7284

Szczegóły
Tytuł 7284
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7284 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7284 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7284 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Spotkanie w Przestworzach 7 Antologia m�odych Andrzej Augustynek - Atak Akcja, kt�r� jutro przeprowadzimy, ma zupe�nie specyficzny charakter. Spos�b jej wykonania, liczba os�b w ni� zaanga�owanych, r�norodno�� zastosowanych �rodk�w czyni j� zupe�nie wyj�tkow�. Plan ataku jest opracowany bardzo dok�adnie. Wszystkie operacje s� zsynchronizowane co do sekundy. Celem ataku jest o�rodek badawczy zagranicznej firmy, kt�ra wydzier�awi�a od naszego rz�du kawa�ek wyspy i zbudowa�a na nim silnie strze�ony obiekt. Prace tam prowadzone s� dla naszego rz�du ca�kowicie nieznane. R�ne, najdziwniejsze plotki kr��� na ten temat. Pro�ba naszego rz�du o zgod� na wizytacje obiektu zosta�a odrzucona. Oficjalne o�wiadczenie firmy jest bardzo enigmatyczne. Twierdz�, �e pracuj� nad nowymi technologiami przemys�owymi. Ale nad jakimi i z jakiej dziedziny - tego nie mo�na ju� od nich wyci�gn��. Z terenu wyspy prowadzi si� szczeg�ow� i ci�g�� obserwacj� obiektu. Niestety, jej jedynym efektem jest stwierdzenie, �e obiekt jest niezwykle starannie strze�ony. Liczna za�oga w og�le nie wychodzi na zewn�trz. Wszystkie �adunki przywo�one s� w szczelnie zamkni�tych kontenerach. Wywo�one s� w taki sam spos�b. Jest wi�c zrozumia�e, �e s�u�by wywiadowcze naszego rz�du darz� obiekt i sam� firm� szczeg�lnym zainteresowaniem. Poza obserwacj� przeprowadzono liczne zwiady lotnicze po��czone ze szczeg�owym filmowaniem. Dokonano te� licznych wstrzele� na teren obiektu miniaturowych aparat�w pods�uchowych. Usi�owano, zreszt� bezskutecznie, przedosta� si� na teren bazy. R�wnie ma�o da�a inwigilacja firmy w jej siedzibie. Wszystko, co wiemy, da si� stre�ci� w kilku zdaniach. W firmie zatrudnieni s� liczni wybitni naukowcy najrozmaitszych dziedzin. S� w�r�d nich fizycy, biolodzy, a nawet psycholodzy. Podpisali oni wieloletnie kontrakty na prac� bez prawa opuszczania teren�w firmy. Nawet urlopy sp�dzaj� w o�rodkach wypoczynkowych firmy, nawiasem m�wi�c r�wnie atrakcyjnych, jak i pilnie strze�onych. Podnosz� wzrok znad notatek i, m�wi�c dalej, patrz� na moich s�uchaczy. Siedz� na krzes�ach w r�nych pozach. Pochyleni, wyprostowani, jedni patrz� na mnie z uwag�, inni z wyrazem znudzenia ostentacyjnie ziewaj�. Ale wszyscy milcz�. Pewnie wi�kszo�� z nich przelicza w my�lach pieni�dze, kt�re na akcji ju� zarobili i te, kt�re mog� zarobi�, oczywi�cie je�eli prze�yj�. A ilu z nich prze�yje? Ka�dy z nich wierzy w swoj� szcz�liw� gwiazd�. S� w�r�d nich byli wojskowi, dawni przest�pcy, desperaci. ��czy ich jedna cecha: s� znakomitymi specjalistami w swoim fachu. - Bior�c to wszystko pod uwag� nasz sponsor postanowi� sfinansowa� akcj�. Waszym zadaniem jest zdobycie obiektu. Naszym, to znaczy grupy naukowc�w, zdobycie i zabezpieczenie dokumentacji prowadzonych tam prac. Jak ju� was uprzedzono, po obu stronach mog� by� ofiary. Ci, kt�rzy prze�yj�, oraz rodziny tych, kt�rzy polegn�, maj� zabezpieczony dostatni byt. Ale pami�tajcie, je�eli dostaniecie si� do niewoli - jeste�cie cz�onkami terrorystycznej organizacji. Rz�d wasz� akcj� pot�pi, wdro�y energiczne, acz bezowocne �ledztwo. Teraz przejd� do om�wienia systemu obrony bazy. Wed�ug opinii sztabu akcji za�oga obiektu nie spodziewa si� zmasowanego ataku. Nastawiona jest raczej na pilnowanie, aby na jej teren nie dosta� si� kto� niepowo�any. Uwa�amy te�, �e teren wewn�trz bazy nie jest zaminowany, ani te� baza nie jest zdolna do samozniszczenia. Obiekt otacza betonowy mur. Wewn�trz znajduje si� dziesi�ciometrowej szeroko�ci pas zaoranej ziemi, a dalej wysokie na pi�� metr�w zasieki z drut�w pod wysokim napi�ciem. Nad zasiekami rozlokowano dziesi�� wie� stra�niczych oraz system reflektor�w du�ej mocy. Wewn�trz zasiek�w rozci�ga si� pas trawy o szeroko�ci 25 metr�w. Na nim zlokalizowano szereg budynk�w zaplecza. W �rodku stoi centralny obiekt, kt�rego kopu�a ma 100 metr�w �rednicy. Stacja zasilana jest w energi� elektryczn� systemem podziemnych kabli ��cz�cych j� z sze�cioma punktami krajowej sieci energetycznej wysokiego napi�cia. Pozwala to im wyeliminowa� gro�b� utraty dop�ywu pr�du na skutek awarii sieci przemys�owej. Pob�r mocy si�ga 90 megawat�w. Stacja posiada awaryjny generator pr�dotw�rczy. Wed�ug naszych ocen jego moc nie przekracza dziesi�ciu megawat�w. Uruchamia si� on ju� po pi�ciu sekundach od wy��czenia pr�du p�yn�cego z sieci. Pe�n� moc uzyskuje po dwudziestu sekundach. Do wn�trza obiektu prowadzi wy��cznie centralna brama. Otwierana i zamykana jest elektrycznie. Stacja jest zbudowana tak solidnie, �e wykluczony jest skuteczny atak przy u�yciu konwencjonalnych bomb. Je�eli prze�amiemy op�r na zewn�trz, stanie przed nami problem opanowania wn�trza obiektu. Tu mo�ecie polega� wy��cznie na swoim do�wiadczeniu. A teraz o samym ataku. Jest on przygotowywany od dawna. Pierwszym jego etapem by�o prawie dwuletnie przyzwyczajenie za�ogi obiektu do du�ego ruchu turystycznego na wyspie. Codziennie rano najpierw dwa statki, a nast�pnie dwa transportowe �mig�owce przywo�� kilkuset turyst�w, kt�rych rozwozi si� po wyspie czterema autokarami. Wszystko to dzieje si� w bezpo�redniej blisko�ci mur�w bazy. Tury�ci ubrani s� w kolorowe kamizelki i kaski biura turystycznego. B�dziecie ubrani w takie same. Jednak w waszym przypadku b�d� one kuloodporne. Jutro o godzinie 7.40, jak co dzie�, autokary z turystami, czyli wami, przeje�d�a� b�d� ko�o bazy. R�wnocze�nie nadlec� dwa �mig�owce. O godzinie 7.40 zostanie wy��czony pr�d w ca�ym regionie. Przez to stacja zostanie ca�kowicie pozbawiona energii. Wtedy zacznie si� zasadnicza cz�� akcji. Z ukrytych w wiosce punkt�w rozpocznie si� ostrza� bazy nabojami z gazem parali�uj�cym. Pasa�erowie autokar�w ubrani w maski przeciwgazowe przyst�pi� do forsowania mur�w i zasiek�w oraz eliminowania obrony bazy. W tym czasie z pierwszego �mig�owca zbombardowany zostanie generator, na szcz�cie dla nas, zlokalizowany na powierzchni siedem metr�w od centralnej budowli. Z pok�adu drugiego �mig�owca zrzucona zostanie skacz�ca bomba, kt�ra zniszczy centraln� bram�. W dwudziestej sekundzie akcji z pok�ad�w �mig�owc�w rozpocznie si� desant spadochronowy. W trzydziestej sekundzie akcji nasi komandosi maj� ju� by� wewn�trz centralnej budowli. W tym te� czasie, stacje naziemne zak��c� bazie ��czno�� radiow�. Odci�ta zostanie te� w pierwszej sekundzie akcji ��czno�� telefoniczna i teleksowa bazy ze �wiatem. �aden sygna� o ataku nie mo�e opu�ci� bazy. Przez kilka godzin b�dziemy mogli wykona� zadanie. Zajmie si� tym grupa naukowc�w. Wy rabujcie z�oto, pieni�dze, bi�uteri�, tak by upozorowa� rabunkowy charakter akcji. Je�eli akcja si� nie powiedzie i kt�ry� z was dostanie si� do niewoli, m�wicie, �e akcj� przeprowadzono w celu zdobycia jednej tony z�ota, kt�r� rzekomo przywieziono do bazy. Zreszt� jest faktem, �e firma zarz�dzaj�ca celem naszego ataku kupi�a ostatnio du�e ilo�ci z�ota. Aby uprzedzi� ewentualne pytania, ko�cz�c, chc� jeszcze powiedzie� o dw�ch sprawach. Pierwsza - nie jestem zorientowany, czy sponsor poda� wszystkie powody, kt�re go sk�oni�y do sfinansowania naszej akcji. Druga - ka�dy element pierwszych trzydziestu sekund akcji setki razy wykonywali�cie na �wiczeniach. Potem musicie korzysta� z w�asnego do�wiadczenia. Oczywi�cie obowi�zuje was zakaz niszczenia aparatury i materia��w naukowych. To wszystko. Teraz macie czas wolny. A jutro o pi�tej rano og�aszam pe�n� gotowo�� do akcji. Zbyt du�o na raz si� dzieje. Atak na mury, atak spadochronowy, przed chwil� skacz�ca bomba rozbi�a g��wn� bram�. Przyt�oczy�o mnie to wszystko. Mo�e dlatego nie ba�em si� wyskoczy� na spadochronie. Byleby tylko dobrze wyl�dowa�. Jest skrawek trawy. Nawet g�adko posz�o. Szybko odpi�� klamry spadochronu. Tu nie jest bezpiecznie. Op�r jeszcze trwa. Ju� blisko wyrwa w bramie. Nasi komandosi wpadaj� przez ni�. Wbiegam do tunelu. Z przodu s�ycha� pojedyncze strza�y i jaki� cichy pulsuj�cy d�wi�k. Biegnij dalej. Rozwidlenie tunelu. Tor kolejowy i droga. Droga. Z przodu s�ysz� wybuch. To pewnie nasi. Brakuje mi tchu. Zwolnij troch�. Ta cholerna maska przeciwgazowa bardzo utrudnia oddychanie. Koniec korytarza. Znowu wyrwa. Strza�y milkn�. Syk gazu parali�uj�cego. Jest dobrze! Nasi dzia�aj� z precyzj� szwajcarskiego zegarka. Mo�esz zwolni�. Pierwsze pomieszczenia. Ciekawe, co w nich jest. Pewnie jakie� magazyny. Coraz cz�ciej mijam le��cych, obezw�adnionych gazem, pracownik�w stacji. Uda�o si�! Stacja opanowana. Nasi sprawdzaj� poszczeg�lne pomieszczenia. O, jest i tablica informacyjna. Sekcja energetyczna i zaplecze techniczne na lewo. Na wprost cz�� mieszkalna i socjalna. Na prawo sekcja kontroli stacji i laboratoria. W takim razie w prawo. Mam szcz�cie. Ju� na trzecich drzwiach tabliczka Pracownia Psychologiczna. Wchodz�. Znajome aparaty. Nic szczeg�lnego. Jest i rega� z dokumentacj�. Teczki pedantycznie oznakowane i u�o�one. Ta mo�e by� interesuj�ca: Zdalne sterowanie lud�mi. To, co znalaz�em, jest niezwykle ciekawe. Sterowanie cz�owiekiem na drodze pobudzania o�rodk�w nerwowych przez wszczepione elektrody oraz chemiczna stymulacja zachowa� agresywnych. Rozlega si� straszliwie g�o�ny d�wi�k. A� mnie przygi�o. Zatykanie uszu niewiele pomaga. D�wi�k jest nie tylko g�o�ny, ale i pulsuj�cy. Nie mog� zebra� my�li, a co dopiero pracowa�. Ale co to? Zrywa si� wiatr?! Sk�d tutaj wiatr? A je�eli jest to przewietrzanie stacji? Czy�by op�r jeszcze si� nie sko�czy�? Nie mamy wi�cej naboi z gazem parali�uj�cym. Czas si� wycofa�. Przera�liwy d�wi�k nie cichnie, ale staje si� mniej dokuczliwy. Tworzy melodyjny ci�g. Korytarz pe�en naszych ludzi zatykaj�cych r�koma uszy. Id� jak pijani. - Jeste� zm�czony, bardzo zm�czony! Co to za g�os? Wyra�nie przebi� si� przez ten og�uszaj�cy d�wi�k. - Jeste� bardzo zm�czony, twoje ruchy staj� si� coraz wolniejsze, wolniejsze. Zm�czenie staje si� trudne do przezwyci�enia, wszystkie mi�nie rozlu�niaj� si�, chcesz odpocz��. Mam ochot� usi���, z trudem podnosz� nogi. Rzeczywi�cie ogarn�o mnie zm�czenie. Zastosowali hipnoz� zbiorow�! Musz� si� przeciwstawi�! Najlepszy spos�b to ka�d� sugesti� odrzuca� wmawiaj�c sobie, �e jest odwrotnie. Jeste� wypocz�ty. Nie zwracam uwagi na g�os dochodz�cy z zewn�trz. Ten g�os mnie nie dotyczy. Udaje mi si� przeciwstawi� sugestiom. Ostatecznie jestem naukowcem zajmuj�cym si� w�a�nie hipnoz�. - Ogarnia ci� zm�czenie nie do przezwyci�enia, oczy s� bardzo zm�czone, powieki piek�. Z najwy�szym wysi�kiem poruszasz si�. Ka�dy ruch sprawia ci przykro��. Chcesz odpocz��. - Og�uszaj�cy d�wi�k cichnie. G�os staje si� przyt�umiony. Towarzyszy mu cichy d�wi�k, kt�ry ju� nie dra�ni a raczej uspokaja. - Ogarnia ci� spok�j, mi�nie masz rozlu�nione, ruchy staj� si� coraz wolniejsze. Uda�o mi si� obroni� przed wp�ywem sugestii. Teraz Szybko do wyj�cia. Mijam s�aniaj�cych si� komandos�w. Bro� ju� porzucili. Ca�kowita kl�ska! A co na zewn�trz? Niestety, zw�oki naszych porozrzucane po terenie ca�ej bazy. Na murach stra�nicy. Nie s�ycha� �adnych strza��w. Widz�, jak stra�nicy metodycznie przeszukuj� teren. S�ysz� j�k. Jeden z naszych jest ranny. Podchodzi do niego kto� z za�ogi bazy. Jest bez he�mu. Tylko na g�owie, przy uchu, ma jakie� urz�dzenie. Podnosi bro�. Strzela w g�ow� komandosowi. Ale� okrucie�stwo! Tymczasem stra�nik odwraca si� oboj�tnie i idzie dalej. Co robi�? Z powrotem do tunelu! - Ogarnia ci� senno��. Oczy masz zamkni�te, wypoczywasz. Jest ci dobrze, ciep�o, jeste� spokojny. S�uchasz tylko mojego g�osu. Nic innego nie jest ju� wa�ne dla ciebie. B�dziesz wykonywa� polecenia, kt�re ci przeka��. A teraz �pij i wypoczywaj. Jeste� bardzo zm�czony. Czujesz w g�owie narastaj�cy szum. Na korytarzu le�� nasi komandosi. Jedni wyprostowani, drudzy skuleni, mi�dzy nimi porozrzucana bro�. Co robi�? Jedyna szansa to udawa�, �e te� jestem zahipnotyzowany. A co dalej - zobaczymy. Powoli k�ad� si� na ziemi. By� mo�e obserwuj� rozw�j wydarze�. Udaj�, �e zasypiam. Na wszelki wypadek po�o�y�em si� w pobli�u pistoletu maszynowego. Przymykam powieki. - �pisz, jest ci dobrze, ciep�o, wypoczywasz. - G�os monotonnie powtarza sugestie. W ko�cu korytarza pojawiaj� si� jacy� uzbrojeni ludzie. Powoli zbli�aj� si� do nas. Spod przymkni�tych powiek widz�, �e ich ruchy s� wolne. Ka�dy ma przy uchu takie samo urz�dzenie, jakie widzia�em u stra�nika na zewn�trz. Po przeciwnej stronie korytarza jaki� ruch. Powoli kieruj� wzrok w tamt� stron�. Nast�pna grupa stra�nik�w. Jeste�my otoczeni, chocia� w naszej sytuacji nie ma to ju� �adnego znaczenia. - Ju� d�ugo odpoczywa�e�. Twoje zm�czenie ust�pi�o. Za chwil� b�dziesz m�g� otworzy� oczy, b�dziesz m�g� chodzi� nie budz�c si� ze snu, w jakim si� znajdujesz. B�dziesz wykonywa� dok�adnie wszystkie polecenia, jakie ci przeka��. A teraz powoli otw�rz oczy. Stra�nicy stoj� nad nami. Ka�dy z nich ma na piersi numer. A urz�dzenie na g�owie to jedna s�uchawka kab��kiem trzymaj�ca si� g�owy. Numer jest chyba przylepiony. A ubrani s� r�nie. Ka�dy z nich inaczej. Mo�e to moja szansa? Tylko spokojnie! - Otworzy�e� oczy. Teraz wsta� i powoli id� w kierunku, kt�ry wskazuje strza�ka �wiec�ca na suficie korytarza. Powoli podnosz� g�ow�. Na suficie rozb�ysn�a strza�ka. Jej �wiat�o migocze w takt pulsacji d�wi�ku. Moi towarzysze powolnym krokiem zaczynaj� i�� w nakazanym kierunku. Otaczaj� nas stra�nicy. Przygl�dam si� im ukradkiem. Oni te� s� zahipnotyzowani. Ale steruje si� nimi w odmienny spos�b. To urz�dzenie ko�o ucha to odbiornik, przez kt�ry podawane s� sugestie. Ka�dy stra�nik ma numer, czyli prawdopodobnie sugestie podawane s� indywidualnie. Zdalnie sterowane roboty! Idziemy wolnym krokiem. Korytarz ko�czy si� masywnymi drzwiami. Bezszelestnie otwieraj� si� przed nami. Tu nasi nie dotarli. Wdarli si� tylko do niewielkiej cz�ci stacji. Za drzwiami stoi kilku ludzi. Ka�dego z je�c�w pobie�nie rewiduj�. Zabieraj� im metalowe przedmioty. Z jednego zdj�li przewieszony przez rami� pistolet maszynowy. Mnie par� razy dotkn�li nic nie zabieraj�c, ale te� niczego nie mia�em przy sobie. Zbli�amy si� do jakiego� pomieszczenia. Otwieraj� si� drzwi. Widz�, �e pomieszczenie wype�nione jest male�kimi celami. K�tem oka spostrzegam, jak jeden z naszych potyka si� i przewraca. Uderza g�ow� o posadzk�. Chwil� le�y nieruchomo. My idziemy dalej. Nad le��cym nachyla si� stra�nik i w tym momencie komandos podnosi g�ow�. Z czo�a cieknie mu krew. Rozgl�da si� p�przytomnie. Niezgrabnie wstaje. W jego oczach pojawia si� zdziwienie, a p�niej przera�enie. - Co, co to jest, gdzie idziemy?! Widz�, �e jest jeszcze oszo�omiony upadkiem. - Ratunku! - krzyczy i rzuca si� do ucieczki. Stra�nik wolnym ruchem podnosi pistolet i strzela. Biegn�cy upada. Zaczynam dzia�a�. Takie zamieszanie mo�e by� moj� ostatni� szans�. Jedn� r�k� szarpi� za odbiornik id�cego obok stra�nika. Zrywam mu go z g�owy i b�yskawicznie nak�adam na swoj�. W tym czasie drug� r�k� odrywam numer z piersi stra�nika i przyk�adam go do swojej. Zaskoczony stra�nik zachwia� si�. Ale ju� r�k� si�ga po pistolet w�o�ony za pasek od spodni. Jestem szybszy. Wyrywam mu pistolet i odskakuj�. Przed sekund� pad� strza� i zgin�� m�j towarzysz, kt�ry na skutek upadku zbudzi� si� ze snu hipnotycznego. A ja w g�o�niku s�ysz� g�os: - Szesnasty strzelaj natychmiast. Podnosz� pistolet i strzelam prosto w serce. Kula odrzuca stra�nika na �cian�, wyrywa kawa� mi�sa wielko�ci talerza. Krew obficie wytryskuje z rany. Stra�nik pada na ziemi�. Dobra bro� do walki w t�umie. Pocisk nie przebija na wylot, tylko zostaje w ciele ofiary. Rozlega si� na nowo ten okropny d�wi�k. Towarzyszy mu g�os: - Jeste� znowu spokojny, nie zwracasz uwagi na odg�osy dochodz�ce z otoczenia, s�uchasz tylko mojego g�osu. Jeste� spokojny. Chcesz s�ucha� mojego g�osu i wykonywa� polecenia, kt�re ci przeka��. Wejd� do pomieszczenia przed sob�. Id� wzd�u� tych malutkich pokoi. Wejd� do pierwszego wolnego. Po�� si� na le�ance. Tam odpoczniesz. B�dzie ci dobrze. B�dziesz szcz�liwy. Moi towarzysze powoli znikaj� w celkach. Drzwi automatycznie zamykaj� si� za nimi. Ju� na oko wida�, �e go�ymi r�kami tych drzwi si� nie wy�amie. Po chwili w pomieszczeniu zostaj� tylko stra�nicy i ja. - Dzi�kuj� za dobrze wykonan� robot�. Teraz udacie si� na posi�ek, a p�niej odpoczniecie. Przechodz�c obok magazynu oddacie bro�. Stra�nicy odwracaj� si� i wychodz� z pomieszczenia. B�d� gra� rol� zahipnotyzowanego stra�nika. Ale co teraz robi�? Gdzie i��? Czy uda mi si� dobrze odegra� t� rol�? Nie znam zupe�nie stacji. Znam natomiast prawid�owo�ci hipnozy. To moja szansa. Staram si� i�� w �rodku grupy. Idziemy w ca�kowitym milczeniu. Krok za krokiem. Korytarz wydaje si� nie mie� ko�ca. Pe�no r�nych pomieszcze�. Mijamy jeszcze jedne automatycznie otwierane drzwi. Nie, st�d nie uciekn�. Z boku, na wysoko�ci mojego nosa, przesuwa si� ta�moci�g. Stra�nicy k�ad� na nim pistolety. Robi� to samo. Idziemy dalej. Sto��wka. Automatyczne koryta. Obok nich miejsca do siedzenia. Stra�nicy siadaj�. Widz� wolne miejsce. Siadam. Po chwili staje nade mn� inny stra�nik. Usi�uje si��� na zaj�tym ju� przeze mnie miejscu. Powoli si� podnosz�. S�ysz� g�os: - Szesnasty pomyli�e� miejsca. Id� na swoje. Ile takich pomy�ek jeszcze pope�ni�? Wstaj� i spostrzegam, �e na siedzeniu jest numer 325. Id�. Widz� wolne miejsce z numerem 436. - Szesnasty idziesz w z�� stron�. Id� na swoje miejsce! Zawracam. Id� wzd�u� szeregu zaj�tych miejsc. Po chwili widz� wolny numer 16. Siadam. Koryto wype�nia si� jakim� kleikiem. - Zaczynasz je�� to wyborne jedzenie. Rzeczywi�cie jest znakomite. Masz wielki apetyt. Stra�nicy nachylaj� si�. Jedz� jak psy. Robi� to samo, cho� smak jest okropny. - Sko�czy�e� je��. Przez koryto przep�ywa silny strumie� ciep�ej wody. Zmywa resztki jedzenia. Po chwili koryto zn�w wype�nia si�, tym razem jak�� jasnobr�zow� ciecz�. - Jeste� spragniony. Pij ten wyborny, orze�wiaj�cy nap�j... - A teraz wsta� i id� do swojego pokoju. Wstajemy. Przechodzimy przez korytarz. Na jego ko�cu napis: Pomieszczenia mieszkalne. Tym razem od razu spostrzegam, �e celki s� ponumerowane. Wchodz� do numeru 16. Z boku materac, obok W.C. i prysznic. U g�ry oko soczewki. Na pewno kamery. Drzwi zamykaj� si�. Na wszelki wypadek stoj� nieruchomo. Tym razem g�os dochodzi gdzie� spod sufitu. - Od�� s�uchawk� na p�k�. Na szcz�cie jest tylko jedna. - Rozbierz si� do naga. Szesnasty, zapomnia�e� z�o�y� ubranie. Racja, rozebra�em si�, ale zapomnia�em z�o�y� ubranie. Sk�adam je. Mimo zdenerwowania staram si� robi� to powolnymi, spokojnymi ruchami. - Za�atw teraz swoje potrzeby wydalnicze... - Id� pod prysznic. Woda w��cza si� automatycznie. Najpierw s� to mydliny, p�niej czysta woda. Stoj� nieruchomo pod prysznicem. Zaczyna dmucha� ciep�e powietrze. - Id� spa�, jeste� bardzo zm�czony. B�dziesz spa� dot�d, dop�ki nie zbudz� ci� swoim g�osem. Czekaj� mnie ci�kie chwile, i jak d�ugo nie rozpoznaj� we mnie intruza? Min�y trzy dni. Nadal skutecznie gram swoj� role. Coraz mniej pope�niam b��d�w. Coraz lepiej poznaj� zwyczaje panuj�ce w bazie. Pracujemy kilka godzin dziennie przy usuwaniu zniszcze� spowodowanych atakiem. Jest to praca prosta, nie wymagaj�ca specjalnego wysi�ku. Trzeba przyzna�, �e dbaj� o nas. Kilka godzin dziennie sp�dzamy na �wie�ym powietrzu opalaj�c si�. Jednak ca�y czas stra�nicy pozostaj� pod wp�ywem hipnozy. W grupie stra�nik�w, czy te� aktualnie raczej robotnik�w, dochodzi do pewnych rotacji. Kilka razy widzia�em, jak jeden z nich niespodziewanie wstawa� od jedzenia i wolnym krokiem szed� w kierunku, kt�ry wskazywa�a mu strza�ka pojawiaj�ca si� na suficie. Inni na ni� nie reagowali. Po chwili cz�owiek ten znika� i ju� si� nie pojawia�. Co si� z nim dalej dzia�o? Nie wiem, ale przypuszczam, �e robili z nim jakie� do�wiadczenia. Na zwolnione miejsce przychodzi� nast�pny cz�owiek. W jednym z nich rozpozna�em naszego komandosa. Wynika z tego, �e jedynym rezultatem naszego ataku by�o dostarczenie do bazy nowych robotnik�w. Jak oni to robi�, �e do ka�dego z nas docieraj� indywidualne sugestie? Ile musi by� ludzi zajmuj�cych si� tym? A mo�e sterowanie jest komputerowe? Opracowany jest tylko og�lny program, kt�ry nast�pnie komputer realizuje ju� w formie zindywidualizowanej. Z pocz�tku bardzo mnie m�czy�o ci�g�e uwa�anie, aby nie wypa�� z roli, kt�r� odgrywam. Teraz ju� przyzwyczai�em si� do tego. Sugestie realizuj� niemal mechanicznie. A przecie� nie jestem zahipnotyzowany. Co dalej mnie czeka? Co czeka innych? Ci�g�a hipnoza powoduje nieodwracalne zmiany w psychice cz�owieka. Czemu to wszystko s�u�y. Czy tylko otrzymaniu bezwolnych ludzkich automat�w? Czy te� jest to cz�� wi�kszego programu naukowego? Ubierasz si� i idziesz do pracy, kt�ra sprawia ci tyle przyjemno�ci. Sko�czy�o si� opalanie. A szkoda, s�o�ce tak pi�knie przygrzewa. Id� w towarzystwie o�miu robotnik�w. Strza�ka kieruje nas w now� dla mnie cz�� stacji. Idziemy przez d�ugi, kr�ty korytarz. Po drodze mija nas kilku pracownik�w stacji. Jak zwykle ubrani s� w niebieskie fartuchy. Nie zwracaj� na nas uwagi. Dot�d widzia�em ich kilkudziesi�ciu. Nigdy nie zaszczycili nas nawet jednym spojrzeniem. Nie lekcewa�� nas. Jeste�my im ca�kowicie oboj�tni. W po�owie korytarza stoi cz�owiek w niebieskim fartuchu i o dziwo z uwag� nam si� przygl�da. A nawet, je�eli z tej odleg�o�ci mo�na oceni�, u�miecha si� do nas. Ale czy to mo�liwe?! Czuj� jak w ustach robi mi si� sucho, serce przyspiesza bicie, ogarnia mnie przera�enie. Przecie� to jest docent Ryan, z kt�rym przed trzema laty by�em na kongresie w Pary�u! Jest on jednym z najlepszych specjalist�w od hipnozy. Co b�dzie, je�li mnie pozna? Nie mog� zdradzi� si� �adnym niepotrzebnym ruchem. Id� r�wnym krokiem. Nie patrz� w jego stron�. Mijam go. Mo�e si� uda. - Cze��. Odwracam si� do niego. Podnosz� wzrok. Na jego twarzy dalej tkwi dobroduszny u�miech. - Cze�� - odpowiadam. A wi�c specjalnie na mnie tu czeka�! - Wierz mi, gdy zobaczy�em ci� na ekranie, oczom nie wierzy�em. Ale masz moje uznanie. Znakomicie odgrywa�e� rol� zahipnotyzowanego. Teraz chod�my do mnie. Wsp�lnie pomy�limy co dalej. Nie odpowiadam. Id� za nim. Wchodzimy do jakiego� pomieszczenia. - Siadaj i odpr� si�. Na pewno kosztowa�o ci� to sporo nerw�w. Siadamy w wygodnych fotelach. Ryan podnosi s�uchawk� telefonu. Naciska klawisze. - Prosz� przygotowa� pomieszczenie mieszkalne dla docenta Ostiridisa... Tak, jest moim koleg� i prawdopodobnie b�dzie wsp�pracownikiem...Tak, szef wie... Inne sprawy za�atwimy p�niej. Pami�ta nawet moje nazwisko. M�wi o wsp�pracy. Czemu nie. To jeszcze jedna szansa na prze�ycie. Z czasem mo�e uda si� uciec, a je�eli nie, to b�d� �y� i pracowa� w moim, cho� na pewno wynaturzonym tutaj, zawodzie. - Znasz swoj� sytuacj�. Przez trzy dni wiele mog�e� zrozumie�. Stacji nie opu�cisz nigdy. Jedyne rozs�dne wyj�cie to praca ze mn�. O innych na razie nie m�wmy. Stawiam spraw� jasno. Wi�c zgoda? - Zgoda. - Bardzo si� ciesz�. - A co b�d� robi�? - Prowadzi� badania naukowe. Oczywi�cie pod �cis�ym i sta�ym nadzorem. - Mog� zna� cel tych bada�? - B�dzie czas podyskutowa� i o tym. Ale na wst�pie ustalmy jedno. Mo�emy rozmawia� o wszystkim, tylko nie o etycznej stronie tego, co tu robimy. Niech ten problem dla ciebie nie istnieje. Lojalnie ci� uprzedzam, �e ka�de twoje s�owo, ka�dy tw�j ruch, zreszt� jak ka�dego z nas, jest rejestrowany. Otwieraj� si� drzwi. Wchodzi m�oda dziewczyna. Na g�owie te� ma odbiornik. Wi�c i ona. W r�ku niesie odzie�. - Przebierz si�, a nast�pnie id� z t� dam�, zaprowadzi ci� do twojego pokoju. Nie b�d� zbyt agresywny wobec niej i nie zapomnij wcze�niej zdj�� jej s�uchawki z g�owy. - Do zobaczenia. - Cze��. Przebieram si�. Troch� si� wstydz� tej zahipnotyzowanej dziewczyny. Gdy ko�cz� ubieranie, moja przewodniczka wstaje i bez s�owa wychodzi. Id�c za ni� u�wiadamiam sobie, �e nie us�ysza�em ani jednego s�owa wypowiedzianego przez zahipnotyzowanych. Nie s�dzi�em, �e kiedy� b�d� robi� takie pr�by na ludziach. Ca�a moja etyka wzi�a w �eb. Pocz�tkowo, to co robi�em, budzi�o we mnie odraz� i sprzeciw. Z czasem jednak wci�gn�o mnie. To, co robimy, jest od strony poznawczej pasjonuj�ce. Przedmiotem bada� jest nie tylko hipnoza, ale r�wnie� sterowanie cz�owiekiem przy pomocy elektrod implantowanych w m�zgu. Efekty s� zdumiewaj�ce. Sterowany cz�owiek na rozkaz bez wahania zabije innego, a nawet samego siebie. Podejmie ci�g�� prac� ponad si�y. Zu�yje wszystkie rezerwy biologiczne i nawet nie zaprotestuje. Przydzielili mi okre�lone zadanie. Mam rozpracowa� zagadnienie wp�ywu d�ugotrwa�ego zahipnotyzowania na psychik� cz�owieka. Badam ludzi, kt�rzy byli zahipnotyzowani bez przerwy od kilku do kilkunastu miesi�cy. Skutki s� przera�aj�ce. W przewa�aj�cej cz�ci tych ludzi nie da si� ju� odhipnotyzowa�, to znaczy przywr�ci� do normalnego funkcjonowania. Po zastosowaniu nawet najlepszej procedury wyprowadzaj�cej ze stanu hipnozy s� jedynie bezwolnymi kuk�ami, niezdolnymi do podj�cia jakiegokolwiek samodzielnego dzia�ania. Pami�� z poprzedniego okresu �ycia maj� silnie os�abion�. Wspomnienie o bliskich nie wywo�uje u nich �adnego zainteresowania. Zapytani, czego pragn� najbardziej, milcz�. Czekaj� jedynie na polecenia, kt�re tak jak pod hipnoz�, bez wahania wykonuj�. Pozostawieni sami sobie odczuwaj� narastaj�cy l�k. W kilku przypadkach pope�nili samob�jstwo. U wielu innych wyst�pi�a ostra psychoza. Jedynym dla nich ratunkiem jest ponowne zahipnotyzowanie. Ratunkiem dla ich cia�a, gdy� psychika ju� wcze�niej uleg�a doszcz�tnemu rozbiciu. �adne metody terapeutyczne nie mog� im pom�c. Jak�e to monstrualny dow�d s�uszno�ci mojej tezy o szkodliwym wp�ywie hipnozy na funkcjonowanie psychiki. A by�em krytykowany, gdy twierdzi�em, �e zastosowanie hipnozy w leczeniu mo�e przynie�� wi�ksze straty ni� korzy�ci. Nie spodziewa�em si� te�, �e pod hipnoz� mo�na uzyska� taki wp�yw na organizm cz�owieka. Mo�na zatrzyma� akcj� serca. Mo�na znie�� odczuwanie najwi�kszego b�lu. O pracach psychologiczno-medycznych prowadzonych na terenie bazy wiem ju� prawie wszystko. Ale przed naszym atakiem m�wiono, ze na terenie obiektu znajduj� si� fizycy i astronomowie. Co oni tu robi�? Spr�buj� o to zapyta�. - S�uchaj, czy my jeste�my jedyn� grup� badawcz�, kt�ra tu pracuje? Podnosi na mnie zdziwiony wzrok. Ale bez wahania odpowiada. - My jeste�my tylko dodatkiem. Wykorzystujemy wolne pomieszczenia poziomu pierwszego. Pod nami, na poziomie drugim, pracuj� fizycy i astronomowie. Dla nich zreszt� powsta�a ta baza. - Co oni tam robi�? - Pami�taj, obowi�zuj� nas dwie zasady. Pierwsza, �e �adnej informacji nie mo�na wynie�� na zewn�trz bazy. Druga, �e wymiana informacji dokonuje si� tylko w obr�bie danego poziomu. Je�eli interesuje ci� to, co oni tam robi�, mo�esz zawsze tam zjecha�. Ale nie ma wtedy powrotu na poziom pierwszy. - Mo�na tak po prostu zjecha�? - Tak, wind�, je�eli chcesz, to poka�� ci, gdzie ona jest. - Czy oni wychodz� na zewn�trz? - Nie. Wszystko jest im dostarczane z g�ry. Nawet dziewcz�ta. A i �wiat�o s�oneczne mog� zobaczy� tylko przez otw�r w kopule obserwacyjnej. Porozumiewa� si� mog� z nami telefonicznie. Mog� oni, ale nie my, gdy� telefon jest jednostronny... Zako�czy�em swoje badania. Opracowa�em szczeg�owy raport. Po kilku dniach otrzyma�em podzi�kowanie od dow�dcy poziomu, a wraz z nim nowe zadanie. Zbada�, czy pod hipnoz� ranny cz�owiek mo�e nadal realizowa� swoje zadania bojowe. Jako grup� eksperymentaln� otrzyma�em dziesi�ciu naszych komandos�w. Zr�nicowane zranienia mia� wykona� miejscowy chirurg. Za kilka dni mam rozpocz�� badania. Na pr�b� protestu dow�dca da� mi do zrozumienia, �e w przypadku odmowy przeprowadzenia bada� zostan� zlikwidowany. Nie, takich bada� nie b�d� prowadzi�. Pomy�la�em, �e mam jeszcze jedn� szans�. Drugi poziom! A je�eli na nim prowadz� jeszcze straszniejsze badania? Fizycy mo�e, ale astronomowie?... Wystarczy nacisn�� przycisk, aby sprowadzi� wind�. Bez wahania naciskam go. Otwieraj� si� drzwi windy. Wchodz�. Jest tylko jeden guzik. Przyciskam go. Winda stoi nieruchomo. Na ekranie obok niego pojawia si� napis: Przed ponownym naci�ni�ciem przycisku prosz� zapozna� si� z regulaminem wywieszonym obok ekranu. Czytam go niezbyt uwa�nie. Pokrywa si� z tym, co wcze�niej powiedzia� Ryan. Naciskam przycisk. Winda nadal stoi nieruchomo. - Pana nazwisko - pada z g�o�nika umieszczonego na wysoko�ci mojej g�owy. - Ostiridis. - Specjalno�� naukowa. - Psychologia. - Przedmiot bada� na terenie pierwszego poziomu. - Wp�yw d�ugotrwa�ego zahipnotyzowania na psychik� cz�owieka. Chwila ciszy. - Centralny komputer stacji przeanalizowa� dane biograficzne oraz ca�y okres pobytu w bazie i proponuje dow�dcy poziomu drugiego przyj�cie pana na ten poziom podkre�laj�c szczeg�lnie pa�skie zainteresowania kosmologiczne. - Czy naprawd� jest pan zdecydowany? St�d nie ma odwrotu. - S�ysz� inny m�ski g�os. - Chocia� po tym, co prze�y� pan na pierwszym poziomie, trudno si� dziwi�, �e nawet zupe�nie nieznany los mo�e wydawa� si� lepszy od pozostania na poziomie pierwszym. A dla nas mo�e pan by� przydatny. W tej sytuacji wyra�am zgod�. Po wyj�ciu z windy prosz� uda� si� za strza�k� do pomieszczenia mieszkalnego nr 16 i tam czeka� na dalsze polecenia. Numer szesnasty! Czy to tylko zbieg okoliczno�ci? Winda rusza. Po chwili zatrzymuje si�. Wychodz�. Korytarz jest taki sam jak na poziomie pierwszym. Id� za strza�k�. Widz� kolejno numerowane pomieszczenia. Podchodz� do tych z numerem szesnastym. Drzwi otwieraj� si� automatycznie. Najpierw rozgl�dam si�, a p�niej zwiedzam moje nowe pomieszczenie. To� to ca�y apartament. Dwa pokoje. Telewizja kolorowa, sprz�t radiowy Hi- Fi, rega�y na p�yty i ta�my. Spis ksi��ek i czasopism. Wspaniale utrzymane sanitaria. Programator polece�: menu, filmy i inne rzeczy do wyboru. Wystarczy nacisn�� odpowiedni� kombinacj� klawiszy. Otwieram szaf�, r�norodna odzie�. Pierwszy raz od d�u�szego czasu ogarnia mnie przyjemny nastr�j. Wzywa mnie dow�dca poziomu drugiego. Staj� pod drzwiami, poprawiam ubrania. Naciskam klamk�. Wchodz�. Zza biurka wstaje starszy, siwy ju� m�czyzna i patrzy na mnie z u�miechem. Jego twarz chyba gdzie� widzia�em. - Witam. Podaje mi r�k� i przedstawia si�. - Decaud. - Ostiridis. Wymieniamy u�cisk d�oni. - Prosz� siada�, czego si� pan napije? - Je�eli mo�na prosi�, to kawy. - Bardzo prosz� - m�wi i naciska jeden z licznych przycisk�w znajduj�cych si� w rogu jego biurka. Tak, mia�em racj�, �e twarz ta wydawa�a mi si� znajoma. Ogl�da�em j� w TV podczas uroczysto�ci wr�czania Nagrody Nobla. Przed dwoma laty on w�a�nie by� laureatem z dziedziny fizyki. Stawia przede mn� fili�ank� kawy. Rozgl�dam si� po gabinecie. Jest urz�dzony skromnie, ale gustownie. �adnej aparatury. - No i jak si� panu podoba u nas, na drugim poziomie? - Z tego, co widzia�em w ci�gu dwu dni, to znacznie bardziej ni� na poziomie pierwszym. - Ciesz� si�. Na wst�pie musz� powiedzie�, �e z zainteresowaniem �ledzi�em na ekranach wasz atak. Niestety, nie mieli�cie �adnych szans. - Niestety? - Tak, by�em po waszej stronie. - No, a gdyby�my zdobyli baz�? - Tu by�cie nie dotarli. A na poziomie pierwszym mi nie zale�y. Z uwag� te� prze�ledzi�em ka�dy pana krok na stacji. Czy pan wie, �e atak na stra�nika zaj�� panu jedn� sekund� i siedemna�cie setnych. By�o to zrobione po mistrzowsku. - To pan, panie profesorze, to widzia�? - No, nie na bie��co, p�niej przejrza�em ta�my magnetowidowe. Zrobi� pan to tak dobrze, �e nawet komputer tego nie zanalizowa�. Szczeg�lnie m�dry by� ten obr�t po przylepieniu numeru, by zaj�� pozycj� stra�nika. A p�niejsze udawanie zahipnotyzowanego by�o r�wnie znakomite. - Nie mia�em innego wyj�cia chc�c prze�y�. - Tak, to, co oni robi�, wszystkich nas na drugim poziomie napawa wstr�tem. Jak si� pan przekona, my z tym nie mamy nic wsp�lnego. Po prostu w�a�ciciel obiektu uzna�, �e pierwszy poziom mo�na wykorzysta�. M�j sprzeciw na nic si� nie zda�. - Panie profesorze, je�eli mo�na zapyta�, skoro tu jestem, dlaczego nie wolno wam wyj�� na g�r�? - Ale� wolno, my sami narzucili�my sobie ten rygor dla bezpiecze�stwa tego, co robimy. Ale i tak, jak si� pan przekona, jeste�my du�o bardziej wolni od ka�dego innego cz�owieka. Cho� wolno�� nasza ma nieco inne ni� si� pan spodziewa znaczenie. - ?? - Jest ona swoboda wyboru tego, gdzie chcemy by�. - Przyznam, �e nie rozumiem. - Wiem, �e brzmi to niejasno, ale na wyja�nienie przyjdzie czas. Jak przypuszczam, nie zna pan historii powstania bazy ani nie wie jakie badania tu prowadzimy. - Nie, nic na ten temat nie jest mi wiadome. - W takim razie b�d� m�wi�, a pan niech si� pocz�stuje kaw�. Prosz� mi wierzy�, jest doskona�a. - Dzi�kuj�. - Jak pan mo�e wie, jestem jednym z tw�rc�w detektora fal grawitacyjnych. - Oczywi�cie, ale nie tylko tw�rc� detektora, ale i tym, kt�ry pierwszy eksperymentalnie dowi�d� istnienia tych fal. - Nie przeceniajmy mojej roli. W ka�dym razie przed laty prowadzili�my liczne badania. Na l�dzie i na morzu. Stwierdzili�my w�wczas, �e w okolicy tej wyspy istnieje du�a anomalia grawitacyjna. By�a tak du�a, �e nie mog�a by� wyt�umaczona w znany nam spos�b. Dok�adne badania pozwoli�y stwierdzi�, �e centrum anomalii le�y pod wysp� na g��boko�ci 200 metr�w. Dotarli�my do tego, co anomali� wywo�uje. Co to jest, sam pan zobaczy. Nie chc� wi�cej o tym m�wi�, gdy� zale�y mi na pana opinii jako psychologa, sformu�owanej bez wcze�niejszego nastawienia. - Ale� ja si� nie znam na falach grawitacyjnych. - Nie o nie chodzi, lecz o zjawiska im towarzysz�ce, a by� mo�e i o interpretacj� pewnych fakt�w. W ka�dym razie dokopali�my si�. Odkrycie by�o tak rewelacyjne, �e zabroni�em moim wsp�pracownikom komukolwiek o nim m�wi�. Wydosta�em od rz�du �rodki na budow� tej bazy. Prezydent i g��wnodowodz�cy armi�, gdy dowiedzieli si�, co tu znale�li�my, bez wahania przeznaczyli na ten cel ogromne �rodki. Baza powsta�a w rekordowo kr�tkim czasie. - Jaki charakter ma ta anomalia? - Cierpliwo�ci, m�ody cz�owieku. Pod baz� ogniskuj� si� fale grawitacyjne. Jakby istnia�a tam soczewka tych fal. Byli�my dot�d przekonani, �e ogniskowa� fale grawitacyjne mog� jedynie bardzo masywne cia�a, np. czarne dziury, w mniejszym stopniu planety. Tu jednak jest inaczej. Fale grawitacyjne ogniskowane s� w nie znany nam spos�b. - A jakie jest znaczenie tego faktu? - S�uszne pytanie. Tutaj mo�emy odbiera� te fale dzi�ki kolosalnemu wr�cz ich wzmocnieniu. - Jaka jest szybko�� rozchodzenia si� tych fal? - No, widz�, �e karta biograficzna m�wi�a prawd� o pana zainteresowaniach fizyk�. Nie uda�o nam si� dot�d zmierzy� tej pr�dko�ci. Ale mo�na przypuszcza�, �e jest niesko�czona. - Czyli poj�cie r�wnoczesno�ci zdarze� w kosmosie wreszcie nabra�oby sensu. - Tak, ale o tym jeszcze za wcze�nie m�wi�. Do okre�lenia tej pr�dko�ci konieczne jest zaobserwowanie przynajmniej kilku �r�de� fal grawitacyjnych w zakresie fal radiowych lub optycznych. A przy za�o�eniu, �e pr�dko�� rozchodzenia si� fal grawitacyjnych jest inna ni� �wiat�a, zadanie staje si� piekielnie trudne. Oczywi�cie tylko na pocz�tku. A jeste�my w�a�nie na pocz�tku. - Ile �r�de� fal grawitacyjnych dot�d zaobserwowali�cie?! - Kilkaset. - Czy nios� one jakie� ciekawe informacje? - Niekt�re obiekty wysy�aj� modulowane fale grawitacyjne. - ?! - Modulacja taka jest zjawiskiem normalnym w ciasnych uk�adach podw�jnych, gdy jeden ze sk�adnik�w jest czarn� dziur� szybko obiegaj�c� po ciasnej orbicie drugi sk�adnik. Mo�e to nie by� zreszt� czarna dziura, musi to jednak by� obiekt masywny i bardzo g�sty. Odkryli�my te� obiekty zmieniaj�ce swoje pole grawitacyjne w spos�b zupe�nie nieregularny. Mechanizm zjawiska jest nam nieznany. - Czy na falach grawitacyjnych mo�na by przes�a� jak�� informacje? - Tam, gdzie istnieje mo�liwo�� modulacji, po zakodowaniu, zawsze mo�na przes�a� informacj�. - Czy zaobserwowali�cie co� takiego? - W�a�nie nad tym pracujemy. Osobi�cie jednak nie wierz� w cywilizacj� kosmiczn� wysy�aj�c� informacj� o swoim istnieniu. Konieczny do tego wydatek energetyczny jest zbyt du�y. Natomiast kosmiczna rozmowa, kto wie. Wtedy jednak staniemy przed zadaniem z�amania szyfru. A tu to pan sam dobrze wie, jakie trudno�ci nastr�cza� b�dzie zrozumienie pozaziemskiego przekazu informacji. - Nie wiem, czy zadanie to jest w og�le wykonalne. We�my chocia�by przyk�ad ziemskiego j�zyka Sumer�w. - Przyjemnie nam si� rozmawia, ale mamy jeszcze jedn� spraw� do om�wienia. - S�ucham. - Anomalia fal grawitacyjnych wytwarzana jest przez sztuczny obiekt. Nie zosta� on zbudowany przez cz�owieka. Chc�, aby pan go zobaczy�. - A czy... - Przepraszam, �e przerywam. Porozmawiamy po pana powrocie. Chc� us�ysze� pana opini�. Prosz�, tu jest szkic topograficzny, jak ma pan trafi� do obiektu. Zreszt�, to ca�kiem blisko. - Dzi�kuj� bardzo. - Po powrocie, gdy pan odpocznie, prosz� do mnie. - Oczywi�cie, panie profesorze. Szyb ma �rednic� oko�o trzech metr�w. Za�o�ono w nim o�wietlenie, wentylacj�, klamry i liny por�czowe. Przed wej�ciem wywieszono szkic szybu wraz z jego odnogami. Wchodz�. Schodzenie po klamrach nie jest dla mnie zbyt �atwe. Byleby tylko nie spa��. Docieram do poziomu odcinka szybu. Id� par� metr�w i staj� przed tym czym�. W blasku reflektor�w �ciana obiektu l�ni krystalicznie. Dotykam jej. Jest idealnie g�adka, chocia� struktura �ciany nie jest jednolita. B�yszczy na niej wiele r�nokolorowych plam. Wygl�da to jak kryszta�y zatopione w tworzywie. Widz�, �e tylko cz�� �ciany zosta�a ods�oni�ta. Podchodzi do mnie nie znany mi m�ody cz�owiek. - Cze��, na imi� mam Jon. Czy jeste� psychologiem? - Tak. - Co o tym s�dzisz? - R�k� wskazuje na �cian� urz�dzenia. - Prawie nic o tym nie wiem. A jakie to jest du�e? - Ogromne. Centralna cz�� o kszta�cie nieregularnym, ale zbli�onym do kuli, albo raczej do jakiego� wielo�cianu, ma �rednic� oko�o o�miuset metr�w. Z centralnej cz�ci wychodzi sze�� ramion. Cztery z nich rozchodz� si� poziomo w r�nych kierunkach i maj� po 1120 metr�w d�ugo�ci przy pi�tnastometrowej �rednicy. Jedno rami� o d�ugo�ci 4145 metr�w i �rednicy trzydziestu metr�w idzie pionowo w d�. Jak przypuszczamy, rami� to zasila obiekt w energi�. Koniec ramienia znajduje si� w p�ynnej lawie. Jaki jest spos�b przyswajania energii, nie wiemy. Sz�ste rami� idzie sko�nie pod g�r� i ko�czy si� rozga��zieniem na dwana�cie kilkudziesi�ciometrowych korytarzy ko�cz�cych si� tu� pod powierzchni�. - Ile to wa�y? - Nie wiemy, gdy� nie uda�o si� pobra� pr�bki. - Dlaczego? - Twardo�� �cian jest zbli�ona do twardo�ci diamentu i wytrzymuje temperatur� 10 000�C. Brutalnych metod nie chcemy stosowa�, gdy� skutki tego mog� by� nieobliczalne. - A kiedy to zbudowano? - Wed�ug pomiar�w izotopowych pr�bek ska� otaczaj�cych maszyn� co najmniej milion lat temu. - Czy ca�y ten tw�r zbudowany jest tak, jak ta �ciana? - Zewn�trznie tak. A budowy wewn�trznej nie znamy. Spowodowane to jest s�ab� przenikliwo�ci� dla promieni Roentgena i dla ultrad�wi�k�w. Trudno zreszt� si� temu dziwi� przy rozmiarach tej maszyny. Zauwa�y�em, �e nazywamy to co� za ka�dym razem inaczej. - Jak wy to nazywacie? - Maszyna. - A czy ona ma jakie� zewn�trzne wska�niki, manipulatory? - Nie, ju� ci m�wi�em, �e zewn�trznie jest jednolita. - Jak s�dzisz, czemu mo�e ona s�u�y�? - Wybacz, ale nie odpowiem na to pytanie. S�dz�, �e profesor mo�e powiedzie� na ten temat wi�cej. No, ale na mnie czas. Musz� i�� do swojej roboty. - Do zobaczenia. - Cze��. Zostaj� sam przy �cianie maszyny. Czuj� si� przyt�oczony jej ogromem. Czemu i komu mia�a s�u�y�? Jak pot�ni musieli by� jej tw�rcy? Gdzie s� teraz? Pytania, pytania. Jak na nie odpowiedzie�? Czy profesor zna odpowiedzi? Nie s�dz�. Id� wzd�u� ods�oni�tej �ciany. Dotykam jej r�k�. Wydaje si� martwa. To z�udzenie; ile energii w niej drzemie, ile mo�liwo�ci. A gdyby to by� olbrzymi komputer. Albo sztuczny intelekt? Dobrze, �e pan przyszed�. No i co pan powie o maszynie? - Jestem wstrz��ni�ty jej ogromem. Dlaczego trzymacie to w tajemnicy?! Jej odkrycie jest najwi�kszym wydarzeniem w historii ludzko�ci! - Niew�tpliwie, ale zrozumie pan nied�ugo, �e to odkrycie nale�y zachowa� w �cis�ej tajemnicy. Jego ujawnienie mia�oby skutki trudne do przewidzenia. - Panie profesorze, co pan s�dzi o celu...? - Przepraszam, �e przerywam, jeszcze troch� cierpliwo�ci. Nast�pne zadanie to wyprawa do korytarzy pod maszyn�. Po powrocie porozmawiamy. - Mo�e tylko jedno pytanie? - S�ucham. - Jak zbudowano w skale to urz�dzenie? - Moim zdaniem, najpierw zbudowano maszyn�, a nast�pnie zalano j� wulkaniczn� law�. Prosz� pami�ta�, �e wyspa, na kt�rej si� znajdujemy, jest pochodzenia wulkanicznego. - Kiedy mam si� uda� do korytarzy? - Kiedy b�dzie pan chcia�. Ale prosz� na siebie uwa�a�. Wyprawa jest niebezpieczna. Kilku ludzi nie wr�ci�o stamt�d, a kilku wr�ci�o rannych. Uprzedzam te�, �e czeka pana sporo chodzenia. Musi pan zabra� plecak z �ywno�ci�, wod� i licznikiem Geigera. Dostanie pan buty, kt�re b�d� pozostawia� radioaktywny �lad krok�w. To zabezpieczy przed zab��dzeniem. Odno�nie ekwipunku wyda�em ju� odpowiednie polecenie. Zosta� przygotowany. Przed wyj�ciem radz� po�wiczy� odnajdywanie w�asnych �lad�w, i niech si� pan nie boi radioaktywno�ci. Izotop, kt�ry b�dzie na podeszwach, nie mo�e zaszkodzi�. Aha, jeszcze jedno. Czeka tam pana wiele niespodzianek. Niech pan b�dzie przygotowany na najdziwniejsze wydarzenia. Wi�cej panu nie powiem, i jeszcze raz do zobaczenia. - Bardzo dzi�kuj� za rozmow�. - Ale� nie ma za co. Z niecierpliwo�ci� b�d� czeka� na pana powr�t. Przede mn� prosty odcinek korytarza. Na pod�odze i suficie migocze czerwony napis: Koniec Poziomu Drugiego. Przekraczam lini� ostrzegawcz�. Z przodu co� w rodzaju �ciany, ale specjalnego rodzaju. Z bliska wygl�da jak g�sta mg�a. Ostro�nie wsuwam w ni� r�k�. D�o� znika. Nic nie czuj�. Zanurzam si� we mgle. Robi� dwa kroki. Mg�a znika. Stoj� na �rodku olbrzymiej sali. Pod �cianami przyozdobionymi srebrnymi �a�cuchami stoj� liczne fotele. P�okr�g�e nisze okienne l�ni� purpurowym blaskiem. Na �rodku t�um przebiera�c�w bawi si� w takt skocznej muzyki. Kelnerzy roznosz� na tacach wino i napoje orze�wiaj�ce. W ko�cu sali ogromna kurtyna z kolorowego materia�u. Kurtyna w�a�nie si� podnosi. Na scenie olbrzymia, stylizowana posta� szatana z wid�ami w r�ku, bia�ymi z�bami i rogami. U do�u wida� p�omienie. Na scen� majestatycznym krokiem wkracza �yrafa przystrojona z�otem i drogimi kamieniami. Na jej grzbiecie, trzymaj�c si� szyi, siedzi b�azen wymachuj�cy toporem. Tancerze wbiegaj� na scen�. Otaczaj� �yraf�. Gdzie� spod ziemi rozbrzmiewa g�o�na muzyka. Siedz�ca przed scen� orkiestra zamiera bez ruchu, jakby by�a z�o�ona z kukie� i marionetek. Przed orkiestr� dyrygent. Jest nim garbaty karze�, kt�rego sataniczny u�miech zdradza posiadanie jakiej� tajemnicy, nakazuj�cej ca�ej orkiestrze zastygn�� bez ruchu. Ponad orkiestr� co�, co przyprawia mnie o uczucie okropnego przera�enia. Opuszczam wzrok. Zauwa�am, �e w coraz to innego cz�onka orkiestry, na przeci�g sekundy, wkracza upiorne �ycie. Wykonuje jaki� ruch przy swoim instrumencie, by ponownie znieruchomie�. Doznaj� wra�enia, ze czas dla nich przeskakuje z jednego momentu w drugi. W tym samym czasie na parkiecie i scenie zabawa trwa w najlepsze. Znowu podnosz� wzrok. Przez sal�, na wysoko�ci mojej g�owy, przelatuj� widmowe kszta�ty p�dz�cych samochod�w. Widz� wielopoziomow� estakad�. Bezg�o�nie p�dz� z niej w moim kierunku setki samochod�w. Gdzie� za mn� znikaj�. Zachodzi we mnie jaka� przemiana. Co� dzieje si� z moim cia�em. Patrz� na swoje d�onie. Palce przemieniaj� si� w szpony. Sk�ra d�oni pokrywa si� czarnym futrem. Twarz ulega zniekszta�ceniu. Czuj�, jak rosn� mi z�by. Z gard�a wyrywa si� ryk. Czuj� nieodpart� ch�� rzucenia si� na kt�rego� z tancerzy i rozszarpania go na kawa�ki. Koszula na moim ciele p�ka. Paski plecaka bole�nie uciskaj� cia�o, kt�re gwa�townie si� rozrasta. Paski p�kaj�. Spr�am si� do skoku. Wzrok mam utkwiony w szyi najbli�szego mi cz�owieka. Skacz�. Dopadam go. Zatapiam k�y w jego szyi. Czuj� ciep�o krwi sp�ywaj�cej do mojego pyska. Pij� j� �apczywie. Postacie z orkiestry nagle o�ywaj� i zaczynaj� bezg�o�nie gra�. Tancerze nieruchomiej�. Rzucam zw�oki, kt�re nie daj� mi ju� krwi. Z gard�a wydobywa si� ryk zwyci�stwa. Oczy zachodz� mg�� zadowolenia. Widz� zbli�aj�cy si� samoch�d. S�ysz� ostry pisk hamulc�w. Samoch�d gwa�townie skr�ca. Czuj� podmuch wiatru. Samoch�d uderza w betonow� barier�. �oskot gniecionych blach. Zbli�a si� nast�pny samoch�d. Ostry sygna� klaksonu. Odruchowo uchylam si� w bok. Widz� przera�one oczy kierowcy wpatrzone we mnie. Mija mnie. Ledwie mnie dotkn��, a ju� czuj� piek�cy b�l w mojej ow�osionej �apie. Cofam si� kilka krok�w. Jaka� mg�a. Jeszcze dwa kroki do ty�u i jestem znowu w korytarzu bazy. Upadam na pod�og�. Ci�ko oddycham. Co to by�o? Patrz� na d�onie. S� normalne. Tylko z jednej s�czy si� krew. Nie mam plecaka. Koszula rozerwana w szwach. Powoli wstaj�. Jestem bardzo os�abiony. Wszystkie mi�nie dr��. W �o��dku czuj� bolesny skurcz. Powoli id� do swojego pokoju. Serce bije jak szalone, ze spazmatycznym j�kiem �api� powietrze. Nareszcie m�j pok�j. Spogl�dam w lustro. Moja twarz. Ale tak zm�czonej nigdy nie widzia�em. Nienaturalna blado��, przekrwione oczy. Pr�buj� powiedzie�: - Co to by�o? Z ust wydobywa si� s�aby skrzek. Ponawiam pr�b�. Tym razem lepiej. Siadam. O niczym nie my�l�. Powoli uspokajam si�. Minione prze�ycia s� dla mnie czym� ca�kowicie niezrozumia�ym. Co to by�o? Sen, halucynacja? A gdzie jest m�j plecak? Co si� sta�o z r�k�, z moj� koszul�? A mo�e ca�a ta stacja, m�j pobyt na niej to sen. Ale jak si� z niego zbudzi�? Nie, to nie sen, to rzeczywisto��. Ale co to znaczy rzeczywisto��? Musz� znowu wr�ci� do tych korytarzy. S� przecie� tak blisko. Dobrze, �e pan wr�ci�. Czemu tak szybko? Wygl�da pan jako� nieszczeg�lnie. Czy nic panu si� nie sta�o? - Nic gro�nego, tylko skaleczenie. - No niech pan siada, prosz�, tu jest dobry sok owocowy, prosz� pi� i opowiada�. Profesor z wyra�nym zainteresowaniem s�ucha mojej opowie�ci. Nie przerywa. A ja staram si� mo�liwie wiernie opowiedzie�, co prze�y�em. - No, to w sumie mia� pan szcz�cie. A teraz prosz� powiedzie�, co pan o tym s�dzi. - Profesorze, napisa�em raport. Oto on. A tak dodatkowo chc� powiedzie�, �e nie rozumiem tego, co prze�y�em. Mo�e to urz�dzenie w jaki� spos�b materializuje tre�ci zawarte w naszej pod�wiadomo�ci? - Niestety, nie jest to takie proste. Badania w tych korytarzach prowadzimy ju� od dawna. Z pocz�tku wchodz�c do okre�lonego korytarza spotyka�o si� zawsze ten sam �wiat. Moi ludzie mieli nawet ulubione �wiaty, kt�re odwiedzali. Poznawali j�zyk ludzi tam �yj�cych. Bo musz� panu powiedzie�, �e m�wi si� tam nieznanymi nam j�zykami. - Przepraszam, �e przerywam. Jak du�e s� te �wiaty? - To w�a�nie jest najdziwniejsze. Ich rozmiar�w nie da si� okre�li�. Raz jeden z moich wsp�pracownik�w wzi�� motocykl. Przejecha� kilkaset kilometr�w i nie znalaz� granicy tego �wiata. Wydaje si�, �e ka�dy z nich obejmuje powierzchni� ca�ej Ziemi. - A co z niebem, czy za ka�dym razem jest inne? - I tu nast�pny problem. Niebo jest identyczne z naszym. Sam prowadzi�em obserwacje nieba w �wiatach r�nych korytarzy. Nie tylko konfiguracja gwiazd i galaktyk jest identyczna. Identyczne s� i ich widma optyczne. - Czy�by by� to �wiat alternatywny do naszego? Z tym, �e obejmowa�by tylko Ziemi�? A wszech�wiat dla wszystkich by�by ten sam? - Tak s�dzili�my. Nawet przypuszczali�my, �e wiara w centaury, diab�y i tym podobne istoty bra�a si� st�d, �e istoty te przedostawa�y si� przez korytarze do naszego �wiata i b��dzi�y po nim. - Czy wszystkie te �wiaty s� jako� podobne do naszego? - W zasadzie wszystkie s� zamieszkiwane przez istoty cz�ekopodobne na r�nym poziomie rozwoju. - Ale pan profesor m�wi, �e by�o to przypuszczenie, kt�re nie potwierdzi�o si�. - W�a�nie chcia�em o tym m�wi�. Od pewnego czasu w tych uporz�dkowanych �wiatach zacz�o si� co� psu�. Najpierw miesza�y si� ze sob�. Wchodz�c do okre�lonego korytarza nie mo�na by�o przewidzie�, jaki �wiat tam zastaniemy. Zdarza�o si�, �e dw�ch ludzi wchodz�c do tego samego korytarza w odst�pie dw�ch sekund znajdowa�o si� w r�nych �wiatach. P�niej pojawia�y si� metamorfozy. Wchodz�cy ludzie ulegali jakim� przeobra�eniom. Przyk�ad tego sam pan prze�y�. Metamorfoza ta znika natychmiast po powrocie do naszego �wiata, ale bardzo os�abia organizm. Ostatnio pojawia si� r�wnie� co� jakby nak�adanie si� dw�ch �wiat�w na siebie. Jeden jest realny, drugi widmowy. Z tym, �e szybko mog