6563
Szczegóły |
Tytuł |
6563 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6563 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6563 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6563 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Michael Bond
MI� ZWANY PADDINGTON
A Bear Called Paddington
T�umaczy� Kazimierz Piotrowski
Wydanie oryginalne: 1958
Wydanie polskie: 1998
ROZDZIA� PIERWSZY
PROSZ� ZAOPIEKOWA� SI� TYM NIED�WIADKIEM
Pa�stwo Brown po raz pierwszy ujrzeli Paddingtona na peronie stacji kolejowej. I w�a�nie to sprawi�o, �e Paddington otrzyma� takie niezwyk�e, jak na misia, nazwisko. Paddington bowiem jest nazw� stacji kolejowej w Londynie.
Pa�stwo Brown przyszli na stacj� po c�rk� Judyt�, kt�ra mia�a przyjecha� ze szko�y do domu na wakacje.
By� ciep�y letni dzie�, na dworcu zebra�y si� t�umy ludzi wyje�d�aj�cych nad morze. Lokomotywy gwizda�y, taks�wki tr�bi�y, tragarze biegali pokrzykuj�c jeden na drugiego i w og�le by� taki ha�as, �e pan Brown, kt�ry pierwszy ujrza� nied�wiadka, musia� kilka razy powt�rzy� �onie wiadomo�� o swym odkryciu, zanim zrozumia�a, o co mu chodzi.
� Nied�wied�? Na stacji? � spyta�a pani Brown, spogl�daj�c na m�a ze zdumieniem. � Co ty opowiadasz, Henryku! To niemo�liwe!
Pan Brown poprawi� okulary na nosie.
� A jednak � upiera� si�. � Widzia�em go na w�asne oczy. O, tam, za workami z poczt�. Na g�owie ma bardzo �mieszny kapelusz.
Nie czekaj�c na odpowied� �ony, pan Brown wzi�� j� mocno pod rami� i zacz�� si� z ni� przepycha� przez t�um. Okr��yli w�zek z czekolad� i herbat�, min�li kiosk z ksi��kami i w�skim przej�ciem mi�dzy stosami walizek przedostali si� do biura rzeczy znalezionych.
� No, prosz�! � z dum� oznajmi� pan Brown, wskazuj�c w stron� ciemnego k�ta magazynu. � A nie m�wi�em!
Pani Brown spojrza�a w kierunku wskazanym przez m�a i w ciemnym k�cie z trudem dostrzeg�a co� ma�ego i kud�atego. Siedzia�o to na walizce i mia�o zawieszon� na szyi kartk�, na kt�rej co� napisano. Walizka by�a stara i bardzo zniszczona. Na jej boku kto� napisa� du�ymi literami: BAGA� PODR�CZNY. Pani Brown �cisn�a rami� m�a.
� Och, Henryku! � zawo�a�a. � Mia�e� chyba racj�. To jest nied�wied�!
Przyjrza�a si� uwa�nie stworzeniu siedz�cemu na walizce. Wygl�da�o ono na bardzo niezwyk�ego nied�wiedzia. By�o brunatne, w brudnym odcieniu, a na g�owie mia�o przedziwny kapelusz z szerokim rondem � �mieszny kapelusz, jak powiedzia� przed chwil� pan Brown. Spod ronda spoziera�a na pani� Brown para du�ych, okr�g�ych oczu.
Widz�c, �e w tej sytuacji wypada co� zrobi�, nied�wiadek wsta� i uprzejmie uchyli� kapelusza, ods�aniaj�c dwoje czarnych uszu.
� Dzie� dobry � rzek� cicho i wyra�nie.
� Hm... dzie� dobry � odpar� pan Brown do�� niepewnym g�osem.
Nasta�a chwila ciszy.
Nied�wied� obdzieli� ich pytaj�cym spojrzeniem.
� Czym m�g�bym s�u�y�? � zapyta�.
Na twarzy pana Browna odmalowa�o si� zak�opotanie.
� Eee... niczym. Hm... prawd� m�wi�c, to my�my si� zastanawiali, czy nie mogliby�my panu w czym� pom�c.
Pani Brown schyli�a si�.
� Jest pan bardzo ma�ym nied�wiedziem � powiedzia�a.
Mi� wypi�� pier�.
� Jestem niezmiernie rzadko spotykanym okazem nied�wiedzia � o�wiadczy� z wielk� godno�ci�. � Niewiele nas ju� zosta�o tam, sk�d pochodz� � doda�.
� To znaczy gdzie? � spyta�a pani Brown.
Mi�, zanim odpowiedzia�, bacznie si� rozejrza�.
� Tam, w mrocznych ost�pach Peru. Szczerze m�wi�c w og�le nie powinno mnie tu by�. Jestem pasa�erem na gap�!
� Na gap�? � pan Brown zni�y� g�os i niespokojnie obejrza� si� przez rami�. Wcale by si� nie zdziwi�, gdyby zobaczy�, �e za jego plecami stoi policjant z notesem i o��wkiem w r�ce i skrz�tnie wszystko notuje.
� Tak � przyzna� nied�wiadek. � Wyemigrowa�em, pan rozumie? � Oczy mu posmutnia�y. � Mieszka�em w Peru u cioci Lucy, ale ciocia musia�a p�j�� do domu dla emerytowanych nied�wiedzi.
� Nie powie pan chyba, �e ca�� podr� z Po�udniowej Ameryki odby� pan samotnie! � zawo�a� pan Brown.
Mi� skin�� g�ow�.
� Ciocia Lucy zawsze m�wi�a, �e chce, bym wyemigrowa� z Peru, jak tylko podrosn�. Dlatego w�a�nie nauczy�a mnie m�wi� po angielsku.
� Ale jak pan radzi� sobie z jedzeniem? � spyta�a pani Brown. � Pewnie pan g�odowa�.
Mi� si� schyli�, otworzy� walizk� kluczykiem, kt�ry � wraz z kartk� � mia� zawieszony na szyi, i wyj�� ze �rodka prawie pusty, du�y, szklany s��j.
� Jad�em marmolad� � o�wiadczy� nie bez dumy. � Nied�wiedzie lubi� marmolad�. Ukry�em si� w �odzi ratunkowej.
� Ale co pan teraz b�dzie robi�? � zapyta� pan Brown. � Nie mo�na przecie� siedzie� na stacji Paddington i czeka� na zmi�owanie boskie.
� Och, jako� sobie poradz�... jestem dobrej my�li.
Pochyli� si�, by zamkn�� walizk�. Pani Brown zerkn�a na kartk� wisz�c� na szyi nied�wiadka. By�o na niej napisane tylko tyle: PROSZ� ZAOPIEKOWA� SI� TYM NIED�WIADKIEM. DZI�KUJ�.
Zwr�ci�a si� tonem pro�by do m�a:
� Och, Henryku, co zrobimy z tym fantem? Nie mo�na go tutaj zostawi�. Nie wiadomo, co si� z nim stanie. Londyn to wielkie miasto. Kto nie wie, dok�d si� uda�, jest zgubiony. Czy ten mi� nie m�g�by par� dni zatrzyma� si� u nas?
Pan Brown nie by� przekonany.
� Ale�, moja droga Mary, nie mo�emy go wzi�� z sob�... tak bez namys�u. Przecie�...
� Przecie� co? � w g�osie pani Brown zabrzmia�a stanowcza nuta. Spojrza�a na nied�wiadka. � On jest bardzo mi�y. By�by �wietnym towarzyszem dla Jonatana i Judyty. Niechby pomieszka� u nas cho� par� dni. Dzieci nigdy ci nie wybacz�, jak si� dowiedz�, �e� go tu zostawi�.
� Ca�a ta historia mo�e nas narazi� ma grube nieprzyjemno�ci � odpar� pan Brown nie bez wahania. � Na pewno istniej� przepisy, kt�re obowi�zuj� w takich przypadkach. � Pochyli� si� nad misiem.� Czy zechcia�by pan zatrzyma� si� w naszym domu? � zapyta�. � To znaczy � szybko doda�, by nie urazi� misia � je�li nie ma pan innych plan�w.
Nied�wiadek podskoczy� z rado�ci i o ma�o kapelusz nie spad� mu z g�owy.
� Oooch, tak, bardzo ch�tnie. Ogromnie by mi to odpowiada�o. Nie mam gdzie si� uda�, a tutaj wszyscy s� tacy zabiegani.
� No, to sprawa za�atwiona � stwierdzi�a pani Brown szybko, �eby m�� si� nie rozmy�li�. � A marmolad� mo�e pan co dzie� rano dosta� na �niadanie i... � wysila�a umys�, by doda� co� jeszcze, co mog� lubi� nied�wiedzie.
� Co dzie�? � mi� zrobi� tak� min�, jakby w�asnym uszom nie wierzy�. � W domu marmolad� jad�em tylko w wielkie �wi�ta. W najmroczniejszej cz�ci Peru marmolada jest bardzo drogim specja�em.
� No to od jutra co dzie� rano b�dzie pan jad� marmolad� � zapewni�a go pani Brown. � A mi�d co niedziela.
Na twarzy misia pojawi� si� wyraz zmartwienia.
� Czy to du�o b�dzie kosztowa�o? � spyta�. � Widzi pani, z pieni�dzmi nie jest u mnie najlepiej.
� Sk�d�e znowu! Do g�owy by nam nie przysz�o za cokolwiek wystawia� panu rachunek. Chcieliby�my uwa�a� pana za cz�onka naszej rodziny, prawda, Henryku?
Pani Brown spojrza�a na m�a, by j� popar�.
� Ale� naturalnie � rzek� pan Brown. � A swoj� drog�, skoro wybiera si� pan do nas, nie od rzeczy b�dzie, je�li si� przedstawimy. Ta pani jest moj� �on�, a nazywamy si� Brown.
Nied�wiadek uprzejmie uni�s� w g�r� kapelusz � dwa razy.
� W�a�ciwie nie mam nazwiska � o�wiadczy�. � Mam tylko peruwia�skie nazwisko, kt�rego tu nikt nie zrozumie.
� W takim razie b�dziemy musieli nada� panu jakie� angielskie nazwisko � o�wiadczy�a pani Brown. � To ogromnie upro�ci spraw�. � Rozejrza�a si� po stacji, jakby szuka�a natchnienia. � To musi by� co� oryginalnego � powiedzia�a zamy�lona.
Jakby w odpowiedzi, stoj�ca przy jednym z peron�w lokomotywa g�o�no gwizdn�a i wypu�ci�a ob�ok pary.
� Ju� wiem! � zawo�a�a pani Brown. � Znale�li�my pana na stacji Paddington, wi�c b�dzie si� pan nazywa� Paddington!
� Paddington! � mi� powt�rzy� to s�owo par� razy, �eby si� upewni�, czy dobrze us�ysza�. � Nazwisko to wydaje mi si� nieco przyd�ugie.
� Ale jest ca�kiem wytworne � zapewni�a pani Brown. � Tak, podoba mi si� to nazwisko. I niech ju� tak zostanie.
Pani Brown wyprostowa�a si�.
� No dobrze. Panie Paddington � powiedzia�a � musz� teraz odebra� z poci�gu nasz� c�reczk� Judyt�. Przyje�d�a ze szko�y do domu na wakacje. Na pewno po tak d�ugiej podr�y chce si� panu pi�, mo�e wi�c p�jd� panowie do bufetu i m�� zafunduje panu fili�ank� pysznej herbaty.
Paddington obliza� wargi.
� Bardzo mi si� chce pi� � przyzna�. � Woda morska budzi pragnienie.
Podni�s� walizk�, mocno naci�gn�� kapelusz na czo�o, uprzejmym gestem �apy wskaza� w stron� bufetu i rzek�:
� Pan b�dzie �askaw, panie Brown.
� Hm, hm... dzi�kuj�, panie Paddington � odpar� pan Brown.
� Henryku, uwa�aj na niego! � zawo�a�a pani Brown za nimi. � I, na mi�y B�g, zdejmij mu czym pr�dzej t� kartk� z szyi. Wygl�da z ni� jak paczka. Jestem pewna, �e gdy zobaczy go tragarz, wrzuci go na w�zek z baga�em!
W bufecie by� t�ok, ale panu Brownowi uda�o si� znale�� w k�cie stolik na dwie osoby. Paddington stan�� na krze�le, co pozwoli�o mu wygodnie oprze� �apy na szklanym blacie stolika. Rozgl�da� si� zaciekawiony, gdy tymczasem pan Brown poszed� po herbat�. Zobaczy�, �e wszyscy jedz�, co mu przypomnia�o, jak bardzo jest g�odny. Na stoliku le�a�a nie dojedzona s�odka bu�eczka z rodzynkami. Ju� si�ga� po ni�, gdy nadesz�a kelnerka i zmiot�a mu j� spod �apy do miski na odpadki.
� Nie ruszaj tego, kochanie � powiedzia�a i przyja�nie poklepa�a go po ramieniu. � Nie wiesz, kto m�g� je�� t� bu�eczk�.
Paddington czu� tak� pustk� w brzuchu, �e by�o mu oboj�tne, po kim by jad� t� bu�eczk�, ale by� zbyt grzeczny, aby si� sprzeciwi� kelnerce.
� No, Paddington � powiedzia� pan Brown, stawiaj�c na stoliku dwie paruj�ce fili�anki herbaty i talerz, na kt�rym wznosi�a si� g�ra ciastek. � Jak my si� do tego we�miemy?
Paddingtonowi za�wieci�y si� oczy.
� Bardzo panu dzi�kuj� � odpar� mierz�c herbat� niepewnym wzrokiem. � Ale do�� trudno jest pi� z fili�anki. Jak pij�, to zawsze wk�adam g�ow� do naczynia, bo inaczej kapelusz wpada do �rodka i psuje ca�y smak.
Pan Brown si� zastanowi�.
� Najlepiej b�dzie, jak pan da mi ten kapelusz. Nalej� herbaty na spodek. Co prawda, w najlepszym towarzystwie tak si� nie robi, ale je�li raz tak post�pimy, na pewno nikt nam tego nie b�dzie mia� za z�e.
Paddington zdj�� kapelusz i ostro�nie po�o�y� go na stoliku. Pan Brown tymczasem nala� herbaty na spodek. Mi� g�odnymi oczami spogl�da� na ciastka, a zw�aszcza na du�e kremowe z d�emem le��ce na talerzyku, kt�ry pan Brown postawi� przed nim.
� No to do dzie�a, panie Paddington � powiedzia�. � �a�uj�, �e nie maj� tu ciastek z marmolad�, ale wzi��em, co mieli najlepszego.
� Dobrze zrobi�em, �e wyemigrowa�em � rzek� Paddington, si�gaj�c �ap� po talerzyk i przyci�gaj�c go do siebie. � Czy pa�skim zdaniem m�g�by kto� wzi�� mi za z�e, gdybym wszed� na stolik i zjad� to ciastko?
Zanim pan Brown zd��y� odpowiedzie�, mi� wdrapa� si� na stolik i praw� �ap� mocno przycisn�� ciastko, najwi�ksze i najbardziej lepkie ze wszystkich, jakie pan Brown m�g� dosta� w bufecie. W ci�gu paru sekund znaczna cz�� ciastka oblepi�a w�sy Paddingtona.
Ludzie w bufecie zacz�li si� tr�ca� �okciami i spogl�da� w jego stron�. Pan Brown �a�owa�, �e nie wybra� zwyk�ego, suchego ciastka, ale niewiele wiedzia� o obyczajach nied�wiadk�w. Miesza� cukier w swej fili�ance, wygl�da� przez okno i udawa�, �e przez ca�e �ycie przychodzi do bufetu na stacji Paddington napi� si� herbaty z nied�wiedziem.
� Henryku, c� ty wyrabiasz z tym biednym nied�wiadkiem? Sp�jrz na niego. Ca�y si� usmarowa� kremem i d�emem.
Pan Brown, wielce zmieszany, zerwa� si� z krzes�a.
� By� chyba bardzo g�odny � odpar� nie znajduj�c lepszej odpowiedzi.
Pani Brown zwr�ci�a si� do c�rki:
� Sama widzisz, co si� dzieje, jak na pi�� minut zostawi� twego ojca samego.
Judyta z rado�ci� klasn�a w d�onie.
� Och, tatusiu, czy on naprawd� b�dzie mieszka� z nami?
� Je�li tak si� stanie � powiedzia�a pani Brown � nie ulega w�tpliwo�ci, �e nie tw�j ojciec b�dzie si� nim opiekowa�. Sp�jrz tylko, jak on si� upa�ka�!
W czasie ca�ej tej rozmowy Paddington by� zbyt zaj�ty ciastkiem, �eby zaprz�ta� sobie g�ow� tym, co si� dzia�o wok�. Teraz nagle uprzytomni� sobie, �e mowa o nim. Podni�s� wzrok i zobaczy� pani� Brown w towarzystwie dziewczynki o roze�mianych niebieskich oczach i d�ugich, jasnych w�osach. Podskoczy�, chcia� podnie�� kapelusz, ale w nadmiernym po�piechu po�lizn�� si� na d�emie poziomkowym, kt�rego spora porcja w bli�ej nie wyja�niony spos�b znalaz�a si� na szklanym blacie stolika. Nagle wyda�o mu si�, �e ca�y �wiat wok� niego stan�� na g�owie. Rozpaczliwie zamacha� �apami w powietrzu, po czym, zanim mo�na go by�o przytrzyma�, fikn�� koz�a w ty� i chlapn�� na spodek z herbat�. Zerwa� si� jeszcze pr�dzej, ni� usiad� na spodku, bo herbata by�a bardzo gor�ca, i �wawo wdepn�� w fili�ank� pana Browna.
Judyta odrzuci�a g�ow� w ty� i �mia�a si�, a� jej si� �zy potoczy�y po policzkach.
� O, mamo, ale� on zabawny! � zawo�a�a.
Paddington bynajmniej nie uwa�a�, �e sta�o si� co� zabawnego. Przez chwil� sta� jedn� nog� na stoliku, a drug� w herbacie pana Browna. Ca�� twarz mia� umazan� kremem, a na lewym uchu przylepi�a mu si� spora porcja poziomkowego kremu.
� I kto by pomy�la� � zauwa�y�a pani Brown � �e wystarczy jedno ciastko, by kogo� doprowadzi� do takiego stanu.
Pan Brown zakaszla�. W�a�nie dostrzeg�, �e kelnerka za lad� kosym okiem patrzy w ich stron�.
� Mo�e by�my ju� poszli � powiedzia�. � Spr�buj� z�apa� taks�wk�.
Wzi�� baga� Judyty i szybko wyszed� z bufetu.
Paddington ostro�nie zszed� ze sto�u, rzuci� ostatnie spojrzenie na rozpaprane resztki ciastka i pod��y� w stron� wyj�cia.
Judyta wzi�a go za �ap�.
� Chod�, m�j Paddingtonie. Zawieziemy ci� do domu i pi�knie si� wyk�piesz w gor�cej wodzie. A potem mo�e opowiesz mi wszystko, co wiesz o Po�udniowej Ameryce. Na pewno mia�e� tam wiele cudownych przyg�d.
� Mia�em � z powag� zapewni� Paddington. � Mn�stwo przyg�d. Wci�� mi si� co� przydarza. Nale�� do tych nied�wiedzi, kt�rym trafiaj� si� rozmaite historie.
Wyszli na ulic�. Pan Brown zd��y� ju� z�apa� taks�wk� i kiwa� na nich r�k�. Szofer zmierzy� Paddingtona surowym wzrokiem, po czym spojrza� na wn�trze swej pi�knej, schludnej taks�wki.
� Za nied�wiedzia dop�aca si� sze�� pens�w1 � burkn��. � A za umorusanego nied�wiedzia dziewi�tk�!
� Nie jego to wina, �e si� troch� usmarowa�, m�j panie � odpar� pan Brown. � W�a�nie mia� przykry wypadek.
Taks�wkarz zawaha� si�.
� No dobrze, prosz� wsiada�. Tylko uwa�ajcie, pa�stwo, �eby si� nic nie przylepi�o do mojej taks�wki. W�a�nie dzi� rano j� umy�em.
Ca�a rodzinka po�o�y�a uszy po sobie i wsiad�a do taks�wki. Pa�stwo Brown i Judyta siedli z ty�u, a Paddington stan�� na podnoszonym siedzeniu za kierownic�, �eby m�c patrze� przez okno.
Kiedy wyjechali na ulic�, �wieci�o s�o�ce. Po ha�asie na ponurej stacji �wiat wydawa� si� teraz jasny i weso�y. Min�li gromadk� ludzi czekaj�cych na przystanku autobusowym. Paddington pokiwa� im �ap�. Par� os�b spojrza�o na niego, a jaki� pan odk�oni� si� kapeluszem. Londyn wita� Paddingtona przyja�nie. Po kilku tygodniach samotnie sp�dzonych w �odzi ratunkowej mi� mia� teraz wiele do zobaczenia. T�umy ludzi na ulicach, samochody, mn�stwo wielkich czerwonych autobus�w � zupe�nie inaczej ni� w najmroczniejszym zak�tku Peru.
Paddington jednym �lepkiem wygl�da� przez okno, �eby niczego nie przegapi�, a drugim bacznie przypatrywa� si� pa�stwu Brown i Judycie. Pan Brown by� oty�ym weso�ym m�czyzn� w okularach i z du�ym w�sem. Pani Brown, do�� pulchna kobieta, wygl�da�a jak powi�kszone wydanie Judyty.
Paddington w�a�nie doszed� do wniosku, �e pobyt w domu pa�stwa Brown zapowiada si� jak najlepiej, kiedy okienko za kierowc� nagle si� otwar�o i da� si� s�ysze� burkliwy g�os:
� Jak pan powiedzia�? Gdzie jedziemy?
Pan Brown pochyli� si� w stron� okienka.
� Ulica Windsor Gardens 32.
Szofer przy�o�y� r�k� do ucha.
� Nie s�ysz�! � krzykn��.
Paddington poklepa� go po ramieniu i powt�rzy�:
� Ulica Windsor Gardens 32.
Taks�wkarz a� podskoczy�, gdy us�ysza� g�os nied�wiadka, i o ma�o nie zderzy� si� z autobusem. Spojrza� na rami� i straszny gniew b�ysn�� mu w oku.
� Krem! � j�kn�� zbola�ym g�osem. � Ca�� now� marynark� usmarowa� mi kremem!
Judyta zachichota�a, a pa�stwo Brown wymienili spojrzenia.
Pan Brown popatrzy� na licznik. By� pewny, �e op�ata podskoczy o dalsze sze�� pens�w.
� Bardzo pana przepraszam � rzek� Paddington.
Schyli� si� i drug� �ap� spr�bowa� wytrze� plam� na ramieniu kierowcy. Okruchy ciastka i warstwa d�emu dziwnym sposobem przy��czy�y si� do plamy na marynarce. Taks�wkarz obejrza� si� i pocz�stowa� Paddingtona przeci�g�ym z�ym spojrzeniem. Mi� uchyli� kapelusza, kierowca zatrzasn�� okienko.
� O, Bo�e! � westchn�a pani Brown. � Rzeczywi�cie trzeba b�dzie go wyk�pa�, jak tylko wejdziemy do mieszkania. Bo wszystko wysmaruje.
Paddington zag��bi� si� w my�lach. W zasadzie nie mia� nic przeciwko k�pieli, ale wcale mu nie przeszkadza�o, �e by� pobrudzony kremem i d�emem. �al mu by�o, �e tak pr�dko trzeba b�dzie zmy� z siebie tyle s�odyczy. Ale zanim rzecz rozwa�y� do ko�ca, taks�wka stan�a i tr�jka Brown�w zacz�a wysiada�. Paddington wzi�� walizk�, wszed� za Judyt� po bia�ych schodkach i stan�� przed du�ymi zielonymi drzwiami.
� Zaraz poznasz pani� Bird � powiedzia�a Judyta. � To nasza gosposia. Jest troch� w gor�cej wodzie k�pana i lubi zrz�dzi�, ale naprawd� to zacna dusza. Jestem pewna, �e j� polubisz.
Paddington poczu�, �e trz�s� mu si� kolana. Obejrza� si� za pa�stwem Brown, ale oni jeszcze si� o co� spierali z taks�wkarzem. Za drzwiami s�ycha� by�o zbli�aj�ce si� kroki.
� Na pewno j� polubi�, je�li ty tak m�wisz � powiedzia�, ogl�daj�c odbicie swej osoby w l�ni�cej skrzynce na listy. � Pytanie, czy ona b�dzie lubi�a mnie?
ROZDZIA� DRUGI
MI� W GOR�CEJ WODZIE
Paddington nie bardzo wiedzia� czego si� spodziewa�, kiedy pani Bird otworzy�a drzwi. By� mile zdziwiony, gdy na progu powita�a ich t�ga, siwow�osa dama o macierzy�skim wygl�dzie, z dobrotliw� iskierk� w oczach. Zobaczywszy Judyt�, podnios�a r�ce w g�r�.
� Wielki Bo�e, ju� przyjecha�a� � powiedzia�a przera�ona. � A ja jeszcze nie sko�czy�am zmywa� naczy�. Pewnie by� si� napi�a herbatki?
� Dzie� dobry pani � odpar�a Judyta. � Ciesz� si�, �e zn�w pani� widz�. Jak tam pani reumatyzm?
� Bardzo daje mi si� we znaki... � odpar�a pani Bird i nagle urwa�a, wlepiaj�c wzrok w Paddingtona. � C�e� to przyprowadzi�a ze sob�? Co to jest?
� To nie jest �adne co � poprawi�a j� Judyta. � To nied�wiadek. Nazywa si� Paddington.
� Nied�wiadek � powt�rzy�a pani Bird, nie dowierzaj�c w�asnym oczom. � W ka�dym razie dobrze wychowany, to musz� przyzna�.
� Zamieszka z nami � oznajmi�a Judyta. � Wyemigrowa� z Po�udniowej Ameryki, z Peru, jest sam jak palec i nie mia� co z sob� zrobi�.
� B�dzie mieszka� z nami? � pani Bird zn�w podnios�a r�ce. � Jak d�ugo?
Judyta tajemniczo rozejrza�a si� wok�.
� Nie wiem � odpar�a. � To zale�y od r�nych rzeczy.
� Bo�e mi�osierny � zawo�a�a pani Bird. � Szkoda, �e� mnie nie uprzedzi�a. Nie zmieni�am po�cieli w pokoju go�cinnym i w og�le nie jestem na to przygotowana. � Spojrza�a z g�ry na Paddingtona. � Cho� s�dz�c ze stanu, w jakim on si� znajduje, mo�e to i lepiej, �e nie zmieni�am po�cieli.
� Nie szkodzi, droga pani Bird � odezwa� si� Paddington. � Chyba wezm� k�piel. Mia�em wypadek z ciastkiem.
� Och! � pani Bird przytrzyma�a otwarto drzwi. � Och, skoro tak, to prosimy do domu. Tylko prosz� uwa�a� na dywan. Dopiero co go odkurzy�am.
Judyta wzi�a Paddingtona za �ap� i mocno j� �cisn�a.
� Ona nie ma nic przeciw tobie, mo�esz mi wierzy� � szepn�a mu na ucho. � Zdaje mi si�, �e ju� ci� troch� polubi�a.
Paddington odprowadzi� wzrokiem pani� Bird, kt�ra posz�a w g��b mieszkania.
� Wygl�da, jakby by�a troch� narwana � powiedzia� do Judyty.
Pani Bird si� odwr�ci�a.
� Co� ty, bratku, powiedzia�? � spyta�a.
Paddington a� podskoczy�.
� Ja... ja... � zacz��.
� Co� powiedzia�? �e sk�d si� tu wzi��e�? Z Peru?
� Tak jest � odpar� Paddington. � Z najmroczniejszego zak�tka Peru.
� Ciekawe! � pani Bird pomy�la�a chwil�. � To chyba lubisz marmolad�? Musz� kupi� wi�cej marmolady.
� A widzisz! Co ci m�wi�am? � zawo�a�a Judyta, gdy za pani� Bird zamkn�y si� drzwi. � Ona ju� ci� lubi.
� Ciekawe, sk�d ona wie, �e lubi� marmolad� � zdziwi� si� Paddington.
� Pani Bird wie wszystko o wszystkim � zapewni�a go Judyta. � No, p�jdziesz teraz ze mn� na g�r�, poka�� ci tw�j pok�j. To by� m�j pok�j, jak by�am ma�a, na �cianie wisi mn�stwo obrazk�w nied�wiedzi, wi�c b�dziesz si� tam czu� jak u siebie w domu.
Poprowadzi�a go schodami wysoko na g�r�, bez przerwy do niego zagaduj�c. Paddington szed� krok w krok za ni�, trzymaj�c si� jak najbli�ej �ciany, �eby nie st�pn�� na dywan.
� To jest �azienka � obja�ni�a go Judyta. � A to m�j pok�j. A w tamtym mieszka Jonatan, m�j brat, zaraz si� z nim poznasz. Tutaj s� pokoje mamy i tatusia � otworzy�a drzwi. � A tu b�dzie tw�j!
Paddington o ma�o nie przewr�ci� si� z wra�enia, gdy wszed� za Judyt� do pokoju. W �yciu tak ogromnego pokoju nie widzia�. Pod jedn� �cian� sta�o du�e ��ko nakryte bia�ym prze�cierad�em, a pod drug� kilka jakich� wielkich skrzy�, w tym jedna z lustrem. Judyta wyci�gn�a z jednej ze skrzy� szuflad�.
� To si� nazywa komoda � wyja�ni�a. � B�dziesz m�g� trzyma� w niej wszystkie swoje rzeczy.
Paddington spojrza� na szuflad�, a potem na swoj� walizk�.
� Nie mam zbyt wielu rzeczy. Jak kto� jest ma�y, to tak mu si� wiedzie. Wszyscy uwa�aj�, �e ma�emu nic nie trzeba.
� Musimy pomy�le�, co si� da zrobi� � do�� zagadkowo powiedzia�a Judyta. Po czym doda�a: � Postaram si� nam�wi� mam�, �eby wzi�a ci� z sob�, jak si� wybierze na zakupy.
Ukl�k�a obok niego.
� Pomog� ci si� wypakowa�.
� To bardzo �adnie z twojej strony � odpar� Paddington szarpi�c si� z zamkiem walizki. Ale twoja pomoc nie zda mi si� na wiele. Mam s��j marmolady. Tylko prawie nic z niej nie zosta�o, a resztki na dnie maj� smak wodorost�w. Mam te� album. I gar�� centavos � to s� takie po�udniowoameryka�skie pensy.
� O, mamo! � zawo�a�a Judyta. � Jeszcze takich monet nie widzia�am. Jak one b�yszcz�!
� A bo ja te monety stale poleruj�. To nie s� pieni�dze do wydawania. � Wyci�gn�� z walizki zniszczon� fotografi�. � A to jest zdj�cie cioci Lucy. Da�a je sobie zrobi� tu� przed p�j�ciem do domu dla emerytowanych nied�wiedzi w stolicy Peru, Limie.
� Bardzo mi�a � przyzna�a Judyta. � I na pewno bardzo m�dra. � Zobaczy�a, �e Paddington posmutnia� i oczy mu zasz�y mg��, wi�c szybko doda�a: � No, zostawi� ci� teraz, �eby� si� wyk�pa�, a potem pi�kny i czy�ciutki zszed� na d�. W �azience znajdziesz dwa kurki, odczytasz, kt�ry jest z gor�c� wod�, a kt�ry z zimn�. Jest tam du�o myd�a i czysty r�cznik. Aha, znajdziesz te� szczotk�, �eby� m�g� wyszorowa� sobie plecy.
� To mi wygl�da na bardzo skomplikowan� operacj� � powiedzia� Paddington. � Czy nie m�g�bym si��� w jakiej� ka�u�y albo w czym� podobnym?
Judyta roze�mia�a si�.
� Nie s�dz�, by pani Bird si� na to zgodzi�a! I nie zapomnij umy� sobie uszu. S� strasznie czarne.
� I takie musz� by�! � zawo�a� Paddington z oburzeniem, gdy Judyta zamkn�a za sob� drzwi.
Wlaz� na sto�ek przy oknie i wyjrza�. Na dole by� du�y, bardzo ciekawy ogr�d z sadzawk� i drzewami, na kt�re mo�na by si� wspina�. Za drzewami wida� by�o domy, a dalej zn�w domy, a� do horyzontu. Paddington doszed� do wniosku, �e to musi by� cudowna rzecz stale mieszka� w takim miejscu. Stoj�c na sto�ku my�la� o tym tak d�ugo, a� okno zasz�o par� i nic ju� nie by�o wida�. Spr�bowa� wi�c wypisa� �apami swoje nazwisko na szybie. Zmartwi�o go troch�, �e jest ono takie d�ugie, bo nie zmie�ci�o si� na pokrytej par� cz�ci okna, a poza tym trudno by�o doj��, jak si� je pisze.
Wspi�� si� na toaletk� i przyjrza� si� sobie w lustrze. �W ka�dym razie � pomy�la� � jest to nazwisko wyj�tkowo rzadkie. Nie wydaje mi si�, �eby na �wiecie by�o du�o nied�wiedzi, kt�re nazywaj� si� Paddington!�.
Nie wiedzia� oczywi�cie, �e w�a�nie w tej chwili Judyta to samo m�wi�a ojcu. Ca�a rodzina odbywa�a w jadalni narad� wojenn� i pan Brown toczy� walk� broni�c straconych pozycji. Wniosek, by zatrzyma� w domu Paddingtona zg�osi�a Judyta. Po jej stronie stan�� nie tylko Jonatan, ale i matka. Jonatan jeszcze nie zawar� znajomo�ci z Paddingtonem, niemniej my�l, �eby rodzina powi�kszy�a si� o nied�wiedzia, trafi�a mu do przekonania. Spraw� uwa�a� za bardzo donios��.
� Co tu du�o m�wi� � zwr�ci�a si� pani Brown do m�a. � Nie mo�esz go wygna� z domu. Bo tak si� nie robi.
Pan Brown tylko westchn��. Wiedzia�, �e zosta� pokonany. Nie by� wcale przeciwny wnioskowi Judyty. W g��bi duszy by� tak samo jak oni gor�cym zwolennikiem tego pomys�u. Ale jako g�owa domu uwa�a� za sw�j obowi�zek wszechstronnie rozwa�y� ca�� spraw�.
� Z ca�� pewno�ci� powinni�my o tym zameldowa� jakiej� w�adzy.
� Niby z jakiej racji, tatusiu? � zawo�a� Jonatan. � A poza tym, je�li zameldujemy Paddingtona, to mog� go zaaresztowa� jako pasa�era na gap�.
Pani Brown od�o�y�a robot� na drutach.
� Jonatan ma s�uszno��, Henryku � powiedzia�a. � Nie wolno nam do tego dopu�ci�. Przecie� nie zrobi� nic z�ego. Podr�uj�c w �odzi ratunkowej, na pewno nikomu �adnej szkody nie wyrz�dzi�.
� Jest jeszcze sprawa kieszonkowego � odezwa� si� pan Brown wyra�nie mi�kn�c. � Poj�cia nie mam, ile wynosi kieszonkowe m�odego nied�wiedzia.
� Mo�e dostawa� p�tora szylinga tygodniowo, tyle samo, co inne dzieci � odpar�a pani Brown.
Pan domu d�ugo zapala� fajk�, zanim odpowiedzia�.
� No c� � rzek� � oczywi�cie, musimy najpierw dowiedzie� si�, co pani Bird ma w tej sprawie do powiedzenia.
Na jego s�owa odpowiedzia� triumfalny ch�r ca�ej rodziny.
� No to sam j� o to zapytaj � zaproponowa�a pani Brown, kiedy umilk�a wrzawa. � Skoro tak uwa�asz.
Pan Brown zakaszla�. Troch� si� ba� pani Bird i nie mia� �adnej pewno�ci, jak ona to przyjmie. Ju� chcia� zaproponowa�, �eby jeszcze troch� z tym zaczeka�, gdy drzwi si� otwar�y i pani Bird w swej w�asnej osobie zjawi�a si� wnosz�c tac� z herbat�. Przystan�a i spojrza�a po twarzach pe�nych oczekiwania.
� Domy�lam si� � powiedzia�a � �e chcecie mi pa�stwo oznajmi�, �e�cie postanowili zatrzyma� m�odego Paddingtona.
� Pozwoli pani? � b�agalnym tonem spyta�a Judyta. � Gor�co pani� prosz�! Na pewno b�dzie bardzo dobry.
� Ha! � pani Bird postawi�a tac� na stole. � To si� jeszcze oka�e. R�ni ludzie r�nie pojmuj�, co to znaczy by� dobrym. Mimo wszystko... � zawaha�a si�, stoj�c ju� w drzwiach � on mi wygl�da na takiego nied�wiedzia, co nie ma z�ych zamiar�w.
� Wi�c nie sprzeciwia si� pani? � spyta� pan Brown.
Pani Bird zastanowi�a si� troch�.
� Nie. Nie mam nic przeciw temu. Sama zawsze mia�am serce dla nied�wiedzi. Mi�o b�dzie mie� w domu prawdziwego misia.
� No � pan Brown odetchn�� z ulg�, kiedy drzwi si� zamkn�y. � Kto by pomy�la�!
� Moim zdaniem, zgodzi�a si� dlatego, �e uchyli� przed ni� kapelusza � orzek�a Judyta. � To zrobi�o dobre wra�enie. Pani Bird lubi grzecznych ludzi.
Pani Brown zn�w zacz�a robi� na drutach.
� Uwa�am, �e kto� powinien napisa� do cioci Lucy � powiedzia�a. � Na pewno ucieszy j� wiadomo��, �e jej pupil jest ca�y i zdr�w.
Zwr�ci�a si� do Judyty:
� �adnie by chyba by�o, gdyby�cie, ty i Jonatan, napisali do cioci Paddingtona.
� Ale � powiedzia� pan Brown � my tu gadu, gadu, a gdzie� jest nasz Paddington? Czy ci�gle jeszcze siedzi w swoim pokoju na g�rze?
Judyta podnios�a wzrok znad biurka, na kt�rym szuka�a papieru listowego.
� Och, wszystko w porz�dku � powiedzia�a. � On si� teraz k�pie.
� K�pie si�?! � pani Brown wyra�nie si� zaniepokoi�a. � Jest za ma�y na to, �eby sam m�g� si� k�pa�.
� Nie marud�, Mary � mrukn�� pan Brown, rozsiadaj�c si� w fotelu z gazet� w r�ce. � Na pewno nigdy w �yciu nie mia� takiej uciechy.
Pan Brown by� bliski prawdy. Niestety, uciecha Paddingtona wygl�da�a nieco inaczej, ni� pan Brown sobie wyobra�a�.
W b�ogiej nie�wiadomo�ci, �e na dole wa�� si� jego losy, Paddington siedzia� w �azience na �rodku posadzki i malowa� na niej map� Ameryki Po�udniowej, pos�uguj�c si� w tym celu kremem do golenia pana Browna.
Lubi� geografi�. Przynajmniej to, co sam uwa�a� za geografi�, czyli nieznane miejsca i nowych ludzi. Zanim opu�ci� Ameryk� Po�udniow� i wybra� si� w d�ug� podr� do Anglii, ciocia Lucy, kt�ra by�a bardzo m�dr� star� nied�wiedzic�, do�o�y�a stara�, �eby nauczy� go wszystkiego, co sama wiedzia�a. Udzieli�a mu wyczerpuj�cych informacji o tym, co zobaczy po drodze, i wiele godzin po�wi�ci�a na czytanie mu o ludziach, jakich spotka.
Podr� by�a d�uga, p� drogi wok� �wiata, wobec czego mapa Paddingtona zaj�a prawie ca�� posadzk� i niewiele te� zosta�o w tubce kremu do golenia. Resztk� kremu Paddington jeszcze raz spr�bowa� napisa� swoje nazwisko. Pr�bowa� na kilka sposob�w i wreszcie zdecydowa� si� na PADINTN. Robi�o to du�e wra�enie.
Dopiero gdy kropla gor�cej wody prysn�a mu w nos, zda� sobie spraw�, �e wanna jest pe�na i woda ju� si� przelewa. Westchn��, wdrapa� si� na kraw�d� wanny, zamkn�� oczy, �ap� zatka� nos i skoczy� do �rodka. Woda by�a gor�ca, pe�na piany i znacznie g��bsza, ni� si� tego spodziewa�. Musia� sta� na palcach, �eby wystawi� nos nad powierzchni� wody.
I wtedy nast�pi�a okropna rzecz. Wle�� do wanny to jest jedna sprawa. Ale ca�kiem inn� spraw� jest si� z niej wydosta�, zw�aszcza jak komu� woda si�ga nosa, boki wanny s� �liskie, a w oczach ma si� pe�no myd�a. Paddington nic prawie nie widzia� i nie m�g� po omacku zakr�ci� kurk�w.
� Ratunku! � zawo�a�, najpierw cicho, a potem na ca�e gard�o � RATUNKU! RATUNKU!
Odczeka� chwil�, ale nikt nie nadchodzi�.
Nagle co� mu przysz�o do g�owy. Jak to dobrze, �e wszed� do wanny w kapeluszu na g�owie. Zdj�� go teraz i zacz�� wylewa� nim wod� z wanny.
W kapeluszu by�o par� dziur, bo by� bardzo stary i swego czasu nale�a� do wuja Paddingtona, ale je�li nawet wody niewiele uby�o, to sytuacja si� nie pogarsza�a.
� C� u licha! � zawo�a� pan Brown, zrywaj�c si� z fotela i wycieraj�c czo�o. � Przysi�g�bym, �e mi woda kapn�a na g�ow�!
� Nie m�w g�upstw, m�j drogi. Sk�d by ci mog�o kapn��? � pani Brown, zaj�ta robot� na drutach, nie zada�a sobie trudu, by spojrze� na m�a.
Pan Brown chrz�kn�� i wr�ci� do czytania gazety. Wiedzia�, �e co� mu kapn�o na g�ow�, ale nie mia�o sensu spiera� si� z �on�. Spojrza� podejrzliwie na dzieci � Judyta i Jonatan poch�oni�ci byli pisaniem listu.
� Ile kosztuje znaczek na list do Limy? � spyta� Jonatan.
Judyta ju� mia�a odpowiedzie�, gdy z sufitu zn�w kapn�o, tym razem prosto na st�.
� Ojejku! � krzykn�a Judyta.
Zerwa�a si� na r�wne nogi i poci�gn�a za sob� Jonatana. Tu� nad ich g�owami pojawi�a si� na suficie nie wr�ca nic dobrego mokra plama, i to akurat pod �azienk�!
� Gdzie idziesz, kochanie? � spyta�a pani Brown.
� Och, nic, skocz� na g�r� zobaczy�, co tam s�ycha� u Paddingtona.
Judyta wypchn�a Jonatana za drzwi i szybko je za sob� zamkn�a.
� Co jest? � spyta� Jonatan. � Co si� sta�o?
� Paddington! � krzykn�a Judyta przez rami�, biegn�c po schodach na g�r�. � Zdaje si�, �e nie�le nabroi�!
Przebieg�a podestem na g�rze i zacz�a t�uc pi�ci� w drzwi �azienki.
� Paddington! Czy nic ci si� nie sta�o? � zawo�a�a.
� Mo�emy wej��?
� RATUNKU! RATUNKU! � krzycza� Paddington. � Prosz� was, wejd�cie tu pr�dko. Bo zaraz uton�!
� Och, Paddington! � Judyta pochyli�a si� nad wann� i pomog�a Jonatanowi wyci�gn�� na posadzk� ociekaj�cego wod� i bardzo wystraszonego Paddingtona. � Och, Bogu dzi�kowa�, �e nic ci si� nie sta�o!
Paddington le�a� na plecach w bajorze na posadzce.
� Ca�e szcz�cie, �e mia�em na g�owie kapelusz � powiedzia� ci�ko dysz�c. � Ciocia Lucy m�wi�a mi, �ebym nigdy si� z nim nie rozstawa�.
� Ale czemu, do �wi�tej Anielki, nie wyci�gn��e� zatyczki, ty g�uptasie? � spyta�a Judyta.
� Och! � Paddington mia� bardzo strapion� min�. � Po... po prostu nie przysz�o mi to do g�owy.
Jonatan z podziwem patrzy� na Paddingtona.
� A to heca! � powiedzia�. � Kto by pomy�la�, �e tak narozrabiasz, bracie kochany. Nawet ja czego� podobnego, jak �yj�, nie zrobi�em!
Paddington usiad� i rozejrza� si� wok�. Ca�a posadzka by�a pokryta bia�� pian� � gor�ca woda zala�a map� Po�udniowej Ameryki.
� Troch� tu brudnawo � przyzna�. � Doprawdy nie wiem, jak to si� sta�o.
� Brudnawo! � powt�rzy�a Judyta. Postawi�a go na nogi i owin�a r�cznikiem. � Paddington, czeka nas masa roboty, zanim zejdziemy na d�. Nie wiem, co by powiedzia�a pani Bird, gdyby to zobaczy�a.
� A ja wiem! � zawo�a� Jonatan. � Bo sam czasem s�ysz� od niej takie rzeczy.
Judyta zacz�a �cierk� wyciera� posadzk�.
� A ty wytrzyj si� pr�dko r�cznikiem, �eby� si� nie przezi�bi� � powiedzia�a.
Paddington potulnie si� wyciera�.
� Musz� powiedzie�... � o�wiadczy� przegl�daj�c si� w lustrze � �e wiele czy�ciejszy nie jestem, ni� by�em przed k�piel�. I zrobi�em si� ma�o podobny do siebie.
Ale naprawd� Paddington wygl�da� znacznie czy�ciej ni� w chwili, gdy zjawi� si� w domu pa�stwa Brown. Jego futro okaza�o si� ca�kiem jasne, a nie ciemnobrunatne jak przedtem. Przypomina�o teraz now� szczotk�, tyle, �e by�o mi�kkie i jedwabiste. Nos mu b�yszcza�, a na uszach nie zosta�o �ladu po kremie i d�emie. Paddington by� do tego stopnia czy�ciejszy, �e kiedy po chwili zszed� na d� i zjawi� si� w jadalni, wszyscy zrobili takie miny, jakby go nie poznali.
� Wej�cie dla dostawc�w jest od podw�rza � o�wiadczy� pan Brown zza gazety.
A pani Brown od�o�y�a rob�tk� i ze zdumieniem popatrzy�a na Paddingtona.
� Pan chyba pomyli� adres � powiedzia�a. � Numer tego domu jest 32, a nie 34.
Nawet Judyta i Jonatan zgodzili si�, �e zasz�a tu jaka� pomy�ka. Paddington ju� si� powa�nie zaniepokoi�, gdy nagle wszyscy parskn�li �miechem i orzekli, �e przepi�knie wygl�da, jak si� wyszorowa�, uczesa� i wyszlachetnia�.
Przysun�li mu niski fotelik do kominka, a pani Bird wesz�a z nowym dzbankiem herbaty i gor�c� grzank� z mas�em na talerzyku.
� A teraz, Paddington � o�wiadczy� pan Brown, kiedy si� wszyscy wygodnie rozsiedli � mo�e by� zechcia� opowiedzie� nam o sobie i jak si� dosta�e� do Anglii.
Paddington opar� si� w fotelu, starannie otar� w�sy z mas�a, za�o�y� �ap� za g�ow� i wyci�gn�� nogi w stron� kominka. By� rad, �e ma wdzi�cznych s�uchaczy, zw�aszcza �e by�o ciep�o i �wiat nabra� r�owych kolor�w.
� Wychowa�em si� w najmroczniejszym zak�tku Peru... � zacz��. � Kszta�ci�a mnie ciocia Lucy. Ta sama, co teraz mieszka w domu dla emerytowanych nied�wiedzi w Limie.
Przymkn�� oczy i zamy�li� si� g��boko. W pokoju zrobi�o si� cicho jak makiem zasia�, wszyscy nadstawili uszu. Ale min�a d�uga chwila i dalszy ci�g nie nast�pi�. S�uchacze zacz�li niespokojnie si� kr�ci�. Pan Brown g�o�no zakaszla�.
� Nie jest to nazbyt ciekawa opowie�� � stwierdzi� troch� zniecierpliwiony.
Wyci�gn�� r�k� i fajk� szturchn�� w bok Paddingtona.
� A to dopiero! � powiedzia�. � Przecie� on zasn��!
ROZDZIA� TRZECI
PADDINGTON W KOLEI PODZIEMNEJ
Paddington by� bardzo zdziwiony, kiedy si� na drugi dzie� rano zbudzi� i stwierdzi�, �e le�y w ��ku. Przeci�gn�� si�, wzi�� w �ap� prze�cierad�o i nakry� nim g�ow�. Zrobi�o mu si� bardzo przyjemnie. Wysun�� du�e palce n�g spod prze�cierad�a i znalaz� dla nich ch�odne miejsce.
Jedn� z korzy�ci, jakie ma�emu nied�wiedziowi daje wielkie ��ko, jest to, �e tyle w nim miejsca.
Po chwili Paddington ostro�nie wychyli� g�ow� spod prze�cierad�a i poci�gn�� nosem. Jaki� rozkoszny zapach przenika� pod drzwiami pokoju. Zapach ten stawa� si� coraz mocniejszy. Da�y si� te� s�ysze� kroki, kto� szed� po schodach na g�r�. Kroki zatrzyma�y si� pod drzwiami, kto� zastuka� i rozleg� si� g�os pani Bird:
� Czy� si� ju� obudzi�, m�ody Paddingtonie.
� W�a�nie w tej chwili! � odkrzykn�� Paddington przecieraj�c oczy.
Drzwi si� otworzy�y.
� Spa�e� jak suse� � powiedzia�a pani Bird, kiedy ju� postawi�a tac� na ��ku i rozsun�a zas�ony. � Jeste� bardzo uprzywilejowan� osob�. W zwyk�y dzie� tygodnia dostajesz �niadanie do ��ka!
Paddington g�odnym wzrokiem ogarn�� tac�. By�o tam p� grejpfruta w miseczce, talerz z jajkami na bekonie, par� grzanek i ca�y garnek marmolady, nie m�wi�c ju� o du�ej fili�ance herbaty.
� Czy to wszystko dla mnie? � zawo�a�.
� Je�eli nie masz na to ochoty, mog� zaraz wszystko zabra� z powrotem � powiedzia�a pani Bird.
� Ale� mam ochot� � odpar� Paddington, jak m�g� najpr�dzej. � Tylko nigdy jeszcze nie widzia�em tak obfitego �niadania.
� No to radz� si� pospieszy�. � Pani Bird odwr�ci�a si� w progu i spojrza�a na niego. � Bo dzisiaj rano pani Brown i Judyta zabior� ci� na zakupy. Powiem tylko tyle, �e Bogu dzi�kowa�, ja zostaj� w domu! � I zamkn�a za sob� drzwi.
� Ciekawe, co ona mia�a na my�li? � powiedzia� do siebie Paddington.
Ale nied�ugo si� nad tym g�owi�. Za wiele mia� innych rzeczy do roboty. Po raz pierwszy w �yciu dosta� �niadanie do ��ka i szybko si� przekona�, �e nie jest to wcale prosta sprawa. Najpierw mia� k�opot z grejpfrutem. Ilekro� nacisn�� go �y�k�, strumie� soku strzela� w g�r� i trafia� prosto w oko, co bardzo go piek�o. I przez ca�y czas martwi� si�, �e jajka na bekonie stygn�. A poza tym by�a jeszcze sprawa marmolady. Chcia� zostawi� dla niej miejsce w brzuchu.
Ostatecznie zdecydowa�, �e najpro�ciej b�dzie zmiesza� wszystko na jednym talerzu i si��� na tacy, �eby to zje��.
� Och, Paddington � powiedzia�a Judyta, gdy w par� minut potem wesz�a do pokoju i zobaczy�a go, jak siedzi na tacy niczym kura na grz�dzie. � C� ty znowu wyprawiasz. Pospiesz si�. Czekamy na ciebie.
Paddington podni�s� wzrok z b�og� min� na tej cz�ci pyszczka, kt�r� wida� by�o spoza zlepionych jajkami w�s�w i zza okruch�w grzanek. Chcia� co� powiedzie�, ale doby� z siebie tylko st�umione mrukni�cie, jakby mia� zakneblowane usta, co zabrzmia�o jak JU�ID�ID�.
� Rzeczywi�cie! � Judyta wyj�a chusteczk� i wytar�a mu pyszczek. � Trudno sobie wyobrazi� nied�wiedzia bardziej lepkiego od ciebie. A jak si� nie pospieszysz, przepadnie ca�a uciecha. Mama chce ci kupi� nowy ekwipunek w domu towarowym Barkridges � sama s�ysza�am, jak o tym m�wi�a. No, szybko si� uczesz i zejd� na d�.
Gdy drzwi si� za ni� zamkn�y, Paddington popatrzy� na resztki �niadania. Zjad� prawie wszystko, zosta� tylko spory kawa�ek bekonu, szkoda by by�o, gdyby si� zmarnowa�. Postanowi� schowa� go do walizki, �eby mie� co� do przegryzienia, gdyby p�niej by� g�odny.
Wbieg� do �azienki i mocno przetar� buzi� gor�c� wod�. Potem starannie przyczesa� w�sy i po chwili, wygl�daj�c mo�e nie tak czysto jak poprzedniego dnia wieczorem, ale ca�kiem wytwornie, zjawi� si� na dole.
� Mam nadziej�, �e nie p�jdziesz w tym kapeluszu � powiedzia�a pani Brown, spojrzawszy na niego z g�ry.
� Och, mamo, pozw�l mu! � zawo�a�a Judyta. � Ten kapelusz jest... taki niezwyk�y.
� Niezwyk�y jest niew�tpliwie � odpar�a pani Brown.
� Jak �yj�, czego� podobnego nie widzia�am. Przedziwny fason. Poj�cia nie mam, jak by to nazwa�.
� Jest to kapelusz buszowy � z dum� wyja�ni� Paddington.
� Jak to �buszowy�? � spyta�a Judyta.
� W okolicach podzwrotnikowych busz jest to obszar poro�ni�ty krzewami, cz�sto kolczastymi. Najmodniejsze s� tam takie w�a�nie kapelusze. A ten buszowy kapelusz uratowa� mi �ycie.
� Uratowa� ci �ycie? � powt�rzy�a pani Brown. � Nie ple� g�upstw. Jakim cudem kapelusz m�g� uratowa� ci �ycie?
Paddington ju� chcia� opowiedzie� o swej wczorajszej przygodzie w �azience, ale Judyta tr�ci�a go w bok. I potrz�sn�a g�ow�.
� Eee... to d�uga historia... � zaj�kn�� si�.
� W takim razie opowiesz j� kiedy indziej � orzek�a pani Brown. � A teraz chod�cie oboje.
Paddington wzi�� sw� walizk� i poszed� za pani� Brown i Judyt� do drzwi frontowych. Przy drzwiach pani Brown przystan�a i poci�gn�a nosem.
� To bardzo dziwne � powiedzia�a. � W ca�ym domu pachnie dzi� boczkiem. Czy nic nie czujesz? � zwr�ci�a si� do Paddingtona.
Paddington zadr�a�. Zna� dobrze winowajc�, wi�c schowa� walizk� za plecami i poci�gn�� nosem. Mia� w zapasie par� min i stosowa� je, gdy grozi�o mu niebezpiecze�stwo. Jedna z nich wyra�a�a zamy�lenie. Patrzy� wtedy w przestrze�, a brod� podpiera� �ap�. Drug� by�a mina �wi�tej niewinno�ci, kt�ra, prawd� m�wi�c, by�a zupe�nie nijakim wyrazem twarzy. Postanowi� pos�u�y� si� tym drugim sposobem.
� Mocno pachnie � wyzna� szczerze, poniewa� by� prawdom�wnym nied�wiedziem. Po czym doda�, ju� troch� rozmijaj�c si� z prawd�: � Ciekawe, sk�d to si� bierze?
� Na twoim miejscu � szepn�a mu na ucho Judyta, kiedy w tr�jk� szli w stron� kolei podziemnej � bardziej bym uwa�a�a, jak nast�pnym razem b�dziesz pakowa� walizk�.
Paddington spojrza� w d�. Spory kawa�ek bekonu wylaz� z boku walizki i ci�gn�� si� po trotuarze.
� Uciekaj! � krzykn�a pani Brown, kiedy jaki� brudny kundel w podskokach podbieg� do nich z drugiej strony ulicy.
Paddington machn�� walizk�.
� Id� precz, psie! � warkn��.
Pies si� obliza�, a Paddington niespokojnie obejrza� si� przez rami� i przyspieszywszy kroku pod��y� za pani� Brown i Judyt�, depcz�c im po pi�tach.
� M�j Bo�e! � powiedzia�a pani Brown. � Jestem taka niespokojna. Jakby dzi� mia�o si� sta� co� niedobrego. Paddington, czy ty miewasz takie przeczucia?
Paddington pomy�la� chwil�.
� Czasami � przyzna� z niewyra�n� min�, kiedy wchodzili na stacj�.
W pierwszej chwili kolej podziemna troch� Paddingtona rozczarowa�a. Co prawda spodoba� mu si� ha�as, t�um spiesz�cych si� ludzi i zapach ciep�ego powietrza, jaki go powita�, gdy weszli do �rodka, ale bilet zrobi� na nim kiepskie wra�enie.
Przyjrza� si� bacznie zielonemu kartonikowi, kt�ry trzyma� w �apie.
� Za ca�e cztery pensy mogliby da� wi�cej � o�wiadczy�. Po rozkosznym warkocie i brz�ku, jaki wyda� z siebie automat, sam bilet sprawi� mu zaw�d. Za cztery pensy spodziewa� si� dosta� znacznie wi�cej.
� Ale�, Paddingtonie � westchn�a pani Brown � na razie dosta�e� tylko bilet, �eby� m�g� pojecha� kolej�. Inaczej nie wpu�ciliby ci� do poci�gu.
Jej wygl�d i g�os �wiadczy�y, �e jest zdenerwowana. W g��bi duszy �a�owa�a, �e nie odczekali, a� b�dzie mniejszy t�ok w podziemnej kolei. Poza tym dziwne rzeczy dzia�y si� z psami. Nie jeden, lecz sze�� ps�w rozmaitych kszta�t�w i rozmiar�w wbieg�o za nimi na stacj�. Dozna�a dziwnego wra�enia, �e ma to co� wsp�lnego z Paddingtonem, ale wystarczy�o spojrze� mu w oczy i zobaczy� ich niewinny wyraz, by si� zawstydzi�, �e mo�na go by�o podejrzewa� o jaki� zdro�ny post�pek.
� Zdaje mi si� � powiedzia�a do Paddingtona, gdy stan�li na ruchomych schodach � �e powinni�my wzi�� ci� na r�ce. Jest tu napisane, �e psy trzeba trzyma� na r�kach, ale nie ma ani s�owa o nied�wiedziach.
Paddington nie odpowiedzia�. Szed� za nimi jak we �nie. By� nied�wiedziem bardzo niedu�ego wzrostu i nie�atwo mu by�o rozgl�da� si� na boki, ale od tego, co zdo�a� zobaczy�, oczy z wra�enia wy�azi�y mu na wierzch. Doko�a by�o mn�stwo ludzi. W �yciu nie widzia� takich t�um�w. Jedni szybko zje�d�ali na d� ruchomymi schodami, obok jeszcze wi�ksza masa ludzi jecha�a w g�r�. Wszystkim strasznie si� �pieszy�o. Gdy na dole zeskoczy� ze schod�w, t�um poni�s� go, tak �e si� zapl�ta� mi�dzy pana z parasolem i dam� z wielk� torb� na zakupy. Zanim si� wydosta� z potrzasku, pani Brown i Judyta znikn�y mu z oczu.
W�a�nie wtedy zobaczy� zadziwiaj�cy wprost napis. Mru�y� oczy i raz po raz na niego spogl�da�, ale ilekro� szeroko otwiera� oczy i patrzy�, powtarza�o si� to samo: PADDINGTON � I�� ZA BURSZTYNOWYMI �WIAT�AMI.
Paddington uzna�, �e jest to najbardziej osza�amiaj�ca historia, jaka mu si� zdarzy�a w �yciu. Skr�ci� w korytarz i podrepta� kieruj�c si� bursztynowymi znakami �wietlnymi, a� trafi� na jeszcze jeden t�um ludzi czekaj�cych w kolejce do id�cych w g�r� ruchomych schod�w.
� Ej�e! � powiedzia� stoj�cy na g�rze kontroler po sprawdzeniu biletu Paddingtona. � A to co znowu? Pan jeszcze nigdzie nie jecha�!
� Wiem � odpar� Paddington z nieszcz�sn� min�. � Obawiam si�, �e pomyli�em co� na dole.
Kontroler podejrzliwie poci�gn�� nosem i przywo�a� inspektora.
� Mam tu m�odego nied�wiedzia, kt�ry zalatuje boczkiem � powiedzia�. � M�wi, �e si� zgubi� na dole.
Inspektor w�o�y� obydwa kciuki pod kamizelk�.
� Ruchome schody s� dla wygody pasa�er�w � o�wiadczy� surowo. � A nie dla m�odych nied�wiedzi, kt�rym si� zachciewa zabawy. Zw�aszcza w godzinach szczytu.
� Tak jest, prosz� pana � odpar� Paddington, uchylaj�c kapelusza. � Ale u nas nie ma ru... ru...
� ...chomych schod�w � pom�g� mu doko�czy� inspektor.
� ...chomych � powt�rzy� Paddington. � Nie ma w mrocznych zak�tkach Peru. Nigdy w �yciu nie je�dzi�em jeszcze takimi schodami, wi�c mam pewne trudno�ci.
� W mrocznych zak�tkach Peru? � spyta� inspektor. Zrobi�o to na nim du�e wra�enie. � Aa, w takim razie... � podni�s� �a�cuch dziel�cy schody id�ce w g�r� od schod�w id�cych na d� � prosz� zjecha� z powrotem na d�. Tylko �ebym go nie z�apa� drugi raz na g�upich kawa�ach.
� Bardzo dzi�kuj� � z wdzi�czno�ci� powiedzia� Paddington i schyliwszy si�, przeszed� pod �a�cuchem. � Bardzo to uprzejmie z pa�skiej strony � odwr�ci� si�, chcia� zdj�� kapelusz i pomacha� nim inspektorowi na po�egnanie, ale nie zd��y�, bo schody ju� nios�y go z powrotem w czelu�� kolei podziemnej.
W p� drogi, kiedy w�a�nie z zainteresowaniem ogl�da� jaskrawe afisze na �cianie, jaki� pan stoj�cy na stopniu za nim szturchn�� go parasolem.
� Tam kto� wo�a na pana � powiedzia�. Paddington obejrza� si� w sam� por�, by zobaczy�, jak pani Brown i Judyta mijaj� go jad�c w g�r� schodami obok.
Jak szalone macha�y do niego r�kami, a pani Brown krzykn�a par� razy �St�j!�
Paddington odwr�ci� si� i spr�bowa� biec w g�r�, ale schody porusza�y si� tak szybko, �e na swych kr�tkich n�kach w�a�ciwie drepta� w miejscu. Spu�ci� g�ow�, wi�c opas�ego m�czyzn� z teczk� biegn�cego w d� dostrzeg� dopiero wtedy, gdy ju� by�o za p�no. T�u�cioch rykn�� z gniewu, przewr�ci� si� i poci�gn�� za sob� par� os�b. Paddington poczu�, �e leci na d�. Bums, bums, bums � spada� po stopniach, a� gruchn�� na samym dole i pojecha� dalej korytarzem, by zatrzyma� si� dopiero na �cianie.
Rozejrza� si� i zobaczy� wok� siebie wielkie zamieszanie. T�um otoczy� t�u�ciocha, kt�ry siedzia� na posadzce i pociera� sobie g�ow�. Daleko w g�rze ujrza� pani� Brown i Judyt� przepychaj�ce si� na d� po schodach id�cych w g�r�.
Obserwuj�c ich wysi�ki, zobaczy� jeszcze jeden napis. Umieszczony by� na mosi�nej skrzynce u st�p schod�w i g�osi� wielkimi czerwonymi literami: W RAZIE NIEBEZPIECZE�STWA ZATRZYMA� SCHODY NACISKAJ�C TEN GUZIK.
Ni�ej, ma�ymi literami by�o dodane: �Za u�ycie bez wa�nego powodu grozi kara w wysoko�ci 5 funt�w�. Ale Paddington tak si� spieszy�, �e nie doczyta� do ko�ca. Zreszt� uwa�a�, �e niebezpiecze�stwo jest dostatecznie wielkie. Zamierzy� si� walizk� i z ca�ej si�y r�bn�� ni� w guzik.
Je�eli zrobi�o si� zamieszanie, gdy schody by�y w ruchu, jeszcze wi�kszy pop�och ogarn�� pasa�er�w, kiedy stan�y. Paddington z niema�ym zdziwieniem przygl�da� si�, jak wszyscy zacz�li biec, jedni w g�r�, drudzy na d�, i pokrzykiwa� na siebie. Jaki� m�czyzna zawo�a� par� razy �Pali si�!� i gdzie� daleko zacz�� bi� dzwon.
Paddington w�a�nie zacz�� si� dziwi�, ile to zamieszania mo�e wywo�a� jeden ma�y guzik, gdy czyja� ci�ka r�ka spocz�a na jego ramieniu.
� To on! � kto� krzykn��, wskazuj�c go palcem jako winowajc�. � Na w�asne oczy widzia�em, jak to zrobi�. A wzrok mam doskona�y.
� Wyr�n�� w szafk� walizk� � zawo�a� inny g�os. � Tego nie mo�na tolerowa�!
Z g��bi t�umu kto� zaproponowa�, by wezwa� policj�.
Paddington si� na dobre przestraszy�. Odwr�ci� si� i spojrza� na w�a�ciciela r�ki, kt�ra �ciska�a mu rami�.
� Och! � odezwa� si� surowy g�os. � Zn�w si� popisa�. �e te� tego nie przewidzia�em.
Inspektor wyj�� notes.
� Nazwisko, prosz�.
� Ee... Paddington � odpar� Paddington.
� Pytam o nazwisko, a nie do jakiej stacji chcesz dojecha� � wyja�ni� inspektor.
� No w�a�nie � odpar� Paddington. � Tak si� nazywam.
� Paddington! � z niedowierzaniem powt�rzy� inspektor. � Niemo�liwe. To jest nazwa stacji. Jak �yj�, nie s�ysza�em nigdy o nied�wiedziu, kt�ry by si� tak nazywa�!
� Nazwisko jest rzeczywi�cie niepospolite � odpar� Paddington. � Ale nazywam si� Paddington Brown, a mieszkam przy ulicy Windsor Gardens pod numerem 32. I straci�em z oczu pani� Brown z Judyt�.
� Och! � inspektor zapisa� co� w du�ym notesie.
� Czy mo�na zobaczy� tw�j bilet?
� Eee... mia�em bilet � odpowiedzia� Paddington. � Ale zdaje mi si�, �e gdzie� si� zapodzia�.
Inspektor zn�w co� zapisa�.
� Zabawa w ruchome schody. Jazda bez biletu. Zatrzymanie ruchomych schod�w. To s� powa�ne wykroczenia � spojrza� na Paddingtona. � Co masz w tej sprawie do powiedzenia, m�ody nied�wiedziu?
� Hm... eee � Paddington kr�ci� si� niespokojnie i patrzy� na swe �apy.
� Czy zajrza�e� pod kapelusz? � spyta� inspektor znacznie �agodniejszym tonem. � Pasa�erowie cz�sto wk�adaj� bilety pod kapelusz.
Paddington a� podskoczy�, tak mu ul�y�o.
� Wiedzia�em, �e gdzie� musi by� � powiedzia� z wdzi�czno�ci�, wr�czaj�c bilet inspektorowi.
Ten szybko zwr�ci� mu bilet. Kapelusz w �rodku by� lepki od brudu.
� W �