5681
Szczegóły |
Tytuł |
5681 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5681 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5681 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5681 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
SteelRat
Ostatni Nekromanta
Prolog
Z pocz�tku chcia�bym opowiedzie� o �wiecie, w
kt�rym przysz�o mi �y�. Planeta Sesugg by�a �wiatem
pi�knym, o bujnej ro�linno�ci i zr�nicowanym klimacie.
Zaledwie 50% jej powierzchni pokrywa�a woda, ale by�a
to tylko i wy��cznie s�odka woda. W �wiecie Sesugg
istnia�a magyia - tyle, �e w moim kraju by�a zabroniona
pod gro�b� �mierci. Szko�y magyi dzieli�y si� na -
magyi� energetyczn�, druidyczn�, chaosu, goecj� i
nekromancj�. Magowie Chaosu i druidzi mogli wybra�
w�asny �ywio�, kt�ry dawa�by im si��. W�a�ciwie to �le
si� wyrazi�em - �ywio� by� adeptom nadawany przez ich
w�asne wn�trze. Og�lny postrach w moim �wiecie
budzili magowie energetyczni, kt�rzy pos�ugiwali si�
dziwn� si�� - pr�dem elektrycznym. Czym natomiast jest
Chaos? Jest to szko�a magyi, w kt�rej "Nic nie jest
Prawd� i wszystko jest dozwolone". Dzia�a na poziomie
ludzkiej pod�wiadomo�ci, wymagaj�c od adept�w
wchodzenia w rozmaite transy magyiczne. Wielu u�ywa
w tym celu pewnych �rodk�w, zwanych "ziele
transowe". Na Ziemi nazywa si� to "marihuana". Opr�cz
tego do Chaosu nale�� te� magowie-wojownicy. Ci
wchodz� w specyficzny rodzaj transu, zwanego sza�em
bojowym, przyspieszaj�cego ich ruchy o 200% i
zwi�kszaj�cego si�� o 100%. U�ywaj� w tym celu
�rodk�w znanych na Ziemi jako �kofeina� i
�amfetamina� sporz�dzanych przez alchemik�w.
Nieoficjalnie m�wi si� te� o ziemskiej heroinie, ale
osobi�cie nie mia�em okazji tego sprawdzi�. Co si� tyczy
druidyzmu nie trzeba chyba wyja�nia�. Jest to po prostu
magyia natury. Nekromancja zajmuje si� �mierci� -
polega na powo�ywania do powt�rnego �ycia tego, co
kiedy� zmar�o. W ten spos�b powstaj� zombie, duchy,
chodz�ce szkielety i inne nieumar�e towarzystwo.
Zazwyczaj maga mo�na przyporz�dkowa� do kt�rej� z
tych szk� magyi. Mo�na znale�� kilka wyj�tk�w od tej
regu�y. Jednym z nich jestem ja sam. W�adam zar�wno
magyi� chaosu jak i nekromancj�. Co si� tyczy religii, to
Ziemia nie r�ni si� zbytnio od Sesugg. My tak�e mamy
jednego Boga, zwanego Tepar, kt�ry zes�a� Mesjasza,
kt�rego dla wygody b�d� nazywa� Feumafem. Jego imi�
w moim j�zyku by�oby bowiem zbyt trudne do
wym�wienia przez Ziemian. W�a�nie z tej religii si�
na�miewa�em, za co zosta�em wygnany. Mojej banicji
zawdzi�czam wyrwanie si� z religijnej ciemnoty kraju, w
kt�rym wszyscy le�eli plackiem w �wi�tyniach modl�c
si� od rana do wieczora. A trzeba wam wiedzie�, �e
by�em swego czasu nawet kap�anem - z czystej ch�ci
zysku i w�adzy. Jednak nie podoba�a mi si� ta funkcja.
Po rezygnacji i wydaniu mojej "heretyckiej" ksi��ki o
tytule "Gdzie byli Tepar i Feumaf, kiedy by�a wojna?"
zosta�em wygnany z kraju. I dobrze.
Rozdzia� I - Pocz�tek
Wszystkiego
Zosta�em wezwany do miejskiego gmachu s�du. By�o
to wielkie, siwe gmaszysko o wysoko�ci oko�o
trzydziestu metr�w i w stylu antycznym. Sprawa
przeciwko mnie zosta�a wysuni�ta przez Ko�ci�. Sta�em
za �aw� oskar�onych czekaj�c na wyrok. Zapad�a
potworna cisza, po czym us�ysza�em g�os s�dziego:
- Rakacie z Agrijetu, zosta�e� uznany winnym g�oszenia
herezji na temat istnienia Tepara. Swoimi pogl�dami
niszczysz nasze doskona�e spo�ecze�stwo. Wobec twej
kap�a�skiej przesz�o�ci nie jest mo�liwe skazanie ci� na
�mier�. Dlatego zostajesz skazany na do�ywotni�
banicj�. Prosz� odwie�� oskar�onego do granic kraju.
Po tych s�owach dw�ch stra�nik�w z�apa�o mnie za barki
i kopi�c i popychaj�c wsadzi�o do rydwanu. Odwie�li
mnie do granicy po czym kazali mi wysi���.
- Paszo� won heretycka �winio! � rzek� jeden z nich po
czym da� mi kopniaka w rzy� na po�egnanie. Dooko�a
mnie malowa� si� niezbyt przyjazny g�rski krajobraz.
Jest to charakterystyczne dla wschodniej cz�ci Wielkich
L�d�w, w kt�rej le�y Agrijet. Ostro zako�czone szczyty
wygl�daj� bardzo odpychaj�co. Nie mog�c wr�ci� do
kraju rozpocz��em poszukiwania noclegu. Zmierza�em
do las�w Quinry, gdy� by�a to najbli�sza wolna
�noclegownia�. Odleg�o��, kt�r� musia�em przeby� to
zaledwie dwadzie�cia kilometr�w. Do �adnej karczmy w
promieniu stu kilometr�w nie mia�em po co i��. Nie z
moj� reputacj�. By�em ju� na granicy lasu, kiedy drog�
zagrodzili mi bandyci.
- Dawaj swoje z�oto, bo inaczej pogadamy! � zagrozi�
herszt szajki.
Nie mia�em zamiaru rozstawa� si� ze swoim z�otem, a
bandyt�w by�o tylko trzech. Byli ubrani na czarno, z
kapturami na g�owach. Przy�o�y�em hersztowi
kopniakiem w nos i rzuci�em si� do ucieczki. Ucieka�em
w g��b lasu, lecz zza drzew wyskoczy�o jeszcze pi�ciu
uzbrojonych w kr�tkie miecze rze�mieszk�w.
Panowie, mo�e si� jako� dogadamy!? � wrzasn��em
wystraszony. Jako� nie byli zbyt ch�tni do rozmowy.
Dosta�em, jak to si� u was m�wi, wpierdol i straci�em
pieni�dze. Przytomno�� zreszt� te�. Obudzi�em si�
dopiero w nocy, z powodu wspomnianej ju� ulewy.
Zbudowa�em sobie sza�as, w kt�rym mieszka�em przez
miesi�c. Sza�as m�j by� dosy� �adny i przestronny,
pokryty li��mi drzew i wzmocniony glin�. Brakowa�o mi
w nim tylko ogrzewania. Dach troch� przecieka�, ale ja
przecie� uwielbiam wod�. Mniej wi�cej po miesi�cu
wracaj�c z polowania ujrza�em pi�kn� dziewczyn�
zbieraj�c� w moim lesie jakie� zio�a i grzyby. Ubrana
by�a na bia�o, w�osy blond, a oczy niebieskie.
Zaciekawiony podszed�em do niej.
- Przepraszam, �e przeszkadzam, ale po co ci te grzyby?
Przecie� s� niejadalne. � spyta�em. Nie odpowiedzia�a.
- Zapomnia�a� j�zyka w g�bie? � zdziwi�em si�.
- Nie, ale po co mia�abym odpowiada� jakiemu�
�ebrakowi? � odpar�a.
- Nie jestem �adnym �ebrakiem, tylko banit� �
powiedzia�em.
- Dla mnie mo�esz sobie by� nawet hrabi�, ale jak si� nie
odczepisz to u�yj� si�y � rzek�a. Zastanowi�em si� chwil�
nad t� �mieszn� gro�b�.
- Jakiej si�y mog�aby� niby u�y�? � spyta�em.
- Xiqual arunax! � wrzasn�a i pot�na fala uderzeniowa
z powietrza uderzy�a we mnie, przyprawiaj�c o
omdlenie. Obudzi�em si� w swoim sza�asie. Nie mia�em
czasu zastanawia� si� nad tym co si� sta�o, poniewa�
moja niedosz�a agresorka wesz�a do sza�asu z jakim�
naparem z zi�.
� Pij � powiedzia�a. Wypi�em duszkiem zawarto��
�upiny po orzechu kokosowym i od razu poczu�em si�
lepiej.
- Przepraszam, nie wiedzia�am � powiedzia�a.
- O czym? � spyta�em.
- Jak to, nie wiesz? Ile ty masz lat? � odpowiedzia�a
pytaniem na pytanie.
- Siedemna�cie, a co to ma do rzeczy? � rzek�em.
- I nie wiesz? � spyta�a.
- O czym? - zacz��em si� denerwowa�.
- Jeste� magiem � odpar�a.
- �e jak? Kim? Pochodz� z kraju, w kt�rym mag�w pali
si� na stosie. � zdziwi�em si�.
- I jeszcze �yjesz - rzek�a - Niew�tpliwie masz du�e
szcz�cie.
No super - pomy�la�em - Teraz dowiaduj� si�, �e jestem
magiem.
- A kim ty niby jeste�, �e tyle o mnie wiesz? - spyta�em
zaciekawiony nie na �arty.
- Jestem Xaomea, druidka z okolicznych las�w. -
odpar�a.
- Ja tak�e si� nie przedstawi�em - powiedzia�em - Rakat z
Agrijetu, heretyk wygnaniec, mi�o mi.
- No c�, Rakacie, jeste� jeszcze bardzo s�aby, id�
nazbiera� wi�cej zi� na napar. - stwierdzi�a, bardzo
m�drze zreszt�.
- W takim razie ja po�o�� si� spa�. - powiedzia�em po
czym zapad�em w drzemk�. Przez kolejny tydzie�
leczy�em si� z ran zadanych mi przez zakl�cie Xaomei,
pod bacznym okiem druidki. Kiedy po up�ywie wy�ej
wspomnianego czasu by�em do�� sprawny aby
podr�owa�, moja wybawicielka przyprowadzi�a dwa
konie.
- Jedziemy do lasu druid�w - powiedzia�a. Zabrzmia�o to
jak rozkaz, a poza tym nie mia�em nic do stracenia.
- Mo�emy jecha�, wszystko mi jedno - odpar�em.
- Doprawdy, niezwyk�y z ciebie mag - rzek�a, po czym
wsiedli�my na konie. Podr�owali�my przez trzy dni,
prowadz�c d�ugie rozmowy dla zabicia czasu. W ich
trakcie dowiedzia�em si�, �e Xaomea wie, �e jestem
magiem poniewa� prze�y�em jej zakl�cie, a tak�e kilka
ciekawych rzeczy o swoim wygl�dzie. Ot� mam
naturalnie ��te oczy, bia�� sk�r� i czarne w�osy. Mam
metr siedemdziesi�t wzrostu i jestem bardzo chudy. Jest
to mieszanka zadziwiaj�ca, w dzieci�stwie przezywano
mnie "zombie". Dowiedzia�em si�, �e taki wygl�d daje
naturalne uwarunkowania do nauki magyi
nekromantycznej. Xaomea nie mog�a tylko nijak
wyt�umaczy� dlaczego moje oczy s� koloru ��tego,
chocia� powinny by� czerwone.
- Oczy masz chaoty, a cia�o nekromanty - rzek�a. - Jutro
przyb�dziemy do lasu druid�w, gdzie zajm� si� tob�
m�drzejsi ode mnie. - stwierdzi�a. Nie odpowiedzia�em.
Rozbili�my ob�z, zjedli�my kolacj� i poszli�my spa�.
Rano obudzi� mnie pot�ny ryk.
- Rakacie uwa�aj! To Warak! - krzykn�a moja druidka.
Warak to du�y stw�r o sze�ciu �apach i d�ugim ogonie.
Zachowuje si� podobnie do rosomak�w z waszego
�wiata, zabijaj�c wszystko co napotka. Dosta�em pot�ne
uderzenie �ap� i wpad�em do pobliskiego jeziorka.
Xaomea rozpaczliwie rzuca�a kolejne czary, a zwierz�
rzuci�o si� za mn� do wody. Przera�ony spojrza�em w
paszcz� olbrzymiego stwora przygniataj�cego mnie do
dna. By�em ca�kowicie przekonany o mojej rych�ej
�mierci.
- Z�a� ze mnie ch�do�ony psie wojny! - krzykn��em,
chocia� pod wod� by� to be�kot. Zwierz zacz�� si� topi�.
Wygl�da� tak, jakby co� przygniata�o go do dna. Po kilku
sekundach rozpad� si� na kawa�ki zabarwiaj�c wod� na
czerwono. Wyp�yn��em na powierzchni� i wyszed�em na
l�d.
- Dzi�kuj�, twoje zakl�cie poskutkowa�o, jestem ci
winien �ycie - powiedzia�em.
- Ale to nie ja! - krzykn�a zdziwiona Xaomea.
- Wi�c kto? - spyta�em nie mniej zdziwiony.
- Ty sam. - powiedzia�a. Przemilcza�em to i nie
uwierzy�em. Odpocz�li�my i ruszyli�my w dalsz� drog�.
Min�a nam bez problem�w i po dw�ch dniach
stan�li�my na granicy lasu druid�w.
Rozdzia� II - Las Druid�w
Las druid�w to bardzo interesuj�ce miejsce. Wszyscy
s� tu dobrzy dla innych, wszyscy sobie pomagaj�.
Przyprawia�o mnie to o md�o�ci, ale korzysta�em z
go�ciny le�nych mag�w. Krajobraz nie odbiega� od
charakteru mieszka�c�w - wprost cukierkowo pi�kne
lasy z bujn�, kolorow� ro�linno�ci�. Jedno trzeba
przyzna� druidom - potrafi� si� dobrze bawi�. Po
tygodniu sp�dzonym na spaniu za dnia i ta�czeniu w
�wietle ogniska w nocy do mojego sza�asu wesz�a
Xaomea, budz�c mnie z drzemki w �rodku dnia.
- Wielki Druid chce ci� widzie�. - powiedzia�a
- Ale ja nie chc� widzie� Wielkiego Druida. Chc� spa� i
nie mam mu nic do powiedzenia. - odpar�em. Szybko
przekona�em si�, �e to co m�wi w�adca druid�w jest w
tym lesie �wi�te i stan��em przed jego obliczem.
- Ach, wi�c to ty jeste� Rakat z Agrijetu, mag nie maj�cy
poj�cia o swoim potencjale i wygnany heretyk. - rzek�
Wielki Druid.
- Du�o o mnie wiesz, panie. - powiedzia�em. Lepiej tak
si� do niego zwraca�.
- Formalno�ci s� zbyteczne, nie jeste� moim poddanym,
magu. Na imi� mi Oclo. - odpar�.
- Dobrze wi�c, Oclo, powiedz mi, dlaczego mnie tu
sprowadzi�e�? - spyta�em.
- Odpowied� jest prosta, drogi Rakacie. Jako pilnuj�cy
dobrej sprawy druidzi nie mo�emy pozwoli�, aby nie
potrafi�cy kontrolowa� w�asnej mocy mag wa��sa� si� po
�wiecie. Dlatego zdecydowa�em, �e nale�y ci� szkoli�. -
dosta�em wylewn� odpowied�.
- I zapewne kt�ry� z druid�w stanie si� teraz moim
nowym mistrzem? - spyta�em. By�o mi wszystko jedno,
moi gospodarze dawali mi utrzymanie, a ja nie mia�em
perspektyw poza odnalezieniem mitycznego przej�cia do
innego �wiata, wi�c mog�em tam zosta� do usranej
�mierci.
- Sp�jrz na siebie. - rzek� Wielki Druid. Nie zauwa�y�em
niczego szczeg�lnego. - Masz sk�r� bia�� jak mleko,
oczy ��te jak s�o�ce w po�udnie. - ci�gn��. - Nie b�dzie
z ciebie druida i nie druid mo�e ci� uczy�. Poszukamy ci
mistrza, a tym czasem mo�esz dalej korzysta� z naszej
go�ciny.
- Niechaj i tak b�dzie - powiedzia�em ucieszony
perspektyw� darmowego mieszkania. �ycie u druid�w
jest bardzo nudne, ale i wygodne. W dzie� spa�em a w
nocy ucztowa�em przy ognisku. Po kilku tygodniach
zapragn��em i�� na polowanie. Chcia�em si� troch�
rozerwa�. Zabra�em wi�c sw�j �uk i strza�y i poszed�em
do lasu kawa�ek od osady. Nie dane mi by�o d�ugo
czeka�, kiedy zza drzew wyskoczy� pi�kny jele�.
- B�dzie z niego kawa� dobrego mi�sa, odwdzi�cz� si�
druidom za go�cin� - pomy�la�em, po czym
przymierzy�em si� do strza�u. Grot wbi� si� prosto w
serce zwierz�cia, powoduj�c prawie natychmiastow�
�mier�. Zadowolony z siebie z jeleniem na barkach
wr�ci�em do osady. Zauwa�y� mnie Wielki Druid.
- Gdzie go znalaz�e�? - zapyta�.
- Nigdzie, upolowa�em go. Tym oto �ukiem. - odpar�em
triumfalnie pokazuj�c sw� bro�.
- Czy by�e� g�odny? �le ci� tu karmimy? - spyta�
zdziwiony druid.
- Nie, sk�d�e, chcia�em po prostu troch� si� rozerwa�.
Poza tym potrzebna mi nowa sk�ra na ubranie. -
rzek�em. W�r�d zebranych us�ysza�em dziwne
podszeptywania. Wielki Druid zrobi� tak� min�, jakby
mia� mnie za chwil� zabi�.
- Ty morderco! Chcesz powiedzie�, �e zabi�e� niewinne
zwierz� dla g�upiej sk�ry i swojej ch�do�onej
przyjemno�ci? Odpowiadaj! - zacz�� si� drze�.
- No... tak. - odpar�em zmieszany.
- Jeste� niegodny przebywania w tym lesie! Jutro masz
go bezzw�ocznie opu�ci�! Ciesz si�, �e ci� nie zabij�, ale
my�l�, �e jeste� za g�upi �eby zrozumie� moj� decyzj�. -
rzek� Wielki Druid. - Zejd� mi z oczu! - doda� na
zako�czenie.
Nie by�em za g�upi, dobrze wiedzia�em o co mu
chodzi�o. Druidzi �yj� w zgodzie z natur�, zabijaj�c
tylko dla po�ywienia. Ubieraj� si� w tkaniny ro�linne.
Zapomnia�em o tych �wi�tych zasadach, wychowany w
mie�cie prostych ludzi. C�, jedyne co mi pozosta�o to
po�egna� si� z Xaome� i i�� spa� aby by� wypocz�tym
przed podr�. Ju� chcia�em i�� do jej namiotu kiedy
przysz�a do mnie.
- Witaj, mam nadziej�, �e nie jeste� z�y - powiedzia�a
- Jestem, ale tylko na siebie, poniewa� zna�em
obowi�zuj�ce tu zasady i nie podporz�dkowa�em si� im.
- odpar�em.
- C�, przykro mi, ale z�ama�e� nasze prawo i zgodnie z
wyrokiem Wielkiego Druida zostaniesz wygnany. -
rzek�a z �alem w g�osie.
- M�wi si� trudno, mo�e przynajmniej znajd� sobie
nauczyciela magyi. - powiedzia�em jako� bez
zmartwienia.
- Wobec tego �egnaj, zobaczymy si� rano jak b�dziesz
wyje�d�a�. Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedzia�em.
Rano obudzi� mnie Wielki Druid.
- Dostaniesz od nas konia i prowiant na drog�, a potem
masz si� wynosi�. - rzek�. Tre�ciwa wypowied�, nie ma
co. Co mia�em zrobi�? Zabra�em �uk ze strza�ami,
ubrania i inne moje rzeczy po czym poszed�em do
granicy osady. Tu spotka�em Xaome�, Oclo i innych
druid�w. Otrzyma�em obiecanego konia i prowiant.
- I m�dl si�, �eby� mnie wi�cej nie spotka�. Niechaj
Tepar ma ci� w swej opiece. - rzek� Wielki Druid.
Wybuch�em �miechem.
- Jeszcze tu wr�c� i wtedy zobaczymy, gdzie jest ten
tw�j ch�do�ony Tepar. - odpar�em, po czym odjecha�em.
Maj�c oczywi�cie nadziej�, �e wi�cej nie ujrz� Lasu
Druid�w, do kt�rego nijak nie pasowa�em.
Rozdzia� III - Moja Krypta
Oddalaj�c si� coraz bardziej od lasu druid�w, z
�ukiem na ramieniu i resztkami prowiantu w jukach
dotar�em do kra�ca las�w Quinry. Zmierza�em dalej na
zach�d, maj�c nadziej� na jakie� lepsze �ycie. Na Sesugg
�wiat jest bardzo interesuj�cy - tam, gdzie ko�czy si�
pi�kny las zaczynaj� si� ponure bagna. Smr�d gnij�cych
szcz�tk�w uderzy� mi do nosa, pora�aj�c zmys� w�chu
na d�ugie godziny. Ko� kroczy� ju� w b�ocie po kolana,
kiedy ujrza�em miasto. By�em oko�o stu pi��dziesi�ciu
kilometr�w od rodzinnego Agrijetu, wobec tego istnia�a
nadzieja, �e wie�ci o moich wyczynach na tle religijnym
jeszcze tu nie dotar�y. Zdecydowa�em si� wi�c wjecha�.
Miasto by�o zbudowane dosy� ciekawie. Wzniesione na
pot�nych belkach utrzymuj�cych je ponad powierzchni�
bagien. Wyobra�a�em sobie, �e jego mieszka�cy musz�
nie mie� nos�w - w przeciwnym razie nie wytrzymaliby
wszechobecnego smrodu. Budowle by�y drewniane i
do�� niewysokie. Najwy�sza, czyli ratusz mia�a zaledwie
trzy pi�tra. Taki spos�b budownictwa mo�na wyja�ni�
poprzez znajomo�� fizyki. Truj�ce gazy znad bagien
unosz� si� przecie� do g�ry. Podj��em m�sk�, odwa�n�
decyzj� o podej�ciu do bram miasta. Drog� zagrodzi� mi
stra�nik.
- Czego tu? Kim jeste� i po co przybywasz? - krzykn��
chrapliwym g�osem. Swoj� drog� wygl�da� dosy�
ciekawie. Mia� na sobie sk�r� jakiego� zwierz�cia, a na
nogach buty do kolan z bli�ej nieokre�lonego materia�u.
G�ow� przykrywa� mu fiku�ny kapelusik o niezliczonej
liczbie kolor�w. Komizmu dodawa�y mu jeszcze
nienaturalnie du�e z�by i wy�upiaste oczy.
- Jestem Rakat z Agrijetu, podr�ny, mam nadziej�
znale�� tu jaki� nocleg. - odpar�em. Moje ��te oczy
wyra�nie zrobi�y na nim wra�enie, bo gapi� si� w nie jak
w obraz. Nie przeszkadza�o mu to zapyta�:
- A masz pieni�dze?
- Nie, ale zamierzam zarobi� - powiedzia�em, nawet nie
zaskoczony pytaniem.
- �adni w��cz�dzy nie b�d� tu spa� na ulicach, ale
podobasz mi si� i mo�e ci� wpuszcz�. - rzek�. Mia�em
z�e przeczucia , ale nie by�o wyboru.
- Dobra, co mam zrobi�? - spyta�em
- Nic wielkiego. Po prostu znale�� sobie nocleg, a potem
przyj�� do mnie i powiedzie� o tym. Wtedy pozwol� ci
zosta�. Je�li oka�e si� �e nie znalaz�e� sobie karczmy na
noc - zostaniesz wyrzucony z miasta natychmiastowo. -
stwierdzi�. A� dziwne, �e taki t�pak skleci� tak d�ugie
zdanie.
- Niech b�dzie - zgodzi�em si�. - nie znalaz�by� mi mo�e
jakiej� pracy? - doda�em.
- Pogadaj z lokalnym grabarzem, u niego zawsze jest
robota. - odpar� i otworzy� bram�.
Zgodnie z zaleceniem stra�nika skierowa�em si� na
miejscowy cmentarz. Miasto by�o zamieszkane w
wi�kszo�ci przez jaut�w - inteligentn� ras� o pokrytej
b�blami zielonej sk�rze. Ich budowa anatomiczna
przypomina�a ludzk�, tyle �e byli ni�si - mierzyli oko�o
metr pi��dziesi�t. Po dotarciu na cmentarz grabarz sam
mnie zauwa�y� . Nie jest to dziwne skoro by�em
najwy�sz�, do tego jedyn� bladosk�r� istot� w mie�cie.
- Co sprowadza cz�owieka na m�j cmentarz? - spyta�
grabarz.
- S�ysza�em, �e masz tu jak�� prac�. - powiedzia�em.
- Owszem. Dostaniesz sto sztuk z�ota za zniszczenie
starych grob�w w nieu�ywanej cz�ci nekropolii. - rzek�.
- Taka fortuna za rozwalenie kilku nagrobk�w? -
spyta�em zdziwiony.
- Musisz wiedzie�, �e nikt nie chce zapuszcza� si� na
tamte tereny. Legenda g�osi, �e kiedy� �y� tu
nekromanta, kt�ry pozostawi� po sobie armi�
nieumar�ych szkielet�w. - odpowiedzia�.
- Nie wierz� w takie bajki. Daj mi sprz�t, a wykonam
prac�. - odpar�em.
- Masz tu wi�c miecz, �opat� i siekier�. Powodzenia. -
rzek� i odszed�.
- Chwila, a po co mi miecz!? - krzykn��em coraz bardziej
zdumiony.
- Na szkielety! - wrzasn�� i zamkn�� si� w swojej
kaplicy.
Od�o�y�em miecz na ziemi� jako zb�dny sprz�t i uda�em
si� we wskazane miejsce. Nagrobki by�y drewniane, a
siekiera ostra, wi�c robota sz�a bardzo �atwo. Por�ba�
nagrobek, rozkopa� gr�b i tak w k�ko. Po dw�ch
godzinach pracy znalaz�em otwart�, kamienn� krypt�. Jej
wystaj�ca na powierzchni� cz�� mia�a oko�o dziesi�ciu
metr�w, �ciany by�y pokryte bogato rze�bionymi runami.
Nad wej�ciem widnia� �wiec�cy w�asnym, z�ocistym
�wiat�em pentagram. Z siekier� w d�oni wszed�em do
�rodka. Zapali�em star� pochodni� i oczom moim ukaza�
si� niezwyk�y widok - po�r�d porozrzucanych ko�ci
le�a�a nienaruszona trumna, przy �cianie sta�a p�ka z
ksi��kami, a na �rodku sali sta� st� i fotel wykonany z
ludzkich i jaucich ko�ci. Wzi��em z p�ki ksi�g�
zatytu�owan� "Podstawowe zakl�cia nekromantyczne".
Wtedy ju� wiedzia�em, �e legenda o magu �mierci jest
prawd�. Usiad�em na ko�cianym fotelu i zacz��em
czyta�. Dowiedzia�em si�, �e magiem mo�e by� ka�dy,
ale nekromant� ju� nie. Trzeba mie� do tego naturalne
predyspozycje. Kt�re, jak ju� wcze�niej m�wili mi
druidzi, posiadam. Zabra�em si� wi�c do dalszego
czytania, z zamiarem nauczenia si� tylko kilku
podstawowych zakl��. Niestety, jak to bywa przy dobrej
lekturze, eksperymentuj�c z magyi� "z�a" sp�dzi�em czas
do wieczora, si�gaj�c po kolejne ksi�gi. Kiedy
sko�czy�em, by�o ju� zbyt p�no, �eby wr�ci� do miasta.
Wobec tego postanowi�em sp�dzi� noc �pi�c w starej
trumnie. Nad ranem obudzi� mnie chrapliwy, dudni�cy
g�os.
- Czy jeste� moim nowym panem? - spyta�a niewysoka
istota o wystaj�cych ko�ciach, bladej sk�rze i
wybrakowanym uz�bieniu.
- A kim ty jeste�? - odpowiedzia�em pytaniem.
- Nie pami�tam jak si� nazywam, m�j by�y w�adca,
Sh'Julqoy, wielki nekromanta, powo�a� mnie do
powt�rnego �ycia. - odpowiedzia� stw�r.
- Jeste� wi�c zombie? I uwa�asz mnie za swego w�adc�?
- spyta�em przera�ony.
- Tak, panie, jeste� przecie� magiem �mierci, nowym
mieszka�cem tej krypty. Za dnia studiujesz ksi�gi
magyiczne, a w nocy sypiasz w trumnie. - rzek�
bezimienny umarlak.
- Ach... tak, oczywi�cie, jestem twym prawowitym
w�adc�. Powiedz mi, gdzie tu mo�na co� za darmo zje��,
bo zg�odnia�em. Widzisz, jestem dopiero pocz�tkuj�cym
magiem i nie potrafi� wyczarowa� jedzenia. -
postawi�em pytanie, zbyt trudne chyba dla tej pustej
istoty.
- Aaargh! Wszystko znajdziesz w tej ksi�dze, o panie.
Czy �yczysz sobie, abym uda� si� do swego grobu i nie
przeszkadza� ci w lekturze? - spyta� zombie.
- Tak, w�a�nie tego chc�. - odpar�em zmieszany.
Stw�r wyszed� z krypty i polaz� w bli�ej nieokre�lone
miejsce. Zgodnie z jego rad�, zabra�em si� do czytania.
Ksi�ga by�a pami�tnikiem poprzedniego lokatora tego
grobowca. W zapiskach z drugiego dnia dowiedzia�em
si�, czym si� �ywi�. I, nie powiem, przyprawi�o mnie to o
md�o�ci. Mianowicie wyczyta� w jakiej� m�drej ksi��ce
�e cz�owiek, a szczeg�lnie nekromanta, mo�e prze�y�
pij�c krew i jedz�c �wie�e zw�oki. Nie maj�c nic
lepszego do roboty zabra�em si� za szukanie
wspomnianego jad�a. Na szcz�cie akurat odbywa� si�
pogrzeb. Poczeka�em przyczajony w krzakach a� ludzie
si� rozejd�, po czym przyst�pi�em do dzia�ania.
Przywo�a�em mojego nowego s�ug� i kaza�em rozkopa�
gr�b. Zaj�o mu to tylko chwil�, wida� mia� d�ugoletni�
wpraw�. Z �wie�ym truposzem wr�cili�my do krypty.
Uci��em mu toporem nog�, po czym wla�em tryskaj�c�
krew do szklanki. Gdy tylko spojrza�em na zw�oki od
razu zrobi�o mi si� niedobrze, ale sama krew wygl�da�a
apetycznie. "Pomy�l �e to wino" - powiedzia�em sam do
siebie i wypi�em duszkiem zawarto�� szklanki. Smak ma
to s�onawy, niezbyt dobry, ale jest bardzo po�ywne.
Zawiera wszystkie mikroelementy potrzebne do
prawid�owego funkcjonowania organizmu. Wypi�em
jeszcze dwie szklanki, po czym, pokrzepiony, zabra�em
si� za dalsze studiowanie ksi�g magyicznych. Tak
sp�dzi�em ca�y tydzie�, pij�c krew i czytaj�c ksi�gi.
Czwartego dnia m�j s�uga przyni�s� mi ususzone li�cie
nieznanego pochodzenia.
- Co to jest? - spyta�em.
- To jest, panie, tyto�. Wszyscy pocz�tkuj�cy magowie
pal�. Do�wiadczeni ju� nie, bo to zgubny na��g. Ale z
pocz�tku daje mo�liwo�� lepszej koncentracji. - odpar�.
- Jak to pal�? Mam to wrzuci� do ogniska? - rzuca�em
kolejnymi pytaniami. W odpowiedzi zombie poda� mi
kolejn� lektur�, z kt�rej dowiedzia�em si� wszystkiego
na temat przyrz�dzania i palenia tytoniu. Wkr�tce
nauczy�em si� pali� i po kolejnych trzech dniach
uci��liwych studi�w magyicznych zdecydowa�em si�
opu�ci� krypt�. Tak� decyzj� podj��em po wyczytaniu w
jednej z ksi�g informacji na temat po�o�enia portalu
mi�dzy �wiatami. Wed�ug niej mia� on by� po�o�ony
gdzie� na odleg�ych ziemiach Valibeku, nieprzyjaznej
krainy zza oceanu. Dzi�ki nekromancji o�ywi�em swego
konia, kt�ry zdech� z g�odu z powodu mojej tygodniowej
nieobecno�ci. Swego zombie zostawi�em w krypcie -
niech sobie czeka na nowego pana. Z ukradzion�
poprzedniemu nekromancie r�d�k� i kilkoma ksi�gami
magyicznymi wyruszy�em na poszukiwanie l�du
zwanego Valibekiem.
Rozdzia� IV - Masakra w mie�cie
jaut�w
Wychodz�c z cmentarza natkn��em si� na dw�ch
jauta�skich stra�nik�w.
- Pojma� go! - wrzasn�� jeden z nich.
- To przekl�ty nekromanta, s�uga Rauga! - doda� drugi.
Raug to odpowiednik ziemskiego Szatana, buntownik
Sesuggijskiej odmiany chrze�cija�stwa. Rozejrza�em si�
wok�. Z pobliskiego budynku wybieg�o jeszcze oko�o
dwudziestu stra�nik�w. Walka nie mia�a sensu.
- Jeste� aresztowany! - wrzasn�� jeden z nich, ubrany na
czerwono, zapewne jaki� oficer. Po tych s�owach
zosta�em pojmany i zaprowadzony do miejscowych
loch�w. Lochy miasta jaut�w to bardzo ciekawe miejsce,
powiem nawet, �e przytulne. Wsz�dzie naoko�o le��
ko�ci i rozk�adaj�ce si� zw�oki. Stra�nicy pope�nili
wielki b��d wtr�caj�c tam nekromant�, nawet
pocz�tkuj�cego. Zapali�em papierosa i zacz��em dzia�a�.
W ci�gu czterech godzin mia�em ju� gotow� grup�
uderzeniow� - osiem szkielet�w i czterech zombie.
Mia�em te� na wyczerpaniu zapasy energii magyicznej.
Postanowi�em zregenerowa� si�y upuszczaj�c krwi
naj�wie�szemu trupowi. Nast�pnie zrobi�em to, na co od
dawna mia�em ochot�.
- Rozwalcie te drzwi! - rozkaza�em swoim umarlakom.
Uzbrojeni w kamienie wyci�gni�te z muru i �a�cuchy z
kajdan poradzili sobie z tym bez wi�kszego problemu.
Stra�nicy przed wej�ciem mieli bardzo ciekawe miny,
kiedy zobaczyli grupk� klekocz�cych ko��mi szkielet�w
wybiegaj�cych z lochu. A ja za nimi. �o�dacy podnie�li
alarm. W mgnieniu oka zjawi�a si� ca�a stra� garnizonu.
W przybli�eniu czterdziestu jaut�w z mieczami i �ukami.
Schowa�em si� z powrotem do lochu, i obserwowa�em
walk� zza krat. W�a�ciwie to nawet nie by�a walka. To
by�a masakra w pe�nym tego s�owa znaczeniu. Rzecz w
tym, �e aby zabi�, a w�a�ciwie zniszczy�, szkielet trzeba
go por�ba� na kawa�ki, a nie uci�� czaszk�. W�a�nie
dlatego trupy to dobrzy �o�nierze - nigdy nie sprzeciwi�
si� rozkazom i nie przestan� walczy� po stracie dowolnej
cz�ci cia�a. Zombie polegli bardzo szybko, szkielet nie
zgin�� �aden. Uzbrojone w zabrane stra�nikom miecze i
topory ko�cieje odcina�y jautom g�owy, r�ce i inne
cz�onki, kiedy za� straci�y bro� - wyrywa�y go�ymi
r�kami serca. Po rozprawieniu si� ze stra�� loch�w ca�a
ko�ciana kompania ze mn� na czele wpad�a do miasta.
Zacz��em za pomoc� zakl�cia wampiryzmu odbiera�
energi� �yciow� przechodniom i gapiom. By�em w
jakim� specyficznym transie, wpad�em w sza� zabijania
podobny do berserku. Opanowanie przysz�o dopiero
wtedy, kiedy sta�em si� jedyn� pozosta�� przy �yciu
istot� w mie�cie, nie licz�c tych, co siedzieli w domach.
Ko�cieje zacz�y znosi� mi trofea. Blisko tysi�c r�nych
cz�ci cia�a rozmaitych istot. Nie mia�em ochoty tego
ogl�da�. Uda�em si� z powrotem na cmentarz, celem
uci�cia sobie drzemki w mojej trumnie. Nakaza�em
umarlakom nikogo nie krzywdzi�, ale pozosta� w
mie�cie. Po oko�o czterech ziemskich godzinach drzemki
obudzi�o mnie szarpanie za rami�. To jeden ze
szkielet�w mnie budzi�. Ko�ciaki to bardzo dziwne
stwory - nie potrafi� m�wi�, ale s� w stanie powtarza� co
do s�owa to, co s�ysza�y.
- Czego?!? - wydar�em si� na stoj�cego nade mn�
truposza. Nie otrzyma�em odpowiedzi. Zacz��
pokazywa� w stron� miasta.
- M�w, co s�ysza�e�! - powiedzia�em troch� spokojniej.
- Jestem Xaomea, druidka uzdrowicielka - powiedzia� jej
g�osem - To nie by�o wrogie wojsko. Tu by� nek... nek...
nekromanta! - ci�gn�� g�osem jakiego� wie�niaka. Z
ca�ego be�kotu dowiedzia�em si�, �e Xaomea jest w
mie�cie.
- Prowad�! - nakaza�em swemu s�ugusowi. Ten bez
s�owa ruszy� w stron� ratusza. Pod��a�em krok w krok za
nim. I, rzeczywi�cie, napotka�em druidk� opatruj�c�
pozosta�ych przy �yciu jaut�w na g��wnym placu. Na
m�j widok wszyscy, kt�rzy mieli jeszcze nogi, uciekli do
dom�w.
- Aaach, Rakat z Agrijetu, wi�c to ty siejesz tu taki
postrach? Wida� kojarz� ci� z tym nekromant�, kt�ry na
nich napad�. Zreszt� to nie dziwne przy twoim kolorze
sk�ry. - powiedzia�a Xaomea.
- Kojarz� mnie z nim do�� s�usznie. To ja, po kr�tkim
okresie nauki nekromancji zrobi�em tu tak� rze�.
Szczerze m�wi�c chcia�em tylko wydosta� si� z
wi�zienia, reszta to ich robota. - wskaza�em na
zgromadzone dooko�a szkielety. Wola�em nie
przyznawa� si� do wampiryzmu energetycznego.
- Ty ch�do�ony Raugisto! Jak mog�e� zabi� tyle
niewinnych istnie�? Nie masz sumienia? Takiej masakry
nie by�o od czas�w wojen nekromantycznych! - wydar�a
si� na mnie. - Bucake Mugata! - krzykn�a. Szkielety
rozsypa�y si� na poszczeg�lne ko�ci. Wida� s�aby ze
mnie mag �mierci.
- Ja si� uczy�em nekromancji tylko tydzie�! Nie mia�em
poj�cia jak kontrolowa� op�tane sza�em zabijania
szkielety! - broni�em si�. Zreszt� by�o to poniek�d
prawd�, bo nawet gdybym pr�bowa� je zatrzyma�
zapewne by mi si� to nie uda�o.
- To po co �e� je tworzy�, h�? - spyta�a oskar�aj�cym
tonem. Nie mia�em nic na swoje usprawiedliwienie.
Milcza�em my�l�c nad w�asnymi czynami. Tyle �e ja nie
uwa�a�em ich za z�e, co najwy�ej za nielogiczne. I to
bardzo nielogiczne. Bo w jakim celu marnowa�em tyle
energii na zmasakrowanie miasta, skoro mog�em uciec
nie robi�c zamieszania? Xaomea przerwa�a moje
rozmy�lania.
- Powiedz co� do jasnej cholery! - krzycza�a ze �zami w
oczach.
- C� mog� powiedzie�? Chyba tylko tyle, �e jestem na
siebie diabelnie z�y. - rzek�em odpalaj�c kolejnego
papierosa. - Przepraszam - doda�em.
- W�a�ciwie to ja tak�e nie jestem anio�em. - stwierdzi�a -
mnie te� wygnano z kraju.
- Mo�na wiedzie� za co? - spyta�em
- Mo�na. Tyle, �e najpierw p�jdziemy do miejscowej
karczmy wynaj�� pok�j. Sta� nas tylko na
jednoosobowy, ale mo�esz chyba spa� na pod�odze?
- Oczywi�cie, nie �mia�bym pomy�le� inaczej. -
odpar�em. Weszli�my do najbli�szej ober�y. Ober�ysta
by� wyra�nie przera�ony moim widokiem, tote� wynaj��
nam pok�j bez �adnego ale. Jednak w nocy i tak nie
spali�my. Musia�em si� przecie� dowiedzie� za co
wyp�dzono Xaome� z Lasu Druid�w.
Rozdzia� V - Opowie�� Xaomei i
nowe spojrzenie na UFO
Siedzieli�my w nowo wynaj�tym pokoju. Xaomea
zacz�a wyg�asza� monolog:
"Zaraz po twoim wyje�dzie pok��ci�am si� z Wielkim
Druidem. Powiedzia�am, �e nies�usznie ci� wygna�.
Mia�am kilku sojusznik�w w tym pogl�dzie, jednak
demokratyczna wi�kszo�� by�a przeciw mnie. Wielki
Druid nakaza� swoim ludziom ci� �ciga�. Chcieli ci�
dopa�� zanim sta�by� si� zbyt niebezpieczny. Ja, z moimi
przyjaci�mi w tym czasie snu�am plany kt�re mia�yby
pom�c mi ich powstrzyma�. Plan by� bardzo prosty:
okaleczy� nogi koniom oddzia�u po�cigowego. W noc
przed wyruszeniem pogoni przyst�pi�am do dzie�a. By�a
to pi�kna, gwie�dzista noc. Do p�nocy patrzyli�my z
przyjaci�mi w gwiazdy. Widzisz, jeden z nich ma jak��
mani� na punkcie istot inteligentnych z innych planet.
Twierdzi, �e najbli�sze my�l�ce formy �ycia istniej� na
jednej z planet obiegaj�cych Burs�. Jest to ma�a gwiazda,
w mniej wi�cej po�owie jakiej� galaktyki spiralnej. M�j
przyjaciel twierdzi tak�e, �e odebra� przekaz
telepatyczny od tych istot. Swoj� gwiazd� nazywaj�
rzekomo S�o�cem, a planet� Ziemi�. Podobno stan�li ju�
na innym ciele niebieskim ni� swoja ojczysta planeta.
W�r�d teorii O'Kaugega, bo tak ma na imi� ten chory
astronom, znajduje si� tak�e teza na temat pochodzenia
nas, ludzi. Wed�ug niego pochodzimy w�a�nie z Ziemi, a
nasi przodkowie zostali przeniesieni na Sesugg poprzez
wielkie wy�adowanie energii magyicznej. O'Kaugeg
twierdzi te�, �e da�oby si� ten wyczyn powt�rzy�.
Wed�ug mnie to jedna wielka bujda. To po prostu mag
energetyczny, kt�ry swoj� magyi� uwa�a za najlepsz� i
wszechmog�c�. A przecie� taka podr� jest ca�kowicie
niemo�liwa. No nic, wr��my do tematu. O p�nocy
ruszyli�my pod os�on� drzew do stajni. O'Kaugeg u�y�
magyi, �eby sparali�owa� nogi koniom na tydzie�, nie
czyni�c im krzywdy. Jednak wy�adowanie energii
zaalarmowa�o stra�nik�w, kt�rzy z�apali nas na gor�cym
uczynku. Zostali�my wtr�ceni do wi�zienia, czekaj�c na
poranne spotkanie z Wielkim Druidem. Rano zostali�my
brutalnie obudzeni i zaprowadzeni do sali tronowej. Kar�
za takie przewinienie by�a banicja. �eby nie pogr��y�
reszty przyjaci�, przyzna�am si� do zaplanowania
sabota�u. Natomiast O'Kaugeg przyzna� si� do
wykonania. Pozosta�ych oczyszczono z zarzut�w.
Zostali�my wi�c oboje wygnani, tyle, �e ja pojecha�am
przodem na wie�� o masakrze. Pomy�la�am, �e mog� si�
przyda�. O'Kaugeg przyjedzie tu jutro. C�, to chyba
ca�a historia, szczeg�lnie, �e chce mi si� ju� spa�"
To nawet nie by� taki g�upi pomys�.
- Dobranoc - powiedzia�em, ale w odpowiedzi
us�ysza�em tylko miarowy, r�wny oddech. Te�
chcia�bym tak szybko zasypia�.
Rozdzia� VI - O'Kaugeg
Rano przyby� do miasta wspomniany przyjaciel
Xaomei. By� to cz�owiek chudy i do�� wysoki. Wy�szy
ode mnie o g�ow�. Poszed�em z nim do krypty, gdzie
czyta� ow� ksi�g�, w kt�rej znalaz�em informacje na
temat portalu mi�dzy �wiatami.
- Ten, kto to pisa� nie zna� tematu. - stwierdzi�. - Znam t�
teori�. Na ziemiach Valibeku istnieje dolina b�d�ca w
stanie doprowadzi� maga do stopnia wysokiej magyi.
Gdyby czterech mag�w - chaota, druid, energetyczny i
nekromanta po��czy�o w tym stanie swe si�y byliby w
stanie stworzy� swoist� ba�k� mydlan�. W otoczce
energii magyicznej mogliby podr�owa� przez
przestrze� kosmiczn� z pr�dko�ci� milion razy szybsz�
od �wietlnej. W ten spos�b w mgnieniu oka znale�liby
si� na Ziemi - i to w�a�nie jest ten drugi �wiat.
- Interesuj�ca teoria. - stwierdzi�em. I by�o tak w istocie.
Uwierzy�em O'Kaugegowi. To jeszcze bardziej
utwierdzi�o mnie w przekonaniu, �e musz� dotrze� do
Valibeku.
- A co gdyby jeden z mag�w nie wszed� w tym czasie w
stan wysokiej magyi? - spyta�em.
- Wszyscy ponie�liby natychmiastow� �mier� przez
anihilacj�. - odpar�. C� za obiecuj�ca perspektywa.
Jako� mnie to nie pocieszy�o. Zdecydowa�em powiedzie�
swoim nowym kompanom o moich zamiarach dotarcia
do Valibeku.
- Podr� przez morze? To samob�jstwo! Nie wiemy
nawet, czy ten mityczny Valibek istnieje! - skwitowa�a
mnie Xaomea.
- A wed�ug mnie to bardzo dobry pomys�. I tak jeste�my
wygna�cami, kt�rzy nie maj� nic do stracenia. Ja jestem
za. - zapali� si� do pomys�u O'Kaugeg.
- Ja tak�e popieram w�asny pomys�. - powiedzia�em. Ku
sprzeciwie Xaomei zdecydowali�my o rz�dach
demokracji. Wobec czego po przygotowaniu prowiantu
na drog� wyruszyli�my w dalsz� podr�. Nasz prowiant
by� bardzo ciekawy - Xaomea nie zabra�a nic, twierdz�c,
�e wy�ywi� j� lasy. O'Kaugeg wzi�� du�� ilo��
gotowanej kaszy, a ja - dziesi�� litr�w krwi zebranej po
masakrze i troch� bydl�cego mi�sa. Chcia�em te� zabra�
ze sob� jakich� ochroniarzy. Poszed�em wi�c na plac
g��wny, gdzie jauci uk�adali cia�a poleg�ych w masakrze.
Zebra�em wszystkie si�y, wypowiedzia�em zakl�cie... i
nic. Nic si� nie sta�o, poza pojawieniem si� trzaskaj�cych
iskierek na moich palcach. Sta�em wyra�nie zak�opotany.
- Przepraszam, �e si� wtr�c�, ale chyba mog� to
wyja�ni�. - powiedzia� stoj�cy za mn� O'Kaugeg widz�c
moje zdziwienie.
- W jaki spos�b? - spyta�em
- Ilu nieumar�ych powo�a�e� ju� do �ycia? - wyci�ga� ode
mnie informacje
- Dwunastu, na masakr�. - odpar�em
- Wi�c powiniene� m�c przywo�a� jeszcze jednego.
Nekromanta na twoim poziomie, przyznasz, �e niskim,
mo�e przywo�a� trzynastu nieumar�ych na p� roku. -
stwierdzi�. W tym momencie podesz�a do nas Xaomea z
objuczonymi ko�mi.
- Znalaz�a si� zguba. Ten ko� to zombie, i to bez sk�ry
na prawym boku. - rzek� O'Kaugeg. Mia� racj�.
Przywo�a�em ju� trzynastu nieumar�ych i nie mog�em ju�
przywo�a� wi�cej. A z innych czar�w nekromantycznych
zna�em tylko zadawanie ran, wampiryzm i wywo�anie
ducha. By�em wi�c nekromant� nie mog�cym rzuci�
cz�ci zakl��. Trudno. Tak przynajmniej wtedy
my�la�em.
- Zamiast gada�, wsiedliby�cie na konie i mo�e wreszcie
wyruszymy? - zakomenderowa�a Xaomea. Wype�nili�my
pro�b� bez sprzeciwu i ju� wkr�tce znale�li�my si� pod
bram� miasta. Ruszyli�my na p�noc z zamiarem
dotarcia do oceanu. Droga mija�a przyjemnie.
Prowadzi�em d�ugie, filozoficzne rozmowy z
O'Kaugegiem i bardziej przyziemne, ale r�wnie d�ugie z
Xaome�. Po do�� kr�tkim okresie czasu stan�li�my na
granicy bagien. Przed nami rozci�ga�a si� niezwykle
rozleg�a r�wnina. Wypalona ziemia na kt�rej nie ros�a
�adna ro�linno�� wygl�da�a du�o przyja�niej ni� bagna.
Gdzieniegdzie wala�y si� ko�ci zwierz�t. Po sam
horyzont nie by�o nic poza spalon� s�o�cem ska��.
- R�wnina Elbu. - stwierdzi� O'Kaugeg. Nie by�o
odzewu. Ruszyli�my dalej bez zastanowienia, poniewa�
jedynym co nas tak naprawd� obchodzi�o, by�a ucieczka
z tych przekl�tych bagien. Pop�dzi�em konia do galopu.
Niestety po czterech godzinach biegu w upale rumaki
O'Kaugega i Xaomei zacz�y si� m�czy�. Trzeba by�o je
napoi�, ale w promieniu kilkuset kilometr�w nie by�o
�adnej wody. Mimo, �e s�o�ce dopiero zachodzi�o,
zdecydowali�my si� rozbi� ob�z. Jedli�my prowiant i
dyskutowali�my siedz�c na nagiej skale. Dyskusja nie
wnosi�a nic nowego do naszej egzystencji, jednak by�a
dobrym sposobem zabicia czasu. W pewnym momencie
Xaomea, po przebadaniu koni za pomoc� magyi
stwierdzi�a:
- Te zwierz�ta nie prze�yj� bez wody jutrzejszego dnia.
Rakacie, tw�j rumak poniesie baga�e, poniewa� i tak jest
ju� martwy od jakiego� czasu.
- Dobrze, niech b�dzie. - odpar�em. By�a to rozs�dna
decyzja. By�a to ostatnia wa�na kwestia tego dnia, gdy�
stwierdzili�my zgodnie, �e trzeba i�� spa� i korzysta� z
ch�odu nocy. D�ugo nie mog�em zasn��. Le�a�em na
skale wpatruj�c si� w gwie�dziste niebo. Rozmy�la�em o
Ziemi i S�o�cu. Nie doszed�em jednak do �adnych
powalaj�cych wniosk�w, wi�c po�o�y�em si� spa�.
Rano obudzi� mnie krzyk Xaomei. Troch� czasu
zaj�o mi doj�cie do tego, jaka by�a jego tre��.
- One nie �yj�! To zimne trupy! Wszyscy zginiemy! -
krzycza�a. I teraz ju� wiedzia�em dlaczego. Do nosa
uderzy� mi straszny smr�d rozk�adaj�cego si� mi�sa.
Spojrza�em przed siebie. Moim oczom ukaza� si� widok
Dw�ch martwych koni le��cych na skale i jednego
ko�skiego szkieletu wydaj�cego dziwne porykiwania.
Nasze rumaki zdech�y w nocy, a poranne s�o�ce wypali�y
resztki mi�sa z mojego ko�cianego wierzchowca.
O'Kaugeg zlewa� krew martwych koni do work�w po
wodzie.
- Je�li chcemy prze�y�, b�dziemy musieli j� pi�. - rzek� -
w przeciwnym razie dojdzie do odwodnienia organizmu.
- doda�.
- Ja mam swoj� krew w workach przy koniu. Mog� wam
troch� odst�pi�. - powiedzia�em.
- Nie b�d� pi� krwi! A ju� na pewno nie jauciej! To
istoty inteligentne, a spo�ywanie osocza to grzech
�miertelny! - krzycza�a Xaomea. Ogarn�a mnie
desperacja.
- Teraz przejmujesz si� religi�? Mo�e jeszcze p�jdziesz
si� pomodli�? H�? Powiedz mi gdzie teraz jest tw�j
ch�do�ony Tepar, gdzie on jest, kiedy potrzebujesz
pomocy? - krzycza�em.
- Przesta�cie! - wrzasn�� O'Kaugeg. - To nie ma sensu!
Wyruszamy w dalsz� drog�. Rakacie, tw�j ko� poniesie
baga�e i Xaome�. My p�jdziemy pieszo, pokrzepiaj�c si�
krwi�. - zakomenderowa�. By�o to najlepsze, co
mogli�my zrobi�. Podr�owali�my tak przez dwa dni, w
nocy poj�c Xaome� krwi�.
Ju� pierwszego dnia w�dr�wki zacz��em odczuwa� w
sobie pewn� pustk�. Bardzo mi czego� brakowa�o. Coraz
cz�ciej mia�em zwidy, wpatrywa�em si� w ska�y widz�c
w nich jezioro pe�ne wody. Tak, cierpia�em z powodu jej
braku. I to cierpia�em nie fizycznie, mia�em przecie�
krew. M�j b�l by� odczuwalny na poziomie duchowym,
odesz�y ode mnie si�y magyiczne. Wtedy jeszcze nie
wiedzia�em, dlaczego. Trzeciego dnia tej podr�y, k�ad�c
si� spa�, zauwa�y�em �wietln� �un�. Wiedz�c, �e mam
omamy, zapyta�em O'Kaugega, czy widzi to samo, co ja.
- Jak najbardziej. Bud� Xaome�. - stwierdzi�. Zrobi�em
to, po czym w tr�jk� ruszyli�my pod os�on� nocy w
stron� tajemniczego �wiat�a. By�o to miasto, miasto na
�rodku pustyni. O'Kaugeg patrzy� na nie przez swoj�
lunet� astronomiczn�.
- Rakacie, sp�jrz! - krzykn�� podaj�c mi przyrz�d.
Przyjrza�em si� i zd�bia�em. Zobaczy�em ognisko na
�rodku dziedzi�ca, a dooko�a niego ta�cz�ce szkielety.
- Wsi�d� na konia i pojad� tam. Nic chyba nie zrobi�
nekromancie. Kiedy droga b�dzie wolna, wystrzel�
p�on�c� strza�� - powiedzia�em. Moim towarzyszom
spodoba� si� pomys�.
- Pami�taj, �e je�li wyssiesz energi� z jakiej� nieumar�ej
istoty b�dziesz m�g� przywo�a� w�asn�. - rzek�
O'Kaugeg.
- Dzi�ki, zapami�tam - odpar�em. Wskoczy�em na konia
i pogalopowa�em w stron� bram miasta.
Rozdzia� VII - Viuw, ojczyzna
nekromant�w.
Przy bramie miasta przywita�y mnie dwa wampiry.
To w ko�cu te� nieumarli - pomy�la�em i z r�d�k� w
r�ku zacz��em wysysa� z jednego z nich energi�. Ju�
uda�o mi si� go zniszczy�, kiedy zosta�em ugodzony
wypuszczon� z nekromantycznej laski strza�� z ko�ci.
Trafi�a mnie w bok, a b�l sprawi�, �e straci�em
przytomno��.
Obudzi�em si� w otwartej trumnie, nade mn�
pochyla�o si� trzech bladosk�rych jegomo�ci�w.
- Budzi si�, dawa� wi�cej! - krzykn�� jeden z nich. Do
pokoju wbieg� szkielet z kuflem �wie�ej krwi.
- Pij! - rozkaza� inny. Rzuci�em si� na krew jak g�odny
wampir. Po opr�nieniu zawarto�ci kufla podnios�em si�
do pozycji siedz�cej. Siedzia�em w zrobionej z ko�ci
chacie, z dachem okrytym sk�r�.
- Kim jeste�cie? - spyta�em bladych twarzy.
- Sechlo, Pelwo i Tocigo, lekarze Viuw - odpowiedzieli
pokazuj�c kolejno na siebie.
- Jak d�ugo spa�em? - spyta�em
- Oko�o dw�ch godzin. Ciesz si�, �e �yjesz, bo stra�nik
na wie�y nigdy nie chybia. - powiedzia� Tocigo.
- Tym razem chybi�. Przecie� �yj�. - odpar�em. Lekarze
zacz�li mi opowiada� co si� sta�o. Znajdowa�em si� w
mie�cie o d�wi�cznej nazwie Viuw. To tutaj po raz
pierwszy powsta�a nekromancja. Stra�nik chybi�, bo
chcia� to zrobi�. Celowa� w g�ow�, poniewa�
zaatakowa�em wampira przed wej�ciem. Jednak w
ostatniej chwili zorientowa� si�, �e atak zosta�
przeprowadzony przy u�yciu zakl�cia wampiryzmu
energetycznego. Nie zd��y� ju� zaniecha� strza�u, ale
uda�o mu si� zmieni� tor lotu pocisku.
- Czy jest tu bezpiecznie? - spyta�em bladej tr�jcy.
- Absolutnie. Ca�e miasto przyj�o ci� jak brata, jeste� w
ko�cu nekromant�. - rzek� Sechlo.
- Czy mog� tu wprowadzi� kogo�, kto nie jest magiem
�mierci? - zada�em kolejne pytanie.
- Oczywi�cie, pod warunkiem, �e r�czysz za niego
w�asnym �yciem. - odezwa� si� Tocigo. To mnie
urz�dza�o. Wyszed�em na dziedziniec, podpali�em strza��
od pochodni i wystrzeli�em w niebo. Xaomea i O'Kaugeg
szybko zjawili si� przy bramie. Powita�em ich przy niej,
�eby mie� pewno��, �e stra�nik nie strzeli. Nie
zd��yli�my nawet wej�� na dziedziniec, kiedy podlecia�
do nas wampir.
- Kr�l chce was widzie�. - powiedzia� skrzekliwym
g�osem, po czym zmieni� si� w nietoperza i odlecia�.
Mia�em ju� niemi�e przeprawy z Wielkim Druidem, ale
wola�em stawi� si� na wezwanie. Pa�ac tutejszego
w�adcy robi� powalaj�ce wra�enie. By� zbudowany w
ca�o�ci z ko�ci Izes�w, r�wninnych jaszczur�w o
d�ugo�ci czterech metr�w i dwudziestocentymetrowych
z�bach. Cztery wie�e mia�y dachy zrobione z czaszek
tych stworze�. Wn�trza pomieszcze� by�y nie mniej
imponuj�ce. Dywany z w�os�w, rze�bione runy na
�cianach. Weszli�my na sal� tronow�. Kr�l by�
cz�owiekiem mniej wi�cej mojej budowy i koloru sk�ry,
mia� d�ugie, czarne w�osy i przekrwione oczy.
Ukl�kli�my.
- Powsta�, przyjacielu, �aden nekromanta nie b�dzie
przede mn� kl�ka�. Wy dwoje tak�e wsta�cie. -
powiedzia� kr�l. - Jako nekromanta, a tak�e wy, jako
jego przyjaciele, macie prawo do nieograniczonego
pobytu w mie�cie Viuw. Wy dwoje - m�wi�c to wskaza�
na Xaome� i O'Kaugega - jeste�cie teraz pod opiek�
Rakata z Agrijetu, kt�ry r�czy za was �yciem.
- Sk�d znasz moje imi�, panie? - spyta�em
- Poucz si� jeszcze nekromancji, synu, a b�dziesz
wiedzia�. Mo�ecie odej��. - rzek� kr�l, po czym dwa
wampiry odprowadzi�y nas do drzwi. Otrzymali�my
chat� blisko centrum. Dostawali�my tak�e dowolne ilo�ci
jad�a i picia. Na b�ogim odpoczynku min�� nam czas a�
do wieczora. O zachodzie do naszej chaty wbieg�
zombie.
- Kr�l zaprasza was na �wi�to. Mamy dzisiaj pogrzeb. -
powiedzia� i wybieg�. U nekromant�w �mier� jest
wielkim �wi�tem, wobec czego, nie rezygnuj�c z
zaproszenia poszli�my na g��wny plac przed pa�acem.
Na �rodku by� ju� u�o�ony wielki stos z gotowym do
spopielenia cia�em. Niedaleko sta�y dwie budki z zombie
w roli barman�w. W jednej serwowano mi�so Izesa, a w
drugiej drinki alkoholowe. Kr�l osobi�cie podpali� stos.
- Bawmy si�! - krzykn��. Na t� komend� rozbrzmia�y
b�bny i gitara. Na scenie gra�y umarlaki nieznanego
pochodzenia, dooko�a stosu ta�czy�y szkielety. Bary
zosta�y otwarte. Nekromanci zacz�li ta�czy� razem z
ko�ciejami, a ja z towarzyszami przy��czy�em si� do
nich. Wszyscy bardzo du�o pili. I to wcale nie by�y s�abe
alkohole. Je�li uwa�acie, �e ziemska Krwawa Mery daje
kopa, to spr�bujcie kiedy� wypi� p� litra krwi p� na p�
ze spirytusem. To dopiero uderza do g�owy.
Przeta�czyli�my ca�� noc, tak dobrze nie bawi�em si� od
dawna. Podczas imprezy strzela�em z r�d�ki w niebo
ko�cianymi strza�ami, w kt�re O'Kaugeg puszcza� salwy
energii. Ko�ci rozpada�y si� na kawa�ki, rozb�yskuj�c na
r�ne kolory. Nawet kr�l bi� nam brawo. Impreza
dobieg�a ko�ca o wschodzie s�o�ca. Rano po�o�yli�my
si� spa�. Po po�udniu obudzili�my si�, a Xaomea
skar�y�a si� na potworny b�l g�owy. Ja twierdzi�em, �e to
zwyk�y kac, ale mimo to zaprowadzi�em j� do szpitala.
- Macie tu co� na kaca? - spyta�em "trzech bladych
twarzy".
- I owszem. Tylko nie m�w druidce, �e to krew Izesa
zmieszana z ludzk� i o�lim mlekiem, bo zwymiotuje. -
powiedzia� Tocigo.
- Jasna sprawa - odpar�em. Da�em jej mikstur�. Od razu
poczu�a si� lepiej. Nast�pnie wr�cili�my do chaty, gdzie
O'Kaugeg siedzia� ju� nad map�.
- Czeka nas jeszcze szmat drogi. Musimy dotrze� do
miasta portowego Esrumag. Stamt�d mo�emy wyp�yn��
na Ocean Mag�w. - powiedzia� na nasz widok.
Podj�li�my zdrow�, demokratyczn� decyzj� o
wyruszeniu w dalsz� drog�. Od nekromant�w
otrzymali�my zapasy krwi, a tak�e dwa ko�ciane konie.
S� to najlepsze wierzchowce na r�wniny. Nie jedz� nie
pij�, a ludzi unie�� mog�. Dostali�my tak�e oczywi�cie
siod�a. Nie radzi�bym nikomu jecha� na oklep na
ko�skim kr�gos�upie. A ju� szczeg�lnie odradzam to
m�czyznom. Z poprzednionocnym kacem i
optymizmem na duchu wyruszyli�my w stron� Esrumag.
Rozdzia� VIII - Porwanie
Podr� przez r�wnin� Elbu up�yn�a bez problem�w.
Konie nie posiadaj�ce mi�ni s� zdolne do nieustannego
galopu, wi�c postoje robili�my tylko na noc. Po
kolejnym dniu szale�czego biegu przez r�wnin�
dotarli�my do granic kolejnego kraju. Na pierwszy rzut
oka bardzo przyjaznego. Rozleg�e pola uprawne i stoj�ca
gdzieniegdzie cha�upa to bardzo sielski widoczek. Niskie
g�ry na horyzoncie dodawa�y pi�kno�ci ca�emu
widokowi.
-To kraj Seutar�w, rasy wysokich i pot�nie
zbudowanych istot o czarnej jak smo�a sk�rze. S� bardzo
przyja�nie nastawieni do wszystkich, kt�rzy maj�
pieni�dze i ch�tnie je oddaj�. Ich pa�stwo nosi nazw�
Baatel. - poinformowa� nas O'Kaugeg. Przyj��em to bez
�adnego komentarza. Musieli�my dotrze� do jakiego�
miasta i uzupe�ni� zapasy. Nie trzeba nam by�o d�ugo
szuka�. Zaraz za lini� horyzontu zauwa�yli�my pot�n�
metropoli�. Przy bramie miasta przywita�o nas dw�ch
stra�nik�w.
- Witam szlachetnego nekromant�. - zwr�ci� si� do mnie
jeden z nich.
- Witaj stra�niku. - odpar�em - Szukamy noclegu i
dobrego jad�a. - doda�em.
- Ale� oczywi�cie, to zrozumia�e po podr�y, panie...
- Rakat, Rakat z Agrijetu - poinformowa�em.
- Otwiera� bram�! I poinformowa� Sh'Yofbura, �e
przyby� sir Rakat z Agrijetu! - krzykn�� do stra�nik�w na
wie�ach. W owej chwili nie by�o mi dane wiedzie�, kim
jest Sh'Yofbur, zreszt� nie interesowa�o mnie to zbytnio.
Zostali�my wpuszczeni i tylko to si� liczy�o. Ca�y nasz
maj�tek liczy� dziesi�� sztuk z�ota. Weszli�my do
pierwszej napotkanej ober�y. "Pod krwawym
szkieletem" - obiecuj�ca nazwa dla nekromanty.
Zam�wili�my pieczon� wo�owin� i piwo. Po obfitym
posi�ku poczuli�my si� du�o lepiej.
- Wynajmijcie nam pok�j, a ja p�jd� do sklepu po
zaprowiantowanie. - powiedzia�a Xaomea. Nie mieli�my
nic przeciwko. Wynaj�li�my i�cie kr�lewsk� komnat� i,
b�d�c zbyt zm�czeni aby czeka�, po�o�yli�my si� spa�
zostawiaj�c otwarte drzwi.
Obudzi�em si� pierwszy. Pierwsze co zauwa�y�em to
nienaruszone ��ko Xaomei. Obudzi�em O'Kaugega.
- Xaomea nie wr�ci�a na noc. Zejd� na d�, mo�e
ober�ysta co� wie. - powiedzia�em.
- Id� z tob� - stwierdzi�, po czym obaj ubrali�my si� i
zeszli�my do sali g��wnej. Jeszcze na schodach zawo�a�
mnie ober�ysta
- Ooo, sir Rakat z Agrijetu, mo�na pana na chwil�
prosi�? - krzykn��. Podszed�em do baru, a karczmarz
wr�czy� mi zalakowan� kopert�. Na piecz�ci widnia�y
litery GP.
- Dzi�ki - powiedzia�em. Usiedli�my z O'Kaugegiem
przy najbli�szym wolnym stoliku. Otworzy�em kopert�,
a list zawiera� nast�puj�c� tre��:
Nie by�em zbytnio uradowany takim obrotem sprawy.
- Musimy j� odbi�! - krzykn��em.
- Czekaj, trzeba obmy�li� plan. - powiedzia� O'Kaugeg.
- Wi�c id� i my�l, na co czekasz? - spyta�em
poirytowany. O'Kaugeg bez s�owa poszed� do pokoju.
Wszystkie nasze pieni�dze zabra�a Xaomea, wi�c
podchodz�c do baru uderzy�em r�d�k� w blat.
- Dawaj szklank� bimbru, chyba, �e chcesz zobaczy�
wnerwionego nekromant�! - krzykn��em. Ober�ysta
nala� do pe�na. Wypi�em duszkiem bimber, co tylko
spot�gowa�o m�j gniew.
- Karczmarzu!