1145

Szczegóły
Tytuł 1145
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1145 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1145 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1145 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KAROL MAY WINNETOU TOM I 2 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 O KAROLU MAYU i JEGO �WINNETOU� Ta przygoda zacz�a si� pospolicie i dawno temu � w dzieci�stwie, w czasie choroby. Je�li odczytacie w niej podobie�stwo do w�asnych prze�y�, nie zdziwi� si�. By�o to w roku. 1913. Mia�em w�wczas jedena�cie lat � w�t�y, chorowity ch�opiec, wychuchany, jak niejeden z was dzisiaj, przez babk� i rodzic�w. Nie�mia�y, niezaradny, nie wiedzia�em w og�le, co to sport. Koledzy w szkole nazywali mnie �korniszonem�. Pewnego razu, gdy, znowu chory, nie mog�em opu�ci� ��ka, dosta�em do r�k poka�n� ksi�g�, kt�rej d�ugo nie chcia�o mi si� czyta� (by�a zbyt gruba); nic mi nie m�wi� jej tytu�, nic nie m�wi�o nazwisko autora wypisane na ok�adce. A� kiedy�, z nud�w, skusi�o mnie... Ksi��ka by�a starannie wydana, z ilustracjami i nosi�a nag��wek: �Winnetou, czerwonosk�ry d�entelmen�. Autor: Karol May. I w�wczas... W niewiele chwil znalaz�em si� w innym �wiecie. Fantastycznym, a przecie� realnym, zaczarowanym, a jakby rzeczywistym. Czerwonosk�rzy Indianie i blade twarze, prerie, bawo�y i mustangi, podst�py i zasadzki, tropy i skalpy, krwawe boje bia�ych westman�w z br�zowymi wojownikami z wigwam�w � z tymi sprawami m�ody cz�owiek w moim wieku bywa ju� za pan brat. Ale tu, w powie�ci ,,Winnetou�, dzia�o si� wszystko inaczej: ka�da przygoda zdawa�a si� najprawdziwsza w �wiecie i przez autora naprawd� prze�yta, tchn�a autentyzmem, porywaj�cym m�odocianego czytelnika. Przy tym Indianie byli waleczni, szlachetni i autor przyznawa� s�uszno�� ich samoobronie przed bia�ymi. A g��wny bohater-narrator, Old Shatterhand, czyli Grzmoc�ca R�ka, nazwany zosta� dlatego takim imieniem, �e nie chcia� zabija�, �e nawet najgorszych �obuz�w i bandyt�w wola� tylko obezw�adnia� niezawodnym ciosem ko�cistej pi�ci. Toczy�a si� przygoda za przygod�, w osza�amiaj�cym tempie, bez zb�dnych opis�w i dodatk�w, jedna �mielsza i zuchwalsza od drugiej, przygody coraz ciekawsze, coraz bardziej zachwycaj�ce. Ach, wej�� w trop niedo�cig�ego Shatterhanda, sta� si� podobnym takiemu nieustraszonemu obro�cy uci�nionych, przyjacielowi Indian, by� jak on wielkim �owc� zdarze� i przyg�d na szerokim �wiecie, jak on w�drowa� po nieznanych krainach, wdziera� si� na nieznane g�ry! Po �Winnetou� przysz�a kolej na inne powie�ci Maya, wydane w Polsce przed 1914 r. Nie przynios�y rozczarowania. Wszystkie g�osi�y obron� pokrzywdzonych, chwa�� nieul�k�ego podr�nika nad podr�nikami. Wszystkie wielbi�y Przygod�. Tej przygody nie znajdowa�em blisko siebie na harcerskich wycieczkach. Po t� przygod� si�gn��em wi�c na dalszych drogach, a drogowskazem by� � May. I oto w miar� przybywania lat Przygoda zacz�a si� pojawia� w Tatrach, w kr�gu coraz trudniej dost�pnych ska�, urwisk i prawdziwych prze�y�. W miar� jak ros�y lata i rekordy, przygasa� pocz�a podr�nicza s�awa Karola Maya, rozs�dek i do�wiadczenie podwa�a�y zaufanie do jego prawdom�wno�ci. Ale wdzi�czno�� dla pisarza, kt�ry pierwszy otwiera� mi oczy na urok �wiata � pozosta�a nienaruszona. To Karol May dopom�g� mi najbardziej do przeobra�enia si� z �korniszona� w sportowca � koledzy d�ugo nie chcieli uwierzy�, �e �w taternik, o kt�rego wyprawach dowiadywali si� z prasy, to ten sam niedorajda, z kt�rego si� �mieli w szkole. To wraz z Karolem Mayem zdobywa�em przepa�cie Tatr i Alp i marzy�em o w�dr�wkach w g��b krain, kt�re on tak sugestywnie opisywa�. I je�eli znalaz�em si� p�niej w g�rach plemion berberskich, i w g�rach ameryka�skich Kordylier�w, je�eli pozna�em na w�asne oczy Arab�w, Indian, Metys�w, je�eli wtargn��em na ziemie, b�d�ce pod�wczas bia�ymi plamami na mapach � to Karol May by� tym, kt�ry otwar� m� drog� do alpinizmu, uczy� wytrwa�o�ci i �amania przeszk�d, pierw 4 szy kierowa� na szczyty, nie tkni�te ludzk� stop�. Dlatego zaprzysi�g�em na kalumet, czyli na fajk� pokoju, �e b�d� broni� Maya przed wrogami, kt�rych mu nie brak, �e b�d� g�osi� chwa�� Maya jako podr�niczego pisarza i patrona m�odzie�czych t�sknot do Przygody. Howgh! * * * M�j m�ody przyjacielu, czytelniku tej powie�ci �Winnetou� i mo�e te� innych powie�ci podr�niczych Karola Maya! l ty, i ja jeste�my dzi� grubo m�drzejsi, ni� ja by�em dawnymi laty. Dowiedzia�em si� w ci�gu tych lat o wielu, wielu trudnych faktach z �ycia autora i zapozna�em si� z losami jego ksi��ek. Ale do dzi� pozosta�y mi naj�ywiej w pami�ci owe chwile; kiedy to z wypiekami na twarzy poch�ania�em ka�d� powie�� Maya � oczywi�cie ka�d� dobr� powie�� Maya, a nie jedn� z tych, kt�rych on sam si� wstydzi�. Bo trzeba wam wiedzie�, �e May pisa� r�nego rodzaju powie�ci. Trzeba wam wiedzie�, �e opr�cz warto�ciowych powie�ci przyg�d, kt�re pozostan� w literaturze m�odzie�owej, fabrykowa� tasiemcowe romanse sensacyjne, do kt�rych go zmusza� wydawca-wyzyskiwacz, a kt�re nie mia�y najmniejszych warto�ci. Potem, gdy sta� si� s�awny, wypar� si� May owych �powie�ci zeszytowych�, ale i p�niej nie zabrak�o prywatnych kombinator�w, kt�rzy je wydawali (tak�e w Polsce mi�dzywojennej). My o tych z�ych powie�ciach Maya zapomnijmy jak najpr�dzej, jak tego zreszt� chcia� i autor; a czytajmy cykl jego powie�ci dobrych, kt�re otwar� �Winnetou�. Teraz widz�, �e b�d� wam musia� powiedzie� kilka s��w o �yciu i g��wnych utworach Maya, da� przynajmniej najniezb�dniejsz� informacj�. Karol May urodzi� si� w dniu 25 lutego 1842 r. w miasteczku saskim Hohenstein. By� synem ubogiego tkacza i jego dzieci�stwo up�yn�o bez u�miechu, o g�odzie i ch�odzie. Ch�opiec pope�nia� drobne kradzie�e, potem chuligani� si� i trafi� parokrotnie do wi�zienia za powa�niejsze sprawki. Nie taj� tego przed wami: w�a�nie w wi�zieniu odkry� w sobie powo�anie pisarskie; a �e mia� wielk� �atwo�� pisania, pozostawi� po sobie bardzo du�o utwor�w. Z biegiem lat zacz�� podr�owa�. Z czasem osiedli� si� w miasteczku Radebeul pod Dreznem, kt�re jest dzi� przedmie�ciem stolicy Saksonii. W Radebeul zmar� dnia 31 marca 1912 r. �yciorys tw�rczy Maya jest pouczaj�cym przyk�adem doli pisarza w ustroju kapitalistycznym, nawet je�li pisarzowi uda�o si� zdoby� szerok� popularno��. Awanturnicze powie�ci podr�nicze przynios�y Mayowi fantastyczny rozg�os. C� z tego! Nie potrafi� do ko�ca �ycia wyzby� si� poczucia ni�szej warto�ci i nie umia� wyrwa� si� ze szpon�w szanta�uj�cych go wydawc�w (z kt�rymi wi�d� przewlek�e procesy). Wydawcy byli jego z�ymi duchami: zmuszali go do roboty pospiesznej, z konieczno�ci nieraz niedba�ej, zmuszali go do produkowania wielu powie�ci partackich. Bo Karol May � niezwyci�ony Old Shatterhand, g�ruj�cy nad wszystkimi Kara ben Nemzi � by� w �yciu cz�owiekiem s�abym, d�ugie lata szczutym. I na staro�� popad� w m�tniactwo i prawie dewocj�, napisa� w�wczas par� powie�ci artystycznie s�abych, przenikni�tych tanim mistycyzmem. No c�, niejeden pisarz na staro�� tetrycza�, dziwacza�, uwstecznia� si�, popada� w gadulstwo. Trzeba wi�c przede wszystkim odci�� si� od tej cz�ci produkcji, opatrzonej nazwiskiem Maya, kt�ra bezspornie podpada pod poj�cie lichej, bezwarto�ciowej �literatury brukowej�. Czytywanie r�nych rozwlek�ych �Rod�w Rodriganda� by�oby strat� czasu, przed kt�r� tylko chroni� si� nale�y. Wierzcie mi: to s� naprawd� z�e, sklecone na patatajk�, w gruncie rzeczy nudne powie�cid�a. C� zatem pozostaje? Dostatecznie wiele, by stwierdzi�, �e Karol May jest jednak mistrzem powie�ci przygodowo-podr�niczej i �e z kart literatury nie da si� go wykre�li�. Osta�y si� najcelniejsze powie�ci podr�nicze, kt�re May pisa� w pierwszej osobie � jak gdyby w formie podr�niczego pami�tnika. Nale�y tu przede wszystkim sze�ciotomowy cykl, rozpoczynaj�cy si� powie�ci� �Przez pustyni�, a zako�czony powie�ci� ,,Szut� � autor prowadzi w nim czytelnika przez r�ne krainy i lenna dawnego Cesarstwa Ottoma�skiego (Egipt, Syria, Irak, Bu�garia), wiod�c go a� na terytorium dzisiejszej Albanii. Akcja innych, 5 pokrewnych wymienionym, powie�ci toczy si� w r�nych krajach Bliskiego i �rodkowego Wschodu, a tak�e w Ameryce Po�udniowej. Pr�cz d�ugich powie�ci napisa� te� May sporo kr�tszych opowiada� podr�niczych z Afryki, Azji i Ameryki, a tak�e grup� powie�ci przeznaczonych dla m�odszych czytelnik�w, z kt�rych najbardziej znana jest powie�� �Czarny mustang�. Najlepsze bodaj w swojej fantazji i barwno�ci narracyjnej, a tak�e w swojej realistycznej obserwacji i sk�adnikach humoru, s� powie�ci z podr�y po dawnej su�ta�skiej Turcji. Najwi�ksze powodzenie uzyska�y natomiast, nie wymienione dotychczas przeze mnie, powie�ci z tzw. Dzikiego Zachodu; najs�ynniejsze z nich to trzytomowy ,,Winnetou� i trzytomowy �Old Surehand�. G��wne powie�ci Maya powsta�y po roku 1892, cykl �Winnetou� w latach 1893� 1910. Pr�cz tego wyda� May tom autobiograficzny �Moje �ycie i prace� (�Mein Leben und Streben�), a z papier�w po�miertnych wydano jego osobisty pami�tnik, zatytu�owany �Ja�. * * * O Karola Maya toczy� si� � i nadal czasem powraca � sp�r w�r�d dzia�aczy kulturalnych i o�wiatowych, litera��w, pedagog�w, znawc�w m�odzie�owej literatury. Czy powie�ci Maya to literatura warto�ciowa � b�dziemy teraz m�wi� ju� tylko o tych powie�ciach, kt�re sam autor uzna� za godne uchronienia od niepami�ci � czy zas�uguj� na wznawianie i rozpowszechnianie, czy te� na zbiorowe wyrzucenie na �mietnik, jak si� tego domagaj� najbardziej krewcy przeciwnicy Maya. Okaza�o si� bowiem, �e �problem Maya� jest wci�� �ywotny, �e zam�wienie spo�eczne na ksi��ki Maya jest nadal bardzo szerokie, �e w zbli�aj�cym si� do ko�ca pierwszym p�wieczu od �mierci pisarza miliony czytelnik�w na ca�ym �wiecie pozosta�y mu wierne. Jacy to czytelnicy? Przede wszystkim m�odzie�. W dziesi�tkach kraj�w czytaj� Maya ch�opcy m�odsi i starsi, a gdy w ksi�garniach i wypo�yczalniach brak bywa jego ksi��ek � dokazuj� cud�w pomys�owo�ci, by jednak zdoby� stare, zaczytane egzemplarze. Ale nie tylko m�odzie� � g��wnie m�ska � zalicza si� do wielbicieli Maya. R�wnie� doro�li nie gardz� nieraz ksi��kami Maya, si�gaj� po nie wszyscy ci, kt�rym one zaspokajaj� g��d przyg�d, �y�k� w��cz�gostwa, prze�ywanie cho�by w fantazji zapieraj�cych dech wydarze�. Jako ciekawy szczeg� przytocz� wam, �e gor�cym zwolennikiem powie�ci Karola Maya by� wielki rewolucjonista niemiecki Karol Liebknecht. Zainteresowanie utworami Maya, czasem ich gor�ce uwielbienie, nie jest jak�� omy�k�. Tw�rczo�� Maya to literatura rozrywkowa, co wcale nie znaczy, �e pozbawiona wi�kszych warto�ci. �wiadcz� o tym tak�e po�miertne losy pu�cizny Maya. Byli tacy powa�ni, szanowani krytycy � na tuziny m�g�bym wylicza� ich nazwiska � kt�rzy rozpisywali si� o Mayu jako o pisarzu wi�kszym ni� Verne czy Dumas. W Polsce te� wyolbrzymiano Maya, zestawiano z Sienkiewiczem. A w ojczy�nie autora jego s�awa uros�a jeszcze wy�ej: z maj�tku, pozostawionego przez zmar�ego, ufundowano specjalny Fundusz Karola Maya, kt�ry od 1918 r. wydawa� regularnie czasopismo o naukowym zakroju �Rocznik Karola Maya� (jego publikacj� zawiesili dopiero hitlerowcy). A znalaz� si� i taki krytyk � nazywa� si� Gurlitt � kt�ry zaj�� si� specjalnie tw�rczo�ci� Maya i przyczyni� si� w powa�nym stopniu do rozbudowania osobliwego muzeum w siedzibie pisarza w Radebeul1. 1 Nie zwiedzi�em tego muzeum, nie mia�em dotychczas okazji. Dlatego musz� si� na tym miejscu ograniczy� do przytoczenia opisu, jaki w 1955 r. wyszed� spod pi�ra znanego polskiego pisarza, Wilhelma Szewczyka: �(W muzeum Karola Maya) znajduj� si� nie tylko eksponaty przywiezione z Ameryki, jest tu tak�e nieco pami�tek z podr�y na Bliski Wsch�d. Popiersia wodz�w india�skich, folklor (wspaniale kurtki ze sk�r bawolich, wyszywane jak 6 Nie wszystkim by�a w smak ta popularno�� dzie� Maya. Znale�li si� krytycy, kt�rzy w tw�rczo�ci Maya dostrzegli przede wszystkim jej cechy ujemne i wyci�gn�li z nich wniosek pot�piaj�cy ca�o�� pisarskiego dorobku Maya. Owszem, bywaj� u tego autora naiwne, moralizatorskie wstawki, trafiaj� si� tak�e akcenty dewocji i nacjonalizmu. Lecz rozumny czytelnik przechodzi nad tymi czy innymi biedami Maya �atwo do porz�dku � nawet je�li ma dwana�cie lat. Orientuje si� bowiem, �e s� to tylko cienkie naloty na dziele Maya i �e nic �atwiejszego, jak je zetrze�. Spod nik�ej warstwy kurzu b�yska w�wczas l�ni�cy, rzetelny kruszec. Jako powa�ny i pozornie nieodparty zarzut wysuwano przeciw powie�ciom Maya argument, �e przygody w nich s� zmy�lone. Owszem, s� zmy�lone, i spec india�ski Ojijatheko, powo�any w charakterze eksperta, orzek� stanowczo, �e Winnetou nigdy nie istnia�. Ale co z tego? Przecie� powie�ci te nie by�y pisane jako literatura dokumentarna i forma narracji w pierwszej osobie nie powinna nikogo zmyli�. I nie w tym rzecz, czy �y� rzeczywi�cie Winnetou, w�dz Apacz�w lub w�dz gangster�w tureckich Szut, czy w rzeczywisto�ci autor rozmawia� z historycznym Mahdim, bojownikiem o wolno�� Sudanu, i czy naprawd� przyja�ni� si� z Henrym, wynalazc� 25-strza�owego karabinu, lub czy szuka� skarbu Ink�w w g��bi Kordylier�w. Wa�ne jest natomiast to, �e powie�ci Karola Maya daj� niezr�wnany w swej plastyce obraz rozk�adu dawnego, wielonarodowego imperium tureckiego i �e ods�aniaj� z ca�� �cis�o�ci� ponury mechanizm zag�ady Indian. Trzeba przy tym podkre�li�, �e chocia� May przyg�d opisywanych nie prze�y�, pozna� jednak na w�asne oczy liczne kraje paru kontynent�w, zna� trzy j�zyki wschodnie oraz wiele dialekt�w india�skich i �e on to w�a�nie zapocz�tkowa� w swej siedzibie w Radebeul stworzenie muzeum indianoznawczego. Nie do pomy�lenia by�oby zreszt� tak wnikliwie, odkrywczo pisa� o stosunkach w Turcji czy w Stanach Zjednoczonych, jak to si� sta�o udzia�em Maya, je�liby si� tych kraj�w na w�asne oczy nie pozna�o. A poza tym, powt�rzmy: May nie pisa� reporta�y podr�niczych, lecz powie�ci. I jako takie przyj�y je miliony czytelnik�w. Przyj�y z zachwytem. Do podr�niczej powie�ci przygodowej wni�s� bowiem May nowe warto�ci: porywaj�ce wra�enie autentyzmu oraz przeciwstawienie si� panuj�cej w dawniejszych utworach tego typu krwio�erczo�ci. May to nie tylko humanista, dla kt�rego �ycie cz�owieka fest najwy�sz� warto�ci� � to zarazem pisarz, kt�ry �wiadomie staje po stronie s�abszych i krzywdzonych, wypieranych ze swej ziemi. May bierze w obron� uciskanych Kurd�w i t�pionych D�ezid�w, walczy z bandytami, chuliganami, �apaczami niewolnik�w, w wielkim starciu pomi�dzy feudalnym Po�udniem a wzgl�dnie post�pow� P�noc� Stan�w Zjednoczonych opowiada si� po stronie antyniewolniczej P�nocy, podobnie jak po stronie india�skiego prezydenta Meksyku Juareza przeciw cesarzowi Maksymilianowi. I na wiele lat przed wsp�czesnym zdemaskowaniem Ku-Klux-Klanu opisuje t� haniebn� organizacj�, jako zgraj� reakcyjnych i rasistowskich �obuz�w. Najwyra�niej wyst�puje ta uczciwa postawa Maya w stosunku do Indian Ameryki P�nocnej, Indian w Stanach Zjednoczonych, wobec kt�rych najpierw stosowano metody ludob�jcze, by p�niej resztki plemion i szczep�w pozamyka� w n�dznych rezerwatach. Jak�e �atwo przychodzi�o takim autorom jak Cooper i Mayne Reid u�mierca� Indian masowo w swoich powie�ciach, jak oboj�tny w gruncie rzeczy by� im los malowniczych czerwonosk�rych! U Maya inaczej: nie dostrzega� on mo�liwo�ci ocalenia Indian przed zag�ad�, ale ca�� sympati� kierowa� ku tej gin�cej, jego zdaniem, rasie. Indianie, pisa� May, maj� prawo wal nasze gu�ki g�ralskie), kolekcja fajek pokoju, skalpy, tomahawki, bi�uteria kobiet india�skich, bardzo stare rysunki na sk�rach, mumia peruwia�ska, ca�y rz�d strzelb my�liwskich � wszystko to przeplatane dokumentami historycznymi i fotografiami o ogromnej warto�ci... Gdyby te pami�tki u�o�y�, uzupe�ni� i opisa� � powsta�oby jedyne w swoim rodzaju na terenie Europy muzeum historii walk i kultury india�skiej�. 7 czy� z bia�ymi i zabija� ich � bo biali to haniebni grabie�cy india�skiej ziemi, kt�rzy prawowitych w�a�cicieli wyniszczaj� kul�, osp� i wod� ognist�; i je�li Indianin jest okrutny, podst�pny, pod�y (nie brak i takich w powie�ciach Maya). to przez wp�yw jakiej� arcypodst�pnej, arcypod�ej bladej twarzy, kt�rej niebacznie zaufa�. Co wi�cej, May bardzo trafnie charakteryzowa� system, jakim pos�ugiwali si� biali, d���c do mo�liwie szybkiego wygubienia pierwotnych mieszka�c�w ameryka�skiej ziemi. Zacytujmy jego w�asne s�owa: �Kupowano od Indianina ziemi�, ale albo p�acono mu towarami bez warto�ci, albo nie dostawa� �adnego odszkodowania. Natomiast tym skwapliwiej raczono go trucizn� wody ognistej, obdarzano osp� i innymi, gorszymi jeszcze chorobami, kt�re ca�e szczepy przerzedza�y i ca�e wsie wyludnia�y. Ilekro� czerwonosk�ry chcia� praw swoich dochodzi�, odpowiadano mu prochem i o�owiem, a on musia� ulega� przewadze broni bia�ych. Rozgoryczony, m�ci� si� na poszczeg�lnych bladych twarzach; ale w odwet za jego post�powanie dokonywano wprost rzezi czerwonosk�rych...� I czytamy dalej: �Gdzie� si� podzia�y te trzody dzikich mustang�w, spo�r�d kt�rych Indianin bra� sobie ongi� wierzchowca? Gdzie te bawo�y, kt�rymi si� �ywi�, kiedy milionami zaludnia�y preri�? Czym on dzi� �yje? Czy mo�e m�k� i mi�sem, kt�rych mu dostarczaj�? Zauwa�, ile gipsu i innych �wi�stw znajduje si� w tej m�ce przeznaczonej dla niego! A gdy czasem jakiemu� szczepowi przyznaj� sto szczeg�lnie t�ustych wo��w, po drodze zmieniaj� si� one w trzy stare, wychud�e krowy, z kt�rych s�p chyba zdo�a�by oderwa� k�sek dla siebie. Zapewne zapyta niejeden, czemu to czerwonosk�ry nie �yje z uprawy roli. Czy mo�e liczy� na zbiory on, wyj�ty spod prawa, kt�rego przep�dzaj� ci�gle dalej i dalej, nie pozwalaj�c mu obra� sta�ej siedziby?� Ten opis, prawdziwy a� do szczeg��w, sta� si� nies�uszny dopiero w pe�nych pesymizmu wnioskach, jakie May wyci�ga� z obserwowanej przez siebie india�skiej tragedii. May s�dzi�, �e Indianie w Stanach Zjednoczonych skazani s� na �mier� bezapelacyjnie. Pisa�: ��mierci nie podobna odwr�ci�. Co pomog� wyrzuty tam, gdzie nie da si� ju� nic zaradzi�? Skar�y� si� tylko mog�, ale nie zmieni� ju� niczego�. My dzisiaj wiemy, �e May si� myli�. Nar�d walecznych plemion � Irokez�w, Nawach�w, Siuks�w, Apacz�w � nar�d m�nych, m�drych wodz�w � Metacoma, Pontiaca, Tecumseha, Osceoli, Ma�ego ��wia, Siedz�cego Byka � zdo�a� si� oprze� wyniszczaj�cej polityce bia�ych kolonizator�w, znalaz� w sobie niepo�yte si�y, nie zgin��. Mniej wi�cej od czasu historycznej Og�lnoameryka�skiej Konferencji Indian w Patzcuaro w Meksyku (rok 1940) rozpocz�o si� biologiczne i gospodarcze odrodzenie Indian, r�wnie� Indian �cie�nionych w rezerwatach w USA. W p� wieku niespe�na po �mierci ich najwymowniejszego obro�cy, w p� niespe�na wieku. po �mierci piewcy Winnetou i pi�knej Nszo-czi, plemiona india�skie, cho� przetrzebione, cho� zdziesi�tkowane i nadal gn�bione, poderwa�y si� do nowego �ycia, nie gin�. S�dz�, �e tym prostym stwierdzeniem najlepiej zamkn�� uwagi maj�ce wprowadzi� czytelnika w �wiat india�skich powie�ci Karola Maya. J. A. Szczepa�ski 8 ROZDZIA� I GREENHORN Czy wiesz, Szanowny Czytelniku, co to jest greenhorn, okre�lenie wysoce z�o�liwe i uchybiaj�ce? �Green� znaczy ,,zielony�, a �horn� �r�g, ro�ek�. Greenhorn to �zielony�, a wi�c niedojrza�y, niedo�wiadczony cz�owiek, kt�ry musi ostro�nie wysuwa� naprz�d r�ki, je�li si� nie chce narazi� na niebezpiecze�stwo kpin, s�owem � ��todzi�b. Greenhorn to cz�owiek, kt�ry nie wstaje z krzes�a, gdy chce na nim usi��� lady, i pozdrawia pana domu, zanim si� uk�oni paniom. Przy nabijaniu strzelby greenhorn wsuwa odwrotnie nab�j do lufy albo wpycha najpierw paku�y, potem kul�, a dopiero na ko�cu proch. Greenhorn albo wcale nie m�wi po angielsku, albo bardzo czysto i wyszukanie, a okropno�ci� jest dla� angielski j�zyk Jankes�w2 lub �argon my�liwski, kt�ry �adn� miar� nie chce mu wle�� do g�owy, a tym bardziej przej�� przez gard�o. Greenhorn uwa�a szopa za oposa, a �rednio �adn� Mulatk� za kwarteronk�3. Greenhorn pali papierosy, a brzydzi si� Anglikiem �uj�cym tyto�. Greenhorn, otrzymawszy policzek od Paddy4. leci ze skarg� do s�dziego pokoju zamiast, jak prawdziwy Jankes, ukara� napastnika na miejscu. Greenhorn bierze �lady dzikiego indyka za trop nied�wiedzi, a lekki sportowy jacht za parowiec z rzeki Missisipi Greenhorn wstydzi si� po�o�y� swoje brudne buty na kolanach towarzysza podr�y, a gdy pije ros�, to nie chlipie jak konaj�cy baw�. Greenhorn wlecze z sob� na preri� g�bk� do mycia wielko�ci dyni i dziesi�� funt�w myd�a, zabiera w dodatku kompas, kt�ry ju� na trzeci dzie� wskazuje wszystkie mo�liwe kierunki z wyj�tkiem p�nocy. Greenhorn zapisuje sobie osiemset india�skich wyraz�w, a spotkawszy si� z pierwszym czerwonosk�rym, przekonuje si�, �e zapiski te wys�a� w ostatniej kopercie do domu, a list schowa� do kieszeni. Greenhorn kupuje proch, a kiedy ma wystrzeli�, spostrzega, �e sprzedano mu mielony w�giel. Greenhorn uczy� si� przez dziesi�� lat astronomii, ale cho�by r�wnie d�ugo patrzy� w niebo, nie pozna�by, kt�ra godzina. Greenhorn wtyka n� za pas w ten spos�b, �e kaleczy si� w udo, gdy si� pochyli. Greenhorn roznieca na Dzikim Zachodzie tak du�e ognisko, �e p�omie� bucha na wysoko�� drzewa, a gdy go Indianie zauwa��, dziwi si�, �e mogli go znale��. Greenhorn to w�a�nie greenhorn. Ja sam by�em greenhornem. 2 Jankes � pogardliwa nazwa p�nocnych Amerykan�w. 3 kwarteronka � kobieta-mieszaniec rasy bia�ej i czarnej, posiadaj�ca 1 cz�� krwi murzy�skiej (quarto � czwarta cz��). 4 Paddy � skr�t od najpopularniejszego imienia irlandzkiego Patrick w mowie potocznej oznaczaj�cy Irlandczyka 9 Nie nale�y jednak s�dzi�, �e przyznawa�em si� w�wczas, i� to przykre okre�lenie pasuje do mnie �adn� miar�! Najwybitniejsz� cech� greenhorna jest w�a�nie to, �e uwa�a za �zielonych� raczej wszystkich innych, ale nigdy samego siebie. Przeciwnie, zdawa�o mi si�, �e jestem rozs�dnym i do�wiadczonym cz�owiekiem; wszak otrzyma�em wy�sze wykszta�cenie i nigdy si� nie ba�em egzaminu! B�d�c m�odym nie zastanawia�em si� w�wczas nad tym, �e dopiero �ycie jest w�a�ciwym i prawdziwym uniwersytetem, w kt�rym uczniowie s� pytani co dzie� i co godzina. Wrodzona ��dza czynu i pragnienie zapewnienia sobie dobrobytu zap�dzi�y mnie za ocean do Stan�w Zjednoczonych, gdzie warunki bytu by�y w�wczas dla m�odego i zapobiegliwego cz�owieka daleko lepsze ni� teraz. Mog�em znale�� dobre utrzymanie w pa�stwach wschodnich. ale co� p�dzi�o mnie na Zach�d. Podejmuj�c si� r�nej pracy, zarabia�em tyle, �e przyby�em do St. Louis dobrze wyposa�ony i pe�en najlepszych my�li. Tam zawi�d� mnie los do pewnej rodziny, u kt�rej znalaz�em chwilowe schronienie jako nauczyciel domowy. Bywa� tam mr. Henry, orygina� i rusznikarz, kt�ry oddawa� si� swemu rzemios�u z zami�owaniem artysty, a siebie nazywa� z patriarchaln� dum� ,,zbrojmistrzem�. By� to cz�owiek odznaczaj�cy si� �yczliwo�ci� dla bli�nich, pomimo �e na to nie wygl�da�, gdy� pr�cz wspomnianej rodziny nie utrzymywa� z nikim stosunk�w, a �e swoimi klientami obchodzi� si� tak szorstko, �e nie omijali oni jego sklepu tylko dla wysokiej warto�ci towaru- Mr. Henry straci� �on� i dzieci wskutek jakiego� okropnego wypadku. Nie m�wi� o tym nigdy, ale domy�li�em si� z niekt�rych wzmianek, �e wymordowano ich podczas jakiego� napadu. Ten straszny cios, spowodowa� zapewne szorstko�� jego obej�cia. On sam mo�e nawet nie wiedzia�, jak bardzo bywa� grubia�ski, w g��bi duszy jednak pozosta� �agodny i dobrotliwy. Nieraz widzia�em, jak oczy mu zachodzi�y �zami, ilekro� opowiada�em o ojczy�nie i moich rodakach, do kt�rych by�em i jestem przywi�zany ca�ym sercem. Nie mog�em d�ugi czas zrozumie�, dlaczego ten stary cz�owiek w�a�nie mnie, m�odemu i obcemu, okazywa� tyle przychylno�ci, a� raz sam mi to powiedzia�. Przychodzi� do mnie cz�sto, przys�uchiwa� si� udzielanym przeze mnie lekcjom, a po ich zako�czeniu zabiera� mnie z sob� na miasto. Raz nawet zaprosi� mnie do siebie w go�cin�. Tego rodzaju wyr�nienie nikogo jeszcze z jego strony nie spotka�o, dlatego waha�em si�, czy mam skorzysta� z zaproszenia. Ale moje oci�ganie nie podoba�o mu si� widocznie. Dzi� jeszcze przypominam sobie w�ciek�� min�, jak� zrobi�, gdy wreszcie przyszed�em do niego, i ton, z jakim mnie przyj�� nie odpowiadaj�c na moje powitanie. � Gdzie�e�cie to siedzieli wczoraj, sir? � W domu. � A przedwczoraj? � Tak�e w domu. � Nie zawracajcie mi g�owy! � M�wi� prawd�, mr. Henry! � Pshaw! Takie ��todzi�by, jak wy, nie siedz� w gnie�dzie, ale wciskaj� si� wsz�dzie, gdzie mog�, tylko nie tam, gdzie powinny. � Powiedzcie� �askawie, gdzie� to powinienem by�. � Tu, u mnie. Zrozumiano? Ju� dawno chcia�em was o co� zapyta�. � Czemu� tego nie uczynili�cie? � Bo mi si� nie chcia�o. Rozumiecie? � A kiedy wam si� zechce? � Mo�e dzisiaj. � A wi�c pytajcie �mia�o � wezwa�em go, siadaj�c wysoko na warsztacie, przy kt�rym pra cowa�. Spojrza� mi w twarz zdziwiony, potrz�sn�� karc�co g�ow� i zawo�a�: 10 � �mia�o! Jak gdybym takiego greenhorna, jak wy, mia� dopiero pyta� o pozwolenie, czy mog� z nim m�wi�! � Greenhorna? � odrzek�em marszcz�c czo�o, gdy� poczu�em si� dotkni�ty. � Przypuszczam, mr. Henry, �e wam si� to s�owo wyrwa�o mimo woli. � Nie wyobra�ajcie sobie za wiele! Powiedzia�em to z pe�nym rozmys�em. Jeste�cie greenhorn, i to jaki jeszcze! Tre�� przeczytanych ksi��ek dobrze wam siedzi w g�owie; to prawda. To wprost zdumiewaj�ce, ile wy si� tam u was musicie uczy�! Ten m�odzieniec wie dok�adnie, jak daleko znajduj� si� gwiazdy, co kr�l Nabuchodonozor pisa� na ceg�ach, ile wa�y powietrze, kt�rego nawet nie widzia�. Pe�en takiej wiedzy wyobra�a sobie, �e jest m�drcem. Ale wsad�cie nos w �ycie, rozumiecie, po�yjcie z pi��dziesi�t lat, w�wczas dowiecie, si� mo�e, na czym polega w�a�ciwa m�dro��! Wasze dotychczasowe wiadomo�ci s� niczym, wprost zerem, a ta, co potraficie, ma jeszcze mniejsz� warto��. Wy z pewno�ci� nie umiecie nawet strzela�! Powiedzia� to z wielk� pogard� i tak stanowczo, jak gdyby by� pewny swej s�uszno�ci. � Strzela�? Hm! � odpar�em z u�miechem. � Czy to pytanie chcieli�cie mi zada�? � Tak. Teraz odpowiedzcie! � Dajcie mi dobr� strzelb� do r�ki, a dostaniecie odpowied�. Na te s�owa od�o�y� luf�, kt�r� gwintowa�, wsta�, zbli�y� si� do mnie, utkwi� we mnie zdziwione oczy i zawo�a�: � Strzelb� do r�ki, sir? Tego si� po mnie nie spodziewajcie! Moje strzelby dostaj� si� tylko w takie r�ce, kt�rym razem z nimi mog� powierzy� m�j honor! � Ja mam w�a�nie takie r�ce � stwierdzi�em. Spojrza� na mnie tym razem z boku, usiad�, zacz�� znowu pracowa� nad luf�, mrucz�c pod nosem: � Taki greenhorn! Got�w mnie naprawd� rozz�o�ci� swoim zuchwalstwem! Nie przejmowa�em si� tym, poniewa� go zna�em. Wyj��em cygaro i zapali�em. M�j gospodarz milcza� mo�e kwadrans, ale d�u�ej nie wytrzyma�. Podni�s� luf� pod �wiat�o, popatrzy� przez ni� i zauwa�y�: � Strzela� to nie to samo, co patrze� na gwiazdy lub odczytywa� napisy ze starych cegie� Nabuchodonozora. Zrozumiano? Czy mieli�cie kiedy strzelb� w r�ku? � Mia�em. � Kiedy? � Do�� dawno. � A czy�cie mierzyli i wypalili kiedykolwiek? � Tak. � I trafili�cie? � Oczywi�cie. Na to on opu�ci� pr�dko trzyman� w r�ku luf�, spojrza� zn�w na mnie i rzek�: � Tak, trafili�cie, naturalnie, ale w co? � W cel, to si� samo przez si� rozumie. � Co? Tego we mnie nie wmawiajcie! � Nie wmawiam, lecz stwierdzam zgodnie z prawd�. ��Niech was diabe� porwie, sir! Was nie mo�na zrozumie�. Jestem pewien, �e chybili�cie, cho�by�cie strzelali w mur na dwadzie�cia �okci wysoki i pi��dziesi�t d�ugi, a robicie przy tym twierdzeniu min� tak powa�n� i pewn� siebie, �e ��� cz�owieka zalewa. Ja nie jestem ch�opakiem, kt�remu udzielacie lekcji, rozumiecie! Taki greenhorn i m�l ksi��kowy, jak wy, chce umie� strzela�! Grzeba� nawet w tureckich, arabskich i innych g�upich szparga�ach i znalaz� przy tym czas na strzelanie! Zdejmijcie t� star� flint� z gwo�dzia i z��cie si� jak do strza�u. To rusznica na nied�wiedzie, najlepsza ze wszystkich, jakie mia�em w r�kach! Poszed�em za jego wezwaniem. 11 � Halo! � zawo�a� zrywaj�c si�. � A to co? Obchodzicie si� z t� strzelb� jak z laseczk�, a to najci�sza rusznica, jak� znam. Tacy jeste�cie silni? Zamiast odpowiedzi chwyci�em go z do�u za kamizelk� i sprz�czk� od spodni i podnios�em praw� r�k� do g�ry. � Do pioruna! � krzykn��. � Pu��cie! Jeste�cie o wiele silniejsi od mego Billa. � Waszego Billa? Kto to? � To by� m�j syn, kt�ry... ale dajmy temu spok�j! Nie �yje, tak jak i reszta. R�s� na dzielnego ch�opa, ale sprz�tni�to go razem z innymi w czasie mej nieobecno�ci. Podobni jeste�cie do niego z postaci, macie prawie takie same oczy, ten sam uk�ad ust i dlatego was... ale to was przecie� nic nie obchodzi! Twarz jego nabra�a wyrazu g��bokiego smutku; przesun�� po niej r�k� i rzek� weselej: � Wielka szkoda, �e maj�c tak silne musku�y, pogr��yli�cie si� w ksi��kach. Powinni�cie byli �wiczy� si� fizycznie! � Robi�em to. � Rzeczywi�cie? � Tak. � Boksujecie si�? � Tam u nas nie jest to w zwyczaju. Ale gimnastykuj� si� i mocuj�. � Je�dzicie konno? � Tak. � A w szermierce? � Udziela�em lekcji. � Cz�owiecze, nie blaguj? � Mo�e spr�bujemy? � Dzi�kuj�, mam do�� tego, co by�o! Musz� zreszt� pracowa�. Usi�d�cie z powrotem! Wr�ci� do warsztatu, a ja za nim. Rozmowa sta�a si� sk�pa, Henry zaj�ty by� widocznie jakimi� my�lami. Naraz podni�s� oczy znad roboty i zapyta�: � Czy zajmowali�cie si� matematyk�? � To jedna z moich ulubionych nauk. � Arytmetyk�, geometri�? � Oczywi�cie. � I miernictwem? � Nawet z wielkim upodobaniem. Ugania�em cz�sto bez potrzeby z teodolitem po polach. � Potraficie robi� pomiary naprawd�? � Tak, bra�em udzia� w pomiarach poziomych i pomiarach wysoko�ci, chocia� wcale nie uwa�am si� za sko�czonego geodet�. � Well5, dobrze, bardzo dobrze! � Czemu o to pytacie, mr. Henry? � Mam widocznie pow�d. Zrozumiano? Jaki, to si� jeszcze kiedy� oka�e. Musz� najpierw wiedzie�, hm, tak, musz� najpierw wiedzie�, czy umiecie strzela�. � Wystawcie mnie na pr�b�! � Zrobi� to, tak, zrobi�, b�d�cie tego pewni. O kt�rej godzinie rozpoczynacie jutro nauk�? � O �smej rano. � To wst�pcie do mnie o sz�stej. P�jdziemy na strzelnic�, gdzie wypr�bowuj� moje strzelby. � Czemu tak wcze�nie? � Bo nie chce mi si� d�u�ej czeka�. Zawzi��em si�, �eby was przekona�, jaki z was greenhorn. No teraz do�� ju�; mam co� o wiele wa�niejszego do roboty. Upora� si� widocznie z 5 well (ang.) � dobrze, w porz�dku, zatem, no 12 luf�, bo wyj�� z szafy wieloboczny kawa�ek �elaza i zacz�� opi�owywa� jego rogi. Zauwa�y�em na powierzchni ka�dego rogu otw�r. Henry pracowa� nad tym z tak� uwag�, �e zapomnia� prawie zupe�nie o mojej obecno�ci. Oczy mu si� iskrzy�y, gdy od czasu do czasu przypatrywa� si� swojemu dzie�u; bi�a z nich, rzek�bym, mi�o��. Ten kawa�ek �elaza mia� widocznie dla niego wielk� warto��. Poniewa� zaciekawi�o mnie to, zapyta�em: � Czy to b�dzie cz�� strzelby? � Tak � odrzek�, jak gdyby sobie przypomnia�, �e jeszcze jestem. � Nie znam systemu broni z tego rodzaju cz�ci� sk�adow�. � Wierz�. Taki ma dopiero powsta�. B�dzie to system Henry'ego. � Aha, nowy wynalazek? � Tak. � W takim razie prosz� wybaczy�, �e zapyta�em! To oczywi�cie tajemnica. Zagl�da� do wszystkich dziurek przez d�u�szy czas, obraca� to �elazo w r�nych kierunkach, przyk�ada� je kilka razy do tylnego wylotu lufy; na koniec odezwa� si�: � Tak, to tajemnica; wiem jednak, �e umiecie milcze�, chocia� z was sko�czony i prawdziwy greenhorn; dlatego powiem wam, co z tego b�dzie: sztucer wielostrza�owy na dwadzie�cia pi�� strza��w. � Niemo�liwe! � Co wy tam wiecie! Nie jestem tak g�upi, �ebym si� porywa� na rzeczy niemo�liwe. � W takim razie musieliby�cie mie� komory na amunicj� dla dwudziestu pi�ciu strza��w! � Tote� je mam! � Ale niew�tpliwie du�e, niezgrabne i ci�kie. � B�dzie tylko jedna komora, bardzo wygodna. To �elazo jest komor�. � By� mo�e, i� nie rozumiem si� na waszym rzemio�le, ale obawiam si�, czy si� lufa zanadto nie rozgrzeje. � Ani jej si� �ni. Materia� i spos�b obchodzenia si� z luf� jest moj� tajemnic�. Zreszt�, czy trzeba wystrzeli� od razu dwadzie�cia pi�� naboj�w, jeden za drugim? � Chyba nie. � A zatem! To �elazo b�dzie obracaj�cym si� walcem, a dwadzie�cia pi�� otwor�w zawiera� b�dzie tyle� naboj�w. Przy ka�dym strzale walec posunie nast�pny nab�j ku lufie. D�ugie lata nosi�em si� z tym pomys�em, d�ugo nic mi si� nie udawa�o; teraz jest nadzieja, �e si� to jako� sklei. Ju� obecnie jako rusznikarz mam dobre imi�, ale potem stan� si� s�awny, bardzo s�awny i zarobi� du�o pieni�dzy. � A w dodatku obci��ycie swoje sumienie! Patrzy� na mnie przez chwil� zdumiony, po czym zapyta�: � Sumienie? Jak to? � S�dzicie, �e morderca mo�e mie� czyste sumienie? � Rany boskie! Czy chcecie powiedzie�, �e jestem morderc�? � Teraz jeszcze nie. � Albo �e nim zostan�? � Tak, gdy� pomoc w morderstwie jest tak� sam� zbrodni� jak morderstwo. � Niech was diabli porw�! Nie b�d� pomaga� w �adnym morderstwie! Co wy wygadujecie? � Oczywi�cie nie w pojedynczym, ale masowym. � Jak to? Nie rozumiem was. 13 � Je�eli sporz�dzicie strzelb� na dwadzie�cia pi�� strza��w i oddacie j� w r�ce pierwszego lepszego �otra, to na preriach, w puszczach i w g�rskich w�wozach rozpocznie si� wnet okropna rze�. Do biednych Indian strzela� b�d� jak do kujot�w6 i za kilka lat nie ostanie si� ani jeden czerwonosk�ry. Gotowi Jeste�cie wzi�� to na swoje sumienie? Patrzy� na mnie w milczeniu. � Je�eli ka�dy b�dzie m�g� za pieni�dze naby� tak� strzelb� � m�wi�em dalej � to zbierzecie wprawdzie po kilku latach tysi�ce, ale mustangi i bawo�y b�d� doszcz�tnie wyt�pione, a wraz z nimi wszelkiego rodzaju zwierzyna, kt�rej mi�so potrzebne jest czerwonosk�rym do �ycia. Setki i tysi�ce zabijak�w uzbroj� si� w wasze sztucery i p�jd� na Zach�d. Krew ludzi i zwierz�t pop�ynie strumieniami i niebawem okolice z tej i z tamtej strony G�r Skalistych opustoszej� z wszelkich �ywych istot. � Przekle�stwo! � zawo�a�. � Czy rzeczywi�cie przybyli�cie tu niedawno z Europy? � Tak. � A przedtem nigdy nie byli�cie tutaj? � Nie. � A wi�c i na Dzikim Zachodzie? � Tak�e nie. � A zatem zupe�ny greenhorn. Mimo to gada tak, jak gdyby by� pradziadkiem wszystkich Indian i �y� ju� tutaj od stu lat ! Cz�owieku, nie wyobra�ajcie sobie, �e nap�dzicie mi stracha! A gdyby nawet by�o tak, jak przedstawiacie, to wiedzcie, �e wcale nie zamierzam zak�ada� fabryki broni. Jestem cz�owiek samotny i chc� samotnym pozosta�. Nie mam ochoty ujada� si� ze stu lub wi�cej robotnikami. � Mogliby�cie uzyska� patent na sw�j wynalazek, sprzeda� go i du�o na tym zarobi�. � O to si� nie troszczcie, sir! Dotychczas mia�em do�� na swoje potrzeby; spodziewam si�, �e i nadal biedy nie zaznam. Teraz zabierajcie si� do domu! Nie b�d� d�u�ej s�ucha� pisku ptaszka, kt�ry musi najpierw wylecie� z gniazda, zanim si� nauczy �piewa�. Nie obrazi�em si� za te szorstkie s�owa. Taka by�a jego natura, me w�tpi�em ani na chwil�, �e dobrze mi �yczy�. Polubi� mnie i chcia� z pewno�ci� pomaga� mi, jak m�g�, pod ka�dym wzgl�dem. Podawszy mu na po�egnanie r�k�, kt�r� on silnie potrz�sn��, odszed�em. Nie przeczuwa�em, jak wa�ny mia� si� sta� dla mnie �w wiecz�r, a tym mniej, �e ci�ka rusznica, kt�r� Henry nazwa� ,,star� flint��, oraz niegotowy jeszcze sztucer odegraj� w mym przysz�ym �yciu tak wielk� rol�. Cieszy�em si� jednak my�l� o nast�pnym poranku, gdy� strzela�em ju� rzeczywi�cie du�o i dobrze i by�em pewien, �e popisz� si� przed moim osobliwym starym przyjacielem. Stawi�em si� u niego punktualnie o godzinie sz�stej rano. Czeka� ju� na mnie, przywita� si� ze mn�, a po jego surowej, lecz poczciwej twarzy przebieg� lekki, jakby drwi�cy u�miech. � Witam, sir! � rzek�. � Macie min� zwyci�zcy. Czy zdaje wam si�, �e traficie w mur, o kt�rym wczoraj m�wi�em? � Spodziewam si�. � Well, zaraz spr�bujemy. Ja wezm� l�ejsz� strzelb�, a wy poniesiecie rusznic�, bo nie chce mi si� taszczy� takiego ci�aru. Henry przewiesi� sobie przez plecy lekk� dwururk�, a ja wzi��em ,,star� flint�. Gdy�my przybyli na strzelnic�, nabi� obydwie strzelby i odda� najpierw dwa strza�y ze swojej. Potem przysz�a kolej na mnie. Nie zna�em jeszcze tej rusznicy, trafi�em mimo to pierwszy raz w sam� kraw�d� czarnego ko�a na tarczy. Drugi raz powiod�o mi si� jeszcze lepiej, trzeci strza� pad� ju� dok�adnie w sam �rodek, a wszystkie nast�pne kule przelecia�y przez dziur� wybit� za trzecim razem. 6 kujot � odmiana drobnego wilka stepowego �yj�cego na preriach zachodnich stan�w USA � dzi� prawie ca�kowicie wyniszczona. 14 Zdumienie Henry'ego wzmaga�o si� za ka�dym strza�em; musia�em wypr�bowa� i jego dwururk�, a gdy i tym razem osi�gn��em r�wnie pomy�lny wynik, zawo�a�: � Albo macie diab�a w sobie, sir, albo jeste�cie wprost urodzeni na westmana7. Nie widzia�em jeszcze tak strzelaj�cego greenhorna! � Diab�a nie mam, mr. Henry � za�mia�em si�. � I nie chc� nic wiedzie� o takim przymierzu. � W takim razie waszym zadaniem, a nawet powinno�ci� jest zosta� westmanem. Czy nie czujecie do tego ochoty? � Owszem! � Well, zobaczymy, co si� da zrobi� z greenhorna. A konno umiecie tak�e je�dzi�? � Od biedy. � Od biedy? A wi�c nie tak dobrze jak strzela�? � Pshaw! Je�dzi� konno to �adna sztuka! Najtrudniej dosi��� konia. Gdy si� ju� znajd� w siodle, zrzuci� si� nie dam. Spojrza� na mnie badawczo, czy m�wi� powa�nie, czy �artem. Zrobi�em min�, jak gdybym si� nie domy�la� niczego, a on zauwa�y�: � Tak rzeczywi�cie s�dzicie? Chcecie zapewne trzyma� si� grzywy? W takim razie jeste�cie w b��dzie. Sami przyznali�cie, �e najtrudniej dosta� si� na siod�o, bo to trzeba wykona� o w�asnych si�ach. Zsi��� o wiele �atwiej, gdy� o to ju� ko� si� stara, i to bardzo pr�dko. � U mnie ko� si� o to nie postara! � Tak? Zobaczymy! Mo�e spr�bujecie? � Ch�tnie. � To chod�cie! Dopiero si�dma, macie jeszcze do�� czasu. P�jdziemy do Jima Cornera, kt�ry odnajmuje konie. Ma on deresza, kt�ry si� ju� o to dla was postara. Wr�cili�my do miasta, odszukali�my handlarza koni, kt�ry posiada� du�� uje�d�alni�, otoczon� stajniami. Corner wyszed� sam i zapyta�, czego ��damy. � Ten m�odzieniec twierdzi, �e �aden ko� nie zrzuci go z siod�a � odpowiedzia� Henry. � C� wy na to, mr. Corner? Pozwolicie mu si� wdrapa� na waszego deresza? Handlarz zmierzy� mnie badawczym wzrokiem, potem potrz�sn�� g�ow� i odrzek�: � Ko�ciec zdaje si� dobry i gi�tki; zreszt� m�odzi ludzie nie �ami� karku tak �atwo jak starsi. Je�eli ten d�entelmen chce spr�bowa� deresza, to nie mam nic przeciwko temu. Wyda� odpowiednie rozkazy i niebawem dwaj stajenni wyprowadzili ze stajni osiod�anego konia. By� bardzo niespokojny i usi�owa� si� wyrwa�. Stary mr. Henry zl�k� si� o mnie i prosi�, �ebym zaniecha� pr�by, ale ja si� po pierwsze, nie ba�em, a po drugie, uwa�a�em t� spraw� za rzecz honoru. Kaza�em sobie poda� bicz i przypi�� ostrogi i po kilku daremnych pr�bach, przeciwko kt�rym ko� broni� si� jak m�g�, znalaz�em si� na siodle. W tym samym momencie stajenni odskoczyli czym pr�dzej, a deresz zrobi� skok wszystkimi czterema nogami w g�r�, a potem drugi w bok. Utrzyma�em si� na siodle, chocia� nie mia�em jeszcze n�g w strzemionach. Spieszy�em si�, by je pr�dko za�o�y�. Zaledwie si� to sta�o, ko� zacz�� wierzga�, a gdy nic tym nie wsk�ra�, przycisn�� si� do �ciany, aby mnie o ni� zsun��, ale m�j bicz odp�dzi� go wkr�tce od niej. Nast�pi�a ci�ka i niebezpieczna dla je�d�ca walka z koniem. Wyt�y�em ca�� moj� zr�czno�� i niedostateczn� w�wczas jeszcze wpraw� oraz ca�� si�� n�g; to wszystko razem przynios�o mi w ko�cu zwyci�stwo. Gdy zsia westman � cz�owiek obeznany doskonale z warunkami Dzikiego Zachodu, kieruj�cy si� najcz�ciej etyk� zdobywcy, przede wszystkim: przedsi�biorczy Amerykanin znad zachodniej granicy, kt�ra w XIX wieku przesuwa�a si� stale w g��b niezawojowanych jeszcze terytori�w plemion india�skich (westman� dos�ownie cz�owiek Zachodu) 15 d�em, nogi mi dr�a�y ze zm�czenia, ale ko� ocieka� potem i bryzga� du�ymi, ci�kimi p�atami piany. By� teraz pos�uszny na ka�de poruszenie ostrogi lub cugli. Handlarz zl�k� si� o konia, kaza� owin�� go kocem i przeprowadza� zwolna po dziedzi�cu; potem zwr�ci� si� do mnie: � Nigdy bym tego nie przypu�ci�, m�odzie�cze; s�dzi�em, �e b�dziecie le�eli po pierwszym skoku. Nie zap�acicie oczywi�cie nic, a je�eli chcecie mi sprawi� przyjemno��, to przyjd�cie jeszcze i nauczcie t� besti� rozumu. Nie idzie mi w tym wypadku o jakich dziesi�� dolar�w, ale o wiele wi�cej, bo to nie jest ko� tani, gdy wi�c si� stanie pos�uszny, wtedy ja na tym du�o zyskam. � Je�li sobie �yczycie, to jestem got�w wy�wiadczy� wam t� grzeczno��. Henry nie odezwa� si� ani s�owem od czasu, kiedy zsiad�em; przypatrywa� mi si� tylko, kiwaj�c g�ow�. Naraz klasn�� w r�ce i zawo�a�: � Ten greenhorn, to istotnie nadzwyczajny albo raczej niezwyk�y greenhorn! Ma�o nie zdusi� na �mier� tego konia, zamiast da� si� rzuci� na piasek. Kto was tego nauczy�, sir? � Przypadek. Swojego czasu dosta� si� w moje r�ce p�dziki ogier z puszty8 w�gierskiej, kt�ry nie pozwala� nikomu wsi��� na siebie. Powoli i dzi�ki wytrwa�o�ci opanowa�em go, cho� wprost z nara�eniem �ycia. � Dzi�kuj� za takie bestie! Wol� m�j stary fotel, kt�ry si� nie sprzeciwia, gdy na nim siadam. Chod�my, dosta�em zawrotu g�owy! Ale nie na darmo widzia�em, jak strzelacie i je�dzicie na koniu. Mo�ecie mi wierzy�. Poszli�my do domu; on do siebie, a ja do mego mieszkania. Henry nie pokaza� si� tego dnia ani w ci�gu dw�ch nast�pnych, a ja tak�e nie mia�em sposobno�ci uda� si� do niego. Ale na trzeci dzie� zajrza� do mnie po po�udniu, wiedz�c, �e jestem wolny. � Czy macie ochot� przej�� si� ze mn�? � zapyta�. � A dok�d? � Do pewnego d�entelmena, kt�ry chcia�by was pozna�. � Dlaczego mnie? � Prosz� sobie wyobrazi�: nie widzia� jeszcze nigdy greenhorna. � Dobrze. P�jd� i zaznajomi� si� z nim. Henry mia� dzi� tak filutern� i przedsi�biorcz� min� jak jeszcze nigdy. Jego zachowanie kaza�o mi si� domy�la�, �e przygotowuje jak�� niespodziank�. Przeszli�my przez kilka ulic i wst�pili�my do jakiego� biura z szerokimi, szklanymi drzwiami od ulicy. Henry wpad� tam tak pr�dko, �e nie zd��y�em dok�adnie przeczyta� z�otych liter na szybach, zdawa�o mi si� jednak, �e zobaczy�em s�owa; ,,0ffice�9 i ,,surveying�10. Okaza�o si� te� niebawem, �e si� nie pomyli�em. Siedzieli tam trzej panowie, kt�rzy bardzo serdecznie przywitali si� z Henrym, a ze mn� uprzejmie i z nie ukrywan� ciekawo�ci�. Na sto�ach le�a�y mapy i plany, a w�r�d nich rozmaite przyrz�dy miernicze. Byli�my w biurze geodetycznym. Celu tych odwiedzin nie zna�em. Henry nie przyszed� ani z zam�wieniem, ani po informacj�, tylko jakby na przyjacielsk� pogaw�dk�, kt�ra si� te� bardzo szybko nawi�za�a i zesz�a na znajduj�ce si� tu przedmioty. Ucieszy�em si� nawet tym, gdy� mog�em wzi�� w niej wi�kszy udzia�, ni� gdyby m�wiono o sprawach ameryka�skich, kt�rych jeszcze dobrze nie zna�em. Henry interesowa� si� widocznie bardzo miernictwem. Chcia� wiedzie� wszystko i tak mnie powoli wci�gn�� w rozmow�, �e w ko�cu sam odpowiada�em na rozmaite jego pytania, obja�nia�em zastosowanie r�nych przyrz�d�w; pokazywa�em, jak si� rysuje mapy i plany. By� ze mnie istotnie t�gi greenhorn, gdy� nie odgad�em ich zamiaru. Uderzy�o mnie co� dopiero, gdy zauwa�y�em, �e ci panowie daj� rusznikarzowi tajemne znaki. Wsta�em z krzes�a, 8 puszta � wielkie stepowe r�wniny w �rodkowych W�grzech 9 office (ang.) � urz�d10 surveying (ang.) �mierniczy 16 chc�c niejako zwr�ci� uwag� Henry'emu, �e �ycz� sobie ju� wyj��. On si� nie sprzeciwi�, wobec czego wyszli�my po�egnani jeszcze przyja�niej, ni� byli�my przyj�ci. Gdy znale�li�my si� w takiej odleg�o�ci od biura, �e nie mo�na nas ju� by�o stamt�d dojrze�, Henry zatrzyma� si�, po�o�y� mi r�k� na ramieniu i rzek� promieniej�c zadowoleniem: � Sir, cz�owieku, m�odzie�cze, greenhornie, ale� zrobili�cie mi przyjemno��! Jestem wprost dumny z was! � Czemu? � Bo przewy�szyli�cie nawet moj� rekomendacj� i oczekiwania tych pan�w! � Rekomendacj�, oczekiwania? Nie rozumiem. � Bo to wcale niepotrzebne. Sprawa jest bardzo prosta. Twierdzili�cie niedawno, �e znacie si� na miernictwie. Aby si� przekona�, czy to nie blaga, zaprowadzi�em was do tych d�entelmen�w, a moich dobrych znajomych, aby was wypr�bowali. Okaza�o si�, �e wszystko w porz�dku, i wyszli�cie z honorem. � Blaga? Mr. Henry, je�li uwa�acie mnie za zdolnego do blagi, to ju� wi�cej nigdy was nie odwiedz�! � Nie b�d�cie �mieszni! Nie odbierzecie chyba staremu przyjemno�ci ogl�dania was. Wspomina�em ju� wam dlaczego: z powodu podobie�stwa do mego syna! Byli�cie jeszcze kiedy u handlarza koni? � Codziennie rano. �I je�dzili�cie na dereszu? � Tak. � B�dzie co z tego konia? � Tak s�dz�, ale w�tpi�, czy kto�, kto go kupi, da sobie z nim rad�. Przyzwyczai� si� do mnie i zrzuci ka�dego innego. � Cieszy mnie to, bardzo mnie to cieszy; ko� chce widocznie nosi� na swym grzbiecie tylko greenhorn�w. Chod�cie no przez t� boczn� uliczk�. Znam tu doskona�� restauracj�, gdzie si� bardzo dobrze jada, a jeszcze lepiej pije. Musimy uczci� egzamin, kt�ry zdali�cie dzi� na celuj�co. Nie mog�em poj�� Henry'ego; zdawa�o si�, �e si� odmieni�. Ten pow�ci�gliwy odludek chcia� je�� w restauracji! Twarz jego przybra�a inny wyraz ni� zwykle, g�os brzmia� ja�niej i weselej ni� kiedykolwiek. M�wi� co� o egzaminie. Zastanowi�o mnie to s�owo, cho� w tym wypadku mog�o by� bez wszelkiego znaczenia. Od tego dnia Henry odwiedza� mnie codziennie i obchodzi� si� ze mn� jak z kochanym przyjacielem, kt�rego si� ma wkr�tce utraci�. Nie pozwoli� jednak na to, �ebym ur�s� w dum� z powodu tego wyr�nienia; mia� zawsze t�umik w postaci fatalnego s�owa �greenhorn�. W tym samym czasie zmieni� si� tak�e wobec mnie stosunek rodziny, u kt�rej pracowa�em. Rodzice wi�cej si� mn� zajmowali, a dzieci okazywa�y wi�cej przywi�zania. Nieraz przy�apywa�em je na tajemnych spojrzeniach w moj� stron�, kt�rych nie mog�em zrozumie�; spojrzenia te sta�y si� serdeczne i wyra�a�y co� jakby ukryty �al. Mo�e w trzy tygodnie po naszej osobliwej wizycie w owym biurze, lady poprosi�a mnie pewnego dnia, �ebym wieczorem nie wychodzi�, lecz zosta� na kolacji wraz z jej rodzin�, podaj�c za pow�d t� okoliczno��, �e przyb�dzie Henry oraz dwu d�entelmen�w, z kt�rych jeden, niejaki Sam Hawkens, jest s�ynnym westmanem. Jako greenhorn, nie s�ysza�em oczywi�cie nic o tym nazwisku, ale ucieszy�em si� ze sposobno�ci poznania prawdziwego, i to tak znakomitego westmana. Jako domownik, nie czeka�em, a� wybije oznaczona godzina, lecz stawi�em si� o kilka minut wcze�niej w sali jadalnej. Ku memu zdziwieniu ujrza�em nie zwyczajne, lecz wspania�e nakrycie jak do jakiej� uczty. Ma�a, pi�cioletnia Emmy by�a sama w pokoju i wsadzi�a w�a�nie palec do kompotu. Wyj�a go, skoro tylko wszed�em, i otar�a szybko w swoj� jasn� czu 17 prynk�. Gdy jej pogrozi�em palcem, przyskoczy�a do mnie i szepn�a kilka s��w do ucha. Aby naprawi� sw�j b��d, zdradzi�a mi tajemnic� ostatnich dni, kt�ra wprost rozsadza�a jej serduszko. Zdawa�o mi si�, �e j� fa�szywie rozumiem. Zapyta�em j� jeszcze raz, a ona powt�rzy�a z rado�ci� te same s�owa: ,,To uczta po�egnalna dla pana�. Moja uczta po�egnalna! Czy� to by�o mo�liwe? Nie. Z pewno�ci� dziecko tak sobie uroi�o. Tote� u�miechn��em si� tylko. W chwil� potem us�ysza�em g�osy w pierwszym pokoju; nadchodzili go�cie, wyszed�em wi�c naprzeciw, by ich powita�. Wszyscy trzej przybyli istotnie o um�wionej porze. Henry przedstawi� mi troch� t�po i niezgrabnie wygl�daj�cego m�odzie�ca, mr. Blacka, a nast�pnie westmana Sama Hawkensa. Westmana! Przyznaj� otwarcie, �e nie wygl�da�em chyba zbyt m�drze, kiedy spocz�o na nim moje zdziwione spojrzenie. Takiej postaci nie widzia�em nigdy przedtem; p�niej oczywi�cie pozna�em inne jeszcze dziwniejsze. Ten cz�owiek i tak ju� osobliwy pot�gowa� jeszcze to wra�enie tym, �e sta� tu, w wytwornym salonie, zupe�nie tak, jakby przyby� prosto z puszczy � z kapeluszem na g�owie i strzelb� w r�ku! Zewn�trzny jego wygl�d przedstawia� si� tak: Spod sm�tnie obwis�ych kres pil�niowego kapelusza, kt�rego barwy, wieku i kszta�tu najbystrzejszy my�liwiec nie zdo�a�by okre�li�, z pl�taniny czarnego zarostu wyziera� nos tak straszliwych rozmiar�w, �e m�g� na ka�dym s�onecznym zegarze s�u�y� za przyrz�d do rzucania cienia. Z powodu pot�nego zarostu wida� by�o z ca�ej twarzy, opr�cz organu powonienia, tylko ma�e, rozumne oczka, nadzwyczaj ruchliwe i utkwione we mnie z szelmowsk� jak�� chytro�ci�. Westman przypatrywa� mi si� zreszt� tak samo uwa�nie jak i ja jemu. P�niej dowiedzia�em si�, dlaczego si� mn� tak zainteresowa�. Tu��w Sama Hawkensa tkwi� a� po kolana w starej bluzie my�liwskiej z ko�lej sk�ry, uszytej najwidoczniej dla jakiej� znacznie grubszej osoby. Wygl�da� w niej jak dziecko, kt�re dla zabawy ubra�o si� w surdut dziadka. Z tego, wi�cej ni� obfitego, okrycia wyziera�a para chudych, krzywych jak sierpy n�g, ubranych w wystrz�pione spodnie, kt�rych wiek wyra�nie �wiadczy�, �e cz�owieczek ten wyr�s� z nich przed dwoma zapewne dziesi�tkami lat. Niemniejsz� uwag� zwraca�y na siebie jego india�skie buty, w kt�rych z bied� mog�a si� zmie�ci� ca�a osoba ich w�a�ciciela. W r�ku s�yn