5980
Szczegóły |
Tytuł |
5980 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5980 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5980 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5980 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Taras Szewczenko
KAPITANOWI
T�umaczy� JERZY J�DRZEJE WICZ
WYDAWNICTWO LUBELSKIE
Tytu� orygina�u rosyjskiego KflnMTflHLUft
Obja�nienia JERZY J�DRZEJEWICZ
Kart� tytu�ow�, ok�adk� i obwolut�
projektowa� JERZY KOSTKA
Redaktor ANNA �AZUKA
Korektor EL�BIETA LIPNIEWSKA
Copyright by Wydawnictwo Lubelskie Lublin 1978
W roku 1845, w tym samym roku, kiedy pow�d� zniszczy�a p� Kremienczuga 1, a Kriukow 2 zosta� nietkni�ty, w Kijowie za� woda podnios�a si� do Monaste-ru Brackiego3 � w tym w�a�nie krytycznym roku, w ko�cu marca, wyjecha�em z Moskwy na tulsk�, wtedy dopiero co otwart� szos�. Jecha�em (prosz� zauwa�y�, pocztowymi ko�mi) dwa tygodnie do Tu�y, do Or�a za� tydzie�, razem trzy tygodnie. A com wycierpia� przez te trzy tygodnie, tego �adne pi�ro nie zdo�a odda�. Jedno tylko pa�stwu powiem, �e nie z opisu jakiego� turysty, lecz z w�asnego do�wiadczenia wiem, ile kosztuje talerz kapu�niaku i kromka chleba na stacji pocztowej; zaznajomiony tedy praktycznie z komfortem stacyjnym, wyje�d�aj�c z Moskwy na�adowa�em spory koszyk wszelakimi solonymi i w�dzonymi wiktua�ami. I c�: zapasy te zmuszony by�em rzuci� na drugiej stacji, to znaczy w Podolsku, gdy� wszystko to � nawet ja sam � zanurzy�o si� kilka razy w brudnej �niegowej wodzie. Rozs�dek nakazywa� wr�ci� do Moskwy, ale k��� no si�, cz�owieku, z upart� g�ow� (mi�dzy nami m�wi�c, nie zosta�em w tyle za moimi rodakami pod wzgl�dem tej cnoty, to jest uporu, co przez grzeczno�� nazywamy si�� woli). Tak wi�c od Podolska do Tu�y podr�owa�em na wikcie �w. Antoniego 4, a od Tu�y do Or�a r�wnie�, gdy� aczkolwiek Tu�a s�ynie z karabin�w
I harmonijek, kie�basiarni� jednak nie mo�e si� pochwali�, s�owem: w Tul� z wielkim trudem znalaz�em solonego sandacza, przywiezionego z brzeg�w niebieskiego Donu b�d� z brzeg�w Uralu, b�d� z brzeg�w mateczki Wo�gi. Z takim tedy prowiantem dojecha�em do Or�a. Stan��em w hotelu, tu� obok stacji pocztowej, a kiedy nazajutrz przeliczy�em swoj� kas�, to tylko j�kn��em! Ca�ego maj�tku mia�em trzyrublow� asygna-t� i z pi��dziesi�t kopiejek drobnymi. A z Moskwy wzi��em z sob� okr�g�e sto rubli srebrem. Z tak� sum� jak�e nie dojecha� z Moskwy do Kijowa? A przecie zdarzy�o si� tak, �e dojecha�em tylko do Or�a, tam za�, to znaczy w Orle, osiad�em niby rak na mieli�nie. Zamy�li�em si� nie na �arty i po g��bokich rozwa�aniach poszed�em szuka� zajazdu. Znowu bieda � Oka i Orlik zatopi�y nie tylko wszystkie zajazdy, ale nawet wi�ksz� cz�� miasta. Wr�ci�em do swego numeru jeszcze smutniejszy, ni� z niego wyszed�em; zamy�lony siad�em przy oknie, patrz� na ulic�, a po ulicy wlecze si� zaprz�ona w par� niepozornych konik�w du�a kryta fura, obok niej za� z bacikiem w r�ku idzie niewielkiego wzrostu puco�owaty, o rudej br�dce kmiotek- �Ha, przyjacielu!
� my�l� sobie � ty mi w�a�nie jeste� potrzebny!" Otwar�em okno i krzykn��em:
� Hej, dobry cz�owieku! . . . . Kmiotek stan��, zdj�� czapk� i popatrzywszy na okna hotelu zauwa�y� mi� i powiedzia�:
- � Ja�nie pan wo�a?
� Tak.
� A co panu potrza? � spyta� '
� A to: czy jeste� wo�nic�? ,
�- Wiadomo, �e wo�nic�.
� Z kt�rej guberni?
� Tutejszej, prosz� ja�nie pana. A powiatu mitrow-skiego. ,
� A czy nie chcia�by�, m�j kochany, pojecha� do domu na �wi�ta? (By�o� to w sz�stym tygodniu Wielkiego Postu).
. � Jak�ebym mia� nie chcie�, prosz� ja�nie pana? Wiadomo, chc�. Ale przecie nie mog� jecha� z pr�nym wozem.
� Je�li chcesz, to ci znajd� pasa�era do G�uchowa.
� Jak�e mam nie chcie�! Mog� jecha� a� do samej Moskwy.
� A wiesz, gdzie jest G�uch�w?
� Jak�e mam nie wiedzie�? Za Mitrowskim. W Kijowie te� nieraz bywali�my.
� Du�o we�miesz za t� drog�?
� Od puda, czy jak, prosz� ja�nie pana?
� Mo�e by� od puda.
� Po dwa i p� rubla, prosz� ja�nie pana!
� Dobrze, zgadzam si�, ale pieni�dze dostaniesz w G�uchowie.
� A zadateczek, prosz� ja�nie pana?
� Zadateczek te� w G�uchowie. Kmiotek podrapa� si� w potylic� i popatrzywszy na mnie z minut� spyta�:
� A kiedy jecha�, prosz� ja�nie pana?
� Cho�by zaraz.
� Zaraz, prosz� ja�nie pana, nie mo�na: trzeba tro-sze�k� nakarmi� koniki.
� A gdzie� ty je b�dziesz karmi�? Jak ci� znale��1?
� A tu, na ulicy. Przecie zajazdy wszystkie pozalewa�o wod�, wi�c gdzie karmi�?
I m�wi�c to skr�ci� pod p�ot i zacz�� wyprz�ga� konie.
Wyszed�em do niego na ulic�, obejrza�em w�z. W�z by� pakowny, ca�kiem kryty, w rodzaju �ydowskiej bryki.
� Jaki� ty towar wozisz w tym pudle?
� A niby jaki mam wozi�? Teraz, na ten przyk�ad, zawioz� wasz� wielmo�no��, a tutaj przywioz�em jak�� pani� z Mitrowska. Do dzieciak�w przyjecha�a czy co� takiego: do jakiej� szko�y czy do korpusu, powiada. Ale z�a, �e niech Pan B�g broni. Coraz to bije dziewuch�.
� A jak my�lisz, wyjedziemy dzisiaj czy nie wyjedziemy?
Kmiotek popatrzy� na s�o�ce i powiedzia�:
� Chyba przenocujemy.
Nie maj�c nic do roboty poszed�em w��czy� si� po mie�cie.
Gdy przechodzi�em obok sklepu tytoniowego, ujrza�em pomi�dzy wystawionymi w oknie towarami o r�nych etykietach kapciuchy na tyto� i harmoni�. Nie spodziewa�em si�, aby podr� moja by�a czym� urozmaicona, wi�c pomy�la�em: kupi� harmoni�, b�d� przynajmniej zabawia� dzieci na postojach. Kupi�em harmoni� i wr�ci�em do hotelu. A w hotelu, odpocz�wszy po przechadzce, zada�em sobie takie pytanie: co b�dzie, je�li m�j przyjaciel w G�uchowie, na kt�rego licz� tak na pewno, nie da mi pieni�dzy, co wtedy poczn�? Co prawda, mam w G�uchowie jeszcze jednego przyjaciela, na kt�rego te� mo�na liczy�, poniewa� samej tylko gliny porcelanowej sprzedaje rocznie za sto tysi�cy � wi�c jak�e nie pok�ada� w nim nadziei? Ale trzeba wzi�� pod uwag�, �e jest to pan ca�� g�b�, jak to si� m�wi. Do obiadu nie mo�na u niego zasi��� inaczej ni� we fraku, a to nie bardzo mi si� podoba�o. Bo naprawd� �mieszna rzecz: mieszka� na wsi i stroi� si� dzie� w dzie� � licho wie po co! Dobrze jeszcze, je�eli wypada pogrzeb albo wesele, albo inna jaka� familijna uroczysto��, a tak � to nie jest nic innego, tylko �lepe na�ladowanie angielskich lord�w.
Po d�ugich rozmy�laniach napisa�em list do Kijowa i prosi�em, �eby wys�ano mi pieni�dze do G�uchowa,
adresuj�c nie do tego przyjaciela, kt�ry sprzedaje glin� porcelanow�, lecz do jego s�siada, dymisjonowanego rotmistrza takiego to a takiego.
Urz�dzi�em wi�c wszystko jak przysta�o porz�dnemu cz�owiekowi, a nazajutrz przed wschodem s�o�ca za�adowa�em si� na furgon i szcz�liwie dotar�em do zajazdu odleg�ego od Or�a o dwadzie�cia pi�� wiorst.
Wypada�oby przedstawi� ze wszelkimi szczeg�ami zajazd, poniewa� jednak ten tableau de genre 5 oddali ju� liczni autorzy nie tylko proz�, ale nawet wierszem, nie o�mielam si� wi�c rywalizowa� z �adnym z tych beztroskich spisywaczy ani nawet z samym homerow-skim opisaniem wierszami zajazdu wydrukowanym, nie pami�tam, w jakim czasopi�mie, gdzie fragment ten por�wnywany jest z �Iliad�".
Do Krom�w przybyli�my w nocy i skoro �wit wyruszyli�my w dalsz� drog�, wi�c o Kromach te� nie mam nic do powiedzenia, chyba tylko tyle, �e za talerz chudego kapu�niaku wzi�to ode mnie p� rubla srebrem, w�a�ciwie dlatego �e nie wytargowa�em si� o cen� przedtem. To wszystko, co mog� powiedzie� o Kromach 6.
S�o�ce wzbi�o si� ju� do�� wysoko, kiedy obudzi�em si� w swoim furgonie. Wysun��em g�ow�, �eby popatrzy� na �wiat bo�y i spyta� Jermo�aja (takie mia� imi� m�j wo�nica), czy daleko jest do zajazdu.
� Jak tylko zjedziemy z tej g�rki, zaraz b�dzie zajazd.
Obejrza�em si� doko�a. My�la�em, �e istotnie zobacz� gdzie� chocia�by g�rk� � ale nic podobnego: wsz�dzie rozpo�ciera�a si� r�wnina, jednostajna r�wnina, przeci�ta czarn� smug� drogi pocztowej, obsadzonej gdzieniegdzie rokitnikiem i pstrokatymi s�upami, oznaczaj�cymi wiorsty.
Niezbyt pon�tny, prawd� m�wi�c, pejza� i je�li wzi��
pod uwag� moj� do�� woln� podr�, to mo�e si� wyda� nawet nudny. I co robi�? Czyta� nie ma co, my�le� nie ma o czym (w tym czasie nie pisa�em jeszcze opowiada�). Polez� sobie, polez� w furgonie, wyjd� z niego, przejd� si� wiorst� lub dwie piechot�, i znowu do furgonu, pogram na harmonii, a Jermo�aj pota�czy. Wo�nica prawie nie siada� na ko�le, tylko wci�� sobie szed! z bacikiern ko�o konik�w i kiedy przygrywa�em na harmonii, zaczyna� ta�czy�, najpierw spokojnie, potem coraz szybciej, a nabrawszy animuszu zwraca� si� do mnie i niemal krzycza�:
� �wawiej, ja�nie panie, �wawiej!
Zagram mu �wawiej, on �wawiej zata�czy i ani si� obejrzymy, jak ju� jeste�my przy zaje�dzie.
W taki to spos�b ja i Jermo�aj skracali�my czas i drog� do samej Esmanii (pierwsza stacja guberni czer-nihowskiej). Ledwo si� przejedzie granic� guberni or-�owskiej, a dekoracja ju� si� zmienia: zamiast rokitnika po obu stronach drogi rosn� wspania�e roz�o�yste wierzby; w pierwszej wiosce guberni czernihowskiej s� ju� bielutkie chaty, kryte s�om�, dymariami7, a nie szare cha�upy z okr�glak�w; ubiory, j�zyk, twarze � zupe�nie inne. I ca�a ta przemiana dokonuje si� na przestrze. ni dwudziestu wiorst. W ci�gu jednej godziny cz�owiek czuje si� jakby w innej atmosferze; przynajmniej ja zawsze tak si� czu�em, ilekro� t�dy przeje�d�a�em. Kiedy si� jedzie z Kijowa przez Czernih�w, to po drugiej stronie Desny 8 widzi si�, �e to ju� nie jest Ma�orosja, ale s�yszy si� jak� tak� intonacj�, mi�dzy za� Esmani� a G�uchowem �adnej.
Przejechawszy dwie czy trzy wiorsty za Esma�, zobaczy�em na prawo, niedaleko od drogi, ju� nie szary, z okr�glak�w, o mocnych wrotach zajazd, lecz bia��, pod s�omianym dachem, ukryt� pomi�dzy wierzbami karczm�. Widok tej pierwszej karczmy przypomnia� mi
10
s�yszan� jeszcze w dzieci�stwie pie��, kt�ra zaczyna si� tak:
Oj, w poli werba,
Pid werboju korczma g.
Mo�na by jeszcze by�o za dnia przyjecha� do G�u-chowa, ale tak mi si� spodoba�a ta karczma, �e prosi�em Jermo�aj a, �eby�my si� w niej zatrzymali i zanocowali, na co on ch�tnie si� zgodzi�, poniewa� w karczmie, jak m�wi�, zawsze jest taniej ni� w mie�cie.
Dotar�szy do samej karczmy stan�li�my i ujrza�em w�wczas cz�owieka nie zwracaj�cego na nas �adnej uwagi. Ubrany by� do�� dziwacznie: w szary �o�nierski szynel przepasany nie rzemiennym pasem, lecz s�omianym powr�s�em; na g�owie, mia� czarn� barankow� czapk�, a w r�ku grabie. Wylaz�em z wozu, podszed�em do niego i spyta�em:
� Jeste�cie gospodarzem?
.� Aw�e�10, gospodarzem � odpowiedzia�, ledwo spojrzawszy na mnie.
� Macie siano?
� Aw�e�, mam.
� I owies te�?
� Aw�e�, i owies.
� I b�dzie co .zje�� na kolacj�?
� Aw�e�, b�dzie. � I zwr�ci� si� do wo�nicy, m�wi�c niezbyt przyjaznym tonem:
� Czeg� ty tam stoisz, moskiewska wrono, czego nie zaje�d�asz? � Po czym uda� si�, by otworzy� wrota karczmy.
Przypad� mi do gustu m�j oryginalny ziomek jako w�a�ciciel zajazdu przy wielkim trakcie. Zw�aszcza po or�owskich karczmarzach, kt�rzy witaj� podr�nego z odleg�o�ci p� wiorsty, zdejmuj� czapk�, k�aniaj� si�
11
w pas, przysi�gaj�, �e znajdzie si� u nich wszystko pr�cz ptasiego mleka, a naprawd� oka�e si� tylko owies i zgni�e siano, o zjedzeniu za� kolacji czy obiadu, szczeg�lnie w Wielkim Po�cie, nie ma nawet mowy: podadz� cz�owiekowi kapu�niaku ze �mierdz�cym olejem i z�upi� z niego p� rubla srebrem, o ile si� naprz�d nie wytarguje.
Podczas gdy ma�om�wny gospodarz otwiera� i zamyka� wrota swojej karczmy, poszed�em rozprostowa� nogi, zdr�twia�e wskutek d�ugiego siedzenia.
Karczma by�a starannie wybielona, a doko�a okien zrobione by�y ramki z ��toczerwonawej gliny; przylegaj�ca do karczmy szopa, czyli tak zwana stodo�a, te� mia�a �ciany �adnie wymazane ��t� glin�. W og�le wygl�d karczmy wskazywa� na to, �e za kilka dni ludzie b�d� obchodzili wielkie �wi�to. Podszed�em bli�ej. Za p�otem dwie kobiety kopa�y grz�dki i jedna z nich co� opowiada�a, a druga tak dono�nie, serdecznie �mia�a si�, �e i ja sam si� mimo woli roze�mia�em. Opowiadaj�ca by�a kobiet� ju� nie pierwszej m�odo�ci, a ta, kt�ra si� �mia�a � �wie�o rozkwit�� czarnobrew� krasawic� i, jak si� wydawa�o, raczej c�rk� pierwszej, a nie kole�ank�.
Nie zd��y�em przypatrze� im si� dobrze i pos�ucha� d�wi�cznego �miechu krasawicy, kiedy zza w�g�a karczmy ukaza� si� sam gospodarz i zawo�a� je do chaty, �eby ugotowa�y wieczerz�. Pod��y�em za nimi. W drzwiach zetkn��em si� z gospodarzem. �yczy� mi dobrego zdrowia i prosi� wej�� do �wietlicy. Wszed�em do obszernej, czysto wybielonej izby, kt�r� niby �ciana dzieli� na ca�� d�ugo�� kaflowy piec. Wzd�u� �cian doko�a sta�y �awy, a mi�dzy nimi wznosi� si� d�bowy, czysto umyty st�. Na �cianie w k�cie wisia� obraz, przyozdobiony �wie�� wierzbin� oraz usch�� mi�t� i b�awatkami.
12
� Prosimy siada� � powiedzia� gospodarz zdejmuj�c czapk�. � Tutaj mieszkamy sami � doda� � a dla innych ludzi mamy dru^^ izb�.
� S�uchajcie no, gospodarzu � spyta�em siadaj�c na �awie � mo�na by v* was dosta� w�dki?
� Czemu nie mo�na? �yczy pan sobie p� kwarty czy ca�� kwart�? � spy�-a*-
� Na razie chocia� p# kwarty.
� Dobrze � powied^ial i wyszed� z izby.
Wkr�tce powr�ci� z kieliszkiem i karafk�, a za nim sz�a z talerzem i obruszeni w r�kach weso�a ogrodnica. By�a to urocza brunetka> pi�tnasto- lub szesnastoletnia, zgrabna, gi�tka Jak m�oda topola. W�osy jej, g�ste, b�yszcz�ce, upi�tL by�y czarn� wst��k� i ozdobione �wie�ym zielonym' barwinkiem.
Nakry�a cz�� sto�u obrusikiem, postawi�a talerz z jak�� solon� ryb�, po�o�y�a na stole dwa kawa�ki bia�ego chleba i, u�miechn�wszy si�, wysz�a z izby. Odprowadziwszy wzrokiem ki?asawic� zwr�ci�em si� do gospodarza:
� No co, ziomku, m oze by�my wypili po kieliszku w�dki?
� Dlaczego nie manvy wypi�? � odrzek� i siad� na �awce.
Wypi�em w�dk� i po� z�stowa�em gospodarza. Po nied�ugim czasie znowu gcP pocz�stowa�em i spyta�em:
� Zdaje mi si�, gospodarzu, �e s�u�yli�cie w wojsku?
� Aw�e�, s�u�y�em.
� To dlatego tak g�adko m�wicie po rosyjsku!
� O tak pak! "W guberni w�odzimierskiej kwatyro-wa�em sze�� lat, wi�c j�^k�e si� mia�em nie nauczy� po rosyjsku!
Poczciwiec nie zauwa�y� mojej ironii; za to nala�em mu jeszcze kieliszek w�^dki.
_ My�l�, �e chyba � chodzili�cie i na Francuz�w? 12
1 "'
Pytanie to zada�em mu dlatego, i� zauwa�y�em u niego niebiesk� wst��eczk� 13 przyszyt� do szynela.
� A ju�ci, chodzi�em! � odrzek�.
� Du�o�cie tych niegodziwc�w zak�uli bagnetem?
� Ani jednego.
� Czemu� to si� tak zdarzy�o? � spyta�em nie bez zdziwienia.
� By�em muzykantem!
To mi� jeszcze bardziej zadziwi�o, poniewa� w fizjonomii jego i w og�le w ruchach nie dostrzega�o si� nic takiego, co by zdradza�o w nim wirtuoza.
� Na jakim�e grali�cie instrumencie? � spyta�em.
� Na b�bnie � odpowiedzia� nie zmieniaj�c tonu.
�I gr� na tym d�wi�cznym instrumencie te� si� chyba nie wyr�nia�e�" � pomy�la�em patrz�c na jego uczciwy, wyrazisty profil, a on siedzia� sobie na �awce, zgarbiony, i hu�ta� nogami tak, jak to robi� ma�e dzieci. Liczy�em (z do�� znaczn� pewno�ci�), �e us�ysz� od niego o jakich� bohaterskich czynach podczas bitew, o jakich� osobistych przygodach, o kt�rych nigdzie nic si�-nie przeczyta, nawet w �Zapiskach rosyjskiego oficera"14, ale okaza�o si� inaczej: gospodarz by� muzykantem i w dodatku nie umia� blagowa�. Wci�� jednak nie traci�em jeszcze nadziei, zaproponowa�em mu kieliszek w�dki, na co ch�tnie si� zgodzi�, i kiedy po�� szynela wytar� swoje bia�e w�sy i odchrz�kn��, spyta�em go jakby niechc�cy:
� A w krajach niemieckich i we Francji te� wam si� zdarzy�o bywa�?
� Zdarzy�o si�?... W samej Francji kwatyrowali�my dwa lata.
� Jak�e rozmawiali�cie z Francuzami?
� Po francusku � odpowiedzia� bez zaj�knienia i po kr�tkiej przerwie ci�gn�� dalej: � Umiem i po francusku, i po niemiecku. Jeszcze w dziesi�tym roku,
14
kiedy�my szli z wyprawy na Turcj� 15, jeden W�gier nauczy� mi�, Panie �wie� nad jego dusz�! W�a�ciwie w ka�dym j�zyku si� rozm�wi� � doda� tonem przechwa�ki. � Na przyk�ad, stoimy w obozie pod samym Pary�em. Jest tu i Prusak, i cysarzec 16, i Anglik czerwony jak ten rak 37, i niebieskopo�y Szwed, kt�ry B�g wie sk�d przyszed�: do samego Pary�a nie by�o go wida�, a tu jakby spod ziemi wyr�s�. No i wszyscy oni przechadzaj� si� po obozie i rozmawiaj� po swojemu. Ot, powiadaj�, da B�g, jutro wejdziemy do Pary�a, a tam. kamerad 1S, i machen Wein 19, i zak�si�, kame-rad, i mamselchen lieber 20 � i wszystkiego pod dostatkiem. A ja chodz� sobie pomi�dzy nimi, w�sa podkr�cam i my�l�: �Nie chwalcie si�, kamerady, zobaczym, co z tego b�dzie!" Po jakich� paru dniach dostali�my paradne mundury, uformowali�my si� i przeszli przez Pary� krokiem defiladowym. Nie dali nam nawet wody si� napi� � dopiero dwadzie�cia wiorst za Pary�em ledwo�my odsapn�li. Podchodz� do jakiego� Austriaka i m�wi� mu po austriacku:
� No co, kamerad, �adne miasto Pary� � powiadam � i weinu, i mamselchen, wszystkiego � powiadam � dosy�.
� O, der dejfel!21 � m�wi � �eby im to miasto do Ina si� spali�o!
� O, o � m�wi� do niego po cysarsku � ne chwa-�yfsia tm�o, jduczy na rat'...22
� A co, ziomku, czy du�a jest r�nica pomi�dzy francuskim a niemieckim?
� Ma�a r�nica! Jak si� umie dobrze po niemiecku, to i z Francuzami si� mo�na dogada�. Ma�a r�nica � doda� podkr�caj�c swoje bia�e w�sy.
W tym czasie kotara na niszy odsun�a si� i do pokoju wesz�a ze �wiec� w r�ku ta sama kobieta, kt�r� widzia�em przelotnie w ogrodzie. By�a to po miejsku
15
starannie ubrana, niem�oda ju� kobieta, wysoka, o �ywych, czarnych, g��boko osadzonych oczach i twarzy w og�le przyjemnej, wyrazistej. Postawi�a na stole �wieczk�, spojrza�a na mojego rozm�wc� i zwracaj�c si� do mnie rzek�a czystym wielkorosyjskim narzeczem:
� Niech pan go nie cz�stuje, bardzo pana prosz�, bo nie da panu spokoju. � Id� lepiej po�� si� spa� � powiedzia�a zwracaj�c si� do niego.
� Mowczy ty, kapitansza! ma... � i po chwili, u�miechn�wszy si�, doda�: � Materi twoij czarka ho-r��ky!23
Kobieta w milczeniu popatrzy�a na niego i znik�a za kotar�.
� Czy to �ona? � spyta�em.
� �ona � odrzek�.
� Dlaczego� nazywacie j� kapitanow�?
� Ano, tak sobie, �artem... Ale po prawdzie m�wi�c to jest kapitanow�. I nawet nie zwyczajna, ale gwar-dyjska � powiedzia� jakby do siebie, tak cicho i pr�dko, �e ledwo mog�em dos�ysze� i zrozumie�.
Bardzo mi� korci�o, �eby go wypyta�, dlaczego to jest kapitanow�, w dodatku gwardyjska, ale tak nieweso�o opu�ci� na piersi swoje bia�e w�sy, �e wszelkie pytania o kapitanow� wyda�y mi si� niestosowne, a nawet zuchwa�e. Nied�ugo siedzieli�my w milczeniu � zza kotary znowu zjawi�a si� ta sama kobieta i postawi�a na stole zup� z jakich� drobnych rybek, nader smacznie przyrz�dzon�.
Zjad�em kolacj�, podzi�kowa�em gospodarzom i poszed�em do swojego furgonu spa�. D�ugo jednak nie mog�em zasn��: s�owo �kapitanow�" sp�dza�o sen z moich powiek. Mnie si� to zreszt� cz�sto przydarza, a my�l� �e i ka�demu: na jakim� prostym s�owie buduje si� ca�� fantazj� dramatyczn� nie gorzej, ni� to
16
robi s�ynny w tym fantastycznym rodzaju czcigodny N. Kukolnik24. Tak si� te� sta�o obecnie: s�owo �kapitanow�" podzieli�o si� ju� w mojej wyobra�ni na akty, sceny, epizody, i ju� si� mia� �w dramat zako�czy� straszliw� katastrof�, kiedy zacz�y mi si� klei� moje tw�rcze powieki i zapad�em w mocarny sen. ;
W ci�gu mojej podr�y od Or�a do tej ciekawej karczmy budzi�em si� co rano w drodze. Domy�lny Jer-mo�aj nigdy mi nie przerywa� snu, bo i po co zreszt�: wr�czy�em mu moj� trzyrublow� asygnat� jeszcze w Kromaeh, po drogim kapu�niaku, i przez ca�� dalsz� drog� uiszcza� nale�no�ci za to, co zjad�em i wypi�em w ka�dym zaje�dzie, a ja sobie spa�em snem sprawiedliwego i budzi�em si� zawsze w drodze. Ocykaj�c si� pod stukot k� i lekkie ko�ysanie wozu, niekiedy znowu pogr��a�em si� w drzemce i budzi�em si� ju� przed zajazdem.
Po nie doko�czonym dramacie, osnutym na s�owie �kapitanow�", obudzi�em si� nazajutrz ju� niezbyt wcze�nie i ku niema�emu swojemu zdziwieniu nie czu�em ani ko�ysania wozu, ani zimnego rannego powietrza; przys�uchiwa�em si� i nie s�ysza�em nic doko�a, nawet postukiwania k�.
�Czy�by�my ju� przejechali stacj�? � pomy�la�em. � Ale nie, to niemo�liwe! Przecie powinni�my by� teraz u przyjaciela mojego na wsi w pobli�u G�ucho-wa, a nie w zaje�dzie. Co prawda, nie obja�ni�em mu wczoraj, dok�d si� mamy skierowa�, a ten dure� nie obudzi� mi� przy wyje�dzie z karczmy". �'� Rozstrzygn�wszy tak m�drze to zagadnienie, znowu odda�em si� drzemce, ale Jermo�aj widocznie pods�uchiwa� moje my�li, gdy� podszed� do wozu i zawo�a�:
�- Ja�nie panie, h�, ja�nie panie!
� Co, Jermo�aj? � odezwa�em si�.
� Ja�nie pan �pi? � spyta�.
2 � Kapitanow�
17
ir
� �pi� �r- odrzek�em.
� Czas wstawa�.
� Dobrze, wstan�. Czy si� co� nie sta�o?
� Nic si� nie sta�o, chwali� Boga, wszystko jest w porz�dku.
� No to c� w takim razie? Jedz obiad i basta.
� Jaki obiad, prosz� ja�nie pana! Nie mamy czym zap�aci� nawet za wczorajsz� kolacj�: wyda�em wszystkie pieni�dze, i pa�skie, i swoje.
� Nic a nic nie zosta�o?
� Ani grosza!
��le" � pomy�la�em i potem spyta�em Jermo�a-ja: �A konie masz nakarmione?
� Konie na�arte; str� o niczym nie wie i daje wszystko, co si� za��da.
� Dobrze. Id� wi�c i popro� go, �eby nastawi� samowar, a ja zaraz przyjd�.
Jermo�aj odszed�.
Kiedy� w Tul�, w traktierni, podszed� do mnie jaki� niezupe�nie trze�wy i zaproponowa� mi strzelb� jedno-rurk� za trzy srebrne ruble. �eby si� od niego odczepi�, powiedzia�em, i� mog� da� rubla. "Wyszed� za drzwi nie rzek�szy ani s�owa; po kr�tkim czasie zjawi� si� znowu w pokoju i spyta� si�, czy �artuj�, czy te� bior� rzecz powa�nie. O�wiadczy�em, �e bior� rzecz powa�nie. Pomy�la� troch� i rzek�:
� Je�li powa�nie, to prosz� wzi�� strzelb� i da� pieni�dze.
Da�em mu rubla, a strzelb� po�o�y�em na stole, nie przyjrzawszy si� jej nawet dobrze, jako rzeczy zupe�nie mi niepotrzebnej. Czy� mog�em wtedy przewidzie�, �e owa strzelba, niemal pod przymusem kupiona, odegra tak wa�n� rol�, jak� jej teraz wyznaczy�em?
Wylaz�em ze swojej ruchomej sypialni, poszed�em do studni, umy�em si�, doprowadzi�em garderob� do
jakiego takiego porz�dku i wszed�em do pokoju. Na ��tul� sta� ju� samowar, a wczorajsza kapitanowa wyciera�a czystym r�czniczkiem du�� porcelanow� fili�ank� t�o herbaty. Powiedzia�em jej dzie� dobry, na co odwzajemni�a mi si� tym samym.
� A gdzie� gospodarz? � spyta�em.
� Raniutko jeszcze wyjecha� do w�a�ciciela maj�tku, od kt�rego dzier�awimy t� karczm�.
� A jak si� nazywa ten w�a�ciciel i czy daleko st�d mieszka?
� Jest to dymisjonowany rotmistrz M. N., a mieszka prawie ko�o samego miasta.
�Przecie to w�a�nie m�j przyjaciel, moja jedyna nadzieja" � pomy�la�em i zwracaj�c si� do gospodyni spyta�em, jak s�dzi, czy pr�dko jej m�� powr�ci do domu.
� S�dz�, �e pr�dko, je�li go nie zatrzyma Wiktor Aleksandrowie^: nie ma tam wiele do roboty � odda� pieni�dze i wzi�� beczk� w�dki. Ale po co pan b�dzie czeka� na niego, mo�e si� pan rozliczy� ze mn�.
�O to w�a�nie chodzi, �e nie mog�" � pomy�la�em, a na g�os rzek�em:
� Chcia�bym jeszcze raz si� z nim zobaczy� i pogaw�dzi�. Chyba z niego poczciwy starzec?
� Wspania�y cz�owiek! � powiedzia�a kapitanowa z widocznym wzruszeniem. /
� Szkoda by mi by�o, gdybym si� na niego nie doczeka�. A zreszt�, nie mam si� dok�d �pieszy�. Czy nie zechcia�aby pani wypi� ze mn� fili�ank� herbaty?
� Bardzo panu dzi�kuj�, pili�my ju� herbat� � odpar�a z ledwo dostrzegalnym pochyleniem g�owy.
Nadzwyczaj podoba�y mi si� w tej prostej kobiecie jej niewymuszone, pe�ne wdzi�ku ruchy, jej g�os i owa nieskazitelna czysto��, od chustki na g�owie do bucika. Podczas gdy obmy�la�em spos�b, jak j� zatrzyma� w
18
19
pokoju, zd��y�a z�o�y� i po�o�y� na stole obrusik, sama znik�a za kotar�.
Napi�em si� herbaty i wyszed�em na dw�r, by si� troch� porozkoszowa� wiosennym kwietniowym rankiem, ale ten ranek uton�� ju� w wieczno�ci, miejsce za� jego zaj�o ciep�e, pi�kne, kwietniowe po�udnie. Obszed�em karczm� doko�a i przystan��em u p�otu. Za p�otem, podobnie� jak wczoraj, kopa�y grz�dki moje znajome. Zwr�ci�em si� do starszej.
� Czy to c�rka pani? � spyta�em.
� C�rka! � odrzek�a, ale jako� nie�mia�o.
� A jak ma na imi�?
� Helena.
� Heleno � spyta�em dziewczyny � czy umiesz gra� na harmonii?
� Nie, nie umiem � odpowiedzia�a zaj�kn�wszy si�.
� A chcesz, �ebym ci� nauczy�?
� Sk�d�e pan we�mie harmoni�?
� Niech ci� o to g�owa nie boli. Czy tylko chcesz si� uczy�?
� Owszem, niech pan mi� nauczy � rzek�a rumieni�c si�.
Wynios�em harmoni� i lekcja si� zacz�a. Uczennica okaza�a si� bardzo poj�tna, z czego matka jej wyra�nie si� cieszy�a.
Tak pilnie zaj�li�my si� harmoni�, �e nie zauwa�yli�my, jak przyjecha� do domu gospodarz i jak podchodz�c do nas krzykn��:
� Otaka �owy�! Ludy dobri do .p�aszczanyci znanie-nujefsia, a wony on szczo wyrobi� jut'! 25 ,
I podszed�szy do mnie wzi�� z moich r�k harmoni�, obr�ci� j� w r�kach i powiedzia�:
� S�awna sztuka! De wy ii kupy�y? 26
� W Orle.
� I droga? � spyta� oddaj�c mi harmoni�.
20
� Da�em za ni� srebrnego rubla.
� Hm... Zagraj no, O�ena!
Poda�em dziewczynie harmoni�. Wydoby�a z niej kilka akord�w. Starzec u�miechn�� si� i zwracaj�c si� do mnie z rado�ci� spyta�:
� Czy ne proda�na u was ocia muzyka? 27
� Sprzeda� jej nie sprzedam, ale je�li Helena �yczy sobie, to niech we�mie t� muzyk� w podarunku, a wy, gospodarzu, jak chcecie, kupcie ode mnie strzelb�.
Starzec zamy�li� si�, a ja ci�gn��em dalej:
� Dobra strzelba, prawdziwa tulska 2S.
� A na diab�a mi ta pa�ska strzelba, kiedy nawet nie umiem strzela�?
Odwo�a�em go na stron� i wyja�ni�em, o co chodzi. Wys�ucha� mi�, u�miechn�� si� i rzek� weso�o:
� O�eno! Muzyka nasza! Nesy u chatu!29
� Ale prosz� pami�ta� � doda�em � harmoni� po-darowuj�, nie sprzedaj�.
� Dobre, dobre! � m�wi� weso�o starzec. � Prosy-mo my�osty u chatu 30. Chod�cie i wy, gosposie moje nieporz�dne! � wyrzek� zwracaj�c si� do kobiet.
Kobiety porzuci�y swoje grz�dki i ca�� gromadk� udali�my si� do chaty. Na przedzie z powag� kroczy� nasz gospodarz. Ubrany by� ju� nie po wczorajszemu, w �o�nierski szynel, lecz w granatowy, z cienkiego sukna �upan, przepasany szerokim czerwonym pasem. Na g�owie mia� wysok�, czarn� barankow� czapk�. W stroju tym wygl�da� na starodawnego ma�orosyjskiego mieszczanina albo na zamo�nego Kozaka.
Mimochodem szepn��em Jermo�ajowi, �eby zaprz�ga� konie, a wszed�szy do chaty spyta�em gospodarza, czy zasta� w domu Wiktora Aleksandrowicza. Odpowiedzia� mi jak na ca�kiem zwyk�e pytanie, �e zasta� i �e Wiktor Aleksandrowicz wybiera si� do kt�rego� z s�siad�w na �wi�ta.
21
� Wiadomo: kawaler, samotny � doda� � to c� ma u siebie za �wi�ta. Wszystkiego nagotowane, napieczo-ne, naszykowane, a nie ma z kim sisty poobidat'. A wy, dobrodiju, �onaty czy ni? 31 � spyta� mi�.
Odpowiedzia�em, �e nie.
� Niech si� pan o�eni, koniecznie niech si� pan o�eni, bo smutno panu b�dzie starze� si� samemu.
Podczas gdy rozmawia�em z gospodarzem, gospodyni nakrywa�a do sto�u, a Helena za kotar� gra�a na harmonii. Kiedy ju� na stole znalaz�a si� w�dka i przek�ski, do pokoju wszed� Jermo�aj i oznajmi�, �e konie s� gotowe. Kaza�em mu przynie�� strzelb�, a tymczasem wypytywa�em, jak najkr�tsz� drog� dojecha� do Wiktora Aleksandrowicza. Gospodarz, udzieliwszy mi szczeg�owych obja�nie�, zaproponowa� kieliszek w�dki i przek�sk�. Podzi�kowa�em, wymawiaj�c si� Wielk� Sobot�, a w gruncie rzeczy dlatego, �e by�o jeszcze wcze�nie. Gospodarz natomiast wym�wi� si� od kupna strzelby i zaproponowa� pieni�dze za harmoni�. Ma si� rozumie�, pieni�dzy nie przyj��em. Po d�ugich naleganiach, �eby zje�� i przek�si� na drog�, oraz zapewnieniach, �e B�g wybaczy b�d�cemu w podr�y cz�owiekowi, i tym podobnych argumentach nie ust�pi�em jednak ze swego stanowiska, po�egna�em gospodarzy jak starych znajomych i pojecha�em szuka� chutoru Wiktora Aleksandrowicza.
Nie doje�d�aj�c do G�uchowa, o jakie� dwie wiorsty od tego miasta, z prawej strony wielkiego traktu czernieje niedu�y brzozowy gaj, a do tego gaju wiedzie kr�ta �cie�ynka. Owa �cie�ynka zaprowadzi�a mi� wprost do dworku Wiktora Aleksandrowicza.
Dworek czy chutor Wiktora Aleksandrowicza kry� si� jak za skromn� zas�on� za tym gajem. Zbli�aj�c si� do gaju us�ysza�em jaki� nieokre�lony ha�as. Ha�as ten, w miar� jak podchodzi�em bli�ej, wzmaga� si�. Jeszcze
troch� i wyra�nie mog�em rozr�ni�, �e pochodzi� on od kaskady wodnej. W istocie, nie omyli�em si�: pomi�dzy bia�ymi brzozowymi pniami gdzieniegdzie prze-^wieca�a b�yszcz�ca woda. Kiedy wyjecha�em Z gaju,
.:zom moim ukaza� si� rozleg�y staw i grobla, na p� kas�oni�ta starymi, ogromnymi wierzbami. Z tamtej itrony stawu, prawie tu� przy brzegu, wygl�da�y zza Irzew bia�e chatki i odbija�y si� w wodzie- W�r�d |)vvych wiejskich chatek bieli� -si� kryty strzech�,
gniazdem hajstra 32 czy zwyk�ego bociana na szczy-|ie, du�y, o czterech oknach pa�ski dom, czyli hudy-pek, a przed nim r�s� olbrzymi roz�o�ysty wi�z. Za nim ka pochy�o�ci roz�o�y� si� sad owocowy, otoczony sta�ymi brzozami. Na samym wzg�rzu, na tle b��kitnego Itieba, widnia� wiatrak o sze�ciu skrzyd�ach, na lewo �a� od wiatraka, za �agodnie spadaj�c� lini� wzg�rza, la samym widnokr�gu, w�r�d fioletowej mg�y ledwo Jostrzegalnie zarysowywa� si� G�uch�w.
Pomi�dzy wierzbami wzd�u� grobli z wolna przechadza� si� sam w�a�ciciel tego skromnego krajobrazu, w barankowym ko�uszku, krytym szarym niemieckim suknem, przepasany czerwonym pasem i w czarnej barankowej czapce. Zobaczywszy m�j furgon wyje�d�aj�cy z gaju, stan�� i zas�oniwszy r�k�, jakby daszkiem, oczy od s�o�ca, patrzy� na m�j niezgrabny ekwipaz-
� Wiktorze Aleksandrowiczu! � zawo�a�em do niego nie wychylaj�c si� ze swojej budki. Zacz�� si� wpatrywa� jeszcze pilniej.
� Jak pa�skie zdrowie, Wiktorze Aleksandrowiczu? � zawo�a�em znowu, wci�� si� jednak nie pokazuj�c.
� Ki diabe� krzyczy tam i nie wy�azi na �wiat bo, ^'? � odezwa� si� jakby gniewnym tonem.
� To nie diabe�, to ja, Wiktorze Aleksandrowiczu � u�wi�em gramol�c si� z wozu.
� Tak by� od razu gada�!. A tymczasem ryczysz, ry-
22
23
czysz i nie pokazujesz si�! � obj�li�my si� i uca�oi wali. � � ' " . . / �
� No, zuch z ciebie! � wykrzykiwa�. � No, pp~, rz�dne ch�opisko z ciebie! Dzi�kuj�, dzi�kuj�! A ja ju� my�la�em, �e mi� oszukasz. I chcia�em ju� nawet dzi� na noc wypu�ci� si� na �wi�teczn� wizyt� do Siemiona Maksymowicza, a ty� w�a�nie nadjecha�. Dzi�kuj� ci, dzi�kuj�, teraz mog� ju� nie wyci�ga� fraka,
;� Jak si� pan miewa, co pan porabia, Wiktorze Aleksandrowiczu?
� Ba, co porabiam! Ano, ju� drugi tydzie� jak podnios�em upust i chodz� dzie� i noc po grobli jak pies na �a�cuchu. B�g raczy wiedzie�, sk�d tyle wody przybywa. Tylko wci�� dochodzi i dochodzi! � m�wi� i wzi�wszy mnie pod r�k� doda�: � No, teraz prosimy do chaty. � A ty, przyjacielu � powiedzia� zwracaj�c si� do Jermo�aja � wal prosto do stajni, spytaj tam o stangreta Artema i bierz od niego WiSzystko, co ci si� tylko zechce.
Pa�ski dw�r jak zewn�trz, tak i wewn�trz odznacza� si� tylko swoimi wymiarami i niczym wi�cej, a i sam pan, prawd� m�wi�c niewiele si� r�ni� od swoich poddanych. Chyba tylko tym, �e nosi� czerwon� jedwabn� koszul� tudzie� czarne pluszowe szarawary, a w �wi�ta nak�ada� frak i je�dzi� na obiady do swojego ceremonialnego s�siada � niczym wi�cej. Kszta�ci� si�, co prawda, w liceum nie�y�skimss w tym samym czasie, co i nasz nieod�a�owany Gogolu, potem s�u�y� w jakich� huzarach, i to z takim powodzeniem, �e wypra� si� po prostu z resztek dawnego wychowania. Ju� pi�� lat temu rzuci� s�u�b�, ale i teraz by� nie od tego, �eby �pohuzarzy�" przy jakiej� okazji i narzeka� tylko na upadek si� fizycznych, to jest na b�l g�owy po przepiciu. Lecz to, jak my�l�, pochodzi�o z niedostatecznej praktyki. Niczym prawdziwy bandurzysta gry-
24
wa� na bandurze i w wolnych chwilach zajmowa� si� uk�adaniem czu�ych ma�orosyjskich romans�w, do jednego z kt�rych dorobi� muzyk� znany nasz kompozytor Glinka 35. I �eby zachowa� oryginalno�� znaku literackiego, nie czyta� dos�ownie nic pr�cz bajek Fedrusa 36,. przet�umaczonych ongi� przez znamienitego Barkowa 3T, no i czasem zagl�da� do dzie�a pod tytu�em �Car, czyli ocalony Nowogr�d" Cheraskowa38. S�owem, zupe�nie si� odgrodzi� od wszelkiego na�ladownictwa w dziedzinie literatury. Dla uzupe�nienia jego charakterystyki trzeba doda�, �e p�dz�c �ycie samotne w miejscu wprost wymarzonym dla my�liwca, by� zajad�ym przeciwnikiem my�liwstwa i nazywa� my�liwych nie inaczej ni� hyclami i psiarzami.
Przyjaciel m�j nie odznacza� si� wytwornym sposobem bycia oraz poci�gaj�c� powierzchowno�ci�, ale na jego �niadej, ospowatej twarzy malowa�o si� tyle pro_ stodusznego humoru, �e nie mo�na by�o patrzy� na niego bez przyjemno�ci, zw�aszcza kiedy opowiada� ma-�orosyjsk� anegdot� albo przedrze�nia� kt�rego� ze swoich s�siad�w: najnaturalniejsz� w �wiecie mimik� w�ada� po mistrzowsku.
By� to cz�owiek nie pierwszej m�odo�ci, ale nie mo�na go by�o nazwa� starym kawalerem, chocia� zbli�at si� ju� do tej kategorii m�czyzn. Tak si� z�y� ze swoim osamotnieniem, �e o ma��e�stwie nawet nie my�la�. Na wsp�czesne wychowanie panien w og�le, a s�siadek w szczeg�lno�ci, patrzy� po swojemu, to znaczy krzywo, i s�dz�c z jego oryginalnych pogl�d�w na te sprawy, trudno by�o przypuszcza�, �eby si� kiedykolwiek o�eni�. Sta�o si� jednak inaczej: chyba w rok pa moich odwiedzinach u niego o�eni� si� i tak samo jak w literaturze w tej sprawie r�wnie� zachowa� oryginalno��.
Trzeba doda�, �e w stosunku do swoich poddanych
by� prawdziwym ojcem rodziny: bra�: od nich tylko tyle, ile potrzebowa� dla powszedniej egzystencji, zachcianek za� nie miewa� �adnych i w og�le wydawa� bardzo niewiele � pod^ tym wzgl�dem godny by� na�ladowania.
� Babusiu! � krzykn�� gospodarz . wchodz�c do chaty.
Na jego zawo�anie .zjawi�a si� schludnie, porz�dnie ubrana staruszka wstroju ludowym.
� Samowar, herbata"iitak dalej!..? Domy�lasz si�? Staruszka kiwn�a tmerdz�ea g�ow� -i: wysz�a z chaty.
� Jaki� z ciebre dobry -cz�owiek, gdyby� wiedzia�, po prostu nie .umiem tego wyrazi�f � m�wi� obejmuj�c i sadzaj�c mi� na szerokiej d�bowej �awie. � Drugiego takiego cz�owieka ze �wiec� si� teraz nie -znajdzie. Da� s�owo i dotrzyma� go �doprawdy'nikt inny nie zdo�a!
W milczeniu �ciska�em jegd r�k� i krwa�em g�ow� Podczas gdy wymieniali�my uprzejmo�ci� zaszumia� na stole samowar i schludna �babusia" wyciera�a szklanki, gospodarz za�, opu�ciwszy mnie; wzi�� si� do od-korkowywania butelki, na etykiecie kt�rej widnia�y gotyckie litery cognac.
� Szkoda, �e nie zasta�e� tutaj batalionu strzelec w pieszych � m�wi� stawiaj�c na stole bdkorkowan� butelk�. � Dopiero tydzie� temu_st�d odmaszerowali. Co za dzielne ch�opy, przewa�nie^ Szwedzi. Co za wspaniali ludzie! � kulturalni^, wykszta�ceni, a do hulanki albo gry w karty wcale^nie gorsi ni� twoi huzarzy; zw�aszcza porucznik Strem �- genialna g�owa!
Podczas gdy tak wychwala� porucznika S trema i jego towarzyszy, babka nala�a do szklanek herbaty i zasiedli�my do sto�u. Po pierwszej szklance herbaty Wiktor Aleksandrowicz zwr�ci� si� do mnie i powiedzia�:
� -Opowiedz mi o swojej podr�y. Przecie jeste�
:7.towiekiem spostrzegawczym, wi�c s�dz�, �e zauwa-|�y�e� du�o ciekawych rzeczy.
� Najciekawsza � powiedzia�em � z ca�ej mojej podr�y jest karczma ko�o Esmani, a szczeg�lnie karczmarz, posesor tej karczmy.
� A, to Omelko Tuman! Wi�c si� z nim pozna�e�?
� Nocowa�em u niego, w dodatku na kredyt. Opowiedzia�em mu histori� moich finans�w.
� Kiepsko! � powiedzia� z roztargnieniem i po chwili milczenia doda�: � A wiesz, �e ten stary inwalida, Omelko Tuman, jest bardzo ciekawym cz�owie-ciem, a przy tym orygina�em zupe�nie w ma�orosyjskim |gu�cie. Czy ci nie opowiada� o swojej znajomo�ci z Blii-:herem 39 albo jak maszerowali przez Pary�?
� O Pary�u opowiada�, a o Bliicherze nie!
� Jak�e to mo�liwe? Chyba mu �ona przeszkodzi�a? Potwierdzi�em ten domys�.
� Iz pewno�ci� nazywa� j� kapitanow�?
� Rzeczywi�cie tak.
� Widzisz, jak dobrze znam swojego arendarza albo, jak ty m�wisz, posesora. Wiedz zatem, �e pod t� grub� kor� kryje si� najwznio�lejsza, najszlachetniejsza dusza! �ona, kt�r� �artobliwie nazywa kapitanow�, jest jego wychowanic� od najwcze�niejszych dzieci�cych lat. W wolnej chwili opowiem ci t� histori�. Karczmarz s�u�y� w tym samym pu�ku co i m�j nieboszczyk ojciec, kt�ry bez g��bokiego wzruszenia nie m�g� opowiada� jego przyg�d. Najlepiej b�dzie, je�li ci podaruj� r�kopis sporz�dzony na podstawie s��w ojca: nie znajdziesz tam ani jednego s�owa fantazji, tylko nag� prawd�. My�la�em nawet, �eby to wydrukowa�, ale si� potem rozmy�li�em. Got�w jeszcze jaki baron Brambeus *� pokpi� sobie ze mnie albo nazwa� to czcz� fantazj�, a dla mnie takie pos�dzenie by�oby gorsze od no�a. Ale ty ten r�kopis mo�esz da� do druku, tylko pod swoim nazwiskiem, �e-
27
bym ja nie by� w to zamieszany. Zaraz jutro ci go dostarcz�, mam gdzie� schowany. Sam nie pami�tam, musz� spyta� babusi, kt�ra prowadzi ca�y m�j dom. A c�rk� jego widzia�e�? � doda� z u�miechem,
� Tak � odrzek�em.
� Prawda, �e pi�kna?
� Rzeczywi�cie pi�kna, i chocia� ubrana po wiejsku, wcale nie wygl�da na wie�niaczk�!
� Na wie�niaczk�! Hm... wygl�da raczej na kr�lewn�, a nie na wie�niaczk�! A jak ty my�lisz � spyta� patrz�c mi badawczo w oczy � jak my�lisz: czy taki powa�ny cz�owiek jak na przyk�ad ja m�g�by j� nazwa� swoj� �on�? Co?
� Czemu� by nie � odpar�em � je�li to< dziewcz� ma dusz� podobnie pi�kna jak i powierzchowno��!
� Stanowczo tak samo pi�kn� � powiedzia� z entuzjazmem. � Bardzo si� ciesz�, �e spotka�em chocia� jednego cz�owieka, kt�ry my�li tak jak ja o prawdziwym, samodzielnym �yciu rodzinnym. Bo inni wci�� gadaj� o przyzwoito�ci, a ca�e ich �ycie zbudowane jest na wzajemnym oszukiwaniu si�, czyli na tak zwanej przyzwoito�ci. A niech ich diabli wezm� z t� ich przyzwoito�ci�! � doda� wypijaj�c reszt� herbaty ze szklanki.
� Jedna rzecz tylko wyda�a mi si� u niej dziwna � powiedzia�em.
� C� takiego?
� A to, �e jak na karczm�, jest zanadto niewinna: do dzi� dnia na przyk�ad nie wiedzia�a o istnieniu harmonii � prawdziwa dzikuska!
� To mi si� w�a�nie u niej podoba! W jaki� to spos�b zrobi�a dzisiaj tak wa�ne odkrycie? Czy aby nie z pana pomoc�?
� W�a�nie z moj�. Podarowa�em jej harmoni�.
Popatrzy� na mnie spode �ba i podkr�caj�c w�sy powiedzia�:
� Diabli pana nosz� z pa�skimi harmoniami! Demoralizuje pan tylko poczciwych ludzi. Powiedz no mi /. �aski swojej, czy do twarzy takiej kr�lewnie z twoj� harmoni�? Przecie ten instrument j� zeszpeci. To jest samo, co gdyby za�ywn� or�owsk� bab� posadzi� przy klawikordzie Lichtentala 41. Zaraz dzisiaj odbior� harmoni� i wrzuc� do pieca! Babusiu! � krzykn��.
Wesz�a babka.
� Po�lij do karczmy Maksyma, �eby mi przyni�s� (muzyk�... albo nie, nie trzeba: sam pojad�.
I po�piesznie w�o�y� na g�ow� czapk�, a wychodz�c pokoju rzek�:
� Babusiu! Znajd� i oddaj panu ten niebieski pa-Ipier, pami�tasz, kt�ry niedawno czyta�em liii Karpo-wiczowi.
� Pami�tam � powiedzia�a babka. � Dobrze, �e pan tak kaza�, bo ju� chcia�am wzi�� ten papier do gos-^podarstwa.
� Dobrze by� zrobi�a. Oddaj�e teraz panu, kiedy nie
I zd��y�a� u�y� do czego�. Do widzenia! � rzuci� zwracaj�c si� do mnie i wyszed�, 'mocno trzasn�wszy drzwiami.
By�o mi jako� g�upio, tak g�upio, �e my�la�em nawet, aby zawo�a� Jermo�aja i poleci� mu przygotowanie wehiku�u do drogi, ale zmieni�em zamiar w�a�nie dlatego, i� nie mia�em za co wyjecha�. Chc�c nie chc�c musia�em wybaczy� mojemu amfitrionowi 42 jego oryginalny i ca�kiem parafia�ski wyskok, siebie za� usprawiedliwia�em tym, �e ka�demu z nas wypada w �yciu tolerowa� nie takie wyskoki i nie tylko w stosunkach s�u�bowych, ale po prostu, jak si� to m�wi, w�r�d kr�puj�cych okoliczno�ci, a nawet poza wszelkimi okoliczno�ciami.
28
Podczas gdy oddawa�em si� takim wielkodusznym my�lom, babka przynios�a i po�o�y�a przede mn� na stole dosy� poka�ny zwitek niebieskiego papieru, przewi�zany r�ow� wst��k�, i w milczeniu zacz�a sprz�ta� ze sto�u szklanki.
Zapaliwszy cygaro (pali�em jeszcze pod�wczas cygara), rozwi�za�em i rozwin��em rulon, siad�em za sto�em na �awie, umy�lnie nie pozwalaj�c sobie na �aden komfort czy bodaj na poziom� pozycj�, �eby nie pope�ni� pewnego rodzaju niegrzeczno�ci i nie zasn�� w obliczu autora od razu przy pierwszej stronicy jego skromnego dzie�ka.
Zacz��em czyta�. Tytu� by� taki:
Kapitanowa, czyli wielkoduszny
�o�nierz Opowiadanie naocznego �wiadka
Obdarowawszy pokojem Europ� 43 wojska nasze maszerowa�y z powrotem do domu. Mi�dzy innymi maszerowa� dzielny pu�k piechoty N. Adiutant pu�ku by� zuchem nad zuchami. Wiara nasza po g�upiemu spu�ci�a wszystko Niemkom i Francuzkom, niejeden da� si� nawet nam�wi� na �eniaczk�, a on sobie po cichu zbija� grosz do grosza, no i r�ne, jak my�my wtedy nazywali, �wiecide�ka gromadzi�, a te �wiecide�ka to nic innego tylko takie osobliwo�ci: z�oto i brylanty � nic wi�cej. Mi�dzy innymi osobliwo�ciami wywi�z� do kraju d�okeja, Francuza, albo, jak go jeszcze nazywa�, pazia.
Ano, d�okej czy pa� � to jeden diabe�. Chodzi tylko o to, �e ten pa� by� ch�opcem przedziwnej urody, a wstydliwy jak najcnotliwsza dziewica. M�wi� na niego Alfred czy Albert, nie pami�tam dobrze, ale wiem, �e muzykanci pu�kowi nazywali go Wo�od'k�, a za
30
muzykantami, trzeba wyzna�, i nasz^-ofeyjerska kompania te� go tak nazywa�a: swojerrodzime, wie pan, jako� bli�sze jest sercri^zw�aszcza; kiedy si� nie pob�-dzie w ojczy�nie ze dwa�=trzy lata: Czy pan da wiar�, �e kiedy�my wkroczyli w-.granice:Rssji�?to'pierwszy zajazd, �eby nie wiem jakr- brudny, wyda� mi si� pi�kniejszy od ka�dego francuskiego hotelu. Wszystko to s� oczywi�cie przes�dy, ale jak dla kogo: dla mnie ten w�a�nie przes�d posiada jaki� dziwny urok. Adiutant nasz �y� sobie tak jak wszyscy sk�pcy,'to znaczy w od-| osobnieniu. Koledzy przychodzili do niego chyba tylko w interesie, i ter w bardzcrwa�nym* interesie, tote� jego domowe �ycie by�o ukryte przed" oczaniriudzi. Chodzi�y jednak s�uchy, �e adiutant razem" z Wo�od'k� jada i �niadania, i kolacje (obiady :jacta� codzi�rmie u dow�dcy pu�ku), ale to by�y tylko s�uchy. Jeden jedyny cz�owiek stale odwiedza� adiutanta w j ego� mieszkaniu, a mianowicie � starszyi dobosz. Przychodzi� tam nie tyle z obowi�zku, ile dfe Wo�od'ki.
�w starszy dobosz by� naszym rodakiem, chach�em, i orygina�em, jakiego nigdy nie uda�o mi si� ispotka�. Uroi� sobie, �e lepiej ni� on nikt w ca�y m -pu�ku � ba, nawet w ca�ym korpusie, nie umie po iranrusku i po niemiecku, a kiedy go pytano, czy jest jaka�-r�nica pomi�dzy j�zykiem francusten.-a niemieckim, odpowiada� z najwi�ksz� powag�:
� Ma�a r�nica! Je�eli kto� dobrze zna francuski, to mo�e m�wi� i po> niemiecku.
I ten w�a�nie dziwak'w czasie wyprawy wojennej podj�� si� nauczy� Wo�od'k� rosyjskiego. A; takie mia� poj�cie o rosyjskim jak pierwszy lepszy 'ma�orosyjski kmiotek, co nigdy nie widzia� nawet rosyjskiej brody; wprawdzie kwaterowa� sze�� lat w guberni w�odzimier-skiej, ale mir to.niewiele pomog�o � pozosta� jednak prawdziwym chach�em. Gdyby JWb�od'ka powa�nie so-
31
bie umy�li� nauczy� si� od niego po rosyjsku, to sta�by : si� podobny do owego Anglika, kt�remu si� zachcia�o pozna� j�zyk rosyjski i kt�ry, celem szybszego osi�gni�cia celu, zamieszka� przez lato na wsi i um�wi� si� z popem, �eby go ten wtajemniczy� w arkana prawdziwej, rdzennej ruszczyzny. Pop go zaznajomi� z naszym j�zykiem cerkiewnym. Anglik na zim� wr�ci� do stolicy i w modnym salonie pu�ci� jakie� bon mot44 w j�zyku staros�owia�skim. Damy o ma�o nie p�k�y ze �miechu. Anglik zbarania�: wcale si� nie spodziewa� takiego efektu. Zmiesza� si� biedak i nie m�g� zrozumie�, co by to mog�o znaczy�, ale mu p�niej wyt�umaczono.
Z Francuzikiem Wo�od'k� mog�o si� zdarzy� to samo co i z naiwnym Brytyjczykiem, jednak si� nie zdarzy�o, sta�o si� natomiast co innego: podczas trwania wyprawy Francuzik, mimo1 ponurego i mrukliwego usposobienia dobosza, tak si� do niego przywi�za�, jak tylko dzieci� mo�e si� przywi�za� do matki. Cudowne rzeczy dziej� si� w przyrodzie. Na przyk�ad Tuman (starszy dobosz takie nosi� przezwisko, tak wi�c b�dziemy go nazywali) by� cz�owiekiem bynajmniej nie we francuskim gu�cie, a przypad� do serca p�ochemu Francuzowi, i to jeszcze jak przypad�! � po prostu niczym krewniak. Jest co� tajnego, niewidnego, co1 nam wskazuje na nasze przysz�e nieszcz�cia, ale my�my niezdolni poj�� tych wskaz�wek i dlatego cierpimy. Francuzowi te� chyba jego anio� str� podszepn�� ow� sympati� do cz�owieka prostego, obcego, zdawa�oby si�, wszelkim wzno�-lejszym uczuciom, a okaza�o si�, �e wszyscy byli�my w b��dzie, tylko' Francuz utrafi�.
Wo�odia, czyli Francuzik, jak powiedzia�em, by� skromnym, nawet nie�mia�ym ch�opcem wobec wszystkich z wyj�tkiem Tumana. A z nim tak dokazywa�, jak � mo�e si� panu zdarza�o widzie� m�odego kotka wyprawiaj�cego igraszki ze starym: cokolwiek robi�by
m�ody kotek, stary tylko oczy przymru�a. Tak samo Tuman: cokolwiek wyrabia z nim Wo�odia, on tylko patrzy na niego i u�miecha si�. Chyba �e mu ju� bardzo dokuczy swoimi psotami albo po prostu nie daje odpocz�� po �wiczeniach i wypali� swobodnie fajki, wtedy odwraca si� na drugi bok i m�wi: � A bodaj ci� wciur... � i nie doko�czywszy brzydkiego zdania, zatrzyma si�, prze�egna i powie: � Bo�e, b�d� mi�o�-ciw mnie grzesznemu, przecie to sierota, i w dodatku na obczy�nie, a ja go �aj�. � I �eby nie wiem jak by� zm�czony, wstanie, p�jdzie, dostanie gdzie� twarogu i wszystkiego, co potrzeba, i dawaj ugniata� piero�ki dla swojego Wo�odi, �eby w ten spos�b jako� zmaza� swoj� win� wobec niego. Adiutant, chocia� temu nie przyklaskiwa�, by� jednak w duchu zadowolony z ich wzajemnego przywi�zania. Inaczej zreszt� by� nie mog�o. C� Wo�od'ka? � przecie to prawie dziecko pomi�dzy obcymi lud�mi; czy wiele trzeba, by si� zepsu�? W tym wieku do m�odzie�ca wszystko przywiera jednakowo � i z�e, i dobre, a on mia� t� pewno��, �e od Tumana ch�opiec nie nauczy si� �adnych zdro�nych rzeczy, gdy� Tuman w ca�ym pu�ku s�yn�� jako cz�owiek naj-porz�dniejszy i na j uczciwszy. A �e ponury � to nic riie szkodzi: niejeden, co ma wzrok �agodny, potrafi ugry�� jak hiena.
Wkroczywszy na obszar naszej umi�owanej ojczyzny, zatrzymali�my si� na le�e zimowe. Wo�odia zacz�� t�skni� i jako� dziwnie zmieni� si� na twarzy. A jeszcze dziwniejsze to, �e swego obszernego p�aszcza nigdy nie zdejmowa�, tylko sypia� w nim. Ju� nie baraszkowa� jak kotek ze swoim ponurym przyjacielem, czasem tylko przypada� do jego piersi i oblewa� j� rzewnymi �zami. Tuman, aczkolwiek na wszelkie sposoby pociesza� ch�opca i stara� si� go rozwesela�, niewiele m�g� poradzi�. My�leli�my z pocz�tku, �e to po prostu t�sknota
3 � Kap�tanowa
33
za ojczyzn� i nic wi�cej, �e to z biegiem czasu przejdzie, ale sta�o si� inaczej. Adiutant nasz wzi�� urlop, pojecha� odwiedzi� krewnych, a Wo�odi wynaj�� w miasteczku mieszkanie i zostawi� go pod opiek� starszego dobosza. I temu r�wnie� nie mogli�my si� nadziwi�. Dlaczego nie wzi�� Wo�odi z sob�? Troch� by si� przecie ch�opak rozerwa�. Z�o�yli�my to na karb jego sk�pstwa, niczego innego.
Nie wiem dla jakiej przyczyny, ale Francuzik ten wszystkich nas interesowa�, zw�aszcza mnie. By�o w nim co� poci�gaj�cego, sympatycznego; wi�c kiedy zosta� sam, bez pana, i nie pokazywa� si� na ulicy, mia�em wra�enie, jakbym co� zgubi�, i za ka�dym razem, ujrzawszy dobosza, pyta�em go o Francuza. Tuman pocz�tkowo odpowiada� mi, �e Wo�odia t�skni, a potem zacz�� odpowiada�, �e Wo�odia niezdu�aje i5. Wiele razy korci�o mi�, �eby odwiedzi� Wo�odi� i porozmawia� z nim o jego rodzinnym Pary�u: mo�e by mu to przynios�o ulg�. Ale co pan zrobi z t� g�upi� fanaberi�? Ja, oficer, mam i�� z wizyt� do jakiego�, dajmy na to, wprawdzie Francuza, ale b�d� co b�d� lokaja?! O edukacjo! Z jawnym �otrem-urz�dnikiem witamy si� uprzejmie na ulicy, przyjmujemy go u siebie w domu z najbardziej ugrzecznion� min�, proponujemy mu krzes�o i miejsce przy rodzinnym stole i nie boimy si�, �e to jadowite stworzenie oddechem swoim zarazi nasze dzieci. A niech no tylko trafi si� nam na ulicy prosty cz�owiek, nie posiadaj�cy rangi urz�dowej, kt�ry swoj� bezinteresowno�ci� i otwarto�ci�, by� mo�e, wspomaga� nas, to nawet na niego nie spojrzymy, gdy za� spojrzymy, to tak protekcjonalnie, �e lepiej zrobiliby�my nie spogl�daj�c wcale. I to si� u nas nazywa przyzwoito��! Ohyda, nic wi�cej! Jeste�my gorsi od bramin�w 46: bramin raczej zdechnie, a pariasa47 o wod� nie poprosi. A my? Zreszt�, na ten temat napisano ju� ca�e tomy,
34
wi�c czy nie lepiej to przemilcze�, gdy� nic nowego powiedzie� nie zdo�am? Zauwa�ono przy tym nieraz, �e wielcy teoretycy nie zawsze bywaj� takimi samymi praktykami. M�wi� to maj�c na my�li filantrop�w i moralist�w. A �eby nie znale�� si� w�r�d ludzi tej�e kategorii, wracam do Francuzika Wo�odi.
Up�yn�y dwa miesi�ce po odje�dzie adiutanta. Nie mia� on w pu�ku �adnego krewniaka ani przyjaciela, wi�c nie mieli�my o nim �adnych wiadomo�ci. Sta�em na kwaterze razem z naszym sztabslekarzem. Siedzimy sobie raz we dw�ch wieczorem i czytamy jak�� francusk� ksi��k� -� nie pami�tam, jak� mianowicie � a tu ordynans melduje, �e starszy dobosz prosi o pozwolenie wej��.
� Wprowad� go � m�wi�. Tuman wszed� blady i wystraszony.
� Co powiesz, Tuman? � spyta�em.
� Ja do ich wielmo�no�ci.
� Czego chcesz? � spyta� lekarz.
� Wo�od'ka umiera, wasza wielmo�no��. Prosz� o pomoc. Ale to nie Wo�od'ka, wasza wielmo�no��, to kobieta.
� Jak to � kobieta? � spytali�my jednocze�nie.
� Zwyczajnie, kobieta. Ma teraz b�le porodowe.
Lekarz napr�dce si� ubra� i wyszed� za Tumanem. D�ugo nie wraca�, czy te� mo�e mnie si� tak wydawa�o, dlatego �e czeka�em na niego z niecierpliwo�ci�. Wreszcie przyszed�.
� No co? � spyta�em go.
� Nic, urodzi�a � odrzek�. � Dziecko zdrowe, b�dzie �y�o, ale ona biedaczka ci�ko znios�a por�d, nie wiadomo, czy wy�yje.
Rano przyszed� Tuman i zawiadomi� nas, �e Francuzka umar�a wkr�tce po wyj�ciu �ich wielmo�no�ci".
Zawiadomiono o wypadku dow�dc� pu�ku. Dow�dca
',35
rozkaza� pochowa� j� nazajutrz i zapomnie� o ca�ej sprawie. Pu�kownikowa chcia�a nawet wzi�� dziecko na wychowanie, ale Tuman nie ust�pi�. M�wi�, �e przed Bogiem b�dzie odpowiada� za to dziecko; �e kiedy umiera�a, ca�owa�a jego r�ce i wci�� pokazywa�a na dziecko, to jest