7061
Szczegóły |
Tytuł |
7061 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7061 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7061 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7061 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aleksander Fredro
Ba�� o trzech braciach i kr�lewnie
Mrok wieczorny - babcia siwa
przy kominku g�ow� kiwa.
Nos jak haczyk, - okulary,
Co� tam mruczy babsztyl stary.
Snuje bajdy niestworzone,
O kr�lewnie Pizdolonie,
O trzech braciach jak niewielu,
O matuli ich z burdelu,
Opowiada stare dzieje...
A na dworze wicher wieje.
Si�d�cie spo�em panny, smyki,
M�odojebce, stare pryki
I nadstawcie dobrze uszy!
Cho� na polu �nie�ek pr�szy.
W domu ciep�o i wygodnie...
Zostaw pan w spokoju spodnie!
Bo zawo�am zaraz Mamy!...
Sza! Uwaga! Zaczynamy!
Za g�rami, za lasami, za morzami i rzekami,
�y� dawnymi bardzo laty, Kr�l pot�ny i bogaty.
Dobrotliwy, szczodrobliwy, lecz niezmiernie roz�alony,
z racji c�rki Pizdolonej, kt�ra chocia� dobra, mi�a,
niepomiernie si� kurwi�a.
A dawa�a bez wyboru: i Rycerzom, panom dworu
i kucharzom, kucharczykom, giermkom, ciurom, pisarczykom.
W ka�dej porze, w ka�dym czasie wci�� my�la�a o kutasie.
Pr�no mawia� jej Kr�l stary, �e we wszystkim trzeba miary.
Nie wypada bowiem pannie tak si� dupczy� nieustannie.
Na nic jednak to si� zda�o, bo Kr�lewnie wci�� za ma�o.
Wszyscy byli rozjebani - nawet ksi�a kapelani.
Raz j� tak sw�dzi�a dupa, �e zgwa�ci�a i biskupa.
A �e ten j� przer�n�� marnie, posz�a dawa� pod latarnie.
A� z burdeli wszystkich w mie�cie do samego Kr�la wreszcie,
od kurewskiej ca�ej nacji, przysz�y kurwy w delegacji.
Ta najbardziej rozjebana pada przed nim na kolana,
z trudem wielkim t�umi�c �kanie, rzecze: "Kr�lu! Ojcze!! Panie !!!
Ty panuj�c od lat wielu by�e� ojcem na burdelu...
Upadaj� obyczaje - Twoja c�rka dupy daje
wszystkim w mie�cie bez pieni�dzy, przez co wpycha nas do n�dzy.
Nikt nas teraz nie pierdoli, bo darmoch� ka�dy woli..."
Kr�l na �zy kurewskie czu�y kaza� da� ze swej szkatu�y
ka�dej kurwie po dukacie, po czym zamkn�� si� w komnacie.
I tam siedzia� przez dzie� ca�y, a� mu jaja posiwia�y.
W nocy za� przywo�a� swego Astrologa nadwornego,
by ten patrz�c w gwiezdne szlaki znalaz� wreszcie spos�b jaki,
by Kr�lewn� mo�na by�o czy dobroci�, czy te� si��,
wr�ci� zn�w do cnoty granic lub, gdy to si� nie zda na nic,
to niech w ko�cu w swojej sferze ob�apnik�w sobie bierze.
Wi�c Astrolog wzi�wszy lupa, zajrza� raz Kr�lewnie w dupa,
dwakro� cyrklem pizd� zmierzy�, po czym zamkn�� si� w swej wie�y.
I tam w pracy pogr��ony, tak by� przy tym roztargniony,
�e szukaj�c gwiazd na niebie w zapomnieniu sra� pod siebie.
Kr�ci�, wierci� teleskopem, wreszcie wr�ci� z horoskopem.
"Panie, sm�tn� wie�� niestety objawili mi planety:
�e Kr�lewny nic nie wstrzyma, na jej sza� lekarstwa ni ma...
Chyba, �e si� znajdzie jaki, taki jebak nad jebaki,
kt�ry j� tak zer�nie pi�knie, �e Kr�lewnie pizda p�knie.
�ywym ogniem si� rozpali, na kawa�ki si� rozwali.
Wtedy b�dzie Pizdolona z czaru swego wybawiona
i zn�w stanie si� prawiczk� z malusie�k�, ciasn� piczk�."
Kr�l, cho� p�aka� ze zmartwienia, zamkn�� c�rk� do wi�zienia
by si� wi�cej nie puszcza�a. Tam codziennie dostawa�a
pr�cz �wietnego utrzymania, tysi�c �wiec do brandzlowania,
wazeliny beczk� ca��, lecz jej wszystko by�o ma�o.
Wszystkim by�o og�oszone, �e kto zbawi Pizdolon�,
ten otrzyma za podzi�k� p� kr�lestwa i jej r�k�.
Wi�c zjechali si� jebacze, czarodzieje, zaklinacze,
i Rycerze, kr�lewicze, by Kr�lewnie zer�n�� picz�.
Ka�dy si� tam swych pr�buje i cho� t�gie maj� chuje,
na nic jednak to si� zda�o, bo jej ci�gle by�o ma�o.
A tymczasem heroldowie w ca�ym kraju w pi�mie, w mowie
dziwne wie�ci rozg�aszali coraz dalej, coraz dalej...
A� dotarli hen daleko, gdzie za si�dm� g�r�, rzek�
sta�a sobie ma�a chatka, w niej mieszka�a stara Matka,
z synami swymi trzema, kt�rym w �wiecie r�wnych nie ma!
Syn najstarszy: ma chuj d�ugi i gruby na kszta�t maczugi,
a po bokach jego by�y jak postronki grube �y�y.
Jakie� w�z�y, jakie� guzy, jaja mia� jak dwa arbuzy.
A �e ci�gle mu bez ma�a ta ogromna pyta sta�a,
Chujogromem go nazwano. Pizdoliza nosi� miano
syn nast�pny, bo lizanie stawia� wy�ej nad jebanie
i nie by�o mistrza w �wiecie, by prze�cign�� go w minecie.
Ciesz� Matk� takie dzieci, lecz niestety smuci trzeci,
kt�ry rodu by� zaka��, bo mia� ku�k� ca�kiem ma��.
Cienk�, d�ug� na kszta�t glisty i nie pali� si� do pizdy.
Dobrze �e z matczynej woli raz na miesi�c popierdoli.
Tak im �ycie s�odko idzie nie w dostatku i nie w biedzie,
starsze bowiem dwa ch�opaki zarabia�y w spos�b taki,
�e cnotliwe starsze panie bra�y ich na utrzymanie.
A i Matka, chocia� stara, da�a dupy za talara
na stojaka, gdzie� w klozecie, lecz najm�odszy, g�upek przecie,
cho� podoba� si� niewiastom, dawa� dupy pederastom.
I ku matce wielkiej z�o�ci nie bra� nic od swoich go�ci.
Gdy dotar�y a� w te strony wie�� o losie Pizdolonej,
na pieni�dze wnet �akoma wo�a Matka Chujogroma,
i tak rzecze: "Ty, m�j synu, id� dokonaj tego czynu".
Olbrzym wnet us�ucha� Matki, w�o�y� zaraz czyste gatki,
wymy� chuja i bez zw�oki ruszy� szybko w �wiat szeroki.
A gdy przyby� do Stolicy poszed� zaraz do ciemnicy
gdzie si� �wiec�, rozkraczona, brandzlowa�a Pizdolona.
Pyta dawno mu stan�a, wi�c si� zaraz wzi�� do dzie�a.
I za pierwszym sztosem leci b�yskawicznie drugi, trzeci,
czwarty, pi�ty, a� nareszcie, wyr�n�� sztos�w tysi�c dwie�cie,
i utraci� si�� ca��, a Kr�lewnie wci�� za ma�o.
Tak by� przy tym spierdolony, �e zle�� nie m�g� z Pizdolonej
i musia�y dworskie ciury �ci�ga� go za dup� z dziury,
i zanie�li omdla�ego do szpitala zamkowego,
a Kr�lewna ci�gle krzyczy "To za ma�o!!!" dla jej piczy.
Pr�dko, pr�dko ba�� si� baje, lecz nie pr�dko rzecz si� staje,
ba�� si� baje, czas ucieka, Chujogroma Matka czeka
i ju� martwi� si� zaczyna - co� nie wida� skurwysyna.
Pizdoliza do si� wzywa i w te s�owa si� odzywa:
"Bratu, rzecz to nie do wiary, nie uda�y si� zamiary.
Kutas zmarnia� mu niestety, id� wi�c ty, spr�buj minety".
I Pizdoliz wnet bez zw�oki ruszy� szybko w �wiat szeroki.
A gdy przyby� do Stolicy poszed� zaraz do ciemnicy
gdzie si� �wiec�, rozkraczona, brandzlowa�a Pizdolona.
Kr�lewn� za dup� �apie i w minet� t�go chlapie.
J�zyk jego jak ta �mija - to si� zwija, to rozwija.
Kr�ci na kszta�t ko�owrotka, to od zewn�trz, to od �rodka.
Doba wci�� za dob� mija, on j�zorem wci�� wywija,
a� utraci� si�� ca��, a jej ci�gle by�o ma�o.
Tak by� przy tym os�abiony, �e zle�� nie m�g� z Pizdolonej
i musia�y dworskie ciury �ci�ga� go za dup� z dziury,
i zanie�li omdla�ego do szpitala zamkowego,
a Kr�lewna ci�gle krzyczy "To za ma�o!!!" dla jej piczy.
Pr�dko, pr�dko ba�� si� baje, lecz nie pr�dko rzecz si� staje,
ba�� si� baje, czas ucieka, Pizdoliza Matka czeka
i ju� martwi� si� zaczyna - co� nie wida� skurwysyna.
W z�o�ci wi�c zaciska z�by, �e dw�ch syn�w niby d�by
los zabra�y jej zdradziecko. Jedno jej zosta�o dziecko,
i do tego ca�kiem g�upie.
G�uptak mia� to wszystko w dupie.
Raz w niedziel�, po jedzeniu, chcia� pochrapa� sobie w cieniu
ale co� mu spa� nie daje, co� go ci�gle gryzie w jaje.
Patrzy - widzi �e to menda wci�� po jajach mu si� szwenda.
G�uptak ju� rozpina gacie, by j� otru� w Sublimacie,
gdy wtem menda nieszcz�liwa, ludzkim g�osem si� odzywa:
"Czego pragniesz mojej zguby? Nie zabijaj ch�opcze luby...
Menda te� stworzenie Bo�e, �e inaczej �y� nie mo�e
i �e czasem w jajo utnie - nie gub�e jej tak okrutnie"
G�uptak my�li "to nic z�ego, przecie nie zje mnie ca�ego,
a pocierpie� troch� mog� - id� wi�c dalej w swoj� drog�".
I wtem menda w okamgnieniu w Czarownika si� zamienia,
Czarownika, czarodzieja i do swego dobrodzieja,
co si� w strachu wielkim zrywa, w takie s�owa si� odzywa:
"�e z lito�ci mia�e� wzgl�dy dla bezdomnej, s�abej mendy,
i �e� jej darowa� �ycie - wynagrodz� ci� sowicie!!!
Dam ja ci wskaz�wki pewne, jak spierdoli� masz Kr�lewn�.
Si� twych ma�o ci potrzeba - dam kondoma samojeba.
Kondom ten ma dziwn� si��, gdy go w�o�ysz na sw� �y��,
sztos za sztosem, on za ciebie, b�dzie jeba�, jeba�, jebie...
Tam gdzie� dupa jest zakl�ta, na przechodni�w wci�� wypi�ta,
i czy z bliska, czy z daleka, �arem swoim wszystko spieka.
I w tym mocnym, wielkim �arze dupa si� ca�owa� ka�e.
Lecz gdy rzekniesz jej te s�owa - niech si� ogie� w dupie schowa,
sama si� poca�uj w�a�nie !!!, wtedy ogie� w dupie zga�nie,
i powoli, z dobrej woli, kondom zabra� ci pozwoli.
Masz tu k��bek, rzu�, id� wsz�dzie, gdzie si� k��bek toczy� b�dzie".
Wsta� i poszed� do tej dupy, a gdy min�� stu bram s�upy,
patrzy, jest: dupa zakl�ta, na przechodni�w wci�� wypi�ta,
i czy z bliska, czy z daleka, �arem swoim wszystko spieka.
Czarodziejskie swe zakl�cie G�uptak z ca�ej si�y wrza�nie:
sama si� poca�uj w�a�nie !!!,
Wtedy dupa zawstydzona pu�ci�a go do kondoma
i z kondomem, ucieszony, p�dzi wnet do Pizdolonej.
Kondom wk�ada niecierpliwy, a tu patrzcie: czary, dziwy !
Chuj, co przedtem by� jak z ciasta, na sto chuj�w si� rozrasta !!!
Ka�dy twardy jak ze stali, ka�dy d�ugi na sto cali.
Wszystkie chuje, z ca�ej si�y, na Kr�lewn� uderzy�y.
Ka�dy gruby jak ta bela, ka�dy picz� jej rozdziera !
Ka�dy jej si� w pizd� wciebie, ka�dy jebie, jebie, jebie !!!
Ka�dy jej si� w pizd� wkr�ca, ka�dy ko�cem si�ga serca.
A� Kr�lewna Pizdolona, rozjebana, spierdolona,
ze zm�czenia ledwie �ywa krzyczy:" cipa si� rozrywa!!!"
Takie przy tym tarcie by�o, �e si� w dupie zapali�o.
By ugasi� po�ar cia�a, stra� zamkowa przyjecha�a,
z drabinami, siekierami, bosakami i pompami,
s�owem, z ca�ym inwentarzem, u�ywanym przy po�arze.
I po d�ugiej, d�ugiej pracy ugasili go stra�acy.
Tak zosta�a Pizdolona z czaru swego wybawiona,
i zn�w sta�a si� prawiczk� z malusie�k�, ciasn� piczk�.
Kr�l, pomimo swej staro�ci, kapucyna ci�� z rado�ci
bez ustanku tydzie� ca�y, a� mu jaja posiwia�y...
mimo, �e ju� nie by� m�ody. Potem za� wyprawi� gody
G�uptakowi z Pizdolon�. Mnie na gody zaproszono.
Tak jak m�wi� te� tam by�em, jad�em, pi�em, pierdoli�em.
Bawi�em si� z wszystkimi spo�em, a� zasn��em gdzie� pod sto�em.