6951
Szczegóły |
Tytuł |
6951 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6951 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6951 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6951 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jony Cage
Whisper Of Soul
PROLOG
Wojna trwa�a od bardzo dawna - miejscami cich�a, zwalniaj�c nieznacznie, gdzie
indziej
nabiera�a rozmachu i echem nios�a si� milami. Wiatrem nios�a odg�osy cierpienia,
destruktywna energia przemierza�a ca�y glob. Walczyli wszyscy ch�tni i
niech�tni,
m�czy�ni, kobiety, starcy, dzieci... Nikt nie my�la� o ko�cu. Nawet zapomniano
co to pok�j i
wolno��...
W oddali z zanieczyszczonego powietrza wy�oni�y si� dwie postacie. Ch�opiec i
dziewczynka. Zmierzali do miasta. Mapa wskazywa�a dok�adnie miejsce przed nimi.
Miasta
jednak nie ujrzeli... Przemierzali ulice skruszonego asfaltu patrz�c na
umieraj�ce budowle.
Wydawa�y si� chyli� przed nimi, sk�adaj�c im pok�ony. Wszystko wygl�da�o jak
staro�ytne
�wi�tynie zniszczone czasem tysi�cy lat. I pomy�le�, �e miasto to wybudowano
zaledwie 20
lat temu - tu� przed wojn�. Wybudowano by zniszczy�...
Dziewczynka zatrzyma�a si� i przykucn�a. Popatrzy�a na ziemi�. Zna�a to
miejsce. Tu si�
wychowa�a. Na tej ulicy bawi�a si� i dorasta�a. Ch�opak widz�c to przystan��.
- Czy co� si� sta�o Rei? - zapyta�. Oczy dziewczynki zab�yszcza�y zwiastuj�c
nadchodz�ce
�zy.
- Dlaczego?... Dlaczego tak jest? - odpowiedzia�a dziewczynka. �zy zacz�y
sp�ywa� po
delikatnych policzkach opadaj�c nast�pnie na skrajnie inny asfalt.
- O co Ci chodzi?
- Nie wa�ne - odpar�a szybko wstaj�c i ocieraj�c �zy - wiesz - to miasto by�o
kiedy�
prawdziwym dzie�em sztuki - podobno jedynym, w kt�rym w parkach publicznych by�y
prawdziwe ro�liny - ch�opak nie odpowiada�. Zastanawia� si� do czego zmierza ta
rozmowa.
- Zniszczyli wszystko - kontynuowa�a - nawet te trawniki i drzewa.
Ruszy�a dalej rozgl�daj�c si� dooko�a wsp�czuj�cym wzrokiem. Ch�opiec pod��a�
za ni�.
- Naprawd� nie rozumiem ludzkiej natury - odezwa�a si� ponownie po d�u�szym
milczeniu -
po co tworzy� co� do niszczenia? I po co niszczy� tym co� co sami stworzyli�my?
- Rei, nie przejmuj si� tym. Jako� b�dzie - ch�opak stara� si� pocieszy�
zgn�bion�
dziewczynk�.
- Tak wiele jeszcze nie wiem...
- Nie martw si� - kiedy� p�jdziesz do szko�y - b�dziesz si� uczy� o wielu
rzeczach.
- S�dz�, �e to nie wystarczy. Prawd� poznam dopiero na ko�cu... Wtedy b�d� mog�a
powiedzie� - wi�c to o to chodzi�o - b�d� wiedzia�a wszystko.
Ch�opak dziwnie patrzy� na towarzyszk�. Rei nie m�wi�a ju� nic. Doszli do
kamienicy w
miejscu gdzie kiedy� rozpo�ciera� si� park - prawdziwy park z �yw� traw� i
drzewami.
Niegdy� w zielonych ob�okach fontanna bi�a st�d krystalicznie czyst� wod� prosto
z Matki -
Ziemi... Dzisiaj wszystko wygl�da inaczej...
Dziewczynka podnios�a g�ow�, podchodz�c do gruz�w fontanny powiedzia�a
spokojnie:
- Koniec jest blisko.
- ??? - zdziwi� si� ch�opak.
Gdy dziewczynka zrobi�a kolejny krok pod nogami zazgrzyta�o co� wydaj�c przy
okazji
znajomy d�wi�k odbezpieczonej miny przeciwpiechotnej.
- O cholera!!! - krzykn�� ch�opak - Rei!!! Nie ruszaj si�!!! Wyci�gn� ci� z tego
- w oczach
dziewczynki nie by�o wida� �adnego przera�enia ani przej�cia zaistnia�� sytuacj�
- zupe�nie
jakby spodziewa�a si� tego. Ch�opak schyli� si� i zacz�� delikatnie podkopywa�
grunt
odkrywaj�c min�. R�ce trz�s�y mu si� jak galareta.
- Daj sobie spok�j - po co ratowa� �ycie skoro ludzie go nie szanuj�? Id�... ja
tu zostan� -
m�wi�a ze spokojem.
- Nie m�w tak - wszystko b�dzie dobrze - tylko st�j spokojnie - m�wi� zmieszany
ch�opak.
- Nie martw si� mn� - mi nic nie b�dzie - po prostu odejd� - p�jd� w dalsz�
podr� - nie chc�
ci� w ni� zabiera� - masz jeszcze tu wiele do zrobienia - prosz� - id�.
Ch�opak zakry� zap�akan� twarz.
- Dlaczego tak m�wisz?! Dlaczego si� tym nie przejmujesz?! Nie zale�y ci na
�yciu? - pyta�
ocieraj�c �zy.
- Nadszed� m�j czas - to normalne. Tw�j te� kiedy� nadejdzie - nie b�j si� tego.
�ycie nie
ko�czy si� na �mierci - ona tylko zamyka rozdzia� w naszym �yciu i rozpoczyna
nowy. Teraz
prosz� - odejd� - jestem zm�czona.
Ch�opak patrzy� chwil� w oczy dziewczynki.
- B�d� za tob� t�skni�! - powiedzia� uciekaj�c jak najdalej potrafi�. Jego
sprint sko�czy� si�
tak szybko jak si� zacz��. Ch�opak wdepn�� w takie samo ludzkie "dzie�o" jak
Rei. Ziemia
zadr�a�a...
Dziewczynka pochyli�a g�ow� i ruszy�a w dalsz� podr� za przyjacielem...
"Stoj� tu... w moim �wiecie �wiat�a
�wiecie bez ciemno�ci, bez cierpienia i smutku..."
CZʌ� PIERWSZA �REVIVAL�
Dzie� wydawa� mi si� normalny, z reszt� nie zmienia� si� praktycznie od
tygodnia. Deszcz
zalewa� ulice miasta tworz�c potoki du�e jak cholera. Czasami wydaje mi si�, �e
w takich
momentach tam "na g�rze" On zrobi� sobie wolne i zafundowa� d�ugi prysznic
odpr�aj�cy.
Nie wiem - mo�e akurat mam racj�? Ale na dobr� spraw� g�wno mnie to obchodzi�o.
Do
domu wraca�em przemoczony i zmarzni�ty, ale to i tak nie robi�o mi r�nicy - nie
przeszkadza�o mi to zbytnio - w ko�cu i tak kiedy� wyschn�. A wtedy... zmokn�
ponownie -
eh...
Gdy po raz pierwszy zda�em sobie z "Tego" spraw� by�em wtedy, jak mnie reminder
nie
myli, w budzie - znowu dosta�em w z�by od nauczyciela. I nic dziwnego w tym by
nie by�o
gdyby nie to, �e ten powiedzia� do mnie:
- My�lisz, �e b�dziesz bezkarnie kwestionowa� moje zdanie?
Tyle us�ysza�em ja i ca�a reszta. Ale po chujowym sierpowym go�cia z ZWS (�ycie
W
Spo�ecze�stwie) wypad�a mi g�rna czw�rka - ale to jest mniej wa�ne. Chodzi mi o
to, �e ten
w�a�nie chujowy sierpowy odmieni� moje ca�e �ycie. Ot� po wy�ej wspomnianych
s�owach
go�cia us�ysza�em jeszcze co�:
- Skurwiel jebany
To mnie nieco zmiesza�o. Ka�dego by zmiesza�o. Nie �ebym si� obrazi� - nie o to
chodzi.
Ot� okaza�o si�, �e to co us�ysza�em, s�ysza�em tylko ja. Klasa a i
prawdopodobnie nawet
gostek z ZWS tego nie s�ysza� (?!) - s�ysza�em wyra�nie "skurwiel jebany", a gdy
powt�rzy�em zwrot z akcentem pytaj�cym faceta wbi�o w gleb� mimo, i� posadzka,
na kt�rej
sta� za chuja nie przypomina�a tej pierwszej. Po prostu facet zas�ab� -
widocznie by�
�wiadomy swojej poprzedniej my�li, kt�r� us�ysza�em (nie s�dzi�em, �e ten go��
mo�e mie� o
mnie tak wyrobione zdanie). Mimo, �e wyra�ny burak zarysowa� si� na jego twarzy,
nie
zareagowa� tak jak mo�na by si� tego spodziewa�. Za to klasa po raz pierwszy od
chyba
pocz�tku swojej edukacji zamilk�a kriogeniczn� cisz�. Nic dziwnego - w ich
uszach
konwersacja wygl�da�a tak jakbym to ja pyta� faceta czy jest tym "skurwielem".
Tym bardziej
wzros�o zdziwienie, �e gostek zareagowa� - nie reaguj�c. Nawet nie wiem czemu...
Ale teraz to nie ma znaczenia. Wracaj�c do domu po raz pierwszy do�wiadczy�em
tego
dupnego uczucia. Na ulicy wszyscy mieli co� do powiedzenia. Gadali jak
postrzeleni, bez
�adu, chaotycznie przekrzykuj�c si� nawzajem. Dziwne - ale nikt na to nie
narzeka�. Dopiero
po czasie zda�em sobie spraw�, �e to co s�ysza�em, nie pochodzi�o z uszu.
S�ysza�em to
dok�adnie we �bie (a my�la�em, �e poza virtualem nic tam nie dochodzi...). Od
tamtej pory
rzadko "s�ysza�em" cisz� - tylko za miastem, na cmentarzu lub w innych
odludziach i
zadupiach, �e a� szkoda si� pokazywa�. Jednak ten problem z czasem wyeliminowa�
si� sam.
Jak chcia�em/potrzebowa�em pos�ucha� "g�os�w" pod�wiadomie "wycisza�em
rzeczywisto��"
i na odwr�t. Nie wiem dok�adnie jak - po prostu my�la�em o tym. Dziwne, ale
takich bajer�w
jakich do�wiadcza�em nie oferowa�a �adna wsp�czesna technologia ani
farmaceutyka.
Oczywi�cie efekty by�y takie jakie by�y. Kiedy� pr�bowa�em w takim stanie
przeliczy�
kieszonkowe. Zero koncentracji na rzeczywisto�ci. Prawie jak dzie� po ostrej
dawce
metaamfy. Brakuje tylko feedback'�w (specyficznych "zwrot�w", pawi -
niepotrzebne
skre�li�). Taki stan rzeczy nie trwa� wiecznie. Ju� po miesi�cu praktyki
potrafi�em nawet
pilnowa� si� by nie zrobi� si� w chuja sprzedawcy banderolowanych fajek na rogu.
Sami
przyznacie, �e to du�y post�p. Wiele problem�w przesta�o by� problemami i
odwrotnie. W
szkole nawet nie musia�em zagl�da� do ksi��ek. Szybko gapn��em si�, �e skoro
jaki� gostek
chce co� ode mnie wyci�gn�� to musi sam to wiedzie�. Pozostawa�o tylko
znalezienie tego, a
to zwykle nie by�o trudne poniewa� zazwyczaj my�leli w�a�nie o tym (bo o czym
mieli
my�le�...? - r�owe misie si� przejad�y). Wielu s�dzi�o, �e wreszcie wzi��em si�
do nauki...
mylili si�. Nauka w szkole to nudy, bezu�yteczne duperele. Ju� wi�cej nauczy�em
si� na
ulicy. Nie chce mi si� nawet o tym my�le�. Dobrze, �e inni my�l�.
Sprawy uk�ada�y si� spoko, ale nie do ko�ca. Teraz wiem czemu "skurwiel" z ZWS
nie
zareagowa�. Pewnego dnia pods�ucha�em jak siora gada�a z jakimi� garniturowcami.
Podawali
si� za FBI. Jak dla mnie by�o to co� wi�cej. Wypytywali o mnie, moje zachowanie
w ostatnim
czasie. Na szcz�cie siora ma mnie w dupie wi�c nic im nie powiedzia�a. Ale
imbecyle nie
przestali "czuwa�". Pod domem non-stop sta� cywilny, osobowy, czarny AV. To nie
mog�a
by� porzucona bryka. Porzucone bryki nie b�yszcz�... Obserwowali mnie na ka�dym
kroku:
szko�a, kumple... W ko�cu postanowi�em si� dowiedzie� czego szukaj�. Oczywi�cie
nie
mog�em podej�� i po prostu zapyta�: "jak leci, co� chcieli�cie?" - to ju� nie
by�oby tak po
prostu. W centralnych slumsach �atwo by�o ich wychuja� jednocze�nie b�d�c na
tyle blisko by
dowiedzie� si� co knuj� bez ich wiedzy. Wtedy dowiedzia�em si� wi�cej. Byli z
jakiej� tajnej
organizacji, kt�rej nazwa m�wi�a mi tyle co pusta paczka pojar. Podobno jestem
"gatunkiem
wymieraj�cym", a na �wiecie takich jak ja jest g�ra 4, 5 z czego 3 to starcy,
kt�rzy nie do��,
�e ledwo s�ysz� to co ja, to i rzeczywisty s�uch pozostawia wiele do �yczenia
nie m�wi�c ju�
o tym, �e s� w takiej formie, i� musz� nawet sra� z pomoc� piel�gniarki. Ale
podesz�y wiek to
nic �miesznego... hehe... Potwierdzi�y si� r�wnie� moje przypuszczenia: nie
tylko s�ysz� to o
czym inni my�l� ale potrafi� te� wyszuka� w czyim� umy�le informacj� i wiele
innych rzeczy,
ale na razie wystarczy mi problem�w. Ogon dalej si� trzyma� jak gnat d�oni. Nie
mog�em
nawet pr�bowa� si� ich pozby�. Czas mija�, sprawy coraz bardziej si�
komplikowa�y, a
garniturowcy zaczynali mnie naprawd� wkurwia�.
Postanowi�em co� z tym zrobi�. Poza tym pogr��y�em si� w tym do tego stopnia, �e
Tia -
moja obecna pi�kno�� - zacz�a podejrzewa�, �e mi odpierdala. Mo�e mia�a
racj�... Co do
go�ci z b�yszcz�cej AV'ki, mia�em pewne plany. Musia�em ich wykurzy� i zrobi� to
tak aby
wygl�da�o na wypadek. Zaj�o mi to troch�. Ale qrmple przynajmniej mieli z kim
si� bawi�.
Wiedzia�em, �e numer z myciem szyb nie przejdzie ale przynajmniej odwr�ci ich
uwag� na
pewien czas. Podczas gdy Ricky i reszta zajmowali si� tym, ja przecznic� dalej
my�la�em co
teraz. Wtedy us�ysza�em Jej g�os:
"Wiem, �e mnie s�yszysz...". M�wi�a spokojnie i z opanowaniem. Obr�ci�em si�
instynktownie mimo i� wiedzia�em, �e w pobli�u nie by�o nikogo. Potrafi�em
odr�ni� my�li
od d�wi�k�w. To by�a my�l... i to nie moja. Dziwniejsze by�o jednak to, �e ona
wiedzia�a...
Wiedzia�a co potrafi�.
"Nie b�j si�, jestem tu �eby ci pom�c, jeste� jednym z nas". Co to mia�o znaczy�
- nie
wiedzia�em. Ale nie mia�em wiele czasu do namys�u. W oddali us�ysza�em krzyk. To
by�
Ricky. Ba� si�... czu�em to. Wsta�em i ruszy�em w kierunku odg�os�w. Cholera -
to moja
wina, jak co� mu si� stanie... By�em naprawd� wkurwiony. Serce wali�o mi jak nie
wiem co.
Wtedy ona powiedzia�a:
"Skup si� i uwolnij umys� z cia�a". Nie do ko�ca to zrozumia�em ale jako�
podnios�o mnie to
na duchu. Da�em sobie na dopa�k� plaster Boost-amfy. �wiat zwolni� a ja gna�em
jak szalony.
Gdy dobieg�em na miejsce Ricky le�a� na ziemi.
- Nie potrzebujemy was - spadajcie st�d - m�wi� jeden.
Bo zaraz komu� co� si� stanie... - doda� drugi.
Fuck - nerwy mi puszcza�y.
- Co jest kurwa, masz jaki� problem go�ciu? - rozwin��em konwersacj�.
Go�cie ze zdziwieniem patrzyli na mnie - nie spodziewali si�, �e b�d�
wiedzia�... A powinni.
- Shit - to on!!! - krzykn�� jeden, gdy drugi si�gn�� po gnata.
Cofnij si�!!! - powiedzia�. Czu�em ich strach. Bali si�, sam nie wiedzia�em
czego. Moja
nie�wiadomo�� nie trwa�a d�ugo. Bo w�a�nie wtedy gdy ten chcia� wygarn�� z
Desert Eagle'a
sta�o si�... Marzy�em tylko o jednym (mo�e dw�ch rzeczach...). Chcia�em prze�y�
i chcia�em
�eby te dwa palanty posz�y si� buja� w za�wiaty. Skurwiele - �eby do dziecka z
pukawk� i to
z zamiarem... eh... W ka�dym razie jedyne co pami�tam, to to, �e instynktownie
zas�oni�em
twarz r�k�. Ziemia zadr�a�a a ostatnie s�owa jakie us�ysza�em by�y od niej.
Wci�� spokojne i
opanowane:
"Nareszcie zrozumia�e�...".
Jak na ironi�, Boost-amfa przesta�a dzia�a� a ja odlecia�em...
"Narodzi�e� si� jako zwyk�y cz�owiek. �y�e� na tym �wiecie wci�� u�piony.
Nie�wiadomy
siebie. Nie prosi�e� si� tego, a jednak los chcia�, aby� sta� jednym z nas i
musisz przyj��
wyzwanie jakie niesie zaszczyt bycia takim jak my... Musisz si� jeszcze wiele
nauczy�...".
Ockn��em si�. Nie wiem jak d�ugo le�a�em nieprzytomny. W powietrzu unosi� si�
swont
palonej smo�y. K�tem oka spostrzeg�em stoj�cy obok budynek. Konstrukcja by�a
powa�nie
naruszona. "Co jest??? Przecie� wojna si� sko�czy�a..." my�la�em. Podnios�em si�
i
otrzepa�em z gruz�w. To co zobaczy�em... by�o straszne. Przy tym co teraz
widzia�em, strefa
walki to zbawienie. Zobaczy�em drugi budynek a w nim czyj�� sypialni� i kolumn�
kuchni i
fragmenty kibli. Wyjeba�o p� budynku!!! Spojrza�em w stron� gdzie wcze�niej
sta� czarny,
b�yszcz�cy AV. Otoczenie si� nieco zmieni�o podczas mojej "nieobecno�ci". AV'ka
nie
wygl�da�a ju� tak estetycznie. B�yszcza�a... jasnym p�omieniem z silnika le��c
na dachu 25
metr�w dalej. Po garniturach nie by�o �ladu chyba, �e ten bigos nieopodal to
w�a�nie oni.
Rozejrza�em si� dooko�a. Pod nogami le�a�a 50-ka. Jeszcze ciep�a. Teraz zacz��em
��czy�
fakty. Przera�a�y mnie. Dlaczego skoro wystrzeli�, nie trafi�. A jak trafi� to
czemu �yj�,
przecie� to 50-ka - kawa� o�owiu. Szok usta�, kurz opad�. Wtedy zobaczy�em ten
byczy �uk
przede mn� Odjebisty r�w g��boko�ci jakich� 3 metr�w wydr��ony w asfalcie. Jakby
kto�
wygarn�� go d�oni�, tylko nieco wi�ksz�.
- Fuck!!! Rany, cz�owieku, ale fajerwerki!!! - us�ysza�em g�os Ricky'ego.
Zapyta�em czy nic
mu nie jest. Z tego co widzia�em by� tylko w szoku i ci�gle pieprzy� co� o tym
co si� tu sta�o.
Nie wiem o co mu chodzi�o ale z tego co m�wi�, to ca�a rozpierducha zacz�a si�
kiedy ten
wystrzeli� z Eagle'a.
- Starsi ci� zajebi� za ten blok - m�wi� jakby to wszystko by�a moja wina.
- Nie mam starszych, zapomnia�e�?
- A tak - sorki. Ale i tak masz przesrane. Rany cz�owieku, to by�o czadowe!!!
Jak to zrobi�e�?
Ten trick z r�k�.
Chyba mu odjeba�o w tym zamieszaniu... Albo mi.
- O czym ty m�wisz? - zapyta�em - przy�ni�o ci si� Ricky.
- Nie chrza�. Powiedz jak to robisz - ch�opak zacz�� macha� r�kami.
- H�? Musimy si� zmywa�. Gliny zaraz tu b�d�. Nie wierz� �eby jeszcze o tym nie
wiedzieli.
Fuck - co tu si� sta�o???
"G�uptasie - musisz si� jeszcze wiele nauczy�..." us�ysza�em j� znowu. Nie
mia�em czasu -
wzi�li�my paczk� i spieprzyli�my przez Drugstreet na targ - tam by�o
bezpiecznie.
Fuck. Nagle zacz�o mnie co� gry��. To chyba sumienie. Zastanawia�em si� czy
zgin��
kto� niewinny. Czy skoro, jak to Ricky m�wi�, to moje dzie�o to czy przypadkiem
kogo� nie
zayeba�em nie�wiadomie. Cholera... ale to nie mog�em by� ja!!!
Na targu by� t�ok. Ludzie �ciskali si� jak w jednym wielkim tramwaju. Ledwo da�o
si�
przej��. Ricky i reszta posz�a na chat�. Dla nich to by�a kolejna przygoda w
�yciu ale na
wszelki wypadek nie kaza�em mu opowiada� tej przygody innym. Ufa�em mu. By� dla
mnie
jak m�odszy brat. Zreszt� jak reszta paczki. Pcha�em si� w�a�nie na o�lep do
fast-food'u kiedy
w poczu�em co� dziwnego. To by�o w g�owie - nie bola�a - po prostu co� czu�em.
Wtedy
powiedzia�a:
"Czujesz mnie? Jestem blisko...". Nagle w t�umie tu� ko�o mnie przebieg�a
dziewczynka.
Popatrzy�a mi prosto w oczy. Pomimo i� widzia�em j� pierwszy raz, od razu j�
pozna�em. To
by�a ona. Ma�a dziewczynka szepcz�ca mi w my�lach. By�a m�oda, m�dra, pi�kna...
niewinna.
Wiedzia�em, �e musz� za ni� pod��a�. Co� mi szepta�o w �rodku, �e tak jest
dobrze. Jednak w
"martwym t�umie" niewiasta zgin�a tak szybko jak si� pojawi�a. Mimo to co� mn�
kierowa�o.
Doszed�em do rogu HighStreet i Rogue. Co� mi m�wi�o bym poszed� w tamten zau�ek.
Poszed�em. Wtedy si� zjawi�a. Nawet nie wiem sk�d ale wiedzia�em, �e si�
zjawi...
"Nareszcie..." wyszepta�a chwytaj�c mnie za d�o�...
"Stoj� tu... w moim �wiecie �wiat�a
�wiecie bez ciemno�ci, bez cierpienia i smutku
P�jd� za jasno�ci�, p�jd� za mn� i poznaj swoj� moc.
Wst�p do wieczno�ci, �wiata bez mroku, �wiata bez skazy
Zajmij swe miejsce. Jeste� panem swego losu
Jeste� jednym z nas..."
CZʌ� DRUGA �TRUTH�
"Do tej pory w�ada�e� umys�em jak zwyk�y cz�owiek. Czas aby� poj� prawdziw�
natur�
swojego umys�u oraz jego mo�liwo�ci. Nie b�dzie to �atwe - nigdy nie jest. Ale
gdy ju� go
okie�zasz dostrze�esz prawdziwe mo�liwo�ci jakie ci oferuje. A raczej jakie ty
mu mo�esz
zaoferowa�" m�wi�a ze zrozumia�ym g�osem wyk�adowcy. Nie do ko�ca rozumia�em jej
m�dro�ci ale i tak mnie to fascynowa�o. Z czasem zacz��em to pojmowa�.
"Niech ci� on ogarnie jak brzeg ogarniaj� fale. Poczuj ten przyp�yw, a gdy fale
odp�yn� -
pozw�l by pozostawi�y za sob� skarby morza. Zrozumienie przyjdzie samo".
Jej metafory naprawd� mia�y co� w sobie. A mo�e to sam g�os jej tak na mnie
wp�ywa�.
Mimo i� rozmawiam z ni� ci�gle, widzia�em j� tylko raz i tylko raz odezwa�a si�
do mnie
w�asnym, naturalnym g�osem - m�wi�a, �e tak jest lepiej.
S�ucha�em jej. Czu�em, �e m�wi prawd�. Zastanawia�em si� tylko czy jest to ta
ostateczna,
najprawdziwsza prawda... prawda jedyna. Pewnego dnia zapyta�a:
"My�lisz o nim, prawda?" czyta�a moje my�li bezb��dnie.
"Zastanawiasz si� czy naprawd� istnieje... czy czeka na ciebie po tamtej stronie
- u kresu twej
w�dr�wki... Zastanawia�e� si� nawet na pocz�tku czy ja nie jestem..."
- Jak tam jest? Co jest na ko�cu? - zapyta�em z pewnym niepokojem. Przez ca�y
czas, nawet
tam na targu m�wi�a "w �rodku", rozmawia�em z ni� mimo i� nie by�o jej tu.
Czu�em jednak
jej obecno��. Po moim pytaniu nasta�a cisza, po kt�rej us�ysza�em za plecami:
- Czy na prawd� my�lisz, �e jestem stamt�d, lub tam by�am? - zapyta�a stoj�c tu�
za mn�. Nie
szepta�a mi ju� w duchu. Sta�a tu, prawdziwa - przynajmniej tak mi si� wydawa�o.
M�wi�a
"normalnie".
- Musisz zrozumie� jedn� rzecz. Przebudzi�e� si�... To wielki zaszczyt ale i
wysi�ek. Wiele
rzeczy, w kt�re dotychczas wierzy�e�, kt�re uznawa�e�, kt�re wiedzia�e� - nawet
oczywiste i
niepodwa�alne z ludzkiego punktu widzenia... to wszystko czego by�e� pewien -
odesz�o.
Czas by� przyj�� now� odpowiedzialno�� i zrozumia�, �e to kim si� sta�e� nie
jest
wyt�umaczalne "waszymi" prawami fizyki. Oczywi�cie s� tacy, kt�rzy wiedz� -
jednak swoje
teorie o "tym" �wiecie opieraj� na domys�ach i przypuszczeniach. Praktycznie nie
maj�
�adnych dowod�w na istnienie nas i nam podobnych. I nie znajd� ich. Nie znajd�
r�wnie�
przyczyny p�kni�cia �ciany tamtego budynku ani ogromnej dziury w asfalcie ko�o
niego.
�yjemy ponad nimi... - przerwa�a mow� jakby czeka�a na moje pytanie. Istotnie -
mia�em
w�a�nie zada� pytanie:
- Wiec czy jest kto� ponad wami?
- Hmm - u�miechn�a si� delikatnie - pytasz o Niego...
Nie odpowiedzia�em - przynajmniej nie na g�os.
- Odpowied� nie jest jednoznaczna - kontynuowa�a - ludzie obrali sobie jego,
j�... to - jak by�
tego nie nazwa� - na ojca, stworzyciela, najwy�szego... inni, mniej... naiwni?
wybrali drog�
niewiary, a mo�e wiary w nieistnienie tego. Sp�jrz na ten �wiat - ile tu
religii, wyzna�, wiar -
jest z czego wybiera�, sam przyznasz. Pytanie - kt�r� drog� wybierzesz? Hmm...
nie wa�ne -
nie musisz odpowiada�... - przerwa�a na chwil� po czym zapyta�a jakby od
niechcenia:
- Jak my�lisz - co podtrzymuje ludzi w wierze, niewierze, w �yciu... we
wszystkim co robi�?
Co podtrzymuje ich na duchu, bez czego nie mog� si� obej��, bez czego �ycie na
tej malutkiej
planecie w og�le nie mia�oby sensu ani potrzeby istnienia. Nie, od razu m�wi�,
�e to nie
pieni�dze, nie po�ywienie, nie woda ani inne "niezb�dne do �ycia" sk�adniki -
nie czekaj�c na
odpowied� zapyta�a:
- Czy zobaczysz kiedy� swoich rodzic�w? Czy kiedykolwiek na �wiecie zapanuje
pok�j
idealny? Czy b�dzie ci dobrze po �mierci na "tym" �wiecie?... Jak my�lisz?...
Czy On istnieje?
- ostatnie pytanie poprzedzi�o cisz�. Cisz� najstraszniejsz� dla mnie,
najd�u�sz� i najbardziej
przejmuj�c�. Odpowied� na wszystkie te pytania by�a jedna, kt�r� wyszepta�em ze
smutkiem,
przera�eniem i poczuciem dziwnego oszukania...
- ... Mam nadziej�... - wszystko zamar�o...
- NIIEEEE!!! - krzykn��em - To nie mo�liwe!!! To nie mo�liwe!!! G�upstwa,
brednie,
k�amstwa!!! - nie mog�em powstrzyma� nerw�w. Ziemia zaczyna�a dr�e�. Odwr�ci�em
si�...
sam nie wiem po co... mo�e z pretensj� do ma�ej, m�drej dziewczynki szepcz�cej
mi w
duszy... Nie by�o jej tam...
Nie uciekaj!!! Nie zostawiaj mnie!!! I... powiedz, �e to wszystko to k�amstwa,
�e zmy�li�a� to
wszystko na poczekaniu!!!
Przyznaj� - zacz��em p�aka�.
- Niech ci� szlag!!! - ziemia k�ania�a si� przede mn�, dr�a�a jakby si� czego�
ba�a... kogo�.
Przede mn� tworzy�a si� ogromna zapa�� post�puj�c w kierunku ruiny naprzeciw
stoj�cego
budynku. �ciana p�k�a jak op�atek noworoczny, poci�gaj�c za sob� odpowiednie
konsekwencje.
- NNNIIIIIEEEEEEE!!!!! - krzycza�em w chaosie, kt�ry tworzy� si� wok� mnie.
Czu�em
przera�enie. Natura ba�a si� mnie - zwyk�ego cz�owieka... Nie dziwi�em si� jej.
Sam si� siebie
obawia�em.
- Do��... Wystarczy... - us�ysza�em za mn� jej spokojny g�os i ciep�e,
obejmuj�ce mnie d�onie.
Nasta�a cisza... inna, du�o spokojniejsza od poprzedniej... Ucich�o wszystko.
Tylko ja
powtarza�em tul�c si� do niej:
- To nie prawda, to nie prawda, to nie...
"Prawda jest bolesna
Jednak gdy ju� si� z ni� oswoisz
Ujrzysz promienie s�o�ca przebijaj�ce si� przez g�ste
acz rozpraszaj�ce si� chmury"
Obudzi�em si�. By�o ciemno. Zegarek w prawym, g�rnym rogu mojego ekranu
siatk�wkowego wy�wietla� 22:13. Wiedzia�em, �e to nie by� sen. Wsta�em... Czu�em
jej
obecno�� jednak nie odzywa�em si�. Na�o�y�em kurtk� i wyszed�em z domu. B��ka�em
si� po
slumasach i bezpiecznych dzielnicach miasta. La�o jak zawsze. Wzi��em tax�wk� i
poprosi�em kierowc� by jecha� na p�noc - na obrze�a miasta. W drodze pr�bowa�
nawi�za�
konwersacj� - bezskutecznie. Nie chcia�o mi si� s�ucha� a tym bardziej
odpowiada�.
Dojechali�my do p�nocnej granicy miasta. Zap�aci�em i nie czekaj�c na reszt�
ruszy�em w
stron� olbrzymiego muru wysoko�ci jaki� 15 metr�w i zboczach lekko nachylonych.
G�upie -
pomy�licie - przyszed�em sobie posiedzie� i to w tak� pogod�... Nie, to nie by�o
g�upie. Tu
pozna�em Ricky'ego i reszt� paczki. Tu spotyka�em si� z Ti�... To jedyne miejsce
w mie�cie
gdzie mog� odetchn�� od jej przyt�aczaj�cej materii, wiru codzienno�ci, syfu
ulic, smrodu
slums'�w.
Czy na prawd�... - zacz��em.
"Szszszszsz..." przerwa�a szeptem
- Nie my�l ju� o tym - powiedzia�a zjawiaj�c si� tu� ko�o mnie siedz�c na murze
patrz�c za
granice miasta - za granice utopii... upad�ej utopii. Deszcz pada� coraz mocniej
a niebo coraz
cz�ciej przeszywa�y pioruny. Zupe�nie jakby kto� tam, w g�rze drwi�c z nas
robi� zdj�cia do
swojego niesko�czonego, doskona�ego albumu o niedoskona�ych istotach. Deszczem
si� nie
przejmowa�em.
- Powiedz... kim jest cz�owiek i jaki ma cel w �yciu? Jaki jest m�j cel w �yciu?
- Tw�j cel jest taki sam jak wszystkich innych ludzi. Od urodzenia rozwija�e�
si� i zmienia�e�
zewn�trznie i wewn�trznie. W swoim �yciu mia�e� wiele cel�w. D��y�e� do nich...
stara�e� si�
spe�ni� chocia� jeden z nich. Jednak pomi�dzy tym wszystkimi jest jeden,
nadrz�dny, do
kt�rego d��ysz pod�wiadomie... - tu przerwa�a daj�c mi chwil� na zastanowienie.
- Wiesz po co tu przychodzisz? - zapyta�a. Oczywi�cie zna�a odpowied�.
- Ty zda�e� sobie spraw� z tego co ci� trzyma na ziemi, co czyni ci� cz�owiekiem
jakim
postrzegaj� ci� inni i dlaczego. Od d�u�szego czasu czu�e� si� ograniczony w
"tym" �wiecie.
Nie by�y to ani represje polityczne, brak czystego powietrza ani nawet to
przekl�te miasto,
mimo i� tak to sobie t�umaczy�e�. Dla tego lubisz tu przebywa�, to ci� uspokaja,
oswabadza -
daje zazna� chocia� troszk� wolno�ci... Ty pierwszy naprawd� zda�e� sobie
spraw�, �e cia�o
jest wiezieniem twojej w�asnej duszy chc�cej si� uwolni� i odlecie� swobodnie
tam gdzie
chce. Ty przebudzi�e� si� i przejrza�e� na oczy jakim �wiat jest. Zrozumia�e�
go.
- Kim wi�c jestem?
- Jeste� tym kim by�e� od dawna - od pocz�tku, je�li mia�abym rozumowa� w
kategoriach
ludzkich. By�e� zawsze tym samym "sob�" - nigdy si� nie zmieni�e� jako "ty". Po
prostu �y�e�
uwi�ziony w kolejnych inkarnacjach cz�owieka a� nadszed� czas przebudzenia i
wst�pienia na
wy�szy poziom egzystencji. Jednak przed tob� jeszcze d�uga droga... Twoje
istnienie na
Ziemi jeszcze nie dobieg�o ko�ca mimo, i� stoisz ju� na pograniczu dw�ch �wiat�w
- starego,
nieidealnego i nowego, lepszego, czyli celu twej w�dr�wki... w�dr�wki
wszystkich. Aby
osi�gn�� ten cel i przekroczy� pr�g musisz spe�ni� si� tutaj by znale�� miejsce
tam.
- A co je�li bym teraz zrezygnowa�? Wyrzek� si� ciebie i twoich my�li? Co wtedy?
- Nie sta�o by si� nic, cel jest jeden i nie mo�na go zmieni�. Mimowolnie d��ymy
w�a�nie tam
i nie odgrywa roli czy sobie zdajemy z tego spraw� czy te� nie. Po prostu tw�j
czas tutaj
wyd�u�y�by si� nieco. A skoro przebudzi�e� si� teraz, mo�esz podzieli� si� swoim
do�wiadczeniem i zrozumieniem, jakie osi�gasz, z innymi. Jednak tacy jak ty na
"tym"
�wiecie rodz� si� niezwykle rzadko, przebudzeni jeszcze przed czasem. To
prawdziwy
zaszczyt...
- Jak na razie nie zazna�em �adnych korzy�ci, bo dwa rozwalone budynki to raczej
nie
korzy�� nie licz�c jakiej� g�upiej korporacji depcz�cej mi po pi�tach -
powiedzia�em.
- Nie jeste� jeszcze gotowy i nie widzisz oczywistych korzy�ci. Pozna�e� prawd�,
kt�rej
cz�owiek bezskutecznie szuka od wiek�w, a kt�r� ty pozna�e� w jednej chwili...
Prawd�
oczywist�, kt�r� mieli�cie zawsze przed nosem. Ty postanowi�e� po ni� si�gn��.
- I co mi z tego? Prawda nie ma �adnego znaczenia - nie mog� jej zazna�, nie
mog� poczu�,
nie mog�...
- ...Dotkn��? - doko�czy�a za mnie - hmm, g�uptasie, wci�� my�lisz wed�ug praw
ludzkich.
Materia nie jest cenna je�li nie przedstawia warto�ci duchowej. Materialne
do�wiadczenie jest
przemijalne, ulotne. Duchowe do�wiadczenia s� wieczne i niezapomniane - zostaj�
na
zawsze. Nie starzej� si�. Pieni�dze, samochody, nawet cia�o czy z pozoru
niematerialna
informacja z czasem rdzewieje, starzeje si�, przemija. Jednak umys�, nasza
osobowo��, duch,
energia nie przemija nigdy i nie ma ko�ca. Nie ograniczaj� jej materialne
przeszkody. Jest
nie�miertelna i trwa wiecznie od zawsze i na zawsze. Gdy to zrozumiesz zaczniesz
pojmowa�
prawdziwy sens �ycia i ujrzysz ironi� obecnej ludzkiej egzystencji.
Gdy sko�czy�a my�la�em d�ugo w milczeniu nad tym co powiedzia�a. Siedzieli�my
tam
wpatruj�c si� w gwiazdy chc�c ich dosi�gn��. Teraz wiedzia�em, �e to mo�liwe. I
nie
potrzebuj� do tego specjalnych kombinezon�w, czy statk�w kosmicznych. Samo
uczucie i
do�wiadczenie ich by�o sto razy lepsze od ch�ci dotkni�cie i poczucia
materialnego.
CZE�� TRZECIA �THE BEGINNING�
Wr�ci�em do domu. W radio m�wili o zaj�ciu na mie�cie. Na szcz�cie nie by�o
ofiar w�r�d
przypadkowych przechodni�w i ludzi z obu pobliskich budynk�w. Siora nawet nie
zauwa�y�a
�e mnie nie by�o. Nie wiedzia�a nawet, �e w�a�nie wr�ci�em. Pewnie nie gapn�a
by si�
gdybym nie wraca� przez tydzie�. Wisia�a godzinami na s�uchawce terminala.
Rachunki mia�a
w dupie. Mia�em kumpla - zrobi� przej�ci�wk� a rachunki sz�y w przestrze�.
Szkoda, �e go
zapuszkowali. Ale co tam... teraz mia�em inny problem na g�owie.
Zacz��em zbiera� my�li. Doszed�em do wniosku, �e go�cie z FBI, czy z czego tam,
wr�c�.
Niewyja�niona strata dw�ch agent�w na pewno nie zostanie niezauwa�ona. Pomimo
z�ych
przeczu� by�em spokojny, czu�em pewno��. Czu�em, �e nie jestem sam.
"Jestem tu... Nie obawiaj si�, ju� nigdy ci� nie opuszcz�" m�wi�a gdy tylko o
niej
pomy�la�em. Tak, Ona by�a ze mn�. Teraz ju� wsz�dzie i na zawsze. Wiedzia�em, �e
mog� na
ni� liczy�. Kiedy� wieczorem rozmawiali�my. Powiedzia�a mi, �e mam teraz moc.
Wielk�
moc. Powiedzia�a te�, �e tak� sam� moc maj� wszystkie istoty �yj�ce tylko nie
potrafi� si�
"przebudzi�". Mi si� to uda�o. To m�g� by� przypadek ale to nie gra�o roli.
Sta�o si� i ju�...
Podobno mog� nawet lewitowa�. Przyznam si� - nie wierzy�em w to. Nie wierzy�em
te� w
sztuczki z umys�em a jednak si� sprawdza�y. Mo�liwo�ci o jakich mi opowiada�a
fascynowa�y
mnie. Jednak obok fascynacji rodzi� si� strach. Strach przed tym czym si�
sta�em. Jednak ona
uspokaja�a mnie zawsze w chwilach zw�tpienia. Teraz rozumiem, �e tak musi by�,
to
normalne, �e nie powinienem si� tego ba�. Stara�em si� - pomaga�o. Zreszt�
m�wi�a mi wiele
rzeczy na temat tego co si� ze mn� dzieje. Rzeczy, kt�re wydawa�y mi si� "czarn�
magi�"
stawa�y si� niewiarygodnie jasne.
Rozumia�em du�o wi�cej ni� wcze�niej. Ale nie wszystko. Kiedy� musia�em o to
zapyta�.
W ko�cu przyznacie, �e moje w�tpliwo�ci s� uzasadnione. Czym by�o to co zdarzy�o
si�
wtedy na mie�cie? I czy naprawd� ja tego dokona�em? Odpowiedzia�a twierdz�co.
Sprawc�
by�em ja ale ona mi w tym pomog�a... M�wi�c dok�adniej powstrzymywa�a mnie,
pr�bowa�a
ograniczy� nie dopuszczaj�c do najgorszego. S�owa te mnie przerazi�y. Na koniec
doda�a:
"Gdybym wtedy nie interweniowa�a ta rozmowa zapewne nie mia�a by miejsca... na
pewno
nie tutaj i teraz. Musisz uwa�a�. Jeste� niedo�wiadczony". Zrozumia�em, �e
kluczem
samokontroli jest spok�j i opanowanie... Teraz potrzebowa�em tego bardziej ni�
kiedykolwiek.
Do miasta przyjechali w�a�nie koledzy garniturowc�w. Co ciekawsze - zjawi� si�
te� sam
szef. Zapowiada�o si� ciekawie... Dobrze, �e nie wraca�em na noc do domu. Ci
go�cie si� nie
patyczkowali. Weszli nawet nie pukaj�c. Siora wysz�a do Lisy. Mia�a szcz�cie.
Obserwowa�em wszystko z bezpiecznej pozycji. Naprawd� denerwowa�o mnie to
wszystko -
ju� od trzech miesi�cy jak to wszystko si� zacz�o niespodzianki sypi� mi si� na
�eb. Jednak
nie przejmowa�em si� tym zbytnio - wiele si� przez ten czas nauczy�em.
Postanowi�em stawi�
czo�o problemowi. Jednak i to nie by�o �atwe.
Przez ostatnie pi�� dni Ricky nie przychodzi� do szko�y. Nie pojawia� si�
r�wnie� na
granicy. Dziwi�o mnie to. Na pocz�tku my�la�em, �e po prostu wagaruje ale potem
jego matka
zawiadomi�a o zagini�ciu syna. Niech to szlag, czu�em si� dziwnie odpowiedzialny
za to. Po
dw�ch tygodniach musia�em pokaza� si� w chacie i zobaczy� jak sprawy stoj�.
Oczywi�cie
nie mog�em wej�� do mieszkania - mieliby mnie jak na d�oni. A jak wida� byli
nieco
zdesperowani. Pomog�a mi Tia. �al mi jej, nie�wiadoma tego co si� dzieje
pomaga�a mi mimo
wszystko. Wiedzia�em, �e uwa�a mnie za lekkiego wariata, ale wiedzia�em te�, �e
mnie
kocha. Poleci�em jej sprawdzi� m�j terminal, rozmowy i og�lnie co leci u siory
itp. Spisa�a
si� na medal. Rozmowy z terminala to w dziewi��dziesi�ciu trzech procentach
pogaduszki
siostrzyczki, reszta to upomnienia z banku i poczty - nic wa�nego... W moim
terminalu
jednak by�y trzy prywatne informacje od "anonima". Wszystkie brzmia�y tak samo:
"Je�li zale�y ci na �yciu twojego kolegi to przyjd� do Parku Wolno�ci na p�nocy
miasta".
Wszystkie przysz�y jaki� tydzie� temu. To wszystko wyja�nia�o i jeszcze bardziej
utwierdza�o
mnie w przekonaniu, �e to wszystko moja wina.
Musia�em co� zrobi�. Dziwnie si� sk�ada�o, �e Park Wolno�ci le�a� na p�nocy
miasta,
blisko granicy. Dobrze zna�em tamte okolice. Dziwny zbieg okoliczno�ci, a mo�e
Ricky
podsun�� im taki wspania�y pomys�. On zawsze co� wymy�li. Na miejsce szed�em
piechot�.
Ws�uchiwa�em si� w g�uchy dla innych dooko�a zgie�k. Nic ciekawego. Jednak
wyczuwa�em
w tym wszystkim napi�cie - nie wiem czemu, ale czu�em strach woko�o... strach
przed burz�?
Nie wiem ale to nie ludzie si� bali - przynajmniej nie �wiadomie. To by�o ponad
nimi.
Czu�em r�wnie�, �e Ona r�wnie� si� ba�a. Nie pyta�em jednak by nie rozprasza�
siebie ani jej
samej. Wiedzia�em, �e zbli�a�a si� wielka chwila. Ale wydawa�o si� jakby
bardziej �wiadome
tego by�o otoczenie. Ja nie widzia�em tego tak, nie widzia�em w tym nic dziwnego
ani
podnios�ego - wystarczy�a chyba zwyk�a rozmowa z szefem, wypuszczenie Ricky'ego
i... no
w�a�nie. Co... mo�e w�a�nie tam mia�o wydarzy� si� co�... ale co to by�o - nie
wiem. W
umy�le mia�em zamazane obrazy - nawet nie wiedzia�em co oznaczaj�. Ehh, chyba
majacz�...
Na miejsce dotar�em ok. 23:50 - nie podali godziny wi�c na wszelki wypadek
wybra�em
godzin� nocn�. Przygotowa�em si�: dwa dopalacze adrenaliny, w��czy�em
podczerwie� i co
chwil� zmienia�em na termo wizj�. Przy boku czeka� gotowy Glock Model 98 i pe�ne
sze��
dziesi�ciomilimetr�wek o�owiu w magazynku. Oczywi�cie nie wspomn� o kewlarowym
golfie i p�aszczu. Nie pytajcie sk�d mam takie zabawki - dzisiejsze noce s�
niebezpieczne -
musz� si� jako� broni�. Nie wiem tylko czemu gdy to wszystko przygotowywa�em,
Ona tylko
u�miecha�a si�, wydawa�o by si� jakby s�dzi�a, �e to wszystko jest bezu�yteczne
i r�wnie
dobrze m�g�bym przyj�� tu w k�piel�wkach. Naprawd� - mia�a o mnie bardzo
wyrobion�
opini�. Ale nic to. Sta�em teraz w ciemnej uliczce, w cieniu wpatruj�c si� w
mrok parku.
Nic... przez pi�tna�cie minut szuka�em podejrzanych os�b, kogo� kogo nie powinno
tu by� a
tu nic. Cisza, jak na odludziu, nikogu�ko, tylko par� samochod�w stoj�cych tu od
samego
pocz�tku. Zaczyna�o mi si� tu nudzi�.
"Skup si�, pos�uchaj otoczenia, tego co m�wi cisza" - powiedzia�a przebudzaj�c
mnie
jednocze�nie. Zrobi�em to co zawsze w takim przypadku. Po prostu odpowiednio
pomy�la�em... W ciszy s�ysza�em na razie jedynie narzekanie psa, zreszt�
widzia�em go jak
szuka� co� w kontenerze na odpadki.
"Postaraj si� - wiem, �e potrafisz...". Skupi�em si�... Po chwili umys�
rozja�nia�, ha�as sta� si�
ledwo zno�ny. Chrapania, krzyki, p�acz, �miech - wszystko - jakby ca�e miasto
m�wi�o do
mnie.
- O rany - wyszepta�em zmieszany.
"Dobrze, teraz skup si� i poszukaj odpowiedniego nastroju, to czego szukasz,
musz� gdzie� tu
by�" - kontynuowa�a. W�r�d tego wszystkiego zacz��em odr�nia� i "sortowa�" to
co
s�ysza�em. Po dobrych paru minutach, kt�re okaza�y si� niezmierzon� chwil�,
momentem,
znalaz�em podejrzany d�wi�k... Poczu�em dok�adnie to czego si� spodziewa�em:
strach,
napi�cie, skupienie a obok tego przera�enie m�odej duszy... Kto� wyra�nie na
kogo� czeka�,
�wiadomy niebezpiecze�stwa jakie rzekomo ja nios�. Dziwne, by kto� wykazywa� tak
wielkie
skupienie o tej porze. Poczeka�em jeszcze chwil�. Wtedy jeden z nich si� wyda�,
daj�c mi
szans� "namierzenia" i oceny reszty czynnik�w. I pomy�le�, �e go�� pomy�la�
tylko o
w�asnym gnacie i czy jest na�adowany. Banalne... Z tego co wiem jest ich
sze�ciu,
przynajmniej tu i maj� ekwipunek jakby wybierali si� na ma�� wojn�. Steyr
Tactical Machine
Pistol, plus Glock Model 99 (lepszy od mojego...) i kilka innych bajer�w nie
m�wi�c o
strasznie uwieraj�cych pancerzach. Po prostu zawodowcy. Siedz� tu praktycznie
bez przerwy
od tygodnia, co jaki� czas jeden wychodzi po p�czki i kaw�... czarna AV'ka, kupa
elektroniki
na pok�adzie... systemy radarowe, �ledz�ce, skanery otoczenia - s�owem widz�
wszystko w
promieniu 250 metr�w nie wychodz�c jednocze�nie z czarnego, zapuszkowanego
bus'a. Nie
mia�em pomys��w. Na razie czeka�em... czeka�em do�� d�ugo, bezsilny. Mija�y
minuty,
godziny... Bezsilno�� ta doprowadza�a mnie to do szale�stwa.
- Co mam zrobi�? - pyta�em.
"Postaraj si�, pomy�l... Pami�tasz co ci m�wi�am? Uwolnij umys� od cia�a a
dostrze�esz
nieograniczono�� �wiata. Pozw�l dzia�a� umys�owi i swojej energii... Cia�o
zostaw za sob�..."
- powiedzia�a. Sra�em m�wi�c szczerze...
- Cholera!!! Nie potrafi�!!! Ja po prostu nie potrafi�!!! - krzykn��em.
"Ɯ��� - bo ci� us�ysz�" - szepta�a.
No i co???!!! I tak nic nie mog� zrobi�!!! Sze�ciu na jednego g�wniarza???!!! To
przecie�
wynik przes�dzony!!! - m�wi�em - nie rozumiesz???!!! Trac� nadziej�... trac�
nadziej� we
w�asne mo�liwo�ci... Trac� nadziej� w... Ciebie!!!
"Uspok�j si�, nie poddawaj si�!!!" - ponagli�a mnie delikatnie ale to ju� nie
pomog�o.
- Daj spok�j!!! Jestem tylko cz�owiekiem. N�dzn�, niedoskona�� kreatur�,
powsta��
przypadkiem. Jestem efektem ubocznym prawdziwego dzie�a!!!... To wszystko moja
wina!!!
Ricky'ego zabij� przeze mnie. Tylko dlatego, �e umiem wi�cej od niego!!! Jak by�
si� w tedy
czu�a!!!??? POWIEDZ!!!
Nie odpowiedzia�a... Za to odpowiedzia� silnik AV'ki, kt�ry coraz bardziej dawa�
o sobie
zna�.
- Musz� go uratowa�!!! Musz� co� zrobi�!!! - krzykn��em wybiegaj�c zza rogu.
- RIIIICKKYYYY!!! - i sta�o si�... Zobaczy�em �wiat�a wozu tu� przede mn�.
Dziwne -
by�em prawie pewien, �e zgin� tak marnie i banalnie jak to tylko mo�liwe. Jednak
tak si� nie
sta�o - nie wpad�em pod AV'k�... tzn. wpad�em ale dalej rzeczy nie potoczy�y si�
tak jak
normalnie potoczy� si� powinny. AV'ka pos�usznie zacz�a mi schodzi� z drogi
gniot�c si�
przy tym jak papier z wdzi�cznym okrzykiem cierpi�cej stali. Widok by� nie
przeci�tny.
W�r�d p�kaj�cego szk�a, od�amk�w karoserii, nieznanej mi elektroniki i innych
akcesori�w
pojazdu, dok�adnie widzia�em co dzieje si� z pasa�erami i Ricky'm, a raczej co z
nim si� "nie
dzieje". Wszyscy poza nim poddawali si� tej niezrozumia�ej nawet dla mnie
energii ulegaj�c
jej bez �adnych opor�w. Jednak Ricky... Ricky mia� chyba szcz�cie. Podczas gdy
"zawodowcy" ton�li mia�d�eni przez karoseri� i bli�ej niezidentyfikowane od�amki
i szk�o
gin�c w nico�ciach, Ricky przys�aniaj�c z przera�enia twarz r�koma brn�� przez
ten pozorny
chaos bez szwanku. Czu�em jego my�li... l�k, strach, przera�enie... jednak
najbardziej
odczu�em to jedno... chcia� za wszelk� cen� prze�y�. Te� tego chcia�em. I ciesz�
si�, �e mu w
tym pomog�em. Dziwnym cudem AV'ka przep�yn�a przez nas pozostawiaj�c za nami
gruz i
zmia�d�ony, nierozpoznawalny profil swej pierwotnej postaci. Tego ju� nie mo�na
by�o
nazwa� AV'k�. Ale mniejsza z tym.
Ricky sta� teraz przede mn� krzycz�c jeszcze w szoku poprzedniej chwili.
- AAAAAAAAAAAaaaaaaa!!! AAAAaaa!!!.... aaa! a??? H�? - przybra� inny ton -
cc...co to
by�o???
- Mieli�cie... wypadek... tak - to by� wypadek... - nie mog�em wymy�li� niczego
bardziej
idiotycznego. Naprawd� jednak wiedzia�em dok�adnie co si� sta�o z AV'k�, ze mn�
i... z
Ricky'm. Jednak on by� wyra�nie nie�wiadomy swego wyczynu. Zupe�nie jak ja na
pocz�tku.
I to mnie przejmowa�o... W g��bi duszy co� podpowiada�o mi bym powiedzia� mu
prawd� -
by us�ysza� j� ode mnie, by... j� poczu�.
"Teraz wiesz ju� wszystko - uwierzy�e� w siebie.
Czas by� swoj� wiedz� przekaza� kolejnemu
Czas by� sta� si� przewodnikiem tak jak ja jestem twoim
Czas powo�a� do �ycia nowe spo�ecze�stwo - wieczne i o�wiecone...
wyzbyte grzech�w przesz�o�ci... Idealne..."
I tak od tamtej chwili nauczam tego czego nauczy�em si� od niej... Prawdy...
prawdy bolesnej
czasami ale zawsze prawdy... sta�em si� szeptem w duszy kolejnego serca.
"A nadzieja moja we wszystko co istnieje nigdy nie przeminie
i nie upadnie cho�by mia�a ofiarowa� najwi�ksze gorzkie rozczarowanie na tym
�wiecie,
trz�sienia ziem, kataklizmy i przera�enie samej przyrody... nie umrze p�ki ja
nie umr�...
A tym czasem, b�d� szepta� ci w duszy pie�� moj� wieczn�..."
Oddie (litopad 1999)
CZE�� IV �BLIND FAITH�
I pomy�le�, �e 5 lat po moim bezmy�lnym dzia�aniu, kiedy to niechc�cy,
nie�wiadomie
wydr��y�em dziur� w asfalcie SwiftStreet wielko�ci czterech s�oni (...szkoda, �e
ten gatunek
nie do�y� dzisiejszych czas�w...) i przez przypadek uszkodzi�em 2 budynki -
ludzie wci��
schodz� tu masami w pielgrzymkach sk�adaj�c ho�d... nawet nie wiem komu. Nie
dziwi� si�
im. Policja nie mog�a wyt�umaczy� takiego stanu rzeczy i do dzi� owa dziura
pozostaje
zagadk�, kt�r� ludzie przerobili sobie na znak od Boga... Dziwne - nie czuj� si�
Bogiem...
Nawet niekt�re ko�cio�y uzna�y to za dzie�o Najwy�szego... Do dzi� nie mam
pewno�ci czy
jest kto� ponad nami - cho� uwa�am teraz, �e jakakolwiek hierarchia jest tu
niedorzeczna -
nawet ja czuj� si� jeszcze cz�owiekiem, a wielu uzna�oby mnie za co najmniej
superbohatera.
Ale co mam zrobi� - sam dobrze wiem, �e to wszystko jest du�o bardziej
skomplikowane dla
zwyk�ych ludzi - u�pionych. Bardziej skomplikowane od niejednego algorytmu
Sztucznej
Inteligencji. Ciekawe czy ona (ono, to... - nie wa�ne) by�aby w stanie zrozumie�
ten ca�y
bajzel... Ona jednak nie mo�e si� przebudzi�. Nie wiem - nie wa�ne.
Przez ostatnie 5 lat wiele si� zmieni�o, cz�ciowo przeze mnie ale w ko�cu
wszyscy
tworzymy przysz�o��... rzeczywisto�� - to bardziej pasuje. Stare nawyki nie
zanikaj�... Po tym
jak "uregulowa�em" sprawy z tamt� korporacj�, przekona�em si�, �e Ricky si�
zmienia -
podobnie jak ja - nie wiem czy to ja tak na niego wp�yn��em - je�li tak to
przykro mi, �e nie
pozostawi�em mu wyboru. By� mo�e przyzwyczai� si� do materialnych...
niedogodnie�, ale
nie okazuje niezadowolenia. Jest lekko zaszokowany tym wszystkim i
zafascynowany. Wci��
poznaje siebie - podobnie jak ja...
Potem postanowi�em porozmawia� z Ti�. Dziwne ale wtedy wydawa�o mi si� (co mnie
zdziwi�o), �e wszystko co jej powiedzia�em (a powiedzia�em du�o) zrozumia�a
natychmiastowo. Z lekkim zmieszaniem ale zrozumia�a. Teraz wiem, �e nie do
ko�ca. Teraz
mniej wi�cej widzia�em jej �wczesne wyobra�enie o mnie. Niestety wzi�a mnie za
kogo�
innego i w znacznym stopniu przyczyni�a si� do takiej popularno�ci owej
"dziurawej" ulicy
Swifta. Troch� mi jej szkoda (Tii oczywi�cie). Od tamtej pory niemal codziennie
sta�a tam i
bez wzgl�du na pogod� g�osi�a nowo poznan� prawd� - jak dla niej w
rzeczywisto�ci - nie
niezrozumian� a raczej zrozumian� na opak. M�wi�a wszystkim, �e zna przyczyn�
owych
zaj��. M�wi�a, �e pozna�a Boga, prawdziwego - Nowego (?!) Boga... �e pozna�a
mnie. Nie
mog� jej o nic pos�dza� - wtedy mia�a dopiero 15 lat. A Ludzie jednak jej
wierzyli. Wierzyli,
�e jest natchniona Jego s�owem i prawd�. Wierzyli... ale czy wierzyli w ten sam
spos�b co
ona? Nie wiem... W ka�dym razie - wywo�a�a niema�e zamieszanie w mediach. By�a
tak�
malutk� gwiazdk�, dla wielu drog� i prawd�. Kto nie m�g� jej wierzy� - wygl�da�a
tak
niewinnie. Dzi� jest r�wnie pi�kna i niewinna. Nie m�wi�em nigdy, �e j� kocham.
Podejrzewam, �e wiedzia�a to doskonale. Rozumieli�my si� bez s��w. Nie by�o to
jednak to
samo co z "ma�� m�dr� dziewczynk� szepcz�c� mi w duszy". Dziwi mnie to, �e 5 lat
nieustannego wsp�lnego rozumowania z ni� (w duszy) nie znudzi�o mnie ani przez
chwil�.
Pi�� lat z Ti� r�wnie� mnie nie znudzi�o i mam nadziej�, �e jej te� nie znudzi.
Za pewne pomy�licie sobie - jak mog� tak �y�? W brew pozorom to nie jest tr�jk�t
ma��e�ski. Do nikogo nie czu�em tego co czuj� do Tii. A dziewczynka w duszy -
jest moim
przewodnikiem - nie szanuj� jej jako dziewczyny. Szanuj� j� jak prawdziwego
przyjaciela.
Jest dla mnie jak... matka. Wbrew pozorom aktywne �ycie w dw�ch p�aszczyznach
nie jest
takie trudne. Trzeba po prostu znale�� spos�b powi�zania tych dw�ch �wiat�w.
Potem jest ju�
jak z g�rki.
Nie zawsze jednak sz�o tak �atwo. Wielu zacz�o przyjmowa� t� "Now� wiar�" jak
j�
nazywa�a Tia z prawdziw� niepotrzebn� pobo�no�ci� i dziwnym namaszczeniem -
zupe�nie
jakby to by�o co� niezwyk�ego - przerastaj�cego ich. Mo�e w�a�nie tak to
odbierali - nie
dziwi� si� im. Ale nie ka�dy by� taki jak oni. Nie wszyscy chcieli przyj�� do
wiadomo�ci, �e
wszyscy jeste�my tacy sami, wszyscy pochodzimy z tej samej energii, i nie
istnieje ��dana
hierarchia pomi�dzy nami ani �adnymi innymi istotami wzgl�dem ludzi. To byli
zepsuci
rasi�ci i po prostu rz�dni w�adzy nad innymi. Czuj�cy si� wy�szymi. Takich ludzi
by�o sporo.
W samym mie�cie powsta�a nawet jaka� sekta s�u��ca jakiemu�, czemu�... nawet nie
wiem
czemu - a cel by� jeden - udowodni� swoje racje za wszelk� cen�. Nawet za cen�
�mierci.
Sekta by�a o tyle niebezpieczna, �e zbierali si� w niej nie inni tylko
najwi�ksze szumowiny i
negatywy miasta ��daj�cy w�adzy i co dziwniejsze - s�dz�cy i� maj� do tego pe�ne
prawo.
W takiej sytuacji prosi�em Ti� by chocia� na pewien czas zaprzesta�a swoich
"akcji
o�wieceniowych". Jednak reakcja jej nie tyle zdziwi�a co przerazi�a mnie:
- Ale� nie b�j si�! Ja si� nie boj�.
- Ale... - pr�bowa�em...
- Nie zamierzam podda� si� z powodu jakiej� �le poinformowanej sekty - m�wi�a.
- Ale nie rozumiesz. Oni nie b�d� patrze�, �e masz tylko 19 lat i jeste�
kobiet�. Mog� zabi�
ci� bez mrugni�cia okiem tylko dla tego, �e psujesz ich plany w�adania tym
miastem.
- Oni nie mog� mi nic zrobi�.
- Jak to? Co ty m�wisz? - zapyta�em zdziwiony.
- Robi� to dla ciebie... nie mog� mnie skrzywdzi� - u�miechn�a si� niewinnie
tak jak
potrafi�a to tylko ona sama.
Jej pewno�� mnie zaskoczy�a... a sama odpowied� - przerazi�a.
- O Bo�e!!! I mean... O S H I T !!!
- Co si� sta�o? - zapyta�a.
Nie odpowiedzia�em. Nie mog�em nawet spojrze� jej w oczy. Wybieg�em z
mieszkania. W
korytarzu za sob� us�ysza�em tylko czu�e "Wr�� na kolacj�".
Na p�nocnej granicy nie by�o nikogo. Siad�em tam gdzie zawsze. I jak zawsze
poczu�em,
�e Ona zjawi si� tu� za mn� z min� wsp�czuj�cej matki. Tak sta�o si� i teraz.
Dok�adnie
czu�a to co ja. Wiedzia�a co mnie kr�puje. Zawsze to wiedzia�a i zawsze
potrafi�a
przynajmniej podnie�� mnie na duchu czy wesprze� s�owami zrozumienia i
wsp�czucia.
- Co ja narobi�em? - zapyta�em - co jak najlepszego narobi�em???
- To nie twoja wina.
- Przez te 5 lat... 5 pieprzonych lat �y�em z Ti� i dopiero teraz zda�em sobie
spraw�, �e
spieprzy�em ca�� robot�. Po co ja jej w og�le to wszystko m�wi�em. G�upiec ze
mnie!
�udzi�em si�, �e ona to zrozumie. A gdy ju� rzekomo zrozumia�a - cieszy�em si�,
�e chce
przekaza� to innym. S�dzi�em, �e ciesz� si� z dobrego uczynku dla ludzko�ci, a
tym czasem
jeszcze bardziej pog��bi�em ich w swojej �lepocie. A Tia wierzy�a we mnie i
wierzy nadal. Co
gorsza - w jej oczach uros�em do czego� lepszego, ponad nimi... uros�em do
rozmiar�w Boga!
A przecie�...
- Przecie� nim nie jeste�, wi�c nie obwiniaj siebie i nie czuj si�
odpowiedzialny za nich
wszystkich. To nie twoja wina, �e �le to wszystko zrozumieli. Ludzie wszystko
interpretuj�
na sw�j spos�b i wierz mi - wiele z tych interpretacji jest b��dna. Religia i
wiara w co�
wy�szego tak wros�a w natur� wi�kszo�ci z nich, �e po prostu nie potrafili tego
inaczej
wyt�umaczy� i pryzmat swojej wiary najbardziej pasowa� do tego wszystkiego. To
co
nieosi�galne uwa�aj� za osi�galne tylko dla Niego.
- Ale Tia... s�dzi�em, �e mnie kocha. A ona mnie szanuje i to nie jako ja ale
jako co� czym nie
jestem. Przecie� nie jestem Bogiem do jasnej cholery!!! Przez Boga nie gin�
ludzie a ja nic
nie mog� poradzi� na �mier� innych, sama wiesz to lepiej ode mnie. Tia i tysi�ce
innych ludzi
mo�e zgin�� przeze mnie i dla mnie s�dz�c, �e przyjd� i jednym machni�ciem d�oni
sprawi�
wszystko na cacy. Oczywi�cie, �e mog�, przynajmniej tak mi si� zdaje, ale po co.
Nie
zamierzam si� jeszcze bardziej pogr��a� ani pogr��a� w b��dzie ich samych. NIE
JESTEM
BOGIEM!!!
G�os w duszy milcza�...
Do domu wr�ci�em bardzo p�no. Na kolacj� oczywi�cie si� sp�ni�em. Tia jednak
nie
mia�a mi tego zbytnio za z�e. Teraz rozumia�em j� doskonale i... boli mnie to.
Przez ca�y
wiecz�r nie odzywa�em si� w og�le. Jedz�c zimne grzanki my�la�em... Gdzie
pope�ni�em
b��d...? Dopiero gdy po�o�yli�my si� postanowi�em co� z tym zrobi�.
-Tia... musz� ci o czym� powiedzie�. Pami�tasz jak ci kiedy� opowiada�em o mnie,
o �wiecie?
Musisz jeszcze co� wiedzie�. Wszystko co nas otacza z czym stykamy si� na co
dzie� jest
materialnym odbiciem rzeczywisto�ci. Mimo i� ta rzeczywisto�� jest pewnego
rodzaju
wi�zieniem dla nas i znacznie nas ogranicza, potrafimy j� zmienia� i modyfikowa�
dla
w�asnych potrzeb odkrywaj�c nasze prawdziwe przeznaczenie i mo�liwo�ci...
Mo�liwo�ci
kreowania i niszczenia... Jeste�my panami w�asnego losu... Chc� tylko
powiedzie�, �e nie
r�nimy si� tak bardzo jak ci si� wydaje. Jestem zwyk�ym cz�owiekiem. Nie
jestem... Tia?
Tia spa�a jak dziecko tul�c si� w po�ciel �ni�c...
Cholera - pomy�la�em...
"�pij �ni�c sw�j sen
tworz�c sw�j �wiat
kreuj�c...
Zrozumiesz, �e nie jeste� dzie�em...
ale tw�rc�..."
CZ.V "The War... is over -End of a Dream�
Czym jest wi�c ludzkie �ycie? Marnym wycinkiem z gazety? Nic nie licz�cym si� i
do tego
tak niedoskona�ym zdj�ciem? Nie dla mnie. Zale�y mi na �yciu i wiem, �e marnuj�c
czyje�,
marnujemy swoje skazuj�c je na kolejn� "odsiadk�" w tym �wiecie. �yj�c wed�ug
zasad
otrzymujemy przepustk�... zaproszenie tam. Ma