5681

Szczegóły
Tytuł 5681
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5681 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5681 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5681 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

SteelRat Ostatni Nekromanta Prolog Z pocz�tku chcia�bym opowiedzie� o �wiecie, w kt�rym przysz�o mi �y�. Planeta Sesugg by�a �wiatem pi�knym, o bujnej ro�linno�ci i zr�nicowanym klimacie. Zaledwie 50% jej powierzchni pokrywa�a woda, ale by�a to tylko i wy��cznie s�odka woda. W �wiecie Sesugg istnia�a magyia - tyle, �e w moim kraju by�a zabroniona pod gro�b� �mierci. Szko�y magyi dzieli�y si� na - magyi� energetyczn�, druidyczn�, chaosu, goecj� i nekromancj�. Magowie Chaosu i druidzi mogli wybra� w�asny �ywio�, kt�ry dawa�by im si��. W�a�ciwie to �le si� wyrazi�em - �ywio� by� adeptom nadawany przez ich w�asne wn�trze. Og�lny postrach w moim �wiecie budzili magowie energetyczni, kt�rzy pos�ugiwali si� dziwn� si�� - pr�dem elektrycznym. Czym natomiast jest Chaos? Jest to szko�a magyi, w kt�rej "Nic nie jest Prawd� i wszystko jest dozwolone". Dzia�a na poziomie ludzkiej pod�wiadomo�ci, wymagaj�c od adept�w wchodzenia w rozmaite transy magyiczne. Wielu u�ywa w tym celu pewnych �rodk�w, zwanych "ziele transowe". Na Ziemi nazywa si� to "marihuana". Opr�cz tego do Chaosu nale�� te� magowie-wojownicy. Ci wchodz� w specyficzny rodzaj transu, zwanego sza�em bojowym, przyspieszaj�cego ich ruchy o 200% i zwi�kszaj�cego si�� o 100%. U�ywaj� w tym celu �rodk�w znanych na Ziemi jako �kofeina� i �amfetamina� sporz�dzanych przez alchemik�w. Nieoficjalnie m�wi si� te� o ziemskiej heroinie, ale osobi�cie nie mia�em okazji tego sprawdzi�. Co si� tyczy druidyzmu nie trzeba chyba wyja�nia�. Jest to po prostu magyia natury. Nekromancja zajmuje si� �mierci� - polega na powo�ywania do powt�rnego �ycia tego, co kiedy� zmar�o. W ten spos�b powstaj� zombie, duchy, chodz�ce szkielety i inne nieumar�e towarzystwo. Zazwyczaj maga mo�na przyporz�dkowa� do kt�rej� z tych szk� magyi. Mo�na znale�� kilka wyj�tk�w od tej regu�y. Jednym z nich jestem ja sam. W�adam zar�wno magyi� chaosu jak i nekromancj�. Co si� tyczy religii, to Ziemia nie r�ni si� zbytnio od Sesugg. My tak�e mamy jednego Boga, zwanego Tepar, kt�ry zes�a� Mesjasza, kt�rego dla wygody b�d� nazywa� Feumafem. Jego imi� w moim j�zyku by�oby bowiem zbyt trudne do wym�wienia przez Ziemian. W�a�nie z tej religii si� na�miewa�em, za co zosta�em wygnany. Mojej banicji zawdzi�czam wyrwanie si� z religijnej ciemnoty kraju, w kt�rym wszyscy le�eli plackiem w �wi�tyniach modl�c si� od rana do wieczora. A trzeba wam wiedzie�, �e by�em swego czasu nawet kap�anem - z czystej ch�ci zysku i w�adzy. Jednak nie podoba�a mi si� ta funkcja. Po rezygnacji i wydaniu mojej "heretyckiej" ksi��ki o tytule "Gdzie byli Tepar i Feumaf, kiedy by�a wojna?" zosta�em wygnany z kraju. I dobrze. Rozdzia� I - Pocz�tek Wszystkiego Zosta�em wezwany do miejskiego gmachu s�du. By�o to wielkie, siwe gmaszysko o wysoko�ci oko�o trzydziestu metr�w i w stylu antycznym. Sprawa przeciwko mnie zosta�a wysuni�ta przez Ko�ci�. Sta�em za �aw� oskar�onych czekaj�c na wyrok. Zapad�a potworna cisza, po czym us�ysza�em g�os s�dziego: - Rakacie z Agrijetu, zosta�e� uznany winnym g�oszenia herezji na temat istnienia Tepara. Swoimi pogl�dami niszczysz nasze doskona�e spo�ecze�stwo. Wobec twej kap�a�skiej przesz�o�ci nie jest mo�liwe skazanie ci� na �mier�. Dlatego zostajesz skazany na do�ywotni� banicj�. Prosz� odwie�� oskar�onego do granic kraju. Po tych s�owach dw�ch stra�nik�w z�apa�o mnie za barki i kopi�c i popychaj�c wsadzi�o do rydwanu. Odwie�li mnie do granicy po czym kazali mi wysi���. - Paszo� won heretycka �winio! � rzek� jeden z nich po czym da� mi kopniaka w rzy� na po�egnanie. Dooko�a mnie malowa� si� niezbyt przyjazny g�rski krajobraz. Jest to charakterystyczne dla wschodniej cz�ci Wielkich L�d�w, w kt�rej le�y Agrijet. Ostro zako�czone szczyty wygl�daj� bardzo odpychaj�co. Nie mog�c wr�ci� do kraju rozpocz��em poszukiwania noclegu. Zmierza�em do las�w Quinry, gdy� by�a to najbli�sza wolna �noclegownia�. Odleg�o��, kt�r� musia�em przeby� to zaledwie dwadzie�cia kilometr�w. Do �adnej karczmy w promieniu stu kilometr�w nie mia�em po co i��. Nie z moj� reputacj�. By�em ju� na granicy lasu, kiedy drog� zagrodzili mi bandyci. - Dawaj swoje z�oto, bo inaczej pogadamy! � zagrozi� herszt szajki. Nie mia�em zamiaru rozstawa� si� ze swoim z�otem, a bandyt�w by�o tylko trzech. Byli ubrani na czarno, z kapturami na g�owach. Przy�o�y�em hersztowi kopniakiem w nos i rzuci�em si� do ucieczki. Ucieka�em w g��b lasu, lecz zza drzew wyskoczy�o jeszcze pi�ciu uzbrojonych w kr�tkie miecze rze�mieszk�w. Panowie, mo�e si� jako� dogadamy!? � wrzasn��em wystraszony. Jako� nie byli zbyt ch�tni do rozmowy. Dosta�em, jak to si� u was m�wi, wpierdol i straci�em pieni�dze. Przytomno�� zreszt� te�. Obudzi�em si� dopiero w nocy, z powodu wspomnianej ju� ulewy. Zbudowa�em sobie sza�as, w kt�rym mieszka�em przez miesi�c. Sza�as m�j by� dosy� �adny i przestronny, pokryty li��mi drzew i wzmocniony glin�. Brakowa�o mi w nim tylko ogrzewania. Dach troch� przecieka�, ale ja przecie� uwielbiam wod�. Mniej wi�cej po miesi�cu wracaj�c z polowania ujrza�em pi�kn� dziewczyn� zbieraj�c� w moim lesie jakie� zio�a i grzyby. Ubrana by�a na bia�o, w�osy blond, a oczy niebieskie. Zaciekawiony podszed�em do niej. - Przepraszam, �e przeszkadzam, ale po co ci te grzyby? Przecie� s� niejadalne. � spyta�em. Nie odpowiedzia�a. - Zapomnia�a� j�zyka w g�bie? � zdziwi�em si�. - Nie, ale po co mia�abym odpowiada� jakiemu� �ebrakowi? � odpar�a. - Nie jestem �adnym �ebrakiem, tylko banit� � powiedzia�em. - Dla mnie mo�esz sobie by� nawet hrabi�, ale jak si� nie odczepisz to u�yj� si�y � rzek�a. Zastanowi�em si� chwil� nad t� �mieszn� gro�b�. - Jakiej si�y mog�aby� niby u�y�? � spyta�em. - Xiqual arunax! � wrzasn�a i pot�na fala uderzeniowa z powietrza uderzy�a we mnie, przyprawiaj�c o omdlenie. Obudzi�em si� w swoim sza�asie. Nie mia�em czasu zastanawia� si� nad tym co si� sta�o, poniewa� moja niedosz�a agresorka wesz�a do sza�asu z jakim� naparem z zi�. � Pij � powiedzia�a. Wypi�em duszkiem zawarto�� �upiny po orzechu kokosowym i od razu poczu�em si� lepiej. - Przepraszam, nie wiedzia�am � powiedzia�a. - O czym? � spyta�em. - Jak to, nie wiesz? Ile ty masz lat? � odpowiedzia�a pytaniem na pytanie. - Siedemna�cie, a co to ma do rzeczy? � rzek�em. - I nie wiesz? � spyta�a. - O czym? - zacz��em si� denerwowa�. - Jeste� magiem � odpar�a. - �e jak? Kim? Pochodz� z kraju, w kt�rym mag�w pali si� na stosie. � zdziwi�em si�. - I jeszcze �yjesz - rzek�a - Niew�tpliwie masz du�e szcz�cie. No super - pomy�la�em - Teraz dowiaduj� si�, �e jestem magiem. - A kim ty niby jeste�, �e tyle o mnie wiesz? - spyta�em zaciekawiony nie na �arty. - Jestem Xaomea, druidka z okolicznych las�w. - odpar�a. - Ja tak�e si� nie przedstawi�em - powiedzia�em - Rakat z Agrijetu, heretyk wygnaniec, mi�o mi. - No c�, Rakacie, jeste� jeszcze bardzo s�aby, id� nazbiera� wi�cej zi� na napar. - stwierdzi�a, bardzo m�drze zreszt�. - W takim razie ja po�o�� si� spa�. - powiedzia�em po czym zapad�em w drzemk�. Przez kolejny tydzie� leczy�em si� z ran zadanych mi przez zakl�cie Xaomei, pod bacznym okiem druidki. Kiedy po up�ywie wy�ej wspomnianego czasu by�em do�� sprawny aby podr�owa�, moja wybawicielka przyprowadzi�a dwa konie. - Jedziemy do lasu druid�w - powiedzia�a. Zabrzmia�o to jak rozkaz, a poza tym nie mia�em nic do stracenia. - Mo�emy jecha�, wszystko mi jedno - odpar�em. - Doprawdy, niezwyk�y z ciebie mag - rzek�a, po czym wsiedli�my na konie. Podr�owali�my przez trzy dni, prowadz�c d�ugie rozmowy dla zabicia czasu. W ich trakcie dowiedzia�em si�, �e Xaomea wie, �e jestem magiem poniewa� prze�y�em jej zakl�cie, a tak�e kilka ciekawych rzeczy o swoim wygl�dzie. Ot� mam naturalnie ��te oczy, bia�� sk�r� i czarne w�osy. Mam metr siedemdziesi�t wzrostu i jestem bardzo chudy. Jest to mieszanka zadziwiaj�ca, w dzieci�stwie przezywano mnie "zombie". Dowiedzia�em si�, �e taki wygl�d daje naturalne uwarunkowania do nauki magyi nekromantycznej. Xaomea nie mog�a tylko nijak wyt�umaczy� dlaczego moje oczy s� koloru ��tego, chocia� powinny by� czerwone. - Oczy masz chaoty, a cia�o nekromanty - rzek�a. - Jutro przyb�dziemy do lasu druid�w, gdzie zajm� si� tob� m�drzejsi ode mnie. - stwierdzi�a. Nie odpowiedzia�em. Rozbili�my ob�z, zjedli�my kolacj� i poszli�my spa�. Rano obudzi� mnie pot�ny ryk. - Rakacie uwa�aj! To Warak! - krzykn�a moja druidka. Warak to du�y stw�r o sze�ciu �apach i d�ugim ogonie. Zachowuje si� podobnie do rosomak�w z waszego �wiata, zabijaj�c wszystko co napotka. Dosta�em pot�ne uderzenie �ap� i wpad�em do pobliskiego jeziorka. Xaomea rozpaczliwie rzuca�a kolejne czary, a zwierz� rzuci�o si� za mn� do wody. Przera�ony spojrza�em w paszcz� olbrzymiego stwora przygniataj�cego mnie do dna. By�em ca�kowicie przekonany o mojej rych�ej �mierci. - Z�a� ze mnie ch�do�ony psie wojny! - krzykn��em, chocia� pod wod� by� to be�kot. Zwierz zacz�� si� topi�. Wygl�da� tak, jakby co� przygniata�o go do dna. Po kilku sekundach rozpad� si� na kawa�ki zabarwiaj�c wod� na czerwono. Wyp�yn��em na powierzchni� i wyszed�em na l�d. - Dzi�kuj�, twoje zakl�cie poskutkowa�o, jestem ci winien �ycie - powiedzia�em. - Ale to nie ja! - krzykn�a zdziwiona Xaomea. - Wi�c kto? - spyta�em nie mniej zdziwiony. - Ty sam. - powiedzia�a. Przemilcza�em to i nie uwierzy�em. Odpocz�li�my i ruszyli�my w dalsz� drog�. Min�a nam bez problem�w i po dw�ch dniach stan�li�my na granicy lasu druid�w. Rozdzia� II - Las Druid�w Las druid�w to bardzo interesuj�ce miejsce. Wszyscy s� tu dobrzy dla innych, wszyscy sobie pomagaj�. Przyprawia�o mnie to o md�o�ci, ale korzysta�em z go�ciny le�nych mag�w. Krajobraz nie odbiega� od charakteru mieszka�c�w - wprost cukierkowo pi�kne lasy z bujn�, kolorow� ro�linno�ci�. Jedno trzeba przyzna� druidom - potrafi� si� dobrze bawi�. Po tygodniu sp�dzonym na spaniu za dnia i ta�czeniu w �wietle ogniska w nocy do mojego sza�asu wesz�a Xaomea, budz�c mnie z drzemki w �rodku dnia. - Wielki Druid chce ci� widzie�. - powiedzia�a - Ale ja nie chc� widzie� Wielkiego Druida. Chc� spa� i nie mam mu nic do powiedzenia. - odpar�em. Szybko przekona�em si�, �e to co m�wi w�adca druid�w jest w tym lesie �wi�te i stan��em przed jego obliczem. - Ach, wi�c to ty jeste� Rakat z Agrijetu, mag nie maj�cy poj�cia o swoim potencjale i wygnany heretyk. - rzek� Wielki Druid. - Du�o o mnie wiesz, panie. - powiedzia�em. Lepiej tak si� do niego zwraca�. - Formalno�ci s� zbyteczne, nie jeste� moim poddanym, magu. Na imi� mi Oclo. - odpar�. - Dobrze wi�c, Oclo, powiedz mi, dlaczego mnie tu sprowadzi�e�? - spyta�em. - Odpowied� jest prosta, drogi Rakacie. Jako pilnuj�cy dobrej sprawy druidzi nie mo�emy pozwoli�, aby nie potrafi�cy kontrolowa� w�asnej mocy mag wa��sa� si� po �wiecie. Dlatego zdecydowa�em, �e nale�y ci� szkoli�. - dosta�em wylewn� odpowied�. - I zapewne kt�ry� z druid�w stanie si� teraz moim nowym mistrzem? - spyta�em. By�o mi wszystko jedno, moi gospodarze dawali mi utrzymanie, a ja nie mia�em perspektyw poza odnalezieniem mitycznego przej�cia do innego �wiata, wi�c mog�em tam zosta� do usranej �mierci. - Sp�jrz na siebie. - rzek� Wielki Druid. Nie zauwa�y�em niczego szczeg�lnego. - Masz sk�r� bia�� jak mleko, oczy ��te jak s�o�ce w po�udnie. - ci�gn��. - Nie b�dzie z ciebie druida i nie druid mo�e ci� uczy�. Poszukamy ci mistrza, a tym czasem mo�esz dalej korzysta� z naszej go�ciny. - Niechaj i tak b�dzie - powiedzia�em ucieszony perspektyw� darmowego mieszkania. �ycie u druid�w jest bardzo nudne, ale i wygodne. W dzie� spa�em a w nocy ucztowa�em przy ognisku. Po kilku tygodniach zapragn��em i�� na polowanie. Chcia�em si� troch� rozerwa�. Zabra�em wi�c sw�j �uk i strza�y i poszed�em do lasu kawa�ek od osady. Nie dane mi by�o d�ugo czeka�, kiedy zza drzew wyskoczy� pi�kny jele�. - B�dzie z niego kawa� dobrego mi�sa, odwdzi�cz� si� druidom za go�cin� - pomy�la�em, po czym przymierzy�em si� do strza�u. Grot wbi� si� prosto w serce zwierz�cia, powoduj�c prawie natychmiastow� �mier�. Zadowolony z siebie z jeleniem na barkach wr�ci�em do osady. Zauwa�y� mnie Wielki Druid. - Gdzie go znalaz�e�? - zapyta�. - Nigdzie, upolowa�em go. Tym oto �ukiem. - odpar�em triumfalnie pokazuj�c sw� bro�. - Czy by�e� g�odny? �le ci� tu karmimy? - spyta� zdziwiony druid. - Nie, sk�d�e, chcia�em po prostu troch� si� rozerwa�. Poza tym potrzebna mi nowa sk�ra na ubranie. - rzek�em. W�r�d zebranych us�ysza�em dziwne podszeptywania. Wielki Druid zrobi� tak� min�, jakby mia� mnie za chwil� zabi�. - Ty morderco! Chcesz powiedzie�, �e zabi�e� niewinne zwierz� dla g�upiej sk�ry i swojej ch�do�onej przyjemno�ci? Odpowiadaj! - zacz�� si� drze�. - No... tak. - odpar�em zmieszany. - Jeste� niegodny przebywania w tym lesie! Jutro masz go bezzw�ocznie opu�ci�! Ciesz si�, �e ci� nie zabij�, ale my�l�, �e jeste� za g�upi �eby zrozumie� moj� decyzj�. - rzek� Wielki Druid. - Zejd� mi z oczu! - doda� na zako�czenie. Nie by�em za g�upi, dobrze wiedzia�em o co mu chodzi�o. Druidzi �yj� w zgodzie z natur�, zabijaj�c tylko dla po�ywienia. Ubieraj� si� w tkaniny ro�linne. Zapomnia�em o tych �wi�tych zasadach, wychowany w mie�cie prostych ludzi. C�, jedyne co mi pozosta�o to po�egna� si� z Xaome� i i�� spa� aby by� wypocz�tym przed podr�. Ju� chcia�em i�� do jej namiotu kiedy przysz�a do mnie. - Witaj, mam nadziej�, �e nie jeste� z�y - powiedzia�a - Jestem, ale tylko na siebie, poniewa� zna�em obowi�zuj�ce tu zasady i nie podporz�dkowa�em si� im. - odpar�em. - C�, przykro mi, ale z�ama�e� nasze prawo i zgodnie z wyrokiem Wielkiego Druida zostaniesz wygnany. - rzek�a z �alem w g�osie. - M�wi si� trudno, mo�e przynajmniej znajd� sobie nauczyciela magyi. - powiedzia�em jako� bez zmartwienia. - Wobec tego �egnaj, zobaczymy si� rano jak b�dziesz wyje�d�a�. Dobranoc. - Dobranoc - odpowiedzia�em. Rano obudzi� mnie Wielki Druid. - Dostaniesz od nas konia i prowiant na drog�, a potem masz si� wynosi�. - rzek�. Tre�ciwa wypowied�, nie ma co. Co mia�em zrobi�? Zabra�em �uk ze strza�ami, ubrania i inne moje rzeczy po czym poszed�em do granicy osady. Tu spotka�em Xaome�, Oclo i innych druid�w. Otrzyma�em obiecanego konia i prowiant. - I m�dl si�, �eby� mnie wi�cej nie spotka�. Niechaj Tepar ma ci� w swej opiece. - rzek� Wielki Druid. Wybuch�em �miechem. - Jeszcze tu wr�c� i wtedy zobaczymy, gdzie jest ten tw�j ch�do�ony Tepar. - odpar�em, po czym odjecha�em. Maj�c oczywi�cie nadziej�, �e wi�cej nie ujrz� Lasu Druid�w, do kt�rego nijak nie pasowa�em. Rozdzia� III - Moja Krypta Oddalaj�c si� coraz bardziej od lasu druid�w, z �ukiem na ramieniu i resztkami prowiantu w jukach dotar�em do kra�ca las�w Quinry. Zmierza�em dalej na zach�d, maj�c nadziej� na jakie� lepsze �ycie. Na Sesugg �wiat jest bardzo interesuj�cy - tam, gdzie ko�czy si� pi�kny las zaczynaj� si� ponure bagna. Smr�d gnij�cych szcz�tk�w uderzy� mi do nosa, pora�aj�c zmys� w�chu na d�ugie godziny. Ko� kroczy� ju� w b�ocie po kolana, kiedy ujrza�em miasto. By�em oko�o stu pi��dziesi�ciu kilometr�w od rodzinnego Agrijetu, wobec tego istnia�a nadzieja, �e wie�ci o moich wyczynach na tle religijnym jeszcze tu nie dotar�y. Zdecydowa�em si� wi�c wjecha�. Miasto by�o zbudowane dosy� ciekawie. Wzniesione na pot�nych belkach utrzymuj�cych je ponad powierzchni� bagien. Wyobra�a�em sobie, �e jego mieszka�cy musz� nie mie� nos�w - w przeciwnym razie nie wytrzymaliby wszechobecnego smrodu. Budowle by�y drewniane i do�� niewysokie. Najwy�sza, czyli ratusz mia�a zaledwie trzy pi�tra. Taki spos�b budownictwa mo�na wyja�ni� poprzez znajomo�� fizyki. Truj�ce gazy znad bagien unosz� si� przecie� do g�ry. Podj��em m�sk�, odwa�n� decyzj� o podej�ciu do bram miasta. Drog� zagrodzi� mi stra�nik. - Czego tu? Kim jeste� i po co przybywasz? - krzykn�� chrapliwym g�osem. Swoj� drog� wygl�da� dosy� ciekawie. Mia� na sobie sk�r� jakiego� zwierz�cia, a na nogach buty do kolan z bli�ej nieokre�lonego materia�u. G�ow� przykrywa� mu fiku�ny kapelusik o niezliczonej liczbie kolor�w. Komizmu dodawa�y mu jeszcze nienaturalnie du�e z�by i wy�upiaste oczy. - Jestem Rakat z Agrijetu, podr�ny, mam nadziej� znale�� tu jaki� nocleg. - odpar�em. Moje ��te oczy wyra�nie zrobi�y na nim wra�enie, bo gapi� si� w nie jak w obraz. Nie przeszkadza�o mu to zapyta�: - A masz pieni�dze? - Nie, ale zamierzam zarobi� - powiedzia�em, nawet nie zaskoczony pytaniem. - �adni w��cz�dzy nie b�d� tu spa� na ulicach, ale podobasz mi si� i mo�e ci� wpuszcz�. - rzek�. Mia�em z�e przeczucia , ale nie by�o wyboru. - Dobra, co mam zrobi�? - spyta�em - Nic wielkiego. Po prostu znale�� sobie nocleg, a potem przyj�� do mnie i powiedzie� o tym. Wtedy pozwol� ci zosta�. Je�li oka�e si� �e nie znalaz�e� sobie karczmy na noc - zostaniesz wyrzucony z miasta natychmiastowo. - stwierdzi�. A� dziwne, �e taki t�pak skleci� tak d�ugie zdanie. - Niech b�dzie - zgodzi�em si�. - nie znalaz�by� mi mo�e jakiej� pracy? - doda�em. - Pogadaj z lokalnym grabarzem, u niego zawsze jest robota. - odpar� i otworzy� bram�. Zgodnie z zaleceniem stra�nika skierowa�em si� na miejscowy cmentarz. Miasto by�o zamieszkane w wi�kszo�ci przez jaut�w - inteligentn� ras� o pokrytej b�blami zielonej sk�rze. Ich budowa anatomiczna przypomina�a ludzk�, tyle �e byli ni�si - mierzyli oko�o metr pi��dziesi�t. Po dotarciu na cmentarz grabarz sam mnie zauwa�y� . Nie jest to dziwne skoro by�em najwy�sz�, do tego jedyn� bladosk�r� istot� w mie�cie. - Co sprowadza cz�owieka na m�j cmentarz? - spyta� grabarz. - S�ysza�em, �e masz tu jak�� prac�. - powiedzia�em. - Owszem. Dostaniesz sto sztuk z�ota za zniszczenie starych grob�w w nieu�ywanej cz�ci nekropolii. - rzek�. - Taka fortuna za rozwalenie kilku nagrobk�w? - spyta�em zdziwiony. - Musisz wiedzie�, �e nikt nie chce zapuszcza� si� na tamte tereny. Legenda g�osi, �e kiedy� �y� tu nekromanta, kt�ry pozostawi� po sobie armi� nieumar�ych szkielet�w. - odpowiedzia�. - Nie wierz� w takie bajki. Daj mi sprz�t, a wykonam prac�. - odpar�em. - Masz tu wi�c miecz, �opat� i siekier�. Powodzenia. - rzek� i odszed�. - Chwila, a po co mi miecz!? - krzykn��em coraz bardziej zdumiony. - Na szkielety! - wrzasn�� i zamkn�� si� w swojej kaplicy. Od�o�y�em miecz na ziemi� jako zb�dny sprz�t i uda�em si� we wskazane miejsce. Nagrobki by�y drewniane, a siekiera ostra, wi�c robota sz�a bardzo �atwo. Por�ba� nagrobek, rozkopa� gr�b i tak w k�ko. Po dw�ch godzinach pracy znalaz�em otwart�, kamienn� krypt�. Jej wystaj�ca na powierzchni� cz�� mia�a oko�o dziesi�ciu metr�w, �ciany by�y pokryte bogato rze�bionymi runami. Nad wej�ciem widnia� �wiec�cy w�asnym, z�ocistym �wiat�em pentagram. Z siekier� w d�oni wszed�em do �rodka. Zapali�em star� pochodni� i oczom moim ukaza� si� niezwyk�y widok - po�r�d porozrzucanych ko�ci le�a�a nienaruszona trumna, przy �cianie sta�a p�ka z ksi��kami, a na �rodku sali sta� st� i fotel wykonany z ludzkich i jaucich ko�ci. Wzi��em z p�ki ksi�g� zatytu�owan� "Podstawowe zakl�cia nekromantyczne". Wtedy ju� wiedzia�em, �e legenda o magu �mierci jest prawd�. Usiad�em na ko�cianym fotelu i zacz��em czyta�. Dowiedzia�em si�, �e magiem mo�e by� ka�dy, ale nekromant� ju� nie. Trzeba mie� do tego naturalne predyspozycje. Kt�re, jak ju� wcze�niej m�wili mi druidzi, posiadam. Zabra�em si� wi�c do dalszego czytania, z zamiarem nauczenia si� tylko kilku podstawowych zakl��. Niestety, jak to bywa przy dobrej lekturze, eksperymentuj�c z magyi� "z�a" sp�dzi�em czas do wieczora, si�gaj�c po kolejne ksi�gi. Kiedy sko�czy�em, by�o ju� zbyt p�no, �eby wr�ci� do miasta. Wobec tego postanowi�em sp�dzi� noc �pi�c w starej trumnie. Nad ranem obudzi� mnie chrapliwy, dudni�cy g�os. - Czy jeste� moim nowym panem? - spyta�a niewysoka istota o wystaj�cych ko�ciach, bladej sk�rze i wybrakowanym uz�bieniu. - A kim ty jeste�? - odpowiedzia�em pytaniem. - Nie pami�tam jak si� nazywam, m�j by�y w�adca, Sh'Julqoy, wielki nekromanta, powo�a� mnie do powt�rnego �ycia. - odpowiedzia� stw�r. - Jeste� wi�c zombie? I uwa�asz mnie za swego w�adc�? - spyta�em przera�ony. - Tak, panie, jeste� przecie� magiem �mierci, nowym mieszka�cem tej krypty. Za dnia studiujesz ksi�gi magyiczne, a w nocy sypiasz w trumnie. - rzek� bezimienny umarlak. - Ach... tak, oczywi�cie, jestem twym prawowitym w�adc�. Powiedz mi, gdzie tu mo�na co� za darmo zje��, bo zg�odnia�em. Widzisz, jestem dopiero pocz�tkuj�cym magiem i nie potrafi� wyczarowa� jedzenia. - postawi�em pytanie, zbyt trudne chyba dla tej pustej istoty. - Aaargh! Wszystko znajdziesz w tej ksi�dze, o panie. Czy �yczysz sobie, abym uda� si� do swego grobu i nie przeszkadza� ci w lekturze? - spyta� zombie. - Tak, w�a�nie tego chc�. - odpar�em zmieszany. Stw�r wyszed� z krypty i polaz� w bli�ej nieokre�lone miejsce. Zgodnie z jego rad�, zabra�em si� do czytania. Ksi�ga by�a pami�tnikiem poprzedniego lokatora tego grobowca. W zapiskach z drugiego dnia dowiedzia�em si�, czym si� �ywi�. I, nie powiem, przyprawi�o mnie to o md�o�ci. Mianowicie wyczyta� w jakiej� m�drej ksi��ce �e cz�owiek, a szczeg�lnie nekromanta, mo�e prze�y� pij�c krew i jedz�c �wie�e zw�oki. Nie maj�c nic lepszego do roboty zabra�em si� za szukanie wspomnianego jad�a. Na szcz�cie akurat odbywa� si� pogrzeb. Poczeka�em przyczajony w krzakach a� ludzie si� rozejd�, po czym przyst�pi�em do dzia�ania. Przywo�a�em mojego nowego s�ug� i kaza�em rozkopa� gr�b. Zaj�o mu to tylko chwil�, wida� mia� d�ugoletni� wpraw�. Z �wie�ym truposzem wr�cili�my do krypty. Uci��em mu toporem nog�, po czym wla�em tryskaj�c� krew do szklanki. Gdy tylko spojrza�em na zw�oki od razu zrobi�o mi si� niedobrze, ale sama krew wygl�da�a apetycznie. "Pomy�l �e to wino" - powiedzia�em sam do siebie i wypi�em duszkiem zawarto�� szklanki. Smak ma to s�onawy, niezbyt dobry, ale jest bardzo po�ywne. Zawiera wszystkie mikroelementy potrzebne do prawid�owego funkcjonowania organizmu. Wypi�em jeszcze dwie szklanki, po czym, pokrzepiony, zabra�em si� za dalsze studiowanie ksi�g magyicznych. Tak sp�dzi�em ca�y tydzie�, pij�c krew i czytaj�c ksi�gi. Czwartego dnia m�j s�uga przyni�s� mi ususzone li�cie nieznanego pochodzenia. - Co to jest? - spyta�em. - To jest, panie, tyto�. Wszyscy pocz�tkuj�cy magowie pal�. Do�wiadczeni ju� nie, bo to zgubny na��g. Ale z pocz�tku daje mo�liwo�� lepszej koncentracji. - odpar�. - Jak to pal�? Mam to wrzuci� do ogniska? - rzuca�em kolejnymi pytaniami. W odpowiedzi zombie poda� mi kolejn� lektur�, z kt�rej dowiedzia�em si� wszystkiego na temat przyrz�dzania i palenia tytoniu. Wkr�tce nauczy�em si� pali� i po kolejnych trzech dniach uci��liwych studi�w magyicznych zdecydowa�em si� opu�ci� krypt�. Tak� decyzj� podj��em po wyczytaniu w jednej z ksi�g informacji na temat po�o�enia portalu mi�dzy �wiatami. Wed�ug niej mia� on by� po�o�ony gdzie� na odleg�ych ziemiach Valibeku, nieprzyjaznej krainy zza oceanu. Dzi�ki nekromancji o�ywi�em swego konia, kt�ry zdech� z g�odu z powodu mojej tygodniowej nieobecno�ci. Swego zombie zostawi�em w krypcie - niech sobie czeka na nowego pana. Z ukradzion� poprzedniemu nekromancie r�d�k� i kilkoma ksi�gami magyicznymi wyruszy�em na poszukiwanie l�du zwanego Valibekiem. Rozdzia� IV - Masakra w mie�cie jaut�w Wychodz�c z cmentarza natkn��em si� na dw�ch jauta�skich stra�nik�w. - Pojma� go! - wrzasn�� jeden z nich. - To przekl�ty nekromanta, s�uga Rauga! - doda� drugi. Raug to odpowiednik ziemskiego Szatana, buntownik Sesuggijskiej odmiany chrze�cija�stwa. Rozejrza�em si� wok�. Z pobliskiego budynku wybieg�o jeszcze oko�o dwudziestu stra�nik�w. Walka nie mia�a sensu. - Jeste� aresztowany! - wrzasn�� jeden z nich, ubrany na czerwono, zapewne jaki� oficer. Po tych s�owach zosta�em pojmany i zaprowadzony do miejscowych loch�w. Lochy miasta jaut�w to bardzo ciekawe miejsce, powiem nawet, �e przytulne. Wsz�dzie naoko�o le�� ko�ci i rozk�adaj�ce si� zw�oki. Stra�nicy pope�nili wielki b��d wtr�caj�c tam nekromant�, nawet pocz�tkuj�cego. Zapali�em papierosa i zacz��em dzia�a�. W ci�gu czterech godzin mia�em ju� gotow� grup� uderzeniow� - osiem szkielet�w i czterech zombie. Mia�em te� na wyczerpaniu zapasy energii magyicznej. Postanowi�em zregenerowa� si�y upuszczaj�c krwi naj�wie�szemu trupowi. Nast�pnie zrobi�em to, na co od dawna mia�em ochot�. - Rozwalcie te drzwi! - rozkaza�em swoim umarlakom. Uzbrojeni w kamienie wyci�gni�te z muru i �a�cuchy z kajdan poradzili sobie z tym bez wi�kszego problemu. Stra�nicy przed wej�ciem mieli bardzo ciekawe miny, kiedy zobaczyli grupk� klekocz�cych ko��mi szkielet�w wybiegaj�cych z lochu. A ja za nimi. �o�dacy podnie�li alarm. W mgnieniu oka zjawi�a si� ca�a stra� garnizonu. W przybli�eniu czterdziestu jaut�w z mieczami i �ukami. Schowa�em si� z powrotem do lochu, i obserwowa�em walk� zza krat. W�a�ciwie to nawet nie by�a walka. To by�a masakra w pe�nym tego s�owa znaczeniu. Rzecz w tym, �e aby zabi�, a w�a�ciwie zniszczy�, szkielet trzeba go por�ba� na kawa�ki, a nie uci�� czaszk�. W�a�nie dlatego trupy to dobrzy �o�nierze - nigdy nie sprzeciwi� si� rozkazom i nie przestan� walczy� po stracie dowolnej cz�ci cia�a. Zombie polegli bardzo szybko, szkielet nie zgin�� �aden. Uzbrojone w zabrane stra�nikom miecze i topory ko�cieje odcina�y jautom g�owy, r�ce i inne cz�onki, kiedy za� straci�y bro� - wyrywa�y go�ymi r�kami serca. Po rozprawieniu si� ze stra�� loch�w ca�a ko�ciana kompania ze mn� na czele wpad�a do miasta. Zacz��em za pomoc� zakl�cia wampiryzmu odbiera� energi� �yciow� przechodniom i gapiom. By�em w jakim� specyficznym transie, wpad�em w sza� zabijania podobny do berserku. Opanowanie przysz�o dopiero wtedy, kiedy sta�em si� jedyn� pozosta�� przy �yciu istot� w mie�cie, nie licz�c tych, co siedzieli w domach. Ko�cieje zacz�y znosi� mi trofea. Blisko tysi�c r�nych cz�ci cia�a rozmaitych istot. Nie mia�em ochoty tego ogl�da�. Uda�em si� z powrotem na cmentarz, celem uci�cia sobie drzemki w mojej trumnie. Nakaza�em umarlakom nikogo nie krzywdzi�, ale pozosta� w mie�cie. Po oko�o czterech ziemskich godzinach drzemki obudzi�o mnie szarpanie za rami�. To jeden ze szkielet�w mnie budzi�. Ko�ciaki to bardzo dziwne stwory - nie potrafi� m�wi�, ale s� w stanie powtarza� co do s�owa to, co s�ysza�y. - Czego?!? - wydar�em si� na stoj�cego nade mn� truposza. Nie otrzyma�em odpowiedzi. Zacz�� pokazywa� w stron� miasta. - M�w, co s�ysza�e�! - powiedzia�em troch� spokojniej. - Jestem Xaomea, druidka uzdrowicielka - powiedzia� jej g�osem - To nie by�o wrogie wojsko. Tu by� nek... nek... nekromanta! - ci�gn�� g�osem jakiego� wie�niaka. Z ca�ego be�kotu dowiedzia�em si�, �e Xaomea jest w mie�cie. - Prowad�! - nakaza�em swemu s�ugusowi. Ten bez s�owa ruszy� w stron� ratusza. Pod��a�em krok w krok za nim. I, rzeczywi�cie, napotka�em druidk� opatruj�c� pozosta�ych przy �yciu jaut�w na g��wnym placu. Na m�j widok wszyscy, kt�rzy mieli jeszcze nogi, uciekli do dom�w. - Aaach, Rakat z Agrijetu, wi�c to ty siejesz tu taki postrach? Wida� kojarz� ci� z tym nekromant�, kt�ry na nich napad�. Zreszt� to nie dziwne przy twoim kolorze sk�ry. - powiedzia�a Xaomea. - Kojarz� mnie z nim do�� s�usznie. To ja, po kr�tkim okresie nauki nekromancji zrobi�em tu tak� rze�. Szczerze m�wi�c chcia�em tylko wydosta� si� z wi�zienia, reszta to ich robota. - wskaza�em na zgromadzone dooko�a szkielety. Wola�em nie przyznawa� si� do wampiryzmu energetycznego. - Ty ch�do�ony Raugisto! Jak mog�e� zabi� tyle niewinnych istnie�? Nie masz sumienia? Takiej masakry nie by�o od czas�w wojen nekromantycznych! - wydar�a si� na mnie. - Bucake Mugata! - krzykn�a. Szkielety rozsypa�y si� na poszczeg�lne ko�ci. Wida� s�aby ze mnie mag �mierci. - Ja si� uczy�em nekromancji tylko tydzie�! Nie mia�em poj�cia jak kontrolowa� op�tane sza�em zabijania szkielety! - broni�em si�. Zreszt� by�o to poniek�d prawd�, bo nawet gdybym pr�bowa� je zatrzyma� zapewne by mi si� to nie uda�o. - To po co �e� je tworzy�, h�? - spyta�a oskar�aj�cym tonem. Nie mia�em nic na swoje usprawiedliwienie. Milcza�em my�l�c nad w�asnymi czynami. Tyle �e ja nie uwa�a�em ich za z�e, co najwy�ej za nielogiczne. I to bardzo nielogiczne. Bo w jakim celu marnowa�em tyle energii na zmasakrowanie miasta, skoro mog�em uciec nie robi�c zamieszania? Xaomea przerwa�a moje rozmy�lania. - Powiedz co� do jasnej cholery! - krzycza�a ze �zami w oczach. - C� mog� powiedzie�? Chyba tylko tyle, �e jestem na siebie diabelnie z�y. - rzek�em odpalaj�c kolejnego papierosa. - Przepraszam - doda�em. - W�a�ciwie to ja tak�e nie jestem anio�em. - stwierdzi�a - mnie te� wygnano z kraju. - Mo�na wiedzie� za co? - spyta�em - Mo�na. Tyle, �e najpierw p�jdziemy do miejscowej karczmy wynaj�� pok�j. Sta� nas tylko na jednoosobowy, ale mo�esz chyba spa� na pod�odze? - Oczywi�cie, nie �mia�bym pomy�le� inaczej. - odpar�em. Weszli�my do najbli�szej ober�y. Ober�ysta by� wyra�nie przera�ony moim widokiem, tote� wynaj�� nam pok�j bez �adnego ale. Jednak w nocy i tak nie spali�my. Musia�em si� przecie� dowiedzie� za co wyp�dzono Xaome� z Lasu Druid�w. Rozdzia� V - Opowie�� Xaomei i nowe spojrzenie na UFO Siedzieli�my w nowo wynaj�tym pokoju. Xaomea zacz�a wyg�asza� monolog: "Zaraz po twoim wyje�dzie pok��ci�am si� z Wielkim Druidem. Powiedzia�am, �e nies�usznie ci� wygna�. Mia�am kilku sojusznik�w w tym pogl�dzie, jednak demokratyczna wi�kszo�� by�a przeciw mnie. Wielki Druid nakaza� swoim ludziom ci� �ciga�. Chcieli ci� dopa�� zanim sta�by� si� zbyt niebezpieczny. Ja, z moimi przyjaci�mi w tym czasie snu�am plany kt�re mia�yby pom�c mi ich powstrzyma�. Plan by� bardzo prosty: okaleczy� nogi koniom oddzia�u po�cigowego. W noc przed wyruszeniem pogoni przyst�pi�am do dzie�a. By�a to pi�kna, gwie�dzista noc. Do p�nocy patrzyli�my z przyjaci�mi w gwiazdy. Widzisz, jeden z nich ma jak�� mani� na punkcie istot inteligentnych z innych planet. Twierdzi, �e najbli�sze my�l�ce formy �ycia istniej� na jednej z planet obiegaj�cych Burs�. Jest to ma�a gwiazda, w mniej wi�cej po�owie jakiej� galaktyki spiralnej. M�j przyjaciel twierdzi tak�e, �e odebra� przekaz telepatyczny od tych istot. Swoj� gwiazd� nazywaj� rzekomo S�o�cem, a planet� Ziemi�. Podobno stan�li ju� na innym ciele niebieskim ni� swoja ojczysta planeta. W�r�d teorii O'Kaugega, bo tak ma na imi� ten chory astronom, znajduje si� tak�e teza na temat pochodzenia nas, ludzi. Wed�ug niego pochodzimy w�a�nie z Ziemi, a nasi przodkowie zostali przeniesieni na Sesugg poprzez wielkie wy�adowanie energii magyicznej. O'Kaugeg twierdzi te�, �e da�oby si� ten wyczyn powt�rzy�. Wed�ug mnie to jedna wielka bujda. To po prostu mag energetyczny, kt�ry swoj� magyi� uwa�a za najlepsz� i wszechmog�c�. A przecie� taka podr� jest ca�kowicie niemo�liwa. No nic, wr��my do tematu. O p�nocy ruszyli�my pod os�on� drzew do stajni. O'Kaugeg u�y� magyi, �eby sparali�owa� nogi koniom na tydzie�, nie czyni�c im krzywdy. Jednak wy�adowanie energii zaalarmowa�o stra�nik�w, kt�rzy z�apali nas na gor�cym uczynku. Zostali�my wtr�ceni do wi�zienia, czekaj�c na poranne spotkanie z Wielkim Druidem. Rano zostali�my brutalnie obudzeni i zaprowadzeni do sali tronowej. Kar� za takie przewinienie by�a banicja. �eby nie pogr��y� reszty przyjaci�, przyzna�am si� do zaplanowania sabota�u. Natomiast O'Kaugeg przyzna� si� do wykonania. Pozosta�ych oczyszczono z zarzut�w. Zostali�my wi�c oboje wygnani, tyle, �e ja pojecha�am przodem na wie�� o masakrze. Pomy�la�am, �e mog� si� przyda�. O'Kaugeg przyjedzie tu jutro. C�, to chyba ca�a historia, szczeg�lnie, �e chce mi si� ju� spa�" To nawet nie by� taki g�upi pomys�. - Dobranoc - powiedzia�em, ale w odpowiedzi us�ysza�em tylko miarowy, r�wny oddech. Te� chcia�bym tak szybko zasypia�. Rozdzia� VI - O'Kaugeg Rano przyby� do miasta wspomniany przyjaciel Xaomei. By� to cz�owiek chudy i do�� wysoki. Wy�szy ode mnie o g�ow�. Poszed�em z nim do krypty, gdzie czyta� ow� ksi�g�, w kt�rej znalaz�em informacje na temat portalu mi�dzy �wiatami. - Ten, kto to pisa� nie zna� tematu. - stwierdzi�. - Znam t� teori�. Na ziemiach Valibeku istnieje dolina b�d�ca w stanie doprowadzi� maga do stopnia wysokiej magyi. Gdyby czterech mag�w - chaota, druid, energetyczny i nekromanta po��czy�o w tym stanie swe si�y byliby w stanie stworzy� swoist� ba�k� mydlan�. W otoczce energii magyicznej mogliby podr�owa� przez przestrze� kosmiczn� z pr�dko�ci� milion razy szybsz� od �wietlnej. W ten spos�b w mgnieniu oka znale�liby si� na Ziemi - i to w�a�nie jest ten drugi �wiat. - Interesuj�ca teoria. - stwierdzi�em. I by�o tak w istocie. Uwierzy�em O'Kaugegowi. To jeszcze bardziej utwierdzi�o mnie w przekonaniu, �e musz� dotrze� do Valibeku. - A co gdyby jeden z mag�w nie wszed� w tym czasie w stan wysokiej magyi? - spyta�em. - Wszyscy ponie�liby natychmiastow� �mier� przez anihilacj�. - odpar�. C� za obiecuj�ca perspektywa. Jako� mnie to nie pocieszy�o. Zdecydowa�em powiedzie� swoim nowym kompanom o moich zamiarach dotarcia do Valibeku. - Podr� przez morze? To samob�jstwo! Nie wiemy nawet, czy ten mityczny Valibek istnieje! - skwitowa�a mnie Xaomea. - A wed�ug mnie to bardzo dobry pomys�. I tak jeste�my wygna�cami, kt�rzy nie maj� nic do stracenia. Ja jestem za. - zapali� si� do pomys�u O'Kaugeg. - Ja tak�e popieram w�asny pomys�. - powiedzia�em. Ku sprzeciwie Xaomei zdecydowali�my o rz�dach demokracji. Wobec czego po przygotowaniu prowiantu na drog� wyruszyli�my w dalsz� podr�. Nasz prowiant by� bardzo ciekawy - Xaomea nie zabra�a nic, twierdz�c, �e wy�ywi� j� lasy. O'Kaugeg wzi�� du�� ilo�� gotowanej kaszy, a ja - dziesi�� litr�w krwi zebranej po masakrze i troch� bydl�cego mi�sa. Chcia�em te� zabra� ze sob� jakich� ochroniarzy. Poszed�em wi�c na plac g��wny, gdzie jauci uk�adali cia�a poleg�ych w masakrze. Zebra�em wszystkie si�y, wypowiedzia�em zakl�cie... i nic. Nic si� nie sta�o, poza pojawieniem si� trzaskaj�cych iskierek na moich palcach. Sta�em wyra�nie zak�opotany. - Przepraszam, �e si� wtr�c�, ale chyba mog� to wyja�ni�. - powiedzia� stoj�cy za mn� O'Kaugeg widz�c moje zdziwienie. - W jaki spos�b? - spyta�em - Ilu nieumar�ych powo�a�e� ju� do �ycia? - wyci�ga� ode mnie informacje - Dwunastu, na masakr�. - odpar�em - Wi�c powiniene� m�c przywo�a� jeszcze jednego. Nekromanta na twoim poziomie, przyznasz, �e niskim, mo�e przywo�a� trzynastu nieumar�ych na p� roku. - stwierdzi�. W tym momencie podesz�a do nas Xaomea z objuczonymi ko�mi. - Znalaz�a si� zguba. Ten ko� to zombie, i to bez sk�ry na prawym boku. - rzek� O'Kaugeg. Mia� racj�. Przywo�a�em ju� trzynastu nieumar�ych i nie mog�em ju� przywo�a� wi�cej. A z innych czar�w nekromantycznych zna�em tylko zadawanie ran, wampiryzm i wywo�anie ducha. By�em wi�c nekromant� nie mog�cym rzuci� cz�ci zakl��. Trudno. Tak przynajmniej wtedy my�la�em. - Zamiast gada�, wsiedliby�cie na konie i mo�e wreszcie wyruszymy? - zakomenderowa�a Xaomea. Wype�nili�my pro�b� bez sprzeciwu i ju� wkr�tce znale�li�my si� pod bram� miasta. Ruszyli�my na p�noc z zamiarem dotarcia do oceanu. Droga mija�a przyjemnie. Prowadzi�em d�ugie, filozoficzne rozmowy z O'Kaugegiem i bardziej przyziemne, ale r�wnie d�ugie z Xaome�. Po do�� kr�tkim okresie czasu stan�li�my na granicy bagien. Przed nami rozci�ga�a si� niezwykle rozleg�a r�wnina. Wypalona ziemia na kt�rej nie ros�a �adna ro�linno�� wygl�da�a du�o przyja�niej ni� bagna. Gdzieniegdzie wala�y si� ko�ci zwierz�t. Po sam horyzont nie by�o nic poza spalon� s�o�cem ska��. - R�wnina Elbu. - stwierdzi� O'Kaugeg. Nie by�o odzewu. Ruszyli�my dalej bez zastanowienia, poniewa� jedynym co nas tak naprawd� obchodzi�o, by�a ucieczka z tych przekl�tych bagien. Pop�dzi�em konia do galopu. Niestety po czterech godzinach biegu w upale rumaki O'Kaugega i Xaomei zacz�y si� m�czy�. Trzeba by�o je napoi�, ale w promieniu kilkuset kilometr�w nie by�o �adnej wody. Mimo, �e s�o�ce dopiero zachodzi�o, zdecydowali�my si� rozbi� ob�z. Jedli�my prowiant i dyskutowali�my siedz�c na nagiej skale. Dyskusja nie wnosi�a nic nowego do naszej egzystencji, jednak by�a dobrym sposobem zabicia czasu. W pewnym momencie Xaomea, po przebadaniu koni za pomoc� magyi stwierdzi�a: - Te zwierz�ta nie prze�yj� bez wody jutrzejszego dnia. Rakacie, tw�j rumak poniesie baga�e, poniewa� i tak jest ju� martwy od jakiego� czasu. - Dobrze, niech b�dzie. - odpar�em. By�a to rozs�dna decyzja. By�a to ostatnia wa�na kwestia tego dnia, gdy� stwierdzili�my zgodnie, �e trzeba i�� spa� i korzysta� z ch�odu nocy. D�ugo nie mog�em zasn��. Le�a�em na skale wpatruj�c si� w gwie�dziste niebo. Rozmy�la�em o Ziemi i S�o�cu. Nie doszed�em jednak do �adnych powalaj�cych wniosk�w, wi�c po�o�y�em si� spa�. Rano obudzi� mnie krzyk Xaomei. Troch� czasu zaj�o mi doj�cie do tego, jaka by�a jego tre��. - One nie �yj�! To zimne trupy! Wszyscy zginiemy! - krzycza�a. I teraz ju� wiedzia�em dlaczego. Do nosa uderzy� mi straszny smr�d rozk�adaj�cego si� mi�sa. Spojrza�em przed siebie. Moim oczom ukaza� si� widok Dw�ch martwych koni le��cych na skale i jednego ko�skiego szkieletu wydaj�cego dziwne porykiwania. Nasze rumaki zdech�y w nocy, a poranne s�o�ce wypali�y resztki mi�sa z mojego ko�cianego wierzchowca. O'Kaugeg zlewa� krew martwych koni do work�w po wodzie. - Je�li chcemy prze�y�, b�dziemy musieli j� pi�. - rzek� - w przeciwnym razie dojdzie do odwodnienia organizmu. - doda�. - Ja mam swoj� krew w workach przy koniu. Mog� wam troch� odst�pi�. - powiedzia�em. - Nie b�d� pi� krwi! A ju� na pewno nie jauciej! To istoty inteligentne, a spo�ywanie osocza to grzech �miertelny! - krzycza�a Xaomea. Ogarn�a mnie desperacja. - Teraz przejmujesz si� religi�? Mo�e jeszcze p�jdziesz si� pomodli�? H�? Powiedz mi gdzie teraz jest tw�j ch�do�ony Tepar, gdzie on jest, kiedy potrzebujesz pomocy? - krzycza�em. - Przesta�cie! - wrzasn�� O'Kaugeg. - To nie ma sensu! Wyruszamy w dalsz� drog�. Rakacie, tw�j ko� poniesie baga�e i Xaome�. My p�jdziemy pieszo, pokrzepiaj�c si� krwi�. - zakomenderowa�. By�o to najlepsze, co mogli�my zrobi�. Podr�owali�my tak przez dwa dni, w nocy poj�c Xaome� krwi�. Ju� pierwszego dnia w�dr�wki zacz��em odczuwa� w sobie pewn� pustk�. Bardzo mi czego� brakowa�o. Coraz cz�ciej mia�em zwidy, wpatrywa�em si� w ska�y widz�c w nich jezioro pe�ne wody. Tak, cierpia�em z powodu jej braku. I to cierpia�em nie fizycznie, mia�em przecie� krew. M�j b�l by� odczuwalny na poziomie duchowym, odesz�y ode mnie si�y magyiczne. Wtedy jeszcze nie wiedzia�em, dlaczego. Trzeciego dnia tej podr�y, k�ad�c si� spa�, zauwa�y�em �wietln� �un�. Wiedz�c, �e mam omamy, zapyta�em O'Kaugega, czy widzi to samo, co ja. - Jak najbardziej. Bud� Xaome�. - stwierdzi�. Zrobi�em to, po czym w tr�jk� ruszyli�my pod os�on� nocy w stron� tajemniczego �wiat�a. By�o to miasto, miasto na �rodku pustyni. O'Kaugeg patrzy� na nie przez swoj� lunet� astronomiczn�. - Rakacie, sp�jrz! - krzykn�� podaj�c mi przyrz�d. Przyjrza�em si� i zd�bia�em. Zobaczy�em ognisko na �rodku dziedzi�ca, a dooko�a niego ta�cz�ce szkielety. - Wsi�d� na konia i pojad� tam. Nic chyba nie zrobi� nekromancie. Kiedy droga b�dzie wolna, wystrzel� p�on�c� strza�� - powiedzia�em. Moim towarzyszom spodoba� si� pomys�. - Pami�taj, �e je�li wyssiesz energi� z jakiej� nieumar�ej istoty b�dziesz m�g� przywo�a� w�asn�. - rzek� O'Kaugeg. - Dzi�ki, zapami�tam - odpar�em. Wskoczy�em na konia i pogalopowa�em w stron� bram miasta. Rozdzia� VII - Viuw, ojczyzna nekromant�w. Przy bramie miasta przywita�y mnie dwa wampiry. To w ko�cu te� nieumarli - pomy�la�em i z r�d�k� w r�ku zacz��em wysysa� z jednego z nich energi�. Ju� uda�o mi si� go zniszczy�, kiedy zosta�em ugodzony wypuszczon� z nekromantycznej laski strza�� z ko�ci. Trafi�a mnie w bok, a b�l sprawi�, �e straci�em przytomno��. Obudzi�em si� w otwartej trumnie, nade mn� pochyla�o si� trzech bladosk�rych jegomo�ci�w. - Budzi si�, dawa� wi�cej! - krzykn�� jeden z nich. Do pokoju wbieg� szkielet z kuflem �wie�ej krwi. - Pij! - rozkaza� inny. Rzuci�em si� na krew jak g�odny wampir. Po opr�nieniu zawarto�ci kufla podnios�em si� do pozycji siedz�cej. Siedzia�em w zrobionej z ko�ci chacie, z dachem okrytym sk�r�. - Kim jeste�cie? - spyta�em bladych twarzy. - Sechlo, Pelwo i Tocigo, lekarze Viuw - odpowiedzieli pokazuj�c kolejno na siebie. - Jak d�ugo spa�em? - spyta�em - Oko�o dw�ch godzin. Ciesz si�, �e �yjesz, bo stra�nik na wie�y nigdy nie chybia. - powiedzia� Tocigo. - Tym razem chybi�. Przecie� �yj�. - odpar�em. Lekarze zacz�li mi opowiada� co si� sta�o. Znajdowa�em si� w mie�cie o d�wi�cznej nazwie Viuw. To tutaj po raz pierwszy powsta�a nekromancja. Stra�nik chybi�, bo chcia� to zrobi�. Celowa� w g�ow�, poniewa� zaatakowa�em wampira przed wej�ciem. Jednak w ostatniej chwili zorientowa� si�, �e atak zosta� przeprowadzony przy u�yciu zakl�cia wampiryzmu energetycznego. Nie zd��y� ju� zaniecha� strza�u, ale uda�o mu si� zmieni� tor lotu pocisku. - Czy jest tu bezpiecznie? - spyta�em bladej tr�jcy. - Absolutnie. Ca�e miasto przyj�o ci� jak brata, jeste� w ko�cu nekromant�. - rzek� Sechlo. - Czy mog� tu wprowadzi� kogo�, kto nie jest magiem �mierci? - zada�em kolejne pytanie. - Oczywi�cie, pod warunkiem, �e r�czysz za niego w�asnym �yciem. - odezwa� si� Tocigo. To mnie urz�dza�o. Wyszed�em na dziedziniec, podpali�em strza�� od pochodni i wystrzeli�em w niebo. Xaomea i O'Kaugeg szybko zjawili si� przy bramie. Powita�em ich przy niej, �eby mie� pewno��, �e stra�nik nie strzeli. Nie zd��yli�my nawet wej�� na dziedziniec, kiedy podlecia� do nas wampir. - Kr�l chce was widzie�. - powiedzia� skrzekliwym g�osem, po czym zmieni� si� w nietoperza i odlecia�. Mia�em ju� niemi�e przeprawy z Wielkim Druidem, ale wola�em stawi� si� na wezwanie. Pa�ac tutejszego w�adcy robi� powalaj�ce wra�enie. By� zbudowany w ca�o�ci z ko�ci Izes�w, r�wninnych jaszczur�w o d�ugo�ci czterech metr�w i dwudziestocentymetrowych z�bach. Cztery wie�e mia�y dachy zrobione z czaszek tych stworze�. Wn�trza pomieszcze� by�y nie mniej imponuj�ce. Dywany z w�os�w, rze�bione runy na �cianach. Weszli�my na sal� tronow�. Kr�l by� cz�owiekiem mniej wi�cej mojej budowy i koloru sk�ry, mia� d�ugie, czarne w�osy i przekrwione oczy. Ukl�kli�my. - Powsta�, przyjacielu, �aden nekromanta nie b�dzie przede mn� kl�ka�. Wy dwoje tak�e wsta�cie. - powiedzia� kr�l. - Jako nekromanta, a tak�e wy, jako jego przyjaciele, macie prawo do nieograniczonego pobytu w mie�cie Viuw. Wy dwoje - m�wi�c to wskaza� na Xaome� i O'Kaugega - jeste�cie teraz pod opiek� Rakata z Agrijetu, kt�ry r�czy za was �yciem. - Sk�d znasz moje imi�, panie? - spyta�em - Poucz si� jeszcze nekromancji, synu, a b�dziesz wiedzia�. Mo�ecie odej��. - rzek� kr�l, po czym dwa wampiry odprowadzi�y nas do drzwi. Otrzymali�my chat� blisko centrum. Dostawali�my tak�e dowolne ilo�ci jad�a i picia. Na b�ogim odpoczynku min�� nam czas a� do wieczora. O zachodzie do naszej chaty wbieg� zombie. - Kr�l zaprasza was na �wi�to. Mamy dzisiaj pogrzeb. - powiedzia� i wybieg�. U nekromant�w �mier� jest wielkim �wi�tem, wobec czego, nie rezygnuj�c z zaproszenia poszli�my na g��wny plac przed pa�acem. Na �rodku by� ju� u�o�ony wielki stos z gotowym do spopielenia cia�em. Niedaleko sta�y dwie budki z zombie w roli barman�w. W jednej serwowano mi�so Izesa, a w drugiej drinki alkoholowe. Kr�l osobi�cie podpali� stos. - Bawmy si�! - krzykn��. Na t� komend� rozbrzmia�y b�bny i gitara. Na scenie gra�y umarlaki nieznanego pochodzenia, dooko�a stosu ta�czy�y szkielety. Bary zosta�y otwarte. Nekromanci zacz�li ta�czy� razem z ko�ciejami, a ja z towarzyszami przy��czy�em si� do nich. Wszyscy bardzo du�o pili. I to wcale nie by�y s�abe alkohole. Je�li uwa�acie, �e ziemska Krwawa Mery daje kopa, to spr�bujcie kiedy� wypi� p� litra krwi p� na p� ze spirytusem. To dopiero uderza do g�owy. Przeta�czyli�my ca�� noc, tak dobrze nie bawi�em si� od dawna. Podczas imprezy strzela�em z r�d�ki w niebo ko�cianymi strza�ami, w kt�re O'Kaugeg puszcza� salwy energii. Ko�ci rozpada�y si� na kawa�ki, rozb�yskuj�c na r�ne kolory. Nawet kr�l bi� nam brawo. Impreza dobieg�a ko�ca o wschodzie s�o�ca. Rano po�o�yli�my si� spa�. Po po�udniu obudzili�my si�, a Xaomea skar�y�a si� na potworny b�l g�owy. Ja twierdzi�em, �e to zwyk�y kac, ale mimo to zaprowadzi�em j� do szpitala. - Macie tu co� na kaca? - spyta�em "trzech bladych twarzy". - I owszem. Tylko nie m�w druidce, �e to krew Izesa zmieszana z ludzk� i o�lim mlekiem, bo zwymiotuje. - powiedzia� Tocigo. - Jasna sprawa - odpar�em. Da�em jej mikstur�. Od razu poczu�a si� lepiej. Nast�pnie wr�cili�my do chaty, gdzie O'Kaugeg siedzia� ju� nad map�. - Czeka nas jeszcze szmat drogi. Musimy dotrze� do miasta portowego Esrumag. Stamt�d mo�emy wyp�yn�� na Ocean Mag�w. - powiedzia� na nasz widok. Podj�li�my zdrow�, demokratyczn� decyzj� o wyruszeniu w dalsz� drog�. Od nekromant�w otrzymali�my zapasy krwi, a tak�e dwa ko�ciane konie. S� to najlepsze wierzchowce na r�wniny. Nie jedz� nie pij�, a ludzi unie�� mog�. Dostali�my tak�e oczywi�cie siod�a. Nie radzi�bym nikomu jecha� na oklep na ko�skim kr�gos�upie. A ju� szczeg�lnie odradzam to m�czyznom. Z poprzednionocnym kacem i optymizmem na duchu wyruszyli�my w stron� Esrumag. Rozdzia� VIII - Porwanie Podr� przez r�wnin� Elbu up�yn�a bez problem�w. Konie nie posiadaj�ce mi�ni s� zdolne do nieustannego galopu, wi�c postoje robili�my tylko na noc. Po kolejnym dniu szale�czego biegu przez r�wnin� dotarli�my do granic kolejnego kraju. Na pierwszy rzut oka bardzo przyjaznego. Rozleg�e pola uprawne i stoj�ca gdzieniegdzie cha�upa to bardzo sielski widoczek. Niskie g�ry na horyzoncie dodawa�y pi�kno�ci ca�emu widokowi. -To kraj Seutar�w, rasy wysokich i pot�nie zbudowanych istot o czarnej jak smo�a sk�rze. S� bardzo przyja�nie nastawieni do wszystkich, kt�rzy maj� pieni�dze i ch�tnie je oddaj�. Ich pa�stwo nosi nazw� Baatel. - poinformowa� nas O'Kaugeg. Przyj��em to bez �adnego komentarza. Musieli�my dotrze� do jakiego� miasta i uzupe�ni� zapasy. Nie trzeba nam by�o d�ugo szuka�. Zaraz za lini� horyzontu zauwa�yli�my pot�n� metropoli�. Przy bramie miasta przywita�o nas dw�ch stra�nik�w. - Witam szlachetnego nekromant�. - zwr�ci� si� do mnie jeden z nich. - Witaj stra�niku. - odpar�em - Szukamy noclegu i dobrego jad�a. - doda�em. - Ale� oczywi�cie, to zrozumia�e po podr�y, panie... - Rakat, Rakat z Agrijetu - poinformowa�em. - Otwiera� bram�! I poinformowa� Sh'Yofbura, �e przyby� sir Rakat z Agrijetu! - krzykn�� do stra�nik�w na wie�ach. W owej chwili nie by�o mi dane wiedzie�, kim jest Sh'Yofbur, zreszt� nie interesowa�o mnie to zbytnio. Zostali�my wpuszczeni i tylko to si� liczy�o. Ca�y nasz maj�tek liczy� dziesi�� sztuk z�ota. Weszli�my do pierwszej napotkanej ober�y. "Pod krwawym szkieletem" - obiecuj�ca nazwa dla nekromanty. Zam�wili�my pieczon� wo�owin� i piwo. Po obfitym posi�ku poczuli�my si� du�o lepiej. - Wynajmijcie nam pok�j, a ja p�jd� do sklepu po zaprowiantowanie. - powiedzia�a Xaomea. Nie mieli�my nic przeciwko. Wynaj�li�my i�cie kr�lewsk� komnat� i, b�d�c zbyt zm�czeni aby czeka�, po�o�yli�my si� spa� zostawiaj�c otwarte drzwi. Obudzi�em si� pierwszy. Pierwsze co zauwa�y�em to nienaruszone ��ko Xaomei. Obudzi�em O'Kaugega. - Xaomea nie wr�ci�a na noc. Zejd� na d�, mo�e ober�ysta co� wie. - powiedzia�em. - Id� z tob� - stwierdzi�, po czym obaj ubrali�my si� i zeszli�my do sali g��wnej. Jeszcze na schodach zawo�a� mnie ober�ysta - Ooo, sir Rakat z Agrijetu, mo�na pana na chwil� prosi�? - krzykn��. Podszed�em do baru, a karczmarz wr�czy� mi zalakowan� kopert�. Na piecz�ci widnia�y litery GP. - Dzi�ki - powiedzia�em. Usiedli�my z O'Kaugegiem przy najbli�szym wolnym stoliku. Otworzy�em kopert�, a list zawiera� nast�puj�c� tre��: Nie by�em zbytnio uradowany takim obrotem sprawy. - Musimy j� odbi�! - krzykn��em. - Czekaj, trzeba obmy�li� plan. - powiedzia� O'Kaugeg. - Wi�c id� i my�l, na co czekasz? - spyta�em poirytowany. O'Kaugeg bez s�owa poszed� do pokoju. Wszystkie nasze pieni�dze zabra�a Xaomea, wi�c podchodz�c do baru uderzy�em r�d�k� w blat. - Dawaj szklank� bimbru, chyba, �e chcesz zobaczy� wnerwionego nekromant�! - krzykn��em. Ober�ysta nala� do pe�na. Wypi�em duszkiem bimber, co tylko spot�gowa�o m�j gniew. - Karczmarzu!