12020
Szczegóły |
Tytuł |
12020 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12020 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12020 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12020 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
"HISTORYK"
ELIZABETH KOSTOVA
Z angielskiego prze�o�y� Micha� Wroczy�ski
�wiat Ksi��ki
WARSZAWA 2005
Bestseller �wiatowy
1 000 000 egzemplarzy w twardej oprawie sprzedanych w USA Pierwsze miejsce na li�cie bestseller�w �New York Timesa" Ksi��ka t�umaczona na 35 j�zyk�w
Nie do zapomnienia, monumentalna opowie�� o wci�� frapuj�cym Drakuli, autentycznym i legendarnym
Pe�na napi�cia historia, w kt�rej mieszaj� si� ze sob� fakty rzeczywiste i fantazja, przesz�o�� i wsp�czesno��
Przeszukuj�c bibliotek� ojca, m�odziutka Amerykanka natyka si� na �redniowieczn� ksi�g� i skrytk� z po��k�ymi listami. Kiedy pogr��a si� w lekturze, �wiat staje si� dla niej koszmarem. Odkrywa pe�n� sekret�w mroczn� przesz�o�� ojca i wpada na trop prowadz�cy do rozszyfrowania tajemniczych los�w matki. Stare listy, uzupe�niane wspomnieniami ojca, wiod� j� �ladami nieumar�ego - pozwalaj� odkry� prawd� o Vladzie Falowniku, �redniowiecznym w�adcy, kt�rego barbarzy�skie panowanie le�y u podstaw mitu o Drakuli. Dziewczyna staje przed pytaniem: czy powinna i�� w �lady ojca i bada� dalej legend� Vlada, prowokuj�c towarzysz�ce mu z�o? Jednak pami�� o matce zwyci�a i c�rka w��cza si� w emocjonuj�ce poszukiwania prowadzone przez ojca. i tak zaczyna si� jej pe�na przyg�d wyprawa po krajach ca�ej Europy oraz w fascynuj�c� przesz�o��.
Elizabeth Kostova uko�czy�a uniwersytet w Yale. Stopie� magistra sztuk pi�knych uzyska�a na Uniwersytecie Michigan. Jest laureatk� Hopwood Award for the Novel - in - Progress.
Do Czytelnika
Historii tej nigdy nie chcia�am przenie�� na papier. Ostatnio jednak kilka wstrz�saj�cych zdarze� sk�oni�o mnie, bym spojrza�a wstecz i przemy�la�a najbardziej niepokoj�ce epizody z �ycia mojego i os�b mi bliskich. Jest to opowie�� o tym, jak ja, szesnastoletnia wtedy dziewczyna, zacz�am tak naprawd� poznawa� swojego ojca i jego przesz�o��, o tym, jak on rozpocz�� poszukiwanie zaginionego, a ukochanego mentora i poszed� jego �ladami, trafiaj�c na jedn� z najmroczniejszych �cie�ek wiod�cych w histori�. Jest to opowie�� kogo�, kto prze�y� prowadzone poszukiwania, a jednocze�nie ich nie prze�y�. I dlaczego... Jako badacz doskonale zrozumia�am, �e nie ka�dy, kto si�ga do historii, mo�e wyj�� z tego ca�o. I �e nie tylko takie si�ganie wstecz nara�a nas na �miertelne niebezpiecze�stwo � czasami sama historia wyci�ga do nas nieub�aganie sw�j ciemny szpon.
Przez trzydzie�ci sze�� lat, jakie up�yn�y od tamtych wydarze�, prowadzi�am stosunkowo spokojne �ycie. Po�wi�ca�am sw�j czas na naukowe, niezak��cone �adnymi wypadkami podr�e, spotkania ze studentami i przyjaci�mi, pisanie historycznych, ca�kiem bezosobowych ksi��ek. Zaj�am si� te� sprawami uniwersytetu, w kt�rym znalaz�am ostatecznie bezpieczne schronienie. A wracaj�c do przesz�o�ci, mia�am to szcz�cie, �e nie pojawi� si� �aden problem z dost�pem do najbardziej nawet osobistych dokument�w dotycz�cych tamtej sprawy, poniewa� od wielu lat znajdowa�y si� w moich r�kach. Pewne fragmenty po��czy�am ze sob� tak, i� tworzy�y ci�g�o��. Czasami musia�am uzupe�nia� j� w�asnymi wspomnieniami. Przedstawi�am pierwsze, opowiedziane mi przez ojca opowie�ci w takiej kolejno�ci, jak mi je przekaza�, w ogromnym stopniu opiera�am si� r�wnie� na jego listach, a niekt�re z nich pokrywa�y si� z jego ustnymi relacjami.
Co wi�cej, aby jak najpe�niej i jak najdok�adniej odtworzy� wszystkie
�r�d�a mojej naukowej pracy, chwyta�am si� ka�dego sposobu, �eby od�wie�y� sobie pami��: czasami odwiedza�am tamte miejsca, by o�ywi� wspomnienia zatarte przez czas. Jedn� z najwi�kszych przyjemno�ci, jak� czerpa�am z tych przedsi�wzi��, by�y spotkania - w niekt�rych przypadkach tylko korespondencja - z nielicznymi uczonymi, jacy jeszcze pozostali i zostali uwik�ani w opisane tu zdarzenia. Ich wspomnienia stanowi� bezcenny wprost suplement do zebranych przeze mnie materia��w. Ostatecznie tekst w niebywa�y spos�b wzbogaci�y konsultacje z m�odszymi naukowcami z wielu dziedzin wiedzy.
I ostatnie �r�d�o, z jakiego w ostateczno�ci korzysta�am - moja wyobra�nia. W takich przypadkach post�powa�am jednak z najwy�sz� rozwag�, przekazuj�c Czytelnikom tylko to, co by�o najbardziej prawdopodobne i ca�kowicie odpowiada�o kontekstowi dokument�w. Kiedy nie by�am w stanie wyja�ni� pewnych zdarze� czy motyw�w, pozostawia�am je niewyja�nione, nie zajmuj�c si� ich ukryt� logik� i realno�ci�. Pojawiaj�ce si� w opowie�ci w�tki odleglejszej historii przekaza�am z dok�adno�ci�, z jak� pisa�am inne naukowe teksty. Ust�py dotycz�ce religijnego i terytorialnego konfliktu mi�dzy muzu�ma�skim Wschodem a judeo-chrze�cija�skim Zachodem b�d� dla wsp�czesnego Czytelnika a� do b�lu znajome.
Nie potrafi� wyrazi� swej wdzi�czno�ci dla wszystkich os�b, kt�re pomog�y mi w tej pracy, ale musz� wymieni� kilka z nich z imienia i nazwiska. Wyra�am sw� dozgonn� wdzi�czno��, mi�dzy innymi, doktorowi Radu Georgescu z Muzeum Archeologicznego przy Uniwersytecie w Bukareszcie, doktor Ivance Lazarowej z Bu�garskiej Akademii Nauk, doktorowi Petarowi Stoiczewowi z Uniwersytetu Michigan, niezmordowanemu personelowi Biblioteki Brytyjskiej, bibliotekarzom z Muzeum Literatury Rutherford i Biblioteki w Filadelfii, ojcu Wasilowi z klasztoru Zographou na g�rze Athos oraz doktorowi Turgutowi Bora z Uniwersytetu w Stambule.
Publikuj�c t� opowie��, mam nadziej�, �e znajdzie si� przynajmniej jeden czytelnik, kt�ry zrozumie, czym w rzeczywisto�ci jest ta praca: cri de coeur. Tobie, spostrzegawczy Czytelniku, przekazuj� moj� histori�.
Oksford, Anglia
15 stycznia 2008 roku Cz�� pierwsza
Wyjo�em wszystkie zapiski z sejfu, gdzie spoczywa�y od naszego powrotu przed laty. Uderzy�a nas okoliczno��, i� w�r�d tak licznych materia��w nie ma na dobr� spraw� ani jednego rzetelnego dokumentu - nic, pr�cz sterty kart maszynopisu, je�li nie liczy� ostatnich notatek Miny, Sewarda i moich, oraz memorandum van Helsinga. Nawet gdyby�my powzi�li taki zamiar, nie mogliby�my od nikogo wymaga�, by przyj�� te zapiski jako dowody niezwyk�ej historii, jaka nam si� przydar�y�a.
Bram Stoker, Dracula, 1897 (przek�. M. Wydmucha i �. Nicpana
1
W tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tym drugim roku mia�am szesna �cie lat.
"Jeste� za m�oda - o�wiadczy� m�j ojciec - �eby towarzyszy� mi w misjach dyplomatycznych".
Wola�, bym aby� sp�dza�a po�ytecznie czas w mi�dzynarodowej szkole w Amsterdamie.
W owym czasie jego funda cja mia�a siedzib� w�a�nie w Holandii, kt�ra sta�a si� moim drugim domem na tak d�ugo, �e prawie zapomnia�am o naszym wcze�niejszym �y ciu w Stanach Zjednoczonych.
Dzisiaj dziwi� si� samej sobie, i� jako nastolatka by�am a� tak pokorna i uleg�a, podczas gdy reszta mego poko lenia eksperymentowa�a z narkotykami i protestowa�a przeciw imperialistycznej wojnie w Wietnamie.
Wzrasta�am jednak w �wiecie tak izolowa nym, �e moje p�niejsze, doros�e ju� �ycie na uczelni wydawa�o mi si� wr�cz awanturnicze.
Zaczn� od tego, i� nie mia�am matki i ojciec trosz czy� si� o mnie za dwie osoby, otaczaj�c opiek�, na jak� w �adnych in nych okoliczno�ciach by si� nie zdoby�.
Moja matka umar�a, kiedy by�am w ko�ysce, zanim jeszcze ojciec za�o�y� Centrum Pokoju i Demokracji.
Nigdy o niej nie m�wi� i odwraca� si� bez s�owa plecami, ilekro� py ta�am.
Ju� jako dziecko rozumia�am, �e stanowi�o to dla niego zbyt boles ne wspomnienie, aby rozmawia� na ten temat.
Opiekowa� si� mn� rze czywi�cie fantastycznie, zapewni� mi ca�� armi� nianiek, guwernantek i gospody� domowych - pieni�dze nie gra�y roli, gdy w gr� wchodzi�o moje wychowanie i wykszta�cenie, cho� z dnia na dzie� �yli�my coraz skromniej.
Ostatnia z tych gospody� domowych, pani Clay, zajmowa�a si� na szym w�skim, siedemnastowiecznym domem stoj�cym nad Raamgrachtem, kana�em przebiegaj�cym przez �rodek starego miasta.
Codziennie
po szkole czeka�a na mnie w progu i pe�ni�a rol� mego ojca, kiedy podr�owa� po �wiecie, co zdarza�o si� bardzo cz�sto. Pani Clay by�a Angielk�, starsz� od mojej matki, gdyby ona jeszcze �y�a. Doskonale pos�ugiwa�a si� zmiotk� z pi�r s�u��c� do �cierania kurzu, lecz nie mia�a zielonego poj�cia, jak post�powa� z nastolatkami. Czasami, obserwuj�c ponad sto�em w jadalni jej pe�n� wsp�czucia, d�ug�, ko�sk� twarz, wiedzia�am, �e my�li o mojej matce. Nienawidzi�am jej za to. Kiedy ojciec wyje�d�a�, nasz �liczny dom stawa� si� pusty i pe�en ech. Nikt nie pomaga� mi w odrabianiu algebry, nikt nie podziwia� mojego nowego p�aszcza, nie prosi�, abym go u�cisn�a, ani nie wyra�a� zdziwienia, �e jestem ju� taka wysoka. I gdy ojciec w ko�cu wraca� z jakich� odleg�ych krain, znanych mi tylko z wisz�cej na �cianie w jadalni mapy Europy, pachnia� innymi czasami i miejscami - by� wonny i zm�czony. Wakacje sp�dzali�my w Pary�u lub w Rzymie. Tam z uwag� ogl�da�am rzeczy, kt�re, zdaniem ojca, koniecznie powinnam pozna�. Aleja t�skni�am za tymi, w�a�nie innymi miejscami, gdzie tak cz�sto znika� - za obcymi, starymi krainami, w kt�rych nigdy nie by�am.
Kiedy zn�w wyje�d�a�, wychodzi�am do szko�y i z niej wraca�am. Po powrocie z hukiem rzuca�am ksi��ki na wytworny stolik w holu. Ani pani Clay, ani m�j ojciec nie pozwalali mi wieczorami wychodzi� z domu. Czasami tylko puszczali mnie na starannie wybrany film, w starannie dobranym towarzystwie. A ja - ku memu retrospektywnemu zdumieniu - nigdy nie buntowa�am si� przeciw tym regu�om. Ale i tak wola�am samotno��. By�o to moje naturalne �rodowisko, w kt�rym z rozkosz� i przyjemno�ci� porusza�am si� jak ryba w wodzie. Odnosi�am wielkie sukcesy w nauce, lecz moje �ycie towarzyskie by�o bardziej ni� fatalne. Ba�am si� swoich r�wie�niczek, zw�aszcza ich ordynarnych rozm�wek i nieustannych plotek o naszym dyplomatycznym �rodowisku. W ich towarzystwie zawsze czu�am, �e mam za d�ug� lub za kr�tk� sukienk� albo �e powinnam by�a si� ubra� w co� zupe�nie innego. Ch�opcy stanowili dla mnie zupe�n� tajemnic�, cho� mgli�cie �ni�am o m�czyznach. Tak naprawd� najszcz�liwsze chwile sp�dza�am samotnie w bibliotece mego ojca, rozleg�ym, wytwornym pokoju na parterze naszego domu.
W bibliotece zapewne kiedy� mie�ci� si� salon, ale dla niego wielka biblioteka by�a wa�niejsza od najwytworniejszego salonu. Dawno ju� da� mi przyzwolenie na korzystanie z ksi�gozbioru. Podczas jego nieobecno�ci
sp�dza�am tam d�ugie godziny, odrabiaj�c lekcje na mahoniowym biurku lub grasuj�c po rega�ach zajmuj�cych wszystkie �ciany pokoju. Znacznie p�niej zrozumia�am, �e m�j ojciec albo zapomnia�, co znajduje si� na jednej z najwy�szych p�ek, albo te� - co bardziej prawdopodobne - za�o�y�, �e i tak tam nie dosi�gn�. Nadszed� dzie�, kiedy zdj�am stamt�d nie tylko t�umaczenie Kamasutry, ale te� o wiele starszy wolumin i kopert� wype�nion� po��k�ymi papierami.
Do dzi� nie wiem, co sk�oni�o mnie do �ci�gni�cia ich z p�ki. Ale wizerunek umieszczony na �rodku ok�adki, bij�ca od ksi�gi wo� wiek�w oraz odkrycie, �e w kopercie znajduj� si� listy, bez reszty rozbudzi�y moj� ciekawo��. Wiedzia�am, �e nie powinnam czyta� prywatnych papier�w mego ojca ani nikogo innego. Ba�am si� te�, �e mo�e pojawi� si� nieoczekiwanie pani Clay, by zetrze� z biurka nieistniej�cy kurz. Ca�y czas zerka�am niespokojnie przez rami� w stron� drzwi. Ale nie zdo�a�am powstrzyma� ciekawo�ci i stoj�c jeszcze obok p�ek, przeczyta�am pocz�tek znajduj�cego si� na wierzchu listu.
12 grudnia 1930 roku
Kolegium �wi�tej Tr�jcy, Oksford
M�j Drogi i Nieszcz�sny Nast�pco!
Ze wsp�czuciem wyobra�am sobie Ciebie, kimkolwiek jeste�, jak czytasz t� relacj�, kt�r� musz� z�o�y�. Wsp�czucie mam te� cz�ciowo dla siebie - poniewa�, je�li te wyja�nienia trafi�y w Twoje r�ce, z ca�� pewno�ci� wpad�em w powa�ne k�opoty, mo�e umar�em albo spotka� mnie jeszcze gorszy los. Ale r�wnie� wsp�czuj� Tobie, m�j jeszcze nieznany Przyjacielu, gdy� tylko kto�, kto potrzebuje tak odra�aj�cych informacji, pewnego dnia list ten przeczyta. Je�li nie jeste� moim nast�pc� w jakim� innym sensie, wkr�tce staniesz si� moim dziedzicem - czuj� smutek, przekazuj�c innej ludzkiej istocie b�d�cej mn�, co wydaje si� niewiarygodne, ca�e do�wiadczenie z�a. Sam nie wiem, jak i po kim je odziedziczy�em, ale mam nadziej�, �e odkryj� to � by� mo�e pisz�c do Ciebie czy te� obserwuj�c przebieg dalszych wypadk�w.
W tym momencie ogarn�o mnie poczucie winy - i co� jeszcze... Spiesznie wsun�am list do koperty. Ale do ko�ca dnia nieustannie o nim
my�la�am; i przez wiele nast�pnych dni. Kiedy ojciec wr�ci� z kolejnej podr�y, zacz�am szuka� sposobno�ci, by zapyta� go o listy i dziwn� ksi�g�. Czeka�am na pierwsz� woln� chwil�, gdy zostaniemy sami, ale on ca�y czas by� szalenie zaj�ty. Z drugiej strony jednak to, co przeczyta�am, powstrzymywa�o mnie przed bezpo�rednimi pytaniami. W ko�cu poprosi�am, by zabra� mnie ze sob� w nast�pn� podr�. Wtedy po raz pierwszy zachowa�am przed nim co� w sekrecie i po raz pierwszy na co� czeka�am.
Co prawda niech�tnie, ale ojciec wyrazi� zgod�. Po naradzie z moimi nauczycielami i pani� Clay o�wiadczy�, �e pozostanie mi wiele czasu na nauk�, podczas gdy on b�dzie odbywa� spotkania. Wcale mnie to nie zdziwi�o - dziecko dyplomaty zawsze musia�o czeka�. Spakowa�am sw�j marynarski worek, zabra�am wszystkie potrzebne ksi��ki i podr�czniki oraz stanowczo za du�o wypranych podkolan�wek. Tego ranka zamiast uda� si� do szko�y, ruszy�am za ojcem w milczeniu, szybkim krokiem. Pod��ali�my w kierunku dworca. Poci�giem dojechali�my do Wiednia. M�j ojciec nie znosi� samolot�w, twierdz�c, �e zamieniaj� podr� w dolatywanie. W Wiedniu sp�dzili�my noc w hotelu i kolejnym poci�giem przebyli�my Alpy, zaznaczone na naszej mapie w domu bia�ymi i b��kitnymi barwami g�rskich wierzcho�k�w. Po opuszczeniu pokrytej ��tym kurzem stacji m�j ojciec ruszy� wynaj�tym samochodem, a ja ze wstrzymanym oddechem patrzy�am, jak skr�camy w bram� miasta, kt�re tak cz�sto opisywa�, �e dok�adnie widywa�am je w swoich snach. \--
U podn�a Karpat jesie� pojawia si� wcze�nie. Jeszcze w sierpniu, tu� po obfitych �niwach, nadchodz� nag�e, d�ugotrwa�e i ulewne deszcze. Strugi wody str�caj� z drzew li�cie, kt�re zasypuj� z�ocistymi tumanami wioski. Teraz, kiedy ju� przekroczy�am pi��dziesi�tk�, co kilka lat udaj� si� w tamte strony, by na nowo dozna� moich pierwszych wra�e� wyniesionych z tych krajobraz�w. To bardzo stara kraina. Ka�da nadchodz�ca jesie� gasi jej barwy, in aeternum, i ka�da zaczyna si� od tych samych trzech kolor�w: zielonego pejza�u, dw�ch lub trzech ��tych li�ci spadaj�cych szarym popo�udniem. Podejrzewam, �e Rzymianie - kt�rzy pozostawili tu po sobie mury i olbrzymie areny na wschodnich wybrze�ach - widzieli te same jesienie, na widok kt�rych przeszywa� ich dreszcz. Kuli�am si�, kiedy auto ojca mija�o kolejne bramy najstarszych
miast Juliusza Cezara. Po raz pierwszy zrozumia�am podniecenie w�drowca, kt�ry spogl�da prosto w oczy subtelnej twarzy historii.
Poniewa� od tego miasta zaczyna si� moja opowie��, b�d� je nazywa� Emona. Rzymska nazwa tego miejsca chroni je nieco od nat�oku turyst�w z przewodnikami w d�oniach. Emona powsta�a bardzo dawno nad kr�t� rzek�, otoczon� obecnie architektur� w stylu art nouveau. Przez nast�pne dwa dni zwiedzali�my najpi�kniejsze posiad�o�ci, siedemnastowieczne miejskie domy ozdobione srebrnymi fleurs-de-lys**, mijali�my pot�ne z�ocone budowle ogromnego rynku, z kt�rego schody prowadzi�y a� do samej wody odgrodzonej pot�nymi, starodawnymi kratami. Przez stulecia sp�awiano do miasta towary. Tam gdzie na nadbrze�ach wznosi�y si� ongi� n�dzne chaty, teraz g�sto wzrasta�y jawory - odmiana europejskich drzew - zasypuj�c rzek� kor� odpadaj�c� od ich pni.
W pobli�u rynku rozci�ga� si� pod martwym niebem g��wny plac miasta. Emona, jak jej siostrzyce na po�udniu, pokazywa�a swoj� zmienn� jak kameleon przesz�o��: wiede�skie art deco majacz�ce na tle nieba, wielkie, czerwone renesansowe �wi�tynie, w kt�rych u�ywano s�owia�skich j�zyk�w katolik�w, kopulaste, br�zowe, �redniowieczne kaplice rodem z Wysp Brytyjskich. (�wi�ty Patryk wysy�a� w te rejony misjonarzy nios�cych �wiat�o wiary, zawracaj�cych kraj do korzeni �r�dziemnomorskich, sprawiaj�c, �e miasto to ro�ci�o sobie prawo do najstarszej kolebki chrze�cija�stwa w Europie . Tu i tam, na odrzwiach i futrynach okien, pojawia� si� element wzornictwa tureckiego. Obok rynku sta� male�ki, austriacki ko�ci�ek. D�wi�kiem dzwon�w wzywa� wiernych na wieczorn� msz�. Na koniec socjalistycznego dnia pracy, ubrani w niebieskie, bawe�nianie kombinezony, kobiety i m�czy�ni szli do domu. Nad d�wiganymi tobo�kami trzymali rozpi�te parasole. Wje�d�aj�c do centrum Emony, przejechali�my po wspania�ym, starodawnym, przerzuconym nad rzek� mostem, kt�rego strzeg�y za�niedzia�e smoki odlane w br�zie.
- Tam jest zamek - powiedzia� ojciec, zwalniaj�c na skraju placu i wskazuj�c na co� przez zalewane deszczem szyby samochodu. - Wiem, �e chcesz go zobaczy�.
* Osada celtycka nad rzek� Saw� zaj�ta przez Rzymian ok. 35 r. p.n.e. Za Augusta zbudowano tam ob�z legionu XIV, kt�ry w 14 r. zosta� przesuni�ty do Carnuntum. Na miejscu obozu powsta�o miasto. Dzi�: Lubliana. (Wszystkie przypisy pochodz� od t�umacza .
** Lilie. Historyczny herb armii francuskiej, rodziny kr�lewskiej i ca�ej Europy.
A� si� do tego pali�am. Wyci�ga�am szyj� jak �uraw i w ko�cu poprzez ociekaj�ce wod� ga��zie drzew ujrza�am budowl� - nadgryzione czasem, brunatne wie�e na stromym stoku wznosz�cym si� nad miastem.
- Czternasty wiek - mrukn�� z zadum� m�j ojciec. - A mo�e trzynasty? Nie znam si� specjalnie na �redniowiecznych ruinach, nie potrafi� dok�adnie okre�la� ich wieku. Ale zajrzymy do przewodnika.
- Czy mo�emy si� tam wspi�� i spenetrowa� ruiny? - zapyta�am.
- Pomy�limy o tym po moich jutrzejszych spotkaniach. Ale wie�e sprawiaj� wra�enie, jakby mog�y si� zawali� nawet pod ci�arem ptaka.
Skierowa� auto na parking w pobli�u ratusza i z galanteri� pom�g� mi wysi��� z samochodu. Pod sk�rzan� r�kawiczk� mia� ko�cist� d�o�.
- Jeszcze za wcze�nie, by meldowa� si� w hotelu - o�wiadczy�. -Czy masz ochot� na fili�ank� gor�cej herbaty? Mo�emy te� co� przegry�� w gastronomi. Pada coraz mocniej - doda�, spogl�daj�c krytycznie na m�j we�niany �akiet i sp�dnic�.
Natychmiast wyci�gn�am peleryn�, kt�r� mi rok wcze�niej przywi�z� z Londynu. Podr� z Wiednia zaj�a nam prawie ca�y dzie� i mimo obfitego obiadu, jaki zjedli�my w wagonie restauracyjnym, by�am g�odna jak wilk.
Ale nie trafili�my do jednej z gastronomi o�wietlonej wewn�trz czerwonymi i niebieskimi lampami, kt�rych blask przeziera� przez brudne szyby, z kelnerkami w sanda�ach i portretem pos�pnego towarzysza Tito. W pewnej chwili, kiedy przebijali�my si� przez zmoczony t�um przechodni�w, m�j ojciec nagle wyrwa� do przodu.
- Tutaj! Ruszy�am za nim biegiem, kaptur mej peleryny trzepota�, prawie mnie
o�lepiaj�c. Ojciec znalaz� wej�cie do herbaciarni w stylu art nouveau, z ogromnym oknem obramowanym wolutami, wymalowanymi na szybie brodz�cymi bocianami oraz br�zowymi drzwiami uformowanymi na kszta�t setek �odyg wodnych lilii. Drzwi zamkn�y si� za nami z g�uchym �oskotem. Ulewa przesz�a w lekk� m�awk�, z okiennej szyby zesz�a para i za srebrzystymi ptakami deszcz przypomina� wodn� mgie�k�.
- Zdumiewaj�ce, �e co� takiego przetrwa�o tu przez ostatnie trzydzie�ci lat - powiedzia� ojciec, zdejmuj�c z siebie angielski trencz. - Socjalizm rzadko kiedy obchodzi si� tak �agodnie ze swymi skarbami.
Zaj�li�my stolik w pobli�u okna, pili�my z grubych fili�anek gor�c�
jak piek�o herbat� z cytryn�, zajadali�my si� bia�ym chlebem z mas�em i sardynkami, a nawet zjedli�my kilka plasterk�w torta*.
- Powinni�my ju� przesta� - odezwa� si� w pewnej chwili ojciec.
Nie znosi�am, kiedy dmucha� i dmucha� w fili�ank�, by nieco przestudzi� herbat�, dr�a�am na my�l o nieuchronnej chwili, kiedy powie, �e mamy ju� ko�czy� posi�ek, ko�czy� wszystko, co sprawia nam przyjemno��, zostawi� miejsce na kolacj�. Spogl�daj�c na jego schludn�, twee-dow� marynark� i golf, pomy�la�am, �e poza dyplomacj� nie istniej� dla niego �adne inne przygody w �yciu, �e dyplomacja z�era go bez reszty.
Poskromi�am jednak j�zyk, wiedz�c, jak bardzo nie lubi wszelkich s��w krytyki z mojej strony, poza tym chcia�am go o co� zapyta�. Ale najpierw musia�am pozwoli� mu dopi� herbat�. Przechyli�am si� zatem na krze�le do ty�u na tyle tylko, by ojciec nie zwr�ci� mi uwagi, �e si� na nim rozwalam, i spojrza�am przez poc�tkowane srebrzystymi kroplami okno na zmoczone deszczem miasto, zamglone wilgoci� i nadchodz�cym zmrokiem. Po ulicy przemykali w po�piechu ludzie w lej�cych si� zn�w z nieba strumieniach wody. Herbaciarnia, kt�ra powinna by� wype�niona damami w d�ugich pow��czystych sukniach barwy ko�ci s�oniowej oraz d�entelmenami o spiczastych br�dkach i w sztruksowych surdutach, pozostawa�a pusta.
- Nawet nie zdawa�am sobie sprawy z tego, jak wyczerpa�a mnie ta podr� samochodem. - Ojciec odstawi� fili�ank� na spodeczek i wskaza� zamek, ledwie majacz�cy w strugach deszczu. - Stamt�d przyjechali�my, z tamtej strony wzg�rza. Z jego wierzcho�ka zobaczymy Karpaty.
Pami�ta�am widok bia�ych grzbiet�w g�rskich, odnosi�am wra�enie, i� czuj� ich oddech owiewaj�cy to miasto. Teraz, z dala od nich, byli�my tacy samotni. Chwil� jeszcze si� waha�am, po czym wzi�am g��boki wdech.
- Czy mo�esz mi co� opowiedzie�? - zapyta�am. Opowie�ci by�y jedn� z przyjemno�ci, jakie zapewnia� m�j ojciec
swojemu pozbawionemu matki dziecku. Jedne z nich m�wi�y o jego szcz�liwym dzieci�stwie w Bostonie, inne o egzotycznych podr�ach. Niekt�re wymy�la� na poczekaniu. Ostatnio jednak coraz bardziej mnie nudzi�y. Okazywa�y si� o wiele mniej zadziwiaj�ce, ni� kiedy� s�dzi�am.
- Histori� o Karpatach?
- Nie. - Ogarn�a mnie niewyt�umaczalna fala strachu. - Odkry�am co�, o co chc� zapyta�.
Popatrzy� na mnie �agodnie, unosz�c siwiej�ce brwi.
- Sta�o si� to w twojej bibliotece - wyja�ni�am. - Przepraszam... ale pobuszowa�am troch� po p�kach i natrafi�am na pewne papiery oraz ksi��k�. Nie zagl�da�am specjalnie w te papiery. Pomy�la�am sobie...
- Ksi��k�?
Wci�� zachowywa� spok�j, zajrza� do fili�anki, sprawdzaj�c, czy nie zosta�o w niej jeszcze kilka kropel herbaty. Odnios�am wra�enie, �e wcale mnie nie s�ucha.
- Wygl�da�y... ksi��ka by�a bardzo stara, na �rodku ok�adki widnia� wizerunek smoka.
Gwa�townie wyprostowa� si� na krze�le, wyra�nie przeszy� go dreszcz. Jego reakcja sprawi�a, �e sta�am si� nagle czujna. A je�li ta historia by�a zupe�nie inna ni� te, kt�re mi zawsze opowiada�? Popatrzy� na mnie spod zmarszczonych brwi. Zaskoczy� mnie widok jego wymizerowanej nagle twarzy. Malowa� si� na niej wyraz bezgranicznego smutku.
- Jeste� na mnie z�y? - zapyta�am cicho i tak samo jak on zajrza�am do fili�anki.
- Nie jestem z�y, kochanie.
Westchn�� g��boko, jakby przej�ty straszliw� �a�o�ci�. Drobna, jasnow�osa kelnerka ponownie nala�a nam herbat� i zostawi�a samych. Ojciec z najwy�szym trudem zacz�� opowie��.
- Jak wiesz - zacz�� � zanim przysz�a� na �wiat, pracowa�em na uniwersytecie ameryka�skim. Jeszcze wcze�niej studiowa�em przez wiele lat i zosta�em profesorem. Pocz�tkowo chcia�em studiowa� literatur�. Szybko jednak zrozumia�em, �e bardziej ni� fikcja interesuj� mnie historie prawdziwe. Wszystkie literackie opowie�ci doprowadzi�y mnie w ko�cu do pewnego rodzaju... eksploracji... historii. No i ostatecznie zdecydowa�em si� na ni�. Bardzo jestem rad, �e i ciebie te� interesuje historia.
Pewnej wiosennej nocy, kiedy by�em jeszcze magistrem, siedzia�em
w swym gabineciku w uniwersyteckiej bibliotece. Siedzia�em do p�nych godzin otoczony rz�dami ksi��ek. Gdy w pewnej chwili przerwa�em prac� i unios�em g�ow� znad moich papier�w, ujrza�em grzbiet ksi��ki, kt�rej nigdy nie by�o w moim ksi�gozbiorze. Kto� j� wstawi� na p�k� znajduj�c� si� nad moim biurkiem. Na grzbiecie ksi��ki, oprawionej w jasn� sk�r�, widnia� ma�y, wdzi�czny wizerunek smoka.
Nie pami�ta�em, bym kiedykolwiek w �yciu widzia� t� ksi��k�, wi�c zaintrygowany, ca�kiem bezmy�lnie zdj��em j� z p�ki. Oprawiona by�a w mi�kk�, sp�owia�� sk�r�, a jej stronice nie zostawia�y najmniejszych w�tpliwo�ci, �e wolumin jest bardzo stary. Otworzy�em ksi�g�. Po�rodku widnia� drzeworyt przedstawiaj�cy smoka z rozpostartymi skrzyd�ami i d�ugim, zwijaj�cym si� w p�tl� ogonem. Bestia by�a wyra�nie rozw�cieczona. W wyci�gni�tych szponach trzyma�a proporzec z wypisanym na nim gotyckimi literami s�owem Drakulya.
Rozpozna�em s�owo natychmiast. Pomy�la�em o powie�ci Brama Sto-kera i o wieczorach, kt�re w dzieci�stwie sp�dza�em w miejscowym kinie, gdzie Bela Lugosi unosi� si� nad bia�� szyj� jakiej� gwiazdeczki filmowej. Ale pisownia tego s�owa by�a dziwaczna, a ksi��ka najwyra�niej bardzo stara. Ostatecznie jednak by�em naukowcem g��boko interesuj�cym si� histori� Europy i szybko przypomnia�em sobie pewn� lektur�, kt�r� kiedy� przestudiowa�em. Nazwa ta mia�a korzenie greckie oznaczaj�ce �smoka" lub �diab�a", i stanowi�a honorowy przydomek Vlada Tepesa-Palownika z Wo�oszczyzny, w�adcy feudalnego w Karpatach, kt�ry dr�czy� swych poddanych i je�c�w wojennych w nieprawdopodobny wprost spos�b. Studiowa�em w�wczas literatur� dotycz�c� siedemnastowiecznego handlu holenderskiego i nie widzia�em powod�w, by zaprz�ta� sobie umys� t� w�a�nie ksi��k�. Uzna�em, �e kto� zostawi� j� tam przez przypadek - kto�, kto zajmowa� si� histori� Europy �rodkowej i Wschodniej lub symbolik� feudaln�.
Przekartkowa�em jednak ca�y wolumin... Rozumiesz, kiedy masz przez ca�e dnie do czynienia z ksi��kami, ka�da nowa i nieznana staje si� twoim przyjacielem, a zarazem kusi. Ku memu p�niejszemu zdumieniu reszta tych pi�knych stronic w kolorze ko�ci s�oniowej by�a pusta. Nie by�o nawet paginacji ani informacji, gdzie i kiedy �rodek ksi�gi zosta� wydrukowany, a ona sama oprawiona. Nie by�o te� �adnych map, wykle-jek czy ilustracji. Nie mia�a r�wnie� �adnych znak�w bibliotecznych -ani stempli, ani karty ksi��ki, ani naklejek.
D�u�szy czas studiowa�em wolumin, nast�pnie od�o�y�em go na biurko i zszed�em na parter do katalog�w. W katalogu rzeczowym znalaz�em odsy�acz do Vlad IV (Tepes z Wo�oszczyzny, 1430-1476 - �Zob. te�: Wo�oszczyzna, Transylwania i Dracula". Pomy�la�em, �e najpierw powinienem przestudiowa� map�. Szybko dowiedzia�em si�, �e Wo�oszczyzna i Transylwania s� staro�ytnymi krainami znajduj�cymi si� obecnie na terenie Rumunii. Transylwania by�a bardziej pokryta g�rami ni� przylegaj�ca do niej od po�udniowego zachodu Wo�oszczyzna. W zasobach biblioteki znalaz�em tylko jedno �r�d�o na ten temat, niewielkie i osobliwe t�umaczenie na angielski z lat dziewi��dziesi�tych dziewi�tnastego wieku - broszur� zatytu�owan� Dracula. Orygina�y tekstu powsta�y w Norymberdze w latach siedemdziesi�tych i osiemdziesi�tych pi�tnastego wieku, niekt�re jeszcze przed �mierci� Vlada. Na s�owo Norymberga przeszy� mnie zimny
dreszcz. Kilkana�cie lat wcze�niej bacznie �ledzi�em przebieg procesu hitlerowskich przyw�dc�w. By�em o rok za m�ody, by przed zako�czeniem wojny wst�pi� do wojska, ale bacznie �ledzi�em jej skutki. Broszur� zaczyna�a karta tytu�owa z prymitywn� odbitk� drzeworytow�, przedstawiaj�c� g�ow� i ramiona m�czyzny o byczym karku. Mia� ciemne, przykryte kapturem oczy, d�ugie w�sy, a kaptur wie�czy� kapelusz z pi�rem. Wizerunek by� zadziwiaj�co �ywy, oddawa� realia straszliwych czas�w, w jakich �w cz�owiek �y�.
Zdawa�em sobie spraw� z tego, �e powinienem wr�ci� do swojej pracy, ale jaki� wewn�trzny g�os kaza� mi przeczyta� t� broszur�. By�a to lista okrucie�stw, jakich Dracula dopu�ci� si� zar�wno wobec swych poddanych, jak te� innych ludzi. Zapami�ta�em je tak, �e m�g�bym ci wszystko zacytowa�... lecz by�oby to zbyt drastyczne i kr�puj�ce. Zamkn��em ksi��k� i wr�ci�em do swego gabineciku. Ale szesnasty wiek nie schodzi� mi z my�li a� do p�nocy. Po�o�y�em t� dziwn� rzecz na biurku w nadziei, �e nazajutrz zg�osi si� po ni� w�a�ciciel, i wr�ci�em do domu.
Nast�pnego dnia mia�em wyk�ad. By�em znu�ony po nie do ko�ca przespanej nocy, lecz po wypiciu dw�ch kubk�w kawy wr�ci�em do swoich studi�w. Staro�ytna ksi��ka wci�� le�a�a na moim biurku, otwarta na stronach przedstawiaj�cych smoka w splotach ogona.
Jak pisano w dawnych powie�ciach, kr�tki sen i kawa postawi�y mnie na nogi. Tym razem dok�adniej przejrza�em tom. Znajduj�cy si� po�rodku drzeworyt, zapewne �redniowieczny, m�g� mi powiedzie� wszystko
otypografie. Pomy�la�em, �e wolumen ma ogromn� warto�� materialn�, a zapewne i osobist� dla jakiego� uczonego, skoro ksi�ga nie nale�a�a do biblioteki.
Ale w nastroju, w jakim w�wczas by�em, nie chcia�o mi si� o tym my�le�. Ze zniecierpliwieniem zamkn��em ksi��k� i do p�nego popo�udnia pisa�em o handlowych gildiach. Wychodz�c z biblioteki, przekaza�em wolumin dy�urnym bibliotekarzom, by w�o�yli go do szafki zagubionych i odnalezionych ksi��ek.
Kiedy nast�pnego dnia, o �smej rano, pojawi�em si� w swoim gabine-ciku, na biurku zn�w le�a�a ksi��ka, otwarta na tej okrutnej ilustracji. Ogarn�� mnie niepok�j - zapewne bibliotekarz zrozumia� mnie opacznie. Odstawi�em j� na p�k� i do ko�ca dnia nie po�wi�ci�em jej chwili uwagi. P�nym popo�udniem mia�em um�wione spotkanie z moim promotorem. Zgarn��em z biurka papiery i odruchowo wsun��em w nie dziwn� ksi��k�. Wcale mi na niej nie zale�a�o, ale profesor Rossi uwielbia� historyczne zagadki i pomy�la�em, �e wolumin bardzo go zainteresuje. Dysponowa� tak rozleg�� wiedz� na temat historii Europy, �e m�g� rozwik�a� t� zagadk�.
Zazwyczaj z profesorem Rossim spotyka�em si� p�nymi popo�udniami, kiedy zako�czy� ju� swoje zaj�cia. Lubi�em by� tam wcze�niej i s�ucha�, co m�wi. W tym semestrze prowadzi� wyk�ady o staro�ytnych cywilizacjach �r�dziemnomorskich. Mia�em szcz�cie wys�ucha� kilku z nich, zawsze b�yskotliwych i porywaj�cych, prowadzonych ze swad�
iwielkim kunsztem oratorskim. Usiad�em z boku i przys�uchiwa�em si� jego konkluzjom na temat rekonstrukcji dokonanych przez sir Arthura Evansa w minojskim pa�acu na Krecie. Ogromne, gotyckie audytorium by�o mroczne, mie�ci�o si� w nim pi�ciuset student�w. Panowa�a grobowa cisza. Wszyscy wlepiali oczy w drobn� posta� wyk�adowcy.
Rossi sta� na o�wietlonej katedrze. Od czasu do czasu przechadza� si� w prz�d i w ty�, rozwa�a� na g�os problemy, tak jakby przygotowywa� je w swoim prywatnym gabinecie. Czasami zamiera� w bezruchu i obrzuca� s�uchaczy bacznym wzrokiem, wykonywa� znacz�ce gesty, rzuca� wymowne spojrzenia, jakby by� zdziwiony tym, co m�wi. Zawsze ignorowa� katedr�, pogardza� mikrofonami i nigdy nie mia� notatek. Czasami puszcza� na wielkim ekranie slajdy, pokazuj�c wska�nikiem elementy, o kt�rych m�wi�. Czasami, podekscytowany, unosi� r�ce nad g�ow� i wbiega� na katedr�. Kr��y�a legenda, �e pewnego razu, gdy kwieci�cie
rozprawia� o greckiej demokracji, potkn�� si� na schodkach i upad�. Szybko jednak si� podni�s�, nie przerywaj�c wyk�adu. Nigdy nie mia�em odwagi spyta� go, czy to prawda.
Tamtego dnia by� w melancholijnym nastroju. Przemierza� w g�r� i w d� podium z za�o�onymi na plecach r�kami.
�Prosz� nie zapomina� - m�wi� - �e sir Arthur Evans zrekonstruowa� pa�ac kr�la Minosa w Knossos po cz�ci na podstawie tego, co znalaz�, a po cz�ci opieraj�c si� na w�asnej wyobra�ni i w�asnej wizji cywilizacji minojskiej. - Podni�s� wzrok na sufit sali wyk�adowej. - Dowod�w by�o niewiele i g��wnie musia� rozszyfrowywa� historyczne zagadki. Ale zamiast trzyma� si� dok�adnie tego, co odkry�, popu�ci� wodze wyobra�ni i stworzy� zapieraj�c� w piersiach dech wizj� pa�acu... cho� nie do ko�ca prawdziw�. Czy post�pi� s�usznie?"
Zamilk� i popatrzy� zadumanym wzrokiem na morze rozczochranych g��w, kosmyk�w w�os�w, nienagannie przyci�tych fryzur, krzykliwych kurtek i przej�tych, powa�nych twarzy m�odych m�czyzn (nie zapominaj, �e w tamtych czasach na takim uniwersytecie studiowali jedynie ch�opcy, cho� teraz ty, droga c�reczko, mog�aby� wst�pi� na ka�d� uczelni�, jaka by ci si� tylko zamarzy�a. Pi��set par oczu odda�o mu spojrzenie.
�Ten problem zostawiam otwarty. Sami go rozwi��cie.
Rossi u�miechn�� si� i wyszed� z blasku reflektora.
W sali wyk�adowej zacz�� si� ruch. Studenci zacz�li rozmawia�, g�o�no si� �mia�, z ha�asem zbierali swoje rzeczy. Rossi mia� zwyczaj siada� po wyk�adzie na skraju podium, dok�d podchodzili bardziej pilni uczniowie, zadaj�c mu wiele pyta�. Rozmawia� z nimi powa�nie, a jednocze�nie �artobliwie. Kiedy ostatni odszed�, zbli�y�em si� do profesora. �
�Witaj, Paul, przyjacielu! - wykrzykn��. - Chod�my st�d. Porozmawiamy sobie po niemiecku.
Klepn�� mnie przyjacielsko po ramieniu i opu�cili�my audytorium.
Gabinet Rossiego zawsze mnie roz�miesza�, gdy� stanowi� zaprzeczenie tradycyjnego poj�cia o pracowni profesora - schludnie ustawione ksi��ki na p�kach, ekspres do kawy na parapecie okna, kwiaty na biurku, kt�re zawsze by�y podlane, i sam u�ytkownik ubrany nienagannie w tweedowe spodnie oraz bia�� koszul� i krawat. Rossi przed wielu laty przyby� do Stan�w Zjednoczonych z uniwersytetu oksfordzkiego. Mia� szczup��, typowo angielsk� twarz i nieprawdopodobnie b��kitne oczy.
Kt�rego� razu wyzna� mi, �e odziedziczy� to po swym ojcu, emigrancie z Toskanii, kt�ry osiedli� si� w hrabstwie Sussex i uwielbia� dobrze zje��. Patrz�c jednak na twarz Rossiego, widzia�o si� w jego obliczu zdecydowanie i �ad, taki sam jak zmiana warty przed pa�acem Buckingham.
Ale jego umys� by� rzecz� ca�kiem odmienn�. Mimo czterdziestu lat praktyki w zawodzie ca�y czas kipia� pasj� poznawania nieodkrytego. Gdy tylko ko�czy� jedne badania, ca�kowicie zmienia� dziedzin� zainteresowania. Dlatego studenci r�nych kierunk�w tak skwapliwie szukali u niego wskaz�wek. Czu�em si� szcz�liwy, �e mog� korzysta� z �aski jego rad. Jednocze�nie by� najmilszym cz�owiekiem na �wiecie, najserdeczniejszym przyjacielem, jakiego mia�em w �yciu.
�No dobrze - powiedzia�, zajmuj�c si� ekspresem do kawy i wskazuj�c mi krzes�o. - Jak idzie praca?"
Przekaza�em mu wyniki kilkutygodniowych bada� i d�u�sz� chwil� rozmawiali�my o handlu mi�dzy Utrechtem a Amsterdamem na pocz�tku siedemnastego wieku. Rozla� kaw� w porcelanowe fili�anki, a sam rozpar� si� za wielkim biurkiem. Gabinet pogr��ony by� w mi�ym p�mroku wiosennego popo�udnia. Wyj��em antykwaryczn� ciekawostk�.
�Pobudz� twoj� ciekawo��, Ross - zacz��em. - Kto� przez przypadek zostawi� na moim biurku raczej zakazan� ksi��k�. Po dw�ch dniach, kiedy nikt si� po ni� nie zg�osi�, przynosz� j� tobie, �eby� na ni� zerkn��.
�Daj mi j� - odstawi� porcelanow� fili�ank� i wyci�gn�� r�k� po ksi�g�. - Pi�kna oprawa. To chyba welin... i te wyt�oczenia na grzbiecie.
Na widok grzbietu ksi�gi zmarszczy� pogodn� zazwyczaj twarz.
�Lepiej j� otw�rz" - powiedzia�em.
W niewyt�umaczalny spos�b bi�o mi serce, gdy czeka�em, a� odkryje to samo co ja: niezapisane stronice. Otworzy� ksi��k� w samym �rodku. Nie widzia�em, co zobaczy�, ale bacznie wpatrywa� si� w wolumin. Po chwili przeni�s� na mnie wzrok. Twarz mia� st�a�� - nigdy u nikogo nie widzia�em takiego wyrazu oblicza. Przewraca� stronice ksi�gi, podobnie jak ja wcze�niej. Wcale mnie to nie zdziwi�o.
�Puste. - Od�o�y� otwart� ksi�g� na biurko. - Kompletnie puste".
�Czy to nie dziwne?"
Kawa w mej fili�ance zupe�nie ostyg�a.
�To bardzo stara ksi��ka. Ale nie dlatego pusta, �e niesko�czona. Przera�aj�cy jest ten symbol na ok�adce.
�Zgadzam si� - zacz��em dziarskim g�osem, ale szybko wr�ci�em do rozumu. � Tak jakby to stworzenie chcia�o po�re� wszystko, co je otacza.
Odnios�em wra�enie, �e Rossi nie mo�e oderwa� wzroku od wizerunku po�rodku ksi�gi. Po chwili jednak zdecydowanie zamkn�� wolumin i zakr�ci� fili�ank�, nie przyk�adaj�c jej jednak do ust.
�Sk�d to masz?" - zapyta�.
�Ju� m�wi�em, dwa dni temu kto� zostawi� j� w moim gabineciku w bibliotece. S�dz�, �e powinienem odda� t� ksi�g� do Dzia�u Cymeli�w, cho� szczerze m�wi�c, my�l�, �e ona do kogo� nale�y".
�O tak, niew�tpliwie - odpar� Rossi, spogl�daj�c na mnie z ukosa. -Jest to czyja� w�asno��.
�A wiesz czyja?"
�Tak, twoja".
�Dlaczego? Ja tylko j� znalaz�em na moim... - Wyraz jego twarzy powstrzyma� mnie przed dalszymi pytaniami. W p�mroku zalegaj�cym pok�j Rossi sprawia� wra�enie o dziesi�� lat starszego. - Dlaczego m�wisz, �e jest moja?"
Rossi powoli wsta� zza biurka, podszed� do ma�ej drabinki, wspio� si� po niej po dw�ch stopniach i wyci�gn�� niewielk� ksi��k� w ciemnej oprawie. Przez chwil� obraca� j� w d�oniach, po czym niech�tnie mi j� poda�.
�Co o tym my�lisz?" - zapyta�.
Ksi��ka by�a ma�a, oprawiona w aksamit jak stary modlitewnik, bez �adnych napis�w na grzbiecie i froncie. Spi�ta by�a mosi�nym klipsem. Otworzy�a si� natychmiast po�rodku. Na roz�o�onych stronach ujrza�em swego... m�wi� swego... smoka. Tym razem zn�w mia� wysuni�te szpony, w rozwartej paszczy biela�y ogromne k�y, w pazurach powiewa� ten sam proporzec z gotyckim napisem.
�Naturalnie - powiedzia� Rossi. - Znam to doskonale. To druk z Europy �rodkowej, z oko�o tysi�c pi��set dwunastego roku - pisany ju� ruchom� czcionk�.
Powoli kartkowa�em ksi��k�. Na pierwszych stronicach nie by�o ani tytu��w, ani paginacji.
�Co za dziwny zbieg okoliczno�ci.
�Poplami�a j� morska woda, zapewne podczas podr�y przez Morze Czarne. Nawet Smithsonian Institution nie jest w stanie powiedzie�, co
dzia�o si� podczas tego rejsu. Ostatnio podda�em j� analizie chemicznej. Kosztowa�o mnie to trzysta dolar�w. Dowiedzia�em si�, �e znajduje si� na niej kurz sprzed tysi�c siedemsetnego roku. Ponadto osobi�cie uda�em si� do Stambu�u, by dowiedzie� si� czego� wi�cej o pochodzeniu tej ksi��ki. Ale najdziwniejszy jest spos�b, w jaki j� zdoby�em.
Odda�em mu stary i kruchy starodruk.
�Gdzie j� kupi�e�?" - zapyta�em.
�Znalaz�em j�na swoim biurku, kiedy by�em jeszcze magistrem.
Po krzy�u przeszed� mi zimny dreszcz.
�Na biurku?"
�W moim gabineciku w uniwersyteckiej bibliotece. Te� takie mamy. Ich tradycje si�gaj� a� siedemnastowiecznych klasztor�w.
�Ale... ale sk�d masz t� ksi��k�? Czy to jaki� prezent?
�Mo�e. - Rossi tajemniczo si� u�miechn��. Najwyra�niej panowa� nad swym zachowaniem. - Jeszcze fili�ank� kawy?"
�Poprosz�" - odpar�em ze �ci�ni�tym gard�em.
�Wszelkie moje wysi�ki znalezienia jej w�a�ciciela zawiod�y. Biblioteka nie przyznawa�a si� do tej ksi�gi. O tym woluminie nie wiedziano nawet w bibliotece British Museum, kt�ra oferowa�a mi za niego znaczn�
Cen�.
�I nie chcia�e� go sprzeda�?"
�Oczywi�cie, �e nie. Przecie� lubi� zagadki. To s�l i pieprz ka�dego historyka. To nagroda za to, �e spogl�da historii prosto w oczy i m�wi: �Wiem, kim jeste�. I nie oszukasz mnie.
�Wi�c co? Czy s�dzisz, �e ten wi�kszy egzemplarz zosta� wykonany przez tego samego drukarza w tym samym czasie?"
Zab�bni� palcami po okiennym parapecie.
�Od wielu lat o tym nie my�la�em... a w ka�dym razie stara�em si� nie my�le�. Ale tak naprawd� sprawa ta ci�gle mi ci��y. - Wskaza� czarn� luk� mi�dzy ksi��kami. - Na tej najwy�szej p�ce jest wiele brak�w. Ksi��ki, o kt�rych wol� nie my�le�.
�Ale t� mo�esz tam wstawi�. Nie ma ksi��ek niezast�pionych.
�Nie ma" - odpar� do wt�ru z ponownym �wistem ekspresu do kawy.
W tamtych czasach wci�� brakowa�o mi snu i by�em przepracowany. Zniecierpliwiony zapyta�em:
�A twoje badania? Chodzi mi nie tylko o analizy chemiczne. Czy pr�bowa�e� dowiedzie� si� czego� wi�cej?
�Pr�bowa�em - uj�� w drobne d�onie kubek z kaw�. - Obawiam si�, �e musz� powiedzie� ci co� wi�cej � doda� cicho. � By� mo�e musz� te� prosi� ci� o wybaczenie... sam zrozumiesz dlaczego... jakkolwiek nigdy �wiadomie nie przekazywa�em tego swoim studentom. �adnemu z nich. -U�miechn�� si� smutno. - S�ysza�e� o Vladzie Tepesie-Palowniku?"
�Tak, o Draculi. Feudalnym ksi�ciu z Karpat, znanym jako Bela Lu-gosi.
�By� nim... lub jednym z nich. Staro�ytny r�d, kt�rego najbardziej odra�aj�cy przedstawiciel doszed� do w�adzy. I ty wpad�e� na jego trop w bibliotece... prawda? To z�y znak. Kiedy w tak dziwaczny spos�b trafi�a do mnie ksi��ka i przeczyta�em to s�owo... jak te� nazwy Transylwania, Wo�oszczyzna, Karpaty..."
Zastanawia�em si�, czy by� to zawoalowany komplement... Rossi lubi� student�w bez reszty oddanych nauce, ale nie chcia�em przerywa� jego zwierze�.
�Tak wi�c Karpaty. Zawsze stanowi�y mistyczne miejsce dla historyk�w. Jeden z uczni�w Occama wybra� si� w tamte strony - podejrzewam, �e przez czyst� g�upot� - a wynikiem jego wyprawy by�a �mieszna broszurka zatytu�owana Filozofija zgrozy. Niew�tpliwie historia Draculi jest zagmatwana i pe�na znak�w zapytania. W pi�tnastym wieku w�ada� Wo�oszczyzn� hospodar, znienawidzony zar�wno przez poddanych, jak i imperium osma�skie. Uwa�any jest za jednego z najokrutniejszych tyran�w Europy. Szacuje si�, i� podczas swoich rz�d�w zamordowa� co najmniej dwadzie�cia tysi�cy rodak�w z Wo�oszczyzny i Transylwanii. Dracula znaczy dos�ownie �syn tego, kt�ry nazywa� si� Dracul - syna smoka. Jego ojciec wzi�� udzia� w krucjacie cesarza rzymskiego Zygmunta i zosta� przez w�adc� wprowadzony do Zakonu Smoka*. Istniej� dokumenty �wiadcz�ce, i� ojciec Draculi, w ramach politycznych przetarg�w, odda� Turkom syna jako zak�adnika, gdzie m�odzieniec, poznawszy tortury stosowane przez Osman�w, nabra� do nich zami�owania. - Rossi potrz�sn�� g�ow�. - Tak czy owak Vlad zgin�� w walce z Turkami lub te� zabili go przez pomy�k� jego �o�nierze. Pochowano go na wyspie na jeziorze Sna-
* Elitarna organizacja, rodzaj �wieckiego zakonu, nawi�zywa�a do tradycji zakon�w rycerskich. Zosta�a za�o�ona 12 grudnia 1408 roku przez Zygmunta Luksemburczyka. Zakon Smoka mia� s�u�y� obronie krzy�a �wi�tego przed wszystkimi jego nieprzyjaci�mi. Podobno nale�a� do niego wielki ksi��� litewski, Witold.
GOV -
znajduj�cym si� obecnie na terenie zaprzyja�nionej z nami Rumunii. Wspomnienie o nim sta�o si� legend�, zw�aszcza w�r�d przes�dnych wie�niak�w. A pod koniec dziewi�tnastego wieku skandalizuj�cy i melo-dramatyczny autor - Abraham Stoker - wzi�� na warsztat Dracul� i dostosowa� go do swojej wyobra�ni, tworz�c z niego wampira. Vlad Tepes by� niewiarygodnym okrutnikiem, ale naturalnie �adnym wampirem. W samej ksi��ce Stokera nie ma ani jednej wzmianki o Vladzie. Jego Dracula wspomina tylko o wspania�ej przesz�o�ci swego rodu - wielkich wojownik�w zwalczaj�cych Turk�w. - Rossi ci�ko westchn��. - Ale Stoker zgromadzi� wszystkie przydatne mu legendy o wampirach - r�wnie� te pochodz�ce z Transylwanii, cho� sam Vlad Dracula rz�dzi� Wo�oszczyzn� granicz�c� tylko z Transylwani�. W dwudziestym wieku legendy te wskrzesi�o Hollywood. I tu zako�czy�o si� moje nonszalanckie podej�cie do tych spraw.
Rossi odsun�� fili�ank� i za�o�y� r�ce na piersi. Przez chwil� sprawia� wra�enie, jakby nie by� w stanie kontynuowa� opowie�ci.
�Mog� sobie �artowa� z legend, kt�re s� w monstrualny spos�b skomercjalizowane, ale nie z wynik�w swoich bada�. Tak naprawd�, nie mog�em ich opublikowa�, cz�ciowo w�a�nie z powodu tych legend. Pomy�la�em sobie, �e nikt nie potraktowa�by mnie powa�nie. Istnia� jednak jeszcze inny pow�d.
Jego s�owa zastanowi�y mnie. Przecie� Rossi nie pozostawia� ani jednego swego odkrycia bez publikacji. Dzi�ki temu by� wyj�tkowo p�odnym pisarzem i naukowcem. Dlatego okrzykni�to go mianem geniusza. St�d te� srogo napomina� student�w, by post�powali tak samo, �eby niczego nie pomijali ze swych bada�.
�To, co odkry�em w Stambule, by�o zbyt istotne, by nie potraktowa� tego powa�nie. By� mo�e pope�ni�em b��d, zachowuj�c wszystko dla siebie - i m�wi�c uczciwie, wszystko to wywo�uj�c - ale ka�dy z nas ma swe przes�dy i zabobony. Obawiam si�, �e i mnie trafi�y si� jako historykowi. - Westchn��, jakby waha� si� ci�gn�� dalej opowie��. - Widzisz, dzieje Vlada Draculi zawsze studiowano w ogromnych archiwach Europy �rodkowej i Wschodniej, a w ko�cu w jego rodzinnym kraju. Karier� przecie� zacz��, za�arcie walcz�c z Turkami w obronie chrze�cija�stwa, ale �aden z badaczy nie spojrza� na jego legend� z punktu widzenia �r�de� osma�skich. Zrozumia�em to w Stambule, kiedy sekretnie zaj��em si� inn� tematyk� ni� gospodarka wczesnej Grecji. Z czystej z�o�liwo�ci.
Milcza� d�u�sz� chwil�, spogl�daj�c z zamy�leniem w okno.
�Powinienem ci� poinformowa� o tym, co odkry�em w stambulskich zbiorach, a o czym p�niej stara�em si� nie my�le�. Ale i tak odziedziczy�e� jedn� z tych sympatycznych ksi�g. - Po�o�y� ci�ko d�o� na obu. -Je�li sam ci o wszystkim nie opowiem, pod��ysz po prostu moim �ladem, by� mo�e ryzykuj�c jeszcze bardziej. - Z ponurym u�miechem popatrzy� na blat biurka. - W ka�dym razie zaoszcz�dz� ci wielkiej pracy pisania o subwencj�".
Zachichota�em cicho. Na Boga, do czego zmierza�? Pomy�la�em, �e mo�e nie docenia�em jego dziwacznego poczucia humoru. Mo�e by� to tylko wyrafinowany �art... mo�e mia� w swej bibliotece dwa egzemplarze z�owrogiej ksi�gi i jeden z nich pod�o�y� mi na biurku, wiedz�c, �e i tak si� z ni� do niego zg�osz�. I wyjd� na durnia. Ale w �wietle stoj�cej na biurku lampy jakby nagle posiwia�. By� nieogolony. Twarz mu si� zapad�a. Pochyli�em si� w jego stron�.
�Co w�a�ciwie chcesz mi powiedzie�?" - zapyta�em.
�Dracula... - urwa�. - Dracula... Vlad Tapes... On ci�gle �yje.
- Wielki Bo�e! - wykrzykn�� m�j ojciec, patrz�c na zegarek. - Dlaczego mi nie przerwa�a�? Ju� prawie dziewi�tnasta.
Wsun�am zzi�bni�te d�onie w r�kawy kurtki.
- Nie wiem - powiedzia�am. - Ale prosz�, nie przerywaj tej opowie�ci. Prosz�.
Nieoczekiwanie twarz mego ojca sta�a si� wprost nierealna. Nigdy nie przysz�oby mi do g�owy, �e m�g�by by�... nie wiem, jak to nazwa�. Umys�owo niezr�wnowa�onym? Czy�by straci� rozs�dek na ten kr�tki czas, kiedy opowiada� mi t� histori�?
- Za p�no na tak d�ug� opowie��.
Ojciec si�gn�� po fili�ank�, ale po chwili j� odstawi�. Zauwa�y�am, �e trz�s� si� mu r�ce.
- Prosz�, m�w dalej - powiedzia�am. Pu�ci� moj� pro�b� mimo uszu.
- Ju� sam nie wiem, kiedy ci� strasz� swymi opowie�ciami, a kiedy po prostu nudz�. A ty zapewne pragniesz us�ysze� prost�, jednoznaczn� histori� o smokach.
- Przecie� m�wi�e� o smoku - odrzek�am. Chcia�am te�, by doko�czy�
zacz�t� opowie��. - Nawet o dw�ch. Czy przynajmniej jutro opowiesz mi t� histori� do ko�ca?
Ojciec potar� ramiona, jakby chcia� si� rozgrza�, a ja zrozumia�am, �e nie ma najmniejszej ochoty jej kontynuowa�. Twarz mia� mroczn�, zamkni�t�.
- Chod�my na kolacj�. Baga�e zostawimy w hotelu Turist.
- Zgoda - odpar�am.
- Tak czy siak wyrzuc� nas st�d lada chwila, je�li sami si� nie wyniesiemy.
Widzia�am jednak jasnow�os� kelnerk�. Sta�a oparta o bar i najwyra�niej by�o jej wszystko jedno, czy opu�cimy lokal, czy zostaniemy. Ojciec wyj�� z portfela kilka tych wielkich, zmi�tych banknot�w, na kt�rych zawsze widnia� jaki� g�rnik czy robotnik rolny u�miechaj�cy si� heroicznie, i po�o�y� je na cynowej tacy. Przeszli�my wzd�u� kutych w �elazie stolik�w i krzese�, po czym opu�cili�my herbaciarni�.
Wiecz�r by� bardzo zimny, mglisty, nadchodzi�a typowa wschodnioeuropejska noc. Ulice by�y puste.
- Na�� kapelusz - poleci� ojciec i sam te� w�o�y� nakrycie g�owy.
Zanim jednak weszli�my pod zmoczone deszczem jawory, gwa�townie przystan�� i obj�� mnie opieku�czo ramionami, jakby chcia� ochroni� przed przeje�d�aj�cym samochodem. Ale zalewana ��tym �wiat�em latarni jezdnia by�a opustosza�a. Ojciec bacznie rozejrza� si� w prawo i w lewo. Ja nikogo nie widzia�am, ale rondo kapelusza bardzo ogranicza�o pole mego widzenia. Ojciec sta� d�u�sz� chwil�, bacznie czego� nas�uchuj�c. Cia�o mia� spi�te, czujny wyraz twarzy.
W ko�cu ci�ko odetchn�� i ruszyli�my przed siebie, rozmawiaj�c o tym, co zam�wimy na kolacj� w hotelu Turist.
P�niej, podczas ca�ej naszej podr�y, ani razu nie pad�o s�owo Dracula. Niebawem zrozumia�am, �e m�j ojciec si� ba�. Histori� t� m�g� mi opowiada� tylko kr�tkimi fragmentami, rozwijaj�c j� nie dla dramatycznego efektu, lecz by co� zachowa�... Si��? Zdrowe zmys�y?
W naszym domu w Amsterdamie ojciec by� niezwykle milcz�cy i ci�gle czym� zaj�ty. Niecierpliwie wyczekiwa�am.sposobno�ci, by wypyta� go o profesora Rossiego. Pani Clay jad�a kolacje razem z nami w wy�o�onej czarnymi panelami jadalni, us�ugiwa�a nam, ale traktowana by�a jak cz�onek rodziny. Czu�am instynktownie, �e ojciec nie chcia� ko�czy� opowie�ci w jej obecno�ci. Kiedy zachodzi�am do biblioteki, zdawkowo pyta�, jak min�� mi dzie� albo te� chcia� zobaczy� odrobione lekcje. Po powrocie z Emony sekretnie sprawdzi�am bibliotek�, ale papiery z najwy�szych p�ek znikn�y. Nie mia�am zielonego poj�cia, gdzie je schowa�. Gdy pani Clay mia�a wychodne w popo�udnie i wiecz�r, ojciec zabiera� mnie do kina lub na kaw� do gwarnej cukierni nad kana�em. Mog�abym powiedzie�, �e mnie unika�, cho� kiedy siedzia�am obok niego pogr��ona w lekturze, gotowa, by zadawa� mu wiele pyta�, dotyka� nieobecnym gestem moich w�os�w. Na twarzy malowa� mu si� smutek. W takich chwilach nie mog�am go prosi� o kontynuowanie opowie�ci.
Kiedy ojciec ponownie wyruszy� na po�udnie, zabra� mnie ze sob�. Czeka�o go tylko jedno spotkanie, w dodatku nieoficjalne, prawie niewarte tak dalekiej podr�y, ale chcia�, bym pozna�a jego prac�. Tym razem pojechali�my poci�giem daleko za Emon�, a nast�pnie przesiedli-�my si� do autobusu. M�j ojciec uwielbia� miejscow� komunikacj� i korzysta� z niej przy ka�dej okazji. Teraz, ilekro� tam jad�, zawsze o nim my�l�, wynajmuj� jednak auto.
- Sama zobaczysz... Do Ragusy trudno jest dotrze� samochodem -powiedzia�, kiedy przyciskali�my twarze do kraty oddzielaj�cej nas od kabiny szofera. - Zawsze sied� buzi� do kierunku jazdy, a nie dostaniesz md�o�ci.
�cisn�am krat�, a� pobiela�y mi d�onie. Odnosi�am wra�enie, i� szybujemy po�r�d jasnoszarych ska� pokrywaj�cych t� krain�.
- Wielki Bo�e! - sapn�� m�j ojciec, kiedy mijali�my kolejn�, przyprawiaj�c� o zawr�t g�owy serpentyn�.
Inni pasa�erowie autobusu wykazywali kamienny spok�j. W przej�ciu stara kobieta, otulona tkanym, czarnym szalem, ko�ysa�a si� w rytm podrzut�w autobu