7170
Szczegóły |
Tytuł |
7170 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7170 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7170 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7170 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GARRY KILWORTH
DOM OBIECANY
Prze�o�y�a Urszula Grabowska
Ksi��k� t� dedykuj� pie�niarce
Suzi Sutherland
Serdeczne podzi�kowania kieruj� do Bernarda Halla
i Rega Masona, za dostarczenie mi znakomitego planu domu
z lat trzydziestych, na tej podstawie powsta�a mapa mysiego te-
rytorium; Barbarze Faithfull wyra�am wdzi�czno�� za to, �e
wprowadzi�a mnie w tajniki owej mapy. Jak zawsze dzi�kuj�
Andrew, kt�rego towarzystwo w czasie naszych regularnych
copi�tkowych obiad�w dzia�a�o na mnie inspiruj�co; a tak�e
Maggie Noach i Patrickowi Janson-Smith za ich nieocenione
wsparcie podczas pisania tej ksi��ki. Dzi�kuj� wreszcie mojej
ukochanej Annette, kt�ra cierpliwie zgadza�a si�, by przez po-
nad rok mysie sprawy zdominowa�y wszystkie nasze rozmowy
przy �niadaniu, obiedzie i kolacji, i kt�ra wielokrotnie wspie-
ra�a mnie swoj� pomoc� i rad�.
Do golca
Bestio �ar�oczna, pod�a, chciwa,
Co g�b� ruszasz nieustannie -
Nie musisz ��opa� tak zach�annie,
A� �lina toczy ci si� z pyska!
Ja, chocia� g��d mi trzewia �ciska,
W takim wy�cigu nie nad���!
S�owa w nag�ym przyp�ywie krasom�wstwa
wyg�oszone przez wierszopisa Snurba,
z plemienia Zjadaczy Ksi�g,
po zjedzeniu tomu poezji szkockiej
Ser i g��d - przys�owie ka�e -jedno z drugim id� w parze.
Stare przys�owie myszy domowych
G��WNI BOHATEROWIE
MYSZY Z ZEWN�TRZ
HANDLARZ - mysz zaro�lowa z �ywop�otu, w�drowiec,
g��wny bohater powie�ci
CYNKU� - kuzyn Handlarza, mieszkaniec �ywop�otu
STARZEC - stary m�drzec z �ywop�otu, mysz zaro�lowa
G�AZ - koszatka zamieszka�a w ogrodzie przy wyg�dce,
g�osz�ca has�a powrotu do natury
STRA�NICZKA - ryj�wka pospolita zamieszka�a w labiryncie
rozci�gaj�cych si� pod Domem tuneli; obdarzona pod�ym
charakterem, bezlitosna w walce
U�UG BEG - prastara mysz nieznanego gatunku, samotnica
mieszkaj�ca w ogrodzie, w porzuconym domku na drzewie
DZIKIE PLEMI�
(MYSZY KUCHENNE)
STARY GORM - mysz domowa, herszt Dzikiego Plemienia,
zbir i barbarzy�ca
ASTRID - mysz domowa, najwy�sza kap�anka Dzikiego
Plemienia pozostaj�ca w kontakcie z duchami
HAKON - mysz domowa, brat Gorma i jego pierwszy
sobowt�r
TOSTIG - mysz domowa, brat Gorma i jego drugi sobowt�r
TEREJ TR�JNOGI - mysz domowa, inwalida o paskudnym
usposobieniu
GUNHILDA - mysz domowa, zwolenniczka wojskowej
dyscypliny, dezerterka, przechodzi na stron� bandy Trzynastu
JAROM WID�OW�S - mysz domowa, morderca samouk
Pozostali cz�onkowie Dzikiego Plemienia: Gita Pi�know�sa,
Skuli, Ketil, Elflna
PLEMI� ZJADACZY KSI�G
(MYSZY BIBLIOTECZNE)
FRYDA PIEGOWATA - mysz domowa przewodz�ca
plemieniu Zjadaczy Ksi�g, za pan brat z czarami i magi�
JAGO - mysz domowa, ksi��kowy smakosz, ekspert
w dziedzinie jedzenia papieru
GRUFIT ZIELONOZ�BY- mysz domowa, samozwa�czy
czarownik i magik
IZYDOR - mysz domowa, m�odzik, kt�ry odnajduje Ma�ego
Ksi�cia
Pozostali cz�onkowie plemienia Zjadaczy Ksi�g: Owain, Z�y
Hywl, �ysa Etel, Cadwallon, Mefyn, Rodryg, Maruder, Nesta
�MIERCIOG�OWI
(WOJOWNICY DUCHA)
I-KUCHENG - mysz le�na, w�drowny s�dzia, kt�remu bogini
Unn powierzy�a szczeg�lne obowi�zki
SKRANG - mysz le�na, opiekunka I-Kuchenga
IBAN - mysz le�na, wyznawca Yo �lubuj�cy czysto�� i nie
mog�cy tym �lubom sprosta�
NIEWIDZIALNI
(MYSZY ZE STRYCHU)
CICHOSZEPT - mysz le�na, ha�a�liwy i energiczny
przyw�dca swego plemienia
LEKKOSTOPA - mysz zaro�lowa o ci�kim chodzie, zostaje
partnerk� Handlarza
SZYBKONADNO - mysz le�na, wy�mienity p�ywak
i �miertelny wr�g Kelloga, szczura dachowego
SPADAJ�CA - mysz le�na o znakomitym poczuciu
r�wnowagi, chodz�ca po linie w ka�dych okoliczno�ciach
BEZSENSOWNA - mysz le�na, partnerka Szybkonadno
OKRUTNIE. - mysz le�na o �agodnym usposobieniu,
przyjaciel Handlarza
PIETRUS - mysz le�na, rywal i przeciwnik polityczny
Szybkonadno
WSZECHS�YSZ�CA - g�ucha mysz le�na zaprzyja�niona
ze staruszkiem zegarem, pianistka
BIEDACZEK- mysz le�na, brat Szybkonadno
PLEMI� �MIERDZIELI
(MYSZY PIWNICZNE)
PFRUK - mysz domowa, zwana przyw�dc� tego
dwuosobowego plemienia, zapchlony pijak, nikczemnik i �otr
OSPALEC - mysz domowa, popychad�o i cie� Pfruka,
maj�cy te same wady
BANDA TRZYNASTU
(BUNTOWNICY Z DREWUTNI)
ULF - mysz domowa, syn starego Gorma, zagorza�y terrorysta
i spiskowiec, przyw�dca bandy Trzynastu
ULEWNA - mysz domowa, malkontentka, towarzyszka Ulfa
WY�YNNIK- mysz le�na, rywal Ulfa odczuwaj�cy silny l�k
wysoko�ci
POZOSTALI MIESZKA�CY
DOMOSTWA
GOLCY - istoty ludzkie, stworzenia du�e i bezu�yteczne,
spo�ywaj�ce olbrzymie ilo�ci jedzenia
�OWCA G��W - okrutny ma�y golec lubuj�cy si�
w torturowaniu i mordowaniu myszy
GA�ECZKA - niebieska kotka birma�ska, czaj�ca si�
w mroku, nieprawdopodobnie szybka
PLUJ - stary rudy kocur, mniej �owny ni� Ga�eczka
DR�TWY - stary, zgrzybia�y spaniel
�ASKAWA - osiad�a na strychu sowa morderczyni,
nazwana tak przez Niewidzialnych
KELLOG - stary szczur �niady (albo okr�towy) mieszkaj�cy
po drugiej stronie zbiornika wody, �miertelny wr�g
Szybkonadno
MA�Y KSI��� - bia�a mysz, ulubieniec �owcy G��w,
myszo�erca
DUCHY - powiernicy i przyjaciele Astrid
Zʌ� PIERWSZA
Od �ywop�otu do holu
STILTON
JVlyszy, podobnie jak ich odwieczni wrogowie, bywaj� z�era-
ne przez ciekawo��.
Handlarz s�ysza� o Domu od chwili swych narodzin. Trzy
pola dzieli�y Dom od �ywop�otu, co stanowi�o odleg�o�� zbyt
wielk�, by go st�d zobaczy�; jednak wie�ci o Domu dociera�y
za po�rednictwem w�drowc�w. W�drowne gryzonie opowiada-
�y niestworzone historie, a mieszka�cy row�w i �ywop�ot�w s�u-
chali ich z zapartym tchem.
W Domu myszom przez ca�y rok �y�o si� ciep�o i wygod-
nie, a jedzenia mia�y pod dostatkiem bez wzgl�du na pogod�
i na por� roku. R�ne gatunki myszy robi�y tam sobie gniazda
ponad ziemi�, a mimo to nie zagra�a� im deszcz ani wiatr, lis
ani �asica, gronostaj ani jastrz�b.
Kiedy jednak Handlarz zapyta� swego kuzyna Cynkusia
0 Dom, us�ysza� w odpowiedzi:
- Lepiej si� do niego nie zbli�aj, roi si� tam od golc�w. To
brudasy, podobno nigdy si� nie myj�, bo z trudem si� zginaj�
1 j�zyki maj� za kr�tkie. Nie s�ysza�em jeszcze, �eby golec wyli-
zywa� sobie mi�dzy palcami u n�g... jestem przekonany, �e s�
ca�kiem zawszeni, na pewno. �mieszne, nie umie� nawet iska�
si� po brzuchu... a� ci�ko sobie wyobrazi�, co?
- Wcale nie my�la�em o golcach, wszyscy wiedz�, �e to py-
sza�kowate g�upki; nie, zastanawia�em si� raczej nad samym
Domem. No wiesz, jak tam wygl�da w �rodku. Hej, a mo�e
by� si� ze mn� zamieni�? Dam ci owoc g�ogu za ten kawa�ek
buraka.
Cynku� pogr��ony by� w my�lach o Domu i z roztargnie-
niem przysta� na t� transakcj�.
-Jak mo�e by� w miejscu pe�nym nie domytych golc�w?
S�ysza�em nawet, �e organizuj� sobie konkursy w piciu. Do
tego dochodzi ich g�upota! Kto wy��opie wi�cej farbowanej
wody naraz. Jedz� te� jak...jak golcy.
Chocia� Cyrku� golcami pogardza�, stanowili dla niego te-
mat nie ko�cz�cych si� rozwa�a�.
- Nie rozumiem - ci�gn�� -jak oni mog� sta� ca�y czas na
tylnych nogach i nigdy si� nie przewr�c�. Nie wygl�daj� na
przystosowanych do takiej pozycji, co? Zdawa�oby si�, �e si�
zaraz wywal� na te swoje wystaj�ce nosy, prawda? S�ysza�em, �e
maj� tylko odrobin� futerka, co� jakby k�pk� trawy stercz�c�
na czubku g�owy. No a co z reszt�? Mo�e mieli pi�ra i kto� ich
oskuba�? A mo�e s� jakim� gatunkiem �ab, tylko nie mog� zna-
le�� odpowiedniego stawu?
Handlarza znudzi�a ju� rozmowa o golcach; interesowa�
go Dom. Pu�ci� mimo uszu gadanin� Cynkusia i pogr��y� si�
w my�lach. M�wiono, �e domy s� w rzeczywisto�ci pustymi
muszlami pozosta�ymi po jakim� wymar�ym gatunku �limak�w
olbrzym�w. Wierzy�, bo wnioskuj�c z opis�w, kt�re do niego
dociera�y, przypomina�y solidne, puste w �rodku skorupy.
Najbardziej go intrygowa� kontrast pomi�dzy �ywop�otem
a wizj� Domu, jak� stworzy� sobie na podstawie rozmaitych re-
lacji - pod wieloma wzgl�dami Dom stanowi� przeciwie�stwo
znanego mu �wiata i Handlarz czu�, �e gdyby kiedykolwiek tam
trafi�, podda�by si� sile przyci�gania Domu, sta�by si� jego cz�-
�ci�, podobnie jak teraz stanowi� cz�� �ywop�otu. W�a�ciwie
czu� si� tu zakorzeniony, tak jak krzak g�ogu zakorzeniony jest
w ziemi.
�ywop�ot kry� w sobie jak�� si�� magnetyczn�. Jego miesz-
ka�cy rzadko si� zapuszczali gdzie�' dalej, a gdy si� na to odwa-
�yli - wracali p�dem, z bij�cym sercem, przej�ci l�kiem pu-
stych przestrzeni. Handlarz wiedzia� jednak, �e je�li kiedy�,
wy��cznie dzi�ki sile woli, uda mu si� st�d wyrwa� - dozna cze-
go� niezwyk�ego, jakiego� duchowego przebudzenia i otworzy
si� na nowe, nieznane �wiat�o.
Jeszcze kiedy by� ma�� myszk�, matka powiedzia�a mu:
- W �ywop�ocie zdarza si� czasem, �e duchy myszy i s�w
przelotnie stykaj� si� ze sob�. �asice i gronostaje s� naszymi
wrogami, straszny jest ich j�zyk, a sama my�l o ich sposobie
od�ywiania przera�aj�ca, dr�ymy na ich widok, a mimo wszyst-
ko �ywop�ot jednoczy nas ze sob�, jest naszym wsp�lnym do-
mem.
Zamieszkuj� go dusze zwierz�t, kt�re odesz�y, i ptak�w,
kt�re ju� nie pofrun�, bo ich czas min��. Duchy tych stworze�
trwaj� tu nadal wpl�tane w tarninowe ga��zki. �ywop�ot nas
��czy i wprowadza harmoni� w dziki �wiat...
Handlarz urodzi� si� w �ywop�ocie, a raczej, �ci�le m�wi�c,
pod nim. I chocia� nie mniej czasu sp�dzi� w�r�d ga��zek
i cierni ni� na ziemi, to przecie� przyszed� na �wiat w gliniastej
norce wychodz�cej na poro�ni�te traw� zbocze rowu. By�a tam
skomplikowana sie� tuneli i nor, gdzie mieszka�y pospo�u my-
szy le�ne i zaro�lowe.
Tu znajdowa�o si� przytulne i bezpieczne, wy�cielone sia-
nem rodzinne gniazdo Handlarza, jego braci i si�str. To tutaj
matka Handlarza powiedzia�a kiedy� s�siadce:
- W chwili kiedy go urodzi�am, u wylotu nory pojawi� si�
chrab�szcz i za�opota� skrzyd�ami.
- No to co? - zapyta�a s�siadka, wed�ug kt�rej jej w�asne
potomstwo znacznie bardziej zas�ugiwa�o na uwag� ni� potom-
stwo jakiejkolwiek innej myszy.
- Nie rozumiesz?! - wykrzykn�a oburzona matka Handla-
rza. - Przecie� chrab�szcz zwiastuje s�aw�! S�ysza�am od nornicy
w�drowniczki, �e m�wi�a tak sama Fryda Piegowata, wielka cza-
rodziejka mieszkaj�ca w Domu. Otrzyma�am znak, �e to dziec-
ko wyro�nie na kogo� niezwyk�ego, wspomnisz moje s�owa.
- Chrab�szcze? Ma�e m�d�ki. I do tego Fryda Piegowata!
- parskn�a s�siadka i wycofa�a si�, �piesz�c do w�asnych, nad-
zwyczajnych mysz�t.
-Uwa�aj! - wrzasn�a jeszcze za ni� matka Handlarza. -
Sama mo�esz si� zamieni� w chrab�szcza, je�li b�dziesz wzywa�
imienia czarodziejki nadaremno!
Handlarz wzrasta� w cieniu �ywop�otu, godzina za go-
dzin�, a� sta� si� dojrza�� mysz� zaro�low� - przedstawicielem
najwi�kszych myszy w okolicy. Nazwano go tak, bo lubi� wymie-
nia� co smakowitsze k�ski, najpierw z bra�mi i siostrami, p�-
niej tak�e z innymi. By�o to do�� niezwyk�e, jako �e na og�
myszy zjada�y od razu, co mia�y do zjedzenia.
�mieszy�o je, kiedy Handlarz zamienia� jag�dk� na orze-
cha, ale cz�sto godzi�y si� na tak� zamian� i z przyjemno�ci�
pr�bowa�y czego� nowego.
Dla wielu tutejszych mieszka�c�w �wiat zaczyna� si� i ko�-
czy� na �ywop�ocie. Handlarzowi par� razy w �yciu zdarzy�o si�
dotrze� do wierzchu �ywop�otu i za ka�dym razem na nowo
zdumiewa�a go jego d�ugo��. Wyprawom tym towarzyszy�a jed-
nak �wiadomo�� niebezpiecze�stwa zagra�aj�cego mu ze stro-
ny pustu�ki i innych czyhaj�cych tam drapie�nik�w.
Z jednej strony �ywop�ot wznosi� si� i opada� �agodnie,
zgodnie z falistym ukszta�towaniem brunatno-zielonych p�l,
z drugiej za� gin�� na stromym wapiennym brzegu, niczym
wpe�zaj�cy do nory w��.
Handlarz wzrok mia� kiepski, jako �e myszy kieruj� si�
g��wnie zmys�em w�chu i dotyku, wiedzia� jednak, �e �ywop�ot
to co� trwa�ego; �e jest on tu r�wnie dawno jak drzewa i b�-
dzie zawsze.
W �wi�tym zaciszu �ywop�otu �yli i umierali prapradziado-
wie Handlarza, ich przodkowie i przodkowie przodk�w, poczy-
naj�c od czas�w, gdy ca�y �wiat porasta�a trawa, a myszy na w�a-
sno�� posiada�y �yciodajn� Ziemi�. Pozosta�y po nich jeszcze
pradawne zapachy, strz�pki futra na kolcach i ga��zkach i ten
sam co niegdy� poszept traw.
Zbrojny w kolce �ywop�ot by� tak�e warownym bastionem
chroni�cym swych mieszka�c�w przed skrzydlatymi i czworo-
no�nymi drapie�nikami. Sami drapie�cy te� chronili si� tu cza-
sem w panicznej ucieczce przed golcami, kt�rym towarzyszy�y
psy.
A jednak to w�a�nie golcy dbali o �ywop�ot i utrzymywali
go w porz�dku; strzygli na wiosn�, sprz�tali usch�e li�cie z bie-
gn�cego obok rowu. Dzi�ki ich zabiegom by� do�� mocny, by
oprze� si� wichrom i burzom. Golcy pod kierunkiem najwy�-
szego Stw�rcy byli nawet niekiedy po�yteczni. Strzegli niena-
ruszalno�ci �wiata, w kt�rym �y� Handlarz.
I tak �ywop�ot trwa� jako wsp�lnota. Bez znaczenia by�
fakt, �e najrozmaitsze stworzenia pos�ugiwa�y si� tu r�nymi
j�zykami; od motyla po je�a i od paj�ka po gronostaja. By� dru-
gi, uniwersalny j�zyk -j�zyk alarmuj�cych odg�os�w i poru-
sze�, a tak�e zapach�w, kt�ry w nag�ych wypadkach s�u�y� ca-
�ej spo�eczno�ci �ywop�otu. Kiedy wi�c nadchodzi�a burza,
zwierz�ta informowa�y si� o tym nawzajem.
- Idzie burza, idzie burza! - krzycza�y kosy w swym oso-
bliwym j�zyku; wszyscy jednak, w��cznie z Handlarzem, poj-
mowali w lot, o co chodzi. On sam s�ysza� ju� ten okrzyk wie-
lokrotnie.
- Skryjmy si� gdzie� - m�wi� wtedy jego kuzyn Cynku�.
- Nie, chc� zobaczy�, co si� b�dzie dzia�o - odpar� raz na
to Handlarz z pe�n� determinacj�. - Zostaj� na g�rze, scho-
wam si� w ga��zkach tarniny.
- Chyba oszala�e�, masz tak samo �le w g�owie jak jaki� go-
lec - wymamrota� Cynku�.
Handlarz chcia� us�ysze� odg�osy burzy nie st�umione
przez warstwy torfu i gliny nad jego gniazdem. Chcia� us�ysze�
d�wi�ki zawieruchy w ca�ej ich gro�bie i majestacie. �ywop�ot
szeptem zwierza� swe tajemnice, szelestem li�ci i skrzypieniem
ga��zek przekazuj�c mu nauki przodk�w. Teraz Handlarz
chcia� by� �wiadkiem narodzin gromu i b�yskawicy, us�ysze� j�k
wichru i deszcz grzechocz�cy o pie� starego wypr�chnia�ego
d�bu.
- Cynku� b�dzie �a�owa�, �e nie zosta� tu ze mn� - mru-
cza�, dodaj�c sobie ducha. - Pozazdro�ci mi przyg�d.
Zapach burzy si� przybli�y�; potoki deszczu widoczne na
horyzoncie wsi�ka�y w ziemi� i wydobywa�y z niej bogat� gam�
nowych aromat�w. Handlarz cierpliwie czeka�.
Potem zerwa� si� wiatr ch�oszcz�cy okaza�e pokrzywy, szar-
pi�cy dzikie czosnki i wiotkie p�dy powoju. Osa, co przycup-
n�a na kolcu tarniny, w mgnieniu oka zosta�a porwana i unie-
siona gdzie� w przestworza. Handlarz wzdrygn�� si� i mocniej
uchwyci� ga��zk�, na kt�rej siedzia�. Polny szczaw i paprocie
chyli�y si� ku ziemi; kwiaty pierwiosnka z powrotem zwija�y si�
w p�ki. Wicher j�cza� i zawodzi� w tarninie. �ywop�ot jakby na-
gle o�y� i niczym przera�one zwierz� stara� si� uciec gdzie� za
g�ry i lasy.
-A wi�c taki jest wiatr - powiedzia� Handlarz, przej�ty
jego si��. Zastanawia� si�, jak to by�o kiedy�, w pomroce dzie-
j�w, gdy nie by�o jeszcze drzew ani �ywop�otu, a wiatr przedzie-
ra� si� w�r�d wysokich traw, do kt�rych jak zwyk�e myszy po-
lne tulili si� jego przodkowie.
Potem lun�� deszcz i niebo zasnu�o si� ciemno�ci�.
M�odziutka nornica wychyli�a si� na chwil� z jamki w zie-
mi, przekonana, �e ju� po burzy; zakl�a i wycofa�a si� p�dem.
Zalewany potokami deszczu Handlarz z trudem �apa� po-
wietrze, staraj�c si� tak oddycha�, by nie napi� si� przy tym
wody. Grzmoty i b�yskawice omal nie zmiot�y go z ga��zki, a�
oczy wysz�y biedakowi na wierzch.
By� przera�ony.
Gdy burza na chwil� przycich�a, zlaz� z krzaka tarniny i na
brzegu rowu odnalaz� wej�cie do nory. Tunel wznosi� si� tam
najpierw w g�r�, dzi�ki czemu nie zalewa�a go woda, potem
za� opada�, prowadz�c do licznych pomieszcze�, w�r�d kt�-
rych by�o te� gniazdo Handlarza.
Labirynt tuneli rozpo�ciera� si� pod przedziwnie poskr�can�,
tworz�c� liczne p�tle ga��zi� leszczyny - kude�k� - co w mysiej
tradycji stanowi�o symbol wielki i pot�ny. Kude�ka by�a spra-
wiedliwa, nagradza�a dobrych i kara�a z�ych. Ona chroni�a
mysie gniazda od �asic i gronostaj�w, w kt�rych budzi�a re-
spekt.
- No i co? Masz do��? - zapyta� Cynku�, kiedy Handlarz
mija� jego gniazdo.
- Na razie - prychn�� w odpowiedzi Handlarz.
� Przekroczywszy granic� swego terytorium, dok�adnie wy-
znaczon� zapachem moczu, znalaz� si� wreszcie we w�asnym
gnie�dzie, na mi�kkim, ciep�ym sianku. Dach z ziemi nad
g�ow� i �ciany norki dawa�y mu teraz mi�e poczucie bezpie-
cze�stwa. Z jednej ze �cian wystawa� korze� leszczynowy, kt�ry
Handlarz z upodobaniem obgryza�, kiedy nie mia� nic lepsze-
go do roboty. By�o to mi�e zaj�cie, a przy okazji �ciera� sobie
z?by. Teraz tak�e si� tym zaj��, nas�uchuj�c odleg�ych grzmo-
t�w, kt�re st�d zdawa�y si� ju� tylko przyt�umionym b�bnie-
niem.
Znu�ony, zwin�� si� w k��bek i ju� po chwili drzema�,
zas�oniwszy sobie oczy ogonem; w�wczas to po raz pierwszy
przy�ni� mu si� sen. We �nie odwiedzili go przodkowie i na-
kazali uda� si� do Domu, gdy� tam mia�o si� spe�ni� jego
przeznaczenie.
- Historia splecie si� z mitem, tak jak orlik splata si� z blusz-
czem - powiedzieli.
Ukazali mu si� jako strz�pki bagiennej mg�y, a ich mowa
by�a niczym szelest li�ci, kt�rej znaczenie nie pozostawia�o jed-
nak w�tpliwo�ci. Mia� opu�ci� �ywop�ot i uda� si� do Domu;
tam pozna sw� rol� w maj�cych nast�pi� wydarzeniach; stanie
si� Tym, kt�ry poprowadzi wielu.
Zaraz po przebudzeniu, zdumiony i dr��cy, Handlarz uda�
si� do Starca, myszy wiekowej i znanej z m�dro�ci. Zasuszony
staruszek mia� ju� czterysta nocy z ok�adem, sw� zgrzybia�o�ci�
budzi� l�k w m�odych myszach. Mieszka� nieco na uboczu,
dziel�c jedno spore pomieszczenie z kilkoma samicami i sam-
cami w podesz�ym wieku; tu, z dala od gniazd, wybryki rozswa-
wolonej m�odzie�y nie zak��ca�y mu spokoju.
-Nie mam jedzenia na zamian�, m�odzie�cze, nic nie
mam, wi�c id� st�d i handluj gdzie indziej -j�� zrz�dzi� Sta-
rzec, gdy tylko Handlarz z boja�ni� przekroczy� pr�g izby.
- Nie przyszed�em tu, �eby si� zamienia�, tylko by ci� o co�
zapyta� - odpar� z podnieceniem Handlarz.
Opowiedzia� Starcowi sw�j sen, chc�c dowiedzie� si� od
m�drca, czy to prawda.
- Co rozumiesz przez prawd�? - zapyta� Starzec.
- No, czy uwa�asz, �e musz� wyruszy� w podr� do Domu?
- Oczywi�cie, musisz. Nie ka�demu �ni� si� sny. Us�uchaj
wezwania przodk�w, m�odzie�cze, albo b�dziesz tego �a�owa�
do ko�ca swoich nocy. - M�drzec obrzuci� Handlarza spojrze-
niem pe�nym ciekawo�ci, jakby widzia� go po raz pierwszy.
- Czy my�lisz, �e mam wyruszy� ju� teraz?
_ Us�ysza�e� wezwanie. To oznacza, �e masz przed sob�
Wielki cel i sen przys'ni ci si� znowu, a twoi przodkowie po-
wiedz� ci, gdy nadejdzie czas, by opu�ci� rodzinne gniazdo -
odpar� Starzec. - A teraz odejd�, daj mi spok�j, najwy�sza pora
na drzemk�.
Handlarz opu�ci� mieszkanie Starca przej�ty nabo�nym
l�kiem na my�l, �e on, zwyk�a skromna mysz, zosta� wybrany na
spadkobierc� m�dro�ci przodk�w. Gdy jednak znowu znalaz�
si� w�r�d r�wie�nik�w, a jego przyjaciele Tuptu� i Piku� biega-
li dooko�a jak szaleni, trudno mu by�o uwierzy�, �e spotka�o
go co� niezwyk�ego.
I Sen wszak�e przy�ni� mu si� znowu i powraca� jeszcze wie-
okrotnie, a za ka�dym razem wezwanie by�o bardziej nagl�ce.
Jeste� Tym, kt�ry poprowadzi wielu". Handlarz zacz�� poj-
mowa�, �e jego przeznaczenie r�ni si� od przeznaczenia in-
nych myszy...
.Kiedy wiosna przysz�a na dobre, Handlarz zacz�� wypuszcza�
si� w pola, coraz dalej i dalej od �ywop�otu. Chcia� si� przeko-
na�, jak daleko mo�e odej�� od znanych mu d�wi�k�w, zapa-
ch�w i widok�w, nim poczuje si� niespokojny i zagubiony.
Pewnej nocy oddali� si� tak bardzo, �e nie czu� ju� nawet woni
�ywop�otu, kt�ry w �wietle ksi�yca sta� si� tylko jedn� z ciem-
nych linii nocnego pejza�u.
W otwartej przestrzeni p�l niewiele �y�o zwierz�t, a w �y-
wop�ocie mieszka�y setki i tysi�ce r�nych stworze�; Handlarz
po raz pierwszy w �yciu nie czu� ich zapachu. Nale�a�y do �wia-
ta, kt�ry zostawi� za sob�.
Dopiero tam, w�r�d p�l, Handlarz zrozumia� w pe�ni, �e
�ycie w �ywop�ocie przebiega w pewnym ustalonym rytmie,
zgodnym z rytmami Ziemi. Teraz poj��, �e w�a�nie ten rytm
daje poczucie harmonii. Wprawdzie w �ywop�ocie nie brako-
wa�o konflikt�w, znano tam rozpacz i straszn� �mier�; nie na-
rusza�y one jednak harmonii ca�o�ci. �ywop�ot przylega� do
Ziemi, wiernie powtarzaj�c i przenosz�c jej wibracje.
Odkrycie to przerazi�o Handlarza; patrz�c na sw�j �wiat
z dala, poczu� si� nagle wygna�cem. Ze strachem ��czy�o si�
jednak poczucie mi�ego podniecenia.
Czu� tak�e, �e �ywop�ot z wielk� moc� wzywa go z powro-
tem, ale dop�ki jedzenia wok� by�o w br�d, m�g� si� temu
oprze�.
- Buraki prosto z pola s� znacznie smaczniejsze - rzek�
niedbale do Cynkusia po powrocie.
Pszczo�y i osy bzycza�y w ga��zkach tarniny, robi�c w�cie-
k�y ha�as. Cynku� potrz�sn�� g�ow� z niedowierzaniem.
- By�e� tam?! - wykrzykn��. - Chyba oszala�e�! Nie wiesz,
�e na otwartej przestrzeni pustu�ka wypatrzy ci� nawet sponad
chmur?
Handlarz uzna�, �e kuzyn nieco przesadza.
- To nie jest taka ca�kiem pusta przestrze�, mn�stwo tam
li�ci buraczanych, pod kt�rymi mo�na si� schowa�. - Przerwa�
na chwil� i w zamy�leniu m�wi� dalej: - Ma si� uczucie, �e
�ywop�ot przyci�ga ci� z powrotem; to bardzo dziwne. Cieka-
we, czy mo�na to przezwyci�y�. Czy mo�na si� uwolni� spod
wp�ywu �ywop�otu?
JAiedy Handlarz osi�gn�� wiek stu czterdziestu dw�ch nocy,
sen nakaza� mu po�egna� krewnych i przyjaci� i wyruszy�
w drog� do Domu. Nadszed� czas, by zostawi� za sob� r�w
i �ywop�ot na skraju p�l, znany i bezpieczny �wiat dzieci�stwa;
Handlarz mia� uda� si� na poszukiwanie owych tajemniczych
�wielu", by stan�� na ich czele i spe�ni� ��dania przodk�w. Tra-
wy zakwit�y, li�cie dzikiego szczawiu usch�y w piek�cym s�o�cu
i obwis�y. Nogi same rwa�y si� do drogi.
Przed odej�ciem musia� odprawi� pewne rytua�y, sekretne
i publiczne.
Za dnia, gdy wszyscy pogr��eni byli we �nie, pod korze-
niem pierwiosnka zakopa� owoc dzikiej r�y. Wymowa tego
rytua�u by�a potr�jnie symboliczna; po pierwsze, wyra�a� pra-
gnienie powrotu, by m�c spo�ywa�: owoce ziemi; po drugie,
sk�ada� ofiar� jedynemu Stw�rcy, prosz�c, by przyj�� go tu
z powrotem w chwili g�odu; na koniec za� owoc dzikiej r�y
symbolizowa� mysie serce, kt�re Handlarz pozostawia� w swej
ojczy�nie - u st�p �ywop�otu.
Nast�pny sekretny rytua� dotyczy� wody, kt�ra jest dla my-
szy p�ynem �yciodajnym. Handlarz zaczerpn�� jej z rowu do
pyszczka i zwil�y� miejsce, gdzie zakopany by� owoc dzikiej r�y.
Rytua� publiczny mia� miejsce wtedy, gdy przyszed� czas
rusza� w drog�. Handlarz zawiadamia� o tym wszystkich, wyno-
sz�c na powierzchni� zawarto�� swego gniazda i powierzaj�c
wiatrowi ca�y dobytek; jego nora pozosta�a ca�kiem pusta.
Przez godzin� spa� tam na go�ej ziemi; dostrzeg�y to inne my-
szy i zebra�y si� t�umnie u wylotu tunelu. Kiedy Handlarz by�
ju� got�w, opu�ci� bez s�owa swe mieszkanie i oddali� si� kawa-
�ek od �ywop�otu; nast�pnie wr�ci�, znowu odszed� - tym ra-
zem dalej, posuwaj�c si� wzd�u� rowu. Wreszcie wr�ci� po raz
ostatni, �eby powiedzie� do widzenia wszystkim zgromadzo-
nym; teraz, za trzecim razem, odchodzi� ju� na dobre.
W�r�d odprowadzaj�cych go znalaz� si� tak�e s�dziwy Sta-
rzec.
- Nie my�lcie, �e z�e warunki �ycia zmuszaj� mnie do odej-
�cia z �ywop�otu - m�wi� Handlarz do krewnych i znajomych
w swym przem�wieniu po�egnalnym. - Teraz jest wiosna i tu,
na obrze�ach krainy zbo�owo-buraczanej, jedzenia mamy pod
dostatkiem. Nie po to tak�e odchodz�, by szuka� samotno�ci,
chocia� uwa�acie mnie za samotnika, jako �e zwykle przedk�a-
dam w�asne towarzystwo nad ka�de inne.
Ani te� nie kieruje mn� ukryte pragnienie �mierci -
ci�gn�� z przekonaniem - wiecie przecie�, �e jako mysz zaro-
�lowa mog� do�y� nawet pi�ciuset nocy, po�owy millenium!
Podobnie jak wi�kszo�� myszy uwa�am si� za szcz�liwca, ob-
darzonego przez los d�ugowieczno�ci�. J�tka rodzi si� i zaraz
umiera, jej istnienie jest jak p�omie�, cz�sto nie trwa d�u�ej ni�
dzie�; �ycie myszy za� zdaje si� nie mie� ko�ca.
- Prawda, prawda... - da�y si� s�ysze� pomruki zgromadzo-
nych.
- Nie dlatego wi�c odchodz�. Us�ysza�em g�os przodk�w,
kt�rzy nakazali mi uda� si� w podr� do krainy zwanej Do-
mem; tam oczekuj� mnie t�umy i dlatego musz� opu�ci� was
i m�j ukochany �ywop�ot. Mo�e pewnej nocy powr�c� i zno-
wu b�d� w�r�d was...
- M�j kochany kuzynek! - rozczuli� si� Cynku�.
- ...ale wtedy mog� by� ju� w wieku obecnego tutaj Star-
ca, chocia� w m�dro�ci na pewno mu nie dor�wnam, bo on
jest jedyny i wyj�tkowy...
- Nie pr�buj mnie tu cygani� pochlebstwami � mrukn��
z widocznym zadowoleniem Starzec.
- �egnajcie, przyjaciele, strze�cie si� s�w, jastrz�bi, �asic
oraz innych drapie�c�w.
I odwa�nie ruszy� w drog�, chocia� nogi p�ta�o mu prze-
ra�enie i serce t�uk�o si� w piersi.
- Poka� tym domowym myszom! - krzykn�� w �lad za nim
m�ody Piku�. - Poka� im, pami�taj!
By�o to troch� nieuprzejme, jako �e wiele myszy domo-
wych mieszka�o w �ywop�ocie i tak�e odprowadza�y Handlarza,
postanowi�y jednak pu�ci� t� uwag� mimo uszu, uznawszy, �e
smarkacz mia� na my�li nie tyle myszy domowe, co raczej my-
szy z Domu.
Handlarz przyj�� ten okrzyk do wiadomo�ci lekkim kiwni�-
ciem ogona.
Rozwa�aj�c ewentualne niebezpiecze�stwa wyprawy, po-
wiedzia� sobie, �e skoro ma dobry s�uch, dobry w�ch i jest szyb-
ki, ma tak� sam� szans� jak ka�de inne stworzenie �e nie zo-
stanie �ywcem po�arty. Poza tym umia� wyskoczy� w g�r� na
wysoko�� dzikiej marchwi, w ataku by� r�wnie szybki jak k�sa-
j�ca �mija; pomagaj�c sobie ogonem, potrafi� zachowa� r�w-
nowag�, chodz�c po najbardziej niedosi�nych ga��zkach
i w niepoj�ty spos�b umia� wtopi� si� w otoczenie. Mia� uwa�-
nie nas�uchuj�ce uszy, wra�liwe zmys�y i pi�kne w�sy.
Wyruszaj�c w szeroki �wiat, obawia� si� tylko jednego - �e
mo�e mu zabrakn�� jedzenia. Mia� ambicj� spe�ni� oczekiwa-
nia przodk�w i, by� mo�e, zapisa� si� na trwa�e w mysiej histo-
rii. To prawda, jak wi�kszo�� myszy lubi� sobie dobrze podje��.
No, ale czy� nie m�g� wr�ci�?
RIBBLESDALE
Zag��biwszy si� w g�st� d�ungl� na brzegu rowu, Handlarz
torowa� sobie tunel w�r�d traw i chwast�w z nadziej�, �e nie
natknie si� na drapie�nika. Mija� tereny obficie znakowane
moczem przez r�ne zwierz�ta, ale jak d�ugo si� nie zatrzymy-
wa�, raczej nie grozi�o mu bezpo�rednie niebezpiecze�stwo.
Pocz�tkowo posuwa� si� wzd�u� �ywop�otu, nie czu� si�
wi�c zagubiony, w ko�cu jednak musia� si� z nim rozsta� i pod-
j�� w�dr�wk� przez pole poro�ni�te zbo�em. Zagrzewa� si� do
marszu, powtarzaj�c pod nosem: �Poradzisz sobie, poradzisz
sobie, poradzisz sobie..." I ku w�asnemu zdumieniu rzeczywi-
�cie sobie poradzi�.
Wszed� w �an owsa; niestety jeszcze na wp� zielonego
i niedojrza�ego. Wiechy zwiesza�y si� smutno, tworz�c g�sty
baldachim ponad lasem zbo�owych �odyg. Co chwil� musia�
przystawa� i wdrapywa� si� na kolejne �d�b�o, by zapyta� �ycz-
liwe b�d� nie�yczliwe mu myszy o dalsz� drog�. Spotyka� po-
dobne do niego myszy le�ne, myszy polne i badylarki o d�u-
gich chwytnych ogonach.
Czasem kaza�y mu si� odczepi�, czasem zbywa�y go niczym
i tylko czasem wskazywa�y mu drog�.
- Przepraszam - pyta� - kt�r�dy do Domu?
- Id� tak, �eby� mia� s�o�ce z lewej strony, a� dojdziesz do
szerokiego rowu - s�ysza� na przyk�ad. - Wtedy zapytaj znowu.
�atwo by�o powiedzie�: �Miej s�o�ce z lewej strony", tylko
jak to sprawdzi�, kiedy jest si� w g�stwinie zb�, potem za� pod
li��mi czerwonej kapusty, sk�d s�o�ca w og�le nie wida�! Po
dw�ch dniach i nocach w�dr�wki czu� si� ju� jak do�wiadczo-
ny w boju weteran. Ca�y czas jednak pami�ta�, �e musi wystrze-
ga� si� drapie�nik�w, za dnia szczeg�lnie jastrz�bi, a s�w
w nocy, tak wi�c stara� si� trzyma� bruzd i row�w, gdzie by�o
mn�stwo nor, lub blisko korzeni drzew. Kiedy musia� odpo-
cz��, zagrzebywa� si� w mi�kkim mchu, co by�o najprostszym
sposobem zapewnienia sobie prowizorycznego schronienia.
Pewnego razu zobaczy� borsuka, olbrzyma prychaj�cego
i wygrzebuj�cego �o��dzie u st�p d�bu. Omal nie dozna� w�w-
czas ataku serca. Borsuki nie mia�y nic przeciwko schrupaniu
myszy, je�li tylko im si� jaka� nawin�a. Na oczach Handlarza
borsuk wyci�gn�� z norki d�d�ownic� i zjad� j� z wielkim sma-
kiem.
W ko�cu znu�ony w�dr�wk�, czuj�c si�, jakby przemierzy�
�wiat w t� i z powrotem, znalaz� si� Handlarz w nieznanej oko-
licy, na poboczu szerokiej drogi. Pod stopami mia� g�adk�,
tward� powierzchni�. Wiedzia�, �e jest na nowym terenie; od-
t�d obowi�zywa� b�d� zupe�nie nowe zasady. Pozbycie si�
drobnego �wiru spomi�dzy palc�w zaj�o mu dobr� chwil�,
a potem podni�s� g�ow� i rozejrza� si� woko�o.
�wita�o. Niebo prawie ca�kiem przes�ania�y trawy, kt�re
nawet pi�ciokrotnie przewy�sza�yjego wzrost. Ajednak ponad
tym lasem wznosi�o si� co� wielkiego i kwadratowego, wynio-
s�ego jak rosn�cy d�b. Dotar� do celu. To by� Dom, do kt�rego
skierowa�y go g�osy przodk�w.
Co� drgn�o w pami�ci Handlarza, przynosz�c mu mgliste
wspomnienia dawnych do�wiadcze� jego gatunku. Niekt�rzy
z przodk�w mieszkali w pot�nych budowlach z kamienia
o grubych �cianach i kamiennych pod�ogach wy�cielonych
s�om� oraz murach i wie�ach z wykutymi w nich strzelnicami.
By�y to wspania�e siedziby kryj�ce w sobie wiele mysich miesz-
ka� i tuneli. Co pewien czas golcy z tych wielkich dom�w ubie-
rali si� w odzienie z �elaza, chwytali w d�onie �elazne kije i szli
do walki z innymi golcami, kt�rzy t�ukli w ich bramy k�odami
drewna. Obrazy te o�ywa�y w �wiadomo�ci Handlarza, poma-
gaj�c mu lepiej rozumie� tera�niejszo��.
Dom rzuca� ogromny widmowy cie�, jego front roz�wietla-
�o wiele tajemniczych kwadratowych oczu, z kt�rych sp�ywa�
o�lepiaj�cy blask. Wygl�da� gro�nie i z�owieszczo.
Inna mysz mog�aby si� zniech�ci� i zawr�ci�, Handlarz
jednak powtarza� sobie, �e w Domu czeka na niego �wielu",
kt�rych dok�d� poprowadzi. Zdawa� sobie spraw�, �e b�d� to
g��wnie myszy domowe - dzikie stworzenia, kt�re najpierw
gryz�, a dopiero potem pytaj�, o co chodzi. Niew�tpliwie znaj�
tu wszystkie zakamarki, maj� wi�c przewag� nad ka�dym ob-
cym, kto przychodzi z zewn�trz.
Handlarz us�ysza� g�osy badylarek w�r�d wysokich traw za-
rastaj�cych teren przed samym Domem; po �ladach trafi� do
jednej z nich, kt�ra dynda�a, uczepiwszy si� ogonem �d�b�a.
Zwr�ci� si� do niej w swym obcesowym dialekcie z �ywop�otu,
pytaj�c bez �adnych wst�p�w:
- Kto mieszka w tej wielkiej krainie ponad trawami?
Badylarka spojrza�a na niego nieco zdziwiona, jako �e
z pewno�ci� nie dos�ysza�a niczyich krok�w. Ze �d�b�a opu�ci-
�a si� na ziemi� i przysiad�a na tylnych �apkach, w przednich
trzymaj�c ziarno; by�a to pozycja �z nosem do g�ry", jak okre-
�la�y j� myszy - szczeg�lnie przydatna przy jedzeniu nasion
traw. Kiedy tylko zjad�a, natychmiast opad�a na cztery �apki,
przyjmuj�c pozycj� �z nosem w d�"; kr�c�c si� i w�sz�c, pr�-
bowa�a oceni�, czy spotkanie to ma charakter przyjazny czy te�
nie, w ko�cu zdecydowa�a, �e o wiele od niej wi�ksza mysz za-
ro�lowa nie zamierza zrobi� jej krzywdy.
- Krainie? - powt�rzy�a z pe�nym pyszczkiem. - Ach, cho-
dzi ci o Dom? Lepiej trzymaj si� od niego z daleka, pe�no tam
barbarzy�skich krwio�erczych plemion. A poza tym - ci�gn�-
�a dalej, wspi�wszy si� znowu na tylne �apki i si�gaj�c po na-
st�pne ziarenko - do Domu mo�na si� dosta� tylko jedn�
drog�, labiryntem pod pod�og�. Labiryntu strze�e z�o�liwa ry-
j�wka zwana Stra�niczk�; w okamgnieniu odgryz�aby ci g�ow�,
mo�esz mi wierzy�.
Handlarzowi zdarza�o si� ju� spotyka� ryj�wki i wiedzia�,
�e na og� s� to istoty o z�ym i gwa�townym usposobieniu.
- Nie pozwoli mi przej�� bez walki?
- Przepu�ci ci� za kawa�ek sera, je�li masz.
Handlarz nie by� przygotowany na p�acenie haraczu. Nie
bardzo nawet wiedzia�, co to jest ser; nie chcia� jednak zdra-
dzi� si� ze sw� ignorancj� i skompromitowa� si� jeszcze bar-
dziej. Zna� ro�lin�, kt�r� nazywano �chleb z serem", nie by�a
jednak szczeg�lnie smaczna, wi�c raczej nie o ni� chodzi�o.
Odwr�ci� si� i przyj�� pozycj� z nosem do g�ry, �eby si� ro-
zejrze�. Dom robi� wra�enie imponuj�ce. Wznosi� si� pionowo
w g�r�, a dwoma rogami si�ga� nieba. Na dachu przysiada�y
z pewno�ci� naj�miglejsze, mieszkaj�ce w chmurach soko�y.
Spogl�daj�c z ziemi na frontow� �cian� Domu, Handlarz po-
czu� si� bardzo male�ki. Nic dziwnego, �e Dom by� tak s�awny
w �ywop�ocie.
Pierwsza kondygnacja wystawa�a nieco ponad parterem.
Pot�ne belki konstrukcyjne z ciemnego drzewa tworzy�y
w murze tr�jk�tne i kwadratowe wzory. Wielkie, nabijane �wie-
karni drzwi skryte by�y pod mrocznym nawisem ganku. Pn�ce
r�e i bluszcz wdziera�y si� we wszystkie szczeliny, opl�tywa�y
okna i dach ganku. Z jednej strony do Domu przylega�a dre-
wutnia.
Granica mi�dzy sfer� wp�ywu Domu a jego otoczeniem
nie by�a wyra�na, sfera ta si�ga�a nier�wnomiernie na r�ne
strony, stopniowo ust�puj�c miejsca Naturze. Ogr�d nie mia�
�adnych wyra�nych granic, jako �e strzy�ony trawnik gin��
gdzie� w�r�d d�ugich dzikich traw, a korzenie kwiat�w ogrodo-
wych spl�tane by�y z korzeniami ostu, dzikiej pietruszki i ru-
mianku. Z pozycji nowo przyby�ej myszy trudno by�o stwier-
dzi�, czy to Natura kroczy naprz�d, by zagarn�� Dom w posia-
danie, czy te� ogr�d zdobywa sobie nowe tereny, stopniowo
wypieraj�c wszystko co dzikie.
Handlarz czu� nieomylnie, �e �ciany Domu kryj� jego
przeznaczenie. Przyci�ga�y go te mury. By� ciekaw, co za stwo-
rzenia mieszkaj� w ograniczonej przestrzeni Domu, zadziwia-
�a go ich powszechnie znana brutalno��. Natur� mia� docie-
kliw�, kiedy wi�c raz si� czym� zainteresowa�, musia� zaspoko-
i� sw� ciekawo��.
Czy�ci� w�sy, staraj�c si� jednocze�nie wypatrzy� jakie� wej-
�cie do wn�trza. Na linii, wzd�u� kt�rej �ciana Domu styka�a si�
z ziemi�, nie dostrzeg� �adnej norki, �adnej szczeliny.
Opad� znowu na cztery �apki, po czym zwr�ci� si� do ba-
dylarki:
- Chyba b�d� musia� spr�bowa� przej�� przez labirynt,
chocia� nie mam sera.
Skin�a g�ow�.
- No, je�li zdecydowa�e� si� tam wej��, mo�e jako� si� prze-
dostaniesz. Dawno temu, kiedy drewutnia by�a zbudowana
z drewna, istnia�o jeszcze przej�cie przez ni�; teraz jest z ceg�y
i z betonu, w dodatku mieszka tam Trzynastu, pozostaje wi�c
tylko droga pilnowana przez Stra�niczk�.
- Trzynastu?
- To banda m�odych �obuz�w, ho�ota zebrana ze wszyst-
kich plemion w Domu; przewodzi im Ulf, syn starego Gorma.
Informacja ta by�a dla Handlarza ma�o zrozumia�a i cho�
imiona wyda�y mu si� niezwyk�e, postanowi� na razie nie dr�-
�y� tego tematu. Ulf, syn starego Gorma... Drewutnia, kt�ra
by�a kryj�wk� bandy krwio�erczych hultaj�w, i labirynt koryta-
rzy strze�ony przez nieokrzesan� ryj�wk�... Handlarz zapyta�,
gdzie znajduje si� wej�cie do labiryntu, a przed odej�ciem
�yczy� jeszcze badylarce smacznego.
Obszed�szy budynek dooko�a, Handlarz stwierdzi�, �e infor-
macje by�y zgodne z prawd�. Odnalaz� tylko jedno ma�e wej-
�cie, przy okienku do piwnicy; prowadzi�o pod fundamenty
Domu. Mo�e uda mu si� wcale nie spotka� gro�nej Stra�nicz-
ki? Gdyby jednak dosz�o do spotkania, spr�buje z ni� poper-
traktowa�. Wiedzia�, �e ryj�wki maj� kiepski w�ch i wzrok, a do
tego cz�sto musz� odpoczywa� i coraz to zapadaj� w drzemk�
nawet w czasie polowania na chrz�szcze i d�d�ownice. Mo�e
uda mu si� jako� przemkn��, kiedy Stra�niczka u�nie.
Obj�� jeszcze spojrzeniem bezkresny �wiat. Daleko, dale-
ko bladob��kitne niebo styka�o si� z ziemi�. Pola wznosi�y si�
nieco ponad trawami na ty�ach ogrodu. Po jednej stronie roz-
ci�ga� si� sad, po drugiej otwarta przestrze� tworzy�a jakby
okno w�r�d trawy i drzew, przez kt�re Handlarz widzia� w od-
dali zamglony �ywop�ot, sw�j rodzinny dom.
Machn�� ogonem. Poczu�, �e serce wyrywa mu si� do po-
wrotu pomi�dzy cierniste ga��zki tarniny, do w�asnej zacisznej
norki. Co robi� tutaj, w miejscu obcym i pe�nym niebezpie-
cze�stw, podczas gdy m�g� wylegiwa� si� teraz mi�dzy rozwi-
dlonymi ga��zkami leszczyny, jedz�c g��g i popijaj�c ros�? Wie-
dzia�, �e b�dzie t�skni� za �ywop�otem, jednak �ycie wygodne
i pozbawione wra�e� by�oby nudne. Nale�a�o podj�� nowe
wyzwania, zazna� przyg�d i pozna� �wiat!
Zakrad� si� do nory za beczk� na deszcz�wk�.
Natychmiast znalaz� si� w labiryncie biegn�cych na wszyst-
kie strony tuneli. Niekt�re by�y owalne w przekroju i nale�a�y
do ryj�wek, inne za� okr�g�e - te wydr��y�y nornice. Rozpo-
zna� tak�e tunele myszy le�nych, kt�re i on potrafi� kopa� jako
�e z myszami le�nymi by� do�� blisko spokrewniony. Bada� dro-
g� koniuszkami w�s�w i jak na razie czu� si� bezpieczny. By�
oszo�omiony ciemno�ci�, po chwili jednak przywyk� do niej
i stara� si� zbada� otoczenie, pos�uguj�c si� w�chem i instynk-
tem. Przenikliwa wo� ziemi a� bi�a Handlarza w nozdrza, gdy
drobnym kroczkiem przemierza� tunele. Biegn�c, znaczy� dro-
g� w�asnym zapachem i ju� wkr�tce zauwa�y�, �e kr�ci si�
w k�ko. Chyba si� zgubi�. Czasami w tunelu czu� �wie�� zie-
mi�, kiedy indziej za� w�asny zapach �echta� mu nos i wtedy
wiedzia�, �e w tym korytarzu ju� by�. �ciany tunelu przenika�a
te� wo� innego stworzenia, ryj�wki, i Handlarz domy�la� si�,
�e zaraz spotka Stra�niczk�. Wkroczy� w rejon labiryntu, gdzie
korytarze by�y szersze.
Nagle zamar� i zatrzyma� si�; w ciemno�ciach przed sob�
wyczu� czyj�� obecno��, a potem poczu� ostry zapach ryj�wki.
G�os, kt�ry go dobieg�, potwierdza� te podejrzenia - by� napa-
stliwy i gro�ny.
- Kto tam? Odpowiadaj, zanim ci� zabij�.
Handlarzowi zale�a�o, by w jego g�osie nie by�o niepokoju.
- Mysz zaro�lowa, zwana Handlarzem, w drodze do krainy
Domu.
- Mysz zaro�lowa?! - wrzasn�a z w�ciek�o�ci� ryj�wka. -
Co robisz w moim labiryncie? Precz st�d! Precz!
Handlarz poczu� strach. Ryj�wka by�a w walce przeciwni-
kiem nie lada, on jednak by� uparty; teraz do strachu do��czy�
si� gniew. Czy� tej samicy zdawa�o si�, �e ca�y �wiat do niej na-
le�y? Mia� takie samo prawo jak ona korzysta� z tych tuneli.
Sie� podziemnych korytarzy na pewno nie zosta�a wykopana
przez jedn� ryj�wk�; ca�a armia zwierz�t musia�a by� w to za-
anga�owana. Przypuszcza�, �e Stra�niczka przej�a w�adz� nad
labiryntem, kiedy myszy le�ne i nornice przesta�y go u�ywa�.
- Pozw�l mi przej�� - warkn�� Handlarz do od�wiernej
u przej�cia mi�dzy dwoma �wiatami. - Nie mam zamiaru si�
z tob� k��ci�...
- Okup! - wrzasn�a Stra�niczka. - Daj mi co� do je-
dzenia!
Badylarka wyra�nie zaznaczy�a, �e chodzi�o o co� zwanego
serem, inaczej Handlarz wzi��by ze sob� jaki� orzech czy s�od-
ki owoc. Teraz jednak wypowiedzia� brzemienne w skutkach
s�owa:
-Nie mam nic do jedzenia.
Stra�niczka z przenikliwym wrzaskiem rzuci�a si� do ataku.
Handlarz poczu� ostry b�l w uchu i wiedzia�, �e zatopi�a w nim
z�by; na szcz�cie, s�abo widz�c, chwyci�a tylko za koniuszek,
kiedy wi�c z w�ciek�o�ci� stara� siej� str�ci�, brzeg ucha nade-
rwa� si� i ryj�wka polecia�a gdzie� daleko.
Nie dbaj�c o b�l, Handlarz usi�owa� odnale�� Stra�niczk�
po jej rozmaitych zapachach; potrafi� wyczu� j� w ciemno�ci.
Z wra�e� w�chowych budowa� map� otoczenia, czego nie po-
trafi�a wyposa�ona w s�aby w�ch ryj�wka. Handlarz zdawa� so-
bie spraw�, �e kierowa�a si� wy��cznie zmys�em dotyku; w�dro-
wa�a przez �ycie po omacku i to dawa�o mu pewn� niewielk�
przewag�. Pozostawa� nieruchomy.
Nagle Stra�niczka zacz�a rzuca� si� na wszystkie strony,
chc�c zlokalizowa� przeciwnika; miota�a si� i skaka�a z przera-
�aj�c� wprost energi�. Handlarz czyni� rozpaczliwe wysi�ki, by
pozosta� poza zasi�giem jej k�api�cych szcz�k. Dwa razy omal
nie schwyci�a go za gard�o. Wiedzia�, �e nie b�dzie ju� �apa�a
za ucho, teraz chcia�a go ci�ko zrani� lub nawet zabi�.
Handlarz nie czeka� na atak bezczynnie i te� raz czy dwa
z�apa� j� z�bami. W pewnym momencie do�� mocno wczepi�
si� stra�niczce w kark i zacz�� drapa� j� silnymi tylnymi noga-
mi. Tarzali si� po ziemi, bo ryj�wka walczy�a jak op�tana, a�
nie m�g� utrzyma� jej d�u�ej; uwolniona ugryz�a go jeszcze
w nos na odchodne. Nos jest wra�liw� cz�ci� cia�a, rana bo-
la�a wi�c piekielnie, a oczy Handlarza nape�ni�y si� �zami
w�ciek�o�ci.
Na koniec obie, mysz i ryj�wka, dosko�zy�y do siebie i zwar-
�y si� w klinczu.
�adna nie chcia�a da� za wygran�. T� patow� sytuacj�
przerwa� mog�o tylko obop�lne porozumienie. Wycofa� mo�-
na si� by�o jedynie za zgod� przeciwnika i bez wzgl�du na to,
jak bardzo by si� szarpali, ju� po chwili sta�o si� jasne, �e zwy-
ci�zcy tym razem nie b�dzie, a zako�czy� walk� mog� tylko
jednocze�nie.
Po d�ugich zmaganiach oba stworzenia usadowi�y si� na
ziemi, nie rozlu�niaj�c chwytu. Cz�sto �mier� zastawa�a zwie-
rz�ta w takiej pozycji. Je�li by�y zbyt uparte i zbyt dumne, by
pogodzi� si� z remisem, trwa�y w bojowym u�cisku i gin�y
z g�odu i pragnienia.
Oni tak�e trwali w tej pozycji, dop�ki Handlarz nie poczu�
si� znudzony i rozgoryczony g�upot� przeciwniczki. Powoli
rozlu�ni� chwyt, a w odpowiedzi Stra�niczka uczyni�a to samo.
Stopniowo i za obop�lnym przyzwoleniem rozwarli szcz�ki
i uwolnili si� nawzajem; wymaga�o to oczywi�cie zaufania z obu
stron, jako �e po chwili ka�de z nich mog�o rzuci� si� drugie-
mu do gard�a.
Handlarz by� mysz� dumn� i szlachetn�; wola�by umrze�,
ni� dopu�ci� si� tak nikczemnego czynu. Ku swemu zdumie-
niu zauwa�y�, �e ryj�wka wyznawa�a te same zasady. Podchwy-
tuj�c jego propozycj� rozejmu, da�a milcz�ce s�owo honoru, �e
nie zaatakuje ponownie, i dotrzyma�a obietnicy.
Odsun�li si� od siebie, chc�c w spokoju odzyska� si�y,
i wkr�tce dobieg� Handlarza g��boki, r�wny oddech. Stra�-
niczka zapad�a w drzemk�. Nie m�g� jej wymin��, a �e nie
chcia� te� wraca� na zewn�trz, po�o�y� si� i odpoczywaj Trwa-
�o to przez d�u�sz� chwil�.
Zaczyna� si� w�a�nie zastanawia�, czyby nie obudzi� ryj�w-
ki i nie zacz�� walki od nowa, kiedy Stra�niczka gwa�townie rzu-
ci�a si� naprz�d. Tak nag�ego ataku wcale si� nie spodziewa�.
Ryj�wka zatrzyma�a si� w p� drogi i chwyci�a co� z ziemi,
po czym nast�pi�o trzepotanie kruchych skrzyde�ek i trzask.
Serce zabi�o Handlarzowi jak szalone, gdy us�ysza� ostateczne
chrupni�cie; potem zn�w zapanowa� spok�j.
- Co to by�o? - zapyta�.
-Pi�kny t�usty chrz�szcz - odpar�a jego przeciwniczka
i bekn�wszy g�o�no, ha�a�liwie si� obliza�a.
- Przecie� spa�a�, prawda? - Handlarz nie m�g� wyj�� ze
zdumienia.
- Chrz�szcze wyczuwam nawet przez sen. Nie mog�am do-
pu�ci�, �eby taka dorodna sztuka przelecia�a mi ko�o nosa.
- To co, pozwolisz mi przej��, czy mamy walczy� dalej? -
zapyta� znowu po chwili milczenia.
- Mog�e� przecie� odej��, kiedy drzema�am.
- Z powrotem tak, aleja chc� i�� naprz�d. Musz�.
Zapad�a cisza, a� w ko�cu us�ysza�:
-Je�li tak, to id� ju�. Nie b�d� walczy� z kim� tak upartym
jak ty. Po co idziesz do Domu? Roi si� tam od dzikich mysich ple-
mion, s� w�r�d nich myszy domowe, le�ne i zaro�lowe, takie jak
ty; wszystkie maj� du�o, a chcia�yby jeszcze wi�cej. Szale�cy.
- Musz� tam i�� - wyja�ni� jej Handlarz. - Moi przodkowie
m�wili, �e w Domu odnajd� swe przeznaczenie, a we �nie mia-
�em wizj�...
- Aha, wizjoner - mrukn�a Stra�niczka sarkastycznie. -
No to nadawa�by� si� do plemienia Zjadaczy Ksi�g; je�li jeste�
mistykiem, na pewno ci� przyjm�.
- Nie, nie jestem ani mistykiem, ani wizjonerem. Nie mia-
�em �adnych objawie�, za to we �nie otrzyma�em bardzo wy-
ra�ne polecenie, kt�re musz� wype�ni� zgodnie z rad� Starca,
myszy m�drej i do�wiadczonej. Dlatego tu jestem, przeby�em
wiele p�l, �eby tu dotrze�, i nie mam zamiaru zawr�ci� teraz
z drogi... Ale, ale, c� to za plemi� Zjadaczy Ksi�g?
- S�uchaj, musz� si� zdrzemn�� - powiedzia�a Stra�niczka
sennie. -Jeste� pierwszy, kt�ry mnie pokona� w walce...
- To by� remis - poprawi� j� Handlarz.
- Niech ci b�dzie, �e remis - ziewn�a Stra�niczka. - Nie
b�dziemy si� o to k��ci�, w ka�dym razie odchodzisz; chocia�
nie bez uszczerbku na ciele, za to z honorem. Nikt jeszcze
tego nie dokona�, zawsze zwyci�am i wola�abym, �eby� si� tym
za bardzo nie chwali�. Masz m�wi�, �e stoczyli�my nie rozstrzy-
gni�t� walk� i rozstali�my si� jako wrogowie.
- Wrogowie?
- Chyba nie my�lisz, �e uwa�am ci� za przyjaciela, co? Ja-
sne, �e jako wrogowie; wrogowie, kt�rzy podziwiaj� si� nawza-
jem, darz� si� szacunkiem, a mimo to pozostaj� wrogami. Ja
nie mam przyjaci�; nawet wobec innej ryj�wki mog� by� na-
mi�tna, ale nie tkliwa. Nie lubi� �adnych innych stworze�, ni-
kogo na �wiecie. Bo tak mi si� podoba.
Stra�niczka m�wi�a coraz ciszej i ciszej, a� wreszcie usn�-
�a. Na szcz�cie znajdowali si� w szerokim korytarzu i Handlarz
zdo�a� przej�� obok. Przechodz�c, musn�� j� lekko i zdumia�o
go, jak jedwabiste mia�a futerko. Czemu kry�a w sobie tyle wro-
go�ci? Wydawa�a si� tak mi�a i cieplutka, �e ch�tnie zwin��by
si� przy niej w k��bek, w sam� por� przypomnia� sobie jednak,
�e jest to istota nader wojownicza, i po�pieszy� naprz�d, a pr�d
powietrza wskazywa� mu drog� do wyj�cia.
Powiew ten przyni�s� tak�e nowy, intensywny zapach mo-
czu. Handlarz wiedzia�, �e zbli�a si� do granic terytorium in-
nej myszy. Wo� ta ostrzega�a intruz�w, zejeszcze czas si� wyco-
fa�, on jednak dzielnie w�drowa� dalej.
ROKFOR
W ko�cu Handlarz doszed� do miejsca, gdzie korytarze wio-
d�ce do Domu zbiega�y si� z drogami labiryntu.
Zdecydowa� si� wej�� w nor�, w kt�rej poczu� silny prze-
ci�g, spodziewaj�c si�, �e b�dzie to tunel do�� kr�tki. Nie zwa-
�aj�c na znaczone moczem mysie granice, doszed� do du�ego
pomieszczenia. Pod�oga i �ciany by�y tu kamienne, strop drew-
niany, wsparty na grubych belkach. Handlarz rozejrza� si�
uwa�nie dooko�a, pozostaj�c na tyle blisko wyj�cia, by w razie
potrzeby m�c natychmiast ratowa� si� ucieczk�.
Znowu zacz�� si� zastanawia�, czemu w�a�ciwie porzuci�
�ywop�ot i wyruszy� w nieznane. Pragnienie powrotu a� go d�a-
wi�o i chwyta�o za gard�o; t�skni� za wonnymi polnymi kwiata-
mi, za rozgrzanymi w s�o�cu li��mi koniczyny i za zapachem
�wie�ej ziemi; t�skni� za szorstk� kor� i za smakiem soku z m�o-
dych ro�lin, za kwiatami g�ogu, kt�rych p�atki jak deszcz
spada�y mu na futerko. Matka Ziemia przyzywa�a mocnym g�o-
sem, a wspomnienia o towarzyszach �ywop�otowej doli nie
dawa�y mu spokoju. Nie by�o �atwo odrzuci� to wezwanie, ale
silniejszy nakaz popycha� go naprz�d.
Po przeciwnej stronie pomieszczenia kilka drewnianych
schodk�w prowadzi�o do drzwi, spod kt�rych w�sk� smug� s�-
czy�o si� �wiat�o. Dzi�ki niemu Handlarz m�g� dojrze� co nie-
co w ciemno�ci i zorientowa� si� w sytuacji.
- Wygl�da na to, �e jestem w Domu! - rzek� do siebie
Pomieszczenie zdawa�o mu si� olbrzymie; tysi�c razy wi�k-
sze ni� mysie mieszkanie, a mo�e nawet jeszcze wi�ksze? Pra-
wie wszystko wy�o�one tu by�o kamieniem: i �ciany, i pod�oga;
sufit za� by� drewniany, wysoko, wysoko w g�rze, co przyprawia-
�o niemal o zawr�t g�owy. Strachem napawa�a bezkresna p�asz-
czyzna pod�ogi.
A przecie� by�o to tylko jedno pomieszczenie spo�r�d wie-
lu. Ponad nim znajdowa�o si� nast�pne, wi�ksze, nad nim jesz-
cze wi�ksze, powy�ej za� jeszcze inne przestrzenie - rozleg�e
i niezbadane.
Handlarz z trudem uzmys�awia� sobie ogrom Domu. By�a
to kraina wielkich dolin, przepastnych jaski� i g�r, na kt�rych
widok kr�ci�o mu si� w g�owie. Nale�a� przecie� do zupe�nie
innego �wiata, gdzie by�o do�� miejsca dla ca�ego mysiego na-
rodu i nikt nikomu nie wchodzi� w drog�. Handlarzowi zda-
wa�o si�, �e Stw�rca m�wi mu teraz: Sp�jrz, oto skrzynka,
w kt�rej mie�ci si� wszech�wiat!
Zatrzyma� si� przy wyj�ciu z tunelu, staraj�c si� przezwyci�-
�y� strach, jakim napawa� go roztaczaj�cy si� wok� mroczny
pejza�; zanim ruszy� dalej przed siebie, chcia� upewni� si�, �e
jest bezpieczny. Ka�dy m�g�by go tu napa��, kot, �asica czy gro-
nostaj. Handlarz zdawa� sobie spraw�, �e znajduje si� na ob-
cym terenie i je�li ma prze�y�, musi by� przygotowany na
ka�d� niespodziank�. Zaszura� ogonem po pod�odze, �eby
sprawdzi�, czy zwr�ci to czyj�� uwag�, got�w natychmiast rzu-
ci� si� do dziury na pierwszy znak niebezpiecze�stwa.
W ogromnym pomieszczeniu znajdowa�o si� wiele przed-
miot�w, z kt�rych jedne rozpoznawa�, innych nie. Przy �cianie
ujrza� dwie du�e p�ki i stoj�ce na nich butelki z jakim� p�y-
nem. Butelki zdarza�o mu si� ju� w �yciu widzie�; golcy ciskali
je czasem do rowu, podobnie jak skrzynki i pude�ka. By�y tu
tak�e dwie beczu�ki przypominaj�ce nieco beczki na deszcz�w-
k�, le�a�y poziomo na specjalnej podstawie. Z beczu�ek wycie-
ka� p�yn o zapachu zbli�onym do tego, jaki jesieni� wydaj� fer-
mentuj�ce owoce. W pobli�u tych przedmiot�w Handlarz do-
strzeg� dwie �ywe istoty, kt�re wygl�da�y na myszy; jedna by�a
wi�ksza, druga mniejsza. Chyba zak��ci� im odpoczynek; wpa-
trywa�y si� teraz w Handlarza uwa�nie. Nagle jedna z myszy
chwiejnym krokiem ruszy�a w jego stron�.
- St�j w miejscu i m�w, czego chcesz ode mnie - warkn��
Handlarz, gdy by�a o par� krok�w od niego.
Mysz zatrzyma�a si� i zmru�y�a oczy, po czym pazurkiem
pod�uba�a sobie w z�bach.
- Nie ma ...trzeby, si� ba�, ...sza wysoko�� - odezwa�a si�,
po�ykaj�c sylaby, i stan�a s�upka. - My tu wszyscyjeste�my �ycz-
liwi, ...wda, Ospalcu? - zwr�ci�a si� przez rami� do towarzysza.
- Taa, ma si� rozumie�, Pfruku - dobieg�a go odpowied�
drugiej myszy, po czym nast�pi�o g�o�ne bekni�cie i pokorne:
- ...sz� wybaczy�.
Handlarz z uwag� przygl�da� si� Pfrukowi; jakkolwiek
trudno by�o okre�li� dok�adnie gatunek, wygl�da� na mysz
domow�. Futerko mia� wylinia�e i matowe, sk�r� pokryt� eg-
zem�, resztki sier�ci stercza�y zmierzwione jak zesztywnia�e na
mrozie k�pki trawy. Brakowa�o mu koniuszka ogona, lewe
ucho mia� naddarte, a trzy w�sy z�amane; oczy przekrwione
i �zawi�ce, policzki obwis�e; zuchwale zadziera� nosa. Mimo
sporej tuszy zdawa� si� s�aby i wym�czony, z brzucha zwisa�y
mu fa�dy sk�ry. Co gorsza, �mierdzia� zgnilizn� i trudno by�o
stwierdzi�, czy �r�d�em tego zapachu by� jego oddech, czy
ca�e cia�o.
- A pan szano