11928
Szczegóły |
Tytuł |
11928 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11928 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11928 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11928 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
John Morressy
MURPHY POKAZUJE CO POTRAFI
Conhoon o Trzech Darach mia� �elazne zasady i �ci�le ich
przestrzega�. Kr�tko m�wi�c, by� twardym cz�owiekiem i twardym
czarownikiem.
Mieszka� samotnie w surowym otoczeniu pasuj�cym do jego zasad.
Nie dzieli� tej samotno�ci nawet z �adnym zwierz�ciem: psy by�y jak
na jego gust zbyt nadskakuj�ce, koty bezu�yteczne, a w�r�d szczur�w
i myszy cieszy� si� z�� reputacj�. Kilka paj�k�w pilnuj�cych swoich
sieci w ciemnych k�tach pod sufitem i ze dwie dziesi�tki t�ustych,
czarnych owad�w prowadz�cych wilgotny i nieciekawy �ywot pod
starymi skrzyniami to by�o ca�e jego towarzystwo. Conhoona to
urz�dza�o.
Chocia� by� pe�noprawnym cz�onkiem cechu czarownik�w,
widywa� swoich cechowych koleg�w nie cz�ciej ni� innych ludzi.
Denerwowa�o go to, co dzia�o si� w zawodzie i nie chcia� si�
denerwowa� jeszcze bardziej wys�uchuj�c nad�tych usprawiedliwie�
zachowa�, kt�re dla niego by�y nie do usprawiedliwienia.
Czarownicy rzucaj� czary na ludzi. Tego si� ich uczy. Jest to co�
s�usznego i w�a�ciwego. Czarownicy nie odczyniaj� czar�w, nie
os�abiaj� ich, nie zmieniaj� ich w co� przyjemniejszego. Czarowa� ich
szybko, czarowa� ich t�go i trzyma� ich pod czarem � to, zdaniem
Conhoona, jest zadaniem czarownika.
Inni jednak zapatrywali si� na to inaczej i by�o ich coraz wi�cej.
Wzrasta�y r�wnie� ich wp�ywy w cechu, gdzie coraz wi�cej cz�onk�w
wola�o szuka� uznania w oczach publiczno�ci ni� troszczy� si� o
poziom kwalifikacji. Zaw�d upada�. Podobnie zreszt�, jak wszystko
inne. Conhoon usi�owa� ich ostrzega� od stu lat z g�r�, ale nikt go nie
s�ucha�.
Niech odczuj� to na w�asnej sk�rze, powiedzia� sobie Conhoon.
Niech sobie odczyniaj� uroki, zdejmuj� czary, nadskakuj� wszystkim i
zanim si� obejrz�, zniknie l�k przed czarownikami, a zaraz potem i
sami czarownicy, i dobrze im tak.
Uradowany t� my�l� Conhoon na�o�y� sobie drug� porcj� g�stej
owsianki. W po�owie talerza us�ysza� w oddali s�aby odg�os ko�skich
kopyt. Mrukn�� co� pod nosem, ca�a przyjemno�� ulotni�a si� w jednej
chwili i ze z�o�ci� prze�kn�� spor� grud� owsianki. Odg�os kopyt by�
coraz g�o�niejszy. Kto� nadje�d�a�. Odg�os ucich� i wkr�tce Conhoon
us�ysza� cz�apanie ludzkich krok�w po b�ocie otaczaj�cym jego chat�.
- Szukam czarownika Conhoona � odezwa� si� niepewny g�os.
Zabezpieczywszy si� szybkim czarem od nieprzyjaznego naj�cia
czarownik uchyli� okno wychodz�ce na b�otniste uroczyszcze
stanowi�ce jego podw�rko.
- Nazywam si� Conhoon � powiedzia�. � A ty kto?
- Ludzie nazywaj� mnie Ru Czarny Paznokie� � zabrzmia�a
odpowied�.
- Nie pyta�em, jak ci� nazywaj� ludzie, tylko jak si� nazywasz, a to
s� cz�sto dwie r�ne sprawy. Spytam wi�c raz jeszcze: jak si�
nazywasz?
- Jestem...- zacz�� go�� i ucich�. Obejrza� si� niepewnie i jego d�o�
poszuka�a r�koje�ci miecza. By� szczup�ym m�czyzn� o smag�ej
twarzy i ciemnych oczach, oczy mia� rozbiegane i podejrzliwe. �
Gdzie jeste�? � spyta�. � I dlaczego mam ci powiedzie�, jak si�
nazywam?
- Odpowiadaj, �ami�go, i nie marnuj czasu czarownika, bo jak
spuszcz� na ciebie czary, to...
- Scoggery! Nazywam si� Scoggery! � wykrzykn�� przestraszony
przybysz.
- No, ju� lepiej. Wi�c jak� masz do mnie spraw�, Scoggery? Wyjd�
zza tych krzak�w, je�li �aska, i sta� tak, �ebym m�g� mie� ci� na oku.
Przybysz zrobi� kilka krok�w.
- M�j pan przysy�a mnie, �eby si� poradzi� w sprawie czaru.
- Chodzi wi�c o czar? Mam znakomity czar: zaraza na ziemie
niemi�ego s�siada, ko�owacizna na jego byd�o, pryszczyca na c�rki,
ruptury na syn�w i sporysz na jego zbo�e, a wszystko to w ci�gu
jednej nocy. Przepi�kny czar. I niedrogi.
- My ju� mamy czar. M�j pan chce si� od niego uwolni�.
Conhoon otworzy� okno na o�cie� i wystawi� g�ow� na zewn�trz.
Poranne s�o�ce odbi�o si� od jego �ysiny i niechlujna siwa broda
zatrz�s�a si�, kiedy pogrozi� pi�ci� i rykn��.
- Co si� porobi�o z tymi lud�mi? Za czas�w mojej m�odo�ci,
po�owa mieszka�c�w tego kraju chodzi�a z czarami i jako� dawali
sobie rad�. Nie p�dzili do najbli�szego czarownika z p�aczem i
narzekaniem, tylko zaciskali z�by i �yli ze swoim czarem, a jeszcze
si� cieszyli, �e nie spotka�o ich nic gorszego. Ale ci dzisiejsi ludzie...
� tu przeszed� do pomruk�w i innych nieartyku�owanych wyraz�w
odrazy.
- Ale to jest bardzo z�o�liwy czar � wtr�ci� Scoggery po chwili
ostro�nego milczenia.
- To jest istota ka�dego czaru, �ami�go.
- Ten jest z�o�liwszy ni� inne. To zagraniczny czar.
- Co ty powiesz? � Gniew i pogarda w g�osie Conhoona powoli
ust�powa�y miejsca zaciekawieniu. � A kt� to szwenda si� tutaj i
rzuca zagraniczne czary na nasz� ludno��?
- To by� d�in.
- D�in? Jeden z tych, co wy�a�� z mosi�nego, arabskiego dzbanka,
maj� g�ow� okr�con� szmat� i za lu�ne portki?
- Ten sam.
Conhoon opar� si� na parapecie i zamy�lony zag��bi� palce lewej
d�oni w zmierzwionej brodzie wytrz�saj�c z niej mi�dzy innymi
resztki owsianki. Przelatuj�cy wr�bel z�apa� jedn� okruszynk� i
odlecia�, w �lad za nim po�pieszyli jego koledzy. Conhoon nie zwraca�
najmniejszej uwagi na te popisy ptasiej zr�czno�ci. Po chwili wypl�ta�
palce z brody i rzek�:
- Wejd�. Chc� us�ysze� co� wi�cej o tym d�inie i jego czarach.
Scoggery wszed� boja�liwie do izby rozgl�daj�c si� za jakimi�
odra�aj�cymi zwidami w k�tach albo za, pod i mi�dzy sprz�tami. Nie
dostrzeg� nic budz�cego groz�. Poza zwyk�ym ba�aganem
kawalerskiego mieszkania, by�y tu jeszcze tylko stosy staromodnych
ksi�g. Nieznosz�cym sprzeciwu gestem Conhoon wskaza� mu miejsce
przy stole. Scoggery spojrza� �akomie na niedoko�czon� misk�
owsianki.
- Jestem bardzo g�odny, mistrzu, a pragnienie sprawia, �e w g�bie
mam smak jak w �apciu �ebraka � powiedzia� �a�osnym g�osem.
- Na twoje nieszcz�cie nie lubi� s�ucha�, jak kto� gada z pe�n�
g�b�. Opowiedz mi o tym d�inie i jego czarach, a potem pomy�limy o
jedzeniu i piciu.
- Poprosz� cho� o �yk wody � powiedzia� Scoggery b�agalnie. � Nie
mia�em w ustach ani kropli od �witu.
- Za czas�w mojej m�odo�ci nie pija�o si� wody, p�ki nie
zako�czy�o si� dziennej pracy, a i wtedy nie dostawa�o si� wi�cej, ni�
mo�na by�o zaczerpn�� d�oni�. Ale ci dzisiejsi ludzie... � Conhoon
zako�czy� niskim, pe�nym nagany warkni�ciem i wskaza� stoj�cy przy
kominku cebrzyk, z kt�rego wystawa�a r�czka czerpaka.
Scoggery �apczywie wypi� jeden czerpak, zrobi� g��boki wydech
wyra�aj�cy satysfakcj�, a potem nabra� drugi czerpak i ten te� wypi�,
powt�rnie daj�c wyraz zadowoleniu. Wreszcie otar� r�kawem usta i
usiad� na swoim miejscu.
- Napi�e� si�, teraz opowiadaj o d�inie.
- Ju�. � Scoggery poprawi� si� na zydlu i opar�szy �okcie na stole
pochyli� si� przybieraj�c ponury wyraz twarzy. � Moim panem jest
Mirmul o Sm�tnym Obliczu, �smy na li�cie najbardziej ponurych
ludzi w Irlandii, wyprzedzany na niej tylko przez Szalonego
Sweeneya i siedmiu pustelnik�w od studni Traig Dhaa Bhan. Ale czar,
kt�ry nad nim ci��y, mo�e sprawi�, �e przesunie si� przed
pustelnik�w zagra�aj�c Sweeneyowi, bo jego jedyna c�rka, czarnooka
Blai, zosta�a zamieniona w szczura. I to w okropnego szczura,
strasznie szczurowatego, z d�ugim �widrowatym pyskiem, z ogonem
jak kawa�ek brudnego sznurka i chmar� pche�, kt�re skacz� po jej
o�lizg�ej brudnej sier�ci � a wszystko to za spraw� nochatego d�ina z
grubymi paluchami, kt�ry powinien na parszywych kolanach
dzi�kowa� mojemu panu za to, �e go w swojej �askawo�ci wyzwoli� z
cuchn�cej, mosi�nej butelki, b�d�cej jego wi�zieniem przez ostatnie
trzy tysi�ce lat. Ale co tacy jak on mog� wiedzie� o wdzi�czno�ci?
- Szczur, powiadasz? Paskudna rzecz, rzuci� taki czar na czyj��
c�rk� � zauwa�y� Conhoon, a jego twarz st�a�a w wyrazie
dezaprobaty.
- Rzeczywi�cie okropny czar. A przygn�bienie Mirmula jest tak
wielkie, �e s�o�ce ma ochot� zaj�� natychmiast po wschodzie, a mleko
kwa�nieje zaraz po wydojeniu.
- W krajach cywilizowanych panuje zwyczaj zaklinania pi�knych
ksi�niczek w ropuchy, w kt�rym to stanie s� przynajmniej
po�yteczne, bo �api� muchy. A jaki mo�e by� po�ytek ze szczura?
- Diabelska sztuka � potwierdzi� Scoggery kr�c� g�ow�
Conhoon podsun�� mu pod nos oskar�ycielski palec.
- A czy tw�j pan nie zas�u�y� sobie na kar� za to, �e zada� si� z
d�inem? Co taki d�in mo�e widzie� o ropuchach, skoro pochodzi z
pustynnych kraj�w, gdzie mo�na si� �ywcem upiec na s�o�cu? To
bardzo zacofana klasa duch�w, a poza tym cudzoziemcy.
- Ale to nie wina mojego pana, mistrzu. To by�a sztuczka Fiachy
Podr�nika, kt�ry da� mu mosi�n� butelk�, pi�knie wypolerowan� i
l�ni�c� jak z�oto elf�w w �wietle ksi�yca, i powiedzia�, �e cz�owieka,
kt�ry wyci�gnie korek, czeka wielka niespodzianka. Fiacha od dawna
�ywi� uraz� do mojego pana.
- Wszyscy to wiedz�.
- Ale tego lata Mirmul wybra� si� na polowanie ze swoimi
s�ynnymi ogarami i osaczy� w lesie wielkiego wilka z w�wozu
mBolcain, kt�ry zagryz� trzech braci Fiachy, i teraz trzyma go w
zamku.
- Naprawd�?
- To prawda. Fiacha bardzo si� tym zdenerwowa� i poprzysi�g�
straszliw� zemst�. Z czasem jednak mu przesz�o i jego s�owa sta�y si�
jak mi�d. M�j dobry pan przyj�� butl� jako dar pokoju i zdrad� Fiachy
przyp�aci� utrat� c�rki, i teraz tylko ty, mistrzu, mo�esz mu pom�c �
powiedzia� Scoggery sk�adaj�c d�onie w ge�cie b�agania i nadziei.
- Nie zajmuj� si� odczynianiem czar�w i urok�w � stwierdzi�
Conhoon sucho. � Ze wzgl�du na okoliczno�ci jestem got�w
zwi�kszy� rozmiary szczurzycy dziesi�ciokrotnie i zabezpieczy� j�
amuletem przeciwko dalszym sztuczkom Fiachy, a wszystko za cen�,
kt�rej tw�j pan zgo�a nie odczuje, ale nic wi�cej nie mog� zrobi�.
- Tylko ty mo�esz tu pom�c, mistrzu � upiera� si� Scoggery.
- Nic podobnego. Odczynianie czar�w i urok�w zostawiam innym,
kt�rzy a� si� do tego pal�.
- Zdj��e� przecie� wielki czar, na skutek kt�rego trzy hrabstwa
pustoszy�a plaga myszy i kret�w.
- Zrobi�em to i omal nie przyp�aci�em �yciem s�abo�ci, jaka mnie
potem opanowa�a � powiedzia� Conhoon marszcz�c si� i dotykaj�c
starej szramy na czubku �ysej g�owy. � Nigdy wi�cej.
- Musisz, mistrzu. Tylko ty mo�esz tu pom�c.
Conhoon potrz�sn�� g�ow�.
- Z s�siedzkiej przyja�ni dla twego pana i ca�kowicie gratis
dostarcz� ci nazwisko czarownika zajmuj�cego si� takimi sprawami.
Mieszka wraz z �on� za morzem, ale dam ci nieomylne wskaz�wki,
kt�re doprowadz� ci� do jego drzwi.
- To si� na nic nie zda.
- On nie jest gorszym czarownikiem ode mnie, ona za� jest pi�kn� i
dobr� kobiet� o s�odkim g�osie. Maj� du�e do�wiadczenie w
podobnych sprawach i a� zbyt mi�kkie serca jak na m�j gust.
Scoggery by� jednak niewzruszony.
- Najm�drzejszy cz�owiek w kr�lestwie Mirmula powiedzia�, �e
tylko puk mo�e sobie poradzi� z d�inem i jego czarami, a tylko
czarownik Conhoon mo�e sobie poradzi� z pukiem.
Conhoon zanurzy� palce w brod�. Ich ruch na moment
powstrzyma�a bariera w�os�w zlepionych resztkami jajka, ale
czarownik by� tak pogr��ony w my�lach, �e nawet tego nie zauwa�y�.
Lekki deszcz okruch�w posypa� si� na st� niezauwa�ony. Po d�u�szej
chwili Conhoon opar� d�onie na stole, podni�s� si� i mrukn��:
- Ollav. Skoro on tak powiedzia�, to nie ma dyskusji.
- Pomo�esz wi�c mojemu panu! � zakrzykn�� rado�nie Scoggery.
- Poszukam znajomego puka, a potem zobaczymy. A teraz pewnie
chcesz je��.
Zrz�dz�c pod nosem w odpowiedzi na skwapliwe potwierdzenie
Scoggery�ego Conhoon wskaza� mu osmalony saganek z resztk�
owsianki. Scoggery rzuci� si� na jedzenie, a tymczasem czarownik
zacz�� szykowa� si� do podr�y. Robi� to z mieszanymi uczuciami.
Odczynianie czaru uwa�a� za zdrad� swego powo�ania, a Mirmul,
s�dz�c po jego zachowaniu, kt�ry zas�u�y� na to, co go spotka�o. Z
drugiej strony Mirmul nie szcz�dzi� pochwa� pod adresem irlandzkich
czarownik�w, a to by�o zachowanie zas�uguj�ce na pochwa��, nawet u
prostak�w. Fiacha te� zas�ugiwa� na nauczk� za swoje sp�ki z
zagranicznymi duchami. Mo�e uda si� zdj�� czar, ale to b�dzie
wymaga�o zmierzenia si� z czarami innego czarownika, w dodatku
d�ina, i skorzystania z us�ug puka, rzecz zawsze ryzykowna. Jednym
s�owem, by�o to bagno.
Pozostawa�a te� kwestia zap�aty, o czym nie by�o jeszcze mowy.
Na t� my�l Conhoon od�o�y� sakw�, do kt�rej pakowa� r�ne zapasy i
odwr�ci� si� do Scoggery�ego.
- Jak b�dzie moja zap�ata? Czy ollav ustali� cen�? � spyta�.
Scoggery, zaskoczony z ustami pe�nymi owsianki, spojrza� na
napieraj�cego czarownika. Ma�o si� nie ud�awiwszy prze�kn��, z�apa�
powietrze i z trudem wyj�ka�:
- Nie. Cen� ustali sam Mirmul, ale m�j pan s�ynie ze szczero�ci.
- Szczero�� jest jak ksi�yc, synu. Raz jest bardzo wielki, a raz
znika ca�kowicie. Chc� us�ysze� konkretn� sum�.
Scoggery zastanowi� si� przez chwil�.
- Kiedy� da� pewnej wied�mie dziesi�� sztuk z�ota za uwolnienie
od zarazy jego �aciatej krowy.
- Nie m�wimy teraz o krowie, tylko o c�rce i to zakl�tej takim
czarem, �e sam diabe� by zap�aka�. Dziesi�� sztuk z�ota nie jest �adn�
cen� za odczynienie takiego czaru.
- Ta �aciata krowa by�a jego ulubienic�. Ale my�l�, �e za
uwolnienie swojej Blai da�by dwadzie�cia.
Conhoon zastyg� bez ruchu, zas�piony; potem wrzuci� do sakwy
pi�tk� chleba i mrukn��:
- Marnie z nimi obojgiem, je�eli nie da wi�cej.
W�drowali przez ca�y ten dzie�, potem przez nast�pny i jeszcze
cz�� nast�pnego, a� wreszcie, kiedy s�o�ce mieli wysoko nad g�ow�,
cho� niewidoczne za chmurami i m�awk�, dotarli do ponurego
mokrad�a, po�rodku kt�rego w g�stej k�pie sta�a n�dzna cha�upa puka
Murphy�ego. Mieszka� tam z �on�, te�ciami, star� ciotk� i dwoma
stworzeniami, kt�re by�y ni to jego krewniakami, ni to wyj�tkowo
pokracznymi i gro�nymi zwierzakami domowymi. Z tego, co
wiadomo o pukach, mog�y by� i jednym, i drugim. Conhoon i
Scoggery w�drowali w milczeniu. Scoggery�ego, cz�owieka
towarzyskiego i rozmownego, ponura okolica sk�ania�a do tym
wi�kszej gadatliwo�ci, ale ilekro� otworzy� usta, Conhoon ucisza� go
spojrzeniem, gestem lub sykni�ciem. Tego dnia nie uda�o mu si�
odezwa� ani s�owem a� do �witu i a� przebiera� nogami w
niemo�no�ci ul�enia sobie. Kiedy Conhoon przejecha� przez mokrad�o
w�sk�, zdradzieck� �cie�k�, zsiad� i przywi�za� wyra�nie
zadowolonego wierzchowca do suchego drzewa. Scoggery trzyma�
j�zyk za z�bami, cho� a� go skr�ca�o. Kiedy jednak Conhoon zacz��
wyci�ga� z r�nych woreczk�w i kieszeni przedmioty, zdradzaj�ce, �e
zaraz przyst�pi do czar�w, Scoggery nie m�g� d�u�ej siedzie� cicho.
- Czy tu mieszka puk? Czy jest w domu? � spyta� zdesperowany.
- Jest w pobli�u � odpowiedzia� Conhoon.
Scoggery obliza� wargi.
- Jak wygl�da puk?
- Obraza dla oka, zgrzyt dla ucha, wstr�t dla nosa; odra�aj�cy w
dotyku, denerwuj�cy w ruchu i groteskowy w spoczynku, a zawsze
niebezpieczny i z�o�liwy; oto, jaki jest puk � wyrecytowa� czarownik
uk�adaj�c na ziemi dziwny wz�r z kamieni.
- Zaiste, okropny stw�r � powiedzia� Scoggery przysuwaj�c si� do
Conhoona i spogl�daj�c nerwowo ku ponurej, ociekaj�cej wod�
ciemno�ci pobliskiego lasu.
- To prawda. Prosi�bym o cisz�, w czasie kiedy b�d� pracowa� nad
ma�ym zakl�ciem dla naszego wsp�lnego dobra. I odsu� si� troch�, bo
nie lubi� t�oku.
Scoggery pos�ucha� natychmiast, cofaj�c si� o kilka krok�w w
stron� bagna. Conhoon ukl�k�, u�o�y� ostatni kamie�, wyprostowa�
si�, zamrucza� pod nosem i wykona� ruch r�k�. Potem si�gn�� do
sakwy.
- Co robisz teraz? � spyta� Scoggery.
- Pokrzepiam si� i tobie radz� zrobi� to samo. Mo�emy tu chwil�
poczeka�.
- Czy puk jest w drodze? � spyta� przestraszony Scoggery.
- Przyjdzie � powiedzia� Conhoon wyjmuj�c sk�rk� chleba oraz
kawa�ek bardzo twardego sera i sadowi�c si� na jednym z g�az�w.
- Czy mo�na na nim polega�? Je�eli jest tak z�o�liwy, jak m�wisz,
mo�e si� w og�le nie pokaza�.
- Puk Murphy jest mi winien przys�ug�, o czym ollav dobrze wie, i
sw�j d�ug sp�aci. Puki s� z�o�liwe, ale uczciwe.
- Jak� przys�ug� wy�wiadczy�e� pukowi?
- Nie twoja sprawa. Siadaj i jedz.
Scoggery usiad� na zwalonym drzewie obok g�azu czarownika.
Wypi� kilka �yk�w wody i bez przekonania zabra� si� do kromki
chleba, ale perspektywa znalezienia si� twarz� w twarz z pukiem
wyra�nie t�umi�a jego apetyt. Po jakim� czasie przysun�� si� bli�ej do
Conhoona i spyta� ostro�nym szeptem:
- Jak b�dzie wygl�da� puk, kiedy si� zjawi? Czy b�dzie straszny?
- Je�li mu si� spodoba, mo�e przyj�� widok tak przera�aj�cy, �e
padniesz trupem na sam widok � powiedzia� Conhoon. Scoggery
j�kn�� i ukry� twarz w d�oniach. � Nie mog� powiedzie� nic pewnego
� ci�gn�� Conhoon. � Murphy cz�sto przybiera posta� do��
za�ywnego sze��dziesi�ciolatka, ale puk mo�e te� by� ptakiem,
niemowl�ciem, kud�atym kucem, plam� cienia, zmarszczk� na wodzie
albo czym� jeszcze innym.
- Czy pojawia si� z wielkim rykiem, tak �e zd��� zas�oni� oczy?
- Czasami. Ale mo�e te� zmaterializowa� si� bez �adnego
ostrze�enia. Z pukiem nigdy nic nie wiadomo.
W�tpliwo�� ta nie pocieszy�a Scoggery�ego, kt�ry zda� sobie
spraw�, �e puk mo�e spa�� na nich w ka�dej chwili albo mo�e ju� jest
w�r�d nich, nierozpoznany i nie zapowiedziany. Murphy m�g� by�
pniem, na kt�rym siedzi, ka�u�� przy jego stopach, a nawet kromk�
chleba, kt�r� natychmiast odrzuci�. Przysuwaj�c si� bli�ej czarownika
i strzyg�c niespokojnie oczami na wszystkie strony Scoggery spyta�:
- Je�eli mo�e by� tyloma rzeczami, to dlaczego nazywa si�
Murphy? Pozna�em ze stu Murphych i wszyscy byli zwyk�ymi lud�mi,
jak my. Nigdy bym nie pomy�la�, �e to mo�e by� nazwisko puka.
Conhoon prze�u� k�s, wyplu� sk�rk� z sera i powiedzia�:
- Po pierwsze, ja jestem czarownikiem, a nie zwyk�ym
cz�owiekiem, jak ty. Po drugie, nazwisko Murphy to kwestia wygody,
pozwalaj�ca mu prowadzi� interesy z tymi, kt�rzy nie s� pukami.
Gdyby wymieni� na g�os swoje prawdziwe nazwisko, ka�dy, kto by je
us�ysza�, na miejscu by og�uchn��, oniemia� i zwariowa�.
- Co� takiego! � powiedzia� Scoggery zduszonym szeptem.
Najch�tniej znalaz�by si� jak najdalej st�d. �a�owa�, �e Mirmul mia�
c�rk�, �e wda� si� w awantur� z Fiach�, �e spyta� o rad� swojego
ollava i wys�a� swojego wiernego Ru Czarnego Paznokcia alias
Scoggery�ego z t� straszn� misj�. Chcia�by, �eby to wszystko si�
sko�czy�o. Wola�by, �eby si� w og�le nie zaczyna�o.
- M�j zacny Conhoonie � odezwa� si� za jego plecami ochryp�y
g�os tonem radosnego powitania. Scoggery odwr�ci� si� i ujrza�
za�ywnego m�czyzn� oko�o sze��dziesi�tki, stoj�cego na grz�skim
gruncie na skraju bagna. Osobnik ten nie zapada� si� wcale, tylko
niczym mydlana ba�ka unosi� si� na powierzchni. Ubrany by� w
dobrze skrojone ubranie z drogiego tweedu, kt�re jednak wymaga�oby
porz�dnego wyszczotkowania. Zachowywa� si� jowialnie, jego
u�miech budzi� zaufanie i tylko w powietrzu unosi� si� jaki�
niepokoj�cy smrodek. Scoggery skokiem przysun�� si� do boku
Conhoona.
- Czy�by to puk Murphy zjawi� si� na pogaw�dk�? � powiedzia�
czarownik jak kto� przyjemnie zdziwiony nieoczekiwanym
przybyciem przyjaciela.
- We w�asnej osobie � rzek� puk z promiennym u�miechem,
zbli�aj�c si� o cztery kroki. Nie zostawi� w b�oci �adnych �lad�w, ani
on, ani laska z tarniny, na kt�rej si� opiera�.
Scoggery wsun�� si� za Conhoona, staraj�c si� utrzymywa�
czarownika mi�dzy sob�, a pukiem. Bezskutecznie. Murphy
przygl�da� mu si� z umiarkowanym zainteresowaniem.
- Kim jest ten nieznajomy? � spyta�.
- To s�uga Mirmula o Sm�tnym Obliczu, tego, kt�rego c�rk�
zakl�to w szczura � wyja�ni� Conhoon.
Murphy z�o�y� palce lewej d�oni w ekscentrycznym ge�cie i
Scoggery poczu� mrowienie w karku i czubkach uszu. Cisz� naruszy�
nag�y trzask i mrowienie usta�o jak r�k� odj��. Murphy potrz�sn��
d�oni� i w�o�y� na chwil� ko�ce palc�w w usta.
- Silnym czarem chronisz siebie i jego � powiedzia� z pretensj�.
- W tych lasach i bagnach kr�ci si� teraz podejrzane towarzystwo.
Za czas�w mojej m�odo�ci kobieta mog�a bez l�ku przej�� ca��
Irlandi� z dzieckiem przy piersi. Ale ci dzisiejsi ludzie... � Conhoon
potrz�sn�� smutno g�ow�.
- To prawda, co m�wisz, ale czy nie m�g�by� wy�wiadczy� staremu
znajomemu przys�ugi i powiedzie�, co to za czar?
- A wiesz, �e zupe�nie zapomnia�em � powiedzia� czarownik z
wystudiowanym �alem.
Murphy wyrozumiale wzruszy� nier�wnymi ramionami.
- To si� zdarza z zakl�ciami. Powiedz mi, prosz�, czy udajesz si� w
jakie� szczeg�lne miejsce? I czy mog� ci czym� s�u�y�?
- Prawd� m�wi�c udajemy si� do zamku Mirmula o Sm�tnym
Obliczu w sprawie m�odej damy zamienionej w szczura.
- I w tej sprawie mnie wezwa�e�?
- Czy� m�g�bym przechodzi� t�dy i nie zatrzyma� si� na
pogaw�dk� z pukiem Murphym?
- To bardzo mi�o z twojej strony � powiedzia� puk, mrugaj�c i
u�miechaj�c si� z dezaprobat�. � Zamieniona w szczura, powiadasz...
kawa� dobrej roboty. Co�, czego nawet puk by si� nie powstydzi�. Czy
to twoje dzie�o, Conhoon?
- Nie, nie moje. To dzie�o d�ina, kt�ry wyskoczy� z mosi�nej
butelki i nawet si� nie przedstawiwszy zmieni� ca�kiem przystojn�
kobiet� w o�lizg�ego, zapchlonego szczura.
- D�in � powt�rzy� puk niskim, z�owr�bnym g�osem. Przesta� si�
u�miecha�, a spod kapelusza wyp�yn�y mu smu�ki ciemnego dymu.
- Straszny d�in, prosz� pana � wykrzykn�� Scoggery wyskakuj�c
zza plec�w czarownika i z podnieceniem wymachuj�c r�kami � w
wielkich spodniach jak stare worki, z k�kiem w uchu i szmat�
okr�con� dooko�a g�owy, bez koszuli na grzbiecie i ca�y czas �mia� si�
odra�aj�co.
D�in w ca�ej krasie � stwierdzi� Murphy z rozwag�. � A mo�e mi
powiesz, co on tu robi w�r�d przyzwoitych ludzi? Kto go tu zaprosi�?
Scoggery powt�rzy� to, co wcze�niej opowiedzia� Conhoonowi.
Murphy s�ucha� go cierpliwie. Co jaki� czas b�bni� palcami po ga�ce
swojej tarninowej laski, a z nosa, z ucha lub spod kapelusza
wypuszcza� k��b dymu, ale nie odzywa� si� ani s�owem. Dobroduszny
wyraz znik� z jego twarzy i kiedy Scoggery sko�czy� swoj� opowie��,
puk wygl�da� przera�aj�co, a z jego ust wyp�ywa� ci�g fraz, kt�rych
og�lny sens nie budzi� w�tpliwo�ci, cho� wypowiadane by�y w j�zyku
nieznanym istotom �miertelnym. I chwa�a Bogu.
- Gdzie jest ten d�in? � spyta� cicho Murphy, kiedy przesta�
z�orzeczy�.
- Tego, niestety, nie wiemy, ale my�l�, �e ty m�g�by�... � zacz��
Conhoon.
- Znajd� go i odb�dziemy d�ug� i powa�n� rozmow�. I je�eli do
wieczora nie zniknie z tej wyspy, zaczn� go kopa� � powiedzia� puk
Murphy stalowym g�osem � i b�d� go kopa� od miejsca naszej
rozmowy do Doliny G�uchych i ka�dym kopniakiem z�ami� mu trzy
ko�ci, a za ka�dym razem, kiedy spadnie na kamienie, z�amie sobie
nast�pne trzy ko�ci, chyba �e spadnie na ul albo gniazdo szerszeni,
albo wyl�duje na szczycie drzewa w�r�d drapie�nych ptak�w. A kiedy
ju� przegoni� go przez ca�� d�ugo�� tej ciemnej doliny, b�d� go kopa�
dalej na zach�d a� do Cruachu i ostatnim kopniakiem po�l� go do
jaskini, w kt�rej mieszka Ponura Kompania, Airitech za swoimi
dzie�mi i krwio�erczymi, garbatymi, ognistoszponymi kompanami.
- I zaczarowanym �winiami. Nie zapomnij o zaczarowanych
�winiach � doda� solennie Conhoon.
Murphy drgn��, jakby na wspomnienie czego� nieprzyjemnego.
- Poszczuj� go zaczarowanymi �winiami � powiedzia� po pewnym
napi�ciu milczeniu � i wiele czasu up�ynie, zanim jaki� d�in poka�e
swoj� g�b� w Irlandii.
Po tych s�owach puk odwr�ci� si� i pomkn�� z wielk� szybko�ci�
przez bagno nie pozostawiaj�c �adnych �lad�w na jego powierzchni.
Potem wpad� w g�ste zaro�la na drugim brzegu i dwaj m�czy�ni
wyra�nie s�yszeli trzask �amanych ga��zi.
- Czy my�lisz, mistrzu, �e on znajdzie tego d�ina? � spyta�
Scoggery ostro�nym szeptem, podczas gdy odg�osy biegu
Murphy�ego cich�y w oddali.
- Dopadnie go b�yskawicznie. Ten puk jest specjalist� od
znajdowania tego, czego szuka.
- Nie chcia�bym by� na miejscu tego d�ina.
- Ten puk jest r�wnie� specjalist� od gadania � zapewni� Conhoon.
� Nie b�dzie �adnych kopniak�w. D�iny nie przepadaj� za deszczem,
mg�� i bagnami, i ten te� niew�tpliwie t�skni za swoj� pustyni� i
s�o�cem. Porozmawiaj� sobie spokojnie, a potem d�in wr�ci na swoje
�mieci i wcale nie b�d� zdziwiony, je�eli puk pomo�e mu w tym
swoimi czarami.
- Czy�by wi�c puk i d�in byli przyjaci�mi? Nie odnios�em takiego
wra�enia � powiedzia� Scoggery.
- Wszystko to s� interesy � wyja�ni� Conhoon kiwaj�c ze
zrozumieniem g�ow�. � Puk i d�in pracuj� w tej samej bran�y. Mo�na
bez przesady powiedzie�, �e puk jest irlandzkim d�inem, a d�in
arabskim pukiem. I dop�ki d�in jest na swojej pustyni, a puk jest
bezpieczny na swoich mokrad�ach, jeden drugiemu w drog� nie
wchodzi. Ale jak tylko jeden z nich wst�pi na terytorium drugiego i
zastosuje niekonwencjonalne czary do jego s�siad�w, awantura wisi w
powietrzu. A musisz pami�ta�, Scoggery, �e nasz kraj jest ma�y i
g�sto zaludniony elfami, r�nego rodzaju krasnoludami, pukami i
innymi istotami tajemniczej natury znanymi tylko z imienia, a tak�e
specjalistami takimi jak ja. Je�eli chodzi o czary, na naszej wyspie
panuje przeludnienie i cudzoziemc�w nam tu nie potrzeba. Zam�wie�
ledwo starcza dla nas, tutejszych.
Scoggery zamy�li� si� nad s�owami Conhoona i wreszcie
powiedzia�:
- Rozumiem, mistrzu, i podziwiam twoj� przemy�lno�� w tej
kwestii, tylko co z tego b�dzie mia�a nieszcz�sna Blai? Jak d�in j�
odczaruje, skoro wyjedzie z tego kraju?
- To ja j� odczaruj�. Ale �atwiej jest zdj�� z kogo� czar i utrzyma�
go w tym stanie, je�eli sprawca czaru jest daleko i nie mo�e
zaczarowa� z powrotem tego, co kto� odczarowa�, je�eli rozumiesz, co
mam na my�li. S� jeszcze inne wa�kie powody, �eby pozby� si�
d�ina, kt�re wol� zachowa� dla siebie.
- Wi�c to ty, mistrzu, uwolnisz od czaru ciemnook� Blai?
- Chyba wyrazi�em si� jasno? � rzuci� niecierpliwie Conhoon. � Na
ko�, synu, i prowad� nas do tego nieszcz�snego szczura.
W swojej d�ugiej i bogatej karierze Conhoon spotka� wiele
m�czyzn i kobiet obnosz�cych przezwiska skrajnie sprzeczne z ich
wygl�dem, osi�gni�ciami i w�a�ciwo�ciami osobistymi. Rory
D�ugosz, by� zaledwie �redniego wzrostu; Marivonn od Dziewi�ciu
Burych Kr�w nie rozpozna�aby krowy nawet gdyby znalaz�a je u
siebie pod ��kiem, cho� znakomicie radzi�a sobie ze �winiami, a
Olwen S�odki G�os �piewa� jak zardzewia�y zawias. Ale Mirmul o
Sm�tnym Obliczu nadrabia� to za nich wszystkich. By� sam�
ponuro�ci� owini�t� w such�, pomarszczon� sk�r�.
- To bardzo szlachetnie z twojej strony, mistrzu, �e odby�e� t�
d�ug�, m�cz�c� podr�, �eby mi osobi�cie przynie�� z�� nowin� �
zaintonowa�, kiedy przedstawiono mu Conhoona.
- Sk�d ta pewno��, wasza kr�lewska mo��, �e przynosz� z��
nowin�?
- Czy� nie przyby�e� tu jedynie z moim Ru Czarnym Paznokciem?
Przecie� bez puka moja nieszcz�sna Blai nigdy nie zostanie
uwolniona od tego okropnego czaru � wyj�cza� Mirmul i westchn��
g��boko.
- Przyby�em za Scoggerym i powiniene� si�, panie, cieszy�, �e nie
wprowadzi�em puka pod tw�j dach.
- Nigdy w �yciu z niczego si� nie cieszy�em, dlaczego wi�c
mia�bym si� cieszy� z powodu nieobecno�ci puka?
- Ten puk znajduje wielk� przyjemno�� w z�o�liwych �artach,
zawsze k�opotliwych a cz�sto bolesnych, wasza wysoko��. Wpu��
takiego na pokoje, a m�g�by przemieni� wszystkich w pch�y i oddali�
si� z poczuciem dobrze spe�nionego obowi�zku � wyja�ni� Conhoon.
- Dla mnie to �adna r�nica. Smutna jest noc, smutne s� kr�tkie i
ponure zimowe dni, smutny jest odg�os deszczu kapi�cego na ko�dr�,
ale najsmutniejszy jest widok mojej c�rki przemienionej w szczura -
powiedzia� Mirmul �a�obnym g�osem.
- Czas zatem, �eby j� odmieni� � obwie�ci� Conhoon zak�adaj� r�ce
na piersi i ch�odnym spojrzeniem przebieg� ponur� sal�.
- A jak to jest mo�liwe bez pomocy puka?
- Jest mo�liwe i to wkr�tce, ale najpierw musisz wiedzie�, �e
oczekuj� zap�aty.
Mirmul westchn�� i z rezygnacj� wzni�s� oczy ku niebu.
- Smutny to �wiat, w kt�rym czarownik nie spe�ni dobrego uczynku
bez zap�aty. Dam ci dziesi�� sztuk z�ota.
- �eby uratowa� twoj� c�rk�, b�d� musia� odwali� kawa� ci�kiej,
wyczerpuj�cej magicznej roboty � powiedzia� Conhoon z gro�nym
spojrzeniem. � Dasz mi, panie, dwadzie�cia cztery sztuki z�ota, albo
twoja c�rka do ko�ca �ycia b�dzie gry�� ser i mieszka� pod pod�og�.
- Masz twarde serce, czarowniku. Kiedy� zdj�to urok z mojej
�aciatej krowy za pi�� sztuk z�ota, a by�a to najlepsza krowa w ca�ej
Irlandii.
- Zap�aci�e� wtedy dziesi�� sztuk, panie, i za dziesi�� sztuk mo�esz
sobie zamieni� swoj� c�rk� w krow�. Ale je�eli chcesz mie� m�od�
dam�, to cena jest dwadzie�cia cztery sztuki.
- Nie b�d� si� targowa� jak kramarz. Bolesna jest drzazga za
paznokciem, bolesny jest cier� w pi�cie, bolesny jest szersze� w
nosie, ale nic tak nie boli, jak c�rka zamieniona w szczura albo nawet
w krow�. Dostaniesz swoje dwadzie�cia cztery sztuki z�ota.
Sprowad�cie moj� c�rk�.
Dworzanie wybiegli z komnaty, w�r�d nich i Scoggery. Conhoon
czeka� w bezruchu. Z zewn�trz dobieg�y go odg�osy �wiadcz�ce o
wysi�ku fizycznym, szcz�k metalu, ci�ki skrzyp podeszew,
ostrzegawcze krzyki i agresywne szczurze piski. Drzwi rozwar�y si�
na o�cie� i do sali wesz�o czterech m�czyzn ci�gn�c nisk�, jaskrawo
pomalowan� platform� na ko�ach, na kt�rej sta�a �elazna, zdobiona
srebrem klatka. W klatce siedzia� bardzo du�y, paskudny szczur.
- Czy ona stale siedzi w klatce? � spyta� Conhoon.
- To konieczne ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa. Mam sfor� ps�w,
najlepszych ogar�w w ca�ej Irlandii i zanim zdo�a�em zamkn�� j� w
klatce, trzy z nich mi zagryz�a. � Mirmul zas�oni� twarz r�kami,
odrzuci� g�ow� do ty�u i wyj�cza�: - Ponury jest odg�os wiatru
wyj�cego w nadbrze�nych jaskiniach, ponure jest zawodzenie...
- Opowiesz to p�niej, wasza kr�lewska mo�� � przerwa� mu
niecierpliwie Conhoon podwijaj�c r�kawy i pochylaj�c si�, �eby lepiej
obejrze� Blai. Odskoczy� w ostatniej chwili, bo by�aby mu odgryz�a
nos.
- Twoja c�rka, panie, zosta�a zmieniona w bardzo z�o�liwego
szczura. Czy te� mo�e zachowywa�a si� w ten spos�b przed
przemian�? � spyta� Conhoon.
- Nie, nigdy. S�odki jest mi�d z plastra, s�odkie jest gruchanie
turkawki, s�odki jest pachn�cy koniczyn� oddech mojej �aciatej
krowy, ale najs�odszy jest charakter ciemnookiej, miedzianow�osej
Blai, Blai o szczup�ych palcach i drobnych st�pkach, z g�osem jak
srebrny dzwoneczek i gracj� pstr�ga, opiewanej przez bard�w,
uwielbianej przez rycerzy, budz�cej zazdro�� kobiet i podziw
m�czyzn swoj� dobroci�, �agodno�ci�, szlachetno�ci�... � zacz��
Mirmul.
Podczas gdy Mirmul m�wi�, Conhoon uwa�nie ogl�da� szczura. Im
d�u�ej mu si� przygl�da�, tym ja�niejsze by�o dla niego, �e czeka go
praca wymagaj�ca wielkich ilo�ci mocy magicznej, praca, po kt�rej
b�dzie musia� zbiera� si�y przez miesi�c. Mirmul zawodzi� swoje.
Conhoon rozejrza� si� i wsz�dzie wok� zobaczy� porozumiewawcze
spojrzenia i grymasy obrzydzenia. Widocznie s�odycz Blai by�a
s�abiej odczuwana przez s�u�b� i dworzan Mirmula ni� przez samego
kr�la.
- ...hojna jak lato, pi�kna jak jesie�, spokojna jak zima, oczekiwana
jak wiosna jest moja cudna Blai, a ja zaczynam podejrzewa�, �e nie
uzyskam od ciebie pomocy, czarowniku, bo jeszcze nie ruszy�e�
palcem mimo ceny jak� ci p�ac� � zako�czy� Mirmul.
- Dobry czarownik nigdy si� nie spieszy... � zacz�� Conhoon, ale
zamkn�o mu usta nag�e pojawienie si� z cichym odg�osem p�kaj�cej
ba�ki mydlanej dw�ch postaci. Jedn� by� za�ywny
sze��dziesi�ciolatek opieraj�cy si� na lasce z tarniny i mi�o
u�miechaj�cy si� do wszystkich obecnych. Drug� by� znaczniej
wy�szy m�czyzna o imponuj�cej posturze, nagi do pasa, z ciemn�,
po�yskliw� sk�r�. Jego okr�g�a, g�adka twarz by�a ca�kowicie
bezw�osa, poza zawini�tymi do g�ry brwiami. Krwi�cieczerwony
turban jeszcze go podwy�sza�. Pot�ne ramiona mia� za�o�one na
piersi, nad g�rnymi zwa�ami wielkiego brzucha. Szerokie szarawary w
jaskrawe pasy zw�a�y si� do ca�kowitego zaniku. St�p nie mia�.
- Puk! � powiedzia� Conhoon, Mirmul za� w tym samym czasie
j�kn��.
- D�in!
- Dobry dzie� wszystkim � powiedzia� puk Murphy uchylaj�c
kapelusza i wykonuj�c wytworny wywijas lask�. D�in basowym,
hucz�cym g�osem powiedzia� co� w j�zyku z�o�onym p� na p� z
charcz�cych i g�adkich sylab, absolutnie niezrozumia�ych dla
s�uchaczy.
- Mo�ecie powiedzie� temu tam, �eby u�ywa� j�zyka ludzi
cywilizowanych? � rzuci� Mirmul kryj�c si� w gromadzie stra�nik�w i
dworzan.
- Tak w�a�nie zrobi�em � zahucza� d�in � i nikt tutaj mnie nie
zrozumia�. Dla waszej jednak wygody, o barbarzy�cy, b�d� szczeka�
jak pies j�zykiem tego szarego i ponurego kraju.
- Pi�kne s�owa jak na stwora bez s��w � powiedzia� Conhoon
�agodnie, patrz�c w przestrze�.
- M�j twardy Conhoonie, poruszy�e� wielce dra�liw� spraw� dla
mojego wujka � powiedzia� cicho Murphy konfidencjonalnym
szeptem, bior�c Conhoona na stron�.
- Wi�c to tw�j wujek? Ciekawe, co s�dzi o tym, �e jego
siostrzeniec kopie go z jednego ko�ca Irlandii na drugi.
- Nie by�o �adnego kopania � u�miechn�� si� ciep�o Murphy. �
Moje serce zmi�k�o dla tej biednej istoty, kt�r� zanios�o na drugi
koniec �wiata, gdzie nikt nie odezwie si� do niego dobrym s�owem.
Zaprosi�em go do swej chaty na ma�y posi�ek przed d�ug� podr�.
Ujrza� wtedy moj� ciotk� i zapa�a� do niej mi�o�ci� od pierwszego
wejrzenia. By�a to pi�kna chwila, m�j Conhoonie, i widz�c ich
zap�aka�by� jak dziecko. A najpi�kniejsze jest to, �e zabiera j� do
Arabii, a wraz z ni� moich kuzyn�w, do pomocy w gospodarstwie.
- Los si� do ciebie u�miechn��.
Twarz puka spochmurnia�a.
- Mo�e tak, mo�e nie. M�wi, �e nie ruszy si� bez st�p.
Conhoon kiwn�� g�ow� ze zrozumieniem.
- Stopy to dobra rzecz. Gdzie je zapodzia�?
Murphy rozejrza� si�, �eby sprawdzi�, czy nikt nie s�yszy, chocia�
gwar podniesionych g�os�w stra�nik�w, s�u�by i dworzan czyni� to
ma�o prawdopodobnym, i �ciszonym g�osem powiedzia�:
- W mosi�nej butli. Mirmul j� zakorkowa�, zanim wujek do ko�ca
z niej wylaz�.
- Czego oni chc�, czarowniku? Co oni knuj�? � zawo�a� nerwowo
Mirmul.
- W�a�nie chc� si� tego dowiedzie� � odpowiedzia� Conhoon, a
potem, wskazuj�c palcem d�ina, powiedzia�. � Czy taki wielki ch�op
jak on, nie umie m�wi� sam za siebie i poprosi� o swoje stopy?
- Dla d�ina to bardzo kr�puj�ce, da� si� tak nabi� w butelk� �
powiedzia� Murphy, z za�enowaniem g�adz�c si� po nosie. � Poza tym
oni tam maj� swoj� etykiet�, kt�r� my nie zawracaliby�my sobie
g�owy, ale kt�ra dla niego nie jest bez znaczenia.
Conhoon poczu� wielk� ulg�. Nadzieja, jak� wzbudzi�o w nim
pojawienie si� Murphy�ego z d�inem, zosta�a nast�pnie potwierdzona
ich uprzejmym zachowaniem i teraz wymijaj�cymi odpowiedziami
puka. Zadanie stoj�ce przed Conhoonem nagle okaza�o si� znacznie
�atwiejsze, a nagroda wi�ksza. Z niewinnym u�miechem rzuci�:
- Czy chcesz mi powiedzie�, �e tw�j wujek porzucaj�c butl� straci�
wszelkie prawa do niej i do tego, co w niej zostawi�? Czy tak sprawa
wygl�da?
- Co� w tym rodzaju � przyzna� Murphy. � Tylko, prosz� ci�,
ciszej.
- I ch�tnie by� widzia� po�rednika, kt�ry odzyska�by butl�, �eby�
m�g� si� pozby� wuja, ciotki i ca�ej reszty?
- By�oby to chyba najkorzystniejsze dla wszystkich
zainteresowanych � powiedzia� Murphy z wymuszonym u�miechem.
- W ten spos�b b�dziesz mi winien dwie wielkie przys�ugi �
powiedzia� Conhoon g�osem zimnym i twardym jak stal.
- Jak to dwie? Czy� nie sprowadzi�em tu d�ina, kt�ry got�w jest
zdj�� czar i nape�ni� ci kieszenie z�otem, skoro tylko oddasz mu jego
stopy?
- W�a�nie mia�em zdj�� czar sam i dosta�bym z�oto od Mirmula, a
jego z�oto nie zamieni�oby si� w piasek po w�o�eniu do kieszeni. Nie,
je�eli mam zrobi� to dla ciebie, b�dziesz mi winien dwie przys�ugi.
- Jeste� z�odziejem, Conhoon � wysycza� Murphy z nienawi�ci�.
- A ty jeste� upartym nieszcz�nikiem, kt�ry b�dzie mia� na karku
ciotk� i kuzyn�w do ko�ca �ycia, je�eli nie zdob�d� dla ciebie tej
butli. Dwie.
Murphy westchn��, skrzywi� si� i kiwn�� g�ow�.
- Niech b�dzie dwie!
- Wyrzu�cie go st�d! � krzykn�� Mirmul zza plec�w swoich
stra�nik�w. � Dosy� ju� tu nabru�dzi� ten brzuchaty, beznogi diabe� z
g�ow� okr�con� szmat�!
` - Ty t�py, barbarzy�ski psie! Wiedz, �e zosta�em zdrad� �ci�gni�ty
do tego ponurego miejsca! � rykn�� d�in.
- To wyci�gnij si� st�d te� zdrad� � krzykn�� posiwia�y w bojach
wojownik wygra�aj�c pi�ci�.
- Ucisz swego wujka, Murphy, zanim �ci�gnie nam na g�owy nowe
k�opoty, a ja porozmawiam z Mirmulem � powiedzia� Conhoon.
W sali tymczasem zapanowa�o zamieszanie. Mirmul, z twarz�
nabieg�� krwi�, zapominaj�c o swojej zwyczajowej melancholii wpad�
w gniew. Jego ollav mamrota� co� i wymachiwa� r�kami. D�in
wyrzuca� z siebie przekle�stwa zar�wno og�lne, jak i szczeg�owo
adresowane do r�nych os�b, kt�re wskazywa� swoim grubym,
szponiastym paluchem. Wszyscy stra�nicy i rycerze �ciskali w��cznie
i r�koje�ci mieczy wykrzykuj�c przedbitewne przechwa�ki, a s�u��cy
biegali tam i siam gadaj�c sami do siebie, wpadaj� jeden na drugiego i
na sprz�ty, gubi�c puchary, chlipi�c ze strachu i podniecenia.
Conhoon przepchn�� si� przez t� kot�uj�c� si� gromad� do boku
Mirmula. Kr�l spojrza� na niego w�ciekle.
Wi�c tak wygl�da twoja robota, czarowniku? D�in zn�w si� tu p�ta
obra�aj�c mnie i moich wiernych ludzi, a moja c�rka jest szczurem
tak jak by�a!
- Wszystko idzie jak najlepiej, wasza kr�lewska mo��, i b�d�
wdzi�czny, je�eli powstrzymasz si� od krytykowania moich metod,
dop�ki nie znajdziesz skuteczniejszych. � Niekt�rzy z kr�lewskich
doradc�w odpowiedzieli pomrukiem na te s�owa, ale czarownik
uciszy� ich spojrzeniem i m�wi� dalej. � Zabierz swoich ludzi i wyjd�
razem z nimi z sali, a mnie zostaw reszt�.
Ze �rodka komnaty grzmia� basowy g�os:
- Wy nieokrzesane, w�ochate na g�bie, cuchn�ce dzieci
nieczysto�ci, wiedzcie, �e za te obelgi...
Przerwa�a mu seria uciszaj�cych psykni�� i g�os Murphy�ego:
- Uspok�j si�, wujku. Co si� b�dziesz przejmowa� takimi jak oni.
- Chcesz, �ebym porzuci� moj� sal� tronow�, tron i c�rk� na pastw�
tej dw�jki? � spyta� Mirmul z b�lem i gniewem.
- W�a�nie tak. I zanim wyjdziesz, chcia�bym mie� w r�ku t�
mosi�n� butl�.
- Jest w klatce mojej c�rki, mo�esz j� sobie wzi��. � Mirmul
odwr�ci� si� do swoich ludzi. � Opu��cie wszyscy sal�. Zostawimy go
tutaj razem z tym d�inem, jego przyjacielem i moj� nieszcz�sn� Blai.
Sala szybko opustosza�a, jedyna zw�oka nast�pi�a za spraw� kilku
ostatnich rycerzy, kt�rzy zatrzymali si� przy drzwiach, �eby
potrz�sn�� or�em, doko�czy� barwnych opis�w planowanej zemsty i
przerzuci� si� z d�inem kilkoma po�egnalnymi obelgami.
- No, to do roboty � rzuci� energicznie Conhoon do d�ina i puka,
kiedy rycerze wreszcie wyszli i zatrza�ni�to za nimi drzwi.
- Butla! Musimy mie� butl�. Gdzie jest butla? � dopomina� si�
zaniepokojony Murphy.
- Jest w klatce � powiedzia� Conhoon.
- Aha. To wyjmij j�.
- Sam j� wyjmij. Przecie� ta bestia w klatce ma�o mi nie obgryz�a
nosa, kiedy si� schyli�em, �eby j� lepiej obejrze�.
- Rzuci�em na ni� wspania�y czar, chyba sam przyznasz,
przyjacielu mojego siostrze�ca � powiedzia� z dum� d�in i u�miechn��
si� ol�niewaj�co. � To nie jest kr�lewna w sk�rze szczura, prosz� was.
To jest najprawdziwszy, gwarantowany szczur. My�li jak szczur i
zachowuje si� jak prawdziwy szczur.
- W takim razie ty wyjmij butl� � powiedzia� Murphy.
- Nie lubi�, jak mnie gryz� szczury. U�yj swojej laski � powiedzia�
d�in.
- Ta paskuda przegryzie mi lask�.
- Oka� szacunek wujkowi i u�yj laski, Murphy � powiedzia�
zniecierpliwiony Conhoon.
- Nigdy. To bardzo pi�kna laska.
To podejd� do klatki z drugiej strony i podra�nij kr�lewn�, a ja
tymczasem wyci�gn� butl�.
Przyst�pili do realizacji tego planu, niezbyt zgrabnie, bo Murphy i
jego wujek przewracali si� o siebie po ka�dym w�ciek�ym skoku
szczura w ich stron�. W ko�cu akcja zako�czy�a si� powodzeniem i
butla znalaz�a si� w d�oniach Conhoona.
- Daj mi t� butl� � powiedzia� d�in wyci�gaj�c szponiaste d�onie.
Conhoon schowa� j� za siebie.
- Chwileczk�. Musimy wpierw uzgodni� pewne szczeg�y.
- Oddaj mi mojej stopy!
- B�dziesz je mia�, ch�opcze, ale zanim je za�o�ysz, ustalimy par�
szczeg��w. Murphy, czy przyznajesz, �e za moj� dzisiejsz� prac�
jeste� mi winien dodatkow� przys�ug�?
Puk z oci�ganiem przytakn�� i w�wczas Conhoon zwr�ci� si� do
d�ina.
- A ty, czy zgadzasz si� zap�aci� godziw� cen� za mojej us�ugi w
sprawie twoich st�p?
- Jak najbardziej! Przyjacielu mojego siostrze�ca, dam ci z�ota,
du�o z�ota, tyle z�ota, ile zdo�asz unie�� w obu r�kach. Rubiny te�, jak
go��bie jaja. I per�y jak melony.
- Znam twoje sztuczki i nie chc� nic z tych rzeczy. A to szczurze
zakl�cie... powiadasz, �e jest dobre?
- Wspania�e, mo�esz mi wierzy� � odpowiedzia� d�in kiwaj�c
g�ow� tak energicznie, �e turban zsun�� mu si� na jedno oko. �
Nauczy�em si� go od Sakhr al-D�ina, ojca Demon�w, tu� przed jego
nieszcz�snym spotkaniem z Salomonem, synem Dawida, kt�re
zako�czy�o si� jego zamkni�ciem w naczyniu podobnym do tego,
jakie trzymasz w r�ku. Poszcz�ci�o mu si� gorzej ni� mnie. Znajduje
si� na dnie Jeziora Tyberiadzkiego, pogr��ony g��boko w mule,
zapomniany przez wszystkich poza garstk� najwierniejszych. Sakhr
al-D�in by� pot�nym i przemy�lnym demonem, a jego czary mog� do
dzi� budzi� zazdro��. � Sko�czywszy poprawi� turban.
- By�oby niepowetowan� strat�, gdyby takie dzie�o sztuki posz�o w
zapomnienie. Przyjm� ten czar za zap�at�. Zdejmij go z tej biednej
kr�lewny, w�� go do butli, jak tylko wyci�gniesz z niej swoje stopy, i
nastaw go na pierwsz� osob�, kt�ra wyjmie korek. Zachowaj sobie
swoje z�oto, swoje rubiny i swoje melony. Ja wezm� czar �
powiedzia� Conhoon.
Szczur rzuci� si� na kraty piszcz�c z w�ciek�o�ci. Wszyscy trzej
zr�cznie odskoczyli.
- Mam nadziej�, �e ci� nie ura�� � powiedzia� Conhoon do d�ina �
je�eli zauwa��, �e jeste� diablo zwinny jak na kalek�.
- Jako� sobie radz� i przyjmuj� do wiadomo�ci pochlebny charakter
twojej uwagi, przyjacielu mojego siostrze�ca. Uwa�am jednak, �e
osoba maj�ca zamiar o�eni� si� i za�o�y� rodzin�, powinna mie�
stopy.
- S�dz�, �e w tej sprawie, wszyscy jeste�my zgodni, podobnie jak
we wszystkich innych istotnych kwestiach � powiedzia� Murphy
uderzaj�c lask� o pod�og�. � Czy mo�emy przej�� do rzeczy?
Dalej wszystko posz�o g�adko. Ustawiwszy mosi�n� butl� na
pod�odze d�in uni�s� si� nad ni�. Na jego znak Conhoon wyci�gn��
korek i z butli wyp�yn�� wij�cy si� ob�ok kremowej pary, kt�ra
po��czy�a si� z nogami d�ina, uzupe�niaj�c je par� ma�ych st�p w
jasno��tych pantoflach z zawini�tymi czubami. D�in zrobi� kilka
pr�bnych krok�w, potem podskoczy� i wyci�� ho�ubca.
Rozpromieniony sk�oni� si� przed Conhoonem i wyci�gn�� r�k� po
pust� butl�.
- Znakomicie. Znakomicie � powiedzia�. � A teraz zamkn� tu czar.
Wyci�gn�� obie r�ce, w jednej trzymaj�c otworem do przodu butl�,
a drug� wskazuj�c szczura, kt�ry schroni� si� w najdalszym k�cie
klatki. Kilka cichych zda� wypowiedzianych w niezrozumia�ym
j�zyku i z klatki patrzy�a na nich ca�kiem atrakcyjna, cho� nieco
zmaltretowana m�oda dama, a tymczasem atramentowoczarna smuga
dymu bezd�wi�cznie wlewa�a si� do butli. Kiedy znik�a tam ca�a, d�in
zamkn�� szyjk� korkiem i docisn�� go d�oni�, po czym wytwornym
gestem wr�czy� butl� czarownikowi.
- Jest twoja, przyjacielu mojego siostrze�ca. Ten, kto j� otworzy,
zmieni si� w szczura � powiedzia�.
- Dzi�kuj� ci. To by�a dobra robota � odpowiedzia� Conhoon
�askawie. � Zawsze mi�o jest zobaczy�...
D�in i puk rozp�yn�li si� w powietrzu z odg�osem pi�ra
spadaj�cego na �nieg. Conhoon zosta� sam w sali tronowej z mosi�n�
butl�, klatk� i Blai. Blai unios�a si� na kolana, uderzy�a si� o dach
klatki i wyda�a okrzyk gniewu.
- Jak si� panna czuje? � spyta� Conhoon.
- Czuj� si� brudna i parszywa jak stary pies. Co ja tu robi�? Co si�
tu dzia�o? � spyta�a z gniewem.
- To d�uga i zawi�a historia. Ojciec j� pannie opowie.
- Kim jeste�? I gdzie jest m�j ojciec? Wypu��cie mnie z tej klatki!
� krzykn�a, po ka�dym zdaniu przechodz�c w pisk.
Conhoon nie mia� ochoty na dalsz� dyskusj� z Blai. Podbieg� do
drzwi i otworzy� je na o�cie� wpuszczaj�c Mirmula i jego �wit�.
Okrzyki zachwytu mile �echta�y jego s�uch.
Kiedy sko�czy�y si� okrzyki, poca�unki i powitania, kiedy
wywleczono z sali klatk�, a Blai posz�a wzi�� d�ug�, gor�c� k�piel i
zmieni� szaty, kiedy stra�nicy, dworzanie i s�u�ba rozeszli si� do
swoich zaj��, za� ollav mrucz�c co� pod nosem usiad� u st�p tronu po
jednej stronie, a Scoggery stan�� dumnie po drugiej, Conhoon zbli�y�
si� do kr�la.
- No c�, wasza kr�lewska mo��, wszystko za�atwione poza
zap�at�. Twoja c�rka jest na powr�t dam�, a d�in nie sprawi ci wi�cej
k�opotu. To jest radosna chwila � powiedzia�.
- To prawda, �e odzyska�em moj� Blai, ale teraz l�kam si�, �e b�d�
j� mia� na g�owie do ko�ca �ycia � rzek� Mirmul z ci�kim
westchnieniem. � Bo kto zechce po�lubi� pann�, kt�ra by�a szczurem?
Smutek mnie ogarnia na my�l o jej przysz�o�ci.
- Blai to kawa� pi�knej, m�odej damy, wasza kr�lewska mo�� i
ojciec tak pi�knej c�ry, otoczony w dodatku s�aw� cz�owieka
terminowo i bez oci�gania sp�acaj�cego swoje honorowe d�ugi, nie
b�dzie mia� k�opotu ze znalezieniem odpowiedniego zi�cia.
Mirmul westchn��
- Obieca�em dwadzie�cia sztuk z�ota?
- Dwadzie�cia cztery.
Mirmul da� znak jednemu z dworzan, kt�ry skin�� g�ow� i
pow��cz�c nogami wyszed� z sali.
- B�dziesz mia� swoje z�oto, czarowniku � powiedzia� kr�l.
- Pochwa�a twojej hojno�ci nie zejdzie z moich warg, wasza
kr�lewska mo��.
Mirmul zn�w st�kn�� ponuro i po chwili powiedzia�:
- Dobrze jest odzyska� c�rk�, dobrze jest pozby� si� d�ina i dobrze
jest zyska� pochwa�� czarownika, ale jeszcze lepiej by�oby, gdybym
m�g� odp�aci� temu Fiachy Podr�nikowi.
- To by�oby rzeczywi�cie mi�e zako�czenie sprawy � przyzna�
Conhoon.
- By�oby to tylko sprawiedliwe. Cz�owiek, kt�ry zmienia c�rk�
s�siada w szczura... Pytam si�, co ma robi� ojciec w takiej sytuacji?
- To faktycznie potworna prowokacja. Za czas�w mojej m�odo�ci
co� takiego by�o nie do pomy�lenia. Je�eli mi�dzy dwoma
m�czyznami wynika�a kwestia sporna, podchodzili do tego z
umiarem i ok�adali si� pi�ciami, p�ki kt�ry� z nich nie zwali� si� na
ziemi� i to ko�czy�o spraw�. �adnych d�in�w. Ale ci dzisiejsi ludzie...
� Conhoon potrz�sn�� g�ow� i z dezaprobat� wyd�� wargi.
Po nast�pnej chwili milczenia Mirmul powiedzia�.
- W zagrodzie za lasem trzymam wielkiego wilka z w�wozu
mBolcain, kt�ry po�ar� niczym trzy zaj�ce trzech braci Fiachy. Raz na
trzy dni karmi� go resztkami mi�sa z mojego w�asnego sto�u i
przemawiam do niego czule, od czego Fiach� zalewa ���, a mnie
mi�d kapie na serce. Ale chcia�bym czego� wi�cej.
- Nie w�tpi� � powiedzia� Conhoon.
Mirmul zn�w popad� w zadum� i po d�ugiej chwili kontynuowa�:
- W pewnym ustronnym stawie trzymam wielkiego szczupaka z
Moy, kt�ry po�ar� ulubionego ogara Fiachy. W dni, kiedy nie
odwiedzam wilka, udaj� si� nad ten staw, �eby sprawi� przyjemno��
szczupakowi, a kiedy wyp�ywa, �eby si� po�ywi�, witam go mi�ymi
s�owami. To te� jest niezno�nym smrodem dla nosa Fiachy, a mi��
perfum� dla mnie. Ale chcia�bym czego� wi�cej.
Zanim Conhoon znalaz� uprzejm� odpowied�, wr�ci� dworzanin ze
sk�rzan� sakiewk� i przekaza� j� Scoggery�emu, kt�ry wr�czy� j�
kr�lowi. Mirmul wysypa� sobie jej zawarto�� na kolana. Nast�pnie
odliczy� dwadzie�cia cztery monety, w�o�y� je do sakiewki, kt�r�
poda� Scoggery�emu, a ten wr�czy� j� czarownikowi. Na kolanach
Mirmula zosta�a wcale poka�na kupka z�ota.
- Dzi�kuj�, wasza kr�lewska mo��. �ycz� szcz�cia tobie i twojej
pi�knej c�rce � powiedzia� Conhoon chowaj�c sakiewk� g��boko w
zanadrze.
- Wykona�e� swoj� prac�, czarowniku, i z moim przyzwoleniem
mo�esz si� oddali� � powiedzia� Mirmul. Poruszy� si� przy tym i z�ote
monety na jego kolanach wyda�y mi�y dla ucha brz�k. Kr�l podpar�
brod� r�k� i westchn�� g��boko.
Conhoon cofn�� si� o trzy kroki, zatrzyma� si� i zamiast wyj��,
wr�ci� przed stopnie tronu, gdzie cichym g�osem zaintonowa�:
- Przykry jest widok kr�la, kt�ry cierpi, przykry jest widok m�odej
damy w klatce, przykra jest my�l o �wi�stwie, za kt�re nie mo�na si�
zrewan�owa�, ale najbardziej przykra jest �wiadomo��, �e ma si� w
butli znakomity czar, kt�ry si� marnuje, podczas gdy zacny i hojny
cz�owiek m�g�by zrobi� z niego dobry u�ytek. � Tu Conhoon
wyci�gn�� r�k� z mosi�n� butl�.
- Zanim jednak przejdziemy do szczeg��w, wasza kr�lewska
mo��, chcia�bym wiedzie�, ile sztuk z�ota masz tam na kolanach.
koniec
prze�o�y�
Lech J�czyk