7014

Szczegóły
Tytuł 7014
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7014 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7014 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7014 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

LESZEK KO�AKOWSKI Bajki r�ne Opowie�ci biblijne Rozmowy z diab�em Projekt ok�adki, strony tytu�owej i ilustracje: Andrzej Dudzi�ski Bajki r�ne; Opowie�ci biblijne; Rozmowy z diab�em (Stones for Children; Biblical Tales-The Key to Heaven; Conversations with the Devil) ISBN 0 906601 40 1 Published by Aneks Publishers 61,Dorset Road London W5 4HX Pierwsze wydanie w j�zyku polskim: 13 bajek 7 kr�lestwa Lailonii dla du�ych i ma�ych. Czytelnik, Warszawa 1966 Trzy bajki o identyczno�ci. Zapis nr 8, Warszawa 1978 Klucz niebieski albo Opowie�ci buduj�ce z historii �wi�tej zebrane ku pouczeniu i przestrodze. PIW, Warszawa 1964 Rozmowy z diab�em, PIW, Warszawa 1965 Wszystkie prawa zastrze�one Zezwolenie na przedruk lub t�umaczenie nale�y uzyska� zwracaj�c si� do Wydawnictwa Aneks � Leszek Ko�akowski, 1987 All rights reserved Permission for reprint, translations or reproductions must be obtained m writing from Aneks Publishers Spis tre�ci 13 bajek z kr�lestwa Lailonii dla du�ych i ma�ych Jak szukali�my Lailonii Garby Opowiadanie o zabawkach dla dzieci Pi�kna twarz Jak Gyom zosta� starszym panem O s�awnym cz�owieku Jak b�g Maior utraci� tron Czerwona �ata Wojna z rzeczami Jak rozwi�zano spraw� d�ugowieczno�ci Oburzaj�ce dropsy Opowie�� o najwi�kszej k��tni Opowie�� o wielkim wstydzie Trzy bajki o identyczno�ci Bajka syryjska o wr�blu i �asiczce Bajka koptyjska o w�u logiku Bajka perska o sprzedawcy os�a Klucz niebieski albo Opowie�ci buduj�ce Z historii �wi�tej zebrane ku pouczeniu i przestrodze B�g czyli Sprzeczno�� mi�dzy motywem i skutkami czyn�w Lud Izraela czyli Skutki bezinteresowno�ci Kain czyli Interpretacja zasady ka�demu wedle zas�ug Noe czyli Pokusy solidarno�ci Sara czyli Konflikt og�lnego i jednostkowego w moralno�ci Abraham czyli Smutek wy�szych racji Ezaw czyli Stosunek filozofii do handlu B�g czyli Wzgl�dno�� mi�osierdzia Balaam czyli Problem winy obiektywnej Kr�l Saul czyli Dwa typy konsekwencji �yciowej Rachab czyli Samotno�� prawdziwa i udawana Job czyli Antynomie cnoty Kr�l Herod czyli N�dza moralist�w Ruth czyli Dialog mi�o�ci i chleba Jael czyli Bezdro�a bohaterstwa Salomon czyli Ludzie jak bogowie Salome czyli Wszyscy ludzie s� �miertelni Rozmowy z diab�em Wielkie kazanie ksi�dza Bernarda Apologia Orfeusza, �piewaka i b�azna, rodem z Tracji, syna kr�lewskiego Modlitwa Heloizy, kochanki Piotra Abelarda, kanonika i teologa Spostrze�enie dialektyczne Artura Schopenhauera, metafizyka, mieszczanina gda�skiego Stenogram z metafizycznej konferencji prasowej Demona w Warszawie dnia 20 grudnia 1963 Rozmowa z diab�em doktora Lutra w Wartburgu 1521 Kuszenie �wi�tego Piotra aposto�a Demon i p�e� 13 bajek z kr�lestwa Lailonii dla du�ych i ma�ych Jak szukali�my Lailonii Stracili�my razem z moim bratem mn�stwo czasu na odkrycie, w jakiej stronie �wiata le�y pa�stwo Lailonia. Najpierw pytali�my wszystkich znajomych: gdzie le�y Lailonia? Nikt nam nie umia� powiedzie�. Potem nawet zaczepiali�my nieznajomych ludzi na ulicy i zadawali�my to samo pytanie. Ale wszyscy wzruszali ramionami i m�wili, �e nie wiedz�. Potem zacz�li�my wysy�a� listy do r�nych m�drych ludzi, kt�rzy pisz� ksi��ki, wi�c powinni wiedzie�, gdzie jaki kraj le�y. Wszyscy odpowiadali nam bardzo grzecznie i �a�owali, �e nie mog� nam pom�c, ale naprawd� nikt z nich nie mia� poj�cia, gdzie si� znajduje Lailonia. Praca ta zaj�a nam du�o czasu, ale postanowili�my nie da� za wygran�. Zacz�li�my kupowa� wszystkie globusy i mapy, jakie nam uda�o si� zdoby�: stare i nowe, pi�kne i brzydkie, szczeg�owe i mniej szczeg�owe. Siedzieli�my po ca�ych dniach nad mapami, szukaj�c Lailonii, a gdy nie uda�o si� nam znale��, wychodzili�my na miasto w poszukiwaniu nowych map. W ko�cu w naszym mieszkaniu by�o tyle album�w geograficznych, globus�w i map, �e nie mo�na by�o si� ruszy�. Mieszkanie mieli�my wygodne, ale malutkie i nie starcza�o miejsca na tyle papier�w i globus�w. Zacz�li�my wi�c wynosi� meble, �eby zrobi� miejsce dla nowych map, bo przecie� musieli�my w ko�cu dowiedzie� si�, gdzie le�y naprawd� Lailonia. Wreszcie w mieszkaniu nie by�o ju� nic opr�cz map i globus�w, mi�dzy kt�rymi my sami z bratem przeciskali�my si� z najwi�kszym trudem; brali�my te� r�ne lekarstwa, �eby schudn�� i zajmowa� troch� mniej miejsca w mieszkaniu, aby mo�na by�o sprowadzi� wi�cej map. Obaj schudli�my bardzo i jadali�my coraz mniej, zar�wno dlatego, �e musieli�my mie� miejsce na mapy, jak i dlatego, �e nie mieli�my pieni�dzy na jedzenie, bo wszystko wydawali�my na ksi��ki geograficzne, globusy i mapy. By�a to naprawd� ci�ka praca, kt�ra zaj�a nam wiele lat. Nie robili�my nic innego, tylko szukali�my Lailonii. Wreszcie, po wielu latach, kiedy obaj zestarzeli�my si� znacznie i byli�my prawie ca�kiem siwi, szcz�liwy traf zdawa�o si�, wynagrodzi� nam nasze trudy. Na jednej z wielu tysi�cy map znale�li�my nazw�: LAILONIA. Ucieszyli�my si� tak bardzo, �e zacz�li�my obaj ta�czy� z rado�ci, podskakiwa� i �piewa�, a potem szybko wybiegli�my na ulic� i w pobliskiej cukierni zjedli�my ciastka z herbat�. Rozmawiali�my d�ugo o naszym sukcesie i bardzo zadowoleni wr�cili�my do domu, �eby lepiej jeszcze zbada� swoje odkrycie. I tu znowu spotka�o nas straszne nieszcz�cie. Widocznie w czasie tego ta�ca i podskakiwania porozrzucali�my nasze ksi��ki i papiery, kt�re pomiesza�y si� tak bardzo, �e mimo d�ugich wysi�k�w nie uda�o nam si� odnale�� mapy, gdzie by�a zaznaczona Lailonia. Szperali�my po ca�ym mieszkaniu wiele dni i tygodni, przetrz�sali�my ka�dy papierek - na pr�no. Mapa jakby si� pod ziemi� zapad�a. Zapewniam was, �e nie zaniedbali�my niczego i poszukiwania prowadzili�my z najwi�ksz� skrupulatno�ci�, na jak� by�o nas sta�. Mimo to nie uda�o si� nam powt�rnie odnale�� naszej mapy. Byli�my ju� bardzo zm�czeni i zniech�ceni, bo wszystko przemawia�o za tym, �e nigdy nie uda nam si� osi�gn�� celu. Brat zrobi� si� siwy jak go��bek, a ja wy�ysia�em prawie ca�kowicie. Nie mieli�my si� na dalsze poszukiwania i skar�yli�my si� na los, co nas tak marnie oszuka�. Ju� prawie stracili�my nadziej�, �e kiedykolwiek odszukamy Lailoni�, kiedy nowy przypadek przyszed� nam z pomoc�. Zjawi� si� pewnego ranka w naszym mieszkaniu listonosz i przyni�s� ma�� przesy�k�. Odebrali�my j� i dopiero po wyj�ciu listonosza spojrzeli�my na nadawc�. Wyobra�cie sobie nasze wra�enie, kiedy na stemplu pocztowym przeczytali�my najwyra�niej: LAILONIA. Stan�li�my os�upiali i na chwil� odj�o nam mow�. Ale zaraz m�j brat, kt�ry jest bardzo roztropnym cz�owiekiem, wykrzykn��: �P�d�my za listonoszem, on musi wiedzie�, gdzie jest Lailonia, skoro dosta� przesy�k�!� Pobiegli�my bez tchu za listonoszem i uda�o nam si� go z�apa� jeszcze na schodach. Nieszcz�liwy cz�owiek my�la�, �e chcemy go pobi�, tak gwa�townie rzucili�my si� na niego. Ale szybko wyt�umaczyli�my mu, o co chodzi. � Niestety, panowie - powiedzia� listonosz - nie wiem, gdzie le�y Lailonia. Ja dostaj� tylko przesy�ki do rozniesienia i znam si� tylko na geografii kilku ulic, a ju� wi�cej to nie. Ale mo�e naczelnik poczty b�dzie wiedzia�. � Bardzo trafnie - krzykn�� m�j brat. � Idziemy do naczelnika poczty! Do naczelnika poczty dostali�my si� bez trudu. Przyj�� nas mi�o i przyja�nie, ale na nasze pytanie roz�o�y� bezradnie r�ce. � Nie, prosz� pan�w, nie wiem absolutnie, gdzie le�y Lailonia. Znam tylko geografi� swojej dzielnicy. Ale dam wam rad�. Id�cie do Jeszcze Wi�kszego Naczelnika poczty, kt�ry dostaje listy i paczki z zagranicy. On musi wiedzie�. Poszli�my wi�c do Jeszcze Wi�kszego Naczelnika. Tu ju� nie posz�o tak �atwo, poniewa� Jeszcze Wi�kszy Naczelnik mia� mn�stwo pracy, by� bardzo zaj�ty i nie m�g� nas przyj�� od razu. Musieli�my si� d�ugo stara�, zabiega� i prosi�, telefonowa�, chodzi� po r�ne przepustki i sk�ada� podania. Trwa�o to d�ugo, wiele tygodni, ale w ko�cu nasze starania spotka� sukces. Jeszcze Wi�kszy Naczelnik zgodzi� si� nas przyj��. Wyznaczy� nam spotkanie o pi�tej rano, bo by� bardzo zaj�ty. Dlatego, boj�c si� zaspa� (a nie mieli�my zegark�w, kt�re zosta�y sprzedane na zakup map), nie spali�my z bratem ca�� noc i id�c do urz�du, byli�my nie wyspani i zm�czeni. Mimo to nadzieja i rado�� wype�nia�a nam serce, bo teraz wiedzieli�my prawie na pewno, �e wreszcie nasze trudy si� sko�cz�. Jeszcze Wi�kszy Naczelnik by� tak�e bardzo mi�y i �yczliwy. Pocz�stowa� nas herbat� i piernikiem, a pro�by naszej wys�ucha� cierpliwie. Potem pokiwa� g�ow�. � Ach, moi panowie - powiedzia�. � Rozumiem dobrze wasze zmartwienie. Ale widzicie, panowie, ja mam na g�owie tyle pracy, �e nie mog� pami�ta� o wszystkim. Na �wiecie jest bardzo du�o kraj�w i ja nie mog� wszystkich spami�ta�. Nie wiem, niestety, gdzie le�y Lailonia. Ju� zacz�a mnie ogarnia� rozpacz, �e znowu wszystko na nic, kiedy nagle m�j brat, kt�ry naprawd� jest bardzo m�dry, zawo�a�: � Ale w takim razie, szanowny Jeszcze Wi�kszy Naczelniku, kt�ry� z pana podw�adnych musi wiedzie�, bo oni przecie� maj� mniej spraw na g�owie i ka�dy ma tylko kilka kraj�w do za�atwienia. � Dobra my�l - powiedzia� Jeszcze Wi�kszy Naczelnik. - Zaraz zadzwoni� do swoich czterech zast�pc�w i zapytam, kt�ry z nich ma w swoim resorcie Lailoni�. Potem zdj�� s�uchawk� telefoniczn� i powiedzia�: �Prosz� mnie po��czy� z kierownikiem od spraw Po�udnia�. A kiedy go po��czono, zapyta�: �Panie kierowniku, czy na Po�udniu znajduje si� pa�stwo Lailonia?� �Stanowczo nie - odpowiedzia� kierownik � to musi by� gdzie indziej�. Kierownik od spraw P�nocy odpowiedzia� po chwili to samo, a to samo odpowiedzia� kierownik od spraw Wschodu. Wtedy ju� byli�my pewni, �e o Lailonii b�dzie wiedzia� kierownik od spraw Zachodu, bo przecie� gdzie� musi le�e� Lailonia. Ale kierownik od spraw Zachodu na pytanie Jeszcze Wi�kszego Naczelnika powiedzia�: �Nie, stanowczo Lailonia nie le�y na Zachodzie. To musi by� gdzie indziej�. Jeszcze Wi�kszy Naczelnik roz�o�y� r�ce. �Niestety, widzicie panowie, �e o Lailonii nie mo�e powiedzie� �aden z moich kierownik�w�. � Ale skoro dostali�my przesy�k� z Lailonii � powiedzia�em (bo ja te� jestem troszeczk� m�dry, chocia� nie tak m�dry, jak brat) � to musia� kto� t� przesy�k� przywie��, a wi�c kto� musi wiedzie�, gdzie le�y Lailonia. � Bardzo mo�liwe - odpowiedzia� Jeszcze Wi�kszy Naczelnik � bardzo mo�liwe, �e kto� wie. Ja jednak tego kogo� nie znam. Bardzo nam by�o smutno, ale brat spr�bowa� chwyci� si� jeszcze jednej mo�liwo�ci. �Panie Jeszcze Wi�kszy Naczelniku -spyta� � a mo�e jest jeszcze Bardzo Najwi�kszy Naczelnik, kt�ry musi wiedzie� o wszystkim?� � Bardzo Najwi�kszy Naczelnik � powiedzia� Jeszcze Wi�kszy Naczelnik � na pewno by wiedzia�, gdzie le�y Lailonia, ale niestety wyjecha�. � A kiedy wr�ci Bardzo Najwi�kszy Naczelnik? � Bardzo Najwi�kszy Naczelnik ju� nigdy nie wr�ci - powiedzia� ze smutkiem Jeszcze Wi�kszy Naczelnik. � Wyjecha� na zawsze. � Wi�c ju� nie ma �adnej rady? - zapytali�my z rozpacz�. - Ju� nikt, absolutnie nikt nie wie, gdzie le�y Lailonia? � Nie umiem panom pom�c - powiedzia� Jeszcze Wi�kszy Naczelnik i da� znak, �e audiencja si� sko�czy�a. Wyszli�my zap�akani i nawet nie mieli�my w kieszeni chusteczek do nosa, bo wszystkie chusteczki wyrzucili�my z domu dawno, aby zrobi� wi�cej miejsca na mapy i globusy. Szli�my do domu ocieraj�c �zy r�kawem i dopiero przed samymi drzwiami m�j brat nagle przystan��. � S�uchaj no � powiedzia�. - Jeszcze Wi�kszy Naczelnik pyta� po kolei czterech kierownik�w. Ale przecie� mo�liwe, �e ma pi�ciu kierownik�w pod swoj� w�adz� i po prostu o jednym zapomnia�. � Wzywa� kierownik�w od Po�udnia, P�nocy, Wschodu i Zachodu � odpowiedzia�em na to. � Czy my�lisz, �e s� jeszcze jakie� strony �wiata? � Nie wiem - powiedzia� brat. - Nie wiem dok�adnie. Nie jest wykluczone, �e jest pi�� stron �wiata albo wi�cej. � A wi�c musimy wr�ci� do Jeszcze Wi�kszego Naczelnika i jeszcze raz si� upewni�. Znowu s�abiutka nadzieja za�wita�a nam w sercu. Szybko pobiegli�my z powrotem do urz�du. Ale okaza�o si�, �e Jeszcze Wi�kszy Naczelnik jest zaj�ty i nie mo�e nas przyj��. Nie by�o rady, trzeba by�o od nowa zacz�� te same starania o audiencj�. Trwa�o to bardzo d�ugo, znowu podania, znowu telefony, przepustki, pro�by. Ale tym razem si� nie uda�o. Jeszcze Wi�kszy Naczelnik o�wiadczy�, �e ma bardzo du�o pracy, �e ju� raz nas przyj�� i zrobi�, co m�g�, a wi�cej nie mo�e. Teraz ju� naprawd� nie by�o wyj�cia. Wszystkie drogi by�y zamkni�te, wszystko co mo�liwe by�o ju� wypr�bowane. Nawet nie chcia�o nam si� wi�cej szuka� w mapach, tylko siedzieli�my w swoim mieszkaniu i p�akali�my cichutko. Teraz jeste�my ju� bardzo starzy. Na pewno nigdy nie dowiemy si�, gdzie le�y Lailonia i na pewno nigdy jej nie zobaczymy. By� mo�e jednak kto� z was b�dzie mia� wi�cej szcz�cia, mo�e komu� uda si� trafi� kiedy� do Lailonii. Jad�c tam, oddajcie w naszym imieniu kwiatek nasturcji kr�lowej Lailonii i powiedzcie jej, jak bardzo chcieli�my si� tam dosta� i jak nam si� to nie uda�o. Ale zapomnia�em jeszcze powiedzie�, co by�o w tej przesy�ce. Oczywi�cie, rozpakowali�my j� natychmiast. Przesy�ka zawiera�a kr�ciutki li�cik, w kt�rym pewien mieszkaniec Lailonii nazwiskiem Ibi Uru donosi� nam, �e dowiedzia� si�, i� interesujemy si� Lailoni� i wobec tego przesy�a nam zbiorek najmniejszych opowiada� starych i nowych, kt�re s� znane w tym kraju. Zbiorek ten by� do��czony do listu. Nasz korespondent zapomnia� niestety napisa�, gdzie le�y Lailoni� i nie poda� bli�szego adresu, a wi�c nie mogli�my mu odpisa�. Wzi�li�my tylko �w zbiorek opowiada� i chcemy go wszystkim pokaza�, aby wszyscy mogli si� dowiedzie� chocia� troszeczk� o Lailonii, kraju, kt�rego nie uda�o si� nam znale�� na mapie. Garby Kiedy Ajio, kamieniarz, pracuj�cy przy budowie dr�g, zachorowa� na garb, zebra�o si� czterech lekarzy, aby radzi� nad jego chorob�. Nie nale�y wcale przypuszcza�, �e w Lailonii zawsze tak si� zdarza�o, �e ilekro� jaki� kamieniarz zachorowa�, zbiera�o si� czterech lekarzy; nie, przewa�nie nie zbiera� si� ani jeden. Tym razem by�o ich a� czterech nie dlatego, �e Ajio zachorowa�, ani tym bardziej, �e by� kamieniarzem. Po prostu choroba Ajio by�a dziwna, a lekarze ch�tnie ogl�daj� dziwne rzeczy, podobnie jak wszyscy ludzie. Dziwno�� choroby, z kolei, nie polega�a na garbie, bo garb nie jest wcale dziwny, ale bardzo zwyczajny. Polega�a na tym, �e nie by� to w�a�nie garb zwyczajny, ale garb-dziwol�g, garb-osobliwo��, garb-jaki-tylko-raz-na-sto-osiem-lat-zdarza-si�-w-ca�ej-Lailonii-a-mo�e-nawet-rzadziej. Mianowicie, garb, rosn�c i p�czniej�c, zacz�� obrasta� w r�ne nadzwyczajne odro�le i rozga��zienia, kt�re z biegiem czasu j�y si� upodabnia� do r�nych cz�ci cia�a - r�k, n�g, g�owy, szyi, brzucha i pupy. (By� to, trzeba doda�, tak zwany garb kryptogenny; nazwa ta oznacza pewn� szczeg�ln� w�a�ciwo�� garbu, polegaj�c� na tym, �e lekarze nie maj� poj�cia, sk�d si� wzi��.) Lekarze wi�c zebrali si� i radzili nad tym, czy mo�na uleczy� Ajio z garbu. Kiedy zebrali si� razem w specjalnym gabinecie (Ajio by� tam, oczywi�cie, nieobecny), jeden stary lekarz powiedzia�: � Panowie, przyznajmy otwarcie, �e medycyna jest bezsilna w tym przypadku. Sto osiem lat temu nasz wielki poprzednik, chirurg G�owa-biada opisa� zupe�nie podobny przypadek i te� nie m�g� go wyleczy�. A je�li nie wyleczono tego garbu sto osiem lat temu, to tym bardziej, rzecz jasna, my go nie mo�emy wyleczy�. Wtedy bowiem ludzie byli m�drzejsi. � A wi�c, co mamy robi�? � spyta� m�ody lekarz. - Musimy bowiem co� robi�, inaczej b�dziemy uchodzi� za nieuk�w. � Jak to, co? � zdziwi� si� stary lekarz. � Leczy� chorego! � Ale skoro nie mamy �adnych widok�w... � Leczenie chorego, drogi przyjacielu, nie ma nic wsp�lnego z widokami na uzdrowienie � powiedzia� lekarz starszy. -Jest to g��wna zasada naszej sztuki. Celem leczenia jest leczy�, podobnie jak celem �piewania jest �piewa�, a celem grania - gra�. � Ja uwa�am, �e mogliby�my wyleczy� chorego cz�ciowo -powiedzia� trzeci lekarz. - Mam na my�li, �e nie mo�emy wprawdzie usun�� garbu, ale mo�emy przeszkodzi� jego dalszemu ro�ni�ciu; w tym celu trzeba garb w�o�y� w gips, wtedy nie b�dzie mia� miejsca do powi�kszania si� i zostanie, jaki by�. A �e ludzie sto osiem lat temu byli m�drzejsi ni� dzi� - to rzecz niepewna. � Ja uwa�am to za oburzaj�ce - krzykn�� czwarty lekarz. � Skoro nie mo�emy wyleczy� garbu ca�kiem, stanowczo nie powinni�my w og�le go leczy�! � Ale� dlaczego? � Przecie� to jasne! W�a�nie dlatego, �e nie mo�na go wyleczy�. � Ca�kiem nie mo�na, ale mo�na cz�ciowo. � To znaczy, �e nie mo�na. Garb i tak zostanie, wi�c nie powinni�my si� �udzi�, �e mo�na go wyleczy�. Lekarze debatowali w ten spos�b bardzo d�ugo. Tymczasem garb r�s� i r�s� coraz szybciej. R�ne cz�ci cia�a, kt�re z niego odrasta�y, formowa�y si� coraz wyra�niej i nabiera�y kszta�t�w. G�owa garbu zacz�a porasta� w�osami, pojawi�y si� oczy, uszy, nos i usta; r�ce wyd�u�y�y si�, a nogi niebawem si�gn�y ziemi. Ani si� obejrzano, jak z garbu zrobi�a si� pe�na posta� ludzka. Posta� ta, by� to po prostu drugi Ajio, kubek w kubek podobny do pierwszego. By� przyro�ni�ty do pierwszego Ajio plecami, a poza tym wygl�da� dok�adnie tak samo jak on. Od razu te� zacz�� m�wi�. Pierwszy Ajio, ten w�a�ciwy, od pocz�tku martwi� si� swoj� chorob�, bo nikomu nie jest przyjemnie z garbem. Kiedy jednak zobaczy�, �e wyr�s� mu na plecach jego w�asny sobowt�r, Ajio by� naprawd� przera�ony i nie wiedzia�, co ma robi�. Ajio by� to cz�owiek spokojny i rzetelny, sumienny robotnik, og�lnie lubiany i szanowany. Teraz, kiedy wyr�s� mu sobowt�r, ludzie nie mogli ju� odr�ni�, kt�ry Ajio by� pierwszy, a kt�ry powsta� z garbu. Ale, co gorsza, sobowt�r okaza� si� wprawdzie zupe�nie podobny do Ajio � tak �e nawet w�asna �ona Ajio nie mog�a ich odr�ni� - ale by�o to podobie�stwo zupe�nie zewn�trzne. Natomiast drugi Ajio mia� zupe�nie inny charakter ni� pierwszy. Gdy tylko zacz�� m�wi�, krzycza� i irytowa� si� o byle co, i pomstowa� na wszystkich, a w szczeg�lno�ci na pierwszego Ajio. Nie chcia� te� wcale pracowa�, wszystkich obra�a� i skar�y� si�, �e pierwszy Ajio nie pozwala mu chodzi�. By�o to prawd� o tyle, �e obaj byli zro�ni�ci plecami, a wi�c mieli nogi zawsze skierowane w przeciwn� stron� i kiedy jeden szed� naprz�d, drugi musia� posuwa� si� do ty�u. By�o to nies�ychanie niewygodne. Ale nie to by�o najgorsze. Najgorsze by�o to, �e drugi Ajio, kiedy tylko wyr�s� zupe�nie i kiedy ju� nie mo�na go by�o odr�ni� od pierwszego, zacz�� g�o�no wo�a�, �e on w�a�nie jest tym prawdziwym Ajio, tym, kt�ry by� na pocz�tku, a tamten by� w�a�nie tym garbem i w og�le nie jest prawdziwym cz�owiekiem. � Utnijcie mi ten przekl�ty garb! - wo�a� w�ciek�y do lekarzy i do kogo m�g�. � Dlaczego mam wiecznie nosi� na plecach t� wstr�tn� naro�l! Co za nieuczeni ci lekarze! Nic nie umiej� zrobi�. Znajomi, kt�rzy spotykali Ajio, dziwili si�. - Czy ty naprawd� jeste� Ajio? � pytali garbu, a garb wrzeszcza� na ca�y g�os: �Oczywi�cie, �e jestem Ajio! A kim mam by�! Co wy, oczu nie macie! Chyba widzicie, �e jestem Ajio, znacie mnie przecie� od lat! A tamto, to jest garb, kt�ry mi wyr�s�. Takie nieszcz�cie!� Znajomi na wszelki wypadek pytali jednak pierwszego, a wi�c prawdziwego Ajio, chc�c si� dowiedzie�, czy si� nie myl�: �A ty, kto w�a�ciwie jeste�?� � Ja jestem Ajio - odpowiada� tamten, ale cicho, bo by� cz�owiekiem skromnym i nie�mia�ym. Kiedy drugi Ajio to s�ysza�, wybucha� szyderczym �miechem i g�o�no wykrzykiwa�: � Patrzcie go, garb chce by� cz�owiekiem! A to ci heca! Nie, czego� takiego jeszcze nie widzia�em! Bezczelny garb chcia�by wm�wi� ludziom, �e wcale nie jest garbem! A czym jeste�, ty worku sk�rzany?! Ludzie kochani, przecie� to si� w g�owie nie mie�ci! Garb m�wi, �e on jest Ajio! Nie, ja nie wytrzymam! Utnijcie mi ten garb, bo p�kn� z oburzenia! Milcz, ty garbie parszywy! Ludzie kochani, nie dajcie m�wi� temu potworowi! I tak, na ka�de nie�mia�e odezwanie si� Ajio, kt�ry rozpaczliwie zapewnia�, �e on jest tym Ajio prawdziwym, garb wybucha� stekiem obelg i wymys��w i tak g�o�no i tyle razy kl�� si� na wszystko i przysi�ga�, �e w ko�cu ludzie, nawet lekarze, nawet przyjaciele Ajio, nawet jego �ona - wszyscy najpierw w ogol� potracili g�owy, a wreszcie uwierzyli, �e prawdziwy Ajio to ten, kt�ry g�o�niej krzyczy, �e jest prawdziwym Ajio. Natomiast prawdziwy Ajio, coraz bardziej zrozpaczony i zal�kniony, coraz bardziej niepewny, m�wi� jeszcze cichutko o sobie, ale j�ka� si� coraz bardziej i w ko�cu przestali go s�ucha�. Nowy Ajio by� bezczelny, krzykliwy, k��ci� si� o byle co. � Ale� ten Ajio si� zmieni� - m�wili zmartwieni znajomi. -Pozna� go nie mo�na. Dawniej by� taki dobry i wszyscy go lubili, a dzisiaj wytrzyma� z nim nie spos�b. � C� chcecie! - odpowiadali drudzy. Garb mu wyr�s�. Takie nieszcz�cia bardzo ludzi zmieniaj�, nie mo�na si� dziwie. Po czym rozmowa schodzi�a na wypadki r�nych ludzi, kt�rzy w�a�nie bardzo si� odmieniali pod wp�ywem nieszcz�� i c o-r�b, a �e ka�dy zna� wiele takich wypadk�w, wi�c rych�o zapominali o Ajio. Jednocze�nie, przez ca�y czas lekarze pracowali. Pracowali bardzo pilnie dzie� i noc, �l�czeli i badali, a� w ko�cu po wielu miesi�cach wymy�lili lekarstwo na garb. By� to pewien proszek, kt�ry nale�a�o za�ywa� trzy razy dziennie i kt�ry powodowa� zanik garbu w ci�gu kilku dni. Proszek by� gorzki i bardzo niesmaczny, ale kt� by tam na to zwa�a�, kiedy sz�o o wyleczenie garbu. Lekarze wypr�bowali sw�j �rodek na kilkunastu garbatych, takich ze zwyczajnymi garbami i stwierdzili, �e na og� dzia�a bardzo dobrze. Ludzie pozbywali si� garb�w i bardzo byli zadowoleni z nowego leku. Wreszcie lekarze postanowili zastosowa� sw�j wynalazek do choroby Ajio. Kiedy przyszli do niego, Ajio - ale nie ten prawdziwy, tylko ten drugi, ten garb - zacz�� natychmiast g�o�no si� skar�y� i krzycze�, jak zwykle, �e on ju� nie mo�e tego znosi� i �e ��da, aby go natychmiast wyleczy�. Lekarze zaraz uspokoili go i powiedzieli, �e w�a�nie wynale�li �wietny �rodek na garby. Pierwszy Ajio, ten prawdziwy, zacz�� p�aka� cicho i m�wi�, �e on przecie� jest cz�owiekiem, a tamten drugi to tylko choroba; nikt jednak nie bra� tego powa�nie pod uwag�, bo drugi Ajio za-krzycza� go natychmiast i obrzuci� wyzwiskami. Tylko ma�y synek Ajio p�aka� g�o�no i wo�a�, �e to jest jego tatu�, a tamten jaki� obcy pan, ale nikt go nie s�ucha�, bo ma�e dzieci nie maj� tyle rozumu, �eby lepiej od doros�ych odr�nia�, co jest prawdziwe. Tak wi�c lekarze, po kr�tkiej naradzie, dali swoje nowe proszki choremu, to znaczy dali je drugiemu Ajio, temu garbowi. Drugi Ajio �apczywie schwyci� proszki i zacz�� je je��. Krzywi� si�, bo by�y gorzkie, i z tego powodu nawymy�la� lekarzom, �e powinni byli wymy�li� s�odkie proszki albo o smaku pomara�czowym. I sta�o si� tak, jak nale�a�o oczekiwa�. Kiedy tylko drugi Ajio zacz�� za�ywa� proszki, pierwszy Ajio zacz�� si� kurczy� i male�, a� w ko�cu zmieni� si� w prawdziwy garb na plecach drugiego Ajio; poniewa� jednak proszki dalej dzia�a�y i ten garb pocz�� si� zmniejsza�, a� wreszcie drugi Ajio, ten, co najpierw by� garbem, stan�� zupe�nie wyprostowany i zadowolony, nic nie maj�c na plecach. Pierwszy Ajio znik� zupe�nie. Wszyscy lekarze i znajomi byli przekonani, �e tym samym znik�y w�tpliwo�ci; �e skoro tamten Ajio zmieni� si� w garb, a w ko�cu znik� ca�kiem, to nie m�g� by� od pocz�tku czym innym, jak tylko garbem. I tylko ma�y synek Ajio p�aka� gorzko, �e mu zabrali tatusia. Natomiast nowy Ajio bi� go rzemieniem i wo�a�, �e on jest jego ojcem i �eby ma�y nie odwa�a� si� gada� g�upstw. Po tej historii Ajio sta� si� s�awnym cz�owiekiem, bo w ko�cu nie ka�demu co� takiego si� przydarza. Ludzie go nie lubili, bo by� z�o�liwy i szkodzi�, komu m�g�, ale jednocze�nie bali si� go, a to z tego samego powodu. Ale Ajio nie poprzesta� na tym, �e zwyci�y� w walce. Zacz�� si� zachowywa� bardzo dziwnie. Kiedy spotyka� znajomych, pyta� ich ni st�d, ni zow�d: �Kiedy wreszcie pozb�dziesz si� swego garbu? Przecie� teraz s� takie doskona�e �rodki na leczenie garbu! Powiniene� zaraz p�j�� do lekarza!� � Ale� ja wcale nie jestem garbaty � m�wi� ten lub �w znajomy, kt�ry to s�ysza�. Ale Ajio wybucha� szyderczym �miechem. � Nie jeste� garbaty?! � wo�a�. � Tak ci si� tylko zdaje! Jeste� garbaty i to jak jeszcze! Wszyscy s� garbaci, rozumiesz?! Wszyscy! Tylko ja jeden, ja - tu uderza� si� po bokach r�kami - ja jeden nie mam garbu. Wszyscy ludzie s� potwornie garbaci i tylko z g�upoty nie chc� si� leczy�. Kiedy tak Ajio przemawia� po kolei do wszystkich ludzi w miasteczku, strach i groza pad�y na ludno��. Wszyscy z przera�eniem ogl�dali si� w lustrze, aby si� upewni�, czy czasem nie rosn� im garby, a cho� widzieli, �e garb�w nie ma, to jednak nie mogli si� uspokoi� i po chwili zn�w zagl�dali do lustra. Nikt w ko�cu nie by� pewien, czy nie jest naprawd� garbaty. Zapanowa� powszechny strach. Ludzie unikali si� wzajemnie, przemykali si� chy�kiem pod �cianami i co chwila badali i sprawdzali na nowo, czy jednak nie s� garbaci. Tylko Ajio chodzi� pewny siebie, dumny jak paw i bez przerwy powtarza�: �Wszyscy jeste�cie garbaci! Wszyscy macie potworne garby! Jak�e mo�ecie tego nie widzie�! Chyba jeste�cie �lepi!� Po pewnym czasie Ajio stopniowo zmieni� metod�. Zacz�� m�wi� ludziom, �e nie o to chodzi, �e s� po prostu garbaci, tak jak si� rozumie zwyczajnie, ale �e sami s� po prostu garbami, �e kiedy� wyro�li na plecach swoich sobowt�r�w, kt�rym zdarzy�o si� to samo, co jemu kiedy�; on jednak pozby� si� swego garbu dzi�ki cudownym proszkom, a inni tego nie zrobili, wskutek czego doprowadzili do tego, �e garby ich zjad�y. Teraz, poza nim jednym, chodz� po �wiecie same garby, a nie prawdziwi ludzie. �Jeste� garbem � sycza� do ka�dego spotkanego cz�owieka � rozumiesz? Jeste� garbem, a nie �adnym cz�owiekiem! Udajesz cz�owieka, a naprawd� zjad�e� cz�owieka i sam, garbie, zosta�e�, �eby mnie oszukiwa�. Tylko ja jestem prawdziwym cz�owiekiem!� Tak to powtarza�, tak krzycza� i sycza�, tak wszystkim wmawia�, �e s� garbami, tak si� puszy� i tak g�o�no zapewnia�, �e on jeden jest prawdziwym cz�owiekiem, a� w ko�cu ludzie zacz�li wierzy�, �e s� garbami i �e powinni natychmiast co� zrobi�, �eby przywr�ci� do istnienia prawdziwych ludzi, bez garb�w. Ludzie zacz�li si� wstydzi� i bardzo im by�o przykro, �e pope�nili tak� niesprawiedliwo��. Wreszcie, coraz wi�ksza ilo�� mieszka�c�w zacz�a sobie my�le�, �e skoro Ajio tak skutecznie pozby� si� garbu, to mo�e warto spr�bowa� proszk�w, kt�rych on za�ywa� i mo�e co� z tego wyjdzie. Wszyscy wi�c j�li masowo kupowa� sobie cudowne proszki i �yka� je nawet w wi�kszych ilo�ciach, ni� to by�o potrzebne. Robili to nawet ci, kt�rzy przedtem byli garbaci i w�a�nie pozbyli si� garb�w dzi�ki proszkom. Ale poniewa� nikt z tych ludzi nie mia� prawdziwego garbu, wi�c nie m�g� te� garbu straci�. Natomiast, o dziwo, natychmiast po pierwszym okresie za�ywania proszk�w, wszyscy zauwa�yli z niepokojem, �e dzieje si� co� odwrotnego, ni� mia�o si� dzia�: wszystkim mianowicie zacz�y wyrasta� garby na plecach. Garby ros�y i robi�o si� z nimi to samo, co dzia�o si� kiedy� w przypadku Ajio: garby j�y obrasta� stopniowo w r�ne cz�ci cia�a i coraz bardziej upodabnia� si� do ludzi, kt�rzy je nosili na plecach. Okaza�o si� mianowicie, �e te same proszki, kt�re likwiduj� garby garbatym, powoduj� wyrastanie garb�w u prostych. Kiedy to ludzie spostrzegli, by�o ju� za p�no. Wszystkim wyros�y na plecach garby-sobowt�ry, kt�re natychmiast, tak samo jak w przypadku Ajio, zacz�y g�o�no wrzeszcze�, �e one s� prawdziwymi lud�mi, a tamci garbami. Ajio promienia�. Mia� teraz pe�no kole�k�w, takich samych jak on, chocia� jeszcze po��czonych z dawnymi lud�mi-sobowt�rami. Wszystkie garby by�y te� pod tym wzgl�dem podobne do Ajio, �e wszystkie by�y k��tliwe, bezczelne, krzykliwe i wszystkie natychmiast chcia�y pozby� si� swoich garb�w - to znaczy prawdziwych ludzi, kt�rych one og�osi�y za garby. Za to mi�dzy sob� garby by�y w dobrych stosunkach i gdy si� spotka�y, razem szydzi�y bezlito�nie z ludzi, kt�rych jakoby nosi�y na plecach jako w�asne garby. Wreszcie garby o�wiadczy�y, �e do�� maj� tego, �e nie chc� by� wi�cej garbate i same zacz�y za�ywa� cudowne proszki. W ten spos�b w Lailonii powsta�o miasto garb�w, w kt�rym nie by�o jednak ani jednego garbatego. Dalsza historia tego miasta nie zosta�a opisana. O ile wiemy, istnieje dotychczas. Ma�y synek Ajio, kt�rego te� chciano zmusi� do za�ywania proszk�w, �eby i jego zmieni� w garb, nie da� si� jednak. Uciek� z miasta, �eby nie zosta� garbem, a kiedy�, jak doro�nie, wr�ci� do miasta i rozprawi� si� z garbami. By�o mu jednak bardzo smutno. Opowiadanie o zabawkach dla dzieci Kupcy Lailonii prowadzili dawnymi czasy o�ywiony handel z Babilonem. Wywozili oni do Babilonu g��wnie specjalne ochraniacze na widelce do jedzenia mi�sa ba�ant�w, natomiast przywozili najcz�ciej grzebienie do czesania wielb��d�w. Pow�d tego importu by� taki, �e w Lailonii w og�le prawie nie wyrabiano grzebieni do czesania wielb��d�w; ta ostatnia okoliczno�� wynika�a po cz�ci st�d, �e w Lailonii nigdy w og�le nie by�o wielb��d�w. (Nie by�o i ju�.) Ale nie zag��biajmy si� zbyt daleko w przyczyny. Opisujmy fakty. Ot� faktem by�o, �e stary kupiec Pigu (nosi� takie przezwisko, poniewa� mia� du�y zakrzywiony nos z czterema kropkami - ��t�, czerwon�, pomara�czow� i czarn�, z koniuszkiem lekko zwisaj�cym ku do�owi i upodabniaj�cym w�a�ciciela nieco do jastrz�bia; ot� trzeba wiedzie�, �e du�y zakrzywiony nos z takimi w�a�nie czterema kropkami, z koniuszkiem lekko zwisaj�cym ku do�owi i upodabniaj�cym nieco w�a�ciciela do jastrz�bia nazywa� si� �Pigu� w j�zyku starolailo�skim; w j�zyku nowolailo�skim nos taki nosi ju� inn� nazw�; ale nie wchod�my w szczeg�y) uprawia� w�a�nie handel z Babilonem. Je�dzi� tam co sze�� miesi�cy zawo��c poka�ny zapas ochraniaczy na widelce do jedzenia mi�sa ba�ant�w (ba�anty uchodzi�y w Babilonie za najwi�kszy przysmak, mo�e dlatego, �e pojawia�y si� tam niezmiernie rzadko; mniej wi�cej raz na trzydzie�ci lat w ca�ym Babilonie udawa�o si� upolowa� jednego ba�anta, kt�ry zab��ka� si� nie wiadomo sk�d) i wracaj�c przywozi� ogromne ilo�ci grzebieni do czesania wielb��d�w, kt�re to grzebienie mieszka�cy Lailonii rozchwytywali natychmiast p�ac�c s�one ceny. Jako� kupiec Pigu, w wyniku tych woja�y, zgromadzi� znaczny maj�tek, z kt�rego wybudowa� pi�kn� will� dla swojej c�rki imieniem Memi (�Memi� w j�zyku starolailo�skim jest to czasownik oznaczaj�cy: �je�dzi� brawurowo na ma�ym r�owym s�oniu bez ucha, potrz�saj�c zarazem chor�giewk� bladoniebiesk� z jedwabnej wst��ki i kr�c�c m�ynka palcami krwi�cie polakierowanymi�; �liczna Memi bawi�a si� cz�sto w ten spos�b i st�d jej przezwisko). Pewnej wiosny, kiedy kwit�y w�a�nie obficie sady rumiankowe (w Lailonii rumianek jest ogromnym drzewem dochodz�cym do sze�ciu ponin�w wysoko�ci; ponin to miara d�ugo�ci, kt�ra wynosi mniej wi�cej tyle, co wielko�� rog�w czteroletniego daniela), a strumienie mir�owe p�yn�y na wszystkie strony (strumienie mir�owe w Lailonii p�yn� tylko na wiosn�, ��obi�c sobie koryta poprzez miasta, burz�c ulice i domy; ludzie nie przejmuj� si� tym zbytnio, bo wiosn� mo�na mieszka� byle gdzie, latem za� strumienie mir�owe znikaj�, a domy i ulice odrastaj� szybko z powrotem), kupiec Pigu wraca� w�a�nie z podr�y po korzystnych transakcjach handlowych, bardzo zadowolony. Zanim wr�ci� do w�asnego mieszkania, chcia� zajrze� do willi swojej Memi. Nie zasta� jej jednak w domu, wi�c usiad� w salonie i wyj�� sw�j przyrz�d do dziurawienia globus�w. (Kupiec Pigu bardzo lubi� to zaj�cie; lailo�ska fabryka przyrz�d�w do dziurawienia globus�w sprzedawa�a mu swoje wyroby po zni�onej cenie, poniewa� Pigu robi� jej reklam� w Babilonie dziurawi�c tamtejsze globusy.) Bawi� si� chwil�, czekaj�c na c�rk�, kt�ra podjecha�a po chwili na ma�ym r�owym s�oniu bez ucha i ju� z daleka wita�a go machaj�c r�kami. Przywita�a si� i od razu zacz�a prosi�: �Ach, papo, nie gniewaj si� na mnie!� � Za c� mia�bym si� gniewa� na ciebie, c�reczko? - spyta� Pigu. � Papo kochany, zrobi�am sobie pewn� przyjemno��, ale ty b�dziesz musia� za ni� zap�aci�. Kupiec Pigu zatroska� si� nieco, poniewa� wiedzia�, �e �liczna Memi bywa bardzo rozrzutna. Jednak spyta� spokojnie: �A c� to takiego?� � Kaza�am sobie zrobi� globus naturalnej wielko�ci, powiedzia�a Memi. (Trzeba tu zaznaczy�, �e dziurawienie globus�w by�o ulubion� rozrywk� w rodzinie kupca Pigu, jak zreszt� w ca�ej Lailonii. Starzy i m�odzi oddawali si� ca�ymi dniami temu pasjonuj�cemu zaj�ciu, dlatego mi�dzy innymi w Lailonii dziury w globusach by�y bardzo tanie.) Kupiec Pigu zamy�li� si�. Nie wiedzia� dok�adnie, co to jest naturalna wielko��, i pomy�la�, �e chyba wszystkie rzeczy na �wi�cie s� naturalnej wielko�ci, to znaczy maj� tak� wielko��, jak� im natura da�a. Na wszelki wypadek poprosi� Memi o bli�sze wyja�nienia. � To znaczy, globus takiej wielko�ci, jak ca�a ziemia. Rachunek kaza�am odes�a� ci do zap�acenia. O, ju� nios� gotowy globus - zawo�a�a wygl�daj�c przez okno. Ale kupiec Pigu ze strachu nie chcia� wyjrze� przez okno. Gor�czkowo rozmy�la�, ile te� musi sprzeda� grzebieni do czesania wielb��d�w, aby zarobi� pieni�dze na taki globus. Nie m�g� obliczy� i spoci� si� ca�y ze strachu. Tymczasem na dworze ch�opcy sklepowi ustawiali ju� globus. Wreszcie Pigu wyjrza� przez okno i wprawnym okiem kupieckim oceni� od razu op�akany stan rzeczy: by� to istotnie globus naturalnej wielko�ci i kupiec Pigu przez ca�e �ycie nie m�g�by sprzeda� tylu grzebieni do czesania wielb��d�w, aby na taki globus zarobi�. Szybko powzi�� surow� decyzj�. Wyjrza� przez okno i krzykn��: �Prosz� zabra� ten globus z powrotem. Nie b�d� za niego p�aci�. Jest �le wyko�czony!� Ch�opcy sklepowi wzruszyli ramionami, wzi�li globus na plecy i ponie�li z powrotem. Ale �liczna Memi wybuchn�a gorzkim p�aczem: �Ach, papo, niedobry papo! �al ci kilku groszy, nie chcesz zrobi� przyjemno�ci swojej Memi. Naprawd�, papo, zrobi�e� si� na staro�� chorobliwie sk�py. Nawet zabawka dla twojego dziecka � i to ci jest za drogie!� I tak d�ugo robi�a mu wyrzuty. Kupiec Pigu mia� mi�kkie serce i przykro mu by�o s�ucha� tych �al�w, ale nie m�g� przecie� zad�u�a� si� na ca�e �ycie. Usi�owa� wyt�umaczy� c�rce, �e naprawd� nie ma pieni�dzy na tak kosztowne prezenty. Obiecywa�, �e mo�e kiedy� p�niej, jak jeszcze si� dorobi. (Mia� nadziej�, �e przez ten czas Memi doro�nie i zrozumie niew�a�ciwo�� swojego ��dania.) Ale Memi nie chcia�a go s�ucha� i p�aka�a gorzko. Kupiec Pigu nie m�g� ju� wytrzyma� tego p�aczu. My�la� szybko, jak by tu wynagrodzi� c�rce tak� przykro��. Nagle za�wita�o mu co� w g�owie. � C�reczko � powiedzia� - dostaniesz taki sam globus, jeszcze lepszy. Kaza�em odes�a� tamten, bo by� �le zrobiony. Ale masz przecie� prawdziwy globus, po prostu kul� ziemsk�. Mo�esz j� przecie� podziurawi�! Ma�a Memi nie by�a g�upia. Poj�a w lot propozycj�. Kaprysi�a troch�, m�wi�a, �e tamten globus by� z dobrej firmy i znacznie lepszy, ale w ko�cu uspokoi�a si�, gdy wyci�gn�a od ojca zapewnienie, �e p�jdzie z ni� jutro na obiad z pomara�czowych perliczek. Da�a si� ub�aga�. Szybko wybieg�a na dw�r, porywaj�c sw�j przyrz�d do dziurawienia globus�w i zabra�a si� do zabawy. Skutki nie da�y d�ugo na siebie czeka�. Pod wiecz�r ca�a ziemia by�a dziurawa i ze wszystkich kraj�w zacz�y nap�ywa� do Lailonii depesze z pytaniami: kto w�a�ciwie dziurawi ziemi� w tak okropny spos�b? Niestety, by�o za p�no. Ma�a Memi podziurawi�a prawie wszystko, zanim si� spostrze�ono. Ziemia by�a w dziurach i prawie nie nadawa�a si� do u�ytku. Ci�kie czasy przysz�y teraz na kupca Pigu. Musia� odpowiada� za swoj� c�reczk� i za��dano od niego olbrzymich odszkodowa� dla wszystkich pa�stw. Nie mia� pieni�dzy na zap�acenie i poszed� do wi�zienia za d�ugi, podczas gdy Memi bawi�a si� dalej. Siedzia� tam bez ko�ca (zapewne zreszt� siedzi nadal), rozmy�laj�c ze smutkiem o tym, �e nie nale�y sk�pi� pieni�dzy na zabawki dla dzieci. Pi�kna twarz Nino by� czeladnikiem piekarskim, znanym ze swojej pi�knej twarzy. By�a to istotnie najpi�kniejsza twarz w okolicy i wszystkie dziewcz�ta odwraca�y wzrok, kiedy Nino przechodzi� ulic� � tak przyci�ga�a je pi�kna twarz m�odego piekarza. Niestety, Nino pracowa� przy piecu, w wilgotnej i gor�cej piekarni, to za�, jak wiadomo, niedobrze wp�ywa na pi�kne twarze. Pr�cz tego miewa� niekiedy zmartwienia, jak wszyscy ludzie, a wiadomo, �e zmartwienia szkodz� pi�kno�ci. W rezultacie Nino przegl�daj�c si� w lustrze stwierdza� ze smutkiem, �e na pi�knej twarzy �ycie zaczyna powoli ��obi� sw�j �lad. Mimo to, by�a ona nadal niezwykle pi�kna i Nino rad by� ustrzec to pi�kno przed z�o�liwo�ci� czasu. Wybra� si� tedy do miasta Lipoli, gdzie sprzedawano specjalne kuferki do przechowywania twarzy. Kuferek taki by� kosztowny i Nino musia� po�yczy� pieni�dze od s�siad�w, aby za niego zap�aci�. Uwa�a� jednak, �e sprawa jest na tyle wa�na, i� warto si� zad�u�y�. Kupi� tedy kuferek i schowa� swoj� twarz w bezpiecznym schronieniu. Kuferek poza tym, �e by� drogi, mia� jeszcze jedn� wad�; trzeba go by�o stale nosi� przy sobie i nie rozstawa� si� ani na chwil�, bo przecie� gubi�c go, traci�o si� zarazem twarz. Ale Nino tak ceni� sobie pi�kno swojej twarzy, �e zdecydowa� si� na t� niewygod�. Schowa� twarz i nosi� kuferek bez przerwy ze sob� -do pracy, do spaceru i do spania. Coraz bardziej dba� o to, �eby twarz si� nie zniszczy�a. Przez pierwsze tygodnie wyjmowa� twarz ostro�nie z kuferka i ubiera� j� w dni �wi�teczne. Ale zauwa�y� niebawem, �e r�wnie� w dni �wi�teczne zdarzaj� si� cz�owiekowi zmartwienia i k�opoty i twarz mo�e ulec zniszczeniu. Postanowi� tedy nie wyjmowa� jej z kuferka w og�le i odt�d nikt ju� nie m�g� ogl�da� pi�knej twarzy Nino. Dziewcz�ta przesta�y na niego zwraca� uwag�, bo Nino bez twarzy nie interesowa� ich wcale. Ludzie, kt�rzy dawniej pokazywali sobie palcami jego pi�kn� twarz, przechodzili teraz oboj�tnie obok cz�owieka bez twarzy. Nino za� tak si� l�ka� o swoj� urod�, �e przesta� nawet zagl�da� do kuferka, aby nie wystawia� pi�knej twarzy na wilgo�, s�o�ce czy wiatr. Mieszka�cy miasta zapomnieli niebawem, jak wygl�da twarz pi�knego Nino i on sam, poniewa� przesta� zagl�da� do kuferka, nie pami�ta� ju� prawie, jak wygl�da. Mimo to, nies�ychanie by� dumny, kiedy sobie przypomnia�, �e jest najpi�kniejszym m�odzie�cem w okolicy. By� istotnie najpi�kniejszy, ale nikt tego nie m�g� zobaczy� na w�asne oczy. Pewien znany uczony lailo�ski imieniem Kru przeje�d�a� kiedy� przez miasteczko i z�e pogody zmusi�y go do zatrzymania si� na kilka dni w miejscowej ober�y. Dowiedzia� si� z rozm�w go�ci o wypadku Nino i zapragn�� go pozna�. Uda� si� przeto do domku, gdzie mieszka� pi�kny m�odzieniec i wda� si� z nim w rozmow�. � M�wi� � zagadn�� Kru - �e jeste� najpi�kniejszym ch�opcem w okolicy. � To prawda - powiedzia� Nino. � Czy m�g�by� mi tego dowie��? � Owszem m�g�bym - powiedzia� Nino. Zaraz jednak przysz�o mu do g�owy, �e musia�by w tym celu ubra� swoj� twarz i wyci�gn�� j� z kuferka; tymczasem wiatr i kurz mog�yby uszkodzi� pi�kne oblicze. Doda� wi�c szybko: m�g�bym, ale nie chc�, poniewa� mam twarz schowan�. � Wi�c wyjmij j� ze schowka i poka�. � Nie mog�, bo mog�aby si� zniszczy�. Musz� oszcz�dza� swoj� twarz. � A dlaczego w�a�ciwie nie u�ywasz swojej twarzy? � �eby j� mie� d�u�ej nie zniszczon�. � To znaczy, �e w przysz�o�ci b�dziesz jej u�ywa�? Nino zamy�li� si�. W�a�ciwie nie rozwa�a� dot�d tej sprawy dok�adnie. S�dzi�, �e musi oszcz�dza� twarz, ale nie wiedzia� jasno, czy w przysz�o�ci b�dzie j� jeszcze kiedy� nak�ada�: �Nie wiem � powiedzia�. � W�a�ciwie nie wiem, po co mia�bym jej u�ywa�. Do�wiadczenie moje mnie uczy, �e mo�na doskonale �y� bez twarzy�. � Owszem, mo�na � potwierdzi� uczony Kra. � Wielu ludzi �y�o bez twarzy. Ale czy tak �yje si� lepiej? � No, nie - odpar� Nino. - Ale twarz si� nie niszczy. � Wi�c zachowujesz j� jednak na przysz�o��? � Chc�, �eby by�a wiecznie pi�kna. � Dla kogo? � Dla nikogo. W og�le �eby by�a pi�kna. � Boj� si� � powiedzia� Kru - �e chcia�by� rzeczy niemo�liwej. To powiedziawszy, po�egna� si� z Nino i odszed� lito�ciwie kiwaj�c g�ow�. Tymczasem dawno ju� min�a pora, kiedy Nino mia� sp�aci� d�ug zaci�gni�ty na kupno kuferka. Ale czeladnik piekarski zarabia ma�o i Nino nie mia� pieni�dzy. Jego s�siad-wierzyciel domaga� si� stanowczo zwrotu po�yczki, gro��c s�dem i wi�zieniem. Nino wpad� w rozpacz. Nikt nie chcia� mu ju� udzieli� po�yczki, skoro wiadomo by�o, �e poprzedniej nie sp�aci�. A w Lailonii karze si� wi�zieniem za nie sp�acone d�ugi. Po d�ugich walkach wewn�trznych i bezskutecznych pr�bach zdobycia pieni�dzy Nino zdecydowa� si� odsprzeda� kuferek w sklepie i ubra� swoj� twarz ponownie. Pojecha� do miasteczka Lipoli i uda� si� do sklepu, gdzie niegdy� kupi� sw�j kuferek. � Chcia�bym odsprzeda� sw�j kuferek � powiedzia�. � Kiedy go kupi�e�? - spyta� sprzedawca. � Pi�tna�cie lat temu � powiedzia� Nino. Dopiero w tym momencie uprzytomni� sobie, �e ju� pi�tna�cie lat nosi swoj� twarz w kuferku i to go pocieszy�o, �e jednak o tyle lat d�u�ej zachowa� swoje m�ode i �wie�e oblicze. Ale sprzedawca u�miechn�� si� z politowaniem. - Pi�tna�cie lat - powiedzia�. - Sp�jrz na ten kuferek. Jest ca�y wytarty, obszarpany, obt�uczony i zu�yty. Nikt nie kupi ode mnie takiego kuferka po raz drugi. Nie sprzedam go nawet za dziesi�t� cz�� pierwotnej ceny. Nie, m�j drogi Nino, nie odkupi� tego kuferka. � Ale� - wyj�ka� Nino przera�ony � ja nie mog� teraz zwr�ci� pieni�dzy, kt�re po�yczy�em na zakup kuferka. Co mam zrobi�? � Nie wiem, co masz zrobi�, m�j drogi Nino. Ja nie mog� p�aci� twoich d�ug�w. Ka�dy p�aci sam swoje d�ugi i powinien si� dobrze namy�le�, nim po�yczy pieni�dze. Nino wyszed� zgn�biony i wystraszony. Widzia� przed sob� perspektyw� wi�zienia i �aden pomys� nie przychodzi� mu do g�owy. Wr�ci� do domu, gdzie czeka� ju� na niego stra�nik, kt�ry kaza� mu nazajutrz po po�udniu stawi� si� na rozpraw� s�dow�. Nino rozmy�la� ca�� noc. Rano powzi�� decyzj� i pojecha� zn�w do miasteczka Lipoli. Tym razem uda� si� do lombardu, gdzie po�yczano pieni�dze pod zastaw warto�ciowych przedmiot�w. � Chcia�bym uzyska� po�yczk� w wysoko�ci trzystu patronat�w � powiedzia�. (Patronat jest to z�ota moneta lailo�ska; tyle w�a�nie kosztowa� kiedy� kuferek.) � Co mi chcesz da� w zastaw? � spyta� w�a�ciciel lombardu. � Daj� ci � powiedzia� Nino � daj� ci w�asn� pi�kn� twarz, nie tkni�t� przez czas oraz kuferek niezmienno�ci. � Zaraz sprawdz� � powiedzia� w�a�ciciel. Zdj�� z p�ki ksi��k�, gdzie zapisane by�y ceny wszystkich twarzy ludzkich. Otworzy� kuferek i zbada� pod lup� twarz Nino. By�a istotnie m�oda i prawie nie naruszona. Nino wzruszy� si� nieco, bo sam widzia� j� po raz pierwszy od wielu lat. Nast�pnie w�a�ciciel zbada� jeszcze kuferek i po d�ugich ogl�dzinach o�wiadczy�: � Za twarz razem z kuferkiem mog� ci po�yczy� dwie�cie patronat�w i ani grosza wi�cej. Za p� roku wykupisz wszystko ode mnie za trzysta patronat�w. By�y to ci�kie warunki i Nino zawaha� si�; zreszt� proponowana suma by�a jeszcze ni�sza od jego d�ugu. Jednak�e w okolicy nie by�o innego lombardu i zreszt� by�o rzecz� w�tpliw�, czy gdzie indziej dano by mu wi�cej. � Dobrze, zgadzam si� - powiedzia� Nino, bo c� mu innego pozosta�o? Zostawi� kuferek z twarz�, wzi�� dwie�cie patronat�w i uda� si� do swojego miasteczka, gdzie pobieg� natychmiast do s�siada-wierzyciela. Odda� mu dwie�cie patronat�w i przyrzek� reszt� zwr�ci� niebawem. Nie wiedzia�, co prawda, w jaki spos�b zdob�dzie t� sum�, ale nic innego nie m�g� przecie� powiedzie�. S�siad zgodzi� si� wycofa� skarg� do s�du, ale zapowiedzia�, �e na reszt� nie b�dzie czeka� d�u�ej ni� p� roku. Nino zosta� w rozterce i przygn�bieniu. Nie grozi�o mu chwilowo wi�zienie, ale d�ugi mia� znowu wielkie, a twarzy nie by�o. Min�o sze�� miesi�cy, w ci�gu kt�rych Nino czyni� bez przerwy gor�czkowe starania o zdobycie jakich� pieni�dzy w celu op�acenia s�siada i wykupienia swojej twarzy z lombardu. Wszystko na pr�no. Min�y jeszcze trzy miesi�ce i zniecierpliwiony s�siad z�o�y� zn�w skarg� do s�du. Odby�a si� rozprawa i Nino zosta� zamkni�ty w wi�zieniu za d�ugi. W�a�ciciel lombardu w Lipoli czeka� d�ugo na Nino, kt�ry mia� wykupi� sw�j kuferek z twarz�. Nie doczeka� si� jednak. Znudzony, doszed� do wniosku, �e nic ju� z tego nie wyjdzie. Wyci�gn�� twarz Nino z kuferka i da� j� dzieciom do zabawy. Dzieci z twarzy Nino zrobi�y sobie pi�k� i gra�y ni� w siatk�wk�. Po kr�tkim czasie nikt ju� nie m�g�by si� domy�le�, �e stara pi�ka by�a kiedy� pi�kn� twarz� m�odego Nino. Ale Nino nic o tym nie wie. Siedzi w wi�zieniu i ma przynajmniej jedn� pociech�. Wszystkim, z kt�rymi rozmawia, opowiada, �e ma pi�kn�, bardzo pi�kn� twarz, kt�rej nic nie zepsuje. �Mam naprawd� najpi�kniejsz� twarz w okolicy - opowiada. � Jest pi�kniejsza, ni� wszystko, co mo�ecie sobie wyobrazi�. Jest zamkni�ta w specjalnym kuferku, gdzie nie mo�e si� zniszczy�. Zobaczycie j� jeszcze. Zobaczycie, jaka jest pi�kna!� Tak pociesza si� Nino w wi�zieniu. Siedzi tam ci�gle i jest pewien, �e ma najpi�kniejsz� twarz na �wiecie. W miasteczku wielu ludzi go �a�uje. Uwa�aj�, �e Nino jest nieszcz�liwy, chocia� sam jest winien swojemu nieszcz�ciu, bo przecie� powinien by� wiedzie�, �e tylko bardzo bogaci ludzie mog� sobie pozwoli� na kuferki, w kt�rych pi�kna twarz daje si� przechowa� bez skazy. Tymczasem dzieci w�a�ciciela lombardu bawi� si� na podw�rzu pi�k�, kt�ra z dnia na dzie� robi si� coraz gorsza i coraz mniej zdatna do zabawy. Jak Gyom zosta� starszym panem Gyom by� sprzedawc� lod�w malinowych w mie�cie Batum. By� jeszcze m�odym cz�owiekiem, a jego �ona Mek-Mek by�a jeszcze m�odsza. Jednak�e Gyom uwa�a�, �e ludzie m�odzi nie maj� szans na dobre posady w Lailonii. Postanowi� tedy zosta� starszym panem i obmy�la� wszystkie �rodki, jakie s� do tego potrzebne. � Mek-Mek - powiedzia� do �ony - postanowi�em zosta� starszym panem. � Ani mi si� wa�! - krzykn�a Mek-Mek. - Nie chc� wcale mie� m�a starca. � Zapuszcz� sobie d�ug� brod� i w�sy - m�wi� Gyom. � Wykluczone! -powiedzia�a Mek-Mek stanowczo. � B�d� nosi� parasol. � Nigdy si� na to nie zgodz�! � B�d� nosi� melonik. � Wypraszam sobie stanowczo! � B�d� nosi� kalosze. � Po moim trupie! � B�d� nosi� okulary. � Nie ma mowy! � Ale� Mek-Mek, b�d� rozs�dna. Wiesz przecie�, �e starsi panowie w Lailonii maj� lepsze posady i wi�cej zarabiaj�. � Nie chc� �adnych posad i nie pozwalam ci absolutnie zostawa� starszym panem. �No to nie � powiedzia� Gyom. Ale w duchu pomy�la� sobie, �e znajdzie spos�b na przekonanie Mek-Mek albo przynajmniej tak j� oszuka, �e zostanie starszym panem, a Mek-Mek wcale tego nie zauwa�y. Rzeczywi�cie, nast�pnego dnia Gyom zrobi� kilka prostych zabieg�w. Kupi� du�� ilo�� r�owego plastra i zaklei� nim ca�� doln� cz�� twarzy, gdzie ro�nie broda i w�sy: postanowi� bowiem, �e broda i w�sy b�d� ros�y pod plastrem i jego �ona nic nie zauwa�y. Kupi� tak�e parasol, ale �eby nosi� go niepostrze�enie kupi� jednocze�nie pusty futera� do kontrabasu i wsadzi� parasol do �rodka. Kupi� melonik, ale �eby go ukry� nasadzi� ponadto na g�ow� du�e blaszane pud�o na �miecie; by�o to do�� niewygodne, ale za to melonik by� niewidoczny. Odzia� si� wreszcie w kalosze, a na nie na�o�y� du�e wyplatane koszyki, pomalowane na czerwono dla niepoznaki i przymocowa� je sznurkami do n�g. Wsadzi� te� okulary i schowa� je pod mask� gazow�, w kt�rej oberwa� doln� cz��, bo by�a niepotrzebna. Teraz Gyom by� bardzo zadowolony. Chodzi� sobie po mie�cie z twarz� zaklejon� plastrem na dole i z kawa�em maski gazowej na g�rze, z blaszanym pud�em na g�owie, wyplatanymi koszami na nogach i z futera�em od kontrabasu w r�ku. Mek-Mek nie zauwa�y�a wcale, �e Gyom j� oszuka�, spacerowa�a z nim po mie�cie i my�la�a, �e Gyom jest nada� m�odym cz�owiekiem, tymczasem Gyom by� w rzeczywisto�ci brodaty i chodzi� w okularach, z parasolem, w kaloszach i w meloniku. Jednak�e rych�o wysz�o na jaw, �e Gyom nie osi�gn�� celu, o kt�ry chodzi�o. Mek-Mek nie zauwa�y�a wprawdzie jego przemiany w starszego pana, ale inni ludzie tak�e nie mogli tego zauwa�y�, bo r�wnie� nie widzieli jego brody, melonika, kaloszy, okular�w i parasola; wszystko przecie� by�o ukryte. Dlatego, kiedy Gyom szed� ulic�, nikt nie my�la�, �e to idzie starszy pan, ale wszyscy uwa�ali go za zwyczajnego m�odego cz�owieka. Tylko niekt�rzy znajomi m�wili mu, �e troch� jakby przyblad� ostatnio. Tak wi�c Gyom mimo stara� nie dosta� lepszej posady, bo gdziekolwiek si� zwr�ci� po inne zaj�cie, m�wiono mu: �Ale� jest pan jeszcze m�odym cz�owiekiem, nie mo�e pan obj�� takiego stanowiska. Gdyby pan mia� brod�, okulary, parasol, melonik - wtedy co innego. Ale tak?� Sprawa przedstawia�a si� tedy niedobrze i Gyom nadal, jak przedtem, sprzedawa� lody malinowe. Jednak�e nie ustawa� w wysi�kach, �eby zosta� starszym panem i wpad� na nowy pomys�. Zrobi� sobie dwie du�e tabliczki blaszane z napisem �STARSZY PAN� i zawiesi� jedn� na plecach, a drug� na brzuchu, aby ka�dy, kto go zobaczy z kt�rejkolwiek strony, wiedzia� od razu, z kim ma do czynienia. Niestety, i to si� nie uda�o. Wprawdzie ludzie czytali tabliczki, ale gdy spogl�dali na Gyoma zaraz m�wili: �Ale� to nie jest �aden starszy pan! To m�ody cz�owiek! Nie ma ani brody, ani okular�w, ani melonika, ani kaloszy, ani parasola. Nie, przyjacielu, nie oszukasz nas, jeste� zwyczajnym m�odym cz�owiekiem!� Gyom gryz� si� bardzo swym niepowodzeniem i tak mu si� przejad�y te bezskuteczne starania, �e postanowi� zdoby� si� na odwag�. Zerwa� sobie plastry, pod kt�rymi tymczasem wyros�a ju� broda i w�sy, zrzuci� mask� gazow�, zdj�� blaszane pud�o z g�owy i kosze z n�g, wyj�� parasol z futera�u od kontrabasu i tak brodaty, w okularach, meloniku, kaloszach i z parasolem pokaza� si� pewnego ranka swojej �onie Mek-Mek. Mek-Mek, kiedy go zobaczy�a, krzykn�a z przera�enia. � Gyom, co� ty z siebie zrobi� - zawo�a�a. - Wygl�dasz jak dziwad�o! Zrobi�e� si� starszym panem! A ja ci� b�aga�am, �eby� tego nie robi�! -I z