak�, jakby sam osobi�cie t� stacj� wystrzeli�). Panowa�a jednak pe�na nieufnego wyczekiwania cisza. Dolna warga Dziadka zacz�a drga�. Szybko si� jednak uspokoi�a. - Ach, prawda, wy nic nie wiecie - rzek� Dziadek z ulg�. - Ja dokona�em wielkiego odkrycia. Mianowicie na podstawie obserwacji nieba i �mudnych oblicze� odkry�em, �e Ziemia ma nie jeden, ale dwa Ksi�yce. - O, by�o o tym w telewizji! - wyrwa� si� Piastek, podniecony. -Taka teoria! Dziadek spiorunowa� go wzrokiem, a potem u�miechn�� si� z wy�szo�ci�. - Mo�e i by�o. Ale ja t� teori� udowodni�. A poza tym odkry�em jeszcze co�. �e ten drugi Ksi�yc ma bardzo silne promieniowanie. Natura tego, euch... promieniowania, jest mi, euch... bli�ej nie znana. Na razie! Zauwa�y�em jednak, �e dzia�a ono przyci�gaj�co na materia�, z kt�rego jest zbudowany nasz stereolot. Przyci�ga jak magnes �elazo. No, teraz ju� chyba wszystko rozumiecie - zako�czy�, wodz�c wok� triumfalnym spojrzeniem. - Obawiam si�, �e zaczynam rozumie� - powiedzia�a Babcia tak cicho, �e nikt (opr�cz stoj�cego za jej krzes�em robota kuchennego) tego nie us�ysza�. Nikt te� (poza ni�) nie zaczyna� rozumie�. Chocia� teraz ju� nikt nie pos�dza� Dziadka o utrat� zmys��w, ca�a sprawa zaczyna�a wygl�da� powa�nie. - No i co wy na to? Nic? - zagrzmia� Dziadek, rozczarowany. -Nic?! - Jeste�my dumni z twego odkrycia, Tiku - wtr�ci�a Babcia pojednawczo. - Ale co ma do tego odkrycia Orbitalna Stacja Naukowa? -wyrazi� og�ln� w�tpliwo�� Tapatik. W jego zuchowatej twarzy sceptycyzm walczy� z rado�ci�. Tapatik jeszcze niewiele rozumia�, czu� jednak, �e naprawd� zanosi si� na now� przygod�. - Jak to, co? - skoczy� Dziadek. - Nie przypuszcza�em, �e jeste�cie tacy niedomy�lni! No dobrze. Oto m�j projekt: jak wiadomo, naszym stereolotem nie mo�emy dolecie� do Ksi�yca. Ale mo�emy do niego dolecie� z tego drugiego Ksi�yca. A na ten drugi Ksi�yc wcale nie musimy dolatywa�, bo nas sam przyci�gnie. Jasne? - Jasne - rzek� z nieukrywanym podziwem Tapatik. - Tylko ja ci�gle nie rozumiem, po co Dziadkowi ta Stacja... - Aha, zapomnia�em - przerwa� mu Dziadek. - Ot� to promieniowanie drugiego Ksi�yca jest za s�abe, �eby unie�� stereolot z Ziemi. Trzeba by� du�o bli�ej. - No to przecie� na t� wysoko��, na jakiej kr��y Stacja, sami mo�emy dolecie� - nie dawa� za wygran� Tapatik. - W dalszym ci�gu nie rozumiem... - Ju� dawno by� zrozumia�, gdyby� ci�gle nie przerywa�! Ot� doszed�em do wniosku, �e drugi Ksi�yc przyci�gnie stereolot tylko w�wczas, gdy b�dzie on sta� zupe�nie nieruchomo, i w dodatku pod pewnym obliczonym przeze mnie k�tem. Dlatego wyl�dujemy na Stacji Orbitalnej, ustawimy si� odpowiednio i wstrzelimy si� w to promieniowanie, jak wstrzelili�my si� w ogon komety Kontroler Pierwszy, gdy przelatywa�a w pobli�u Szmaragdowej Gwiazdy! No, teraz Dziadek nie musia� czeka� na okrzyki (i inne oznaki) og�lnego entuzjazmu! Nawet Babcia promienia�a, cho� przewidywa�a ca�� mas� k�opot�w w zwi�zku z tym, �e Dziadek na pewno b�dzie chcia� wyruszy� jak najpr�dzej, co dla niej oznacza�o przygotowanie wszystkich niezb�dnych do zabrania rzeczy w rekordowym tempie. Piastek i Zgryzik te� si� ogromnie cieszyli. A� do momentu, kiedy przysz�a im do g�owy (obydwu jednocze�nie) ta sama my�l: Tapatiki odlatuj�, a oni... - A my? - zawo�ali razem. Dziadek popatrzy� na nich powa�nie. - Ch�tnie zabra�bym was na t� wypraw�. Ale musicie zosta� na Ziemi. Mam dla was i dla innych, a przede wszystkim dla was, bardzo wa�ne zadanie. A teraz zjad�bym co�. Wydaje mi si�, �e nie podano mi dzisiaj kolacji! Zgodnie z przewidywaniami Babci, Dziadek chcia� wyruszy� jak najszybciej. Kiedy jednak po zjedzeniu (na sp�nion� kolacj�) trzech omlet�w z sokiem malinowym oznajmi� nieco omdla�ym g�osem, �e wyznacza start stereolotu na dzie� jutrzejszy, stanowczo zaprotestowa�a. - Najwcze�niej pojutrze, Tiku! Musz� mie� chocia� jeden dzie� na przygotowania. Wola�abym zreszt� dwa. Nie zapominaj, �e wr�cimy dopiero w pa�dzierniku. - Kto by si� tego spodziewa� - mrukn�� Dziadek dziwnie ni przypi��, ni przy�ata� i... chrapn��. - Babciu! Dziadek m�wi� przez sen! - powiedzia� z uciech� Tapatik. Istotnie, Dziadkowi, wyczerpanemu wielodniow� prac� w Obserwatorium, p�godzinn� gor�c� k�piel�, wstrz�sem, jakim by�a dla niego wiadomo�� o wystrzeleniu Stacji i wszystkimi zwi�zanymi z tym faktem prze�yciami, starczy�o jeszcze si� na zjedzenie trzech ogromnych omlet�w, ale te omlety po prostu go dobi�y. W�a�ciwie Dziadek spa� (z otwartymi oczyma) ju� jedz�c trzeci. A taki si� zrobi� ci�ki, �e wszyscy, jak ich by�o siedmioro, nie zdo�ali go przenie�� do ��ka i trzeba by�o wzywa� na pomoc Piastkowego Tat�. Dziadek przespa� ca�� noc i trzy czwarte nast�pnego dnia, o co mia� straszliw� pretensj� do Babci (kt�ra nie pozwoli�a go obudzi�). - Chcia�am, Tiku - powiedzia�a, gdy grad wym�wek pocz�� spada� na jej zaprz�tni�t� pakowaniem g�ow� - aby� solidnie wypocz�� przed czekaj�cymi ci� trudami. Los naszej wyprawy, a tym samym los Klifa, a mo�e i ca�ej Ziemi, zale�y od tego, czy tym trudom podo�asz. - Jasne, �e podo�am! - hukn�� Dziadek, pochlebiony, i poszed� do gara�u, aby si� przekona�, czy wszystkie urz�dzenia w stereolocie s� w stanie najwy�szej gotowo�ci (wiedzia�, �e by�y, chcia� jednak wyj�� z domu, gdy�, jak pami�tacie, ba�agan przedwyjazdowy, a zw�aszcza postawiona na widocznym miejscu pusta walizka - �le wp�yn�� na stan jego nerw�w). Pogoda nie mia�a najmniejszych wzgl�d�w dla przygotowa� na Jod�owej Polanie. Nie zaprzesta�a zabawy w jesie�. Pozostawa�a kr�lewsko oboj�tna a� do dnia, na kt�ry Dziadek wyznaczy� start. W�wczas zacz�a przejawia� wyj�tkow� wprost z�o�liwo��: ona te� co� zaplanowa�a. Wyznaczy�a mianowicie spotkanie najczarniejszych, najobrzydliwszych chmur �wiata nad Jod�ow� Polan�. Ci�gn�y wi�c ze wszystkich stron ci�kie, dostojne niby dobrze od�ywione krowy, zbija�y si� w stada nad jod�ami i gapi�y si� na Polan� w�a�nie zupe�nie jak krowy. Tapatik i Bimbel mieli mn�stwo roboty z rozpraszaniem tych stad. Aparat do rozp�dzania chmur, zwany popularnie odkurzaczem, grozi� przegrzaniem, wi�c Dziadek odwo�a� �kowboj�w". - Podmuchamy przed samym startem! Te chmury mi si� nie podobaj� - rzek� patrz�c podejrzliwie w niebo. - My�lisz, Dziadku, �e to sprawka Mandiabl�w? - spyta� wojowniczo Tapatik. Dziadek w zamy�leniu poci�gn�� w�sa. - Nie s�dz�, aby wypuszczali si� a� tak daleko, ale kto wie... -powiedzia� cicho, aby go nie us�yszeli zebrani na werandzie go�cie. Go�cie przybyli nie tylko po to, by asystowa� przy starcie (prawie wszyscy przynie�li ze sob� czyste bia�e chusteczki, �eby nimi po�egnalnie pomacha�); Dziadek nie lubi� gapi�w. Przyszli, poniewa� zostali zaproszeni w bardzo wa�nej sprawie. I czuli si� bardzo wa�ni i zaszczyceni, a zarazem lekko zaniepokojeni, gdy� nie by�o ich zbyt wielu. I do tego faktu w�a�nie nawi�za� Dziadek od razu na wst�pie swego przem�wienia. - Moi drodzy - zacz�� nabijaj�c fajk� (co mia�o stwarza� wra�enie, �e jest w zupe�nie zwyczajnym nastroju) - jak powszechnie wiadomo, jestem przeciwnikiem zebra�, narad, konferencji itd., itd., bo uwa�am je za... - Tiku, okropnie rozsypujesz tyto�, a ju� pozamiata�am na werandzie - wtr�ci�a Babcia. - Co? - mrukn�� Dziadek patrz�c na ni� niezbyt przytomnie (bo wybity z natchnienia). - Wcale nie rozsypuj� tyto... Aha! W porz�dku. Wi�c kr�tko: musimy polecie� teraz na Ksi�yc, �eby zobaczy�, co si� sta�o z naszym tamtejszym posterunkiem. Chc� jednak, �eby tu, na Ziemi, kto� czuwa�. Nie wezwa�em wszystkich, bo nie chc� wywo�a� paniki... Ojciec Piastka poruszy� si� niespokojnie i poszuka� wzrokiem syna. Brat Zgryzika wyj�� notes podarowany mu przez Dziadka na urodziny, inni zacz�li pokaszliwa� i szura� nogami; niemo�no�� utrzymania n�g w spokoju �wiadczy jak wiadomo, o du�ym zdenerwowaniu... - Czy nam co� grozi? - spyta�, skorzystawszy z okazji, �e Dziadek zapala� fajk�. Najstarszy Polko�. - Na razie nie - odpar� Dziadek i szuranie n�g usta�o. - Rzecz przedstawia si� nast�puj�co: mamy pewne wiadomo�ci, �e Man-diable-Po�eracze Kwitn�cych Planet zamierzaj� zaatakowa� Ziemie - (bardzo silne szuranie). - Nie ba� si�! - hukn�� Dziadek, kt�rego to szuranie wytr�ca�o z natchnienia. - Powtarzam, �e na razie nic nam nie grozi. A poza tym my, Tapatiki, czuwamy! Wiem, �e nigdy nie s�yszeli�cie o Mandiablach. S� to istoty o naturze s�p�w: �ywi� si� padlin�. Wyszukuj� we wszech�wiecie planety, na kt�rych jest �ycie, i albo te planety roztapiaj�, albo zamra�aj�, to znaczy oddzia�ywuj�c na pogod�, ozi�biaj� lub ocieplaj� klimat. Albo i to, i to jednocze�nie, a� doprowadz� do zag�ady �ycia - (szuranie). - Powiedzia�em, nie b�jcie si�! - zagrzmia� Dziadek wymachuj�c wygas�� fajk�. - Bezpo�rednia zag�ada nam nie grozi. Mandiable dzia�aj� d�ugoplanowo. Ich podstawow� metod� jest sianie zam�tu i og�upianie. W ten spos�b doprowadzaj� do tego, �e - s�uchajcie uwa�nie - istoty zamieszkuj�ce dan� kwitn�c� planet� same j� niszcz�. Jedn� z wypr�bowanych metod Mandiabl�w jest zrzucanie na wybran� planet� tysi�cy Fabokl�w, kt�rzy zara�aj�, g��wnie m�odzie�, swoj� ideologi� zbawienia �wiata przez wykr�canie si� od wszelkiego wysi�ku. Fabokle s� bardzo gro�ni - rzek� z naciskiem Dziadek i jakby mimochodem spojrza� na Tapati. Tapati szybko wtuli�a zaczerwienion� twarz w puchowe futerko swego ukochanego Z�otego Misia; jak za dotkni�ciem czarodziejskiej pa�eczki znalaz�a si� znowu na Ksi�ycu po�r�d Fabokl�w. Widzia�a wielkie, rozczochrane czupryny spadaj�ce im na czo�a, brzydko pachn�ce niebieskawe ob�oczki nad ich g�owami, oczy o napuchni�tych powiekach. Widzia�a, jak siedzieli wok� pag�rka, na kt�rego szczycie tkwi� nieruchomy Gurul, i ko�ysz�c si� �piewali dziwn�, monotonn� pie�� bez s��w i jak wtedy, na jedn� kr�tk� straszn� chwil�, poczu�a, �e wszystko jej oboj�tnieje, �e ju� nie kocha nikogo, niczego... Zadr�a�a, i nagle przypomnia�a sobie: Gurul! Odlatuj� za pi�tna�cie minut, a Gurul nic o tym nie wie! - Dziadku, a Gurul? - zawo�a�a. Dziadek, kt�ry jeszcze rozwodzi� si� nad szkodliwym wp�ywem wywieranym przez Fabokli, przerwa� w p� s�owa i zmarszczy� gniewnie swe krzaczaste brwi. Jego oczy jednak szybko z�agodnia�y. - Nie zd��ymy go ju� zabra�, kruszynko - rzek� ciep�o. - Ale mo�esz napisa� do niego list, naturalnie jak chcesz... Tylko po�piesz si�, malutka, bo ja ju� ko�cz�. A wi�c, jak powiedzia�em -ko�czy� Dziadek - bezpo�redniego zagro�enia nie ma. Poniewa� jednak istniej� oznaki, �e co� niedobrego zaczyna si� dzia� na Ziemi, a my chwilowo odlatujemy, mam dla was dwa wa�ne zadania: po pierwsze, przygotujcie jak najwi�kszy zapas gumy do �ucia. Zebrani na werandzie go�cie niepewnie popatrzyli po sobie. - Powiedzia�e�: gumy do �ucia? - spyta� z wahaniem brat Zgryzika. - Powiedzia�em - przytakn�� Dziadek, a Najstarszy Polko� nie wiadomo dlaczego (mo�e po prostu dlatego, �e by� Polkoniem) parskn�� �miechem. - Mandiable przepadaj� za gum� do �ucia. A kiedy zaczynaj� �u�, rytmiczny, monotonny ruch szcz�kami dzia�a wybitnie usypiaj�co na ich m�zgi. Mo�na ich wtedy zgarnia� jak odymione pszczo�y. - Ihaha - zar�a� Najstarszy Polko� (coraz bardziej rozweselony), czym �ci�gn�� na siebie liczne kuksa�ce: go�cie obawiali si�, �e Dziadek b�dzie z�y. Dziadek jednak, kt�ry sam podobnymi wstawkami urozmaica� cz�sto przer�ne zebrania, narady, konferencje itp., nie tylko nie by� z�y, ale nawet si� u�miechn��. - Spo�ywanie gumy do �ucia zosta�o Mandiablom surowo zabronione przez ich Wodza, tote� za nic na �wiecie sami o ni� nie poprosz�. Kiedy jednak kto� im gum� zaproponuje, nie opr� si�. Po tym w�a�nie ich rozpoznacie. Sam W�dz, trzeba wam wiedzie�, oraz cz�onkowie jego najbli�szego otoczenia maj� wstr�t do gumy do �ucia. - W�a�nie - wtr�ci� �ywo Ojciec Piastka. - Jak ich rozpozna�? - Z tym mo�e by� pewna bieda. Wygl�d Mandiabl�w zmienia si� w zale�no�ci od sytuacji i okoliczno�ci. S� bardzo plastyczni, rozumiecie? A wi�c uwaga: je�eli tu na Pog�rzu pojawi si� kto� z Naszego Bractwa, kto�, kogo nikt nigdy przedtem nie widzia� i nie zna, trzeba szybko zapyta�: czy mia�by� ochot� na gum� do �ucia? A wtedy oczy tego kogo� zrobi� si� czerwone. I okropnie g�odne. A je�eli ten z was, kto zaproponowa� gum�, nie ma jej przy sobie, Mandiabl p�jdzie za nim jak krowa na postronku. Wi�c pami�tajcie: przygotowa� zapas gumy do �ucia. - Sk�d j� wzi��? - spyta� z trosk� jeden z Izik�w (kt�ry sam bardzo lubi� gum� do �ucia o smaku owocowym). - Do nas na Pog�rze jeszcze ta moda nie dosz�a. Nie widzia�em ani jednego ch�opca �uj�cego gum�. - Ihaha - zar�a� rado�nie Najstarszy Polko�. - Ale dzieciaki �uj� - wyrwa� si� Zgryzik. - Dostaj� od turyst�w. - Ot� to - zawo�a� Dziadek. - To jest przede wszystkim zadanie dla Zgryzika i Piastka. - Tak jest! - krzykn�li ochoczo. - A co mamy robi� ze z�apanymi Mandiablami? - zaniepokoi� si� Ojciec Piastka. - Co oni jedz�? - Powi��cie ich w snopki i schowajcie do jakiej� szopy - odpar� Dziadek niecierpliwie i spojrza� na zegarek. - Je toto wszystko, byle troch� nie�wie�e czy zakalcowate. Ale m�wi�c szczerze, nie przypuszczam, �eby zapu�cili si� a� tutaj. Ledwo sko�czy� m�wi�, na werandzie zrobi�o si� ciemno. Mrok zapad� w spos�b nies�ychanie podst�pny. Jeszcze przed chwil�, zanim Dziadek zacz�� m�wi�, by�o jasno, czyli szaro. I nagle raptownie pociemnia�o, przy czym wszyscy odnie�li wra�enie, jakby kto� bezszelestnie stan�� za ich plecami i zakry� im oczy r�kami. Niestety, nie towarzyszy� temu znajomy, figlarny okrzyk: a kuku, zgadnij, kim jestem! By�a to ciemno�� nag�a, cicha i parali�uj�ca. Nikt nie pisn��, nikt nie j�kn��. Tylko jeden z Izik�w odruchowo w�o�y� r�k� do kieszeni i zacisn�� j� na szklanym pude�eczku zawieraj�cym przysmak nad przysmaki: galaretk� z le�nych poziomek . Wydawa�o si�, �e ju� ca�e wieki siedz� w tej strasznej ciemno�ci (cho� min�y zaledwie trzy sekundy), gdy wtem co� lekko zachrobota�o na schodkach wej�ciowych. - Dzie� dobry, przepraszam, �e si� sp�ni�am - powiedzia�a Chochla cichym, nie�mia�ym g�osem. - Czy kto� nie m�g�by by� tak uprzejmy i zapali� �wiat�o? By�am ju� przy domu, gdy nadp�yn�a ta czarna chmura... - Chmura! - wrzasn�� Tapatik z ulg�. - Tapa-ti-ti! Ja j� zaraz wykurz�. - Chochla! - zawo�a� Dziadek, uradowany, i si�gn�� r�k� do szyi, aby sprawdzi�, czy nie zapomnia� zawi�za� swej okropnej (ale bardzo podziwianej przez Chochl�) chustki, czerwonej w ��te grochy. - Dusiu! Zapal �wiat�o! Babcia zapali�a �wiat�o. Tapatik i Bimbel chwycili odkurzacze i wycelowali je w niebo. Chmura jednak nie zrobi�a tego, co zrobi� powinna, czyli nie rozproszy�a si�, tylko powoli, niech�tnie odsun�a si� znad domu Tapatik�w i... przystan�a. Sta�a na skraju Jod�owej Polany opieraj�c swe ci�kie, czarne cielsko na jod�ach niby na laskach. Takie por�wnanie nasun�o si� naturalnie Tapati, kt�r� ciemno�� zaskoczy�a w trakcie pisania listu do Gurula. Przej�ta tym, co pisa�a, nie zd��y�a si� przestraszy�. Dopiero teraz, patrz�c przez okno, poczu�a, �e ogarnia j� niepok�j. Szybko wi�c wr�ci�a do przerwanego pisania. Niepok�j ogarn�� nie tylko j�. Prawd� m�wi�c, ws