11806
Szczegóły |
Tytuł |
11806 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11806 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11806 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11806 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Artur BANIEWICZ
AFRYKANKA
Czerwone s�o�ce p�on�o nad jej g�ow�. Zamazywa�o szczeg�y i krad�o kolory,
pozostawiaj�c czarne kontury postaci, samotny refleks �wiat�a odbity od he�mu eskortuj�cego j�
�o�nierza i co�, co sprawi�o, �e moje sklejone snem powieki umkn�y jedna od drugiej,
pozwalaj�c oczom ch�on�� widok, a umys�owi zapami�tywa�.
Aureol�. Rozedrgan�, z�otor�ow� po�wiat�, kt�ra otacza�a zarys kobiecej g�owy a� po
smuk��, pochylon� ze zm�czenia szyj�.
Czu�em, �e jest wyczerpana; wyczyta�em to z rytmu, w jakim ko�ysa�a si� na grzbiecie
osio�ka, z uk�adu widocznej pod brzuchem zwierz�cia bosej stopy, o kt�rej wiedzia�em, �e jest
obola�a od marszu po skalistych bezdro�ach. Wyczuwa�em wiele rzeczy, kt�rych moje oczy nie
potrafi�y dostrzec. Jej si��, tak r�n� od si�y wbitego w pancerz �o�nierza, kt�ry prowadzi� os�a za
uzd�. I jej urod�. Te� inn�, odmienn� od urody m�odych kobiet mojego �wiata. I smutek.
Nie musia�em zagl�da� w jej oczy, na pewno wielkie, bardzo ciemne i bardzo b�yszcz�ce,
by wiedzie�, jak ma�o jest w nich rado�ci. Nie chcia�em w nie zagl�da�, cho� mog�em: koniec
mojej pryczy prawie dotyka� �ciany z zakratowanym oknem. Wystarczy�o odepchn�� si� od
glinianego muru, by dopa�� pr�t�w i ogarn�� wzrokiem wi�kszy, prawdziwszy kawa�ek �wiata.
Mo�e nawet - gdybym okaza� si� szybszy - wyci�gaj�c z ca�ych si� rami�, zdo�a�bym musn��
koniuszkami palc�w podrapan� stop� ciemnookiej. Ale nie zrobi�em tego.
By� grudzie�, z nieba la� si� �ar, od kt�rego dr�a�o powietrze, a ona jecha�a na osio�ku.
Zawsze wyobra�a�em to sobie w�a�nie tak i cho� nigdy nie wierzy�em, by u �r�de� tej wizji by�o
co� wi�cej ni� pi�kny mit, siedzia�em w bezruchu nawet wtedy, gdy po kobiecie i jej k�apouchu
pozosta�a tylko chmurka wiruj�cego w s�o�cu kurzu.
U�miechn��em si� do osadzonych w glinie krat mojej celi. By� grudzie�, z nieba la� si�
�ar, a Betlejem le�a�o raptem sto dni marszu st�d.
*
Co� zabrz�cza�o wysoko w g�rze. Podnosi�em g�ow�, kiedy p�litrowa puszka r�bn�a
mnie w potylic�.
- Jeste�cie dupa, nie oficer, Koziej. M�wi�em: t�, kt�r� trzymacie w lewej r�ce. Pust�,
Koziej. Jak na ten przyk�ad wasza g�owa.
Bez po�piechu przewr�ci�em si� na plecy.
- Po pierwsze: nie pusta, tylko w czapce - stwierdzi� z godno�ci� podporucznik Koziej,
kucaj�c przy oknie i opieraj�c kolano o krat�. - Po drugie: w lewej mia�em akurat pe�n�, co
prowadzi do wniosku, �e to wy, Koliszewski, jeste�cie... O, obudzi� si�.
Usiad�em po turecku i pos�a�em w stron� okna sm�tny u�miech.
- Czo�em, panowie - mrukn��em, masuj�c si� po czaszce. - Co to mia�o by�: wst�p do
przes�uchania?
- Wpadli�my sprawdzi�, czy kto� tu jeszcze gnije - wyja�ni� podporucznik Koliszewski.
Tak jak Koziej by� w szortach, ale brakowa�o mu wojskowego akcentu w postaci b��kitnej
czapeczki z emblematem ONZ.
- Mumifikuj� si� - poprawi�em. - A c� mia�bym robi�?
- Koziej wysun�� �mia�� hipotez�, �e pana wypu�cili. - Usiad� przed oknem i poci�gn�� z
puszki. - I �e z tej rado�ci pogna pan do miasta uchla� si� w porz�dnej knajpie.
Schyli�em si� i podnios�em puszk� z glinianego klepiska. �ywiec, w dodatku sch�odzony.
Na wszelki wypadek sprawdzi�em, czy niebieska czapeczka Kozieja nie zmieni�a barwy na
czerwon�, a jemu samemu nie sypn�� si� bujny siwy zarost. By� grudzie�, miesi�c cud�w i
�wi�tego Miko�aja.
- To dla mnie? - zapyta�em niepewnie.
- Alkohol niszczy m�zg - poinformowa� mnie Koliszewski.
- Wie co� o tym - zapewni� Koziej. - Jest pijakiem.
- Obaj jeste�my - ci�gn�� niezra�ony Koliszewski. - Lud�mi do szpiku ko�ci zepsutymi,
egoistami i �winiami.
- Wiem co� o tym. - Otworzy�em puszk�. - Jestem waszym s�siadem.
By�em nim dostatecznie d�ugo, by poprzedzi� pierwszy �yk kilkoma poci�gni�ciami nosa
i badaniem ko�cem j�zyka. Na trze�wo p�atali ma�pie figle tylko jeden drugiemu. Ale teraz
trze�wi nie byli.
- Zero myd�a - powiedzia� ze smutkiem Koziej. - Zero pieprzu i �rodk�w na
przeczyszczenie. Mo�e doktor �mia�o pi� nasz� krwawic�.
- Przyszli�cie po zwolnienie - zgad�em. - Kto� chce pos�a� was gdzie�, gdzie strzelaj�, a
nie ma piwa i lod�wek.
- Nasze stalowe rumaki czekaj� - Koliszewski pr�bowa� je wskaza� patetycznym gestem,
ale areszt przes�ania� widok na park maszynowy, gdzie na naczepach ci�gnik�w siod�owych
grza�y si� cielska czo�g�w.
- Tak sobie pomy�la�em, �e warto spe�ni� dobry uczynek - wyja�ni� Koziej. - Pom�c
bli�niemu, ot tak, bezinteresownie, jak w bajce...
- Ty?! - oburzy� si� Koliszewski. - Ty pomy�la�e�?!
- ...a gdyby uni�s� si� honorem i chcia� si� odwdzi�czy�, to nic z tego, �adne trzy
�yczenia. Jedno symboliczne �yczonko, g�ra.
Pi�em, nie spiesz�c si�, a mimo to obaj milczeli grzecznie, �l�c mi zza krat przyjazne
u�miechy dobrych ludzi.
- No - odetchn��em, odstawiaj�c puszk� pod prycz�, obok but�w. - Do rzeczy. Co to ma
by�?
Popatrzyli po sobie, szukaj�c otuchy jeden u drugiego. Koliszewski znalaz� jej odrobin�
wi�cej.
- To, co pan w domu po powrocie zastanie, a czego si� nie spodziewa - wyrecytowa�. I
ciszej, wyra�nie niepewnie, doda�: - Chyba.
- Bawicie si� w wied�min�w? - zapyta�em zdziwiony.
- Geralt Koliszewski - powiedzia� ze smakiem Koziej. - �adnie.
- A przy okazji... Mogliby�cie odda� mojego Sapkowskiego.
- Nie odda�e� doktorowi ksi��ek?! - zapa�a� �wi�tym oburzeniem Koliszewski. -
Przynosisz ha�b� korpusowi...
- Czas skaza�ca jest cenny - wszed�em mu w s�owo. - Czego chcecie?
Jeszcze raz wymienili si� spojrzeniami. Pad�o na Koliszewskiego.
- Ja cz�ek prosty, to i gada� b�d� prosto. Baby chcemy.
Przygl�da�em im si� d�u�sz� chwil�, przepuszczaj�c przez palce cenny czas skaza�ca.
Pr�bowa�em zrozumie�, na czym polega dowcip.
- I po to przyszli�cie do mnie? Tutaj?
- Faktycznie paskudne miejsce - zgodzi� si� Koziej. - Ale gnany ��dz� samiec got�w
jest...
- Ja mia�em m�wi� - przerwa� mu Koliszewski. - Baby chcemy, s�siedzie. Ona tam
schnie, s�siad tu schnie... Ca�kiem bez sensu.
- Poczucie humoru ju� mi wysch�o - oznajmi�em ponuro. - Nie wiem, w kt�rym
momencie si� �mia�.
Dali mi chwil� do namys�u. Albo sobie - do zej�cia na ziemi�.
- Chodzi o t� lask� przed pana namiotem - powiedzia� zupe�nie normalnym g�osem
Koziej. - Pomy�leli�my, �e skoro pana zapuszkowali... Oczywi�cie rozumiemy, �e jej
przemycenie kosztowa�o. Dorzucimy si�.
- Nie wiem, o czym m�wicie - wyzna�em.
- Pan straci fors� - zacz�� wylicza� na palcach. - Ona czas, czyli te� fors�. A kt�ry� z nas
okazj�.
- Tylko jeden?
- Mamy resztki przyzwoito�ci - pochwali� si� Koliszewski.
Pomy�la�em, �e w tej ulepionej z surowej gliny norze naprawd� powoli ulegam procesowi
mumifikacji. Ze zdolno�ci� dedukcji by�o u mnie nie najlepiej. Wieki temu powinienem zgadn��,
o kim m�wi�.
- W porz�dku. - U�miech, kt�ry im pos�a�em, nie by� mimo wszystko stuprocentowo
szczery. - Je�li powie: �Tak�, jest wasza.
Zanim poprawi�em poduszk�, ju� ich nie by�o.
*
Po przemianowanej na areszt lepiance sala konferencyjna wyda�a mi si� oaz� luksusu.
St� d�ugo�ci pasa startowego, wy�cie�ane krzes�a, wentylatory. Efekt pot�gowa� barwny wystr�j,
uzyskany dzi�ki imponuj�cej kolekcji zdobi�cych �ciany map, wykres�w i schemat�w
organizacyjnych, na kt�rych widok ka�dy szpieg umar�by z zachwytu, a kt�re m�wi�y wszystko o
�rodkach, planach i metodach dzia�a� UNIFE.
�adna z zasiadaj�cych przy stole os�b nie dorabia�a raczej szpiegostwem: brak
entuzjazmu a� k�u� w oczy. Inna sprawa, �e o �wicie nawet w�r�d rasowych agent�w trudno o
zapa�.
- Dzi�kuj�, sier�ancie - odsalutowa� hinduskiemu podoficerowi blondyn w nowiutkim
mundurze. - Dzie� dobry, panie kapitanie. Porucznik Jask�lski, oficer dy�urny bazy. Prosz�,
niech pan siada.
Wybra�em krzes�o naprzeciwko szpakowatego czterdziestolatka w oliwkowym
kombinezonie pilota.
- O Jezu! To Szczebielewicz ma by� tym lekarzem? - Podobnie jak Jask�lski, pos�ugiwa�
si� angielskim. - Czemu nikt mnie nie uprzedzi�, �e kompletujecie nast�pn� parszyw�
dwunastk�?
U�miechn��em si� do niego. Powitanie z jego s�siadem ograniczy�em do zdawkowego
skinienia g�ow�. W przeciwie�stwie do majora pilota Morawskiego, major kapelan Lesik nie
cieszy� si� moj� sympati�. Do siedz�cej jeszcze dalej Joli dotar� si�� rzeczy nieco dr�twy
u�miech, ale nie przej�a si� tym. Kto�, kto wygl�da jak zaspana Barbie, raczej nie popadnie w
kompleksy z takiego powodu.
- Dzie� dobry, panie doktorze - powiedzia�a cicho, rzucaj�c mi pow��czyste spojrzenie
spod uczernionych rz�s. Przez chwil� pr�bowa�em wyobrazi� j� sobie wyczekuj�c� cierpliwie
przed mym namiotem. J� - bo kt� inny wchodzi� w rachub�? Zna�em par� pa� ze sto�ecznego
szpitala UNIFE, ale �adnej, z powodu kt�rej moi s�siedzi przerywaliby libacj� i wizytowali
areszt. M�oda, �adna, wolna i - kwestia fundamentalna - sk�onna do sk�adania mi wizyt mog�a by�
co najwy�ej siostra Jolanta.
Chocia�, prawd� powiedziawszy, teraz, maj�c trze�wy, nie roz�a��cy si� od upa�u i
senno�ci umys�, nie bardzo w to wierzy�em. G�adka buzia, du�e niebieskie oczy, z�ote loki do
�opatek. Obiektywnie bior�c - co najmniej �adna dziewczyna. Faceci pewnie notorycznie ogl�dali
si� za ni� na ulicy. Czego� mi w jej twarzy brakowa�o, ale w�a�nie dlatego nie mia�a powodu
odwiedza� mnie popo�udniami. Na pewno znalaz�aby kogo�, kogo w�a�nie Barbie rajcuje.
- Major Wo�ynow z Kazachstanu. - Jask�lski wskaza� kr�pego blondyna w wieku
Morawskiego. - Kapitan Zanetti, W�ochy. - Ten dla odmiany by� m�odszy i ciemny, jak na
po�udniowca przysta�o. - Siostr�, jak rozumiem, pan zna. Polecicie razem.
- Polecimy?
- Czekamy tylko na drugiego pilota. Sprawa wynik�a do�� nagle i trzeba by�o po�yczy�
kogo� od rolnik�w. Zaraz powinien by�.
Podszed� do najwi�kszej, przedstawiaj�cej ca�� Etiopi� mapy i d�ugopisem wskaza� jaki�
punkt w pobli�u somalijskiej granicy.
- Wczoraj w okolicy osady Kasali niezidentyfikowane �mig�owce ostrzela�y... eee...
fabryk�.
- A nie kosmodrom? - Morawski nie zada� sobie trudu t�umaczenia na angielski. - Fabryka
w Ogadenie? Tam nawet dr�g nie ma. Ca�a gospodarka to paru facet�w na wielb��dach i troch�
byd�a.
- A wie pan, jak jest po angielsku garbarnia? - rzuci� mu ponure spojrzenie porucznik. -
No w�a�nie. Przepraszam, panowie - wr�ci� do urz�dowego j�zyka UNIFE. - Kontynuujmy. A
wi�c ostrzelano wie�. Przypadkiem by� tam patrol b��kitnych he�m�w. Sz�sta Brygada z Ferfer.
Odpowiedzieli ogniem i jedna maszyna spad�a. Dow�dca pr�bowa� odszuka� wrak, ale pojawi�
si� inny �mig�owiec, szturmowy. Ostrzela� naszych i rani� jednego �o�nierza.
- Co znaczy: szturmowy? - Morawski nadal zia� sceptycyzmem. - Somalia nie ma ani
jednego...
- O co chodzi z tym lataniem? - upomnia�em si�. Jask�lski pos�a� mi cieplejsze spojrzenie.
- Kasali le�y dziewi��set kilometr�w st�d i o czterysta od najbli�szego porz�dnego
szpitala. W pobli�u nie ma bezpiecznego l�dowiska, wi�c samolot nie wchodzi w gr�. Pozostaje
�mig�owiec.
- Dziewi��set kilometr�w - powt�rzy� Morawski. - No c�.
- Oczywi�cie po drodze uzupe�nicie paliwo. W Dire Dawa.
- Dire Dawa jest ostrzeliwana - wtr�ci� Zanetti. - Nie by�oby lepiej wybra� trasy wzd�u�
doliny Shebele? Mamy tam...
- Ja tylko przekazuj� rozkazy - roz�o�y� r�ce Jask�lski.
- Jedno pytanie - obieca� Morawski. - My, to znaczy wszyscy tutaj opr�cz pana, tak? I co
jeszcze? Chodzi mi o ci�ar �adunku.
- No... zabierzecie troch� lek�w...
- Troch� to znaczy ile? Sto kilogram�w? Ton�?
- Doktorze? - pos�a� mi pytaj�ce spojrzenie. Odes�a�em mu swoje: mocno zdziwione i
nieco ura�one.
- Co �doktorze�? Przyprowadzili mnie tu prosto z... - szuka�em przez chwil� angielskiego
zamiennika s�owa �pud�o�, ale oczywi�cie nie znalaz�em - z wi�zienia. Nawet nie wiem, po co.
Cudzoziemcy popatrzyli na mnie z zaciekawieniem. Jola jakby z zaniepokojeniem. Lesik
- bez �adnych emocji.
- Nie? My�la�em, �e... no, niewa�ne. Leki ju� s�. Macie je tylko zawie��. Niewiele tego -
m�wi� coraz wolniej, najwyra�niej dochodz�c do jakiego� nieprzyjemnego miejsca. - I jeszcze
co�.
- No? - ponagli� go Morawski.
- Z lekami poleci kto� z etiopskiego ministerstwa rolnictwa. Jedna osoba. Z... no,
powiedzmy... baga�em.
- Co znaczy: �Powiedzmy baga��?
- Mo�e po prostu poka�� panu rozkazy - u�miechn�� si� blado Jask�lski. - A pan,
doktorze, niech skoczy do siebie po rzeczy. Za p� godziny startujecie.
*
Dochodz�c do namiotu Kozieja i Koliszewskiego, nie spieszy�em si�. M�j spoczywaj�cy
pod ��kiem plecak, zgodnie z obowi�zuj�cymi w kontyngencie zasadami, zawiera� wszystko,
czego potrzeba, by w spos�b stosunkowo cywilizowany prze�y� w buszu. Doszed�em do
wniosku, �e mam mn�stwo czasu. B��d polega� na tym, �e pomin��em czynnik s�siad�w.
Najpierw, tu� za rogiem ich namiotu, nadzia�em si� na stolik zasypany czasopismami
typu �Playboy dla doros�ych� i puszkami po piwie. By� to niewinny wst�p do kolejnej
niespodzianki, kt�r� mnie uraczyli. Przed wej�ciem do mojego namiotu, po��czony z nim ko�cem
uzdy, drzema� na stoj�co spory osio�.
Gapi�em si� na niego ca�e wieki, a potem r�wnie d�ugo rozgl�da�em si� po okolicy,
szukaj�c jakiego� logicznego wyja�nienia. Nie znalaz�em. M�j namiot sta� na skraju rz�du
bli�niaczych namiot�w, rozdzielonych k�pami krzew�w i ocienionych paroma rachitycznymi
drzewkami. Z przodu ci�gn�a si� d�uga �ciana tartacznej hali, ale tartak nie pracowa� od lat, le�a�
w obr�bie obozu i nie by� miejscem, po kt�rym w��czyli si� tubylcy ze swoimi os�ami. Po
prawej, za zasiekami, znajdowa�o si� podmiejskie �mietnisko, pami�taj�ce dawne, dobre czasy,
gdy ze stolicy wywo�ono �mieci. By�o to naprawd� dawno - ca�y teren zd��y� zarosn�� suchymi
badylami. Zdesperowany zamachowiec m�g� przy du�ym szcz�ciu zakra�� si� od tej strony -
zwyk�e szcz�cie nie wystarczy�oby przeciw strzeg�cej nas elektronice - ale nie potrafi�em
wyobrazi� sobie, jak i po co przerzuca�by przez p�ot to bydl�.
Ze wszystkich pozosta�ych stron roz�o�y� si� wojskowy ob�z, pe�en ludzi, broni i
pojazd�w, ale na pewno nie os��w.
Pomijaj�c te dwuno�ne.
- Koziej i Koliszewski! - wrzasn��em. - Zbi�rka przed namiotem!
Zbli�a�a si� oficjalna pobudka, nie zdziwi�em si� wi�c, kiedy wyszli, zaspani i ziewaj�cy,
ale ju� cz�ciowo ubrani, zaledwie po kilkunastu sekundach.
- O! - zdziwi� si� Koliszewski. - Doktor nawia� z celi �mierci.
- To ta krata - wysun�� hipotez� Koziej. - Jak si� opar�em, ma�o nie wypad�a;
przytrzymywa� musia�em... Dzie� dobry, s�siedzie.
- Co to jest? - warkn��em, wskazuj�c palcem.
- Jakbym by� dobry z biologii, te� bym poszed� na medycyn� i op�dza� si� teraz od
panienek - westchn�� Koliszewski. - Ale po mojemu to mo�e by� osio�. Jak my�lisz, Koziej?
- Jestem kawalerzysta, ale pancerny. Sk�d mam wiedzie�?
- Sk�d go wytrzasn�li�cie? - Nadal by�em twardy.
- My? To s�siad sobie zam�wi� luksusow�, mobiln� dziewuch�.
Koziej rechoc�c zwali� si� na stolik. Pr�bowa�em si� nie �mia�, ale przyk�ad okaza� si�
zbyt zara�liwy.
- No dobrze - powiedzia�em, gdy troch� mi przesz�o. - Co jest grane? Jaka dziewucha?
Nie otrze�wieli�cie po wczorajszym?
- Czarna i zimna jak g�az - westchn�� ponownie Koliszewski. - Nie wiedzia�em, �e
Afrykanki potrafi� by� takie. Wszystkiego pr�bowali�my: piwa, w�dki, czekolady, inteligentnej
rozmowy... Koziej przekartkowal wszystkie nasze �wierszczyki; emerytce by zwilgotnia�o... I
nic.
- Wp�dzi�a nas w kompleksy - Koziej uni�s� g�ow� znad sto�u. - Jestem k��bkiem
nerw�w, m�j Bo�e... Taki wstyd.
- Nawet kocem wzgardzi�a - doda� Koliszewski. - Wola�a t� szmat�.
Dopiero teraz zwr�ci�em uwag� na bur� p�acht�, le��c� w nie�adzie przy wej�ciu do
mojego namiotu.
- Chcecie powiedzie�...?
Nie doko�czy�em. P�no, bo p�no, ale obrazek zaz�bi� mi si� w ko�cu z czym�, co
wczoraj zobaczy�em.
- Oho, a oto i Panna Lod�wka - mrukn�� Koziej.
Odwr�ci�em si� powoli.
W r�owym �wietle poranka okaza�a si� zwyk�� dziewczyn� z krwi i ko�ci. Troch�
zaspan�, troch� potargan�, o ile mo�na u�y� tego s�owa w odniesieniu do rodowitej mieszkanki
Czarnego L�du. Inna sprawa, �e trudno by�oby uzna� j� za typow� Amhark�: czarne, zebrane nad
lewym uchem w�osy l�ni�y i wi�y si�, zamiast w�ciekle skr�ca�, d�ugi nos rozszerza� si�
nieznacznie tylko przy nozdrzach, a sk�ra mia�a barw� bli�sz� miedzi ni� mlecznej czekoladzie.
By�a wysoka, odrobin� tylko ni�sza ode mnie, szczup�a i d�ugonoga. Susza i wojny wstrz�saj�ce
krajem sprawi�y, �e trzy czwarte Etiopczyk�w przypomina�y obci�gni�te sk�r� szkielety, ale ona
by�a po prostu szczup�a.
- M�j Bo�e - pokr�ci� g�ow� Koziej. - Taka maszyna...
Nie musia�em pyta�, co ma na my�li. Dziewczyna mia�a na sobie spi�ty na lewym
ramieniu kawa�ek zielonej, lekkiej tkaniny, fakt, �e spory i okrywaj�cy cia�o a� po kolana - ale
praktycznie nic wi�cej. Pasiasta r�owo-z�ota chusta, zarzucona na ramiona, nie liczy�a si� jako
ubranie: mo�na by przez ni� czyta�. W sumie str�j os�ania� bardzo wiele, nie by� jednak w stanie
przes�oni� podstawowego faktu: �e tam, pod spodem, znajduje si� doskonale uformowane, nagie,
kobiece cia�o.
Bose stopy, tak jak przypuszcza�em, by�y podrapane. I tak, jak przypuszcza�em, nie
przeszkadza�o to ciemnosk�rej porusza� si� z lekko�ci� i wdzi�kiem, o kt�rym niejedna baletnica
mo�e tylko marzy�.
- Dzie� dobry, czarnulko - wyszczerzy� z�by Koliszewski. - Nie masz poj�cia, ile straci�a�
tej nocy. Z tak� jak ty m�g�bym przerobi� ca�y taki �wierszczyk - tr�ci� le��ce na stole
magazyny. - Mia�aby� �licznego, zdolnego dzidziusia i takie wspomnienia, �e ho, ho.
K�ciki pe�nych, ale tylko pe�nych, nie odpychaj�cych nadmiarem ust unios�y si�, tworz�c
uprzejmy, zdawkowy u�miech. Niedosz�a szcz�liwa matka zatrzyma�a si� przed nami i rzuci�a
mi troch� niepewne, a troch� zaciekawione spojrzenie.
- Tw�j romantyzm wp�dzi ci� do grobu - stwierdzi� Koziej. - Dzidziu�? Popatrz tylko na
ni�. Czy tak wygl�da uczciwa etiopska dziewczyna? Kocha� si� z tak� na wariata to jak gra� w
rusk� ruletk�. Dobrze m�wi�, doktorku?
Skin��em g�ow�. Trudno wypiera� si� w�asnych s��w, szczeg�lnie wobec kogo�, kto
zmienia� moje obowi�zkowe dla obu stron pogadanki o higienie w autentyczny kabaret.
- Pr�bowali�cie z ni� m�wi� po angielsku? - zapyta�em, patrz�c w oczy dziewczyny. By�y
du�e, ale nie tak ciemne, jak sobie wyobra�a�em.
- Te� na to wpadli�my - pochwali� si� Koliszewski. - Dobra, droga dziwka powinna cho�
troch� zna� angielski. A tu ani be, ani me. W�a�nie to mi si� w niej podoba: nie jest zepsuta.
- Jemu si� podoba, �e pewnie nie jest droga - zdemaskowa� koleg� Koziej. - Jak dla mnie
to musi by� dziewczyna z g��bokiej prowincji. Mieszka�a gdzie�, gdzie mo�na by� tak biednym i
dzikim, by chodzi� boso, a zarazem nie umrze� z g�odu. Znudzi�o jej si� biega� z dzid� po buszu,
wi�c zapakowa�a dobytek na os�a i przyjecha�a robi� karier� w stolicy. A swoj� drog�... jak pan
j� wyhaczy�?
- Nie mam poj�cia, kto to jest - westchn��em z rezygnacj�.
- Ju� wiem! - ucieszy� si� Koliszewski. - Pami�tacie Jekylla i Hyde�a? Widocznie to u
was skaza zawodowa. Jak sobie medyk da w szyj�, to biega po burdelach, zamawia panienki, a
potem trze�wieje, robi wielkie zdziwione oczy, �e niby kto? Ja? A w �yciu!
Dziewczyna zarzuci�a nagle chust� na g�ow�, pochylaj�c si� przy tym. Spod ods�oni�tej
pachy b�ysn�o diamencikami osadzonych na w�osach kropelek wody. Kr�tko, bo po��czy�a ten
ruch z obrotem na pi�cie.
Patrzy�em na jej plecy, kiedy schyla�a si� nad le��cymi obok os�a jukami, i pr�bowa�em
odpowiedzie� sobie na pytanie, c� takiego niezwyk�ego kryje si� w zarysie kobiecego karku.
Wzajemny uk�ad s�o�ca i zarzuconej na g�ow� chusty by� inny i dziewczyny nie otacza�a ju�
po�wiata. Prawdopodobnie nigdy wi�cej nie dane jej b�dzie ukaza� si� �adnemu m�czy�nie w
dr��cym blasku aureoli - musia�by by� zaspany, patrze� z do�u, praktycznie z poziomu ziemi,
przez ciasne okienko, kt�re sprawi, �e wida� j� b�dzie albo w jednej linii ze s�o�cem, albo wcale.
Musia�aby jecha� bokiem na osio�ku, w upale, musia�by ko�czy� si� grudzie�, a m�czyzna
musia�by urodzi� si� gdzie�, gdzie koniec grudnia jest czasem szczeg�lnym.
Zbyt wiele by�o tych zastrze�e�.
Bose stopy dziewczyny by�y rudoszare od kurzu etiopskich dr�g. Nie pr�bowa�a ich my�,
cho� wilgotne obrze�a dekoltu sugerowa�y, �e w�a�nie skorzysta�a z jakiego� kranu. Taki sam
rudoszary nalot pokrywa� te miejsca jej sukni, w kt�re wsi�ka� pot. Nawet ��to-r�owa chusta,
p�on�ca wczoraj �ywym ogniem czystego �wiat�a, sta�a si� jedynie kawa�kiem przybrudzonego
perkalu.
Dla ka�dego, z ni� sam� w��cznie. Ale nie dla mnie. Nie mog�em wymaza� z pami�ci
tych kilku sekund zawieszenia mi�dzy jaw� a snem; chyba nawet chcia�em, ale ju� wtedy
czu�em, �e nic z tego nie b�dzie.
Odwr�ci�a si� i podesz�a na tyle blisko, �e poczu�em ulotny zapach jej cia�a. Nie
potrafi�bym go nazwa�; wszystko, co da�o si� stwierdzi�, to to, �e si� pojawi�.
- Patrzcie pa�stwo - us�ysza�em g�os Kozieja. - Faktura. Co to si� porobi�o... Ciekawe, czy
p�atny seks mo�na odliczy� od podatku?
Br�zowa d�o� o paznokciach koloru orzech�w zawis�a przed m� piersi�. Kartka, format
A4, z�o�ona, zaskakuj�co czysta.
Ostro�nie uj��em papier. Nie dotkn�li�my si�.
- Od podatku mo�e - zgodzi� si� Koliszewski. - Ale stawk� ubezpieczenia to doktorkowi
podnios� jak nic. One tu w Afryce wszystkie albo ju� z�apa�y Adasia, albo s� na dobrej drodze.
- Cholera - wymamrota�em.
- Pora�enie cen� - wysun�� hipotez� Koziej.
- �Kapitan Szczebielewicz - odczyta�em. - Prosz� zapewni� daleko id�c� opiek�
przedstawicielce Ministerstwa Rolnictwa Rep. Etiopii pannie G. Asmare w zakresie
zakwaterowania, konsultacji medycznej i transportu do m. Kasali, a tak�e przekaza� w miar�
mo�liwo�ci leki i �rodki opatrunkowe wed�ug za��czonego spisu�.
- Podpisano: �Gen. bryg. Adam Zar�ba� - doko�czy� Koliszewski, nie patrz�c na
opatrzony oenzetowskim logo arkusz, za to u�miechaj�c si� �ajdacko. Pos�a�em mordercze
spojrzenie najpierw jemu, potem Koziejowi. Uczciwi ludzie padliby mo�e nie martwi, ale
przynajmniej w drgawkach.
- Jak wr�c�, to was zabij� - obieca�em.
- Idziem w b�j - oznajmi� dumnie Koliszewski. - Mi�dzy przemytniki, muzu�many,
szakale i insze plugastwo. Kres�w broni�. C� nam, strace�com, pogr�ki waszmo�ci.
- Moment, s�siedzie - uni�s� palce Koziej. - Jedno zastrze�enie: pokaza�a nam ten kwit
dopiero na dobranoc, jak wystrzelali�my ca�� amunicj�. Pewnie my�la�a, �e z zemsty ka�emy j�
wywali�.
- Ju� nie �yjecie - rzuci�em twardo.
Dziewczyna u�miecha�a si� przyja�nie do ca�ej naszej tr�jki. Mia�a ba�agan w genach, ale
niezale�nie od tego, ilu jej przodk�w przyw�drowa�o zza m�rz i pusty�, u�miech odziedziczy�a
po najczarniejszych z protoplast�w. By� szeroki, �nie�nobia�y i po dzieci�cemu radosny.
- Miss Asmare - powiedzia�em powoli, by d�u�ej mie� pretekst do zagl�dania jej w twarz.
- Do you speak English?
Dorzuci�a gar�� kpiny do swego u�miechu, a ja prze�y�em lekki wstrz�s, bo nawet bez
przecz�cego ruchu g�owy wida� by�o, �e kpi z w�asnej ignorancji.
- M�wi�em, �e nie m�wi - przypomnia� Koliszewski. - W tym ca�y dramat, nawiasem
m�wi�c. Gdyby by�a w stanie doceni� nasz� elokwencj�, si�� nie wygoniliby�my dziewczyny z
namiotu. A swoj� drog� kiepsko tu z kadrami, skoro panienka z ministerstwa nie zna j�zyk�w.
- Mieli tu makaroniarzy - popisa� si� wiedz� historyczn� Koziej.
- No dobra, niech ci b�dzie. Ale buty to kto jak kto, ale W�osi znali, nawet za Benita. Czy
Etiopia le�y ju� tak bardzo, �e go�ci z ministerstwa nie sta� na buty i majtki?
- Wie pan chyba wi�cej od nas - mrukn��em, zerkaj�c w stron� bioder panny G. Asmare. -
No nic, panowie. Na mnie czas. Musz� si� przebra�.
*
M�j pistolet le�a� w depozycie, wi�c wypraw� na wschodnie kresy Etiopii rozpocz��
musia�em od ponownej wizyty w kompleksie sztabowych blaszak�w. By�o to o tyle niezr�czne,
�e odtr�biono ju� pobudk� i przez ca�� drog� czu�em na sobie dziesi�tki, je�li nie setki
ciekawskich spojrze�. Oficer z plecakiem, ale bez pasa, w towarzystwie czarnosk�rej wie�niaczki
i os�a musia� budzi� sensacj�.
Przed wej�ciem powstrzyma�em dziewczyn� ruchem d�oni, zdj��em tornister i
wygrzeba�em zeszycik z opracowanym na potrzeby �o�nierzy kontyngentu s�owniczkiem polsko-
angielsko-amharskim. Odszuka�em s�owo �czeka� i wskaza�em palcem.
- Mam nadziej�, �e chocia� czyta� umiesz - u�miechn��em si� i prawie natychmiast
straci�em dobry humor, bo panna Asmare podsun�a mi z kolei przed nos nast�pny arkusz A4,
tym razem z list� medykament�w. - Cholera, jeszcze i to... S�uchaj: zaraz lecimy - pokaza�em
niebo i zacz��em zatacza� szybkie kr�gi d�oni�. - Helikopter, wrrr... Rozumiesz? Tam -
wskaza�em wschodni� cz�� �wiata. - Kasali. Zaraz. - Tym razem pokaza�em na zegarku. - Nie
ma czasu. Nie zatrzymam maszyny dla paru...
Szarpn�a gniewnie brzegi kartki.
- No dobrze. Czekaj tu. Pilnuj plecaka. I daj ten papier.
Pewnie nic nie zrozumia�a, ale pozwoli�a mi wej�� do budynku razem ze specyfikacj�.
Jask�lskiego nie by�o. Mojego wista te�. W zamian za podpis brazylijski pomocnik oficera
wr�czy� mi inny, nowy pistolet.
- Mog� zadzwoni�? Dzi�ki.
Wybra�em numer izby chorych, przedyktowa�em piel�gniarce kr�tki spis i za��da�em
dostarczenia ca�o�ci na l�dowisko. Wyszed�em, wzi��em tornister, skin��em na dziewczyn� i
pilnuj�c tym razem, by�my szli rami� w rami�, zacz��em budowa� za pomoc� s�ownika zdanie
maj�ce brzmie�: �Jak zamierza pani za�atwi� problem os�a?� Opr�cz widoku wyszczerzonych
rado�nie z�b�w wiele nie zyska�em.
W s�siedztwo pomalowanego na bia�o soko�a dotarli�my r�wnocze�nie z landroverem,
kt�ry wyplu� czerwonego z pasji cywila z wielk� torb� podr�n�. Przybysz mia� trzydzie�ci lat,
urod� hollywoodzkiego gwiazdora, d�ugie jasne w�osy spi�te w kucyk, d�insy, bia�� koszulk� i
okulary przeciws�oneczne. Mia� te� pretensje do majora Morawskiego.
- To zwyk�e dra�stwo! R�ne cuda widzia�em, ale to ju� przegi�cie! Macie cztery w�asne
za�ogi! I co, wszyscy nagle bole�ci dostali?!
- Mnie pytasz? - zapyta� ponurym g�osem Morawski.
- Tw�j wiatrak, nie? - blondas kopn�� m�ciwie ko�o �mig�owca. - To kogo mam pyta�?
Nikt nie chce s�ucha�, �e te� mia�em plany! Lecisz, koniec, kropka. Bo wojsko ma sraczk�.
Ciekawe, �e jak trzeba lecie� nad jakie� jezioro, to si� kolejka...
- Pan jest drugim pilotem? - zapyta� ma�o przyjaznym tonem kapelan. - No, w ko�cu.
Landrover odjecha� i cho� nie chowali�my si� za nim, w�a�nie teraz spojrzenia obecnych
skupi�y si� na naszej grupce. Bo grupk�, czy mi si� to podoba�o, czy nie, tworzyli�my.
- Ile mo�na dosta� w Etiopii za zastrzelenie rz�dowego os�a?, - zapyta� Morawski po
chwili znacz�cego milczenia.
- Lepiej: o�licy. - U�miech siostry Joli by� zadziwiaj�co zimny jak na kogo� o urodzie
lalki. - Sam tu nie przylaz�.
Zatrzyma�em niepewne spojrzenie na Jask�lskim.
- Zajmie si� nim pan? - skin��em g�ow� w stron� k�apoucha.
- Os�em? - zdziwi� si�. - To pan nie wie? Leci z wami.
- Bardzo �mieszne. - Nikt si� jako� nie �mia�. Nagle przejrza�em na oczy. - Jezu, chyba
�artujecie... Osio�?! Do Ogadenu?!
Morawski d�wign�� si� bez zapa�u.
- Ko�cz wa��, wstydu oszcz�d�... Dobra, �adujemy bydlaka. Ona - wskaza� Etiopk� - zna
jakie� j�zyki?
- Sw�j - mrukn��em.
- Fajnie. Kolego Olszan, bierzecie fors� od ich Ministerstwa Rolnictwa. Pom�cie
kole�ance wprowadzi� na pok�ad firmowy pojazd.
- Odwal si� - warkn�� blondyn. - Nie jestem wo�nic�. I w �yciu nie widzia�em, �eby kto�
�mig�owcem os�y wozi�. Tylko jaki� durny trep m�g� wpa�� na taki pomys�. Co to ma by�?
Kawaleria powietrzna?
- Zaraz. - Powoli dochodzi�em do siebie. - O co tu chodzi?
- Dosta�em podpisany przez Zar�b� rozkaz - wzruszy� ramionami Jask�lski. - Jego
sekretarka dzwoni�a i pyta�a, czy pilot nie robi problem�w z powodu os�a.
- Robi - zapewni� Morawski. - Ale mus to mus. Przyprowadzicie �yraf�, to te� polec�.
Ostatecznie ja tylko kieruj� t� ark�.
Powiedzia�, co mia� do powiedzenia, odwr�ci� si� i do��czy� do Wo�ynowa. Dopiero teraz
zauwa�y�em, �e przedstawiciel Kazachstanu krz�ta si� po kabinie, mocuj�c pasy do zaczep�w.
Wszystkie cztery soko�y polskiego kontyngentu by�y maszynami wielozadaniowymi, czyli,
m�wi�c inaczej, zaopatrzono je w mn�stwo punkt�w mocowania, mog�cych przytrzyma� tuzin
siedze�, palety, dwie pary noszy czy zbiorniki. Oczywi�cie nie r�wnocze�nie, ale wn�trze by�o
funkcjonalne i w gr� wchodzi�y r�ne kombinacje ludzi oraz �adunk�w.
Zajrza�em do �rodka. Nosze wisia�y pod sufitem, medykamenty trafi�y do baga�nika. Sam
baga�nik przes�oni�ty by� blokiem trzech wygodnych foteli samochodowego typu. Reszta
pasa�er�w, nie licz�c os�a, musia�a zadowoli� si� zamocowan� wzd�u� lewej �cianki �awk�. Przy
prawej �ciance ustawiono dodatkowy zbiornik. Osio� te� mia� tam trafi�. Pasy pod pier� i brzuch
ju� czeka�y. Pozostawa�o go tylko wprowadzi�.
- Ma kto� marchewk�? - zapyta�em ponuro, oceniaj�c r�nic� poziom�w mi�dzy ziemi� a
progiem kabiny.
- Mo�e poszukam t�umacza - zaproponowa� niepewnie Jask�lski.
- Zna o�li? - zapyta�em cierpko.
- No nie, ale ta czarna... Trzeba by jej wyja�ni�, o co chodzi. Mo�e jako� wprowadzi
tego...
- ...�mierdziela - doko�czy�a Jola. Stara�a si� trzyma� mo�liwie daleko zar�wno od os�a,
jak i od jego w�a�cicielki.
- Co� z tym trzeba zrobi� - wyrazi� swoj� opini� Lesik. - Przecie� nie b�dziemy
podr�owa� razem z os�em. To �mieszne.
- Obawiam si�, �e b�dziemy - mrukn��em.
- Jestem oficerem i kap�anem - przypomnia� zimno.
- Dawno temu pewna dziewczyna przyjecha�a do Betlejem na osio�ku - wzruszy�em
ramionami. - Ale fakt: ani gwiazdek, ani �wi�ce� nie mia�a. Tylko ci�ki brzuch i obola�e nogi.
Do�� d�ugo panowa�o milczenie tak intensywne, �e mo�na by je kroi� no�em i
sprzedawa� pechowcom mieszkaj�cym wok� Ok�cia. Nawet panna G. Asmare przygl�da�a mi
si� badawczo, ma�puj�c wszystkich obecnych.
- Do roboty - przerwa� cisz� Morawski.
Panna Asmare z�apa�a k�apoucha kr�tko przy pysku, podprowadzi�a do drzwi soko�a.
Pomrukuj�c pieszczotliwie i ostrzegawczo zarazem, unios�a nog� i postawi�a j� na stopniu.
- To nie b�dzie takie proste - stwierdzi� Morawski, ale kiedy z�apa�em za siod�o, chwyci� z
drugiej strony. - Co ona chce...?
Udzieli�a mu odpowiedzi, jednym p�ynnym i do�� ryzykownym ruchem pokonuj�c
metrow� r�nic� poziom�w i ci�gn�c na siebie trzymany obur�cz pysk. Zapar�em si� z ca�ych si�,
oczekuj�c gwa�townego szarpni�cia w ty�. Major, najwyra�niej te� nie maj�cy ochoty ogl�da�
wylatuj�cej jak z procy dziewczyny, wzi�� ze mnie przyk�ad. Obaj wyl�dowali�my na kolanach:
wredne bydl� lekko i bez �adnej niech�ci wystrzeli�o nagle w g�r�. Zd��y�em dostrzec
odskakuj�c� na bok Etiopk�, po czym grzmotn��em barkiem o burt� maszyny.
Morawski podni�s� si�, kln�c pod nosem, otrzepa� spodnie, sprawdzi�, czy nikt nie zosta�
stratowany, i poszed� w �lady Olszana, zajmuj�c miejsce w fotelu pilota. W chwil� p�niej przed
�mig�owcem zatrzyma�a si� sanitarka. Kiedy odbiera�em karton z lekami, zaj�cza�a turbina.
- To te� dla pana - Jask�lski wr�czy� mi kopert�. - Rozkazy.
- A� tak formalnie?
- To daleki lot! - Robi�o si� g�o�no, stopniowo musieli�my przechodzi� do krzyku. - No i
kwestia dow�dztwa!
- Nie rozumiem!
- Pan nimi dowodzi! - wskaza� wyj�c� maszyn�. - Lepiej mie� papier, jak si� jest
kapitanem, a trzeba komenderowa� majorami! No nic, powodzenia! Przywie�cie ch�opaka
�ywego!
*
Instrukcja mie�ci�a si� na jednej kartce. Morawski zapozna� si� z ni�, nim
przekroczyli�my do�� p�ynn� granic� Addis Abeby, kiwn�� g�ow� i zaj�� si� lawirowaniem
mi�dzy g�rskimi szczytami. Z�o�y�em papier i wr�ci�em do przedzia�u pasa�erskiego. Uchyli�em
si� przed ciosem o�lego ogona i rozejrza�em si� za wolnym miejscem.
Wielkiego wyboru nie by�o: miejsca pierwszej klasy, te z ty�u, zosta�y b�yskawicznie
zaj�te przez Jol�, Lesika i Zanettiego, kt�remu, s�dz�c z kierunku spojrze�, bardziej chodzi�o o
blondyn� w kusych szortach ni� mi�kki fotel pod zadkiem. Wo�ynow, wyra�nie senny, kiwa� si�
na tylnym ko�cu obci�gni�tej derm� �awki. O�li pysk, obw�chuj�cy jego nog�, wyra�nie go nie
wzrusza�.
Przedstawicielka etiopskiego rz�du przysiad�a skromnie na przeciwleg�ym ko�cu �awki.
Najdalej jak si� da�o od ludzi, kt�rzy mieli jasn� sk�r�, okrywali j� prawdziwymi ubraniami i
nosili buty. Inna sprawa, �e co druga rdzenna Polka, wepchni�ta przez los do pe�nego
nieznajomych wn�trza, usiad�aby tak samo. Mog�em zaj�� miejsce technika pok�adowego w
przej�ciu mi�dzy przedzia�ami albo to obok niej. R�nica sprowadza�a si� do widok�w.
Malowniczy krajobraz albo profil ponurego os�a, kt�ry w ka�dej chwili m�g� straci� cierpliwo��.
Afryka z lotu ptaka jest pi�kna. Nikt rozs�dny nie m�g�by mie� pretensji, �e...
Usiad�em obok dziewczyny o imieniu zaczynaj�cym si� na �G�.
Przez d�u�szy czas panowa�o milczenie. �oskot wirnika uniemo�liwia� sensown�
rozmow�. Na szcz�cie mieli�my na pok�adzie chocia� jednego pilota, kt�ry przywyk� do my�li,
�e z ty�u ma pasa�er�w, a nie desant, i �e ci pasa�erowie mog� oczekiwa� od lotu czego� wi�cej
ni� wysadzenia w miejscu, gdzie nie strzelaj� zbyt g�sto.
- Niech pan za�o�y s�uchawki! - zaproponowa� przechodz�cy od siedzenia do siedzenia
Olszan. - Puszcz� wam muzyk�!
Powt�rzy� to jeszcze trzy razy, kucaj�c dok�adnie naprzeciw �rodkowego z trzech foteli i
przytrzymuj�c si� go�ych kolan Joli. W zasadzie wybra� optymalny wariant, ale ujrza�em w nieco
innym �wietle jego bezinteresown� uprzejmo��.
S�uchawki, wyposa�one te� w mikrofony, wisia�y przy pulpitach rozm�wnic. M�j
znajdowa� si� nad lewym ramieniem Etiopki. Odpi��em pas, wsta�em i w�a�nie wtedy maszyna
wpad�a w jaki� powietrzny wyb�j.
Nie planowa�em tego: r�ka sama z�apa�a si� ods�oni�tego barku dziewczyny. Albo raczej:
m�odej kobiety. Kiedy odwr�ci�a nieznacznie g�ow�, chroni�c nasze nosy przed zderzeniem, a
mo�e tylko, jak wi�kszo�� ludzi, unikaj�c widoku obcych oczu tu� przed twarz�, zauwa�y�em
delikatn� siateczk� rys w miejscach, gdzie zbiegaj� si� powieki. Jej sk�ra by�a �wie�a, ale ju� nie
�wie�o�ci� nastolatki; panna Asmare urodzi�a si� najmniej �wier� wieku temu i jak na
afryka�skie standardy by�a ju� pann� lekko podstarza��.
Cofn��em d�o�. Za szybko. Odwr�ci�a g�ow� o dalsze kilkana�cie stopni i przez chwil� jej
regularny profil zlewa� mi si� w oczach z mglistym profilem jakiej� filmowej bohaterki, pi�knej,
szlachetnej i spoliczkowanej przez m�a brutala. Oczywisty idiotyzm - nic si� nie zgadza�o.
Mimo to moja prawa r�ka, nie pytaj�c o zgod�, zerwa�a z uchwytu nie jeden, a dwa komplety
s�uchawek. Mo�e gdyby trzeba by�o je pod��czy�, wykona� jeszcze jeden ruch, zd��y�bym si�
wycofa�. Ale ko�c�wki tkwi�y w gniazdkach. Opad�em na �awk� i po sekundzie wahania
po�o�y�em na kolanach dziewczyny jeden z zestaw�w. Nie widzia�em, jak go zak�ada�a.
Patrzy�em uparcie na wyra�nie zdziwion� Jol� i dopiero po d�u�szej chwili wyczu�em ostro�ny
ruch po swej lewej stronie.
- Bez przesady, panie doktorze. - Odezwali si� r�wnocze�nie: Elvis i siostra Jolanta. - I
tak jest szcz�liwa, �e leci.
- S�ucham? - By�em troch� rozkojarzony, m�j organizm dziwnie reagowa� na s�siedztwo
nagiej miedzianosk�rej dziewczyny maj�cej na sobie tylko zielone prze�cierad�o. Albo raczej:
reagowa� niepokoj�co naturalnie.
- Samym lotem do ko�ca �ycia b�dzie szpanowa� u siebie na wsi.
Teraz zrozumia�em. W gruncie rzeczy my�leli�my o tym samym.
- �a�uje jej pani? - zdoby�em si� na u�miech.
- Po prostu naogl�da�am si� zbyt wielu etiopskich wszy, �wierzbu... Kto� przecie� za�o�y
po niej te s�uchawki.
- Pani Jolu - powiedzia�em �agodnie - ona pracuje w ministerstwie.
- Pan w to wierzy? - roze�mia�a si�. - Wystarczy spojrze�...
- Mo�e jaki� jej krewny pracuje - odezwa� si� Lesik. M�wi� do niej; na mnie od pocz�tku
stara� si� w og�le nie patrze�. Z wzajemno�ci� zreszt�. - W Afryce w�adza jest po to, by z niej
czerpa� gar�ciami. S� jak dzieci: �adnych zahamowa�. Ich wojny maj� w sobie co� z
porachunk�w mi�dzy bandami wyrostk�w. Dlatego s� takie okrutne. Dzi� bez zbrojnej eskorty
nawet misjonarz nie bardzo mo�e wyj�� z hotelu.
- Nadal zjadaj�? - Nie mog�em si� powstrzyma�. Jola zachichota�a, do�� szybko jednak
zapanowa�a nad sob�.
- Bardzo zabawne - rzuci� zimno Lesik. - Szkoda, �e zapomnia� pan doda�, kto tak
naprawd� morduje w Etiopii ksi�y.
- Wszyscy - wzruszy�em ramionami.
- Pana ulubie�cy. Komuni�ci Mojlego.
- To ten gruby w bia�ym mundurze? - zapyta�a Jola.
- Gruby to genera� Degawi - sprostowa�em po sekundzie wahania. Nie by�em pewien, czy
faktycznie nie wie. Teoretycznie mog�a po prostu la� oliw� na wzburzone wody. - Mojle jest
chudy i nosi okulary. Ale komunist� raczej trudno go nazwa�: przymierza si� pono� do restytucji
cesarstwa. Nawiasem m�wi�c, to on wygra� wybory.
- Zdaniem Hawany i Pekinu - stwierdzi� z satysfakcj� Lesik.
- I Sztokholmu.
- Nie znam si� na tym - wyzna�a Jola. - Nie interesuj� si� polityk�. To znaczy owszem, na
wybory chodz� - zastrzeg�a si�. - Ale tutaj... Jaka to r�nica, czy rz�dzi Sambo czy Bambo?
- Ma�a - przyzna� Lesik. - To, czy bawi� si� akurat w komunizm, nacjonalizm czy nawet
chrze�cija�stwo, nie zmienia faktu, �e to wszystko jest przygn�biaj�co powierzchowne. Mojle
dzi� przeprowadza reform� roln�, jutro og�osi si� cesarzem i zacznie broni� plantator�w przed
ch�opstwem, a pojutrze, kto wie?, mo�e przejdzie na islam. To czerwony aparatczyk, szkolony w
Moskwie. Chor�giewka, dok�adnie jak ci nasi. Tyle �e panowie z SLD s� troch� sprytniejsi.
- Podobno Murzyni maj� ni�sz� inteligencj� - pochwali�a si� erudycj�. - W �Wyborczej�
pisali, �e w Stanach robili takie testy. Za to s� lepsi w sporcie, w bieganiu...
- Maj� bodaj�e inn� budow� st�p - wyja�ni� Lesik. - Rasa to nie tylko kwestia ilo�ci
pigmentu. Ale g��wny problem to r�nice kulturowe. Czy si� to komu� podoba, czy nie - rzuci�
mi wymowne spojrzenie - wsp�czesna cywilizacja wyros�a z chrze�cija�stwa. Do kolorowych
prawda dotar�a p�no, niekiedy wcale...
- Gwoli �cis�o�ci. - Nie mog�em powstrzyma� si� ani przed polemik�, ani przed rzutem
oka na zbudowane inaczej stopy, spoczywaj�ce obok moich wojskowych kamaszy. - Etiopia jest
chrze�cija�ska o po�ow� d�u�ej ni� Polska.
Nie wiem, jak gapi�c si� na nogi dziewczyny, wyczu�em, �e si� u�miechn�a. Ale tak
w�a�nie by�o. Kiedy unios�em wzrok, wci�� mia�a ten u�miech na twarzy. Troszk� za p�no
zorientowa�a si�, na co patrz�. Odruchowo odwr�ci�a g�ow�, ale prawie r�wnie szybko zda�a
sobie spraw�, do jakiego stopnia sp�ni�a si� z unikiem. Du�o wolniej obr�ci�a twarz jeszcze raz,
uk�adaj�c jej mi�nie w lekko rozbawionym u�miechu, m�wi�cym: �No i przy�apa�e� mnie�. Nie
wygl�da�a na kogo� odczuwaj�cego wielki respekt do takiego bia�ego wa�niaka jak ja.
Pomy�la�em, �e znalaz�a w moim nie do�� ukradkowym spojrzeniu co�, co dodaje
kobietom pewno�ci siebie, niezale�nie od koloru sk�ry i ilo�ci pieni�dzy zainwestowanych w
garderob�. Kiedy, nie przestaj�c patrze� mi w twarz, za�o�y�a nog� na nog� i jej lewa stopa
zawis�a tu� przy mojej �ydce, zyska�em dow�d tak wyra�ny, �e a� k�uj�cy w oczy.
- Nie do wiary. - �miech Joli do z�udzenia przypomina� prychni�cie. - Ona pana
najwyra�niej...
I w jakikolwiek spos�b zamierza�a doko�czy�, mia�a racj�.
- Swoj� drog� ciekawe, kto to taki - mrukn�� Lesik. - Na urz�dniczk� nie wygl�da.
- Urz�dniczka! - Tym razem Jola otwarcie prychn�a, nie sil�c si� na �miech. - W Addis
Abebie pod ka�d� latarni�... Chocia� nie: tamte si� lepiej ubieraj�. I nie cuchn� os�em.
- Jest pani doskonale zorientowana - stwierdzi�em z uznaniem.
- Pan to zawsze �artuje... A ja chcia�am tylko powiedzie�, �e dla takiej nie jest problemem
za�atwi� sobie przelot rz�dowym �mig�owcem. Sam pan m�wi�, �e tu bior� wszyscy.
Niekoniecznie w got�wce.
Pomy�la�em, �e pewnie ma racj�. Zwyczaj zak�adania nogi na nog� nie kojarzy si� z
Afryk� - opr�cz kobiet odczuwaj�cych potrzeb� �adnego siedzenia, niezb�dne s� do tego jeszcze
krzes�a. Oczywi�cie zachodnia cywilizacja zapu�ci�a tu korzenie, wci�� jednak najbardziej
europejskie w sferze obyczaj�w by�y kobiety, kt�re z Europejczyk�w �y�y. W wi�kszo�ci
przypadk�w oznacza�o to prostytutki. Nie by�a chuda, by�a �adna, �mia�a... Cholera.
- Nie czepiajmy si� dziewczyny - zaproponowa�em. - Nie przepuszcza forsy na ciuchy,
wiezie rodzinie leki, dba o zwierz�ta, no i wraca z zepsutego miasta na zdrow� moralnie wie�. O
niewielu wsp�czesnych kobietach mo�na powiedzie� tyle dobrego.
- Prawdziwa �wi�ta - burkn�a Jola. - Zobaczymy, co pan powie, jak wpakuje panu te
brudne nogi na kolana.
Na tym zamkn�li�my temat.
*
Nie wiem, co mnie obudzi�o. Raczej nie �aden gwa�towny manewr: w obawie przed
buntem os�a Morawski wyj�tkowo ostro�nie sterowa� maszyn�. Wiem natomiast, co
b�yskawicznie wymiot�o ze mnie resztki senno�ci - u�wiadomi�em sobie po prostu, �e w
charakterze poduszki u�ywam prawego ramienia panny Asmare.
Podczas snu moje biodra zjecha�y na sam� kraw�d� �awki; gdyby nie pas, z pewno�ci�
wyl�dowa�bym ty�kiem na pod�odze. Na p� le��c, z nogami pod o�lim brzuchem, musia�em
przechyli� si� w kt�rym� momencie i m�j policzek trafi� ju� poni�ej twardego kostnego w�z�a
ramienia, gdzie by�y tylko mi�nie i gdzie by�o mi�kko.
Zanim si� poderwa�em - o wiele za szybko - zd��y�em odnotowa�, �e stopy dziewczyny
rozstawione s� wyra�nie szerzej, a d�o� przytrzymuje si� uda. Nie jest �atwo by� stabilnym
oparciem dla kogo�, kto wa�y przesz�o siedemdziesi�t kilo i ca�ymi godzinami pr�buje ci�
zepchn�� z pozbawionej por�czy �awki. Pomy�la�em, �e musia�em da� jej si� we znaki, ale i tak
pierwsze spojrzenie pos�a�em w stron� tylnych siedze�.
W spojrzeniu Joli ewidentnie brakowa�o ciep�a.
Nie mia�em odwagi w�a�nie teraz, czuj�c na sobie jej wzrok, cho�by zdawkowym
u�miechem podzi�kowa� innej dziewczynie. Wyra�nie czu�em ca�e mn�stwo obola�ych od
bezruchu mi�ni, co znaczy�o, �e jej dosta�o si� jeszcze gorzej. Mog�a mie� br�zow� sk�r� i inn�
budow� st�p, ale to nie zmienia�o faktu, �e jest takim samym jak ja cz�owiekiem. By�em jej
winien ten u�miech. I pozosta�em z d�ugiem, tch�rzliwie wykorzystuj�c fakt, �e Wo�ynow
pochyla si� w moj� stron�.
- Chyba jeste�my! - zawo�a� po rosyjsku.
Mia� racj�. Sok�, lec�cy dot�d w tempie dwustu kilometr�w na godzin� jednym i tym
samym kursem, przechyli� si� nagle, zwolni�. Tu� za oknem przemkn�� czubek blaszanego
komina, dziwnie swojskiego na tle prymitywnych lepianek, akacji, palm i poszarza�ej od
wszechobecnego kurzu ni to sawanny, ni to pustyni.
Morawski wyl�dowa� z pierwszego podej�cia i od razu wy��czy� silniki. Przez rozsuni�te
drzwi zajrza�a do wn�trza w�sata, przykryta b��kitnym beretem g�owa bia�ego m�czyzny w
mundurze.
- Witamy w Kasali - powiedzia� po polsku. - Sier�ant sztabowy Cio�kosz, nia�ka tej
bandy. Jak tam lot? O, do licha... A c� to?
By� zdziwiony, ale nie pora�ony widokiem os�a. W tych stronach nie brakowa�o ani
os��w, ani ci�ar�wek przewo��cych ka�dy �adunek, jaki da�o si� upcha� na platform�.
- Doktor Szczebielewicz. - Pierwszy zeskoczy�em na ogade�sk� ziemi� i pierwszy
u�cisn��em d�o� sier�anta. - Gdzie ranny?
Podrapa� si� po regulaminowo g�adkim policzku, powi�d� niepewnym spojrzeniem ode
mnie do Morawskiego i z powrotem.
- To wy nic nie wiecie? Jeszcze wczoraj zawiadomili�my Abeb�. Urba�ski zmar�.
Jola, odpinaj�ca nosze, przesta�a je odpina�. Z ura�on� min� zeskoczy�a na ziemi�,
ignoruj�c us�u�nie podsuni�t� r�k� Zanettiego.
- Jak to: zmar�? To po co t�ukli�my si� pi�� godzin?
- Urba�skiemu te� jest przykro - pocieszy�em j�.
- Nikt si� z nami nie ��czy� w czasie lotu - uprzedzi� pytania Morawski. - Przynajmniej
pan Olszan nie wspomnia� mi o tym. On zajmuje si� radiem. O ile akurat nie puszcza muzyczki.
- Pan Olszan uprzejmie donosi, �e nikt nas nie wywo�ywa� - o�wiadczy� blondas,
gramol�c si� z kabiny. - Ale dziura... Gdzie� ty nas przywi�z�, ch�opie?
- Nie jest tak �le. - Wygl�da�o na to, �e nie mam tu ju� nic do roboty, stara�em si� wi�c
podnosi� morale. - Maj� nawet komin.
Opr�cz komina za strzechami lepianek wida� by�o dach jakiego� wy�szego, krytego
prawdziwym dachem budynku.
- Gdzie dow�dca? - rozejrza�em si� po placu otoczonym chaotycznie rozrzuconymi
domami. Wyl�dowali�my na po�udniowym skraju osady, obok niedu�ej sadzawki, w kt�rej przed
chwil� pluska�a si� gromadka nagich dzieci. Teraz ciemnosk�rzy malcy zgromadzili si�
naturalnie wok� soko�a, podobnie jak paru doros�ych, nie maj�cych akurat nic lepszego do
roboty. Za stadem chudych kr�w dostrzeg�em rz�d miniaturowych namiot�w z wojskowych
pa�atek; dalej sta�y trzy ci�ar�wki i jakie� wozy terenowe, przes�oni�te k�pami ro�linno�ci.
Biwak wygl�da� na pusty, jedynie przy kuchni polowej kr�ci� si� rozebrany do pasa kucharz.
- Powinien zaraz by�, na pewno was nie przegapi�. Wyprowadzi� pluton na te pag�rki.
Strze�onego Pan B�g strze�e.
Wioska le�a�a w dolinie, otoczona �agodnymi, z rzadka poro�ni�tymi wzg�rzami. Dzi�ki
temu by�a tu woda i sporo zieleni, ale z wojskowego punktu widzenia miejsce nie zachwyca�o.
- Je�li to nie tajemnica... - Cio�kosz przygl�da� si� operacji wyprowadzania os�a. - Po co
ich przywie�li�cie?
- Dodatek do rz�dowej przesy�ki.
Przedstawi�em mu pozosta�ych cz�onk�w ekspedycji. Olszana i Jol� z daleka - od razu
poszli bada� przydatno�� sadzawki w charakterze basenu. Ca�e towarzystwo zreszt� zacz�o si�
rozchodzi� i na posterunku pozosta� tylko Morawski. Panna Asmare sta�a wprawdzie obok i
usi�owa�a zamocowa� karton z lekami do o�lego siod�a, duchem by�a jednak gdzie� daleko.
S�dz�c z wyrazu jej twarzy - w niezbyt przyjemnym miejscu.
- Czyli rannego mamy z g�owy - podsumowa�em ponuro. - A co z tym zestrzelonym
�mig�owcem? Jest czy go nie ma?
- Odlecia� na p�noc - westchn�� sier�ant. - Tam s� ska�ki, co� w rodzaju w�wozu, je�li
wierzy� Mengeszy - skin�� w stron� rozmawiaj�cego z Lesikiem tubylca w d�insach i brudnej
bia�ej koszuli do p� uda. - To nasz t�umacz, troch� m�wi po angielsku. Wypyta� tutejszych.
- To daleko?
- Z kilometr od... co jest?
Dopiero teraz zauwa�y�em obwieszonego broni� szeregowego, kt�ry bez po�piechu min��
gromad� gapi�w i niedbale tr�ci� palcami okap he�mu. By� w kamizelce przeciwod�amkowej,
mia� saperk�, bagnet i komplet granat�w, ale brakowa�o mu bluzy i podkoszulka. Mimo to
sp�ywa� potem. Jak wszyscy. Po wysokog�rskiej Abebie i klimatyzowanym �mig�owcu Ogaden z
miejsca pora�a� upa�em.
- Panie kapitanie, szeregowy Maciaszek prosi o pozwolenie zwr�cenia si�... Szefie,
porucznik kaza� powiedzie�, �e b�dzie za godzin�. Wzi�� trzech ludzi i poszed� si� rozejrze�. Tak
z dziesi�� minut temu.
- Dziesi��? Czo�ga�e� si� tu, Maciaszek?
- Ale szefie, no przecie� mamy nie biega� przy czarnych...
- Zakaz biegania? - zainteresowa�em si�.
- Filipiak ma swoje metody - wzruszy� ramionami sier�ant. - M�wi, �e jedziemy tu
g��wnie na autorytecie bia�ego cz�owieka. Bia�y jest lepszy, silniejszy, m�drzejszy itede. Ma tak
wygl�da�, �eby �adnemu tubylcowi nie przysz�o w og�le do �ba, �e mo�na do niego strzela�.
- Stara brytyjska szko�a - rzuci� od strony kabiny Morawski. - Trzcinki ten wasz
porucznik przypadkiem nie nosi?
- A propos Angoli - przypomnia� sobie Cio�kosz. - Mam w termosach sch�odzon� herbat�
z cytryn�. Chod�cie, panowie, si�dziemy w cieniu, wypalimy po jednym i powiecie, co w �wiecie
s�ycha�. Maciaszek, zostajesz tu i pilnujesz �mig�owca. Mo�esz zdj�� ��wia, ale jak zobacz�, �e
kto� tu �azi i wycieraczki odkr�ca, to biedna twoja dupa.
Us�ysza�em g�uchy stuk. Panna Asmare, mamrocz�c co�, co raczej nie nadawa�o si� do
powt�rzenia w etiopskich salonach, cisn�a ze z�o�ci� zbyt kr�tkim sznurkiem i schyli�a si� po
le��cy pod os�em karton.
- A co z ni�, wodzu? - zapyta� Morawski. - �adna dziewczyna, �adny osio�ek... Jeszcze ich
kto� zwinie. Mo�e lepiej odprowadzi� pod drzwi ratusza i odda� za pokwitowaniem? Jest tu jaka�
w�adza?
- Wojska nie ma. Pilotowali nas tu gliniarze, ale jak przylecia�y �mig�owce i sfajczy�y im
ci�ar�wk�, wskoczyli na drug� i zwiali. Teraz chyba rz�dzi dyrektor garbarni. Ma zegarek,
lakierki i podobno motor. Mi�y go��, to u niego po�o�yli�my Urba�skiego.
Dziewczyna pr�bowa�a umie�ci� pud�o pod pach�, co z czysto geometrycznych
wzgl�d�w by�o r�wnie beznadziejne, jak obejmowanie obur�cz �mig�owca. Dopiero zapieraj�c
jedn� kraw�d� o kolano zdo�a�a uwolni� praw� r�k�, nie gubi�c przy tym kartonu. Z�apa�a os�a za
uzd� i zrobi�a co�, co od biedy przypomina�o krok do przodu.
- Jakby by�a naprawd� czarna - roze�mia� si� Cio�kosz - toby wiedzia�a, �e do noszenia
s�u�y g�owa. Na suda�skiej granicy widzia�em jedn�...
Oderwa�em wzrok od k�pki w�os�w pod jej pach�, podszed�em do dziewczyny i wyj��em
jej karton z r�k. Znieruchomia�a.
- Mengesza! - Kud�acz zostawi� kapelana i zbli�y� si� z umiarkowanym zapa�em. -
Zapytaj pani�, dok�d chce i��.
Zapyta�. Odpowiedzia�a i Mengesza przet�umaczy� na angielski.
- Ona m�wi: i�� do dom stryj jej, dyrektor Asmare, i p�niej i�� ludzie dyrektor zabra�
leki dla krowa i inne zwierz z helikopter.
Cio�kosz zagwizda� cichutko.
- To jest ta s�awna bratanica starego Smarka? No, no...
Dziewczyna rzuci�a mu nijakie spojrzenie.
- S�awna? - Morawski uni�s� brwi.
- Chwali� si�, �e ma bratanic�, kt�ra sko�czy�a szko�� za granic�. Chocia�... bo ja wiem?
Mo�e ma ich wi�cej. Ta jako� nie bardzo...
- Najnowsza moda - stwierdzi�em niedbale. - Totalny luz, �adnych but�w, ekologiczne,
proste. Mog� po�yczy� t�umacza?
Kiwn�� g�ow�, przygl�daj�c mi si� nieufnie. Nie mia� pewno�ci, czy tylko �artuj�. W
czasach, gdy wojskowymi �mig�owcami lataj� czesani w kucyk piloci i os�y, bosonoga studentka
w zielonym prze�cieradle nie szokuje ju� tak bardzo.
Skin��em na dziewczyn�, zawo�a�em Mengesz� i ruszyli�my w g��b osady. By�a ca�kiem