5794
Szczegóły |
Tytuł |
5794 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5794 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5794 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5794 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marcin Wolski
Pi�ty odcie� zieleni
Dla Wiki
4 marca
- G�upie dzieciaki! - Marcel Bonnard opu�ci� �aluzj� i odwr�ci� si� do
siedz�cych
wsp�pracownik�w.
- Na co jeszcze czekamy? - wicekomisarz Gelder nie tai� podenerwowania. - Moi
ludzie s�
przygotowani od godziny.
Komisarz Bonnard milcz�co wskaza� cywila zapadni�tego w fotel obok pulpitu
operacyjnego. Cywil, m�czyzna o zmi�toszonej twarzy, zar�wno struktur� jak i
karnacj�
przypominaj�c� wyci�ni�t�, zle�a�� cytryn�, nie rzuca� si� w oczy. Pi�kny
Gelder, w nowiutkiej
bluzie polowej i ze starannie u�o�onymi w�osami, dotychczas w�a�ciwie go nie
zauwa�a�, nie zosta�
mu te� przedstawiony. Wida� jednak by� to kto� wa�ny, kto�, bez kt�rego decyzji
uruchomienie
rezerwy specjalnej nie wchodzi�o w gr�.
- Mamy czas - odezwa� si� cywil, m�wi� lekko sepleni�c, a w�skie wargi za ka�dym
s�owem ods�ania�y ��te, nier�wne z�by. - Za du�o telewizji, �eby�my mogli
zacz�� nie
sprowokowani. Brakuje nam tylko konfliktu z opini� publiczn�.
- A je�li rozejd� si� - w g�osie Geldera pojawi� si� element �alu jak u dziecka,
kt�re nie
mo�e wypr�bowa� najnowszych zabawek.
- Nie rozejd� si�, niech pan b�dzie spokojny - do rozmowy w��czy� si� Levecque i
wsta�.
Profesor Levecque by� jak zawsze g�adko wygolony, elegancki, o tu�owiu
nieprawdopodobnie kr�tkim w por�wnaniu z arystokratyczn� czaszk�. Na tych,
kt�rzy widzieli
eksperta po raz pierwszy, nieodparcie sprawia� wra�enie przypadkowej kombinacji
dw�ch r�nych
ludzi. Zreszt� owa nieproporcjonalno�� anatomiczna sz�a w parze z dychotomi�
jego charakteru.
Wyrafinowany intelektualista, by� r�wnocze�nie cz�owiekiem ma�ym, zawistnym,
chciwym
zaszczyt�w i pieni�dzy. Potrafi� te� by� okrutny, cho� ostro�ny.
- To tylko czo�o fali - powiedzia� - garstka desperat�w, gro�na dopiero wtedy,
gdy uto�sami
si� z nimi szary cz�owiek z ulicy.
- Ale to przecie� niemo�liwe - odezwa�a si� ma�a pani Loosinhorn z zarz�du
miasta - kt�
zdrowy na umy�le chcia�by uto�samia� si� z tymi wariatami. Ju� sam ich wygl�d...
- Zgoda - u�miechn�� si� Levecque, a w�a�ciwie pogardliwie wykrzywi� mi�siste
usta. -
Dzisiaj s� obcy, ale jutro? Prosz� spojrze� na gapi�w, te lu�ne grupy
zdezorientowanych,
zaciekawionych. Na razie to pojedynczy ludzie, zawsze jednak pod wp�ywem emocji
gotowi zebra�
si� w gro�ny t�um lub wej�� w sk�ad okre�lonych grup nacisku. �Synowie Arkadii",
dzi� raczej
groteskowi, jutro mog� sta� si� przycz�kami. Tym bardziej �e wielu pod�wiadomie
przyznaje im
racj�. Mieli�my ostatnio do�� nieszcz�liwy ci�g wydarze�. Awaria elektrowni
atomowej pod
Kassel, ska�enie chemiczne po eksplozjach w Manchesterze, pierwsze strefy
�mierci ekologicznej
na wsch�d od Rudaw.
- Ale mamy te� sukcesy - nie wytrzyma�a pani Loosinhorn. - W Tamizie s� pstr�gi,
a w
g�rnej Sekwanie obserwowano nawet raki. Oficjalne partie zielonych od paru lat
zasiadaj� w
parlamentach...
- Wielu uwa�a, �e to zbyt ma�o. Bilans trzech lat rz�d�w Partii Ekologicznej w
Danii
zako�czy� si� kompromitacj�.
Komisarz Bonnard przys�uchuje si� rozmowie, chocia� nie bierze w niej udzia�u.
Stary,
cho� krzepko trzymaj�cy si� funkcjonariusz, w og�le nie lubi dyskusji, nie znosi
te� ca�ej generacji
tych inteligencik�w, kt�rzy wpychaj� si� na wszystkie mo�liwe szczeble ze swoimi
�naukowymi
metodami" i bezdusznym pragmatyzmem.
- Dlaczego w�a�ciwie �Cytryna" wzi�� ze sob� tego bubka, kt� stworzy� tak
dziwaczn�
grup� operacyjn� i o co w�a�ciwie toczy si� gra? - niespokojne my�li k��bi� si�
pod czaszk�
komisarza. - Oficjalnie Levecque wyst�puje w roli samodzielnego eksperta
rz�dowego, specjalisty
od �nowych ruch�w" i ich mi�dzynarodowych powi�za�. Kim jest naprawd�? Do tej
pory Marcel
spotka� si� z profesorem kilkakrotnie, zawsze wynika�y z tego k�opoty, przed
rokiem w Wiedniu
Steiner omal nie zgin��...
- Dlaczego musimy sko�czy� z pob�a�aniem wobec �Syn�w Arkadii"? - kontynuuje
Levecque. - Mamy powody do podejrzewania ich o rozleg�e powi�zania z
ugrupowaniami
terrorystycznymi. A program, czytali pa�stwo manifest: Pi�ty odcie� zieleni?
Pozw�lcie, �e
zacytuj�: �Trzeba u�y� radykalnych �rodk�w, aby zawr�ci� bieg dziej�w".
- To akurat utopia, rojenie p�tak�w o pot�dze - zauwa�a Gelder.
- Ostatnie sto lat pokaza�o nam, �e nie ma takiej utopii, kt�ra nie poci�gn�aby
za sob� do��
wyznawc�w zdolnych do eksperyment�w na kontynentaln� Skal�. Musimy by�
ostro�niejsi.
Kiedy� grupk� fanatyk�w z monachijskiej piwiarni m�g� zlikwidowa� jeden patrol,
p�niej trzeba
by�o wojny �wiatowej. Tolerancja, boja�liwo�� wobec ko�skiej kuracji na wczesnym
etapie
choroby, kosztuje potem zbyt wiele lekarza i pacjenta.
- Ale� ten cz�owiek lubi brylowa� - my�li komisarz, Levecque tymczasem reguluje
monitor
sprz�ony z zainstalowan� w oknie kamer�. Jedno przybli�enie, drugie, ustalenie
kadru. Oto i ca�y,
sk�pany w ciep�ym przedwiosennym s�o�cu, plac.
Plac i rosn�cy stos. Wok� niego uwija si� oko�o setki ludzi w bieli. S� to
m�odzi ch�opcy i
dziewcz�ta, w chodakach, przepasani powrozami. W rozci�ciach szat wida� mocne
ramiona i
kr�g�e piersi. Niekt�re z dziewcz�t nosz� wianki. Kilkana�cie os�b gra
ha�a�liwie. Dr�gal o d�ugich
w�osach przeplatanych siwizn� trzyma przy ustach podr�czny megafon - wykrzykuje
co�, mo�e
�piewa...
Bonnard przekr�ca jak�� ga�k�. Pok�j Centrum zalewa muzyka i mocny, czysty, cho�
troch� gard�owy, g�os wsp�czesnego Savonaroli.
... Zaprawd� m�wi� wam �mier� chodzi wok� nas �mier� atomowa �mier� plastikowa
samochodowa elektronowa �mier�!
Zaprawd� m�wi� wam porzu�cie maszyny kt�re uczyni�y was niewolnikami rzeczy
opu��cie miasta cmentarze waszych sn�w spalcie tworzywa sztuczno�� kt�ra nas
oplata zniszczcie
komputery...
Stos ro�nie. T�um znosi telewizory i roboty domowe, przytoczono par�
samochodowych
wrak�w, chlusta benzyna z kanistr�w. Kamera kierowana przez Levecque'a w�druje
po placu. Na
chodnikach g�stnieje t�um bardziej zaciekawiony ni� przera�ony. Tu i �wdzie
wida� rozbawione
twarze. Kierunkowe mikrofony agent�w rozstawionych w ci�bie wy�apuj� szepty i
s�owa
przechodni�w - �trick reklamowy", ,,to lepsze ni� wyprzeda� bubli", �wszystko
jest ubezpieczone".
Nieliczni mundurowi policjanci gapi� si� do�� bezradnie. Prorok odrzuca megafon
na sam szczyt
stosu i bierze z r�k dziewczyny o aparycji praprawnuczki Isadory Duncan, ma�a
wygl�da najwy�ej
na pi�tna�cie lat, pochodni�. Przypala. Muzyka przechodzi w nerwowe tremolo.
Rzucona
pochodnia leci jak kometa. Stos z cudami dwudziestego wieku staje w p�omieniach.
Synowie i
c�rki Arkadii krzycz�, wyrzucaj�c w g�r� ramiona, a potem rozbiegaj� si�. P�kaj�
witryny
okolicznych sklep�w. Zaparkowane samochody popychane przez dziesi�tki r�k sun� w
stron�
stosu. Profesor Levecque czuje biust ma�ej pani Loosinhorn wbijaj�cy mu si� w
plecy.
- Okropne, okropne - trzeszczy mu przy uchu.
- To chyba wystarczy, szefie - Gelder spogl�da na komisarza. Na pulpicie zapala
si�
pomara�czowe �wiate�ko. Cz�owiek-Cytryna unosi s�uchawk� i po paru sekundach
odk�ada j� bez
s�owa, potem odwraca si� do Bonnarda.
- W porz�dku, ruszajcie.
Sytuacja na placyku zmienia si�. Z bocznych uliczek wypadaj� postacie
przypominaj�ce
�redniowiecznych wojownik�w. Tyle �e ich tarcze wykonano z tworzyw sztucznych.
Tn�c pa�kami
w prawo i lewo posuwaj� si� w stron� fontanny, przy kt�rej przed chwil�
znajdowa�a si�
zaimprowizowana trybuna proroka.
T�um gapi�w pierzcha. Ubrana na bia�o m�odzie� pozostaje. �piew wzmaga si�.
Brzmi
wyra�nie, mimo burzy ognia rozlewaj�cego si� szeroko na placu. P�on� ka�u�e
benzyny, eksploduj�
samochody. Tymczasem przy proroku pojawi�o si� dw�ch m�czyzn w cywilnych
ubraniach.
Chwycili go pod ramiona i wlok� na spotkanie rycerzy z plastiku. Zaraz �ywy klin
wch�onie
m�wc�. Ale nie. Mi�dzy p�on�cymi samochodami nieoczekiwanie wyrasta drobna
dziewczyna.
Dziecinna twarzyczka, osmalone peplum. Tak, to ma�a �Isadora". Nie ta�czy
jednak. �ciska w
d�oniach niewielki pistolet automatyczny. Tryskaj� iskry serii. Agenci osuwaj�
si� na ziemi�.
R�wnocze�nie w oknie nad zdemolowanym salonem hi-fi rozszczekuj� si� karabiny
automatyczne.
Spod bia�ych stroj�w wyskakuj� jak orzeszki granaty.
- Cholera! - wo�a Bonnard. - Pan przekonywa�, �e nie b�d� uzbrojeni. Oto do
czego
prowadz� pa�skie eksperymenty profesorze.
Levecque nie odpowiada, obserwuje widowisko pe�en rezerwy. Cz�owiek-Cytryna
��czy si�
z grup� operacyjn�. Wrzeszczy co� na temat wydania ostrej amunicji. Na tarasie
kawiarni
niezmordowanie pracuj� kamery. Par� stacji przerwa�o normalny program i
transmituje batali� na
�ywo. Dobrze, ludziom przyda si� ten wstrz�s. Nareszcie zobacz� prawdziw� twarz
ekologist�w.
Dziewczyna i prorok znikn�li ju� z pola widzenia. Gelder klnie.
- Do diab�a, nie mo�na pozwoli�, �eby si� wymkn�li! Tymczasem plastikowa fala
za�ama�a
si�. Na asfalcie le�� drgaj�ce trupy niczym konaj�ce kraby pozostawione przez
odp�yw na pla�y.
Wyj� syreny nadje�d�aj�cych karetek. Druga cz�� placu us�ana jest bia�ymi
strojami
Arkadyjczyk�w. Zrzucili przebrania, wtopili si� w uciekaj�c� ci�b�. Daleko nie
ujd�, ulice
zablokowane.
W g��bi pokoju zaadaptowanego na Centrum dyspozycyjne odzywa si� wideotelefon.
Bonnard krzywi si�. Akurat teraz przypomnia�a sobie o nim rodzina. Na ekranie
pojawia si�
skromna posta� gosposi. Jest wyra�nie zaniepokojona. Czuj�c na sobie wzrok,
komisarz szybko
gasi ekran i bierze s�uchawk�.
- O co chodzi, jestem zaj�ty.
- Panienka, panienka - powtarza j�kliwie s�u��ca.
- Co znowu?
- Nie wr�ci�a do domu...
- To si� zdarza, ma ju� sko�czone szesna�cie lat.
- Ale zabra�a z sob�, zabra�a z sob�...
- Co zn�w takiego zabra�a?
- Bia�e prze�cierad�o i w�asnor�cznie sporz�dzony wianek...
Lion Groner bieg� w�skim pasa�em, a w�a�ciwie wielkomiejsk� rozpadlin� na ty�ach
magazyn�w. Przewidzia� t� drog� ewakuacji, czyja� us�u�na r�ka usun�a w
odpowiednim
momencie remontowe szalunki przegradzaj�ce przesmyk, kto� otworzy� zamkni�te od
lat stalowe
drzwi. Tote� wystarczy�o kilkana�cie minut, aby oddali� si� od placyku
ogarni�tego po�og� i palb�.
Wysoko w g�rze kr��y� helikopter. Czy m�g� jednak wypatrze� dwie postacie
przemykaj�ce w
g��bokim cieniu wielkomiejskich zakamark�w? Za Lionem bieg�a Diana. Podobnie jak
on pozby�a
si� kostiumu, nie przypomina�a ju� Greczynki. By�a normaln� dziewczyn� w
d�insach i
tenis�wkach. Sam prorok odrzuci� siw� peruk�, na�o�y� okulary. Wygl�da� jak
schludny urz�dnik
ni�szej kategorii. W jego stroju trudno by�oby dostrzec jakikolwiek element
ekstrawagancji. Groner
zwolni� kroku i po chwili oboje znale�li si� na normalnej wielkomiejskiej ulicy.
Trwa� na niej
codzienny ruch i tylko przelatuj�ce karetki, a p�niej na�adowane wojskiem
ci�ar�wki, wzbudza�y
zainteresowanie i niepok�j przechodni�w. Obok snack baru MacDonalda Lion
po�egna� Dian� -
wskoczy�a do podje�d�aj�cej taks�wki. Potem rozejrza� si�. Nie dostrzeg� nic
podejrzanego,
przeszed� wi�c na drug� stron� ulicy i min�� dom towarowy. Sto metr�w dalej
dojrza� jak dwa
wozy policyjne hamuj� z piskiem, tarasuj�c ulic�. Aha, zdecydowali si� na
ob�aw�. Bez namys�u
skr�ci� ku wej�ciu do podziemnego gara�u. I wtedy zauwa�y�, �e kto� za nim
idzie. Musia� to by�
m�ody, niedo�wiadczony funkcjonariusz. Groner pozwoli� mu i�� za sob� a� na
dolny poziom
gara�y, potem zaczeka�. Cios no�a za�atwi� spraw�. Ca�kiem spokojnie wjecha�
wind� na
kondygnacj� C. Zapali� papierosa. Popatrzy� na zegarek. Sp�niali si�. Ale ju�
na zakr�cie b�ysn�y
�wiat�a. Jeszcze chwila, a tu� przed nim zahamowa�a l�ni�ca limuzyna.
- Wsiadaj i k�ad� si� na tylnym siedzeniu - warkn�� sier�ant za kierownic�.
Ekologiczny prorok pos�ucha�.
Wyjechali na sygnale. Prowadz�cy w�z podoficer macha� tylko r�k� mijanym
patrolom,
przenika� przez blokady, nie zatrzymywany, nie kontrolowany, sw�j. Przez
w��czone radio s�ycha�
by�o krzy�uj�ce si� meldunki w rodzaju - �Uciekaj� ku rzece"! Co pewien czas
odzywa� si�
charakterystyczny g�os Bonnarda: - �Bra� �ywcem, broni u�ywa� w ostateczno�ci".
Ponawia�y si�
wezwania o posi�ki i karetki. Poza miastem kieruj�cy wozem funkcjonariusz
pozwoli� Gronerowi
usi���, poza tym milcza�. Z autostrady skr�cili w boczn� szos�, nast�pnie drog�,
aby zatrzyma� si�
przy jakiej� szopie czy stajni. Lion wysiad�, sier�ant odjecha�. Zmierzcha�o. W
stajni pachnia�o
ko�skim nawozem. Lion ponownie zapali� papierosa. W��czy� ma�e radio wmontowane
w zegarek.
Po raz kolejny podawano oficjalny komunikat. Zgin�o trzydziestu trzech
funkcjonariuszy,
jedenastu ekologist�w i siedem os�b przypadkowych. Aresztowano kilkaset os�b. Za
znaczn�
liczb� przest�pc�w, kt�rym uda�o si� zbiec, trwa� po�cig.
Pierwsze komentarze redakcyjne atakowa�y wprawdzie obie strony, ale wi�cej
dosta�o si�
policji. Lion u�miechn�� si�.
Oko�o dziewi�tej zn�w zawarcza� motor samochodu. Wr�ci� sier�ant. Przyni�s�
termos i
kanapki. Za nim wsun�a si� jeszcze jedna posta�. U�cisn�a d�o� proroka.
- Dobra robota! S�dz�, �e wywo�a piorunuj�ce efekty.
Groner wzruszy� ramionami.
- Nie wiem, o co wam chodzi�o. Przestraszy� mieszczucha, zmobilizowa� przeciwko
nam
opini� publiczn�... Chocia� to tylko jedna strona zagadnienia. Sympatykom,
zapale�com, akcja
pos�u�y za przyk�ad... Jak to kiedy� �adnie m�wiono: za nami p�jd� inni... O co
wam jednak
chodzi, o pierwsze czy o drugie?
- Nie filozofuj, Lion - pad�a odpowied�. - Mo�e o trzecie i czwarte.
- Rozumiem, potrzebna wam po�ywka kontrolowanego ekstremizmu dla sterowania
ludzkimi nastrojami... To jednak kosztuje. Straci�em jedenastu ludzi!
- Sam m�wi�e�, za nimi p�jd� inni, ale do rzeczy. Wprawdzie nale�y ci si�
wypoczynek, na
razie jednak nic z biletu do Las Vegas czy Montreux. Wiesz, �e jutro zbiera si�
Konwent w
Sztokholmie?
- Nie zosta�em zaproszony.
- Jeste� bohaterem dnia.
- Van Thorp nazwie mnie prowokatorem.
- Ko�czy si� jego epoka. A poza tym Konwent nie sk�ada si� z samych van Thorp�w.
Wi�kszo�� uwa�a, �e sprawa dojrza�a do zmian strukturalnych ruchu. Wszyscy
ogl�daj� si� na
Komitet Doradczy...
- Mam pom�c w zamachu pa�acowym?
- Masz tam by�. Wi�kszo�� uwa�a� ci� b�dzie za bohatera. Jednego z tych, kt�rzy
nie
zawahali si� z�o�y� daniny swej krwi, aby wstrz�sn�� opini� industrialnej
cywilizacji.
- Pisuje pan w Dzienniku Post�powym, jakbym s�ysza� wst�pniak?...
- Dziennik Post�powy jeszcze dzi� zdemaskuje prowokacje policji, przedstawi
wasz�
strzelanin� jako konieczn� samoobron�. A dla m�odych aktywist�w b�dzie to i tak
natchnienie, od
miesi�cy narzekaj�, �e stoj� z broni� u nogi.
- Chcia�bym wiedzie�, co tu naprawd� jest grane?
- Za godzin� zabierze ci� nasz helikopter. Papiery s� za�atwione. W Szwecji
b�dziesz ko�o
po�udnia.
- Listy go�cze pojawi� si� wcze�niej!
- Spokojnie, Lion. I jeszcze jedno, musisz trzyma� si� jak najbli�ej Komitetu.
Czuj� przez
sk�r�, �e co� knuj�. I �e to nie tylko sprawa wysiudania van Thorpa. Musimy
wiedzie�, co maj� w
zanadrzu...
- Te mi�czaki na jarzynowej diecie?
- Zbadaj to Lion... I s�uchaj uwa�nie...
W tym momencie Groner doszed� do wniosku, �e pora na zapalenie trzeciego
papierosa w
tym dniu. P�omyk zapalniczki o�wietli� twarz jego rozm�wcy. Szlachetne lico
profesora
Levecque'a.
Komisarz Bonnard sta� w magazynie damskiej bielizny, mi�dzy przewr�conymi
wieszakami i powalon� szaf� jak wro�ni�ty w ziemi�. Jego wzrok skierowany by� na
pakamer�.
Cienk� �cian� przestebnowa�y serie automat�w. Funkcjonariusze goni�cy za
uciekinierami uznali
za stosowne wpierw strzela�, a p�niej sprawdzi�, kto ukry� si� za �cian�.
Sanitariusze wynosili na
noszach zmasakrowane cia�a m�odych ludzi. Twarz Pauliny pozosta�a nie
uszkodzona. Jedyny
pocisk trafi� j� w serce. Pi�kna, teraz kredowobia�a twarz przypomina�a rze�b�
jej imienniczki,
siostry Napoleona, kt�r� Marcel widzia� ongi� w rzymskiej Villi Borghese. To
by�o jeszcze przez
urodzinami ma�ej. A teraz nie �y�a.
Marcel wiele lat by� dobrym, a nawet bardzo dobrym policjantem. Wype�nia�
rozkazy, sam
rozkazywa�. Nie zastanawia� si� dlaczego, a co najwy�ej - jak.
Mia� broni� spo�ecze�stwa. Wi�c go broni�. �ciga� gangster�w, gwa�cicieli,
handlarzy
narkotyk�w i politycznych dewiant�w. �ciga�by ich i dalej. Teraz jednak zw�tpi�
we wszystko. Nie
wiedzia�, kogo bardziej nienawidzi, Arkadyjczyk�w, kt�rzy pierwsi otworzyli
ogie�, swych
nadgorliwych podw�adnych, Levecque'a, kt�rego agenci przysi�gali, �e ekologi�ci
nie b�d�
uzbrojeni, czy siebie?
- Panie komisarzu!
Odwraca si� p�przytomny. Jak przez mg�� widzi szczup�� sylwetk� Geldera.
- Nasi ludzie zgubili prowodyra. Mik�, kt�ry go �ledzi�, dosta� no�em pod �ebro
w gara�u.
W tej chwili Marcela nie obchodzi ani prowodyr, ani wszyscy ekologi�ci �wiata.
Rzuca
machinalnie.
- Roze�lijcie rysopis, nie mo�e wymkn�� si� z kraju.
Chwil� p�niej dostaje nast�pny meldunek. Karetka z dziesi�tk� Arkadyjczyk�w,
kt�rzy
poddali si� policji, zosta�a zatrzymana przez zamaskowanych terroryst�w.
Aresztowani zbiegli.
Pozosta�e oczka sieci te� okazywa�y si� za szerokie. �Bezbronna m�odzie�" nazbyt
�atwo wymyka�a
si� uzbrojonym �apaczom.
I wtedy, po raz kolejny, Bonnard zastanowi� si� nad mo�liwo�ci� prowokacji.
Na po�udniowy wsch�d od Sztokholmu, opodal osad Tyraso i Bolmura, rozci�ga si�
przepi�kna okolica pe�na zatok, jezior, strumyk�w i wodospad�w, przy czym
jedynie smakuj�c
wody mo�na ustali�, czy jest to ju� morze czy jeszcze jezioro? Lesista okolica
obfituje w ryby i jest
rajem dla w�dkarzy. W zieleni kryj� si� rzadko rozsiane wille czy raczej ma�e
pa�acyki. W jednym
z nich czwartego marca spotka�o si� pi�ciu d�entelmen�w i jedna dama -
nieformalny Komitet
Doradczy Konwentu Ekologist�w zrzeszaj�cy kilkadziesi�t organizacji o r�nych
odcieniach
zieleni z wszystkich 'kontynent�w. Od czasu kiedy partie ekologiczne sta�y si� w
wielu krajach
licz�c� si��, powsta�a konieczno�� synchronizowania ich dzia�a�. Zadanie by�o
trudne i napotyka�o
olbrzymie opory. Debaty Konwentu wlok�y si�, op�niane przez nie ko�cz�ce si�
dyskusje
proceduralne i spory kompetencyjne. Prawd� m�wi�c - sami ekologi�ci znajdowali
si� mi�dzy
m�otem swych hase� a kowad�em rzeczywisto�ci. Nie uda�o im si� zamkn�� ani
jednej wi�kszej
elektrowni atomowej, a wdra�ane przepisy o ochronie �rodowiska mia�y bardziej
spektakularny ni�
konstruktywny charakter. �wiat zanieczyszcza� si�, rozmna�a� i oga�aca� z
surowc�w oraz puszcz
mo�e o u�amek u�amka wolniej.
Wielu obwinia�o o to van Thorpa. Flegmatyczny Holender, systematyczny i
rygorystyczny
wobec przepis�w, by� cz�owiekiem kompromisu i nie nadawa� si� zdecydowanie na
przyw�dc�
antyprzemys�owej krucjaty. Nic dziwnego, �e Komitet Doradczy, cia�o z za�o�enia
us�ugowe,
musia� sta� si� z czasem konkurencj� prezydium.
Ziu-Dong z Korei Po�udniowej, Burt Denningham z Los Angeles, ostra jak pi�a
widiowa
W�oszka Maria Bernini, Alberto Tardi z Argentyny, Szwajcar Helmut Lindorf i
czarnosk�ry Red
Gardiner reprezentuj�cy Wielk� Brytani� - oto sz�stka gniewnych ludzi, kt�rzy
coraz wyra�niej
dominowali w ruchu.
Panna Bernini objawia�a si� opinii publicznej jako demaskatorka wielkich trust�w
w
Lombardii. Pastor Lindorf prowadzi� wzorow� gmin� ekologiczn� w kantonie
Vallais. Tardi,
maniakalny wr�cz zwolennik rozwi�za� biologicznych w gospodarce, by� wyk�adowc�
na
uniwersytecie w Rosario. Red Gardiner zaczyna� w ruchach mniejszo�ci rasowych,
p�niej do��
zr�cznie zmienia� barwy polityczne i obecnie zasiada� w parlamencie z ramienia
Kr�lewskiej Partii
Naturystycznej i stowarzyszonego z ni� ugrupowania Wyzwolenia Homoseksualist�w.
Ziu-Dong
do niedawna by� przyw�dc� �wiatowej Federacji do Walki z Narkomani�, ale
pok��ci� si� z
zarz�dem i ostentacyjnie wyst�pi� z organizacji, unosz�c archiwum i doskona��
znajomo��
azjatyckich mafii, tajnych zwi�zk�w, kana��w przerzutu ludzi i idei.
Najciekawsz� postaci� w ca�ym tym towarzystwie by� chyba Denningham. Pisarz,
podr�nik, wizjoner, bywa� na zmian� ozdob� snobistycznych salon�w i zakazanych
melin. Swego
czasu kandydowa� do Literackiej Nagrody Nobla, ale odpad�, powin�a mu si� noga
r�wnie� w
polityce. Do ekologist�w przysta� niedawno, ale od razu da� si� pozna� bior�c
udzia� w
b�yskotliwych kampaniach przeciwko zbyt liberalnemu, wobec wielkich korporacji,
ustawodawstwu w USA. Z�o�liwi twierdzili, �e uwodzi pann� Bernini, �yje z
Gardinerem, modli
si� u Lindorfa, robi interesy z Ziu-Dongiem i z przyjemno�ci� nabija si� z
safandu�owatego
Tardiego. Mo�e by�a to prawda. �ywy jak rt�� Burt lubi� wszystko, od wy�cig�w
konnych do rybek
akwariowych, i w r�wnym stopniu zna� si� na filatelistyce jak i na uprawie
orzeszk�w ziemnych.
Ochotniczo walczy� na Bliskim Wschodzie, prze�y� par� lat w gminie wegetarian�w,
a nawet gra�
w dw�ch filmach jako kaskader.
- Panowie, przepraszam Mario, pani i panowie - m�wi�, niedbale wymachuj�c
cygarem -
pozwoli�em sobie zaprosi� was tutaj w trybie pilnym, poniewa� mam dla was ofert�
nie do
odrzucenia.
- Nasze spotkania s� �le widziane w Konwencie - zarzucaj� nam nieformalne
konspiratorstwo - b�kn�� Lindorf.
- Konwent? Prosz� nie wspomina� mi o tych nudziarzach. Moja oferta dotyczy
stawki, o
jakiej nie �ni�o si� nikomu z nas.
- To znaczy?
- Mo�emy dokona� wielkiej zmiany. Doprowadzi� do odwr�cenia biegu wydarze�
prowadz�cego nas dzisiaj do ekologicznej zag�ady.
- Tak od razu? - u�miechn�� si� ironicznie Gardiner - przecie� to niewykonalne.
- Wykonalne. Potrzebujemy do tego ma�ego drobia�d�ku.
- Jakiego?
- W�adzy, nieograniczonej w�adzy nad �wiatem.
- Bagatela - u�miechn�a si� Maria.
- Zwo�a�em pa�stwa tutaj, poniewa� mo�emy zdoby� j� w ci�gu miesi�ca -
powiedzia� Burt
takim tonem, jakby chodzi�o o p� butelki whisky.
Przez moment panowa�a cisza, wszystkie oczy wpatrywa�y si� w Denninghama z
podziwem, niedowierzaniem, zazdro�ci�.
- Czy mogliby�my dowiedzie� si� czego� konkretniejszego? - zapyta� w ko�cu
Tardi.
- Jutro dokonamy ma�ego eksperymentu na potwierdzenie prawdziwo�ci mych s��w,
dzisiaj
chcia�bym jedynie prosi� was o wybaczenie.
Lekki szmerek.
- Dzia�a�em samowolnie, bez waszych upowa�nie�. Gdybym przegra� - sam odda�bym
si�
do dyspozycji s�du organizacji. Ale nie przegra�em. Ot� ponad rok temu pewien
m�j przyjaciel z
dawnych lat, wi�cej ni� przyjaciel, prawie brat z brudnego zau�ka w San
Francisco, przekaza� mi
informacje o pewnym wynalazku. Dopiero we wrze�niu zesz�ego roku uda�o mi si�
wys�a� na
miejsce mojego cz�owieka. W pa�dzierniku mog�em przyst�pi� do konkretnych
dzia�a�.
- M�wisz okropnymi zagadkami, Burt - niezadowolenie przebija�o z g�osu panny
Bernini.
Nie masz do nas zaufania? Co to za wynalazek, na czym polega?
- Zobaczycie jutro. I r�cz� wam, �e od pi�tego marca zacznie si� liczy� now�
epok�.
- W takim razie - przerwa� emfatyczne zapewnienia nie taj�cy zniecierpliwienia
Gardiner -
po co nas tu dzisiaj �ci�gn��e�?
- �eby ustali� linie post�powania na posiedzenie Konwentu oraz przygotowa�
jutrzejsze
spotkanie.
- Przeholowa�e� profesorku - m�wi Admira� gryz�c cybuch fajki, bez zmieniania
swego
sta�ego tonu �agodnej perswazji - ofiary, zniszczenia... Tego nie
przewidzieli�my.
Levecque nerwowo kr�ci si� na fotelu. Nie znosi dymu, kt�ry szkodzi przecie�
zdrowiu,
podra�nia �luz�wki, a u niego osobi�cie powoduje zaparcie stolca. Ekspert jest
hipochondrykiem i
nerwusem. Nie lubi te�, jak przekwalifikowani, z grubsza ociosani sier�anci, bo
do takiej kategorii
zalicza Admira�a, pouczaj� jego, arcym�zgowca.
- Wszystko rozegra�o si� zgodnie ze scenariuszem. Upiekli�my r�wnocze�nie dwie
pieczenie. Opinia publiczna zaaprobuje wypalenie ekstremistycznej zarazy do
ko�ca, a akcje
Gronera w Zielonej Mi�dzynarod�wce wzrosn� jak temperatura na termometrze
wrzuconym do
herbaty.
- Jeste� pewny Gronera, to przecie� wariat?
- Pracuje dla mnie od lat. Mamy go w r�ku. A teraz ma szans� wej�� do
kierowniczych
gremi�w Konwentu. A tam nie mieli�my dot�d swoich ludzi. Ci�gle brakowa�o nam
informacji.
- Czy pan nie przecenia zagro�enia ze strony tych jaroszy?
- Obawiam si�, �e co� knuj�. Groner ma to wyja�ni�.
- C� mog� knu�? Wed�ug najbardziej zawy�onych danych stanowi� znikomy odsetek
wyborc�w, a tam gdzie dostali si� do rz�d�w - mieszczaniej� i odchodz� od
skrajno�ci.
Prawdziwych ekstremist�w jest niewielu. C� mogliby nam zrobi�?
Levecque macha r�kami, odp�dzaj�c od siebie k��by dymu.
- Chc� zachowa� ostro�no��. Jutro, pojutrze, b�d� wiedzia�, co chowaj� w
zanadrzu.
- Jeszcze jedna sprawa - m�wi Admira�. - Komisarz Bonnard robi bezsensowne
afery.
Oskar�a pana o prowokacj�, o niepotrzebne inspirowanie zamieszek.
- Bonnardowi dawno nale�y si� emerytura. To funkcjonariusz ze starej szko�y. I
to
podstawowej. �adnych szerszych horyzont�w. Prawo, porz�dek, to jedyne kategorie,
kt�re do
niego trafiaj�.
- To idealny policjant.
- Idealni policjanci mog� funkcjonowa� w idealnym spo�ecze�stwie, a tu idzie o
wielk�
stawk�.
- Przesadzasz, Levecque. Owszem, za�atwimy mu teraz urlop, Gelder przejmie jego
sprawy,
ale czy emerytura?
Profesor zastanawia si� nad argumentem, kt�ry wstrz�sn��by kanciastym m�czyzn�
w
mundurze, ale rezygnuje, �al mu nerw�w. M�wi wi�c tylko:
- Jutro lec� do Sztokholmu. Je�li si� omyli�em w moich podejrzeniach, z�o��
dymisj�.
- Dobra, dobra - m�wi pojednawczo zwierzchnik. Mamy do ciebie pe�ne zaufanie.
Tylko
nie przesadzaj. A Bonnardem si� nie przejmuj. Wypocznie, zmieni zdanie...
Levecque nie lubi� g��wnych wej��. Nie le�a�o to w jego naturze. Od czasu kiedy
w
college'u zosta� osobistym informatorem rektora, co zreszt� nie przeszkodzi�o mu
by� aktywist�
studenckiej rewolty, stara� si� zawsze wchodzi� od ty�u. Nie lubi� szerokich
o�wietlonych
przestrzeni, przedk�adaj�c nad nie kuchenne schody, w�skie pasa�e lub intymne
gabinety.
Opuszczaj�c Kwater� wej�ciem aprowizacyjnym przeszed� w�sk� willow� uliczk�, aby
przy
szerokiej alei kiwn�� na pierwsz� przeje�d�aj�c� taks�wk�. Dochodzi�a p�noc,
ale dzie� pracy
profesora najwyra�niej jeszcze si� nie sko�czy�. Wysiad� w pobli�u ulicy
rozrywkowej,
rozb�yskuj�cej teraz tysi�czn� mozaik� neon�w - krzykliwymi reklamami
najnowszych film�w, z
kt�rych wi�kszo��, jak �Piraci II" lub �Rambo XXIV", powtarza�y schematy
g�o�nych szlagier�w
lat osiemdziesi�tych. Ekspert nie skr�ci� jednak do �adnego z kin, pogardzi�
kabaretami, kt�rych
zalety nachalnie polecali naganiacze, i zaledwie przez mgnienie oka przypatrywa�
si� ordynarnej
reklamie live-showu. Profesor lubi� za�atwia� te sprawy intymniej, w zaciszu
swej garsoniery lub
na jachcie kt�rego� z wysoko postawionych przyjaci�. Jak ka�dy kurdupel
uwielbia� wysokie,
bujne blondyny, najlepiej w okularach, po kt�rych zdj�ciu ich twarze przybiera�y
bezmy�lny i
bezbronny wyraz kobiecej g�upoty. Ta nigdy nie przesta�a go zachwyca�.
W ciemnawym zau�ku na zapleczu teatrzyku Fotele cicho otworzy�y si� drzwi
ciemnogranatowej limuzyny. Levecque wsiad�. W�z ruszy� prawie bezszelestnie. Na
o�wietlonej
tablicy mo�na by�o zauwa�y� numery i litery wskazuj�ce, �e jest to samoch�d
nale��cy do korpusu
konsularnego. Kto� obserwuj�cy to wszystko zza w�g�a, nie mia� w�tpliwo�ci do
biura jakiego
radcy handlowego nale�y limuzyna.
- �adnie Levecque, bardzo �adnie - powiedzia� do siebie stoj�cy w mroku
m�czyzna
zamykaj�c notes, po czym skierowa� si� do pobliskiego baru. Tam wykr�ci� znajomy
numer
telefonu.
- Nie pomyli�e� si�, Marcel, by� w Direction du Surveillance, a teraz informuje
pana radc� z
ambasady naszych przeciwnik�w. Nie ma co, obrotny kurdupel.
- Czy to wszystko, Loulou?
- Sprawdzi�em w SAS-ie, ma wykupiony bilet do Sztokholmu. Aha, odwo�a� swoje
spotkanie z ma�� Madeleine. Nawa� pracy.
- Brawo m�j drogi, dzi�kuj�.
Bonnard odk�ada s�uchawk�. Stoi w pid�amie w �rodku wielkiego przedpokoju. Obok
s�
uchylone drzwi do pokoju Pauliny, pokoju, kt�ry zawsze pozostanie ju� pusty.
Przez takich jak
Levecque...
Obsesja, nie, to co� wi�cej ni� obsesja. To ju� nie pierwszy raz spotka� si� z
dwuznaczn�
rol� profesorka. Krach operacji wiede�skiej, afera w Instytucie Lotniczym.
Bonnard nale�a� do
tych funkcjonariuszy, kt�rzy lubi� robot� zabiera� do domu. Wiedzia� wprawdzie,
�e Levecque
dzia�a na innej p�aszczy�nie, lecz jako uczciwy obywatel nie m�g� by� oboj�tny
wobec jego
zdrady. Je�li podejrzenie by�o nies�uszne, to i tak wymaga�o sprawdzenia.
Dlatego, cho�
zmia�d�ony b�lem, postarza�y w ci�gu paru godzin o dobre dziesi�� lat, komisarz
nie omieszka�
jeszcze z domu towarowego zadzwoni� do swego przyjaciela i zleci� mu �ledzenie
rz�dowego
doradcy.
- Jest pan przem�czony, drogi komisarzu. Przem�czony i przewra�liwiony. -
Cz�owiek-
Cytryna najwyra�niej nie jest zachwycony rozmow�. Dochodzi sz�sta rano, siedz� w
ma�ym bistro
i pij� kaw�. - Wnioskuje pan znaj�c detale, kamyczki mozaiki, a ja nie jestem
upowa�niony, aby
wtajemnicza� pana w ca�o�� subtelnego ornamentu. Kontakt z radc� handlowym i ju�
zdrada...? A
mo�e tylko posuni�cie z zakresu obowi�zk�w. Do nas, szarak�w, nale�y wype�nianie
obowi�zk�w,
polityk� robi si� gdzie indziej.
- Ale� majorze...
- Bardzo prosz� bez tytu��w. Pojedzie pan teraz na urlop. Wypocznie, a potem si�
zobaczy... Nie my�la� pan o d�u�szym wypoczynku?
- Czy to propozycja emerytury?
- Sk�d�e... zreszt� przecie� ja nie jestem pa�skim zwierzchnikiem. Pracujemy
jedynie w
zaprzyja�nionych instytucjach. To znaczy, mam nadziej�, �e zaprzyja�nionych. No,
czas na mnie.
Mo�e gdzie� pana podrzuci�, komisarzu?
- Dzi�kuj�, przespaceruj� si�.
- I prosz� nie my�le� wi�cej o Levecque'u. To cz�owiek trudny, ale nasz. I
jeszcze raz moje
najszczersze wyrazy wsp�czucia.
Bonnard machinalnie �ciska podan� r�k� i wychodzi. Na ulicy pojawi�y si� ju�
paczki
porannej prasy. Zacz�� si� pi�ty marca.
Z notatek doktora
Czasami wydaje mi si�, �e jestem przera�aj�co stary. Wsp�czesny Matuzalem z
nogami
zabetonowanymi w ruchomym trotuarze up�ywaj�cego czasu. Cud, �e jeszcze
egzystuj�, my�l�. A
jednak ci�gle �yj�, zdrowie chwali� Boga dopisuje, puls r�wny - sze��dziesi�t na
minut�, ci�nienie
sto dwadzie�cia na osiemdziesi�t, innych analiz nie robi�em od lat. Mo�e tylko
trudniej mi chodzi�,
natomiast pami�� nadal mam dobr�. Zw�aszcza sprawy odleg�e widz� z precyzj�
dalekowidza, tak
jakbym prze�ywa� je wczoraj, najdalej przedwczoraj. Gdyby przed laty powiedziano
mi, �e
prze�yj� w�asn� epok� i par� nast�pnych, zapewne poradzi�bym domoros�emu
wr�bicie, aby czym
pr�dzej zmieni� zaw�d.
Ci�ko jest pisa�, ci�ko rozdrapywa� rany, a zarazem przeciwstawia� si� ca�ej
oficjalnej
historiografii, podr�cznikom, propagandzie. By�em jednak �wiadkiem, a obowi�zek
�wiadectwa
prawdy jest nie mniej obliguj�cy jak przysi�ga Hipokratesa. My�l� r�wnie� o
tych, co przyjd� po
nas, a kropla przechowanej pami�ci, niczym robaczek �wi�toja�ski, mo�e ukaza� im
drog�.
Ludzko�� w swej historii dokona�a paru rzeczy godnych opisania: ukrad�a ogie�
bogom -
lub jak kto woli, skubn�a z Drzewa Wiadomo�ci Dobrego i Z�ego - ukrzy�owa�a
Chrystusa i
wymy�li�a post�p. Te trzy fakty doczeka�y si� niez�ej literatury. A czwarty?
W nowej chronologii jako dzie� pierwszy przyj�to, zreszt� dyskusyjnie, pi�ty
marca.
R�wnie dobrze mo�na by cofn�� si� p� roku czy nawet jeszcze rok. A Poniedzia�ek
Wielkanocny
owego roku...?
Czy mo�na ustali� co robi�a ludzko�� owego pi�tego? Oczywi�cie. Nic
szczeg�lnego. Ale
tak zawsze dzieje si� z nowymi erami. Kt� w Imperium Rzymskim, nie licz�c paru
pastuszk�w,
zauwa�y� narodziny Mesjasza, kto opr�cz paru za�lepionych Arab�w przywi�zywa�
wi�ksz� uwag�
do ucieczki jakiego� obywatela z Mekki do Medyny? A ci, kt�rych nawet poruszy�a
wiadomo�� o
wzi�ciu Bastylii, czy� u�wiadomili sobie, �e �yj� ju� w nowym �wiecie?
Podobnie ma si� rzecz z bohaterami. Jedni siej�, inni zbieraj� �niwo. Pierwsi
wdzieraj�cy
si� na mury niweluj� swymi cia�ami fosy. Drudzy przechodz� do historii.
Rewolucje po�eraj�
swoje dzieci. I najgorsze, �e wszyscy o tym wiedz�, ale niczego si� nie ucz�.
Niekiedy zdaje mi si�, �e jestem r�wie�nikiem Agamemnona lub przynajmniej Karola
Wielkiego - zreszt� jakie to ma znaczenie, wszystko co mia�o miejsce przed coraz
bardziej stapia
si� w bezkszta�tn� magm�. Historia bez historii - ciekawa epoka.
Najwi�kszym wstrz�sem mojego dzieci�stwa by�o �ci�cie, nie wiem ju� z jakiego
powodu,
starej wierzby w k�cie mojego ogrodu. By�a to pierwsza �mier�, kt�r� ogl�da�em
na w�asne oczy, a
wierzy�em jeszcze wtedy, �e to co mi najbli�sze, jest nie�miertelne. A tu
tymczasem wszyscy
umarli, rodzice, nauczyciele, dziewczyny, kt�re kocha�em, i tych par�, kt�re
mnie kocha�y, o ile
m�wi�y prawd�. A ja �yj�. Kara czy nagroda?
Jako dziecko by�em drobny, podobno chorowity, cho� na nic powa�nego nie
chorowa�em.
Rozwija�em si� jednak wolniej ni� moi r�wie�nicy. Mia�em te� liczne kompleksy, z
kt�rych
niejeden pozosta� mi do dzi�. Ba�em si�, bardzo cz�sto si� ba�em. Czego? Chyba
najbardziej
w�asnej kompromitacji. Decyzji? A tyle musia�em ich podejmowa�. Chocia�
ostatecznie o
wszystkim decydowa� przypadek. Nawet poznanie mych rodzic�w by�o przypadkiem.
Przechowalnia baga�u pomyli�a walizki, ojciec pojecha� na wczasy z neseserem
mojej matki...
Odszukali si� po miesi�cu, wymienili walizki... A mo�e ta walizka by�a
wszystkiemu winna?
Mia�em j� wtedy w samolocie...
Urodzi�em si� te� przez przypadek. Mia�em by� dziewczynk�. Joann�. I tym razem
nie
spe�ni�em pok�adanych w sobie nadziei. Moi rodzice, urz�dnicy tak drobni, �e z
trudem zauwa�ani
bez lupy, pragn�li ogromnie, �ebym si� wybi�. Od sz�stego roku �ycia musia�em
gra� na
skrzypcach, o rok wcze�niej ni� r�wie�nicy poszed�em do szko�y. Rodzina
twierdzi�a, �e
post�piono tak dla mego dobra. Nie mia�em powodu, �eby im nie wierzy�. W
osiemnastej wio�nie
mego �ycia zda�em matur�. Nie maj�c muzycznego powo�ania, lub raczej nie
znajduj�c w sobie
zadatk�w na Menuhina, zdecydowa�em si� na medycyn�. By�a to druga ewentualno��
dopuszczana
przez rodzic�w.
Wraz z wyjazdem do Warszawy �ycie nabra�o tempa. Akademia Medyczna, burzliwa
egzystencja akademikowa, nocne bryd�e i spotkania w o�rodku duszpasterstwa
akademickiego,
kilka nie�mia�ych flirt�w, potem jedna ostra, rozprawiczaj�ca prywatka.
Wszystko wskazywa�o na to, �e za par� lat wr�c� do mego miasteczka, osi�d� tam
na sta�e,
aby leczy� miejscowych nastolatk�w i staruszki; ludzie w sile wieku opuszczali
bowiem nasze
nieurodzajne strony, d���c, niczym �my do lampy, do wielkich miast. Pod tym
wzgl�dem
stanowi�em wyj�tek, zupe�nie nie poci�ga�y mnie metropolie ze swym zgie�kiem,
po�piechem i
fa�szem zachowa�. W betonowych klitkach czu�em si� jak mucha wdeptana... w
ka�dym razie nie
w bursztyn.
W my�lach o przysz�o�ci nie wybiega�em zanadto do przodu. Marzy�em o kobiecie,
niewa�ne �e po drodze przydarza�y si� panienki, o tej jednej, wielkiej,
absolutnej mi�o�ci. Ale ta
nie przychodzi�a. Du�o czyta�em. Ju� jako m�odzian poch�on��em wszelkie dost�pne
Stulecia
chirurg�w czy �owc�w mikrob�w, p�niej przysz�a kolej na Tajemnice immunologii
czy
Medycyn� jutra.
Sk�rzana, coraz bardziej zniszczona walizka towarzyszy�a mi ca�y czas, ale
przypadek
jako� dot�d si� nie odezwa�. M�j ojciec, p�ki �y�, a na zawsze zosta� mi w
pami�ci jego obraz z
gazet� przed telewizorem przy r�wnocze�nie graj�cym radioodbiorniku, lubi�
czasem rzuci� jak��
maksym�. Szczeg�lnie preferowa� jedn�: �Przypadek uk�ada los cz�owieka". Nie
wierzy�em mu.
Moje �ycie, tak jak szara rzeczywisto��, wydawa�o si� ca�kowicie przewidywalne,
proste, bez
emocji.
I tak si� dzia�o do trzeciego roku studi�w.
Przez megafony zapowiedziano odlot samolotu do Wroc�awia. �cisn��em mocniej
r�czk�
sk�rzanej walizki wype�nionej materia�ami naszego ko�a m�odych naukowc�w, w
kt�rego imieniu
mia�em wyg�osi� sprawozdanie na sympozjum. Skierowa�em si� w stron� wej�cia na
p�yt� lotniska.
My�la�em o poniedzia�kowym kolokwium, o konieczno�ci zreperowania elektrycznego
imbryka i
Dance, kt�ra nie odzywa�a si� od tygodnia. Obok mnie w kolejce stan�� rudy
m�czyzna poc�cy si�
obficie.
Nie min�� kwadrans od opuszczenia Ok�cia, kiedy rudy osi�ek, siedz�cy o par�
foteli ode
mnie zakaszla� dono�nie. Zaraz potem z przodu i ty�u kabiny dolecia� mnie dziwny
trzask. A mo�e
tylko wydawa�o mi si�, �e go us�ysza�em. Poczu�em dziwny zapach, zakr�ci�o mi
si� w g�owie,
kto� krzykn��. Siedz�cy za mn� funkcjonariusze usi�owali si� poderwa�, ale ruchy
ich by�y
niemrawe, niczym na zwolnionym filmie. Zreszt� pr�dko usta�y. Nie, chyba nikt
nie zemdla�, ja te�
nie straci�em �wiadomo�ci. Uleg�em parali�uj�cemu uderzeniu gazu, nie mog�em
wo�a� ani
poruszy� �adn� ko�czyn�. Pozostawa�o przypatrywanie si� sytuacji z pozycji
ro�liny.
Dos�ownie po kilkunastu sekundach podnios�o si� trzech facet�w, rudy w �rodku,
drugi z
przodu, a trzeci z ty�u samolotu. Ca�a grupka nosi�a na twarzach zaimprowizowane
maski
przeciwgazowe z poch�aniaczami. Zaraz po rozbrojeniu bezw�adnych pracownik�w
ochrony,
u�ywaj�c jako tarczy p�przytomnej stewardesy, ruszyli do kabiny pilota.
Pocz�tkowo porywaczom uda�o si� zmusi� pilot�w do obrania po��danego kierunku.
Niestety, tu� przed l�dowaniem, dosz�o do jakiego� zamieszania w kabinie
nawigacyjnej. Samolot
wypad� z pasa, straci� skrzyd�a, nast�pnie przekozio�kowa�. Wreszcie stan�� w
p�omieniach.
Nale�a�em do dwudziestki ocala�ych szcz�liwc�w. M�j stan by� jednak na tyle
ci�ki, �e
przesz�o trzy miesi�ce sp�dzi�em w szpitalach, pocz�tkowo w Berlinie, p�niej,
kiedy zacz�y si�
komplikacje, w specjalistycznej klinice pod Norymberg�. Podobno wygrzeba�em si�
dzi�ki
nieprawdopodobnej woli �ycia. No c�, mia�em dwadzie�cia jeden lat, pragn��em
�y�,
kontynuowa� studia i jak najpr�dzej powr�ci� do rodziny.
�e tak si� nie sta�o, sprawi�a Martha. Dziewi�tnastoletnia, szczup�a
piel�gniarka z
Norymbergi, kt�ra w opiek� nade mn� w�o�y�a znacznie wi�cej wysi�ku, ni�
wynika�oby to z
zakresu jej obowi�zk�w.
Wysz�a z mg�y. Dos�ownie. Jej twarz, delikatna, mo�e nawet zbyt szczup�a, by�a
pierwsz�
rzecz�, jak� dostrzeg�em wracaj�c do przytomno�ci po paru tygodniach nirwany.
Przywi�za�em si�
do niej jak przyniesiony w koszyku psiak do pierwszej poznanej w domu osoby.
Codziennie
czeka�em na moment, w kt�rym si� pojawi, pokocha�em nawet lekarstwa, kt�re
podawa�y mi jej
szczup�e r�czki. By�a moj� spo�eczn� nauczycielk� j�zyka, a gdy m�j stan si�
poprawi�,
towarzyszy�a mi w spacerach. Mia�em szcz�cie w nieszcz�ciu; udzielaj�c
pierwszej pomocy
ekipa pogotowia na lotnisku dokona�a b��dnego rozpoznania, jeden ze
wsp�towarzyszy
pechowego lotu zmar�, mnie z trudem utrzymano przy �yciu. Dogrzeba�a si� do tego
prasa. Efekt,
zamiast odes�ania do Polski, ekskluzywna kuracja na koszt zachodnio-berli�skiego
pogotowia.
Czy Martha zainteresowa�a si� mn� przez lito��? Czy kierowa�a ni� ciekawo��?
Sama nie
potrafi�a tego okre�li�. Kiedy mnie pozna�a, znajdowa�a si� w fatalnym stanie
psychicznym, w
kt�ry wp�dzi� j� romans ze starszym, �onatym m�czyzn� zako�czony brutalnym,
egoistycznym
zerwaniem, a w par� tygodni p�niej skrobank�.
Prawdopodobnie gdybym by� zdrowy, nasz kontakt doprowadzi�by do flirtu bez
znaczenia,
z kr�tkim finiszem w przygodnych warunkach. Moje d�u�sze unieruchomienie i
osobliwa zale�no��
sprawi�y, �e uczucie mia�o szans� dojrze�. Poznali�my si� i polubili�my
wcze�niej, ni� mogli�my
si� kocha�. Razem wyszli�my z �yciowego cienia.
No i zg�upia�em. Ledwo unios�em si� z ��ka, zamiast do domu, przyj��em
propozycj�
Marthy i wyjecha�em z ni� do Garmisch-Partenkirchen.
- Traktuj to jako po�yczk� - �mia�a si�, gdy opiera�em si� przed wypoczynkiem na
jej koszt.
- Poza tym nale�y ci si� jaka� rekompensata ze wzgl�du na niesprawiedliwy kurs
marki wobec
z�otego.
Kt� opar�by si� takiej ofercie! Martha mia�a zabawn� buzi� ze �miesznym, jakby
wiecznie
zdziwionym, wyrazem. Ale naprawd� zdziwiony by�em ja sam. Walizeczka ze
�wi�skiej sk�ry
pojecha�a z nami do Ga-Pa. Tam jako� logicznie wynika�o, �e si� pobierzemy.
Odkrycie, czym
mo�e by� kobieta na sta�e, przerasta�o zdolno�� obiektywnego my�lenia takiego
��todzioba jak ja.
Oczywi�cie ci�gle uwa�a�em za pewny rych�y powr�t do kraju ojczystego. Martha
zacz�a si�
nawet uczy� polskiego. Je�li nie pojechali�my od razu, to tylko dlatego, �e
zamierza�em cokolwiek
zarobi�. Po prostu nie wypada�o wraca� z pustymi r�kami, a i oszcz�dno�ci m�odej
piel�gniarki nie
by�y nieograniczone.
Martha podsun�a inne rozwi�zanie. Jej stryj kierowa� pensjonatem dla zasobnych
rencist�w w RPA i od dawna proponowa� jej przyjazd i prac�. P�niej zacz��
przeb�kiwa�, �e
znalaz�aby si� posada i dla mnie.
Zamiast do Warszawy - walizeczka poszybowa�a w przeciwnym kierunku. Pi��
miesi�cy po
mojej dramatycznej podr�y do Wroc�awia, znajdowa�em si� w krainie diament�w,
z�ota,
apartheidu, strusi�w, i naprawd� du�ych mo�liwo�ci. Pensjonat doktora Rode
mie�ci� si� pod
Johannesburgiem, a moje zaj�cia zosta�y tak ustawione, aby umo�liwi� kontynuacj�
studi�w.
Pobrali�my si� z Marth�. Po�udniowe s�o�ce opali�o mi twarz na br�zowo, tak �e
po nast�pnym
p�roczu mog�em uchodzi� za rodowitego Afrykanera.
Co prawda w owym czasie egzystencja Afrykanera stawa�a si� coraz trudniejsza.
Ulice
miast zn�w przeistoczy�y si� w bitewne poligony, po zmierzchu nikt przytomny nie
opuszcza�
�bia�ych" dzielnic. Coraz �mielej poczynali sobie partyzanci, a w dyskusjach
toczonych w salonach
dominowa�y dwie koncepcje - wytru� Murzyn�w jak robactwo, albo pakowa� manatki i
sp�ywa�.
Nieprzywyk�y do tego rodzaju podzia��w, pocz�tkowo uwa�a�em histeri� bia�ych
pracownik�w pensjonatu za przesadzon�. Dopiero gdy po pr�bie wieczornego,
pieszego spaceru
wr�ci�em z rozbit� g�ow� i bez portfela, podporz�dkowa�em si� og�lnym rygorom.
Nadal jednak
wierzy�em w stabilizacj� mego �ycia w RPA, tym bardziej �e stara walizka
zawieruszy�a si� na
dobre. Sta�o si� jednak inaczej.
W jaki spos�b spotyka cz�owieka przygoda?
Czeka zaczajona za w�g�em, po drugiej stronie ulicy? Kryje si� w oczach
dziewczyny
siedz�cej vis-a-vis w przedziale poci�gu do Przeworska? Ma posta� listu z
egzotycznym
znaczkiem? Wdziera si� do zacisznego biura wraz z wrzaw� t�umu narastaj�cego na
centralnym
placu miasta? Czy te� jest jak zwierzyna le�na w nielicznych matecznikach? Trwa
przyczajona na
marginesie znanego �wiata? Jest ukryta w Himalajach, w puszczach Nowej Gwinei, w
lodach
p�nocy lub po�udnia, w jaskiniach Pirenej�w? Czy trzeba j� wymy�la�
przep�ywaj�c pontonem
Pacyfik, w�a��c po linie na Empire State Building lub nurkuj�c w Loch Ness za
plezjozaurem? A
mo�e zaczyna si� wtedy, kiedy trzaskamy drzwiami, zamykaj�c za sob� etap
stabilizacji i
konformizmu, ignoruj�c otwarte ze zdumienia usta niedawnych wsp�towarzyszy,
zaskoczonych,
�e sta� nas by�o na ten, ich zdaniem, bezsensowny gest?
Przygoda jest jak mi�o��. Zdarza si�. Cho� bywa, �e nie przychodzi nigdy. Mo�na
samotnie
op�yn�� �wiat i w dzienniku pok�adowym nie odnotowa� niczego ciekawego -
zw�aszcza je�li
sztormy by�y umiarkowane, usterki niewielkie, a piraci, rekiny, ogromne
ka�amarnice, drapie�ne
ptactwo i choroby przewodu pokarmowego, trzyma�y si� od nas z daleka.
Nie urodzi�em si� bohaterem. Nie mia�em ambicji Kolumba, tym bardziej
Robespierre'a.
L�duj�c w RPA, �eni�c si� i rozmna�aj�c, uwa�a�em, �e swoj� najwi�ksz� przygod�
mam
ju� za sob� - a najbli�sze lata prze�yj� �ledz�c �wiat przez szyb�, je�d��c
landroverem po parku
Krugera i strzelaj�c fotki z kodaka p�oswojonym nosoro�com.
W por�wnaniu z kolegami z og�lniaka swoj� dawk� przygody ju� przyj��em,
prze�y�em,
prze�u�em.
Doktor Rode, wuj mej ma��onki, parokrotnie utwierdza� mnie w mniemaniu, �e nasz
pobyt
w Johannesburgu ma charakter czasowy. Dogrywa� korzystny kontrakt z klinik� na
Nowej
Zelandii, gdzie z dala od jakichkolwiek konflikt�w mo�na cieszy� si� �yciem,
przyrod�, pono� jest
to raj na ziemi, i dobrobytem. Czy� mog�em przypuszcza�, �e trwa� ostatni rok
naszej ery i ledwie
kilka miesi�cy, pi�� lub sze�� dzieli�o nas od punktu ZERO?
Pa�dziernikowe zamieszki wybuch�y w pi�tek po po�udniu i zasta�y mnie na
przedmie�ciu.
Autostrad� zamkni�to, patrole kierowa�y ruch inn� tras�. Nisko kr��y�y
helikoptery, a z g�sto
zaludnionych dzielnic kolorowych dolatywa�y odg�osy kanonady. Sun��em wolno jak
�limak na
skraju zwartej kolumny samochod�w, w�r�d zaci�tych twarzy kierowc�w, z kt�rych
niejeden
wydoby� ze skrytki bro�, obawiaj�c si� najgorszego.
Znajdowali�my si� na niskim nasypie. Pr�dko�� podr�y spad�a do tempa marszu
dziarskiego piechura. Uwag� moj� przykuwa�y k��by dymu dobywaj�ce si� ze �rodka
slums�w,
mo�e dlatego zauwa�y�em go dopiero wtedy, kiedy ju� siedzia� obok mnie. Mia�
oko�o trzydziestki
i orzechow� twarz przybysza z Dekanu.
- Zje�d�amy! - rzuci� kr�tko. Jego propozycj� popiera� policyjny pistolet
wymierzony w
moj� pier�. Zatrzasn�� za sob� drzwiczki.
- Na bok - powt�rzy� jeszcze raz z desperacj�. M�wi� poprawn� angielszczyzn� i
nie
wygl�da� na opryszka czy bandyt�. Musia� niedawno zdrowo oberwa�, r�kaw
p��ciennej kurtki
nasi�k� krwi�. Bojowiec �Ruchu R�wnaczy"?
- Gdzie mam zjecha�? - spyta�em.
- Na bok! Ju�! - Targn�� kierownic�. Nie zd��y�em wyprostowa�. W�z przebi�
prowizoryczne obramowanie i po pochy�o�ci zjecha� ku zabudowaniom. Wpadli�my w
labirynt
w�skich slumsowych uliczek. Hindus rzuca� mi tylko co chwila komendy: prawa,
lewa. Po jakim�
czasie wyjrza� przez okienko.
- Chyba ich zgubili�my.
Ja r�wnie� straci�em orientacj�. Przedmie�cia, tereny przemys�owe, wysypiska
�mieci,
wszystko nale�a�o do strefy absolutnie mi nie znanej. Po d�u�szej je�dzie
dotarli�my do jakiej�
stoj�cej na uboczu budy, Hindus kaza� mi wysi���, otworzy� wrota i wprowadzi�
w�z do �rodka.
Znajdowa� si� tam zdezelowany �azik terenowy. Posiadacz spluwy wysiad� i
podszed� do pojazdu.
Zapewne zamierza� si� przesi���. Ca�y czas krwawi�.
- Musia�e� kiepsko zrobi� zacisk - powiedzia�em. - Daj, zrobi� ci opatrunek, bo
wykrwawisz si� na �mier�.
Popatrzy� na mnie koso.
- Jeste� lekarzem?
- Jak dobrze p�jdzie.
Nie wypuszczaj�c z r�ki spluwy opartej o m�j brzuch, przygl�da� si� podejrzliwie
jak
manipuluj� przy jego ramieniu. Rana by�a paskudna, cho� t�tnica g��wna nie
wygl�da�a na
uszkodzon�. Powinno zakrzepn��.
- Dobra, starczy - mrukn�� wreszcie - wracaj do wozu! Zabra� mi kluczyki, a
twarz mu
spochmurnia�a. Z baga�nika �azika doby� kanister i zacz�� polewa� �ciany szopy.
Uczu�em zimne
uderzenie potu. Hindus mia� najwyra�niej zamiar zatrze� �lady. Odjedzie
�azikiem, a mnie i w�z,
kt�ry zapewne wkr�tce b�dzie poszukiwany, podpali. G�upi koniec kr�tkiego �ycia.
Krzycze�,
p�aka�? Ogarn�� mnie nigdy dot�d nieodczuwalny parali�. W�a�ciwie zrobi�o mi si�
wszystko
jedno. Niby znajdowa�em si� w wozie, w szopie, a jednocze�nie ogarn�� mnie jakby
inny stan
�wiadomo�ci. Przedsionek niesko�czono�ci.
Zad�wi�cza� odstawiony kanister. Hindus zbli�y� si� do samochodu.
- Wy�a�! - powiedzia� bardzo wolno.
Mechanicznie post�pi�em zgodnie z poleceniem. Podszed� do mnie bardzo blisko,
mog�em
go dotkn��, czu�em obcy, nieznany dot�d zapach egzotycznego potu. Us�ysza�em
cichy brz�k i
ch�odny stalowy dotyk na przegubie. Drug� cz�� kajdanek przyku� do drzwiczek.
Nie zostawi� mi
najmniejszych szans. Sekund� wcze�niej przysz�o mi do g�owy, �e gdybym si�
rzuci�, wybi� bro�,
m�g�bym si� uratowa�, napastnik by� przecie� ranny... Teraz przepad�o.
Kolorowy cofn�� si� o krok. Jego smutne oczy patrzy�y na mnie uwa�nie, jednak
nie
potrafi�em wyczyta� niczego w ich g��bi.
- Jak si� nazywasz?
- Jan.
- Niemiec, Szwed?
- Polak.
- Ile masz lat?
- Dwadzie�cia dwa.
Zn�w uwa�ne spojrzenie, g��bokie zastanowienie. Wreszcie �ciszony g�os.
- Masz szcz�cie, b�dziesz d�ugo �y�. Powinienem ci� zabi�. Ale nie lubi� tego.
Pr�dzej czy
p�niej tu ci� znajd�. Ja odje�d�am. Policji mo�esz m�wi� co chcesz.
Odkr�ci� si� i wypchn�� �azika, a ten potoczy� si� bez trudu po spadzistym
gruncie.
Czeka�em na trzask zapa�ki. Bardzo d�ugie minuty. Ale zamiast tego zawarcza�
silnik. Potem �cich�
w oddali. Zosta�em sam. Jak d�ugo mo�na wytrzyma� w napi�ciu? Trwoga, zm�czenie,
wszystko to
jakby czeka�o na moment odpr�enia i teraz zwali�o si� na mnie. Zazna�em uczucia
podobnego do
uderzenia mocnej dawki alkoholu, osza�amiaj�cego, a zarazem b�ogiego. Naprawd�
nie potrafi�
oceni�: zemdla�em czy usn��em?
Obudzi�em si� po paru godzinach. Dooko�a panowa� kompletny mrok. I cisza. Cisza,
je�li
nie liczy� dalekiego warkotu �mig�owca. Potem znacznie bli�ej zacharcza� jaki�
silnik. Ucieszy�em
si�. Zaraz kto� mnie odnajdzie. Usta mia�em wyschni�te, w g�owie szum.
Skrzypn�y drzwi.
- Nic nie m�w, Jan! - zabrzmia� cichy melodyjny g�os.
Hindus wr�ci�. Posuwa� si� z najwy�szym trudem. Omi�t� pomieszczenie latark�.
Potem
popatrzy� na moj� twarz i da� mi puszk� z orze�wiaj�cym sokiem.
- Pilnuj� sucze syny! - doda� tytu�em wyja�nienia. - Wszystko obstawione. Ale
chyba mnie
nie dostrzegli.
Na czubku j�zyka mia�em