7170

Szczegóły
Tytuł 7170
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7170 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7170 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7170 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

GARRY KILWORTH DOM OBIECANY Prze�o�y�a Urszula Grabowska Ksi��k� t� dedykuj� pie�niarce Suzi Sutherland Serdeczne podzi�kowania kieruj� do Bernarda Halla i Rega Masona, za dostarczenie mi znakomitego planu domu z lat trzydziestych, na tej podstawie powsta�a mapa mysiego te- rytorium; Barbarze Faithfull wyra�am wdzi�czno�� za to, �e wprowadzi�a mnie w tajniki owej mapy. Jak zawsze dzi�kuj� Andrew, kt�rego towarzystwo w czasie naszych regularnych copi�tkowych obiad�w dzia�a�o na mnie inspiruj�co; a tak�e Maggie Noach i Patrickowi Janson-Smith za ich nieocenione wsparcie podczas pisania tej ksi��ki. Dzi�kuj� wreszcie mojej ukochanej Annette, kt�ra cierpliwie zgadza�a si�, by przez po- nad rok mysie sprawy zdominowa�y wszystkie nasze rozmowy przy �niadaniu, obiedzie i kolacji, i kt�ra wielokrotnie wspie- ra�a mnie swoj� pomoc� i rad�. Do golca Bestio �ar�oczna, pod�a, chciwa, Co g�b� ruszasz nieustannie - Nie musisz ��opa� tak zach�annie, A� �lina toczy ci si� z pyska! Ja, chocia� g��d mi trzewia �ciska, W takim wy�cigu nie nad���! S�owa w nag�ym przyp�ywie krasom�wstwa wyg�oszone przez wierszopisa Snurba, z plemienia Zjadaczy Ksi�g, po zjedzeniu tomu poezji szkockiej Ser i g��d - przys�owie ka�e -jedno z drugim id� w parze. Stare przys�owie myszy domowych G��WNI BOHATEROWIE MYSZY Z ZEWN�TRZ HANDLARZ - mysz zaro�lowa z �ywop�otu, w�drowiec, g��wny bohater powie�ci CYNKU� - kuzyn Handlarza, mieszkaniec �ywop�otu STARZEC - stary m�drzec z �ywop�otu, mysz zaro�lowa G�AZ - koszatka zamieszka�a w ogrodzie przy wyg�dce, g�osz�ca has�a powrotu do natury STRA�NICZKA - ryj�wka pospolita zamieszka�a w labiryncie rozci�gaj�cych si� pod Domem tuneli; obdarzona pod�ym charakterem, bezlitosna w walce U�UG BEG - prastara mysz nieznanego gatunku, samotnica mieszkaj�ca w ogrodzie, w porzuconym domku na drzewie DZIKIE PLEMI� (MYSZY KUCHENNE) STARY GORM - mysz domowa, herszt Dzikiego Plemienia, zbir i barbarzy�ca ASTRID - mysz domowa, najwy�sza kap�anka Dzikiego Plemienia pozostaj�ca w kontakcie z duchami HAKON - mysz domowa, brat Gorma i jego pierwszy sobowt�r TOSTIG - mysz domowa, brat Gorma i jego drugi sobowt�r TEREJ TR�JNOGI - mysz domowa, inwalida o paskudnym usposobieniu GUNHILDA - mysz domowa, zwolenniczka wojskowej dyscypliny, dezerterka, przechodzi na stron� bandy Trzynastu JAROM WID�OW�S - mysz domowa, morderca samouk Pozostali cz�onkowie Dzikiego Plemienia: Gita Pi�know�sa, Skuli, Ketil, Elflna PLEMI� ZJADACZY KSI�G (MYSZY BIBLIOTECZNE) FRYDA PIEGOWATA - mysz domowa przewodz�ca plemieniu Zjadaczy Ksi�g, za pan brat z czarami i magi� JAGO - mysz domowa, ksi��kowy smakosz, ekspert w dziedzinie jedzenia papieru GRUFIT ZIELONOZ�BY- mysz domowa, samozwa�czy czarownik i magik IZYDOR - mysz domowa, m�odzik, kt�ry odnajduje Ma�ego Ksi�cia Pozostali cz�onkowie plemienia Zjadaczy Ksi�g: Owain, Z�y Hywl, �ysa Etel, Cadwallon, Mefyn, Rodryg, Maruder, Nesta �MIERCIOG�OWI (WOJOWNICY DUCHA) I-KUCHENG - mysz le�na, w�drowny s�dzia, kt�remu bogini Unn powierzy�a szczeg�lne obowi�zki SKRANG - mysz le�na, opiekunka I-Kuchenga IBAN - mysz le�na, wyznawca Yo �lubuj�cy czysto�� i nie mog�cy tym �lubom sprosta� NIEWIDZIALNI (MYSZY ZE STRYCHU) CICHOSZEPT - mysz le�na, ha�a�liwy i energiczny przyw�dca swego plemienia LEKKOSTOPA - mysz zaro�lowa o ci�kim chodzie, zostaje partnerk� Handlarza SZYBKONADNO - mysz le�na, wy�mienity p�ywak i �miertelny wr�g Kelloga, szczura dachowego SPADAJ�CA - mysz le�na o znakomitym poczuciu r�wnowagi, chodz�ca po linie w ka�dych okoliczno�ciach BEZSENSOWNA - mysz le�na, partnerka Szybkonadno OKRUTNIE. - mysz le�na o �agodnym usposobieniu, przyjaciel Handlarza PIETRUS - mysz le�na, rywal i przeciwnik polityczny Szybkonadno WSZECHS�YSZ�CA - g�ucha mysz le�na zaprzyja�niona ze staruszkiem zegarem, pianistka BIEDACZEK- mysz le�na, brat Szybkonadno PLEMI� �MIERDZIELI (MYSZY PIWNICZNE) PFRUK - mysz domowa, zwana przyw�dc� tego dwuosobowego plemienia, zapchlony pijak, nikczemnik i �otr OSPALEC - mysz domowa, popychad�o i cie� Pfruka, maj�cy te same wady BANDA TRZYNASTU (BUNTOWNICY Z DREWUTNI) ULF - mysz domowa, syn starego Gorma, zagorza�y terrorysta i spiskowiec, przyw�dca bandy Trzynastu ULEWNA - mysz domowa, malkontentka, towarzyszka Ulfa WY�YNNIK- mysz le�na, rywal Ulfa odczuwaj�cy silny l�k wysoko�ci POZOSTALI MIESZKA�CY DOMOSTWA GOLCY - istoty ludzkie, stworzenia du�e i bezu�yteczne, spo�ywaj�ce olbrzymie ilo�ci jedzenia �OWCA G��W - okrutny ma�y golec lubuj�cy si� w torturowaniu i mordowaniu myszy GA�ECZKA - niebieska kotka birma�ska, czaj�ca si� w mroku, nieprawdopodobnie szybka PLUJ - stary rudy kocur, mniej �owny ni� Ga�eczka DR�TWY - stary, zgrzybia�y spaniel �ASKAWA - osiad�a na strychu sowa morderczyni, nazwana tak przez Niewidzialnych KELLOG - stary szczur �niady (albo okr�towy) mieszkaj�cy po drugiej stronie zbiornika wody, �miertelny wr�g Szybkonadno MA�Y KSI��� - bia�a mysz, ulubieniec �owcy G��w, myszo�erca DUCHY - powiernicy i przyjaciele Astrid Zʌ� PIERWSZA Od �ywop�otu do holu STILTON JVlyszy, podobnie jak ich odwieczni wrogowie, bywaj� z�era- ne przez ciekawo��. Handlarz s�ysza� o Domu od chwili swych narodzin. Trzy pola dzieli�y Dom od �ywop�otu, co stanowi�o odleg�o�� zbyt wielk�, by go st�d zobaczy�; jednak wie�ci o Domu dociera�y za po�rednictwem w�drowc�w. W�drowne gryzonie opowiada- �y niestworzone historie, a mieszka�cy row�w i �ywop�ot�w s�u- chali ich z zapartym tchem. W Domu myszom przez ca�y rok �y�o si� ciep�o i wygod- nie, a jedzenia mia�y pod dostatkiem bez wzgl�du na pogod� i na por� roku. R�ne gatunki myszy robi�y tam sobie gniazda ponad ziemi�, a mimo to nie zagra�a� im deszcz ani wiatr, lis ani �asica, gronostaj ani jastrz�b. Kiedy jednak Handlarz zapyta� swego kuzyna Cynkusia 0 Dom, us�ysza� w odpowiedzi: - Lepiej si� do niego nie zbli�aj, roi si� tam od golc�w. To brudasy, podobno nigdy si� nie myj�, bo z trudem si� zginaj� 1 j�zyki maj� za kr�tkie. Nie s�ysza�em jeszcze, �eby golec wyli- zywa� sobie mi�dzy palcami u n�g... jestem przekonany, �e s� ca�kiem zawszeni, na pewno. �mieszne, nie umie� nawet iska� si� po brzuchu... a� ci�ko sobie wyobrazi�, co? - Wcale nie my�la�em o golcach, wszyscy wiedz�, �e to py- sza�kowate g�upki; nie, zastanawia�em si� raczej nad samym Domem. No wiesz, jak tam wygl�da w �rodku. Hej, a mo�e by� si� ze mn� zamieni�? Dam ci owoc g�ogu za ten kawa�ek buraka. Cynku� pogr��ony by� w my�lach o Domu i z roztargnie- niem przysta� na t� transakcj�. -Jak mo�e by� w miejscu pe�nym nie domytych golc�w? S�ysza�em nawet, �e organizuj� sobie konkursy w piciu. Do tego dochodzi ich g�upota! Kto wy��opie wi�cej farbowanej wody naraz. Jedz� te� jak...jak golcy. Chocia� Cyrku� golcami pogardza�, stanowili dla niego te- mat nie ko�cz�cych si� rozwa�a�. - Nie rozumiem - ci�gn�� -jak oni mog� sta� ca�y czas na tylnych nogach i nigdy si� nie przewr�c�. Nie wygl�daj� na przystosowanych do takiej pozycji, co? Zdawa�oby si�, �e si� zaraz wywal� na te swoje wystaj�ce nosy, prawda? S�ysza�em, �e maj� tylko odrobin� futerka, co� jakby k�pk� trawy stercz�c� na czubku g�owy. No a co z reszt�? Mo�e mieli pi�ra i kto� ich oskuba�? A mo�e s� jakim� gatunkiem �ab, tylko nie mog� zna- le�� odpowiedniego stawu? Handlarza znudzi�a ju� rozmowa o golcach; interesowa� go Dom. Pu�ci� mimo uszu gadanin� Cynkusia i pogr��y� si� w my�lach. M�wiono, �e domy s� w rzeczywisto�ci pustymi muszlami pozosta�ymi po jakim� wymar�ym gatunku �limak�w olbrzym�w. Wierzy�, bo wnioskuj�c z opis�w, kt�re do niego dociera�y, przypomina�y solidne, puste w �rodku skorupy. Najbardziej go intrygowa� kontrast pomi�dzy �ywop�otem a wizj� Domu, jak� stworzy� sobie na podstawie rozmaitych re- lacji - pod wieloma wzgl�dami Dom stanowi� przeciwie�stwo znanego mu �wiata i Handlarz czu�, �e gdyby kiedykolwiek tam trafi�, podda�by si� sile przyci�gania Domu, sta�by si� jego cz�- �ci�, podobnie jak teraz stanowi� cz�� �ywop�otu. W�a�ciwie czu� si� tu zakorzeniony, tak jak krzak g�ogu zakorzeniony jest w ziemi. �ywop�ot kry� w sobie jak�� si�� magnetyczn�. Jego miesz- ka�cy rzadko si� zapuszczali gdzie�' dalej, a gdy si� na to odwa- �yli - wracali p�dem, z bij�cym sercem, przej�ci l�kiem pu- stych przestrzeni. Handlarz wiedzia� jednak, �e je�li kiedy�, wy��cznie dzi�ki sile woli, uda mu si� st�d wyrwa� - dozna cze- go� niezwyk�ego, jakiego� duchowego przebudzenia i otworzy si� na nowe, nieznane �wiat�o. Jeszcze kiedy by� ma�� myszk�, matka powiedzia�a mu: - W �ywop�ocie zdarza si� czasem, �e duchy myszy i s�w przelotnie stykaj� si� ze sob�. �asice i gronostaje s� naszymi wrogami, straszny jest ich j�zyk, a sama my�l o ich sposobie od�ywiania przera�aj�ca, dr�ymy na ich widok, a mimo wszyst- ko �ywop�ot jednoczy nas ze sob�, jest naszym wsp�lnym do- mem. Zamieszkuj� go dusze zwierz�t, kt�re odesz�y, i ptak�w, kt�re ju� nie pofrun�, bo ich czas min��. Duchy tych stworze� trwaj� tu nadal wpl�tane w tarninowe ga��zki. �ywop�ot nas ��czy i wprowadza harmoni� w dziki �wiat... Handlarz urodzi� si� w �ywop�ocie, a raczej, �ci�le m�wi�c, pod nim. I chocia� nie mniej czasu sp�dzi� w�r�d ga��zek i cierni ni� na ziemi, to przecie� przyszed� na �wiat w gliniastej norce wychodz�cej na poro�ni�te traw� zbocze rowu. By�a tam skomplikowana sie� tuneli i nor, gdzie mieszka�y pospo�u my- szy le�ne i zaro�lowe. Tu znajdowa�o si� przytulne i bezpieczne, wy�cielone sia- nem rodzinne gniazdo Handlarza, jego braci i si�str. To tutaj matka Handlarza powiedzia�a kiedy� s�siadce: - W chwili kiedy go urodzi�am, u wylotu nory pojawi� si� chrab�szcz i za�opota� skrzyd�ami. - No to co? - zapyta�a s�siadka, wed�ug kt�rej jej w�asne potomstwo znacznie bardziej zas�ugiwa�o na uwag� ni� potom- stwo jakiejkolwiek innej myszy. - Nie rozumiesz?! - wykrzykn�a oburzona matka Handla- rza. - Przecie� chrab�szcz zwiastuje s�aw�! S�ysza�am od nornicy w�drowniczki, �e m�wi�a tak sama Fryda Piegowata, wielka cza- rodziejka mieszkaj�ca w Domu. Otrzyma�am znak, �e to dziec- ko wyro�nie na kogo� niezwyk�ego, wspomnisz moje s�owa. - Chrab�szcze? Ma�e m�d�ki. I do tego Fryda Piegowata! - parskn�a s�siadka i wycofa�a si�, �piesz�c do w�asnych, nad- zwyczajnych mysz�t. -Uwa�aj! - wrzasn�a jeszcze za ni� matka Handlarza. - Sama mo�esz si� zamieni� w chrab�szcza, je�li b�dziesz wzywa� imienia czarodziejki nadaremno! Handlarz wzrasta� w cieniu �ywop�otu, godzina za go- dzin�, a� sta� si� dojrza�� mysz� zaro�low� - przedstawicielem najwi�kszych myszy w okolicy. Nazwano go tak, bo lubi� wymie- nia� co smakowitsze k�ski, najpierw z bra�mi i siostrami, p�- niej tak�e z innymi. By�o to do�� niezwyk�e, jako �e na og� myszy zjada�y od razu, co mia�y do zjedzenia. �mieszy�o je, kiedy Handlarz zamienia� jag�dk� na orze- cha, ale cz�sto godzi�y si� na tak� zamian� i z przyjemno�ci� pr�bowa�y czego� nowego. Dla wielu tutejszych mieszka�c�w �wiat zaczyna� si� i ko�- czy� na �ywop�ocie. Handlarzowi par� razy w �yciu zdarzy�o si� dotrze� do wierzchu �ywop�otu i za ka�dym razem na nowo zdumiewa�a go jego d�ugo��. Wyprawom tym towarzyszy�a jed- nak �wiadomo�� niebezpiecze�stwa zagra�aj�cego mu ze stro- ny pustu�ki i innych czyhaj�cych tam drapie�nik�w. Z jednej strony �ywop�ot wznosi� si� i opada� �agodnie, zgodnie z falistym ukszta�towaniem brunatno-zielonych p�l, z drugiej za� gin�� na stromym wapiennym brzegu, niczym wpe�zaj�cy do nory w��. Handlarz wzrok mia� kiepski, jako �e myszy kieruj� si� g��wnie zmys�em w�chu i dotyku, wiedzia� jednak, �e �ywop�ot to co� trwa�ego; �e jest on tu r�wnie dawno jak drzewa i b�- dzie zawsze. W �wi�tym zaciszu �ywop�otu �yli i umierali prapradziado- wie Handlarza, ich przodkowie i przodkowie przodk�w, poczy- naj�c od czas�w, gdy ca�y �wiat porasta�a trawa, a myszy na w�a- sno�� posiada�y �yciodajn� Ziemi�. Pozosta�y po nich jeszcze pradawne zapachy, strz�pki futra na kolcach i ga��zkach i ten sam co niegdy� poszept traw. Zbrojny w kolce �ywop�ot by� tak�e warownym bastionem chroni�cym swych mieszka�c�w przed skrzydlatymi i czworo- no�nymi drapie�nikami. Sami drapie�cy te� chronili si� tu cza- sem w panicznej ucieczce przed golcami, kt�rym towarzyszy�y psy. A jednak to w�a�nie golcy dbali o �ywop�ot i utrzymywali go w porz�dku; strzygli na wiosn�, sprz�tali usch�e li�cie z bie- gn�cego obok rowu. Dzi�ki ich zabiegom by� do�� mocny, by oprze� si� wichrom i burzom. Golcy pod kierunkiem najwy�- szego Stw�rcy byli nawet niekiedy po�yteczni. Strzegli niena- ruszalno�ci �wiata, w kt�rym �y� Handlarz. I tak �ywop�ot trwa� jako wsp�lnota. Bez znaczenia by� fakt, �e najrozmaitsze stworzenia pos�ugiwa�y si� tu r�nymi j�zykami; od motyla po je�a i od paj�ka po gronostaja. By� dru- gi, uniwersalny j�zyk -j�zyk alarmuj�cych odg�os�w i poru- sze�, a tak�e zapach�w, kt�ry w nag�ych wypadkach s�u�y� ca- �ej spo�eczno�ci �ywop�otu. Kiedy wi�c nadchodzi�a burza, zwierz�ta informowa�y si� o tym nawzajem. - Idzie burza, idzie burza! - krzycza�y kosy w swym oso- bliwym j�zyku; wszyscy jednak, w��cznie z Handlarzem, poj- mowali w lot, o co chodzi. On sam s�ysza� ju� ten okrzyk wie- lokrotnie. - Skryjmy si� gdzie� - m�wi� wtedy jego kuzyn Cynku�. - Nie, chc� zobaczy�, co si� b�dzie dzia�o - odpar� raz na to Handlarz z pe�n� determinacj�. - Zostaj� na g�rze, scho- wam si� w ga��zkach tarniny. - Chyba oszala�e�, masz tak samo �le w g�owie jak jaki� go- lec - wymamrota� Cynku�. Handlarz chcia� us�ysze� odg�osy burzy nie st�umione przez warstwy torfu i gliny nad jego gniazdem. Chcia� us�ysze� d�wi�ki zawieruchy w ca�ej ich gro�bie i majestacie. �ywop�ot szeptem zwierza� swe tajemnice, szelestem li�ci i skrzypieniem ga��zek przekazuj�c mu nauki przodk�w. Teraz Handlarz chcia� by� �wiadkiem narodzin gromu i b�yskawicy, us�ysze� j�k wichru i deszcz grzechocz�cy o pie� starego wypr�chnia�ego d�bu. - Cynku� b�dzie �a�owa�, �e nie zosta� tu ze mn� - mru- cza�, dodaj�c sobie ducha. - Pozazdro�ci mi przyg�d. Zapach burzy si� przybli�y�; potoki deszczu widoczne na horyzoncie wsi�ka�y w ziemi� i wydobywa�y z niej bogat� gam� nowych aromat�w. Handlarz cierpliwie czeka�. Potem zerwa� si� wiatr ch�oszcz�cy okaza�e pokrzywy, szar- pi�cy dzikie czosnki i wiotkie p�dy powoju. Osa, co przycup- n�a na kolcu tarniny, w mgnieniu oka zosta�a porwana i unie- siona gdzie� w przestworza. Handlarz wzdrygn�� si� i mocniej uchwyci� ga��zk�, na kt�rej siedzia�. Polny szczaw i paprocie chyli�y si� ku ziemi; kwiaty pierwiosnka z powrotem zwija�y si� w p�ki. Wicher j�cza� i zawodzi� w tarninie. �ywop�ot jakby na- gle o�y� i niczym przera�one zwierz� stara� si� uciec gdzie� za g�ry i lasy. -A wi�c taki jest wiatr - powiedzia� Handlarz, przej�ty jego si��. Zastanawia� si�, jak to by�o kiedy�, w pomroce dzie- j�w, gdy nie by�o jeszcze drzew ani �ywop�otu, a wiatr przedzie- ra� si� w�r�d wysokich traw, do kt�rych jak zwyk�e myszy po- lne tulili si� jego przodkowie. Potem lun�� deszcz i niebo zasnu�o si� ciemno�ci�. M�odziutka nornica wychyli�a si� na chwil� z jamki w zie- mi, przekonana, �e ju� po burzy; zakl�a i wycofa�a si� p�dem. Zalewany potokami deszczu Handlarz z trudem �apa� po- wietrze, staraj�c si� tak oddycha�, by nie napi� si� przy tym wody. Grzmoty i b�yskawice omal nie zmiot�y go z ga��zki, a� oczy wysz�y biedakowi na wierzch. By� przera�ony. Gdy burza na chwil� przycich�a, zlaz� z krzaka tarniny i na brzegu rowu odnalaz� wej�cie do nory. Tunel wznosi� si� tam najpierw w g�r�, dzi�ki czemu nie zalewa�a go woda, potem za� opada�, prowadz�c do licznych pomieszcze�, w�r�d kt�- rych by�o te� gniazdo Handlarza. Labirynt tuneli rozpo�ciera� si� pod przedziwnie poskr�can�, tworz�c� liczne p�tle ga��zi� leszczyny - kude�k� - co w mysiej tradycji stanowi�o symbol wielki i pot�ny. Kude�ka by�a spra- wiedliwa, nagradza�a dobrych i kara�a z�ych. Ona chroni�a mysie gniazda od �asic i gronostaj�w, w kt�rych budzi�a re- spekt. - No i co? Masz do��? - zapyta� Cynku�, kiedy Handlarz mija� jego gniazdo. - Na razie - prychn�� w odpowiedzi Handlarz. � Przekroczywszy granic� swego terytorium, dok�adnie wy- znaczon� zapachem moczu, znalaz� si� wreszcie we w�asnym gnie�dzie, na mi�kkim, ciep�ym sianku. Dach z ziemi nad g�ow� i �ciany norki dawa�y mu teraz mi�e poczucie bezpie- cze�stwa. Z jednej ze �cian wystawa� korze� leszczynowy, kt�ry Handlarz z upodobaniem obgryza�, kiedy nie mia� nic lepsze- go do roboty. By�o to mi�e zaj�cie, a przy okazji �ciera� sobie z?by. Teraz tak�e si� tym zaj��, nas�uchuj�c odleg�ych grzmo- t�w, kt�re st�d zdawa�y si� ju� tylko przyt�umionym b�bnie- niem. Znu�ony, zwin�� si� w k��bek i ju� po chwili drzema�, zas�oniwszy sobie oczy ogonem; w�wczas to po raz pierwszy przy�ni� mu si� sen. We �nie odwiedzili go przodkowie i na- kazali uda� si� do Domu, gdy� tam mia�o si� spe�ni� jego przeznaczenie. - Historia splecie si� z mitem, tak jak orlik splata si� z blusz- czem - powiedzieli. Ukazali mu si� jako strz�pki bagiennej mg�y, a ich mowa by�a niczym szelest li�ci, kt�rej znaczenie nie pozostawia�o jed- nak w�tpliwo�ci. Mia� opu�ci� �ywop�ot i uda� si� do Domu; tam pozna sw� rol� w maj�cych nast�pi� wydarzeniach; stanie si� Tym, kt�ry poprowadzi wielu. Zaraz po przebudzeniu, zdumiony i dr��cy, Handlarz uda� si� do Starca, myszy wiekowej i znanej z m�dro�ci. Zasuszony staruszek mia� ju� czterysta nocy z ok�adem, sw� zgrzybia�o�ci� budzi� l�k w m�odych myszach. Mieszka� nieco na uboczu, dziel�c jedno spore pomieszczenie z kilkoma samicami i sam- cami w podesz�ym wieku; tu, z dala od gniazd, wybryki rozswa- wolonej m�odzie�y nie zak��ca�y mu spokoju. -Nie mam jedzenia na zamian�, m�odzie�cze, nic nie mam, wi�c id� st�d i handluj gdzie indziej -j�� zrz�dzi� Sta- rzec, gdy tylko Handlarz z boja�ni� przekroczy� pr�g izby. - Nie przyszed�em tu, �eby si� zamienia�, tylko by ci� o co� zapyta� - odpar� z podnieceniem Handlarz. Opowiedzia� Starcowi sw�j sen, chc�c dowiedzie� si� od m�drca, czy to prawda. - Co rozumiesz przez prawd�? - zapyta� Starzec. - No, czy uwa�asz, �e musz� wyruszy� w podr� do Domu? - Oczywi�cie, musisz. Nie ka�demu �ni� si� sny. Us�uchaj wezwania przodk�w, m�odzie�cze, albo b�dziesz tego �a�owa� do ko�ca swoich nocy. - M�drzec obrzuci� Handlarza spojrze- niem pe�nym ciekawo�ci, jakby widzia� go po raz pierwszy. - Czy my�lisz, �e mam wyruszy� ju� teraz? _ Us�ysza�e� wezwanie. To oznacza, �e masz przed sob� Wielki cel i sen przys'ni ci si� znowu, a twoi przodkowie po- wiedz� ci, gdy nadejdzie czas, by opu�ci� rodzinne gniazdo - odpar� Starzec. - A teraz odejd�, daj mi spok�j, najwy�sza pora na drzemk�. Handlarz opu�ci� mieszkanie Starca przej�ty nabo�nym l�kiem na my�l, �e on, zwyk�a skromna mysz, zosta� wybrany na spadkobierc� m�dro�ci przodk�w. Gdy jednak znowu znalaz� si� w�r�d r�wie�nik�w, a jego przyjaciele Tuptu� i Piku� biega- li dooko�a jak szaleni, trudno mu by�o uwierzy�, �e spotka�o go co� niezwyk�ego. I Sen wszak�e przy�ni� mu si� znowu i powraca� jeszcze wie- okrotnie, a za ka�dym razem wezwanie by�o bardziej nagl�ce. Jeste� Tym, kt�ry poprowadzi wielu". Handlarz zacz�� poj- mowa�, �e jego przeznaczenie r�ni si� od przeznaczenia in- nych myszy... .Kiedy wiosna przysz�a na dobre, Handlarz zacz�� wypuszcza� si� w pola, coraz dalej i dalej od �ywop�otu. Chcia� si� przeko- na�, jak daleko mo�e odej�� od znanych mu d�wi�k�w, zapa- ch�w i widok�w, nim poczuje si� niespokojny i zagubiony. Pewnej nocy oddali� si� tak bardzo, �e nie czu� ju� nawet woni �ywop�otu, kt�ry w �wietle ksi�yca sta� si� tylko jedn� z ciem- nych linii nocnego pejza�u. W otwartej przestrzeni p�l niewiele �y�o zwierz�t, a w �y- wop�ocie mieszka�y setki i tysi�ce r�nych stworze�; Handlarz po raz pierwszy w �yciu nie czu� ich zapachu. Nale�a�y do �wia- ta, kt�ry zostawi� za sob�. Dopiero tam, w�r�d p�l, Handlarz zrozumia� w pe�ni, �e �ycie w �ywop�ocie przebiega w pewnym ustalonym rytmie, zgodnym z rytmami Ziemi. Teraz poj��, �e w�a�nie ten rytm daje poczucie harmonii. Wprawdzie w �ywop�ocie nie brako- wa�o konflikt�w, znano tam rozpacz i straszn� �mier�; nie na- rusza�y one jednak harmonii ca�o�ci. �ywop�ot przylega� do Ziemi, wiernie powtarzaj�c i przenosz�c jej wibracje. Odkrycie to przerazi�o Handlarza; patrz�c na sw�j �wiat z dala, poczu� si� nagle wygna�cem. Ze strachem ��czy�o si� jednak poczucie mi�ego podniecenia. Czu� tak�e, �e �ywop�ot z wielk� moc� wzywa go z powro- tem, ale dop�ki jedzenia wok� by�o w br�d, m�g� si� temu oprze�. - Buraki prosto z pola s� znacznie smaczniejsze - rzek� niedbale do Cynkusia po powrocie. Pszczo�y i osy bzycza�y w ga��zkach tarniny, robi�c w�cie- k�y ha�as. Cynku� potrz�sn�� g�ow� z niedowierzaniem. - By�e� tam?! - wykrzykn��. - Chyba oszala�e�! Nie wiesz, �e na otwartej przestrzeni pustu�ka wypatrzy ci� nawet sponad chmur? Handlarz uzna�, �e kuzyn nieco przesadza. - To nie jest taka ca�kiem pusta przestrze�, mn�stwo tam li�ci buraczanych, pod kt�rymi mo�na si� schowa�. - Przerwa� na chwil� i w zamy�leniu m�wi� dalej: - Ma si� uczucie, �e �ywop�ot przyci�ga ci� z powrotem; to bardzo dziwne. Cieka- we, czy mo�na to przezwyci�y�. Czy mo�na si� uwolni� spod wp�ywu �ywop�otu? JAiedy Handlarz osi�gn�� wiek stu czterdziestu dw�ch nocy, sen nakaza� mu po�egna� krewnych i przyjaci� i wyruszy� w drog� do Domu. Nadszed� czas, by zostawi� za sob� r�w i �ywop�ot na skraju p�l, znany i bezpieczny �wiat dzieci�stwa; Handlarz mia� uda� si� na poszukiwanie owych tajemniczych �wielu", by stan�� na ich czele i spe�ni� ��dania przodk�w. Tra- wy zakwit�y, li�cie dzikiego szczawiu usch�y w piek�cym s�o�cu i obwis�y. Nogi same rwa�y si� do drogi. Przed odej�ciem musia� odprawi� pewne rytua�y, sekretne i publiczne. Za dnia, gdy wszyscy pogr��eni byli we �nie, pod korze- niem pierwiosnka zakopa� owoc dzikiej r�y. Wymowa tego rytua�u by�a potr�jnie symboliczna; po pierwsze, wyra�a� pra- gnienie powrotu, by m�c spo�ywa�: owoce ziemi; po drugie, sk�ada� ofiar� jedynemu Stw�rcy, prosz�c, by przyj�� go tu z powrotem w chwili g�odu; na koniec za� owoc dzikiej r�y symbolizowa� mysie serce, kt�re Handlarz pozostawia� w swej ojczy�nie - u st�p �ywop�otu. Nast�pny sekretny rytua� dotyczy� wody, kt�ra jest dla my- szy p�ynem �yciodajnym. Handlarz zaczerpn�� jej z rowu do pyszczka i zwil�y� miejsce, gdzie zakopany by� owoc dzikiej r�y. Rytua� publiczny mia� miejsce wtedy, gdy przyszed� czas rusza� w drog�. Handlarz zawiadamia� o tym wszystkich, wyno- sz�c na powierzchni� zawarto�� swego gniazda i powierzaj�c wiatrowi ca�y dobytek; jego nora pozosta�a ca�kiem pusta. Przez godzin� spa� tam na go�ej ziemi; dostrzeg�y to inne my- szy i zebra�y si� t�umnie u wylotu tunelu. Kiedy Handlarz by� ju� got�w, opu�ci� bez s�owa swe mieszkanie i oddali� si� kawa- �ek od �ywop�otu; nast�pnie wr�ci�, znowu odszed� - tym ra- zem dalej, posuwaj�c si� wzd�u� rowu. Wreszcie wr�ci� po raz ostatni, �eby powiedzie� do widzenia wszystkim zgromadzo- nym; teraz, za trzecim razem, odchodzi� ju� na dobre. W�r�d odprowadzaj�cych go znalaz� si� tak�e s�dziwy Sta- rzec. - Nie my�lcie, �e z�e warunki �ycia zmuszaj� mnie do odej- �cia z �ywop�otu - m�wi� Handlarz do krewnych i znajomych w swym przem�wieniu po�egnalnym. - Teraz jest wiosna i tu, na obrze�ach krainy zbo�owo-buraczanej, jedzenia mamy pod dostatkiem. Nie po to tak�e odchodz�, by szuka� samotno�ci, chocia� uwa�acie mnie za samotnika, jako �e zwykle przedk�a- dam w�asne towarzystwo nad ka�de inne. Ani te� nie kieruje mn� ukryte pragnienie �mierci - ci�gn�� z przekonaniem - wiecie przecie�, �e jako mysz zaro- �lowa mog� do�y� nawet pi�ciuset nocy, po�owy millenium! Podobnie jak wi�kszo�� myszy uwa�am si� za szcz�liwca, ob- darzonego przez los d�ugowieczno�ci�. J�tka rodzi si� i zaraz umiera, jej istnienie jest jak p�omie�, cz�sto nie trwa d�u�ej ni� dzie�; �ycie myszy za� zdaje si� nie mie� ko�ca. - Prawda, prawda... - da�y si� s�ysze� pomruki zgromadzo- nych. - Nie dlatego wi�c odchodz�. Us�ysza�em g�os przodk�w, kt�rzy nakazali mi uda� si� w podr� do krainy zwanej Do- mem; tam oczekuj� mnie t�umy i dlatego musz� opu�ci� was i m�j ukochany �ywop�ot. Mo�e pewnej nocy powr�c� i zno- wu b�d� w�r�d was... - M�j kochany kuzynek! - rozczuli� si� Cynku�. - ...ale wtedy mog� by� ju� w wieku obecnego tutaj Star- ca, chocia� w m�dro�ci na pewno mu nie dor�wnam, bo on jest jedyny i wyj�tkowy... - Nie pr�buj mnie tu cygani� pochlebstwami � mrukn�� z widocznym zadowoleniem Starzec. - �egnajcie, przyjaciele, strze�cie si� s�w, jastrz�bi, �asic oraz innych drapie�c�w. I odwa�nie ruszy� w drog�, chocia� nogi p�ta�o mu prze- ra�enie i serce t�uk�o si� w piersi. - Poka� tym domowym myszom! - krzykn�� w �lad za nim m�ody Piku�. - Poka� im, pami�taj! By�o to troch� nieuprzejme, jako �e wiele myszy domo- wych mieszka�o w �ywop�ocie i tak�e odprowadza�y Handlarza, postanowi�y jednak pu�ci� t� uwag� mimo uszu, uznawszy, �e smarkacz mia� na my�li nie tyle myszy domowe, co raczej my- szy z Domu. Handlarz przyj�� ten okrzyk do wiadomo�ci lekkim kiwni�- ciem ogona. Rozwa�aj�c ewentualne niebezpiecze�stwa wyprawy, po- wiedzia� sobie, �e skoro ma dobry s�uch, dobry w�ch i jest szyb- ki, ma tak� sam� szans� jak ka�de inne stworzenie �e nie zo- stanie �ywcem po�arty. Poza tym umia� wyskoczy� w g�r� na wysoko�� dzikiej marchwi, w ataku by� r�wnie szybki jak k�sa- j�ca �mija; pomagaj�c sobie ogonem, potrafi� zachowa� r�w- nowag�, chodz�c po najbardziej niedosi�nych ga��zkach i w niepoj�ty spos�b umia� wtopi� si� w otoczenie. Mia� uwa�- nie nas�uchuj�ce uszy, wra�liwe zmys�y i pi�kne w�sy. Wyruszaj�c w szeroki �wiat, obawia� si� tylko jednego - �e mo�e mu zabrakn�� jedzenia. Mia� ambicj� spe�ni� oczekiwa- nia przodk�w i, by� mo�e, zapisa� si� na trwa�e w mysiej histo- rii. To prawda, jak wi�kszo�� myszy lubi� sobie dobrze podje��. No, ale czy� nie m�g� wr�ci�? RIBBLESDALE Zag��biwszy si� w g�st� d�ungl� na brzegu rowu, Handlarz torowa� sobie tunel w�r�d traw i chwast�w z nadziej�, �e nie natknie si� na drapie�nika. Mija� tereny obficie znakowane moczem przez r�ne zwierz�ta, ale jak d�ugo si� nie zatrzymy- wa�, raczej nie grozi�o mu bezpo�rednie niebezpiecze�stwo. Pocz�tkowo posuwa� si� wzd�u� �ywop�otu, nie czu� si� wi�c zagubiony, w ko�cu jednak musia� si� z nim rozsta� i pod- j�� w�dr�wk� przez pole poro�ni�te zbo�em. Zagrzewa� si� do marszu, powtarzaj�c pod nosem: �Poradzisz sobie, poradzisz sobie, poradzisz sobie..." I ku w�asnemu zdumieniu rzeczywi- �cie sobie poradzi�. Wszed� w �an owsa; niestety jeszcze na wp� zielonego i niedojrza�ego. Wiechy zwiesza�y si� smutno, tworz�c g�sty baldachim ponad lasem zbo�owych �odyg. Co chwil� musia� przystawa� i wdrapywa� si� na kolejne �d�b�o, by zapyta� �ycz- liwe b�d� nie�yczliwe mu myszy o dalsz� drog�. Spotyka� po- dobne do niego myszy le�ne, myszy polne i badylarki o d�u- gich chwytnych ogonach. Czasem kaza�y mu si� odczepi�, czasem zbywa�y go niczym i tylko czasem wskazywa�y mu drog�. - Przepraszam - pyta� - kt�r�dy do Domu? - Id� tak, �eby� mia� s�o�ce z lewej strony, a� dojdziesz do szerokiego rowu - s�ysza� na przyk�ad. - Wtedy zapytaj znowu. �atwo by�o powiedzie�: �Miej s�o�ce z lewej strony", tylko jak to sprawdzi�, kiedy jest si� w g�stwinie zb�, potem za� pod li��mi czerwonej kapusty, sk�d s�o�ca w og�le nie wida�! Po dw�ch dniach i nocach w�dr�wki czu� si� ju� jak do�wiadczo- ny w boju weteran. Ca�y czas jednak pami�ta�, �e musi wystrze- ga� si� drapie�nik�w, za dnia szczeg�lnie jastrz�bi, a s�w w nocy, tak wi�c stara� si� trzyma� bruzd i row�w, gdzie by�o mn�stwo nor, lub blisko korzeni drzew. Kiedy musia� odpo- cz��, zagrzebywa� si� w mi�kkim mchu, co by�o najprostszym sposobem zapewnienia sobie prowizorycznego schronienia. Pewnego razu zobaczy� borsuka, olbrzyma prychaj�cego i wygrzebuj�cego �o��dzie u st�p d�bu. Omal nie dozna� w�w- czas ataku serca. Borsuki nie mia�y nic przeciwko schrupaniu myszy, je�li tylko im si� jaka� nawin�a. Na oczach Handlarza borsuk wyci�gn�� z norki d�d�ownic� i zjad� j� z wielkim sma- kiem. W ko�cu znu�ony w�dr�wk�, czuj�c si�, jakby przemierzy� �wiat w t� i z powrotem, znalaz� si� Handlarz w nieznanej oko- licy, na poboczu szerokiej drogi. Pod stopami mia� g�adk�, tward� powierzchni�. Wiedzia�, �e jest na nowym terenie; od- t�d obowi�zywa� b�d� zupe�nie nowe zasady. Pozbycie si� drobnego �wiru spomi�dzy palc�w zaj�o mu dobr� chwil�, a potem podni�s� g�ow� i rozejrza� si� woko�o. �wita�o. Niebo prawie ca�kiem przes�ania�y trawy, kt�re nawet pi�ciokrotnie przewy�sza�yjego wzrost. Ajednak ponad tym lasem wznosi�o si� co� wielkiego i kwadratowego, wynio- s�ego jak rosn�cy d�b. Dotar� do celu. To by� Dom, do kt�rego skierowa�y go g�osy przodk�w. Co� drgn�o w pami�ci Handlarza, przynosz�c mu mgliste wspomnienia dawnych do�wiadcze� jego gatunku. Niekt�rzy z przodk�w mieszkali w pot�nych budowlach z kamienia o grubych �cianach i kamiennych pod�ogach wy�cielonych s�om� oraz murach i wie�ach z wykutymi w nich strzelnicami. By�y to wspania�e siedziby kryj�ce w sobie wiele mysich miesz- ka� i tuneli. Co pewien czas golcy z tych wielkich dom�w ubie- rali si� w odzienie z �elaza, chwytali w d�onie �elazne kije i szli do walki z innymi golcami, kt�rzy t�ukli w ich bramy k�odami drewna. Obrazy te o�ywa�y w �wiadomo�ci Handlarza, poma- gaj�c mu lepiej rozumie� tera�niejszo��. Dom rzuca� ogromny widmowy cie�, jego front roz�wietla- �o wiele tajemniczych kwadratowych oczu, z kt�rych sp�ywa� o�lepiaj�cy blask. Wygl�da� gro�nie i z�owieszczo. Inna mysz mog�aby si� zniech�ci� i zawr�ci�, Handlarz jednak powtarza� sobie, �e w Domu czeka na niego �wielu", kt�rych dok�d� poprowadzi. Zdawa� sobie spraw�, �e b�d� to g��wnie myszy domowe - dzikie stworzenia, kt�re najpierw gryz�, a dopiero potem pytaj�, o co chodzi. Niew�tpliwie znaj� tu wszystkie zakamarki, maj� wi�c przewag� nad ka�dym ob- cym, kto przychodzi z zewn�trz. Handlarz us�ysza� g�osy badylarek w�r�d wysokich traw za- rastaj�cych teren przed samym Domem; po �ladach trafi� do jednej z nich, kt�ra dynda�a, uczepiwszy si� ogonem �d�b�a. Zwr�ci� si� do niej w swym obcesowym dialekcie z �ywop�otu, pytaj�c bez �adnych wst�p�w: - Kto mieszka w tej wielkiej krainie ponad trawami? Badylarka spojrza�a na niego nieco zdziwiona, jako �e z pewno�ci� nie dos�ysza�a niczyich krok�w. Ze �d�b�a opu�ci- �a si� na ziemi� i przysiad�a na tylnych �apkach, w przednich trzymaj�c ziarno; by�a to pozycja �z nosem do g�ry", jak okre- �la�y j� myszy - szczeg�lnie przydatna przy jedzeniu nasion traw. Kiedy tylko zjad�a, natychmiast opad�a na cztery �apki, przyjmuj�c pozycj� �z nosem w d�"; kr�c�c si� i w�sz�c, pr�- bowa�a oceni�, czy spotkanie to ma charakter przyjazny czy te� nie, w ko�cu zdecydowa�a, �e o wiele od niej wi�ksza mysz za- ro�lowa nie zamierza zrobi� jej krzywdy. - Krainie? - powt�rzy�a z pe�nym pyszczkiem. - Ach, cho- dzi ci o Dom? Lepiej trzymaj si� od niego z daleka, pe�no tam barbarzy�skich krwio�erczych plemion. A poza tym - ci�gn�- �a dalej, wspi�wszy si� znowu na tylne �apki i si�gaj�c po na- st�pne ziarenko - do Domu mo�na si� dosta� tylko jedn� drog�, labiryntem pod pod�og�. Labiryntu strze�e z�o�liwa ry- j�wka zwana Stra�niczk�; w okamgnieniu odgryz�aby ci g�ow�, mo�esz mi wierzy�. Handlarzowi zdarza�o si� ju� spotyka� ryj�wki i wiedzia�, �e na og� s� to istoty o z�ym i gwa�townym usposobieniu. - Nie pozwoli mi przej�� bez walki? - Przepu�ci ci� za kawa�ek sera, je�li masz. Handlarz nie by� przygotowany na p�acenie haraczu. Nie bardzo nawet wiedzia�, co to jest ser; nie chcia� jednak zdra- dzi� si� ze sw� ignorancj� i skompromitowa� si� jeszcze bar- dziej. Zna� ro�lin�, kt�r� nazywano �chleb z serem", nie by�a jednak szczeg�lnie smaczna, wi�c raczej nie o ni� chodzi�o. Odwr�ci� si� i przyj�� pozycj� z nosem do g�ry, �eby si� ro- zejrze�. Dom robi� wra�enie imponuj�ce. Wznosi� si� pionowo w g�r�, a dwoma rogami si�ga� nieba. Na dachu przysiada�y z pewno�ci� naj�miglejsze, mieszkaj�ce w chmurach soko�y. Spogl�daj�c z ziemi na frontow� �cian� Domu, Handlarz po- czu� si� bardzo male�ki. Nic dziwnego, �e Dom by� tak s�awny w �ywop�ocie. Pierwsza kondygnacja wystawa�a nieco ponad parterem. Pot�ne belki konstrukcyjne z ciemnego drzewa tworzy�y w murze tr�jk�tne i kwadratowe wzory. Wielkie, nabijane �wie- karni drzwi skryte by�y pod mrocznym nawisem ganku. Pn�ce r�e i bluszcz wdziera�y si� we wszystkie szczeliny, opl�tywa�y okna i dach ganku. Z jednej strony do Domu przylega�a dre- wutnia. Granica mi�dzy sfer� wp�ywu Domu a jego otoczeniem nie by�a wyra�na, sfera ta si�ga�a nier�wnomiernie na r�ne strony, stopniowo ust�puj�c miejsca Naturze. Ogr�d nie mia� �adnych wyra�nych granic, jako �e strzy�ony trawnik gin�� gdzie� w�r�d d�ugich dzikich traw, a korzenie kwiat�w ogrodo- wych spl�tane by�y z korzeniami ostu, dzikiej pietruszki i ru- mianku. Z pozycji nowo przyby�ej myszy trudno by�o stwier- dzi�, czy to Natura kroczy naprz�d, by zagarn�� Dom w posia- danie, czy te� ogr�d zdobywa sobie nowe tereny, stopniowo wypieraj�c wszystko co dzikie. Handlarz czu� nieomylnie, �e �ciany Domu kryj� jego przeznaczenie. Przyci�ga�y go te mury. By� ciekaw, co za stwo- rzenia mieszkaj� w ograniczonej przestrzeni Domu, zadziwia- �a go ich powszechnie znana brutalno��. Natur� mia� docie- kliw�, kiedy wi�c raz si� czym� zainteresowa�, musia� zaspoko- i� sw� ciekawo��. Czy�ci� w�sy, staraj�c si� jednocze�nie wypatrzy� jakie� wej- �cie do wn�trza. Na linii, wzd�u� kt�rej �ciana Domu styka�a si� z ziemi�, nie dostrzeg� �adnej norki, �adnej szczeliny. Opad� znowu na cztery �apki, po czym zwr�ci� si� do ba- dylarki: - Chyba b�d� musia� spr�bowa� przej�� przez labirynt, chocia� nie mam sera. Skin�a g�ow�. - No, je�li zdecydowa�e� si� tam wej��, mo�e jako� si� prze- dostaniesz. Dawno temu, kiedy drewutnia by�a zbudowana z drewna, istnia�o jeszcze przej�cie przez ni�; teraz jest z ceg�y i z betonu, w dodatku mieszka tam Trzynastu, pozostaje wi�c tylko droga pilnowana przez Stra�niczk�. - Trzynastu? - To banda m�odych �obuz�w, ho�ota zebrana ze wszyst- kich plemion w Domu; przewodzi im Ulf, syn starego Gorma. Informacja ta by�a dla Handlarza ma�o zrozumia�a i cho� imiona wyda�y mu si� niezwyk�e, postanowi� na razie nie dr�- �y� tego tematu. Ulf, syn starego Gorma... Drewutnia, kt�ra by�a kryj�wk� bandy krwio�erczych hultaj�w, i labirynt koryta- rzy strze�ony przez nieokrzesan� ryj�wk�... Handlarz zapyta�, gdzie znajduje si� wej�cie do labiryntu, a przed odej�ciem �yczy� jeszcze badylarce smacznego. Obszed�szy budynek dooko�a, Handlarz stwierdzi�, �e infor- macje by�y zgodne z prawd�. Odnalaz� tylko jedno ma�e wej- �cie, przy okienku do piwnicy; prowadzi�o pod fundamenty Domu. Mo�e uda mu si� wcale nie spotka� gro�nej Stra�nicz- ki? Gdyby jednak dosz�o do spotkania, spr�buje z ni� poper- traktowa�. Wiedzia�, �e ryj�wki maj� kiepski w�ch i wzrok, a do tego cz�sto musz� odpoczywa� i coraz to zapadaj� w drzemk� nawet w czasie polowania na chrz�szcze i d�d�ownice. Mo�e uda mu si� jako� przemkn��, kiedy Stra�niczka u�nie. Obj�� jeszcze spojrzeniem bezkresny �wiat. Daleko, dale- ko bladob��kitne niebo styka�o si� z ziemi�. Pola wznosi�y si� nieco ponad trawami na ty�ach ogrodu. Po jednej stronie roz- ci�ga� si� sad, po drugiej otwarta przestrze� tworzy�a jakby okno w�r�d trawy i drzew, przez kt�re Handlarz widzia� w od- dali zamglony �ywop�ot, sw�j rodzinny dom. Machn�� ogonem. Poczu�, �e serce wyrywa mu si� do po- wrotu pomi�dzy cierniste ga��zki tarniny, do w�asnej zacisznej norki. Co robi� tutaj, w miejscu obcym i pe�nym niebezpie- cze�stw, podczas gdy m�g� wylegiwa� si� teraz mi�dzy rozwi- dlonymi ga��zkami leszczyny, jedz�c g��g i popijaj�c ros�? Wie- dzia�, �e b�dzie t�skni� za �ywop�otem, jednak �ycie wygodne i pozbawione wra�e� by�oby nudne. Nale�a�o podj�� nowe wyzwania, zazna� przyg�d i pozna� �wiat! Zakrad� si� do nory za beczk� na deszcz�wk�. Natychmiast znalaz� si� w labiryncie biegn�cych na wszyst- kie strony tuneli. Niekt�re by�y owalne w przekroju i nale�a�y do ryj�wek, inne za� okr�g�e - te wydr��y�y nornice. Rozpo- zna� tak�e tunele myszy le�nych, kt�re i on potrafi� kopa� jako �e z myszami le�nymi by� do�� blisko spokrewniony. Bada� dro- g� koniuszkami w�s�w i jak na razie czu� si� bezpieczny. By� oszo�omiony ciemno�ci�, po chwili jednak przywyk� do niej i stara� si� zbada� otoczenie, pos�uguj�c si� w�chem i instynk- tem. Przenikliwa wo� ziemi a� bi�a Handlarza w nozdrza, gdy drobnym kroczkiem przemierza� tunele. Biegn�c, znaczy� dro- g� w�asnym zapachem i ju� wkr�tce zauwa�y�, �e kr�ci si� w k�ko. Chyba si� zgubi�. Czasami w tunelu czu� �wie�� zie- mi�, kiedy indziej za� w�asny zapach �echta� mu nos i wtedy wiedzia�, �e w tym korytarzu ju� by�. �ciany tunelu przenika�a te� wo� innego stworzenia, ryj�wki, i Handlarz domy�la� si�, �e zaraz spotka Stra�niczk�. Wkroczy� w rejon labiryntu, gdzie korytarze by�y szersze. Nagle zamar� i zatrzyma� si�; w ciemno�ciach przed sob� wyczu� czyj�� obecno��, a potem poczu� ostry zapach ryj�wki. G�os, kt�ry go dobieg�, potwierdza� te podejrzenia - by� napa- stliwy i gro�ny. - Kto tam? Odpowiadaj, zanim ci� zabij�. Handlarzowi zale�a�o, by w jego g�osie nie by�o niepokoju. - Mysz zaro�lowa, zwana Handlarzem, w drodze do krainy Domu. - Mysz zaro�lowa?! - wrzasn�a z w�ciek�o�ci� ryj�wka. - Co robisz w moim labiryncie? Precz st�d! Precz! Handlarz poczu� strach. Ryj�wka by�a w walce przeciwni- kiem nie lada, on jednak by� uparty; teraz do strachu do��czy� si� gniew. Czy� tej samicy zdawa�o si�, �e ca�y �wiat do niej na- le�y? Mia� takie samo prawo jak ona korzysta� z tych tuneli. Sie� podziemnych korytarzy na pewno nie zosta�a wykopana przez jedn� ryj�wk�; ca�a armia zwierz�t musia�a by� w to za- anga�owana. Przypuszcza�, �e Stra�niczka przej�a w�adz� nad labiryntem, kiedy myszy le�ne i nornice przesta�y go u�ywa�. - Pozw�l mi przej�� - warkn�� Handlarz do od�wiernej u przej�cia mi�dzy dwoma �wiatami. - Nie mam zamiaru si� z tob� k��ci�... - Okup! - wrzasn�a Stra�niczka. - Daj mi co� do je- dzenia! Badylarka wyra�nie zaznaczy�a, �e chodzi�o o co� zwanego serem, inaczej Handlarz wzi��by ze sob� jaki� orzech czy s�od- ki owoc. Teraz jednak wypowiedzia� brzemienne w skutkach s�owa: -Nie mam nic do jedzenia. Stra�niczka z przenikliwym wrzaskiem rzuci�a si� do ataku. Handlarz poczu� ostry b�l w uchu i wiedzia�, �e zatopi�a w nim z�by; na szcz�cie, s�abo widz�c, chwyci�a tylko za koniuszek, kiedy wi�c z w�ciek�o�ci� stara� siej� str�ci�, brzeg ucha nade- rwa� si� i ryj�wka polecia�a gdzie� daleko. Nie dbaj�c o b�l, Handlarz usi�owa� odnale�� Stra�niczk� po jej rozmaitych zapachach; potrafi� wyczu� j� w ciemno�ci. Z wra�e� w�chowych budowa� map� otoczenia, czego nie po- trafi�a wyposa�ona w s�aby w�ch ryj�wka. Handlarz zdawa� so- bie spraw�, �e kierowa�a si� wy��cznie zmys�em dotyku; w�dro- wa�a przez �ycie po omacku i to dawa�o mu pewn� niewielk� przewag�. Pozostawa� nieruchomy. Nagle Stra�niczka zacz�a rzuca� si� na wszystkie strony, chc�c zlokalizowa� przeciwnika; miota�a si� i skaka�a z przera- �aj�c� wprost energi�. Handlarz czyni� rozpaczliwe wysi�ki, by pozosta� poza zasi�giem jej k�api�cych szcz�k. Dwa razy omal nie schwyci�a go za gard�o. Wiedzia�, �e nie b�dzie ju� �apa�a za ucho, teraz chcia�a go ci�ko zrani� lub nawet zabi�. Handlarz nie czeka� na atak bezczynnie i te� raz czy dwa z�apa� j� z�bami. W pewnym momencie do�� mocno wczepi� si� stra�niczce w kark i zacz�� drapa� j� silnymi tylnymi noga- mi. Tarzali si� po ziemi, bo ryj�wka walczy�a jak op�tana, a� nie m�g� utrzyma� jej d�u�ej; uwolniona ugryz�a go jeszcze w nos na odchodne. Nos jest wra�liw� cz�ci� cia�a, rana bo- la�a wi�c piekielnie, a oczy Handlarza nape�ni�y si� �zami w�ciek�o�ci. Na koniec obie, mysz i ryj�wka, dosko�zy�y do siebie i zwar- �y si� w klinczu. �adna nie chcia�a da� za wygran�. T� patow� sytuacj� przerwa� mog�o tylko obop�lne porozumienie. Wycofa� mo�- na si� by�o jedynie za zgod� przeciwnika i bez wzgl�du na to, jak bardzo by si� szarpali, ju� po chwili sta�o si� jasne, �e zwy- ci�zcy tym razem nie b�dzie, a zako�czy� walk� mog� tylko jednocze�nie. Po d�ugich zmaganiach oba stworzenia usadowi�y si� na ziemi, nie rozlu�niaj�c chwytu. Cz�sto �mier� zastawa�a zwie- rz�ta w takiej pozycji. Je�li by�y zbyt uparte i zbyt dumne, by pogodzi� si� z remisem, trwa�y w bojowym u�cisku i gin�y z g�odu i pragnienia. Oni tak�e trwali w tej pozycji, dop�ki Handlarz nie poczu� si� znudzony i rozgoryczony g�upot� przeciwniczki. Powoli rozlu�ni� chwyt, a w odpowiedzi Stra�niczka uczyni�a to samo. Stopniowo i za obop�lnym przyzwoleniem rozwarli szcz�ki i uwolnili si� nawzajem; wymaga�o to oczywi�cie zaufania z obu stron, jako �e po chwili ka�de z nich mog�o rzuci� si� drugie- mu do gard�a. Handlarz by� mysz� dumn� i szlachetn�; wola�by umrze�, ni� dopu�ci� si� tak nikczemnego czynu. Ku swemu zdumie- niu zauwa�y�, �e ryj�wka wyznawa�a te same zasady. Podchwy- tuj�c jego propozycj� rozejmu, da�a milcz�ce s�owo honoru, �e nie zaatakuje ponownie, i dotrzyma�a obietnicy. Odsun�li si� od siebie, chc�c w spokoju odzyska� si�y, i wkr�tce dobieg� Handlarza g��boki, r�wny oddech. Stra�- niczka zapad�a w drzemk�. Nie m�g� jej wymin��, a �e nie chcia� te� wraca� na zewn�trz, po�o�y� si� i odpoczywaj Trwa- �o to przez d�u�sz� chwil�. Zaczyna� si� w�a�nie zastanawia�, czyby nie obudzi� ryj�w- ki i nie zacz�� walki od nowa, kiedy Stra�niczka gwa�townie rzu- ci�a si� naprz�d. Tak nag�ego ataku wcale si� nie spodziewa�. Ryj�wka zatrzyma�a si� w p� drogi i chwyci�a co� z ziemi, po czym nast�pi�o trzepotanie kruchych skrzyde�ek i trzask. Serce zabi�o Handlarzowi jak szalone, gdy us�ysza� ostateczne chrupni�cie; potem zn�w zapanowa� spok�j. - Co to by�o? - zapyta�. -Pi�kny t�usty chrz�szcz - odpar�a jego przeciwniczka i bekn�wszy g�o�no, ha�a�liwie si� obliza�a. - Przecie� spa�a�, prawda? - Handlarz nie m�g� wyj�� ze zdumienia. - Chrz�szcze wyczuwam nawet przez sen. Nie mog�am do- pu�ci�, �eby taka dorodna sztuka przelecia�a mi ko�o nosa. - To co, pozwolisz mi przej��, czy mamy walczy� dalej? - zapyta� znowu po chwili milczenia. - Mog�e� przecie� odej��, kiedy drzema�am. - Z powrotem tak, aleja chc� i�� naprz�d. Musz�. Zapad�a cisza, a� w ko�cu us�ysza�: -Je�li tak, to id� ju�. Nie b�d� walczy� z kim� tak upartym jak ty. Po co idziesz do Domu? Roi si� tam od dzikich mysich ple- mion, s� w�r�d nich myszy domowe, le�ne i zaro�lowe, takie jak ty; wszystkie maj� du�o, a chcia�yby jeszcze wi�cej. Szale�cy. - Musz� tam i�� - wyja�ni� jej Handlarz. - Moi przodkowie m�wili, �e w Domu odnajd� swe przeznaczenie, a we �nie mia- �em wizj�... - Aha, wizjoner - mrukn�a Stra�niczka sarkastycznie. - No to nadawa�by� si� do plemienia Zjadaczy Ksi�g; je�li jeste� mistykiem, na pewno ci� przyjm�. - Nie, nie jestem ani mistykiem, ani wizjonerem. Nie mia- �em �adnych objawie�, za to we �nie otrzyma�em bardzo wy- ra�ne polecenie, kt�re musz� wype�ni� zgodnie z rad� Starca, myszy m�drej i do�wiadczonej. Dlatego tu jestem, przeby�em wiele p�l, �eby tu dotrze�, i nie mam zamiaru zawr�ci� teraz z drogi... Ale, ale, c� to za plemi� Zjadaczy Ksi�g? - S�uchaj, musz� si� zdrzemn�� - powiedzia�a Stra�niczka sennie. -Jeste� pierwszy, kt�ry mnie pokona� w walce... - To by� remis - poprawi� j� Handlarz. - Niech ci b�dzie, �e remis - ziewn�a Stra�niczka. - Nie b�dziemy si� o to k��ci�, w ka�dym razie odchodzisz; chocia� nie bez uszczerbku na ciele, za to z honorem. Nikt jeszcze tego nie dokona�, zawsze zwyci�am i wola�abym, �eby� si� tym za bardzo nie chwali�. Masz m�wi�, �e stoczyli�my nie rozstrzy- gni�t� walk� i rozstali�my si� jako wrogowie. - Wrogowie? - Chyba nie my�lisz, �e uwa�am ci� za przyjaciela, co? Ja- sne, �e jako wrogowie; wrogowie, kt�rzy podziwiaj� si� nawza- jem, darz� si� szacunkiem, a mimo to pozostaj� wrogami. Ja nie mam przyjaci�; nawet wobec innej ryj�wki mog� by� na- mi�tna, ale nie tkliwa. Nie lubi� �adnych innych stworze�, ni- kogo na �wiecie. Bo tak mi si� podoba. Stra�niczka m�wi�a coraz ciszej i ciszej, a� wreszcie usn�- �a. Na szcz�cie znajdowali si� w szerokim korytarzu i Handlarz zdo�a� przej�� obok. Przechodz�c, musn�� j� lekko i zdumia�o go, jak jedwabiste mia�a futerko. Czemu kry�a w sobie tyle wro- go�ci? Wydawa�a si� tak mi�a i cieplutka, �e ch�tnie zwin��by si� przy niej w k��bek, w sam� por� przypomnia� sobie jednak, �e jest to istota nader wojownicza, i po�pieszy� naprz�d, a pr�d powietrza wskazywa� mu drog� do wyj�cia. Powiew ten przyni�s� tak�e nowy, intensywny zapach mo- czu. Handlarz wiedzia�, �e zbli�a si� do granic terytorium in- nej myszy. Wo� ta ostrzega�a intruz�w, zejeszcze czas si� wyco- fa�, on jednak dzielnie w�drowa� dalej. ROKFOR W ko�cu Handlarz doszed� do miejsca, gdzie korytarze wio- d�ce do Domu zbiega�y si� z drogami labiryntu. Zdecydowa� si� wej�� w nor�, w kt�rej poczu� silny prze- ci�g, spodziewaj�c si�, �e b�dzie to tunel do�� kr�tki. Nie zwa- �aj�c na znaczone moczem mysie granice, doszed� do du�ego pomieszczenia. Pod�oga i �ciany by�y tu kamienne, strop drew- niany, wsparty na grubych belkach. Handlarz rozejrza� si� uwa�nie dooko�a, pozostaj�c na tyle blisko wyj�cia, by w razie potrzeby m�c natychmiast ratowa� si� ucieczk�. Znowu zacz�� si� zastanawia�, czemu w�a�ciwie porzuci� �ywop�ot i wyruszy� w nieznane. Pragnienie powrotu a� go d�a- wi�o i chwyta�o za gard�o; t�skni� za wonnymi polnymi kwiata- mi, za rozgrzanymi w s�o�cu li��mi koniczyny i za zapachem �wie�ej ziemi; t�skni� za szorstk� kor� i za smakiem soku z m�o- dych ro�lin, za kwiatami g�ogu, kt�rych p�atki jak deszcz spada�y mu na futerko. Matka Ziemia przyzywa�a mocnym g�o- sem, a wspomnienia o towarzyszach �ywop�otowej doli nie dawa�y mu spokoju. Nie by�o �atwo odrzuci� to wezwanie, ale silniejszy nakaz popycha� go naprz�d. Po przeciwnej stronie pomieszczenia kilka drewnianych schodk�w prowadzi�o do drzwi, spod kt�rych w�sk� smug� s�- czy�o si� �wiat�o. Dzi�ki niemu Handlarz m�g� dojrze� co nie- co w ciemno�ci i zorientowa� si� w sytuacji. - Wygl�da na to, �e jestem w Domu! - rzek� do siebie Pomieszczenie zdawa�o mu si� olbrzymie; tysi�c razy wi�k- sze ni� mysie mieszkanie, a mo�e nawet jeszcze wi�ksze? Pra- wie wszystko wy�o�one tu by�o kamieniem: i �ciany, i pod�oga; sufit za� by� drewniany, wysoko, wysoko w g�rze, co przyprawia- �o niemal o zawr�t g�owy. Strachem napawa�a bezkresna p�asz- czyzna pod�ogi. A przecie� by�o to tylko jedno pomieszczenie spo�r�d wie- lu. Ponad nim znajdowa�o si� nast�pne, wi�ksze, nad nim jesz- cze wi�ksze, powy�ej za� jeszcze inne przestrzenie - rozleg�e i niezbadane. Handlarz z trudem uzmys�awia� sobie ogrom Domu. By�a to kraina wielkich dolin, przepastnych jaski� i g�r, na kt�rych widok kr�ci�o mu si� w g�owie. Nale�a� przecie� do zupe�nie innego �wiata, gdzie by�o do�� miejsca dla ca�ego mysiego na- rodu i nikt nikomu nie wchodzi� w drog�. Handlarzowi zda- wa�o si�, �e Stw�rca m�wi mu teraz: Sp�jrz, oto skrzynka, w kt�rej mie�ci si� wszech�wiat! Zatrzyma� si� przy wyj�ciu z tunelu, staraj�c si� przezwyci�- �y� strach, jakim napawa� go roztaczaj�cy si� wok� mroczny pejza�; zanim ruszy� dalej przed siebie, chcia� upewni� si�, �e jest bezpieczny. Ka�dy m�g�by go tu napa��, kot, �asica czy gro- nostaj. Handlarz zdawa� sobie spraw�, �e znajduje si� na ob- cym terenie i je�li ma prze�y�, musi by� przygotowany na ka�d� niespodziank�. Zaszura� ogonem po pod�odze, �eby sprawdzi�, czy zwr�ci to czyj�� uwag�, got�w natychmiast rzu- ci� si� do dziury na pierwszy znak niebezpiecze�stwa. W ogromnym pomieszczeniu znajdowa�o si� wiele przed- miot�w, z kt�rych jedne rozpoznawa�, innych nie. Przy �cianie ujrza� dwie du�e p�ki i stoj�ce na nich butelki z jakim� p�y- nem. Butelki zdarza�o mu si� ju� w �yciu widzie�; golcy ciskali je czasem do rowu, podobnie jak skrzynki i pude�ka. By�y tu tak�e dwie beczu�ki przypominaj�ce nieco beczki na deszcz�w- k�, le�a�y poziomo na specjalnej podstawie. Z beczu�ek wycie- ka� p�yn o zapachu zbli�onym do tego, jaki jesieni� wydaj� fer- mentuj�ce owoce. W pobli�u tych przedmiot�w Handlarz do- strzeg� dwie �ywe istoty, kt�re wygl�da�y na myszy; jedna by�a wi�ksza, druga mniejsza. Chyba zak��ci� im odpoczynek; wpa- trywa�y si� teraz w Handlarza uwa�nie. Nagle jedna z myszy chwiejnym krokiem ruszy�a w jego stron�. - St�j w miejscu i m�w, czego chcesz ode mnie - warkn�� Handlarz, gdy by�a o par� krok�w od niego. Mysz zatrzyma�a si� i zmru�y�a oczy, po czym pazurkiem pod�uba�a sobie w z�bach. - Nie ma ...trzeby, si� ba�, ...sza wysoko�� - odezwa�a si�, po�ykaj�c sylaby, i stan�a s�upka. - My tu wszyscyjeste�my �ycz- liwi, ...wda, Ospalcu? - zwr�ci�a si� przez rami� do towarzysza. - Taa, ma si� rozumie�, Pfruku - dobieg�a go odpowied� drugiej myszy, po czym nast�pi�o g�o�ne bekni�cie i pokorne: - ...sz� wybaczy�. Handlarz z uwag� przygl�da� si� Pfrukowi; jakkolwiek trudno by�o okre�li� dok�adnie gatunek, wygl�da� na mysz domow�. Futerko mia� wylinia�e i matowe, sk�r� pokryt� eg- zem�, resztki sier�ci stercza�y zmierzwione jak zesztywnia�e na mrozie k�pki trawy. Brakowa�o mu koniuszka ogona, lewe ucho mia� naddarte, a trzy w�sy z�amane; oczy przekrwione i �zawi�ce, policzki obwis�e; zuchwale zadziera� nosa. Mimo sporej tuszy zdawa� si� s�aby i wym�czony, z brzucha zwisa�y mu fa�dy sk�ry. Co gorsza, �mierdzia� zgnilizn� i trudno by�o stwierdzi�, czy �r�d�em tego zapachu by� jego oddech, czy ca�e cia�o. - A pan szano