1019
Szczegóły |
Tytuł |
1019 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1019 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1019 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1019 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zofia Urbanowska Ksi�niczka
W domu Helenka, jedyna c�rka pa�stwa Oreckich, ko�czy�a siedemna�cie lat. �ycie jej up�ywa�o w domu, kt�ry mia� wszelkie cechy pa�sko�ci i bogactwa. Rozpieszczona przez rodzic�w, nawyk�a do spe�niania przez s�u�b� ka�dej zachcianki, kszta�cona na kobiet�, kt�ra potrafi b�yszcze� w salonach, �y�a marzeniami o szcz�liwej, pozbawionej trosk przysz�o�ci. Rodzice, chocia� utracili dziedziczny maj�tek i od kilku lat mieszkali w mie�cie, nie pozbyli si� wielkopa�skich przyzwyczaje�. Zw�aszcza pani Oreckiej, c�rce magnata wychowanej w atmosferze zbytku, trudno by�o przywykn�� do nowej sytuacji. Po ca�ych dniach le�a�a na kanapie z oczyma utkwionymi w sufit, albo z ksi��k�, kt�rej nie czyta�a - nie maj�c ani si�y ani ochoty do zaj�cia si� gospodarstwem. Komfort by� tej kobiecie potrzebny do �ycia jak powietrze do oddychania. A by�o go coraz mniej i wszystko wskazywa�o, �e wkr�tce nadejdzie katastrofa. Jej m��, znany z prawo�ci charakteru pan Marcin Orecki zosta� ajentem Domu Handlowo-Komisowego Rolnik�w. Jeszcze niedawno takie zaj�cie zdegradowa�o by go w opinii ziemia�stwa, lecz po powstaniu styczniowym i uw�aszczeniach carskich, kt�re podci�y byt wielu rodzin szlacheckich zel�a�y przes�dy wobec miejskich zawod�w. Posada pana Oreckiego i ma�y kapita� z�o�ony w banku mog�y podtrzyma� resztki dawnej �wietno�ci domu, gdyby nie brak do�wiadczenia i �atwowierno��, z jak� zacz�� prowadzi� interesy. Orecki ufa� ludziom bez zastrze�e�, serce i kiesze� otwarte mia� dla ka�dego, nic wi�c dziwnego, �e oszukiwano go bez skrupu��w. Por�cza� po�yczki udzielane z kasy prowadzonego przez siebie Domu Handlowego, po�yczki, kt�rych nikt nie mia� zamiaru zwraca�. Nie znaj�c si� na handlu rych�o przegra� z konkurencj�. Na domiar z�ego s�siad, Niemiec Ofman, postanowi� wykorzysta� t� sytuacj�, by powi�kszy� swoje gospodarstwo o dom i ogr�d rodziny Oreckich. Mimo to Orecki uleg� pro�bie swego znajomego Teckiego i por�czy� mu wysok� po�yczk�, zaci�gni�t� u Ofmana. Oczywi�cie, Tecki po�yczki nie zwr�ci�, a Niemiec zacz�� traktowa� Oreckiego jak paj�k much� zapl�tan� w sie�. Nad domem Oreckich zawis�a �miertelna gro�ba. Helenka widzia�a stopniowy upadek filii Domu Handlowego, ale nie przypuszcza�a, aby upadek ten tak blisko dotyka� jej ojca - mia�a mu te� za z�e, �e tak te sprawy bra� do serca. Ojciec w jej przekonaniu by� zamo�nym kapitalist�; a cho� o cyfr� jego kapita��w nie pyta�a nigdy, bo mia�a wrodzony wstr�t do cyfr, sam fakt, �e istnia�y, wystarcza� jej. O interesach nie m�wiono z ni� nigdy, przysz�o�� wi�c nie przestrasza�a jej bynajmniej cho� z r�nych rzeczy miarkowa�a, �e nie wszystko idzie jak nale�y. By�y to jednak, w jej mniemaniu drobnostki, daj�ce si� �atwo usun��. Patrzy�a na �wiat oczyma m�odo�ci i widzia�a wszystko w r�owych barwach. Od kilku tygodni zajmowa�a j� my�l o balu, maj�cym si� odby� u jej stryja, pana Bart�omieja, zamo�nego obywatela, na kt�rej to zabawie Helenka mia�a po raz pierwszy ukaza� si� jako panna doros�a i, niby rycerz �wie�o pasowany, miast szpady otrzyma� d�ug� sukni�. Napisano po sukni� do Warszawy, a sama Helenka nakre�li�a plan tego arcydzie�a kunsztu niewie�ciego. Tymczasem liczy�a niecierpliwie dnie, przedzielaj�ce j� od balu, i marzy�a o nim na jawie i we �nie. Zdawa�o jej si�, �e b�dzie to pocz�tek poematu jej �ycia i wkr�tce zaraz po tym pocz�tku, jak w bajce, przyjedzie do niej pi�kny kr�lewicz i z�o�y u jej st�p serce i maj�tek. I Stary dw�r gorza� �wiat�em; sanki, bryczki, powozy wje�d�a�y przez wrota na dziedziniec i kolejno ust�powa�y sobie miejsca przed gankiem. Odg�osy muzyki miesza�y si� ze szczekaniem ps�w i wo�aniem stangret�w. Na dworze by�o ciemno mimo �niegu pokrywaj�cego ziemi�, a dwie latarnie, zawieszone wysoko na s�upach przede dworem, zaledwie na kilkana�cie krok�w doko�a o�wietla�y przestrze�. W ganku, ugarnirowanym soplami lodu, stoi w baraniej czapce sam pan Bart�omiej i przyjmuje go�ci, cho� mr�z na dworze trzaskaj�cy. - Jak si� macie? - wo�a� j�drnym g�osem - niech wam B�g da zdrowie, �e�cie przyjechali! Kochany radca! Uni�ony s�uga pani radczyni dobrodziejki! Ach, panna Anastazja! Serdecznie dzi�kuj�, ods�u�� si� na weselu. Spieszcie si�, pa�stwo, z wysiadaniem, bo pomarzniecie. Ca�uj� r�czki pani s�dzinie, gdzie m�ulek? Cha, cha, cha, nie mo�e si� wygramoli� nieborak! Jezu Chryste, kogo� to ja widz�? Prezesa? A niech�e ci� u�ciskam! A to�my si� kop� lat nie widzieli! Moje uszanowanie pani prezesowej! Takie i tym podobne wykrzykniki trwa�y dop�ty, dop�ki powozy nie rozjecha�y si� powoli ku stajniom. Na samym ko�cu podsun�a si� pod ganek kareta na saniach, z du�� waliz� z ty�u, zaprz�ona w cztery konie. - A wy sk�d? - krzykn�� pan Bart�omiej na stangreta - czy nie z M.? - Z M., wielmo�ny panie - odrzek� zagadni�ty, zeskakuj�c z koz�a i otwieraj�c drzwiczki. Z karety wyskoczy�a zakapturzona posta� niewie�cia. Z lekko�ci tego skoku mo�na by�o od razu zgadn��, �e to jest co� m�odego, a dwoje wielkich oczu, b�yszcz�cych jak dwa ognie przy �wietle latarni, pozwala�o si� domy�la�, �e to jest tak�e co� �adnego. Pan Bart�omiej otworzy� ramiona i porwa� t� posta� w obj�cia. - Jeste� przecie, robaczku, chwa�a Bogu! My�la�em, �e ju� nie przyjedziecie. Jak si� masz, robaczku? Jak si� masz? A to ci zmarz� buziaczek, no! Kto te� widzia� tak p�no przyje�d�a�, kiedy tylu �adnych ch�opc�w czeka! Doprawdy, �e to nie do darowania! A matka jest? - Jest, stryjaszku a jak�e! Jest i ojczulek! Kto p�no chodzi, sam sobie szkodzi, m�wi przys�owie, i prawd� m�wi. Zanim przyby�e panie w przygotowanym dla nich pokoju ogrza�y si� i rozgo�ci�y, zanim m�odziutka synowica pana Bart�omieja zdo�a�a uwolni� si� z u�cisk�w kuzynek i odpowiedzie� na wszystkie pytania: jak? co? dlaczego?, zanim panna s�u��ca rozpakowa�a rzeczy i ubra�a najprz�d pani�, a potem panienk�, up�yn�a d�uga godzina. Pan Bart�omiej na dobre si� niecierpliwi�. Puka� co chwila do drzwi pytaj�c: "A czy ju�? a czy jeszcze? a czemu tak d�ugo?" Narzeka� na kobiety, �e si� ze wszystkim guzdrz�. Trudno, gniewaj si�, jak chcesz, panie stryju, panienk� ubra� trzeba, bo to nie wiecz�r byle jaki, ale bal ca�� g�b�, bal, na kt�ry zjecha�a si� ca�a okolica. Trzeba na ni� w�o�y� blador�ow� pow��czyst� sukienk� z gazy tak lekkiej i przezroczystej, �e jest obawa, aby si� za dotkni�ciem nie rozwia�a jak mg�a poranna; trzeba t� sukienk� przybra� pierwiosnkami, stokrotkami i innymi jeszcze kwiatkami, kt�re przynosi z sob� wiosna. Trzeba panienki bia�e ramiona troszeczk� ods�oni� i otoczy� je tymi samymi kwiatami, aby przy ich �ywych barwach wydawa�y si� jeszcze bielsze; trzeba na koniec we w�osy jasne wpi�� par� kwiat�w. Pani Orecka, siedz�c w fotelu, dawa�a rozkazy i wskaz�wki pannie s�u��cej, a potem jeszcze poprawia�a wszystko w�asn� r�k�. Zrobi�a ona ofiar� dla c�rki ze swego zdrowia, przybywaj�c na ten bal - ale chcia�a j� sama po raz pierwszy w �wiat wprowadzi� i by� �wiadkiem jej powodzenia, o kt�rym nie w�tpi�a. Helenka, napatrzywszy si� do syta w zwierciad�o, zwr�ci�a ca�� uwag� na ogon tak dla niej upragniony, a pasuj�cy j� odt�d na doros�� pann�, gdy wszed� zniecierpliwiony pan Bart�omiej, prowadz�c z sob� pana Marcina, kt�remu kaza� da� admonicj� kobietom za guzdranie si�. Wszed� i stan�� zdumiony. Odk�d zna� swoj� synowic�, nigdy jeszcze nie widzia� jej tak pi�kn�, nigdy jeszcze delikatny owal twarzy nie wyda� mu si� tak szlachetny ani rysy tak regularne; nigdy jej cera delikatna nie by�a tak przejrzysta jak w tej chwili, gdy j� rumieniec szcz�cia na widok podziwu stryja oblewa�, ani oczy tak pe�ne uroku jak teraz, gdy b�yszcza�a w nich zarazem rado�� i obawa, ciekawo�� i pragnienie poznania tego �wiata, do kt�rego si� rwa�a ca�� dusz�. Panu Bart�omiejowi a� si� �al zrobi�o, �e �adna z jego c�rek nie mog�a jej urod� dor�wna�. - Co za �liczna dziewczyna! - przem�wi�, och�on�wszy ze zdziwienia - niech mnie diabli porw�, je�eli dzi� wszystkim ch�opcom nie zawr�cisz g�owy! - I, podaj�c rami� bratowej, doda�: - No, Marcinie, prowad� twoj� c�rk�. Gdy panna Helena wesz�a do sali, wsparta na ramieniu ojca, rozszed� si� szmer i da�y si� s�ysze� szepty. Pan Bart�omiej nie m�g� si� op�dzi� pro�bom o prezentowanie i zanim panienka mia�a czas oswoi� si� z ol�niewaj�cym blaskiem �wiate� i rozejrze� w t�umie, ju� w ta�cu okr��a�a sal�. Ledwie j� pierwszy tancerz posadzi�, ju� j� zamawia� drugi; nie by�o ani chwili czasu do namys�u. Wiedzia�a tylko, �e ta�czy�a, z kim, nie wiedzia�a; �adnemu ze swych tancerzy nie mia�a czasu si� przypatrze� - a jak si� kt�ry nazywa�, nie wiedzia�a, cho� stryj wszystkie nazwiska jej wymienia�. Kto by zreszt� tyle nazwisk spami�ta�! Nareszcie mog�a troch� odetchn��, rozpatrze� si� i my�li zebra�, je�eli zebranie my�li mo�liwe jest na balu. Orkiestra zacz�a gra� kujawiaka, ta�ce na chwil� usta�y, ale za to w sali zrobi�o si� gwarniej. Z miejsca, jakie Helenka sobie do chwilowego odpoczynku wybra�a, dochodzi�y j� urywki rozm�w r�nych i przep�ywa�y mimo jej uszu jak muzyka, z oderwanych d�wi�k�w z�o�ona, nie zostawiaj�ca po sobie �ladu. Jeden przecie� g�os wyr�ni�a - by� to g�os jej stryja. - Pan nie ta�czysz, panie Stefanie? - m�wi� pan Bart�omiej - wstyd� si� waszmo��. Taki t�gi ch�opiec i pozwala nogom pr�nowa�! Za moich czas�w inna by�a m�odzie�. Ja bym teraz jeszcze was wszystkich przeskoczy�! - Ale� ta�czy�em, szanowny panie, ta�czy�em kontredansa i walca. - Zamiast gada�, zawi� si� wa�� ko�o kt�rej panny i wyskocz. Wszak�e ci� prezentowa�em mojej synowicy? - Nie, panie. - Nie? - powt�rzy� jakby zdziwony - a to chod��e, chod�. - Ch�tnie, szanowny panie, ale s�ysza�em, �e jest ju� zam�wiona do wszystkich ta�c�w. Pan Bart�omiej roze�mia� si� na ca�e gard�o. - No, no, nie troszcz si�, wyprosz� dla ciebie jednego. Helenka podnios�a oczy i ciekawie spojrza�a na tego, kt�rego jej stryj prowadzi�. By� to bardzo pi�kny m�odzieniec; czo�o, jak z marmuru wykute, otoczone by�o bogatymi pier�cieniami ciemnokasztanowatych w�os�w; oczy patrzy�y �mia�o, a nawet wyzywaj�co; nos kszta�tny, prosty, nadawa� twarzy charakter umiarkowanej stanowczo�ci, a usta, na p� schowane pod w�sem, mia�y ju� pewien wyraz znu�enia i bajronizmu. Wzrost pi�kny, obej�cie znamionuj�ce cz�owieka �wiatowego, frak naj�wie�szej mody i szapoklak, trzymany z pewnym niedba�ym wdzi�kiem, dope�nia�y tej postaci m�odzie�czej, b�d�cej celem spojrze� i skrytych westchnie� wszystkich panien. - Pan Stefan Jerski - rzek� pan Bart�omiej prezentuj�c. - Szanowny gospodarz obieca� mi w imieniu pani kujawiaka - rzek�, usuwaj�c barykad� z krzese�ek i sk�adaj�c jej uk�on g��boki - wolno� mi odwo�a� si� do tej obietnicy? - I owszem - odrzek�a powstaj�c - obietnic� stryja przyjdzie mi wype�ni� tym ch�tniej, �e lubi� ten taniec. - Ch�opskiego! - krzykn�� na muzyk� pan Bart�omiej i wnet skrzypki, jakby pos�ysza�y zakl�cie, zrobi�y si� sm�tniejsze, basetla j�a ra�niej basowa�, od ucha, jak to m�wi�, a za nimi we wszystkich instrumentach inne ozwa�o si� �ycie; a by�o instrument�w kilkana�cie, bo muzyk� sprowadzono a� z miasta. Nie by� to ju� �w salonowy, z niemieckim walcem pobratany taniec, ale kujawiak prawdziwy, w ca�ej swojej oryginalnej poezji i prostocie. Stefan jedn� r�k� obj�� swoj� tancerk�, drug� z kapeluszem podni�s� w g�r� i pu�ci� si� przez sal�. Kto kujawiak�w ta�czonych nie widzia�, ten o charakterze tego ta�ca nie mo�e mie� dok�adnego poj�cia. Ju� sam pocz�tek jest owacj� dla tej, kt�ra zosta�a wybrana. Tancerz zdaje si� m�wi�: patrzcie i zazdro��cie mi! Potem ujmuje drug� r�k� r�k� towarzyszki i zaczyna z ni� kr��y� z wolna, z namys�em, jakby si� broni�c ow�adaj�cemu nim urokowi - zwyci�ony i czci� przej�ty, zgina przed ni� kolano, a ona wzruszona chyli si� w jego obj�cia. Tu ju� taniec staje si� i�cie wichrowaty. On si� zrywa jak burza i porywaj� z sob�, �eby znowu za chwil� pa�� przed ni� na kolana - i tak jest coraz cz�ciej, nareszcie co zwrot, a tempo coraz szybsze, staje si� w ko�cu szalone. Rzadko te� kt�ra tancerka nie dostanie zawrotu g�owy i wytrwa do ko�ca. Helenka ta�czy�a lekko i zr�cznie, nie dotykaj�c prawie ziemi; Stefan jak wicher, kt�ry ga��zk� kwiatu porwa� z sob�. Gdy sko�czyli nareszcie, posypa�y si� rz�siste oklaski. Panowie troch� ju� podchmieleni bili brawo i wo�ali o wino na wiwat. Zrobi� si� ha�as i wrzawa; jedni, brz�kaj�c kielichami, wo�ali: "Niech �yj� Kujawy!" - inni gwa�tem chcieli urz�dzi� Kujawiakom owacj� przez obniesienie ich tryumfalne po sali. Pan Bart�omiej, zaniepokojony o ca�o�� swojej synowicy, biega� od jednych do drugich, perswadowa� - nie m�g� nikogo przekrzycze�, lecz uda�o mu si� wreszcie zala� winem ca�� spraw�. Przy brz�ku kielich�w i w�r�d wiwat�w og�oszono pann� Helenk� kr�low� balu. Serce matki uderzy�o rado�ci� i dum�. Wobec tryumf�w c�rki pani Marcinowa zapomnia�a o swoich nerwach - a liczne towarzystwo, widok �wietnych toalet, muzyka, wreszcie przerwa w monotonnym i odosobnionym �yciu, jakie wiod�a od lat kilku, podzia�a�y na ni� skuteczniej i lepiej ni� wszystkie krople. Blada jej i zawsze zm�czona twarz o�ywi�a si� lekkim rumie�cem i przybra�a pozory zdrowia, a wyraz gniot�cej troski ust�pi� miejsca wyrazowi macierzy�skiej dumy i zadowolenia. Stefan, stoj�cy ci�gle za krzes�em Helenki, niepokoi� pani� Oreck�. Skin�a wachlarzem na pana Bart�omieja i spyta�a go wprost, co to za jeden i jaki jego stan maj�tkowy. - B�d�, siostra, spokojna - odrzek� zapytany - wiosk� ma �adn�, a druga mu si� dostanie po najd�u�szym �yciu rodzic�w. Gospodarz niet�gi, ale si� wprawi powoli; my�liwy zawo�any; ptactwo strzela w lot, a do zaj�ca trafia o zak�ad. Dalib�g! W karty gra, ale szcz�liwie, i tak�, powiadam siostrze, szelma ma zimn� krew, �e ani drgnie. Od kieliszka nie stroni, przy tym ch�opiec g�adki, wie, jak trzeba skaka� ko�o panien; miele j�zykiem tak, �e ani si� nie zaj�knie, lepiej ni� nasz proboszcz na kazaniu, jak siostr� kocham! By� w Pary�u... co siostra chcesz, sko�czony kawaler! Pani Marcinowa kiwn�a g�ow� na znak, �e jej to obja�nienie wystarcza, i pomy�la�a sobie: "Nie jest to wprawdzie dosy� �wietna partia dla mojej c�rki, bo ze swoj� pi�kno�ci� i rozumem mo�e ona zrobi� lepsz� karier�, ale tymczasem nie trzeba odstr�cza� tego m�odzie�ca". Pan Marcin zapomnia� tak�e na chwil� o swoich troskach, a powodzenie c�rki nape�ni�o go, r�wnie jak jego �on�, �wietnymi co do jej przysz�o�ci nadziejami. Dziwnym zbiegiem okoliczno�ci znalaz� pomi�dzy go��mi brata wielu swoich d�u�nik�w. Ten i �w w pierwszej chwili mia� ochot� schowa� si� na jego widok, ale Tecki pierwszy post�pi� ku niemu z wyci�gni�tymi r�kami. - Drogi, kochany Marcin! Jak si� masz, bracie? Za Teckim i inni, nabrawszy otuchy, witali go, �ciskaj�c i ca�uj�c i, wzi�wszy pod r�ce, poprowadzili do gabinetu obok, gdzie sta�y butelki starego, wytrawnego w�grzyna. - Panowie - odezwa� si� Tecki - wypijmy zdrowie naszego kochanego Marcina, cz�owieka rzadkiej w dzisiejszych czasach dobroci i zas�u�onego krajowi obywatela. Niech nam �yje sto lat! - Oby si� tacy na kamieniu rodzili - wtr�ci� drugi. Pan Marcin, zaatakowany w stron� swojej obywatelskiej zas�ugi, b�d�cej u niego stron� najs�absz� - zapomnia� o powzi�tym w pierwszej chwili zamiarze skorzystania ze sposobno�ci dla upomnienia si� o swoj� nale�no��. A wypiwszy kilka kieliszk�w, do kt�rych go gwa�tem zmuszono, tak si� rozrzewni�, �e wszystkich po kolei u�ciska�. Stefan prowadzi� Helenk� do wieczerzy i, siedz�c przy niej ca�y czas, zabawia� j� rozmow�. O czymkolwiek b�d� m�wi�, oczy jego, spoczywaj�ce prawie bezustannie na twarzy towarzyszki, m�wi�y jej, �e jest czaruj�ca, �e podbi�a jego serce - a ta mowa bez s��w upaja�a j� wi�cej ni� najpi�kniejsza muzyka. Dorodny m�odzieniec podoba� si� bardzo Helence: zachwyca�a j� jego elegancja, jego wytworne maniery, jego ujmuj�ca powierzchowno��, a najwi�cej mo�e jego dla niej uwielbienie, a chocia� w tej d�ugiej rozmowie nie s�ysza�a od niego nic takiego, co by dawa�o miar� jego wewn�trznej warto�ci - dopowiedzia�a to sobie sama. W jej przekonaniu musia� by� idea�em m�czyzny i serce dziewcz�cia uderzy�o dla niego jakim� nowym, nie znanym dot�d uczuciem. Poemat jej �ycia zacz�� si� od tej chwili. By�a zakochana, a przynajmniej tak si� jej zdawa�o. Ta�ce przeci�gn�y si� do rana. Pan Bart�omiej nie kaza� otwiera� okiennic, a� dopiero gdy ju� s�o�ce by�o wysoko, a w sali jadalnej na stole ustawiono dymi�ce p�miski z bigosem, wazy z barszczem, poncz i inne ostre a orze�wiaj�ce posi�ki. �niadanie by�o dla wielu os�b has�em do odjazdu. Stefan odjecha�, unosz�c z sob� obietnic� Helenki, �e b�dzie si� znajdowa�a na balu kostiumowym u barona i przeta�czy z nim pierwszego kontredansa. Przy po�egnaniu powiedzieli sobie wiele rzeczy b�ahych dla oboj�tnych ludzi, a dla nich maj�cych znaczenie g��bokich, im tylko wiadomych tajemnic. Ii Rozg�os o tym balu, a z nim razem rozg�os o pi�kno�ci panny Oreckiej, rozszed� si� po ca�ej okolicy. W kilka dni potem poszed� do Warszawy pod adresem modniarki gruby list z dok�adnymi instrukcjami, tycz�cymi si� nowej toalety. Dla lepszego za� zrozumienia instrukcyj do��czony by� do listu, jako komentarz, rysunek powleczony wodnymi farbami, a wykonany r�k� Helenki. Mia� to by� kostium le�nej bogini - suknia przybrana bluszczem, b�yszcz�cym od rosy, paprociami, mchem i porostami drzewnymi - pomys� nowy i ca�kiem oryginalny. Pan Marcin, gdy si� o tym drugim balu dowiedzia�, spos�pnia� bardzo, bo przeczuwa�, �e mu on spor� sum� pieni�dzy z kieszeni wyci�gnie - ale �ona wyt�umaczy�a mu, �e gdy si� ma c�rk� doros��, nie mo�na jej chowa� przed lud�mi. Westchn�� wi�c tylko i zamilk�. Pani Orecka �le bardzo spa�a tej nocy. Obudzi�y j� jakie� biegania po ulicy, ha�asy, nawo�ywania - co wszystko razem, daj�c pole najrozmaitszym przypuszczeniom i domys�om, straszniejszym jedne od drugiego, nabawi�o j� bicia serca. Pos�ana na wywiady s�u��ca przynios�a wiadomo��, �e na przedmie�ciu pali si� dom starej Mo�kowej, ale pa�stwo nie maj� si� czego obawia�, bo to daleko st�d, a zreszt� ju� ogie� ugasili. Wiadomo�� ta uspokoi�a pani�. Poleci�a s�u��cej obej�� ze �wiec� ca�y dom dla przekonania si�, czy nie ma gdzie ognia zapr�szonego, za�y�a anodyn na cukrze, kropli laurowych na wodzie i usn�a. Nazajutrz rano w kuchni opowiadano sobie r�ne szczeg�y o po�arze. Mo�kow� znali wszyscy, bo roznosi�a po mie�cie zapa�ki i przynajmniej raz na tydzie� zjawia�a si� w ka�dym domu. Stangret J�zef i lokaj Antoni byli nawet na miejscu katastrofy i m�wili, �e z domu Mo�kowej zosta�a si� tylko kupa gruz�w i kilka nie dopalonych desek - i �e gdyby si� ta cha�upa nie by�a spali�a, to pierwszy lepszy wicher pewnie by j� przewr�ci�, bo si� ju� bardzo na jedn� stron� pochyli�a. Dalej m�wili, �e biedna stara zaledwie zd��y�a uciec ze swymi wnukami, zostawiwszy w ogniu po�ciel, towaru za dwa ruble i jeden trzyrublowy papierek, bo drzewo spr�chnia�e sp�on�o w jednej chwili jak zapa�ka. Wypowiedziawszy to wszystko, J�zef doda�, �e "�yda nie ma czego �a�owa�, bo oszuka�stwem �yje" - a Antoni przywt�rzy�, �e "tak jest, do wszystkich diab��w!" W tym samym przedmiocie rozmowa toczy�a si� w pokoju jadalnym. Pani, siedz�c przy stole w eleganckim negli�u, opowiada�a c�rce o niespokojnej nocy, jak� mia�a z tego powodu, i o biciu serca, kt�re do tej pory jeszcze niezupe�nie si� uspokoi�o. - Ale czemu to ojca nie ma przy �niadaniu? - spyta�a po chwili przerywaj�c opowiadanie - czy posy�a�a�, Helenko, Antoniego do kantoru? - Ojciec wyszed� przed godzin�, mateczko - odpowiedzia�a - widzia�am sama, jak wychodzi�. Pani Orecka zdziwi�a si�. - Wyszed� bez �niadania - szepn�a - to co� nadzwyczajnego. Ciekawam, gdzie te� m�g� i��! - Mo�e ojciec poszed� na rynek dowiedzie� si� o cenach zbo�a; dzi� jest dzie� targowy. - Co ojca obchodz� ceny, gdy spichrz stoi pustkami - odrzek�a z westchnieniem - to� w tym roku ani jeden statek Domu Handlowego nie p�ynie do Gda�ska! Zreszt� nie wyszed�by nigdy bez �niadania. Co� w tym by� musi. Nalej mi, Helenko, herbaty, tylko s�abej; tak, dobra. A teraz dolej �mietanki do pe�na i podaj mi biszkopty. A to co znowu? - zawo�a�a nagle, spojrzawszy w okno. - Helenko, czy widzisz? �rodkiem ulicy szed� pan Marcin w szubie nied�wiedziej i ni�s� pod futrem jaki� du�y przedmiot, kt�remu wida� by�o tylko rud�, k�dzierzaw� g�ow� i dwoje du�ych, niespokojnie biegaj�cych oczu. Za nim sz�a stara Mo�kowa bez peruki i rwa�a sobie w�osy z g�owy, g�o�no lamentuj�c; dwoje malc�w wrzeszcz�cych i zabrudzonych drepta�o przy niej, trzymaj�c si� jej sp�dnicy, a za Mo�kow� post�powa�a powa�nie koza z opalon� brod� i becza�a. Ca�emu temu orszakowi towarzyszy�a gromada ulicznik�w, na�laduj�cych beczenie kozy na r�ne sposoby. - �e te� ojciec musia� koniecznie zrobi� z siebie widowisko - rzek�a pani Orecka, czerwieni�c si� - i sprowadza nam tu �yd�w na kark. Co my z nimi poczniemy? - Moja imo��, ka� da� zaraz tym biedakom je�� - wo�a� pan Marcin, wchodz�c do pokoju i rzucaj�c czapk� na krzes�o - oni jeszcze dzi� nic w ustach nie mieli! Kaza�em im si� tymczasem ogrza� w kuchni. Ale te� zimno na dworze a� strach! Daj no herbaty, dziewuszko, bom zmarz�. - M�j Marcinie, jak�e te� mo�na by�o tutaj ca�� famili� sprowadza�? - przem�wi�a z wyrzutem pani, podczas gdy Helenka pomaga�a ojcu zdj�� futro. - Gdzie� ja ich pomieszcz�? Da� im by�o co� w r�k� i na tym sko�czy�. - Moja imo��, ino si� nie gniewaj. Ady tam taka bieda, �e niech r�ka Boska broni! Wszystko si� spali�o. Siedzia�o to biedactwo na bruku i p�aka�o; jak�e ich mia�em tak zostawi�? �e te� imo�ci wszystko si� nie podoba! Olaboga, laboga! - Albo� to Mo�kowa nie ma tutaj krewnych? Markus to jej szwagier przecie i pewnie nie by�by jej opu�ci�. �ydzi si� trzymaj� mi�dzy sob�. Pan Marcin poskroba� si� w g�ow�. - Ano prawda, �e to jej szwagier - odrzek� - nie przysz�o mi to do g�owy. Ino ju� nie marud�, moja imo��, bom g�odny. Pani Orecka spojrza�a na m�a z politowaniem i wysz�a. Ucz�stowano pogorzelc�w wyborn� polewk� z kartoflami i jeszcze dano ka�demu po kawale chleba, kt�ry jedli, ocieraj�c �zy. �zy te nieustaj�co kapa�y z oczu starej Mo�kowej, nic dziwnego, straci�a ca�e mienie! Patrz�c na t� twarz pergaminow�, wysch��, spalon� od s�o�ca, nacechowan� w tej chwili wyrazem rozdzieraj�cej bole�ci, my�la�o si� o s�owach psalmisty: "Chleb m�j miesza�em z p�aczem, a ko�ci moje jako skwarki wysch�y". Ca�a s�u�ba zbieg�a si� do kuchni, �eby przypatrzy� si� aktorom dramatu i wypyta� o szczeg�y wiadome dok�adnie wszystkim i po sto razy ju� opowiadane. J�zef, twierdz�cy niedawno, �e �yda nie ma czego �a�owa�, przyni�s� ze stajni swoj� star� czapk� i podarowa� Josielkowi - a lokaj Antoni, kt�ry ich wys�a� do wszystkich diab��w, wcisn�� Ryfce w r�k� dziesi�tk�. Podczas gdy matka i c�rka zaj�te by�y przegl�daniem bielizny, �eby wybra� z niej co� dla pogorzelc�w, pan Marcin jad� �niadanie z apetytem, jakiego ju� nie mia� od dawna. Zainteresowanie si� biedn� rodzin� zaj�o na chwil� jego przygn�biony umys� i odsun�o na bok my�li dr�cz�ce go jak zmora. Jedz�c, wstawa� raz po raz od sto�u i zagl�da� do kuchni. To nasmarowa� kilka bu�ek mas�em i zani�s�, to wzi�� gar�� cukru i da� dzieciom, to znowu nak�ada� na talerz biszkopty i potraktowa� malc�w. Tak spaceruj�c ci�gle z pokoju do kuchni i z kuchni do pokoju, spostrzeg� porzucone na oknie klucze; uradowany z tego odkrycia, otworzy� kredens, napakowa� jab�kami kieszenie, spiesz�c si� z dokonaniem operacji, zanim �ona powr�ci, i ju� mia� je nie�� do kuchni, gdy wszed� Antoni i poda� mu na tacy listy i gazety. Pan Marcin od�o�y� na bok gazety, a wzi�� si� do list�w. Jeden by� pisany stylem p�aczliwym z pro�b� o wsparcie dla jakiej� biednej wdowy, kt�ra co kilka tygodni przypomina�a si� w ten spos�b panu Oreckiemu, powo�uj�c si� na swoje szlacheckie pochodzenie, a drugi z firm� Domu Handlowego na kopercie. Widok tego ostatniego zdziwi� przyjemnie pana Marcina. Tak rzadkie od pewnego czasu bywa�y mi�dzy nim a Domem korespondencje, �e gdy nareszcie jaka� si� zdarzy�a, by�o to dla niego prawdziw� uroczysto�ci�. Czu� si� znowu ajentem, a przed oczyma jego wyobra�ni stawa�y szeregami cyfry i zdawa�o mu si�, �e s�yszy znowu turkot woz�w, zaje�d�aj�cych z dostawami, wo�ania robotnik�w i odbijanie statk�w od brzegu. Rozer�n�� kopert� i przeczyta�, co nast�puje: Szanowny Panie! Poniewa� od dw�ch lat ruch interes�w filii naszej w M. jest prawie �aden i nie ma widok�w powi�kszenia si� na przysz�o�� - a dalsze utrzymywanie ajentury w tym mie�cie narazi�oby tylko Dom nasz na straty, przeto Rada Nadzorcza na posiedzeniu z dnia 3-go bie��cego miesi�ca postanowi�a zwin�� ajentur�, kt�rej szanowny pan do tej pory przewodniczy� raczy�e�, i wydelegowa� jednego spomi�dzy siebie dla odebrania od pana ksi�g handlowych, rejestr�w i zupe�nego zlikwidowania interes�w. Delegowany nasz wyje�d�a dzisiaj. Racz pan przyj��... Pan Marcin, przeczytawszy ten list, zblad� straszliwie, a przed oczami zacz�y mu biega� r�ne ko�a, czerwone, niebieskie, ��te... - Ojczulku, co ci jest?!- krzykn�a Helenka, wchodz�ca w tej chwili do pokoju - czy ojczulek chory? czy te� sta�o si� jakie nieszcz�cie? Pan Marcin spojrza� na c�rk� b��dnym wzrokiem i szepn�� g�osem zmienionym: - Wszystko si� sko�czy�o! Nie chc� mnie ju�... Daj� mi dymisj�! Obejrza� si� i, poszukawszy por�czy krzes�a, osun�� si� na nie, bo ju� nie m�g� d�u�ej utrzyma� si� na nogach. Helenka obj�a ojca za szyj�. - Drogi, kochany ojczulku - m�wi�a, g�aszcz�c pieszczotliwie jego rzadkie, siwe w�osy - utrata posady to jeszcze nie nieszcz�cie. Nie jeste�my przecie� biedni; mamy dom, a opr�cz tego jeszcze co�... - Ot� to w�a�nie, �e nic nie mamy pr�cz domu, kt�ry nie przynosi nam �adnego dochodu, a od kt�rego jeszcze podatki p�aci� trzeba! - wybuchn��. - Mia�em maj�tek, ale wi�ksza jego cz�� przepad�a u ludzi, a i reszta pewnie przepadnie! Prawda, by�em nieopatrzny, ale chcia�em ratowa� innych. B�g widzia�. Nie b�dziesz mia�a posagu, moje dziecko, tw�j ojciec go strwoni�! Czy mu to kiedy przebaczysz? Zap�aka� biedny starzec. - Ojcze, ojcze, nie m�w tak do mnie - prosi�a p�acz�c -ja ci nie mam nic do przebaczenia. Chcia�e� dobrze, ojczulku, mia�e� zawsze z�ote serce! Obejd� si� bez posagu... Czy� ja ju� jestem taka z�a i brzydka - doda�a, zagl�daj�c mu w oczy z u�miechem - �e mnie bez pieni�dzy nie zechce �aden ch�opiec? Pan Marcin popatrzy� na ni� z rozrzewnieniem. - Ubogie panny z trudno�ci� wychodz� za m��, moje dziecko - rzek� z westchnieniem - zreszt� dalekie to rzeczy jeszcze, a tymczasem nie mamy z czego �y�! Helenka zamy�li�a si� bardzo nad tymi s�owami. - Zobaczy ojczulek, �e poradzimy sobie jako� - rzek�a, obcieraj�c sobie oczy - b�dziemy oszcz�dza�... - Oszcz�dza�! - powt�rzy� z gorycz� - albo� wy obie z matk� umiecie oszcz�dza�? Albo� ja to sam potrafi�? Czy kt�re z nas kiedy my�la�o o oszcz�dno�ci? W przyleg�ym pokoju da�y si� s�ysze� kroki. - S�uchaj, Helenko - powiedzia� pr�dko pan Marcin, spogl�daj�c na drzwi - nie m�w nic o tym matce, boby si� zaraz rozchorowa�a. - M�wi�am ci ju� tyle razy, Marcinie, �e Antoniemu koniecznie trzeba sprawi� now� liberi� - m�wi�a pani Orecka wchodz�c do pokoju z pakietem bielizny, kt�r� panna s�u��ca mia�a przerobi� dla wnuk�w Mo�kowej. - Doprawdy �e a� wstyd, jak on chodzi; a ile razy wejdzie do pokoju przy go�ciach, to a� mi si� co� robi! Ojciec i c�rka zamienili z sob� spojrzenia. Nie otrzymawszy �adnej odpowiedzi, pani Marcinowa popatrzy�a na oboje i zaraz zmiarkowa�a, �e jest co� niedobrego; a cho� pan Marcin, spuszczaj�c oczy, zapewnia�, �e "nie wie o niczym", cho� si� zaklina� na swoj� mi�o�� dla niej i coraz s�abszym g�osem prosi�, �eby mu da�a pok�j, m�wi�c, �e "nie wie, czego imo�� chce" - �ona wydoby�a z niego tajemnic�, bo te� trudno by�o ukry� co�kolwiek przed bystrym wzrokiem pani Marcinowej. Wiadomo��, wyczytana w li�cie, sprawi�a na niej wra�enie uderzenia gromu i by�aby si� niezawodnie rozchorowa�a natychmiast jak tego m�� jej si� obawia�, gdyby nie ��cz�cy si� z utrat� posady m�a fakt przybycia delegowanego Rady Nadzorczej, kt�rego nale�a�o przyj�� jak go�cia, a go�cinno�� le�a�a ju� we krwi pani Oreckiej. Nigdy w �adnych okoliczno�ciach nie zapomnia�a o obowi�zkach gospodyni - i dla spe�nienia ich odpowiednio honorowi domu gotowa by�a ponie�� wszelkie ofiary. Potrzeba przygotowania przyj�cia by�a dla niej w tej chwili prezerwatyw� od choroby i op�ni�a jej wybuch, je�eli nawet nie os�abi�a go. - Musisz mi da� pieni�dzy, Marcinie, bo ja ju� dzi� ostatnie wyda�am - rzek�a po chwili - a nie ma w domu ani wina, ani likier�w. Trzeba te� b�dzie kupi� ryb i z jednego zaj�ca. Pan Marcin zwr�ci� znowu na c�rk� oczy nacechowane wyrazem takiego cierpienia, �e w dziewcz�ciu serce si� �cisn�o. Wsta� jednak pos�uszny i wolnym krokiem poszed� do kantoru, gdzie sta�a ulubiona jego kasa ogniotrwa�a, niegdy� tak pe�na pieni�dzy, a dzi� tak pusta... Wyj�� kilkana�cie banknot�w i, chowaj�c je do kieszeni, szepn�� z bole�ci�: - Ostatnia pensja! Wracaj�c z kantoru spotka� w sieni siedz�c� na progu Mo�kow�, patrz�c� przed siebie wzrokiem os�upia�ym. Przystan�� na chwil�, popatrzy� i na twarzy jego odbi�o si� pewne wahanie. Nareszcie si�gn�� do kieszeni i oddzieliwszy z sumy, stanowi�cej jego ostatni� pensj�, trzyrublowy papierek, wetkn�� go w r�k� starej, ogl�daj�c si�, czy kto nie widzi. - Kupcie sobie towaru za to i handlujcie jak dawniej - powiedzia� pr�dko i odszed�. W kilka minut potem znowu skrzypn�y drzwi od sieni i pani, ogl�daj�c si�, czy czasem nie widzi m��, kt�ry teraz mia� wszelkie prawo wymaga� od niej oszcz�dno�ci, wsun�a w r�k� Mo�kowej rubla. Ledwie si� oddali�a, kto� drobnymi krokami zbieg� szybko ze schod�w i znowu w r�k� staruszki wpad� pieni�dz. By� to z�oty, b�yszcz�cy dukat. Mo�kowa ujrza�a si� nagle bogatsz�, ni� by�a przed po�arem. Odwr�ci�a g�ow� i d�ugo patrzy�a na drzwi, za kt�rymi znikn�li wszyscy troje, z kt�rych ani jedno nie zna�o warto�ci pieni�dzy, i �zy pu�ci�y jej si� z oczu. Takie by�y pierwsze oszcz�dno�ci w tym domu. Iii Pan Radlicz, delegowany Rady Nadzorczej, przyjecha� wieczorem i przyj�ty by� nie tylko go�cinnie, ale nawet wystawnie. Na stole nie brakowa�o ani ryb, ani zwierzyny, ani kosztownych przek�sek, ani starego, omsza�ego w�grzyna - co wszystko razem, przy cienkim holenderskim obrusie i zastawie sk�adaj�cej si� ze srebra, kryszta��w i porcelany sewrskiej, pochodz�cej jeszcze z wyprawy pani, �wiadczy�o pozornie o zamo�no�ci domu. Antoni w swej wytartej liberii prezentowa� si� te� nie najgorzej, dzi�ki starannie kred� wyczyszczonym guzikom i bia�emu krawatowi. Pan Radlicz, przyje�d�aj�c w charakterze urz�dnika, chcia� si� w nim utrzyma�, ale to by�o niepodobne wobec szlachcica, przywyk�ego przez ca�e �ycie widzie� go�cia w ka�dym, ktokolwiek przest�pi� pr�g jego domu. Zreszt� go�� niczym urz�dnika nie kr�powa�, bo pani Orecka, mieszaj�ca si� niekiedy do rozmowy, odzywa�a si� z prawdziw� pa�sk� niedba�o�ci� o posadzie, jak� m�� jej mia� utraci�. Jedna tylko Helenka wiedzia�a, ile kosztowa�a matk� ta niedba�o�� i mi�a uprzejmo��, jak� mia�a dla go�cia. Ona sama tak by�a niespodzianie zaskoczona wypadkami dnia tego, �e nie pomy�la�a nawet o �adnej roli dla siebie; by�a jak ten, komu niespodzianie grunt si� spod n�g usuwa i nie wie, gdzie znale�� dla siebie i swoich ukochanych oparcie. Zwykle wymowna wobec obcych, dzi� w milczeniu s�ucha�a rozmowy ojca z go�ciem o stosunkach ekonomicznych i handlowych miasta i okolicy - w kt�rej to rozmowie pan Radlicz by� stron� wypytuj�c�, a ojciec obja�niaj�c�, przy czym cz�sto pl�ta� si� w odpowiedziach, jakby my�la� o czym innym. Po wieczerzy napr�one si�y gospodarstwa tak si� wyczerpa�y, �e rozmowa, przez samego ju� tylko go�cia podtrzymywana, rwa�a si� co chwila. Pani zdawa�a si� pilnie liczy� nitki holenderskiego obrusa, pan Marcin, zapatrzony w talerz, b�bni� palcami marsza na stole i nie s�ysza�, co do niego m�wiono. Spostrzeg� to go�� i, przypisawszy og�lne roztargnienie przyzwyczajeniu obojga gospodarstwa do wczesnego spoczynku spojrza� na zegarek i cho� jeszcze godzina nie by�a p�na, powiedzia� dobranoc i oddali� si� do przeznaczonego dla siebie pokoju. Pani Orecka nie spa�a wcale tej nocy, pomimo silnej dozy opium, jak� za�y�a; pan Marcin przewraca� si� z boku na bok i tak�e nie zmru�y� oka - a Helenka d�ugo siedzia�a w swoim pokoiku na g�rze bez ruchu i bez �wiat�a. Wypadki dnia up�ynionego wprawi�y j� w pewien rodzaj os�upienia, kt�re jej dot�d jeszcze nie opu�ci�o. P�ki by�a z rodzicami, spe�nia�a r�ne drobne czynno�ci, pomaga�a matce w urz�dzeniu przyj�cia dla go�cia, rozmawia�a i obraca�a si� machinalnie; ale teraz, gdy zosta�a sama i nie potrzebowa�a udawa� spokoju, kt�rego nie mia�a, rzuci�a si� na krzes�o, zm�czona, i pu�ci�a wolny bieg my�lom. Po raz pierwszy dopiero �ycie da�o jej uczu� swoj� proz�, i to ze strony najdotkliwszej, z troski o chleb powszedni... A wi�c to nie sen, ale najprawdziwsza prawda, �e maj�tek, w kt�rego istnienie wierzy�a, ju� nie istnieje!... I to tak�e prawda, �e ojciec wzi�� z kasy ostatni� pensj� i �e gdy ona si� wyczerpie, nie b�d� mieli z czego �y�.... O Bo�e, Bo�e! Miesi�c egzystencji jest zabezpieczony, a potem co? Po�ycza� u ludzi? Tak, to naj�atwiej - ale z czego potem odda�? Lepiej ju� pozby� si� zbytkownych przedmiot�w, cho� ci�ko b�dzie nast�pnie �y� bez nich; jest pow�z, s� konie, srebra, porcelana, zwierciad�a. ...Ale jak tu sobie wyobrazi� matk� chodz�c� piechot� i obywaj�c� si� bez tych wszystkich rzeczy, kt�rym codzienne nawyknienie odebra�o charakter zbytku, a przeobrazi�o je w potrzeby codzienne! Ci�ko b�dzie odwykn�� od nich, ale ju� lepsza ta ostateczno�� ni� �mier� z g�odu. Wszystkiego tego jednak zaledwie na rok utrzymania wystarczy, a po roku?... Jest jeszcze dom, ale ojciec powiada, �e domy w ma�ych miasteczkach ma�� maj� warto�� i nie znajduj� ch�tnych nabywc�w. Przypu��my wreszcie, �e si� znajdzie nabywca: to fundusz ze sprzeda�y domu wyczerpie si� w par� lat tak samo, jak ostatnia pensja i fundusz ze sprzeda�y zbytkownych przedmiot�w. A potem... potem co si� stanie, gdy ju� nie b�dzie co sprzedawa�? Co z sob� zrobi�, gdzie p�jd�: zn�kany wiekiem i nieszcz�ciami starzec i chora, potrzebuj�ca drobiazgowej troskliwo�ci kobieta? Na zegarze miejskim wybi�a dwunasta i w tej�e chwili z dw�ch stron przeciwnych da�o si� s�ysze� grzechotanie str��w nocnych, obchodz�cych ulice co godzina. Odg�os ten wyrwa� Helenk� z zamy�lenia. Przetar�a r�k� czo�o i teraz dopiero zobaczy�a, �e noc by�a pi�kna, a ksi�yc o�wietla� �rodek pokoju. Wsta�a i zbli�y�a si� do okna. Wida� z niego by�o ca�y ogr�d, folwark Ofmana, rzek� i statki, zimuj�ce wzd�u� brzegu, z poopuszczanymi masztami, a za tym wszystkim kawa� pola, wiosk� i las rozpostarty na wzg�rzu. Woda by�a �ci�ta lodem, a promienie ksi�yca �lizga�y si� po nim i dr�a�y; biedne dziewcz�, patrz�ce dzi� na wszystko przez pos�pne t�o swego usposobienia, pomy�la�o sobie znowu, �e one tak samo dr�� jak jej serce wobec widma niedostatku, z kt�rym nie wiedzia�a, jak walczy�. Ca�e miasto spa�o - tylko w kajucie statku, stoj�cego najbli�ej, b�yszcza�o jeszcze �wiate�ko, a po cieniu zas�aniaj�cym okienko w regularnych, szybko po sobie id�cych odst�pach, mo�na si� by�o domy�li�, �e tam kto� jeszcze szyje pracowicie. Dawniej, wpatruj�c si� tak w blaski ksi�yca, Helenka duma�a o nieszcz�ciach Marii Stuart, o Balladynie albo o dzielnym Rob Royu - a dzisiaj, �ledz�c ruch cienia w okienku, zastanawia�a si� nad tym, jak si� to dzieje, �e ludzie czuwaj�cy do p�na w nocy przy pracy, �yj�cy w ciasnych mieszkaniach i obywaj�cy si� bez wielu potrzeb, uwa�anych przez ni� i jej rodzic�w za niezb�dne, maj� jednak dobry humor s� zadowoleni ze swego losu! Co im daje ten humor i to zadowolenie? Sk�d si� bierze si�a czyni�ca z lud�mi takie cuda? Gdzie jej szuka� i jak si� ona nazywa? G�os jaki� wewn�trzny powiedzia� jej, �e to praca, kt�ra daj�c trud we dnie, s�odkim czyni spoczynek w nocy; �e ona to hartuje serca, dr��ce przed niedostatkiem, a przygn�bionym umys�om przywraca jasno�� i pogod�... Gdy grzechotka str�a nocnego odezwa�a si� powt�rnie, �wiat�o w kajucie zgas�o, a Helenka zapytywa�a siebie, czy w tej sile w�a�nie, kt�ra daje maj�tki ludziom ubogim a wytrwa�ym, ona nie mog�aby znale�� �rodka ratunku dla rodzic�w? Nie nale�� przecie� jeszcze do najbiedniejszych; niejeden na ich miejscu uwa�a�by si� za bogacza! Wi�c zamiast rozpacza�, nale�y raczej podzi�kowa� Bogu, �e im zostawi� dach nad g�ow�, i wynale�� prac� mog�c� wystarczy� na chleb powszedni. Tak, ale kto b�dzie pracowa�? Czy ojciec, zn�kany wiekiem i z�amany nieszcz�ciem, czy matka chora, potrzebuj�ca wyg�d i do �adnej pracy niezdolna? Jedna jest tylko w domu istota, kt�ra mo�e i powinna pracowa�... Gdzie szuka� pracy, za kt�rej pomoc� chcia�a zabezpieczy� byt rodzicom, nad tym nie namy�la�a si� d�ugo. Powzi�a ona pewien zamiar, zdaj�cy si� jej �atwym do wykonania. By�a jeszcze zbyt m�oda i niedo�wiadczona, aby zastanawia� si� nad mog�cymi stan�� jej na drodze przeszkodami i trudno�ciami. Teraz dopiero, gdy mniema�a, �e znalaz�a �rodki ratunku, uczu�a potrzeb� spoczynku. Zapali�a �wiec� i gdy �agodne �wiat�o roz�wieci�o pok�j, mo�na by�o widzie� dok�adnie jego wytworne urz�dzenie. Zna� tu by�o, �e rodzice chcieli zadowoli� wszystkie nie tylko upodobania, ale nawet kaprysy jedynaczki. �ciany, wyklejone papierem blador�owym w srebrne arabeski, dostosowane by�y barw� do tkaniny pokrywaj�cej meble z d�bu czarnego, na�laduj�cego heban, i do firanek, przys�aniaj�cych weneckie okno. Surow� powag� tego okna �agodzi�y bia�e, mu�linowe falbanki, wygl�daj�ce spod r�owych draperyj. ��eczko os�ania�a mu�linowa kotara, podpi�ta r�owymi kokardami, a obok ��ka z jednej strony sta� stolik z lustrem w posrebrzanych ramach, a z drugiej umywalnik, wy�o�ony marmurem i zastawiony porcelan�, dobieran� widocznie do tonu barw panuj�cych w pokoju. Pod oknem sta�o �liczne d�bowe biureczko, a pod �cian� mi�kka kozetka ze stolikiem do roboty i dwoma fotelikami. By�a tam jeszcze i szafka oszklona, pe�na ksi��ek �adnie oprawnych, i r�ne drobne, kosztowne, a niepo�yteczne graciki, i wzorzysty kobierzec, wy�cielaj�cy cz�� posadzki, i ozdobna lampa, zwieszaj�ca si� od sufitu w kszta�cie kielicha kwiatu: z bogatych ram z�oconych wychyla�o si� s�odkie oblicze Matki Boskiej, wyborna kopia z obrazu Carlo Dolce. Helenka, trzymaj�c �wiec� w r�ku, przypatrywa�a si� swemu pokoikowi z tak� uwag�, jakby go widzia�a dopiero po raz pierwszy. Nigdy jeszcze nie wydawa� jej si� tak pi�kny, mi�y i wygodny jak teraz, gdy wiedzia�a, �e wkr�tce b�dzie go musia�a opu�ci�... Tyle lat swobodnych i szcz�liwych przep�dzi�a tutaj, a z ka�dym niemal sprz�tem wi�za�o si� jakie� wspomnienie. Przed tym obrazem, b�d�cym pami�tk� rodzinn�, modli�a si� zawsze; to biurko dosta�a na imieniny od ojca; t� szafk� matka jej ofiarowa�a niedawno; ten kobierzec przynios�a jej gwiazdka. Wszystkie otaczaj�ce j� sprz�ty - byli to dobrzy jej znajomi i przyjaciele, przed kt�rymi nie mia�a tajemnic; ka�dy mia�by co� ciekawego do powiedzenia o swej pani, gdyby tylko umia� m�wi� - a najwi�cej mo�e biurko, na kt�rym rysowa�a szkice do owego wymarzonego kostiumu le�nej bogini. Przypomnienie balu wstrz�sn�o Helenk� jak iskra elektryczna i obudzi�o w duszy g�uchy bunt przeciw powzi�tym przed chwil� dobrym zamiarom. Ach, ten bal! ona o nim tyle marzy�a, tyle z nim wi�za�a nadziei, a teraz ma go si� wyrzec? Nieraz s�ysza�a we �nie d�wi�ki muzyki, gwar rozm�w, widzia�a jarz�cy blask �wiate� i siebie wspart� na ramieniu Stefana, unoszon� wirem ta�ca wobec powszechnego szmeru podziwu i uwielbienia. A gdyby te� pogodzi� z sob� dwie rzeczy; by� na balu i po nim dopiero o pracy pomy�le�? Suknia ju� i tak obstalowana, wi�c w ka�dym razie zap�aci� za ni� trzeba... Co zreszt� powiedzia�by Stefan, kt�remu da�a s�owo, �e b�dzie; Stefan, kt�ry j� do pierwszego ta�ca zam�wi�? D�ug� chwil� trwa�a w duszy dziewcz�cia walka egoizmu m�odo�ci z dobrymi zamiarami i te ostatnie zwyci�y�y. Helenka nie by�a z�� ani zbyt lekkomy�ln�; mia�a dobre serce i szczerze pragn�a ratowa� rodzic�w. Wrodzona jej szlachetno�� odepchn�a pokus� z oburzeniem. - Nie godzi si� nawet my�le� o tym - rzek�a do siebie - Stefan, je�eli zechce, potrafi mnie wsz�dzie znale��. I, usiad�szy przy biurku, napisa�a do modniarki list cofaj�cy obstalunek - ale gdy go w�o�y�a w kopert� i zapiecz�towa�a, pop�yn�y jej z oczu �zy �alu za przyjemno�ci�, kt�r� dobrowolnie po�wi�ci�a, i za marzeniami, kt�rych si� wyrzeka�a. Poemat jej �ycia przerwa� si� na samym pocz�tku. �zy te oczy�ci�y j� z grzechu egoizmu i w ko�cu zmieni�y si� w s�odkie �zy rozrzewnienia na my�l, �e czyni to dla rodzic�w, kt�rymi od tej chwili b�dzie si� opiekowa�a. By�a to pierwsza ofiara i pierwsze nad sob� zwyci�stwo. Gdy str� nocny z grzechotk� przechodzi� ko�o domu pana Marcina, na zegarze miejskim wybi�a godzina druga, ale Helenka ju� tego nie s�ysza�a. Spa�a snem twardym. Z ca�ej rodziny ona jedna tylko spa�a tej nocy. Iv Pan Radlicz by� ju� cz�owiekiem niem�odym, lecz starym nie mo�na go by�o jeszcze nazwa�, pomimo pi��dziesi�ciu przesz�o lat. Wprawdzie w�osy i faworyty mia� siwe, twarz porysowan� zmarszczkami, ale oczy pe�ne �ycia, a w ruchach, w g�osie przebija�a si� spr�ysto�� i energia. Na pierwszy rzut oka nie by� to cz�owiek sympatyczny, bo nie wzbudzaj�cy innego uczucia opr�cz obawy i poszanowania; ale gdy spod brwi g�stych i krzaczastych popatrzy� na kogo przez szk�a okular�w wzrokiem pe�nym rozumu i dobroci; wzbudza� natychmiast nieograniczon� do siebie ufno�� i wiar�. Tak go te� os�dzi�a Helenka podczas wczorajszego wieczora. Pa�stwo Oreccy wstawali zwykle p�no, a ruch prawdziwy w ich domu rozpoczyna� si� dopiero o dziewi�tej. Delegowany Rady Nadzorczej jednak�e inny mia� wida� obyczaj, bo o �smej ju� by� w kantorze zaj�ty przegl�daniem ksi�g i obliczaniem d�ugich szereg�w cyfr. W ca�ym domu panowa�a jeszcze cisza, s�u�ba tylko co powstawa�a i zaczyna�a si� krz�ta� leniwie po pokojach, chodz�c na palcach i poziewaj�c g�o�no. Czo�o pana Radlicza fa�dowa�o si� cz�sto przy tej czynno�ci: z ka�dej z ka�dej niemal karty wygl�da� brak praktycznej podstawy w obrotach pieni�nych pana Marcina i jego dyletantyzm - a znajdowa�y si� pozycje, wprowadzaj�ce go w g��bokie zdumienie. Zatopiony w pracy, nie s�ysza� drobnych krok�w zbli�aj�cych si� do drzwi kantoru i nie�mia�ego pukania - dopiero gdy po chwili powt�rzy�o si� nieco g�o�niej, us�ysza� je. - Prosz� wej�� - odezwa� si�, nie podnosz�c g�owy od papier�w, nad kt�rymi by� pochylony. Drzwi otworzy�y si� i zamkn�y na powr�t z delikatn� ostro�no�ci� i drobne kroki zbli�y�y si� do sto�u, przy kt�rym pracowa� delegowany. Pan Radlicz, mniemaj�cy zrazu, �e to s�u��ca, podni�s� nagle g�ow� i zdziwi� si�, gdy ujrza� przed sob� c�rk� gospodarza domu. Powitawszy j� uprzejmie, wyrazi� przypuszczenie, �e prawdopodobnie spodziewa�a si� zasta� tu ojca zamiast niego. - Nie, panie - odrzek�a - ojciec m�j nie wstaje tak rano, wi�c wiedzia�am, �e go nie zastan� w kantorze. Chcia�am pom�wi� z panem bez �wiadk�w i dlatego tu przysz�am; jest to jedyna pora, w kt�rej nam nikt nie przeszkodzi. Wypowiedziawszy te s�owa odetchn�a g��boko; pierwszy ten krok na drodze samodzielno�ci du�o j� kosztowa�. Zanim tu przysz�a, musia�a stoczy� niejedn� walk� z wahaniem si� na nowo j� ogarniaj�cym, z fa�szywym wstydem i tysi�cznymi uczuciami, jakie j� po przebudzeniu si� opanowa�y. Teraz, gdy wyrzek�a pierwsze wyrazy, wszystko ju� by�o sko�czone; nie mog�a si� cofn��. Zdziwienie pana Radlicza wzros�o jeszcze bardziej, ale nie da� tego pozna� po sobie. Poda� jej krzes�o i rzek�, siadaj�c tak�e: - S�ucham pani�. - Pewnie si� to panu wydaje dziwne, a nawet niew�a�ciwe, �e cz�owiekowi obcemu, widzianemu po raz pierwszy w �yciu, przychodz� czyni� zwierzenie... ale bardzo wa�ne powody sk�aniaj� mnie do tego. Prosz� pana o troch� tylko cierpliwo�ci. Niech mnie pan wys�ucha, a potem mnie pan os�dzi. Przerwa�a na chwil�, jakby dla nabrania odwagi, zaczerpn�a powietrza i m�wi�a dalej: - Ojciec m�j wskutek r�nych nieprzyjaznych okoliczno�ci straci� maj�tek; a dymisja z posady ajenta odbiera mu jedyny �rodek utrzymania. Pan Radlicz poruszy� si� na krze�le. - Przykro mi niezmiernie - powiedzia� - �e na mnie spad� obowi�zek wykonawcy tej smutnej dla pa�stwa zmiany, ale nie przyby�em tu z w�asnej wy��cznie woli i nie powinni�cie pa�stwo mie� o to do mnie urazy. - O, bynajmniej - odpowiedzia�a z po�piechem - rozumiemy wszyscy, �e pan jest tylko reprezentantem instytucji. - To, co s�ysz� od pani - m�wi� zapalaj�c cygaro - dziwi mnie niewymownie - spos�b bowiem �ycia pa�stwa i stopa, na jakiej dom trzymacie, prowadzi do innych wniosk�w, a pani Orecka wczoraj nawet powt�rzy�a dwukrotnie, �e rada jest, i� m�� jej pozb�dzie si� k�opotu z ajentur�. Helenka zarumieni�a si� lekko. - Mama jest dumn� - wyszepta�a - i ma wstr�t do budzenia w ludziach lito�ci. Pan Radlicz pomy�la�, �e duma mog�aby si� by�a inaczej objawi�, niekoniecznie w ten spos�b, ale zachowa� t� uwag� przy sobie, powiedzia� tylko: - Zdaje mi si�, �e zgad�em pow�d obecno�ci pani tutaj, i z g�ry �a�uj�, �e musz� rozwia� pani z�udzenie. Dymisji ojca pani nie wywo�a�y wzgl�dy prywatnej natury, wi�c cofni�t� by� nie mo�e. Dalsze utrzymywanie ajentury w M. narazi�oby Dom Handlowy na straty. - Pojmuj� to - odpowiedzia�a - i omyli� si� pan przypuszczaj�c, �e przysz�am tu ��da� rzeczy niemo�liwych. Zamiary moje s� inne: wiem, �e co si� sta�o, odsta� si� ju� nie mo�e; ale po�o�enie moich rodzic�w, nie znaj�cych dot�d, co to jest troszczy� si� o jutro, jest wi�cej ni� smutne. Ot�... pragn� los ich, o ile to jest mo�liwe, z�agodzi�. Jednym s�owem, chcia�abym pracowa�. Tyle kobiet w moim wieku zarabia na swoje utrzymanie, a nawet pomaga rodzinie... Pan Radlicz, s�uchaj�cy dot�d z grzeczn� oboj�tno�ci�, spojrza� z wi�kszym nieco zaj�ciem na m�wi�c�. - My�l bardzo dobra - zauwa�y�, nie zgaduj�c jednak�e, dlaczego mu ona to wszystko m�wi. - Nie mam nikogo, co by mi w tym przedsi�wzi�ciu umia� lub chcia� poradzi�. Moi rodzice nic jeszcze o tym nie wiedz� i b�d� mia�a niema�e z nimi trudno�ci, zanim oswoj� si� z t� my�l�... a wszyscy moi znajomi i przyjaciele maj� dawne poj�cie o kobiecie i jedynie dzia�alno�� w obr�bie domowego ogniska uwa�aj� dla niej za w�a�ciw�, zw�aszcza je�eli nale�y do mojej sfery. Lekki u�miech przebieg� po ustach pana Radlicza. - Chcia�abym si� dosta� do Warszawy, gdzie, jak czytam i s�ysz�, istniej� rozliczne sposoby zarobkowania dla kobiet, ale nie wiem, jak si� do tego wzi��. Niech mi pan nie bierze za z�e mej �mia�o�ci, ale pa�ski wiek, pa�ska twarz, cho� surowa, budzi we mnie zaufanie i nadziej�, �e pan nie odm�wi mi swojej rady. Mam dopiero lat siedemna�cie, nie znam �wiata.., Podnios�a na� oczy pe�ne gor�cej, acz nie�mia�ej pro�by, oczy podobne do gwiazd, w kt�rych zna� by�o, �e nigdy nie patrzy�y na ziemi� z bliska. Pan Radlicz w milczeniu spogl�da� przez chwil� na delikatn� twarzyczk� dziewcz�cia, po kt�rej przemyka�y odblaski r�norodnych my�li i wra�e�; na wytworny uk�ad w�os�w przepi�tych z�ot� przepask�, na ubi�r �ci�le zastosowany do ostatnich wymaga� mody, na r�ce uderzaj�ce niezwyk�� ma�o�ci� i ozdobione pier�cionkami; na ca�� posta�, tchn�c� wdzi�kiem s�abo�ci, przyzwyczajonej, jak si� zdawa�o, widzie� spe�nionymi natychmiast wszystkie zachcenia - patrzy� i rozwa�a�, nareszcie rzuci� jej kr�tkie pytanie: - C� pani umiesz? Pytania tego, streszczaj�cego kwesti� w dw�ch s�owach, najmniej si� spodziewa�a Helenka. Na twarzy jej odmalowa�o si� zak�opotanie. - Uczono mnie wszystkiego po trosze - rzek�a po chwili - umiem m�wi� dosy� biegle po francusku, po niemiecku, po angielsku, gra�, �piewa�, rysowa� z natury. - Szkoda. Wola�bym, aby� pani umia�a mniej, a dobrze. Czy przecie� posiadasz pani cho� jeden przedmiot gruntownie, to jest tak, �e mog�aby� si� podj�� go wyk�ada�? - Niestety, nie, ale od czeg� s� ksi��ki? - Metoda zadawania dzieciom lekcyj z ksi��ek min�a ju� niepowrotnie - odpar� pan Radlicz powa�nie - pedagogika dzisiaj pos�uguje si� innymi �rodkami. Nauczaj�cy przede wszystkim musi sam umie� dobrze to, czego chce uczy�. Helenka posmutnia�a. - Zdaje mi si�, �e znam nie�le muzyk� - rzek�a z mniejsz� ni� wprz�d pewno�ci�. - Nauczycieli muzyki mamy w Warszawie wi�cej, ni� potrzeba, z uczennicami konserwatorium nie wytrzyma pani konkurencji. Ludzie oddadz� zawsze pierwsze�stwo tym, kt�rzy swojej umiej�tno�ci b�d� mogli dowie�� patentem. - To mo�e mog�abym dosta� miejsce nauczycielki prywatnej? Tyle jest nauczycielek umiej�cych mniej ode mnie... Pan Radlicz popatrzy� na ni� z politowaniem. - Warszawa ma�o potrzebuje nauczycielek prywatnych - powiedzia�. - Przy wzrastaj�cej dro�y�nie mieszka� i artyku��w spo�ywczych utrzymanie nauczycielki jest kosztownym zbytkiem. Zreszt� najlepsza nawet nauczycielka nie mo�e posiada� wszystkich przedmiot�w ani zast�pi� szko�y. Rodzice wi�c posy�aj� dzieci do kt�rego� z zak�ad�w, gdzie nauka jest ta�sz� i lepsz�. Ludzie bogaci wprawdzie pozwalaj� sobie zbytku utrzymywania kilku nauczycielek razem i dobrze im p�ac�, ale na to trzeba cho� jeden przedmiot zna� doskonale. Dlaczego pani jednak�e szuka miejsca koniecznie w Warszawie? Czy� nie �atwiej bez por�wnania by�oby pani znale�� je tutaj, je�eli nie w samym mie�cie, to w okolicy, gdzie pani musisz mie� stosunki, znajomo�ci? - O, nie! - przerwa�a z mocnym rumie�cem - za nic w �wiecie nie zgodzi�abym si� przyj�� obowi�zku p�atnego w domu, w kt�rym mnie dot�d przyjmowano jako go�cia i odpowiednimi wzgl�dami otaczano. R�nica stanowiska wobec tych samych os�b by�aby dla mnie nazbyt przykr�. Ci�g�a obawa, aby mi tego uczu� nic dano, zrobi�aby mnie dra�liw� na ka�de s�owo, ka�de spojrzenie i upatrywa�abym ch�� upokorzenia mnie tam nawet, gdzie by jej nie by�o. Nie, nie! pragn� opu�ci� te strony i mi�dzy obcymi lud�mi nowe rozpocz�� �ycie. - Zdaniem moim jest to wstyd fa�szywy - zauwa�y� spokojnie - nikt nie powinien si� wstydzi� bra� pieni�dzy zarobionych uczciwie... Helenka nic nie odpowiedzia�a. - Najkorzystniej by�oby nauczy� si� jakiego rzemios�a, dost�pnego dla kobiet, ale pani i do tego wydajesz mi si� niezdolna; a szkoda, bo na tej drodze najpr�dzej mo�na sobi