7225

Szczegóły
Tytuł 7225
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7225 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7225 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7225 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Frederick Forsyth Weteran (The Veteran) Z angielskiego prze�o�yli: Jacek Manicki Arkadiusz Nakonieczni Witold Nowakowski Data wydania oryginalnego 2000 Data wydania polskiego 2001 Weteran Dzie� pierwszy: wtorek W�a�ciciel ma�ego wielobran�owego sklepu na rogu widzia� wszystko, a przynajmniej tak twierdzi�. Uk�adaj�c towary na wystawie, w pewnej chwili podni�s� wzrok i zobaczy� tego m�czyzn� po drugiej stronie ulicy. M�czyzna by� zupe�nie niepozorny i sklepikarz z pewno�ci� nie po�wi�ci�by mu ani odrobiny uwagi, gdyby nie to, �e tamten utyka�. W�a�ciciel sklepu zezna� p�niej, �e poza tym na ulicy nie by�o nikogo. Pod warstw� szarych chmur dzie� by� gor�cy i parny, powietrze lepi�o si� do cia�. Nie wiadomo czemu tak nazwana Paradise Way wygl�da�a r�wnie obskurnie i beznadziejnie jak zawsze: handlowa ulica w sercu jednego z upstrzonych graffiti, um�czonych, wycie�czonych przest�pczo�ci� osiedli szpec�cych krajobraz mi�dzy Leyton, Edmonton, Dalston i Tottenham. Trzydzie�ci lat wcze�niej, podczas uroczystej ceremonii otwarcia, Meadowdene Grove nazywano �nowym, wzorcowym osiedlem dom�w komunalnych dla klasy pracuj�cej�, ju� sama nazwa by�a jednak grubym nieporozumieniem: miejsce to nie mia�o nic wsp�lnego z ��k� ani parowem, ostatni zagajnik wyci�to za� w tych okolicach jeszcze w �redniowieczu *.[* Meadow - ��ka; dene - par�w; grove - zagajnik (przyp. t�um.).] W rzeczywisto�ci osiedle przypomina�o betonowy gu�ag, powsta�o dzi�ki uchwale komunizuj�cej rady miejskiej, a zaprojektowali je architekci mieszkaj�cy w przytulnych jednorodzinnych domkach z dala od miast. Upadek Meadowdene Grove przebiega� w i�cie osza�amiaj�cym tempie, kt�rego m�g�by pozazdro�ci� niejeden kamie�. W roku 1996 labirynt przej��, pasa�y i bram ��cz�cych budynki cuchn�� i wygl�da� jak kloaka; �ycie pojawia�o si� tam wy��cznie nocami, kiedy gangi miejscowej bezrobotnej (i niezdatnej do jakiejkolwiek pracy) m�odzie�y przeczesywa�y teren w poszukiwaniu handlarzy narkotyk�w, by odebra� od nich haracz. Dawni robotnicy, a obecnie emeryci, kurczowo trzymaj�cy si� przebrzmia�ych zasad i niegdysiejszej moralno�ci, �yli za zabarykadowanymi drzwiami w �miertelnym l�ku przed grasuj�cymi wok� stadami wilk�w. Mi�dzy sze�ciopi�trowymi budynkami z zewn�trznymi klatkami schodowymi znajdowa�y si� sp�achetki czego�, co dawno temu mia�o by� trawnikami, a gdzie obecnie wala�y si� zardzewia�e skorupy skanibalizowanych samochod�w. Wewn�trzne alejki krzy�owa�y si� na dziedzi�cach, kt�re w zamy�le mia�y stanowi� miejsca spotka� i odpoczynku, po czym bieg�y dalej, do Paradise Way. G��wny handlowy deptak niegdy� kipia� �yciem, potem jednak sklepy stopniowo zamykano, w miar� jak ich w�a�cicielom przykrzy�a si� walka z drobnymi kradzie�ami, powa�nymi w�amaniami, wandalizmem i rasistowskimi ekscesami. Ponad po�owa by�a ju� zamkni�ta na g�ucho, te za�, kt�re pozosta�y, mia�y szyby wystawowe ukryte za g�stymi metalowymi siatkami. Pan Veejay Patel wci�� trwa� na swym posterunku na rogu. Do Wielkiej Brytanii przyby� w wieku dziesi�ciu lat z rodzicami uciekaj�cymi przed prze�ladowaniami re�imu Idiego Amina. Wielka Brytania udzieli�a im schronienia. By� jej za to ogromnie wdzi�czny. Wci�� kocha� sw� przybran� ojczyzn�, przestrzega� prawa, stara� si� by� dobrym obywatelem i coraz bardziej dziwi� si� charakterystycznemu dla lat dziewi��dziesi�tych upadkowi obyczaj�w. Na tym terenie, zwanym przez londy�sk� policj� Kwadratem P�nocno-Wschodnim, nikt obcy nie m�g� czu� si� bezpiecznie. Utykaj�cy m�czyzna by� obcy. Od naro�nika dzieli�o go jeszcze zaledwie pi�tna�cie jard�w, kiedy z w�skiej betonowej alejki mi�dzy dwoma nieczynnymi sklepami wy�oni�y si� dwie postaci i zagrodzi�y mu drog�. Pan Patel znieruchomia� przy oknie. Dwaj m�odzi ludzie bardzo si� r�nili, ale wygl�dali r�wnie gro�nie. Doskonale zna� oba typy. Jeden by� p�katy, - z ogolon� na �yso g�ow� i �wi�sk� twarz�. Nawet z odleg�o�ci mniej wi�cej trzydziestu jard�w pan Patel doskonale widzia� kolczyk po�yskuj�cy w jego lewym uchu. Ubrany by� w bufiaste d�insy i poplamion� bawe�nian� koszulk�, nad szerokim sk�rzanym paskiem zwiesza� si� piwny ka�dun. Stan�� jak g�az przed utykaj�cym m�czyzn�, kt�ry, chc�c nie chc�c, musia� si� zatrzyma�. Drugi by� szczuplejszy, w jasnych drelichowych spodniach i zapinanej na suwak szarej wiatr�wce. Proste przet�uszczone w�osy si�ga�y mu poni�ej uszu. Ten zaj�� pozycj� za plecami ofiary. P�katy zacisn�� pi�� i zbli�y� j� do twarzy m�czyzny. Pan Patel zauwa�y� metaliczny b�ysk na palcach. Widzia�, �e p�katy porusza ustami, ale nie s�ysza�, co m�wi do obcego. Wystarczy�oby, �eby utykaj�cy m�czyzna odda� napastnikom portfel, zegarek i cokolwiek jeszcze cennego mia� przy sobie. Przy odrobinie szcz�cia mia�by szans� wyj�� z tego bez nawet jednego dra�ni�cia. Wybra� jednak znacznie gorsze rozwi�zanie. Napastnicy przewy�szali go przecie� liczebno�ci� i si��. S�dz�c po siwych w�osach, nie by� ju� m�odzieniaszkiem, na dodatek za� mia� niesprawn� nog�, a jednak postanowi� walczy�. Cios, kt�ry zada� praw� r�k�, by� tak szybki, �e pan Patel z trudem go dostrzeg�. M�czyzna zatoczy� szeroki �uk ramieniem i pochyli� si� do przodu, by zwi�kszy� si�� uderzenia. W chwili kiedy pi�� zetkn�a si� z nosem p�katego, rozleg� si� wrzask, kt�ry dotar� do uszu pana Patela nawet przez grub�, kilkuwarstwow� szyb� witryny jego sklepu. P�katy zas�oni� twarz r�kami i zatoczy� si� wstecz. Spomi�dzy jego palc�w pociek�a stru�ka krwi. Podczas sk�adania zezna� sklepikarz musia� w tym momencie przerwa� i zastanowi� si�, by dok�adnie odtworzy� przebieg kolejnych wydarze�. T�ustow�osy zada� od ty�u mocny cios w nerki, po czym kopn�� m�czyzn� w zgi�cie kolana zdrowej nogi. To wystarczy�o, by ofiara osun�a si� na chodnik. W Meadowdene Grove nosi�o si� albo sportowe pantofle (�eby szybko si� porusza�), albo wojskowe buciory (�eby mocno kopa�). Obaj napastnicy mieli na nogach wojskowe buciory. Cz�owiek na chodniku zwin�� si� w k��bek, chroni�c najbardziej wra�liwe cz�ci cia�a, ale w konfrontacji z dwoma parami ci�ko obutych st�p nie mia� �adnych szans - tym bardziej �e p�katy skoncentrowa� si� na g�owie. W sumie, zdaniem sklepikarza, napastnicy zadali oko�o dwudziestu kopni��, mo�e nawet wi�cej, zanim ofiara wreszcie znieruchomia�a. W�wczas t�ustow�osy pochyli� si� i si�gn�� do wewn�trznej kieszeni kurtki m�czyzny. Pan Patel widzia�, jak wyci�ga stamt�d portfel, a zaraz potem obaj napastnicy odwr�cili si� i znikn�li w betonowej alejce mi�dzy sklepami. P�katy zadar� koszulk� i przyciska� jej skraj do krwawi�cego nosa. Sklepikarz natychmiast pobieg� za kontuar, podni�s� s�uchawk� i wystuka� 999. Poniewa� telefonistka nie chcia�a przyj�� anonimowego zg�oszenia, musia� poda� nazwisko i adres. Jak tylko formalno�ciom sta�o si� zado��, poprosi� o przys�anie policji i karetki pogotowia, po czym od�o�y� s�uchawk� i wr�ci� na posterunek obserwacyjny przy oknie wystawowym. M�czyzna wci�� le�a� bez ruchu na chodniku. Nikt si� nim nie zajmowa�. W takiej okolicy ludzie staraj� si� nie wtr�ca� w nie swoje sprawy. Pan Patel naturalnie udzieli�by rannemu pomocy, gdyby mia� na ten temat jakiekolwiek poj�cie. Ba� si�, �e post�puj�c niew�a�ciwie, wyrz�dzi ofierze jeszcze wi�ksz� krzywd�. Ba� si� te� o sw�j sklep i o to, �e napastnicy by� mo�e wr�c�, wi�c tylko sta� i czeka�. Jako pierwszy, w niespe�na cztery minuty po wezwaniu, zjawi� si� radiow�z. Przypadek sprawi�, �e dwaj funkcjonariusze akurat przeje�d�ali prawie p� mili od miejsca zdarzenia, w dodatku za� obaj dobrze znali okolic�, poniewa� tu w�a�nie zostali skierowani podczas wiosennych zamieszek rasowych. Jak tylko samoch�d zatrzyma� si� z piskiem opon i ucich�o zawodzenie syreny, jeden policjant wysiad� i podbieg� do nieruchomego cz�owieka, drugi za� po��czy� si� przez radio z central�, aby upewni� si�, czy karetka jest w drodze. Pan Patel widzia�, jak obaj funkcjonariusze spogl�daj� w kierunku jego sklepu, lecz �aden z nich nie przeszed� na drug� stron� ulicy, by potwierdzi�, �e w�a�nie st�d telefonowano po pomoc. To mog�o poczeka�. Zaraz potem zza rogu, z w��czon� syren� i migaj�cymi �wiat�ami, wyjecha�a karetka. Na Paradise Way pojawili si� te� pierwsi gapie, lecz wszyscy trzymali si� z daleka. P�niej policja usi�owa�a nak�oni� ich do z�o�enia zezna�, ale bezskutecznie: w Meadowdene Grove wszyscy ceni� sobie rozrywk�, nikt jednak nie spieszy si�, by pomaga� policji. W karetce byli dwaj sanitariusze, doskonale wyszkoleni i do�wiadczeni. Dla nich, podobnie jak dla policji, przepisy s� przepisami i trzeba ich skrupulatnie przestrzega�. - Chyba dosta� par� kopniak�w - powiedzia� policjant, kt�ry przykl�kn�� przy ofierze. - Nie wygl�da najlepiej. Sanitariusze skin�li g�owami, po czym wzi�li si� do pracy. Poniewa� nie stwierdzili zewn�trznego krwotoku, najwa�niejszym zadaniem sta�o si� unieruchomienie karku. Ofiary wypadk�w cz�sto przyp�aca�y �mierci� interwencje niedouczonych ratownik�w, kt�rzy nie�wiadomie doprowadzali do nieodwracalnego uszkodzenia rdzenia kr�gowego. W tym wypadku o niczym takim nie mog�o by� mowy, poniewa� sprawne r�ce b�yskawicznie za�o�y�y ofierze p�sztywny ko�nierz. Nast�pnie u�o�ono go na podk�adce usztywniaj�cej zar�wno kark, jak i kr�gos�up, i dopiero wtedy znalaz� si� na noszach, a chwil� p�niej w karetce. Sanitariusze dzia�ali sprawnie i fachowo; zaledwie pi�� minut po dotarciu na miejsce byli ju� gotowi do odjazdu. - Zabior� si� z wami - powiedzia� policjant, kt�ry jako pierwszy znalaz� si� przy ofierze. - Mo�e b�dzie chcia� z�o�y� zeznanie. Zawodowcy ze s�u�b ratowniczych doskonale wiedz�, kto si� czym zajmuje i dlaczego. Pozwala to zaoszcz�dzi� mn�stwo czasu. Jeden z sanitariuszy skin�� g�ow�. Karetka to by� jego teren i on tu rz�dzi�, ale policja te� mia�a swoj� robot� do wykonania. Zdawa� sobie jednak doskonale spraw�, i� szansa na to, �e ofiara wypowie cho�by jedno sensowne s�owo, jest znikoma, burkn�� wi�c: - Dobra, ale nie przeszkadzaj. Marnie z nim. Policjant zaj�� miejsce z przodu kabiny, tu� przy przepierzeniu. Kierowca zatrzasn�� tylne drzwi, pobieg� na swoje miejsce, drugi sanitariusz pochyli� si� nad nieprzytomnym m�czyzn�. Dwie sekundy p�niej karetka ruszy�a z przera�liwym wyciem syreny, min�a gapi�w zgromadzonych na Paradise Way i skr�ci�a w zat�oczon� High Road. Policjant trzyma� si� uchwytu i obserwowa� przy pracy profesjonalist� z nieco innej bran�y. Drogi oddechowe, przede wszystkim udro�ni� drogi oddechowe! Korek z krwi i �luzu w tchawicy mo�e zabi� cz�owieka r�wnie szybko i skutecznie jak pocisk karabinowy. Za pomoc� ma�ej pompki sanitariusz usun�� niewielk� ilo�� �luzu i odrobink� krwi. Drogi oddechowe wolne, oddech p�ytki, ale stabilny. Na wszelki wypadek sanitariusz za�o�y� rannemu na opuchni�t� twarz mask� tlenow�. Ta szybko powi�kszaj�ca si� opuchlizna bardzo go niepokoi�a. Zbyt dobrze zna� ten objaw. Puls: regularny, lecz niezbyt szybki, jeszcze jedna oznaka ewentualnego uszkodzenia m�zgu. W pi�tnastopunktowej �skali �pi�czkowej� pi�tna�cie punkt�w oznacza ca�kowit� przytomno��, trzy - g��bok� �pi�czk�. Dwa i jeden to �mier�. Pacjent kwalifikowa� si� na jedena�cie punkt�w, z tendencj� spadkow�. - Do Kr�lewskiego! - zawo�a�, przekrzykuj�c zawodzenie syreny. - Niech szykuj� zesp� neuro! Kierowca skin�� g�ow�, przejecha� pod pr�d przez ruchliwe skrzy�owanie, po czym skr�ci� w kierunku Whitechapel. Szpital Kr�lewski przy Whitechapel Road pe�ni� sta�y dy�ur neurochirurgiczny; kilka dodatkowych minut straconych na dojazd mog�o p�niej okaza� si� zbawienne w skutkach. Kierowca poda� centrali swoj� dok�adn� pozycj�, szacunkowy czas przybycia do szpitala oraz przekaza� pro�b� o przygotowanie zespo�u operacyjnego. Sanitariusz mia� racj�. Jednym z objaw�w powa�nego uszkodzenia m�zgu, szczeg�lnie w wyniku pobicia, jest b�yskawiczne puchni�cie tkanki mi�kkiej twarzy i g�owy, kt�ra w kr�tkim czasie przybiera monstrualne, wr�cz karykaturalne rozmiary. Twarz rannego zacz�a puchn�� jeszcze wtedy, kiedy le�a� na chodniku; w chwili gdy karetka zajecha�a przed wej�cie do Szpitala Kr�lewskiego, jego g�owa wygl�da�a jak futbol�wka. Otworzy�y si� drzwi, nosze wyjecha�y z karetki, nieprzytomny m�czyzna znalaz� si� pod opiek� zespo�u urazowego. Trzema lekarzami, w tym jednym anestezjologiem, i trzema piel�gniarkami dowodzi� Carl Bateman. Otoczyli nosze, przenie�li pacjenta (wci�� z usztywnionym karkiem i kr�gos�upem) na szpitalne i zabrali go. - A moja deska i ko�nierz?! - zawo�a� sanitariusz, ale nikt go nie us�ysza�. Wszystko wskazywa�o na to, �e b�dzie musia� odebra� je nazajutrz. Z karetki wygramoli� si� policjant. - Kt�r�dy poszli? - T�dy. - Sanitariusz wskaza� mu drog�. - Tylko nie przeszkadzaj. Funkcjonariusz skin�� g�ow� i wszed� przez uchylne drzwi, wci�� licz�c na zeznanie. Zamiast niego us�ysza� polecenie piel�gniarki: - Prosz� tu usi��� i czeka�. Tymczasem na Paradise Way dzia�o si� mn�stwo rzeczy. Dowodzenie obj�� inspektor z posterunku przy Dover Street, w tej okolicy zwanego �puszk� przy Dover�. Miejsce zdarzenia odgrodzono pasiast� ta�m�, kilkunastu policjant�w przeczesywa�o najbli�szy teren, szczeg�ln� uwag� po�wi�caj�c sklepom wzd�u� ulicy i wznosz�cym si� nad nimi sze�ciu pi�trom mieszka�. Najbardziej interesowa�y ich budynki po przeciwnej stronie ulicy, istnia�o bowiem spore prawdopodobie�stwo, i� kto� z mieszka�c�w widzia� ca�y przebieg wydarze�. Niestety, niewiele uda�o im si� osi�gn��: reakcje potencjalnych �wiadk�w waha�y si� mi�dzy autentycznym za�enowaniem a o�lim uporem i nieskrywanym szyderstwem. Funkcjonariusze uparcie pr�bowali dalej. Inspektor bardzo szybko poprosi� o przys�anie kolegi z wydzia�u kryminalnego, gdy� nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e szykuje si� praca dla detektyw�w. W �puszce przy Dover� detektyw Jack Burns musia� zostawi� w kantynie niedopit� herbat� oraz samotnego nadinspektora Alana Parfitta, by przej�� spraw� rozboju przy Paradise Way. Co prawda protestowa�, �e to niemo�liwe, bo przecie� zajmuje si� ju� kilkoma kradzie�ami samochod�w i ucieczk� z miejsca wypadku, nazajutrz za� ma stawi� si� na rozprawie w s�dzie, ale niewiele mu to da�o. Za ma�o ludzi, tyle us�ysza� w odpowiedzi na swoje �ale. Cholerny sierpie�, mamrota� w�ciekle pod nosem, wychodz�c z posterunku. Na miejscu przest�pstwa zjawi� si� wraz ze swym partnerem, detektywem Luke�em Skinnerem, mniej wi�cej w tym samym czasie co Zesp� Zabezpieczania �lad�w. Cz�onkowie tych zespo��w nie maj� �atwego �ycia: w roboczych kombinezonach i gumowych r�kawiczkach przeszukuj� miejsca pope�nienia przest�pstw w poszukiwaniu wszystkiego, co mo�e mie� warto�� dowodow�. Poniewa� na pierwszy rzut oka do�� trudno ustali�, co tak� warto�� b�dzie mia�o, co za� nie, z zasady zgarnia si� wszystko, co wpadnie w r�ce, i pakuje si� w torebki. Zadanie stwierdzenia, co to jest i czy na cokolwiek si� przyda, odk�ada si� na p�niej. W pracy tej trzeba niekiedy �azi� na czworakach w niezbyt przyjemnych miejscach. Osiedle Meadowdene Grove z pewno�ci� si� do nich zalicza�o. - Brakuje portfela, Jack - powiedzia� inspektor, kt�ry zd��y� ju� porozmawia� z panem Patelem. - A jeden z napastnik�w ma rozbity nos. Pr�bowa� powstrzyma� krwotok bawe�nian� koszulk�. Niewykluczone, �e krew kapa�a na ziemi�. Burns skin�� g�ow�. Podczas gdy cz�onkowie Zespo�u Zabezpieczania Siad�w penetrowali na czworakach i w kucki cuchn�ce zakamarki, mundurowi policjanci za� bezskutecznie szukali �wiadk�w, Jack Burns uda� si� do sklepu pana Veejay a Petela. - Detektyw Burns - przedstawi� si�, prezentuj�c odznak� - a to m�j wsp�pracownik, detektyw sier�ant Skinner. Rozumiem, �e to pan wezwa� pomoc? Jack Burns pochodzi� z Devon, w londy�skiej policji pracowa� od trzech lat, przez ca�y czas w �puszce przy Dover�. W rodzinnych stronach przywyk� do tego, �e obywatele ch�tnie i ze wszystkich si� pomagaj� str�om porz�dku publicznego; po przenosinach do stolicy dozna� wi�c potwornego szoku. Pan Patel stanowi� dla niego nie lada zaskoczenie, przypomnia� mu bowiem o starych, dobrych czasach na prowincji. Nie do��, �e naprawd� chcia� pom�c, to jeszcze stara� si� zeznawa� jasno, precyzyjnie i szczeg�owo. Dok�adnie opowiedzia�, co widzia�, i opisa� sprawc�w. Jack Burns zapa�a� do niego autentyczn� sympati�. Gdyby we wszystkich sprawach wyst�powali tacy �wiadkowie jak Veejay Patel z Entebe i Edmonton! Nad Meadowdene Grove zapada� ju� zmierzch, kiedy w�a�ciciel sklepu z�o�y� podpis pod spisanymi przez Skinnera zeznaniami. - Chcia�bym, �eby pojecha� pan z nami na posterunek i rzuci� okiem na kilka zdj�� - powiedzia� Burns. - Mo�e uda si� panu rozpozna� kt�rego� z napastnik�w. Ogromnie u�atwi�oby nam prac�, gdyby�my od pocz�tku wiedzieli, kogo szuka�. Pan Patel strasznie si� zak�opota�. - Bardzo prosz�, nie dzisiaj! Jestem sam w sklepie, zamykam dopiero o dziesi�tej. Ale jutro wraca m�j brat. By� na wakacjach, rozumiecie panowie: sierpie�. M�g�bym przyj�� rano. Dziesi�ta trzydzie�ci w s�dzie, przypomnia� sobie Burns. C�, b�dzie musia� zostawi� to Skinnerowi. - W takim razie o jedenastej? Wie pan, gdzie jest komisariat przy Dover Street? Prosz� powiedzie�, �e jest pan ze mn� um�wiony. - Ma�o jest takich jak on - zauwa�y� Skinner, kiedy wracali do samochodu. - Podoba mi si� - odpar� Burns. - Kiedy z�apiemy tych drani, chyba uda nam si� zapuszkowa� ich na d�u�ej. W drodze powrotnej na posterunek Burns dowiedzia� si� przez radio, dok�d zabrano ofiar� i kto jej pilnuje. Pi�� minut p�niej po��czy� si� z funkcjonariuszem. - Ca�e ubranie, ��cznie z zawarto�ci� kieszeni i wszystkim, co mia� przy sobie, trzeba zapakowa� w torby i dostarczy� do komisariatu. No i oczywi�cie dokumenty. Wci�� nie wiemy, jak si� nazywa. Kiedy wszystko b�dzie gotowe, dajcie zna�, to przy�lemy kogo�, �eby was zmieni�. Carla Batemana nie obchodzi�o ani nazwisko i adres cz�owieka na noszach, ani to, kto potraktowa� go w tak bezwzgl�dny spos�b. Batemana interesowa�o tylko jedno: utrzyma� go przy �yciu. Z izby przyj�� nosze pojecha�y prosto na sal� reanimacyjn�. Bateman by� pewien, �e ofiara dozna�a bardzo licznych obra�e�, ale zasady by�y proste: najpierw te bezpo�rednio zagra�aj�ce �yciu, reszta potem. Na pocz�tek drogi oddechowe. Sanitariusz wykona� dobr� robot�. Pomimo lekkiego charkotu, drogi oddechowe by�y wolne, a kark prawid�owo usztywniony. Kolejna sprawa to oddech. Bateman poleci� rozci�� pacjentowi koszul� na piersi, po czym dok�adnie zbada� go stetoskopem. Przy okazji stwierdzi� z�amanie kilku �eber, lecz uszkodzenia te, podobnie jak zmia�d�one palce lewej r�ki i powybijane z�by, nie zagra�a�y bezpo�rednio �yciu. Pacjent oddycha� w miar� regularnie - gdyby by�o inaczej, wszelkie inne uszkodzenia cia�a, rzecz jasna, przesta�yby mie� jakiekolwiek znaczenie. Niepokoj�cy by� natomiast puls, kt�ry uderza� ju� ponad sto razy na minut�. Mog�o to �wiadczy� o powa�nych obra�eniach wewn�trznych. Kr��enie. W ci�gu niespe�na minuty za�o�ono dwa wenflony; jeden pos�u�y� do pobrania dwudziestu mililitr�w krwi do analizy, do drugiego pod��czono kropl�wk�. Stan og�lny. Sprawy nie mia�y si� najlepiej: twarz i g�owa wygl�da�y tak, jakby nie nale�a�y do istoty ludzkiej, wska�nik skali �pi�czkowej osi�gn�� sze�� i ci�gle spada�. Wszystko wskazywa�o na powa�ny uraz m�zgu; Carl Bateman po raz kolejny pomy�la� z uznaniem o sanitariuszu, kt�ry podj�� decyzj� o przewiezieniu pacjenta w�a�nie do tego szpitala. Zadzwoni� na oddzia� tomografii komputerowej i uprzedzi�, �e za pi�� minut zjawi si� tam pacjent w ci�kim stanie, nast�pnie za� po��czy� si� ze swoim koleg�, neurochirurgiem Paulem Willisem. - Podejrzewam du�y krwiak �r�dczaszkowy - powiedzia�. - Spad� ju� do pi�tki i ci�gle idzie w d�. - Dajcie mi go, jak tylko b�dzie gotowy wydruk z tomografu - odpar� neurochirurg. M�czyzna mia� na sobie buty i skarpetki, bielizn�, koszul�, spodnie z paskiem, marynark� i cienki p�aszcz przeciwdeszczowy. Poni�ej pasa nie by�o �adnych problem�w: wszystko po prostu �ci�gni�to. Aby unikn�� ryzyka uszkodzenia kr�gos�upa, p�aszcz, marynarka i koszula zosta�y rozci�te. Nast�pnie ubranie, ��cznie z zawarto�ci� kieszeni, zapakowano w foliowe worki i przekazano uradowanemu funkcjonariuszowi, czekaj�cemu w izbie przyj��. Wkr�tce potem zjawi� si� jego zmiennik, on za� zawi�z� zdobycz na Dover Street, do czekaj�cego niecierpliwie Jacka Burnsa. Badanie tomograficzne potwierdzi�o najgorsze podejrzenia Carla Batemana: krwotok do jamy czaszki. Ucisk krwi na m�zg by� ju� tak du�y, i� lada chwila m�g� okaza� si� �miertelny albo spowodowa� nieodwracalne skutki. O dwudziestej pi�tna�cie pacjent trafi� na st� operacyjny. Dzi�ki komputerowym wydrukom doktor Willis mia� doskona�y przegl�d sytuacji i m�g� stosunkowo �atwo dotrze� do rejonu zagro�enia. Najpierw w czaszce wywiercono trzy ma�e otworki, kt�re nast�pnie po��czono prostymi ci�ciami. Po usuni�ciu tr�jk�tnego fragmentu ko�ci usuni�to krew powoduj�c� ucisk na m�zg oraz podwi�zano uszkodzone naczynia krwiono�ne. Tkanka m�zgowa ponownie wype�ni�a przeznaczon� dla niej przestrze�, brakuj�cy fragment czaszki trafi� z powrotem na miejsce, na sk�r� za�o�ono szwy, a ca�o�� spowito banda�ami. Doktor Willis m�g� mie� nadziej�, �e nie sp�ni� si� z interwencj�. Ludzkie cia�o to przedziwne urz�dzenie: mo�e umrze� od uk�szenia pszczo�y, niekiedy za� radzi sobie z rozleg�ymi uszkodzeniami. Zdarza si�, i� po usuni�ciu krwiaka pacjenci b�yskawicznie odzyskuj� przytomno�� i w ci�gu zaledwie kilku dni wracaj� do pe�nej sprawno�ci, o rokowaniach mo�na jednak cokolwiek m�wi� dopiero po dwudziestu czterech godzinach, czyli po ust�pieniu dzia�ania �rodk�w znieczulaj�cych. Brak jakichkolwiek oznak poprawy na drugi dzie� po operacji daje podstawy do niepokoju. Doktor Willis umy� si�, przebra� i pojecha� do domu, do St. John�s Wood. - Niech to szlag trafi! - zakl�� Jack Burns, spogl�daj�c na le��ce przed nim ubranie i rzeczy osobiste ofiary. W�r�d tych ostatnich znajdowa�y si�: w po�owie pusta paczka papieros�w, r�wnie� opr�nione do po�owy pude�ko zapa�ek, troch� drobnych, brudna chusteczka oraz klucz na wst��ce, najprawdopodobniej od mieszkania. Wszystko to wydobyto z kieszeni spodni. W marynarce niczego nie znaleziono. Dokumenty, i cokolwiek jeszcze m�czyzna mia� przy sobie, musia�y by� w skradzionym portfelu. - Schludny go�� - zauwa�y� Skinner. - Buty tandetne, ale wypastowane. Spodnie tanie i znoszone, ale �wie�o wyprasowane, tak samo jak koszula, cho� z przetartym ko�nierzykiem i mankietami. Mimo �e nie ma forsy, stara si� jako� wygl�da�. - Tylko troch� szkoda, �e nie mia� w tylnej kieszeni spodni karty kredytowej albo zaadresowanego do siebie listu - odpar� Bruns znad sterty formularzy, kt�rych wype�nianie stanowi zmor� wsp�czesnych policjant�w. - Tymczasem b�d� musia� wci�gn�� go do ewidencji jako NDM. Amerykanie u�ywaj� okre�lenia John Doe, londy�ska policja za� - Niezidentyfikowany Doros�y M�czyzna. Kiedy dwaj detektywi wreszcie uporali si� z papierkow� robot� i stwierdzili, �e mimo wszystko maj� czas i ochot� na kufelek piwa, by�o jeszcze ciep�o, ale zupe�nie ciemno. Jak�� mil� od nich �Schludny go�� le�a� na wznak na oddziale intensywnej opieki medycznej Szpitala Kr�lewskiego. Oddech mia� p�ytki, lecz regularny, puls za� wci�� zbyt szybki. John Burns poci�gn�� t�gi �yk piwa. - Kto to mo�e by�, do cholery? - zapyta� nie bardzo wiadomo kogo. - Nie przejmuj si�, szefuniu - odpar� Luke Skinner. - Nied�ugo si� dowiemy. Nie mia� racji. Dzie� drugi: �roda Dla detektywa Jacka Burnsa by� to niezwykle pracowity dzie�, kt�ry przyni�s� dwa tryumfy, dwa rozczarowania oraz mn�stwo nowych pyta�. Nic nadzwyczajnego. Bardzo rzadko zdarzaj� si� przypadki elegancko zapakowane jak gwiazdkowy prezent i tylko czekaj�ce na to, by poci�gn�� za wst��k�, zdj�� przykrywk� i zobaczy�, co jest w �rodku. Pierwszym sukcesem okaza� si� pan Patel. Sklepikarz zjawi� si� punktualnie o jedenastej, tak samo ch�tny do wsp�pracy jak minionego dnia. - Poka�� panu kilka zdj�� - powiedzia� Burns, kiedy usiedli przed urz�dzeniem przypominaj�cym du�y telewizor. W dawnych czasach Archiwum Zdj�ciowe, zwane w�r�d funkcjonariuszy wydzia�u kryminalnego Galeri� Pi�kno�ci, zajmowa�o kilkana�cie opas�ych album�w. Burns z nostalgi� wspomina� te czasy, poniewa� �wiadkowie mogli w�wczas wertowa� albumy, wielokrotnie wracaj�c do �podejrzanych� zdj��, zanim dokonali ostatecznego wyboru. Teraz ca�y proces odbywa� si� elektronicznie i twarze pojawia�y si� na ekranie. Na pierwszy ogie� posz�y podobizny setki notowanych przez policj� �twardzieli� z Kwadratu P�nocno- Wschodniego. Oczywi�cie ludzi takich by�o znacznie wi�cej, Burns jednak zacz�� od bliskich znajomych policjant�w z posterunku przy Dover Street. Pan Veejay Patel okaza� si� �wiadkiem doskona�ym. - To ten - powiedzia�, kiedy na ekranie pojawi�a si� fotografia numer dwadzie�cia osiem. Spogl�da�a na nich twarz stanowi�ca po��czenie g�upoty i brutalno�ci: niskie czo�o, szeroki nos, kolczyk w uchu. - Jest pan pewien? Mo�e widzia� go pan gdzie� indziej, na przyk�ad w sklepie? - Na pewno nie. To ten, kt�ry dosta� w nos. MARK PRICE - g�osi� podpis, obok za� widnia� numer identyfikacyjny. Nieco p�niej, przy numerze siedemdziesi�t siedem, pan Patel uzyska� drugie trafienie: tym razem twarz by�a szczup�a, poci�g�a, okolona przet�uszczonymi, opadaj�cymi poni�ej uszu w�osami. Harry Cornish. Pan Patel r�wnie� w tym wypadku nie mia� najmniejszej w�tpliwo�ci. �adna z pozosta�ych fotografii nie wzbudzi�a jego zainteresowania. Burns wy��czy� monitor; wkr�tce powinien uzyska� pe�ne informacje o obu zidentyfikowanych osobnikach. - Kiedy ich odnajdziemy i aresztujemy, poprosz� pana o ponown� identyfikacj�. Sklepikarz skin�� g�ow�. Wci�� by� pe�en dobrych ch�ci. Kiedy zamkn�y si� za nim drzwi, Luke Skinner powiedzia�: - Cholera, przyda�oby si� nam wi�cej takich jak on! Czekaj�c, a� komputer dostarczy informacje na temat Price�a i Cornisha, Jack Burns zajrza� do s�siedniego pokoju. Cz�owiek, kt�rego szuka�, siedzia� za biurkiem i, rzecz jasna, wype�nia� formularze. - Charlie, masz chwil� czasu? Charlie Coulter wci�� jeszcze mia� stopie� sier�anta, ale by� starszy od Burnsa i pracowa� na posterunku przy Dover Street ju� od pi�tnastu lat. Wiedzia� wszystko o miejscowych rzezimieszkach. - Tych dw�ch? - parskn��. - To zwierz�ta. Drobne i powa�ne kradzie�e, w�amania, rozboje, wybryki chuliga�skie... Paru ludzi trafi�o przez nich do szpitala. Obaj ju� siedzieli. Dlaczego pytasz? - Bo tym razem niewiele brakowa�o, �eby kogo� zabili. Wczoraj napadli na ulicy na starszego go�cia i skopali go do nieprzytomno�ci. Masz ich adresy? - Chyba musia�bym popyta� - odpar� Coulter. - Z tego, co s�ysza�em, ostatnio wynajmowali razem jakie� mieszkanie w okolicy High Road. - A nie w Grove? - Chyba nie. To raczej nie ich teren. Widocznie wybrali si� na wyst�py go�cinne. - S� w jakim� gangu? - Nie, dzia�aj� tylko we dw�ch. - Peda�y? - Nic o tym nie wiem. Raczej nie. Cornish m�g� p�j�� do pud�a za gwa�t, ale kobieta w ostatniej chwili odwo�a�a zeznania. Przypuszczalnie Price j� nastraszy�. - �paj�? - Te� nic nie wiem na ten temat, lecz chyba nie. Za to na pewno pij�. S� specjalistami od burd w knajpach. Zadzwoni� telefon na biurku Coultera, wi�c Burns zostawi� go samego. Po powrocie do swojego pokoju zasta� gotowe wydruki komputerowe. Uda� si� wi�c do swojego szefa, Alana Parfitta, uzyska� od niego wszystkie niezb�dne zgody i o 14.00 mia� ju� w r�ce dwa nakazy aresztowania, u boku za� dw�ch uzbrojonych mundurowych policjant�w. Do zespo�u do��czy� Skinner i jeszcze sze�ciu funkcjonariuszy, w tym jeden z podr�cznym taranem do drzwi. Pocz�tek akcji wyznaczono na 15.00. Budynek by� stary i skrofuliczny, przeznaczony w niedalekiej przysz�o�ci do rozbi�rki. Tymczasem ogrodzono go drewnianym p�otem, odci�to wod�, gaz oraz elektryczno��. Drzwi na klatk� schodow� ust�pi�y po jednym uderzeniu. Poszukiwani mieszkali na pierwszym pi�trze, w dwupokojowym mieszkaniu, kt�re nigdy nie prezentowa�o si� zbyt dobrze, ale teraz prawie niczym nie r�ni�o si� od chlewu. By�o puste. Umundurowani funkcjonariusze schowali bro�, po czym przyst�piono do przeszukania. Szukano wszystkiego i zarazem czegokolwiek: portfela ofiary, jego zawarto�ci, ubra� i but�w, w kt�rych dokonano napa�ci... Nikt nie zadawa� sobie trudu, �eby by� szczeg�lnie delikatnym: je�li w chwili wej�cia policji mieszkanie wygl�da�o jak chlew, to po jej wyj�ciu wygl�da�o jak chlew, przez kt�ry przesz�a tr�ba powietrzna. Uda�o si� trafi� tylko na jedno znalezisko: zakrwawion� bawe�nian� koszulk�, zwini�t� i wci�ni�t� za zdewastowan� kanap�. Koszulka trafi�a do foliowego worka, podobnie jak jeszcze kilka fragment�w ubioru. Je�eli badanie laboratoryjne wykry�oby na nich mikrow��kna pochodz�ce z ubrania ofiary, �wiadczy�oby to o tym, �e zaistnia� fizyczny kontakt mi�dzy utykaj�cym m�czyzn� a Price�em i Cornishem. Podczas gdy pozostali cz�onkowie zespo�u byli zaj�ci przeszukiwaniem, Burns i Skinner rozmawiali z s�siadami. Wi�kszo�� zna�a z widzenia poszukiwan� dw�jk�, nikt nie powiedzia� o nich dobrego s�owa - przede wszystkim ze wzgl�du na ha�a�liwe pijackie powroty do domu p�no w nocy lub nawet wczesnym ranem. Nikt te� nie mia� poj�cia, gdzie mog� si� podziewa� w to sierpniowe popo�udnie. Po powrocie na posterunek Jack Burns zasiad� przy telefonie. Poprosi� o rozes�anie do wszystkich posterunk�w rysopis�w obu m�czyzn, zadzwoni� do doktora Carla Batemana z pytaniem o stan pacjenta, nast�pnie za� zacz�� telefonowa� kolejno do wszystkich londy�skich szpitali, kt�re poprzedniego dnia mia�y ostry dy�ur. Oczekiwan� informacj� uzyska� od m�odego lekarza ze Szpitala Kr�lowej Anny. - Mam go! - oznajmi� z satysfakcj�, odk�adaj�c s�uchawk�, po czym odwr�ci� si� do Skinnera. - Jed� do Kr�lowej Anny, znajd� na izbie przyj�� doktora Melrose�a, spisz zeznanie, poka� mu zdj�cie Price�a. Aha, niech ci dadz� kserokopi� wszystkich wczorajszych wpis�w. - A co si� sta�o? - zapyta� Skinner. - Wczoraj zg�osi� si� cz�owiek z rozbitym nosem, odpowiadaj�cy rysopisowi Price�a. Doktor Melrose stwierdzi� z�amanie w dw�ch miejscach. Nasz przyjemniaczek ma teraz zabanda�owan� twarz. - Kiedy to by�o, szefie? - Wczoraj, punktualnie o pi�tej po po�udniu. - A wi�c trzy godziny po napadzie... My�l�, �e to mo�e by� nasz cz�owiek. - Ja te� tak my�l�. Ruszaj. Podczas nieobecno�ci Skinnera do Burnsa zadzwoni� sier�ant z Zespo�u Zabezpieczania �lad�w. Nie mia� dobrych wiadomo�ci: drobiazgowe poszukiwania prowadzone do samego zmroku nie da�y �adnych interesuj�cych rezultat�w. Cz�onkowie zespo�u sprawdzili ka�dy zakamarek, zajrzeli do ka�dej studzienki �ciekowej, obejrzeli ka�de �d�b�o trawy i zajrzeli pod ka�d� obluzowan� p�yt� chodnikow�. Opr�nili nawet wszystkie pi�� okolicznych �mietnik�w i szczeg�owo sprawdzili ich zawarto��. Efektem tych poszukiwa� by�o kilkana�cie zu�ytych prezerwatyw, brudnych strzykawek i zat�uszczonych opakowa� po hamburgerach. Nie znaleziono ani �lad�w krwi, ani portfela. Najwidoczniej Cornish wepchn�� portfel do kieszeni, by p�niej na spokojnie sprawdzi� jego zawarto��. Je�li by�a tam got�wka, najprawdopodobniej ju� j� wyda�, reszt� za� wyrzuci�; niestety, nie uczyni� tego na obszarze Meadowdene Grove. Mieszka� mniej wi�cej p� mili stamt�d; za du�y obszar do przeszukania, za du�o �mietnik�w, bocznych alejek i studzienek. Daj Bo�e, �eby portfel w dalszym ci�gu tkwi� w jego kieszeni. Gdyby tak by�o i gdyby znalaz�a go tam policja, ani Cornish, ani Price d�ugo nie mieliby okazji zagra� ze sob� w mistrza intelektu. Je�li chodzi o Price�a, to prowizoryczny opatrunek z bawe�nianej koszulki zahamowa� krwotok na tyle, �e w bezpo�redniej okolicy miejsca pope�nienia przest�pstwa na ziemi� nie spad�a ani jedna kropla krwi. Mimo to zeznania rewelacyjnego naocznego �wiadka oraz informacja ze Szpitala Kr�lowej Anny o pacjencie ze z�amanym nosem pozwala�y z optymizmem patrze� w przysz�o��. Rozmowa z doktorem Batemanem przynios�a lekkie rozczarowanie, za to kolejny telefon, od sier�anta Coultera, by� wr�cz wspania�y: Coulter skorzysta� ze swoich licznych w rejonie �uszu� i dowiedzia� si�, �e Cornish i Price w�a�nie sp�dzaj� mile czas w sali bilardowej w Dalston. Schodz�c po schodach, Burns zobaczy� wkraczaj�cego na posterunek Skinnera. Wraca� z zeznaniem doktora Melrose�a, kt�ry na przedstawionej mu fotografii rozpozna� swego wczorajszego pacjenta, oraz kserokopi� wpisu do ksi��ki przyj�� - jak si� okaza�o, Price poda� prawdziwe dane. Burns poleci� mu zanie�� to wszystko do pokoju, a potem wraca� do samochodu. W chwili przyjazdu policji obaj �otrzykowie w najlepsze grali w bilard. Burns przeprowadzi� operacj� sprawnie i fachowo. Mia� wsparcie w postaci sze�ciu umundurowanych funkcjonariuszy, kt�rzy obstawili wszystkie wyj�cia z lokalu. Pozostali gracze obserwowali przebieg wydarze� z zainteresowaniem ludzi, kt�rzy mog� sobie na nie pozwoli�, poniewa� tym razem nie oni maj� k�opoty, ale kto� inny. Price z w�ciek�o�ci� wpatrywa� si� w Burnsa �wi�skimi oczkami po dw�ch stronach opatrunku na nosie. - Mark Price. Aresztuj� pana pod zarzutem czynnej napa�ci i powa�nego uszkodzenia cia�a niezidentyfikowanego cz�owieka. Czynu tego dopu�ci� si� pan wczoraj oko�o godziny czternastej dwadzie�cia na Paradise Way w Edmonton. Nie musi pan odpowiada� na pytania, ale ostrzegam, �e mo�e pan sobie powa�nie zaszkodzi�, nie m�wi�c teraz czego�, na co p�niej chcia�by si� pan powo�a� w s�dzie. Jednocze�nie wszystko, co pan powie, mo�e by� u�yte przeciwko panu. Price zerkn�� na Cornisha, kt�ry najwidoczniej w ich zespole by� odpowiedzialny za wy�sze funkcje m�zgowe. Cornish lekko pokr�ci� g�ow�. - Spadaj, dupku! - wycedzi� Price. Skutego kajdankami, wyprowadzono z sali. Dwie minuty p�niej pod��y� za nim Cornish. Obu za�adowano do furgonetki, razem z sze�cioma policjantami, po czym ma�a kawalkada ruszy�a w drog� powrotn� do �puszki przy Dover�. Procedury, przede wszystkim procedury! Jeszcze z samochodu Burns poleci� jak najpr�dzej �ci�gn�� na posterunek policyjnego lekarza. Wola� si� zabezpieczy� przed ewentualnym oskar�eniem, �e to brutalno�� policji przyczyni�a si� do zmiany kszta�tu nosa aresztowanego. Poza tym potrzebowa� pr�bki krwi do analizy, by por�wna� j� z krwi� na koszulce. Na posterunku czeka�a na niego odpowied� w sprawie prawej r�ki ofiary napa�ci - niestety nie taka, na jak� mia� nadziej�. Zapowiada�a si� d�uga noc. Do aresztowania dosz�o o 19.15. Oznacza�o to, �e Burns ma dwadzie�cia cztery godziny do chwili, kiedy jego prze�o�eni dadz� mu dodatkowe dwana�cie albo miejscowe w�adze dorzuc� kolejne dwadzie�cia cztery. Jako oficer, kt�ry dokona� aresztowania, musia� sporz�dzi� szczeg�owy protok�, uzyska� podpisy �wiadk�w oraz opini� policyjnego lekarza, stwierdzaj�c�, �e stan zdrowia obu zatrzymanych pozwala na to, by ich przes�ucha�. Niezb�dne by�y r�wnie� pr�bki ubra�, zawarto�� kieszeni oraz pr�bki krwi. Luke Skinner, czujny jak jastrz�b, dopilnowa�, �eby �aden z zatrzymanych nie wyrzuci� niczego z kieszeni podczas transportu i w drodze z policyjnej furgonetki na posterunek. Nikt jednak nie m�g� zabroni� Cornishowi o�wiadczenia kategorycznym tonem, �e do chwili przydzielenia adwokata z urz�du nie zamierza odzywa� si� ani s�owem. O�wiadczenie to by�o przeznaczone g��wnie dla Price�a, kt�ry bez w�tpienia zrozumia�, �e ma post�powa� tak samo jak jego kompan. Formalno�ci trwa�y ponad godzin�. Zapada� zmrok. Lekarz przyjecha� i odjecha�, pozostawiwszy opini� dotycz�c� stanu zdrowia zatrzymanych. Ubrano ich w jednocz�ciowe papierowe kombinezony i zamkni�to w oddzielnych celach. Ka�dy dosta� po kubku herbaty, p�niej za� m�g� liczy� na posi�ek z policyjnej kantyny. Wszystko zgodnie z przepisami. Zawsze zgodnie z przepisami. Burns najpierw zajrza� do Price�a. - Chc� prawnika - powiedzia� aresztant. - Bez niego nic nie b�d� gada�. Cornish powt�rzy� to samo. Tego dnia dy�urnym adwokatem z urz�du by� Lou Slade. Chocia� oderwano go od kolacji, bez s�owa protestu przyjecha� na posterunek i sp�dzi� prawie dwie godziny w zamkni�tym pomieszczeniu ze swymi nowymi klientami. - Je�li pan sobie �yczy, inspektorze, mo�e pan teraz przes�ucha� ich w mojej obecno�ci - oznajmi�, kiedy narada dobieg�a ko�ca. - Uprzedzam jednak, �e na tym etapie nie b�d� odpowiada� na �adne pytania. Kategorycznie zaprzeczaj� wszelkim oskar�eniom: twierdz�, �e w chwili kiedy pope�niano zarzucany im czyn, znajdowali si� daleko od miejsca przest�pstwa. Slade by� do�wiadczonym prawnikiem i wielokrotnie miewa� ju� do czynienia z podobnymi sprawami. Nie wierzy� w ani jedno s�owo swoich klient�w, ale stara� si� jak najlepiej wykonywa� sw�j zaw�d. - Jak pan sobie �yczy - odpar� Burns. - Powinien pan jednak wiedzie�, �e sprawa jest doskonale udokumentowana i wci�� pojawiaj� si� nowe dowody. Mog� si� zaklina�, �e ten cz�owiek potkn�� si� i rozbi� sobie g�ow� na chodniku, ale to i tak niewiele im pomo�e. Bior�c pod uwag� ich dotychczasowe wyczyny, par� lat odsiadki maj� jak w banku. Burns wiedzia�, �e obdukcja wykaza�a liczne �lady kopni�� na ciele ofiary, a Slade wiedzia� o tym, �e on wie. - Oni i tak wszystkiemu zaprzecz�, inspektorze. Chcia�bym, najszybciej jak si� da, zobaczy� materia� dowodowy. - Wszystko w swoim czasie, panie Slade. A ja z kolei chc� wiedzie�, na jakie alibi b�d� pr�bowali si� powo�ywa�. Zreszt�, zna pan przepisy r�wnie dobrze jak ja. - Jak d�ugo mo�e ich pan trzyma�? - Do si�dmej pi�tna�cie jutro wieczorem. Dwana�cie dodatkowych godzin od moich prze�o�onych to za ma�o, wi�c prawie na pewno jutro po po�udniu wyst�pi� do s�du o zgod� na przed�u�enie tymczasowego aresztowania. - Nie b�d� zg�asza� sprzeciwu. - Slade nie zamierza� w bezsensowny spos�b traci� czasu. Mia� przecie� do czynienia z bandziorami, kt�rzy bez najmniejszego powodu skatowali Bogu ducha winnego cz�owieka. S�d i tak bez mrugni�cia okiem pozwoli�by na przed�u�enie tymczasowego aresztowania. - Przypuszczam, �e mimo wszystko b�dzie chcia� ich pan przes�ucha�, chocia� uprzedzi�em ju�, �e niczego nie powiedz�? - Obawiam si�, �e tak. - W takim razie, poniewa� zapewne obaj chcieliby�my cho� troch� pomieszka� w naszych domach, czy mog� zaproponowa� dziewi�t� rano? Burns zgodzi� si� i Slade pojecha� do domu. Burns musia� przeprowadzi� jeszcze jedn� rozmow� telefoniczn�. Po��czywszy si� ze Szpitalem Kr�lewskim, poprosi� do telefonu siostr� dy�urn� z oddzia�u intensywnej opieki medycznej. Istnia�a przecie� niewielka szansa, �e ofiara napa�ci odzyska�a przytomno��. Paul Willis r�wnie� pracowa� do p�nego wieczora. Po m�czy�nie pobitym w Meadowdene Grove operowa� jeszcze m�odego motocyklist�, kt�ry na stromej ulicy, prowadz�cej na Archway Hill, pr�bowa� chyba ustanowi� �wiatowy rekord pr�dko�ci pojazd�w l�dowych. Neurochirurg robi� co w jego mocy, ale w g��bi duszy dawa� m�odemu cz�owiekowi najwy�ej pi��dziesi�t procent szans na prze�ycie. O telefonie Burnsa dowiedzia� si� ju� po tym, jak piel�gniarka od�o�y�a s�uchawk�. Min�y dwadzie�cia cztery godziny od operacji, dzia�anie narkozy powinno ju� ust�pi�. Przed p�j�ciem do domu lekarz zajrza� do pokoju, w kt�rym le�a� zoperowany pacjent. �adnych zmian. Serce uderza�o miarowo, lecz ci�nienie krwi wci�� by�o za wysokie. W skali �pi�czkowej pacjent uzyska� zaledwie trzy punkty na pi�tna�cie mo�liwych, co oznacza�o, �e by� pogr��ony w g��bokiej �pi�czce. - Zaczekamy jeszcze trzydzie�ci sze�� godzin - powiedzia� dy�uruj�cej piel�gniarce. - Chcia�em wyjecha� na weekend, ale wpadn� w sobot� rano, chyba �e wcze�niej co� zmieni si� na lepsze. Prosz� mnie zawiadomi�, jak tylko co� si� b�dzie dzia�o. Je�li do soboty nie nast�pi� �adne zmiany, trzeba b�dzie zrobi� jeszcze jedno badanie tomograficzne. Drugi dzie� zako�czy� si� g�o�nym chrapaniem Price�a i Cornisha w celach na posterunku przy Dover Street. Ich ofiara le�a�a w tym czasie na wznak, pod��czona do czujnik�w monitoruj�cych funkcje �yciowe, zamkni�ta we w�asnym, niedost�pnym dla innych �wiecie. Doktor Willis uwolni� si� na jaki� czas od my�li o pacjentach i w swoim eleganckim domu przy St. John�s Wood Terrace ogl�da� stary spaghetti western z Clintem Eastwoodem. Detektyw Skinner o ma�o nie sp�ni� si� na randk� z �adn� studentk� wydzia�u aktorskiego Hampstead School, kt�r� przed miesi�cem pozna� w przerwie koncertu w filharmonii. Na posterunku przy Dover Street nikt nie wiedzia� o jego upodobaniach (je�li chodzi o muzyk� powa�n�, nie o kobiety). Detektyw Jack Burns wr�ci� do pustego domu w Campden Town i przygotowa� sobie na kolacj� grzanki z fasolk�. Nie m�g� ju� si� doczeka� chwili, kiedy Jenny i ch�opcy wr�c� z wakacji w Salcombe, w jego rodzinnym Devon. Najch�tniej zaraz wsiad�by do samochodu i pojecha� do nich. Sierpie�, pomy�la�. Cholerny sierpie�. Dzie� trzeci: czwartek Przes�uchanie Price�a i Cornisha nie da�o �adnych rezultat�w. Nie by�o w tym winy Jacka Burnsa, kt�ry doskonale zna� si� na swojej robocie. Na pierwszy ogie� wzi�� Price�a, jako twardszego z tej dw�jki. W obecno�ci milcz�cego Lou Slade�a spr�bowa� najpierw �agodnej perswazji. - Pos�uchaj, Mark, mamy ci� na widelcu. Jest naoczny �wiadek, kt�ry wszystko widzia�. Wszystko, od samego pocz�tku do ko�ca. I b�dzie zeznawa�. Cisza. M�j klient odmawia sk�adania zezna� - przet�umaczy� Slade. - Ten cz�owiek waln�� ci� prosto w nos. Z�ama� ci kinol. Jak my�lisz, dlaczego starszy, spokojny cz�owiek m�g�by to zrobi�? Burns liczy� na to, �e Price wymamrocze jakie� �A bo ja wiem?�, albo �Durny staruch�, czy co� w tym rodzaju. By�oby to po�rednie przyznanie si� do tego, �e by� na miejscu zdarzenia. Niestety, jego oczekiwania spe�z�y na niczym; bandzior tylko wpatrywa� si� w niego nienawistnym spojrzeniem. - Mamy te� pr�bki twojej krwi, kolego. Tej, kt�ra pociek�a ci z nosa. Nie przyzna� si� co prawda, �e pr�bki pochodz� nie z chodnika tylko z bawe�nianej koszulki, ale te� nikt nie m�g� mu zarzuci�, �e powiedzia� nieprawd�. Price spojrza� z przera�eniem na adwokata, kt�ry r�wnie� wyra�nie si� zaniepokoi�. Slade doskonale zdawa� sobie spraw�, �e gdyby stwierdzono ponad wszelk� w�tpliwo��, i� na chodniku w pobli�u miejsca rozboju znajduj� si� plamy krwi jego klienta, sprawa by�aby z g�ry przegrana i pozosta�aby ju� tylko walka o zmian� kwalifikacji prawnej czynu oraz starania o podwa�enie wagi dowod�w zebranych przez Burnsa, i to jeszcze na d�ugo przed rozpraw�. Pokr�ci� tylko nieznacznie g�ow� na znak, �eby Price w dalszym ci�gu trzyma� g�b� na k��dk�. I tak w�a�nie si� sta�o. Burns po�wi�ci� ka�demu zatrzymanemu p� godziny, po czym zwin�� �agle. - Zamierzam wyst�pi� o zgod� na przed�u�enie tymczasowego aresztowania - poinformowa� Slade�a, kiedy Price i Cornish wr�cili do swoich cel. - Pasuje panu czwarta po po�udniu? Prawnik skin�� g�ow�. Oczywi�cie b�dzie przy tym, lecz nie powie ani s�owa. Mija�oby si� to z celem. - Jutro zamierzam przeprowadzi� dwie konfrontacje przy St. Anne�s Road - ci�gn�� detektyw. - Je�li uzyskam dwa pozytywne rezultaty, przedstawi� formalne oskar�enie. Slade skin�� g�ow� i wyszed�. W drodze do biura my�la� o tym, i� wedle wszelkiego prawdopodobie�stwa niewiele zdo�a pom�c swoim klientom. Burns by� fachowcem wysokiej klasy: drobiazgowy i skrupulatny, nie pope�nia� g�upich b��d�w, kt�re potem mo�na by wykorzysta�. Co gorsza, on sam r�wnie� nie mia� najmniejszej w�tpliwo�ci co do winy obydw�ch. Doskonale zna� ich ma�o chlubn� przesz�o��, ju� jutro za� mia� pozna� j� tak�e s�d. Kimkolwiek by� �w tajemniczy �wiadek, je�li jego zeznania rzeczywi�cie obci��� Price�a i Cornisha, obaj b�d� mogli na d�ugo po�egna� si� z wolno�ci�. Przed laty konfrontacje przeprowadzano w komisariatach, potem jednak przeniesiono je do specjalnie przygotowanych mieszka�, usytuowanych w rozmaitych cz�ciach miasta. Najbli�szy taki lokal znajdowa� si� przy St. Anne Road, zaledwie kilka krok�w od szpitala, w kt�rym pracowa� doktor Melrose i gdzie Price zg�osi� si� ze swoim z�amanym nosem. Ten system by� znacznie bardziej efektywny. Ka�dy lokal wyposa�ono w najnowsze zdobycze techniki, pozwalaj�ce na bezpieczn� identyfikacj� przest�pc�w przez �wiadk�w, bez nara�ania tych drugich na niebezpiecze�stwo. W ka�dej chwili mo�na tam by�o r�wnie� wezwa� kilkana�cioro statyst�w w rozmaitym wieku i o r�nym wygl�dzie. Ochotnicy ci dostawali pi�tna�cie funt�w za to, �eby wej�� do pokoju, posta� chwil� w szeregu, a potem wyj��. Burns poleci� zorganizowa� dwa seanse nazajutrz o jedenastej. Dziennikarzami, do kt�rych Burns czu� g��boka awersj�, mia� si� zaj�� Skinner. Robi� to naprawd� dobrze. By� rzadko spotykanym zjawiskiem: policjant wykszta�cony w szkole publicznej, ze wzgl�du na swoje maniery stanowi�cy cz�sto obiekt �art�w w kantynie, niekiedy jednak bardzo przydatny. Wydzia� Scotland Yardu, zajmuj�cy si� kontaktami z mediami, poprosi� o kr�tk� informacj�. Z ca�� pewno�ci� nie by�a to sprawa z pierwszych stron gazet, ale opr�cz czynnej napa�ci wchodzi� r�wnie� w gr� aspekt ustalenia to�samo�ci ofiary. Problem polega� na tym, �e Skinner nie dysponowa� ani rysopisem, ani fotografi� - na c� bowiem zda�oby si� zdj�cie przedstawiaj�ce ogromn�, opuchni�t� twarz o zdeformowanych rysach, okolon� zewsz�d banda�ami? Nale�a�o wi�c zainteresowa� si� wszystkimi, kt�rzy w ostatni wtorek wyszli z domu w rejonie Tottenham/Edmonton i do tej pory nie powr�cili i przynajmniej z grubsza odpowiadali nast�puj�cemu opisowi: utykaj�cy m�czyzna w wieku od pi��dziesi�ciu do pi��dziesi�ciu pi�ciu lat, o siwych w�osach, �redniego wzrostu i �redniej tuszy. Istnia�a niewielka szansa, �e ze wzgl�du na sezon og�rkowy prasa wyka�e cho� odrobin� zainteresowania t� zagadk�. Jedna gazeta by�a stuprocentowym �pewniakiem� - miejscowy �Express�, szmat�awiec obejmuj�cy zasi�giem Edmonton i Tottenham, w zwi�zku z czym Luke Skinner um�wi� si� na lunch ze znajomym dziennikarzem, kt�ry pilnie wszystko zanotowa� i obieca� zrobi�, co b�dzie w jego mocy. S�dy cywilne mog� sobie pozwoli� na wakacyjn� przerw�, w s�dach zajmuj�cych si� sprawami kryminalnymi ruch trwa natomiast przez ca�y rok. Ponad dziewi��dziesi�t procent spraw tego rodzaju rozpatruj� s�dy pokoju, w zwi�zku z czym musz� pracowa� przez siedem dni w tygodniu i pi��dziesi�t dwa tygodnie w roku. Znaczn� cz�� zada� wykonuj� w nich s�dziowie, dla kt�rych jest to jedynie dzia�alno�� spo�eczna: to do nich w�a�nie trafiaj� wszystkie drobne sprawy, takie jak wykroczenia drogowe, wnioski o zezwolenie na przeszukanie, niewielkie kradzie�e i tym podobne. Zalicza si� do nich r�wnie� wnioski o przed�u�enie tymczasowego aresztowania. W powa�niejszych wypadkach decyzj� pozostawia si� jednak zawodowemu s�dziemu. Tego popo�udnia w sali numer trzy s�du na Highbury Corner urz�dowa�o trzech s�dzi�w pokoju pod przewodnictwem Henry�ego Spellara, emerytowanego dyrektora szko�y. Sprawa by�a tak prosta i oczywista, �e zaj�a im zaledwie kilka sekund. Jak tylko dobieg�a ko�ca, Price i Cornish zostali odwiezieni z powrotem na Dover Street, Burns za� zameldowa� si� przed detektywem Parfittem. - Jak leci, Jack? - zapyta� szef wydzia�u kryminalnego. - Marnie, prosz� pana. Zacz�o si� doskonale: od �wiadka, kt�ry widzia� ca�e zdarzenie od pocz�tku do ko�ca. To w�a�ciciel sklepu po drugiej stronie ulicy. Porz�dny obywatel, ch�tny do wsp�pracy z policj�. Niestety brakuje mi portfela ofiary oraz wynik�w bada� laboratoryjnych jednoznacznie ��cz�cych z ni� Price�a i Cornisha. Jest tylko z�amany nos Price�a i potwierdzony fakt, �e zg�osi� si� z nim do ambulatorium trzy godziny po napadzie. - Czyli czego ci trzeba? - Portfela i wynik�w bada�. Musz� zidentyfikowa� ofiar� i mie� stuprocentowe dowody winy tych dw�ch typk�w. - Zamierzasz przedstawi� formalne oskar�enie? - Owszem, je�li jutro zidentyfikuje ich pan Patel. To nie mo�e uj�� im na sucho. S� winni jak diabli. Alan Parfitt skin�� g�ow�. - W porz�dku, Jack. Postaram si� przycisn�� laborant�w. Informuj mnie na bie��co o rozwoju sytuacji. W Szpitalu Kr�lewskim zapada� zmrok, lecz cz�owiek le��cy na oddziale intensywnej opieki medycznej nie zdawa� sobie z tego sprawy. Od operacji up�yn�o ju� czterdzie�ci osiem godzin; dzia�anie narkozy dawno min�o, ale on nawet nie drgn��. Ci�gle przebywa� we w�asnym, odleg�ym �wiecie. Dzie� czwarty: pi�tek Znajomy dziennikarz spisa� si� doskonale - obszerny artyku� ukaza� si� na pierwszej stronie pod intryguj�cym tytu�em: TAJEMNICA UTYKAJ�CEGO MʯCZYZNY. Poni�ej znajdowa� si� szczeg�owy opis napadu oraz informacja o dw�ch mieszka�cach okolicy, �pomagaj�cych policji w �ledztwie�. Stan ofiar