11592

Szczegóły
Tytuł 11592
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11592 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11592 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11592 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marcus Wynne Wojownik w mroku Dom Wydawniczy REBIS poleca m.in. thrillery: Keith Abl�w �, PRZYMUS David Baldacci TEN, KT�RY PRZE�Y� Stephen Coonts USS AMERICA HONGKONG KUBA WOLNO�� Krzysztof Kotowski ZYGZAK JAPO�SKIE CI�CIE Graham Masterton KATIE MAGUIRE KONDOR WYBUCH Don Passman WIZJONERKA Patrick Robinson HMS UNSEEN USS SEAWOLF BUNT NA USS SHARK BARRACUDA 945 Scott Tur�w B��DY ODWRACALNE Marcus Wynne BEZ WYBORU MARCUS Przek�ad Maciej Szyma�ski REBIS DOM WYDAWNICZY REBIS Pozna� 2004 Tytu� orygina�u Warrior in the Shadows Copyright � 2002 by Marcus Wynne AU rights reserued m - Copyright �for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Pozna� 2004 �I r r Redaktor Krzysztof Tropi�o Konsultacja militarna Jaros�aw Kotarski Opracowanie graficzne serii, projekt ok�adki i ilustracja Zbigniew Mielnik Zdj�cie na ok�adce CORBIS/FREE Wydanie I ISBN 83-7301-452-7 Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. ul. �migrodzka 41/49, 60-171 Pozna� tel. (0-61) 867-47-08, 867-81-40; fax (0-61) 867-37-74 [email protected]. pi www.rebis.com.pl Sk�ad :?��=��=>i^ Gda�sk, tel./fax (0-58) 347-64-44 Druk i oprawa: ABEDIK Pozna� � �___ Podzi�kowania Pragn� podzi�kowa� moim agentom, Ethanowi Ellenber-gowi i Michaelowi Psaltisowi z Ethan Ellenberg Literary Agency oraz Brianowi Lipsonowi z Endeavor Talent Agency. Dzi�kuj� te� mojemu redaktorowi, Brianowi Callaghanowi; wspania�ej specjalistce od reklamy, Elenie Stokes; oraz ca�ej reszcie ekipy Tor/Forge: �Jaskrowi", Jennifer Marcus, Kathleen Fogarty, Lindzie Quinton i Tomowi Doherty'emu. Wiele zawdzi�czam dzie�u Percy'ego Tresize'a, wspania�ego australijskiego artysty i autora prac, kt�re przybli�y�y �wiat Quinkin�w ludziom �yj�cym z dala od tej mrocznej krainy sn�w. Wszelkie omy�ki i potkni�cia interpretacyjne, kt�re pope�ni�em, korzystaj�c z dokona� Percy'ego, s� wy��cznie moj� win�. Dzi�kuj� te� Andrew Dineenowi z Ad-venture Company za pomoc w przygotowaniu wyprawy do Jowalbinna Bush Camp w kraju Quinkin�w, a tak�e Allenowi i Mickowi, moim przewodnikom po sztuce malowide� naskalnych. Oczywi�cie jak zwykle jestem g��boko wdzi�czny mojej �onie Caprice. Bez jej wsparcia powstanie niniejszej ksi��ki nie by�oby mo�liwe. < tSJ co H�I fin -CO N O ~" ;*?� ~^*�"^ ^�^- f ~ ' "* SH5T 1.1 Cz�owiek, kt�ry wkr�tce mia� zosta� zjedzony, zafundowa� sobie doskona�� kolacj�. M�ode, pieczone ziemniaczki, filet mignon, porcja warzyw gotowanych na parze - o zawarto�ci w�glowodan�w dozwolonej diet�, kt�rej ostatnio przestrzega� - oraz karafka nader zacnego, chilijskiego ca-bernet sauvignon nape�ni�y go przyjemnym uczuciem syto�ci i ciep�a. By�o to doznanie szczeg�lnie przyjemne we wrze�niowy wiecz�r w Minneapolis, gdy rze�ki ch��d powietrza zapowiada� ju� rych�� i ostr� zim�. Nazywa� si� Madison Simmons, a nieco pretensjonalne imi� znakomicie pasowa�o do jego osoby. Mia� nadwag� i prezentowa� si� raczej staro jak na sw�j wiek - trzydzie�ci dwa lata, z kt�rych dziesi�� sp�dzi� w dziale kredyt�w mi�dzynarodowych w First Bank International. Specjalizowa� si� w inwestycjach w Azji Po�udniowo-Wschodniej i w Australii. W pracy powodzi�o mu si� doskonale, a szczeg�lnie lubiany by� przez australijskich biznesmen�w, kt�rzy doceniali nie tylko jego talent do interes�w, ale tak�e �y�k� do specyficznie poj�tej zabawy. Madison lubi� wsp�pracowa� z Australijczykami, ale potrzebowa� te� czasu na samotne przyjemno�ci. By� kawalerem i mieszka� w drogim domu nad brzegiem jeziora Harriet, a jego skrz�tnie ukrywanym hobby by�y supernowoczesne kino domowe i imponuj�ca kolekcja egzotycznej pornografii. Cz�ste wizyty w Azji Po�udniowo-Wschodniej pozwoli�y mu poszerzy� zbiory o filmy z bardzo wyspecjalizowanych dziedzin, a nawet, raz lub dwa, samemu wyst�pi� we w�asnych, skromnych produkcjach. Dyskretny przyjaciel z australijskiego konsulatu dostarczy� mu w�a�nie �wie�e nagrania, kt�re by�y form� podzi�- 9 kowania za wykonanie niedawno do�� delikatnej misji. Madison uwa�a�, �e obejrzenie nowych ta�m b�dzie idealnym ukoronowaniem tego wieczoru. Szed� wi�c szybkim krokiem, a jego pi�knie skrojona marynarka powiewa�a wok� stercz�cego brzucha. Maszerowa� szerokim chodnikiem przed pasa�em Nicollet do wielopoziomowego parkingu, na kt�rym zostawi� samoch�d. Mija� wielu ludzi: ulicznik�w potrz�saj�cych puszkami na drobne, student�w z plecakami zarzuconymi na jedno rami� oraz pary powracaj�ce z wczesnej kolacji. Jest co� przyjemnego w odg�osach miasta mi�dzy wieczorem a p�noc�, a Madison Simmons umia� si� delektowa� tym dobrze znanym szmerem. Wkroczy� do naro�nej bramy budynku, w kt�rym mie�ci� si� parking, i z nawykow� ostro�no�ci� mieszka�ca miasta przystan�� na moment, by si� � upewni�, czy jest sam. Po chwili wszed� dwa pi�tra wy�ej na poziom, na kt�rym sta� jego lexus. - Wonk, wonk. Zatrzyma� si� i rozejrza� uwa�nie, zaskoczony osobliwym d�wi�kiem. Mia� wra�enie, �e us�ysza� go od strony d�ugiego rz�du samochod�w, gdzie puste miejsca parkingowe przypomina�y ubytki w uz�bieniu olbrzyma. - Wonk, wonk. Co to mo�e by�? Przyspieszy� kroku, otuli� si� mocniej p�aszczem i po-dzwaniaj�c kluczykami, skierowa� si� do miejsca, w kt�rym pod jarzeniowymi lampami sta� jego w�z. Nie zwalniaj�c, przycisn�� klawisz pilota i w tej samej chwili �wiat�a lexusa zapali�y si�, a cisz� przerwa� szcz�k centralnego zamka. Przystan�� na moment, rozejrza� si� ostro�nie i zerkn�� nawet, cokolwiek paranoicznie, na tylne siedzenie samochodu, zanim pospiesznie otworzy� i zatrzasn�� za sob� drzwi. Nerwowo wcisn�� kluczyk do stacyjki i zapali� silnik, a potem spojrza� na boki i ruszy� na wstecznym biegu. - Wonk, wonk. Bezpieczny w kabinie samochodu, zacisn�� d�onie na kierownicy tak mocno, �e zbiela�y mu k�ykcie. Cholerne dzieciaki albo jaki� pijany czubek, kt�rego bawi straszenie ludzi, pomy�la�. Zmieni� bieg i poprowadzi� w�z ramp� w d�, 10 by po chwili z piskiem opon skr�ci� i przystan�� przed bram� wyjazdow�, gdzie w o�wietlonej, przeszklonej budce znudzony sikh w czerwonym turbanie gapi� si� na ekran miniaturowego telewizora. Madison poda� mu bilet parkingowy. - Na trzecim poziomie kto� pokrzykuje i pr�buje straszy� ludzi. Sikh nie odpowiedzia�. Wsun�� bilet do czytnika kasy, wydrukowa� paragon i wr�czy� go klientowi. - Nie s�ysza� pan? Kto� w��czy si� tam na g�rze i pr�buje straszy� ludzi � powt�rzy� Madison. Tym razem sikh u�miechn�� si� od ucha do ucha. - Bardzo panu dzi�kuj�. Przeka�� wiadomo�� ochroniarzom, kiedy si� tu zjawi� - odpar�. - �ycz� dobrej nocy. Madison wyrwa� mu paragon i cisn�� do schowka obok fotela, a potem nieco zbyt silnie docisn�� peda� gazu i lexus gwa�townie skoczy� naprz�d. Skr�ci� ostro w Nicollet Ave-nue i odjecha�. Tu� przed wyjazdem z budynku sta� motocykl - jedna z tych sportowych maszyn, kt�rymi podr�uje si� praktycznie na le��co. Siedz�cy na nim m�czyzna odprowadzi� wzrokiem wyje�d�aj�cego lexusa i w��czy� si� do ruchu tu� za nim. Madison zerkn�� na niego w lusterku wstecznym, ale ponad jaskraw� plam� motocyklowego reflektora widzia� jedynie ciemn� sylwetk� w czarnym, po�yskuj�cym kasku. Zadowolenie z pysznej kolacji rozwia�o si� nagle pod wp�ywem adrenalinowego ciosu w brzuch. Bankowiec poczu� co�, czego nie do�wiadcza� zbyt cz�sto w swym doros�ym �yciu: strach. Przypomnia� sobie czasy szkolne, kiedy dr�czyli go silniejsi uczniowie. By� wtedy m�ody i przem�drza�y; nie opanowa� jeszcze podstawowej zasady niewychy-lania si� w stadzie. Wiedzia� jednak, jaki u�ytek mo�na zrobi� z gniewu, wi�c docisn�� peda� gazu i zanotowa� w pami�ci, �e w przysz�o�ci nale�y zostawia� samoch�d bli�ej budki str�a. Zahamowa� ostro, gdy ��te �wiat�a zmieni�y si� na czerwone. Motocyklista zatrzyma� si� na lewym pasie, tu� obok. Madison patrzy� wprost przed siebie, ale k�tem oka zarejestrowa� wygl�d nieznajomego: czarny kask szczelnie zas�a- li niaj�cy twarz, d�ugie w�osy zwi�zane w kitk� i zwisaj�ce na plecy, czarn� sk�rzan� kurtk�, obcis�e czarne d�insy, ci�kie czarne buciory i grube r�kawice. Motocyklista wpatrywa� si� w niego przez d�ug� chwil�, ale bankowiec twardo gapi� si� przed siebie. Kiedy zapali�o si� zielone �wiat�o, nieznajomy uni�s� r�k� i pomacha� Madisonowi - kt�ry wreszcie spojrza� na niego - a potem doda� gazu i postawiwszy maszyn� na tylnym kole, przemkn�� przez puste skrzy�owanie. Tylne �wiat�o motoru znikn�o za nast�pnym rogiem, gdy m�czyzna w czerni po�o�y� maszyn� w skr�t tak ostro, �e omal nie otar� si� nog� o asfalt. Madison przejecha� wolno przez skrzy�owanie. Ledwie zd��y� przed ��tym �wiat�em. Wzi�� g��boki wdech i powiedzia�: � C� za dziwaczny wiecz�r. Nic wi�cej nie przytrafi�o mu si� po drodze. Na trasie do jego okaza�ego domu przy Lak� Harriet Parkway nie by�o du�ego ruchu. Przejecha� Czterdziest� Trzeci� Ulic�, min�� t�um ludzi siedz�cych przy stolikach przed kawiarni� Java Jack's i zatrzyma� w�z przed bram� w�asnej posesji. Nacisn�� klawisz na desce rozdzielczej i pozwoli�, by zderzak nieomal�e dotkn�� bramy, jakby chcia� j� staranowa�, gdyby si� nie otworzy�a. Wjecha� i upewni� si�, �e jest zamkni�ta, zanim wysiad� z samochodu. Podjazd, gara� i boczne drzwi do domu by�y jasno o�wietlone latarniami w��czanymi przez czujniki ruchu. Zostawi� w�z na podje�dzie i wszed� do domu. Natychmiast zbli�y� si� do konsoli systemu alarmowego i wpisa� kod, a potem powiesi� kluczyki na ko�ku przy drzwiach, rzuci� p�aszcz na krzes�o i zsun�� buty. Dom by� dum� i rado�ci� Madisona Simmonsa, kt�ry urz�dzi� go i ozdobi� najlepiej, jak mo�e to zrobi� zamo�ny bankowiec z Minneapolis. Wypolerowane pod�ogi z ciemnego drewna l�ni�y w blasku szynowego o�wietlenia, na starannie u�o�onych, drogich perskich i tureckich dywanach sta�y po�yskuj�ce meble z drewna i szk�a, a subtelnie rozmieszczone reflektorki podkre�la�y urod� cennych dzie� sztuki. Dom by� jego samotni� i twierdz�; to tu czu� si� swobodnie, tu si� relaksowa�. 12 A teraz w�a�nie potrzebowa� relaksu. Po okrytych wyk�adzin� schodach pocz�apa� na g�r�, do sypialni, do kt�rej przylega� przestronny pok�j pe�ni�cy funkcj� prywatnego centrum rozrywki. By� tam mi�dzy innymi supernowoczesny, wielki telewizor cyfrowy, odtwarzacze kaset wideo i DVD oraz najlepsze z dost�pnych na rynku g�o�nik�w, ulokowane w ze wszech miar profesjonalny spos�b. Wzd�u� jednej ze �cian ci�gn�y si� p�ki z p�ytami DVD i kompaktami. W muzycznej kolekcji Madisona dominowa�y klasyka, barok i wczesny jazz. Kolekcja prywatnych nagra� wideo mie�ci�a si� w sejfie, dyskretnie ukrytym za drewnianymi panelami i otwieranym za pomoc� wbudowanego obok zamka cyfrowego. Madison nie �a�owa� pieni�dzy na zabezpieczenia, za samo bowiem posiadanie materia��w takich jak te, kt�re znajdowa�y si� w schowku, grozi� mu d�u�szy pobyt w wi�zieniu federalnym. By� jednak sk�onny ryzykowa�, zw�aszcza �e jego zdaniem zagro�enie nie by�o specjalnie realne. By� niewolnikiem w�asnego gustu, jak ka�da inna osoba uzale�niona. Rozebra� si� szybko i schowa� sw�j r�cznie szyty, w�oski garnitur do wielkiej garderoby z obrotowym wieszakiem. Mechanizm uparcie skrzypia�, co od dawna wyprowadza�o go z r�wnowagi; musia� kiedy� wreszcie zadzwoni� do wykonawcy i za��da� naprawy. Obrotowy system kosztowa� zbyt du�o, by teraz jego w�a�ciciel musia� znosi� skrzypienie. Madison nienawidzi� irytuj�cych d�wi�k�w. Nagi stan�� przed wysokim lustrem: by� oty�y i blady, je�li nie liczy� zar�owionych policzk�w, szyi i d�oni, a na �ydkach mia� niebieskawe �lady od zbyt obcis�ych skarpet. Nie wyda�by si� atrakcyjny �adnej kobiecie, kt�r� zna�; na szcz�cie jednak nie gustowa� ani w kobietach, ani w innych doros�ych osobach. Narzuci� na ramiona gruby frotowy szlafrok i podni�s� du�� myjk� k�pielow� ze sterty podobnych, le��cej tu� za drzwiami garderoby. Wr�ci� do pokoju uciech i u�o�y� myjk� na pod�okietniku g��bokiego, sk�rzanego fotela, kt�ry sta� dok�adnie naprzeciwko wielkiego ekranu telewizyjnego. Na skraju stolika, przy schludnych stosikach p�yt kompaktowych i DVD, po�o�y� now� kaset� wideo, kt�r� pod- 13 czas lunchu wr�czy� mu przyjaciel z australijskiego konsulatu. - Masz tu co� specjalnego, ch�opie � powiedzia� m�ody radca handlowy, mrugaj�c do niego ponad sto�em. - Naprawd�? - odpar� ch�odno Madison i rozejrza� si� po twarzach klient�w zat�oczonego bistra. - Nie musisz by� takim milczkiem, ch�opie. Nikt nie wie, o czym gadamy - stwierdzi� Australijczyk. - I bardzo dobrze. A co z drug� spraw�, o kt�rej rozmawiali�my? Masz? - Pewnie, ch�opie. A naszemu wsp�lnemu przyjacielowi bardzo si� podoba ten klub ze striptizem. - My nazywamy go �klubem d�entelmena". - I bardzo s�usznie, ch�opie. Mam nadziej�, �e znajd� si� karty wst�pu dla mnie i moich kumpli. - Ja ju� tam nie bywam. To nie dla mnie. - Ty stary pacanie! Nie dla ciebie? Nie �artuj. No, ale przede wszystkim zadbaj o mnie i moich kumpli, dobra? Rubaszna kumplowato��, tak bardzo typowa dla Australijczyk�w, szczerze irytowa�a Madisona, cho� dobrze to maskowa�. Zbyt ci�ko w �yciu pracowa� nad tym, by stwarza� towarzyski dystans mi�dzy sob� a innymi lud�mi. Bezpo�rednio�� mieszka�c�w antypod�w niekiedy bywa�a dla niego wr�cz obra�liwa. Kontakty, kt�re utrzymywa� z nimi w sprawach zawodowych, by�y rzecz jasna znacznie bardziej oficjalne, jednak natura jego prywatnych transakcji wymaga�a sporej dozy tolerancji dla australijskich obyczaj�w. Ludzie, kt�rych pieni�dzmi obraca�, wiedzieli o tej niedogodno�ci i dobrze p�acili za jej znoszenie. A samo zaj�cie mia�o i dobre strony -jak cho�by ta wideo-kaseta. - Wonk, wonk. Madison zamar�, kucaj�c przed magnetowidem. Mia� wra�enie, �e d�wi�k dochodzi� z zewn�trz, z podjazdu. Zostawi� ta�m� w szczelinie i pobieg� do sypialni. Na nocnym stoliku le�a� ma�y rewolwer kalibru .38, kt�ry niegdy� nale�a� do jego ojca. By� na�adowany, ale Madison nigdy z niego nie strzela�. Chwyciwszy bro�, zszed� ostro�nie po schodach i kolejno wyjrza� przez wszystkie okna, szukaj�c sprawcy ha�asu. 14 Nic. Czeka� i nas�uchiwa�. Nic. Ruszy� ju� z powrotem w stron� schod�w, kiedy cisz� przerwa�o g�o�ne uderzenie w zewn�trzn� stron� drzwi. Podskoczy� ze strachu, ale zaraz potem gniew wzi�� g�r� nad l�kiem. Madison pu�ci� si� biegiem w stron� wyj�cia, wymachuj�c rewolwerem. - Kto tam? - krzykn��, gwa�townym ruchem otwieraj�c drzwi. Na bia�ej farbie skrzyd�a zobaczy� ciemn� smug�. Spojrza� w d� i cofn�� si� o krok, zdj�ty nag�ym obrzydzeniem. Na schodku le�a�o zmi�te jak �achman cia�o wiewi�rki. Brakowa�o tylko g�owy, a z otwartej rany pulsowa�a jeszcze �wie�a krew. Pali�y si� wszystkie �wiat�a sterowane detektorem ruchu, a gara�, podjazd i schodki przed drzwiami by�y w ich blasku doskonale widoczne. Daleki rzut z ulicy, pomy�la� Madison. - Jest tam kto? Mam bro� i dzwoni� na policj�! - powiedzia�. Cisza. Z�o�� doda�a mu odwagi. Wybieg� w szlafroku na podjazd, zajrza� za samoch�d i na ty�y gara�u. Niczego nie znalaz�. Powr�ci� do otwartych na o�cie� drzwi i zatrzasn�� je za sob�, a potem pomkn�� na g�r�. Skierowa� si� prosto do sypialni i z jakiego� powodu przekr�ci� klucz w zamku. Szorstka materia szlafroka otar�a si� o jego spocone nogi, gdy podszed� do bezprzewodowego telefonu i podni�s� s�uchawk�. Brak sygna�u. Kilka razy wcisn�� klawisz w��cznika. Nic. Przez chwil� wpatrywa� si� w telefon tak, jakby si�� woli chcia� go zmusi� do dzia�ania. Wreszcie rzuci� s�uchawk� na ��ko i �ciskaj�c rewolwer w d�oni jak talizman, poszed� do pokoju rozrywki, aby poszuka� kom�rki. K�tem oka zarejestrowa� b�yskawiczny ruch, zaledwie czarn� smug�. Kto� wyrwa� mu z d�oni bro� tak szybko, �e Madison nie zorientowa� si� nawet, co si� dzieje. Potem r�ce 15 silne jak imad�a pochwyci�y go, zakr�ci�y i cisn�y na fotel z tak� moc�, �e pot�ny mebel przesun�� si� w ty� o ponad p� metra. Madison Simmons zobaczy� przed sob� m�czyzn� �redniego wzrostu, ubranego w grub�, czarn�, sk�rzan� kurtk�, czarn�, sportow� bluz� i ciemne d�insy. Czarny kask motocyklowy, ocieplane r�kawice i czarna, p��cienna torba kurierska le�a�y obok stolika z telewizorem. Sk�ra nieznajomego by�a koloru kawy z niewystarczaj�c� ilo�ci� mleka -jakby o p� tonu zbyt ciemna - nos szeroki, a usta bardzo wydatne. Zwi�zane w kitk�, d�ugie, czarne w�osy zwisa�y mu na plecy, a z przebitej przegrody nosowej stercza� niedu�y kolczyk. Lewe ucho mia� naje�one ozdobnymi �wiekami i k�eczkami, natomiast na palcach r�k nie by�o �adnych ozd�b czy pier�cieni. - Kim jeste�? - j�kn�� Madison Simmons, dysz�c ci�ko. - Kim jeste�? M�czyzna w czerni przyjrza� si� rewolwerowi, kt�ry trzyma� w d�oni, a potem otworzy� b�benek z wpraw� cz�owieka, kt�remu nieobca jest bro�, i wysypa� na d�o� naboje. - Jasny gwint, ch�opie - mrukn��. - Kiedy� ty ostatni raz zmienia� amunicj�? Przed drug� wojn�? - Kim jeste�? - M�w mi Alfie, ch�opie. Wszyscy przyjaciele tak mnie nazywaj�. - Czego chcesz? - Troch� tego, troch� tamtego, troch� materia�u zapasowego. Masz przecie� na zbyciu odrobin� t�uszczu, nieprawda�, ch�opie? Madison zacisn�� �liskie, spocone d�onie na pod�okietni-kach. Sk�ra fotela, kt�rej dotyka� go�ymi nogami i po�ladkami, wydawa�a si� bardzo zimna. Spojrza� w g�r�, na twarz m�czyzny, kt�ry nad nim sta�. Zobaczy� br�zowe oczy o nie"-co ��tawych bia�kach, g��boko ukryte pod masywnymi �ukami brwiowymi i g�stymi brwiami. Ciemn� twarz przedzieli� znienacka szeroki, zdecydowanie szczery u�miech. - Spokojnie, ch�opie - powiedzia� nieznajomy. Rzuci� re- 16 wolwer na pod�og� i rozsypa� na dywanie gar�� naboj�w, a potem si�gn�� do czarnej torby i wyci�gn�� z niej misternie rze�biony kij, gruby na dwa i p� centymetra i d�ugi na sze��dziesi�t, zako�czony bulwiastym zgrubieniem, g�sto nabijanym czym�, co wygl�da�o na szerokie �by gwo�dzi. M�czyzna zwa�y� pa�k� w r�ku i zakr�ci� ni� przed oczami Madisona. - Co s�dzisz o moim wygl�dzie, ch�opie? - spyta�, dotykaj�c piersi woln� r�k�. - Czego ode mnie chcesz? - Niekt�rzy m�wi�, �e wygl�dam jak muzyk, wiesz -rockandrollowy. A ty co my�lisz? - Mog� ci da� pieni�dze... - Pieni�dze ci� w to wpakowa�y, ch�opie. - Co? - A ja rzeczywi�cie umiem gra� na paru instrumentach -ci�gn�� ciemnosk�ry m�czyzna. - Chocia� nie wydaje mi si�, �eby� zna� kt�ry� z nich, ch�opie. Grywam na przyk�ad na did�eridu. Intruz ponownie zakr�ci� ci�k� maczug�. - I naprawd� lubi� to robi�, Madison, m�j drogi ch�opcze. Ale nie z takimi jak ty. Wzi�� zamach, przysun�� si� o krok bli�ej, a potem uderzy� pa�k� tak, jakby �cina� siekier� drzewo. Nabijane gwo�dziami zgrubienie na ko�cu kija trafi�o precyzyjnie w miejsce pomi�dzy lewym uchem a skroni� Madisona Simmonsa. Cios by� tak szybki, �e bankowiec nie zd��y� nawet odruchowo unie�� r�ki w obronnym ge�cie. G�owa odskoczy�a gwa�townie, ods�aniaj�c szyj� - i w�a�nie tam spad�o drugie b�yskawiczne uderzenie, kt�re strzaska�o kr�gi szyjne, posy�aj�c od�amki ko�ci w rdze� kr�gowy i do m�zgu. Ostatnim obrazem, jaki zobaczy� konaj�cy Madison Simmons, by�a ciemna posta� na tle jaskrawej z pocz�tku, ale szybko gasn�cej plamy bia�ego �wiat�a. Ciemnosk�ry m�czyzna imieniem Alfie przyjrza� si� uwa�nie zakrwawionej ko�c�wce maczugi, a potem skierowa� wzrok na siebie, aby si� upewni�, czy krew i m�zg nie pochlapa�y mu ubrania. 17 - Nie za bardzo si� przy nim napracowa�a�, co? - mrukn�� do drewnianej pa�ki. Od�o�y� j� delikatnie, a potem cofn�� si� i zdj�� ubranie. Cia�o mia� szczup�e i nabite; ju� od dawna nie by�o w nim ani grama zb�dnej tkanki. Ramiona, nogi, pier� i plecy by�y pokryte bliznami, kt�re uk�ada�y si� w zawi�e wzory. Niekt�re z obraz�w koncentrowa�y si� wok� starych ran, na przyk�ad wygojone ju� miejsce po g��bokim pchni�ciu w prawe udo by�o ogniskiem promieni�cie rozchodz�cych si� naci��. Wyj�� z torby zamkni�ty na przylepiec, zwijany pokrowiec, w kt�rym przechowywa� kolekcj� ma�ych tubek i s�oiczk�w z farbami. Wybra� pojemnik z czerwon� ochr� i namalowa� d�ugie, pionowe linie na swym tu�owiu i ko�czynach. Nast�pnie doda� bia�e i ��te poziome pasy na tu�owiu, uwa�nie przygl�daj�c si� sobie w lustrze wisz�cym obok p�ki z kompaktami. Twarz zostawi� na koniec: w�glem drzewnym wysmarowa� czo�o, a od brwi, obok uszu i dalej w d�, na barki i ramiona, poprowadzi� grube bia�e linie. Wreszcie od�o�y� farby i wyj�wszy z torby p�yt� kompaktow�, zacz�� si� przygl�da� sprz�towi stereo nale��cemu do Madisona Simmonsa. - Niech to szlag - mrukn��. - Chyba tylko konstruktor rakiet albo bankowiec umie si� w tym po�apa�. Wreszcie znalaz� w�a�ciwy klawisz, w�o�y� p�yt� i z g�o�nik�w pop�yn�a muzyka. Pok�j rozrywki wype�ni�y dziwne, przenikliwe tony did�eridu z hipnotycznymi uderzeniami b�bn�w w tle. Alfie na chwil� zwiesi� nisko g�ow�, ch�on�c rytm, a potem zacz�� przesuwa� stopy w r�wnym tempie i pomrukiwa� gard�owo, tak �e jego g�os komponowa� si� z d�wi�kiem aboryge�skiej tuby. Przymkn�� oczy i wyobrazi� sobie wszystkich tych, kt�rzy obserwowali go z Czasu Snu. Poczu� mrowienie na karku, kt�re z wolna ogarn�o ca�e jego cia�o, a kiedy ponownie otworzy� oczy, zobaczy� otoczenie w taki spos�b, w jaki zawsze je widzia� podczas tego rytua�u: jakby patrzy� oczami innego cz�owieka. - Pora b�ysn�� majchrem - powiedzia� g�o�no. Z kiesze- 18 ni starannie z�o�onych spodni wyj�� n�: model Comman-der, produkt Ernesta Emersona. By� to sk�adany n� bojowy, o szerokim, cz�ciowo z�bkowanym ostrzu, wykonanym z czarno oksydowanej stali, i o tytanowej r�koje�ci. - Maddy, m�j ch�opcze, naprawd� si� ciesz�, �e dobrze dzi� pojad�e� - powiedzia� Alfie. - Teraz moja kolej. 1.2 Charley Payne fatalnie parzy� kaw� i dobrze o tym wiedzia�. Jako� nigdy nie udawa�o mu si� znale�� w�a�ciwej proporcji mi�dzy br�zowym proszkiem a wod�, a ekspres, kt�ry kupi� tanio w Targecie, nie grza� wystarczaj�co mocno. Z tym wi�ksz� przyjemno�ci� budzi� si� co rano, ch�on�c zapach w�a�ciwie parzonej kawy, dolatuj�cy z restauracji, kt�ra mie�ci�a si� dwa pi�tra ni�ej w tym samym starym budynku. Mieszkanie by�o ciasne, a powsta�o jeszcze w latach dwudziestych, kiedy nad wi�kszo�ci� niedu�ych sklep�w lokowano pokoiki do wynaj�cia, czasem pe�ni�ce funkcj� magazynu. Lokal by� za to niedrogi, a s�siedztwo �wietne -zdaniem Charleya wr�cz najlepsze w ca�ym Minneapolis. Podczas jednego z okresowych napad�w oszcz�dno�ci naby� jednak ekspres do kawy z mocnym postanowieniem, �e sam b�dzie przyrz�dza� sobie porann� porcj� b�ota. Brakowa�o mu jednak przyjacielskich pogaw�dek z dziewczynami, kt�re pracowa�y na dole, za kontuarem Linden Hills Diner. Charley nie mia� zbyt wiele pieni�dzy na kaw�, odk�d przejad� fundusze, kt�re wyp�aci� z federalnego planu emerytalnego po wycofaniu si� z pracy dla rz�du. Skromne dochody pracuj�cego jako wolny strzelec fotografa musia� przeznacza� przede wszystkim na czynsz, sprz�t i materia�y oraz zakupy w sklepie spo�ywczym, a je�li zosta�o mu co� jeszcze, dopiero wtedy m�g� pozwoli� sobie na takie luksusy jak kawa, piwo i cygara. Tak przynajmniej wygl�da�o to w teorii, bo w praktyce Charley zwyk� by� odwraca� zdroworozs�dkowy porz�dek potrzeb, co nawiasem m�wi�c, by�o jego specjalno�ci�, jak twierdzi� Bobby Lee Martaine, jego najlepszy przyjaciel. Wyplu� do zlewu to, co sobie zaparzy�, a zaraz potem 20 wyla� tam reszt� zawarto�ci dzbanka. Podszed� do okna i spojrza� w d�, na skrzy�owanie Czterdziestej Czwartej Ulicy z Upton, czyli na samo serce dzielnicy Linden Hills. Lubi� by� wysoko, w dobrym punkcie obserwacyjnym; lubi� zawsze wiedzie�, co si� dzieje w najbli�szym otoczeniu i nie tylko. Z okna widzia� ulice obsadzone drzewami, samotny apartamentowiec przy Czterdziestej Czwartej Ulicy oraz zaro�la na wszystkich podw�rzach i przy ulicach, a� po otoczone zieleni� jezioro Harriet. Korony drzew zaczyna�y ju� p�on�� kolorami zwiastuj�cymi jesie� w p�nocnej cz�ci �rodkowego Zachodu: wspania�ym szkar�atem i �ami�c� serce ��ci� w z�otawym odcieniu. Li�cie falowa�y na wietrze jak pod p�dzlem Vincenta van Gogha, z energi�, �yciem i odrobin� szale�stwa. Charley uwielbia� widzie�. Patrzenie cz�sto go upaja�o, a s�owa najlepiej oddaj�ce jego fascynacj� obrazem znalaz� kiedy� w wierszu Wallace'a Stevensa: �zmys�owo�� patrzenia". Wiersz nosi� tytu� Niedzielny poranek, o ile pami�� go nie zawodzi�a. Przeczyta� go ponad dwadzie�cia lat wcze�niej, jeszcze w college'u, a fakt, �e wci�� go pami�ta�, sprawia� mu niema�� satysfakcj�. To by� jego ma�y test, jeden z wielu, jakie fundowa� sobie ka�dego dnia, by si� przekona�, jak bystry jeszcze - lub o ile mniej bystry - jest jego umys�. Z niech�ci� odwr�ci� si� plecami do okna, czuj�c pod czaszk� t�py b�l pulsuj�cy jak powtarzane w niesko�czono�� �kawa, kawa, kawa". Wcisn�� si� do mikroskopijnej �azienki, niewiele wi�kszej od toalety na pok�adzie samolotu. Mie�ci�y si� w niej prysznic, wt�oczony w k�t za niewymiarowym sedesem, oraz ma�a umywalka pokryta plamami rdzy, a nad ni� kran ze staro�wieckimi, porcelanowymi kurkami o czterech rogach, stercz�cy ze �ciany pod p�kni�tym lustrem. Charley odkr�ci� kurek i zaczeka�, a� zacznie lecie� letnia woda, a potem namydli� twarz i zgoli� jasny, siwiej�cy ju� zarost. Mia� poci�g�� twarz z g��bokimi, podobnymi do blizn liniami, kt�re bieg�y od ko�ci policzkowych do k�cik�w ust. Jego czo�o, tu� ponad cienkimi brwiami, przecina�y trzy g��bokie zmarszczki. Mia� ciemnoniebieskie, prawie fioletowe oczy - kobiety zawsze zauwa�a�y ten szczeg� jako pierwszy. 21 Kiedy Charley by� sam, jego twarz zmienia�a si� w zbi�r linii, tak jak marszczy si� �agiel, gdy nie ma wiatru. Dopiero kontakty z lud�mi nape�nia�y �yciem jego rysy, ale ten, kto przyjrza�by si� temu obliczu, musia�by zada� sobie pytanie, czy zawsze by�y to dobre kontakty. Charley op�uka� twarz ciep�� ju� wod� i zmy� ze �cianki umywalki resztk� zarostu. Osuszy� sk�r� i star� z ucha resztk� piany, po czym pochyli� si� nad pach�, by sprawdzi�, czy koszulka, w kt�rej spa�, pos�u�y mu jeszcze jeden dzie�. Uznawszy, �e czas na zmian�, rzuci� T-shirt do plastikowego wiadra, kt�re trzyma� w k�cie szafy. W�lizn�� si� w �wie�� koszulk� i wzorzyste, bawe�niane bokserki, a potem w�o�y� mocno ju� wytarte lewisy 501 (by� dumny, �e mie�ci si� jeszcze w rozmiarze trzydzie�ci cztery), br�zow�, kraciast� koszul� z flaneli, czapeczk� baseballow� dla zapewnienia ciep�a g�owie o rzedn�cych ju� w�osach oraz zapinany na zamek polar marki Patagonia jako ostatni� warstw� dla obrony przed jesiennym ch�odem. Jego pok�j by� niedu�y, ale przemy�lnie urz�dzony. Kanap� mo�na by�o roz�o�y�, tworz�c dwuosobowe miejsce do spania. Stoj�ca przed ni� �awa pe�ni�a w porze posi�ku funkcj� sto�u, a w razie potrzeby zamienia�a si� w warsztat pracy. Pod oknem z widokiem na ulic� znajdowa�o si� ma�e, tapicerowane krzes�o, a dok�adnie naprzeciwko niego ma�y telewizor z odtwarzaczem wideo. Ksi��ki wype�niaj�ce p�ki - napr�dce sklecone z cegie� i desek - wysypywa�y si� ju� na pod�og�. �ciany zakryte by�y fotografiami. Niekt�re z nich oprawiono w ramki, inne zwyczajnie przyklejono do muru. By�y w�r�d nich cudownie barwne zdj�cia li�ci, las�w i zwierz�t, czarno-bia�e sceny uchwycone na ulicy oraz zrobione z ukrycia portrety, na kt�rych kilkakrotnie pojawia�a si� nies�ychanie atrakcyjna, m�oda kobieta. Charley otworzy� g�rn� szuflad� male�kiej komody stoj�cej obok kanapy. Le�a� w niej pistolet automatyczny Glock 30 kalibru .45, ukryty w kaburze z kydeksu. Dwa pe�ne magazynki spoczywa�y obok, w �adownicy z tego samego materia�u. Pr�cz pistoletu i amunicji by�y tu tak�e dwa no�e: Perrin od Ernesta Emersona, noszony na szyi w pochwie zawieszonej na kawa�ku czarnej linki od spadochronu, oraz 22 inny produkt Emersona, sk�adany n� bojowy cqc-7. Charley wsun�� ten ostatni jak zawsze do prawej przedniej kieszeni spodni, kt�rych materia� by� ju� w tym miejscu porz�dnie przetarty. Niepozornego perrina zawiesi� sobie na szyi i ukry� pod koszul�, gdzie nikt nie m�g� go wypatrzy�. Si�gn�� po pistolet i z wpraw� otworzy� zamek, by sprawdzi�, czy w komorze jest nab�j. Ten, a tak�e nast�pne trzy w magazynku, by�y nabojami Glaser Safety Slugs, o niebieskich czubkach -jeden strza� wystarcza�, by pocisk wyrwa� w piersi cz�owieka dziur� wielko�ci kantalupa. Charley od�o�y� bro� do szuflady i ukry� j�, wraz z magazynkami, pod lu�no zarzucon� chust�. Obok komody, na pod�odze, le�a�a poplamiona i wystrz�piona p��cienna torba marki Domk� na aparaty fotograficzne. Charley przykl�kn�� i otworzy� j�. W �rodku znajdowa�y si� dwa identyczne nikony F-100, jeden wyposa�ony w zoom 35-70 2.8, a drugi w obiektyw 80-200 2.8. W przegrodach torby spoczywa�y jeszcze obiektyw o zmiennej ogniskowej 28-200 milimetr�w oraz sta�y obiektyw dwudziestocztero-milimetrowy, a tak�e zapas film�w - w wi�kszo�ci czarno--bia�ych, Tri-X Pan oraz 3200 Kodak, a tak�e paru kolorowych, Fuji Velvia i Sensia. Charley szuka� jednak czego� innego: malutkiego olympusa epic ze sta�ym, zdumiewaj�co dobrym obiektywem trzydziestopi�ciomilimetrowym. Znalaz� go i wetkn�� do g�rnej kieszeni polaru. Wyznawa� zasad�, �e nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba b�dzie pstrykn�� zdj�cie. M�oda kobieta, studentka zg��biaj�ca nauki humanistyczne, a przedpo�udniami pracuj�ca w Linden Hills Diner, powita�a go u�miechem, kiedy stan�� w drzwiach. - Witaj, nieznajomy! - zawo�a�a. - Gdzie� ty si� podzie-wa�? Charley odwzajemni� u�miech i opar� si� o kontuar. - Cze��, Jill. Musia�em si� ukrywa�. Jaka� cholerna baba dobija�a si� do moich drzwi o trzeciej nad ranem. Jill roze�mia�a si� i nala�a kawy do wielkiego kubka, kt�ry zdj�a z wieszaka za bufetem. Odmierzy�a trzy �y�eczki cukru, wla�a spor� dawk� �mietanki i miesza�a, p�ki nie uzna�a barwy za zadowalaj�c�. 23 - I co? Czego chcia�a? - spyta�a, podaj�c kubek Charle-yowi. - Bo ja wiem - odpar� i poci�gn�� �yk kawy. Z rozkosz� przymkn�� oczy, a linie na jego twarzy jakby si� wyg�adzi�y. - Wreszcie wsta�em i wypu�ci�em j� na korytarz. Jill zdzieli�a go �cierk�. - Niegrzeczny Charley. - Przesta� podrywa� m�j personel, Charley - odezwa� si� w�a�ciciel. By� chudy, wr�cz wyn�dznia�y, a przy tym mia� do�� z�o�liwe poczucie humoru. - Gdzie by�e�? Ju� my�la�em, �e stracili�my ci� na rzecz Sebastian Joe's - doda�, wskazuj�c palcem na lodziarni�-kawiarni� po drugiej stronie ulicy, drugi lokal w s�siedztwie, w kt�rym mo�na by�o wypi� kaw� przy stoliku na �wie�ym powietrzu. - Bo stracili�cie, Neil - odpar� Charley. - Tylko �e oni daj� gorsz� kaw�, a ty w dodatku masz �adniejsze kelnerki. - Zjesz co�? - spyta� Neil. - Mam �wie�e rogaliki - wtr�ci�a Jill. - Specjalno�� dnia: dwa rogaliki z mas�em i kawa. - Dam si� nam�wi�. - Pobi�abym ci�, gdyby� si� nie da� - odrzek�a Jill. By�a opalon� brunetk� o ciele biegaczki. Z zapa�em zabra�a si� do przygotowywania �niadania dla Charleya, nie zwracaj�c uwagi na zdziwione spojrzenia, kt�re wymienili dwaj inni klienci czekaj�cy w kolejce. - Prosz� - powiedzia�a, podaj�c mu talerz. - Usi�dziesz na zewn�trz? - Za ma�o mamy takich dni, �eby marnowa� je pod dachem - odpar� Charley. - Masz mo�e gazet�? - We� Neila... tylko odnie� mu, kiedy sko�czysz - odpowiedzia�a, podaj�c mu �Star-Tribune", zwini�t� jeszcze i �ci�gni�t� gumk�. Neil pokr�ci� g�ow� i wr�ci� do pilnowania rusztu. - Szkoda, �e nie obskakuje tak klient�w, kt�rzy pt�c�. Charley roze�mia� si� i przesun�� po kontuarze banknot pi�ciodolarowy. - Masz, skarbie. Zatrzymaj reszt�. I powiedz Neilowi, �eby trzyma� si� z daleka od puszki na napiwki. Uni�s� ostro�nie talerz, kubek i gazet�, wyszed� fronto- 24 wymi drzwiami i skierowa� si� wprost do stolika z widokiem na Upton Street, sk�panego w porannym s�o�cu. To by�o dobre, ciep�e miejsce, a w dodatku ostatnie wolne - przy pozosta�ych stolikach siedzieli ju� parami i pojedynczo klienci. Cz�onkowie klubu sta�ych amator�w porannej kawy z��czyli dwa stoliki i w najlepsze wymieniali ju� naj�wie�sze plotki z s�siedztwa. Charley odsun�� jedno z wolnych krzese�, by mie� o co oprze� nogi, a kiedy siada�, zatrzask na ko�cu r�koje�ci no�a, kt�ry wystawa� z jego kieszeni, zabrz�cza� o metalowy pod�okietnik. Nie patrz�c na�, Payne zsun�� ni�ej kurtk�, by zas�oni� bro� i oddzieli� j� mi�kk� warstw� od krzes�a. Na moment od�o�y� gazet�, chwyci� kubek w obie r�ce i ma�ymi �ykami napi� si� kawy, delektuj�c si� jej smakiem. Po paru minutach zabra� si� do jedzenia francuskich rogalik�w i szybko przekona� si�, �e by�y idealne: jeszcze ciep�e, kruche, lekko chrupi�ce od do�u i cudownie mi�kkie w �rodku. Charley odchyli� oparcie krzes�a a� do muru, kt�ry mia� za plecami, i nawet przez grub� kurtk� wyczu� ciep�o nagrzanych cegie�. Podoba�y mu si� te kontrastuj�ce doznania: s�o�ce na twarzy, ch��d powietrza wyczuwalny na d�oniach i szyi oraz ciep�o na grzbiecie. Przymkn�� na chwil� oczy i zwr�ci� twarz ku niebu. S�o�ce razi�o go nawet zza spuszczonych powiek. Doko�czy� rogala i niespiesznie zabra� si� do smarowania mas�em drugiego. Para siedz�ca przy stoliku obok obserwowa�a go przez moment, wymieni�a zagadkowe u�miechy, by po chwili na powr�t pochyli� si� nad wsp�ln� gazet�. Charley jak zawsze u�miechn�� si� leniwie i kiwn�� g�ow� bez s�owa. Praktykowa� umiej�tno��, kt�r� naby� przed laty, umiej�tno�� wy��czania si�, ignorowania wszelkich rozpraszaj�cych czynnik�w i koncentrowania si� na tym, co robi� - a w tej chwili pi� najlepsz� kaw�, jak� m�g� dosta�, i zagryza� j� doskona�ymi rogalikami. Cz�ci� owego nawyku skupiania si� by�a zdolno�� do szybkiego decydowania o tym, kt�re ze zdarze� mia�y znaczenie, a kt�re nie. Dlatego bez trudu wy�owi� spo�r�d innych d�wi�k�w sygna� telefonu, kt�ry w jego �yciu odgrywa� ostatnio wielk� rol�. D�wi�k by� s�aby, dobiega� z wyso- 25 ka - dzwoni� bezprzewodowy aparat, kt�ry Charley zostawi� na bazie pod oknem, �eby si� �adowa�. Przez moment zastanawia� si�, czy warto biec na g�r� i odebra�, ale szybko u�wiadomi� sobie, �e po czterech sygna�ach w��czy si� automatyczna sekretarka, a sprawy naprawd� pilne i tak trafi� na pager. Charley dotkn�� odruchowo miejsca po lewej stronie od klamry pasa, gdzie zwykle nosi� pager i ku rozbawieniu siedz�cych obok klient�w powiedzia�: - Psiakrew. Z�o�� trwa�a kr�tko, a gdy ust�pi�a, Charley roze�mia� si�. Zostawi� pager na g�rze. Zna� siebie wystarczaj�co dobrze, �eby wiedzie�, �e pod�wiadomie wcale nie chcia�, �eby kto� zawraca� mu g�ow� w taki poranek, i w�a�nie dlatego zostawi� w mieszkaniu elektroniczn� smycz. Zd��y� jeszcze prze�kn�� ostatni k�s rogalika i popi� solidnym �ykiem kawy z dna kubka, gdy w drzwiach restauracji ukaza�a si� g�owa Jill. - Charley? - zawo�a�a. - Telefon do ciebie... Tw�j kumpel, Bobby Lee. M�wi, �e to co� wa�nego. Charley wsta� tak szybko, �e przestraszy� siedz�c� obok par�. Zgarn�� ze stolika kubek, talerz z okruchami i nie przeczytan� gazet� i ruszy� w stron� drzwi, kt�re otworzy�a przed nim Jill. - Czeka przy telefonie? - spyta�. Neil poda� mu s�uchawk� bezprzewodow�. Charley odstawi� talerz na kontuar, po�o�y� obok gazet� i uni�s� aparat do ucha. - Dzi�ki, Neil - szepn��. - Halo? - Odpowiadaj na wywo�anie pagerem, cz�owieku. Po to ci go dali�my - zacz�� Bobby Lee Martaine. Mia� niski i mocny g�os, doskonale odpowiadaj�cy jego naturze. Najlepszy przyjaciel Charleya Payne'a by� jednym z najlepszych spec�w od tropienia zab�jc�w na �rodkowym Zachodziei cich� gwiazd� Specjalnej Jednostki Dochodzeniowej w policji Min-neapolis. - Zapomnia�em go akurat wtedy, kiedy musia�e� zadzwoni� - odpar� Charley. - A ja my�l�, �e po prostu go nie nosisz. 26 - Mo�e jest w tym troch� prawdy, ale mam pow�d: odkry�em, �e kiedy jest nastawiony na wibrowanie, staj� si� niebezpieczny dla kobiet - wyt�umaczy� Charley, mrugaj�c do Jill- Uchyli� si�, kiedy z u�miechem machn�a r�k� w jego stron�. - Przesta� pieprzy� i przyje�d�aj tu jak najszybciej -rzek� Bobby Lee. W jego g�osie brakowa�o zwyk�ego dla� humoru i to wystarczy�o, by Charley spowa�nia�. - Jestem na skrzy�owaniu Zachodniej Czterdziestej Trzeciej Ulicy i Harriet Parkway, dok�adnie po przeciwnej stronie jeziora ni� ty. Du�y dom, na pewno wiesz, o kt�rym m�wi�. We� sprz�t i du�y zapas kolorowego filmu. - Jad� - odpar� Charley. - B�d� za dziesi�� minut. Powiesz mi co� jeszcze? - Jest paskudnie i b�dziemy mieli sensacj� w prasie. Twarz Charleya przesz�a subteln� metamorfoz�, kt�ra nie usz�a uwagi Jill. Dostrzeg� jej spojrzenie i zaraz si�� woli wyg�adzi� zmarszczki na twarzy, przybieraj�c zwyk�� dla siebie poz� cierpkiego rozbawienia. - Zaraz b�d� - zapewni�. -1 przepraszam, �e zapomnia�em pagera. - Dobra, czekamy na ciebie. Jill przyj�a s�uchawk� z r�ki Charleya i od�o�y�a j� na baz�. - Dzi�ki, skarbie - mrukn��. -1 na razie. - Cze��, Charley - odpowiedzia�a Jill. Neil tylko machn�� r�k� na po�egnanie. Charley wyszed� na zewn�trz i skr�ci� w prawo. Otworzy� drzwi i ruszy� w�skimi schodami na g�r�, do mieszkania. Podni�s� z pod�ogi torb� ze sprz�tem i poszed� z ni� do k�ta wn�ki kuchennej. Wyj�� z lod�wki opakowan� w foli� bry�� pude�ek z kolorowymi filmami o wysokiej czu�o�ci i do�o�y� j� do torby. Wymieni� baterie-paluszki we fleszu na komplet �wie�o na�adowanych i sch�odzonych, by nie spotka�a go przykra niespodzianka podczas pracy. Powr�ci� do ��ka i otworzy� szuflad� komody. Uni�s� chust� i przez chwil� wpatrywa� si� w glocka 30. Potem opu�ci� cienki materia�, zasun�� szuflad� i wyszed�, starannie zamkn�wszy za sob� drzwi. By� got�w do pracy. 27 Nikt nie m�g� powiedzie�, �e detektyw sier�ant Bobby Lee Martaine po prostu �pracuje" na miejscu zbrodni. Bobby Lee urz�dza� tam polowanie: bacznie obserwowa� prac� technik�w zbieraj�cych dowody, przeszukiwa� zrujnowane przemoc� pokoje i przeszywa� przes�uchiwanych �wiadk�w i podejrzanych takim wzrokiem, jakim dorodny kocur wpatruje si� w mysz. By� cichy i skupiony, a basowy warkot jego g�osu sprawia�, �e winni czuli si� jeszcze bardziej winni, niewinnych za� ogarnia� �miertelny strach. Niski i kr�py, mia� ciemne w�osy i oczy oraz nigdy nie znikaj�cy cie� zarostu na szcz�ce, cho� goli� si� dwa razy dziennie. Nienawidzi� krawat�w, sportowych marynarek i garnitur�w. Kultywowa� image futbolisty, kt�ry gra� rol� detektywa Huntera w serialu telewizyjnym: lewisy, kowbojki, zwyk�a koszula z krawatem zawi�zanym pod szyj�, ale majtaj�cym si� swobodnie pod o numer za du�� sportow� marynark�, ukrywaj�c� stary, poobijany pistolet automatyczny marki Smith & Wes-son, model 645, kalibru .45. Bobby Lee lubi� swoj� antyczn� spluw� i nie zwraca� najmniejszej uwagi na docinki koleg�w. W sprawach broni mia� ogromne do�wiadczenie i cho� wiedzia�, �e jako detektyw ma niewielkie szanse na wpl�tanie si� w strzelanin�, to jednak na wszelki wypadek wola� by� dobrze uzbrojony. By� got�w do walki i jaka� cz�stka jego osobowo�ci pragn�a jej skrycie, zupe�nie tak jak dawniej, gdy by� m�odym �o�nierzem. '� Bobby Lee zdj�� marynark� i zawiesi� j� na oparciu krzes�a. Podwin�� r�kawy i naci�gn�� na d�onie chirurgiczne r�kawiczki. Skin�� g�ow� w stron� mundurowych strzeg�cych miejsca zbrodni i wszed� do krwawej �a�ni, w kt�r� zamieni� si� pok�j rozrywki nale��cy do niejakiego Madisona 28 mmmonsa, wyr�niaj�cego si� pracownika First Bank International- Przystan�� na chwil�, by nie przeszkadza� technikom zbieraj�cym dowody, i rozejrza� si� po pomieszczeniu okiem wytrawnego tropiciela. R�wnocze�nie masowa� odruchowo palcami wyblak�y tatua� przedstawiaj�cy oznak� spadochronow�, wojsk powietrznodesantowych, kt�ry mia� na lewym przedramieniu. Najbardziej rzuca�a si� w oczy krew. By�a wsz�dzie. Brakowa�o jednak charakterystycznych rozprysk�w krwi t�tniczej. Pe�no by�o natomiast ka�u� i �lad�w. Krew musia�a wi�c wyp�y11^ p�niej, kiedy serce ofiary przesta�o bi�. Wtedy rozpocz�a si� ca�a akcja, a jej miejscem by� sk�rzany fotel tak bardzo zalany i nasi�kni�ty krwi�, �e wygl�da�, jakby naniesiono na� jeszcze jedn� warstw� sk�ry. - Detektywie Martaine - odezwa� si� jeden z funkcjonariuszy. - przyszed� fotograf... Mamy go dopisa� do listy ludzi z wydzia�u, czy jak? - Dopiszcie go jako kontraktowego cywila wsp�pracuj�cego z ekip� dochodzeniow� - odpar� Bobby Lee, nie patrz�c na mundurowego. -1 powiedzcie mu, �eby tu przyszed�, zanim zacznie cokolwiek fotografowa�. - Tak jest, panie sier�ancie - odpar� s�u�bi�cie policjant i odszed�, by chwil� p�niej przyprowadzi� Charleya, kt�ry trzyma� ju� w r�kach nikona z lamp� b�yskow�. - Jezu Chryste � mrukn�� fotograf. - Mo�esz dorzuci� jeszcze wszystkich �wi�tych - stwierdzi� Bobby Lee - bo nie wydaje mi si�, �eby kt�ry� z nich widzia� kiedy co� takiego. - Co chcesz mie� na zdj�ciach? - Poka�� i skomentuj� - odpar� Bobby Lee. - Tym sposobem fotografie b�d� skorelowane z moim nagraniem na ta�mie. Kiedy sko�cz�, zrobisz zdj�cia dla tego tam Nord-stranda; ile tylko b�dzie potrzebowa�. Mog� si� powtarza�... wa�ne, �eby�my mieli na nich wszystko. B�dziemy pracowa� przede wszystkim w tym pokoju, potem przeniesiemy si� na zewn�trz i obejrzymy to, co tam znale�li�my. Czyli niewiele. - Jasne - odpar� Charley. - Ty pokazujesz, ja pstrykam. Jeden z mundurowych przys�uchuj�cych si� tej rozmo- 29 wie parskn�� z cicha i odwr�ci� si� w stron� funkcjonariusza, kt�ry przyprowadzi� Payne'a. - Co to za jeden? Podobno mieli�my nie wpuszcza� prasy. - On nie jest z prasy- odpar� policjant. - To fotograf kontraktowy; sier�ant �ci�gn�� go do wsp�pracy przy powa�niejszych sprawach. Pono� zajebisty spec; zna si� z sier�antem od wojny. - Od kt�rej? - Od wojny w Zatoce. - Pieprzony gazeciarz. - Hej, sier�ant m�wi�, �e facet jest w porz�dku. Przyja�ni� si�. - Milutka posadka. Ciekawe, ile kosi za t� fuch�. - Mo�e go zapytasz, skoro tak ci� to interesuje? Bobby Lee kontynuowa� rozmow� z Charleyem. - Najpierw zr�b mi plan og�lny, od drzwi, potem od drugich, tych do salonu. We� obiektyw szerokok�tny i obejmij ca�o��. Charley cofn�� si�, �eby zamontowa� w nikonie dwudzie-stoczteromilimetrowy obiektyw. Po chwili zacz�� d�ug� i szybk� seri� zdj��, staraj�c si� utrwali� jak najwi�cej szczeg��w chaosu, kt�ry panowa� w pokoju: przewr�cony fotel w ka�u�y zakrzep�ej krwi, przypadkowe mazni�cia i dziwny rysunek krwi� na �cianie, a tak�e cia�o powieszone za jedn� nog� pod sufitem, na kablu, na kt�rym jeszcze niedawno trzyma� si� �yrandol. - Zbli�enie na fotel, najpierw po�o�enie, potem szczeg�y siedzenia i pod�okietnik�w - zarz�dzi� Bobby Lee. �wiat�o flesza zapala�o si� i gas�o w nier�wnym rytmie. - Sukinsyn musia� najpierw zabi� ofiar� - ci�gn�� detektyw. - Posadzi� na fotelu i zabra� si� do roboty. Rozci�� tutaj, otworzy� jam� cia�a bardzo ostrym no�em. Widzisz te wystrz�pione brzegi? Pstryknij. N� musia� mie� z�bkowane ostrze. Morderca wyrzuci� wn�trzno�ci tu, na pod�og�? Wszystko opr�cz nerek, kt�re od�o�y� tam. A to jest naprawd� bardzo dziwne: widzisz ten t�uszcz na brzuchu, poci�ty w d�ugie paski? Jak boczek. Zagl�da�e� po drodze do kuchni? - Nie - odpar� Charley. D�o� przyci�ni�ta do twarzy t�umi�a jego g�os; manewrowa� w�a�nie aparatem tak, by jak 30 najlepiej uchwyci� wypatroszone cia�o Madisona Simmon-Sa. Wisia�o g�ow� w d�. Gruby przew�d zawi�zany by� wok� lewej kostki; prawa przyczepiona by�a sznurem do lewego kolana, tak. �e nogi przypomina�y odwr�con� cyfr� 4. Brzuch by� rozpruty od g�ry do do�u, a kawa�ki wn�trzno�ci i t�uszczu sp�yn�y wraz z krwi� i innymi p�ynami ustrojowymi a� na sin� i wykrzywion� twarz denata. Wyba�uszone oczy Madisona Simmonsa by�y zabarwione na ciemno wskutek wewn�trznych krwotok�w. Zesztywnia�e ju� ramiona zwisa�y tu� nad pod�og�, a palce tkwi�y w ka�u�y st�a�ej krwi. - Co takiego znalaz�e� w kuchni? - spyta� po chwili Charley. - Troch� t�uszczu i nerki. W ka�dym razie ich cz��. Facet wyci�� je z cia�a i usma�y� w kuchni. Zjad� jedn�, a z drugiej wzi�� par� k�s�w. Resztk� zostawi� - odpar� Bobby Lee. Charley opu�ci� aparat i spojrza� na przyjaciela. - To najbardziej popaprane g�wno, jakie w �yciu widzia�em. Bobby Lee u�miechn�� si� nieweso�o. - Nadaje si� do ksi��ek. P�niej zajrzymy do kuchni. Teraz oble� cia�o ze wszystkich stron... tylko uwa�aj, �eby� nie wlaz� w t� ka�u��. Charley fotografowa� bez ko�ca, przerywaj�c prac� tylko po to, by wymieni� film i zamontowa� obiektyw 35-70. P�niej zmieni� aparat i zacz�� fotografowa� zbli�enia obiektywem 80-200. - To jest dopiero numer - mrukn�� Bobby Lee, gestem przywo�uj�c Charleya. Stali przed �cian�, na kt�rej niedawno wisia� wielki obraz. Malowid�o zosta�o zdj�te i ustawione na ziemi z tak� pieczo�owito�ci�, jakby zab�jca nie chcia� go uszkodzi�. Ten szczeg� wyda� si� Bobby'emu Lee dziwny -z jednej strony rze� i kanibalizm, a z drugiej osobliwy porz�dek. Na pustym miejscu na �cianie widnia� nowy obraz: zarys postaci nakre�lony ciemn� czerwieni� krwi. W miejscu g�owy malarz umie�ci� poziomy cylinder, po��czony bez szyi 2 korpusem w kszta�cie kwadratu o lekko zaokr�glonych rogach. Nogi postaci by�y wygi�te ku g�rze, jakby stopy mia�y 31 si� schowa� pod pachami. Ramiona, p�okr�g�e i uniesione ponad g�ow�, zako�czone by�y d�o�mi o czterech palcach. Spomi�dzy n�g zwisa� d�ugi penis z wyra�nie zaznaczon� �o��dzia. Wn�trze krwistego obrysu wype�nia�a bia�awa substancja, najprawdopodobniej zmieszana z t�uszczem Madisona Simmonsa. Na niej widnia�a seria zachodz�cych na siebie kwadrat�w, nakre�lonych czerwonawym barwnikiem w proszku. - Co to mo�e znaczy�, u diab�a? - spyta� Charley. - Zdaje si�, �e tylko diabe� m�g�by ci odpowiedzie� - odpar� p�g�osem Bobby Lee. - Poj�cia nie mam - doda�. Wyci�gn�� r�k� w stron� rysunku i cofn�� j� zaraz. - Ludzie z laboratorium uwa�aj�, �e to farba zmieszana z ludzk� krwi�. Charley zawiesi� aparat na piersi i d�ugo wpatrywa� si� w dzie�o mordercy. - Niez�e malowid�o - odezwa� si� w ko�cu. - Kto� sp�dzi� nad nim sporo czasu. Zbyt starannie zrobione, by mog�o powsta� pod wp�ywem impulsu. Kim, do ci�kiej cholery, mo�e by� ten go��? - Denat by� powa�anym bankowcem - rzek� Bobby Lee. -Mia� mn�stwo forsy, jak wida� po tej nieruchomo�ci. Dobry alarm w domu, posesja z bram�, kamery przy wej�ciu do gara�u i przy drzwiach frontowych, a na ta�mach ani �ladu intruza. - Kto m�g� zrobi� co� takiego? - spyta� Charley. - To nie jest robota na zlecenie; to dzie�o jakiego� cholernego psychopaty. - Powa�nie, Sherlocku? Bez kitu? - odpar� Bobby Lee ze znu�onym rozbawieniem. - Chod�, musz� zapali� - doda�, luzuj�c krawat. Poprowadzi� Charleya do wyj�cia, ostro�nie mijaj�c technik�w pracuj�cych przy bocznych drzwiach domu. - Tu te� jest troch� krwi - oznajmi�. - Kto� obci�� g�ow� wiewi�rce i rzuci� cia�em w drzwi. � Charley schyli� si� i pstrykn�� zdj�cie. - Wr�cisz tu p�niej - poleci� Bobby Lee. - A teraz powiedz mi, co my�lisz o tym malowidle na �cianie? Niespiesznie zapali� papierosa i poda� ogie� przyjacielowi. Charley zaci�gn�� si� �apczywie. 32 - Nie cierpi� zapachu krwi - mrukn��. - Nie zamierzam rozmawia� o tym z Max - powiedzia� Bobby Lee. - Akurat tej jednej sprawy nie zabior� ze sob� do domu. Widzia�e� ju� pismak�w? - doda�, wskazuj�c ruchem g�owy stoj�ce za bram� samochody, wozy transmisyjne i wysi�gniki z kamerami. - Pewnie i tak dowie si� wszystkiego z telewizji, zanim dojedziesz do domu. Je�li chcesz, zajrz� do was, nakarmicie mnie, a ja zabawi� Max historyjkami z �ycia Charleya Pay-ne'a. - Nicky b�dzie zachwycony. - Co tam u mojego ch�opaka? - Ro�nie jak chwast. Wiesz, wola�bym, �eby� przesta� mu dawa� te jednorazowe aparaty fotograficzne. Zbankrutujemy, wywo�uj�c tyle zdj��. O�miolatek znajduje w kr�tkim czasie mn�stwo rzeczy, kt�re wydaj� mu si� warte uwiecznienia. - B�d� dla niego dobry albo ci go ukradn�. Ma �wietne oko. Zobaczysz, pewnego dnia to on b�dzie ci pomaga� w robocie. Bobby Lee mocnym wdechem zmieni� w popi� p� centymetra papierosa. Energicznie wypu�ci� dym, jakby chcia�, �eby siwa chmura zas�oni�a to, co zobaczy� w domu Madisona Simmonsa. - Nie tak chcia�bym sp�dza� jesienne dni, brachu - odezwa� si� po chwili. - Wola�bym napi� si� kawy w Java Jack's, posiedzie� nad jeziorem i pogapi� si� na �adne dziewczyny, kt�re tam biegaj�. Od dawna nie mieli�my takiej sprawy. Charley spojrza� na przyjaciela z uwag�, rozwa�aj�c jego s�owa i analizuj�c ka�de ich znaczenie. - Fakt - przyzna�. - Takie niecz�sto si� trafiaj�. A ty nie tropi�e� jeszcze takiego przeciwnika i wiem, �e b�dziesz mia� satysfakcj� z tej walki - doda� z u�miechem i skupi� si� na paleniu, obserwuj�c detektywa k�tem oka. - Nie ma w tym nic �miesznego, Charley - powiedzia� Bobby Lee. - Absolutnie nic. Ale znajdziemy tego drania, tego jestem pewien. - Mam tylko nadziej�, �e to jednorazowy wyskok. - W�a�nie. 33 Charley odwr�ci� si� i spojrza� pytaj�co na be�owe �ciany domu. Pog�adzi� palcem policzek i ostatni raz zaci�gn�� si� dymem, zanim rzuci� niedopa�ek na �u�el podjazdu. - Ostro popracuj� nad tym malowid�em - powiedzia�. -Wygl�da tak jako� znajomo. My�l�, �e widzia�em kiedy� co� podobnego. Reszt� oczywi�cie te� b�dziesz mia� na zdj�ciach. - Zr�b odbitki, zanim zabierzesz si� do poszukiwa�. Nie musz� chyba m�wi�, �e sprawa jest tajna? - Moja by� wyuczona, Wielki Szef Bobby. - Nie wiem tylko w jakiej dziedzinie. Bierzmy si� lepiej do pracy. i ( 1.4 Charley le�a� na plecach, wpatruj�c si� we wzory na szpachlowanym suficie. To ��ko, ten pok�j, ta kobieta... wszystko tak bardzo odbiega�o od pozosta�ej cz�ci jego �ycia. Pos�anie by�o grube i mi�kkie, owcz� sk�r� okrywa�o flanelowe prze�cierad�o, a ko�dra przez wi�ksz� cz�� roku wydawa�a mu si� zbyt ciep�a. ��ko pod szynowymi reflektorkami by�o centralnym elementem wystroju sypialni. U jego wezg�owia znajdowa�a si� p�ka ze zdalnym sterownikiem o�wietlenia i drogiego zestawu audio-wideo stoj�cego w nogach. Mie�ci�a si� pod ni� nawet ma�a lod�wka, w sam raz na butelk� szampana i dwa kieliszki. �ciany by�y w zasadzie niewidoczne pod warstw� gobelin�w, ozdobnych szal�w, poczt�wek z zagranicy, wsp�czesnych obraz�w i zdj��. Niekt�re spo�r�d tych ostatnich by�y dzie�em Charleya, inne profesjonalnymi kola�ami wycink�w fotografii z czasopism. Nawet drzwi oblepione by�y niedrogimi plakatam