11906

Szczegóły
Tytuł 11906
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11906 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11906 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11906 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Magdalena Ka�u�y�ska Niepokorna kwestia sporna W�r�d nocnej ciszy g�os si� rozchodzi: � �wi�ty Miko�aj to lipa! Przyszed� na �wiat dok�adnie w Bo�e Narodzenie. Nie by�oby w tym fakcie nic dziwnego, gdyby nie jego pewne wyznanie, wyartyku�owane kilka lat p�niej. Wtedy to ma�y ch�opiec stan�� przed ogromn� choink�, g�ow� swoj� ma�� zadar�, westchn�� i powiedzia� jak�e rozkosznym g�osem dzieci�cym: � Tak, przyj�� na �wiat w bo�onarodzeniowy wiecz�r jest g�upie, mo�e nawet i tendencyjne. � Ale� Guciu, drogie dziecko � odpowiedzia�a babcia, zastygaj�c widelec w po�owie drogi do ust. � Ma�y jeste�, to nie wiesz, co m�wisz. Ch�opiec odwr�ci� si� plecami do choinki, spojrza� na starsz� pani� spode �ba (przyj�� pozycj� podobn� do tej, kt�r� przyjmowa� w chwilach ogromnego skupienia pomiot Szatana o imieniu Damian, znany z filmu �Omen�, a dok�adnie z pierwszej cz�ci tego filmu) i przez zaci�ni�te dzieci�ce z�by wysycza� (podobnie jak Damian...): � Stara kobieto, po pierwsze, to ty nie wiesz, co m�wisz i do kogo. Po drugie, ja ze swoich urodzin nie b�d� robi� takiej szopki jak ten, no, nie przymierzaj�c, Jezus Chrystus. A po trzecie mam na imi� Gustaw. G�upie, ludzkie imi�, co prawda to prawda, ale jeszcze go sobie nie mog� zmieni�, bo niedoros�� pow�ok� cielesn� mam i czeka�, a� osi�gnie status prawny musz�. Po tych wnusia s�owach babcia zdecydowa�a, �e najw�a�ciwiej b�dzie zemdle� i postanowi�a z�o�y� twarz w talerzu z sa�atk� i ryb�. To znaczy dzi�ki natychmiastowej interwencji oraz refleksowi ojca Gucia stara, przestraszona kobieta nie zrealizowa�a swego zamiaru, tylko osun�a si� z krzes�a na pod�og�. I z owej pod�ogi trzeba by�o babci� podnie��, do ��ka po�o�y�. Gucio natomiast zosta� srodze skarcony przez obojga rodzic�w i oddelegowany do aresztu domowego. � I nie dostaniesz prezent�w! � chlipn�a na obchodne mama, zamykaj�c drzwi do pokoju ch�opca. � I dobrze! � odkrzykn�� jej ch�opiec. � A zreszt� �wi�ty Miko�aj to lipa dla ma�ych dzieci. Wszyscy wiedz�, �e on nie istnieje! � S�uchaj, czy co� przeoczyli�my? � spyta� ojciec Gucia i potar� brod� pi�ci�. A to by� niew�tpliwy znak, �e zaczyna si� u tego cz�owieka proces my�lowy. � Nie wiem... � Mama Gucia proces my�lowy zacz�a ju� wcze�niej, ale bez okazywania znak�w z rodzaju gestykularnych. � By�abym nawet zadowolona z faktu rozbudowanej zdolno�ci porozumiewawczej naszego syna. Aczkolwiek kwesti� sporn� pozostaje... � Co? � g�upio spyta� tata. � To, �e... � Mama zamy�li�a si�, przy�o�y�a ucho do drzwi, nas�uchiwa�a przez d�u�sz� chwil�, po czym szarpn�a m�a za r�kaw i, nic nie m�wi�c, wr�cili do jadalni. Po drodze sprawdzili jedynie, czy u babci wszystko w porz�dku. By�o wszystko w porz�dku. Babcia spa�a w najlepsze, chrapi�c okropnie g�o�no. � Jaka kwestia sporna, kochanie? � zagadn�� ojciec Gucia, gdy w ko�cu usiad� przy zastawionym stole. � Mianowicie � westchn�a mama, otwieraj�c barek. Sta�a, patrzy�a si� na zawarto�� szafki, po czym wyci�gn�a butelk� czerwonego wina � zdolno�ci porozumiewawcze, kt�re wykazuje nasz syn, nie s� adekwatne do jego, m�wi�c og�lnie, developmentu umys�owo- cielesnego. � �e co� ty, kobieto moja, w�a�nie powiedzia�a? � Oczy taty Gucia zrobi�y si� wielkie jak przys�owiowe stare z�ot�wki, a dzwonko �ledzia, zamiast trafi� tam gdzie powinno, spad�o na talerz. � G��wnie chodzi�o mi o to � mama Gucia si�gn�a po korkoci�g. Usiad�a naprzeciwko taty � �e... � zrobi�a przerw� i na g��boki wdech � kurwa ma�, g�wniarz ma dopiero siedem lat, ledwo oderwa� si� od cycka oraz butelki, ledwo zostawi� zasrane pieluchy, a gada zupe�nie jak stary � wycedzi�a owym jednym tchem. � No i co z tym zrobimy? � My chyba nic... � U�miechn�a si� kobieta, odkorkowuj�c wino. � Teoretycznie nale�a�oby wezwa� specjalist�. Zreszt� � spojrza�a na �cienny zegar. � Wcale nie musimy go wzywa�. Z tego, co pami�tam, zjawi si� tutaj najp�niej jutro rano. Poczekamy, napijemy si� winka, zobaczymy co b�dzie. Tata Gucia si� r�wnie� u�miechn��. *** Ma�y ch�opiec w d�ugim sweterku, grubych rajstopkach i kapciuszkach- nied�wiadkach (polarnych) siedzia� w swoim pokoju, na brzegu ��ka i macha� nogami. Raz praw�, raz lew�, nast�pnie obiema. � �wi�ty Miko�aj to lipa... �wi�ty Miko�aj to lipa... � powtarza� jak nakr�cony. � �wi�ty Miko�aj to lipa. *** Trzy godziny p�niej do mieszkania kto� zapuka�. Otworzy�a mama Gucia i po kilku s�owach wymienionych z ogromnym, siwobrodym starszym panem, zaprosi�a go do �rodka. Za nim i bez s�owa wszed� m�czyzna, troch� ni�szy, na pierwszy rzut oka o wiele m�odszy i na pewno bez brody. Ale za to z neseserem. Starszy pan to by� nikt inny tylko �wi�ty Miko�aj. A jego asystent mia� na imi� Rudolf. � Wiem, wiem, ka�dy go myli z jakim� reniferem � powiedzia� przybysz, wchodz�c do pokoju jadalnego. Ojciec Gucia w�a�nie ko�czy� sprz�ta� ze sto�u. � A mnie ka�dy myli z g�ow� rodu Corleone. C� poradzi�, widocznie jeste�my podobni. Byli. Bardzo podobni. Ten �wi�ty Miko�aj tym razem wcale nie wygl�da� jak dobroduszny czerwonolicy grubasek, odziany czerwony pi�amopodobny str�j. Nie mia� r�wnie� wypchanego po brzegi worka z prezentami na plecach i nie mia� za przeproszeniem zgi�tej laski do podpierania spas�ego cia�a. Obaj go�cie przypominali raczej agent�w rz�dowych s�u�b specjalnych albo agent�w z filmu pod tytu�em Matrix. Mieli nawet takie same czarne, przeciws�oneczne okulary. Mama Gucia nic nie powiedzia�a, tylko wskaza�a Miko�ajowi krzes�o. Starszy pan usiad� za sto�em, a Rudolf stan�� w progu. � Asystent nie wejdzie? � szeptem spyta�a kobieta. � Nie, prosz� si� nie przejmowa�. Na interwencjach perswazjonalnych on zawsze zabezpiecza teren. Taka praca. � Miko�aj wyj�� z kieszeni garnituru jak�� kartk� i po�o�y� na stole. Patrzy� si� przez chwil� na papier. � Babci prosz� nie budzi� � powiedzia� cicho, uprzedzaj�c pytanie mamy Gucia. � Pa�stwo te� zaraz p�jd� grzecznie spa�. Ojciec Gucia chcia� zaprotestowa�, ale mama Gucia uciszy�a go karc�cym spojrzeniem. � Spokojnie, spokojnie, prosz� mi zaufa� � powiedzia� Miko�aj, u�miechaj�c si� do nich. � Nie od dzisiaj to robi� i mo�na powiedzie�, �e mam niejak� wpraw�. � No tak, tak � mrukn�� tata Gucia. � Przepraszam. � Nie ma za co. Normalny rodzicielski odruch. A teraz zapraszam pa�stwa w kim�. Miko�aj pstrykn�� palcami. Tata i mama Gucia momentalnie zasn�li, osuwaj�c si� na pod�og�. To znaczy nie upadli na pod�og�, bo Miko�aj czarodziejskim sposobem zmaterializowa� kanap� z sypialni. Osun�li si� wi�c na ow� kanap�. Rudolf podszed� w ich stron�, czule okry� grubym kocem, pog�aska� oboje po g�owie i wr�ci� na swoje poprzednie miejsce. Siwy pan z d�ug� brod� jeszcze raz pstrykn�� palcami i pok�j zacz�� si� zmienia�. Znik�y meble, w tym r�wnie� zmaterializowana kanapa wraz z zawarto�ci�, znik�y �ciany, nawet pod�oga, na nieokre�lony moment zrobi�o si� ciemno. Po chwili jednak rozb�ys�o �wiat�o. A raczej snop jasno�ci niewiadomego pochodzenia. Oczywi�cie snop jasno�ci pada� z nieokre�lonego miejsca w nieokre�lonej ciemnej przestrzeni. Ale za to dok�adnie na posta� �wi�tego Miko�aja, st� i... siedz�cego naprzeciwko ch�opca o imieniu Gucio. Gucio zosta� r�wnie� czarodziejsko zmaterializowany, znaczy przeniesiony, ze swojego pokoju prosto na audiencj� z brodatym siwym jegomo�ciem. Ch�opiec nadal macha� nogami i nadal gada� jak nakr�cony: � �wi�ty Miko�aj to lipa, �wi�ty Miko�aj to lipa... � Dzi�ki synek. Lipa to bardzo pi�kne drzewo, a ty mo�esz ju� przesta� � powiedzia� Miko�aj. � Nikt opr�cz mnie i Rudolfa tego nie s�yszy. Rudolf sta� nieopodal, tam gdzie kiedy� by�y drzwi, okryty ciemno�ci� sta�, niezmiennie czujny. I faktycznie s�ysza� wszystko, cho� nie ma to najmniejszego znaczenia. Gucio podni�s� wzrok i u�miechn�� si� szyderczo. Tak, zupe�nie jak Damian, czyli pomiot Szatana. � I nie �miej si� tak szyderczo, ma�y, tylko powiedz, o co chodzi tym razem � zagadn�� Miko�aj, w ko�cu zdj�� okulary przeciws�oneczne i potar� powieki palcami. � No jak to o co chodzi, o ciebie, oczywi�cie � zasycza� Gucio nie swoim g�osem, nadal patrz�c si� spode �ba. � Przecie� zawsze chodzi o ciebie, stary, pod�y oszu�cie. Siwobrody uni�s� siwe brwi. � Oj, ale numer! � Pacn�� si� otwart� d�oni� czo�o. � No �em si� nie domy�li�. To przecie� znowu ty, Wcielony. Popatrz, popatrz, skleroza mnie bierze. Trudno si� dziwi�, tysi�clecia mijaj� tak szybko jak... � Czy m�g�by� przesta�?! � rykn�o dziecko nadal nie swoim g�osem, wychylaj�c si� z krzes�a. � Uwa�aj, bo krzywdzisz ma�ego. Tutaj nie ma pod�ogi przecie�. Jak spadnie i w dno czelu�ci walnie. � To co, to co? � Ch�opiec bardzo mocno zamacha� nogami, str�caj�c w ow� czelu�� swoje przecudne kapciuszki-nied�wiadki (polarne). � To ty sobie jak zwykle polecisz do innych spraw, a dzieciak zginie marnie. Je�eli tak si� stanie, to masz wtedy mnie na karku do ko�ca dni oraz nocy swoich. Ma�o tego, gwarantuj� ci krwawy wpierdol za ka�dym razem, kiedy si� spotkamy. Dodatkowo wyskubi� te b�yszcz�ce czarne pi�rka z twoich skrzyde�ek i ju� nigdy nie wzlecisz nad posp�lstwo, jak zwyk�e� nazywa� �wiat ludzi. Kumasz, ziomal? � Ty mnie lepiej nie strasz � sykn�� Gucio g�osem nie swoim, ale ju� jako� mniej sykn��. � Ja nie strasz�, ja tylko zapowiadam co si� stanie, jak ma�y gibnie si� z krzes�a i w czelu�� spadnie. Gucio nie odpowiedzia�. Przesta� nawet macha� nogami. � Kapcie s� do odzyskania � powiedzia� Miko�aj, k�ad�c r�ce na blacie sto�u. � Gorzej z wiar� z moje istnienie. Musisz by� taki zawzi�ty? � Musz�! � rykn�� Gucio, nadal g�osem nie swoim, ni to sycz�cym, ni to charcz�cym. � Wiesz, kiedy jeszcze nie upad�e�, to mo�na by�o z tob� normalnie pogada�. Nawet p�j�� na browca. Teraz pieprzysz te swoje przebieg�o-inteligenckie farmazony i normalnie si� niedobrze robi. Uparty jeste� jak osio� dardanelski. A skoro masz ludzi za nic, to po jak� choler� ci ich dusze? Nic nie warty cz�owiek nic nie wart� dusz� posiada. Logika u ciebie le�y i kwiczy. � Wiesz, �e i tak zaczn� podobnie. Dobrze kombinujesz, ale nic z tego. Ludzie s� faktycznie do kitu i w og�le ju� mi si� znudzili. A tu chodzi o ciebie. �e niby lecisz nad miastem saniami zaprz�gni�tymi w renifery, �e niby w jeden wiecz�r mo�esz objecha� ca�y �wiat i ka�dego milusi�skiego obdarowa� prezentami, �e niby masz ma�ych elfich pomocnik�w i �e niby mieszkasz na biegunie. �e niby listy si� do ciebie pisze, �e niby spe�niasz dzieci�ce marzenia, �e niby... � O to chodzi, �e niby jestem taki niemo�liwy... �e niby taki czarodziejski... Poza tym p�yta ci si� zaci�a � wtr�ci� Miko�aj. Gucio spojrza� na siwego gniewnie. � Jeste� oszustem, ot co! � sykn��. � I co z tego? Ka�dy zarabia jak umie. A ty? Prawdom�wny, z�otousty i do tego filantrop. Obiecujesz z�ote g�ry, wykorzystujesz ludzkie s�abo�ci, k�amiesz w �ywe oczy i nie masz sumienia. K�ujesz ich w palce po kilka kropel krwi na cyrografowy podpis. I kto tu jest nic nie wart? Ludzi masz za nic, a coraz trudniej ci kogo� zwerbowa�. To nie ty si� znudzi�e� cz�owiekiem, to cz�owiek si� znudzi� tob�. Nie masz nic ju� do zaoferowania. Jak to si� m�wi? � Miko�aj pokiwa� g�ow�, udaj�c, �e popada w niesamowicie g��bok� zadum�. � O ju� wiem! � wykrzykn�� prawie na ca�e gard�o. � W zwi�zku ze zmian� profilu firmy proponujemy panu dwie mo�liwo�ci. � Jakie? � Oj, pomy�l troch�. U�yj tej swojej przereklamowanej inteligencji. � Miko�aj pokr�ci� g�ow�, tym razem z widoczn� dezaprobat�. Gucio nie odpowiedzia�. � To idzie mniej wi�cej tak. Fajny masz zaw�d, ale si� deczko zdewaluowa�. Albo si� wycofasz z interesu, albo si� przekwalifikuj. Nie znasz powiedzenia, �e lepiej jest dawa� ni� bra�? � Dobro to nuda i prze�ytek! � wycharcza� Gucio. � A w ciebie i tak ludzie ju� dawno nie wierz�. Sami chodz� po zakupy, sami �aduj� prezenty w �adne pude�ka, sami k�ad� pod choink� i potem wmawiaj� dzieciakom, �e to sprawka Miko�aja �wi�tego! Wszyscy wiedz�, wszyscy! � dar� si� Gucio. � To jedna wielka �ciema! � Kupuj� prezenty dzieciakom? Sami k�ad� pod choink�? � Miko�aj wykona� gest, jakby ociera� �z�. � Kochani, pomocni, kochani rodzice. � Ty, ocipia�e�? � Zdziwi� si� Gucio. � Wiesz, mia�em o tobie inne poj�cie. Niby taki przebieg�y, inteligentny, posiadasz niby takie zasoby wiedzy, �e g�owa ma�a. � No bo chyba tak jest, w�tpisz? �wi�ty Miko�aj to lipa... � wyszepta� Gucio. � Ciekawe, sk�d bierzesz kas� na tyle prezent�w, co? � Sk�d? � Roze�mia� si� siwy jegomo��. � Przecie� wiadomo. Prowadz� mi�dzynarodow� spedycj� broni masowego ra�enia, mam sie� burdeli, stoj� na czele kartelu narkotykowego, dorobi�em si� kilku pralni brudnych pieni�dzy, stadami przerzucam nielegalnych imigrant�w do kraj�w wysoko rozwijaj�cych si�, wykupuj� rz�dy kraj�w biednych, kontroluj� ich konstytucj� lub czasopisma... Mam m�wi� dalej? � Nie, dzi�kuj�, ale brzmi jako� znajomo. � Tak, bo to twoja dzia�ka, obijasz si�, to kto� musia� przej�� ten szata�ski interes. A poza tym � rozmarzy� si� Miko�aj. � Kiedy� w podobnym klimacie okre�li� opowie�ci o mnie pewien pisarz, m�j ulubieniec. Kocham go�cia jak syna, dos�ownie. Szkoda, �e odszed� za wcze�nie. Wielka strata dla ludzi, strata wielka. � Mo�e u mnie jest? � O�ywi� si� Gucio. � Niedoczekanie. Poszed� od razu tam � siwy podni�s� palec. � Nie mia�e� najmniejszych szans. � Ty te� nie masz szans, bo jeste� lipny! � rykn�� ch�opiec. � A ty jeste� g�upi, s�aby i masz kompleksy. Lipny, lipny... W k�ko to samo. � Miko�aj nagle spochmurnia�. � Wiesz, co ja teraz powinienem zrobi�? Przekaza� ciebie wymiarowi sprawiedliwo�ci i patrze�, jak sk�ra na twoim ty�ku schodzi od bat�w. Usta Gucia wygi�y si� w podk�wk�. �wi�ty zobaczy�, �e dziecko zaciska pi�stki, �e sk�ra na jego twarzy robi si� coraz bardziej czerwona. � Sko�czy�y mi si� argumenty s�owne... � wycharcza�o Gucio. � Zniszcz� ciebie, prezenty, ca�y biegun, pani� Miko�ajow�, elfy, spal� choinki, spal� ca�y �wiat! � Tak, a jak ci� z�api� teraz za ogon... � Miko�aj nie doko�czy�, bo na blacie pojawi�a si� zalakowana koperta. Siwy jegomo�� od razu prze�ama� piecz��, wyj�� list i zacz�� czyta�. Twarz Gucia momentalnie wr�ci�a do standardowego kolorytu. Rozlu�ni� pi�stki i wyprostowa� si� w krze�le. Przesta� nawet patrze� z�owieszczo spode �ba. � Co� si� sta�o? � spyta� cicho. � No sta�o si�, sta�o � mrukn�� Miko�aj i poda� mu list. Dziecko uj�o papier w obie r�czki, przeczyta�o szybko i od�o�y�o kartk� na blat. � Cholera jasna, ale kana�. � No � mrukn�� �wi�ty. � Mo�esz sobie pogratulowa�. Masz, czego chcia�e�. Brawa dla tego pana. Najwy�sza instancja odwo�a�a Gwiazdk�. Prezent�w nie b�dzie. Nawet tych lipnych, rozwo�onych przez lipnego Miko�aja. I co� jeszcze powiem, nie b�dzie podarku dla ciebie. Podark�w raczej, bo nazbiera�o si� tego przez te minione tysi�clecia. Ca�y czas by�e� niegrzeczny, a tylko grzeczne dzieci dostaj� prezenty. � Podarek � wyszepta� Gucio ju� g�osem prawie normalnym � dla mnie? � A dla kogo? Dla misia Gogo? Pewnie, �e dla ciebie. I teraz prosz�, nie dostaniesz, bo �wi�t nie b�dzie. � Dlaczego? � Gucio ponownie wykrzywi� usta w podk�wk�. � Bo by�e� niegrzeczny. Bo jeste� niegrzeczny. Co rok jeste� niegrzeczny. I najprawdopodobniej b�dziesz. A do tego pieprzony egoista. Sam nie dostanie i innym nie da. Skoro �wi�t nie b�dzie... Rudolf, obecny? � Oczywi�cie, szefie, ca�y czas � odezwa� si� Rudolf z ciemno�ci. � Spal sanie, wypu�� renifery, a prezenty zniszcz. R�wnie� t� niesamowicie ogromn� kop� prezent�w przeznaczon� dla Wcielonego. � Kop� prezent�w? � spyta� ch�opiec, nadal cicho. � Trzeba b�dzie da� odprawy wszystkim elfom, krasnalom i �wistakom. Krowa Milka si� pewnie zap�acze... � Kop�...? � powt�rzy� Gucio. � Siedzib� na biegunie trzeba zamknij, a najlepiej wynajmij jakiej� firmie. Nie wiem, mo�e ten zalegaj�cy �nieg przerobi� na pe�en mikroelement�w ekologiczny l�d do drink�w. - Miko�aj ukradkiem spojrza� na ch�opca. Ten natychmiast spu�ci� g�ow� i westchn��. Starszy pan zd��y� jednak co� zauwa�y�. �z� na dzieci�cym policzku. � Skoro �wi�t nie b�dzie... � Gucio zacz�� m�wi� normalniej�cym g�osem. � No nie b�dzie, w�a�nie zapad�a decyzja! � krzykn�� Miko�aj, uderzaj�c d�oni� w blat sto�u. � Mo�esz teraz przelecie� si� nad �wiatem i ch�on�� zwyci�stwo. Prosz� ciebie bardzo! Machaj skrzydliskami czarnymi, machaj. Tylko przedtem sobie wypoleruj rogi i kopyta, coby si� pi�knie b�yszcza�y w ksi�ycowym �wietle. Prosz� ciebie bardzo! � Ale ja... � zapiszcza� ch�opiec. � Co ale ja, co ale ja? � Krzycza� Miko�aj. � Mo�e jeszcze mi powiesz, �e nie chcia�e�, albo �e zrobi�e� ba�agan niechc�cy? A w�a�nie, �e chcia�e�, i w�a�nie twoja wina. Medal chcesz? Ale ode mnie nie dostaniesz. Nic ode mnie nie dostaniesz, nawet zaleg�ych prezent�w! Gwiazdka odwo�ana, serdecznie gratuluj�, Wcielony. Wy-gra-�e�! Ostatnie wyrazy oraz ostatnie sylaby �wi�ty wykrzycza� resztk� si�. A przynajmniej tak udawa�. Nast�pnie z�apa� si� za gard�o i ci�ko opad� na krzes�o. � Skoro tak, to ja nie mam tutaj nic do roboty � szepn�� Gucio. Tym razem Miko�aj nie odpowiedzia�. Nie odezwa� si� r�wnie� Rudolf. Zreszt�, on si� zawsze ma�o odzywa�, nawet w sytuacjach ko�cowi �wiata podobnych. � W takim razie uciekam... Po tych s�owach Gucio podni�s� g�ow�, zamkn�� oczy i wypu�ci� jaki� dymek noskiem. Miko�aj momentalnie znalaz� si� przy krze�le i wzi�� ch�opca na r�ce. Dziecko nie otworzy�o oczu, tylko opar�o g��wk� o rami� �wi�tego i po prostu zasn�o. Wcielonego ju� nie by�o. Wylecia� w postaci tego dymka. � Dzi�kuj�, Szefie � �wi�ty Miko�aj uni�s� wzrok i u�miechn�� si�. � Twoje fortele s� zawsze najlepsze. Potem siwy jegomo�� strzeli� palcami i wszystko wr�ci�o do normy. Pok�j, meble, �pi�cy rodzice Gucia, choinka... Z tym, �e pod drzewkiem by�y paczki z prezentami, za oknami dnia�o. Miko�aj u�o�y� Gucia. To znaczy, prawd� powiedziawszy, to Rudolf odni�s� ch�opca i czule przykry� ko�dr�. � No dobra, ma�y, spadamy � powiedzia� Miko�aj do swojego asystenta, kiedy tamten wr�ci� do jadalni. � Rodzice nic nie b�d� pami�tali, nestorka rodu nic nie widzia�a, ch�opiec jest za ma�y, czyli wszystko w normie. Rudolf si� nie odezwa�. Sta� wpatrzony w przystrojone drzewko i r�wno u�o�one prezenty. � Ty. � �wi�ty stukn�� go w bok �okciem. � Co jest? � Nic � odburkn�� m�czyzna. � Jako� tak mi si� �wi�tecznie zrobi�o nagle. � Nie zaczynaj mi si� tutaj rozczula� teraz! � warkn�� Miko�aj. � Robota czeka. Czasu i przestrzeni nie mog� trzyma� w zawieszeniu w niesko�czono��. Musimy rozwie�� prezenty, zaprz�g czeka. Jest co robi�. Przebierzesz si� p�niej. � Jak to, przebierzesz? � Normalnie, w kostium. � W jaki kostium, szefie? � No jaki kostium, szefie. Renifera, oczywi�cie. Ja zaraz wskakuj� w t� czerwon� pi�am�, a ty w futro, bach na cztery nogi i wio. Trzeba uwzgl�dni� przesuni�cie czasowe czy jakie� tam plus sze�� godzin, minus sze�� godzin. Galopem, kochany, galopem. Bacikiem po pleckach dostaniesz razy kilka... � Taaak? � Rudolf pierwszy raz od niepami�tnych czas�w zdj�� okulary, pokazuj�c, �e jego oczy, podobnie jak du�o wcze�niej oczy taty Gucia, zrobi�y si� okr�g�e jak stare z�ot�wki. � Renifer? Mog�? � Pewnie, �e mo�esz � roze�mia� si� Miko�aj. � Przebieranki to norma w naszej firmie. Elf�w spytasz, pos�uchasz. Ka�dy ma po pi�tna�cie setek na karku, a udaje m�okosa w zielonych rajtuzach. I ka�dy si� bawi przy tym jak dziecko. Skoro ciebie nie wiadomo czemu zawsze mylono z jakim� reniferem, to przebierzesz si� za renifera i problem rozwi�zany. Tylko... � Tylko co, szefie? � zapyta� Rudolf trwo�nie. � Tylko co� b�dzie trzeba zrobi�, �eby ci si� nos za�wieci� na czerwono. � Dlaczego? � A nie wiem. Tak mi jako� przypasowa�o. Mo�e dlatego, �e b�dziesz pierwszy w zaprz�gu, drog� wska�esz?