8460

Szczegóły
Tytuł 8460
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8460 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8460 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8460 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Larry Niven Budowniczowie Pier�cienia Prze�o�y�a ANNA RESZKA Tytu� orygina�u THE RINGWORLD ENGINEERS Opracowanie graficzne Studio Graficzne �Fototype" Redaktor MARIA JENTYS Copyright � 1980 by Larry Niven For the Polish edition Copyright � 1993 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-7082-218-5 Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. Warszawa 1993. Wydanie I Sk�ad: �Fototype" w Milan�wku Druk: Drukarnia Wojskowa w �odzi Parametry Pier�cienia 30 godzin = 1 dzie� na Pier�cieniu 1 obr�t = 71/2 dnia 75 dni = 10 obrot�w = falan Masa = 2 x 1030g Promie� = 95 x 108 mil Obw�d = 5.97 x 108 mil Szeroko�� = 997000 mil Powierzchnia = 6 x 1014 mil kwadratowych = 3 x 106 razy powierzchnia Ziemi (przybl.) Przyspieszenia grawitacyjne = 31st�p/sek./sek. = 0.992 G Wysoko�� Kraw�dzi = 1000 mil Gwiazda: G3 przechodz�ca w G2, troch� mniejsza i ch�odniejsza od S�o�ca ROZDZIA� I W transie Louis Wu by� w transie, kiedy dw�ch m�czyzn zak��ci�o mu spok�j. Siedzia� w pozycji lotosu na ��tym dywanie bujnej pokojowej trawy. Na jego twarzy go�ci� b�ogi, senny u�miech. Mieszkanie by�o ma�e - zaledwie jeden du�y pok�j. Louis m�g� obserwowa� oboje drzwi. Pogr��ony jednak w ekstazie, kt�r� znaj� tylko uzale�nieni, nie zauwa�y� wej�cia intruz�w. Pojawili si� nagle. Dw�ch bladych m�odych ludzi, mierz�cych ponad siedem st�p wzrostu, przygl�da�o mu si� z pogardliwymi u�mieszkami. Jeden z nich parskn�� i wsun�� do kieszeni jaki� przedmiot przypominaj�cy kszta�tem bro�. Kiedy Louis wsta�, ruszyli w jego stron�. Tym, co ich zmyli�o, nie by� wcale szcz�liwy u�miech, lecz wielki jak pi�� droud, kt�ry stercza� na czubku g�owy Louisa Wu niby czarna, plastykowa, rakowata naro�l. Mieli ju� do czynienia z uzale�nionymi i wiedzieli, czego si� spodziewa�. Tego cz�owieka od wielu lat musia� obchodzi� jedynie s�aby pr�d dra�ni�cy o�rodek przyjemno�ci w m�zgu. Zaniedbywa� si�, doprowadzaj�c niemal do �mierci g�odowej. By� niewysoki, p�tora stopy ni�szy od obu intruz�w. By�... Kiedy znale�li si� przy nim, odchyli� si� dla r�wnowagi mocno w bok i kopn�� raz, drugi, trzeci. Jeden z napastnik�w zwin�� si� i upad� bez �ycia, a drugi cofn�� si� przytomnie. Louis ruszy� na niego. M�odego m�czyzn� sparali�owa� nieobecny, b�ogi u�miech, z jakim tamten szed� go zabi�. Zbyt p�no si�gn�� do kieszeni po pistolet og�uszaj�cy. Przeciwnik wykopa� mu go z r�ki. Uchyli� si� przed ciosem pot�nej pi�ci i kopn�� tamtego w jedno kolano, w drugie (blady osi�ek zatrzyma� si�), w pachwin�, w okolic� serca (olbrzym zgi�� si� wp� ze �wiszcz�cym okrzykiem), w gard�o (krzyk umilk� nagle). Napastnik kl�cza�, podpieraj�c si� r�kami, i �apa� powietrze. Louis kopn�� go w kark, dwukrotnie. Intruzi le�eli na bujnej, ��tej trawie. Louis Wu podszed� do drzwi. B�ogi u�miech ani na chwil� nie znikn�� z jego twarzy, nawet kiedy okaza�o si�, �e s� zamkni�te, a alarm w��czony. Sprawdzi� drzwi balkonowe: zamkni�te i pod��czone do alarmu. Jak si�, u licha, dostali do �rodka? Otumaniony, usiad� w pozycji lotosu tam, gdzie sta�, i nie drgn�� przez ponad godzin�. W ko�cu zadzia�a� mechanizm zegarowy i wy��czy� drouda. * * * Uzale�nienie od pr�du to najm�odszy z ludzkich grzech�w. W pewnym okresie swojej historii wi�kszo�� spo�eczno�ci w zamieszkanej przez ludzi cz�ci kosmosu uwa�a�a ten na��g na g��wn� plag�. Odrywa� swoje ofiary od pracy i doprowadza� do �mierci z zaniedbania. Czasy zmieniaj� si�. Par� pokole� p�niej te same spo�eczno�ci na og� uwa�aj� uzale�nienie od pr�du za b�ogos�awie�stwo. Starsze grzechy � alkoholizm, narkomania i sk�onno�� do hazardu � nie mog� si� z nim r�wna�. Ludzie, kt�rych mog�yby poci�ga� narkotyki, s� szcz�liwsi, maj�c drouda. D�u�ej �yj� i nie miewaj� dzieci. To kosztuje niewiele. Handlarz ekstaz� mo�e podnie�� cen� operacji, ale po co? U�ytkownik nie jest uzale�niony, dop�ki przew�d nie zostanie wszczepiony do o�rodka przyjemno�ci w jego m�zgu. A wtedy handlarz traci nad nim kontrol�, gdy� u�ytkownik korzysta z domowego pr�du. I jest to czysta rado��, niczym nie zm�cona i bez kaca. Dlatego te� od o�miuset lat zwi�ksza si� liczba przedstawicieli ludzkiej rasy sk�onnych sta� si� niewolnikami pr�du lub jednego z pomniejszych �rodk�w samozniszczenia. Istniej� ju� zreszt� urz�dzenia, kt�re mog� dra�ni� o�rodek przyjemno�ci ofiary nawet na odleg�o��. W wi�kszo�ci �wiat�w taspy s� nielegalne i drogie, ale u�ywa si� ich. (Mija ci� ponury nieznajomy. W �ci�gni�tych rysach ma wypisany gniew lub cierpienie. Zza drzewa dzia�asz na niego taspem. Pstryk! Jego twarz rozja�nia si�. Przez chwil� nie ma �adnych zmartwie�...) Zazwyczaj nie rujnuj� �ycia. Wi�kszo�� ludzi dobrze je znosi. * * * Zabrz�cza� mechanizm zegarowy i wy��czy� drouda. Louis wyra�nie oklap�. Przesun�� r�k� po wygolonej czaszce a� do nasady d�ugiego, czarnego warkoczyka i wyci�gn�� drouda z gniazdka pod w�osami. Potrzyma� go w d�oni, zastanawiaj�c si�. Potem, jak zwykle, wrzuci� do szuflady i przekr�ci� klucz. Szuflada znikn�a. Biurko, kt�re wygl�da�o na masywny, drewniany antyk, by�o w rzeczywisto�ci wykonane z cienkiego jak papier metalu i mie�ci�o wiele sekretnych przegr�dek. Zawsze kusi�o go, �eby przestawi� zegar. Zwykle robi� tak we wczesnych latach uzale�nienia. Abnegacja uczyni�a z niego chud� jak szkielet, zaro�ni�t� brudem szmacian� kuk��. W ko�cu zebra� resztki dawnej determinacji i zbudowa� wy��cznik czasowy, kt�rego przestawienie wymaga�o dwudziestu minut �mudnego d�ubania. Obecnie ustawiony by� na pi�tna�cie godzin dra�nienia pr�dem i dwana�cie godzin snu oraz tego, co nazywa� odnow�. Cia�a nadal le�a�y na ��tej trawie. Louis nie mia� poj�cia, co z nimi zrobi�. Gdyby natychmiast wezwa� policj�, zwr�ci�by na siebie niepotrzebn� uwag�.... A co m�g� im powiedzie� teraz, p�torej godziny po napa�ci? �e pobito go do nieprzytomno�ci? Zaraz chcieliby prze�wietli� mu czaszk�, czy nie ma p�kni��! Jedno wiedzia�: w czarnej rozpaczy, kt�ra zawsze ogarnia�a go po transie, nie by� w stanie podejmowa� decyzji. Jak robot rozpocz�� seans odnowy. Nawet obiad mia� wcze�niej zaprogramowany. Wypi� szklank� wody. Nastawi� kuchenk�. Poszed� do �azienki. Przez dziesi�� minut zaciekle wykonywa� �wiczenia, staraj�c si� wyczerpaniem zwalczy� depresj�. Unika� spogl�dania na sztywniej�ce cia�a. Kiedy sko�czy�, obiad by� ju� gotowy. Zjad� bez apetytu ... i przypomnia� sobie, �e kiedy� jad�, �wiczy� i wykonywa� wszystkie czynno�ci z pod��czonym droudem, przekazuj�cym do o�rodka przyjemno�ci jedn� dziesi�t� normalnego nat�enia pr�du. Przez pewien czas mieszka� z kobiet�, kt�ra r�wnie� by�a uzale�niona. Kochali si� w transie ... toczyli gry wojenne i pojedynki na kalambury ... dop�ki nie straci�a zainteresowania dla wszystkiego opr�cz pr�du, ale Louis odzyska� tyle wrodzonej przezorno�ci, by uciec z Ziemi. Teraz pomy�la�, �e �atwiej by�oby mu uciec z tego �wiata, ni� pozby� si� dw�ch ci�kich i wielkich cia�. A je�li ju� by� obserwowany? Nie wygl�dali na agent�w ARM. Wysocy, o s�abych mi�niach, bladzi, z pewno�ci� pochodzili z planety o ma�ej grawitacji, o�wietlanej przez pomara�czowe, a nie ��te s�o�ce, prawdopodobnie z Canyon. Nie walczyli jak agenci ARM... ale omin�li jego alarmy. Ci m�czy�ni mogli by� najemnikami ARM i gdzie� czekali na nich koledzy. Louis Wu otworzy� drzwi balkonowe i wyszed�. * * * Canyon niezupe�nie trzyma si� regu� przewidzianych dla planet. Jest niewiele wi�ksza od Marsa. Jeszcze kilkaset lat temu jej atmosfera by�a do�� g�sta jedynie dla ro�lin zdolnych do fotosyntezy. Powietrze zawiera�o tlen, ale w ilo�ciach zbyt ma�ych dla ludzi lub kzin�w. Miejscow� flor� stanowi�y prymitywne i odporne porosty. Fauna nigdy nie istnia�a. W kometarnym halo wok� ��topomara�czowego s�o�ca Canyon odkryto jednak magnetyczne monopole, a na samej planecie pierwiastki radioaktywne. Imperium kzin�w po�kn�o planet� i pokry�o kopu�ami i kompresorami. Nazwano j� Warhead, ze wzgl�du na blisko�� nie zdobytych �wiat�w Pierin. Tysi�c lat p�niej Imperium Kzinu dotar�o do zamieszkanej przez ludzi cz�ci kosmosu. Wojny ludzi z kzinami sko�czy�y si� na d�ugo przed narodzinami Louisa Wu. Wszystkie wygrali ludzie. Kzinowie zawsze mieli tendencje do atakowania przed uko�czeniem przygotowa�. Cywilizacja na Canyon jest spadkiem po trzeciej wojnie, kiedy to zasiedlony przez ludzi Wunderland nabra� upodobania do ezoterycznych broni. Wunderlandzkiego Rozjemc� u�yto tylko jeden raz. By�a to gigantyczna wersja narz�dzia u�ywanego zwykle w g�rnictwie: dezintegratora wysy�aj�cego wi�zk� promieniowania, kt�re neutralizuje �adunek elektronu. W miejscu, gdzie dociera promie� z dezintegratora, sta�a materia nagle i gwa�townie zmienia si� w na�adowan� dodatnio i rozpada na chmur� jednoatomowych cz�steczek. Zbudowany na Wunderlandzie i przetransportowany na Warhead ogromny dezintegrator wysy�a� r�wnolegle drug� wi�zk�, kt�ra zmienia�a �adunek protonu. Dwie wi�zki dotar�y do powierzchni Canyon w odleg�o�ci trzydziestu mil od siebie. Ska�y oraz fabryki i osiedla kzin�w rozpad�y si� w py�, a mi�dzy dwoma punktami przebieg�a gruba pr�ga b�yskawicy. Wi�zka wgryz�a si� na dwana�cie mil w g��b planety, uwalniaj�c magm�, kt�ra rozla�a si� na wsch�d i zach�d po obszarze r�wnym rozmiarami i kszta�tem Baja California na Ziemi. Kompleks przemys�owy kzin�w znikn��. Kilka kopu� chronionych przez pole statyczne poch�on�a magma, kt�ra wytrysn�a po�rodku wielkiego p�kni�cia, zanim ska�y zastyg�y. Ostatecznym rezultatem by�o morze otoczone przez strome urwiska, wysokie na wiele mil i okalaj�ce z kolei d�ug�, w�sk� wysp�. Inne zamieszkane �wiaty mog�y sobie w�tpi�, �e Wunderlandzki Rozjemca zako�czy� wojn�. Patriarchat Kzinu normalnie nie przejmuje si� zwyk�� manifestacj� si�y. Wunderlandczycy nie mieli takich w�tpliwo�ci. Warhead po trzeciej wojnie zaanektowali kzinowie i ludzie i zmienili mu nazw� na Canyon. Miejscowa ro�linno�� oczywi�cie ucierpia�a z powodu gigaton py�u, kt�re opad�y na powierzchni� planety, oraz z braku wody, kt�ra w samym kanionie utworzy�a morze. Teraz panuje tam odpowiednie ci�nienie atmosferyczne i kwitnie miniaturowa cywilizacja. Mieszkanie Louisa Wu znajdowa�o si� na dwunastym pi�trze p�nocnej �ciany kanionu. Noc skrywa�a dno jaru, kiedy wyszed� na zewn�trz, ale po�udniowa �ciana ja�nia�a nadal dziennym �wiat�em. Z kraw�dzi opada�y wisz�ce ogrody miejscowych porost�w. Stare windy wygl�da�y na tle ciosanego kamienia jak srebrne nici biegn�ce ca�ymi milami w g�r�. Kabiny transferowe wypar�y je z u�ytku, ale tury�ci nadal z nich korzystali, ze wzgl�du na widoki. Balkon wychodzi� na pas parku, kt�ry bieg� przez �rodek wyspy. Ro�linno�� mia�a dziki wygl�d �owieckiego terenu kzin�w; kolory r�owe i pomara�czowe wtopi�y si� w przeniesion� z Ziemi biosfer�. W ca�ym kanionie dominowa�a kzi�ska flora i fauna. W�r�d turyst�w by�o tyle samo ludzi i kzin�w. M�skie osobniki rasy kzin�w wygl�da�y jak t�uste, pomara�czowe koty spaceruj�ce na tylnych nogach... Albo prawie tak. Ich uszy jednak stercza�y jak r�owe chi�skie parasolki, ogony by�y nagie i r�owe, a proste nogi i du�e r�ce wyr�nia�y ich jako wytw�rc�w narz�dzi. Mierzyli osiem st�p wzrostu i chocia� skrupulatnie omijali ziemskich turyst�w, wypiel�gnowane pazury wysuwa�y si� nad czarnymi koniuszkami palc�w, kiedy cz�owiek zbli�a� si� za bardzo. Odruch. By� mo�e. Czasami Louis zastanawia� si�, jaki impuls sprowadza� kzin�w na planet�, kt�ra kiedy� do nich nale�a�a. Niekt�rzy mo�e mieli tutaj przodk�w, �yj�cych w zamro�onym czasie w kopu�ach pogrzebanych pod wysp� z lawy. Pewnego dnia trzeba b�dzie ich odkopa�... Tak wielu rzeczy nie zrobi� na Canyon, poniewa� stale kusi� go pr�d. Ludzie i kzinowie wspinali si� dla sportu na urwiska, ze wzgl�du na ma�� grawitacj�. C�, b�dzie mia� ostatni� szans�, by tego spr�bowa�. To jeden z trzech sposob�w na wydostanie si� st�d. Drugi stanowi�y windy; trzeci � kabiny transferowe do Ogrod�w Porost�w. Nigdy ich nie widzia�. A dalej l�dem w skafandrze ci�nieniowym, na tyle lekkim, �e mie�ci� si� w sporej teczce. Na powierzchni Canyon znajdowa�y si� kopalnie oraz du�y, niedbale piel�gnowany rezerwat ocala�ych gatunk�w miejscowych porost�w. Wi�ksz� jednak cz�� planety stanowi� nagi, ksi�ycowy krajobraz. Zapobiegliwy cz�owiek m�g�by nie zauwa�ony wyl�dowa� tu statkiem kosmicznym i ukry� go w miejscu, gdzie wykry�by go jedynie radar. I zapobiegliwy cz�owiek zrobi� to. Przez ostatnie dziewi�tna�cie lat statek Louisa Wu czeka� ukryty w jaskini, w p�nocnej �cianie g�ry niskoprocentowej rudy metalu, w sta�ym cieniu na pozbawionej powietrza powierzchni Canyon. Kabiny transferowe, windy albo wspinaczka. Niech tylko Louis Wu wydostanie si� na powierzchni�, a b�dzie wolny. Ale ARM mog�a pilnowa� wszystkich trzech dr�g ucieczki. A mo�e prowadzi� ze sob� paranoiczn� gr�. W jaki spos�b ziemska policja mia�aby go znale��? Zmieni� twarz, uczesanie i tryb �ycia. Zrezygnowa� z rzeczy, kt�re najbardziej kocha�. U�ywa� ��ka zamiast p�yt antygrawitacyjnych, unika� sera jak zepsutego mleka, a mieszkanie umeblowa� produkowanymi masowo, sk�adanymi sprz�tami. Nosi� wy��cznie ubrania z kosztownego naturalnego w��kna, bez efekt�w optycznych. Opu�ci� Ziemi� jako n�dzny ludzki wrak o b��dnych oczach. Od tamtego czasu zmusi� si� do racjonalnej diety; torturowa� si� �wiczeniami i cotygodniowym kursem sztuki walki (nieca�kiem legalnym; gdyby miejscowa policja przy�apa�a go, wpisa�aby do rejestr�w, ale nie jako Louisa Wu!) i stanowi� dzisiaj kwitn�cy okaz zdrowia, z twardymi mi�niami, na jakich nigdy nie zale�a�o m�odszemu Louisowi Wu. Czy�by ARM mog�a go rozpozna�? I jak dostali si� do �rodka? �aden zwyk�y w�amywacz nie zdo�a�by omin�� alarm�w Louisa. Le�eli martwi na trawie i wkr�tce klimatyzacja nie poradzi sobie z odorem. Teraz, troch� p�no, poczu� wstyd zab�jcy. Ale tamci wdarli si� na jego terytorium, a poniewa� by� w transie, nie czu� si� winny. Nawet b�l jest wtedy przypraw� nadaj�c� smak rado�ci, kt�ra � jak pierwotna ludzka rado�� z zabicia z�odzieja przy�apanego na gor�cym uczynku � staje si� jeszcze intensywniejsza. Wiedzieli, kim jest, a to by�o dla niego wystarczaj�cym ostrze�eniem, jak i wyra�nym afrontem. Tury�ci i tubylcy, k��bi�cy si� na ulicy w dole, wygl�dali niewinnie i prawdopodobnie tacy byli. Je�li ARM obserwowa�a go teraz, robi�a to przez lornetk�, z okna w jednym z tych budynk�w o czarnych oczodo�ach. �aden z turyst�w nie spogl�da� w g�r�... ale wzrok Louisa pad� na jednego z kzin�w i zatrzyma� si� na nim. Osiem st�p wzrostu, trzy stopy w klatce piersiowej, g�ste pomara�czowe futro, miejscami siwiej�ce; by� podobny do dziesi�tk�w innych kzin�w wok�. Uwag� cz�owieka zwr�ci�o futro. By�o pozbijane w k�pki, posiwia�e w wielu miejscach, niejednolite, jak gdyby sk�ra pod spodem pokryta by�a bliznami. Otoczone czarnymi obw�dkami oczy nie kontemplowa�y widok�w. Przygl�da�y si� twarzom przechodz�cych ludzi. Louis z trudem zwalczy� ch�� gapienia si� na obcego. Odwr�ci� si� i wszed� do pokoju, bez widocznego po�piechu. Zamkn�� drzwi balkonowe i nastawi� alarmy, a potem wydoby� drouda ze skrytki w biurku. R�ce mu dr�a�y. Po raz pierwszy od dwudziestu lat zobaczy� M�wi�cego-do-Zwierz�t. M�wi�cego, by�ego ambasadora w zamieszkanym przez ludzi kosmosie; kt�ry razem z Louisem Wu i lalecznikiem Piersona oraz bardzo dziwn� dziewczyn� przebada� drobny wycinek ogromnej budowli zwanej Pier�cieniem; kt�ry otrzyma� od Patriarchy Kzinu pe�ne imi� za przywieziony stamt�d skarb. Kto�, kto nazwa�by go teraz wed�ug okre�lenia profesji, narazi�by si� na �mier�, ale jak brzmia�o jego nowe imi�? Zaczyna�o si� kaszlni�ciem, przypominaj�cym niemieckie �ch" albo ostrzegawczy ryk lwa: Chmee, w�a�nie tak. Ale co by tutaj robi�? Posiadaj�c prawdziwe imi�, ziemi� i harem, w wi�kszo�ci ci�arny, Chmee nie mia� najmniejszego zamiaru kiedykolwiek jeszcze opuszcza� Kzinu. Pomys�, �e bawi� si� w turyst� na zaanektowanym przez ludzi �wiecie, by� �mieszny. Czy m�g� wiedzie�, �e Louis Wu przebywa w kanionie? Louis musia� si� st�d wydosta�, teraz. Po �cianie kanionu do statku. Dlatego w�a�nie majstrowa� przy wy��czniku drouda, mru��c oczy w trakcie dokonywania drobnych regulacji za pomoc� mikroskopijnych narz�dzi. R�ce trz�s�y mu si� irytuj�co... Tak czy inaczej, musia� zmieni� regulacj� czasow�, jako �e opuszcza� Canyon z jej dwudziestosiedmiogodzinn� dob�. Zna� cel swojej podr�y. W zamieszkanym przez ludzi kosmosie by� jeszcze inny �wiat, kt�rego powierzchni� zajmowa� w wi�kszo�ci nagi, ksi�ycowy krajobraz. M�g�, nie zauwa�ony, wyl�dowa� statkiem w pr�ni West Endu na Jinx... Ale najpierw mia� zamiar nastawi� drouda... i urz�dzi� sobie kilkugodzinny trans dla nabrania odwagi. To wszystko mia�o sens. Da� sobie dwie godziny. * * * Nie min�y dwie godziny, kiedy zjawi� si� nast�pny intruz. Pogr��onemu w ekstazie Louisowi nic nie mog�o przeszkodzi�. Uzna� przybysza za urozmaicenie. Stworzenie sta�o pewnie na pojedynczej tylnej nodze i dw�ch szeroko rozstawionych przednich. Mi�dzy ramionami rysowa� si� du�y garb: m�zgoczaszka pokryta g�st� z�ot� grzyw�, skr�con� w loczki i po�yskuj�c� kosztowno�ciami. Po obu stronach m�zgoczaszki wyrasta�y dwie d�ugie, gi�tkie szyje, zako�czone p�askimi g��wkami. Usta o du�ych wargach s�u�y�y lalecznikom w ca�ej ich historii jako r�ce. Teraz jedne z ust przybysza trzyma�y wyprodukowany przez ludzi pistolet obezw�adniaj�cy, a rozwidlony j�zyk owija� si� wok� spustu. Louis Wu nie widzia� lalecznika Piersona od dwudziestu dw�ch lat. Uzna�, �e stw�r jest ca�kiem mi�y. Pojawi� si� znik�d. Tym razem Louis zobaczy�, jak tamten materializuje si� w mgnieniu oka po�rodku dywanu ��tej trawy. Niepotrzebnie si� martwi�; ARM nie mia�a z tym nic wsp�lnego. Problem w�amywaczy sam si� rozwi�za�. - Dyski transferowe! - wykrzykn�� uradowany. Rzuci� si� na obcego. To by�oby �atwe; laleczniki s� tch�rzami... Pistolet zap�on�� pomara�czowym ogniem. Cz�owiek osun�� si� bezw�adnie na dywan. Serce bi�o mu jak m�ot. Przed oczami pojawi�y si� czarne kr�gi. Przybysz ostro�nie wymin�� dw�ch martwych m�czyzn. Spojrza� na Louisa z dw�ch stron, a potem dotkn�� go. Dwa rz�dy spi�owanych z�b�w zacisn�y si� wok� nadgarstka pora�onego, nie na tyle jednak mocno, �eby zabola�o. Lalecznik przeci�gn�� go przez dywan i po�o�y�. Mieszkanie znikn�o. Nie mo�na powiedzie�, �eby Louis zmartwi� si� tym. Nie do�wiadcza� �adnych nieprzyjemnych uczu�. Beznami�tnie (gdy� sztuczna ekstaza pozwala na oderwanie si� od rzeczywisto�ci, niemo�liwe dla zwyk�ych �miertelnik�w) porz�dkowa� na nowo przebieg zdarze�. Widzia� ju� kiedy� system dysk�w transferowych w macierzystym �wiecie lalecznik�w Piersona. By� to otwarty system teleportacji, znacznie doskonalszy od zamkni�tych kabin transferowych u�ywanych w �wiatach ludzi. Najwyra�niej intruz zainstalowa� dyski w mieszkaniu Louisa Wu; wys�a� dw�ch Canyonit�w, �eby go sprowadzili, a kiedy to si� nie uda�o, zjawi� si� sam. Laleczniki musia�y bardzo potrzebowa� cz�owieka. By�o to podw�jnie uspokajaj�ce. ARM nie mia�a z tym nic wsp�lnego. Filozofia �wiadomego tch�rzostwa lalecznik�w natomiast liczy�a milion lat. Ma�o prawdopodobne, by chcia�y jego �ycia; mog�y je mie� znacznie ta�szym kosztem, przy mniejszym ryzyku. �atwo powinno przyj�� mu zastraszenie ich. Nadal le�a� na skrawku ��tej trawy i wi���cej j� maty. Musia�a przykrywa� dyski transferowe. Po drugiej stronie pokoju znajdowa�a si� ogromna pomara�czowa, futrzana poduszka... nie, to �pi�cy, sparali�owany lub martwy kzin, kt�ry le�a� z otwartymi oczami... rzeczywi�cie, to by� M�wi�cy. Louis ucieszy� si� na jego widok. Znajdowali si� na statku kosmicznym z kad�ubem General Products. Za przezroczystymi �cianami o�lepiaj�ce s�oneczne �wiat�o odbija�o si� od ksi�ycowych ska� o poszarpanych kraw�dziach. Pas zielono-fioletowych porost�w �wiadczy�, �e to nadal jest Canyon. Ale nie zmartwi� si�. Lalecznik pu�ci� jego nadgarstki. Ozdoby l�ni�y mu w grzywie; nie naturalne klejnoty, lecz co� w rodzaju czarnych opali. Jedna p�aska g��wka pochyli�a si� i wyci�gn�a drouda z gniazdka w czaszce Louisa. Lalecznik wszed� na prostok�tny dysk i znikn��, razem z droudem. ROZDZIA� II Porwanie Oczy kzina obserwowa�y go od jakiego� czasu. Wreszcie sparali�owany stw�r na pr�b� odchrz�kn�� i zagrzmia�: - Lu-i Wu. - Uhm - powiedzia� zagadni�ty. Zastanawia� si� nad samob�jstwem, ale ledwo m�g� porusza� palcami. - Louis, jeste� uzale�niony? - Nie�as - odpar� cz�owiek, by zyska� na czasie. Poskutkowa�o. Kzin zrezygnowa�. Louis - kt�rego naprawd� obchodzi� jedynie utracony droud - zareagowa� odruchowo. Rozejrza� si�, �eby oceni� sytuacj�. Sze�ciok�t trawiastego dywanu zakrywa� dysk transferowy-odbiornik. Czarny kr�g troch� dalej m�g� by� nadajnikiem. Poza tym pod�oga by�a przezroczysta, podobnie jak kad�ub po lewej stronie i �ciana rufowa. Maszyneria nap�du hiperprzestrzennego bieg�a wzd�u� ca�ej niemal d�ugo�ci statku, pod pod�og�. Louis rozpozna� j� od razu. Nie zosta�a wykonana przez ludzi; jak wi�kszo�� konstrukcji lalecznik�w, mia�a wygl�d wp�stopionej. A wi�c statek m�g� lecie� szybciej od �wiat�a. Wygl�da�o na to, �e czeka ich d�uga podr�. Przez �cian� rufow� Louis m�g� zajrze� do �adowni z zaokr�glonym lukiem z boku. Niemal ca�� �adowni� wype�nia� sto�ek wysoki na trzydzie�ci st�p i dwa razy taki d�ugi. Czubek stanowi�a wie�yczka z otworami na bro� i (lub) czujniki. Poni�ej wie�yczki znajdowa�y si� umieszczone na obwodzie okienka. Jeszcze ni�ej - w�az, kt�ry m�g� opuszcza� si�, tworz�c pochylni�. To by� l�downik, pojazd eksploracyjny. Wyprodukowany przez ludzi - pomy�la� Louis - i to na zam�wienie. Nie przypomina� niczym tych wsp�czesnych konstrukcji. Za l�downikiem dostrzeg� obserwator srebrzyst� �cian�, prawdopodobnie zbiornik na paliwo. Na razie nie zauwa�y� drzwi do w�asnej kabiny. Z pewnym wysi�kiem odwr�ci� g�ow� w drug� stron�. Teraz patrzy� na pok�ad nawigacyjny. Du�� cz�� statku stanowi�a nieprzezroczysta zielona �ciana, ale m�g� dostrzec za ni�, zaprojektowany w kszta�cie podkowy, zestaw ekran�w, tarcz z drobnymi, blisko siebie umieszczonymi cyframi, pokr�te� przystosowanych kszta�tem do szcz�k lalecznika. Fotel-koja pilota by� wy�cie�an� �aw� z antywstrz�sow� uprz꿹 i wg��bieniami na biodra i plecy u�ytkownika. W tej �cianie nie by�o drzwi. Z prawej strony... c�, przynajmniej ich cela by�a ca�kiem du�a. Zobaczy� prysznic, dwie p�yty antygrawitacyjne oraz prostok�t g�stego futra, pokrywaj�cy co�, co mog�o by� ��kiem wodnym kzina, a mi�dzy nimi okaza�e urz�dzenie. Louis rozpozna� je jako regenerator i podajnik �ywno�ci, wunderlandzkiej produkcji. Za ��kami ci�gn�a si� zielona �ciana bez �adnych �luz powietrznych, i to za�atwia�o spraw�. Znajdowali si� w pudle bez wyj�cia. Statek zbudowa�y laleczniki: kad�ub General Products nr 3 w kszta�cie cylindra, o sp�aszczonym brzuchu i zaokr�glonych ko�cach. Handlowe imperium lalecznik�w sprzeda�o miliony takich pojazd�w. Reklamowano je jako zabezpieczone przed wszelkimi zagro�eniami, z wyj�tkiem grawitacji i �wiat�a widzialnego. Mniej wi�cej w czasie, kiedy Louis Wu si� urodzi�, populacja lalecznik�w uciek�a ze znanego kosmosu w stron� Ob�ok�w Magellana. Obecnie, dwie�cie par� lat p�niej, wsz�dzie mo�na by�o spotka� kad�uby General Products. Niekt�re nale�a�y do kilkunastu pokole� w�a�cicieli. Dwadzie�cia trzy lata temu statek lalecznik�w, �K�amca", rozbi� si� na powierzchni Pier�cienia, lec�c z szybko�ci� siedmiuset siedemdziesi�ciu mil na godzin�. Pole statyczne ochroni�o Louisa i pozosta�ych pasa�er�w... a kad�ub nie mia� nawet jednego zadrapania. - Jeste� kzi�skim wojownikiem - powiedzia� Louis. Wargi mia� obrzmia�e i zdr�twia�e. - Czy potrafisz przebi� si� przez kad�ub General Products? - Nie - odpowiedzia� M�wi�cy. (Nie M�wi�cy. Chmee!) - Warto by�o zapyta�. Chmee, co robisz na Canyon? - Dosta�em wiadomo��: Louis Wu jest w kanionie na Warhead, �yje w transie. Na dow�d do��czono hologramy. Wiesz, jak wygl�dasz w transie? Jak morski glon z li��mi poruszaj�cymi si� pod wp�ywem kapry�nych pr�d�w. Louis stwierdzi�, �e �zy kapi� mu na nos. - Nie�as - zakl��. - Po stokro� nie�as. Dlaczego przylecia�e�? - Chcia�em powiedzie� ci, jakim jeste� bezwarto�ciowym stworzeniem. - Kto przys�a� t� wiadomo��? - Nie wiem. Pewnie lalecznik. Potrzebowa� nas obu. Louis, czy masz tak zniszczony m�zg, �e nie zauwa�y�e�, i� ten lalecznik... - To nie Nessus. Racja. A zwr�ci�e� uwag� na jego grzyw�? To kunsztowne uczesanie musi zabiera� mu co najmniej godzin� dziennie. Gdybym zobaczy� go na planecie lalecznik�w, pomy�la�bym, �e ma wysok� rang�. - A wi�c? - �aden zdrowy na umy�le dwug�owiec nie ryzykowa�by �ycia dla mi�dzygwiezdnej podr�y. Laleczniki zabra�y ze sob� ca�y sw�j �wiat, nie m�wi�c ju� o czterech planetach rolniczych; setki tysi�cy lat �wietlnych przemierzaj� z szybko�ci� pod�wietln�, tylko dlatego, �e nie maj� zaufania do statk�w kosmicznych. Kimkolwiek jest ten nasz, musi by� szalony ponad wszelkie wyobra�enie. Nie wiem, czego si� po nim spodziewa� - stwierdzi� Louis Wu. - Ale w�a�nie wr�ci�. Lalecznik sta� na sze�ciok�tnym dysku transferowym na pok�adzie nawigacyjnym, przygl�daj�c im si� przez �cian�. Odezwa� si� kobiecym, zmys�owym kontraltem: - S�yszycie mnie? Chmee, s�aniaj�c si�, powsta�, przez moment utrzymywa� si� na nogach, potem opad� na czworaki i rzuci� si� do ataku. Z hukiem uderzy� o �cian�. Ka�dy inny lalecznik cofn��by si�, ale ten nie post�pi� ani kroku do ty�u. Powiedzia�: - Nasza wyprawa jest prawie w komplecie. Brakuje nam tylko jednego cz�onka za�ogi. Louis stwierdzi�, �e jest w stanie si� odwr�ci�, i zrobi� to. - Zacznijmy od pocz�tku. Trzymasz nas w zamkni�ciu, wi�c nie musisz niczego ukrywa�. Kim jeste�? - zapyta�. - Mo�ecie mnie nazwa�, jak chcecie. - Czym jeste�? Czego oczekujesz od nas? Lalecznik zawaha� si�. Potem odpar�. - W moim �wiecie by�em Najlepiej Ukrytym. I partnerem Nessusa, kt�rego znali�cie. Teraz nie jestem ani jednym, ani drugim. Potrzebuj� za�ogi na powt�rn� wypraw� do Pier�cienia, �eby odzyska� sw�j status. - Nie b�dziemy ci s�u�y� - o�wiadczy� Chmee. - Czy u Nessusa wszystko w porz�dku? - zapyta� Louis. - Dzi�kuj� za zainteresowanie. Nessus jest zdrowy na ciele i umy�le. Szok, kt�ry prze�y� na Pier�cieniu, pozwoli� mu odzyska� zdrowie psychiczne. Opiekuje si� w domu dw�jk� naszych dzieci. To, co prze�y� Nessus - pomy�la� Louis - dla ka�dego sko�czy�oby si� szokiem. Mieszka�cy Pier�cienia odci�li mu jedn� z g��w. Gdyby Louis i Teela nie wpadli na pomys�, by za�o�y� opask� uciskow�, Nessus wykrwawi�by si� na �mier�. - Przypuszczam, �e przeszczepili�cie mu now� g�ow� - zagadn��. - Oczywi�cie. - Nie znalaz�by� si� tutaj, gdyby� nie by� szalony. Dlaczego bilion lalecznik�w wybra� na swojego przyw�dc� kogo� chorego umys�owo? - spyta� Chmee. - Nie uwa�am si� za ob��kanego. - Tylna noga lalecznika ugi�a si� niespokojnie. (Je�li jego twarze z obwis�ymi wargami w og�le co� odzwierciedla�y, to wy��cznie niedorozw�j umys�owy.) - Prosz�, nie m�wmy o tym wi�cej. Dobrze s�u�y�em mojemu gatunkowi, a przede mn� czterech Najlepiej Ukrytych, zanim Konserwaty�ci nie odsun�li od w�adzy mojej frakcji. Oni si� myl�. Udowodni� to. Polecimy na Pier�cie� i znajdziemy niepoj�ty dla nich skarb. - Porwanie kzina - rykn�� Chmee - to chyba b��d. - Wysun�� d�ugie pazury. Lalecznik popatrzy� na nich przez �cian�. - Sam nie przyszed�by� - stwierdzi�. - Louis r�wnie� by nie przyszed�. Mia�e� pozycj� i imi�. Louis mia� drouda. Nasz czwarty cz�onek za�ogi by� wi�niem. Moi agenci informuj� mnie, �e zosta�a zwolniona i znajduje si� w drodze do nas. Louis roze�mia� si� gorzko. Bez drouda wszelka weso�o�� zaprawiona by�a gorycz�. - Chyba naprawd� nie masz za du�o wyobra�ni - rzek�. - Jest tak, jak podczas pierwszej wyprawy. Ja, Chmee, lalecznik i kobieta. Kim jest ta kobieta? Kolejn� Teel� Brown? - Nie! Nessus ba� si� Teeli Brown... S�dz�, �e mia� powody. Wykrad�em Halrloprillalar z r�k ARM. B�dziemy mieli jako przewodnika mieszkank� Pier�cienia. A je�li chodzi o charakter naszej ekspedycji, dlaczego mia�bym zaniecha� zwyci�skiej strategii? Przecie� uciekli�cie z Pier�cienia. - Wszyscy opr�cz Teeli. - Teela zosta�a z w�asnej woli. - Zap�acono za nasz trud. Przywie�li�my do domu statek kosmiczny zdolny przeby� jeden rok �wietlny w minut� i pi�tna�cie sekund. Tym statkiem kupi�em sobie imi� i pozycj�. Co mo�esz nam zaoferowa� teraz, �eby dor�wnywa�o tamtemu? - zapyta� kzin. - Wiele rzeczy. Mo�esz si� rusza�, Chmee? Kzin wsta�. Wygl�da�o na to, �e ju� otrz�sn�� si� ze skutk�w dzia�ania pistoletu obezw�adniaj�cego. Louisowi nadal kr�ci�o si� w g�owie i mia� zdr�twia�e ko�czyny. - Dobrze si� czujesz? Masz zawroty g�owy, md�o�ci albo b�le? - Sk�d ta troska, po�eraczu li�ci? Trzyma�e� mnie na koi autolekarza przez ponad godzin�. Straci�em koordynacj� ruch�w i jestem g�odny, to wszystko. - Dobrze. Tylko o tyle mogli�my sprawdzi� t� substancj�. Bardzo dobrze, Chmee, masz swoj� zap�at�. Utrwalacz to lekarstwo, dzi�ki kt�remu Louis Wu pozostaje m�ody i silny od dwustu dwudziestu trzech lat. Laleczniki opracowa�y odpowiednik dla kzin�w. Po zako�czeniu wyprawy b�dziesz m�g� zabra� jego formu�� do Patriarchii. Chmee wydawa� si� zak�opotany. - Odm�odniej�? - pyta�. - Mam ju� w sobie to paskudztwo? - Tak. - Sami mogli�my opracowa� co� podobnego. Ale nie chcieli�my. - Potrzebuj� ci� m�odego i silnego. Chmee, nasza wyprawa nie wi��e si� z �adnym wielkim niebezpiecze�stwem! Nie zamierzam l�dowa� na samym Pier�cieniu, tylko na p�ce portu kosmicznego! B�dziesz mia� sw�j udzia� we wszystkim, co znajdziemy, podobnie jak ty, Louis. A je�li chodzi o wasze bezpo�rednie wynagrodzenie... Na dysku transferowym pojawi� si� droud Louisa Wu. Obudow� otworzono i ponownie zaplombowano. W�a�cicielowi zabi�o serce. - Nie bierz go jeszcze - powiedzia� Chmee i zabrzmia�o to jak rozkaz. - W porz�dku. Najlepiej Ukryty, od jak dawna mnie obserwowali�cie? - Odnalaz�em ci� w kanionie pi�tna�cie lat temu. Moi agenci ju� dzia�ali na Ziemi, staraj�c si� uwolni� Halrloprillalar. Bez wi�kszego powodzenia. Zainstalowa�em dyski transferowe w twoim mieszkaniu i czeka�em na odpowiedni moment. Teraz zajm� si� zwerbowaniem naszej przewodniczki. - Lalecznik dotkn�� ustami jednego z licznych przyrz�d�w sterowniczych, zrobi� krok do przodu i znikn��. - Nie u�ywaj drouda - powiedzia� Chmee. - Co tylko rozka�esz - Louis odwr�ci� si� do niego plecami. Wiedzia�, �e by�by szalony, gdyby powodowany g�odem zaatakowa� kzina. Chocia� mog�aby z tego wynikn�� przynajmniej jedna dobra rzecz... i kurczowo z�apa� si� tej my�li. Nic nie by� w stanie zrobi� dla Halrloprillalar. Kobieta mia�a tysi�c lat, kiedy do��czy�a do Louisa, Nessusa i M�wi�cego-do-Zwierz�t w poszukiwaniu sposobu ucieczki z Pier�cienia. Miejscowi, kt�rzy mieszkali u st�p jej lataj�cego posterunku policji, traktowali j� jak �yj�c� w niebie bogini�. Ca�a grupka zacz�a z pomoc� Halrloprillalar odgrywa� w trakcie drogi powrotnej do rozbitego �K�amcy" rol� �yj�cych bog�w. Ona i Louis byli w sobie zakochani. Mieszka�cy Pier�cienia, wszystkie trzy rasy, z kt�rymi zetkn�a si� wyprawa, cho� spokrewnione z lud�mi, r�ni�y si� od nich. Halrloprillalar by�a prawie �ysa, a usta mia�a w�skie jak ma�pa. Czasami bardzo starzy ludzie poszukuj� jedynie urozmaicenia w mi�o�ci. Louis zastanawia� si�, czy w�a�nie jemu to si� nie przytrafi�o. Dostrzega� w Prill skazy charakteru... ale, nie�as! Sam r�wnie� mia� ich poka�n� kolekcj�. I mia� d�ug wobec Halrloprillalar. Potrzebowali jej pomocy, wi�c Nessus uzale�ni� j� od siebie taspem. A Louis pozwoli� na to. Wr�ci�a z nim do poznanego kosmosu. Uda�a si� do biur ONZ w Berlinie i nigdy stamt�d nie wysz�a. Gdyby Najlepiej Ukryty zdo�a� j� uwolni� i odwie�� z powrotem do domu, by�oby to wi�cej, ni� m�g� dla niej zrobi� Louis. - My�l�, �e lalecznik k�amie. Mania wielko�ci. Dlaczego jego ziomkowie mieliby pozwoli�, by rz�dzi� nimi kto� chory psychicznie - powiedzia� Chmee. - Woleliby sami tego nie pr�bowa�. Zbyt du�e ryzyko. Ale wybra� najbystrzejszego spo�r�d niewielkiego procenta megaloman�w... to mia�o sens. Albo spojrzyj na to z innej strony: przyk�ad Najlepiej Ukrytego uczy reszt� populacji, �e nie nale�y si� wychyla� - nie pr�bujcie zdoby� zbyt du�ej w�adzy, to niebezpieczne. Mo�e by� i tak. - S�dzisz, �e powiedzia� prawd�? - Nie wiem. A je�li nawet k�amie? Ma nas w gar�ci. - Ma ciebie - odpar� kzin. - Trzyma ci� pr�dem. Jak ci nie wstyd? Louisowi by�o wstyd. Usilnie stara� si� nie dopu�ci� do tego, by wstyd sparali�owa� mu umys�; nie chcia� pogr��y� si� w czarnej rozpaczy. Nie m�g� si� st�d wydosta�: �ciany, pod�oga i sufit stanowi�y cz�ci kad�uba General Products. Ale by�y tu r�wnie� elementy... - Je�li wci�� zamierzasz si� st�d wyrwa� - powiedzia� - lepiej pomy�l o tym. Staniesz si� m�odszy. Nie sk�ama�by w tej sprawie; nie mia�by po co. Co si� stanie, kiedy odm�odniejesz? - Wi�kszy apetyt. Wi�cej si� �yciowych. Ochota do walki. Martwi�bym si� na twoim miejscu, Louis. Chmee z wiekiem przyty�. Czarne �okulary" wok� oczu niemal zupe�nie zsiwia�y, podobnie jak miejscami futro. Kiedy si� porusza�, rysowa�y si� twarde mi�nie; �aden rozs�dny m�ody kzin nie zaatakowa�by go. Ale jego cia�o pokrywa�y blizny. Futro i znaczna cz�� sk�ry Chmee sp�on�y, kiedy po raz pierwszy i ostatni odwiedzi� Pier�cie�. Sier�� odros�a- przez te lata, ale posiwia�a k�pkami w miejscach, gdzie tkanki uleg�y uszkodzeniu. - Utrwalacz leczy rany - stwierdzi� Louis. - Twoje futro wyg�adzi si�. Zniknie r�wnie� siwizna. - Wi�c b�d� �adniejszy. - Ogon przeci�� powietrze. - Musz� zabi� po�eracza li�ci. Blizny to pami�tki. Nie usuwamy ich. - Jak zamierzasz udowodni�, �e jeste� Chmee? Ogon znieruchomia�. Kzin spojrza� na towarzysza. - On trzyma mnie pr�dem. - Louis mia� zastrze�enia co do tej uwagi, ale by� mo�e pods�uchiwano ich. Lalecznik nie zlekcewa�y�by mo�liwo�ci buntu. - Ciebie ma ze wzgl�du na tw�j harem, ziemi�, przywileje i imi�, kt�re nale�y do starzej�cego si� bohatera. Patriarcha mo�e nie uwierzy� w twoj� histori�, je�li nie dostaniesz utrwalacza przeznaczonego dla kzin�w i nie potwierdzi jej Najlepiej Ukryty. - Ucisz si�. Tego by�o ju� nagle Luisowi za wiele. Si�gn�� po drouda, ale kzin wykona� b�yskawiczny ruch. W czarno-pomara�czowych r�kach obr�ci� czarn� plastykow� kasetk�. - Jak chcesz - powiedzia� Louis. Opad� na plecy. Tak czy owak, mia� zaleg�o�ci w spaniu... - W jaki spos�b si� uzale�ni�e�? - Ja... - zacz�� Louis. - Musisz co� zrozumie�. Pami�tasz nasze ostatnie spotkanie? - Tak. Niewielu ludzi zaproszono na Kzin. Zas�u�y�e� na ten zaszczyt. - Mo�e. By� mo�e zas�u�y�em. Pami�tasz, jak oprowadza�e� mnie po Domu Przesz�o�ci Patriarchy? - Pami�tam. Pr�bowa�e� przekona� mnie, �e mo�emy naprawi� stosunki mi�dzy naszymi gatunkami. Wystarczy, �e wpu�cimy do muzeum waszych reporter�w z holokamerami. Louis u�miechn�� si� na to wspomnienie. - Tak powiedzia�em - potwierdzi�. - A ja mia�em w�tpliwo�ci. Muzeum Patriarchy by�o zarazem wielkie i imponuj�ce: ogromna, rozleg�a budowla z grubych p�yt wulkanicznej ska�y, stopionych na kraw�dziach. Ca�a sk�ada�a si� z k�t�w, a na czterech wysokich wie�ach osadzono dzia�a laserowe. Pokoje ci�gn�y si� jeden za drugim. Przej�cie ich zaj�o Chmee i Louisowi dwa dni. Oficjalna przesz�o�� Patriarchy si�ga�a daleko wstecz. Go�� z Ziemi ujrza� ko�ci udowe staro�ytnego sthondata z dorobionymi uchwytami - maczugi u�ywane przez pierwotnych kzin�w. Zobaczy� bro�, kt�r� mo�na by�o zaliczy� do dzia� r�cznych; niewielu ludzi zdo�a�oby je d�wign��. Widzia� posrebrzan� zbroj�, grub� jak drzwi pancerne, oraz dwur�czn� siekier�, kt�r� mo�na by �ci�� star� sekwoj�. W�a�nie m�wi� o wpuszczeniu do muzeum reporter�w, kiedy znale�li si� przy Harveyu Mossbauerze. Rodzin� Harveya Mossbauera zabito i zjedzono w czasie czwartej wojny mi�dzy kzinami a lud�mi. Wiele lat po zawarciu rozejmu i starannych, maniackich przygotowaniach Mossbauer, uzbrojony, wyl�dowa� samotnie na Kzinie. Zabi� czterech m�skich osobnik�w i pod�o�y� bomb� w haremie Patriarchy, zanim stra�nikom uda�o si� go zabi�. Przeszkadza�a im - wyja�ni� Chmee - ch�� zachowania jego sk�ry w nienaruszonym stanie. - Ty to nazywasz nienaruszonym stanem? - Przecie� on walczy�. I to jak walczy�! S� ta�my. Wiemy, jak uczci� dzielnego i pot�nego wroga, Louis. Wypchana sk�ra by�a tak pokryta bliznami, �e nale�a�o si� dok�adnie przyjrze�, �eby rozpozna� gatunek; sta�a jednak na wysokim piedestale z metalow� p�yt� pami�tkow�, a otacza�a j� tylko pod�oga. Przeci�tny reporter m�g�by to �le zrozumie�, ale Louis utrafi� w sedno. - Ciekaw jestem, czy zdo�am ci wyt�umaczy� - powiedzia� dwadzie�cia lat p�niej, porwany i pozbawiony drouda � jak wspaniale si� wtedy poczu�em, kiedy dowiedzia�em si�, �e Harvey Mossbauer by� cz�owiekiem. - Dobrze jest powspomina�, ale rozmawiali�my o uzale�nieniu od pr�du - przypomnia� Chmee. - Szcz�liwi ludzie nie uzale�niaj� si�. Trzeba przecie� p�j�� i kaza� sobie wszczepi� gniazdko. Czu�em si� dobrze tamtego dnia. Czu�em si� jak bohater. Wiesz, gdzie wtedy by�a Halrloprillalar? - Gdzie? - Rz�d j� przetrzymywa�. ARM. Mieli wiele pyta�, a ja, nie�as, nic nie mog�em zrobi�. Znajdowa�a si� pod moj� opiek�. Zabra�em j� ze sob� na Ziemi�... - To ona mia�a ci� w r�kach; wszystko przez gruczo�y, Louis. Dobrze, �e samice kzin�w nie s� zmys�owe. Zrobi�by�, o co by ci� poprosi�a. Poprosi�a ci�, �eby� jej pokaza� zamieszkany przez ludzi kosmos. - Oczywi�cie, mia�em by� jej miejscowym przewodnikiem. Tak si� jednak nie sta�o. Chmee, zabrali�my �Szcz�liwy Traf i Halrloprillalar do domu, przekazali�my koalicji Kzinu i Ziemi; widzieli�my wtedy j� i statek po raz ostatni. Nie mogli�my nawet nikomu o tym powiedzie�. - Nap�d nadprzestrzenny kwantum II sta� si� Sekretem Patriarchy. - W ONZ jest to r�wnie� �cis�a tajemnica. Nie s�dz�, �eby w og�le powiadomili o tym inne rz�dy. Dali mi, nie�as, jasno do zrozumienia, �ebym lepiej trzyma� j�zyk za z�bami. Oczywi�cie, Pier�cie� r�wnie� stanowi� cz�� tajemnicy, bo jak mogliby�my do niego dotrze� bez �Szcz�liwego Trafu". W zwi�zku z tym zastanawiam si� - powiedzia� Louis - w jaki spos�b Najlepiej Ukryty zamierza dotrze� do Pier�cienia. Dwie�cie lat �wietlnych od Ziemi, jeszcze wi�cej z Canyon, to trzy dni na ka�dy rok �wietlny, je�li skorzysta z tego statku. My�lisz, �e gdzie� tutaj kr��y drugi �Szcz�liwy Traf? - Nie odwr�cisz mojej uwagi. Dlaczego wszczepi�e� sobie przew�d? - Przyczai� si� do skoku i obna�y� pazury. Mo�e to by� odruch, nie kontrolowany... mo�e. - Opu�ci�em Kzin i wr�ci�em do domu - odpowiedzia� Louis. - Nie mog�em sk�oni� ARM, by mi pozwolono zobaczy� si� z Prill. Gdybym zdo�a� wtedy zorganizowa� wypraw� do Pier�cienia, ona musia�aby polecie� z nami jako przewodnik, nie�as! Ale nie mog�em o tym z nikim porozmawia�, z wyj�tkiem rz�du... i ciebie. Ale ty nie by�e� zainteresowany. - Jak mog�em polecie�? Mia�em ziemi�, imi�, dzieci w drodze. Samice kzin�w s� od nas bardzo uzale�nione. Potrzebuj� opieki i troskliwo�ci. - Co si� teraz z nimi stanie? - M�j najstarszy syn b�dzie zarz�dza� posiad�o�ciami. Je�li jednak zostawi� go zbyt d�ugo samego, b�dzie pr�bowa� walczy� ze mn�, �eby je zatrzyma�. Je�li... Louis! Dlaczego si� uzale�ni�e�? - Jaki� pajac potraktowa� mnie taspem! - Wrrr? - Zwiedza�em muzeum w Rio, kiedy kto� zaskoczy� mnie zza filara. - Ale Nessus wzi�� tasp na Pier�cie�, �eby panowa� nad za�og�. U�y� go wobec nas obu. - Zgadza si�. To bardzo podobne do lalecznika Piersona robi� komu� przyjemno��, jednocze�nie trzymaj�c go w gar�ci! Najlepiej Ukryty ma takie w�a�nie do nas podej�cie. - Nessus u�y� taspu wobec mnie, a nie jestem uzale�niony. - Ja te� nie uzale�ni�em si� wtedy. Ale pami�ta�em. Czu�em si� jak wesz, kiedy my�la�em o Prill... Pragn��em wtedy Oderwania. Zwykle tak robi�em: wyrusza�em samotnie statkiem i gna�em na kra�ce poznanego kosmosu, dop�ki znowu nie by�em zdolny wytrzyma� z lud�mi. Dop�ki nie by�em w stanie wytrzyma� z samym sob�. Ale to oznacza�oby koniec dla Prill. I w�a�nie wtedy jaki� pajac u�y� taspu. Nie by� to dla mnie wielki wstrz�s, ale przypomnia� mi o taspie Nessusa, dziesi�� razy silniejszym. Ja... wytrzyma�em prawie przez rok, a potem poszed�em wszczepi� sobie gniazdko. - Powinienem wyrwa� ci je z m�zgu. - Wyst�pi�yby niepo��dane skutki uboczne. - Jak znalaz�e� si� na Warhead? - Ach, to. Mo�e by�em paranoikiem, ale zrozum: Halrloprillalar znikn�a w budynku ARM i nigdy stamt�d nie wysz�a. Louis Wu uzale�ni� si� i nie wiadomo, komu g�upiec nizinny m�g�by wygada� tajemnice. Pomy�la�em, �e lepiej b�dzie znikn��. Na Canyon �atwo niepostrze�enie wyl�dowa� statkiem. - Przypuszczam, �e Najlepiej Ukryty r�wnie� to odkry�. - Chmee, daj mi drouda, pozw�l mi spa� albo zabij mnie. Brak mi si�. - Wi�c �pij. ROZDZIA� III Duch w�r�d za�ogi Dobrze by�o obudzi� si� w powietrzu i unosi� mi�dzy dwiema p�ytami antygrawitacyjnymi... dop�ki nie wr�ci�a pami��. Chmee szarpa� z�bami kawa� czerwonego, surowego mi�sa. Wunderlandczycy cz�sto projektowali regeneratory �ywno�ci tak, by s�u�y�y wi�cej ni� jednemu gatunkowi. Kzin oderwa� si� na chwil� od jedzenia, �eby powiedzie�: - Wszystkie cz�ci wyposa�enia na pok�adzie wyprodukowali ludzie albo mogli je wyprodukowa�. Nawet kad�ub m�g� by� kupiony na kt�rym� z zamieszkanych przez ludzi �wiat�w. Louis unosi� si� w stanie niewa�ko�ci w pozycji embrionalnej, z zamkni�tymi oczami i podci�gni�tymi kolanami. Nie potrafi� jednak zapomnie�, gdzie si� znajduje. - Doszed�em do wniosku, �e ten du�y l�downik ma jinxia�ski wygl�d. Zbudowany na zam�wienie, ale na Jinx. A co z twoim ��kiem? Zaprojektowane z my�l� o kzinach? - zapyta�. - Sztuczne w��kno. Mia�o przypomina� sk�r� kzina. Bez w�tpienia sprzedano je w tajemnicy jakim� ludziom z osobliwym poczuciem humoru. Z przyjemno�ci� zapolowa�bym na producenta. Louis wyci�gn�� r�k� do przycisku i wy��czy� pole. �agodnie opad� na pod�og�. Na zewn�trz by�a noc: w g�rze ostrym, bia�ym blaskiem �wieci�y gwiazdy, a reszt� skrywa�a bezkszta�tna, aksamitna czer�. Nawet gdyby uda�o si� im dosta� do skafandr�w, kanion znajdowa� si� po drugiej stronie planety. A mo�e zaraz za tym czarnym pasmem wzg�rz rysuj�cych si� na tle gwiazd? Sk�d mia� jednak wiedzie�? Kuchenka mia�a dwie klawiatury, jedn� ze wskaz�wkami w interworldzie, a drug� w j�zyku bohater�w. Po przeciwnych stronach kabiny znajdowa�y si� dwie toalety. Louis wola�by mniej dosadne rozplanowanie wn�trza. Zam�wi� �niadanie, �eby sprawdzi� repertuar kuchenki. - Czy nasza sytuacja w og�le ci� interesuje, Louis? - warkn�� kzin. - Sp�jrz pod nogi. Kzin ukl�kn��. - Wrrr... tak. Laleczniki zbudowa�y maszyneri� hipernap�du. To jest statek, kt�rym Najlepiej Ukryty uciek� z Floty �wiat�w. - Zapomnia�e� o dyskach transferowych. Laleczniki nie u�ywaj� ich nigdzie poza w�asnym �wiatem. A tu okazuje si�, �e Najlepiej Ukryty przysy�a po mnie agent�w, korzystaj�c z dysk�w. - Najlepiej Ukryty musia� je ukra��, podobnie jak statek. Mo�e mia� d�ugi wobec General Products, kt�ry nigdy nie za��da� ich zwrotu. Louis, nie wierz�, �eby Najlepiej Ukryty mia� poparcie lalecznik�w. Powinni�my spr�bowa� dotrze� do ich floty. - Chmee, tu musz� by� mikrofony. - Czy mam uwa�a�, co m�wi� do tego ro�lino�ercy? - W porz�dku, zastan�wmy si�. - Depresja, kt�r� odczuwa�, znajdowa�a wyraz w gorzkim sarkazmie. Czemu�by nie? Chmee mia� jego drouda. - Pewien lalecznik uleg� zachciance, by porwa� cz�owieka i kzina. Naturalnie, uczciwe laleczniki b�d� przera�one. Czy naprawd� pozwol� nam uciec do domu i poskar�y� si� Patriarsze? Kto ponad wszelk� w�tpliwo�� zrobi�, co w jego mocy, by zbudowa� wi�cej �Szcz�liwych Traf�w", kt�re mog�yby dogoni� flot� lalecznik�w w ci�gu czterech godzin plus czas potrzebny na przyspieszenie i dopasowanie pr�dko�ci... powiedzmy, trzy miesi�ce z przyspieszeniem trzech g... - Wystarczy, Louis! - Nie�as, gdyby� chcia� rozpocz�� wojn�, to masz okazj�! Wed�ug Nessusa, laleczniki wmiesza�y si� w pierwsz� wojn� mi�dzy kzinami a lud�mi, na nasz� korzy��. Wi�c przesta�. Nie m�w mi, czy powiedzia�e� o tym komu� jeszcze. - Zmie� temat. - Oczywi�cie. Tylko uderzy�o mnie... - a poniewa� rozmowa mog�a by� rejestrowana, Louis m�wi� cz�ciowo na u�ytek Najlepiej Ukrytego: - Ty, ja i Najlepiej Ukryty jeste�my jedynymi w poznanym kosmosie, kt�rzy wiedz�, co zrobi�y laleczniki, chyba �e kt�ry� z nas si� wygada�. - Czy Najlepiej Ukryty op�akiwa�by nas, gdyby�my zgin�li na Pier�cieniu? Rozumiem, o co ci chodzi. Ale Najlepiej Ukryty m�g� nawet nie wiedzie�, �e Nassus by� niedyskretny. Dowie si�, je�li odtworzy sobie t� rozmow� - pomy�la� Louis. To moja wina. Powinienem chyba uwa�a� na to, co m�wi� ro�lino�ercy? Gwa�townie zaatakowa� posi�ek. Postawi� jednocze�nie na prostot� i rozmaito��: po��wka grejpfruta, suflet czekoladowy, pieczona pier� moa, jamajska kawa �Blue Mountain" z g�r� bitej �mietany. Wi�kszo�� z tego okaza�a si� dobra; jedynie bita �mietana by�a nieprzekonywaj�ca. A co mo�na powiedzie� o moa? W dwudziestym czwartym wieku pewien genetyk odtworzy� moa, albo tylko tak twierdzi�, i regenerator wyprodukowa� teraz imitacj� tego ptaka. Mi�so mia�o w�a�ciw� konsystencj� i smak. Nic nie mog�o r�wna� si� z transem. Nauczy� si� �y� w okresowej depresji. Istnia�a jedynie przez kontrast z ekstaz�; Louis uwa�a�, �e jest to normalny dla ludzi stan. Uwi�zienie w tajemniczym celu przez szalonego przedstawiciela obcej rasy wcale go nie pogarsza�o. Tym, co czyni�o ten mroczny poranek tak okropnym, by�a �wiadomo��, �e b�dzie musia� zrezygnowa� z drouda. Sko�czywszy, wrzuci� brudne naczynia do toalety. - Co chcia�by� w zamian za drouda? - zapyta�. - A co masz do zaoferowania? - prychn�� Chmee. - Obietnice poparte moim s�owem honoru. I ca�kiem dobr� pi�am�. Ogon Chmee przeci�� powietrze. - By�e� kiedy� niez�ym towarzyszem podr�y - powiedzia� kzin. - Czym b�dziesz, je�li dam ci drouda? Zwierz�ciem. Zatrzymam drouda. Louis zacz�� swoje �wiczenia. Pompki na jednej r�ce by�y �atwe w mniejszym o po�ow� ci��eniu. Po sto na ka�dej r�ce okaza�o si� ju� nie takie �atwe. G�rna krzywizna kad�uba znajdowa�a si� zbyt nisko dla niekt�rych z jego �wicze�. Dwie�cie no�ycowych podskok�w z dotkni�ciem palcami czubk�w st�p... Chmee przygl�da� si� z zaciekawieniem. W ko�cu rzek�: - Zastanawiam si�, dlaczego Najlepiej Ukryty utraci� swoje przywileje. Louis nie odpowiedzia�. Le��c na pod�odze, z palcami st�p pod doln� p�yt� antygrawitacyjn� i tac� pod �ydkami, bardzo powoli unosi� si� do siadu. - I co spodziewa si� znale�� w porcie kosmicznym. Co takiego mu znale�li�my? Dzia�a elektromagnetyczne s� zbyt du�e, �eby je ruszy�. Czy m�g�by chcie� czego� z tamtejszego statku? Louis zam�wi� dwie ko�ci udowe moa. Wytar� je z t�uszczu i zacz�� nimi �onglowa�, jak niewymiarowymi maczugami. Pot formowa� si� w du�e krople i leniwie sp�ywa� po twarzy i torsie. Chmee smagn�� ogonem. Du�e r�owe uszy rozwin�y si� na znak odmowy handlu z wrogiem. By� z�y. To jego problem. Nagle za nieprzenikliw� �cian� pojawi� si� lalecznik. Zmieni� uczesanie grzywy, zast�puj�c opale punktami �wietlnymi... i by� sam. Przez chwil� obserwowa� ich. Potem powiedzia�: - Pod��cz drouda, Louis. - Nie mam takiej mo�liwo�ci. - �wicz�cy odrzuci� ci�arki - Gdzie jest Prill? - Chmee, oddaj Louisowi drouda - powiedzia� lalecznik. - Gdzie jest Halrloprillalar? Pot�ne, pokryte futrem rami� otoczy�o szyj� Louisa, kopn�� wi�c do ty�u, wk�adaj�c w to wszystkie si�y. Kzin chrz�kn��. Z niezwyk�� delikatno�ci� w�o�y� drouda do gniazdka. - W porz�dku - powiedzia� Louis. Kzin pu�ci� go i cz�owiek usiad�. Oczywi�cie domy�la� si� ju�, podobnie jak Chmee. Zacz�� sobie u�wiadamia�, jak bardzo pragn�� zobaczy� Prill... zobaczy� j� na wolno�ci... zobaczy� j�. - Halrloprillalar nie �yje. Moi agenci oszukali mnie - oznajmi� lalecznik. - Wiedzieli, �e mieszkanka Pier�cienia nie �yje od osiemnastu standardowych lat. M�g�bym zosta�, �eby ich odszuka�, gdziekolwiek si� ukryli, ale zaj�oby to nast�pne osiemna�cie lat. Albo osiemset! Zamieszkany przez ludzi kosmos jest zbyt du�y. Niech zatrzymaj� ukradzione pieni�dze. Louis skin�� g�ow� i u�miechn�� si�, wiedz�c, �e b�dzie cierpia�, kiedy wyjmie drouda. Us�ysza�, jak Chmee pyta: - Dlaczego umar�a? - Nie tolerowa�a �utrwalacza". ONZ uwa�a, �e nie by�a w pe�ni cz�owiekiem. Starza�a si� bardzo szybko. Rok i pi�� miesi�cy po przybyciu na Ziemi� umar�a. - Ju� nie �y�a - zaduma� si� Louis. - Kiedy przebywa�em na Kzinie... - Ale by�a tu jeszcze jedna zagadka. - Mia�a w�asny eliksir m�odo�ci. Lepszy od utrwalacza. Przywie�li�my ze sob� kriobuteleczk�. - Skradziono j�. Nic wi�cej nie wiem. Skradziono? Ale� Prill nigdy nie spacerowa�a po ziemskich ulicach, nie mog�a wi�c natkn�� si� na zwyk�ych z�odziei. Naukowcy z ONZ zapewne otworzyli buteleczk�, �eby podda� analizie jej zawarto��, ale nie potrzebowaliby wi�cej ni� mikrogram... Nawet by si� nie dowiedzia�. A potem j� zatrzymali, �eby wydoby� z niej wszystko, co wiedzia�a, zanim umrze. To z pewno�ci� b�dzie bola�o. Ale jeszcze nie teraz. - Nie powinni�my d�u�ej zwleka�. - Lalecznik usadowi� si� na swojej wy�cie�anej �awie. - B�dziecie podr�owali przy w��czonym polu statycznym, �eby oszcz�dzi� zapasy. Wykorzystam rezerwowy zbiornik paliwa, zanim wejdziemy w nadprzestrze�. Przyb�dziemy na miejsce z pe�nym zapasem. Chmee, czy m�g�by� nazwa� nasz statek? - Wi�c proponujesz, �eby szuka� na �lepo? - zapyta� Kzin. - Tylko port kosmiczny i nic wi�cej. Nadasz nazw� naszemu statkowi? - Nazw� go �Roz�arzona Ig�a". Louis u�miechn�� si�, my�l�c, czy lalecznik zna to okre�lenie. Ich statek nosi� teraz nazw� narz�dzia tortur stosowanego przez kzin�w. Najlepiej Ukryty dotkn�� ustami dw�ch pokr�te�. ROZDZIA� IV Niespodzianka Louis poczu� nagle, �e jego ci�ar zwi�kszy� si� dwukrotnie. Czarny krajobraz Canyon znikn��. Musia� by� teraz niewidoczny na tle gwiazd, zupe�nie innych, z kt�rych jedna, dok�adnie pod nimi, �wieci�a ja�niej ni� pozosta�e. Najlep