5794

Szczegóły
Tytuł 5794
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5794 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5794 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5794 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marcin Wolski Pi�ty odcie� zieleni Dla Wiki 4 marca - G�upie dzieciaki! - Marcel Bonnard opu�ci� �aluzj� i odwr�ci� si� do siedz�cych wsp�pracownik�w. - Na co jeszcze czekamy? - wicekomisarz Gelder nie tai� podenerwowania. - Moi ludzie s� przygotowani od godziny. Komisarz Bonnard milcz�co wskaza� cywila zapadni�tego w fotel obok pulpitu operacyjnego. Cywil, m�czyzna o zmi�toszonej twarzy, zar�wno struktur� jak i karnacj� przypominaj�c� wyci�ni�t�, zle�a�� cytryn�, nie rzuca� si� w oczy. Pi�kny Gelder, w nowiutkiej bluzie polowej i ze starannie u�o�onymi w�osami, dotychczas w�a�ciwie go nie zauwa�a�, nie zosta� mu te� przedstawiony. Wida� jednak by� to kto� wa�ny, kto�, bez kt�rego decyzji uruchomienie rezerwy specjalnej nie wchodzi�o w gr�. - Mamy czas - odezwa� si� cywil, m�wi� lekko sepleni�c, a w�skie wargi za ka�dym s�owem ods�ania�y ��te, nier�wne z�by. - Za du�o telewizji, �eby�my mogli zacz�� nie sprowokowani. Brakuje nam tylko konfliktu z opini� publiczn�. - A je�li rozejd� si� - w g�osie Geldera pojawi� si� element �alu jak u dziecka, kt�re nie mo�e wypr�bowa� najnowszych zabawek. - Nie rozejd� si�, niech pan b�dzie spokojny - do rozmowy w��czy� si� Levecque i wsta�. Profesor Levecque by� jak zawsze g�adko wygolony, elegancki, o tu�owiu nieprawdopodobnie kr�tkim w por�wnaniu z arystokratyczn� czaszk�. Na tych, kt�rzy widzieli eksperta po raz pierwszy, nieodparcie sprawia� wra�enie przypadkowej kombinacji dw�ch r�nych ludzi. Zreszt� owa nieproporcjonalno�� anatomiczna sz�a w parze z dychotomi� jego charakteru. Wyrafinowany intelektualista, by� r�wnocze�nie cz�owiekiem ma�ym, zawistnym, chciwym zaszczyt�w i pieni�dzy. Potrafi� te� by� okrutny, cho� ostro�ny. - To tylko czo�o fali - powiedzia� - garstka desperat�w, gro�na dopiero wtedy, gdy uto�sami si� z nimi szary cz�owiek z ulicy. - Ale to przecie� niemo�liwe - odezwa�a si� ma�a pani Loosinhorn z zarz�du miasta - kt� zdrowy na umy�le chcia�by uto�samia� si� z tymi wariatami. Ju� sam ich wygl�d... - Zgoda - u�miechn�� si� Levecque, a w�a�ciwie pogardliwie wykrzywi� mi�siste usta. - Dzisiaj s� obcy, ale jutro? Prosz� spojrze� na gapi�w, te lu�ne grupy zdezorientowanych, zaciekawionych. Na razie to pojedynczy ludzie, zawsze jednak pod wp�ywem emocji gotowi zebra� si� w gro�ny t�um lub wej�� w sk�ad okre�lonych grup nacisku. �Synowie Arkadii", dzi� raczej groteskowi, jutro mog� sta� si� przycz�kami. Tym bardziej �e wielu pod�wiadomie przyznaje im racj�. Mieli�my ostatnio do�� nieszcz�liwy ci�g wydarze�. Awaria elektrowni atomowej pod Kassel, ska�enie chemiczne po eksplozjach w Manchesterze, pierwsze strefy �mierci ekologicznej na wsch�d od Rudaw. - Ale mamy te� sukcesy - nie wytrzyma�a pani Loosinhorn. - W Tamizie s� pstr�gi, a w g�rnej Sekwanie obserwowano nawet raki. Oficjalne partie zielonych od paru lat zasiadaj� w parlamentach... - Wielu uwa�a, �e to zbyt ma�o. Bilans trzech lat rz�d�w Partii Ekologicznej w Danii zako�czy� si� kompromitacj�. Komisarz Bonnard przys�uchuje si� rozmowie, chocia� nie bierze w niej udzia�u. Stary, cho� krzepko trzymaj�cy si� funkcjonariusz, w og�le nie lubi dyskusji, nie znosi te� ca�ej generacji tych inteligencik�w, kt�rzy wpychaj� si� na wszystkie mo�liwe szczeble ze swoimi �naukowymi metodami" i bezdusznym pragmatyzmem. - Dlaczego w�a�ciwie �Cytryna" wzi�� ze sob� tego bubka, kt� stworzy� tak dziwaczn� grup� operacyjn� i o co w�a�ciwie toczy si� gra? - niespokojne my�li k��bi� si� pod czaszk� komisarza. - Oficjalnie Levecque wyst�puje w roli samodzielnego eksperta rz�dowego, specjalisty od �nowych ruch�w" i ich mi�dzynarodowych powi�za�. Kim jest naprawd�? Do tej pory Marcel spotka� si� z profesorem kilkakrotnie, zawsze wynika�y z tego k�opoty, przed rokiem w Wiedniu Steiner omal nie zgin��... - Dlaczego musimy sko�czy� z pob�a�aniem wobec �Syn�w Arkadii"? - kontynuuje Levecque. - Mamy powody do podejrzewania ich o rozleg�e powi�zania z ugrupowaniami terrorystycznymi. A program, czytali pa�stwo manifest: Pi�ty odcie� zieleni? Pozw�lcie, �e zacytuj�: �Trzeba u�y� radykalnych �rodk�w, aby zawr�ci� bieg dziej�w". - To akurat utopia, rojenie p�tak�w o pot�dze - zauwa�a Gelder. - Ostatnie sto lat pokaza�o nam, �e nie ma takiej utopii, kt�ra nie poci�gn�aby za sob� do�� wyznawc�w zdolnych do eksperyment�w na kontynentaln� Skal�. Musimy by� ostro�niejsi. Kiedy� grupk� fanatyk�w z monachijskiej piwiarni m�g� zlikwidowa� jeden patrol, p�niej trzeba by�o wojny �wiatowej. Tolerancja, boja�liwo�� wobec ko�skiej kuracji na wczesnym etapie choroby, kosztuje potem zbyt wiele lekarza i pacjenta. - Ale� ten cz�owiek lubi brylowa� - my�li komisarz, Levecque tymczasem reguluje monitor sprz�ony z zainstalowan� w oknie kamer�. Jedno przybli�enie, drugie, ustalenie kadru. Oto i ca�y, sk�pany w ciep�ym przedwiosennym s�o�cu, plac. Plac i rosn�cy stos. Wok� niego uwija si� oko�o setki ludzi w bieli. S� to m�odzi ch�opcy i dziewcz�ta, w chodakach, przepasani powrozami. W rozci�ciach szat wida� mocne ramiona i kr�g�e piersi. Niekt�re z dziewcz�t nosz� wianki. Kilkana�cie os�b gra ha�a�liwie. Dr�gal o d�ugich w�osach przeplatanych siwizn� trzyma przy ustach podr�czny megafon - wykrzykuje co�, mo�e �piewa... Bonnard przekr�ca jak�� ga�k�. Pok�j Centrum zalewa muzyka i mocny, czysty, cho� troch� gard�owy, g�os wsp�czesnego Savonaroli. ... Zaprawd� m�wi� wam �mier� chodzi wok� nas �mier� atomowa �mier� plastikowa samochodowa elektronowa �mier�! Zaprawd� m�wi� wam porzu�cie maszyny kt�re uczyni�y was niewolnikami rzeczy opu��cie miasta cmentarze waszych sn�w spalcie tworzywa sztuczno�� kt�ra nas oplata zniszczcie komputery... Stos ro�nie. T�um znosi telewizory i roboty domowe, przytoczono par� samochodowych wrak�w, chlusta benzyna z kanistr�w. Kamera kierowana przez Levecque'a w�druje po placu. Na chodnikach g�stnieje t�um bardziej zaciekawiony ni� przera�ony. Tu i �wdzie wida� rozbawione twarze. Kierunkowe mikrofony agent�w rozstawionych w ci�bie wy�apuj� szepty i s�owa przechodni�w - �trick reklamowy", ,,to lepsze ni� wyprzeda� bubli", �wszystko jest ubezpieczone". Nieliczni mundurowi policjanci gapi� si� do�� bezradnie. Prorok odrzuca megafon na sam szczyt stosu i bierze z r�k dziewczyny o aparycji praprawnuczki Isadory Duncan, ma�a wygl�da najwy�ej na pi�tna�cie lat, pochodni�. Przypala. Muzyka przechodzi w nerwowe tremolo. Rzucona pochodnia leci jak kometa. Stos z cudami dwudziestego wieku staje w p�omieniach. Synowie i c�rki Arkadii krzycz�, wyrzucaj�c w g�r� ramiona, a potem rozbiegaj� si�. P�kaj� witryny okolicznych sklep�w. Zaparkowane samochody popychane przez dziesi�tki r�k sun� w stron� stosu. Profesor Levecque czuje biust ma�ej pani Loosinhorn wbijaj�cy mu si� w plecy. - Okropne, okropne - trzeszczy mu przy uchu. - To chyba wystarczy, szefie - Gelder spogl�da na komisarza. Na pulpicie zapala si� pomara�czowe �wiate�ko. Cz�owiek-Cytryna unosi s�uchawk� i po paru sekundach odk�ada j� bez s�owa, potem odwraca si� do Bonnarda. - W porz�dku, ruszajcie. Sytuacja na placyku zmienia si�. Z bocznych uliczek wypadaj� postacie przypominaj�ce �redniowiecznych wojownik�w. Tyle �e ich tarcze wykonano z tworzyw sztucznych. Tn�c pa�kami w prawo i lewo posuwaj� si� w stron� fontanny, przy kt�rej przed chwil� znajdowa�a si� zaimprowizowana trybuna proroka. T�um gapi�w pierzcha. Ubrana na bia�o m�odzie� pozostaje. �piew wzmaga si�. Brzmi wyra�nie, mimo burzy ognia rozlewaj�cego si� szeroko na placu. P�on� ka�u�e benzyny, eksploduj� samochody. Tymczasem przy proroku pojawi�o si� dw�ch m�czyzn w cywilnych ubraniach. Chwycili go pod ramiona i wlok� na spotkanie rycerzy z plastiku. Zaraz �ywy klin wch�onie m�wc�. Ale nie. Mi�dzy p�on�cymi samochodami nieoczekiwanie wyrasta drobna dziewczyna. Dziecinna twarzyczka, osmalone peplum. Tak, to ma�a �Isadora". Nie ta�czy jednak. �ciska w d�oniach niewielki pistolet automatyczny. Tryskaj� iskry serii. Agenci osuwaj� si� na ziemi�. R�wnocze�nie w oknie nad zdemolowanym salonem hi-fi rozszczekuj� si� karabiny automatyczne. Spod bia�ych stroj�w wyskakuj� jak orzeszki granaty. - Cholera! - wo�a Bonnard. - Pan przekonywa�, �e nie b�d� uzbrojeni. Oto do czego prowadz� pa�skie eksperymenty profesorze. Levecque nie odpowiada, obserwuje widowisko pe�en rezerwy. Cz�owiek-Cytryna ��czy si� z grup� operacyjn�. Wrzeszczy co� na temat wydania ostrej amunicji. Na tarasie kawiarni niezmordowanie pracuj� kamery. Par� stacji przerwa�o normalny program i transmituje batali� na �ywo. Dobrze, ludziom przyda si� ten wstrz�s. Nareszcie zobacz� prawdziw� twarz ekologist�w. Dziewczyna i prorok znikn�li ju� z pola widzenia. Gelder klnie. - Do diab�a, nie mo�na pozwoli�, �eby si� wymkn�li! Tymczasem plastikowa fala za�ama�a si�. Na asfalcie le�� drgaj�ce trupy niczym konaj�ce kraby pozostawione przez odp�yw na pla�y. Wyj� syreny nadje�d�aj�cych karetek. Druga cz�� placu us�ana jest bia�ymi strojami Arkadyjczyk�w. Zrzucili przebrania, wtopili si� w uciekaj�c� ci�b�. Daleko nie ujd�, ulice zablokowane. W g��bi pokoju zaadaptowanego na Centrum dyspozycyjne odzywa si� wideotelefon. Bonnard krzywi si�. Akurat teraz przypomnia�a sobie o nim rodzina. Na ekranie pojawia si� skromna posta� gosposi. Jest wyra�nie zaniepokojona. Czuj�c na sobie wzrok, komisarz szybko gasi ekran i bierze s�uchawk�. - O co chodzi, jestem zaj�ty. - Panienka, panienka - powtarza j�kliwie s�u��ca. - Co znowu? - Nie wr�ci�a do domu... - To si� zdarza, ma ju� sko�czone szesna�cie lat. - Ale zabra�a z sob�, zabra�a z sob�... - Co zn�w takiego zabra�a? - Bia�e prze�cierad�o i w�asnor�cznie sporz�dzony wianek... Lion Groner bieg� w�skim pasa�em, a w�a�ciwie wielkomiejsk� rozpadlin� na ty�ach magazyn�w. Przewidzia� t� drog� ewakuacji, czyja� us�u�na r�ka usun�a w odpowiednim momencie remontowe szalunki przegradzaj�ce przesmyk, kto� otworzy� zamkni�te od lat stalowe drzwi. Tote� wystarczy�o kilkana�cie minut, aby oddali� si� od placyku ogarni�tego po�og� i palb�. Wysoko w g�rze kr��y� helikopter. Czy m�g� jednak wypatrze� dwie postacie przemykaj�ce w g��bokim cieniu wielkomiejskich zakamark�w? Za Lionem bieg�a Diana. Podobnie jak on pozby�a si� kostiumu, nie przypomina�a ju� Greczynki. By�a normaln� dziewczyn� w d�insach i tenis�wkach. Sam prorok odrzuci� siw� peruk�, na�o�y� okulary. Wygl�da� jak schludny urz�dnik ni�szej kategorii. W jego stroju trudno by�oby dostrzec jakikolwiek element ekstrawagancji. Groner zwolni� kroku i po chwili oboje znale�li si� na normalnej wielkomiejskiej ulicy. Trwa� na niej codzienny ruch i tylko przelatuj�ce karetki, a p�niej na�adowane wojskiem ci�ar�wki, wzbudza�y zainteresowanie i niepok�j przechodni�w. Obok snack baru MacDonalda Lion po�egna� Dian� - wskoczy�a do podje�d�aj�cej taks�wki. Potem rozejrza� si�. Nie dostrzeg� nic podejrzanego, przeszed� wi�c na drug� stron� ulicy i min�� dom towarowy. Sto metr�w dalej dojrza� jak dwa wozy policyjne hamuj� z piskiem, tarasuj�c ulic�. Aha, zdecydowali si� na ob�aw�. Bez namys�u skr�ci� ku wej�ciu do podziemnego gara�u. I wtedy zauwa�y�, �e kto� za nim idzie. Musia� to by� m�ody, niedo�wiadczony funkcjonariusz. Groner pozwoli� mu i�� za sob� a� na dolny poziom gara�y, potem zaczeka�. Cios no�a za�atwi� spraw�. Ca�kiem spokojnie wjecha� wind� na kondygnacj� C. Zapali� papierosa. Popatrzy� na zegarek. Sp�niali si�. Ale ju� na zakr�cie b�ysn�y �wiat�a. Jeszcze chwila, a tu� przed nim zahamowa�a l�ni�ca limuzyna. - Wsiadaj i k�ad� si� na tylnym siedzeniu - warkn�� sier�ant za kierownic�. Ekologiczny prorok pos�ucha�. Wyjechali na sygnale. Prowadz�cy w�z podoficer macha� tylko r�k� mijanym patrolom, przenika� przez blokady, nie zatrzymywany, nie kontrolowany, sw�j. Przez w��czone radio s�ycha� by�o krzy�uj�ce si� meldunki w rodzaju - �Uciekaj� ku rzece"! Co pewien czas odzywa� si� charakterystyczny g�os Bonnarda: - �Bra� �ywcem, broni u�ywa� w ostateczno�ci". Ponawia�y si� wezwania o posi�ki i karetki. Poza miastem kieruj�cy wozem funkcjonariusz pozwoli� Gronerowi usi���, poza tym milcza�. Z autostrady skr�cili w boczn� szos�, nast�pnie drog�, aby zatrzyma� si� przy jakiej� szopie czy stajni. Lion wysiad�, sier�ant odjecha�. Zmierzcha�o. W stajni pachnia�o ko�skim nawozem. Lion ponownie zapali� papierosa. W��czy� ma�e radio wmontowane w zegarek. Po raz kolejny podawano oficjalny komunikat. Zgin�o trzydziestu trzech funkcjonariuszy, jedenastu ekologist�w i siedem os�b przypadkowych. Aresztowano kilkaset os�b. Za znaczn� liczb� przest�pc�w, kt�rym uda�o si� zbiec, trwa� po�cig. Pierwsze komentarze redakcyjne atakowa�y wprawdzie obie strony, ale wi�cej dosta�o si� policji. Lion u�miechn�� si�. Oko�o dziewi�tej zn�w zawarcza� motor samochodu. Wr�ci� sier�ant. Przyni�s� termos i kanapki. Za nim wsun�a si� jeszcze jedna posta�. U�cisn�a d�o� proroka. - Dobra robota! S�dz�, �e wywo�a piorunuj�ce efekty. Groner wzruszy� ramionami. - Nie wiem, o co wam chodzi�o. Przestraszy� mieszczucha, zmobilizowa� przeciwko nam opini� publiczn�... Chocia� to tylko jedna strona zagadnienia. Sympatykom, zapale�com, akcja pos�u�y za przyk�ad... Jak to kiedy� �adnie m�wiono: za nami p�jd� inni... O co wam jednak chodzi, o pierwsze czy o drugie? - Nie filozofuj, Lion - pad�a odpowied�. - Mo�e o trzecie i czwarte. - Rozumiem, potrzebna wam po�ywka kontrolowanego ekstremizmu dla sterowania ludzkimi nastrojami... To jednak kosztuje. Straci�em jedenastu ludzi! - Sam m�wi�e�, za nimi p�jd� inni, ale do rzeczy. Wprawdzie nale�y ci si� wypoczynek, na razie jednak nic z biletu do Las Vegas czy Montreux. Wiesz, �e jutro zbiera si� Konwent w Sztokholmie? - Nie zosta�em zaproszony. - Jeste� bohaterem dnia. - Van Thorp nazwie mnie prowokatorem. - Ko�czy si� jego epoka. A poza tym Konwent nie sk�ada si� z samych van Thorp�w. Wi�kszo�� uwa�a, �e sprawa dojrza�a do zmian strukturalnych ruchu. Wszyscy ogl�daj� si� na Komitet Doradczy... - Mam pom�c w zamachu pa�acowym? - Masz tam by�. Wi�kszo�� uwa�a� ci� b�dzie za bohatera. Jednego z tych, kt�rzy nie zawahali si� z�o�y� daniny swej krwi, aby wstrz�sn�� opini� industrialnej cywilizacji. - Pisuje pan w Dzienniku Post�powym, jakbym s�ysza� wst�pniak?... - Dziennik Post�powy jeszcze dzi� zdemaskuje prowokacje policji, przedstawi wasz� strzelanin� jako konieczn� samoobron�. A dla m�odych aktywist�w b�dzie to i tak natchnienie, od miesi�cy narzekaj�, �e stoj� z broni� u nogi. - Chcia�bym wiedzie�, co tu naprawd� jest grane? - Za godzin� zabierze ci� nasz helikopter. Papiery s� za�atwione. W Szwecji b�dziesz ko�o po�udnia. - Listy go�cze pojawi� si� wcze�niej! - Spokojnie, Lion. I jeszcze jedno, musisz trzyma� si� jak najbli�ej Komitetu. Czuj� przez sk�r�, �e co� knuj�. I �e to nie tylko sprawa wysiudania van Thorpa. Musimy wiedzie�, co maj� w zanadrzu... - Te mi�czaki na jarzynowej diecie? - Zbadaj to Lion... I s�uchaj uwa�nie... W tym momencie Groner doszed� do wniosku, �e pora na zapalenie trzeciego papierosa w tym dniu. P�omyk zapalniczki o�wietli� twarz jego rozm�wcy. Szlachetne lico profesora Levecque'a. Komisarz Bonnard sta� w magazynie damskiej bielizny, mi�dzy przewr�conymi wieszakami i powalon� szaf� jak wro�ni�ty w ziemi�. Jego wzrok skierowany by� na pakamer�. Cienk� �cian� przestebnowa�y serie automat�w. Funkcjonariusze goni�cy za uciekinierami uznali za stosowne wpierw strzela�, a p�niej sprawdzi�, kto ukry� si� za �cian�. Sanitariusze wynosili na noszach zmasakrowane cia�a m�odych ludzi. Twarz Pauliny pozosta�a nie uszkodzona. Jedyny pocisk trafi� j� w serce. Pi�kna, teraz kredowobia�a twarz przypomina�a rze�b� jej imienniczki, siostry Napoleona, kt�r� Marcel widzia� ongi� w rzymskiej Villi Borghese. To by�o jeszcze przez urodzinami ma�ej. A teraz nie �y�a. Marcel wiele lat by� dobrym, a nawet bardzo dobrym policjantem. Wype�nia� rozkazy, sam rozkazywa�. Nie zastanawia� si� dlaczego, a co najwy�ej - jak. Mia� broni� spo�ecze�stwa. Wi�c go broni�. �ciga� gangster�w, gwa�cicieli, handlarzy narkotyk�w i politycznych dewiant�w. �ciga�by ich i dalej. Teraz jednak zw�tpi� we wszystko. Nie wiedzia�, kogo bardziej nienawidzi, Arkadyjczyk�w, kt�rzy pierwsi otworzyli ogie�, swych nadgorliwych podw�adnych, Levecque'a, kt�rego agenci przysi�gali, �e ekologi�ci nie b�d� uzbrojeni, czy siebie? - Panie komisarzu! Odwraca si� p�przytomny. Jak przez mg�� widzi szczup�� sylwetk� Geldera. - Nasi ludzie zgubili prowodyra. Mik�, kt�ry go �ledzi�, dosta� no�em pod �ebro w gara�u. W tej chwili Marcela nie obchodzi ani prowodyr, ani wszyscy ekologi�ci �wiata. Rzuca machinalnie. - Roze�lijcie rysopis, nie mo�e wymkn�� si� z kraju. Chwil� p�niej dostaje nast�pny meldunek. Karetka z dziesi�tk� Arkadyjczyk�w, kt�rzy poddali si� policji, zosta�a zatrzymana przez zamaskowanych terroryst�w. Aresztowani zbiegli. Pozosta�e oczka sieci te� okazywa�y si� za szerokie. �Bezbronna m�odzie�" nazbyt �atwo wymyka�a si� uzbrojonym �apaczom. I wtedy, po raz kolejny, Bonnard zastanowi� si� nad mo�liwo�ci� prowokacji. Na po�udniowy wsch�d od Sztokholmu, opodal osad Tyraso i Bolmura, rozci�ga si� przepi�kna okolica pe�na zatok, jezior, strumyk�w i wodospad�w, przy czym jedynie smakuj�c wody mo�na ustali�, czy jest to ju� morze czy jeszcze jezioro? Lesista okolica obfituje w ryby i jest rajem dla w�dkarzy. W zieleni kryj� si� rzadko rozsiane wille czy raczej ma�e pa�acyki. W jednym z nich czwartego marca spotka�o si� pi�ciu d�entelmen�w i jedna dama - nieformalny Komitet Doradczy Konwentu Ekologist�w zrzeszaj�cy kilkadziesi�t organizacji o r�nych odcieniach zieleni z wszystkich 'kontynent�w. Od czasu kiedy partie ekologiczne sta�y si� w wielu krajach licz�c� si��, powsta�a konieczno�� synchronizowania ich dzia�a�. Zadanie by�o trudne i napotyka�o olbrzymie opory. Debaty Konwentu wlok�y si�, op�niane przez nie ko�cz�ce si� dyskusje proceduralne i spory kompetencyjne. Prawd� m�wi�c - sami ekologi�ci znajdowali si� mi�dzy m�otem swych hase� a kowad�em rzeczywisto�ci. Nie uda�o im si� zamkn�� ani jednej wi�kszej elektrowni atomowej, a wdra�ane przepisy o ochronie �rodowiska mia�y bardziej spektakularny ni� konstruktywny charakter. �wiat zanieczyszcza� si�, rozmna�a� i oga�aca� z surowc�w oraz puszcz mo�e o u�amek u�amka wolniej. Wielu obwinia�o o to van Thorpa. Flegmatyczny Holender, systematyczny i rygorystyczny wobec przepis�w, by� cz�owiekiem kompromisu i nie nadawa� si� zdecydowanie na przyw�dc� antyprzemys�owej krucjaty. Nic dziwnego, �e Komitet Doradczy, cia�o z za�o�enia us�ugowe, musia� sta� si� z czasem konkurencj� prezydium. Ziu-Dong z Korei Po�udniowej, Burt Denningham z Los Angeles, ostra jak pi�a widiowa W�oszka Maria Bernini, Alberto Tardi z Argentyny, Szwajcar Helmut Lindorf i czarnosk�ry Red Gardiner reprezentuj�cy Wielk� Brytani� - oto sz�stka gniewnych ludzi, kt�rzy coraz wyra�niej dominowali w ruchu. Panna Bernini objawia�a si� opinii publicznej jako demaskatorka wielkich trust�w w Lombardii. Pastor Lindorf prowadzi� wzorow� gmin� ekologiczn� w kantonie Vallais. Tardi, maniakalny wr�cz zwolennik rozwi�za� biologicznych w gospodarce, by� wyk�adowc� na uniwersytecie w Rosario. Red Gardiner zaczyna� w ruchach mniejszo�ci rasowych, p�niej do�� zr�cznie zmienia� barwy polityczne i obecnie zasiada� w parlamencie z ramienia Kr�lewskiej Partii Naturystycznej i stowarzyszonego z ni� ugrupowania Wyzwolenia Homoseksualist�w. Ziu-Dong do niedawna by� przyw�dc� �wiatowej Federacji do Walki z Narkomani�, ale pok��ci� si� z zarz�dem i ostentacyjnie wyst�pi� z organizacji, unosz�c archiwum i doskona�� znajomo�� azjatyckich mafii, tajnych zwi�zk�w, kana��w przerzutu ludzi i idei. Najciekawsz� postaci� w ca�ym tym towarzystwie by� chyba Denningham. Pisarz, podr�nik, wizjoner, bywa� na zmian� ozdob� snobistycznych salon�w i zakazanych melin. Swego czasu kandydowa� do Literackiej Nagrody Nobla, ale odpad�, powin�a mu si� noga r�wnie� w polityce. Do ekologist�w przysta� niedawno, ale od razu da� si� pozna� bior�c udzia� w b�yskotliwych kampaniach przeciwko zbyt liberalnemu, wobec wielkich korporacji, ustawodawstwu w USA. Z�o�liwi twierdzili, �e uwodzi pann� Bernini, �yje z Gardinerem, modli si� u Lindorfa, robi interesy z Ziu-Dongiem i z przyjemno�ci� nabija si� z safandu�owatego Tardiego. Mo�e by�a to prawda. �ywy jak rt�� Burt lubi� wszystko, od wy�cig�w konnych do rybek akwariowych, i w r�wnym stopniu zna� si� na filatelistyce jak i na uprawie orzeszk�w ziemnych. Ochotniczo walczy� na Bliskim Wschodzie, prze�y� par� lat w gminie wegetarian�w, a nawet gra� w dw�ch filmach jako kaskader. - Panowie, przepraszam Mario, pani i panowie - m�wi�, niedbale wymachuj�c cygarem - pozwoli�em sobie zaprosi� was tutaj w trybie pilnym, poniewa� mam dla was ofert� nie do odrzucenia. - Nasze spotkania s� �le widziane w Konwencie - zarzucaj� nam nieformalne konspiratorstwo - b�kn�� Lindorf. - Konwent? Prosz� nie wspomina� mi o tych nudziarzach. Moja oferta dotyczy stawki, o jakiej nie �ni�o si� nikomu z nas. - To znaczy? - Mo�emy dokona� wielkiej zmiany. Doprowadzi� do odwr�cenia biegu wydarze� prowadz�cego nas dzisiaj do ekologicznej zag�ady. - Tak od razu? - u�miechn�� si� ironicznie Gardiner - przecie� to niewykonalne. - Wykonalne. Potrzebujemy do tego ma�ego drobia�d�ku. - Jakiego? - W�adzy, nieograniczonej w�adzy nad �wiatem. - Bagatela - u�miechn�a si� Maria. - Zwo�a�em pa�stwa tutaj, poniewa� mo�emy zdoby� j� w ci�gu miesi�ca - powiedzia� Burt takim tonem, jakby chodzi�o o p� butelki whisky. Przez moment panowa�a cisza, wszystkie oczy wpatrywa�y si� w Denninghama z podziwem, niedowierzaniem, zazdro�ci�. - Czy mogliby�my dowiedzie� si� czego� konkretniejszego? - zapyta� w ko�cu Tardi. - Jutro dokonamy ma�ego eksperymentu na potwierdzenie prawdziwo�ci mych s��w, dzisiaj chcia�bym jedynie prosi� was o wybaczenie. Lekki szmerek. - Dzia�a�em samowolnie, bez waszych upowa�nie�. Gdybym przegra� - sam odda�bym si� do dyspozycji s�du organizacji. Ale nie przegra�em. Ot� ponad rok temu pewien m�j przyjaciel z dawnych lat, wi�cej ni� przyjaciel, prawie brat z brudnego zau�ka w San Francisco, przekaza� mi informacje o pewnym wynalazku. Dopiero we wrze�niu zesz�ego roku uda�o mi si� wys�a� na miejsce mojego cz�owieka. W pa�dzierniku mog�em przyst�pi� do konkretnych dzia�a�. - M�wisz okropnymi zagadkami, Burt - niezadowolenie przebija�o z g�osu panny Bernini. Nie masz do nas zaufania? Co to za wynalazek, na czym polega? - Zobaczycie jutro. I r�cz� wam, �e od pi�tego marca zacznie si� liczy� now� epok�. - W takim razie - przerwa� emfatyczne zapewnienia nie taj�cy zniecierpliwienia Gardiner - po co nas tu dzisiaj �ci�gn��e�? - �eby ustali� linie post�powania na posiedzenie Konwentu oraz przygotowa� jutrzejsze spotkanie. - Przeholowa�e� profesorku - m�wi Admira� gryz�c cybuch fajki, bez zmieniania swego sta�ego tonu �agodnej perswazji - ofiary, zniszczenia... Tego nie przewidzieli�my. Levecque nerwowo kr�ci si� na fotelu. Nie znosi dymu, kt�ry szkodzi przecie� zdrowiu, podra�nia �luz�wki, a u niego osobi�cie powoduje zaparcie stolca. Ekspert jest hipochondrykiem i nerwusem. Nie lubi te�, jak przekwalifikowani, z grubsza ociosani sier�anci, bo do takiej kategorii zalicza Admira�a, pouczaj� jego, arcym�zgowca. - Wszystko rozegra�o si� zgodnie ze scenariuszem. Upiekli�my r�wnocze�nie dwie pieczenie. Opinia publiczna zaaprobuje wypalenie ekstremistycznej zarazy do ko�ca, a akcje Gronera w Zielonej Mi�dzynarod�wce wzrosn� jak temperatura na termometrze wrzuconym do herbaty. - Jeste� pewny Gronera, to przecie� wariat? - Pracuje dla mnie od lat. Mamy go w r�ku. A teraz ma szans� wej�� do kierowniczych gremi�w Konwentu. A tam nie mieli�my dot�d swoich ludzi. Ci�gle brakowa�o nam informacji. - Czy pan nie przecenia zagro�enia ze strony tych jaroszy? - Obawiam si�, �e co� knuj�. Groner ma to wyja�ni�. - C� mog� knu�? Wed�ug najbardziej zawy�onych danych stanowi� znikomy odsetek wyborc�w, a tam gdzie dostali si� do rz�d�w - mieszczaniej� i odchodz� od skrajno�ci. Prawdziwych ekstremist�w jest niewielu. C� mogliby nam zrobi�? Levecque macha r�kami, odp�dzaj�c od siebie k��by dymu. - Chc� zachowa� ostro�no��. Jutro, pojutrze, b�d� wiedzia�, co chowaj� w zanadrzu. - Jeszcze jedna sprawa - m�wi Admira�. - Komisarz Bonnard robi bezsensowne afery. Oskar�a pana o prowokacj�, o niepotrzebne inspirowanie zamieszek. - Bonnardowi dawno nale�y si� emerytura. To funkcjonariusz ze starej szko�y. I to podstawowej. �adnych szerszych horyzont�w. Prawo, porz�dek, to jedyne kategorie, kt�re do niego trafiaj�. - To idealny policjant. - Idealni policjanci mog� funkcjonowa� w idealnym spo�ecze�stwie, a tu idzie o wielk� stawk�. - Przesadzasz, Levecque. Owszem, za�atwimy mu teraz urlop, Gelder przejmie jego sprawy, ale czy emerytura? Profesor zastanawia si� nad argumentem, kt�ry wstrz�sn��by kanciastym m�czyzn� w mundurze, ale rezygnuje, �al mu nerw�w. M�wi wi�c tylko: - Jutro lec� do Sztokholmu. Je�li si� omyli�em w moich podejrzeniach, z�o�� dymisj�. - Dobra, dobra - m�wi pojednawczo zwierzchnik. Mamy do ciebie pe�ne zaufanie. Tylko nie przesadzaj. A Bonnardem si� nie przejmuj. Wypocznie, zmieni zdanie... Levecque nie lubi� g��wnych wej��. Nie le�a�o to w jego naturze. Od czasu kiedy w college'u zosta� osobistym informatorem rektora, co zreszt� nie przeszkodzi�o mu by� aktywist� studenckiej rewolty, stara� si� zawsze wchodzi� od ty�u. Nie lubi� szerokich o�wietlonych przestrzeni, przedk�adaj�c nad nie kuchenne schody, w�skie pasa�e lub intymne gabinety. Opuszczaj�c Kwater� wej�ciem aprowizacyjnym przeszed� w�sk� willow� uliczk�, aby przy szerokiej alei kiwn�� na pierwsz� przeje�d�aj�c� taks�wk�. Dochodzi�a p�noc, ale dzie� pracy profesora najwyra�niej jeszcze si� nie sko�czy�. Wysiad� w pobli�u ulicy rozrywkowej, rozb�yskuj�cej teraz tysi�czn� mozaik� neon�w - krzykliwymi reklamami najnowszych film�w, z kt�rych wi�kszo��, jak �Piraci II" lub �Rambo XXIV", powtarza�y schematy g�o�nych szlagier�w lat osiemdziesi�tych. Ekspert nie skr�ci� jednak do �adnego z kin, pogardzi� kabaretami, kt�rych zalety nachalnie polecali naganiacze, i zaledwie przez mgnienie oka przypatrywa� si� ordynarnej reklamie live-showu. Profesor lubi� za�atwia� te sprawy intymniej, w zaciszu swej garsoniery lub na jachcie kt�rego� z wysoko postawionych przyjaci�. Jak ka�dy kurdupel uwielbia� wysokie, bujne blondyny, najlepiej w okularach, po kt�rych zdj�ciu ich twarze przybiera�y bezmy�lny i bezbronny wyraz kobiecej g�upoty. Ta nigdy nie przesta�a go zachwyca�. W ciemnawym zau�ku na zapleczu teatrzyku Fotele cicho otworzy�y si� drzwi ciemnogranatowej limuzyny. Levecque wsiad�. W�z ruszy� prawie bezszelestnie. Na o�wietlonej tablicy mo�na by�o zauwa�y� numery i litery wskazuj�ce, �e jest to samoch�d nale��cy do korpusu konsularnego. Kto� obserwuj�cy to wszystko zza w�g�a, nie mia� w�tpliwo�ci do biura jakiego radcy handlowego nale�y limuzyna. - �adnie Levecque, bardzo �adnie - powiedzia� do siebie stoj�cy w mroku m�czyzna zamykaj�c notes, po czym skierowa� si� do pobliskiego baru. Tam wykr�ci� znajomy numer telefonu. - Nie pomyli�e� si�, Marcel, by� w Direction du Surveillance, a teraz informuje pana radc� z ambasady naszych przeciwnik�w. Nie ma co, obrotny kurdupel. - Czy to wszystko, Loulou? - Sprawdzi�em w SAS-ie, ma wykupiony bilet do Sztokholmu. Aha, odwo�a� swoje spotkanie z ma�� Madeleine. Nawa� pracy. - Brawo m�j drogi, dzi�kuj�. Bonnard odk�ada s�uchawk�. Stoi w pid�amie w �rodku wielkiego przedpokoju. Obok s� uchylone drzwi do pokoju Pauliny, pokoju, kt�ry zawsze pozostanie ju� pusty. Przez takich jak Levecque... Obsesja, nie, to co� wi�cej ni� obsesja. To ju� nie pierwszy raz spotka� si� z dwuznaczn� rol� profesorka. Krach operacji wiede�skiej, afera w Instytucie Lotniczym. Bonnard nale�a� do tych funkcjonariuszy, kt�rzy lubi� robot� zabiera� do domu. Wiedzia� wprawdzie, �e Levecque dzia�a na innej p�aszczy�nie, lecz jako uczciwy obywatel nie m�g� by� oboj�tny wobec jego zdrady. Je�li podejrzenie by�o nies�uszne, to i tak wymaga�o sprawdzenia. Dlatego, cho� zmia�d�ony b�lem, postarza�y w ci�gu paru godzin o dobre dziesi�� lat, komisarz nie omieszka� jeszcze z domu towarowego zadzwoni� do swego przyjaciela i zleci� mu �ledzenie rz�dowego doradcy. - Jest pan przem�czony, drogi komisarzu. Przem�czony i przewra�liwiony. - Cz�owiek- Cytryna najwyra�niej nie jest zachwycony rozmow�. Dochodzi sz�sta rano, siedz� w ma�ym bistro i pij� kaw�. - Wnioskuje pan znaj�c detale, kamyczki mozaiki, a ja nie jestem upowa�niony, aby wtajemnicza� pana w ca�o�� subtelnego ornamentu. Kontakt z radc� handlowym i ju� zdrada...? A mo�e tylko posuni�cie z zakresu obowi�zk�w. Do nas, szarak�w, nale�y wype�nianie obowi�zk�w, polityk� robi si� gdzie indziej. - Ale� majorze... - Bardzo prosz� bez tytu��w. Pojedzie pan teraz na urlop. Wypocznie, a potem si� zobaczy... Nie my�la� pan o d�u�szym wypoczynku? - Czy to propozycja emerytury? - Sk�d�e... zreszt� przecie� ja nie jestem pa�skim zwierzchnikiem. Pracujemy jedynie w zaprzyja�nionych instytucjach. To znaczy, mam nadziej�, �e zaprzyja�nionych. No, czas na mnie. Mo�e gdzie� pana podrzuci�, komisarzu? - Dzi�kuj�, przespaceruj� si�. - I prosz� nie my�le� wi�cej o Levecque'u. To cz�owiek trudny, ale nasz. I jeszcze raz moje najszczersze wyrazy wsp�czucia. Bonnard machinalnie �ciska podan� r�k� i wychodzi. Na ulicy pojawi�y si� ju� paczki porannej prasy. Zacz�� si� pi�ty marca. Z notatek doktora Czasami wydaje mi si�, �e jestem przera�aj�co stary. Wsp�czesny Matuzalem z nogami zabetonowanymi w ruchomym trotuarze up�ywaj�cego czasu. Cud, �e jeszcze egzystuj�, my�l�. A jednak ci�gle �yj�, zdrowie chwali� Boga dopisuje, puls r�wny - sze��dziesi�t na minut�, ci�nienie sto dwadzie�cia na osiemdziesi�t, innych analiz nie robi�em od lat. Mo�e tylko trudniej mi chodzi�, natomiast pami�� nadal mam dobr�. Zw�aszcza sprawy odleg�e widz� z precyzj� dalekowidza, tak jakbym prze�ywa� je wczoraj, najdalej przedwczoraj. Gdyby przed laty powiedziano mi, �e prze�yj� w�asn� epok� i par� nast�pnych, zapewne poradzi�bym domoros�emu wr�bicie, aby czym pr�dzej zmieni� zaw�d. Ci�ko jest pisa�, ci�ko rozdrapywa� rany, a zarazem przeciwstawia� si� ca�ej oficjalnej historiografii, podr�cznikom, propagandzie. By�em jednak �wiadkiem, a obowi�zek �wiadectwa prawdy jest nie mniej obliguj�cy jak przysi�ga Hipokratesa. My�l� r�wnie� o tych, co przyjd� po nas, a kropla przechowanej pami�ci, niczym robaczek �wi�toja�ski, mo�e ukaza� im drog�. Ludzko�� w swej historii dokona�a paru rzeczy godnych opisania: ukrad�a ogie� bogom - lub jak kto woli, skubn�a z Drzewa Wiadomo�ci Dobrego i Z�ego - ukrzy�owa�a Chrystusa i wymy�li�a post�p. Te trzy fakty doczeka�y si� niez�ej literatury. A czwarty? W nowej chronologii jako dzie� pierwszy przyj�to, zreszt� dyskusyjnie, pi�ty marca. R�wnie dobrze mo�na by cofn�� si� p� roku czy nawet jeszcze rok. A Poniedzia�ek Wielkanocny owego roku...? Czy mo�na ustali� co robi�a ludzko�� owego pi�tego? Oczywi�cie. Nic szczeg�lnego. Ale tak zawsze dzieje si� z nowymi erami. Kt� w Imperium Rzymskim, nie licz�c paru pastuszk�w, zauwa�y� narodziny Mesjasza, kto opr�cz paru za�lepionych Arab�w przywi�zywa� wi�ksz� uwag� do ucieczki jakiego� obywatela z Mekki do Medyny? A ci, kt�rych nawet poruszy�a wiadomo�� o wzi�ciu Bastylii, czy� u�wiadomili sobie, �e �yj� ju� w nowym �wiecie? Podobnie ma si� rzecz z bohaterami. Jedni siej�, inni zbieraj� �niwo. Pierwsi wdzieraj�cy si� na mury niweluj� swymi cia�ami fosy. Drudzy przechodz� do historii. Rewolucje po�eraj� swoje dzieci. I najgorsze, �e wszyscy o tym wiedz�, ale niczego si� nie ucz�. Niekiedy zdaje mi si�, �e jestem r�wie�nikiem Agamemnona lub przynajmniej Karola Wielkiego - zreszt� jakie to ma znaczenie, wszystko co mia�o miejsce przed coraz bardziej stapia si� w bezkszta�tn� magm�. Historia bez historii - ciekawa epoka. Najwi�kszym wstrz�sem mojego dzieci�stwa by�o �ci�cie, nie wiem ju� z jakiego powodu, starej wierzby w k�cie mojego ogrodu. By�a to pierwsza �mier�, kt�r� ogl�da�em na w�asne oczy, a wierzy�em jeszcze wtedy, �e to co mi najbli�sze, jest nie�miertelne. A tu tymczasem wszyscy umarli, rodzice, nauczyciele, dziewczyny, kt�re kocha�em, i tych par�, kt�re mnie kocha�y, o ile m�wi�y prawd�. A ja �yj�. Kara czy nagroda? Jako dziecko by�em drobny, podobno chorowity, cho� na nic powa�nego nie chorowa�em. Rozwija�em si� jednak wolniej ni� moi r�wie�nicy. Mia�em te� liczne kompleksy, z kt�rych niejeden pozosta� mi do dzi�. Ba�em si�, bardzo cz�sto si� ba�em. Czego? Chyba najbardziej w�asnej kompromitacji. Decyzji? A tyle musia�em ich podejmowa�. Chocia� ostatecznie o wszystkim decydowa� przypadek. Nawet poznanie mych rodzic�w by�o przypadkiem. Przechowalnia baga�u pomyli�a walizki, ojciec pojecha� na wczasy z neseserem mojej matki... Odszukali si� po miesi�cu, wymienili walizki... A mo�e ta walizka by�a wszystkiemu winna? Mia�em j� wtedy w samolocie... Urodzi�em si� te� przez przypadek. Mia�em by� dziewczynk�. Joann�. I tym razem nie spe�ni�em pok�adanych w sobie nadziei. Moi rodzice, urz�dnicy tak drobni, �e z trudem zauwa�ani bez lupy, pragn�li ogromnie, �ebym si� wybi�. Od sz�stego roku �ycia musia�em gra� na skrzypcach, o rok wcze�niej ni� r�wie�nicy poszed�em do szko�y. Rodzina twierdzi�a, �e post�piono tak dla mego dobra. Nie mia�em powodu, �eby im nie wierzy�. W osiemnastej wio�nie mego �ycia zda�em matur�. Nie maj�c muzycznego powo�ania, lub raczej nie znajduj�c w sobie zadatk�w na Menuhina, zdecydowa�em si� na medycyn�. By�a to druga ewentualno�� dopuszczana przez rodzic�w. Wraz z wyjazdem do Warszawy �ycie nabra�o tempa. Akademia Medyczna, burzliwa egzystencja akademikowa, nocne bryd�e i spotkania w o�rodku duszpasterstwa akademickiego, kilka nie�mia�ych flirt�w, potem jedna ostra, rozprawiczaj�ca prywatka. Wszystko wskazywa�o na to, �e za par� lat wr�c� do mego miasteczka, osi�d� tam na sta�e, aby leczy� miejscowych nastolatk�w i staruszki; ludzie w sile wieku opuszczali bowiem nasze nieurodzajne strony, d���c, niczym �my do lampy, do wielkich miast. Pod tym wzgl�dem stanowi�em wyj�tek, zupe�nie nie poci�ga�y mnie metropolie ze swym zgie�kiem, po�piechem i fa�szem zachowa�. W betonowych klitkach czu�em si� jak mucha wdeptana... w ka�dym razie nie w bursztyn. W my�lach o przysz�o�ci nie wybiega�em zanadto do przodu. Marzy�em o kobiecie, niewa�ne �e po drodze przydarza�y si� panienki, o tej jednej, wielkiej, absolutnej mi�o�ci. Ale ta nie przychodzi�a. Du�o czyta�em. Ju� jako m�odzian poch�on��em wszelkie dost�pne Stulecia chirurg�w czy �owc�w mikrob�w, p�niej przysz�a kolej na Tajemnice immunologii czy Medycyn� jutra. Sk�rzana, coraz bardziej zniszczona walizka towarzyszy�a mi ca�y czas, ale przypadek jako� dot�d si� nie odezwa�. M�j ojciec, p�ki �y�, a na zawsze zosta� mi w pami�ci jego obraz z gazet� przed telewizorem przy r�wnocze�nie graj�cym radioodbiorniku, lubi� czasem rzuci� jak�� maksym�. Szczeg�lnie preferowa� jedn�: �Przypadek uk�ada los cz�owieka". Nie wierzy�em mu. Moje �ycie, tak jak szara rzeczywisto��, wydawa�o si� ca�kowicie przewidywalne, proste, bez emocji. I tak si� dzia�o do trzeciego roku studi�w. Przez megafony zapowiedziano odlot samolotu do Wroc�awia. �cisn��em mocniej r�czk� sk�rzanej walizki wype�nionej materia�ami naszego ko�a m�odych naukowc�w, w kt�rego imieniu mia�em wyg�osi� sprawozdanie na sympozjum. Skierowa�em si� w stron� wej�cia na p�yt� lotniska. My�la�em o poniedzia�kowym kolokwium, o konieczno�ci zreperowania elektrycznego imbryka i Dance, kt�ra nie odzywa�a si� od tygodnia. Obok mnie w kolejce stan�� rudy m�czyzna poc�cy si� obficie. Nie min�� kwadrans od opuszczenia Ok�cia, kiedy rudy osi�ek, siedz�cy o par� foteli ode mnie zakaszla� dono�nie. Zaraz potem z przodu i ty�u kabiny dolecia� mnie dziwny trzask. A mo�e tylko wydawa�o mi si�, �e go us�ysza�em. Poczu�em dziwny zapach, zakr�ci�o mi si� w g�owie, kto� krzykn��. Siedz�cy za mn� funkcjonariusze usi�owali si� poderwa�, ale ruchy ich by�y niemrawe, niczym na zwolnionym filmie. Zreszt� pr�dko usta�y. Nie, chyba nikt nie zemdla�, ja te� nie straci�em �wiadomo�ci. Uleg�em parali�uj�cemu uderzeniu gazu, nie mog�em wo�a� ani poruszy� �adn� ko�czyn�. Pozostawa�o przypatrywanie si� sytuacji z pozycji ro�liny. Dos�ownie po kilkunastu sekundach podnios�o si� trzech facet�w, rudy w �rodku, drugi z przodu, a trzeci z ty�u samolotu. Ca�a grupka nosi�a na twarzach zaimprowizowane maski przeciwgazowe z poch�aniaczami. Zaraz po rozbrojeniu bezw�adnych pracownik�w ochrony, u�ywaj�c jako tarczy p�przytomnej stewardesy, ruszyli do kabiny pilota. Pocz�tkowo porywaczom uda�o si� zmusi� pilot�w do obrania po��danego kierunku. Niestety, tu� przed l�dowaniem, dosz�o do jakiego� zamieszania w kabinie nawigacyjnej. Samolot wypad� z pasa, straci� skrzyd�a, nast�pnie przekozio�kowa�. Wreszcie stan�� w p�omieniach. Nale�a�em do dwudziestki ocala�ych szcz�liwc�w. M�j stan by� jednak na tyle ci�ki, �e przesz�o trzy miesi�ce sp�dzi�em w szpitalach, pocz�tkowo w Berlinie, p�niej, kiedy zacz�y si� komplikacje, w specjalistycznej klinice pod Norymberg�. Podobno wygrzeba�em si� dzi�ki nieprawdopodobnej woli �ycia. No c�, mia�em dwadzie�cia jeden lat, pragn��em �y�, kontynuowa� studia i jak najpr�dzej powr�ci� do rodziny. �e tak si� nie sta�o, sprawi�a Martha. Dziewi�tnastoletnia, szczup�a piel�gniarka z Norymbergi, kt�ra w opiek� nade mn� w�o�y�a znacznie wi�cej wysi�ku, ni� wynika�oby to z zakresu jej obowi�zk�w. Wysz�a z mg�y. Dos�ownie. Jej twarz, delikatna, mo�e nawet zbyt szczup�a, by�a pierwsz� rzecz�, jak� dostrzeg�em wracaj�c do przytomno�ci po paru tygodniach nirwany. Przywi�za�em si� do niej jak przyniesiony w koszyku psiak do pierwszej poznanej w domu osoby. Codziennie czeka�em na moment, w kt�rym si� pojawi, pokocha�em nawet lekarstwa, kt�re podawa�y mi jej szczup�e r�czki. By�a moj� spo�eczn� nauczycielk� j�zyka, a gdy m�j stan si� poprawi�, towarzyszy�a mi w spacerach. Mia�em szcz�cie w nieszcz�ciu; udzielaj�c pierwszej pomocy ekipa pogotowia na lotnisku dokona�a b��dnego rozpoznania, jeden ze wsp�towarzyszy pechowego lotu zmar�, mnie z trudem utrzymano przy �yciu. Dogrzeba�a si� do tego prasa. Efekt, zamiast odes�ania do Polski, ekskluzywna kuracja na koszt zachodnio-berli�skiego pogotowia. Czy Martha zainteresowa�a si� mn� przez lito��? Czy kierowa�a ni� ciekawo��? Sama nie potrafi�a tego okre�li�. Kiedy mnie pozna�a, znajdowa�a si� w fatalnym stanie psychicznym, w kt�ry wp�dzi� j� romans ze starszym, �onatym m�czyzn� zako�czony brutalnym, egoistycznym zerwaniem, a w par� tygodni p�niej skrobank�. Prawdopodobnie gdybym by� zdrowy, nasz kontakt doprowadzi�by do flirtu bez znaczenia, z kr�tkim finiszem w przygodnych warunkach. Moje d�u�sze unieruchomienie i osobliwa zale�no�� sprawi�y, �e uczucie mia�o szans� dojrze�. Poznali�my si� i polubili�my wcze�niej, ni� mogli�my si� kocha�. Razem wyszli�my z �yciowego cienia. No i zg�upia�em. Ledwo unios�em si� z ��ka, zamiast do domu, przyj��em propozycj� Marthy i wyjecha�em z ni� do Garmisch-Partenkirchen. - Traktuj to jako po�yczk� - �mia�a si�, gdy opiera�em si� przed wypoczynkiem na jej koszt. - Poza tym nale�y ci si� jaka� rekompensata ze wzgl�du na niesprawiedliwy kurs marki wobec z�otego. Kt� opar�by si� takiej ofercie! Martha mia�a zabawn� buzi� ze �miesznym, jakby wiecznie zdziwionym, wyrazem. Ale naprawd� zdziwiony by�em ja sam. Walizeczka ze �wi�skiej sk�ry pojecha�a z nami do Ga-Pa. Tam jako� logicznie wynika�o, �e si� pobierzemy. Odkrycie, czym mo�e by� kobieta na sta�e, przerasta�o zdolno�� obiektywnego my�lenia takiego ��todzioba jak ja. Oczywi�cie ci�gle uwa�a�em za pewny rych�y powr�t do kraju ojczystego. Martha zacz�a si� nawet uczy� polskiego. Je�li nie pojechali�my od razu, to tylko dlatego, �e zamierza�em cokolwiek zarobi�. Po prostu nie wypada�o wraca� z pustymi r�kami, a i oszcz�dno�ci m�odej piel�gniarki nie by�y nieograniczone. Martha podsun�a inne rozwi�zanie. Jej stryj kierowa� pensjonatem dla zasobnych rencist�w w RPA i od dawna proponowa� jej przyjazd i prac�. P�niej zacz�� przeb�kiwa�, �e znalaz�aby si� posada i dla mnie. Zamiast do Warszawy - walizeczka poszybowa�a w przeciwnym kierunku. Pi�� miesi�cy po mojej dramatycznej podr�y do Wroc�awia, znajdowa�em si� w krainie diament�w, z�ota, apartheidu, strusi�w, i naprawd� du�ych mo�liwo�ci. Pensjonat doktora Rode mie�ci� si� pod Johannesburgiem, a moje zaj�cia zosta�y tak ustawione, aby umo�liwi� kontynuacj� studi�w. Pobrali�my si� z Marth�. Po�udniowe s�o�ce opali�o mi twarz na br�zowo, tak �e po nast�pnym p�roczu mog�em uchodzi� za rodowitego Afrykanera. Co prawda w owym czasie egzystencja Afrykanera stawa�a si� coraz trudniejsza. Ulice miast zn�w przeistoczy�y si� w bitewne poligony, po zmierzchu nikt przytomny nie opuszcza� �bia�ych" dzielnic. Coraz �mielej poczynali sobie partyzanci, a w dyskusjach toczonych w salonach dominowa�y dwie koncepcje - wytru� Murzyn�w jak robactwo, albo pakowa� manatki i sp�ywa�. Nieprzywyk�y do tego rodzaju podzia��w, pocz�tkowo uwa�a�em histeri� bia�ych pracownik�w pensjonatu za przesadzon�. Dopiero gdy po pr�bie wieczornego, pieszego spaceru wr�ci�em z rozbit� g�ow� i bez portfela, podporz�dkowa�em si� og�lnym rygorom. Nadal jednak wierzy�em w stabilizacj� mego �ycia w RPA, tym bardziej �e stara walizka zawieruszy�a si� na dobre. Sta�o si� jednak inaczej. W jaki spos�b spotyka cz�owieka przygoda? Czeka zaczajona za w�g�em, po drugiej stronie ulicy? Kryje si� w oczach dziewczyny siedz�cej vis-a-vis w przedziale poci�gu do Przeworska? Ma posta� listu z egzotycznym znaczkiem? Wdziera si� do zacisznego biura wraz z wrzaw� t�umu narastaj�cego na centralnym placu miasta? Czy te� jest jak zwierzyna le�na w nielicznych matecznikach? Trwa przyczajona na marginesie znanego �wiata? Jest ukryta w Himalajach, w puszczach Nowej Gwinei, w lodach p�nocy lub po�udnia, w jaskiniach Pirenej�w? Czy trzeba j� wymy�la� przep�ywaj�c pontonem Pacyfik, w�a��c po linie na Empire State Building lub nurkuj�c w Loch Ness za plezjozaurem? A mo�e zaczyna si� wtedy, kiedy trzaskamy drzwiami, zamykaj�c za sob� etap stabilizacji i konformizmu, ignoruj�c otwarte ze zdumienia usta niedawnych wsp�towarzyszy, zaskoczonych, �e sta� nas by�o na ten, ich zdaniem, bezsensowny gest? Przygoda jest jak mi�o��. Zdarza si�. Cho� bywa, �e nie przychodzi nigdy. Mo�na samotnie op�yn�� �wiat i w dzienniku pok�adowym nie odnotowa� niczego ciekawego - zw�aszcza je�li sztormy by�y umiarkowane, usterki niewielkie, a piraci, rekiny, ogromne ka�amarnice, drapie�ne ptactwo i choroby przewodu pokarmowego, trzyma�y si� od nas z daleka. Nie urodzi�em si� bohaterem. Nie mia�em ambicji Kolumba, tym bardziej Robespierre'a. L�duj�c w RPA, �eni�c si� i rozmna�aj�c, uwa�a�em, �e swoj� najwi�ksz� przygod� mam ju� za sob� - a najbli�sze lata prze�yj� �ledz�c �wiat przez szyb�, je�d��c landroverem po parku Krugera i strzelaj�c fotki z kodaka p�oswojonym nosoro�com. W por�wnaniu z kolegami z og�lniaka swoj� dawk� przygody ju� przyj��em, prze�y�em, prze�u�em. Doktor Rode, wuj mej ma��onki, parokrotnie utwierdza� mnie w mniemaniu, �e nasz pobyt w Johannesburgu ma charakter czasowy. Dogrywa� korzystny kontrakt z klinik� na Nowej Zelandii, gdzie z dala od jakichkolwiek konflikt�w mo�na cieszy� si� �yciem, przyrod�, pono� jest to raj na ziemi, i dobrobytem. Czy� mog�em przypuszcza�, �e trwa� ostatni rok naszej ery i ledwie kilka miesi�cy, pi�� lub sze�� dzieli�o nas od punktu ZERO? Pa�dziernikowe zamieszki wybuch�y w pi�tek po po�udniu i zasta�y mnie na przedmie�ciu. Autostrad� zamkni�to, patrole kierowa�y ruch inn� tras�. Nisko kr��y�y helikoptery, a z g�sto zaludnionych dzielnic kolorowych dolatywa�y odg�osy kanonady. Sun��em wolno jak �limak na skraju zwartej kolumny samochod�w, w�r�d zaci�tych twarzy kierowc�w, z kt�rych niejeden wydoby� ze skrytki bro�, obawiaj�c si� najgorszego. Znajdowali�my si� na niskim nasypie. Pr�dko�� podr�y spad�a do tempa marszu dziarskiego piechura. Uwag� moj� przykuwa�y k��by dymu dobywaj�ce si� ze �rodka slums�w, mo�e dlatego zauwa�y�em go dopiero wtedy, kiedy ju� siedzia� obok mnie. Mia� oko�o trzydziestki i orzechow� twarz przybysza z Dekanu. - Zje�d�amy! - rzuci� kr�tko. Jego propozycj� popiera� policyjny pistolet wymierzony w moj� pier�. Zatrzasn�� za sob� drzwiczki. - Na bok - powt�rzy� jeszcze raz z desperacj�. M�wi� poprawn� angielszczyzn� i nie wygl�da� na opryszka czy bandyt�. Musia� niedawno zdrowo oberwa�, r�kaw p��ciennej kurtki nasi�k� krwi�. Bojowiec �Ruchu R�wnaczy"? - Gdzie mam zjecha�? - spyta�em. - Na bok! Ju�! - Targn�� kierownic�. Nie zd��y�em wyprostowa�. W�z przebi� prowizoryczne obramowanie i po pochy�o�ci zjecha� ku zabudowaniom. Wpadli�my w labirynt w�skich slumsowych uliczek. Hindus rzuca� mi tylko co chwila komendy: prawa, lewa. Po jakim� czasie wyjrza� przez okienko. - Chyba ich zgubili�my. Ja r�wnie� straci�em orientacj�. Przedmie�cia, tereny przemys�owe, wysypiska �mieci, wszystko nale�a�o do strefy absolutnie mi nie znanej. Po d�u�szej je�dzie dotarli�my do jakiej� stoj�cej na uboczu budy, Hindus kaza� mi wysi���, otworzy� wrota i wprowadzi� w�z do �rodka. Znajdowa� si� tam zdezelowany �azik terenowy. Posiadacz spluwy wysiad� i podszed� do pojazdu. Zapewne zamierza� si� przesi���. Ca�y czas krwawi�. - Musia�e� kiepsko zrobi� zacisk - powiedzia�em. - Daj, zrobi� ci opatrunek, bo wykrwawisz si� na �mier�. Popatrzy� na mnie koso. - Jeste� lekarzem? - Jak dobrze p�jdzie. Nie wypuszczaj�c z r�ki spluwy opartej o m�j brzuch, przygl�da� si� podejrzliwie jak manipuluj� przy jego ramieniu. Rana by�a paskudna, cho� t�tnica g��wna nie wygl�da�a na uszkodzon�. Powinno zakrzepn��. - Dobra, starczy - mrukn�� wreszcie - wracaj do wozu! Zabra� mi kluczyki, a twarz mu spochmurnia�a. Z baga�nika �azika doby� kanister i zacz�� polewa� �ciany szopy. Uczu�em zimne uderzenie potu. Hindus mia� najwyra�niej zamiar zatrze� �lady. Odjedzie �azikiem, a mnie i w�z, kt�ry zapewne wkr�tce b�dzie poszukiwany, podpali. G�upi koniec kr�tkiego �ycia. Krzycze�, p�aka�? Ogarn�� mnie nigdy dot�d nieodczuwalny parali�. W�a�ciwie zrobi�o mi si� wszystko jedno. Niby znajdowa�em si� w wozie, w szopie, a jednocze�nie ogarn�� mnie jakby inny stan �wiadomo�ci. Przedsionek niesko�czono�ci. Zad�wi�cza� odstawiony kanister. Hindus zbli�y� si� do samochodu. - Wy�a�! - powiedzia� bardzo wolno. Mechanicznie post�pi�em zgodnie z poleceniem. Podszed� do mnie bardzo blisko, mog�em go dotkn��, czu�em obcy, nieznany dot�d zapach egzotycznego potu. Us�ysza�em cichy brz�k i ch�odny stalowy dotyk na przegubie. Drug� cz�� kajdanek przyku� do drzwiczek. Nie zostawi� mi najmniejszych szans. Sekund� wcze�niej przysz�o mi do g�owy, �e gdybym si� rzuci�, wybi� bro�, m�g�bym si� uratowa�, napastnik by� przecie� ranny... Teraz przepad�o. Kolorowy cofn�� si� o krok. Jego smutne oczy patrzy�y na mnie uwa�nie, jednak nie potrafi�em wyczyta� niczego w ich g��bi. - Jak si� nazywasz? - Jan. - Niemiec, Szwed? - Polak. - Ile masz lat? - Dwadzie�cia dwa. Zn�w uwa�ne spojrzenie, g��bokie zastanowienie. Wreszcie �ciszony g�os. - Masz szcz�cie, b�dziesz d�ugo �y�. Powinienem ci� zabi�. Ale nie lubi� tego. Pr�dzej czy p�niej tu ci� znajd�. Ja odje�d�am. Policji mo�esz m�wi� co chcesz. Odkr�ci� si� i wypchn�� �azika, a ten potoczy� si� bez trudu po spadzistym gruncie. Czeka�em na trzask zapa�ki. Bardzo d�ugie minuty. Ale zamiast tego zawarcza� silnik. Potem �cich� w oddali. Zosta�em sam. Jak d�ugo mo�na wytrzyma� w napi�ciu? Trwoga, zm�czenie, wszystko to jakby czeka�o na moment odpr�enia i teraz zwali�o si� na mnie. Zazna�em uczucia podobnego do uderzenia mocnej dawki alkoholu, osza�amiaj�cego, a zarazem b�ogiego. Naprawd� nie potrafi� oceni�: zemdla�em czy usn��em? Obudzi�em si� po paru godzinach. Dooko�a panowa� kompletny mrok. I cisza. Cisza, je�li nie liczy� dalekiego warkotu �mig�owca. Potem znacznie bli�ej zacharcza� jaki� silnik. Ucieszy�em si�. Zaraz kto� mnie odnajdzie. Usta mia�em wyschni�te, w g�owie szum. Skrzypn�y drzwi. - Nic nie m�w, Jan! - zabrzmia� cichy melodyjny g�os. Hindus wr�ci�. Posuwa� si� z najwy�szym trudem. Omi�t� pomieszczenie latark�. Potem popatrzy� na moj� twarz i da� mi puszk� z orze�wiaj�cym sokiem. - Pilnuj� sucze syny! - doda� tytu�em wyja�nienia. - Wszystko obstawione. Ale chyba mnie nie dostrzegli. Na czubku j�zyka mia�em