1012
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 1012 |
Rozszerzenie: |
1012 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 1012 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1012 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
1012 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Edith Wharton
Wiek niewinno�ci
PWZN
Print 6
Lublin 1998
Prze�o�y�a:
Urszula �ada-Zab�ocka
Ksi�ga I
Pewnego styczniowego wieczoru w pocz�tkach lat siedemdziesi�tych w
Akademii Muzycznej Nowego Jorku mia�a wyst�pi� w "Fau�cie" Christine
Nilsson.
M�wi�o si�, co prawda, o wystawieniu gmachu nowej Opery, kt�ra
wsp�zawodniczy�aby z Operami wielkich stolic europejskich pod wzgl�dem
kosztowno�ci i przepychu, jednak�e elegancki �wiat rad by� spotyka� si�
zim� w lo�ach poczciwej starej Akademii, wybitych wyblak�� purpur� i
z�otem. Konserwaty�ci lubili j� za to, �e jest ma�a i niewygodna, dzi�ki
czemu nie �ci�ga "nowych ludzi", kt�rych Nowy Jork zaczyna� si� l�ka�, cho�
w gruncie rzeczy ku nim lgn��. Sentymentali�ci przywi�zani byli do niej ze
wzgl�du na zwi�zki historyczne i muzyczne oraz �wietn� akustyk�, tak bardzo
problematyczn� w salach budowanych dla s�uchania muzyki.
By� to pierwszy wyst�p Madame Nilsson tej zimy, a tych, kt�rzy zebrali
si�, by jej pos�ucha�, codzienna prasa okre�li�a jako "wyj�tkowo �wietn�
publiczno��": przybyli �liskimi, za�nie�onymi ulicami w prywatnych
karetach, w rodzinnych przestronnych landach czy skromniejszych, lecz
bardziej dogodnych "karetach Browna". Przybycie do opery "karet� Browna"
uchodzi�o za r�wnie szykowne, jak przybycie w�asnym powozem, a odjazd tym
samym �rodkiem lokomocji mia� t� ogromn� zalet�, �e mo�na si� by�o
(wywo�uj�c przy okazji �artobliw� aluzj� do demokratycznych zasad) w�lizn��
do pierwszej z brzegu karety, miast wyczekiwa�, a� zaczerwieniony od d�inu
i zimna nos wo�nicy w�asnego pojazdu b�y�nie pod portykiem Akademii.
W�a�ciciele wypo�yczalni powoz�w, wiedzeni genialn� intuicj�, dokonali
odkrycia, �e Amerykanie szybciej uciekaj� od rozrywki, ni� do niej �piesz�.
W momencie gdy Newland Archer otworzy� drzwi lo�y klubowej, kurtyna
podnios�a si� ukazuj�c scen� ogrodow�. Nie by�o powodu, dla kt�rego m�ody
cz�owiek nie m�g�by przyj�� wcze�niej, jako �e jad� obiad o si�dmej tylko z
matk� i siostr�, a patem pali� sobie wolniutko cygaro w gotyckiej
bibliotece o oszklonych szafach na ksi��ki z czarnego orzecha i krzes�ach z
wysokimi oparciami. By� to jedyny pok�j w domu, w kt�rym pani Archer
pozwala�a pali�. Chodzi�o jednak g��wnie o to, �e Nowy Jork stanowi�
metropoli�, a Newland doskonale �wiadom by� tego, �e we wszystkich
metropoliach "rzecz� niew�a�ciw�" jest zjawia� si� wcze�niej w Operze; a
to, czy by�o co� "w�a�ciwe", czy nie, odgrywa�o r�wnie wa�n� rol� w Nowym
Jorku Archera Newlanda, jak niezbadana si�a totem�w, kt�re przed tysi�cami
lat kierowa�y losami jego praojc�w.
Drugi pow�d jego sp�nienia podytkowa�y wzgl�dy osobiste. Mitr�y� czas
nad cygarem, jako �e by� urodzonym dyletantem i bardziej wyrafinowane
zadowolenie dawa�o mu oczekiwanie przyjemno�ci ni� jej urzeczywistnienie.
Tym razem chodzi�o o przyjemno�� szczeg�lnie delikatnej natury, jak zreszt�
wi�kszo�� jego przyjemno�ci; a w tym przypadku chwila, kt�rej wyczekiwa�,
by�a tak rzadka i tak radosna... �e gdyby zsynchronizowa� swoje przybycie z
kierownikiem scenicznym primadonny, nie m�g�by si� zjawi� w Akademii w
bardziej znacz�cym momencie, jak w�a�nie kiedy �piewa�a: "Kocha... nie
kocha... kocha", g�osem brzmi�cym czysto jak poranna rosa, rozsypuj�c
p�atki stokrotek.
Oczywi�cie �piewa�a "M'ama", a nie "Kocha", odk�d niepodwa�alne i
niekwestionowane prawo muzycznego �wiata wymaga�o, �eby niemiecki tekst
francuskich oper, wykonywanych przez szwedzkich artyst�w, by� t�umaczony na
w�oski, a to dla lepszego zrozumienia przez m�wi�c� po angielsku
publiczno��. Newlandowi zdawa�o si� to r�wnie naturalne, jak wszystkie inne
utarte zwyczaje, na kt�rych opiera�o si� ca�e jego �ycie; podobnie jak
obowi�zek u�ywania do w�os�w dw�ch szczotek w srebrnej oprawie z jego
manogramem w b��kitnej emalii i pokazywania si� w towarzystwie z kwiatkiem
(najlepiej z gardeni�) w butonierce.
"M'ama... non m'ama..." - �piewa�a primadonna, a ko�cowe "m'ama"
wyrzuci�a z siebie z wybuchem triumfuj�cej mi�o�ci, i przycisn�wszy do ust
zmi�te stokrotki unios�a swe ogromne oczy ku chytremu obliczu ma�ego
ciemnego Fausta-Capoula, kt�ry w fioletowym, aksamitnym, przyciasnym
kubraczku i czapeczce koloru �liwki usi�owa� wygl�da� r�wnie zwyczajnie i
naturalnie, jak jego niewinna ofiara.
Archer Newland, opieraj�c si� o �cian� lo�y, odwr�ci� oczy od sceny i
bada� pilnie wzrokiem miejsca po drugiej stronie sali. Akurat vis a vis
mia�a swoj� lo�� starsza pani Mansonowa Mingott, kt�rej monstrualna wprost
oty�o�� nie pozwala�a ju� od dawna bywa� w Operze, ale kt�r� zawsze w
uroczyste wieczory reprezentowali m�odsi cz�onkowie rodziny. Dzisiejszego
wieczoru pierwszy rz�d w lo�y zajmowa�y: jej synowa, �ona Lovella, i c�rka,
pani Welland. Spoza tych przystrojonych w brokaty matron skromnie wychyla�a
si� m�odziutka dziewczyna w bieli, utkwiwszy pa�aj�cy wzrok w scenicznych
kochankach. Kiedy �piewane przez pani� Nilsson "M'ama" razbrzmiewa�o w
milcz�cej sali (podczas arii "Kwiatki, powiedzcie jej" zawsze cich�y
rozmowy w lo�ach), policzki dziewczyny okry�y si� rumie�cem, kt�ry
przesun�� si� ku brwiom, a� po pi�kne sploty w�os�w i sp�yn�� ku jej m�odym
piersiom, tam gdzie najmodniejsz� tiulow� chust� spina� kwiat gardenii.
Spu�ci�a wzrok na le��cy na jej kolanach wspania�y bukiet konwalii i
Newland spostrzeg�, jak koniuszkami palc�w w bia�ej r�kawiczce dotkn�a
delikatnie kwiat�w. Powstrzyma� westchnienie zaspokojonej m�skiej pr�no�ci
i wzrok jego zn�w powr�ci� ku scenie.
Nie �a�owano koszt�w na scenografi�, kt�ra zosta�a uznana za pi�kn� nawet
przez wytrawnych bywalc�w sal operowych Pary�a i Wiednia. Ca�e proscenium
a� po scen� by�o przybrane turkusow� materi�. Po�rodku, w symetrycznych
kopczykach, puszysty zielony mech przegradza�y ko�ki od krokieta, tworz�c
podszycie krzew�w uformowanych na kszta�t drzew pomara�czowych, lecz
przystrojonych wielkimi r�owymi i czerwonymi r�ami. Olbrzymie bratki,
znacznie wi�ksze od r� i przypominaj�ce kwieciste stu�y, jakie parafianki
haftuj� dla eleganckich duchownych, wy�ania�y si� z mchu pod r�anymi
krzewami; tu i �wdzie stokrotka zaszczepiona na ga��zce r�y rozkwita�a
bujnie jak jej przodkowie wyhodowani przez Luthera Burbanka.
Po�r�d tego zachwycaj�cego ogrodu sta�a Madame Nilsson w bia�ej
kaszmirowej szacie obramowanej b��kitnym at�asem, w siatce na w�osach
utkanej z niebieskich nici, a jej starannie zaplecione grube warkocze
sp�ywa�y na mu�linowy staniczek. Spu�ciwszy wzrok s�ucha�a nami�tnych
b�aga� Capoula i udawa�a szczery brak zrozumienia dla jego zamiar�w,
ilekro�, s�owem lub spojrzeniem, przekonywaj�co wskazywa� na okno parteru
zgrabnej willi wy�aniaj�cej si� po prawej stronie sceny.
Kochanek! - rozmy�la� Newland; jego spojrzenie pow�drowa�o zn�w ku
dziewczynie z konwaliami. - Ona nawet nie ma poj�cia, o co tu chodzi. -
Obserwowa� jej zafascynowan� m�od� twarzyczk� z dreszczykiem posiadacza, u
kt�rego duma z w�asnego m�skiego wtajemniczenia miesza�a si� z pe�nym czci
szacunkiem dla jej bezbrze�nej niewinno�ci.
B�dziemy czytali razem "Fausta" nad w�oskimi jeziorami - my�la�, niejasno
��cz�c scen� projektowanego miesi�ca miodowego z arcydzie�ami literatury,
jako �e przedstawienie tego planu narzeczonej stanowi�o jego m�ski
przywilej. W�a�nie owego popo�udnia May Welland da�a mu do zrozumienia, �e
jest "przychylna" (u�wi�cony w Nowym Jorku zwrot w dziewcz�cych
wyznaniach), i natychmiast w wyobra�ni zobaczy� j� u swego boku w jakiej�
scenie ze starej europejskiej czarownej sztuki, przeskakuj�c nad spraw�
pier�cionka zar�czynowego, narzecze�skiego poca�unku i marsza z
"Lohengrina".
Nie �yczy� sobie, by przysz�a pani Newlandowa by�a g�uptaskiem. Pragn��,
�eby (przy jego �wiat�ym wp�ywie) rozwija�a sw�j towarzyski takt i zalety,
umo�liwiaj�ce jej przestawanie z najpopularniejszymi m�atkami "m�odego
pokolenia", w�r�d kt�rych panowa� powszechny zwyczaj przyci�gania ho�d�w
m�czyzn, a jednocze�nie �artobliwego ich odrzucania. Gdyby tak si�gn�� do
g��bi swej pr�no�ci (co czasem zdarza�o mu si� robi�), znalaz�by tam
�yczenie, by �ona by�a tak obyta i tak skora do podobania si�, jak owa
zam�na dama, kt�rej uroki usidli�y jego wyobra�ni� na przeci�g dw�ch wolno
p�yn�cych fascynuj�cych lat. Oczywi�cie nie bior�c pod uwag� owej lekkiej
s�abo�ci, kt�ra omal nie przekre�li�a �ycia tej biedaczki i nie popsu�a
jego w�asnych plan�w na ca�� zim�.
Jak mog�o si� narodzi� to cudo z po��czenia ognia i lodu i osta� si� na
tym surowym �wiecie - nigdy nie po�wi�ci� czasu, by si� nad tym zastanowi�.
Jednak�e cieszy� si�, �e podtrzymuje taki pogl�d bez analizowania go,
poniewa� wiedzia�, �e tak samo uwa�aj� ci wszyscy starannie uczesani, w
�nie�nobia�ych kamizelkach z kwiatkami w butonierkach d�entelmeni, kt�rzy
jeden za drugim wchodzili do klubowej lo�y, wymieniali z nim przyjacielskie
pozdrowienia i zwracali swe krytyczne lornetki na kr�g pa�, stanowi�cych
wytw�r tego systemu. Newland uwa�a�, �e w sprawach intelektualnych i
artystycznych stoi niew�tpliwie o wiele wy�ej ni� te wybrane okazy
nowojorskiej �mietanki towarzyskiej; prawdopodobnie czyta� wi�cej,
rozmy�la� wi�cej, a nawet widzia� wi�cej �wiata ni� kt�rykolwiek spo�r�d
tych m�czyzn. Ka�dy z osobna przyznawa� si� do swojej ni�szo�ci, lecz w
gromadzie reprezentowali "Nowy Jork", i przez zwyk�� m�sk� solidarno��
akceptowa� ich doktryn� zwan� moralno�ci� we wszystkich jej przejawach.
Czu� instynktownie, �e w tym wzgl�dzie mog�oby by� k�opotliwe - a tak�e w
z�ym tonie - wyst�powanie z w�asnym zdaniem.
- Na honor! - wykrzykn�� Lawrence Lefferts odwracaj�c gwa�townie lornetk�
od sceny. Lawrence Lefferts by� najwy�szym autorytetem odno�nie "form" w
Nowym Jorku. Z pewno�ci� po�wi�ci� wi�cej czasu ni� ktokolwiek inny na
studiowanie tego intryguj�cego i fascynuj�cego zagadninia, ale same studia
nie mog�y stanowi� o jego ca�kowitej i wszechstronnej kompetencji w tej
dziedzinie. Wystarczy�o tylko spojrze� na niego, pocz�wszy od wydatnego
czo�a i zakr�conych pi�knie, bujnych w�s�w, a sko�czywszy na d�ugich,
w�skich stopach w lakierkach, kt�re uzupe�nia�y jego smuk�� i eleganck�
sylwetk�, by nabra� prze�wiadczenia, �e znajomo�� "form" musi by� wrodzona
u cz�owieka, kt�ry potrafi tak wytworny ubi�r nosi� z tak� niedba�o�ci� i
zachowywa� si� tak wynio�le z r�wnie ujmuj�c� gracj�. Kiedy� powiedzia� o
nim jeden z jego wielbicieli: "Je�li ktokolwiek m�g�by decydowa�, kiedy si�
nosi czarny krawat do wieczorowego ubrania, a kiedy nie, to tylko Lawry
Lefferts". A co do wy�szo�ci lakierk�w nad pantoflami z lakierowanej sk�ry,
zwanych "oxfordami", to jego autorytatywne zdanie nie podlega�o dyskusji.
- M�j Bo�e! - wykrzykn�� Lefferts i w milczeniu poda� swoj� lornetk�
staremu Sillertonowi Jacksonowi.
Newland, id�c za wzrokiem Leffertsa, spostrzeg� ze zdumieniem, i� okrzyk
ten spowodowa�o pojawienie si� w lo�y pana Mingott nowej osoby. By�a to
smuk�a kobieta, troch� ni�sza od May Welland; br�zowe g�ste pukle w�os�w
okalaj�ce jej skronie przytrzymywa� diadem. To przybranie g�owy, kt�re
przydawa�o jej podobie�stwa do cesarzowej J�zefiny, odcina�o si� wyra�nie
od granatowej welurowej sukni artystycznie �ci�gni�tej pod biustem sznurem
i spi�tej staro�wieck� brosz�. W�a�cicielka owego niezwyk�ego stroju, kt�ra
zdawa�a si� by� ca�kowicie nie�wiadoma zainteresowania, jakie budzi, przez
chwil� sta�a po�rodku lo�y dyskutuj�c z pani� Welland, czy powinna zaj��
miejsce tej ostatniej w pierwszym rz�dzie, w prawym rogu; wreszcie, z
lekkim u�miechem, usiad�a w jednym rz�dzie ze szwagierk� pani Welland,
pani� Lovellow� Mingott, kt�ra siedzia�a w drugim rogu lo�y.
Pan Sillerton poda� na powr�t lornetk� Leffertsowi. Ca�y klub odwr�ci�
si� instynktownie, czekaj�c, co starszy pan powie, jako �e stary pan
Jackson by� r�wnie wielkim autorytetem w sprawach rodzinnych, jak Lawrence
Lefferts w sprawach "form". Zna� wszystkie genealogie rodzinne w Nowym
Jorku i nie tylko potrafi� wy�wietla� tak skomplikowane zagadnienia, jak
powi�zania mi�dzy Mingottami (przez Thorley�w) z Dallasami z Po�udniowej
Karoliny i pokrewie�stwo starszej ga��zi Tharley�w filadelfijskich z
Chiversami z Albany (pod �adnym pozorem nie miesza� z Mansonem Chiversem
University Place), lecz potrafi� r�wnie� wyliczy� g��wne cechy ka�dej z
tych rodzin; tak na przyk�ad, legendarne sk�pstwo m�odszej ga��zi
Lefferts�w (tych z Long Island); czy fataln� sk�onno�� Rushworth�w do
produkcji tych g�upich zapa�ek; czy chorob� psychiczn� pojawiaj�c� si� w
ka�dym nast�pnym pokoleniu Chivers�w z Albany, z kt�rymi ich nowojorscy
kuzyni nie chcieli zawiera� ma��e�stw, poza nieszcz�snym wyj�tkiem biednej
Medory Manson, kt�ra jak wszystkim by�o wiadomo... ale przecie� jej matka
pochodzi�a z Rushwarth�w.
Poza tym g�szczem familijnych drzew pan Sillerton nasi� pomi�dzy swoimi
w�skimi zapadni�tymi skroniami, pod puszyst� strzech� srebrzystych w�os�w,
ca�y rejestr skandal�w i tajemnic, jakie tylko m�ci�y spokojne wody
nowojorskiego towarzystwa w ci�gu ostatnich pi��dziesi�ciu lat.
Rzeczywi�cie tak daleko si�ga�y jego wiadomo�ci i tak doskona�� mia�
pami��, �e uznawano go za jedynego cz�owieka, kt�ry m�g� powiedzie�, kim
naprawd� by� ten bankier Juliusz Beaufort i co si� sta�o z przystojnym
Bobem Spicerem, ojcem starej pani Mansonowej Mingott, kt�ry znikn�� w tak
tajemniczy spos�b (z du�� sum� pieni�dzy nale��cych do trustu) w niespe�na
rok po �lubie, tego samego dnia, kiedy pi�kna tancerka hiszpa�ska, �wi�c�ca
triumfy w starej Operze na Battery, odp�yn�a statkiem na Kub�. Jednak�e te
tajemnice, jak i wiele innych, by�y szczelnie zamkni�te w szufladkach
pami�ci pana Jacksona, bowiem �ywe poczucie honoru nie pozwala�o mu
powtarza� niczego, co by�o �ci�le prywatn� tajemnic�, a poza tym w pe�ni
zdawa� sobie spraw�, �e jego reputacja cz�owieka dyskretnego stwarza mu
mo�liwo�ci do wykrywania tego, co chcia� wiedzie�.
Z tej to przyczyny lo�a klubowa zastyg�a najwyra�niej w niepewno�ci, gdy
pan Sillerton Jackson oddawa� lornetk� Leffertsowi. Przez chwil� w
milczeniu spogl�da� na pe�n� atencji grup� zamglonymi niebieskimi oczyma,
os�oni�tymi przez starcze po�y�kowane powieki, po czym z namaszczeniem
musn�� w�sa i powiedzia� po prostu:
- Nie przypuszcza�em, �eby Mingattowie chcieli si� w to miesza�...
Ii
Podczas tego kr�tkiego epizodu Newland popad� w stan jakiego� dziwnego
zak�opotania.
By�o to irytuj�ce, �e akurat w tej lo�y, kt�ra skupia�a na sobie
niepodzieln� uwag� ca�ej p�ci brzydkiej Nowego Jorku, siedzia�a jego
narzeczona pomi�dzy swoj� matk� i ciotk�. Pocz�tkowo nie m�g� rozpozna�
damy w stroju z okresu Cesarstwa ani te� poj��, dlaczego jej obecno��
wywo�uje takie podniecenie. Lecz raptem przysz�o ol�nienie, a wraz z nim
przebieg� go nag�y dreszcz oburzenia. Doprawdy, kt� m�g�by przypuszcza�,
�e Mingattowie chcieliby si� w to miesza�!
A jednak chcieli. Bez w�tpienia. Ciche komentarze za jego plecami nie
pozostawia�y �adnych w�tpliwo�ci, i� owa m�oda kobieta jest kuzynk� May
Welland, kuzynk�, kt�r� zawsze nazywano w rodzinie "t� biedn� Ellen
Olensk�". Archer wiedzia�, �e powr�ci�a z Europy zaledwie przed dwoma
dniami; s�ysza� r�wnie� od panny Welland, �e odwiedzi�a (nawet ch�tnie)
biedn� Ellen, kt�ra zatrzyma�a si� u starej pani Mingott. Archer ca�kowicie
aprobowa� solidarno�� rodzinn�, a najbardziej godn� podziwu cech� Mingott�w
by�a zdecydowana obrona kilku czarnych owiec, kt�re wyda� ich nieskazitelny
r�d. Serce m�czyzny nie by�o ma�ostkowe ani pozbawione szlachetno�ci i
cieszy� si�, �e jego przysz�a �ona nie powoduje si� fa�szyw� pruderi�
okazuj�c uprzejmo�� (prywatnie) swej nieszcz�liwej kuzynce; jednak�e co
innego przyjmowa� hrabin� Olensk� w rodzinnym gronie, a co innego pokazywa�
j� publicznie, i to jeszcze w Operze, w jednej lo�y z m�od� dziewczyn�,
kt�rej zar�czyny z nim, Newlandem Archerem, mia�y by� og�oszone w
najbli�szych tygodniach! Nie, czu� to samo, co stary Sillerton Jackson -
uwa�a�, �e Mingottowie nie powinni si� w to miesza�.
Naturalnie wiedzia�, �e cokolwiek cz�owiek o�mieli�by si� powiedzie�
(poza granicami Pi�tej Alei) o starej pani Mansonowej Mingott, matriarchini
rodu, by�oby ryzykowne. Zawsze podziwia� t� wysok�, majestatyczn� starsz�
dam�, kt�ra, chocia� by�a tylko Katarzyn� Spicer ze Staten Island i jej
ojciec w tajemniczych okoliczno�ciach okry� si� nies�aw�, pozbawiona
zar�wno pieni�dzy, jak i odpowiedniej pozycji, by ludzie zdo�ali jej to
zapomnie�, skoligaci�a si� z g�ow� bogatszej linii rodu Mingott�w, wyda�a
swoje dwie c�rki za m�� za cudzoziemc�w (w�oskiego markiza i angielskiego
bankiera). Ukoronowaniem jednak jej odwagi sta�o si� wybudowanie obszernego
domu z jasnokremowego kamienia (wtedy gdy uznawano tylko piaskowiec,
podobnie jak noszenie fraka wy��cznie po po�udniu) w nieprzyst�pnym dzikim
zak�tku, niedaleko Central Park.
Zagraniczne c�rki starszej pani Mingott sta�y si� legend�. Nigdy nie
przyjecha�y, by odwiedzi� matk�, kt�ra, jak wiele os�b o czynnym umy�le i
silnej woli, b�d�c osob� oty�� i prowadz�c� osiad�y tryb �ycia,
filozoficznie pozostawa�a w domu. A dom koloru bitej �mietanki
(najprawdopodobniej wzorowany na prywatnych hotelach paryskiej
arystokracji) sta� tutaj jako widomy dow�d jej moralnej odwagi, ona za�
kr�lowa�a w nim w�r�d stylowych mebli sprzed Rewolucji i pami�tek z
Tuileries z okresu panowania Ludwika Napoleona (gdzie b�yszcza�a w swych
latach �rednich) tak spokojnie, jak gdyby nie by�o w tym nic szczeg�lnego,
�e mieszka�a na Trzydziestej Czwartej ulicy albo �e mia�a okna francuskie,
kt�re otwiera�y si� jak drzwi, a nie przez podnoszenie.
Wszyscy (w��cznie z panem Sillertanem Jacksonem) byli zgodni, �e stara
Katarzyna nigdy nie posiada�a urody - daru, kt�ry w oczach Nowego Jorku
usprawiedliwia� ka�dy sukces i wybacza� wiele s�abostek. Nie�yczliwi
powiadali, �e tak jak jej imienniczka, caryca, drog� do sukcesu zdoby�a
si�� woli i osch�o�ci� serca, a tak�e czym� w rodzaju wynios�ej
bezwzgl�dno�ci, kt�r� w pewnym stopniu usprawiedliwia�y obyczajno�� i
dostoje�stwo, jakie cechowa�y j� w �yciu prywatnym. Pan Manson Mingott
umar�, gdy mia�a zaledwie dwadzie�cia osiem lat, a pieni�dze "obwarowa�
zastrze�eniami" powodowany ostro�no�ci�, jakie zrodzi�a jego g��boka
nieufno�� wobec Spicer�w. Lecz �mia�a m�oda wdowa sz�a nieustraszenie swoj�
drog�, obracaj�c si� ze swobod� w obcym towarzystwie, wydaj�c c�rki za m��
w B�g wie jak zepsutych i modnych ko�ach, blisko przestawa�a z ksi���tami i
ambasadorami, utrzymywa�a familiarne stosunki z papistami, przyjmowa�a
�piewaczki operowe i by�a zaufan� przyjaci�k� Madame Taglioni; a przez
ca�y ten czas (jak to pierwszy obwie�ci� Sillertan Jackson) na jej
reputacji nie by�o nawet cienia i zawsze dodawa�, i� przynajmniej w tym
wzgl�dzie r�ni�a si� od tej wcze�niejszej Katarzyny.
Pani Mingott od dawna szcz�liwie uda�o si� odziedziczy� fortun� m�a i
od p� wieku �y�a w dostatku. Lecz wspomnienia o pocz�tkowych tarapatach
sprawi�y, �e sta�a si� nadmiernie oszcz�dna i dlatego, kiedy kupowa�a
sukni� czy jaki� mebel, dba�a zawsze, �eby to by�o najprzedniejszego
gatunku, i nie oddawa�a si� chwilowym przyjemno�ciom sto�u. Dlatego te�,
aczkolwiek ze skrajnie r�nych powod�w, jej jedzenie by�o r�wnie skromne
jak u pani Archer, a wina wiernie mu sekundowa�y. Kuzyni uznali, �e
niedostatek jej sto�u dyskredytuje dobre imi� Mingott�w, kt�re zawsze
��czy�o si� z wystawnym �yciem. Niemniej nie przestano zachodzi� do niej na
"gotowe dania" i kiepski szampan, a w odpowiedzi na protesty syna Lovella
(kt�ry usi�owa� ratowa� rodzinn� reputacj� zatrudniaj�c najlepszego |chef w
Nowym Jorku) zwykle odpowiada�a ze �miechem:
- Po c� zatrudnia� a� dw�ch dobrych kucharzy w jednej rodzinie, teraz
kiedy wyda�am za m�� dziewcz�ta i nie mog� jada� sos�w?
Newland, zatopiony w takich my�lach, raz jeszcze skierowa� spojrzenie na
lo�� Mingott�w. Spostrzeg�, �e pani Welland i jej bratowa s� zwr�cone w
stron� p�kola swoich krytyk�w z t� mingottowsk� |aplomb, kt�r� stara
Katarzyna wpaja�a w ca�e swoje plemi� i kt�rej tylko May Welland si�
sprzeniewierzy�a, lekko si� rumieni�c (mo�e dlatego, �e zdawa�a sobie
spraw�, �e on j� obserwuje) wobec powagi sytuacji. Przyczyna tego
zamieszania siedzia�a pe�na gracji w rogu lo�y, oczy mia�a utkwione w
scenie i ods�ania�a przy lekkim pochyleniu do przodu ramiona i piersi
odrobin� wi�cej, ni� Nowy Jork by� przyzwyczajony ogl�da�, w ka�dym razie u
dam, kt�re mia�y powody �yczy� sobie, by raczej ich nie zauwa�ano.
Dla Newlanda Archera jedn� z najokropniejszych rzeczy by� wyst�pek
przeciwko Dobremu Smakowi, temu dalekiemu b�stwu, kt�rego zwyczajnym i
widomym zast�pc� i przedstawicielem by�a Forma. Blada i powa�na twarz
Madame Olenskiej przemawia�a do jego wyobra�ni, wygl�da�a odpowiednio do
tej okazji i do jej nieszcz�liwej sytuacji, lecz to, �e suknia (bez
chusty) zsun�a si� z jej szczup�ych ramion, najwyra�niej go szokowa�o i
martwi�o. Trudno mu by�o pogodzi� si� z my�l�, �e May jest nara�ona na
wp�yw tej m�odej kobiety, kt�ra jest tak beztroska wobec wymog�w Dobrego
Smaku.
- Ostatecznie - us�ysza� kt�rego� z m�odych m�czyzn siedz�cych za nim
(ka�dy rozmawia� podczas sceny Mefistofelesa z Mart�) - ostatecznie, co si�
w�a�ciwie takiego zdarzy�o?
- No c�, porzuci�a go. Nikt nie usi�uje temu zaprzecza�.
- To podobno straszny brutal? - ci�gn�� dalej �w m�ody rozm�wca, szczery
i otwarty Thorley, kt�ry najwidoczniej przygotowywa� si� do wpisania na
list� obro�c�w dam.
- Straszliwy. Pozna�em go w Nicei - powiedzia� Lawrence Lefferts
autorytatywnie. - Na wp� sparali�owany siwow�osy cynik... raczej �adna
g�owa, lecz rozbiegane oczy. Powiem wam jedno, �e jak nie ma kobiety, to
kolekcjonuje porcelan�. Podobno p�aci ka�d� cen� za jedn� i za drug�.
Wszyscy wybuchn�li �miechem, po czym m�ody obro�ca zapyta�:
- No, a co potem?
- C�, potem ona zwi�za�a si� z jego sekretarzem.
- Ach tak! - obro�cy zrzed�a mina.
- Jednak�e to nie trwa�o d�ugo. W kilka miesi�cy p�niej us�ysza�em od
niej, �e mieszka samotnie w Wenecji. Wiadomo mi, �e Lovell Mingott
pojecha�, �eby j� zabra�. M�wi�, �e jest okropnie nieszcz�liwa. To w
porz�dku... ale takie paradowanie po Operze, to ca�kiem inna sprawa.
- Mo�e - zaryzykowa� m�ody Thorley - czuje si� zbyt nieszcz�liwa, �eby
pozostawa�a sama w domu?
Wypowied� powitano pozbawionym szacunku �miechem, m�odzieniec sp�on��
krwistym rumie�cem i usi�owa� przybra� wygl�d, jaki eleganccy ludzie
nazywaj� |double |entendre.
- W ka�dym razie to dziwne, �eby przyprowadza� pann� Welland - powiedzia�
kto� cicho, zerkaj�c na Archera.
- Och, to jeden z punkt�w kampanii. Bez w�tpienia rozkaz babki - za�mia�
si� Lefferts. - Kiedy stara dama co� robi, robi to sumiennie.
Akt si� ko�czy� i w lo�y zapanowa�o og�lne poruszenie. Nagle Newland
poczu�, �e musi zdecydowanie przyst�pi� do akcji. Zapragn�� by� pierwszym
m�czyzn� wchodz�cym do lo�y pani Mingott, og�osi� oczekuj�cemu �wiatu o
swoich zar�czynach z May Welland, zobaczy� j� mimo wszelkich niedogodno�ci,
w jakie mog�a j� wci�gn�� nienormalna sytuacja kuzynki; ten nag�y impuls
kaza� mu odrzuci� wszelkie skrupu�y i w�tpliwo�ci i pop�dzi� przez czerwone
korytarze na drugi koniec budynku.
Gdy wszed� do lo�y, oczy jego napotka�y wzrok panny Welland; dostrzeg�,
�e zrozumia�a jego pobudki, jakkolwiek godno�� rodziny, kt�r� oboje uwa�ali
za najcenniejsz� cnot�, nie pozwoli�a jej powiedzie� mu tego. Cz�onkowie
ich �wiata �yli w atmosferze niewyra�nych implikacji i efemerycznych
subtelno�ci, a fakt, �e on i ona rozumieli si� nawzajem bez s��w, zdaniem
m�odego cz�owieka przybli�a� ich bardziej ni� jakiekolwiek wyja�nienia. Jej
oczy m�wi�y: "Rozumiesz, czemu mama mnie przyprowadzi�a". A jego
odpowiada�y: "Za nic w �wiecie bym nie chcia�, �eby� zosta�a w domu".
- Znasz moj� siostrzenic�, hrabin� Olensk�? - spyta�a pani Welland, gdy
wymienia�a u�cisk d�oni ze swym przysz�ym zi�ciem. Archer sk�oni� si�, nie
wyci�gaj�c r�ki, zgodnie ze zwyczajem, gdy si� by�o przedstawianym damom.
Ellen Olenska r�wnie� z lekka skin�a g�ow�, z�o�ywszy d�onie w jasnych
r�kawiczkach na wachlarzu z orlich pi�r. Powitawszy pani� Lovellow�
Mingott, postawn� blondyn� w szeleszcz�cych at�asach, usiad� przy swej
narzeczonej i spyta� �ciszonym g�osem: - Mam nadziej�, �e powiedzia�a�
Madame Olenskiej o naszych zar�czynach? Chc�, �eby ka�dy to wiedzia�, i
pozw�l mi og�osi� je dzisiejszego wieczoru na balu.
Twarzyczka panny Welland por�owia�a niczym jutrzenka i dziewczyna
spojrza�a na niego rozpromienionym wzrokiem. - Je�li potrafisz nak�oni�
mam� - powiedzia�a. - Ale dlaczego by zmienia� to, co ju� zosta�o ustalone?
- Milcza�, lecz oczy jego wyra�a�y odpowied�, a ona m�wi�a w dalszym ci�gu
u�miechaj�c si� coraz �mielej: - Sam powiedz mojej kuzynce. Udzielam ci
pozwolenia. M�wi�a, �e bawi�a si� z tob�, gdy byli�cie jeszcze dzie�mi.
Odsun�a si� z krzes�em, by zrobi� mu przej�cie, a on szybko, troch�
ostentacyjnie, pragn�c, by ca�a sala mog�a to widzie�, usadowi� si� u boku
hrabiny Olenskiej.
- Kiedy� bawili�my si� razem, nieprawda�? - zagadn�a zwracaj�c ku niemu
powa�ne spojrzenie. - By� pan niezno�nym ch�opcem. A raz to poca�owa� mnie
pan za drzwiami. Ale ja kocha�am si� w pa�skim kuzynie, Vandie Newlandzie,
kt�ry nigdy na mnie nawet nie spojrza�. - Wzrok jej b��dzi� po lo�ach w
kszta�cie podkowy. - Jak�e mi to wszystko tutaj przypomina... widz� ich w
pumpach i d�ugich pantalonach - powiedzia�a z nieznacznym obcym akcentem, a
oczy jej zn�w spocz�y na jego twarzy.
Mia�y przyjemny wyraz i m�ody cz�owiek by� zaskoczony, �e mog�y w tak
gorsz�cy spos�b przedstawia� obraz dostojnego trybuna�u, wobec kt�rego, w
tym w�a�nie momencie, toczy�a si� jej sprawa. Nic nie mog�o by� bardziej w
z�ym gu�cie ni� impertynencja nie w por�. Odpowiedzia� wi�c troch� sztywno:
- Tak, bardzo d�ugo pani nie by�o.
- Och, ca�e wieki, a� tak d�ugo - powiedzia�a - �e wydaje mi si�, jakbym
umar�a i zosta�a pogrzebana, a to stare drogie miejsce jest niebem. -
Archer z niewiadomych powod�w uzna� to jako jeszcze bardziej pozbawiona -
szacunku spos�b przedstawiania nowojorskiego towarzystwa.
Iii
Odbywa�o si� to niezmiennie i zawsze tak samo.
Pani Juliuszowa Beaufort w wiecz�r swego dorocznego balu nigdy nie
omieszka�a zjawi� si� w Operze; rzeczywi�cie wydawa�a zawsze bal w ten
wiecz�r, aby zadokumentowa� swoj� ca�kowit� niezale�no�� od obowi�zk�w
domowych oraz to, �e posiada sztab s�u�by, kt�ra podczas jej nieobecno�ci
potrafi zorganizowa� ca�e przyj�cie z najdrobniejszymi szczeg�ami.
Dom Beaufort�w nale�a� do nielicznych w Nowym Jorku, kt�ry posiada� sal�
balow� (jeszcze wcze�niej nawet ni� pani Mansonowa Mingott i Headly
Chiversowie). Zaczynano w�a�nie uwa�a� za "prowincjonalizm" woskowanie
pod��g w salonie i usuwanie mebli na pi�tro, w zwi�zku z czym posiadanie
sali balowej, kt�ra by�a u�ywana w jednym tylko celu i przez trzysta
sze��dziesi�t cztery dni w roku by�a zamkni�ta na g�ucho, a poz�acane
krzes�a sk�adano w k�cie i �yrandole chowano w skrzyni, stanowi�o
niezaprzeczaln� wy�szo�� i zdawa�o si� rekompensowa� wszystko, co by�o
godne ubolewania w przesz�o�ci Beaufort�w.
Pani Archer, kt�ra z zapa�em przeistacza�a swoj� towarzysk� filozofi� na
maksymy, powiedzia�a kiedy�:
- Wszyscy mamy swoich ulubionych prostaczk�w...
- I chocia� powiedzenie by�o bardzo �mia�e, przyznawano mu w cicho�ci
s�uszno�� w wielu ekskluzywnych ko�ach. Ale Beaufortowie, �ci�le m�wi�c,
nie byli pro�ci; niekt�rzy powiadali, �e byli czym� gorszym. Pani Beaufort
rzeczywi�cie nale�a�a do jednej z najbardziej godnych szacunku rodzin w
Ameryce. By�a urocz� Regin� Dallas (z tych z Po�udniowej Karoliny),
pi�kno�ci� bez posagu przedstawion� nowojorskiemu towarzystwu przez jej
kuzynk�, nierozwa�n� Medor� Manson, kt�ra maj�c najlepsze ch�ci zawsze
pope�nia�a nietakty. Gdy by�o si� spokrewnionym z Mansonami i Rushworthami,
mia�o si� |droit |de |cite (jak to nazwa� pan Sillerton Jackson, kt�ry
bywa� w Tuileries) w nowojorskim towarzystwie; ale czy� nie straci�o si�
tego po�lubiaj�c Juliusza Beauforta?
Pytanie, kim by� Beaufort? Uchodzi� za Anglika, by� mi�y, przystojny,
opanowany, go�cinny i rozwa�ny. Przyby� do Ameryki zaopatrzony w listy
polecaj�ce od angielskiego zi�cia starej pani Mingott, bankiera, i szybko
ugruntowa� sobie pozycj� w �wiecie interes�w, jednak�e mia� rozwi�z�e
obyczaje, ostry j�zyk i tajemniczych przodk�w. Ale kiedy Medora oznajmi�a o
zar�czynach swojej kuzynki z Beaufortem, uznano to za jeszcze jeden
szale�czy czyn w d�ugim rejestrze nierozwa�nych poczyna� biednej Medory.
Lecz szale�stwo r�wnie cz�sto bywa usprawiedliwione jak m�dro�� i w dwa
lata po zam��p�j�ciu uznano dom m�odej pani Beaufort za najbardziej
wytworny dom w Nowym Jorku. Nikt dok�adnie nie wiedzia�, jaki cud to
sprawi�. By�a leniwa, bierna, kostyczna, nawet uchodzi�a za nudn�; jednak�e
ubrana jak modelka, obwieszona per�ami, stawa�a si� z ka�dym rokiem
m�odsza, coraz bardziej jasnow�osa i pi�kna, kr�lowa�a w m�owskim pa�acu z
ci�kiego, ciemnego kamienia i �ci�ga�a do� ca�y �wiat nie kiwn�wszy nawet
swym upier�cienionym paluszkiem. Wtajemniczeni powiadali, �e to Beaufort
sam musztrowa� s�u�b�, uczy� szefa kuchni, jak przyrz�dza� nowe potrawy,
m�wi� ogrodnikowi, jakie ma hodowa� kwiaty do przystrajania sto�u w jadalni
i salonach, selekcjonowa� go�ci, przyrz�dza� poobiedni poncz i dyktowa�
�onie kr�tkie li�ciki do jej przyjaci�. Je�eli nawet tak by�o, to te
domowe czynno�ci stanowi�y prywatn� domen�, a wobec �wiata ukazywa� si�
jako beztroski i go�cinny milioner wkraczaj�cy do swego w�asnego salonu z
min� zaproszonego go�cia i m�wi�:
- Czy� gloksynie mojej �ony nie s� cudowne? Zdaje si�, �e je dosta�a z
Kew Gardens.
Wszyscy byli zgodni, �e sekret pana Beauforta polega� na umiej�tno�ci
przechodzenia do porz�dku dziennego nad niekt�rymi sprawami. Mo�na by�o
sobie szepta�, �e "dopom�g�" mu w opuszczeniu Anglii mi�dzynarodowy bank, w
kt�rym by� zatrudniony. Zni�s� te pog�oski r�wnie �atwo, jak i ca�� reszt�
- chocia� sumiennie ameryka�skiego biznesu by�o nie mniej wra�liwe ni� jego
moralny wzorzec - przezwyci�y� wszystko, mia� ca�y Nowy Jork w swoich
salonach i od przesz�o dwudziestu lat ludzie m�wili "id� do Beaufort�w"
takim samym zdecydowanym tonem, jak wtedy, gdy szli do pani Mansonowej
Mingott, maj�c jeszcze t� pewno��, �e dostan� dzik� kaczk� na gor�co i
wyborne wina, zamiast letniego, nie maj�cego nawet roku Veuve Clicquot i
odgrzewanych filadelfijskich krokiet�w.
A wi�c pani Beaufort jak zwykle ukaza�a si� w swojej lo�y tu� przed ari�
z klejnotami, a kiedy i tym razem, jak zazwyczaj, podnios�a si� pod koniec
trzeciego aktu, narzuci�a etol� na swe pi�kne ramiona i wysz�a, Nowy Jork
wiedzia�, i� jest to sygna�, �e za p� godziny rozpocznie si� bal.
Taki dom, jaki mieli Beaufortowie, nowojorczycy z dum� pokazuj�
cudzoziemcom, zw�aszcza w wiecz�r dorocznego balu. Beaufortowie jako
nieliczni w Nowym Jorku posiadali w�asny czerwony dywan, kt�ry
rozpo�cierali na stopniach ich w�a�ni lokaje, pod ich w�asn� markiz�,
zamiast, wynajmowa� to wszystko wraz z krzes�ami do sali balowej i zamawia�
kolacj�. Zapocz�tkowali r�wnie� zwyczaj, by damy zdejmowa�y okrycia w
hallu, a nie sk�ada�y w sypialni gospodyni, i mog�y poprawi� fryzur� przy
pomocy rurek ogrzewanych na palniku gazowym. Beaufort dawa� do zrozumienia,
i� zak�ada, �e wszystkie przyjaci�ki jego �ony posiadaj� pokoj�wki, kt�re
dbaj� o to, by ich panie by�y |coiffees, kiedy wyje�d�aj� z domu.
Poza tym dom by� zaplanowany z takim rozmachem, �e do sali balowej,
zamiast przeciska� si� w�skim korytarzem (tak jak u Chivers�w), kroczy�o
si� uroczy�cie przez usytuowane w amfiladzie salony (koloru morskiej wody,
karmazynu i |bouton |d'or) widz�c ju� z daleka wieloramienne �yrandole,
kt�rych blask odbija� si� w l�ni�cych parkietach, a w g��bi oram�eri�,
gdzie kamelie i ogromne paprocie rozpo�ciera�y swe bogate listowie ponad
krzes�ami z czarno-z�otego bambusa.
Newland Archer, jak przysta�o m�odemu cz�owiekowi jego pozycji, przyby� z
niewielkim op�nieniem. Zostawi� okrycie lokajom w jedwabnych po�czochach
(po�czochy by�y jedn� z kilku �miesznostek Beaufort�w), zmitr�y� chwil� w
bibliotece obwieszonej kurdybanami, zastawionej meblami inkrustowanymi
mosi�dzem, szylkretem i z malachitu, gdzie gaw�dzi�o kilku pan�w,
nak�adaj�c r�kawiczki balowe, a� w ko�cu do��czy� do go�ci, kt�rych wita�a
pani Beaufort w progu karmazynowego salonu.
Archer by� najwyra�niej podenerwowany. Nie poszed� do swego klubu po
Operze (jak zwykli czyni� m�odzi eleganci), a �e wiecz�r by� pi�kny, uda�
si� na spacer Pi�t� Alej�, nim skierowa� swe kroki w stron� domu
Beaufort�w. Naprawd� obawia� si�, �e Mingottowie mog� posun�� si� troch� za
daleko; �e rzeczywi�cie babka ka�e im przyprowadzi� hrabin� Olensk� na bal.
Z tonu, w jakim rozmawiano w klubowej lo�y, poj��, jak powa�nym by�oby to
b��dem; i chocia� by� teraz bardziej ni� kiedykolwiek zdecydowany "wyja�ni�
spraw� do ko�ca", nie odczuwa� ju� takiej rycerskiej gotowo�ci, by broni�
kuzynki swej narzeczonej, jak przed kr�tk� z ni� rozmow� w Operze.
B��dz�c po salonie koloru |bouton |d'or (gdzie Beaufort mia� �mia�o��
powiesi� "Zwyci�sk� mi�o��", bardzo dyskusyjny akt kobiecy Bouguereau)
Archer natkn�� si� na pani� Welland i jej c�rk�, kt�re sta�y w pobli�u
drzwi sali balowej. Tam ju� pojedyncze pary �lizga�y si� po l�ni�cej
posadzce - �wiat�o woskowych �wiec pada�o na wiruj�ce tiulowe suknie, na
dziewcz�ce g��wki przystrojone w najmodniejsze kwiaty, na osza�amiaj�ce
egrety z pi�r lub drogich kamieni i kunsztowne |coiffures m�odych m�atek,
na b�yszcz�ce gorsy koszul i r�kawiczki ze sk�rki glace.
Panna Welland, kt�ra najwyra�niej zamierza�a przy��czy� si� do
ta�cz�cych, zatrzyma�a si� w progu z bukietem konwalii w r�ce (nie mia�a
�adnych innych kwiat�w); jej twarz by�a troch� blada, oczy p�on�y szczerym
podnieceniem. Wok� niej zebra�a si� ju� grupka m�odych m�czyzn i
dziewcz�t, �miano si� i �artowano, a stoj�ca troch� na uboczu pani Welland
u�miecha�a si� pe�na umiarkowanej aprobaty. Najwyra�niej panna Welland
oznajmi�a w�a�nie o swoich zar�czynach, podczas gdy jej matka emanowa�a
rodzicielsk� niech�ci�, jak najbardziej stosowna na tak� okoliczno��.
Archer przystan�� na chwil�. To przecie� na jego wyra�ne �yczenie dosz�o
do ich og�oszenia, a jednak nie tak by sobie �yczy�, �eby dowiadywano si� o
jego szcz�ciu. Og�aszanie zar�czyn w dusznej i gwarnej sali balowej, do
tego jeszcze tak zat�oczonej, by�o odarciem ich z pi�knych kwiat�w
intymno�ci, kt�ra winna towarzyszy� sprawom najbli�szym sercu. Jego rado��
by�a tak g��boka, �e to lekkie jej zm�cenie nie pozostawi�o nawet �ladu
niezadowolenia. Ale pragn��by, �eby w og�le nie by�a m�cona. Pe�n�
satysfakcj� znajdowa� w tym, �e May podziela�a jego uczucia. Jej oczy
spocz�y na nim b�agalnie i m�wi�y: "Pami�taj, tak post�pujemy, jak
trzeba".
�aden apel nie znalaz�by szybszej odpowiedzi w sercu Archera. Niemniej
pragn��, by ich dzia�anie wyp�ywa�o z jakich� wznio�lejszych pobudek, a nie
ze wzgl�du na biedn� Ellen Olensk�. Grupka zebrana wok� panny Welland
rozst�pi�a si� ze znacz�cymi u�miechami, robi�c mu przej�cie; przyj�wszy
gratulacje poprowadzi� narzeczon� na �rodek sali balowej i obj�� jej kibi�.
- A teraz ju� nie musimy rozmawia� - pozwiedzia� u�miechaj�c si� do jej
ufnych oczu, gdy p�yn�li na spokojnych "Falach Dunaju".
Nie odpowiedzia�a. Jej wargi dr�a�y w u�miechu lecz oczy pozosta�y
dalekie i powa�ne, jakby zapatrzone w jak�� nieuchwytn� wizj�.
- Najdro�sza - szepn�� Archer przytulaj�c j� mocniej. Wpojono w niego od
dzieci�stwa, �e pierwsze godziny narzecze�stwa, nawet sp�dzone na sali
balowej, maj� w sobie jak�� powag� i �wi�to��. Jakie� inne �ycie b�dzie
wi�d� przy boku tej niewinnej, promiennej i dobrej dziewczyny!
Po ta�cu para narzeczonych pow�drowa�a do oran�erii. Usiedli za wysok�
a�urow� �cian� paproci i kamelii, Newland przycisn�� do ust jej d�o� w
r�kawiczce.
- Widzisz, zrobi�am tak, jak prosi�e� - powiedzia�a:
- Och tak, nie mog�em si� doczeka� - odpar� z u�miechem. Po chwili doda�:
- Wola�bym tylko, �eby to nie by�o na balu.
- Tak, wiem. - Spojrza�a mu w oczy ze zrozumieniem. - Ale mimo
wszystko... nawet tu jeste�my wy��cznie sami, prawda?
- Och, najdro�sza... zawsze! - wykrzykn�� Archer.
Niew�tpliwie zawsze go b�dzie rozumie� i zawsze m�wi� to, co trzeba.
Odkrycie to przepe�ni�o kielich jego szcz�cia i powiedzia� weso�o:
- Pragn� ci� poca�owa�, a nie mog�, i to jest najgorsze.
M�wi�c to rozejrza� si� szybko po oran�erii, a upewniwszy si�, �e jest
chwilowo pusta, pochwyci� j� w ramiona i z�o�y� przelotny poca�unek na jej
ustach. Chc�c z�agodzi� zuchwalstwo, poprowadzi� j� ku bambusowej kanapce w
mniej odosobnionej cz�ci oran�erii i usiad�szy przy niej zrywa� konwalie z
jej bukiecika. Siedzia�a w milczeniu, a u st�p ich le�a� ca�y �wiat niczym
dolina pe�na s�o�ca.
- Czy powiedzia�e� mojej kuzynce Ellen? - spyta�a wreszcie, jakby
zbudzona z g��bokiego snu.
Ockn�� si� i przypomnia� sobie, �e nie zrobi� tego. Jaka�
nieprzezwyci�ona niech�� powstrzymywa�a go od m�wienia o tych sprawach z
t� dziwn� obc� kobiet�.
- Nie, nie mia�em sposobno�ci - uknu� k�amstwo na poczekaniu.
- Aha! - Wygl�da�a na zawiedzion�, lecz �agodnie sk�ania�a go, by przyj��
jej punkt widzenia. - Jednak�e musisz to zrobi�, poniewa� ja nie mog�. A
nie chcia�abym, �eby my�la�a...
- Oczywi�cie, �e nie. Ale czy nie ty w�a�nie powinna� to zrobi�?
Zastanowi�a si�.
- Tak, gdybym zrobi�a to w odpowiednim czasie. Ale teraz, kiedy nast�pi�a
pewna zw�oka, s�dz�, �e ty musisz jej wyt�umaczy�, �e na moj� pro�b� mia�e�
jej powiedzie� w Operze, jeszcze zanim og�osimy to wszystko oficjalnie.
Inaczej mo�e pomy�le�, �e zapomnia�am o niej. Widzisz, nale�y do rodziny, i
tak dawno jej nie by�o, �e sta�a si� troch�... dra�liwa.
Archer spojrza� na narzeczon� rozpromienionym wzrokiem.
- M�j drogi aniele! Oczywi�cie, �e jej powiem! - Popatrzy� z lekk� obaw�
w stron� zat�oczonej sali balowej. - Ale jeszcze jej nie udzia�em. Czy
przysz�a?
- Nie, w ostatniej chwili postanowi�a nie przychodzi�.
- W ostatniej chwili? - powt�rzy� zdumiony, �e - og�le mog�a bra� pod
uwag� tak� mo�liwo��.
- Tak. Ona wprost uwielbia taniec - m�oda dziewczyna odpar�a po prostu. -
Jednak�e dosz�a nagle do wniosku, �e jej suknia jest nie do�� wytworna na
bal, chocia� wszystkie uwa�a�y�my, �e jest prze�liczna. Wobec tego ciotka
musia�a j� zabra� do domu.
- Ach, tak - mrukn�� Archer oboj�tnie, lecz uszcz�liwiony. Nic go
bardziej nie radowa�o w narzeczonej, jak jej odwaga i zdecydowanie, by za
wszelk� cen� ignorowa� t� "nieprzyjemn� spraw�", w kt�r� oboje zostali
wci�gni�ci.
R�wnie dobrze jak ja - rozmy�la� - zna prawdziw� przyczyn� nieobecno�ci
swej kuzynki. Jednak�e nawet najmniejszym gestem nie dam jej nigdy odczu�,
i� wiem, �e na reputacji biednej Ellen Olenskiej rysuje si� skaza.
Iv
W ci�gu nast�pnego dnia sk�adano pierwsze narzecze�skie wizyty, jak by�o
w zwyczaju. W tych sprawach nowojorski rytua� by� dok�adny i niezmienny.
Zgodnie z nim Newland Archer pierwszy przyby� z matk� i siostr� na
zaproszenie pani Welland, potem on, pani Welland i May udali si� do
starszej pani Mansonowej Mingott, by otrzyma� b�ogos�awie�stwo czcigodnej
antenatki.
Wizyta u pani Mingott by�a dla m�odego cz�owieka zawsze zabawnym
wydarzeniem. Sam dom stanowi� ju� historyczny dokument, chocia� oczywi�cie
nie tak czcigodny, jak niekt�re stare rodzinne domostwa na University Place
czy na pocz�tku Pi�tej Alei. Tamte by�y autemtycznie z 1830 roku; z ponuro
zharmonizowanymi dywanami w girlanely stulistnych r�, z konsolami z
r�anego drzewa, �ukowato sklepionymi kominkami o gzymsach z czarnego
marmuru i szafami bibliotecznymi z mahoniu na wysoki po�ysk, tymczasem
starsza pani Mingott, kt�ra budowa�a sw�j dom p�niej, wyrzuci�a wszystkie
posagowe masywne meble i pomiesza�a frywolne wy�cie�ane mebelki z okresu Ii
Cesarstwa ze sched� po Mingottach. Mia�a zwyczaj siadywania w oknie salonu
na parterze, jak gdyby wyczekiwa�a spokojnie, co jej przyniesie �ycie i
moda nadci�gaj�ca z p�nocy ku jej samotnym drzwiom. Chyba jednak w tym
oczekiwaniu nie przejawia�a po�piechu, by�a bowiem r�wnie cierpliwa, co
ufna. Mia�a absolutn� pewno��, �e obecne p�oty, zwierzyna, parterowe bary,
drewniane altanki w zachwaszczonych ogrodach i ska�y, z kt�rych kozy
obserwuj� t� sceneri�, znikn� pod naporem rezydencji tak wspania�ych jak
jej dom - a mo�e (nale�a�a do kobiet bezstronnych) nawet wspanialszych; �e
kocie �by, po kt�rych tocz� si� stare rozklekotane omnibusy, zostan�
zast�pione g�adkim asfaltem, tak jak to ludzie powiadaj�, �e widzieli w
Pary�u. Tymczasem, jak ka�dy, tak i ona zabiega�a, by u niej bywano (mog�a
r�wnie �atwo jak Beaufortowie zape�nia� go��mi swoje pokoje, bez potrzeby
dodawania cho�by jednej pozycji do kolacyjnego menu), i wcale nie cierpia�a
z powodu swojego geograficznego odosobnienia.
Ogromny przybytek na wadze - kt�ry zacz�� post�powa� u niej w wieku
�rednim, a przywodzi� na my�l strumienie lawy zalewaj�cej skazane na
zag�ad� miasto - zmieni� j� z pulchnej, energicznej ma�ej kobietki o
kszta�tnych stopach i cienkich kostkach w co� tak ogromnego i dostojnego
jak stworzony przez natur� fenomen. Przyj�a ten zalew oty�o�ci r�wnie
filozoficznie jak wszystkie swoje dopusty �yciowe i teraz, w podesz�ym ju�
wieku, by�a nagrodzona ogl�daj�c w lustrze prawie pozbawian� zmarszczek
g�adk� powierzchni� j�drnego, r�owobia�ego cia�a, po�rodku kt�rego
przetrwa�y �lady ma�ej twarzyczki, jakby czekaj�cej odkopania przez
odkrywc�. Kilka kondygnacji g�adkich podbr�dk�w opada�o ku osza�amiaj�cym
g��biom wci�� jeszcze �nie�nobia�ego �ona otulonego biel� mu�lin�w spi�tych
brosz� z miniaturk� ostatniego pana Mingotta. A wok� i poni�ej wzbiera�y
fale za fal� czarnego jedwabiu na oparciach przestronnego fotela, na kt�rym
dwie malutkie bia�e d�onie unosi�y si� niczym mewy na grzbiecie wzburzonych
ba�wan�w.
Z powodu ci�aru cia�a pani Mingott od dawna ju� nie mog�a wchodzi� ani
schodzi� po schodach i z w�a�ciw� sobie niezale�no�ci� urz�dzi�a swoje
pokoje recepcyjne na pi�trze, a sama (z jaskrawym pogwa�ceniem wszystkich
nowojorskich zasad przyzwoito�ci) przenios�a si� na parter; tak wi�c, kiedy
si� usiad�o w jej saloniku, ukazywa� si� niespodziewanie (przez drzwi
zawsze otwarte i z odchylonymi ��tymi portierami z adamaszku) widok
sypialni z wielkim niskim �o�em przybranym podobnie jak kanapa i toaletka
frywolnymi koronkowymi falbankami i lustrem w z�oconych ramach.
Jej go�cie byli zdumieni i zafascynowani inno�ci� tego urz�dzenia, kt�re
przywodzi�o na my�l sceny z francuskich powie�ci, z architektonicznymi
szczeg�likami stanowi�cymi podniet� do takich frywolno�ci, o jakich
przeci�tnemu Amerykaninowi nawet si� nie �ni�o. Tak w�a�nie kobiety �y�y z
kochankami w dawnych niemoralnych sferach, w apartamentach, gdzie wszystkie
pokoje znajdowa�y si� na jednym pi�trze, i tak samo �yli ich nieprzyzwoici
krewni opisywani w ksi��kach. Bawi�o Newlanda (kt�ry w tajemnicy umie�ci� w
sypialni pani Mingott mi�osne sceny z "Monsieur de Carnors") ukazywanie jej
nieposzlakowanego �ycia w takiej scenerii cudzo��stwa. Lecz m�wi� sobie ze
szczerym podziwem, �e gdyby zechcia�a mie� kochanka, ta nieustraszona
kobieta nie zawaha�aby si� nawet przez chwil�.
Wszyscy odetchn�li z ulg�, �e podczas wizyty narzeczonych nie by�o
hrabiny Olenskiej w salonie jej babki. Pani Mingott wyja�ni�a, �e wysz�a.
Co, zwa�ywszy, �e by�a pi�kna s�oneczna pogoda i godzina odpowiednia na
robienie zakup�w, mo�na by�o uzna� za nietakt ze strony skompromitowanej
kobiety. Niemniej zaoszcz�dzi�o im to zak�opotania, jakie spowodowa�aby jej
obecno��, oraz tego, �e wspomnienie nieszcz�liwej przesz�o�ci hrabiny
mog�oby rzuci� cie� na ich promienn� przysz�o��. Wizyta przebiega�a wi�c
pomy�lnie, tak jak nale�a�o si� spodziewa�. Stara pani Mingott cieszy�a si�
z zar�czyn, kt�re, od dawna przewidywane przez czujnych krewnych, zosta�y
starannie rozpatrzone na radzie familijnej. Pier�cionek zar�czynowy, du�y
okaza�y szafir osadzony w delikatnych pazurkach, spotka� si� z jej
niek�amanym zachwytem.
- To nowoczesna oprawa. Naturalnie pi�knie uwypukla kamie�, ale wygl�da
troch� zbyt go�o dla moich starych oczu - powiedzia�a pani Welland rzucaj�c
swemu przysz�emu zi�ciowi pojednawcze spojrzenie.
- Starych oczu? Ufam, �e nie masz na my�li moich oczu, moja droga? Lubi�
wszelkie nowo�ci! - wykrzykne�a matriarchini rodu unosz�c kamie� do swych
ma�ych b�yszcz�cych oczu, kt�rych dotychczas nie oszpeci�y okulary. -
Bardzo udany - doda�a zwracaj�c klejnot - bardzo odpowiedni. Za moich
czas�w uwa�ano, �e wystarczy kamea otoczona pere�kami. Lecz czy� jest to
r�ka odpowiednia do noszenia pier�cionka, co, drogi panie? - pomacha�a sw�
drobna r�czk� o ma�ych ostrych paznokciach i zwa�ach starczego t�uszczu
okalaj�cych jej przegub niczym bransolety z ko�ci s�oniowej. - M�j by�
wykonany w Rzymie przez wielkiego Ferrigianiego. Powiniene� by� zrobi� tam
dla May. Niew�tpliwie by ci zrobi�, moje dziecko. Ona ma szerok� d�o�, to
skutek tych nowoczesnych sport�w, kt�re rozci�gaj� wi�zad�a, ale sk�r� ma
bia��. A kiedy odb�dzie si� wesele? - przerwa�a utkwiwszy oczy w twarzy
Archera.
- Och - mrukn�a pani Welland, a tymczasem m�ody cz�owiek, u�miechaj�c
si� do swej narzeczonej, odpowiedzia�:
- Tak szybko, jak tylko mo�liwe. A je�li jeszcze pani zechce mnie
poprze�, prosz� pani...
- Musimy im da� czas, �eby si� troch� lepiej poznali, mamo - wtr�ci�a
pani Welland ze zrozumia�ym uczuciem niech�ci, na kt�re babka
zareplikowa�a:
- Pozna�? Bzdury! W Nowym Jorku zawsze wszyscy znaj� si� nawzajem.
Pozw�l, moja droga, m�odemu cz�owiekowi postawi� na swoim, nie czekaj, a�
wino skwa�nieje. Niech si� pobior� przed wielkim postem. Mog� teraz zim�
dosta� zapalenia p�uc, a chc� wyda� weselne �niadanie!
Te nast�puj�ce po sobie deklaracje by�y przyjmowane z odpowiednimi
objawami zdziwienia, niedowierzania i wdzi�czno�ci. Wizyta up�ywa�a w
nastroju umiarkowanej weso�o�ci, gdy drzwi si� otworzy�y i wesz�a hrabina
Olenska, ubrana w kapturek i p�aszcz, a za ni� nieoczekiwanie ukaza� si�
Juliusz Beaufort.
W�r�d pa� nast�pi�y mi�e kuzynowskie pomruki powitalne, a pani Mingott
wyci�gn�a ku bankierowi model Ferrigianiego. - O, Beaufort, c� za
niezwyk�y zaszczyt! (Posiada�a dziwaczny cudzoziemski zwyczaj zwracania si�
do m�czyzn po nazwisku).
- K�aniam si�. Pragn��bym, �eby si� to mog�o zdarza� cz�ciej -
powiedzia� do�� swobodnie i nonszalancko. - Jestem ci�gle zaj�ty. Ale
spotka�em hrabin� Ellen na Madison Square i by�a tak uprzejma, �e pozwoli�a
mi sobie towarzyszy� a� do samego domu.
- Och, mam nadziej�, �e ten dom stanie si� weselszy teraz, kiedy jest
Ellen! - wykrzykn�a pani Mingott z godn� podziwu bezczelno�ci�. - Niech
pan siada, niech pan siada, Beaufort. Przysu� ten ��ty fotel. A teraz,
skoro ju� pana tu mam, chce pos�ucha� najnowszych ploteczek. S�ysza�am, �e
pa�ski bal by� wspania�y. Podobno zaprosi� pan pani� Struthers? C�, sama
jestem ciekawa i ch�tnie zobacz� t� kobiet�.
Zapomnia�a o swoich cz�onkach rodziny, kt�rzy wychodzili teraz do hallu
poprzedzani przez Ellen Olensk�. Stara pani Mingott zawsze darzy�a Juliusza
Beauforta wielkim podziwem, a w ich ch�odnym, dominuj�cym sposobie bycia i
omijaniu pewnych konwenans�w by� pewien rodzaj pokrewie�stwa. Teraz gor�co
pragn�a si� dowiedzie�, co te� sk�oni�o Beaufort�w do zaproszenia po raz
pierwszy pani Lemuelowej Struthers, wdowy po fabrykancie pasty do but�w,
kt�ra zesz�ego roku powr�ci�a z d�ugiego pobytu w Europie, by przyst�pi� do
obl�enia hermetycznej, ma�ej nowojorskiej fortecy.
- Oczywi�cie, je�li pan i Regina j� zapraszacie, to sprawa za�atwiona. No
c�, potrzebujemy �wie�ej krwi i nowych pieni�dzy... Podobno ci�gle jest
bardzo pon�tna - o�wiadczy�a krwio�ercza starsza pani.
Podczas gdy w hallu pani Welland i May nak�ada�y futra, Archer zauwa�y�,
�e hrabina Olenska spogl�da na niego z lekkim, pytaj�cym u�miechem w
oczach.
- Naturalnie ju� pani wie... o May i o mnie odezwa� si�, odpowiadaj�c na
jej przeci�g�e spojrzenie, za�enowany. - Zbeszta�a mnie za to, �e nie
przekaza�em pani tej wiadomo�ci owego wieczoru w Operze. Dosta�em rozkaz,
�ebym powiedzia� pani, �e jeste�my zar�czeni... ale nie zdo�a�em... w takim
t�umie...
U�miech sp�yn�� z oczu hrabiny Olenskiej na jej usta. Wygl�da�a m�odziej,
bardziej przypomina�a t� zuchwa��, ciemnow�os� Ellen Mingott z okresu jego
lat ch�opi�cych.
- Oczywi�cie, �e wiem. Bardzo si� ciesz�. Ale po pierwsze takich rzeczy
nie og�asza si� w t�umie... - Panie sta�y ju� w progu, wi�c wyci�gn�a do
niego r�k�.
- Do widzenia! Prosz� kt�rego� dnia mnie odwiedzi� - rzek�a nie
spuszczaj�c z Archera wzroku.
Jad�c powozem Pi�t� Alej� rozmawiali swobodnie o pani Mingott, o