12268
Szczegóły |
Tytuł |
12268 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12268 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12268 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12268 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
George R.R. Martin
�eglarze nocy
Gdy Jezus z Nazaretu wisia� na krzy�u, umieraj�c, wolkryni min�li jego
agoni� w odleg�o�ci mniejszej ni� rok �wietlny, kieruj�c si� na zewn�trz.
Gdy na Ziemi sro�y�y si� Wojny P�omienne, wolkryni �eglowali w pobli�u
Starego Posejdona, na kt�rym morza ci�gle by�y nie nazwane i nie tkni�te
rybackimi sieciami. Do czasu, w kt�rym hipernap�d przekszta�ci�
Zjednoczone Narody Ziemi w Imperium Federalne wolkryni dotarli ju� do
skraju przestrzeni zajmowanej przez Hrangan. Hranganie nigdy si� o tym nie
dowiedzieli. Podobnie jak my byli dzie�mi ma�ych, jasnych �wiat�w,
kr���cych wok� rozrzuconych s�o�c i niezbyt interesowali si� rzeczami,
kt�re w�drowa�y w kosmicznej pustce i jeszcze mniej o nich wiedzieli.
Wojna p�on�a przez tysi�c lat i wolkryni przelecieli przez jej
�rodek, nie�wiadomi i nietkni�ci, bezpieczni w miejscu, w kt�rym nie mog�
rozjarzy� si� �adne ognie. P�niej Imperium leg�o w gruzach i przemin�o,
a Hranganie znikn�li w mrokach Kolapsu, jednak dla wolkryn�w ciemno�ci nie
zg�stnia�y.
Gdy Kleronomas wylecia� z Avalonu na swym statku badawczym, wolkryni
znale�li si� w odleg�o�ci dziesi�ciu lat �wietlnych od niego. Kleronomas
odkry� wiele rzeczy, jednak nie odkry� wolkryn�w. Ani wtedy, ani podczas
swego powrotu na Avalon pokolenie p�niej.
Gdy by�am trzyletnim dzieckiem, Kleronomas by� tylko py�em, tak
odleg�ym i martwym jak Jezus z Nazaretu, a wolkryni przelatywali w pobli�u
Daronne. Tego roku wszyscy czuciowcy Krey�w zachowywali si� dziwnie -
siadywali, wpatrzeni w niebo �wiec�cymi, migocz�cymi oczyma.
Kiedy doros�am, wolkryni wyp�yn�li poza Tar�, staj�c si� niewyczuwalni
nawet dla Krey�w i ci�gle kieruj�c si� na zewn�trz.
A teraz, gdy jestem stara i coraz starsza, wolkryni wkr�tce przebij�
Welon Grzesznicy, wisz�cy pomi�dzy gwiazdami jak czarna mg�a. A my lecimy
za nimi, lecimy za nimi. Poprzez wype�nione ciemno�ci� zatoki przestrzeni,
w kt�re nikt si� nie zapuszcza, przez pustk�, przez cisz� bez ko�ca
�cigamy go, m�j �EGLARZ NOCY i ja
Schodzili powoli wzd�u� przezroczystej rury, ��cz�cej stacj� orbitaln�
z czekaj�cym przed nimi statkiem, przeci�gaj�c si� r�ka za r�k� poprzez
niewa�ko��.
Melantha Jhirl, jedyna w�r�d nich, kt�ra tutaj, w miejscu pozbawionym
grawitacji nie wygl�da�a niezdarnie i zdawa�a si� czu� zupe�nie swobodnie,
zatrzyma�a si� na chwil�, �eby spojrze� na wisz�c� w dole, nakrapian� kul�
Avalonu - majestatyczny ogrom w czerni i bursztynie. U�miechn�a si� i
pop�yn�a szybko w d� rury, z niewymuszon� gracj� wyprzedzaj�c swych
towarzyszy. Zdarza�o im si� ju� wchodzi� na pok�ad statku, ka�demu z nich,
ale nigdy w ten spos�b. Wi�kszo�� statk�w dokowa�a przy �cianach stacji,
jednak ten, wyczarterowany przez Karoly d'Branina, by� zbyt du�y i mia�
zbyt niezwyk�y kszta�t. Wisia� przed nimi: trzy niewielkie, umieszczone
obok siebie jaja, poni�ej i pod k�tem prostym dwie wi�ksze kule, pomi�dzy
nimi cylinder, w kt�rym mie�ci� si� nap�d, a wszystko po��czone odcinkami
rur. Ca�y statek by� bia�y i funkcjonalny.
Melantha Jhirl przesz�a przez �luz� powietrzn� jako pierwsza. Inni
gramolili si�, jedno po drugim, a� wszyscy znale�li si� na pok�adzie -
pi�� kobiet i czterech m�czyzn, ka�de z nich ze statusem akademickim, ich
dotychczasowe drogi �yciowe tak r�ne, jak pola ich naukowych
zainteresowa�. M�ody, w�t�y telepata Thale Lasamer wszed� ostatni. Gdy
inni rozmawiali, czekaj�c na zako�czenie procedury wej�cia, nerwowo
rozgl�da� si� wok�.
- Jeste�my obserwowani - powiedzia�.
Zewn�trzne drzwi zamkn�y si� za nimi, rura komunikacyjna odpad�a.
Teraz otworzy�y si� drzwi wewn�trzne.
- Witajcie na �EGLARZU NOCY - dobieg� zza nich mi�kki g�os. Jednak
nikogo tam nie by�o.
Melantha Jhirl wesz�a do korytarza.
- Cze�� - powiedzia�a rozgl�daj�c si� wok� z ciekawo�ci�. Karoly
d'Branin wszed� za ni�.
- Cze�� - powt�rzy� g�os. Dochodzi� zza siatki komunikatora poni�ej
zaciemnionego ekranu.
- M�wi Royd Eris, w�a�ciciel �EGLARZA NOCY. Ciesz� si�, Karoly, �e ci�
zn�w widz� i ciesz� si� r�wnie�, �e mog� powita� tu was wszystkich.
- Gdzie pan jest? - kto� spyta�.
- W mojej kwaterze, w pomieszczeniach, zajmuj�cych po�ow� tej, w
kt�rej jeste�my, czyli mieszkalnej cz�ci statku - przyja�nie odpowiedzia�
g�os Royda Erisa. - Na drug� po�ow� sk�ada si� mesa, b�d�ca jednocze�nie
bibliotek� i kuchni�, dwa pomieszczenia sanitarne, jedna kabina podw�jna i
jedna, do�� niewielka, pojedyncza. Obawiam si� �e ci, kt�rzy si� w nich
nie zmieszcz� b�d� musieli rozwiesi� sobie hamaki w lukach towarowych.
�EGLARZ zosta� zaprojektowany jako statek towarowy, nie pasa�erski.
Otworzy�em jednak wszystkie niezb�dne przej�cia i po��czenia, wi�c
wsz�dzie, r�wnie� w magazynach, jest powietrze, ogrzewanie i woda.
Pomy�la�em, �e b�dzie wam wygodniej, je�li rozmie�cicie si� w ten spos�b.
R�wnie� wasz ekwipunek i system komputerowy zosta� umieszczony w luku
towarowym, ale zapewniam was, �e jest tam jeszcze mn�stwo miejsca.
Proponuj�, �eby�cie teraz si� rozlokowali, a potem spotkamy si� w mesie na
obiedzie.
- Przy��czy si� pan do nas? - spyta�a Agatha Marij - Black, psipsych,
gderliwa kobieta o w�skiej, ostrej twarzy.
- W pewnym sensie - odpowiedzia� Royd Eris. - W pewnym sensie.
Podczas obiadu pojawi� si� duch.
Po rozwieszeniu hamak�w i roz�o�eniu rzeczy osobistych wok� miejsc, w
kt�rych mieli spa�, bez wi�kszych trudno�ci odnale�li mes�. By�o to
najwi�ksze pomieszczenie w tej cz�ci statku. Jeden jego koniec zajmowa�a
kompletnie wyposa�ona i dobrze zaopatrzona w zapasy �ywno�ci kuchnia. W
przeciwleg�ym ko�cu znale�li kilka wygodnych foteli, dwa czytniki,
holotank i �cian� pe�n� ksi��ek, ta�m i kryszta�owych ko�ci pami�ci.
�rodek mesy by� zaj�ty przez d�ugi st� z przygotowanymi dla dziesi�ciu
os�b miejscami.
Czeka� ju� na nich lekki, gor�cy posi�ek. Naukowcy obs�u�yli si� sami
i zaj�li miejsca przy stole, �miej�c si� i rozmawiaj�c, bardziej teraz
rozlu�nieni ni� podczas wchodzenia na statek. Sztuczna grawitacja by�a
w��czona, co w ogromnej mierze przyczyni�o si� do poprawy nastroj�w.
W�asna niezdarno�� podczas niewa�kiego przej�cia na statek zosta�a szybko
zapomniana.
W ko�cu zaj�to wszystkie krzes�a z wyj�tkiem stoj�cego u szczytu
sto�u.
Duch zmaterializowa� si� w�a�nie w nim.
Wszystkie rozmowy nagle si� urwa�y.
- Cze�� - powiedzia� upi�r, �wietlisty cie� szczup�ego, bladookiego
m�odzie�ca o bia�ych w�osach. Ubrany by� w niemodny ju� od dwudziestu lat
str�j - lu�n�, pastelowob��kitn� koszul� z szerokimi, �ci�gni�tymi w
nadgarstkach r�kawami i obcis�e, bia�e spodnie, stanowi�ce ca�o�� z
butami. Mogli na wskro� przez niego widzie�, natomiast jego oczy nie
widzia�y zupe�nie nic.
- Hologram - powiedzia�a Alys Northwind, ksenotech, niska i t�ga.
- Royd, Royd, nic z tego nie rozumiem - poskar�y� si� Karoly d'Branin,
rozszerzonymi oczyma wpatruj�c si� w upiorn� sylwetk�.
Duch u�miechn�� si� nieznacznie i uni�s� r�k�.
- Moja kwatera znajduje si� po drugiej stronie tej �ciany -
powiedzia�. - Obawiam si� jednak, �e mi�dzy pot�wkami tej cz�ci statku
nie ma �adnego po��czenia, �adnych drzwi. Wi�kszo�� czasu sp�dzam w
samotno�ci, ceni� sobie odosobnienie. Mam nadziej�, �e wszyscy odniesiecie
si� do tego ze zrozumieniem i uszanujecie moj� wol�. B�d� jednak dobrym,
uprzejmym gospodarzem. Tutaj, w mesie, b�dzie wam towarzyszy� m�j
hologram. Gdzie indziej, je�eli b�dziecie czego� potrzebowali lub
b�dziecie chcieli ze mn� rozmawia�, u�yjcie po prostu komunikatom. A teraz
wr��cie, prosz�, do posi�ku i do waszych rozm�w. Z przyjemno�ci� b�d� ich
s�ucha�. Ju� bardzo dawno nie mia�em na pok�adzie pasa�er�w.
Pr�bowali. Jednak widmo u szczytu sto�u rzuca�o d�ugi cie� i obiad
zosta� doko�czony po�piesznie i w napi�ciu.
Od chwili, w kt�rej �EGLARZ NOCY przeszed� na hipernap�d Royd Eris
obserwowa� naukowc�w.
Wi�kszo�� z nich w ci�gu kilku dni przyzwyczai�a si� do bezcielesnego
g�osu z komunikator�w i holograficznego upiora u szczytu sto�u. Jednak
jedynie Melantha Jhirl i Karoly d'Branin wydawali si� czu� zupe�nie
swobodnie w jego obecno�ci. Inni byliby jeszcze bardziej skr�powani, gdyby
wiedzieli, �e Royd bezustannie przy nich by�. Zawsze i wsz�dzie, patrzy�.
Posiada� oczy i uszy nawet w pomieszczeniach sanitarnych.
Patrzy� jak pracuj�, jedz�, �pi�, kopuluj�; niezmordowanie
przys�uchiwa� si� ich rozmowom. W ci�gu tygodnia pozna� ich, ca��
dziewi�tk�, i zacz�� dostrzega� rzeczy, kt�re by�y ich ma�ymi, wstydliwymi
tajemnicami.
Cybernetyk, Lommie Thorne, rozmawia�a ze swymi komputerami i zdawa�a
si� przedk�ada� ich towarzystwo nad towarzystwo ludzi. Mia�a bystry umys�,
ruchliw�, pe�n� wyrazu twarz i niewielkie, ch�opi�ce cia�o. Wi�kszo�� z
pozosta�ych cz�onk�w grupy uwa�a�a j� za atrakcyjn�, jednak ona nie lubi�a
by� dotykana. Uprawia�a seks tylko raz, z Melanth� Jhirl. Nosi�a sp�dnice
z mi�kko tkanego metalu i mia�a wszczep w przegubie, pozwalaj�cy jej na
bezpo�rednie ��czenie si� z komputerami.
Ksenbiolog, Rojan Christopheris, by� zgorzknia�ym, k��tliwym
m�czyzn�, cynikiem z trudno�ci� kontroluj�cym sw� pogard� dla koleg�w.
Upija� si� do lustra. By� wysoki, przygarbiony i brzydki.
Dwoje lingwist�w, Dannel i Lindran, by�o kochankami na pokaz, w
towarzystwie innych nieustannie trzymaj�cymi si� za r�ce i przytulaj�cymi.
Gdy byli sami, k��cili si� za�arcie. Lindran znajdowa�a niezdrow�
przyjemno�� w ranieniu Dannela tam, gdzie najbardziej bola�o, kpi�c z jego
zawodowej kompetencji. Oboje cz�sto uprawiali seks, jednak nigdy ze sob�.
Agatha Marij - Black, psipsych, by�a hipochondryczk�, popadaj�c� w
czarne depresje, kt�re nasili�y si� jeszcze w zamkni�tych, ciasnych
pomieszczeniach �EGLARZA NOCY.
Ksenotech Alys Northwind bezustannie jad�a i nigdy si� nie my�a. Jej
kwadratowe paznokcie zawsze nosi�y obw�dki czarnego brudu, przez pierwsze
dwa tygodnie podr�y ubrana by�a w ten sam kombinezon, zdejmuj�c go tylko
przy uprawianiu seksu, a i wtedy na kr�tko.
Telepata Thale Lasamer by� nerwowy i �atwo ulega� nastrojom. Ba� si�
wszystkich wok�, mia� jednak sk�onno�� do atak�w arogancji, iloczas
kt�rych prowokowa� swych towarzyszy strz�pami my�li, wy�owionymi z ich
umys��w.
Royd Eris obserwowa� wszystkich, studiowa� ich, �y� z nimi i poprzez
nich. Nie zaniedbywa� nikogo, nawet tych, kt�rych uwa�a� za najbardziej
odra�aj�cych. Jednak zanim up�yn�y dwa tygodnie zagubienia �EGLARZA w
m�tnym potoku hipernap�du, dwoje z nich zacz�o absorbowa� wi�kszo�� jego
uwagi.
- Ze wszystkich pyta�, kt�re mo�na na ich temat zada� najbardziej chc�
wiedzie� dlaczego - powiedzia� mu Karoly d'Branin pewnej sztucznej nocy
podczas drugiego tygodnia od wylotu z Avalonu.
�wietlisty duch Royda siedzia� w zaciemnionej mesie obok d'Branina,
przygl�daj�c si� jak naukowiec popija gorzk� czekolad�. Pozostali
cz�onkowie grupy ju� spali. Na statku poj�cia dnia i nocy straci�y swoje
znaczenie, jednak �EGLARZ utrzymywa� tradycyjny cykl i wi�kszo�� pasa�er�w
stosowa�a si� do niego. Stary d'Branin, administrator, koordynator i
dow�dca wyprawy by� wyj�tkiem. Trzyma� si� w�asnego rozk�adu czasu, wola�
pracowa� ni� spa�, a najbardziej lubi� rozmawia� na temat swojej obsesji -
rasy wolkryn�w, na kt�r� polowa�.
- J e � e l i jest r�wnie wa�ne, Karoly - powiedzia� Royd. - Czy
mo�esz by� zupe�nie pewny, �e ci twoi obcy naprawd� istniej�?
- JA mog� by� pewny - odpowiedzia� d'Branin, puszczaj�c oko.
By� szczup�ym, niewysokim m�czyzn�, jego stalowoszare w�osy by�y
zawsze starannie u�o�one, tunika niemal pedantycznie schludna, jednak
szeroka gestykulacja podczas rozmowy i wybuchy niekontrolowanego
entuzjazmu zaprzecza�y jego rzeczowemu, trze�wemu wygl�dowi.
- To wystarczy - ci�gn��. - Gdyby wszyscy inni byli tak pewni,
mieliby�my tutaj, zamiast twego ma�ego �EGLARZA, ca�� flot� statk�w
badawczych. - Wypi� �yk czekolady i westchn�� z zadowoleniem. - Czy wiesz
co� o Nor T'alush, Royd?
Royd nigdy nie zetkn�� si� z t� nazw�, jednak uzyskanie informacji z
pok�adowej biblioteki zaj�o mu zaledwie chwil�.
- Rasa obcych, �yj�ca po przeciwnej, w stosunku do zaj�tej przez
cz�owieka stronie przestrzeni, poza �wiatami Fyndii i poza Damoosh.
Najprawdopodobniej legendarna.
D'Branin zachichota�.
- Nie, nie, nie! Twoja biblioteka jest przestarza�a, musisz j�
uzupe�ni� podczas nast�pnej wizyty na Avalonie. To �adne legendy, nie. Oni
s� najzupe�niej realni, chocia� tak odlegli. Niewiele posiadamy informacji
na temat Nor T'alush, jednak jeste�my pewni, �e istniej�, chocia� ty czy
ja najpewniej nigdy �adnego z nich nie spotkamy. Oni byli pocz�tkiem tego
wszystkiego.
- Opowiedz mi o tym - powiedzia� Royd. - Interesuje mnie czym si�
zajmujesz, Karoly.
- Kiedy� kodowa�em dla komputer�w Akademii pakiet informacji, kt�ry po
dwudziestu standardowych latach dotar� z Dam Tullian. Jego cz�� stanowi�
folklor Nor T'alush. Nie mia�em i nadal nie mam poj�cia jak d�ugo tym
informacjom zaj�o dotarcie do Dam Tullian, ani jak� drog� tam dotar�y,
ale to nie mia�o znaczenia - tak czy inaczej folklor jest ponadczasowy, a
to by� fascynuj�cy materia�. Wiesz, �e ja zrobi�em magisterium z
ksenomitologii?
- Tak? Nie wiedzia�em. M�w dalej, prosz�.
- Jeden z mit�w Nor T'alush zawiera� opowie�� o wolkrynach. Zadziwi�a
mnie ona - m�wi�a o rozumnej rasie, wyruszaj�cej z jakiego� tajemniczego
miejsca w centrum galaktyki, �egluj�cej ku jej granicom i wreszcie, jak
by�o domniemane, kieruj�cej si� w przestrze� mi�dzygalaktyczn�, nie
l�duj�cej na planetach i rzadko zbli�aj�cej si� bardziej ni� na rok
�wietlny do gwiazd. - Szare oczy d'Branina skrzy�y si�, ramiona
entuzjastycznie rozk�ada�y si� na boki, jakby chcia�y obj�� ca��
galaktyk�. - I dokonuj�cej tego wszystkiego bez hipernap�du, Royd, to
prawdziwy cud! Dokonuj�cej tego w statkach, kt�re porusza�y si� z u�amkiem
szybko�ci �wiat�a! Ten szczeg� mnie zafascynowa�! Jak�e oni musz� by�
inni - moi wolkryni - m�drzy i cierpliwi, d�ugowieczni i dalekowzroczni,
nie maj�cy w sobie niczego ze straszliwego po�piechu i nami�tno�ci, w
kt�rych spalaj� si� ni�sze rasy. Pomy�l jak one musz� by� stare, owe
statki wolkryn�w!
- Bardzo stare - zgodzi� si� Royd. - Karoly, ty powiedzia�e� statki.
To znaczy wi�cej ni� jeden?
- Och, tak - odpowiedzia� d'Branin. - Zgodnie z przekazem Nor T'alush
pojawi�y si� na wewn�trznej granicy ich przestrzeni, na pocz�tku zaledwie
jeden czy dwa, ale wkr�tce przyby�y nast�pne. Setki, ka�dy samotny,
poruszaj�cy si� osobno od innych, a wszystkie lec�ce na zewn�trz, zawsze
na zewn�trz. Kierunek ich lotu by� nieodmiennie ten sam. Przelatywali
przez uk�ady gwiezdne Nor T'alush przez pi�tna�cie tysi�cy standardowych
lat, a potem zacz�li je opuszcza�. Mit m�wi, �e ostatni statek wolkryn�w
wylecia� spo�r�d ich gwiazd trzy tysi�ce standardowych lat temu.
- Osiemna�cie tysi�cy lat - powiedzia� Royd. - Czy Nor T'alush s� a�
tak starzy?
- Nie jako gwiezdni podr�nicy, nie - odpowiedzia� d'Branin,
u�miechaj�c si�. - Zgodnie z ich w�asnymi zapisami, Nor T'alush s�
cywilizowani zaledwie przez po�ow� tego czasu. W pewnym momencie nieco
mnie to martwi�o, gdy� w wyra�ny spos�b zmienia�o histori� wolkryn�w w
czyst� legend�. Pi�kn� legend�, to prawda, ale nic wi�cej. Jednak nie
mog�em tego tak zostawi�. W wolnych chwilach przeprowadza�em badania,
por�wnuj�c r�ne mitologie, �eby sprawdzi� czy ten szczeg�lny ich fragment
pojawia si� r�wnie� u innych, ni� Nor T'alush ras. Uwa�a�em, �e by� mo�e
uda mi si� zrobi� z tego prac� doktorsk�, gdy� ta linia poszukiwa�
wygl�da�a na owocn�. By�em zdumiony tym, co odkry�em. Niczego nie by�o u
Hrangan, ani u ras im podleg�ych, ale to zupe�nie zrozumia�e. Oni znajduj�
si� na zewn�trz przestrzeni, zajmowanej przez cz�owieka. Wolkryni nie
mogli do nich dotrze�, nie min�wszy przedtem uk�ad�w gwiezdnych
zamieszkiwanych przez nas samych. Kiedy jednak spojrza�em do wewn�trz,
opowie�ci o wolkrynach by�y wsz�dzie. - D'Branin pochyli� si�, wyra�nie
podniecony. - Ach, Royd, te opowie�ci, te opowie�ci!
- S�ucham uwa�nie - powiedzia� Royd.
- Fyndii nazywaj� ich iy - wivii, co t�umaczy si� jako horda z
otch�ani lub czarna horda. Wszystkie plemiona Fyndii opowiadaj� t� sam�
histori� i tylko umys�owi �lepcy mog� w ni� nie wierzy�. Opowiadaj�, �e
statki s� ogromne, znacznie wi�ksze ni� znane z ich dziej�w czy z naszych.
Okr�ty wojenne, m�wi�. Istnieje opowie�� o zaginionym plemieniu Fyndii,
trzysta statk�w pod cala - fyn, wszystkie doszcz�tnie zniszczone podczas
spotkania z iy - wivii. To oczywi�cie zdarzy�o si� wiele tysi�cy lat temu,
wi�c szczeg�y s� nieco niejasne. - Damoosh maj� odmienn� opowie�� i
uwa�aj� j� za prawdziw�, s�owo po s�owie - a Damoosh, jak wiesz, s�
najstarsz� ras�, z jak� si� dotychczas zetkn�li�my. Nazywaj� moich
wolkryn�w ludem z zatoki. Wspania�e opowie�ci, Royd, wspania�e! Statki jak
wielkie, ciemne miasta, spokojne i ciche, poruszaj�ce si� wolniej ni�
wszech�wiat wok� nich. Legendy Damoosh m�wi�, �e wolkryni s�
uciekinierami z jakiej� niewyobra�alnej wojny g��boko w j�drze galaktyki,
toczonej u pocz�tk�w czasu. Opu�cili planety i gwiazdy, na kt�rych
wyro�li, �eby w przestrzeni pomi�dzy nimi szuka� prawdziwego pokoju,
Getsoidy z Aath maj� podobny mit, ale w nim ta wojna zniszczy�a wszystkie
�ywe istoty w galaktyce, a wolkryni s� swego rodzaju bogami, siej�cymi
�ycie na mijanych planetach. Inne rasy widz� ich jako cienie z piekie� lub
wys�annik�w Boga, ostrzegaj�cych nas, ka��cych ucieka� przed czym�
straszliwym, co ma si� wkr�tce wy�oni� z j�dra galaktyki.
- Te opowie�ci, o kt�rych m�wisz, Karoly, przecz� sobie wzajemnie.
- Tak, tak, oczywi�cie, ale wszystkie s� zgodne w sprawach
podstawowych - wolktyni �egluj� na zewn�trz galaktyki, mijaj�c na swych
staro�ytnych, powolnych, niezniszczalnych statkach nasze kr�tkotrwa�e
imperia. To w�a�nie naprawd� si� liczy! Reszta jest nic nie znacz�c�
ornamentacj�. Wkr�tce b�dziemy wiedzie� ile kryje si� w niej prawdy.
Sprawdzi�em te nieliczne informacje, jakie mamy na temat ras, �yj�cych
pono� jeszcze bli�ej �rodka galaktyki, poza nawet Nor T'alush -
cywilizacji i istot, kt�re same s� na wp� legendarne, jak Dan'lai,
Ullish, Rohenna'kh. I tam, gdzie mog�em w og�le cokolwiek znale��, znowu
znajdowa�em historie o wolkrynach.
- Legenda na temat legend - powiedzia� Royd. K�ciki szerokich ust
widma unios�y si� w u�miechu.
- Dok�adnie, dok�adnie - zgodzi� si� d'Branin. - Zwr�ci�em si� do
ekspert�w, specjalist�w z Instytutu Studi�w nad Inteligencjami
Pozaludzkimi. Prowadzili�my badania przez dwa lata. Wszystko tam by�o, w
bibliotekach, w pami�ciach i matrycach Akademii. Jednak przedtem nikt nie
zada� sobie trudu, �eby spojrze� na te materia�y, �eby je zestawi�.
Wolkryni w�drowali przez nale��c� do cz�owieka przestrze� w ci�gu niemal
ca�ej ludzkiej historii, od czas�w poprzedzaj�cych loty kosmiczne. Podczas
gdy my nauczyli�my si� skr�ca� struktur� przestrzeni, oszukuj�c teori�
wzgl�dno�ci, oni �eglowali swoimi wielkimi statkami przez samo serce
naszej tak zwanej cywilizacji, obok naszych najg�ciej zaludnionych
�wiat�w ze stateczn�, pod�wietln� pr�dko�ci�, kieruj�c si� ku Granicy i
ciemno�ciom pomi�dzy galaktykami. Cudowne; Royd, cudowne!
- Cudowne - zgodzi� si� Royd.
Karoly d'Branin jednym haustem osuszy� sw� fili�ank� i wyci�gn�� r�k�,
�eby chwyci� rami� Royda, ale jego d�o� przesz�a na wylot przez puste
�wiat�o. Przez chwil� wygl�da� na zmieszanego, ale potem sam zacz�� si� z
siebie �mia�:
- Ach, moi wolkryni. Chyba wpadam w nadmierny entuzjazm, Royd. Jestem
ju� tak blisko celu. Oni zaprz�tali bez reszty moje my�li przez dziesi��
lat, a teraz w ci�gu miesi�ca b�d� ich mia�, b�d� napawa� moje zm�czone
oczy ich wspania�o�ci�. A potem, potem, je�li tylko moi ludzie zdo�aj�
dosi�gn�� kogo� tak wielkiego i dziwnego jak oni, tak r�nego od nas - mam
nadziej�, Royd, nadziej�, �e poznam odpowied� przynajmniej na pytanie d 1
a c z e g o!
Duch Royda u�miechn�� si� do niego, patrz�c przed siebie spokojnymi,
prze�roczystymi oczyma.
Pasa�erowie na statku, kt�ry pos�uguje si� hipernap�dem zwykle szybko
ulegaj� znudzeniu, tym bardziej na statku tak niewielkim i skromnie
urz�dzonym jak �EGLARZ NOCY. Pod koniec drugiego tygodnia podr�y
przypuszczenia i spekulacje zacz�y si� na dobre.
- Kim n a p r a w d � jest ten Royd Eris? - spyta� pewnej nocy Rojan
Christopheris, ksenobiolog. Grali we czw�rk� w karty. - Dlaczego do nas
nie wychodzi? Jaki ma cel w izolowaniu si� od wszystkich?
- Spytaj go - poradzi� Dannel, lingwista.
- A je�eli to jaki� kryminalista? - powiedzia� Christopheris. - Czy my
w og�le cokolwiek o nim wiemy? Nic, zupe�nie nic. Wynaj�� go d'Branin, a
on jest, jak wszyscy wiemy, starym, zgrzybia�ym g�upcem.
- Ty zagrywasz - powiedzia�a Lommie Thorne.
Christopheris z trzaskiem rzuci� kart�.
- Blok - zadeklarowa�. - B�dziesz musia�a znowu ci�gn��. - Wyszczerzy�
z�by. - A wracaj�c do tego Erisa, jak� mo�emy mie� gwarancj�, �e on nie
planuje nas wymordowa�.
- Niew�tpliwie dla naszych ogromnych maj�tk�w - powiedzia�a Lindran,
drugi lingwista. Po�o�y�a kart� na tej, kt�r� zagra� Christopheris.
- Przebita - stwierdzi�a mi�kko. U�miechn�a si�.
U�miechn�� si� r�wnie� Royd Eris, obserwuj�c.
Przyjemnie by�o patrze� na Melanth� Jhirl.
M�oda, zdrowa, pe�na wigoru, promieniowa�a intensywno�ci�, jakiej na
pr�no by szuka� w kt�rymkolwiek z pozosta�ych cz�onk�w grupy. Pod ka�dym
wzgl�dem by�a du�a - o g�ow� wy�sza od wszystkich na pok�adzie, mocno
zbudowana, d�ugonoga. Pod jej czarn� jak w�giel sk�r� p�ynnie porusza�y
si� silne musku�y. Apetyt mia�a r�wnie du�y. Jad�a dwa razy wi�cej ni�
ktokolwiek z jej koleg�w i pot�nie pi�a, nigdy jednak si� nie upijaj�c.
Ka�dego dnia przez cztery godziny wykonywa�a �wiczenia gimnastyczne na
sprz�cie, kt�ry przywioz�a ze sob� i zamontowa�a w jednym z luk�w
towarowych. Przez pierwsze dwa tygodnie podr�y uprawia�a seks ze
wszystkimi czterema znajduj�cymi si� na pok�adzie m�czyznami i z dwiema z
kobiet. Nawet w ��ku by�a zawsze aktywna, wyczerpuj�c kompletnie
wi�kszo�� z partner�w. Royd obserwowa� j� z rosn�c� fascynacj�.
- Jestem ulepszonym modelem - powiedzia�a mu pewnego razu, �wicz�c
intensywnie na r�wnoleg�ych dr��kach. Jej ods�oni�ta sk�ra b�yszcza�a od
potu. Ciasna siatka spina�a d�ugie, czarne w�osy.
- Ulepszonym? - spyta� Royd. Nie m�g� wysy�a� hologramu do luk�w
towarowych, jednak Melantha zaprosi�a go do rozmowy za pomoc�
komunikatora, nie wiedz�c, �e i tak by�by przy niej. Przerwa�a wykonywany
uk�ad, si�� mi�ni zatrzymuj�c cia�o w st�jce na r�kach.
- Zmienionym, kapitanie - powiedzia�a. Przyj�a tak� form� zwracania
si� do niego - kapitanie. - Urodzi�am si� na Prometeuszu w�r�d elity, jako
dziecko dwojga czarodziej�w genetycznych. Zosta�am ulepszona, kapitanie.
Potrzebuj� dwukrotnie wi�cej energii ni� pan, ale w ca�o�ci j�
wykorzystuj�. Posiadam bardziej efektywn� przemian� materii, silniejsze i
bardziej wytrzyma�e cia�o, przewidywany okres mego �ycia jest
p�torakrotnie d�u�szy ni� ludzka przeci�tna. Moi ziomkowie pope�nili
kilka straszliwych pomy�ek, pr�buj�c radykalnie przemodelowa� ludzko��,
ale drobne ulepszenia wychodz� im ca�kiem nie�le.
Podj�ta �wiczenia na nowo, poruszaj�c si� szybko i bez widocznego
wysi�ku. Milcza�a ju� do ich ko�ca. Wreszcie, zrobiwszy salto w powietrzu,
zeskoczy�a na pod�og� i przez chwil� sta�a nieruchomo, ci�iko oddychaj�c,
potem splot�a ramiona na piersi, podnios�a g�ow� i u�miechn�a si�.
- Teraz ju� znasz histori� mego �ycia, kapitanie - powiedzia�a.
�ci�gn�a siatk� z g�owy i rozpu�ci�a w�osy.
- Z pewno�ci� jest w niej nie tylko to - powiedzia� g�os z
komunikatom.
Roze�mia�a si�.
- Z pewno�ci�. Czy chcesz us�ysze� o mojej ucieczce na Avalon, o jej
przyczynach i okoliczno�ciach, o wynik�ych z niej k�opotach dla mojej
rodziny na Prometeuszu? A mo�e jeste� bardziej zainteresowany moimi
nadzwyczajnymi osi�gni�ciami w dziedzinie krenologii kulturowej? Chcesz
pos�ucha�?
- Mo�e przy jakiej� innej okazji - odpowiedzia� Royd uprzejmie. - Co
to za kryszta�? Ten, kt�ry nosisz?
Zwykle wisia� pomi�dzy jej piersiami. Zdj�a go, rozbieraj�c si� do
�wicze�. Teraz podnios�a i zawiesi�a na szyi - niewielki zielony kamie�,
poznaczony czarnymi �y�kami, na srebrnym �a�cuszku. Dotykaj�c go, zamkn�a
na chwil� oczy. U�miecha�a si�, otwieraj�c je z powrotem.
- Jest �ywy - powiedzia�a. - Nigdy takiego nie widzia�e�? To szepcz�cy
kamie�, kapitanie. Kryszta� rezonacyjny - psionicznie ukszta�towana
matryca, zatrzymuj�ca w sobie jakie� wspomnienie, odczucie. Dotkni�cie
kryszta�u wyzwala je na chwil�.
- Sama zasada jest mi znana, ale nie zetkn��em si� jeszcze z jej
praktycznym wykorzystaniem. A wi�c w twoim krysztale ukryte jest jakie�
szczeg�lnie drogie ci wspomnienie? Rodzinne, by� mo�e?
Melantha podnios�a r�cznik i zacz�a wyciera� pot z cia�a.
- M�j kryszta� zawiera wra�enia z wyj�tkowo udanego seansu
seksualnego, kapitanie. To mnie podnieca. Lub raczej podnieca�o. Szepcz�ce
kamienie trac� z czasem swoj� moc i odczucia zgromadzone w moim nie s� ju�
tak intensywne jak kiedy�. Jednak czasami - zwykle po uprawianiu mi�o�ci
lub po wyczerpuj�cych �wiczeniach - od�ywaj� na nowo z dawn� si��.
- Och - powiedzia� g�os Royda. - A wi�c jeste� teraz podniecona? Masz
zamiar z kim� kopulowa�?
Melantha u�miechn�a si�.
- Wiem jakiej cz�ci moich wspomnie� chcia�by� wys�ucha�, kapitanie.
Tej, kt�ra dotyczy mego burzliwego i pe�nego nami�tno�ci �ycia mi�osnego.
A wi�c jej nie us�yszysz. Przynajmniej do czasu, a� ja poznam histori�
twego �ycia. W�r�d moich skromnych przymiot�w niepo�lednie miejsce zajmuje
nienasycona ciekawo��. Kim ty jeste�, kapitanie? Tak naprawd�.
- Niew�tpliwe kto� tak ulepszony, jak ty - odpowiedzia� Royd -
powinien by� w stanie sam to odgadn��.
Melantha roze�mia�a si� i rzuci�a r�cznikiem w siatk� komunikatora.
Lommie Thorne wi�kszo�� czasu sp�dza�a w luku towarowym, przeznaczonym
na pomieszczenie dla komputer�w, montuj�c system, kt�ry mia� im s�u�y� do
analizy danych o wolkrynach. Bardzo cz�sto przychodzi�a do niej Alys
Northwind, ofiarowuj�c si� do pomocy. Cybernetyk mia�a zwyczaj gwizda�
podczas pracy; Northwind wykonywa�a jej polecenia w pos�pnym milczeniu. Od
czasu do czasu rozmawia�y.
- Eris nie jest cz�owiekiem - powiedzia�a pewnego dnia Lommie Thorne,
nadzoruj�c instalacj� du�ego monitora.
- Co? - burkn�a Northwind. Jej p�aska, nieciekawa twarz zmarszczy�a
si� - przez Christopherisa i jego teorie zacz�ta reagowa� na wzmianki o
Roydzie nieco nerwowo. Wsun�a na miejsce kolejny komponent i odwr�ci�a
si�.
- Rozmawia z nami, ale pozostaje niewidoczny - powiedzia�a cybernetyk.
- Tutaj nie ma �adnej za�ogi, wszystko, poza nim, wydaje si�
zautomatyzowane. Dlaczego wi�c ten statek nie mia�by by� zautomatyzowany
zupe�nie i do ko�ca? Id� o zak�ad, �e ten Royd Eris jest skomplikowanym
systemem komputerowym, by� mo�e prawdziw� Sztuczn� Inteligencj�. Nawet
skromny program mo�e prowadzi� pseudorozmow�, kt�rej niemal nie da si�
odr�ni� od ludzkiej. Taki jak ten, uruchomiony, m�g�by ci� zupe�nie
oszuka�.
Ksenotech chrz�kn�a i wr�ci�a do przerwanej pracy.
- Dlaczego wi�c udaje cz�owieka?
- Poniewa� - odpowiedzia�a Lommie Thorne - wi�kszo�� system�w prawnych
nie przyznaje SI �adnych praw obywatelskich. Statek nie mo�e by�
w�a�cicielem siebie samego, nawet na Avalonie. �EGLARZ NOCY obawia si�
prawdopodobnie, �e zostanie uwi�ziony i wy��czony. - Gwizdn�a.- �mier�,
Alys, koniec poczucia istnienia, koniec �wiadomych my�li.
- Ka�dego dnia pracuj� z maszynami - powiedzia�a z uporem Alys
Northwind. - W��czenie, wy��cznie, bez r�nicy. Nie maj� nic przeciwko
temu. Dlaczego ta maszyna mia�aby si� tym przejmowa�?
Lommie Thorne u�miechn�a si�.
- Komputery to co innego, Alys. Umys�, my�li, �ycie, du�e systemy
wszystko to posiadaj�. - Jej prawa d�o� zamkn�a si� na lewym nadgarstku,
kciuk zacz�� b��dzi� bez celu po nier�wno�ciach wszczepu. - R�wnie�
odczucia. Wiem to. Nikt nie chce nagle przesta� czu�. One nie s� wcale tak
bardzo r�ne od ciebie i ode mnie, naprawd�.
Ksenotech obejrza�a si� i potrz�sn�a g�ow�.
- Naprawd�? - powt�rzy�a bezbarwnym, niedowierzaj�cym g�osem.
Royd Elis patrzy� i s�ucha�, bez u�miechu.
Thale Lasamer by� m�od�, kruch� istot� - nerwowy, pobudliwy, o
s�abych, s�omianych w�osach i oczach b��kitnych i wodnistych. Zwykle
ubiera� si� jak paw, szczeg�lnym upodobaniem darz�c koronkowe, rozci�te z
przodu koszule bez ko�nierzyka i ciasne trykoty z r�norodnymi dodatkami,
str�j ci�gle modny w�r�d ni�szych klas jego rodzinnego �wiata. Jednak w
dniu, w kt�rym odnalaz� Karoly d'Branina w jego ciasnej, prywatnej kabinie
ubrany by� w skromny, szary kombinezon.
- Czuj� to - powiedzia�, chwytaj�c d'Branina za rami� i bole�nie
wbijaj�c mu palce. - Co� tu jest nie w porz�dku, Karoly, wyj�tkowo nie w
porz�dku. Zaczynam naprawd� si� ba�.
Paznokcie telepaty rani�y sk�r� i d'Branin wyszarpn�� gwa�townie r�k�.
- To boli - zaprotestowa�. - O co chodzi, przyjacielu? Boisz si�?
Czego, kogo? Nic z tego nie rozumiem. Czego tu mo�na si� ba�?
Lasamer uni�s� blade d�onie ku twarzy.
- Nie wiem - powiedzia� p�aczliwie - nie wiem. Jednak to jest tutaj,
czuj� to. Karoly, ja co� zacz��em odbiera�. Wiesz, �e jestem dobry.
Jestem, i dlatego mnie wybra�e�. W�a�nie przed chwil�, gdy wbi�em ci
paznokcie w sk�r�, czu�em to. Mog� ci� teraz odczyta�, wyrywkowo. My�lisz,
�e zbyt �atwo si� ekscytuj�, �e wp�ywa na mnie ta zamkni�ta przestrze�, �e
powinno si� mnie uspokoi�. - M�ody cz�owiek roze�mia� si� kr�tkim,
histerycznym chichotem, kt�ry urwa� si� r�wnie nagle, jak si� pojawi�. -
Widzisz, nie. Ja jestem dobry. Klasa jeden, potwierdzona testami i teraz
ci m�wi�, �e si� boj�. Wychwytuj� to. Wyczuwam. �ni� o tym. Czu�em to ju�
w czasie wchodzenia na statek i to staje si� coraz gorsze. Co�
niebezpiecznego. Co� gwa�townego. I obcego, Karoly, obcego!
- Wolkryni? - spyta� d'Branin.
- Nie, to niemo�liwe. Lecimy hipernap�dem, a oni s� odlegli jeszcze o
lata �wietlne. - Znowu zabrzmia� ten chichot. - Nie jestem a� tak dobry.
S�ysza�em twoj� histori� o Kreyach, ale ja jestem tylko cz�owiekiem. Nie,
to jest bliskie. Na statku.
- Jedno z nas? - By� mo�e - odpowiedzia� Lasamer. Zamy�li� si� na
chwil� pocieraj�c policzek. - Nie potrafi� tego umiejscowi�.
D'Branin po ojcowsku po�o�y� mu d�o� na ramieniu.
- Thale, to twoje wra�enie... czy nie mo�e rodzi� si� z tego, �e
jeste� po prostu zm�czony? Wszyscy �yjemy tu w ci�g�ym napi�ciu.
Bezczynno�� potrafi by� naprawd� wyczerpuj�ca.
- Zabierz ze mnie t� r�k� - warkn�� Lasamer.
D'Branin cofn�� szybko d�o�.
- To jest rzeczywiste - upiera� si� telepata - i nie chcia�bym, �eby�
zacz�� my�le�, �e mo�e niepotrzebnie mnie zabiera�e�, i tak dalej. Jestem
r�wnie zr�wnowa�ony jak wszyscy inni na tym... na tym... jak �miesz
my�le�, �e jestem niezr�wnowa�ony! Powiniene� zajrze� do wn�trza
niekt�rych z naszych wsp�towarzyszy - Chrostopherisa z jego butelk� i
ma�ymi, brudnymi fantazjami, Dannela niemal chorego ze strachu, Lommie z
jej maszynami, u niej wszystko jest metalem, �wiate�kami i zimnymi
obwodami, to chore, m�wi� ci, a Jhirl jest arogancka, Agatha nawet w
my�lach �ka nad sob� bez przerwy, a Alys jest pusta jak krowa. Ty, ty ich
nie dotykasz nie patrzysz w nich, co ty mo�esz wiedzie� o zr�wnowa�eniu?
Przegrani ludzie, d'Branin, dano ci band� ludzi przegranych, ja jestem
w�r�d nich jednym z najlepszych, wi�c nie wa� si� my�le� �e jestem
niezr�wnowa�ony, chory, s�yszysz? - Jego niebieskie oczy b�yszcza�y jak w
gor�czce. - S�yszysz?
- Spokojnie - powiedzia� d'Branin. - Spokojnie, Thale, jeste� zbyt
podekscytowany.
Telepata zamruga� i nagle jego podniecenie ulecia�o.
- Podekscytowany? - powiedzia�. - Tak. - Rozejrza� s � wok� ze
zmieszaniem. - Karoly, wiem �e to trudne, ale uwierz mi. Musisz. Ja ci�
ostrzegam. Jeste�my w niebezpiecze�stwie.
- Uwierz�, ale nie mog� podj�� �adnych dzia�a� bez bardziej
precyzyjnych informacji. Musisz u�y� swego talentu, �eby je dla mnie
zdoby�, dobrze? Przecie� mo�esz to zrobi�.
Lasamer skin� g�ow�.
- Dobrze - powiedzia�. - Dobrze.
Rozmawiali spokojnie jeszcze przez ponad godzin�, w ko�cu telepata
wyszed� zupe�nie spokojny. Bezpo�rednio potem d'Branin poszed� do
psipsych, kt�ra le�a�a w swoim hamaku, otoczona lekarstwami, skar��c si�
na nieustanne b�le.
- Interesuj�ce - zauwa�y�a, gdy d'Branin opowiedzia� jej o wizycie
Lasamera. - Ja r�wnie� co� czu�am, mia�am jakie� poczucie zagro�enia,
bardzo niewyra�ne, rozmyte. My�la�am, �e to bierze si� ze mnie samej.
Zamkni�cie, nuda, spos�b, w jaki to przyjmuj�. Moje nastroje czasami
zwracaj� si� przeciwko mnie. Czy powiedzia� co� bardziej konkretnego?
- Nie.
- Postaram si� przem�c b�l i pochodzi� troch�, odczytam go, odczytam
innych, zobacz� co b�d� w stanie wychwyci�. Chocia� je�li to jest realne,
on powinien czu� to pierwszy. On ma klas� jeden, a ja tylko trzy.
D'Branin skin�� g�ow�.
- Wydaje si� by� bardzo czu�y. Powiedzia� mi r�ne rzeczy o innych.
- To nic nie znaczy. Czasami gdy telepata upiera si�, �e wychwytuje
wszystko, znaczy to tylko, i� nic nie wychwytuje. Wyobra�a sobie odczyty,
uczucia, �eby zast�pi� te, kt�re nie chc� do niego przyj��. B�d� go
uwa�nie obserwowa�a, d'Branin. Czasami talent mo�e si� za�ama�, ze�lizn��
w rodzaj histerii i zacz�� nadawa�, zamiast odbiera�. To bardzo
niebezpieczne, szczeg�lnie w zamkni�tych �rodowiskach.
- Oczywi�cie, oczywi�cie - zgodzi� si� d'Branin.
W innej cz�ci statku Royd Eris zmarszczy� brwi.
- Zwr�ci�e� uwag� na ubranie hologramu, kt�ry on nam wysy�a? -
powiedzia� Rojan Christopheris do Alys Northwind.
Byli sami w jednym z luk�w towarowych. Le�eli na macie, staraj�c si�
unika� wilgotnej plamy na jej �rodku. Ksenobiolog zapali� skr�ta.
Zaproponowa� go swojej towarzyszce, ale Northwind odm�wi�a machni�ciem
r�ki.
- Niemodne od co najmniej dziesi�ciu lat, mo�e d�u�ej. M�j ojciec
nosi� takie koszule, gdy by� ch�opcem, na Starym Posejdonie.
- Eris ma staro�wiecki gust - odpowiedzia�a Alys Northwind. - I co z
tego? Nie obchodzi mnie, w co on si� ubiera. Ja, na przyk�ad, lubi� moje
kombinezony. S� bardzo wygodne. Nie zale�y mi, co o tym my�l� inni.
- Rzeczywi�cie ci nie zale�y, prawda? - powiedzia� Christopheris,
marszcz�c sw�j ogromny nos. Nie zauwa�y�a tego. - Ale tu nie o to chodzi.
A je�eli to wcale nie jest Eris? Projekcja mo�e by� czymkolwiek, mo�e by�
zestawiona z dowolnych element�w. Nie wydaje mi si�, �eby on rzeczywi�cie
tak wygl�da�.
- Nie? - Teraz w jej g�osie brzmia�a ciekawo��. Przetoczy�a si� i
skuli�a pod jego ramieniem, opieraj�c ci�kie, bia�e piersi o jego �ebra.
- A je�eli jest chory, zdeformowany i wstydzi si� pokazywa� tak, jak
naprawd� wygl�da? By� mo�e jest czym� zara�ony. Powolna Zaraza mo�e
straszliwie spustoszy� organizm cz�owieka, ale trwa to dziesi�ciolecia,
zanim w ko�cu zabije. A przecie� s� r�wnie� inne choroby zaka�ne -
manthrax, nowy tr�d, topnica, choroba Langamena, ca�a masa. Mo�liwie, �e
narzucona sobie przez Royda kwarantanna jest w�a�nie i dok�adnie tym. K w
a r a n t a n n �. Zastan�w si� troch�.
Alys Northwind zmarszczy�a brwi.
- Wszystko to, co si� m�wi o Erisie - powiedzia�a - zaczyna budzi� we
mnie dreszcze.
Ksenobiolog zaci�gn�� si� skr�tem i roze�mia�.
- A wi�c witaj na pok�adzie �EGLARZA NOCY. Reszta z nas ju� tam jest.
W pi�tym tygodniu podr�y Melantha Jhirl doprowadzi�a swego pionka do
sz�stej linii. Royd zrozumia�, �e zatrzymanie go jest ju� niemo�liwe i
podda� parti�. By�a to �sma kolejna pora�ka zadana mu przez Melanth� w
ci�gu takiej samej liczby dni. Dziewczyna siedzia�a ze skrzy�owanymi
nogami na pod�odze mesy, maj�c przed sob� szachownic� z rozstawionymi
figurami, a dalej ciemn� p�aszczyzn� ekranu. Roze�mia�a si� i zgarn�a
figury.
- Nie martw si� tak bardzo, Royd - powiedzia�a. - Jestem modelem
ulepszonym. Zawsze trzy posuni�cia przed przeciwnikiem.
- Powinienem skorzysta� z pomocy mego komputera - odpowiedzia�. -
Nigdy by� si� nie dowiedzia�a.
Jego hologram zmaterializowa� si� nagle przed ekranem i u�miechn�� do
niej.
- Domy�li�abym si� po trzech posuni�ciach. Mo�esz spr�bowa�.
Byli ostatnimi ofiarami gor�czki szachowej, kt�ra przed ponad
tygodniem ogarn�a �EGLARZA NOCY. Tym, kt�ry wykona� szachownic� i figury
oraz pocz�tkowo namawia� innych do gry by� Christopheris. Jednak
powszechny zapa� szybko wyparowa�, gdy zacz�� gra� Thale Lasamer i
wszystkich, jednego po drugim, pokona�. Ka�dy uwa�a�, �e uda�o mu si� to
dzi�ki odczytywaniu w trakcie partii my�li przeciwnika, poniewa� jednak
telepata by� w paskudnym, wojowniczym nastroju nikt nie odwa�y� si� na
g�o�ne sformu�owanie takiego oskar�enia. Melantha jednak�e poradzi�a sobie
z Lasamerem bez wi�kszych k�opot�w.
- Wcale nie jest takim nadzwyczajnym graczem - powiedzia�a potem
Roydowi - a je�eli nawet pr�bowa� odczyta� moje zamiary, to otrzymywa�
tylko nic nie znacz�cy be�kot. Ulepszone modele znaj� sposoby
dyscyplinowania swoich my�li, Tak si� sk�ada, �e potrafi� ca�kiem
skutecznie si� chroni�.
P�niej Christopheris i inni pr�bowali swych si� w jednej czy dw�ch
partiach z Melanth� i wszyscy, mimo wysi�k�w, byli niezmiennie druzgotani.
W ko�cu Royd spyta�, czy i on m�g�by zagra�. Tylko Melantha i Karoly byli
sk�onni usi��� z nim przy jednej szachownicy, a poniewa� Karoly mia�
trudno�ci w zapami�taniu w jaki spos�b figury si� poruszaj�, wi�c, si��
rzeczy, sta�� przeciwniczk� Royda zosta�a Melantha. Oboje zdawali si�
pasjonowa� rozgrywkami, chocia� Melantha zawsze wygrywa�a.
Teraz wsta�a i posz�a do kuchni, przechodz�c wprost przez widmow�
sylwetk� Royda. Z uporem odmawia�a podj�cia og�lnej gry w udawanie, �e
jest ona rzeczywista.
- Pozostali zawsze mnie omijaj�.
Wzruszy�a ramionami i odszuka�a w lod�wce pojemnik piwa.
- Kiedy wreszcie masz zamiar si� z�ama� i pozwoli� mi na z�o�enie
sobie wizyty za t� �cian�, kapitanie? - spyta�a. - Nie czujesz si� tam
samotnie? Nie cierpisz na frustracje seksualne? Klaustrofobi�?
- Latam �EGLARZEM NOCY przez ca�e �ycie - odpowiedzia�. Wy��czy�
hologram, i tak przez ni� ignorowany. - Gdybym mia� sk�onno�ci do
klaustrofobii, frustracji seksualnych czy cierpienia z powodu samotno�ci
nie by�oby to mo�liwe. Chyba powinno to by� dla ciebie oczywiste, skoro
jeste� tak ulepszonym modelem?
Wycisn�a z pojemnika do ust troch� piwa i za�mia�a si� mi�kko i
melodyjnie.
- Jeszcze ci� rozgryz�, kapitanie - ostrzeg�a.
- A tymczasem - powiedzia� - opowiedz mi jeszcze troch� k�amstw na
temat twego �ycia.
- S�yszeli�cie kiedykolwiek o Jowiszu? - spyta�a ksenotech zaczepnym
tonem. By�a pijana, hu�ta�a si� na swoim, wisz�cym w luku towarowym
hamaku.
- Ta nazwa ma co� wsp�lnego z Ziemi� - powiedzia�a Lindran. - Wydaje
mi si�, �e obie planety pochodz� z tego samego, mitycznego systemu.
- Jowisz - g�o�no oznajmi�a ksenotech - jest gazowym olbrzymem w tym
samym uk�adzie s�onecznym, co Stara Ziemia. Nie wiedzieli�cie tego,
prawda?
- Mam wa�niejsze rzeczy na g�owie i nie mog� jej zaprz�ta� takimi
drobiazgami - odpowiedzia�a Lindran.
Alys Northwind u�miechn�a si�, zadowolona z siebie.
- Hej, s�uchajcie, m�wi� do was. Kiedy zosta� odkryty hipernap�d, och,
dawno temu, mieli w�a�nie bada� tego Jowisza. Potem, oczywi�cie, ju� nikt
nie zawraca� sobie g�owy gazowymi olbrzymami. Wystarczy�o w�lizn�� si� w
nadszybko�� i znale�� �wiaty, na kt�rych mo�na by zamieszka�, a potem je
zasiedli�, ignoruj�c komety, asteroidy i gazowe olbrzymy. Po prostu - o,
patrzcie, kilka lat �wietlnych st�d jest nast�pna gwiazda, a wok� niej
nast�pne przyjazne planety. Jednak byli ludzie, kt�rzy uwa�ali, �e na tych
gazowych olbrzymach mo�e istnie� �ycie. Rozumiecie?
- Rozumiem jedynie, �e jeste� w dym pijana - powiedzia�a Lindran.
Christopheris wydawa� si� by� czym� zirytowany.
- Je�eli na gazowych olbrzymach rzeczywi�cie istnieje inteligentne
�ycie, to dotychczas nie przejawi�o ono ch�ci opuszczenia swego domu -
burkn��. - Wszystkie my�l�ce gatunki, z jakimi si� dotychczas spotkali�my
wywodz� si� ze �wiat�w podobnych do Ziemi, a wi�kszo�� z nich oddycha
tlenem. Chyba, �e chcesz powiedzie�, i� wolkryni pochodz� z gazowego
olbrzyma?
Ksenotech powoli zmieni�a pozycj� na siedz�c� i u�miechn�a si�
tajemniczo.
- Nie wolkryni - odpowiedzia�a. - Royd Eris. Zr�bcie dziur� w tej
�cianie w mesie, a zobaczycie, �e zaczn� z niej wylatywa� smugi metanu i
amoniaku.
Wykona�a p�ynny, falisty ruch r�k� w powietrzu i zanios�a si�
�miechem.
System komputerowy zosta� pod��czony i uruchomiony. Cybernetyk Lommie
Thorne siedzia�a przy g��wnej konsoli, g�adkiej, czarnej p�aszczy�nie z
plastyku, na kt�rej w holograficznym ta�cu pojawia�y si� i znika�y widmowe
odwzorowania setki uk�ad�w klawiaturowych, przesuwaj�c si� i zmieniaj�c
nawet w chwilach, w kt�rych ich u�ywa�a. Przed i wok� jej twarzy
znajdowa�y si� krystaliczne zespo�y pami�ciowe, rz�dy ekran�w i czytnik�w
z maszeruj�cymi kolumnami liczb i wiruj�cymi w powolnych uk�adach figurami
geometrycznymi oraz ciemne kolumny absolutnie g�adkiego metalu,
zawieraj�ce umys� i dusz� systemu. Siedzia�a szcz�liwa w p�mroku,
pogwizduj�c. Jej palce na �lepo, z osza�amiaj�c� szybko�ci� porusza�y si�
po po�yskuj�cych klawiszach, przeprowadzaj�c komputer przez szereg
prostych program�w testuj�cych.
- Och - powiedzia�a w pewnej chwili, u�miechaj�c si�. A p�niej
jedynie: - Dobrze.
Potem nadszed� czas na ostatni test. Lommie Thorne podwin�a
metaliczn� tkanin� lewego r�kawa, w�o�y�a rami� pod pulpit, odszuka�a
bolce, wsun�a je w otwory wszczepu. Po��czenie.
Ekstaza.
Na ekranach zawirowa�y, zla�y si�, potem rozprysn�y na boki plamy
atramentu w dziesi�tkach pulsuj�cych kolor�w.
Chwil� p�niej by�o ju� po wszystkim.
Lommie Thorne wyj�ta rami�. U�miech na jej ustach by� nie�mia�y i
pe�en satysfakcji, by�o w nim jednak r�wnie� co� innego, ledwie widoczny
�lad zdziwienia. Dotkn�a kciukiem otwor�w na swym przegubie i
stwierdzi�a, �e ich obrze�a s� gor�ce i wywo�uj� mrowienie sk�ry. Zadr�a�a
mimowolnie.
System dzia�a� znakomicie, sprz�t by� w doskona�ym stanie, wszystkie
zestawy program�w zachowywa�y si� zgodnie z planem po��czenie przebiega�o
bez �adnych zak��ce�. Jak zawsze, by�a to wielka przyjemno��. Gdy
pod��czy�a si� do systemu, sta�a si� m�dra ponad wiek, pot�na, pe�na
�wiat�a i elektryczno�ci i nieuchwytnych fluid�w �ycia, zimna i czysta,
nie by�a ju� samotna, nie czu�a si� ma�a i bezradna. By�o tak samo jak
zawsze, gdy zlewa�a si� w jedno z systemem i rozrasta�a w nim i przez
niego.
Jednak tym razem dostrzeg�a jak�� r�nic�. Poczu�a, tylko przez
moment, dotyk czego� zimnego. Czego� bardzo zimnego i budz�cego
przera�enie. Przez kr�tk� chwil� zar�wno ona, jak i system widzieli to
wyra�nie, a potem to znikn�o, wycofa�o si�.
Cybernetyk potrz�sn�a g�ow�, odsuwaj�c od siebie nonsensowne my�li.
Wr�ci�a do pracy. Po pewnym czasie znowu zacz�a pogwizdywa�.
W czasie sz�stego tygodnia podr�y Alys Northwind paskudnie si�
zrani�a podczas przygotowywania jakiej� przek�ski. Sta�a w kuchni, kroj�c
nasycone przyprawami mi�so pot�nym, d�ugim no�em. Nagle wrzasn�a.
Dannel i Lindran podbiegli do niej i zobaczyli, �e Alys wpatruje si� z
przera�eniem w le��c� przed ni� desk�. N� odci�� czubek wskazuj�cego
palca jej lewej r�ki dok�adnie na wysoko�ci pierwszego stawu. Krew
wylatywa�a pulsuj�c� strug�.
- Statek szarpn�� - powiedzia�a bezbarwnym g�osem, spogl�daj�c na
Dannela. - Czuli�cie to? Szarpn�� i n� mi si� ze�lizgn��.
- Trzeba czym� zatamowa� krwawienie - powiedzia�a Lindran.
Dannel rozejrza� si� wok� z panik� w oczach.
- Och, sama to zrobi� - stwierdzi�a w ko�cu Lindran. I zrobi�a.
Psipsych, Agatha Marij - Black, da�a Northwind �rodek przeciwb�lowy,
potem spojrza�a na dw�jk� lingwist�w.
- Widzieli�cie jak to si� sta�o?
- Sama to sobie zrobi�a, no�em - odpowiedzia� Dannel.
Z korytarza, z oddali, dobieg� ich dziki, histeryczny �miech.
- Da�am mu �rodek t�umi�cy - Marij - Black zameldowa�a d'Braninowi
troch� p�niej tego samego dnia. - Psionin� - 4. To na kilka dni zmniejszy
jego wra�liwo��. Potem mog� mu da� wi�cej, je�li b�dzie potrzebowa�.
D'Branin wygl�da� na bardzo zmartwionego.
- Rozmawiali�my kilka razy i zauwa�y�em, �e Thale robi wra�enie coraz
bardziej przestraszonego, ale nigdy nie potrafi� mi tego jasno
wyt�umaczy�. Musia�a� go t�umi�?
Psipsych wzruszy�a ramionami.
- By� ju� na granicy zachowa� nieracjonalnych. Gdyby j� przekroczy�,
m�g�by, bior�c pod uwag� poziom jego talentu, zabra� nas wszystkich ze
sob�. Nie powiniene� najmowa� telepaty z klas� jeden. Oni s� zbyt
niezr�wnowa�eni.
- Musimy nawi�za� kontakt z obcymi. Przypominam ci, �e to wcale nie
jest �atwe. A wolkryni b�d� bardziej obcy ni� jakakolwiek rozumna rasa, z
jak� dotychczas si� zetkn�li�my. Potrzebujemy umiej�tno�ci klasy jeden,
je�eli chcemy mie� jak�kolwiek nadziej� na po��czenie si� z nimi. A
przecie� oni mog� nas tylu rzeczy nauczy�!
- Niby s�usznie - powiedzia�a - ale, wzi�wszy pod uwag� stan twojego
telepaty, mo�esz nagle nie mie� do dyspozycji w og�le �adnych
umiej�tno�ci. Po�ow� swego czasu sp�dza w hamaku w pozycji p�odowej, a
pozosta�e p� puszy si� albo gada od rzeczy, a w og�le niemal umiera ze
strachu. Upiera si�, �e grozi nam realne, fizyczne niebezpiecze�stwo, ale
nie potrafi powiedzie� ani dlaczego, ani sk�d. Najgorsze z tego
wszystkiego jest to, �e ja nie mog� z pewno�ci� stwierdzi� czy on naprawd�
co� wyczuwa, czy tylko ma ostry atak paranoi. Jednak to oczywiste, �e
zdradza niekt�re z klasycznych objaw�w paranoidalnych. Mi�dzy innymi
twierdzi, �e jest obserwowany. By� mo�e jego stan nie ma nic wsp�lnego z
nami, wolkrynami i jego talentem, ale nic nie wiem na pewno.
- A co z twoim talentem? - spyta� d'Branin. - Jeste� przecie� empat�,
prawda?
- Nie ucz mnie mojej pracy - powiedzia�a ostro. - Spa�am z nim w
zesz�ym tygodniu. Nie mo�na osi�gn�� lepszych warunk�w do badania
psionicznego. Jednak nawet w takich okoliczno�ciach nie uda�o mi si�
uzyska� niczego pewnego. Jego umys� to chaos, jego strach jest tak
intensywny, �e przesi�kaj� nim prze�cierad�a. R�wnie� z naszych
pozosta�ych koleg�w nie udaje mi si� niczego wyczyta�, poza normalnymi
napi�ciami i frustracjami. Ale ja mam tylko klas� trzy, wi�c to niczego
nie dowodzi. Moje mo�liwo�ci s� do�� ograniczone. Poza tym, wiesz
przecie�, �e nie czuj� si� najlepiej. Ledwo oddycham na tym statku.
Powietrze wydaje mi si� g�ste i ci�kie, bez przerwy boli mnie g�owa.
Powinnam le�e� w ��ku.
- Tak, oczywi�cie - zgodzi� si� d'Branin po�piesznie. - Nie mia�em
zamiaru ci� krytykowa�. Robisz wszystko, co w tak trudnych warunkach le�y
w twojej mocy. Jak d�ugo potrwa zanim Thale znowu do nas wr�ci?
Psipsych zm�czonym gestem potar�a skronie.
- Wed�ug mnie nale�y go utrzymywa� w stanie, w jaki go teraz
wprowadzi�am do ko�ca wyprawy. Ostrzegam ci� - telepata, kt�ry popada w
szale�stwo lub histeri� jest naprawd� gro�ny. Ten wypadek z Northwind i
no�em to mog�a by� jego sprawka. Zacz�� wrzeszcze� wkr�tce potem, jak
pami�tasz. By� mo�e jej dotkn��, tylko na chwil� - och, wiem, �e to
zwariowany pomys�, ale jednak mo�liwy. Sedno w tym, �e nie mo�emy pozwoli�
sobie na ryzyko. Mam dostateczny zapas psioniny 4, �eby utrzymywa� go w
niewra�liwo�ci do czasu powrotu na Avalon.
- Ale... Royd wkr�tce wy��czy hipernap�d i b�dziemy nawi�zywa� kontakt
z wolkrynami. Thale, ze swym umys�em, ze swym talentem, b�dzie nam
potrzebny. Czy t�umienie go jest nieuniknione? Nie ma innego wyj�cia?
Marij - Black skrzywi�a si�.
- Innym rozwi�zaniem jest zastrzyk esperonu. To go ca�kowicie otworzy,
na kilka godzin dziesi�ciokrotnie zwi�kszy jego wra�liwo��. Wtedy, mam
nadziej�, b�dzie w stanie zlokalizowa� to niebezpiecze�stwo, kt�re pono�
wyczuwa. Odrzuci� je, je�li jest urojone lub rozprawi� si� z nim, je�eli
jest realne. Psionina - 4 jest jednak znacznie bezpieczniejsza. Esperon to
piekielny �rodek, z ca�� mas� skutk�w ubocznych. Gwa�townie podnosi
ci�nienie krwi, czasami powoduje hiperwentylacj� lub atak apopleksji.
Znane s� te� przypadki zatrzymania akcji serca. Lasamer jest do�� m�ody,
wi�c akurat tym si� specjalnie nie martwi�, ale nie s�dz�, �eby by�
dostatecznie stabilny emocjonalnie, by sobie poradzi� z tak wielk� pot�g�.
Psionina te� nam powinna co� da�. Je�eli objawy paranoi utrzymaj� si�,
b�d� wiedzia�a, �e nie maj� one nic wsp�lnego z jego zdolno�ciami
telepatycznymi.
- A je�eli si� nie utrzymaj�? - spyta� d'Branin.
Agatha Marij - Black u�miechn�a si� do niego przewrotnie.
- Je�eli Lasamer stanie si� spokojny i przestanie papla� o
niebezpiecze�stwie? No c�, to b�dzie znaczy�o, �e przesta� cokolwiek
odbiera�, prawda? A to z kolei oznacza�oby, �e istnieje co�, co mo�na
odbiera�, �e on przez ca�y czas mia� racj�.
Wieczorem na kolacji Thale Lasamer by� cichy i jakby nieobecny. Jad�
na p� mechanicznie, a jego b��kitne oczy sprawia�y wra�enie zamglonych.
Po posi�ku przeprosi� wszystkich i poszed� prosto do ��ka, niemal
natychmiast zapadaj�c w ci�ki sen.
- Co ty z nim zrobi�a�? - zwr�ci�a si� Thorne do Marij - Black.
- Zablokowa�am ten jego w�cibski umys�.
- Powinna� to zrobi� ju� dwa tygodnie temu - powiedzia�a Lindran. -
Potulny jest znacznie