6951

Szczegóły
Tytuł 6951
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6951 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6951 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6951 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jony Cage Whisper Of Soul PROLOG Wojna trwa�a od bardzo dawna - miejscami cich�a, zwalniaj�c nieznacznie, gdzie indziej nabiera�a rozmachu i echem nios�a si� milami. Wiatrem nios�a odg�osy cierpienia, destruktywna energia przemierza�a ca�y glob. Walczyli wszyscy ch�tni i niech�tni, m�czy�ni, kobiety, starcy, dzieci... Nikt nie my�la� o ko�cu. Nawet zapomniano co to pok�j i wolno��... W oddali z zanieczyszczonego powietrza wy�oni�y si� dwie postacie. Ch�opiec i dziewczynka. Zmierzali do miasta. Mapa wskazywa�a dok�adnie miejsce przed nimi. Miasta jednak nie ujrzeli... Przemierzali ulice skruszonego asfaltu patrz�c na umieraj�ce budowle. Wydawa�y si� chyli� przed nimi, sk�adaj�c im pok�ony. Wszystko wygl�da�o jak staro�ytne �wi�tynie zniszczone czasem tysi�cy lat. I pomy�le�, �e miasto to wybudowano zaledwie 20 lat temu - tu� przed wojn�. Wybudowano by zniszczy�... Dziewczynka zatrzyma�a si� i przykucn�a. Popatrzy�a na ziemi�. Zna�a to miejsce. Tu si� wychowa�a. Na tej ulicy bawi�a si� i dorasta�a. Ch�opak widz�c to przystan��. - Czy co� si� sta�o Rei? - zapyta�. Oczy dziewczynki zab�yszcza�y zwiastuj�c nadchodz�ce �zy. - Dlaczego?... Dlaczego tak jest? - odpowiedzia�a dziewczynka. �zy zacz�y sp�ywa� po delikatnych policzkach opadaj�c nast�pnie na skrajnie inny asfalt. - O co Ci chodzi? - Nie wa�ne - odpar�a szybko wstaj�c i ocieraj�c �zy - wiesz - to miasto by�o kiedy� prawdziwym dzie�em sztuki - podobno jedynym, w kt�rym w parkach publicznych by�y prawdziwe ro�liny - ch�opak nie odpowiada�. Zastanawia� si� do czego zmierza ta rozmowa. - Zniszczyli wszystko - kontynuowa�a - nawet te trawniki i drzewa. Ruszy�a dalej rozgl�daj�c si� dooko�a wsp�czuj�cym wzrokiem. Ch�opiec pod��a� za ni�. - Naprawd� nie rozumiem ludzkiej natury - odezwa�a si� ponownie po d�u�szym milczeniu - po co tworzy� co� do niszczenia? I po co niszczy� tym co� co sami stworzyli�my? - Rei, nie przejmuj si� tym. Jako� b�dzie - ch�opak stara� si� pocieszy� zgn�bion� dziewczynk�. - Tak wiele jeszcze nie wiem... - Nie martw si� - kiedy� p�jdziesz do szko�y - b�dziesz si� uczy� o wielu rzeczach. - S�dz�, �e to nie wystarczy. Prawd� poznam dopiero na ko�cu... Wtedy b�d� mog�a powiedzie� - wi�c to o to chodzi�o - b�d� wiedzia�a wszystko. Ch�opak dziwnie patrzy� na towarzyszk�. Rei nie m�wi�a ju� nic. Doszli do kamienicy w miejscu gdzie kiedy� rozpo�ciera� si� park - prawdziwy park z �yw� traw� i drzewami. Niegdy� w zielonych ob�okach fontanna bi�a st�d krystalicznie czyst� wod� prosto z Matki - Ziemi... Dzisiaj wszystko wygl�da inaczej... Dziewczynka podnios�a g�ow�, podchodz�c do gruz�w fontanny powiedzia�a spokojnie: - Koniec jest blisko. - ??? - zdziwi� si� ch�opak. Gdy dziewczynka zrobi�a kolejny krok pod nogami zazgrzyta�o co� wydaj�c przy okazji znajomy d�wi�k odbezpieczonej miny przeciwpiechotnej. - O cholera!!! - krzykn�� ch�opak - Rei!!! Nie ruszaj si�!!! Wyci�gn� ci� z tego - w oczach dziewczynki nie by�o wida� �adnego przera�enia ani przej�cia zaistnia�� sytuacj� - zupe�nie jakby spodziewa�a si� tego. Ch�opak schyli� si� i zacz�� delikatnie podkopywa� grunt odkrywaj�c min�. R�ce trz�s�y mu si� jak galareta. - Daj sobie spok�j - po co ratowa� �ycie skoro ludzie go nie szanuj�? Id�... ja tu zostan� - m�wi�a ze spokojem. - Nie m�w tak - wszystko b�dzie dobrze - tylko st�j spokojnie - m�wi� zmieszany ch�opak. - Nie martw si� mn� - mi nic nie b�dzie - po prostu odejd� - p�jd� w dalsz� podr� - nie chc� ci� w ni� zabiera� - masz jeszcze tu wiele do zrobienia - prosz� - id�. Ch�opak zakry� zap�akan� twarz. - Dlaczego tak m�wisz?! Dlaczego si� tym nie przejmujesz?! Nie zale�y ci na �yciu? - pyta� ocieraj�c �zy. - Nadszed� m�j czas - to normalne. Tw�j te� kiedy� nadejdzie - nie b�j si� tego. �ycie nie ko�czy si� na �mierci - ona tylko zamyka rozdzia� w naszym �yciu i rozpoczyna nowy. Teraz prosz� - odejd� - jestem zm�czona. Ch�opak patrzy� chwil� w oczy dziewczynki. - B�d� za tob� t�skni�! - powiedzia� uciekaj�c jak najdalej potrafi�. Jego sprint sko�czy� si� tak szybko jak si� zacz��. Ch�opak wdepn�� w takie samo ludzkie "dzie�o" jak Rei. Ziemia zadr�a�a... Dziewczynka pochyli�a g�ow� i ruszy�a w dalsz� podr� za przyjacielem... "Stoj� tu... w moim �wiecie �wiat�a �wiecie bez ciemno�ci, bez cierpienia i smutku..." CZʌ� PIERWSZA �REVIVAL� Dzie� wydawa� mi si� normalny, z reszt� nie zmienia� si� praktycznie od tygodnia. Deszcz zalewa� ulice miasta tworz�c potoki du�e jak cholera. Czasami wydaje mi si�, �e w takich momentach tam "na g�rze" On zrobi� sobie wolne i zafundowa� d�ugi prysznic odpr�aj�cy. Nie wiem - mo�e akurat mam racj�? Ale na dobr� spraw� g�wno mnie to obchodzi�o. Do domu wraca�em przemoczony i zmarzni�ty, ale to i tak nie robi�o mi r�nicy - nie przeszkadza�o mi to zbytnio - w ko�cu i tak kiedy� wyschn�. A wtedy... zmokn� ponownie - eh... Gdy po raz pierwszy zda�em sobie z "Tego" spraw� by�em wtedy, jak mnie reminder nie myli, w budzie - znowu dosta�em w z�by od nauczyciela. I nic dziwnego w tym by nie by�o gdyby nie to, �e ten powiedzia� do mnie: - My�lisz, �e b�dziesz bezkarnie kwestionowa� moje zdanie? Tyle us�ysza�em ja i ca�a reszta. Ale po chujowym sierpowym go�cia z ZWS (�ycie W Spo�ecze�stwie) wypad�a mi g�rna czw�rka - ale to jest mniej wa�ne. Chodzi mi o to, �e ten w�a�nie chujowy sierpowy odmieni� moje ca�e �ycie. Ot� po wy�ej wspomnianych s�owach go�cia us�ysza�em jeszcze co�: - Skurwiel jebany To mnie nieco zmiesza�o. Ka�dego by zmiesza�o. Nie �ebym si� obrazi� - nie o to chodzi. Ot� okaza�o si�, �e to co us�ysza�em, s�ysza�em tylko ja. Klasa a i prawdopodobnie nawet gostek z ZWS tego nie s�ysza� (?!) - s�ysza�em wyra�nie "skurwiel jebany", a gdy powt�rzy�em zwrot z akcentem pytaj�cym faceta wbi�o w gleb� mimo, i� posadzka, na kt�rej sta� za chuja nie przypomina�a tej pierwszej. Po prostu facet zas�ab� - widocznie by� �wiadomy swojej poprzedniej my�li, kt�r� us�ysza�em (nie s�dzi�em, �e ten go�� mo�e mie� o mnie tak wyrobione zdanie). Mimo, �e wyra�ny burak zarysowa� si� na jego twarzy, nie zareagowa� tak jak mo�na by si� tego spodziewa�. Za to klasa po raz pierwszy od chyba pocz�tku swojej edukacji zamilk�a kriogeniczn� cisz�. Nic dziwnego - w ich uszach konwersacja wygl�da�a tak jakbym to ja pyta� faceta czy jest tym "skurwielem". Tym bardziej wzros�o zdziwienie, �e gostek zareagowa� - nie reaguj�c. Nawet nie wiem czemu... Ale teraz to nie ma znaczenia. Wracaj�c do domu po raz pierwszy do�wiadczy�em tego dupnego uczucia. Na ulicy wszyscy mieli co� do powiedzenia. Gadali jak postrzeleni, bez �adu, chaotycznie przekrzykuj�c si� nawzajem. Dziwne - ale nikt na to nie narzeka�. Dopiero po czasie zda�em sobie spraw�, �e to co s�ysza�em, nie pochodzi�o z uszu. S�ysza�em to dok�adnie we �bie (a my�la�em, �e poza virtualem nic tam nie dochodzi...). Od tamtej pory rzadko "s�ysza�em" cisz� - tylko za miastem, na cmentarzu lub w innych odludziach i zadupiach, �e a� szkoda si� pokazywa�. Jednak ten problem z czasem wyeliminowa� si� sam. Jak chcia�em/potrzebowa�em pos�ucha� "g�os�w" pod�wiadomie "wycisza�em rzeczywisto��" i na odwr�t. Nie wiem dok�adnie jak - po prostu my�la�em o tym. Dziwne, ale takich bajer�w jakich do�wiadcza�em nie oferowa�a �adna wsp�czesna technologia ani farmaceutyka. Oczywi�cie efekty by�y takie jakie by�y. Kiedy� pr�bowa�em w takim stanie przeliczy� kieszonkowe. Zero koncentracji na rzeczywisto�ci. Prawie jak dzie� po ostrej dawce metaamfy. Brakuje tylko feedback'�w (specyficznych "zwrot�w", pawi - niepotrzebne skre�li�). Taki stan rzeczy nie trwa� wiecznie. Ju� po miesi�cu praktyki potrafi�em nawet pilnowa� si� by nie zrobi� si� w chuja sprzedawcy banderolowanych fajek na rogu. Sami przyznacie, �e to du�y post�p. Wiele problem�w przesta�o by� problemami i odwrotnie. W szkole nawet nie musia�em zagl�da� do ksi��ek. Szybko gapn��em si�, �e skoro jaki� gostek chce co� ode mnie wyci�gn�� to musi sam to wiedzie�. Pozostawa�o tylko znalezienie tego, a to zwykle nie by�o trudne poniewa� zazwyczaj my�leli w�a�nie o tym (bo o czym mieli my�le�...? - r�owe misie si� przejad�y). Wielu s�dzi�o, �e wreszcie wzi��em si� do nauki... mylili si�. Nauka w szkole to nudy, bezu�yteczne duperele. Ju� wi�cej nauczy�em si� na ulicy. Nie chce mi si� nawet o tym my�le�. Dobrze, �e inni my�l�. Sprawy uk�ada�y si� spoko, ale nie do ko�ca. Teraz wiem czemu "skurwiel" z ZWS nie zareagowa�. Pewnego dnia pods�ucha�em jak siora gada�a z jakimi� garniturowcami. Podawali si� za FBI. Jak dla mnie by�o to co� wi�cej. Wypytywali o mnie, moje zachowanie w ostatnim czasie. Na szcz�cie siora ma mnie w dupie wi�c nic im nie powiedzia�a. Ale imbecyle nie przestali "czuwa�". Pod domem non-stop sta� cywilny, osobowy, czarny AV. To nie mog�a by� porzucona bryka. Porzucone bryki nie b�yszcz�... Obserwowali mnie na ka�dym kroku: szko�a, kumple... W ko�cu postanowi�em si� dowiedzie� czego szukaj�. Oczywi�cie nie mog�em podej�� i po prostu zapyta�: "jak leci, co� chcieli�cie?" - to ju� nie by�oby tak po prostu. W centralnych slumsach �atwo by�o ich wychuja� jednocze�nie b�d�c na tyle blisko by dowiedzie� si� co knuj� bez ich wiedzy. Wtedy dowiedzia�em si� wi�cej. Byli z jakiej� tajnej organizacji, kt�rej nazwa m�wi�a mi tyle co pusta paczka pojar. Podobno jestem "gatunkiem wymieraj�cym", a na �wiecie takich jak ja jest g�ra 4, 5 z czego 3 to starcy, kt�rzy nie do��, �e ledwo s�ysz� to co ja, to i rzeczywisty s�uch pozostawia wiele do �yczenia nie m�wi�c ju� o tym, �e s� w takiej formie, i� musz� nawet sra� z pomoc� piel�gniarki. Ale podesz�y wiek to nic �miesznego... hehe... Potwierdzi�y si� r�wnie� moje przypuszczenia: nie tylko s�ysz� to o czym inni my�l� ale potrafi� te� wyszuka� w czyim� umy�le informacj� i wiele innych rzeczy, ale na razie wystarczy mi problem�w. Ogon dalej si� trzyma� jak gnat d�oni. Nie mog�em nawet pr�bowa� si� ich pozby�. Czas mija�, sprawy coraz bardziej si� komplikowa�y, a garniturowcy zaczynali mnie naprawd� wkurwia�. Postanowi�em co� z tym zrobi�. Poza tym pogr��y�em si� w tym do tego stopnia, �e Tia - moja obecna pi�kno�� - zacz�a podejrzewa�, �e mi odpierdala. Mo�e mia�a racj�... Co do go�ci z b�yszcz�cej AV'ki, mia�em pewne plany. Musia�em ich wykurzy� i zrobi� to tak aby wygl�da�o na wypadek. Zaj�o mi to troch�. Ale qrmple przynajmniej mieli z kim si� bawi�. Wiedzia�em, �e numer z myciem szyb nie przejdzie ale przynajmniej odwr�ci ich uwag� na pewien czas. Podczas gdy Ricky i reszta zajmowali si� tym, ja przecznic� dalej my�la�em co teraz. Wtedy us�ysza�em Jej g�os: "Wiem, �e mnie s�yszysz...". M�wi�a spokojnie i z opanowaniem. Obr�ci�em si� instynktownie mimo i� wiedzia�em, �e w pobli�u nie by�o nikogo. Potrafi�em odr�ni� my�li od d�wi�k�w. To by�a my�l... i to nie moja. Dziwniejsze by�o jednak to, �e ona wiedzia�a... Wiedzia�a co potrafi�. "Nie b�j si�, jestem tu �eby ci pom�c, jeste� jednym z nas". Co to mia�o znaczy� - nie wiedzia�em. Ale nie mia�em wiele czasu do namys�u. W oddali us�ysza�em krzyk. To by� Ricky. Ba� si�... czu�em to. Wsta�em i ruszy�em w kierunku odg�os�w. Cholera - to moja wina, jak co� mu si� stanie... By�em naprawd� wkurwiony. Serce wali�o mi jak nie wiem co. Wtedy ona powiedzia�a: "Skup si� i uwolnij umys� z cia�a". Nie do ko�ca to zrozumia�em ale jako� podnios�o mnie to na duchu. Da�em sobie na dopa�k� plaster Boost-amfy. �wiat zwolni� a ja gna�em jak szalony. Gdy dobieg�em na miejsce Ricky le�a� na ziemi. - Nie potrzebujemy was - spadajcie st�d - m�wi� jeden. Bo zaraz komu� co� si� stanie... - doda� drugi. Fuck - nerwy mi puszcza�y. - Co jest kurwa, masz jaki� problem go�ciu? - rozwin��em konwersacj�. Go�cie ze zdziwieniem patrzyli na mnie - nie spodziewali si�, �e b�d� wiedzia�... A powinni. - Shit - to on!!! - krzykn�� jeden, gdy drugi si�gn�� po gnata. Cofnij si�!!! - powiedzia�. Czu�em ich strach. Bali si�, sam nie wiedzia�em czego. Moja nie�wiadomo�� nie trwa�a d�ugo. Bo w�a�nie wtedy gdy ten chcia� wygarn�� z Desert Eagle'a sta�o si�... Marzy�em tylko o jednym (mo�e dw�ch rzeczach...). Chcia�em prze�y� i chcia�em �eby te dwa palanty posz�y si� buja� w za�wiaty. Skurwiele - �eby do dziecka z pukawk� i to z zamiarem... eh... W ka�dym razie jedyne co pami�tam, to to, �e instynktownie zas�oni�em twarz r�k�. Ziemia zadr�a�a a ostatnie s�owa jakie us�ysza�em by�y od niej. Wci�� spokojne i opanowane: "Nareszcie zrozumia�e�...". Jak na ironi�, Boost-amfa przesta�a dzia�a� a ja odlecia�em... "Narodzi�e� si� jako zwyk�y cz�owiek. �y�e� na tym �wiecie wci�� u�piony. Nie�wiadomy siebie. Nie prosi�e� si� tego, a jednak los chcia�, aby� sta� jednym z nas i musisz przyj�� wyzwanie jakie niesie zaszczyt bycia takim jak my... Musisz si� jeszcze wiele nauczy�...". Ockn��em si�. Nie wiem jak d�ugo le�a�em nieprzytomny. W powietrzu unosi� si� swont palonej smo�y. K�tem oka spostrzeg�em stoj�cy obok budynek. Konstrukcja by�a powa�nie naruszona. "Co jest??? Przecie� wojna si� sko�czy�a..." my�la�em. Podnios�em si� i otrzepa�em z gruz�w. To co zobaczy�em... by�o straszne. Przy tym co teraz widzia�em, strefa walki to zbawienie. Zobaczy�em drugi budynek a w nim czyj�� sypialni� i kolumn� kuchni i fragmenty kibli. Wyjeba�o p� budynku!!! Spojrza�em w stron� gdzie wcze�niej sta� czarny, b�yszcz�cy AV. Otoczenie si� nieco zmieni�o podczas mojej "nieobecno�ci". AV'ka nie wygl�da�a ju� tak estetycznie. B�yszcza�a... jasnym p�omieniem z silnika le��c na dachu 25 metr�w dalej. Po garniturach nie by�o �ladu chyba, �e ten bigos nieopodal to w�a�nie oni. Rozejrza�em si� dooko�a. Pod nogami le�a�a 50-ka. Jeszcze ciep�a. Teraz zacz��em ��czy� fakty. Przera�a�y mnie. Dlaczego skoro wystrzeli�, nie trafi�. A jak trafi� to czemu �yj�, przecie� to 50-ka - kawa� o�owiu. Szok usta�, kurz opad�. Wtedy zobaczy�em ten byczy �uk przede mn� Odjebisty r�w g��boko�ci jakich� 3 metr�w wydr��ony w asfalcie. Jakby kto� wygarn�� go d�oni�, tylko nieco wi�ksz�. - Fuck!!! Rany, cz�owieku, ale fajerwerki!!! - us�ysza�em g�os Ricky'ego. Zapyta�em czy nic mu nie jest. Z tego co widzia�em by� tylko w szoku i ci�gle pieprzy� co� o tym co si� tu sta�o. Nie wiem o co mu chodzi�o ale z tego co m�wi�, to ca�a rozpierducha zacz�a si� kiedy ten wystrzeli� z Eagle'a. - Starsi ci� zajebi� za ten blok - m�wi� jakby to wszystko by�a moja wina. - Nie mam starszych, zapomnia�e�? - A tak - sorki. Ale i tak masz przesrane. Rany cz�owieku, to by�o czadowe!!! Jak to zrobi�e�? Ten trick z r�k�. Chyba mu odjeba�o w tym zamieszaniu... Albo mi. - O czym ty m�wisz? - zapyta�em - przy�ni�o ci si� Ricky. - Nie chrza�. Powiedz jak to robisz - ch�opak zacz�� macha� r�kami. - H�? Musimy si� zmywa�. Gliny zaraz tu b�d�. Nie wierz� �eby jeszcze o tym nie wiedzieli. Fuck - co tu si� sta�o??? "G�uptasie - musisz si� jeszcze wiele nauczy�..." us�ysza�em j� znowu. Nie mia�em czasu - wzi�li�my paczk� i spieprzyli�my przez Drugstreet na targ - tam by�o bezpiecznie. Fuck. Nagle zacz�o mnie co� gry��. To chyba sumienie. Zastanawia�em si� czy zgin�� kto� niewinny. Czy skoro, jak to Ricky m�wi�, to moje dzie�o to czy przypadkiem kogo� nie zayeba�em nie�wiadomie. Cholera... ale to nie mog�em by� ja!!! Na targu by� t�ok. Ludzie �ciskali si� jak w jednym wielkim tramwaju. Ledwo da�o si� przej��. Ricky i reszta posz�a na chat�. Dla nich to by�a kolejna przygoda w �yciu ale na wszelki wypadek nie kaza�em mu opowiada� tej przygody innym. Ufa�em mu. By� dla mnie jak m�odszy brat. Zreszt� jak reszta paczki. Pcha�em si� w�a�nie na o�lep do fast-food'u kiedy w poczu�em co� dziwnego. To by�o w g�owie - nie bola�a - po prostu co� czu�em. Wtedy powiedzia�a: "Czujesz mnie? Jestem blisko...". Nagle w t�umie tu� ko�o mnie przebieg�a dziewczynka. Popatrzy�a mi prosto w oczy. Pomimo i� widzia�em j� pierwszy raz, od razu j� pozna�em. To by�a ona. Ma�a dziewczynka szepcz�ca mi w my�lach. By�a m�oda, m�dra, pi�kna... niewinna. Wiedzia�em, �e musz� za ni� pod��a�. Co� mi szepta�o w �rodku, �e tak jest dobrze. Jednak w "martwym t�umie" niewiasta zgin�a tak szybko jak si� pojawi�a. Mimo to co� mn� kierowa�o. Doszed�em do rogu HighStreet i Rogue. Co� mi m�wi�o bym poszed� w tamten zau�ek. Poszed�em. Wtedy si� zjawi�a. Nawet nie wiem sk�d ale wiedzia�em, �e si� zjawi... "Nareszcie..." wyszepta�a chwytaj�c mnie za d�o�... "Stoj� tu... w moim �wiecie �wiat�a �wiecie bez ciemno�ci, bez cierpienia i smutku P�jd� za jasno�ci�, p�jd� za mn� i poznaj swoj� moc. Wst�p do wieczno�ci, �wiata bez mroku, �wiata bez skazy Zajmij swe miejsce. Jeste� panem swego losu Jeste� jednym z nas..." CZʌ� DRUGA �TRUTH� "Do tej pory w�ada�e� umys�em jak zwyk�y cz�owiek. Czas aby� poj� prawdziw� natur� swojego umys�u oraz jego mo�liwo�ci. Nie b�dzie to �atwe - nigdy nie jest. Ale gdy ju� go okie�zasz dostrze�esz prawdziwe mo�liwo�ci jakie ci oferuje. A raczej jakie ty mu mo�esz zaoferowa�" m�wi�a ze zrozumia�ym g�osem wyk�adowcy. Nie do ko�ca rozumia�em jej m�dro�ci ale i tak mnie to fascynowa�o. Z czasem zacz��em to pojmowa�. "Niech ci� on ogarnie jak brzeg ogarniaj� fale. Poczuj ten przyp�yw, a gdy fale odp�yn� - pozw�l by pozostawi�y za sob� skarby morza. Zrozumienie przyjdzie samo". Jej metafory naprawd� mia�y co� w sobie. A mo�e to sam g�os jej tak na mnie wp�ywa�. Mimo i� rozmawiam z ni� ci�gle, widzia�em j� tylko raz i tylko raz odezwa�a si� do mnie w�asnym, naturalnym g�osem - m�wi�a, �e tak jest lepiej. S�ucha�em jej. Czu�em, �e m�wi prawd�. Zastanawia�em si� tylko czy jest to ta ostateczna, najprawdziwsza prawda... prawda jedyna. Pewnego dnia zapyta�a: "My�lisz o nim, prawda?" czyta�a moje my�li bezb��dnie. "Zastanawiasz si� czy naprawd� istnieje... czy czeka na ciebie po tamtej stronie - u kresu twej w�dr�wki... Zastanawia�e� si� nawet na pocz�tku czy ja nie jestem..." - Jak tam jest? Co jest na ko�cu? - zapyta�em z pewnym niepokojem. Przez ca�y czas, nawet tam na targu m�wi�a "w �rodku", rozmawia�em z ni� mimo i� nie by�o jej tu. Czu�em jednak jej obecno��. Po moim pytaniu nasta�a cisza, po kt�rej us�ysza�em za plecami: - Czy na prawd� my�lisz, �e jestem stamt�d, lub tam by�am? - zapyta�a stoj�c tu� za mn�. Nie szepta�a mi ju� w duchu. Sta�a tu, prawdziwa - przynajmniej tak mi si� wydawa�o. M�wi�a "normalnie". - Musisz zrozumie� jedn� rzecz. Przebudzi�e� si�... To wielki zaszczyt ale i wysi�ek. Wiele rzeczy, w kt�re dotychczas wierzy�e�, kt�re uznawa�e�, kt�re wiedzia�e� - nawet oczywiste i niepodwa�alne z ludzkiego punktu widzenia... to wszystko czego by�e� pewien - odesz�o. Czas by� przyj�� now� odpowiedzialno�� i zrozumia�, �e to kim si� sta�e� nie jest wyt�umaczalne "waszymi" prawami fizyki. Oczywi�cie s� tacy, kt�rzy wiedz� - jednak swoje teorie o "tym" �wiecie opieraj� na domys�ach i przypuszczeniach. Praktycznie nie maj� �adnych dowod�w na istnienie nas i nam podobnych. I nie znajd� ich. Nie znajd� r�wnie� przyczyny p�kni�cia �ciany tamtego budynku ani ogromnej dziury w asfalcie ko�o niego. �yjemy ponad nimi... - przerwa�a mow� jakby czeka�a na moje pytanie. Istotnie - mia�em w�a�nie zada� pytanie: - Wiec czy jest kto� ponad wami? - Hmm - u�miechn�a si� delikatnie - pytasz o Niego... Nie odpowiedzia�em - przynajmniej nie na g�os. - Odpowied� nie jest jednoznaczna - kontynuowa�a - ludzie obrali sobie jego, j�... to - jak by� tego nie nazwa� - na ojca, stworzyciela, najwy�szego... inni, mniej... naiwni? wybrali drog� niewiary, a mo�e wiary w nieistnienie tego. Sp�jrz na ten �wiat - ile tu religii, wyzna�, wiar - jest z czego wybiera�, sam przyznasz. Pytanie - kt�r� drog� wybierzesz? Hmm... nie wa�ne - nie musisz odpowiada�... - przerwa�a na chwil� po czym zapyta�a jakby od niechcenia: - Jak my�lisz - co podtrzymuje ludzi w wierze, niewierze, w �yciu... we wszystkim co robi�? Co podtrzymuje ich na duchu, bez czego nie mog� si� obej��, bez czego �ycie na tej malutkiej planecie w og�le nie mia�oby sensu ani potrzeby istnienia. Nie, od razu m�wi�, �e to nie pieni�dze, nie po�ywienie, nie woda ani inne "niezb�dne do �ycia" sk�adniki - nie czekaj�c na odpowied� zapyta�a: - Czy zobaczysz kiedy� swoich rodzic�w? Czy kiedykolwiek na �wiecie zapanuje pok�j idealny? Czy b�dzie ci dobrze po �mierci na "tym" �wiecie?... Jak my�lisz?... Czy On istnieje? - ostatnie pytanie poprzedzi�o cisz�. Cisz� najstraszniejsz� dla mnie, najd�u�sz� i najbardziej przejmuj�c�. Odpowied� na wszystkie te pytania by�a jedna, kt�r� wyszepta�em ze smutkiem, przera�eniem i poczuciem dziwnego oszukania... - ... Mam nadziej�... - wszystko zamar�o... - NIIEEEE!!! - krzykn��em - To nie mo�liwe!!! To nie mo�liwe!!! G�upstwa, brednie, k�amstwa!!! - nie mog�em powstrzyma� nerw�w. Ziemia zaczyna�a dr�e�. Odwr�ci�em si�... sam nie wiem po co... mo�e z pretensj� do ma�ej, m�drej dziewczynki szepcz�cej mi w duszy... Nie by�o jej tam... Nie uciekaj!!! Nie zostawiaj mnie!!! I... powiedz, �e to wszystko to k�amstwa, �e zmy�li�a� to wszystko na poczekaniu!!! Przyznaj� - zacz��em p�aka�. - Niech ci� szlag!!! - ziemia k�ania�a si� przede mn�, dr�a�a jakby si� czego� ba�a... kogo�. Przede mn� tworzy�a si� ogromna zapa�� post�puj�c w kierunku ruiny naprzeciw stoj�cego budynku. �ciana p�k�a jak op�atek noworoczny, poci�gaj�c za sob� odpowiednie konsekwencje. - NNNIIIIIEEEEEEE!!!!! - krzycza�em w chaosie, kt�ry tworzy� si� wok� mnie. Czu�em przera�enie. Natura ba�a si� mnie - zwyk�ego cz�owieka... Nie dziwi�em si� jej. Sam si� siebie obawia�em. - Do��... Wystarczy... - us�ysza�em za mn� jej spokojny g�os i ciep�e, obejmuj�ce mnie d�onie. Nasta�a cisza... inna, du�o spokojniejsza od poprzedniej... Ucich�o wszystko. Tylko ja powtarza�em tul�c si� do niej: - To nie prawda, to nie prawda, to nie... "Prawda jest bolesna Jednak gdy ju� si� z ni� oswoisz Ujrzysz promienie s�o�ca przebijaj�ce si� przez g�ste acz rozpraszaj�ce si� chmury" Obudzi�em si�. By�o ciemno. Zegarek w prawym, g�rnym rogu mojego ekranu siatk�wkowego wy�wietla� 22:13. Wiedzia�em, �e to nie by� sen. Wsta�em... Czu�em jej obecno�� jednak nie odzywa�em si�. Na�o�y�em kurtk� i wyszed�em z domu. B��ka�em si� po slumasach i bezpiecznych dzielnicach miasta. La�o jak zawsze. Wzi��em tax�wk� i poprosi�em kierowc� by jecha� na p�noc - na obrze�a miasta. W drodze pr�bowa� nawi�za� konwersacj� - bezskutecznie. Nie chcia�o mi si� s�ucha� a tym bardziej odpowiada�. Dojechali�my do p�nocnej granicy miasta. Zap�aci�em i nie czekaj�c na reszt� ruszy�em w stron� olbrzymiego muru wysoko�ci jaki� 15 metr�w i zboczach lekko nachylonych. G�upie - pomy�licie - przyszed�em sobie posiedzie� i to w tak� pogod�... Nie, to nie by�o g�upie. Tu pozna�em Ricky'ego i reszt� paczki. Tu spotyka�em si� z Ti�... To jedyne miejsce w mie�cie gdzie mog� odetchn�� od jej przyt�aczaj�cej materii, wiru codzienno�ci, syfu ulic, smrodu slums'�w. Czy na prawd�... - zacz��em. "Szszszszsz..." przerwa�a szeptem - Nie my�l ju� o tym - powiedzia�a zjawiaj�c si� tu� ko�o mnie siedz�c na murze patrz�c za granice miasta - za granice utopii... upad�ej utopii. Deszcz pada� coraz mocniej a niebo coraz cz�ciej przeszywa�y pioruny. Zupe�nie jakby kto� tam, w g�rze drwi�c z nas robi� zdj�cia do swojego niesko�czonego, doskona�ego albumu o niedoskona�ych istotach. Deszczem si� nie przejmowa�em. - Powiedz... kim jest cz�owiek i jaki ma cel w �yciu? Jaki jest m�j cel w �yciu? - Tw�j cel jest taki sam jak wszystkich innych ludzi. Od urodzenia rozwija�e� si� i zmienia�e� zewn�trznie i wewn�trznie. W swoim �yciu mia�e� wiele cel�w. D��y�e� do nich... stara�e� si� spe�ni� chocia� jeden z nich. Jednak pomi�dzy tym wszystkimi jest jeden, nadrz�dny, do kt�rego d��ysz pod�wiadomie... - tu przerwa�a daj�c mi chwil� na zastanowienie. - Wiesz po co tu przychodzisz? - zapyta�a. Oczywi�cie zna�a odpowied�. - Ty zda�e� sobie spraw� z tego co ci� trzyma na ziemi, co czyni ci� cz�owiekiem jakim postrzegaj� ci� inni i dlaczego. Od d�u�szego czasu czu�e� si� ograniczony w "tym" �wiecie. Nie by�y to ani represje polityczne, brak czystego powietrza ani nawet to przekl�te miasto, mimo i� tak to sobie t�umaczy�e�. Dla tego lubisz tu przebywa�, to ci� uspokaja, oswabadza - daje zazna� chocia� troszk� wolno�ci... Ty pierwszy naprawd� zda�e� sobie spraw�, �e cia�o jest wiezieniem twojej w�asnej duszy chc�cej si� uwolni� i odlecie� swobodnie tam gdzie chce. Ty przebudzi�e� si� i przejrza�e� na oczy jakim �wiat jest. Zrozumia�e� go. - Kim wi�c jestem? - Jeste� tym kim by�e� od dawna - od pocz�tku, je�li mia�abym rozumowa� w kategoriach ludzkich. By�e� zawsze tym samym "sob�" - nigdy si� nie zmieni�e� jako "ty". Po prostu �y�e� uwi�ziony w kolejnych inkarnacjach cz�owieka a� nadszed� czas przebudzenia i wst�pienia na wy�szy poziom egzystencji. Jednak przed tob� jeszcze d�uga droga... Twoje istnienie na Ziemi jeszcze nie dobieg�o ko�ca mimo, i� stoisz ju� na pograniczu dw�ch �wiat�w - starego, nieidealnego i nowego, lepszego, czyli celu twej w�dr�wki... w�dr�wki wszystkich. Aby osi�gn�� ten cel i przekroczy� pr�g musisz spe�ni� si� tutaj by znale�� miejsce tam. - A co je�li bym teraz zrezygnowa�? Wyrzek� si� ciebie i twoich my�li? Co wtedy? - Nie sta�o by si� nic, cel jest jeden i nie mo�na go zmieni�. Mimowolnie d��ymy w�a�nie tam i nie odgrywa roli czy sobie zdajemy z tego spraw� czy te� nie. Po prostu tw�j czas tutaj wyd�u�y�by si� nieco. A skoro przebudzi�e� si� teraz, mo�esz podzieli� si� swoim do�wiadczeniem i zrozumieniem, jakie osi�gasz, z innymi. Jednak tacy jak ty na "tym" �wiecie rodz� si� niezwykle rzadko, przebudzeni jeszcze przed czasem. To prawdziwy zaszczyt... - Jak na razie nie zazna�em �adnych korzy�ci, bo dwa rozwalone budynki to raczej nie korzy�� nie licz�c jakiej� g�upiej korporacji depcz�cej mi po pi�tach - powiedzia�em. - Nie jeste� jeszcze gotowy i nie widzisz oczywistych korzy�ci. Pozna�e� prawd�, kt�rej cz�owiek bezskutecznie szuka od wiek�w, a kt�r� ty pozna�e� w jednej chwili... Prawd� oczywist�, kt�r� mieli�cie zawsze przed nosem. Ty postanowi�e� po ni� si�gn��. - I co mi z tego? Prawda nie ma �adnego znaczenia - nie mog� jej zazna�, nie mog� poczu�, nie mog�... - ...Dotkn��? - doko�czy�a za mnie - hmm, g�uptasie, wci�� my�lisz wed�ug praw ludzkich. Materia nie jest cenna je�li nie przedstawia warto�ci duchowej. Materialne do�wiadczenie jest przemijalne, ulotne. Duchowe do�wiadczenia s� wieczne i niezapomniane - zostaj� na zawsze. Nie starzej� si�. Pieni�dze, samochody, nawet cia�o czy z pozoru niematerialna informacja z czasem rdzewieje, starzeje si�, przemija. Jednak umys�, nasza osobowo��, duch, energia nie przemija nigdy i nie ma ko�ca. Nie ograniczaj� jej materialne przeszkody. Jest nie�miertelna i trwa wiecznie od zawsze i na zawsze. Gdy to zrozumiesz zaczniesz pojmowa� prawdziwy sens �ycia i ujrzysz ironi� obecnej ludzkiej egzystencji. Gdy sko�czy�a my�la�em d�ugo w milczeniu nad tym co powiedzia�a. Siedzieli�my tam wpatruj�c si� w gwiazdy chc�c ich dosi�gn��. Teraz wiedzia�em, �e to mo�liwe. I nie potrzebuj� do tego specjalnych kombinezon�w, czy statk�w kosmicznych. Samo uczucie i do�wiadczenie ich by�o sto razy lepsze od ch�ci dotkni�cie i poczucia materialnego. CZE�� TRZECIA �THE BEGINNING� Wr�ci�em do domu. W radio m�wili o zaj�ciu na mie�cie. Na szcz�cie nie by�o ofiar w�r�d przypadkowych przechodni�w i ludzi z obu pobliskich budynk�w. Siora nawet nie zauwa�y�a �e mnie nie by�o. Nie wiedzia�a nawet, �e w�a�nie wr�ci�em. Pewnie nie gapn�a by si� gdybym nie wraca� przez tydzie�. Wisia�a godzinami na s�uchawce terminala. Rachunki mia�a w dupie. Mia�em kumpla - zrobi� przej�ci�wk� a rachunki sz�y w przestrze�. Szkoda, �e go zapuszkowali. Ale co tam... teraz mia�em inny problem na g�owie. Zacz��em zbiera� my�li. Doszed�em do wniosku, �e go�cie z FBI, czy z czego tam, wr�c�. Niewyja�niona strata dw�ch agent�w na pewno nie zostanie niezauwa�ona. Pomimo z�ych przeczu� by�em spokojny, czu�em pewno��. Czu�em, �e nie jestem sam. "Jestem tu... Nie obawiaj si�, ju� nigdy ci� nie opuszcz�" m�wi�a gdy tylko o niej pomy�la�em. Tak, Ona by�a ze mn�. Teraz ju� wsz�dzie i na zawsze. Wiedzia�em, �e mog� na ni� liczy�. Kiedy� wieczorem rozmawiali�my. Powiedzia�a mi, �e mam teraz moc. Wielk� moc. Powiedzia�a te�, �e tak� sam� moc maj� wszystkie istoty �yj�ce tylko nie potrafi� si� "przebudzi�". Mi si� to uda�o. To m�g� by� przypadek ale to nie gra�o roli. Sta�o si� i ju�... Podobno mog� nawet lewitowa�. Przyznam si� - nie wierzy�em w to. Nie wierzy�em te� w sztuczki z umys�em a jednak si� sprawdza�y. Mo�liwo�ci o jakich mi opowiada�a fascynowa�y mnie. Jednak obok fascynacji rodzi� si� strach. Strach przed tym czym si� sta�em. Jednak ona uspokaja�a mnie zawsze w chwilach zw�tpienia. Teraz rozumiem, �e tak musi by�, to normalne, �e nie powinienem si� tego ba�. Stara�em si� - pomaga�o. Zreszt� m�wi�a mi wiele rzeczy na temat tego co si� ze mn� dzieje. Rzeczy, kt�re wydawa�y mi si� "czarn� magi�" stawa�y si� niewiarygodnie jasne. Rozumia�em du�o wi�cej ni� wcze�niej. Ale nie wszystko. Kiedy� musia�em o to zapyta�. W ko�cu przyznacie, �e moje w�tpliwo�ci s� uzasadnione. Czym by�o to co zdarzy�o si� wtedy na mie�cie? I czy naprawd� ja tego dokona�em? Odpowiedzia�a twierdz�co. Sprawc� by�em ja ale ona mi w tym pomog�a... M�wi�c dok�adniej powstrzymywa�a mnie, pr�bowa�a ograniczy� nie dopuszczaj�c do najgorszego. S�owa te mnie przerazi�y. Na koniec doda�a: "Gdybym wtedy nie interweniowa�a ta rozmowa zapewne nie mia�a by miejsca... na pewno nie tutaj i teraz. Musisz uwa�a�. Jeste� niedo�wiadczony". Zrozumia�em, �e kluczem samokontroli jest spok�j i opanowanie... Teraz potrzebowa�em tego bardziej ni� kiedykolwiek. Do miasta przyjechali w�a�nie koledzy garniturowc�w. Co ciekawsze - zjawi� si� te� sam szef. Zapowiada�o si� ciekawie... Dobrze, �e nie wraca�em na noc do domu. Ci go�cie si� nie patyczkowali. Weszli nawet nie pukaj�c. Siora wysz�a do Lisy. Mia�a szcz�cie. Obserwowa�em wszystko z bezpiecznej pozycji. Naprawd� denerwowa�o mnie to wszystko - ju� od trzech miesi�cy jak to wszystko si� zacz�o niespodzianki sypi� mi si� na �eb. Jednak nie przejmowa�em si� tym zbytnio - wiele si� przez ten czas nauczy�em. Postanowi�em stawi� czo�o problemowi. Jednak i to nie by�o �atwe. Przez ostatnie pi�� dni Ricky nie przychodzi� do szko�y. Nie pojawia� si� r�wnie� na granicy. Dziwi�o mnie to. Na pocz�tku my�la�em, �e po prostu wagaruje ale potem jego matka zawiadomi�a o zagini�ciu syna. Niech to szlag, czu�em si� dziwnie odpowiedzialny za to. Po dw�ch tygodniach musia�em pokaza� si� w chacie i zobaczy� jak sprawy stoj�. Oczywi�cie nie mog�em wej�� do mieszkania - mieliby mnie jak na d�oni. A jak wida� byli nieco zdesperowani. Pomog�a mi Tia. �al mi jej, nie�wiadoma tego co si� dzieje pomaga�a mi mimo wszystko. Wiedzia�em, �e uwa�a mnie za lekkiego wariata, ale wiedzia�em te�, �e mnie kocha. Poleci�em jej sprawdzi� m�j terminal, rozmowy i og�lnie co leci u siory itp. Spisa�a si� na medal. Rozmowy z terminala to w dziewi��dziesi�ciu trzech procentach pogaduszki siostrzyczki, reszta to upomnienia z banku i poczty - nic wa�nego... W moim terminalu jednak by�y trzy prywatne informacje od "anonima". Wszystkie brzmia�y tak samo: "Je�li zale�y ci na �yciu twojego kolegi to przyjd� do Parku Wolno�ci na p�nocy miasta". Wszystkie przysz�y jaki� tydzie� temu. To wszystko wyja�nia�o i jeszcze bardziej utwierdza�o mnie w przekonaniu, �e to wszystko moja wina. Musia�em co� zrobi�. Dziwnie si� sk�ada�o, �e Park Wolno�ci le�a� na p�nocy miasta, blisko granicy. Dobrze zna�em tamte okolice. Dziwny zbieg okoliczno�ci, a mo�e Ricky podsun�� im taki wspania�y pomys�. On zawsze co� wymy�li. Na miejsce szed�em piechot�. Ws�uchiwa�em si� w g�uchy dla innych dooko�a zgie�k. Nic ciekawego. Jednak wyczuwa�em w tym wszystkim napi�cie - nie wiem czemu, ale czu�em strach woko�o... strach przed burz�? Nie wiem ale to nie ludzie si� bali - przynajmniej nie �wiadomie. To by�o ponad nimi. Czu�em r�wnie�, �e Ona r�wnie� si� ba�a. Nie pyta�em jednak by nie rozprasza� siebie ani jej samej. Wiedzia�em, �e zbli�a�a si� wielka chwila. Ale wydawa�o si� jakby bardziej �wiadome tego by�o otoczenie. Ja nie widzia�em tego tak, nie widzia�em w tym nic dziwnego ani podnios�ego - wystarczy�a chyba zwyk�a rozmowa z szefem, wypuszczenie Ricky'ego i... no w�a�nie. Co... mo�e w�a�nie tam mia�o wydarzy� si� co�... ale co to by�o - nie wiem. W umy�le mia�em zamazane obrazy - nawet nie wiedzia�em co oznaczaj�. Ehh, chyba majacz�... Na miejsce dotar�em ok. 23:50 - nie podali godziny wi�c na wszelki wypadek wybra�em godzin� nocn�. Przygotowa�em si�: dwa dopalacze adrenaliny, w��czy�em podczerwie� i co chwil� zmienia�em na termo wizj�. Przy boku czeka� gotowy Glock Model 98 i pe�ne sze�� dziesi�ciomilimetr�wek o�owiu w magazynku. Oczywi�cie nie wspomn� o kewlarowym golfie i p�aszczu. Nie pytajcie sk�d mam takie zabawki - dzisiejsze noce s� niebezpieczne - musz� si� jako� broni�. Nie wiem tylko czemu gdy to wszystko przygotowywa�em, Ona tylko u�miecha�a si�, wydawa�o by si� jakby s�dzi�a, �e to wszystko jest bezu�yteczne i r�wnie dobrze m�g�bym przyj�� tu w k�piel�wkach. Naprawd� - mia�a o mnie bardzo wyrobion� opini�. Ale nic to. Sta�em teraz w ciemnej uliczce, w cieniu wpatruj�c si� w mrok parku. Nic... przez pi�tna�cie minut szuka�em podejrzanych os�b, kogo� kogo nie powinno tu by� a tu nic. Cisza, jak na odludziu, nikogu�ko, tylko par� samochod�w stoj�cych tu od samego pocz�tku. Zaczyna�o mi si� tu nudzi�. "Skup si�, pos�uchaj otoczenia, tego co m�wi cisza" - powiedzia�a przebudzaj�c mnie jednocze�nie. Zrobi�em to co zawsze w takim przypadku. Po prostu odpowiednio pomy�la�em... W ciszy s�ysza�em na razie jedynie narzekanie psa, zreszt� widzia�em go jak szuka� co� w kontenerze na odpadki. "Postaraj si� - wiem, �e potrafisz...". Skupi�em si�... Po chwili umys� rozja�nia�, ha�as sta� si� ledwo zno�ny. Chrapania, krzyki, p�acz, �miech - wszystko - jakby ca�e miasto m�wi�o do mnie. - O rany - wyszepta�em zmieszany. "Dobrze, teraz skup si� i poszukaj odpowiedniego nastroju, to czego szukasz, musz� gdzie� tu by�" - kontynuowa�a. W�r�d tego wszystkiego zacz��em odr�nia� i "sortowa�" to co s�ysza�em. Po dobrych paru minutach, kt�re okaza�y si� niezmierzon� chwil�, momentem, znalaz�em podejrzany d�wi�k... Poczu�em dok�adnie to czego si� spodziewa�em: strach, napi�cie, skupienie a obok tego przera�enie m�odej duszy... Kto� wyra�nie na kogo� czeka�, �wiadomy niebezpiecze�stwa jakie rzekomo ja nios�. Dziwne, by kto� wykazywa� tak wielkie skupienie o tej porze. Poczeka�em jeszcze chwil�. Wtedy jeden z nich si� wyda�, daj�c mi szans� "namierzenia" i oceny reszty czynnik�w. I pomy�le�, �e go�� pomy�la� tylko o w�asnym gnacie i czy jest na�adowany. Banalne... Z tego co wiem jest ich sze�ciu, przynajmniej tu i maj� ekwipunek jakby wybierali si� na ma�� wojn�. Steyr Tactical Machine Pistol, plus Glock Model 99 (lepszy od mojego...) i kilka innych bajer�w nie m�wi�c o strasznie uwieraj�cych pancerzach. Po prostu zawodowcy. Siedz� tu praktycznie bez przerwy od tygodnia, co jaki� czas jeden wychodzi po p�czki i kaw�... czarna AV'ka, kupa elektroniki na pok�adzie... systemy radarowe, �ledz�ce, skanery otoczenia - s�owem widz� wszystko w promieniu 250 metr�w nie wychodz�c jednocze�nie z czarnego, zapuszkowanego bus'a. Nie mia�em pomys��w. Na razie czeka�em... czeka�em do�� d�ugo, bezsilny. Mija�y minuty, godziny... Bezsilno�� ta doprowadza�a mnie to do szale�stwa. - Co mam zrobi�? - pyta�em. "Postaraj si�, pomy�l... Pami�tasz co ci m�wi�am? Uwolnij umys� od cia�a a dostrze�esz nieograniczono�� �wiata. Pozw�l dzia�a� umys�owi i swojej energii... Cia�o zostaw za sob�..." - powiedzia�a. Sra�em m�wi�c szczerze... - Cholera!!! Nie potrafi�!!! Ja po prostu nie potrafi�!!! - krzykn��em. "Ɯ��� - bo ci� us�ysz�" - szepta�a. No i co???!!! I tak nic nie mog� zrobi�!!! Sze�ciu na jednego g�wniarza???!!! To przecie� wynik przes�dzony!!! - m�wi�em - nie rozumiesz???!!! Trac� nadziej�... trac� nadziej� we w�asne mo�liwo�ci... Trac� nadziej� w... Ciebie!!! "Uspok�j si�, nie poddawaj si�!!!" - ponagli�a mnie delikatnie ale to ju� nie pomog�o. - Daj spok�j!!! Jestem tylko cz�owiekiem. N�dzn�, niedoskona�� kreatur�, powsta�� przypadkiem. Jestem efektem ubocznym prawdziwego dzie�a!!!... To wszystko moja wina!!! Ricky'ego zabij� przeze mnie. Tylko dlatego, �e umiem wi�cej od niego!!! Jak by� si� w tedy czu�a!!!??? POWIEDZ!!! Nie odpowiedzia�a... Za to odpowiedzia� silnik AV'ki, kt�ry coraz bardziej dawa� o sobie zna�. - Musz� go uratowa�!!! Musz� co� zrobi�!!! - krzykn��em wybiegaj�c zza rogu. - RIIIICKKYYYY!!! - i sta�o si�... Zobaczy�em �wiat�a wozu tu� przede mn�. Dziwne - by�em prawie pewien, �e zgin� tak marnie i banalnie jak to tylko mo�liwe. Jednak tak si� nie sta�o - nie wpad�em pod AV'k�... tzn. wpad�em ale dalej rzeczy nie potoczy�y si� tak jak normalnie potoczy� si� powinny. AV'ka pos�usznie zacz�a mi schodzi� z drogi gniot�c si� przy tym jak papier z wdzi�cznym okrzykiem cierpi�cej stali. Widok by� nie przeci�tny. W�r�d p�kaj�cego szk�a, od�amk�w karoserii, nieznanej mi elektroniki i innych akcesori�w pojazdu, dok�adnie widzia�em co dzieje si� z pasa�erami i Ricky'm, a raczej co z nim si� "nie dzieje". Wszyscy poza nim poddawali si� tej niezrozumia�ej nawet dla mnie energii ulegaj�c jej bez �adnych opor�w. Jednak Ricky... Ricky mia� chyba szcz�cie. Podczas gdy "zawodowcy" ton�li mia�d�eni przez karoseri� i bli�ej niezidentyfikowane od�amki i szk�o gin�c w nico�ciach, Ricky przys�aniaj�c z przera�enia twarz r�koma brn�� przez ten pozorny chaos bez szwanku. Czu�em jego my�li... l�k, strach, przera�enie... jednak najbardziej odczu�em to jedno... chcia� za wszelk� cen� prze�y�. Te� tego chcia�em. I ciesz� si�, �e mu w tym pomog�em. Dziwnym cudem AV'ka przep�yn�a przez nas pozostawiaj�c za nami gruz i zmia�d�ony, nierozpoznawalny profil swej pierwotnej postaci. Tego ju� nie mo�na by�o nazwa� AV'k�. Ale mniejsza z tym. Ricky sta� teraz przede mn� krzycz�c jeszcze w szoku poprzedniej chwili. - AAAAAAAAAAAaaaaaaa!!! AAAAaaa!!!.... aaa! a??? H�? - przybra� inny ton - cc...co to by�o??? - Mieli�cie... wypadek... tak - to by� wypadek... - nie mog�em wymy�li� niczego bardziej idiotycznego. Naprawd� jednak wiedzia�em dok�adnie co si� sta�o z AV'k�, ze mn� i... z Ricky'm. Jednak on by� wyra�nie nie�wiadomy swego wyczynu. Zupe�nie jak ja na pocz�tku. I to mnie przejmowa�o... W g��bi duszy co� podpowiada�o mi bym powiedzia� mu prawd� - by us�ysza� j� ode mnie, by... j� poczu�. "Teraz wiesz ju� wszystko - uwierzy�e� w siebie. Czas by� swoj� wiedz� przekaza� kolejnemu Czas by� sta� si� przewodnikiem tak jak ja jestem twoim Czas powo�a� do �ycia nowe spo�ecze�stwo - wieczne i o�wiecone... wyzbyte grzech�w przesz�o�ci... Idealne..." I tak od tamtej chwili nauczam tego czego nauczy�em si� od niej... Prawdy... prawdy bolesnej czasami ale zawsze prawdy... sta�em si� szeptem w duszy kolejnego serca. "A nadzieja moja we wszystko co istnieje nigdy nie przeminie i nie upadnie cho�by mia�a ofiarowa� najwi�ksze gorzkie rozczarowanie na tym �wiecie, trz�sienia ziem, kataklizmy i przera�enie samej przyrody... nie umrze p�ki ja nie umr�... A tym czasem, b�d� szepta� ci w duszy pie�� moj� wieczn�..." Oddie (litopad 1999) CZE�� IV �BLIND FAITH� I pomy�le�, �e 5 lat po moim bezmy�lnym dzia�aniu, kiedy to niechc�cy, nie�wiadomie wydr��y�em dziur� w asfalcie SwiftStreet wielko�ci czterech s�oni (...szkoda, �e ten gatunek nie do�y� dzisiejszych czas�w...) i przez przypadek uszkodzi�em 2 budynki - ludzie wci�� schodz� tu masami w pielgrzymkach sk�adaj�c ho�d... nawet nie wiem komu. Nie dziwi� si� im. Policja nie mog�a wyt�umaczy� takiego stanu rzeczy i do dzi� owa dziura pozostaje zagadk�, kt�r� ludzie przerobili sobie na znak od Boga... Dziwne - nie czuj� si� Bogiem... Nawet niekt�re ko�cio�y uzna�y to za dzie�o Najwy�szego... Do dzi� nie mam pewno�ci czy jest kto� ponad nami - cho� uwa�am teraz, �e jakakolwiek hierarchia jest tu niedorzeczna - nawet ja czuj� si� jeszcze cz�owiekiem, a wielu uzna�oby mnie za co najmniej superbohatera. Ale co mam zrobi� - sam dobrze wiem, �e to wszystko jest du�o bardziej skomplikowane dla zwyk�ych ludzi - u�pionych. Bardziej skomplikowane od niejednego algorytmu Sztucznej Inteligencji. Ciekawe czy ona (ono, to... - nie wa�ne) by�aby w stanie zrozumie� ten ca�y bajzel... Ona jednak nie mo�e si� przebudzi�. Nie wiem - nie wa�ne. Przez ostatnie 5 lat wiele si� zmieni�o, cz�ciowo przeze mnie ale w ko�cu wszyscy tworzymy przysz�o��... rzeczywisto�� - to bardziej pasuje. Stare nawyki nie zanikaj�... Po tym jak "uregulowa�em" sprawy z tamt� korporacj�, przekona�em si�, �e Ricky si� zmienia - podobnie jak ja - nie wiem czy to ja tak na niego wp�yn��em - je�li tak to przykro mi, �e nie pozostawi�em mu wyboru. By� mo�e przyzwyczai� si� do materialnych... niedogodnie�, ale nie okazuje niezadowolenia. Jest lekko zaszokowany tym wszystkim i zafascynowany. Wci�� poznaje siebie - podobnie jak ja... Potem postanowi�em porozmawia� z Ti�. Dziwne ale wtedy wydawa�o mi si� (co mnie zdziwi�o), �e wszystko co jej powiedzia�em (a powiedzia�em du�o) zrozumia�a natychmiastowo. Z lekkim zmieszaniem ale zrozumia�a. Teraz wiem, �e nie do ko�ca. Teraz mniej wi�cej widzia�em jej �wczesne wyobra�enie o mnie. Niestety wzi�a mnie za kogo� innego i w znacznym stopniu przyczyni�a si� do takiej popularno�ci owej "dziurawej" ulicy Swifta. Troch� mi jej szkoda (Tii oczywi�cie). Od tamtej pory niemal codziennie sta�a tam i bez wzgl�du na pogod� g�osi�a nowo poznan� prawd� - jak dla niej w rzeczywisto�ci - nie niezrozumian� a raczej zrozumian� na opak. M�wi�a wszystkim, �e zna przyczyn� owych zaj��. M�wi�a, �e pozna�a Boga, prawdziwego - Nowego (?!) Boga... �e pozna�a mnie. Nie mog� jej o nic pos�dza� - wtedy mia�a dopiero 15 lat. A Ludzie jednak jej wierzyli. Wierzyli, �e jest natchniona Jego s�owem i prawd�. Wierzyli... ale czy wierzyli w ten sam spos�b co ona? Nie wiem... W ka�dym razie - wywo�a�a niema�e zamieszanie w mediach. By�a tak� malutk� gwiazdk�, dla wielu drog� i prawd�. Kto nie m�g� jej wierzy� - wygl�da�a tak niewinnie. Dzi� jest r�wnie pi�kna i niewinna. Nie m�wi�em nigdy, �e j� kocham. Podejrzewam, �e wiedzia�a to doskonale. Rozumieli�my si� bez s��w. Nie by�o to jednak to samo co z "ma�� m�dr� dziewczynk� szepcz�c� mi w duszy". Dziwi mnie to, �e 5 lat nieustannego wsp�lnego rozumowania z ni� (w duszy) nie znudzi�o mnie ani przez chwil�. Pi�� lat z Ti� r�wnie� mnie nie znudzi�o i mam nadziej�, �e jej te� nie znudzi. Za pewne pomy�licie sobie - jak mog� tak �y�? W brew pozorom to nie jest tr�jk�t ma��e�ski. Do nikogo nie czu�em tego co czuj� do Tii. A dziewczynka w duszy - jest moim przewodnikiem - nie szanuj� jej jako dziewczyny. Szanuj� j� jak prawdziwego przyjaciela. Jest dla mnie jak... matka. Wbrew pozorom aktywne �ycie w dw�ch p�aszczyznach nie jest takie trudne. Trzeba po prostu znale�� spos�b powi�zania tych dw�ch �wiat�w. Potem jest ju� jak z g�rki. Nie zawsze jednak sz�o tak �atwo. Wielu zacz�o przyjmowa� t� "Now� wiar�" jak j� nazywa�a Tia z prawdziw� niepotrzebn� pobo�no�ci� i dziwnym namaszczeniem - zupe�nie jakby to by�o co� niezwyk�ego - przerastaj�cego ich. Mo�e w�a�nie tak to odbierali - nie dziwi� si� im. Ale nie ka�dy by� taki jak oni. Nie wszyscy chcieli przyj�� do wiadomo�ci, �e wszyscy jeste�my tacy sami, wszyscy pochodzimy z tej samej energii, i nie istnieje ��dana hierarchia pomi�dzy nami ani �adnymi innymi istotami wzgl�dem ludzi. To byli zepsuci rasi�ci i po prostu rz�dni w�adzy nad innymi. Czuj�cy si� wy�szymi. Takich ludzi by�o sporo. W samym mie�cie powsta�a nawet jaka� sekta s�u��ca jakiemu�, czemu�... nawet nie wiem czemu - a cel by� jeden - udowodni� swoje racje za wszelk� cen�. Nawet za cen� �mierci. Sekta by�a o tyle niebezpieczna, �e zbierali si� w niej nie inni tylko najwi�ksze szumowiny i negatywy miasta ��daj�cy w�adzy i co dziwniejsze - s�dz�cy i� maj� do tego pe�ne prawo. W takiej sytuacji prosi�em Ti� by chocia� na pewien czas zaprzesta�a swoich "akcji o�wieceniowych". Jednak reakcja jej nie tyle zdziwi�a co przerazi�a mnie: - Ale� nie b�j si�! Ja si� nie boj�. - Ale... - pr�bowa�em... - Nie zamierzam podda� si� z powodu jakiej� �le poinformowanej sekty - m�wi�a. - Ale nie rozumiesz. Oni nie b�d� patrze�, �e masz tylko 19 lat i jeste� kobiet�. Mog� zabi� ci� bez mrugni�cia okiem tylko dla tego, �e psujesz ich plany w�adania tym miastem. - Oni nie mog� mi nic zrobi�. - Jak to? Co ty m�wisz? - zapyta�em zdziwiony. - Robi� to dla ciebie... nie mog� mnie skrzywdzi� - u�miechn�a si� niewinnie tak jak potrafi�a to tylko ona sama. Jej pewno�� mnie zaskoczy�a... a sama odpowied� - przerazi�a. - O Bo�e!!! I mean... O S H I T !!! - Co si� sta�o? - zapyta�a. Nie odpowiedzia�em. Nie mog�em nawet spojrze� jej w oczy. Wybieg�em z mieszkania. W korytarzu za sob� us�ysza�em tylko czu�e "Wr�� na kolacj�". Na p�nocnej granicy nie by�o nikogo. Siad�em tam gdzie zawsze. I jak zawsze poczu�em, �e Ona zjawi si� tu� za mn� z min� wsp�czuj�cej matki. Tak sta�o si� i teraz. Dok�adnie czu�a to co ja. Wiedzia�a co mnie kr�puje. Zawsze to wiedzia�a i zawsze potrafi�a przynajmniej podnie�� mnie na duchu czy wesprze� s�owami zrozumienia i wsp�czucia. - Co ja narobi�em? - zapyta�em - co jak najlepszego narobi�em??? - To nie twoja wina. - Przez te 5 lat... 5 pieprzonych lat �y�em z Ti� i dopiero teraz zda�em sobie spraw�, �e spieprzy�em ca�� robot�. Po co ja jej w og�le to wszystko m�wi�em. G�upiec ze mnie! �udzi�em si�, �e ona to zrozumie. A gdy ju� rzekomo zrozumia�a - cieszy�em si�, �e chce przekaza� to innym. S�dzi�em, �e ciesz� si� z dobrego uczynku dla ludzko�ci, a tym czasem jeszcze bardziej pog��bi�em ich w swojej �lepocie. A Tia wierzy�a we mnie i wierzy nadal. Co gorsza - w jej oczach uros�em do czego� lepszego, ponad nimi... uros�em do rozmiar�w Boga! A przecie�... - Przecie� nim nie jeste�, wi�c nie obwiniaj siebie i nie czuj si� odpowiedzialny za nich wszystkich. To nie twoja wina, �e �le to wszystko zrozumieli. Ludzie wszystko interpretuj� na sw�j spos�b i wierz mi - wiele z tych interpretacji jest b��dna. Religia i wiara w co� wy�szego tak wros�a w natur� wi�kszo�ci z nich, �e po prostu nie potrafili tego inaczej wyt�umaczy� i pryzmat swojej wiary najbardziej pasowa� do tego wszystkiego. To co nieosi�galne uwa�aj� za osi�galne tylko dla Niego. - Ale Tia... s�dzi�em, �e mnie kocha. A ona mnie szanuje i to nie jako ja ale jako co� czym nie jestem. Przecie� nie jestem Bogiem do jasnej cholery!!! Przez Boga nie gin� ludzie a ja nic nie mog� poradzi� na �mier� innych, sama wiesz to lepiej ode mnie. Tia i tysi�ce innych ludzi mo�e zgin�� przeze mnie i dla mnie s�dz�c, �e przyjd� i jednym machni�ciem d�oni sprawi� wszystko na cacy. Oczywi�cie, �e mog�, przynajmniej tak mi si� zdaje, ale po co. Nie zamierzam si� jeszcze bardziej pogr��a� ani pogr��a� w b��dzie ich samych. NIE JESTEM BOGIEM!!! G�os w duszy milcza�... Do domu wr�ci�em bardzo p�no. Na kolacj� oczywi�cie si� sp�ni�em. Tia jednak nie mia�a mi tego zbytnio za z�e. Teraz rozumia�em j� doskonale i... boli mnie to. Przez ca�y wiecz�r nie odzywa�em si� w og�le. Jedz�c zimne grzanki my�la�em... Gdzie pope�ni�em b��d...? Dopiero gdy po�o�yli�my si� postanowi�em co� z tym zrobi�. -Tia... musz� ci o czym� powiedzie�. Pami�tasz jak ci kiedy� opowiada�em o mnie, o �wiecie? Musisz jeszcze co� wiedzie�. Wszystko co nas otacza z czym stykamy si� na co dzie� jest materialnym odbiciem rzeczywisto�ci. Mimo i� ta rzeczywisto�� jest pewnego rodzaju wi�zieniem dla nas i znacznie nas ogranicza, potrafimy j� zmienia� i modyfikowa� dla w�asnych potrzeb odkrywaj�c nasze prawdziwe przeznaczenie i mo�liwo�ci... Mo�liwo�ci kreowania i niszczenia... Jeste�my panami w�asnego losu... Chc� tylko powiedzie�, �e nie r�nimy si� tak bardzo jak ci si� wydaje. Jestem zwyk�ym cz�owiekiem. Nie jestem... Tia? Tia spa�a jak dziecko tul�c si� w po�ciel �ni�c... Cholera - pomy�la�em... "�pij �ni�c sw�j sen tworz�c sw�j �wiat kreuj�c... Zrozumiesz, �e nie jeste� dzie�em... ale tw�rc�..." CZ.V "The War... is over -End of a Dream� Czym jest wi�c ludzkie �ycie? Marnym wycinkiem z gazety? Nic nie licz�cym si� i do tego tak niedoskona�ym zdj�ciem? Nie dla mnie. Zale�y mi na �yciu i wiem, �e marnuj�c czyje�, marnujemy swoje skazuj�c je na kolejn� "odsiadk�" w tym �wiecie. �yj�c wed�ug zasad otrzymujemy przepustk�... zaproszenie tam. Ma