7211

Szczegóły
Tytuł 7211
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7211 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7211 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7211 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KAROL MAY CYGANIE I PRZEMYTNICY U�MIECH SZCZʌCIA Z przybyciem go�ci o�ywi� si� zamek hrabiego Rodrigandy. Stary pan ch�tnie przebywa� w towarzystwie m�odych, odwiedzali go wi�c cz�sto. Czu� dziwn� sympati� do porucznika, podoba�a mu si� r�wnie� Angielka. Oboje, jak m�wi�, wywierali na niego koj�cy wp�yw. Doktor Sternau o�wiadczy� po kilkudniowych zabiegach, �e kamienie zosta�y usuni�te. Poniewa� hrabia czu� si� dobrze, doktor postanowi� przyst�pi� do kuracji oczu. Ca�y zamek cieszy� si� z tego, oczywi�cie z wyj�tkiem notariusza, seniory Clarisy i Alfonsa. Roseta, Amy, Sternau i porucznik odbywali codzienne spacery po parku. Zaczyna�y si� zwykle w czw�rk�, ko�czy�y w parach. Gdy hrabia rozkoszowa� si� na werandzie orze�wiaj�cym powietrzem, reszta przechadza�a si� w�r�d drzew i kwiat�w. I zawsze obok Rosety szed� Sternau, obok Amy porcznik, na co nawet hrabia zwr�ci� uwag�. Mariano czu�, �e kocha t� kobiet�. Amy za� uwa�a�a porucznika za wcielenie swych idea��w, nie zastanawia�a si� jednak, czy uczucie to jest mi�o�ci�. Tak min�o par� tygodni w spokoju niczym nie zm�conym, w�r�d spacer�w, przeja�d�ek konnych, lektury ksi��ek. Mariano by� doskona�ym towarzyszem, tylko muzyka go nie interesowa�a, nie gra� bowiem na fortepianie. Pewnego wieczoru gdy Sternau by� u hrabiego, a Roseta wyjecha�a na spacer w towarzystwie brata, porucznik znalaz� si� znowu w galerii i stan�� przed portretem, do kt�rego by� tak bardzo podobny. Przypatrzywszy mu si� do woli, wszed� do biblioteki. Poniewa� by�o dosy� ciemno, nie zauwa�y� Amy, kt�ra siedzia�a we wn�ce pod oknem. Od�o�ywszy ksi��k� oddawa�a si� marzeniom. Gdy wszed� Mariano, nie zwr�ci�a na niego uwagi. On za� zbli�y� si� do drugiego okna i patrzy� przez nie na dogorywaj�ce �wiat�o dnia. Up�yn�o kilka minut. Mariano zamierza� ju� wyj��, ujrzawszy jednak wisz�c� na �cianie gitar�, zdj�� j� z ko�ka, uderzy� kilka akord�w i zacz�� gra� jaki� taniec hiszpa�ski. Gitara jest ulubionym instrumentem w ojczy�nie Cervantesa. Wielu Hiszpan�w gra na niej po mistrzowsku. Amy zdarzy�o si� s�ysze� niejednego takiego wirtuoza, ale porucznik gra� wspaniale. Dlatego te� gdy sko�czy�, wsta�a i klaszcz�c w d�onie zawo�a�a z zachwytem: ��Brawo, poruczniku! Cudownie! A m�wi� senior, �e nie umie gra�! Mariano, nieco w pierwszej chwili zaskoczony, rzek�: ��Nie wiedzia�em, �e pani jest tutaj. A zreszt� m�wi�em tylko, �e nie gram na fortepianie. ��Ale� pan jest mistrzem gitary. ��Muzyka jest dla mnie sztuk� serca, a czy to wypada okazywa� publicznie swe uczucia? Ch�tnie s�ucham koncert�w, ale nie potrafi�bym gra� przed nikim, aby nie wyjawia� w�asnych uczu�. ��Tak pan m�wi o swych kompozycjach? ��Nie znam ani jednej nuty. Gram, co mi podpowie fantazja, gram tylko dla siebie, nie dla innych. ��Czy pan r�wnie� �piewa? ��Tak, czasami. ��Co pan �piewa najch�tniej? ��Nic i wszystko. ��Niech wi�c pan za�piewa jak�� pie�� mi�osn�. ��Musia�bym wpierw wyobrazi� sobie kogo�, komu po�wi�cam sw� mi�o�� i t� pie��. ��Naturalnie � powiedzia�a zalotnie. ��A je�eli nie znam takiej osoby? ��Czy naprawd� nie ma na �wiecie kobiety, dla kt�rej m�g�by pan za�piewa�? Po chwili milczenia Mariano odpar�: ��Jest jedna jedyna, o kt�rej b�d� my�la� �piewaj�c. Zaprowadzi� Amy do krzes�a obok okna, przy kt�rym przedtem siedzia�a, sam za� usiad� na kanapie. W pokoju by�o zupe�nie ciemno. Uderzy� w struny rzewnie i mi�kko, po czym za�piewa� pie�� mi�osn�, pe�n� wezbranego uczucia i t�sknoty. Gdy sko�czy�, w pokoju zaleg�a przez kilka d�ugich chwil cisza. Mariano wsta�, aby powiesi� gitar�. ��Co seniorka powie o mojej piosence? ��Czy pan j� zaimprowizowa�? ��Tak. ��Ale� senior jest prawdziwym poet�! Chcia�abym si� dowiedzie�, dla kogo pan t� pie�� u�o�y�. ��Dla pani. Zbli�y� si� do niej i powiedzia�: ��Miss Amy! Kocham pani�, ale nie wolno mi jeszcze m�wi� o tej mi�o�ci. Za jaki� czas znajd� pani� cho�by na ko�cu �wiata i zabior� moje najwi�ksze, moje najukocha�sze szcz�cie� Po nied�ugim czasie Mariano opu�ci� bibliotek�. Amy pozosta�a, p�acz�c ze szcz�cia i rado�ci. Roseta oraz Alfonso te� wr�cili z codziennego spaceru. Po drodze spotkali listonosza, kt�ry wr�czy� im poczt�. Listy by�y niemal dla wszystkich mieszka�c�w zamku. Notariusz Cortejo tak�e otrzyma� z Barcelony pismo nast�puj�cej tre�ci: �Senior! Przed chwil� zawin��em na mojej �La Pendoli� do Barcelony. Podr� przynios�a du�e zyski. Oczekuj� jak najszybszego pa�skiego przybycia, gdy� chcia�bym niezw�ocznie znowu wyp�yn�� na morze. Enrique Landola� Corteja ogromnie ucieszy� ten list. Poszed� do Clarisy i dok�adnie zamkn�wszy za sob� drzwi oznajmi�: ��Mam dla ciebie radosn� nowin�. ��M�w�e! Jestem bardzo ciekawa. ��Landola przyby� szcz�liwie do Barcelony. Pisze, �e ubi� doskona�y interes. ��Wi�c pojedziesz tam? ��Nie, poprosz� go, �eby przyjecha� do nas. Sytuacja nie pozwala mi oddala� si� st�d nawet na jeden dzie�. Poza tym um�wi�em si� na dzi� z hersztem rozb�jnik�w. Chce spotka� si� ze mn� o p�nocy. ��Musimy sprawdzi�, czy ten nasz porucznik przypadkowo go nie zna. Je�eli tak, to postara si� z nim zobaczy�. ��To znakomity pomys�! B�d� obserwowa� jego ordynansa, gdy� je�li tak jest, kapitan przede wszystkim skontaktuje si� z nim. Wyszed�szy z pokoju, Cortejo akurat spotka� ordynansa porucznika, biegn�cego do izby swego pana. ��To podejrzana sprawa � mrukn�� notariusz. � Tak biegnie tylko cz�owiek, kt�ry ma do przekazania nie cierpi�c� zw�oki wiadomo��. Wyszed� przez bram� wjazdow�. Po obydwu jej stronach ros�y g�ste krzewy. Po�o�y� si� w�r�d nich na ziemi i czeka�. By� to doskona�y punkt obserwacyjny � sam niewidoczny, widzia� ka�dego cz�owieka wychodz�cego z zamku do parku i do lasu. Up�yn�o ponad p� godziny, gdy us�ysza� brz�k ostr�g. Z bramy wyszed� porucznik de Lautreville i rozejrzawszy si� woko�o, skierowa� swe kroki do parku. Cortejo wyszed� z zaro�li i pocz�� si� skrada� za porucznikiem. M�odzieniec pod��a� boczn� dr�k�, prowadz�c� do samotnego domku. ��Aha � powiedzia� do siebie notariusz. � Wi�c tam si� maj� spotka�. Znam to miejsce doskonale, pods�ucham ka�de s�owo. Podszed� cicho a� pod sam domek i stan�� tu� przy oknie. Po chwili us�ysza� g�os kapitana: ��Wi�c mieszkasz tutaj, na zamku? ��Tak � odpowiedzia� porucznik. ��Jak ci si� to uda�o? ��Mia�em szcz�cie albo te� z twojego punktu widzenia nieszcz�cie uwolni� hrabiank� i jej towarzyszk� od dw�ch napastnik�w. ��Co takiego? Czy s� tu jeszcze jacy� rozb�jnicy poza moj� szajk�? Je�eli tak, nale�a�oby pozby� si� ich czym pr�dzej. ��Ju� za�atwi�em si� z nimi. Tylko �e to nie byli jacy� obcy rozb�jnicy, a w�a�nie nasi. ��Do kro�set! Kt� to taki? ��Juanito i Bartolome. ��To niemo�liwe! Co im zawini�a hrabianka? ��To twoja, a mo�e ich sprawa. ��Co zrobi�e� z nimi? ��Zabi�em ich. ��Cz�owieku, czy to prawda? ��Najszczersza. Po chwili milczenia kapitan rzek� ze z�o�ci�: ��Czy wiesz, jak� powiniene� ponie�� kar�? ��Tak, kar� �mierci. Ale nie l�kam si� jej. ��Nie l�kasz si�? Czy s�dzisz, �e ci daruj�, bo ci� lubi�? ����dam tylko sprawiedliwo�ci. Czy� rozkaza� tym ludziom, aby napadli na hrabiank�? ��Nie. ��W takim razie nie zabi�em ich, a po prostu ukara�em. ��Tylko ja mam prawo kara�. ��Nie wiedzia�em, kim s�. Mieli zas�oni�te twarze. ��Powiniene� by� domy�li� si�, �e to twoi towarzysze. Nasta�a chwila milczenia. Przerwa� j� porucznik: ��Nie byli w �adnym wypadku moimi towarzyszami, nie jestem bowiem cz�onkiem twojej szajki. Przyj��e� mnie i wychowa�e�, by�em z wami d�ugie lata, ale zapomnia�e� odebra� ode mnie przysi�g�. Nie jestem wi�c z wami niczym zwi�zany. ��B�dziesz musia� z�o�y� przysi�g� w najbli�szej przysz�o�ci. ��Niestety, nie. ��Ch�opcze! � krzykn�� kapitan zaskoczony tym zuchwalstwem. ��Wi�c taka jest twoja nagroda za dobrodziejstwa, kt�re ci wy�wiadczy�em? ��Nie m�w mi o dobrodziejstwach � odpar� porucznik z gorycz�. ��Czy to poczytujesz sobie za dobrodziejstwo, �e przemoc� odebra�e� dziecko rodzicom i zawlok�e� je pomi�dzy zb�jc�w? Cortejo szepn��: ��A wi�c to on� Wie nawet, �e go porwano. Herszt ogromnie zdumiony tak� odpowiedzi� Mariana, zapyta� gniewnie: ��Odebra�em rodzicom? Si��? O kim m�wisz? Mariano spostrzeg�, �e niepotrzebnie si� zagalopowa�. Lepiej by�o zachowa� umiar. Ale trudno, sta�o si�. Brn�� wi�c dalej: ��M�wi� o sobie, rozumiesz? ��Wi�c uwa�asz, �e zosta�e� porwany? ��Zosta�em porwany i kogo innego na moje miejsce podrzucono. ��To mo�liwe. Ale jak� ja w tym odegra�em rol�? Znalaz�em ci� w lesie, ot i wszystko. ��Nie k�am. To ty sam mnie porwa�e�! � zawo�a� Mariano z gniewem. ��Ja? Gdzie masz dowody na to? Przysi�gam ci, �e to nie ja porwa�em ci� rodzicom! ��Tak, �atwo ci przysi�ga�, bo nie ty mnie wykrad�e�, a inny zb�j z twojego rozkazu. Czy nie przypominasz sobie cz�owieka imieniem Tito Sertano? Pochodzi� z Mataro. ��Do stu tysi�cy diab��w! ��A czy znasz hotel El Hombre Grand� w Barcelonie? W nocy z pierwszego na drugiego pa�dziernika 1830 roku zamieniono w nim dziecko. ��Sk�d wiesz o tym? ��To moja tajemnica. ����dam, by� mi odpowiedzia�, sk�d o tym wiesz! Pos�a�em ci� na zamek, aby� pilnowa� Gasparina Corteja i innych, a nie po to, by� wywleka� zamierzch�e sprawy. Dlatego chc� wiedzie�, kto ci naopowiada� tych bzdur. ��Tego si� nie dowiesz. ��Zmusz� ci� do wyjawienia ich! ��No, no! ��S�dzisz, �e b�dziesz m�g� mnie nie s�ucha�? Przerachowa�e� si�, serde�ko. Rozkazuj�, aby� w tej chwili wr�ci� do naszej kryj�wki! Mariano roze�mia� si� i odrzek�: ��Nie spe�ni� rozkazu. ��To wyra�ny bunt! ��Tak, najzupe�niej wyra�ny. Zostan� tu, i kwita. C� by powiedzia� hrabia de Rodriganda o panu de Lautreville, gdyby ten ulotni� si� jak �obuz, korzystaj�c z os�ony nocy? Poza tym podoba mi si� tu wszystko nadzwyczajnie i � doda� z naciskiem � mam wra�enie, �e nale�� do rodziny hrabiowskiej. ��Czy mam ci� zawlec przemoc�? Albo o�wiadczysz w tej chwili, �e b�dziesz mi we wszystkim pos�uszny, albo zabij� ci� jak psa! ��Pos�uchaj naprz�d, co ja ci powiem � zacz�� Mariano ze stoickim spokojem. � Nie mam do ciebie �alu. Wyrwa�e� mnie z mego otoczenia, z domu rodzinnego, ale przy twojej pomocy nauczy�em si� wszystkiego, co mi jest niezb�dne, abym zaj�� nale�ne mi miejsce i spe�ni� przeznaczone zadanie. Dlatego wyrzekam si� wszelkiej m�ciwej my�li, a jedynie powiadam: mi�dzy nami kwita. Nie wiem jeszcze, co poczn�, ale to wiem na pewno, �e do was nie wr�c�. Nie potrafisz zmusi� mnie do niczego si��, bo jestem zwinniejszy i silniejszy od ciebie. Podst�pu z twej strony r�wnie� si� nie l�kam. ��Naprawd�? � usi�owa� szydzi� kapitan. � A je�eli powiem hrabiemu, �e jeste� rozb�jnikiem? ��Spyta mnie wtedy, gdzie s� moi towarzysze, i b�d� zmuszony mu odpowiedzie�. ��Cz�owieku! � zasycza� kapitan. ��B�d� spokojny, m�j drogi. Nie otworz� ust, dop�ki i ty b�dziesz milcze�. Znasz mnie i wiesz, �e dotrzymuj� s�owa. Ale przysi�gi wierno�ci nie z�o�y�em i je�eli zechcecie mnie do niej zmusi� si�� czy podst�pem, b�d� si� broni� przed wami jak przed wrogiem. Nic wi�cej nie mam do powiedzenia. ��Wi�c to twoje niez�omne postanowienie? ��Tak jest. Ale widz� mimo ciemno�ci, �e wyci�gasz n�, kapitanie. Nie zapominaj, �e przez ca�y czas naszej rozmowy trzymam w r�ce nabity rewolwer. Ch�opiec wyr�s� na m�czyzn� i b�dzie si� umia� zachowa�, jak na m�czyzn� przysta�o. Do widzenia. Po tych s�owach Mariano oddali� si�. Na pr�no herszt wo�a� go dwukrotnie po imieniu, aby zawr�ci�. W ko�cu zakl�� siarczy�cie i rzek� swoim zwyczajem na g�os: ��Zachcia�o mu si� wolno�ci, a to mu si� nie uda. Po jakiego diab�a posy�a�em go na zamek? Musz� si� dowiedzie�, kto mu t� histori� opowiedzia�. Herszt znikn�� w zaro�lach, Cortejo za� poszed� spiesznie do Clarisy, kt�ra oczekiwa�a go z niecierpliwo�ci�. Zasta� tam r�wnie� hrabiego Alfonsa. Oboje nie na �arty przerazi�a wiadomo��, �e porucznik jest wykradzionym dzieckiem hrabiego Manuela. ��Na Boga, a wi�c ten cz�owiek przeczuwa kim jest? � zapyta�a Clarisa. ��Bez w�tpienia � odpar� Cortejo. ��Jeste�my w takim razie na wulkanie, kt�ry w ka�dej chwili mo�e wybuchn�� � rzek� Alfonso. � Trzeba tego cz�owieka natychmiast unieszkodliwi�. ��Co przez to rozumiesz? ��Musimy go zabi�, bo tylko zmarli milcz�. By�oby s�abo�ci� z naszej strony, gdyby�my si� w tym wypadku wahali. A zreszt� to przecie� rozb�jnik, zabijaj�c go spe�niamy czyn obywatelski. Clarisa skin�a g�ow�, ale Cortejo ci�gn�� bez przekonania: ��Rozumie si�, �e trzeba go unieszkodliwi�, ale czy ma to nast�pi� przez �mier�, czy te� w inny spos�b, o tym zadecyduje moja rozmowa z kapitanem. O p�nocy dowiem si�, jak nale�y post�pi�. Tu� przed p�noc� notariusz uda� si� do parku. W wyznaczonym miejscu czeka� na niego herszt rozb�jnik�w. ��Prosi�e�, abym tu przyszed� � rzek� notariusz. � Jestem bardzo zadowolony z tego, bo inaczej musia�bym ci� szuka� w g�rskiej kryj�wce. ��O co chodzi? ��Pytasz jeszcze? Da�em ci przecie� pewne polecenie, kt�re nie zosta�o wykonane, poniewa� przys�a�e� mi samych tch�rz�w. ��Nie k�am! Moi ludzie znaj� zbyt dobrze r�nic� mi�dzy kul� a sztyletem, aby z w�asnej woli pope�ni� g�upstwo i atakowa� za pomoc� sztyletu tak silnego cz�owieka jak doktor. Chcia�e�, aby wszystko odby�o si� bez ha�asu i dlatego zabroni�e� ludziom strzela�. Mam racj�? ��Nie. To by� pomys� Bartolomea. ��Nie sil si� na k�amstwo, wiem przecie�, co m�wi�. Co ich jednak sk�oni�o do napadu na hrabiank�, to pozostanie dla mnie zagadk�. Przypuszczam, �e to nie z twojego polecenia. Jednak wina za �mier� zabitych w parku tylko na ciebie spada. Musisz mi zap�aci� od ka�dego zabitego po dwie�cie duros, dopiero wtedy pogadamy. ��Tego nie mo�esz ode mnie ��da�! ��Pracowali dla ciebie, musisz wi�c za nich zap�aci�. Przysi�gam, �e nie ust�pi� ani troch�. Znasz mnie chyba i wiesz, �e nie rzucam s��w na wiatr. Notariusz milcza� przez chwil�, wreszcie powiedzia� z pewnym wahaniem. ��Mo�e zgodzi�bym si� na twoje ��danie, gdyby przy okazji sprz�tni�to jeszcze kogo�, kto mi stoi na drodze. ��Kto to taki? ��Oficer. ��W jakim s�u�y garnizonie? ��W �adnym. Jest na urlopie. To nie Hiszpan, lecz Francuz. ��Gdzie przebywa? ��Tu, na zamku. ��A jak si� nazywa? ��Alfred de Lautreville. ��Alfred de� � mrukn�� herszt. � Nie znam takiego. ��Mam nadziej�, �e go nie znasz � rzek� z ironi� notariusz. � Ale powiniene� mie� z nim na pie�ku. To on zabi� Juana i Bartolomea. Czy pu�cisz to p�azem? ��O, co to, to nie! Ale dlaczego chcesz si� go pozby�? ��Powiedzia�em ju�: stoi mi na drodze. No c�, podejmiesz si� tego? Je�eli nie, znajd� innych. ��No, no, chcia�bym to widzie�. Ten Francuz nale�y do mnie, poniewa� zabi� dw�ch moich ludzi. Kto mi wejdzie w drog�, b�dzie mia� ze mn� do czynienia. Zrozumiano? ��Czy to ma znaczy�, �e tego �ajdaka otoczysz szczeg�ln� opiek�? ��Nie, to znaczy, �e zemszcz� si� na tym �otrze. Ale najpierw musz� go unieszkodliwi�. ��Innymi s�owy, ma umrze�? ��Nie. Ale r�cz� s�owem, �e nie b�dzie wam ju� w niczym przeszkadza�. Notariusz przejrza� zamiary rozb�jnika. Nie daj�c jednak nic po sobie pozna�, rzek�: ��Dobrze. Dam za ka�dego zabitego po dwie�cie duros, jednak�e lekarz musi umrze�, a Francuz znikn��. ��Zgoda. Ale dop�acisz jeszcze pi��set za doktora i tyle� samo za Francuza. ��Jeste� �otrem. ��Trudno, musz� dba� o siebie i swoich ludzi. ��Zap�ac� po robocie. ��Dasz zaraz, przynajmniej po�ow�. ��Nie mam w tej chwili, zap�ac� p�niej. Je�eli ci si� nie podoba, b�d� zmuszony zrezygnowa� z twoich us�ug. ��W porz�dku, ust�puj� � rzek� kapitan. ��A kiedy wykonasz zadanie? ��Niezad�ugo. Trudno okre�li� dzie�. To wszystko? W takim razie dobrej nocy. Po tych s�owach rozstali si�. Notariusz u�miechn�� si� szelmowsko i rzek� do siebie: ��S�dzi�e�, stary oszu�cie, �e mnie wykiwasz, ale si� nie uda�o. Teraz ja kieruj� ca�� spraw�. Nast�pnego dnia rano Elvira przynios�a kaw� do pokoju Sternaua. ��Dzi�kuj� za kaw�, nie wolno mi jej pi�. Prosz� o szklank� mleka � powiedzia� Sternau. ��Co si� sta�o? Czy si� pan �le czuje? ��Nie. Ale czeka mnie dzi� praca, wymagaj�ca du�ego skupienia i opanowania, a kawa, jak wiadomo, na nerwy niezbyt dobrze wp�ywa. ��Musi to by� wa�na sprawa. ��O, tak. Niech seniora prosi Boga, aby wszystko posz�o dobrze. B�d� dzi� operowa� oczy hrabiego Manuela. Elvira wypu�ci�a z r�k tac� z ca�ym nakryciem do �niadania i za�ama�a r�ce. ��Czy to prawda? ��Tak, tylko co to ma wsp�lnego z tac�? ��Nie mog�abym przecie� za�ama� r�k, gdybym nie wypu�ci�a z nich tacy. ��Szkoda, �e pani nie postawi�a jej na stole. Niech seniora powie m�owi, �e na zamku musi panowa� zupe�ny spok�j. Zaraz po operacji zas�onimy okna w pokoju hrabiego. Prosz� pom�wi� o tym z condes�. A teraz rad bym si� napi� mleka. ��Zaraz przynios�. Co powie m�j Juan, kiedy dowie si� o operacji? Biegn�, �piesz�, p�dz�! Niech panu B�g pomaga. Zostawiwszy st�uczone naczynia, wytoczy�a si� z pokoju. Gdy Sternau w jaki� czas potem wszed� do salonu, zarzucono go pytaniami: ��Czy to prawda, �e dzi� odb�dzie si� operacja hrabiego? ��Tak. Podszed� do niego Alfonso i z ponur� min� rzek�: ����dam, by pan si� jeszcze namy�li� nad ca�� spraw�. Czy jest pan przekonany, �e operacja si� uda? ��Przekonany nie jestem, lecz mam nik�� nadziej�. ��W tak wa�nej sprawie nadzieja nie wystarczy. Czy jest pan w tym wypadku w zgodzie ze swym sumieniem? ��Tak � odpowiedzia� Sternau mocno i stanowczo. ��W takim razie ��dam jako syn chorego, aby przy operacji asystowa�o jeszcze kilku innych, wybitnych lekarzy. ��Nie mam najmniejszej ochoty na powtarzanie scen, kt�rych by�em �wiadkiem. Dla mnie liczy si� tylko wola i �yczenia jego ekscelencji hrabiego Manuela. ��Chc� zauwa�y�, �e i ja mam tu co� do powiedzenia. ��Uwa�am, �e g�os pe�nomocnika hrabiego te� co� powinien znaczy� � doda� Cortejo. Sternau odpar�o dobitnie: ��Moi panowie, w tych sprawach decyduje wy��cznie lekarz. Rozpoczynam operacj� za dziesi�� minut. Prosz�, aby mi nie przeszkadzano. ��Zobaczymy jeszcze � powiedzia� Alfonso. ��Tak, zobaczymy. Zwracam uwag� pan�w, �e najmniejsza irytacja mo�e by� dla hrabiego niebezpieczna i panowie b�d� odpowiadali za to. ��B�dziemy obecni przy operacji � upiera� si� Alfonso. ��Potrzebuj� pewnej pomocy. To jednak moja rzecz, kto b�dzie mi asystowa�. Mam wra�enie, �e s� tu osoby, kt�re niezbyt pragn�, aby hrabia wr�ci� do zdrowia. Hrabianko Roseto, czy mog� prosi� pani� o asystowanie przy zabiegu? ��Niech pan dysponuje moj� osob�. ��Nie wiem jednak, czy si� pani starczy. Mo�e panna Amy zechce pani pom�c? ��Jak najch�tniej � odpar�a Angielka. ��A ja? � zapyta�a Clarisa. ��Nie �miem pani trudzi� � rzek� Sternau kr�tko i ch�odno. ��Nerwy pani nie wytrzyma�yby tego. Przecie� omal nie zemdla�a pani na widok ma�ej ranki. Co by to by�o przy prawdziwej operacji? ��Ale ja musz� by� obecny � powt�rzy� Alfonso. ��To zbyteczne, nie potrzebuj� widz�w. Mam jeszcze ma�� pro�b� do pana porucznika. ��Jestem do us�ug. ��Czy zna pan okna, nale��ce do pokoju hrabiego? ��Tak. ��W takim razie prosz� pana bardzo, aby pan zechcia� przechadza� si� pod nimi podczas operacji. Wtedy b�d� mia� pewno��, �e �adne niebezpiecze�stwo od zewn�trz nie grozi. ��Spe�nienie pana pro�by to dla mnie zaszczyt � sk�oni� si� Lautreville. ��To mi dopiero zaszczyt � roze�mia� si� zgry�liwie Alfonso. � To wstyd i ha�ba by� psem podw�rzowym pierwszego lepszego lekarza! ��Czy pan odwo�a natychmiast te s�owa? ��Nie. Powtarzam raz jeszcze: to wstyd i ha�ba! ��Dobrze, w takim razie ��dam odpowiedzi, na jak� d�entelmen zas�uguje. ��Pan d�entelmenem? Pan przecie� jest� Nie m�g� doko�czy�, gdy� notariusz po�o�y� mu r�k� na ustach. ��Ale�, hrabio, tu nie miejsce i pora na tego rodzaju rozmowy. ��I ja jestem tego samego zdania � rzek� Sternau. � Je�eli panu potrzebny sekundant, panie poruczniku, jestem do pa�skich us�ug. A teraz moje panie i pan, poruczniku, prosz� za mn�. Wszyscy czworo odeszli w milczeniu. Zaczekawszy, a� si� ca�kiem oddal�, notariusz powiedzia�: ��Omal nie zdradzi�e� si� przed nim. ��Nic by�my nie stracili na tym! � pieni� si� Alfonso. � To dopiero by�aby rozkosz zobaczy� twarze ludzi, gdyby si� dowiedzieli, �e to zwyk�y rozb�jnik! ��Oszala�e�! Zapominasz, �e m�g�by opowiedzie� co�, co zniszczy�oby nas zupe�nie. Porucznik nie tylko przeczuwa, kim jest, ale wie o tym dobrze. Stara si� tylko wybada�, kim ty w�a�ciwie jeste�. Moja w tym g�owa, aby go unieszkodliwi�. ��I Sternaua, i Sternaua � domaga�a si� Clarisa � zachowuje si� tak, jakby by� panem zamku. Mimo wszystko przeszkodzimy mu w uzdrowieniu hrabiego � zapewni� Cortejo. � Sam przecie� powiedzia�, �e najmniejsze zdenerwowanie mo�e zaszkodzi� hrabiemu. Postaramy si� ju�, aby zdenerwowanie to nie by�o najmniejsze. Doktor Sternau wszed� w otoczeniu obu pa� do pokoju hrabiego. Poleciwszy s�u��cym, aby pilnowali drzwi, zamkn�� je od wewn�trz. ��Kogo to pan jeszcze przyprowadzi�, doktorze? � zapyta� uprzejmie hrabia, s�ysz�c kroki. ��Hrabiank� i pann� Amy, kt�re mi b�d� pomaga�. ��Dzi�kuj� panu za to, doktorze. A gdzie m�j syn? ��Musia�em mu, niestety, zabroni� wst�pu. ��Czy panie b�d� mia�y dosy� si�y, �eby wytrwa�? ��Hrabia mo�e by� zupe�nie spokojny. Czy jego ekscelencja zechce mi powiedzie�, w jakim jest nastroju? Jak si� czuje? Hrabia odpar� z u�miechem: ��Z wiar� w Boga sk�adam m�j los w pa�skie r�ce. �ni�o mi si�, �e pan otworzy� mi oczy, a sen jest cz�sto zwiastunem rzeczywisto�ci. Widzia�em w nim twarz mego dziecka, ale to nie by� Alfonso, tylko obcy cz�owiek, kt�rego mowy nie rozumia�em. Dziwne, prawda? S�ysz� jakie� d�wi�ki, co to takiego? ��To moje instrumenty. ��Nie boj� si� ich, gdy s� w pa�skich sprawnych r�kach, kt�re tak polubi�em i kt�rym ufam bez zastrze�e�. Kiedy zaczniemy? ��Zaraz. Sternau zamieni� kilka zda� z paniami, ustawi� odpowiednio ��ko chorego, po czym podszed� do okna. Roseta obj�a ojca ramieniem i szepn�a mu do ucha, powstrzymuj�c �zy: ��Ojcze, on si� modli. Porucznik, kt�ry chodzi� pod oknami na polecenie Sternaua, r�wnie� z�o�y� r�ce i szepta�: ��Bo�e, b�d� mi�o�ciwy. Przywr�� choremu �wiat�o, a b�d� ci� czci� i wielbi�. Amen. Mo�e w p� godziny po udaniu si� Mariana pod okna pokoju hrabiowskiego Alfonso wyszed� z zamku. Ubrany by� w str�j my�liwski, prowadzi� na smyczy dwa psy. S�u�ba nie mog�a si� nadziwi�, �e m�ody hrabia w czasie gro�nej operacji ojca my�li o polowaniu. Przechodz�c obok porucznika, Alfonso zobaczy� na wierzcho�ku drzewa wron�. Zdj�� wi�c strzelb� z ramienia i zacz�� celowa�. ��Doskona�y cel. Pluto, Polluks, aport! Ju� mia� wystrzeli�, gdy Mariano skoczy� na niego, chwyci� jedn� r�k� za gard�o, drug� za� wytr�ci� mu strzelb�. Hrabiemu pociemnia�o w oczach, pad� na ziemi�. Na widok tej sceny nadbieg�a s�u�ba, w�r�d kt�rej znajdowa� si� rz�dca. ��Chcia� strzela� � biada� Alimpo. � Chcia� przeszkodzi� doktorowi w operacji. To samo m�wi moja Elvira. C� z nim zrobimy? Czy �yje? ��Tak, straci� tylko przytomno��. ��Szkoda by�oby panicza � doda� Alimpo tonem, kt�ry zdradza�, �e co innego m�wi, a co innego my�li. ��Ju� ja si� nim zajm� i postaram si�, �eby nie przeszkadza� � rzek� Mariano. Wzi�� Alfonsa na r�ce i zani�s� do piwnicy, kt�r� zamkn�� na klucz. W�o�ywszy go do kieszeni, wr�ci� na sw�j posterunek. Po jakim� czasie hrabianka wezwa�a Elvir� do pokoju hrabiego. Stary pan siedzia� w g��bokim fotelu. Sternau przewi�zywa� mu oczy opask�. ��Prosz� teraz zas�oni� wszystkie okna � powiedzia�. � Dotychczas potrzebne mi by�o �wiat�o, teraz trzeba nawet �ciany zas�oni�. W pokoju unosi� si� zapach chloroformu. Twarz hrabiego by�a trupio blada. Zapyta� cichym g�osem: ��Doktorze, czy si� uda�o? Czy mog� mie� nadziej�? ��Tak. Ale musi hrabia by� zupe�nie spokojny. Jutro b�dzie mo�na powiedzie� co� wi�cej. Chory westchn��. Roseta wyszepta�a do doktora tak, aby ojciec nie s�ysza�: ��Niech mi pan powie szczerze, operacja si� uda�a? Odpowiedzia� r�wnie� szeptem: ��Tak, uda�a si�. ��Wi�c odzyska wzrok? ��Tak, ale chwilowo ani s�owa wi�cej. Rado�� mog�aby obr�ci� wniwecz moje zabiegi. Hrabianka nie mog�a zapanowa� nad sob�. Mimo obecno�ci przyjaci�ki i Elviry poca�owa�a Sternaua w same usta. Zaskoczona tym Elvira omal nie krzykn�a. Opanowa�a si� jednak. To dopiero ucieszy si� m�j Alimpo, gdy mu opowiem ca�� histori� � pomy�la�a. Miss Amy by�a r�wnie� zdumiona. Sternau wyszed� na chwil� z pokoju, by pom�wi� z porucznikiem. ��Wi�c ju� po wszystkim doktorze? � zapyta� Mariano. � Nie pytam wcale, czy operacja si� uda�a, m�wi� mi o tym pa�skie radosne oczy. ��Wszystko posz�o lepiej, ni� si� spodziewa�em. Ale co to za strzelb� trzyma pan w r�ce? ��Odebra�em j� Alfonsowi. ��Co si� sta�o? Niech�e pan m�wi. Porucznik opowiedzia�, co zasz�o. Sternau s�ucha� z wzrastaj�cym oburzeniem. ��Co za bydl�! � zawo�a�. � Wprost wierzy� si� nie chce, �e tak post�powa� mo�e syn wobec ojca. Mariano jak gdyby chcia� co� wyja�ni�, powstrzyma� si� jednak. Sternau zapyta�: ��C� pan teraz zrobi z tym cz�owiekiem? ��Pan chyba najlepiej wie, czy mo�e on jeszcze szkodzi�. ��Gdyby by� strzeli�, hrabia obudzi�by si� mimo narkozy i sprawa mog�aby si� �le sko�czy�. Ale teraz� Chod�my do niego, pom�wi� z nim. Zeszli do piwnicy. Alfonso us�yszawszy kroki, stan�� przy drzwiach. Gdy weszli, chcia� si� rzuci� na Mariana, ale Sternau chwyci� go za rami� tak mocno, �e nie m�g� si� ruszy�. ��Zb�je, bandyci! � krzycza� w bezsilnej w�ciek�o�ci. ��Mo�e pan wymy�la�, ile si� panu podoba � rzek� Sternau. � Taki cz�owiek jak pan nie jest w stanie nas obrazi�. Odzyska pan wolno��, ale przedtem musz� z panem porozmawia�. ��Id�cie precz, �otry! Ka�� was wyrzuci�. ��Tylko spokojnie, m�j drogi. Musi pan wys�ucha�. ��Wi�c s�ucham! � wrzeszcza� Alfonso. ��Musz� seniorowi powiedzie�, �e zachowanie pa�skie jest mi bardzo podejrzane. O�wiadczam, �e o ile zbli�y si� pan do swego ojca bez mojego pozwolenia albo zechce uczyni� cokolwiek, co mog�oby hrabiemu zaszkodzi�, oddam pana w r�ce sprawiedliwo�ci. ��Ale� prosz� bardzo! P�niej ka�� was obu za to wych�osta�. Tego ju� by�o porucznikowi za wiele. Chcia� wprawdzie zachowa� sw� tajemnic�, ale nie m�g� si� d�u�ej opanowa�. Gro��c wi�c Alfonsowi pi�ci�, zawo�a�: ��Cz�owieku, jeszcze jedno s�owo, a zabij� ci�! Czy uwa�asz, �e s�d nic nie zrobi ani tobie, ani twoim kochanym rodzicom? Prokurator niechaj rozstrzygnie, czy jeste� naprawd� hrabi�, czy oszustem. Precz, nicponiu! Po tych s�owach zada� Alfonsowi taki cios, �e ten a� polecia� pod �cian�. Po chwili jednak wsta� i uciek� schodami na g�r�. ��Co pan powiedzia�? Ten cz�owiek nie jest synem hrabiego Manuela? Mariano zamiast odpowiedzie� zapyta�: ��Czy umie pan milcze�? ��Tak. ��Czy chce pan zosta� moim przyjacielem? ��Oto moja r�ka. ��Prosz� w takim razie o zachowanie w tajemnicy tego, co pan tu s�ysza� przed chwil�. ��Dobrze, b�d� milcza�, ale do czasu. No, teraz musz� i�� do chorego, aby mnie nie uprzedzi� Alfonso i nie wymy�li� czego. Alfonso pobieg� wprost do Clarisy. ��Matko � zawo�a� � po�lij natychmiast po ojca! Sta�o si� co� nies�ychanego! Clarisa zerwa�a si� z krzes�a jak oparzona. ��Dlaczego tak krzyczysz, m�g�by ci� kto us�ysze�?! Co si� sta�o? ��Co� nies�ychanego, zuchwalstwo bezgraniczne! Poniewa� s�u��cej nie by�o w pobli�u, Alfonso poszed� sam po notariusza, sprowadzi� go do pokoju i opowiedzia� ca�e zaj�cie. ��Co mam robi�? Co mam robi�?! � wybuchn�� na koniec. Notariusz odpar� ostro i stanowczo: ��Musisz milcze� jak gr�b. Pope�ni�e� wielki b��d. Kto ci kaza� strzela� pod oknami hrabiego, co? Nara�asz nas i siebie. Tu mo�e pom�c tylko kapitan Landola, jad� wi�c do Barcelony. Przed chwil� otrzyma�em od niego telegram, �e przyby� nie mo�e, poniewa� musi by� obecny przy wy�adowywaniu baga�u. ��Kiedy jedziesz? � zapyta�a Clarisa. ��Za jakie� p� godziny. Ale wymagam pos�usze�stwa. Alfonso, je�eli w dalszym ci�gu b�dziesz nieostro�ny, przestan� si� tob� zajmowa�. Zrozumia�e�, m�j ch�opcze? Tego Alfonso si� nie spodziewa�. Ojciec nie m�wi� do niego w ten spos�b jeszcze nigdy. Wyszed� wi�c z pokoju, nie rzek�szy ani s�owa. W trzy dni p�niej Sternau spacerowa� z porucznikiem po parku. Od czasu operacji nie opuszcza� pokoju hrabiego, dlatego teraz z wielk� przyjemno�ci� rozkoszowa� si� �wie�ym powietrzem. Spotkali Elvir�, kt�ra zrywa�a kwiaty. ��Dzie� dobry! � zawo�a�a. � Prosz� zobaczy�, co za cudowne r�e. Dzi� trzeba �ci�� najpi�kniejsze, tak powiada m�j Alimpo. ��C� za niezwyk�y dzie�? � zapyta� Sternau. ��Jak to? Pan nie wie? Dzi� przecie� imieniny naszej drogiej hrabianki. Wsta�a wcze�nie. Hrabia Manuel te� ju� si� zbudzi� i poleci� mi przynie�� najwspanialsze r�e dla condesy. ��Nic mi o tym nie m�wi�. ��Podarunki przysz�y wczoraj. Niech pan p�jdzie ze mn�, u�o�ymy kwiaty. Gdy wszystko zosta�o przez Elvir� i doktora przygotowane w pokoju hrabiego, pos�ano po Roset�. Starnau chcia� wyj��, ale hrabia zatrzyma� go. ��Niech�e pan zostanie, doktorze, b�d� mia� podw�jn� przyjemno��. Hrabianka wesz�a. By�a ubrana w skromn� bia�� sukni�. Zobaczywszy podarunki i kwiaty, podzi�kowa�a ojcu serdecznie. ��Elvira powiedzia�a mi, �e i pan przy�o�y� si� do tej mi�ej niespodzianki. Dzi�kuj� panu � rzek�a do doktora. Sternau uca�owa� jej d�o� ze s�owami: ��Ale� to drobnostka. Je�eli pani jednak pozwoli, to uczcz� dzie� dzisiejszy czym�, co powinno sprawi� pani g��bok� rado��. Z rumie�cem na twarzy powiedzia�a: ��Ka�dy dar z pa�skiej r�ki, cho�by najmniejszy, b�dzie dla mnie drogi. ��W takim razie spr�buj�. W imi� Bo�e! Podszed�szy do hrabiego, poprosi�: ��Prosz� si� odwr�ci� od okna, ekscelencjo. Ostro�nie i powoli zdj�� mu opask�. ��Czy hrabia widzi sw� c�rk�? Pytanie brzmia�o tak uroczy�cie, �e hrabia nie mia� jeszcze odwagi otworzy� oczu. Sta� przy stole pe�nym kwiat�w i szepta�: ��Bo�e, b�d� mi�o�ciw. Dr��c, otworzy� powoli oczy. Po kr�tkiej chwili wyci�gn�� ramiona, post�pi� kilka krok�w naprz�d i zawo�a�: ��Wielki Bo�e, a wi�c to prawda� to nie sen� widz�! Doktorze, wi�c to naprawd� nie sen? ��Nie, to rzeczywisto��. Roseta rzuci�a si� w obj�cia ojca. Pod wp�ywem doznanego wra�enia hrabia osun�� si� bezw�adnie na kanap� i zamkn�� powieki. ��Zemdla�! � zawo�a�a Roseta. � Got�w znowu straci� wzrok. ��O nie � szepn�� hrabia, kt�ry ju� przyszed� do siebie. � Czuj� znowu, �e mog� je otworzy�. Roseta p�aka�a z rado�ci, ca�owa�a ojca, obj�a Sternaua, nie kr�puj�c si� z obecno�ci� hrabiego. Hrabia nie spuszcza� z niej wzroku. Tuli� j� do siebie, nazywaj�c najs�odszymi imionami. Wreszcie zwr�ci� si� do doktora: ��W tej bezmiernej rado�ci zapomnia�em o panu. Niech pan podejdzie bli�ej, bym m�g� na w�asne oczy zobaczy� mego dobroczy�c�. Sternau podszed� do hrabiego i poda� mu r�k�. Hrabia nie m�wi�c ani s�owa, patrzy� d�ugo na niego. ��Tak � rzek� wreszcie � tak sobie pana wyobra�a�em. Nigdy nie potrafi� si� panu odwdzi�czy�, ale prosz� pami�ta�, �e do ko�ca �ycia b�d� pana d�u�nikiem. Po tych s�owach obj�� go i uca�owa� jak w�asne dziecko. ��A teraz chcia�bym zobaczy� pozosta�ych � poprosi�. ��P�niej � powiedzia� doktor. � Musi pan odpocz��. ��Czy nie mog� teraz zobaczy� mego syna? ��Nie � odpar� Sternau, kt�remu nagle pewna my�l przysz�a do g�owy. � Wszystkich pozosta�ych zobaczy hrabia o zmroku, gdy promienie s�oneczne nie b�d� ju� tak silne. Prosz� bardzo i tym razem by� mi pos�usznym. ��C� robi�, s�ucham pana. Ale niechaj rado�� nie b�dzie tylko moim udzia�em. Postaraj si� o to, Roseto, aby ca�y zamek si� cieszy�. Niech dzisiaj b�dzie wielkie �wi�to. Niechaj ka�dy przedstawi tobie swe �yczenie, a postaram si� spe�ni� ka�de. Pracownicy moi otrzymaj� dzi� dodatkow� pensj� miesi�czn�. Przerwa� na chwil�, zamy�li� si�, po czym zapyta� lekarza: ��Czy ma pan krewnych? ��Mam matk� i siostr�. ��Gdzie mieszkaj�? ��W Moguncji. ��Czy uwa�a pan, �e mog� czyta�? ��Teraz jeszcze hrabia nie powinien. ��A czy mog� napisa� kilka s��w? ��Czy to konieczne? ��Tak. ��W takim razie prosz�, ale naprawd� tylko par� s��w. Hrabia podszed� do biurka, wyj�� kartk� papieru, co� na niej napisa�, a potem z�o�y� i poda� c�rce ze s�owami: ��Roseto, popro� doktora, aby s�owa te na pami�tk� dnia dzisiejszego przyj�� nie ode mnie, lecz od ciebie, i nie dla siebie, lecz dla swej matki i siostry. To, co uczyni�, przerasta wszelk� cen�, ale matce jego i siostrze mo�emy powiedzie�, jak bardzo go kochamy i jak mu jeste�my wdzi�czni. Roseta wzi�a wr�czony przez ojca papier i poda�a lekarzowi. Ale Sternau nie chcia� przyj��. Powiedzia�a wi�c: ��Nie powinien pan tego odrzuca�, bo nale�y do kogo innego. Gdy i teraz Sternau nie chcia� ust�pi�, podesz�a do niego bliziutko i wk�adaj�c mu kartk� w r�k�, wyszepta�a: ��Carlosie, b�agam, przyjmij. Nie m�g� si� d�u�ej opiera�. Wr�ciwszy do pokoju stwierdzi�, �e ma w r�ku czek na 25 000 srebrnych piastr�w. By�o to honorarium i�cie hrabiowskie. Poniewa� Sternau wyszed� nagle z pokoju, Roseta przekonana, �e poczu� si� ura�ony, zwr�ci�a si� do hrabiego: ��Czy wiesz o tym, ojcze, �e go dotkn��e�? ��Nie s�dz�, dziecinko. Przecie� tu nie chodzi o pieni�dze, a o moje dla niego uczucie. Nie mog�em post�pi� inaczej, serce moje po brzegi wype�nia wdzi�czno��. Pieni�dze, kt�re mu da�em, to nie honorarium, nie zap�ata. Powiedz mu wyra�nie, �e wszystko co mam, do niego nale�y. A teraz id� i wydaj zarz�dzenia, aby uczczono ten dzie� uroczy�cie jako wyj�tkowe �wi�to. �POHON UPAS� Gasparino Cortejo przyby� do Barcelony. W porcie sta� w�r�d innych statk�w tr�jmasztowiec �La Pendola�, co znaczy �pi�rko� albo �wahad�o�. Cz�owiekowi nieobeznanemu z �eglug� mog�oby si� wydawa� dziwne, dlaczego tak nazwano �w wielki i ci�ki statek, ale marynarz zrozumia�by to od razu. Mia� on bowiem konstrukcj� tego typu, �e m�g� osi�gn�� tak niezwyk�� szybko��, �e jak pi�rko p�yn�� po falach. Statki takie �atwo ulegaj� awarii albo � jak si� to m�wi w j�zyku marynarskim � �atwo �ami� kr�gos�up. Trzeba szczeg�lnej umiej�tno�ci, aby nimi kierowa�. Landola zamkn�� si� z notariuszem w kajucie. Cortejo siedzia� nad plikiem papier�w i rachunk�w, kt�re tylko co sprawdzi�. Od�o�ywszy pi�ro, rzek�: ��Jestem z pana zadowolony. Na moj� cz�� przypada trzydzie�ci tysi�cy duros. Nie spodziewa�em si� tym razem takiego zarobku. Kapitan zapyta� ch�odno: ��Czy mam wyp�aci� pieni�dze zaraz, czy te� zostawi je senior w interesie? ��Zostawi�. ��Doskonale. Czy jest tu jeszcze jaka� sprawa? ��Czy nie potrzebuje pan marynarza? ��Przyda�by si�. A co to za cz�owiek? ��Taki, kt�rego m�g�by pan zgubi� po drodze. ��Aha, zgubi� w wodzie, nieprawda�? � Landola u�miechn�� si� znacz�co. ��Wszystko jedno gdzie, mo�e go pan zostawi� nawet na l�dzie. Cz�owiek ten w �adnym wypadku nie powinien jednak wr�ci� do Hiszpanii. ��Podobnie jak wtedy don Fernando de Rodriganda? ��Ciszej� � zasycza� notariusz. � Got�w nas kto� pods�ucha�. Prosz� nie wymienia� tego nazwiska. Przecie� don Fernando umar�� ��Tak, zgin��. Na to mog� przysi�c. Kim�e jest ten nowy marynarz? ��Udaje oficera, a jest awanturnikiem. ���wietnie, takich ludzi najzupe�niej sobie chwal�. Gdzie on jest? ��Na zamku Rodrigand�w. ��Aha. Jak go pan tutaj dostarczy? ��B�dzie go senior musia� sam sprowadzi�. ��Dobrze. Czy silny? ��Bardzo. ��I dzielny? ��Jeszcze bardziej. ��Czy b�dzie si� broni�? ��Jestem tego pewien. ��No, jako� dam sobie rad�. Ile za to dostan�? ��A ile pan ��da? ��Trzysta duros za potajemne wykradzenie bez ha�asu i bez mo�liwo�ci powrotu. ��Zgadzam si�, cho� wiem, �e otrzyma pan za niego ogromn� sum�. Prosz� te trzysta duros potr�ci� z nale�nych mi pieni�dzy. A dok�d go pan zawiezie? ��Tego jeszcze nie wiem, mo�e na Borneo, a mo�e na Celebes. Malajczycy daj� tam du�o pieni�dzy i drogich kamieni za bia�ych, kt�rych zabijaj� na ofiar� bogom i przodkom. ��Dobry z pana gagatek, kapitanie. Kapitan u�miechn�� si� jadowicie: ��No, panu r�wnie� na cnocie nie zbywa. Mniejsza jednak o to. Kiedy mam zabra� tego marynarza? ��Czy mo�e pan by� na zamku jutro wieczorem? ��Dobrze, przyjad� powozem. Gdzie mam si� zatrzyma�? ��Wyjd� na spotkanie. Niech si� pan postara by� punktualnie o dziesi�tej na granicy wsi i zamku. ��Wst�pne przygotowania oczywi�cie zostawiam panu. Musi to by� niezwyk�y cz�owiek, je�eli pan si� tak zaj�� t� spraw�. Ale czy nie uwa�a senior, �e kropelka trucizny podzia�a�aby skuteczniej? ��Nienawidz� trucizny. �rodek niepewny i zdradziecki. ��Niepewny? Cha, cha, cha! Znalaz�em nowy rodzaj trucizny. Wspania�y! Otworzy� szafk� umieszczon� w �cianie kajuty, odsun�� na bok mas� ci�kich rulon�w z�ota i wyci�gn�� zeszyt, kt�rego pismo �wiadczy�o, �e pochodzi sprzed wielu, wielu lat. Ok�adki ani tytu�u zeszyt nie mia�. Po�o�y� go przed sob�. ��Bezcenna rzecz � powiedzia�. � Odkupi�em j� od pewnego starego marynarza niemieckiego; s� w niej wszystkie mo�liwe recepty i trucizny. Po tych s�owach wskaza� nast�puj�ce miejsce, zapisane gotykiem: Przepis uczony na �mier� i szale�stwo Wzi�� garnczek soku antiaris toxicaria, do tego p� garnczka strychnos tiuete, jako �e tak si� zwie orzech jawajski, nast�pnie �wier� garnczka soku alpina galanga i tyle� zingiber cassamumar, imbirem truj�cym zwanego. Wszystko razem uwarzy� i wla� do flaszki. Pi�� kropli mikstury �mier� na cz�owieka naprowadza niechybn�, dwie za� mieszaj� zmys�y tudzie� pami�� odbieraj�. Z sza��w owych uzdrawia� godzi si� jako nast�puje: Bierze si� garnczek capsium, �bia�ymi porzeczkami� zwanego, a przydaje do nich p� dzbanuszka �liny cz�owieka, kt�rego �askotano p�ty, a� mu piana z ust posz�a. Owo zmieszane spo�em przez dni siedem sta� musi w s�oju, zaczem dolewa si� �y�k� octu ostrego. Dwie krople owego remedium zmys�y w ci�gu dni trzech przywracaj�. Wszystko, co wy�o�one, przygotowa� mo�na tylko w Azji, gdzie do�wiadczane bywa�o na niekt�rych z czarnego ludu Niger�w lub na ��tych Malajczykach b�d� te� na innych dzikich narodach. ��Pan rozumie to pismo? � zapyta� notariusz. ��Tak. Znam si� troch� na starej pisowni. ��Niech wi�c mi to pan dok�adnie wy�o�y. Kapitan spe�ni� pro�b�. Gdy sko�czy�, Cortejo spyta�: ��Ma pan t� mikstur�? Czy mog� dosta� par� kropel? ��Dla kogo? Przecie� chyba nie dla tego cz�owieka, kt�rego mia�em zabra� na statek? ��Nie. ��Ale� to diablo drogie. Kropla kosztuje pi�� duros. ��Do diaska! A czy mog� by� pewny skutk�w? ��Zar�czam s�owem honoru. ��Prosz� o dziesi�� kropel. ��Dobrze. Czyni to razem pi��dziesi�t duros. ��Niech pan odpisze z mego rachunku. Kapitan podszed� do szafki i odlawszy do flaszeczki dziesi�� kropel, wr�czy� j� notariuszowi m�wi�c: ��To wystarczy, aby zabi� dw�ch ludzi, a pi�ciu przyprawi� o ob��d. Mam nadziej�, �e b�dzie pan ze mnie zadowolony. Rozmowa ta toczy�a si� na drugi dzie� po przyje�dzie notariusza do Barcelony. Trzeciego dnia � tego samego, w kt�rym hrabia odzyska� wzrok i kt�ry og�oszono �wi�tem, Cortejo wr�ci�. Jad�c przez wie�, dziwi� si� wielce, �e wszyscy s� ubrani od�wi�tnie. Us�yszawszy o przyczynie powszechnej rado�ci, uda� si� natychmiast do Clarisy. P�nym popo�udniem Sternau i Roseta siedzieli w pokoju hrabiego. De Rodriganda nalega�, aby przywo�ano do niego syna. Sternau, ch�c nie chc�c, postanowi� spe�ni� wol� pacjenta. ��Po�l� po niego � rzek�, wychodz�c do przedpokoju. Tam poleci� s�u��cemu: ��Niech tu przyjd� hrabia Alfonso i porucznik de Lautreville. I niech wejd� do pokoju jednocze�nie. Mariano nie mia� poj�cia o planie doktora. Nie by� dzi� odziany w mundur, lecz w szykowne ubranie cywilne. W przedpokoju spotka� si� z Alfonsem, kt�ry uda�, �e go nie dostrzega. Hrabia Manuel zdj�� z oczu opask� i niecierpliwie czeka� na syna. Gdy Alfonso i porucznik weszli do pokoju, spojrzenie hrabiego pad�o najpierw na Alfonsa, po chwili jednak skierowa� je na porucznika i podchodz�c do niego zawo�a�: ��Synu m�j, widz� ci� nareszcie! Chod�, niech ci� u�ciskam! Porucznikowi krew uderzy�a do g�owy, opanowa� si� jednak. Jak�e ch�tnie pad�by w obj�cia tego starca! Zanim zd��y� cokolwiek powiedzie�, ubieg� go Alfonso: ��To pomy�ka, ojcze! To ja jestem hrabi� Alfonsem. Hrabia Manuel popatrzy� na niego ostro i powiedzia�: ��Kto tu �mie stroi� ze mnie �arty!? Pan nie jest moim synem. ��Ale� ojcze, czy nie poznajesz mego g�osu? ��Znam ten g�os, ale ju� wtedy, gdy go us�ysza�em po raz pierwszy, nie chcia�em wierzy�, �e to g�os mego syna. Kim jest ten drugi m�odzieniec? ��To porucznik de Lautreville � odrzek� Sternau. ��Porucznik de Lautreville, czy to prawda? W duszy Mariana toczy�a si� walka. Odpar� jednak: ��Tak jest, ekscelencjo. Hrabia wyda� g��bokie westchnienie podobne do j�ku. Odwr�ciwszy si� od Alfonsa i porucznika, osun�� si� na fotel. � Roseto, powiedz obu panom, �e mog� odej��. Niechaj tylko doktor Sternau pozostanie przy mnie. Alfonso i Mariano odeszli. Alfonso uda� si� do pokoju Clarisy, w kt�rym oczekiwa� go r�wnie� Cortejo. Notariusz zapyta� niecierpliwie: ��No i co? ��Nie chce mnie zna�. Pragn�� u�ciska� porucznika. ��Porucznik by� razem z tob�? ��Tak. ��Do licha! Czy�by to by�o zaplanowane? Jak si� hrabia zachowa� wobec niego? ��Jak wobec w�asnego syna. ��A gdy wyprowadzi�e� go z b��du? ��Wtedy kaza� nam obu wyj�� z pokoju. Sternau zosta� przy nim. ��Czy�by ten przekl�ty doktor co� przeczuwa�, co� mo�e widzia�? Chwa�a Bogu, �e dzi� to si� sko�czy. Jutro by�oby mo�e za p�no. ��Co si� ma dzisiaj sta�? � dopytywa�a si� Clarisa. ��Dowiecie si� o tym p�niej. Id�cie wcze�nie na spoczynek i nie martwcie si� o nic. Przed dziesi�t� Cortejo opu�ci� zamek i przyby� na um�wione miejsce, gdzie go ju� oczekiwa� Landola. Obok kapitana sta� pow�z, przy nim sze�ciu krzepkich marynarzy. Jeden z nich pozosta� przy koniach, reszta za� posz�a za kapitanem w kierunku zamku. ��Co mamy robi�? � zapyta� Landola. ��Cala s�u�ba bawi si� we wsi � obja�ni� notariusz. � Porucznik jest tam r�wnie�. Widzia�em jak poszed�. Przejdziecie przez tylne drzwi do jego pokoj�w, nie s� zamkni�te. Ukryjecie si� w sypialni, a kiedy wr�ci, obezw�adnicie go. ���atwo powiedzie�! Ale jak stamt�d wyjdziemy? ��T� sam� drog�. Zaczekacie, a� przyjd� po was. Zrobili jak Cortejo poleci�. Mieszkanie porucznika ton�o w ciemno�ciach. Dostali si� tam bez problemu i ukryli si�. Sternau i Roseta byli u hrabiego, a lady Amy zaproponowa�a porucznikowi spacer po wsi. Tam zaszli do miejscowej gospody, zwanej vent�, gdzie przy d�wi�kach fletu i cytry ochoczo ta�czy�y pary wie�niak�w, po czym wr�cili na zamek. Przed po�egnaniem Angielka zapyta�a: ��Czy pana co� dr�czy, poruczniku? ��Tak, pani � odpar� Lautreville po chwili milczenia. ��Czy m�g�by mi pan to wyjawi�? ��Nie teraz. ��Nie ma pan do mnie zaufania? ��Ale� przeciwnie. S� jednak sprawy, do kt�rych trudno si� przyzna� nawet przed samym sob�. ��Ale p�niej si� dowiem? ��Tak, dowie si� pani, je�eli� ��Je�eli? ��Je�eli wolno mi b�dzie zobaczy� pani� jeszcze. ��Dobrze. B�d� na pana czeka�a. ��Jak d�ugo, miss Amy? ��Dop�ki �y� b�d�. Przylgn�li do siebie i trwali tak d�u�sz� chwil�. Wyrwawszy si� z obj��, Amy poprosi�a porucznika, �eby j� odprowadzi� do pokoj�w. Po�egnawszy si� z dziewczyn�, Mariano wolnym krokiem powraca� do siebie. Zatopiony w marzeniach o swym ogromnym szcz�ciu, wszed� do mieszkania. Zaryglowa� drzwi, prowadz�ce na korytarz, i zmierza� do sypialni. Zaledwie zd��y� przej�� w ciemno�ci par� krok�w, gdy otrzyma� dwa tak pot�ne uderzenia w g�ow�, �e pad� zemdlony, nie wydawszy nawet j�ku. ���wiat�a! � rzek� kapitan do swoich ludzi. � Obejrzymy sobie ch�opczyka. Barczysty marynarz zapali� lamp�. ��O, to ch�opak elegancki i delikatny, a przy tym podobny do kogo�, kogo dobrze znam, tylko nie mog� sobie na razie przypomnie� do kogo. Zakneblujcie mu usta, zawi�cie go w p��tno �aglowe i dobrze zawi��cie w�ze�, aby pakuneczek by� pi�kny i nie sprawia� nam k�opotu. Po chwili kto� zapuka� do drzwi. Kapitan otworzy�. Do pokoju wszed� notariusz. ��Macie go? Czy si� broni�? ��Tego tylko brakowa�o. My, wilki morskie, mamy twarde �apy. ��Nie odzyska� jeszcze przytomno�ci? ��Przekonamy si� p�niej. Czy mo�emy st�d odej��? Na dworze b�dzie bezpieczniej. ��Chod�cie! Wyszli tymi samymi tylnymi schodami i dotarli do powozu, nie spotkawszy nikogo. Dwaj marynarze, kt�rzy nie�li porwanego, teraz z�o�yli go na ziemi. Notariusz zapali� lamp�, nie m�g� bowiem odm�wi� sobie rozkoszy ujrzenia ofiary i rzucenia jej przy rozstaniu kilku cierpkich s��w. �wiat�o pad�o na twarz je�ca, kt�ry oczy mia� szeroko otwarte. ��Nie �pisz, kochaneczku? � zapyta� notariusz szyderczo. � Rachunek nasz wyr�wnany. Teraz nie b�dziesz m�g� nikomu szkodzi�. B�d� zdr�w i pami�taj o mnie! Po tych s�owach uderzy� bezbronnego pi�ci� w twarz, po czym poleci�, aby przeniesiono go do powozu. Podczas gdy marynarze wykonywali rozkaz, kapitan pyta� notariusza na boku: ��Czy ma zgin��? ��Tak b�dzie najlepiej. ��W takim razie utrac� cz�� zysku. ��Niech pan sobie doda z moich pieni�dzy jeszcze dwie�cie duros. ��No, to co innego. Za tak� cen� mo�na to za�atwi�. Dobranoc. Czy zobacz� pana jeszcze przed odjazdem? ��Tak. A wi�c do widzenia. Po odje�dzie powozu notariusz wr�ci� do zamku, przekonany, �e wszystko uk�ada si� po jego my�li. Innego by�by zdania, gdyby us�ysza� to, co Landola m�wi� do siebie po jego odej�ciu, zacieraj�c r�ce: ��Z obydw�ch was wycisn� ile si� da: z ciebie, m�j Cortejo, i z ciebie, ch�opaczku. Nast�pnego dnia miss Amy wsta�a wczesnym rankiem. Poczucie szcz�cia, wywo�ane wczorajsz� rozmow� z porucznikiem, sp�dza�o jej sen z powiek. Pragn�a odetchn�� �wie�ym powietrzem ch�odnego poranka. Wyszed�szy ze swego pokoju, spotka�a Elvir� z koszykiem w r�ku. Rz�dczyni powita�a j� uk�onem, na kt�ry Amy uprzejmie odpowiedzia�a. ��Ju� tak wcze�nie do pracy? � zapyta�a Angielka. ��Tak, droga miss, lady � tytu�y te powtarza�a Elvira za m�em, kt�ry stale je miesza�. � Musz� naprawi� wielki b��d. Wczoraj mieli�my kwiaty i wie�ce dla wszystkich, a tylko temu, kt�ry by� sprawc� �wi�ta, nie dosta� si� ani jeden kwiatek. To dow�d wdzi�czno�ci, jak powiedzia� m�j Alimpo. ��M�wi pani o doktorze? ��Tak. Condesa kaza�a mi dzi� zanie�� mu r�e, id� wi�c po nie do parku. ��Czy dotychczas by� ci�gle przy hrabi? ��Tak. Mam wra�enie, �e nie ma zaufania do pewnych ludzi na zamku, boi si�, �e mu przeszkodz� w kuracji hrabiego. To cz�owiek dzielny i uczynny, to samo twierdzi m�j Alimpo. Nawet noc dzisiejsz� sp�dzi� przy naszym panu. Teraz poszed� do parku. ��Id� z pani�. Pomog� pani �cina� r�e. ��B�dzie to dla mnie wielkie szcz�cie i zaszczyt nie lada. Niezad�ugo spotka�y Sternaua. Lekarz �yczliwie powita� Amy, a ta podszed�szy do niego spyta�a: ��Czy mog� pospacerowa� z panem, doktorze? A mo�e woli senior by� sam? ��Rad jestem ogromnie, �e pani� spotykam. W�a�nie o pani my�la�em. ��O mnie? � zdziwi�a si�. ��Tak. I my�l o pani przenios�a mnie do dalekiego kraju, kt�ry ma si� sta� pani ojczyzn�. ��M�wi pan o Meksyku? Czy go pan zna? ��Doskonale. Przemierzy�em na koniu Teksas i Nowy Meksyk. Przez pustyni� Mapimi dosta�em si� do stolicy. Bawi�em tam kilka dni, potem sp�dzi�em czas jaki� w Kalifornii, gdzie przyjrza�em si� z bliska �yciu poszukiwaczy z�ota. ��Musi mi pan o tym Meksyku opowiedzie�. Przyznam si� panu, �e odczuwam pewien strach przed tym krajem okrucie�stw i gwa�townych nami�tno�ci. Gdy sobie przypomn� jego dzieje� ��Tak, historia Meksyku pisana jest krwi�. Ale tak przera�aj�co, jak si� pani wydaje, tam nie jest. Meksyk to przede wszystkim jeden z najpi�kniejszych kraj�w �wiata, stolica da pani du�o ciekawych i przyjemnych prze�y�. ��A �ycie tamtejszej prowincji, doktorze? Podobno grasuj� po niej bandy zb�jc�w i morderc�w? ��Mo�na by powiedzie�, �e niemal ka�dy Meksykanin ma w sobie co� z rozb�jnika, ale �atwo si� do tego przyzwyczai� � odpar� Sternau z u�miechem. ��Jak mo�na si� przyzwyczai� do obcowania ze zb�jami? ��Bardzo �atwo, bo ci rozb�jnicy s� r�wnocze�nie najwytworniejszymi kawalerami. Pozna pani dzielnego oficera, kt�ry j� oczaruje, s�dziego, kt�rego sprawiedliwe wyroki budz� podziw, uczonego, kt�rego wiedza zachwyca wszystkich. A pewnego dnia napadn� na pani� rozb�jnicy i pozna pani w�r�d nich owego oficera, s�dziego lub nawet uczonego. Ludzie ci za��daj� od pani okupu i na tym koniec. Poza tym b�d� niezwykle uprzejmi, a gdyby ich pani znowu mia�a spotka� w towarzystwie, ka�dy z nich z najg��bszym dla pani szacunkiem poda jej rami�, prosz�c tylko delikatnie o nieprzypominanie drobnej awanturki. ��To niezwykle romantyczne. A wi�c chodzi przewa�nie o kies�, nie o �ycie ludzkie? ��Przewa�nie. Na g��bokiej prowincji bywa jednak nieco gorzej pod tym wzgl�dem, dlatego trzeba tam podr�owa� z wojskow� eskort�. Ale te drobiazgi s� niczym wobec niebezpiecze�stw dzikiej sawanny. Tam ka�dy jest wrogiem, �mier� czyha na ka�dym kroku. Kto nie jest doskona�ym je�d�cem i strzelcem, kto nie ma wielkiej si�y fizycznej, komu brak do�wiadczenia, ten nie powinien zapuszcza� si� w owe okolice. ��Czyta�am o tym. Czy to prawda, �e ludzie, mieszkaj�cy w tym dzikim kraju, potrafi� wytropi� po �ladach ka�dego cz�owieka, ka�de zwierz�? ��Tak. Maj� jak gdyby wrodzony instynkt. Ka�de ziarnko piasku, ka�de �d�b�o