7499
Szczegóły |
Tytuł |
7499 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7499 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7499 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7499 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARIA RODZIEWICZ�WNA
MI�DZY USTAMI
A BRZEGIEM PUCHARU
I
Berlin spa�. Pogas�y �wiat�a po magazynach, po teatrach, po mieszkaniach filistr�w, po
suterynach i strychach.
Gaz tylko migota� w ulicznych latarniach i �wieci�y jeszcze okna klub�w karciarzy, restauracyj
podrz�dnych, sal ta�ca i aptek.
D�uga linia pa�ac�w Pod Lipami spa�a te� � drzema�y kariatydy balkonowe, zapada�y i gin�y
w mroku ornamentacje okien i drzwi. Ruch tej pierwszorz�dnej arterii ustawa�. Z rzadka zaturkota�
sp�niony pow�z lub przechodzie� przesun�� si� po�piesznie, wracaj�c z zabawy do domu: Berlin
spa�.
Tylko w pa�acu hrabiny Aurory Carolath czuwano jeszcze. Dwa okna pierwszego pi�tra rzuca�y
st�umiony blask zza ci�kich firanek, a za tymi oknami, w prywatnym buduarze hrabiny,
wyz�oconym jak bombonierka, nie my�lano o spoczynku. M�oda cudownie pi�kna kobieta le�a�a na
wp� na fotelu w koronkowym negli�u, obna�onymi r�czkami rozplataj�c od niechcenia z�ote,
przepyszne warkocze.
U jej n�g prawie, na taburecie, rozparty wygodnie, z g�ow� na jej kolanach, m�ody jak ona i jak
ona pi�kny m�czyzna przypatrywa� si� tej z�otej fali, co mu chwilami muska�a twarz, i nuci�
p�g�osem Lorelei!
Para ta by�a na model dla malarza: ona � smuk�a, �licznie zbudowana, o twarzy z greckiego
pos�gu, ale �ywej, zalotnej, a �miej�cej si� ca�ym urokiem bia�ych z�bk�w koralowych ust i
zmru�onych sfinksowych oczu; on � wybuja�y jak topola, silny, dumny, ciemnow�osy, zapatrzony
w kobiet� ca�ym ogniem wyrazistych ciemnoszafirowych �renic.
By� w nim pierwiastek germa�ski wielkiej si�y i twardego wyrazu, a obok tego jaki� inny typ
delikatniejszy ognisty, zuchwa�y a weso�y. W spojrzeniu by�a dziwna mieszanina � po��dania i
cynizmu, swawoli i przesytu: musia� to by� cz�owiek bardzo szcz�liwy, bardzo bogaty i bardzo
pieszczony przez �ycie.
� Wszak odes�a�e� konie, Wentzel? � zacz�a po ma�ej przerwie pi�kna pani.
� Naturalnie.
� Lubi� ci� za to!
� Za co? � spyta� bior�c pier�cie� jej w�os�w i bawi�c si� nim.
� Za to, �e mn� si� nie afiszujesz.
M�ody cz�owiek si� za�mia�.
� Nie uznaj� tego za pochwa��. Afiszuj� si� tylko b�azny i parweniusze. Czy mnie zaliczasz do
jednej z tych kategoryj?
� Ej�e, bohaterze! Zdarza si� to i tobie!
� Mo�e by�. � Je�eli kogo nie ceni� lub nie kocham.
� Wi�c mnie cenisz i kochasz niby?
� Tak, ciebie jedynie, teraz i podobno zawsze!
� A jednak dla mnie nie po�wi�ci�by� tysi�ca owych stosunk�w, gdzie nie cenisz i nie kochasz?
� Nie, jutrzenko. Ani jednego!
� Pfe! Prawisz impertynencje.
� Pfe! Jeste� zazdrosna jak subretka! � odrzuci� weso�o, ca�uj�c bia�� r�czk�.
� Wiesz, stanowczo zrywam z tob�! Nie chc� by� jedn� z wielu.
� Ja jednak cierpliwie znosz� takie stanowisko.
� Ty szkaradna istoto! Powiedz cho� jedno.
� Dziesi��, Auroro! Primo: tw�j m���
� Ech, admira� to amfibia, kt�rego ju� dwa lata nie widzia�am, i �eby nie portret w sali, tobym
nie pozna�a bez rekomendacji.
� Secundo: ksi��� Herbert.
� Ach, nonsens! Za�mia�am si� mo�e par� razy.
� Tertio: ten kuzynek z Harzu!
� Musia�e� dzisiaj pi� za wiele przy kolacji� bredzisz! � rzuci�a z d�sem, a potem nagle
przechyli�a si� ku niemu i, skubi�c zalotnie jego k�dzierzaw� czupryn�, spyta�a z przymileniem:
� Ale ty mnie kochasz, szkaradniku� nie rzuci�by� dla nikogo!
� Dla nikogo, nigdy, Auroro! � odpar� bez namys�u.
� S�owo hrabiego Croy�D�lmen?
� S�owo twojego Wentzla.
� Masz, poca�uj mnie za to.
Chwil� milczeli oboje w nami�tnym u�cisku i pozostali przytuleni do siebie, szepcz�c
st�umionym g�osem.
� Wiesz � m�wi�a kobieta � czemu dzi� takam niespokojna? Ca�y �wiat ci� swata, �eni na
gwa�t! Zastawiaj� na ciebie sieci, spiskuj�, intryguj�! Ach, po co� ty taki bogaty, wielki pan,
pierwsza partia, i taki pi�kny!
� Ciekawym, czybym tu siedzia�, gdyby mnie los stworzy� chromym, zezowatym, rudym i
lampucerem na przyk�ad? Kt� to mnie po��da?
� Wszystkie panny, wdowy, rozw�dki i m�atki! Wszyscy ojcowie, opiekunowie, matki, ciotki
itd. Imi� ich: legion!
� W�osy, mi si� je�� ze zgrozy.
� I nic wi�cej?
� Nic!
Kobieta z�ote swe w�osy okr�ci�a mu oko�o g�owy i szyi i zaciskaj�c te czarodziejskie jedwabiste
p�ta, szepta�a w poca�unkach:
� Och, a ja ci� tak kocham� ub�stwiam� nie dam nikomu, nigdy!
M�g� by� dumnym i pr�nym ten cz�owiek � i nie dziw, �e do gruntu popsuty by� swoim
szcz�ciem.
Tymczasem zegar w s�siednim pokoju wybi� powoli drug� godzin�.
Metaliczny d�wi�k zbudzi� oboje. Hrabina Aurora drgn�a przera�ona, hrabia wsta� opieszale.
� B�dziesz mi z�orzeczy�a, moja jutrzenko! Nabawi� ci� z�ej cery i migreny, a jutro ba� u
ksi���t Hohenl�he! Dobranoc!
U�cisn�� j� raz jeszcze, uca�owa� r�k� i wyszed� dobrze sobie znanym bocznym przej�ciem. W
bramie zapali� cygaro, podni�s� ko�nierz paltota, bo go ch��d owia� � i z r�kami w kieszeni ruszy�
ku domowi.
Pa�ac jego le�a� niedaleko, ale go nie n�ci� spoczynek; skr�ci� w boczn� ulic� i poszed� bez celu,
ot tak, �eby rozprostowa� nogi, mo�e op�dzi� si� od chwilowego rozdenerwowania.
P�g�osem nuci� znowu Lorelei.
Nagle o kilkana�cie krok�w przed sob� ujrza� dwie postacie � kobiec� i m�sk�; dolecia� go g�os
niecierpliwy, a drugi natr�tny; potem kobieta przy�pieszy�a kroku � szuka�a widocznie obrony w
ucieczce � m�czyzna nie ust�powa�.
� Daj buzi, panieneczko! � pos�ysza� hrabia g�os swego znajomego, s�awnego birbanta i
awanturnika. � Znaku nie b�dzie na ustach, a jak mi dasz, to ci oddam! Po nocy wszystko wolno.
Ej�e, nie uciekniesz! Po woli czy po niewoli!
Kilka skokami dop�dzi� uciekaj�c�, uj�� j� za rami� by� widocznie t�go, podchmielony.
Kobieta szarpn�a si� gwa�townie i dostrzegaj�c hrabiego rzuci�a si� ku niemu.
� Prosz� mnie odprowadzi� do domu! � rzek�a zdyszana wsuwaj�c r�k� pod jego rami�.
Napastnik poskoczy� � znalaz� si� oko w oko z hrabi� � zdumia� si�.
� A, to ty, Wentzel! No, nie przeszkadzaj! Albo pom� mi da� rady tej zb��kanej turkawce.
Widzia�e�, �adna!
� T� pani� ja, m�j drogi, odprowadz� do domu, bo mnie o to prosi�a! Odegra�e� swoj� rol�, id�
za kulisy i ode�pij chmiel nale�ycie.
� A to co znowu? Id� swoj� drog�! Jak dostan� buziaka, to ci pozwol� o drugi si� postara�!
Marsz, panie ex�kapitanie, do koszar!
Post�pi� o krok, wyci�gn�� r�k� do kobiety, ale hrabia j� zas�oni� sob�, zmarszczy� brwi.
� No, dosy� tego! Przegra�e� bitw�, panie baronie Wertheim, bierz si� do odwrotu. Ze mn�
sobie nie pozwalaj, bo mo�esz po�a�owa�. Dama ta jest i zostanie pod moj� opiek�, dop�ki zechce,
a panu, je�li si� to nie podoba, zostaje wolna droga rozm�wienia si� ze mn� jutro, w moim
mieszkaniu. Marsz!
� Rozm�wimy si� na szpady, panie hrabio Croy�D�lmen! � krzykn�� podpity panicz.
� A cho�by na szyd�a! Jak si� panu podoba! � odpar� swobodnie hrabia. � Tymczasem
�egnam!
Min�� napastnika i spyta� kobiety o adres. Baron w�o�y� r�ce w kieszenie i roze�mia� si�
lekcewa��co.
� Wylaz�o szyd�o z worka, metysie! Warcholska krew twych przodk�w po k�dzieli nie ginie.
Jako Niemiec ja burd nie lubi�. Ust�puj� z placu.
Po pi�knej twarzy hrabiego przeszed� gor�cy rumieniec: uwolni� r�k� kobiety, obr�ci� si� jak
ruszony spr�yn�.
� Powt�rz, b�a�nie! � krzykn�� zd�awionym od w�ciek�o�ci g�osem.
� Powt�rz�! � odpar� tamten zuchwale. � Jeste� miesza�cem: o tym wiesz sam dobrze, i nie
ja pierwszy ci to m�wi�.
� I nie pierwszy odpowiesz za obelg�. Przodkowie moi walczyli pod Barbarossa, byli tak
rdzennie Germanami, jak g�ry Schwarzwaldu i Sprewy: ka�dy z nas s�u�y� krajowi d�oni�, g�ow�,
mieniem, wszystkim. Mam krew mieszan�� ha! Za to ci jutro twoj� czyst� wytocz�, jakem
Prusak!
G�os mu �wista� przez zaci�ni�te z�by: wzi�� za rami� przeciwnika i wstrz�sn�� nim.
Przewy�sza� go o g�ow�, a u�cisk by� �elazny.
� Ruszaj pan swoj� drog�, bo dalej nie r�cz� za siebie Mog� zapomnie�, �e�my obaj szlacht�.
Wyraz jego twarzy i ton zmiesza�y barona i oprzytomnia�y; usun�� si� na bok i zgin�� w bocznej
ulicy.
M�ody cz�owiek zwr�ci� si� do swej damy i uchyli� kapelusza.
� Pani daruje zw�ok�. S�u��.
Rozdra�nienie drga�o mu jeszcze w g�osie, a twarz, przed chwil� niefrasobliwa i u�miechni�ta,
zachowa�a wyraz dzikiej zaci�to�ci i ledwie hamowanego wybuchu.
Kobieta przez ci�g tej sceny sta�a opodal i s�ucha�a uwa�nie z brwi� �ci�gni�t� i widoczn�
przykro�ci�. Twarz jej delikatna, blada, mieni�a si� tysi�cem wra�e�. Wielkie piwne oczy patrzy�y
ostro na hrabiego. Widnia� w nich gniew i obraza. Niecierpliwie zagryz�a usta.
Gdy jej poda� rami�, usun�a si� na bok i ruszy�a na prz�d w milczeniu.
Pi�kny panicz czu� si� w obowi�zku zagai� rozmow�.
� Co za mg�a! � rzek� ju� swobodniej, r�wnaj�c si� z ni�. � I ani jednej doro�ki. Nie �miem
proponowa� pani zwr�cenia si� do mego pa�acu. Kareta by�aby za pi�� minut.
� O, dzi�kuj�. Mg�a mi nic nie szkodzi� �eby nie przykre spotkanie� Droga moja zaraz si�
ko�czy!
M�wi�a po francusku bardzo poprawnie, wi�c i on zacz�� w tym j�zyku. ;
� Mo�e mi pani pozwoli nie�� pakiecik � rzek� wyci�gaj�c r�k� po flaszeczk�, kt�r� trzyma�a.
� Dzi�kuj�. To lekarstwo, tak trudno zdobyte, donios� sama � odpar�a.
� Pani ma kogo chorego?
Skin�a tylko g�ow�.
Obserwowa� j� spod oka. By�a istotnie uderzaj�co pi�kna � pi�kno�ci� powa�n�, klasyczn�,
nakazuj�c� szacunek i wzgl�dy. Trzeba by�o by� bardzo pijanym lub zuchwa�ym, by j� zaczepi�
jak pierwsz� lepsz�.
G�os mia�a g��boki, troch� ponury; rysy spokojne i ch�odne � oczy zamy�lone, g��bokie, okryte
rz�sami � podnosi�a je rzadko; usta dumne, ma�e, musia�y si� bardzo niewiele u�miecha�.
Typ to by� niepospolity � zwr�ci�by i w t�umie uwag�; patrz�c na ni� uczuwa�e� gwa�town�
ch�� zbudzenia �ycia w tych powa�nych rysach, rozja�nienia �miechem ust zaci�tych, roz�wiecenia
blaskiem mrocznych �renic.
By�aby wtedy porywaj�cym czarem.
Hrabia by� znawc� i ba�amutem z zawodu. Wspomnienie barona zblad�o mu w pami�ci,
postanowi� � on, niezwalczony Antinous � spr�bowa� swej si�y i zr�czno�ci, pobawi� si� jak
tamten. Noc i tak mia�a si� ku schy�kowi.
� Pani jest cudzoziemk�? � spyta�.
� O, najzupe�niej!
� S�dz�c z tonu nie lubi pani Niemc�w.
� Jak ma�o czego na �wiecie � odpar�a szczerze.
� Pani ma do tego jakie powody? Jeste�my przecie pierwszym narodem w Europie.
� Pod wzgl�dem zarozumia�o�ci, niezawodnie.
� Nie, pani. Szanujemy si� tylko. Ch�� przodowania i duma jest god�em si�y, energii i rozumu.
Wielko�� swoj� cenimy, bo�my j� ci�ko zdobyli.
� O, pan j� ceni nies�ychanie. S�ysza�am to przed chwil�.
� I pani by nie znios�a, gdyby zarzucono wam pochodzenie� �ydowskie na przyk�ad.
� Je�eli matka pana by�a �yd�wk�, powinien pan �yd�w szanowa� przez pami�� na ni�..
� W tym si� najzupe�niej z pani� nie zgadzam. Je�eli matka nasza by�a straganiark�, nie
czujemy si� przecie w obowi�zku zachwytu dla przekupek, ani nam to chwa�y przysparza. Matka
moja by�a Polk� z Poznania; ojciec m�j zrobi� mezalians, za kt�ry ja pokutuj�. Jest to plama na
tarczy herbowej Croy�D�lmen. Polak�w nie cierpi�. Stosunk�w z nimi nie mia�em i mie� nie b�d�,
a jednak nazwa mieszaniec przywar�a do mnie, cho� ju� trzech �mia�k�w za ni� odpokutowa�o, a
jutro czwarty odpowie!
Zapali� si� i uni�s�. S�owa mu p�yn�y gniewne, burzliwe, pe�ne wzgardy i lekcewa�enia.
Kobieta podnios�a na� wzrok powa�ny, zatrzyma�a chwil� na jego twarzy przejmuj�ce spojrzenie,
zmarszczy�a ciemne brwi.
� Cz�owiek, kt�ry si� wstydzi swego pochodzenia, jest albo nikczemnym, albo s�abym! �
rzuci�a przez z�by.
� Pani jest bardzo surowa dla mnie, nieznajomego.
� Owszem, znam pana. Ma pan pa�ac Pod Lipami, dobra nad Renem, kapita�y w banku.
Posiada pan nadto: starego opiekuna, majora Koop, ciotk�, Dor� von Eschenbach, i wiele, wiele
serc sentymentalnych Niemek na w�asno��. Jest pan pr�niak, hulaka i pysza�ek, s�awny z
pi�kno�ci, salonowych manier, wielkiej odwagi i dyskrecji. Czy si� pan poznaje z tego portretu?
� Z tej karykatury, pozwoli pani doda�? � za�mia� si� swobodnie. � S�awa moja musi daleko
si�ga�, je�li do�cig�a a� obcych, za granicami Prus. Pani Francuzka?
� Jestem z rzeczypospolitej San Marino � odpar�a z lekkim u�miechem.
� Je�eli damy w owej republice s� do pani podobne, to ubolewam nad dol� tamtejszych
obywateli. Biedacy musz� by� jak Bayard, sans peur ni reproche.
� Bayard nie uwa�a� si� wcale za biedaka, o ile pami�tam z historii, a nasi obywatele, chwa�a
Bogu, nie s� w niczym do Prusak�w podobni. Mamy dla nich nale�ne wzgl�dy.
� Musz� to by� lodowate wzgl�dy.
� Kto co lubi. Nasze m�atki nie przyjmuj� panicz�w po buduarach; nasze panny nie nosz�
serc na d�oni i na ustach; nasze matrony nie kupcz� kras� swych c�rek! Jeste�my jednak kochane
stokro� silniej ni� wasze Fr�ulein i Madame.
� Syzyfowa praca by� musi dla zdobycia owych serc ukrytych.
� Nasi m�czy�ni do tego przywykli.
� Winszuj�, ale nie zazdroszcz�. Nie lubi� z zasady trudnych rzeczy.
� Wszak�em panu m�wi�a, �e� pr�niak. Tote� serca nasze nie dla pruskich knecht�w, ani dla
rycerzy Barbarossy! My i wy� to antypody!
Stan�a nagle i zwr�ci�a si� do niego.
� Oto i koniec pana po�wi�ce� i mojej w�dr�wki. Dzi�kuj� za grzeczno�� i obron�.
� Czy w San Marino za us�ug� nie p�ac�? � spyta� z u�miechem.
� Owszem, je�li wymagania s�uszne. Mog� panu da� za kurs pos�a�ca.
� To za wiele! Nie chodzi tu o kurs, ale o �ycie moje, kt�re jutro nara�� za pani�.
� Za mnie! � za�mia�a si� ironicznie. � Sprzeczk� o kobiet� zapiliby�cie jutro szampanem.
Pan b�dzie walczy� za sw�j honor pruski, nie cierpi�cy skazy mezaliansu z Polk� czy �yd�wk�. Za
to� ja nie p�ac�.
� B�d� mia� dwa pojedynki, je�li nie padn�. Szampanem nie �agodz� sprzeczki. Ot� za �w
pierwszy pani powinna p�aci�, a raczej da� co� od siebie, �ebym wiedzia�, za co si� bij�.
� Na przyk�ad co?
� Ach, drobiazg! Pami�tk� jeden poca�unek!
Cofn�a si� o krok, zarumieni�a jak maki polne i, rzucaj�c mu spojrzenie obra�onej kr�lewny,
odpar�a z nies�ychan� dum�:
� Na ten drobiazg nie starczy�oby panu milion�w. U nas ale nie sprzedaje poca�unk�w. Daje
si� je darmo, albo nie daje wcale!
� A �eby dosta�?
� �eby dosta�, trzeba by� obywatelem rzeczypospolitej San Marino i szlachetnym
cz�owiekiem� w�wczas mo�na proponowa�!
� Wi�c dla mnie droga zamkni�ta?
� I owszem! Gdy pan przyjmie jako obraz�, je�li ci� kto nazwie Prusakiem, w�wczas, przed
takim pojedynkiem ja panu zap�ac�!
Hrabia uk�oni� si� g��boko.
� Pani raczy �artowa�! Ha, trudno! Mia�em w swym �yciu wiele niedorzecznych pojedynk�w,
przyb�dzie jeszcze jeden! To mi jest pociech�, �e b�d� si� bi� za kobiet� bardzo pi�kn�, bardzo
wykszta�con�� i bardzo niedost�pn�.
� Za komplement dzi�kuj� i �egnam! � rzek�a szyderczo.
� I ja dzi�kuj� za kilka moralnych nauk i� do zobaczenia. Postaram si� zobaczy� jeszcze
pani�.
� Je�li mnie pan odszuka, o czym w�tpi�. Do San Marino bardzo daleko, a pan pr�niak.
� Mog� si� za�o�y�, �e pani� znajd� za tydzie�, cho�by w antypodach. Umiem by� wytrwa�ym,
a co postanowi�, tego dotrzymam!
� Zak�ad przyjmuj�. �al mi daremnej pana fatygi; ale troch� upokorzenia zarozumia�o�ci
p�jdzie panu na zdrowie. Zatem do widzenia!
Przesun�a si� jak cie� obok niego i wsun�a w bram�.
Rozejrza� si� na prawo i lewo, zanotowa� numer domu, nazw� ulicy, ziewn�� i zawr�ci�.
� Ciekawym, czy ja zobacz� dom dzisiejszej nocy i czy dopal� cygara? Pyszna dziewczyna!
Hm! Aurora lepiej zbudowana, Lidia jeszcze sprytniejsza, a jednak ta co� ma. Pewniej kto� z
Alzacji czy Lotaryngii. Narobili�my sobie tam przyjaci� a� mi�o, jak nas lubi�. Hu! �eby z tak�
mie� romans! By�oby to cos nowego i niepospolitego! Jutro b�d� wiedzia�, co za jedna. Pyszna
dziewczyna! Aaaa! Jak mi si� spa� chce!
Przy�pieszy� kroku. Po chwili czarny kontur pa�acu Croy�D�lmen zast�pi� mu drog�. Min��
g��wn� bram�, w rogu budynku przystan��, doby� klucz z kieszeni i otworzy� niepozorn�, w
korniszach ukryt� furtk�.
Klucz obr�ci� si� lekko � snad� by� cz�sto w u�yciu � drzwi si� otworzy�y bez szelestu,
tajemniczo i wpu�ci�y pana wg o�wietlon� gazem, wys�an� dywanami. Wzd�u� �cian kwit�y
cieplarniane ro�liny, po niszach u�miecha�y si� pos�gi nimf i bachantek.
Na krze�le u wnij�cia drzema� m�ody lokaj, na kt�rego twarzy bez zarostu malowa�o si�
znu�enie i niepok�j. By� on uosobieniem s�u�bisto�ci gotowej na wszystko, wytrwa�ej na
stanowisku. Na szelest drzwi porwa� si�, wyprostowa� jak struna, zamkn�� tajemnicz� furtk� i
ruszy� za panem o trzy kroki, nie odzywaj�c si� pierwszy.
Z galeri� ��czy�o si� prawe skrzyd�o pa�acu, mieszcz�ce w sobie kawalerskie pokoje hrabiego;
we frontowym gmachu by�y recepcyjne salony i apartamenty panny Doroty von Eschenbach; lew�
stron� zajmowa�a s�u�ba.
Dopiero w swym gabinecie m�ody pan si� zatrzyma�, usiad� w fotelu i ziewn�� po raz setny.
� Aaaa� szklank� jerezu, Urbanie!
Nim sko�czy� ziewni�cie, rozkaz by� spe�niony. Wypi� wino, otar� w�sy i si�gn�� opiesza�e po
stos list�w na stole.
� �e te� tym ludziom nigdy nie zbraknie konceptu i atramentu! � mrucza� niecierpliwie. �
Prawda, �e te wszystkie mi�e misywy �piewaj� dwa psalmy: pieni�dzy i mi�o�ci! Aaaa� Herbert
si� zgra�� Lidia chce brylantowych kolczyk�w. Idiotyczne istoty!
� Daj mi tu papieru i pi�ra, Urbanie!
Przez zielone story gabinetu brzask si� wdziera� � hrabia wygl�da� haniebnie zm�czony.
Nagryzmoli� spiesznie dwa bileciki, po�o�y� adres i skinieniem wezwa� bli�ej lokaja.
� Listy te ode�lesz zaraz, a tamte spalisz, opr�cz tego jednego. Przygotuj pistolety i szpad�
B�d� si� bi�� Ale milcze� o tym! Nie bud� mnie pod �adnym pozorem, cho�by si� pali�o, chyba
gdy ci panowie przyjd�. Nikogo zreszt� nie przyjmowa�, zw�aszcza kobiet. Rozumiesz?
Lokaj sk�oni� si� w milczeniu. Odzywa� si� tylko w nadzwyczajnej potrzebie z konieczno�ci.
Hrabia ledwie si� rozebra�, ju� spa�. Ulecia�y mu z my�li pi�kne panie, niemiecki honor, pojedynki;
pojedynku tego nie odda�by za u�cisk hrabiny Aurory!
II
Wentzel Croy�D�lmen od dzieci�stwa by� panem swej woli i czyn�w. Wprawdzie ojciec
naznaczy� mu opiekuna, starego towarzysza broni i s�siada, majora Koop, i opiekunk�, ciotk� Dor�,
ale opieka to by�a � po�al si� Bo�e.
�e fundusz nie zgin�� � zawdzi�cza� to tylko swemu ogromowi; �e wyrostek si� nie zmarnowa�
zupe�nie � to by�o cudem opatrzno�ci niebieskiej.
Major Koop i ciotka Dora zje�d�ali si� niekiedy, opowiadali sobie okropne wybryki
wychowa�ca, wznosili oczy i r�ce do nieba, wzdychali, radzili i rozje�d�ali si� do swych zaj��:
major do swych d�br nad Renem, ciotka do mod��w i ofiar nabo�nych. Rady nie by�o �adnej.
Wentzel dba� o nich tyle, co o popi� z cygara. Od dziecka po�o�enie spo�eczne popchn�o go w
sfery arystokracji; kolegowa� z synami najwy�szych rod�w, bawi� si� po pierwszych salonach.
M�odzieniaszka, pi�knego jak Apollo, porwa�y kobiety � zepsu�y do gruntu.
Nie by� nigdy dzieckiem, a m�odym dusz� mo�e ledwie par� miesi�cy.
Cudem olbrzymich zdolno�ci odby� szko�y i uniwersytet, wst�pi� do wojska, z wojny francuskiej
wyni�s� �elazny krzy� i par� blizn � i wyst�pi� z czynnej s�u�by.
Nudzi�o go wszystko po pewnym czasie; kariery nie szuka�, celu nie mia� w �yciu, nie rozumia�
potrzeby pracy. By� hulak� wielko�wiatowym, pe�nym form i delikatno�ci: pod mask� kr�la
salon�w kryl si� cynik bez �adnych zasad, nie szanuj�cy nikogo i niczego, lekcewa��cy �wiat ca�y
dumny sw� pot�g� i magnetycznym urokiem.
Nale�a� do kilku klub�w, mia� przyjaci�, ile by�o m�odzie�y w stolicy; kocha�y go wszystkie
kobiety.
By� najzupe�niej z losu zadowolony.
Major Koop i ciocia Dora byli dla� nudn� mikstur�, jak si� wyra�a�.
S�ucha� ich rad i perswazyj, jak si� s�ucha owad�w podczas sjesty poobiedniej.
Majora Koop zagadywa� pytaniem o owcach i winie, ciotce znosi� cukierki i p�aci� bez liku na
misje jezuickie.
Staruszk� jednak by�o trudniej u�agodzi�. �yj�c w stolicy, s�ysza�a wi�cej ni� major, widzia�a
mn�stwo podejrzanych os�b i stosunk�w; stare damy z arystokracji sk�ada� w jej �askawe uszy
wszystkie plotki i skandale obiegaj�c Berlin z winy jej siostrze�ca. Ultramonta�ska jej dusza
wezbra�a zgroz�, patrza�a na Wentzla jak na lokatora piekie�, mieszkanie jego obchodzi�a z daleka
niby Sodom�, suszy� pi�tki, odprawia�a dewocje, sk�ada�a ofiary � wszystko bezskutecznie.
Hrabia nie mia�by nigdy spokoju w domu, gdyby nie to, �e ciotka, przy ca�ym zgorszeniu i
zgrozie, mia�a s�abo�� dla swego �ch�opaka�, jak go zawsze zwa�a.
Za oczami by�a siln�, w oczy oburzenie jej topnia�o, gniew nikn�� � pi�kny panicz ogarn�� i j�
swym urokiem.
Zreszt� Croy�D�lmen w �yciu swym hulaszczym ma�o mia� czasu i ochoty na stosunki z ciotk�.
Bytno�� jego we frontowym domu nale�a�a do wypadk�w nadzwyczajnych, witanych z
zachwytem, wspominanych bardzo d�ugo. Robi� sw� obecno�ci� �ask� staruszce.
By� to wi�c dla niej radosny ranek, gdy lokaj oznajmi�, �e hrabia zaprasza si� do niej na kaw�.
Zakrz�tn�a si� �ywo, by go ugo�ci�; rozp�dzi�a ca�� s�u�b� � nie mog�a dobra� ciast i zak�sek.
Nie przeczuwa�a, �e jej �ch�opaka� zbudzili lak wcze�nie dwaj sekundanci z warunkami
pojedynku. Urban przygotowywa� bro�. Wentzel po odej�ciu koleg�w co� pisa� przy biurku,
gwi�d��c wojskow� pobudk�. Czu� si� w obowi�zku po�egnania opiekunki.
Na odchodnym zawo�a� lokaja.
� Id� na Friedrichstrasse numer 5, ko�o skweru, we� list� lokator�w, wywiedz si� u str�a o
m�od� dam�, kt�ra dzisiejszej nocy wychodzi�a na miasto. Rozumiesz? Ka� przy tym za�o�y�
konie, a list ten oddaj hrabiemu Micha�owi Sch�neich. Je�eli kto si� zjawi, uwiadomisz mnie u
pani. Verstanden?
� Zu Befehl, Heu Graf!
Wentzel si� ubra� i zszed� do ciotki. Pojedynek by� naznaczony na poobiedzie, w lasku o par�
stacyj za stolic�. By�o zaledwie czasu na �niadanie i par� wizyt.
Ciotka Dorota przyj�a swego jawnogrzesznika w swym saloniku, uca�owa�a go w g�ow� i oczy,
posadzi�a u zastawionego sto�u.
Po�o�y� przed ni� list.
� Przez pomy�k� znalaz� si� u mnie. Poznaj� pismo majora. Ta cz�sta korespondencja, ciociu,
mocno si� wydaje podejrzan�! � rzek� �miej�c si�.
� �artuj zdr�w! Pisujemy o tobie, ch�opaku! Jedz tymczasem. Bardzom ci rada.
� Co to ciocia haftuje � tak zawzi�cie? Oczy trzeba straci� nad tak� d�ubanin�.
� To Panu Bogu na chwa�� stu�a na tw�j �lub, ch�opaku.
� Po c� ten po�piech gor�czkowy? Zbutwieje cioci robota. Szkoda!
Panna Dora von Eschenbach wznios�a do sufitu spiczasty nos i szk�a okular�w i westchn�a
�a�o�nie.
Wentzel popi� ten srogi wyrok na stu�� �ykiem kawy i za�mia� si�.
� To westchnienie, ciociu, by�o brzemienne krytyk� i pot�pieniem. Czego cioci si� chce?
Towarzystwa jakiej ksi���cej peroneli niby mojej �ony? Niech ciocia sobie wy pisze tuzin dam
pr�niaczek do kompanii. A mo�e ciocia lubi dzieci? Mo�emy z misji sprowadzi� par� chi�skich
bachur�w Obejdzie si� to wszystko bez wsp�udzia�u mej osoby!
� Wentzel, Wentzel! �artujesz ze �wi�tych rzeczy. Ka�dy porz�dny cz�owiek musi si� o�eni�!
� Ka�dy porz�dny cz�owiek powinien unika� poufa�o�ci z kobietami! Nieprawda�, ciociu?
� No, tak, zapewne� s� grzechy�
� Z tego wynikaj�ce. S�ysza�em o tym. Ot� ja nie chc� mie� grzesznych stosunk�w. Nie chc�
si� stara�, o�wiadcza�, bo to, widzi ciocia, doprowadza do u�cisku d�oni, do gor�cych spojrze�, do
poca�unk�w. Ergo, ja si� boj� �eni�, bo to� niemoralne!
Mia� min� mistyczno�zgorszon�.
Ciotka Dorota pokr�ci�a g�ow�.
� Ach! Bo�e! � westchn�a znowu.
� Zamiast wzdycha�, prosz� zajrze� do listu majora. O �eniaczce nie warto my�le�, bo ja si�
pojedynkuj� za par� godzin� i mo�e by� caput.
� Co ty?!� Jezusie, Mario! Znowu?!,.. Co miesi�c si� bijesz� Ach, ja nieszcz�liwa! Co to
b�dzie, co to b�dzie!
� Nic nie b�dzie! Na co ciocia wzywa imienia boskiej nadaremno! Wszak�em nie baran na
rze�. Czy mog� zapali� papierosa?
Nic nie odrzek�a, bo zanosi�a si� od p�aczu, lamentuj�c przerywanym g�osem.
Hrabia pokiwa� g�ow�.
� Ot� macie kobiety! I ciocia chce, �ebym jeszcze drug� sprowadzi� do duetu! Jedna po
siostrze�cu, druga po m�u� �adny koncert!
Staruszka z �a�o�ci rozgniewa�a si�.
� Tak, tak, kobiety! Gadaj to komu innemu. Masz mnie za tak naiwn�! Wiem wszystko! Mo�e
to nie o jedn� z tych bezecnic stawiasz �ycie na kart�! Gdzie gromy niebieskie na te szkaradnice,
Magdaleny, Samarytanki! Czemu ich nie p�awi� i nie pal�, nie pi�tnuj� �elazem! Sodoma, Gomora!
� Gwa�tu! Z cioci by�by istny Torquemada! A� mnie dreszcz chwyta!
Hrabia si� �mia� z ca�ego serca, ale panna Dorota pu�ci�a wodze swej bole�ci i oburzeniu.
� Zginiesz przez nie, je�li si� nie upami�tasz, nie o�enisz nie b�dziesz domu pilnowa�!
Okropno��! Zabij� ci�!
� Ciocia mnie ma za niepospolitego gamonia! Nie my�l� gin�� za byle co! Ale kiedy ciocia mi
wymy�la, to zmykam. S�dzi�em, �e znajd� pochwa�� i zach�t�, a tu �zy! Fe, ciociu, c�est mauvais
genie!
Wsta� i pochyli� si� nad jej r�k�.
� No, zgoda! Prosz� si� rozchmurzy�. Bij� si� nie o �adn� Samarytank�, jak to ciocia nazywa,
ale o to, �e Wilhelm Wertheim nazwa� mnie metysem i polskim warcho�em! Co, jest racja? Za to
go rozp�atam jak szczupaka, daj� s�owo honoru! Niech ciocia spyta kapitana Assenberg, jak si�
fechtuj�! To zabawka dla mnie.
Staruszka otar�a �zy i spojrza�a mu w oczy.
� Gdy tw�j ojciec� �wie�, Panie, jego duszy� powzi�� ten szalony projekt, jam go b�aga�a na
kl�czkach, by zaniecha�. Nic nie pomog�o. Oczarowali go w Polsce. To kraj wp�dziki. Maj� tam
gus�a, rzucaj� uroki, daj� pi� zio�a jakie�! S�ysza�am o tym od powa�nych ludzi. Czarna magia,
szata�skie sprawki! Szatan op�ta� biednego Ralfa! Przeczuwa�am nieszcz�cie! Spe�ni�o si�! Ty
pokutujesz! Ach, te Polki! Major Koop zawsze mi powtarza: �Wentzlowi nikt nie ufa, boj� si�
sprzeniewierzenia i odst�pstwa. Dlatego nie wzywaj� go na �adn� posad�, obserwuj� go i czekaj��.
Ach, �eby� si� o�eni� z c�rk� ksi�cia H*, nieufno�� by znik�a!
Ciocia Dora, jak zaj�c po wielu kluczach, wr�ci�a do punktu, sk�d wysz�a.
Nie boj� si� polskich czar�w! � odpar� hrabia, marszcz�c brwi. � Nie p�jd� �ladem ojca! Co
za� do posad je�li mi przyjdzie ochota, nie ja, ale rz�d b�dzie mnie prosi�. O to mo�e ciocia by�
spokojna.
� Wi�c pojedynek nieodwo�alny? � szepn�a.
� Obydwaj nie nale�ymy do tch�rz�w.
W tej chwili otworzy�y si� drzwi salonu; zajrza�a s�pna twarz Urbana.
� Konie podane!
� Co, ju� jedziesz? Ach, Bo�e, jak�e mi straszno! We� szkaplerzyk na piersi, ch�opaku. B�d�
si� dzie� ca�y modli�a za ciebie.
� Dzi�kuj�! Nic mi nie b�dzie. Dzi� wieczorem przyjd� do cioci na herbat�. Do widzenia!
Za drzwiami roze�mia� si� jak szalony.
� Co prawda, wol� po�egnanie z Aurora; ta mi dopiero da szkaplerzyk!
Zamrucza�, potem zbieg� szybko na d�, zatrzyma� si�, zwr�ci� si� do lokaja i spyta� lakonicznie:
� Nun?
Urban si� wyprostowa� jak we froncie.
� Kamienica przechodnia na dwie ulice, str� spa� noc ca��, nikogo nie widzia�. Oto spis
lokator�w.
� Zum Teufel! Co dalej?
� Baron Sch�neich czeka na pana hrabiego.
� We� szpad� i ruszaj na kolej; bierz bilety na stacj� Kirschm�hl i czekaj na mnie.
� S�ucham!
Baron Sch�neicha, kolega i przyjaciel Wentzla, przyby� do�� zdziwiony nag�ym wezwaniem.
� Pewnie si� bijesz? � zawo�a� na wst�pie.
� Jakby� zgad�.
� O co?
� O moj� pi�t� Achillesow� vel polsk�.
� Z kim?
� Z Wilhelmem.
� G�upstwo! Will pewnie by� pijany, a ty, wiadomo szukasz wra�e�. Czemu� mnie omin�� na
sekundanta? Wiesz, to obraza!
� To powa�ny dyplomata! Dosta�by� jeszcze nosa od kanclerza. Zreszt�, taki pojedynek�
Jakbym z t� szaf� wojowa�! Ech!
Sch�neicha pokr�ci� g�ow�.
� Co prawda, tych pojedynk�w troch� za g�sto. Jeste� strasznie dra�liwy, Wentzel. Na twoim
miejscu ja bym, dla zatkania g�by natr�tom, wszed� do izby i urz�dzi� co dzie� rulad� z Polak�w.
Masz porywaj�c� wymow�.
� Ba, przy �piewie, winie i kobietach, ale nie w waszym sejmie. Brr! Co tam za nudy!
� Ha, to urz�d� krucjat� na Pozna�.
� Do diab�a z konceptami! Powiedz cho� raz co rozs�dnego.
� Wst�p do s�u�by.
� Na przyk�ad do jakiej?
� Do dyplomacji. Jeste� na to stworzony.
� Sk�d ten pewnik? � za�mia� si� Croy�D�lmen.
� Wyznaj�, �e to nie moje spostrze�enie, ale Herberta. Wczoraj by�a mowa o ambasadorach u
ministra W*. Stary, jak go znasz, facecista. �Pose� � powiada � powinien gra� zawsze rol�
kochanka. Kto si� zna na galanterii i mi�o�ci, ten b�dzie .doskona�ym ambasadorem�. A na to
Herbert: �Po�lijcie do Francji Wentzla Croy�D�lmen: nie b�dzie strachu o Alzacj� i miliardy! On
wam Gali� w r�e uwie�czon� przyprowadzi do st�p! Dacie mu za to, zamiast pensji i orderu,
kotylion z pary�anek�. �miano si� z tego ca�y wiecz�r.
� Herbert rad by mnie si� pozby� z Berlina.
� No, s�dz�, i� przede wszystkim z jednego pa�acu Berlina. Biedaczysko schnie z zawi�ci.
Croy�D�lmen ruszy� ramionami.
� On zawsze ma gust na cudze. P�ki wolne i nieog�askane, milczy; gdy kto wyr�ni i
zdob�dzie, wydziera w�osy l szaleje. Z tak� taktyk� niedaleko zajedzie. On mnie ambasadorem, a ja
jego zrobi�bym wielkorz�dc� australijskich kolonii. Niech obdziera ludo�erc�w!
Spojrza� na zegarek i poruszy� si� niespokojnie.
� Ot�, Michel, chcia�em ci� prosi�, aby� na wypadek jakiej katastrofy ze mn� popali� papiery
w tym biurku co do jednego, bo widzisz�
� Widz�, �e ci bardzo pilno mnie si� pozby�! Zum Henker! Te pami�tki nie zgin� i ty tak�e,
b�d� spokojny! Cha! Cha! Kr�cisz si� jak fryga.
� C� chcesz, boj� si� sp�ni� na pojedynek.
� Uhm, pojedynek, ale bez sekundant�w. No, no, ambasadorze, ruszaj! Przyjd� wieczorem
powita� ci� jako zwyci�zc�. Bywaj zdr�w!
Po chwili s�awne na ca�y Berlin taranty hrabiego stan�y u bramy hrabiny Aurory.
Ciocia Dorota odprawia�a koronk�, a pi�kna pani m�wi�a ca�a wzburzona:
� Wiesz, je�eli ten b�azen ci� zadra�nie, to ja mu zrobi� co� okropnego� ja, ja�
� Wypowiesz mu sw�j dom! � podchwyci� hrabia.
� Wypowiem? � potwierdzi�a energicznie, jakby m�wi�a: po�wiartuj� go �ywcem.
Szyderczy grymas przeszed� twarz Wentzla.
� Za tak� ofiar�, m�j skarbie, zachowam dla ciebie dozgonn� wdzi�czno�� � rzek� z ca�ym
przej�ciem.
Dopiero w drodze do Kirschm�hl pozwoli� sobie w my�li na krytyczn� uwag�:
� Ciekawym, co by Lidia zrobi�a okropnego Wilhelmowi w razie mego zadra�ni�cia. Pewnie
pokaza�aby mu j�zyk. No, no, ju� to te damy nie bywaj� rozrzutne w pami�ci o pokonanych!
Trzeba imponowa�, albo nie istnie�! Imponujmy!
Nie uda�o mu si� tak, jak sobie tego �yczy�.
Obu przeciwnik�w rannych odwieziono do domu. Baron mia� przebite rami� i rozci�ty szpetnie
prawy bok. Wentzel dosta� ci�cie przez g�ow�; bi� si� jeszcze, ale krew mu zala�a oczy, a
przeciwnik omdla�. Obwo�ano hrabiego zwyci�zc�.
N�dzny to by� triumf. Szpada rozp�ata�a mu g�ow� i czo�o do czaszki. Sch�neich zasta� go w
szponach trzech chirurg�w. K��cili si� po �acinie.
� Musi by� znak � wo�a� jeden.
� Nie b�dzie przy zimnych ok�adach � przeczyli dwaj drudzy.
Tu pacjent wmiesza� si� do rozmowy.
� Albo b�dzie, albo nie b�dzie. To si� zobaczy przy ko�cu. Tymczasem r�bcie pocz�tek,
panowie.
� Rozs�dne zdanie � potwierdzi� najstarszy medyk, przyjaciel domu hrabiego, zabieraj�c si�
do roboty.
Sch�neich powita� bohatera u�miechem.
� Przyszed�em pali� owe dokumenty � rzek� weso�o. � Czy ci nie wstyd da� si� opi�tnowa�?
� Odbij� si� na Assenbergu. Nie nauczy� mnie jednego pchni�cia, osio�!
� Przy twym amatorstwie ufam, �e si� z czasem wykszta�cisz! Hu! Co to za szczerba! B�dzie
mia� szram� na ca�e �ycie.
� Nie b�dzie przy u�yciu zimnej wody! � pocz�li wo�a� medycy.
Staremu doktorowi Voss drgn�a r�ka z irytacji. Wentzel skrzywi� si� z b�lu.
� Czego si� gapisz! � krzykn�� na Urbana. � Id� i uspok�j pani� we frontowym domu.
� Jak� pani�? � zagadn�� udaj�c naiwnego Sch�neich.
Ciocia Dora sp�dzi�a dzie� we �zach i modlitwie. Gdy kareta wr�ci�a z dworca i zatrzyma�a si� u
lewego skrzyd�a, a do niej nikt nie przychodzi�, przemog�a wstr�t, jaki czu�a do tej cz�ci domu, i
zbieg�a sama po nowiny. Wszystkie drzwi zasta�a otworem. S�u�ba by�a w ruchu. Dotar�a
niedostrze�ona a� do sypialni. Ujrza�a swego ch�opaka w pokrwawionej koszuli, woko�o krwawe
szmaty, nad nim trzech rze�nik�w i Urbana, bladego jak �ciana. Tylko Sch�neicha rozparty w
fotelu kiwa� si� tu i tam, gwi�d��c � a sam ranny dowcipkowa� po swojemu.
Staruszka ju� mia�a wej��, ju� podnios�a nog�, gdy j� przyku� do pod�ogi �artobliwy g�os
barona:
� Doktorze, zacerujcie g�adko, �eby pi�kne usta nie obrazi�y si� na szramach.
Ciocia Dora zatuli�a uszy d�o�mi i uciek�a z tego piek�a. W takiej chwili � taka mowa! O
czasy! O m�odzie�y!
W chwil� potem Urban j� uspokoi� ze strony hrabiego, ale ona nie zdecydowa�a si� na powt�rne
odwiedziny. Mia�a dosy� pr�by.
Stary doktor postawi� na swoim. Szrama zosta�a pomimo zimnej wody i innych sposob�w;
rozcina�a czo�o wyra�n� poprzeczn� bruzd�.
Honor sw�j niemiecki op�aci� Wentzel, a mo�e pi�kne oczy nieznajomej dziewczyny odj�y mu
zr�czno�� i si��.
Mia� pami�tk� po owej burzliwej nocy. Kl�� j� w duchu, gdy wreszcie wygojony stroi� si�
pewnego wieczora do teatru.
Doktor Voss zjawi� si� w�a�nie na z�y humor, a nie wiedz�c o tym, pocz�� burcze� na wybryki.
W rezultacie pok��cili si� okropnie: medyk z ca�� flegm�, Wentzel z ogniem wcale nie
germa�skim.
Voss potar� sw� g�rn� warg�, co robi� zawsze, gdy mia� wyg�osi� wa�ne zdanie, i rzek�:
� Pan hrabia jest niecierpliwy, nierozs�dny i nielogiczny� Typowy S�owianin.
Tego by�o za wiele. Croy�D�lmen skoczy�, jakby skorpiona nadepta�.
� Kreuzdonnerwetter! � zakl�� jak dragon. � Jak mi pan jeszcze pi�niesz s�owo�
� To co? � prawi� spokojnie medyk. � Ja si� bi� nie umiem, a spostrze�enie fizjologiczne nie
jest przecie� obraz�. Pan hrabia rodzi si� z Polki, to pewnik; �e r�d matki wp�ywa bardzo silnie na
dzieci, to drugi pewnik; a �e pan bardzo do matki podobny, to trzeci! Dixi.
� A ja dixi, �e wasze fizjologie to brednie, a wy sami stado wariat�w! Jestem Niemiec, i basta!
� Po ojcu prawdopodobnie!
� Jak to prawdopodobnie? � krzykn�� m�ody cz�owiek czerwieniej�c z pasji. � �miesz o
mojej matce m�wi� podobny frazes!
� M�wi�: prawdopodobnie, bo pani hrabina by�a Polk�, a tamte kobiety s� do prawdy podobne.
Nasze damy � to co innego. �eby na przyk�ad, hrabina Carolath mia�a syna, powiedzia�bym�
� Daj mi spok�j z hrabin� Carolath! Nie ciekawym tego, co powiesz! � przerwa� niecierpliwie
hrabia. � Id� do teatru. Zeszpeci�e� mnie na wieki, a teraz prawisz brednie, kt�re ci tylko dlatego
darowuj�, �e� stary! Niech piek�o poch�onie chirurgi�! Z wami razem, naturalnie! Urban, konie!
W teatrze pi�kny panicz w krzes�ach i pi�kna pani w lo�y zamienili kr�tkie, ale wymowne
spojrzenia. Nie by�o na nic wi�cej czasu; koledzy wzi�li w sw�j �rodek Wentzla: uk�adano kolacj�
z aktorkami.
Dopiero w antrakcie hrabina Aurora zwr�ci�a sw�j �liczny profil do drzwi lo�y i powita�a
wchodz�cego u�miechem syreny.
Tysi�ce oczu patrzy�o na nich, wi�c on si� uk�oni� i usiad� naprzeciw niej.
Wygl�dali tak niewinnie jak stary radca z s�dziw� ochmistrzyni� dworu � zrobi� p�g�osem
uwag� Wentzel.
� Mauvais sujet! � upomnia�a go za koncept. � Czy wiesz, �e ci �adnie z t� blizn�, h�ros
balafr�. Ale bi� si� nie by�o o co, doprawdy! Wiesz, ja bardzo lubi� Polak�w.
� Jakby� zna�a cho� jednego.
� No, chocia�by ty, przez p�.
Rzuci� si� niecierpliwie.
� Znowu! Ja si� dzi� w�ciekn� chyba! Ja nie jestem, nie b�d�, nie chc� by� Polakiem! Co si�
ludziom dzieje! Sprzysi�gli si� mnie torturowa�!
� A to si� nie bro�, � je�li chcesz, �eby ci dali pok�j! Le grand malheur! Pogadaj� i ucichn�.
A jak b�dziesz si� afiszowa� niemczyzn�, to ci na z�o�� b�d� dowodzili, �e� Polak z krwi i ko�ci.
Pierwszy raz i zapewne jedyny zrobi�a hrabina Aurora tak trafn� uwag�, ale to nie
rozmarszczy�o czo�a m�odego cz�owieka.
Nie znalaz� dla niej u�miechu, gryz� niecierpliwie w�sy i kr�ci� brod�.
Tr�ci�a go nieznacznie pantofelkiem.
� Powiem ci co� niemi�ego, je�li mnie nie b�dziesz bawi�. Patrz, ty specjalisto od �adnych
twarzyczek, kto to nowy w lo�y naprzeciw? Co za pyszne opale. M�wi�, �e to kamienie, qui
portent malheur! Znasz t� dam�?
Hrabia machinalnie podni�s� oczy, spojrza� we wskazanym kierunku i a� si� cofn�� z podziwu.
Dama w opalach nie by� to nikt inny, tylko jego nieznajoma.
Ruch nie uszed� oka hrabiny.
� Ach, comme tu piends feu! � rzek�a z d�sem.
� Nie wiedzia�a� o tym? � spyta� z lekk� ironi�.
� Monstre! � tr�ci�a go znowu pantofelkiem. � Znasz t� dam�?� Sk�d ona?
� Z San Marino.
� Gdzie to jest? Na prowincji? We W�oszech?
� A gdzie� tam blisko! Nie pami�tam.
Op�dza� si� od pyta�, a oczu nie spuszcza� z lo�y naprzeciw.
Nieznajoma nie by�a sama. Towarzyszy�o jej dw�ch m�czyzn; jeden stary, siwy � drugi
m�ody, blondynek, z je�owat� czupryn� i swawol� w oczach. Rozmawiali z sob� poufale i, o
dziwo, obywatelka sparta�skiej republiki u�miecha�a si� lekko niekiedy, a ch�opcu iskrzy�y si� do
niej �renice i co chwila b�yska�y bia�e z�by w serdecznej, ochoczej weso�o�ci.
Wentzel Croy�D�lmen wci�� patrza�, znosz�c oboj�tnie impertynencje obra�onej hrabiny.
Tupa�a n�kami z w�ciek�o�ci.
� Tu es d�une grossieret� horrible! Id�, przynie� mi cukierk�w! Nie po�ykaj jej oczami. Nie
puszcz� ci�! Nie masz prawa tam i��, rozumiesz? Nie pozwalam! Zreszt� tam nie ma miejsca dla
ciebie. Ten blondynek�
� Auroro! � szepn�� z wyrzutem.
� Gdzie� j� pozna�? M�w! �e te� tobie �adna nie ujdzie! Ach, wpakowa�abym ci� z
przyjemno�ci� na statek admiralski z zakazem odwiedzania port�w! Co to za jedna?
� Obywatelka rzeczypospolitej San Marino.
� Tu es stupide z t� twoj� rzecz�pospolit�!
� C� robi�! Nie mog� ci� lepiej obja�ni�, bo sam wi�cej nie wiem!
� A ja ci m�wi�, �e to nie �adne San Marino. To jest niezawodnie kto� z Polski. Ces Slaves ont
leui type a part. Wiesz, �e ona nawet do ciebie podobna.
Nareszcie znalaz�a hrabina spos�b na swego kochanka. Spojrza� na ni� piorunuj�cym wzrokiem,
wzi�� kapelusz, uk�oni� si� i wyszed�. By�a pewna, �e ju� nie spojrzy na lo��.
Po chwili ujrza�a go w krzes�ach. Istotnie, nie patrzy� ani na prawo, ani na lewo, ale na scen�.
Zdawa� si� zaj�tym jedynie sztuk�. W drugim antrakcie przys�a� jej stosy cukr�w, sam poszed� na
cygaro z kolegami. Nie wspomnia� o damie w opalach, ale inni ju� j� spostrzegli.
� Alzatka! � zdecydowa� Herbert.
� Mniejsza sk�d, ale pi�kna. Co za szyk kr�lewski!
Wertheima nie by�o. Leczy� si� jeszcze � wi�c Wentzel ze sw� znajomo�ci� si� nie pochwali�.
Co prawda, nie by�o tak bardzo czym.
Przypuszczenie Herberta uderzy�o go.
� By�e� w Alzacji? � zagadn��.
� Dwa miesi�ce, z komisj� rewizyjn�.
� Uhm, rewidowa�e�! � wtr�ci� po swojemu p�g�bkiem Michel von Sch�neicha.
W g�owie Wentzla tworzy� si� awanturniczy projekt. Odszuka� j�, pozna� si� i rzuci� w oczy
koleg�w Cezarowym: veni, vidi, vici. Znad Renu do Alzacji by� krok jeden, a reszta fraszki!
� Za p� roku ona b�dzie moj�! � rzek� lekcewa��co.
Herbert natychmiast nadstawi� uszu. Chwyta� w lot ka�d� inicjatyw�.
� Albo moj�! � zawo�a�.
� Nie! � poprawi� Wentze�. � Moja albo niczyja!
� Pari?
� Zgoda! O co?
� O twego �Scherza�!
� I o twego �Fingala�!
� A ja trzymam, �e obydwaj zjecie po myde�ku odezwa� si� Sch�neicha. � Stawiam swoj�
czw�rk�, ale zabior� waszego �Scherza� i Osjanowego bohatera; ka�� jutro zacz�� rozszerza�
stajni�.
� Sk�d ta pewno��, Michel?
� Popatrzcie jej w oczy, to si� dowiecie! No, id� do hrabiny Aurory z wizyt�. B�d� pociesza�.
� Albo jej trzeba pociechy? � zagadn�� �akomie Herbert, jak zawsze got�w korzysta� z
cudzego projektu.
� I bardzo. Wielka burza opad�a fregat� admiralsk� ko�o Ziemi Ognistej.
� To i ja p�jd� z tob�!
Po sko�czonej sztuce Wentzel z Herbertem spotkali si� na chodniku przed teatrem.
� Widzia�e�, dok�d pojecha�a? � zagadn�� Croy�D�lmen.
� Wiesz, nie; by�em zaj�ty. Nie uwa�a�em.
Obydwaj ok�amywali si� bezczelnie. �ledzili pi�kn� nie znajom�, ale im usz�a w t�umie i znik�a.
By�a to dla Herberta pierwsza, dla naszego bohatera druga pora�ka. Nie zw�tpi� jednak o sobie,
ruszaj�c z dobr� min� do restauracji.
Bankiet przeci�gn�� si� do rana.
III
Ciotka Dora von Eschenbach po raz pierwszy w �yciu zgodzi�a si� ze zdaniem siostrze�ca.
By�o to nazajutrz. Hrabia zjawi� si� o po�udniu, zhulany, blady, ziewaj�cy pomimo wiosennego
s�o�ca. Wygl�da� jak uosobienie swawoli i nadu�ycia.
� Co ciocia zamierza robi� latem? � spyta�. � Bo przecie� na bruku tutaj siedzie�
niepodobna. Kto �yje, wyje�d�a.
� Wybieram si� w odwiedziny do majora.
� Czemu� nie do D�lmen? Po c� egzystuje to zamczysko? Wydaj� rokrocznie par� tysi�cy
marek na reparacj�. Niechby ciocia obejrza�a z bliska gospodarstwo pana rz�dcy.
� A ty si� tam nie wybierasz?
� Ja, ciociu, mam na to lato wy�ej g�owy zobowi�za�, ale dla cioci po�wi�ci�bym ch�tnie
wiosenne wy�cigi. Mog� towarzyszy� do D�lmen.
� M�j nieoszacowany, kochany ch�opaku! Za t� przyjemno��, zrobion� starej, spotka ci�
wielkie szcz�cie. Zobaczysz!
Bodajem tylko zobaczy�! � pomy�la� hrabia, nie przeczuwaj�c, �e w g�owie ciotki owo
szcz�cie mia�o ju� okre�lony wiek, posta�, imi� i nazwisko, co wszystko razem sk�ada�o nadobn�
Emili� Koop, jedyn� c�rk� majora.
Od dawna upatrzy�a j� sobie ciocia Dora na anio�a str�a dla swojego jawnogrzesznika; projekt
by� got�w, opracowany w najdrobniejszych szczeg�ach; brakowa�o jednej ma�ej rzeczy � zgody
Wentz�a, ale ciocia Dora wierzy�a w cuda.
Ka�da rzecz wydawa�a si� jej mo�liwa.
A ofiara nieopatrznie sz�a na zastawion� w�dk�.
Po tygodniu pa�ac Pod Lipami opustosza�. Konie odprawiono do d�br, s�u�ba w cz�ci pojecha�a
nad Ren, pozostali w��czyli si� po hawanach, firanki by�y spuszczone, szwajcar drzema� w swojej
lo�y.
Za to D�lmen zawrza�o ruchem. Na baszcie, co spogl�da�a w sine wody Renu, wiatr rozwiewa�
herbow� chor�giew, po dziedzi�cach r�a�y konie, skomli�y ogary, biegali tu i tam masztalerze i
lokaje. Rz�dca zaprzesta� wieczor�w w miasteczku przy piwie, nie chodzi� pod�piewuj�c z fajk� w
z�bach i nosem zadartym. Zmala�, skurczy� si�, schud�; z oczu pana zgadywa� my�li.
Do kaplicy ciocia Dora sprowadzi�a kapelana i �pieszy�a, ile mocy, z wyko�czeniem swej z�otej
stu�y na �lub wychowa�ca.
Intryga sz�a jak po ma�le. Wentzel sumiennie odwiedza� opiekuna, major urz�dza� na jego cze��
polowania i pikniki; weso�e �ycie stolicy i og�lne uwielbienie sz�o w �lad pi�knego panicza.
Wiejskie pi�kno�ci nie umia�y ukry� swego zachwytu; panowie okrzyczeli go pierwszym
d�entelmenem i wzorowym koleg�.
Gdzie si� pokaza�, zwraca� wszystkie oczy. W walcu czy na koniu, przy bankiecie czy na �owach
� by� niezr�wnany.
Do doskona�o�ci brak�o mu, wedle majora i ciotki, tylko �ony.
Po dw�ch tygodniach wiejskich wakacyj panna Dorota von Eschenbach uzna�a, �e wp�yw
przyrody i wiosny musia� dostatecznie podzia�a� na umys� hrabiego; wyobra�a�a go sobie
sielankowo rozmarzonym � i pewnego wieczora zaprosi�a si� z rob�tk� na gaw�d� do mieszkania
m�odego cz�owieka.
Wiecz�r by� istotnie romantyczny. U st�p zamczyska Ren szumia�, przez otwarte okna wdziera�
si� pachn�cy powiew wiatru i zagl�da� sierp nowiu. Wentzel le�a� na kanapie pali� cygaro i gwizda�
Lorelei; o kim my�la� przy owym �piewie, mo�na si� domy�li�.
Panna Dora odchrz�kn�wszy zagai�a rozmow�:
� Czy nie my�lisz pos�a� jutro bukietu Mili Koop?
S� przecie� cudne azalie.
Hrabia si� ockn�� jak ze snu.
� Bukiet major�wnie? Czy ona si� jutro konfirmuje? � zapyta�.
� Ale co ty gadasz! Wszak�e to doros�a panienka!
� Przeros�a! � mrukn��.
� Jak to? Sam kwiat!
� Nie uwa�a�em. One tu wszystkie dziwnie do siebie podobne. R�owe, bia�e�
� To �adnie!
� Uhm! Czy ciocia jeszcze stu�y nie sko�czy�a?
� B�dzie na czas, ch�opaku, b�dzie! � za�mia�a si� kiwaj�c g�ow�.
� To mnie najwi�cej obchodzi. Ale nie rozumiem ochoty �l�czenia nad podobnym g�upstwem.
Czemu ciocia lepiej nie strzela do celu?
� Fi? � strzepn�a r�kami staruszka. � Wi�c bukietu nie zaniesiesz Mili?
� A to po co?
� No, przecie� major tw�j opiekun!
� A, no to jemu si� nale�y bukiet.
� Rodzicom najlepiej ods�u�ymy si� w dzieciach. Przez pami�� na staranie majora warto zaj��
si� c�rk�. Ty tak umiesz by� mi�ym, gdy chcesz.
Ciocia Dora os�adza�a pigu�k� tysi�cem pieszczotliwych u�miech�w i spojrze�.
� Co cioci� tak zajmuje major i jego familia?
� M�j Wentzel, to s� ludzie rzadkich przymiot�w.
Mila jest wzorow� c�rk�, gospodyni�, wykszta�cona, �adna, czu�a�
� O, i bardzo! � wtr�ci� hrabia.
� W jej r�ce mo�e ka�dy z�o�y� z ufno�ci� honor domu. Potrafi stworzy� ognisko, zaj�� si�
porz�dkiem, nie zha�bi nazwiska, a m�owi da szcz�cie, spok�j, dzieci uczyni dobrymi
chrze�cijanami i patriotami�
� Ciociu, prosz� tchu nabra�! Ta tyrada grozi zapaleniem p�uc. Wierz� �lepo w doskona�o�ci
panny Koop; obowi�zuj� si� przez wdzi�czno�� dla majora wystawi� jej pomnik na rynku w
D�lmen i wypisa� to wszystko na marmurowej p�ycie.
� Mo�esz zrobi� co� lepszego, co uszcz�liwi j�, ciebie, mnie i majora: o�e� si� z ni�!
� Tylko tyle! Odrobina! � za�mia� si� szyderczo.
� Pewnie, �e to nic wielkiego. Major przyjmie ci� z otwartymi ramiony, a Mila�
� Panna tak�e ramion nie odm�wi.
� Mila ci� pokocha.
� O tym nie w�tpi�!
� Wi�c c�, zgoda? � spyta�a ciocia Dora, wstaj�c na wp�.
Hrabia si� przeci�gn��, ulokowa� wygodniej na kanapie i ziewn�� nieznacznie.
� Prosz� mi powiedzie�, ciociu, sk�d ten gust do swatania? Ojciec m�j nie by� szcz�liwy w
ma��e�stwie.
� �le wybra�, �le wybra�! Nie s�ucha� mnie! � wo�a�a �ywo.
� Ciocia sama nigdy nie by�a zam�n��
� Ach, co tam mnie wspomina�!
� Bo ciocia jest dla mnie idea�em. O�eni� si� z cioci�, albo z nikim. To moje ostatnie s�owo!
Na to niespodziewane zako�czenie staruszka podskoczy�a w fotelu, poczerwienia�a i zblad�a,
upu�ci�a z r�k robot�.
� Wentzel � zawo�a�a zgorszona.
� Tak jest, ciociu! Tod oder Turandot! Bezkarnie si� nie obcuje z idea�em. Przysi�g�em sobie
cioci� zba�amuci�: to i m�j cel i marzenie.
Panna Dora pocz�a dygota� jak w febrze. Trz�s�y si� jej siwe loki i bezz�bne usta, i r�ce
oci�gni�te w mitenki. Z nosa osun�y si� okulary.
� Fi, fi, fi! � zawo�a�a zdyszana. � Oto za moje starania i po�wi�cenia! Wstyd� si�, takie
s�owa do mnie� �aden m�czyzna nie �mia�! Fe, obraza boska! Jeste� doprawdy zuchwalec,
lekkomy�lny m�odzik! Umywam r�ce. B�g �wiadkiem, chcia�am ci� ratowa�, zatrzyma� na drodze
zatracenia. Pozwalasz sobie na nieprzystojne rozmowy� fi, szkaradne! I ty m�wisz o marzeniu!
K�amstwo! Ty nie wiesz, co to marzenie!
Podczas tego wybuchu panna Dorota cofa�a si� do drzwi. Przy ostatnich s�owach znik�a za
portier�, �egnaj�c zuchwalca ruchem pe�nym wzgardy. Pozosta� sam.
Pusty �miech, kt�ry hamowa� ca�� si��, rozrywa� mu piersi. Wychyli� si� za okno i pu�ci� wodze
weso�o�ci.
� A to mi si� uda�o! Ciocia wyperswaduje sobie matrymonialne zaczepki. Cha, cha, cha!
Przebi�a si� w�asnym ostrzem! Przysi�gn�, �e uwierzy�a w po�owie i b�dzie mnie unika�a jak z�ego
ducha. Drzwi zatarasuje! Co za oburzenie niebotyczne! A ten gest ostatni: �ty nie wiesz, co to
marzenie!� Cha, cha, cha! Jakby kobiety da�y czas na marzenie� Spojrzysz, ju� j� masz! Kto mnie
mia� czu�o�ci i sentymentalizmu nauczy�???
Rozejrza� si� po niebie i ziemi. B�yszcz�ce w ksi�ycu fale rzeki wzbudzi�y obraz jasnow�osej
czarodziejki.
� Pi�knie by mnie Aurora przyj�a, gdybym jej marzenie zaproponowa�; albo Lidia czy
baronowa Liza! Mia�bym si� z pyszna! Cha, cha! No, spali�em mosty za sob�. Nie pokazywa� mi
si� przed oczy cioci! C� robi� teraz?
Znowu spojrza� w nocny krajobraz i p�g�osem nuci� pocz��:
Zum Rhein, zum Rhein, zum deutschen Rhein,
Wer will des Stromes H�ter sein!
Lieb Vaterland, magst rutiig sein,
Fest steht und treu die Wacht am Rhein!
� Istotnie, siedz� tu jak szyldwach w tym zamczysku! Do diab�a patriotyzm! Zostawi�
posterunek cioci w wierne r�ce! A �eby te� spr�bowa� szcz�cia na tamtym brzegu. Hm� pi�kna
nieznajoma, kto wie, czy nie sprzeniewierzy si� swej nienawi�ci. Byle j� odszuka�. Urban!
Factotum wyros�o jak spod ziemi.
� Pakowa�! Jutro jedziemy do Kolonii.
Wentzla czyn od my�li by� bardzo niedaleko.
Nazajutrz ciocia Dora otrzyma�a przez lokaja wonny opoponaksem bilecik hrabiego:
Ze skrwawionym sercem i rozdart� dusz� odje�d�am! Tak srogiego wyroku znie�� nie
jestem w stanie. S�owa cioci by�y p�omieniem, co mi dusz� oczy�ci�. B�d� si� uczy� marzy�,
dzia�a� i pokutowa�. Je�eli nie wr�c� wi�cej, to prosz� mnie w swych mod�ach nie omija�.
Odje�d�am z�amany, z rozpacz� w sercu.
Biedny Wentzel.
� Co to jest? � wrzasn�a staruszka. � Gdzie hrabia?
� Wyjecha� dzi� rano � oznajmi� s�uga.
� W kt�r� stron�?
� Na stacj� kolei. Konie ju� wr�ci�y.
� Oh, Herr Jesu! Okropno��! Gdzie Urban?�
� I Urbana nie ma.
� Niech Fryc siod�a! Pojedzie do majora. Dam mu list.
Goniec polecia� cwa�em. Pod wiecz�r major si� zjawi�, ca�y wzburzony.
� Alle Wetter! � kl�� na wst�pie. � C� to znowu przyst�pi�o do tego junkra!
� Ach, majorze, straszny cios nas dotkn���
� Do rzeczy, do rzeczy! Kr�tko i w�z�owato! Pani pewnie co� zmalowa�a nie w por�!
� Ale gdzie� tam! � Panna Dorota za�ama�a r�ce. � Przem�wi�am do jego rozs�dku i serca o
naszej Emilci.
� No, a on co na to? Uciek�, der Schurke.
� Uciek� dzisiaj, a wczoraj� a wczoraj�
� C� wczoraj?
� Wczoraj o�wiadczy� si� o mnie!
� Potztausend! Zwariowa� � hukn�� major, wytrzeszczaj�c oczy.
� Zwariowa� � potwierdzi�a cicho jak tchnienie skonfundowana panna Dorota.
� A to nam si� uda�o! Gdzie� pojecha�?
� Nie wiem! Straci�am g�ow�!
� W to wierz�, schwere Not! A to kawa� wisielca! Zostawi� list mo�e? C� tam stoi?
� Przeprasza, obiecuje popraw� i zmian�. Prosi o mod�y.
� Tfu! Mo�e obiecuje do klasztoru wst�pi�? B�dzie si� biczowa� w Biarritz przy hrabinie
Aurorze! Halunke!
� Majorze! Co za mowa nieprzystojna! Kto wie, kiedy dobre natchnienie ogarnie cz�owieka?
� Co mi pani bredzi! Wentzel urodzi� si� na wisielca i b�dzie wisia�. Natchnienie� to mi si�
podoba. No