7159
Szczegóły |
Tytuł |
7159 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7159 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7159 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7159 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
SHULAMIT LAPID
GAZETA LOKALNA
(Prze�o�y�a: Magdalena Sommer)
NOIR SUR BLANC
2000
Rozdzia� 1
Nikt nie mia� poj�cia, kiedy Lizzi Badihi zjawi�a si� na przyj�ciu u Hornsztyk�w ani z kim. Nikogo to zbytnio nie obchodzi�o. Lizzi z regu�y nie wzbudza�a wi�kszego zainteresowania, gdziekolwiek si� pojawia�a. Nie dlatego, �e nie rzuca�a si� w oczy - ze swoimi wielkimi stopami, przywodz�cymi na my�l focze p�etwy, ze sp�aszczonymi piersiami, kt�re przypomina�y o przyci�ganiu ziemskim tym, kt�rzy przypadkiem o nim zapomnieli, no i z tym szczeg�lnym sposobem m�wienia... Lizzi mia�a zwyczaj ��czy� s�owa niby ogniwa zardzewia�ego �a�cucha, przeplataj�c je nieustannymi �m�j drogi� i �co?�. W redakcji nazywano j� �Lizzi S�owik�, o czym dobrze wiedzia�a. M�wi�a te�, �e ma to w nosie, dop�ki daj� jej spokojnie pracowa� i nie wtr�caj� si� do tego, co pisze. By�a �naszym korespondentem� gazety �Czas Po�udnia�, autork� praktycznie wszystkich tekst�w. Wychodzi�a w �rodku nocy, je�li okoliczno�ci tego wymaga�y; zwil�a�a przedtem w�osy, �eby si� rozbudzi�, malowa�a usta, wk�ada�a par� olbrzymich s�uchawek na uszy, a pager za pasek, i wlok�a si� ci�ko po pustym chodniku, modl�c si� w duchu, �eby samoch�d zapali�, klient by� w przewidzianym miejscu i �eby informacja przedosta�a si� do prasy krajowej - za to dostawa�a premi�.
Wiedzia�a dobrze, tak jak wszyscy w Beer Szewie, �e ona i dziennik lokalny to jedno. Dzi�ki temu nie musia�a si� ucieka� do podst�p�w ani przesadnie dba� o dobre maniery. Je�li trzeba by�o, powiedzmy, przeprowadzi� wywiad z matk� denata lub z narzeczon� znanego piosenkarza, kt�ry zgwa�ci� prostytutk� i wybi� jej cztery z�by, lub te� dla odmiany z bohaterskim �o�nierzem, dum� osiedla 4, wielkostopa Lizzi by�a zawsze na miejscu. Nie w�tpi�a, �e Dahan, szef dzia�u lokalnego gazety, zadzwoni do Tel Awiwu i o�wiadczy: �Lizzi S�owik jedzie do tego �puna, kt�remu wybili oko�, i niczym si� nie przejmowa�a, bo by�a pewna, �e nie omieszka doda�: �...i ona ju� wyci�gnie z niego ca�� histori�.
Nie by�a specjalnie z siebie dumna, ale nie by�a te� przesadnie skromna. Wiedzia�a, �e jest profesjonalistk� w swoim zawodzie, i sprawia�o jej to przyjemno��. Gdyby tak jak matka ci�gn�a ni� w prz�dzalni albo robi�a zastrzyki w szpitalu �Soroka� jak siostry, Georgette i Hawacelet. wtedy r�wnie� by�aby profesjonalistk� i te zaj�cia dawa�yby jej satysfakcj�. Tymczasem jednak, na dwa miesi�ce przed trzydziestymi urodzinami, by�a redaktorem gazety lokalnej z Po�udnia - big deal - i tylko to robi�o wra�enie na jej matce, Georgette i Hawacelet.
Od czasu do czasu siostry przychodzi�y i zasypywa�y j� pochwa�ami. Wtedy wiedzia�a, �e na koniec poprosz� o po�yczk�, na kt�r� zawsze si� zgadza�a. Daj�c pieni�dze, my�la�a, �e nast�pnym razem oszcz�dzi ju� im i sobie tych wszystkich pochlebstw. Ale kiedy nadchodzi� ten nast�pny raz, znowu pozwala�a siostrom opowiada�, jaka to jest zdolna i wa�na, jakie s� dumne, �e kto� taki jak ona nale�y do rodziny Badihi. kt�ra dotychczas nie mog�a si� poszczyci� przed �wiatem �adnym istotnym osi�gni�ciem. Pozwala�a im w ten spos�b odczu�, �e j� przekona�y - by�a to jedna drobna przyjemno�� przy ca�ym upokorzeniu zwi�zanym z po�yczk�. Mia�y dzieci, kt�re musia�y ubra�, nakarmi� i pos�a� do szko�y, a to by�o wa�niejsze od dumy.
Prac� w redakcji zacz�a jako sekretarka Dahana, kt�ry by� w�wczas odpowiedzialny za dzia� og�osze�. Wyr�czano si� ni�, gdy nie mia� kto p�j�� do magistratu i spyta�, czemu zamkni�to dop�yw wody na osiedlu 4 albo kiedy sko�cz� budowa� jezdni� na osiedlu 3. Szybko si� nauczy�a, �e ka�da informacja ma swoj� cen�. Tyle a tyle linijek szanta�u lub przekupstwa. Ludzie przywykli powoli do tej du�ej dziewczyny, ci�gn�cej p�askie stopy po chodniku, z ci�kimi, zm�czonymi powiekami, o oczach, kt�rych nic nie mog�o zdziwi� ani o�ywi�. Gdyby spyta� kogo� w Beer Szewie, czy Lizzi �uje gum�, na sto procent odpowiedzia�by: �Pewno, �e �uje�. A przecie� nigdy tego nie robi�a. Tak zosta�a wychowana. Biedna dziewczyna mo�e w �yciu liczy� tylko na swoje dobre maniery. Teraz nie by�a ju� taka biedna, ale gumy nadal nie �u�a. Wiedzia�a jednak, �e wygl�da jak krowa prze�uwaj�ca pokarm.
Nigdy nie rozmawia�a o tym, �e jest dziewic�. O takich rzeczach si� nie m�wi. Jednak po prostu jej to ci��y�o i ju� dawno temu postanowi�a skorzysta� z pierwszej okazji. Z biegiem lat ta pierwsza okazja zdawa�a si� oddala� coraz bardziej i Lizzi znalaz�a si� w sytuacji, gdy nie mog�a ju� p�j�� do ��ka z kimkolwiek. C� bowiem powie temu �komukolwiek�, gdy ten odkryje, �e jest pierwszy? Jeszcze got�w pomy�le�, �e to na niego czeka�a wszystkie te lata, a jak tu wyperswadowa� co� takiego, �eby nikogo nie zrani� ani nie obrazi�. Gdyby, za��my, mia�a siedemna�cie lat, wysz�aby tylko na idiotk� i zosta�a szybko zapomniana. W wieku prawie trzydziestu lat to jak p�j�� pierwszy raz w �yciu do opery. I wyt�umaczcie teraz, �e to nie mi�o�� od pierwszego wejrzenia! Obserwowa�a cz�sto Dahana, kt�remu zdarza�o si� znika� w Country Clubie albo w hotelu naprzeciwko kasy chorych z kolejn� w�a�cicielk� modnego butiku albo napalon� licealistk�. �Gdyby mnie kto� szuka�, b�d� po po�udniu� - m�wi�. Zjawia� si� potem ze zm�czonymi oczami, wnosz�c do redakcji zapach mi�osnej przygody.
Lizzi i Dahan odnosili si� do siebie z wzajemnym szacunkiem. Niegdy� pracowali razem w male�kim biurze na ty�ach supermarketu. Id�c tam, musieli wymija� skrzynki z kapust� i furgonetki z chlebem. Razem te� przeprowadzili si� do labiryntu nowiutkich pokoi usytuowanych nad drukarni�. Docenia� to, �e nigdy jeszcze nie uzna�a jakiego� zadania za niemo�liwe, sz�a na ka�d� konferencj� prasow�, sprawdza�a ka�dy okruch informacji, kt�ry do niej dotar�. Bardziej jeszcze ceni� fakt, �e nigdy nie odkry�a przed jego �on� ani nikim innym tych drobnych przyg�d, na jakie sobie od czasu do czasu pozwala�.
Ona podziwia�a jego ambicj�, jego niezmordowan� pogo� za pieni�dzmi i sukcesem, a tak�e za kobietami, z pe�n� �wiadomo�ci�, �e znalaz�a si� w pobli�u bomby, kt�rej od�amki mog� i jej dosi�gn��. To on zadecydowa�, �e Lizzi ma zrobi� prawo jazdy i kiedy powinna si� wyprowadzi� od matki. Pom�g� jej nawet zdoby� kredyt. To on w ko�cu przekona� w�a�cicieli gazety, �e ta oto Lizzi, przez wszystkich uwa�ana za g�upi� krow�, jest cennym nabytkiem w redakcji i warto by jej przyzna� samoch�d.
Co prawda niecodziennie si� zdarza, �e mieszkaniec Beer Szewy zostaje podniesiony do godno�ci s�dziego okr�gowego, jednak z punktu widzenia miejscowej gazety przyj�cie u Hornsztyk�w nie przedstawia�o wi�kszej warto�ci. Zas�ugiwa�o co najwy�ej na kilka linijek w kolumnie towarzyskiej. Dahanowi jednak uda�o si� ostatnio zdoby� reklamy od firmy �Israha - Instrumenty Muzyczne� i poleci� Lizzi, aby by�a mi�a i posz�a do domu s�dziego Hornsztyka, nast�pnie przemyci�a w tek�cie zdanko o piani�cie Jackiem Danzigu, a przy tej wyj�tkowej okazji r�wnie� o fortepianie, na kt�rym zagra w czasie wieczoru. Dahan dobrze wiedzia�, �e o czwartej rano Lizzi musi by� na przej�ciu granicznym. Nie pyta�a, co dosta� Jackie Danzig w zamian za wprowadzenie jej na przyj�cie. By�a pewna, �e zrekompensowano mu to w jaki� spos�b. Nie spotka�a si� jeszcze z sytuacj�, kt�ra nie mia�a swojej ceny.
Dom sta� na wzg�rzu w k�pie drzew. Srebrzyste tamaryszki w ogrodzie �wiadczy�y, �e w�a�ciciele s� do�wiadczonymi gospodarzami. Pn�cza bugenwilli pokrywa�y �cian� frontow�, tworz�c� szachownic� z szarych i r�owych kamieni. Dwie splecione ze sob� �cie�ki zakr�ca�y pod drzwiami wej�ciowymi, znikaj�c nast�pnie gdzie� za domem.
Jackie i Lizzi zatrzymali si� na chwil� w wej�ciu, �ciskaj�c d�o� Hornsztyka, po czym ruszyli dalej po �liskim czarnym marmurze posadzki. Powoli przyzwyczajali wzrok do o�lepiaj�cego blasku ogromnych kandelabr�w. Jackie odwr�ci� si� od swej towarzyszki i pospieszy� w stron� bia�ego fortepianu, kt�ry ustawiono pod jedn� ze �cian. �A id� w choler�!� - powiedzia�a Lizzi do jego plec�w w czarnej jedwabnej koszuli i wysz�a do ogrodu. �Mo�na by pomy�le�, �e jestem tr�dowata� - mrucza�a, staj�c w pobli�u baru i obserwuj�c, co si� dzieje w wielkim salonie. Jackie Danzig gra� na bia�ym fortepianie firmy �Israha�. �wiat�o kandelabr�w po�yskiwa�o na jego r�owej muszce. Romantyczna melodia wywo�ywa�a u�miech na twarzach go�ci i porywa�a ich do ta�ca. Lizzi przypomnia�a sobie nagle, �e podobno jest on kochankiem jakiej� s�awnej kobiety, lecz nie pami�ta�a kt�rej. Urodzi� si� w bloku na osiedlu 3, tak jak Lizzi. Byli mniej wi�cej w tym samym wieku. S�odkiej i rytmicznej melodii, kt�ra sp�ywa�a spod palc�w Jackiego, przeczy� ot�pia�y wyraz jego twarzy. A mo�e nie? Gracze miejscowej ligi, kt�rzy przyjechali na go�cinne wyst�py - oto, kim byli. Co� poruszy�o si� w jej pami�ci, majacz�c niewyra�nie na samym skraju. Za chwil� iskierka zab�y�nie. Pozwoli�a sobie b��dzi� wzrokiem od salonu do ogrodu i z powrotem do drzwi wej�ciowych.
Kilkana�cie os�b ta�czy�o na niewielkim tarasie. W ogrodzie t�oczy�o si� ju� oko�o dziesi�ciu par. Niekt�re przysiada�y przy okr�g�ych stoliczkach pod girlandami kolorowych lampion�w, inne porusza�y si� w plamach �wiat�a i cienia. Rozpozna�a kilkoro go�ci. J� te� paru rozpozna�o i zdziwi�o si�, co tu robi. Nie nale�a�a ani do tego miejsca, ani do tego czasu. S�dzia Hornsztyk raczej nie pasuje do Lizzi S�owik, ksi�niczki miejscowego brukowca. Wszyscy wiedzieli, �e gdyby tylko chcia�, m�g�by teraz siedzie� w Jerozolimie albo Tel Awiwie. Je�eli jego kariera posuwa�a si� zbyt wolno, to dlatego, �e zdecydowa� si� - tak, tak - zdecydowa� si� zamieszka� w�a�nie tutaj. Nie cierpia� specjalnie z powodu wyroku, kt�ry sam na siebie wyda�. By� miejscowym intelektualist�, s�dzi� Po�udnia i sumieniem Negewu. Od czas�w Ben Guriona nie by�o cz�owieka, kt�ry nada�by tak wielkie znaczenie pustyni, jak Pinchas Hornsztyk, s�dzia. Sta� teraz na progu swojej willi, trzymaj�c w lewym r�ku p�k sztucznych ogni. Praw� r�k� wyci�ga� po jednym i wr�cza� ka�demu z go�ci. �Przyj�cie odbywa si� w ogrodzie� - m�wi� do nich z bladym u�miechem, kt�ry dr�a� mu na wargach jak nieszczelna �aluzja. Sprawia� przy tym wra�enie, jakby pragn�� oszcz�dzi� go�ciom najmniejszej zw�oki. Dlaczego jego przyjaciele, rodzina - zdumia�a si� Lizzi - nie zmusili go, by opu�ci� ten groteskowy posterunek przy drzwiach i wszed� do �rodka?
A mo�e w�a�nie z tej odmienno�ci czerpie si��? I jaka to mo�e by� si�a? Czyni�ca dobro czy z�o? A mo�e po prostu si�a, dzi�ki kt�rej potrafi zignorowa� niewygodne towarzyskie konwenanse.
- �mierdzi fors� - stwierdzi�a stoj�ca obok kobieta, bezw�adnie oparta o bar.
Lizzi wrzuci�a do ust gar�� s�onych orzeszk�w i zacz�a �u�. Jej oczy pod ci�kimi powiekami rozgl�da�y si� w�r�d t�umu go�ci. Pnie drzew pomalowano z�ot� farb�, �a�cuchy ze z�otego papieru ko�ysa�y si� pomi�dzy ga��ziami.
- Ona ma gdzie� Hor-Hornsztyka i te jego fa-fajerwerki - roze�mia�a si� pijana kobieta.
Lizzi wymamrota�a co� w odpowiedzi i westchn�a w duchu: Jakie to obrzydliwe, jakie to wszystko obrzydliwe.
- Kto finansuje t� uroczysto��? - zapyta�a swoj� s�siadk� przy barze i doda�a czym pr�dzej: - Nazywam si� Lizzi Badihi, jestem reporterk� �Czasu Po�udnia�.
Mia�a wystarczaj�co du�e do�wiadczenie, aby si� przedstawi�, zanim uzyska jak�� informacj�. �eby nie m�wiono potem, �e oszuka�a rozm�wc�w albo �e nie wiedzieli, z kim rozmawiaj�.
Popatrzy�a na swoj� drobn� s�siadk� i zastanawia�a si�. co jest jej nami�tno�ci�. Mi�o��? Pieni�dze? S�awa?
- Kt-t-to fi-finansuje? Fiu! Wina Lubicza, oto, kto f-finansu-je! Tata �ony s�dziego okr�gowego Hor-Hornsztyka. Znasz sklep z winami ko�o dworca autobusowego? Pami�tasz, jak sprowadzili z Jugos�awii wino z o�owiem? By�a� wtedy ma�a. Tata! Te�� Hornsztyka. W�a�nie on. To on zadba�, �eby jego zi�� m�g� si� po�wi�ci� dobru publicznemu. Popatrz na te obrazy, na lampiony. To nie z pensji s�dziego! Lubisz kawior? Ja go jem, bo jest drogi. Gdyby by� tani, tobym go nie jad�a, rozumiesz? We�!
Lizzi zauwa�y�a, �e ma�ej kobietce przesta� si� pl�ta� j�zyk. Obrzydliwa donosicielka - stwierdzi�a w duchu i wzi�a kanapk� z kawiorem i kaparami.
- A Lubicz jest tutaj? - spyta�a. - Znasz go?
- No pewno, �e go znam - za�mia�a si� kobieta. - W ko�cu to m�j tata, nie?
Lizzi mia�a na ko�cu j�zyka pytanie, czy kobieta jest siostr� gospodyni. Zamiast tego jednak zacz�a �u� kanapk� i wymrucza�a co� niezrozumia�ego, jak zwykle, gdy chcia�a troch� zyska� na czasie.
Aleks, ma��onka bohatera wieczoru, krz�ta�a si� po ogrodzie. Mia�a na sobie sukni� z g��bokim dekoltem, haftowan� delikatnymi z�otymi cekinami, kt�re porusza�y si� i dr�a�y przy ka�dym jej oddechu. Piersi wygl�da�y jak przykryte sieciami rybackimi. Eksponowa�a sw�j biust w�r�d go�ci, przymykaj�c pomalowane na z�oto powieki. Czego ona chce dowie�� - my�la�a Lizzi - co chce osi�gn��, kogo rozgniewa�? I ta historia z zatrutym winem, czy to prawda? Jak to mo�liwe, �e nie dosta�a si� do gazet? Oczyma duszy ujrza�a nag��wek: �Te�� nowego s�dziego okr�gowego importowa� z Jugos�awii zatrute wino�. Za to na pewno dostanie premi�. I znowu przyjd� jej siostry, niech im b�dzie na zdrowie, zarzucaj� opowie�ciami o biedzie i wyci�gn� t� odrobin�, kt�r� zdo�a zaoszcz�dzi�.
- Sk�d to imi�, Aleks? - zapyta�a pijan� kobietk�.
- Aleksandra. Na cze�� Aleksandry Hasmonejskiej. - Poci�gn�a �yk whisky ze szklanki, kt�r� trzyma�a w r�ku, i popatrzy�a na kraniec ogrodu.
Lizzi pod��y�a za jej spojrzeniem i zobaczy�a co�, co bez w�tpienia by�o sto�em rodzinnym. Siedzieli przy nim rodzice Aleks - Lubicz, w�a�ciciel firmy handluj�cej winami, z �on�, ch�opiec i dziewczynka - dzieci Hornsztyk�w, oraz m�czyzna, kt�ry patrzy� w ich stron� z trosk�, najprawdopodobniej m�� jej wstawionej rozm�wczyni. Wszyscy oni zajadali ze smakiem i przygl�dali si� wzrokiem posiadaczy go�ciom wype�niaj�cym ogr�d.
Lizzi postanowi�a opu�ci� wrogo nastawion� siostr� gospodyni, po�egna� si� z Jackiem i i�� do domu. By�a, widzia�a, ma swoje dwie�cie znak�w, wi�cej nie potrzebuje. Za p� godziny znajdzie si� w domu, napisze notatk� i je�li nic nieprzewidzianego si� nie wydarzy, p�jdzie spa� jeszcze przed p�noc�. System ogrzewania wody w jej bloku cz�sto si� psu�. Powiedzia�a sobie po raz nie wiadomo kt�ry, �e sta� j� teraz na w�asny grzejnik. Jutro - tak, jutro - od razu po powrocie z przej�cia granicznego, jeszcze zanim napisze cho� jedno s�owo, p�jdzie i wszystko za�atwi. Nie ma dzieci. Nawet urlop wzi�a tylko raz, kiedy chcia�a pojecha� do Akki na festiwal. Pracuj�ca dziewczyna mo�e mie� chocia� ciep�� wod� w �azience i nie czu� si� z tego powodu winna.
Ruszy�a w stron� Jackiego, toruj�c sobie drog� mi�dzy lud�mi wype�niaj�cymi salon. Dopiero gdy znalaz�a si� obok fortepianu, poczu�a, �e Aleks idzie w �lad za ni�.
- O p�nocy puszczamy ognie sztuczne - powiedzia�a gospodyni. - Mia�a� co pi� i je��? Chyba jeszcze nie idziesz? - M�wi�c to, oddycha�a chrapliwie, �onglowa�a s�owami jak klaun wyrzucaj�cy pi�eczki w powietrze. Jej stercz�ce piersi dra�ni�y nerwy obserwatora nie mniej ni� faluj�ce cekiny na sukni.
Lizzi podzi�kowa�a pani Hornsztyk (�Ale� nie, nie! M�w mi Aleks!�) i poprosi�a o wybaczenie, �e musi ju� i��. Przez ca�y ten czas Jackie nie przestawa� gra�, z oczami utkwionymi w klawisze. Aleks po�o�y�a mu r�k� na ramieniu. Kr��y�y plotki, �e pewna pani in�ynier si� w nim zakocha�a i kupi�a mu mieszkanie na osiedlu F. Aleks by�a od niego starsza o kilkana�cie lat. Lizzi zastanawia�a si�, czy Jackie ma jeszcze inne starsze przyjaci�ki, i obieca�a sobie zwr�ci� uwag� na towarzystwo, w kt�rym si� obraca.
- Czy mam poprosi� twego m�a, �eby wszed� do �rodka? - spyta�a.
- Jest ju� doros�y. Jak zechce, to wejdzie - odpowiedzia�a Aleks.
Lizzi w duchu przyzna�a jej racj�. Je�li s�dzia postanowi� ca�y wiecz�r na swoj� cze�� sp�dzi� stoj�c w wej�ciu z g�upimi fajerwerkami, to niech mu b�dzie. I co to w og�le mnie obchodzi.
- Czy pa�ska �ona jest in�ynierem? - zapyta�a Hornsztyka przy po�egnaniu.
- Tak.
Wyraz jego twarzy pozosta� nie zmieniony, jednak Lizzi nie w�tpi�a, �e wiedzia�, dlaczego zada�a to pytanie. Zastanawia�a si�, czemu jego �ona pozostawa�a z nim przez te wszystkie lata. By�a �adna, przebojowa, mia�a dobry zaw�d i op�ywa�a w pieni�dze Lubicz�w. Co j� z nim wi��e? Pozycja spo�eczna? Dzieci? Spryt? Przyzwyczajenie?
��tawe w�osy, miejscami siwiej�ce, nadawa�y mu nieporz�dny wygl�d. Jego sk�ra przypomina�a pognieciony papier gazetowy, pokryty miejscami starymi plamami z herbaty. Nie pr�bowa� wywrze� wra�enia ani na niej, ani na pozosta�ych go�ciach. I chocia� trwa�o przyj�cie na jego cze��, wola� sta� w wej�ciu, z wi�zk� ogni sztucznych w zaci�ni�tej r�ce. W pewnym sensie by� nie mniej denerwuj�cy od swojej obwieszonej z�otem �ony.
- Pi�a� co�, jad�a�?
- Dlaczego pan tu stoi? Nie wejdzie pan do �rodka?
- Masz racj�. Wejd�my.
- W�a�nie id� do domu.
- Bez Jackiego Danziga?
- Mia�am ci�ki dzie�, a jutro musz� wcze�nie wsta�.
- Obejrza�a� dom? A widzia�a� basen?
Uj�� j� za �okie� i Lizzi pozwoli�a si� poprowadzi� korytarzykiem obok wej�cia, licz�c na swoje dziesi�cioletnie do�wiadczenie reportera, na swoj� intuicj�, ten szczeg�lny zmys�, kt�ry m�wi� jej teraz: �Zamknij si�, moja droga, i rusz te swoje p�askie stopy, mo�e b�dzie z tego czterysta s��w na ostatni� stron�. Min�li garderob� i pok�j telewizyjny, dwa pokoje go�cinne, pok�j syna, ucznia liceum, i c�rki, uczennicy gimnazjum, i doszli do zej�cia do basenu. By� tam sk�adany st� do ping-ponga, zwini�ty w�� gumowy i kilka par klapek r�nych rozmiar�w. Po lewej stronie drzwi prowadzi�y do pokoju s�u��cej, imigrantki z Filipin, kt�ra teraz kr�ci�a si� na g�rze w�r�d go�ci, z bia�ym fartuchem w kszta�cie serca zawi�zanym wok� bioder.
Zamkn�� za nimi drzwi i opar� si� o nie plecami. Lizzi zobaczy�a kropelki potu na jego czole i zrozumia�a, �e postanowi� zrobi� sobie prezent. Po pierwszym szoku sta�a tam i widzia�a siebie tak, jak on j� widzia� - wielka krowa w tanich kolczykach, przyjaci�ka pianisty, kt�ry pieprzy moj� �on�, teraz mu si� odwdzi�cz�. Zawaha�a si�, czy krzycze�. Melodia, kt�r� gra� Jackie, mi�kka i przyt�umiona, jak ko�dra otula�a sklepienie nad ich g�owami. Lizzi wiedzia�a, �e je�li nawet krzyknie, jej g�os nie dotrze do ogrodu, a je�li powie: �Panie s�dzio, jestem dziewic��, Hornsztyk umrze ze �miechu. Patrzyli na siebie, dwoje zm�czonych i pokonanych ludzi, kt�rzy widzieli za du�o, aby zachowa� t� odrobin� niewinno�ci, na jak� zas�uguje w �yciu ka�dy cz�owiek.
Na oparciu starego fotela wisia�y d�insy, br�zowy pasek z klamr� ozdobion� wizerunkiem smoka by� wci�ni�ty mi�dzy oparcie a siedzenie. Na stole le�a�o opakowanie aspiryny, a w zakurzonej popielniczce b�yszcza�y kolczyki z per�ami. Lizzi zastanawia�a si�, co boli ma�� Filipink� i czy czuje si� tu samotna, tak daleko od swojego kraju, i pomy�la�a, �e to te� jest warte opisania.
S�dzia poruszy� si� nieznacznie, poszuka� klucza i kiedy go znalaz�, zamkn�� drzwi. Nie spuszcza� z niej wzroku, uwa�ny i �wiadomy ka�dej jej reakcji. W powietrzu unosi� si� zapach kurzu, zamkni�tego pomieszczenia i obcych przypraw. Narzuta na ��ku by�a nie�wie�a i Lizzi poczu�a md�o�ci.
Nie zna�a go, ale wiedzia�a, �e jest z�y. Z�y na kochank�w swojej �ony, o kt�rych wszyscy wiedz�, nawet Lizette Badihi z miejscowego szmat�awca. I na niej teraz wy�aduje swoj� z�o��.
B�l by� mocny, przeszywaj�cy jej wielkie i ci�kie cia�o. Nawet t� odrobin� dosta�am tak jak inne kobiety rachunek w supermarkecie - pomy�la�a. Jej nogi by�y mokre i oczekiwa�a, �e Hornsztyk si� odwr�ci, aby mog�a je wytrze� prze�cierad�em Filipinki, ale le�a� przyci�ni�ty do niej, z r�ka na oczach. D�wi�ki dobywaj�ce si� z jego gard�a nie by�y takie, jakich si� spodziewa�a, to znaczy: nie takie jak na filmach. Poduszka wydziela�a zapach ple�ni i Lizzi odnotowa�a w duchu, �e on na pewno sypia te� z Filipink�, bo wszed� tu jak do siebie. Tak�e Hor-Hornsztyk ma swoje ma�e sekrety, nie tylko jego �ona.
- Dlaczego mi nie powiedzia�a�? - zapyta�.
Boi si� - pomy�la�a zdumiona - boi si� mnie. �S�dzia okr�gowy zgwa�ci� dziennikark�. Tak, mog�a mu zaszkodzi�. Dosta�aby nawet premi�. Poczu�a si� dobra i silna. Zsun�a go ze swoich piersi, odgarn�a d�o�, kt�r� zas�ania� sobie oczy, i popatrzy�a na jasne brwi, pomarszczone powieki, rudawe piegi na ramionach i plamy pigmentowe, notuj�c w pami�ci ka�dy szczeg� twarzy m�czyzny, kt�ry w ko�cu uwolni� j� od dziewictwa. U�miechn�a si� do niego, pog�adzi�a go po rzadkich, wilgotnych w�osach.
- Musisz wr�ci� do go�ci - szepn�a.
- A co z tob�?
- Poradz� sobie.
Spojrza� na ni� i wiedzia�a, �e dopiero teraz naprawd� jej si� przygl�da. �aden m�czyzna dotychczas tak na ni� nie patrzy�. Pozwoli�a mu bada� wzrokiem �wie�� sk�r�, br�zowe, nieco sko�ne oczy, kr�tkie czarne w�osy, skr�cone jak we�na barana, i olbrzymie plastikowe kolczyki, kt�re nadal tkwi�y w uszach i stanowi�y jej znak firmowy.
Czu�a si� �adna. Wiedzia�a, �e ma sk�r� o �wietlistym odcieniu i �e teraz, kiedy tak le�a�a, nawet jej p�askie piersi wygl�daj� na pe�ne i dojrza�e, przyci�gaj� uwag�.
- Nast�pnym razem nie b�dzie bola�o - zapewni�.
- Wiem.
- Gdzie mieszkasz?
- Nie dzwo� do mnie, m�j drogi. Przecie� jeste� s�dzi� okr�gowym.
Nagle si� roze�miali i Lizzi spostrzeg�a, �e teraz, kiedy zacz�� rozumie�, �e nie b�dzie mia� k�opot�w, odpr�a si� i uspokaja.
- Co robi tw�j szwagier? - zapyta�a.
- Pracuje u te�cia. Handel winami.
- Nie lubi swojej pracy?
- Nie.
- Twoja szwagierka ci� nie lubi.
- Zazdro�ci siostrze. Lubiczowie zdecydowali postawi� na mojego konia.
- Mo�e dlatego, �e tw�j ko� lubi biega�.
Spojrza� na ni� zdziwiony, a potem nachyli� si� i pog�adzi� kciukiem mi�kkie zakole mi�dzy ramieniem i piersi�, podni�s� kolczyk i przesun�� wargami wzd�u� nasady szyi, pomi�dzy uchem a w�osami. Us�ysza�a jego kr�tki oddech i wyczu�a powracaj�ce po��danie. Znad sufitu dochodzi�y taneczne d�wi�ki tanga Jalousie, a Lizzi zastanawia�a si�, czy jest jeszcze inne wyj�cie z domu, od strony basenu.
- Lizzi, super z ciebie dziewczyna.
- Pan te� jest w porz�dku, panie s�dzio.
Kiedy przyjecha�a do domu, odkr�ci�a kurek z gor�c� wod� i usiad�a, �eby napisa� dwie�cie s��w na temat przyj�cia na cze�� Pinchasa Hornsztyka, nowego s�dziego okr�gowego.
Pami�ta�a, �eby umie�ci� nazwisko Jackiego Danziga oraz wspomnie� o fortepianie firmy �Israha�, bez kt�rego mistrz nigdzie si� nie rusza. Nag��wek g�osi�: MIEJSCOWY BOHATER.
Rozdzia� 2
By�a trzecia po po�udniu i deszcz zacina� w wielkie okna. Lizzi siedzia�a w redakcji i wystukiwa�a tekst o przej�ciu granicznym w Erezie. Mia�aby z tego dobr� historyjk�, gdyby po przyje�dzie do Erezu nie zasta�a tam ju� reportera i fotografa z pa�stwowej agencji prasowej oraz - co by�o o wiele gorsze - Beniego Adulama, reportera �Dziennika Po�udnia�. Wiedzia�a, �e j� ubiegli, ale nie mia�a wyj�cia. Gdyby wiadomo�� pojawi�a si� tylko w konkurencyjnej gazecie, jej naczelny, Arieli, zrealizowa�by swoj� gro�b� i wys�a� do Beer Szewy Dorona Cementa, kt�ry odt�d nosi�by tytu� �naszego korespondenta z Po�udnia�.
Po wizycie na przej�ciu granicznym grupka dziennikarzy zebra�a si� w siedzibie posterunku policji na placu Medy�skim, gdzie spotka�a si� z szefem miejscowej rady Strefy Gazy oraz z komendantem policji okr�gu.
Kiedy do pokoju wprowadzono aresztowanego dzia�acza d�ihadu, Lizzi us�ysza�a pro�b� o pomoc, kt�ra wydobywa�a si� z kr�tkofal�wki jednego z policjant�w. Jaka� kobieta rodzi�a w�a�nie na polu w czasie burzy z piorunami. Lizzi poprosi�a, �eby pozwolono jej wsi��� do radiowozu, kt�ry mia� zawie�� kobiet� do szpitala. Zauwa�y�a wahanie na twarzy Beniego Adulama. Co wybra�? Dzia�acza d�ihadu czy rodz�c� na polu? D�ihad przewa�y� i Lizzi wsiad�a do radiowozu sama, z nadziej� wyci�gni�cia jakich� informacji od dw�jki policjant�w.
Na polu znale�li troje wystraszonych dzieci i skr�caj�c� si� z b�lu kobiet�, a nad nimi polatywa� i kraka� wielki czarny ptak. Okaza�o si�, �e kruk imieniem Isa chowa� si� w tej rodzinie od piskl�cia. Kiedy zacz�a si� burza i jego pani upad�a na ziemi�, polecia� do domu, krzycza� i bi� skrzyd�ami, dop�ki ludzie nie zwr�cili na niego uwagi i nie pobiegli na pole. Lizzi poczeka�a w szpitalu ze wzruszonym ojcem i trojgiem dzieci, a� obwieszczono im: �Syn!� Siedz�c na �awce w poczekalni, zd��y�a wymy�li� tytu�. Zobaczymy, co na to powiesz. Beni Adulam - pomy�la�a z satysfakcj�.
Adulam by� studentem orientalistyki i historii, zarabia� na utrzymanie jako reporter �Dziennika Po�udnia�. Lizzi mia�a nadziej�, �e studia poch�aniaj� znaczn� cz�� jego czasu, ale w g��bi serca wiedzia�a, �e zarazi� si� ju� prac� reportera. Beer Szewa sta�a si� dla niego za ma�a, zacz�� zerka� w kierunku �Dziennika� krajowego i nie waha� si� rezygnowa� z wyk�ad�w o Sulejmanie Wspania�ym czy te� Tamerlanie na rzecz �wie�szych informacji. Dok�adnie tak, jak zwyk�a czyni� Lizzi, kiedy studiowa�a na tym samym wydziale i zaczyna�a karier� dziennikarki w �Czasie Po�udnia�. Dop�ki nie pojawi� si� na scenie, mniej wi�cej przed rokiem, nie mia�a konkurent�w. �Dziennik Po�udnia� by� popularn� miejscow� gazet� handlow�. Dostarcza� czytelnikom informacji o kompletach wypoczynkowych, kt�re podbi�y W�ochy i nareszcie pojawi�y si� w naszym mie�cie, o oszcz�dzaj�cych wod� nawadniaczach, kt�re �wietnie si� spisuj� w ogrodach Newi. i o ostatnim krzyku mody w dziedzinie pieluch. Beni Adulam by� odpowiedzi� �Dziennika Po�udnia� na Lizzi Badihi i odk�d zacz�� pracowa�, szed� w jej �lady natychmiast i bez wahania. Wsz�dzie tam, gdzie znalaz�a si� Lizzi, dociera� te� Adulam, potwierdzaj�c fakt, �e w Beer Szewie jest dwoje reporter�w: Lizzi Badihi o ustalonej s�awie i on, m�ody talent. Nigdy nie powiedzia� tego g�o�no i by�a pewna, �e nigdy by si� na to nie odwa�y�, ale dawa� do zrozumienia, �e ona to ju� przesz�o��, on za� stanowi przysz�o��. Najbardziej denerwuj�ce by�o to, �e zmusza� j� do nieustaj�cego wysi�ku i nie dawa� ani chwili wytchnienia. Bywa�y miejsca, do kt�rych nie mia�a ochoty i��, wydarzenia, w kt�rych nie chcia�a uczestniczy�, lecz mimo wszystko wlok�a si� tam z jedn� my�l�: Co b�dzie, je�li si� oka�e, �e Adulam tam by�, a ja nie? To Dahan jej powiedzia�, �e Arieli rozwa�a, czy nie mianowa� Cementa korespondentem na Po�udniu. Dahan r�wnie� stara� si� j� informowa� o ka�dej wiadomo�ci, kt�ra ukaza�a si� w �Dzienniku Po�udnia�, a nie w �Czasie�. Jakby to by�a wy��cznie jej wina.
Lizzi wys�a�a gotowy tekst do Tel Awiwu, wsta�a, przeci�gn�a si�, umalowa�a usta i zarzuci�a torb� na rami�. Wyjrza�a przez okno. Deszcz przesta� pada�, lecz niebo by�o szare, m�tnawe i przygn�biaj�ce. Spoza drzwi dobiega�y j� g�osy Dahana i Szibolet. Lizzi zastanawia�a si�, czy j� tak�e Dahan postanowi� wci�gn�� na list� swoich podboj�w. By�a zm�czona, g�odna i marzy�a, �eby wzi�� pienist� k�piel i i�� do ��ka. Zesz�ej nocy zd��y�a przespa� tylko dwie i p� godziny. Przez ca�y dzie� stara�a si� odepchn�� od siebie my�li o tym, co si� przydarzy�o poprzedniego dnia. Jej tekst o przyj�ciu znalaz� si� na drugiej stronie, zilustrowany zdj�ciem przedstawiaj�cym Hornsztyka z �on�, z kim� podobnym do Baby Sali w tle. Urywek wiadomo�ci wys�ano do redakcji w Tel Awiwie i ukaza� si� w kolumnie towarzyskiej krajowego wydania �Czasu�. Bol�ce mi�nie plec�w i t�sknota za gor�c� k�piel� przypomnia�y jej, �e zamierza�a kupi� grzejnik do wody. Zm�czenie zm�czeniem - stwierdzi�a - tym razem nie ust�pi. Raz wreszcie p�jdzie i sobie go kupi.
- Wiecie mo�e, gdzie mog� kupi� ogrzewacz wody do �azienki? - zapyta�a Dahana i Szibolet.
Oboje siedzieli na wielkim biurku i pili kaw� z plastikowych kubk�w. Szibolet by�a nowym nabytkiem Dahana. Pochodzi�a z kibucu, w�a�nie wysz�a z wojska i przyjecha�a do miasta, �eby uzbiera� pieni�dze na podr� po Dalekim Wschodzie. Mieszka�a we wsp�lnym mieszkaniu z sze�cioma innymi kibucnikami, kt�rzy zjednoczyli si� w tym samym celu -dwiema dziewczynami i ch�opcem z Sade Oznai oraz trzema ch�opakami z kibucu Adraj. Ku og�lnemu zdziwieniu okaza�a si� dobr� sekretark�. Umia�a pisa� na maszynie i u�ywa� edytora tekstu. Sprawnie prowadzi�a ma�� kas�, nie zapomina�a o przekazywaniu wiadomo�ci oraz - co najbardziej zdumiewaj�ce u dwudziestoletniej dziewczyny z kibucu, marz�cej o podboju �wiata - nie obra�a�a si�, kiedy j� proszono, �eby zrobi�a kaw� lub przynios�a kanapki z pobliskiego kiosku.
- Przecie� masz centralne - powiedzia� Dahan.
- Zawsze si� psuje. Chc� mie� osobny ogrzewacz wody. Rury albo ci�gle p�kaj�, albo s� zatkane. Mam dosy�.
- Zamordowano �on� s�dziego.
- Jak� �on�? Jakiego s�dziego?
- Podawali w wiadomo�ciach.
- Co?
- �on� Hornsztyka. Zastrzelono. W czasie przyj�cia.
- Kto j� zastrzeli�?
- Nie wiadomo. Nie powiedzieli nic wi�cej. Dzisiaj w po�udnie by� pogrzeb. Zrobiono sekcj� i trwa �ledztwo.
Dahan wpatrywa� si� w ni� teraz, jakby s�dzi�, �e odkryje przed nim szczeg�, kt�rego nie by�o w wiadomo�ciach. Siedzia�, czujnie wyprostowany, jak przysta�o na szcz�ciarza, kt�rego natura obdarzy�a ponad stu siedemdziesi�cioma centymetrami wzrostu. Nigdy wcze�niej Lizzi nie zwr�ci�a uwagi na bruzdy rysuj�ce si� wok� jego ust. Przed rokiem przeprowadzi� si� do osiedla domk�w jednorodzinnych i kupi� �onie sklep z kosmetykami. C�rka bra�a prywatne lekcje gry na fortepianie. Wy�cig z czasem trwa� jednak i wynik by� z g�ry przes�dzony.
Ko�nierz p�aszcza dosta� si� za pasek od torby i drapa� j� w szyj�. Lizzi po�o�y�a torb� na pod�odze i pr�bowa�a sobie przypomnie�, kiedy ostatni raz s�ucha�a wiadomo�ci. Jakie� tysi�c lat temu, jad�c z policjantami na pole w Strefie Gazy. Wtedy nie m�wiono nic o morderstwie Aleksandry Hornsztyk. Kto chcia�by j� zamordowa�?
- Lizzi, id� do domu. Pada deszcz, pracowa�a� dzisiaj ci�ko i wsta�a� o sz�stej rano.
- Co tam b�d� robi�?
- Jeste� szara ze zm�czenia. Zajmiemy si� tym jutro.
Dopiero po chwili zrozumia�a, �e Dahan m�wi o ogrzewaczu wody.
- A co, znasz kogo�?
Pyta� Dahana, czy kogo� zna, to jak pyta� lekarza, czy s�ysza� o gru�licy. To by� �art. Wi�cej - prawie obelga. Dahan zna� osobi�cie ka�dego przedsi�biorc� czy agenta sprzeda�y od Aszdodu do Ejlatu. Nie tylko mia� gotowe rozwi�zanie ka�dego problemu, ale z regu�y by�o ono ta�sze o dwadzie�cia procent od wszystkich pozosta�ych.
Zadzwoni� telefon. Dahan podni�s� s�uchawk�:
- Tak, rozumiem - powiedzia�. Potem zakry� d�oni� s�uchawk�. - Na razie b�dziesz si� k�pa� w zimnej - rzuci�.
Lizzi ba�a si�, �e je�li otworzy usta, zacznie p�aka�. W obecno�ci reporterki morduj� ma��onk� s�dziego, a ona posy�a do druku tekst - o czym?
Zgadli�cie! O bia�ym fortepianie!
Wysz�a z redakcji i pocz�apa�a ci�ko w stron� windy. Dahan mia� racj�: rzeczywi�cie by�a zm�czona. Zastanawia�a si�, ile z jej artyku�u - je�eli w og�le - przedostanie si� do wydania krajowego i czy s�usznie post�pi�a, nie pozostaj�c z Benim Adulamem. Dopiero na ulicy przypomnia�a sobie, �e zaparkowa�a samoch�d przy miejskiej komendzie policji, kt�r� opu�ci�a kiedy� tam, wieki temu, przed wschodem s�o�ca. Przez chwil� waha�a si�, czy nie wr�ci� do biura, �eby zam�wi� taks�wk� lub poprosi� o pomoc Dahana. Chodniki by�y wilgotne i l�ni�ce, lecz jaka� dobra dusza w elektrowni zdecydowa�a zapali� uliczne latarnie, mimo �e nie zapad� jeszcze wiecz�r. Powietrze by�o ch�odne i �wie�e. Lizzi wci�gn�a je g��boko do p�uc. Samochody jecha�y z w��czonymi kr�tkimi �wiat�ami. Wida� by�o ciemne sylwetki owini�te w zimowe p�aszcze, ludzie starali si� zd��y� przed nast�pnym deszczem. Lizzi postanowi�a przej�� si� na parking. Cieszy�a si� ze spaceru, z widoku o�wietlonych wystaw sklepowych. Miasto przeci�ga�o si� ze zm�czenia, zupe�nie jak ona.
Rozdzia� 3
Ko�o komendy policji, mi�dzy kwiaciarni� a kawiarni� prowadzon� przez etiopskich �yd�w, sta� sklep �Mikado�, nale��cy do ciotki Klary i wuja Jakowa. By�y tam kasety, sztuczne kwiaty, poczt�wki, latem okulary przeciws�oneczne, zim� parasolki, paski, kolczyki i - przede wszystkim - wuj Jakow, w trzycz�ciowym garniturze i filcowym kapeluszu niezale�nie od pory roku, oraz ciotka Klara, emerytowana ch�rzystka opery egipskiej. Uchodzili za znawc�w operetek Gilberta i Sullivana w mie�cie, w kt�rym jedynie nieliczni byli �wiadomi donios�ego faktu istnienia owych kompozytor�w. W odleg�ej i tajemniczej przesz�o�ci wuj Jakow, w�wczas Jack, by� pianist� w orkiestrze opery aleksandryjskiej, a ciotka Klara, wtedy po prostu Klara, �piewa�a w ch�rze przez ca�y sezon piosenk� uczennic mistrza Puh-Bah: �Ach, wybacz nam, panie, nasze brzydkie zachowanie�. W czasie przedstawienia spogl�da�a na d�, do kana�u dla orkiestry, wpatruj�c si� w pi�kn� g�ow� pianisty, i pr�bowa�a oddzieli� w my�lach jego gr� od innych. Za kulisami opowiadano, �e jest kochankiem Elfridy Kiri�owej, primabaleriny, �egipskiej Isadory Duncan�. M�wiono, �e j� zaczarowa�, tak i� w jego obecno�ci dostawa�a dreszczy, i �e kierownictwo teatru zamierza si� go pozby�. Kiedy Klarze w ko�cu uda�o si� spotka� Jacka przed jedn� z pr�b, odkry�a, �e jest prawie karze�kiem, lecz w og�le si� tym nie przej�a. Tak jak i on nie przejmowa� si� tym, �e by�a piegowata. Zakochali si� w sobie. Elfrida grozi�a, �e ich zamorduje - tak przynajmniej g�osi�a rodzinna legenda - i nie mieli innego wyj�cia, jak uciec z Aleksandrii do Beer Szewy.
Ciotka Klara wyr�nia�a Lizzi spo�r�d wszystkich swoich siostrzenic. Rozpieszcza�a j� prezentami i pochwa�ami, a jej zmys� przewidywania zosta� nagrodzony, kiedy Lizzi doros�a i po latach nauki na uniwersytecie w Beer Szewie zosta�a dziennikark�. W og�le nie przeszkadza� cioci fakt, �e Lizzi nie mia�a dyplomu i do uko�czenia studi�w brakowa�o jej dw�ch egzamin�w. Zwyk�a by�a j� pyta� o now� fryzur� kr�lowej Fabioli albo czy ksi��� Rainier znajdzie sobie now� �on� na miejsce biednej Grace, a Lizzi d�ugo si� zastanawia�a nad odpowiedziami i stara�a si� nie rozczarowa� dobrej ciotki.
W sklepie nie by�o kupuj�cych. Wuj Jakow drzema� przy kasie, a ciotka Klara siedzia�a w drzwiach i uk�ada�a pasjansa na sk�adanym stoliku. Ramiona mia�a sztywno wyprostowane, na podo�ku trzyma�a wyci�gni�tego szarego kota. Zakurzony patefon wydawa� z siebie d�wi�ki s�ynnej arii mistrza Puh-Bah. Z daszku nad sklepem sp�yn�o Lizzi za ko�nierz kilka kropli deszczu.
- Lizzi, sta�o si� co�! - krzykn�a ciotka swoim g��bokim kontraltem. - Arieli, co on tym razem zrobi�?!
Lizzi powiedzia�a, �e jest zm�czona, �e zostawi�a samoch�d na parkingu obok, a poniewa� i tak t�dy przechodzi�a, to wst�pi�a kupi� kilka kaset magnetofonowych.
- A m�czy�ni?
- Nie ma �adnych.
- Akurat po�o�y� mi si� as kier na waleta. Od razu pomy�la�am o tobie - powiedzia�a ciotka Klara i utkwi�a zatroskane spojrzenie w wuju Jakowie. Czy�by karty j� oszuka�y?
Odk�d siostrzenica uko�czy�a osiemna�cie lat, Klara ho�ubi�a w g��bi duszy przekonanie ojej licznych romansach. Lizzi nie zaprzecza�a. Ciotka dawa�a jej zawsze dyskretne rady, powierza�a tajemnice, kt�rymi dziel� si� mi�dzy sob� tylko kobiety.
- Chanel nr 5 - wyszepta�a teraz, jakby chcia�a wr�czy� buteleczk� z trucizn� kr�lewskiemu szpiegowi. - Masz?
- Nie, ciociu Klaro.
- Kupi� ci.
- Nie, nie trzeba.
Dopiero teraz �ciszonym g�osem zacz�a im opowiada� o ludziach i wydarzeniach. Ciotka Klara i wujek Jakow s�uchali z szeroko otwartymi oczami i nastawionymi uszami. Lizzi wiedzia�a, �e b�d� analizowa� i powtarza� to, co w�a�nie us�yszeli, jeszcze d�ugo po jej odej�ciu, a� do nast�pnego spotkania. Lizzi stanowi�a ni� ��cz�c� ich z jakim� cudownym kr�lestwem, gdzie nie by�o ogranicze� dla wyobra�ni, rysuj�cej wysoko na niebie kszta�ty rozp�ywaj�ce si� w�r�d chmur.
Tym razem Lizzi, odwrotnie ni� dotychczas, naprawd� potrzebowa�a rady. W g��bi szafy na ubrania spoczywa�o opakowanie globulek antykoncepcyjnych, kt�re kupi�a przed trzema laty. Czy mo�na ich u�y�? Wyrzuci�? Czy w ci�gu jednej nocy zmieni�a si� w og�lnie po��dan� kobiet� i m�czy�ni b�d� teraz wpada� do jej ��ka jak ryby w sie�? Czy zasz�a w niej jaka� zmiana? Czy powinna p�j�� do ginekologa? Zasi�gn�� rady u si�str? Sk�d to straszne zm�czenie, czy to mo�liwe, �eby zasz�a w ci���?
Lizzi po�egna�a si� i odesz�a, obiecuj�c sobie rozprostowa� plecy, oddycha� g��boko, wzi�� gor�c� k�piel z dodatkiem wonnych olejk�w, pi� japo�sk� herbat� kameliow� przed �niadaniem oraz - od razu jutro - kupi� buteleczk� Chanel nr 5.
Us�ysza�a popiskiwanie, jeszcze zanim zbli�y�a si� do parkingu. Zawsze potrafi�a odr�ni� g�os swojego pagera od wielu innych. Kiedy zadzwoni�a do Tel Awiwu, odpowiedzia� jej rozz�oszczony g�os naczelnego.
- Gdzie si� podziewasz, Badihi?! Szukamy ci� od godziny! - wrzeszcza� Arieli.
- W�a�nie wysz�am z redakcji.
- Po co dali�my ci pager, skoro go nie u�ywasz?
- Wsta�am o trzeciej rano. By�am na przej�ciu granicznym. Wys�a�am tekst.
Arieli dzwoni� do Lizzi tylko i wy��cznie wtedy, kiedy by� na ni� z�y. Nigdy jeszcze nie powiedzia� jej dobrego s�owa. Nawet gdy odbiera�a premi�, nie s�ysza�a �adnych pochwa�. Dochodz�ce ze s�uchawki wrzaski zwiastowa�y rych�� egzekucj�.
- Gdzie jeste�?
- Przy kiosku obok parkingu, w�a�nie zamierzam jecha� do domu po pi�tnastu godzinach pracy.
- Twoja informacja o Hornsztykach!
Lizzi milcza�a. Wpatrywa�a si� w s�uchawk� jak w paszcz� jakiego� drapie�nego zwierz�cia, szczerz�c� ostre k�y.
- Badihi!
- Tak?
- By�a� na tym przyj�ciu?
- Tak.
- Jeste� pewna?
- Tak.
- W czasie przyj�cia zamordowana zosta�a �ona Hornsztyka.
- Tak, s�ysza�am.
- Dzisiaj po po�udniu by� pogrzeb, a ty przysy�asz mi jak�� idiotyczn� wiadomo�� o pianinie i jedzeniu. Morduj� �on� s�dziego okr�gowego w jej w�asnym domu, moja korespondentka jest na miejscu i dostarcza mi opis kanapek. Wysy�am Cementa.
Gdy by�o g�o�no o aferze z autobusem nr 300, przys�a� Cementa i korespondenta wojskowego. Kiedy pod�o�ono �adunki wybuchowe w autobusach w Gazie i Katifie - zrobi� to samo. Z trudem uda�o si� go przekona�, aby nie �ci�ga� korespondenta z Tel Awiwu, kiedy jaki� nieszcz�nik zosta� zastrzelony w parku miejskim. Lizzi postanowi�a si� nie poddawa�. Cement z pewno�ci� nie mo�e liczy� na przyjazne nastawienie miejscowej policji. Nie b�d� chcieli z nim wsp�pracowa�. Do niej wszyscy ju� s� przyzwyczajeni, maj� zaufanie. Kiedy tamten zostanie rzucony z wielkiej metropolii na prowincj�, minie miesi�c, zanim nauczy si� rozmawia� z prostymi lud�mi, i nast�pny, zanim si� po�apie, �e nikt mu nic nie powie. Jej ciotka Malka pracuje na posterunku policji. Szwagier Benci jest inspektorem. Drugi szwagier, Ilan - sier�antem. Morderstwa dokonano... jeste� pewien, �e to morderstwo?... ju� po jej wyj�ciu. Wsta�a o trzeciej rano. Czy nie ma do niej zaufania po tylu latach pracy?
Wiedzia�a, �e wierci mu dziur� w brzuchu i opowiada bzdury. Jedna jej po�owa zastyg�a ze strachu, druga gor�czkowo broni�a swojej godno�ci zawodowej. Dziesi�� lat pracuje dla �Czasu Po�udnia�, pilnie i z po�wi�ceniem. Dlaczego wi�c w�a�nie teraz, kiedy taki dramat rozgrywa si� na jej terytorium, mia�by na ni� spa�� z przestrzeni kosmicznej Tel Awiwu meteor zwany Cementem? A co jej zostanie do roboty? Pisa� o nowym smaku wafelk�w z miejscowej fabryki s�odyczy? Jedno wiadomo na pewno: ona nie b�dzie wsp�pracowa� z Cementem!
Ujrza�a w my�li Adulama, kt�ry zamacha� skrzyd�ami, uni�s� si� do nieba i znikn�� z anielskim u�miechem na twarzy.
- Na pewno dasz sobie rad�?
- Tak.
Lizzi o ma�o nie sk�oni�a si� nisko przed s�uchawk�.
- Pos�a�em ci premi� za kruka i dzieci.
- Dzi�kuj�.
- To by�o, zanim dowiedzia�em si� o morderstwie.
Telefon zamilk� znienacka.
Parking by� ciemny i pusty, deszcz znowu zacz�� pada�. Lizzi poczu�a si� samotna.
Rozdzia� 4
- Lizzi, id� do domu.
W g��bi duszy znudzi�o si� jej wys�uchiwanie tych s��w. Wszyscy ci�gle j� przeganiaj�, przestawiaj� z miejsca na miejsce, jakby by�a pust� puszk� po coca-coli. Tym razem powiedzia� to szwagier Benci, m�� Georgette. Inspektor Bencijon Koresz bardzo lubi� Lizzi, je�li nie spotyka� jej w godzinach pracy. Teraz zbli�a�a si� si�dma wiecz�r. Lizzi by�a na nogach od szesnastu godzin i nie mia�aby nic przeciwko u�miechowi i kilku mi�ym s�owom, a nawet kubkowi gor�cej zupy. Nikt jednak niczego takiego jej nie zaproponowa�. Pewnie to wszystko przez ten wygl�d. Ci�ka sylwetka z wiecznie pochylon� g�ow�, jak u jucznego zwierz�cia. Mo�e Chanel nr 5 co� tu zmieni.
Nie sprz�tni�to po przyj�ciu. Z�ote �a�cuchy pokrywa�y pod�og� z czarnego marmuru i bia�y fortepian, ko�ysa�y si� mi�dzy drzewami w o�wietlonym ogrodzie, nasi�ka�y deszczem. Cz�onkowie rodziny zebrali si� w salonie. Gdyby nie �a�oba, mo�na by ich wzi�� za uczestnik�w przyj�cia, kt�re przeci�gn�o si� do bia�ego rana. Podw�adni Benciego zachowywali si� jak policjanci w ameryka�skim filmie. Mierzyli odleg�o�ci, zdejmowali z mebli odciski palc�w, otwierali szafy i szuflady. Hornsztyk siedzia� na fotelu. Policzki pokrywa� mu szary zarost, kt�ry czyni� go jeszcze starszym. Lizzi na si�� wt�oczy�a do g�owy my�l: Ten cz�owiek spa� ze mn�, kiedy mordowano jego �on�. Wydawa�o si� jej, �e wczorajsza przygoda zdarzy�a si� w innej epoce i komu� zupe�nie innemu. Lubicz, jego �ona, Miriam, siostra Aleks, i dwoje osieroconych dzieci - wszyscy siedzieli wyczerpani na bia�ej brokatowej kanapie. Wida� by�o, �e s� pod wp�ywem �rodk�w uspokajaj�cych. Szwagier, Neeman Aszbel, wzi�� na siebie kontakty z w�adzami. Teraz ruszy� w stron� Lizzi, poruszaj�c si� ze z�owr�bn� mi�kko�ci�.
- To ty jeste� ta dziewczyna z gazety - stwierdzi� takim tonem, jakby m�wi�: �Odkry�em w ko�cu, kto kradnie mi listy ze skrzynki�. - Nie chcemy tutaj prasy.
- Lizzi - poprosi� Benci. Poczu�a, �e ton Aszbela zdenerwowa� tak�e i jego. Wzi�� j� za �okie� i usi�owa� poprowadzi� w kierunku drzwi.
- Pan Aszbel nie jest gospodarzem - powiedzia�a, chc�c zyska� troch� na czasie. - Je�li gospodarz za��da, �ebym si� wynios�a, to poczekam na zewn�trz.
- Gospodarz nie ma poj�cia, co si� tutaj dzieje - zasycza� jej Aszbel prosto w twarz. - Jego �ona zosta�a zamordowana! Poprosi� mnie, �ebym wszystkim si� zaj��. Bardzo prosz�! - Otwiera� i zamyka� usta tak blisko jej twarzy, �e Lizzi mog�a zobaczy� z�ote plomby w z�bach.
Przez otwarte drzwi ujrzeli, jak na ulicy przed bram� zatrzymuje si� skuter. Zsiad� z niego Beni Adulam i ruszy� w stron� wej�cia. Mia� na sobie prochowiec i czarn� koszulk�, kt�r� zast�pi� porann� czerwon�, by� mo�e na znak szacunku dla zmar�ej. Zd��y� si� ogoli� i uczesa�, a tak�e - s�dz�c z zadowolonego wyrazu twarzy - zje�� kolacj�.
- Policjant? - zapyta� Aszbel Benciego.
- Dziennikarz �Dziennika Po�udnia� - odpar� Benci.
- Wyrzu�cie ich oboje! - rozkaza� Aszbel i odwr�ci� si� do nich plecami.
Lizzi odetchn�a z ulg�. Je�li Benci czego� nie lubi, to rozkaz�w. Zw�aszcza tych, kt�re nie pochodz� od jego prze�o�onych. Z tego w�a�nie powodu rozwi�d� si� z Hawacelet i o�eni� z Georgette. Beer Szewa a� trz�s�a si� od plotek, kiedy dwaj policjanci i przyjaciele, Benci Koresz i Ilan-Sergio Bachut, postanowili zamieni� si� �onami, a by�y to w�a�nie siostry Lizzi, Georgette i Hawacelet. To oryginalne rozwi�zanie wymy�li�a ciotka Klara, w kt�rej sklepie odbywa�y si� rodzinne narady po�wi�cone temu, co jeszcze w�wczas nazywano �zdrad��. Dwaj przyjaciele i dwie siostry przyj�li ten wyrok. M�czy�ni spakowali manatki i zamienili si� miejscami. Dzieci zosta�y przy matkach. Hawacelet rozkazywa�a teraz Ilanowi-Sergiowi, natomiast Georgette czy�ci�a Benciemu buty.
Lizzi zdecydowa�a si� podej�� do Hornsztyka i z�o�y� mu kondolencje. Poniewa� zostanie tu tak d�ugo jak policja i Adulam, powinna zachowywa� si� nienagannie. Hornsztyk popatrzy� na ni�, mru��c powieki.
- Lizzi Badihi - przypomnia�a mu - �Czas Po�udnia�. By�am tu wczoraj. Bardzo mi przykro. Rozumiem pa�ski b�l.
To by�o trudniejsze, ni� my�la�a. Wsta� z miejsca, u�cisn�� jej r�k� i wyszepta�:
- Tak, tak, dzi�kuj� - a potem ledwie s�yszalnym g�osem doda�: - Nie wspominaj o wczoraj. - Usiad� z powrotem i zakry� twarz r�kami.
Lizzi patrzy�a przez chwil� na bezbarwne w�osy na jego karku. Pod ko�nierzykiem mog�a dostrzec dwa rudawe piegi. Przykl�k�a i powiedzia�a do pochylonej g�owy:
- Czy mog� tu zosta� razem z policj�?
- Tak, tak - odpar�, nie podnosz�c wzroku.
Benci skin�� na Lizzi i Adulama, aby do niego podeszli.
- Podam wam teraz szczeg�y, kt�re uda�o si� dot�d zebra�. Potem si� wyniesiecie. Nie chc� tu �adnych akcji partyzanckich, Lizzi!
- Dlaczego zwracasz si� tylko do mnie? - zapyta�a obra�ona. - On te� tu jest.
- W porz�dku. Oboje we�cie to sobie do serca. Jak wiecie, wczoraj odbywa�o si� tu przyj�cie z okazji mianowania gospodarza, pana Hornsztyka, s�dzi� okr�gowym. W willi by�o oko�o siedemdziesi�ciu, osiemdziesi�ciu os�b. Rodzina, jej przyjaciele, jego przyjaciele, kelnerzy, muzycy, dziennikarze. Ty te� tu by�a�, Lizzi?
- Dobrze wiesz, �e by�am. Moja notatka o przyj�ciu ukaza�a si� dzisiaj rano w wydaniu krajowym.
- O kt�rej tu przysz�a� i kiedy wr�ci�a� do domu?
- Przysz�am mniej wi�cej o dziewi�tej razem z Jackiem Danzigiem, pianist�, a wysz�am kilka minut po jedenastej.
- Pianista zosta�?
- Tak. Przes�uchujesz mnie, m�j drogi?
- Owszem. Dlaczego nie wyszli�cie razem?
- Poniewa� mia�am wsta� o trzeciej nad ranem, �eby jecha� na konferencj� prasow�, i chcia�am si� przedtem przespa� dwie, trzy godziny.
- Jackie wiedzia�, �e wysz�a� bez niego?
- Tak. Po�egna�am si� z nim przed wyj�ciem. Nie my�lisz chyba, �e to on zamordowa� Aleks?!
- Nic nie my�l�. Kto widzia�, jak wychodzi�a�?
- Sk�d mam wiedzie�, kto widzia�, jak wychodzi�am?! Wszyscy. Nikt szczeg�lny. Kogo w og�le interesuje, kiedy przychodz� czy wychodz�? Ja nie zabi�am Aleksandry Hornsztyk.
- Nie powiedzia�em, �e zabi�a�.
- To po co te wszystkie pytania?
- Macie list� go�ci? - zapyta� Adulam przymilnym g�osem i utkwi� w Bencim prosz�ce spojrzenie, dok�adnie takie, jakie Benci lubi�.
Przebieg�y w�� - stwierdzi�a w duchu Lizzi.
- Tak. W�a�nie j� sprawdzamy. Zawsze si� zdarza, �e kto� zaproszony nie przyszed�, kto� inny przyprowadzi� towarzyszk� albo w ostatniej chwili zmieniono kelnerk�. Morderstwa dokonano gdzie� mi�dzy jedenast� a za kwadrans druga.
- Rozmawia�am z ni� o jedenastej. Z ni� i Jackiem Danzigiem - powiedzia�a Lizzi.
- Zosta�a zastrzelona z broni swojego m�a. Mia� na ni� pozwolenie. Znale�li�my tylko jeden odcisk palca - Hornsztyka. Strza� oddano na tylnym podw�rku, z bliskiej odleg�o�ci, w ty� g�owy, kiedy ofiara siedzia�a na kamiennej �aweczce ko�o basenu. Z oczywistych wzgl�d�w samob�jstwo nie wchodzi tu w gr�. Za pi�� dwunasta jeden z wynaj�tych kelner�w zapyta� gospodarza, czy poda� kaw�. Ten kaza� mu zwr�ci� si� z tym do gospodyni. Wtedy kelner odpar�, �e nie m�g� jej znale��. Hornsztyk wi�c poleci� poda� kaw�.
Benci przerwa� na moment potok wymowy i rozejrza� si� po pokoju. Filipinka nakry�a st� obrusem i ustawi�a na nim p�miski z kanapkami oraz dzbanki z kaw� i herbat�, zupe�nie jakby przyj�cie trwa�o nadal. Hornsztyk opar� g�ow� na r�kach, oczy mia� zamkni�te. Mo�na by pomy�le�, �e boi si� tego, co m�g�by ujrze�. Rodzice Aleks zaci�gn�li dzieci do sto�u, przekonuj�c je po cichu, �eby �wzi�y co� do ust�. Miriam zosta�a sama na kanapie. Jej nikt nie zaproponowa�, by �wzi�a co� do ust�. Przez chwil� na jej twarzy zna� by�o obraz�, potem wsta�a, podesz�a do barku, otworzy�a go i nala�a sobie drinka. Aszbel, kt�ry dot�d sta� w pobli�u inspektora i dziennikarzy i przys�uchiwa� si� ich rozmowie, podszed� szybko do �ony i dotykaj�c jej ramienia, szepn�� co� do ucha. Strz�sn�a jego r�k� i odwr�cona plecami do zgromadzonych w pokoju, wypi�a jednym haustem.
- Go�cie zacz�li wychodzi� - m�wi� Benci - i oczywi�cie chcieli po�egna� si� z gospodyni�, ale poniewa� jej nie by�o, zadowolili si� wymian� grzeczno�ci z bohaterem przyj�cia. Hornsztyk twierdzi, �e nie mia� poj�cia, gdzie si� podzia�a. Poniewa� musia� sta� przy wyj�ciu, �ciska� r�ce, odpowiada� na podzi�kowania, i tak dalej, zawo�a� w ko�cu szwagierk� i poprosi�, �eby odszuka�a Aleks. Miriam w odpowiedzi pos�a�a mu wulgarn� od�ywk�. By�a pijana.
- Tak - potwierdzi�a Lizzi. - Te� mog� za�wiadczy�, �e by�a pijana.
- M�� Miriam, Neeman Aszbel, us�ysza�, �e podnios�a g�os, i podszed� sprawdzi�, co si� sta�o. Hornsztyk poprosi� go, �eby odnalaz� Aleks. Aszbel przeszuka� pokoje na pi�trze, na parterze, ogr�d, piwnic� i wreszcie znalaz� j� siedz�c� na �awce przy basenie. Martw�. By�o to o pierwszej czterdzie�ci pi��.
- Lizz