7225
Szczegóły |
Tytuł |
7225 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7225 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7225 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7225 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Frederick Forsyth
Weteran
(The Veteran)
Z angielskiego prze�o�yli:
Jacek Manicki
Arkadiusz Nakonieczni
Witold Nowakowski
Data wydania oryginalnego 2000
Data wydania polskiego 2001
Weteran
Dzie� pierwszy: wtorek
W�a�ciciel ma�ego wielobran�owego sklepu na rogu widzia� wszystko, a
przynajmniej
tak twierdzi�. Uk�adaj�c towary na wystawie, w pewnej chwili podni�s� wzrok i
zobaczy� tego
m�czyzn� po drugiej stronie ulicy. M�czyzna by� zupe�nie niepozorny i
sklepikarz z
pewno�ci� nie po�wi�ci�by mu ani odrobiny uwagi, gdyby nie to, �e tamten utyka�.
W�a�ciciel
sklepu zezna� p�niej, �e poza tym na ulicy nie by�o nikogo.
Pod warstw� szarych chmur dzie� by� gor�cy i parny, powietrze lepi�o si� do
cia�. Nie
wiadomo czemu tak nazwana Paradise Way wygl�da�a r�wnie obskurnie i
beznadziejnie jak
zawsze: handlowa ulica w sercu jednego z upstrzonych graffiti, um�czonych,
wycie�czonych
przest�pczo�ci� osiedli szpec�cych krajobraz mi�dzy Leyton, Edmonton, Dalston i
Tottenham.
Trzydzie�ci lat wcze�niej, podczas uroczystej ceremonii otwarcia, Meadowdene
Grove
nazywano �nowym, wzorcowym osiedlem dom�w komunalnych dla klasy pracuj�cej�, ju�
sama nazwa by�a jednak grubym nieporozumieniem: miejsce to nie mia�o nic
wsp�lnego z
��k� ani parowem, ostatni zagajnik wyci�to za� w tych okolicach jeszcze w
�redniowieczu
*.[* Meadow - ��ka; dene - par�w; grove - zagajnik (przyp. t�um.).] W
rzeczywisto�ci osiedle
przypomina�o betonowy gu�ag, powsta�o dzi�ki uchwale komunizuj�cej rady
miejskiej, a
zaprojektowali je architekci mieszkaj�cy w przytulnych jednorodzinnych domkach z
dala od
miast.
Upadek Meadowdene Grove przebiega� w i�cie osza�amiaj�cym tempie, kt�rego
m�g�by pozazdro�ci� niejeden kamie�. W roku 1996 labirynt przej��, pasa�y i bram
��cz�cych budynki cuchn�� i wygl�da� jak kloaka; �ycie pojawia�o si� tam
wy��cznie nocami,
kiedy gangi miejscowej bezrobotnej (i niezdatnej do jakiejkolwiek pracy)
m�odzie�y
przeczesywa�y teren w poszukiwaniu handlarzy narkotyk�w, by odebra� od nich
haracz.
Dawni robotnicy, a obecnie emeryci, kurczowo trzymaj�cy si� przebrzmia�ych zasad
i
niegdysiejszej moralno�ci, �yli za zabarykadowanymi drzwiami w �miertelnym l�ku
przed
grasuj�cymi wok� stadami wilk�w. Mi�dzy sze�ciopi�trowymi budynkami z
zewn�trznymi
klatkami schodowymi znajdowa�y si� sp�achetki czego�, co dawno temu mia�o by�
trawnikami, a gdzie obecnie wala�y si� zardzewia�e skorupy skanibalizowanych
samochod�w.
Wewn�trzne alejki krzy�owa�y si� na dziedzi�cach, kt�re w zamy�le mia�y stanowi�
miejsca
spotka� i odpoczynku, po czym bieg�y dalej, do Paradise Way.
G��wny handlowy deptak niegdy� kipia� �yciem, potem jednak sklepy stopniowo
zamykano, w miar� jak ich w�a�cicielom przykrzy�a si� walka z drobnymi
kradzie�ami,
powa�nymi w�amaniami, wandalizmem i rasistowskimi ekscesami. Ponad po�owa by�a
ju�
zamkni�ta na g�ucho, te za�, kt�re pozosta�y, mia�y szyby wystawowe ukryte za
g�stymi
metalowymi siatkami.
Pan Veejay Patel wci�� trwa� na swym posterunku na rogu. Do Wielkiej Brytanii
przyby� w wieku dziesi�ciu lat z rodzicami uciekaj�cymi przed prze�ladowaniami
re�imu
Idiego Amina. Wielka Brytania udzieli�a im schronienia. By� jej za to ogromnie
wdzi�czny.
Wci�� kocha� sw� przybran� ojczyzn�, przestrzega� prawa, stara� si� by� dobrym
obywatelem
i coraz bardziej dziwi� si� charakterystycznemu dla lat dziewi��dziesi�tych
upadkowi
obyczaj�w.
Na tym terenie, zwanym przez londy�sk� policj� Kwadratem P�nocno-Wschodnim,
nikt obcy nie m�g� czu� si� bezpiecznie. Utykaj�cy m�czyzna by� obcy.
Od naro�nika dzieli�o go jeszcze zaledwie pi�tna�cie jard�w, kiedy z w�skiej
betonowej alejki mi�dzy dwoma nieczynnymi sklepami wy�oni�y si� dwie postaci i
zagrodzi�y
mu drog�. Pan Patel znieruchomia� przy oknie. Dwaj m�odzi ludzie bardzo si�
r�nili, ale
wygl�dali r�wnie gro�nie. Doskonale zna� oba typy. Jeden by� p�katy, - z ogolon�
na �yso
g�ow� i �wi�sk� twarz�. Nawet z odleg�o�ci mniej wi�cej trzydziestu jard�w pan
Patel
doskonale widzia� kolczyk po�yskuj�cy w jego lewym uchu. Ubrany by� w bufiaste
d�insy i
poplamion� bawe�nian� koszulk�, nad szerokim sk�rzanym paskiem zwiesza� si�
piwny
ka�dun. Stan�� jak g�az przed utykaj�cym m�czyzn�, kt�ry, chc�c nie chc�c,
musia� si�
zatrzyma�.
Drugi by� szczuplejszy, w jasnych drelichowych spodniach i zapinanej na suwak
szarej wiatr�wce. Proste przet�uszczone w�osy si�ga�y mu poni�ej uszu. Ten zaj��
pozycj� za
plecami ofiary.
P�katy zacisn�� pi�� i zbli�y� j� do twarzy m�czyzny. Pan Patel zauwa�y�
metaliczny b�ysk na palcach. Widzia�, �e p�katy porusza ustami, ale nie s�ysza�,
co m�wi do
obcego. Wystarczy�oby, �eby utykaj�cy m�czyzna odda� napastnikom portfel,
zegarek i
cokolwiek jeszcze cennego mia� przy sobie. Przy odrobinie szcz�cia mia�by
szans� wyj�� z
tego bez nawet jednego dra�ni�cia.
Wybra� jednak znacznie gorsze rozwi�zanie. Napastnicy przewy�szali go przecie�
liczebno�ci� i si��. S�dz�c po siwych w�osach, nie by� ju� m�odzieniaszkiem, na
dodatek za�
mia� niesprawn� nog�, a jednak postanowi� walczy�.
Cios, kt�ry zada� praw� r�k�, by� tak szybki, �e pan Patel z trudem go
dostrzeg�.
M�czyzna zatoczy� szeroki �uk ramieniem i pochyli� si� do przodu, by zwi�kszy�
si��
uderzenia. W chwili kiedy pi�� zetkn�a si� z nosem p�katego, rozleg� si�
wrzask, kt�ry
dotar� do uszu pana Patela nawet przez grub�, kilkuwarstwow� szyb� witryny jego
sklepu.
P�katy zas�oni� twarz r�kami i zatoczy� si� wstecz. Spomi�dzy jego palc�w
pociek�a
stru�ka krwi. Podczas sk�adania zezna� sklepikarz musia� w tym momencie przerwa�
i
zastanowi� si�, by dok�adnie odtworzy� przebieg kolejnych wydarze�. T�ustow�osy
zada� od
ty�u mocny cios w nerki, po czym kopn�� m�czyzn� w zgi�cie kolana zdrowej nogi.
To
wystarczy�o, by ofiara osun�a si� na chodnik.
W Meadowdene Grove nosi�o si� albo sportowe pantofle (�eby szybko si� porusza�),
albo wojskowe buciory (�eby mocno kopa�). Obaj napastnicy mieli na nogach
wojskowe
buciory. Cz�owiek na chodniku zwin�� si� w k��bek, chroni�c najbardziej wra�liwe
cz�ci
cia�a, ale w konfrontacji z dwoma parami ci�ko obutych st�p nie mia� �adnych
szans - tym
bardziej �e p�katy skoncentrowa� si� na g�owie.
W sumie, zdaniem sklepikarza, napastnicy zadali oko�o dwudziestu kopni��, mo�e
nawet wi�cej, zanim ofiara wreszcie znieruchomia�a. W�wczas t�ustow�osy pochyli�
si� i
si�gn�� do wewn�trznej kieszeni kurtki m�czyzny.
Pan Patel widzia�, jak wyci�ga stamt�d portfel, a zaraz potem obaj napastnicy
odwr�cili si� i znikn�li w betonowej alejce mi�dzy sklepami. P�katy zadar�
koszulk� i
przyciska� jej skraj do krwawi�cego nosa. Sklepikarz natychmiast pobieg� za
kontuar,
podni�s� s�uchawk� i wystuka� 999. Poniewa� telefonistka nie chcia�a przyj��
anonimowego
zg�oszenia, musia� poda� nazwisko i adres. Jak tylko formalno�ciom sta�o si�
zado��, poprosi�
o przys�anie policji i karetki pogotowia, po czym od�o�y� s�uchawk� i wr�ci� na
posterunek
obserwacyjny przy oknie wystawowym. M�czyzna wci�� le�a� bez ruchu na chodniku.
Nikt
si� nim nie zajmowa�. W takiej okolicy ludzie staraj� si� nie wtr�ca� w nie
swoje sprawy. Pan
Patel naturalnie udzieli�by rannemu pomocy, gdyby mia� na ten temat jakiekolwiek
poj�cie.
Ba� si�, �e post�puj�c niew�a�ciwie, wyrz�dzi ofierze jeszcze wi�ksz� krzywd�.
Ba� si� te� o
sw�j sklep i o to, �e napastnicy by� mo�e wr�c�, wi�c tylko sta� i czeka�.
Jako pierwszy, w niespe�na cztery minuty po wezwaniu, zjawi� si� radiow�z.
Przypadek sprawi�, �e dwaj funkcjonariusze akurat przeje�d�ali prawie p� mili
od miejsca
zdarzenia, w dodatku za� obaj dobrze znali okolic�, poniewa� tu w�a�nie zostali
skierowani
podczas wiosennych zamieszek rasowych.
Jak tylko samoch�d zatrzyma� si� z piskiem opon i ucich�o zawodzenie syreny,
jeden
policjant wysiad� i podbieg� do nieruchomego cz�owieka, drugi za� po��czy� si�
przez radio z
central�, aby upewni� si�, czy karetka jest w drodze. Pan Patel widzia�, jak
obaj
funkcjonariusze spogl�daj� w kierunku jego sklepu, lecz �aden z nich nie
przeszed� na drug�
stron� ulicy, by potwierdzi�, �e w�a�nie st�d telefonowano po pomoc. To mog�o
poczeka�.
Zaraz potem zza rogu, z w��czon� syren� i migaj�cymi �wiat�ami, wyjecha�a
karetka. Na
Paradise Way pojawili si� te� pierwsi gapie, lecz wszyscy trzymali si� z daleka.
P�niej
policja usi�owa�a nak�oni� ich do z�o�enia zezna�, ale bezskutecznie: w
Meadowdene Grove
wszyscy ceni� sobie rozrywk�, nikt jednak nie spieszy si�, by pomaga� policji.
W karetce byli dwaj sanitariusze, doskonale wyszkoleni i do�wiadczeni. Dla nich,
podobnie jak dla policji, przepisy s� przepisami i trzeba ich skrupulatnie
przestrzega�.
- Chyba dosta� par� kopniak�w - powiedzia� policjant, kt�ry przykl�kn�� przy
ofierze.
- Nie wygl�da najlepiej.
Sanitariusze skin�li g�owami, po czym wzi�li si� do pracy. Poniewa� nie
stwierdzili
zewn�trznego krwotoku, najwa�niejszym zadaniem sta�o si� unieruchomienie karku.
Ofiary
wypadk�w cz�sto przyp�aca�y �mierci� interwencje niedouczonych ratownik�w,
kt�rzy
nie�wiadomie doprowadzali do nieodwracalnego uszkodzenia rdzenia kr�gowego. W
tym
wypadku o niczym takim nie mog�o by� mowy, poniewa� sprawne r�ce b�yskawicznie
za�o�y�y ofierze p�sztywny ko�nierz.
Nast�pnie u�o�ono go na podk�adce usztywniaj�cej zar�wno kark, jak i kr�gos�up,
i
dopiero wtedy znalaz� si� na noszach, a chwil� p�niej w karetce. Sanitariusze
dzia�ali
sprawnie i fachowo; zaledwie pi�� minut po dotarciu na miejsce byli ju� gotowi
do odjazdu.
- Zabior� si� z wami - powiedzia� policjant, kt�ry jako pierwszy znalaz� si�
przy
ofierze. - Mo�e b�dzie chcia� z�o�y� zeznanie.
Zawodowcy ze s�u�b ratowniczych doskonale wiedz�, kto si� czym zajmuje i
dlaczego. Pozwala to zaoszcz�dzi� mn�stwo czasu. Jeden z sanitariuszy skin��
g�ow�.
Karetka to by� jego teren i on tu rz�dzi�, ale policja te� mia�a swoj� robot� do
wykonania.
Zdawa� sobie jednak doskonale spraw�, i� szansa na to, �e ofiara wypowie cho�by
jedno
sensowne s�owo, jest znikoma, burkn�� wi�c:
- Dobra, ale nie przeszkadzaj. Marnie z nim.
Policjant zaj�� miejsce z przodu kabiny, tu� przy przepierzeniu. Kierowca
zatrzasn��
tylne drzwi, pobieg� na swoje miejsce, drugi sanitariusz pochyli� si� nad
nieprzytomnym
m�czyzn�. Dwie sekundy p�niej karetka ruszy�a z przera�liwym wyciem syreny,
min�a
gapi�w zgromadzonych na Paradise Way i skr�ci�a w zat�oczon� High Road.
Policjant
trzyma� si� uchwytu i obserwowa� przy pracy profesjonalist� z nieco innej
bran�y.
Drogi oddechowe, przede wszystkim udro�ni� drogi oddechowe! Korek z krwi i �luzu
w tchawicy mo�e zabi� cz�owieka r�wnie szybko i skutecznie jak pocisk
karabinowy. Za
pomoc� ma�ej pompki sanitariusz usun�� niewielk� ilo�� �luzu i odrobink� krwi.
Drogi
oddechowe wolne, oddech p�ytki, ale stabilny. Na wszelki wypadek sanitariusz
za�o�y�
rannemu na opuchni�t� twarz mask� tlenow�. Ta szybko powi�kszaj�ca si�
opuchlizna bardzo
go niepokoi�a. Zbyt dobrze zna� ten objaw. Puls: regularny, lecz niezbyt szybki,
jeszcze jedna
oznaka ewentualnego uszkodzenia m�zgu. W pi�tnastopunktowej �skali �pi�czkowej�
pi�tna�cie punkt�w oznacza ca�kowit� przytomno��, trzy - g��bok� �pi�czk�. Dwa i
jeden to
�mier�. Pacjent kwalifikowa� si� na jedena�cie punkt�w, z tendencj� spadkow�.
- Do Kr�lewskiego! - zawo�a�, przekrzykuj�c zawodzenie syreny. - Niech szykuj�
zesp� neuro!
Kierowca skin�� g�ow�, przejecha� pod pr�d przez ruchliwe skrzy�owanie, po czym
skr�ci� w kierunku Whitechapel. Szpital Kr�lewski przy Whitechapel Road pe�ni�
sta�y dy�ur
neurochirurgiczny; kilka dodatkowych minut straconych na dojazd mog�o p�niej
okaza� si�
zbawienne w skutkach.
Kierowca poda� centrali swoj� dok�adn� pozycj�, szacunkowy czas przybycia do
szpitala oraz przekaza� pro�b� o przygotowanie zespo�u operacyjnego.
Sanitariusz mia� racj�. Jednym z objaw�w powa�nego uszkodzenia m�zgu,
szczeg�lnie w wyniku pobicia, jest b�yskawiczne puchni�cie tkanki mi�kkiej
twarzy i g�owy,
kt�ra w kr�tkim czasie przybiera monstrualne, wr�cz karykaturalne rozmiary.
Twarz rannego
zacz�a puchn�� jeszcze wtedy, kiedy le�a� na chodniku; w chwili gdy karetka
zajecha�a przed
wej�cie do Szpitala Kr�lewskiego, jego g�owa wygl�da�a jak futbol�wka. Otworzy�y
si�
drzwi, nosze wyjecha�y z karetki, nieprzytomny m�czyzna znalaz� si� pod opiek�
zespo�u
urazowego. Trzema lekarzami, w tym jednym anestezjologiem, i trzema
piel�gniarkami
dowodzi� Carl Bateman. Otoczyli nosze, przenie�li pacjenta (wci�� z usztywnionym
karkiem i
kr�gos�upem) na szpitalne i zabrali go.
- A moja deska i ko�nierz?! - zawo�a� sanitariusz, ale nikt go nie us�ysza�.
Wszystko
wskazywa�o na to, �e b�dzie musia� odebra� je nazajutrz.
Z karetki wygramoli� si� policjant.
- Kt�r�dy poszli?
- T�dy. - Sanitariusz wskaza� mu drog�. - Tylko nie przeszkadzaj.
Funkcjonariusz skin�� g�ow� i wszed� przez uchylne drzwi, wci�� licz�c na
zeznanie.
Zamiast niego us�ysza� polecenie piel�gniarki:
- Prosz� tu usi��� i czeka�.
Tymczasem na Paradise Way dzia�o si� mn�stwo rzeczy. Dowodzenie obj�� inspektor
z posterunku przy Dover Street, w tej okolicy zwanego �puszk� przy Dover�.
Miejsce
zdarzenia odgrodzono pasiast� ta�m�, kilkunastu policjant�w przeczesywa�o
najbli�szy teren,
szczeg�ln� uwag� po�wi�caj�c sklepom wzd�u� ulicy i wznosz�cym si� nad nimi
sze�ciu
pi�trom mieszka�. Najbardziej interesowa�y ich budynki po przeciwnej stronie
ulicy, istnia�o
bowiem spore prawdopodobie�stwo, i� kto� z mieszka�c�w widzia� ca�y przebieg
wydarze�.
Niestety, niewiele uda�o im si� osi�gn��: reakcje potencjalnych �wiadk�w waha�y
si� mi�dzy
autentycznym za�enowaniem a o�lim uporem i nieskrywanym szyderstwem.
Funkcjonariusze
uparcie pr�bowali dalej.
Inspektor bardzo szybko poprosi� o przys�anie kolegi z wydzia�u kryminalnego,
gdy�
nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e szykuje si� praca dla detektyw�w. W �puszce przy
Dover�
detektyw Jack Burns musia� zostawi� w kantynie niedopit� herbat� oraz samotnego
nadinspektora Alana Parfitta, by przej�� spraw� rozboju przy Paradise Way. Co
prawda
protestowa�, �e to niemo�liwe, bo przecie� zajmuje si� ju� kilkoma kradzie�ami
samochod�w
i ucieczk� z miejsca wypadku, nazajutrz za� ma stawi� si� na rozprawie w s�dzie,
ale niewiele
mu to da�o. Za ma�o ludzi, tyle us�ysza� w odpowiedzi na swoje �ale. Cholerny
sierpie�,
mamrota� w�ciekle pod nosem, wychodz�c z posterunku.
Na miejscu przest�pstwa zjawi� si� wraz ze swym partnerem, detektywem Luke�em
Skinnerem, mniej wi�cej w tym samym czasie co Zesp� Zabezpieczania �lad�w.
Cz�onkowie
tych zespo��w nie maj� �atwego �ycia: w roboczych kombinezonach i gumowych
r�kawiczkach przeszukuj� miejsca pope�nienia przest�pstw w poszukiwaniu
wszystkiego, co
mo�e mie� warto�� dowodow�. Poniewa� na pierwszy rzut oka do�� trudno ustali�,
co tak�
warto�� b�dzie mia�o, co za� nie, z zasady zgarnia si� wszystko, co wpadnie w
r�ce, i pakuje
si� w torebki. Zadanie stwierdzenia, co to jest i czy na cokolwiek si� przyda,
odk�ada si� na
p�niej. W pracy tej trzeba niekiedy �azi� na czworakach w niezbyt przyjemnych
miejscach.
Osiedle Meadowdene Grove z pewno�ci� si� do nich zalicza�o.
- Brakuje portfela, Jack - powiedzia� inspektor, kt�ry zd��y� ju� porozmawia� z
panem
Patelem. - A jeden z napastnik�w ma rozbity nos. Pr�bowa� powstrzyma� krwotok
bawe�nian� koszulk�. Niewykluczone, �e krew kapa�a na ziemi�.
Burns skin�� g�ow�. Podczas gdy cz�onkowie Zespo�u Zabezpieczania Siad�w
penetrowali na czworakach i w kucki cuchn�ce zakamarki, mundurowi policjanci za�
bezskutecznie szukali �wiadk�w, Jack Burns uda� si� do sklepu pana Veejay a
Petela.
- Detektyw Burns - przedstawi� si�, prezentuj�c odznak� - a to m�j
wsp�pracownik,
detektyw sier�ant Skinner. Rozumiem, �e to pan wezwa� pomoc?
Jack Burns pochodzi� z Devon, w londy�skiej policji pracowa� od trzech lat,
przez
ca�y czas w �puszce przy Dover�. W rodzinnych stronach przywyk� do tego, �e
obywatele
ch�tnie i ze wszystkich si� pomagaj� str�om porz�dku publicznego; po
przenosinach do
stolicy dozna� wi�c potwornego szoku. Pan Patel stanowi� dla niego nie lada
zaskoczenie,
przypomnia� mu bowiem o starych, dobrych czasach na prowincji. Nie do��, �e
naprawd�
chcia� pom�c, to jeszcze stara� si� zeznawa� jasno, precyzyjnie i szczeg�owo.
Dok�adnie
opowiedzia�, co widzia�, i opisa� sprawc�w. Jack Burns zapa�a� do niego
autentyczn�
sympati�. Gdyby we wszystkich sprawach wyst�powali tacy �wiadkowie jak Veejay
Patel z
Entebe i Edmonton! Nad Meadowdene Grove zapada� ju� zmierzch, kiedy w�a�ciciel
sklepu
z�o�y� podpis pod spisanymi przez Skinnera zeznaniami.
- Chcia�bym, �eby pojecha� pan z nami na posterunek i rzuci� okiem na kilka
zdj�� -
powiedzia� Burns. - Mo�e uda si� panu rozpozna� kt�rego� z napastnik�w. Ogromnie
u�atwi�oby nam prac�, gdyby�my od pocz�tku wiedzieli, kogo szuka�.
Pan Patel strasznie si� zak�opota�.
- Bardzo prosz�, nie dzisiaj! Jestem sam w sklepie, zamykam dopiero o
dziesi�tej. Ale
jutro wraca m�j brat. By� na wakacjach, rozumiecie panowie: sierpie�. M�g�bym
przyj��
rano.
Dziesi�ta trzydzie�ci w s�dzie, przypomnia� sobie Burns. C�, b�dzie musia�
zostawi�
to Skinnerowi.
- W takim razie o jedenastej? Wie pan, gdzie jest komisariat przy Dover Street?
Prosz�
powiedzie�, �e jest pan ze mn� um�wiony.
- Ma�o jest takich jak on - zauwa�y� Skinner, kiedy wracali do samochodu.
- Podoba mi si� - odpar� Burns. - Kiedy z�apiemy tych drani, chyba uda nam si�
zapuszkowa� ich na d�u�ej.
W drodze powrotnej na posterunek Burns dowiedzia� si� przez radio, dok�d zabrano
ofiar� i kto jej pilnuje. Pi�� minut p�niej po��czy� si� z funkcjonariuszem.
- Ca�e ubranie, ��cznie z zawarto�ci� kieszeni i wszystkim, co mia� przy sobie,
trzeba
zapakowa� w torby i dostarczy� do komisariatu. No i oczywi�cie dokumenty. Wci��
nie
wiemy, jak si� nazywa. Kiedy wszystko b�dzie gotowe, dajcie zna�, to przy�lemy
kogo�, �eby
was zmieni�.
Carla Batemana nie obchodzi�o ani nazwisko i adres cz�owieka na noszach, ani to,
kto
potraktowa� go w tak bezwzgl�dny spos�b. Batemana interesowa�o tylko jedno:
utrzyma� go
przy �yciu. Z izby przyj�� nosze pojecha�y prosto na sal� reanimacyjn�. Bateman
by� pewien,
�e ofiara dozna�a bardzo licznych obra�e�, ale zasady by�y proste: najpierw te
bezpo�rednio
zagra�aj�ce �yciu, reszta potem.
Na pocz�tek drogi oddechowe. Sanitariusz wykona� dobr� robot�. Pomimo lekkiego
charkotu, drogi oddechowe by�y wolne, a kark prawid�owo usztywniony.
Kolejna sprawa to oddech. Bateman poleci� rozci�� pacjentowi koszul� na piersi,
po
czym dok�adnie zbada� go stetoskopem. Przy okazji stwierdzi� z�amanie kilku
�eber, lecz
uszkodzenia te, podobnie jak zmia�d�one palce lewej r�ki i powybijane z�by, nie
zagra�a�y
bezpo�rednio �yciu. Pacjent oddycha� w miar� regularnie - gdyby by�o inaczej,
wszelkie inne
uszkodzenia cia�a, rzecz jasna, przesta�yby mie� jakiekolwiek znaczenie.
Niepokoj�cy by�
natomiast puls, kt�ry uderza� ju� ponad sto razy na minut�. Mog�o to �wiadczy� o
powa�nych
obra�eniach wewn�trznych.
Kr��enie. W ci�gu niespe�na minuty za�o�ono dwa wenflony; jeden pos�u�y� do
pobrania dwudziestu mililitr�w krwi do analizy, do drugiego pod��czono
kropl�wk�.
Stan og�lny. Sprawy nie mia�y si� najlepiej: twarz i g�owa wygl�da�y tak, jakby
nie
nale�a�y do istoty ludzkiej, wska�nik skali �pi�czkowej osi�gn�� sze�� i ci�gle
spada�.
Wszystko wskazywa�o na powa�ny uraz m�zgu; Carl Bateman po raz kolejny pomy�la�
z
uznaniem o sanitariuszu, kt�ry podj�� decyzj� o przewiezieniu pacjenta w�a�nie
do tego
szpitala. Zadzwoni� na oddzia� tomografii komputerowej i uprzedzi�, �e za pi��
minut zjawi
si� tam pacjent w ci�kim stanie, nast�pnie za� po��czy� si� ze swoim koleg�,
neurochirurgiem Paulem Willisem.
- Podejrzewam du�y krwiak �r�dczaszkowy - powiedzia�. - Spad� ju� do pi�tki i
ci�gle
idzie w d�.
- Dajcie mi go, jak tylko b�dzie gotowy wydruk z tomografu - odpar�
neurochirurg.
M�czyzna mia� na sobie buty i skarpetki, bielizn�, koszul�, spodnie z paskiem,
marynark� i cienki p�aszcz przeciwdeszczowy. Poni�ej pasa nie by�o �adnych
problem�w:
wszystko po prostu �ci�gni�to. Aby unikn�� ryzyka uszkodzenia kr�gos�upa,
p�aszcz,
marynarka i koszula zosta�y rozci�te. Nast�pnie ubranie, ��cznie z zawarto�ci�
kieszeni,
zapakowano w foliowe worki i przekazano uradowanemu funkcjonariuszowi,
czekaj�cemu w
izbie przyj��. Wkr�tce potem zjawi� si� jego zmiennik, on za� zawi�z� zdobycz na
Dover
Street, do czekaj�cego niecierpliwie Jacka Burnsa.
Badanie tomograficzne potwierdzi�o najgorsze podejrzenia Carla Batemana: krwotok
do jamy czaszki. Ucisk krwi na m�zg by� ju� tak du�y, i� lada chwila m�g� okaza�
si�
�miertelny albo spowodowa� nieodwracalne skutki.
O dwudziestej pi�tna�cie pacjent trafi� na st� operacyjny. Dzi�ki komputerowym
wydrukom doktor Willis mia� doskona�y przegl�d sytuacji i m�g� stosunkowo �atwo
dotrze�
do rejonu zagro�enia.
Najpierw w czaszce wywiercono trzy ma�e otworki, kt�re nast�pnie po��czono
prostymi ci�ciami. Po usuni�ciu tr�jk�tnego fragmentu ko�ci usuni�to krew
powoduj�c� ucisk
na m�zg oraz podwi�zano uszkodzone naczynia krwiono�ne. Tkanka m�zgowa ponownie
wype�ni�a przeznaczon� dla niej przestrze�, brakuj�cy fragment czaszki trafi� z
powrotem na
miejsce, na sk�r� za�o�ono szwy, a ca�o�� spowito banda�ami. Doktor Willis m�g�
mie�
nadziej�, �e nie sp�ni� si� z interwencj�.
Ludzkie cia�o to przedziwne urz�dzenie: mo�e umrze� od uk�szenia pszczo�y,
niekiedy za� radzi sobie z rozleg�ymi uszkodzeniami. Zdarza si�, i� po usuni�ciu
krwiaka
pacjenci b�yskawicznie odzyskuj� przytomno�� i w ci�gu zaledwie kilku dni
wracaj� do
pe�nej sprawno�ci, o rokowaniach mo�na jednak cokolwiek m�wi� dopiero po
dwudziestu
czterech godzinach, czyli po ust�pieniu dzia�ania �rodk�w znieczulaj�cych. Brak
jakichkolwiek oznak poprawy na drugi dzie� po operacji daje podstawy do
niepokoju. Doktor
Willis umy� si�, przebra� i pojecha� do domu, do St. John�s Wood.
- Niech to szlag trafi! - zakl�� Jack Burns, spogl�daj�c na le��ce przed nim
ubranie i
rzeczy osobiste ofiary. W�r�d tych ostatnich znajdowa�y si�: w po�owie pusta
paczka
papieros�w, r�wnie� opr�nione do po�owy pude�ko zapa�ek, troch� drobnych,
brudna
chusteczka oraz klucz na wst��ce, najprawdopodobniej od mieszkania. Wszystko to
wydobyto z kieszeni spodni. W marynarce niczego nie znaleziono. Dokumenty, i
cokolwiek
jeszcze m�czyzna mia� przy sobie, musia�y by� w skradzionym portfelu.
- Schludny go�� - zauwa�y� Skinner. - Buty tandetne, ale wypastowane. Spodnie
tanie
i znoszone, ale �wie�o wyprasowane, tak samo jak koszula, cho� z przetartym
ko�nierzykiem i
mankietami. Mimo �e nie ma forsy, stara si� jako� wygl�da�.
- Tylko troch� szkoda, �e nie mia� w tylnej kieszeni spodni karty kredytowej
albo
zaadresowanego do siebie listu - odpar� Bruns znad sterty formularzy, kt�rych
wype�nianie
stanowi zmor� wsp�czesnych policjant�w. - Tymczasem b�d� musia� wci�gn�� go do
ewidencji jako NDM.
Amerykanie u�ywaj� okre�lenia John Doe, londy�ska policja za� -
Niezidentyfikowany Doros�y M�czyzna. Kiedy dwaj detektywi wreszcie uporali si�
z
papierkow� robot� i stwierdzili, �e mimo wszystko maj� czas i ochot� na kufelek
piwa, by�o
jeszcze ciep�o, ale zupe�nie ciemno.
Jak�� mil� od nich �Schludny go�� le�a� na wznak na oddziale intensywnej opieki
medycznej Szpitala Kr�lewskiego. Oddech mia� p�ytki, lecz regularny, puls za�
wci�� zbyt
szybki.
John Burns poci�gn�� t�gi �yk piwa.
- Kto to mo�e by�, do cholery? - zapyta� nie bardzo wiadomo kogo.
- Nie przejmuj si�, szefuniu - odpar� Luke Skinner. - Nied�ugo si� dowiemy.
Nie mia� racji.
Dzie� drugi: �roda
Dla detektywa Jacka Burnsa by� to niezwykle pracowity dzie�, kt�ry przyni�s� dwa
tryumfy, dwa rozczarowania oraz mn�stwo nowych pyta�. Nic nadzwyczajnego. Bardzo
rzadko zdarzaj� si� przypadki elegancko zapakowane jak gwiazdkowy prezent i
tylko
czekaj�ce na to, by poci�gn�� za wst��k�, zdj�� przykrywk� i zobaczy�, co jest w
�rodku.
Pierwszym sukcesem okaza� si� pan Patel. Sklepikarz zjawi� si� punktualnie o
jedenastej, tak samo ch�tny do wsp�pracy jak minionego dnia.
- Poka�� panu kilka zdj�� - powiedzia� Burns, kiedy usiedli przed urz�dzeniem
przypominaj�cym du�y telewizor.
W dawnych czasach Archiwum Zdj�ciowe, zwane w�r�d funkcjonariuszy wydzia�u
kryminalnego Galeri� Pi�kno�ci, zajmowa�o kilkana�cie opas�ych album�w. Burns z
nostalgi�
wspomina� te czasy, poniewa� �wiadkowie mogli w�wczas wertowa� albumy,
wielokrotnie
wracaj�c do �podejrzanych� zdj��, zanim dokonali ostatecznego wyboru. Teraz ca�y
proces
odbywa� si� elektronicznie i twarze pojawia�y si� na ekranie. Na pierwszy ogie�
posz�y
podobizny setki notowanych przez policj� �twardzieli� z Kwadratu P�nocno-
Wschodniego.
Oczywi�cie ludzi takich by�o znacznie wi�cej, Burns jednak zacz�� od bliskich
znajomych
policjant�w z posterunku przy Dover Street.
Pan Veejay Patel okaza� si� �wiadkiem doskona�ym.
- To ten - powiedzia�, kiedy na ekranie pojawi�a si� fotografia numer
dwadzie�cia
osiem.
Spogl�da�a na nich twarz stanowi�ca po��czenie g�upoty i brutalno�ci: niskie
czo�o,
szeroki nos, kolczyk w uchu.
- Jest pan pewien? Mo�e widzia� go pan gdzie� indziej, na przyk�ad w sklepie?
- Na pewno nie. To ten, kt�ry dosta� w nos.
MARK PRICE - g�osi� podpis, obok za� widnia� numer identyfikacyjny. Nieco
p�niej, przy numerze siedemdziesi�t siedem, pan Patel uzyska� drugie trafienie:
tym razem
twarz by�a szczup�a, poci�g�a, okolona przet�uszczonymi, opadaj�cymi poni�ej
uszu w�osami.
Harry Cornish. Pan Patel r�wnie� w tym wypadku nie mia� najmniejszej
w�tpliwo�ci. �adna z
pozosta�ych fotografii nie wzbudzi�a jego zainteresowania. Burns wy��czy�
monitor; wkr�tce
powinien uzyska� pe�ne informacje o obu zidentyfikowanych osobnikach.
- Kiedy ich odnajdziemy i aresztujemy, poprosz� pana o ponown� identyfikacj�.
Sklepikarz skin�� g�ow�. Wci�� by� pe�en dobrych ch�ci. Kiedy zamkn�y si� za
nim
drzwi, Luke Skinner powiedzia�:
- Cholera, przyda�oby si� nam wi�cej takich jak on!
Czekaj�c, a� komputer dostarczy informacje na temat Price�a i Cornisha, Jack
Burns
zajrza� do s�siedniego pokoju. Cz�owiek, kt�rego szuka�, siedzia� za biurkiem i,
rzecz jasna,
wype�nia� formularze.
- Charlie, masz chwil� czasu?
Charlie Coulter wci�� jeszcze mia� stopie� sier�anta, ale by� starszy od Burnsa
i
pracowa� na posterunku przy Dover Street ju� od pi�tnastu lat. Wiedzia� wszystko
o
miejscowych rzezimieszkach.
- Tych dw�ch? - parskn��. - To zwierz�ta. Drobne i powa�ne kradzie�e, w�amania,
rozboje, wybryki chuliga�skie... Paru ludzi trafi�o przez nich do szpitala. Obaj
ju� siedzieli.
Dlaczego pytasz?
- Bo tym razem niewiele brakowa�o, �eby kogo� zabili. Wczoraj napadli na ulicy
na
starszego go�cia i skopali go do nieprzytomno�ci. Masz ich adresy?
- Chyba musia�bym popyta� - odpar� Coulter. - Z tego, co s�ysza�em, ostatnio
wynajmowali razem jakie� mieszkanie w okolicy High Road.
- A nie w Grove?
- Chyba nie. To raczej nie ich teren. Widocznie wybrali si� na wyst�py go�cinne.
- S� w jakim� gangu?
- Nie, dzia�aj� tylko we dw�ch.
- Peda�y?
- Nic o tym nie wiem. Raczej nie. Cornish m�g� p�j�� do pud�a za gwa�t, ale
kobieta w
ostatniej chwili odwo�a�a zeznania. Przypuszczalnie Price j� nastraszy�.
- �paj�?
- Te� nic nie wiem na ten temat, lecz chyba nie. Za to na pewno pij�. S�
specjalistami
od burd w knajpach.
Zadzwoni� telefon na biurku Coultera, wi�c Burns zostawi� go samego. Po powrocie
do swojego pokoju zasta� gotowe wydruki komputerowe. Uda� si� wi�c do swojego
szefa,
Alana Parfitta, uzyska� od niego wszystkie niezb�dne zgody i o 14.00 mia� ju� w
r�ce dwa
nakazy aresztowania, u boku za� dw�ch uzbrojonych mundurowych policjant�w. Do
zespo�u
do��czy� Skinner i jeszcze sze�ciu funkcjonariuszy, w tym jeden z podr�cznym
taranem do
drzwi.
Pocz�tek akcji wyznaczono na 15.00. Budynek by� stary i skrofuliczny,
przeznaczony
w niedalekiej przysz�o�ci do rozbi�rki. Tymczasem ogrodzono go drewnianym
p�otem,
odci�to wod�, gaz oraz elektryczno��. Drzwi na klatk� schodow� ust�pi�y po
jednym
uderzeniu. Poszukiwani mieszkali na pierwszym pi�trze, w dwupokojowym
mieszkaniu, kt�re
nigdy nie prezentowa�o si� zbyt dobrze, ale teraz prawie niczym nie r�ni�o si�
od chlewu.
By�o puste. Umundurowani funkcjonariusze schowali bro�, po czym przyst�piono do
przeszukania.
Szukano wszystkiego i zarazem czegokolwiek: portfela ofiary, jego zawarto�ci,
ubra�
i but�w, w kt�rych dokonano napa�ci... Nikt nie zadawa� sobie trudu, �eby by�
szczeg�lnie
delikatnym: je�li w chwili wej�cia policji mieszkanie wygl�da�o jak chlew, to po
jej wyj�ciu
wygl�da�o jak chlew, przez kt�ry przesz�a tr�ba powietrzna. Uda�o si� trafi�
tylko na jedno
znalezisko: zakrwawion� bawe�nian� koszulk�, zwini�t� i wci�ni�t� za
zdewastowan� kanap�.
Koszulka trafi�a do foliowego worka, podobnie jak jeszcze kilka fragment�w
ubioru. Je�eli
badanie laboratoryjne wykry�oby na nich mikrow��kna pochodz�ce z ubrania ofiary,
�wiadczy�oby to o tym, �e zaistnia� fizyczny kontakt mi�dzy utykaj�cym m�czyzn�
a
Price�em i Cornishem.
Podczas gdy pozostali cz�onkowie zespo�u byli zaj�ci przeszukiwaniem, Burns i
Skinner rozmawiali z s�siadami. Wi�kszo�� zna�a z widzenia poszukiwan� dw�jk�,
nikt nie
powiedzia� o nich dobrego s�owa - przede wszystkim ze wzgl�du na ha�a�liwe
pijackie
powroty do domu p�no w nocy lub nawet wczesnym ranem. Nikt te� nie mia�
poj�cia, gdzie
mog� si� podziewa� w to sierpniowe popo�udnie.
Po powrocie na posterunek Jack Burns zasiad� przy telefonie. Poprosi� o
rozes�anie do
wszystkich posterunk�w rysopis�w obu m�czyzn, zadzwoni� do doktora Carla
Batemana z
pytaniem o stan pacjenta, nast�pnie za� zacz�� telefonowa� kolejno do wszystkich
londy�skich szpitali, kt�re poprzedniego dnia mia�y ostry dy�ur. Oczekiwan�
informacj�
uzyska� od m�odego lekarza ze Szpitala Kr�lowej Anny.
- Mam go! - oznajmi� z satysfakcj�, odk�adaj�c s�uchawk�, po czym odwr�ci� si�
do
Skinnera. - Jed� do Kr�lowej Anny, znajd� na izbie przyj�� doktora Melrose�a,
spisz
zeznanie, poka� mu zdj�cie Price�a. Aha, niech ci dadz� kserokopi� wszystkich
wczorajszych
wpis�w.
- A co si� sta�o? - zapyta� Skinner.
- Wczoraj zg�osi� si� cz�owiek z rozbitym nosem, odpowiadaj�cy rysopisowi
Price�a.
Doktor Melrose stwierdzi� z�amanie w dw�ch miejscach. Nasz przyjemniaczek ma
teraz
zabanda�owan� twarz.
- Kiedy to by�o, szefie?
- Wczoraj, punktualnie o pi�tej po po�udniu.
- A wi�c trzy godziny po napadzie... My�l�, �e to mo�e by� nasz cz�owiek.
- Ja te� tak my�l�. Ruszaj.
Podczas nieobecno�ci Skinnera do Burnsa zadzwoni� sier�ant z Zespo�u
Zabezpieczania �lad�w. Nie mia� dobrych wiadomo�ci: drobiazgowe poszukiwania
prowadzone do samego zmroku nie da�y �adnych interesuj�cych rezultat�w.
Cz�onkowie
zespo�u sprawdzili ka�dy zakamarek, zajrzeli do ka�dej studzienki �ciekowej,
obejrzeli ka�de
�d�b�o trawy i zajrzeli pod ka�d� obluzowan� p�yt� chodnikow�. Opr�nili nawet
wszystkie
pi�� okolicznych �mietnik�w i szczeg�owo sprawdzili ich zawarto��. Efektem tych
poszukiwa� by�o kilkana�cie zu�ytych prezerwatyw, brudnych strzykawek i
zat�uszczonych
opakowa� po hamburgerach. Nie znaleziono ani �lad�w krwi, ani portfela.
Najwidoczniej Cornish wepchn�� portfel do kieszeni, by p�niej na spokojnie
sprawdzi� jego zawarto��. Je�li by�a tam got�wka, najprawdopodobniej ju� j�
wyda�, reszt�
za� wyrzuci�; niestety, nie uczyni� tego na obszarze Meadowdene Grove. Mieszka�
mniej
wi�cej p� mili stamt�d; za du�y obszar do przeszukania, za du�o �mietnik�w,
bocznych
alejek i studzienek. Daj Bo�e, �eby portfel w dalszym ci�gu tkwi� w jego
kieszeni. Gdyby tak
by�o i gdyby znalaz�a go tam policja, ani Cornish, ani Price d�ugo nie mieliby
okazji zagra� ze
sob� w mistrza intelektu.
Je�li chodzi o Price�a, to prowizoryczny opatrunek z bawe�nianej koszulki
zahamowa�
krwotok na tyle, �e w bezpo�redniej okolicy miejsca pope�nienia przest�pstwa na
ziemi� nie
spad�a ani jedna kropla krwi. Mimo to zeznania rewelacyjnego naocznego �wiadka
oraz
informacja ze Szpitala Kr�lowej Anny o pacjencie ze z�amanym nosem pozwala�y z
optymizmem patrze� w przysz�o��.
Rozmowa z doktorem Batemanem przynios�a lekkie rozczarowanie, za to kolejny
telefon, od sier�anta Coultera, by� wr�cz wspania�y: Coulter skorzysta� ze
swoich licznych w
rejonie �uszu� i dowiedzia� si�, �e Cornish i Price w�a�nie sp�dzaj� mile czas w
sali
bilardowej w Dalston.
Schodz�c po schodach, Burns zobaczy� wkraczaj�cego na posterunek Skinnera.
Wraca� z zeznaniem doktora Melrose�a, kt�ry na przedstawionej mu fotografii
rozpozna�
swego wczorajszego pacjenta, oraz kserokopi� wpisu do ksi��ki przyj�� - jak si�
okaza�o,
Price poda� prawdziwe dane. Burns poleci� mu zanie�� to wszystko do pokoju, a
potem
wraca� do samochodu.
W chwili przyjazdu policji obaj �otrzykowie w najlepsze grali w bilard. Burns
przeprowadzi� operacj� sprawnie i fachowo. Mia� wsparcie w postaci sze�ciu
umundurowanych funkcjonariuszy, kt�rzy obstawili wszystkie wyj�cia z lokalu.
Pozostali
gracze obserwowali przebieg wydarze� z zainteresowaniem ludzi, kt�rzy mog� sobie
na nie
pozwoli�, poniewa� tym razem nie oni maj� k�opoty, ale kto� inny.
Price z w�ciek�o�ci� wpatrywa� si� w Burnsa �wi�skimi oczkami po dw�ch stronach
opatrunku na nosie.
- Mark Price. Aresztuj� pana pod zarzutem czynnej napa�ci i powa�nego
uszkodzenia
cia�a niezidentyfikowanego cz�owieka. Czynu tego dopu�ci� si� pan wczoraj oko�o
godziny
czternastej dwadzie�cia na Paradise Way w Edmonton. Nie musi pan odpowiada� na
pytania,
ale ostrzegam, �e mo�e pan sobie powa�nie zaszkodzi�, nie m�wi�c teraz czego�,
na co
p�niej chcia�by si� pan powo�a� w s�dzie. Jednocze�nie wszystko, co pan powie,
mo�e by�
u�yte przeciwko panu.
Price zerkn�� na Cornisha, kt�ry najwidoczniej w ich zespole by� odpowiedzialny
za
wy�sze funkcje m�zgowe. Cornish lekko pokr�ci� g�ow�.
- Spadaj, dupku! - wycedzi� Price.
Skutego kajdankami, wyprowadzono z sali. Dwie minuty p�niej pod��y� za nim
Cornish. Obu za�adowano do furgonetki, razem z sze�cioma policjantami, po czym
ma�a
kawalkada ruszy�a w drog� powrotn� do �puszki przy Dover�.
Procedury, przede wszystkim procedury! Jeszcze z samochodu Burns poleci� jak
najpr�dzej �ci�gn�� na posterunek policyjnego lekarza. Wola� si� zabezpieczy�
przed
ewentualnym oskar�eniem, �e to brutalno�� policji przyczyni�a si� do zmiany
kszta�tu nosa
aresztowanego. Poza tym potrzebowa� pr�bki krwi do analizy, by por�wna� j� z
krwi� na
koszulce. Na posterunku czeka�a na niego odpowied� w sprawie prawej r�ki ofiary
napa�ci -
niestety nie taka, na jak� mia� nadziej�.
Zapowiada�a si� d�uga noc. Do aresztowania dosz�o o 19.15. Oznacza�o to, �e
Burns
ma dwadzie�cia cztery godziny do chwili, kiedy jego prze�o�eni dadz� mu
dodatkowe
dwana�cie albo miejscowe w�adze dorzuc� kolejne dwadzie�cia cztery. Jako oficer,
kt�ry
dokona� aresztowania, musia� sporz�dzi� szczeg�owy protok�, uzyska� podpisy
�wiadk�w
oraz opini� policyjnego lekarza, stwierdzaj�c�, �e stan zdrowia obu zatrzymanych
pozwala na
to, by ich przes�ucha�. Niezb�dne by�y r�wnie� pr�bki ubra�, zawarto�� kieszeni
oraz pr�bki
krwi.
Luke Skinner, czujny jak jastrz�b, dopilnowa�, �eby �aden z zatrzymanych nie
wyrzuci� niczego z kieszeni podczas transportu i w drodze z policyjnej
furgonetki na
posterunek. Nikt jednak nie m�g� zabroni� Cornishowi o�wiadczenia kategorycznym
tonem,
�e do chwili przydzielenia adwokata z urz�du nie zamierza odzywa� si� ani
s�owem.
O�wiadczenie to by�o przeznaczone g��wnie dla Price�a, kt�ry bez w�tpienia
zrozumia�, �e
ma post�powa� tak samo jak jego kompan.
Formalno�ci trwa�y ponad godzin�. Zapada� zmrok. Lekarz przyjecha� i odjecha�,
pozostawiwszy opini� dotycz�c� stanu zdrowia zatrzymanych. Ubrano ich w
jednocz�ciowe
papierowe kombinezony i zamkni�to w oddzielnych celach. Ka�dy dosta� po kubku
herbaty,
p�niej za� m�g� liczy� na posi�ek z policyjnej kantyny. Wszystko zgodnie z
przepisami.
Zawsze zgodnie z przepisami.
Burns najpierw zajrza� do Price�a.
- Chc� prawnika - powiedzia� aresztant. - Bez niego nic nie b�d� gada�.
Cornish powt�rzy� to samo.
Tego dnia dy�urnym adwokatem z urz�du by� Lou Slade. Chocia� oderwano go od
kolacji, bez s�owa protestu przyjecha� na posterunek i sp�dzi� prawie dwie
godziny w
zamkni�tym pomieszczeniu ze swymi nowymi klientami.
- Je�li pan sobie �yczy, inspektorze, mo�e pan teraz przes�ucha� ich w mojej
obecno�ci - oznajmi�, kiedy narada dobieg�a ko�ca. - Uprzedzam jednak, �e na tym
etapie nie
b�d� odpowiada� na �adne pytania. Kategorycznie zaprzeczaj� wszelkim
oskar�eniom:
twierdz�, �e w chwili kiedy pope�niano zarzucany im czyn, znajdowali si� daleko
od miejsca
przest�pstwa.
Slade by� do�wiadczonym prawnikiem i wielokrotnie miewa� ju� do czynienia z
podobnymi sprawami. Nie wierzy� w ani jedno s�owo swoich klient�w, ale stara�
si� jak
najlepiej wykonywa� sw�j zaw�d.
- Jak pan sobie �yczy - odpar� Burns. - Powinien pan jednak wiedzie�, �e sprawa
jest
doskonale udokumentowana i wci�� pojawiaj� si� nowe dowody. Mog� si� zaklina�,
�e ten
cz�owiek potkn�� si� i rozbi� sobie g�ow� na chodniku, ale to i tak niewiele im
pomo�e. Bior�c
pod uwag� ich dotychczasowe wyczyny, par� lat odsiadki maj� jak w banku.
Burns wiedzia�, �e obdukcja wykaza�a liczne �lady kopni�� na ciele ofiary, a
Slade
wiedzia� o tym, �e on wie.
- Oni i tak wszystkiemu zaprzecz�, inspektorze. Chcia�bym, najszybciej jak si�
da,
zobaczy� materia� dowodowy.
- Wszystko w swoim czasie, panie Slade. A ja z kolei chc� wiedzie�, na jakie
alibi
b�d� pr�bowali si� powo�ywa�. Zreszt�, zna pan przepisy r�wnie dobrze jak ja.
- Jak d�ugo mo�e ich pan trzyma�?
- Do si�dmej pi�tna�cie jutro wieczorem. Dwana�cie dodatkowych godzin od moich
prze�o�onych to za ma�o, wi�c prawie na pewno jutro po po�udniu wyst�pi� do s�du
o zgod�
na przed�u�enie tymczasowego aresztowania.
- Nie b�d� zg�asza� sprzeciwu. - Slade nie zamierza� w bezsensowny spos�b traci�
czasu. Mia� przecie� do czynienia z bandziorami, kt�rzy bez najmniejszego powodu
skatowali
Bogu ducha winnego cz�owieka. S�d i tak bez mrugni�cia okiem pozwoli�by na
przed�u�enie
tymczasowego aresztowania. - Przypuszczam, �e mimo wszystko b�dzie chcia� ich
pan
przes�ucha�, chocia� uprzedzi�em ju�, �e niczego nie powiedz�?
- Obawiam si�, �e tak.
- W takim razie, poniewa� zapewne obaj chcieliby�my cho� troch� pomieszka� w
naszych domach, czy mog� zaproponowa� dziewi�t� rano?
Burns zgodzi� si� i Slade pojecha� do domu. Burns musia� przeprowadzi� jeszcze
jedn� rozmow� telefoniczn�. Po��czywszy si� ze Szpitalem Kr�lewskim, poprosi� do
telefonu
siostr� dy�urn� z oddzia�u intensywnej opieki medycznej. Istnia�a przecie�
niewielka szansa,
�e ofiara napa�ci odzyska�a przytomno��.
Paul Willis r�wnie� pracowa� do p�nego wieczora. Po m�czy�nie pobitym w
Meadowdene Grove operowa� jeszcze m�odego motocyklist�, kt�ry na stromej ulicy,
prowadz�cej na Archway Hill, pr�bowa� chyba ustanowi� �wiatowy rekord pr�dko�ci
pojazd�w l�dowych. Neurochirurg robi� co w jego mocy, ale w g��bi duszy dawa�
m�odemu
cz�owiekowi najwy�ej pi��dziesi�t procent szans na prze�ycie. O telefonie Burnsa
dowiedzia�
si� ju� po tym, jak piel�gniarka od�o�y�a s�uchawk�.
Min�y dwadzie�cia cztery godziny od operacji, dzia�anie narkozy powinno ju�
ust�pi�. Przed p�j�ciem do domu lekarz zajrza� do pokoju, w kt�rym le�a�
zoperowany
pacjent.
�adnych zmian. Serce uderza�o miarowo, lecz ci�nienie krwi wci�� by�o za
wysokie.
W skali �pi�czkowej pacjent uzyska� zaledwie trzy punkty na pi�tna�cie
mo�liwych, co
oznacza�o, �e by� pogr��ony w g��bokiej �pi�czce.
- Zaczekamy jeszcze trzydzie�ci sze�� godzin - powiedzia� dy�uruj�cej
piel�gniarce. -
Chcia�em wyjecha� na weekend, ale wpadn� w sobot� rano, chyba �e wcze�niej co�
zmieni
si� na lepsze. Prosz� mnie zawiadomi�, jak tylko co� si� b�dzie dzia�o. Je�li do
soboty nie
nast�pi� �adne zmiany, trzeba b�dzie zrobi� jeszcze jedno badanie tomograficzne.
Drugi dzie� zako�czy� si� g�o�nym chrapaniem Price�a i Cornisha w celach na
posterunku przy Dover Street. Ich ofiara le�a�a w tym czasie na wznak,
pod��czona do
czujnik�w monitoruj�cych funkcje �yciowe, zamkni�ta we w�asnym, niedost�pnym dla
innych �wiecie.
Doktor Willis uwolni� si� na jaki� czas od my�li o pacjentach i w swoim
eleganckim
domu przy St. John�s Wood Terrace ogl�da� stary spaghetti western z Clintem
Eastwoodem.
Detektyw Skinner o ma�o nie sp�ni� si� na randk� z �adn� studentk� wydzia�u
aktorskiego
Hampstead School, kt�r� przed miesi�cem pozna� w przerwie koncertu w
filharmonii. Na
posterunku przy Dover Street nikt nie wiedzia� o jego upodobaniach (je�li chodzi
o muzyk�
powa�n�, nie o kobiety).
Detektyw Jack Burns wr�ci� do pustego domu w Campden Town i przygotowa� sobie
na kolacj� grzanki z fasolk�. Nie m�g� ju� si� doczeka� chwili, kiedy Jenny i
ch�opcy wr�c� z
wakacji w Salcombe, w jego rodzinnym Devon. Najch�tniej zaraz wsiad�by do
samochodu i
pojecha� do nich. Sierpie�, pomy�la�. Cholerny sierpie�.
Dzie� trzeci: czwartek
Przes�uchanie Price�a i Cornisha nie da�o �adnych rezultat�w. Nie by�o w tym
winy
Jacka Burnsa, kt�ry doskonale zna� si� na swojej robocie. Na pierwszy ogie�
wzi�� Price�a,
jako twardszego z tej dw�jki. W obecno�ci milcz�cego Lou Slade�a spr�bowa�
najpierw
�agodnej perswazji.
- Pos�uchaj, Mark, mamy ci� na widelcu. Jest naoczny �wiadek, kt�ry wszystko
widzia�. Wszystko, od samego pocz�tku do ko�ca. I b�dzie zeznawa�.
Cisza.
M�j klient odmawia sk�adania zezna� - przet�umaczy� Slade.
- Ten cz�owiek waln�� ci� prosto w nos. Z�ama� ci kinol. Jak my�lisz, dlaczego
starszy,
spokojny cz�owiek m�g�by to zrobi�?
Burns liczy� na to, �e Price wymamrocze jakie� �A bo ja wiem?�, albo �Durny
staruch�, czy co� w tym rodzaju. By�oby to po�rednie przyznanie si� do tego, �e
by� na
miejscu zdarzenia. Niestety, jego oczekiwania spe�z�y na niczym; bandzior tylko
wpatrywa�
si� w niego nienawistnym spojrzeniem.
- Mamy te� pr�bki twojej krwi, kolego. Tej, kt�ra pociek�a ci z nosa.
Nie przyzna� si� co prawda, �e pr�bki pochodz� nie z chodnika tylko z
bawe�nianej
koszulki, ale te� nikt nie m�g� mu zarzuci�, �e powiedzia� nieprawd�. Price
spojrza� z
przera�eniem na adwokata, kt�ry r�wnie� wyra�nie si� zaniepokoi�. Slade
doskonale zdawa�
sobie spraw�, �e gdyby stwierdzono ponad wszelk� w�tpliwo��, i� na chodniku w
pobli�u
miejsca rozboju znajduj� si� plamy krwi jego klienta, sprawa by�aby z g�ry
przegrana i
pozosta�aby ju� tylko walka o zmian� kwalifikacji prawnej czynu oraz starania o
podwa�enie
wagi dowod�w zebranych przez Burnsa, i to jeszcze na d�ugo przed rozpraw�.
Pokr�ci� tylko
nieznacznie g�ow� na znak, �eby Price w dalszym ci�gu trzyma� g�b� na k��dk�.
I tak w�a�nie si� sta�o.
Burns po�wi�ci� ka�demu zatrzymanemu p� godziny, po czym zwin�� �agle.
- Zamierzam wyst�pi� o zgod� na przed�u�enie tymczasowego aresztowania -
poinformowa� Slade�a, kiedy Price i Cornish wr�cili do swoich cel. - Pasuje panu
czwarta po
po�udniu?
Prawnik skin�� g�ow�. Oczywi�cie b�dzie przy tym, lecz nie powie ani s�owa.
Mija�oby si� to z celem.
- Jutro zamierzam przeprowadzi� dwie konfrontacje przy St. Anne�s Road - ci�gn��
detektyw. - Je�li uzyskam dwa pozytywne rezultaty, przedstawi� formalne
oskar�enie.
Slade skin�� g�ow� i wyszed�. W drodze do biura my�la� o tym, i� wedle
wszelkiego
prawdopodobie�stwa niewiele zdo�a pom�c swoim klientom. Burns by� fachowcem
wysokiej
klasy: drobiazgowy i skrupulatny, nie pope�nia� g�upich b��d�w, kt�re potem
mo�na by
wykorzysta�. Co gorsza, on sam r�wnie� nie mia� najmniejszej w�tpliwo�ci co do
winy
obydw�ch. Doskonale zna� ich ma�o chlubn� przesz�o��, ju� jutro za� mia� pozna�
j� tak�e
s�d. Kimkolwiek by� �w tajemniczy �wiadek, je�li jego zeznania rzeczywi�cie
obci��� Price�a
i Cornisha, obaj b�d� mogli na d�ugo po�egna� si� z wolno�ci�.
Przed laty konfrontacje przeprowadzano w komisariatach, potem jednak
przeniesiono
je do specjalnie przygotowanych mieszka�, usytuowanych w rozmaitych cz�ciach
miasta.
Najbli�szy taki lokal znajdowa� si� przy St. Anne Road, zaledwie kilka krok�w od
szpitala, w
kt�rym pracowa� doktor Melrose i gdzie Price zg�osi� si� ze swoim z�amanym
nosem. Ten
system by� znacznie bardziej efektywny. Ka�dy lokal wyposa�ono w najnowsze
zdobycze
techniki, pozwalaj�ce na bezpieczn� identyfikacj� przest�pc�w przez �wiadk�w,
bez
nara�ania tych drugich na niebezpiecze�stwo. W ka�dej chwili mo�na tam by�o
r�wnie�
wezwa� kilkana�cioro statyst�w w rozmaitym wieku i o r�nym wygl�dzie. Ochotnicy
ci
dostawali pi�tna�cie funt�w za to, �eby wej�� do pokoju, posta� chwil� w
szeregu, a potem
wyj��. Burns poleci� zorganizowa� dwa seanse nazajutrz o jedenastej.
Dziennikarzami, do kt�rych Burns czu� g��boka awersj�, mia� si� zaj�� Skinner.
Robi�
to naprawd� dobrze. By� rzadko spotykanym zjawiskiem: policjant wykszta�cony w
szkole
publicznej, ze wzgl�du na swoje maniery stanowi�cy cz�sto obiekt �art�w w
kantynie,
niekiedy jednak bardzo przydatny.
Wydzia� Scotland Yardu, zajmuj�cy si� kontaktami z mediami, poprosi� o kr�tk�
informacj�. Z ca�� pewno�ci� nie by�a to sprawa z pierwszych stron gazet, ale
opr�cz czynnej
napa�ci wchodzi� r�wnie� w gr� aspekt ustalenia to�samo�ci ofiary. Problem
polega� na tym,
�e Skinner nie dysponowa� ani rysopisem, ani fotografi� - na c� bowiem zda�oby
si� zdj�cie
przedstawiaj�ce ogromn�, opuchni�t� twarz o zdeformowanych rysach, okolon�
zewsz�d
banda�ami?
Nale�a�o wi�c zainteresowa� si� wszystkimi, kt�rzy w ostatni wtorek wyszli z
domu w
rejonie Tottenham/Edmonton i do tej pory nie powr�cili i przynajmniej z grubsza
odpowiadali
nast�puj�cemu opisowi: utykaj�cy m�czyzna w wieku od pi��dziesi�ciu do
pi��dziesi�ciu
pi�ciu lat, o siwych w�osach, �redniego wzrostu i �redniej tuszy. Istnia�a
niewielka szansa, �e
ze wzgl�du na sezon og�rkowy prasa wyka�e cho� odrobin� zainteresowania t�
zagadk�.
Jedna gazeta by�a stuprocentowym �pewniakiem� - miejscowy �Express�,
szmat�awiec obejmuj�cy zasi�giem Edmonton i Tottenham, w zwi�zku z czym Luke
Skinner
um�wi� si� na lunch ze znajomym dziennikarzem, kt�ry pilnie wszystko zanotowa� i
obieca�
zrobi�, co b�dzie w jego mocy.
S�dy cywilne mog� sobie pozwoli� na wakacyjn� przerw�, w s�dach zajmuj�cych si�
sprawami kryminalnymi ruch trwa natomiast przez ca�y rok. Ponad dziewi��dziesi�t
procent
spraw tego rodzaju rozpatruj� s�dy pokoju, w zwi�zku z czym musz� pracowa� przez
siedem
dni w tygodniu i pi��dziesi�t dwa tygodnie w roku. Znaczn� cz�� zada� wykonuj�
w nich
s�dziowie, dla kt�rych jest to jedynie dzia�alno�� spo�eczna: to do nich w�a�nie
trafiaj�
wszystkie drobne sprawy, takie jak wykroczenia drogowe, wnioski o zezwolenie na
przeszukanie, niewielkie kradzie�e i tym podobne. Zalicza si� do nich r�wnie�
wnioski o
przed�u�enie tymczasowego aresztowania. W powa�niejszych wypadkach decyzj�
pozostawia
si� jednak zawodowemu s�dziemu.
Tego popo�udnia w sali numer trzy s�du na Highbury Corner urz�dowa�o trzech
s�dzi�w pokoju pod przewodnictwem Henry�ego Spellara, emerytowanego dyrektora
szko�y.
Sprawa by�a tak prosta i oczywista, �e zaj�a im zaledwie kilka sekund. Jak
tylko dobieg�a
ko�ca, Price i Cornish zostali odwiezieni z powrotem na Dover Street, Burns za�
zameldowa�
si� przed detektywem Parfittem.
- Jak leci, Jack? - zapyta� szef wydzia�u kryminalnego.
- Marnie, prosz� pana. Zacz�o si� doskonale: od �wiadka, kt�ry widzia� ca�e
zdarzenie od pocz�tku do ko�ca. To w�a�ciciel sklepu po drugiej stronie ulicy.
Porz�dny
obywatel, ch�tny do wsp�pracy z policj�. Niestety brakuje mi portfela ofiary
oraz wynik�w
bada� laboratoryjnych jednoznacznie ��cz�cych z ni� Price�a i Cornisha. Jest
tylko z�amany
nos Price�a i potwierdzony fakt, �e zg�osi� si� z nim do ambulatorium trzy
godziny po
napadzie.
- Czyli czego ci trzeba?
- Portfela i wynik�w bada�. Musz� zidentyfikowa� ofiar� i mie� stuprocentowe
dowody winy tych dw�ch typk�w.
- Zamierzasz przedstawi� formalne oskar�enie?
- Owszem, je�li jutro zidentyfikuje ich pan Patel. To nie mo�e uj�� im na sucho.
S�
winni jak diabli.
Alan Parfitt skin�� g�ow�.
- W porz�dku, Jack. Postaram si� przycisn�� laborant�w. Informuj mnie na bie��co
o
rozwoju sytuacji.
W Szpitalu Kr�lewskim zapada� zmrok, lecz cz�owiek le��cy na oddziale
intensywnej
opieki medycznej nie zdawa� sobie z tego sprawy. Od operacji up�yn�o ju�
czterdzie�ci
osiem godzin; dzia�anie narkozy dawno min�o, ale on nawet nie drgn��. Ci�gle
przebywa� we
w�asnym, odleg�ym �wiecie.
Dzie� czwarty: pi�tek
Znajomy dziennikarz spisa� si� doskonale - obszerny artyku� ukaza� si� na
pierwszej
stronie pod intryguj�cym tytu�em: TAJEMNICA UTYKAJ�CEGO MʯCZYZNY. Poni�ej
znajdowa� si� szczeg�owy opis napadu oraz informacja o dw�ch mieszka�cach
okolicy,
�pomagaj�cych policji w �ledztwie�. Stan ofiar