7284
Szczegóły |
Tytuł |
7284 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7284 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7284 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7284 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Spotkanie w Przestworzach 7
Antologia m�odych
Andrzej Augustynek - Atak
Akcja, kt�r� jutro przeprowadzimy, ma zupe�nie specyficzny charakter. Spos�b jej
wykonania, liczba os�b w ni� zaanga�owanych, r�norodno�� zastosowanych �rodk�w
czyni
j� zupe�nie wyj�tkow�. Plan ataku jest opracowany bardzo dok�adnie. Wszystkie
operacje s�
zsynchronizowane co do sekundy.
Celem ataku jest o�rodek badawczy zagranicznej firmy, kt�ra wydzier�awi�a od
naszego rz�du kawa�ek wyspy i zbudowa�a na nim silnie strze�ony obiekt. Prace
tam
prowadzone s� dla naszego rz�du ca�kowicie nieznane. R�ne, najdziwniejsze
plotki kr��� na
ten temat. Pro�ba naszego rz�du o zgod� na wizytacje obiektu zosta�a odrzucona.
Oficjalne
o�wiadczenie firmy jest bardzo enigmatyczne. Twierdz�, �e pracuj� nad nowymi
technologiami przemys�owymi. Ale nad jakimi i z jakiej dziedziny - tego nie
mo�na ju� od
nich wyci�gn��.
Z terenu wyspy prowadzi si� szczeg�ow� i ci�g�� obserwacj� obiektu. Niestety,
jej
jedynym efektem jest stwierdzenie, �e obiekt jest niezwykle starannie strze�ony.
Liczna
za�oga w og�le nie wychodzi na zewn�trz. Wszystkie �adunki przywo�one s� w
szczelnie
zamkni�tych kontenerach. Wywo�one s� w taki sam spos�b.
Jest wi�c zrozumia�e, �e s�u�by wywiadowcze naszego rz�du darz� obiekt i sam�
firm� szczeg�lnym zainteresowaniem. Poza obserwacj� przeprowadzono liczne zwiady
lotnicze po��czone ze szczeg�owym filmowaniem. Dokonano te� licznych wstrzele�
na teren
obiektu miniaturowych aparat�w pods�uchowych. Usi�owano, zreszt� bezskutecznie,
przedosta� si� na teren bazy. R�wnie ma�o da�a inwigilacja firmy w jej
siedzibie. Wszystko,
co wiemy, da si� stre�ci� w kilku zdaniach. W firmie zatrudnieni s� liczni
wybitni naukowcy
najrozmaitszych dziedzin. S� w�r�d nich fizycy, biolodzy, a nawet psycholodzy.
Podpisali oni
wieloletnie kontrakty na prac� bez prawa opuszczania teren�w firmy. Nawet urlopy
sp�dzaj�
w o�rodkach wypoczynkowych firmy, nawiasem m�wi�c r�wnie atrakcyjnych, jak i
pilnie
strze�onych.
Podnosz� wzrok znad notatek i, m�wi�c dalej, patrz� na moich s�uchaczy. Siedz�
na
krzes�ach w r�nych pozach. Pochyleni, wyprostowani, jedni patrz� na mnie z
uwag�, inni z
wyrazem znudzenia ostentacyjnie ziewaj�. Ale wszyscy milcz�. Pewnie wi�kszo�� z
nich
przelicza w my�lach pieni�dze, kt�re na akcji ju� zarobili i te, kt�re mog�
zarobi�, oczywi�cie
je�eli prze�yj�. A ilu z nich prze�yje? Ka�dy z nich wierzy w swoj� szcz�liw�
gwiazd�. S�
w�r�d nich byli wojskowi, dawni przest�pcy, desperaci. ��czy ich jedna cecha: s�
znakomitymi specjalistami w swoim fachu.
- Bior�c to wszystko pod uwag� nasz sponsor postanowi� sfinansowa� akcj�. Waszym
zadaniem jest zdobycie obiektu. Naszym, to znaczy grupy naukowc�w, zdobycie i
zabezpieczenie dokumentacji prowadzonych tam prac. Jak ju� was uprzedzono, po
obu
stronach mog� by� ofiary. Ci, kt�rzy prze�yj�, oraz rodziny tych, kt�rzy
polegn�, maj�
zabezpieczony dostatni byt. Ale pami�tajcie, je�eli dostaniecie si� do niewoli -
jeste�cie
cz�onkami terrorystycznej organizacji. Rz�d wasz� akcj� pot�pi, wdro�y
energiczne, acz
bezowocne �ledztwo.
Teraz przejd� do om�wienia systemu obrony bazy. Wed�ug opinii sztabu akcji
za�oga
obiektu nie spodziewa si� zmasowanego ataku. Nastawiona jest raczej na
pilnowanie, aby na
jej teren nie dosta� si� kto� niepowo�any. Uwa�amy te�, �e teren wewn�trz bazy
nie jest
zaminowany, ani te� baza nie jest zdolna do samozniszczenia.
Obiekt otacza betonowy mur. Wewn�trz znajduje si� dziesi�ciometrowej szeroko�ci
pas zaoranej ziemi, a dalej wysokie na pi�� metr�w zasieki z drut�w pod wysokim
napi�ciem.
Nad zasiekami rozlokowano dziesi�� wie� stra�niczych oraz system reflektor�w
du�ej mocy.
Wewn�trz zasiek�w rozci�ga si� pas trawy o szeroko�ci 25 metr�w. Na nim
zlokalizowano
szereg budynk�w zaplecza. W �rodku stoi centralny obiekt, kt�rego kopu�a ma 100
metr�w
�rednicy.
Stacja zasilana jest w energi� elektryczn� systemem podziemnych kabli ��cz�cych
j� z
sze�cioma punktami krajowej sieci energetycznej wysokiego napi�cia. Pozwala to
im
wyeliminowa� gro�b� utraty dop�ywu pr�du na skutek awarii sieci przemys�owej.
Pob�r
mocy si�ga 90 megawat�w. Stacja posiada awaryjny generator pr�dotw�rczy. Wed�ug
naszych ocen jego moc nie przekracza dziesi�ciu megawat�w. Uruchamia si� on ju�
po pi�ciu
sekundach od wy��czenia pr�du p�yn�cego z sieci. Pe�n� moc uzyskuje po
dwudziestu
sekundach. Do wn�trza obiektu prowadzi wy��cznie centralna brama. Otwierana i
zamykana
jest elektrycznie. Stacja jest zbudowana tak solidnie, �e wykluczony jest
skuteczny atak przy
u�yciu konwencjonalnych bomb.
Je�eli prze�amiemy op�r na zewn�trz, stanie przed nami problem opanowania
wn�trza
obiektu. Tu mo�ecie polega� wy��cznie na swoim do�wiadczeniu.
A teraz o samym ataku. Jest on przygotowywany od dawna. Pierwszym jego etapem
by�o prawie dwuletnie przyzwyczajenie za�ogi obiektu do du�ego ruchu
turystycznego na
wyspie. Codziennie rano najpierw dwa statki, a nast�pnie dwa transportowe
�mig�owce
przywo�� kilkuset turyst�w, kt�rych rozwozi si� po wyspie czterema autokarami.
Wszystko
to dzieje si� w bezpo�redniej blisko�ci mur�w bazy. Tury�ci ubrani s� w kolorowe
kamizelki i
kaski biura turystycznego. B�dziecie ubrani w takie same. Jednak w waszym
przypadku b�d�
one kuloodporne.
Jutro o godzinie 7.40, jak co dzie�, autokary z turystami, czyli wami,
przeje�d�a� b�d�
ko�o bazy. R�wnocze�nie nadlec� dwa �mig�owce.
O godzinie 7.40 zostanie wy��czony pr�d w ca�ym regionie. Przez to stacja
zostanie
ca�kowicie pozbawiona energii. Wtedy zacznie si� zasadnicza cz�� akcji. Z
ukrytych w
wiosce punkt�w rozpocznie si� ostrza� bazy nabojami z gazem parali�uj�cym.
Pasa�erowie
autokar�w ubrani w maski przeciwgazowe przyst�pi� do forsowania mur�w i zasiek�w
oraz
eliminowania obrony bazy. W tym czasie z pierwszego �mig�owca zbombardowany
zostanie
generator, na szcz�cie dla nas, zlokalizowany na powierzchni siedem metr�w od
centralnej
budowli. Z pok�adu drugiego �mig�owca zrzucona zostanie skacz�ca bomba, kt�ra
zniszczy
centraln� bram�. W dwudziestej sekundzie akcji z pok�ad�w �mig�owc�w rozpocznie
si�
desant spadochronowy.
W trzydziestej sekundzie akcji nasi komandosi maj� ju� by� wewn�trz centralnej
budowli.
W tym te� czasie, stacje naziemne zak��c� bazie ��czno�� radiow�. Odci�ta
zostanie
te� w pierwszej sekundzie akcji ��czno�� telefoniczna i teleksowa bazy ze
�wiatem.
�aden sygna� o ataku nie mo�e opu�ci� bazy. Przez kilka godzin b�dziemy mogli
wykona� zadanie. Zajmie si� tym grupa naukowc�w. Wy rabujcie z�oto, pieni�dze,
bi�uteri�,
tak by upozorowa� rabunkowy charakter akcji.
Je�eli akcja si� nie powiedzie i kt�ry� z was dostanie si� do niewoli, m�wicie,
�e akcj�
przeprowadzono w celu zdobycia jednej tony z�ota, kt�r� rzekomo przywieziono do
bazy.
Zreszt� jest faktem, �e firma zarz�dzaj�ca celem naszego ataku kupi�a ostatnio
du�e ilo�ci
z�ota.
Aby uprzedzi� ewentualne pytania, ko�cz�c, chc� jeszcze powiedzie� o dw�ch
sprawach. Pierwsza - nie jestem zorientowany, czy sponsor poda� wszystkie
powody, kt�re go
sk�oni�y do sfinansowania naszej akcji. Druga - ka�dy element pierwszych
trzydziestu sekund
akcji setki razy wykonywali�cie na �wiczeniach. Potem musicie korzysta� z
w�asnego
do�wiadczenia. Oczywi�cie obowi�zuje was zakaz niszczenia aparatury i materia��w
naukowych. To wszystko. Teraz macie czas wolny. A jutro o pi�tej rano og�aszam
pe�n�
gotowo�� do akcji.
Zbyt du�o na raz si� dzieje. Atak na mury, atak spadochronowy, przed chwil�
skacz�ca bomba rozbi�a g��wn� bram�. Przyt�oczy�o mnie to wszystko. Mo�e dlatego
nie
ba�em si� wyskoczy� na spadochronie. Byleby tylko dobrze wyl�dowa�. Jest skrawek
trawy.
Nawet g�adko posz�o. Szybko odpi�� klamry spadochronu. Tu nie jest bezpiecznie.
Op�r
jeszcze trwa. Ju� blisko wyrwa w bramie. Nasi komandosi wpadaj� przez ni�.
Wbiegam do
tunelu. Z przodu s�ycha� pojedyncze strza�y i jaki� cichy pulsuj�cy d�wi�k.
Biegnij dalej.
Rozwidlenie tunelu. Tor kolejowy i droga. Droga. Z przodu s�ysz� wybuch. To
pewnie nasi.
Brakuje mi tchu. Zwolnij troch�. Ta cholerna maska przeciwgazowa bardzo utrudnia
oddychanie. Koniec korytarza. Znowu wyrwa. Strza�y milkn�. Syk gazu
parali�uj�cego. Jest
dobrze! Nasi dzia�aj� z precyzj� szwajcarskiego zegarka. Mo�esz zwolni�.
Pierwsze
pomieszczenia. Ciekawe, co w nich jest. Pewnie jakie� magazyny. Coraz cz�ciej
mijam
le��cych, obezw�adnionych gazem, pracownik�w stacji. Uda�o si�! Stacja
opanowana. Nasi
sprawdzaj� poszczeg�lne pomieszczenia. O, jest i tablica informacyjna. Sekcja
energetyczna i
zaplecze techniczne na lewo. Na wprost cz�� mieszkalna i socjalna. Na prawo
sekcja kontroli
stacji i laboratoria. W takim razie w prawo. Mam szcz�cie. Ju� na trzecich
drzwiach
tabliczka Pracownia Psychologiczna. Wchodz�. Znajome aparaty. Nic szczeg�lnego.
Jest i
rega� z dokumentacj�. Teczki pedantycznie oznakowane i u�o�one. Ta mo�e by�
interesuj�ca:
Zdalne sterowanie lud�mi.
To, co znalaz�em, jest niezwykle ciekawe. Sterowanie cz�owiekiem na drodze
pobudzania o�rodk�w nerwowych przez wszczepione elektrody oraz chemiczna
stymulacja
zachowa� agresywnych.
Rozlega si� straszliwie g�o�ny d�wi�k. A� mnie przygi�o. Zatykanie uszu
niewiele
pomaga. D�wi�k jest nie tylko g�o�ny, ale i pulsuj�cy. Nie mog� zebra� my�li, a
co dopiero
pracowa�. Ale co to? Zrywa si� wiatr?! Sk�d tutaj wiatr? A je�eli jest to
przewietrzanie stacji?
Czy�by op�r jeszcze si� nie sko�czy�? Nie mamy wi�cej naboi z gazem
parali�uj�cym. Czas
si� wycofa�. Przera�liwy d�wi�k nie cichnie, ale staje si� mniej dokuczliwy.
Tworzy
melodyjny ci�g. Korytarz pe�en naszych ludzi zatykaj�cych r�koma uszy. Id� jak
pijani.
- Jeste� zm�czony, bardzo zm�czony!
Co to za g�os? Wyra�nie przebi� si� przez ten og�uszaj�cy d�wi�k.
- Jeste� bardzo zm�czony, twoje ruchy staj� si� coraz wolniejsze, wolniejsze.
Zm�czenie staje si� trudne do przezwyci�enia, wszystkie mi�nie rozlu�niaj�
si�, chcesz
odpocz��.
Mam ochot� usi���, z trudem podnosz� nogi. Rzeczywi�cie ogarn�o mnie zm�czenie.
Zastosowali hipnoz� zbiorow�! Musz� si� przeciwstawi�! Najlepszy spos�b to ka�d�
sugesti� odrzuca� wmawiaj�c sobie, �e jest odwrotnie. Jeste� wypocz�ty. Nie
zwracam uwagi
na g�os dochodz�cy z zewn�trz. Ten g�os mnie nie dotyczy.
Udaje mi si� przeciwstawi� sugestiom. Ostatecznie jestem naukowcem zajmuj�cym
si� w�a�nie hipnoz�.
- Ogarnia ci� zm�czenie nie do przezwyci�enia, oczy s� bardzo zm�czone, powieki
piek�. Z najwy�szym wysi�kiem poruszasz si�. Ka�dy ruch sprawia ci przykro��.
Chcesz
odpocz��. - Og�uszaj�cy d�wi�k cichnie. G�os staje si� przyt�umiony. Towarzyszy
mu cichy
d�wi�k, kt�ry ju� nie dra�ni a raczej uspokaja. - Ogarnia ci� spok�j, mi�nie
masz
rozlu�nione, ruchy staj� si� coraz wolniejsze.
Uda�o mi si� obroni� przed wp�ywem sugestii. Teraz Szybko do wyj�cia. Mijam
s�aniaj�cych si� komandos�w. Bro� ju� porzucili. Ca�kowita kl�ska! A co na
zewn�trz?
Niestety, zw�oki naszych porozrzucane po terenie ca�ej bazy. Na murach
stra�nicy. Nie
s�ycha� �adnych strza��w. Widz�, jak stra�nicy metodycznie przeszukuj� teren.
S�ysz� j�k.
Jeden z naszych jest ranny. Podchodzi do niego kto� z za�ogi bazy. Jest bez
he�mu. Tylko na
g�owie, przy uchu, ma jakie� urz�dzenie. Podnosi bro�. Strzela w g�ow�
komandosowi. Ale�
okrucie�stwo! Tymczasem stra�nik odwraca si� oboj�tnie i idzie dalej. Co robi�?
Z powrotem
do tunelu!
- Ogarnia ci� senno��. Oczy masz zamkni�te, wypoczywasz. Jest ci dobrze, ciep�o,
jeste� spokojny. S�uchasz tylko mojego g�osu. Nic innego nie jest ju� wa�ne dla
ciebie.
B�dziesz wykonywa� polecenia, kt�re ci przeka��. A teraz �pij i wypoczywaj.
Jeste� bardzo
zm�czony. Czujesz w g�owie narastaj�cy szum.
Na korytarzu le�� nasi komandosi. Jedni wyprostowani, drudzy skuleni, mi�dzy
nimi
porozrzucana bro�. Co robi�? Jedyna szansa to udawa�, �e te� jestem
zahipnotyzowany. A co
dalej - zobaczymy. Powoli k�ad� si� na ziemi. By� mo�e obserwuj� rozw�j
wydarze�. Udaj�,
�e zasypiam. Na wszelki wypadek po�o�y�em si� w pobli�u pistoletu maszynowego.
Przymykam powieki.
- �pisz, jest ci dobrze, ciep�o, wypoczywasz. - G�os monotonnie powtarza
sugestie.
W ko�cu korytarza pojawiaj� si� jacy� uzbrojeni ludzie. Powoli zbli�aj� si� do
nas.
Spod przymkni�tych powiek widz�, �e ich ruchy s� wolne. Ka�dy ma przy uchu takie
samo
urz�dzenie, jakie widzia�em u stra�nika na zewn�trz. Po przeciwnej stronie
korytarza jaki�
ruch. Powoli kieruj� wzrok w tamt� stron�. Nast�pna grupa stra�nik�w. Jeste�my
otoczeni,
chocia� w naszej sytuacji nie ma to ju� �adnego znaczenia.
- Ju� d�ugo odpoczywa�e�. Twoje zm�czenie ust�pi�o. Za chwil� b�dziesz m�g�
otworzy� oczy, b�dziesz m�g� chodzi� nie budz�c si� ze snu, w jakim si�
znajdujesz. B�dziesz
wykonywa� dok�adnie wszystkie polecenia, jakie ci przeka��. A teraz powoli
otw�rz oczy.
Stra�nicy stoj� nad nami. Ka�dy z nich ma na piersi numer. A urz�dzenie na
g�owie to
jedna s�uchawka kab��kiem trzymaj�ca si� g�owy. Numer jest chyba przylepiony. A
ubrani s�
r�nie. Ka�dy z nich inaczej. Mo�e to moja szansa? Tylko spokojnie!
- Otworzy�e� oczy. Teraz wsta� i powoli id� w kierunku, kt�ry wskazuje strza�ka
�wiec�ca na suficie korytarza.
Powoli podnosz� g�ow�. Na suficie rozb�ysn�a strza�ka. Jej �wiat�o migocze w
takt
pulsacji d�wi�ku. Moi towarzysze powolnym krokiem zaczynaj� i�� w nakazanym
kierunku.
Otaczaj� nas stra�nicy. Przygl�dam si� im ukradkiem. Oni te� s� zahipnotyzowani.
Ale
steruje si� nimi w odmienny spos�b. To urz�dzenie ko�o ucha to odbiornik, przez
kt�ry
podawane s� sugestie. Ka�dy stra�nik ma numer, czyli prawdopodobnie sugestie
podawane s�
indywidualnie. Zdalnie sterowane roboty!
Idziemy wolnym krokiem. Korytarz ko�czy si� masywnymi drzwiami. Bezszelestnie
otwieraj� si� przed nami. Tu nasi nie dotarli. Wdarli si� tylko do niewielkiej
cz�ci stacji. Za
drzwiami stoi kilku ludzi. Ka�dego z je�c�w pobie�nie rewiduj�. Zabieraj� im
metalowe
przedmioty. Z jednego zdj�li przewieszony przez rami� pistolet maszynowy. Mnie
par� razy
dotkn�li nic nie zabieraj�c, ale te� niczego nie mia�em przy sobie.
Zbli�amy si� do jakiego� pomieszczenia. Otwieraj� si� drzwi. Widz�, �e
pomieszczenie wype�nione jest male�kimi celami. K�tem oka spostrzegam, jak jeden
z
naszych potyka si� i przewraca. Uderza g�ow� o posadzk�. Chwil� le�y nieruchomo.
My
idziemy dalej. Nad le��cym nachyla si� stra�nik i w tym momencie komandos
podnosi g�ow�.
Z czo�a cieknie mu krew. Rozgl�da si� p�przytomnie. Niezgrabnie wstaje. W jego
oczach
pojawia si� zdziwienie, a p�niej przera�enie.
- Co, co to jest, gdzie idziemy?!
Widz�, �e jest jeszcze oszo�omiony upadkiem.
- Ratunku! - krzyczy i rzuca si� do ucieczki.
Stra�nik wolnym ruchem podnosi pistolet i strzela. Biegn�cy upada. Zaczynam
dzia�a�. Takie zamieszanie mo�e by� moj� ostatni� szans�. Jedn� r�k� szarpi� za
odbiornik
id�cego obok stra�nika. Zrywam mu go z g�owy i b�yskawicznie nak�adam na swoj�.
W tym
czasie drug� r�k� odrywam numer z piersi stra�nika i przyk�adam go do swojej.
Zaskoczony
stra�nik zachwia� si�. Ale ju� r�k� si�ga po pistolet w�o�ony za pasek od
spodni. Jestem
szybszy. Wyrywam mu pistolet i odskakuj�. Przed sekund� pad� strza� i zgin�� m�j
towarzysz,
kt�ry na skutek upadku zbudzi� si� ze snu hipnotycznego. A ja w g�o�niku s�ysz�
g�os:
- Szesnasty strzelaj natychmiast.
Podnosz� pistolet i strzelam prosto w serce. Kula odrzuca stra�nika na �cian�,
wyrywa
kawa� mi�sa wielko�ci talerza. Krew obficie wytryskuje z rany. Stra�nik pada na
ziemi�.
Dobra bro� do walki w t�umie. Pocisk nie przebija na wylot, tylko zostaje w
ciele ofiary.
Rozlega si� na nowo ten okropny d�wi�k. Towarzyszy mu g�os:
- Jeste� znowu spokojny, nie zwracasz uwagi na odg�osy dochodz�ce z otoczenia,
s�uchasz tylko mojego g�osu. Jeste� spokojny. Chcesz s�ucha� mojego g�osu i
wykonywa�
polecenia, kt�re ci przeka��. Wejd� do pomieszczenia przed sob�. Id� wzd�u� tych
malutkich
pokoi. Wejd� do pierwszego wolnego. Po�� si� na le�ance. Tam odpoczniesz.
B�dzie ci
dobrze. B�dziesz szcz�liwy.
Moi towarzysze powoli znikaj� w celkach. Drzwi automatycznie zamykaj� si� za
nimi. Ju� na oko wida�, �e go�ymi r�kami tych drzwi si� nie wy�amie. Po chwili w
pomieszczeniu zostaj� tylko stra�nicy i ja.
- Dzi�kuj� za dobrze wykonan� robot�. Teraz udacie si� na posi�ek, a p�niej
odpoczniecie. Przechodz�c obok magazynu oddacie bro�.
Stra�nicy odwracaj� si� i wychodz� z pomieszczenia.
B�d� gra� rol� zahipnotyzowanego stra�nika. Ale co teraz robi�? Gdzie i��? Czy
uda
mi si� dobrze odegra� t� rol�? Nie znam zupe�nie stacji. Znam natomiast
prawid�owo�ci
hipnozy. To moja szansa. Staram si� i�� w �rodku grupy. Idziemy w ca�kowitym
milczeniu.
Krok za krokiem. Korytarz wydaje si� nie mie� ko�ca. Pe�no r�nych pomieszcze�.
Mijamy
jeszcze jedne automatycznie otwierane drzwi. Nie, st�d nie uciekn�.
Z boku, na wysoko�ci mojego nosa, przesuwa si� ta�moci�g. Stra�nicy k�ad� na nim
pistolety. Robi� to samo. Idziemy dalej. Sto��wka. Automatyczne koryta. Obok
nich miejsca
do siedzenia. Stra�nicy siadaj�. Widz� wolne miejsce. Siadam. Po chwili staje
nade mn� inny
stra�nik. Usi�uje si��� na zaj�tym ju� przeze mnie miejscu. Powoli si� podnosz�.
S�ysz� g�os:
- Szesnasty pomyli�e� miejsca. Id� na swoje.
Ile takich pomy�ek jeszcze pope�ni�? Wstaj� i spostrzegam, �e na siedzeniu jest
numer
325. Id�. Widz� wolne miejsce z numerem 436.
- Szesnasty idziesz w z�� stron�. Id� na swoje miejsce!
Zawracam. Id� wzd�u� szeregu zaj�tych miejsc. Po chwili widz� wolny numer 16.
Siadam. Koryto wype�nia si� jakim� kleikiem.
- Zaczynasz je�� to wyborne jedzenie. Rzeczywi�cie jest znakomite. Masz wielki
apetyt.
Stra�nicy nachylaj� si�. Jedz� jak psy. Robi� to samo, cho� smak jest okropny.
- Sko�czy�e� je��.
Przez koryto przep�ywa silny strumie� ciep�ej wody. Zmywa resztki jedzenia. Po
chwili koryto zn�w wype�nia si�, tym razem jak�� jasnobr�zow� ciecz�.
- Jeste� spragniony. Pij ten wyborny, orze�wiaj�cy nap�j...
- A teraz wsta� i id� do swojego pokoju.
Wstajemy. Przechodzimy przez korytarz. Na jego ko�cu napis: Pomieszczenia
mieszkalne. Tym razem od razu spostrzegam, �e celki s� ponumerowane. Wchodz� do
numeru 16. Z boku materac, obok W.C. i prysznic. U g�ry oko soczewki. Na pewno
kamery.
Drzwi zamykaj� si�. Na wszelki wypadek stoj� nieruchomo. Tym razem g�os dochodzi
gdzie�
spod sufitu.
- Od�� s�uchawk� na p�k�.
Na szcz�cie jest tylko jedna.
- Rozbierz si� do naga. Szesnasty, zapomnia�e� z�o�y� ubranie.
Racja, rozebra�em si�, ale zapomnia�em z�o�y� ubranie. Sk�adam je. Mimo
zdenerwowania staram si� robi� to powolnymi, spokojnymi ruchami.
- Za�atw teraz swoje potrzeby wydalnicze...
- Id� pod prysznic.
Woda w��cza si� automatycznie. Najpierw s� to mydliny, p�niej czysta woda.
Stoj�
nieruchomo pod prysznicem. Zaczyna dmucha� ciep�e powietrze.
- Id� spa�, jeste� bardzo zm�czony. B�dziesz spa� dot�d, dop�ki nie zbudz� ci�
swoim
g�osem.
Czekaj� mnie ci�kie chwile, i jak d�ugo nie rozpoznaj� we mnie intruza?
Min�y trzy dni. Nadal skutecznie gram swoj� role. Coraz mniej pope�niam b��d�w.
Coraz lepiej poznaj� zwyczaje panuj�ce w bazie. Pracujemy kilka godzin dziennie
przy
usuwaniu zniszcze� spowodowanych atakiem. Jest to praca prosta, nie wymagaj�ca
specjalnego wysi�ku. Trzeba przyzna�, �e dbaj� o nas. Kilka godzin dziennie
sp�dzamy na
�wie�ym powietrzu opalaj�c si�. Jednak ca�y czas stra�nicy pozostaj� pod wp�ywem
hipnozy.
W grupie stra�nik�w, czy te� aktualnie raczej robotnik�w, dochodzi do pewnych
rotacji.
Kilka razy widzia�em, jak jeden z nich niespodziewanie wstawa� od jedzenia i
wolnym
krokiem szed� w kierunku, kt�ry wskazywa�a mu strza�ka pojawiaj�ca si� na
suficie. Inni na
ni� nie reagowali. Po chwili cz�owiek ten znika� i ju� si� nie pojawia�. Co si�
z nim dalej
dzia�o? Nie wiem, ale przypuszczam, �e robili z nim jakie� do�wiadczenia. Na
zwolnione
miejsce przychodzi� nast�pny cz�owiek. W jednym z nich rozpozna�em naszego
komandosa.
Wynika z tego, �e jedynym rezultatem naszego ataku by�o dostarczenie do bazy
nowych
robotnik�w. Jak oni to robi�, �e do ka�dego z nas docieraj� indywidualne
sugestie? Ile musi
by� ludzi zajmuj�cych si� tym? A mo�e sterowanie jest komputerowe? Opracowany
jest tylko
og�lny program, kt�ry nast�pnie komputer realizuje ju� w formie
zindywidualizowanej.
Z pocz�tku bardzo mnie m�czy�o ci�g�e uwa�anie, aby nie wypa�� z roli, kt�r�
odgrywam. Teraz ju� przyzwyczai�em si� do tego. Sugestie realizuj� niemal
mechanicznie. A
przecie� nie jestem zahipnotyzowany. Co dalej mnie czeka? Co czeka innych?
Ci�g�a hipnoza
powoduje nieodwracalne zmiany w psychice cz�owieka. Czemu to wszystko s�u�y. Czy
tylko
otrzymaniu bezwolnych ludzkich automat�w? Czy te� jest to cz�� wi�kszego
programu
naukowego?
Ubierasz si� i idziesz do pracy, kt�ra sprawia ci tyle przyjemno�ci. Sko�czy�o
si�
opalanie. A szkoda, s�o�ce tak pi�knie przygrzewa. Id� w towarzystwie o�miu
robotnik�w.
Strza�ka kieruje nas w now� dla mnie cz�� stacji. Idziemy przez d�ugi, kr�ty
korytarz. Po
drodze mija nas kilku pracownik�w stacji. Jak zwykle ubrani s� w niebieskie
fartuchy. Nie
zwracaj� na nas uwagi. Dot�d widzia�em ich kilkudziesi�ciu. Nigdy nie
zaszczycili nas nawet
jednym spojrzeniem. Nie lekcewa�� nas. Jeste�my im ca�kowicie oboj�tni.
W po�owie korytarza stoi cz�owiek w niebieskim fartuchu i o dziwo z uwag� nam
si�
przygl�da. A nawet, je�eli z tej odleg�o�ci mo�na oceni�, u�miecha si� do nas.
Ale czy to
mo�liwe?! Czuj� jak w ustach robi mi si� sucho, serce przyspiesza bicie, ogarnia
mnie
przera�enie. Przecie� to jest docent Ryan, z kt�rym przed trzema laty by�em na
kongresie w
Pary�u! Jest on jednym z najlepszych specjalist�w od hipnozy. Co b�dzie, je�li
mnie pozna?
Nie mog� zdradzi� si� �adnym niepotrzebnym ruchem. Id� r�wnym krokiem. Nie
patrz� w
jego stron�. Mijam go. Mo�e si� uda.
- Cze��.
Odwracam si� do niego. Podnosz� wzrok. Na jego twarzy dalej tkwi dobroduszny
u�miech.
- Cze�� - odpowiadam. A wi�c specjalnie na mnie tu czeka�!
- Wierz mi, gdy zobaczy�em ci� na ekranie, oczom nie wierzy�em. Ale masz moje
uznanie. Znakomicie odgrywa�e� rol� zahipnotyzowanego. Teraz chod�my do mnie.
Wsp�lnie pomy�limy co dalej.
Nie odpowiadam. Id� za nim. Wchodzimy do jakiego� pomieszczenia.
- Siadaj i odpr� si�. Na pewno kosztowa�o ci� to sporo nerw�w.
Siadamy w wygodnych fotelach. Ryan podnosi s�uchawk� telefonu. Naciska klawisze.
- Prosz� przygotowa� pomieszczenie mieszkalne dla docenta Ostiridisa... Tak,
jest
moim koleg� i prawdopodobnie b�dzie wsp�pracownikiem...Tak, szef wie... Inne
sprawy
za�atwimy p�niej.
Pami�ta nawet moje nazwisko. M�wi o wsp�pracy. Czemu nie. To jeszcze jedna
szansa na prze�ycie. Z czasem mo�e uda si� uciec, a je�eli nie, to b�d� �y� i
pracowa� w
moim, cho� na pewno wynaturzonym tutaj, zawodzie.
- Znasz swoj� sytuacj�. Przez trzy dni wiele mog�e� zrozumie�. Stacji nie
opu�cisz
nigdy. Jedyne rozs�dne wyj�cie to praca ze mn�. O innych na razie nie m�wmy.
Stawiam
spraw� jasno. Wi�c zgoda?
- Zgoda.
- Bardzo si� ciesz�.
- A co b�d� robi�?
- Prowadzi� badania naukowe. Oczywi�cie pod �cis�ym i sta�ym nadzorem.
- Mog� zna� cel tych bada�?
- B�dzie czas podyskutowa� i o tym. Ale na wst�pie ustalmy jedno. Mo�emy
rozmawia� o wszystkim, tylko nie o etycznej stronie tego, co tu robimy. Niech
ten problem
dla ciebie nie istnieje. Lojalnie ci� uprzedzam, �e ka�de twoje s�owo, ka�dy
tw�j ruch, zreszt�
jak ka�dego z nas, jest rejestrowany.
Otwieraj� si� drzwi. Wchodzi m�oda dziewczyna. Na g�owie te� ma odbiornik. Wi�c
i
ona. W r�ku niesie odzie�.
- Przebierz si�, a nast�pnie id� z t� dam�, zaprowadzi ci� do twojego pokoju.
Nie b�d�
zbyt agresywny wobec niej i nie zapomnij wcze�niej zdj�� jej s�uchawki z g�owy.
- Do zobaczenia.
- Cze��.
Przebieram si�. Troch� si� wstydz� tej zahipnotyzowanej dziewczyny. Gdy ko�cz�
ubieranie, moja przewodniczka wstaje i bez s�owa wychodzi. Id�c za ni�
u�wiadamiam sobie,
�e nie us�ysza�em ani jednego s�owa wypowiedzianego przez zahipnotyzowanych.
Nie s�dzi�em, �e kiedy� b�d� robi� takie pr�by na ludziach. Ca�a moja etyka
wzi�a w
�eb. Pocz�tkowo, to co robi�em, budzi�o we mnie odraz� i sprzeciw. Z czasem
jednak
wci�gn�o mnie. To, co robimy, jest od strony poznawczej pasjonuj�ce.
Przedmiotem bada�
jest nie tylko hipnoza, ale r�wnie� sterowanie cz�owiekiem przy pomocy elektrod
implantowanych w m�zgu. Efekty s� zdumiewaj�ce. Sterowany cz�owiek na rozkaz bez
wahania zabije innego, a nawet samego siebie. Podejmie ci�g�� prac� ponad si�y.
Zu�yje
wszystkie rezerwy biologiczne i nawet nie zaprotestuje. Przydzielili mi
okre�lone zadanie.
Mam rozpracowa� zagadnienie wp�ywu d�ugotrwa�ego zahipnotyzowania na psychik�
cz�owieka. Badam ludzi, kt�rzy byli zahipnotyzowani bez przerwy od kilku do
kilkunastu
miesi�cy. Skutki s� przera�aj�ce. W przewa�aj�cej cz�ci tych ludzi nie da si�
ju�
odhipnotyzowa�, to znaczy przywr�ci� do normalnego funkcjonowania. Po
zastosowaniu
nawet najlepszej procedury wyprowadzaj�cej ze stanu hipnozy s� jedynie
bezwolnymi
kuk�ami, niezdolnymi do podj�cia jakiegokolwiek samodzielnego dzia�ania. Pami��
z
poprzedniego okresu �ycia maj� silnie os�abion�. Wspomnienie o bliskich nie
wywo�uje u
nich �adnego zainteresowania. Zapytani, czego pragn� najbardziej, milcz�.
Czekaj� jedynie
na polecenia, kt�re tak jak pod hipnoz�, bez wahania wykonuj�. Pozostawieni sami
sobie
odczuwaj� narastaj�cy l�k. W kilku przypadkach pope�nili samob�jstwo. U wielu
innych
wyst�pi�a ostra psychoza. Jedynym dla nich ratunkiem jest ponowne
zahipnotyzowanie.
Ratunkiem dla ich cia�a, gdy� psychika ju� wcze�niej uleg�a doszcz�tnemu
rozbiciu. �adne
metody terapeutyczne nie mog� im pom�c. Jak�e to monstrualny dow�d s�uszno�ci
mojej tezy
o szkodliwym wp�ywie hipnozy na funkcjonowanie psychiki. A by�em krytykowany,
gdy
twierdzi�em, �e zastosowanie hipnozy w leczeniu mo�e przynie�� wi�ksze straty
ni� korzy�ci.
Nie spodziewa�em si� te�, �e pod hipnoz� mo�na uzyska� taki wp�yw na organizm
cz�owieka.
Mo�na zatrzyma� akcj� serca. Mo�na znie�� odczuwanie najwi�kszego b�lu.
O pracach psychologiczno-medycznych prowadzonych na terenie bazy wiem ju�
prawie wszystko. Ale przed naszym atakiem m�wiono, ze na terenie obiektu
znajduj� si�
fizycy i astronomowie. Co oni tu robi�? Spr�buj� o to zapyta�.
- S�uchaj, czy my jeste�my jedyn� grup� badawcz�, kt�ra tu pracuje?
Podnosi na mnie zdziwiony wzrok. Ale bez wahania odpowiada.
- My jeste�my tylko dodatkiem. Wykorzystujemy wolne pomieszczenia poziomu
pierwszego. Pod nami, na poziomie drugim, pracuj� fizycy i astronomowie. Dla
nich zreszt�
powsta�a ta baza.
- Co oni tam robi�?
- Pami�taj, obowi�zuj� nas dwie zasady. Pierwsza, �e �adnej informacji nie mo�na
wynie�� na zewn�trz bazy. Druga, �e wymiana informacji dokonuje si� tylko w
obr�bie
danego poziomu. Je�eli interesuje ci� to, co oni tam robi�, mo�esz zawsze tam
zjecha�. Ale
nie ma wtedy powrotu na poziom pierwszy.
- Mo�na tak po prostu zjecha�?
- Tak, wind�, je�eli chcesz, to poka�� ci, gdzie ona jest.
- Czy oni wychodz� na zewn�trz?
- Nie. Wszystko jest im dostarczane z g�ry. Nawet dziewcz�ta. A i �wiat�o
s�oneczne
mog� zobaczy� tylko przez otw�r w kopule obserwacyjnej. Porozumiewa� si� mog� z
nami
telefonicznie. Mog� oni, ale nie my, gdy� telefon jest jednostronny...
Zako�czy�em swoje badania. Opracowa�em szczeg�owy raport. Po kilku dniach
otrzyma�em podzi�kowanie od dow�dcy poziomu, a wraz z nim nowe zadanie. Zbada�,
czy
pod hipnoz� ranny cz�owiek mo�e nadal realizowa� swoje zadania bojowe. Jako
grup�
eksperymentaln� otrzyma�em dziesi�ciu naszych komandos�w. Zr�nicowane zranienia
mia�
wykona� miejscowy chirurg. Za kilka dni mam rozpocz�� badania. Na pr�b� protestu
dow�dca da� mi do zrozumienia, �e w przypadku odmowy przeprowadzenia bada�
zostan�
zlikwidowany.
Nie, takich bada� nie b�d� prowadzi�. Pomy�la�em, �e mam jeszcze jedn� szans�.
Drugi poziom! A je�eli na nim prowadz� jeszcze straszniejsze badania? Fizycy
mo�e, ale
astronomowie?... Wystarczy nacisn�� przycisk, aby sprowadzi� wind�. Bez wahania
naciskam go. Otwieraj� si� drzwi windy. Wchodz�. Jest tylko jeden guzik.
Przyciskam go.
Winda stoi nieruchomo. Na ekranie obok niego pojawia si� napis: Przed ponownym
naci�ni�ciem przycisku prosz� zapozna� si� z regulaminem wywieszonym obok
ekranu.
Czytam go niezbyt uwa�nie. Pokrywa si� z tym, co wcze�niej powiedzia� Ryan.
Naciskam przycisk. Winda nadal stoi nieruchomo.
- Pana nazwisko - pada z g�o�nika umieszczonego na wysoko�ci mojej g�owy.
- Ostiridis.
- Specjalno�� naukowa.
- Psychologia.
- Przedmiot bada� na terenie pierwszego poziomu.
- Wp�yw d�ugotrwa�ego zahipnotyzowania na psychik� cz�owieka.
Chwila ciszy.
- Centralny komputer stacji przeanalizowa� dane biograficzne oraz ca�y okres
pobytu
w bazie i proponuje dow�dcy poziomu drugiego przyj�cie pana na ten poziom
podkre�laj�c
szczeg�lnie pa�skie zainteresowania kosmologiczne.
- Czy naprawd� jest pan zdecydowany? St�d nie ma odwrotu. - S�ysz� inny m�ski
g�os. - Chocia� po tym, co prze�y� pan na pierwszym poziomie, trudno si� dziwi�,
�e nawet
zupe�nie nieznany los mo�e wydawa� si� lepszy od pozostania na poziomie
pierwszym. A dla
nas mo�e pan by� przydatny. W tej sytuacji wyra�am zgod�. Po wyj�ciu z windy
prosz� uda�
si� za strza�k� do pomieszczenia mieszkalnego nr 16 i tam czeka� na dalsze
polecenia.
Numer szesnasty! Czy to tylko zbieg okoliczno�ci? Winda rusza. Po chwili
zatrzymuje
si�. Wychodz�. Korytarz jest taki sam jak na poziomie pierwszym. Id� za
strza�k�. Widz�
kolejno numerowane pomieszczenia. Podchodz� do tych z numerem szesnastym. Drzwi
otwieraj� si� automatycznie. Najpierw rozgl�dam si�, a p�niej zwiedzam moje
nowe
pomieszczenie. To� to ca�y apartament. Dwa pokoje. Telewizja kolorowa, sprz�t
radiowy Hi-
Fi, rega�y na p�yty i ta�my. Spis ksi��ek i czasopism. Wspaniale utrzymane
sanitaria.
Programator polece�: menu, filmy i inne rzeczy do wyboru. Wystarczy nacisn��
odpowiedni�
kombinacj� klawiszy. Otwieram szaf�, r�norodna odzie�. Pierwszy raz od
d�u�szego czasu
ogarnia mnie przyjemny nastr�j.
Wzywa mnie dow�dca poziomu drugiego. Staj� pod drzwiami, poprawiam ubrania.
Naciskam klamk�. Wchodz�. Zza biurka wstaje starszy, siwy ju� m�czyzna i patrzy
na mnie
z u�miechem. Jego twarz chyba gdzie� widzia�em. - Witam.
Podaje mi r�k� i przedstawia si�.
- Decaud.
- Ostiridis.
Wymieniamy u�cisk d�oni.
- Prosz� siada�, czego si� pan napije?
- Je�eli mo�na prosi�, to kawy.
- Bardzo prosz� - m�wi i naciska jeden z licznych przycisk�w znajduj�cych si� w
rogu
jego biurka. Tak, mia�em racj�, �e twarz ta wydawa�a mi si� znajoma. Ogl�da�em
j� w TV
podczas uroczysto�ci wr�czania Nagrody Nobla. Przed dwoma laty on w�a�nie by�
laureatem
z dziedziny fizyki.
Stawia przede mn� fili�ank� kawy. Rozgl�dam si� po gabinecie. Jest urz�dzony
skromnie, ale gustownie. �adnej aparatury.
- No i jak si� panu podoba u nas, na drugim poziomie?
- Z tego, co widzia�em w ci�gu dwu dni, to znacznie bardziej ni� na poziomie
pierwszym.
- Ciesz� si�. Na wst�pie musz� powiedzie�, �e z zainteresowaniem �ledzi�em na
ekranach wasz atak. Niestety, nie mieli�cie �adnych szans.
- Niestety?
- Tak, by�em po waszej stronie.
- No, a gdyby�my zdobyli baz�?
- Tu by�cie nie dotarli. A na poziomie pierwszym mi nie zale�y. Z uwag� te�
prze�ledzi�em ka�dy pana krok na stacji. Czy pan wie, �e atak na stra�nika zaj��
panu jedn�
sekund� i siedemna�cie setnych. By�o to zrobione po mistrzowsku.
- To pan, panie profesorze, to widzia�?
- No, nie na bie��co, p�niej przejrza�em ta�my magnetowidowe. Zrobi� pan to tak
dobrze, �e nawet komputer tego nie zanalizowa�. Szczeg�lnie m�dry by� ten obr�t
po
przylepieniu numeru, by zaj�� pozycj� stra�nika. A p�niejsze udawanie
zahipnotyzowanego
by�o r�wnie znakomite.
- Nie mia�em innego wyj�cia chc�c prze�y�.
- Tak, to, co oni robi�, wszystkich nas na drugim poziomie napawa wstr�tem. Jak
si�
pan przekona, my z tym nie mamy nic wsp�lnego. Po prostu w�a�ciciel obiektu
uzna�, �e
pierwszy poziom mo�na wykorzysta�. M�j sprzeciw na nic si� nie zda�.
- Panie profesorze, je�eli mo�na zapyta�, skoro tu jestem, dlaczego nie wolno
wam
wyj�� na g�r�?
- Ale� wolno, my sami narzucili�my sobie ten rygor dla bezpiecze�stwa tego, co
robimy. Ale i tak, jak si� pan przekona, jeste�my du�o bardziej wolni od ka�dego
innego
cz�owieka. Cho� wolno�� nasza ma nieco inne ni� si� pan spodziewa znaczenie.
- ??
- Jest ona swoboda wyboru tego, gdzie chcemy by�.
- Przyznam, �e nie rozumiem.
- Wiem, �e brzmi to niejasno, ale na wyja�nienie przyjdzie czas. Jak
przypuszczam,
nie zna pan historii powstania bazy ani nie wie jakie badania tu prowadzimy.
- Nie, nic na ten temat nie jest mi wiadome.
- W takim razie b�d� m�wi�, a pan niech si� pocz�stuje kaw�. Prosz� mi wierzy�,
jest
doskona�a.
- Dzi�kuj�.
- Jak pan mo�e wie, jestem jednym z tw�rc�w detektora fal grawitacyjnych.
- Oczywi�cie, ale nie tylko tw�rc� detektora, ale i tym, kt�ry pierwszy
eksperymentalnie dowi�d� istnienia tych fal.
- Nie przeceniajmy mojej roli. W ka�dym razie przed laty prowadzili�my liczne
badania. Na l�dzie i na morzu. Stwierdzili�my w�wczas, �e w okolicy tej wyspy
istnieje du�a
anomalia grawitacyjna. By�a tak du�a, �e nie mog�a by� wyt�umaczona w znany nam
spos�b.
Dok�adne badania pozwoli�y stwierdzi�, �e centrum anomalii le�y pod wysp� na
g��boko�ci
200 metr�w. Dotarli�my do tego, co anomali� wywo�uje. Co to jest, sam pan
zobaczy. Nie
chc� wi�cej o tym m�wi�, gdy� zale�y mi na pana opinii jako psychologa,
sformu�owanej bez
wcze�niejszego nastawienia.
- Ale� ja si� nie znam na falach grawitacyjnych.
- Nie o nie chodzi, lecz o zjawiska im towarzysz�ce, a by� mo�e i o
interpretacj�
pewnych fakt�w. W ka�dym razie dokopali�my si�. Odkrycie by�o tak rewelacyjne,
�e
zabroni�em moim wsp�pracownikom komukolwiek o nim m�wi�. Wydosta�em od rz�du
�rodki na budow� tej bazy. Prezydent i g��wnodowodz�cy armi�, gdy dowiedzieli
si�, co tu
znale�li�my, bez wahania przeznaczyli na ten cel ogromne �rodki. Baza powsta�a w
rekordowo kr�tkim czasie.
- Jaki charakter ma ta anomalia?
- Cierpliwo�ci, m�ody cz�owieku. Pod baz� ogniskuj� si� fale grawitacyjne. Jakby
istnia�a tam soczewka tych fal. Byli�my dot�d przekonani, �e ogniskowa� fale
grawitacyjne
mog� jedynie bardzo masywne cia�a, np. czarne dziury, w mniejszym stopniu
planety. Tu
jednak jest inaczej. Fale grawitacyjne ogniskowane s� w nie znany nam spos�b.
- A jakie jest znaczenie tego faktu?
- S�uszne pytanie. Tutaj mo�emy odbiera� te fale dzi�ki kolosalnemu wr�cz ich
wzmocnieniu.
- Jaka jest szybko�� rozchodzenia si� tych fal?
- No, widz�, �e karta biograficzna m�wi�a prawd� o pana zainteresowaniach
fizyk�.
Nie uda�o nam si� dot�d zmierzy� tej pr�dko�ci. Ale mo�na przypuszcza�, �e jest
niesko�czona.
- Czyli poj�cie r�wnoczesno�ci zdarze� w kosmosie wreszcie nabra�oby sensu.
- Tak, ale o tym jeszcze za wcze�nie m�wi�. Do okre�lenia tej pr�dko�ci
konieczne
jest zaobserwowanie przynajmniej kilku �r�de� fal grawitacyjnych w zakresie fal
radiowych
lub optycznych. A przy za�o�eniu, �e pr�dko�� rozchodzenia si� fal
grawitacyjnych jest inna
ni� �wiat�a, zadanie staje si� piekielnie trudne. Oczywi�cie tylko na pocz�tku.
A jeste�my
w�a�nie na pocz�tku.
- Ile �r�de� fal grawitacyjnych dot�d zaobserwowali�cie?!
- Kilkaset.
- Czy nios� one jakie� ciekawe informacje?
- Niekt�re obiekty wysy�aj� modulowane fale grawitacyjne.
- ?!
- Modulacja taka jest zjawiskiem normalnym w ciasnych uk�adach podw�jnych, gdy
jeden ze sk�adnik�w jest czarn� dziur� szybko obiegaj�c� po ciasnej orbicie
drugi sk�adnik.
Mo�e to nie by� zreszt� czarna dziura, musi to jednak by� obiekt masywny i
bardzo g�sty.
Odkryli�my te� obiekty zmieniaj�ce swoje pole grawitacyjne w spos�b zupe�nie
nieregularny. Mechanizm zjawiska jest nam nieznany.
- Czy na falach grawitacyjnych mo�na by przes�a� jak�� informacje?
- Tam, gdzie istnieje mo�liwo�� modulacji, po zakodowaniu, zawsze mo�na przes�a�
informacj�.
- Czy zaobserwowali�cie co� takiego?
- W�a�nie nad tym pracujemy. Osobi�cie jednak nie wierz� w cywilizacj� kosmiczn�
wysy�aj�c� informacj� o swoim istnieniu. Konieczny do tego wydatek energetyczny
jest zbyt
du�y. Natomiast kosmiczna rozmowa, kto wie. Wtedy jednak staniemy przed zadaniem
z�amania szyfru. A tu to pan sam dobrze wie, jakie trudno�ci nastr�cza� b�dzie
zrozumienie
pozaziemskiego przekazu informacji.
- Nie wiem, czy zadanie to jest w og�le wykonalne. We�my chocia�by przyk�ad
ziemskiego j�zyka Sumer�w.
- Przyjemnie nam si� rozmawia, ale mamy jeszcze jedn� spraw� do om�wienia.
- S�ucham.
- Anomalia fal grawitacyjnych wytwarzana jest przez sztuczny obiekt. Nie zosta�
on
zbudowany przez cz�owieka. Chc�, aby pan go zobaczy�.
- A czy...
- Przepraszam, �e przerywam. Porozmawiamy po pana powrocie. Chc� us�ysze� pana
opini�. Prosz�, tu jest szkic topograficzny, jak ma pan trafi� do obiektu.
Zreszt�, to ca�kiem
blisko.
- Dzi�kuj� bardzo.
- Po powrocie, gdy pan odpocznie, prosz� do mnie.
- Oczywi�cie, panie profesorze.
Szyb ma �rednic� oko�o trzech metr�w. Za�o�ono w nim o�wietlenie, wentylacj�,
klamry i liny por�czowe. Przed wej�ciem wywieszono szkic szybu wraz z jego
odnogami.
Wchodz�. Schodzenie po klamrach nie jest dla mnie zbyt �atwe. Byleby tylko nie
spa��.
Docieram do poziomu odcinka szybu. Id� par� metr�w i staj� przed tym czym�. W
blasku
reflektor�w �ciana obiektu l�ni krystalicznie. Dotykam jej. Jest idealnie
g�adka, chocia�
struktura �ciany nie jest jednolita. B�yszczy na niej wiele r�nokolorowych
plam. Wygl�da to
jak kryszta�y zatopione w tworzywie. Widz�, �e tylko cz�� �ciany zosta�a
ods�oni�ta.
Podchodzi do mnie nie znany mi m�ody cz�owiek.
- Cze��, na imi� mam Jon. Czy jeste� psychologiem?
- Tak.
- Co o tym s�dzisz? - R�k� wskazuje na �cian� urz�dzenia.
- Prawie nic o tym nie wiem. A jakie to jest du�e?
- Ogromne. Centralna cz�� o kszta�cie nieregularnym, ale zbli�onym do kuli,
albo
raczej do jakiego� wielo�cianu, ma �rednic� oko�o o�miuset metr�w. Z centralnej
cz�ci
wychodzi sze�� ramion. Cztery z nich rozchodz� si� poziomo w r�nych kierunkach
i maj� po
1120 metr�w d�ugo�ci przy pi�tnastometrowej �rednicy. Jedno rami� o d�ugo�ci
4145 metr�w
i �rednicy trzydziestu metr�w idzie pionowo w d�. Jak przypuszczamy, rami� to
zasila obiekt
w energi�. Koniec ramienia znajduje si� w p�ynnej lawie. Jaki jest spos�b
przyswajania
energii, nie wiemy. Sz�ste rami� idzie sko�nie pod g�r� i ko�czy si�
rozga��zieniem na
dwana�cie kilkudziesi�ciometrowych korytarzy ko�cz�cych si� tu� pod
powierzchni�.
- Ile to wa�y?
- Nie wiemy, gdy� nie uda�o si� pobra� pr�bki.
- Dlaczego?
- Twardo�� �cian jest zbli�ona do twardo�ci diamentu i wytrzymuje temperatur� 10
000�C. Brutalnych metod nie chcemy stosowa�, gdy� skutki tego mog� by�
nieobliczalne.
- A kiedy to zbudowano?
- Wed�ug pomiar�w izotopowych pr�bek ska� otaczaj�cych maszyn� co najmniej
milion lat temu.
- Czy ca�y ten tw�r zbudowany jest tak, jak ta �ciana?
- Zewn�trznie tak. A budowy wewn�trznej nie znamy. Spowodowane to jest s�ab�
przenikliwo�ci� dla promieni Roentgena i dla ultrad�wi�k�w. Trudno zreszt� si�
temu dziwi�
przy rozmiarach tej maszyny.
Zauwa�y�em, �e nazywamy to co� za ka�dym razem inaczej.
- Jak wy to nazywacie?
- Maszyna.
- A czy ona ma jakie� zewn�trzne wska�niki, manipulatory?
- Nie, ju� ci m�wi�em, �e zewn�trznie jest jednolita.
- Jak s�dzisz, czemu mo�e ona s�u�y�?
- Wybacz, ale nie odpowiem na to pytanie. S�dz�, �e profesor mo�e powiedzie� na
ten
temat wi�cej. No, ale na mnie czas. Musz� i�� do swojej roboty.
- Do zobaczenia.
- Cze��.
Zostaj� sam przy �cianie maszyny. Czuj� si� przyt�oczony jej ogromem. Czemu i
komu mia�a s�u�y�? Jak pot�ni musieli by� jej tw�rcy? Gdzie s� teraz? Pytania,
pytania. Jak
na nie odpowiedzie�? Czy profesor zna odpowiedzi? Nie s�dz�.
Id� wzd�u� ods�oni�tej �ciany. Dotykam jej r�k�. Wydaje si� martwa. To
z�udzenie; ile
energii w niej drzemie, ile mo�liwo�ci. A gdyby to by� olbrzymi komputer. Albo
sztuczny
intelekt?
Dobrze, �e pan przyszed�. No i co pan powie o maszynie? - Jestem wstrz��ni�ty
jej
ogromem. Dlaczego trzymacie to w tajemnicy?! Jej odkrycie jest najwi�kszym
wydarzeniem
w historii ludzko�ci!
- Niew�tpliwie, ale zrozumie pan nied�ugo, �e to odkrycie nale�y zachowa� w
�cis�ej
tajemnicy. Jego ujawnienie mia�oby skutki trudne do przewidzenia.
- Panie profesorze, co pan s�dzi o celu...?
- Przepraszam, �e przerywam, jeszcze troch� cierpliwo�ci. Nast�pne zadanie to
wyprawa do korytarzy pod maszyn�. Po powrocie porozmawiamy.
- Mo�e tylko jedno pytanie?
- S�ucham.
- Jak zbudowano w skale to urz�dzenie?
- Moim zdaniem, najpierw zbudowano maszyn�, a nast�pnie zalano j� wulkaniczn�
law�. Prosz� pami�ta�, �e wyspa, na kt�rej si� znajdujemy, jest pochodzenia
wulkanicznego.
- Kiedy mam si� uda� do korytarzy?
- Kiedy b�dzie pan chcia�. Ale prosz� na siebie uwa�a�. Wyprawa jest
niebezpieczna.
Kilku ludzi nie wr�ci�o stamt�d, a kilku wr�ci�o rannych. Uprzedzam te�, �e
czeka pana sporo
chodzenia. Musi pan zabra� plecak z �ywno�ci�, wod� i licznikiem Geigera.
Dostanie pan
buty, kt�re b�d� pozostawia� radioaktywny �lad krok�w. To zabezpieczy przed
zab��dzeniem.
Odno�nie ekwipunku wyda�em ju� odpowiednie polecenie. Zosta� przygotowany. Przed
wyj�ciem radz� po�wiczy� odnajdywanie w�asnych �lad�w, i niech si� pan nie boi
radioaktywno�ci. Izotop, kt�ry b�dzie na podeszwach, nie mo�e zaszkodzi�. Aha,
jeszcze
jedno. Czeka tam pana wiele niespodzianek. Niech pan b�dzie przygotowany na
najdziwniejsze wydarzenia. Wi�cej panu nie powiem, i jeszcze raz do zobaczenia.
- Bardzo dzi�kuj� za rozmow�.
- Ale� nie ma za co. Z niecierpliwo�ci� b�d� czeka� na pana powr�t.
Przede mn� prosty odcinek korytarza. Na pod�odze i suficie migocze czerwony
napis:
Koniec Poziomu Drugiego. Przekraczam lini� ostrzegawcz�. Z przodu co� w rodzaju
�ciany,
ale specjalnego rodzaju. Z bliska wygl�da jak g�sta mg�a. Ostro�nie wsuwam w ni�
r�k�.
D�o� znika. Nic nie czuj�. Zanurzam si� we mgle. Robi� dwa kroki. Mg�a znika.
Stoj� na
�rodku olbrzymiej sali. Pod �cianami przyozdobionymi srebrnymi �a�cuchami stoj�
liczne
fotele. P�okr�g�e nisze okienne l�ni� purpurowym blaskiem. Na �rodku t�um
przebiera�c�w
bawi si� w takt skocznej muzyki. Kelnerzy roznosz� na tacach wino i napoje
orze�wiaj�ce. W
ko�cu sali ogromna kurtyna z kolorowego materia�u. Kurtyna w�a�nie si� podnosi.
Na scenie
olbrzymia, stylizowana posta� szatana z wid�ami w r�ku, bia�ymi z�bami i rogami.
U do�u
wida� p�omienie. Na scen� majestatycznym krokiem wkracza �yrafa przystrojona
z�otem i
drogimi kamieniami. Na jej grzbiecie, trzymaj�c si� szyi, siedzi b�azen
wymachuj�cy
toporem. Tancerze wbiegaj� na scen�. Otaczaj� �yraf�. Gdzie� spod ziemi
rozbrzmiewa
g�o�na muzyka. Siedz�ca przed scen� orkiestra zamiera bez ruchu, jakby by�a
z�o�ona z
kukie� i marionetek. Przed orkiestr� dyrygent. Jest nim garbaty karze�, kt�rego
sataniczny
u�miech zdradza posiadanie jakiej� tajemnicy, nakazuj�cej ca�ej orkiestrze
zastygn�� bez
ruchu. Ponad orkiestr� co�, co przyprawia mnie o uczucie okropnego przera�enia.
Opuszczam
wzrok. Zauwa�am, �e w coraz to innego cz�onka orkiestry, na przeci�g sekundy,
wkracza
upiorne �ycie. Wykonuje jaki� ruch przy swoim instrumencie, by ponownie
znieruchomie�.
Doznaj� wra�enia, ze czas dla nich przeskakuje z jednego momentu w drugi. W tym
samym
czasie na parkiecie i scenie zabawa trwa w najlepsze. Znowu podnosz� wzrok.
Przez sal�, na
wysoko�ci mojej g�owy, przelatuj� widmowe kszta�ty p�dz�cych samochod�w. Widz�
wielopoziomow� estakad�. Bezg�o�nie p�dz� z niej w moim kierunku setki
samochod�w.
Gdzie� za mn� znikaj�.
Zachodzi we mnie jaka� przemiana. Co� dzieje si� z moim cia�em. Patrz� na swoje
d�onie. Palce przemieniaj� si� w szpony. Sk�ra d�oni pokrywa si� czarnym futrem.
Twarz
ulega zniekszta�ceniu. Czuj�, jak rosn� mi z�by. Z gard�a wyrywa si� ryk. Czuj�
nieodpart�
ch�� rzucenia si� na kt�rego� z tancerzy i rozszarpania go na kawa�ki. Koszula
na moim ciele
p�ka. Paski plecaka bole�nie uciskaj� cia�o, kt�re gwa�townie si� rozrasta.
Paski p�kaj�.
Spr�am si� do skoku. Wzrok mam utkwiony w szyi najbli�szego mi cz�owieka.
Skacz�.
Dopadam go. Zatapiam k�y w jego szyi. Czuj� ciep�o krwi sp�ywaj�cej do mojego
pyska. Pij�
j� �apczywie. Postacie z orkiestry nagle o�ywaj� i zaczynaj� bezg�o�nie gra�.
Tancerze
nieruchomiej�. Rzucam zw�oki, kt�re nie daj� mi ju� krwi. Z gard�a wydobywa si�
ryk
zwyci�stwa. Oczy zachodz� mg�� zadowolenia.
Widz� zbli�aj�cy si� samoch�d. S�ysz� ostry pisk hamulc�w. Samoch�d gwa�townie
skr�ca. Czuj� podmuch wiatru. Samoch�d uderza w betonow� barier�. �oskot
gniecionych
blach. Zbli�a si� nast�pny samoch�d. Ostry sygna� klaksonu. Odruchowo uchylam
si� w bok.
Widz� przera�one oczy kierowcy wpatrzone we mnie. Mija mnie. Ledwie mnie
dotkn��, a ju�
czuj� piek�cy b�l w mojej ow�osionej �apie.
Cofam si� kilka krok�w. Jaka� mg�a. Jeszcze dwa kroki do ty�u i jestem znowu w
korytarzu bazy. Upadam na pod�og�. Ci�ko oddycham. Co to by�o? Patrz� na
d�onie. S�
normalne. Tylko z jednej s�czy si� krew. Nie mam plecaka. Koszula rozerwana w
szwach.
Powoli wstaj�. Jestem bardzo os�abiony. Wszystkie mi�nie dr��. W �o��dku czuj�
bolesny
skurcz. Powoli id� do swojego pokoju. Serce bije jak szalone, ze spazmatycznym
j�kiem �api�
powietrze. Nareszcie m�j pok�j. Spogl�dam w lustro. Moja twarz. Ale tak
zm�czonej nigdy
nie widzia�em. Nienaturalna blado��, przekrwione oczy. Pr�buj� powiedzie�:
- Co to by�o?
Z ust wydobywa si� s�aby skrzek. Ponawiam pr�b�. Tym razem lepiej. Siadam. O
niczym nie my�l�. Powoli uspokajam si�. Minione prze�ycia s� dla mnie czym�
ca�kowicie
niezrozumia�ym. Co to by�o? Sen, halucynacja? A gdzie jest m�j plecak? Co si�
sta�o z r�k�, z
moj� koszul�? A mo�e ca�a ta stacja, m�j pobyt na niej to sen. Ale jak si� z
niego zbudzi�?
Nie, to nie sen, to rzeczywisto��. Ale co to znaczy rzeczywisto��? Musz� znowu
wr�ci� do
tych korytarzy. S� przecie� tak blisko.
Dobrze, �e pan wr�ci�. Czemu tak szybko? Wygl�da pan jako� nieszczeg�lnie. Czy
nic
panu si� nie sta�o? - Nic gro�nego, tylko skaleczenie.
- No niech pan siada, prosz�, tu jest dobry sok owocowy, prosz� pi� i opowiada�.
Profesor z wyra�nym zainteresowaniem s�ucha mojej opowie�ci. Nie przerywa. A ja
staram si� mo�liwie wiernie opowiedzie�, co prze�y�em.
- No, to w sumie mia� pan szcz�cie. A teraz prosz� powiedzie�, co pan o tym
s�dzi.
- Profesorze, napisa�em raport. Oto on. A tak dodatkowo chc� powiedzie�, �e nie
rozumiem tego, co prze�y�em. Mo�e to urz�dzenie w jaki� spos�b materializuje
tre�ci zawarte
w naszej pod�wiadomo�ci?
- Niestety, nie jest to takie proste. Badania w tych korytarzach prowadzimy ju�
od
dawna. Z pocz�tku wchodz�c do okre�lonego korytarza spotyka�o si� zawsze ten sam
�wiat.
Moi ludzie mieli nawet ulubione �wiaty, kt�re odwiedzali. Poznawali j�zyk ludzi
tam
�yj�cych. Bo musz� panu powiedzie�, �e m�wi si� tam nieznanymi nam j�zykami.
- Przepraszam, �e przerywam. Jak du�e s� te �wiaty?
- To w�a�nie jest najdziwniejsze. Ich rozmiar�w nie da si� okre�li�. Raz jeden z
moich
wsp�pracownik�w wzi�� motocykl. Przejecha� kilkaset kilometr�w i nie znalaz�
granicy tego
�wiata. Wydaje si�, �e ka�dy z nich obejmuje powierzchni� ca�ej Ziemi.
- A co z niebem, czy za ka�dym razem jest inne?
- I tu nast�pny problem. Niebo jest identyczne z naszym. Sam prowadzi�em
obserwacje nieba w �wiatach r�nych korytarzy. Nie tylko konfiguracja gwiazd i
galaktyk jest
identyczna. Identyczne s� i ich widma optyczne.
- Czy�by by� to �wiat alternatywny do naszego? Z tym, �e obejmowa�by tylko
Ziemi�?
A wszech�wiat dla wszystkich by�by ten sam?
- Tak s�dzili�my. Nawet przypuszczali�my, �e wiara w centaury, diab�y i tym
podobne
istoty bra�a si� st�d, �e istoty te przedostawa�y si� przez korytarze do naszego
�wiata i
b��dzi�y po nim.
- Czy wszystkie te �wiaty s� jako� podobne do naszego?
- W zasadzie wszystkie s� zamieszkiwane przez istoty cz�ekopodobne na r�nym
poziomie rozwoju.
- Ale pan profesor m�wi, �e by�o to przypuszczenie, kt�re nie potwierdzi�o si�.
- W�a�nie chcia�em o tym m�wi�. Od pewnego czasu w tych uporz�dkowanych
�wiatach zacz�o si� co� psu�. Najpierw miesza�y si� ze sob�. Wchodz�c do
okre�lonego
korytarza nie mo�na by�o przewidzie�, jaki �wiat tam zastaniemy. Zdarza�o si�,
�e dw�ch
ludzi wchodz�c do tego samego korytarza w odst�pie dw�ch sekund znajdowa�o si� w
r�nych �wiatach. P�niej pojawia�y si� metamorfozy. Wchodz�cy ludzie ulegali
jakim�
przeobra�eniom. Przyk�ad tego sam pan prze�y�. Metamorfoza ta znika natychmiast
po
powrocie do naszego �wiata, ale bardzo os�abia organizm. Ostatnio pojawia si�
r�wnie� co�
jakby nak�adanie si� dw�ch �wiat�w na siebie. Jeden jest realny, drugi widmowy.
Z tym, �e
szybko mog