4610
Szczegóły |
Tytuł |
4610 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4610 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4610 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4610 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BA�NIE DOMOWE I DZIECI�CE ZEBRANE PRZEZ BRACI GRIMM
tom pierwszy
ilustrowa�a Murawska
PRZE�O�YLI EMILIA BIELICKAVI MARCELI TARNOWSKI
POS�OWIE V HELENA KAPE�U�
Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza
Warszawa 1986
Przedmowa
T�umaczenie oparto na wydaniu:
Kinder- und Hausmarchen gesammelt durch die Briider Grimm Insel Yerlag, Frankfurt am Main 1975
ISBN 83-205-3775-4
Copyright for the Polish edition by Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza
Warszawa 1982
Uwa�amy to za okoliczno�� szcz�liw�, je�li po burzy czy innej kl�sce zes�anej przez niebo, kiedy ca�y zasiew ulega zniszczeniu, pod niskim �ywop�otem czy kap� przydro�nych krzak�w, na niewielkiej bezpiecznej przestrzeni uchowa si� par� pojedynczych k�os�w. Niech potem s�o�ce w por� za�wieci, a b�d� one ros�y dalej samotnie, przez nikogo nie zauwa�one: nie zetnie ich przedwcze�nie �aden sierp i nie trafi� do ogromnych stod�, lecz p�nym latem, kiedy dojrzej� i ziarnem si� wype�ni�, znajd� je r�ce biedak�w, z�o�� k�os do k�osa, starannie zwi��� i z wi�kszym poszanowaniem ni� to, jakim na og� darzy si� ca�e snopy, zanios� do domu, aby przez zim� s�u�y�y za po�ywienie i stanowi�y jedyne cz�sto nasienie na przysz�o��.
Tak i nam si� przydarzy�o, kiedy spostrzegli�my, �e spo�r�d obfito�ci tego, co w dawniejszych czasach kwit�o, nie pozosta�o nic, nawet we wspomnieniu, opr�cz paru pie�ni w�r�d ludu, kilku ksi��ek, poda� i tych niewinnych ba�ni domowych. Miejsce pod piecem, kuchenny komin, schody na strych, obchodzone jeszcze dni �wi�teczne, pastwiska i lasy w swej ciszy i spokoju, a nade wszystko niczym nie zm�cona wyobra�nia - to by�y owe �ywop�oty, kt�re je chroni�y i przekazywa�y z pokolenia na pokolenie.
By�a ju� chyba najwy�sza pora, by ba�nie te utrwali�, bowiem tych, kt�rzy powinni je przechowywa�, jest wci�� coraz mniej. Prawda, �e ci, kt�rzy je pami�taj�, na og� pami�taj� bardzo wiele, gdy� tylko ludzie odumieraj� bajki, nie za� one ludzi: zanika jednak sam obyczaj, podobnie jak wszelkie tajemnicze zak�tki w domach i ogrodach, trwaj�ce od dziadka a� po wnuki, ust�puj� miejsca taniej elegancji, przypominaj�cej u�miech, z jakim m�wi si� o tych ba�niach domowych - wygl�da on wytwornie, a ma�o kosztuje. Tam, gdzie bajki jeszcze �yj�, nikt si� nie zastanawia, czy s� dobre, czy z�e, poetyczne czy te� budz�ce niesmak doros�ych ludzi: znamy je i lubimy, bo takie otrzymali�my w spadku, cieszymy si� nimi, nie szukaj�c przyczyn, tej rado�ci. Tak cudowny jest �ywy obyczaj i to w�a�nie ��czy poezj� ze wszystkim, co nieprzemijaj�ce, �e trzeba jej ulega�, nawet wbrew woli. ^'etrudno zreszt� zauwa�y�, �e trwa on tylko tam, gdzie istnieje szczeg�lnie �ywa wra�liwo�� na poezj� i fantazja nie przyt�umiona przewrotno�ci� �ycia, iatego te� nie zamierzamy wcale wychwala� zebranych tu bajek ani broni� Przed ich przeciwnikami: ju� samo ich istnienie wystarcza, aby je chroni�. To, 0 _w tak r�norodny spos�b i wci�� od nowa cieszy�o, wzrusza�o i poucza�o, z tym samym �wiadczy, jak jest potrzebne, i bez w�tpienia pochodzi z tego toego odwiecznego �r�d�a, kt�re rosi wszystko, co �yje, i cho�by ma�y
zwini�ty listek jedn� jedyn� kropl� zatrzyma�, to zal�ni ona w pierwszych promieniach jutrzenki.
St�d bierze si� przenikaj�ca te utwory wewn�trzna czysto��, dzi�ki kt�rej dzieci wydaj� si� nam tak cudowne i szcz�liwe: maj� one te� te same jasnoniebieskie, nieskazitelne, l�ni�ce oczy*, kt�re nie mog� ju� rosn��, podczas gdy inne cz�ci cia�a s� jeszcze delikatne, s�abe i niezdolne do ziemskich czynno�ci.1 Dlatego to tworz�c nasz zbi�r zamierzali�my nie tylko przys�u�y� si� dziejom poezji i mitologii, ale pragn�li�my, aby poezja, kt�ra jest w nim �ywa, dzia�a�a sama przez si� i dawa�a rado�� ka�demu, kto potrafi si� ni� cieszy�, a wi�c by ksi��ka nasza mia�a r�wnie� warto�ci wychowawcze}, W d��eniu do tego celu nie szukamy wcale tej formy czysto�ci, jak� si� osi�ga tch�rzliwie unikaj�c wszystkiego, co wi��e si� z pewnymi sytuacjami i stosunkami, kt�re zdarzaj� si� codziennie i kt�re nie powinny pozostawa� w ukryciu; praktyki takie wywo�uj� w dodatku z�udzenie, �e to, co w drukowanej ksi��ce okazuje si� wykonalne, b�dzie te� takie w realnym �yciu. My szukamy czysto�ci w prawdzie prostego opowiadania, w kt�rej na ___dnie nie kryje si� nic przewrotnego. W tym nowym wydaniu starali�my si� usun�� wszelkie wyra�enia niestosowne dla dzieci�cego wieku. Gdyby mimo to wysuwano zastrze�enia, �e to czy owo wprawia rodzic�w w zak�opotanie lub wydaje im si� gorsz�ce, tak �e wol� nie dawa� ksi��ki dzieciom do r�ki, to mo�e w pewnych odosobnionych wypadkach obiekcje takie bywaj� uzasadnione, a wtedy mo�na przecie� dokona� wyboru: na og� jednak, to znaczy przy normalnych zdrowych reakcjach nie jest to na pewno potrzebne. Nikt nie obroni nas tu lepiej ni� sama natura, kt�ra nada�a listkom i kwiatkom takie a nie inne barwy i kszta�ty; je�li nie spe�niaj� one czyich� szczeg�lnych wymaga�, to nie mo�na przecie� ��da� z tej racji zmiany owych barw i kszta�t�w. Albo we�my inny przyk�ad: deszcz i rosa wywieraj� swe dobroczynne dzia�anie na wszystko, co ro�nie na ziemi; kto nie chce wystawia� swych ro�lin na owo dzia�anie w obawie, �e s� zbyt wra�liwe i mo�e im to zaszkodzi�, lecz woli podlewa� je w pokoju ostudzon� wod�, ten nie b�dzie si� przecie� domaga� zlikwidowania deszczu i rosy. Tylko to, co naturalne, mo�e te� by� po�yteczne, i tym winni�my si� kierowa�. A zreszt� w�r�d zdrowych i krzepi�cych ksi��ek stworzonych przez lud, z Bibli� na czele, nie znamy ani jednej, kt�ra nie budzi�aby podobnych zastrze�e�, i to w niepor�wnanie powa�niejszej mierze; wystarczy jednak w�a�ciwie z nich korzysta�, a nie znajdziemy tam nic z�ego, lecz jedynie, jak to pi�knie powiedziano, �wiadectwo w�asnych serc. Dzieci bez trwogi wskazuj� na gwiazdy, podczas gdy wszyscy inni, wed�ug wierze� ludowych, obra�aj� tym anio��w.
* W�a�nie dzieciom wydaj� si� one szczeg�lnie kusz�ce i koniecznie chcia�yby je posi�sc (Fischarta Gargantua, 129 b. 131 b.)
Gromadzili�my te bajki przez trzyna�cie blisko lat; tom pierwszy, kt�ry ,, tikaza�si� w roku 1812,!zawiera� w wi�kszo�ci materia� zbierany przez nas po trochu z ustnych przekaz�w na terenie Hesji, w okolicach po�o�onych nad frienem i Kinzigiem, w hrabstwie Hanau, sk�d sami pochodzimy. Drugi tom zosta� uko�czony wyroku</l 814j znacznie szybciej skompletowany, po cz�ci dlatego, �e ksi��ka sama zyska�a ju� sobie przyjaci�, kt�rzy przekonawszy si�, jakie s� jej za�o�enia, udzielili jej swego poparcia, po cz�ci za� dzi�ki sprzyjaj�cemu nam szcz�ciu, kt�re sprawia wra�enie przypadku, ale kt�re zazwyczaj towarzyszy szczeg�lnie wytrwa�ym i pilnym zbieraczom. Kiedy si� ju� przywyknie przestrzega� obu tych cech, szcz�cie owo zdarza si� cz�ciej, ni� by si� zdawa�o, a dzieje si� tak powszechnie z wszelkimi obyczajami i osobliwo�ciami, przypowie�ciami i �artami ludowymi. Pi�kne bajki dolnoniemieckie, pochodz�ce z ksi�stwa Miinster i Paderborn, zawdzi�czamy szczeg�lnej dobroci i przyja�ni: swojsko�� dialektu w po��czeniu z wewn�trzn� spoisto�ci� da�y tu nader korzystne wyniki. Tam, w owych s�awnych z niemieckich swob�d okolicach, podania i ba�nie zachowa�y si� w niekt�rych miejscowo�ciach jako niemal sta�a rozrywka, zwi�zana z pewnymi �wi�tami, i kraj ten obfituje jeszcze w odziedziczone po przodkach zwyczaje i pie�ni. Tam, gdzie pismo z jednej strony nie bru�dzi wprowadzaj�c elementy obce i nie ot�pia nadmiarem, z drugiej za� nie rozleniwia pami�ci, i w og�le w�r�d narod�w, kt�rych literatura nie posiada wielkiego znaczenia, tradycja jako namiastka przejawia si� w wyra�niejszej i czystszej postaci. Dzi�ki temu przekazy, jakie zachowa�y si� w Dolnej Saksonii, s� znacznie liczniejsze ni� w innych okolicach. O ile� pe�niejszy i w tre�� bogatszy m�g�by by� zbi�r dokonany na terenie Niemiec w wieku XV albo i XVI, w czasach Hansa Sachsa i Fischarta*.
Do szcz�liwych przypadk�w nale�a� mi�dzy innymi i ten, �e we wsi Niederzwehrn, po�o�onej niedaleko Kassel, poznali�my pewn� wie�niaczk�, kt�ra opowiedzia�a nam wi�kszo�� spo�r�d najpi�kniejszych bajek drugiego tomu. Pani Viehmann [zwana ,,die Viehmannin"] by�a niewiast� jeszcze krzepk�, licz�c� niewiele ponad pi��dziesi�t lat. Rysy jej twarzy mia�y w sobie co� mocnego, rozumnego i ujmuj�cego, spojrzenie wielkich oczu by�o jasne ' przenikliwe**. Zachowa�a ona wiernie w pami�ci dawne podania i sama
* Znamienn� jest rzecz�, �e Gallowie nie pozwalali spisywa� przekazywanych przez
radycj� pie�ni, mimo �e we wszelkich innych okoliczno�ciach pos�ugiwano si� wtedy pismem.
ezar, kt�ry o tym wspomina (De bello Gallico VI.4.) s�dzi, ze w ten spos�b chciano zapobiec
korny�lnemu zaniechaniu uczenia si� i zapami�tywania pie�ni przez tych, kt�rzy zbytnio
awierz� pismu. R�wnie� Thamus podkre�la w rozmowie z Theuthem (w Fajdrosie Platona)
wynalezieniu liter niekorzystne skutki, jakie pismo mo�e wywrze� na rozw�j pami�ci.
* Brat nasz Ludwig Grimm wykona� jej bardzo wiern� i naturaln� podobizn�, kt�r� Zna obejrze� w zbiorze jego rycin (u Weigla w Lipsku). Wskutek wojny poczciwa ta kobieta
utrzymywa�a, �e dar ten nie ka�dy posiada, �e wielu nie potrafi zapami�ta� nic w jakiej� sk�adnej ca�o�ci. Opowiada�a przy tym w spos�b rozs�dny, pewny i nadzwyczaj �ywy, z wyra�n� przyjemno�ci�, najpierw ca�kiem swobodnie, potem na ��danie powtarza�a to samo raz jeszcze powoli, tak �e przy pewnej wprawie mo�na by�o wszystko zapisa�. Znaczna cz�� jej opowie�ci zanotowana zosta�a dzi�ki temu dos�ownie i nie spos�b omyli� si� co do ich autentyczno�ci. Kto s�dzi, �e do regu�y nale�y lekkie zafa�szowanie przekazu, ^niedba�o�� w przechowywaniu go i, co za tym idzie, jego nietrwa�o��, ten powinien by pos�ucha�, jak ta niewiasta dok�adnie trzyma�a si� w�tku opowiadania, jak zawzi�cie dba�a o jego czysto��; powtarzaj�c, nigdy nic w samej istocie rzeczy nie zmienia�a, a je�li zauwa�y�a w�asn� omy�k�, zaraz, przerywaj�c opowie��, sama siebie poprawia�a. Przywi�zanie do tradycji ludzi, kt�rzy wiod� nie podlegaj�cy �adnym zmianom tryb �ycia, jest silniejsze, ni� my, tak sk�onni do zmian, jeste�my w stanie poj��. Dlatego w�a�nie cechuj� je tylokrotnie potwierdzone usilne d��enie do wierno�ci i wewn�trzna uczciwo��, do kt�rych wszystko, co odmienne, cho� pozornie o wiele bardziej b�yskotliwe, z trudem dociera. Epickie podstawy tw�rczo�ci ludowej przypominaj� w tak rozmaitym nasileniu w ca�ej przyrodzie wyst�puj�c� ziele�, kt�ra syci i �agodzi, nigdy nie nu��c.
Opr�cz bajek, kt�re wesz�y w sk�ad drugiego tomu, przyby�y nam jeszcze liczne uzupe�nienia do tomu pierwszego i opowiadania lepsze od w��czonych tam, a pochodz�ce z tych samych lub innych �r�de�. Hesja jako kraj g�rzysty, po�o�ony z dala od wojskowych trakt�w i trudni�cy si� g��wnie upraw� roli, posiada korzystne warunki do przechowywania dawnych obyczaj�w i tradycji. Dzi�ki temu w tych stronach, b�d�cych w�a�ciw� siedzib� plemienia Chatti, przetrwa�y - postawa pe�na powagi, solidne i �mia�e zasady, kt�re zreszt� nie pozostan� niezauwa�one przez histori�, a nawet typ ros�ego, pi�knie zbudowanego m�czyzny, i cechy te sprawiaj�, �e brak sk�onno�ci do wyg�d i delikatno�ci, kt�ry w przeciwie�stwie do innych kraj�w, jak na przyk�ad Saksonia, wyra�nie daje si� tu zauwa�y�, uznaje si� raczej za zalety. Wyczuwa si� te�, �e do tych do�� surowych, ale przepi�knych okolic pasuje nieco pruderyjny i skromny tryb �ycia. W og�le nale�y zaliczy� Hesse�czyk�w do tych lud�w naszej ojczyzny, kt�re wbrew zmianom, jakie czas z sob� niesie, najwytrwalej zachowuj� stare siedziby i odr�bno�� swych obyczaj�w.
Wszystko to, co uda�o nam si�'jeszcze pozyska� dla naszego zbioru, pragn�li�my w��czy� do ksi��ki w tym drugim wydaniu. Dlatego te� tom pierwszy zosta� gruntownie przepracowany, braki uzupe�niono, wiele opowie�ci uproszczono i oczyszczono i nieliczne tylko utwory pozosta�y w nie
popad�a w bied� i nieszcz�cia, kt�re �yczliwi ludzie mogli jedynie z�agodzi�, ale nie ca�kiem oddali�. Ojciec jej licznych wnucz�t zmar� na tyfus, sieroty za� wnios�y chorob� i niedostatek do jej i tak ju� ubogiej chaty. Wkr�tce sama zapad�a na zdrowiu i zmar�a 17 listopada 1816 roku.
mienionej postaci. Raz jeszcze sprawdzono to, co wydawa�o si� podejrzane, 9 znaczy, co mog�o by� obcego pochodzenia lub uleg�o zafa�szowaniu przez
niniejsze dodatki, i co nale�y, usuni�to. Przyby�y za to nowe bajki, w�r�d kt�rych s� r�wnie� przekazy pochodz�ce z Austrii i niemieckoj�zycznych (H'ch. tak �e mo�na tu b�dzie znale�� rzeczy dotychczas zupe�nie nieznane. W poprzednim wydaniu mieli�my bardzo ma�o miejsca na obja�nienia, przy rozszerzonej obj�to�ci ksi��ki mogli�my przeznaczy� na komentarz ca�y trzeci tom- Dzi�ki temu nie tylko zdo�ali�my przywr�ci� informacje, z kt�rych bardzo niech�tnie wcze�niej trzeba by�o zrezygnowa�, ale te� doda� nowe, przynale�ne ju� do tej cz�ci ust�py, kt�re, jak si� spodziewamy, uwypukl� jeszcze naukow� warto�� naszego zbioru.
Co si� tyczy sposobu, w jaki przeprowadzali�my nasz� prac�, to zale�a�o nam przede wszystkim na wierno�ci i prawdzie. Nie dodali�my tu nic od siebie, nie upi�kszyli�my �adnego szczeg�u, �adnego w�tku w kt�rymkolwiek podaniu, lecz za ka�dym razem oddawali�my jego tre�� w takiej formie, w jakiej nam j� przekazano; �e kszta�t s�owny i opracowanie szczeg��w w g��wnej mierze od nas pochodzi, to rozumie si� samo przez si�, ale starali�my si� zachowa� ka�d� osobliwo��, jak� uda�o nam si� zauwa�y�, aby i pod tym wzgl�dem pozostawi� zbiorowi ca�� r�norodno��, w�a�ciw� naturze. Ka�dy, kto zajmuje si� podobn� prac�, zrozumie, �e podej�cia takiego nie mo�na nazwa� beztroskim czy niedba�ym, przeciwnie, wymaga ono wielkiej rozwagi i taktu, kt�re zdobywa si� dopiero z czasem, aby odr�ni� to, co prostsze, czy�ciejsze, a mimo to doskonalsze, od tego, co zafa�szowane. Maj�c do czynienia z kilkoma r�nymi opowiadaniami, kt�re si� nawzajem uzupe�nia�y, a nie wykazywa�y sprzeczno�ci wymagaj�cych usuni�cia, ��czyli�my je w jedno; je�li wszak�e odbiega�y od siebie do tego stopnia, �e ka�de posiada�o w�asne, odr�bne w�tki, wtedy wybierali�my spo�r�d nich najlepsze, pozosta�e umieszczaj�c w komentarzu. R�nice te by�y znacznie ciekawsze dla nas ni� dla tych, kt�rzy widz� w nich jedynie odchylenia i zniekszta�cenia istniej�cego niegdy� jednego prawzoru, podczas gdy w rzeczywisto�ci s� to chyba jedynie pr�by zbli�enia si� rozmaitymi drogami do czego� niewyczerpanego, istniej�cego tylko w ludzkim umy�le. Powtarzanie si� poszczeg�lnych zda�, w�tk�w i wst�p�w nale�y traktowa� jak epickie strofy, kt�re zawsze powracaj�, ilekro� odezwie si� odpowiedni ton 1 w nie utrafi, i w�a�ciwie nie spos�b tego rozumie� inaczej.
Dialekt o zdecydowanie jednolitym charakterze zawsze ch�tnie
respektowali�my. Gdyby to by�o w ka�dym wypadku mo�liwe, opowiadanie
na pewno by na tym tylko zyska�o. Jest to okoliczno��, kiedy osi�gni�ta |
kultura, gi�tko�� i kunszt j�zyka okazuj� si� zb�dne i wyra�nie czujemy, �e
wyrafinowany j�zyk u�ywany w pi�mie, cho� na og� tak sprawny, jasny
1 Przejrzysty, zatraci� jednak wszelki smak i nie przystaje ju� tak �ci�le do
l O opisywanej tre�ci. Szkoda, �e dialekt Dolnej Hesji w okolicach Kassel, a wi�c w punkcie granicznym region�w sakso�skiego i franko�skiego, stanowi nieokre�lon� i w czystej postaci nie do uchwycenia mieszanin� dialekt�w dolnoheskiego i wysokoniemieckiego.
Zgodnie z nasz� wiedz�, nie ma w Niemczech ani jednego zbioru bajek o takim charakterze. Publikowano czasem po kilka przypadkiem uzyskanych afoo te� traktowano je jako surowiec do tworzenia obszerniejszych opowiada�. Wypowiadamy si� kategorycznie przeciwko takim praktykom. , Me ulega wprawdzie w�tpliwo�ci, �e w ka�dym �ywym tw�rczym natchnieniu tkwi� r�wnie� elementy poetyckiego kszta�towania i kulturalnego rozwoju, bez kt�rych wszelka tradycja by�aby bezp�odna i martwa, i w tym w�a�nie tkwi mi�dzy innymi przyczyna, dlaczego ka�dy region i ka�dy cz�owiek ma sw�j odr�bny spos�b opowiadania. Istnieje jednak wielka r�nica pomi�dzy ow� na p� �wiadom�, przypominaj�c� cich� wegetacj� ro�lin i bezpo�rednio ze �r�d�a �ycia czerpi�c� soki naiwn� tw�rczo�ci� a umy�lnym, samowolnie kojarz�cym i sklejaj�cym przerabianiem: i tego Ostatniego w�a�nie nie mo�na uzna�. Jedyn� lini� przewodni� by�yby wtedy zale�ne od jego w�asnego wykszta�cenia, decyduj�ce o wszystkim pogl�dy pisarza, podczas gdy w przypadku rozwoju naturalnego o ka�dym szczeg�le decyduje rozs�dek ludowy, nie dopuszczaj�c do g�osu �adnych niezwyk�ych zachcianek. Je�li uznaje si� naukow� warto�� tradycji, to znaczy: je�li si� przyjmie, �e przekazuje nam ona pogl�dy i kultur� dawnych czas�w, to staje si� rzecz� samo przez si� zrozumia��, �e wszelkie przer�bki niemal zawsze odbieraj� owym tradycyjnym przekazom ca�� ich warto�� naukow�. I poezja nic przez to nie zyskuje; gdzie� bowiem �y� ona mo�e naprawd�, jak nie w tym, co trafia wprost do duszy, co ch�odzi i orze�wia lub grzeje i si� dodaje? Wszelkie przer�bki ludowych poda�, kt�re odbieraj� im prostot�, niewinno�� i nieskaziteln� czysto��, wyrywaj� je zarazem stamt�d, gdzie przynale�� i gdzie, nie budz�c nigdy przesytu, s� wci�� od nowa po��dane. Zdarza si�, i to jest przypadek najszcz�liwszy, �e przydaje im si� za to subtelno�ci, b�yskotliwo�ci, a zw�aszcza dowcipu, kt�ry obejmuje r�wnie� �miesznostki wsp�czesne, delikatnego rysunku uczu�, co dzi�ki wykszta�ceniu opartemu na poezji wszystkich narod�w na og� nikomu trudno�ci nie sprawia; wszelako cechy te wi�cej posiadaj� blasku, ni� przynosz� po�ytku, nastawione s� na jednorazowe s�uchanie lub czytanie, do czego nasze czasy s� przyzwyczajone, i ten cel maj�c na wzgl�dzie, kieruj� na� ca�y sw�j czar. Jednak�e dowcip powtarzany nu�y, a to, co trwa�e, musi mie� w sobie spok�j, cisz� i czysto��. Wprawna r�ka tw�rcy takich przer�bek podobna jest owym nieszcz�liwie obdarzonym, kt�rzy wszystko, czego si� tkn�, nawet po�ywienie, zamieniaj� w z�oto, i mimo posiadanego bogactwa, nie mo�e nas nakarmi� ani napoi�. Biada, je�li ca�a mitologia wraz z ilustruj�cymi j� obrazami ma powsta� moc�
wyobra�ni, jak�e nago, pusto i bezkszta�tnie b�dzie wtedy wszystko \
^'ol�da�o, mimo najbardziej wyrazistych s��w! Wszystko to odnosi si� zreszt�
�ell mi� do tak zwanych opracowa�, kt�re maj� na celu upi�kszenie
; upoetyzowanie bajek, nie kieruje si� bynajmniej przeciwko swobodnemu
przetwarzaniu ich we w�asne, �ci�le z obecnymi czasami zwi�zane utwory; kt�
bowiem chcia�by wyznacza� granice poezji?
Oddajemy t� ksi��k� w �yczliwe r�ce; my�limy przy tym o b�ogos�awi�cej sile, jaka w nich tkwi, i pragniemy, aby przed tymi, kt�rzy �a�uj� tych ' okruch�w poezji ubogim i skromnym, pozosta�y one ukryte.
<� v>
Kassel, dnia 3 lipca roku 1819.
Ot� i zbi�r nasz rozr�s� si� w obecnym, trzecim wydaniu o kilka nowych, w��czonych do cz�ci drugiej bajek, spo�r�d kt�rych par� wyr�nia si� dialektem szwajcarskim: w ten spos�b ksi��ka sta�a si� prawie �e kompletna, je�li to w og�le jest mo�liwe. Pr�cz tego wiele wcze�niejszych opowiada� uleg�o ponownemu przepracowaniu, zosta�y one uzupe�nione i wzbogacone o dodatkowe fragmenty i w�tki uzyskane z ustnych przekaz�w.
Trzecia cz��, kt�rej zawarto�� przeznaczona jest jedynie dla os�b zajmuj�cych si� naszym zbiorem w celach naukowych i si�� rzeczy ma znacznie w�szy kr�g odbiorc�w, tym razem nie zosta�a wznowiona, bowiem egzemplarze jej s� jeszcze do nabycia w ksi�garni Reimera w Berlinie. W dalszej przysz�o�ci uka�e si� r�wnie� i owa trzecia cz��, w kt�rej znajd� si� poprzedzaj�ce drugie wydanie wst�py omawiaj�ce istot� bajek i obyczaje dzieci�ce.
Wierno�� wobec tradycji, niewyszukana forma oraz, je�li nie brzmi to zbyt nieskromnie, bogactwo i r�norodno�� zbioru zyska�y mu trwa�e zainteresowanie u nas w kraju, a tak�e uznanie za granic�. Po�r�d rozmaitych przek�ad�w pierwsze�stwo nale�y przyzna� przek�adowi angielskiemu, kt�ry jest najpe�niejszy i dzi�ki pokrewie�stwu j�zyk�w najbli�szy orygina�owi.*
* Podczas gdy Francis Cohen w obszernym om�wieniu og�oszonym w "Quartely Revicw"
(maj 1810) zapowiedzia� wcze�niejsze wydanie, po drugim ukaza�o si� w dw�ch cz�ciach
umac/enie Edgara Taylora z dowcipnymi miedziorytami Cruikshanka (German popu/ar
�nes, London 1823 i 1826), wznowione w roku 1839. Inny wyb�r z ilustracjami Richarda
�y'e a opublikowa� John Edward Taylor (The fairy ring, a new collection of popular tales
ranslated from the german ofJacob and Wilhelm Grimm, London 1846). P�niej ukaza�y si�
r'mms Householdstories newly translated with illustrations by Wehnert, 2 voll. London
J6.8. Wcze�niej za� oddzielnie jedna bajka The charmed Roe or the little brother and little
13
12 Wyb�r w formie jednego niewielkiego tomiku - przy czym uwzgl�dnione
zosta�y zastrze�enia tych, kt�rzy nie wszystkie bajki zawarte w obszerniejszy^ zbiorze uwa�ali za odpowiednie dla dzieci - sporz�dzili�my po raz pierwszy w roku 18^3; w latach 1833 i 1836 ukaza�y si� jego kolejne wznowienia.
Naukow� warto�� tych przekaz�w potwierdzi�o ich zaskakuj�ce czasem pokrewie�stwo ze starymi mitami o bogach i niemiecka mitologia nieraz mia�a okazj� powo�ywa� si� na to, a nawet w zgodno�ci z nordyckimi mitami znalaz�a dow�d na istnienie pewnych pierwotnych zwi�zk�w.
Je�li �yczliwo��, z jak� spotyka si� ta ksi��ka, trwa� b�dzie nadal, nie omieszkamy i w przysz�o�ci otacza� jej najtroskliwszym staraniem.
Getynga, dnia 15 maja roku 1837.
(Monachium 1836) wynalaz� i sam wykona� z niego rycin�, \kazuje wp�yw, jaki tw�rczo�� ta wywar�a na sztuk� plastyczn�. Widzieli�my ' jfltfe obrazki "Czerwonego Kapturka". Niemniej zas�uguj� na wymienienie r�wnie� �liczne rysunki do poszczeg�lnych bajek, wykonane r/e2 Franza Poeci; ukazywa�y si� one w Monachium, "�nie�ka" w 1837, "Ja� ifrU�gi s/a" w 1838, "�yd w�r�d cierni"pod tytu�em "Weso�a haieczka o ma�ym Frycku" w 1839 i wreszcie "Bajka o jednym takim, co ' wyruszy� w �wiat, by strach pozna�", bez podania roku. Nasz ma�y wyb�r zosta� wznowiony w roku 1839 i 1841.
/ Berlin, dnia 4 kwietnia roku 1843.
Cieszy nas bardzo, �e w�r�d nowych bajek, o jakie kolejne wydanie zosta�o pomno�one, znalaz�a si� jedna z naszych stron ojczystych. Pi�kn� bajk� o d�ugo�ci �ycia pewien wie�niak z Zwehrn opowiedzia� jednemu z moich przyjaci�, z kt�rym nawi�za� kiedy� w polu rozmow�; jak wida� m�dro�� ludowa nie zanik�a jeszcze.
Kassel, dnia 17 wrze�nia roku 1840.
Pi�te wydanie zawiera zn�w spor� ilo�� nowych bajek; inne na podstawie dok�adniejszych przekaz�w zosta�y przepracowane i uzupe�nione. Od ukazania si� pierwszego wydania zbi�r rozszerzy� si� stopniowo o ponad pi��dziesi�t bajek. Du�y, pe�en inwencji rysunek �pi�cej Kr�lewny, 'kt�ry
sister, illustrated by Otto Spekter, London 1847; r�wnie� z pi�knymi ilustracjami. Wydanie holenderskie zawiera�o jedynie wyb�r (Sprookjesboek vor Kinderen, Amsterdam 1820), podobnie jak du�skie Hegermanna-Lindencrone (Borne Eventyr, Kopenhaga 1820 lub 21)-R�wnie� w Dansk Laesebog for Tydske of Frederik Bresemann, drugie wydanie 1843, str. 123-133, ukaza�y si� trzy bajki t�umaczone przez J.F. Lindencrone. Pojedyncze bajki prze�o�y� Ohlenschlager, wi�ksz� ilo�� C. Molbecb�( Julegave for Bom, 1835-1839 i Udvalgte Eventyrog Fortallingar, Kopenhaga 1843). Kilka bajek znajduje si� w Jullasning for barn Reuterdahla, w przek�adzie szwedzkim. "Journal de Debats" z 4 sierpnia 1832 zawiera inteligentne wypowiedzi o ksi��ce i pr�b� przek�adu bajki o �elaznym Henryku; nast�pnie w zeszycie z l stycznia 1834 ukaza� si� fragment bajki o krzaku ja�owca; dalej w Pary�u (1836), ukaza�y s'3 Contes choisis de G�mm, traduits par F.C. Gerard z miedziorytami. I wreszcie w roku 1840 Contes de la familie par les freres G�mm, traduits de 1'allemand par N. Martin et Pitre-Chevalier (Paris, bez podania roku) z bajeczn� biografi�.
R�wnie� i sz�ste wydanie zosta�o wzbogacone o nowe bajki, a w szczeg�ach poprawione i uzupe�nione. Coraz to staram si� wprowadzi� jak�� ludow� przypowie�� czy osobliwy zwrot, na kt�re wci�� pilnie poluj�, i podam tu pewien przyk�ad, wymaga on bowiem dok�adniejszego wyja�nienia; ot� wie�niak, chc�c wyrazi� swoje zadowolenie z jakiej� przyczyny, powiada: "musz� to pochwali� ponad zielon� koniczyn�", pos�uguj�c si� obrazem pola g�sto poro�ni�tego �wie�o zielon� koniczyn�, kt�rego widok cieszy jego serce: ju� dawni niemieccy poeci u�ywali podobnej pochwa�y (MS Hag. 2,66 b. 94 b.)
Erdmannsdorf na �l�sku, dnia 30 wrze�nia roku 1850.
W si�dmym wydaniu w��czono do zbioru jedn� bajk� z XV wieku, za� trzy inne, zaczerpni�te z �ywych przekaz�w, zast�pi�y kilka usuni�tych, powsta�ych, jak to wyja�niono w nowym wydaniu trzeciego tomu, na obcym gruncie. Tam�e odpowiednie miejsce znalaz�a literatura przedmiotu, kt�r� zwykle tutaj wymieniano.
Berlin, dnia 23 maja roku 1857.
, pani Bettiny von Arnin* �� Nli�
Droga Bettino, oto ksi��ka nasza zawita do Pani znowu jak go��b, kt�ry powraca opuszczone niegdy� ojczyste strony i p�awi si� w ich cieple. Przed dwudziestu pi�ciu laty po
pierwszy Amim po�o�y� j� pani w�r�d gwiazdkowych podark�w, oprawion� w zielon� k�adk� ze z�otymi literami. Cieszyli�my si�, �e tak wysoko j� oceni�, a pi�kniej podzi�kowania swego nie m�g� wyrazi�. On to w swoim czasie, sp�dzaj�c par� tygodni u n;is Kassel, przy�pieszy� jej ^wydanie. Jak�e potrafi� uczestniczy� we wszystkim, co przejawia�o w�asne, osobliwe �ycie: uwag� darzy� sprawy nawet najdrobniejsze, podobnie jak niezwykle zr�cznie umia� dotyka� i w skupieniu ogl�da� zielony listek czy kwiatek polny. W naszym zbiorze te w�a�nie bajki podoba�y mu si� najbardziej. S�dzi�, �e nic powinni�my zbyt d�ugo zwleka� z jego wydaniem, gdy� przez nieustanne uzupe�nianie rzecz mo�e wreszcie utkn�� na martwym punkcie. ,,Przecie� wszystko jest ju� tak porz�dnie i czy�ciutko spisane", dodawa� z dobroduszn� ironi�; sam pisz�c zamaszy�cie i niezbyt czytelnie, niewielk� zdawa� si� przywi�zywa� wag� do wyra�nego pisma. Chodz�c tam i z powrotem po pokoju, odczytywa� poszczeg�lne kartki, podczas gdy oswojony kanarek, trzepocz�c delikatnymi skrzyde�kami dla utrzymania r�wnowagi, siedzia� mu na g�owie i najwyra�niej znakomicie si� czu� w�r�d jego g�stych k�dzior�w. Szlachetna ta g�owa od lat ju� w grobie spoczywa, ale wspomnienie o niej do dzi� pozosta�o we mnie tak �ywe, jakbym go wczoraj widzia� po raz ostatni, jakby wci�� jeszcze sta� na zielonej ziemi niby drzewo, potrz�saj�c sw� koron� w porannym s�o�cu.
Dzieci Pani doros�y ju� i nie potrzebuj� bajek: Pani sama za� z trudem znajdzie okazj�, by przeczyta� je raz jeszcze, ale serce Pani w swej niewyczerpanej m�odo�ci ch�tnie przecie� przyjmie od nas ten dar wiernej przyja�ni i mi�o�ci.
Z tymi s�owy przes�ali�my Pani t� ksi��k� przed trzema laty z Getyngi, dzi� �l� j� Pani Z kraju mego urodzenia, jak za pierwszym razem. Z gabinetu mego w Getyndze mog�em dostrzec tylko wyrastaj�ce ponad dachy nieliczne lipy, kt�re Hcyne posadzi� za domem i kt�re wzrasta�y razem ze s�aw� samego uniwersytetu: ich li�cie po��k�y i zaczyna�y opada�, kiedy trzeciego pa�dziernika 1838 roku opuszcza�em moje mieszkanie: nie s�dz�, abym je kiedykolwiek jeszcze zobaczy� w ich wiosennej krasie. Musia�em zatrzyma� si� tam jeszcze przez kilka tygodni i sp�dzi�em je w domu przyjaciela, spotykaj�c si� z osobami, kt�re sta�y mi si� bliskie i takie te� pozosta�y. Kiedy odje�d�a�em, pow�z m�j natkn�� si� na jaki� poch�d: to uniwersytet szed� za czyim� pogrzebem. O zmroku ju� dotar�em tutaj, do tego samego domu, kt�ry opuszcza�em przed o�miu laty w mro�ny dzie�: jak�e by�em zdziwiony, kiedy zasta�em Pani�, Droga Bettino, w gronie mej rodziny, nios�c� pomoc i pociech� mojej cnorej �onie. Od owych fatalnych czas�w, kt�re zniszczy�y nasze spokojne �ycic, bierze Pani cz�� wierno�ci� i ciep�em udzia� w naszym losie; a udzia� ten jest dla mnie r�wnie ooroczynny, jak ciep�o b��kitnego nieba, kt�re zagl�da teraz do mego pokoju, sk�d rankiem �Le ogl�da� wsch�d s�o�ca i potem jego drog� przez dzie� ca�y a� do zachodu za g�rami, Kt�rego blasku p�ynie migotliwa rzeka; wo� lip i pomara�czy dociera do mnie z parku
, jaL z miO(]zje�CZ� stf� o�ywa we mnie mi�o�� i nienawi��. Czy� mo�na wymarzy� sobie
Dedykacja zamieszczona w wydaniu pujtym.
Ba�nie
i f. dogodniejsz� por� na podj�cie od nowa pracy nad tymi bajkami? W roku 1813 pisa�em
przecie� drugi tom, podczas gdy dom m�j i mego rodze�stwa zarekwirowano na wojskowe kwatery i w s�siednim pokoju ha�asowali rosyjscy �o�nierze; wtedy jednak nadzieja rych�ego wyzwolenia dzia�ala*niby tchnienie wiosny, �wie�o�ci� wype�niaj�c p�uca i poch�aniaj�c troski
Tym razem, Droga Bettino, mog� Pani sam wr�czy� t� ksi��k�, kt�ra zwykle przybywa�a do Pani z daleka. Znalaz�a nam Pani dom po�o�ony za murami, w miejscu gdzie na skraju lasu ro�nie nowe miasto, pod os�on� drzew, otoczone zielonymi trawnikami, r�anymi pag�rkami i barwnym kwieciem, dok�d nie docieraj� jeszcze dokuczliwe ha�asy. Kiedy zesz�ego roku wczesnym rankiem gor�cego lata przechadza�em si� w cieniu d�b�w i orze�wiaj�cy powiew przynosi� powoli ulg� w cierpieniu spodowanym ci�k� chorob�, oceni�em z ca�� wdzi�czno�ci�, jak zbawienne s� skutki Pani troski o nas i w tej r�wnie� dziedzinie. Nie przynosz� Pani �adne] z tych wspania�ych ro�lin hodowanych w tutejszym zwierzy�cu ani z�otych rybek z ciemnej wody, nad kt�r� stoi u�miechni�ty pos�g greckiego boga: czemu jednak nic mia�bym Pani raz jeszcze ofiarowa� tych niewinnych kwiatk�w, kt�re wci�� od nowa wyrastaj� z ziemi? Sam przecie� widzia�em, jak przystawa�a Pani nad najpospolitszym kwiatkiem, z zachwytem pierwszej m�odo�ci wpatruj�c si� w jego kielich.
Wilhelm Grimm
Berlin, wiosn� 1843 roku
\, t (O
1. �abi kr�l
W
dawnych, dawnych czasach, kiedy �yczenia spe�nia�y si� jeszcze, �y� kr�l, kt�rego wszystkie c�rki bardzo by�y pi�kne, le najm�odsza by�a tak urocza, �e nawet s�o�ce, kt�re wiele rzecie� widzia�o, dziwi�o si�, ilekio� spojrza�o w_jej twarzyczk�. \V pobli�u zamku krcjlewsjdegtij�s� wielki, ciemny las, a w tym lesie nod star� lip� by�a studnia. \idy dzie� by� upalny, sz�a kr�lewna <jo lasu i siada�a na skraju ch�odnej studni; aby za� nud� odegna�, wyjmowa�a z zanadrza ^ztota^.kulg, podrzuca�a j� wysoko w g�r� i chwyta�a: by�a to jej najulubie�sza zabawka.
l oto zdarzy�o si� razu pewnego, �e z�ota kula nie trafi�a z powrotem do wzniesionych r�czek kr�lewny, lecz spad�a na ziemi� i potoczy�a si� wprost do wody. Kr�lewna �ledzi�a j� wzrokiem, ale kula znikn�a, a studnia tak by�a g��boka, �e nie wida� by�o dna. Rozp�aka�a si� kr�lewna i p�aka�a coraz g�o�niej i nie mog�a si� uspokoi�. A gdy tak zawodzi�a, us�ysza�a nagle g�os:
- Co ci si� sta�o, kr�lewno? P�aczesz tak �a�o�nie, �e kamie� by si� wzruszy�.
Obejrza�a si� kr�lewna, nie wiedz�c, sk�d pochodzi ten g�os: i oto ujrza�a �ab�, kt�ra wytkn�a z wody p�ask�, brzydk� g�ow�.
- Ach, to ty, stara ropucho? - rzek�a. - P�acz�, bo z�ota kula wpad�a mi do studni.
- Uspok�j si� i przesta� p�aka� - odpar�a �aba - ja ci do-pomog�. Ale co mi dasz, je�li ci przynios� z powrotem twoj� zabawk�?
- Wszystko, czego zechcesz, kochana �abko - odrzek�a kr�lewna - moje suknie, per�y i klejnoty, i z�ot� Jcorong, Jct�r� nosz� na g�owie.
Ale �aba odpar�a:
- Nie trzeba mi sukien twoich ani pere�, ani klejnot�w, nie
trzeba mi z�otej korony. Ale je�eli mnie polubisz, je�eli zgodzisz
s^> abym by�a twoj� towarzyszk� zabaw, abym siedzia�a obok
L'ebie przy stole7 jad�a z twego talerzyka, pi�a z twego kubeczka
sPa�a w twoim ��eczku: je�eli mfTcT przyrzekniesz, zejd� do
studni i wydob�d� ci z�ot� kul�. T~
('j spostrzeg� wnet, jak by�a przera�ona i jak jej bi�o serce, wi�c 21
a ">yta�:
'
20 - Ach, dobrze - zawo�a�a kr�lewna - przyrzekam ci
stko, czego zapragniesz, tylko przynie� mi z�ot� kul�.
Pomy�la�a*za� sobie:
- Co ta g�upia ropucha plecie! Nie do�� jej, �e siedzi w WQ, dzie ze swymi towarzyszkami i rechocze? �aba nie mo�e by� przecie� towarzyszk� cz�owieka!
Tymczasem �aba skoczy�a do wody, a po chwili wynurzy�a si� na powr�t nios�c w pyszczku z�ot� kul�, kt�r� rzuci�a na traw�. Wielka by�a rado�� kr�lewny, gdy ujrza�a sw� ulubion� zabawk�. Szybko podnios�a j� z ziemi i uciek�a.
- Zaczekaj, zaczekaj - wo�a�a �aba - zabierz mi� z sob�! Ja nie potrafi� biega� tak szybko jak ty.
Ale na co si� jej zda�o najg�o�niejsze rechotanie? Kr�lewna, nie s�uchaj�c jej, pobieg�a do domu i wkr�tce zapomnia�a o biednej �abie, kt�ra musia�a wr�ci� do studni.
Nazajutrz, gdy kr�lewna wraz z kr�lem i dworzanami zasiad�a
do obiadu i zacz�a je�� ze swego z�otego talerzyka, rozleg�o si�
nagle g�o�ne klip, klap, klip, klap na marmurowych schodach, a po
chwili odezwa� si� g�os pode drzwiami:
f - Najm�odsza kr�lewno, otw�rz mi!
Kr�lewna pobieg�a do drzwi, a gdy je otworzy�a, ujrza�a �ab�, siedz�c� na progu. Szybko zatrzasn�a drzwi i wr�ci�a do sto�u. Ale
_ Czego si� boisz, dzieci�? Czy za drzwiami stoi olbrzym, kt�ry
cit chce porwa�?
_ Ach, nie - rzek�a kr�lewna - to nie olbrzym, to szkaradna
�aba.
_ A czeg� ona chce od ciebi^?
_ Ach, ojcze, kiedy si� wczoraj bawi�am nad studni�, wpad�a mi z�ota kula do wody. Taka by�am zmartwiona i tak g�o�no p�aka�am, �e �aba wynios�a mi kul�, a poniewa� ��da�a tego koniecznie, �eby by�a moj� towarzyszk� zabaw, przyrzek�am jej. Ale przecie� ja nie my�la�am, �e ona potrafi wyj�� z wody!
Wtem rozleg�o si� znowu pukanie i g�os zawo�a�:
- Otw�rz mi, kr�lewno, Kr�lewno najm�odsza! Czy� ju� zapomnia�a, Co� mi przyrzeka�a, Pod lip� cienist�, Nad studzienk� czyst�? Otw�rz mi, kr�lewno "~"-^ Najm�odsza!
,A kr�l rzek�: "
- Co obieca�a�, musisz spe�ni�. Id� wi�c i otw�rz drzwi! Kr�lewna us�ucha�a ojca, a �aba wskoczy�a do pokoju i stan�a obok jej krzes�a m�wi�c:
- Podnie� mnie.
Zawaha�a si� kr�lewna, ale kr�l spojrza� na ni� surowym wzrokiem, wi�c chc�c nie chc�c podnios�a �ab�. Ale znalaz�szy si� na krze�le �aba kaza�a si� podnie�� na st�, a gdy ju� tam siedzia�a, rzek�a:
- Teraz podsu� mi sw�j z�oty talerzyk, abym mog�a je�� z tob�.
Kr�lewna spe�ni�a jej �yczenie, cho� bardzo niech�tnie. �aba Zajada�a z apetytem, ale kr�lewnie ani k�sek nie chcia� przej�� przez gard�o. Wreszcie �aba najad�a si� i rzek�a:
~ A teraz zanie� mnie do swego pokoiku, po�ciel swoje ��ecz-0 J po�� si� ze mn� spa�: zm�czona jestem bardzo.
23
22 Kr�lewna rozp�aka�a si� rzewnie ze strachu przed zimn� �ab�
kt�rej dotkn�� si� brzydzi�a i kt�ra mia�a spa� w jej �licznym, czysty^
��eczku, ale kroi zmarszczy� brew i rzek�:
- Nie wolno ci gardzi� tym, kto ci dopom�g� w nieszcz�ciu! Uj�a wi�c kr�lewna �ab� w dwa palce, zanios�a do sweg0 pokoiku i po�o�y�a w k�cie. Ale gdy ju� le�a�a w ��ku, �aba przylaz�a wnet i rzek�a:
i- We� mnie do swego ��eczka, bo powiem ojcu. * Rozgniewa�a si� pi�kna kr�lewna, chwyci�a �ab� i z ca�ych si� rzuci�a j� o �cian�:
- Teraz b�dziesz ju� mog�a wypocz��, szkaradna ropucho!
Ale gdy �aba spad�a, jak�e si� kr�lewna zdziwi�a widz�c zamiast niej kr�lewicza o pi�knych oczach! Za zgod� kr�la zosta� on jej towarzyszem i m�em. I opowiedzia� jej, �e z�a czarownica zakl�a go w �ab�, a nikt pr�cz kr�lewny nie m�g� go wybawi�. Nazajutrz, gdy s�o�ce zbudzi�o ich ze snu, zajecha� pow�z, kt�ry mia� ich zawie�� do pa�stwa kr�lewicza. Osiem bia�ych koni, z pi�ropuszami na g�owach i z�otymi �a�cuchami zamiast uprz�y, r�a�o niecierpliwie, a z ty�u sta� s�u��cy m�odego kr�lewicza, zwany wiernym Henrykiem. Gdy kr�lewicz zosta� przemieniony w �ab�, wiernego Henryka ogarn�a taka �v^' rozpacz, �e kaza� sobie serce opasa� trzema �elaznymi obr�czami, ^ aby nie p�k�o z �alu.
Wierny Henryk wsadzi� kr�lewicza i kr�lewn� do powozu, sam za� stan�� z ty�u, uradowany z wyzwolenia swego pana. Kiedy ju� spory kawa�ek ujechali, us�ysza� kr�lewicz za sob� trzask, jakby co� p�k�o w powozie. Odwr�ci� si� wi�c i zawo�a�:
- Wierny Henryku, pow�z si� �amie!
- Nie, panie, to nie pow�z si� �amie, To p�ka obr�cz, obr�cz �elazna, Kt�ra �ciska�a me,serce s�abe, Gdym my�la�, �e ju� szcz�cia nie zazna, Bo ty� zakl�ty by� w �ab�!
Jeszcze raz i jeszcze raz trzasn�o co� podczas drogi, a kr�lewicz
s�dzi� za ka�dym razem, �e to pow�z p�ka, lecz to p�ka�y �elazne
obr�cze na sercu wiernego Henryka, gdy� pan jego by� teraz wolny
i szcz�liwy. - "- -
"i
'7
uL
2. Sp�ka kota z mysz�
K
ot zapozna� si� z mysz� i tyle jej naopowiada� o przyja�ni, jak� �vwi dla niej, �e mysz zgodzi�a si� wreszcie zamieszka� z nim jednym domu i prowadzi� wsp�lnie gospodarstwo.
_ Na zim� musimy jednak zrobi� zapasy - rzek� kot - aby�my nie cierpieli g�odu. Zw�aszcza ty, myszko, mog�aby� poszukuj�c jedzenia wpa�� w pu�apk�!
Rada by�a s�uszna i mysz z kotem kupili wsp�lnie garnek smalcu. Nie wiedzieli jednak, gdzie go postawi�, wreszcie po d�ugim namy�le kot rzek�:
- S�dz�, �e najlepiej schowa� garnek w ko�ciele. Tam nikt si� z pewno�ci� nie wa�y niczego tkn��. Postawimy go pod o�tarzem i nie ruszymy wpierw, a� nadejdzie zima.
Tak te� uczynili, ale po kr�tkim ju� czasie przysz�a kotu �linka na smalec, rzecze wi�c do myszki:
- Musz� ci powiedzie�, myszko, �e kuzynka moja prosi�a mi� w kumy; powi�a ona synka, bia�ego w br�zowe �atki, a ja mam go trzyma� do chrztu. Pozw�l wi�c, �e wyjd� dzisiaj, a ty zajmij si� domem.
- Dobrze, dobrze - rzek�a myszka - id� w imi� Bo�e, a je�li dostaniesz co� dobrego do jedzenia, to pomy�l o mnie. Ch�tnie wypi�abym te� kropelk� czerwonego wina.
Oczywi�cie wszystko to by�o zmy�lone, kot nie mia� wcale kuzynki i wcale nie by� proszony w kumy. Poszed� wprost do ko�cio�a, zakrad� si� do garnka ze smalcem i pocz�� go liza�, a� zliza� ca�y t�uszczyk z wierzchu. Potem uda� si� na spacer po dachach, obejrza� sobie okolic�, wreszcie wyci�gn�� si� na s�o�cu, oblizuj�c si� na my�l � smalczyku. Dopiero p�nym wieczorem powr�ci� do domu.
- Jeste� wreszcie - rzek�a mysz - weso�o pewnie sp�dzi�e� dzie�.
- Owszem - odpar� kot.
- A jakie� imi� dano dziecku? - zapyta�a mysz.
- Powierzchu- odpar� kot.
- Powierzchu? - zawo�a�a mysz - to bardzo dziwne imi�! Czy p�wtarza si� ono w twojej rodzinie?
r
'J
Nigdy smalec nie jest lepszy - pomy�la� - ni� kiedy si� go je 25
- Wcale nie gorsze - odpar� kot - ni� z�odziejskie imiond twoich chrze�niak�w!
Wkr�tce potem kota wzi�a zn�w ch�tka, aby zakosztowa�
smalcu. Rzek� wi�c do myszy:
- Wybacz, �e i dzi� ci� opuszcz�. Proszono mi� raz jeszcz' w kumy, a �e dzieci� ma bia�� obw�dk� doko�a szyi, nie ~"
odm�wi�.
Dobra mysz zgodzi�a si� i tym razem, a kot zakrad� si�
ko�cio�a i wyjad� garnek do po�owy.
l
jmu.
Gdy powr�ci� do domu, mysz zapyta�a:
_- A temu dziecku jakie dano imi�?
- Dopo�owy- odpar� kot.
_ Dopo�owy? co te� ty m�wisz! P�ki �yj�, nie s�ysza�am takiego �mienia! - zawo�a�a mysz. - Za�o�� si�, �e nie ma go w kalendarzu.
Ale kot wkr�tce pocz�� znowu marzy� o smalczyku.
_ Do trzech razy sztuka - rzek� do myszy - znowu proszony jestem w kumy, a �e dziecko jest calutkie czarne i tylko �apki ma bia�e, co trafia si� niezmiernie rzadko, jak�ebym m�g� odm�wi�?
_ Powierzchu, Dopo�owy, te dziwne imiona nie daj� mi spokoju! - odpar�a mysz.
- To dlatego, �e po ca�ych dniach siedzisz w domu i w tej swojej burej kapocie i z tym d�ugim warkoczem, l�gn� ci si� w g�owie takie cudactwa - rzek� kot - powinna� od czasu do czasu wychodzi� na spacer.
Kiedy kot wyszed�, myszka zakrz�tn�a si� po mieszkaniu i doprowadzi�a wszystko do porz�dku. �akomy kot za� rzek� do siebie:
- Trudno mie� spok�j, p�ki jeszcze co� jest w garnku! - i zjad� wszystko a� do dna.
Dopiero p�no w nocy, t�usty i najedzony, powr�ci� do domu. Mysz zapyta�a go zaraz, jakie imi� otrzyma�o trzecie dzieci�.
- Na pewno nie b�dzie ci si� znowu podoba�o, a brzmi ono Dodna-odpar� kot.
- Dodna! - zawo�a�a mysz - tego imienia jeszcze w �adnej ksi��ce nie czyta�am. Dodna! Co to mo�e znaczy�?
Pokiwa�a g�ow�, zwin�a si� w k��buszek i usn�a.
Od tego czasu nikt ju� nie prosi� kota w kumy, ale gdy zima n�desz�a i g��d pocz�� im dokucza�, mysz przypomnia�a sobie 0 Poczynionych zapasach.
- Chod�, kocie, we�miemy nasz garnek ze smalcem. B�dzie teraz smakowa�.
~~ Oczywi�cie - rzek� kot - zw�aszcza tobie b�dzie on smako-jakby� wysun�a za okno sw�j ostry j�zyczek.
26 Udali si� wi�c w drog�, ale gdy przybyli do ko�cio�a, przekorni
si�, �e garnek stoi wprawdzie na swoim miejscu, ale jest pusty.
- Ach - zawo�a�a mysz - teraz rozumiem wszystko! �adm, z ciebie przyjaciel! Zjad�e� wszystko, kiedy� chodzi� w kumy: naL pierw po wierzchu, potem do po�owy, potem...
- Milcz! - zawo�a� kot - jeszcze s�owo, a zjem i ciebie!
- Do dna - mia�a ju� biedna mysz na ko�cu j�zyka, ale zanim to wym�wi�a, kot chwyci� jaw pazury i po�ar�. > Widzisz, tak to na �wiecie bywa.
�f r
v<*"
3. Dziecko Matki Boskiej
N
a skraju wielkiego lasu �y� drwal ze swoj� �on� i jedynym dzieckiem, trzyletni� c�reczk�. Byli oni tak biedni, �e brakowa�o im nawet chleba i nie mieli czym nakarmi� swego dziecka. Pewnego dnia, gdy drwal poszed� strapiony do lasu na robot�, stan�a przed nim nagle pi�kna pani w z�otej koronie z ja�niej�cych gwiazd i rzek�a:
- Ja jestem Maria Panna, Matka Boska; wiem, �e� ubogi i strapiony, przynie� mi swoje dzieci�, a ja wezm� je do siebie, zaopiekuj� si� nim i b�d� mu matk�.
Drwal us�ucha�, przyni�s� dzieweczk�, a Matka Boska zabra�a jaz sob� do nieba.
Dobrze by�o dziecku pod opiek� Marii Panny; jad�o marcepany, pija�o s�odkie mleko, z�ote mia�o sukienki i bawi�o si� z anio�kami Kiedy dziewczynka mia�a ju� czterna�cie lat, Matka Boska przywo�a�a j� pewnego razu do siebie i rzek�a:
- Kochane dzieci�, wybieram si� w dalek� podr�, powierzam ci wi�c klucze od trzynastu komnat niebieskich. Do dwunastu wolrtf ci wchodzi� i ogl�da� w nich wszystkie wspania�o�ci, ale trzynasty^1 drzwi, od kt�rych jest ten male�ki kluczyk, zakazuj� ci otwiera�. Strze� si� tego czyni�, gdy� spad�oby na ciebie wielkie szcz�cie!
Dziewczynka przyrzek�a by� pos�uszn�, a gdy Matka Bo:
o
, echa�a, pocz�a zwiedza� wszystkie komnaty niebieskie. Co dzie� 27 � l ida�a jedn�, a� obejrza�a wszystkie dwana�cie. W ka�dej komna-siedzia� jeden z aposto��w, otoczony wielkim blaskiem, a dziew-ika radowa�a si� wszystkimi wspania�o�ciami i klaska�a w d�onie, nio�ki za�, kt�re wsz�dzie jej towarzyszy�y, radowa�y si� wraz z ni�. Pozosta�y jeszcze drzwi do zakazanej komnaty. Dziewczynka by�a bardzo ciekawa, co si� za nimi znajduje, rzek�a wi�c do anio�k�w:
- Otworzy� drzwi i wej�� do komnaty nie wolno, ale mo�na przecie� troch� je uchyli� i zajrze� przez szpark�. Ale anio�ki zawo�a�y przera�one:
- Ach, nie, to by by� grzech: Matka Boska zabroni�a ci przecie� tego. I mog�aby� popa�� w wielkie nieszcz�cie.
Dziewczynka zamilk�a, ale nie umilk�a w jej sercu ciekawo��, dr��y�a je i n�ka�a, i kiedy razu pewnego wszystkie anio�ki posz�y na "~ spacer, dziewczynka pomy�la�a sobie:
" - Teraz jestem sama i nikt si� nie dowie, �e zajrza�am do pokoju.
Wyszuka�a male�ki kluczyk, a maj�c go ju� w r�ku, wsadzi�a do dziurki i przekr�ci�a. Drzwi rozwar�y si� szeroko i dziewczynka ujrza�a Tr�jc� �wi�t�, \ zasiadaj�c� w blasku i ogniu. W zdumieniu i zachwycie sta�a przez chwil� nieruchomo, potem dotkn�a palcem blasku, a palec w tej�e chwali zosta� oz�ocony. W�wczas dziewczynka przerazi�a si� bardzo, zatrzasn�a szybko drzwi i uciek�a. Przera�enie nie opuszcza�o jej ani na chwil�, a serduszko ci�gle bi�o gwa�townie w jej piersi. A i z�oto nie chcia�o zej�� z palca, cho� my�a go i tar�a.
Wkr�tce potem powr�ci�a Matka Boska ze swej podr�y. Przy-wo�a�a natychmiast dzieweczk� i za��da�a od niej kluczy. Kiedy je Podawa�a, Matka Boska spojrza�a jej w oczy i zapyta�a:
- Czy otwiera�a� trzynaste drzwi? ~ Nie - odpar�a dziewczynka.
Matka Boska za� po�o�y�a d�o� na jej sercu i uczu�a, jak mocno 1 o> poj�a wi�c od razu, �e dziewczynka zgrzeszy�a i z�ama�a jej
~ Naprawd� nie uczyni�a� tego?
- Nie - powt�rzy�a dziewczynka.
Matka Boska za� ujrza�a jej palec, oz�ocony przez dotkni�cie
l
<m
szy, �e dziewczynka zgrzeszy�a,
fy raz trzeci dziewczynka.
'jinie, a w dodatku ok�ama�a�, nie jeste� \viec
'lapad�a dziewczynka w ^g��bok^i sen, ^ gdy si� c 'm, po�rodku dzikiego lasih Chcia�a zawo�a� , 'mog�a. Zerw"a1a si� i chcia�a ucieka�, ale gdzie o te ciernie. W pustkowiu tym sta�o wielkie ^kt�rym dziewczynka musia�a zamieszka�. va�a schronienie podczas deszczu i burzy. :ne �ycie! Kiedy pomy�la�a o niebie i o swoich p�aka�a gorzkimi �zami. Jedynym jej po�y-i jag�dki le�ne. Jesieni� zbiera�a orzechy �i)|fy dziupli: orzechy s�u�y�y jej za pokarm zim�, iii mrozy, zakopywa�a si� jak zwierz�tko Wkr�tce podar�y si� jej sukienki, a gdy na frza� pocz�o, wychodzi�a na polan�, okryta
\. -'li okiem, ajdziewczynka zaznawa�a ca�ej ziem-
drzewa znowu okry�y si� �wie�ym listo-i^ te i zap�dzi� si� za sarn�, kt�ra uciek�a przed
i�wi�c z konia i rozcinaj�c mieczem zaro�la!
J' . Kiedy si� przedar� przez nie, ujrza� pod
okryt� a� do st�p z�otymi w�osami-
.dziewczyno, i co tu robisz sama w tyrt
wdzia�a, gdy� nie mog�a g�osu wydoby�.
mn� do mego zamku? a g�ow�, a kr�l wzi�� j� na r�ce, wsadzi� n* A. gdy przybyli do kr�lewskiego zamku
. -o j� w pi�kne szaty i otoczono wygodami. A chocia� m�wi� nie 29 1 \�a tak by�a pi�kna i powabna, �e kr�l pokocha� j� gor�co
ijTi* *i
^krotce po j�� za �on�.
1 ^ po roku kr�lowa wyda�a na �wiat syna. Ale w nocy, gdy le�a�a ma w ��ku, ukaza�a si� jej Matka Boska i rzek�a:
_ Je�eli wyznasz prawd�, czy otworzy�a� zakazane drzwi, otwo-ci usta i przywr�c� mow�, je�li za� trwa� b�dziesz w grzechu . lenistwie, zabior� ci nowonarodzone dzieci�.
W tej chwili kr�lowa odzyska�a mow�, aby mog�a odpowiedzie�, ale tak by�a zatwardzia�a, i� rzek�a:
- Nie, nie otworzy�am zakazanych drzwi.
Matka Boska zabra�a wi�c jej dzieci� i znik�a zj�m.^ -, i
Gdy si� nazajutrz okaza�o, �e dziecko znik�o, lud pocz�� szemra� ' " podejrzewaj�c kr�low�, �e jest ludo�erczyni� i zjad�a w�asne dziecko. A biedna kr�lowa s�ysza�a to wszystko i nie mog�a przem�wi� s�owa na swoj� obron�. Lecz kr�l, kt�ry kocha� j� bardzo, nie uwierzy� tym zarzutom.
Po roku kr�lowa znowu powi�a syna. I znowu w nocy przysz�a do niej Matka Boska i rzek�a:
- Je�eli wyznasz, �e otworzy�a� zakazane drzwi, przywr�c� ci mow� i oddam zabrane dziecko, je�eli jednak trwa� b�dziesz uparcie w grzechu i k�amstwie, zabior� ci tak�e i to nowonarodzone dzieci�.
Ale kr�lowa odpar�a:
- Nie, nie otworzy�am zakazanych drzwi. ~~~~^ W�wczas Matka Boska zabra�a jej drugie dzieci� i ponios�a je do nieba. Nazajutrz, gdy spostrze�ono znikni�cie drugiego dziecka, lud pocz�� g�o�no i otwarcie szemra�, ��daj�c, aby kr�low� stawiono Przed s�d. Ale kr�l tak kocha� sw� ma��onk�, �e nie m�g� uwierzy� zarzutom i pod kar� �mierci zabroni� komukolwiek wspomina� �tym.
Nast�pnego roku kr�lowa urodzi�a pi�kn� c�reczk�. I po raz ukaza�a si� jej w nocy Matka Boska Orzek�a: X P�jd� ze mn�!
I powiod�a j� do nieba, gdzie ukaza�a jej dwoje starszych dzieci, re bawi�y si� weso�o kul� ziemsk� i u�miecha�y do matki. A gdy �wa cieszy�a si� ich widokiem, rzek�a Matka Boska:
HA* C A !cl
C
J
30 - Czy serce twe jeszcze nie zmi�k�o? Przyznaj si�, �e
�a� zakazane drzwi, a oddam ci synk�w i przywr�c� mow�.
Ale kr�lowa odpar�a i tym razem:
- Nie, nie otworzy�am zakazanych drzwi.
W�wczas Matka Boska str�ci�a j� na ziemi� i zabra�a jej trzeci
dzieci�. \ - - - -^
Gdy si� nazajutrz rozesz�a wie�� o znikni�ciu c�reczki kr�lew, skiej, wszyscy orzekli jednog�o�nie, �e kr�lowa jest ludo�erczynia i musi by� skazana. Kr�l nie m�g� si� ju� d�u�ej opiera� i musia� zezwoli� na s�d. Stawiono wi�c kr�low� przed s�dem, a �e nie mog�a m�wi� i broni� si�, skazano j� na spalenie na stosie. Ale gdy drwa u�o�ono i przywi�zano kr�low� do pala, a pierwsze p�omienie pocz�y bucha� doko�a niej, lodowata duma jej stopnia�a, a serce zdj�a skrucha i pomy�la�a: , ~ ~
"O, gdybym mog�a chocia� wyzna� przed �mierci�, �e otworzy �am zakazane drzwi!"
W tej�e chwili kr�lowa odzyska�a mow� i zawo�a�a g�o�no:
- Tak jest, Matko Boska, uczyni�am to! Ledwie przebrzmia�y jej s�owa, spad� nagle z nieba ulewn deszcz i zgasi� ogie�, a ponad stosem ukaza�o si� pot�ne �wiat�o z kt�rego wysz�a Matka Boska, wiod�c ze sob� dw�ch ma�ycl ch�opc�w, a na r�ku nios�c nowonarodzon� dzieweczk�. Zbli�y�a si do kr�lowej i rzek�a dobrotliwie:
s, - Kto wyznaje sw�j grzech ze skruch�, temu jest on odpuszcz� ' ny! /- i poda�a jej dzieci, przywr�ci�a mow� i obdarzy�a szcz�ciem w �ycie.
4. Bajka o jednym takim, co wyruszy� w �wiat, �eby strach pozna�
ewien ojciec mia� dw�ch syn�w, starszy z nich by�
i roztropny, zawsze umia� sobie ze wszystkim poradzi�. M�odsi
za� by� g�upi, niczego nie potrafi� si� nauczy� ani niczego
a ludzie patrz�c na niego m�wili:
- Oj, b�dzie on jeszcze dla ojca utrapieniem!
Je�li w domu by�o co do roboty, to zawsze starszy musia� si� tym 31 i�' niechby jednak ojciec zechcia� wys�a� go gdzie� p�nym ^ eczorem albo zgo�a noc�, a droga wiod�a przez cmentarz czy inne cr) budz�ce miejsce, ch�opiec odpowiada�: _ Ach, nie, ojcze, tamt�dy nie p�jd�, bo mnie strach bierze! I ba� si� naprawd�. Kiedy czasem wieczorami przy kominie powiadano historie, od kt�rych dreszcz s�uchac?y przenika�, w�wczas coraz to kto� m�wi�:
- O rety, a� strach cz�owieka bierze!
M�odszy z braci siedzia� sobie wtedy w k�cie, przys�uchiwa� si� wszystkiemu i ani rusz nie m�g� poj��, co te s�owa znacz�.
- Ludzie wci�� m�wi�: ,,strach bierze! strach bierze!" A mnie nigdy strach nie bierze. Musi to by� zn�w jaka� sztuka, kt�rej ja nie potrafi�.
I oto nadszed� czas, �e ojciec rzek� do niego:
- S�uchaj no, ty tam, w k�cie, jeste� ju� du�y i silny, powiniene� si� czego� nauczy�, �eby na chleb zarobi�. Widzisz, jak si� tw�j brat stara, a z ciebie, cho�bym flaki wypru�, nic nie wykrzesz�.
- Ach, m�j ojcze - odpar� syn - ja bym bardzo chcia� czego� si� nauczy�; gdyby ju� przysz�o co do czego, to chcia�bym si� dowiedzie�, jak to jest, kiedy cz�owieka,strach bierze; bo ja tego nie wiem.
"~ Starszy brat s�ysz�c to wybuchn�� �miechem i pomy�la�: "Wielki Bo�e, ale� kiep z tego mojego brata, on chyba nigdy nie wyro�nie na ludzi. Kto chce zbiera� plony, musi ziarno zasia�". Ojciec za� westchn�� i odrzek� synowi:
- Strach to ty jeszcze poznasz, ale na chleb tym nie zarobisz.